Przez wiele lat miałam co roku po wakacjach ten sam problem: dzieciaki-kaszlaki wracające z przedszkola i szkoły zasmarkane, tony chusteczek higienicznych których już nie nadążałam kupować i apteczka domowa zawalona syropkami, saszetkami, pigułkami, a bywało nieraz że i antybiotykami. Dzisiaj moja rodzina radzi sobie doskonale bez nich.
Jak to się stało?
To proste: nasze organizmy nie są już przyjaznym terenem dla drobnoustrojów, w związku z czym wybierają one sobie innych gospodarzy, a od nas trzymają się z daleka skoro nie mają tu czego szukać.
Na czym polega zjawisko odporności na sezonowe infekcje i dlaczego jedni chorują, a inni nie, nawet gdy przebywają razem z nimi? Odpowiedź jest oczywista: ci drudzy mają silniejszy, bardziej zadbany układ immunologiczny. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Niestety z wiedzy na ten temat nie egzaminują w szkołach, od swojego lekarza rodzinnego też raczej nie oczekuj wyczerpującego wykładu na ten temat – on ma jakieś 10 minut na każdego pacjenta i zgodnie z jego oczekiwaniami raczej przepisze „coś” na szybko niż będzie pacjenta edukował w zakresie opieki nad system odpornościowym.
Współczesna medycyna nie tyle jest bowiem nakierowana na budowanie zdrowia, ile na zwalczanie chorób.
Aby zapewnić sobie przewlekłe zdrowie musimy przede wszystkim zmienić swój punkt widzenia: przestań koncentrować się na zwalczaniu chorób, a zacznij koncentrować się na budowaniu zdrowia.
Wbrew pozorom te dwie rzeczy nie są sobie równoważne ani ze sobą tożsame.
Jak dotąd żadne programy walki z rakiem, walki z cukrzycą ani w ogóle walki z czymkolwiek (nadwagą, migreną, katarem, cellulitem, bezrobociem, narkotykami – wymień co chcesz) nie przyniosły żadnego spektakularnego efektu.
Budujmy i wzmacniajmy to co ma być dobrego, zamiast walczyć z tym co w naszym przekonaniu jest złe. Po zbudowaniu tego co dobre – to co złe samo zniknie z pola widzenia.
Najczęściej „dbanie o swój system immunologiczny” kojarzy nam się ze stosowanymi na przełomie sezonów babcinymi metodami (np. czosnkiem, miodem, tranem czy cebulą) , które są owszem dobre, ale nie wyczerpują tematu dbania o odporność.
To nie jest całkiem do końca tak, że wystarczy dodać do diety jakiś jeden składnik czy dwa i już można się nie martwić i uważać, że sprawa załatwiona – jesteśmy odporni.
Takie działanie na wyrywki może nie przynieść oczekiwanego poziomu poprawy odporności. I bardzo często nie przynosi. A czasem nie w takim stopniu w jakim byśmy chcieli.
Na wzmocnienie odporności należy opracować sobie wielokierunkowy plan (i trzymać się go, a nie mieć go jedynie „na papierze”!).
Spójrzmy bowiem gdzie rodzi się odporność: jak sama nazwa wskazuje mamy UKŁAD odpornościowy, a nie jeden organ odpowiadający za odporność.
Wiemy mniej więcej jak dbać o jamę ustną, o żołądek czy o skórę – jednym słowem o pojedynczy narząd, ale dbanie o układ jest nieco większym wyzwaniem.
Układ to zespół narządów i każdy z nich jak w orkiestrze gra swoją partię aby powstała symfonia o nazwie Odporność.
Dziś już na szczęście nie wycina się masowo wyrostka robaczkowego (a nawet migdałków) w celach profilaktycznych, choć dawniej tak było. Z drugiej strony natura sama potrafi zadbać o wszystko: na przykład gdy z biegiem czasu fizjologicznie zmniejszać się zaczyna grasica – jej funkcje przejmują węzły chłonne oraz szpik kostny.
Możesz być aktywny fizycznie, możesz też przy tym myśleć, że się „dobrze odżywiasz”, ale wszystko weryfikuje rzeczywistość: jeśli dopada Cię infekcja (lub jakakolwiek dolegliwość zresztą), to najwyraźniej Twój organizm myśli inaczej niż Ty.
Gdzieś po drodze popełniasz błędy.
Oto 10 sposobów na to jak dbać o sprawność systemu odpornościowego:
1. Dieta to podstawa.
Pamiętaj, że wszystko co wkładasz do ust może Twoją odporność budować lub jej szkodzić. Ocenia się, że za około 80% wydolności całego naszego układu odpornościowego odpowiadają właśnie jelita. Zdrowe jelita to zdrowy człowiek, dlatego tak ważne jest co do nich wkładasz, kiedy oraz w jakiej ilości.
U zdrowych ludzi układ pokarmowy jest wypełniony prawidłową mikroflorą, wolny od przerostu szkodliwych drobnoustrojów i nie stanowi pożywki dla szkodliwych pasożytów.
Nigdy się nie przejadaj i aby zapewnić optymalne wchłanianie składników odżywczych zawsze jak najdokładniej żuj wszystko co jesz. Zwracaj uwagę na ewentualne nietolerancje pokarmowe i wyłącz pokarmy, które Ci nie służą.
Często nie zwracamy uwagi na szczegóły, a to właśnie one są istotą rzeczy.
Mamy też tendencję do pobłażania sobie lub nadużywania mantry „wszystko byle z umiarem”, interpretując słowo „umiar” po swojemu (dla każdego umiar znaczy zawsze coś innego) i stosując je nie według pewnych ustalonych zasad lecz raczej bardziej oportunistycznie, w miarę bieżącego rozwoju wydarzeń.
Jest na to sposób jeśli chodzi o dietę: podzielić sobie wszystko to co wkładamy do ust na dwie kategorie: to co jem na co dzień i to co mogę sobie pozwolić zjeść od święta.
Ludzie stosujący się do tej zasady żyją długo i zdrowo – na każdym zakątku naszej planety. Nie ma wtedy mirażu bliżej nieokreślonego „umiaru”, a jest konkret czyli podział.
A jak wtedy takie odświętne jedzonko smakuje i jak każdy z miłym uczuciem w sercu czeka, aż ten świąteczny czas nadejdzie… 🙂
Naprawdę polecam taką metodę! Opłacalna i pod kątem zdrowotnym i finansowym, o czym pisałam tutaj
Co powinno znaleźć się na talerzu by wzmacniać odporność? Otóż na co dzień dieta powinna być przede wszystkim antyzapalna.
Co to znaczy? Co powinna zawierać antyzapalna dieta?
1) Od 8-10 porcji warzyw i owoców dziennie (z czego co najmniej połowa na świeżo, bez obróbki termicznej – tę zasadę stosuję nawet zimą). Tylko tam znajdziemy moc ochronnych fitozwiązków i zapewniającego prawidłową pracę przewodu pokarmowego błonnika.
Porcja to tyle ile zmieścisz w stulonych dłoniach. Do dziennej normy wliczają się zarówno sałatki z warzyw świeżych i kiszonych, wyciskane na świeżo soki warzywno-owocowe i zrobione z nich sorbety lub lody (to latem), wyśmienite i sycące koktajle zrobione w blenderze, kiełki (można je po taniości hodować w domu), rozmaite zupy, potrawki, bezcukrowe owocowe desery, warzywa na parze oraz rzecz jasna warzywa i owoce na świeżo jedzone „z ręki” (czasem maczane w fajnym dipie) albo ususzone w postaci zdrowych chipsów do pochrupania.
Doprawdy jest tak wiele sposobów na to jak jeść warzywa i owoce, że problemów z ich zjedzeniem w ilości 8-10 porcji nie ma technicznie żadnych, więc puść wodze swojej kreatywności i fantazji i nie szukaj już więcej wymówek! 🙂
2) Codziennie porcja pokarmu probiotycznego dla dobrej flory bakteryjnej w jelitach. Wbrew pozorom przemycanie pokarmów probiotycznych do codziennego menu wcale nie jest takie trudne. 🙂
To może być w formie kiszonych warzyw (np. ogórki, kapusta kiszona) samodzielnie albo jako zupa, soku z nich czy też zakwasu buraczanego, to może być fermentowany nabiał (bez dodatku cukru) najlepiej domowej roboty, ocet jabłkowy naturalnie fermentowany, to może być coś bardziej egzotycznego jak rejuvelac (napój z fermentowanych kiełków), natto i miso (fermentowana soja) lub fermentowany naturalnie sos sojowy tamari (zwracajmy uwagę na oznaczenia na opakowaniu, bo te tańsze sosy sojowe są pędzone chemicznie) lub też kombucha (fermentowana herbata) czy domowej roboty kwas chlebowy.
Jednym słowem dbajmy o to, by w tych 8-10 porcjach warzyw i owoców znalazło się coś probiotycznie dobroczynnego przynajmniej w ilości jednej porcji. Nie wliczają się tu jednak kiszonki w zupie, która była ugotowana (przyjazne laktobakterie zostały w związku z tym unicestwione), dlatego robiąc zupy z probiotycznych warzyw dodajmy sok z nich na samym końcu, gdy już potrawa nieco przestygnie, w ten sposób ocalimy życie naszych małych przyjaciół w pocie czoła pracujących na naszą odporność. 🙂
Taka ciekawostka: badania wykazały, że potrzeba aż 1 miliarda bakterii zawartych w kapsułkowanym aptecznym probiotyku aby wykonały tę samą robotę, którą robi zaledwie 100 milionów laktobakterii spożytych w naturalnie fermentowanym pożywieniu.
Naprawdę warto jeść domowe kiszonki, tym bardziej, że robią się niemal same, bez naszego większego zaangażowania czasowego.
3) Prawidłowa proporcja kwasów tłuszczowych: dbajmy o to, by codziennie dostarczać kwasy tłuszczowe mające antyzapalne właściwości czyli Omega-3. Warto pamiętać, że kwasy Omega-3 i Omega-6 walczą o te same receptory. Jednych i drugich kwasów potrzebujemy dla prawidłowego funkcjonowania, jednak to Omega-3 mają własności antyzapalne. Kwasy omega-6 (a zwłaszcza kwas arachidonowy) ułatwiają z kolei produkcję prostaglandyn, czyli hormonów prozapalnych.
To, aby wyłączyć z diety zabójcze tłuszcze trans (margaryny, tłuszcz cukierniczy, rafinowane oleje i wszystko co je zawiera) to już chyba wszyscy wiemy.
Mamy 3 rodzaje kwasów Omega-3 (ALA, EPA i DHA) i potrzebujemy wszystkich trzech. W pokarmach roślinnych (np. siemię i olej lniany, warzywa zielonolistne czy orzechy włoskie) mamy kwasy ALA (prekursor dla pozostałych), zaś w tkankach organizmów żywych (np. ryb) znajdziemy wytwarzane przez nie z tegoż prekursora ALA kwasy EPA i DHA (są to dłuższe łańcuchy z dołączonymi do ALA atomami węgla i wodoru, co dzieje się przy pomocy kofaktorów takich jak pewne witaminy, minerały oraz enzym zwany delta-6-desaturazą).
Człowiek zdrowy (mający czynny enzym, mający odpowiedni zapas potrzebnych witamin i minerałów) potrafi podobnie jak czynią to ryby wytwarzać sobie kwasy EPA i DHA z prekursora (czyli z ALA) w ilościach dokładnie takich na jakie jego ustrój ma aktualne zapotrzebowanie, choć z wiekiem aktywność tego enzymu nieco może zmaleć (badania na szczurach).
Utrata tego ważnego enzymu nastąpić może poprzez spożywanie pokarmów przetworzonych, bogatych w kwasy Omega-6, szczególnie nieprzyjazny jest dla tego enzymu nadmiar pokarmów zawierających tłuszcze zwierzęce (nasycone kwasy tłuszczowe) jak tłuste mięso czy nabiał oraz wysokoglikemicznych pustych węglowodanów (cukier, alkohol).
Jeśli podstawę Twojej diety stanowią mięsa, nabiały i słodkości to Twoja delta-6-desaturaza najprawdopodobniej nie działa tak jak należy, nie będziesz w stanie efektywnie wyprodukować sobie kwasów EPA i DHA jak czyni to ryba, która nie jada schabowych kotletów ani maślanych ciasteczek, lecz pokarm, jaki natura dla niej stworzyła.
Przywrócić aktywność tego niezwykle ważnego dla zdrowia i odporności enzymu można zaś rezygnując z pokarmów szkodliwych (co oczywiste) oraz spożywając kwasy tłuszczowe GLA (np. z oleju z wiesiołka, ogórecznika lekarskiego lub konopii).
Jedynie w nielicznych przypadkach osoba może mieć ten enzym zablokowany genetycznie. Jednak większość ludzi dobrze sobie radzi po zastosowaniu kwasów GLA. Można też jako źródło swoich kwasów Omega-3 (EPA, DHA) wybrać coś co już je zawiera w postaci od razu gotowej, np. suplementy lub (rozwiązanie zalecane przez dietetyków) tłuste ryby morskie (niestety znajdziemy w rybach przypuszczalnie też niepożądane substancje jak np. metale ciężkie).
Osobiście czerpię moje Omega-3 z roślin zielonych, orzechów włoskich, nasion Chia, nasion konopnych i siemienia lnianego, ryby jadam lecz raczej okazjonalnie (Wigilia, uroczystość rodzinna, wyjazd nad morze itp.).
Tutaj mała ściągawka odnośnie ryb: https://www.rybynapolskimrynku.pl/2010/10/substancje-niepozadane-w-rybach-morskich-i-hodowlanych/ Warto wziąć pod uwagę, że jest to portal rządowy, więc oczywiście nic nie przekracza „norm”: dla mnie dopuszczalną normą poziomu metali ciężkich czy trwałych zanieczyszczeń organicznych (w skrócie TZO lub POPs, Persistent Organic Pollutants) jest zero lub wartość zeru bliska, podczas gdy dla specjalistów od norm całkiem inna wartość.
Z drugiej jednak strony należy mieć świadomość, że nie żyjemy w szklanej bańce lecz w środowisku bardzo (własnymi rękami) zanieczyszczonym, ryby chcąc nie chcąc podzieliły nasz los, aczkolwiek my mamy też do dyspozycji różne narzędzia dane nam od natury, aby się przed zanieczyszczeniami bronić – spożywając świeże i nieprzetworzone pokarmy roślinne możemy np. związać i wydalić ze swojego ustroju metale ciężkie: truskawki wiążą rtęć podobnie jak chlorella, nasiona jabłek wiążą arsen (jedzmy jabłka, a także inne owoce z nasionkami!), spirulina wiąże uran, podczas gdy herbatka ze skrzypu lub kasza jaglana dzięki zawartości krzemu wiąże aluminium, a rekordzista czosnek potrafi związać kadm, rtęć i ołów.
Podobnie witamina C zawarta choćby w surowej papryce wiąże metale ciężkie: ołów, rtęć, arsen, kadm i nikiel (dokładnie w tej kolejności). Dodatkowo kąpiąc się w zawierającej siarkę soli Epsom i spożywając źródła siarki (Wielka Piątka: czosnek, cebula, imbir, jajka i warzywa krzyżowe) sprzyjamy produkcji cząsteczek o nazwie metalotioneiny, czyli własnych jakby „gąbeczek” do wyłapywania i pochłaniania metali ciężkich.
Synergicznie działają też obok siarki magnez, cynk oraz selen (L-selenometionina np. w orzechach brazylijskich), o których codzienny dowóz należy zadbać. Jak widać nie jesteśmy bezbronni, natura jest inteligentna i pełna rozwiązań, tylko należy umieć je wyszukać i na co dzień stosować.
4) Nawodnienie! Dieta to nie tylko jedzenie, to również picie. I to nie tylko w postaci wzmacniających odporność ziołowych herbatek czy świeżo wyciskanych z warzyw soków. Nic nie zastąpi bowiem zwyczajnie czystej wody.
Zamiast zaczynać dzień od szklanki kawy czy herbaty „jak wszyscy”, zacznij dzień od wypicia szklanki czystej wody, a nawet dwóch (ew. wody ze świeżo wyciśniętym sokiem z cytryny). To z pewnością wyjdzie Ci na zdrowie.
Dlaczego? Bo w nocy przez 8 godzin (to 1/3 Twojego życia) fizjologicznie pościsz – nic nie jesz ani niczego nie pijesz, jest to tzw. suchy post. Po takim suchym poście należy się bezwzględnie nawodnić. Nawodnić! A nie nakawić czy też naherbacić! 😉
Więc najpierw pierwsza rzecz po przebudzeniu sięgaj po wodę z rana, a potem jak chcesz to możesz wypić to na co masz ochotę, pod warunkiem, że nie zapomnisz o wodzie.
Krew składa się w 83% z wody, mózg 76%, płuca 90%, stawy, mięśnie też zawierają ją, a nawet kości (13-22%), przeciętnie składamy się w 70% z wody (z wiekiem coraz mniej). Pewien irański lekarz, Fereydoon Batmanghelidj (znany jako dr B.), odkąd odkrył przez przypadek, że wiele różnych dolegliwości ma związek z odwodnieniem – zanim przepisał jakiekolwiek leki, to aplikował pacjentom najpierw jedynie czystą wodę, każąc im się porządnie nawodnić.
Bywało to tak skuteczne, że częstokroć potrzeby stosowania leków już nie było – ludzie czuli się lepiej tylko pijąc więcej (dużo więcej!) wody. Po prostu byli odwodnieni. Śmieszne? Może i tak, ale ten się śmieje kto się śmieje ostatni.
Zanim polecisz z byle czym po byle co do lekarza – daj wodzie pokazać co potrafi, nawodnij się najpierw dobrze, bo być może Twoje ciało po prostu woła o wodę: dostało w życiu za dużo kawy, herbaty, coli, mleka, alkoholu, napojów gazowanych czy energetyzujących, a za mało życiodajnej wody.
Badania jednoznacznie wskazują, że toksyny z używek (np. z tytoniu, kawy czy alkoholu) są o wiele mniej szkodliwe i zostają wydalone z ustroju o wiele szybciej gdy jesteśmy dobrze nawodnieni. Dr B. zalecał wypijanie 1-2 szklanki wody na każdą szklankę kawy, aby zneutralizować toksyczne i odwadniające działanie kawy.
Ci co dużo imprezują wiedzą, że jeśli wraz z kolejnymi drinkami będą jednocześnie pić wodę, to uczucie kaca na drugi dzień będzie o wiele mniej ciężkie do przeżycia. Podobnie z „kacem papierosowym”. Wszystkie toksyny łatwiej organizmowi zneutralizować i wydalić gdy jest dobrze nawodniony.
Wodę (a wraz z nią pochłonięte toksyny środowiskowe) wydalamy z siebie przez 24 godziny na dobę aż czterema drogami:
– płuca (w formie oddechu),
– skóra (w formie potu),
– nerki (w formie moczu),
– jelita (w formie stolca).
Więcej informacji na temat roli nawodnienia w powstawaniu wielu chorób znaleźć można na witrynie dra B. https://www.watercure.com/
Jedno jest pewne: jeśli czujesz pragnienie, to sygnał od Twojego organizmu, że odwodnienie jest już w trakcie (co najmniej 1 %). Organizm odwodniony staje się słaby i podatny na ataki z zewnątrz: układ odpornościowy jest mniej sprawny, zamiast bronić przed intruzami musi się skupić na zachwianej równowadze, kiedy to procesy biochemiczne nie przebiegają jak należy, wzrasta puls, możesz odczuwać niepokój lub rozmaite sygnały bólowe.
Nie czekaj na tego typu oznaki, lecz na bieżąco staraj się zaopatrzyć ustrój zawsze w świeżą porcję wody. Możesz czasami do niej dodać listki świeżej mięty, odrobinę soku z cytryny, szczyptę witaminy C lub soli himalajskiej (szczególnie jeśli tracisz wodę np. podczas aktywności fizycznej, a więc i tracisz sód wraz z potem).
Ile pić? Tyle ile potrzebuje i woła Twój organizm. Na zapas nie da rady się napić. Przesada w drugą stronę też nie jest dobra.
Najprościej można obliczyć swoje zapotrzebowanie dzieląc masę swojego ciała przez 30 (np. 90 kg:30=3 – taka osoba powinna pić 3 litry wody dziennie, z czego przynajmniej połowę powinna stanowić czysta woda, reszta to mogą być zupy, herbatki ziołowe, soki warzywne, owoce itd.).
Jednak ta wartość może się zmieniać choćby w związku z porą roku (latem w upały pijemy nieco więcej, zimą nieco mniej) czy poziomem aktywności fizycznej.
Jaką wodę pić? Najlepszą jaką masz pod ręką. Ja osobiście używam wody kranowej, która jest całkiem dobrej jakości tu gdzie mieszkam. Używam filtra dzbankowego i wkładów wzbogacających wodę w jony magnezu. Nie kupuję wody butelkowanej, chyba że jestem np. w podróży i nie mam wyjścia.
5) Super-foods czyli super-pokarmy: warto je włączyć do swojego wzmacniającego odporność menu, ponieważ mają w sobie moc antyoksydantów. Kilka przykładowych pokarmów tego typu: siemię lniane, algi (chlorella, spirulina), kurkuma, kiełki, zielona herbata, sproszkowany korzeń maca, nasiona szałwii hiszpańskiej (chia), dary od pszczółek (miód, pyłek pszczeli, pierzga, mleczko, propolis, ziołomiody), owoce (jagody goji, acai, morwa biała, cytryniec chiński, jagody inkaskie, kiwi, granaty, awokado, kokos itd.) kiełki, soki z traw oraz tzw. zielona żywność czyli liofilizowane trawy (młody jęczmień, młoda pszenica) w postaci proszku luzem lub łatwych do użycia (np. w podróży) prasowanych „tabletek” .
Doskonałym daniem w którym można przemycić rozmaite super-pokarmy są koktajle robione w blenderze (tzw. smoothies). Napakowany rozmaitymi dobrociami smoothie potrafi mieć kilkaset kcal i być tak sycący, że śmiało może wystąpić w roli pełnoprawnego posiłku (np. śniadania).
2. Suplementuj w razie potrzeby niedobory.
Nawet jeśli Twoja dieta jest idealna – bogata w warzywa i owoce, nie zawiera przetworzonych pokarmów, ogólnie masz bardzo zdrowy tryb życia itd., to mogą zdarzyć się w życiu sytuacje, w których nagle zapotrzebowanie na mikroskładniki odżywcze gwałtownie wzrośnie.
Takie sytuacje to np. narażenie na ciągły stres (utrata pracy, rozwód, śmierć bliskiej osoby, niesnaski w pracy lub w domu, ciągły hałas, podróż, ślub, kłopoty z dziećmi, sprawy finansowe i wiele innych), trwająca akurat choroba (przewlekła lub ostra jak np. infekcja), przyjmowanie lekarstw jakiegokolwiek typu, przerwanie ciągłości tkanek (uraz, operacja chirurgiczna), narażenie na duże wahania temperatury (wyjątkowe zimno- wyjątkowe gorąco), większa niż zazwyczaj ekspozycja na toksyny środowiskowe (np. przebywanie w zadymionym pubie, w korku pośród spalin itp.), stosowanie używek (tytoń, kawa, alkohol, narkotyki) czy w końcu ciąża i karmienie.
Jeśli zaś Twoja dieta oprócz tych czynników jest kiepska (przetworzona, mało wartościowa i/lub okradziona z cennych związków ochronnych), to tym bardziej potrzebujesz suplementacji.
Najlepszym naturalnym suplementem witaminowo-minerałowym stosowanym przeze mnie na co dzień są świeżo wyciskane soki (warzywno-owocowe oraz soki zielone np. sok z trawy pszenicznej lub jęczmiennej).
W świeżych sokach mamy całą gamę enzymów, witamin i minerałów, wspaniały pochodzący prosto z natury koncentrat, który dzięki usunięciu utrudniającego wchłanianie błonnika dostaje się do naszego krwiobiegu w ciągu dosłownie w ciągu minut od spożycia i jest przyswajany o wiele lepiej niż wszelkie tabletkowe suplementy. Taka forma suplementacji jest najlepsza, bo czerpana wprost z natury.
Prawdziwe cuda dla naszego zdrowia potrafi czasem zdziałać codzienna szklaneczka świeżego soku z marchewki (lub jeszcze lepiej marchewki z jabłkiem). Jeśli nie mamy w domu sprzętu do wyciskania to można je dostać w marketach, są oznaczone jako „soki jednodniowe”.
