Czasy gdy wiedza była utożsamiana z mądrością zdają się odchodzić już szczęśliwie do lamusa. Coraz więcej ludzi budzi się z dotychczasowej hipnozy, odrzucając narrację opartą na oficjalnej „naukowo udowodnionej” wersji – jak na przykład to, że „witamina C nie działa”.
Grany przez Nicka Nolte trener Sokrates wypowiada w w filmie „Siła spokoju” („Peaceful Warrior”, 2006) pewną znamienną kwestię:
Wiedza to nie to samo co mądrość.
Mądrość to działanie.
Na temat witaminy C jak do tej pory opinie pozytywne głoszą ludzie, którzy nabyli mądrość, podczas gdy opinie negatywne pochodzą od ludzi dysponujących wiedzą.
Ci pierwsi mądrość swą nabyli poprzez działanie (bo w istocie jest to jedyna droga) – po prostu stosując witaminę C w sposób zgodny ze sztuką stosowania witaminy C.
Z kolei tych drugich można często spotkać w przebraniu ekspertów wypowiadających się publicznie na temat witaminy C.
Usłyszymy, że „witamina C nie działa”, że to wszystko jest mit stworzony przez szaleńców, a następnie podtrzymywany przy życiu przez chciwych sprzedawców suplementów, że nie ma po co brać bo i tak wysikasz, a już o słynnej kamicy nerkowej nie wspominając.
No a tak ogólnie, to wystarczy przecież 5 deko papryki i o potrzeby organizmu pod kątem witaminy C w ogóle nie musimy się już wcale martwić, prawda? 😉
Dzisiaj przyjrzymy się bliżej antywitaminowym narracjom, to ważne szczególnie dla tych, którzy mają trudności z odróżnianiem wiedzy od mądrości (i nie ma w tym nic złego: sama cierpiałam na tę przypadłość, przez wiele lat stawiając znak równości między nimi).
Oto 5 powodów, dla których „witamina C nie działa”
1. Bo tak mówią naukowcy.
Argument odwołujący się do autorytetu.
Przy czym im wyższe utytułowanie, tym musi zrobić większe wrażenie na odbiorcy.
Najlepiej profesor, ale zwyczajny lekarz też może być.
Im wyższy stopień lub tytuł naukowy, tym jak widać większe prawdopodobieństwo, że w narrację zostanie wtrącone także nazwisko Linusa Paulinga, zatem czas przejść do kolejnego powodu, dla którego „witamina C nie działa”.
2. Bo Linus Pauling cierpiał na chorobę noblistów.
Typowy argument ad personam czyli przeciwko osobie.
Cechą charakterystyczną jest to, że za każdym razem osoba przywołująca ten argument w stosunku do Linusa Paulinga ma o dwa indywidualne Noble mniej od niego.
Jak by nie liczyć.
Nie mówiąc już o tym, że na liście ICD (International Classification of Diseases – Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób) próżno szukać choroby noblistów.
Nic dziwnego – jest to choroba wymyślona do celów propagandowych.
Czym dokładnie jest choroba noblistów? Odpowiedź znajdziemy u wujka G, który na pierwszym miejscu wyników wyszukiwania poinformuje nas o tym w ramce.
Dowiemy się, że schorzenie jest „nietypowe” (pewnie dlatego nie widnieje w ICD) i polega na wysnuwaniu teorii „dziwnych”.
Jak można się domyślać bodaj najdziwniejszą osobą w historii ludzkości był Linus Pauling, któremu chyba w chorym zwidzie po prostu coś się ostro ubzdurało z tą całą witaminą C i ogólnie medycyną ortomolekularną, w związku z czym przez towarzystwa wzajemnej adoracji musiał zostać zbanowany, a jego witaminowe „dziwne teorie” zostały odtąd uznane za brednie, będące zapewne pokłosiem jego „nietypowego schorzenia”.
Źródłem informacji z ramki jest serwis msn należący do Microsoftu, którego założycielem i twarzą jest wiadomy inżynier o zapędach mesjanistycznych – od dwudziestu lat inwestujący w kolejne patenty w ramach „działalności dobroczynnej” na rzecz poprawy zdrowia całej ludzkości, a znany w kręgach złośliwców pod zasłużoną ksywką Kill Hates.
Termin “choroba noblistów” ukuł zaś kilka dekad temu dr William DeWys z Narodowego Instytutu Raka w USA, od którego cała akcja dyskredytowania Linusa Paulinga się zaczęła.
DeWys zaciekle walczył z “bzdurami” głoszonymi przez Paulinga i nie brał witamin bo uważał, że go zabiją.
Fascynująca opowieść o wielkiej odwadze i martyrologii tego ortodoksyjnego wyznawcy EBM (czyli tzw. „medycyny opartej na dowodach”) zakończyła się jednak tragicznie, bowiem pan DeWys walcząc dzielnie o swoją wersję prawdy dożył lat 58, po czym umarł młodo dla idei – zabiła go w 1998 r. cukrzyca.
Dzisiaj już wiadomo, że poziom kwasu askorbinowego we krwi diabetyków jest niższy niż u osób zdrowych, zaś suplementacja znacząco poprawia parametry biochemiczne pacjentów z cukrzycą [klik] [klik].
Linus Pauling uprzejmie dożył 93 lat (również chorując w międzyczasie – w tym m.in. na nowotwór).
Miara prawdy jest jedna i innej nie ma: poznacie ich po owocach.
3. Bo witamina C nie ma czasu by zadziałać.
Serio, to chyba najbardziej niedorzeczny argument jaki można sobie wyobrazić.
Wie to każdy, kto pozbył się pierwszych objawów infekcji w ciągu jednej doby za pomocą witaminy C zażywanej zgodnie z zasadami jej prawidłowego przyjmowania.
Ale jest ekspert, który powiedział to publicznie: witamina C „nie ma czasu, żeby zadziałać”.
Dlatego jego zdaniem przyjęcie witaminy C przy pierwszych objawach infekcji „to najgorsze, co może dla siebie w tym czasie zrobić”.
Po krótkim poszukiwaniu w czeluściach internetu kim jest autor owych rewelacji można dowiedzieć się, że jest to pewien posiadający prawa do wykonywania zawodu lekarza celebryta.
Do tej pory mówiło się o medycynie albo konwencjonalnej (akademickiej), albo niekonwencjonalnej (naturalnej).
Oto jednak na naszych oczach rodzi się nowy rodzaj nauk o zdrowiu: medycyna celebrycka.
Tu można śmiało pleść trzy po trzy co tylko ślina na język przyniesie, i tak tego nikt nie będzie sprawdzał.
(…)
Poniżej mamy też inną wersję tego samego wywiadu, aczkolwiek tutaj jest ona nieco bardziej rozbudowana intelektualnie, bo w końcu dowiadujemy się dlaczego witamina C „nie ma czasu, żeby zadziałać”.
Sekret wyjawiony!
Chodziło o to, że C przyjęta gdy już czujemy, że coś nas bierze – nie zadziała z dnia na dzień.
Autor wypowiedzi w tym wypadku nie myli się: rzeczywiście witamina C wzięta przy początkach infekcji nie działa „z dnia na dzień”.
Bo ona działa z godziny na godzinę!
Wie o tym każdy, kto ją w prawidłowych do tej okoliczności dawkach zastosował na samym początku infekcji.
Żadna infekcja nie ma wtedy szans – zostaje opanowana w zarodku przez nasz układ odpornościowy i nie rozwija się dalej.
W dalszej części wywiadu dowiadujemy się ponadto od pana doktora, że ćwiarteczka papryki w zupełności wystarczy na pokrycie dziennego zapotrzebowania organizmu na witaminę C.
Warto sobie jednak w tym momencie uzmysłowić, że właśnie taki sposób myślenia zaprowadził nieszczęsnego DeWysa przedwcześnie do grobu.
Jak widać posiadanie wiedzy z zakresu nauk medycznych nie jest wcale biletem do zdrowia czy długowieczności, bo do tego potrzebna jest mądrość, a nie wiedza.
4. Bo i tak wysikasz!
Nadmiar (nadwyżka) witaminy C w istocie usuwany jest wraz z moczem. Kiedy ten nadmiar powstaje zależy jednak od warunków.
