
Terapia Gersona: spośród wszystkich ortomolekularnych protokołów leczniczych ten jest niezaprzeczalnie uważany za protokół będący absolutnym numerem jeden. Nie polega on jednak tym razem głównie na łykaniu suplementów (choć i one mają tutaj pewną swoją rolę, ale są tylko dodatkiem).
Ta terapia bardziej przypomina terapię dr Ruth Harell, czyli oparta jest przede wszystkim na superodżywianiu, a do tego dochodzi jeszcze superoczyszczanie. Wymaga to zatem więcej pracy i poświęcenia większej ilości uwagi swojemu ciału niż tylko łatwe sięgnięcie po pigułkę. Wymaga przyjęcia pewnej filozofii, która (jeśli szkody nie są już nieodwracalne) doskonale działa – ponieważ jest zgodna z prawami natury.
Mowa o terapii holistycznej opracowanej przez lekarza, doktora Maxa Gersona (1881-1959) w latach 30-tych ubiegłego wieku, znanej jako terapia Gersona. Powszechnie kojarzonej jako terapia antynowotworowa, choć w zasadzie nie ma choroby (nabytej, cywilizacyjnej), z którą nie potrafiłaby się uporać.
Wszystko zaczęło się od tego, że dr Gerson sam cierpiał na potworne migreny z którymi medycyna nie umiała sobie poradzić. On, lekarz, musiał leczyć się sam! I zrobił to – odkrył, że kiedy spożywa dietę składającą się tylko i wyłącznie ze świeżych warzyw i owoców, to objawy migreny ustępują.
To jednak nie tyle zasługa samej w sobie terapii jako takiej, a zaktywizowanych dzięki niej sił obronnych organizmu.
Na czym polegają założenia terapii Gersona? Ogólnie rzecz biorąc na skorzystaniu właśnie z owych samouzdrawiających sił ludzkiego organizmu, które każdy z nas posiada – otrzymał je od natury w prezencie przy narodzeniu.
To nie terapia “leczy”, tylko terapia pozwala ciału powrócić do równowagi siłami natury. Zamiast “walczyć” z chorobą atakując jej symptomy – staramy się poprzez usunięcie tego, co szkodliwe (rozmaite toksyny) i zastąpienie tym, co dla zdrowia potrzebne (substancje odżywcze) – przywrócić w ustroju homeostazę (równowagę) oraz nakierować nasz system odpornościowy, by sam wykonał robotę do której został stworzony, czyli rozprawił się z chorobą.
Wtedy symptomy znikają – powraca stan zdrowia. Proste, prawda?
Bardzo ważny jest tutaj zatem nie tylko nacisk na doskonałe odżywienie tkanek ogromną ilością substancji pokarmowych, ale i usuwanie zalegających w tkankach (czasem całymi latami) trucizn pobranych ze środowiska wraz z powietrzem, wodą i pożywieniem. Dlatego pośród wszystkich terapii o charakterze ortomolekularnym, terapia dra Gersona jest jedyna w swoim rodzaju jak również najbardziej skuteczna przy wszelkiego typu schorzeniach cywilizacyjnych. I to czasem bardziej niż tylko samo faszerowanie się megadawkami witamin podawanymi doustnie lub dożylnie.
Terapia Gersona to styl życia (oraz bycia i myślenia), a nie tylko doraźne podanie suplementu. Nie ma bowiem takiego suplementu na tej ziemi, który mógłby zastąpić żywy, świeży pokarm. Nawet najlepsza multiwitamina go nie zastąpi. Nie ma też terapii, która tak wspaniałe łączyłaby dwa bieguny: detoksykację i regenerację.
Dr Gerson był zdania, że przyczyną wszystkich nabytych chorób jest toksemia połączona z niedoborami. Większość terapii ortomolekularnych skupia się na tym drugim, podczas gdy dr Gerson zauważył, iż ten pierwszy czynnik jest równie ważny (jak nie ważniejszy!) niż ten drugi.
To tak jakbyś chciał pobudować dom na bagnach: możesz to zrobić, ale zamiast pięknej murowanej kamienicy możesz na takim terenie jedynie sklecić lekką, nędzną budkę z desek, ponadto niewykluczone, że za jakiś czas zacznie się to zapadać i tonąć. Dużo lepszym pomysłem jest oczyścić najpierw teren z nadmiaru wody poprzez drenaż, wzmocnić następnie teren nową dobrą ziemią i wtedy budować nowy, solidny dom.
Na tym właśnie polega terapia Gersona: budowanie solidnego zdrowia na odpowiednio oczyszczonym i wyposażonym w potrzebne surowce (dla ciała) i narzędzia (dla umysłu) terenie.
Całkowita zmiana pojęć, prawda? Nie “walczymy z chorobą”, tylko budujemy zdrowie. Gdy już je zbudujemy, to na chorobę nie będzie miejsca, bowiem obydwa zjawiska nie mogą istnieć równocześnie.
Jeśli ktoś ma ponadto kilka równocześnie występujących dolegliwości, to niech wie, że ciało dzięki tej terapii leczyć będzie siebie (ciebie) kompleksowo. Nie leczy ono pojedynczych rzeczy, ponieważ jest całością, jako całość działa i jako całość będzie powracać do równowagi zwanej zdrowiem.
Najdłużej żyjącą osobą poddaną terapii doktora Gersona jest jego córka, Charlotte Gerson, która w czasie drugiej wojny światowej mając 12 lat zachorowała na gruźlicę kości, co w tamtych czasach równało się wyrokowi śmierci. Jej ojciec wyleczył ją swoją metodą i dziś Charlotte w wieku 93 lat nadal żyje w dobrym zdrowiu i jasności umysłu, prowadząc Instytut Gersona, organizację pozarządową zajmującą się szerzeniem edukacji na temat terapii doktora Gersona.
Rozważając skuteczność danej terapii zawsze warto pamiętać jedno zdanie, ważniejsze niż nawet tysiące badań naukowych: po owocach ich poznacie.
Detoksykacja
Detoksykacja jest w terapii Gersona fundamentem i jednocześnie najbardziej kontrowersyjną częścią terapii, ponieważ polega na lewatywach robionych z użyciem wywaru z organicznej kawy. Dr Gerson wychodził z założenia, że kawa jest wspaniałą rośliną, ale ludzie ją przyjmują niewłaściwym końcem ciała 😉
Dostarczona w postaci lewatywy kawa wspomaga wątrobę w odtruwaniu: kofeina oraz diterpeny o nazwie kafestol i kafeol zawarte w kawie kilkusetkrotnie zwiększają aktywność wątrobowego enzymu detoksykacyjnego, S-transferazy glutationowej. Nie można osiągnąć tego samego efektu po prostu pijąc kawę, ponieważ w procesie trawienia substancja czynna zostaje rozłożona, przez co stymulacja wątroby może być możliwa tylko jeśli dostarczymy substancję… z tej drugiej strony, czyli “od południa”, a nie “od północy”.
Lewatywy z kawy były aż do roku 1970 wymienione jako procedura lecznicza w “Merck Manual” (podręcznik diagnostyki i terapii będący “biblią” dla lekarzy medycyny akademickiej), potem z niewyjaśnionych powodów stamtąd zniknęły. A szkoda, bo lewatywa jako taka była stosowana przez naszych przodków od niepamiętnych czasów.
Warto wiedzieć, że dostępna w sklepach kawa pita codziennie (a nawet parę razy dziennie) przez miliony ludzi jest przesiąknięta pestycydami: wielkie plantacje kawy pracujące na potrzeby międzynarodowych korporacji mają za zadanie wyprodukować jak najwięcej kawy przy jak najmniejszych kosztach i jak najmniejszych stratach spowodowanych ewentualną inwazją szkodników, stąd też konieczność stosowania silnej chemii przy uprawie.
Dlatego tak ważne jest, aby w terapii Gersona stosować do lewatyw wywar tylko z kawy uprawianej ekologicznie.
A tak na marginesie: internetowa telewizja pokazała ongiś jednego pana co namawiał gorąco na spożywanie produktów odzwierzęcych, które jak przekonywał są ponoć chemicznie bezpieczne (czyżby żywiec rzeźny był tuczony całkowicie ekologiczną, pozbawioną wszelkich toksyn środowiskowych paszą, bo nic o tym nie wiem? Kilogram takiego mięsa musiałby kosztować fortunę!), przestrzegając jednocześnie przed “warzywami pełnymi chemii”.
A może tak dla równowagi gadający panowie z telewizji powinni choć raz pogadać o codziennie pitej przez miliony ludzi kawie pełnej chemii? 😉
Co takiego długoterminowo robi z naszym ciała kawa jeśli ją pijemy każdego dnia i jak pić ją mądrze i z głową dowiesz się z mojego e-booka “Kawa: Instrukcja Obsługi”. Polecam, dowiecie się całkiem nowych faktów na temat produktów zawierających kofeinę!
Dlaczego lewatywy z kawy? Ponieważ dostarczona tą drogą otwiera przewody żółciowe, co pozwala wątrobie się oczyścić z zalegających toksyn. Na stan wątroby, jej oczyszczenie i regenerację dr Gerson zwracał szczególną uwagę. Wątroba jest tak niezmiernie ważna dla naszego zdrowia, że dobra Matka Natura zatroszczyła się o to, by była ona jedynym organem w naszym ciele, który jest w stanie sam się regenerować!
Jedyny narząd, który nawet w przypadku dużego wyniszczenia może odzyskać całkowitą sprawność to właśnie wątroba, którą sobie niszczymy takimi czynnikami jak zła dieta, leki, alkohol czy używki. Wątroba odgrywa też kluczową rolę w nowotworzeniu, ponieważ inicjuje kancerogenezę, a jednocześnie ją neutralizuje.
Detoksykacja jest zatem ważna przy wszystkich chorobach, ale szczególnie przy tych nowotworowych. Dostarczanie bowiem olbrzymich ilości składników odżywczych do organizmu powoduje uruchomienie procesów ozdrowieńczych, zaś szybki rozpad guza może zatruć z powrotem ustrój. Wątroba będąca w kiepskim stanie może nie nadążyć z usuwaniem toksycznych metabolitów powstałych po rozpadzie guza, stąd też lewatywy w tym wypadku są niezbędne, aby sprawniej i szybciej pozbyć się trucizn, odciążyć wątrobę i nie dopuścić do jakiegoś nieszczęścia (np. śpiączki wątrobowej).
Nie sposób mówić o terapii Gersona z pominięciem lewatyw jednym słowem.
Oprócz detoksykacji lewatywami w programie Gersona zwraca się baczną uwagę na niedostarczanie już więcej niepotrzebnych trucizn środowiskowych do organizmu. Należy wyrzucić z domu i zastąpić produktami naturalnymi wszystkie chemiczne kosmetyki i domową chemię, zaleca się też zrobić porządek w jamie ustnej i usunąć z niej metale (szczególnie plomby amalgamatowe zawierające związki rtęci).
Regeneracja
Z kolei regeneracja w terapii Gersona polega jak już wiemy na tzw. superodżywianiu, w szczególności na spożywaniu codziennie dużej ilości soków wyciskanych na świeżo z marchwi, jabłek oraz zielonych części roślin – nawet do 13 szklanek dziennie, czyli szklanka soku co godzina w poważnych przypadkach, co stanowi równowartość ok. 7, 5 kg surowca.
Gdybyśmy to chcieli zjeść żując, to byłoby to fizycznie niemożliwe. W soku jest jednak możliwe jak najbardziej i o to tutaj chodzi!
Czyli można powiedzieć naturalna suplementacja – bomba multiwitaminowa dostarczana w równych odstępach czasu w ciągu dnia. Ponieważ sok świeżo wyciśnięty np. z marchewki nie posiada hamującego wchałnianie substancji odżywczych błonnika – wszystkie substancje odżywcze trafiają w ciągu zaledwie kilkunastu minut do krwiobiegu, dostarczając zbawczych witamin, minerałów i enzymów.
Soków przy tym nie wlewa się do żołądka jednym haustem, lecz “przeżuwa”, dokładnie mieszając ze śliną.
Do tego dochodzą trzy normalne posiłki czyli śniadanie, obiad i kolacja (część posiłków jest na ciepło, a część na surowo) oparte wyłącznie na naturalnych (i do tego najlepiej ekologicznie uprawianych) owocach i warzywach, owsiance na śniadanie i dopuszczalnej kromce bezsolnego chleba żytniego na zakwasie (ale tylko wtedy gdy pacjent już zjadł swoje warzywa, a nie zamiast) – jedzenia jest tyle, aby nikt nie chodził głodny, ale nie wolno się przejadać.
Obróbka termiczna to duszenie (bez tłuszczu, w małej ilości wody i na jak najniższym ogniu), gotowanie na małym ogniu, pieczenie (bez tłuszczu) lub gotowanie na parze. Wszystkie produkty muszą być świeże (nie puszkowane, wędzone, marynowane, w proszku czy inaczej ludzką ręką konserwowane).
W kuchni można używać naczyń stalowych, ceramicznych, szklanych, natomiast nie używa się aluminiowych ani teflonowych.
Dowóz kaloryczny oraz dowóz protein jest w terapii Gersona nieco niższy niż normalnie zalecany. Ma to swoje uzasadnienie. To, co doktor Gerson odkrył empirycznie w latach 40-tych zostało również potwierdzone najnowszymi badaniami: profesor Luigi Fontana z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis opublikował trzy lata temu badania, które wskazują, iż redukcja spożycia kalorii i ograniczenie spożycia protein obniżają poziom insulinopodobnego czynnika wzrostu (IGF-1).
Substancja ta jest czynnikiem wysokiego ryzyka dla raka (m.in. prostaty, piersi, układu pokarmowego) jak również skraca życie. Dogadzanie sobie przez długie lata tłuszczem, mięsem, nabiałem i słodyczami ma taki właśnie efekt na organizm.
Piąty z siedmiu grzechów głównych. W wydaniu nowoczesnym częstokroć występujący dodatkowo w połączeniu z siódmym.
Niestety tak to wygląda – nasi przodkowie i bez badań naukowych wiedzieli o tym tysiące lat temu, a współcześnie badacze i lekarze również to potwierdzają: trzeba jeść by żyć, a nie żyć by jeść. Za złamanie tej zasady natura każe płacić słoną cenę. Nie od razu, ale po jakimś czasie.
Płyny
Wszyscy słyszymy codziennie “pijcie wodę, pijcie dużo wody”, prawda? Dr Gerson wolał podawać pacjentom “wodę do jedzenia” (w postaci warzyw i owoców), a nie do picia.
Czyli dużo świeżych owoców i jarzyn a także wyciskane z nich na świeżo soki. Do picia oprócz świeżo wyciskanych warzywnych soków stosuje się w terapii Gersona wcale nie wodę, a herbatki ziołowe (np. mięta, rumianek, lipa, pau d’arco, Essiac, kwiat pomarańczy itd.).
Pomiędzy sokami, zupą Hipokratesa, świeżymi owocami i herbatkami ziołowymi nie wiedzieć kiedy spożywamy i tak ok. 3-4 litrów płynów. Nie stosuje się kawy ani żadnego rodzaju herbaty jak również żadnego rodzaju alkoholu.
Jest jeszcze inny powód: pacjenci z chorobami przewlekłymi wytwarzają zazwyczaj zbyt mało soków trawiennych. Picie wody rozrzedza je jeszcze bardziej. Dr Gerson zauważył, że pacjenci pijąc wodę cierpieli na więcej wzdęć i gazów, zaś kiedy pili zamiast wody herbatkę z mięty pobudzającą procesy trawienne, to pomagała im ona pozbyć się gazów i innych zaburzeń jelitowo-żołądkowych.
Soki warzywne wyciskane są tuż przed spożyciem i podawane natychmiast, używa się do tego w Klinikach Gersona tradycyjnej, skonstruowanej kilkadziesiąt temu wyciskarki hydraulicznej Norwalk, która najpierw surowiec miażdży, a potem zgniatając go wyciska z przestrzeni międzykomórkowych soki.
W warunkach współczesnych można użyć wyciskarki (najlepiej bardzo wydajnej, dwuślimakowej), wolnoobrotowej, bez aluminium. Nie jest zalecane używanie sokowirówek, które działają na kompletnie innej zasadzie (tną surowiec zamiast go miażdżyć) i nie produkują w związku z tym soków posiadających własności lecznicze.
Soki z sokowirówki nadają się zatem jedynie do celów profilaktycznych.
Tłuszcze
Nie używa się ani żadnych produktów odzwierzęcych, ani soli, ani cukru (z wyjątkiem niewielkich ilości miodu i sucanatu czyli surowego cukru trzcinowego), ani tłuszczu – z wyjątkiem niewielkich ilości nierafinowanego i bardzo świeżego oleju lnianego tłoczonego z nasion ekologicznych.
W swojej długoletniej praktyce dr Gerson przekonał się, że olej lniany jest to jedyny tłuszcz, który nie “karmi raka”. Dodanie do diety pacjenta innych tłuszczów wiązało się zawsze ze wznową i nowymi ogniskami choroby. Olej lniany okazał się jedynym tłuszczem, który tego nie robił!
Wiedziała o tym również dr Johanna Budwig, niemiecka badaczka kilkukrotnie nominowana do Nagrody Nobla za swe odkrycia w badaniach nad tłuszczami, która pracowała swoją wersję leczniczej diety, tam również podobnie jak u Gersona jedynym źródłem tłuszczu jest właśnie świeżo tłoczony, nieoczyszczony olej lniany. Warto nasiona lnu nawet i w ramach profilaktyki na stałe włączyć do swojego menu!
A tak na marginesie: jeśli ktoś wam powie, że “rak się nie żywi tłuszczem” (najczęściej po to by usprawiedliwić swoją dietę opartą na tłuszczu, jajach, serach i mięsie), to wiedzcie, że mija się z prawdą: żywi się, i to jak się żywi! Wręcz koncertowo rak się żywi tłuszczem.
Dr Gerson dość długo szukał metodą prób i błędów takiego tłuszczu, który nie powoduje szkód (nawrotów). Nie okazał się nim żaden roślinny olej, ani masło czy inne źródło zwierzęcego tłuszczu (jaja, śmietana itd.), ani nawet oliwa, jakże poważana w krajach śródziemnomorskich.
Więc nie tylko cukier (ten rafinowany, nie ten naturalnie występujący w przyrodzie) stanowi problem w nowotworzeniu. Może nim być również tłuszcz – o ile nie będzie nim świeży olej lniany. Dr Gerson stosował u pacjentów 2 łyżki stołowe dziennie (jedna do obiadu, druga do kolacji), po czym zmniejszał ilość po czterech tygodniach kuracji do jednej łyżki stołowej dziennie.
Oczywiście tylko na zimno (nie wolno np. polać nim gorących pieczonych ziemniaków, należy poczekać aż ostygną do temperatury zdatnej do spożycia).
Potas i sód
Dr Gerson wychodził z założenia, że jednym z głównych winowajców naszych chorób jest zbyt wysoka konsumpcja sodu, przez co tkanki nasze jadą na debecie potasu (te dwa pierwiastki to jak wiadomo antagoniści).
Ludzie żywiący się na co dzień pokarmami odzwierzęcymi czy zbożowymi zjadają olbrzymie ilości sodu. Mięso bez soli jest mdlące i nie smakuje, jajko też nie, ani makaron czy gotowany ryż, a nie mówiąc o chlebie bez soli. Sporo soli jest też w żółtych serach, wędlinach, przekąskach i ogólnie wszystkich przemysłowo (a nawet domowo) przetworzonych produktach.
