Moje zdrowe zakupy: jak wyglądają? W co warto zaopatrzyć swoją kuchnię aby żywić się zdrowo?

Zawartość lodówki i kuchennych szafek w wielu domach wygląda tak, że gdyby wyciągnąć stamtąd wszystkie pokarmy przetworzone oraz odzwierzęce to… powiałoby smętną pustką.

Tak niestety żywi się większość społeczeństwa.

Sama niegdyś do tej większości należałam: moja lodówka przypominała kostnicę (a gdy nie było w niej nic odzwierzęcego stwierdzałam zdegustowana, iż „nie ma w tym domu nic do jedzenia”), a po szafkach walało się mnóstwo przetworzonych śmieci, tony słodyczy i wszelkiego sortu pakowanej „żywności”, która pożywieniem wcale nie jest (bo też i niczego pożywnego w niej nie ma), choć znakomicie je udaje.

Jak wygląda dzisiaj moja zawartość mojej lodówki i szafek?

Nie do porównania – całkowicie inaczej!

Oto podstawowa lista kuchennych zapasów czyli 15 niezbędnych rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie już dzisiaj szykowania zdrowych posiłków – dlatego zawsze mam je w swojej kuchni.

1. Świeże warzywa

Podstawa diety – to warzywa i owoce. Zawsze mam więc pod ręką w lodówce rozmaite rodzaje warzyw, a na stałe pomieszkują w niej te, które można przechowywać dłużej: mam więc non stop w lodówce marchew, buraki, cebulę, czosnek, por, ziemniaki (zwykłe i słodkie), białą i pekińską kapustę, najczęściej też paprykę, pomidory, ogórki i pieczarki.

Oczywiście inne warzywa (np. kalafior, brokuł, szparagi, cukinia, bakłażan, seler naciowy itp.) również często goszczą u mnie.

warzywa

Nawet gdybym nie miała możliwości zrobić zakupów, to i tak z tego co mam w zapasach zawsze da się wyczarować jakiś zdrowy posiłek (choćby zupę) albo wycisnąć zdrowy sok warzywno-owocowy.

2. Warzywa zielone

Mam je na talerzu cały rok. Na okrągło okupują moją lodówkę.

Rotują różne odmiany sałat (masłowa, dębolistna, rzymska), bok choy, cykoria, kapusta pekińska, szpinak, jarmuż, brokuł, rukola, roszponka, pietruszka, koperek, szczypiorek, rukiew wodna, botwinka (ta ostatnia sezonowo świeża, zimą mrożona).

zielone warzywa

Błogosławię czasy, w których przyszło mi żyć: dawniej aby móc cieszyć się zieleniną w jesienno-zimowych miesiącach musiałabym udać się w podróż na południe kontynentu, w cieplejsze rejony, natomiast teraz to zielenina przyjeżdża do mnie! 🙂

3. Świeże owoce

Z owoców łatwo dostępne (i do tego dobrze się przechowują) to głównie jabłka, gruszki, winogrona czy kiwi. Oprócz tego zazwyczaj mam w domu banany (gdy dostaną za dużo brązowych plamek nie wyrzucam ich, lecz kroję je w kawałki i zamrażam na lody domowe), cytryny (lub limonki),  zimą pomarańcze (lub mandarynki), persymony, a czasem zawita też awokado, ananas, granat, mango lub papaja.

owoce

W sezonie letnim zaś – wiadomo, królują gęste odżywczo sezonowe owoce wszelkiego typu: truskawki, maliny, jeżyny, borówki, wiśnie, czereśnie,  śliwki, agrest, porzeczki, brzoskwinie, morele, arbuzy, melony itd.

Nie jest do końca prawdą, że owoce mają „dużo cukru” – głównym bowiem składnikiem owoców jest zawsze… woda! Dlatego doskonale gaszą pragnienie.

Cukry są zaś inteligentnie przez naturę wplecione w błonnik spowalniający ich trawienie. Dlatego fruktoza z torebki okazywała się w badaniach naukowych szkodliwa dla zdrowia, ale nigdy nie owoce.

4. Świeże i suszone zioła

Potrawa może być nawet bez soli (lub z minimalną jej ilością), ale to zioła dodają tak naprawdę smaku. Niektóre z nich możemy nawet uprawiać w doniczkach na parapecie kuchennym.

