Jak polepszyć zdrowie? Kilka dni temu miałam przyjemność być uczestnikiem webinaru (seminarium internetowego) prowadzonego przez znanego z filmu „Food Matters” („Jedzenie ma znaczenie”) amerykańskiego biologa, autora wielu książek promujących osiągnięcia medycyny ortomolekularnej, którym jest dr Andrew Saul.
Dzisiaj podzielę się z Wami cenną wiedzą z poprzedniego seminarium, na którym dr Saul wyjawił 6 sposobów na poprawę zdrowia, wraz ze wskazaniem prac naukowców, którzy w praktyce tę wiedzę stosowali na swoich pacjentach, a więc są to sposoby empirycznie udowodnione oraz opisane w ich pracach.
W trakcie niesamowicie bogatego w twarde dane seminarium dra Andrew Saul’a doznawałam co rusz objawów niekontrolowanego opadu szczęki, więc mam nadzieję, że i Wy dowiecie się za chwilę czegoś, o czym nie mieliście najmniejszego pojęcia, bo tego nas w szkołach nie uczą.
Ba, pewnie nawet i naszych lekarzy na uniwersyteckich studiach nie uczą! 🙂
Czym w ogóle zajmuje się medycyna ortomolekularna? Jest to termin zaproponowany w 1968 roku przez Linusa Paulinga na określenie metody przywracania równowagi organizmu przy pomocy składników odżywczych (witaminy, minerały, aminokwasy, enzymy).
Wiele zaburzeń można bowiem skorygować przywracając równowagę biochemiczną organizmu czyli uzupełniając niedobory ortomolekuł (z greckiego” orthos=właściwy, prawidłowy, z łaciny molecula=drobina, cząsteczka).
Jest spora różnica w pojmowaniu zdrowia przez medycynę akademicką i ortomolekularną (i ogólnie naturalną). Mając mentalność przesiąkniętą medycyną akademicką zadajemy sobie podczas choroby pytania:
1. Jak poczuć się szybko lepiej?
2. Co złapałem (co mnie zaatakowało)?
3. Czym to coś potraktować, jakim lekiem z tym walczyć?
Jednym słowem traktujemy symptomy jak najgorszego wroga, którego należy się pozbyć, zaatakować i unicestwić. Walczyć!
Zwróciliście uwagę jak nasze umysły są taką mentalnością PRZEMOCY na wskroś przesiąknięte? I potem słyszymy w mediach: fundacja na rzecz walki z rakiem, koalicja na rzecz walki z cukrzycą, tydzień walki z chorobami tarczycy itd.
Tą WALKĄ już od małego jesteśmy karmieni.
To jest mentalność ofiary o której pisałam niedawno: padliśmy ofiarą choroby wobec której czujemy się bezsilni. Co się staje gdy jako dorośli zapadamy na zdrowiu? Trzeba walczyć!
Zamiast wsłuchać się w sygnały ciała chcemy je natychmiast zagłuszyć i choć przez chwilę poczuć się dobrze. Co za pomocą farmaceutyków znakomicie nam się udaje. Ma tylko jedną wadę: niczego nie leczy. Choć może to sprawiać takie wrażenie z uwagi na poprawę samopoczucia.
Lecz tak naprawdę zamiast oryginału zdrowia, szczęścia i pomyślności dostajemy nędzną podróbę. Taką parę drewnianych klamerek.
Natomiast gdy porzucimy mentalność ofiary (a wierzcie mi, że warto, choć łatwe to nie jest) i staniemy się gotowi na dialog zamiast przemocy, pojmiemy, że wszelkie zaburzenia chorobowe mogą wynikać z dwóch powodów: zatoksycznienia lub niedoborów.
Bo nawet zwykłego kataru się nie „dostaje” tylko się na niego dzień w dzień pracuje. Bo to nie „wina zarazków” tylko wina podatnego gruntu na jaki trafiły czyli Twojego zaniedbanego systemu immunologicznego, który jest osłabiony.
Wina toksemii i niedoborów do których (małym grzeszkiem tu i małym grzeszkiem tam, aż się nazbierało) dopuściliśmy.
Wtedy zadamy sobie podczas choroby całkiem inaczej brzmiące pytania:
1. Czym może być zatrute moje ciało?
2. Czego mam niedobór?
3. Dlaczego mam takie, a nie inne symptomy (czyli sygnały od ciała)?
Przy czym każdy człowiek ma inne, właściwe tylko sobie zapotrzebowanie na składniki odżywcze, a zadaniem lekarza medycyny ortomolekularnej jest przywracanie prawidłowego poziomu biochemicznego tych związków (tych cząsteczek biorących udział w procesach metabolicznych), od których zależy codzienny prawidłowy przebieg procesów biochemicznych w ustroju, a co za tym idzie sprawność wszystkich organów.
Sięga się więc do przyczyn, zamiast maskować lub minimalizować objawy, jak czyni to medycyna konwencjonalna. Dużą wagę jednocześnie przywiązując do zminimalizowania skutków ubocznych terapii (czym medycyna konwencjonalna nie zawsze zawraca sobie głowę).
Większość z nas spotkała się z ukutym w 1935 roku terminem RDA czyli zalecanej dziennej ilości składników odżywczych, zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi w oznaczeniach na żywności możemy się spotkać z tymi określeniami (niestety najczęściej jedynie w odniesieniu do makroskładników: białka, tłuszcze, węglowodany).
Termin jednak jest absolutnie wprowadzający w błąd, bowiem odnosi się do zalecanych MINIMALNYCH ilości jakie organizm w pełni zdrowego człowieka potrzebuje by nie popaść w jakieś choróbsko (np. „zalecana” ilość RDA witaminy C dla osoby całkowicie zdrowej i do tego niepalącej i pozbawionej stresów to ok. 75 mg i wyliczono ją na podstawie zapotrzebowania takiego, by jedynie nie dostać szkorbutu, a nie by być wolnym od wszystkich chorób jakie tylko są).
Wiele osób o tym nie wie, że chodzi tu o wartości minimalne i odczytuje wartości z tabelek RDA jako OPTYMALNA (a czasem niektórzy myślą, że MAKSYMALNA) zalecana ilość, której Boże broń nie wolno przekraczać, co jest oczywiście interpretacją błędną, a dezinformujące napisy na opakowaniach witamin brzmiące złowieszczo: „1 tabletka dziennie, nie przekraczać dziennej zalecanej dawki” jeszcze nas w tym błędzie podtrzymują!
Optymalna ilość jest tymczasem dla każdego z nas inna i zależy od bardzo wielu czynników. Ilość terapeutyczna zaś może być wielokrotnie większa (tzw. megadawki) niż nasza optymalna przy której jesteśmy zdrowi i czujemy się świetnie.
A teraz gdy już wiemy co i jak przejdźmy do sedna czyli seminarium dr Andrew Saul’a: jakich mamy według niego 6 udowodnionych sposobów na polepszenie zdrowia?