Tradycyjnie menu przeciętnego człowieka wygląda tak: na śniadanie jaja, wędlina albo ser, na obiad zupa na mięsie, na drugie znowu mięso albo makaron, na kolację znowu wędlina, ser, jaja, ryba albo mięso. Warzywa jako symboliczny dodatek (jak wynika ze statystyk tylko 30% dorosłych spożywa zalecane pięć porcji warzyw i owoców dziennie).
Do tego kupa pozbawionego jakichkolwiek wartości odżywczych innych produktów, np. cukru (słodyczy, lodów itd.), gazowanych napojów, słodzonych nabiałów czy “owocowych” pseudosoczków.
Jednym słowem dieta współczesnego człowieka to fura dodanego tłuszczu, soli i cukru (wszystkie trzy bardzo uzależniają nasze kubki smakowe), za mało potasu, a za dużo sodu.
Za dużo bezwartościowych kalorii nie posiadających w sobie wymaganych przez organizm do prawidłowego funkcjonowania substancji odżywczych.
Za dużo też białka, podczas gdy nasz organizm nie ma niewyczerpanych zasobów enzymów trawiących białka, to nie jest studnia bez dna, niestety!
Sodu dodanego w postaci soli nie stosuje się w diecie Gersona, albowiem warzywa już same w sobie mają wystarczającą ilość sodu. Natomiast intensywnie podaje się potas pod postacią ziemniaków (wraz ze skórką), pomidorów, świeżych, suszonych i duszonych owoców, zupy Hipokratesa itd.
Warzyw generalnie nie obiera się (np. do zupy), lecz dokładnie je szoruje. Tuż pod skórką jest bowiem najwięcej składników mineralnych.
Suplementy
W zależności od sytuacji stosuje się też w terapii Gersona suplementację. Najczęściej stosowanymi suplementami są: potas (mieszanka octanu, glukonianu i monofosoforanu potasu), jod (płyn Lugola), koenzym Q10, enzymy (żołądkowe, jelitowe i trzustkowe) w postaci preparatów Acidol, Wobe-Mugos i Megazyme Forte, niacyna (witamina B3), naturalny wyciąg z tarczycy, amigdalina, witamina B12 (i/lub wyciąg z surowej wątroby), olej rycynowy, czasami drożdże piwne.
Psychologiczne aspekty terapii Gersona
Jest takie powiedzenie: jak pacjent bardzo chce być zdrowy to i nowoczesna medycyna jest bezsilna 😉
Każdy powinien sam rozważyć we własnym sumieniu tę kwestię: jak bardzo chcę być zdrowy?
Należy zadać sobie przede wszystkim jedno bardzo ważne i podstawowe pytanie: co jestem w stanie zrobić dla siebie aby wyzdrowieć?
Jeśli odpowiedź brzmi: “wszystko!”, to znaczy, że możesz śmiało w to wchodzić – ta terapia jest dla Ciebie (rzecz jasna jeśli nie masz medycznych przeciwwskazań jak np. stany po przeszczepach narządów, bycie dializowanym, wykonana ileostomia itp.).
Zdrowie to coś więcej niż brak symptomów. Dolegliwości fizyczne stanowią zaś tylko jeden element problemów zdrowotnych. Negatywne emocje takie jak strach czy złość pogłębiają chorobę, a ciało staje się jeszcze bardziej zmęczone i wyniszczone. Bowiem każda myśl (czy to pozytywna czy też negatywna) produkowana przez nasz umysł powoduje całą kaskadę zdarzeń biochemicznych w naszym ustroju.
Ma to odbicie w naszej odporności: wzrasta ona gdy jesteśmy zdeterminowani i pełni pozytywnych uczuć, a słabnie gdy jesteśmy przygnębieni, zastraszeni i bezradni. Tak jak napisał Platon 2400 lat temu: nie można leczyć ciała, jeżeli nie leczy się duszy.
W książce napisanej przez Charlotte Gerson (o tym za chwilę) znaleźć można opis prostych technik pozwalających poprawić stan psychiczny pacjenta: regularne powtarzanie afirmacji (pamiętajmy, że ciało wierzy we wszystko to, co usłyszy od umysłu), proste techniki relaksacyjne i medytacyjne, wizualizacja itp.
Jak wiadomo nawet najzdrowsze pożywienie i najdroższe suplementy nie będą przynosić spodziewanych efektów jeśli nie będziemy przekonani o tym, że to co robimy jest słuszne. Na szczęście terapia Gersona w większości przypadków pozwala widzieć pewne pierwsze efekty stosunkowo szybko, co podnosi pacjentów na duchu i przekonuje ich o słuszności wybranej drogi, choć czasem znoszenie kolejnych kryzysów ozdrowieńczych bywa dla nich trudne i to nie tylko w aspekcie fizycznym.
W tym sensie terapia Gersona jest nieco podobna do postu Daniela dr Ewy Dąbrowskiej: wraz z mijającym czasem mogą się pojawić nie tylko oznaki oczyszczania fizycznego, ale i też psychicznego (zmienne nastroje, powracające stare wspomnienia, długo tłumione emocje itp.). Należy o tym wiedzieć i być na to przygotowanym.
Dostosowanie terapii do różnych potrzeb
Jako się rzekło terapia Gersona może znaleźć zastosowanie w najrozmaitszych stanach chorobowych. Dzieje się tak dlatego, że terapia polega na przywróceniu prawidłowej pracy układów (przede wszystkim odpornościowego, enzymatycznego i wewnątrzwydzielniczego) oraz narządów i na pobudzeniu naturalnych mechanizmów obronnych organizmu, w jakie każdy z nas jest wyposażony.
Gdy organizm jest czysty i dysponuje wystarczającą ilością substancji odżywczych – zaczynają dziać się prawdziwe cuda, oczywiście zakładając, że wcześniej nie doszło jeszcze do nieodwracalnych zniszczeń.
Terapia Gersona może być stosowana w postaci odpowiednio zmodyfikowanej w zależności od potrzeb i stanu chorego. Ilość soków, lewatyw i suplementów jest różna dla pacjentów nowotworowych i nienowotworowych. Dla nowotworowych protokół ulega ponadto modyfikacjom w zależności od tego czy już przeszli chemioterapię czy też nigdy nie byli jej poddawani.
Po zakończeniu terapii wprowadza się powoli niewielkie ilości naturalnego nabiału (biały jogurt, odtłuszczony twaróg robiony w domu z surowego mleka prosto od krowy, niewielkie ilości bardzo świeżego masła). Chcąc zachować zdrowie należy (podobnie jak w przypadku metody dr Dąbrowskiej) pozostać wiernym zasadom gersonowskim już do końca życia.
W jednym z wywiadów Howard Strauss, syn Charlotte Gerson pomagający jej w prowadzeniu instytutu wyraził się w ten sposób: można kogoś wyciągnąć z choroby raz i nawet nie zabiera to nam dużo czasu, jednak czasem ludzie są nieostrożni i powracają do starych nawyków, po czym wracają do nas po paru latach, więc wyciągamy ich z choroby drugi raz, co jest tym razem jednak znacznie cięższe i trwa znacznie dłużej, ale jakoś z trudem udaje nam się. Natomiast nigdy jeszcze nie udało nam się nikogo wyciągnąć z choroby po raz trzeci. Nie wiemy dlaczego tak się dzieje i jakie stoją za tym mechanizmy, ale tak właśnie jest.
Dlatego warto pamiętać, że jeśli chcesz wyjść z choroby i żyć długo i zdrowo (niektórzy pacjenci gersonowscy po wyzdrowieniu żyją dalej po kilkadziesiąt lat, choć według lekarzy mieli w ciągu tygodni lub miesięcy umrzeć) to nie wolno ci pogrywać w kulki z Matką Naturą – nie masz już powrotu do toksycznego stylu życia, który cię do choroby doprowadził.
Zasady gersonowskie należy stosować już na zawsze. Nie ze strachu przed chorobą, tylko z miłości do życia i samego siebie.
Oto problemy zdrowotne pokonane za pomocą terapii Gersona:
1. Trądzik
2. Uzależnienia
3. AIDS
4. Alergie (również skórne)
5. Anemia
6. Zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa
7. Artretyzm
8. Astma
9. Nowotwory (również czwarte stadium) i białaczki
10. Drożdżyca
11. Uczulenie na środki chemiczne
12. Zespół przewlekłego zmęczenia
13. Zaparcia
14. Choroba Leśniowskiego-Crohna
15. Zespół Cushinga
16. Depresja i ataki paniki
17. Cukrzyca
18. Rozedma płuc
19. Gruczolistość śródmaciczna
20. Epilepsja
21. Mięsak macicy
22. Fibromialgia
23. Opryszczka narządów płciowych
24. Hemoroidy
25. Zapalenie wątroby
26. Nadciśnienie tętnicze
27. Nadpobudliwość
28. Hipoglikemia / Hiperglikemia
29. Osłabiona odporność
30. Bezpłodność
31. Pasożyty jelitowe
32. Choroby nerek
33. Marskość wątroby
34. Borelioza
35. Toczeń rumieniowaty
36. Zwyrodnienie plamki żółtej
37. Migrena
38. Mononukleoza
39. Stwardnienie rozsiane
40. Otyłość
41. Histoplazmoza oczna
42. Zapalenie szpiku
43. Osteoporoza
44. Zapalenie żył
45. Zespół napięcia przedmiesiączkowego
46. Łuszczyca
47. Półpasiec
48. Udar
49. Gruźlica
50. Wrzodziejące zapalenie jelita grubego
W przypadku niektórych chorób (np. stwardnienie zanikowe boczne) dojście do zdrowia może zająć więcej czasu lub zakończyć się jedynie wyraźną poprawą zamiast powrotem do pełni zdrowia. Jest to kwestia indywidualna. Również pacjenci leczeni długi czas sterydami nie poddają się łatwo terapiom ortomolekularnym (w tym terapii Gersona), o czym wiedział już dr Klenner (patrz jego protokół na SM).
Osobom zainteresowanym polecam książkę bardzo kompleksowo i szczegółowo opisującą wszystkie aspekty terapii Gersona: “Cud terapii Gersona” autorzy Charlotte Gerson (córka pana doktora, która jest kontynuatorką jego dzieła) oraz dr Morton Walker. W książce znajdują się też przepisy kulinarne i wiele cennych porad zarówno dla chorych na raka jak i na inne przewlekłe i nieuleczalne środkami konwencjonalnej medycyny choroby.
– wersja drukowana książki: kliknij tutaj
– wersja elektroniczna (e-book): kliknij tutaj
Można stosować terapię Gersona w domu według instrukcji zawartej w książce. Można też zacząć terapię w Klinice Gersona (najbliższa znajduje się na Węgrzech), a potem kontynuować samemu w domu. Wyżej wspomniana książka będzie bardzo pomocna też i tym, którzy chcieliby wdrożyć zasady gersonowskiego stylu życia w celu profilaktycznym.
Pamiętaj, że zawsze masz wybór! 🙂
Podaj swój adres e-mail by otrzymywać ode mnie wartościowe informacje!
Pomocne linki:
1. Strona Instytutu Gersona: https://gerson.org/gerpress/
2. Witryna terapii Gersona po polsku: https://terapiagersona.com.pl/
3. Terapia Gersona w domu, blog ozdrowieńca, Grzegorza: https://leczenieraka.blogspot.com/2009/01/terapia-dr-gersona-w-warunkach-domowych.html
4. Film do obejrzenia (nr 7 na liście), “Cud terapii Gersona”: https://akademiawitalnosci.pl/filmy/
Lilka napisał(a):
Kilka lat temu Czesław Lang pojechał do Meksyku do Kliniki Gersona. Dzięki tej terapii pozbył się swoich dolegliwości. Dziś jest okazem zdrowia, weganem i wraz z żoną prowadzi gospodarstwo ekologiczne, w którym prowadzi edukację w zakresie zdrowego odżywiania.
Anna Maria napisał(a):
Czy trzeba stosować lewatywe jeżeli stosuje się terapie nie na raka i nie ma rozpadu guza..?
Marlena napisał(a):
Tak, lewatywy z kawy służą oczyszczeniu wątroby ze zgromadzonych śmieci. Jeśli ktoś ma jakąkolwiek nabytą chorobę cywilizacyjną (taką, z którą się nie urodził) to najczęściej zawsze okazuje się, że ma jednocześnie przeciążoną wątrobę, której zdolność do neutralizacji toksyn środowiskowych została upośledzona. Lewatywy z kawy obniżając ponadto ilość toksyn w surowicy krwi zmniejszają chroniczne obciążenie wszystkich naszych zdrowych komórek.
Osoby stosujące lewatywy z kawy często wprawiają w zakłopotanie laborantów badających im potem krew, bowiem tak czystej i zdrowej krwi u osób dorosłych oni nie widzą, jest to krew tak zdrowa jak u malutkich dzieci. Dlaczego tak się dzieje: płyn należy trzymać w jelitach 12-15 minut, podczas gdy niemal co 3 minuty cała nasza krew z ciała całego (ok. 6 litrów krwi) przechodzi przez wątrobę, zatem jest to tak jakby robić sobie “dializę krwi” przez ścianę jelita. Oto do czego służą lewatywy z kawy w programie Gersona.
Lukasz napisał(a):
Ja stosuję lewatywy od lat. Nigdy nie byłem bardziej zdrowy. Zrezygnowałem z mięsa i wszystkich produktów mlecznych. Nie trzeba być chorym żeby stosować lewatywy. Usuwają one toksyny i złogi śmieci nagromadzone przez lata. Naprawdę warto.
Anna Maria napisał(a):
Ale jednak wątroba jest w pełnej odległosci od jelit…ciągle nie rozumiem mechanizmu tej “dializy…”
Marlena napisał(a):
Anna Maria, czy nam się to podoba czy też nie, to wątroba jest częścią układu pokarmowego – https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C4%85troba – jeśli będzie filtrować krew pełną toksyn lipofilnych uwalnianych do krwiobiegu, to może dojść do jej uszkodzenia, w książce Charlotte Gerson dokładnie opisuje ten mechanizm. Jeśli kogoś temat ten bardzo ciekawi tak już bardziej szczegółowo, to zapraszam do lektury. Jeszcze raz podkreślę to co napisałam w artykule: nie sposób mówić o terapii Gersona z pominięciem lewatyw z kawy, są one integralną częścią protokołu i jej kamieniem węgielnym.
Współczesna medycyna zarzuciła lewatywę jako coś dobroczynnego dla organizmu, ponieważ umownie uznano, że wszystko co złe – wychodzi z nas wraz z moczem i stolcem, więc koncepcja autointoksykacji to bzdura (i zresztą po co nam staroświecka lewatywa, skoro mamy wszechmogące farmaceutyki, czyli łatwą do przełknięcia pigułkę na każdy rodzaj symptomu?). Zapomniano jedynie, że nasi przodkowie posługiwali się tym zabiegiem higienicznym od tysięcy lat przy niezliczonych dolegliwościach (bo pigułek niestety nie było).
Kate napisał(a):
A gdzie kupić ekologiczną kawę i jak ją stosować – zaparzyc?
Marlena napisał(a):
Wpisz w Google “kawa organiczna do terapii Gersona”. To jest kawa nie tylko organiczna ale też i bardzo słabo palona (a to dlatego, że podczas intensywnego prażenia kawy powstają wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, będące związkami szkodliwymi dla zdrowia).
Wojciech Majda napisał(a):
W oryginalnej terapii Maxa Gersona, jedną z codziennych szklanek soków stanowił “sok” z cielęcej lub sarniej wątroby.
Marlena napisał(a):
Tak, to były lata 30-te ubiegłego wieku i zwierzęta miały zdecydowanie mniej zatrute wątroby niż dzisiaj. Teraz mamy specjalnie oczyszczone suplementy (wyciągi).
Emka napisał(a):
Niestety dieta nie jest osiągalna dla każdego.Skąd mam wziąć ekologicznie uprawiane warzywa-ale tak czysto ekologicznie?Musialabym sama je uprawiać.Pracuję i jest to niemożliwe.Poza tym skąd wziąć zimą surowe świeże warzywa?W sensie ekologiczne,nie mrożone itp..No i ta kawa.Skąd mam mieć pewnosc ,że kawa jakiejś firmy internetowej jest prawdziwie naturalnie uprawiana i do gleby gdzie rośnie nie przedotały się pestycydy z innych upraw.Trochę to wszystko trąci utopią;)
Marlena napisał(a):
Emka, kto chce ten szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.
mam napisał(a):
Witam,
chciałabym zapytać:
– czy to prawda, ze lewatywa podobnie jak srodki przeczyszczające moze powodować rozleniwienie się pracy jelit? Co moze skutkować zatwardzeniami?
– czy można ją stosować w ciązy i karmienia piersią?
– czytałam kiedyś, ze można łatwo wpaśc w ‘nałóg’ lewatywy, człowiek czuje się jakby ‘brudny’ dopoki nie wykona lewatywy.
– gdzie kupić kawę organiczną? Kupuje się mieloną czy w ziarnach?
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Tutaj robi się lewatywy w konkretnym celu, a nie po to aby wpadać “w nałóg” czy “rozleniwiać jelita”, właśnie po to jest ustalona procedura postępowania przez dra Gersona. W miarę zdrowienia ilość lewatyw jest stopniowo zmniejszana. Na początku wychodzą z ludzi straszne brudy, ciężko jest utrzymać przepisowe 15 minut kawę w środku, potem z biegiem czasu jest już lżej – zanikają cuchnące wydzieliny, a i trzymanie kawy przychodzi łatwiej. Dodam, że nie jest wypłukiwana przy tym flora jelitowa, jednak należy wykonywać lewatywę gersonowską dokładnie zgodnie z zaleceniami pana doktora (znajdują się we wspomnianej książce). Kawy do terapii Gersona (organiczna, nisko palona) należy szukać w sklepach ze zdrową żywnością lub online wpisując w Google np. “organiczna kawa do terapii Gersona”.
BeataW napisał(a):
W październiku zeszłego roku przeszłam post Dąbrowskiej po którym dostałam łuszczycy. Leczyłam ją kilka miesięcy – witaminami, olejem z wiesiołka itp. Udało się, myślałam że to przypadek. Teraz w czerwcu zrobiłam sobie takie 10 dniowe oczyszczanie i znów pojawiła się łuszczyca i to ostrzejsza. Nic z tego nie rozumiem. Dodatkowo mam wysokie antyTPO – co sugeruje hashimoto. To już dwie choroby autoimmunologiczne. Zdrowo się odżywiam, pije soki, nie jem mięsa. Mam własny warzywno-owocowy ogródek a w nim całe bogactwo, które jem i pije. Marleno podpowiedz coś proszę, bo już nie wiem co się dzieje i dlaczego. Suplementuję wit.D3, wit.Bcomplex, niacynę, oeparol, multiwitaminę z NOW, magnez, cynk, selen-z orzechów brazylijskich.
Marlena napisał(a):
Możesz mieć jakąś nietolerancję pokarmową, że ciało wytwarza przeciwciała. Może zrób sobie test (typu Food Detective) – to może wiele rozjaśnić w temacie, bo ciało się samo z siebie nie buntuje, lecz jedynie w odpowiedzi na bodźce płynące ze środowiska. Daje Ci sygnał, że coś mu nie pasuje, musisz teraz dojść co to jest.
