Ustami mass mediów i zatrudnianych przez nich ekspertów (często lekarzy lub dietetyków) wtłaczany jest nam do głów pogląd, że nie potrzebujemy żadnego „oczyszczania organizmu”, ponieważ organizm sam się oczyszcza (co jest zresztą w dużej mierze prawdą) i wydala wszystko co tylko jest zbędnego do wydalenia czterema drogami: poprzez płuca (dwutlenek węgla, który wydychamy), nerki i jelita (czyli mocz i stolec) oraz przez skórę (czyli pot – choć tego ostatniego faktu niewielu ludzi jest świadomych, co zresztą widać po sukcesie sprzedażowym antyperspirantów i blokerów czyli kosmetyków chemicznie blokujących wydzielanie potu).
Przy czym zauważyć można jedną charakterystyczną rzecz: najczęściej poglądy o braku konieczności oczyszczania podzielane są przez te osoby, które właściwie nigdy nie stosowały żadnej formy oczyszczania i jak można się domyślać – najbardziej by tego potrzebowały, ponieważ nawet nie zdają sobie sprawy, iż obecnie żyją życiem drugiego gatunku.
Wstyd się przyznać: sama do takich osób kiedyś należałam.
Słowo „toksemia” było mi obce, w najlepszym przypadku kojarzyło mi się z zatruciem toksyną tężca lub błonicy.
Ale do czasu!
Na własnej skórze przekonałam się, że toksemia w sensie samozatrucia czyli pozostawania w tkankach zbyt wielu śmieci (np. produktów odpadowych przemiany materii lub toksyn pochodzących z pożywienia, powietrza, leków, kosmetyków) naprawdę istnieje.
Przyszedł kiedyś taki moment w moim życiu, iż odczułam boleśnie niemal wszystkie tego oznaki.
W warunkach zdrowia ilość toksyn dostających się do organizmu i tworzących się w nim powinna być dokładnie równa ilości toksyn wydalanych, problem zaczyna się wtedy gdy szwankuje ta delikatna równowaga i nasze naturalne mechanizmy oczyszczające nie są już dłużej w stanie poprawnie spełniać swoich funkcji.
Próżno szukać wtedy pomocy w gabinecie lekarskim.
Wielu z nas z pewnością doświadczyło sytuacji, w której wszystkie badania wychodzą w porządku, podczas gdy my nie czujemy się wcale dobrze, cierpiąc na brak energii, przewlekłą apatię, problemy z wagą, ze snem, z trawieniem, z nawracającymi jak bumerang infekcjami, wieczne przemęczenie czy bóle niewyjaśnionego pochodzenia.
Medycyna konwencjonalna nie uznaje jednak zjawiska toksemii w znaczeniu innym niż krążenie we krwi toksyn bakteryjnych (np. tężec), zwierzęcych (np. ukąszenie żmii) lub roślinnych (np. cykuta).
Kiedy więc wyniki badań są prawidłowe, a pacjent dalej narzeka na apatię, osłabienie, bóle i brak energii do życia – najczęściej dostaje od zdezorientowanego lekarza poradę by iść do domu i wypocząć, a czasem farmakologiczne wsparcie (działające na krótko i zatruwające ustrój jeszcze bardziej), jednak tak czy inaczej człowiek zostaje się sam na sam ze swoimi nierozwiązanymi problemami zdrowotnymi.
Po czym zatem poznać, że nadużyliśmy naszego ciała fundując sobie wielki wewnętrzny śmietnik?
Jakie sygnały nam nasze ciało wysyła by nam oznajmić, że ma dość takiego traktowania i żąda zabrania się za natychmiastowe porządki by oczyścić uzbierane latami śmietnisko, w którym przyszło mu (z coraz większym trudem, niestety) funkcjonować?
Pamiętajmy, że lepiej dmuchać na zimne i nie dopuszczać do silnych sygnałów ze strony ciała, lecz reagować od razu, gdy tylko stwierdzimy któryś z poniższych symptomów.
Oto 10 oznak toksemii, czyli przewlekłego i częstokroć ciągnącego się całymi latami zatrucia ciała:
1. Potrzebujesz kofeinowego kopa na dzień dobry, inaczej nie jesteś w stanie funkcjonować.
Wszyscy znamy co najmniej kilka osób z najbliższego otoczenia, które nawet spędzając w łóżku wystarczającą dla dorosłego człowieka ilość godzin snu – rankiem budzik najchętniej wyrzuciłyby do śmieci, klejące się od snu oczy każdego poranka stawiają „na zapałki” oraz nie są w stanie rozmawiać z nikim, dopóki nie wleją w swe żyły porcji pobudzacza czyli kawy.
Dotyczy to też osób, które przyjęły na siebie publiczną misję nauczania innych na temat zdrowego życia, ot choćby pewna pani profesor dietetyki znana jako ekspert pod pseudonimem dr Zdrówko z popularnego programu telewizyjnego „Wiem, co jem i wiem, co kupuję„, która w jednym z wywiadów o zdrowym żywieniu beztrosko stwierdza: „Ja muszę kawą zacząć dzień, inaczej nie widzę, co się wokół dzieje”.
No jak mus to mus.
Jeśli jednak bez kofeinowego kopa nie potrafią zacząć dnia nawet znani eksperci, którzy swymi profesorskimi ustami nauczają nowe pokolenia dietetyków jak również edukują szare masy ludzi poprzez programy telewizyjne, to co się dziwić, że kofeinowy stymulant postrzegany jest jako coś normalnego, potrzebnego, koniecznego i nieszkodliwego przy tym?
Jednak jest jeszcze coś, o czym pani profesor Zdrówko pewnie publicznie w telewizji nie mówiła: poranne kryzysy to jeszcze nie koniec atrakcji.
Po południu ma bowiem jeszcze miejsce drugi kryzys kawowy: bez kolejnej kawy człowiek nie jest w stanie dotrwać do wieczora.
Jego mitochondria zapchane śmieciami pracują na pół gwizdka, budzą się tylko na krótki zryw po kofeinowym kopie.
Z biegiem czasu kofeiny (substancji uzależniającej) musimy już dostarczać więcej i więcej – stąd sukces sprzedażowy napojów energetyzujących typu „Red Bull” czy „Tiger”.
Tak się właśnie dzieje gdy zaczynasz się „energetyzować” kofeiną zamiast zdrowym pożywieniem, które powinno wystarczyć za jedyne źródło energii witalnej jakie dla nas zostało zaprojektowane przez naturę.
Przerażające jest to, że widzę coraz młodsze (i coraz bardziej otępiałe, szare i zmęczone) twarze osób w kolejce do kasy, wykładających na taśmę „energetyzujące” napoje.
Na Facebooku zaś furorę robią memy na temat okropieństwa wstawania rano z łóżka lub powrotu do pracy w poniedziałek.
Tak właśnie wyglądała kiedyś również i moja rzeczywistość.
Jednak dzisiaj nie mam już potrzeby pijać kawy – budząc się rano mam od momentu otwarcia oczu chęć do życia i pełną jasność umysłu – bez względu na to, jaki jest dzień tygodnia! 🙂
Nie podsypiam, nie nastawiam budzika w tryb drzemki – od razu się budzę (nawet bez budzika) i zaczynam dzień: mój organizm wie, kiedy ma dosyć snu.
W ciągu dnia i aż do samego wieczora mam wystarczającą ilość energii, a jej poziom łagodnie spada dopiero po wieczornym wyciszeniu się, tuż przed pójściem spać.
Dokładnie tak funkcjonuje człowiek w pełni zdrowy.
Chcesz wiedzieć co takiego długoterminowo robi z człowiekiem kofeina i jak w związku z tym nauczyć się pić kawę mądrze i z głową? Przeczytaj e-booka jakiego na bazie dostępnych na dzień dzisiejszy badań naukowych przygotowałam dla naszych czytelników: „Kawa: Instrukcja Obsługi”.
2. Masz ciemne kręgi i worki pod oczami.
Oczy są zwierciadłem duszy ale i odbiciem stanu naszego zdrowia: u zdrowego człowieka zarówno białka oczu jak i okolice dolnych powiek są jasne i gładkie.
Jednak my dzisiaj żyjemy w czasach kiedy mało kto jest zdrowy, więc ciemne kręgi i wory pod oczami można podziwiać już na całkiem młodych twarzach, a często wręcz u małych dzieci.
Ludzie starsi natomiast prezentują oprócz tego nalane twarze, przedwcześnie rozmyte rysy i mikroobrzęki: symptomy przebiałczenia, zmęczonej wątroby, niedotlenienia, niedoboru witamin i składników mineralnych, przeładowania tkanek sodem i zaburzeń mikrokrążenia limfy.
Hitem sprzedaży drogeryjnej są zatem obecnie nie tylko blokery potu, ale również korektory pod oczy. Worki i cienie pod oczami? Przecież to można zamalować! 😉
To jest właśnie charakterystyczne dla współczesnych czasów: skupiamy się na usuwaniu symptomów.
Blogi, vlogi i babskie gazety uginają się od porad „jak walczyć z cieniami i workami”, jednak żadna z nich nie wskazuje narastającej toksemii jako możliwej przyczyny takiego stanu rzeczy.
A nie znając przyczyny nie wykorzenimy problemu, możemy tylko przyklepać swoje ciemne kręgi korektorem, albo za usunięcie worków zapłacić bajońską sumę specjaliście od chirurgii plastycznej (swoją drogą niezły biznes: najpierw udawać Greka, że toksemia znaczy niby zupełnie coś innego niż naprawdę znaczy, a potem za ciężkie pieniądze tymczasowo usuwać naiwnym ludziom skutki trwającego całe dekady podtruwania organizmu za pomocą „nowoczesnej technologii” czyli kosztującej fortunę medycyny estetycznej, której żadne ubezpieczenie nie pokrywa).
Co zrobić?
Odstawić stymulanty i używki (kawa, cola, tytoń) i oczywiście zacząć się porządnie wysypiać i dobrze nawadniać (czysta ciepła woda, zielona herbata, herbatki ziołowe o działaniu moczopędnym) oraz najważniejsze: zmienić dietę podążając za zielonym.
Zamiast fury mięcha, nabiału, pieczywa i słodyczy zapijanych kawą lub colą – mnóstwo zielonych szejków (smoothies, koktajli) i świeżych sałatek czyli spora dawka oczyszczającego chlorofilu, potasu i witamin, szczególnie witaminy K (odpowiedzialnej za stan drobnych naczyń krwionośnych).
Najlepiej zieloną rewolucję zacząć od śniadania: woda z sokiem z połówki cytryny zamiast kawy, a zamiast nieśmiertelnej kanapki z dżemem, szynką lub serem – sycący i pełen witamin zielony koktajl z mnóstwem dobrych i odżywczych rzeczy w środku (inspirujące przepisy znajdziesz w moim e-booku „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”, kliknij tutaj).
Pozostałe posiłki zaczynamy od wielkiej michy sałatki (zielonolistne i kolorowe warzywa), a dopiero potem jemy cokolwiek innego (zupa, danie jednogarnkowe, warzywa na parze itp.), nie czerpiąc jednak kalorii z niczego przetworzonego, smażonego albo zawierającego cukier lub białą mąkę.
Po ok. dwóch tygodniach menu maksymalnie obfitującego we wszystko co zielone – już widać pierwsze efekty w postaci coraz bardziej rozpromienionej cery i co za tym idzie stopniowego zaniku cieni i worków, czego niżej podpisana doświadczyła na własnej osobie i potwierdzają to również użytkownicy naszej witryny.
Oczywiście jeśli twój nowy wygląd nie będzie ci się podobał i wolisz przywrócić sobie ten poprzedni, to nic prostszego: po prostu cofasz się do poprzedniego menu (fura mięcha, nabiału, białej mąki, smażenin, słodyczy, używek i dowolnie wybranej przetworzonej pseudokarmy, zaś owoce i warzywa jako dodatek, skromna przystawka lub urocza ozdoba), zarywasz noce i zaczynasz z powrotem palić.
Cienie i worki pod oczami masz wtedy jak w banku, prędzej czy później powrócą.
W wolnym kraju każdy ma prawo być chorym lub zdrowym wedle swego życzenia, a w sklepach znajdziemy szeroki wybór produktów zarówno do tego by być zdrowym, szczęśliwym i pięknym jak i do tego, by być chorym, smutnym i brzydkim.
Pamiętaj – to ty dokonujesz wyboru.
3. Brak ci energii i odporności na stres: dominuje zmęczenie, potrzeba długiego snu, poczucie apatii oraz obniżony nastrój.
Zdrowy przewlekle człowiek jest radosny i witalny od rana do wieczora. Nie potrzebuje do tego celu stymulantów (kawy, alkoholu) ani leków.
Nie musi też poprawiać sobie humoru słodkościami, ponieważ dobry humor nigdy go nie opuszcza.
Byle drobnostka z pewnością nie wyprowadzi go z równowagi – jest też odporny na stres.
Jeśli ktoś zaczyna przeistaczać się w letargicznego kanapowca jak ja kiedyś, to może być znak, że jego centra energetyczne (mitochondria) mogą szwankować, a macierz międzykomórkowa (w której zanurzone są komórki i dzięki której dokonuje się wymiana substancji odżywczych pomiędzy krwią i komórkami) może być nieźle zapchana furą toksycznych starych śmieci oraz kwasów.
Ponieważ organizm oczyszcza się podczas snu (tylko wtedy nie przyjmuje pokarmu, nie musi zajmować się bieżącym metabolizmem, w związku z czym może zająć się porządkami) – im wyższy poziom toksemii, tym większa jest potrzeba snu: organizm sam nam daje do zrozumienia, że ma pilnie (!) porządki w komórkach do wykonania.
W takich warunkach obywatel nie ma ochoty na jakąkolwiek aktywność fizyczną poza ruchem palca na klawiaturze pilota telewizyjnego lub ekraniku swojego smartfona.
Nawoływania lekarzy i dietetyków do zwiększenia aktywności fizycznej („ruszajcie się, biegajcie, chociaż spacerujcie!”) nie przyniosą skutku – zwyczajnie człowiek nie jest w stanie wykrzesać z siebie żadnej iskry (brak fizycznych możliwości przy „wyczerpanych bateryjkach”).
4. Pojawia się obniżenie zdolności umysłowych i intelektualnych.
Wraz z niedomaganiami ciała również umysł i intelekt stają się mniej wydolne. Brak jasności umysłu z czasem powoduje sporo napięć i narastanie problemów (w domu, w pracy, w życiu towarzyskim).
Mogą wystąpić trudności z koncentracją, kłopoty jeśli chodzi o czytanie ze zrozumieniem (bardzo częsta przypadłość), problemy z zapamiętywaniem i przypominaniem sobie, nieradzenie sobie z rozwiązywaniem problemów czy w końcu brak zapału i inwencji twórczej (kreatywności).
To co kiedyś robiliśmy szybko i bez trudu nagle zaczyna zabierać nam znacznie więcej czasu i kosztuje dużo więcej wysiłku. No i żeby jeszcze tak nam się chciało chcieć, jak nam się nie chce…
Sięgamy po kolejną kawę, lek albo napój energetyczny, naiwnie ufając, iż magicznie rozwiąże to nasz problem. I rozwiązuje – ale jedynie na krótką chwilę, po czym znowu mamy mgłę mózgową i coraz mniej zaczynamy z tego wszystkiego rozumieć, a za to coraz bardziej tracić chęć do życia.
5. Nie masz apetytu na zdrowe pokarmy, ale za to ciągnie cię do tych niezdrowych.
Bardzo charakterystyczne dla osób podtrutych toksynami: nie mają ochoty na świeże dary natury! Odwracają się z niesmakiem od zielonej sałatki, a widok soczystych kolorowych owoców nie robi na nich żadnego wrażenia, więc przechodzą obok nich całkowicie obojętnie.
Mają za to ciągoty do produktów smażonych, przetworzonych i rafinowanych („białe” produkty jak biały ryż, biały makaron, białe pieczywo, cukier, słodycze, frytki…) oraz odzwierzęcych (mięso, mięso, mięso – na śniadanie, obiad i kolację oraz oczywiście nabiał).
Zdrowy człowiek odwrotnie: smakują mu naturalne nieprzetworzone produkty i nie ciągnie go do niezdrowych, nawet jeśli się skusi na kawałeczek, to częstokroć stwierdza, iż nie smakują mu już jak dawniej, a gdy odzwyczai się już na dobre np. od cukru, to spożycie go w większej ilości może nawet spowodować nieprzyjemne samopoczucie (mgła mózgowa i uczucie otępienia, czyli tzw. „sugar crash”, a nawet niestrawność).
Dlatego zdrowi ludzie intuicyjnie odwracają się od niezdrowych pokarmów: ciało obdarzone wrodzoną inteligencją wie, że niczego dobrego ani pożywnego tam nie ma. Zdrowy człowiek je po to by żyć, a nie odwrotnie.
Dobra wiadomość jest taka, że wystarczą ok. 3 tygodnie ciągłego powtarzania bodźców aby wytworzyć w mózgu nowe ścieżki neuronowe – dotyczy to również upodobań smakowych.
Po prostu trzeba zacząć regularnie jadać zdrowe rzeczy, aby w końcu je polubić.
Pozytywne zmiany jakie zajdą w naszym samopoczuciu dopełnią dzieła i nie będziemy mieć ochoty na powrót do starych nawyków żywieniowych.
6. Masz problemy ze skórą (trądzik, cellulit, grzybice itp.).
Skóra to nasz największy narząd: jako ostatnia pobiera składniki odżywcze pochodzące z pożywienia (najpierw bowiem organizm musi nakarmić ważniejsze do przeżycia organy), dlatego jeśli chcemy wiedzieć czy ktoś jest naprawdę zdrowy, to wystarczy popatrzeć na jego skórę.
Jeśli skóra jest zdrowa i promienna (czyli została dobrze nakarmiona składnikami odżywczymi pochodzącymi z naturalnej, nieprzetworzonej żywności), to pomyślcie tylko jak świetnie muszą być w takim razie nakarmione narządy wewnętrzne, które to dostają papu jako pierwsze.
Ani trądzik ani cellulit nie są oznakami zdrowia.
Gdy w ustroju znajduje się za dużo toksyn, a inne drogi są zapchane, zajęte lub nieczynne, to organizm korzysta również z tej drogi, tzn. wyrzuca odpady na skórę (wypryski) lub tworzy podskórne składowisko – to właśnie słynny cellulit o którym nasze prababki nie miały pojęcia, że istnieje.
Przy czym cieszmy się, że nasz organizm jest na tyle inteligentny, iż najpierw magazynuje toksyczny śmietnik pod skórą, z dala od żywotnych narządów, w przeciwnym razie długo byśmy nie pociągnęli.
Warto wiedzieć, że wśród ludów odżywiających się tradycyjną nieprzetworzoną dietą naukowcy nie stwierdzili trądziku – ani u nastolatków, ani u osób dorosłych.
Gdy pomyślę teraz, ile pieniędzy swego czasu wydałam niepotrzebnie, chcąc pozbyć się trądziku i cellulitu…
A wystarczyło tylko odtrucie organizmu, zmiana diety i stylu życia – mój organizm sam rozwiązał te problemy gdy mu stworzyłam do tego odpowiednie warunki i kłopoty ze skórą nigdy już nie wróciły.
Przemysł kosmetyczny podobnie jak medycyna estetyczna żerują częstokroć na naszej niewiedzy, łakomstwie, gnuśności i głupocie.
7. Masz problemy z utrzymaniem prawidłowej masy ciała.
Spora część toksyn środowiskowych z jakimi mamy styczność (konserwanty, pestycydy, DDT, PCB, BPA itd.) to substancje rozpuszczalne w tłuszczach (lipofilne).
Jeśli ustrój nie może ich wydalić, to magazynuje je w tkance tłuszczowej, przechodzą one również do mleka matki (zarówno ludzkiej jaki i zwierzęcej).
Im bardziej jesteśmy zatruci tym trudniej jest utrzymać stałą prawidłową masę ciała, ponieważ tkanka tłuszczowa w tym wypadku spełnia funkcję ochronną: organizm nie będzie chciał tak łatwo (i na stałe!) jej się pozbyć i robi to poniekąd dla naszego dobra.
Ponadto pewne toksyny rozpuszczone w tkance tłuszczowej spowalniają dodatkowo metabolizm.
Zasada odkładania się toksyn lipofilnych w tkankach organizmów żywych dotyczy nie tylko człowieka, ale również zwierząt. Dlatego tłuste mięso i mleko będzie bardziej obciążone tymi substancjami niż chude.
Zgodnie ponadto z zasadami bioakumulacji organizmy będące na szczycie łańcucha pokarmowego nagromadzą w swoich tkankach najwięcej substancji toksycznych pochodzących ze środowiska.
To jeszcze jeden powód, dla którego warto kłaść na talerz więcej roślin, a mniej zwierząt: ten bowiem kto jest wyżej w łańcuchu pokarmowym będzie zawsze bardziej zanieczyszczony od tego kto jest niżej.
Kolejnym problemem może być niemożność zmniejszenia swojej ekspozycji na szkodliwe substancje w przypadku produktów odzwierzęcych: nie ma zbytnio możliwości usunięcia ich z tkanek mięsnych lub z produktów mlecznych (choć te ostatnie można chociaż odtłuścić).
Dobra wiadomość jest taka, że w przypadku warzyw i owoców możemy coś zrobić: kąpiel w wodzie o zasadowym pH często pozostawi na powierzchni wody tłustawy film, świadczący o obecności związków lipofilnych (pochodzących np. ze środków ochrony roślin).
Zobacz jak myć warzywa i owoce pochodzące z upraw konwencjonalnych: [klik].
8. Zapach wydzielin i wydalin twojego ciała jest nieprzyjemny.
Temat dosyć niepopularny, ale cóż… nic co ludzkie nie jest nam w końcu obce.
Powiedzmy sobie szczerą prawdę na temat wydzielin i wydalin ludzkiego ciała: im bardziej zatrute mamy ciało, tym bardziej zapach ten jest ofensywny i nieprzyjemny: mocz, pot, gazy, stolec, krew miesięczna u kobiet i sperma u mężczyzn.
Zdrowy człowiek jest w zasadzie niemal bezwonny – nawet gdy się spoci, puści bączka czy zrobi kupę. Nazwijmy rzeczy po imieniu 😉
Jeśli nie możesz po kimś wejść do toalety z uwagi na nieznośny fetor, to znak, że masz do czynienia z bardzo zanieczyszczoną osobą (bez względu na to jak bardzo według jej zapewnień odżywia się ona ponoć „zdrowo”).
Im bardziej ktoś jest mięsożerny, tym bardziej będzie nieprzyjemnie pachniał – on i jego wydaliny i wydzieliny, w tym gazy i stolec.
Częściej też będzie musiał używać chemicznych dezodorantów (oliwka magnezowa może u takiej osoby nie spełniać swojego zadania, a dodatkowo im większe niedobory magnezu, tym bardziej będzie też ona szczypać jego skórę, co dodatkowo zniechęci do jej używania).
Jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy na temat własnego ciała odkryłam wtedy, gdy oczyściłam swoje ciało z uzbieranych przez dekady trucizn i moja dieta się diametralnie zmieniła, a wraz z nią zmienił się też zapach mojego ciała i wszystkich jego wydzielin i wydalin.
9. Cierpisz na częste infekcje lub przewlekłe stany zapalne (np. zatok, stawów itd.).
W zatrutym ustroju układ odpornościowy nie pracuje jak należy. Organizm ma do wyboru albo walkę z truciznami albo z patogenami i często te drugie biorą górę w systemie osłabionym i zatrutym.
Stany ostre u osób ze szwankującą odpornością trwają długo i łatwo przechodzą w przewlekłe, ponieważ organizm nie dysponuje siłami by móc się szybko i definitywnie rozprawić z infekcją.
Jak wiemy większość naszego układu odpornościowego znajduje się w jelitach.
Jak ma być zdrowy ktoś, kto ma jelita zawalone śmieciami, nie dba o higienę wewnętrzną, je i pije byle co, używa tony leków i chemicznych kosmetyków, nie dokarmia swojej dobroczynnej mikroflory jelitowej lecz patogeny i pasożyty, nosi w sobie kilogramy starych złogów kałowych, a tak w ogóle to wypróżnia się raz na tydzień?
Ludzie zdrowi nie chorują, są odporni na sezonowe infekcje: czyste i zadbane jelita to odporny na choroby człowiek.
10. Twoje problemy zdrowotne nigdy się nie kończą, przybierając z czasem na sile.
Wraz z upływającym czasem jeśli nadal nic nie robimy z naszym wewnętrznym śmietnikiem, nasze ciało ogarnia stan cichego przewlekłego stanu zapalnego: organizm nie ma wyjścia jak przestawić się na tryb oszczędnościowy i działać na pół gwizdka.
Jeśli nie może działać w stanie zdrowia – musi działać w stanie braku zdrowia.
Jeżeli będąc dzieckiem naszym problemem była „tylko” podatność na częste infekcje (najczęściej tłumione antybiotykami, a nie zmianą odżywiania czy stylu życia), to dorastając dołączają się do tego zazwyczaj inne zaburzenia (alergie i nadwrażliwości, astma, problemy skórne, obniżenie sprawności intelektualnej czyli kłopoty w nauce).
Im dalej w las tym więcej drzew: jako ludzie dorośli nagle nie wiadomo skąd dostajemy od lekarza już jakąś poważniejszą diagnozę (np. choroba autoimmunologiczna lub metaboliczna), a ostatnim etapem przewlekłej toksemii jest siejące powszechne przerażenie słowo na „r” czyli rak: wredne zwierzątko własnymi rękoma hodowane we własnych tkankach przez całe dekady (rak to nie katar, nie dostaje się go z dnia na dzień!).
O ile oczywiście wcześniej nie wykończy nas coś innego z długiej listy chorób powiązanych z przewlekłym stanem zapalnym. A naprawdę jest z czego wybierać! 😉
Jak usunąć śmietnik z ciała?
Pomyślmy chwilę co robi nasze ciało gdy przychodzi mu się zmierzyć z jakimś zagrożeniem z zewnątrz (np. jakimś patogenem): tracimy apetyt, stajemy się senni i idziemy spać, zaczynamy się intensywniej pocić.
Po co ciało robi to wszystko? Po to, by móc zająć się uzdrawianiem.
Jeśli będziemy chodzić, pracować, wysilać się i dostarczać mu pożywienie do przerobienia, to będzie musiał się zająć innymi rzeczami, a nie zdrowieniem.
Wydzielanie potu ma na celu usuwanie z ciała szkodliwych substancji (przy czym pot „chorobowy” jest znacznie intensywniej pachnący, a zapach ten jest zdecydowanie nieprzyjemny).
Jednym słowem proces zdrowienia i oczyszczenia zachodzić musi w pewnych sprzyjających warunkach.
Gdy dopada nas infekcja nasze ciało samo tworzy sobie te warunki (brak apetytu, senność, pocenie się), w przeciwnym razie to my sami musimy zatroszczyć się o stworzenie odpowiednich warunków.
Oto kilka sugestii co można zrobić:
1. Rozważyć okresowy post czyli najstarsze lekarstwo świata. Dla początkujących może to być post warzywno-owocowy (sesje od 1-40 dni), dla bardziej zaawansowanych post na świeżych sokach warzywnych (dla super zaawansowanych na wodzie i herbatkach ziołowych, jeśli dłuższy to zaleca się go robić pod okiem lekarza lub fastoterapeuty).
Nie ma nic innego wpływającego w podobny sposób na odnowę biologiczną naszych tkanek i narządów, o czym ludzkość wiedziała od zarania dziejów. Tylko ci, którzy nigdy nie pościli uważają, że to „niezdrowe”.
Nic bardziej błędnego: natura tak to dla nas zaplanowała, że pościmy tak czy inaczej przez co najmniej 1/3 naszego życia (każdej doby przez 1/3 doby, gdy śpimy), pościmy też przymusowo gdy gorączkujemy i tracimy apetyt.
Organizm wykorzystuje ten czas na swoje „czynności serwisowe” i wewnętrzne sprzątanko! 😉
Okresowe świadome powstrzymywanie się od przyjmowania pokarmów (wszystkich lub niektórych) jest równie naturalne jak ich spożywanie i towarzyszy ludzkości od zawsze – to po prostu część naszej fizjologii i naszej historii jako gatunku (przeplatające się okresy uczty i głodu były czymś naturalnym gdy nie mieliśmy na każdym rogu sklepów spożywczych, restauracji ani budek z kebabami i potężnego przemysłu gastronomiczno-spożywczego czy też dietetyków każących nam spożywać 5 posiłków dziennie przez 365 dni w roku).
Post stosowany okresowo (również w formie intermittent fasting czyli postu przerywanego kiedy to jemy tylko w określonym okienku czasowym) pomaga też w utrzymaniu prawidłowej masy ciała i stabilizacji poziomów insuliny, leptyny i greliny („hormonu głodu”).
Zmniejsza również z biegiem czasu ochotę na słodycze czy niezdrowe pokarmy – mamy poczucie większej kontroli nad tym co, ile i kiedy wsadzamy do ust.
Nieustannie folgujący swojemu podniebieniu otyli ludzie żyją krócej i życiem marniejszej jakości od ludzi szczupłych (wśród zdrowych stulatków nie sposób znaleźć choćby jednej osoby otyłej!).