W warunkach choroby zapotrzebowanie na witaminę C jest inne (dużo wyższe) niż w warunkach zdrowia, co zbadano u ssaków, które witaminę C potrafią same syntetyzować w organizmie (w przeciwieństwie do człowieka i kilku innych ssaków, których organizmy na drodze ewolucji utraciły tę umiejętność).
Ta wypowiedź to typowy przykład antywitaminowej krucjaty prowadzonej przez „uczonych w piśmie” na portalach, blogach, Youtubie i w mediach społecznościowych.
To także typowy przykład opowieści o „drogim moczu”: po co brać więcej, skoro i tak zamiast wchłonąć, to wysikasz?
Pamiętamy jednak z lekcji biologii, że mocz powstaje w wyniku filtrowania krwi przez nerki, więc wszystko co trafia do moczu najpierw było we krwi. A to jest bardzo dobra wiadomość, bo jeśli coś najpierw było we krwi, to znaczy, że to coś zostało całkiem dobrze przez organizm w tym danym momencie wchłonięte.
Dr Thomas Levy w swojej znakomitej książce “Wyleczyć nieuleczalne. Witamina C: choroby, infekcje, toksyny” ujął to w ten sposób: „Istnieje popularny pogląd medyczny, że przyjmowanie witaminy C powoduje po prostu kosztowny mocz. Część jest rzeczywiście tracona z moczem, ale im więcej jej spożywasz, tym więcej pozostaje w twoim ciele”.
Zwiększenie spożycia witaminy C z 50 mg do 500 mg ma tendencję do podwojenia poziomu witaminy C w surowicy. Ale potrzebne jest zwiększenie spożycia do 5 000 mg dziennie by ponownie podwoić poziom.
5. Bo nie u wszystkich działa, tylko u wybrańców.
Podobno badania naukowe „ostatecznie obaliły mit” o rzekomo zbawiennym działaniu witaminy C na odporność u tak zwanego zwykłego człowieka, ponieważ ona działa na układ odpornościowy jedynie u wybrańców.
Sprawa jest prosta: jak chcesz by łykanie witaminy C cokolwiek ci dało, to niezbędne jest w tym celu uprawiać sport, ewentualnie załapać się na jakąś ciężką pracę fizyczną.
W przeciwnym razie zapomnij!
Dobroczynne działanie witaminy C na układ odpornościowy ujawnia się najwyraźniej tylko i wyłącznie pod magicznym wpływem siódmych potów, wylanych najlepiej gdzieś na mrozie!
I najwyraźniej publikujący te rewelacje liczą na to, że stopień zjełopienia społeczeństwa osiągnął już taki poziom, że „ciemny lud to kupi”.
Warto zwrócić też uwagę na język scjentyzmu, którym posłużono się by przekazać ludziom te informacje: „badania naukowe ostatecznie obaliły mit” wpływu witaminy C na funkcjonowanie układu immunologicznego.
Tymczasem stało się coś zupełnie odwrotnego: to właśnie głoszone przez złotoustych ekspertów mity o rzekomej NIEskuteczności witaminy C obalili (najostateczniej jak tylko to możliwe) sami użytkownicy witaminy C z całego świata, w tym wielu z Polski.
Wszyscy! I starsi i młodsi, bardziej i mniej aktywni fizycznie, mniej i bardziej zdrowi, z tytułami naukowymi i bez tytułów.
Po prostu my wszyscy – zwykli ludzie, we the people.
Tego nie da się już odzobaczyć, skoro raz się zobaczyło, a raczej doświadczyło na sobie.
Miliony ludzi na całym świecie osobiście doświadczyło dobrodziejstw witaminy C przyjmowanej w odpowiednich dawkach – czyli dostosowanych do istniejących w danym momencie potrzeb swojego własnego organizmu, a nie do potrzeb przemysłu farmaceutycznego i jego pacynek.
Tak, ludzie już dzisiaj wiedzą, że stosowana umiejętnie witamina C działa i robi to fenomenalnie.
Tak, ludzie otwarcie o tym piszą, otwarcie o tym mówią i już przekazali (i wciąż przekazują oraz przekazywać będą) tę dobrą nowinę dalej – do znajomych, przyjaciół i rodziny.
Tego procesu nie da się już odwrócić, za dużo osób już o tym wie i tego doświadczyło.
Masa krytyczna została osiągnięta – tak w Polsce jak i na świecie.
To już nie jest „dowód anegdotyczny”, to jest zjawisko na skalę masową.
Może i „nienaukowe”, ale za to prawdziwe.
Powiedzmy sobie szczerze: dotychczasowa antywitaminowa narracja z uporem maniaka serwowana ludziom przez media to już w tej chwili musztarda po obiedzie i głos wołającego na puszczy.
Dlaczego nikt już tego nie słucha?
Dalsze wciskanie witaminowego kitu „ciemnemu ludowi” jest bezcelowe, ponieważ ten lud już nie taki ciemny i na temat prawidłowego stosowania witaminy C przy infekcjach ma wiedzę i doświadczenie dużo większe niż „autorytety” brylujące swą akademicką wiedzą, lecz pozbawione mądrości.
Oto garść wypowiedzi internautów znalezionych w sieci (portale, Youtube, blogi).
Jak widać „ciemny lud” przechodzi do historii w momencie gdy tylko zaczyna uświadamiać sobie, że w jedności siła.
Skutek jest taki, że obecnie każdy kolejny wielce wykształcony profesor, lekarz, farmaceuta czy chemik publicznie powtarzający wyświechtaną mantrę „witamina C nie działa” wystawiać się może na pośmiewisko, a w najlepszym razie budzi pełne współczucia politowanie.
Bo nie zauważył jeden z drugim, że powtarza mantrę należącą do poprzedniej epoki!
Do epoki, kiedy to jeszcze we wszystkim, co dotyczyło witamin bezgranicznie ufaliśmy bogom w białych fartuchach, działającym zgodnie z procedurami opartymi o badania naukowe (jak sądziliśmy – absolutnie zawsze uczciwe, obiektywne i suwerenne) czy też z zaleceniami WHO (jak sądziliśmy – organizacji bezwzględnie zawsze działającej dla dobra ludzkości).
Ta epoka minęła, to se ne vrati, a szczególnie ostatnie miesiące przyniosły umocnienie nowego paradygmatu, ponieważ zbyt wiele nieprawości, kłamstw, oszustw i obłudy wyszło na światło dzienne właśnie w tym trudnym dla całej ludzkości czasie.
Zresztą nie tylko my zostaliśmy perfidnie oszukani, ale nasi lekarze również, ponieważ każe się im dogmatycznie wierzyć w coś, co w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z prawdą.
Tymczasem bowiem z dala od blasku fleszy, w domowym zaciszu i bez rozgłosu, wielki światowy eksperyment z zastosowaniem gramowych ilości witaminy C właśnie się już odbył – ludzkość przeprowadziła go w zakresie własnym.
Bez udziału zakłamanej szajki przekupnych naukowców, lekarzy-celebrytów, złotoustych ekspertów, przemęczonych ministrów zdrowia, ważnych urzędów „sprawdzających i zatwierdzających”, jak również bez udziału globalnych organizacji i sponsorujących je psychopatycznych pseudofilantropów pompujących miliardy dolarów w rzekomą „ochronę przed chorobami”.
Wszystkim już podziękujemy – kompletnie nie byliście nam do niczego potrzebni! 🙂
Szach-mat!
Scjentyzm upada pod własnym ciężarem
Idea scjentyzmu jako postawy myślowej zakłada, iż uzyskanie prawdziwej wiedzy o rzeczywistości jest możliwe tylko poprzez poznanie naukowe.
Scjentyzm obrał sobie jako sztandarowe hasło „nauka zamiast religii”, jednak z biegiem czasu uległ wypaczeniu tworząc własne systemy wiary i sam stał się religią dla wielu, a szczególnie dla tych, którzy czerpią z tego korzyści – niekoniecznie natury finansowej.
Historia uczy, że okres błędów i wypaczeń zawsze kończy się upadkiem.
