Najbardziej rozpowszechnione obecnie nałogi to te szkodzące ludzkiemu ciału jak używki (kofeina, tytoń, alkohol), fast food czy słodycze. To nie jest zbyt mądre.
Jeśli wpaść w nałóg – to tylko korzystny zdrowotnie. Wtedy to się opłaca! 😉
A ponieważ zielone koktajle to krynica zdrowia – takim zdrowym nałogiem może być codzienna solidna porcja świeżych warzyw i owoców.
Jest ona nam nawet teraz bardziej potrzebna niż naszym przodkom, ponieważ nasze pokolenie obecnie nie ma szczęścia żyć w czystym środowisku, ciesząc się sielskim spokojem.
Taplamy się każdego dnia w toksycznej zupie rozmaitych związków chemicznych (które w dużej części jeszcze sto lat temu nawet nie istniały), żyjąc w wiecznym pośpiechu i w stresie.
A jak wiadomo w takich warunkach zapotrzebowanie organizmu na składniki odżywcze wzrasta, a nie maleje.
Z pomocą przychodzą nam wtedy świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe (więcej o nich dowiesz się tutaj: [klik]) oraz miksowane z zieleniną owoce czyli zielone koktajle zwane smoothies, które w XXI wieku zawojowały świat i zastąpiły tradycyjne „koktajle mleczne”, wysokoenergetyczne napoje napakowane cukrem i krowim mlekiem.
Świeżo wyciskane soki oraz zielone koktajle to prawdziwe bomby zdrowia!
Uwolnione z przestrzeni międzykomórkowych substancje odżywcze stają się bowiem o wiele bardziej przyswajalne.
Ze zjedzenia marchewki czy szpinaku (choćbyśmy nawet starali się je jak najdokładniej przeżuwać) nie wyciągniemy jednym słowem tyle beta-karotenu ile z wyciśnięcia ich w wyciskarce lub upłynnienia w blenderze.
Co jest lepsze: świeżo wyciskane warzywno-owocowe soki czy blendowane koktajle?
Jedno i drugie ma swoje zalety, dlatego warto sięgać po jedno i drugie.
Podczas gdy soki warzywno-owocowe można traktować jak swoisty „suplement diety” (składniki odżywcze są wchłaniane bardzo szybko bowiem usuwamy błonnik nierozpuszczalny, zaś w soku zostaje jedynie błonnik rozpuszczalny, nie hamujący przyswajalności substancji odżywczych), o tyle koktajl to już po prostu posiłek.
Można przyrównać go do gotowanej zupy-kremu z tą jednak różnicą, że tutaj mamy zmiksowane jedynie surowe warzywa i owoce. Niczego nie musimy gotować.
Lecz podobnie jak zupa-krem w wersji gotowanej, koktajl ze świeżych warzyw i owoców jest bardzo sycący (i przy okazji zawiera też mnóstwo witamin, składników mineralnych, enzymów oraz obydwie frakcje błonnika: rozpuszczalną i nierozpuszczalną).
Od czego zacząć swoją przygodę z koktajlami?
Od zakupu odpowiedniego sprzętu.
Do wykonania koktajlu potrzebny nam będzie sprzęt w postaci blendera.
Może to być tradycyjny blender kielichowy (wtedy możemy wykonać większą porcję koktajlu na zapas) lub w opcji nieco tańszej mały blender tzw. osobisty, miksujący jedną porcję na raz (zazwyczaj wyposażony jest on też w butelkę zakręcaną szczelną zakrętką z dzióbkiem, aby móc koktajl zabrać ze sobą np. na trening).
Jeśli chcemy zainwestować więcej w nasz sprzęt, możemy skusić się na blender szybkoobrotowy (ponad 24.000 tys obr./min. czyli typu Vitamix), miksuje on jeszcze lepiej i szybciej niż pozostałe, można w nim też więcej rzeczy zrobić (nawet masło orzechowe ukręcić), ale jednocześnie też bardziej niż tradycyjne blendery nagrzewa on miksowany płyn, toteż niezbędny jest dodatek lodu do miksowanego koktajlu (lub użycie owoców mrożonych).
Blendery szybkoobrotowe są opcją najdroższą, ale nie niezbędną.
Ja mam uniwersalny blender kielichowy za ok. 350 zł, o dużej mocy silnika (1200 W), ma opcję rozkruszania lodu, max. 13.000 obrotów/min. i robi znakomite koktajle w 2 minuty.
Do podawania koktajlu można wykorzystać każdą szklankę czy nawet ozdobny słoik, praktyczne są też szklanki koktajlowe z uchem wykonane w grubego szkła, zaopatrzone w pokrywkę z dziurką, w którą wkładamy dołączoną do zestawu grubą słomkę.
Efektowne i niedrogie naczynia do smoothies są obecnie bez problemu dostępne w marketach jak i sklepach internetowych.
Butelki, zakręcane fikuśne słoiczki oraz szklanki ze słomką lub bez – do wyboru, do koloru.
Zobaczmy teraz 10 głównych powodów, dla których warto pić zielone koktajle:
1. Zielone koktajle to najzdrowszy fast-food.
Przyjemne z pożytecznym czyli mamy i fast-food i zdrowie w jednym pakiecie. Wykonanie zdrowego posiłku w formie koktajlu nie zajmuje więcej niż zaledwie kilka minut.
Koniec z wymówkami, że zdrowe odżywianie jest czasochłonne, nie mam czasu, a kto to wszystko będzie gotował itd.
Tu niczego nie gotujemy, wrzucamy składniki do blendera (z czego większość nawet bez obierania), a po dwóch minutach cieszymy się gotowym, sycącym jedzonkiem. 😉
Zielony koktajl jest zdecydowanie szybszą opcją niż przygotowanie sałatki z tych samych lub podobnych składników. Najczęściej wybierany jest jako posiłek poranny z uwagi na to, że jego przygotowanie (i posprzątanie po nim) zabiera tak mało czasu.
Nie ma jednak przeszkód, aby delektować się nim o każdej porze dnia.
2. Zielone koktajle to smaczny sposób na włączenie do rodzinnego menu „nielubianych” zielonych warzyw liściastych oraz owoców.
Badacze nie mają już wątpliwości: pokarmami najgęstszymi odżywczo są warzywa, szczególnie liściaste warzywa zielone. W przeliczeniu na każdą spożywaną kalorię mają najwięcej składników odżywczych – dużo więcej niż zboża, mięso, jaja czy nabiał.
Z kolei owoce (wszystkie, a szczególnie te o ciemnym zabarwieniu) są nośnikiem ochronnych antyutleniaczy i różnych cennych fitozwiązków.
Zielone koktajle to znakomity sposób na włączenie surowych zielonych warzyw liściastych i świeżych owoców do rodzinnego menu.
Często matki małych dzieci mają ten problem, pisząc do mnie: moje dziecko nie lubi warzyw, a w szczególności niczego co ma zielone liście, jada tylko wybrane owoce i to jeśli dokładnie obrane ze skórki, a warzywa muszę przemycać mu w zupie, inaczej nie zje: nie wiem co mam robić – moje dziecko wiecznie choruje, ale nie chce jeść praktycznie żadnych warzyw i owoców.
Żony mężów też mają ten problem: mąż oświadcza, że nie jest kozą ani królikiem i zdecydowanie odmawia konsumpcji warzyw liściastych. Od biedy zje szpinak zakamuflowany gdzieś w pierogach czy lasagni.
Ale umówmy się: tak silnie przetworzony termicznie szpinak nie ma już zbyt wielu wartości odżywczych i surowemu nawet do pięt nie dorasta.