Okresowe ograniczenia kaloryczne wydłużają telomery, zatem kto okresowo pości żyje dłużej i zdrowiej. Nie ma niezbitych dowodów naukowych na to, że okresowe ograniczenia kaloryczne „spowalniają metabolizm”.
Stulatkowie okresowo poszczący nie robią się od tego otyli.
Okresowe ograniczenie kalorii obniża też poziom markerów stanu zapalnego i stresu oksydacyjnego, jak stwierdzili naukowcy.
Dr Dąbrowska wspominała na wykładzie o swoim nieżyjącym już profesorze uniwersyteckim, który młodym medykom zalecał pacjentów astmatycznych „trochę przegłodzić” – to najstarsze i najlepsze lekarstwo na astmę, w dodatku darmowe i bez skutków ubocznych (z wyjątkiem braku astmy, ma się rozumieć).
Trudno jednak liczyć w dzisiejszych czasach na uzyskanie tego typu porady od lekarza wykształconego w systemie współczesnym, gdzie liczą się tylko leki, a najważniejszym przedmiotem na studiach jest farmakologia. 😉
2. Pocić się regularnie: wraz z potem usuwane są toksyny. Żadnych antyperspirantów! Pocić się można podczas wysiłku fizycznego (ćwiczenia, taniec, prace w domu i ogrodzie), w ciepłej kąpieli, w saunie (tradycyjnej lub na podczerwień).
3. Zwracać uwagę na sposób w jaki oddychamy: płuca również stanowią drogę wydalania trucizn, ważne jest dbać o odpowiedni oddech (nie może być płytki). Aktywność fizyczna to doskonały sposób na głębszy oddech!
4. Dbać o nawodnienie. Niezbędne jest dostarczanie wystarczającej ilości wody, która wypłucze toksyny z ustroju. Bez wody będzie to niemożliwe, ponieważ pewne toksyny są rozpuszczalne w wodzie (hydrofilne). Wodę można pić albo można też ją jeść – pod postacią owoców i warzyw, które składają się jak wiadomo głównie z wody (zobacz infografikę: [klik]).
5. Dbać o regularność w toalecie: wraz ze stolcem są z kolei wydalane toksyny rozpuszczalne w tłuszczach. Wypróżnienia powinny mieć miejsce 1-2 razy dziennie (o zapachu już mówiliśmy – u zdrowych ludzi podobnie jak u malutkich dzieci stolce są praktycznie bezwonne, nie ma mowy o przykrym zapachu stolca czy gazów).
6. Dokarmiać regularnie mikrobiom czyli swoje prywatne zoo jelitowe: kiedy mamy dużo dobrej flory w jelitach, to działa to tylko na naszą korzyść (niektóre substancje szkodliwe mogą zostać przetworzone przez nasze bakterie w nieszkodliwe lub łatwiejsze do usunięcia).
Dobry mikrobiom również przyczynia się do niemal bezwonnych wydalin z przewodu pokarmowego (gazy i stolec), co świadczy o zdrowych jelitach. Dieta bogata w żywność probiotyczną i prebiotyczną jest kluczem do zdrowia.
7. Wysypiać się: podczas snu naturalnie pościmy i dajemy organizmowi szansę na zrobienie swoich porządków.
8. Nie zaśmiecać już nigdy więcej swojego ciała! Powrót do kiepskiego żarcia, plastików, aluminium, chemicznych kosmetyków i środków czystości oraz leków na każdą bolączkę itd. – nie jest rozsądnym posunięciem. Jeśli planujesz potomstwo, to tym bardziej.
Odpowiednia dieta bazująca głównie na nieprzetworzonych (lub możliwie jak najmniej przetworzonych) produktach roślinnych (w miarę możności ekologicznych) oraz porzucenie używek i zgubnych nałogów jest niezbędne jeśli chcemy mieć zdrowe dzieci, cieszyć się długimi latami życia oraz mieć więcej życia w tych dodatkowych latach.
Sztuką jest umieć starzeć się będąc w doskonałej fizycznej i psychicznej formie (a nie kursując pomiędzy kolejnymi szpitalami, robiąc pod siebie lub nie rozpoznając bliskich).
I tak doskonałej formy życzę wszystkim czytelnikom! 🙂
Pomocne linki:
- Dlaczego jedzenie tłuszczu zwierząt to nie jest dobry pomysł: https://slawomirambroziak.pl/w-zdrowym-ciele/diety_wysokotluszczowe_ksenoestrogeny/
- Czym zajmuje się homotoksykologia i dlaczego trzeba dbać o stan swojej macierzy: https://www.doz.pl/czytelnia/a1042-Grozne_toksyny
- Dietetyk o (wielu) plusach i (nielicznych) minusach postu przerywanego (IF, intermittent fasting): https://vitalia.pl/artykul8658_Dieta-if-czyli-przerywany-post-jest-kluczem-do-idealnego.html

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Kasia napisał(a):
Dobry wieczór Pani Marleno!
Od ponad roku jestem Pani stałą czytelniczką. Dziękuję Pani za wszystkie napisane przez Panią słowa – to skarbnica wiedzy.
Mam jedno pytanie, na które do tej pory w Pani artykułach nie znalazłam odpowiedzi, a mianowicie jakich Pani używa środków do prania?
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Kasiu, głównie używam domowej roboty proszku (np. w równych częściach starte mydełko, soda, boraks + olejek eteryczny, ale czasem zmieniam recepturę, wiele receptur znajdziesz w internecie), ale mam też do bardzo trudnych przypadków małe opakowanie zwykłego proszku pod ręką, jednak używam go sporadycznie, tylko wtedy gdy domowy nie daje rady (ale najczęściej daje radę, szczególnie gdy pranie wcześniej w pralce namoczę). Do płukania i zmiękczenia daję zwykły ocet z kilkoma kroplami olejku eterycznego (np. lawenda, cytryna, bergamota, ylang-ylang, często mieszam). Nie czuć octem, on szybko paruje.
Monika napisał(a):
Wszystko się zgadza, ale powyższe objawy (wszystkie) świadczą również o zarobaczeniu organizmu. Jeśli mamy robale(95%spoleczenstwa) to na nic się nie zda głodówka ani zdrowe odżywianie. Temat całkowicie nidoceniany na blogach o zdrowym stylu życia nie mówiąc o tv a szkoda.
Marlena napisał(a):
Po przeczytaniu książki „Dobre bakterie” dr Robynne Chutkan teraz wiem, że „robale” nie zawsze są niepożądane czy szkodliwe, natomiast dużą rolę w kontrolowaniu ich populacji gra prawidłowa flora jelit i skład naszej diety. Natura potrafi sama o siebie zadbać, a jeśli nie tworzymy warunków do rozwoju danym organizmom, to na pewno się u nas nie zasiedlą, po prostu dlatego, że nie przeżyją w warunkach dla nich niesprzyjających.
Monika napisał(a):
Marleno, w takim razie doradz prosze; czy jeżeli jest podejrzenie robali to najpierw spróbować je „wytepic” naturalnie (czosnek+sok z ogórków kiszonych) czy przejść na post dr Dabrowskiej. Napisz proszę co Ty byś zrobiła. 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli jest podejrzenie to poszłabym do lekarza, aby to potwierdził odpowiednimi narzędziami diagnostycznymi. Nawet do kilku lekarzy – konwencjonalnego i alternatywnego, bo każdy ma inne narzędzia. To, czego jeden nie wykryje – drugi może (i vice versa).
Ania napisał(a):
Marleno chciałabym tylko powiedziec o workach pod oczami. Moja śp ciocia ktora zmarła w zeszłym roku przez całe życie miała tzw wory pod oczami i to strasznie duże a mimo to dożyła 98 lat i przez prawie całe życie do ok 90 nie chorwala i nie brała żadnych leków . Po 90 latach życia troszke serce zawodziło ale tylko troszke, wciąż była pełna wigoru i do końca mieszkała sama radząc sobie z codziennymi obowiązkami. Moja ciocia zdrowo sie odzywiała i była szczupła. Pamietam jak byłam u niej mając 16 lat ( ciocia wyjechała po wojnie do Anglii ) to potrafiła zjesc 4 główki sałaty dziennie!!!:) byłam w szoku bo u nas w Polsce w roku 1990 to sałaty w lutym po prostu nie było ? tak wiec te worki pod oczami nie muszą byc kojarzone wyłącznie ze złym stanem zdrowia czy zasmieceniem organizmu, czasami to taka uroda ?
Ps. Marlenio dziekuje Ci za tego wspaniałego bloga pozdrawiam serdecznie Ania
Marlena napisał(a):
Wory pod oczami mogą być spowodowane wieloma czynnikami. Owszem, niektórzy mogą się nawet z taką urodą urodzić i mieć je całe życie, ale jeśli nie mieliśmy ich za młodu, a pojawiają się później to znak, że coś nie działa jak należy (tarczyca, serce, nadnercza, nerki, układ krążenia). W przypadku cioci prawdopodobnie serce/układ krążenia.
Olka napisał(a):
Najbardziej mnie interesuje kwestia zapachu. Mam 10 miesięczne dzecko, jego kupy strasznie cuchną od pawie zawsze. Przez ok 5 środkowych miesiący jego dotychczasowego życia zmagaliśmy się ze strasznymi objawami podobno alergii pokarmowej. Przez ostatnie 2 mce prawie nie było problemów skórnych, do ostatnich kilku dni.. Ciągle karmię Malca piersią. Zastanawiam się czy to ja go tak załatwiam. Moja dieta może nie jest idealna, ale już sporo zmieniłam, powoli przechodzę na weganizm, chociaż jeszcze mi daleko. Jestem chuda jak kij, raczej nie mogę pozwolić sobie na post. Małemu podaję witaminę C w każym napoju. Synek apetyt ma genialny, ale z wypróżnieniami, nigdy nie było dobrze. Czy i kogo tu oczyszczać? Pierwsze dziecko nie miało żadnych problemów ze zdrowiem. Nikt nam nie umiał pomóc. Ma może Pani jakieś sugestie?
Marlena napisał(a):
Olka, to kwestia nieprawidłowej flory jelitowej, która mogła zostać uszkodzona/osłabiona poprzez różne czynniki (poród cesarskim cięciem zamiast kanałem rodnym, kuracje antybiotykowe, szczepienia, nadmierna higienizacja i bakteriofobia). Tu nie jest konieczne oczyszczanie dziecka, tylko przywrócenie mu bogatego składu mikrobiomu – przydatny może być dobry probiotyk/synbiotyk.
No i dieta – dieta to podstawa. Na rozwój dobrych bakterii wpływa żywność probiotyczna (domowe kiszonki i robione z nich zupy, ale sok z kiszonki dodajemy po przestudzeniu, by nie zabijać laktobakterii) i żywność prebiotyczna (np. skrobia oporna, zielenina, świeże owoce https://akademiawitalnosci.pl/tag/probiotyki-i-prebiotyki/). Nie podawałabym póki co zbóż glutenowych, bo do poprawnego trawienia glutenu potrzeba mieć końskie zdrowie jelitowe i bardzo dobrą florę.
Dziecko może też mieć niski poziom witaminy D. Warto zbadać.
katarina napisał(a):
Jakim mlekiem karmilas? Wyglada mi to na powazne zaburzenie flory bakteryjnej. Niestety warzywa i owoce moga byc tego powodem. Wiem , ze zaraz Marlena przystapi do ataku, ale trudno. Ja bylam 20 lat wega musialam zakonczyc swoja przygode z wega,. Za duzo byc pisac. Dzis mam kolosalna wiedze i zyje ale do zdrowia ciagle daleko. Pokrotce napisze co bylo tego przyczyna. Wiec urodzilam sie jako dziecko z nietolerancja zboz szczegolnie pszenicy i mleka . Tu nie chodzi o gluten ale inne bialka , ktore ma w szczegolnosci zmanipulowana pszenica.Tez nie chodzi o laktoze tylko o kazeine. To powodowalo szereg reakcji poznych nielatwych to wychwycenia i zrozumienia , szczegolnie te 40 lat. taem, no i do zaburzen flory bakteryjnej . Teraz kwestia warzyw i owocow, dlaczego podje je jako winowajcow. No coz w dzisiejszych czasach dodana jest taka ilosc chemii do nich, ze znowu powoduja obumarcie flory bakteryjnej. Tu uwazalaby szczegolnie na te importowane jak winogrona banany i w szczegolnosci pomarancze z hiszpani. Trzeba jesc wszystko swoje z polskich dzialeki lub ekologiczne. Ze mnie na tej wegetarianskiej diecie lal sie kwas zamiast normalnych wyproznien. Dopiero pomogla mi dieta SCD. Dzis pomalu wlaczam warzywa surowe no i oczywiscie kiszonki.Wczesnie wydalalam zupelnie nie strawione Trzeba ostroznie bo przy cieknacym jelicie wystepuje cos takiego jak nie tolerancja histaminy tzn. organizm zle ja rozklada a wystepuje ona w licznych produktach. Proces byl trudny ale jak widac mozliwy. Powinnas uporas sie jak najszybcie z tym problmem jelitowym , bo to prowadzi do nieszczelnych jelit i do dalszych makabrycznych konsekwencji np. choroby autoimunologiczne , ktore wraz z nowotworem osiagnely juz zasieg tsunami. Dodam jeszcze , ze jako wielbiciel kryszny znane bylo mii podejscie dr Ewy Dabrowskiej, Gersona, post , medycyna ortomolekularna, wszystkie systemy oczyszczania. Niestety nic z tych rzeczy nie pomoglo. Wierzyc sie nie chce. Tu uczciwei wspomne jeszcze stres, 7 pogrzebow, ciezki zawod na odziale palitywnym….Pozdrawiam ….tylko neutralny otwarty umysl moze NAS uratowac,baczna obserwacja. Fanatyzm nie pomoze.
Marlena napisał(a):
Daleka jestem od atakowania, ale pewne rzeczy powiedzmy sobie szczerze. Z tą straszną ponoć chemią w warzywach u nas w Polsce nie jest obecnie tak znowu źle, mnie przecież zwykłe marketowe warzywa i owoce przywróciły zdrowie, a nie pozbawiły go, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
Przy czym oczywiście nic nie pobije warzyw ekologicznych, a jeśli osobiście uprawianych (biodynamicznie) to już w ogóle ideał!
Z kolei konwencjonalnie uprawiana pszenica i inne zboża (traktowane glifosatem przed zbiorem) oraz wiele innych roślin poddanych praktyce desykacji glifosatem (kawa, herbata, kasze i płatki, ryż, len, gorczyca na musztardę, trzcina cukrowa na „zdrowy” brązowy cukier, rzepak na „zdrowy” olej rzepakowy, niektóre rośliny strączkowe) jak i konwencjonalne produkty mleczne oraz mięsne (od zwierząt karmionych śrutą sojową modyfikowaną genetycznie, a więc pryskaną glifosatem w trakcie wegetacji) może nawet całkiem zdrowej osobie (która urodziła się zdrowa) zniszczyć/wyjałowić mikrobiom jelitowy i podziurawić jelita. Wtedy niestety droga do warzywno-owocowego raju zostaje zamknięta – po prostu nie trawimy już darów natury, węglowodany (pewnego typu lub wręcz wszystkie) sprawiają nam problem, mamy coraz więcej dolegliwości i coraz więcej niedoborów, a zamiast oczekiwanego na diecie wege zdrowia czujemy się coraz gorzej i gorzej.
Całkowicie rozumiem rozgoryczenie, ale same w sobie warzywa i owoce nie są tutaj za bardzo niczemu winne (choć pewnie widząc je niestrawione w swojej kupie najłatwiej je wskazać jako „winowajcę” takiego stanu rzeczy). Bo przecież tak z ręką na sercu: nie jadłaś przez te 20 lat samych tylko samiutkich warzyw i owoców, w diecie (również tej ZANIM zostałaś wege) były też zapewne inne rzeczy 😉
Olka napisał(a):
Dziękuję, sęk w tym, że dziecko jest urodzone sn, kp, zero antybiotuków (do czasu pojawienia się masakrycznych zmian na skórze), żadnej przesady w dbaniu o higienę, nieszczepione… Podawałam probiotyki, a po 7mcu kiszonki, dbam o świerze warzywa i owoce. Od kiedy dziecko jest na stałym pokarmie problem prawie znikł, ale nie zupełnie, zwłaszcza jeśli chodzi o wypróżnienia (wcześniej kupa była nawet raz na tydzień!). Spróbuję jeszcze raz podawać większe ilości wit. D, ale kiedy wcześniej robiłam taką kurację nic to nie dało. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy w książce o leczeniu alergii witaminami, o której ostatnio Pani wspominała w newsletterze, jest poruszony temat alergii pokarmowych u niemowląt? Niestety nie złapałam się na książkę, ale może jest sens powalczyć gdzieś o nią.
Marlena napisał(a):
Jest poruszony temat alergii pokarmowych ogólnie, bez wskazywania czy dotyczy niemowląt. Książka powinna być u nas ponownie dostępna pod koniec września/przełom października.
Przeanalizuj też czy dziecko nie ma ekspozycji na glifosat w tym co je (albo Ty w tym co Ty jesz, bo glifosat przechodzi do mleka matki).
Olka napisał(a):
Glifosat? Jeśli mam z nim styczność to w minimalnych ilosciach. Owoce i warzywa mam głównie z ekologicznego gospodarstwa, jeśli mięso i nabiał też w większości od zwierząt z gospodarstw ekologicznych, czyli bez oprysków, serio. Herbata to bylko z ziół zebranych przeze mnie z czystych miejsc. Kawy zero. Jeszcze zostaje chleb z lokalnej piekarni, który pewnie nie jest najlepszy. W takim razie musiałabym jeszcze wywalić płatki, kasze i ryż, i resztkę cukru, którą czasem spożyję i większość strączkowych… Nie wiem czy to gliosan jest przyczyną problemów mojego synka. Lekarze mają w nosie, dają tylko preparaty na skórę. A jak był malutki, to środki uspokajające, żeby się nie drapał. Eee, masakra.
Ela napisał(a):
A czy dziecko dostało siarę, w której organizm matki
(wszystkich ssaków) gromadzi dla niego bakterie przez kilka miesięcy? W szpitalu to pewnie glukoza na start, na dobry rozwój candidy już w pierwszym dniu życia. Bakterie mlekowe nie mają najmniejszych szans z takim handicapem dla grzyba. Żółtaczka po dwóch dniach albo skaza białkowa na całym ciele. Walcz z kandydozą wszelkimi metodami. Kapsułki probiotyku jako czopki bym spróbowała podać (najlepiej tuż po wypróżnieniu), laktobakterie podawane doustnie, przetrzebione kwasem żołądkowym nie dadzą rady zdobyć w jelitach przewagi nad candidą.
Pozdrawiam maluszka
T.K. napisał(a):
Oczywiście, że dostał siarę! Jest już w takim wieku, że podajemy malcowi ogórki kiszone a z nimi dobre bakterie. Ostatnio zrobiła się synkowi masakra na buzi i całe ciało ma wypryski. A myślałam, że już 'wyrasta’, a jest coraz gorzej ;-( Tabletki z probiotykiem do pupy? Jakoś nie widzę tego i nie słyszałam o tym, trochę się obawiam.
Kompletnie nic nie pomaga. Już nie wiem gdzie pytać o radę…
Jaska napisał(a):
Czesc.
Nie wiem czy Twoj maluszek nie jest jeszcze na to za maly ale moze sprobuj zrobic mu test MRT – diabelsko drogie ale bardzo skuteczne badanie. Nie wiem tez skad jestes ale jesli gdzie z poludnia to skierowala bym Cie do dr. Mylek. Babeczka co prawda jest z wyksztalcenia alopata ale ma otwarty umyslu i nie jednemu takiemu dziecku i doroslemu juz pomogla.
Ania napisał(a):
Niektóre osoby mają bardzo ładną, gładką skórę, a przy tym chorują na choroby przewlekłe.
Marlena napisał(a):
Owszem, nie wszystkie 10 czynników muszą wystąpić jednocześnie. Ale jeśli zauważymy u siebie kilka z nich, to znak, że coś robimy nie tak.
Ivo napisał(a):
Witam,
Chciałbym prosić o Pani opinię na temat ałunu ?
Marlena napisał(a):
Osobiście ałun używam tylko po depilacji, na co dzień używam oliwkę magnezową.
m.nika napisał(a):
Witam . A w sumie proszę powiedz Marleno PO CO wogóle używasz dezodorantów skoro bardzo często piszesz, że oczyściłaś swój organizm, a oczyszczony organizm – jego wydzieliny są bezwonne
Marlena napisał(a):
Sam pot jest bezwonny, lecz na skórze bytują bakterie, które zmieniają ten stan rzeczy. Pocić się jest normalne, ale pozwolić bakteriom na produkcję substancji o niemiłej woni – już nie jest fajne.
Luiza napisał(a):
Marleno, dzięki za kolejny inspirujący artykuł. Pytanie mam nastepujące, czy ktos z czytelników stosował niacynę w przypadku depresji(czyli mega dawki) i czy są skutki uboczne po zastosowaniu tego składnika odżywczego? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Stosował i nawet pozbył się depresji. Komentarze tych czytelników znajdują się pod artykułami otagowanymi https://akademiawitalnosci.pl/tag/depresja/
Głównym objawem ubocznym może być flush jeśli stosujemy kwas nikotynowy (przy innych formach pojawia się niezmiernie rzadko) – niegroźne i przemijające uczucie ciepła spowodowane czasowym rozszerzeniem się kapilarów (drobnych naczyń krwionośnych). Po jakimś czasie trenowania kapilarów już nie reagują one w ten sposób i flush robi się coraz słabszy aż w końcu nie ma go wcale.
Andrzej napisał(a):
Czytam tego bloga już dłuższy czas i trudno się nie zgodzić z większością poruszanych tu tez.
Jednak co z witaminą B12 ???
Przecież po kilku latach diety wegańskiej można nabawić się jej poważnych niedoborów i problemów zdrowotnych.To chyba żadna tajemnica.
Suplementacja?
Jest bez sensu i ryzykowna .Zdrowy organizm ma się żywić naturalnie.
A strefy długowieczności? Na Okinawie jedzą zdaje się owoce morza, na Sardynii,Ikarii sfermentowane mleko i sery, Hunzowie podobnie ,może dokładnie nie myją naczyń na mleko, warzyw również ,w ziemi jak wiadomo jest B12.
Więc co nam pozostaje?
Może wątróbka od czasu do czasu i żółtka jaj ?
Proszę o szersze omówienie tej tematyki.
Marlena napisał(a):
A kto każe ci od razy zostawać weganinem? Oczywiście jeśli chcesz to możesz, to bardzo chwalebne i prawidłowa prowadzona pełnowartościowa dieta wegańska jest dietą sprzyjającą zdrowiu. Jednak weganizm nie jest dla wszystkich. Ktoś będzie się czuł na nim doskonale, inny będzie się czuł lepiej gdy w menu znajdą się niewielkie ilości produktów odzwierzęcych. Tutaj nie ma reguły, ponieważ jedna dieta dobra dla każdego nie istnieje, a jeśli popatrzymy na społeczności stulatków (tzw. Niebieskie Strefy) to zobaczymy, że dobrze sobie radzi zarówno społeczność ścisłych wegan (jak np. Adwentyści z Kalifornii) jak i reszta, która od czasu do czasu coś zwierzęcego spożywa (słowo klucz: od czasu do czasu!). Ważne są proporcje, jakość i ilości, mniej ważna jest ideologia (aczkolwiek jestem absolutnie za poszanowaniem zwierząt i całej planety).
Ze wszystkich pokarmów najbogatszym źródłem B12 są ryby (np. śledź, makrela, tuńczyk, sardynki) i owoce morza (np. małże – najbogatsze źródło B12 na planecie Ziemia, ostrygi, mule), a nie mięso, nabiał czy jajka: https://www.dietitians.ca/Your-Health/Nutrition-A-Z/Vitamins/Food-Sources-of-Vitamin-B12.aspx. Poza tym nie sztuka jeść B12, sztuka ją jeszcze przyswoić 😉 Na niedobory B12 cierpią również mięsożercy, niestety.
gajowy napisał(a):
Andrzej, mylisz pojęcia!
To nie jest tak że musisz pozyskiwać witaminy z natury. Możesz je pozyskać z suplementów. W istocie najlepszym źródłem witaminy B12 jest właśnie suplement witaminy B12! – przerobiłem to na własnej skórze, o czym za chwilę. Chodzi o to, że niezależnie od suplementacji powinieneś się zróżnicowanie i zdrowo odżywiać – bo oprócz witamin w naturze są setki, tysiące substancji bioaktywnych, często nie do końca zbadanych – więc w suplementach ich nie znajdziesz.
Ale skoro już mówimy o konkretnej witaminie to znaczy, że mówimy o substancji namierzonej z dokładnością do związku chemicznego. A wtedy nic nie stoi na przeszkodzie by ją wyprodukować lub wyekstrahować. Określenie, że naturalne witaminy są lepsze od sztucznych jest jedynie skrótem myślowym. Przeczytaj sobie ostrzeżenie umieszczone na każdym suplemencie…
A teraz odnośnie B12:
Kiedyś miałem powtarzający się problem z aftami. Przez przypadek odkryłem, że suplementacja B12 rozwiązuje problem. Zdziwiłem się trochę bo wtedy jadłem dużo mięsa w tym podroby (które podobno są dobrym naturalnym źródłem tej witaminy). Obecnie jem bardzo niewiele mięsa ale B12 dalej suplementuję i oczywiście problemu dalej nie mam. Jak myślisz – w czym „sztuczna” witamina jest lepsza od naturalnej?
Odpowiedź jest prosta – W dawce!
Poza tym to ten sam związek chemiczny.
Agga napisał(a):
Do niejakiej dr Zdrówko mam ogromną awersję za słowa:”Od lat walczę jak tylko mogę z dietą WO” o jej rzekomej szkodliwości… Ale czego się spodziewać po mainstreamie…
Poza tym, super artykuł! Dzięki!
Marlena napisał(a):
No właśnie, mainstream rządzi się swoimi prawami, a otępiałe społeczeństwo będzie spijać słowa z ust pani profesor (bo to przecież PROFESOR!), która powinna raczej mieć pseudonim dr Choróbko, a nie dr Zdrówko, bowiem zdrowo to ona nie wygląda bynajmniej: nosi przed sobą spore brzuszysko wyhodowane zapewne na mięsku i nabiale – ach, ten IGF-1! Gdyby nie on można by się bezkarnie opychać mięskiem i nabiałem, niestety nie znika podczas fermentacji nabiału, a pani profesor zdradza nam, iż „jestem kefirolubna i nie ma dnia, bym pół litra kefiru nie wypiła”. W zalinkowanym wywiadzie na temat zdrowego żywienia powiedziała również, cytuję: „Ostatnio słyszy się, że mleko i produkty mleczne powszechnie uczulają i trują organizm… – Nieprawda! My jesteśmy po pierwsze mięsożerni, a po drugie do mleka przystosowani, jest ono z nami związane od pojawienia się człowieka na tym świecie.”.
Nie wiem czy się mylę, ale z tego co mi wiadomo, to nauka już dawno człowieka zakwalifikowała jako istotę wszystkożerną, a nie mięsożerną. Ale profesorem dietetyki nie jestem, może coś się zmieniło w tym względzie? Ktoś coś wie na ten temat? 😉 Co na ten temat sądzą studenci, których pani profesor naucza na uczelni?
A dieta WO na pewno jest szkodliwa, ale dla mainstreamu, którego zadaniem jest utrzymać nas w fałszywych przekonaniach na temat tego co zdrowe, a co niezdrowe – bo my nie mamy być przewlekle zdrowi, tylko pozostawać w stanie pomiędzy zdrowiem a śmiercią, czyli w stanie choroby, przewlekłym stanie choroby, na którym mogą zarobić ci co produkują chorobotwórczą żywność, ci co ją propagują jako sprzyjającą zdrowiu w massmediach i ci, którzy „leczą” ludzi z tych chorób, spowodowanych jedzeniem tego syfu i robią to tak, aby pacjent ani im nie zmarł za szybko, ani przypadkiem nie wyzdrowiał na dobre. W tym szaleństwie jest metoda! 😉
Ala napisał(a):
Witam, mam zapytanie dotyczace postu dr dabrowskiej. Miesiac temu podjelam sie proby przeprowadzenia postu. Zgodnie z przewidywaniami bylam oslabiona, zawroty głowy, ogrooomny bol miesni i stawow, ktory praktycznie wyeliminowal mnie z funkcjonowania 6 dnia postu , do tego doszedl spdek wagi z 45 kg na 41kg (wzrokowo wychudlam ogromnie, brzuch mi sie zapadl, policzki zniknely) – i wtedy sie poddalam wystraszona. Wprowadzilam kasze, platki owsiane i orzechy. Do dzis zywie sie wylacznie na warzywach, owocach, kaszy i nasionach. Waga nie wzrasta. Bole miesni i stawow trwaja, choc z czasem staja sie mniejsze. Doszla infekcja narzadow rodnych, z ktora zmagalam sie przez wiele lat i ktora zazegnalam. Czy to jest moze rozplenienie sie grzybow po moim oslabionym organizmie? Czy oby ja sobie nie zaszkodzilam ? Postanowilam rozpoczac opcje lagodniejsza – post wrzywny co piatek przez rok. Czy przuy duzym przeroscie flory jelit za gwaltownie podeszlam do tematu? Moja waga mnie przeraza.