Z ziół świeżych niezmiennie mam w domu „świętą trójcę” czyli koperek, pietruszkę i szczypiorek, a oprócz tego sezonowo kolendrę, rozmaryn, tymianek, szałwię, bazylię i oregano.

zioła

Ziół suszonych mam całe mnóstwo: m.in. kurkuma, cynamon, goździki, oregano, pieprz cayenne, słodka papryka, czarnuszka, majeranek, tymianek, jałowiec, kolendra, garam masala, liście laurowe, ziele angielskie, czosnek i cebula w proszku, zioła greckie i prowansalskie, curry, rozmaryn, kminek, kmin rzymski, anyż, bazylia, różne mieszanki przypraw.

5. Owoce suszone

Niezastąpione do porannej owsianki oraz ogólnie w kuchni jako słodzidło – nie kupuję już bowiem do domu w celach spożywczych cukru  (wyjątkiem jest u mnie cukier kokosowy: 1 kg starcza mojej rodzinie na kilka miesięcy).

Najzdrowszym (bo najmniej przetworzonym) środkiem słodzącym pochodzącym wprost z natury są właśnie suszone owoce: daktyle, morele, figi czy też rodzynki. Zawsze mam ich w domu pewien zapas.

suszone owoce

Cenne dla zdrowia suszone owoce jagodowe bogate w polifenole również goszczą na półkach moich szafek, szczególnie w chłodnej porze roku: aronia, malina, bez czarny, czarna porzeczka, jagoda inkaska, morwa.

Doskonałe na kompot, herbatkę i jako składnik deserów. Oprócz tego sama suszę na zimę drylowane wiśnie (uwielbiam pasjami!), gruszki i jabłka w plasterki (kocham chipsy!) oraz śliwki.

6. Suszone rośliny strączkowe

Badania naukowe wskazują, że regularna konsumpcja roślin strączkowych ma pozytywny wpływ na zdrowie i obniża ryzyko wielu chorób cywilizacyjnych. Jak do tej pory nie udowodniono tego samego w stosunku do mięsa.

We wszystkich Niebieskich Strefach długowieczności na naszej planecie dziarscy stulatkowie jadają dużo roślin strączkowych, a bardzo niewiele mięsa. 

straczki

Rośliny strączkowe są skarbnicą wielu cennych składników odżywczych. Najłatwiej trawiona jest soczewica, a przy okazji też najgęstsza odżywczo.

Odpowiednio przygotowane, doprawione ziołami i jedzone często (w celu stopniowego wyhodowania sobie odpowiedniej mikroflory jelitowej zajmującej się ich trawieniem) – rośliny strączkowe z czasem przestają być wiatropędnym upiorem, a stają się smakowitą i sycącą delicją.

Mam ich sporo w swojej kuchni.

Do ich przechowywania przeznaczyłam ładne, zamykane szczelnie szklane słoiczki – w ten sposób unikam walania się po szafkach kuchennych rozpoczętych opakowań z nasionami fasoli, soczewic czy ciecierzycy.

Nic się nie rozsypuje, a ja wiem co mam w słoiczkach i czy coś trzeba dokupić bo się kończy.

Poza tym rośliny strączkowe nie tylko są zdrowe, ale do tego i piękne: słoiczki z różnokolorowymi nasionami roślin strączkowych wyglądają bardzo malowniczo na półce w kuchni.

Fasole w różnych kolorach i rozmiarach (biała jaś i drobniejsza, czerwona kidney czy adzuki, pinto w ciapki, czarna oraz drobna zielonkawa mung), groch, cieciorka czy kolorowe soczewice (czerwona, żółta, brązowa, zielona, czarna) – to ozdoba mojej kuchni.

W tym roku zamierzam eksperymentalnie ususzyć także bób.

No i powiedzmy sobie szczerze: gdy coś widzimy to nabieramy ochoty by to zjeść! Chowanie nasion roślin strączkowych po kuchennych szafkach skończyć się może wyrzuceniem cennych nasion do śmieci – w końcu się przeterminują, bo zapomnieliśmy o tym, że je w ogóle mamy w domu. 😉

7. Orzechy i migdały

Moje zdrowe zakupy nie mogą obejść się bez orzechów. Nerkowce, włoskie, pekany, laskowe, piniowe, ziemne, pistacjowe, macadamia, kokosowe, brazylijskie – uwielbiam je wszystkie.

