Sezon dyniowy właśnie się rozpoczął – w sklepach pojawiły się pierwsze dynie! Warto jeść miąższ z dyni – jest skarbnicą wielu witamin – szczególnie obfituje w karotenoidy.
A co z pestkami dyni? Spośród wszystkich nasion i pestek właśnie pestki dyni są jednym z najcenniejszych darów natury.
Zaskakują przede wszystkim bogactwem magnezu (sporo jest go zarówno w samych pestkach jak i cienkiej białej błonce otaczającej je od wewnątrz) oraz innych składników mineralnych jak fosforu, manganu, miedzi, potasu, żelaza i… cynku – strażnika naszej odporności!
Pestki dyni mogą też pochwalić się wysoką zawartością tryptofanu, aminokwasu będącego prekursorem dla serotoniny – hormonu szczęścia.
Jedzenie pestek dyni poprawi humor nawet największemu ponurakowi! 🙂
Smaczne pesteczki zadbają przy okazji o zdrowe serce.
Zawierają w sobie bowiem liczne roślinne sterole i stanole (beta-sitosterol, sitostanol, avenasterol, kampesterol, stigmasterol i kampestanol) niezbędne dla prawidłowej regulacji poziomu cholesterolu we krwi, jak również wpływające przy okazji korzystnie na zdrowie prostaty.
W badaniach na diabetykach pestki dyni obniżały też poziom cukru.
Nie bez znaczenia jest tutaj również zawarty w pestkach dyni błonnik oraz lignany, mające znakomite działanie antyrodnikowe i antyzapalne.
Nie od dziś wiadomo ponadto, że pestki dyni zwalczają pasożyty.
Naukowcy postanowili sprawdzić czy w tym ludowym sposobie jest ziarenko prawdy i odkryli jakaż to substancja jest za ten fenomen odpowiedzialna: kurkubitacyna, która poraża układ nerwowy pasożytów.
Najwięcej znajdziemy jej w pestkach świeżo wyłuskanych, ponieważ kurkubitacyna znajduje się w największym stężeniu w cienkiej warstwie widocznej błonki, tuż pod powierzchnią pestki.
Zaleca się zażywać 100-200 pestek na czczo, zmielonych np. z dodatkiem miodu lub melasy, a po kilku godzinach dobrze jest zażyć środek przeczyszczający, np. sól Epsom.
W razie potrzeby kurację powtarzać.
Jeśli chodzi o witaminy, to pestki dyni zawierają witaminy z grupy B, wit. A, C, K oraz luteinę i zeaksantynę ważną dla zdrowych oczu (i zwiększającą 3-krotnie przyswajanie żelaza), a poza tym spore ilości silnego antyutleniacza – witaminy E.
Jako ciekawostkę podam fakt, że kilka lat temu odkryto w pestkach dyni nowe naturalne izomery witaminy E (oprócz znanych już tokoferoli i tokotrienoli), nazwano je tokomonoenolami: odkryto w pestkach dwie jej formy alfa-tokomonoenol oraz gamma-tokomonoenol.
Badacze wskazują, że te izomery witaminy E mogą mieć wyższą biodostępność niż inne formy witaminy E.
Jak widzimy nauka idzie do przodu i coraz więcej dowiadujemy się o naszym jedzeniu.
Póki co nie znajdziemy tokomonoenoli witaminy E w formie suplementu w aptece, warto więc zajadać się pestkami dyni! 🙂
Jak jeść pestki dyni?
Najlepiej na surowo, ale można też lekko je podprażyć.
Badacze dowiedli, że prażenie dłuższe niż 20 minut powoduje niekorzystne zmiany w kwasach tłuszczowych. Wiemy też, że prażenie wykonywane w zbyt wysokiej temperaturze również niszczy strukturę kwasów tłuszczowych.
Dlatego prażmy pestki krótko (ok. 10 minut), w niezbyt wysokiej temperaturze (piekarnik nagrzany do ok. 160 stopni).
Innym sposobem jest prażenie pestek dyni na patelni: stalową lub żeliwną patelnię należy bardzo dobrze rozgrzać (suchą, nie dodajemy tłuszczu), wrzucić pestki dyni i prażyć krótko (ok. 2 minuty), lekko poruszając patelnią lub mieszając drewnianą łyżką – do momentu gdy zaczną „strzelać” i pachnieć.
To oznacza koniec prażenia – wysypujemy pestki do ostudzenia na duży talerz i przyprawiamy, bo przyprawione prażone pestki dyni zawsze smakują lepiej.
Mój niezawodny przepis na pestki dyni (lub słonecznika) prażone z przyprawami jest tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/pestki-dyni-prazone-na-patelni
O ile nie zostaną pochłonięte od razu przez zachwyconych domowników oraz gości, to takie delikatnie podprażone, chrupiące i pachnące pesteczki można trzymać w szczelnym słoiku ok. miesiąca (w lodówce nieco dłużej), posypując sałatki, zupy-krem, kanapki, pieczone warzywa i inne dowolne dania.
Surowe lub lekko podprażone pestki dyni można jadać jako samodzielną przekąskę, dodawać do owsianki lub musli, do koktajlu, zupy, do wypieku domowego chleba na zakwasie.
Nadają się też do zrobienia sosu w rodzaju pesto (do sałatki, do makaronu, jako smarowidło na kanapki, jako dip do warzyw)!
Przepis na szybkie dyniowe pesto
Aby cieszyć się dyniowym pesto (gotowe w 3 minuty!) wystarczy do blendera dodać i zmiksować razem na gładką pastę:
- 1/4 szklanki łuskanych pestek dyni (zmielą się na bardziej gładką pastę jeśli namoczymy je na noc),
- mały ząbek czosnku (lub pół dużego),
- sok z połówki cytryny,
- szczyptę soli himalajskiej,
- garść listków kolendry (lub bazylii lub pietruszki – za każdym razem uzyskamy odmienny smak) oraz opcjonalnie możemy nasze dyniowe pesto rozrzedzić dodając odrobinę aromatycznego oleju z pestek dyni (lub oliwy jeśli nie mamy).
Dla zmiany smaku można zblendować razem również kilka posiekanych suszonych pomidorów. Pycha, mówię Wam!
Smacznego! 🙂
P.S. Więcej smacznych i zdrowych przepisów znajdziecie w moim e-booku „99 Przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Remek napisał(a):
Z wlasnego doswiadczenia szczegolnie polecam panom którzy maja problemy z erekcja. Zamiast dac sie skusic wsciekle atakującym nas reklamom srodkom chemicznym wystarczy zjesc 2 garscie wieczorem i do tego 2-3 orzechy brazylijskie. Efekt gwarantowany. Myślę ze jest to zasluga dużej ilosci cynku i magnezu, a takze wspomnianego juz dobroczynnego wplywu na prostate, plus selen z orzechow. Pestki dyni wspomagaja takze produkcje tlenku azotu który takze bierze udział w pompowaniu krwi do ciał jamistych. Duzo zdrowia i radosci z zycia zycze. Pozdrawiam serdecznie
Aleksandra napisał(a):
A jakich używałeś? Świeże łuskałeś, czy takie już obrane w paczce ze sklepu?