Co robić?
Oto i sposób! W formie smakowitego koktajlu podanego w fantazyjnej szklance ze słomką zielenina (i to surowa!) zostanie z przyjemnością skonsumowana. Słodycz owoców neutralizuje smak zieleniny – nie jest ona w koktajlu wyczuwalna.
Jeśli chcemy mieć koktajl jeszcze bardziej kuszący możemy dodać karobu lub kakao i zrobić „czekoladowy”.
Założę się, że nawet najbardziej zatwardziałe niejadki warzywno-owocowe poproszą o dokładkę, a mąż ze zdumieniem stwierdzi, że w sumie to wcale nie takie złe, choć nie smakuje jak piwo. 😉
W dodatku koktajl, podobnie jak świeżo wyciskane soki, można wlać do foremek na lody na patyku i zamrozić – takie lody są wyborne!
A nie widziałam jeszcze dziecka, które odmówiłoby zjedzenia lodów. 🙂
3. Dołączenie zielonych koktajli do diety wzmacnia odporność.
To nie szamanizm, tylko nauka: im więcej porcji warzyw i owoców w codziennej diecie, tym mniejsze ryzyko zachorowania na szereg różnych chorób.
Większość populacji w krajach uprzemysłowionych nie spożywa nawet minimalnej zalecanej ilości pięciu porcji (ok. 400 g) warzyw i owoców dziennie.
Jakie są tego efekty widzimy wszyscy: chyba każdy z nas ma w rodzinie lub wśród znajomych kogoś cierpiącego na choroby cywilizacyjne, od alergii aż po raka. A można by było tego bardzo łatwo uniknąć.
Po przeanalizowaniu danych z 95 różnych badań brytyjscy naukowcy przygotowali metaanalizę, z której wnioski są jednoznaczne: pięć porcji warzyw i owoców jest dobre, ale podwojenie tej ilości jeszcze lepsze.
Spożywanie 10 porcji warzyw i owoców dziennie daje efekty w postaci zwiększonej odporności, ochrony przed chorobami i zminimalizowania ryzyka przedwczesnej śmierci.
Jeśli więc rodzina nie chce warzyw i owoców jeść, to może zechce je wypić?
Zapewne tak: koktajle są bardzo smaczne, podobnie jak świeżo wyciskane soki.
Przypomnijmy sobie wykład dr Dąbrowskiej, która chciała ratować zdrowie pacjentki odmawiającej spożywania warzyw, a wtedy pani doktor pomyślała, że skoro nie chce warzyw jeść to nic nie szkodzi, byle tylko je… piła.
I na soku z marchwi ta ciężko chora kobieta powoli wróciła do pełni zdrowia!
Zielone koktajle to znakomity sposób by zwiększyć spożycie warzyw i owoców, a szczególnie sprawdzi się dla tych, którzy warzyw jeść nie chcą, „nie lubią” lub unikają ich ponieważ np. nie są w stanie ich dobrze przeżuć (jak osoby starsze).
Naszą codzienną porcję warzyw i owoców można zjeść, a można też ją wypić.
Forma przyjmowania naszego eliksiru zdrowia jest dowolna, ważne by trafiło do środka. 🙂
4. Regularne picie zielonych koktajli zmniejsza zachcianki na niezdrowe pokarmy
To nie są żadne cuda, to się dzieje naprawdę!
Oglądałam niedawno film dokumentalny „Powered By Green Smoothies”, w którym dziesięciu sportowcom polecono wypijać codziennie litr zielonego koktajlu, niczego poza tym nie zmieniając ani w diecie ani w planie treningowym.
Okazało się, że po sześciu tygodniach:
- poprawiły się ich wyniki sportowe,
- parametry fizjologiczne wykazały również poprawę,
- spadł CRP, wskaźnik stanu zapalnego organizmu,
- wszyscy zgodnie stwierdzili, że pijąc codziennie przez te 6 tygodni zielony koktajl stracili magicznie w pewnym momencie apetyt na niezdrowe pokarmy, a za to nabrali ochoty na spożywanie większej ilości tych zdrowych!
Potwierdzam to z własnego doświadczenia: im więcej na talerzu tych dobrych rzeczy, tym naturalnie zmniejsza się łaknienie tych złych.
Przypomnijmy sobie ponadto raz jeszcze co mówiła dr Dąbrowska na wykładzie: ludzkie ciało posiada wrodzoną mądrość, wie co jest dla niego dobre i tego właśnie będzie od nas żądać.
Pod warunkiem, że nie zdusimy tego głosu swoimi złymi wyborami dietetycznymi.
W każdym momencie możemy przywrócić równowagę biochemiczną naszego systemu i pozwolić mu się wypowiadać. Wtedy okazuje się, że w naturalny i zupełnie niewymuszony sposób odpycha nas od pokarmów, które naszemu zdrowiu nie służą, a ciągnie nas do tych, które nasze zdrowie utrzymują w dobrym stanie.
Na tym polega wrodzona naturalna mądrość naszego ciała.
Potwierdzają to również nasi czytelnicy.
Każdy kto przeszedł na „zieloną stronę mocy” stwierdza, że niezdrowe jedzenie nie ma już nad nim żadnej władzy.
Odechciało się! 🙂
Okazuje się wtedy, że niczego nie straciliśmy, za to zyskaliśmy bardzo wiele.
Wystarczy zmienić chemię ciała, a ono odzyska swoją wrodzoną mądrość i przestanie łaknąć niezdrowych pokarmów.
Ciało karmione ubogim odżywczo pokarmem było na poziomie komórkowym zwyczajnie niedożywione, w poszukiwaniu wartości odżywczych ciągnęło go do jedzenia przetworzonego, zaś ciało dobrze odżywione bogatym odżywczo pokarmem nie wykazuje takich tendencji, ponieważ już dostało wszystko to, co jest mu potrzebne do prawidłowego, zdrowego funkcjonowania.
Zielone koktajle po brzegi napakowane składnikami odżywczymi z pewnością pomagają zmienić chemię ciała i ten stan wrodzonej mądrości osiągnąć.
5. Zielone koktajle to znakomity sposób na utratę zbędnych kilogramów
Swego czasu furorę robiły nieco kontrowersyjne, choć bardzo skuteczne produkty odchudzające w proszku: wystarczyło zastąpić jeden posiłek dziennie zrobionym z tego proszku sycącym koktajlem aby uzyskać kaloryczny dzienny debet i upragnioną utratę masy ciała.
Koktajle w proszku oczywiście mają różne kuszące smaki (a to czekoladowy, a to waniliowy, a to wiśniowy), a zadbały o to odpowiednie chemiczne dodatki.
Jednak jeśli naszym celem jest nie tylko utrata kilogramów, ale w bonusie jeszcze witalność, zdrowie, uroda, wysoka odporność na choroby i przedłużenie życia – tutaj żadne sztuczne proszki nie zdadzą się na nic.
Nie ma takich proszków, które mogłyby nam to zagwarantować!
Koktajl ze świeżych warzyw i owoców wypijany zamiast sztucznego ma bowiem tę przewagę, że jest prawdziwym jedzeniem, a nie tylko czymś, co je udaje.
Może i wsypanie proszku do szklanki z wodą zajmuje nieco mniej czasu niż wykonanie prawdziwego koktajlu ze świeżych produktów, ale nie bądźmy drobiazgowi: te dodatkowe dwie minuty zainwestowane w przygotowanie prawdziwego koktajlu zwróci się nie tylko w postaci szczuplejszej sylwetki, ale i zwiększonej odporności, piękniejszej skóry, mocniejszych paznokci i włosów.