Jeszcze lepszego kopa zdrowotnego dają soki wyciskane z zielonych części roślin. A to dlatego, że cząsteczka chlorofilu jest identyczna z cząsteczką naszej krwi, różni się jedynie centralnym atomem (żelazo dla krwi, magnez dla chlorofilu), zatem pijąc zielone soki robimy sobie dosłownie życiodajną „transfuzję”.
Jednak gdy z jakichkolwiek względów nie mamy w ogóle żadnej możliwości pić świeżo wyciskanych soków, to nie ma co marudzić i lepiej sięgnąć po gotowe suplementy (w kapsułkach, proszku, tabletkach, płynie) niż narażać ustrój na utratę równowagi biochemicznej z powodu niedoborów.
Witaminy i minerały czerpane z pożywienia, a także probiotyki mają tak szeroki margines bezpieczeństwa, że bardzo trudno zrobić sobie nimi krzywdę poprzez ich przedawkowanie. Gotowe preparaty łatwiej przedawkować, ale gdy mamy na myśli rozsądną suplementację, a nie niepohamowane nadużywanie suplementów, to również i w tym przypadku nie ma się czego obawiać.
Zasada numer jeden to NIE kierować się nigdy niezwykle niskimi wartościami RDA (tzw. zalecane dzienne spożycie) podanymi na opakowaniu, albowiem jak już wiemy – te wartości oznaczają MINIMALNE spożycie. Natomiast prawdziwe zapotrzebowanie, takie nasze osobiste zapotrzebowanie – jest zawsze bardzo indywidualne, zależne od wielu różnych zmiennych: diety, stylu życia, czynników środowiskowych.
Dlatego właśnie nie ma jednej miary zapotrzebowania na witaminy i minerały dobrej dla wszystkich jak również ulubione powiedzonko lekarzy akademickich „zróżnicowana dieta zapewnia nam zawsze wszystkie potrzebne składniki odżywcze w odpowiedniej ilości” może bardzo często w związku z tym niesłychanie daleko odbiegać od prawdy. Delikatnie mówiąc.
Suplementy w gotowej formie mogą też przydać się w podróży lub na wyjeździe, kiedy to możemy nie mieć dostępu do „naszego” jedzenia i będziemy zmuszeni zaakceptować to co jest (czyli wszechobecną w sklepach i knajpach przetworzoną biedę z nędzą).
Jakie najczęściej niedobory mogą mieć miejsce?
– witaminy i minerały (najpopularniejsze: wit. A, B, C, D, E, magnez, cynk, chrom, selen, mangan, jod),
– probiotyki i prebiotyki,
– kwasy tłuszczowe Omega-3,
– błonnik,
– pewne aminokwasy (np. nadmiar argininy w diecie sprzyja atakom wirusa opryszczki, na co remedium stanowi lizyna).
Gdy ciało ma niedobory ważnych dla niego substancji, to jego układ odpornościowy nie pracuje jak należy. Warto zatem być czujnym i nie przegapić sytuacji, w której dodatkowa suplementacja mogłaby nam się okazać potrzebna.
3. Stosuj wzmacniające odporność zioła, przyprawy i adaptogeny.
Matka Natura nie poskąpiła nam tych cennych darów. Oto garść z nich (kolejność przypadkowa) – część z nich masz już nawet w swojej kuchni, a jest ich tyle, że każdego dnia możesz sięgnąć po inny.
Dodaj szczyptę tu i szczyptę tam, co często nawet nie zmieni smaku potrawy, za to dostarczy cennych substancji. A zamiast kawy zaparz sobie ziołową herbatkę.
1. Zielona herbata (epigallokatechiny)
2. Kora cynamonowca (cinammomum verum)
3. Kurkuma (Curcuma longa) czyli ostryż długi (ciekawostka: kurkumina aktywniej wchłania się w połączeniu z piperyną zawartą w pieprzu czarnym)
4. Owoc kopru włoskiego (Foeniculi amari fructus)
5. Czosnek
6. Gingko Biloba (miłorząb japoński)
7. Herbatka z hibiscusa czyli róży chińskiej
8. Rumianek pospolity
9. Goździki (kwiat goździkowca)
10. Panax Ginseng (żeń-szeń koreański)
11. Ostropest plamisty (sylibum marianum)
12. Imbir (zingiber officinale)
13. Chrząstka rekina
14. Korzeń i ziele jeżówki purpurowej (echinacea purpurea)
15. Rozmaryn (rosmarinus officinalis)
16. Ganoderma lucidum czyli reishi (lakownica lśniąca, grzyb leczniczy)
17. Astragalus (korzeń traganka)
18. Uncaria Tomentosa czyli koci pazur, cat’s claw
19. Papryka wszelka (od słodkiej aż po cayenne, jalapeno czy habanero)
20. Pokrzywa zwyczajna (urtica dioica L.)
21. Pau d’arco czy inaczej lapacho (tabebuia heptophylla)
22. Bazylia azjatycka (ocimum sanctum)
23. Tarczyca bajkalska (scutellaria baicalensis)
24. Kadzidłowiec (boswelia serrata)
25. Czystek (cistus incanus)
26. Oregano czyli lebiodka pospolita (origanum vulgare)
27. Czarny bez (sambucus nigra L.)
28. Rokitnik zwyczajny (hippophaë rhamnoides L.)
29. Herbata czerwona Rooibos z czerwonokrzewu afrykańskiego
30. Ashwagandha czyli witania ospała, (withania somnifera, indyjski żeń-szeń)
31. Mniszek lekarski (taraxacum officinale) korzeń
32. Tymianek (thymus vulgaris)
33. Gorzknik kanadyjski (hydrastis canadensis)
34. Różeniec górski (rhodiola rosea L.) kłącze
35. Cytryniec chiński (shizandra chinesis)
36. Wąkrota azjatycka (centella asiatica) zwana też gotu kola
37. Żeń-szeń syberyjski – eleuterokok kolczasty (
38. Aloes (aloe vera) liść
39. Jiaogulan herbatka (Gynostemma pentaphyllum) znana w Chinach jako „zioło długowieczności”
40. Korzennik lekarski czyli inaczej popularne ziele angielskie (Pimento officinalis)
Dla wyjaśnienia: adaptogeny to substancje pochodzenia naturalnego, zwiększające zdolność organizmu do przystosowywania się do zmiennych warunków środowiska (czyli wszelkiego typu stresu) bez wywoływania niepożądanych skutków ubocznych i bez wpływania na normalne funkcje fizjologiczne organizmu.
Najbardziej znane i przebadane adaptogeny to żeń-szeń, różeniec górski, cytryniec chiński oraz miłorząb japoński. Niektóre zioła są dostępne w postaci kapsułek jako wyciągi, ekstrakty – to bardzo wygodna forma i można je zabrać ze sobą gdy jest się poza domem.
W przypadku ciąży i karmienia należy zawsze skonsultować się z lekarzem zanim sięgniemy po zioła a nawet niektóre przyprawy (np. jałowiec, tymianek, lubczyk), ponieważ niektóre mogą mieć własności poronne.
Dobry czas na wzmacnianie odporności ziołami to czas PRZED zajściem w ciążę, a nie w jej trakcie czy podczas laktacji. Dlatego jeśli jesteś w wieku rozrodczym to dbaj o wzmacnianie swojej odporności ZANIM na teście pokażą się dwie kreski.
Okres ciąży to dla układu odpornościowego spore wyzwanie, jednak na wzmacnianie go ziołami czy adaptogenami jest w tym czasie nie pora.
4. Dbaj o wypoczynek, sen i produkcję endorfin.
Niedosypianie to wróg zdrowia i młodości. Im bardziej masz ciało obciążone rozmaitymi niechcianymi substancjami (jak toksyny środowiskowe) tym więcej godzin snu potrzebujesz, a często nawet po przespaniu wielu godzin nie wstajesz wcale wypoczęty i rześki.
Zapotrzebowanie fizjologiczne na sen zmniejsza się w miarę jak ciało tych niechcianych substancji się pozbywa. Po wstaniu jesteśmy zaś pełni energii, radośni i gotowi na czekające nas wyzwania. Tak – nawet w poniedziałek. Szczególnie w poniedziałek! 🙂
Detoksykacja myśli jest równie ważna dla prawidłowego funkcjonowania układu odpornościowego jak detoksykacja ciała. Należy zdać sobie sprawę z tego, że aby być zdrowym trzeba przestać produkować ciągle niepotrzebnie (i na własne życzenie) obniżające odporność adrenalinę i kortyzol.
Mechanizmy ich produkcji zostały stworzone aby nas uchronić przed zgubnymi skutkami napotkania na swej drodze czegoś, co mogłoby pozbawić nas życia.
Czy niezapłacenie w terminie rachunku za prąd pozbawi nas życia? Nie, ale stresując się tym produkujemy adrenalinę i kortyzol, bowiem nasz ustrój nie rozróżnia napotkania wilka w ciemnym lesie od niezapłacenia na czas rachunku, nie rozróżnia nawet WYOBRAŻENIA o wydarzeniu od REALNIE mającego miejsce wydarzenia.
Tak czy inaczej produkuje adrenalinę i kortyzol, bo taki ma program do wykonania: tak jak Twój komputer gdy naciśniesz już ikonkę pracy np. w Wordzie czy Excelu i po pół sekundy się rozmyślisz, że to nie o to chodzi – najpierw niestety musisz grzecznie poczekać aż program się otworzy (halo! już nacisnąłeś guzik!) a dopiero POTEM możesz go zamknąć.
Więc uważajmy jakie guziki naciskamy i NIE naciskajmy tych, które będą nam produkowały adrenalinę i kortyzol gdy nie ma zagrożenia dla naszego życia.
Te hormony paraliżują nasz układ odpornościowy (gdy sygnał brzmi „uwaga, zagrożenie życia!”, to kwestia ochrony przed chorobami staje się w tym momencie dla niego drugorzędna) i jesteśmy całkowicie wtedy bezbronni wobec chorób.
Zamiast tego produkujmy wzmacniające naszą odporność endorfiny! Naukowcy obliczyli, że 1 minuta gniewu (złości, strachu lub innej negatywnej emocji) paraliżuje nasz system odpornościowy na około 6 godzin! Za to 1 minuta szczerego śmiechu WZMACNIA pracę układu odpornościowego na najbliższe 24 godziny. Super, prawda?
A kiedy to było ostatnio gdy śmiałeś się do rozpuku nieprzerwanie przez calutką jedną minutę?
A widzisz. 😉 To włącz ten filmik i na zdrowie:
Każdego dnia uwalniaj tyle endorfin ile zdołasz! Pomocne będą: muzyka, śpiewanie, dobre stare komedie, aktywność fizyczna, taniec, skakanie na trampolinie, opowiadanie dowcipów i wszelka działalność sprawiająca Ci przyjemność.
Jeśli już nic innego nie przychodzi Ci do głowy, wykonaj ćwiczenie Bezwarunkowej Wdzięczności opracowane przez Fabio Marchesi, autora książki „Entusiasmologia”: usiądź prosto, rozluźnij się, weź dwa głębokie oddechy oraz rozciągnij usta w uśmiechu myśląc o czymś bardzo przyjemnym (ale nawet jak masz akurat „doła”, nie szkodzi – to może być nawet sztuczny uśmiech) i zacznij powtarzać rytmicznie i powoli słowo „dziękuję”, wsłuchując się w nie uważnie i rozumiejąc jego znaczenie.
Następnie zarejestrujesz taki fakt: Twój umysł prawdopodobnie przez chwilę „stanie dęba” nie rozumiejąc co się dzieje, ale za moment posłusznie sam zacznie wyszukiwać COKOLWIEK za co możesz odczuwać wdzięczność i dziękować.
Nawet za to, że po prostu jesteś, za to że żyjesz, że oddychasz i że się uśmiechasz w tym momencie! 🙂
Będziesz mógł odczuć jak stopniowo zalewa Cię fala endorfin, a jeśli uśmiech z początku był sztuczny, to zamieni się w prawdziwy, a niewykluczone, że ćwiczenie zakończysz salwą zdrowego, uwalniającego śmiechu.
A gdy w żyłach płyną endorfiny to nie ma miejsca na stres, mamy więcej pozytywnej energii do działania i jesteśmy milsi dla samych siebie jak również dla innych. 🙂
Inspirująca Scarlett O’Hara z „Przeminęło z Wiatrem”, zwykła mówić: „Nie chcę o tym teraz myśleć. Jeżeli zacznę o tym myśleć teraz, będę się musiała martwić. Nie ma powodu, aby sprawy nie miały się ułożyć tak, jak tego chcę (…)”.
Bierzmy przykład ze Scarlett. Nie można żyć całkowicie bez stresu, ale zawsze można nauczyć się zmniejszyć go do minimum.
Po co dopuszczać do marnotrawstwa zasobów kiedy nie ma ku temu najmniejszej potrzeby? Najlepiej więc przyjąć sobie jedną zasadę: będę się martwić dopiero wtedy gdy przyjdzie na to czas, ale na pewno nie TERAZ.
W większości przypadków okaże się, że ten czas martwienia się nie przychodzi nigdy, ponieważ po drodze zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.
A my w międzyczasie zajmijmy się produkcją wzmacniających naszą odporność endorfin! 🙂
5. Wyrzuć z domu złodziei.
Nawet gdy się tak pięknie do Ciebie uśmiechają, tak dobrze im z oczu patrzy i kuszą, oj jak kuszą – nie i już, a sio! Przede wszystkim cukier (biały i „zdrowszy” brązowy) oraz wszystko co rafinowany cukier zawiera: jedna łyżeczka cukru wstrzymuje aktywność systemu odpornościowego na przeszło godzinę.
Ile łyżeczek cukru jest w jednym batoniku? Przez ten czas jesteś praktycznie bezbronny, wystawiony na działanie wszelkich patogenów. Jeden zdrowy fagocyt jest w stanie zniszczyć ich średnio 14, zaś odurzony cukrem (lub alkoholem) tylko jednego.
Nie mówiąc o tym, jak słodycze (i wszystko inne co zawiera dodany cukier) działają nie tylko na nasz system odpornościowy, ale też i na wszystkie inne nasze narządy i funkcjonowanie całego systemu: wszystkie reakcje biochemiczne zostają sponiewierane okrutnie: https://akademiawitalnosci.pl/10-sposobow-rujnowania-twojego-zdrowia-przez-cukier/
Dalej: wszelkie puste węglowodany, rafinowane mąki i przetwory z nich, rafinowana sól, rafinowane oleje oraz wykonane z ich użyciem smażeniny, kupne lody, naszpikowane chemią i antybiotykami mięsa, nabiały i wędliny, wszelkiego typu używki, syntetyczne słodziki i inne „polepszacze” oraz wyroby przemysłu farmaceutycznego czyli leki (również te bez recepty, dostępne w każdym kiosku).
To wszystko kradnie nam naszą odporność w mniejszym lub większym stopniu.
Niestety nie ma czegoś takiego jak „umiar” w spożywaniu trucizn. Jak powiedział dr Esselstyn „moderation kills” czyli umiar zabija (a ja się z nim zgadzam). Nie można na to przymykać oczu tylko dlatego, że dzieje się to tak powoli, że praktycznie niezauważalnie.
6. Regularnie sprzątaj wnętrze.
Sprzątanie (o czym każda doświadczona gospodyni domowa wie) aby było skuteczne musi odbywać się według dwóch zasad:
– regularnie,
– według ściśle określonej hierarchii aby nie narobić sobie więcej pracy.
Niestety żyjemy w czasach kiedy większość osób sprząta swoje środowisko jedynie zewnętrzne, kompletnie nie mając pojęcia o tym, iż sprzątać należy również swoje środowisko wewnętrzne czyli (od środka) swoje ciało („jedyne miejsce jakie masz do życia” jak zwykł mawiać Jim Rohn).
Mamy jak już wiemy 4 drogi którymi ciało usuwa niebezpieczne dla niego toksyny:
– płuca (oddychanie)
– skóra (pocenie się)
– nerki (oddawanie moczu)
– jelita (oddawanie stolca)
Otwieraj je wszystkie cztery codziennie. Otwieraj je szeroko i nieskrępowanie.
Dbaj też o to, aby Twoje filtry pracowały prawidłowo, a mamy ich trzy:
– wątroba,
– nerki,
– system limfatyczny.
Jeśli ktoś objada się całe życie ciężkimi i/lub pełnymi chemii pokarmami, cierpi na zaparcia i nie wypróżnia się jak należy, nie wypija wystarczająco dużej ilości czystej wody i przy tym nie uprawia żadnej aktywności fizycznej (będącej jedynym sposobem poprawiającym pracę układu limfatycznego), a do tego nie dosypia, płytko oddycha i jest wiecznie niezadowolony z życia i zestresowany, to czego może się spodziewać?
Ja już wiem czego, bo sama kiedyś tak żyłam. I tym czymś była powolna degradacja mojego zdrowia i niezwykle niska odporność. Nie polecam.
Częściowo natura nas chroni sama – zobaczmy jak wygląda nasz rytm dobowy: pomiędzy każdym kolejnym posiłkiem włączane są procesy mikroautofagii (eliminowania mniejszych elementów komórki). Kiedy jemy organizm zajęty jest trawieniem (tym intensywniej i dłużej – im cięższy, bardziej skomplikowany molekularnie i im bardziej przetworzony jest dostarczony pokarm).
Natomiast kiedy nie jemy (mamy przerwę pomiędzy jednym posiłkiem a drugim) zajmuje się on między innymi robieniem porządków w organellach swoich komórek.
Aż do następnego posiłku, który dostarcza kolejną porcję materiału do przerobienia, strawienia i przeprowadzenia na nowo dostarczonym materiale szeregu operacji metabolicznych.
Każdej doby fizjologicznie pościmy (i to całkowicie, czyli na sucho) co najmniej przez 8 godzin snu. Większość ludzi twierdzących, że „post jest rzeczą szkodliwą” nie zdaje sobie sprawy z tego, że przecież już i tak pościmy – każdej nocy właśnie.
Każdej nocy nie jemy i nie pijemy przez ok. 8 godzin. Całkowicie bez szkody dla zdrowia, a nawet wręcz przeciwnie.
W zasadzie 1/3 naszego życia poświęcona jest FIZJOLOGICZNIE na to aby pościć. I odpoczywać. Bez postu i odpoczynku trwającego 1/3 doby nie pożylibyśmy długo – organizm nie miałby szans na regenerację.
Instynktownie pościmy też (i więcej śpimy!) podczas wysokiej gorączki: wtedy stery przejmuje sama natura, która bez konsultacji z nami wyłącza nam ośrodek głodu by nie napytać sobie w tym momencie niepotrzebnej roboty, bo wie, że w tym akurat momencie musi zmobilizować wszystkie swoje zasoby na walkę z patogenem i ze stanem zapalnym, zatem poświęcanie czasu na czynności związane z trawieniem i metabolizowaniem dostarczonego pokarmu byłoby niewybaczalnym marnotrawstwem zasobów.
Czy zauważyliście, że wszelkie procesy występujące w naturze charakteryzują się unikaniem marnotrawstwa zasobów?
Podobnie czynią chore zwierzęta: kładą się w odosobnieniu i nie przyjmują pokarmu, wypoczywają pozwalając naturze wykonać swoją robotę.
Tylko wśród ludzi przyjęło się dokarmiać chorych na siłę, wbrew ich fizjologicznemu brakowi apetytu, często wciskając im na przykład „mięsko, które daje siłę”. To najgorsza rzecz, jaką można zrobić choremu, który fizjologicznie utracił apetyt pod wpływem wysokiej gorączki.
Mamy na chwilę obecną sporo badań naukowych potwierdzających to, o czym mówią stare księgi we wszystkich systemach religijnych na naszej planecie: ograniczenie kaloryczne (krótko mówiąc post) przedłuża życie i poprawia jego jakość – ogranicza rozwój nowotworów, cukrzycy, chorób serca i generalnie wszelkich chorób określanych mianem „cywilizacyjnych” jak i polepsza najważniejsze wskaźniki fizjologiczne zdrowego organizmu oraz jak wskazują badania – spowalnia (a nawet cofa) procesy starzenia.
Post jednym słowem to najstarszy lek na świecie. Jeden z najskuteczniejszych, a już na pewno najtańszy.
Wiemy już, że aby można było mówić o poście (a nie jedynie niskokalorycznej diecie) dowóz kalorii musi być poniżej 800 kcal na dobę.
Post nie jest jednak „dietą 800 kcal”, jest postem i ma swoje wymagania. Podczas postu można pić wodę (post wodny), soki warzywne (post sokowy) lub nawet jeść starannie dobrane warzywa i owoce (post Daniela warzywno-owocowy), co pozwala wyłączyć ośrodek głodu w podwzgórzu, przejść na odżywianie endogenne oraz zainicjować w pewnym momencie wzmożone procesy autofagocytozy: komórki robią sobie wtedy wielkie sprzątanie, usuwając elementy stare, obumarłe, niepotrzebne lub zużyte, w celu zapobiegania jej całkowitej degradacji.
Przyjmuje się, że na post (w takiej lub innej formie) i odpoczynek (w takiej lub innej formie) można przeznaczyć jednym ciągiem bez przerwy około 6 tygodni (40 dni) bez szkody dla zdrowia (a nawet wręcz z korzyścią).
Po tym czasie mogą już wystąpić objawy niedożywienia i post przestaje spełniać swoją rolę, a staje się faktycznie „szkodliwą rzeczą”.
Te 40 dni to raczej umowny okres, ponieważ zależy on od wielu indywidualnych czynników. Każdy post dłuższy niż kilka dni wymaga szczególnej uwagi w momencie jego zakończenia (wychodzenia z niego), aby nie zniszczyć naszego wysiłku rzuceniem się na pokarmy niewłaściwe.
W skrajnych przypadkach niewłaściwe wychodzenie z postu doprowadzić może nawet do tzw. syndromu ponownego odżywienia czyli szoku pokarmowego (refeeding syndrome), który może stanowić poważne zagrożenia dla zdrowia i życia. Dlatego posty o zaostrzonym reżimie dłuższe niż kilka dni warto przechodzić pod okiem lekarza (najlepiej fastoterapeuty).
Jednak gdy nie cierpimy na żadne przewlekłe choroby i cieszymy się dobrym zdrowiem to długie posty o zaostrzonym reżimie (np. wodne) nie są nam potrzebne, a poza tym już nawet posty jednodniowe przynoszą korzyści zdrowotne.
Chrześcijanie pod koniec I w. zachowywali post ścisły dwa razy w tygodniu: w środę, na pamiątkę zdrady Jezusa przez Judasza, i w piątek, w dniu Jego śmierci.
Potem przez całe wieki już tylko w piątek zachowywano post o suchym chlebie i wodzie (pamiętam, że robiła tak jeszcze moja babcia, która dożyła we względnym zdrowiu niemal 90-tki) , a dzisiaj – w wersji sugerowanej przez obecny kodeks prawa kanonicznego post ścisły oznacza spożycie w ciągu dnia jednego posiłku do syta i dwóch niepełnych, przy powstrzymaniu się od spożycia mięsa.
Z punktu widzenia fizjologii to już nie jest żaden post.
Z pokolenia na pokolenie efekty takiego poluzowanego podejścia widać niestety po przepełnionych przybytkach związanych z pracą służby zdrowia i rosnącej jak grzyby po deszczu ilości kolejnych otwieranych w każdym mieście aptek.
Zanieczyszczenia środowiskowe wzrastają, a nasze organelle mają do dyspozycji niezmiennie jedynie 8 godzin podczas snu na sprzątanie (i to w wersji okrojonej), co jest w takiej sytuacji stanowczo za mało – nie dajemy im szans na zrobienie konkretnych porządków.
A jednocześnie dostarczamy (chcąc nie chcąc) rozlicznych toksyn środowiskowych wraz z powietrzem, wodą, pożywieniem, przedmiotami codziennego użytku, kosmetykami i tzw. chemią gospodarczą, w dużo większej ilości niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu robili to nasi dziadkowie.
Dodatkowo osłabiamy codziennie nasze komórki działaniem promieniowania z używanych przez nas kolejnych nowoczesnych urządzeń (komórki, komputery, mikrofalówki, telewizory itd.). Czy można się zatem dziwić, że naukowcy ostrzegają przed nachodzącym „tsunami nowotworów”?