Marlena napisał(a):
Ala, kup sobie książkę „Dobre bakterie”, autorka dr Robynne Chutkan, lekarz gastroenterolog. Tam znajdziesz wskazówki jak postępować przy dysbiozie: jaka dieta, jakie suplementy, jakie zioła. https://akademiawitalnosci.pl/robynne-chutkan-dobre-bakterie/
Waga nie będzie rosnąć dopóki nie zaczniesz przyswajać prawidłowo i dopóki nie dorobisz się dobrego mikrobiomu. Zajmuje to trochę czasu, ale warto!
Mama napisał(a):
Piękny artykuł Marleno, piękny. Tak bardzo się cieszę, gdy czytam każdy Twój kolejny artykuł i mam świadomość, że zmierzam w dobrym kierunku, to dopiero mój początek, ale mam to szczęście, że mam tą świadomość, że oprzytomniałam, że się dowiedziałam, a niektórzy nie chcą nawet słuchać, nie chcą się przestawić, wręcz wyśmiewają się.
Marleno kiedyś pytałam Ciebie o przyczynę ogromnego ale to strasznie dużego pocenia się mojego męża w nocy, calusieńki oblany potem czoło, głowa wszystko zalane potem, rano poduszkę można wykręcać. I to jest praktycznie co noc, nie ważne czy zimno czy gorąco na zewnątrz. Chodziłam po lekarzach, pytałam, badania robiłam szczególnie na tarczycę kazali, niby ok, a przecież to nienormalne, to coś musi znaczyć? Prawdopodobnie jest tak jak Ty piszesz, organizm walczy i ma z czym walczyć bo mój mąż ma sporą nadwagę i zanim on przyjmie do wiadomości to co ja już wiem na temat stylu życia, jeszcze trochę pewnie potrwa, w takim razie muszę szczególnie dbać o jego dobre nawadnianie no i podkładać to co dobre. O ile wiem co jada przy mnie, nie mogę być pewna co w pracy podjada, aż się boję czy nie nadrabia, bo waga coś nie chce drgnąć, a powinna już.
Dziękuję Marleno za wspaniały artykuł, znowu dał mi dużo do myślenia, szczególnie na temat pocenia się. Super.
Pozdrawiam
ziuta napisał(a):
Takie nocne pocenie to niemal 100 % cukrzyca drugiego typu.
Marlena napisał(a):
Niekoniecznie, bo może być też coś jeszcze gorszego jak rak i AIDS lub mniej groźnego jak początek nadczynności tarczycy. Nie jestem jednak zwolennikiem stawiania komuś diagnoz przez internet. Te rzeczy należą do lekarzy.
Mama napisał(a):
Dzięki dziewczyny za odpowiedź, zamroziło mnie, nie jestem w stanie nic więcej wydukać, pozdrawiam.
Charlotte napisał(a):
Marleno zaopatrzyłam się w Twoje „99 przepisów kuchni szybkiej i zdrowej” już jakiś czas temu lecz do tej pory nie zaczęłam z nich korzystać… Wstyd się przyznać ale mam słomiany zapał i do tego 2 lewe ręce do gotowania… Po całym dniu przesiedzianym przed komputerem w pracy nie mam siły nawet myśleć o wchodzeniu do kuchni. Na szczęście przeczytałam dzisiaj o 10 oznakach zatrucia organizmu – z przykrością stwierdzam, że ponad połowa u mnie występuje, więc najwyższa pora się zmobilizować. Do tej pory jedynie wymieniłam kosmetyki (po przeczytaniu o szminkach z ołowiem) a raczej przestałam się malować i stosuję obecnie kosmetyki naturalne. Zrezygnowałam prawie całkiem ze słodyczy i nabiału. ZACZĘŁAM jeść codziennie owoce i ZWIĘKSZYŁAM ilość spożywanych dziennie warzyw ale jak widać to kropla w morzu. A wydawało mi się, że zrobiłam już tak dużo… (najtrudniej było rzucić słodycze). Nie potrafię odciąć się tak nagle od dotychczasowych nawyków. Mam nadzieję, że stopniowo osiągnę cel. Tymczasem pora na kolejny krok – postanowiłam, że zacznę od soków z Twoich przepisów. Mam w związku z tym pytanie: dysponuję w domu jedynie sokowirówką zelmera i blenderem. Rozumiem, że, np. z marchewki czy jabłek powinnam po prostu wycisnąć sok ale mam wątpliwości co do imbiru (zblendować go czy posiekać) z pomarańczy czy ogórków również wycisnąć tylko sok czy zblendować i wymieszać z pozostałymi składnikami? Paprykę wycisnąć czy zblendować? Oraz pytanie odnośnie do postu: czy dla całkiem raczkującego w tej tematyce osobnika wystarczy zrobić post warzywno-owocowy np jeden dzień w miesiącu? Dziękuję za wszystkie informacje.
Marlena napisał(a):
Działaj, Charlotte kochana, działaj! Soki i koktajle warzywno-owocowe pozwalają nam pod korek załadować się mikroskładnikami (czego jedząc nie zdołalibyśmy zrobić w tak krótkim czasie, bo musielibyśmy cały dzień żuć to zielsko niczym krowy na pastwisku albo chrupać marchewki niczym króliki). 😉
Kup sobie książkę „Trzy kroki do zdrowia”, dr Joel Fuhrman. Z tego co mogę się zorientować poczyniłaś już pierwsze kroki, poziom pierwszy masz za sobą lub jesteś w trakcie. Pora wejść na drugi poziom (a jeśli ktoś chce lub cierpi na przewlekłe choroby to i trzeci) docelowo – książka podpowie Ci jak to zrobić.
Jeden dzień postu warzywno-owocowego w tygodniu jest OK. Zobaczysz jak się będziesz czuła. Zawsze możesz zrobić dłuższą sesję. A może wystarczy tylko wdrożenie zasad diety nutritariańskiej – nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, Twój organizm sam da Ci znać.
Sokować i blendować można wszystko to, co da się zjeść. Najważniejsza zasada: to ma nam smakować i to tak smakować, że nie będziemy mogli się doczekać kolejnej pory posiłku 😉
Imbiru w sokowirówce nigdy nie próbowałam, w wyciskarce po prostu wrzucam plasterek i tyle (jest ostry, więc ostrożnie, bo dołożyć drugi plasterek zawsze można, a jak przesadzimy to sok/koktajl staje się ciężką do wypicia siekierą). 😉
DŻOANNA napisał(a):
No to jestem w kropce po przeczytaniu tego artykułu. PONIEWAŻ: rano woda + cytryna, potem zielony koktajl w róznym połaczeniu (jarmuż, szpinak, pietruszka, liście botwiny, banany, ananas, maliny, jabłko – oprócz bananów i ananasa wszystko z ogrodu swego). Zero jedzenia przetworzonego, gotuję wszystko sama, bardzo dużo warzyw, owoców mam z ogródka , mleka nie piję, uwielbiam kefir, mięsa jem bardzo niewiele, nie smażę, nie słodzę (piekę ciasta w domu – na niedzielę – i to moja słodycz cała) produkty węglowodanowe wybieram tylko z pełnego ziarna (chleb, makaron), nie pije kawy, herbaty tylko ziołowe (zielona, z pokrzywy, dziurawca, mięty, liści porzeczki czarnej i inne), nie piję w ogóle alkoholu ani innych używek nie smakuję,jem kwaszonki samodzielnie zrobione (ogórki, kapusta, buraki) systematycznie ćwiczę. Cerę mam ok, wagę niezmienną od lat(63 kg/180 cm) mimo dwóch ciąż , brak cellulitu, duuużo energii, lubię działać, ruszać się. Test sody na czczo wypada ok, miewam wzdęcia ale rzadko, oddaję dwa razy stolec na dzień lub raz. JEDNAK….mam śmierdzące gazy, a nawet bardzo śmierdzące.Stolec tez. Nie codziennie, ale są.I NIE WIEM DLACZEGO??? co mam zmienić? co robię źle? Lekarz odpada (od trzech lat jestem bez antybiotyku, lekarstw też nie zażywam ŻADNYCH, rzadkie infekcje gaszę sama naturalnymi produktami. Artykuł zachęcił mnie do napisania tego posta w nadzei na uzyskanie jakiejś wskazówki i podpowiedzi. Nie chcę się podlizywać, ale ten blog postawił kropkę nad i w moim światopoglądzie. Oszlifował go, wzmocnił i buduje każdym nowym, mądrym artykułem.
Marlena napisał(a):
Twój mikrobiom mogą uszkadzać również produkty spożywcze, które mogły mieć styczność z glifosatem, między innymi zboża, kasze, gorczyca (musztarda), rzepak (olej). Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/co-z-ta-pszenica/. Glifosat przechodzi również do mleka matki (ludzkiej lub krowiej – nie ma znaczenia).
Oprócz tego w produktach kupowanych w konwencjonalnych sklepach może znajdować się nieoznakowane GMO (w/g ustawy do ilości 0.9% nie ma obowiązku umieszczania informacji, iż w produkcie może znajdować się składnik modyfikowany genetycznie). Rośliny GMO to głównie soja, kukurydza, burak cukrowy. Pochodne tych roślin są częstym składnikiem sklepowej żywności, a jeśli jest ich mniej niż 0,9% składu to nie mamy pojęcia, że właśnie jemy Roundup, ponieważ informacji na opakowaniu nie będzie. Poza tym mięso w sklepach pochodzące z rolnictwa konwencjonalnego, to są trupy zwierząt karmionych paszami opartej na śrucie sojowej genetycznie modyfikowanej (Polska importuje te pasze głównie z krajów Ameryki Południowej).
Warto przetrzepać swoją lodówkę i szafki kuchenne również pod tym kątem i wszystko co jest podejrzane po prostu wyrzucić – szkoda zdrowia.
Axel Tulup napisał(a):
A ja ze swojego doświadczenia podpowiem co z tym fantem zrobić – oczyścić jelita! Odkąd co roku przeprowadzam 10 dniowe profilaktyczne głodówki wodne połączone obowiązkowo z lewatywami, problem nieprzyjemnego zapachu stolca jak i gazów przestał istnieć. Stolec jest praktycznie bezwonny, jasny i zwarty, wypróżnienia następują zaraz po wstaniu rano z łóżka (ale uwaga – każde odstępstwo od diety nutritariańskiej np. zjedzone dzień wcześniej pierogi, jakaś smażenina, powoduje, że wtedy coś tam da się wyczuć).
Jeżeli przez całe życie odżywialiśmy się nieprawidłowo, to nawet jak przejdziemy na „jasną stronę mocy”, problem na przykład kamieni kałowych nie zostanie rozwiązany, one nadal tam są. Ścianki jelit nadal są oblepione nieprzetrawionym syfem jaki wkładaliśmy do swego wnętrza latami.
Więc warto raz na jakiś czas oczyścić jelita, choćby dla własnego dobrego samopoczucia i satysfakcji – po nas nie trzeba godzinami wietrzyć WC 🙂
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak – te wszystkie chemiczne odświeżacze toaletowe do WC to kolejny złoty interes przemysłu kosmetyczno-drogeryjnego. Prawda jest taka, że po zdrowym człowieku nie trzeba ani niczym psiukać ani wietrzyć 😉
Arek napisał(a):
Witam. Swego czasu miałem ogromny problem z poceniem się. Nie mogłem ubrać koszulki, która miała jakiś sztuczny dodatek. Myłem się kilka razy dziennie, używałem różnych dezodorantów, tablete blokujących i lipa. Któregoś dnia moja żona trafiła na przepis na dezodorant z oleju kokosowego i sody. Jako, że zawsze testuję wszystko na sobie, tak było i tym razem. Po kilku dniach stosowania okazało się, że jest to najlepszy dezodorant na świecie, pocę się normalnie, ale nie ma przykrego zapachu. Dodatkowo dodajemy jeszcze do niego tlenek magnezu, żeby się wchłaniał przez skórę. Ja przestałem używać preparatów po goleniu, bo smaruję się kokosem. Po ponad rocznym stosowaniu kokosa, jeśli teraz np. użyję perfumy, to za chwilę zaczynam kichać (wydaje mi się, że to efekt odzwyczajenia sie od chemii), bardziej wyczulony jest węch. Na kokosie zaczęliśmy też smażyć. Po lekturze wielu Pani artykułów sprowadziliśmy sobie do domu porządną wyciskarkę i już rok praktycznie codziennie coś wyciskamy. Widząc w sklepach napis na karonie 100% sok, chce mi się na chwilę obecną śmiać, bo to koło prawdziwego soku nawet nie stało. Po wyciśnięciu soku z pomarańczy na grubym sicie, znajomi dopytywali się gdzie taki sok kupiliśmy, bo był tak dobry. Dodatkowo robimy i stosujemy witsminę C liposomalną ( razem z naszm 2 latkiem), a w tym roku trzasneliśmy 100 słoików z ogórkami. Żona moja piecze swoje chleby, zaczęła robić sama mydło, a ja nie powiem, ale piwko też lubię wypić i od ponad rolu sam je warzę ze słodów w pełni naturalnie. Od tego momentu nie dotykam wyrobów sklepowych. Nikt u nad w rodzinie nie ma otyłości, czujemy się dobrze i staramy się myśleć co jemy. I proszę mi wierzyć, wbrew temu co myśli wiele osób – mamy czas żeby to wszystko zrobić. Na koniec dodam, że żona ma 31, a ja 38 lat. Pozdrawiam gorąco Arek.
Marlena napisał(a):
Świetnie, oby tak dalej, bo nikt o nasze zdrowie nie zadba jak my sami. Gratuluję i pozdrawiam całą rodzinkę! 🙂
AnnaM napisał(a):
Arek, mógłbyś podać proszę przepis na dezodorant z oleju kokosowego i sody z dodatkiem tlenku magnezu? Jestem w trakcie poszukiwania jakieś preparatu pod pachy. Obecnie używam ałunu. Jestem dosyć zadowolona.
Dziękuję Marlenko za świetne artykuły!
Mariola napisał(a):
Temat jak najbardziej na czasie – od jakiegoś czasu nic mi się nie chce po prostu :(… choć nie przejadam się słodyczami i „śmieciowym” jedzeniem. Świetny artykuł Marlenko. Pozdrawiam Mariola
gajowy napisał(a):
Marleno, może warto wspomnieć że spośród różnych toksyn, największą zdolność do kumulacji w organiźmie mają konkretnie metale ciężkie. Są to najbardziej złośliwe toksyny. Ich „złośliwość” wynika z tego że nie mamy sprawnego mechanizmu ich eliminacji oraz, że „udają” one biopierwiastki. Z kolei spośród metali ciężkich najbardziej toksyczna jest rtęć. Symptomy chronicznego zatrucia rtęcią można znaleźć na stronie (po angielsku) https://www.yeastinfectionadvisor.com/mercurypoisoningsymptoms.html.
Symptomy te są w znacznej mierze niespecyficzne. Im więcej ich mamy tym większe jest prawdopodobieństwo obciążenia rtęcią.
Istotne jest rozróźnienie chronicznego i ostrego zatrucia metalami ciężkimi. To pierwsze jest ignorowane w praktyce lekarskiej (tylko ostre zatrucia są diagnozowane), choć na gruncie czysto naukowym sprawa jest dość dobrze rozpoznana.
Jeśli chodzi o sugestie Marleny co do usunięcia toksyn z organizmu to w przypadku metali ciężkich wskazane byłoby też zastosowanie absorbentu (np. w czasie głodówki) ze względu na to ich skłonnośc do reabsorpcji z jelita. Usuwanie metali ciężkich to dość szeroki temat, więc na tym porzestane, Jak ktoś zainteresowany to niech szuka w necie.
Marlena napisał(a):
Mechanizmy naturalne do wiązania i usuwania metali ciężkich owszem mamy (metalotioneiny chociażby, również witamina C, żywność pełna błonnika, nasz mikrobiom jelitowy itd.), z tym że one u zdrowych ludzi działają lepiej niż u zatoksycznionych i kiepsko odżywiających się. Na metale ciężkie wszyscy jesteśmy eksponowani przy dzisiejszym zaśmieceniu środowiska naturalnego, jednak niektórzy radzą sobie lepiej z ich neutralizacją, a inni gorzej.
Bartek napisał(a):
Witam Pani Marleno.
Chciałbym się dowiedzieć czy mogę pomóc mojej mamie.
Ma ona guzy przy tarczycy dokładnie to 28.
Boję się o nią myśląc, że będzie leczona ona przez nasze szpitale.
Czy jest coś co mógłbym zrobić sam, żeby guzy się rozpuściły lub żeby nie było ich więcej?
Marlena napisał(a):
Nie wiem czym są spowodowane te guzy, ale jeśli tzw. tradycyjną dietą opartą na zbożach, mięsie, nabiale, słodyczach, przetworzonych produktach i używkach, to warto pójść w kierunku zmiany diety i stylu życia. Mamy zawsze do wyboru dwie drogi: głęboka zmiana lub powolna śmierć (znajdująca się na końcu naszego widelca).
Monika napisał(a):
Rewelacyjny zbiór bardzo istotnych informacji!!
Mam pytanie. Mam 27 lat i bardzo dużo siwych włosów. Kiedyś Pani komuś w komentarzach wyjaśniała możliwe przyczyny, ale nie mogę tego znaleźć. Wątpię żeby to była wina genów..
Marlena napisał(a):
Może być wina genów (częściowo), lecz bardziej prawdopodobne są niedobory substancji odżywczych. Na siwienie włosów ma wpływ stres oksydacyjny, a na ten a kolei może mieć wpływ niedobór witamin z grupy B (szczególnie B12), biotyny, kwasu foliowego, kwasu pantotenowego oraz para-aminobenzoesowego (PABA) oraz minerałów takich jak cynk, miedź, jod, selen i żelazo. Są doniesienia, iż przywrócić kolor włosom mogą zielone koktajle, czyli spożywanie masowej ilości zielonego surowego pożywienia.
Monika napisał(a):
Bardzo dziękuję za informacje! W jaki sposób suplementować kwas para-aminobenzoesowy? Różne dziwne rzeczy piszą w internecie.
Marlena napisał(a):
Zazwyczaj PABA dostępna jest w kapsułkach po 500 mg, spróbuj 500-1000 mg dziennie.
Catherine napisał(a):
Ja zawsze dodawałam imbir do sokowirówki tylko pokroiłam drobno.
Marleno ja z mężem już od 2 miesięcy nie jemy mięsa.Od 3 tygodni nie spożywamy cukru i kawy .Zakupiłam wyciskarkę i pijemy zdrowe soki .Powoli wprowadzam wiecej warzyw i owoców. Ponieważ mięso było mi łatwo rzucić (kiedyś nie jadłam ok 2 lat) tak słodycze i kawę bardzo trudno.Już kilka lat jem bezglutenowo co z tego jak ostatni rok z mężem wpadliśmy w uzależnienie od mięsa,cukru i kawy brrrrr okropne narkotyki.
Tym razem nie postanowiliśmy na oczyszczanie postem ponieważ co miesiąc mieliśmy takie zrywy 3 lub 5 dniowe i zawsze wracaliśmy do np.naleśników i kawy .A potem już wszystko inne.
Tym razem postanowiłam zrobić to stopniowo. Zamiast kawy piłam codziennie kakao i zapiekałam jaglankę .Pomogło po 3 tyg.zapomniałam o naleśnikach.
Dziś upiekłam ciasto z mąki kokosowej bo miałam parcie na słodkie.
Ciągle za mało jem surowych warzyw i owoców .Ale staram się każdego dnia zmieniać coś na lepsze.
Dziękuję Marleno za cenne informacje 🙂
Musze stwierdzić,że dłużej trwa to wychodzenie na prostą bez oczyszczania postem Dr.Dąbrowskiej .Czuję się jeszcze czasami senna i brak mi energi .
Od następnego tygodnia wprowadzam jeden dzień głodówki .
Pozdrwaiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Świetnie, małymi kroczkami ale zawsze do przodu. Najważniejsze to NIE KUPOWAĆ tych złych produktów. Duży czarny wór do ręki i wywalamy wszystko podejrzane – no mercy! I wypełnić swoje szafki i lodówkę dobrymi naturalnymi (jeśli to możliwe ekologicznymi) produktami i codziennie pomyśleć, co smacznego możemy z tego wszystkiego przyrządzić. Dopóki w szafce będzie cukier, mąka czy kawa, to zawsze będzie kusić. Nie ma – nie kusi. 🙂
Parcie na słodkie może wskazywać na brak równowagi w mikrobiomie jelitowym: władzę przejęły mikroorganizmy żywiące się słodkim. To nie Tobie się chce słodkiego, tylko to one domagają się swojego papu, Ty jesteś tylko bezwolnym realizatorem potrzeb tych niewidocznych gołym okiem istotek. Powinnaś je zagłodzić na śmierć, zamiast dokarmiać. A zamiast tego jedząc inne pokarmy (zielenina, rośliny strączkowe, grzyby, nasiona, pełne ziarno, owoce) dokarmiać te dobre mikroorganizmy, mające wpływ na odporność i długowieczność – te niech sobie rosną i się rozmnażają ile dusza zapragnie. 😉
Kasia K napisał(a):
Dziękuję Pani za wszystkie wpisy na tym blogu. Śmiało mogę stwierdzić, że zmieniły one moje życie. Miałam większość powyższych objawów toksemii i to już w wieku 18, czy 19 lat. Do tego doszedł najgorszy (w mojej ocenie) – wypadanie włosów. Dziesięć lat szukałam rozwiązania, bo rozlane łysienie i ŁZS zniszczyły mi samoocenę i stały się całym moim światem. Do tego dochodził tragiczny ból skóry głowy, tzw. przeczulica skóry głowy, na którą nic nie pomagało. Robiłam już cuda na kiju – dermatolodzy, endokrynolodzy, preparaty, suplementy, diety (w tym paleo) i nic. Szukając ostatniej deski ratunku odnalazłam Pani bloga i postanowiłam, że spróbuję Postu Daniela. Pierwszy raz widzę jakiś progres ! Byłam na diecie WO tylko przez dwa tygodnie, a co się ze mną działo w tym czasie, to głowa mała, np. miesiączka, która wypadła w trakcie postu, trwała przez 2 tygodnie i była niezwykle obfita. Wiem, że tak może się zdarzyć – jedna z dróg oczyszczania. Niestety od postu upłynęły już ponad 2 miesiące i okresu ani widu, ani słychu. Mam do Pani pytanie – czy spotkała się Pani z wypowiedziami Dr Dąbrowskiej, odnośnie braku okresu po poście? Jak na razie czekam, kilka razy w życiu mi się to już zdarzyło, więc nie panikuję, ale wolałabym uniknąć wywoływania okresu farmakologicznie. Pozdrawiam Serdecznie
Marlena napisał(a):
Kasiu, jeśli organizm cierpi przez lata, a wiele procesów zostało zaburzonych, to 2 tyg. jednorazowo nie będą w stanie usunąć zamieszania budowanego latami. No i ważna rzecz: jak się odżywiałaś po poście? Bo niektórzy traktują post Daniela jako jednorazową sprawę i oczekują (trwałych) cudów, nie rozumiejąc, że to metoda dwustopniowa: oczyszczamy organizm postem, a potem odżywiamy go jak należy w okresie regeneracji, przeplatając to ponownym okresem postu co jakiś czas. Nie wolno wracać do starych nawyków żywieniowych po prostu.
Dieta warzywno-owocowa normalizuje między innymi gospodarkę hormonalną. Jeśli brak okresu występował też wcześniej to może oznaczać, iż gospodarka ta była (i jest nadal) w jakimś stopniu zaburzona. Być może najpierw ustrój miał do wykonania podczas postu porządki w czymś dużo ważniejszym niż, przepraszam, okres. Trzeba to uszanować. Mógł mieć ponadto za mało czasu aby zająć się wszystkim – natura działa hierarchicznie: najpierw naprawia to co najważniejsze, rzeczy mniej ważne do przeżycia zostawia na później. Po prostu musisz dać szansę swojemu organizmowi. Postaraj się stosować metodę pani doktor tak jak ona zaleca: przeplatanka okresów postnych z regeneracyjnymi, a efekty prędzej czy później się pojawią. Wróci do pełni sprawności i wydolności gospodarka hormonalna – wróci też i normalne miesiączkowanie (i to bezbolesne i bez syndromu PMS-a!).
Ela napisał(a):
Kobiety na diecie raw food nie mają menstruacji. Jeśli spożywasz mało białka (nawet wegetarianie „przedawkowują” białko roślinne), mało żelaza (nie jedząc „pysznego” mięska, w którym żelazo to jedna z największych trucizn) to twój organizm nie ma powodów do comiesięcznego oczyszczania. A swoją drogą faceci mają gorzej – nie mają jak wyrzucić nadmiaru białka, czy żelaza. Jeśli jesteś zdrowa to występuje wyłącznie owulacja, nie ma menstruacji. Szympansice w naturze nie mają okresu, trzymane u ludzi na „ludzkim” jedzeniu miesiączkują.
Jak chcesz sprawdzić czy jesteś super zdrowa, czy super chora, zjedz kilka razy w miesiącu trochę mięsa – okres wróci, że aż pożałujesz 😉
Pozdrawiam
Aldona napisał(a):
Droga Marleno,
kiedyś czytałam u Ciebie pozytywny komentarz pewnej pani w stosownym już wieku, która zmieniając dietę cofnęła w znacznym stopniu osteoporozę. Bliska mi osoba ma tę przypadłość i pogorszyło jej się nawet od ub. roku….mimo że bierze D3 z K2. Wiem, że powinna wprowadzić do diety więcej zielonych roślin w koktajlach i sałatkach i w ogóle jeść więcej warzyw i owoców. Przyjaciółka najgorzej się nie odżywia, ale lubi sery i naturalne jogurty ( nie w dużych ilościach, ale jednak są to niemal codzienne produkty), chleb raczej domowej roboty, czasem gotowana ryba. Czy może jednak produkty nabiałowe powinna wyeliminować? Koleżanka szybko przeszła menopauzę, bo już w wieku 39 lat, może to również wpłynęło na kondycję kości? Lekarz powiedział jej, że osteoporoza jest nieodwracalna, a ja pamiętam, że u Ciebie czytałam, że eliminując pewne pokarmy, a wprowadzając inne, można temu zaradzić. Chciałabym podpowiedzieć koleżance jak powinna całościowo ułożyć sobie dietę, aby pomogło jej to w regeneracji kości. Czy mogłabyś podać mi jakieś konkretne wskazówki. Jak zawsze bardzo dziękuję za pomoc i serdecznie pozdrawiam, Aldona
Marlena napisał(a):
Jeśli ktoś przechodzi tak przedwczesną menopauzę, to nie można wykluczyć, iż nieprawidłowy sposób odżywiania się mógł mieć na to wpływ (niemal na pewno miał, bo to co wsadzamy do buzi staje się częścią nas – dosłownie). Osoba powinna też przebadać się w kierunku miażdżycy: osteoporoza i miażdżyca często chodzą w parze. Oprócz słońca i prawidłowego żywienia (dieta zasadotwórcza zawierająca m.in. dużo witaminy C niezbędnej do produkcji kolagenu czyli świeżych warzyw i owoców + witamina K2 np. z kiszonek), oprócz wapnia (b. dużo jest go w zieleninie) takie pierwiastki jak magnez, bor, fosfor, cynk, krzem są dla mocnych kości niezbędne. Jest też jeszcze jeden super ważny element: ruch. Im bardziej mamy siedzący tryb życia, tym bardziej jesteśmy podatni na osteoporozę. Nie chodzi zaraz o jakieś pakowanie na siłowni czy bieganie maratonów, ale te 30-60 minut marszu żwawym krokiem codziennie czy też np. jazdy na rowerze, tańca itd.. Tutaj masz bardzo ciekawe badania na ten temat: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16138787
W krajach o najwyższym spożyciu nabiału notuje się najwyższe wskaźniki osteoporozy. Szczególnie odradzam kupny nabiał, bo to sam syf!
Całkowicie Początkujący napisał(a):
Pani Marleno ile mniej więcej czasu mija od zmiany nawyków żywieniowych do całkowitej zmiany samopoczucia rozumianego jako niewystępowanie powyższych 10 oznak zatrucia? Dziękuję.
Marlena napisał(a):
Nie ma reguły, zależy z jakim bagażem się już urodziliśmy, ile następnie lat zaśmiecaliśmy swój system, jaką mamy genetycznie możliwość produkowania pewnych enzymów detoksyfikacyjnych (np. glutationu), jaką strategię oczyszczania śmietniska dla siebie przyjmiemy itd. Generalnie od kilku-kilkunastu tygodni do kilku-kilkunastu miesięcy ten proces może trwać.
lukasz napisał(a):
Na szczęście na diecie Paleo nie mam żadnego z tych objawów:D:D
Marlena napisał(a):
Świetnie, jeśli jednak chcesz pójść o stopień wyżej, to zainteresuj się dietą nutritariańską, czyli strategią poszukiwania w każdej spożywanej kalorii maksymalnej ilości mikroskładników i ochronnych fitozwiązków. Czysty ustrój to jedna rzecz, a doskonale zaopatrzony w mikroskładniki odżywcze, to druga. Pod tym kątem Paleo prezentuje się dość mizernie (choć wiele osób, szczególnie młodych, czuje się na tej diecie dobrze przez dłuższy czas, zwątpienie przychodzi gdy popatrzymy na starszych wiekiem liderów/sympatyków Paleo, przebywających na tej diecie przez więcej niż 20 lat – otyłych i ze zmęczonymi twarzami: twórca Paleo Loren Cordain, pani Sally Fallon, czy też autor „Diety bez pszenicy” dr W. Davis itd.).
lukasz napisał(a):
Pani Marleno,
Nie interesują mnie specjalnie inni tzw „guru” paleo, bo ich dieta nie jest do końca zbieżna z moją – bardziej wzoruje się na ajwendieta. Obok zdrowych tłuszczów i mięsa(z umiarem!) jem ogromne ilości zieleniny, warzyw, produkty z mąki kokosowej, konopnej, kiełki, zielony jęczmień, standardowe niezbędne suplementy jak d3+k2, czystek, wrotycz, pokrzywa. W sumie nie wiem ile z tego jest oryginalnego paleo, poza usunięciem jedzenia przetworzonego, przemysłowo wyprodukowanego oraz zbóż. Ale jakie to ma dla mnie znaczenie skoro antybiotyku nie brałem od lat, waga się unormowała, 25(oh)>50 i zdecydowny brak jakichkolwiek niedoborów. Niestety próbowałem postów, diety jarskiej … kiedys nawet Dukana próbowałem i sie wstydze do dzis:) ale zawsze cos było nie tak.