I pytanie do wszystkich- czy pestki dyni są zalecane przy kandydozie, czy nie?
Retronixus napisał(a):
Witam. Jeszcze bym dodal ze dyniowe pestki zawieraja witamine b15 (kwas pangamowy) ktora ma szerokie, pozytywne spektrum dzialania na ludzki organizm: https://www.odzywianie.info.pl/przydatne-informacje/artykuly/art,kwas-pangamowy-witamina-czy-antyoksydant-dlaczego-go-potrzebujemy.html
https://portal.abczdrowie.pl/witamina-b15
https://www.witaminy.org.pl/witamina-b15/
iwona napisał(a):
Wiele razy slyszalam o kuracji swiezymi pestkami dyni, ale nigdzie nie znalazlam informacji co to znaczy „swieze”. Czy chodzi o dynie zaraz po zerwaniu czy moze byc przechowywana i swieze pestki to takie z rozkrojonej ale przechowwanej dyni.
Marlena napisał(a):
Chodzi o takie prosto z dyni wyciągnięte.
Dagmara napisał(a):
Witaj Marleno, ja tak chyba nie w temacie pestek dyni choc ze smakiem zajadam. Chcialam zapytac o jelita, mam zespol jelita drazliwego (wg.lekarza ale nie potwierdzone zadnymi badaniami). Co to tak naprawde jest, czym to jest spowodowane, co jesc zeby naprawic (jak sie da) to co zepsute choc wedlug mojego lekarza tego sie nie leczy, trzeba zaakceptowac i nauczyc sie z tym zyc ale czasem jest naprawde ciezko. Mam tez czesto zaparcia, czy moga byc spowodowane wlasnie przez to drazliwe jelito? Pomoz kochana, doradz co robic, co jesc, zeby sie pozbyc zaparc i tej uciazliwej dolegliwosci. Pozdrawiam Cie serdecznie
Marlena napisał(a):
Spowodowane to jest błędami żywieniowymi, w grę może wchodzić też mikrobiom przetrzebiony używkami, chemicznymi kosmetykami, antybiotykami (zarówno tymi z apteki jak i tymi zawartymi w konwencjonalnie hodowanym mięsie i nabiale) i innymi lekami, a także żywnością pryskaną przed zbiorem glifosatem czyli Round-upem (pszenica i inne zboża, rzepak, gorczyca). Doskonałe efekty w przypadku zniszczenia sobie śluzówki jelit nieodpowiednim żarciem daje dieta dr Dąbrowskiej. Szczegóły na str 132 jej książki „Ciało i ducha ratować żywieniem”. Wykład pani doktor tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Stara wyściółka jelita ulega podczas diety wydaleniu (za pomocą biegunki, bo innej drogi organizm nie posiada, jak można się domyślać), a na jej miejsce powstaje zregenerowana, nowa i zdrowa śluzówka, co zabiera naszemu genialnemu organizmowi ok. 2 dni. Pełna regeneracja jelit trwa max. 7-10 dni. Po regeneracji jelit nie jest zalecane wracać do starego sposobu odżywiania się, ponieważ dolegliwości powrócą. Niestety natury nie da się oszukać, nie da się żądać zdrowia jednocześnie łamiąc prawa natury.
Zaparcia spowodowane są błędnym żywieniem oraz nieodpowiednim nawodnieniem.
Dr Andrew Saul również zaleca zmianę odżywiania, on proponuje z kolei terapeutycznie zastosować dietę płynną (na warzywnych świeżo wyciskanych sokach) i dużo surówek. Szczegóły w jego książce „Wylecz się sam”.
Kasia napisał(a):
Mam pytanie dotyczące GMO. Czy jedzenie w Polskich marketach może posiadać GMO? Na przykład banany z Ameryki Południowej, w której GMO występuje?
Marlena napisał(a):
Ja się nie spotkałam z żywnością oznaczoną w ten sposób.
justynaw napisał(a):
Jak zwykle, swietny wpis! Bardzo lubie Pani witryne i zawsze polecam rodzinie i znajomym. Dzis tak troche nie na temat, ale bardzo zalezy mi na informacji. Przeszukalam juz wszystkie wpisy zwiazane z niacyna i cos nie moge znalezc nic na temat jej stosowania podczas karmienia piersia. Czy spotkala sie Pani gdzies moze z przeciwskazaniem z tego powodu? Chce zaczac podawac (mojej siostrze) od 100mg 3*dziennie i stopniowo budowac. Do tego B50 solgar raz dziennie (chcialam znalezc cos lzejszego niz B50 zeby podawac przy kazdej dawce niacyny, ale nie widze nic z Solgara, a jakos im najbardziej ufam i juz dzis nabylam). Dziekuje i pozdrawiam serdecznie
Arronax napisał(a):
Chciałem zapytać, prócz tych wszystkich rzeczy jakie można u Pani znaleźć na blogu co Pani poleca dla osoby pracującej w dużej mierze na ulicy i narażonej na wdychanie tych wszystkich spalin? A jest ich ogromna ilość.
Ja stosuje m.in. poza staraniem o coraz zdrowszą dietę (suplementy i żywienia nie bd rozpisywał ale staram się ogólnie dbać (warzywka, orzechy idp) m.in. chlorelle, czystek, kurkumę, co jakiś czas pokrzywę i ogólnie herbatki białe,zielone.
Wiadomo, to jest całościowy proces ale może są jakieś wskazówki stricte pod te osoby narażone pracą na naszych miejskich ulicach 🙂 i wdychające to co nie trzeba ?
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że niezłym pomysłem byłoby dorzucenie sobie w takiej sytuacji dodatkowego suplementu witaminy C, która neutralizuje stres oksydacyjny i pomaga w usuwaniu metali ciężkich zawartych w miejskich spalinach (ogólnie C ma doskonałe działanie na wiele toksyn, nawet ukąszenia, ale również stresy wszelkiego typu: fizyczne, chemiczne, emocjonalne).
Arronax napisał(a):
Dziękuje Pani Marleno. Stosuje Wit C. laboratoryjną, tylko ostatnie tygodnie akurat ją odstawiłem. Nie chciałem łączyć ją z czystkiem i chlorellą, bo nie wiem czy tak można to łączyć swobodnie. I czy np można rozpuścić wit c w plastykowej butelce i wsiąść ją np do pracy i popijać na 2-3 razy.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Można, ale najlepiej w butelce szklanej lub (jeszcze lepiej, bo bez dostępu światła) stalowym termosiku: stal ani szkło nie reagują z kwasami, a z plastikiem różnie bywa.
Arronax napisał(a):
Dziękuje :). Zrobie sobie w termosie, właśnie wydawało mi się, że z metalem nie można. A to było błędne myślenie.
Pozdrawiam!
