Jak wiadomo żelazo jest absolutnie niezbędne do zachowania zdrowia, przy czym należy dbać o zachowanie jego homeostazy (równowagi pomiędzy zużyciem, a uzupełnianiem żelaza).
Dzisiaj chcę napisać o tym jak obniżyć żelazo, bowiem nadmiar żelaza może z czasem okazać się kłopotliwy: szczególnie dotyczy to mężczyzn i kobiet w wieku pomenopauzalnym.
W lepszej sytuacji są kobiety w wieku rozrodczym, które pozbywają się krwi (a wraz z nią ewentualnych zapasów żelaza) podczas miesięcznych krwawień (naturalnych, nie tych skąpych z odstawienia pigułki antykoncepcyjnej) czy też porodów i laktacji.
Ale co to znaczy nadmiar? Oficjalna norma wyznaczona dla naszych zapasów żelaza (oznaczanych badaniem poziomu ferrytyny) jest bardzo szeroka, co powoduje, iż pozostawanie w normie (w jej środkowych lub górnych granicach) może wiązać się z wielokrotnie zwiększonym ryzykiem chorób cywilizacyjnych – jak wynika z szeregu badań naukowych [klik].
Zatem przedziały dopuszczalnej normy wcale nie muszą być równoznaczne z przedziałami optymalnymi dla zachowania przewlekłego zdrowia.
Wynikają z tego pewne nieporozumienia, np. słyszymy notorycznie, że „nadmiar żelaza jest bardzo rzadki, niedobór dużo częstszy”. Oczywiście, że przy szeroko postawionych normach nadmiaru można nie stwierdzić niemal nigdy!
Jednak badania naukowe mówią coś innego: nawet mając ferrytynę „w normie” (w średnich lub górnych rejestrach normy) istnieje zwiększone ryzyko wielu chorób: od banalnych skłonności do infekcji aż po groźne przewlekłe choroby cywilizacyjne jak nowotwór, choroby serca czy cukrzycę.
Teoretycznie będziemy uważani za zdrowych dopóki nie stwierdzi się hemochromatozy (jedynej „choroby z nadmiaru żelaza” uznawanej przez akademicką medycynę) związanej z mutacją genu HFE, przy czym z uwagi na szerokość wspomnianej normy właściwa diagnoza często postawiona jest dopiero wtedy, gdy dochodzi np. do uszkodzenia narządów (a dopóki wyniki badań krwi są „w normie”, objawy przypisuje się innym chorobom jak zapalenie wątroby czy choroby serca – bo przecież pacjent nie przekracza normy).
Obniżenie ferrytyny drogą naturalną (czyli z pominięciem procedur medycznych jak zabiegi flebotomii) nie jest łatwe, ale wykonalne.
Istnieją sprawdzone (i w dużej mierze domowe) sposoby na obniżenie ferrytyny – dzisiaj je przedstawię.
Ferrytyna jest białkiem magazynującym żelazo, dlatego stan zapasów żelaza odłożonego w ustroju sprawdza się właśnie badając poziom ferrytyny (wiele osób myli poziom żelaza we krwi z poziomem ferrytyny, dlatego o tym piszę).
Teoretycznie zmagazynowane zapasy nie powinny być niebezpieczne: żelazo jest wysoce reaktywne w stanie wolnym, ale nie w stanie związanym z białkiem.
Jednak przetrzymywanie w organizmie olbrzymiego magazynu żelaza znacznie przekraczającego bieżące potrzeby jest jak trzymanie w piwnicy skrzynek z dynamitem: są bezpieczne dopóki nie będą miały kontaktu z ogniem, aczkolwiek najrozsądniej jest w ogóle nie mieć ich w domu.
To samo dotyczy wybujałych magazynów żelaza: lepiej ich nie mieć i nie ryzykować, że kiedyś nam „wybuchną”.
Co zrobić gdy w badaniach laboratoryjnych nasz poziom ferrytyny okazuje się niebezpiecznie wysoki?
Na początek można ograniczyć się do obserwowania: czasem ferrytyna podnosi się np. wskutek stanu zapalnego, nie będąc wynikiem przeładowania żelazem.
Najlepiej w razie wątpliwości współpracować ze swoim lekarzem, który zleci dodatkowe badania w razie potrzeby (np. dodatkowe badania krwi, badania genetyczne, rezonans magnetyczny itp.).
Jeśli jednak sytuacja nie ulega poprawie można rozważyć działania zmierzające do obniżenia ferrytyny o których dowiedziałam się z książki „Dumping Iron: How to Ditch This Secret Killer and Reclaim Your Health” (autor: P.D. Mangan) [klik].
Należy zaznaczyć, iż nie jest na pewno rozsądne obniżanie poziomów żelaza „na zapas” czyli na wszelki wypadek, bez uprzedniego robienia badań w tym kierunku.
Ze zbyt niskim żelazem żyje się równie kiepsko jak ze zbyt wysokim. Nie jest też zalecane podejmowanie takich działań w trakcie rozwoju (dzieci i nastolatki) ani w stosunku do kobiet w okresie ciąży i laktacji.
Również kobietom planującym ciążę pewne zapasy żelaza będą potrzebne w najbliższych miesiącach (okres ciąży, porodu i laktacji).
Najpierw koniecznym będzie zmierzyć swój poziom ferrytyny – musimy wiedzieć z jakiego pułapu startujemy i potem regularnie będziemy mogli kontrolować okresowo postępy swoich działań – bez względu na to czy wybierzemy strategię szybszą czy wolniejszą.
Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości co do interpretacji wyników swoich badań laboratoryjnych – zawsze skonsultujmy je z lekarzem: pewne wartości mogą wynikać również np. z faktu przyjmowania pewnych leków czy chorowania na pewne choroby.
Normy ferrytyny są następujące:
– dla mężczyzn – 15-400 µg/l
– dla kobiet dla kobiet – 10-200 µg/l
Jeśli poziom ferrytyny znajduje się w dolnej ćwiartce tej niezwykle szerokiej normy (powiedzmy ok. 50 dla kobiet i 100 dla mężczyzn) – wszystko jest w porządku, nic nie musimy robić.
Jeśli jednak jest on w najwyższej górnej ćwiartce (150 dla kobiet, 300 dla mężczyzn) i wiadomo, że w grę wchodzą nagromadzone zapasy żelaza – warto rozważyć działania, w wyniku których to my przejmiemy kontrolę nad zbyt okazałymi zapasami naszego żelaza, zanim to one przejmą kontrolę nad nami i naszym zdrowiem w długoterminowym ujęciu.
Ponieważ organizm nie lubi rozstawać się z żelazem, możemy przyjąć dwie strategie obniżenia zbyt obfitych zapasów tego pierwiastka: jedna działająca szybciej, a druga wolniej. Możemy je też łączyć – wszystko zależy od naszych potrzeb i aktualnego stanu.
Najszybciej działającym sposobem jest pozbycie się krwi czyli krwiodawstwo: jeśli nadmiar ferrytyny jest niewielki wystarczy oddanie krwi raz na jakiś czas.
Wolniej działającą strategią jest ta, którą możemy urzeczywistniać również sposobem domowym: dokonanie korekt w diecie i stylu życia.
Oto 10 działań, jakie można podjąć by pozbyć się żelaza z organizmu:
1. Krwiodawstwo
Najszybciej pozbędziemy się zapasów żelaza po prostu oddając krew. Oddać krew można w formie flebotomii (zabieg medyczny wymuszony stanem zdrowia, wykonywany na zlecenie lekarza) lub poprzez honorowe krwiodawstwo (zabieg w pełni dobrowolny, aczkolwiek czasem również sugerowany niektórym pacjentom przez lekarzy).
Nie każdy może zostać honorowym krwiodawcą. Należy być zdrowym, spełnić pewne warunki i przejść odpowiednie badania aby nim zostać.
Przyszłym krwiodawcom mierzy się poziom hemoglobiny, a nie ferrytyny, dlatego badanie ferrytyny należy wykonać w zakresie własnym, bo to nie jest to samo.
Jeśli nic nie stoi na przeszkodzie – jest to naprawdę skuteczny, szybki i przy tym szlachetny sposób: korzystny nie tylko dla nas ale i dla innych. My pozbywamy się krwi (i naszego przerośniętego poziomu ferrytyny), a potrzebujący pacjenci dostają ratującą im życie krew.
Mnóstwo badań naukowych wykazuje przy tym, że honorowi krwiodawcy mają zmniejszone ryzyko zapadnięcia na choroby cywilizacyjne (serca i układu krążenia, cukrzycę, nowotwory, choroby otępienne itd.).
To bardzo dobra wiadomość! 🙂
Z oddawania krwi najwięcej korzyści odnieść mogą dorośli mężczyźni oraz kobiety po menopauzie.
U mężczyzn poziom ferrytyny zaczyna fizjologicznie rosnąć po zakończeniu okresu wzrostu i wkroczeniu w dorosłość czyli ok. 19-tego roku życia.
U kobiet natomiast po wkroczeniu w menopauzę czyli ok. 50-tego roku życia lub też po histerektomii (usunięcie macicy, co uniemożliwia miesiączkowanie).
Jak szybko żelazo się kumuluje w ustroju?
Z reguły dość wolno: ocenia się, iż u mężczyzn od osiągnięcia dorosłości aż do trzydziestki ferrytyna rośnie średnio o około 100 punktów, czyli 5-10 rocznie.
Może urosnąć niestety szybciej u osób nadużywających alkoholu i/lub spożywających codziennie spore ilości mięsa i podrobów.
Obydwie rzeczy są niekorzystne dla wzrostu ferrytyny: alkohol poprawia przyswajalność żelaza, zaś mięso i podroby zawierają łatwo przyswajalne żelazo hemowe (czyli jakby w gotowej do przyswojenia postaci, podane na złotej tacy, już związane z białkiem), które pochodzi z hemoglobiny (tkanka krwi, obficie obecna np. w kaszance czy krwistym befsztyku) i mioglobiny (tkanka mięśniowa) zjadanego zwierzęcia.
Organizm nasz zasadniczo nie posiada efektywnych mechanizmów wydalania nadmiaru przyjętego wraz z dietą żelaza i utrzymuje jego równowagę głównie regulując jego przyswajanie: gdy mamy mało żelaza przyswajanie się zwiększa, a gdy dużo – zmniejsza.
Ten mechanizm chroniący nas przed nadmiarem żelaza działa wydajnie w stosunku do żelaza niehemowego (pochodzenia roślinnego), natomiast nie działa tak wydajnie w stosunku do żelaza hemowego (pochodzenia zwierzęcego), właśnie dlatego, że to ostatnie jest w postaci związanej z białkami.
Nie wiadomo jakim cudem (tak bez badań naukowych?!), ale najwyraźniej wiedzieli już coś o tym nawet starożytni, stąd zapisy w starych świętych księgach (np. w Starym Testamencie) o zakazie spożywania krwi (ale również i tłuszczu) zwierząt.
Niektóre praktyki religijne (jak np. te w judaizmie) do dziś przestrzegają nakazu moczenia, solenia i płukania mięsa w celu usunięcia zeń możliwie największej ilości krwi – tylko takie mięso jest według zasad tej religii „kosher” czyli dozwolone do spożycia (inne jest „teref” czyli trefne, nieczyste).
Jedno oddanie krwi w punkcie honorowego krwiodawstwa obniża poziom ferrytyny o średnio 30 ng/ml, czasem nawet 50.
Jeśli więc przykładowo ktoś miał poziom 120, to po pierwszym oddaniu krwi poziom będzie wynosił ok. 70-90. Jeśli z kolei ktoś ma poziom ferrytyny 300 lub więcej (zjawisko dosyć często spotykane wbrew pozorom), to będzie konieczne częstsze oddawanie krwi i na pewno nie skończy się na jednym razie aby osiągnąć poziom bezpieczny.
Częstsze oddawanie krwi w ciągu roku powoduje dwie rzeczy: poziom ferrytyny dalej spada lecz już wolniej, jednocześnie bowiem ze spadkiem ferrytyny włączają się wspomniane mechanizmy regulacyjne czyli wzrasta wydajność ustroju w zakresie przyswajania żelaza z diety.
Dlatego kolejne oddania krwi nie spowodują tak dużego spadku ferrytyny jak to pierwsze.
Warto wspomnieć, że krwioupusty w celach zdrowotnych nie są niczym nowym pod słońcem.
Od początków cywilizacji wykorzystywano do upuszczania krwi pijawki lekarskie – malutkie zwierzątka żywiące się krwią kręgowców, potrafiące wyssać z człowieka 10-15 ml krwi na jeden raz.
Dzisiaj (po krótkiej utracie atrakcyjności spowodowanej rozwojem farmakologii) temat hirudoterapii na nowo powrócił: do upustów krwi stosuje się obecnie specjalnie przeznaczone do celów leczniczych pijawki, które są hodowane w sterylnych warunkach.
2. Chelatacja żelaza
Sama dieta niskożelazowa (np. ograniczenie lub wyłączenie mięsa) może czasem nie być wystarczająca: z pomocą przyjdzie wtedy natura.
Chodzi o „wypłukanie” tego pierwiastka z ustroju za pomocą naturalnych substancji wiążących żelazo, czyli chelatorów żelaza.
W przypadku ostrego zatrucia żelazem medycy używają chelatora farmakologicznego jakim jest deferoksamina. Domowy sposób na stany przewlekłe to po prostu odpowiedni dobór jedzenia i przypraw.
Jeszcze lepsze rezultaty będzie można zapewne osiągnąć sięgając po ekstrakty tych substancji, czyli odpowiednie suplementy diety.
Do powszechnie występujących w żywności chelatorów żelaza należą między innymi:
– kwercetyna (np. w cebuli, jabłku, ciemnych winogronach, estragonie – nie bez powodu bogatą w żelazo wątróbkę przyrządza się właśnie z cebulą i jabłkiem, przyprawiając ją estragonem),
– kurkumina (zawarta w kurkumie oraz w gorczycy: z tej ostatniej produkuje się musztardę – tradycyjnie niezbędny dodatek do bogatych w żelazo pokarmów mięsnych),
– IP6 czyli heksafosforan inozytolu (kwas fitowy: natura umieściła go w wielu pokarmach jak pełne ziarno, nasiona, orzechy, fasola i inne rośliny strączkowe),
– EGCG (galusan epigallokatechiny: występuje w dużych ilościach w zielonej herbacie, przekracza barierę krew-mózg, być może dlatego pijący zieloną herbatę Japończycy niezmiernie rzadko zapadają na chorobę Alzheimera, powiązaną z wysokimi zapasami żelaza),
– theaflavin (podobny związek lecz w herbacie czarnej).
Badań na ludziach odnośnie tych substancji jest niewiele: wiemy, że chelatują one żelazo, ale nie wiemy dokładnie ile tak naprawdę należałoby zjadać czy wypijać pokarmów w nie bogatych aby pozbyć się tego żelaza szybko i skutecznie (i przy okazji z rozpędu nie przegiąć w drugą stronę, wpadając w niedobór żelaza).
Dlatego rozsądne będzie urozmaicenie diety o pokarmy/suplementy będące źródłem chelatorów żelaza, z jednoczesnym okresowym kontrolowaniem osiąganych rezultatów.
Postępowanie dietetyczne nie obiecuje szybkich efektów: pierwsze efekty w badaniach laboratoryjnych będzie widać dopiero po kilku, czasem może nawet kilkunastu miesiącach (nieco szybciej jeśli zastosujemy ekstrakty czyli suplementy kwercetyny, kurkuminy, IP6, EGCG czy teaflavin – ten ostatni na pewno produkuje Life Extension i można kupić go online).
3. Unikaj suplementów z żelazem i żywności wzbogacanej
Chodzi nie tylko o suplementy żelaza jako takie, ale też o preparaty multiwitaminowe.
Większość z nich zawiera żelazo. Jeśli jesteś dorosłym mężczyzną (przeciętnym, mało lub średnio aktywnym fizycznie) albo kobietą po menopauzie – wybieraj multiwitaminę bez żelaza.
Najlepiej bowiem żelaza nie suplementować na własną rękę, lecz tylko i wyłącznie na zalecenie lekarza, we wskazanych przez niego dawkach.
Często reklamy radiowe i telewizyjne głoszą rzekome częste występowanie anemii z niedoboru żelaza i konieczność jego suplementowania: tak naprawdę jednak w skali światowej anemia z niedoboru żelaza w diecie to problem głównie niedożywionych krajów trzeciego świata, ma on znacznie bardziej marginalne znaczenie w krajach rozwiniętych (chorujących częściej na choroby powiązane z przekarmieniem żelazem niż wynikające z jego niedoboru).
Anemia może wynikać nie tylko z niedoboru żelaza w diecie, ale i z niedoboru innych składników odżywczych (np. witaminy C wspomagającej jej wchłanianie) albo z nadmiaru innych, jakie się dostały do organizmu (np. pierwiastki będące antagonistami żelaza jak np. cynk, wapń, miedź, fosfor czy też metale ciężkie jak ołów, kadm czy rtęć).
Anemia fizjologicznie pojawić się może też przy krwotokach, infekcjach (bakteryjnych i wirusowych), przeładowaniu ołowiem, celiakii, zespołach złego wchłaniania spowodowanych różnymi chorobami, uszkodzeniach śluzówki jelit itd.
Nie zawsze jest to wynik jedynie kiepskiej diety.
Jeśli ktoś jest jednak przeładowany żelazem, to rozsądne będzie unikać nie tylko suplementów zawierających ten pierwiastek, ale i żywności wzbogacanej w żelazo: na polskim rynku bodaj najchętniej wzbogaca się w żelazo produkty zbożowe (np. „zdrowe” płatki śniadaniowe – te usilnie reklamowane w TV i nie tylko) i żywność dla niemowląt.
4. Aspiryna w niskiej dawce
Przyjmowanie leków farmaceutycznych nie współgra z naturalnym stylem życia, ale wspominam o aspirynie, ponieważ nie sposób pominąć badań, wskazujących na jej pozytywne działanie.
Niestety za cenę pewnych skutków ubocznych – jak to z lekami zawsze jest.
Aspiryna to syntetycznie otrzymywany kwas acetylosalicylowy, zaliczany do grupy niesteroidowych leków przeciwzapalnych (NLPZ).
Temat aspiryny jest nieco kontrowersyjny, bo z jednej strony badania wykazują, że ludzie zażywający ją mają niższe poziomy ferrytyny (aspiryna działa jak chelator żelaza), ale z drugiej strony przypuszczalny mechanizm jej działania pociąga za sobą skutki mogące okazać się na dłuższą metę zgubne: aspiryna powoduje mikrokrwawienia w przewodzie pokarmowym.
Ryzyko poważniejszego krwotoku lub wylewu u osób przyjmujących niskie dawki aspiryny (poniżej 300 mg dziennie) jest zwiększone i zostało określone następująco: do zdarzeń tych dochodzi z częstotliwością 5,6 osób na każde 1000 ludzi przyjmujących aspirynę i 3,6 na każde 1000 tych, co jej nie przyjmują [klik].
To spora różnica.
Moim zdaniem nie warto ryzykować, skoro można osiągnąć te same efekty poprzez inne elementy zdrowego stylu życia i zmiany dietetyczne.
Osobiście trzymam się jak najdalej od wszelkich farmaceutyków, uzbrajam się za to w wiedzę o tym jak żyć, aby ich zwyczajnie nigdy nie potrzebować. 🙂
5. Minimalizuj wchłanianie żelaza z przewodu pokarmowego.
Jeśli mamy za duże zapasy żelaza w ustroju, to przydatne mogą być pewne modyfikacje diety zmierzające do hamowania wchłaniania tego pierwiastka z posiłków.
Oto krótka lista pokarmów minimalizujących wchłanianie żelaza w posiłku:
- nabiał i jaja (mogą zmniejszyć wchłanianie żelaza z posiłku nawet o połowę dzięki działaniu chelatującemu laktoferyny występującej w nabiale czy też wiążącej żelazo owotransferyny zawartej w jajach),
- pokarmy bogate w IP6 (kwas fitowy i jego związki): orzechy, nasiona, rośliny strączkowe (fasole, groch, soczewice itd.), pełne ziarno i otręby,
- kawa, herbata, kakao, czekolada – obfitują w polifenole i taniny: filiżanka kawy wypita po posiłku hamuje absorpcję żelaza niehemowego o ok. 80% (przy czym rozpuszczalna lepiej zmniejsza wchłanianie żelaza z posiłku od tradycyjnej kawy) [klik], herbata zielona lub czarna wypita razem z posiłkiem hamuje wchłanianie żelaza z pożywienia o 94%, zaś kakao o 71% [klik],
- popularne herbatki ziołowe (mięta, lipa, rumianek) – mięta pieprzowa niemal dorównuje czarnej herbacie jako inhibitor wchłaniania żelaza (84%), rumianek i lipa są z kolei dość słabe (47% i 52%),
- oliwki i oliwa z oliwek extra virgin (dobrej jakości, bogata w polifenole – tłoczona na zimno, gorzkawa i aż szczypiąca w język lokalna oliwa, w Polsce niezbyt popularna z uwagi na specyficzny smak oraz wysoką cenę) – to pokarmy powszechnie występujące w diecie śródziemnomorskiej. Popularne tam oliwki jada się w każdej postaci (całe, mielone na pastę do pieczywa, kiszone, suszone na słońcu itd.),
- czerwone wino (dobrej jakości, bogate w polifenole) – pomimo tego, że zawiera alkohol (wzmagający przyswajanie żelaza), to jednak taniny i polifenole pochodzące z ciemnych winogron neutralizują działanie alkoholu zmniejszając przyswajanie żelaza z posiłków o ok. 65%.
Jak widać większość pokarmów z listy jest to żywność bogata w IP6, polifenole i taniny – hojnie raczą się takimi pokarmami mieszkańcy śródziemnomorskich Niebieskich Stref.
Być może między innymi dzięki hołdowaniu zasadom diety śródziemnomorskiej dożywają setki – zdrowi i w jasności umysłowej?
Owszem, od czasu do czasu jedzą również niewielkie ilości mięsa zawierającego łatwo przyswajalne żelazo hemowe, ale ono nie stanowi w tym przypadku problemu, ponieważ oprócz tego spożywają oni jednocześnie bardzo dużo roślin: rozmaitych warzyw, sporo strączkowych, pełnego ziarna, orzechów, owoców i trochę nabiału, popijając to wszystko przy każdym posiłku lokalnym czerwonym winem.
Jakie są długoterminowe efekty zdrowotne takich nawyków żywieniowych?
Badacze porównali poziomy ferrytyny starszych wiekiem (średnia wieku badanych 84 lata) żywiących się dietą śródziemnomorską mężczyzn z Krety (Grecja) oraz ich równolatków z Holandii [klik].
Okazało się, że wiekowi Kreteńczycy mieli poziom ferrytyny tylko 70, a więc niemal o połowę niższy od wiekowych Holendrów, mających średnio 134.
Oprócz tego Kreteńczycy mieli o wiele niższe poziomy wskaźników stanu zapalnego, a wyższe antyutleniaczy (m.in. posiadali we krwi 4 razy więcej likopenu, w który bogate są pomidory – podstawa śródziemnomorskiej kuchni).
Mężczyźni w Holandii mają 4 razy większy wskaźnik umieralności z powodu chorób serca niż mężczyźni z Krety, ci ostatni też 3 razy rzadziej od Holendrów zapadają na nowotwory.
Warto zauważyć, że również zwyczaje kulinarne długowiecznych Japończyków pomagają kontrolować żelazo: podobnie jak mieszkańcy stref śródziemnomorskich spożywają oni więcej ryb, a mniej czerwonego mięsa, jedzą dużo warzyw (w tym soję i jej przetwory) i owoców oraz piją zieloną herbatę.
Taka dieta pomaga im z pewnością kontrolować poziom żelaza do późnej starości.
W przeciwieństwie do naszej „tradycyjnej” diety, obfitującej w mięso (bo przecież bez mięsa nie ma obiadu, porządny kotlet musi znaleźć się na talerzu dzień w dzień), w alkohole pozbawione substancji ochronnych (nie mamy zwyczaju picia czerwonego wina, u nas króluje wódka, ewentualnie piwo) i rzecz jasna nieodzowny cukier spożywany w postaci zarówno stałej (słodycze) jak i płynnej (słodkie napoje).
Jeśli do tego dołożymy żelazowe suplementy łatwo dostępne w aptece bez recepty i często nadużywane (a na żadnym z nich nie znajdziemy ostrzeżenia przed używaniem ich przez dorosłych mężczyzn czy kobiety po menopauzie!) – zaczynamy rozumieć skąd się biorą różnice w zdrowiu i długowieczności pomiędzy mieszkańcami poszczególnych części Europy czy w ogóle świata, prowadzącymi odmienne od siebie style życia: jeden pozwala kontrolować żelazo, drugi zaś – wręcz przeciwnie.
Jeden dostarcza każdego dnia bardzo dużych ilości antyutleniaczy mogących przeciwdziałać przedwczesnemu „rdzewieniu” ciała, a drugi – wręcz przeciwnie.
6. Unikaj żeliwnych naczyń do gotowania
Co prawda ilości żelaza jakie przechodzą do jedzenia z żeliwnych naczyń nie są zbyt wielkie (kilka mg), ale jeśli zależy nam na zbiciu poziomu żelaza, to można wziąć pod uwagę całkowitą rezygnację z przygotowywania posiłków w żeliwnych naczyniach, szczególnie jeśli pokarmy mają mają kwasowe pH (np. sos pomidorowy lub inna potrawa do której dodano sok z cytryny czy ocet winny).
7. Poć się obficie
Jako się rzekło ustrój nie ma wydajnych mechanizmów by wydalić nadmiar żelaza, ale to nie znaczy, że go nie traci i to nie tylko u kobiet podczas miesiączek: żelazo tracimy wszyscy również pocąc się, ponieważ pot jest w istocie bardzo rozcieńczonym roztworem solnym, zawierającym rozmaite sole mineralne, w tym żelazo.
Niewielką ilość żelaza zawiera też mocz (również posiadający pewną ilość soli mineralnych).
Pocenie się jest naprawdę dobre dla zdrowotności – natura nam dała gruczoły potowe nie od parady i jeśli chodzi o żelazo, to tak to przemyślała, że kobiety miały tracić swoje żelazo podczas miesiączek i porodów, a mężczyźni podczas krwawych bojów wojennych i męczących polowań. 😉
Dzisiaj nie ma już ani wojen czy innych okazji do utraty krwi wskutek bycia rannym, ani nie ma za bardzo na co dzień okazji do pocenia się: raczej wręcz przeciwnie – w modzie jest dzisiaj zatkać sobie gruczoły potowe antyperspirantem, bo plamy pod pachami w dzień upalny postrzegane są nie jako coś naturalnego, ale jako zwykły obciach.
Sauna (tradycyjna lub na podczerwień) to dobry pomysł gdy mamy problem z nadmiarem żelaza. Oczywiście jako element całościowej strategii, a nie pojedyncze działanie.
8. Złuszczaj naskórek
Naskórek również zawiera żelazo – tracimy ten pierwiastek każdego dnia w niewielkiej ilości ponieważ naskórek złuszcza się codziennie. Obliczono podobno, że człowiek gubi milion komórek naskórka co 40 minut.
Kąpiel połączona z szorowaniem ciała szorstką szczotką (lub gąbką loofah) w celu szybszego usunięcia martwego naskórka może być zatem pomocna.
9. Zintensyfikuj aktywność fizyczną
Aktywność fizyczna to jedna z najskuteczniej działających rzeczy jakie możemy zrobić dla poprawy naszego zdrowia – wiemy, że osoby aktywne cieszą się lepszym zdrowiem od wielbicieli kanapowego życia.
Mniej chorują na nowotwory, choroby serca i układu krążenia, demencję, osteoporozę czy też choroby metaboliczne.
Za najbardziej prozdrowotną uważa się umiarkowaną aktywność fizyczną. Lepiej też ruszać się codziennie w sposób umiarkowany niż spędzać w trybie siedzącym całe dnie, a potem raz czy dwa w tygodniu dać sobie „wycisk” na siłowni.
A co z tymi, którzy trenują bardzo intensywnie?
Zawodowi sportowcy (np. lekkoatleci) są bardziej narażeni na niedobór żelaza i jak się wydaje nie jest to związane jedynie z dietą czy też utratą żelaza będącą rezultatem pocenia się podczas treningów.
Szczególnie podatne na anemię są intensywnie trenujące kobiety w wieku rozrodczym.
Badacze w 2005 roku wzięli pod lupę uczestniczki maratonu (wiek 26-45 lat): okazało się, że po odbyciu biegu maratońskiego przez kilka kolejnych jeszcze dni kobiety miały niemal trzykrotnie podwyższony poziom hormonu wątrobowego odkrytego w roku 2000 – hepcydyny, która hamuje wchłanianie żelaza w przewodzie pokarmowym.
Stąd też badacze przypuszczają, iż zwiększone występowanie niedoboru żelaza u intensywnie trenujących kobiet może być spowodowane głównie podniesieniem się poziomu hepcydyny, które zostało wywołane intensywnym wysiłkiem fizycznym [klik].