Ale my nie jesteśmy przecież bezbronni, zostaliśmy przez naturę wyposażeni w odpowiednie narzędzie do zapobiegania chorobom i tym narzędziem jest sprawnie funkcjonujący układ odpornościowy.
Aby jednak pracował on sprawnie musi pracować w czystym i uprzątniętym ze śmieci środowisku – podobnie jak Ty chcesz mieszkać w czystym i uprzątniętym ze śmieci domu.
Zjawisko autofagii odgrywa jak podkreślają naukowcy bardzo ważną rolę w mechanizmach odporności nabytej oraz wrodzonej.
Dlatego jeśli mamy mówić o odporności z prawdziwego zdarzenia, patrząc pod kątem zarówno naszego indywidualnego zdrowia jak i zdrowia przyszłych pokoleń zrodzonych z naszego (mniej lub bardziej zatrutego) ciała, to nie wolno nam zapominać o tym aby zachować dla potomności praktykę regularnego postu.
Najlepiej na początek w wersji fizjologicznie najmniej kłopotliwej czyli warzywno-owocowej, która nie tylko oczyści i zalkalizuje, ale i uzupełni ewentualne niedobory – jeden dowolnie wybrany dzień w tygodniu na samych warzywach i owocach do wyboru surowych, gotowanych lub pół na pół (bez stosowania używek, mięsa, produktów zbożowych, nabiałowych, roślin strączkowych, wysokoskrobiowych części roślin i dodanego tłuszczu lub cukru) to absolutne minimum.
Nasz organizm zmuszony do życia w nowoczesnym zchemizowanym do granic możliwości środowisku z pewnością nam się za to odwdzięczy (po odcierpieniu ewentualnych oznak kryzysów ozdrowieńczych, ma się rozumieć).
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o zdrowotnych korzyściach płynących z postu – koniecznie wysłuchaj wykładu fachowca w temacie, dr Ewy Dąbrowskiej: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
7. Aktywność fizyczna.
W świetle wszystkiego co powyżej teraz już chyba rozumiesz dlaczego aktywność fizyczna na każdym poziomie buduje zdrowie i odporność? Tej sprawy nie wolno pod żadnym pozorem zaniedbywać. Wszystko co żyje znajduje się w ruchu, wszystko co martwe nie porusza się. To takie proste! Aby zdrowo żyć musisz nie tylko zdrowo jeść, pić wodę, dbać o regularność odpoczynku ale i ruszać się.
Poprzez aktywność fizyczną uruchamiasz pocenie się, czym oczyszczasz swój organizm, bo wraz z potem usuwa on przez skórę również substancje mu zbędne, które się do wnętrza mogły dostać ze środowiska.
Pobudzony zostaje też układ odpornościowy (ale tylko do pewnego momentu, bo już zbyt intensywna aktywność fizyczna może spowodować skutek odwrotny, czyli stanowić dla układu odpornościowego obciążenie zamiast go wspierać).
Ruch może zastąpić niemal każdy lek, ale żaden lek nie zastąpi ruchu!
Nie lubisz ćwiczyć? Cóż, ja też nie lubię ćwiczyć, ale jeszcze bardziej nie lubię być chora, zamulona i ociężała. Wybierz to co sprawia Ci autentyczną przyjemność. Nie sztuka nakupować sobie drogich urządzeń sportowych aby się potem po kątach kurzyły. Ruch można uprawiać nawet bez nich.
Zacznij od czegoś małego aby się nie zniechęcić: 5 minut marszu żwawym krokiem a nie od razu godzinę, 10 przysiadów na początek i codziennie zwiększaj itd.. Najtrudniej jest zacząć, potem już jest z górki i organizm sam będzie chciał się ruszać, będzie sam Ciebie o tą swoją codzienną dawkę ruchu prosił i będzie się czuł kiepsko gdy jej nie dostanie.
To tak jak z jedzeniem warzyw czy piciem wyciskanych z nich na świeżo soków: na początku mogą nie wzbudzać pożądania, ale gdy już regularnie zaczniesz je stosować, to pod ich wpływem zaczynasz się czuć tak świetnie, że już nawet patrząc na te wszystkie kolorowe dobroci w warzywniaku na sam widok ślinka cieknie. 😉
Pamiętajmy też, że nasz układ krwionośny ma pompkę i jest nią serce. Natomiast tak ważny dla odporności układ limfatyczny takiej pompki nie posiada. Najlepszą formą utrzymywania limfy w ruchu jest właśnie ruch. Zalecane w tym celu formy aktywności to skakanie na trampolinie oraz spacery (krokiem rytmicznym czyli marsze, może być też Nordic Walking czyli z kijkami, ale może być też i bez kijków normalny marsz).
Dbaj REGULARNIE o swój system limfatyczny, a zobaczysz sporą różnicę na plus w funkcjonowaniu swojego całego układu odpornościowego.
8. Pokochaj słońce.
Tak jak wszystkim organizmom żywym na tej planecie od roślin i zwierząt aż po człowieka – do życia i zdrowia oprócz pożywienia, powietrza, wody, ruchu i wypoczynku potrzebne jest światło.
Na temat znaczenia światła słonecznego i produkowanego pod wpływem jego działania w naszym organizmie hormonu (zwanego witaminą D) pisałam już obszernie w tym artykule: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz: wszystko to co potrzebne nam do zdrowego życia (woda, powietrze, ruch, słońce, sen i odpoczynek) w odpowiedniej dawce buduje naszą odporność, ale w dawce zbyt dużej lub zbyt małej w stosunku do aktualnego zapotrzebowania – tę odporność nam osłabia.
Te same zasady dotyczą słońca: zbyt mało jest niezdrowo równie mocno jak zbyt dużo. Podobnie jak z jedzeniem: za mało jedzenia (jego niedobór poza okresami świadomie prowadzonego postu) jest równie niezdrowe jak codzienne przejadanie się. Za dużo wypoczynku jest równie niezdrowe jak za mało. Za dużo ruchu (zbyt intensywny) jest równie niezdrowe jak za mało.
Natura charakteryzuje się pięknem, harmonią i równowagą, dlatego należy zawsze czynić starania aby zachowywać równowagę i dostosowywać się do aktualnego zapotrzebowania na potrzebne nam do zdrowego życia czynniki.
Nawet o nasze domowe rośliny doniczkowe dbamy w ten sposób – wiemy, że za mało wody będzie dla nich równie szkodliwe jak za dużo. Dotykamy ziemi aby to sprawdzić, kupujemy im odżywki i przestawiamy w bardziej lub mniej nasłonecznione miejsce aby lepiej rosły.
Róbmy dla nas samych co najmniej tyle, ile robimy dla naszych domowych roślin doniczkowych! 🙂
9. Unikaj toksyn środowiskowych.
Nie jest to co prawda w dzisiejszym zchemizowanym świecie takie proste, ale zawsze starajmy się choćby wybierać mniejsze zło. Nie tylko zadbamy tym o nasze zdrowie, ale i kieszeń.
Wiele środków typu kosmetyki czy chemia domowa może być z powodzeniem zastąpionych nietoksycznymi substancjami. Sprzątanie można zrobić w domu z użyciem dwóch substancji: jednej substancji o odczynie kwasowym (np. ocet albo płyn enzymatyczny ze skórek po cytrusach) i jednej o odczynie zasadowym (soda oczyszczona kuchenna, spożywcza).
Te dwie substancje przydadzą się też do usunięcia z warzyw i owoców ewentualnych pozostałości po użytych środkach ochrony roślin jak też i bytujących na skórce drobnoustrojów: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Z pewnością warto unikać wszystkiego tego, co zawierać może substancje ksenobiotyczne (nie występujące naturalnie naszym ustroju):
– puszki (ich wnętrze pokryte jest białym tworzywem zawierającym BPA)
– plastiki
– konwencjonalne kosmetyki
– konwencjonalne środki czystości
– aluminium
– większość dodatków do żywności (szczególnie syntetyczne słodziki, aromaty i barwniki)
– leki (na receptę czy bez – powinny być stosowane tylko w razie konieczności lub wtedy gdy zawiedzie wszystko inne)
– środki antybakteryjne, szczególnie triclosan
– trwałe zanieczyszczenia organiczne (TZO czyli POPs) – są to toksyczne substancje które dostały się do środowiska w wyniku działalności człowieka, są one rozpuszczalne w tłuszczach i podlegają bioakumulacji czyli są odkładane w naszej tkance tłuszczowej (a także w tkance tłuszczowej innych organizmów żywych, które człowiek zjada).
Wiele z tych substancji ma zdolności zaburzające funkcjonowanie układu hormonalnego (ang. endocrine disrupters), co tłumaczy epidemie wielu chorób, kłopotów par z libido i płodnością czy też przyspieszonego obecnie dojrzewania dzieci.
Pozbycie się nadmiaru tkanki tłuszczowej konwencjonalną „dietą niskokaloryczną” czyli za pomocą żywności bogatej w TZO nie zawsze jest ostatecznie najbardziej optymalnym rozwiązaniem, ponieważ pozwala na dalsze przetrzymywanie TZO w pozostałej tkance tłuszczowej.
Jednak pozbycie się JEDNOCZEŚNIE tkanki tłuszczowej RAZEM z zalegającymi w nich TZO (czyli oczyszczenie na poziomie komórkowym, tak jak to się dzieje podczas postu np. warzywno-owocowego w połączeniu z uwalnianiem toksyn wszystkimi czterema drogami) pozwala na osiągnięcie celu skuteczniej i na stałe.
Żadna konwencjonalna niskokaloryczna dieta nie dała mi tyle ile właśnie oczyszczenie mojego wnętrza ze starych, uzbieranych latami toksycznych śmieci. 😉
Najskuteczniejszym sposobem na utrzymanie stanu zdrowia i odporności jaki znam (i osobiście zastosowałam na sobie) jest właśnie zminimalizowanie kontaktu z TZO poprzez m.in. spożywanie jako podstawę diety pokarmów roślinnych (w miarę możliwości uprawianych organicznie) oraz zminimalizowanie lub wyłączenie na co dzień z diety pokarmów pochodzących od zwierząt (szczególnie tych hodowanych przemysłowo), będących ostatnim ogniwem w łańcuchu pokarmowym (zanim połknie je człowiek).
Z tych pokarmów bowiem nie mamy możliwości usunąć TZO np. poprzez płukanie itd. jak to ma miejsce w przypadku pokarmów roślinnych.
W porównaniu z roślinami zawierają one też dużo mniej substancji, które mogłyby działać ochronnie i/lub równoważyć negatywny wpływ TZO.
10. Unikaj źródeł promieniowania.
Jak już pisałam w poprzednim artykule – nowoczesność jest fajna i potrafi ułatwiać życie, jednak należy obchodzić się z jej wytworami na tyle umiejętnie, aby sobie jak najmniej zaszkodzić.
Zachwyciliśmy się naszymi telefonami komórkowymi, naszymi laptopami, komputerami, kuchenkami mikrofalowymi i innymi urządzeniami np. bezprzewodowymi, cyfrowymi, zarówno tymi domowymi jak również tymi wykorzystywanymi w diagnostyce medycznej.
Jednocześnie już w 2011 roku WHO uznało niejonizujące promieniowanie elektromagnetyczne jako potencjalnie rakotwórcze. Lekarze biją na alarm: żyjemy w elektromagnetycznej zupie.
Trzymajmy więc od siebie najdalej jak to możliwe urządzenia emitujące promieniowanie (np. komórkę w torebce, a nie na smyczy na szyi), chrońmy przed nimi szczególnie swoje dzieci oraz codziennie spożywajmy pokarmy posiadające potwierdzoną wartość ochronną.
Wtedy gdy tylko to możliwe dotykajmy naszej Matki Ziemi bosymi stopami. Wspaniałym ćwiczeniem jest pocieranie bosymi stopami o ziemię (trawę, piasek na plaży) w taki sposób jak to robimy wycierając o wycieraczkę obuwie przed wejściem do domu. Już 1-2 minuty takiego ćwiczenia spowodują odczucie miłej błogości.
Jest to tak zwany grounding lub inaczej earthing inaczej mówiąc „uziemianie”. W końcu jesteśmy „istotami elektrycznymi”, a nasze ciało przypomina jedną wielką baterię, zaś ziemia jest naładowana elektronami 🙂
Napiszę o uziemianiu szerzej wkrótce. Jeśli ktoś chce już teraz dowiedzieć się czegoś więcej na temat uziemiania, to polecam książkę „Uziemienie. Jak czerpać zdrową energię z ziemi”, autorzy Clinton Ober, Martin Zucker i dr Stephen T. Sinatra. Bardzo dużo informacji znajdziecie też na witrynie autorów (w jęz. ang.): https://www.earthing.com
Naukowy wkład w zgłębianie wiedzy na temat wpływu uziemiania na proces homeostazy ludzkiego organizmu (a im więcej homeostazy czyli równowagi, tym lepiej działa nasz strażnik zdrowia czyli układ odpornościowy) posiadają także nasi polscy naukowcy: Karol i Paweł Sokal. Więcej informacji na temat badań w tym obszarze znajdziecie na witrynach:
https://earthinginstitute.net/research/
oraz
https://www.groundology.co.uk/scientific-research
PODSUMOWANIE:
Czy jadąc kiedyś autostradą zastanawialiście się jakie auta Was mijają? Są auta całkiem nowe, są starsze modele nieco mniej sprawne, są całkowite graty ledwo się poruszające a może się i trafić widok całkiem niezwykły: lśniący i sunący z niezwykłą klasą model sprzed pół wieku lub więcej. Który z nich kosztuje najwięcej?
Oczywiście najbardziej wartościowy ten ostatni – utrzymane w nienagannym stanie modele vintage potrafią osiągać zawrotne ceny i kosztować sporo więcej niż nawet najnowszej generacji współczesne auta. Dlaczego? Bo inne sztuki z tego rocznika już dawno wylądowały na śmietniku, podczas gdy on miał szczęście trafić na właściciela, który nie tylko go używał, ale też i go kochał.
Bądź dobrym i dbającym właścicielem swojego ukochanego organizmu. Pamiętasz, że jest on jedynym miejscem, jakie masz do życia? Tylko od Ciebie zależy czy w miarę upływu czasu staniesz się rozsypującym się i przeżartym rdzą starym rupieciem czy też wzbudzającym zachwyt swoim wyglądem i sprawnością wyjątkowo dobrze utrzymanym modelem vintage.
Silny, zadbany i na bieżąco konserwowany system immunologiczny stojąc na straży naszego dobrostanu wykona zawsze pracę do której został stworzony przez naturę: uchroni nas od wszystkich chorób – od kataru aż po raka.
Czego Wam wszystkim z całego serca życzę.
Dbajcie o siebie! 🙂
Pomocne linki:
1. Autofagia – ważne zjawisko odpornościowe NIEDŹWIEDZKA-RYSTWEJ P., DEPTUŁA W.
2. Joel Fuhrman „Fasting and Eating for Health”
4. https://www.doctoryourself.com/
5. https://medical-dictionary.thefreedictionary.com/Detoxification

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
OldSkarabeusz napisał(a):
Bardzo interesujące informacje i praktyczne porady – dziękuję 🙂
Ps.
Nowa Medycyna dr Hamera wydaje się być także ciekawą alternatywą… właśnie czytam…
Alchemia Kobiecości napisał(a):
A czy karmienie piersią ma istotny wpływ na późniejszą odporność człowieka? Byłam karmiona piersią 8 miesięcy, mam bardzo sprawny układ immunologiczny, praktycznie nie choruję. Staram się prowadzić zdrowy tryb życia, ale na pewno nie przestrzegam tych wszystkich reguł powyżej. Natomiast moja siostra była karmiona piersią jedynie 2 tygodnie i jest o wiele bardziej chorowita.
Dlatego zastanawia mnie, czy to ma wpływ, czy jest tylko mitem.
Marlena napisał(a):
Oczywiście, nie pisałam nawet na ten temat bo to wszyscy wiedzą. Jednak oprócz karmienia piersią na naszą odporność mają też wpływ dalsze czynniki, przede wszystkim styl życia.
widmo napisał(a):
to nie prawda, ja byłem karmiony piersią ponad rok a a wieku 13lat miałem już astmę i mam ją już 30lat, ponadto co chwile choruje na zapalenia płuc i mam miażdżycę, ponadto uprawiałem również sport przez 15lat tak więc wszystko można wsadzić między bujdy jak się nie ma odpowiednich genów
Marlena napisał(a):
Nie zwalaj proszę na geny. Oprócz genów dziedziczysz również styl życia i upodobania dietetyczne. Zmień te dwa czynniki aby ujrzeć zmianę w reakcji Twojego organizmu na dostarczane z zewnątrz bodźce. Paradoksalnie uprawianie sportu nie wzmacnia organizmu. Działa tutaj prawo Amdta-Schultza, które dotyczy dotyczy zastosowania siły bodźca: słabe bodźce podtrzymują procesy życiowe, bodźce o średnim natężeniu działają pobudzająco, silne bodźce wpływają hamująco na procesy życiowe albo wywołują reakcje paradoksalne. Jeśli co chwila chorujesz to Twój organizm daje Tobie do zrozumienia, że robisz coś mocno nie tak. Przeanalizuj gdzie popełniłeś błędy i zmień to, a organizm dostosuje się odpowiednio: symptomy określane jako „choroba” mogą ustąpić w nowych warunkach.
Karolina napisał(a):
Byłam karmiona piersią dość długo jak na obecne standardy, a i geny mam całkiem niezłe (kilkoro ze znanych mi przodków żyło ponad 100 lat w dobrym zdrowiu). Niestety tragicznymi nawykami żywieniowymi doprowadziłam do sytuacji, że latami zmagałam się z chronicznym zapaleniem zatok, otyłością, kruchością stawów i bólami kręgosłupa. Na to wszystko sama sobie konsekwentnie zapracowałam złą dietą i umiarkowanym spożyciem trucizn (alkohol, kawa, słodycze). Naturalne karmienie niemowląt jest jedną z cegieł budujących przyszłe zdrowie i odporność, ale z jednej cegły jeszcze nikt muru nie zbudował.
Beata napisał(a):
Jakie jest Twoje zdanie na temat teorii TMC, że przez surowe pożywienie wychładzamy organizm?
Marlena napisał(a):
U mnie się ta teoria kompletnie nie sprawdza, tzn. nic mi się nie wychładza, a wręcz przeciwnie – na surawce dostaję wyraźnego energetycznego kopa (krócej śpię, budzę się bardziej wypoczęta, szybciej robię swoją pracę, mniej się męczę, mam zwiększoną odporność na stres i na wysiłek fizyczny itd.), odczuwam też zwiększoną jasność umysłu (pracuje jak żyleta, mam więcej pomysłów, zwiększoną kreatywność) i ogólnie radość życia mi się zwiększa że tak powiem. No chyba że to na tym polega owo sławetne „wychładzanie”? 😉
Jeśli tak to polecam wychładzać się ile wlezie 🙂
nieokrzesany napisał(a):
natomiast moim zdaniem trochę tak, kiedyś jak biegałem i źle się odżywiałem zawsze miałem gorące dłonie a od kiedy spożywam więcej surowizny i piję więcej wyciskanych soków moje dłonie ziębną i to mocno, czasami nawet latem nie mówiąc już jak jest chłodno, no i częściej jest mi chłodniej, nie mniej jednak nie jest to takie uciążliwe 🙂
Marlena napisał(a):
Sprawdź czy nie brakuje Ci jodu skoro odczuwasz przesadne zimno. Bo ponad 35% populacji światowej cierpi na niedobór tego pierwiastka.
krystyna napisał(a):
Ale mnie rozśmieszyłaś Marlenko, oczywiście filmem, dawno się tak nie uśmiałam. Smiechoterapia jest super…. jestem pewna, że mój system immunologiczny dostał dodatkowego kopa.
Dzięki za jak zwykle bogaty w info, inspirujący, świetnie przedstawiony temat naszej odporności.
Ewa napisał(a):
Świetny artykuł. Bardzo bardzo lubię pani stronę. Mój mąż nie lubi. He he. Jest…hm… Lekarzem.:) a ja lubię i powoli powoli zmieniam świat wokoło siebie. A bliscy nawet tego nie widzą. Mąż też nie widzi 🙂 I pani blog to taka jedna z wielu ale bardzo duża siła napędowa. Dziękuję.
Mroczarka napisał(a):
Z tematem trafiłas jak w dziesiątkę! Waśnie próbuję podnieść naszą odporność zamiast tylko leszyć katary i kaszle! Dzięki 🙂
natka napisał(a):
Kolejny świetnie opracowany artykuł! Dzięki za cenne rady!
Ewa A napisał(a):
Gdybym to chwilę wcześniej przeczytała, zanim zjadłam tę czekoladę! A tak mi dobrze szło przez ostatnie dwa tygodnie… Ale to tylko raz 🙂 Idę się napić (czyli nawodnić).
Mirek napisał(a):
Super artykuł Marleno – jedno wiem – napewno kupię „maszynę” do „wyciskania” soków. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Polecam – to lepsze niż suplementy. Maszynka może być choćby i używana lub nawet „z demobilu” ale najważniejsze to ją codziennie wprawiać w ruch! 🙂
Tomasz Tomaszewski napisał(a):
Bardzo dziękuje za ten artykuł. Właśnie w tym momencie jest mi on potrzebny i chyba zastosuje się do większości porad. Najbardziej mnie zaciekawiło to z tym śmiechem, bo choć czytałem o tym gdzieś to dawno już zapomniałem. Filmik pomógł 🙂
Marlena napisał(a):
No jak to mówią (i słusznie!): lepiej żartować niż chorować 🙂
Daniel napisał(a):
Pani Marleno
Czy zakwas buraczany mozna posolic sola himalajska zamiast kamiennej?
Marlena napisał(a):
Można, ktoś informował już o tym w komentarzach.
zagatka napisał(a):
Marleno, jak zwykle super artykuł, dziękuję Ci za tą wielką porcję wiedzy 🙂
Chciałam się tylko upewnić, czy jedząc siemię lniane (około 2 łyżki dziennie, ale nie zawsze codziennie), kwasy Omega 3 są raczej na dobrym poziomie?
Bo zrozumiałam, że jak mało jemy siemienia, to wtedy trzeba jeść olej z wiesiołka, ale jak się je siemię to już nie jest to konieczne?
Po prostu wolę jeść ziarenka siemienia niż łykać kapsułki z olejem, poza tym wychodzi to znacznie taniej, bo kilogram siemienia kosztuje u mnie 5 zł 😉
Jeśli chodzi o śmiech, to pierwsze, że wydzielają się endorfiny, a drugie, to przepona wtedy masuje nasze narządy wewnętrzne 🙂 Czuć to też, jak sobie człowiek tak oddycha mocno przeponą, że tam wszystko w środku chodzi 😛 A jak się takim oddychaniem dostarczy dużą dawkę tlenu, to jaki przypływ energii nas nagle ogarnia :)) Polecam spróbować 🙂
Marlena napisał(a):
Omega-3 (ALA) masz w roślinach (najwięcej w ziarnach lnu albo szałwii hiszpańskiej czyli chia), więc musiałabyś zliczyć wszystkie ich roślinne źródła (np. sałatę, szpinak czy co tam innego zielonego jak również orzechy włoskie). Bo chyba coś oprócz tego siemienia jeszcze jesz, prawda? 😉
zagatka napisał(a):
No tak, wiem, że są inne źródła Omega 3, ale siemię ma go najwięcej, więc innych nie biorę pod uwagę.
Chodziło mi w pytaniu o to, czy olej z wiesiołka jest potrzebny wtedy, kiedy nie mamy wystarczająco Omega 3 w diecie? Czy tak czy siak dobrze jest go suplementować? Dr Ewa Dąbrowska pisze, że powinno się go suplementować na diecie roślinnej, bo pozwala na produkcję jakiegoś enzymu, jedynego, którego może brakować na diecie roślinnej.
Marlena napisał(a):
Olej z wiesiołka nie zastąpi Omega-3 sam w sobie. Na temat enzymu (delta-6-desaturaza) pisałam w artykule. Nie wiem czy chodzi o ten sam enzym dr Dąbrowskiej.
ela napisał(a):
Jaką wit. D uzupełniać braki w zimie? Przy magnezie ważne jest aby to była najlepiej przyswajalna forma a jak to jest z wit. D? Nie chodzi o to aby podała Pani firmę konkretnej wit.D ale o to jak kupić tą najlepiej przysfajalną. Czy o witaminie D można w ten sposób myśleć jak o magnezie? Zupełnie się nie orientuje w tej kwesti.