Czym możemy sobie pomóc gdy nas trapią niedomagania?
1. Witamina C.
Zalecane RDA dla osoby zdrowej niepalącej – średnio 75 mg. Popularnie jej brak w ustroju kojarzony jest jedynie z jedną chorobą: ze szkorbutem.
Mamy jednak na dzień dzisiejszy kilkadziesiąt lat doświadczenia klinicznego z witaminą C, zebranego przez wielu znamienitych lekarzy. Używali oni dziesiątek a nawet setek TYSIĘCY miligramów witaminy C dziennie w osiąganiu efektów terapeutycznych u swoich pacjentów w rozmaitych chorobach, przy których szkorbut to mały pikuś.
Prześledźmy teraz pokrótce historię terapeutycznego stosowania witaminy C przez tych lekarzy.
1) W 1935 r. profesor biochemii z Columbia University, Claus W. Jungenblut pierwszy publikuje swoje prace odnośnie witaminy C w zapobieganiu i leczeniu polio (choroba Heinego-Medina, wirusowe zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego), co jest szczególnie interesujące bo w 1935 urzędującym prezydentem USA był Franklin Dalano Roosvelt, który sam padł ofiarą polio, był częściowo sparaliżowany i chodził o kulach.
Jak widać nawet w latach 30-stych ubiegłego wieku naukowcy już wiedzieli, że witamina C jest w stanie zapobiegać i leczyć polio.
Mimo to Roosvelt w 1938 r. zainicjował kampanię zbierania datków na rzecz „badań nad polio” tzw. Marsz Dziesięciocentówek (March of Dimes). Państwo potrzebowało odtrąbić „zwycięstwo nad wirusem polio”, sfinansować drogie badania i pokazać jak bardzo troszczy się o obywateli.
Więc kto dostał te wszystkie zebrane od Narodu przez fundację 10-centówki? Nie byli to bynajmniej producenci witaminy C, ale rzesza naukowców, wśród nich urodzony przed wojną w Białymstoku wirusolog Hilary Koprowski (bardzo ciekawa postać nota bene, szkoda że nie został w Polsce tylko zwiał przed wybuchem wojny), który opracował doustną szczepionkę na polio składającą się z osłabionych wirusów i zastosował ją eksperymentalnie jako masowe szczepienia w 1958 roku w Kongo (ciekawe czemu akurat tam?), a zaraz potem trafiła i do nas.
Fundacja „Marsz Dziesięciocentówek” funkcjonuje wiele lat po śmierci Roosvelta do dzisiaj, tyle tylko, że teraz pieniądze zbierane są na inny cel (aktualnie jest to „zapobieganie przedwczesnym porodom”, jakby się kto pytał), bo polio jak można się domyślać wyszło z mody po wprowadzeniu przymusowych szczepień.
Tak więc prace Jungenbluta zostały cichaczem zamiecione pod dywan, chorobie Heinego-Medina „zapobiega się” szczepionkami, a leczyć się nie leczy go wcale, bo polio oficjalnie zostało uznane za „nieuleczalne” (a jakżeby inaczej), więc przewiduje się jedynie leczenie objawowe.
Powie Wam to każdy lekarz jakiego spytacie: „polio? nie-u-le-czal-ne”.
Koniec kropka, tylko szczepionka Cię ochroni i nic innego. Podobno.
Coraz częściej jednak dojść można do wniosku, że nieuleczalna jest tylko jedna choroba na tym świecie i jest nią ludzka głupota inaczej zwana ignorancją.
Na spółkę z próżnością i pazernością.
2) Również w 1935 r. ten sam Jungenblut wskazał iż witamina C jest w stanie inaktywować toksynę błoniczą produkowaną przez maczugowca błonicy w przebiegu błonicy (inaczej dyfterytu) . Było to dużo wcześniej PRZED wprowadzeniem szczepionek na dyfteryt, żeby była jasność.
3) Dalej w 1937 r. Jungenblut udowodnił, że witamina C jest w stanie inaktywować także toksyny laseczki tężca!
4) W czasie wojny w latach 1943-1947 amerykański lekarz z Północnej Karoliny w USA, absolwent Duke University Medical School, dr Frederic R. Klenner specjalizujący się w chorobach klatki piersiowej wyleczył witaminą C (i opisał dokładnie w jaki sposób) aż 41 przypadków wirusowego zapalenia płuc, zaś w 1948 r. podczas epidemii polio w Północnej Karolinie, bazując na pracach Jungenbluta wyleczył z sukcesem witaminą C 60 przypadków polio.
Używał wyższych dawek niż te opisane przez Jungenbluta, dzięki czemu uzyskiwał cofanie się symptomów polio w ciągu kilkudziesięciu godzin od zaaplikowania pierwszej dawki. Swoje dokonania (raport Klennera) przedstawił w czerwcu 1949 r. na spotkaniu American Medical Association (AMA, Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy), gdzie jak nietrudno się domyślić został przez kolegów potraktowany uprzejmym, acz bardzo wymownym milczeniem, podobnie jak publikacja tego raportu miesiąc później w czasopiśmie medycznym Southern Medicine & Surgery, Wolumen 111, Numer 7, Lipiec 1949, str. 209-214. Co zrozumiałe.
Dwa lata wcześniej Koprowski dostał już olbrzymie środki na badania nad będącą „zbawieniem dla całej ludzkości” szczepionką, a ten tu wyjeżdża z czym? Z… pospolitą witaminą? Trzeba przyznać, że facet miał jaja.
Niestety koledzy się na nim nie poznali i go olali: a to w imię rozwoju nowoczesności i ogólnego postępu czyli triumfu człowieka nad „tą wstrętną i złośliwą naturą”, która nie wiadomo po co wymyśliła tego niewidzialnego, wrednego wroga rodzaju ludzkiego – wirusa.
5) W 1946 r. kanadyjski lekarz praktykujący w Toronto dr William J. McCormick jako pierwszy pokazał w jaki sposób witamina C zapobiega i leczy kamienie nerkowe (tak, dobrze czytacie: chodzi o właśnie „te” głośne kamienie), a w 1957 r. jak zwalcza ona choroby krążenia.
Większość z nas dała sobie wbić do głowy przekonanie, iż witamina C powoduje kamienie nerkowe, tymczasem mało osób wie, że w rzeczywistości zapobiega ona i rozpuszcza kamienie: już w 1946 r. czyli tuż po wojnie stosowana była do zapobiegania i leczenia kamicy.
Jak powiedział Einstein: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi.”
Tu mamy przypadek, że dr McCormick nie wiedział, że witamina C powoduje kamienie (bo tak stwierdzili Szwedzi dopiero kilkadziesiąt lat później bardzo kiepsko wykonanym badaniem) i właśnie dlatego z powodzeniem używał ją do rozpuszczania kamieni nerkowych w swoim prywatnym, uroczym, otoczonym zielenią High Park Youth House Sanitarium w Toronto, dokąd ściągały zakamienione tłumy pacjentów żądnych natychmiastowego odkamienienia.