W roku 2014 inna grupa badaczy stwierdziła, że nawet przy mniej intensywnych (trwających tylko kilkadziesiąt minut) biegach niż maraton – również zachodzi to samo zjawisko [klik] – wzrasta poziom hepcydyny, co powoduje zmniejszenie wchłaniania żelaza w przewodzie pokarmowym.
To ma sens: nasi przodkowie musieli przecież w celu zdobycia źródła łatwo przyswajalnego żelaza najpierw nieźle się naganiać za zwierzyną, zmęczyli się setnie, wypocili też przy tym hektolitry potu, więc konsumpcja upolowanej zdobyczy nie powodowała kumulacji szkód zdrowotnych (podniesiona hepcydyna zmniejszała wchłanianie żelaza).
W przeciwieństwie do człowieka współczesnego, który zamiast uganiać się godzinami za zwierzyną po dzikich chaszczach wsiada po prostu w samochód i kupuje w pobliskim markecie tyle mięsa lub podrobów ile mu się żywnie podoba, ponadto może to robić (i wielu robi) codziennie, przez 365 dni w roku.
Nie ustalono jeszcze do tej pory czy ten sam efekt podniesienia hepcydyny można osiągnąć aktywnością fizyczną o umiarkowanej intensywności jak np. energiczne chodzenie.
Jeśli jednak ktoś cierpi na nadmiar żelaza, to całkiem niezłym pomysłem będzie pójść i sobie pobiegać.
10. Od czasu do czasu trzeba popościć!
O tym, że dobrze jest dla zdrowotności ciała i ducha od czasu do czasu trochę popościć wiedziano już od starożytności: okresowe ograniczenia kaloryczne znalazły swoje miejsce we wszystkich świętych księgach i funkcjonują w takiej czy innej formie w każdej praktycznie religii na naszej planecie.
A co na to nauka?
Temat okresowych ograniczeń kalorycznych (rozumianych jako ograniczenie dowozu kalorii o minimum 30%) cieszy się coraz większym zainteresowaniem badaczy i nic dziwnego: co rusz naukowcy odkrywają jakieś nowe korzyści związane z tą prastarą techniką prozdrowotną, na czas wzrastającego w społeczeństwie dietetycznego dobrobytu chwilowo zarzuconą jako „uciążliwa”, a nawet arbitralnie posądzaną o rzekomą szkodliwość.
Badania naukowe dotychczas robione były w większości na zwierzętach, jednak wyniki są obiecujące: okresowe ograniczenia kaloryczne poprawiają wszystkie parametry fizjologiczne jak również zmniejszają stres oksydacyjny i stan zapalny (żelazo uważane jest za promotora obydwu): zjawiska te maleją wprost proporcjonalnie do ilości dostarczanego pożywienia.
To z kolei skutkuje odmłodzeniem komórek i wydłużeniem życia.
Gdy ograniczone są dostarczane kalorie – ograniczany jest jednocześnie dowóz żelaza z zewnątrz, a ustrój sięga do zapasów zgromadzonych wcześniej pod postacią ferrytyny i z nich wtedy korzysta.
Reasumując: wszystkie działania sprzyjające zdrowemu życiu jednocześnie tak się składa zapobiegają przy okazji nadmiernemu gromadzeniu zapasów żelaza: odpowiednia dawka aktywności fizycznej, zdrowa dieta uboga w czerwone mięso lecz bogata w pokarmy roślinne (sprawdzone wzorce: dieta typu śródziemnomorskiego lub japońskiego), okresowe ograniczenia kaloryczne oraz oczywiście higiena (kąpiele połączone ze złuszczaniem naskórka).
W sumie – nic nowego pod słońcem. 😉
Wdrożenie kompleksowej strategii zmian stylu życia nakierowanych na obniżenie żelaza powinno z czasem przynieść mierzalne rezultaty.
Wysiłek musi być tym większy im większe mamy zapasy żelaza – w przypadku naprawdę sporych nie wystarczy dodać szczypty kurkumy do jedzenia czy od czasu do czasu wypić sobie zieloną herbatę.
Jeśli chcemy widzieć konkretne rezultaty – zmiany stylu życia również muszą być konkretne.
A co z anemią?
Ten artykuł będzie przydatny w jakimś sensie również osobom cierpiącym na anemię z niedoboru żelaza, choć rzecz jasna nie do nich jest skierowany.
Ale niektóre z zaleceń dotyczących stylu życia można zastosować pomocniczo w swojej strategii zdrowienia robiąc dokładnie odwrotnie to, co powinni robić ludzie przeładowani żelazem: np. stosować żeliwne naczynia, unikać nadmiaru pokarmów i napojów utrudniających wchłanianie żelaza, na czas zdrowienia rozważyć rezygnację ze zbyt intensywnych treningów czy też unikać sauny.
Oczywiście działania pomocnicze same w sobie nie spowodują pokonania anemii, w tym celu warto współpracować z lekarzem (m.in. stosować zaleconą przez niego suplementację).
Poza tym anemia nie zawsze jest wynikiem jedynie kiepskiej diety ubogiej w żelazo (wszystkożercy cierpią na nią tak samo jak wegetarianie).
Dużą rolę gra tutaj wchłanianie: nie tyle jesteś tym co jesz, ile tym, co przyswajasz.
A jeśli na przykład kosmki jelitowe są uszkodzone (jak np. w celiakii) czy nieprawidłowo działające, flora bakteryjna zbyt uboga lub śluzówka żołądka lub jelit uszkodzona – wchłanianie nie będzie prawidłowo przebiegać.
A co z ograniczeniami kalorycznymi?
Otóż dr Dąbrowska donosiła, że dieta warzywno-owocowa (pomimo iż należy do kategorii ograniczeń kalorycznych) powodowała ustępowanie anemii u pacjentów: zdrowieje przewód pokarmowy, wzbogaca się flora jelitowa, poprawia się wchłanianie – mija anemia.
Więcej informacji na temat tej metody znajdziecie w książkach autorstwa pani doktor: https://akademiawitalnosci.pl/ewa-dabrowska-cialo-i-ducha-ratowac-zywieniem-oraz-przywracac-zdrowie-zywieniem/
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Stenia napisał(a):
Czy czystek – jako że jest bogaty w polifenole – też obniża poziom żelaza?
Marlena napisał(a):
Nie spotkałam się z takimi badaniami, ale niewykluczone. Większość herbatek ziołowych ma takie działanie, ale jedne więcej, inne mniej (np. miętowa bardziej, rumiankowa połowę tego). Na ile robi to czystek niestety nie wiem.
Magda napisał(a):
Moje wyniki ferrytyny w 05/2016 wynosiły 29µg (po suplementacji żelazem), wyjściowo było to 14,9µg (09/2015). W Niemczech norma to 15-308µg/l, tak więc wydawało mi się zawsze (mojej rodzinie również), że jestem anemiczką, mimo że żadnych objawów nie miałam z tej półki. Lekarze jednak mówili swoje, więc zażywałam te wszystkie żelazne suple 😛 Teraz dzięki nowej świadomości wiem, że nie jest to potrzebne, dużo bardziej powinnam skupić się na niedoborach wit. D czy cynku (co z resztą suplementuję), poza tym zmieniłam sposób odżywania, codziennie popijam zakwas buraczany, zjadam kilogramy warzyw i owoców – na czym z resztą bazuje moja dieta. Od czasu do czasu sobie pofolguję, ale z umiarem i zazwyczaj w gościach. Kiedyś od święta zjadałam owoc lub surowe warzywo – ale to już na szczęście historia. No i ostatecznie właśnie czekam na wyniki krwi po roku przerwy.
Dziękuję za cudowną energię i świadomość, jaką przekazujesz na swojej witrynie 🙂
Pozdrawiam, M.
Marlena napisał(a):
Cieszę się, Magdo i pozdrawiam cieplutko wzajemnie życząc przewlekłego zdrowia! 🙂
MonikaWoja napisał(a):
ktore suplementy maja dużo żelaza i należy ich unikać w tym przypadku? Mam wysoki poziom żelaza ale chciałabym sie wzmocnić jakimiś witaminami w tym okresie przesilenia wiosennego. Możecie doradzić?
Marlena napisał(a):
Moniko, trzeba czytać skład i wybierać te bez żelaza w składzie. Jeśli coś jest niejasne można poprosić producenta lub dystrybutora o rozwianie wątpliwości.
Alicja napisał(a):
A robiłaś test genetyczny i sprawdzałaś czy masz hemochromatozę? Sprawdzałaś ferrytynę?
Gosia napisał(a):
Jestem zdrowym przykładem tego , że po zmianie całego stylu życia o 360 stopni, po anemii nie ma śladu.Całe życie byłam anemiczką , lekarze przepisywali żelazo i nic. Od momentu przejścia na post dr.Dąbrowskiej , zmiany odżywiania, łykaniu suplementów witaminowych (pod nadzorem naturopaty) codziennym ruchu i optymistycznym podejściu do życia w wieku prawie 50 lat czuję się jakbym miała 25 🙂 Wszystkich zachęcam do czytania bloga Marleny i wprowadzania zmian w swoje życie.Moje odmieniło się radykalnie na lepsze dzięki Tobie , bo czytanie bloga (którego znalazłam przez przypadek) okazało się dla mnie i mojej rodziny zbawienne.Bardzo dziękuję Marleno za wszystkie artykuły , porady , ja skorzystałam i jestem Tobie bardzo wdzięczna , dzięki Tobie mam nowe lepsze życie , które zaczęło się zmieniać się w styczniu 2016 roku i trwa nadal.Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Niezmiernie się cieszę, Gosiu i pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
Florcia napisał(a):
dasz przepis na pozbycię się anemii? Mnie się nie udaje. Mam silne niedobory żelaza. Wit-B12 w normie. Piłam sok z pokrzywy ale nie ruszyło nic. Herbata z pokrzywy własnej tez nie. Mam anemię od dzieciństwa.
Dagmara napisał(a):
Droga Marleno,bardzo Cię proszę o odpowiedź na nurtujące mnie pytania odnośnie kwasów Omega 3 i Omega 6. Podobno powinno się w codziennym pożywieniu dostarczać więcej Omega 3 więc jak to się ma do tego że zaleca się zjadać każdego dnia garść różnych orzechów, pestek dyni i słonecznika tam jest przewaga Omega 6 . Ja tak jem każdego dnia na drugie śniadanie – jogurt naturalny + orzechy (różne) + pestki dyni i słonecznika + jakieś suszone owoce, więc czy na sam początek dnia nie przesadzam z tymi Omega 6? Ryb nie lubię chyba że w puszce w pomidorach a oprócz siemienia lnianego (którego też podobno za dużo nie można bo zawiera coś co powoduje powstawanie torbieli w piersiach) i oliwy z oliwek to raczej nie ma w pożywieniu Omega 3. Proszę podpowiedz jak to wszystko pogodzić żeby nie przegiąć w żadną stronę. Zapytam jeszcze czy znasz może preparat firmy ZINZINO – Balance Oil i Balance Oil Aqua, dostalam go w prezencie i nie wiem czy zażywać, liczę się bardzo z Twoim zdaniem i chciałabym znać Twoją opinię. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam Cię serdecznie.
Marlena napisał(a):
Omega-3 są także w zielonolistnych warzywach, z orzechów jest ich najwięcej we włoskich orzechach.
Nie jest wcale powiedziane, że potrzebujemy więcej Omega-3 od Omega-6. Niczego nie musisz obliczać czy bać się, recepta na zdrowie i święty spokój z roztrząsaniem takich dziwactw jest jedna: po prostu jedz naturalne pożywienie jak je Bozia stworzyła i nie jedz jedzenia które ludzka ręka stworzyła, a wszystko będzie dobrze! 😉
Preparatów wspomnianych przez Ciebie nie używam, więc nie mam zdania na ich temat.
Agnieszka napisał(a):
Czytałam artykuł trochę na odwrót ponieważ miałam niedobór żelaza i musiałam stymulować się suplementami diety. Bardzo przydatny artykuł 🙂
Pozdrawiam!
ewa napisał(a):
Pani Marleno mam pytanie odnośnie siemienia że powodują torbiele w piersiach ?Ja piję co dzień kisielek,oraz świeżo mielony do owsianki….czyżbym sobie szkodziła? nie możliwe.
Serdecznie pozdrawiam ewa
Marlena napisał(a):
Czy istnieją na ten temat jakieś badania naukowe czy też te rewelacje pochodzą z „mądrości z internetów”? Ja bowiem nie znajduję badań naukowych mówiących o siemieniu rzekomo POWODUJĄCYM torbiele czy jeszcze gorzej raka piersi, natomiast są liczne badania (zarówno na myszach jak i na ludziach) mówiące o siemieniu lnianym ZAPOBIEGAJĄCYM występowaniu tego typu problemów: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/24869971
Beata napisał(a):
Siemię lniane jak i olej wyciśnięty z niego reguluje całą gospodarkę hormonalną człowieka i w żadnym razie nie powoduje występowania torbieli a wręcz odwrotnie. Beata
Florcia napisał(a):
ja chcę podwyższyć poziom swojego żelaza naturalnie bez suplementacji żelazem. Niestety od lat mam go dużo poniżej normy. Da się to jakoś zrobić? Mam z tego powodu anemię.
Waldemar napisał(a):
Aby skutecznie wyjść z anemii i zwiększyć poziom żelaza we krwi należy kupić w sklepie zielarskim algi morskie o nazwie „CHLORELLA” – postać zielonych tabletek.
Spożywać 5 tabletek po śniadaniu. Po miesiącu zbadać poziom żelaza. Jeśli nie ma właściwego poziomu to jeść dalej. Ja zjadłem całe opakowanie i poziom żelaza przekroczył max poziom.
Marlena napisał(a):
Jedna z czytelniczek donosiła, że używała innych alg – spiruliny. Też pokonała dzięki nim swoją anemię.
Bożena napisał(a):
U mnie. Poniżej normy Ferrytyna (na poziomie 8,93) przy żelazie 172 mg/dl tj. praktycznie powyżej normy. Jak to wytłumaczyć i co to oznacza. Wydaje się mało logiczne dla laika. Proszę o interpretację.
Marlena napisał(a):
A co powiedział lekarz? Jeśli cokolwiek Cię niepokoi powinnaś o tym z nim porozmawiać i poprosić o wyjaśnienia i interpretację wyników lub ew. zlecenie dodatkowych badań.
Joanna napisał(a):
Mam zawyżony poziom żelaza w organizmie czy mogę pić zakwas z buraków czerwonych?.piłąm go do tej pory bo mam słabą hemoglobinę
Zbyszek napisał(a):
Dziękuję bardzo za ten obszerny artykuł, który mi zmienia nieco spojrzenie… Otóż od ok. 2 lat badam poziom żelaza – jest zwykle ponad normę (jestem 50-letnim mężczyzną): tak średnio ok. 200 jednostek (przy normie do 160-180: zależnie od laboratorium).
Przez ten czas miałem 3 razy badaną ferrytynę, której poziom był od 52 do 72 jednostek – czyli w zasadzie OK, tak? Ale co z tym za wysokim żelazem? – przejmować się tym czy nie?
Lekarka poza wskazówkami dietetycznymi i kontrolnymi badaniami nic nie pomoże, bo też i nie ma jak…
Aby ten poziom Fe we krwi mi nie rósł (boję się go, ale może niepotrzebnie, skoro ferrytyna w normie?), to blisko roku nie jem mięsa; raczej nie ma to wpływu na poziom Fe we krwi, ale nie wiem jak z ferrytyną (muszę sobie zbadać bo ten artykuł mi daje do myślenia).
Reasumując: czy intensywniej walczyć z poziomem żelaza we krwi, skoro ferrytyna w normie? (Nie byłem i nie jestem anemikiem – morfologia w normie zawsze).
Piję zieloną herbatę, teraz więcej strączkowych jem od paru dni…
Pozdrawiam (już milknę bo za dużo piszę) 🙂
kasia napisał(a):
Sprawdź czy masz geny hemochromatozy – jeśli tak to musisz być bardzo czujny. Na razie o ile ferrytyna nie zbliża się do górnej granicy normy raczej nie kwalifikujesz się na upust. Z kolei jeśli hemochromatoza będzie wykluczona, to nie musisz się tym aż tak bardzo martwić.
Zbyszek napisał(a):
Zacząłem szukać nt kwerceryna w relacji do żelaza… i faktycznie ona chelatuje (wyłapuje) żelazo, ale – jak wynika z tej badawczej pracy: https://1wl.wum.edu.pl/sites/1wl.wum.edu.pl/files/mgr_inz._monika_majewska-wierzbicka_-_streszczenie_rozprawy.pdf
kwerceryna jako silny antyutleniacz ma niestety (potencjalnie) działanie mutegenne, mogące prowadzić do zmian w DNA komórki…
[a już chciałem kupować suplement z kwerceryną].
No chyba, że coś źle zrozumiałem z w/w strony – proszę o korektę 🙂
Marlena napisał(a):
Oto korekta: praca traktuje o badaniach in vitro, czyli na szkiełku laboratoryjnym, na szalce Petriego. Z tego mało co wynika, bo w organizmach żywych niekoniecznie zachodzą procesy, które zachodzą na szkiełku. Podam przykład: in vitro wykazano, iż witamina C niszczy witaminę B12, jednak badania in vivo (w ustroju żywym) nie wykazują takiego zjawiska.
Marlena napisał(a):
Kluczem do zrozumienia jest słowo „może” – coś może, ale nie musi. Sugestia i podejrzenie nie oznacza faktów. W istocie, choć na początku z badań in vitro wychodziło, iż kwercetyna potencjalnie może być mutagenem (a nawet jedno badanie na szczurach sugerowało to samo), to dalsze badania na organizmach żywych tego nie potwierdzają – wręcz przeciwnie: w badaniach na ludziach kwercetyna wykazała jak do tej pory szerokie działanie antyrakowe, np. tutaj https://www.sciencedirect.com/sdfe/pdf/download/eid/1-s2.0-0009912094900256/first-page-pdf
Na pewno nie jest szkodliwa kwercetyna w warzywach i owocach: wcinajmy błogo cebulę i jabłuszka (ze skórką) z całkowitym spokojem – Matka Natura nie stworzyła tych darów aby swoje dzieci nimi zabijać, lecz by je wzmacniać i chronić przed szczypczatym! 😉
Zbyszek napisał(a):
Dziękuję Marleno za wyjaśnienia. Uspokajają mnie.
Ale ten link https://www.sciencedirect.com/sdfe/pdf/download/eid/1-s2.0-0009912094900256/first-page-pdf
mi się nie otwiera.
A co z moimi danymi: Fe 200, a ferrytyna 70 ?
Jest problem czy go nie ma (nie oczekuję diagnozy, ale może jakąś sugestię: czy powinienem korzystać z rad Twojego artykułu powyższego?).
Marlena napisał(a):
Zbyszku, najlepiej skonsultować to z lekarzem jeśli mamy wątpliwości. Podwyższone żelazo w surowicy może być związane z występowaniem pewnych chorób, a może być też zjawiskiem jedynie chwilowym – szczególnie rano (do 30% wyższy) . A badania robimy zazwyczaj rano. Można powtórzyć badania i sprawdzić czy coś się zmieniło. Niekoniecznie podwyższony poziom żelaza w surowicy musi zaraz stanowić o jakiejś patologii, ale aby to wykluczyć należy współpracować z lekarzem.
Zbyszek napisał(a):
Przepraszam, teraz – z mojego wpisu – ten link się otworzył. OK, co prawda nie poczytam go bo mi przeszkadza w tym użyty tam język, ale ufam, że jest tak, jak podajesz 🙂
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ogólnie praca ta stanowi podsumowanie badań na temat kwercetyny: wstępnie uważanej za mutagen, potem jednak okazało się w dalszych badaniach, że in vivo nie jest mutagenem, lecz wręcz przeciwnie – ma działania antyrakowe.
Zbyszek napisał(a):
No i Panu Bogu chwała i dzięki, że i taką kwercetynę stworzył…
Marleno, jestem pod lekarskim okiem i tylko obserwacja jest toczona (byłem przebadany dość dokładnie).
Pozdrawiam. Będę czytał Twoje tu artykuły bo są, widzę, cenne! 🙂
Zbyszek napisał(a):
Sprawa kwercetyny żywo mnie interesuje z powodu wysokiego poziomu żelaza… o oto co znalazłem: https://sekrety-zdrowia.org/lupiny-cebuli-najlepszym-zrodlem-kwercetyny/
Zacytuję:
=======
Herbatka z łupin cebuli
Zagotować garść łupin cebuli w litrze wody, zostawić na 15 minut do naciągnięcia. Przecedzić i pić w ciągu dnia, szczególnie przed snem. Kwercetyna ma dodatkowo właściwości uspokajające. Stosować w przypadku chorób krążenia, dolegliwości przewodu pokarmowego w tym raka, cukrzycy typu 2, otyłości, stanach zapalnych, alergiach
Herbatkę można również używać do przemywania twarzy przy trądziku i stanach zapalnych skóry, leczyć zastrzał, odmrożenia, popękane pięty.
Można również dodawać do zup, sosów – łupiny są niejadalne więc na koniec po ugotowaniu usunąć.
Uwaga: Nie stosować w czasie ciąży lub podczas karmienia piersią!
=========
Chodzi o te wyrzucane łupiny – w nich jest kwercetyna! A w środku cebuli jej nie ma?… Lubię cebulę, ale żeby „garść” łupin mieć, to ileż to cebul by trzeba obrać…
Dzielę się tym, co znalazłem.
Jedno mnie jeszcze zastanawia: czy w takich łupinach nie znajdują się jakieś środki ochrony roślin?…
Może jednak zakupić kwercetynę w kapsułkach? Hmmm…
Marlena napisał(a):
Ekologiczną cebulę można zakupić w Lidlu albo Stokrotce. Najwięcej kwercetyny cebula ma skoncentrowanej w łupinach, ale w środku też jest jej trochę, więc tak czy inaczej cebulę warto dodawać do potraw. W każdym razie kwercetyna jest w wielu roślinach, sporo więcej niż cebula zawiera jej gryka, lubczyk, kapary, niektóre odmiany papryki, kakao, koperek, szczaw i w mniejszych ilościach wiele warzyw (szczególnie tych o zielonych liściach) i owoców. Tutaj orientacyjna tabelka: https://www.quercetin.com/overview/food-chart
Zbyszek napisał(a):
Z innej strony dowiaduję się, że flawonoidy (a więc i kwercetyna) giną w temp. powyżej 50 stopni C. Zatem w gotowanych łupinach cebuli już jej chyba nie będzie…
Jednak chyba jakiś suplement diety będzie lepszy no bo ta kwestia środków ochrony roślin nie zachęca do używania łupin cebulowych…
A takim suplemencie jest np 500 mg kwercetyny – czy raz na dzień to dobra dawka?… Hmmm…
Iza napisał(a):
Marleno,
gdzieś pisałaś, że jeśli widoczna jest pleśń na żywności to należy ją wyrzucić. A ostatnio przeczytałam, że z warzyw i owoców twardych jak np. marchew czy papryka wystarczy odkroić spleśniałą część. Czy to dotyczy również gnicia?
Marlena napisał(a):
Izo, ja bym raczej wyrzuciła. Pleśnie mają długie nitki – nie wiemy dokąd sięgają, nie widać ich gołym okiem.
Mariolka napisał(a):
dzieki za artykuł jak pozbyć się nadmiaru żelaza. Kilka z nich już stosuję. choruję na cukrzycę typu II, hemochromatozę, cytopenię oporną na leczenie i kilka mniej istotnych. Obecnie zaczęłam (3 tyg) brać insulinę, ale to nie pomaga na wysokie poziomy cukrów porannych ( powyż,200 ) być może za krótko biorę insulinę. Wyniki krwi:hemoglobina 8,7-9,9, krw.czerw. 2,65-2,9,poziom ferrytyny 1670 -2090,poziom żelaza 260. Wit.B12 w normie. Lekarze nie stosują u mnie upustów krwi ze względu na to,że podwyższa się po tym poziom żelaza. Unikam czerwonego mięsa. Stosuję cynamon, kurkumę, imbir, herbatki ziołowe, jem dużo warzyw i owoców o niskim indeksie glikemicznym. Może coś mi poradzisz z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
Możesz sięgnąć do książki „Wylecz cukrzycę”, autorem jest lekarz dr Joel Fuhrman. Drugą książką jest „Pokonaj cukrzyce z doktorem Barnardem”, autorem jest również lekarz, dr Neal Barnard. W Twoim przypadku całkowite pożegnanie produktów odzwierzęcych może być wskazane. Samo unikanie mięsa czerwonego i dodanie do menu kilku zdrowotnych rzeczy to za mało (jak wiadomo umiarkowane zmiany przynoszą jedynie umiarkowane rezultaty). Czasem potrzebna jest prawdziwa rewolucja aby mogła zajść zmiana na jakiej nam zależy.
jokoono napisał(a):
Marleno mam odwrotny problem do opisanego przez Ciebie. Od młodości miałam za niski poziom żelaza, (a że często chorowałam to zapisywano mi często żelazo do łykania na zasadzie że myśleli iż choruję z racji tego niedoboru. Jednak mimo łykania supli żelaza nie przestałam chorować. Potem już przestałam bawić się w badanie poziomu żelaza, teraz niedawno zrobiono mi znów badanie i wyszedł granicznie niski poziom i ferrytyna poniżej normy -chyba jakoś 4. Czym może to być spowodowane i czy powinnam coś jeść (lub czegość nie jeść) aby tę ferrytynę podwyższyć? Czy może jej obniżka jest objawem czegoś? Kiedyś pewien naturopata powiedział mi że obniżone żelazo świadczy o przewlekłych infekcjach (a ja takowe właśnie mam-niszczą mi życie ) ponieważ wiele z bakterii żywi się właśnie żelazem i stąd te ciągłe niedobory (mimo bardzo zdrowej diety, jem głównie warzywa,kasze, pestki piję soki z pokrzyw mniszka i innch zielenin, zjadam masę zieleniny na suroo na co dzien -(w zsezonie)i tak jest od lat, od dziecinstwa żywię się głównie jarsko -i …choruję na potęgę. Był okres że wprowadziłam więcej mięsa,ale to też nic nie zmieniło. Może powinnam pić mniej ziół skoro one 'zabierają’żelazo?
Marlena napisał(a):
Zgadza się, przewlekle niskie żelazo może być objawem zakażeń (wirusy, bakterie, pasożyty). Zbyt niskie zapasy też nie są dobre, więc dobrze się przebadaj wykorzystując zarówno diagnostykę konwencjonalną jak i niekonwencjonalną. Zadbaj też o polepszenie kwaśności w żołądku – w przypadku zbyt wysokiego pH soków żołądkowych żelazo nie przyswoi się. Domowym sposobem jest ocet jabłkowy, wzmożenie wydzielania kwasów żołądkowych następuje też wskutek spożywania warzyw krzyżowych, szczególnie na surowo (np. kiełki brokuła). Witamina C polepsza przyswajanie żelaza, zioła mogą je osłabiać.
Piotrek napisał(a):
A co jeśli chodzi o witaminę C? Bo przy jednym artykule o tej witaminie na tej stronie był komentarz na temat leczenia hemochromatozy. Chodziło o Waltera Lasta. To znalazłem co poniżej ale czy to prawda?
BOWIEM według Waltera Lasta, nadmiar żelaza w utlenionej postaci jest wynikiem problemów z równowagą potencjału redoks, które można łatwo skorygować zażywając 10g witaminy C (askorbinianu sodu) dziennie rozłożone w równych odstępach czasu. (To jest właśnie naturalne leczenie hemochromatozy).
Witaminę C i MSM najlepiej jest stosować razem
Walter Last zaleca 10 g witaminy C (kwas askorbinowy, lub askorbinianu sodu) i 10 g MSM. Można rozpuścić te proszki w 1 litrze wody lub świeżego soku i sączyć w ciągu dnia. W razie biegunki przerwać, albo zmniejszyć dawkę.
Miałem podejrzenie hemochromatozy w ub. r ale potem żelazo mi spadło do normy a ferrytyna była na poziomie 250 (w laboratorium gdzie to robię to górny pułap normy). Teraz niestety znowu i jedno i drugie mi skoczyło znów ponad normę i lekarz mi mówi że jednak trzeba będzie robić upust krwi, chyba widząc że nie bardzo tego chcę zdecydował o powtórzeniu badań i kontroli za miesiąc . Nie wiem jednak czy nie lepiej było już mieć skierowanie do szpitala bo w końcu od ręki tego mi nie zrobią, trzeba będzie czekać na przyjęcie, może lepiej pójść do niego jeszcze raz i jednak wziąć skierowanie bo stawy znowu mi dokuczają i to gorzej jak przedtem. Miałem badania genetyczne i mam mutację w genie która może powodować hemochromatozę a wg lekarza mam niepełną jej formę, zresztą na wynikach badań był opis że choroba jeśli występuje jest łagodniejsza niż zwykle.
Hubert napisał(a):
Witamina C drastycznie zwiększa wchłanianie żelaza.
