Jesteś tu pierwszy raz i nie wiesz od czego zacząć? Kliknij Tutaj

10 oznak, że masz zatruty organizm


Ustami mass mediów i zatrudnianych przez nich ekspertów (często lekarzy lub dietetyków) wtłaczany jest nam do głów pogląd, że nie potrzebujemy żadnego „oczyszczania organizmu”, ponieważ organizm sam się oczyszcza (co jest zresztą w dużej mierze prawdą) i wydala wszystko co tylko jest zbędnego do wydalenia czterema drogami: poprzez płuca (dwutlenek węgla, który wydychamy), nerki i jelita (czyli mocz i stolec) oraz przez skórę (czyli pot – choć tego ostatniego faktu niewielu ludzi jest świadomych, co zresztą widać po sukcesie sprzedażowym antyperspirantów i blokerów czyli kosmetyków chemicznie blokujących wydzielanie potu).

Przy czym zauważyć można jedną charakterystyczną rzecz: najczęściej poglądy o braku konieczności oczyszczania podzielane są przez te osoby, które właściwie nigdy nie stosowały żadnej formy oczyszczania i jak można się domyślać – najbardziej by tego potrzebowały, ponieważ nawet nie zdają sobie sprawy, iż obecnie żyją życiem drugiego gatunku.

Wstyd się przyznać: sama do takich osób kiedyś należałam.

Słowo „toksemia” było mi obce, w najlepszym przypadku kojarzyło mi się z zatruciem toksyną tężca lub błonicy.

Ale do czasu!

Na własnej skórze przekonałam się, że toksemia w sensie samozatrucia czyli pozostawania w tkankach zbyt wielu śmieci (np. produktów odpadowych przemiany materii lub toksyn pochodzących z pożywienia, powietrza, leków, kosmetyków) naprawdę istnieje.

Przyszedł kiedyś taki moment w moim życiu, iż odczułam boleśnie niemal wszystkie tego oznaki.

W warunkach zdrowia ilość toksyn dostających się do organizmu i tworzących się w nim powinna być dokładnie równa ilości toksyn wydalanych, problem zaczyna się wtedy gdy szwankuje ta delikatna równowaga i nasze naturalne mechanizmy oczyszczające nie są już dłużej w stanie poprawnie spełniać swoich funkcji. (więcej…)

10 powodów, dla których warto jeść pestki dyni


Sezon dyniowy właśnie się rozpoczął – w sklepach pojawiły się pierwsze dynie! Warto jeść miąższ z dyni – jest skarbnicą wielu witamin – szczególnie obfituje w karotenoidy.

A co z pestkami dyni? Spośród wszystkich nasion i pestek właśnie pestki dyni są jednym z najcenniejszych darów natury.

Zaskakują przede wszystkim bogactwem magnezu (sporo jest go zarówno w samych pestkach jak i cienkiej białej błonce otaczającej je od wewnątrz) oraz innych składników mineralnych jak fosforu, manganu, miedzi, potasu, żelaza i… cynku – strażnika naszej odporności!

Pestki dyni mogą też pochwalić się wysoką zawartością tryptofanu, aminokwasu będącego prekursorem dla serotoniny – hormonu szczęścia.

Jedzenie pestek dyni poprawi humor nawet największemu ponurakowi! 🙂

Smaczne pesteczki zadbają przy okazji o zdrowe serce.

Zawierają w sobie bowiem liczne roślinne sterole i stanole (beta-sitosterol, sitostanol, avenasterol, kampesterol, stigmasterol i kampestanol) niezbędne dla prawidłowej regulacji poziomu cholesterolu we krwi, jak również wpływające przy okazji korzystnie na zdrowie prostaty.

W badaniach na diabetykach pestki dyni obniżały też poziom cukru.

Nie bez znaczenia jest tutaj również zawarty w pestkach dyni błonnik oraz lignany, mające znakomite działanie antyrodnikowe i antyzapalne.

Nie od dziś wiadomo ponadto, że pestki dyni zwalczają pasożyty.

Naukowcy postanowili sprawdzić czy w tym ludowym sposobie jest ziarenko prawdy i odkryli jakaż to substancja jest za ten fenomen odpowiedzialna: kurkubitacyna, która poraża układ nerwowy pasożytów.

Najwięcej znajdziemy jej w pestkach świeżo wyłuskanych, ponieważ kurkubitacyna znajduje się w największym stężeniu w cienkiej warstwie widocznej błonki, tuż pod powierzchnią pestki.

Zaleca się zażywać 100-200 pestek na czczo, zmielonych np. z dodatkiem miodu lub melasy, a po kilku godzinach dobrze jest zażyć środek przeczyszczający, np. sól Epsom.

W razie potrzeby kurację powtarzać.

Jeśli chodzi o witaminy, to (więcej…)