Wszyscy wyjeżdżali wysoce zadowoleni z jakości świadczonych w Sanitarium usług medycznych i odkamienieni jak nie przymierzając mój kuchenny czajnik po użyciu kwasku cytrynowego (z kwasem L-askorbinowym ten numer może też by przeszedł, ale nie będę próbować, bo za drogi).
Ale zaraz, zapytacie: jak to witamina C jest dobra aż na tyle zaburzeń? Bo mamy tu rozmaite choroby wywoływane przez drobnoustroje (i polio, i tężca, i błonicę) i kamienie nerkowe, i nawet choroby krążenia? To niemożliwe, to się nie godzi, to pewnie jakiś przekręt!
Otóż witamina C jest dobra na wiele rzeczy, ale jest to bardziej problem robienia (a raczej nie robienia) wokół niej odpowiedniego szumu (w sensie public relations) niż problem naukowy. Tak naprawdę nikt się nie pyta czemu antybiotyki albo leki sterydowe mają AŻ TYLE zastosowań, ale za to niemal każdy będzie protestował gdy usłyszy, że mnóstwo zastosowań ma poczciwa, pospolita witamina C. Nie jest tak?
Idźmy dalej, bo zaraz zrobi się jeszcze ciekawiej.
6) Na początku lat 50-tych kalifornijski lekarz dr Robert F. Cathcart III opisał w swoich pracach jak używał u swoich pacjentów megadawek witaminy C w leczeniu grypy, zapalenia płuc, żółtaczki oraz (już później, w latach 80-tych i 90-tych) AIDS. Co może być bardziej przekonującym dowodem na antywirusowe działanie witaminy C niż to? Szczegółowy protokół dra Cathcarta znajduje się tutaj.
7) W latach 70-tych dwaj lekarze, dr Ewan Cameron w Szkocji i dr Hugh D. Riordan w Kansas (USA) po raz pierwszy użyli z sukcesem megadawek witaminy C u pacjentów onkologicznych aplikując ją drogą dożylną oraz doustną.
To jedynie krótkie i bardzo wyrywkowe podsumowanie, lecz prac jest dużo więcej. Pełną listę prac lekarzy z całego świata z powodzeniem leczących pacjentów z rozmaitych przypadłości megadawkami witaminy C znajdziecie na stronie https://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/ z czego niektóre są napisane dosyć ciężkim naukowym językiem i to w dodatku (z małymi wyjątkami) po angielsku, ale i tak można się połapać o co chodzi. Twój lekarz zrobi to bez trudu. On sam pewnie będzie się zastanawiał jakimże to u licha cudem nikt mu o tym nigdy nie wspominał przez bite sześć lat pobierania nauk, ani słówkiem?
Prace można przeglądać chronologicznie (lata 1935-1999) lub tematycznie:
– astma
– alergie
– oparzenia
– karmienie piersią
– uzależnienia od narkotyków
– anemia
– bruceloza
– oparzenia i traumy (również pooperacyjne)
– przeziębienia i infekcje
– nowotwory
– cukrzyca
– dyfteryt (błonica)
– zapalenie opon mózgowych
– opryszczka i półpasiec
– odra
– świnka
– szkarlatyna
– ksztusiec
– gruźlica
– udar cieplny
– ukąszenia (owady, węże)
– ospa wietrzna
– sepsa
– zaburzenia psychiatryczne
– gorączka reumatyczna
– SIDS (zespół nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt)
Uff… lista jest imponująca, przyznacie, że „trochę” się nazbierało tych doświadczeń na pacjentach przez te ostatnie kilkadziesiąt lat, wyobrażacie sobie ile leków i ile aptek musiałoby zniknąć z powierzchni ziemi gdyby ludzie poznali te badania? A kto o nich wie? Kto je czytał? Kto je propaguje?
Jeśli Twój lekarz ich nie zna to nie jest to jego wina. To wina systemu kształcenia w którym przypadło mu przygotowywać się do zawodu. Jeśli zaś wyśmieje je i będzie je uważał za wymysły „bo w internecie pełno jest przecież głupot”, to zrób to, co sugeruje Andrew Saul w książce „Fire Your Doctor! How To Be Independently Healthy” czyli… zwolnij go, to nie jest dobry lekarz.
Możesz być zdrowy niezależnie od tego co on myśli na ten temat.
2. Dieta oparta na roślinach
Wszyscy to mówią: dr Ornish, dr Fuhrman, dr Esselstyn i w końcu nasza dr Dąbrowska. I nie inaczej mówi dr Saul.
Nie musisz od razu być restrykcyjnym weganinem ani nawet totalnie bezmięsnym wegetarianinem, jeśli taka jest Twoja wola. Ale niech Twoja codzienna dieta będzie oparta GŁÓWNIE na darach natury, w miarę możliwości świeżych lub bardzo mało przetworzonych.
Od święta to co innego – można pozwolić sobie na jakiś kulinarny wyskok. Nie o to bowiem chodzi by się umartwiać. Jednak na co dzień karm ciało prawdziwym, żywym pokarmem: obfitującym w bogactwo składników takich jak witaminy, minerały i enzymy (w tym niezbędne dla zdrowia są kiszonki posiadające laktobakterie czyli probiotyki).
Czym „grozi” wdrożenie diety opartej w głównej mierze na pokarmach roślinnych?
1. Jeśli masz nadwagę od razu waga zacznie spadać, ponieważ niskoprzetworzone menu roślinne jest jednocześnie wysokobłonnikowe (i jednocześnie niskotłuszczowe o ile nie zaczniesz opychać się toną nasion, awokado czy orzechów, o olejach nie wspominając – to wszystko są skoncentrowane źródła kalorii).
2. Zamiast katować się kolejnymi wymyślnymi dietami odchudzającymi po prostu zaczynasz doskonale się odżywiać, spożywając pokarmy o odpowiedniej gęstości odżywczej i przestajesz odczuwać głód.
3. Stosunkowo szybko poczujesz różnicę na plus gdy choćby część mięsa i produktów odzwierzęcych zastąpisz większą ilością pokarmów pochodzenia roślinnego
4. Jest to nie tylko dużo zdrowsze, ale też i sporo tańsze niż wysokomięsna dieta, szczególnie gdy masz kawałek ogródka czy balkonu, hodujesz sam kiełki itd.
5. Nawet jeśli nie masz ogródka i kupujesz wszystko w sklepie – wciąż wychodzi to taniej niż bycie chorym.
6. Nawet względy etyczne za tym przemawiają: gdyby wszyscy zmniejszyli spożycie mięsa tylko o 10% można byłoby ocalić miliony zwierząt rocznie. Nie mówiąc o tym jak spadłyby koszty publicznej opieki zdrowotnej.
Bardzo ważnym elementem zdrowej diety jest regularne spożywanie świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych (ale nie czysto owocowych). O dobrodziejstwach płynących z codziennego spożywania domowych soków (mogą być ostatecznie kupne, byle to były te jednodniowe, a nie te pasteryzowane) pisałam tutaj.