Marlena napisał(a):
Elu, tutaj o tym pisałam: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Monika napisał(a):
Gdzie można kupić Lizynę? pod jaka postacią najlepiej? chodzi mi o dziecko pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Moniko, jest sporo suplementów z L-lizyną. Robi je wiele firm produkujących suplementy: Now Foods, Swanson, Solgar, Puritan’s Pride itd. w formie albo już porcjowanej (tabletki, kapsułki) albo luzem w proszku. Poguglaj a znajdziesz. 🙂
Marta napisał(a):
Lizynę dostarczysz w wystarczającej ilości jedząc dwa surowe kurze żółtka dziennie, mogą to być jajka gotowane na miękko, jeśli surowe żółtko „nie przejdzie” 🙂 Jajka trzeba jednak gotować minimum 4 minuty, żeby unieszkodliwić jeden z enzymów zawartych w białku, który z kolei blokuje biotynę…
Suplementacja lizyny (łatwo o nadmiar) może prowadzić do niedoboru argininy, te dwa aminokwasy działają na siebie konkurencyjnie, czyli nadmiar jednego powoduje niedobór drugiego – dlatego należy uważać przy przyjmowaniu tych aminokwasów w postaci suplementów.
Marlena napisał(a):
Jedząc żółtka dostarcza się bardzo podobne ilości lizyny (111mg) i jej antagonisty argininy (113 mg).
https://www.traditionaloven.com/tutorials/l-lysine_amino_acid.html
Jeśli chcemy mieć konkretną przewagę lizyny to wybierzmy takie pokarmy, które tej lizyny mają 2-3 razy więcej niż argininy. Czyli np. jogurt, ser, jabłka, gruszki, buraki, sałata, morele, pomidory, a z owoców egzotycznych figi, mango, awokado.
lenka napisał(a):
jestem pod ogromnym wrazeniem Pani wiedzy. Chcialabym choc odrobine tych rad wdrozyc w zycie. Wlasnie zaczynam probowac. Czy sa jakies naturalne metody lub ziola skuteczne w sprawach kobiecych? Mam miesniaki czeka mnie operacja ;(za wszelka cene chce jej uniknac
Marlena napisał(a):
Lenko, też miałam kiedyś mięśniaki. Wykryto mi je przypadkiem – podczas cesarki jak rodziłam syna. Pomógł mi post Daniela (i generalnie zmiana już na stałe mojej diety, kosmetyków, jednym słowem całego stylu życia itd.) – jestem już wolna od mięśniaków. Po prostu sobie zniknęły czyli zadziałała ta autofagocytoza. 🙂
A nowe się nie potworzyły bo już nie było powodu (post przywrócił równowagę gospodarce hormonalnej, usunęłam poza tym z mojego środowiska ksenoestrogeny czyli subst. estrogenopodobne które mogły wcześniej mi ją zaburzać, a które mogły znajdować się w używanych kosmetykach, w zjadanym mięsie zwierząt, w plastikach domowych itd.). Jako bonus przestałam też przy tym cierpieć również na syndrom napięcia przedmiesiączkowego i obfite krwawienia. 🙂
Beata napisał(a):
Wspaniałe kompendium wiedzy 🙂 A co sądzisz Marlenko o morsowaniu?
Marlena napisał(a):
Hartowanie zimnem też się sprawdza, bardzo pobudza układ odpornościowy, trenuje go jakby. Podobnie działają też naprzemienne prysznice, a nawet moczenie stóp w dwóch wodach: ciepłej i chłodnej.
Asia napisał(a):
Gdzie można kupić gorzknik kanadyjski jako zioło a nie tabletki? Może ktoś wie…
lenka napisał(a):
Bardzo dziekuje za cenne sugestie. Bede probowac zastosowac sie do nich z nadzieja. Nie wiem tylko jak postapic w jednej kwestii.
Mam miesniaka juz od dawna ,ale ok 2 lata temu ginekolog poinformowal mnie ze mam juz drugiego a ten wczesniejszy urosl.! Wpadlam w panike i zaczelam szukac rozwiazania.Znalazlam siemie lniane i w nim pokladalam nadzieje…Zaczelam pic,okolo 3-4 lyzeczki zalewam goraca woda i pije juz tak od 18 mcy.Bylam teraz do kontroli (chodze czesto) i jak narazie miesniak ,,stoi,, od tamtego wlasnie czasu, czyli 18 mcy ! Teraz nie wiem co myslec bo w sumie siemie lniane to fitoestrogeny (chyba 🙂 ) Nie jestem gotowa na usuwanie macicy a to mi grozi. mam 42 lata 🙁
Marlena napisał(a):
Lenka zależy co chcesz osiągnąć: żeby nie rosło czy żeby sobie zniknęło całkiem?
Fitoestrogeny nie działają jak prawdziwe hormony. Nie mylmy ich z ksenoestrogenami. Te drugie należą do „endocrine disrupters” o których pisałam w artykule powyżej: zaburzają pracę ukł. hormonalnego, nie potrafią jej zaś normalizować. To one są m.in. powodem skobiecenia naszych facetów, obniżonego libido i płodności par, syndromu nieproporcjonalnie do sylwetki rosnących tkanek gruczołów piersiowych (rozmiarów staników H, J, K czy większych) u współczesnych młodych i szczupłych kobiet czy też wyjątkowo szybkiego dojrzewania dzisiejszych nastolatków.
Jeszcze 100 lat temu nie mieliśmy ksenoestrogenów w naszym środowisku, więc nie było ich ani w ludzkich tkankach, ani w tkankach zwierząt zjadanych przez człowieka. Facet był facetem a nie „gender”, ludzie rzadko kiedy nie mogli mieć dzieci, młode kobiety miały piersi proporcjonalnie normalne a nie monstrualne, a pierwszą miesiączkę dostawało się w wieku 12-14 lat a nie 8 czy 9.
lenka napisał(a):
Bardzo dziekuje ze odpisujesz. Oczywiscie ze wolalabym aby zniknely ale jezeli by sie nie udalo to zatrzymanie ich wzrostu tez by mnie usatysfakcjonowalo. nie grozilaby juz operacja (nie mam zadnych dolegliwosci,gdyby nie usg nie wiedzialabym ze go mam) czy uwazasz ze to siemie jakos ,,zatrzymalo,,jego wzrost ? Czy to przypadek ? Byle do menopauzy….. 🙂 Ponoc wtedy moga nawet zaniknac ,wiec paradoksalnie czekanie ma sens…..
Marlena napisał(a):
Lenka, możesz czekać a możesz działać – jest to kwestia Twojego wyboru. Tak jak powiedział Warren Buffet: nie znam przepisu na sukces, ale mogę podać niezawodny przepis na porażkę: wystarczy nic nie robić.
Więc nie „jak będzie tak będzie”, tylko albo coś robisz (konkret) albo czekasz na rozwój wydarzeń (inercja). Dopóki nie zdasz sobie sprawy, że Twoje zdrowie zależy TYLKO i wyłącznie od Ciebie, to będziesz wiecznie w rozterce i zamiast działać będziesz się zastanawiać. Jeśli chcesz mieć konkretne, widoczne rezultaty to należy zrobić konkretne, duże zmiany w dotychczasowym stylu życia. Możesz też poczynić jakieś umiarkowane zmiany, rezultaty będą również umiarkowane. Lub nic nie robić i czekać na rozwój wydarzeń.
K napisał(a):
A co do wody to rozważałaś zakup filtra odwróconej osmozy, by eliminować fluor z kranówki?
Wszystkie inne filtry może i pozostałe substancje odfiltrowują, ale by pozbyć się fluoru z wody (tam gdzie jest fluorowana oczywiście) potrzeba odwróconej osmozy.
No a co do jonów magnezu w wodzie, to pytanie też, na ile organizm potrafi Magnez absorbować w takiej formie, bo wydaje się, że najlepiej z tym nie jest, w tej formie suplementacji 😛
Marlena napisał(a):
A skąd wiesz, że masz w kranówce fluor? Z tego co wiem w Polsce już nie fluoryzuje się wody, jednak jak Cię ta sprawa mocno martwi to weź próbkę i oddaj ją do badania laboratoryjnego i będziesz wiedział na 100% czy warto kupować jakieś drogie filtry.
Ania napisał(a):
Pani Marleno mam do pani ogromną prośbę o zgłębienie tematu fluoru. To ważne bo fluor mamy w wodzie, oczywiście to wszystko są dopuszczalne normy (pomorskie ma górną granicę, zwłaszcza Gdańsk). Wyczytałam że jedynie Belgia pozbywa się fluoru z wody, a my stosujemy dopuszczalne normy. Fluor jest w jedzeniu i oczywiście w paście do zębów. Ząbki należy szczotkować przynajmniej 2 razy dziennie po 3 minuty. Małe dzieci mają pasty z niższą zawartością fluoru. Pisze to wszystko bo od lat nie mogłam się pozbyć czarnego nalotu na zębach (oczywiście kawa i papierosy), przyczyny niestety nie zlikwidowałam ale skutek owszem. Od lutego tego roku myje zęby pastą bez fluoru i bez SLS – ciężko ją dostać w sklepie, tylko internet – i nie mam nalotu, czarnych przebarwień, aż mój stomatolog był zdziwiony. Oczywiście jak mu powiedziałam o paście bez fluoru to nie zaleca, bo to są niewielkie ilości etc. Dla mnie ważne że działa. Co lepsze jak umyje zęby popularną pastą to czuję się tak jakbym sobie wlała domestos do buzi, nie daję rady. Czytałam też że fluor stosowali w obozach podczas II wojny światowej, dodawali ludziom do picia żeby byli bardziej otępiali. Niestety fluoru można pozbyć się jedynie przez odwróconą osmozę, a to dość droga sprawa. Od stycznia jestem wielbicielką Pani bloga. To co Pani pisze i jak zasługuje na medal i uznanie. Ja choruję na tężyczkę i w moim przypadku wit. D i magnez czyni cuda. Lekarze przez 5 lat karmili mnie dużą ilością wapnia, asparginian. Do tego stopnia że urodziłam córkę z wapnem w nerkach i najnormalniej w świcie straciłam do nich zaufanie, nawet bym powiedziała że się ich boję!!! Zbadałam sobie poziom wit. D i miałam bardzo niski 10,1 – nic nie wchłaniałam. Do tego drętwiały mi ręce aż po ataki tężyczkowe – porównywalne do padaczki, częściowego paraliżu – jak to się zaczęło miałam 26 lat. Łykałam magnez garściami ale nie skutkowało, dopiero sól Epson moczenie stóp i kąpiele mi pomagają i to regularnie, czyli wchłanianie przez skórę :)) Pani Marleno tu koniecznie trzeba wydać książkę!!! Proszę nie zapomnieć o fluorze. Pozdrawiam
Gosia napisał(a):
Marlenko,dzieki za kolejny fantastyczny artykul!
Mam pytanie jak podniesc odporjosc u niemowlęcia 8 miesiecznego.Bo u doroslych to tak jak napisalas. Jednak u takich maluchow wydaje mi sie to bardzo trudne.Moja cora w ciągu 4tygodni ma juz drugie zapalenie oskrzeli i drugi antybiotyk,jestem zalamana:-(a2miesiace wczesniej miala plesniawki i zapalenie drog moczowych i tez antybiotyki. No zalamac sie idzie. Karmie piersia,wiec to na pewno jest na plus, teraz wprowadzam jej siweze soki po troszeczku. Daje wit d, wit c. Probiotyk-z apteki bo jest raczej za mala na kapuste kiszona. Cos sie zalamalo w jej zdrowiu i teraz leci w dół:-( dodatkowo jest narazona na kontakty z innymi dziecmi przedszkolnymi, bo odbieram z nią synka z przedszkola. Dlatego tez postanowilam nie posylac go przez 3tyg zeby ograniczyc te kontakty. Co mogę jeszcze zrobić?
Milena napisał(a):
A nie wiążesz tego ze szczepieniami??? w większości ulotek jest informacja, że mogą takie choroby wystąpić po szczepieniu. Często jest tak, że rodzice tego w ogóle nie kojarzą ze szczepieniem, bo nawet 4 tygodnie po może wystąpić a i nawet całe życie człowiek musi się później turlać z efektami ubocznymi szczepień 🙁
Paweł napisał(a):
Odnośnie postu warzywno-owocowego – wydaje mi się to dość proste do wprowadzenia, więc od tego chcę zacząć. Chciałbym jednak zapytać, jak w takim poście traktujemy nasiona, przyprawy (np czarnuszka), czy „wyciągi”, jak np. oliwa z oliwek czy olej lniany?
Marlena napisał(a):
Pawle, zanim przystąpisz do działania dokładnie zapoznaj się z dozwolonymi stosowanymi na poście potrawami. Nie używamy żadnych źródeł tłuszczu ani ziaren. Tylko warzywa. Z przypraw zioła, sól, pieprz, sok z cytryny, czosnek. Z owoców jabłka, cytryny i grejfruty.
Najlepiej przeczytaj książeczki dr Dąbrowskiej lub wysłuchaj jej wykładu (podałam linka w artykule). Post ma swoje wymagania i zasady dlatego należy wiedzieć o nich wszystko ZANIM przystąpi się do postu.
Paweł napisał(a):
Miałem na myśli jednodniowe posty warzywno-owocowe, np. co tydzień we wtorek. Przed nimi też przestrzegasz i należy mieć się na baczności przy ich stosowaniu?
Marlena napisał(a):
Czy możesz wskazać w którym miejscu przestrzegam przed postem warzywno-owocowym? Ponieważ ja sobie takowej sytuacji nie przypominam. Napisałam jedynie, aby przed przystąpieniem do poszczenia dowiedzieć się dokładnie czym jest post i jak fizjologicznie działa oraz co jeść (jeśli wybierasz post zawierający jakiekolwiek pokarmy, a nie np. post na sokach czy wodzie). Post w sensie fizjologicznym nijak się ma przy tym do kościelnego „postu”, który polega jedynie na powstrzymaniu się od pokarmów mięsnych oraz zjedzeniu dwóch posiłków skromniejszych i jednego do pełna – to nie jest post, to jest jego karykatura.
Paweł napisał(a):
Chyba źle zrozumiałem Twoją pierwszą odpowiedź. Odebrałem ją jako ostrzeżenie przed możliwością zrobienia sobie krzywdy takim postem, jeśli nie posiada się odpowiedniej wiedzy. Stąd moje zdziwienie, czy to samo dotyczy jednodniowego.
Dodam jeszcze, że bardzo mi się Twój blog podoba (trafiłem na niego dopiero niedawno) i jeśli odebrałaś moje wpisy inaczej niż zaciekawienie tematem, to nie było to moim zamiarem.
Pozdrawiam
pawel kedzierski napisał(a):
Witam serdecznie.
w nawiazaniu do wody, ktora Pani poleca pic zaraz po przebudzeniu. Otoz i ja takkiedys zaczynalem swoj dzien do momentu, kiedy nie dowiedzialem sie, ze przez cala noc zbieraja sie wstretne bakterie w jamie ustnej, ktore nalezy usunac. I tutaj z pomoca przychodzi poczciwy olej lniany, ktory ssiemy przez okolo 15-20 min. W zadnym wypadku tego nie polykamy. Po uplywie tego czasu wypluwamy ipluczemy jame ustna woda z soda. Na koniec myjemy zeby. Po tym zabiegu owszem chetnie siegne po wode.
Jak Pani odniesie sie do tego porannego zabiegu :).
Pozdrawiam bardzo serdecznie i zycze wyrtwalosci w prowadzeniu tego wspanialego bloga.
Marlena napisał(a):
Paweł zgadza się, o ssaniu oleju napiszę innym razem. Ale ssanie oleju nie ma nic wspólnego z nawadnianiem tkanek po okresie postu nocnego. A bakterie wcale nie są takie znowu wstrętne, bez bakteriofobii mi tutaj proszę 😉
Grzegorz napisał(a):
W tym samym temacie, ale w drugą stronę. Słyszałem (wykład kogoś tam, teraz nie pamiętam, muszę spytać), że rano nie powinno się myć zębów ani pić wody tylko najlepiej coś zjeść, gdyż w jamie ustnej o tej porze jest najlepsze środowisko do rozłożenia pokarmu (w porównaniu z resztą dnia) i wypicie wody (rano, czy przed posiłkiem) powoduje, że pokarm będzie źle przygotowany do kolejnego etapu. 😉
Nie wiem teraz kogo słuchać…
pawel kedzierski napisał(a):
Poprawka – nie lniany olej tylko kokosowy. Tzn ja takiego uzywam 🙂
lenka napisał(a):
Dzięki Marlenko,chcialabym miec kogos takiego jak Ty blisko siebie 🙂 Piszac ze ,,wystarczy aby nie rosl,, mialam na mysli tylko to, ze jezeli pomimo wprowadzonych zmian miesniak nie zniknie a nie bedzie sie powiekszal to juz bedzie sukces dla mnie,poniewaz w czasie menopauzy zmniejszaja sie i czasami zanikaja. poza tym mam nadzieje ze to spozywane przeze mnie siemie lniane przyczynilo sie do tego ze ,,stoi w miejscu,, chyba to nie przypadek ? Jak myslisz?
Marlena napisał(a):
Lenka, zależy jakie masz ambicje i plany zdrowotne. Ja bym celowała w pozbycie się gada i pomachanie mu rączką na do(nie)widzenia, z przytupem śpiewając mu radośnie https://www.youtube.com/watch?v=my5yEysXYLw
No bo na kiego mi jakiś mięśniak przez niewiedzę niechcący wyhodowany, ja chcę mieć zdrową i czystą macicę i w ogóle wszelkie części ciała jak mi je Bozia stworzyła 😉
Millenka napisał(a):
Bardzo ciekawy artykuł, podczytuje tu już od dłuższego czasu – teraz warto by te cenne rady zastosować w praktyce. Czuje się jednak trochę oszołomiona i nie wiem od czego zacząć. Od kilku lat borykam się z przewlekłym zapaleniem zatok – obecnie mam przepisane kolejne sterydy. Mam już dość i zastanawiam się od czego mogłabym zacząć by ratować swoją bardzo osłabioną odporność.
Marlena napisał(a):
Zacznij od porzucenia rafinowanego cukru. Na cokolwiek byś nie cierpiała cukier nigdy stanu nie polepsza. Zawsze będzie Ci bardziej pod górkę ze zdrowiem gdy nadal będziesz spożywać słodycze, cukier i wszystko co go zawiera. O dziwo naturalny miód pszczeli (surowy, prosto z pasieki, nie podgrzewany) nie degraduje zdrowia lecz je wzmacnia.
Millenka napisał(a):
co już dla swojego zdrowia robię – piję zblenderowane koktajle ze szpinaku, banana, jabłka, marchewki…, sse rano olej słonecznikowy, piję wodę z cytryną, imbirem i miodem, ograniczyłam spożywanie słodyczy, 2 tygodnie stosowałam dietę dr Dabrowskiej, staram się regularnie wysypiać i mieć dystans do codziennych trudnych sytuacji.
Luca napisał(a):
WIELKIE dzięki za ogrom wiedzy.
Mam pytanie o wodę,pijemy od 2 lat tylko mineralną ze sklepów , czy to bląd ?
boję się pić kranówki , u mnie jest nowowybudowany wodociąg ,niby woda bez fluoru ,ale gdy zrobie herbatę jest natychmiast osad ,a na drugi dzień jeżeli herbaty nie wypiję jest gruby kożuch kolorowy ,kolor jakby ktoś ropy naftowej dolAŁ.
Gdzie mogę przebadać swoja wodę ?
Czy woda mineralna ( nie kupuję źródlanej) w 1,5l butelkach plastikowych jest ok?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ja po prostu filtruję wodę z kranu, wtedy nie zostawia po gotowaniu tyle osadu. Jak sama nazwa wskazuje jest to woda pitna, musi zatem spełniać pewne standardy. Szkoda mi pieniędzy na sklepowe wody mineralne, szkoda mi też planety na zaśmiecanie jej kolejnymi plastikami.
Luca napisał(a):
i jeszcze jedno :
Dlaczego cytujesz Warrena Buffetta ?
czy inwestujesz na giełdzie ?
ja go uwielbiam ,jest dla mnie tym kim dla niego był B.Graham
Marlena napisał(a):
Cytuję akurat jego, bo powiedział coś tak trafnego, że pasuje do każdej sytuacji.
Magdalena napisał(a):
Jestem pod ogromnym wrażeniem wiedzy zawartej w tym artykule. Jestem zdania, że każdy z nas powinien zadbać o swoją odporność. Sama niestety mam system immunologiczny nadszarpnięty – od kilku lat borykam się z przewlekłym zapaleniem zatok. Wyczytałam i od miesiąca stosuję – ssanie oleju słonecznikowego. Staram się też uważniej odżywiać. Nadal niestety jestem słodyczoholiczką co mnie zapewne gubi. Jak Pani sobie poradziła z tym głodem słodyczowym? Co mogłabym zrobić dodatkowo by pozbyć się tego przewlekłego zapalenia zatok. Mam już dość stosowania tabletek oraz sterydów.
Marlena napisał(a):
Podziękuj za wszystkie swoje cierpienia tym kusicielskim słodkim złodziejom których wpuszczasz regularnie do domu. Jedyna metoda na odbudowanie swoich zasobów to zamknąć im drzwi przed nosem. Na wszystkie spusty. Tracisz też w ten sposób podwójnie: najpierw kupujesz złe jedzenie, aby potem musieć kupić leki by ulżyć cierpieniom wywołanym spożywaniem złego jedzenia. To nie bardzo trzyma się kupy, prawda? Długo nie zdawałam sobie z tego sprawy! 😉
Jak odzwyczaić się skutecznie od cukroholizmu opisałam w mojej książce „Cukrowy Detoks”: https://akademiawitalnosci.pl/cukrowy-detoks/
Aby pozbyć się przewlekłego cierpienia zacznij w zaplanowany sposób budować solidny fundament czyli odporność. Nie zaczyna się budowy od dymu z komina tylko od fundamentów: dieta, post, zioła, sen, ruch, słońce, dobry humor i świeże powietrze.
Agnieszka W napisał(a):
Czy trawa w proszku ma porównywalnie tyle samo witamin i minerałów co sok wyciśnięty ze świeżej trawy pszenicznej? Zaczęłam chodować trawę ale jest to czasochłonne, więc jeśli można by zastąpić ją sproszkowaną, to chyba wolałabym tą opcję.
Świetny artykuł -taka właśnie wiedza w pigułce była mi potrzebna 🙂
Marlena napisał(a):
Agnieszko z tego co wiem to należy zwracać uwagę na postać – najlepsze są liofilizowane. Pewnie, że to nie tak w 100% co samo co świeże, bo świeżego nic przecież nam nie zastąpi, ale lepsze takie liofilizowane zielone soki jak żadne.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno,
czy uziemianie jest też dobre o tej porze?
Marlena napisał(a):
Dzisiaj w dzień było 17 stopni, więc… w sumie, czemu nie? 😉
Daniel napisał(a):
Marleno mam pytanie o płatki owsiane bo w twoim przepisie na ciastka z olejem kokosowym sa w suchej postaci,a dr dabrowska mówi,ze tylko po namoczeniu mozna spozywac.Jak to jest?I chciałem jeszcze zapytac o chleb orkiszowy czy miare dajemy objetosciowa pol szklanki maki -pol wody czy wagowa 125g maki-125g wody?
Marlena napisał(a):
Danielu, w sumie może i tak, lepiej po namoczeniu, ale weź pod uwagę, że batoniki musli to nie jest rzecz do spożywania codziennie. Zakwas robię mierząc składniki na szklanki.