Z garści migdałów czy orzechów (jak również wiórków kokosowych) otrzymać można w kilka minut smaczne  mleko roślinne (mój ulubiony przepis tutaj: [klik]), dużo zdrowsze od tego kartonowego, kupowanego w sklepach.

orzeszki

Z garści orzechów wyczarować można pożywny dressing lub inny boski sosik (zastępujący śmietanę lub majonez), przy którym śmietana czy majonez się chowają (zarówno pod względem odżywczym jak i smakowym).

Orzechy można zawsze zabrać ze sobą na wycieczkę by nigdy nie być głodnym ani skazanym na knajpiane pesudożarcie.

Orzechami można posypać domowe lody z mrożonych bananów oraz poranną owsiankę.

Jednym słowem – bez dobrego zapasu orzechów w domu ani rusz! 🙂

8. Nasiona i pestki

W nasionach podobnie jak w orzechach natura pochowała cenne skarby: błonnik, niezbędne kwasy tłuszczowe, witaminy rozpuszczalne w tłuszczach i wodzie, składniki mineralne.

Zjedzenie każdego dnia garstki nasion i pestek dostarczy nam niezbędnej dla zdrowia ilości kwasów tłuszczowych bez niebezpieczeństwa ich przedawkowania (co może mieć miejsce gdy używamy wyizolowanego z nasion czystego tłuszczu zwanego olejem: ten należy już niestety do produktów przetworzonych, przez co trzeba stosować go oszczędnie i z rozwagą – tak jak wszystkie przetworzone rzeczy).

Zawsze mam w domu zapas zdrowych nasion: siemię lniane, nasiona chia, słonecznik,  czarnuszka, ostropest, dynia, sezam, mak, pestki moreli oraz niezwykle pożywne nasiona konopne.

Można z udziałem rozmaitych nasion i pestek wyczarować mnóstwo dobrych rzeczy: budyń na śniadanie, dressing do sałatki, posypkę do dań, smarowidło do domowego pieczywa, dip do warzyw na parze, dodatek do koktajlu itd., a z łuskanych nasion konopnych również mleko konopne, którego nie trzeba nawet jakoś specjalnie odsączać (nasionka są bardzo miękkie).

Nie wyrzucam też nasionek papai (suszę, mielę w młynku do kawy, używam zamiast pieprzu: mają jak wynika z badań działanie antypasożytnicze) ani pestek z winogron (suszę, mielę, dodaję do koktajlu lub owsianki – cenne źródło silnych antyutleniaczy zwanych OPC, proantocyjanidyny).

Papaya

Babcia miała rację: owoce należy jadać w całości, razem z pestkami! 🙂

9. Mrożone owoce, warzywa, ziarna, przyprawy oraz rośliny strączkowe

W końcu poszłam po rozum do głowy i zainwestowałam w osobną zamrażarkę. I to był strzał w dziesiątkę!

Dzięki temu mam możliwość cieszyć się sezonowymi warzywami i owocami (jak jagody, maliny, borówki, porzeczki, wiśnie itd.) przez cały rok.

Poza tym dużo mniej żywności mi się marnuje dzięki temu, że resztki mogę zamrozić.

Naprawdę warto rozpatrzyć zakup takiego urządzenia, choćby niewielkich gabarytów (są duże skrzyniowe i są mniejsze kompaktowe, takie jak lodówka, z szufladami).

Oczywiście, że świeże pokarmy są najzdrowsze. Ale mrożone też nie są takie złe – szczególnie gdy zamrożone tuż po zbiorach.

Przede wszystkim mrożenie oszczędza czas i pieniądze. Gdy jest na coś sezon kupuję tanio i mrożę, zjadając zimą gdy jest drogo lub nie ma wcale.

Podobnie robię gdy akurat jest na coś spora promocja – kupuję tanio zapas i mrożę.

Krojenie i czyszczenie warzyw zajmuje sporo czasu. Zawsze mam więc na wypadek braku czasu mały zapasik pokrojonych i zamrożonych w sezonie warzyw takich jak: papryka (w paski do zup czy gulaszy i w połówki do papryki nadziewanej), pieczarki (w plasterki), por, dynia, cukinia, szparagi, karczochy, nać pietruszki, koperku czy sofritto (baza do dań włoskich: drobno pokrojona marchewka, cebulka, seler naciowy, natka pietruszki).