3. Żadnego śmieciowego jedzenia.
Ludzie często mówią „te restauracje fast-foodowe powinny przestać sprzedawać hamburgery i frytki”, ale prawda jest taka, że to od nas zależy czy one to sprzedają. Dopóki będą chętni na ten towar – nie przestaną go produkować. Zacznijmy od siebie i swoich bliskich i przestańmy kupować śmieci, szczególnie naszym dzieciom.
I nie chodzi tu tylko o fast-foody. Wszystko co paczkowane, puszkowane i gotowe nosi to samo piętno: nie ma już tych samych własności odżywczych jak świeży surowiec z którego powstał.
Wyrzucając gotowiznę wszelkiego typu przede wszystkim redukujesz swoje spożycie cukru (a jest on wszędzie dzisiaj sypany lub dolewany jako syrop). Nieważne jaki masz problem zdrowotny – gwarantowane jak w banku, że cukier go tylko pogarsza.
Redukujesz też spożycie wszelkiego typu chemikaliów: dodatków, konserwantów, barwników, polepszaczy smaku, zapachu i konsystencji – różnych substancji, których Twój organizm nie potrzebuje, a których w przetworzonych produktach jest pełno.
Po odrzuceniu przetworzonych śmieci zredukujesz też więc spowodowaną tymi substancjami hiperaktywność, nerwowość i nadpobudliwość – problem zaburzeń zachowania dotyczy wbrew pozorom nie tylko dzieci.
Redukujesz też spożycie tłuszczu. Nie ma czego żałować, bo w przetworzonych produktach dobrego tłuszczu raczej nie znajdziesz. Te złe tłuszcze w połączeniu z innymi grzechami stylu życia są odpowiedzialne za stan zdrowia dzisiejszych społeczeństw.
Nie ma dzisiaj chyba nikogo kto by nie znał kogoś chorego np. na raka albo na serce lub nie znał kogoś, kto ma chorego w rodzinie lub wśród znajomych. Naprawdę chcesz kroczyć po tych utartych tradycją ścieżkach? Zmień to TERAZ, póki masz szansę.
Redukujesz również wydatki na żywność, bo paczkowane i gotowane jedzenie nie jest wcale tanie. Jest wygodne, owszem, ale jest drogie.
Gdy przestaniesz kupować przetworzone jedzenie wysyłasz też tym samym bardzo wyraźny sygnał przemysłowi spożywczemu i w taki oto miły sposób komunikujesz im co mogą sobie zrobić z ich produktami.
4. Niacyna.
Zwana inaczej witaminą B3 lub witaminą PP (od „pelagra preventing factor”). Zalecane RDA dla osoby zdrowej (czyli jak można mniemać nieużywającej rafinowanego cukru, który potrafi podnieść zapotrzebowanie ustroju na niacynę pięciokrotnie, o czym chyba mało osób wie) to średnio 15 mg. Popularnie jej brak w ustroju kojarzony jest jedynie z jedną chorobą: z pelagrą.
Jeśli jesteś lub byłeś do niedawna uzależniony od cukru i słodyczy to niemal jak w banku masz niedobór niacyny. Dr Saul dostaje mnóstwo pytań na temat niacyny po tym jak opublikował książkę „Niacin: The Real Story” („Niacyna w leczeniu”).
W dużym skrócie co potrafi zrobić ta prosta molekuła składająca się z zaledwie 14 atomów:
1) Niacyna jest najtańszą, najbezpieczniejszą i najefektywniejszą substancją regulującą trójglicerydy oraz LDL („zły” cholesterol”) w plazmie krwi. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Były prezydent ACC (Amerykańskie Stowarzyszenie Kardiologów, American College of Cardiology) stwierdził, cytuję: „Niacyna to jest naprawdę to. Nic innego nie równa się z nią choćby nawet w małej części”.
2) Niacyna jest najtańszą, najbezpieczniejszą i najefektywniejszą substancją regulującą zbyt niski poziom HDL („dobry” cholesterol). Dr Saul przekonał się o tym osobiście. Wiele lat temu jego poziomy cholesterolu pozostawiały sporo do życzenia: LDL był za wysoki a HDL za niski. Wtedy pomyślał: jeśli niacyna była dobra dla Abrama Hoffera, będzie dobra i dla mnie.
Zaczął brać niacynę i faktycznie: HDL poszedł w górę, LDL i trójglicerydy w dół i ogólnie poczuł się lepiej. A poczuł się lepiej dlatego, że niacyna ma szalony wpływ na nasze samopoczucie. Nasz mózg żywi się tymi samymi składnikami co pozostałe części ciała. 😉
Przejdźmy więc do punktu trzeciego:
3) Niacyna jest najtańszą, najbezpieczniejszą i najefektywniejszą substancją w odwracaniu wszelkich zaburzeń psychiki: schizofrenii, niepokoju, psychoz, depresji, zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, zaburzeń bipolarnych (zaburzenia afektywne dwubiegunowe)
i w końcu…
4) Niacyna jest najtańszą, najbezpieczniejszą i najefektywniejszą substancją w odwracaniu nawet choroby zwyrodnieniowej stawów – osteoartrozy (sprawdź protokół dra Kaufmana)
Niesamowite, prawda? Jeszcze raz mamy taką samą sytuację jak z witaminą C: niacyna jest zbyt dobra na zbyt wiele rzeczy! Na tak wiele i tak różnych, że pewnie teraz potrząsasz z niedowierzaniem głową, tak jak ja podczas seminarium.
Spójrzmy na to z takiego punktu widzenia: przyczyną dla której dana substancja jest w stanie uleczyć tyle chorób jest to, że brak wystarczającej ilości tej substancji w ustroju może spowodować tyle chorób. Zatem nie ma tu żadnej czarnej magii ani szarlatanerii.
Tak funkcjonuje ludzki organizm, maszyneria tak skomplikowana, że sami naukowcy do tej pory o niej wszystkiego jeszcze nie wiedzą. Jedna substancja może brać udział w wielu przemianach metabolicznych. Gdy jej zbraknie – mamy problem, a ciało wysyła sygnał. My idziemy do lekarza, a ten najczęściej przepisuje nam zagłuszacz sygnału. Nie przepisuje nam tego od BRAKU czego sygnał został wysłany!
To przypomina rozmowę głuchego ze ślepym – tak nie da rady niczego wyleczyć! Jedyne co w ten sposób robimy, to fundujemy sobie za własne ciężko zarobione pieniądze (leki są drogie!) dalsze lata wegetacji i powolnej agonii borykając się z kolejnymi sygnałami, tym razem wysłanymi w odpowiedzi na zagłuszacz – pierwszy, drugi, kolejny…
Bo ciało za wszelką cenę jednak chce się jakoś z Tobą dogadać. Z Tobą! Bo z Twoim lekarzem nie dogada się za żadne skarby. Chyba, że trafiłeś na wyjątkowo kumatego (który ZANIM przepisze Ci jakieś syntetyczne zagłuszacze sygnałów płynących z Twojego ciała – NAJPIERW poleci Ci zmienić dietę i styl życia i rozkaże przyjść za 3 tygodnie do kontroli).