Marlena napisał(a):
Hubercie, witamina C pomaga w przyswajaniu żelaza z przewodu pokarmowego, ale to nie ma nic wspólnego z tworzeniem jego zapasów tzn. wit. C nie powoduje tworzenia się zapasów żelaza. O tym, że witamina C jest używana przez światłych lekarzy przy hemochromatozie pomagając redukować żelazo i bezpiecznie wydalić jego zapasy z organizmu mówił również dr Jaffe na swoim wykładzie https://akademiawitalnosci.pl/odtruwajace-dzialanie-witaminy-c/
Hubert napisał(a):
Cóż z tego, że nie powoduje tworzenia się zapasów? Już się hemochromatoza (mówiąc w skrócie) o to zatroszczy, aby te zapasy powstały…
Nie wiem kto to jest dr Jaffe i nie zamierzam płacić 19,99 zł za jego wykład (ani nawet oglądać za darmo na YT), acz nie neguję, że może mieć rację. Jednak ryzyka drastycznego zwiększenia poziomu żelaza we krwi u osób z upośledzonym jego metabolizmem z pewnością bym tak beztrosko nikomu nie sugerował.
Marlena napisał(a):
Tu chodzi o metabolizm żelaza, nie o samo dostarczanie czy wchłanianie. Chodzi o to, że witamina C redukuje żelazo trójwartościowe do dwuwartościowego, w tej formie jest ono potem bezpiecznie wydalane z ustroju. Problemem w hemochromatozie czy hemosyderozie nie jest retencja żelaza lecz retencja UTLENIONEGO żelaza. Brak witaminy C powoduje, że utlenione żelazo nie może zostać zredukowane by bezpiecznie opuścić ciało.
Hubert napisał(a):
Ok, rozumiem o co chodzi. Nie trzeba przecież stosować wit. C przy posiłku.
https://www.youtube.com/watch?v=TM_z-cMYplc
W tym wykładzie jednak dr Jaffe nie wspomina o żelazie?
I jak rozumiem chodzi tylko o askorbinian sodu, nie o kwas askorbinowy?
Zbyszek napisał(a):
Witam, już zabierałem głos w marcu w sprawie za wysokiego poziomu Fe u mnie. Najnowsze badanie wskazało mi 256 jednostek [norma 158]. W kwietniu poziom Ferrytyny był 62 jednostki [norma 30-400] (teraz nie miałem jej badanej).
W marcu pytałem o kwercetynę, ale jej nie zakupiłem (w postaci suplementu); teraz już mam zamiar zakupić… i brać więcej niż podają (tak myślę, żeby do każdego dużego posiłku, a więc 3 razy).
Ale tu wyżej czytam o witaminie C (cytuję Marlenę z 2 maja): „Chodzi o to, że witamina C redukuje żelazo trójwartościowe do dwuwartościowego, w tej formie jest ono potem bezpiecznie wydalane z ustroju. Problemem w hemochromatozie czy hemosyderozie nie jest retencja żelaza lecz retencja UTLENIONEGO żelaza. Brak witaminy C powoduje, że utlenione żelazo nie może zostać zredukowane by bezpiecznie opuścić ciało.”
Czyli ja też bym mógł się bronić przed Fe witaminą C? Ale co lepsze: askorbinian sodu czy kwas askorbinowy? (mam jedno i drugie w domu, ale nie biorę bo się bałem, że wit. C zwiększa przyswajalność żelaza…).
Co tu zrobić?… Hmmm… Zaryzykować zwiększeniem wchłonięcia Fe (czy wtedy w badaniu poziomu żelaza nie wyjdzie 300 czy 400 jednostek?), licząc na zmniejszenie zapasów Fe? Ale czy ja mam zapasy żelaza przy normalnej ferrytynie?
W poniedziałek mam wizytę u lekarza. Ale on chyba się nie będzie w tym orientował, czy witamina C… czy kwercetyna…
Może mi ktoś podpowie, proszę…
Zbyszek napisał(a):
Znalazłem też takie zdanie: „Rutyna wychwytuje nadmiar jonów żelaza, zapobiega w ten sposób tworzeniu się z jego uczestnictwem nadtlenku wodoru, który uwalnia wolne rodniki.”
https://solgar.pl/leksykon/rutyna
Faktycznie tak jest z tą rutyną?…
Zbyszek napisał(a):
Zacząłem 15 maja brać kwercetynę – 3 x po 500mg, z posiłkami.
Zobaczę po wynikach jak wpływa na mnie…
cedric napisał(a):
Okazuje sie , że odsądzane od czci i wiary stawianie baniek obniża poziom żelaza.
Am J Med. 2008 Aug;121(8):e5-6. doi: 10.1016/j.amjmed.2008.04.014.
Cupping therapy-induced iron deficiency anemia in a healthy man.
Lee HJ, Park NH, Yun HJ, Kim S, Jo DY.
PMID: 18691469 DOI: 10.1016/j.amjmed.2008.04.014
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stawianie_baniek
https://en.wikipedia.org/wiki/Cupping_therapy
Marlena napisał(a):
Cedric, ale zwróć proszę uwagę, że pacjent opisany tutaj miał robione bańki cięte (nacina się skórę). To zmienia postać rzeczy. Ponadto stosował je przez długi okres okresu, co zmienia postać rzeczy jeszcze bardziej. Jeśli ktoś tygodniami robi sobie codziennie upusty krwi nacinaniem skóry, to niestety może dorobić się anemii. Normalne bańki raczej nie będą w stanie tego dokonać, ponieważ krew nie wydostaje się przy nich na zewnątrz ciała.
Piotrek napisał(a):
Byłem wczoraj na kontroli u hematologa i o dziwo żelazo i ferrytynę mam w normie., lekarz aż się zdziwił. A stosowałem witaminę C ale raczej w dawkach mniejszych niż te 10 mg dziennie zalecane przez Waltera Lasta, takiej to często mi organizm nie tolerował. Oprócz tego stosowałem też EGCG, kurkumę i herbatki z lipy, mięty i rumianku i odstawiłem mięso ale nie ryby. Wg lekarza nie ma potrzeby żeby iść na upust krwi. Tyle że stawy mnie dalej bolą jak bolały – może więc to wcale nie hemochromatoza skoro żelazo raz spada raz wzrasta. Od 3 lat chodzę z tymi stawami po różnych lekarzach i różnie mnie diagnozują. Niektórzy że jest to choroba zwyrodnieniowa stawów choć były też opinie że to jeszcze nie w tym wieku – mam 45 lat. Może ta niepewność jest najgorsza bo już się nastawiłem na ten upust i że się lepiej poczuję. I mam jednak wątpliwości czy jednak nie byłoby to najlepsze rozwiązanie ale teraz to muszę znów czekać do następnej wizyty w sierpniu. Zastanawia mnie bowiem to że jak trzy lata temu trafiłem do szpitala gdzie przechodziłem infekcję wątroby z rozpadem czerwonych krwinek wskutek czego miałem bardzo obniżoną ich ilość jak też połowę dolnej normy hemoglobiny na tyle że miałem transfuzję to przez krótki czas potem czułem się pełen energii i stawy przestały mnie boleć. Nie potrzebowałem wtedy w ogóle pić kawy żeby się pobudzić. Dziwne to wszystko.
Marlena napisał(a):
Może musiałabyś znowu odświeżyć sobie krew? Tym razem bez transfuzji, jedynie za pomocą roślin zjadanych na surowo (dużą rolę gra dowóz chlorofilu). Spróbuj diety raw food przez jakiś czas: sałatki, kiełki, soki z zielonych traw, warzywno-owocowe soki wyciskane, zielone koktajle. Zobacz czy nie poczujesz się lepiej. Powinieneś! Dr Saul w swojej książce „Wylecz się sam” to opisuje: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/wylecz-sie-sam-megadawki-witamin-andrew-w-saul
Łukasz napisał(a):
Czy można mieć zbyt wysoki poziom ferrytyny na diecie wegańskiej i spowodowany tą dietą? Czy można „przedawkować” żelazo spożywając tylko niehemowe jedząc zbyt dużo zieleniny, np. pokrzywy lub szpinaku? Czy jednak to przedawkowanie dotyczy tylko żelaza hemowego?
Marlena napisał(a):
Przedawkowanie dotyczy głównie hemowego – przeczytaj proszę jeszcze raz uważnie artykuł. Niehemowe żelazo podlega mechanizmom regulacyjnym jakie posiada nasz ustrój: jeśli zjemy je w nadmiarze, a ustrój dojdzie do wniosku, że mu tyle tego żelaza na daną chwilę nie jest potrzebne, to nie zostanie ono przyswojone, zaś żelazo hemowe nie podlega temu mechanizmowi i przyswojone zostaje w całości.
Piotrek napisał(a):
Akurat kupiłem sobie niedawno tę książkę skoro wg Ciebie powinna być w każdym domu. Pomyślę nad tym choć to robienie soków to trochę dla mnie kłopotliwe. Myślę jednak że już odpowiedziałaś mi na to w swym nieco wcześniejszym artykule „Zdrowie nie takie żelazne” który dopiero wczoraj przeczytałem. Ja mam ferrytynę poniżej normy laboratorium gdzie robię badania jej poziomu ale i tak jest to wysoko (pomiędzy 200 a 250) a skoro ze stawami nic się nie poprawiło to znaczy że coś jest nie tak. Może też powinienem sobie uzupełnić krzem. Ale czy wystarczy ta ziemia okrzemkowa? Czytam też Pocztę zdrowia i tam była mowa o krzemie MMST w formie płynnej że niby taki tylko jest przyswajany dobrze przez organizm. Na tej stronie jest o tym mowa: https://francjapoprostu.com/krzem-organiczny-g5/
Ale czy rzeczywiście z suplementów trzeba takie wymyślne skoro w komentarzach pod innym artykułem widziałem że ktoś właśnie stawy wyleczył m. in. tą ziemią okrzemkową?
Wydaje mi się poza tym że powinienem dalej próbować sobie obniżać żelazo tak jak do tej pory. Ale co do stosowania wyciągu z zielonej herbaty mam wątpliwość – czy przez to za bardzo nie schudnę. Nie mam nadwagi a ostatnio ciągle chudnę choć to też następny argument za hemochromatozą – jedne z objawów to chudnięcie. A z witaminą C to już teraz w ogóle nie wiem czy ją brać – lekarz to oczywiście mi powiedział że nie powinienem ale brałem i jakoś ferrytyna spadła. Widziałem też że ktoś pisał o soli himalajskiej – a zalecają żeby kupować tą różową – nie wiedziałem że ma żelazo.
Mam jeszcze drugą kwestię związaną z moją mamą i książką A. W. Saula -mama jest chora psychicznie i ma demencję, obecnie czeka na miejsce w ZOL. Była w szpitalu psychiatrycznym i nic jej to nie pomogło. Leki które jej dawali miały widoczne skutki uboczne a lekarz powiedział mi że z jej pamięcią nic się już nie zrobi bo komórki mózgowe są zniszczone, widać zmiany miażdżycowe w mózgu. W tej książce natomiast są opisane przypadki wyleczenia takich osób mega dawkami witamin i np. lecytyny. Zacząłem to stosować i widzę że ma ogromne niedobory chociażby lecytyny i niacyny. Z tym że ja mogę jej to podawać tylko w weekend bo mieszkam daleko od mamy ona poza tym prawie niczego z tych suplementów nie chce brać – trzeba to przemycać np. w jogurcie. Czy takie leczenie w ogóle ma sens czy może właściwszym jest pogodzenie się z jej stanem. Z góry dziękuję za odpowiedź i za różne cenne informacje które znalazłem na tej stronie.
Marlena napisał(a):
Piotrku, krzem jest w naturalnych nieoczyszczonych produktach: warzywach, owocach, pełnym ziarnie, orzechach oraz ziołach (rekordzista to skrzyp polny) https://akademiawitalnosci.pl/tag/krzem/
Jedzmy wszystko jak Bozia dała: ze skórką, w całości, a dodatkowo można wzbogacać w krzem wodę pitną dodając do wody czarny krzemień. Nie musisz kupować wyciągu z zielonej herbaty, możesz ją po prostu sobie parzyć i pić. Zielona herbata nie jest jakimś magicznym środkiem odchudzającym, więc na masę ciała nie będzie mieć większego wpływu, ma wpływ natomiast to, czy dostarczasz sobie wystarczającej ilości energii (kalorii) i tego należy pilnować z pewnością.
Co do kondycji Twojej mamy to trudno mi się wypowiadać, ale moim zdaniem lepsza suplementacja weekendowa niż żadna.
Piotrek napisał(a):
Kiedyś piłem herbatkę ekspresową ze skrzypu i pokrzywy ale potem przestałem gdy dowiedziałem się że w yerba mate też jest krzem. Ale skąd wiadomo ile faktycznie ja tego krzemu przyswajam w pożywieniu więc wg mnie warto spróbować tę ziemię okrzemkową.
Zieloną herbatę piję od kilku lat codziennie 3 razy dziennie, zaś ekstrakt też uważam że byłby dobry choćby ze względu na jego gorzki smak – czytałem że jest niezbędny dla zdrowia a ja nic innego takiego w pożywieniu nie mam. Na pamięć dla mojej mamy niby też może pomóc.
„ma wpływ natomiast to, czy dostarczasz sobie wystarczającej ilości energii (kalorii) i tego należy pilnować z pewnością” – czyli że to i to może być za dużo?
Tylko jeden z lekarzy do których chodziłem powiedział mi że można spróbować brać duże dawki witaminy C bo nawet przez miesiąc nic się nie stanie jeśli chodzi o kamienie.
A co do mojej mamy to jest już zaawansowana demencja , nie pamięta gdzie coś położyła 5 minut temu więc dlatego się nad tym zastanawiam bo przy lekkiej i średniej demencji to wiem że można coś z tym zrobić.
Marlena napisał(a):
Spróbuj tej ziemi okrzemkowej, witaminy C i spróbuj tego ekstraktu z zielonej herbaty – zobacz jak się będziesz czuł. To nie są rzeczy, którymi się można zatruć stosując z rozwagą, więc zaszkodzić nie zaszkodzi, a może pomóc w poprawie samopoczucia. Warto też pamiętać, że w dbaniu o zdrowie nie ma jednej magicznej substancji lecz liczy się zawsze całość naszych działań.
Piotrek napisał(a):
Jeszcze o jednym zapomniałem – piszesz mi żeby spróbować diety raw food – ale to chyba na krótko? Czy koniecznie muszą to być soki wyciskane własnoręcznie w domu czy też mogą być kupne? Poza tym boję się że na tej diecie będę ciągle głodny – z czego będę miał energię skoro tam jest mało białka. I tak już jestem szczupły, nie zostanie po takiej diecie ze mnie sama skóra i kości? 🙂 Aczkolwiek jest to do rozważenia.
Marlena napisał(a):
Soki są wartościowe tylko wyciskane na świeżo – warto zainwestować w wyciskarkę, teraz te urządzenia są już przystępne cenowo, już za ok. 3 stówy kupisz całkiem przyzwoitą (w Biedrze niedawno były nawet). Ostatecznie mogą być soki jednodniowe, ale wybór tutaj nie jest szeroki (marchewkowy, owocowe).
Nie masz powodu być głodny na diecie raw – po prostu sięgasz po pokarm wtedy gdy chcesz, ile chcesz, jak chcesz, nawet co pół godziny – proszę bardzo. Jaki problem? Nasi przodkowie nie rozkminiali takich zawiłości jak pory czy ilości posiłków, lecz jedli wtedy, gdy coś do jedzenia znaleźli lub udało się coś żywego uciekającego złapać i utłuc. Jak trafili załóżmy na polanę pełną jagód to siedzieli tam i jedli cały dzień. To chyba nie była taka zła rzecz, skoro my tu jesteśmy – ludzkość przeżyła i bez ustalonych przez dietetyków pór czy ilości posiłków. 😉
Dopóki dostarczasz sobie wystarczającą do zapotrzebowania ilość kalorii, to o niedobór białka nie musisz się martwić, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-popularnych-mitow-na-temat-bialka/
Białko jest we wszystkim co jemy, bo cała przyroda ożywiona, flora i fauna jest zbudowana z aminokwasów. Poza tym podzielam zdanie Charlotte Gerson: https://www.youtube.com/watch?v=uue-T-NoWZw
Wiele współczesnych chorób jest spowodowane tym, że daliśmy sobie wkręcić przekonania typu „potrzebujemy dużo białka, dużo żelaza i dużo wapnia”. Kładzie się nacisk na białko, żelazo i wapń piorąc nam nimi mózgi, tak jakby inne składniki pokarmowe nie były równie ważne, jak nie ważniejsze. Panuje jakaś schizofreniczna białkomania, zupełnie niepotrzebna i szkodliwa: w mleku matki białka jest 1,8% (tyle samo jest w gotowanych ziemniakach zresztą, albo w owsiance – jak przytomnie zauważa Charlotte Gerson).
Białko to materiał budulcowy. Węglowodany to paliwo. Tłuszcz to materiał zapasowy. Tymi prawami rządzi się cała przyroda ożywiona. Gospodarka białkiem musi być rozsądna – zużywanie równać się musi uzupełnianiu. Spożywając natomiast zbyt dużo białka możemy sobie tym materiałem budulcowym jedynie otyłość lub raka zbudować, guzy, cysty, polipy, narośla itd. – ustrój nie ma co z tym robić, to sobie buduje z tego swoje „budowle”.
Piotrek napisał(a):
Dal niektórych ludzi 3 stuwy to też dużo. A problem jest taki że nie każdy ma czas jeść co pół godziny zwłaszcza jak dojeżdża do pracy kilkadziesiąt kilometrów, siedzi tam 8 godzin a w weekendy musi jechać jeszcze dalej żeby doglądać chorą matkę. O ile teraz to wiem mniej więcej ile jeść żeby sobie zapewnić wszystko co potrzebne to na diecie raw nie. I już teraz mi dieta zabiera dużo czasu.
Nasi przodkowie w średniowieczu to żyli trochę jednak inaczej – praca od rana do wieczora na roli i nie rozkminiali bo społeczeństwo było inaczej zorganizowane.
Dieta raw food nie jest poza tym do końca zdrowa – witamina B12 jest z żywności tylko w mięsie więc trzeba ją wtedy suplementować. I trudno na niej być dłuższy czas zwłaszcza zimą.
A co do suplementacji to zacząłem sobie zażywać tę ziemię okrzemkową i źle się czuję nawet po minimalnej dawce. Jest mi niedobrze i tak jakby wątroba mi dokuczała – ponoć może tak być bo organizm się oczyszcza. Tyle że to jest teraz właściwie często, po każdym posiłku a nawet na czczo rano. A może to od niacyny ale przestałem ją brać i nie mija – zresztą dwie dawki dziennie po 200 mg to nie powinno dawać takich skutków skoro nawet nie było uczucia gorąca i dawkę stopniowo zwiększałem. Czuję się jakby układ pokarmowy mi się rozregulował, nawet wzięcie jednej kapsułki witaminy E i jednej K powoduje u mnie dolegliwości chyba wątrobowe. Poprzednio tak nie było. Teraz to chyba będzie trzeba dojść metodą odstawiania co szkodzi z suplementów.
U mojej mamy był lekarz psychiatra i powiedział mi że branie leków w weekend nic nie daje. Może i z suplementami jest tak samo. W jednym sklepie powiedziano mi że dla niej byłyby dobre cytryniec chiński i gotu kola ale że branie tego tylko w weekend nic nie da. I może tak jest ze wszystkim – po co wydawać niemałe kwoty na suplementy jak to i tak nic jej nie pomoże?
A tak w ogóle mam już tego wszystkiego dość – przez wieloletnią chorobę mamy nie ułożyło mi się moje życie osobiste, jestem sam i mam teraz jeszcze ją na głowie. Może lepiej pożyć dobrze a krótko i na koniec wiedzieć że warto było. Co komu z diety jak nie ma ciekawych widoków na przyszłość?
Marlena napisał(a):
Przez tę witrynę przewinęło się wielu czytelników, ale żaden jeszcze nie powiedział, że zakup wyciskarki mu się nie zwrócił albo był bezsensowny. Choroba kosztuje zawsze drożej niż zdrowie! A jeść i pić tak czy inaczej trzeba, więc czemu nie to co przynosi najwięcej korzyści? I dlaczego warto? Polecam lekturę książki „Wylecz się sam”, autor dr Andrew Saul: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/wylecz-sie-sam-megadawki-witamin-andrew-w-saul
A mięso jest akurat dość kiepskim źródłem witaminy B12, najbogatszym jej źródłem są bowiem ryby i owoce morza, a nie mięso, które pod każdym względem jest delikatnie mówiąc, mocno przereklamowane. 😉
Poza tym B12 to jedyna witamina, którą przez lata całe potrafimy przechowywać w naszej wątrobie, więc niespożywanie pokarmów odzwierzęcych przez jakiś czas (kilka tygodni czy nawet miesięcy) nikomu szkody nie wyrządzi, a wręcz przeciwnie – oczyści i odtruje organizm.
Oczywiście zrobisz jak uważasz. Jak mówi stare przysłowie: „Kto chce znajduje sposób, a kto nie chce – znajduje powód”.
Piotrek napisał(a):
Mam tę książkę, już o tym pisałem. Tam też jest mowa o leczeniu stawów taką dietą. Jednak nie wszystko w tej książce jest prawdą bo jeśli lecytyna nie ma objawów ubocznych to czemu ja jej nie mogę brać bo mnie po niej mdli. Każdy musi chyba przetestować wszystko na sobie.
Ryby też mają witaminę B12, tu się zgodzę , jak też i jaja ale w raw food nie ma na nie miejsca.
Mi chodziło tylko o to że to jest dieta na jakiś czas a nie do stosowania przez człowieka na stałe.
I uważam że do wszystkiego trzeba dochodzić małymi kroczkami, najpierw sobie trochę poczytać o tej diecie i zaplanować jak to ma być a nie robić to z dnia na dzień wszystkie . Tak też robiłem kilka lat temu jak się odchudzałem pod okiem dietetyczki i nie schudłem nagle tylko trochę to zajęło. A obecnie ważę 20 kilo mniej jak wtedy, widać mi żebra i chciałbym trochę nabrać masy mięśniowej. Dlatego też się obawiam takiej diety, widzę że odkąd przestałem jeść mięso jeszcze bardziej schudłem. A na takim czymś to kompletnie nie wiem jak to osiągnąć, mam liczyć kalorie? W życiu tego nie robiłem.
Co do przysłowia to też prawda ale w moim przypadku chodzi o co innego – ja jestem po prostu straszliwie zmęczony swoją sytuacją życiową, w weekend w ogóle nie odpoczywam i tak już od kilku miesięcy i nie wiadomo jeszcze jak długo tak będzie, nie mam nikogo do pomocy. Brakuje mi energii żeby zrobić wszystko to co chcę, po prostu nieraz jestem tak zmęczony że nie daję rady. Muszę mieć siłę żebym mógł pracować fizycznie w weekend a pracę mam odpowiedzialną muszę w niej trzeźwo myśleć. Prawie ciągle jestem niewyspany dlatego piję kawę choć wiem ze nie powinienem.
Marlena napisał(a):
Spożywanie diety 100% surowej posiada działanie lecznicze. Andrew Saul pisał o tym w swojej książce, ja sama mam za sobą takie doświadczenia i potwierdzam – to działa.
Można przyjąć następujące założenie: dieta 100% surowa jako dieta lecznicza nie musi być traktowana jako „sposób na całe życie”, ale na pewno daje niesamowite efekty stosowana okresowo jako środek leczniczy. Tzn. żeby była jasność: dieta sama w sobie nie leczy niczego, to nasz organizm zaczyna uzdrawiać to co ma tam do naprawienia gdy jest karmiony na surowo, co nie ma miejsca (lub jest bardziej spowolnione) gdy jest karmiony czymś innym.
Każdy naturoterapeuta wie, że dodanie do diety gotowanego pokarmu spowalnia uzdrawianie i oczyszczanie, a im więcej surowego tym proces ten przyspiesza. Mówiła o tym również dr Dąbrowska na wykładzie. Po dojściu do siebie jemy zdrowo (= co najmniej połowa pokarmu na surowo, druga połowa gotowana), ale już niekoniecznie wszystko surowe (nie ma takiej potrzeby), natomiast okresowo wracamy do 100% surowizny jeśli dokuczają nam objawy. Nie ma potrzeby liczyć kalorii przy naturalnych pokarmach – wystarczy jadać do syta (ale bez przejadania się). Organizm sam się reguluje.
W sumie surowe jedzenie jest raczej mniej czasochłonne niż zwykłe jedzenie, po prostu bierzesz jabłko, pomidora, brzoskwinię czy gruszkę i wcinasz. Ok, arbuza trzeba pokroić, obrać, pomarańczę też, ale na pewno nie zużywa się na to tyle czasu ile na gotowanie. Trochę czasu zabiera wyciskanie soków czy zmiksowanie koktajlu, ale można to zrobić raz dziennie, całą porcję na cały dzień (część zabrać ze sobą do pracy w termosie, część zostawić w lodówce).
Piszesz, że brakuje Ci energii, ale na dotychczasowej diecie na pewno jej nie odzyskasz. Gdybyś miał odzyskać to już by to się stało. Jak powiedział Albert Einstein szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów. 😉
Lecytyna nie ma ciekawego smaku, niestety – to tłuszcz, więc mdli, jak każdy tłuszcz. Jeśli komuś to przeszkadza, to są w sprzedaży kapsułkowane lecytyny, niestety wychodzą dużo drożej niż ta luzem.
Piotrek napisał(a):
Lecytynę w kapsułkach też próbowałem i było to samo, po prostu za duża dawka mi zaszkodziła, wymiotowałem po tym. W moim przypadku to szkodzi. Jak brałem zalecaną przez producenta dawkę nic takiego nie było.
Jedzenie surowe jest może mniej czasochłonne ale nie wiadomo ile tego by trzeba żeby zastąpić tradycyjną dietę. Dieta raw wg niektórych żródeł też nie zapewnia tyle energii co potrzeba i nie jest dla każdego np. dla osób przy anemii – ja jej nie mam ale np. czerwonych ciałek mam minimalnie poniżej normy. A co do mojej diety to nie jest to typowa polska dieta – wyniki większości badań mam całkiem dobre. Nie jestem otyłym facetem z wielkim brzuszkiem dla którego to na pewno byłoby dobre rozwiązanie.Chodziłem do dietetyczki i trochę już wiem o zdrowym odżywianiu. Może po prostu jestem przemęczony. Jak człowiek się nie wyśpi to żadna dieta na to mu nie pomoże.
Widziałem dziś stronę osoby która stosuje taką dietę i opisywała tam dlaczego na początku jej się nie udało – bo za szybko zaczęła, za drugim razem przechodziła na nią kilka miesięcy. I to bym polecał każdemu kto chce przejść na taką dietę bowiem stres powodowany zbyt szybkim przejściem na taką dietę zakwasi organizm i zniweczy korzyści z takiej diety. Zresztą chyba każda dieta jeśli ma być katorgą dla samego siebie to może i mija się z celem. Ale jednak mam zamiar spróbować tej diety bo może akurat mi pomoże.
Zbyszek napisał(a):
Bogu dzięki 🙂
Tak zaczynam bo naprawdę mam za co dziękować Temu, w którego wierzę…
Właśnie mam dzisiejsze wyniki badań krwi (już tu kilkakrotnie pisałem o moim problemie z nadmiarem żelaza we krwi; max zmierzony poziom to 283).
Ostatni mój wynik (11 maja) to 256 jednostek (dużo ponad normę; przy Ferrytynie ok 70 – piszę około bo tego badania nie miałem wtedy robionego, ale zawsze ona się w normie mieściła, tak 50-70).
Zachęcony wpisem na tym blogu, zacząłem brać kwercytynę – od 15 maja (a więc miesiąc) 3×500 mg (kupiłem duże opakowanie luzem i sobie miareczką wydzielam do 3 dużych posiłków).
Jednak obawiając się, że to może nie dać wielkich rezultatów (bo wcześniej np. popijałem posiłki zieloną herbatą, a ona mocno wiąże żelazo; kwercytyna też to robi – nie wiem jak mocno w porównaniu do herbaty), ZARYZYKOWAŁEM – zachęcony wpisem tutaj Piotrka, który ma ten sam problem i brał duże dawki witaminy C (czym kogoś wystraszył bo ta osoba napisała, że to zaszkodzi).
Gdy przeczytałem, że pan Piotrek miał niższe żelazo i ferrytynę, mimo brania witaminy C – pomyślałem: zrobię tak samo!
I zacząłem 1 czerwca brać 10 gram witaminy C + 10 gram MSM dziennie (rozpuszczałem w niecałym litrze wody i popijałem przez dzień, między posiłkami).
MSM (organiczna siarka) brałem od ok roku ze względu na stawy. Przez maj nie brałem (trochę przerwy sobie zrobiłem). Czy mi to pomaga? No nie wiem jak by było, gdybym nie brał (kolana mnie pobolewają)… na pewno na żelazo siarka nie wpływa, gdy więc teraz zmieszałem MSM z witaminą C, i zrobiłem badanie krwi, to: żelazo mam w normie!!
Niesamowite!!
Poziom 176,4 (norma do 180), a ferrytyna 35 (norma 22-275).