Mariola Lalewicz napisał(a):
Przepraszam że się wtrącę , ale czytając Toje problemy z łuszczycą, oraz to czym się suplementujesz, warto pamiętać ,że nie tyle jesteś tym co jesz, ale tym co wchłaniasz, myślę że warto obok testów na nietolerancję pokarmową , po prostu zakwasić sobie żołądek . Łuszczyca to choroba autoagresywna, która często powstaje na skutek niestrawionych białek w żołądku, problem powstaje kiedy te niedotrawione białka wracają do krwiobiegu i zaczyna się WOJNA. Odpowiednio zakwaszony żołądek, nie mylić z zakwaszonym organizmem, jest w stanie strawić dokładnie wszystkie białka ,zamieniając je na aminokwasy i w tak czasami w prosty sposób pozbywamy się łuszczycy.
Asia napisał(a):
Fajne to wszystko jak się czyta, ale dla przeciętnego człowieka pracującego poza domem 8 godz mającego rodzinę i obowiązki jest nieosiągalne robienie 13 soków dziennie i kilku lewatyw dziennie. To dla emerytów lub tych co wygrali w lotto. Szkoda, bo brzmi pięknie.
Marlena napisał(a):
Chcesz powiedzieć, że chory człowiek ma rodzinę, która nie będzie go wspierać w dążeniu do zdrowia? Pracodawcę, który nie uwzględni L-4 i będzie mu kazał chodzić do roboty choćby miał przychodzić na czworakach? Obowiązki, których nie wezmą na siebie inni w obliczu ciężkiej choroby bliskiego? Tak Ty to sobie wyobrażasz, Asiu? Ja powtórzę to co powiedziałam poprzedniczce: kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.
magda napisał(a):
Jestem poza domem 14 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu. jedynym usprawiedliwieniem nie bycia w pracy jest 3 dniowy pobyt w szpitalu, mimo to postanowilam cos zmienic w swoim zyciu, na poczatek przestalam jesc slodycze ktore kocham.
tomek napisał(a):
Czy to oby jest na pewno sprawdzona terapia ?
Marlena napisał(a):
Owszem, stosowana jest z powodzeniem przez ludzkość od ponad 80 lat. Wpisz w Google “testimonials gerson therapy”, są świadectwa pisane i filmowane. Zdaję sobie sprawę, że przeciętnemu człowiekowi trudno w “takie cuda” uwierzyć (bo przecież nic innego jak ponoć mięso całe życie “dawało siłę” i zdrowie, prawda?). A z polskiego podwórka: pani dr. n. med. Ewie Dąbrowskiej też nie chcieli wierzyć, że “marchewka leczy” (nawet to co uznawane za nieuleczalne) i też fotografowała i filmowała postępy swoich pacjentów. Dla niedowiarków, szczególnie swoich kolegów po fachu 🙂
Maciej napisał(a):
Droga Pani Marleno.
Akademia Witalności to wspaniałe miejsce, które całkowicie zmieniło mój pogląd na temat mojego zdrowia i dbania o swój cenny układ odpornościowy.
To budujące, że są ludzie, którzy poświęcają swój czas, żeby dzielić się tą wspaniałą wiedzą.
Mam zamiar w końcu zebrać się w sobie i wprowadzić terapie Gersona do swojego życia z racji tego, że cierpię od urodzenia na atopowe zapalenie skóry, które potrafi na prawdę dać człowiekowi popalić i sprawić, że wszystkiego się odechciewa.
Niestety na chwile obecną depresja i uzależnienia trochę utrudniają mi jazdę właściwym torem cały czas.
Lepszy świt jest wciąż przed nami.
Jeśli byłaby Pani tak miła i podała jakiś sposób przeprowadzenia lewatywy z kawy samemu w domu o ile to możliwe to będę wdzięczny.
Wszystkiego dobrego!
Marlena napisał(a):
Macieju, pod artykułem znajdziesz pomocne linki, w trzecim linku znajdziesz.
Jadwiga napisał(a):
Ja off-topic; czy można użyć ksyliotolu zamiast cukru w przetworach?
Dostalam tone czereśni i coś z tym musze zrobić… a cukru nie używamy…
Ponadto mąż umyślił sobie 2-dniową kuracje czereśniową bo podobno wspaniale oczyszcza i do tego czereśnie mają podobno dużo jodu,więcej niż ryby morskie tj. oczywiście jego opinia… A ja biegne z pytaniem czy rzeczywiscie tak jest i taka kuracja ma sens?
Marlena napisał(a):
Można, ja robiłam maliny napotne na zimę na ksylitolu.
Janusz napisał(a):
Witaj Marleno
Odnośnie soku z marchewki. Co jest powodem, ze po wypiciu więcej jak dwóch szklanek zaczynają się często wszelkie atrakcje żołądkowo-jelitowe? I to nie tylko u mnie. Skąd pewność, że marchew nie zatruwa organizmu? Nie wiemy w jakiej glebie rosła, co “piła” z tej gleby, na ile jest zanieczyszczona metalami, toksynami itp.
Wszystkie marchewki myje wg Twojego przepisu /kwasek – soda/.
12-13 szklanek soku z marchwi w takiej sytuacji nie ma szans powodzenia. Ostatnio nabyłem taką “ekologiczną”. Była gorzka, sok niezbyt ładnie pachniał – efekty picia więcej niż 1 szklanki fatalne. Piszę, bo jestem ciekaw Twojej opinii.
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ja nie mam sensacji po sokach. Faktem jest, że zgodnie z instrukcjami Gersona trzymam je długo w buzi. Co do marchewki to są różne odmiany i od tego może również zależeć smak oraz od tego czy jest młoda czy stara – jak przy każdym warzywie. Gdyby marchew miała własności trujące, to pacjenci na Gersonie szybko wyprawialiby się na tamten świat zamiast odwrotnie.
anak napisał(a):
Marchew zawiera puryny i picie dużej ilości soków dla osób wrażliwych (np. chorych na dnę moczanową), może powodować bóle 🙂 rzadko o tym można przeczytać, a ja przekonałam się, stosując terapię oczyszczającą wg Tombaka :/
Marlena napisał(a):
Nie, marchew jest akurat niskopurynowym pokarmem. Najczęściej ktoś, kogo dopadła dna, to miłośnik rozkoszy stołu (mięsko itd.), a nie soku z marchewki 😀
BeataW napisał(a):
Dzięki Marlena! Tak zrobię! Test FD już kupiłam w necie zanim odpowiedziałaś, czyli dobrze myślę – w końcu czytam AW od dawna ;-).
Potem myślę jeszcze ewentualnie o takim oczyszczaniu np.1 dzień w tygodniu na sokach czy tylko warzywach. Może to będzie też lepszym wyjściem dla mnie niż dłuższe oczyszczanie.
DOCIEKLIWY napisał(a):
Nie wiem ,czy używanie tylko oleju lnianego jest najlepszym wyjściem.
Nie chcę kwestionować tego, co potwierdza praktyka, ale podobno w błonach komórkowych komórek somatycznych jest prawie wyłącznie omega6. Podobnie z komórkami nabłonkowymi. Więcej omega 3 jest tylko w mózgu.Dlaczego więc mamy maksymalizować przewagę omega3 nad 6? Czy może również w przypadku komórek nabłonka(carcinoma) nawet minimalne zwiększenie omega3 zwiększa natlenienie? Jerzy Zięba widzi to jakby odmiennie a niewątpliwie jest erudytą.
Marlena napisał(a):
Żyjemy w czasach, w których poprzez odpowiednie wybieranie sobie badań “pod swoją tezę” jak wisienki (czyli zjawisko nazwane “cherry picking”) można w zasadzie udowodnić wszystko. Skoro jest erudytą to zapytaj go, z pewnością będzie znał odpowiedź na pytanie: dlaczego doktor Gerson (i niezależnie od tego Johanna Budwig) odkrył, że każdy rodzaj tłuszczu powoduje wznowę i/lub rozsiew raka lecz jedynie olej lniany tego nie czynił (a mówiąc w dużym uproszczeniu my codziennie “dostajemy raka” czyli część naszych komórek “wariuje” i nasz organizm zwalcza i usuwa te zwariowane komórki, a zaczynamy chorować wtedy, gdy zawiedzie system immunologiczny).
Z tego co kojarzę bardzo namawiał ten pan (i to publicznie) do spożywania… parówek (nie poznał widocznie badań o chorobotwórczej i obcej dla naszego ustroju molekule kwasu sialowego Neu5Gc występującej u niższych od człowieka ssaków, a znajdowanej u ludzi w ich zrakowaciałych komórkach, a więc MUSIAŁA się tam dostać Z ZEWNĄTRZ, wraz z pożywieniem w postaci mięsa ssaków niższych dysponujących Neu5G), oraz przekonywał do spożywania w ogóle dużej ilości tłuszczu oraz kładł nacisk na Omega-6. Bo przecież tłuszcz to najzdrowsza dla człowieka rzecz, najlepsze dla niego paliwo, a rak się nie żywi tłuszczem, tylko węglowodanami, prawda? (każdy zwolennik “diety optymalnej” Ci tak powie). No cóż… dużo zdrowia życzę. Tak się składa, że terapia Gersona stawia ludzi na nogi za pomocą tego, co nam natura pod nos podstawia, czyli węglowodanów głównie. Gdyby zaś tłuszcz był dla nas taki zdrowy, to by rósł na drzewie, jednak z małymi wyjątkami (kokos, awokado, orzechy) tak nie jest. Wystarczy uważnie obserwować naturę aby zakumać co chciał nam przekazać ten co ją dla nas stworzył. Bo poza kokosem czy awokado aby zdobyć tłuszcz należy zrobić coś, co mu się nie bardzo będzie podobało czyli ukraść (coś co nie jest de facto dla nas naturalnie przeznaczone, np. krowie zabrać przeznaczone dla cielaka mleko albo kurze podebrać jej przyszłe dziecko czyli jajo) lub… zabić, czyli odebrać życie innej żywej istocie aby z niej wydobyć ten tłuszcz co go sobie przez całe życie nazbierała w tkankach. Z tego co kojarzę piąte przykazanie składa się tylko z dwóch słów podobne jak siódme. Przyzwoitość oraz inteligencja wymaga aby wziąć pod uwagę również i takie “drobiazgi”, bo chyba tylko osioł nie jest w stanie przyswoić sobie raptem dwóch słów na krzyż. Uważnie “łącząc kropki” i mając oczy, uszy a także serca szeroko otwarte, możemy wyciągać własne wnioski (co wyjdzie nam bardziej na zdrowie niż słuchać mądrości panów z internetowej TV).
Maja napisał(a):
Pan Zięba nie jest praktykiem a swoją wiedzę posiadł tak jak Marlena czytając książki lekarzy praktyków, ale każdy ma swoje zdanie na temat tłuszczy, bo są na pewno potrzebne tylko czy pozyskiwane z tłuszczów roślinnych czy zwierzęcych to na to są badania. jedno jest pewne, że jeżeli jest choroba nowotworowa to “czerwonego” mięsa jeść nie wolno, a to mówi lekarz praktyk Leonard Coldwell, który ma ponad 92% wyleczenia z choroby nowotworowej metodami naturalnymi. Jest ponad 300 rodzajów ziół i specyfików,które leczą tylko na każdego może zadziałać co innego. Bill Clinton też jest od kilku lat na diecie dr Ornisha, która wyklucza tłuszcze zwierzęce i wszystkie zmiany choroby wieńcowej się u niego cofneły a był już po by-passach. Nie wspomnieć o naszej E. Dąbrowskiej, która też ma spore doświadczenie. We wszystkim musi być równowaga i w tłuszczach też. Stosunek kwasów omega 3 do omega 6, a jedno jest pewne, że w naszej diecie we wszystkim jest omega 6 a omega 3 nie ma wcale i stąd też biorą się choroby.
Marlena napisał(a):
Maja, przede wszystkim należy zacząć od profilaktyki: mięsa ssaków jeść nie warto profilaktycznie nawet, aby nam się ten obcy kwas sialowy nie wbudował w tkanki. Wszystko też jest kwestią częstotliwości jak sądzę, np. w książce “Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej” Dan Buettner opisywał dietę długowiecznych Okinawczyków z Japonii. Tradycyjnie na Nowy Rok jedzą wieprzowinę. Ale na miłość boską – robią to raz w roku, a nie 3 razy dziennie przez 365 dni w roku przez kilka dekad życia tak jak to się dzieje u nas w Polsce. W pozostałe dni roku ich dieta jest oparta na roślinności, szczególnie umiłowali bataty (jak wiadomo bogate są w beta-karoten), my mamy lokalne marchewki, ale kto u nas umiłował marchewkę? Tylko ci, którzy wdrożyli gersonowski lub nutritariański generalnie rzecz biorąc styl życia, pozostała część popełnia powolne samobójstwo wkładając do środka codziennie wieprzowinę “bo to taka polska tradycja”. Dlatego właśnie nie liczmy na “drugą Japonię” i to nie w sensie ekonomicznym, tylko zdrowotnym (mam na myśli Okinawę żyjącą według dawnych obyczajów dietetycznych, bo już młodzi okinawczycy żywią się bardziej “nowocześnie i na bogato” i chorują tak samo jak my czy amerykanie).
DOCIEKLIWY napisał(a):
Dziękuję Marleno za Twoją opinię.
Myślę podobnie jeśli chodzi o sceptyczne podejście do metod i działań niezgodnych z naturą. Ja towarzyszę żonie w diecie (dużo soków, warzyw owoców, kasza gryczana, jaglana, kiszonki, kwaśne mleko od rolnika, czy kozi ser z olejem lnianym oraz jajka na miękko i ryby. Do tego chleb gryczany na zakwasie i czasem masło od rolnika.) Stwierdzam jednak, że o ile żona zachowała wagę (straciła 4-5 kg i waży 50 to ja zjechałem z 80-85 do 67. Niestety musiałem włączyć drób. Pewnie spadek wagi świadczy o poprzednim stanie mojego przewodu pokarmowego.Muszę powiedzieć,że zmiana diety wyeliminowała u mnie silne spastyczne bóle brzucha po posiłkach, które miałem od dziecka (a to bardzo dawno).
Pzdr.
AnkaB napisał(a):
Dieta zony brzmi pysznie i zdrowo 🙂 a co do spadku wagi – dlaczego sklonilo Cie to do wlaczenia drobiu? Moze to Twoja naturalna waga a wczesniejsze 80-pare kilo to byl anormalny stan Twojego organizmu?
Wyznacznikiem zdrowej diety jest wg mnie bardziej dobre samopoczucie, lekkosc, witalnosc i energia niz sama waga. Bywa, ze optymalna waga jest komarowa 😉 ja np. jestem szczupla z natury, a na diecie jarskiej przytyc wyraznie moge tylko na makaronach – i to znaczy, ze mam je “wlaczyc” do diety, zeby wygladac grubiej?
Ktoś napisał(a):
Cześć. Czytam sobie od dawna ten i wiele innych blogów i bardzo chciałabym zmienić coś w swoim życiu. Ale mam jeden problem. Moi rodzice to lekarze i nawet nie chcą słyszeć o takich wybrykach. O ile różne diety właściwie są wstanie zaakceptować (pod warunkiem, że sama sobie jedzenie przygotuję), o tyle o naturalnych środkach czystości nawet nie chcą słyszeć. Okropnie czuję się z tym, że muszę świadomie zatruwać swoje ciało. No, swoje jeszcze mogę. Ale jak sobie pomyślę, że mój kot chodzi po zalanej chemią podłodze, a potem zlizuje sobie to wszystko z łapek… ech, aż mnie ciarki przechodzą. Może jakieś pomysły, jak ich przekonać? Podrzucałam im już różne książki, linki i tak dalej, ale nie pofatygowali się, żeby coś przeczytać. Jakieś rady może, jak ich przekonać? Pozostaje mi chyba czekać, aż będę mogła się wyprowadzić na studia.
Marlena napisał(a):
Ja bym po prostu sama zaczęła sprzątać. Soda, boraks, zwykłe mydło i ocet wystarczają aby mieć w domu czystość i dezynfekcję dwa w jednym. A jak już zobaczą, że można takim tanim kosztem efektywnie sprzątać, to sami przestaną kupować chemiczne środki czyszczące.
Maja napisał(a):
Marleno, ludzie świadomości nie mają, a mało tego choroby cywilizacyjne to jest rzecz normalna i oczywista. Masz racje sami kopią sobie grób i to na własne życzenie. Edukacji na temat jak żywienie ma wpływ na zdrowie nie będzie, bo kto kupowałby leki. Na wszystko jest tabletka, a jakość życia na tych tabletkach na stare lata to jest taka, że z 5 lat będziemy żyć w pampersie i “jajecznicą” w głowie,ale dożyjemy długiej starości 😉
Janka napisał(a):
Marleno napisz proszę jak robisz te maliny z ksylitolem ..
Marlena napisał(a):
Do gara z nimi, dodaję tam ksylitol i na maciupeńkim ogniu tak z godzinkę-dwie sobie pyrkają aż się rozciapią trochę i sok puszczą. Na drugi dzień jeszcze raz tak samo pozwalam im popyrkać godzinkę-dwie na maciupeńkim ogniu i wtedy gorące do wyparzonych słoiczków i odwrócić do góry dnem aby zassało. I tyle. Pokrywki też wyparzone mają być oczywiście. Trzymają się takie maliny wspaniale i smak mają zacny.
shock napisał(a):
Prawdą jest że współczesna medycyna akademicka schodzi coraz bardziej na psy. Ale nie może to być jednakże powód, żeby wpadać w drugą skrajność i promować z przekonaniem graniczącym z pewnością zupełnie niesprawdzone terapie alternatywne. Jedynym wiarygodnym sposobem określenia skuteczności terapii jest dobrze przeprowadzone badanie randomizowane z podwójnie ślepą próbą. Podkreślam „dobrze przeprowadzone”. Jedną ze słabości współczesnej nauki, nie tylko medycyny, jest bowiem tzw. „bad science”, która polega na nieprzestrzeganiu metodologii badań z różnych względów, także komercyjnych. Np. według badacza tego zjawiska w medycynie J. Ioannidisa aż 25% badań randomizowanych w naukach medycznych jest błędnie przeprowadzonych. Skoro możliwe jest popełnianie błędów i nadużyć w tak ściśle sprecyzowanych procedurach, to w żadnym razie nie można bezgranicznie wierzyć w twierdzenia lekarzy wynikające z ich osobistych doświadczeń, które nie spełniają żadnych wymogów nawet najprostszego badania naukowego. Typowym przykładem jest Gerson. Obecnie istnieją dwa ośrodki leczące metodą Gersona na świecie: jeden w Meksyku drugi na Węgrzech. Czy istnieją jakieś wiarygodne statystyki skuteczności leczenia nowotworów w tych klinikach? Nie istnieją. Gdyby bowiem istniały, to najprawdopodobniej okazałoby się, że skuteczność tej metody jest żadna.