Jeśli nie – zwolnij go, to nie jest dobry lekarz.
Abram Hoffer, kanadyjski lekarz spędził wiele lat na badaniu działania niacyny w chorobach związanych z nieprawidłowym działaniem mózgu. Stwierdził z całą pewnością i potwierdził to badaniami z zastosowaniem podwójnie ślepej próby, że zaburzenia psychiczne u człowieka wynikają z wyczerpania się zapasów niacyny w jego ustroju oraz że im bardziej ktoś jest chory, tym więcej jego organizm jest w stanie przyjąć niacyny – bez szwanku i sygnalizowania nasycenia.
Sygnałem nasycenia jest w przypadku niacyny wazodylatacja drobnych naczyń krwionośnych, podobna jaka ma miejsce gdy korzystamy z kąpieli słonecznej: odczuwamy ciepło, skóra robi się czerwona, wrażliwa na dotyk, lekko mrowi i to wszystko trwa kilkanaście minut, czasem kilkadziesiąt.
Czyli mamy taką samą sytuację jak w przypadku witaminy C: im bardziej jesteś chory tym więcej organizm przyjmie tej witaminy zanim da ci znać, że ma jej na dany moment dość (w przypadku witaminy C sygnałem tym jest rozwolnienie).
Oczywiście gdy popatrzeć na źródła mainstreamowe (np. co wypisuje się na temat witamin w takiej Wikipedii) to te sygnały nasycenia przedstawione są jako „skutki uboczne przedawkowania” (!) i przerysowane, wyolbrzymione na maksa jakby to było nie wiem co. O tym, że tylko doprowadzając do pełnego nasycenia ustroju daną witaminą możemy cofnąć chorobę taką czy inną (bo to właśnie wyczerpanie się zapasów tej substancji w ustroju spowodowało zaburzenie) nie ma oczywiście w encyklopedii mowy.
Zresztą czymże jest wizyta w toalecie albo kilkanaście minut buraczkowo czerwonej twarzy w obliczu kalectwa wywołanego wirusem polio albo myślami samobójczymi związanymi z odbierającą radość życia depresją?
Jak porównać te „skutki uboczne” witamin do skutków ubocznych farmaceutyków? Przecież są dostępne publicznie statystyki ujmujące liczbę zgonów wywołanych chorobami serca i krążenia, cukrzycą, rakiem, wylewami, Alzheimerem, grypą, sepsą, samobójstwem itd. i przecież na Boga ci wszyscy ludzie leczyli się czym? LEKAMI.
Często całą ich stertą, nie tylko jednym, a wiadomo, że każdy z nich ma potężne skutki uboczne wypisane na ulotce.
Gdzie są zatem statystyki pokazujące ile osób rocznie traci życie poprzez skutki uboczne zażycia witaminy takiej czy innej? Jak więc ma się bezpieczeństwo farmaceutyków do bezpieczeństwa witamin?
Jeśli witaminy zabijają to gdzie są trupy? O tym, że witaminowych trupów w statystykach NIE MA (już od ponad 32 lat) pisałam tutaj [klik].
Nota bene rola niacyny w leczeniu choroby zwyrodnieniowej stawów została odkryta bardzo dawno temu, bo na przełomie lat 30-tych i 40-tych ubiegłego wieku. Opisał to w swoich pracach lekarz stosujący niacynę na swoich pacjentach, dr William J. Kaufman praktykujący przed wojną w stanie Connecticut, USA.
Stosował dawki 2-4 gram niacyny dziennie według bardzo prostej zasady: im cięższy stan chorego (sztywność stawów) tym dawka musi być większa i podzielona na tym więcej malutkich porcyjek w ciągu dnia, aby poziom niacyny we krwi był utrzymany jednakowo przez cały dzień.
Pacjent, któremu się polepszyło dostał placebo i dolegliwości wróciły, lekarz ten zatem znowu podał mu niacynę i znowu uzyskał poprawę: nie miał wątpliwości, że właśnie dzięki niacynie pacjenci wracali do zdrowia.
Najciężej chorzy unieruchomieni pacjenci potrzebowali aż 4 gramy niacyny podzielone aż na 10 małych dawek w ciągu dnia i po kilku tygodniach mogli już wstawać z łóżka, a po 3 latach niacynowej kuracji byli sprawni i żwawi jakby nigdy w życiu nie chorowali na stawy! I to bez względu na wiek (nawet starsze osoby powracały do pełni zdrowia).
Nigdy nie daj sobie wmówić, że „na starość już tak jest” że stawy odmawiają posłuszeństwa.
To nie starość, to brak witamin! 🙂
Na temat niacyny, jej odmian i jej stosowania będę szerzej pisać wkrótce (w oparciu o badania dr Hoffera i innych).
5. Multiwitamina przy każdym posiłku.
Przy śniadaniu, obiedzie i kolacji, szczególnie gdy jesteś narażony na kiepskie jedzenie np. przebywając poza domem.
Dr Saul był swego czasu doradcą w stanowym więzieniu. Jedzenie jak to jedzenie w więzieniu – wiadomo. Dr Saul doradził więźniom, by przyjmowali multiwitaminę przy każdym posiłku (można było nabyć ją w kantynie). I tylko taka mała zmiana spowodowała, że więźniowie poczuli się dużo lepiej.
Multiwitamina kosztuje grosze i jest najlepszym rozwiązaniem gdy z jakiegokolwiek powodu nie masz dostępu do najwyższej jakości jedzenia. Mówiąc uczciwie branie multiwitaminy jest tańsze niż dobre pożywne jedzenie.
To jednak nie znaczy, że masz nie dbać o dietę, nie traktuj tego w zastępstwie na stałe (chyba że zmuszą Cię do tego warunki ekonomiczne). Jakakolwiek, nawet i niemarkowa, najzwyklejsza i najtańsza multiwitamina będzie w tym wypadku lepsza niż żadna. Jeśli w wersji „forte” – tym lepiej.
Jeśli nie tylko w wersji „forte” ale jeszcze do tego ze źródeł naturalnych – jeszcze lepiej.
Zwracaj uwagę szczególnie na witaminę E w preparacie multiwitaminowym: powinna być użyta w formie izomeru D, nigdy nie DL, lepiej gdy w multiwitaminie znajdzie się mieszanka tokoferoli, a jeszcze lepiej gdy będzie to mieszanka tokoferoli i tokotrienoli.
Nie wybieraj multiwitaminy zawierającej siarczan żelaza, mogący wywołać zaburzenia jelitowe. Żelazo lepiej przyswaja się w formie innych soli: glukonianu, fumaranu lub bursztynianu.
Unikaj postaci musujących multiwitaminowych tabletek: często zawierają one szkodliwe syntetyczne substancje słodzące.