Ewelina napisał(a):
Witam. Mam pytanie odnosnie zielonej herbaty. Kawy nie powinno sie pic bo zakwasza organizm i jest w niej kofeina. Dlatego zastanawia mnie dlaczego picie Zielonej herbaty jest zdrowe skoro też zawiera kofeinę czy to chodzi tylko o właściwości oczyszczające? Ile można wypić Zielonej herbaty żeby było zdrowo? Herbata ta bardzo mnie pobudza i działa na mnie jak kawa.czy to zle.? Kawę odstawiłam już w kwietniu i nie chciałabym aby odwyk od kawy zamienil sie w uzależnienie od zielonej herbaty 🙂
Marlena napisał(a):
Herbata zawiera teinę, nie kofeinę. Teina działa podobnie lecz słabiej. Najmniej zawiera jej herbata biała, następnie zielona, a najwięcej czarna. Nie ma obowiązku pić zielonej herbaty jeśli na kogoś działa źle. Zawarty w niej cenny, działający silnie antyoksydacyjnie flawonoid, polifenol (ECGC) w razie potrzeby można pozyskać z suplementów zawierających ekstrakt z zielonej herbaty.
Ula napisał(a):
„Zielona herbata zawiera kofeinę. Cytat z Wikipedii, często się mylę ale chyba tego nie wymyślili.
Zawartość kofeiny w suchych liściach zielonej herbaty jest około dwukrotnie wyższa niż w suchych ziarnach kawy. Zawartość kofeiny w gotowym napoju zależy jednak od sposobu zaparzania oraz ilości użytego surowca w porównaniu do objętości wrzątku. Na ogół, kawę zaparza się w oparciu o większą ilość surowca. W odniesieniu do tej samej objętości gotowego napoju szacuje się, że typowo zaparzona zielona herbata zawiera dwu- lub trzykrotnie mniej kofeiny niż przeciętnie zaparzona kawa[3]. Warto jednak zauważyć, że mocna zielona herbata może mieć wyraźnie wyższą zawartość kofeiny niż kawa. Badanie spektrofotometryczne wykazało, że napar z zielonej herbaty zawiera 169–450 mg kofeiny na 1 l płynu[4]. Dla porównania, zawartość kofeiny w kawie parzonej to 386–652 mg/l.
Oprócz kofeiny zielona herbata zawiera także inne związki o działaniu słabiej analeptycznym od kofeiny, pochodne ksantyny, między innymi teobrominę, teaninę i teofilinę.”
Bartek napisał(a):
Co pani sądzi o nim? To jest jakaś osoba zajmująca się medycyną. https://www.youtube.com/watch?v=uAAQnGwTXg4
Mówi on o oczyszczaniu i głodówce. Mogłaby pani skomentować?
Marlena napisał(a):
Każdy pryszczaty młodzian może w internecie pozować na specjalistę, jednak miarą prawdy jaką przykładam do takich zjawisk jest zawsze miara biblijna (jedyna niezawodna) czyli „po owocach ich poznacie”: ile osób tymi swoimi mądrościami wyleczył np. w porównaniu do dr Ewy Dąbrowskiej? Otóż nie wyleczył jeszcze jak mniemam żadnej. Jeśli nikomu nie pomógł powrócić do zdrowia, to po co go słuchać co on tam ma do powiedzenia? Strata czasu.
Najbardziej ubawiło mnie zdanie: „Proces detoksykacji, odizolowania się od toksyn jest dla nas jak najbardziej szkodliwy i niepożądany”. 😀
Carex napisał(a):
Ten mądrala jest z zawodu patomorfologiem, umieścił wiele filmów wyśmiewających wszystko co wg niego nienaukowe . Najlepiej nie udzielać takim swojej uwagi.
Krystyna napisał(a):
Pani Marleno !
A co Pani myśli o piciu kefiru wodnego z kryształów japońskich ?
Albo napoju z kombuchy ?
Czytam Pani artykuły uważnie , stosuję
i dziękuję Pani bardzo za wiedzę , którą Pani dzieli się z nami .
Zdrowia i szczęścia życzę jak najwięcej ! 🙂
Marlena napisał(a):
Można stosować, aczkolwiek mnie najlepiej podchodzą nasze rodzime kiszonki – te robione w domu. Zdrowia i wszelkiego dobra życzę wzajemnie! 🙂
Zosia napisał(a):
Zawsze dodaję imbir do soku z sokowirówki
Kolendra napisał(a):
Droga Marleno
Twój blog czytam już od jakiegoś czasu i jest on dla mnie inspiracją do zmian stylu życia. Jeszcze 2-3 lata zanim na niego trafiłam zaczęłam zaprowadzac zmiany. W zasadzie nigdy nie jadlam smieciowo ( no może z wyjątkiem polykania batonow na studiach ;-)). Od pewnego czasu jednak wyczulam że coś jest na rzeczy bo te wszystkie słodycze są coraz slodsze ( nie wiem – coraz więcej cukru tam walą czy co?) i najnormalniej przestałam je jeść bo po prostu mnie muliły. W zasadzie zaczęłam się zdrowiej odżywiać w poszukiwaniu utraconego smaku. Nagle zaczęłam zauważać że pewne rzeczy które kiedyś miały wyrazisty, dobry smak już nie są takie same. Np. chleb. Więc zaczęłam wypiekac swój zytnio orkiszowy na zakwasie z pełnego ziarna. Cukru nie używam. Warzywa zawsze lubiłam, choć daleko mi do witarianki. Żywności przetworzonej nie jem, mleko krowie odstawilam, no tylko okazyjnie jogurt naturalny czy kefir bio zjem i ser z surowego mleka. Biorę Wit C, D, stosuje oliwke magnezowa. Ostatnio nawet zakupiłam wyciskarke i robie soczki. Uprawiam kilka razy w tygodniu gimnastykę w domu z nagraniami pewnej popularnej trenerki 😉 I co? Cerę mam zanieczyszczona (trądzik w wieku nast) . Dalej walczę z zaskórnikami. Twarz ma wygląd często szary i zmęczony,oczy podkrazone. Na szczuplym od zawsze i umiesnionym ciele jednak jest cellulit (nie szokujący jakiś ale jednak) a od 2 lat w sezonie zimowym nawracajace katary. Dodam jeszcze, że w maju zrobilam post dr Dąbrowskiej ( tylko 4 tyg bo za bardzo schudłam, miałam już BMI anorektyczki i przesunela mi się miesiączka). I niestety nóż mi się, kieszeni otwiera jak widzę dziewczyny obzerajace się bezkarnie fastfoodami i mające cery jak niemowlę, promienne twarze. Znam wiele takich. Naprawdę. Albo palaczki. To chyba jednak geny. Muszę powiedzieć że w takich momentach czuje, że życie jest niesprawiedliwe bo ja pomimo starań nigdy tak wyglądać nie będę 🙁
Marlena napisał(a):
No niestety każdy z nas jest inny, ktoś może ma np. dobrą cerę ale za to być może nosić w sobie inny gen (np. raka piersi, BRCA1), więc nie ma może czego zazdrościć ani się frustrować? 😉
Poczyniłaś wiele zmian, ale wciąż najwidoczniej są zbyt małe, np. podkrążone oczy to niedobór zieleniny w diecie. Do każdego posiłku duża sałatka lub zielony koktajl i zobacz jak się będziesz czuła.
Patka napisał(a):
Spróbuj odstawić zboża całkowicie. U mnie trądzik to zmora, a jestem już dobrze po 30tce. Mięsa nie jem i nabiału od lat. Dopiero niedawno, ale po wielu próbach i błędach, oraz szukaniu informacji na własną rękę (niestety też bezsensownych i kosztownych wizytach u dermatologów i kosmetyczek), mogę stwierdzić na 99 procent, że jest to wynik jedzenia mącznych rzeczy. Mogłabym pisać, jak do tego doszłam, ale myślę, że nie je jest to ważne, ważny jest rezultat – pierwszy raz po kilkunastu latach zagoiły mi się ropne krosty, skóra na głowie przestała się przetłuszczać i mogłam sobie pozwolić na mycie głowy rzadsze niż codziennie. Cellulitis też zmalał. Pierwsze, naprawdę widoczne gołym okiem zmiany zaszły dopiero po ok. 1,5 miesiąca. Tyle, że wyjechałam za granicę na małą wyspę, gdzie trudno mi było żywić się wg mojej dietki i objadanie się chlebem zniweczyło rezultat. Teraz wracam znowu do „eksperymentu”, ale jestem pewna, że efekty będą. Niestety organizm może reagować na zboża, które nie zawierają glutenu podobnie jak na glutenowe (ang. cross-reactors), stąd lepiej zrezygnować ze wszystkich i potem wprowadzać stopniowo, by mieć pewność, które szkodzą, a które nie.
gajowy napisał(a):
Próbuj różnych probiotyków (naturalnych i z apteki). Im bardziej egzotyczny tym lepiej (bo może wprowadzić nowe bakterie). Mikrobiom to nasz drugi genotyp. Można też profilaktycznie się odrobaczyć.
Ewa napisał(a):
Pani Marleno – w tym miejscu dziękuję za „Cukrowy detoks”. Od 2 miesięcy nie jem słodyczy! Aż sama nie mogę w to uwierzyć! Dodam nieskromnie, że od prawie 5 lat jestem niepaląca. „Zielska” zawsze jadłam i jem sporo – lecz w przyszłym miesiącu kupię wyciskarkę i będzie full „wypas”. Pani blog jest bliski memu sercu – pozdrawiam, Ewa
Marlena napisał(a):
Ewo, bardzo się cieszę, gratuluję serdecznie sukcesu i życzę dalszej satysfakcji we wspinaczce na szlaku zdrowia! 🙂 Pozdrawiam cieplutko.
Bartek napisał(a):
Witam. Mam torbiel na nerce. Jakie są powody i jakbym mógł się go pozbyć? Z góry dziękuję za pomoc
gajowy napisał(a):
Marleno, Napój z kombuchy też jest rodzimy. Jedynie nazwa egzotyczna. Cytuję za wikipedią: „Napój był popularny w Polsce do czasu wprowadzenia Coca-Coli i Pepsi-Coli”. I rzeczywiście jak czestuję kombuczą własnej produkcji (uwielbiam jej kwaśny smak z dodatkiem Imbiru) ludzi bardziej wiekowych to przypominają sobie, że coś takiego robiły kiedyś ich matki. Tylko że wtedy nie nazywało to się kombucha tylko bodajże – grzyb herbaciany. Kombucha wróciła do nas okrężną drogą z Zachodu z nową nazwą, która tam sie przyjeła.
Marlena napisał(a):
Być może, ja tego grzyba herbacianego za młodu nie piłam, ale całkiem możliwe, że istniał już gdy byłam mała.
ewa napisał(a):
Witaj Marleno
Trafiłam do Ciebie ponad dwa lata temu, szukając informacji na temat czarnuszki, bo występujące zapalenia oskrzeli astmatycznym u – wówczas – ośmiolatka, nie dawały mi spokoju. I przewróciłaś mój świat do góry nogami:)
Teraz Ci mogę podziękować, za uświadomienie mi jakie znaczenie ma jedzenie i że leki nie leczą a trują. Dzięki Tobie dowiedziałam się, że jest cos takiego jak równowaga kwasowo – zasadowa, Przeprowadziłam Dietę Ewy Dąbrowskiej – na początek dwutygodniową – na moją trwającą już 24 lata migrenę. Wprowadziłam inne jedzenie, mi przychodzi to łatwo, gorzej z domownikami, ale małymi krokami… wierzę że będzie dobrze.
Ale chciałam Cię zapytać (pierwszy raz) o pewną rzecz, otóż od lutego zaczęłam biegać, pracę mam od kilkunastu lat siedzącą, a bieganie polubiłam. Ale jest problem: otóż zaczęły mi pękać bardzo naczyńka krwionośne i bardziej zaczęły być widoczne żyły na nogach. Miałam popękane w małym stopniu, ale widzę, że to się nasila. Jestem szczupła, mam 43 lata… czy jest jakiś sposób na zatrzymanie tego? Czy to już starość? 🙁 Podpowiedz coś Marleno. I pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Intensywny wysiłek fizyczny (np. bieganie) zawsze będzie powodował wzmożone zapotrzebowanie organizmu na składniki odżywcze, w trakcie wysiłku wzmaga się stres oksydacyjny, w związku z czym zapotrzebowanie na takie antyutleniacze jak niacyna, witamina C (wraz z flawonoidami jak rutyna, kwercetyna) czy wit. E może być większe. Jeśli nie dostarczysz wymaganych ich ilości, to mogą pojawić się problemy – w tym wypadku osłabione zostały naczynia. Powinnaś też jadać maksymalnie dużo świeżej zieleniny (witamina K uszczelniająca naczynia), bo przypuszczalnie jest jej w diecie za mało w stosunku do zwiększonego zapotrzebowania. Najkorzystniejsza forma ruchu to umiarkowana aktywność fizyczna (w jakiejkolwiek ulubionej formie). Jeśli jest zbyt intensywna to może przyspieszać starzenie się, bowiem zwiększa stres oksydacyjny. Pewien niekorzystny wpływ na „pajączki” może mieć u nas, kobiet, również gospodarka hormonalna (estrogeny – szczególnie pigułka lub menopauzalna terapia hormonalna zastępcza).
Bartek napisał(a):
Napisała Pani, że paliła papierosy. Domyślam się, że interesowało panią na pewno jak wzmocnić swoje płuca po rzuceniu i ogólnie zdrowie w kategorii raka płuc. Czy mogłaby mi pani napisać jakieś informację?
Marlena napisał(a):
Jedząc warzywa i owoce oraz pijąc codziennie świeże warzywne soki nie zastanawiałam się nad tym jaką aktualnie wzmacniam część ciała – po prostu dostarczam odpowiedniego surowca w wystarczającej ilości, ciało jest mądre i samo będzie wiedziało co z tym zrobić 😉
Kamila napisał(a):
Nie wiem czy słyszała pani, ale jest szansa, że Polska podpiszę umowy TTIP oraz CETA. Do naszego kraju będą sprowadzane w tedy nasiona GMO. Wszyscy wiemy czym to się skończy.
Czy mogłaby Pani udostępnić petycję na swojej stronie o nie podpisywanie tych umów?
Marlena napisał(a):
Udostępnione i podpisane 🙂
Kamila napisał(a):
https://www.facebook.com/events/1179558718801956/#
Podpisz petycję o wstrzymanie podpisu umów TTIP!
Paweł napisał(a):
Nie mogę się zgodzić z proponowanym głębokim oddechem ponieważ:
głębokie oddychanie usuwa z organizmu biologicznie kluczowy dwutlenek węgla (CO2). A jego nadmierna utrata jest groźna, ponieważ …
CO2 jest katalizatorem chemicznego uwolnienia tlenu od komórek hemoglobiny, dzięki
któremu tlen jest w stanie dotrzeć do celu: komórek organizmu, dając energię,
witalność i wysoką odporność – efekt bohra
prawidłowe oddychanie leczące m.in. astmę opisuje metoda Butejki
Marlena napisał(a):
Astma nie wynika z błędnego oddychania lecz z niedoborów substancji odżywczych przy jednoczesnym nadmiarze substancji toksycznych. Przyczyny astmy usuwa dieta postna (np. typu dieta dr Dąbrowskiej – oczyszcza komórki dzięki mechanizmowi autofagii), ale również dieta pełnowartościowa typu nutritariańskiego (dr Fuhrman wyprowadził z astmy i alergii wielu pacjentów po prostu dietą).
Iza napisał(a):
Marleno,
kiedyś w komentarzu czytelniczki napisałaś, że zamiast tabletek antykoncepcyjnych może stosować jakieś urządzenie elektroniczne. Czy mogłabyś przypomnieć jego nazwę.Z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
Najprawdopodobniej chodziło o komputery cyklu (typu LadyComp, Pearly itp.).
justynaw napisał(a):
Pani Marleno, pisze Pani „Do każdego posiłku duża sałatka lub zielony koktajl i zobacz jak się będziesz czuła”. Przyznam ze opcja koktajlu bardziej do mnie przemawia (choc salatek tez nie unikam). Czy dodawanie do takich koktajli ananasa/banana/etc uwaza pani za dobre rozwiazanie? Czy moze to negatywnie wplynac na trawienie posilku, ktory spozyjemy zaraz po? Najczesciej poleca sie jedzenie owocow poza glownymi posilkami, prawda?
Dziekuje i pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Owoce najlepiej jadać przed posiłkiem głównym, wtedy się trawią najlepiej – taka jest sugestia gdy ktoś ma dietę „tradycyjną”. Jednak jeśli mamy lekką dietę głównie roślinną (pozbawioną fury mięcha, nabiału i tłuszczu) to raczej wszystko jedno, jadanie owoców na deser nie ma wtedy znaczenia. W jadłospisach dra Fuhrmana na deser często jest coś na bazie owoców (np. sorbet, mus).
M. napisał(a):
Hm, też mnie zastanawia czy warto sięgać po zdrowsze wersje używek… Czy warto uczyć się pić zbożową kawę, jeśli nie pija się żadnej kawy? To samo z herbatą. Czy warto przyzwyczajać się do smaku zielonej i yerby dla zdrowia, jeśli nie pija się czarnej? Może lepiej poprzestać na ziółkach? No i co z kakao? To jedyna używka, którą lubię. Bardzo. Marleno, pozwól, że cię zacytuję/sparafrazuję: jeśli czekolada to raw, bez cukru, jedna kosteczka i to nie codziennie. Zaczęłam się zastanawiać po przeczytaniu co to znaczy. Nie codziennie tzn. co drugi dzień (chciałabym ;-)) albo funkcyjnie na pobudzenie np. przed treningiem/sobotnimi porządkami?
Marlena napisał(a):
Doskonale pobudzają zielone koktajle, nie trzeba wcale sięgać po używki 😉
Asia napisał(a):
Miałam tak samo!!!! Zdrowe jedzenie, ćwiczenia,żadnej chemii,uzywek,a cera totalnie zasmiecona. Zaskorniki, ropne pryszcze,ślady po nich i…mętlik w głowie.Dlaczego? Aż wpadła mi w necie rada,by przecierać twarz sokiem z wycisnietej cytryny.Efekty mnie oszolomily!!!! Cera zmieniła się bardzo.Spróbuj! Przecieram twarz sokiem z cytryny po wieczornej toalecie,nie nakładam kremu i idę spać.Na dzień nie wolno,bo reakcja ze słońcem będzie niebezpieczna.Powodzenia i wytrwałości życzę!!
Marlena napisał(a):
Zarówno sok z cytryny jak i ocet jabłkowy będą działać normalizująco (obniża pH skóry przez co bakterie nie mogą się rozwijać), jednak wciąż jest to traktowanie sprawy po wierzchu. Działa, ale tylko kiedy stosujemy. Gdy przestajemy – problem powróci. Należałoby się zastanowić dlaczego skóra jest zaśmiecona gdy przestajemy ją wspierać od zewnątrz? Zdrowa skóra daje radę sama obronić się i nie potrzebuje wsparcia z zewnątrz. Zdrowa skóra to kwestia diety ale też i stresu. I nad dietą i radzeniem sobie ze stresem (wewnętrznym wyciszeniem) warto w takich przypadkach pracować.
Mariola napisał(a):
Witam ,mam pytanie od stycznia tego roku borykam sie z potami nocnymi obfitymi calego ciala(szczegolnie plecy ,klatka piersiowa ,glowa,twarz-posciel mokra -wyszła z pod prysznica)czesami towarzyszy bol w lewym boku i u dolu plecow jednoczesnie,jednak bole te pojawiaja sie i znikają,lecz poty nadal są o mniejszym nasileniu .Proszę o udzielenie wskazowki jakie badania powinnam zrobic?! z gory dziekuję.Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Myślę, że gdy przedstawisz problem lekarzowi rodzinnemu, to on powie jakie badania zrobić. Nadmierne poty nocne mogą wynikać z różnych przyczyn i lekarz musi je po kolei wykluczyć. W międzyczasie nie zaszkodzi poprawić dietę (mniej zwierząt, a więcej roślin na talerzu, pić soki warzywne świeżo wyciskane, wykluczyć cukier, przetwory z białej mąki, smażeniny i inne śmiecioszki).
Celina napisał(a):
Mój mąż też miał takie nocne obfite pocenie. Okazało się, że ma poważny problem z nerką. Być może tu trzeba szukać. Dodam, że takie podstawowe badania krwi i moczu nic nie wskazywały.
Marlena napisał(a):
Nocne poty mogą być zarówno zjawiskiem fizjologicznym jak i objawem niegroźnej infekcji, jak i objawem czegoś poważnego. Dlatego niestety kontakt z lekarzem jest konieczny jeśli zjawisko nie ustępuje i/lub towarzyszą temu inne objawy. W normalnym stanie zdrowia nocne poty nie występują.
Olenka napisał(a):
Marlenko, jak to jest tak naprawde z teanina? Czy jest to substancja szkodliwa? Od okolo 2 lat jestem na diecie roslinnej i czuje sie bardzo dobrze, odrzucilo mnie od kawy, kawalek ciasta zjem moze raz na rok zeby komus nie sprawic przykrosci, nie ciagnie mnie do produktow przetworzonych. Przeprowadzam posty. Ale zauwazylam ze czesto moja enrgia i chec do czynow nie jest wystarczajaca. Pijac zielona herbate i herbate matcha czuje sie duzo lepiej, moge sie skupic, chce mi sie robic wiecej rzeczy do ktorych normalnie ciezko mi sie zabrac, poprawa koncentacji i ogolnie bardzo pozytywne samopoczucie. Czytalam, ze teanina jest to substancja psychoaktywna. Czy znaczy to, ze moze w efekcie powodowac np. depresje, czy raczej pomaga w leczeniu jej? Depresji jako takiej nie posiadam ale czesto jakis taki obnizony nastroj, wolniejszy przeplyw mysli, badz trudnosci w wyrazaniu ich. Stwierdzam ostatnimi czasy, iz picie zielonej herbaty nawet kilku filizanek dziennie ma na mnie bardzo wplyw. W jednym z Twoich artykulow (na temat czystka) pisalas, ze posiada tez negatywne te wlasciwosci. Czy moglabys sie do tego jeszcze ustosunkowac? Pozdrawiam. Ola
Marlena napisał(a):
Jeden z częstszych błędów przy rozmowach o zielonej herbacie to mylenie teaniny i teiny. Teanina to aminokwas, w normalnych ilościach nie jest szkodliwy, wręcz przeciwnie. Natomiast teina (chyba to miałaś na myśli) to co innego, to herbaciana kofeina i może uzależniać. Ogólnie warto zwiększyć udział zielonych warzyw w diecie (zielone koktajle, soki i sałatki) zamiast sięgać po pobudzacze zawierające kofeinę/teinę. Z drugiej strony herbata zielona ma tyle dobroczynnych właściwości, że wypicie jej od czasu do czasu szkodliwe dla nas nie będzie, raczej wręcz przeciwnie. Najlepiej pić różnorodne rodzaje ziół, z czego liście Camelia sinensis (popularnie zwanej herbatą) również mogą stanowić pewien udział.
Gosia napisał(a):
Dzięki wielkie za kolejny cenny artykuł. 🙂
Jeśli to możliwe, bardzo proszę o pomoc w odnalezieniu informacji na temat występowania białka w moczu. Przeglądając kilka m-cy temu artykuły natknęłam się na taki wpis, a teraz nie mogę go odszukać.;( Jeśli pamiętasz i możesz podpowiedzieć to bardzo chętnie przeczytam ponownie.
Bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję.
Marlena napisał(a):
W prawidłowym moczu badanie nie powinno wykryć białka w ogóle, ale może wystąpić czasem białkomocz czynnościowy (np. po wysiłku fiz.), więc aby to wykluczyć trzeba powtórzyć badanie, co na pewno zleci lekarz.
Łukasz napisał(a):
Dobry wieczór 🙂
Z tym usunięciem ciemnych kręgów pod oczami za pomocą zieleniny w 2-3 tygodnie, to nie jest tak hop siup u każdego.
Ja mam 23 lata, ponad półtorej roku temu zacząłem się odżywiać według zasad z tej witryny, rok temu zacząłem jeść w ponad 80 % na surowo, a teraz 7-my miesiąc jestem 100 % witarianinem (8/1/1). Zawsze starałem się jeść mnóstwo zieleniny (najwięcej ekologicznej i dzikiej, trochę kupnej), czasami nawet wychodziło ponad pół kilo dziennie, ale średnio niecałe pół kilo. Pijałem dużo wyciskanych soków, od 8 miesięcy obowiązkowo zielony koktajl dziennie.
I niestety te kręgi jeszcze mi nie zniknęły, dalej mam biały nalot na języku, gazy itp. Nie mam ton energii, a jestem przymulony (gdy jadłem śmieciowe jedzenie tego nie było, przypuszczam, że to przez detoks), mało chęci na aktywność fizyczną, ciągle mam zimne stopy i dłonie (oprócz ciepłych dni), schudłem bardzo dużo (przy 172 cm wzrostu 55 kg wagi z 82 kg) – ludzie mi mówią, że wyglądam jakbym z obozu koncentracyjnego wrócił, że tak nie wygląda zdrowy człowiek itp. dlatego nie chcą się mnie posłuchać jeśli chodzi o zdrowie, bo sam dla nich nie jestem dobrym przykładem, tylko dziwakiem.
W tamtym roku robiłem posty Daniela 5 i 7 dniowe, później regularnie co tydzień 1-dniowe, ale zaprzestałem postów przez presję otoczenia, że jestem za chudy, a waga i tak spadała
tylko wolniej, teraz mimo wszystko zrobiłem dwie głodówki na wodzie co tydzień i po każdej głodówce waga spadła o 1 kg i nie wzrosła. Podejrzewam, że mam u siebie niedokwaszony żołądek, bo kiedyś się mocno przejadałem, ale dzięki zielonym koktajlom myślę, że to powoli wraca do normy, bo mam co jakiś czas zgagę (nawet się trochę z tego cieszę, bo jeszcze z 6 mies. temu nie było czuć żadnego kwasu, tylko odbijał mi się posiłek z powrotem do gardła). Zażywam słońca, chodzę boso, przestrzegam zasad łączenia pokarmów, jem gdy jestem głodny itd. robię tyle zdrowych rzeczy a i tak tylko się kompromituję w oczach innych.
Ale mam też wiele powodów do radości 🙂 m.in.:
– Ogromnie mi smakuje surowe jedzenie (nie zmuszam się do takiego stylu), jem teraz znacznie mniej (1500 – 2200 kcal),
– zniknęły mi jakiekolwiek bóle,
– nie tykają mnie choroby typu katar czy przeziębienia,
– potrzebuję mniej snu, lepiej zasypiam, rano nie ma problemów ze wstawaniem jak kiedyś,
– nie mam zakwasów nawet po cięższych treningach,
– zniknęły krosty ze skóry,
– mam lepszy nastrój.
Mam nadzieję, że to złe samopoczucie to tylko objaw uzdrawiania organizmu i że to w końcu przeminie (coś to długo trwa u mnie) i będę tryskał energią jak inni „witalni” i wyglądał zdrowo, nie mogę się tego doczekać 🙂
Pozdrawiam, doceniam i dziękuję za to co Pani robi 🙂
Marlena napisał(a):
Twoja masa ciała jest wciąż prawidłowa, ale BMI jest graniczne: nie powinieneś więcej chudnąć, a tym bardziej głodzić się, bo wpadniesz w niedowagę.
Axel Tulup napisał(a):
Chłopie, twoje plusy zdecydowanie górują nad minusami, czym ty się martwisz? Nawet jak już nic więcej nie poprawisz to tak osiągnąłeś efekty, których wielu może ci pozazdrościć. To twoja poprzednia waga była nieprawidłowa, gdybyś nic z tym nie zrobił to za kilka – kilkanaście lat miałbyś problemy zdrowotne, które ciężko byłoby odwrócić, a tak nie masz szans na żadną cukrzycę, miażdżycę, czy zawał. Pamiętajmy, że to szczupli żyją zdecydowanie zdrowiej i dłużej.