Paweł1982 napisał(a):
Metale nie reagują z kwasami? Mija się pani z prawdą. W liceum uczą, że jedną z metod otrzymywania soli jest reakcja kwas + metal –> sól + wodór, więc metale reagują z kwasami. Nie wszystkie jednak – to zależy od potencjału redox. Metale aktywniejsze od wodoru (jak sód czy potas) wypierają wodór z kwasów, czyli reagują z kwasami. Metale mniej aktywne od wodoru (jak miedź) nie reagują. Kwasy są używane np. do trawienia metali (np. HNO3). Termos jest stalowy, a głównym składnikiem stali jest żelazo, które reaguje z kwasami. Witamina C, czyli kwas askorbinowy chemicznie jest tak naprawdę nienasyconym alkoholem polihydroksylowym więc z metalami zachowuje się na pewno inaczej niż kwasy. Jednak alkohole też reagują z metalami (mamy np. etanolan sodu, czyli sól sodowa etanolu). Dlatego ja bym nie ryzykował i tą rozpuszczoną witaminę C wlał raczej do butelki z ciemnego szkła (jasne nie jest dobre, bo itamina C ulega rozkładowi pod wpływem światła).
Marlena napisał(a):
A gdzie ja napisałam „metale nie reagują z kwasami”? Nie czytasz uważnie! 😉
Stal szlachetna https://pl.wikipedia.org/wiki/Stal_nierdzewna używana w naczyniach jest kwasoodpornym stopem – nie podlega korozji, nie reaguje z kwasami (z alkoholami też nie – stąd piersiówki wykonywane są dzisiaj właśnie ze stali nierdzewnej https://pl.wikipedia.org/wiki/Piersi%C3%B3wka).
muszyn napisał(a):
ZEOLIT z allegro, ten dla zwierząt( usuwa metale ciężkie) diatomit czyli ziemie okrzemkowa (zawiera dużo krzemu który usuwa aluminium) zioła- skrzyp polny, pokrzywa, chlorella i spirulina
morena napisał(a):
Jakie pestki najlepiej kupować? Ekologiczne czy zwykle paczkowane?
Marlena napisał(a):
Ekologiczne są najlepszym wyborem, ale w sumie należy sprawę dostosować do swojego budżetu. Pestki to coś, co jest w środku dyni, więc nawet jak była ona pryskana czymś po wierzchu, to do pestek raczej to nie dotarło (tym bardziej, że mają skorupki).
Annkk napisał(a):
Mam jedno zastrzeżenie: pieczenie chleba z pestkami dyni powoduje, ze są one ponad godzine w wysokiej temperaturze, wiec na pewno uszkadzają się kwasy tłuszczowe. Moze jednak zdrowiej jeść je na surowo
Marlena napisał(a):
Na surowo tak jak napisałam w artykule jest zawsze lepiej, jednak jeśli zostaną dodane do chlebowego ciasta, to raczej nic im się nie stanie: w środku jest taka wilgotność, że temperatura wnętrza wypieku nie osiąga niebezpiecznych wartości.
Janek napisał(a):
Podobno mam niedobór magnezu przez co mi drżą ręce, mam również problemy z bezsennością więc wydaje się że to produkt dla mnie ?:)
Marlena napisał(a):
Odstaw kawę, cukier, białą mąkę, alkohol. Pestki dyni są pomocne, ale nie na tym rzecz przecież polega aby jedną ręką uzupełniać magnez podczas gdy drugą wpuszczamy do siebie złodziei naszego magnezu. Więc należy zrobić 2 rzeczy jednocześnie: pakujemy się magnezem i NIE wpuszczamy do domu złodziei pod żadnym pozorem. Sporo magnezu zawierają też kasza gryczana, migdały i orzechy jak i wszelkie zielonolistne warzywa (magnez jest składnikiem chlorofilu – zielonego barwnika roślin). Pomocne może być też stosowanie kąpieli solankowych (sole magnezu: siarczan lub chlorek), kąpiemy całe ciało lub same stopy moczymy oraz spryskujemy skórę oliwką magnezową.
gajowy napisał(a):
Pestki dyni rzeczywiście warto jeść z conajmniej kilku powodów ale w przypadku facetów nie liczyłbym na pestki dyni jako źródło cynku.
Proporcje cynku do miedzi w pestkach dyni są circa 5:1. Cynk i miedź to antagoniści i kluczowe są ich proporcje. Dla kobiet optymalne proporcje cynku:miedzi to ok 7-8:1 (więc dla nich prawie styka). Dla mężczyzn optymalne proporcje to 15:1. Jest to bodaj największa różnica potrzeb żywieniowych mężczyzna/kobieta. Wedlug mnie ten czynnik decyduje, że wśród wegetarian więcej jest kobiet niż mężczyzn (mięso ma około 15:1, owoce morza nawet 70:1, produkty roślinne zwykle 4:1).
Dodatkowo żyjąc w zanieczyszczonym środowisku zwiększone zostaje zapotrzebowanie na cynk, który jest też antagonistą wielu metali ciężkich (przede wszystkim kadmu).
Podsumowując: pestki dyni i jakiś suplement z cynkiem na poprawienie proporcji.
Ela napisał(a):
Witam, przeczytałam że naturalnym sposobem pozbycia się pasożytów z organizmu są pestki z dyni spożywane na czczo, czy jest jeszcze jakiś inny naturalny sposób? Czy w sposób naturalny można się tez pozbyć grzybów z organizmu?
Marlena napisał(a):
Najlepiej zmienić dietę i styl życia przez co spowodujemy, że nasze wewnętrzne środowisko nie będzie przyjazne do zasiedlenia się niechcianych przyjaciół. Doraźnie jest wiele środków zarówno farmakologicznych jak i tradycyjnie stosowanych ziołowych (piołun, czarny orzech, pestki papai), lecz pomyślmy: cóż z tego, że raz wygonimy te stwory skoro one powrócą, mając u nas idealne środowisko do rozwoju? Trzeba na stałe zmienić swoje wewnętrzne środowisko. Pasożyty, grzyby i inne patogeny uwielbiają ciała zakwaszone i niedożywione i w nich właśnie lubią sobie pomieszkać. Ludzi zdrowych omijają, tam nie mają czego szukać.
Annkk napisał(a):
A ja słyszałam, ze naturalne sposoby pozbywania sie pasożytów są niebezpieczne, bo uprzykrzając im życie w układzie pokarmowym, możemy wygonić je do innych organów np. Mózgu. Czy to jest możliwe?
Marlena napisał(a):
Niestety nie mam pojęcia, tak twierdzą ci co sprzedają chemiczne leki na pasożyty: nie stosujcie naturalnych metod, bo nie działają albo wyrządzają szkody. Jednak jakby nie patrzeć całe pokolenia naszych przodków jakoś mało to obchodziło 😉
Paweł1982 napisał(a):
Na pasożyty doskonały jest wrotycz, ale to bardzo silne zioło i trzeba z nim uważać. Przedawkowanie grozi działaniem narkotycznym. Trzebaby się poradzić jakiegoś specjalisty ile tego używać.
Paweł1982 napisał(a):
Brednie agentów koncernów farmaceutycznych chcących nam wciskać chemię. Moja prababcia całe życie jadła dużo zieleniny i ziół i żyła 91 lat i bardzo mało chorowała. Na pasożyty dawnym ludowym sposobem było zioło o nazwie wrotycz. Na pewno zadziała, ale jest jeden problem – to jest silne zioło i toksyczne w dużych ilościach (może działać np. narkotycznie). Dlatego trzebaby się poradzić jakiegoś specjalisty od ziół jak używać wrotycza do pozbycia się pasożytów, aby sobie nie zaszkodzić. Ja do celów wewnętrznych wrotycza nie stosowałem, ale do zewnętrznych tak. Nalewka z wrotycza odstraszała doskonale kleszcze na tyle, że przez ponad tydzień pobytu w lasach na Mazurach nie złapałem żadnego kleszcza.