Prawdziwe jedzenie spowoduje jeszcze jedną rzecz, której żaden proszek nam nie zapewni: ciągoty do słodyczy czy niezdrowego jedzenia samoistnie znikną, a nadmierne łaknienie zostanie w naturalny sposób zredukowane – patrz punkt 4.
Tym szybciej to się stanie, im więcej w diecie będzie bogatych odżywczo warzyw i owoców, które nakarmią wreszcie nasze wygłodniałe tkanki. Podjadanie i przejadanie się przestanie być problemem.
6. Zielone koktajle pomagają w utrzymaniu prawidłowej równowagi kwasowo-zasadowej.
Człowiek z natury jest istotą lekko zasadową. Są oczywiście w naszym ciele miejsca bardziej kwasowe (jak choćby żołądek czy u kobiet pochwa), jednak ogólnie jesteśmy istotami lekko zasadowymi.
Optymalny zakres pH naszych płynów ustrojowych zawartych w komórkach i przestrzeniach pozakomórkowych jest lekko zasadowe: pH zdrowej krwi wynosi 7,35-7,45, zdrowej limfy 7,5, zaś płynu pozakomórkowego 7,4.
Prawidłowy przebieg wszystkich procesów życiowych zależy w znacznym stopniu od utrzymania równowagi kwasowo-zasadowej, na którą wpływ ma między innymi spożywana żywność.
Stąd też niebagatelne znaczenie ma co (i w jakich proporcjach) wkładamy do ust.
Pokarmy zasadotwórcze powinny stanowić naszą bazę, a kwasotwórcze dodatek. Tymczasem jest niestety odwrotnie: większość produktów na których bazuje dieta przeciętnego obywatela w krajach uprzemysłowionych ma działanie kwasotwórcze (zboża, produkty odzwierzęce, cukier).
Natomiast pokarmy zasadotwórcze to właśnie warzywa i owoce, szczególnie spożywane na surowo.
W koktajlach spożywamy te produkty nie tylko na surowo, ale w dodatku w bardzo przyjemnej formie! 🙂
Niektórzy naturopaci są w ogóle zdania, że niemal każda nabyta choroba to efekt zaburzenia równowagi kwasowo-zasadowej.
Jako terapię pierwszego rzutu zalecają często silnie odkwaszającą dietę witariańską (raw food) przez okres od kilku tygodni do kilku miesięcy.
Nie tylko zresztą naturopaci to robią: jeśli pamiętacie, również konwencjonalnie kształcony lekarz, dr Joseph Evers leczył dietą witariańską stwardnienie rozsiane uzyskując znakomite rezultaty przez ponad 30 lat swojej praktyki lekarskiej.
Coś w tym niewątpliwie jest: gdy się porządnie „odkwasimy” to zawsze jakimś cudem magicznie znikają nam z pola widzenia różne dolegliwości, czy to fizyczne czy psychiczne.
A ponieważ zielenina należy do najintensywniej alkalizujących pokarmów na tej planecie – picie zielonych koktajli będzie działać w tym względzie wybitnie na naszą korzyść.
7. Zielone koktajle są świetnym składnikiem diety oczyszczającej
Jak wspomniałam na początku tego artykułu, nie mamy komfortu życia w nieskażonym środowisku – w przeciwieństwie do naszych przodków okresowe oczyszczenie ustroju z toksyn wchłanianych wraz z pożywieniem, kosmetykami, lekami, wodą i powietrzem, to dzisiaj rzecz bardzo wskazana.
Nasi czytelnicy wiedzą już, że pięknie oczyszcza organizm dieta warzywno-owocowa dr Dąbrowskiej, ale co zrobić jeśli nie wchodzi ona w grę z jakichkolwiek względów?
Możemy się wtedy uciec do trwającego kilka-kilkanaście dni koktajlowego detoksu.
Jest on bardziej znośny i pozwala na większe urozmaicenie niż postna dieta (większy wybór w dopuszczalnych do stosowania produktach, szczególnie owocach).
W zielonych koktajlach rolę główną gra chlorofil – zielony barwnik roślin o silnych własnościach antyoksydacyjnych i antyzapalnych.
Chlorofil ma własności odtruwające i oczyszczające, usuwające metale ciężkie, wzmacniające odporność i chroniące DNA.
Jest on dla roślin tym samym, co dla nas krew.
Różnica w budowie pomiędzy cząsteczką naszej krwi (hemoglobina, barwnik czerwony krwi) a cząsteczką chlorofilu, roślinnej „krwi”, zawiera się w jednym tylko atomie: w centralnej części u nas jest atom żelaza, a u roślin atom magnezu.
Pijąc zielone soki czy koktajle robimy sobie dosłownie „transfuzję krwi”, jak określiła ten proces założycielka Hippocrates Health Institute, dr Ann Wigmore, przez kilka dekad skutecznie przywracająca zdrowie pacjentom sokiem z trawy pszenicznej i kiełkami.
Przy okazji spożywamy też wraz z chlorofilem najlepszy i najbardziej przyswajalny suplement magnezu jaki można sobie wyobrazić.
8. Zielone koktajle poprawią zapach ciała i jego wydzielin
Po czym poznać regularnego chlorofilożercę?
Po tym, że jest przewlekle zdrowy, to oczywiste.
Ale po czym jeszcze?
Otóż po zapachu.
Regularne spożywanie żywności bogatej w chlorofil redukuje praktycznie do zera wszelkie niemiłe zapachy cielesne (pot, mocz, stolec, nasienie u mężczyzn i krew miesięczna u kobiet).
Gdyby to ludzie wiedzieli i stosowali, to producenci dezodorantów, odświeżaczy powietrza do toalet, perfumowanych podpasek i tym podobnych wynalazków poszliby z torbami!
A ich konsumenci mieliby w końcu więcej pieniędzy na bardziej pożyteczne i przyjemniejsze rzeczy niż walka z olfaktorycznymi efektami swoich złych nawyków żywieniowych. 😉
9. Zielone koktajle podnoszą poziom energii
Zapomnijmy o kawie – ten kusząco pachnący napój to zwykła używka.
Kto pije regularnie zielone koktajle, ten kawy zwyczajnie nie będzie potrzebował.
Może ją czasem sobie wypić, owszem, ale dla przyjemności, a nie z codziennej potrzeby cielesnej jako niezbędny do funkcjonowania pobudzacz.
Prawdziwa witalność i energia życiowa nie bierze się z kofeiny, tylko z prawidłowo pracujących mitochondriów.
Aby pracowały radośnie dla nas przez cały dzień – od momentu otworzenia rano oczu do momentu pójścia wieczorem spać – potrzebują odpowiedniej dawki substancji odżywczych z prawdziwego, świeżego, nieprzetworzonego pożywienia.
Spójrzmy prawdzie w oczy: zdrowy człowiek tryska energią przez cały dzień – bez udziału kofeinowych wspomagaczy.
10. Zielone koktajle są lekkostrawne i odciążają układ pokarmowy
Wiele osób cierpi dzisiaj na zaburzenia pracy przewodu pokarmowego, do czego przyczynia się nieodpowiednia dieta (ciężka, tłusta, słodka i zbyt obfita).
Refluks, zgaga, nadwrażliwe lub objęte stanem zapalnym jelita – to najczęstsze dolegliwości.
Bardzo często naturopaci zalecają pacjentom post sokowy, który pozwala odpocząć układowi trawiennemu i przywrócić równowagę.
Sesje koktajlowe mogą mieć podobny efekt, choć nie tak szybki jak sokowe.