Marlena napisał(a):
A niby dlaczego mamy uznawać za “jedynie wiarygodne” badania randomizowane z podwójnie ślepą próbą, przepraszam? Bo co, bo tak się między sobą umówiliśmy? Nie żartuj! Witamina C też nie ma tego typu badań robionych na poszczególnych grupach chorych (infekcje, alergie itd.) ale działa w praktyce i ludzie mają gdzieś badania, bo grunt, że działa i oni zdrowieją. W skuteczność witaminy C przy przeziębieniach wątpią jedynie ci, którzy nawet raz w życiu nie wyleczyli sobie nią kataru. Jak już raz wyleczą to zaczynają rozumieć brak odpowiednich badań.
Badania randomizowane z podwójnie ślepą próbą i użyciem placebo świetnie się ponadto sprawdzają jedynie przy ksenobiotykach. Tak można zatem testować skuteczność farmaceutyków, ale nie terapie polegające na odnowie biologicznej, gdzie mamy zbyt wiele zmiennych. Jak sobie wyobrażasz ponadto takie badania w stosunku do terapii Gersona, że jedna grupa dostaje prawdziwe soki i prawdziwe lewatywy, a druga udaje że dostaje? Lewatywa to nie pigułka z cukru, albo ją robisz albo nie. Jeśli chodzi o “niesprawdzone praktyki” to mamy taką samą sytuację jak z witaminą C – ludzie sprawdzają na sobie mając w nosie czy nauka raczyła poprawnie to sprawdzić czy nie. Po prostu działa i tyle. Witamina nie jest bowiem ksenobiotykiem i rządzi się innymi prawami. Skuteczność wynika z logiki i fizjologii.
Tak samo terapia Gersona nie jest toksyczną metodą ani opartą o ksenobiotyki, choć stanowi również “chemioterapię”, tyle że zamiast ksenobiotyku ustrój dostaje coś, czego mu brakowało, aby jego system odpornościowy robił to, co całe życie robił: usuwał komórki, które są przeznaczone do zagłady i usunięcia. W pewnym momencie przestał to robić i mamy guza. Tylko że ten guz nie jest chorobą, a jego “zabicie” nie zapewnia bynajmniej powrotu ustroju do homeostazy. Zdrowie jest czymś więcej niż brakiem symptomów. I tego między innym też Instytut Gersona uczy pacjentów: nie tylko jak się guza pozbyć, ale też jak żyć aby nie wrócił, czego medycyna konwencjonalna nie robi, bo zwykle podaje ksenobiotyk lub promieniowanie (obie rzeczy jak wiemy mogą być przyczyną raka) i puszcza do domu zalecając jeść to co się lubi (a co jeśli dla kogoś są to słodycze, mięso, nabiał, i oczywiście białe, pozbawione wartości odżywczych wyroby mączne, bo dieta ich musi być “lekkostrawna”?), więc ludzie wracają do domu robiąc dokładnie to samo, co ich do choroby doprowadziło. I absolutny zakaz przyjmowania witamin! A oczyszczanie to jakieś bzdury i nawet nikt o tym nie wspomina, bo przecież “wiadomo” (czyli tak się znowu umówiliśmy), że toksyny same się usuwają z siebie i już.
Co do wiarygodnych statystyk, to czy leczenie konwencjonalne je posiada? Polecam książkę “Rak nie jest chorobą” A. Moritza. Autor dokładnie opisuje jak się “robi” statystyki dzisiaj w medycynie. Mniej więcej tak jak badania naukowe. Tak jak mamy “bad science” tak i niestety mamy “bad statistics”. Więc sytuacja jest na dzisiaj taka, że są terapie mające odpowiednie badania, ale kiepsko skuteczne, a inne, które badań odpowiednich nie mają, ale za to dużo skuteczniej działające. I na wszelki wypadek dla tych drugich badań się nie będzie robiło, bo jeszcze by wyszło na jaw, jak mało skuteczne są te pierwsze, to kto by wtedy kupował ksenobiotyki? Instytut Gersona nie ma zresztą środków na takie badania, a żadna bogata korporacja farmaceutyczna swoimi milionami nie będzie wspierać konkurencji. Pozostaje logika: badań nie ma, ale zła dieta jeszcze nikomu w niczym nie pomogła i z niczego nikogo nie wyleczyła, więc lepiej wybrać dobrą. Toksyczny styl życia nikogo z niczego nie wyleczył więc rozsądniej wieść nietoksyczny. Rezultaty? Dzisiaj mamy internet, można sobie obejrzeć tutaj na przykład takiego filmowego testimoniala: https://www.youtube.com/watch?v=usvWlZ4-7Lo
Świadectw ozdrowieńców jest zresztą taka masa, i to z całego świata, że niemożliwością ludzką by było to wszystko specjalnie ukartować by oszukiwać kogokolwiek.
shock napisał(a):
A niby dlaczego mamy wierzyć w cudowne działanie witaminy C? Bo co, pani Basia i pan Kaziu twierdzą, że lepiej się po niej czują? A może dlatego, że piszą o tym w Internecie? A może dlatego, że jakiś lekarz twierdzi, że wyleczył nią “tysiące swoich pacjentów”. I dlaczego jej skuteczność ma wynikać „z logiki i fizjologii”. Przecież w naturze człowiek nie przyjmuje z pożywieniem kilkudziesięciu gramów witaminy C dziennie, jak czasem zalecacie, wytworzonej w dodatku sztucznie. Czy to aby nie spełnia szerokiej definicji ksenobiotyku? To nie są żadne dowody na skuteczność tej czy tamtej witaminy. Wyleczenie może być przypadkiem, efektem placebo, indywidualnym odczuciem niemającym nic wspólnego z rzeczywistym stanem zdrowia, samoistnym powrotem do zdrowia, który nota bene jest zjawiskiem naturalnym, nic nie wiemy o osobach, które się nie wyleczyły itd. Jeśli zachodzą przypadki wyleczenia witaminą, a nie twierdzę, że to jest niemożliwe, to jest to zaledwie przesłanka, teza jaką należy postawić projektując badanie. Rzetelnie przeprowadzone badanie, zwłaszcza na dużej próbie eliminuje przypadki i osobiste przekonania, dlatego jest jedynym sposobem stwierdzenia skuteczności leku lub całej terapii. Możliwe jest również do przeprowadzenia w przypadku terapii Gersona i innych alternatywnych metod. Takie badania przeprowadzano np. w odniesieniu do akupunktury, co było szczególnie trudne, bo należało symulować nakłucia igłami, które w dodatku pozostają w ciele pacjenta na czas zabiegu. Lewatywę również można robić z placebo:). Problemem nie jest to, że nie ma możliwości zrobienia badań, tylko to, że je się robi coraz częściej nierzetelnie, poczynając od fizyki, na naukach biologicznych kończąc. Nagminnie również nie publikuje się wyników badań, które nie potwierdziły postawionej tezy. Natomiast w terapiach alternatywnych odrzuca się w ogóle możliwość przeprowadzenia takich badań lub kwestionuje ich przydatność argumentując to często w sposób kuriozalny, czego ty jesteś żywym przykładem. Nadal nie dowiedziałem się, dlaczego kliniki Gersona nie ogłaszają swoich sukcesów w walce z rakiem, skoro jest to metoda tak wysoce skuteczna. Jest to przecież najprostszy i nic niekosztujący sposób dowiedzenia swoich racji. Nasuwa się naturalna odpowiedź; bo tych sukcesów po prostu nie ma!
Marlena napisał(a):
No i wydało się: wypowiadasz się na temat, o którym nie masz zielonego pojęcia. Zarówno w temacie witaminy C jak i w temacie Gersona. Uzdrowienie jako “przypadek” nie istnieje – wszystko ma zawsze swoją przyczynę.
Owszem, witamina C nie występuje w naturze w gramowych ilościach, ale są sytuacje, w których drastycznie spada jej poziom w ustroju i właśnie wtedy jest potrzebna w gramowych ilościach, aby układ odpornościowy mógł błyskawicznie poradzić sobie z sytuacją. Witamina C jest jedną z najmniej toksycznych substancji na tej planecie tak na marginesie. Ksenobiotyk (z gr. ksenos – obcy i bios – życie) to “obcy życiu” związek chemiczny występujący w organizmie, który ani go nie produkuje ani też nie przyjmuje z pożywieniem. Jeśli chcesz widzieć jakąkolwiek witaminę jako ksenobiotyk, to znaczy, że nie rozumiesz pojęcia ksenobiotyku. Ani w wersji szerokiej, ani wąskiej. 😉
Nie czytałeś też uważnie artykułu wraz z linkami: Instytut Gersona i owszem przedstawia na swojej witryniehistorie pacjentów (dużo więcej znajdziemy ich w książkach, poczynając od “A Cancer Therapy: Results of 50 Cases and the Cure of Advanced Cancer by Diet Therapy” Maxa Gersona, a na licznych książkach Charlotte Gerson kończąc), jak również istnieje coś takiego jak Recovered Patients Network, czyli sieć samopomocowa składająca się pacjentów wyleczonych, to są żywi ludzie, można z nimi się skontaktować i porozmawiać, znajdziesz też blogi ozdrowieńców prowadzone w różnych językach świata. Niektórzy stosowali terapię biologiczną jako główną i jedyną, a inni jako pomocniczą – uzupełniająco do terapii konwencjonalnych (bo kto powiedział, że są w każdym przypadku całkiem do niczego? Ale też nie róbmy z nich jedynie słusznej drogi opanowania sytuacji).
Wszystko co ktoś chciałby wiedzieć jest dostępne na witrynie Instytutu, w licznych książkach oraz filmach dokumentalnych. Pomocne linki podałam pod artykułem. Sam dr Max Gerson publikował też na PubMedzie, tutaj na przykład takie podsumowanie jego prac: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/751079 Nota bene dopiero teraz po latach medycyna wraca do zapomnianego paradygmatu (bo wiadomo, że to nic innego jak układ odpornościowy jest w stanie zwalczyć chorobę) i zajmuje się również mniej toksycznymi sposobami na pobudzanie tego układu (np. immunoterapią czy hipertermią), a na temat tego jak żywienie i poziom IGF-1 wpływa na powstawanie tej choroby mówi się już teraz oficjalnie https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15562834. Mimo tego jednak onkolodzy podkreślają szkodliwość jedynie palenia tytoniu, ale szkodliwości notorycznego spożywania olbrzymich ilości tłustego i słodkiego żarcia na razie nie kwapią się. Wręcz przeciwnie – każą “jeść to co się lubi” gdy ktoś ma raka, pomimo iż takie stanowisko (że jedzenie “tego co się lubi” może być choćby minimalnie pomocne w leczeniu raka) NIE wynika z ŻADNYCH badań naukowych. Tak się przy okazji składa, że niestety większość ludzi lądujących na onkologii “lubi” głównie słodycze, nabiał, białe bułeczki, mięso, napoje gazowane i rozmaite przekąski, a nie głównie świeże warzywa i owoce oraz wyciskane z nich na świeżo soki (nie mam na myśli dosładzanego badziewia w kartonikach). Gdybyśmy lubili głównie warzywa i owoce resztę traktując jako dodatek, to byśmy nie chorowali tyle na raka (a dlaczego, to mamy na ten temat również odpowiednie badania). I koło się zamyka, bo ludzie wracając ze szpitala do domu “jedzą to co lubią” bo tak im kazał lekarz, czyli… jedzą to co zwykle. To co całe życie lubili i jedli. Jak tu się dziwić, że sukcesem jest w tym wypadku mówić o zaledwie pięcioletnim przeżyciu? Nie sposób robić cały czas tego samego oczekując innych rezultatów, jak przytomnie stwierdził ongiś Albert Einstein.
Nadal nie dowiedziałam się jak udawać terapię Gersona, jakieś pomysły na sztuczny sok z marchwi, jabłek lub zielonych części roślin? Na podrobione wegańskie posiłki skomponowane ze świeżych organicznych produktów? Podróbkę zupy Hipokratesa, zielonej sałaty, ziemniaków, płatków owsianych? Bo z lewatywą widzę sobie poradziłeś 😉 To świetnie, bardzo się cieszę. Teraz pozostaje nam tylko czekać na doniesienia naukowców, że w końcu udało im się wziąć tyle to a tyle tego, oraz tyle i tyle tamtego i sklecić z tych substancji sztuczną, dajmy na to, truskawkę.
Na koniec chciałabym podkreślić, że nie jest moim zamiarem przekonywanie Cię do terapii ortomolekularnych, dietetycznych czy polegających w ogóle na odnowie biologicznej. Jak mówił Andrew Saul – to jest wolny kraj, zawsze masz prawo być chorym 😉 Jednak zanim się weźmie udział w dyskusji warto najpierw dobrze zapoznać się z danym tematem – porządnie, dogłębnie i z otwartym umysłem (czyli zarówno teoretycznie oraz jako osobiste doświadczanie, bo w końcu świeże warzywa i owoce jeszcze nikogo nie zabiły, a jak wynika ze statystyk jest wręcz odwrotnie: to ich niedobór w diecie zwiększa prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci).
Dziękuję za pozostawienie komentarza i pozdrawiam Cię serdecznie życząc przewlekłego zdrowia.
shock napisał(a):
No, aż tak źle to nie jest, coś tam wiem:). Mimo to dziękuję za wykład, który jednakże nie do końca jest na temat. Można bardzo łatwo przeprowadzić badanie na skuteczność metody Gersona, według najlepszych znanych metodologii, podobnie jak przeprowadzono znacznie trudniejsze badanie akupunktury, o którym pisałem wyżej. Nie trzeba niczego podrabiać, choć jest to dziś jak najbardziej możliwe. Wystarczyłoby jednym pacjentom podawać produkty ekologiczne, jak tego wymaga terapia, a innym normalne, takie jak wszyscy jemy. Jest to niezwykle proste i tanie badanie, a go się nie przeprowadza. Dlaczego? Po drugie ani sieci samopomocowe, ani historie pacjentów nie są wiarygodnymi danymi o rezultatach terapii. Podtrzymuję więc swój zarzut, że kliniki Gersona nie publikują statystyk o wynikach terapii. Mało tego, zasłaniają się jakimiś mglistymi teoriami o misji, jaką jest w zasadzie nauka dobrego odżywiania, a nie klasyczne leczenie. Moim zdaniem robią to właśnie po to, żeby „rozmydlić” odpowiedzialność za kiepskie wyniki. Na koniec jeszcze jedna uwaga a propos diety. Na świecie żyło (i częściowo jeszcze żyje) wiele różnych grup ludności odżywiających się bardzo różnie i niechorujących przy tym na żadne choroby, które dziś nazywamy cywilizacyjnymi. Byli wśród nich sami jarosze, ale również społeczności odżywiające się praktycznie samym mięsem i tłuszczem. Nie ma więc diety idealnej dla wszystkich, a polegającej na jedzeniu tylko warzyw i owoców. Co więcej, istnieje coraz więcej dowodów na to, że kiepskie parametry zdrowotne współczesnych społeczności wynikają z nadmiaru węglowodanów w diecie, a tłuszcze zwierzęce nie mają niekorzystnego wpływu na zdrowie. Piszą o tym zarówno zwolennicy alternatywnych metod leczenia, jak i coraz częściej przedstawiciele medycyny akademickiej.
Marlena napisał(a):
“Coś tam” to za mało aby prowadzić merytoryczną dyskusję. Twoje pomysły wskazują na brak nie tylko wiedzy ale i doświadczenia życiowego. Podawanie produktów konwencjonalnych nie jest dobrym pomysłem i może nie załatwić sprawy – ja sama jestem tego żyjącym przykładem, bowiem odzyskałam zdrowie korzystając na początku mojej drogi do zdrowia po prostu z dostępnych w pobliskim warzywniaku warzyw, bo do tych eko nie miałam wtedy dostępu. Twój zarzut o braku efektywności oparty jest na poszukiwaniu jakichś niezbitych dowodów na to, że zmiana stylu życia czy dieta bogata w warzywa i owoce chroni nas przed chorobami a nawet mogą je leczyć, podczas gdy wystarczy otworzyć PubMed i wyszukać odpowiednie źródła, polecam szczególnie prace dra Deana Ornisha, który udowodnił to naukowo: odpowiednia dieta wraz ze zmianami stylu życia i nauką panowania nad stresem potrafią czynić cuda: odwracać “nieuleczalne” choroby serca i układu krążenia, nowotwory, cukrzycę typu drugiego i inne choroby cywilizacyjne. I to bez użycia leków – jedynie dietą i zmianą stylu życia, bycia i myślenia. Strona pana doktora jest tutaj, polecam uważną jej lekturę: https://ornishspectrum.com/
Instytut Gersona nie wykonał badań, bo na nie potrzeba po prostu pieniędzy, natomiast Ornish te pieniądze miał i badania zrobił i udowodnił, że owszem można całkowicie naturalnie i bez użycia leków przywrócić ustrojowi homeostazę i przez to cofać groźne cywilizacyjne choroby. Na tyle skutecznie i rzetelnie te swoje badania zrobił, że jego metoda od stycznia 2015 roku została uznana oficjalnie przez amerykański rząd i obecnie można ją stosować na koszt państwa, tzn. ichniejszy NFZ pokrywa koszty terapii dla wszystkich tych pacjentów, którzy chcą leczyć się w taki właśnie naturalny sposób, a nie lekami chemicznymi. Jesteśmy niestety “sto lat za Murzynami” w tym względzie, a wiedza na ten temat ciężko przebija się do maistreamu, toteż nic dziwnego, że wiele osób o tym po prostu nic nigdy nie słyszało. No ale taka jest prawda – świat się zmienia na naszych oczach, a prawda, za głoszenie której Gerson został przez adwersarzy otruty arszenikiem 56 lat temu – w końcu została przez czcigodną socjetę w obliczu wymaganych regułami badań uznana: ludzki ustrój nie potrzebuje leków by się uzdrawiać. Potrzebuje odżywienia tkanek świeżym pokarmem bogatym w witaminy, minerały, fitozwiązki i antyutleniacze, potrzebuje być odpowiednio nawodniony, potrzebuje ruchu, snu i wypoczynku oraz niewątpliwie słońca (na temat związku niedoboru witaminy D z chorobami cywilizacyjnymi jest również w tej chwili na PubMedzie kilkaset różnych badań, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/). Potrzebuje też nauczyć się opanować lęki i stresy, które w ustroju wywołują całą kaskadę biochemicznych zdarzeń podkopujących pracę poszczególnych systemów. Na sam koniec – potrzebuje wsparcia, zrozumienia i pozytywnych uczuć od członków rodziny, opiekunów lub społeczności (grupy).
Nie wiem czemu uporczywie wrzucasz też do jednego wora Gersona i akupunkturę (która nie ma nic wspólnego z odnową biologiczną, a już na pewno nie poprzez kompleksowe uzdrawianie dietą i zmianą stylu życia). Można sobie tak jak już wspomniałam porównywać w ten sposób skuteczność leków farmaceutycznych, ale nie skuteczność terapii opartych na wykorzystaniu wrodzonych naturalnych mechanizmów samouzdrawiania (działających zgodnie z prastarą maksymą ” Medicus curat, natura sanat” czyli “Lekarz leczy, natura uzdrawia”), gdzie mamy bardzo wiele zmiennych, a nie tylko substancja X przeciwko cukrowej pigułce lub wkłucie igieł w miejsce X zamiast wkłucie ich w miejsce Y.