Zrobiłem też próby wątrobowe – w normie wszystko.
Morfologia: ciut poniżej normy czerwone krwinki i hematokryt; reszta w normie (nawet płytki krwi, których zawsze miałem od dawna za mało; teraz w dolnej normie. Hemoglobina niżej niż ostatnio, ale jeszcze w normie).
I co radzicie? Ja mam ochotę dalej brać tyle samo witaminy C + MSM (na stawy też biorę od miesiąca 1000 mg witaminy B3 – niacynamid) zwłaszcza, że moje kolana są lepsze (witamina C jest potrzebna do produkcji kolagenu; ale też nadzieję wiążę z B3, o czym się tutaj dowiedziałem).
Ale to zadziwiające, że żelazo i duża dawka witaminy C, która pomaga w przyswajaniu się żelaza, nie spowodowała wzrostu jego poziomu, a wręcz spadek (o tym mechanizmie pisałaś tu Marlenko, i wygląda na to, że się sprawdza…)
Myślę, żeby dalej brać, jak piszę, to wszystko, a za np. miesiąc powtórkę z badań zrobić… Jak uważacie?… (lekarz kazał mi przyjść dopiero we wrześniu, więc na własną rękę badania robię; są w normie więc nie idę do niego).
Pozdrawiam i dziękuję za pomoc bo to tutaj się dowiedziałem jak walczyć z żelazem 🙂
Chwała Bogu!
Marlena napisał(a):
Zbyszku, bardzo się cieszę, gratulacje! A co do witaminy C – wspomaga ona owszem wchłanianie żelaza, ale mówimy tutaj głównie o pożywieniu, czyli witaminie C zawartej w warzywach i owocach, która pomaga żelazu (niehemowemu, bo takie jest w roślinach) się wchłonąć lepiej. Natomiast suplementacja witaminy C to zupełnie inna bajka. Jedno z drugim nie ma za wiele wspólnego.
Zbyszek napisał(a):
Marleno, czyli moje suplementowanie się witaminą C wpływa na mój poziom żelaza i ferrytyny czy nie?… Proszę wyjaśnij to zdanie, gdzie piszesz: „Natomiast suplementacja witaminy C to zupełnie inna bajka. Jedno z drugim nie ma za wiele wspólnego.”
[wolę się dopytać, niż źle zrozumieć].
Może jeszcze nadmienię, że od roku jestem na diecie bezmięsnej (tylko jajka i zsiadłe mleko/śmietanę z produktów zwierzęcych spożywam; a, jeszcze niewiele masła, ale chyba zrezygnuję z niego).
Zrobiłem tak by nie dodawać sobie tego żelaza, co jest w mięsie, a które się lepiej wchłania niż to z roślin – choć nie zauważyłem zmiany w poziomie żelaza we krwi odkąd nie jem mięsa, ale już nie chcę wracać do niego bo dieta jarska mi pasuje (wiadomo, że i w niej są te różne „dodatki” w postaci tego, co nam szkodzi, ale jednak mięso i jego przetwory są pod tym względem gorsze chyba, prawda?).
Pozdrawiam i dziękuję za wszystko 🙂
Marlena napisał(a):
Małe ilości witaminy C wspomagają wchłanianie żelaza, megadawki nie. Te małe ilości to te zawarte w żywności (roślinnej, bo mięso jej nie zawiera) i one właśnie wspomagają wchłanianie niehemowego żelaza zawartego w roślinach – tak to inteligentnie umyśliła natura.
Zbyszek napisał(a):
A… zatem – kontynuując to co piszesz – megadawki witaminy C jakby „porządkują” gospodarkę żelazową w organizmie; stąd za wysoki poziom Fe czy ferrytyny spada…
Chcę w to wierzyć, i właśnie jest w drodze (bo mi się kończy) do mnie 1kg askorbinianu sodu (czyli jedna z postaci witaminy C, która jest łagodniejsza dla żołądka).
Ponieważ ok 11 % askorbinianu sodu to sód, to prawie wcale nie solę, by nie mieć za dużo sodu (w 10 gram askorbinianu jest 1,1 gram sodu, a dzienna dawka sodu jest ustalona na 2 do 4 gram, więc chyba będzie ok).
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Tak, to właśnie mówił dr Jaffe na wykładzie: megadawki witaminy C pomagają wydalić nadmiar żelaza.
Cytat: „Ponieważ witamina C bezpiecznie redukuje żelazo trójwartościowe do dwuwartościowego, dwuwartościowe żelazo może zostać zredukowane i opuścić bezpiecznie ciało. Więc problemem z hemochromatozą i hemosyderozą jest brak witaminy C, który prowadzi do utleniania się żelaza i retencji utlenionego żelaza. Kiedy zredukujesz żelazo do formy dwuwartościowej ciało może je wydalić.”
Piotrek napisał(a):
Jeszcze nie doszedłem do diety całkiem raw food i nie wiem czy w tej chwili to zaczynać bo w przyszły wtorek idę do szpitala a w środę wychodzę. Więc na krótko ale czy nie lepiej już to zacząć jak wyjdę? Walter Last z tego co pisał leczył pacjenta taką dietą przez 20 dni. Jak teraz zacznę to czy potem nie trzeba będzie wszystko od nowa?
Parę rzeczy jakie są podane w tym artykule na obniżenie żelaza w żadnym sklepie we Wrocławiu nie znalazłem (kwercetynę i kwas fitynowy). A co do kurkuminy ona się słabo przyswaja choć czytałem że jest jej nowa formuła, Novasol, dużo lepiej przyswajalna, w Polsce może można dostać z Solgara, czy z jakiejś innej firmy to nie wiem.
Zaglądnąłem też znowu do tego artykułu Waltera Lasta i na samym jego końcu jest napisane że naturalne jedzenie nie ma bezpośredniego wpływu na hemochromatozę i że ważniejsze są inne rzeczy które zalinkował – jak sobie to poczytałem to mnie to lekko podłamało. Brać następne suplementy i to aż tyle? Wygląda na to że potem naturopata zmienił trochę zdanie.
Na dodatek wśród tych suplementów jest MMS o którym czytałem że jest to tzw. bullshit medycyny naturalnej. Tego na pewno nie zaryzykuję.
Przy okazji na tej samej stronie czytałem też to samo 0 askorbinianie sodu że to właśnie on a nie czysta witamina C niszczy żołądek. A zresztą podam linka:
https://jarek-kefir.org/2017/04/17/zanim-kupisz-suplement-lub-witamine-lista-tajemnic-i-oszustw-koncernow-farmaceutycznych/
I jeszcze odnośnie mej mamy – pytałem się jeszcze w kilku sklepach z suplementami czy taka suplementacja tylko w weekend ma sens. Wszędzie mi powiedziano że nie. Nie można nasycić organizmu suplementami na tydzień. Jej już chyba nic nie pomoże, trzeba po prostu czekać aż się znajdzie w ZOL, może i do przyszłego roku. Choć znalazłem coś co podobno może szybko pomóc ale ponieważ to piramida to też jest podejrzane – chodzi o preparat Laminine. Czy ktoś to próbował bo w necie o dziwo nie widzę negatywnych opinii. Niedługo mam urlop i może akurat przez dwa tygodnie coś by jej to pomogło.
Mógłbym podać linka ale nie chcę reklamować.
Mogłaby też jej pomóc dieta ketogenna ale to też nie może być tylko w weekend. Znalazłem to w książce „Nieznana medycyna” Julii Schopick o której ktoś chyba pisał w komentarzach na tej stronie. Ludzie z otępieniem mają zagłodzony mózg i potrzeba im przede wszystkim tłuszczu. Tak więc znów wychodzi że nie ma diety dobrej dla każdego.
Marlena napisał(a):
Dam Ci dobrą radę: nigdy nie czerp informacji o zdrowiu od twórców witryn poświęconych teoriom spiskowym, ufo itp.. To nie jest dobre miejsce do czerpania tego typu informacji jeśli chcemy być poważni. Askorbinian sodu nie jest „związkiem silnie zasadowym” i nie dziurawi jelit. 😀 Askorbinian sodu był i jest stosowany w medycynie ortomolekularnej przez szanowanych lekarzy, ze znakomitymi rezultatami.
Dietę ketogenną owszem stosuje się w zaburzeniach neurologicznych, ale bynajmniej nie dlatego, że mózgi chorych są „zagłodzone” z braku tłuszczu, lecz dlatego, że kiedy paliwem mózgu są ketony (powstające ze spalania tłuszczu), to mózg pości i może się wtedy rozpocząć proces uzdrawiania, bo jak wiadomo post ma działanie lecznicze i od tysiącleci był przez ludzkość wykorzystywany w celu uzdrawiania.
Taki sam efekt uzyskamy poszcząc normalnie czyli nie przyjmując pokarmu – wtedy również paliwem dla komórek stają się ketony pochodzące ze spalania naszej własnej tkanki tłuszczowej, ponieważ naszemu organizmowi jest wszystko jedno czy spala tkankę tłuszczową własną czy dostarczoną jako pokarm – w każdym przypadku wyprodukuje z tłuszczu ketony, obojętnie skąd ten tłuszcz by nie pochodził. Z tym że na przykład dzieci w okresie wzrostu nie wolno poddawać głodówce, dlatego m.in. u dzieci chorych na epilepsję wykorzystuje się mechanizm mimikujący głodówkę czyli dietę ketogenną – coś, co głodówkę udaje, ale też działa podobnie (choć nie tak szybko jak prawdziwa głodówka).
Piotrek napisał(a):
Zgadza się, ta strona do której link podałem ma sporo wspólnego z teoriami spiskowymi i już się przekonałem że niektóre rzeczy na niej to bzdury. Ale jest tam też dużo bardzo celnych spostrzeżeń i akurat to np. co znalazłem tam o suplementacji wapnia i magnezu w jakich związkach się wchłania potwierdził mi lekarz. i akurat twórca tej witryny sam próbował różnych diet na sobie i witaminy C też. Dla medycyny akademickiej medycyna naturalna to również takie teorie spiskowe których nie należy traktować poważnie. A niektóre teorie spiskowe okazały się niestety prawdą po latach.
Askorbinianu sodu też próbowałem w ub. r., jak dla mnie dla żołądka nie widzę różnicy więc stosuję normalną witaminę C, jak mi zacznie znowu dokuczać żołądek to po prostu ją odstawię.
Tak, dieta ketogenna imituje głodówkę a moja mama i tak jest chuda więc głodówka w jej przypadku wg mnie tylko zaszkodzi.
Czy wiesz że najstarsza kobieta na świecie nie je warzyw ani owoców ale je codziennie jajka?
Jest też mężczyzna który w końcu wyleczył swe dolegliwości trawienne kiedy przeszedł na jedzenie surowego mięsa. żeby było ciekawiej jego dziewczyna to wegetarianka skłaniająca się ku weganizmowi. I to już nie informacje ze strony z teoriami spiskowymi. Każdy organizm jest inny i każdemu służy trochę co innego ale prawda że generalnie jest wiele rzeczy które szkodzą każdemu.
Wydaje mi się że ja raw diet nigdy nie zastosuję w całości, może tylko na jakiś czas. Jakby tego tak ściśle przestrzegać to nawet nie będę mógł sobie normalnie zrobić herbaty. Nie można sobie wszystkiego odmawiać bo stres człowieka wykończy. No i czego wezmę energię, czym zastąpię obiad? Samą sałatką na długo się nie najem. A Walter Last w swym artykule pisał też że 300 mg wapnia z posiłkiem też obniża żelazo, to też zacząłem stosować.
Uważam że i tak w porównaniu z tym jak się odżywiałem jeszcze około 10 lat temu to i tak mam już bardzo zmienioną dietę – lekarz mi mówiła że niejeden by chciał mieć takie wyniki badań. I co z tego, to dalej za mało bo mam ten cholerny gen – przez to mam chore stawy. Gdyby nie hemochromatoza i to że tak długo się ją diagnozuje to pewnie by tego nie było.
Marlena napisał(a):
Odnośnie najstarszej kobiety, pani Emmy Morano, to tak się składa, że znam biegle język włoski i prasa włoska ma niestety inne doniesienia niż anglojęzyczna trafiająca ze swoimi przekładami z języka włoskiego jak kulą w płot, czy też prasa polskojęzyczna kopiująca wieści z tej anglojęzycznej.
Pani Morano przez całe życie jadła dietę opartą głównie na warzywnych zupach i ryżu, a nie na jajach czy mięsie. Czyli typowa dieta śródziemnomorska – bardzo dużo warzyw i owoców, pełnego ziarna, trochę produktów odzwierzęcych (głównie ryby i owoce morza). Spożywanie surowych jajek zostało jej zalecone gdy skończyła 90 lat. Natomiast pismaki przekręciły wszystko, dając niby do zrozumienia, że długowieczność ta kobieta zawdzięcza jedzeniu jajek. Jednak ten, kto zna biegle język włoski – nie da się nabrać na takie opowieści niezwykłej treści. Czyli na przykład ja. 😀
Pisałam tutaj na temat pani Morano: https://akademiawitalnosci.pl/jak-dozyc-setki-w-pieknym-stylu-lekcje-dlugowiecznosci-z-niebieskich-stref/#comment-53511
Co do wyników badań lekarskich to należy pamiętać, że tzw. normy (te mainstreamowe, oficjalne) są ustalane na podstawie uśrednionych danych zebranych od ludzi nie do końca zdrowych, będących na „diecie tradycyjnej” tak zwanej: pszenica, nabiał, mięso, oleje, cukier i słodycze – to główne źródła kalorii w takiej diecie. Normy dla ludzi przewlekle zdrowych są nieco inne – na ten temat naucza m.in dr Morse.
Zbyszek napisał(a):
„Normy dla ludzi przewlekle zdrowych są nieco inne” (zdanie z wpisu Marleny) – haha, hehe – podoba mi się: przewlekle zdrowi…
Chcę być taki! 🙂
Piotrku piszesz: „w żadnym sklepie we Wrocławiu nie znalazłem (kwercetynę i kwas fitynowy). A co do kurkuminy ona się słabo przyswaja choć czytałem że jest jej nowa formuła, Novasol, dużo lepiej przyswajalna, w Polsce może można dostać z Solgara, czy z jakiejś innej firmy to nie wiem.”
Pewnie, że trudno o takie rzeczy w zwykłych sklepach, ale… od czego Allegro? Tam znajdziesz co tylko chcesz! (nie reklamuję-informuję tylko).
Pozdrawiam 🙂
Piotrek napisał(a):
Każdy by chciał być taki ale wszystkiego nie da się zrobić. Przynajmniej ja muszę wybierać i zawsze coś jest kosztem czegoś. Ponadto tak jak Marlena pisała w innym poście można się najzdrowiej odżywiać i zażywać najlepsze suplementy a i tak to stres może zniszczyć. Stres można kontrolować? To niech sobie ktoś najpierw spróbuje spędzić dwa dni, tylko dwa dni z osobą chorą psychicznie, która odmawia współpracy w leczeniu i ma urojenia. Większość osób po takim czymś dojdzie do wniosku że ich problemy naprawdę nie są aż tak wielkie jak myślą. I to strasznie wyczerpuje energetycznie. Jak czytam to wszystko o kontrolowaniu stresu i o wyjściu poza swą sferę komfortu czytam to mnie trafia – ja jestem poza strefą komfortu całe życie.
Niemniej dziękuję za info ale wydaje mi się że już biorę za dużo suplementów więc chyba sobie dam z tym spokój.
Co do tego co bierzesz, Zbyszku to czy tego MSM nie za dużo? Też to biorę ale 10 g to pięciokrotnie przekroczona dzienna dawka. Na stawy z suplementów zalecane są też glukozamina (ale tylko przez miesiąc, dwa bo rozregulowuje trzustkę – wiem to po sobie po brałem ponad rok i miałem podwyższony cukier co nigdy mi się nie zdarzyło), chondroityna którą teraz biorę i diabelski pazur (też biorę). Mam trochę materiałów na temat leczenia stawów (naturalnego) ale za dużo tu o tym pisać, mógłbym przesłać jak chcesz na maila. No i jak nie czytałeś to poczytaj też tego posta Marleny:
https://akademiawitalnosci.pl/jak-pozbyc-sie-przewleklego-stanu-zapalnego-czyli-fontanny-chorob/
Pozdrawiam
🙂
Marlena napisał(a):
Piotrek, przyjmij do wiadomości, że Ciebie może spotkać to samo co mamę, przypuszczalnie gen hemochromatozy po rodzicach masz, bo z kosmosu przecież genów nie dostajemy, tylko dziedziczymy po rodzicach, a ona była jego nieświadomym nosicielem z przypuszczalnie nigdy niezdiagnozowaną hemochromatozą. Takie coś kończy się często Alzheimerem na starość, czyli rdzewieje nam od tego żelaza mózg (bardzo polecam lekturę „Survival of The Sickest”, autor Sharon Moalem, naukowiec całe życie zajmujący się tematyką żelaza, hemochromatozy, alzheimera itd.). https://www.amazon.com/Survival-Sickest-Surprising-Connections-Longevity/dp/0060889667
Więc ciesz się, że masz diagnozę i dziękuj Bogu za opiekę nad Tobą, zamiast narzekać na swój los, złorzeczyć i wynajdywać kolejne powody do bycia niezadowolonym z życia. Spróbuj poczuć do chorej matki współczucie i empatię, zamiast się koncentrować na sobie i swoim stresie jaki powoduje choroba (jej czy Twoja). Mama jest tylko niewinną ofiarą swej niewiedzy. Ty możesz tego uniknąć. Stresowanie się nic nie da.
Książkę S. Moalema opisała bardzo ładnie pani Alicja z bloga Primanatura, przeczytaj koniecznie, niestety książki tej nie ma po polsku, a szkoda, bo wiedza na ten temat jest w społeczeństwie znikoma, wręcz przeciwnie – trwa (ustami mass mediów i lekarzy) naganianie na żelazo i wbudowywanie w świadomość ludzi ogromnego lęku przed anemią: https://www.primanatura.pl/o-hemochromatozie-alzheimerze-anemii-itd/
Rób wszystko by uniknąć losu swojej mamy. Z tym defektem genetycznym można żyć długo i całkiem normalnie gdy się podejmie odpowiednie działania (dieta, regularne oddawanie krwi, suplementy i zioła chelatujące żelazo). Suplementy „na stawy” nie sięgają przyczyny. Przyczyną jest zbyt wiele żelaza i należy się go pozbyć i unikać kumulacji wszelkimi znanymi ludzkości sposobami. Gen hemochromatozy nosi w sobie duża część Europy Zachodniej, więc nie jesteś sam na tej drodze. Tylko wiedza może Cię uratować, a nie narzekanie, utyskiwanie i wynajdywanie wymówek.
Zbyszek napisał(a):
Pięknie Marlenko piszesz! 🙂
Na minister zdrowia byś się nadawała… 😉
Piotrku, MSM już prawie nie biorę, bo mi się kończy i na razie nie planuję kupna; jem dużo cebuli i ogólnie warzyw, a tam chyba siarki się nazbiera coś…
Brałem (razem) glukozaminę i Chondroitynę, i… przestałem, gdy mi ciśnienie się bardzo podniosło (wyczytałem, że tak może być!). Teraz wróciło do normy…
Diabelski pazur też brałem… Ogólnie: różności brałem – bez spektakularnych efektów (trudno rzec, jak by było, gdybym nie brał – nie można niestety jednocześnie brać i nie brać 😉 ).
Aktualnie trzymam się nowej „ścieżki”: Niacynamid (Vitamina B3) 1000mg podzielone na 4 dawki (wcześniej na 8, ale teraz mam innego producenta); Witamina C (10 gram Askorbinianu sodu popijanego w ciągu dnia); Kurkumina (kurkuma w tej nowej wersji, ponoć świetnie przyswajalnej; kapsułki kupione na Allegro).
Najdłużej bo od połowy maja biorę to B3 (kurkumę dopiero zacząłem). Na stawy nie narzekam – co dzień szybkim tempem chodzę przez 30 minut (pod górkę i z górki, co w Bielsku-Białej to normalka 😉 ); wejście na 9 piętro, gdzie mieszkam też nie jest problemem (spoko – mamy windę, ale czasem się psuje, albo sam sobie robię „wspinaczkę wysokoblokową”).
Jak pisałem, ostatnie badanie Fe i ferrytyny miałem w normie; za kilka tygodni powtórzę (przynajmniej Fe bo ferrytyny chyba nie ma co tak często badać – raz, że droga, a dwa: nigdy nie była ponad 100 jednostek, a to jest ponoć taki graniczny poziom – jeszcze w normie, ale lepiej mieć mniej).
****
Piotrek, staraj się dać Mamę do ośrodka typu Dom opieki, bo sam (wkrótce) nie dasz rady jej pomóc, a sam się wykończysz! Idź do MOPS-u (Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej), złóż papiery (pisałeś, że już czekasz na coś takiego, to może niepotrzebnie piszę; ale może się komuś przyda, to podaję), a jak zrobi się miejsce, to Mama znajdzie się pod fachową opieką, co da jej i Tobie komfort, którego Wam teraz obojgu brak!
Wiem co piszę, bo pracowałem w Domu opieki (tak, tak… zdarzają się złe traktowania, co media nagłaśniają, ale to nie znaczy, że Mama akurat tak źle trafi – dlatego nie ma się czego bać; gdybyś zauważył coś niepokojącego, to zawsze można starać się o przeniesienie do innego Domu).
Pozdrawiam wszystkich 🙂
Piotrek napisał(a):
Nie jestem osobą religijną więc żadnemu bogu nie mam zamiaru dziękować, mam trochę inne poglądy na ten temat ale że to nie portal o takiej tematyce więc zostawię to dla siebie. Czy z Alzheimerem czy bez samotna starość jest i tak do niczego a hemochromatozę mogę mieć też po ojcu choć wydaje mi się że jednak po matce.
I wcale nie wynajduję kolejnych powodów na niezadowolenie z życia – obiektywnie mam bardzo trudną sytuację życiową a mimo to staram się cieszyć tym co mam. Już pisałem że ma nie tylko demencję, jest poza tym chora psychicznie i ma osobowość borderline i to od dawna. Przebywanie z taką osobą to koszmar, potrafi z niczego zrobić awanturę i rzucać wyzwiskami. Pewnie że stresowanie nic nie da ale duszenie w sobie emocji i udawanie że nic się złego nie dzieje też nie jest dobre. A ja na obecną chwilę nic nie mogę zrobić, mogę tylko czekać aż zostanie przyjęta do ZOL dla osób z zaburzeniami psychicznymi a takich jest bardzo mało więc są tam długie kolejki, wygląda na to że już w tym roku tam nie pójdzie. Gdyby nie to że mam mocną psychikę i że nie ma jej i nie chce ( z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciu) pomóc kto inny to może bym to wszystko olał bo rzeczywiście idzie się wykończyć. 2 lata włóczyłem się po sądach żeby poszła się leczyć a w końcu i tak jej to nie pomogło.
A ja nie mam nikogo do pomocy, jestem zadłużony, związek z kobietą mi się rozpadł po części chyba dlatego że moje problemy były dla niej za trudne (pewnie, kto potrzebuje kogoś kto ma matkę chorą psychicznie) i nawet jak mama pójdzie do ZOL to zostanie jeszcze kwestia domu który zniszczyła swą chorobą, nie pozwoliła go wyremontować. Na domiar złego jeszcze dokuczała jej miejscowa złota młodzież, poniszczyli ogrodzenie w domu. Policja oczywiście winnych nie znalazła.
Jest to jedyna wartościowa rzecz jaką mam i nie mogę z niej korzystać tak jak chcę choć jestem współwłaścielem, nie mogłem tam normalnie mieszkać ani założyć tam rodziny. A teraz to widzę że już pozostanie mi tylko to sprzedać i to jak ją ubezwłasnowolnię co potrwa. Ktoś mi mówił że muszę pomyśleć o sobie bo moja mama kiedyś umrze a ja zostanę sam i mam tego świadomość tylko że właściwie teraz już nie mam swego życia. Żal mi jej a potem mnie komu będzie żal?
W tej sprawie nie ma dobrego rozwiązania, mam będzie źle się czuła w zakładzie a tam jej będą musieli dawać leki bo jest agresywna. Ona chce być tylko w swoim domu. W domu jednak nie może być bo z nią nie wytrzymam i nie mogę się przecież zwolnić z pracy. Mógłbym jeszcze chyba tylko pójść do psychiatry i załatwić sobie zwolnienie na depresję i podczas tego spróbować ją wyleczyć suplementami. Chyba lewe bo o dziwo teraz chyba dzięki suplementom u mnie depresja przycichła. Postaram się tu więcej nie wylewać swoich żali bo widzę że chyba tak to jest odbierane że powinienem udawać że nic się nie dzieje i przylepić sobie sztuczny uśmiech. Wiem że to jest męczące dla kogoś ale nie jest prawdą że wszystko trzeba wytrzymać i wszystko poświęcić jak mówiła mi kuzynka. Sama odmówiła przychodzenia do mej mamy. To chyba wystarczy za komentarz do jej wypowiedzi.
Zauważyłem że osoby które wychodziły z jakiegoś dołka miały wspólną cechę, miały w kimś wsparcie. Ja nie mam nikogo kto mi może pomóc w kwestii mamy. I proszę mi też nie pisać o pomocy psychologa ani o braniu leków antydepresyjnych. Chodziłem na psychoterapię i to nie rozwiązało mych problemów i takie leki też brałem – nikomu nie polecam bo to szkodzi i uzależnia. I bzdury typu „Sekret” Rhondy Byrnes też czytałem. Mi do szczęścia wystarczy niewiele rzeczy, wystarczyłoby mi żeby trochę poprawiły mi się finanse, miałem szczęśliwe życie osobiste i żeby mi się pomyślnie rozwiązała kwestia mego domu rodzinnego i mamy. A do tego jeszcze daleka droga i jestem już zmęczony walką o to. I wiem też z doświadczenia że czasem brałem na swe barki za duże ciężary.
Naprawdę zanim się komuś powie że narzeka to trzeba się dobrze zastanowić bo wtedy powoduje to że ta osoba się zamyka w sobie. Ja przez długi czas do nikogo nie zwracałem się o pomoc bo wstydziłem się choroby mojej mamy. I tak chyba wiele to by nie zmieniło – mimo że miałem zaświadczenie lekarskie że powinna się leczyć to sąd powołał swego biegłego który orzekł że nie musi. Dopiero przy następnej wizycie zmienił zdanie co bardzo opóźniło jej leczenie. Tak wychodzi że dopiero jak ktoś jest już bardzo chory to można go sądownie zmusić do leczenia.
Marleno, nie pisz mi o niezadowoleniu z życia bo sama zapewne z połową tych rzeczy osobiście się nie zetknęłaś. i nawet nie jesteś w stanie pewnych aspektów zrozumieć. Gdyby dieta była moim jedynym problemem, jak widzisz nie jest. Nie chciałem wcale tu poruszać kwestii psychologicznych ale bardzo zdenerwowało mnie to co przeczytałem. Bardziej interesuje mnie np. opinia na temat preparatu Laminine.
Co do oddawania krwi lekarz mi to odradził bo mam za mało czerwonych krwinek. Wiem że suplementy na stawy nie sięgają przyczyny ale stawy same się nie zregenerują dlatego te suplementy. Trochę jakby widzę poprawę ale niewielką.
Mój komentarz gdzie podawałem linka do bloga którego autor wypróbował raw food z negatywnym skutkiem nie został niestety opublikowany. A dieta raw food dla mnie jest kłopotliwa bo nie można na niej zjeść normalnie obiadu, nie można wziąć sobie kanapek do pracy. Być może nie trzeba się tak katować, bez mięsa to ja się znakomicie obejdę ale raw food to co innego. W tym komentarzu była też pozytywna opinia na temat tego portalu więc też za bardzo nie rozumiem czemu się nie pojawił. Ale subiektywnie to ja mam czasem jakby takie wrażenie że jak ktoś pisze tu co nie jest zgodne z przekonaniami autorki to już jest traktowany jak jakiś niedouczony. Nie każdy żre schabowe na obiad, ja właściwie mięso jadłem tylko w postaci wędlin do kanapek, naprawdę świadomość zdrowotna w społeczeństwie i tak wzrosła
Marlena napisał(a):
Mylisz się, ja nie usuwam komentarzy, chyba że naruszają netykietę. Jeśli jednak w treści są linki, to automat WordPressa potrafi takie komentarze do spamu wysłać, niestety nie mam nad tym kontroli, nie wiem jakim algorytmem się to ustrojstwo rządzi, nie bardzo „techniczna” jestem.
Co do Twojej wypowiedzi to, jak powiedział Henry Ford: „Jeżeli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz, za każdym razem masz rację.”. Postanowiłeś trzymać się na zawsze pewnych przekonań i nie ma od tego odwołania. Ja to szanuję. Taki już Twój los i sam go sobie ustaliłeś. Współczuję, ale pomóc nie jestem w stanie: największe cierpienia nie są spowodowane sytuacjami, lecz naszymi myślami o tych sytuacjach.