Na zabiegane dni warto mieć w zapasie również zamrożone wcześniej przyprawy aromatyczne jak przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekana cebulka i utarty imbir.

Można też mrozić otartą skórkę z cytryny – często dodaje smaku różnym daniom i koktajlom.

Gdy mam czas używam rzecz jasna zawsze świeżych warzyw i owoców – takie są najzdrowsze. Jednak bywa, że czasu nie mam zbyt wiele i wtedy mrożone są wybawieniem, gdy muszę coś naprędce przygotować.

Albo akurat zabrakło mi jakiegoś składnika świeżego, bo zapomniałam kupić.

Albo jest zima i np. borówki do owsianki czy też papryka importowana z południa Europy kosztują krocie, podczas gdy ja wyciągam połówki krajowych papryk z zamrażarki i przygotowuję aromatyczną paprykę nadziewaną, pachnącą latem i wakacjami!

Na zapas warto sobie zamrozić ugotowane wcześniej rośliny strączkowe: rozmaite fasole (białą, czarną, pinto, czerwoną) i cieciorkę: są wtedy nie tylko sporo tańsze niż puszkowane, ale i dużo zdrowsze (puszkowane zawierają z reguły bardzo dużo soli).

A jak wiadomo gotowanie suszonej fasoli czy ciecierzycy to proces nieco żmudny, wymagający sporo zabawy: namaczania, długiego gotowania itd., co może nas zniechęcić do częstego spożywania tych super zdrowych nasionek.

Warto zatem ugotować na zapas w celu zamrożenia większą ich ilość.

Gotujemy je (po namoczeniu na noc) aż do miękkości w dużej ilości świeżej wody – można z ziołami antywzdęciowymi jak tymianek, majeranek itp. (solić nie trzeba, a jeśli już koniecznie chcemy to bardzo lekko i dopiero pod koniec gotowania).

Należy sprawdzić przed wyłączeniem gazu czy już są gotowe (wyjąć kilka ziarenek na łyżkę i podmuchać – jeśli skórka odchodzi to znaczy, że gotowe), potem ostudzić (w tej wodzie w której się gotowały, wtedy ziarenka zachowają kształt i się nie rozpadną), a następnie odsączyć (wodę z gotowania można użyć na zupę – ma dużo składników mineralnych) i powkładać porcjami do pojemniczków lub torebek oraz zamrozić (można przechowywać ok. 6 miesięcy).

Voilà – mamy fasolę czy cieciorkę jak tę z puszki, już ugotowaną i gotową do użycia na zupę, smarowidło, gulasz, humus itd.

W każdej chwili możemy sięgnąć do zamrażarki po taką fasolę czy cieciorkę i dodać żądaną ilość wprost do garnka z gotującą się potrawą jeśli wcześniej na namoczyliśmy i nie ugotowaliśmy naszych strączków na bieżąco.

Jeśli potrzebna jest rozmrożona (np. na humus czy inną pastę) – wyjmuję ją z zamrażarki i wkładam do lodówki na noc, a jeśli zapomnę, to przelewam ją gorącą wodą lub wstawiam pojemniczek do gorącej wody, przez co szybko jest gotowa do dalszej obróbki.

Uwielbiam bób, ulubioną roślinę strączkową stulatków z Sardynii. Zawsze mam w zamrażarce zapasik łuskanego bobu na zimę (najlepiej mrozić go gdy jest młody i słodki, starszy będzie zachowywał się podobnie jak zielony groszek: będzie mieć twardszą skórkę i będzie bardziej mączysty).

Co za frajda nawet w środku zimy zajadać się ulubioną sałatką z bobu! Przed zamrożeniem nie trzeba go gotować, mrożę go na surowo, potem taki zamrożony wrzucam na kilka minut do parowara albo (również bez odmrażania) wprost do garnka z gotującą się potrawą.

W zeszłym roku zamroziłam za mało i sięgnęłam pod koniec zimy po gotowe mrożonki tej smacznej i pożywnej rośliny strączkowej.

Z innych warzyw strączkowych do mrożenia nadają się też łuskany zielony groszek oraz zielona fasolka szparagowa. Obydwa warzywka mrozić można na surowo, bez uprzedniego gotowania – podobnie jak bób.