Bartek napisał(a):
Witam i z góry PROSZĘ o pomoc. Mam torbiel na nerce. Jakie są powody i jakbym mógł się go pozbyć? Lekarze powiedzieli, że powody są nieznane. Z góry dziękuję za pomoc
Marlena napisał(a):
Bartku, nie wiem, może ta torbiel jest wrodzona lub uwarunkowana genetycznie albo zwyczajnie nabyta poprzez niewłaściwą dietę i styl życia.
Kasia napisał(a):
Wiem, że mój komentarz nie jest pod temat postu. Jednak zwracam się z prośbą o radę i pomoc. Jestem na diecie dr. E. Dąbrowskiej 4 tydzień, więc jeszcze tylko 2. I owszem wiele dobrego się dzieje z moim organizmem, jednak zaczęły POJAWIAĆ MI SIĘ BLIZNY! Dosłownie, na mojej cerze powstają wklęsłe wgniecenia: podłużne i pionowe, widać je pod odpowiednim kątem, ale niestety codziennie zauważam ich coraz więcej, bo one nie znikają. Jedna z kosmetyczek powiedziała, że są to wgniecenia od poduszki i chociaż na początku, nie traktowałam tego poważnie, to dziś faktycznie śpiąc na jednej stronie, na jednym boku zaczęły się pojawiać poziome TRWAŁE pręgi.
Zaznaczę, że już od ponad roku jestem na diecie wegetariańskiej, więc w moim organizmie, białko było jedynie roślinne. Wszyscy kategorycznie zalecają mi odstawienie postu, bo uważają, że nie mam kolagenu i moja skóra się przemieszcza.
Jestem gotowa odstawić post, ale bardzo chciałam go ukończyć. Do dermatologa mam wizytę niestety dopiero za 2 tygodnie, a nie chcę tyle czekać. Napisałam również do Pani doktor, ale niestety do tej pory nie dostałam jeszczde odpowiedzie.
Każda rada i pomoc — będzie na wagę złota, może macie inny pomysł, skąd to mogło się wziąć.
*Jeśli chodzi o pielęgnacje, to używam takich samych kosmetyków, jak wcześniej, więc nie biorę jej pod uwagę.
Dziękuje i Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Podczas postu mogą się dziać różne rzeczy, ponieważ rządzi się on swoimi prawami i włącza mechanizmy fizjologiczne zupełnie inne niż w okresie normalnego dowozu kalorycznego. Pamiętać też trzeba, że metoda dr Dąbrowskiej obejmuje dwa etapy, czyli etap diety postnej i etap regeneracji (zdrowe odżywianie), więc z wnioskami lepiej zaczekać i nie wyciągać ich pochopnie.
Arronax napisał(a):
Kolejny raz będę wychwalał tą stronę :). Ubolewam, że wiele rzeczy (kiełki,kasze idp) nie udaje się kupić bio, trzeba postawić często na zwykłe ew. mrożone (np. brokuły), z racji braku czasu na hodowle na większą skalę ale chyba lepiej tak, niż w ogóle nie patrzeć na to co się je. A z czasem, powolutku może go przybędzie i więcej rzeczy będzie się robiło samemu. Ale jak Pani pisała – lepsze takie warzywa z marketu, zamrażalnika niż żadne!
Przykre jest to, jak wiele osób, uznających się za autorytety odrzuca wiele produktów (kiełki, chia, s.lniane i wiele innych w tym całą rodzinę strączkowych), ze są niby niezdrowe, że najlepiej quinoe i inne dalekie wynalazki. Człowiek by nic nie mógł robić, tylko biegać do eko sklepu i siedzieć w internecie i śledzić bo każdy mówi co innego, żeby odkryć tą jedyną prawdę. Bo kiełki nie, fasola nie, ziemniaki za wysokie IG, to co jest dobre … Najlepiej same korzenie czy warzywa ale tylko eko bo to co nie eko to skażone …Czasami czas jednak nie pozwala. I niechęć spędzenia całego wolnego czasu w internecie i bio sklepie. I zaszczucie, że wszędzie czychają pestycydy i złe ludzie, którzy liczą tylko $$. A my jesteśmy mądrzy bo jemy pare XX produktów z wybranych sklepów.
To samo ten szał z glutenem – niestety trochę z tym zgłupieć można. Nawet bardzo.
Lepsze chyba pełne ziarno, kasze, ryż ( czaję się już na czarny – pycha) i do tego starać się jak najmniej cukru, miesa, mleka i warzywa ile można :). Niestety jest wiele grzeszków – cukier, pieczywo w większych ilościach nad którymi się walczy – dziś np. rano zamiast pieczywa kasza orkiszowa :). Jak najmniej smażenia (wok się przydaję), obrabiania termicznego i jak najwięcej warzyw. Chodź przy intensywnym uprawianiu sportu i pracy często ciężko powstrzymać głód. Organizm też musi być dobrze odżywiony, inaczej czuć jednak to zmęczenie, waga leci idp … A ryżyk z warzywami jest pycha :). I nie musi mieć litra oleju w sobie …
Ta strona daje mi motywację 🙂 bo jest tu mnóstwo informacji, ale są logiczne chodź i tak się gubię niestety.. Pozdrawiam serdecznie i przepraszam bo chyba trochę chaosu tu wprowadziłem. Może kiedyś Pani wyda książkę i będzie wszystko prosto i pod ręką :).
Marlena napisał(a):
Myślę, że mój najnowszy artykuł jest właśnie dla Ciebie: https://akademiawitalnosci.pl/6-dietetycznych-filarow-odpornosci-czyli-g-bombs/
Postaw na G-BOMBS, a nie będziesz ani chodzić głodny, ani nie będziesz musiał opierać diety na kaszach i ryżach.
Arronax napisał(a):
🙂 właśnie otwieram …
Puma napisał(a):
Pani Marlenko
Mam pytanie odnośnie łączenia składników odżywczych. Czy rzeczywiście mogą aż tak się zwalczać.tzn. neutralizować witaminy i minerały. Ostatnio mówią o niełączeniu ryby z kapustą kiszona, bo kapusta zabija omega 3.Czy to możliwe. Kiszonki to samo dobro a wiec jak to jest. Z czym nie łączyć kapusty kiszonej, Bardzo proszę o pomoc, Pani wiedza jest tak duża, może zetknęła się Pani z rzetelną informacja na ten temat.
Marlena napisał(a):
Nie, nie spotkałam się, nie jest mi nic wiadomo o tym aby kiszonki zabijały kwasy Omega-3. Zresztą kapusta jako warzywo o zielonych liściach sama zawiera Omega-3.
Stenia napisał(a):
Pani Marlo\eno, nie wiem czy Pani zauważyła, że nie wyświetla się zakładka z najczęściej czytanymi postami, najnowszymi i komentarzami. Nie wiem gdzie to zgłosić to piszę tu. Było to bardzo pomoce w szczególności komentarze, co umożliwiała bieżące śledzenie dyskusji.
Marlena napisał(a):
Steniu,na razie informatyk opracowujący nową szatę graficzną coś tam grzebie, więc różne rzeczy się mogą przejściowo dziać. Wszystko z czasem wróci do normy.
Jadwiga napisał(a):
Myślę,że to może być ciekawa konferencja i warto ją polecić!
Odżywianie i naturalne terapie w walce z rakiem. Konferencja . TTAC’s Ultimate Live Symposium runs Fri Oct 14 through Sun Oct 16… you’ll have complete access to watch any and all of the more than 40 different presentations from the comfort of your home. A tutaj darmowa rejestracja i transmsja internetowa :https://go.thetruthaboutcancer.com/uls/… Po rejestracji otrzymasz program. All free! I ciekawi ludzie; nawet dr Burzyński będzie.
Monika napisał(a):
Dzień dobry, bardzo ciekawy artykuł. Chcialabym jednak zadać troszkę inne oytanie,a mianowicie czy połączenie owoców z tłuszczem jest dobrym rozwiązaniem np. Kasza jaglana z masłem kokosowoym i daktylami, czy raczej nie. Oraz czy spożywanie owoców surowych, suszonych itp. Około godziny 15:00 jest ok, czy będą fermentowac, dodam, że wiekszy posiłek spożywam koło 11:00-12:00. Serdecznie proszę o wskazówki. A jak to u Pani wygląda, jeżeli mogłabym zapytać? Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Połączenie owoców i orzechów jest ok, ale nie dodawałabym izolowanego tłuszczu. Nie mam osobiście problemu z owocami nawet zjedzonymi po południu, trudno mi powiedzieć czy fermentują, ja u siebie oznak żadnej fermentacji nie zauważam. Najczęściej jednak owoce pojawiają się u mnie w menu rano, do śniadania – jakoś tak już się przyzwyczaiłam.
Stała czytelniczka napisał(a):
Jakich firm suplementy witaminowe Pani poleca? Np. Solgar są strasznie drogie.. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wybierz takie, jakie pasują Tobie, z dobrej i znanej marki, która dba o jakość, unikaj tych najtańszych i musujących, ponieważ mają dużo wypełniaczy, syntetycznych słodzików, kolorantów, sztucznych aromatów itp. Jest sporo przyzwoitych firm: Solgar, Swanson, dr Jacobs, dr Mercola, Now Foods, Puritan’s Pride – tak czy inaczej zawsze należy czytać uważnie etykiety.
Arronax napisał(a):
Właśnie jest problem z całościową multiwitaminą. Ja preferuje Multicode lub Olimp dla sportowców, ale do końca nie wiem czy to słuszna droga. Multi ma dużo mikroskładników, a Olimp duże dawki …
Z PP to kurkume stosuję :).
Marlena napisał(a):
Polecam soki warzywne jako całościową multiwitaminę, wszelkie tabletki to jedynie nieudolne naśladowanie natury przez człowieka. 🙂
Olimpa dla sportowców nie polecam, ale nie z uwagi na dawki (tak naprawdę są umiarkowane), lecz z uwagi na kiepskawą jakość (np. witaminę E użyto w formie DL) oraz niebieski barwnik, indygotynę, potencjalnie kancerogenny.
Arronax napisał(a):
Warto wiedzieć :). Tylko właśnie przy szybkim tempie życia i napiętym często trzeba sięgać po półśrodki. Lepiej wtedy wsiąść multi i do tego warzyw ile można. Ja to tak stosuję. Przy takim tempie plus około 6 treningów w tygodniu, wydaje mi się, że i tak to co biorę witaminy plus dieta, jest ich za mało :). A z jedzenia nie ma jak tyle jak i w niektóre dni po prostu to przygotować i kupić. A kupione na zaś warzywka niestety często się psują a szkoda marnować.
Pozdrawiam!
Arronax napisał(a):
Zawsze można je wysypać z tych niebieskich otoczek – właśnie tak przed chwilą zrobiłem. Ale fakt można poszukać czegoś lepszego tylko to nie takie proste – oddzielnie tak ale zamawiać, łączyć idp. No i cena niestety – wiemy, że dobre kosztuje ale pensja nie rośnie :(. Trzeba się ratować tym na co nas stać. Pozdrawiam cieplutko.
Patka napisał(a):
No właśnie widziałam zajawkę tej nowej szaty graficznej i stara mi się podoba bardziej 🙂 Jest bardziej przejrzysta. Po co zmieniać coś co jest dobre? 🙂
Marlena napisał(a):
To nie była wersja finalna, jak będzie gotowe to dopiero będzie można ocenić. Ostatecznie zawsze można wrócić do poprzedniej szaty 🙂
Stenia napisał(a):
Pani Marleno,
proszę o przywrócenie chociaż zakładki z komentarzami. Już się uzależniłam od Pani strony a nie mogę czytać na bieżąco nowych Pani odpowiedzi.
Kawowa Lady napisał(a):
To bardzo ciekawy artykuł – zwłaszcza, że od jakiegoś czasu szukam ciągle odpowiedzi jak poprawić stan swojego zdrowia, bo większość opisanych syndromów mnie dotyczy. Jeszcze nie wszystkie… ale trzeba zmienić coś, żeby było ich jak najmniej. A z jesienią przychodzi teraz jeszcze mniejsza ilość energii.. Tak, czas na zmiany!
Tentacle napisał(a):
Tekst jak zawsze bardzo ciekawy. W gruncie rzeczy wszyscy sobie zdajemy sprawę, że post jest czymś naturalnym dla zwierząt i człowieka ale jakoś poszczenie ostatnimi czasy przychodzi nam wyjątkowo trudno. Może to kwestia tego, że reklamy nakłaniają nas tylko do leniwego, spokojnego i łatwego życia, a post do takich łatwych nie należy. Szczególnie gdy nie mieliśmy przez wiele wiele lat możliwości ćwiczenia swojej silnej woli. Kiedyś pisałam trochę u siebie właśnie w tym temacie ale nie udało mi się przekonać przyjaciółek do takich dużych wg nich wyrzeczeń. Liczę, że kiedyś wszyscy będziemy zdrowsi i się opamiętamy od konsumpcyjnego sposobu na życie. Pozdrawiam
ole napisał(a):
Witam, mam pytanie odnośnie oczyszczania. Stosuję MSM, chlorek magnezu i wit. C i tutaj moje pytanie czy ta siarka z MSM reaguje z chlorkiem magnezu tworząc siarczan magnezu czy nie oddziałują na siebie?
Ciężko w takim mixie wyczuć dawkę by nie było biegunek 🙂
Marlena napisał(a):
A nie możesz po prostu jeść więcej warzyw cebulowych w celu zdobycia siarki, więcej zieleniny w celu zdobycia magnezu i więcej owoców i czerwonej papryki w celu zdobycia witaminy C? 😉
Piotr napisał(a):
Pisze Pani: „Wypróżnienia powinny mieć miejsce 1-2 razy dziennie”. Jestem ciekawy jaki jest stolec przy odżywianiu się dużymi ilościami zieleniny. Czy kał jest zielony jak u łabędzi? Czy jest to papka pływająca na wodzie?
Marlena napisał(a):
Jeśli obawiasz się czy jedząc duże ilości zielonych warzyw można z czasem wypuścić zielone pędy i zyskać zdolność fotosyntezy – odpowiedź brzmi: nie. 🙂
A tak na poważnie: stolec zdrowego człowieka będzie zawsze prawidłowej barwy, prawidłowo uformowany czyli typu 4 lub 5 na Bristolskiej Skali Stolca (używanej przez medyków do oceny funkcjonowania układu pokarmowego). Tu można na rycinie obejrzeć jak to wygląda: https://adst.mp.pl/img/articles/artykuly/rycina1.jpg
Anka napisał(a):
a co oznacza cellulit po ciąży? od porodu minęło 2 lata.
czy jecie sałatę również w zimę czy odżywiacie się sezonowo? moim zdaniem to też ma bardzo duże znaczenie
Marlena napisał(a):
Cellulit zawsze oznacza jedno: czas się za siebie wziąć 😉 Pomocna może być dieta dr Dąbrowskiej, która jest świetnym wprowadzeniem do zmiany nawyków żywieniowych. Za wszelką cenę należy unikać wzrostu poziomu estrogenów czyli m.in. ekspozycji na źródła ksenoestrogenów (zmienić kosmetyki i chemię domową na pozbawioną szkodliwych substancji: SLS, parabenów, chloru, fluoru i bromu itd.), nie jeść żywności przetworzonej oraz mięsa i nabiału z hodowli konwencjonalnych (nabiał i mięso nawet ekologiczne nie powinno stanowić podstawy diety lecz okazjonalny dodatek do diety), jeść dużo warzyw, owoców, orzechów u nasion czyli błonnika (usuwa nadmiar estrogenów) i unikać antybiotyków i innych sztucznych leków (w tym hormonalnych) chyba że w celu ratowania życia.
Anka napisał(a):
hej, dzięki za odpowiedź 😉 stosuję się raczej do tych zaleceń, które opisałaś, ale zastanawia mnie czemu akurat po porodzie cellulit aż tak się nasilił. z tego co czytałam to diety dr Dąbrowskiej nie zaleca się w okresie karmienia piersią, więc chyba muszę z tym poczekać. ogólnie mam zaburzenia hormonalne, trochę się to poprawiło po ciąży, ale akurat ze skórką pomarańczową jest gorzej. miałam duże problemy z cerą, byłam na terapii Gersona 3 msc i to mi nie pomogło, dopiero ciąża poprawiła mój stan, także są plusy i minusy. a po terapii Gersona do teraz mam bardzo osłabione mięśnie, także dla osób chcących stosować polecam rozwagę. boję się trochę przechodzić na diety warzywne, bo wiem jak mnie osłabiają.
Marlena napisał(a):
Osoby zdrowe (nie chorujące na cywilizacyjne choroby przewlekłe jak nowotwory czy choroby autoimmunologiczne) nie mają potrzeby przechodzenia pełnej terapii Gersona, inny jest u Gersona reżim dla osób chorych, a inny dla zdrowych.
Post warzywno-owocowy oparty jest na nieco innych mechanizmach – przywraca równowagę (m.in. hormonalną) na poziomie genowym. Osłabienie spowodowane dietą warzywno-owocową może wystąpić, ale jest przejściowe, nie zostaje z nami na całe życie 😉
Może być też ono czasem wywołane nie tyle zjawiskami fizjologicznymi (kryzysy ozdrowieńcze) ile głęboko wdrukowanymi w podświadomość wirusami mentalnymi (np. że białko zwierzęce jest niezbędne istocie ludzkiej do przeżycia, że przecież „mięso daje siłę” bo to od rodziców słyszeliśmy od dziecka, albo że tylko białko zwierzęce jest „pełnowartościowe” czyli jakby „lepsze” niż białko roślinne itp.). Dr Dąbrowska na wykładzie opowiadała o uczestnikach prowadzonych przez nią postnych wczasów, którzy ukradkiem wymykali się z ośrodka do miasteczka w celu zjedzenia w restauracji jakiegoś „normalnego jedzenia” (czyli mięsnego obiadu), bo czuli się „osłabieni”. Tym samym zaprzepaszczali swoją szansę na uzdrowienie.
Anka napisał(a):
mam różne choroby cywilizacyjne, na które cierpię od 12 roku życia, a teraz mam 25 i dlatego z lekarzem zdecydowaliśmy się na Gersona. miałam pełny reżim i do tej pory mam osłabione mięśnie, do tego doszła jeszcze ciąża. u mnie w rodzinie Gerson był stosowany na raka, mężczyzna żył dłużej niż się spodziewano, lekarze dawali kilka miesięcy, ale to życie było w cierpieniu. ostatecznie rak się cofnął, ale mężczyzna zmarł z wycieńczenia, był pozbawiona sił. chodzi mi o to, że różnie to bywa z takimi terapiami i trzeba bardzo uważać.
w tym momencie dieta dr Dąbrowskiej opierałaby się na jabłkach, bo tylko takie krajowe owoce zostały i warzywach głównie korzeniowych. póki co nie zdecyduję się na to przez karmienie, ale może do lata karmienie się skończy i będzie też większy wybór warzyw i owoców.
to fakt, że niektórzy mają wbudowane mity na temat wartości białka zwierzęcego, u mnie w rodzinie też to występuje i mam różne nieprzyjemności w związku z tym, że moje dziecko je bardzo mało albo wcale nie je mięsa. na Gersonie się chudnie, mi został tłuszcz, a mięśnie wyparowały i nie miałam siły, żeby coś ćwiczyć i coś z tym zrobić, a co dopiero osoby umierające, jak na przykład mój dziadek.
Marlena napisał(a):
Na każdej diecie się chudnie i słabnie jeśli nie dostarczy się odpowiedniej do zapotrzebowania ilości energii (kalorii). Dieta Gersona nie jest jednak dietą głodówkową ani nawet półgłodówkową aby mogła człowieka (zdrowego lub chorego) osłabić, pod warunkiem stosowania się do jej zasad: wypija się dziennie do 13 szklanek soku (4 rodzaje: pomarańczowy, marchewkowy, „zielony sok”, marchewkowo-jabłkowy) i do tego wszystkiego oprócz tych wszystkich soków zjada się normalne, pełnokaloryczne posiłki: talerz sycącej owsianki z owocami i sok pomarańczowy na śniadanie, na obiad i kolację zupa Hipokratesa, pieczone lub gotowane w mundurkach ziemniaki, rozmaite warzywa na ciepło, sałatki i surówki oraz żytni chleb na zakwasie jako dodatek i owoce świeże lub duszone na deser – można się tym na serio najeść do syta (przewidziane są 3 główne posiłki i 2 przekąski, razem 5 posiłków plus te 13 soków oraz napoje typu herbatki ziołowe i owocowe). Ponadto spora ilość ziemniaków przewidziana w gersonowskim menu dostarcza nie tylko tak ważnego w tej terapii potasu ale i też sporo kalorii. Po 3 miesiącach czysto wegańskich do diety dochodzą produkty odzwierzęce jak jogurt czy niewielkie ilości bardzo świeżego masła od krów pasących się trawą. Jeśli więc ktoś zrobi sobie tą dietą jakieś „kuku” typu osłabienie czy nawet (olaboga!) wycieńczenie, to znaczy, że najprawdopodobniej po prostu źle ją stosował i popełnił jakieś błędy, a nie że dieta ta sama w sobie jest wycieńczająca i osłabiająca 😉
Anka napisał(a):
hej, znam dobrze tą metodę, mam książkę i oprócz tego prowadził mnie lekarz. jadłam to wszystko, ale rzygać mi się już chciało np. od owsianki. po tych trzech miesiącach czułam się wykończona psychicznie i fizycznie. piłam 12 soków dziennie, plus 3 lewatywy. miałam zakwasy w rękach od jazdy samochodem 😀 nie powiem, że nie pomogło mi to w ogóle, ale jest to bardzo ciężki temat dla mnie. teraz czekam na wiosnę/lato i będę działać z dr Dąbrowską. dzięki za odpowiedzi i pozdrawiam,
Anka
Ania napisał(a):
Pani Marleno, swietny blog ! Polecam go znakomym 🙂 czy sie Pani moze jak pozbyc sie kaszakow niechirurgicznue ?
Sylwia napisał(a):
Pani Marleno, dziękuję za świetny artykuł. Właśnie z powodu ciągłego zmęczenia byłam niedawno u lekarza internisty, wszystkie badania krwi wyszły ok (m.in. żelazo, tsh). Od jakiegoś czasu interesuję się się wpływem odżywiania na zdrowie (post, nietolerancje pokarmowe), ale kiedy poruszyłam ten temat z lekarką, popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
Chciałabym przeprowadzić głodówkę leczniczą, próbowałam kiedyś diety dr Dąbrowskiej, dwa razy, po ok 10 dni, jednak nie odczułam takich wspaniałych rezultatów o jakich piszą inni pacjenci, czy może to być wina zbyt krótkiego postu? Chciałam przeprowadzić dłuższy post jednak bardzo schudłam w tym czasie, nie miałam siły, i nie czułam opisywanego przez innych wzrostu energii, wyglądałam źle. Zastanawiam się czy dietę dr Dąbrowskiej w ogóle nie powinny stosować osoby szczupłe. Czy zamiast tego lepsze są krótsze posty ale tylko np na samej wodzie?
Marlena napisał(a):
Dr Dąbrowska zaleca osobom szczupłym krótkie posty ale częściej powtarzane. Jeśli chcesz pozbyć się ciągłego zmęczenia, to musisz zmienić sposób żywienia na stałe. Warto dowiedzieć się najpierw co opłaca się jeść pod kątem przywracania i utrzymania zdrowia. Myślę, że mogłaby być pomocna ta książka: https://akademiawitalnosci.pl/dr-joel-fuhrman-trzy-kroki-do-zdrowia/
Joanna napisał(a):
Witam 🙂 chciałabym przywrócić równowagę w moim organizmie i interesuje mnie detoksykacja -czyszczenie zanim zacznę cokolwiek stosować.Post nie wchodzi w grę bo ma hipoglikemię reaktywną.Jak moge wobec tego oczyścić organizm ?
Marlena napisał(a):
Pomocna może być ta oto książka: https://akademiawitalnosci.pl/dr-joel-fuhrman-trzy-kroki-do-zdrowia/
JaToJa napisał(a):
Pani Marleno a co Pani myśli o hydrokolonoskopii w celu oczyszczenia jelit??
Marlena napisał(a):
Trudno mi cokolwiek na ten temat powiedzieć, ponieważ nigdy nie korzystałam z takich zabiegów.
Bea napisał(a):
Witam, może nie na temat, ale muszę się podzielić tym, co usłyszałam dzisiaj rano w telewizji śniadaniowej. „Kucharz” smażył na oleju rzepakowym gotowane wcześniej ziemniaki i wyrażał zachwyt nad tymże olejem. Powiedział, że jest to nasze złotko, nasz skarb narodowy i gorąco poleca smażenie na oleju rzepakowym. Jestem w szoku! Przecież masa ludzi to ogląda i przyjmuje za prawdę. Jak społeczeństwo karmione takimi hitami ma być zdrowe?
Marlena napisał(a):
Pan kucharz mówił dokładnie to, za co miał zapłacone – podobnie jak K. Bosacka z „Wiem co jem” – kolejnego zwodniczego programu telewizyjnego sprzedającego ludziom ściemę po to, by czasami nie byli za zdrowi. 😉
Niestety olej rzepakowy podlega dyskwalifikacji z uwagi na powszechny zwyczaj wśród polskich rolników spryskiwania rzepaku Roundupem przed zbiorami (celem desykacji, podsuszenia przed zbiorami), czy o tym pan kucharz wspominał?
Niech przejrzy sobie fora rolnicze – włos się jeży co oni z tym rzepakiem robią (i ze zbożami też). Dobra narodowego nie powinno się pryskać rakotwórczymi truciznami, a potem sprzedawać ludziom jako rzecz super zdrową. Roundup zawiera glifosat, substancję oznaczoną przez WHO jako potencjalnie rakotwórcza. O jego szkodliwym działaniu na mikrobiom jelitowy pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/co-z-ta-pszenica/
Nie polecam ani oleju rzepakowego ani obróbki smażeniem – obydwie rzeczy to wynaturzenie.
Frushi napisał(a):
To takie proste : ) polecam się do tego wszystkie jeszcze odrobaczyć. Jeśli się odrobaczasz to tak czy siak masz dość fajny okres postu przez około 2 miesiące bo nie możesz jeść nabiału, glutenu i cukru. Zostają kasze i warzywa. Owoce z uwagi na cukry naturalne są mało wskazane.
Przemek napisał(a):
czy post ( i post przerywany) oczyszcza organizm z metali ciezkich?
Marlena napisał(a):
Nie tylko post, również pocenie się, dieta bogata w błonnik, utrzymywanie dobrego stanu flory jelitowej.
ola napisał(a):
Pani Marleno, pracuję w żłobku i proszę mi wierzyć… kupy wszystkich dzieci pachną brzydko! Na pewno nie wszystkie są chore..
Marlena napisał(a):
Nie chodzi o to czy „są chore”, bo pewnie chore nie są, tylko zdrowe (chore zostają w domu, nie chodzą do żłobka): chodzi o to czym są karmione. Nie wiem czym karmi się dzieci w żłobku (w przedszkolach żarcie jest najczęściej tragiczne), ale pewnie nie jest to mleko matki. Kupa ze sztucznych mieszanek będzie mieć innych zapach niż dziecka karmionego naturalnie, ponieważ mieszanka tworzy zupełnie inną florę jelitową niż mleko matczyne.
shinshu napisał(a):
Autorka pisze wybitnie stronniczo i demagogicznie. Z tekstu wyłania się następujący obraz rzeczywistości: wszystkie choroby na Ziemi to wina toksyn i cywilizacji, powrót do stanu pierwotnego zapewni nam wieczną młodość, zdrowie, urodę i życie do 100 lat. Ciekawe czemu zatem rozwinęła się medycyna i farmakologia? Pisanie steku bzdur o tym, że samo jedzenie jest w stanie leczyć, a organizm jest idealną maszyną, która nie potrzebuje żadnego wspomagania, bo sama ze wszystkim sobie poradzi jest równie szkodliwe, jak opychanie się potępianymi tutaj białymi makaronami – jedni i drudzy propagatorzy głupoty powinni dostać zakaz publicznej publikacji swojej wesołej twórczości. Długość życia dzięki farmakologii i jego komfort wzrosły niepomiernie względem ostatnich wieków. Proszę opowiadać androny o zdrowym odżywianiu i zatruciu toksynami ludziom chorującym np. na niewydolność serca, wady wrodzone, mającym kłopoty hormonalne bądź z układem nerwowym. Choroby są i będą – a na pewno dieta jako taka ich nie jest w stanie wyleczyć – może tylko zaostrzać przebieg. Radzę zdrowo puknąć się w łeb zanim zacznie się bezkrytycznie czytać takie brednie. A na koniec wszystkim entuzjastom nowej mody na negowanie całego dorobku nauki radzę w przypadku ataku serca nie dzwonić na pogotowie – wszak organizm to taka cudowna maszyna, że naprawi się sama, a te podejrzane leki podawane w szpitalu, którymi faszerują nas koncerny, to samo zło.
Marlena napisał(a):
Bardzo mi przykro, że taki „obraz rzeczywistości” powstał w Twojej głowie, głęboko Ci z tego powodu współczuję.
Owszem, jedzenie JEST w stanie przywracać zdrowie, a ten blog powstał właśnie dlatego, że ja jestem tego przykładem. Miałam wszystkie 10 oznak zatrucia ustroju, a nie mam ani jednego. Zmieniłam styl życia! Oczywiście jedzeniem nie przywróci się wad wrodzonych, nie cofnie chorób genetycznych, nikomu też nie odrośnie odcięta ręka choćby nie wiem jak zdrowo się odżywiał. To jest chyba jasne – nawet dla średnio rozgarniętego licealisty.