Co do diet wysokotłuszczowych, to uważam osobiście, iż jest to ślepy zaułek, aczkolwiek rozumiem, że ludziom łatwiej jest słuchać, że mają jeść jaja na bekonie i kiełbasę niż marchewkę czy jabłka. Tak jak już odpisałam użytkownikowi powyżej: gdyby tłuszcz był dla nas taki zdrowy, to by rósł na drzewie, jednak z małymi wyjątkami (kokos, awokado, orzechy) tak nie jest. Wystarczy uważnie obserwować naturę, aby zakumać co chciał nam przekazać ten co ją dla nas stworzył. W celu zdobycia większej ilości tłuszczu poza kokosem czy awokado – aby go zdobyć należy zrobić coś mało szlachetnego, czyli ukraść (coś co nie jest de facto dla nas naturalnie przeznaczone, np. krowie zabrać przeznaczone dla cielaka mleko albo kurze podebrać jej przyszłe dziecko czyli jajo) lub… zabić, czyli odebrać życie innej żywej istocie aby z niej wydobyć ten tłuszcz co go sobie przez całe życie nazbierała w tkankach. Zresztą nikt nie mówi, że każdy zaraz ma do końca życia jeść tylko same warzywa i owoce. Ja napisałam “głównie”, a nie “wyłącznie”. Chodzi zatem o proporcje, co zresztą wynika również z obserwacji rzeczywistości – gdy przyjrzymy się najbardziej długowiecznym społecznościom na naszej planecie (polecam książkę “Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej”, autor Dan Buettner) – nie ma ani jednej, która unikałaby węglowodanów na rzecz tłuszczu, a już na pewno nie zwierzęcego (nie jest prawdą, że są nieszkodliwe, wystarczy zagłębić się w badania dot. ich wpływu na powstawanie raka przewodu pokarmowego, szczególnie trzustki). Współczesne społeczeństwa te proporcje zatraciły i płacą za to cenę w postaci własnego zdrowia.
Ela napisał(a):
Marleno uwielbiam jak ustawiasz do pionu tych wszystkich niedowiarków 😀 tyle faktów, informacji, rzetelnie napisany tekst ale niektórzy zawsze będą kwestinowac wszystko w co im niewygodnie wierzyć. Gdyby uwierzyli to musieliby zmienić swoja dietę i przewartościować swoje życie a to czasem zbyt trudne wiec lepiej wierzyć w to ze mozna jeść wszystko byle z umiarem a jeśli juz się zachoruje, co przecież nieuniknione prawda, to zawsze jest lekarz który na pewno pomoże 🙂 dzięki za świetny tekst, pozdrawiam 🙂
Shock napisał(a):
Gratuluję dobrego niemania o sobie:). Niestety, tak surowy osąd innych dokonany na podstawie dwóch krótkich tekstów nie idzie w parze z twoja własną wiedzą na temat badań klinicznych i ich wiarygodności. Generalnie żaden rodzaj medycyny alternatywnej nie został przebadany zgodnie z metodologia stosowaną w takich badaniach. Poza twierdzeniami ich twórców i zwolenników nie ma więc żadnych dowodów na ich skuteczność. Opowiadanie, że się nie da albo że nikt nie jest nimi zainteresowany jest myśleniem oczu. Jeśli coś jest potencjalnie skuteczne zawsze znajdzie chętnych do przeprowadzenia uwiarygodniajacych badań. Medycyna akademicka aż roi się od takich przypadków. I na koniec do klakierki eli. Absolutnie nie czuje ustawiony do pionu, swoje życie przewrtościowywalem już wiele i jestem gotów zrobić to jeszcze raz. Ale na pewno nie pod wpływem tendencynie pisanych blogów przez amatorów udających profesjonalistów w dodatku w celach dalekich od szlachetnych zapewnień ich autorów.
Marlena napisał(a):
Myślę, że zdecydowanie powinieneś poszukać sobie innych zatem blogów, mniej frustrujących Cię i bardziej pasujących do Twojego światopoglądu 🙂
I popracuj proszę nad emocjami, ponieważ Twój powyższy komentarz jest już kompletnie niemerytoryczny. Nie odniosłeś się do oficjalnie uznanych badań dra Deana Ornisha (medycyna akademicka jak najbardziej, lekarz prezydenta Billa Clintona), któremu owszem udało się zrobić wiarygodne badania odnoszące się do skuteczności technik uważanych ongiś za “alternatywne”. Za to zaatakowałeś Bogu ducha winną Elę oraz mnie. Jeszcze raz powtórzę: świat się zmienia na naszych oczach. Należy ten fakt zaakceptować z pokorą zamiast się wkurzać.
Dziękuję za odwiedzenie mojej witryny, pozdrawiam Cię raz jeszcze serdecznie i… cóż, życzę miłego surfowania po innych blogach! 🙂
Antonina napisał(a):
A ja chciałabym przyłączyć sie do “klakierki Eli’:-) : Marleno, swoimi odpowiedziami zachęcasz nas do jeszcze intensywniejszego śledzenia Twojego niesłychanie profesjonalnie prowadzonego bloga. Nie znam lepszego!!!! W przeciwieństwie do Shocka nie potrzebuję dowodów na to, że zdrowe jedzenie, zdrowy tryb życia działa;-). Wprowadziłam zatem zalecenia Marleny w życie a efekty… no cóż, znakomite!
Wiem, to wszystko wydaje się zbyt proste, by uwierzyć “bez badań przeprowadzonych zgodnie z metodologią medycyny akademickiej”. Myślę jednak, że to już tylko kwestia czasu (niedługiego), by medycyna akademicka pogodziła się z “ludową”, od której daleko odeszła. Coraz więcej lekarzy przekonuje się, że leki nie działają. Leczą objawy, nie przyczyny. A przede wszystkim nie znają nas tak, jak my siebie i swój organizm. Marlenie jestem wdzięczna również za szerokie ujmowanie tematu zdrowia i dołączenie takich zagadnień jak np. medytacja, leczenie duszy itd. A shockowi za to, że jego wypowiedzi pokazują, że proste działania wcale takie proste i oczywiste nie są;-) Zapewne nie tylko On potrzebuje dowodów, wielu innych zapewne też i w oczekiwaniu na nie jedzą sobie spokojnie jajecznicę na boczku, bo przecież nikt nie udowodnił, że szkodzi;-)
pozdrawiam serdecznie
Shock napisał(a):
Rozumiem, że tolerujesz u siebie tylko potakiwaczy i zachwyconych twoją nadzwyczajną ponoć wiedzą. No to w kwestii formalnej. Nie odnosilem się do koncepcji dra ornisha bo on niczego nie udowodnił. Przedstawia tylko swoje poglądy jak wielu innych lekarzy mających inne zapatrywania i też twierdzących że znaleźli złota regułę zdrowia. Bogu ducha winna Ela zaatakowała mnie, ją jej tylko odpowiedziałem. Jak zdazylem się zorientować jest to u ciebie reguła. Po każdej krytycznej uwadze piszesz agresywne komentarze i zawsze znajduje się taką Ela, która cię gorliwie popiera. Szkoda, bo masz częściowo rację a takie działania powodują że przez rozsądne osoby jesteś postrzegana jako fanatyczka raczej a nie profesjonalistka. Ale pewnie tak ci wygodniej.
Marlena napisał(a):
Ja nie muszę niczego zmieniać, ponieważ jestem w takim miejscu, do jakiego zawsze chciałam dotrzeć, a raczej to miejsce jest zawsze ze mną. Czy Ty jesteś w tym samym miejscu? Zwróć uwagę, że im jesteś coraz bardziej sfrustrowany, to tym bardziej zaczynasz konfabulować, odchodząc mocno od rzeczywistości – takiej jaką ona jest.
Przyjrzyjmy się bliżej:
1. Nie jesteś potakiwaczem, a mimo to nie tylko przepuszczam Twoje komentarze, ale i poświęcam mój czas na odpowiadanie na nie, zamiast je posłać do kosza lub do spamu. Nadal z Tobą rozmawiam, ponieważ to z pewnego względu jest cenne, w pewnym sensie nawet inspirujące. Nie dla mnie – dla moich użytkowników. Dlatego jeszcze raz dziękuję, że tu się pojawiłeś.
2. Doktor D. Ornish nie jest kimś, kto tylko “przedstawia swoje poglądy” i “niczego nie udowodnił”. To tylko Twoja opinia. Rząd USA ma jednak odmienną. Ubezpieczalnia nie pokrywa jak wiadomo leczenia metodami leczniczymi, które nie są naukowo udowodnione, jednym słowem w żadnym kraju rząd nie płaci za leczenie oparte jedynie na czyichś poglądach, ktokolwiek by to nie był. Aby metoda lecznicza mogła być pokrywana przez ubezpieczalnię, MUSI być odpowiednio udokumentowana i posiadać udowodnioną skuteczność (rzecz jasna większą niż placebo), co regulują również odpowiednie przepisy prawne odnoszące się do zdrowia publicznego. Dean Ornish spędził ostatnie 30 lat pracując nad tym i udało mu się to, czy się to komu podoba czy też nie. To nie jest problem Ornisha ani pacjentów powracających na koszt Medicare jego metodą do zdrowia w amerykańskich szpitalach. To jest problem osoby, której się to nie podoba.
3. Moje komentarze są rzeczowe, ale nie agresywne (agresja nie była moją intencją podczas gdy pisałam te słowa). Ty je odbierasz jako agresywne, ponieważ nie zgadzają się z Twoim światopoglądem.
4. Ela nie zaatakowała personalnie Ciebie, natomiast Ty w stosunku do niej to zrobiłeś. To co mówisz o innych nie świadczy o nich – świadczy o Tobie.
Użyłeś znakomitego określenia: “jesteś postrzegana” (jako fanatyczka czy cokolwiek innego co tam sobie ktoś umyśli). Właśnie chodzi o postrzeganie. Postrzeganie i związane z tym ewentualne negatywne emocje są problemem tego, który postrzega. Czyli nie moim. Ja już jestem w miejscu, które jest dla mnie właściwe, a raczej to miejsce jest cały czas ze mną tak jak wspomniałam.
Ponieważ bardzo daleko odbiegliśmy od tematu, proponuję zakończyć wątek, bo nie chodzi o to, by się na siłę dalej spierać, skoro możemy po prostu pięknie się różnić 🙂
Shock napisał(a):
A niby czym mam być sfrustrowany propagatorka wiedzy tajemnej ? Mistrzynią konfabulacji to jesteś ty. Przedstawiasz zupełnie niesprawdzone terapie jako absolutne prawdy, a siebie przy tym jako guru naturalnej medycyny. Twoje teksty zawierające jednostronna argumentację przeznaczone da dla bezkrycznych odbiorców co widać po ochach i achach na tym forum. Zarzucasz osobom których nie znasz nieznajomosc materii a sama popelniasz kardynalne błędy. Robisz po prostu biznes na tym blogu a ubierasz się w szatki propagatorki zdrowego żywienia. Pod tum względem nie różnisz się od klinik Gersona, które wyciągają od ciężko chorych kasę dając im za internetowa sieć wsparcia. Sprzedawane swój kit elom i antoninom jeśto nie są twoje inne wcielenia.
Marlena napisał(a):
To idź stąd 🙂 Przecież prosiłam. Nawet chyba dwa razy. Najwyraźniej jednak nadal to do Ciebie nie dociera, nadal masz ochotę walczyć z cieniami, pluć jadem i chojraczyć. Ela jak i Antonina są stałymi czytelniczkami. To nie jest blog dla Ciebie, niczego nie musisz tu kupować, niczego nie zamierzam Ci sprzedawać. Nie jestem żadnym guru, jestem tylko blogerem, to jest moje miejsce w sieci, a Ty zawsze możesz założyć swoje własne i tam się produkować ze swoją nienawiścią do wszystkiego co nie jest w Twoim mniemaniu “zgodne z metodologią medycyny akademickiej” jak również do wszystkiego co naturalne. Bardzo Ci dziękuję, przyjęłam do wiadomości, że masz inny punkt widzenia, a teraz wybacz, ale dalszych Twoich hejterskich komentarzy nie będę publikować, skoro już nic nowego nie masz do powiedzenia oprócz wyzwisk i ciągłego powtarzania tego co już napisałeś.
Pozdrawiam po raz ostatni i życzę zdrówka mimo wszystko! 🙂
Antonina napisał(a):
Shocku, “kit” Marleny pomaga nie tylko nam;-) My go siejemy dalej;-) A i wielu lekarzy i farmaceutów jest z nami;-)
Gdyby lekarze nie zdołali Cię kiedyś wyleczyć za pomocą terapii sprawdzonych stosownymi badaniami wracaj do nas;-);-);-)
Krzysiek napisał(a):
Marlena podziwiam Cię – Twoja cierpliwość w stosunku do takich trolli jak Shock! Im nie chodzi o prawdę czy fakty, oni są ślepi i jedynie należy im współczuć. Twój dialog z nim wygląda jak rozmowa zbuntowanych 2latka z Kochającą Matką która chce jak najlepiej dla Niego ale On i tak nie założy czapki i odmrozi sobie uszy 🙂 podziwiam chociaż wydaje mi się że że swój czas możesz bardziej produktywnie wykorzystać z pożytkiem dla tych którzy mają odwagę płynąć pod prąd.
Krysia napisał(a):
Witam , mam pytam pytanie , ale z innej beczki ,
interesuje mnie sprawa IG np truskawek , czy IG
odnosi sie zawsze do 50 g danego produktu ,
prosze Marlenko napisz mi jakie będzie IG 50 g
truskawek , a jakie np 500 g tychże truskawek
po spożyciu .
Dziekuje i pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Krysiu, tutaj masz informacje na temat indeksu glikemicznego: https://pl.wikipedia.org/wiki/Indeks_glikemiczny
Nie obliczamy względem wagi, lecz bierze się pod uwagę ilość węglowodanów.
Rafał Mu. napisał(a):
Witam serdecznie. Świetny artykuł, ale budzi wiele pytań, m. in:
1. Jak Pan Gerson wyciskał soki? Czy za jego życia były już dostępne wyciskarki wolnoobrotowe?
2. Dlaczego uważa Pani, że konieczna jest detoksykacja wątroby u zdrowego człowieka? Wątroba nie gromadzi toksyn lecz je neutralizuje, w końcu po to jest. W diecie źle odżywiającego się człowieka toksyny w wątrobie są cały czas. Jedne są neutralizowane, ale zaraz gromadzą się następne. Jeśli zatem po prostu przerwiemy “dostawę” toksyn poprzez dietę Gersona, to wątroba powinna uporać się z dotychczasowymi i oczyścić się sama. Lewatywy oczywiście przyspieszają ten proces i są konieczne u obłożnie chorego gdzie liczy się każdy dzień, ale w przypadku zdrowej osoby to chyba przesada?
3. Czy olej lniany to jedyny słuszny tłuszcz? A czy rzepakowy tłoczony na zimno jest rakotwórczy? A oliwa z oliwek, olej słonecznikowy, migdałowy itd? Czy aby na pewno każdy tłuszcz oprócz oleju lnianego jest rakotwórczy?
Marlena napisał(a):
Przeczytaj proszę uważnie jeszcze raz artykuł. Dr Gerson nie miał wyciskarki wolnoobrotowej, lecz maszynę Norwalk, która rozdrabnia surowiec, potem prasa hydrauliczna (pod naciskiem 1 tony) go wyciska z soku. Zapytaj internisty czy wątroba nie gromadzi toksyn, każdy powie, że owszem, gromadzi je: https://www.poradnikzdrowie.pl/diety/lecznicze/dieta-odtruwajaca-watrobe-oczyszczanie-i-detoksykacja-watroby_36264.html Odnośnie tłuszczu to tak jak wspomniałam – Gerson w USA jak i Budwig w Niemczech doszli niezależnie od siebie do identycznego wniosku: olej lniany okazał się jedynym olejem spożywczym, który jest bezpieczny dla pacjentów nowotworowych.
Rafał Mu. napisał(a):
Z linka który Pani podała jasno wynika że wątrobę oczyścić można sama dietą. Słyszałem kiedyś takie słowa: “Gdyby wątroba gromadziła toksyny (nie neutralizując ich) to za długo byśmy nie pożyli”. I to mnie bardziej przekonuje. A poza tym, akurat od Pani nie spodziewałbym się takiej rady, aby zapytać internisty 🙂
Marlena napisał(a):
Ej, no a niby czemu nie, przecież lekarz też człowiek i do tego może mieć wiedzę większą ode mnie, bo ja lekarzem przecież nie jestem 😉
A z wątrobą jest tak, że ona owszem neutralizuje toksyny, ale czasem nie nadąża, gdy dostaje ich zalew z każdej strony (leki, używki, konserwanty z jedzenia, alkohol itd.), a do neutralizacji musi użyć enzymów, ale enzymów nie ma, bo akurat latami całymi wpychaliśmy w siebie kupę jakiegoś pseudożarcia, w którym nie było składników potrzebnych do wyprodukowania enzymu, ale za to były śmieci.
Nasz ustrój to fabryczka. My jesteśmy zarządcą i właścicielem. Jeśli nie dostarczamy tego co potrzeba to procesy na tym cierpią, bo z pustego i Salomon nie naleje. Załóżmy, że wątroba ma w tej fabryce funkcje sprzątaczki, ale jak ma sprzątać, skoro nie ma skąd wziąć wody, nie dostarczono jej mopa i na dodatek jedyne gniazdko elektryczne do którego mogłaby podłączyć odkurzacz nie działa bo jest zdewastowane i wyrwane ze ściany, a zamiast tego dostaje dzień w dzień coraz więcej śmieci? Układa grzecznie śmieci na kupkę i czeka na lepsze czasy, aż właściciel po rozum do głowy pójdzie jak chce mieć czysto. A mogłaby tyle dobrej roboty zrobić! 😉
Janusz napisał(a):
Witaj Marleno
Mam “techniczne” 🙂 pytanie. Kilka dni temu jedząc sałatkę “na mieście” musiałem się przytruć. Żołądek ma się OK ale jelita się “rozregulowały” 🙂
Czy w tej sytuacji można dalej jeść (bo stałem się prawie nałogowcem) surowe warzywa i owoce czy tez na jakiś czas zmienić dietę na bardziej przetworzoną /np. gotowane, duszone – ale co?/.
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Najlepiej nic nie jeść, można ew. pić soki warzywne lub herbatkę miętową, ustrój dojdzie szybciej do siebie wtedy.
Janusz napisał(a):
Właśnie przeczytałem w ONET.pl
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/kocham-nie-truje-w-supermarkecie-trudno-zdobyc-cos-co-faktycznie-nadaje-sie-do/q0v8vx
I przecieram oczy ze zdziwienia…, że komus pozwolono cos takiego napisać 🙂
I napisał to dietetyk…
Tylko ten spray do mycia owoców cos mi nie pasuje – bo jak połączyć kwasek z soda to co wyjdzie?
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Cały ten artykuł można byłoby skondensować w jednym zdaniu: prawdziwe jedzenie nie ma etykiet, pudełek, puszek i innych wymysłów człowieczych. Co do warzyw i owoców, to nie ma absolutnie żadnej pewności, że warzywa “z targu” mają mniej chemii niż te w markecie. A może nawet być wręcz odwrotnie: warzywa trafiające do marketu muszą spełniać normy przepisane prawem (jak choćby te odnoszące się do dopuszczalnych ilości pozostałości środków ochrony roślin na powierzchni produktu) natomiast pan z targu może sprzedawać co mu się żywnie podoba zachwalając jako “niepryskane” i nikt mu nie może nawet kary wlepić jeśli kłamie, a na drugi dzień może już się stamtąd zwinąć i do kogo pójdziesz z reklamacją? 😉
Jest też kompletną nieprawdą, że pryskane są piękne i proste, a niepryskane są brzydkie i krzywe – a wiem to teraz, odkąd mam kawałeczek własnego ogródka i niczym nie pryskam oprócz wody do podlania, a moje warzywa rosną mi cudne jak z obrazka.