To samo odnosi się do zmiany osobistych przekonań i postrzegania wszechświata, jeśli nie lubisz słowa „Bóg” bo w niego nie „wierzysz”, co (zapewniam cię) on ma totalnie w nosie, bo raz ustalone z matematyczną precyzją JEGO prawa nie zostaną zmienione, choćbyśmy pękli, wierzyli czy nie wierzyli… nie ma to znaczenia: gdy upuścisz delikatną szklankę na podłogę, to się na 100% stłucze, nawet jak „nie wierzysz” w prawo przyciągania ziemskiego. Prawo to ma w głębokim poważaniu czy w nie wierzysz – zawsze działa tak jak ma działać. To samo odnosi się do innych praw, również tych, których gołym okiem, niczym zbitej szklanki, nie zobaczymy. Są to prawa umysłu i serca (ducha), bo wszechświat nie składa się jedynie z materii, co na pierwszy rzut oka może się wydawać (i wielu żyje w takim przekonaniu).
Te jak piszesz bzdury „Sekretu” są tak naprawdę starożytną wiedzą o niefizycznych prawach wszechświata podaną w lekko przyswajalnej, „mainstreamowej” formie. Być może tak dla zmyłki. Taki „fast food” dla duszy. Trzeba przejrzeć przez tę zasłonę by pojąć rdzeń przesłania tej wiedzy. Na razie przypuszczalnie nie jesteś na to gotowy. Tak widocznie musi być – TERAZ.
Jak napisał kiedyś Eckhart Tolle – dopiero cierpienie tak niewyobrażalne, że nie można go już dłużej znieść, prowadzi do przebudzenia i pojęcia prawdy. Dla Ciebie ten moment jeszcze widocznie nie nadszedł. Póki co jesteś zmuszony żyć w piekle. Nie po śmierci, ale tu, na Ziemi. Dopóki nie zrozumiesz po co to wszystko. Dopóki nie zrozumiesz, że to piekło sam sobie osobiście fundujesz i budujesz osobiście, choć Twój umysł będzie szukał wszelkich wymówek i wskazywał na wiele rozmaitych innych osób lub sytuacji, które można za obecny stan rzeczy obarczyć „winą” (bo Ty nie jesteś winny, Ty jesteś ofiarą).
Tymczasem oprócz „Sekretu” istnieją dzieła bardziej ambitne, choć sprowadzające się do tego samego wniosku: życie wygląda dokładnie tak jak myślisz, że ma wyglądać. Dostajesz od wszechświata zawsze to, o czym myślisz. Tak właśnie to działa i nic na to nie poradzimy, tak jak nie jesteśmy w stanie nic na poradzić na prawa fizyczne takie jak przyciąganie ziemskie. Znajdziemy tę wiedzę w Biblii, w dziełach Lao-Tzu, w Koranie, Torze, w Wedach hinduskich – dosłownie w każdej księdze objaśniającej działanie niefizycznych praw wszechświata. To tak jak z żarciem: jesteś tym co jesz. I tak samo z myślami i uczuciami: masz życie takie jak myślisz i czujesz, że masz. To jest lustro: jeśli postawimy przed lustrem worek ze śmieciami, to w lustrze nie zobaczymy odbicia drogocennego klejnotu, lecz odbicie worka ze śmieciami. Mamy w głowie i w sercu śmieci – nasze życie to śmietnik, mamy w głowie i w sercu duchowe klejnoty (miłość, empatię, akceptację, pokorę, odwagę, współczucie, poczucie jedności ze wszystkim co jest itd.) – nasze życie ten sposób postrzegania świata odzwierciedli. Nic przy tym nie będzie sprawiało cierpienia, bo wszystko jest takie jakie jest, pozbawione etykietek: „dobry” (TY, cierpiący, użerający się, walczący), albo „zły” (ta matka, awanturnica, nienormalna, niepozwalająca żyć jak chcesz, rzucająca wyzwiskami i whatever). Etykietki to nasz wymysł. Produkt uboczny naszego postrzegania.
W swojej wypowiedzi skoncentrowałeś się głównie na sobie. Widzisz tu pewien wzorzec? Jesteś Ty, ten cierpiący, ten poszkodowany, ten zablokowany, ten opuszczony przez Boga (wszechświat, kosmos) i ludzi. I jest ONA – ta „zła”, ta matka chora, to ONA, to przez nią to całe TWOJE cierpienie, ta strata kobiety, niemożność zamieszkania w TYM domu, tak, to wszystko JEJ wina. I jeszcze tego sądu okropnego i kogoś tam jeszcze. Nie jest tak?
Napisałam abyś do swojej chorej matki spróbował poczuć współczucie, a Ty nie dosyć że się do tej sugestii praktycznie nie ustosunkowałeś (oprócz zdawkowego „żal mi jej”, z natychmiastowym zwróceniem ponownym uwagi na siebie), to jeszcze naskoczyłeś na mnie (ta zła Marlena, jak ona mogła na mnie tak….ach, ona nic nie wie!) i w sumie to tylko tyradę całą wysmażyłeś o tym, jaki to TY jesteś przez nią biedny i poszkodowany! A CO ONA MA POWIEDZIEĆ? Wszedłeś kiedyś w jej skórę? Na tym polega empatia: wchodzimy w cudzą skórę i czujemy to, co ktoś inny. Spróbuj to zrobić. Poczuć się jak ktoś chory na Alzheimera. I na borderline i cokolwiek. Bezradny, wkurzony, pozbawiony pamięci, nie rozumiejący co się wokół niego dzieje, błagający wewnętrznie o miłość, obarczony swoimi własnymi przekonaniami, wzorcami wtłoczonymi w podświadomość nie wiadomo kiedy i gdzie, może jeszcze w dzieciństwie… To dobrze, że mógłbyś wziąć wolne by dawać jej suplementy, ale spytaj siebie dla kogo to chcesz zrobić? Dla niej czy dla samego siebie? I skoro mógłbyś i jest to wykonalne, to co jeszcze Cię powstrzymuje?
Nie chodzi o przyklejanie sobie sztucznego uśmiechu. Być może już dawno prowadziłbyś życie jakiego pragniesz, a chora Mama nie byłaby żadną „przeszkodą” ku temu. To TY jesteś swoją własną przeszkodą, a choroba Matki została Ci zesłana byś coś pojął. To może być najlepsza rzecz jaka Ci się w życiu przytrafiła – jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nic się nam w życiu nie przydarza przypadkiem, wszystko co nas spotyka działa zawsze ostatecznie na naszą korzyść. Wszystko co nam się do tej pory przytrafiło pozwala nam dojść do miejsca w którym jesteśmy i stać się tym, kim się staliśmy. Pozwala nam wzrastać, by stać się silniejszym i mądrzejszym.
Przemyśl to sobie. Co to może być. Co takiego masz pojąć, zrozumieć, wybaczyć, odpuścić, przepracować, poddać, zmienić, wybrać, postanowić. Bez tego nie ruszysz z miejsca, będziesz tkwił tam gdzie teraz, nawet jak nabędziesz nieco więcej pieniędzy, kobietę, ten dom, a Mama będzie pod opieką jakiegoś profesjonalnego ośrodka. To jest praca, którą należy samemu wykonać wewnętrznie, tu nie pomoże żaden psychoterapeuta, bo to tak jak z siusianiem – nikt nie jest w stanie pójść za nas do toalety. Psychoterapeuta może pomóc, ale pracę wewnętrzną należy wykonać samemu. Dietetyk też może pomóc, ustali dietę, ale za nas nie będzie jadł. Pomoc innych ma pewne granice i nie zda się na nic, jeśli czujemy podświadomy opór i nie będziemy gotowi sami wykonać pracy nad sobą.
Szczęście nosimy zawsze w sobie (w głębi naszej duszy), nie zależy ono od rzeczy, sytuacji lub innych osób. Nie zależy od gromadzenia rzeczy, emocji, myśli czy ludzi. Nawet jak wyjedziemy na drugi koniec świata w poszukiwaniu szczęścia, to nie jesteśmy w stanie tam wyjechać nie zabierając tam… siebie. Siebie, razem ze swoją smutną historyjką pod tytułem „ja i moje życie” opowiadaną w głowie lub opowiadaną innym. Gorąco polecam wykład E. Tolle, to jest właśnie ten stan o którym mówi: https://akademiawitalnosci.pl/pokarm-dla-duszy-eckhart-tolle-na-konferencji-w-hiszpanii-2007-r/
Piotrek napisał(a):
Marleno, pisałaś że takich stron gdzie pisze się teorie spiskowe czy o UFO nie należy traktować poważnie. To teraz spojrzyj w tym kontekście na to co piszesz powyżej. Takie coś jak prawo przyciągania nie istnieje a jedna z osób które wypowiadała się w filmie „Sekret” trafiła do więzienia.
Jeśli mi nie wierzysz to choć nie jestem osobą religijną przytoczę poniższe świadectwo osoby która zajmowała się tarotem, szkoleniem z przyciągania pieniędzy itp. :
https://egzorcyzmy.katolik.pl/nlp-pierscien-atlantow-hipnoza-tarot/.
I nie zgodzę się też że trzymam się swych przekonań ale jestem przede wszystkim racjonalistą.
Co do mego życia to żałuję straconego czasu na pisanie poprzedniego posta bo widzę że kompletnie niczego nie zrozumiałaś. Jeszcze raz powtórzę, strona jeśli chodzi o porady zdrowotne na wysokim poziomie natomiast w to co piszesz powyżej kiedyś sam wierzyłem i dobrze że przyszło mi opamiętanie. Akurat piszesz o tym do osoby która sporo na ten temat czytała i myślałem że to zmieni mi życie.
a dlaczego nie wziąłem wolnego? – to nie byłoby wolne tylko zwolnienie lekarskie na depresję a ze mną jeszcze nie jest tak źle żebym nie mógł przez to pracować, to byłoby w ostateczności i jest to oszustwo ponadto jest tylko jedna osoba w pracy która mnie zastępuje, ma nie pójść na urlop przeze mnie? Poza tym kiedyś i tak musiałbym wrócić do pracy , nie wiadomo czy by mi to nie zaszkodziło, już brałem zwolnienia lekarskie w tym roku na opiekę nad nią.
Marlena napisał(a):
Piotrku, ja tu nie jestem od tego aby Cię rozumieć, od tego Ty sam jesteś, z całym szacunkiem. 😉
I nie musisz się przede mną czy czytelnikami tłumaczyć dlaczego nie wziąłeś wolnego – to Twoja osobista decyzja.
Odnośnie praw niefizycznych rządzących wszechświatem: ja nie muszę „wierzyć” w nie, ponieważ doświadczam ich każdego dnia w moim życiu, na każdym kroku, są one tak namacalne jak znane nam wszystkim z ławy szkolnej prawa fizyczne (np. wspomniane prawo przyciągania ziemskiego) – zatem „wiara” w te prawa nie jest mi do niczego już na obecnym etapie potrzebna: wiedza i doświadczanie czegoś na własnej skórze zastępują „wiarę” w coś. Nie wiara, lecz wiedza oraz osobiste doświadczanie ma dla mnie znaczenie.
To samo tyczy się sfery fizycznej jak odżywianie, posty czy stosowanie witamin: kiedyś też „wierzyłam” w wiele dogmatów w tej dziedzinie, dopiero doświadczanie pozwoliło mi zdjąć zasłony z oczu i odkryć prawdę. Teraz już wiem, zamiast wierzyć. Inni też nie wierzyli dopóki nie doświadczyli. Teraz już wiedzą i nie są podatni już na żadne „pranie mózgu” czy propagandę mainstreamu – po prostu już wiedzą.
Taroty, talizmany, magiczne pierścienie i podobne bzdury nie interesują mnie – to są wymysły człowieka i jego umysłu opętanego własnym ego (czyli fałszywym, „małym ja”, jak pisze psychiatra David R. Hawkins w książce „Siła czy moc”, stworzonym w umyśle, a w religiach nazywanego czasem „szatanem”), podobnie jak produktem ludzkiego umysłu są wszelkie systemy religijne razem z ich hierarchami, symbolami, ubiorami, zasadami, dogmatami, straszeniem piekłem lub kuszeniem nagrodą nieba, ale dopiero po śmierci fizycznego ciała itd. Co nie znaczy, że religie nie są potrzebne, bo dla wielu wciąż są (jak na przykład dla tej opętanej własnym ego/umysłem kobiety z podanego przez Ciebie linka). Religia i duchowość to dwie różne rzeczy. Nasze piekło i niebo już są tutaj, na ziemi. Wcale nie trzeba czekać na śmierć fizycznego ciała by się tam znaleźć. W którym z nich chcemy żyć tu i teraz – to zależy już tylko od nas.
Jak powiedział wielki fizyk kwantowy, noblista Max Planck, „Cała materia powstała i istnieje jedynie dzięki doskonałości siły… Musimy przyjąć, że za tą siłą kryje się istnienie świadomego i inteligentnego Umysłu. Umysł ten jest Macierzą całej materii.”.
Gdy dajemy się prowadzić tej sile i temu Umysłowi (a mniej własnemu) zamiast stawiać tej sile opór – wtedy dochodzi do zjawisk opisywanych jako „cuda” – pojawia się też pokora oraz akceptacja tego co jest, wiemy po co to jest, zaczynamy funkcjonować na wyższym poziomie świadomości i uważności, rezonujemy ze wszechświatem (z tym Umysłem), wszystko dzieje się wtedy „samo” i dzieje się tak jak ma się dziać, dla najwyższego dobra wszystkich zainteresowanych.
Nawet leczenie człowieka z jakiejkolwiek choroby następuje wtedy w zasadzie natychmiastowo, ponieważ, że tak się wyrażę – użyć można zupełnie innej technologii: zobacz proszę jak wygląda pozbywanie się chorób w ten sposób (sądzę, że właśnie medycyna informacyjna będzie medycyną przyszłości, zamiast leków czy suplementów): https://www.dailymotion.com/video/xj01s8
Ta sama technologia pozwala na doświadczanie „cudów” na przykład w czasie mszy świętych o uzdrowienie, masowych modłów, wizyt w miejscach kultu religijnego typu Częstochowa, Lourdes itp., gdzie ludzie odrzucali kule i zaczynali chodzić, ślepi zaczynali widzieć itd., tylko że nie dzieje się to zawsze tak błyskawicznie jak w przypadku tej kobiety z guzem pęcherza moczowego pokazanej na filmie. I nie jest to efekt placebo, to się dzieje naprawdę.
Z kosmicznym Polem (Umysłem, Bogiem, Stwórcą, Matrycą, wszechświatem – nazwa jest nieważna) komunikujemy się za pomocą siedziby naszej duszy czyli serca. Nie tyle mózgu, lecz serca. Rozum sam w sobie nie zapewnia drogi do prawdy. Serce pod tym względem przewyższa go znacznie: gdy serce (intuicja) nam coś mówi, to jest to zawsze prawdą, rozum – niekoniecznie. Rozum zbyt często jest wypełniony śmieciami, lękami i przekonaniami nabytymi od innych osób. Sercem kierują się małe dzieci (to dlatego Jezus kazał nam „być jak dzieci”) – one mówią prawdę i widzą rzeczy takimi jakie one są, ponieważ nie są jeszcze pod władzą ego/umysłu i tworzonych przez niego historyjek (jak napisał Umberto Eco: „Wariaci i dzieci zawsze mówią prawdę”). 😉
Serce nawet jako organ fizyczny, materialny, to pierwszy organ, który powstaje i zaczyna działać gdy jesteśmy jeszcze zarodkiem, gdy nie mamy nawet jeszcze mózgu i ogólnie jesteśmy tylko „zlepkiem komórek”, ale zaczyna bić serce – jako pierwsze, w 22 dniu od zapłodnienia.
My oczywiście wiemy, że nasze serce emituje pole elektromagnetyczne i że jest ono wielokroć silniejsze od pola mózgu. Potrafimy nawet przyrządem zmierzyć to pole w jednym i drugim przypadku (EKG, EEG), tylko że póki co ludzkość nie jest gotowa na przyjęcie tego typu technologii (tym bardziej nie była gotowa 2 tysiące lat temu kiedy wskrzeszał i uzdrawiał nią Jezus z Nazaretu i jego uczniowie, wszyscy wiemy jaki spotkał ich los za głoszenie prawdy, wybito ich do nogi, z wyjątkiem jednego, Jana).
Kiedy jednak pojmiemy technologię wtedy coś, co za nią stoi przestaje być cudem czy magią, a staje się normalne, staje się zrozumiałe. Kiedy nie mieliśmy mikroskopów i nie mogliśmy zobaczyć bakterii myśleliśmy, że to czarownice lub złe duchy powodują choroby, dzisiaj zaś mamy technologię pozwalającą na zobaczenie tych mikrobów. Czy one nie istniały kiedy nie mogliśmy ich zobaczyć? Istniały, tylko nie mieliśmy odpowiedniej technologii. Fal radiowych też nie widać, a jednak używamy radia i telefonów komórkowych, mamy internet i to w dodatku teraz już nawet nie kablowy lecz bezprzewodowy itd. Kiedyś używaliśmy urządzeń analogowych, dzisiaj mamy cyfrowe, następnej generacji będą kwantowe. Wszystko co jest – jest informacją i posiada swoją energię. Energii nie można ani stworzyć ani zniszczyć, można jedynie zmienić ją na inną formę energii.
Myślę, że z czasem osiągniemy taki rozwój nauki i techniki, aby móc zobaczyć, zmierzyć i wykorzystać dla dobra ludzkości również wiele innych rzeczy, których dzisiaj „nie widać”, co nie znaczy, że ich nie ma. Możemy widzieć tylko ich efekty (tak jak w przypadku bakterii – widzieliśmy jedynie efekt działania patogenów czyli chorobę, a w przypadku tej kobiety z filmu, na obrazie diagnostycznym USG znika guz nowotworowy w ciągu minut i widzimy efekty, nie możemy jednak żadnym narzędziem zmierzyć przyczyny tych efektów, co nie znaczy, że przyczyny nie istnieją).
Przytoczę ponownie Maxa Plancka: „Nowa naukowa prawda nie triumfuje poprzez przekonywanie jej oponentów i sprawianie by zobaczyli światło, ale bardziej ponieważ jej oponenci w końcu umierają, a wyrasta nowe pokolenie, które jest z nią zapoznane.”. 🙂
Piotrek napisał(a):
Na portalu Jarka Kefira również mowa o E. Tolle i o prawach wszechświata też. Tyle że tam wygląda to inaczej – wygląda wg tego że świat jest urządzony wadliwie. Najlepiej wiedzie się ludziom złym, wcale nie dobrym bo oni nie mają skrupułów, to z moich doświadczeń życiowych. Bo robią to co chcą i to sprawia im przyjemność. Człowiek dobry zastanowi się zanim zrobi coś złego nawet jak zaniechanie tego sprawi że poczuje się źle. Prędzej tak to wygląda a ja takim nie umiem być, może powinienem.
To co piszesz w poście o E. Tolle to filozofia. Na razie się tym nie zajmuję bo mam ważniejsze sprawy w życiu. Ale to prawda że cierpimy tylko przez nasze emocje, tyle żeby tak nie było to trzeba by nic nie czuć i na niczemu nam nie zależeć. Bezdomni co chleją są chyba temu bliżsi.
Proponuję żebyś sama najpierw zastosowała to do siebie, nie teraz, jak będziesz mieć kłopoty.
Życie to sinusoida, raz jest lepiej a raz gorzej.
Nie oczekuję od nikogo pomocy bo jak mówią umiesz liczyć licz na siebie. Zawsze jakoś sobie radziłem z kłopotami a teraz jak czuję że mam ich za dużo, że sobie z tym nie poradzę to słyszę że to moja wina że się tak czuję. Wiesz co, miałaś kiedyś kontakt z osobami chorymi psychicznie? Bo ja mam całe życie, całe życie była chora, trzeba było jej we wszystkim ustępować, ojciec i brat też nie umieli sobie z nią poradzić. Wszyscy wybierali opcję unikania problemu przez odejście, ja też, zostawiłem ją samą w domu i niech sobie robi co chce. I co, problem sam się rozwiązał? Stało się to czego się obawiałem że jak trzeba będzie się nią opiekować to nie będzie miał kto poza mną. Pójdź sobie jako wolontariusz do takiego ośrodka to jak nie będziesz mieć mocnej psychiki to po pół dnia uciekniesz z płaczem.
Na portalu Kefira pisze też o religii – i może tak faktycznie jest że religie zostały wymyślone przez elity żeby trzymać za mordę ciemny lud. A ci wszyscy bogowie ze wszystkich religii to może po prostu przedstawiciele lepiej rozwiniętej od nas cywilizacji która kiedyś odwiedziła Ziemię.
Nic nie wiesz o cierpieniu, nie przeżyłaś nawet jednej setnej części tego co ja a mnie oceniasz choć nie wiesz jak to jest być na mym miejscu. To tak jakbym ja oceniał co czuje zgwałcona kobieta.
A podobno E. Tolle kazał nie oceniać. I skąd wiesz że ja do matki nie czuję współczucia – bo tak mało o tym napisałem? Empatię też mam i ta empatia mnie zgubiła, straciłem przez to dużo pieniędzy bo pomogłem osobie która mnie oszukała. Proponuję żebyś wypróbowała na sobie te prawa wszechświata – idź gdzieś gdzie jest niebezpiecznie, na pewno to Ci pomoże jak podejdziesz do bandyty z miłością i empatią. A z moją mamą jest jak z alkoholikiem – nie chciała się leczyć i przez to jest nieszczęśliwa i przez to ja też. Nie tylko przez to ale miało to na moje życie olbrzymi wpływ. Mam różne blokady w sobie, mam inną psychikę jak osoba z w miarę normalnej rodziny. Staram się to zmienić ale to bardzo trudne. Nie jest temu winna bo jest chora, odziedziczyła to po matce. To i tak nie zmienia że postawiła mnie i siebie w bardzo trudnej sytuacji a ja muszę teraz coś z tym zrobić.
Dla kogo miałbym brać wolne? A Ty dla kogo leczysz swoje dziecko? Nic mi nie zostało zesłane, urodziłem się w takiej rodzinie. Moja mama w ogóle nie powinna mieć dzieci.
Ja jestem przeszkodą? A co ja mogę w tej chwili specjalnie zrobić? Jakbym miał na tyle pieniędzy że mógłbym nie pracować to bym wrócił do domu i go wyremontował. Przedstawiałem jej różne rozwiązania, np. żebyśmy sprzedali dom i wtedy miałby się nią kto opiekować. Ale jej pasuje tylko mieszkanie w swoim domu i żebym ja tam wrócił a ona oczywiście się nie będzie leczyć. Jakbym miał swoją rodzinę to też miałby mi kto pomóc w opiece nad nią. Ja bardzo dobrze wiem co chcę w życiu ale nie mam na razie możliwości tego zrealizować. I umiem spojrzeć na kwestię mamy obiektywnie,
Nie wchodziłem na ten portal żeby o tym dyskutować ale mnie to zdenerwowało i po to to piszę żeby wyrzucić z siebie emocje. Jeśli przykre rzeczy po coś nam się przytrafiają w życiu to jak się to ma do tego że niektórzy tego nerwowo nie wytrzymują i chorują albo odbierają sobie życie?
A co do diety raw food to w całości to chyba nie dla mnie – nie mam na to czasu. Jajek nie, gotowanego nie, nabiału nie, pieczywa nie, obiadu nie. To co ja mam jeść? Tylko to co podajesz jako zdrową żywność. W życiu trzeba wybierać co jest ważniejsze. Dla mnie priorytetem jest co innego. Związek, seks. Może nawet bardziej to drugie. Bo romantyczność to też bzdura – o tym też Kefir pisze i o tym jakie są kobiety. I o tym też się przekonałem że to prawda.
Nie piszę tego wszystkiego złośliwie tylko dlatego że się nie zgadzam z tym co napisałaś o mnie, w ogóle mnie nie znasz.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
No i znowu tyradę napisałeś o tym jaki to jesteś biedny, poszkodowany przez wszystkich i jaki ten świat jest okropny, ludzie są źli, matka jest zła, wszystkie kobiety są złe, ta Marlena jest zła, jak nikt Cię nie rozumie i wszyscy nic nie wiedzą!
Widzisz tu wzorzec? Kręcisz się wokół własnego ogona!
Jeśli dalej wiecznie aż do śmierci będziesz roztrząsał bezustannie przeszłość (oczywiście straszną) i projektował przyszłość (oczywiście beznadziejną), wtedy z tego miejsca w którym jesteś nigdy nie wyjdziesz. Na zawsze będziesz więźniem swojego umysłu i tego głosu w głowie, który wiecznie opowiada te wszystkie rzeczy (ja i moja smutna historia), podczas gdy Ty nie masz nad tym żadnej kontroli (co widać po Twoich pełnych żalu wypowiedziach i wiecznym opowiadaniu jednego i tego samego: ja i moja smutna historia). Im więcej i częściej będziesz ją sobie i innym powtarzał, tym więcej to wszystko będzie sprawiało cierpienia, będzie Cię dusić i więzić Cię – w miejscu, w którym wcale nie chcesz tak naprawdę być!
Każdy z nas ma swoje traumy, swoje smutne historie. Z tym, że jedni siedzą w nich po uszy całe życie (zmienia się stan konta bankowego, praca, domy, żony lub mężowie, ale smutna historia zostaje), a inni z tego wychodzą i zawsze radują się życiem bez względu na aktualny stan posiadania, rodzaj pracy czy zachowań ludzi wokół (co wymaga pracy nad sobą, nie nad innymi). Jeszcze inni tak bardzo wierzą w swoją opowieść i się pogrążają bez reszty w tym matriksie, że popełniają samobójstwo albo w najlepszym razie zatracają się w cielesnych lub psychicznych uzależnieniach (narkotyki, seks, jedzenie, alkohol, zakupy, internet, telewizja, gry, leki, hazard, pracoholizm) by przestać w końcu słyszeć ten głos i od niego choćby przez chwilę odpocząć, tylko wtedy choć przez moment mogą po prostu BYĆ, czyli cieszyć się chwilą obecną, radować się życiem.
Zamiast mrocznego emo-portalu Kefira sugerowałabym spędzać raczej czas na czytaniu bardziej ambitnej i pomocnej literatury: możesz zacząć od otwierającej mocno oczy książki doktora Hawkinsa „Siła czy moc” i spróbować przy jej pomocy określić (uczciwie, czyli oko w oko z jaźnią) na jakim poziomie świadomości obecnie się znajdujesz. Ta książka mądrego psychiatry pozwoli Ci uświadomić sobie również na jakim poziomie znajduje się Kefir i jego portal, na jakim Twoja mama albo ci ludzie, którzy Cię oszukali lub zranili w inny sposób. Nie po to by „oceniać” lecz po to, by zrozumieć wiele spraw, wyjść z etapu Kefira i spółki i udać się na wyższy poziom zrozumienia rzeczy. Z góry naprawdę lepiej widać! 😉
Jak już skończysz „Siła czy moc” możesz zacząć „Technikę uwalniania” (bardzo pomocna), a potem „Przekraczanie poziomów świadomości” (dużo wiedzy praktycznej), następnie „Przywracanie zdrowia” (to o czym wspomniałam – medycyna kwantowa, informacyjna czy jak zwał tak zwał), oraz „Oko w oko z jaźnią” (jak dla mnie najtrudniejsza, ale bardzo ciekawa).
Książki te napisane są przez lekarza, ale dla laików, aczkolwiek lektura ta tak czy siak do najłatwiejszych nie należy: wymaga uczciwości wobec samego siebie, pewnego skupienia i czasem czytania parę razy by pojąć i przetrawić w sobie te treści (pomocne jest robienie notatek, zakreślanie fluorescencyjnym zakreślaczem najważniejszych pojęć itp.).
Niestety, tu samo się nie nic zrobi, przynajmniej na początku trochę wysiłku trzeba włożyć w pracę nad sobą, a potem to już z górki! 😉 Jak powiedział Albert Einstein: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.”. Wkroczenie na drogę drugą wymaga pracy nad sobą i przeprogramowania swojego „twardego dysku”, na którym zapisano dane fałszywe lub śmieciowe. Zdarza się też spontanicznie ludziom, którzy przeżyli wypadek i śmierć kliniczną. Zamiast jednak czekać na wypadek, chyba jednak bardziej sensowne jest od razu zabrać się do pracy. Oczywiście tylko jeśli czujesz się gotów na to by cokolwiek zmieniać.
Powodzenia! Pozdrawiam wzajemnie.
Zbyszek napisał(a):
Witam 🙂
Zgłaszam się z najnowszymi badaniami (z 1 sierpnia 2017), dotyczącymi mojego nadmiaru żelaza we krwi. Dzięki Bogu mam dobre wyniki! 2,5 mies wstecz (11 maja) miałem 256 jednostek.
Od 1 czerwca biorę 10 gram Witaminy C (askorbinian sodu, popijam przez cały dzień) – pod wpływem pozytynego doświadczenia obecnego tutaj Piotrka (dzięki, żeś się podzielił tym!) oraz Twoich Marlenko wpisów o leczeniu hemochromatozy witaminą C (wydaje się szaleństwem, ale przekonałaś mnie, że jednak działa taka terapia, co sam widzę po sobie).