Trawienie zielonych koktajli nie wymaga wytężonej pracy ze strony układu pokarmowego, ponieważ składniki zostały rozdrobione do postaci niemal płynnej (nasze własne szczęki musiałyby się nieźle napracować aby doprowadzić kęs pokarmowy do takiego stopnia rozdrobnienia).
Błonnik zawarty w zielonych koktajlach stanowi doskonałe pożywienie dla naszych dobrych bakterii, uwielbiają one też chlorofil (za to drożdżaki Candida go nie znoszą).
Jak zrobić zielony koktajl?
– 2-3 duże garście dowolnego zielska (jednorodnego lub mieszanki: szpinak, sałata rzymska, roszponka, rukola, bok-choy, rukiew wodna, bazylia, pietruszka, botwina, mangold, liście rzodkiewki, liście mniszka lekarskiego, jarmuż itp.) – używajmy różnych i rotujmy je, swobodnie używając liści słodkich, zaś uważnie dodając te o bardziej pikantnym smaku (jak rukola, jarmuż czy mniszek) aby nie zepsuć smaku całości;
– jakiś owoc zapewniający nam kremowość koktajlu (1 dojrzały banan lub brzoskwinia, ew. pół dojrzałego mango lub pół awokado będzie wystarczające),
– 2 szklanki innych owoców: jeden, dwa lub trzy inne dowolne owoce do smaku (kiwi, gruszka, winogrona, ananas, jabłko, pomarańcza, brzoskwinia, ciemne owoce jagodowe typu borówki, maliny, truskawki też wchodzą w grę i są super smaczne, ale wtedy koktajl z zielonego zmieni kolor na beżowy – jak widać nazwa „zielone koktajle” jest bardzo umowna).
To co można zjadać ze skórką zostawiamy ze skórką.
Gotowe mieszanki owoców można też porcjami na zapas mrozić, na sam koniec dodajemy tylko świeże zielsko, płyn i opcjonalne dodatki.
Jednak w przypadku mrożonych owoców niezbędny będzie bardzo mocny blender, taki zwykły może sobie poradzić lub też nie;
– płyn do miksowania (szklanka, dwie): ilość płynu dobieramy dowolnie, do wyboru jednorodny lub mieszany – czysta woda, mleko roślinne, ostudzony napar zielonej lub ziołowej herbaty, a dla chcących przytyć świeżo wyciśnięty sok z warzywa lub owocu (pomarańczy, jabłka, marchwi czy co nam tam w rękę wpadnie),
– opcjonalne dodatki smakowo-zdrowotne: źródło błonnika i jednocześnie zdrowego tłuszczu (wiórki kokosowe, masło orzechowe lub migdałowe, łyżka mielonego siemienia lnianego, ostropestu plamistego, nasionek konopii łuskanych, nasionek chia itd.), sam błonnik (witalny, otręby), dowolne witaminy, magnez, algi w proszku (chlorella, spirulina), probiotyki z kapsułki, proszek owocowy (sproszkowane suszone owoce), sproszkowany korzeń maca, ewentualnie także przyprawy jak kurkuma, cynamon, imbir, skórka cytryny, domowa esencja waniliowa czy też opcjonalnie łyżka karobu lub kakao jeśli chcemy wersję „czekoladową”).
Dążymy ogólnie do tego, że koktajl ma nam smakować i sprawiać przyjemność, dlatego na początku lepiej zrobić go z mniejszej ilości składników (zielsko i 1-2 owoce) niż bezsensownie namieszać tworząc coś niesmacznego.
To ma być poezja smaku!
Gdy nabędziemy już wprawy, sami po pewnym czasie intuicyjnie będziemy wiedzieć ile czego wrzucić do blendera.
Po zrobieniu koktajlu przelać można niezużytą część do dużego zakręcanego szklanego słoja i schować resztę do lodówki – sięgamy po koktajl w ciągu dnia rozbijając na porcje i sączymy sobie łyczkami przez słomkę.
Jeśli dojdzie do rozwarstwienia wystarczy przemieszać. Koktajlu nie pija się szybko, lecz sączy powoli i z godnością. 😉
Wtedy też lepiej (i na dłużej) syci.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Katka napisał(a):
Witam, odkąd czytam AW czuję się coraz lepiej, dwa lata temu, gdy było ze mną bardzo źle, dzięki tej lekturze wyszłam z poważnej choroby.
Niedawno przez przypadek znalazłam się na tak zwanych badaniach profilaktycznych, gdzie próbowano sprzedać drogi filtry do wody, jakież było moje zdziwienie, gdy poprosiłam, by pan prowadzący wykład zmierzył specjalnym chemicznym przyrządem ph mojego soku i okazało, że sok z buraków, marchwi, jabłka i pomarańczy ma ph 3,2 !
Pan powiedział, że sok jest silnie zakwaszający.Wyszłam stamtąd, ale do dziś nie wiem o co chodzi, czy soki z warzyw zakwaszają czy to była po prostu ściema.Czy ktoś mi może odpowiedzieć?
Marlena napisał(a):
Katka, bardzo się cieszę z poprawy zdrowia i gratuluję! Tak trzymać! 🙂
Odnośnie pH soków, to zawsze będą kwasowe, ale to nie znaczy, że zakwaszają. Wpływ na to ma nie samo pH pokarmu jako takiego, lecz produkty przemiany materii jakie z tego pokarmu powstają. Pan chciał po prostu sprzedać Ci swój produkt. 😉
POWER napisał(a):
Które warzywa strączkowe są najzdrowsze? ja np. po czerwonej fasoli czuję się źle(fityny?), a chcę czerpać białko w dużej części z pokarmu pochodzenia roślinnego.
Marlena napisał(a):
Najgęstsza odżywczo jest soczewica.
Nie piszesz na czym polega to „czuję się źle”, czy chodzi o wzdęcia itp.? Prawidłowa obróbka to podstawa. W zależności od tego z jakim warzywem strączkowym mamy do czynienia – należy dobrać do niego odpowiednią obróbkę. Na przykład gdy mamy do czynienia z fasolą suszoną, to należy ją najpierw na dobę namoczyć, a dopiero potem gotować do pełnej miękkości (to ważne, należy się wystrzegać strączków niedogotowanych). Namoczona na noc i dobrze ugotowana fasola nie sprawia problemów.
Fityny nie mają z tym nic wspólnego – w dużej mierze pozbywamy się ich podczas moczenia. Ponadto fityny mają działanie ochronne, natura nie umieściła ich w roślinach aby nas nimi zabić – cokolwiek na ten temat nie mówi paleo-propaganda. 😉
Mogą nam one szkodzić jedynie w dużych ilościach (jak wszystko zresztą na tym świecie, nawet tlen i woda w dużej ilości mogą nam zaszkodzić), tzn. zmniejszając przyswajanie niektórych minerałów mogą stać się składnikiem antyodżywczym, ale jeszcze raz powtarzam: chodzi o duże ilości. W małych zaś ilościach są pożądanym i korzystnym zdrowotnie składnikiem w żywności, a nie wrogiem (mają między innymi działanie antyrakowe).
Zdolność do poprawnego trawienia strączków (czy w ogóle każdego pokarmu) związana jest z wyhodowaniem sobie odpowiedniej flory w jelitach. Aby tak się stało należy po prostu często dany pokarm jadać, nawet zaczynając od symbolicznych ilości (1 łyżka stołowa) i stopniowo zwiększać ilości.