Pomysł na spray do warzyw jest już kompletnie trafiony jak kulą w płot: substancje fosforoorganiczne ulegają hydrolizie jedynie w środowisku zasadowym. Kwas i soda razem zobojętnią się wzajemnie. Dzieje się to samo jak po dodaniu do roztworu witaminy C sody kuchennej: tworzy się sól sodowa kwasu askorbinowego, zaś roztwór ma pH neutralne, zasada zobojętniła kwas. Ja co prawda orłem z chemii może nigdy nie byłam (klasa o profilu humanistycznym), ale ta pani na lekcjach chemii nie uważała na pewno 😉
Asia napisał(a):
Marleno, czy spotkałaś się z czymś takim, czego może brakować w organizmie, że rany zwykłe i pooperacyjne długo się goją, robią się brzydkie grube blizny?
Marlena napisał(a):
Najprawdopodobniej jest to niedobór witaminy C.
Aga napisał(a):
To jest niestety taka sklonnosc skory , ktora nie ma nic wspolnego z brakiem witaminy C. Mam to samo.
Marlena napisał(a):
Obawiam się, że nie do końca masz rację, ponieważ zdrowa i dobrze odżywiona substancjami pokarmowymi skóra goi się zawsze jak na przysłowiowym psie.
Przykład z życia wzięty to mój synek, który ongiś kolana zbite na podwórku leczył tygodniami i końca nie było widać, a teraz gdy się zdrowo odżywiamy to po dwóch-trzech dniach skóra jest niemal całkowicie zagojona, dzieje się to błyskawicznie, dosłownie na naszych oczach (faktem jest, że po podwórkowym “wypadku” podaję mu natychmiast dodatkowe wsparcie oprócz tego, czyli witaminę C i B-complex).
MałgośKa napisał(a):
Z tego, co wiem, również cynk bardo aktywnie uczestniczy w gojeniu się ran oraz bardo potrzebny jest jod. Rozważ, czego może CI być brak. Pozdrawiam 🙂
Janusz napisał(a):
Ponownie.
Wszędzie czytam ze marchew lub sok z marchewki spożywany bez tłuszczu nie pozwala przyswoić wit. A, bo witamina A jest rozpuszczalna w tłuszczach. Jak to się ma /i w diecie Dąbrowskiej i Gersona/ do spożywanych surowych warzyw. Jak to jest z tymi witaminami rozpuszczalnymi w tłuszczach w przypadku takich diet?
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Warzywa i owoce nie zawierają przecież witaminy A, lecz prowitaminę A (beta-karoten), dlatego nie jest konieczne żadne dodawanie tłuszczu. Każde zresztą warzywo czy owoc posiada minimalną ilość tłuszczu, np marchew na 100 g posiada 0,2 g tłuszczu, a sałata 0,3 g – właśnie dlatego, że zawierają np. wit. E czy K (ale nie A) rozpuszczalne w tłuszczach. Natura jednym słowem wszystko już za nas przewidziała aby się jak najlepiej wchłaniało to, co się ma wchłonąć i nic już nie musimy kombinować po swojemu 😉
Janusz napisał(a):
Ponownie – dziękując za odpowiedzi.
Gdzie znajdę gotowe, urozmaicone i “pyszne” przepisy na post Daniela? Poza książką oczywiście. Może jest jakaś stronka z przepisami?
Pozdr.
j.
Marlena napisał(a):
Wpisz w Google “dieta Dąbrowskiej przepisy”, znajdziesz strony z przepisami.
Asia napisał(a):
Marleno, raczej nie podejrzewam u siebie braku witaminy C ponieważ suplementuję już ją 1,5 roku z świetnym skutkiem na alergię, pozbyłam się uporczywego kataru i pieczenia oczu w letnim okresie dzięki wit. C pierwszy rok nie biorę tego dziadostwa, które przepisują alergolodzy czyli tabletek na nieodczuwanie objawów alergii a nie leczenia alergii. Jestem przeszczęśliwa z tego powodu. Więc co do blizn i ran chyba coś jeszcze może wpływać, że brzydko się goją i zbyt długo.
pozdrawiam, słonecznego dnia! 🙂
Marlena napisał(a):
Owszem, może. Również witaminy z grupy B mają swój udział w gojeniu ran, szczególnie tiamina. Spróbuj brać dobrą B-complex i zobacz czy jest różnica.
Yelon napisał(a):
Witaj, przede wszystkim bardzo dziękuję z ogrom przydatnych informacji. Jestem właśnie w trakcie restrukturyzacji życia na bazie Twoich artykułów ;). Przepraszam za tego offtopa ale już z godzinę szukam czegos co widziałem wczoraj w komentarzach pod jednym z artykułów i nie moge tego nigdzie znależć. Mianowicie jedna z komentujących opowiadała o sposobie czy tez doświadczeniu/eksperymencie w którym w jakiś sposób doprowadzała do tego że z mięsa (bodajże kurczaka) zaczęły wyłazić te wszystkie toksyny. Nie pamiętam czy ten eksperyment polegał na jakiejś obróbce termicznej czy na zanurzeniu mięsa w jakimś roztworze. Nigdzie nie mogę tego znaleźć więc pomyślałem że zapytam. Może coś wiesz na ten temat?
Marlena napisał(a):
Może chodziło o ozonowanie?
Asia napisał(a):
B-50 też biorę już od wielu miesięcy, więc na pewno poziom nie będzie już zły. Chociaż nie wiem czy sobie nią nie szkodzę bo mam alergię na kobalt i nie powinnam zażywać B12 bo to jest kobalamina czy coś takiego, w składzie B-50 właśnie jest.
Biorę też wit Di K, selen 200mg, cynk, wit. A i E
Marlena napisał(a):
Niektóre osoby nie przyswajają form witamin B, które nie są metylowane. Tzn. mają problemy z metylacją i “zwykłe” formy witamin nie działają na te osoby, trzeba wtedy sięgnąć po już gotowe, metylowane formy suplementu. Zaburzenia tego typu wykrywa test mutacji genu MTHFR. Rany trudniej się też goją przy cukrzycy. Proponuję skontaktować się z lekarzem i porozmawiać o tym, jeśli Cię to niepokoi, ponieważ może być potrzebna odpowiednia diagnostyka aby stwierdzić co jest przyczyną zjawiska.
hebka napisał(a):
Witaj, mam pytanie, czy lewatywę można zrobić z wykorzystaniem organicznej zielonej kawy?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, u Gersona lewatywa była wykonywana z wykorzystaniem organicznej kawy lekko palonej, nie zielonej.
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno, czy wyczytałaś gdzieś może albo znasz jakieś przypadki z własnego otoczenia, że można zlikwidować przepuklinę pachwinową ( niedużą) inaczej niż drogą operacyjną ? Znajomy dorobił się jej na skutek noszenia zbyt dużych ciężarów. Był już u lekarza chirurga i ten stwierdził, że konieczny jest zabieg. Szukam w internecie jakichś sposobów alternatywnych, ale nic nie znalazłam-stąd pomysł by spytać o to Ciebie. Z góry dziękuję za wszelkie wskazówki i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Nie czytałam, ale wzmocnienie tkanki łącznej dobrą dietą (pełną świeżych warzyw i owoców oraz warzywnych soków świeżo wyciskanych) i ewentualnie dodatkową suplementacją witaminy C pewnie by nie zaszkodziło, a mogłoby pomóc.
Paweł napisał(a):
Dobry wieczór, jak długo powinien trwać wlew lewatywy? Czy te 10-15 min trzymania liczyć się powinno od zakończenia wlewania tego litra roztworu, czy czas wlewania też się liczy?
Leszek napisał(a):
Marlenko od dawna czytuję i czerpię praktyczną wiedzę dla mojej rodziny, czekałem na terapię Gersona w Twoim opisie.
Pozdrawiam serdecznie : )
ania* napisał(a):
Pani Marleno, czy tłuszcz z avocado karmi raka?
Czy można jeść avocado podczas terapii?
Marlena napisał(a):
Nie, nie jada się awokado. Jeśli chodzi o tłuszcze to jedyny dopuszczalny w terapii Gersona jest świeżo tłoczony olej lniany.
Dobrosław Żybort napisał(a):
Wszystko fajnie, ale zawsze należy mieć w pamięci że w różnych przypadkach mogą działać różne diety.
Np. mężczyzna który sam się wyleczył z nowotworu mózgu jedząc tylko mięso, wnętrzności zwierząt i tłuszcz odzwierzęcy (np. nabiał, tylko z niego czerpał węglowodany), chemia nie działała, a wszelkie produkty roślinne tylko pogarszały stan (nie pestycydy tylko toksyny roślinne, które wszystkie rośliny produkują w celu obrony przed drapieżnikami – w tym np. przed człowiekiem):
https://zerocarbzen.com/2015/05/31/healing-brain-cancer-with-a-zero-carb-ketogenic-diet-by-andrew-scarborough/
Marlena napisał(a):
W takim razie trudno wyjaśnić ten cud oraz ciekawostkę przyrodniczą, w jaki sposób na tych wszystkich “roślinnych toksynach” ja osobiście odzyskałam zdrowie i cofnęłam swój zegar biologiczny o kilkanaście lat. Te straszne warzywne toksyny powinny były już dawno dokonać anihilacji skromnej mej osoby. I nie byłoby bloga Akademii Witalności 😉
A tak mówiąc szczerze: ten młodzieniec przeszedł drogę konwencjonalną (operacja, radio- i chemioterapia) i trochę szkoda, że pochwalił się zdjęciami swojego zdrowego mózgu, a tych wcześniejszych nie pokazał. Pisze on, że wcześniejsza dieta to była high carbohydrate (ale jakich? Prostych? Złożonych? Jest duża różnica dla człowieka czy pobiera swoje węgle z warzyw czy ze śmieci typu cola, biała mąka czy też wściekle niebieskie chemiczne Sport-drinki izotoniczne dosmaczane aspartamem), high protein, low fat diet (jak bardzo “low” tego nie pisze, ale prawdziwe “low” to jest ok. 5%-10% kalorii pozyskiwanych z tłuszczu, nie więcej – tak jak u MacDougala, Esselstyna, Ornisha, Fuhrmana itd. i to jest faktycznie LOW FAT, ale za to moderate protein, high carbohydrate), a high protein nie jest bardzo zdrowo, no ale on z tego co rozumiem mięśnie sobie chciał wyrobić na siłowni i dlatego tym białkiem tak się może faszerował. Polecam tak już na marginesie wysłuchanie wykładu dr Dąbrowskiej, ona miała tam ciekawy przypadek pacjenta, który przyszedł do niej z sarkoidozą w płucach (zwłóknienia tkanki łącznej) i okazało się, że po kryjomu zajadał przez dłuższy czas (ok. 3 lata) te białkowe odżywki dla sportowców bo chodził “na siłkę”, niestety nie wyszło mu to na dobre, przebiałczył się i doszło do utraty równowagi przez organizm akurat w płucach, ponieważ najwidoczniej tam miał podatność genetyczną, więc to tam mu się te złogi białkowe osadziły.
No ale winne za wszelkie zło i nieszczęścia tego świata są w kręgach zbliżonych do Paleo ooooczywiście węglowodany jak by się kto pytał, o słynnych “toksynach warzywnych” nie wspominając 😀 Zostawię to bez komentarza – gdyby węglowodany miały zabijać, to nie przeżylibyśmy jako rasa ludzka, bo wszystko co rodzi Matka Ziemia składa się właśnie GŁÓWNIE z nich (z małymi wyjątkami w postaci orzechów, oliwek, awokado czy kokosa w cieplejszych regionach naszej planety). Zabójcze dla nas są tylko te oczyszczone, wyprodukowane przez człowieka. Podobnie jak wyprodukowane przez człowieka tłuszcze – na margarynowej diecie nikt jeszcze zdrowia nie odzyskał, podobnie jak na słodyczowej.
A młodzieńcowi życzę dużo zdrowia. Przypadek co prawda z gatunku określanych jako “anegdotyczne”, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni, aczkolwiek w przypadkach schorzeń neurologicznych (np. ataków padaczkowych) dieta ketogeniczna jak najbardziej jest od niemal 100 lat stosowana w medycynie. Do pieca dołożył mu się poza tym z pewnością ostry niedobór witaminy D w ustroju (osoby mające tak jak on tzw. “uczulenie” na słońce z reguły mają je dlatego, że brakuje im w ustroju właśnie wit. D). Na razie 2 lata to jednak tak czy inaczej zbyt krótko aby odtrąbić pełne zwycięstwo nad chorobą: pamiętać należy, że zdrowie to dużo więcej niż brak guza.
Gosia napisał(a):
Marleno,
nie cierpię na choroby “cywilizacyjne” i odżywiam się możliwie zdrowo, ale czuję ostatnio duży spadek ogólnej energii życiowej. Mam ochotę wypróbować lewatywy z kawy, tylko zastanawiam się, jak często je zastosować. Dotarłaś może do jakiejś informacji na temat lewatyw dla osób zdrowych?
Marlena napisał(a):
Dr Gerson zalecał pacjentom ciężko chorym 6 lewatyw dziennie, a zdrowym jedną, po porannym wypróżnieniu.
Aga napisał(a):
Witam Pani Marzeno,
mnie zastanawia jak to z tymi sokami właściwie jest. Czy osoba, ktora nie cierpi na żadne długotrwałe dolegliwości, starająca się zdrowo odżywiać (przeażnie, aczkolwiek jedząca mięso) a jednocześnie pijąca soki z sokowirówki (marchew, jabłka…) – też powinna takie lewatywy robić? Czy jeżeli je warzywa, owoce pije soki i jednocześnie nie robi lewatyw to sobie równocześnie szkodzi własnymi toksynami?? Dziękuję z góry za odp.
Marlena napisał(a):
W terapii Gersona lewatywy mają na celu oczyszczenie z produktów rozpadu guza jak również oczyszczanie wątroby i przywracanie jej optymalnej funkcjonalności. Jeśli nie masz guza i masz czystą wątrobę to nie ma potrzeby robienia lewatyw, wystarczy dieta bogata w błonnik i wodę (co zapewnia regularne wypróżnienia) oraz okresowy post (warto zauważyć, że takie zwyczaje panują również w społecznościach długowiecznych, o których pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-dozyc-setki-w-pieknym-stylu-lekcje-dlugowiecznosci-z-niebieskich-stref/)
asia napisał(a):
Marleno, znalazłam się na Twoim blogu wczoraj przez przypadek (chociaż bardziej niż w przypadek, wierzę, że po prostu nadszedł odpowiedni moment w moim życiu, aby spotkac właśnie Ciebie) i nie mogę oderwać się od czytania. Pokochałam Twój blog i Ciebie miłością szaleńczą ‘pierwszowejrzeniową”. A to, jak rozprawiasz sie z hejterami daje mi ogromną lekcję pokory, jaką muszę w sobie jeszcze wypracować, bo nie umiałabym tak grzecznie ripostować. Podziwiam Cię za spokój, opanowanie i wewnętrzne przekonanie o własnej drodze życia. Jeśli pozwolisz, dołączę do tej drogi… 🙂
Kochana, od dłuższego już czasu interesuję się zmianą swoich nawyków, czytam itp. mam książkę terapia Gersona, ale jest coś czego nie mogę sobie usystematyzować, a mianowicie CO NALEŻY SPOŻYWAĆ CODZIENNIE? Zrobiłam sobie listę i szczerze mówiąc, mogłabym już nic poza tym nie jeść i nie pić, a posiłków tu wcale nie ma. Moja lista do codziennego spożycia: olej lniany 2 łyżki, czystek, pokrzywa, szałwia, zielona herbata, ostropest (potrzebuję pomóc wątrobie), na czczo woda+miód+cytryna, woda z octem jabłkowym bio, spirulina, 1 jabłko, 8 pestek moreli, dynia, słonecznik, witaminy… uf tak się przedstawia moja lista, a ciągle jestem na początku zasięgania tej ogromnej wiedzy; czuję niepokój… czy mogłabyś jakoś to wszystko zweryfikować i pomóc mi odnaleźć się w tym? Co Ty polecasz?
P.S.czy mogę łączyć ze sobą herbatę zieloną liściastą (prasowaną w kostkach) z czerwoną liściastą? czy one wzajemnie nie będą się gryzły itp? (jest to w moim przypadku jedyna droga do przełknięcia zielonej herbaty). Serdecznie pozdrawiam Asia
Marlena napisał(a):
Nie łączyłam nigdy tych dwóch herbat, ale spróbuj i zobacz jak wyjdzie. Co do tego, co się powinno jeść codziennie to w moim przypadku są to warzywa o wysokim ANDI, czyli zielonolistne, które jadam albo w postaci stałej (sałatka) albo płynnej (koktajl). Koktajle są świetne, bo można upakować w nich co się chce, różne zdrowe dodatki i super-foodsy. Są bardzo sycące, choć lekkostrawne. Tak samo wdzięcznym daniem (śniadaniowym) jest “poranny śmietnik” czyli mojej własnej kompozycji musli (latem) lub ciepła owsianka (zimą) z mnóstwem owoców i zdrowych dodatków.
asia napisał(a):
Masz rację, po prostu powrzucam to wszystko i zmiksuję lub zjem z płatkami. A co do herbat, to ja już od dłuższego czasu taką piję, bo tylko tak jestem w stanie wypić zieloną, a mieszanka zielonej i czerwonej to teraz moja ulubiona, naprawdę bardzo mi smakuje, jednak nie mogę nigdzie znaleźć informacji czy aby te 2 herbaty wzajemnie się nie kłócą, czy aby związki z jednej nie neutralizowały tych z drugiej itp.
Marlenko, pięknie Ci dziękuję za blog… w sobotę i niedziele siedziałam po 20h dziennie przed komputerem i pochłaniałam tematy… to tak w ramach uciekania od wynalazków techniki 😀
Marlena napisał(a):
Asiu raczej się nie kłócą, one się różnią stopniem fermentacji liści tak naprawdę.
asia napisał(a):
a i jeszcze jedno… zawsze omijałam apteki i leki szerokim łukiem. Nawet jak dostawałam receptę, to nigdy jej nie realizowałam, a korzystałam jedynie z L4. Zawsze, ale to zawsze mój organizm radził sobie sam (mniej stresu, więcej odpoczynku, snu) i odseparowanie od ludzi na kilka dni przynosiło mi tylko korzyść. Teraz czytam , tj.pochłaniam Twój blog i wszystkie komentarze, skrzętnie notuję wszystko i okazuje się, że dietę trzeba wspomagać suplementami (do tej pory także i je omijałam szerokim łukiem). Zawsze byłam przekonana, że sztuczna witamina gorzej się wchłonie, no i narażę się na aspartamy, gumy guar i inne paskudztwa. Napisz proszę w wolnej chwili jakie suplementy sprawdzone pod względem składu polecasz. Kupiłam wit.D w kroplach, kwas L-ascorbinowy, ale mam dylemat odnośnie suplementu witaminy B, B12, K2, niacyny, cynku… czy tym aptecznym można zaufać? Gdzie szukać tych “lepszych”?