1,5 miesiąca temu (14 czerwca – a więc 2 tygodnie po rozpoczęciu przyjmowania wit C) Fe było na poziomie 176 jednostek. A dziś – czyli 2 miesiące po rozpocz. kuracją wit C – poziom żelaza to… 127 jednostek. Tylko tyle!!
Rewelacja! 🙂
====
Marleno, czy to prawda, że czerwone buraki (w jakiej postaci?) dobrze robią na zwiększenie liczby czerwonych ciałek krwi? Pytam bo od dawna nie jem ich, gdyż gdzieś mi się obiło, że one sprawiają, że żelazo się lepiej wchłania, co ma pomagać przy niedokrwistości…
Pytam bo moich czerwonych krwinek jest ciut poniżej normy (hemoglobina w normie) – takie wartości to nie sprawa ostatnich badań, ale już tak mam od dawna (zbadałem sobie dziś też Witaminę B12 – w górnej granicy normy jest (nie jem mięsa przeszło rok, ale biorę suplement B12 w ilości sporej bo 250 mikrogramów) – czyli nie brak wit B12 jest powodem niedokrwistości (ona jest chyba nieduża bo norma się zaczyna od 4,69, a ja mam 4,47 teraz – bywało też ciut niżej).
Z powodu nadmiaru Fe nie jadłem buraczków czerwonych, ale teraz myślę: może zacznę, to mi czerwonych krwinek przybędzie?… Jak myślisz?
Jest coś z żywności, co by ich liczbę zwiększyło?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten Twój blog 🙂
Aha, a co do wit C, to chyba dalej brał, co? Tyle samo? Czy może tak być, że mi ta witamina doprowadzi do niedoboru żelaza i prawdziwej niedokrwistości?…
We wrześniu mam być u lekarza – wtedy ponowię badania, a do tego czasu chyba będę brał wit C, jak i teraz…
Marlena napisał(a):
Nadmiar żelaza nie jest dobry podobnie jak jego niedobór. Musi być go w sam raz, nie za dużo i nie za mało. Szczególnie powinny nas interesować wartości ferrytyny – one dają nam pojęcie o zgromadzonych zapasach, które kiedy są zbyt duże to mogą nas wpędzić w problemy.
Co do buraków, to jedz i zobacz. Niehemowe żelazo (czyli pochodzące z roślin) nie kumuluje się w ustroju – mamy wbudowane w nasz system naturalne mechanizmy zapobiegające temu. Jedynie żelazo hemowe (z pokarmów odzwierzęcych) nie podlega mechanizmom regulacyjnym, wchłania się „jak leci”, a nam rośnie ferrytyna będąca wskaźnikiem zapasów żelaza.
Jolanta napisał(a):
Jestem chora na hemochromatoze pierwotna. Poziom ferrytyny na początku leczenia to ok. … 1200. Od roku cykliczne upusty co tydzień , dwa tygodnie. Ok 350 do 400 ml. Jak na razie nie zeszłym do dolnej granicy zdrowej osoby. Unikam witaminy C, produktów z wysokim zelazem zarówno zwierzęcych jak i roślinnych. Od roku nie tykam pewnych produkowow, nawet suplementy witaminowe wybieram takie które nie mają w składzie żelaza i witaminy C. Jakoś da się z tym żyć.
Zbyszek napisał(a):
Jolanto, da się żyć… – ale skutki tego nadmiaru żelaza mogą być po latach przyczyną, że krótkie będzie to życie! Czy czytałaś we wcześniejszych komentarzach o opcji leczenia hemochromatozy… – uwaga, uwaga – wielkimi dawkami witaminy C?!
Marlena zna teorię tej metody (dr Walter Last, itd), ja oraz Piotrek (jego tu komentarze o tym mówią), znamy skuteczność witaminy C przy nadmiarze żelaza (ja nie mam chyba tej choroby, ale nadmiar Fe mi wykazywały kolejne badania; teraz, chwalić Boga, mam w normie moje żelazko…).
Pozdrawiam 🙂
Grzegorz l.37 napisał(a):
Witam 🙂
Mam żelazo na poziomie 183 µg/dl…. Lekarka nie wprowadziła żadnego leczenia. Czy ten poziom jest bezpieczny?
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Grzegorzu, jest nieco powyżej normy. Zbadaj ferrytynę czyli swoje zapasy, to one są „skrzynką dynamitu”, której nie powinno się trzymać w domu. 😉
Piotrek napisał(a):
Napiszę na razie krótko bo mam mało czasu. Po najnowszych wynikach poziom ferrytyny zamiast spaść mi wzrósł. Czyli coś tu nie halo. Ani witamina C ani dużo owoców i warzyw, odstawienie mięsa, ryb i jaj nie pomogło. A żelazo mam w normie.
A co psychologii to skoro ja mam tak fajnie to może przywiozę Ci Marleno, moją mamę i zobaczysz jak to jest w praktyce a nie w teorii. Z całym szacunkiem uważam że nie powinnaś mnie oceniać i nie po tu zaglądałem aby dyskutować na tematy psychologiczne.
Marlena napisał(a):
To zacznij jeść znowu produkty mięsne i rybne, odstaw też witaminę C i daj znać za jakiś czas czy może spadła ferrytyna? Może spadnie? A jeśli tak – to masz szansę zrobić wielką życiową karierę na światową skalę: przypadek szczególny, którym zajmą się wybitni naukowcy, będzie głośno o tym w mediach, a może nawet trafi do Księgi Guinnessa! 😉
A tak na poważnie: w artykule jest mowa o 10 (słownie: dziesięciu) sposobach na obniżenie ferrytyny. Podziel się proszę swoimi spostrzeżeniami jak wypróbujesz wszystkie 10. Polecam sposób numer jeden, działa najszybciej. Zmiany dietetyczne najwolniej – przeczytaj proszę uważnie jeszcze raz cały artykuł.
Odnośnie „oceniania”: ja nie CIEBIE oceniałam (przecież nie znam Cię, dobry człowieku!). Wyraziłam jedynie moje zdanie na temat nie CIEBIE, a tego co piszesz – w kółko bowiem piszesz to samo żaląc się jaka to ta Matka jest okropna i zła, a jest teraz do takiego stopnia zła, że teraz to już nawet jesteś gotów mi ją przywieźć do mnie – no cóż, zapraszam, chętnie poznam!
Ja też mam niewiele czasu i nie jestem tu z pewnością po to by, zajmować się czyimś pokiereszowanym wybujałym ego. Tu przychodzą ludzie, którzy naprawdę cierpią i szukają pomocy, ale różnica między nimi a Tobą jest taka, że oni są skłonni zrobić WSZYSTKO – zmienić swoje życie, swoje poglądy, swoje nawyki, swoje postrzeganie miejsca w którym się znaleźli, przeczytać każdą możliwą książkę czy wypróbować każdą możliwą terapię (dietę, post, zioła, medytację, suplementy czy inne sposoby współpracujące z naszą doczesną i duchową maszynerią) – by tylko sobie pomóc. Nie obraź się, ale mam wrażenie, że Ty wcale nie szukasz tutaj wsparcia. A jeśli nie – to po prostu opuść nasze towarzystwo. Możemy pogłaskać po główce, ale prawdziwą robotę (wewnętrzną i fizyczną) każdy musi wykonać sam.
Axel Tulup napisał(a):
Masz Piotrze robotę do wykonania. Wewnętrzną pracę prowadzącą do przemiany. Taka karma. I tylko nie pisz, że nie wierzysz w takie rzeczy bo twoja wiara nie ma tu nic do rzeczy, bo i tak życie wymusi na Tobie zmianę.
I tak jak Marlena pisała – nic ci się lepszego nie mogło przytrafić do wypełnienia karmy jak trudna sytuacja osobista w domu! Po to ona się pojawia na określonym etapie życia – abyśmy otworzyli oczy! Że coś z nami, naszymi relacjami jest nie halo…Potraktuj matkę jako narzędzie prowadzące do wolności, do naprawy relacji międzyludzkich, relacji ze światem. Jak zmarnujesz tą okazję, będziesz się szarpał z życiem do końca swoich dni.
Zrób taki wewnętrzny test – wycisz się i przeanalizuj co ci teraz w duszy gra, jakie dominują uczucia – harmonia czy chaos, miłość czy lęk? I dąż do wewnętrznej harmonii. Niektórym do osiągnięcia tego stanu potrzebna jest całkowita rezygnacja z seksu w jakiejkolwiek formie na pewien czas – zwłaszcza jeżeli po seksie czują się wewnętrznie rozbici, sfrustrowani, pojawiają się negatywne myśli…może tu jest problem..
Piotrek napisał(a):
Owszem się podzielę po to żeby inni ludzie którzy mają taki problem wiedzieli jak to działa w praktyce. Napiszę co dokładnie w sposób naukowy bo dużo z tego artykułu wypróbowałem i to po prostu NIE DZIAŁA a Ty nie chcesz przyjąć tego do wiadomości. Pewnie że najprościej byłoby zastosować numer 1 ale ja mam za mało czerwonych ciałek krwi więc lekarz mi to odradził. Tak wydaje się że u mnie po prostu dieta czy to czy biorę witaminę C nie ma większego wpływu na poziom ferrytyny a w tej postaci choroby co mam ferrytyna raz wzrasta raz spada.
To czy moja mama jest zła czy nie ma znaczenia, większym problemem jest dla mnie to że mi jest z tym ciężko bo nie mam nikogo do pomocy i moje wszystkie próby zapewnienia jej opieki na czas aż pójdzie do ZOL spełzły na niczym. Ale najwidoczniej tego też nie rozumiesz. Najwidoczniej dla ludzi wierzących w te wszystkie opowieści o prawie przyciągania na które nie ma żadnych naukowych dowodów wszystko jest do wytrzymania (oczywiście jak ich to nie dotyczy).
A do pomocy to ja pomocy psychologicznej nie potrzebuję bo z całym szacunkiem coś mi się zdaje że mam na ten temat większą wiedzę od Ciebie i o chorobach psychicznych, nabytą też i praktycznie a nie książkowo. Z tym że pisałem że Ci ją przywiozę chodziło mi o to że uważam żeby się w ogóle wypowiadać w tej sprawie trzeba coś przeżyć takiego w praktyce. Bo inaczej to wygląda to tak jak wypowiadanie się o zaletach komunizmu przez dobrze nażartego Amerykanina.
@Axel, jak przeżyjesz coś podobnego to dopiero się wypowiadaj. Ja z matką mam trudną sytuację całe życie a nie teraz. I poucz się psychologii. A tak w ogóle to się cieszcie że ja umiem kontrolować swe emocje bo jakbym nie umiał to odpowiedziałbym bardzo niegrzecznie. Zresztą spróbujcie te swoje pseudoteorie powiedzieć komuś kto ma alkoholika czy narkomana w rodzinie nie chce się leczyć bo to jest podobna sytuacja. Cierpi ta osoba i cała jej rodzina. Spróbujcie, to może usłyszycie: „co Ty k… pieprzysz” i może jeszcze to że się nazywa że ich trudna sytuacja to dar od losu to chamstwo i bezczelność. Rezygnacja z seksu jest dobra może dla ludzi którzy mają go za dużo, ja się do nich nie zaliczam. Jak pisał A. de Mello „Nie ma prostytutki która by nie mówiła o Bogu i księdza co nie mówi o seksie”. Zresztą wszystkie religie mają negatywny stosunek do seksu poza prokreacją po to żeby manipulować ludźmi. Naprawdę Axel mało wiesz o moim życiu a dajesz mi rady w stylu „weź sobie te czopki co brała ciocia Józia”.
Axel Tulup napisał(a):
miałem/mam bardzo podobną sytuację by nie powiedzieć identyczną, jednak podszedłem do osobistego problemu tak jak napisałem – jako sygnał, znak od życia, że czas coś w końcu zmienić, przede wszystkim siebie. Nigdy nie oczekiwałem pomocy z zewnątrz i nigdy nie miałem pretensji do nikogo, poza sobą…
Podzieliłem się z tobą tylko swoim doświadczeniem, a ty zrobisz co uważasz…
Piotrek napisał(a):
A tak w ogóle to nie potrzebuję żadnych rad na temat psychologicznych aspektów mej sytuacji, mam mocną psychikę co nie znaczy że mam brać na siebie ciężary nie do uniesienia. Wiesz co by mi mogło tu prędzej tu pomóc? Pieniądze bo jakby mnie było na to stać to załatwiłbym mamie DPS we Wrocławiu gdzie mógłbym częściej ją doglądać. I może by tam był szybszy termin. A tak musiałem załatwiać tam gdzie mogę czyli nie na miejscu. I żeby było jasne to nie jest apel do nikogo o pomoc finansową. Skończmy już to bo ja sobie nie życzę gadek na ten temat, nie jesteś ani psychologiem ani psychiatrą więc dlaczego piszesz takie rzeczy np. o „moim pokiereszowanym wybujałym ego”. Bo ośmieliłem się napisać coś wbrew temu co głosisz a powinienem chyba przytakiwać jak baran który nie chce widzieć oczywistych faktów. Chyba to określenie o ego bardziej pasuje do Ciebie, ma wrażenie że ten portal temu służy żeby każdy tu pisał jaka to jesteś mądra i wspaniała a jak ktoś robi inaczej to jak jest traktowany? Niestety mi to przypomina system religijny z przywódcami narzucającymi jedyną właściwą prawdę. „Ludzie którzy tu przychodzą są skłonni zrobić wszystko” – czyli wyłączyć myślenie? (przy okazji medytacja to nie jest żadna terapia – poproszę o dowody naukowe jak jest inaczej). Tak zrobili rodzice Bogusia leczonego na raka, z jakim skutkiem wiadomo.
Chcę tylko jeszcze napisać o tym co wypróbowałem i merytorycznie. Wydałem kupę kasy na suplementy które miały pomóc mi i mojej mamie , zmieniłem radykalnie dietę i żadnego efektu, wręcz pogorszenie i jestem wkurzony. A skoro prowadzisz taki portal to informacje powinny być rzetelne bo jeszcze mogą komuś zaszkodzić. Poczytaj sobie fora gdzie piszą ludzie chorzy na hemochromatozę – oni też do opustów trzymali ścisłą dietę i ferrytyna mimo tego wzrastała. I może jednak żelazo roślinne też szkodzi, możę nie powinienem jeść takich rzeczy.
Kamila napisał(a):
Marleno przeczytałam artykuł, wszystkie komentarze i z jednej strony znalazłam odpowiedź, a z drugiej czuję, że potrzebuję jeszcze potwierdzenia. Mianowicie mam 35 lat, od zawsze miałam wysokie żelazo w surowicy 150-180 , nikt nigdy nie zlecił badania ferrytyny, dopiero sama to zrobiłam rok temu i wynik 13, czyli przy dolnej granicy. Zaczęłam szukać i dopiero u Ciebie znalazłam sensowne wytłumaczenie. Rozumiem, że istotna jest ferrytyna i to jest wyznacznik, że tego żelaza jest za dużo, a nie samo żelazo w surowicy. Czy dobrze właśnie to rozumiem i nie powinnam się niepokoić, że tego żelaza w surowicy mam za dużo?
Marlena napisał(a):
Kamilo, to nie jest takie proste. Owszem, wysokie zapasy żelaza (ferrytyna) mogą być „tykającą bombą” i nie warto mieć wybujałych przesadnie tych zapasów. Natomiast wysokie żelazo w surowicy niech nas skłoni do poszukiwań: dlaczego tak jest? Jemy za dużo produktów odzwierzęcych, czy może zawalona wątroba szwankuje albo też mamy w ustroju za dużo ołowiu? Jakaś przyczyna tego musi być. U Ciebie to może być wątroba (skarżyłaś się na pieprzyki), poziom ołowiu najlepiej sprawdzić badaniem włosów. Przeanalizuj czy dietę masz prawidłową, opartą na nieprzetworzonych produktach roślinnych, a jeśli tak nie jest to warto to zmienić idąc w tym kierunku i porzucając „tradycyjną” dietę.
Kamila napisał(a):
Wow Marlena, dziękuję:) Jestem pod wrażeniem, że w odpowiedzi powiązałaś moje wcześniejsze zapytanie o pieprzyki . Moja dieta nigdy nie była bardzo nie zdrowa, choć w domu królowało mięso na obiad i kanapki z wędliną. Dopiero sama około3 lata temu przeszłam już ze swoją rodziną na dietę zdecydowanie bardziej warzywną. I z tą wątrobą możesz mieć rację i to dobry kierunek. Zanim przeszłam na bardziej naturalne odżywianie to zawsze miałam na podbródku takiego misia (czyli ciemniej zabarwioną skórę) i któregoś dnia, jedząc już bardziej naturalnie, więcej warzyw , zdecydowanie mniej mięsa, patrzę „misia” nie ma. I to też dało mi do myślenia. Jeszcze w tamtym roku dosyć mocno zaczęły pojawiać się u mnie siwe włosy. Na pewno stres też tu zrobił swoje, bo nie mało go było. Ale też zastanowiło mnie, dlaczego, że może brakuje mi siarki. O analizie włosa dowiedziałam się kiedyś u Ciebie. I chyba czas zrobić. Będę musiała zrobić przez internet, bo w moim mieście nie robią. Czy polecisz jakieś miejsce, czy nie kombinować i znaleźć coś na necie i zamówić? Wogóle przymierzałam się też teraz na jesień, żeby zrobić post Dąbrowskiej i tak jakoś waham się czy wytrzymam, brakuje mi zdecydowania, choć bardzo bym chciała. Jeszcze raz naprawdę bardzo Ci dziękuję.
Marlena napisał(a):
Wpisz proszę w wyszukiwarkę Google „analiza pierwiastkowa włosów”, jest ich kilka takich laboratoriów, wysyła się do nich próbkę włosów i dostaje wyniki na maila lub tradycyjną pocztą, do wyboru.
kamilla napisał(a):
kurcze nie wiedziałam,że nadmiar żelaza czasami potrafi mieć takie skutki, ja to mam cały czas niedobór żelaza i musze stosować suplementy diety jak dicofer, bo już nie wyrabiam, zwłaszcza,że jestem w ciąży
jolanta napisał(a):
Witam.
Bardzo ciekawy artykuł. Ja również mam problem z nadniarem Fe od trzech lat. Jestem po menopauzie i od tego czasu systematycznie podnosi się poziom żelaza. Zaczęło się od 2015 roku, w grudniu poziom Fe 30,6, grudzień 2016 Fe 40,5, listopada 2017 Fe 50,5 /czyli 286/.
Jestem po badaniach genetycznych w kierunku hemachromatozy, wyniki ok nie mam mutacji genów /dwa podstawowe/ Ferrytyna 46 /normy 20- 150/ transferyna 3,10 /2,10-3,20/Wysycenie wysokie 64,7%. Co mam robić? Pół roku temu zastosowałam dietę bez miesa i żelazo pięknie spadło do poziomu 22,1. Obecnie jest wysokie ponieważ nie stosowałam diety. Proszę o jakies podpowiedzi.
Marlena napisał(a):
Dieta bez produktów odzwierzęcych lub z okazjonalnym spożyciem (czyli od wielkiego dzwonu typu święta, wesele w rodzinie itp.) to najlepsze co kobieta wkraczając w menopauzę może dla siebie zrobić. Żelazo pochodzące bowiem z roślin ustrój człowieka potrafi sobie regulować stosownie do potrzeb (gdy dostanie za dużo to zwyczajnie nie wchłonie), natomiast nie potrafi robić tego z hemowym żelazem pochodzącym z produktów odzwierzęcych.
Joanna napisał(a):
Dobry wieczór! Dziękuję za powyższy artykuł, który wniósł dużo nowości do mojej skromnej wiedzy. Nie wszystko jest dla mnie takie oczywiste i jasne i zrozumiałe. Natomiast mam problem i do tego jestem ogromnie przestraszona, czytając, że wysoki poziom ferrytyny jest jak „tykająca bomba” którą noszę w sobie. Poziom ferrytyny to 318,60 ng/ml (norma 13-150), gdzie jeszcze pół roku temu wynosiła ferrytyna 228,60 ng/ml. Przez pół roku taki skok! Szok. Żelazo obecnie mam już na szczęście niższe , bo 138,0 ug/dl (norma 50-170) a jeszcze pół roku temu 146 ug/dl (przy normie 37-145). Morfologia wg lekarza w porządku. Skąd taka wysoka i wciąż rosnąca ferrytyna? Lekarz powiedział mi, że nie wie i musi popytać i mam przyjść za tydzień. A ja cała umieram ze strachu. Dodam, że ostatnio przy wysiłku (ćwiczeniach, strasznie ziewam i jestem niedotleniona, a nawet zasłabłam). Myślałam, że mam anemię i zrobiłam powyższe badania. A tu przeładowanie żelazem. Proszę o pomoc. Do kogo się udać.
Agnieszka napisał(a):
mam zawysokie zelazo we krwi jak leczyc /??DO TEGO CHOROBA MIESNI I OD KILKU DNI NADCISNIENIE PROSZE O RADE POZDRAWIAM
Marlena napisał(a):
A co jest tego przyczyną? Co mówił lekarz? Robił Ci badania genetyczne (np. na hemochromatozę) czy też poziom żelaza jest wynikiem diety i stylu życia? Zbadaj sobie też poziom witaminy D we krwi (to tak odnośnie mięśni i nadciśnienia).
Jola napisał(a):
U mnie poziom ferrytyny wynosił 1200. Przy lekko podwyższonym poziomie fe. Do tego bardzo zle samopoczucie. Praktycznie wszystkiego. Do tego omdlenia. Walenie serca. Zawroty glowy. I to była hemochromatoza pierwotna. Diagnozowana byłam 3 miesiące.
darek napisał(a):
Czy ktos z was zna moze jakis srodek czy lek przeciw hemochromatozie czyli podwyzszonej ilosci zelaza w organizmie.Dajcie znac prosze aby pomoc sobie w tej bardzo uporczywej i groznej dolegliwosci,chorobie.Z gory dziekuje i serdeczne pozdrowienia.darek
Marlena napisał(a):
Na pewno dieta jarska – bezmięsna. Resztę rzeczy jakie można robić opisałam w artykule. Dr Jaffe na wykładzie mówił, że odpowiednio podawana witamina C jest pomocna przy hemochromatozie, cytuję: „gdy czytasz na stronie FDA monografie dotyczące hemochromatozy i hemosyderozy – preferowanym sposobem leczenia jest podawanie witaminy C. Ponieważ witamina C bezpiecznie redukuje żelazo trójwartościowe do dwuwartościowego, dwuwartościowe żelazo może zostać zredukowane i opuścić bezpiecznie ciało.
Więc problemem z hemochromatozą i hemosyderozą jest brak witaminy C, który prowadzi do utleniania się żelaza i retencji utlenionego żelaza. Kiedy zredukujesz żelazo do formy dwuwartościowej ciało może je wydalić.” Koniec cytatu.
darek napisał(a):
Czy spozywanie siemienia lnianego moze byc radykalnym elementem w zwalczaniu hemochromatozy /z regularnymi upustami krwi/.I w jakich ilosciach nalezy to siemie w tym sensie „leczniczym”spozywac.Ile lyzeczek od herbaty dziennie.I czy stosowanie takich srodkow jak Ginseng /korzen zenszenia/ pomocny do wzmocnienia calego organizmu i Propolis /kit pszczeli/ktory usuwa stany zapalne i goi wiele organow i sa one pomocne w polepszeniu stanu calego organizmu czy sa wiec tez i pomocne i wskazane przy zwalczaniu zaawansowanej hemochromatozy ?.Prosze o odpowiedz bo chce wiedziec i czuc czy moj tok myslenia i postepowania jest dobry bo patrze tez na elementy wzmocnienia calego organizmu.Z gory dziekuje za porade i odpowiedz.Serdeczne pozdrowienia.darek
Franc napisał(a):
Witam wszystkich wczoraj dostałem wyniki zelazo 222 ferrytyna 620 w poniedziałek jade zrobić test genetyczny no i mam zamiar zrobić terapię 10g witaminy C. Dodatkowo dieta jarska zobaczymy za jakiś czas.
Piotrek napisał(a):
W moim przypadku wychodzi że działa tylko pierwszy sposób co potwierdza też medycyna akademicka. Żelazo i ferrytyna odkąd mi zdiagnozowano hemochromatozę raz rosło raz spadało więc myślałem że może coś z tych sposobów które są wymienione w tym artykule działa. Niestety ostatnio znowu wzrosło i lekarz skierował mnie w końcu na krwioupust. Mogę więc ze swojego doświadczenia powiedzieć że wiele z tego co jest powyżej nie działa, przynajmniej w moim przypadku. Co konkretnie:
– kwercetyna, kurkumina, IP6, teaflawina, ekstrakt z zielonej herbaty,
– unikanie suplementów z żelazem i żywności wzbogacanej,
– jaja, kawa, herbaty zielone jak też z rumianku, lipy i mięty, oliwa z oliwek, czerwone wino,
-pocenie się, aktywność fizyczna .
Nie jem też prawie mięsa ani ryb.
Mógłbym nic nie robić a skutek byłby taki sam. Pieniądze które wydałem na te suplementy mogłem inaczej spożytkować a nie jestem osobą bogatą. Bez tych rzeczy można się spokojnie obejść, to nie są suplementy niezbędne dla organizmu i raczej drogie. Spróbowałem zgodnie z sugestią każdej możliwej terapii i kto najlepiej na tym wyszedł? Producenci i sprzedawcy suplementów. To może pomaga komuś kto ma niewielką nadwyżkę żelaza a nie uwarunkowaną genetycznie jak ja. I przykro że na takiej stronie z której poradami kieruje się wielu ludzi zamieszczane są nieprawdziwe informacje. Wcale się nie dziwię że potem lekarze nie traktują tego poważnie. Dodatkowo mogę powiedzieć że po krwioupuście stawy mnie dalej bolą więc hemochromatoza to nie jedyna przyczyna. Więc w tym też się niestety myliłaś.
Marlena napisał(a):
Z całym szacunkiem, ale to nie jest artykuł poświęcony chorym na hemochromatozę.
Tu jest witryna dla ludzi przewlekle zdrowych i takież są informacje w niniejszym artykule (zresztą nie wymyślone przeze mnie, lecz zaczerpnięte z podanej w artykule literatury) – czyli przeznaczone dla ludzi ogólnie zdrowych, którzy mogą mieć nadmiar zapasów żelaza. Czy pomogą wszystkie porady każdemu – śmiem wątpić, bo jak to mówią, jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził. Pewne porady pomogą jednemu, a drugiemu pomoże coś innego.
W przypadku choroby genetycznej rozsądniej będzie szukać porad na blogach prowadzonych przez ludzi chorych na hemochromatozę, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami oraz na specjalistycznych witrynach, gdzie znajdziesz porady w artykułach poświęconych osobom cierpiącym na twoją chorobę. Odnośnie diety to tutaj na przykład masz portal prowadzony przez dyplomowanych dietetyków oraz zalecenia zmian w diecie przy hemochromatozie: https://dietetycy.org.pl/hemochromatoza-zalecenia-zywieniowe/
Grazyna napisał(a):
Witam wszystkich.Marlenko właśnie zrobiłam badania i okazała się ze mam za wysokie zelazo 167 a norma jest do 145. Jestem w trakcie menopauzy i z tego co sie naczytalam po prostu jestem przerażona.Lekarz powiedzial ze jest tylko podwyzszone ale ja mam już swoja wizje. Musze zrobić dodatkowe badanie tzw.ferrytyne z tego co się tutaj dowiedzialam i to dzieki wam wiem co zrobić. Mam zrobione badanie na witamine B12 i mam 130 norma 191-663 i w związku z tym mam pytanie czy moge brac zastrzyki B12 przy takim wyniku z zelaza i czy brak tej witaminy powoduje właśnie podwyzszenie zelaza?
Marlena napisał(a):
B12 możesz śmiało suplementować doustnie, a czy będą potrzebne zastrzyki to już musi lekarz zdecydować. Zamiast tworzyć swoje czarne wizje słuchaj co ma lekarz do powiedzenia. Nie można interpretować „gołego” wyniku żelaza we krwi, bo ta wartość jest zmienna. Pod uwagę bierze się również inne dane jak np. ferrytyna czy transferyna. Gdy przestajemy miesiączkować, to może wystąpić pewien wzrost żelaza, bo my się go zwyczajnie nie pozbywamy już co miesiąc. Na pewno warto poczynić zmiany w diecie i stylu życia. To co ustrój nam wybaczał jak byłyśmy młode, to teraz może nie ujść nam już tak łatwo na sucho! 😉
Grażyna napisał(a):
Witam.Marleno czy niski poziom witaminy b12 moze być powodem do podwyzszonego zelaza lub czy mozna brac witamine b12 przy wyniku 167 żelaza?
Marlena napisał(a):
Jedno z drugim nie ma zbyt wiele wspólnego. Jedynym przeciwwskazaniem do stosowania witaminy B12 jest uczulenie na ten składnik.