Wystarczy dostarczyć codziennie odpowiednią ilość kalorii, a tak czy siak dostarczymy sobie odpowiednią ilość aminokwasów. Czy będziemy jedli strączki czy nie. Niejaki Andrew „Spud” Taylor z Australii przez cały 2016 rok jadł tylko ziemniaki w ilości pokrywającej dzienne zapotrzebowanie kaloryczne i nie zaskutkowało to najmniejszym nawet niedoborem białka. Czy w ogóle niedoborem niczego! Jego kanał na YT jest tutaj: https://www.youtube.com/channel/UC1jo7mHwQqZNdGS1JS7QpxQ
Łuki napisał(a):
Wszystkie są zdrowe i wszystkie nalezy jeść 🙂 Chyba źle zacząłeś, bo fasola na początku jest wzdymająca, zwłaszcza jeśli nie jadłeś jej wcześniej. Spróbuj fasole białą. Strączki tzreba namaczać i odpowiednio gotować, wpisz w google; jak gotować strączki i odwiedź kilka blogów weganskich o tym i wszystkiego sie dowiesz. Sam dużo czytałem jako facet, bo za bardzo o tym pojęcia nie miałem ale to jest proste 🙂 Strączki to samo dobro jeśli je odpowiednio przygotujesz. Ale jeśli tak jak u mnie zawsze było mięso, a strączków zero to na początku fasola dała mi sie we znaki, ale teraz jest juz normalnie wiec zacznij od soczewicy żółtej, potem masz zieloną, groch, fasole itd.
Aga napisał(a):
Dziękuję za świetny (jak zawsze!) artykuł. Mam pytanie – w jakiej porze dnia najlepiej pić koktajl? Na pewno najlepiej między posiłkami… Ile jest prawdy w tym, że nie należy już pić ani jeść owoców wieczorami?
Marlena napisał(a):
Tak jak wspomniałam w artykule najczęściej wybieraną porą na koktajl jest poranek, ale nie ma przeszkód by spożyć go o dowolnej porze dnia. Wieczorem najlepiej nic nie jeść, ostatni posiłek najlepiej spożyć minimum 2 godziny przed snem. Nie jest fajnie kłaść się do łóżka z pełnym żołądkiem.
luk napisał(a):
Jak zwykle świetny artykuł! ? Pozdrawiam… ?
Agnieszka napisał(a):
Bardzo dziękuję za te cenne wiadomości: co z czym i jak mieszać :-).
To bardzo cenne, ponieważ tyle różnych informacji pojawia się w necie i książkach, iż nie można mieszać owoców z warzywami (z racji na inne środowisko trawienia). Cieszę się, że Pani zamieściła ten artykuł i rozwiała
wszelkie wątpliwości. Można cieszyć się smakiem, bez lęku 🙂 Hurrra 🙂
Marlena napisał(a):
Nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że „nie można mieszać warzyw z owocami”. Zresztą bogactwo owoców jest przeogromne, nawet część tego co uważamy za warzywa jest botanicznie kwiatem (kalafior, brokuł) albo owocem (papryka, pomidor, ogórek itp.) – wszystko co ma w środku nasionka jest owocem! 🙂
Łuki napisał(a):
Fajny artykuł, moze uda mi sie przekonać rodzinkę zeby zamiast ekspresu do kawy za ponad 2000zł, kupili blender bądź wyciskarkę 😉 O ile kofeina jest szkodliwa i nic nie daje ten czarny napar, który niektórzy jeszcze słodzą i zabielają krowim mlekiem(!), to takie zielone bomby witaminowe naprawdę odżywiają nasze ciała na podłożu komórkowym. Przy okazji chciałem zapytać o chlorellę i spirullinę, która więcej daje i czy któraś posiada wit b12, bo skoro nie jem mięsa to podejrzewam ze za bardzo jej nie mam, albo jeszcze ją mam (podobno sie akumuluje) ale fajnie by było uzupelnić.
Marlena napisał(a):
Na pewno aktywną biologicznie B12 ma chlorella, z kolei spirulina też niby zawiera, ale tylko analog (nieaktywny biologicznie).
Monika napisał(a):
Dobry wieczór Marleno. Chciałbym się Ciebie poradzić, ponieważ moim ogromnym nałogiem są słodycze – niby zdrowe, bo owoce, suszone, świeże, batony daktylowe itp. Jestem studentką i czasem wieczorem koło 18:00 potrafię zjeść całkiem sporo, np. banana, 6 suszonych daktyli, kilka moreli, garść rodzynek. Jestem weganką. Zauważyłam, że chyba źle komponuję swoje posiłki. Chciałam zapytać, czy np. taki rozkład posiłków byłby ok, dodam że nie spożywam też glutenu, laktozy i kazeiny – ze względu na nietolerancje: Na śniadanie kasza jaglana/quinoa/gryczana itp. z suszonymi owocami – bez tłuszczu, chyba, że wiórki kokosowe, pestki dyni itp. na drugie śniadanie świeże owoce – uwielbiam :), na obiad kasza, ryż, makarony bezglutenowe z warzywami i łyżką tłuszczu (olej rydzowy, oliwa, kokosowy itp, na kolację sałatka z gotowanych warzyw z dodatkiem strączkowych, często dodaję awokado i do tego łyżka oleju lnianego. Często do dań dodaję mielony ostropest, pestki dyni, słonecznika, czarny sezam. Uwielbiam owoce i warzywa, w mojej lodowce półki się od nich uginają. Mam też dużo tłuszczy, ale staram się je ograniczać, chociaż nie wiem czy dobrze, bo przy wzroście 174 cm, ważę 53 kg, a moja tkanka tłuszczowa to 8 kg.., Czy mogłabyś mi pomóc i wypowiedzieć się co o tym sądzisz, co byś ewentualnie zmieniła itp? Będę bardzo wdzięczna za cenne wskazówki. Dodam, że codziennie ćwiczę jogę lub pilates ok. godziny, wszędzie chodzę pieszo, uwielbiam świeże powietrze i ćwiczę siłowo ok. 20 minut dziennie. Sport mnie relaksuje. Wstaje o 6:00, a chodzę spać przed 22:00. Tylko niepokoi mnie ta ciągła chęć na slodkie, zwłaszcza daktyle i banany mogłabym jeść tonami, tylko potem oczywiście jak przesadzę, mam wzdęcia itp, jak jem w normalnych ilościach – nie przesadzam, to jest ok. Co na to powiesz?
Marlena napisał(a):
Może spróbowałabyś diety nutritariańskiej? Usuwamy te oleje (nie są to produkty gęste odżywczo, to „puste kalorie” w gruncie rzeczy), minimalizujemy ryże, makarony i kasze, a w zamian dajemy warzywa (w szczególności zielone) połowa na surowo i połowa gotowana, rozmaite rośliny strączkowe (dobre źródło kalorii i białka), a owoce świeże zamiast suszonych. Soki warzywne też są oraz zielone koktajle. Jako źródła kwasów tłuszczowych jemy tylko pokarmy całościowe jak je Bozia dla nas stworzyła: orzechy, pestki, nasiona, awokado, wiórki kokosowe, oliwki. Ewentualnie jeszcze tofu. Oleje wykluczone, ponieważ każda zjadana kaloria ma nam przynosić maksimum korzyści (składników odżywczych). Pełne ziarno jest, ale raczej jako dodatek. Więcej informacji znajdziesz w książkach doktora Joela Fuhrmana (np. Trzy kroki do zdrowia).
Jeśli ciągnie Cię do słodkiego, to być może masz zaburzoną mikroflorę jelitową i Twoje mikroby domagają się swojego papu – warto do menu włączyć kiszonki (kapusta, ogórki, zakwas buraczany pić). Twoje BMI w tej chwili wskazuje na niedowagę, zaś niedowaga wynikać może z tego, że zjadasz zbyt mało kalorii albo z tego, że nie wchłaniasz jak należy.