Gdy idzie o scjentyzm, to przed jego upadkiem kroczy nie tylko niewyobrażalna pycha (superbia) oraz próżność (vana gloria), ale i chciwość (avaritia), która na wyższych szczeblach potrafi przybrać formę niepohamowanej żądzy władzy nad „ciemnym ludem”.
Wszystko to są grzechy przeciwko prawdzie.
W momencie gdy te zaczynają brać górę, dalsze uzyskiwanie „prawdziwej wiedzy o rzeczywistości” staje się niemożliwe i zostaje zastąpione dogmatyzmem: ustalane jest wtedy odgórnie co od tej pory będzie uważane za prawdę (np. że „witamina C nie działa”).
Ale miejsce dogmatów jest w religii, a nie w nauce.
Nauka wszak polega na ciągłym kwestionowaniu, testowaniu hipotez i weryfikowaniu teorii, inaczej cały postęp zostałby zahamowany, gdyby nikt nie ośmieliłby się podnieść ręki kwestionując dotychczasowe dogmaty, według których np. Ziemia była płaska i nieruchoma, a wokół niej krążyło Słońce.
Nadchodzi epoka nowa, kiedy to nam (czyli tak zwanym „zwykłym ludziom”) nie wystarczy już, że usłyszymy z ust utytułowanych ekspertów sakramentalne „według badań naukowych”.
Dziś interesuje nas również według czyich badań, kto je zlecił oraz kto je opłacił, bowiem już mamy teraz świadomość, że od tego zależą wyniki tych badań a nawet to, czy w ogóle ujrzą one światło dzienne, czy też może decyzją towarzystw wzajemnej adoracji będą musiały funkcjonować w „naukowym podziemiu” przez kolejnych kilka dekad, zanim ludzkość się o nich w końcu dowie.
Mówimy „tak” dla nauki, ale „nie” dla scjentyzmu jako religii narzucanej nam wbrew naszej woli.
Również w podobny sposób nie damy się już nabrać na obłudne zapewnienia, że odgórną decyzją towarzystw wzajemnej adoracji coś jest dla nas i dla naszych dzieci „bezpieczne i skuteczne” skoro widoczne gołym okiem fakty jawnie temu przeczą.
Miarka się przebrała od kiedy w naszych rodzinach, a także w rodzinach naszych przyjaciół lub znajomych widzimy całe rzesze ludzi (w tym dzieci) okaleczonych zdrowotnie przez produkty lub procedury medyczne, które „według badań naukowych” miały przecież być „bezpieczne i skuteczne”, lecz w praktyce okazuje się, że to wilk w owczej skórze, który pod pozorem niesienia dobra tak naprawdę jest zwykłym barbarzyństwem i zamiast zdrowie chronić, to nam i naszym dzieciom podstępnie je odbiera (częstokroć z pewnym opóźnieniem, by uśpić naszą czujność).
Skoro przez kilkadziesiąt lat w imię wypaczonego scjentyzmu próbowano okłamywać ludzkość w sprawie działania lub niedziałania nieszkodliwej witaminy C, to w czym jeszcze byliśmy lub jesteśmy okłamywani przez tych, którym zaufaliśmy?
Obywatelskie śledztwo w tej sprawie jest naszym obowiązkiem i właśnie trwa: jeśli udało się im nas oszukiwać, to nie dlatego, że jesteśmy naiwnymi głupcami, ale dlatego, że otrzymali od nas więcej zaufania niż byli warci.
Pobierz darmowy fragment mojej książki “10 Najpotężniejszych protokołów witaminowych”, rozdział 3 – protokół doustnego stosowania witaminy C, opracowany przez doktora R. Cathcarta 👇
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
M.nika napisał(a):
BRAWO Marlenko! Świetny artykuł!
I BRAWO dla wszystkich „zwykłych ludzi” za świadomość i mądrość!
Osobiście też mam doświadczenia POZYTYWNE z zastosowania w zwiększonych (kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu gram) dawkach witaminy C w przypadku infekcji u mnie i mojej rodzinki. Moją córkę wyleczyłam z rzekomej alergii, którą lekarz alergolog-pulmonolog oczywiście chciał „odczulać” (wiadomo na czym to polega i ile trwa…). Nie zgodziłam się na to, nie zrealizowałam recepty od tego lekarza, za to kupiłam czysty kwas askorbinowy, witaminy ADEK i po kilku miesiącach nie było żadnych objawów alergii. Minęło kilka lat i alergia nie powraca!
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim zdrowia
Marlena napisał(a):
Brawo dla Ciebie, Moniko! Uściski dla córki.❤️
POWEER napisał(a):
Moja dziewczyna „zaraziła” się ode mnie trądzikiem (wcześniej skórę miała idealną).
Za każdym razem kiedy się widzimy to ma potem jakieś krostki.
Teoretycznie piszą że nie można się zarazić ale oboje widzimy że jest inaczej.
Czy jest na to jakiś sposób?
Marlena napisał(a):
Teoretycznie trądzik zaraźliwy nie jest, aczkolwiek wiadomo, że na skórze trądzikowej namnażają się bakterie specyficzne czyli propionibacterium.
Sławomira napisał(a):
Witam ,
Brawo za ten artykuł ! Podpisuję się pod każdym jego słowem , dziękuję , że pani to napisała , mam nadzieję , że dużo osób to przeczyta, pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Sławomiro! Wujek G. podobnie jak wujek FB bardzo ostro ucina strony alternatywne, więc jedyne wyjście to przekazywać moje artykuły między sobą dalej do znajomych. Pozdrawiam serdecznie wzajemnie! ❤️
A JEDNAK.... napisał(a):
Śmieszne są te pseudonaukowe” badania” (pewnie takie, których nikt nigdy nie widział) na temat norm czy dawek przyjmowania tak przecież banalnej wit.C….
Bardzo rzadko choruję ale gdy tylko mój organizm zaczyna się oczyszczać podwyższając temperaturę powyżej 38,5 stopnia to moim zbawieniem jest przyjmowanie dużych dawek Wit.C co godzinę i rano jestem niczym „młody bóg lub bogini”:-))
Choć w 'pewnym’ swoim środowisku wzbudzam rodzaj śmiechu przyjmując biały proszek jak „białe prochy” ale w przeciwieństwie do innych przez 12 lat pracując nie byłam ani razu na zwolnieniu. Zawsze powtarzam, że ten się śmieje , kto śmieje się ostatni….
Nawet mając tzw”dowody zdrowia” w postaci chodzącego egzemplarza ludzie nie wyciągają żadnych wniosków, nie doszukują, nie dopytują tylko w przypadku przeziębienia lub grypy sięgają po „chemiczną tabletkę”, która w ich przekonaniu jest dla nich zabawieniem:-))
Dzięki Marlenko, że jesteś :-)) jak zawsze w samo sedno.
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak – witamina C nie działa „z dnia na dzień” lecz z godziny na godzinę (o ile wcześnie uchwycimy byka za rogi), czyli wieczorem chorzy, a rano zdrowi. 🙂
Jaska napisał(a):
Wit. C ma olbrzymie dzialanie. Lata temu mialam paskudne zapalenie oskrzeli z goraczka 41C. Pogotowie przyjechalo po 23-ciej, wiec apteki zamknete. I na szczescie, bo sklep nocny otwarty do 24- tej mial w sprzedazy cytryny. Nie pamietam, ile tych cytryn bylo, minimum 7. Jadlam, jadlam i jadlam. Po godzinie temperatura zaczela spadac. Rano 36, 6C. Wyszlam z choroby bez antybiotyku!!! W calym moim 70-cio letnim zyciu wzielam antybiotyk z 5 razy. Swoje dziecko bronilam przed atybiotykami z powodzeniem. Zatem kalibrujmy nasza dawke wit. C, zwiekszajmy podczas choroby i zdrowiejmy. Pani Marleno, dzieki za wazny temat.
Marlena napisał(a):
Antybiotyki owszem, ratują życie, lecz na wirusy nie działają, a witamina C tak! Bez względu na to jaki to wirus, czy zmutował i jaką otrzymał naukową nazwę.
Jaska napisał(a):
Jeszcze raz dziękuję za artykuł, ale i proszę o pomoc.
Niestety, niedawno okazało się, ze mam hemochromatozę. I tu jest problem, ponieważ wit.C ułatwia wchłanianie żelaza. Co w takiej sytuacji zrobić? Pani Marleno, jak pogodzić przyjmowanie wit. C z hemochromatozą?