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Asiu, te lepsze suplementy produkują firmy specjalizujące się w suplementach, można kupić je online, czasem bywają w dobrych aptekach” – wymienię kilka najpopularniejszych marek: Solgar, Puritan’s Pride, Swanson, Now Foods.
asia napisał(a):
Bardzo dziękuję 🙂
celina napisał(a):
A co mogłaby pani powiedzieć o amigdalinie i letrilu? Czytałam artykuł ze kilkanaście pestek z moreli dziennie ( nie więcej niż 6/godz ) skutecznie przeciwdziała rakowi.
Marlena napisał(a):
Nie tylko pestki moreli, a w ogóle pestki. Babcia miała rację: należy jabłka jeść w całości 🙂
tomasz napisał(a):
Polecam lekture , szkola zdrowia, nadieżda siemionowa tam jest wszystko czego potrzeba wszelkie uwagi wskazania jak pozostac w zdrwiu i pierwotne przyczyny wszelkich przypadlosci
Mama napisał(a):
Witam Marleno
Czytałam z radością twojego bloga i spokojnie próbowałam wprowadzać pewne zmiany w naszym życiu zgodnie z twoimi wskazówkami. Teraz zrobiła się jednak potrzeba większa, pierwsze co Ty mi przyszłaś na myśl, że może zapytam, może pomożesz, gdyż mój syn 5 letni zamiast iść do przedszkola wylądował z straszną gorączką w łóżku z powodu mononukleozy. Nie wiedząc gdzie i jak i kiedy to złapał, teraz nie pora na to, trudno, ale czy możesz mi pomóc co mogę z tą chorobą zrobić i jak pomóc dziecku się odbudować, pierwsze co przyjdzie ci na myśl, co ty byś zrobiła na moim miejscu. Wiem że ogólnie potrzeba zmienić styl życia bo skoro to złapał to nie jest wystarczająco odporny a do tego po tej chorobie to podobno organizm będzie mega osłabiony. Proszę cię o pomoc co mu podawać co robić. Czy mogę i w jaki sposób takiemu dziecku podawać np olej lniany, czosnek czy ocet jabłkowy, mam też zakupioną tą witaminę C. Niestety lekarz przepisał antybiotyk dożylnie, przeciwgorączkowo ibufen i na wątrobę sylimarol. Nic nie jadł od wczoraj bo ma tak powiększone migdały ze nie przełyka. Absolutnie mam mu nie dawać nic surowego podobno żadne jabłko, marchew nie wchodzi w grę, piliśmy od jakiegoś czasu soki wyciskane więc teraz odstawiam, nie wiem czy słusznie. Proszę o podpowiedź, z góry dziękuję. pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Mononukleoza jest chorobą spowodowaną wirusem. Żadna antybiotykoterapia nie przyniesie wymiernych rezultatów w przypadku mononukleozy zakaźnej, jako że wirus EBV nie jest na nią podatny. Obniżanie gorączki farmaceutykami również może nieść za sobą więcej szkody niż pożytku, ponieważ organizm podwyższając temperaturę ma jeden cel: zabić wirusa. Jeśli na siłę obniżymy temperaturę, to nie dajemy szansy na to, aby ustrój sam się rozprawił z dziadostwem. Natomiast podanie witaminy C jest konieczne, ponieważ przy każdej infekcji zapotrzebowanie na witaminę C wzrasta wielokrotnie. Po jej podaniu komórki naszego układu odpornościowego dostają “kopa” i są w stanie efektywniej zwalczyć wirusa.
Ze wszystkich istot żywych jedynie człowiek jest taki głupi, że podczas choroby na siłę wciska w siebie pokarm. Wszystkie inne zwierzęta gdy są chore kładą się w odosobnieniu i nie przyjmują pokarmu dopóki nie wyzdrowieją. Bo Matka Natura bynajmniej głupia nie jest: na czas walki z “obcym” wyłącza ośrodek głodu w podwzgórzu, ponieważ ma teraz do wykonania ważniejsze zadania niż trawienie pokarmu. Dlatego należy tylko pilnować aby dziecko piło wodę, dopóki nie odczuwa apetytu to znaczy iż fizjologia jest u niego w porządku – tak ma być. Organizm sam da znać kiedy już będzie gotowy do trawienia pokarmu i zasygnalizuje to uczuciem głodu.
Sylwia napisał(a):
Witam ponownie 🙂
to jeszcze jedno pytanie przy okazji artykułu zadam 😉
jeśli mam nietolerancję pokarmową na kawę (i to wysoko, bo 3-ego stopnia), to czy lewatywa z takiej kawy (organicznej itd) nie zaszkodzi mi bardziej niż pomoże?
Mama napisał(a):
Marleno nawet nie wiesz jak ucieszyłam się Twoją odpowiedzią, z jednej strony wiedziałam ze to co mi lekarze przepisali to nic dobrego też czytałam że na to nie podaje się antybiotyku, nie rozumie tych lekarzy, z drugiej strony jak w panice widząc moje dziecko w takim stanie godziłam się na wszystko aby tylko mu ulżyli i ratowali. Muszę się zając jego wzmacnianiem a na chwilę obecną proszę podaj mi ile mam podawać mu tej witaminki C, posiadam całe opakowanie, zakupione z Twojej inicjatywy bo czytam bloga juz gdzieś od pół roku. Młodszy który teraz zachorował ma 5 lat, starszy 11 lat póki co zdrowy, chcę podawać tą witaminę i jednemu i drugiemu możesz mi podpowiedzieć ile szczególnie podać temu choremu, wierzę że pomoże, tym bardziej ty mnie w tym utwierdziłaś. Lekarz nastraszył mnie jeszcze z wątrobą czy ewentualnie jak przesadzę z podaniem wit. C nie zaszkodzę mu na tą wątrobę.
PS Bardzo ci dziękuję za tak szybką i mądrą odpowiedź. Na pewno jeszcze nie raz zwrócę się do Ciebie o poradę, chociażby z moimi ciągle pękającymi kącikami, póki co dziecko ważniejsze. Pozdrawiam.
moni napisał(a):
A co myślisz o zastosowaniu do lewatyw zielonej kawy bio (ziarnistej) oczywiście po samodzielnym jej lekkim uprażeniu na żeliwnej patelni i zmieleniu, bo te gotowe kawy do Gersona są okropnie drogie i do tego jakoś tak nie do końca ufam co to jest?
Marlena napisał(a):
Nie stosowałam więc nie mam zdania na ten temat.
kokaina napisał(a):
Hej, Marleno, a czy można, wg Twej wiedzy i ew.doświadczenia, przeprowadzić sobie takie oczyszczające, kawowe lewatywy, tak profilaktycznie, w zasadzie to, bym rzekla” ku zdrowotności”? Mam 3 dychy, nie choruję/wałam na nić nigdy ( poza jakimiś sezonowymi chorobami), ale jestem trochę żywieniowo ostatnimi czasy, już laty może, bo ze 2 będą, “zakręcona”, więc chętnie bym sobie krew oczyściła, jak myślisz?
ervena napisał(a):
Witaj Marleno ! Jestem Twoja fanka jak tylko tego bloga przez przypadek zanalzłam . Choruje niestety na raka , a bloga czytma i korzystam ile sie da z Twoich rad , ale tez czesto sie gubie . Dla mnie najtrudniejsza jest alkalizacja . …Dotąd kupowałam witamine C Kwas Laskorbinowy 1000 CZDA w sklepie Akademii . Jest okey , ale gdzies też dowiedziałam się ,że lepiej jednak kupowac askorbinian sodu [ bo wyzsz e ph- 7,oo] , ze dobrze jest najpierw wypijac rozwtór z soli i 3% [ lub 35 % ] wody utlenionej C o Ty na to , i czy te rzeczy kupic mozna w sklapie Akademii . Poza tym , raz gdzies na stronach netu jest mowa o askorbinianach potasu , o cytrynianach sodu , potasu …. Że tym trzecim napojem jest właśnie mieszanka sody [ ale jakiej ] z cytryna , i dopiero potem posiłki .Ja sie totalnie gubie , a zeleży mi na czasie . Bardzo . Prosze Cię , zainteresuj się moja sprawa . Kiedys juz tutaj pisałam pytnai a, ale może uległy przeoczeniu .. Czyli co z ta woda utleniona , askorbinianem sodu , askorbinianem potasu [ czy to prawda ,ze najlepiej je mieszac po pół łyżeczki – razem 5-10 g ] z wodą i wypijac po roztworze wody utlenionej ? … Potem dochodza te niezrozumiałe dla mnie cytryniany . Juz sie gubie !!! Jakie suplementy , witaminy do tego jeszcze ? Bo internet jest ,,zatrzęsieniem ” tych informacji . Czy także takie preaparaty jak spirulina, chlorella, jęczmień młody . Uzywam olej lniany , . Kończy mi sie witamina C , dlatego tak mi zależy na odpowiedzi- czy dalej -L-A, czy askorbinian sodu ? Pozdrawiam pieknie i prosze odpisz 🙂
Marlena napisał(a):
Alkalizacja nie jest trudna, po prostu jemy świeże warzywa i owoce i pijemy wyciskane z nich soki -poczytaj o diecie Gersona (chodzi o założenia, nie o dokładne co do joty śledzenie tej diety), polecany jest sok z marchwi codziennie oraz soki z zielonych części roślin. Resztę napisałam na maila.
Kamil950 napisał(a):
Przeczytałem w opiniach na Amazon .com, że książka “Cud terapii Gersona. Sprawdzony program żywieniowy. Leczenia raka i innych chorób” (“The Gerson Therapy: The Proven Nutritional Program for Cancer and Other Illnesses”) jest nie do końca aktualna i są pewne inne chyba bardziej skuteczne terapie.
https://www.amazon.com/gp/customer-reviews/R150R6O0CXY04E/ref=cm_cr_pr_rvw_ttl?ie=UTF8&ASIN=1575666286
Nie jestem pewny, ale ten ktoś chyba poleca bardziej np. książkę o raku autora, który nazywa się Ty Bollinger (czy Ty M. Bollinger) pt. chyba “Cancer: Step Outside the Box”, jeśli się nie mylę.
Marlena napisał(a):
Ty Bollinger nakręcił serię dokumentalnych filmów “The Truth About Cancer”, bardzo ciekawa, pokazująca szerokie spektrum metod bardziej naturalnego radzenia sobie z nowotworami niż tylko “złota trójka” (chemia, radioterapia i chirurgia) okrzyknięta oficjalnie jedynie skuteczną (co nie jest prawdą). Można obejrzeć te dokumenty za darmo na YT, a jeśli ktoś chce to można zakupić serię DVD do domu (z tym że po angielsku to jest). Tu jest witryna autora: https://thetruthaboutcancer.com/
Aneta napisał(a):
Witam serdecznie.
Mam pytanko w związku z terapią Gersona.
Od 2 tygodni stosuję terapię (choć nie każdego dnia w pełni się to udaje).
Pojawił się jednak pewien problem: często swędzi mnie skóra… Zastanawiam się czy to nie chodzi o nadmiar wit A? Wiem, że to jest jednym z objawów…Nie do końca wiem, jak sobie z problemem poradzić. Wcześniej 3 miesiące piłam soki w mniejszej ilości i problemu nie było. Teraz zaczęłam stosować się do zaleceń Gersona, włączyłam lewatywy, które faktycznie mają zbawienny wpływ na samopoczucie i likwidują wszelkie stany bólowe. Jednak to uczucie swędzącej skóry…w dodatku również odczuwam suchość dłoni (początkowo, skóra była nawilżona, stopy gładkie itd)… Czy ma Pani jakiś pomysł co może być przyczyną? Nie wiem, jak sobie poradzić a leczę naprawdę poważny problem i wierzę, że dzięki terapii odniosę zdrowotny sukces. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Aneto, witamina A znajduje się jedynie w pokarmach odzwierzęcych, których w terapii Gersona nie ma. Natomiast w roślinach znajduje się beta-karoten będący prowitaminą A, czyli substancją, z której ludzki organizm sobie sam wytworzy docelową witaminę A w ilości dokładnie takiej jaka jest mu na dany moment potrzebna. Stąd nie ma możliwości przedawkowania witaminy A jedząc rośliny. Oczywiście my laicy często mówimy np. “marchew ma w sobie dużo witaminy A”, ale z chemicznego punktu widzenia zawiera prowitaminę (to jest powodem nieporozumień i błędnego myślenia jakoby można przesadzić z witaminą A spożywając marchew, szpinak czy bataty).
Swędzenie skóry jak piszą na witrynie Gersona to bardzo częsty podczas terapii, ale dobry i pozytywny objaw, czyli objaw detoksu https://gerson.org/gerpress/8-natural-remedies-for-itchy-and-irritated-skin/.
karolinium napisał(a):
w jaki sposób ” zakwasić” żołądek??? kilka postów coś o tym pisało? mam ostrą postać łuszczycy.
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim bardzo dokładnie przeżuwać swoje jedzenie: podczas żucia wydzielają się soki żołądkowe. Pomocne mogą być też spożywane przed jedzeniem gorzkie zioła lub nalewki (np. zioła szwedzkie) lub naturalnie fermentowany ocet jabłkowy.
Z łuszczycą bardzo dobrze radzi sobie metoda dr Dąbrowskiej, wysłuchaj proszę wykładu pani doktor: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Marzena napisał(a):
Marlenko, czy masz może wiedzę, dlaczego osoby po przeszczepach narządów nie mogą stosować terapii Gersona? Co takiego terapia Gersona powoduje, że może nastąpić odrzut przeszczepionego narządu? Dużo czytam o zdrowym odżywianiu, stosuję się do wielu zasad, wyciskam soki codziennie, zdrowo się odżywiam, czuję się lepiej, ale to za mało. Chciałabym zastosować terapię Gersona, ale wyczytałam, że u osób po przeszczepach może nastąpić odrzut. Jestem po dwukrotnym przeszczepie rogówki jeszcze za czasów kiedy nie miałam tej “właściwej” wiedzy. Teraz zapewne już bym się nie zgodziła na przeszczepy, które w zasadzie nie dość, że nie naprawiły problemu to pogorszyły sprawę, rogówka nie ma się za dobrze, ale co gorsza w efekcie wielu operacji i leków (również immunosupresyjnych) powstały kolejne choroby i powikłania np. jaskra, którą chciałabym ustabilizować i przynajmniej zatrzymać postępujący odrzut rogówki, ale jak czytam, terapią Gersona mogę sobię zaszkodzić. Nie chcę się poddawać kolejnym pomysłom lekarzy, bo wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie, więc jestem zostawiona sama sobie. Przez jakiś czas stosowałam liposomalną wit. C i liposomalny glutation i moje chore oko, mam wrażenie, czuło się znacznie lepiej. Chcę wrócić do suplemetacji, ale chciałam również zastosować terapię Gersona, żeby zwiększyć szanse powodzenia oraz przejść całkowicie na “zdrową stronę mocy”. Czy może chodzi o to w wielkim skrócie, że terapia Gersona u ludzi po przeszczepach jakby na nowo “uczy” organizm rozpoznawać ciało obce w ciele i wtedy może nastąpić odrzut? czyli przywraca funkcję organizmu zaniżoną przez immunosupresanty? Czy podobie sprawa się ma ze stosowaniem wody utlenionej u osób po przeszczepach? Jeśli dobrze wyczytałam, podnosi się poziom tlenu w organizmie i organizm rozpoznaje “ciało obce” w swoim ciele i je odrzuca.
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że chodzi tu o to, że terapia Gersona odbudowuje cały układ odpornościowy. Natomiast po przeszczepie musi on być sztucznie wyciszany i otumaniany lekami, bo mamy ciało obce w sobie, więc chodzi o to by się o tym układ odpornościowy “nie dowiedział” i nie zaczął zwalczać “obcego”. Z podobnych powodów nie zaleca się postu Daniela osobom po przeszczepie.
Marzena napisał(a):
Dziękuję bardzo za odpowiedz. Tak myślałam. Nieciekawa sytuacja. Muszę poczytać czy kilka lat po odstawieniu immunosupresantów układ odpornościowy nadal jest wyciszony czy może sam się wzmocnił, bo jeśli nadal jest wyciszony to przypuszczam, że nic związanego ze zdrowym odżywianiem czy oczyszczaniem organizmu nie jest dla mnie wskazane.
Jacek napisał(a):
Dziękuje za artykuł. Chciałbym zapytać o poradę.
Cytuje: “w szczególności na spożywaniu codziennie dużej ilości soków wyciskanych na świeżo z marchwi, jabłek oraz zielonych części roślin – nawet do 13 szklanek dziennie”
Problem w tym, że mam alergie pokarmową na Marchew (klasa 3) oraz jabłko (klasa 2). To na podstawie panelu pokarmowego z krwi. Domyślam się że całkowicie powinienem unikać tych dwóch mimo że nie powoduje ewidentnej reakcji alegricznej? Robię tzw. slow-juicerem codziennie soki warzywne używając nowych dla mnie warzyw takich jak pasternak.
Czy ma Pani pomysł na substytut dla Marchwii oraz Jabłek ?
Pozdrawiam
W protokole Gersona podaje się często ogromną ilość soku z Marchwii. Ma Pani pomysł na zastąpienie marchwi i jabłek aby wzbogacić dietę? Piję głównie soki warzywne.
Agga napisał(a):
A czy Ty, Marleno, robiłaś kiedykolwiek taką lewatywę z kawy? I jakie sa Twoje wrażenia , wnioski?
małgorzata wołoszyn napisał(a):
Mam pytanie –
jak możemy mówić o zdrowiu płynacym z warzyw i owoców, skoro one same w sobie mają ogromną ilość chemii ?
jeśli nawet ktos ma swój ogródek, to nie ma szans być samowystarczalny i ponadto zanieczyszczenia powietrza, kwaśne deszcze, tlenki i inne zatruwaja naszą uprawę .
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że możemy mówić i powinniśmy mówić zamiast słuchać kłamliwej propagandy o “zatrutych chemią warzywach i owocach”!
Nie tylko ja to mówię, ale wraz ze mną tysiące czytelników tej witryny, którzy jedząc nawet kupne warzywa i owoce również podobnie jak ja zdrowieją – pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
Zosia napisał(a):
Mój szwagier ma gruczolaka na jelicie grubym co byś poleciła w jego przypadku .Ja poleciłam mu post Dąbrowskiej ,albo chociaż więcej warzyw i kiszonek ,Marleno byłabym wdzięczna za jakąkolwiek podpowiedź. ,
Marlena napisał(a):
Więcej warzyw, kiszonek, witamina C, witamina D – post dr Dąbrowskiej mógłby być pomocny, ponieważ jak donosiła pani doktor – ustrój “zjada” podczas postu różne narośla, polipy, włókniaki, gruczolaki i niepotrzebne (niezłośliwe) elementy dzięki temu, iż włączają się procesy autofagocytozy https://pl.wikipedia.org/wiki/Autofagia.
Zenek napisał(a):
Cześć,
Na podstawie jakich współczesnych danych opierasz swoje informacje? Podaj jeśli możesz nazwiska współczesnych badaczy z szanowanych ośrodków badawczych, który robili empiryczne badania dot. efektywności wit C, diety Gersona i in?