Vital Sauna napisał(a):
Z punktu widzenia gospodarki mineralnej w naszym organizmie, chyba największą zaletą jest bardzo wysoka zawartość dobrze przyswajalnego magnezu. Pestki z dyni zdecydowanie mają tutaj pierwsze miejsce spośród wszystkich innych „produktów” spożywczych.
Iga napisał(a):
Do tej pory brałam siemie lniane ale ten artykuł
https://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2016/09/11/omega-3-from-plants-vs-marine-animals.aspx?utm_source=dnl&utm_medium
mówi że :
Marine animal-based omega-3 (fatty fish, fish oil and krill oil) primarily contain docosahexaenoic acid (DHA), a long-chained PUFA consisting of 22 carbons and eicosapentaenoic acid (EPA), which has 20 carbons.
Plant-based omega-3 (found in flaxseed, flaxseed oil, chia seeds, walnuts and leafy greens, for example) contain alpha-linolenic acid (ALA), a shorter-chained PUFA consisting of 18 carbons. They are completely devoid of DHA and EPA.
I do tego ALA is a precursor to EPA and DHA. However, an enzyme is required to convert the shorter 18 carbon ALA into long-chained omega-3. In most people, this enzyme doesn’t work very well and hence the conversion rate is exceptionally small.
Typically, less than 1 percent of the ALA is converted to EPA. Some studies have found the conversion rate to be as 0.1 to 0.5 percent.1 Your conversion is also dependent on having adequate levels of other vitamins and minerals.
No i dalej dużo na temat Krill oil. Ciekawie zresztą!
Poniewaz ciągle mam suchą skóre a jem dużo warzyw i pije dużo soków plus siemie; to skłaniam sie do ich poglądu że mam za mało kwasów Omega3.
I ciągle ich nie moge ich uzupełnić. Teraz waham sie co suplementowac, Omega 3 z krill oil (ale gdzie dostać z tego arktycznego?) czy fish oil?
Co sądzisz o tym Marleno?
Marlena napisał(a):
Len zawiera Omega-3 w postaci ALA. Gdy jemy len kolejne atomy wodoru są przez naszą genialną maszynerię dołączane do ALA i tworzą się bardziej skomplikowane formy Omega-3 czyli EPA i DHA (pod warunkiem, że mamy w ustroju odpowiedni enzym, delta-6-desaturazę, oraz wystarczającą ilość odpowiednich minerałów będących kofaktorami w tej przemianie biochemicznej). Mała jednak uwaga: ludzie maltretujący swoje organizmy przetworzoną nienaturalną żywnością tracą czasami ten enzym i nie mają też wystarczających zapasów minerałów aby pozwolić przemianom biochemicznym w ogóle zajść. Niektórzy zaś są enzymu pozbawieni genetycznie (rzadkie przypadki). To dlatego dietetycy „na wszelki wypadek” polecają nie siemię, algi, orzechy włoskie czy szałwię hiszpańską, lecz ryby jako źródło Omega-3: tam te kwasy są już „gotowe” czyli w postaci ostatecznego EPA/DHA, niczego nie musimy już przetwarzać sami, zrobiła to za nas ryba w swoim ustroju, a kwasy znajdują się w jej tkankach, które jemy. Co nie znaczy, że my nie jesteśmy w stanie sami wytwarzać sobie EPA i DHA (aczkolwiek proces ten nie jest jednakowo wydajny u wszystkich).
Jeśli się odżywiamy prawidłowo, to problemów większych z produkcją DHA i EPA mieć nie będziemy. To o czym dr Mercola nie pisze to jest to, że uszkodzony szlak metaboliczny uniemożliwiający dołączenie kolejnych atomów węgla do ALA (i stworzenie z nich kwasów EPA i DHA o dłuższych łańcuchach) możemy naprawić przyjmując GLA (kwas gamma-linolenowy) czyli olej z wiesiołka, ogórecznika lub konopny. O tym uczyła dr Dąbrowska na wykładzie.
Ja osobiście zjadam mnóstwo zieleniny, orzechów włoskich i siemię oraz chia jako źródło ALA, do tego nasiona konopne jako źródło GLA, do tego od czasu do czasu zjem rybę (ale nie smażoną) lub owoce morza, czasem sięgam też po kapsułki DHA/EPA (wegańskie, z alg morskich, marki dr Jacobs). Mercola sprzedaje kapsułki z kryla i stąd jego artykuł: miał dowieść, że właśnie TEGO produktu potrzebujesz! 😉
Ela napisał(a):
Witam
Ja kiedyś (kilka lat temu, zanim znalazłam Marlenę) po kąpieli wycierałam się ręcznikiem, myłam zęby i dopiero biegiem do sypialni, żeby posmarować skórę, która przez czas mycia zębów omal nie zeschła się na mnie i nie popękała jak błoto na pustyni. Zmieniłam dietę zgodnie z zaleceniami Marleny (małe grzechy mi się zdarzają), dezodorant z oliwki magnezowej, uzupełniam od czasu do czasu jod (płynem Lugola na wodzie wg zalecenia bladego mamuta, który tu u Marleny czasami się pojawia) i przestałam się bać soli (oczywiście używam różową i szarą kamienną). Latem soliłam też wodę (ociupina różowej soli do butelki wody – tak by smak był słodki, a nie słony – jak wyjdzie słonawy rozcieńczyć). Obecnie nie używam na co dzień żadnych ŻADNYCH smarowideł. Chyba już, przez ponad rok nieużywana, do reszty mi zjełczała ta cudna chemia pochodzenia naftowego ;-). Latem nad morzem używałam troszkę sklepowego kremu na pięty (piasek), wit. E z olejem kokosowym na twarz (na słońce przymglone) i niestety trochę filtrów rakotwórczych (na długie przebywanie na plaży – nie miałam niestety nic zdrowego – na przyszły rok zdobędę chyba jednak olejek z pestek malin).
Podsumowując, jak w piosence Czerwonych Gitar: Powiedz, stary, gdzieś ty był, ileś soli zjadł… 😉 Ta sól po podstawa…
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Elu, nadmiar soli też nie jest dobry. Powinniśmy dbać przede wszystkim o dowóz potasu, bowiem nierównowaga potasowo-sodowa może z biegiem czasu prowadzić do różnych chorób i to nie tylko nadciśnienia, ale też sprzyja nowotworom. Więc szczypta dobrej naturalnej (bogatej w mikroelementy) soli jest OK, ale najważniejsze to unikać produktów przetworzonych i restauracyjnego żarcia gdzie walą sól (zwykły chlorek sodu) niemiłosiernie.