Marlena napisał(a):
Pamiętam jak o tym mówił dr Jaffe na wykładzie, mam go przetłumaczony na polski jako materiał płatny („Odtruwające działanie witaminy C”), ale po angielsku można wysłuchać ten wykład na YT https://www.youtube.com/watch?v=TM_z-cMYplc
W minucie 59-tej wykładu dr Jaffe mówi o tym, że witamina C jest używana leczniczo przy hemochromatozie i hemosyderozie.
Damian napisał(a):
Dziękuję Marlena za Twoje artykuły. Czekam z niecierpliwością na książkę w Twoim wydaniu. Dobrze by było gdyby ta wiedza docierała do większego grona. Może jakaś regularna działalność na Facebooku i YouTube? Zasługujesz na dużo więcej uwagi a z tego co zauważylem to mocno obcielo Ci zasięgi i daleko Ci do milionowych wyświetleń z niedawnych czasów. Trzymam kciuki i dziękuję bo prace wykonujesz niesamowita.
Marlena napisał(a):
Dzięki, Damian! ❤️
Niestety Big Tech chwycił się za rękę z Big Pharmą już kilka lat temu i treści alternatywne od tamtej pory nie są mile widziane ani w mediach społecznościowych ani w wyszukiwarce. Są filtrowane i spychane w niebyt poprzez zastosowanie algorytmów, co utrudnia dotarcie do odbiorców.
Ada napisał(a):
siebie i rodzinkę „leczę” wit C odkąd przeczytałam Twój pierwszy tekst na blogu. „leczę” nią też … ból głowy: wystarczy 3 dawki co kilkanaście minut. Teraz niestety już nie mam czasu na codzienne soki, ale wcześniej ja i dzieci piliśmy codziennie soki z dodatkiem wit c, i objawy nietolerancji pokarmowych były minimalne.
Marlena napisał(a):
Super, cieszę się, Ada! ❤️
Gośka K. napisał(a):
Stosowanie wit. C przy mononukleozie dzieci – zbadałam. Córka (4 lata) miała przez 3 dni gorączkę (pod 40 stopni), wzrastającą zaraz, gdy stężenie ibuprofenu malało. Włączyłam przez kolejne 3 dni witaminę C po 3-5 g co godzinę. Na dobę dostawała do 30 g. Zrobiłyśmy test z krwi na EBV – po tygodniu wynik dodatni. Wizyta u pediatry, pokazanie wyniku i jego zdanie, które zapamiętam do końca życia „Jak dziecko może mieć tak wysoki poziom EBV, a tak dobrze wyglądać?!”. Miała blisko 700. A no można – witamina C stosowana na początku infekcji pozwoliła mojej córce wyjść z ostrej fazy mononukleozy w tydzień (zwykle 2-3 tygodnie). Nie miała powiększonych narządów (było USB jamy brzusznej), brak odnotowanych powikłań do teraz. Po 3 tygodniach była w doskonałej formie. Od tego momentu ostatecznie uwierzyłam w witaminę C. Rozumiem jednak sceptyków. Może jak ich kiedyś mocno przyciśnie lub nie będą mieć alternatywy lekowej (mononukleozę leczy się objawowo, czyli tylko lekami przeciwgorączkowymi), spróbują – i nie pożałują.
Marlena napisał(a):
Mechanizm działania C jest silnie antywirusowy i dotyczy to każdego wirusa i jego mutacji.
Sceptyków na szczęście ubywa, nawet wśród lekarzy, co mnie bardzo cieszy. 🙂
Uściski dla córeczki, dalszego zdrówka i wszystkiego dobrego dla was! ❤️
Ewa napisał(a):
Nie wyobrażam sobie zdrowia bez kwasu L-Askorbinowego jest w użyciu kilka lat i to w sporej dawce działa i to jak.Nawet nie widziałam że można pisać takie bzdury.
Dziękuję Marleno za kolejny wspaniały artykuł Pozdrawiam Ewa
Marlena napisał(a):
Ano jak widać można, ale mało kto już się daje na te brednie nabierać. 🙂
Prawda jak oliwa – zawsze na wierzch wypływa.
Pozdrawiam serdecznie wzajemnie, Ewo.
Sihaja napisał(a):
Marlena, brakuje takich artykulow. Swietnie ujete najwazniejsze tezy, pokazane zaklamane stanowisko tych, ktorzy zaslaniaja sie tytulem i badaniami finansowanymi przez kartel farmaceutyczny. Przerazajaca jest ignorancja i/lub niewiedza lekarzy.
Wielkie dzieki za to co robisz.
Marlena napisał(a):
Dzięki serdeczne! ❤️
POWEER napisał(a):
Czy mogę coś z tym zrobić aby tak nie było?
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, w celu dezynfekcji skóry przychodzą mi do głowy płyny antytrądzikowe ew. naturalne olejki eteryczne (np. z drzewka herbacianego).
Agata napisał(a):
Kocham wit C <3 leczymy sie nia od lat, odkąd śledzę Twojego bloga 🙂 Zawsze dzielę się moim doświadczeniem, ale ja raczej spotykam się ze sceptyzmem niestety. Może jednak ziarno zostaje zasiane, a jak ktoś usłyszy jeszcze od kogoś innego info o wit c, to sie przekona 🙂
Marlena napisał(a):
Dobre wieści rozchodzą się szybko, aby zbudować masę krytyczną w Polsce wystarczyły 3-4 lata.
Barbara napisał(a):
Wow,super artykuł,od kilku lat stosuję wit c,działa 100procentowo
Pozdrawiam
Basia
Marlena napisał(a):
Dzięki, Barbara! 🌹
Piotr napisał(a):
Powiem tylko że u mnie już wiele lat temu miejsce cukierniczki na kuchennym stole zajął słoik z WITAMINĄ C.
Bardzo dobry artykuł
Pozdrawiam Piotr
Marlena napisał(a):
Super! Tak właśnie jest i u mnie. 🙂
Pozdrawiam wzajemnie, Piotrze. ☀️
Danuta napisał(a):
OJ, oj. Podziękujmy naturze za to sikanie wit C. Jakiś czas temu czytałam o badaniu naukowym, które wykazało, że wit C w moczu chroni pęcherz przed rakiem. Im więcej tym lepiej. Przez pęcherz, z moczem, są wydalane różne toksyny, które powodują również raka pęcherza i właśnie wit C przed tym chroni. U osób, które miały raka pęcherza, zawsze stwierdzano bardzo niski poziom wit C w pęcherzu. Chyba pasuje komuś kto choć trochę zna się na rzeczy? Co do komentarzy – wit C nie produkują w swoich organizmach wszystkie naczelne czyli małpy, w tym podgatunek Homo Sapiens oraz świnki morskie. Te gatunki muszą dostarczać wit C z zewnątrz. Na rzecz wit C, jak i innych witamin, z apteki – szczególnie przemawia fakt, że nieomal do każdych dodaje się między innymi dwutlenek tytanu w dziale – barwnik. Inaczej biel tytanowa. Po co – bo chyba ma być ładne i białe(?). Kiedyś czytałam, że dwutlenek tytanu jest wyjątkowo szkodliwy, chyba rakotwórczy i co tam popadnie (co za różnica, jak szkodzi to po co dodawać?) oraz żeby unikać jak zarazy. Nieskuteczność witamin z apteki wynika też z tego, że jest tam znikoma na ogół ilość witaminy, za to hojny dodatek tego co szkodzi czy wręcz truje. Dlatego konsumujemy – ja i moja stara mama -wit C z kilograma z worka w czasie posiłku z warzywami czy z owocami, codziennie i ile organizm przyjmuje – efekty powalają na kolana (które w ostatnich latach przestały w ogóle boleć a u starych przecież „muszą”), do tego jednak codziennie solidna porcja zielonego miksu (ze swojego ogródka) oraz staranie o coraz lepsze odżywianie, o co w dzisiejszych czasach trudno. Koniec bo musiałabym tu napisać cała książkę z własnych doświadczeń. Dodam, że jestem emerytką ale już pół życia nie jem mięsa (żałuję, że nie całe).