Ela napisał(a):
Moniko, daktyle i banany mają dużo tryptofanu – aminokwasu, z którego organizm produkuje serotoninę (w dzień) i melatoninę (na wieczór). Serotonina to hormon szczęścia, melatonina pozwala się dobrze wyspać. Mózg uwielbia te białka. Jesteś po prostu zdrową 'narkomanką’ ;-).
Jeśli cię niepokoi za duży apetyt na te owoce, to może dołącz troszkę więcej białka do obiadu (strączki, grzyby, pestki).
Pozdrawiam
Hariet napisał(a):
Marleno jestem po 6 tygodniowym poście Dąbrowskiej, aktualnie 3 tydzień na zdrowym żywieniu – nie jem i nie ciągnie mnie do mięsa, nabiału, pszenicy, słodyczy itd. Już przed postem je mocno ograniczyłam, a teraz nie wyobrażam sobie wrócić do poprzedniego stylu żywienia. Mam jednak inny problem- mianowicie od zakończenia postu ciągle się przejadam i nie mogę tego opanować. Niesamowicie ciągnie mnie do strączków, kasz, jem w dalszym ciągu dużo warzyw, owoce mogę jeść na kilogramy, orzechy garściami. Głód czuję tylko rano, później już cały czas coś przegryzam, nie umiem zaspokoić tego apetytu. Zastanawiam się czy to może być oznaka jakichś niedoborów po poście? Martwię się, bo zaczęły mi wracać kilogramy, nie chcę zmarnować wysiłku 6 tygodni, ale chociaż staram się i obiecuję sobie poprawę każdego dnia, to mi to zupełnie nie wychodzi.
Marlena napisał(a):
Po poście gdy przechodzi w okres „refeeding” (regeneracji) zawsze nabieramy trochę masy ciała i jest to normalne, powrót apetytu również jest normalny. Jeśli jednak zaczęłaś się przejadać to przeanalizuj czy problem nie jest bardziej natury psychicznej niż fizycznej: gdzieś z tyłu głowy może czai się poczucie braku? Albo poczucie „teraz sobie odbiję te 6 tygodni wyrzeczeń, na pewno mam jakieś niedobory, więc muszę teraz dużo jeść” itp.?
Owoców i warzyw możesz jeść ile chcesz, od tego się nie tyje. Wyznacz sobie jednak godziny jedzenia i zrób co następuje: zjedz posiłek ZANIM poczujesz głód. Wyprzedź go.
Gwoli ścisłości pragnę Cię uspokoić, że podczas postu nie dochodzi do żadnych niedoborów, ponieważ w tym czasie ustrój funkcjonuje w ogóle na innej zasadzie niż normalnie, zmienia się metabolizm i zarządzanie składnikami odżywczymi.
Arronax napisał(a):
Bardzo dobry artykuł. Jedynie problemem są to co próbuje nam multum osób wmówić, że warzywa i owoce nie BIO są gorsze i lepiej ich w ogóle nie jeść niż jeść. Marchew – kadm idp i nie jeść idp idp ….
Ja się z tym nie zgadzam. Na BIO nie każdego stać, czasem wiadomo coś się kupi ale nie zawsze, ceny i tak nawet zwykłych warzyw przy dużym „wchłanianiu” też obciążają budżet domowy :).
Moim zdaniem nie ma co dać się zastraszyć – chemią, pestycydami idp …
Zresztą w sklepach nie ma bardzo wielu warzyw BIO albo jest ich ilość dla …. na porcje jednej osoby a nie dla rodziny.
Przy Polskich zarobkach żywność tylko EKO to niestety tylko dla … a reszta co zęby w piach? Coś trzeba jeść :). Tak jak Pani piszę soda do czyszczenia i nadzieja, że do środka za dużo nie weszło pestycydów. Zresztą jest spirulina, chlorella m.in. więc.
Jedzmy zielone!
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak: jedzmy zielone i nie przejmujmy się antywarzywną i antyowocową propagandą. Zresztą sprzedawane w polskich sklepach produkty nie są zlej jakości, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
Nawet jako ktoś nie wierzy badaniom to niech zrobi to co ja: niech spróbuje na własnej skórze. Skoro ja wyzdrowiałam jedząc sklepowe warzywa i owoce to każdy może. 🙂
A gdy mamy dostęp i budżet na ekologiczne to jak najbardziej, a jeszcze bardziej zachęcam do uprawy własnej, choćby i najmniejszej: na parapecie, na balkonie czy w pojemnikach.
4_dina napisał(a):
U mnie niestety w gra wchodza tylko salatki, zielonego koktailu nie jestem w stanie przelknac, rosnie mi w buzi i pojawia sie odruch wymiotny. Ogolnie nie jestem w stanie zjesc niczego, czego nie pogryze sama. Za to prawei codziennie na kolacje zjadam miske salatki i wtedy najlepiej sie czuje.
Zosia napisał(a):
Marleno jestm po 2 -tygodniowym poście Dąbrowskiej i pod koniec postu zaczełam odczuwać hemoroidy,które same przeszły .Post robiłam w kwietniu,teraz staram się jeść dużo warzyw ,koktajli warzywno owocowych,od roku piję soki świeżo wyciskane .Po poście często odczuwam hemoroidy .We wrześniu chciałbym zrobić post 6- tygodniowy nie wiem czy będzie odpowienia przerwa-co o tym myślisz?Mam nadzieję że wtedy wyleczę hemoroidy ,mam też podwyższone trójglicerydy (230)przez 9 lat brałam tabletki antykoncepcyjne- one też pewnie nabroiły.Mam pytanie czy masz jakiś pomysł na hemoroidy i trójglicerydy zanim zrobię cały post i czy wogóle post może pomóc na moje dolegliwości .Serdecznie pozdrawiam i z góry dzięki za podpowiedź.
Marlena napisał(a):
A czy to nie jest czasem tak, że podczas postu wysilasz się i na siłę chcesz się wypróżnić choć za bardzo nie ma czym? Sam post nie powoduje hemoroidów. Warto popracować na tkanką łączną, przede wszystkim jeść surowe warzywa i owoce zawierające witaminę C a oprócz tego wspomóc się dodatkowo suplementacją witaminy C i dobrze się nawadniać.
2 tygodnie postu to za mało by naprawić wieloletnie zaniedbania, a ponadto należy pamiętać, że metoda dr Dąbrowskiej jest dwustopniowa i po poście należy przestrzegać zasad zdrowego żywienia. Okres regeneracji może optymalnie trwać tyle ile post czyli np. 6 tygodni postu i 6 tygodni regeneracji, po czym podjąć można kolejną rundę postu.
Trójglicerydy to kwestia wątroby, która może być stłuszczona. Należałoby się pozbyć stłuszczenia (dietą, postem), a poziom trójglicerydów wróci naturalnie do normy. Bardzo skuteczna w odtłuszczaniu wątroby jest dieta złożona z samych surowych warzyw i owoców (raw food diet).
Zosia napisał(a):
To jeszcze raz ja-Zosia ,zapomniałam dopisać ,że mam jeszcze problemy z kręgosłupem(ból dolnej części -lędzwiowej)Chodziłam do fizjoterapeuty i na rehabilitację ale za dużo mi nie pomogli .Mam nadzieję że cały post Dąbrowskiej mi pomoże ,Jeszcze raz dzięki za jakąkolwiek podpowiedź.