Alicja napisał(a):
Pani Marleno
Artykuły bardzo ciekawe, ale jak dla mnie ostatnie są za długie, nie można wytrwać do końca 🙂 wolałabym częściej Panią czytać a krócej, łatwiej przyswaja się taką wiedzę.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Owszem, można wytrwać do końca, a kto wytrwa tego czeka nagroda! 🙂
A. napisał(a):
Witaj Marleno, na Twój blog trafiłam przypadkiem, latem zeszłego roku i od tego czasu odwiedzam go regularnie. Wcześniej byłam uzależniona od słodyczy i niezdrowego jedzenia, uważałam, że skoro jestem szczupła i młoda to mogę sobie na to pozwolić, ale to dzięki Tobie uświadomiłam sobie, jak wielką krzywdę robiłam swojemu organizmowi. Ponad rok temu wyrzuciłam z menu mięso, cukier, przetworzone produkty. Obecnie moja dieta jest głównie roślinna, na śniadanie wypijam surowego szejka z zieleniną, na obiad jem mnóstwo warzyw gotowanych na parze, w międzyczasie podjadam owoce i suszone daktyle, które zastąpiły mi cukierki. Od czasu do czasu jadam wiejskie jajka, choć ostatnio nawet na nie nie mam ochoty. Czuję się lekko i czysto, wcześniej miałam wrażenie, że jestem niczym śmietnik… Od czasu zmiany diety praktycznie nie choruję, co jest niesamowite kiedy wszyscy wokół kaszlą i kichają. W czasie okresu nie muszę już brać tabletek przeciwbólowych – problemy ustały!
Polecam Twoją stronę komu się da, namówiłam już kilka osób do dokonania zmian w diecie, choć niektórzy wciąż patrzą na mnie z politowaniem co jest bardzo smutne… Twoje artykuły są niesamowite, podziwiam Cię za pasję i chęć pomocy innym. Każdy tekst jest bardzo dopracowany i wyczerpująco porusza dany temat – czyta się go z przyjemnością. Gromadzisz w jednym miejscu wszystkie myśli, które chciałabym przekazać innym, ale których nie potrafię zebrać w całość tak zgrabnie jak robisz to Ty. Czekam na książkę – chętnie dałabym taką lekturę znajomym do przeczytania 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wszystko co robisz!
beata redzimska napisał(a):
Nie przejadaj sie. Podobno Bismarkowi, ktory lubil dobrze zjesc lekarze polecili by owszem folgowal sobie, ale by zjadal mniejsze porcje. I Bismark dozyl (przy swojej korpulencji) do statecznego jak na tamte czasy wieku. Pozdrawiam Beata
Renata napisał(a):
Witaj Marleno.Cieszę się że jesteś i często zaglądam na Twojego bloga.Mam pytanie – co sądzisz o produktach Synergy.Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Renato, nic nie sądzę bo ich nie nie używam. Osobiście wolę moje suplementy kupować w warzywniaku niż w firmach MLM-owych.
kalkunia napisał(a):
Bardzo cenne wskazówki ja od siebie dodam jak bardzo pseudo pożywienie wpływa na psychikę- po dłuższym czasie zdrowego jedzenia gdy zjem „śmieci” od razu zauważam zmiany w postrzeganiu otoczenia: pojawiają się stany depresyjne, poczucie bezradności itp. Gdy wracam do naturalnego odżywiania pojawia się spokój,harmonia, równowaga i wszystko wydaje się prostsze. Żeby każdy potrafił być tak zdyscyplinowanym jak Marlenka;)
Anka napisał(a):
suuuper baza wiedzy, na zimę i jesień szczególnie!
Franek napisał(a):
Bardzo długi, ale bardzo ciekawy artykuł:)
Asia napisał(a):
Marleno, mogłabyś tak „w pigułce” wymienić czym zwalczyć candidę?
Nadmienię, że stosujemy zakwas buraczany i sok z ogórków kiszonych i pijemy czystka. Przymierzam się do zakupu oleju z czarnuszki. Słodycze w diecie mocno ograniczone, cukru już nie spożywamy, jedynie miód lipowy. Co jeszcze pomoże pozbyć się candidy?
Z góry serdeczne dzięki. 🙂
Miłego dnia
Marlena napisał(a):
Słodycze nie mają być „mocno ograniczone” tylko w ogóle wyrzucone, bo do niczego nie są potrzebne. Pomocny może być olej kokosowy nierafinowany lub kapsułki z pozyskiwanym z niego kwasem kaprylowym. Badania nad kwasem kaprylowym wykazały, że łącząc się z błonami komórek drożdżaków, powoduje ich rozerwanie i śmierć. Przede wszystkim trzeba jednak pilnować diety, która ma być zasadotwórcza. I bardzo ale to bardzo dokładnie żuć pokarmy by starannie mieszać je ze śliną (która też jest nota bene zasadowa). Kobiety zaś powinny dbać o prawidłowe, kwaśne pH pochwy, bo wbrew pozorom jedno z drugim ma wiele wspólnego.
Warto pamiętać, że Candida zasiedla w fizjologiczny sposób organizm każdego człowieka i jest nam potrzebna. To jedynie jej patogenny przerost nie jest nam potrzebny.
Ola napisał(a):
Pani Marleno,
pisze Pani bardzo przekonująco i myślę, że od dziś zacznę zmieniać złe nawyki. Często łapię infekcje (średnio raz na 1,5 miesiąca). Aktualnie mam zapalenie zatok i próbuję ratować się czystkiem i czosnkiem. Mam również zaburzenia hormonalne. Jak długo czeka się na efekt lepszej odporności przy trzymaniu się opisanej przez Panią zdrowej diety?
Joanna1-11 napisał(a):
Znowu jestem pod ogromnym wrażeniem tego artykułu, potężna dawka wartościowej wiedzy. No a filmik rewelacyjny po prostu.
Dziękuję za to, że wkładasz tyle pracy w rozpowszechnianie tych cennych informacji.
Pozdrawiam serdecznie:)
Paulina z. napisał(a):
Artykuł ciekawy, można znaleźć w nim szereg przydatnych informacji. Ale prosiłabym o nieuogólnianie i nie wydawanie negatywnych opinii nt. Dietetyków. Napisała Pani ze dietetycy zalecają suplementy z omega 3. Proszę nie generalizowac, jestem dietetykiem z kilkuletnim stażem i nigdy nie zalecam suplementów z omega 3 swoim pacjentom, zawsze wskazuje inne, naturalne źródła.
Marlena napisał(a):
Nie, nie napisałam w ten sposób, przeczytaj proszę jeszcze raz (uważnie i ze zrozumieniem) co napisałam.
halski napisał(a):
ależ tego jest, tylko wytrwali chyba to wytrzymają tzn trzymanie się tych wszystkich wskazówek – chcę do nich dołączyć 😉
P. napisał(a):
Genialny artykuł, niebywale pożyteczny i syntetyczny. Moim zdaniem po jego przeczytaniu wizyta na innych witrynach internetowych tego typu nie jest już konieczna. Serdecznie dziękuję za informacyjną porcję zdrowia!
Ola napisał(a):
A ja nie wierzę, że picie dużej ilości wody (podziel wage przez 30 i wyjdzie ile Twój organizm powinien dostać wody na dobe- u mnie wyszło 1,9 litra) ma genialne właściwości. Nie lubię sączyć wody przez cały dzień, wolę gorącą herbatę lub np. wodę w zupie czy koktailach. Wyczytałam w jakimś artykule, że teraz mówi się o „jedzeniu wody”, czyli spozywanie jej w posilkach a nie tylko czystą, bo wtedy organizm lepiej ją wchłonie. Oczywiście jesli ktoś lubi to proszę bardzo, ja po każdej szklance biegam do toalety i jest to meczące. Poza tym, jesli mocz po wypiciu dużej ilości wody (nie na raz, lecz w małych łykach) jest prawie bezbarwny, to czy wydalamy wtedy z nim toksyny czy „leci” sama woda? Niech ktoś mnie oświeci.
Marlena napisał(a):
Olu, właśnie o to chodzi, że nie leci z nas nigdy sama woda. Dlatego należy oprócz herbat i zup wypić w ciągu dnia także czystą wodę, która przepłukuje nam cały system i nawadnia go. Jeśli po 1 szklance wody lecisz do toalety to sprawdź układ moczowy czy wszystko w porządku. Pojemność pęcherza jest nieco większa niż 1 szklanka (wynosi 400-600ml). Zamiast wierzyć czy nie wierzyć w zbawienne właściwości dobrego nawodnienia – po prostu sprawdź to.
Magdalena napisał(a):
Co pani myśli o piciu drożdży i ssaniu oleju słonecznikowego?
Karolina napisał(a):
Marlenko,
orientujesz się może, czy w czasie postu można płukać usta i smarować ciało olejem? Kokosowy zastępuje mi krem do twarzy/po kąpieli/pomadkę/do rąk i kilka innych. Usta planowałam płukać jakimś zwykłym, w końcu i tak go wypluję… Zastanawiam się jednak, czy moje ciało nie wchłonie z nich jakichś wysoko odżywczych substancji i post pójdzie na marne 🙁
To będzie moje drugie podejście, pierwsze skończyło się tak uciążliwym uczuciem głodu, że z powodu nudności i bólu głowy musiałam przerwać jeszcze pierwszego dnia.
Jeśli można, prosiłabym też o wskazówki w zaplanowaniu posiłków. Cały dzień prawie non stop jadłam jakieś surówki i mimo to byłam przeraźliwie głodna, nie mogłam się najeść. Do tego stopnia, że nie dało rady spokojnie nawet po zakupy wyjść.
Artykuł przeczytałam dwa razy, rozesłałam znajomym i zrobiłam z niego notatkę do powieszenia na lodówce. Zebrałaś w nim dokładnie to, czego brakowało na tę porę roku 🙂
Marlena napisał(a):
Karolino, musisz trzymać się dokładnie wskazówek dr Dąbrowskiej jeśli to ma mieć ręce i nogi. Na czas postu odstawiamy oleje w każdej formie i drodze dostarczania. Uczucie głodu znika dopiero po kilkudziesięciu godzinach poszczenia, w pierwszy dzień nie zniknie na pewno, a nawet w drugi. Polecam uważne przeczytanie książek pani doktor przed podjęciem kolejnej próby postu warzywno-owocowego, aby nie popełniać błędów.
Karolina napisał(a):
No właśnie książeczki czytałam. Czytałam też Twoje artykuły i transkrypcję wykładu. Wiem, czego jeść nie wolno, jakie będą kryzysy i że przez pierwsze dni jest się głodnym.
Szkoda trochę oleju, bardzo fajnie sprawuje się jako kosmetyk 😉
Natomiast trochę martwi mnie to, że byłam głodna AŻ TAK. Nie wiem, czy to normalne, czy nie. Nieraz zdarzyło się, że przez jakiś czas nie mogłam nic zjeść (np rano w kolejce do lekarza albo w pracy, jak nie było czasu) i wszystko było w porządku. Tym razem głodna byłam nawet w trakcie jedzenia i bezpośrednio po posiłku, jakbym cały dzień nie jadła w ogóle. To był głód znacznie większy od takiego „normalnego”, bo doszło aż do nudności i bardzo silnych bólów głowy, dla mnie były już nie do wytrzymania.
Tak powinno być, czy z jakiegoś powodu coś poszło nie tak? Jestem pewna, że pilnowałam zasad postu i przez cały dzień nie zjadłam ani wypiłam niczego, czego nie powinnam.
Olejem też się nie smarowałam, bo nie byłam pewna, a nie miałam kogo dopytać.
W sobotę zaczynam tydzień wolny od pracy i chcę spróbować raz jeszcze.
Marlena napisał(a):
Myślę, że może to być kwestia Twojego psychicznego podejścia. Włączył Ci się „głód toksyczny”, a nie prawdziwy.
Karolina napisał(a):
Dziękuję Ci za szybkie odpowiedzi 🙂
W ramach przygotowań już planuję posiłki na przyszły tydzień, nie mogę doczekać się soboty, aż zacznę 😉
XLka napisał(a):
Karolino, dwukrotnie przeszłam post dr Dąbrowskiej. Najpierw płukałam jelita, odstawiłam mięso, piłam więcej wody. Nigdy nie byłam głodna, a wręcz musiałam rozkładać 3 posiłki na 5 (nie mogłam całego posiłku zmieścić i jestem cukrzykiem). Trzymaj się wskazówek co do składu i ilości. To nie są trzy listki sałaty! Sądzę, że ilościowo to jest więcej niż normalnie. Jadaliśmy również ciepłe posiłki (podgrzane zupy), które miały sygnalizować mózgowi, że jada to, co zwykle:). Posiłki się celebruje, należy zasiąść i dokładnie, spokojnie przeżuwać, najlepiej w miłym towarzystwie. Ciepłe, delikatne herbatki ziołowe również pomagają rozgrzać brzuszek od środka. Ja w pierwszym okresie miałam wzdęcia i gazy, potem przechodziły. Pamiętam, że ludziom raczej brakowało ich ulubionych potraw mięsnych lub słodyczy, piwka, kawy, ale nie wyrzekali na głód. Bezwzględnie trzeba się dużo ruszać, aby toksyny się uwalniały. A potem ciałko pachnie, pot i inne wydzieliny stają się bezwonne… Błysk w oku i siła.
Dietetyka napisał(a):
Chyba najlepszy artykuł o diecie/ zdrowiu jaki kiedykolwiek czytałam. Wszystko zgromadzone w jednym miejscu i najważniejsze, że przyjemnie się czyta. Wielkie dzięki za te porady.:)
Ania napisał(a):
Ostatnio bliski jest mi temat promieniowania. Pracuję w biurze i przez 8 godzin siedzę przed komputerem, a pod biurkiem jest masa kabli, wtyczek i innych urządzeń. Zasatanawiam się, jak mogłabym się ochornić przed promieniowaniem (oprócz produktów spożywczych, o których piszesz). Czy znasz może jakiś dodatkowy sposób?
Marlena napisał(a):
Aniu, może roślinki jakieś doniczkowe? Np. ficus sprężysty może być pomocny, https://www.swiatkwiatow.pl/poradnik-ogrodniczy/rosliny-oczyszczajace-powietrze-rosliny-pochlaniajace-zanieczyszczenia-id121.html
Poguglaj o roślinach pochłaniających promieniowanie, znajdziesz więcej artykułów.
Memento napisał(a):
I moim to zmartwieniem, chociaż nie tylko. Praca przy biurku męczy też me nadgarstki i kręgosłup. Oczywiście wiem, że konieczne jest wykonywanie odpowiednich ćwiczeń, ale z drugiej strony – czy są jakieś składniki, które mogły by pomóc np. w funkcjonowaniu mięśni nadgarstków?
irena napisał(a):
Witaj Marleno! Piszesz że przy Candidzie słodycze muszą być wyrzucone. Czy miałaś na myśli oprócz,,złodziei”też słodkie zasadotwórcze owoce np.banany czy słodkie jabłka?Dzięki za tak bardzo potrzebną wiedzę.
Marlena napisał(a):
Ireno, są dwie szkoły: jedna mówi, że przy kandydozie zero owoców, druga mówi, że jedz tylko owoce bo one leczą. I faktycznie leczą, pod warunkiem, że są jedzone tylko owoce (i warzywa) i tylko surowe, o czym pisała na swoim blogu Ullenka, która po wypróbowaniu wszystkich dostępnych metod oraz diet w końcu swoje dzieci i samą siebie wyleczyła za pomocą metody 80/10/10 czyli właśnie jedząc owoce (głównie), również banany, jabłka czy arbuzy, a przecież tam jest dużo cukrów naturalnych: https://www.dehappy5.com/2014/10/what-the-fruit-is-candida-exposing-untold-truth/
W tej metodzie jednak zakazany jest jakikolwiek tłuszcz dodany. Autor metody wychodzi z założenia, że to nie cukier podkręca Candidę (tzn. przynajmniej nie ten zawarty w świeżych darach stworzonych ręką Matki Natury) lecz to tłuszcz jej przeszkadza robić swoją robotę i normalnie umrzeć po jej wykonaniu (czyli pożarciu cukrów). Normalnie Candida ma do wykonania swoją robotę w przewodzie pokarmowym bo inaczej natura by nam tej candidy nie dała. Ale mamy ją, normalnie – niemal każdy zdrowy człowiek ma w sobie. Jak już się Candida nażre cukru to kończy swój żywot, bo spełniła swoje zadanie. Ale jak damy jej tłuszczu to wytwarza formy przetrwalnikowe i jeśli mamy do kompletu nieszczelne jelita (a większość ludzi ma) to wędruje ona do krwiobiegu a tam z drożdżaka przeistacza się w grzyba. Nie damy jej teraz cukru więc ją zagłodzimy, ale nie spowodujemy jej śmierci bynajmniej. Dlatego diety wysokotłuszczowo-niskocukrowe na Candidę najczęściej nie działają – jak twierdzi autor metody, dr Graham. Dajmy jej cukru, niech się nażre i umrze jak Pan Bóg przykazał. Ale to musi być ten cukier, który natura dała, a nie ten ręką ludzką stworzony.
Ile w tym słuszności to nie wiem, grunt że jego metoda działa. Owoce nie powodują chorób, one je faktycznie leczą. Tutaj fotorelacja Ullenki z leczenia córki surowymi owocami: https://www.dehappy5.com/2014/09/eczema-allergy-really-curable/
Jeśli ktoś pomyśli, że dieta 80/10/10 jest ekstremalna, to niech przyjmie do wiadomości, że dużo bardziej ekstremalne jest mieć zagrzybiony organizm i gnić od środka jeszcze za życia. Niech pożywienie będzie naszym lekarstwem!
Magdalena napisał(a):
Witam serdecznie,
Pani Marleno, pewnie nawet Pani nie wie jaką wspaniałą rzecz robi Pani dla osób takich jak ja, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Ze względu na to , że pochodzę z „nowotworowej” rodziny i sama w wieku 37 lat nie jestem okazem zdrowia, postanowiłam poszukać pomocy poza gabinetem lekarskim, a pomoc tą znalazłam właśnie tutaj.
Od jakichś dwóch miesięcy, stopniowo wprowadzam w życie Pani zalecenia. Wydaje mi się, że pierwsze efekty już mogę dostrzec, ale problemów i wątpliwości nadal mam bardzo wiele.
Jednym z większych jest problem z poceniem, który mam chyba od zawsze. Pocę się mocno, a sam pot ma intensywny zapach. Zawsze musiałam używać dezodorantów i blokerów. Od kiedy zaczęłam unikać chemii w pożywieniu i kosmetykch, stanęłam przed sporym dylematem, ponieważ dezodorant magnezowy nie jest w moim przypadku skuteczny. Owszem stosuję go w wolne dni ale kiedy jestem w pracy lub na uczelni przez cały dzień , wtedy muszę niestety użyć tradycyjnego dezodorantu. Mam w związku z tym pytanie: czy zmiana sposobu odżywiania może w efekcie długofalowym rozwiązać także ten problem? A może zna Pani jakieś naturalne metody, które, chociaż w niewielkim stopniu pomagają w takich problemach ? Chcialabym żyć calkowicie bez chemii a obecnie jestem uzależniona od dezodorantu. 🙁 Bardzo dziękuję.
Marlena napisał(a):
Magdaleno, zapach wydzielin ciała zależy od stopnia toksemii – jeśli masz dużo złogów w tkankach to i brzydko będzie pachniał pot, mocz, kupa, sperma czy krew miesięczna. Te zapachy robią się nieinwazyjne po tym jak oczyścimy ustrój ze śmieci. Mnie bardzo pomógł post Daniela warzywno-owocowy i niewracanie do starych nawyków.
kowalus napisał(a):
jak zaleca Jerzy Ziemba (polecam na youtubie 'ukryte terapie’):
Na łyżeczkę nasypać sodę, zalać wodą utlenioną i posmarować pod pachą. Ja próbowałem. Pot przestaje mieć woń. Zamierzam tą metodę wdrożyć na stałe ale chciałbym dorzucić jakiś naturalny olejek zapachowy, tylko nie wiem jaki.
Marlena napisał(a):
Kowalus, syfa pudrem zawsze można przyklepać tylko po co? Jak wynika z doświadczeń moich własnych oraz użytkowników tej witryny najlepiej pozbędziemy się przykrych zapachów ciała traktując rzecz „od środka”, czyli karmiąc ciało pokarmem właściwym i trzymając czyste i zdrowe jelita i krew. Przykre zapachy znikają wtedy na dobre, bo dosięgnęliśmy przyczyn problemu, zamiast traktować rzecz alopatycznie czyli tylko przykrywając symptomy. Jeśli natomiast mamy ciało wypełnione zgnilizną i trupem to czymże niby mamy pachnieć, fiołkami? Nie licz na to. 😉 Zapach naszych wszystkich wydzielin ciała może nam bardzo dużo powiedzieć o stanie naszego wnętrza. Dlatego gdy ktoś się musi uciekać do bardzo silnych środków odwaniających ciało, to powinien się zastanowić co w siebie wkłada, że tak śmierdzi i zmienić to co wkłada, a nie dezodorant.
Wyrazista napisał(a):
Nie czekam, tylko zaczynam wdrażać propozycje w życie!
Anna napisał(a):
Hej Marlena,
Blog super. zawsze z niecierpliwością czekam na nowe wpisy:)
Piszę z zapytaniem czy zapoznałaś się może z pozycją „Ukryte Terapie” Jana Zięby?
Jeśli tak, to co jakie jest Twoje zdanie?
Autor porusza tematykę min. vit C, vit.D… Oczywiście w pozytywnym kontekście.
Nadmieniam, że pozycja cieszy się dużą popularnością. Jest nawet studiowana przez dwoje znajomych mi lekarzy.
Pozdrawiam serdecznie A.
Marlena napisał(a):
Nie, jeszcze nie czytałam.
Feegle napisał(a):
Jestem pod wrażeniem Twoich artykułów, można by z nich robić poradniki!
Jerzy napisał(a):
Świetne porady, niby znane, ale kto je w pełni stosuje ten jest szczęśliwy i mocny. Najbardziej podobał mi się filmik z metra, śmiech to zdrowie 🙂
Renata K napisał(a):
Jestem po lekturze książki Jerzego Zięby. Jestem pod wrażeniem, jak byłam pod wrażeniem twojej wiedzy Marleno. Po lekturze tej książki widać jak wielką pracę wykonałaś, aby nam wszystkim przybliżyć te nowe wiadomości w sposób prosty, ale przede wszystkim praktyczny. Wszystkim polecam lekturę „Ukrytych terapii”. Marleno od kiedy ponad rok temu „weszłam” przypadkiem na twój blok byłam pod jego i twoim wielkim wrażeniem. Zaczęłam stosować różne terapie. Przeszłam na zdrowe odżywianie. Ale uderzyło mnie jedno zdanie „wiedza to potęgi klucz”. Zaczęłam szukać, czytać. Z braku dobrej znajomości jezyka angielskiego, musiałam poprzestać na naszym rodzimym rynku. Zalew informacji jest ogromny. Jedne książki są dobre inne to czysta reklama. Tak samo jest z publicystyką – artykuły zależą od sponsora. Trzeba się nauczyć w tym poruszać. Ale o dziwo tak duży dostęp do wiedzy nie przekłada się na wiedzę ludzi. Nie czytamy etykiet, nie czytamy książek, gazet. Zdrowie, które powinno być nam najdroższe – wiedza o nim jest bagatelizowana. Na spotkaniu rodzinnym jak się zapytałam z czego jest chleb to usłyszałam, że z pobliskiej piekarni. A ostatnio na spotkaniu jak zapytały się mnie koleżanki czym się tak szybko wyleczyłam z przeziębienia – odparłam, że witaminą C i pokazałam – to sypnął się na mnie grad „jadu”, że mnie to nie szkoda ale, że truję tym dziecko to mi się dziwią. I mówili to chemicy – ludzie wykształceni – którzy dowodzili, że ten proszek odłoży mi się w nerkach w postaci kamieni. Siła stereotypów jest wielka i trudno ją zmienić. Kiedy próbowałam przekonać chorą koleżankę do uzupełnienia witamin, to stwierdziła, że woli oczyszczanie sokiem z aloesu, cytryny i oleju winogronowego. Marleno wiedza nie zawsze może służyć ludziom. Niektórzy, nie są gotowi na przyjęcie pewnej wiedzy. A szkoda.
Marlena napisał(a):
Dokładnie jest tak jak piszesz. Problem dodatkowo jeszcze w tym, że ludzie chcą stosować alopatyczne myślenie do naturalnych terapii. Alopatyczne myślenie jest nam wtłaczane do głów od małego, przesiąkliśmy nim po prostu. Ludziom się wydaje, że zamiast tabletek wezmą w tej samej ilości „coś naturalnego” i będą zdrowi. Nie boją się brać aspiryny czy statyn „bo lekarz przepisał”, ale boją się brać witamin: nie bierz TYLE tej witaminy, bo TO SZKODZI! A dowody, proszę?