Marlena napisał(a):
Danuto, dziękuję za komentarz, pełna zgoda.
Oprócz tego, że „witamina C nie działa” jest nam także wmawiane, że proces starzenia się „musi” wiązać się z chorobami, z czego większość jest ma się rozumieć „nieuleczalna” ponieważ ma pochodzenie „idiopatyczne”.
Ach, nota bene bardzo mi się podobało żartobliwe wyjaśnienie terminu „idiopatyczne” jakie bodajże w wywiadzie u doktora Mercoli podała dr Judy Mikovitz: słowo „idiopatyczny” oznacza, że idioci nie są w stanie pojąć patogenezy danej choroby! 😁
DOCIEKLIWY napisał(a):
Artykuł napisany z dużą znajomością tematu, który jest solą w oku tzw. medycyny akademickiej, której wyznawcy mniemają, że pozjadali wszystkie rozumy świata. Jednym z takich nadętych bufonów jest dr Durajski, który w swojej książce spłodził sporo durnot i wykazał się brakiem fundamentalnej wiedzy między innymi w kwestii stosowania witamin/ nie ma pojęcia o działaniu też witaminy K2/. Stosuję duże dawki witaminy C codziennie, a w razie jakichkolwiek niedomagań dawki odpowiednio zwiększam i o dziwo dotąd się nie zatrułem i nie muszę brać antyleków czy szczepić się na grypę.
Marlena napisał(a):
Nie czytałam tego wiekopomnego dzieła, lecz z tego co napisałeś wnioskuję, że raczej nie ma czego żałować. 😉
Durajski należy do tylu towarzystw wzajemnej adoracji, że nie wypada mu mówić nic innego jak „po linii i na bazie”.
To jest miś na skalę naszych możliwości! https://www.youtube.com/watch?v=uPZj1p_smCA
Nanib napisał(a):
Pamiętam jak do tvn został zaproszony zięba i jakiś profesor medycyny.
Zięba mówił o tym że wit C trzeba suplementować i jest bardzo ważna, a profesor mówił że nie jest taka ważna – to znaczy jest ważna ale zjedzenie pół jabłka dziennie wystarczy na pełne zapotrzebowanie witamin 🙂
Nawet przy liczeniu RDA wygląda to jak absurd co mówił ten profesor.
Mnie to zastanawia ponieważ to bardzo częste zjawisko – przedstawiciele medycyny głównego nurtu sami sobie zaprzeczają i maksymalnie dyskredytują witaminy (nawet w tak skrajny i nielogiczny sposób jak tu) gdy jest dyskusja o ich zaletach.
Bardzo ciekawe zjawisko
Co ciekawe ciocia mi przynosi badania (pracuje w służbie zdrowia), o tym jakie są normy i dlaczego nie powinno się brać więcej wit C. Co ciekawe w tych zaleceniach z roku na rok podawane są coraz wyższe zalecane dawki. Wygląda na to że samo to środowisko choć dalej ostrzega przed szkodliwością nagle samo akceptuje że można jeść więcej. Kiedyś było nie wolno jeść więcej niż 60 mg – RDA tyle zaleca. Potem 120 mg i znów ostrzeżenie o szkodliwości w większych dawkach. Potem 500 mg, potem 1g… Czyli dawka zalecana przez środowisko medyczne urosła już o setki %, ale za każdym razem ostrzegali ze przekraczanie dawki nie jest rozsądne.
Piszę to jako ciekawostka
Pozdrawiam i zawsze z podziwem czytam Twoje artykuły 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję Ci za ten komentarz.
To samo było z witaminą D.
Narracja oficjalna zmienia się zatem tylko wtedy gdy my, ludzie (w tym także nasi lekarze) zaczynamy się tego głośno domagać powołując się na już istniejące dowody.
Czyli dopóki głośno i uparcie nie domagamy się zmiany, to decydenci uważają, że zgadzamy się na dotychczasową miernotę i jest nam z nią dobrze.
Nanib napisał(a):
Polecam wpisać w google „SYSTEM SZCZEPIEŃ W POLSCE na tle współczesnych przesądów” i zobaczyć pierwszą prezentacje
Tam Dr med .PAWEŁ GRZESIOWSKI tłumaczy dlaczego ludzie nie chcą się szczepić:
„1.
WAKCYNOFOBIA – NIEUZASADNIONY,
NIEPOHAMOWANY LĘK PRZED SZCZEPIENIEM,
JEGO SKUTKAMI BLISKIMI I ODLEGŁYMI –
RODZICE CZYTAJĄCY INTERNET
2.
AKTYWIŚCI ANTYSZCZEPIONKOWI –MANIPULACJE
I KŁAMLIWE OPINIE NT SZCZEPIEŃ, ŻĄDANIE
ZNIESIENIA OBOWIĄZKU SZCZEPIEŃ, DZIAŁANIA
PROEPIDEMICZNE”
nieuzasadnione, manipulacje, kłamstwa – to są zdaniem pana doktora opinie ludzi
a w temacie przyczyn wymienia:
„Powstanie „sekty” aktywistów antyszczepionkowych
Łatwy dostęp do informacji o niepewnej i niskiej wartości
merytorycznej (internet, ryzykowne programy w mediach)
Spadek zaufania do nauki i autorytetów (lekarz,
pielęgniarka, ekspert, naukowiec, dziennikarz)
Niski poziom wiedzy i świadomości ogólnozdrowotnej
Wzrost świadomości i lęków przed NOP”
Takie to jest podejście medyka: wy się nie znacie, jesteście sekta, problemem jest to że ludzie czytają i najpiękniejsze „wzrost ŚWIADOMOŚCI (nt.) NOP”. Czyli jednak pan doktor chlapnął że to nie jest już bujda, a wzrost świadomości na temat nop (świadomość to jest zdanie sobie sprawy z czegoś co jest).
Kluczem jest znaleźć złoty środek. Ja się nie znam na wszystkim i nie wgłębiałem w tematy takie jak np. szczepienia i nie wiem gdzie jest prawda, ale jak widzisz takie podejście środowiska medycznego do ludzi (my mamy racje, a kto zadaje pytania albo ma wątpliwości ten debil) świadczy o tym że coś jest nie tak. Ja bardzo chciałbym ufać środowisku medycznemu i tak by było nam wszystkim prościej i lepiej, ale się wierzyć nie chce jak to się czyta… Sami sobie (i oczywiście nam) szkodzą…
Marlena napisał(a):
Grzesiowskiemu i jego poplecznikom żyjącym ze szczepionkarstwa marzy się zapewne sytuacja, w której całe społeczeństwo jak jeden mąż jest zahipnotyzowane magią białego fartucha lub naukowego utytułowania i spija słowa z ust wakcynologicznych bożków, bezgranicznie ufając hasłom marketingowym takim jak „skuteczne i bezpieczne”, „udowodnione naukowo” oraz oczywiście “najskuteczniejszym sposobem zapobiegania zakażeniom wirusami są szczepienia ochronne”.
Cóż, na te mrzonki jest już za późno, to już nie te czasy!
Już zbyt wiele zła i obłudy wypłynęło na wierzch przez ostatnie dekady powszechnych szczepień, zbyt wiele dzieci ucierpiało, a wypłacone przez przemysł szczepionkarski odszkodowania za nieodwracalne szkody cielesne lub śmierć (za granicą, bo u nas systemu odszkodowań nadal brak) to wierzchołek góry lodowej.
Wielka farmaceutyczna czwórka czyli tzw. „Banda Czworga” (GSK, Pfizer, Merck i Sanofi) posiadają na swoim koncie wyroki kryminalne oraz 35 mld $ kar i odszkodowań za oszukiwanie urzędów regulacyjnych, lekarzy i pacjentów (pamiętamy aferę leku VIOXX?), więc dlaczego mielibyśmy im ufać odnośnie bezpieczeństwa czy wysokiej jakości innych niż leki produktów, czyli szczepionek?