Marlena napisał(a):
Tak jak pani doktor Dąbrowska mówiła na wykładzie – ustrój „widzi” układ kostny i naprawia go dopiero po trzecim tygodniu postu, a byłaś na diecie tylko 2 tygodnie. W 2 tygodnie nic nie zrobisz. Nawet pełen post w pierwszej rundzie może nie przynieść poprawy, mogą być potrzebne kolejne rundy. Dzieje się tak dlatego, że po naszych wieloletnich zaniedbaniach i grzeszkach ustrój ma wiele do naprawienia i sam decyduje co jest ważniejsze i musi naprawić najpierw, a co mniej ważne i zajmie się tym później. Między postami należy oczywiście zachowywać wskazane przez panią doktor zasady zdrowego żywienia, inaczej cała metoda nie ma sensu.
Angelika napisał(a):
Czy może Pani coś doradzić w temacie rozstępów? Nigdy nie byłam jakoś bardzo otyła, a niestety je mam. Najpierw pojawiły się na biuście w wieku 11-12 lat. Podejrzewam, że to przez to jak rodzice mnie żywili. Jadłam głównie szynki i parówki… a jak wiadomo w nich nie znajduje się nic dobrego, tym bardziej na przełomie lat 2000-2008 pewnie było w nich wszystko co najgorsze i co ja, dorastająca dziewczynka, miałam wyciągnąć z parówek, sztucznego żółtego sera i białego chleba? Usłyszałam, że w tamtych latach nawet wymiona krowie były dodawane do parowek, wiec moze od tych hormonów tak mi urosly piersi i pojawily sie rozstępy. Warzywa jadłam sporadycznie… od kilku lat żywię się sama i zmieniłam wszystko. Ale to i tak nie zniweluje moich rozstępów. Mam na pośladkach, udach. Nie umiem z tym żyć. Czy zna Pani jakieś sposoby, które mogłoby mi pomóc? Laser nie usunie problemu w 100%. Proszę o pomoc.
Marlena napisał(a):
Angeliko, rozstępy powstają gdy nasz ustrój nie ma czego wytworzyć sobie wystarczającej ilości kolagenu z powodu braku witaminy C, dlatego prewencja (np. podczas ciąży czy dorastania) to po prostu dużo witaminy C, ale jeśli już one są to skóra raczej już nie wróci do gładkości pupy niemowlęcia, niestety. Aczkolwiek można nieco poprawić stan skóry dbając o stan tkanki łącznej (biorąc dużo witaminy C oraz spożywając mnóstwo świeżych warzyw i owoców) oraz nakładając na zmiany witaminę E wyciśniętą z kapsułki. Możesz też spróbować okładów z oleju rycynowego – w medycynie ludowej używane są one na blizny skórne, z tym że wymagana jest tu cierpliwość: należy okłady powtarzać, a cały proces dochodzenia skóry do siebie trochę trwa.
Aneta napisał(a):
Od kilku tygodni piję systematycznie zielone koktajle i zauważyłam, że przestały mi się pojawiać nowe siwe włosy 🙂 Ciekawe, prawda?
Marlena napisał(a):
Aneto, coś w tym jest, bo Markus Rothkranz też swego czasu o tym mówił, że siwizna nie pojawia się kiedy pijemy zielone (soki, koktajle). Być może to za sprawą chlorofilu.
MamaFranka napisał(a):
Pani Marleno, moj syn jest alergikiem(marchew, jablko, banan,kakao, ciecierzyca, bialy ser, bialko jaja), ma atopowe zapalenie skory. Niedawno mial robioe testy, dlatego dopiero kilka dni stosujemy diete( ja tez, poniewaz jeszcze go karmie), lekarz kazal przejsc na sztuczne mleko. Nie chce tego, ale boje sie czy nie zaszkodze sobie. Nie jem miesa, a teraz z powodu alergii musze odstawic tez straczki. Jak sie odzywiac by nie zaszkodzic sobie, ani dziecku?
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, ale bym się zainteresowała tym, co zrobiła ta mama (jest Polką, choć bloga pisze po angielsku) i wygrała z chorobami swoich dzieci (trójka dzieci: AZS, egzema, autyzm – wszystkie wyleczone jedzeniem, dieta warzywno-owocowa w wersji raw, na surowo), tutaj zdjęcia i historia jej córeczki, która wyzdrowiała z AZS: https://dehappy5.com/1-year-later-rewind-mayas-skin-eczema-month-month-update/
Tutaj jeszcze fotki pewnego dziecka z grupy wsparcia na FB – stan przed i po, jak widać pierwsze efekty było widać już po tygodniu diety (mama karmiąca + dziecko) złożonej z surowych owoców i warzyw: https://dehappy5.com/eczema-healing-stories-tudor/
Tutaj świadectwo drugiej osoby z grupy wsparcia: https://dehappy5.com/eczema-healing-stories-evelinasusana/
I tu jeszcze jednej: https://dehappy5.com/eczema-healing-stories-sarah/
Przyznasz sama, że zdjęcia robią piorunujące wrażenie? Sprawdź też sobie i dziecku poziom witaminy D we krwi czy nie jest za niski.
Gosia napisał(a):
Marleno, czy Twój blender dobrze miksuje twarde owoce i warzywa, np. marchewkę, buraki, jarmuż? Zależy mi na aksamitnej konsystencji i nie wiem, jaki sprzęt wybrać. Vitamix jest dla mniej póki co za drogi, więc szukam czegoś przystępniejszego cenowo.
Marlena napisał(a):
Twarde warzywka zamiast do blendera to wrzucam do wyciskarki, po czym mieszam otrzymany sok z koktajlem. Zielsko każde w moim blenderze ładnie się miksuje.
Aneta napisał(a):
Jeśli mogę pomóc w kwestii blendera, to ja swój blender kupiłam w lidlu za niecałe 200 zł, teraz jest promocja w kauflandzie też za około 200 zł. (1000 Watt). Ważne, żeby blender miał co najmniej 700 Watt mocy i da radę. Mój ma 700 i blenduje marchew, jarmuż, buraczki, łodygę selera, rzadko zdarza się, żeby został jakiś wyczuwalny kawałek. Warzywa/owoce kroję w drobne kawałeczki. Owszem, te drogie blendery na pewno są lepsze, ale póki nas na nie nie stać, warto korzystać z tego, co jest w zasięgu cenowym. Ja dzięki mojemu lidlowskiego blenderowi naprawdę dużo lepiej się czuję i to jest dla mnie ważniejsze od tego, czy na blacie w kuchni stoi drogi Vitamix czy zwykły SilverCrest 🙂 Pozdrawiam ciepło 🙂
Hurom napisał(a):
Uwielbiam każdego rodzaju soki świeżo wyciskane i koktajle warzywne. Miałam jednak ten sam problem i przemycenie w jakikolwiek sposób warzyw do diety moich dzieci było niewykonalne. Ale pomysł na lody okazał się strzałem w dziesiątkę! Mój syn od teraz pyta tylko o te lody 🙂 Bardzo dziękuję za ten post ! Pozdrawiam 🙂
witold napisał(a):
Porównanie blendra zwykłego i próżniowego:
https://www.youtube.com/watch?v=1EIZpXM6Fc8
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Stek bzdur, poczynając od tego, że autorka proces tworzenia tkanki tłuszczowej nazywa glikolizą (podczas gdy glikoliza to zupełnie inny proces). Autorka miała zapewne na myśli nie glikolizę lecz lipogenezę de novo. Pisząc takie brednie zapewne nie ma ona pojęcia czym lipogeneza de novo jest i jak przebiega ona u ludzi. Lipogeneza de novo jest to synteza lipidów (między innymi również tego tłuszczu jakim obrastamy) z substratów nielipidowych (nie będących tłuszczem). Na przykład z owoców, którymi straszy – nota bene w ok. 90% składających się przecież z wody, to ileż tam do jasnej ciasnej może być tych „groźnych” i powodujących ponoć, że obrastamy tłuszczem węglowodanów? 😉 https://akademiawitalnosci.pl/jedz-swoja-wode-10-najbardziej-zasobnych-w-wode-darow-natury/.