Czytaj etykiety, pytaj farmaceuty, pisz do producenta w razie wątpliwości co do użytych w składzie surowców. Nie kieruj się reklamą przy wyborze multiwitaminy ani tym jaką markę bierze Twój sąsiad.
6. Dużo czytaj. I to naprawdę dużo.
Wiedza to potęga. Aby być zdrowym musisz dużo czytać, drążyć, uczyć się i poszerzać horyzonty. Nie bądź uczepiony białego fartucha i wpatrzony w niego jak w obraz.
Lekarz też człowiek, ma prawo mylić się lub nie wiedzieć czegoś. To Ty mu jednak płacisz za wizytę a nie on Tobie. Jesteś więc konsumentem (usług medycznych) i masz prawo pytać i uzyskać odpowiedź, a nie tylko na szybko wypisaną receptę.
Odkąd większość ludzi ma dostęp do internetu lekarze mają wysyp „trudnych” pacjentów zadających „niewygodne” pytania. Masz prawo zanieść lekarzowi książkę lub wydruk artykułu i zapytać co sądzi na ten temat, przedyskutować to z nim.
Bez względu jednak na to co będzie sądził – i tak masz prawo być zawsze zdrowym: zdrowie jest naszym wrodzonym stanem, danym w darze od natury przy narodzeniu, więc ono jest zawsze, tylko trzeba zejść z tej bocznej ścieżki na której się znalazłeś, aby znowu trafić w jego objęcia.
Znajdź lekarza, który będzie wychodził z takiego założenia i trzymaj się go, podziękuj Opatrzności, że trafiłeś do jego gabinetu, bo to najlepszy specjalista i największy skarb. To, że jeszcze na takiego nie trafiłeś nie znaczy, że tacy nie istnieją.
Tak, to prawda, internet jest autostradą po której mkną różnego typu pojazdy, w tym wozy asenizacyjne i śmieciarki. Wybieraj tylko zaufane źródła wiedzy i wartościowe witryny.
Strony poświęcone teoriom spiskowym nimi nie są. Fora internetowe nimi nie są. Strony sprzedające piekielnie drogie suplementy czy jakieś wymyślne zdrowotne urządzenia lub przekierowujące do takich witryn lub w jakiś inny sposób powiązane z osobami trudniącymi się handlem towarami tego typu – też nie.
Zawsze więc sprawdzaj kto jest administratorem witryny i wybieraj niezależne witryny, nie powiązane z firmami, które tylko chcą Ci sprzedać jakieś towary.
Niekoniecznie głoszące ogólnie znaną akademicką wiedzę, wręcz przeciwnie – musisz nauczyć się odróżnić nie tylko dobre witryny od złych. Ale też i te idące zgodnie z „głównym prądem” i te idące pod prąd.
Jeśli na jakiejś stronie znajdziesz zgodne z prądem opinie typu „naturalne leczenie jest nienaukowe” albo „witaminy szkodzą”, „witaminy nie działają” lub „nie potrzebujesz aż tylu witamin”, to uciekaj z nich gdzie pieprz rośnie. Takie wprowadzające w błąd informacje nie znajdują potwierdzenia w praktyce klinicznej.
Jak na razie mainstream dopuścił do publicznej wiadomości tylko jedną substancję odżywczą, a na związaną z nią dolegliwość celem jej zlikwidowania zaleca (o dziwo!) nie jakieś syntetyczne farmaceutyki, lecz uzupełnienie składnika odżywczego, co jest swego rodzaju ewenementem: gdy masz kurcze nocne lub drga Ci powieka weź magnez.
I dlatego wiele razy dziennie lecą w radio i TV reklamy preparatów magnezowych. Publiczna świadomość skutków niedoboru magnezu już istnieje.
A co z innymi składnikami odżywczymi? Bardzo kiepsko.
Oprócz magnezu (Edit 2018: aczkolwiek mamy też wysyp reklam witaminy D, bo świadomość w tym względzie wyraźnie wzrosła) zwróćcie uwagę reszta witamin, minerałów czy enzymów bardzo rzadko jest propagowana czy postrzegana jako remedium będące w stanie odwracać jakiekolwiek przypadłości – o tym sza! Jeśli zaleca się je brać, to co najwyżej nieprzekraczające RDA (czyli w istocie niewielkie) ilości, ot tak „na wzmocnienie”, bo jak już zachorujesz to i tak już czekają na Ciebie leki, które – jak zapewnia reklama – na pewno przyniosą Ci ulgę. O czym informują Cię kolejne reklamy.
Tak właśnie kształtuje się kolektywną świadomość odnośnie witamin i minerałów. Na temat tego, że na co dzień powinno się je obficie czerpać z diety aby potem uniknąć sięgania po suplementy, również mówi się niewiele.
Pamiętaj – wiedza to potęga, wiedza to władza, odzyskaj zatem władzę nad swoim własnym zdrowiem, bo… to Twoje naturalne i niezbywalne prawo! 🙂
Jeśli chcesz więcej wiedzy na temat sposobów na naturalne utrzymanie lub przywrócenie zdrowia, to słynna książka dra A. Saul’a „Wylecz się sam” jest wręcz kopalnią informacji! Książkę zamówisz tutaj: [klik].
Z całą stanowczością chcę podkreślić, że nie namawiam nikogo do zrezygnowania z przyjmowania lekarstw przepisanych przez lekarza. Jednak wielką szkodę dla organizmu wyrządzamy gdy ograniczamy się tylko i wyłącznie do nich, zapominając o tym, że pierwsze skrzypce w utrzymaniu zdrowia i witalności gra nasz styl życia!
Sztuką nie jest sięgnąć po lek czy suplement. Sztuką jest wiedzieć co robić i jak żyć aby go zwyczajnie nie potrzebować.

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Łukasz napisał(a):
Witam, istna kopalnia wiedzy, niesamowite jaką przeszłaś metamorfozę, chwała ci za to co robisz!
pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Łukaszu! Nie jestem jakimś wyjątkiem, każdy może przejść taką metamorfozę. Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie 🙂
Ewa napisał(a):
Dziś rano zażyłam kapsułkę kompleksu witamin B, w którym jedym ze składników jest Niacyna. Przyszłam do pracy, dostałam wszystkie objawy o jakich pisze Pani w tym tekście. Oczywiście o tym jeszcze wtedy nie pomyślałam. Poszłam do lekarza internisty i mówię: jest źle, wszystko mnie piecze, swędzi, nie daje rady, wzięłam dziś rano wit B3, myślę, że to może być skutek uboczny a ona: nie jestem pewna, przepisała mi zastrzyk ze sterydu Daxaven 8mg! Do tego Telfexo i wapno, których już nie wzięłam bo zdążyłam wygooglować ten i inne artykuły o niacynie. Ręcę mi opadły. Od 8 lat nie biore żadnych leków, a lekarz któremu mówię co mi jest, podaje mi zastrzyk z bardzo silnego sterydu.