Przy czym odszkodowania za szkody poszczepienne fundowane są przez samych szczepiących się, bowiem od każdej szczepionki 75 centów idzie na fundusz odszkodowań, ale biznes i tak się opłaca, bo nie każdy zgłasza, a poza tym system działa tak, że skutki uboczne po szczepionce np. na Hepatitis B badane były w okresie 5 dni po podaniu, więc jeśli matka przyjdzie zgłosić NOP-a w dniu szóstym, to usłyszy „to nie jest od szczepionki” i zostanie odesłana z kwitkiem. Nikt się więcej nad jej dzieckiem pochylał nie będzie, sprawa jest zamknięta.
Nie mówiąc o dysonansie poznawczym, bowiem jak wiadomo model biznesowy przemysłu farmaceutycznego polega na osiąganiu zysków z ludzi chorych, a nie na ochronie zdrowia przed chorobami – gdyby każdy był przewlekle zdrowy, to branża ta nie byłaby tak potężna jak jest.
Teoria chronienia naszych dzieci przed chorobami po prostu nie trzyma się kupy. Na co komu w tym modelu biznesowym ludzie przewlekle zdrowi, od urodzenia aż do naturalnej śmierci na nic nigdy nie chorujący?
Spadek zaufania nie ma wyjścia jak się pogłębiać, bo prawdy nie da się już dłużej ukrywać przed wszystkimi. Mamy telefony komórkowe i jesteśmy w stanie nagrać nasze dzieci przed i po szczepieniu i wrzucić to do internetu.
I robimy to, dlatego padł blady strach na szczepionkowe lobby.
Stąd potem takie teksty piszą „uczeni w piśmie” pokroju Grzesiowskiego, a jedyne 2 argumenty jakimi się posługują to po pierwsze stygmatyzacja („antyszczepionkowiec”, „sekta”, „przesądy”, „proepidemicy” itd.) i po drugie odwoływanie się do autorytetu (bo „badania naukowe”, „profesor powiedział” itd. – czyli „my wiemy lepiej, a wy bydło zamknąć jadaczki i słuchać pana”).
Argumentów rzeczowych brak, za to stosuje się cenzurę lub metody inżynierii społecznej: dzisiaj nawet zadać pytanie o cokolwiek odnoszącego się do bezpieczeństwa lub składu szczepionek od razu powoduje w pewnych kręgach przyklejenie etykietki „antyszczepionkowca”, nawet jeśli pytający nie jest przeciwnikiem, lecz zapyta z ciekawości i chęci bycia bardziej doinformowanym.
Krystyna napisał(a):
Bardzo cenny artykuł o budzącym się „ciemnym ludzie” i o konowałach, chwyconych przez firmy farmaceutyczne za gardło. Możemy mieć tylko nadzieję, że lekarze tez zaczną się „budzić”, niedługo przestaną być nam potrzebni.
Marlena napisał(a):
Dziękuję za komentarz, Krystyno!
Nasi lekarze też ludzie i też zostali oszukani, teraz budzą się tak jak i my – ze zdumieniem odkrywając prawdę.
Wspólnym wysiłkiem trzeba przecierać nowe szlaki: głośno mówić i pisać prawdę, a oparte na religii scjentyzmu treści w stylu „witamina C nie działa” przestaną się w końcu pojawiać.
ja napisał(a):
Warto poczytać jak dobry i szlachetny wujek Bill G rozrabiał np. w Indiach.
https://greatgameindia.com/bill-gates-agenda-in-india-exposed-by-robert-kennedy-jr/
#WakeUp
Marlena napisał(a):
Mam wieści bezpośrednie z uwagi na to, że mam w tym kraju rodzinę. Sprawa poszła bardzo daleko, bo wkurzeni rodzice poszkodowanych dzieciaków potraktowali szczepionkowych najeźdźców bronią palną, wyszła afera i szczepionkarzy Killa Hatesa wygoniono z Indii, niestety psychopata wrócił tylnymi drzwiami, bowiem mocno zaprzyjaźnił się z jednym z oficjeli i przekonał go (a szelest tego przekonywania był tak głośny, że wszyscy o tym mówili) by w Indiach wprowadzić „najnowocześniejszy na świecie” elektroniczny system ewidencji ludności, wraz ze skanowaniem tęczówki i pobraniem odcisków palców.
Oczywiście to wszystko w celu zapobiegania „wykluczeniu społecznemu”. 😉
beata napisał(a):
Dzień dobry Marlenko! proszę , zaplanuj artykuł dotyczący bezsenności – myślę że wielu z nas skorzysta. I jeszcze jedno pytanie. Czy masz wypróbowany przepis na płyn do mycia twarzy , który przygotowujesz sama w domu?
Co do witaminy C to uwielbiam, stosuje i dziękuję za wszystką wiedzę którą siejesz ! Dobrego, cudnego dnia. Beata
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Beato! ❤️
Jeśli chodzi o płyn – aktualnie korzystam z gotowego, to jest ten: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/micelarny-plyn-do-demakijazu-twarzy-i-oczu-200-ml
Izabela napisał(a):
Ja mam pytanie o magnez: czy ktoś – Marlena, lub może ktoś z czytelników – może mi polecić najbardziej neutralną w smaku formę magnezu?
Chcę podawać dziecku, które nie połknie tabletki, więc w grę wchodzi proszek rozmieszany z wodą/rozpuszczony w piciu. Wszelkie gorzkie sole odpadają, miałam tez mleczan, ale nawet mnie ciężko go pić.
pozdrawiam, Izabela
P.S. dzięki Marleno za Twoją pracę, jaką wkładasz w tą stronę!
Marlena napisał(a):
Izabelo, jabłczan magnezu: smak ma OK (prawie żaden), ale wada jego jest z kolei taka, że jest ciężko rozpuszczalny w wodzie.
Roztwór chlorku z dodatkiem soku owocowego również jest do zaakceptowania, nawet dla maluchów (chyba, że już mają kubki smakowe znarowione furą cukru pochłanianą każdego dnia, wtedy będzie ciężko).
M.nika napisał(a):
Miałam okazję „degustować” cytrynian magnezu – ale tak jak napisała Marlena o jabłczanie, cytrynian też się ciężko rozpuszcza i przez to ma smak (jak dla mnie) jakby się piło rozpuszczoną kredę, w dodatku trzeba cały czas mieszać, bo osadza się na dnie…
Wolę mimo wszystko MgCl, do jego smaku idzie się przyzwyczaić nawet bez popijania sokiem 😉
ale rozumiem Izabelę, podać coś o takim smaku maluchowi, to nie lada wyzwanie, zwłaszcza jeśli maluch zasmakował już słodyczy… może zrób mocniejsze stężenie i wtedy mniejszą ilość może wypije i szybciutko po tym smaczny soczek…(?…)
Marlena napisał(a):
Faktycznie, chlorek rozpuszcza się najlepiej z tych trzech, a co do smaku – idzie się przyzwyczaić.
Dzieciom w ten sposób jak opisałaś dr Saul zalecał podawać witaminę C, można i z magnezem spróbować: jest to też jakiś sposób, taka mała „łapówka” w postaci czegoś słodkiego „w nagrodę” i dla zabicia posmaku, tu cel uświęca środki. 🙂
Wiola napisał(a):
Witam, proszę o pomoc, może Marlena albo któryś z użytkowników służy dobrą radą. Nagle ni stąd ni zowąd kilka dni temu odezwał się silny ból zęba leczonego prawie 10 lat temu kanałowo. Rtg wykazało zapalenie okołowierzchołkowe, dentysta proponuje powtórne leczenie z użyciem mikroskopu. Z kanałowym bywa różnie… jeszcze się waham, ale może warto spróbować? Może ktoś miał podobne doświadczenia? Natomiast to o co głównie pytam, to jak szybko złagodzić stan zapalny? Ból jest non stop, silny, tabletek przeciwbólowych staram się unikać jak ognia i brać w ostateczności, ale bywa różnie. Wizyta za prawie 2tyg. To co robię aktualnie to: 2g MSM i 3g magnezu dziennie, wit. d3+k2, b12 krople, wit.C. Co do tej ostatniej, pewnie odgrywa tu znaczącą rolę, rozumiem, że w obecnym stanie nie jest istotna kalibracja, tylko małe i częste dawki. Próbowałam brać 3g/1h, ale zrozumiałam, że chyba nie tędy droga i teraz kombinuję 2g/30min. Brałam też 1g/15min. Generalnie po 15/20g zaczynają pojawiać się objawy jelitowe, wtedy zmniejszam dawkę/podaję rzadziej. W tym stanie ciężko przyswoić wiedzę i czytać artykuły, więc proszę o jakąś małą podpowiedź na szybko. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Wiola, no niestety tak to jest z tym zębami „leczonymi” kanałowo.