Grażyna napisał(a):
Marlenko czy przy takim wyniku mozna jeść natke pietruszki a jem do kazdej kanapki ,dodaje do zupy.Przepraszam ze zadaje pytania jak dziecko ale jestem załamana tym żelazem u nas norma jest do 145. Lekarz mi powiedział powtórzymy badania za miesiąc i nic więcej.Wyniki robiłam w zeszłym tygodniu nigdy wcześniej nie mialam badanego żelaza pomimo ze czesto robie badania i tu taki szok.Jeszcze tyle się naczytalam na ten temat że mam dość
Marlena napisał(a):
W pietruszce mamy żelazo niehemowe, więc jeśli wystąpi jego nadmiar, to ustrój je wydali. Natomiast unikaj nadmiaru żelaza hemowego zawartego w produktach odzwierzęcych, bowiem w przypadku tego rodzaju żelaza ustrój człowieka nie ma żadnych mechanizmów regulujących (tak jak to się dzieje przy żelazie roślinnym, niehemowym).
Grażyna napisał(a):
Marlenko a czy ja moge brać wit c przy małym zapaleniu żołądka i spastyczności jelit. Czesto mam zgage jesli nie pomaga siemie to biore ortanol. Prosze napisz mi która witamine mam kupic i w jakich dawkach mam ją jeść. Wiem że wyżej jest opisane dawkowanie ale mi chodzi o mój żałądek częste mulenie,jelita czesto bóle brzucha biegunka jak w tym wypadku mam ją dawkować. Bardzo ,Bardzo Dziękuje.Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
W tym wypadku zdecydowanie askorbinian sodu, bowiem kwas l-askorbinowy mógłby podrażniać wrażliwy żołądek: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/askorbinian-sodu-1-kg-witamina-c-suplement-diety.
Jeśli chodzi o dawkowanie to samemu trzeba wyczuć, musi to być ilość na granicy tolerancji jelitowej, czyli powodująca poprawę samopoczucia, ale nie dopuszczająca do rozwolnienia. Dla każdego ta ilość jest inna.
Grazyn napisał(a):
Marlenka tak właśnie sobie pomyślałam,że od dwóch lat regularnie biorę witaminę b compositum do 3 tabletek dziennie,czy to może być powodem mojego podwyższonego żelaza?
Marlena napisał(a):
Nic mi o tym nie wiadomo aby witaminy z grupy B powodowały nadmiar żelaza.
Grazyn napisał(a):
Witaminę jako lek nie suplement diety
Piotrek napisał(a):
Z całym szacunkiem ale proszę się popatrzeć co sama kiedyś mi pisałaś: „A tak na poważnie: w artykule jest mowa o 10 (słownie: dziesięciu) sposobach na obniżenie ferrytyny. Podziel się proszę swoimi spostrzeżeniami jak wypróbujesz wszystkie 10. Polecam sposób numer jeden, działa najszybciej. Zmiany dietetyczne najwolniej – przeczytaj proszę uważnie jeszcze raz cały artykuł”.
W takim razie w artykule powinno być zaznaczone że nie dotyczy to osób chorych na hemochromatozę bo wprowadza to w błąd. Nie chodzi że o to że „jeszcze się taki nie urodził co każdemu by dogodził” tylko o to że mi nic z pozostałych poza upustem krwi sposobów nie pomogło. Proszę też mnie nie odsyłać na strony prowadzone przez ludzi chorych na hemochromatozę czy takie gdzie jest podawana dieta przy tym schorzeniu bo już dawno, w ub. r. to zrobiłem. Nigdzie nie pisze że witamina C jest zalecana przy tym schorzeniu. A popatrz co zalecasz niewiele wyżej osobie też chorej na hemochromatozę: Dr Jaffe na wykładzie mówił, że odpowiednio podawana witamina C jest pomocna przy hemochromatozie, cytuję: „gdy czytasz na stronie FDA monografie dotyczące hemochromatozy i hemosyderozy – preferowanym sposobem leczenia jest podawanie witaminy C. Ponieważ witamina C bezpiecznie redukuje żelazo trójwartościowe do dwuwartościowego, dwuwartościowe żelazo może zostać zredukowane i opuścić bezpiecznie ciało. Więc problemem z hemochromatozą i hemosyderozą jest brak witaminy C, który prowadzi do utleniania się żelaza i retencji utlenionego żelaza. Kiedy zredukujesz żelazo do formy dwuwartościowej ciało może je wydalić.”
Mi też to zalecałaś i przetestowałem to na sobie i wiem że to nieprawda. Na szczęście mam niepełną formę hemochromatozy i wydaje się że witamina C nie miała u mnie większego wpływu na poziom żelaza. Ale jak będzie u osoby która ma pełną formę? Weźmiesz odpowiedzialność jak jej to zaszkodzi? Primum non nocere – ktoś chyba o tym zapomniał. Dr Jaffe chyba coś nie doczytał na stronach FDA bo ja tam też szukałem o tym informacji o hemochromatozie i pisze tam co innego, że owszem jest stosowana ale w mniejszych dawkach i tylko i wyłącznie po stosowaniu leku usuwającego żelazo. Ma w tym swój interes żeby tak mówić bo sprzedaje suplementy z witaminą C. Ciekawe też że odsyłasz mnie do strony z dietami – przecież w innym poście piszesz o dietetykach źle, że zawsze proponują oprócz zdrowej żywności jakiś niezdrowy artykuł.
Przykro mi ale to wszystko nie trzyma się kupy – jedno zaprzecza drugiemu. To co piszesz należy więc interpretować tak że są to osobiste poglądy właścicielki witryny, niekoniecznie zgodne z naukową prawdą. Tym dwu osobom które po mnie pytały się o hemochromatozę mogę powiedzieć że można spróbować witaminy C powiedzmy przez miesiąc i monitorować co się dzieje żeby nie mieć pretensji do siebie że się nie spróbowało wszystkiego. Nie ma jednak żadnych naukowych dowodów na to że to pomaga. Najlepiej jednak spróbować oddać krew. – to jedyne naukowo potwierdzone leczenie. Mogę też powiedzieć że u mnie dieta bezmięsna ale z rybami przez miesiąc nie powodowała wzrostu ferrytyny i teraz wracam do spożywania ryb. Nie podzielam bowiem poglądu że wegetarianizm jest właściwy, niewielkie ilości produktów zwierzęcych są też potrzebne człowiekowi. W „niebieskich strefach” ludzie też je jedzą.
Marlena napisał(a):
Z całym szacunkiem, ale hamuj proszę swoją napastliwość, bo ja tutaj niczego nie zaleciłam, podzieliłam się jedynie posiadanymi informacjami pochodzącymi w dodatku od praktykującego lekarza, biochemika i żywieniowca jakim jest dr Rusell Jaffe (MD, PhD, CCN). I to jest wysoko wykształcony ekspert z ponad 30-to letnim stażem w leczeniu ludzi, a nie zwykły handlowiec od podejrzanej maści suplementów, żeby była jasność. 🙂
Natomiast ja sama lekarzem żadnym nie jestem (o czym mówię wprost), zatem zdrowy rozsądek nakazuje wszelkie informacje zdrowotne konsultować z lekarzem prowadzącym jeśli ktoś jest na cokolwiek chory. Cieszę się, że sposób numer jeden pomógł i żałuję, że nie pomogło nic innego, ale takie właśnie jest życie, każdy z nas jest inny.
Piotrek napisał(a):
Z całym szacunkiem ale dr Jaffe nie jest chory na hemochromatozę i nie sprawdzał tego na sobie a ja tak. Nie robią na mnie wrażenia jego tytuły bo przekonałem się że nie ma racji w tej kwestii. Z autorytetami jest poza tym tak że zawsze można znaleźć taki który głosi zupełnie co innego.
Jeśli już jest poruszana kwestia lekarza to mój lekarz prowadzący powiedział mi że żelaza niczym się nie zbije poza krwioupustami, że żadna dieta na to mi nie pomoże i nie zalecił mi witaminy C. Nie do końca się też z ni zgadzam bo nawet jeżeli nie pomoże to lepiej żebym mięsa nie jadł żeby jeszcze nie pogarszać sytuacji. Na ile krwioupust pomógł nie wiem bo następne badania mam we wrześniu ale na pewno trochę obniżył żelazo. A stawy o dziwo bezpośrednio po nim przez jakiś czas mi gorzej dokuczały.
Z tym zalecaniem może źle się wyraziłem. Chodzi mi o zamieszczanie nieprawdziwych informacji. Ogólnie ta witryna ma dość dobre opinie w sieci i ja też korzystam z porad jakiej są na niej zamieszczone ale witamina C nie pomaga przy hemochromatozie i nie mogę się zgodzić z teoriami dr Jaffe. A zaglądają tu jak widziałaś też i bardzo chorzy ludzie. I jak on tu przeczyta że witamina C pomaga na hemochromatozę to może będzie próbował tego i jeszcze sobie zaszkodzi. Jedynym zaś naukowo udowodnionym leczeniem tej choroby jest krwioupust i jest to choroba nieuleczalna wg medycyny akademickiej. „Zdrowy rozsądek nakazuje wszelkie informacje zdrowotne konsultować z lekarzem prowadzącym jeśli ktoś jest na cokolwiek chory” – jak się to ma do tego że lekarze mają często zupełnie różne zdanie na temat wielu rzeczy o których piszesz na tej stronie? Tyle że ludzie chorzy próbują co się da nawet i wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi tak jak ja z witaminą C bo po prostu chcą się wyleczyć. I potem wychodzą tak trochę jak ja się teraz czuję na jakiegoś nawiedzonego oszołoma. Mi jak pokazywałem lekarzowi rodzinnemu suplementy jakie biorę powiedziano że coś w stylu „widzę że się naczytał Pan Zięby” „Zwykły handlowiec od podejrzanej maści suplementów, żeby była jasność” – tak właśnie jest ten pan postrzegany przez lekarzy. J akurat o nim też nie mam dobrego zdania.
Mam też mamę w ZOL, zostawiałem dla lekarza suplementy i listę jakie inne mama mogłaby brać. Lekarz żadnych nie zalecił, nawet witaminy D ani B. Więc o czym my mówimy jeśli chodzi o konsultacje z lekarzem którzy często są niedouczeni. A z drugiej strony jest medycyna naturalna. Prawda jest gdzieś pośrodku ale wbrew pozorom często bardzo trudno ją znaleźć mimo że informacji jest bardzo dużo z wielu chociażby dlatego że dziś tematyką zdrowia zajmują się masowo osoby które nie powinny o tym pisać bo się na tym po prostu nie znają albo są to kryptoreklamy firm farmaceutycznych.
Marlena napisał(a):
Dużo zdrówka życzymy, Piotrek! 🙂
Grazyna napisał(a):
Piotrek czy mógłbyś opisać twoje objawy które masz przy wysokim żelazie i jaki był twój najwyższy wynik i ile spadło żelazo przy diecie bezmięsnej.
Piotrek napisał(a):
Oczywiście że mógłbym – u mnie to jest zmęczenie nie dające się niczym wytłumaczyć i bóle kolan – chyba tylko po części spowodowane hemochromatozą ale myślę że też się do nich przyczyniła. Mam stwierdzone zwyrodnienia tych stawów a jak wiadomo żelazo się do czegoś takiego przyczynia. Na chwilę obecną mam tak że jakoś cały dzień funkcjonuję bez większego zmęczenia, to chyba dzięki zmianie diety i suplementom ale nieraz jak rano wstaję to w ogóle nie czuję się wypoczęty . Natomiast wieczorem w pewnym momencie staję się bardzo zmęczony tak że nieraz przysypiam no ale to może dlatego że wcześnie wstaję. Jeśli chodzi o wyniki to dokładnie sprawdzę ale ferrytynę najwyższą miałem chyba 320, żelazo też było powyżej normy. Te wyniki mi raz wzrastały raz spadały, nawet któreś wyniki były już w granicach normy ale lekarz mi mówił że tak może być. Nie wiem czy sprawiła to dieta bezmięsna ale na pewno ogranicza ona dalszy wzrost ferrytyny. Ostatnio miałem jej poziom powyżej 300 dlatego dostałem skierowanie na upust krwi ( przy niższym niestety lekarze nań nie kierują)
Wojtek napisał(a):
O właśnie zmęczenie! Od kilku lat cierpię na zmęczenie, od dwóch lat szukam przyczyny – lekarz ogólny, hepatolog, endokrynolog, kardiolog, usg, badania krwi i nikt nie widzi problemu. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej tracę nadzieję, że cokolwiek z tym zmęczeniem zrobię.
Ale ostatnio właśnie wyszło mi żelazo powyżej normy – jem niewiele mięsa. Ale to było niewiele powyżej normy, a ferrytyny nie badałem.
Pół roku temu żelazo 202ug/dl (norma <195) przy Erytrocytach 4,49 (norma od 4,63-6,08), Hemoglobina ok – 14,2 (norma 13,7-17,5).
Tydzień temu (inne lab) żelazo 165ug/dl (norma <150) przy Erytrocytach 4,37 (norma od 4,5-6,00) i Hgb 13,7 (norma 13,5-18,00).
Dochodzi do tego fakt, że mam od kilku lat pręt stabilizacyjny w kości udowej – ale lekarz powiedział, że nie sądzi by to było przyczyną. Pewnie powie, że taka uroda, poziom tylko nieznacznie powyżej normy i mam sobie żyć spokojnie dalej.
Piotrek napisał(a):
Trochę jednak mnie pamięć zawiodła z tymi wynikami. Najwyższy wynik był ferrytyna 369,5 i żelazo 266. Po odstawieniu mięsa ale nie ryb następne wyniki robiłem za 1,5 m-ca. Ferrytyna spadła do 249,7 a żelazo do 156. Potem wyniki robiłem mniej więcej co kwartał i odstawiłem też ryby. Nie było to tak że ferrytyna spadała zawsze wraz z żelazem: sierpień 2017 ferrytyna 282,8, żelazo 145; listopad 2017 ferrytyna 260,5, żelazo 115; luty 2018 ferrytyna 218,3, żelazo 202 i maj 2018 ferrytyna 252, żelazo 237. Po ostatnich wynikach lekarz skierował mnie na upust krwi choć było to poniżej 300 a powyżej tego kwalifikują na to ale to może dlatego że samo żelazo było już sporo powyżej normy. Cały czas starałem się nie jeść mięsa ani ryb (sporadycznie się trafiało) i widać że wyniki raz były gorsze raz lepsze ale jednak nigdy się nie powtórzyły tak złe jak przed zmianą diety.
Piotrek napisał(a):
Trochę mnie jednak pamięć zawiodła, z tymi wynikami było trochę inaczej. Najwyższe wyniki to było ferrytyna 369,5 a żelazo 266. Odstawiłem mięso a po miesiącu też ryby. Robiłem wyniki za 1,5 m-ca i ferrytyna spadła do 249,7 a żelazo do 156. Potem wyniki były raz lepsze, raz gorsze mimo że cały czas mięso i ryby jadłem tylko sporadycznie. Najniższą ferrytynę miałem 218,3 ale żelazo było wtedy 202. Zaś ostatnie wyniki były ferrytyna 252, żelazo 237 i wtedy była decyzja o upuście krwi. Na ile to pomogło to zobaczę we wrześniu kiedy mam następną kontrolę.
Wojtek napisał(a):
A powiedz, czy zmęczenie ustąpiło lub zmniejszyło się? Miałem zlecone badanie mutacji genu? Jest to refundowane? No i kto zleca upusty krwi – hematolog?
Piotrek napisał(a):
Całkiem nie ustąpiło choć się zmniejszyło po zmianie diety. Po upuście wbrew temu co mi mówiła inna osoba która była wtedy ze mną w szpitalu nie dostałem „powera”. Nawet powiem że po upuście i w następny dzień czułem się trochę osłabiony ale to normalne gdy stracilo się pół litra krwi.
Mój hematolog nic mi nie mówił o refundacji, robiłem prywatnie. Jest to drogie badanie – nawet ze zniżką zapłaciłem ponad 4 stuwy. Ale reumatolog mówił mi że można skierowanie na takie badanie dostać w poradni genetycznej. I wtedy kwestia ile się czeka w kolejce do tej poradni – we Wrocławiu zdaje się że ok. roku.
Mi upust zlecił hematolog ale nie wykluczam że może też lekarz rodzinny choć w to wątpię. Poza tym hemochromatoza to rzadka choroba i próbowałem się też coś podpytać o nią w mojej przychodni – widać niestety że tam lekarze to na studiach słyszeli że jest coś takiego ale co z tym robić to nie bardzo wiedzą („Niech pan się spyta hematologa, on ma dziennie 30 takich przypadków”). Dlatego może być tak że sami z siebie poza skierowaniem do hematologa nic więcej nie zrobią.
Masz trochę podobne wyniki do moich. Też mam czerwone ciałka ciągle minimalnie poniżej normy a hemoglobinę niewiele ponad dolną normę i jakoś niczym nie udało mi się tego zwiększyć. Jeszcze inny lekarz mi mówił że na to pomaga wyjazd w góry.
Ale przy żelazie kluczowa jest ferrytyna – może najpierw zrób to badanie a jak wyjdzie za wysoka to dopiero ewentualnie badanie na mutację. Co do pręta to nie znam się na tym, z tego co wiem tylko niektóre mają zawartość żelaza ale czy ono może przenikać do organizmu nie wiem.
Generalnie jeśli chodzi o zmęczenie to musi być jakiś powód, ewentualnie może to być też od stresu, depresji ale tak bez żadnego powodu nie powinno być poczucia ciągłego zmęczenia.
Wojtek napisał(a):
No to byłem u lekarza, póki co ogólnego. Pani doktor błądziła i szukała w myślach cóż to z tym żelazem może być. Najpierw była wątroba, ale powiedziałem że ALAT, ASPAT w normie. Podpowiedziałem hemochromatozę, zgodziła się. Dała skierowanie do hematologa. Ale ferrytyny już nie chciała dać, powiedziała że to już hematolog. Morfologia też ją zastanowiła – niska hemoglobina i erytrocyty. Stwierdziła, że to od bezmięsnej diety, na dowód pokazała stare wyniki jak jeszcze jadłem normalnie. No więc co – kazała jednak trochę mięsa jeść, żeby z sił nie opaść i żółtko jaja kurzego, oj tak, bo żelaza dużo zawiera, ale takiego treściwego… bo jednak tak zupełnie bez żelaza lepiej nie… czyli chyba nieważne, że mam nadmiar. Widać lekarze kochają sytuację, kiedy jest anemia z powodu niskiego żelaza, ale jak już przy wysokim, to zupełnie im się to w całość nie składa. No i na wszelki wypadek Cholestil na wątrobę mam jednak sobie kupić.
Grazyna napisał(a):
Marlenka masz rację ale mięso i podroby mają tez dużo żelaza dlatego albo nie jemy albo jemy czasami. Dlatego ograniczamy i żelazo i B12. Dlatego warto ją skontrolować.
Grazyna napisał(a):
Wojtek ja bym poradziła żebyś zrobił sobie badanie na witaminę B12 kosztuje około 30zl. Nie jemy mięsa a tam jej najwięcej i często są jej niedobory. Jest dużo powodów dlaczego może jej brakować ale my mamy swoje diety i może nam jej brakować. Ja właśnie zrobiłam to badanie i już jestem po serii zastrzyków i tak jak mój lekarz powiedział że będę brała do końca życia oczywiście z przerwami. Piszą że zastrzyki B12 są bolesne. Nie prawda to zależy kto je wstrzykuje mnie nic nie bolało. Napisz co postanowiłeś.
Marlena napisał(a):
Grażyno, najwięcej B12 jest nie w mięsie, lecz w rybach i owocach morza. Sporo też w wątróbce. Ale mięso jest średnim źródłem B12, stanowczo przereklamowanym! 😉
Grazyna napisał(a):
Piotrek dzięki za odpowiedź,a jak długo się leczysz,miałeś robione USG,rezonans,eus na wątrobę,masz tam jakieś zmiany?
Grazyna napisał(a):
Wojtek radzilabym zrobić badanie na witaminę B12 ,bo przy takiej diecie bardzo często jest jej niedobór. Możesz źle się czuć między innymi z tego powodu.
Wojtek napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. A wiesz, że nawet wczoraj myślałem właśnie o B12, o poziomie, o zastrzykach, zastanawiałem się jak to działa i jak często trzeba uzupełniać.
Chyba zrobię to badanie przy najbliższej okazji. Poczekam jeszcze i znów zbadam sobie żelazo, tym razem z ferrytyną, i do tego to B12. To nie jest tak, że mięsa wcale nie jem, jem mało. W weekendy sobie pozwalam. Także moja dieta nie jest typowo bezmięsna, po prostu ograniczam ilość do myślę zdrowych ilości. Po prostu jak powiedziałem lekarce, że jem mało mięsa, to wywnioskowała o diecie bezmięsnej i doradziła mięso jeść;) I jaja – bo tam treściwsze żelazo, hehe… 😉
Grazyna napisał(a):
Wojtek nie chyba tylko zrób B12 bo może ona jest powodem twojego osłabienia. Kup sobie witaminę b compositum ale jako lek nie suplement diety i nie daj sobie wcisnąć że suplement to to samo. Jest dobra na krew i uklad pokarmowy. Marlena pisała że nie podnosi żelaza tak więc spokojnie sobie jedz,a potem zrob morfologię. Powinna poprawić się hemoglobina w moim przypadku tak było. Jadłam 3 witaminy dziennie a po miesiącu już było lepiej i jem cały czas i nie przestanę. Tylko że niekiedy biorę 1lub 2 ale biore i cały czas lek nie suplement to ważne!
Marlena napisał(a):
Osobiście uważam, że rozdmuchiwana przez farmację afera z tym „lek, a nie suplement” jest lekkim przegięciem (wiadomo w czyim interesie): znam sporo NAPRAWDĘ dobrych suplementów nie posiadających wcale statusu leku, a działających aż miło! 🙂
Grazyna napisał(a):
Marlena ja wspomniałam tylko o witaminie b compositum i wiem z własnego doświadczenia że jako lek bardziej mi pomogła a suplement nie. Nie krytykuje suplementów,bo też jem karczoch na obniżenie cholesterolu czy probiotyki na których pisze suplement nie uważam że są zle. My poprostu wymieniamy się doświadczeniami ,a ja takie mam. Pozdrawiam.
Paula napisał(a):
Witam. Ostatnio przy kontrolnych badaniach wyszło mi mocno podniesione zelazo 😣 Dodam iż nie jest mięsa od lat, zwykle miałam niedobory zelaza a teraz taka niespodzianka, morfologia bardzo dobra. Od jakiegoś czasu lekarz kazał mi brać chociaż chlorelle i tak też robiłam. Lekarz twierdzi ze nie ma szans żeby to alga tak mi podniosła poziom zelaza nawet w połączeniu z mocno warzywna dieta i witamina C. W poniedziałek zrobie bardziej szczegółowe badania. Czy jest szansa ze to jednak od algi i nadmiar sam się zredukuje po jej odstawieniu ? Bardzo stresuje mnie ta sytuacja.
Marlena napisał(a):
Nie ma co się stresować, tylko żelazo hemowe się kumuluje. Po prostu odstaw algi i tyle. Chlorella i spirulina.
Paula napisał(a):
Serdecznie dziękuję za odpowiedź 😙 Bardzo stresuje mnie ta sytuacja a Doktor Google tylko podsyca mój strach.
Pozdrawiam
Paula napisał(a):
Mam jeszcze jedno pytanie ☺ Czy jeśli powodem wysokiego poziomu zelaza jest Chlorella to czy poziom Ferrytyny powinien być normalny tzn. trzymający się dolnych granic ? To badanie zrobię juz na własną rękę w poniedziałek. Nie chciałabym niczego zaniedbac, szczególnie ze za chwile czeka mnie dłuższy pobyt za granicą a po kilku wstępnych konsultacjach z lekarzami każdy ma inną teorie .
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Poziom żelaza w surowicy a poziom ferrytyny to dwie odrębne sprawy, więc warto robić obydwa oznaczenia i w razie wątpliwości konsultować z lekarzem.
Paula napisał(a):
Odebrałam wyniki, żelazo spadło do 188 a minely dwa tygodnie od poprzedniego pomiaru .Nadal jest powyżej normy ale ferrytyna jest na poziomie 56. Morfologia dobra , próby wątrobowe dobre tylko bilurbina calkowita 1,5 a norma jest do 1,3 myślałam że to w granicach błędu szczególnie ze przez stres mało jadłam przez kilka dni a z tego co czytałam jest to dość wrażliwy parametr. Lekarz rodzinny na podstawie tych badań stwierdził Helachromatoze a przez ta bilurbine dodatkowo zespół Gilberta 😕 Jestem panikara ale taka diagnoza w obu przypadkach wydaje mi się przesadzona. Czy ktoś może ma jakieś doświadczenia w tym temacie ? Najgorsze jest to ze poza dość brutalna diagnoza i skierowaniem do hematologa nie dostałam nawet wytycznych żywieniowych.
Kasia napisał(a):
Koniecznie zrób testy genetyczne – zarówno na hemochromatozę jak i zespół Gilberta. Bez nich nie można postawić pewnej diagnozy! Badania krwi pokazują, że faktycznie coś jest nie tak, ale nie pokazują przyczyny! Jeśli chcesz mieć pewność to tylko genetyka.
Paula napisał(a):
Dziękuję za radę, byłam u kolejnego lekarza. Stwierdził że podniesiony poziom bilurbiny przy niskokaloryczne diecie i stresie to dosc normalne zjawisko. Co do zelaza to kazał się nie martwić bo ponoc od chlorelli to norma, ważne że się nie magazynuje. Mam sprawdź poziom zelaza za jakiś czas bez brania tego suplementu i powinno być już ok.
Czuje się tylko ciut wprowadzana w błąd „ta chlorella” każdy do tej pory tylko mówił o jej cudownym działaniu i ze praktycznie można to brać non stop, gdyby nie badania to nie wiem kiedy bym się dowiedziała ze robie sobie nią krzywdę.
Marlena napisał(a):
Nie mam pewności czy można sobie zrobić jakimkolwiek jedzeniem krzywdę (no chyba, że spożywamy je bezrozumnie, wtedy wszystko staje się szkodliwe, nawet woda). Żelazo ze źródeł roślinnych jest żelazem niehemowym, zatem nie kumuluje się. Jest dużo bezpieczniejsze niż żelazo ze źródeł odzwierzęcych (hemowe).
Piotrek napisał(a):
Witam,
szkoda że powiadomienia o nowych wpisach nie przychodzą na maila dlatego dopiero teraz widzę że Grażyna zadała mi pytanie. Hemochromatozę zdiagnozowano u mnie 2 lata temu. USG miałem robione – brzucha, było OK, rezonans miałem – stawów kolanowych, wyszły zmiany zwyrodnieniowe i chondromolacja, eus -nie wiem co to jest. Jeśli chodzi o wątrobę to miałem robione tylko tzw. próby wątrobowe krwi (ALAT, ASPAT) i były OK.
Upust krwi dał skutek, robiłem badania miesiąc temu i ferrytyna było poniżej 150, żelazo też w normie.
Na chwilę obecną lekarz zalecił mi tylko witaminy B2 i B6 (tej to nawet dużą dawkę, 200 mg dziennie) i D3 2000 j.m. (ja i tak biorę już teraz 4000 j.m.), Kazał mi odstawić B12 bo mam jej wysoki poziom a kwas foliowy który mam też powyżej normy kazał brać co drugi dzień. Jak też odstawić B kompleks typu B50 którą biorę codziennie 1 kapsułkę ale to jak mi się skończy.
Tu mam trochę wątpliwości bo łącznie z tym co zalecił mi lekarz brałbym witaminy B6 już 250 mg dzień a to już bardzo dużo i B6 mam brać aż do następnej wizyty w lutym.
@Wojtek
Ja na diecie z mięsem też miałem czerwone ciałka poniżej normy a zdarzało się też że hemoglobinę a teraz mam ją lekko powyżej normy więc z tym mięsem w diecie to niekoniecznie tak jest. Na wątrobę to natomiast bym radził raczej łyżeczkę ostropestu plamistego codziennie (obojętnie czy mielonego czy nie), sam tak robię, może to mi chroni wątrobę i co ważne jest tanie. Niedobór witaminy B12 może ale nie musi być przyczyną zmęczenia. Ja mam jej aż nadmiar i też czuję się ostatnio często zmęczony. W razie czego można suplementować ale jak wyjdzie niedobór trzeba w wysokiej dawce, ja brałem 1000 mcg dziennie
Piotrek napisał(a):
Dawno tu nie zaglądałem i odpowiedziałem dopiero w ub. tygodniu Grażynie ale niestety mój post nie został opublikowany.
Zosia napisał(a):
Witam! Mam pytanie, czy przy nadczynności tarczycy(choroba GB) może być podwyższony poziom żelaza? Leczenie trwa od 8miesięcy. Ostatnio zaczęły mnie boleć kości stóp więc zbadałam poziom żelaza, wyszło 220 !!! Czy to wina Fe?
Marlena napisał(a):
Zosiu, musisz zbadać ferrytynę czyli zapasy żelaza. Może po prostu zjadasz za dużo żelaza hemowego? Hemowe jest w produktach odzwierzęcych, pamiętajmy, że dieta zdrowego człowieka opierać się powinna na produktach głównie roślinnych. Nie można codziennie jeść mięsa, to nie jest zdrowe.