Ela napisał(a):
Marleno nawiązując do Twojej wypowiedzi ” Pasożyty, grzyby i inne patogeny uwielbiają ciała zakwaszone i niedożywione i w nich właśnie lubią sobie pomieszkać. Ludzi zdrowych omijają, tam nie mają czego szukać” jak można odkwasić organizm? I jeszcze drugie moje pytanie co sądzisz o herbatkach ziołowych i ciepłym odżywaniu, przeczytałam gdzieś że jak się je dużo surowizny to tez nie za dobrze bo to gnije w jelitach itd…A czy myślisz ze zjadanie mięsa i nabiału z upraw i hodowli ekologicznych tez jest szkodliwe?
Marlena napisał(a):
Elu, dietą przede wszystkim. Odstawiamy żarcie słodzone, tłuste, przetworzone (biała mąka itp.), wszelkie pokarmy odzwierzęce oraz wypieki, po czym ładujemy się zieleninką i świeżymi owocami. Zielenina odkwasza najbardziej ze wszystkiego, soki z zielonych części roślin, a szczególnie młode trawy jak trawa jęczmienna czy pszeniczna (można dostać sproszkowane w sklepach ze zdrową żywnością, robi się z tego napój i wypija). Można też doraźnie skorzystać z proszków zasadowych (np. proszek zasadowy dr Jacobs, bardzo dobry i przy tym świetnie smakuje, czego nie można powiedzieć o wszystkich tego typu produktach).
Kto je dużo zielonego (a mało zwierząt, cukru i mąki) ten nie ma problemu z zakwaszeniem. Nie ma też problemu z zagrzybieniem i niestraszne mu choroby, od tych banalnych infekcyjnych, aż po przewlekłe cywilizacyjne.
Karolina napisał(a):
Pestki najbardziej lubię wcinać surowe same lub jako dodatek do owsianek i sałatek 🙂 a ja chrupią! W pracy na małego głoda mam taki pojemniczek z mieszanką pestek, orzechów i suszonych owoców. Powoli przekonuję też koleżanki do podjadania owoców zamiast ciasteczek. Pomagają w tym Twoje grafiki jak ta powyżej. W sezonie pomidorki koktajlowe cieszą się już większym powodzeniem niż czekolada 😉
Marlenko, a co sądzisz o tzw grzybku tybetańskim (robi kefir z mleka) i kryształkach japońskich (kefir wodny)? Przyznam, że naczytałam się dużo dobrego na polskich stronach, ale po angielsku nie czuję się na tyle mocno, żeby z zaufaniem czytać obcojęzyczne strony o medycynie.
Kiedyś już piłam kefir z grzybka i czułam się po nim bardzo dobrze, no ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
Marlena napisał(a):
Ja osobiście wolę nasze swojskie domowe kiszonki, nie ma to jak kapucha i ogórki 😉
Ela napisał(a):
Dziękuję Marlenko 🙂
Ela napisał(a):
Wracając do mojego zapytania”jeszcze drugie moje pytanie co sądzisz o herbatkach ziołowych i ciepłym odżywaniu, przeczytałam gdzieś że jak się je dużo surowizny to tez nie za dobrze bo to gnije w jelitach itd., wychładza organizm, w tym picie dużej ilości wody również …A czy myślisz ze zjadanie mięsa i nabiału z upraw i hodowli ekologicznych tez jest szkodliwe?
Marlena napisał(a):
Ci ludzie tutaj https://akademiawitalnosci.pl/category/galeria-witalnych/ jedzą mnóstwo surowizny, niektórzy tylko to i nic innego. Jakoś nie wyglądają mi na gnijących, chorowitych lub przechłodzonych. Nie wierzmy we wszystkie bzdury wyczytane w internetach. 😉
Mięso czy nabiał ekologiczne nie znaczy od razu sprzyjające jakoś wybitnie zdrowiu, one są tylko hodowane w lepszych warunkach, więc mogą mieć nieco lepszą jakość. Póki co jednak mamy dowody naukowe tylko na to, że to warzywa i owoce są w stanie budować zdrowie i odporność, przedłużać życie i poprawiać jego komfort. I tego się trzymajmy. Produkty odzwierzęce są we wszystkich społecznościach długowiecznych i przewlekle zdrowych ludzi traktowane jako coś „od święta”, niewielki dodatek smakowy tu i tam, a podstawą diety są zawsze warzywa (zielonolistne, strączkowe, krzyżowe, skrobiowe), nasiona i orzechy, grzyby, pełne ziarno oraz świeże owoce, z czego połowa pożywienia jest spożywana na surowo. Dlaczego na surowo? Ponieważ natura umieściła w każdej roślinie również enzymy niezbędne do jej strawienia. Enzymy to białka, więc gotując jedzenie tracimy enzymy i musimy wtedy użyć więcej swoich własnych enzymów, jednak ludzkie ciało ma ograniczone możliwości ich produkcji. Nie mamy fizycznie możliwości produkowania nieskończonej ilości enzymów. Gdy zaś nie działają prawidłowo enzymy to oznacza choroby, otyłość i przyspieszoną śmierć. Warto się więc wycwanić i korzystać ile wlezie z enzymów naturalnie zawartych w niegotowanej żywności, zamiast zużywać swoje. 😉
Justka napisał(a):
Czy olej pestek z dyni jest równie zdrowy? Czytałam, że pomaga się pozbyć pasożytów.
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy w oleju znajduje się kurkubitacyna ukatrupiająca pasożyty, więc trudno powiedzieć czy olej ma działanie antypasożytnicze. Na pewno pestki mają (szczególnie ta biała błonka jest bogata w kurkubitacynę).
efarmaceuta napisał(a):
Pestki dyni usuwają skutecznie glisty ludzkie i owsiki z organizmu człowieka 🙂
Lidia napisał(a):
Czy pestki, jeśli chodzi o pozbycie się pasożytów, mielimy w całości tzn. ze skorupkami czy najpierw je trzeba obrać? Prażymy w skorupkach czy obrane?
Marlena napisał(a):
Prażyć można i tak i tak. Jeśli chodzi o pasożyty to trzeba zachować tę białą błonkę. Pozbawione jej pestki będą mieć mniejsze działanie albo nawet żadne (kurkubitacyna).
Adam napisał(a):
Witaj Marleno.
Czytałem, że osoby po wycięciu woreczka żółciowego nie przyswajają Omega 3 bo maja problem z trawieniem tłuszczów. Prawda to czy fałsz?
Pozdr.
A.
Adam napisał(a):
Witam Ponownie
Marleno, czy jesteś w stanie odpowiedzieć na moje pytanie… ale się zarymowało:) lub polecić mi jakąś literaturę na ten temat? Książeczkę o tym jak uniknąć operacji i jak żyć bez woreczka kupiłem ale mam mieszane uczucia po jej przeczytaniu…
Marlena napisał(a):
Adamie, nie wiem, mam sprawny woreczek i nie interesowałam się bliżej tym tematem.