Jeśli jest pacjent z bólem, to powinien być przyjęty od razu na fotel. Nie wiem dlaczego lekarz każe Tobie chodzić z bólem aż dwa tygodnie, to jakieś barbarzyństwo, może zmień lekarza? Z bólem przyjmują bez kolejki.
Na stan zapalny owszem witamina C jest pomocna. Natomiast są dwa błędy powszechnie popełniane: ludzie biorą C po pierwsze za mało, a po drugie za późno.
Wit. C trzeba zacząć brać od razu jak tylko „coś” czujemy, bo kiedy infekcja się rozwinie, to jej opanowanie będzie dużo trudniejsze, tzn. witamina C już może nie zadziałać wtedy „jak antybiotyk” (co może oznaczać konieczność przyjęcia antybiotyku z przepisu lekarza – tam gdzie mamy do czynienia z infekcją bakteryjną).
Dobrze jest zacząć brać C od jednej większej dawki uderzeniowej, po czym kontynuować z mniejszymi i częstymi.
Inne domowe sposoby na ból zęba to płukanie jamy ustnej naparem mięty lub szałwii, a także zawierające eugenol (działanie antyseptyczne i znieczulające) goździki lub olejek eteryczny goździkowy (tylko pamiętajmy by olejku nie używać czystego, należy go rozcieńczyć w oleju jadalnym).
Ola napisał(a):
Proszę Cię o pomoc, bo jestem już zdesperowana. Chciałabym jeść tylko same owoce i warzywa, zboża bezglutenowe, strączki oraz pestki, orzechy i nasiona, a nie mogę, bo po zjedzeniu np. ryżu brązowego z owocami czy innego węglowodanowego śniadania jestem głodna już po godzinie. Musiałam zacząć jeść jajka codziennie, bo dają mi sytość na długo w pracy, ale mam już tego dosyć. Nie chcę tego jeść. To samo jest gdy zjem węglowodany na każdy inny posilek, po godzinie jestem głodna. Nie mogę się skoncentrować. Gdzie leży problem? Glukozę na czczo mam zawsze ok ok 80, insulina tylko 1,9(a dolny zakres jest od 2,4).Biorę vit D, C jak nie zapomnę, kwasy Omega 3,glutation proszek, ostropest, chlorelle, kurkumę). Dodam, że całe nogi potrafią mi bardzo spuchnąć. Jak zjem słone danie to też puchne.
Marlena napisał(a):
A czy pościsz czasami? Człowiek jest zdolny do spalania dwóch rodzajów paliwa: węglowodanów (gdy jemy posiłki) albo tłuszczu (gdy nie jemy czyli pościmy – spalamy wtedy nasze zapasy tkanki tłuszczowej).
Generalnie problemem dzisiejszych społeczeństw jest to, że ludzie nie potrafią już być „spalaczami tłuszczu”.
Po prostu nigdy nie poszczą – cały czas coś jedzą, a propaganda mówi, że trzeba jeść 5 posiłków dziennie, najlepiej co 2-3 godziny. To jest samobójstwo.
W naturze nie mamy przecież cały czas zimy, albo cały czas lata, lecz przeplatają się pory roku. Nie mamy cały czas nocy ani cały czas dnia, lecz przeplatają się dzień i noc ze sobą.
Tak samo nie możemy jeść cały czas przez 365 dni w roku, bo od czasu do czasu trzeba zmienić rodzaj paliwa czyli popościć – przestawić się na krótki czas na odżywianie wewnętrzne, na odżywianie tłuszczowe.
Można to zrobić choćby w formie Intermittent Fasting, czyli jeść posiłki tylko w pewnym oknie żywieniowym (np. zjadamy wszystkie nasze kalorie między godziną 10 a 18, czyli jemy nasze posiłki przez te 8 godzin, a pozostałe 16 godzin pościmy, z czego 8 godzin przypada na sen, więc nie jest to takie straszne).
Innym sposobem jest post 24-godzinny, np. w piątek: zjadamy kolację w czwartek wieczorem, po czym w piątek pijemy tylko wodę – aż do kolacji, którą normalnie jemy (znowu 8 godzin przypada na sen, więc idzie wytrzymać, najgorszy jest pierwszy raz, potem już nawet zapominamy że nie jedliśmy).
Można też robić sobie postne dni z dietą warzywno-owocową dr Dąbrowskiej.
Krótko mówiąc: metoda jest dowolna, ale organizm należy wyćwiczyć. Musi on umieć korzystać zarówno z węglowodanów jak i tłuszczu. Jest tak skonstruowany, że potrafi utrzymywać nas przy życiu zarówno wtedy gdy dostaje kalorie, jak również wtedy gdy ich przez jakiś czas nie dostaje.
Ośrodek głodu znajduje się w naszym mózgu w podwzgórzu i gdy go ciągłym powtarzaniem bodźców wyćwiczymy, to sam będzie wyłączał uczucie głodu. Będziemy mogli wtedy zarówno funkcjonować jedząc dowolną ilość posiłków (np. 1, 2 czy 3 posiłki dziennie) albo je dowolnie pomijać – nie odczuwając przy tym głodu.
A na koniec napiszę, że ze wszystkich węglowodanowych rzeczy najwyższą punktację w Indeksie Sytości zajęły gotowane ziemniaki. Takie wczorajsze, schłodzone w lodówce. Nic im nie dorówna gdy idzie o utrzymanie sytości na długi czas.
Ani jajka, tłuszcz, mięso, fasola – wczorajsze zimne ziemniaki sycą najdłużej. Z uwagi na zawartość skrobi opornej świetnie dokarmiają też nasz mikrobiom.
I są dobrym składnikiem do różnych pysznych sałatek (np. ziemniaki+ogórek kiszony, ziemniaki+karczochy, ziemniaki+zielona fasolka – pomysłów na ziemniaczane sałatki jest naprawdę mnóstwo).
Agnieszka napisał(a):
Również poproszę o pomoc, Marleno. Niedawno udało mi się odstawić cukier, gluten i nabiał. Wprowadziłam do diety sporo orzechów, migdały, nasiona, wiecej warzyw i owoców; ogólnie chciałabym odżywiać się różnorodnie i zdrowo. Niestety wydaje mi się, że mam alergię lub nietolerancję na wiele produktów. Mam cały czas czerwoną twarz, krostki, swędzące wysypki itp. Czy jedynym wyjściem są testy i dieta eliminacyjna? Czy wit. C np. mogłaby pomóc? Chyba w jednym z komentarzy ktoś napisał, że stosowanie wit.c zmniejszyło nietolerancje. Czy są jakieś sposoby, aby z tego wyjść? Pozdrawiam Agnieszka
Marlena napisał(a):
Agnieszko, witamina C ma świetne działanie antyhistaminowe, dlatego jest pomocna przy alergiach. Natomiast alergia nie jest tym samym co nietolerancja pokarmowa.
Najlepiej jest zastosować tymczasowe odstawienie pokarmów po których „coś” się dzieje i naprawianie w międzyczasie stanu jelit, uszczelnianie bariery jelitowej – z czasem pewne ilości nietolerowanych pokarmów będą mogły być spożywane.
Pomocne artykuły:
https://akademiawitalnosci.pl/nieszczelne-jelita-mit-czy-prawda/
https://akademiawitalnosci.pl/ktore-pokarmy-nie-wspolgraja-z-twoim-organizmem-domowy-test/
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję🙂 Miłego dnia
Marlena napisał(a):
Zdrówka, Agnieszko! ❤️
Ola napisał(a):
Od roku staram się jeść 3posilki dziennie (wcześniej 5posilkow co 2-3 godz jak napisałaś)jem teraz 3x po mniej więcej 500kcal. Powyżej 1500kcal powoduje wzrost wagi.Mam 33lata, 170cm wzrostu. śniadanie jem o 8 , drugi posiłek 11.30-12, ostatni 16.30-17. Potem poszczę,całe czasami jestem tak głodna, że zjadam ok 20 np pomidora albo świeżego ogórka, szpinak. generalnie jak nie zjem na śniadanie jaj to przez cały dzień jestem głodna. Jedząc tylko węglowodany mam wrażenie, że mój żołądek jest bez dna. Mam wilczy apetyt. Myślisz, że rok to za mało żeby organizm się przyzwyczaił?