Dlaczego jest trudno porzucić ten styl myślenia? Bo alopatyczne myślenie jest wygodne: nie wymaga od Ciebie zmiany stylu życia, nie wymaga zbyt wiele wysiłku, nie wymaga zmiany przekonań. 🙂
Renata K napisał(a):
Natomiast chwała Ci za propagowanie tego co najważniejsze w naszym życiu . Siły psychiki. Bardzo martwimy się o nasze zdrowie – brzydki zapach z ust ;-)), choroby skórne, dolegliwości żołądkowe, przeziębienia, brak werwy do życia. Okazuje się, że większość powtarzam WIĘKSZOŚĆ naszych chorób powstaje w naszej psychice. Proszę poczytajcie książkę Bruca Liptona Nowa Biologia. Jak wielka jest potęga naszych myśli. To do czego nawoływałaś Marleno, aby nasze myśli były zawsze dobre. Okazuje się, że wiara , medytacja, wyciszenie, plany czytaj marzenia utrzymują nasz organizm w harmonii. My sami decydujemy o nas. Czy to nie proste i genialne zarazem odkrycie. Do koleżanki, która ma mięśniaki – odpowiedź Marleny – działaj – to jest to. Jak jesteśmy niepewni w swoich racjach, oczekujemy czyjegoś wsparcia, odpowiedzi, podpowiedzi co mamy robić. Ja Ci powiem – wiedza to potęgi klucz, jeżeli nie wiesz to poczytaj, wszystko co jest na temat mięśniaków. Wyrób sobie własne zdanie, poszukaj najlepszego lekarz, ale praktyka – nie profesora. I działaj.
lukasz napisał(a):
wow! bardzo ciekawy artykuł… mnóstwo rzeczy do „przetrawienia” a potem do zastosowania 🙂
kowalus napisał(a):
Pani Marleno, musi Pani zorganizować jakiś zjazd fanów, albo dogadać się np ze smakoterapią
i razem jakieś zjazd zorganizować 🙂 Znam Was tylko z blogów, ale spotkanie osobiście byłoby genialną opcją. Polecam Poznań 🙂
Dominika napisał(a):
Pani Marleno! Jak zwykle ma Pani 100% racji. I jak zwykle jestem pod wrażeniem Pani wiedzy. Na tą witrynę natrafiłam całkiem przypadkowo, szukając (po kilkunastu jeśli nie kilkudziesięciu próbach) czegoś, co pomoże mi stracić wagę i zmienić nawyki, które systematycznie doprowadziły mój organizm do degradacji. Miałam wszystkie opisane przez Panią objawy i co tu wiele pisać, byłam tym zdruzgotana. Ale…we wrześniu trafiłam na tą stronę i zaczęło się! Malutkimi krokami zaczęłam zmieniać nawyki żywieniowe swoje i domowników. Ale łatwo nie było (przynajmniej z dziećmi- bo te się nieźle buntowały- że nie ma chipsów, frytek i mięska smażonego i pieczonego, że cukierków nie ma itd. 😉 Udało mi się namówić męża do przeprowadzenia postu warzywno- owocowego. Robiliśmy go od września kilka razy po kilka lub kilkanaście dni. W grudniu mamy plan zrobić go w wersji hardcore czyli 40 dni, czy się uda, to nie wiem, bo nigdy łatwo nie jest. Ale najważniejsze są EFEKTY! Mi udało się zrzucić już 12kg, mężowi ponad 20kg- to po pierwsze, a po drugie- i chyba najważniejsze- przewartościowaliśmy sobie całe nasze życie, zmieniliśmy priorytety i wyszliśmy z naszej „strefy komfortu” i opłacało się. Nawet dzieciaki już się „przestawiły” i wiedzą, że mięsko to tylko od święta, a słodycze już nie smakują tak, jak kiedyś, gdy im mówię, że sobie sami wyłączają układ odpornościowy 😉 a zresztą najlepsze dla nich teraz ciastka, to ciastka owsiane wg Pani przepisu. Jeszcze raz bardzo Pani dziękuję!!! Mam cichą nadzieję, że Pani nigdy nie zniechęci się i będzie dalej prowadzić bloga, żeby uświadamiać całej rzeszy głodnych wiedzy początkujących „przewlekle zdrowych” ludzi. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Dominiko! Takie komentarze jak Twój przekonują mnie o użyteczności tego co robię i mobilizują do dalszego prowadzenia bloga dla moich czytelników. Bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam cieplutko całą rodzinę 🙂
Marek napisał(a):
Witam Pani Marleno,
Dziękuję Pani za tę działalność dla dobra Ludzkości. Jestem pod wrażeniem ,
chociaż wiele książek przeczytałem na temat „naturo-terapi” to w Pani wydaniu jest to łatwo dostępna wiedza dla kazdego kto trochę myśli i chce coś zmienić w swoim życiu,bo w wielu przypadkach na lekarzy nie można liczyć… Poza tym możliwość zakupu vitamin czy suplementów bez których sama wiedza na nic się przyda. Popieram Panią Dominikę w kwestii konieczności spotkan typu np. seminaria dzięki którym można tę wiedzę pogłebić a przy okazji „zarazić” bliskich- gdyż nie każdy lubi dużo czytać…:))
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Panią i cały zesół wspaniałych ludzi z którymi Pani współpracuje…:)) Marek
Marlena napisał(a):
To ja Tobie dziękuję, Marku, że odwiedziłeś moją witrynę i zostawiłeś taki ciepły komentarz. Nad seminariami pomyślę, skłaniam się ku wersji online (typu webinary).
Kasia napisał(a):
Gdy rozjechała mi się tarczyca i poczułam totalne osłabienie zaczęłam szukać pomocy w naturze. Dotychczas tak jak większość jadłam śmieci. Dziś szukałam rezultatów picia czystka a trafiłam na Pani blog. Gdy uczeń jest gotowy to nauczyciel się znajdzie. Dziękuję :)Kompendium wiedzy w sam raz dla mnie.
Kasia_M napisał(a):
O jej! świetny artykuł. Tyle czytam o odporności,a tu wszystko w jednym miejscu 🙂 Ja jestem mamą małej Zuzi, która cały czas choruje. Chyba muszę diametralnie zmienić styl życia zarówno swój, jak i małej.
adka napisał(a):
Marlenko a co sądzisz o Ziemi Okrzemkowej ?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie miałam sposobności używać.
Wandzia napisał(a):
świetny artykuł! wiele pomocnych informacji, dzięki 🙂
Anna napisał(a):
Ja odporność wzmocniłam pijąc codziennie rano dwie szklanki wody z cytryną ( po jeden grubszy plasterek na szklankę). Pare miesięcy picia i już nie przeziębiam się. Polecam z całego serca. Do tego dobrze jest przemycać czosnek w różnych pastach na chleb. Polecam paste z awokado i paste z soczewicy. Super sposób na jedzenie czosnku 😉
Anna napisał(a):
Marleno, pomyśl o warsztatach motywacyjnych odnośnie zdrowego odżywiania w postaci nawet webinariów 🙂 Myślę, że Pan Bóg dał Tobie ten talent po coś..
zaanka1 napisał(a):
nie wiem czy tu jest odpowiednie miejsce, ale …spróbuję Moja córka 3 latka od 2 tygodni ma pomarańczowe, bardzo lepkie (klejące się ciała i bielizny) Kupki też bardzo smierdzą. Wizytę u gastrologa dziecięcego mam na 10 grudnia. Masz jakiś pomysł co możne być nie tak i co podać córce z naturalnych „produktów” leczniczych.
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, nie jestem lekarzem.
monika napisał(a):
witam. pytanie mam takie, bo nigdzie na stronie nie mogę odszukać: mam częste nawracające zapalenie cewki moczowej – jak mogę sobie z tym poradzić??
Marlena napisał(a):
Przeczytaj proszę jeszcze raz uważnie artykuł https://akademiawitalnosci.pl/10-sposobow-na-wzmocnienie-odpornosci/
Madzia napisał(a):
Marlenko co myślisz o oleju z rokitnika? Wzmocni moją nadwyrężoną odporność? U mnie wykryto paciorkowce – stąd u mnie nawracające ostre zapalenie zatok. Chciałam zapytać czy znasz może sposób jak się tych paciorkowców najlepiej pozbyć? Pozdrawiam serdecznie twoja fanka Madzia
Marlena napisał(a):
Nie szukaj „magicznej substancji”, bo odporność ustroju nie zależy od jednej jakiejś substancji. Gdyby tak było napisałabym po prostu artykuł składający się z jednego zdania: „Bierz substancję X, a będziesz mieć silny układ immunologiczny”. Sorry – nie ma takiej. Liczy się całokształt pracy nad swoim stylem życia i budowanie odporności rozmaitymi sposobami każdego dnia.
Antonina napisał(a):
Marlenko, a ja Cię chyba „zbesztam”;-) Przez ten Twój blog nie mogę zabrać się do pracy, czytam wszystko z zapartym tchem i chociaż „większość” już wiem skądinąd, to sposób, w jaki Ty to wszystko przedstawiasz, jest po prostu ZNAKOMITY. Jestem Twoja fanką jak większość tutaj;-)
Co jesz na wigilię?
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Antonino, że witryna jest dla Ciebie użyteczna. Na wigilię tradycyjnie: barszcz na zakwasie, orkiszowe pierogi pełnoziarniste, kapusta z grzybami, ryby, kutia na deser. Same dobroci 🙂
Antonina napisał(a):
Marlenko, dziękuję za podpowiedź z pierogami. Reszta podobnie jak u Ciebie.
Twojego bloga czytają już wszyscy moi studenci. Okazało się, że to oni są oczarowani blogiem i zachęceni do zdrowego żywienia, a moi rówieśnicy (50+) podchodzą do tego sceptycznie. Nad synem i mężem pracuję i dzięki Tobie mi się to wreszcie udaje. I za to dziękuję najbardziej.
Ściskam już świątecznie.
A.
ola napisał(a):
po jakim czasie można spodziewać się poprawy ? od roku jestem przeziebiona już 6 raz…. stosuję się do takich zasad o jakich wspominasz i na prawdę już nie mam pomysłu co robię nie tak:( jestem wykończona:(
Marlena napisał(a):
Zaprowadź dziennik zdrowia – to naprawdę pomaga. Pisz co jesz, ile i jak spałaś, ile miałaś w danym dniu ruchu, ile stresorów, jakie leki brałaś, jakie suplementy – pisz wszystko. Wiele rzeczy nam na co dzień umyka, potem się drapiemy w głowę co robimy nie tak, natomiast jak mamy napisane czarno na białym to możemy skuteczniej sobie przeanalizować punkty do poprawki.
Jadwiga napisał(a):
A jak pani robi kapuste z grzybami? Z kiszonej czy nie?
Jakiś sprawdzony przepis?
Marlena napisał(a):
Tak, z kiszonej. Dodaję grzybki, cebulkę, 1 marchewkę startą, przyprawy (ziele, listek, jałowiec, ciutek majeranku), czasem śliwki suszonej dodam. Nie dodaję jednak jabłek ani zasmażki (wiem, że niektóre gospodynie dodają).
ola napisał(a):
dziennik prowadzę od 2 miesięcy,jednak stresu wykluczyć nie mogę-niestety pracuję i nie żyję na bezludnej wyspie…..do tego bezskutecznie staram się zajść w ciążę od roku więc możliwe że stres mnie wykańcza:(
Agnieszka napisał(a):
witam pani Marleno 🙂 na wstepnie powiem ze dopiero wczoraj natrafilam na pani strone i niemoge sie oderwac od czytania 🙂 skarbnica wiedzy 🙂 ….. mam pytanko co sadzi pani o zabiegach hydrokolonoterapii w gabinetach ? powiem ze znam ksiazke dr Dabrowskiej raz przeszlam 2 tyg detox w domu choc wiem niestety ze niebyl do konca prawidlowy bo np. niespozywalam zadnych kiszonek i chyba poprcje tez byly mniejsze niz zalecano …. Choruje na niedoczynnosc tarczycy i probuje szukam roznych naturalnych sposobow aby sie wyleczyc .kilka mcy temu Zmienilam diete calkowicie eliminujac cukier jedynie miod pozostawiajac , prawie w ogole niejadam nabialu moze 2 x w miesiacu mozzarelle , calkowicie wyeliminowalam mieso wdedliny i itp jedynie salmona jem 2x w tyg , wyeliminowalam gluten nawet niejadam gluten free produktow , itp . nic rafinowanego , przetworzonego nic na zewnatrz niekupuje sama wszystko przyrzadzam . 9mcy temu bedac u lekarza moje tsh wynosilo prawie 12 teraz po ponad 2 mcy zmianie diety opadlo prawie o polowe ( dodam ze niebralam rzadnych pastylek na tarczyce ktore mi lekarz przepisal ) nawet niebiorac wit D ktora byla bardzo nisko teraz mam w normie . Z tego co przeczytalam nie jest pani lekarzem choc musze przyznac ze ma pani duuuuuuuzo wieksza wiedze niz niejeden lekarz dlatego chcialam sie zapytac odnoesnie czyszczenia jelit ? czytalam ksiazki M. Tombaka ktory pisze o lewatywach niestety nie jestem w stanie sama ich zrobic dlatego zastanawiam sie na zrobieniem tego w gabinecie , poniewaz wiem jak bardzo wazne jest miec szczelne i czyste jeita jesli ma sie chorobe autoimmunologiczna .pozdrawiam i z gory dziekuje za odp 🙂
Marlena napisał(a):
Na temat hydrokolonoterapii zdania są podzielone, choć faktycznie większość twierdzi, że czuje się potem lepiej. Osobiście nie byłam nigdy na takim zabiegu więc nie mam na jego temat zdania.
Agnieszka napisał(a):
Ach ! zapomnialam jeszcze jedno co sadzi Pani o teraz tak popularnym blonniku witalnym ?
Agnieszka napisał(a):
Dziekuje bardzo za odpowiedz :))) a co sadzi pani o tym blonniku ?
zeby lekarze mieli takie podejscie co pani i TA WIEDZE !!!! byloby wspaniale. Ja jak zapytalam lekarza co moge jesc przy mojej niedoczynnosci to powiedzial ze niema zadnych ograniczen , ze aby miec w normie wit. D to powinnam pic mleko , a wit C to sok pomaranczowy nie wspomne juz ze z kartonu – brak slow – a jak mu zadawalam pytania to powiedzial zebym za duzo nie czytala na internecie ! a dopytujac sie czy robili mi kiedys badanie aTPO odpowiedzial ze mi wogole nie jest potrzebne – rece mi opadly !!! Nie mieszkam w pl i wczesniej oddawalam sie w rece lekarzy wierzac ze mi pomoga 5 lat temu zachorowalam na nadczynnosc mialam ponad rok spokoju juz bez tabletek , ale jak sie dowiedzialam ze przeszlo mi w niedoczynnosc to juz mialam serdecznie dosc lekarzy i mojej niewiedzy !
Pani Marleno jeszcze raz dziekuje za te wszytskie informacje , ktore pani nam przekazuje i sie z nami dzieli :))) i ze znaduje czas aby nam odpisac :)))
A z okazji Swiat zycze samych wspanialosci , szczescia , radosci no i oczywiscie przewleklego zdrowka :)))
Iwona napisał(a):
Marleno, właśnie pokłóciłam sie prawie na jednej grupie na FB. Zaczęło się od tego, że jedna dziewczyna poszukiwała smalcu z borsuka dla dziecka- na odporność. Chciałam ją odwieść od tego zamiaru proponując naturalne metody, ale zostałam bezlitośnie zbesztana i wyśmiana. Niestety poziom myślenia w dobie internetu jest nadal niezbyt wysoki na ten temat. Szukałam jakichkolwiek publikacji na ten temat, ale znalazłam jedynie witrynę na której sprzedają ów specyfik, no i wyliczone są oczywiście witaminy, minerały. Ale brak źródła badań, skąd to wiedzą.
Co Ty na to?
Marlena napisał(a):
A co niby ja mam na to? Niech każdy stosuje co mu się żywnie podoba. To jest wolny kraj – masz prawo być chorym lub zdrowym 🙂
Mariola napisał(a):
Pani Marlenko, trafiłam na Pani blog w Sylwestra i staram się zdrowiej żyć, bardzo Pani dziękuję za ten bezcenny blog, jest pani bardzo mądra, niesamowicie cenię Pani wiedzę i sposób jej przekazywania, życzę Pani oraz najbliższym wszystkiego co najlepsze, szacunek Mariola
Ola napisał(a):
Witam,
czy ma Pani opinie na temat inozyny pranobeks?
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Już odpowiedziałam Tobie, tutaj https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/ zjedź proszę na dół strony i zobacz moją odpowiedź. Uprzejmie proszę szanować mój czas. Dziękuję.
Ola napisał(a):
Bardzo Panią przepraszam. Nie zauważyłam odpowiedzi.
Podziwiam Pani stronę i regularnie zaglądam.
Mam nadzieję, że wkrótce mój organizm poczuje się lepiej.
Od wczoraj ładuję Wit. C ok. 50 g dziennie.
Na razie przeziębienie nie znika.
Przepraszam jeszcze raz za zabranie czasu.
Pozdrawiam ciepło!
Marlena napisał(a):
Za późno troszkę zaczęłaś, więc teraz nie będzie łatwo się go pozbyć. Możesz jednak złagodzić przebieg i skrócić jego trwanie. Pozdrawiam serdecznie wzajemnie 🙂
Ola napisał(a):
Wczoraj po południu nagle dostałam WIELKĄ dawkę energii…
nie musiałam długo czekać:)
Naprawdę jestem Pani bardzo wdzięczna i już polecam tę cudowną witaminę innym zawirusowanym…
Prawdopodobnie ten specyfik, o którym pisałam też działa na moją korzyść, pije poza tym sporo ziół i piję soki i to wszystko razem…od trzech miesięcy nie czułam się tak dobrze, więc chyba wróg zostanie w końcu pokonany…zwykłą wit. C:))
Z całego serca dziękuję za Pani blog i będę polecać go wszystkim wokół.
Pozdrawiam serdecznie,
Ola
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, pozdrawiam wzajemnie! 🙂
marzena napisał(a):
Ja rowniez zmienilam cale moje zycie. Odpornosc w koncu nam wzrosla, do idealnosci jeszcze troszke zostalo, ale 80% sukcesu za nami. Jedynie nie do konca zgadzam sie z surowizna!mysle ze wiele zalezy od organizmu. U mnie sie niestety nie sprawdzila. Jodu mi nie brakuje a gdy tylko w zime wkladam do ust surowizne marzne niesamowicie. A wychlodzony organizm to niestety rowniez pozywka dla niechcianych gosci. Moze to zalezne od naszych nerek, ktore dbaja w duzym stopniu o nasze ciepelko. Jestem w trakcie nauki na dietetyka, i nauczylam sie jednego waznego- organizm organizmowi nie rowny. Nie kazdemu surowizna posluzy. Moze gdy organy zaczna funkcjonowac poprawnie wtedy i surowizna nie bedzie zagrozeniem. W moim wypadku jednak poskutkowaly posilki cieple, rozgrzewajace. Daly mi odpornosc, lepsze samopoczucie, wiecej energi i pozytywnego podejscia do zycia. Pozdrawiam cieplo i gratuluje rewelacyjnego bloga!!!!!
Danuta napisał(a):
Droga Marleno. Czytam Twoje artykuły z wielką chciwością :), są fantastyczne! Zrobiłam sobie niedawno badania na poziom wit.D, magnezu, potasu i wapnia. Poza wit. D ( oczywiście niedobór) pierwiastki mam „w normie”. Jednak te „normy” nie przekonują mnie. Czy możesz podać źródła, gdzie szukać prawdziwych danych, jakie poziomy minerałów – tych podstawowych – powinniśmy mieć w naszym organizmie?
Anka napisał(a):
Witam, Pierwszy raz czytam tego bloga. Już go polubiłam, a artykuł uważam za genialny. Choruję od 1,5 roku na boreliozę oraz bardzo często na wszelkie choroby układu moczowo-płciowego i cały czasu szukam metod na zwiększenie odporności, bo już tylko wiara w to, że mój układ immunologiczny jakoś poradzi sobie z bakteriami – ratuje mnie przed zwariowaniem 🙂
Szczerze mówiąc to na razie nie robię nawet połowy ze wspomnianych powyżej rzeczy, ale zmieniam już powoli nawyki żywieniowe., w mojej kuchni zagościło mnóstwo ziół, herbatek, suplementów. Od ponad 3 miesięcy codziennie wzmacniamy się z mężem poranną szklanką wody z miodem (i – odpukać – widzimy już efekty -malutkie na razie ale jednak – ominęły mnie już dwa wirusy). Polubiłam imbir, który dodaję teraz do każdego napoju. Przede mną długa droga. Przede wszystkim ruch (bo jestem niestety leniem i trudno mi się zmotywować, a i moja druga połowa jest raczej demotywatorem). No ale małymi kroczkami może w ciągu kilku najbliższych miesięcy znowu poczynię postępy 🙂 Dzięki wielkie za tego bloga. Zacznę czytać regularnie (po tym jak poczytam trochę wstecz)
Beata napisał(a):
Ten blog to mistrzostwo świata.pierwszy raz tu jestem.Pani Marlenko jest Pani Wielka.
Behatka napisał(a):
mam ważne pytanko o wodę. ostatnio coraz więcej słyszę o tym, że wysoko zmineralizowana woda jest najlepsza; za chwilę gdzieś czytam, że minerały z wody się nie przyswajają i ostatnio trafiłam na artykuł, że filtrowana woda w nadmiarze też szkodzi, bo wypłukuje minerały z organizmu… jak to jest?
do tej pory piłam muszynianki/piwniczanki właśnie ze względu na wysoką zawartość wapnia i magnezu (jestem na diecie bezmlecznej, karmię piersią i wapnia sporo mi trzeba:)) oczywiście mogę przyjmować suplementy, ale po prostu lubię wodę, dlatego pytam. I szkoda mi zużywać takie ilości plastiku.
Czy skoro pijesz wodę filtrowaną (wzbogaconą o magnez) możesz mi powiedzieć, droga Marleno, czy dodatkowo suplementujesz minerały, które są w wodach mineralnych?
Będę wdzięczna za odpowiedź:)
pozdrawiam i dziękuję za wszelkie cenne rady, czerpię z nich garściami!:)
Marlena napisał(a):
Od czerpania minerałów mam warzywa, owoce, kiełki, nasiona, orzechy itd. W okresie jesienno-zimowym czasem biorę dodatkowe dawki chelatu cynku na wzmocnienie odporności.
aga napisał(a):
Szybko zaopatrzyłam się w opisywaną w artykułach wit. C i już spożywam. Jednakże mam pytanie odnośnie soków – nie posiadam wyciskarki a blender i w ten sposób przygotowuję sobie soki warzywno owocowe, np. cały burak, marchewka, jabłko, woda, miód i wit. C. Przeczytałam, że w przyswajaniu witamin z takich soków przeszkadza błonnik, a na nim też mi w sumie zależy bo skuteczny w „wymiataniu”. Czy faktycznie soki lepiej wyciskane czy może jednak nie zaszkodzą te „zmielone” w blenderze?? Pozdrawiam i dziękuję za ten blog 🙂
Marlena napisał(a):
Dr Klenner podawał C wraz z sokami owocowymi. Można ją więc śmiało dodać do soku świeżo wyciśniętego z pomarańczy lub do innego źródła bioflawonoidów (np. zielonej herbaty przestudzonej oczywiście). Koktajle zrobione w blenderze też są zdrowe, choćby z uwagi na błonnik. Soki warzywne wyciskane mają jednak tę przewagę, że nie posiadając błonnika od razu zostają wchłonięte i potężna dawka składników odżywczych trafia bardzo szybko do naszego krwiobiegu. Można zmielić w blenderze surowiec na pulpę, a następnie oddzielić błonnik i inne części stałe używając sitka lub gazy.
rafal napisał(a):
Blendery i sokowirowki niszcza mnostwo witam,bynajmniej te latwo dostepne….
Marlena napisał(a):
Nawet jednak sok z sokowirówki będzie zawsze lepszy niż żaden. 😉
Jan napisał(a):
Witam,
Jestem zafascynowany Pani blogiem i zaczynam go pochłaniać.
Trapi mnie taka wątpliwość dotycząca ” Matki Natury ” która pomaga na długo żyć. Wielokrotnie mówimy o bardzo dużym zanieczyszczeniu naszego środowiska i śmieciowym jedzeniu porównując to z naszymi pradziatkami, którzy żyli w miarę czysto i w zgodzie z naturą.