Marlena napisał(a):
Zbiór prac poświęconych stosowaniu witaminy C przez lekarzy w różnych schorzeniach znajduje się tutaj (dane zebrane w latach 1935-1999) https://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/
Jeśli chodzi o terapię Gersona, to jest to terapia żywieniowa, nie ma zatem możliwości przeprowadzenia badań w tym zakresie zgodnych w pełni z zasadami EBM (dostosowanymi do udowadniania skuteczności wyrobów farmaceutycznych, a nie pokarmów) czyli randomizowanych, podwójnie zaślepionych z użyciem placebo, ponieważ niestety ludzie widzą co jedzą, a do tej pory nie wymyślono czegoś co może udawać marchewkę (wygląda i smakuje jak marchew, ale marchwią nie jest – podobnie jak cukrowa tabletka udająca testowany lek, która wygląda jak lek, ale lekiem nie jest). Można co prawda mieć dwie grupy i żywić je inaczej, ale nie jest możliwe jednej grupie podać marchewkę a drugiej coś, co tylko ją udaje. Przy terapiach żywieniowych trudno zatem o wykonanie “odpowiednio udowodnionych” badań – prowadzący Instytut Gersona co prawda zrobili badania (przedstawiając opracowanie dokumentujące 5-letnie przeżycie po rozpoznaniu czerniaka, które było wyższe w porównaniu z wszystkimi innymi metodami leczenia), lecz praca ta została określona jako niedostatecznie wiarygodna przez środowiska medyczne z powodu niezgodności z zasadami EBM (np. randomizacja). Wychodzi na to, że dopóki ludzkość nie wymyśli placebo marchewki albo nie zmienimy sztywnych zasad dostarczania dowodów (dopasowanych do udowadniania leków, ale nie pokarmów), to oficjalne uznanie terapii takich jak terapia Gersona za skuteczne nigdy raczej nie będzie możliwe.
Gosia napisał(a):
Witam, trafiłam na stronę szukając informacji czy mogę stosować post dr. Dąbrowskiej po świeżo przebytej mononukleozie (właściwie to nadal choruję). Z jednej strony osłabienie organizmu to przeciwwskazanie, z drugiej czuję, że taka dawka dobroci wyjdzie mi na zdrowie. Widzę, że ta terapia to łagodniejsza forma postu Dąbrowskiej, bo wszystkie owoce i warzywa są dozwolone – czy się mylę? A strączki? Warzywa z zawartością skrobii? Zboża typu orkisz, komosa ryżowa? Przypomina mi to po prostu zdrową dietę wegańską. Jutro zacznę dietę warzywno-owocową, a jak będzie ok to także post Dąbrowskiej. Nawet jak nie zawsze ma się dostęp do organicznych warzyw i owoców to i tak są lepszym wyborem, niż naładowany chemią nabiał i mięso. Pozdrawiam
Dominika napisał(a):
Mam stwierdzone od roku POCHP, nie paliłam nigdy, mam wadę klatki piersiowej tzw. szewska klatke. Podobno przez to mam przewlekłą obturacje płuc, postać łagodna. Mój wiek to 36 lat.
Chcę pomóc sobie, dopóki to jest lagodna postać, czy ten sposób odżywiania jest dla mnie wskazany?
Marlena napisał(a):
Dominiko, złe odżywianie jeszcze w niczym nikomu nie pomogło (ani z niczego nie uleczyło), a dobre nikomu nie zaszkodziło, lecz pomogło wielu – więc odpowiedź jakby już masz. 🙂
Piotr napisał(a):
witam, czy nieszczelne jelito możne być przeciwwskazaniem przy trapi Gersona? Powinienem najpierw doprowadzić jelito do porządku czy może podczas tej terapii moja flora bakteryjna także powróci do normy?
Marlena napisał(a):
Wróci do normy.
eva napisał(a):
Marleno, szukam pomocy dla mojego taty, któremu nowotwór zabrał już 2 narządy. 9 lat był spokój ale teraz zaatakował płuca. Jutro ma mieć usuwany laparoskopowo największy z rozsianych guzów by go zbadać. Tata nie ma nerki i ma astmę przez którą jest na sterydach. Czytałam, że terapia Gersona (którą chciałabym wprowadzić) nie działa, lub jest słabszy efekt jeśli osoba przyjmuje sterydy. Proszę doradź mi. Dziękuję
Marlena napisał(a):
Najlepsze źródło informacji o terapii Gersona to książki napisane przez córkę dra Gersona, Charlotte Gerson, w języku polskim wyszły dwie, przeczytać je należy obydwie i wtedy działać.
eva napisał(a):
Tak , wiem jedną już czytam, dziękuję, miałam nadzieje na szybką odpowiedź na moje pytanie ale ok doczytam sobie
Magda napisał(a):
Pani Marleno, czy słyszała Pani może o osobach, które wyleczyły raka metodą Gersona? Mój tata ma ostrą białaczkę szpikową. Nakłanialiśmy go, by wyjechał do kliniki Gersona na Węgrzech, jednak on woli ufać lekarzom (jest już po pierwszej chemii) niż “niesprawdzonym” informacjom. Wiem, że siostry szukały w internecie opinii osób, które być może wyleczyły się na Węgrzech – nic nie znalazły. Gdyby o mnie chodziło, nie zastanawiałabym się ani chwili, ale tatę trzeba jakoś przekonać. Najlepiej przemawiają doświadczenia osób, które coś takiego przeszły. Obawiam się, że wyciskane soki i witaminy (C, D, B17), które mama podtyka tacie, to za mało, by wyzdrowiał.
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że w internecie jest sporo informacji o osobach wyleczonych metodą Gersona: witryna Instytutu Gersona (gerson.org), film “Cud terapii Gersona” https://www.youtube.com/watch?v=aC8vXde5fY8, książki napisane przez Charlotte Gerson (dostępne również w języku polskim). W sieci jest też blog Grzegorza https://leczenieraka.blogspot.com/, był on m.in. w klinice Gersona, stosował też pomocniczo inne metody – wyzdrowiał.
BJM napisał(a):
Marleno mam dwa pytania:
1. Co wiesz o wit B15?
2. Od jakiegos czasu obserwuje u siebie regularne schodzenie skury z opuszkow palcow (od paznokcia do polowy opuszka). Mniej lub bardziej mam to na kazdym opuszku. Spotkalas sie z czyms takim moze?
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
B-15 jest w pożywieniu (nasiona, pestki, pełne ziarno, płatki drożdżowe). Bierz B-complex (dobrą, mocną, typu B-50) oraz pij regularnie świeżo wyciskane soki warzywne i zobacz czy to pomoże na te skórki przy paznokciach. I uczulam na poziom witaminy D, korzystajmy ze słońca póki czas! 🙂
BJM napisał(a):
Właśnie suplementuje od ok 1,5m B complex (50) i zaczàłem namietnie pić soki zwlaszcza marchewkowo-burakowe i powiem ze nawet jest gorzej z opuszkami. Zastanawiam sie czy moze te witaminy nie wyplukują innej/innych i to powoduje opuszki. Gdzies czytalem ze to brak cynku ale z APW cynk wyszedl ok…
D3 suplementuje (obecnie ok 2400 jedn.) regularnie badam poziom (w kwietniu mialem ok 55). Mam podwyzszony wapn…?
Sylwia napisał(a):
Bardzo proszę o odpowiedź czy posiłki są konieczne podczas tej kuracji czy zdrowienie zachodzi również na samych sokach i lewatywach. Moja mama ma 20cm guza najprawdopodobniej na jajniku (rozpadający włókniak macicy- czekamy jeszcze na szczegółowe wyniki co to dokładnie jest) i bardzo zależy nam na jak najszybszym działaniu. Dzisiaj jest 3 dzień na sokach i lewatywach. Bardzo proszę o odpowiedź i ewentualne wskazówki. Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o terapię według doktora Gersona, to są tam zarówno soki jak i stałe pokarmy (menu jest opisane w książce).
Sylwia napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Mam jeszcze kilka pytań i dylematów i z całego serca proszę Pani Marleno o odpowiedź. Sprawa ta zszokowała nas zupełnie, gdyż moja mama jest osobą niepijącą, niepalącą, zdrowo odżywiającą się wegetarianką. Przeżyła natomiast, zwłaszcza ostatnimi czasy dużo stresu. Od ok. 1,5 miesiąca cierpiała na dokuczliwe wzdęcia, więc w zeszłym tygodniu poszła zrobić badania . Wyniki wyszły dobre poza podwyższonym plt (ok. 630). Następnie tomograf wykazał zmiany na jajniku i liczne torbiele. Na następny dzień na ginekologi stwierdzono u niej 20cm guza na jamie brzusznej. Totalny szok! Jesteśmy od kilku dni na terapii Gersona, mama przy wadzę niespełna 48kg ma objętość w pasie między 78-80cm, a mówi, że latem mierzyła w talii 64cm. W jamie brzusznej zbierał się płyn, z którego pobrano ciecz do analizy. Do dziś nie wiadomo co to jest. Wczoraj przyszły podstawowe wyniki, w których nie stwierdzono zmian nowotworowych, ale szczegółowe mają przyjść dopiero w poniedziałek. I na tej podstawie lekarze mają zdecydować czy ma mieć usunięty guz czy brać chemię. Myślę, że w tej sytuacji wycięcie guza byłoby jeszcze ok, ale dowiedziałyśmy się, że prawdopodobnie miałoby to nastąpić wraz z wycięciem macicy i jajnika/-ów. Tylko, że lekarze, żeby dowiedzieć się co to dokładnie jest musieliby najpierw pobrać próbkę z guza… Zupełnie nie wiemy co w takiej sytuacji robić. Stosujemy nadaj terapię ale widzę, że mama tylko chudnie a brzuch nadal jest wielki. Boję się, żeby guz nie pękł podczas każdej lewatywy (3 dziennie) i tak dużej ilości soku.. Bardzo proszę o podpowiedź. P.S. Czytałam na Pani stronie, że jednej z czytelniczek zeszły torbiele za sprawą stosowania okładów z oleju rycynowego i picia krwawnika, ale przy Gersonie jest to chyba niewskazane? A czy można stosować imbir i kurkumę?
Marlena napisał(a):
Dieta wegetariańska sama w sobie nie stanowi automatycznie biletu do zdrowia i długowieczności. Samo niejedzenie mięsa jeszcze nic nie znaczy. Ważne jest to, w jakim stopniu dieta jest przetworzona oraz czym się to mięso zastępuje. Jeśli głównie wyrobami mącznymi i nabiałem (niestety częsty błąd u wegetarian), to jest to zwykła zachodnia dieta, tyle tylko że bez udziału mięsa, a więc nadal w dużym stopniu chorobotwórcza.
Sylwio, guz nie urósł w parę dni więc i w parę dni nie zniknie jak za pstryknięciem palcami. Na wszystko nasz organizm potrzebuje czasu. Okłady z oleju rycynowego stosuje się u Gersona, zioła i przyprawy – nie ma ograniczeń. Oprócz soków są też normalne posiłki, kto powiedział, że trzeba zmienić się w chodzącego kościotrupa na Gersonie? 😉
Najlepiej zaopatrz się w odpowiednią literaturę, np. tę książkę: https://akademiawitalnosci.pl/charlotte-gerson-dr-morton-walker-cud-terapii-gersona/
Naturalnie napisał(a):
Pani Sylwio.
Terapia Gersona to nie tylko soki i lewatywy.
Wypada się naprawdę zapoznać na początek z jedna czy obiema książkami żeby zrozumieć jej istotę, i nie zrobić mamie krzywdy. W skrócie napisze tak:
1. Wyeliminowanie totalnie jakiejkolwiek chemii z otoczenia osoby chorej
2, Wyeliminowanie totalnie jakiejkolwiek chemii z żywności osoby chorej (oczywiście na tyle na ile możemy w tak zatrutym świecie)
3, Soki i jedzenie ma być tylko z żywności ekologicznej, nie z marketu. Jako żywność ekologiczna mam na myśli żywność kupowaną z gospodarstw eko a nie w markecie z napisem eko
4,Oczyszczanie organizmu – lewatywy z kawy co 4h, oraz co drugi dzień lewatywa z olejem rycynowym
5,Suplementacja selen, koenzym q10, wit B3, jod, sole potasu (Gerson ma kombinacje 3 związków, do nabycia spokojnie w Polsce), colostrum, w zależności od potrzeb(poziomi cukru) pikolinian chromu, oraz co b. ważne enzymy – pankreatyna, accidol pepsil, oraz dodatkowo wobe mugos
6. I oczywiście 3 posiłki , przepisy zawarte w książkach.
7. Z własnego doświadczenia dodam (bo Gerson strikte nie poleca dodatkowych suplementacji, ale jednak wiedza 60 lat temu tez była troche inna) suplementacje D3 (początkowo duże dawki, 20000-30000 jm dziennie), K2mk7, witamina A-w formie płynnej nawet 100000-120000 jm dziennie, bcomplex, wit E – najlepiej tokotrienole, ale dobrze jesli będzie wszystkie 8 witamin E w zestawie, bentonit do dodatkowego oczyszczania.
8. Medytacja, modlitwa, zwał jak zwał – trzeba uspokoić głowę , a najlepiej nie słuchać i nie-wierzyć ślepo w prognozy lekarzy, bo to najkrótsza droga do załamania. a wtedy system immuno pada i nic nie pomorze. A lekarze – wiem z doświadczenia – potrafią tylko jedno- pogrążyć człowieka, utwierdzając w tym ze albo skalpel, albo chemia albo radio. A to wcale tak nie jest.
8., Nad chemia to się trzeba naprawdę bardzo zastanowić, bo to jest raczej droga tylko w jedną stronę…
Co do samej terapii – jest skuteczna, jak sie wie co się robi, dlaczego i wierzy w to co się robi. Bo poprawa nie przychodzi po tygodniu. Ale sam doświadczyłem, więc potwierdzam.
Pozdrawiam, wiary, cierpliwości i wytrwałości życzę.
Stokrotka napisał(a):
Chcialabym zaczac robic takie lewatywy z kawy.Podobno nalezy uzyc do lewatywy wody destylowanej a nie z kranu.U mnie za granica litr kosztuje 35 zl wiec odpada.Gdzies przeczytalam,ze Gerson mowil,ze jeszcze lepsza bylaby dejonizowana ale nie wiem czy to prawda.Nie moge znalezc takiej informacji.Wydawaloby sie,ze obie wody sa czyste.Moze ktos wie?
Zastanawiam sie tez,czy na probe nie zrobic z mniejszej ilosci kawy te lewatywe,zeby sprawdzic jak zareaguje organizm.Sama nie wiem.W zeszlym roku robilam lewatywy ale z innych plynow i nigdy nie wlazlo mi wiecej niz 0.5 litra.Raz jak wlalam 0,75 to mialam brzuch jak balon.Nie wiem jak inni wlewaja 2 litry.
Jestem taka zdeterminowana,zeby sie wyleczyc. Nie dzialaja mi dobrze jelita. Domyslam sie,ze przez wieloletnie zazywanie tabletek przeczyszczajacych w kolosalnych ilosciach. Prawie nie mam ruchow perystaltycznych.Chociaz tak dobrze jem. Czerniak cos ostatnio mowil o splocie auerbacha i pomyslalam sobie ,ze to moge byc wlasnie ja. Ale malo na ten temat jest w necie. Czy system nerwowy jelit da sie odbudowac? Rzucilam nabial,pszenice a ostatnio zrezygnowalam z miesa chociaz i tak rzadko go jadlam,od swieta. Zero cukru i innych smieci.
A tu 2 mies temu przypaletalo sie w nagrode az 8 cyst w piersiach.:-(
Mam slabe krazenie,takie dziwne palenie w stopach i niezrozumiale dla mnie do tej pory takie przyplywy goraca na skorze,w roznych czesciach ciala.Moze ktos z was mial cos takiego i wie co to moze byc? Nie wspomne juz o 16-letniej depresji z ktora zdecydowalam sie zyc. Tylko co to za zycie? Totalna wegetacja i zmarnowany czas.
Posypalam sie.
Dzisiaj pierwszy raz wzielam B complex.
Czulam takie przyjemne mrowienie na calym ciele. Nawet w brzuchu i jelitach. Zobaczymy jutro. Moze wyjde z tego.
Marlena napisał(a):
Stokrotko, ale metoda Gersona to nie tylko lewatywy z kawy. Przede wszystkim to soki, soki, soki. Pijemy warzywa! Do 13 szklanek soków na dobę: sok marchwiowy, marchew z jabłkiem, soki z zielonych części roślin. Oraz oprócz tego normalne posiłki (wegańskie).
Zdrowie zaczyna się od jelit, więc te inne Twoje dolegliwości to już może być sprawa wtórna, najpierw trzeba zrobić porządek z jelitami: oczyścić (ale nie środkami przeczyszczającymi!), odkwasić, przepłukać sokami warzywnymi, odbudować mikroflorę bakteryjną (kiszonki!), wzmocnić bariery (witamina D się kłania). Kiedy ostatnio robiłaś oczyszczanie organizmu? Kiedy ostatnio badałaś swój poziom witaminy D?
Trawienie, przyswajanie i eliminacja to podstawa zdrowia, jeśli to szwankuje, to i inne narządy i układy zaczną prędzej czy później szwankować.
Stokrotka napisał(a):
Ale ja juz nie przeczyszczam sie od 15 lat albo wiecej a i tak nie udalo mi sie naprawic jelit.Cukru nie jem od 5 lat.Kiszonki tez swoje robie.Surowki warzywne z awokado.Owoce,rzechy,nasiona.Soki warzywne sa,od 2 miesiecy.2 litry dziennie.1 litr zielonego i 1 litr pomaranczowego.Posilki jem 3 razy dziennie.Zazwyczaj surowe.Czasem cos lekko poddusze na parze. czasem platki,suszone morele,sliwki.Czasami kawalek chleba ze starodawnego zboza upieke. Czasami jednak zle trawie tluszcze i bialka.Zauwazylam nawet po zjedzeniu orzechow.Byc moze mam utrudnione zadanie po przebytych szczelinach odbytu.
Witamine D3 podnioslam do 65.Nadal biore 10 lub 15tys j .Biore tez K2+Bcomplex+omega3+koenzym q10+liposomalna witC.Czekam teraz na cytrynian magnezu jeszcze.Poziomu wszystkich witamin nie badam bo za drogo ale kilka lat temu mialam deficyt B6 i zapomnialam o tym.Stad B complex.
Zastanawialam sie ostatnio czy moze brac enzymy na trawienie czy takie soki powinny wystarczyc?Podobno podczas brania wit D,trzeba brac A+E .Nie wiem czy to robic skoro pije litr soku z marchwii i czerwonych,zoltych i pomaranczowych papryk.To na moje oko powinno wystarczyc ale nie znalazlam zadnych informacji na ten temat.
Wiem,ze w zdrowieniu psychika tez odgrywa wazna role wiec z depresja mam troche utrudnione zadanie.
Kupilam wode dejonizowana(pisze :do baterii i zelazek.Nie konsumowac!Nie wiem czy moge to uzywac do lewatywy.Moze ktos wie?
Marlena napisał(a):
Z tego co ja kojarzę to ludzie normalną przegotowaną wodę brali, więc chyba nie musi być zaraz demineralizowana (czyli pozbawiona wszelkich jonów minerałów).
Stokrotka napisał(a):
Dzieki.
PS W pierwszym komentarzu mialo byc Dr.Czerniak.