Jednak choroby tak zwane cywilizacyjne, czyli spowodowane stylem życia (którego dieta jest rzecz jasna częścią) doskonale ustępują (bez stosowania farmakologii lub z minimalnym jej udziałem) właśnie po zmianie stylu życia: ustrój leczy się sam (no wyobraź sobie) przy pomocy tylko tego jednego „wspomagacza” czyli prawidłowego stylu życia. Zjawiska te bada i opisuje nawet odrębny dział całkowicie konwencjonalnej medycyny, opartej o zasady EBM (lifestyle medicine): https://en.wikipedia.org/wiki/Lifestyle_medicine. To już nie są „androny”: to jest nauka, to jest medycyna.
Nie jestem przeciwna ani lekom (gdy ratują życie) ani medycynie, nie wiem na jakiej podstawie to wywnioskowałaś? Powrót „do stanu pierwotnego” nie jest ani możliwy ani wskazany: nie powinniśmy się cofać w rozwoju. Dobrze jest korzystać z osiągnięć nauki i cywilizacji i jest to częstokroć bardzo przydatne. Jednocześnie nie powinniśmy w swoim pędzie do nowoczesności zapominać, że to nie myśmy ustalali prawa według których toczy się życie na tej planecie. Natura sobie bez człowieka zawsze poradzi (radziła sobie doskonale nawet gdy nas tu jeszcze nie było), ale człowiek bez natury nie – i taka jest różnica. Podnoszenie głowy zbyt wysoko w odruchu pychy kończy się zawsze upadkiem. Nie ma od tego odwołania, takie są prawa wszechświata: pycha prowadzi do upadku.
Czym jest pycha (cytat definicji z encyklopedii): „Pycha – pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we własną wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie. Gdy jest wyniosły, towarzyszy mu zazwyczaj agresja. W wielu przypadkach pycha oraz wyniosłość są spowodowane wysokimi osiągnięciami we własnym życiu lub niepowodzeniami w czyimś życiu.”
I to jest właśnie to o czym piszesz: ta cudowna nowoczesna farmakologia, ta wspaniała nowoczesna medycyna, ach! I po co nam tutaj natura, po co jakieś tam bzdury o zdrowym jedzeniu, androny o zatruciu toksynami? Jedzmy co nam się żywnie podoba, ile nam się żywnie podoba, nowocześnie trzeba żyć nie słuchając tych farmazonów, bo i tak przecież mamy medycynę i farmakologię, które pośpieszą nam na ratunek i uratują tyłek w razie czego.
Posłuchaj bowiem siebie: „Długość życia dzięki farmakologii i jego komfort wzrosły niepomiernie względem ostatnich wieków.” Naprawdę w to wierzysz? W dobie lawinowo wzrastających zachorowań na cukrzycę typu drugiego, na choroby otępienne, na nowotwory, na choroby układu krążenia i inne choroby wywołane głównie stylem życia – to właśnie ślepa wiara w leki jest po prostu głupia. Mówię „wiara”, bowiem nie ma przekonujących naukowych danych, że to one spowodowały wydłużenie się życia (a co jego jakością?) – pozostaje wiara. To tylko przekonanie, ale nie dowiedziona prawda. Leki potrafią być błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie.
Niestety nie wszystko da się wyleczyć lekami. Nie ma leku, który zlikwidowałby czyjeś złe nawyki. I raczej nie będzie. A z tym poprawianiem przez leki komfortu też różnie bywa, nie na darmo ukuto sformułowanie „choroby jatrogenne” – wywołane leczeniem. Mieliśmy jedną dolegliwość, po latach mamy kilka naraz – od leków.
Doceniam współczesną medycynę i jej osiągnięcia (szczególnie w zakresie ratownictwa, opieki nad noworodkiem czy diagnostyki), ale na pewno nie zamierzam bić przed nią pokłonów, płaszczyć się, wchodzić bez mydła i uważać ją za bożka, licząc że ona wydobędzie każdego człowieka z wszelkich problemów zdrowotnych, szczególnie w przypadku gdy (spójrzmy prawdzie w oczy) sami zapracowaliśmy na swój kiepski stan zdrowia po prostu go nie szanując i cierpimy teraz na przewlekłą chorobę cywilizacyjną. Wtedy okazuje się, że przeciętny lekarz (chyba, że mamy szczęście trafić na kogoś w typie dra Deana Ornisha) nie ma nam nic do zaoferowania oprócz wspaniałej i ultranowoczesnej terapii w postaci długoletniego faszerowania nas środkami farmakologicznymi „poprawiającymi komfort”- choć za cenę skutków ubocznych. Tymczasem nie sztuką jest sięgać po leki, sztuką jest nauczyć się żyć tak, aby ich zwyczajnie nie potrzebować.
Axel Tulup napisał(a):
Jesteś zapewne początkującą lekarką, a może farmaceutką, bo dokładnie to samo mówią przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego i medycznego, Pogląd o wyższości pigułki nad jabłkiem powtarzają jak mantrę, nic dziwnego, że sami zaczynają w to wierzyć i bronić swoich dogmatycznych przekonań do upadłego. A wiadomo lekarz jest dla wielu ludzi jak ksiądz – co by nie powiedział to musi być prawda. A to jest tylko ta trzecia prawda o której mówił Tiszner.
O jakim komforcie życia dzięki współczesnej medycynie mówisz? Może masz na myśli noszenie pieluch przez 50-latków?. Fakt, nowoczesne pampersy nie przeciekają, hurra, co za komfort…
Co do coraz dłuższego życia – co mi z tego, że dożyję lat 90, gdy od trzydziestu nie będę tego życia świadom, albo z tych trzydziestu lat większość spędzę w szpitalach?
A ty chcesz nam wmówić, że dzięki współczesnej medycynie mamy coraz zdrowsze społeczeństwo, że choroby to już historia…spójrz prawdzie w oczy.
shinshu napisał(a):
1. Teorie leczenia jedzeniem nie są de facto protokołami leczenia – działają tylko w przypadku zaburzeń o charakterze metabolicznym, spowodowanych podrażnieniem lub przyjęciem zbyt wysokiej dawki składnika pożywienia do ustroju – dieta polega na wyłączeniu z jadłospisu rzeczonego składnika – jest ona zatem zaprzestaniem kontaktu ze szkodliwą substancją – co jest równoważne z definicja odtruwania w medycynie konwencjonalnej -> Pani teorie detoksykacji spełniają te kryteria, nie są więc niczym nowym, ani odkrywczym.
2. Dieta jest jedynie elementem wspomagającym, nie stanowi leczenia chorób ustrojowych, powstałych w wyniku uszkodzenia czynności organizmu, który nie jest samonaprawiającą się maszyną – większość osobników już w chwili urodzenia nie posiada 100% zdrowia, bo jest to niemożliwe. Z wiekiem organizm zużywa się i zmierza do śmierci – żadną siłą nie zahamujemy tego procesu – jego cechą jest występowanie coraz większej ilości usterek. W zakresie reperowania tych uszkodzeń wielkie zasługi kładzie medycyna konwencjonalna, która pozwala np. ludziom chorym na niewydolność serca przeżyć ok. 20 lat więcej.
3. Odtrąbienie sukcesów leczenia dietą jest zwykłym przekłamaniem – jest ona czynnikiem optymalizującym pracę organizmu, ale nie eliminującym bezpośrednio patologii ustrojowych. Teorie przewlekłego zapalenia, które rzekomo nie wychodzi w badaniach, ale podobno JEST są idiotyczne. Przewlekłe stany zapalne ALBO SĄ ALBO ICH NIE MA. Istnieje szereg wielu badań, które pozwolą to wykluczyć. A nawet osoby cierpiące na zapalenia przewlekłe w głównej mierze nie odczuwają niedomagań reszty układów.
Marlena napisał(a):
Cóż, jeśli ktokolwiek pojmuje Życie głównie jako „śmiertelną chorobę przenoszoną drogą płciową”, to powinien wiedzieć, że ma pewien problem (aby dowiedzieć się jakiego rodzaju problem i jak mu zaradzić polecam lekturę książek słynnego psychiatry Davida Hawkinsa „Siła czy moc” oraz „Przekraczanie poziomów świadomości”).
Istnieją całe populacje długowiecznych ludzi na tej planecie, które swojej starości dożywają w dobrej kondycji fizycznej i jasności umysłowej i to wcale nie dzięki osiągnięciom medycyny jak również bez leków – oni ich po prostu nie potrzebują (można przeczytać o populacjach tych w książce „Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej”, autor Dan Buettner).
Najciekawsza z Niebieskich Stref to społeczność Adwentystów zamieszkałych w mieście Loma Linda, w Kalifornii: tych ludzi nie łączy na przykład genetyka (w której tak chętnie upatruje się przyczynę długowieczności), bowiem pochodzą z różnych środowisk i krajów, mają różny kolor skóry itd. Jedno co ich łączy to styl życia związany z religią, która pojmuje ciało jako siedzibę duszy, a to z kolei nakłada obowiązek dbania o nie poprzez odpowiedni styl życia i dietę (np. zabronione są używki, alkohol, zalecana jest odpowiednia dieta itd.).
Wybacz zatem, ale nie kupuję Twoich opowieści typu „nie ma ludzi zdrowych, są tylko źle zdiagnozowani”, ani o rzekomej wyższości medycyny konwencjonalnej w sterowaniu procesami starzenia się – to jest jedynie Twoja opinia, osobiste przekonanie.
Z leczenia jedzeniem trudno jest zrobić protokół leczniczy z jednego prostego powodu: tego typu leczenie nie może być poddane udowodnieniu zgodnemu z zasadami EBM, te bowiem w EBM dopasowane są do farmaceutycznego leczenia, kompletnie nie pasując do leczenia dietą: wymaga się podwójnie zaślepionych badań z użyciem placebo, a trudno podać jednej grupie np. marchew, a grupie kontrolnej coś, co wygląda i smakuje jak marchew, ale marchwią nie jest. Na tabletce można oszukać mózg (de facto biorąc do ust placebo), ale na jedzeniu nie bardzo. Niestety każdy widzi co je, jak również badacz widzi co podaje pacjentom do jedzenia.
Co nie znaczy, że w medycynie konwencjonalnej nie ma protokołów leczenia dietą i stylem życia uznanych za udowodnione, skuteczne i nawet wdrożonych do lecznictwa publicznego jak na przykład program „Spektrum” doktora Ornisha (na koszt NFZ mogą się nim leczyć pacjenci na razie tylko w USA, póki co jeszcze nie u nas).
Takich lekarzy z powołania jak Ornish jest jednak mało: dzisiaj niestety studia medyczne nie mają nic wspólnego z edukacją, lecz są zwyczajnie szkoleniem. Takim prymitywnym praniem mózgu jak to się popularnie mówi. Edukacja od szkolenia różni się tym, że edukacja zmusza do myślenia, zadawania pytań i poszukiwania prawdy. Szkolenie zaś jest wtłaczaniem procedur, standardów i obowiązujących z góry ustalonych (przyjętych umownie) zaleceń. Czyli umawiamy się co jest prawdą, a co nią nie jest. Ciało człowieka przy tym zaleca się postrzegać głównie jako worek mięsa (a raczej jego kawałków) lub dla odmiany jako mechaniczną maszynkę – psującą się i w zasadzie wadliwą już przy stworzeniu, po prostu z racji tego, że się urodziła.
Kto jednak wie jak odróżnić fałsz od prawdy, ten będzie również wiedział, że jest to jedynie postrzeganiem, zmyślnie skonstruowaną (i nieco psychopatyczną) mentalizacją – iluzją stworzoną na potrzeby pewnych grup społecznych, których istnienie i funkcjonowanie właśnie od iluzji tej zależy i na niej się opiera. Oto dlaczego opór środowiska medycznego był tak silny, że Ornishowi zabrało 32 lata zanim jego „bezlekowy” (jak sam mówi „low-tech and low-cost”) program leczenia chorób cywilizacyjnych przyjęto oficjalnie i zaczęto stosować w lecznictwie publicznym. Na leczeniu żywieniem, myśleniem i kochaniem (siebie i bliźniego) trudno zarobić, a pacjent uzdrowiony to klient stracony.
G napisał(a):
Ostatni komentarz Pani Marleny strzał w 10! I chyba coraz więcej ludzi ma tego świadomość, i dobrze:-)
shinshu napisał(a):
Żaden lekarz wśród tych, których znam nie oferuje pigułki na choroby cywilizacyjne – wszyscy zalecają zmianę stylu życia – no cóż – tabletki oczywiście wspomagają np. rozjechaną trzustkę, zupełnie nie rozumiem oporu ludzi przed takimi schematami leczenia. Co ma powiedzieć człowiek ktory do konca zycia musi brac np. Enzymy trawienne? Wszyscy z was swiecie wierza ze choroby pojawiaja sie na skutek stylu zycia – wierzycie poki sami nie zachorujecie i nie poprosicie o lekarza – powoli kogo nie boli.
Zatem prosze mi powiedziec, czemu wraz z rozwojem cywilizacji dlugosc srednia wieku sie wydluzyla?
Jesli organizm sie nie uszkadza to jak pownien wedlug szanownych heretykow wygladac koniec zycia? Kladziemy sie i mowimy jak w reklamie: to dobry czas by umrzec?
Jestem sama na diecie tego typu od lat i uwierzcie – to na wiekszosc chorob nie ma wiwkszego wplywu.
Marlena napisał(a):
Shinsu, bardzo się mylisz, na wszystkie choroby cywilizacyjne (nadciśnienie, choroby serca i układu krążenia, cukrzyca, miażdżyca, dna moczanowa itd.) podaje się dzisiaj tabletki, tego nawet oczekują sami pacjenci – tabletek. Zaś oficjalnie zalecane przy różnych schorzeniach diety opracowane są tak, aby za wiele nie pomóc, bo pacjent musi przede wszystkim brać tabletki – jesteśmy przeznaczeni na konsumentów leków, ponieważ to napędza gospodarkę: na chorobie się zarabia, a nie na zdrowiu. Na śmierci też mierny zarobek, więc sztuka polega na tym, by pacjent pozostał przy życiu jednocześnie będąc zależnym od wyrobów przemysłu farmaceutycznego. Nie wolno go więc za szybko zabić, ale nie wolno też pozwolić mu wyzdrowieć na tyle, by przestał być konsumentem leków.
Pisałam o tym m.in. w kontekście diety dra Kempnera: ludzie cierpiący na nadciśnienie zgłaszali się do niego tabunami, bo był jedynym, który wtedy (a pierwsze leki hipotensyjne czy diuretyki pojawiły się dopiero nieco później) wiedział jak ich skutecznie wyleczyć, bo z nadciśnieniem nie ma żartów – ono naprawdę zabija. Kempner odszedł do lamusa nie dlatego, że był nieskuteczny, lecz dlatego, że pojawiły się środki farmakologiczne. Różnica między postępowaniem dietetycznym a nimi jest taka, że tylko te drugie wywołują skutki uboczne, na które podaje się kolejne środki farmakologiczne (w imieniu poprawy komfortu życia pacjenta), które wywołują swoje skutki uboczne, na które przepisuje się kolejne środki farmakologiczne – aż na koniec pacjent (czyli de facto konsument leków) zostaje się z torbą leków i z taką torbą dożywa starości (albo i nie).
A można było zastosować skuteczną dietę (dzisiaj prędzej Ornisha, McDougalla lub Esselstyna niż Kempnera), zajmując się przyczyną tego nadciśnienia, a nie maskowaniem objawów syntetycznymi prochami. Jak to celnie powiedział Aldous Huxley „Badania medyczne zrobiły tak niebywały postęp, że dziś praktycznie nie ma już ani jednego zdrowego człowieka.” 😉
Nigdzie nie powiedziałam, że „organizm się nie uszkadza”, jest to jakaś Twoja nadinterpretacja. Nic co materialne nie jest wieczne, ale należy sobie zdawać sprawę z tego, że nawet jeśli się ustrój uszkadza czy zużywa, to posiada też znakomite zdolności regeneracyjne, potrafi uzdrawiać sam siebie w odpowiednich warunkach. Począwszy od skaleczeń (nic nie musimy robić, ustrój sam to leczy), złamań (owszem, trzeba nastawić kości, ale resztę robi ustrój, nie lekarz), kataru (rzecz medycznie nieuleczalna, ale ustrój wie jak to zwalczyć) aż po raka (też rzecz medycznie nieuleczalna, a jednak są świadectwa osób, które wyszły z tego bez interwencji medycznych lub z minimalnym ich udziałem i żyją po dziś dzień, dużo dłużej niż magiczne 5 lat).
Oczywiście zdolność samouzdrawiania ma też i swoje granice: jak komuś odcięło rękę to mu nie odrośnie, jak komuś usunięto tarczycę, woreczek żółciowy czy migdałki, to mu nie odrośnie. Wady wrodzone i genetyczne też raczej pozostają na całe życie (ale nawet i tutaj terapia żywieniowa potrafi poprawić stan chorego dziecka np. na zespół Downa i nie tylko podnieść jego IQ lecz nawet pozytywnie zmienić ten charakterystyczny wygląd jego twarzyczki – popatrzmy na badania dr Ruth Harrell).
Ustrój nie będzie też przypuszczalnie w stanie naprawić całkowicie zniszczonego narządu, choć i tu są wyjątki (są doniesienia, że nawet z cukrzycy typu 1 ludzie wychodzili – trzustka wznawiała pracę, wysepki trzustkowe się regenerowały), nie mówiąc o tym jakie niesamowite zdolności regeneracyjne ma ludzka wątroba, która regeneruje się nawet gdy jest zniszczona w znacznym procencie. Notorycznie regenerują się: krew, nabłonki, skóra, kości, wątroba, a nawet tkanka nerwowa (choć nieco wolniej i trudniej). Materiałem do odbudowy i odnowy nie są leki, lecz to co jemy i pijemy.
Za długość naszego życia odpowiadają m.in. zakończenia naszych chromosomów – telomery, gdy skrócą się do zera umieramy. I to głównie czynniki stylu życia decydują o tym jak szybko ten proces przebiega (po szczegóły odsyłam do książki „Spektrum”, autor dr Dean Ornish, który prowadził prace badawcze na ten temat razem z odkrywczynią telomerów i enzymu telomerazy odpowiedzialnego za wydłużanie telomerów, laureatką Nagrody Nobla, prof. Elizabeth Blackburn: https://pl.wikipedia.org/wiki/Elizabeth_Blackburn).
Nie ma dzisiaj najmniejszych wątpliwości, że to co jemy, jak żyjemy i jak myślimy ma decydujący wpływ na długość naszego życia. I zawsze miało – od początków świata. Długość życia jeśli obliczamy biorąc pod uwagę zmarłe ongiś przedwcześnie dzieci to owszem, średnia wyjdzie nam wyższa teraz, ponieważ więcej dzieci dożywa dorosłości, za co oczywiście podziękować należy większej higienie oraz wiedzy w zakresie opieki nad ciężarną i noworodkiem, więc średnia wieku jest wyższa dzięki lepszej przeżywalności dzieci, natomiast długość życia wcale nie uległa drastycznie zmianie na lepsze. Dzisiaj poza tym wiele do życzenia pozostawia nie tyle długość życia ile jakość jego ostatnich dekad, spędzana jakże często z torbami leków, kursując pomiędzy lekarzami różnych specjalności lub też robiąc pod siebie i nie rozpoznając bliskich.
To nie jest najlepszy scenariusz na starość, ale tak właśnie jest gdy pozwolimy by nam scenariusz naszego życia pisali inni, bo my nie umieliśmy wziąć odpowiedzialności za siebie we własne ręce czy szukać wiedzy, lecz słuchaliśmy się całe życie innych ludzi: wierzyliśmy bezkrytycznie w to, co mówiła nam mamusia, nauczyciele, lekarze, księża, media, politycy itd.
Marek napisał(a):
Shinshu,
próbujesz wymądrzać się przeczytawszy powyższy artykuł bardzo powierzchownie i a już na pewno bez zrozumienia, w dodatku używasz chamskich sformułowań typu „… radzę zdrowo puknąć się w łeb zanim zacznie się bezkrytycznie czytać takie brednie…”. Twoje argumenty nie przekonują, wręcz przeciwnie. Nie poszukujesz prawdy, ani tym bardziej harmonii, nie kierujesz się logiką, jedynie siejesz zamęt. Jeśli niczego mądrego nie potrafisz zbudować – to bardzo proszę siedź cicho i nie psuj!
Marek napisał(a):
Marleno, wszystko o czym piszesz to święta prawda. Zabrakło mi tylko słówka o tym, że niezbędnym kompletem będzie codzienna dawkę ruchu, najlepiej na świeżym powietrzu.
Choć wiem, że w wielu miejscach swoich artykułów podkreślasz jak ważną rolę odgrywa ruch, sport, Tu zabrakło tej informacji jak mniemam z przeoczenia.
Serdecznie pozdrawiam
iwona napisał(a):
witam, taka mała dygresja do wypowiedzi shinshu – jeśli komuś nie odpowiada zdrowy styl życia tylko tabletki i medyczne wynalazki to po prostu musi czytać artykuły zw z medycyną konwencjonalną, bo tylko tam dowie się jakich tabletek i na co używać!!! Ja mam 58 lat od dwóch lat jestem na zdrowym odżywianiu, przeszłam kurację przeciw candydozie w/g dr A. Janusa, 2 tyg postu dr E. Dąbrowskiej, kilka krótkich postów o wodzie i po dwóch latach mój organizm odmłodniał, stawy mam elastyczne jak 20 albo i 30 lat temu, znów mogę chodzić w butach na obcasach, schylanie się nie powoduje bólu kręgosłupa (jak to bywało wcześniej), ważę 47 kg przy wzroście 160cm, moje koleżanki przy mnie to stare, nafaszerowane lekami kobiety z dużą nadwagą!!!! No i nie mogę nie wspomnieć, że jako 27 latka zachorowałam na wrzody dwunastnicy i lekarze leczyli mnie 10 lat i NIC, tylko przypadkiem otrzymana książka o refleksoterapii oraz łyżka surowego soku z ziemniaka codziennie rano i wieczorem, ostawienie leków, i po 2 miesiącach NASTĄPIŁO WYLECZENIE, i do teraz mam spokój z wrzodami. Pilnuję dobrego zakwaszenia żołądka, a lekarze robili odwrotnie – przepisywali leki na nadkwasotę i pogarszali mój stan zdrowia. Uważam, że jestem DOWODEM na to, że dobre odżywianie działa cuda!!!!!!!!!!!! Pozdrawiam cię Marleno i czyń dalej jako czynisz, bo czynisz dobrze. Serdecznie pozdrawiam 😀
Marlena napisał(a):
Zgadza się dobre odżywianie jest w stanie zdziałać cuda podczas gdy złe jeszcze nikomu w niczym nie pomogło ani z niczego nie uleczyło.
Zdrówka życzę przewlekłego, Iwonko, świeć dalej przykładem dla innych. Tak trzymaj! 🙂
Lucjan napisał(a):
Ja to chyba jestem wyjątkiem bowiem na początku pościłem na diecie Daniela przez 7 tygodni. Póniej miałe kilkumiesięczną przerwę. Później wyczytałem o głodówkach min. na sucho. Więc zdobyłem się na wysiłek i głodowałem bez jedzenia i wody pełne 11 dni. Niestety po tych dwóch „kuracjach” waga wróciła do 160 kg. Wspomnę że z głodówki wychodziłem wg wytycznych. Prawdopodobnie mam mało lub w ogóle kwasu solnego w żołądku, niedoczynność tarczycy, candida(bezdech nocny), bóle stawów, sapanie (nie wynikające z nadwagi). Zdaję sobie sprawę, że dobrze by było odwiedzić lekarza z podejściem holistycznym – ale gdzie go znaleźć?
Podpowie Pani coś Pani Marleno?
Marlena napisał(a):
Lucjanie, bez prawidłowej mikroflory w jelitach trudno jest walczyć z nadwagą – nasze mikroby mają wpływ na nasz metabolizm, czy nam się to podoba czy nie. A tarczyca dokłada swoje i mamy komplet. Jeśli chodzi o metodę dr Dąbrowskiej, to tak jak sama autorka zaznacza – jest to metoda dwustopniowa, polega na przeplataniu okresów postnych z okresami diety regeneracyjnej. Wszystko jest dokładnie opisane w książkach pani doktor. Niestety jeśli tego nie czynimy tylko robimy i jemy po swojemu (lub co gorsza wracamy do starych nawyków żywieniowych), to wina za niepowodzenie leży po naszej stronie. To nie jest tak, że sobie zrobimy raz w życiu post Daniela i nastąpi cud – szczególnie jeśli zaniedbania i grzechy są wieloletnie.
Może wybrałbyś się na turnus wczasów z dr Dąbrowską? W ośrodku jest opieka lekarska jak też i sama pani doktor przyjeżdża na wykłady i konsultacje. Innym lekarzem jaki przychodzi mi do głowy jest dr Edyta Biernat-Kałuża, założycielka Centrum Medycyny Żywienia, tutaj kontakt do niej: https://www.przychodnia-orlik.pl/zywienia
Lucjan napisał(a):
Dziękuje serdecznie za odpowiedź.
Skorzystam.
Chciałem się trochę pożalić przy okazji, a mianowicie po nabyciu całej tej wiedzy o odżywianiu komórkowym mikroelementami mało kto mówi o tym, że mikroelementy się nie wchłaniają przy braku lub niedoborze kwasu solnego w żołądku. A więc ktoś może suplementować się przez rok lub dwa – bez rezultatu – ponadto pieniądze wyrzuci w błoto.
Żołądek to podstawa – każdy artykuł lub wykład powinien się od tego zaczynać.
Powiedziałem co mi leżało na sercu.
Marlena napisał(a):
Lucjanie, kto się prawidłowo odżywia ten nigdy nie będzie cierpiał na niedobór kwasów żołądkowych – nie ma takiej możliwości, natura się sama reguluje pod tym względem kiedy wkładamy do środka tylko naturalne i nieprzetworzone pokarmy w stanie oryginalnym jak je Bozia stworzyła i na dodatek dobrze je przeżuwamy (żołądek wytwarza kwasy w odpowiedzi na odruch żucia).
Natomiast „niedokwaszenie” może się pojawić wtedy gdy ktoś żywi się niezgodnie z tym co zaplanowała dla nas Matka Natura: za tłusto, za słodko, zbyt mięsnie/nabiałowo i za dużo. Wtedy pojawiają się problemy.
Anka napisał(a):
Do listy zatruwających organizm substancji należałoby dodać SZCZEPIONKI!! Nie chce mi się rozwodzić na ten temat, ale to jest w dużej mierze winowajca wielu dolegliwości i chorób dzieci oraz dorosłych.
Czerniak napisał(a):
Witam Pani Marleno!Mam pytanie,jak mozna wyleczyc lub zachamowac paradontoze?Ten problem dotyczy wielu osob,szczegolnie miodych.Pozdrawiam i dziekuje za dobro czynione przez Pania
Marlena napisał(a):
Dużo świeżych warzyw i owoców oraz wyciskanych z nich soków wzmacnia dziąsła, dodatkowo może być przydatna suplementacja witaminy C. Dr Dąbrowska mówiła na wykładzie, że pacjent z zębami rozchwianymi jak klawiatura po odbyciu postu warzywno-owocowego cieszyć się zaczął mocnymi i zdrowymi zębami i dziąsłami. Na stan każdej komórki i tkanki naszego ciała ma wpływ to co jemy.
MajaW napisał(a):
Bardzo się cieszę, że dotarłam do tego tekstu. Dzisiejszy świat stawia przed nami szereg wyzwań. Bardzo trudno jest zachować homeostazę, dobre samopoczucie, zdrowie i witalność, w tym naszym codziennym pośpiechu, kiepskim odżywianiu, i braku aktywności ruchowych. Dieta i naturalne metody to absolutna podstawa. Sama często doświadczam dolegliwości w układzie pokarmowym wynikających trochę ze stresu, trochę z braku czasu, by się sobą zająć. Ale znów idzie zima i znów staram się odbudować siebie. Czy ktoś z Was słyszał o wyciągach z liści karczocha? Ma coś takiego w kapsułkach Herbaya, te ekstrakty są naturalne i mają wspierać pracę układu pokarmowego, pracę wątroby, działają też korzystnie na wzdęcia, które mi czasem towarzyszą. Chętnie dowiem się, czy y coś o tych karczochach słyszałyście?
Marlena napisał(a):
Wyciągi z karczocha od lat produkuje Herbapol, jest on też składnikiem Cynarexu. Karczoch podobnie jak ostropest wspiera wątrobę. Osobiście karczochy po prostu jem (bo je uwielbiam!), zamiast stosować tabletkowe suplementy. Czasem dostanę karczochy świeże (bywają w dobrze zaopatrzonych marketach i warzywniakach), częściej jednak dostępne są w puszce w sosie własnym (unikam przetworzonych karczochów zanurzonych w oleju). Z liści karczocha można też parzyć herbatkę.