Marlena napisał(a):
Ewo, nie jestem pewna czy to od jednej kapsułki B-complex mogłaś cierpieć, ponieważ w kapsułkach B-complex producenci nie dają tam niacyny lecz niacynamid, a ten nie wywołuje żadnego pieczenia, więc może raczej szukaj przyczyn swoich dolegliwości gdzie indziej.
Tomek napisał(a):
Jak punkt dotyczący przyjmowania multiwitamin ma się do artykułu https://akademiawitalnosci.pl/mit-preparatow-multiwitaminowych/ ?
Jeżeli najnowsze ustalenia są bardziej wiarygodne, to może należałoby to w jakiś sposób zaznaczyć w tamtym miejscu.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Artykuł jest przedstawieniem punktu widzenia dra Saul’a. Moje stanowisko wyraziłam z artykule wskazanym przez Ciebie. Ja osobiście nie suplementuję na co dzień niczego. Jeśli zaszłaby potrzeba suplementacji to pewnie bym sięgnęła po suplementy.
Adam napisał(a):
Świetny materiał Marleno! Dużo czytam na tematy związane z układem dieta=zdrowie, często nasze lektury czy wnioski z nich płynące są takie same. Co do witamin, być może też natrafiłaś na pewną rozbieżność. Niektórzy je polecają nawet wówczas, gdy dieta oparta jest na tej najzdrowszej, czyli nisko (lub w ogóle nie) przetworzonej diecie roślinnej. Wychodzą z założenia, że żyjemy już w tak zanieczyszczonych środowiskach a rośliny rosną na tak ubogich (wyjałowionych) glebach, że należy podjąć suplementację, najlepiej tymi preparatami z górnej półki. Tak radzi na przykład Raymond Francis. Rzeczywiście, jest przepaść jakościowa i czynnościowa (przyswajalność) pomiędzy najtańszymi preparatami, a tymi z górnej półki. Można dodać, że przepaść cenowa jest proporcjonalna, bo taka multiwitamina z Solgaru (chyba najlepsza z osiągalnych w Polsce w regularnej sprzedaży) do tanich nie należy. Ale jest też stanowisko, które podziela choćby Campbell, mówiące o tym, że dieta roślinna nie musi być wspomagana suplementami. Żeby się w tym wszystkim nie pogubić, po prostu postanowiłem co najmniej raz w roku zafundować sobie jak najszersze badanie krwi i pooznaczać poziomy mikroelementów, w tym oczywiście witamin. Aktualnie nie wspomagam się żadnymi suplementami, a moją dietę można określić jako wegańsko-witariańską (ciężko o tym czasie w naszej strefie klimatycznej przetrwać wyłącznie na surowej diecie). Taką dietę trzymam od lipca…i jest mi z nią świetnie – nie zamierzam niczego zmieniać, przynajmniej do czasu, kiedy nie dostrzegę czegoś niepokojącego. Stąd pomysł na badania. Za badania techniczne samochodu płacimy co roku +- 100 zł…w ramach profilaktyki warto wydać co najmniej tyle na siebie samego.
kristina napisał(a):
Dziękuję Ci droga Akademio za cenne informacje. Już od dawna śledzę tzn buszuję po necie w poszukiwaniu wiedzy n.t zdrowia. Z reguły unikam lekarzy i próbuję swoje zdrowie regulować wszelkimi witaminami. Ten artykuł utwierdził mnie, że chyba mam racje….Ostatnio dopadła mnie dziwna dolegliwość, nie bolesna a dokuczliwa. Mam non-stop katar i wyciek z ucha (nie ropny) o szaro-burej mazi, brzydko pachnącej. Z tym faktem nie uporałam. Po 6 m-cach „walki” biorę (od lekarza) steryd do nosa a ucho pozostaje bez zmian. Jestem bezradna bo nie wiem jakiego rodzaju witaminy woła mój organizm. Biorę Slov Mag, Vitaminium compositum….i nadal bez zmian.. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Kristina jeśli spożywasz nabiał to odstaw i zobacz co się będzie działo. Nabiał bardzo zaśluzowuje organizm (katary, infekcje uszne).
kristina napisał(a):
Tak Marlenko to prawda że spożywałam prawie non-stop nabiał bo od zawsze uwielbiałam..Gdzieś w necie o tym czytałam kwasie śluzowym i Twoja rada się potwierdza. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam :))
bestyj napisał(a):
Mam pytanie na szybko względem witaminy E- obok warzyw, spiruliny i wit C dowitaminowuję sie jeszcze vita-minem olimpu. Ma on witaminę e w formie izomeru DL… to aż takie zło?
Marlena napisał(a):
Ten izomer nie występuje w naturze i nie zostanie rozpoznany przez Twój organizm. Jego przyswajalność jest mierna. Witamina E jest bowiem witaminą, której nie udało się człowiekowi wyprodukować dokładnie tak jak zrobiła to natura. Dlatego w przypadku witaminy E jeśli suplementacja ma mieć sens należy sięgać jedynie po jej formę naturalną.
bestyj napisał(a):
Ok, w sumie przy tym jak sie teraz odżywiam ta śmultiwitamina jest zbędna więc na razie dam sobie z nią spokój.
Bardzo dziękuję za informacje.
kamil950 napisał(a):
Szukam jakiejś książki, aby zasady np. z tego bloga były w jednym miejscu razem z jadłospisami, przepisami itp., żebym wiedział mniej więcej krok po kroku co mam robić.
W dziale lektury polecasz m.in. książkę „JEŚĆ, BY ŻYĆ” dr Joela Fuhrmana. Tylko czytając recenzję w internecie znalazłem zdanie, że jest to także książka dla osób odchudzających się. Jednak czy tylko dla takich?
Ja mam współczynnik BMI (wzrostu do masy ciała) w normie i nie zależy mi na tym, żeby schudnąć. Chciałbym jak jest w opisie dobrze spać (i wcześnie wstawać też w weekendy), czuć się lepiej zarówno fizycznie, jak i psychicznie, mieć więcej energii. Wobec tego czy jest to książka odpowiednia dla mnie (i ewentualnie mojej rodziny, jeśli uda mi się ją przekonać – rodzice i dwójka kilkuletnich braci; ja sam jestem licealistą)?
W opisie jest także, że ta pozycja pomoże całkowicie zredukować nadmiar masy ciała. Czy to oznacza, że jak ktoś nie ma tego nadmiaru to wtedy nie schudnie jeszcze bardziej?
Marlena napisał(a):
Kamilu to nie jest pozycja jedynie na odchudzanie, traktuje o tym jak jeść by żyć zdrowo. Jest w książce dużo odwołań do nadwagi ale to dlatego, aby przekonać czytelników dotkniętych tą plagą, że warto jeść by żyć zdrowo, bo w zdrowie wpisana jest między innymi prawidłowa masa ciała.
kamil950 napisał(a):
A w tej książce jest też o tej diecie/poście Daniela/oczyszczaniu organizmu czy czymś podobnym? Bo nie wiem czy po prostu wystarczy jeść zdrowo czy najpierw lepiej zrobić ten post.
kamil950 napisał(a):
No, i zastanawiam się która książka lepsza – Jeść by żyć czy Superodporność tego samego autora. Czy w tej drugiej też jest o lepszym spaniu, przestaniu być zaspanym (np. w szkole, w domu itp.)?