Chodzi mi o średnią długość życia ludzi w czasach względnie czystej żywności i środowiska . Ludzi ci często pracowali na roli a średnia życia w w wiekach poprzednich była bardzo krótka np 40 lat i wraz z upływem czasu i konwencjonalnej medycyny bardzo rosła. Jak to wyjaśnić.
Dziękuję za bloga i pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Tak to wyjaśnić, że jest to raczej propaganda. Zajrzyj proszę do encyklopedii, wybierz losowo nazwiska i zobacz ile żyli ludzie w dawnych czasach. Tyle co teraz jak nie lepiej.
Jan napisał(a):
Być może liczą tak średnią, że uwzględniają noworodki, które umarły krótko po urodzeniu i ofiary różnych wojen i tak im to wychodzi. Dzięki za wyjaśnienie.
Ilona napisał(a):
Witam Pani Marleno,
bardzo proszę o pomoc synek 2 lata po podawaniu witaminy C (Cebion) dostał wysypki na twarzy? Może być czy raczej mało prawdopodobne? Będę wdzięczna za pomoc.
Marlena napisał(a):
Gdy dajemy dziecku Cebion to faszerujemy dziecko głównie glicerolem, a nie witaminą C. Cebion w 87% składa się bowiem właśnie z glicerolu. Niewykluczone, że dziecko ma na ten składnik alergię.
Ponadto glicerol ma działanie przeczyszczające – nie da się podawać Cebionu w większych ilościach terapeutycznych ani nawet profilaktycznych: w/g zaleceń dra Klennera zdrowe dziecko powinno dostawać 1 g C na każdy rok życia (a do roku ok. 100 mg na każdy miesiąc), czyli 2-latek profilaktycznie powinien z pożywienia i suplementów pobierać 2 gramy C. Ten pożałowania godny farmaceutyczny śmieć Cebion, wyprodukowany przez korporację Merck można jednym słowem rozbić o kant – nie nadaje się kompletnie do niczego, wyrzucone pieniądze. Podaj dziecku normalną czystą witaminę C (w postaci oryginalnej lub buforowanej), rozpuszczoną np. w soku.
Teraz trochę matematyki. Za Cebion 30 ml płaci się 20,54 zł, gdzie 1 ml tego cuda zawiera 100 mg witaminy, razem jest tam więc 3 gramy witaminy w jednej buteleczce, co daje absurdalną cenę 6,85 zł za 1 gram witaminy, czyli 6850 zł (słownie: sześć tysięcy osiemset pięćdziesiąt zł) za kilogram. W sklepiku Akademii kupisz kilogram C za kilkadziesiąt zł, a nie kilka tysięcy zł.
A tak przy okazji to teraz już wiesz skąd się biorą bajońskie zyski korporacji farmaceutycznych 😉 A to tylko jeden śmieszny preparacik udający suplement witaminy C! Nota bene tak chętnie zapisywany przez pediatrów (jak mówi reklama: „polecany przez pediatrów”) i tak często kupowany przez Rodziców jako „specjalna witamina C dla dzieci”. A to zwykły szajs jest 😉
Sylwia napisał(a):
Droga Pani Marleno, na Pani bloga trafilam wiele miesiecy temu, dzieki czemu przewartosciowalam w moim zyciu wiele rzeczy. Mam pytanie; Czy w naturalny sposob moge pozbyc sie kamieni w woreczu zolciowym, prosze mi cos poradzic. Niedawno podczas badania przypadkowo dowiedzialam sie o ich istnieniu. Pozdrawiam i dziekuje za Pani blog.
Marlena napisał(a):
Jest sposób i został on opisany w książce: autor Andreas Moritz „Oczyszczanie wątroby i woreczka żółciowego”. Warto się zapoznać, bo woreczek nie odrasta 😉
slawek napisał(a):
Wspanialy artykul jak zawsz. Tylko nie pasuje mi wzmianka o pierwszych chrzescijaninach, ktorzy postowli w srode I piatek. Zycie pierwzsych chrzescijan opisane jest w Biblio a tamnic na ten temat nie ma. Moze chodzi o pierwszych katolikow. Dlaczego Jezus syn bozy chcialby aby upamietniano zdrade Judasza albo jego smierc. Jedyne o co prosil to any upamietniac ostatnia wieczerze. Gdzie lama chleb I dzielil sie winem I powiedzial aby robic tak na jego pamiatke. 13 Nisan – zydzi licza Dzien od zachodu slonca, czyli zmarl jeszcze tego same go dnia.
Marlena napisał(a):
Sławku, mniejsza o to, może to byli pierwsi a może drudzy, fakt pozostaje faktem, że z prawdziwego, autentycznego postu po dwóch tysiącach lat zrobiono z niego metodą małych kroczków w końcu farsę i tandetną podróbkę.
Hubert napisał(a):
Sławku, pierwsi w ścisłym sensie może nie, ale deformacja pierwotnego chrześcijaństwa postępowała dość szybko, tak że stopniowo odchodzono od prawd wiary zawartych w zwiastowaniu Jezusa i nauczaniu apostolskim: trochę dodawano, trochę odejmowano, coraz bardziej oddalając się od źródła. Post w środy i piątki to o dziwo dość wczesny wymysł, a przeczytać o nim można w Didache – dokumencie z pierwszej połowy II w., przekazującym rzekomo naukę apostołów. Jest tam rozdział o modlitwie i poście, którego fragment brzmi tak: „Nie zachowujcie postu w tym samym czasie, co obłudnicy. Oni bowiem poszczą w poniedziałek i czwartek, wy natomiast pośćcie w środę i piątek”. Chodziło więc o to jedynie, by odróżnić się od „obłudników”, napiętnowanych przez Jezusa w Ewangeliach (inna sprawa, że takie poszczenie wtedy a wtedy i to żeby się „odróżnić” – a więc chyba miałoby to być na pokaz? – bardziej do tych „obłudników” przybliża, niżby się mogło wydawać). Dopiero potem tradycja katolicka dorobiła tu teorię, że w piątek, bo to dzień śmierci Jezusa, no a środa dzień zdradzenia go przez Judasza.
Jadwiga napisał(a):
@slawek; bardzo to wypaczone co napisałeś i nie prawda!
Wyguglaj sobie co mówi Nowy Testament i co mówił Pan Jezus o poscie.
Nieżyjący już ks Sławko z Medugorije miał wykłady i wydał książeczke na temat postu. Mam ją do dzisiaj! Tam zobaczysz prawdziwą duchową strone postu.
Wielu katolikow stosuje post ten duchowy a nie tylko dietetyczny bo ten jest tylko na drugim planie. Co nie znaczy, że nie ma efektow dietetycznych tego postu.
katrina napisał(a):
Witam! Ostatnio zaczelam interesowac sie zdrowym odzywianiem i kazdy mowi, zeby unikac miesa.. Ale jak nalezy sie wtedy ustosunkowac do diety zgodnej z grupa krwi. Wiekszosc ludzi ma grupe 0, a to oznacza, ze mieso zajmuje wazne miejsce, jest dla takich ludzi tzw. paliwem. Sama widze na swoim przykladzie, ze gdy nie zjem miesa to czuje sie slaba, zmeczona, tak samo po zbozach. I w tym problem, bo juz nie wiem, co jest bardxiej zdrowe.. Prosze o rady.
Marlena napisał(a):
Nie ma żadnych naukowych dowodów na teorię odżywiania zgodnie z grupą krwi. Ani jednego jak do tej pory. Jest to tylko teoria wymyślona przez niejakiego p. d’Adamo https://pl.wikipedia.org/wiki/Dieta_zgodna_z_grup%C4%85_krwi
Koncept iż „mięso daje siłę” został nam wpojony w umysł w dzieciństwie i trudno się od niego emocjonalnie uwolnić, ale czy jest on zgodny z prawdą? Bo wystarczy spojrzeć na przyrodę: największe na tej planecie lub najsilniejsze stworzenia takie jaki słonie czy konie nie żywią się truchłem innych istot, lecz tym co rodzi ziemia. 😉
katrina napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź! Postaram się ograniczać mięso powoli to może się uda 😉
Ala napisał(a):
Pani Marleno, a co Pani sądzi o syropie/miodzie z mniszka lekarskiego? Pisze się o nim dużo, że dobry na infekcje dróg oddechowych. Nurtuje mnie jednak kwestia tego, ze do wyrobienia syropu/miodu z mniszka stosuje się bardzo dużo cukru. Pytanie, czy cos co zawiera dużo cukru może być dla nas zdrowe?
Marlena napisał(a):
Moim zdaniem nie jest zbyt zdrowe, ja nie używam produktów opartych na sacharozie. Wszelkie infekcje w zarodku załatwi odpowiednio często przyjmowana dawka witaminy C.
Grażka napisał(a):
Witam. Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł i nawet zamówiłam sobie witaminę C. Ostatnio odkryto u mnie małego mięśniaka, i jakąś infekcję intymną…Przestraszyłam się. Mam 45 lat. Pomyślałam sobie „to już? Starość? Teraz zacznie się bieganie po lekarzach..? NIE!!!”. Nigdy oprócz czasem przeziębienia (i to rzadko) mi nie było, a tu nagle takie coś. I zaczęłam czytać- co robić, żeby się uchronić przed chorobami…żeby mięsniak nie rósł…żeby nie zachorować na coś gorszego..I mam pytanie. Czy istnieje jakaś dieta na to? Czy mogę brać siemię lniane(przecież to też estrogeny!), czy witamina C naprawdę pomoże mi zwalczyć stany zapalne..?Dodam, że miałam w ostatnich latach mnóstwo stresu związanego z pracą, nadal pracuję w tym samym miejscu i szczerze tego miejsca nie lubię, idę do pracy jak za karę (jestem nauczycielką w sp i gimnazjum). Mam trudną dyrektorkę i nieciekawe środowisko…Jak poradzić sobie ze stresem?
Marlena napisał(a):
Wszystko co działa antyoksydacyjnie będzie miało wpływ antyzapalny. Przede wszystkim odstaw źródła wolnych rodników (cukier, używki, pokarmy przetworzone, oczyszczone, rafinowane, smażone itd.), zamiast pokarmu stworzonego przez człowieka zacznij jadać ten stworzony przez naturę i możliwie jak najmniej poddany procesom przetwórczym. Na infekcje intymne oprócz witaminy C znakomicie działa woda z kiszonek, np. kiszonych ogórków (ale zakiś w domu, nie te kupowane), taka woda ma olbrzymie ilości laktobakterii, przez co reguluje florę jelit (a jak jelit to i pochwy, te narządy są bardzo blisko). Jest to metoda o jakiej mówiła dr Dąbrowska na wykładzie, użytkowniczki tutaj sygnalizowały, iż faktycznie się sprawdza i szybko przynosi ulgę normalizując środowisko pochwy. Zmień też kosmetyki i środki czystości w domu na naturalne, pozbawione substancji estrogenopodobnych. Stroń od plastików (mogą zaburzać gospodarkę hormonalną). Może brakować Ci też witaminy E, warto sałatki doprawiać olejem z kiełków pszenicy. Siemię lniane nie zawiera estrogenów, ono ma zdolność regulowania poziomu estrogenów (czyli działanie ma można powiedzieć adaptogenne).
Tadeusz napisał(a):
Słyszałem o wielu przyprawach które rzekomo mają lecznicze działanie. Moja szczegolna uwage przykuła kurkuma z racji szerokiego zakresu działania. Postanowiłem wypróbować na początku dodawałem jej troszeczke z czasem troche wiecej, efekty przychodzily powoli z czasem mimo to wolałbym zażywać jakiś skuteczny suplement z kurkumą . Mam nadzieje znaleźć jakiś produkt z wysoką biodostepnoscia .
Karina napisał(a):
Nie to że źle ci życzę czy coś , ale nie znajdziesz takiego 😛
Na naszym rynku większość produktów z kurkuminą jest warta nie wiele więcej niż spadający kasztan podczas chłodnego jesiennego poranka .
I to przede wszystkim przez to niskie przyswajanie :S
Mayan napisał(a):
Nie rozumiem Kariny …. albo ona nic nie rozumie.
…..szukaj tych z bioperyną ,bo ona zwiększa przyswajalność kurkuminy ,poza tym obecność tłuszczy dodatkowo ją polepsza jak wiadomo…
Sam stosuję mix kurkumy/imbiru z dodatkiem pieprzu czarnego 3x dziennie po łyeżecce do posiłków.
Pozdrawiam
Corazon napisał(a):
Mayan
A co ci da taka mieszanka ?
Ta zwykła sklepowa kurkuma to nie jest już ta sama co taka naturalna.
Sprzedawana jest z myślą o podniesieniu walorów smakowych a nie zdrowotnych.
A co do Kariny to się muszę z nią zgodzić , że te tabletki z kurkumą to jedna wielka pomyłka
Marlena napisał(a):
Zwykła sklepowa kurkuma to nic innego jak korzeń Curcuma Longa wysuszony i starty na proszek, więc jest jak najbardziej naturalna 😉
ania napisał(a):
Marleno. mam pytanie odnośnie omegi 3. czy znasz może zdanie J.Zięby że omegę 3 (ALA) należy podawać z omega 6 (LA) bo inaczej się nie wchłania?
Marlena napisał(a):
Oba NNKT korzystają z tego samego enzymu w naszym ustroju tworząc następnie kwasy tłuszczowe o dłuższych łańcuchach. Nadpodaż jednego rodzaju Omegi może więc spowodować zaburzenia w metabolizowaniu drugiej, bo nie wystarczy enzymu aby „dogodzić” obydwu – nasz organizm nie ma możliwości produkowania nieskończonej ilości enzymów w dowolnym momencie, ponadto aby je produkować to musi mieć z czego, a z tym różnie bywa szczególnie u ludzi żywiących się przetworzonym jedzeniem.
Ala napisał(a):
Ja tam biorę od ponad miesiąca witaminę C i w zupełności mi to wystarcza 🙂 Uważam, że jest to chyba najlepszy wg mojej subiektywnej opinii sposób na wzmocnienie się w okresie jesienno-zimowym. Na dodatek jest tania i nie wymaga żadnych przygotowań, odrazu organizm dostaje to czego potrzebuję 😉
marta napisał(a):
Również biorę witaminę C, ale razem z wapniem + oeparol + czosnek, do potraw, a nie kapsułki + miód. Dieta oczywiście jak najbardziej bogata w owoce i warzywa.
Marlena napisał(a):
Taka mała podpowiedź: wapń i kwasy tłuszczowe GLA zawarte w preparacie Oeparol też można czerpać z potraw, a nie z kapsułek.
Roksnaa napisał(a):
W internecie dużo się pisze na temat spiruliny chińskiej – że jest niezdrowa i napromieniowana(!). Czy może znasz jakieś fakty na ten temat?
Pozdrawiam i góry dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Nic o tym nie wiem. Czyżby te informacje rozpowszechniał ktoś, kto handluje spiruliną pochodzącą z jakiejś innej (oczywiście lepszej i nienapromieniowanej) lokalizacji? 😉
Roksana napisał(a):
Ostatnio spotkałam się z tym – właśnie osoba sprzedająca obie chwaliła bardziej hawajską niż chińską. Na internecie też dużo stron jest o szkodliwości tej drugiej. Być może specjalnie 🙂
Dziękuję za odpowiedź
Pola napisał(a):
A słyszałyście o kąpielach solankowych? To jest moje odkrycie, żeby nie dać się chorobom. Powiem wam szczerze, że po nich czuję się fantastycznie. Nie tylko zauważyłam, że poprawiła mi się odporność, ale czuję się bardziej wypoczęta, zrelaksowana, co też sprawiło, że znacznie lepiej sypiam.
Marlena napisał(a):
Na temat kąpieli solankowych pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-tanio-i-skutecznie-uzupelnic-w-organizmie-magnez-robiac-z-niego-dezodorant-za-2-zl/
Beata napisał(a):
Pani Marleno, mam jedno nurtujące mnie pytanie, przepraszam jeśli padło. Czy podgrzewanie oliwy z oliwek nietłoczonej np do podsmażenia czosnku, cebuli, do polewania ziemniaków aby się ładnie zapiekły w piekarniku z ziołami – nie powoduje rozkładu tego oleju i tworzeniu się wolnych rodników? Bo jest to podgrzewanie oleju nierafinowanego a podobno takich podgrzewać nie można i trzeba je trzymać w lodówce! Spróbuję zrobić sobie takie oczyszczanie organizmu jak tu jest napisane, może zniknie ten uporczywy trądzik!!!!!
Marlena napisał(a):
Oliwy nie można używać do smażenia na głębokim tłuszczu w wysokiej temperaturze, jedynie można na bardzo malutkim ogniu przez chwilę np. przeszklić cebulkę albo użyć jej do zapiekania, ale też nie w 220 czy 240 stopniach, czyli nie w nadmiernie wysokich temperaturach. Najlepiej nastawić piekarnik na 180 stopni lub mniej. Można też w ogóle obyć się bez oliwy w wielu przypadkach.
Oliwa akurat ma taki skład kwasów tłuszczowych, że nie trzeba trzymać jej w lodówce.
lLena napisał(a):
Witam Pani Marleno
Zrobiłam z dziećmi test Foot Detective i jestem średnio uczulona na drożdże pszenicę moje dzeci średnio na mleko i jajka kurze, słabiej uczulone na seler i czosnek, paprykę i żyto.
Od miesiąca bardzo borykamy się z unikaniem tych produktów w naszej diecie. Mtanie czy musimy unikać kiszonek z czosnkiem tj. ogórków, zakwasu. Zakwas buraczany bez czosnku mi nie wyszedł. Czy mogę jeść kiełki pszenicy i pić sok z trawy pszenicznej. Czy mogę jeść chleb orkiszowy?
Co mogę stosować zamiast czosnku? Czy mimo uczulenia na drożdże mogę stosować płatki drożdżowe?.
Nie wiem jak długo trzeba unikać produktów, na które jesteśmy uczuleni?
Proszę o odpowiedź.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Należy chwilowo odstawić wszystkie źródła kwestionowanych produktów. Z tego co pamiętam to przy średniej nietolerancji wystarczy 6 miesięcy.
W tym czasie warto pracować nad poprawą stanu mikrobiomu, przy czym polega ona nie tylko na samym dostarczaniu laktobakterii (w formie kiszonek lub suplementów) ale i na dokarmianiu tych co już mamy właściwym jedzonkiem (probiotyki) aby nam się rozmnażały i uszczelniały jelita, a wtedy żadne cząsteczki pokarmowe przy szczelnych jelitach się nie przecisną i szkody robić nie będą.
Danka napisał(a):
Ja od niedawna łykam chlorellę, którą kupiłam w rossmannie. Ona ma na celu m.in. wzmocnić odporność. Coś w tym chyba jest, bo w tym sezonie jeszcze się nie rozchorowałam. 🙂
lLena napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź, ale nadal nie wiem, czy skoro jestśmy uczuleni na czosnek możemy jeść ogórki kiszone i kiszonki z czosnkiem, może na ten temat coś Pani wie.
Moje dziecko jest ciągle krzykliwe, nerwowe i na wszystko reaguje wybuchami złości. Jesteśmy bezsilni. Proszę mi podpowiedzieć jakich witamin może mu brakować. Ogólne wyniki badań są w normie, a jednak jest niespokojne. Na tułowiu i udach ma od długiego czasu drobną wysypkę. Przez ostatni miesiąc dziecko bierze wit D, C I B. Ma Pani wielką wiedzę mogłaby Pani mi odpisać i pomóc.? Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Należy unikać pokarmów nietolerowanych w każdej formie. Nieważne czy to będzie czosnek świeży, suszony czy w kiszonce. Ten pokarm zawiera pewne białka i na te białka organizm produkuje przeciwciała – to właśnie wykazał test.
Dziecko może mieć pasożyty, niedobór magnezu, nadmiar cukru (ogólnie węglowodanów prostych). Przypuszczalnie jest zakwaszone.
Ada napisał(a):
moje dziecko miało wysypkę na policzkach i rękach, 3 latka, pani pediatra stwierdziła że widocznie taka jego uroda. jednak matka musi sama dojść do wszystkiego, zrobiłam test food detective, wyszła nietolerancja na jajka, i po odstawieniu wysypka znikła.
Marek napisał(a):
Pani Marlenko!
Ten post jak i pozostałe powinien być treścią przedmiotu nauczania w polskich szkołach, od najmłodszych roczników, zamiast dawnego PO np. PwDP: Przetrwanie w Dobie Ponowoczesnej, właśnie tak!
Pytanie: Czy ma Pani opinię na temat chelatacji rtęci protokołem Cutlera, DAN lub I.V.? Do pełnej Witalności brakuje mi właśnie oczyszczenia organizmu, ale im bardziej wgryzam się w temat tym więcej napotykam sprzecznych informacji (dieta, suplementacja). Mam ponad roczny romans z chlorellą i kolendrą i muszę przyznać, że pierwsze pół roku było naprawdę dramatyczne.. a wspomniane wcześniej protokoły nie zalecają tego połączenia. Tyle dobrego, że wiem, że muszę to dziadostwo z siebie wyciągnąć
Czy są może w Polsce jakieś placówki specjalizujące się w badaniach wstępnych pod tym kątem? Podejrzewam, że alopacja nie łączy zatrucia rtęcią z chorobami nękającymi rodaków i pokaże mi środkowy palec jak o tym wspomnę, więc nie myślę nawet zawracać jej głowy i jak zwykle zaczynam szukać czegoś na własną rękę.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Nie znam protokołu o którym piszesz, natomiast znam wykład dra Jaffe na temat tego w jaki sposób usunąć z organizmu rtęć za pomocą odpowiednio stosowanej witaminy C. Wykład ma dwie wersje (z roku 2008 i nieco krótszą z roku 2009). Jeśli znasz biegle język angielski możesz wysłuchać wykładu na youtube, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę na youtube: dr russell jaffe vitamin c, aby otrzymać linki do obydwu wykładów. Jeśli nie znasz angielskiego lub chcesz oszczędzić czas możesz skorzystać z mojego opracowania aby zapoznać się z transkryptem wykładu przetłumaczonym na polski: https://akademiawitalnosci.pl/odtruwajace-dzialanie-witaminy-c/
Milka napisał(a):
Czy jest możliwe aby przy odtruwaniu organizmu m.in. witamina C lub siarka w moczu pojawiły się bakterie i leukocyty? Z góry dziękuję za odp
Paweł napisał(a):
Witam, co pani sądzi o Immunocalu na wzmocnienie odporności? Farmaceuta polecił mi to. Zetknęła się pani z nim moze?
Marlena napisał(a):
Nie używam takich wynalazków – do uzyskania odporności naprawdę wystarczą warzywa, owoce, zioła, aktywność fizyczna, sen, słońce, czysta woda i powietrze. Nie sądzę aby natura tworząc nasze genialnie zaprojektowane ciała w zamyśle abyśmy w celu uzyskania odporności biegli do apteki po magiczne środki 😉
Paweł napisał(a):
Pani Marleno,
Świetny wpis. 🙂 Popracuję jeszcze nad tymi radami. 🙂
Tymczasem, mam pytanie. Od ponad roku, czytam i przeglądam i staram się stosować do Pani porad z tej strony. W wyniku zdrowego odżywiania, w końcu przeszedłem na dietę wegańską, nie jem glutenu i cukru, jem dużo warzyw, owoców, kasz, nasion, roślin strączkowych.
Generalnie zdrowie mi się polepszyło: skóra, żołądek i choroby zakaźne (grypa, przeziębienie itp). W porównaniu do poprzednich lat, w czasie przeziębienia, to w zeszłym roku wyleczyłem się naturalnymi metodami, witaminą C i różnymi sposobami. 🙂 Nie wziąłem żadnych lekarstw z apteki bez recepty ani na receptę – samo to jest ogromnym moim sukcesem, gdyż kiedyś dużo chorowałem w ciągu roku, grypy, anginy i brałem antybiotyki albo fervexy, itp. Więc tutaj nastąpił sukces! 🙂
Jednak dotyka mnie pewna sprawa: od czasu, gdy przeszedłem na zdrowe jedzenie i dietę wegańską (przyznaję, że nie przeczytałem wszystkich Pani artykułów i nie do wszystkiego daję radę się stosować, np. wyciskarki, filtr do wody, ostropest, itp.), to gdy lekko zmarznę, zawieje mnie, itp, to dość szybko łapię osłabienie, lekki katar, dreszcze. W 90% to szybko przechodzi (1-2 dni), biorę wtedy m.in. witaminę C. Czasami 3-4 dni. Jednak tak czy inaczej wydaje mi się, że za szybko łapię osłabienie, gdy zmarznę, gdy mi zimno.