Jednak ostatecznie wszystko sprowadza się do jednego: jak byśmy przestali dawać tyle obciążeń swojej wątrobie (lekami, używkami i tłustym żarciem), to i byśmy nie musieli sięgać po specjalne suplementy. 😉
Marlena napisał(a):
Bardzo dobry artykuł. Każdy z nas może się dowiedzieć jak ważne jest oczyszczanie organizmu aby poprawić i utrzymać zdrowie. Ja na oczyszczanie stosuje tylko naturalne produkty na bazie błonnika. Kiedyś stosowałam różne metody z różnym skutkiem.
Dziś zamówiłam Błonnik efekty są widoczne bardzo szybko.
Badyl napisał(a):
Zielona herbatka dziala tak jak i kawa. Jak sie od toksyczniac to tylko wodą. Cofeina i Teanina czy jak to sie zwie to to samo. Znam to z wlasnego doswiadczenia, bo przeszedlem z kawy na zielona herbatke i tak samo fatalnie sie czulem. Teraz niczym sie nie pobudzam. Nie przyspieszam pewnych procesow co powoduja te napoje i czuje jak organizm staje na nogi.
Zbyszek napisał(a):
Ale bzdury, sianie paniki. Tania sensacja. Proszę jeść na zielono i pójść do ciężkiej pracy, życzę powodzenia. Jak Pani nie ma co robić to może sobie pozwolić na zabawę z warzywami i herbatkami. Im bogata flora jelit tym więcej gazów a zapach zależy od jedzenia. Warzywa też mogą gnić, nie tylko mięso. Mitochondria i inne sprawy komórkowe to pseudo naukowy bełkot, który ma uwiarygodnić te wypociny. Kawę pije bo lubię, a nie bo musze. Choć czasem lepiej wypić jak po 9 godzinach pracy trzeba jechać w cztero godzinna trasę to proszę nie pierniczyć że 15-16 godzin dziennie może Pani być na nogach bez zmęczenia. Proszę nie robić nam wody z mózgu
Marlena napisał(a):
Zbyszku, Twój komentarz jest mało uprzejmy i chyba zapomniałeś o czym uczyliśmy się w szkole na biologii: mitochondrium to część komórek odpowiedzialna za produkcję energii. To tam w wyniku procesu oddychania komórkowego powstaje większość adenozynotrifosforanu (ATP) komórki, będącego jej źródłem energii. Jeśli dbamy o nasze mitochondria, to i one dbają o nas: bycie aktywnym przez cały dzień nie jest dla mnie wyczynem. Teraz, bo kiedyś gdy jeszcze nie potrafiłam dbać o moje mitochondria, to padałam ze zmęczenia po południu, ratując się drugą kawką i obciążając nadnercza.
Oczywiście nie ma nic złego w potraktowaniu kawy jako napoju funkcjonalnego np. gdy musimy prowadzić auto w nocy. Jak mus to mus – wiadomo. Jednak tutaj chodzi o to, że bez kawy czy Red Bulla niektórzy „nie mogą” normalnie prowadzić aktywnego dnia – są non stop zdani na stymulanty. A to już nie jest dobre.
Ewa napisał(a):
Wszystko co pisze Marlena to prawda,do tego jednak trzeba miec i zdobywac wiedzę czyli po prostu wejśc w to i doświadczac samemu.Mam małe pytanie,które witaminy/oprócz oczywiście zdrowego odżywiania/polecasz w ciąży i od którego miesiaca?Najlepiej jakby były dostępne w Twoim sklepie.Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Ewo, przeczytaj proszę tę oto książkę: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/ciaza-i-witaminy-przewodnik-ortomolekularny-dla-matki-i-dziecka-helen-saul-case
Joanna napisał(a):
Pani Marleno, czy zrobienie sobie postu czysto owocowego przy obecnej aurze jest dobrym posunięciem? Przymierzam się mocno, bardzo chcę to zrobić, ale chyba potrzebuję czyjejś aprobaty. Tygodniowy z wypoczynkiem. Wierzę mocno, że ozdrowieńczy i energetyzujący.
Marlena napisał(a):
Jeśli bardzo chcesz i czujesz się na siłach, to każda pora jest dobra. W naszym klimacie najkorzystniej (najtaniej) jest robić go w okresie gdy mamy wysyp świeżych sezonowych krajowych owoców.
Anna Kwiatkowska napisał(a):
Trochę nawiedzony punkt widzenia. Co złego jest w filiżance porannej kawy? We wszystkim potrzebny jest umiar, w zdrowym odżywianiu również. Organizm potrzebuje tak wiele składników, że trzeba jeść wszystko, począwszy od mięsa, nabiału, warzyw, owoców, kasz, pieczywa. Nawet słodycze od czasu do czasu w niewielkich ilościach nie szkodzą. Nie ma potrzeby umartwiać się i robić z diety celu życia.
Marlena napisał(a):
Począwszy od mięsa i nabiału? Jak wiemy mamy Niebieską Strefę stulatków w Loma Linda, którzy dożywają sędziwego wieku nie spożywając niczego pochodzącego od zwierząt. W innych Niebieskich Strefach pokarmy odzwierzęce spożywane są w niewielkich ilościach i raczej okazjonalnie (głównie ryby i owoce morza, a nie mięso), a nie tak jak u nas do każdego posiłku 3 razy dziennie przez 365 dni w roku (tłumacząc to właśnie w ten sposób: że ponoć MUSIMY oraz niezbędnie tego POTRZEBUJEMY – jest to tłumaczenie pochodzące od przemysłu mięsno-nabiałowego, ale ani nauka ani obserwacja rzeczywistości tego nie potwierdzają).
Staruszkowie z Loma Linda dają jednak dowód na to, że niekoniecznie „musimy”, a już na pewno nie w takich ilościach (pomijając już najważniejszą rzecz czyli jakość przemysłowo hodowanego „mięsa” faszerowanego paszą GMO i antybiotykami oraz mleka pochodzącego od tak traktowanych niebożąt).
To co łączy natomiast wszystkie Niebieskie Strefy to oparcie diety na produktach roślinnych stanowiących większość kalorii: warzywach i owocach, roślinach strączkowych, nasionach i orzechach, pełnym ziarnie.
Nie chodzi o to by się umartwiać, ale by wiedzieć co jest dla nas korzystne oraz w jakich proporcjach i ilościach. Większość ludzi nie wie, co widać jak na dłoni, wystarczy obserwować co wykłada przeciętny obywatel na taśmę przy kasie w markecie.
Jak na ironię trzy czwarte respondentów CBOS uważa, że odżywia się zdrowo lub bardzo zdrowo! Tymczasem przychodnie, szpitale i hospicja pękają w szwach, NFZ ledwo dyszy, a na poradę lekarską czeka się miesiącami – takie są kolejki. Tak to właśnie „zdrowo” ludzie się odżywiają, myśląc „ale co złego jest w tym czy w tamtym”. Ano nic złego bardzo długo nie widać, dopiero potem choróbsko wyskakuje jak diabeł z pudełeczka. Zazwyczaj w okolicach czterdziestki. Zła żywność zatruwa bardzo powoli!
marcel napisał(a):
Przeczytałem wszystkie komentarze i mam podobny problem do niektórych tutaj. Mimo bardzo zdrowego trybu życia spotykają mnie cuchnące gazy i zaparcia (zdarza się, że kilka dni się nie wypróżniam i wtedy pomagam sobie solą epsom).
Czy mój plan działania jest dobry?
1-2-3 dzień na samych warzywach, kaszach i małej ilości owoców + dużo wody (ostatni dzień jem do 18)
4 dzień bez pożywienia i oczyszczanie. Sól epsom w celu oczyszczenia jelit + lewatywa z kawy czy cytryny. Do końca tego dnia opróżniam się, nic nie jem, dużo pije. W sumie to będzie 36h post.
5-6-7 dzień delikatne sałatki warzywne i soki + wprowadzenie wysokiej jakości probiotyków (Joyday + vivomix)
Kolejne dni powolne wtrącania do warzywno-owocowego świata domowego pasztetu na bio indyku, rosołu z naszego królika itd.
Marlena napisał(a):
Marcel, nie wiem, wypróbuj swój plan, ale czy próbowałeś metody dr Dąbrowskiej? Jej dieta warzywno-owocowa potrafi częstokroć działać cuda. W przypadku dolegliwości gastrycznych 1-2 dni na soku z marchwi. Potem w czasie diety warzywno-owocowej zakwas buraczany (taki domowy) i inne kiszonki + mnóstwo warzyw na rozruszanie jelit (niestety jedzenie zwierząt tego nie zrobi, błonnik jest bowiem TYLKO w pożywieniu roślinnym, nieoczyszczonym, nierafinowanym, takim jak Bozia stworzyła). Dietę dr Dąbrowskiej można stosować 1-6 tygodni.
Anna napisał(a):
Bardzo ciekawy artykuł. Niektóre z tych objawów mam. Zastanawiam się tylko kto nie ma:). Takie mamy środowisko zanieczyszczone i jeszcze sami dokładamy do organizmu.
Dieta owocowo-warzywna i o wodzie to chyba będzie rozwiązanie.
Marlena napisał(a):
Kto nie ma tych objawów? Ja na przykład nie mam. 🙂
Ania napisał(a):
Witam Pani Marleno,
chciałabym się Pani poradzić, otóż…
Pierwszy problem
Trzy i poł roku temu przestałam miesiączkować, wcześniej brałam ok 8 lat antykoncepcję hormonalną i po ok półtora roku po jej odstawieniu przestałam miesiączkować. Mam w tej chwili 33 lata. Byłam wielokrotnie przebadana, leżałam w szpitalach, diagnoza była za kazdym razem stawiania : wtórna niedoczynność przysadki na tle podwzgórzowym. Przez około półtora roku brałam hormony wywołujące miesiączki i majace za zadanie przywrócic naturalną funkcje przysadki ( tak naprawde antykoncepcja hormonalna) natomiast po ich odstawieniu miesiaczki znow zanikały.
Drugi problem:
Od wielu lat zmagam się z problemami układu pokarmowego. Wzdęcia, kwaśne odbijanie, zgaga, mega ciężkość po posiłkach, przelewanie się w brzuchu, zaparcia, biały nalot na języku.
3 lata temu na gastroskopii wyszlo mi, że mam stan zapalny opuszki dwunastnicy i oczywiscie przez bardzo wiele miesiecy bralam IPP, jednak nie odczuwalam poprawy poza brakiem zgagi wiec je odstawilam i stwierdzilam, ze wylecze sie dietą. Teraz mam wstepnie zdiagnozowany refluks i czekam na kolejna gastroskopie. Przeszlam chyba przez wszystkie diety: lekkostrawna, z duża ilością błonnika, rozdzielna, bez warzyw, bez owoców, bez surowizny, bez tłuszczu, dużo tłuszczu, dużó bialka i mało wegli i na odwrót, food map, wg grupy krwi itd… Zdarzało się, że przez pierwszych kilka dni objawy ustępowały ale po chwili wracały.
Przeszłam przez test food detective, wyszlo mi strasznie dużo nietolerancji: mleko krowie, jaja, pszenica, owies, żyto, jęczmien, ryż, kukurydza, soja, orzechy, skorupiaki, rośliny strączkowe, kapusta, czosnek, papryka, truskawki, cytrusy. Od drugiego dietetyka usłyszalam, że nie ma sie co sugerowac testem poniewaz byl zle wykonany. W kazdym razie na ponad 2 miesiace odstawilam wszystkie te produkty, Szczerze mowiąc nie wiem jak wytrwalam na tak jałowej diecie ale wytrwalam, natomiast poprawy nie było absolutnie zadnej.
Zrobilam test na alergie pokarmowe ale nic mi nie wykazał. Zrobilam badania na helicobacter : brak. Zrobilam badania na grzyby i bakterie w jamie ustnej ze wzgledu na nalot i pieczenie jezyka: wynik ujemny,
Witamina D3 w normie, żelazo 44 czyli tez w normie, witamina B12 wynik 287 czyli w normie.
Dodam, że w ostanich latach czuje sie słabo, cisnienie mi bardzo spadlo, najczesciej mam 90/60 i szczerze pwoiem, ze zyje mi sie tak tragicznie, jestm zmeczona, koncentracji i skupienia w ogole u mnie nie ma, Odkad pamietam mam tez czesto zimne rece i stopy. W ostatnnich latach mam problemy z tarczyca, natomiast tsh mam wyregulowane ale ft3 od bardzo dlugiego czasu mam zanizone. Ostatnio wyeliminowalam: jedzenie ciezkostrawne, tłuste, smażone, zimne i gorące, ostre, raczej unikam surowych warzyw i kwaśnych owoców, kawe i alkohol, fastfoody, czekolade a raczej kako, którego jadałam czasem znikome ilości, jem tylko drób i ryby, sama robie twaróg półtłusty, gotowane warzywa i słodkie i dojrzałe owoce, zioła. Przede wszystkim zaczełam jeść bardzo powoli i dokładnie przezuwac i musze przyznac, że jest lepiej. Od dwóch dni pijam tez sok z kapusty.
Powiem jeszcze, że ze wzgledu na moje problemy hormonalne i jak sie okazalo problemy u mojego meza z nasieniem , zostało nam juz tylko invitro. Mielismy pierwsza probe w lipcu, powstał jeden zarodek, który mi wszczepili ale niestety organizm go odrzucil ;( Nastepna probe mamy miec we wrzesniu lub w pazdzierniku.
I teraz pytanie do Pani. czy ma Pani jakies podejrzenia? Czytalam u Pani o zanieczyszczonym organizmie, już sama nie wiem co o tym wszystkim myślec. Pragne sie czuc dobrze i lekko.
Wage trzymam z trudem, mam tendencje do tycia, wiec czesto musze sobie odmawiac albo wrecz czesto niedojadam co zle wpywa na moje sampoczucie. Mam 173 i waze srednio ok 62-63 kg, mam 21% tkanki tłuszczowej czyli 13,3 kg oraz 28kg miesni. Od kilku lat regularnie mam duzo ruchu.
I teraz co zrobic?
Czy sok z kapusty moze pomoć? Czy raczej post? Nie chcialabym tez wycienczyc organizmu przed kolejna próba zajscia w ciaze. Przepraszam, że tak sie rozpisałam ale chcialam jak najbardziej szcególowo naswietlic moja sytuacje. Będę bardzo wdzieczna za jakakolwiek podwpowiedz lub nakierowanie mnie na dobre tory.
Pozdrawiam serdecznie 😉
Ania W
Marlena napisał(a):
Po prostu spróbuj, Aniu, sok z kapusty ani post warzywno-owocowy (a nawet i sokowy) nikogo jeszcze nie zabił. Czy robiłaś badanie włosów na metale ciężkie itd.? Jeśli chodzi o wagę, to nie musisz wcale niedojadać, masz BMI w normie absolutnie, masz spokojnie kilkanaście kg „zapasu” nawet. 😉
Jeśli nigdy nie oczyszczałaś swojego ciała to być może czas najwyższy? Po latach szaleństw z lekami, sztucznymi hormonami, kolejnymi dietami, stresem itd.
Niestety, pogódźmy się w tym miejscu z faktami: Matka Natura nierychliwa jest, ale sprawiedliwa, rachunek za wszelkie nasze „grzechy” (dietetyczne i inne związane z toksycznym stylem życia) zostanie każdemu prędzej czy później wystawiony: znam to, przeżyłam to, też znalazłam się w moim piekle (taka jest naturalna kolej rzeczy: musi być kara za wcześniejsze „grzeszne” życie, wypełnione stresem, śmieciożarciem, pigułkami i wszelaką chemią).
Nie uda nam się przechytrzyć natury choćbyśmy pękli. Jej prawa, te niewidzialne siły sprawiają, że np. planety poruszają się po swoich orbitach, że po zimie przychodzi wiosna, że z malutkiego ziarenka wyrasta w sprzyjających warunkach nowa roślina, albo że zarodek wszczepiony zostaje przyjęty (w sprzyjających warunkach) lub odrzucony (w warunkach niesprzyjających jego rozwojowi). Natura ma głeboko w nosie naszą cywilizację, pośpiech, sztuczną antykoncepcję czy też rzeczy udające pożywienie, choć niczego pożywnego tam nie ma. Możemy się jedynie z pokorą zastosować do praw natury, albo będziemy prędzej czy później cierpieć: https://akademiawitalnosci.pl/natura-natury-jest-i-pozostanie-niezmienna/
Tak więc odpokutować za swoje niestety trzeba, nie ma rady. Jak chcemy wrócić na właściwe tory i cieszyć się pełnią życia (zamiast jego nędzną namiastką) to trzeba z naturą żyć w pełnej zgodzie, a nie na swoich warunkach. Nie wiem gdzie bym dzisiaj była gdybym w porę nie zdała sobie z tego sprawy.
Czy masz zanieczyszczony organizm? Skoro występują opisane w artykule symptomy to na pewno tak jest. Oczyszczanie nie wycieńcza (chociaż kryzysy ozdrowieńcze mogą dawać takie wrażenie), wręcz przeciwnie, oczyszczony z toksyn ustrój staje się silniejszy. W krajach bardziej świadomych zdrowotnie kobiety już na rok czy dwa przed zajściem w ciążę oczyszczają ustrój, biorą suplementy itd. – wszystko po to, aby przyjąć nowe życie będąc w najwyższej formie, bo tylko zdrowa matka gwarantuje zdrowe potomstwo. Ojciec pół biedy, ale matka musi być na tip-top! Ona to bowiem będzie potomka nosić, żywić swoją krwią (i wszystkim co w niej pływa) oraz potem swoim mlekiem (i wszystkim co w nim siedzi).
Można owszem próbować oszwabić naturę i „na siłę” nawet zajść w ciążę stosując in vitro, potem jeszcze spędzić tę ciążę na podtrzymaniu (środkami nowoczesnej medycyny, sztucznymi hormonami itd.), ale co z tego skoro potomek może być potem słabowitego zdrowia i w najlepszym razie będzie się od małego zmagał z alergiami, AZS, astmą czy innymi upierdliwymi chorobami (a wymieniłam tutaj tylko te na literę A), zaś w najgorszym może nie dożyje młodości, bo wcześniej zapadnie na coś groźniejszego jak np. na nowotwór?
Jeszcze jakieś ćwierć wieku temu (w czasach mojej młodości) nowotwory u dzieci to była niezmierna rzadkość, a dzisiaj mnożą się specjalne hospicja przeznaczone tylko dla dzieci, co jest dla mnie nie do pomyślenia. Dlaczego chorują na raka małe dzieci? Bo z niezdrowych matek zdrowego potomstwa nie będzie. O zdrowie dziecka trzeba zadbać jeszcze przed jego poczęciem dbając o samego siebie. A geny? Owszem, czynniki genetyczne mogą mieć znaczenie, ale pamiętajmy że nasze geny są ZAWSZE modelowane przez czynniki środowiskowe!
Dlatego oczyszczanie przed ciążą jak najbardziej jest wskazane. Można zacząć od diety dr Dąbrowskiej: przywraca równowagę również na poziomie hormonalnym, pani doktor ma sukcesy u pacjentek z problemami z zajściem w ciążę, które dzisiaj siłami natury poczęły i powiły swoje zdrowe maluszki. Również problemy gastryczne zostają rozwiązane poprzez kilkudniowy post płynny, a potem dopiero warzywno-owocowy (szczegóły w książkach pani doktor).
Co do badań krwi czy moczu, które są „w normie”, chociaż pacjent czuje się fatalnie: normy zostały wyznaczone dla przeciętnego obywatela, będącego na tradycyjnej zachodniej diecie. Jeśli chcemy mieć zdrowie nieprzeciętne, to takie „normy” mamy w nosie. Przyjmijmy biblijną miarę prawdy, która nigdy nie zawodzi: po owocach ich poznacie – jeśli ktoś się czuje niezdrów, to jego owoce są marne i najlepsze wyniki badań krwi lub moczu samopoczucia mu nie poprawią; trzeba zwyczajnie zakasać rękawy i samemu ogarnąć wiedzę na temat PRAWDZIWEGO zdrowia, a następnie wziąć się za naprawianie tego, co sami zepsuliśmy.
Posypać głowę popiołem, położyć się na stole operacyjnym Matki Natury, a przedtem jeszcze zrobić w domu wielki szaszor i wyrzucić podejrzaną zawartość kuchennych szafek oraz łazienki/kosmetyczki (tak, dom też trzeba „odchemizować” z wszelkiego toksycznego śmiecia!) do wielkiego czarnego wora, wór wywalić na śmietnik i zapomnieć raz na zawsze o jego dawnej zawartości.
Głowa do góry, Aniu, skoro mnie się udało, to i Tobie się uda! 🙂
Ania W. napisał(a):
Rany, dziekuje serdecznie Pani Marleno za tak szybka i wyczerpujaca odpowiedz 😉
W takim razie biore sie za siebie, dam znac jak przebiegl post, choc nie ukrywam ze mam obawy, nienawidze byc glodna i na sama mysl juz mi jest smutno, ze bede musiala sobie odmawiac a tak naprawde, to nie mam na 100% prwnosci, ze cos mi to da…
Co do wagi, to najlepiej sie czuje i wygladam nie przekraczajac 63kg ( choc mogloby byc mniej), ciezko na to pracowalam by sobie odpuscic i pofolgowac ale marze by dojsc do takiego punktu by waga w koncu sie unormowala i stanela w miejscu, by metabolizm przyspieszyl, bym w koncu cieszyla sie jedzeniem 😉
Czyli zakup ksiazki dr Dabrowskiej, ile dni na poscie plynnym i ile na mieszanym? Jest mi Pani w stanie powiedziec? Mam rowniez obawy pod tym katem czy dam rade silowo, poniewaz mam prace ciezka, fizyczna….
Badania wlosow nie robilam.
To prawda z tym invitro, chcialabym byc jak najlepiej przygotowana dla siebie i tym bardziej dla dzidziusia, dac mu wszystko z siebie co najlepsze 😉
Pozdrawiam goraco
Ania W.
Marlena napisał(a):
Aniu, jeśli będziesz myśleć w kategoriach „będę musiała sobie odmawiać”, to lepiej nie zaczynaj tego postu w ogóle, dopóki nie zmienisz myślenia. Tutaj nikt sobie niczego nie odmawia, wręcz przeciwnie – tracą ci, którzy bez przerwy jedzą „normalnie”, zaś ci, którzy okresowo poszczą jedynie ZYSKUJĄ.
Post to korzyść (WIELKA korzyść!) tak dla ciała i jak i dla ducha, a nie strata, ograniczenie czy jakieś „odmawianie sobie”. Post to źródło radości, a nie smutku! Post trzeba zacząć z odpowiednim przygotowaniem umysłu, inaczej korzyści z niego będą mierne.
Należy myśleć kategoriami korzyści, a nie straty! Kiedy jest konkurs SMS-owy gdzie można wygrać wygrać załóżmy pół miliona, to nikt nie wysyła SMS-a myśląc, że „ożesz kurde, właśnie TRACĘ 5 czy 10 czy 100 złotych na SMS-y”, prawda? Raczej każdy ma nadzieję na wygraną – wow, aż pół miliona! Czy ktoś daje komuś 100% gwarancji na wygraną? Nie, ale mimo to ludzie grają i wysyłają SMS-y, inwestując swoje pieniądze i nie mając poczucia straty. Wiedzą, że aby wygrać trzeba grać, prawdziwą stratę ponoszą tylko ci, co nie zainwestowali w żadnego SMS-a, bo nawet nie próbowali wejść do gry.
I tak samo należy podchodzić do postu: po to by coś dużego zyskać inwestujemy nasz wysiłek, przy czym jest on „straszny” tylko przez pierwsze 2-3 doby postu, potem wyłączony zostaje (siłami natury, to fizjologia!) nasz ośrodek głodu w podwzgórzu i po prostu głodu nie czujemy.
Przecież nasi przodkowie nie mieli lodówek i marketów spożywczych na każdym rogu, lecz każdy kęs pożywienia musieli w pocie czoła zdobywać, a gdy nie znaleźli to siłą rzeczy pościli, co było upierdliwe jedynie przez 2-3 doby, potem już nie. Okresy głodu i wyżerki w historii ludzkości naturalnie się przeplatały, to tylko my teraz mamy non-stop nieustającą wyżerkę i uważamy to za normę, ale normą w przyrodzie są (były i nadal będą) okresy głodu i wyżerki, umówmy się.
I dlatego mądra Matka Natura zaprojektowała tak genialnie nasze ciało: na okresy głodu i wyżerki. Gdy dostawa kalorii spada do pewnego poziomu, to po 2-3 dobach mózg „myśli”: OK, nie ma żarełka, wyłączam ośrodek odczuwania głodu. I tyle! Czy nie jest to genialne? 🙂
Spójrzmy zresztą prawdzie w oczy: nie jesteśmy przystosowani do ciągłej wyżerki, żeby była jasność. Ciągła wyżerka to współczesny wymysł. Ale w naturze nic takiego nie ma miejsca. Nawet pory roku się przeplatają, jest zima i jest lato. Nie może być ani cały czas zima, ani cały czas lato. Wszystko w przyrodzie ma CYKLE. Nawet płodność u kobiety to cykle, dzień i noc to też są cykle, przypływy i odpływy morskie, miesiące i lata, pory roku itd..
Kto ma ciągłą wyżerkę ten… ma problemy z masą ciała. W przyrodzie jedynymi takimi stworzeniami są TYLKO ludzie oraz… hodowane przez nich psy i koty: tylko oni cierpią na problemy z tyciem i chorobami związanymi z ciągłym przekarmieniem, a reszta stworzeń bożych chodzących po tej planecie jakoś dziwnie tego problemu nie ma, prawda? To nie przyroda zatem tworzy problemy, robimy to my sami. 🙂
Jedzeniem można się cieszyć bez żadnych konsekwencji (tycia, chorób cywilizacyjnych itd.), pod warunkiem,że będzie to jedzenie przystosowane do danego gatunku. Gatunek ludzki natomiast zatracił już umiejętność doboru pożywienia do swoich cech fizjologicznych, bo dzisiaj przeciętny obywatel kieruje się dobrem jednego tylko swojego organu cielesnego jakim są kubki smakowe, z pominięciem niestety pozostałych, dużo ważniejszych do przeżycia oraz utrzymania zdrowia organów. W ten sposób wpada w „pułapkę przyjemności” – polecam gorąco wysłuchać wykład dra Lisle: https://www.youtube.com/watch?v=vIO2DJXi2Sc
Nie ma nic złego gdy od święta zjemy frykasy typu lody, mięso czy białą mąkę. Tak robili nasi przodkowie, tak robią ludzie do dzisiaj w Niebieskich Strefach. Od święta! A co robi pozostała część ludzkości? Robi sobie święta każdego dnia! I prędzej czy później płaci za to zdrowiem, bo natura oparta jest na cyklach. Raz wyżerka, a raz post. Kto tego nie rozumie ten ma problem. Nie można mieć świąt każdego dnia, bo to nie jest zgodne z rytmami natury. A natury nie przeskoczymy choćbyśmy nie wiem jak chcieli.
Jeśli chodzi o post, to KONIECZNIE trzeba się do niego przygotować nie tylko psychicznie, ale i edukacyjnie: im więcej będziemy na ten temat wiedzieć, tym mniej będzie obaw czy wątpliwości. A im mniej obaw i wątpliwości tym lepsze rezultaty. Najlepiej też gdy małżonkowie poszczą razem, wspierając się wzajemnie. Jeśli nie jest to możliwe, to należy wyjaśnić pozostałym członkom rodziny w czym rzecz i poprosić o wsparcie, a przynajmniej nie przeszkadzanie swoimi komentarzami. 😉
Więc wszystkie książki na ten temat przeanalizować polecam oraz wysłuchać koniecznie wykładu pani doktor aby dokładnie zrozumieć mechanizmy, wiedzieć jakie kryzysy ozdrowieńcze mogą nas czekać (i dlaczego trzeba się z nich cieszyć zamiast się nimi martwić) oraz dlaczego należy przeplatać (!) okresy zmniejszonego dowozu kalorii z odżywianiem pełnokalorycznym (czyli nie wystarczy raz „odbębnić” post Dąbrowskiej licząc na cuda, tylko należy do końca życia trzymać się metodycznie przeplatanki): https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
I jeszcze jedno odnośnie głodu: wyłączenie ośrodka głodu w mózgu trwa najdłużej podczas pierwszej rundy postu (2-3 doby). Potem już za każdą kolejną rundą trwa to coraz krócej: u mnie w tej chwili praktycznie dobę, mam już „wytrenowany” organizm i „zaskakuje” od razu, bo już wie w czym rzecz. 😉
Jeśli nie chce „zaskoczyć” dłużej niż 3 doby (u nowicjuszy), to dr Dąbrowska poleca oczyścić jelita z resztek zalegającego „starego” menu (czyli zrobić sobie starą dobrą lewatywę, zazwyczaj jedna pomaga rozwiązać problem).
Ania W. napisał(a):
Pani Marleno, nawet Pani nie wie jak bardzo jestem wdzieczna za pelne wyjasnienie i przede wszystkim przejecie sie moja sytuacja. Jest Pani cudowna ?
Mam jeszcze pytanko odnosnie niedoborow przy poscie. Czytalam, ze nawet lekarze wypowiadaja sie dobrze o poscie owocowo-warzywnym ale do 7-10 dni, poniewaz pozniej dochodzi do powaznych niedoborow…
Co z brakiem tluszczy, ktore sa tak wazne w gospodarce hormonalnej? Co z bialkiem? Z mojej wiedzy wiem, ze najpierw dochodzi do pozbycia sie wody, potem nastepuje spalanie tluszczu a potem pobierane jest bialko z miesni i serca wiec … nie brzmi to dobrze. Bardzo bym prosila o wyjasnienie jeszcze tego.