Wojtek napisał(a):
No to tak, po tych wynikach straciłem motywację i przez pół roku znów żywiłem się mięsem i byle jak…
Zrobiłem badanie: żelazo w normie, ferrytyna w normie, morfologia doszła do ładu, B12 w normie… eee… i jak tu pluć na mięso.
Marlena napisał(a):
Możesz pluć lub nie pluć, ale to nie ma nic do rzeczy.
Wojtek napisał(a):
Tu nie chodzi o złośliwość. Każdy, kto wprowadza zmiany w odżywianiu na przekór powszechnym zwyczajom i przekonaniom wie z iloma własnymi wątpliwościami się to wiąże – czy to aby na pewno prawda, czy nie zrobię sobie krzywdy. Do tego dochodzą głosy współdomowników i znajomych – uważaj, zaszkodzisz sobie, nie wierz wszystkiemu co jest w internecie, będziesz miał anemię. I kurcze, faktycznie – mam takie a nie inne wyniki, nie najlepsze, więc próbuję dalej zdrowo się żywić i znowu, a wyniki stale nijakie. Więc zniechęcony znów zaczynam żywić się po staremu i… wyniki stają się dobre. I znów ta rzesza ludzi: a widzisz, mówiłem…
Pewnie trzeba by tu głębszej analizy, za mało danych, za dużo niewiadomych. Zbieram siły do kolejnej bitwy.
Marlena napisał(a):
Wojtku, moim zdaniem oprócz cyferek w badaniach krwi liczą się inne rzeczy: liczy się samopoczucie, dobre trawienie, przyswajanie i eliminacja, dobre spanie, wstawanie bez budzika, naturalna niechęć do szkodliwych śmieci i używek (taką jaką mają malutkie dzieci, spróbuj dać im kawy czy alko, na pewno wyplują), doskonała jasność umysłu, wydolność fizyczna i intelektualna, witalność od rana do wieczora (bez kawy czy redbulla), doskonała odporność na infekcje, radość życia itd.
Czyli ogólnie jakość funkcjonowania! A nie tylko gołe wyniki laboratoryjne.
Ja miałam dobre wyniki i drugorzędną niestety jakość życia. 🙁
A dieta… no cóż, gdyby istniała jedna dieta dobra dla każdego to ktoś kto ją by opracował dostałby Nagrodę Nobla. Póki co nie ma jednak na to szans, bo jedna dieta dobra dla każdego po prostu nie istnieje!
Najlepsza dieta świata to taka, która zapewnia TOBIE przewlekłe zdrowie.
W Niebieskich Strefach (miejscach na Ziemi gdzie ludzie żyją najdłużej) mamy do czynienia ze zjawiskiem osiągania w zdrowiu trzycyfrowych urodzin zarówno w populacjach spożywających mięso, nabiał i jajka (fakt – nie za dużo i tylko swojskie) jak i kompletnie niespożywających żadnych odzwierzęcych pokarmów (czyli weganizm w czystej postaci).
Ważniejsze od tego co te populacje dzieli jest raczej to, co je łączy. Jeśli chodzi o dietę jest to ponadnormatywne (w stosunku do tego co robią ludzie Zachodu) spożycie warzyw i owoców, roślin strączkowych, orzechów i pełnego ziarna, zaś produkty przetworzone stanowią tam znikomy procent kalorii o ile wcale.
W krajach Zachodu jest akurat odwrotnie, dlatego my na przewlekłe zdrowie czy też 3-cyfrowe urodziny bez pomocy lekarzy, operacji, sterty leków itd. raczej większych szans nie mamy. A jak się przejdziemy po pobliskim cmentarzu to zobaczymy ilu ludzi umarło w ostatnich dekadach naprawdę zbyt szybko, nie osiągając nawet średniej, zaś dobry wynik osiągnęło tylko pokolenie urodzone przed wojną, potem już coraz gorzej. I jak tak dalej będziemy nic z tym nie robić, to lepiej na pewno nie będzie. Już teraz lekarze biją na alarm, że pokolenie dzieci urodzonych teraz może być pierwszym w historii, które będzie żyło KRÓCEJ niż ich rodzice czy dziadkowie.
A co do mięsa to tak jak napisałam – to nie ma kompletnie nic do rzeczy. Obserwacja Niebieskich Stref świadczy o tym, że czas pozbyć się mięsnych zabobonów. Mięso nie jest ani niezbędne dla zdrowia i długowieczności („zrobię sobie krzywdę jak nie będę go spożywał”) ani też spożywanie go (pod warunkiem, że z głową) nikogo nie zabija („nie jedz mięsa bo umrzesz, dostaniesz od niego raka etc…”).
Jednym słowem prawda na jego temat leży jak widać gdzieś pośrodku.
Rodzina dobrze radzi odnośnie rewelacji z internetów, bo w internetach piszą różne rzeczy, ale najrozsądniej jest mimo wszystko czerpać wiedzę z obserwacji zdrowych i długowiecznych populacji, zobaczyć co oni robią i jak żyją, że obywają się bez leków i lekarzy do późnej starości, podczas gdy my tutaj latamy po lekarzach albo ciągle szukamy magicznych pigułek na wszystko. 😉
Ewa napisał(a):
Marleno, Czy przy hemochromatozie lepiej nie przymowac chlorelli?
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Myślę, że suplementację warto uzgodnić z lekarzem prowadzącym.
Piotrek napisał(a):
Polecam bardzo ciekawy artykuł na temat pracy i nie tylko:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/1761302,1,prof-harry-cleaver-o-tym-jak-sie-wyzwolic-z-niewoli-pracy.read
A co to ma wspólnego z tym artykułem który wielokrotnie komentowałem?
Odpowiedź na to ile człowiek może zrobić, jesteśmy ograniczeni czasem. Cytowanie Forda że zarówno jeśli jesteś przeświadczony że coś możesz zrobić jak i że nie możesz to w obu przypadkach masz rację nie jest do końca właściwe. Bo np. mamy 150 cm i postawimy sobie za cel grać w NBA bo chcieć to móc. Do czego to prowadzi – do porażki i frustracji. Cele muszą być przede wszystkim realne. Marlena wiele razy pisała że teraz jak się zdrowo odżywia to potrzebuje mniej snu. U mnie to tak nie działa, wręcz przeciwnie teraz potrzebuję właśnie więcej snu żeby być wypoczętym a zwykle nie mam czasu spać więcej niż 6h. Tyle też śpi z tego co czytałem Bernardo Lapallo. Dla mnie to za mało.
Czyli generalnie wiele rzeczy może i bym zrobił ale po prostu brakuje mi czasu i siły. Nie daję rady.
Byłem znowu na upuście krwi, niby wyniki badań mam dobre a mimo tego czuję się zmęczony najbardziej rano.
Może to przez to że mam niskie tętno zwłaszcza w nocy. Kardiolog pytała się mnie czy uprawiam jakiś sport bo obniżone tętno mają sportowcy. Nie uprawiam żadnego ale dużo chodzę bo nie jeżdżę samochodem więc może to jest przyczyna. Mimo wszystko właśnie to niskie tętno może być przyczyną zmęczenia. Widać że zdrowe odżywianie się i ruch to czasem za mało, na wszystko to nie pomoże. Mam tylko nadzieję że nie dojdzie do tego czym straszy mnie kardiolog, że za jakiś czas trzeba będzie wszczepiać rozrusznik serca bo nie wiem czy są jakieś naturalne sposoby żeby tego uniknąć.
jolanta napisał(a):
Wspaniała strona, super się czyta.
Rok temu pisałam o swoim zawyżonym poziomie Fe, niestety pomimo wizyt u hematologa /dwa razy w roku/ oraz badań genetycznych, nic się nie wyjaśniło. Miałam badania genetyczne w kierunku hemachromatozy, badanie genetyczne JAK 2 oraz oraz gen SLC 40A1 ; wszystkie wyniki badań prawidłowe. Od dwóch lat jestem wegetarianką, ale , prawie zawsze mam zawyżony poziom żelaza. Badania robie co dwa miesiące. Zastanawia mnie tez dlaczego te wyniki tak „skacza”, badanie robione np., w odstępstwie jednego tygodnia a róznica niesamowita
281 , a po tygodniu wynik spadł do 140. Czy ktoś umie to wytłumaczyć? Ja tego nie rozumiem zupełnie.
Lidia napisał(a):
Jolanta – ja podobnie – od 5 lat wegetarianka i poziom żelaza za wysoki (a ferrytyna 42,9 czyli w normie). Jeśli trafisz na sposób, który pozwala na zredukowanie żelaza – podziel się nim proszę.
Gosia napisał(a):
i ja trafiłam tutaj szukając informacji o podwyższonym poziomie żelaza. Jestem aktualnie w ósmym tygodniu ciąży, prawie całe życie miałam niedokrwistość, ciągle blada, bez energii, zawsze mało odporna na niskie temperatury… w marcu tego roku zbadałam sobie poziom żelaza po otrzymaniu wyniku badan dot. celiakii, gdzie wykryto u mnie obecność haplotypu DQA1*05/DQB1*02. Poziom żelaza 111,5 przy normie 37-145, więc zadowalająco. Dzisiaj wykonałam kontrolne badanie poziomu żelaza i nagle okazuje się, ze poziom skoczył do 181 a hematokryt i hemoglobina poniżej norm. Po przeczytaniu artykułu i komentarzy wiem, ze konieczne jest zbadanie ferrytyny. Martwi mnie jednak tak nagły wzrost poziomu żelaza, w niecałe dwa miesiące, zwłaszcza, że jestem w ciązy. Dodam, że nie suplementuję żelaza, stosuję jedynie prenatal uno, który w składzie żelaza nie posiada. Będę wdzięczna za wszelkie wskazówki. Dziękuję
Marlena napisał(a):
Gosiu, ferrytyna jest wskaźnikiem naszych ZAPASÓW żelaza. Natomiast poziom tego pierwiastka krążący we krwi to jest zupełnie co innego. Jesteś w ciąży, więc wszelkie parametry mogą ulegać zmianie, skonsultuj proszę z lekarzem jeśli aktualny poziom żelaza Cię niepokoi. Być może lekarz będzie uważał za stosowane zlecić dodatkowe badania.
Tinkara napisał(a):
Witaj Marleno,
Pisze po raz pierwszy, choc obserwuje I czytam akademie juz od kilku lat. Chce tylko wyrazic ogromna wdziecznosc. Jestes niesmowita! poswiecasz ogrom swojego czasu ludziom, czesto tez indywidualnie, za ktory w obecnym swiecie wielu ”specjalistow”kaze sobie dobrze placic. Dzielisz sie ogromna wiedza, ktora tez normalnie kosztuje wiele, na ktora sama poswiecilas sporo czasu by ja zdobyc. Tu nawet dziekuje brzmi niewystarczajaco 😉 Sama zaczelam zmieniac wiele u siebie wlasnie od czytania akademii. Choc ostatnio siegam do innych portal, to zawsze tu wracam. Kto madry , ten doceni, a reszta nie warta Twojego czasu! Zycze Ci wszystkiego, co najlepsze dla Ciebie! Z usmiechem I cieplym pozdrowieniem
Marlena napisał(a):
Dziękuję z całego serca za ten pokrzepiający komentarz i cieplutko pozdrawiam wzajemnie! 🙂
witamina b12 napisał(a):
„Awitaminoza b12 powoduje uszkodzenie czynności krwiotworczej szpiku. Szpik zawiera mniej elementow komorkowych. Powstaja w nim megaloblasty-macierzyste komorki duzych czerwonych cialek krwi-makrocytow, spotykanych we krwi obwodowej. Liczba erytrocytow we krwi stale zmniejsza się, erytrocyty zyją krocej, latwiej rozpadają się. Zawierają one więcej hemoglobiny niż krwinki prawidłowe. Ciągły spadek erytrocytow we krwi wywołuje ciągle wzrastającą anoksemię, anoksję tkanek powodującą ich stłuszzczenie i zanik.
Z ozpadu erytrocytow UWALNIA SIĘ DUŻO ŻELAZA, poziom jego w osoczu jest więc WYSOKI; żelazo w postaci hemosyderyny odklada się w komorkach fagocytarnych. Krew zawiera WIĘCEJ BILIRUBINY powstałej wskutek wzmożonego rozpadu hemoglobiny krwinek.
Podczas awitaminozy b12 zmniejsza się też ilośc leukocytow we krwi. Regeneracja tkanek przebiega wolno, nowotwory złośliwe również wolniej rosną.
Kobalaminy dobrze wchłaniają się z jelit TYLKO w obecności apoerytroiny (intrinsic factor) gatunkowo swoistego wielkocząsteczkowego mukoproteidu wytwarzanego przez komorki przewodów gruczołow żołądkowych. Apoerytroina jest inaktywowana po ogrzeniu do temp. 70 stopni C. W niedokrwistości złośliwej zołądek ludzki nie tworzy apoerytroiny, wchłanianie kobalamin z jelit jest utrudnione i witaminy te są wydalane w kale. Powstaje niedostatek tych witamin w tkankach ustrojowych, prowadzący do nadbarwliwej, makrocytarnej, megaloblastycznej niedokrwistości, kończącej się śmiercią. Często sok żołądkowy nie zawiera wtedy kwasu solnego. Zjawiają się objawy zapalenia jamy ustnej, języka i dalszych odcinkow przewodu pokarmowego……(…). Objawy chorobowe niedokrwistości złośliwej znikają po DOTKANKOWYM podaniu cyjanokobalaminy….”
– żrodło „FARMAKOLOGIA”- prof. SUPNIEWSKI, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, WYDANIE VII, str.621
Marlena napisał(a):
Zgadza się, ale ten artykuł NIE jest o wysokim poziomie żelaza w osoczu.
Żelazo napisał(a):
Mam podwyższony poziom żelaza, przez stosowanie Bodymax plus, jakim suplementem obniżyć ten poziom? Proszę o odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Magiczny suplement nie istnieje, działania muszą być kompleksowe – przeczytaj proszę 10 strategii opisanych w artykule,który komentujesz.
Roland napisał(a):
Co Pani myśli o stosowaniu pijawek leczniczych w celu obniżenia ferrytyny? Czy to bezpieczny sposób?
Marlena napisał(a):
Napisałam w artykule który właśnie komentujesz. 🙂
Roland napisał(a):
Tak, wiem, że jest o tym napisane. Chodzi mi jednak o Pani opinię, czy to jest dobry sposób?
Marlena napisał(a):
Najlepszy to krwiodawstwo. Ale pijawki też niczego sobie.
Kasia123 napisał(a):
Witam ,
Pani Marleno. Pisze z tym samym problemem.
U mnie jest tak iż jednego dnia mam żelazo w granicach 50 , po 3 miesiącach 120 , pozniej znów spadek do 60 i wzrost do 220. Ferrytyna jest przy wysokim żelazie 160 a przy spadku 50.
Czym to może być spowodowane? Witamina B12- 472
Takie wahania mam już od 2 lat. Zauważyłam ze znacznie spada mi żelazo po odstawieniu mięsa
Marlena napisał(a):
Wahania są normalną rzeczą, a dopóki mieszczą się w granicach normy i nie ma żadnych niepokojących objawów z tym związanych, to raczej nie ma czym się przejmować.
Jeśli jednak nie daje Ci to spokoju, to skonsultuj proszę tę sprawę ze swoim lekarzem prowadzącym, być może będzie widział potrzebę dalszych badań w celu ustalenia czy gospodarka żelazem jest poprawna.
Kasia123 napisał(a):
Dziękuje bardzo za odpowiedz Pani Marlenko 🙂
Jest Pani aniołem. Wielki ukłon dla Pani 🙂
Marlena napisał(a):
Wszystkiego dobrego, Kasiu! ❤️
Anna napisał(a):
Z zainteresowaniem przeczytałam art. i dyskusję/wpisy poniżej. Z ciekawości zajrzałam do swojej szuflady. Okazało się, że otoczki większości lekarstw i innych specyfików (tych w kapsułkach) zawierają różne tlenki żelaza (żółty, czarny, czerwony E172).
Marlena Bhandari napisał(a):
Można poradzić sobie w taki wypadku w ten sposób, że otwieramy kapsułkę i zawartość wsypujemy np. do soku.
Katarzyna napisał(a):
A ja mam taki problem, że odżywiam się wedle wskazówek powyżej – przez lata byłam wegetarianką, od dwóch lat bardzo rzadko jem rosół na eko kurze czy rybę z dobrego źródła. I jajka, bo nie jestem weganką. Odstawiłam nabiał i herbatę, oraz cukier. Bo miałam problemy z tarczycą – wszystko się po roku pięknie wyrównało, aż tu nagle żelazo powyżej normy. Przy czym, wszystkie inne (ferrytyna, ALT, AST, morfologia) w normie. Lekarz twierdzi, że „nie ma istotnych odchyleń od normy”, ale żelazo po pół roku znowu wyższe. I nie jestem przekonana, że wystarczy je jedynie kontrolować. A dietę mam dobraną dobrze. Żadnych suplementów z żelazem (tylko witamina D, w dużej dawce, bo sprawdzałam, jaki mam poziom), produkty obniżające wchłanialność. Nic z tego nie rozumiem. Chyba pozostaje zrobić USG jamy brzusznej… 🙁
Marlena Bhandari napisał(a):
Ten artykuł jest na temat badania ferrytyny, a nie na temat badania poziomu żelaza we krwi. Tak więc tych dwóch nie można mylić. Jeżeli żelazo we krwi jest za wysokie, to może to często wskazywać na problemy z wątrobą. Warto też zrobić badania w kierunku hemochromatozy.
Łukasz napisał(a):
Kawał solidnej roboty 🙂 Szukałem takiego artykułu jak ten od kilku dni! Podniosła mnie Pani na duchu, na prawdę 🙂
Muszę wyprowadzić żelazo, które się skumulowało w mózgu mojego taty, ponieważ daje objawy parkinsonowskie. W obrazie rezonansu wyszła właśnie kumulacja żelaza w układzie nerwowym. Poza wyżej wymienionymi metodami, może coś jeszcze ciekawego Pani polecić w tej kwestii? 🙂
Marlena Bhandari napisał(a):
Odpowiedziałam na maila.
Ania napisał(a):
Super materiał. Mam pytanie tutaj o nieszkodliwą witaminę c. Ponoć powoduje ona nadmierne wchłanianie żelaza, czyli tak modna suplementacja dużymi dawkami nie jest wcale taka zdrowa? Mogłaby się Pani do tego odnieść?
Marlena Bhandari napisał(a):
Witamina C nie powoduje „nadmiernego” wchłaniania żelaza. Ona poprawia wchłanianie (1-5%) żelaza niehemowego pochodzącego z roślin, tzn. w obecności witaminy C wchłanianie żelaza niehemowego polepsza się.
Na ewentualny nadmiar żelaza niehemowego nasz ustrój posiada ponadto mechanizmy regulacyjne, tzn. nadmiar wydala. Jedynie żelazo hemowe (z produktów odzwierzęcych) jest przyswajane w zasadzie bez przeszkód i nasz organizm nie ma mechanizmów by wydalić nadmiar żelaza hemowego.
Anna napisał(a):
Witam, bardzo proszę o informację jak dokładnie nazywa się ten preparat firmy Life extension ba obniżenie poziomu ferrytyny moja mama ma białaczkę i w wyniku leku podniosła się jej bardzo ferrytyna i taki preparat by jej pomógł.
Marlena Bhandari napisał(a):
Jest to w tej chwili dostępne już w Polsce, Theaflavine.
zelazo napisał(a):
zrobilam badania i mam żelaza 179 ug/dl a norma jest określona do 35-167, mam 48 lat i jestem po menopauzie. czy powinnam obniżać to żelazo?
Marlena Bhandari napisał(a):
Z jednokrotnego pomiaru nie można wyciągać wniosków. Zbadaj ponownie za jakiś czas i wtedy podejmij decyzję.
WOJSŁAW napisał(a):
po 8 latach wegetarianizmu FERRYTYNA 160,
ŻELAZO 244 ( 33- 193 )
ŻELAZO si 44 (5,8- 34,5)
przy 3 – 4 kawach dziennie ale przed jedzeniem, nie w trakcie.
Marlena Bhandari napisał(a):
Szukałabym stanów zapalnych i innych infekcji.
WOJSŁAW napisał(a):
Proszę konkretniejsze info, jakie badania.
jaki specjalista ?
Czy robić bad, genetyczne ?
w 2018 – żelazo już 134 (59-158)
ferrytyna nie była badana.
Czy zbijać to kw. ask +MSM – jakie dawki mogą być najmniejsze, choćby msm.
Na ile może to mieć związek z
GLIFOSAT,
METALE CIĘŻKIE .
Urządzenia elektro … pokazały bardzo wysoką RTĘĆ ..
trochę KADMU .. – jest to w nawozach, i podobno przenika z garnków stalowych stal 18/10 KADMOWO NIKLOWA ..
Marlena Bhandari napisał(a):
Nawet lekarz pierwszego kontaktu będzie w stanie wychwycić nieprawidłowości w gospodarce żelazem, zlecając odpowiednią diagnostykę. Metale ciężkie można wykryć robiąc badanie pierwiastkowe włosa. Glifosat badając mocz. Ważną rolę w przetwarzaniu i wydalaniu toksyn środowiskowych gra wątroba, żelazo może być wyższe gdy jej praca jest upośledzona (np. glifosat upośledza wytwarzanie żółci).
WOJSŁAW napisał(a):
znalazłem film z infoże ŻELAZO obniża napój
MLEKO + HERBATA + KURKUMA.
Ale bez dawek i proporcji.
Może je znasz ?
Marlena Bhandari napisał(a):
Czy masz na myśli tzw. „złote mleko” z kurkumą? Działa antyzapalnie, prozdrowotnie.
Należy jednak zauważyć, że samo obniżanie żelaza to jedna sprawa, a druga to znalezienie przyczyny dlaczego jest wyższe. Tylko gdy zajmiemy się przyczyną nasze działania mają sens, w przeciwnym razie działamy tylko objawowo (co nie jest złe, ale nie rozwiązuje przyczyny problemu).
WOJSŁAW napisał(a):
żelazo może być też w wodzie
PITNEJ … norma do 0,2 mg /L
więc sporo … o ile trzymane są normy . ??
a takie ze studni … ???
Marlena Bhandari napisał(a):
Nie mam pojęcia, ale jak ktoś się tym martwi niech zbada wodę w laboratorium i będzie wiedział. 😉
WOJSŁAW napisał(a):
„złote mleko” ma wiele więcej składników i różne proporcje znalazłem …
na obniżenie podaje to BARTOSZ CZEKAŁA ..[link]
ale bardzo ogólnie.
Może to rozszyfrujesz po podanych źródłach.
Marlena Bhandari napisał(a):
Skontaktuj się proszę z autorem filmu i zapytaj.
WOJSŁAW napisał(a):
„lekarze” na NFZ ….
wysyłają masowo do PSYCHIATRY !!!
Pozion żelaza 134 będąc WEGETARIANINEM kilka lat , został zignorowany
przez 3 różnych niby dobrych lekarzy !!!
Ale skoro zgagę leczą tylko dalszym odkwaszaniem żołądka …
to co wymacać ….
dopiero po 244 żelaza spanikowała i dała skier do szpitala oddział chorób wewn. ….
chyba po to żeby złapać coś więcej …
w necie brak info jakie badania zrobić, jaki specjalista daje na to skierowanie , CZAS OCZEKIWANIA TO OK 180 DNI … więc prywatnie – tylko po skierowanie (ok 300 zł)
pytanie czy może dać skier na badania na nfz …
Bursztynowaaa napisał(a):
Mam żela 184 ferryt 116 (crp, ob w normie), 40 lat, kobieta, czy czegoś jest za dużo? Co to może oznaczać?
Marlena Bhandari napisał(a):
Jeżeli nie masz żadnych dolegliwości, to raczej nic to nie oznacza – może za wyjątkiem konieczności pewnych korekt w diecie o ile chcemy poprawić wyniki (np. mniej produktów mięsnych, a więcej warzyw i owoców).
Bursztynowaaa napisał(a):
Dziękuję Marlenko za odpowiedź. Zapomniałam jeszcze napisać (bo nie wiem czy to ma związek z moim powyższym wynikiem ale sądzę, że w jakiś sposób tak) hemoglobinę mam 15,5 g/dl (przy normie 11,2-15,7 czyli już prawie, że przekraczam za chwilę), podobnie hematokryt mam 44,1 % (norma to 34,1-44,9 też już w zasadzie za chwilę przekraczam te wartości maksymalne). Żelazo tak jak wyżej pisałam mam przy tych wartościach przekroczone 184 ug/dl (norma 50-170), ferrytyna 116 ng/ml (norma 4,63-204), krwinki białe (WBC) 5,61 (norma 4,16-11,48), krwinki czerwone (RBC) 4,68 (norma 3,65-5,07), MCV 93,6 fl (norma 79,4-94,8), MCH 33 pg (norma 25,6-32,2), MCHC 35,3 g/dl (norma 32,2-35,5), granulocyty segmentowane 67% (norma 45-70), homocysteina 13 umol/l (norma 4,44-13,56 – przy polimorfiźmie MTHFR A1298C homozygota), witamina B12 260 pg/ml (norma 187-883), kwas foliowy 4,82 ng/ml (norma 3,10-20,50). O MTHFR dowiedziałam się przypadkiem niedawno,stąd też pewnie ta homocysteina wysoka i niskie witaminy B12 oraz kwas foliowy (mam jakieś problemy z przemianą cestyinę na metainę czy jakoś tak, nie przyswajam poprostu witaminy B12i kwasu foliowego). Zaczęłam od kilku dni suplementować się kompleksem witamin z grupy B i kwasem foliowym (w wersji metylo oczywiście), za 3-6 miesięcy zobaczę jak ta suplementacja wpłynęła na poprawę homocysteiny (i ogólnie, na wzrost do górnej granicy poziomu tych witamin). Jednak co z tymi innymi wynikami wg. Ciebie Marlenko, które są u mnie w większości podwyższone lub na granicach. Nie mam pojęcia czy to jest z przeładowania żelaza (żelazo przekroczone, ferrytyna niby w połowie więc teoretycznie nie mam jakichś nadwyżek ale już hemoglobina i hematokryt są na granicach, podobnie krwinki czerwone i te wszystkie MCH, MCV (itd). Co to może oznaczać? Bo anemię raczej na pewno nie ale czy nadmiar żelaza na tyle aby nie wiem, starać się o upusty krwi to chyba nie uda mi się bo tą ferrytynę nie mam przekroczoną? Pytam bo nie wiem co mam zrobić, co zmienić aby spróbować zmienić wyniki lub gdzie i co, u kogo szukać aby dowiedzieć się czy jestem na coś chora czy jeszcze nie (głównie to tego przeładowania żelazem się boję bo jak wiadomo usunąć tego nie da się samą dietą, a z upustami są ogromne problemy u nas, szczególnie jeśli nie przekracza się drastycznie norm w wynikach..). Wg. wyników mój lekarz ogólny twierdzi, że nic się nie dzieje, że jeszcze wyniki nie są najgorsze bo nie przekroczyłam norm. Wiesz ale podobnie było z tym genem MTHFR (mam w najgorszej wersji, homo), a lekarz zlekceważył to twierdząc, że to tylko gen, nie musi być aktywny itd. Na własną rękę zrobiłam sobie poziom żelaza (i wyszło przekroczone) oraz homocysteinę (choć wiedziałam,że mając ten gen raczej na pewno będę miała niedobory B, kwasu foliowego oraz podwyższoną homocysteinę) i oczywiście wyszły niedobory i granica homocysteiny. Nie wiem do kogo mam iść czy do hematologa czy gdzie bo jak widać lekarze lekceważą wyniki pacjenta i jak nie przyjdzie już skrajnie wykończony i zmasakrowany chorobą to nie biorą go na poważnie (ja akurat do osób zdrowych nie należę, niestety od dziecka choruję, a dolegliwości, wiesz, mam ich tyle, że wiele z nich od lat mając czy otrzymując jakieś nowe, a będąc lekceważoną – nawet nie zwracam już na nie uwagę i żyję z dolegliwościami i bólami, bo właśnie na ogół wyniki są nie do końca jasne, nie do końca skrajne, coś tam jest ale nie wiadomo co, a niestety u nas lekarze średnio sobie radzą z chorobami przewlekłymi trwającymi od dziecka, głównie o podłożu autoimmunologicznym, zresztą pewnie sama wiesz..). I tak trafiłam na Twój artykuł bo choroby chorobami, mniejsza o to co tam mam i mi dolega ale właśnie to żelazo mnie martwi (ewentualnie jakaś choroba krwi). Co o tym myślisz droga Marlenko? Pozdrawiam
Marlena Bhandari napisał(a):
Na poziom żelaza można wpłynąć dietą, aktywnością fizyczną, sauną na podczerwień.
Krwioupusty to wyjście ostateczne, stosuje się je gdy żelazo jest na poziomie zagrażającym życiu (tak jest przy hemochromatozie na przykład).