Pani Marleno, biorąc pod uwagę Pani doświadczenie i Pani mądrość, co Pani na to? Co mogłaby mi Pani doradzić? Jaka może być przyczyna? Dziękuję z góry za sugestie i podpowiedź. 🙂
P.S. Tak, pod tym względem chciałbym mieszkać w ciepłych krajach, ale obecnie mieszkam w Polsce, hehe. 😉
Marlena napisał(a):
Paweł, budując silną odporność trzeba pracować każdego dnia nad całością – nie składamy się wszak z samego przewodu pokarmowego. Dieta (aczkolwiek ważna) nie wyczerpuje tematu odporności.
Paweł napisał(a):
Dziękuję Marleno za odpowiedź.
Czyli, oprócz diety, ważne są pewnie takie rzeczy jak: relaks, sen, odpoczynek, aktywność fizyczna, przebywanie na słońcu, w naturze. 🙂 To nie jest łatwe zadanie w dzisiejszym świecie, tak mi się wydaje. 😉 Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak! Nie składamy się tylko i wyłącznie z przewodu pokarmowego 🙂
Kasia napisał(a):
Miło, że ktoś w końcu wspomniał w swoim artykule o oleju z wiesiołka. Ja ten olej miłuję od lat, bo naprawdę działa fantastycznie. Aktualnie łykam go w kapsułkach, nie wiem czy znasz, ale polecam ze względu na wygodną formę bo wystarczy połknąć, a przy okazji ma to w sobie też inne witaminy. Fantastyczny i bardzo ciekawy wpis, jestem pełna podziwu, że pomimo swojej długości ani przez chwilę się nie nudziłam, a wręcz przeciwnie dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Jesteś niesamowita 🙂
Alexis napisał(a):
Witam!
Pani Marleno, bardzo proszę o podanie nazwy soli do kąpieli przeciwko zakwaszeniu organizmu. Co sądzi Pani na temat produktów firmy LR?
Z pozdrowieniami,
Alexis
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie stosuję tych produktów.
Ela napisał(a):
Marleno mam nadzieje że nie masz nic przeciwko ze zwracam się na Ty 🙂 Co byś poleciła na wzmocnienie odporności w sezonie jesienno zimowym dla dzieci i dorosłych? Wiadomo że dieta owocowo warzywna dostarcza witamin które tez wpływają na odporność tylko ze w zimie raczej trudno o ekologiczne „nie pędzone” warzywa. Jak Ty Sobie z tym radzisz, używasz może mrożonek które robisz z owoców i warzyw sezonowych czy jakoś inaczej?
Marlena napisał(a):
Nie ma co narzekać 😉 Przecież zimą marchew, kapusta, cebula, buraki i czosnek są dostępne i tanie. Sok z marchwi można pić praktycznie cały rok. Bez trudu można też kupić cały rok rozmaite odmiany sałat, pekinkę, szpinak, jarmuż czy brokuły. Natomiast pewne sezonowe dary natury owszem mrożę kupując tanio w sezonie (np. bób, kurki, maliny, borówki, zielony groszek, fasolkę szparagową, paprykę w połówkach do nadziewania i w paseczkach do zup i gulaszy).
Ala napisał(a):
Super artykuł. Tak uważam że dieta jest bardzo ważna. Sama staram się dobrze i regularnie odżywiać. A swoją odporność wspieram Błonnikiem. Bo bardzo ważna jest dieta wysoko błonnikowa i czyste jelita.
Monika napisał(a):
Teoretycznie, wszystko wiem… ale fajnie przeczytać tak uporządkowany artykuł 🙂 Wszystko jasno, dokładnie i po kolei. Super. Teraz tylko trzeba to wszystko wprowadzić w życie. Niestety nie jest to takie proste… Jeszcze dodałabym od siebie stosowanie wody utlenionej. Nie wierzyłam w jej cudowną moc ale przekonałam się, że JEST MOC 🙂
krynio napisał(a):
Witam ,,mózg 76%,, – wody , gdzie indziej pisze że 60 czy nawet 80 % to tłuszcz , to jak to w końcu jest?
Marlena napisał(a):
Niemal 80% mózgu to woda, to dlatego ma konsystencję podobną do galarety i to dlatego mózg pracuje gorzej gdy jesteśmy odwodnieni, tu znajdziesz więcej ciekawostek na temat mózgu: https://www.focus.pl/czlowiek/rusz-glowa-czyli-kilka-ciekawostek-o-mozgu-13539
Aśka napisał(a):
Niby człowiek świadomy, ale zawsze się o czym zapomina, więc warto przypomnieć sobie właśnie o odporności naszej 🙂
Justy napisał(a):
A co Pani sądzi o probiotykach. Osobiście uważam, że uzupełnianie co jakiś czas mikroflory jelitowej ma zbawienny wpływ na odporność. Szczepy są tu niebez znaczenia. Podobno warto zmieniać choć ja ufam preparatom z LActobacilus rhamnosus GG. Sensownie wypada np. linia Coloflor ponieważ mają bardzo dużo tych bakterii.
Marlena napisał(a):
Moim zdaniem powinniśmy brać przykład z naszych przodków i najpierw probiotyki i prebiotyki dostarczać codziennie w naturalnym pożywieniu (kiszonki, domowej roboty jogurt, zielenina i pokarmy zawierające skrobię oporną jako prebiotyk itd.), zaś po preparaty apteczne sięgać tylko w razie potrzeby. Z pewnością natura nas nie zaprojektowała tak, abyśmy po to co nam potrzebne do zdrowego i długiego życia biegali do apteki 😉
Janka napisał(a):
Tak, zgadzam się, że dieta to podstawa i warto włączyć dużą ilość warzyw i owoców do swojego codziennego jadłospisu. Można to zrobić na przykład pod postacią świeżo wyciskanych soków!
Ukulele napisał(a):
To w sumie nie jest taki zły pomysł. W sumie lepiej wypić szklankę soku niż zjeść owoc, przynajmniej w moim przypadku tak jest 🙂
Marlena napisał(a):
Owoce najlepiej jadać na co dzień w całości, a nie w postaci soku. Można też dodawać owoce jako dodatek do warzywnych soków w celu uatrakcyjnienia smaku (najlepiej nadają się do tego celu jabłko, cytryna, pomarańcza, ananas). Soki czysto owocowe też można od czasu wypić (np. sok z granatu ma własności terapeutyczne) pamiętając jednak, że soki czysto owocowe zawierają często sporo cukrów prostych.
Terapia Dietą napisał(a):
Na naszym blogu prezentujemy informacje dotyczące pobudzania naturalnej mocy immunologicznej organizmu odpowiednimi składnikami w diecie. Najnowsze badania wykazują, że NNKT Omega 3 nie powodują krwawień w takim stopniu, jak do tej pory opisują to dietetycy (dochodzi do tego sporadycznie). Do tego skwalen roślinny jest o wiele słabiej wchłanialny do organizmu (10-15%) niż ten z olejów rybich (min. 60-70%). Skwalen jako substancja zawarta w tłuszczach rybich, pomaga tym stworzeniom przetrwać w ciężkich warunkach, na dużych głębokościach. W diecie człowieka ma on olbrzymią rolę w budowaniu odporności immunologicznej organizmu oraz jest wskazany łącznie z dużymi ilościami NNKT Omega 3 dla osób z chorobami nowotworowymi, w diecie oraz jako dodatek w postaci żywności medycznej (NIE suplementów).
Ze względów oczywistych świetnym źródłem Omega 3 jest olej rzepakowy (n-6 do n-3 ok 1.7:1) , natomiast jest on niestety dalej demonizowany poprzez nieświadomość ludzi o zmianie sposobu jego produkcji (uznany naukowo za mający rolę w powstawaniu nowotworów kwas n-9 erukowy, jest w nim eliminowany z 50% do max 0,2% zawartości) . Na facebooku spotykaliśmy się z krytyką pewnej osoby, zawzięcie broniącej spożywania kwasów Omega 6 i demonizującej Omega 3 jako „spisek farmaceutów i oszustwo na wielką skalę”. Zachwalała olej słonecznikowy, który jest odradzany na każdym kursie dietetyki przez stosunek n-6 do n-3 ok 335:1.
Co sądzi pani na temat wyżej wymieniowych substancji i kwasów tłuszczowych i ich roli w budowaniu odporności? Czy tak jak my, widzi pani różnicę pomiędzy budowaniej odporności od podstaw, a wzmacnianiem tego, co posiadamy?
Pozdrawiamy serdecznie i gratulujemy pięknie zrobionej i ciekawej strony 😉
Marlena napisał(a):
W zasadzie niemal nie używam olejów, swoje kwasy tłuszczowe czerpię z produktów całościowych jako pokarmów dużo gęstszych odżywczo i taką strategię zalecam moim czytelnikom. Zalecam jadać całe ziarno słonecznika zamiast używania oleju słonecznikowego jednym słowem i lepiej jeść całościowe pokarmy bogate w Omega-3 zamiast łykania kapsułek czy picia oleju lnianego (co może być przydatne, ale terapeutycznie, a dla zdrowego człowieka jest niepotrzebne). Rzepak jest przed zbiorami traktowany glifosatem, więc nie polecam, chyba że organiczny.
Natura wszystko dla nas przewidziała, nie musimy biegać do apteki ani nic cudować spożywając w ramach profilaktyki jakieś izolaty (olej jest izolatem). W ramach profilaktyki należy się właściwie odżywiać – wszystko co potrzebne jest już w pokarmach, w doskonałej proporcji i ilości.
Urszula napisał(a):
Fajny artykuł, ale brakuje mi trochę więcej informacji na temat pierzgi pszczelej, która posiada cały szereg zbawiennych właściwości. Warto dbać o swój organizm przyjmując ją. Kolejną niesamowitą substancją jest kapsaicyna, która ma także działanie antynowotworowe. Ja kupuję habaicynę, która ma w kapsułce właśnie pierzgę i sproszkowane habanero , a oprócz tego nic więcej, więc jest mocno naturalnie. Zachęcam do poczytania badań dotyczących tych substancji i wyrobienia sobie własnego zdania. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Urszulo, w naturze jest wiele substancji wspomagających działanie układu odpornościowego, pierzga i kapsaicyna są OK, ale pamiętajmy, że na końcu liczy się zawsze całokształt naszych działań. Czyli nie pomoże pierzga czy inny wybrany składnik lub suplement jeśli ktoś np. ma mało higieniczny styl życia, negatywne myśli czy też kiepską przetworzoną dietę.
Damian napisał(a):
moim sposobem aby nie chorować jest zażywanie pierzgi w tabletkach już od kilku miesięcy. efekty są spektakularne. dawniej – przeziębienie raz w miesiącu. teraz – wreszcie spokój i mogę pić zimne picie.
Michał napisał(a):
Bardzo fajne i rzeczowe porady. Od zawsze powtarzałem, że lepiej zapobiegać niż stanąć przed faktem dokonanym. Nowotwory czychają i niezdrowa dieta może mu tylko pomóc w rozwoju, więc miejmy to na uwadze. Dobre wskazówki na temat odporności u dziecka znalazłem też tutaj https://prozdrowotnie.pl/6-sposobow-wzmocnienie-odpornosci-dziecka/. Warto się z nimi zapoznać 🙂
Ona kontra On filmowe dygresje napisał(a):
Zapisuje stronę w zakladkach i wrócę do tego artykulu w wolnej chwili. Pora zawalczyc o nieprzyjazny dla drobnoustrojow organizm ?
Janek napisał(a):
Moim produktem nr 1 na odporność jest pierzga pszczela. Ja stosuję ją w tabletkach i nie pamiętam kiedy chorowałem. To też nie jest tak, że jak jesteście chorzy to wtedy należy ją brać, odporność trzeba budować nawet kilka miesięcy, najlepiej teraz kiedy nie ma wirusów. Dlatego polecam poczytać sobie o tym suplemencie
Natalia napisał(a):
Pani Marleno przede wszystkim bardzo dziękuję za każdy artykuł! Bardzo dużo mądrości można w nich znaleźć! Chciałam zapytać czy można zażywać spirulinę hawajską w tabletkach będąc w ciąży? Czy są jakieś przeciwwskazania?
Marlena napisał(a):
Wodorosty i algi to po prostu jedzenie, spirulina może być nawet w czasie ciąży składnikiem zróżnicowanej diety.
Łukasz napisał(a):
Pani Marleno,
na wstępie dziękuję za prowadzenie tej strony, jest ona źródłem wartościowej wiedzy. Mam pytanie w kwestii adaptogenów (np. ashgwaganda czy różeniec bo te akurat stosuję). Zacząłem się zastanawiać jaka jest różnica między kupnem sproszkowanego korzenia, a ekstraktu w tabletkach. Ciężko określić co jest bardziej ekonomiczne, zdrowsze i czy rzeczywiście dosypanie 5gram sproszkowanego korzenia będzie miało rzeczywiście odczuwalny efekt.
Jest Pani w stanie coś poradzić ?
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że powinieneś wybierać to, co lepiej działa w Twoim indywidualnym przypadku.
Grażyna napisał(a):
Bardzo ciekawy artykuł, na pewno zapiszę link i wrócę do niego przy okazji mroźniejszego sezonu. Aktualnie testuję produkty pszczele, miałam do czynienia z pyłkiem, pierzgą i skoncentrowaną pierzgą w kapsułkach, ta ostatnia chyba sprawdziła się najlepiej, żadnych chorób, przeziębień a nawet kataru! Do tego była bardziej wydajna, dlatego mogę polecić z czystym sumieniem. Produkty pszczele mają niezwykłą moc.
user1 napisał(a):
Ok. 2 razy więcej GLA niż olej z wiesiołka zawiera olej z czarnuszki.
Marlena napisał(a):
W GLA jest bogaty również olej konopny.
beata napisał(a):
Ja tam uważam, że na wzmocnienie odporności nie ma to jak dobrze wyciąg z jeżowki. Biorę od początku jesieni i nie ma mowy o chorowaniu. Polecam
Julia napisał(a):
Dobra jest herbata z miodem i oczywiście ważne jest, żeby odpowiednio się suplementować. Sama używam do suplementacji również produktu pszczelego []. Myślę, że warto go zakupić bo jest naturalny i mocno wzmacnia odporność czego jestem przykładem bo od pół roku jak go stosuję to nawet nie miałam kataru!
iwona napisał(a):
Ja przestałam praktycznie chorować, odkąd regularnie biorę suplement z wyciągiem z jeżówki. Naprawdę bardzo poprawiła mi się odpornosć. I teraz nawet jak w domu mam szpital, to mnie nic nie łapie
maryla napisał(a):
Dużo czasu spędzam na świeżym powietrzu, utrzymuję zdrową dietę, dużo się ruszam, a do tego jeszcze jesienią i zimą biorę codziennie profilaktycznie probiotyk acidolac, żeby się chronić przed infekcjami
Elizka napisał(a):
Dieta zawierająca sporą ilość warzyw i owoców-to po pierwsze bo dostarczamy do organizmu naturalne witaminy. Ja dodatkowo łykam witaminę C w tabletkach. A dla dzieci obowiązkowo tran w kapsułkach i herbatka z miodem i cytryną:)
Rez napisał(a):
Owszem, a znajdziemy jakies inne w aptece?
Adam napisał(a):
Rzetelny i dobrze przygotowany tekst. Staram się przestrzegać wszystkich tutaj wymienionych założeń jak i staram się żeby każdy z mojej rodziny to robił. W komentarzach widziałam dyskusję na temat, które suplementy warto kupować, a które są słabo przyswajalne. Ja z mojej strony polecam, te które mają dużą ilość cynku, selenu i witaminy A i C – ja stosuję Selenium, który ma 30 tabletek. Nie zapomnijmy, że właśnie Polakom brakuje w dużej mierze selenu, który oprócz budowaniu odporności pomaga poprawiać jakość nasienia mężczyzn.
Felekbb napisał(a):
Dieta jest bardzo ważna ale bez ruchu nic nie da, staram się zdrowo odżywiać ale i zapisałam się na fitness na trening w klubie polecam ruch to zdrowie
tymianek napisał(a):
Ja również skorzystałam z waszych podpowiedzi, kupiłam jeżówkę i mam nowe probiotyki. Zrobiłam nawet badania, żeby sprawdzić obecność witamin i mikroelementów w organizmie. Wygląda na to, że wszystko jest w normie.
malwina napisał(a):
Ja też wspomagam odporność jeżówką i biorę codziennie suplement, który mi w aptece polecono. Jeśli chodzi o dietę, to staram się, żeby była rozsądna, ale wiadomo, że czasami grzeszki się popełnia 😉
Janusz Tryk napisał(a):
W przypadku moich domowników – odpornośc organizmu najlepiej buduje się przyjmując dużą ilość odpowiednich witamin. Witaminy A, C , cynk, selen to skuteczna walka z niską odpornością i skuteczny sposób na podniesienie odporności. Ja rodzinie podaję w tabletkach i myślę, że brak przeziębień i łapania wirusów w okresie zimowym i jesiennym to zasługa właśnie odpowiedniej suplementacji.
Marlena napisał(a):
A to nie lepiej przyjmować odpowiednią ilość tych składników odżywczych po prostu zwiększając spożycie warzyw i owoców? Teraz są dostępne cały rok, ile dusza zapragnie! Polecam regularnie spożywać bomby witaminowe czyli świeżo wyciskane w domu soki warzywno-owocowe. Zakup wyciskarki zwróci się bardzo szybko. A dla selenu orzechy brazylijskie oraz płatki drożdżowe nieaktywne. Jeść i tak trzeba, więc czemu nie jeść od razu tego co nam buduje zdrowie i odporność? 🙂
Klaudia napisał(a):
Radość to podstawa, trzeba się zaakceptować i cieszyć życiem 😀 Warto też brać witaminy. Ja osobiście zastąpiłam garść chemicznie wytworzonych witamin koncentratem pierzgi pszczelej, która pozytywnie wpływa na cały układ odpornościowy!
Marlena napisał(a):
O tak, zdecydowanie zbyt często zapominamy o witaminie „R” – czyli zwykłym radowaniu się życiem! 🙂
Lucjan napisał(a):
Na odporność, witalność i urodę polecam pić soki wg. przepisów. Żeby soki miały moc to najlepiej wyciskać je w wyciskarce, bo soki ze sklepu się nie nadają. Po latach picia soków w swojej diecie mogę potwierdzić lecznicze wręcz działanie. Nie choruję i mam dużo energii.
ania napisał(a):
ja pilnuję zdrowej diety i spędzam dużo czasu na świeżym powietrzu. Do tego jesienią i zimą biorę codziennie kapsułki z wyciągiem z jeżówki purpurowej na wzmocnienie odporności. I nie pamiętam, kiedy byłam ostatni raz chora
Mewa napisał(a):
U mnie to samo co i Ani, z tym że dopiero rozpoczynam jego branie. Wydaje mi się, że jeżówka ma tak dobre właściwości dla zdrowia, że powinna mi szybko pomóc. Nie mam zamiaru ciągle chodzić przeziębiona, zakatarzona itp.
Marlena napisał(a):
Jeśli mamy mało higieniczny styl życia i kiepską albo ubogą w warzywa dietę albo niedobór witaminy D (kontakt ze słońcem), to żadne kapsułki, zioła czy inne magiczne suplementy nie są w stanie tego zrównoważyć. Liczy się całokształt działań, a nie pojedyncze suplementy, o tym trzeba pamiętać.
Marysia napisał(a):
Ja od sierpnia biorę [wymoderowano] i w tym roku jeszcze w ogólnie nie chorowałam, dodatkowo czuję przypływ energii i tak nie marznę w stopy. Jest w 100% organiczny i posiada certyfikaty Bio i FDA.
Marlena napisał(a):
Marysiu, to chyba jakieś szaleństwo, 10-dniowa kuracja za 5 stów?
Moja rada: za te 500 zł kupisz sobie wyciskarkę wolnoobrotową do soków warzywno-owocowych.
Nie ma bowiem na świecie kapsułek, pigułek, proszków i magicznych płynów, które mogłyby się równać z oryginałem. Czyli warzywa i owoce ZAWSZE wygrywają. A jeść i tak trzeba, więc czemu nie od razu to, co nam buduje zdrowie?
Marysia napisał(a):
Oczywiście warzywa i owoce są bardzo zdrowe, ale ja unikam soków w szczególności owocowych, ponieważ po wypiciu szybko przelatują przez żołądek, trafiają do jelita cienkiego przez to may duży wzrost cukru i za chwilę spadek. Nie chcę się wymądrzać , dobrze jest to opisane w książce „Jelita widzą lepiej”. Rozumiem, że cena nie jest najniższa, jednak nic nie postawiło mnie na nogi tak jak [wymoderowano]/
Marlena napisał(a):
Nie napisałam przecież ani słowa o sokach owocowych, lecz o warzywno-owocowych, a to spora różnica.
Czyli dajemy 80% warzyw i do smaku 20 % owoców (o niskim IG jak cytryna czy jabłko), można też dodać plasterek imbiru.
Skoro unikasz prawdziwych soków, to nie możesz powiedzieć, że nie byłyby lepsze niż preparat za kilkaset zł.
Bo po prostu nie doświadczyłaś tego czym jest regularne picie soków i jakie zmiany samopoczucia przynosi. 🙂
Zamiast lub obok soków można stosować koktajle warzywno-owocowe (tzw. zielone koktajle).
Jeszcze raz podkreślę, że wytwory ludzkich rąk nigdy nie zrównają się z prawdziwymi darami natury. Nie ma takiego suplementu, który by mógł je zastąpić i za żadne pieniądze takiego nie kupimy.
kmn napisał(a):
kupujemy dzieciom lizaki [wymoderowano nazwę handlową] i zdają egzamin. Bardzo wygodne zamknięcie, świetny pomysł, szczególnie że lizak jest spory i długo się go zużywa także naprawdę nawet moje dzieciaki- żarłoki nieraz mają problem żeby go zjeść na jeden raz, za jednym posiedzeniem.
Marlena napisał(a):
Na pierwszym miejscu składu tych lizaków jest cukier, więc na pewno zdadzą one egzamin w osłabianiu organizmu waszych dzieci, że o próchnicy nie wspomnę. Daj proszę dzieciom świeże warzywa i owoce zamiast je uczyć, że zdrowie można czerpać ze słodyczy!
Pestkaaa napisał(a):
Kapitalny wpis Marlenko. Dziękuję. A propos postu to powiedz proszę co myślisz o tak zwanym poście przerywanym. Polega na tym, że jesz zdrowe pokarmy przez kilka godzin w ciągu doby. To są zawsze te same godziny i czasjedzenia zawsze jest ten sam czyli np. Od 10 do 15 a pozostałą częśc doby pijesz tylko wodę i ziołowe herbatki. Czy Twoim zdaniem taki post ma sens? Przyniesie jakieś pozytywne efekty dla zdrowia? Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz bardzo dziękuję za ten wpis :*
Marlena napisał(a):
Przerywany jest OK, daje tym więcej korzyści im krótsze jest nasze okno żywieniowe (najwięcej energii pochłania bowiem trawienie), a w pozostałym czasie organizm ma możliwość robienia swoich porządków (autofagia, mitofagia).
Adam napisał(a):
Mega artykuł. Pozdrawiam;)
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Adamie! Cieszę się, że się przydało. 🙂
Marta napisał(a):
Dzień dobry,
Napisała Pani, że zbyt duży wysiłek fizyczny może osłabić odporność.
Jak skalibrować poziom intensywności wysiłku fizycznego dla swojego organizmu? Czy np. mierząc tętno? – ile uderzeń serca na minutę wskazuje, że poziom wysiłku jest za duży?
A może inaczej należy ustalać poziom optymalnej aktywności fizycznej i jak?
Marlena Bhandari napisał(a):
Podczas wysiłku fizycznego nie powinniśmy przekraczać tzw. „tętna maksymalnego” (szacunkowo jest to różnica 220 i naszego wieku).
O „dużym wysiłku” mówi się gdy tętno przekroczy 70% tętna maksymalnego. O „umiarkowanym wysiłku” gdy nasze tętno podczas aktywności fizycznej wynosi 45-70%.