Wszelkie badania naukowe przeprowadzone do tej pory dowiodły, że u ludzi lipogeneza de novo przebiega opornie (w przeciwieństwie do niektórych zwierząt, np. krów czy świń, u których lipogeneza de novo przebiega niezwykle sprawnie na węglowodanach jak choćby na zbożu czy ziemniakach – te zwierzęta nie muszą jeść tłuszczu by obrastać w tłuszcz). Zapomnijmy więc o łatwym tworzeniu tłuszczu u człowieka ze zjadanych przez nas węglowodanów typu owoce, a już na pewno dopóty, dopóki nie przekroczymy naszego zapotrzebowania kalorycznego.
Nietolerancja zaś fruktozy NIE JEST winą fruktozy (zdrowy człowiek może jeść fruktozę w postaci całych owoców bez szkody), lecz efektem nadużywania przewodu pokarmowego poprzez wkładanie doń niewłaściwych pokarmów całymi latami – przetworzonych śmieci, pryskanych glifosatem produktów (konwencjonalne zboża, kawa, strączki, produkty z rzepaku itd.), cukru i słodyczy, antybiotyków i leków, mięsa, nabiału i wędlin od zwierząt karmionych paszami GMO i antybiotykami itd. W ten sposób tracimy mikroflorę umożliwiającą poprawne trawienie owoców. I nagle „nie możemy” owoców, bo nietolerancja fruktozy, wzdęcia, biegunki po małym jabłuszku itd.
Zamiast odstawiać swoim podopiecznym owoce przy nietolerancji fruktozy, autorka powinna sięgać przyczyny – czyli NAJPIERW odstawić to wszystko, co niszczy im przewód pokarmowy. Odstawiając owoce zajmujemy się objawami, a nie przyczyną. 🙂
Niestety po autorce widać „akademickie szlify” : w zaproponowanym menu dziennym jest kupa nabiału, wędlin i pieczywa, a wszystko to pod maską „zdrowego odżywiania” – jednym słowem „leczymy” objawy zamiast zainteresować się przyczyną. Z dala się trzymajmy od takich „dietetyczek!”. 😉
Flotka napisał(a):
Marleno, moja hemoglobina jest na poziomie 12 czyli dolna granica normy. Dasz mi wskazówki, żeby poszybowała w górę? Zielone soki to widzę podstawa.
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak: wszystko co zielone (warzywa, spirulina, młody jęczmień itp.).
Rzęsa napisał(a):
Marlenko mam do Ciebie pytanie. Jestem ogromną fanką koktajli, robię je codziennie, jest to mój pierwszy posiłek dnia. W zasadzie uzależniłam się od nich i mogłabym je pić kilka razy dziennie i tu oto pytanie. Czy koktajle można przedawkować? Rano piję koktajl np z jarmużu szpinaku, banana jabłka + kefir i orzechy różne. Po południu robię z marchewki, jablaka buraka, selera + kefir i orzechy. Czy pijąc go ok 1 l dziennie to nie za dużo? Dodam, że karmię piersią i chce po prostu maksymalnie zdrowo się odżywiać. Do każdego koktajlu dodaję łyżeczkę kwasu l askorbinowego.
Marlena napisał(a):
W jakim sensie przedawkować? Przecież koktajl to owoce i warzywa plus płyn. Nie sądzę aby można było mówić o przedawkowaniu pożywienia (chyba że mowa o przejadaniu się).
Anna napisał(a):
Witam, nie moge znalezc osobnego artykulu o chlorelli a chcialabym zapytac czy poleca Pani suplementacje chlorella osobie, ktora ma wysokie przeciwciala tarczycowe na tle Hashimoto?
Wlasnie przeprowadzilam 6 tygodniowy post dr Dabrowskiej i zaczelam stosowac chlorelle w peirszym tygodniu wychodzenia, ale szukajac informacji o niej, przeczytalam, ze z powodu wysokiej zawartosci jodu, moze uszkadzac tarczyce. Dodam, ze biore leki Letrox 100, wiec to moze rzeczywiscie za duzo jodu razem wziete? Dziekuje z gory za odpowiedz!
Marlena napisał(a):
Nie jestem ani lekarzem ani dietetykiem aby coś zalecać. Chlorella jednak – wyjaśnijmy to sobie – to nie suplement, tylko jedzenie. Jedzeniem trudno sobie zrobić krzywdę. Jod z jedzenia nie jest groźny, ewentualny nadmiar jodu organizm usuwa wraz z moczem (to dlatego badania na poziom jodu w organizmie robi się badając mocz: około 80 proc. spożywanego jodu zostaje wydalone przez nerki wraz z moczem). Chlorella to poza tym alga słodkowodna i jodu wiele nie zawiera. Dużo jodu zawierają algi morskie.
Monika napisał(a):
Marleno, a co myślisz o dosypywaniu błonnika do zielonych i nie tylko koktajli?
Marlena napisał(a):
Jeśli ktoś potrzebuje (np. by uregulować pracę jelit lub lepiej kontrolować poziom cukru we krwi), to można. Dobry jest błonnik jabłkowy albo mieszanka nasion babki płesznik i łupin babki jajowatej (tzw. błonnik witalny). Przy dodatkowej porcji błonnika należy pamiętać o dobrym nawodnieniu, inaczej nam się „zatka kanalizacja”. 😉
Magda napisał(a):
A jeżeli ktoś w badaniu morfologicznym miał przekroczenie normy żelaza we krwi (niewiele,ale jednak) to czy może bez szkody pić koktajle ze szpinaku,jarmużu itp. Dodam,że pije te koktajle i bardzo mi smakują,dodaję jeszcze siemię lniane i troszkę miodu czasem oraz ostropest.
Zamierzam powtórzyć morfologię za jakiś czas.Z mięsa i wędlin praktycznie zrezygnowałam.Nabiał ograniczam.
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Postaraj się rotować zieleninę, nie skupiać się tylko na jarmużu i szpinaku. Poziomy żelaza we krwi są zmienne, a żelazo pochodzące z roślin nasz ustrój sam sobie reguluje. Jeśli nie masz żadnych niepokojących objawów, to raczej nie ma się czym przejmować, aczkolwiek zawsze warto upewnić się konsultując sprawę ze swoim lekarzem.
KRYSTIAN napisał(a):
Witam ile można przetrzymywać smoothie w lodówce bez większej utraty składników odżywczych i witamin???
Marlena napisał(a):
Myślę, że max. 24 godziny.
Ewa napisał(a):
Marleno,
czy dotarłaś może do informacji (np. w formie krzywej z osią czasu), po jakim czasie „ucieka”ile witamin i minerałów ze świeżo wycisniętego soku i świeżo zmiksowanego koktajlu?
W sensie, czy kilka minut już robi różnicę? I jak wygląda to po kilku godzinach i na drugi dzień (oczywiście przy przechowywaniu w chłodnym i ciemnym).
Czasami mam spory dylemat, czy robić sok „na zapas”, czy lepiej darować sobie…
Marlena Bhandari napisał(a):
Nie posiadam takiego wykresu, często robię na zapas. Natomiast gdyby ktoś stosował sokoterapię np. w formie gersonowskiej na ciężkie choroby (leczniczo), to wtedy zalecałam jedynie soki prosto z wyciskarki.