Na zapas można mrozić też ugotowane pełne ziarna (ryż, quinoa). Czasem ugotujemy za dużo i potem wysycha i się marnuje, a można śmiało zamrozić w pojemniczkach.

W celu odmrożenia wystarczy wstawić na noc do lodówki dzień wcześniej albo odmrozić dużo szybciej za pomocą parowaru, ostatecznie pojemniczek z mrożonką wstawić można do miski wypełnionej gorącą wodą.

Odmrożenie porcji pełnoziarnistego (np. czarnego, czerwonego czy brązowego) ryżu w parowarze trwa krócej niż jego ugotowanie.

10. Swojej roboty vegeta – jarzynka

Nie kupuję już gotowych kostek rosołowych, przypraw typu jarzynka, chemicznego płynu Maggi itd. Po prostu ich zaśmiecony skład pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Jeśli chcemy jeść zdrowo, to produkty korporacyjne odpadają – głównym celem każdej korporacji jest duży zysk na produkcie, a nie nasze zdrowie, powiedzmy to sobie szczerze.

A dużego zysku na produkcie nie sposób osiągnąć nie używając chemicznych poprawiaczy smaku, koloru i konsystencji oraz dając jako podstawowy składnik ten najtańszy czyli… sól. Albo rafinowany olej palmowy.

Do zup i potraw stosuję własnej roboty „jarzynkę”, której najważniejszym składnikiem są suszone warzywa (włoszczyzna), zioła i przyprawy. Zawiera ona zatem nie sól, lecz warzywa jako podstawę, antyoksydacyjne zioła jako dodatek i bardzo niewiele soli.

Przepis podałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/czym-przyprawiac-potrawy-zamiast-kostek-i-vegety/

11. Octy naturalne i swojska musztarda

Zwykły ocet spirytusowy używam tylko w celach gospodarczych. Do konsumpcji należy używać octów z naturalnej fermentacji jak np. ocet jabłkowy lub ciemny ocet balsamiczny.

Na ocet jabłkowy przepis podałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/ocet-jablkowy-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/

Musztardę podobnie jak ocet jabłkowy można prostym sposobem zrobić w domu, w tym celu należy użyć nasion gorczycy ekologicznej  – konwencjonalnie uprawiana gorczyca jest bowiem jedną z roślin, która często jest przez rolników pryskana Roundupem (glifosatem) przed zbiorami w celu desykacji.

musztarda

Przygotowanie domowej musztardy nie jest kłopotliwe, bardziej kłopotliwe jest czekanie aż straci swoją początkową piekielną ostrość, co może potrwać kilka tygodni, dlatego na słoiczku warto napisać datę przygotowania i… cierpliwie czekać.

Przepis na domową musztardę (oraz 98 innych zdrowych pyszności) znajdziecie w moim e-booku „99 Przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”.

12. Podbijacze „piątego smaku” czyli umami

Oprócz czterech podstawowych smaków (słodki, słony, gorzki, kwaśny) jest jeszcze piąty smak, zwany umami, zależny od obecności w pokarmie kwasu glutaminowego. To on dodaje głębi naszym potrawom, jest określany jako „rosołowy” lub „mięsny”. Jest tak dobry, że aż uzależniający.

W smak umami faktycznie mięso jest bogate, podobnie jak sery: to między innymi dlatego ludzie łatwo się od spożywania tych pokarmów uzależniają.

Chemicznie pozyskuje się ten smak za pomocą glutaminianu sodu, co przemysł spożywczy czyni ochoczo – uzależnienie od swoich produktów mają wtedy jak w banku: klient z chęcią kupi produkt oceniając go jako coś niezwykle smacznego.

Jednak glutaminian sodu to nie jest najzdrowszy sposób na cieszenie się smakiem umami (choć niewątpliwie jest najtańszy).