Marlena napisał(a):
„Tylko węglowodany” to jest stołowy cukier – zrobiony ludzką ręką. Natomiast to, co opisałaś jako swoje śniadanie czyli brązowy ryż + owoce to nie są „same węglowodany”.
W naturalnych pokarmach nie występują nigdy czyste makroskładniki czyli „same węglowodany” ani „same tłuszcze” ani „same białka”, bowiem każdy naturalny produkt ma w składzie wszystkie trzy makroskładniki – w różnych proporcjach.
Jeśli uważasz, że w danym posiłku jest zbytnia przewaga węglowodanów, to zbilansuj np. dodatkiem pestek, orzechów, siemienia lnianego, nasion chia, masła orzechowego itp. Po prostu eksperymentuj – nie ma jednej diety dobrej dla każdego.
Natomiast spożywanie każdego dnia jajek na śniadanie jest błędem – kury w naturze nie znoszą jajek przez cały rok. Dieta musi być urozmaicona. Dieta monotonna może doprowadzić do nietolerancji lub alergii (jaja należą do silnie alergizujących pokarmów).
Ola napisał(a):
Pisząc węglowodany nie miałam na myśli cukru z cukiernicy. Ten omijam szerokim łukiem. Chodziło mi o ryż, kasze bezglutenowe, owoce, warzywa. Dziękuję Ci bardzo za rady. Muszę dalej eksperymentować.
P/w świetny blog
Marlena napisał(a):
Powodzenia, Olu! ❤️
Sobrina napisał(a):
Witam. Witamina C świetnie działa na alergie – u mnie dość silna alergia na pyłki traw. Pojawiła się ta zaraza u mnie 2 lata temu (mam atopowe zapalenie skóry więc takie atrakcje towarzyszące są wliczone w cenę 😉) W tym roku postanowiłam coś z tym zrobić. Zaczęłam już od kwietnia pić zioła, pyłek pszczeli i suplementować się tym, co polecasz Marleno na alergię i zadziałało! Nie miałam żadnych objawów, a zwykle pojawiały się w drugiej połowie kwietnia, aż prawie do końca maja. W tym momencie niestety poczułam się zbyt pewnie. Już nie pilnowałam tak suplementacji, do tego pozwalałam sobie od czasu do czasu na grzeszki (czyli częściej na dobre piwo, które bardzo lubię) i niestety zaczęło się… Nie jest to jeszcze koszmar, ale jednak już coś. Witaminę C biorę prawie cały czas, według zaleceń z książki o leczeniu alergii witaminami, którą zakupiłam dzięki temu blogowi😊 W czasie zaostrzeń, do których sama niestety doprowadziłam, stosowałam witaminę C do nasycenia i oczywiście objawy od razu ustępowały. Pojawiały się znowu jeśli zaniedbałam suplementację lub zaszalałam z piwem. Żadne tabletki antyhistaminowe nie dają tak szybkiego uwolnienia od objawów alergii, a brałam w swoim życiu już ich trochę z racji azs. Mój mąż też przekonał się do tej cudownej witaminy, kiedy wyleczyłam mu dwie infekcje typu przeziębienie, gorączka itp. dużymi dawkami witaminy C. Najpierw był dość sceptyczny, ale później stwierdził, że coś w tym jest. Teraz sam codziennie pamięta o „piciu” dużej ilości witaminy C i twierdzi, że dobrze to na niego działa (jest już po 60, po zawale, z uszkodzonymi przez własną głupotę kolanami) Marleno, bardzo dziękuję, że dzięki Tobie poznałam działanie tej genialnej witaminy 😊 Serdecznie pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Cieszę się, zdrowia życzę, przy alergiach witamina C działa jak rakieta, to prawda.
Pozdrawiam wzajemnie! ❤️
Joasia napisał(a):
Witam jakie dawki witaminy C należy dodawać do posiłku przy AZS?
Dziękuję za cenne informacje.Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Joasiu, w terapiach witaminowych nie ma czegoś takiego jak w leczeniu farmaceutycznym, że na taką chorobę taka dawka, a na inną chorobę inna dawka. My tutaj nie dawkujemy trucizny farmaceutycznej, lecz życiodajną substancję odżywczą.
Dlatego jej ilość zależy zawsze od zapotrzebowania czyli stopnia niedoboru u danej, konkretnej osoby.
A w przypadku witaminy C (ponieważ jest antyoksydantem) ma znaczenie również stopień stresu oksydacyjnego jaki aktualnie ma miejsce w ustroju. W tym wypadku suplementowana witamina C nie tylko uzupełni ewentualne niedobory, ale też zmniejszy stres oksydacyjny, co powoduje w wielu wypadkach zmniejszenie symptomów tego stresu (symptomy chorobowe).
Na temat kuracji witaminami posłuchaj proszę w kursie (moduł 6: TWOJA APTECZKA), są też dostępne bezpłatnie artykuły na blogu a także – żeby nie szukać się po artykułach – przygotowałam też całe opracowania kompleksowe, czyli wszystkie artykuły w danej tematyce zebrane razem w jedno opracowanie (gotowe opracowania są odpłatne, kosztują 27-37 zł).
Generalnie zacząć można od małych ilości (np. 5 g/d rozbite na mniejsze dawki w ciągu dnia), podnosić powoli dawki i obserwować dalej reakcje swojego organizmu, bo ważne aby przy pierwszych objawach jelitowych (zwiększone gazy, bulgotanie w kiszkach) zmniejszyć częstotliwość podawania by nie dopuścić do luźnego stolca (w końcu nie chodzi o to by naszą cenną witaminę oddać w toalecie tylko by zatrzymać ją w ustroju).
Olena napisał(a):
Super, Marlena! Powiedz, proszę, a jak z tym, że „Wit C powoduje wrzody żołądka”? Czy faktycznie „można nabawić się problemu przyjmując Wit C codziennie”? Nie mogę znaleźć informacji, a właśnie mnie ktoś „zagiął”)
Marlena napisał(a):
Wszystko używane z głową, rozsądkiem i wiedzą będzie nam służyć, a używane bezrozumnie i bezmyślnie będzie nam szkodzić. Dotyczy to nawet wody i powietrza, nie tylko suplementów diety.
Olena napisał(a):
Oj, dokładnie)
Byłabyś w stanie mi podrzucić albo pokierować na informacje, gdzie konkretnie mogę się dowiedzieć, jak przyjmować Wit C nie narażając się na wrzody?
Marlena napisał(a):
Tutaj było o tym: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/
Justyna napisał(a):
Czesc, mam w posiadaniu kilka opakowan Ceviforte C1000; sa to kapsulki i po przeczytaniu skladnikow otoczki okazuje sie, ze zawiera ona dwutlenek tytanu (?!?). Dla przykladu znalazlam informacje, ze we Francji skladnik ten zostal wycofany w przemysle farmaceutycznym gdyz jest rakotworczy. Czy moglabym spozyc sam proszek ze srodka kapsulki? Jesli tak to jak i z czym (rozpuscic z woda? dosypac do czegos?). Pozdrawiam
Marlena Bhandari napisał(a):
Tak, dwutlenek tytanu jest składnikiem kontrowersyjnym i lepiej go unikać. Można jak najbardziej zażywać jedynie zawartość kapsułki – w dowolnej formie jaka nam pasuje, ważne by dostało się do żołądka.
Justyna napisał(a):
Dziekuje za odpowiedz.
Maciej napisał(a):
Dziękuję Tobie Marleno za tak świetne teksty. Gdzie ja miałem oczy, że dopiero teraz trafiłem na Twoje strony? Pozdrawiam serdecznie.
Piotr napisał(a):
Vitamin C Loges roztwór do iniekcji (10X5 ml) sprowadzony z Niemiec mogę odsprzedać. Data ważności do 6.2022.
Mail: morski75@wp.pl