Paweł1982 napisał(a):
Adam posłuchaj tego co mówi Jerzy Zięba. Kamienie w woreczku żółciowym można rozpuścić i nie trzeba usuwać pęcherzyka. Jak rozpuścić kamienie? Prosta sprawa. Pan Jerzy wyjaśnia jak to zrobić. Podstawa to zwiększyć jedzenie pokarmów tłustych, aby wątroba produkowała więcej żółci, która rozpuści kamienie. https://www.youtube.com/watch?v=DOirEwwH3h4
Marlena napisał(a):
Żółć służy rozpuszczaniu kamieni? Nic o tym nie wiem. To jakaś „nowa nauka” o fizjologii? 😀
Kwasy organiczne są potrzebne, a nie tłuszcz. Sok z jabłek na przykład. Albo ocet jabłkowy. Tylko że pan Zięba jest mocno antyowocowy, więc o jabłkach na pewno się od niego nie dowiemy. Ogólnie o odżywianiu ma on mierne pojęcie i każdemu na każdą dolegliwość zaleca zjadanie tłuszczu (szczególnie jajek z tego co pamiętam). Sam też nie odżywia się dobrze sądząc po wydatnym brzuszku. 😉
koko napisał(a):
”Kto je dużo zielonego (a mało zwierząt, cukru i mąki) ten nie ma problemu z zakwaszeniem.”
—z zakwaszeniem rzeczywiście nie, chorób cywilizacyjnych także mieć nie będzie (przy takiej diecie nie ma takiej możliwości bo choroby cywilizacyjne są spowodowane właśnie żywieniem) ale już inne może mieć. Wszystko zależy od jego stanu zdrowia. Może być zagrzybiony jak najbardziej, może również mieć inne schorzenia, np te infekcyjne właśnie. Dieta oparta na zieleninie wcale nie jest remedium na infekcje (przynajmniej nie dla człowieka z wrodzonym niedoborem odporności na przykład )
Nie ma też problemu z zagrzybieniem i niestraszne mu choroby, od tych banalnych infekcyjnych, aż po przewlekłe cywilizacyjne.”
————-
To nie jest prawda.
Choroby infekcyjne nie zawsze i nie dla każdego są banalne.
Banalne są tylko dla osób z prawidłową odpornością (czyli większości populacji) ale wez pod uwagę że jest też ten mały procent populacji która ma defekt immunologiczny (np wrodzony jak PNO lub nabyty jak Aids albo mieszany). Dla osób z bardzo obniżoną odpornością infekcje wcale nie są banalne. Bynajmniej. Infekcje przy niefunkcjonującej odporności są bardzo grozne, właściwie są rzeczą najgrozniejszą jaka może się im przytrafić. Im nie zagraża nowotwór ani cukrzyca (jeśli zdrowo się odżywiają) ale grozi im sepsa w przypadku lada ”banalnej” (dla innych) infekcji, objęcie stanem (nawet nie tyle zapalnym co infekcyjnym) najważniejszych organów takich jak serce, mózg, nerki, szpik, ogarnięcie infekcją całego organizmu, wniknięcie drobnoustrojów do krwi itd. I to się dzieje. Ty takich ludzi w swoich wpisach nigdy nie bierzesz pod uwagę, tak jakby ich nie było na świecie w ogóle. Owszem to są choroby rzadkie, bardzo rzadkie (również ze względu na dużą a raczej może szybką/wczesną śmiertelność właśnie z powodu infekcji) ale jednak tacy ludzie się trafiają. ( nie mam tu na myśli jakiegoś potocznie pojmowanego ”obniżenia odporności” u osób de facto zdrowych na które pomaga witamina C, echinacea, zdrowa dieta, suplementy, hartowanie czy inne metody. Mam na myśli prawdziwy niedobór będący np defektem wrodzonym lub połączeniem wrodzonego niedoboru z przewlekłymi infekcjami wtórnie ”zarzynającymi” i tak już nie działający układ odpornościowy. Przebieg infekcji u takich osób jest często bardzo ciężki, mogą szybko doprowadzić do sepsy i śmierci. O wiele szybciej niż np nowotwór czy jakakolwiek inna choroba np cywilizacyjna.
Marlena napisał(a):
Koko, ta witryna jest przeznaczona dla ludzi przewlekle zdrowych, stąd z definicji nie zajmuje się ludźmi posiadającymi wrodzone wady genetyczne. Jeśli ktoś urodził się z deficytem odporności to nie jest to artykuł dla niego. My tutaj rozważamy wpływ stylu życia i diety na odporność u ludzi, którzy urodzili się zdrowi.
Ela napisał(a):
Witaj Marleno, nie wiesz czy można kupić gdzieś takie świeże wyłuskane pestki z dyni? Czy jest taka opcja czy zostaje tylko kupić całą dynie i bawić się z pestkami? Ja kupuję te paczkowane ale one są raczej suche i pewnie nie mają za dużo o ile w ogóle mają tą kurkubitacyne? Może znasz jakiś sposób jak szybko wyłuskać pestki dyniowe z łupinek ;)??
Marlena napisał(a):
Szybkiego sposobu nie znam, a na świeże pestki kupuję dynię po prostu.
Ela napisał(a):
Znalazłam ostatnio taki przepis na miksturę oczyszczającą z toksyn, co myślisz na ten temat, o jedzeniu pestek z łupinkami czy to nie szkodliwe?
„Do młynka, do mielenia nasion (lub młynka do kawy) wsypujemy po łyżce stołowej:
•niełuskanych pestek dyni,
•niełuskanych pestek słonecznika,
•siemienia lnianego.
Następnie całość mielimy na drobny proszek.
Zmielone nasiona wsypujemy do miksera, zalewamy niewielką ilością wody (by przykryła zmielone nasiona), Owoce bądź warzywa. Całość miksujemy aż uzyskamy jednolitą papkę.
Na koniec dolewamy kefir lub jogurt, by uzyskać ok 300 ml napoju, i przez kilkanaście sekund miksujemy, do uzyskania klarownego płynu.
Po zmieleniu i rozdrobnieniu, zawarte w koktajlu czynne związki organiczne zostają gwałtownie uaktywnione. Ponieważ w naszym interesie jest, by to uaktywnienie wykorzystać w przewodzie pokarmowym i organizmie (nie w mikserze czy innym naczyniu), to koktajl należy wypić stosunkowo szybko – w ciągu kwadransa od jego przyrządzenia”
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie stosuję żadnych specjalnych „mikstur”.
Ewa napisał(a):
Spotkałam się w kilku miejscach na Twojej witrynie ze wzmianką, że orzechy i nasiona trzeba moczyć przed spożyciem. Ale nigdzie nie znalazłam szczegółów. Wystarczy tylko zalać kranówką? Na ile godzin? Czy chodzi tylko o nasiona łuskane? Nie ma żadnych dodatkowych trików?
Skiełkowałam właśnie metodą słoikową pestki dyni wyhodowanej przez nas. Wszystko poszło jak pisałaś: równo po trzech dobach zaczęły kiełkować. Jednak kiełki są bardzo gorzkie. Masz pomysł dlaczego? Czy bezpiecznie jeść takie gorzkie kiełki? Zaznaczę, że przepłukiwałam je ozonowaną wodą ze studni, przechodzącą przez filtr, w którym umieszczone są kawałki czarnego krzemienia. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ja zalewam normalną wodą, najczęściej na noc. A jeśli mam ochotę pochrupać na surowo to nie zalewam – kwas fitynowy spożywany w niewielkich ilościach nie jest szkodliwy – wręcz przeciwnie, jest przydatny w celu chelatowania metali ciężkich i ma działanie antynowotworowe.