Smak umami można osiągnąć bardziej naturalnymi środkami, dodając do potraw:

  • japoński sos sojowy Tamari (ekologiczny, naturalnie fermentowany z soi niemodyfikowanej genetycznie, bezglutenowy, o obniżonej zawartości soli) – na wzór naturalnego oryginału powstała chemiczna podróbka czyli płyn Maggi i jemu podobne „przyprawy do zup” obfitujące w glutaminian sodu,
  • pasta miso: używają jej Japończycy zamiast kostek rosołowych, jest to pasta ze sfermentowanej soi (również i w tym przypadku warto sięgać po wersje ekologiczne) – na wzór naturalnego oryginału powstały chemiczne kostki rosołowe, „pasty bulionowe” i tym podobne wynalazki z glutaminianem,
  • płatki drożdżowe nieaktywne (jak sama nazwa wskazuje zawarte tam drożdże są już nieaktywne, więc nie poczynią nam szkody, a za to dodają „serowego” posmaku potrawom), to bogate źródło nie tylko smaku umami ale i witamin z grupy B oraz selenu – w przeciwieństwie do glutaminianu sodu, który zawiera tylko glutaminian sodu,
  • koncentrat pomidorowy, pomidory suszone (bogate nie tylko w smak umami ale i w antyrakowy likopen oraz mnóstwo witamin i minerałów),
  • grzyby (świeże i suszone, np. leśne lub pieczarki, szczególnie brązowe, jak również shiitake – nie tylko mają smak umami ale i wzmacniają odporność).

Warto mieć przynajmniej jeden z naturalnych podbijaczy „piątego smaku” zawsze pod ręką – nasze potrawy będą smaczniejsze i do tego zdrowsze. To się nazywa upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu! 🙂

13. Karob i naturalne kakao

Niezbędne w zdrowej kuchni. Jeśli kakao, to raczej to surowe, ale nie każdy lubi.

Doskonałą alternatywą jest karob: jest zdrowy i do tego smaczny – prawdziwa kopalnia wapnia, o delikatnie słodkawym smaku (w przeciwieństwie do kakao, które jest gorzkie).

Nie ma nic smaczniejszego niż karobowa owsianka w chłodny poranek. Albo „czekoladowy” zimny koktajl owocowo-warzywny w poranek upalny. 🙂

14. Tahina i masło orzechowe

Znakomity dodatek zawsze wtedy gdy potrzebuję tłustawej i kremowej konsystencji (do pasty, dipu, dressingu, smarowidła, do wypieków itp.).

Zdecydowanie zdrowsza wersja niż zastosowanie oleju, ponieważ zamiast samych tylko kwasów tłuszczowych zjadamy całe zmiksowane ziarna lub orzechy – wraz z całą dobrocią tego wszystkiego co zawierają.

15. Produkty pełnoziarniste

Pod tą nazwą najczęściej kojarzymy chleb razowy albo brązowy makaron. Jednak to są produkty raczej dosyć przetworzone (długa była droga od całego ziarna do chleba!).

Najlepsza forma spożywania pełnego ziarna to je po prostu ugotować w całości.

Moją kuchnię obok słoiczków z kolorowymi nasionkami roślin strączkowych zdobią też słoiczki z ulubionymi produktami pełnoziarnistymi: płatki owsiane i orkiszowe, różne kolory ryżu (brązowy, czerwony, czarny), złocista kasza jaglana i beżowa gryczana (niepalona) oraz perłowa i trójkolorowa quinoa.

A gdybyśmy mieli zrobić listę 15 niezbędnych produktów kuchni „tradycyjnej”? Myślę, że wyglądałaby tak jak kiedyś moje kuchenne zapasy:

  1. Cukier (oczywiście biały) i słodycze
  2. Mąka (bialutka, rzecz jasna) i pieczywo
  3. Makaron (biały jak najbardziej)
  4. Ryż (oczywiście oczyszczony, biały)
  5. Margaryna (masło – jeśli w wersji de luxe)
  6. Olej (rafinowany, bo „najlepszy do smażenia”)
  7. Wędliny, parówki, kiełbasy
  8. Mięso, dużo mięsa
  9. Sery i serki – dużo różnych. I jajka.
  10. Dosładzane i kolorowane „produkty mleczne”
  11. Mleko krowie w kartonie (a najlepsze UHT, bo długo stoi)
  12. Dania gotowe i „pomysły na…”
  13. Maggi, kostki i vegeta (jarzynka, kucharek, jak zwał tak zwał)
  14. Mrożonki dań gotowych (paluszki rybne itp.)
  15. Puszki (mięsne, rybne, rzadziej warzywne)

Tak wyglądają kuchenne zapasy większości ludzi, tak wyglądają też zapasy licznych punktów zbiorowego żywienia: stołówek, barów i knajp.