Do tego pytanko, bo mam problem ze znalezieniem, czy post plynny to jest na samej wodzie czy na wyciskanych sokach owocowo-warzywnych? I czy na pierwszy raz taki post wystarczy 2-3 tygodniowy? A jak lekarz zaleci invitro we wrzesniu, to od razu mam przerwac post? I co z hormonami, ktore teraz biore a na stymulacje dostane jeszcze wiecej? Czy post jakos na nie wplynie, zakloci?
I bardzo bym prosila o podanie ksiazki dr Dabrowskiej, w ktorej bede miec wszystko wyjasnione 😉
Wiem, ze musze sie przygotowac psychicznie, jestem osoba bardzo konsekwentna takze wiem, ze jak sobie zaloze,to uzyskam cel, bardzo bym chciala by cos sie jednak zmienilo w zdrowku, by byla poprawa 😉
Wlasnie tetaz wyruszamy z mezem na urlop, takze jestem zmuszona rozpoczac post po powrocie, najprawdopodobniej od 4 wrzesnia.
I ostatnia rzecz, czy po poscie bede zmuszona wykluczyc nabial? Ze wzgledu, ze w naturalny sposob nie produkuje estrogenow jestem narazona na osteoporoze, teraz jest ok ale za pare lat… lekarze mowia, ze musze jesc przetwory mleczne, a co Pani o tym sadzi?
I czy jak bede jesc np 2 razy w tyg rybe i 2 razy drob to bedzie ok? Probowalam ze wzgledow ideologicznych nie jesc miesa ale po kilku dniach czulam sie strasznie kiepsko.
Sle gorace pozdrowienia 😉
Marlena napisał(a):
Aniu, nie dochodzi do niedoborów, ponieważ ustrój podczas postu przestawia się na zupełnie inny tryb pracy (m.in. włącza się autofagia) i żywi się wewnętrznymi zapasami, zjada złogi, tkankę tłuszczową itd. – wszystko hierarchicznie i super inteligentnie.
Bezpiecznie można pościć jednym ciągiem do 6 tygodni ale nie dłużej (nawet Jezus nie pościł dłużej jak 40 dni). Długość pojedynczej sesji dostosować trzeba sobie indywidualnie (im kto ma więcej tkanki tłuszczowej tym ma większe zapasy).
Jeśli bierzesz jakiekolwiek leki to post należy uzgodnić z lekarzem. Często dzieje się też tak, że w miarę zdrowienia wywołanego postem leki trzeba pomału odstawiać (jak wiadomo leków potrzebują tylko chorzy, a zdrowi już nie) i również musi się to odbywać pod kontrolą lekarza (z drugiej strony trochę trudno jest znaleźć takiego, który rozumiałby mechanizmy postu i zachodzącego podczas postu samouzdrawiania, no ale szukajcie, a znajdziecie).
Co się jada w obydwu fazach (postnej i zdrowego żywienia) oraz jak wygląda dieta płynna dla pacjentów gastrycznych to wszystko wyczytasz w książkach pani doktor.
Nabiał nie jest jedynym źródłem wapnia, zobacz tutaj ile przyroda nam wapnia daje w zielonolistnych roślinach, po co męczyć biedne krowy? http://salaterka.pl/zrodla-wapnia/ Wyobraźmy sobie smakowitego zielonego szejka z bananem, szpinakiem, mlekiem migdałowym i sezamem: będzie tam w 1 szklance więcej wapnia niż w szklance mleka! Ale lekarz ci tego nie powie, on nie ma na ten temat bladego pojęcia! 😉
Nabiał poza tym zaśluzowuje organizm, ogólnie nie polecam (a już na pewno nie ten sklepowy), a lekarze o żywieniu pojęcia częstokroć nie mają, więc nie radzę ich sugestii w tym temacie słuchać (na studiach medycznych wszak nie ma egzaminu z żywienia człowieka). Lekarze sami są schorowani i mają nadwagę, a średnia życia polskiego lekarza to 68 lat. Wiedzą o żywieniu tyle co przeciętny Kowalski: dla wapnia mleko, dla białka mięso, a dla witaminek owoce. To spore uproszczenie i nie do końca zgodne z faktami.
Obecnie piramida żywieniowa ma w podstawie warzywa i owoce – na tym właśnie powinna opierać się dieta człowieka i mamy w ręku w tej chwili solidne naukowe na to dowody. Każde stworzenie ma właściwą dla swojego rodzaju dietę i człowiek też ją ma. Nie jest to mięso, mleko cudzego gatunku też nie, ani nawet zboża. Są to warzywa i owoce jako baza, a wszystko inne jako dodatek.
Mięso szczególnie należy ograniczać, ale nie tyle z uwagi na ideologię, ile na to co mówi nauka i zdrowy rozsądek – ono zakwasza organizm, obciąża nerki, dostarcza zbyt dużo hemowego żelaza, pożera cenne zapasy enzymów (strawienie jego wymaga od ustroju bardzo wiele wysiłku i silnego kwasu żołądkowego).
Niestety teraz mięso jest tanie i ogólnodostępne, a nam się w d*pach poprzewracało od tego dobrobytu i chcemy mięsa codziennie albo co drugi dzień niczym narkomani, a to wcale zdrowe nie jest: nasi przodkowie jedli je raz w tygodniu na niedzielę, a mówiąc szczerze zdrowsze są ryby (dzikie, nie te hodowlane).
Ostatnia kontrola NIK wykazała, że 80% hodowców w Polsce stosuje antybiotyki w hodowli zwierząt (najwięcej dostają indyki i kurczaki), więc cóż.. smacznego temu kto to zjada, ja już nie jem od 7 lat (tylko dzikie ryby jak już) i mam się dzięki temu tylko lepiej. Odnośnie refluksu: jak donosili nasi czytelnicy dieta 100% roślinna powoduje ustąpienie refluksu.
Słabość jaką odczuwasz po odstawieniu mięsa może wynikać z odstawienia „narkotyku” (posłuchaj wykładu dr Dąbrowskiej, a zrozumiesz), ja to znam, też byłam wiele lat na diecie wysokomięsnej, a od rzucenia mięsa trudniejsze było dla mnie jedynie rzucenie papierosów. Czy to nie dziwne, że po odstawieniu jabłek czy marchewki nic się nie dzieje, a po odstawieniu czegoś co nam szkodzi czujemy się (przynajmniej na początku) fatalnie? To daje do myślenia, prawda?
Dzisiaj nie palę, nie jem mięsa, nie jem słodyczy, porzuciłam wszelkie nałogi, czuję się bardziej witalnie niż 20 lat wcześniej: odzyskałam swoje życie! 🙂
Ania W. napisał(a):
Pani Marleno, bardzo dziekuje za kolejne wyjasnienia, wiem juz coraz wiecej ale jeszcze sporo lektur przede mna. Najbardziej na swiecie pragne byc zdrowa, to jest moj cel i bede do tego darzyc 😉
Jeszcze z innej beczki, pozbyc sie z domu chemi i kosmetykow tych zlych ale co w zamian? Co uzywac do twarzy? Mam skorke bardzo cienka, widac pod nia wszystkie naczynka, jest wrazliwa z tendencja do przesuszania. Nieraz musze sie smarowac po kilka razy dziennie bo odczuwam az taka suchosc. Czy jest jakis sposob by ja pogrubic? Podreperowac? Chodze do kosmetyczki, ktora twierdzi, ze najpierw trzeba nalozyc dobry krem nawilzajacy i dopiero natluscic np Alantanem z wit. F., i tak od kilku miesiecy robie. Do tego proponuje mi zabiegi z kwasami owocowymi. Co Pani o tym sadzi? Jakis sposob na ujedrnienie cery? Zmniejszenie zmarszczek? Dobre odzywienie?
Zdaje sobie sprawe, ze w duzej mierze chodzi o dobre odzywianie, ale co mozna jeszcze dodatkowo stosowac zewnetrznie?
Czytalam o Pani olejkach do opalania, super sprawa, wiec to juz wiem 😉
A jesli chodzi o fluidy, pudry, cienie do oczu, itd… to wszystko ma byc ze sklepow bio? Zel pod prysznic, dezodorant, szampon, odzywki, itd….
Czym smarowac cialo by bylo ladnie nawilzone? Z czego robic peelingi lub inne zabiegi , lub po prostu co zrobic by ujedrnic skorke na ciele?
Przepraszam, ze znow tyle pytan ale to jest wszystko tak interesujace i wciagajace… a Pani wiedza jest az niesamowota 😉
Goraco pozdrawiam 😉
Ania W.
Marlena napisał(a):
O skórę należy dbać od środka, żadne mazidła tego niestety nie zastąpią. Bez witaminy C na przykład nie zostanie wytworzony w naszym ustroju kolagen – główne białko młodej, zdrowej i pięknej, jędrnej skóry. A witamina C jest tylko w świeżych owocach i warzywach. Pięć porcji dziennie to minimum dla zdrowego, a 9 porcji dziennie dla kogoś kto się zaniedbał zdrowotnie i musi nadgonić.
Skóra to nasz największy organ i jest jak gąbka: wszystko co na nią kładziemy dostaje się szybko do krwiobiegu, zatem kłaść powinniśmy w zasadzie tylko to, co… da się zjeść i wtedy mamy 100% pewności, że jest to bezpieczne i nieszkodliwe. Zamiast chemicznych kosmetyków zalecam naturalne oleje odżywcze w roli kremu, odżywki, nawilżacza, zmywacza do makijażu itp. (np. kokosowy nawilża, arganowy odżywia, awokado natłuszcza, z pestek malin ujędrnia itd. – warto wypróbować różne, a także tworzyć swoje mieszanki).
Skóra hierarchicznie w naszym systemie nie jest organem niezbędnym do przeżycia dlatego dostarczane do ustroju substancje odżywcze dostaje jako ostatnia, bowiem ważniejsze dla przetrwania są takie narządy jak np. mózg, nerki, serce, gruczoły itd. Jeśli skóra jest w złym stanie, to można sobie tylko wyobrazić jak niedożywione są organy wewnętrzne.
Cukier stołowy to nie jest pokarm dla człowieka, ale za to świetnie nadaje się do zrobienia peelingu do ciała (po zmieszaniu np. z olejem kokosowym). Skóra sucha może sygnalizować brak kwasów Omega-3 o czym pisałam tutaj (oraz co jeść by przywrócić równowagę kwasów tłuszczowych w ustroju): https://akademiawitalnosci.pl/10-sygnalow-ciala-mowiacych-o-niedoborze-kwasow-omega-3/
Ania W. napisał(a):
Witam, Pani Marleno, wkrecam sie w zdrowe odzywianie i zdrowsze zycie coraz bardziej i to dzieki Pani ?
Czytalam rowniez, ze fajnie na peeling nadaje sie tez gruboziarnista sol morska i np kawa. Napisala Pani, ze powinnismy sie smarowac tym wszystkim co rowniez nadaje sie do zjedzenia ale skoro cukier wykluczamy i jest dla nas bardzo niezdrowy, a cos tam zawsze przeniknie przez skore do krwioobiegu, to czy powinien byc uzywany nawet w tej formie? To samo dotyczy kawy, czytalam ostatnio, ze jest dla nas bardzo niezdrowa, ze podnosi poziom adrenaliny i przez to wprowadza organizm w stan stresu, do tego uzaleznia, osobiscie przestalam pic kawe juz ok 2 miesiecy. Wiec kak to jest z tym przenikaniem przez skore?
I kolejne pytanko. Czy do olejkow mozna dodac jakies witaminki? Np. Wit A, E, slynna C? Lub jeszcze jakies inne. Tylko jakie kupic by przenikaly przez skore, bo wiem ze z wit C jest ten problem.
I trzecie pytanko. W ostatnich badaniach wit B12 i zelazo wyszly mi w normie ale w bardzo dolnej granicy. Moze poradzilaby mi Pani jakies suplementy? Na dzien dzisiejszy biore tylko kwas foliowy starajac sie o dzidziusia. Czytalam wpis o kwasach onega 3, mysle ze nie mam z tym problemu ale moze tez by nie zaszkodzilo zwiekszyc.
Od kilku dni nastapily zmiany, jem bardzo duzo warzyw w tym zielonych, duzo owocow, wiecej strąkow a duzo mniej miesa. Niestety jestem na urlopie w chorwacji i niestety oni tu nie maja zadnych kielkow, w knajpach z dodatkow procz frytek i ziemniakow nie ma nic, a z salatek to tylko mix salat albo salatka ala gracka z feta. Ale staram sie jesc najlepiej jak tylko moge. Niestety strąki kupuje w puszkach poniewaz nie mamy dostepu do kuchni ale mysle ze lepsze to niz codziennie frytki lub pyrki. Blender wzielam z domu i co dzien robie sok z kapustki ?
Wroce i dzialam pelna para ?
Dziekuje Pani Marleno ?
Marlena napisał(a):
Aniu, ale my ten peeling zmywamy zaraz, więc długo on na skórze nie jest, nie ma co się tym martwić. W olejach rozpuszczą się witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, ale nie w wodzie.
Ania W. napisał(a):
Ok, rozumiem.
Pani Marlenko, ponawiam pytanie dotyczace suplementacji, napisalam wczesniej wyniki. Czy zalecilaby mi Pani jakies konkretne czy ogolnie np multiwitamine? Lub bardziej cos pod ciaze? Lub w ogole?
I ostatnie. Czytam duzo o nutritarianizmie, zarazila mnie tym Pani ?
Tylko teraz taka sprawa…. przez wszystkich dietetykow mialam wyliczone, ze 1400kcal dziennie to jest moje podstawowe zapotrzebowanie i ze przy moim stylu zycia musze jesc minimum 1700 do 1900kcal dziennie. Ale jak patrze na to ile i czego jem w ostatnich 2 tygodniach, to nie wiem czy przekraczam 1200-1400 kcal. I co teraz? Czy powinnam na sile jesc wiecej? Lub jesc wiecej dobrego tluszczu np nasion, pestek? Rozumiem, ze jem bardziej odzywcze pokarmy i dzieki temu tez sie najadam ale czy na dluzsza mete zbyt niska kcalorycznosc nie skonczy sie np oslabieniem lub czyms innym?
I gdybym mogla poprosic o napisanie ile powinnam jesc owocow albo strakow lub kielek zboz dziennie. Czy np straki moge jesc w salatkach 3xdziennie czy to za duzo? Nie wiem po prostu w jakich proporcjach co mam jesc. Moze jem za duzo owocow a np za malo tluszczy i zboz?
Czekam niecierpliwie i mysle, ze juz wiecej nie bede truc…
Wczoraj zamowilam wyciskarke ?
Serdecznie pozdrawiam
Ania W.
Marlena napisał(a):
Aniu, podpowiedzi znajdziesz w książkach, które napisał twórca filozofii nutritarianizmu, dr Joel Fuhrman. Siłą przyzwyczajenia po jakimś czasie będziesz wiedziała co gotować, w jaki sposób gotować i ile czego jeść. Jeśli nie odczuwasz głodu to znaczy, że kaloryczność jest prawidłowa.
Dodam, że w dietetyce konwencjonalnej zapotrzebowanie oblicza się dla ludzi odżywiających się konwencjonalnie. Nutritarianizm rządzi się nieco innymi prawami, wszystko wyczytasz w książkach dra Fuhrmana.
Ania W. napisał(a):
Dziekuje, juz zamowilam duzy pakiet Pani ksiazek wraz z dr Dabrowska i wlasnie przed chwilka ,,Jesc by zyc zdrowo” Fuhrmana.
Takze ciag dalszy lektur i lada dzien zaczynam ?
Prosze trzymac kciuki, odezwe sie niebawem jak mi idzie ?
Dziekuje za poswiecony czas, wielka pomoc, za te wszystkie objasnienia ?
Serdecznie pozdrawiam
Ania W.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Aniu i życzę sukcesów – ostro działaj, zdrowie i witalność czekają! 🙂
Piotrek napisał(a):
A ja dostałem takiego maila z reklamą programu „Zdrowo – bez toksyn. Holistyczne oczyszczanie ciała i umysłu”. Nie kopiuję całego bo jest strasznie długi.
Nie wierz w „cudowne” sposoby odtruwania,
które znajdziesz w internecie
Myślę, że teraz rozumiesz, dlaczego większość pomysłów i sposobów na „odtrucie” organizmu, których Internet jest pełen, nie ma żadnego sensu.
Co z tego, że przez tydzień w roku będziesz pić wspaniały i zdrowy koktajl z antyoksydantami, skoro w dalszym ciągu będziesz wchłaniać kolejne toksyny?
Nawet jeśli po takiej kuracji przez kilka dni czy tygodni będziesz czuć się lepiej, za chwilę ponownie w Twoim ciele skumulują się toksyny. I zanim odczujesz objawy tego zatrucia – co już jest oznaką zaawansowanego procesu – w Twoim organizmie powstaną stany zapalne i zaczną rozwijać się choroby.
Dlatego program, który przygotowaliśmy, jest zupełnie inny. To wyjątkowy, unikalny protokół holistycznego oczyszczenia zarówno Twojego ciała, jak i umysłu.
Ma on 4 najważniejsze etapy, w których – krok po kroku – uwolnisz swój organizm od toksyn i zapobiegniesz ich ponownej kumulacji. Natura dała nam wiele środków, które są w tym pomocne i dowiesz się, jak je wykorzystać.
Mało tego, będziesz mógł sam zdecydować o tym, w jakim tempie będziesz te etapy realizować i jakie ich elementy wykorzystać. Tak, aby to, czego się nauczysz, stało się dla Ciebie nowym sposobem na życie, a nie jednorazowym wysiłkiem.
Ten nowatorski protokół postępowania
zawiera również takie zagadnienia, jak:
Błąd popełniany przez większość osób, które chcą oczyścić swój organizm, i jak go uniknąć
9 najważniejszych rzeczy, które musisz zrobić dla swojego zdrowia, ZANIM weźmiesz się za kurację oczyszczającą (bez tego nie ma ona sensu)
47-punktowy test określający poziom zatrucia Twojego organizmu toksynami
Jak zmotywować się do wprowadzenia zdrowych zmian w swoim życiu
Toksyny, które najbardziej niszczą nasze zdrowie, a my nie jesteśmy tego świadomi
Co zrobić, jeśli wciąż masz – lub miałeś – plomby amalgamatowe
Szokujące wyniki badań kosmetyków
Czy należy jeść ryby czy trzeba ich unikać?
Zabójcza 14: owoce i warzywa przesiąknięte pestycydami (lubisz je, prawda?)
Smaczna i prosta potrawa, która unieszkodliwia pestycydy
Niezwykły test: 36 zupełnie nieoczekiwanych pytań, które powiedzą Ci, do jakich poważnych chorób możesz mieć skłonności
Czy podczas smogu jesteś bezpieczny w domu? Odpowiedź może Cię zszokować.
Tanie i całkowicie naturalne oczyszczacze powietrza – czy stać Cię na to, żeby ich nie mieć?
18 konkretnych wskazówek, które pomogą zmniejszyć ilość toksyn w Twoim domu i samochodzie
Na zakupach: czarna lista substancji, które szkodzą naszemu zdrowiu, a które znajdują się w bardzo wielu produktach żywnościowych
To jedzenie obniża poziom IQ dzieci i przyczynia się do problemów wychowawczych
Toksyny na Twoim ciele, czyli co powinieneś zrobić, zanim założysz nowe ubranie
Toksyny wokół Ciebie, o których wolisz nie myśleć – sprzyjają nie tylko Twojej większej nerwowości, ale i powstawaniu guzów w mózgu.
Czy masz bogate życie wewnętrzne? Tych pasażerów na gapę się być może nie spodziewasz… Spróbuj diety, która zniechęci ich do dzielenia życia z Tobą.
Ten lubiany napój pomaga pobudzić działanie wątroby.
8 roślin (i 8 sprawdzonych przepisów), które wzmocnią Twoją wątrobę i umożliwią naturalną detoksykację Twojego organizmu.
Jak oczyścić nerki – skuteczne napoje i wyciągi z ziół, które warto włączyć do swojej diety
Metody, które nie tylko oczyszczą Twój organizm, ale też pomogą Ci schudnąć i odzyskać ładną sylwetkę.
Niezwykle zdrowa forma automasażu, która oczyszcza organizm i ujędrnia skórę, a także wyraźnie zmniejsza cellulit i odstresowuje – a przy tym zajmuje tylko 5 minut dziennie.
Zrób własne, bezpieczne kosmetyki. Podajemy gotowe przepisy!
7 skutecznych sposobów, dzięki którym zapomnisz o zaparciach
Błąd popełniany przez ogromną większość osób kupujących probiotyki – przez niego one nie mają żadnych szans zadziałać! Oto jak wybrać właściwy produkt.
Te potrawy pomagają zapobiegać nieszczelności jelit.
Połącz troskę o zdrowie z wypoczynkiem – do wyboru masz aż 17 kąpieli oczyszczających w zależności od Twoich preferencji i potrzeb
Co zamiast szamponu? Przepisy na bezpieczne środki do mycia włosów.
Jak wybrać właściwą maseczkę do ochrony przed smogiem.
Nie rób tego, jeśli masz kaszel (większość osób to robi).
Plastry detoksykujące – smutna prawda
Głodówka – niezależnie od tego, co czytasz w prasie kolorowej, pamiętaj: nie wolno od niej zaczynać detoksykacji. Jak się do niej przygotować i jak ją prowadzić. Czym ją zastąpić, jeśli pomysł głodówki Cię przeraża?
Chelatacja – za i przeciw. Zanim podejmiesz decyzję, warto się z tym zapoznać.
Bezpieczne sposoby usuwania z organizmu metali ciężkich
Dlaczego warto korzystać z sauny – i jak to rozpocząć, aby było bezpiecznie i jak najbardziej efektywnie
Jak podtrzymać efekty oczyszczania i utrzymać niski poziom toksyn w organizmie.
To tylko niewielka część informacji, które uzyskasz, dzięki 28-dniowemu programowi „Zdrowo – bez toksyn. Holistyczne oczyszczanie ciała i umysłu”. To naprawdę całościowy protokół postępowania.
Jest to wynik wielu lat badań
oraz doświadczenia.
Jak to ma się do proponowanego tu postu Daniela? Bo z powyższego wynika trochę co innego.
Żeby było jasne ja nie zamierzam się raczej zapisywać do tego programu który jest przynajmniej na razie tylko dla 80 osób a dlaczego? Kosztuje 477 PLN.
Marlena napisał(a):
Nie bardzo rozumiem pytanie. Możesz uściślić?
Piotrek napisał(a):
„Co z tego, że przez tydzień w roku będziesz pić wspaniały i zdrowy koktajl z antyoksydantami, skoro w dalszym ciągu będziesz wchłaniać kolejne toksyny?
Nawet jeśli po takiej kuracji przez kilka dni czy tygodni będziesz czuć się lepiej, za chwilę ponownie w Twoim ciele skumulują się toksyny. I zanim odczujesz objawy tego zatrucia – co już jest oznaką zaawansowanego procesu – w Twoim organizmie powstaną stany zapalne i zaczną rozwijać się choroby” – to chyba najlepiej tłumaczy.
Post Daniela to coś podobnego, a to „9 najważniejszych rzeczy, które musisz zrobić dla swojego zdrowia, ZANIM weźmiesz się za kurację oczyszczającą (bez tego nie ma ona sensu)” co to jest? Choć właściwie pod to można włożyć wszystko.
Marlena napisał(a):
Myślę, że najlepiej post Daniela opisują książki autorki tej diety, pani doktor Ewy Dąbrowskiej. To nie jest wyskok typu jeden tydzień w roku, a potem znowu hulaj dusza. Po zakończeniu etapu pierwszego (postnego) przechodzimy do etapu drugiego, który nie przewiduje powrotu do poprzednio prowadzonej niezdrowej diety, zresztą na te niezdrowe rzeczy naturalnie mija ochota. Etap pierwszy i drugi okresowo przeplatamy.
Piotrek napisał(a):
Absolutnie nie chodziło mi o powrót do niezdrowej diety ale z tego co cytowałem wychodzi że to post Daniela i tak nic nie da bo i tak toksyny wchłaniamy na nowo. Toksyny są nie tylko w pożywieniu ale i np. w powietrzu. Można się odżywiać zdrowo a i tak wchłaniać ich pokaźną ilość. Wiem na czym polega dieta Pani Dąbrowskiej ale mnie interesowało jak się ma to do tego co cytowałem. Wychodzi więc chyba że jeden spec od żywienia mówi tak, drugi inaczej, trzeci jeszcze inaczej a czwarty zupełnie co innego. Takie niestety nieraz mam wrażenie czytając na temat zdrowego odżywiania. I oczywiście każdego pogląd jest jedynie słuszny tak jak każda religia jest wg siebie tą prawdziwą.
Marlena napisał(a):
Toksyny są zawsze i wszędzie i dlatego metoda dr Dąbrowskiej jest dwustopniowa czyli polega na przeplataniu okresów zdrowego żywienia oraz diety warzywno-owocowej. Jej metoda nie polega na tym się ktoś się jednorazowo „oczyszcza”.
Piotrek napisał(a):
Ani też nie twierdziłem że jednorazowe oczyszczenie załatwia sprawę. „To nie jest wyskok typu jeden tydzień w roku, a potem znowu hulaj dusza” – raczej nikt z ludzi którzy tak uważają tu nie zagląda bo dla nich takie strony to jakieś dziwactwo.
Piotrek napisał(a):
Odnośnie modnego ostatnio oczyszczania znalazłem znowuż inną opinię – że naturopata proponuje zamiast tego wpierw ocenę sił witalnych i jeśli są wystarczające to wtedy jest detoksykacja a jak nie to najpierw trzeba podnieść ich poziom. Najłatwiej byłoby wrzucić tu ten artykuł jako załącznik ale tu chyba się nie da więc zamieszczę tylko cytat ” Zapanowała moda na detoksykację i widzę że wiele osób wprowadza kuracje oczyszczające, a nie sprawdza uprzednio swej witalności. Dlatego niektórzy po kuracjach oczyszczających stwierdzają, że czują się zmęczeni i detoksykacja nie przyniosła korzyści. A przecież logiczne jest, że jeśli nasze organy zaangażowane w procesy oczyszczania (wątroba i nerki) mają zbyt mało energii, nie są w stanie w pełni sprostać działaniu roślin oczyszczających”. Czyli znów wychodzi że co specjalista to inna opinia. Cytat pochodzi z wywiadu z naturopatą Nicolasem Wirth.
Ewa napisał(a):
Marleno, czy wiesz czym można zdezynfekować buty, skarpetki i ogólnie dom w trakcie leczenia grzybicy międzypalcowej stóp? Grzyb to jedno, ale jak zniszczyć też formy przetrwalnikowe?
Pranie robię w proszku do prania domowej roboty, w składzie boraks, soda kalcynowana, nadwęglan sodu. Bawełnę teraz piorę w 95st; a sztuczne materiały w 40st. za to dodaję 20 kropli olejku z drzewa herbacianego. Czy myślisz, że te składniki i temperatura wystarczą, żeby zabić grzyba ORAZ jego zarodniki? Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że najlepiej będzie wymienić buty i skarpetki na całkowicie nowe. Jeśli chodzi o skarpetki to nieskromnie polecę mój sklep Skarpetkowo.pl – tutaj wszystkie modele są antygrzybicze i antybakteryjne.
onxl napisał(a):
Świetny tekst – Dieta IF czyli okresowe posty to udowodniony sposób na wyrzucenie śmieci z organizmu,
kasia napisał(a):
Pani Marlenko mam pytanie dot. biorezonansu co Pani o nim myśli? Wyszły mi pasożyty – tęgoryjec dwunastnicy – lekarz naturopata przepisał mi lek Vermox, ma Pani jakies opinie co do tych tabletek i oczyszczania sie z pasożytów za pomocą leków tego typu?
Słyszała Pani o brucelozie? Dziękuję serdecznie za opinie 😉
Marlena napisał(a):
Osobiście nie korzystałam, trudno mi cokolwiek powiedzieć. Vermox choć jest środkiem farmakologicznym, to prawidłowo stosowany jest mało szkodliwy – wydalamy większość tego leku (nie wchłania się).
Bruceloza u ludzi to rzadkość w Polsce, pojedyncze przypadki.
Dr Levy w swojej książce https://akademiawitalnosci.pl/wyleczycnieuleczalne pisał, że odpowiednie dawki wit. C zwalczają praktycznie wszystkie znane zoononozy.
Darko napisał(a):
Zwykle nie mówi się o zapachu stolca, ale to wbrew pozorom ważny temat. Pamiętam, jak pewnego dnia w pracy bolał mnie brzuch. Miałem wzdęcia, puszczałem „bąki”. W pewnym momencie poczułem, że muszę iść się załatwić… Usiadłem na ubikacji, zrobiłem dużą kupę. Nie była miękka, ale lepiła się do muszli. Chociaż spłukałem wodę w toalecie raz i drugi, to kwaśny zapach po mojej wizycie wypełnił całą łazienkę. Pomimo, że zrzuciłem z siebie „balast”, to brzuszny dyskomfort utrzymywał się nadal.
Marlena Bhandari napisał(a):
Prawidłowo jeśli ktoś wejdzie po nas do toalety, to nie powinien nawet zorientować się czy byliśmy tam na „jedynkę” czy na „dwójkę”.