Ewa napisał(a):
A jeśli zalewasz na noc, to one nadają się do jedzenia przez cały następny dzień do wieczora? Trzeba je jakoś osuszyć w tym celu?
Marlena napisał(a):
Zalewam na noc, odsączam rano, jeśli trzeba obieram (np. zdejmuję skórki z migdałów), po czym chowam do lodówki. Nadają się do jedzenia lub zrobienia mleka roślinnego jeszcze przez jakieś 2 dni jeśli siedzą w lodówce (możliwe że i dłużej, ale ja nie trzymałam nigdy dłużej, więc nie powiem). Można też wysuszyć w suszarce do warzyw w celu przedłużenia przydatności do spożycia. Moczone orzechy i migdały nie do wszystkiego się nadają (np. do robienia masła orzechowego nie za bardzo).
Ewa napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź! Spotkałam się w necie z opinią, że moczyć trzeba najlepiej przez dobę oraz do moczenia orzechów i nasion trzeba dodać troszkę soku z cytryny lub octu jabłkowego, żeby odczyn wody był kwaśny, przez co szybciej uaktywni się fitaza neutralizująca kwas fitynowy. Autorka poleca też moczyć kasze i ryże. Co o tym sądzisz?
Marlena napisał(a):
Tu napisałam na temat moczenia i związanej z nim powszechnie panującej obsesji: https://akademiawitalnosci.pl/garsc-orzechow-dziennie-dla-zdrowia/
Kwas fitynowy i jego związki ma działanie prozdrowotne, jedynie jego nadmiar może być groźny – jak KAŻDY nadmiar.
Ewa napisał(a):
Dziękuję za linka i pozdrawiam serdecznie 🙂
jan napisał(a):
Nie wiedząc gdzie zapytać, cichcem korzystam z tego tematu ale przy okazji też mam inne pytanie, które bynajmniej dla mnie z pozoru odbiega tym bardziej od tematu .
Marleno, korzystając z Twych rad przy pieczeniu na zakwasie, wyłowiłem tam cenne rady, które można by chyba wziąć za zasady. Wspominałaś tam o fitynach występujących w ziarnach, też w pestkach dyni. Tam też pokazując zalety zakwasu/dzikich drożdży, przytoczyłaś informację o tym że właśnie te drożdże neutralizują fityny, czego nie potrafią drożdże sklepowe . Mam w związku z tym pytanie czy w oliwie tłoczonej na zimno, fityny ciągle pozostają ?
To drugie pytanie – odlegle- za przeproszeniem dotyczy czy znasz Marleno może jakiś eko-specyfik na hemoroidy ? Z góry dziękuję a także dziękuję za Twą encyklopedię wiedzy niezbędnej .
Marlena napisał(a):
Drożdże same w sobie nic nie robią, one inicjują przemiany chemiczne. Oliwa z tego co mi wiadomo nie zawiera fityn. Zresztą fityny są pożyteczne i po coś je natura w pokarmach umieściła. Tylko ich nadmiar (jak nadmiar wszystkiego w życiu) może być szkodliwy i z substancji korzystnej fityny stają się wtedy składnikiem antyodżywczym. Sól w nadmiarze też staje się składnikiem antyodżywczym.
Nie wiem co jest najlepszym sposobem na hemoroidy, ale mogę powiedzieć, że mojemu mężowi (który całe życie się tłumaczył, że „to u nas rodzinne, mój ojciec i dziadek też to mieli, więc ja też to mam”) pomogło po prostu przejście na dietę w bardzo wysokim stopniu roślinną. Od tego czasu po hemoroidach wszelki słuch zaginął! 🙂
jan napisał(a):
Dziękuje Marleno. Co do drożdży, może źle zrozumiałem informację w poście tematu pt. chleb na zakwasie. Była tam wzmianka o tym, że drożdże dzikie (zakwasowe) mają tę przewagę nad sklepowymi, iż potrafią np. redukować fityny nasion, podczas ok. 10 godzinnej fermentacji w zaczynie .
Co do hemoroidów. Jestem za dietą wegetariańską i nawet ostatnie 2 lata prawie na niej opierałem się. Może nawet powiedziałbym, ze w ostatnim roku nie było źle z hemoroidami. Pojawiło się nagłe ich uaktywnienie (b. wyraźne z wybrzuszeniem bolesnym żyły całkiem w nowym miejscu). Jedyne z czym mogę wiązać w/w niespodziewaną-nagłą – aktywność hemoroidów, to oleje tłoczone na zimno i chleb na zakwasie. Oleje tym razem zamówiłem w firmie biooil ale telefonicznie gdzie przekierowano mnie do dz. marketingu i pani tam przekonała mnie iż tą drogą najszybciej zostanie zrealizowane zamówienie (kilka tygodni temu). Olej lniany zalatuje lekko rybami i jego nakrętka nie była dokręcona, przy czym futerał styropianowy był mokry. Olej lniany z kapsuicyną, chociaż zamawiałem średni, otrzymałem ostry i z ważnością do 1 miesiąca (tyle mu pozostało). – Napisałem maila jako uwagi nie reklamacje ale nikt nic nie odpisał. O ile jedzenie chleba na zakwasie z mąki orkiszowej ziarna mielonego przeze mnie, rozpoczęło się ok. 1 tygodnia wcześniej od w/w problemów z hemoroidami, to spożywanie w/w olejów niemalże pokryło się z w/w objawami .- Czy mogłaby wpłynąć na to w/w (ostra) kapsuicyna… Zażywam ja dalej (nieco mniej) a objawy od ok. tygodnia też nie są takie najostrzejsze . Dziękuję. Pozdrawiam .
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, ale jeśli ostre przyprawy źle na Ciebie działają to na czas zdrowienia warto z nich zrezygnować.
Marlena napisał(a):
Witam, za chwilę zacznie się okres na dynię mam zamiar sobie i dziecku zrobić kurację odrobaczającą wg Pani rad czyli naczczo świeże pestki dyni po kilku godzinach środek przeczyszczający np. sól Epsom ale jak ją spożyć? W granulkach czy rozpuścić w wodzie? Jakie proporcje? A może na przeczyszczenie zaaplikować dużą dawkę witaminy c? Proszę o radę. Marlena
Marlena napisał(a):
Można użyć związków magnezu (tutaj opisałam proporcje: https://akademiawitalnosci.pl/15-sposobow-na-zastosowanie-soli-epsom/), witaminy C, oleju rycynowego, naparu z senesu i kory kruszyny – czegokolwiek przeczyszczającego.
Iwona napisał(a):
Czesc Marlenko mam pytanie odnosnie zatok. Czesto mnie bola niewiem jak sobie z tym poradzic. Prosze o rade Iwona
Marlena napisał(a):
Może mogłabyś przeanalizować swoją dietę i styl życia? Z reguły wszelkie nabyte dolegliwości stąd właśnie się biorą.