To właśnie jemy my i nasze dzieci: cukier, sól i tłuszcz w towarzystwie fury pszenicy, mięsa i nabiału.

Czy można się zatem dziwić, że taki a nie inny jest stan zdrowotny przeciętnego obywatela?

Dzisiaj jak się okazuje mogę żyć bez wszystkich tych rzeczy.

Choć wcześniej nie wyobrażałam sobie bez nich pichcenia i w ogóle życia!

Oleju „do smażenia” nie używam, bo nie smażę.

Masła ani margaryny nie używam, bo nie smaruję niczego czystym tłuszczem (mierne korzyści w przeliczeniu na każdą spożywaną kilokalorię).

Potrzebne organizmowi kwasy tłuszczowe bardziej opłaca się czerpać z produktów całościowych, w których się one znajdują.

Makaron czy pieczywo przestały mi być jakoś strasznie niezbędne, ponieważ nawet gdy nie mam ich w domu to i tak z produktów nieprzetworzonych pomieszkujących na stałe w mojej kuchni zawsze coś smakowitego i przynoszącego zdrowotne korzyści uda się wyczarować (zupę lub potrawkę, koktajl, sałatkę, deser itp.).

A mięso? Tak naprawdę wszystko jest kwestią odpowiedniego doprawienia naturalnymi przyprawami: doskonale doprawiona zapiekanka z pieczarek, pomidorów i szpinaku nie smakuje przecież gorzej od zapiekanki z mięsem, ale na pewno skuteczniej zmniejszy ryzyko zapadnięcia na szereg chorób cywilizacyjnych i ochroni zdrowie wzmacniając odporność.

Cukru nie mam w domu, bo nie słodzę, ale czasem go kupuję by sobie zrobić peeling cukrowy do ciała (do stosowania zewnętrznego cukier nadaje się świetnie).

Uwolniłam się od cukrowego nałogu (co opisałam w moim e-booku „Cukrowy Detoks”) tak jak od nałogowego codziennego spożywania używek, pokarmów odzwierzęcych, tytoniu i… nałogu narzekania i negatywnego myślenia. 😉

Jeśli jeszcze bronisz się przed zmianą albo wciąż uważasz, że przecież „dobrze się odżywiasz”, to koniecznie zobacz co masz nie tylko w szafkach czy lodówce, ale i w… śmietniku.

Kiedyś dr Andrew Saul napisał coś takiego: jeśli chcesz wiedzieć jaki jest stan twojego zdrowia, skąd się wzięły twoje cierpienia i na co możesz liczyć w niedalekiej przyszłości, to najpierw dokładnie obejrzyj zawartość swojego kosza na śmieci.

Co tam znajdziesz?

Obierki z warzyw czy może raczej opakowania po przemysłowo przetworzonych produktach i puste puszki po napojach gazowanych?

Ogryzki jabłek czy błyszczące papierki po słodyczach, lodach i czipsach?

Resztki po wyciśniętych sokach warzywnych czy… puste opakowania po lekach?

Twój śmietnik prawdę ci powie! 🙂

Gdy zmienia się zawartość naszego kosza na śmieci – zmienia się też stan naszego zdrowia.

śmietnik

Obejrzyj także inne części kuchni, na przykład zlew i naczynia, które do niego wkładasz.

Ile tłuszczu znajduje się na talerzach, jak bardzo zatłuszczony jest zlew, ile płynu do naczyń potrzebujesz by zmyć swoje garnki i naczynia (albo inaczej: na ile miesięcy starcza ci litrowa butelka płynu do naczyń)?

To są drobiazgi, ale mają duże znaczenie i wiele mogą powiedzieć o tym, czy faktycznie „dobrze się odżywiasz” oraz jakie są twoje szanse zachowania przewlekłego zdrowia na przyszłe lata.

Kuchnia to nasze domowe laboratorium. Tu tworzyć powinniśmy posiłki z produktów wspierających życie.

Jak takie produkty rozpoznać w sklepie?

To proste: nie posiadają etykiet, które musimy mozolnie rozszyfrowywać!

Prawdziwe jedzenie tworzy natura, podróbki – tylko człowiek. 

Jedzmy zawsze oryginał, trzymając się możliwie z dala od podróbek – oto recepta na przewlekłe zdrowie i witalność! 🙂