Agnieszka napisał(a):
Witam
Uwielbiam pestki dyni. Np. mielę je i dodaję do koktajli, albo do startego surowego buraka lub jabłka. Pychotka. Czy można i warto, zmielone pestki dyni (lub sezamu, czy słonecznika) dodawać do ugotowanej soczewicy lub fasoli? Nieraz to praktykuję i muszę przyznać, że bardzo mi smakuje.
Pani Marleno, dziękuję za wszystko :-). ps. od większej ilości zjadania pestek i orzechów już trochę przytyłam i bardzo się cieszę :-). Pani rady zadziałały. Choć zjadam ich trochę więcej niż 60 gram dziennie :-).
Marlena napisał(a):
Agnieszko, bardzo się cieszę! Oczywiście, pestki można dodawać do zup, do potrawek, do czegokolwiek. A zamiast śmietaną dania zabielać, to można zmiksować garść nerkowców z odrobiną wody i mamy super śmietanę (no chyba, że ktoś chce schudnąć, to może sobie takie zabielanie darować).
Bartek napisał(a):
Czesc Marleno,
Chcialbym Cie prosic o rade – czy wiesz moze jak rozpoznac czy pakowane nasiona (powiedzmy pochodzieina chinskiego) zawiraja mykotoksyny? Czasami kupuje pakowane nasiona w supermarketach i niekiedy maja one dziwny smak np. ziarna dyni z lekko kwasno- gorzkim posmakiem, czy tez ziarna slonecznika z posmakiem slodkawym. Czy wiesz moze czy jest jakis naturalny sposob by neutralizowac mykotoksyny w zywnosci a takze te w organizmie
Z gory dziekuje i pozdrawiam. Bartek
Marlena napisał(a):
Najlepiej powąchać i spróbować, jeśli czuć choćby minimalnie jakąś pleśnią – nie kupować. A najlepiej kupować dobrej firmy, organiczne nasiona.
jacek napisał(a):
Wszyscy piszą o walorach zdrowotnych pestek z dyni ale czy aby na pewno?
Przeczytałem gdzieś w sieci ze jedzone regularnie w dużych ilościach bardzo nam szkodzą. Jeśli szkodzą pasożytom to pewnie jeśli jeść je regularnie to I nam zaszkodzą.
Marlena napisał(a):
Wszystko w nadmiarze szkodzi. 🙂
Pasożytom szkodzą pestki surowe, takie wprost wyciągnięte z dyni, wtedy zawierają one działającą na pasożyty substancję – kukurbitacynę (w tej białej błonce tuż pod skorupką). Jednak nie mamy możliwości takimi pestkami zajadać się przez cały rok, bo na szczęście Matka Natura nas chroni przed naszą własną głupotą i dlatego każde dyniom dojrzewać tylko w jednej porze roku, mianowicie jesienią. Więc raczej, że tak powiem – wszystko pod kontrolą. 😉
Pestki dyni jako element zróżnicowanej diety są zdrowe, jeśli kupujemy łuskane suszone pestki, to nie mamy się czego obawiać, tam jest dużo mniej kukurbitacyny niż w tych surowych.
greg64 napisał(a):
Czy można przyjmować cynk z selenem razem, czy lepiej osobno? Czy mogłabyś napisać coś więcej o synergizmach i antagonizmach czyli jak łączyć ( lub nie łączyć) witamin i pierwiastków? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Greg, tutaj masz tabelkę: https://bonavita.pl/synergizm-i-antagonizm-witamin-oraz-skladnikow-mineralnych
KAMILA napisał(a):
jestem zdezorientowana, zbyt dużo informacji przeczytałam na raz, dlatego moje pytanie
Czy pestki dyni, kupne , suszone można prażyć na patelni czy w piekarniku, czy lepiej nie??
Gdzieś mi mignęło mi , że są rakotwórcze , zgadza się?? Do tej pory zawsze prażone tylko jedliśmy bo tylko takie nam smakują…
Marlena napisał(a):
To nie jest tak,że od razu „rakotwórcze”, bo to dawka czyni truciznę, aczkolwiek podczas prażenia (i wszelkiej obróbki termicznej jak smażenie, pieczenie, wędzenie, grillowanie) powstają związki, które niekoniecznie są korzystne dla nas, jak np. WWA (węglowodory aromatyczne) czy akrylamid (zachodzi m.in. tzw. reakcja Maillarda: https://pl.wikipedia.org/wiki/Reakcja_Maillarda).
To właśnie powstające w reakcjach związki odpowiadają za ten kuszący zapach czy smak i wtedy mówimy „och, tylko takie nam smakują”. 😉
To właśnie dlatego ludzie uwielbiają kawę, czekoladę, grillowane mięso, wędzoną makrelę czy prażone pestki lub orzechy i pokarmy te jedzone potem w stanie naturalnym już „nie smakują”, kiedy rozpsujemy sobie nasze kubki smakowe akrylamidem, WWA i innymi związkami może i smacznymi, lecz niestety wykazującymi właściwości genotoksyczne, mutagenne oraz kancerogenne.
Dodatkowo ponieważ pestki dyni czy słonecznika są bogate w tłuszcz – te tłuszcze podczas obróbki termicznej również częściowo ulegają uszkodzeniu, dlatego naukowcy zbadali tę kwestię i wniosek był zgodny z logiką: najmniej szkód wywołuje bardzo krótka obróbka np. na suchej patelni.
Ja normalnie jadam pestki w naturalnym stanie (takie są zdecydowanie zdrowsze, a oprócz chrupania bezpośrednio z miseczki zrobić też można z nich w kuchni wiele rzeczy: pesto, dressing, majonez, dip, dodać do owsianki czy jaglanki itd.).
Jednak gdy mam gości w domu, to wtedy robię pestki prażone jako przekąskę: bardzo krótka obróbka (dosłownie kilkanaście sekund) na dobrze rozgrzanej suchej patelni. Po wystudzeniu spryskuję bardzo delikatnie oliwą extravirgin aby przyprawy przykleiły się do nasion, po czym dodaję wtedy przyprawy: np. odrobinę soli himalajskiej, czerwonej słodkiej papryki, szczyptę ostrego cayenne oraz kurkumy. No ale to jak są goście, normalnie w domu jem pestki w stanie naturalnym – mają więcej wartości odżywczych.
Jeśli „poczęstujemy” organizm niekorzystnymi związkami raz na ruski rok, to może nawet (kto to wie?) takie coś może mieć działanie hormetyczne (o zjawisku hormezy pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/co-nas-nie-zabije-to-nas-wzmocni-czyli-zjawisko-hormezy/), w każdym razie nasz ustrój sobie z tym poradzi, natomiast ryzyko jest inne gdy zaczynamy robić to codziennie (bombardując tymi związkami nasze ciało poprzez spożywanie produktów typu smażeniny, wędzonki, prażonki itd.).
Monika napisał(a):
Marleno, czy gdy robię pasztety z pestek dyni i np słonecznika zapiekając w piekarniku, to czy kasuję w ten sposób cenne rzeczy, o których pisałaś w artykule, czy też mogę dalej tak robić?
Marlena napisał(a):
Część wartości zapewne stracimy podczas obróbki termicznej, ale z drugiej strony temperatura wewnątrz takiego pasztetu nie jest równa nastawionej na termostacie piekarnika – jest niższa.