Marlena napisał(a):
Zmiana odżywiania łączy się zawsze z wielką ilością energii gdy organizm dostaje tylko czyste i wysokojakościowe paliwo. A to oznacza, iż po przyłożeniu głowy do poduszki zasypiasz od razu jak niemowlę, a rano gdy otwierasz oczy Twoje mitochondria z miejsca produkują energię, więc masz olbrzymią klarowność umysłu i niesamowitą chęć do życia w sekundę po otwarciu oczu. To piękne uczucie! Przy czym im dłużej trzymasz się z dala od zatruwających organizm śmieci i prowadzisz zdrowy styl życia, tym bardziej organizm jest oczyszczony i tym mniej snu potrzebuje: do regeneracji ustrój potrzebuje z biegiem czasu już nie 8 czy 9 ale 7 a potem nawet 6 godzin snu. Po prostu budzisz się wcześniej JUŻ ZREGENEROWANY i gotowy do działania, a umysł jest jasny przez cały dzień.
Marlena napisał(a):
Jedna i druga książka jest wartościowa, w jednej i drugiej znajdziesz plan żywieniowy, propozycje menu itd. Z tym że w „Superodporność” jest położony większy nacisk na uzyskanie odporności, a w „Jeść by żyć” na nabycie dobrych nawyków żywieniowych i pozbycie się nadwagi. Możesz przejść na post i następnie na zdrowe żywienie, a możesz też najpierw wdrożyć zdrowe żywienie jako wstęp i przygotowanie do postu (wtedy będzie łatwiej podczas postu ponieważ wstępnie już oczyścisz ustrój i objawy kryzysów ozdrowieńczych nie będą tak dotkliwe jak przy poszczeniu „z marszu”).
nrm napisał(a):
„szkoda że nie został w Polsce tylko zwiał przed wybuchem wojny” – nie wiem czy tak szkoda, wojny w Polsce mógł nie przeżyć, zresztą przez to miał możliwość rozwoju, badań i dzięki temu przysłużył się ludzkości. „zwiał” jest tutaj raczej nie na miejscu.
pzdr
Marlena napisał(a):
Tak, przysłużył się ludzkości, również takiej maleńkiej jej cząstce jak Alexander Horwin, lat „prawie 3”, którego smutną historię związaną z przyjęciem zakażonej pochodzącym od małp wirusem SV40 doustnej szczepionki na polio, wyhodowanej na tkankach pobranych bezpośrednio z nerek żywych małp znajdziesz tutaj: http://www.ouralexander.org/
Z całym szacunkiem nrm, ale chyba inaczej rozumiemy przysłużenie się ludzkości. Koprowski produkując swoją szczepionkę odwalił kawał dobrej i NIKOMU nie potrzebnej (choć kosztującej miliony dolarów zebranych od ludzi dobrej woli myślących podobnie jak Ty) roboty skoro już wcześniej były dowody na to iż witamina C jest bardzo skutecznym orężem w leczeniu polio.
Wirusa AIDS też nie przysłali nam kosmici. To małpi wirus i w pełni podzielam oskarżenia kierowane wobec Koprowskiego, że chcąc „przysłużyć się ludzkości” (bynajmniej nie za darmochę) rozsiał niechcący plagę małpiego wirusa po całej planecie. Tak to jest jak się podnosi rękę na Matkę Naturę chcą być mądrzejszym od niej i łamiąc Jej Odwieczne Prawa. I co, jak na tym wyszliśmy? Problemu polio nie ma, ale mamy problem o wiele większy z dzieciakami chorującymi na nowotwory mózgu od zarażonych SV40 szczepionek i ludźmi umierającymi na AIDS wywołany małpim wirusem HIV. Bo mało kto wie, że te jego zbawiające świat przed polio szczepionki na małpich tkankach (w dodatku pobranych na żywca od tych zwierząt, po prostu wycina im się nerkę) są hodowane. Ani to bezpieczne ani humanitarne, nie sądzisz?
Gdyby nie determinacja rodziców Alexandra nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli. Kogo interesuje jak się produkuje szczepionki? Każdy chce mieć zdrowe dziecko, prawda? Bo polio to straszna i nieuleczalna choroba, prawda? Więc ludzie idą z tymi dzieciakami i każą im połykać to świństwo. Niby dla ich dobra. Ludziom wszystko można wmówić, wystarczy powtarzać kłamstwa tak często aż w nie uwierzą. Podbudowane autorytetami (państwo, wielcy naukowcy, ważni urzędnicy, sławni lekarze) takie kłamstwa są praktycznie nie do wykorzenienia z kolektywnej świadomości.
Maxi napisał(a):
Świetny artykuł – jak zawsze z resztą. Śledzę Twoje poczynania od dłuższego czasu i muszę przyznać, pierwsza i jedyna jak do tej pory strona z tak profesjonalnymi tekstami. Zawsze podajesz materiały na których się opierałaś pisząc tekst, źródła i to nie byle jakie. Często znajdując teksty w sieci o podobnej tematyce w kategorii źródła znajduję linki do stron z przedrukami z jakichś brukowców itp. A u na twojej stronie w źródłach zawsze są publikacje naukowe i wyniki badań.
Wielkie chapeau bas!!!
Jedyna moja uwaga, to prosiłbym w przyszłości o nieużywanie takich zwrotów jak „zatoksyczony” czy „zaśluzowany”. W naszym słowniku nie ma takich słów. A kojarzą mi się właśnie ze stronami o których pisałem powyżej lub z moim tatą, który zaczytuję się w Michale Tombaku i jedyną przyczyną chorób jaką zna jest owe „zatoksyczenie”.
Pozdrawiam i trzymam kciuki. Oby tak dalej!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Maxi! Nie wydaje mi się abym używała złych zwrotów no bo zobacz: brud–> zabrudzony, śluz–>zaśluzowany, toksyna–> zatoksyczniony. Oczywiście zamiast „zatoksyczniony organizm” można napisać ładniej: „organizm zanieczyszczony toksynami” lub „organizm w którym panuje stan toksemii”, ale „zatoksyczniony” jest po prostu krócej 😉
A Twój Tata ma rację: zanieczyszczenie toksynami oraz niedobory składników potrzebnych do prawidłowych procesów metabolicznych to jedyne przyczyny dla których nasz system pracuje nieprawidłowo. Podobnie jak nie pojedziesz daleko swoim autem jeśli wlejesz mu brudne paliwo lub dopuścisz do zanieczyszczeń w silniku, ani wtedy gdy będziesz chciał jechać na oparach paliwa.
Anna Gorajek napisał(a):
….. Witam serdecznie i prosze o informacje ….
Marlena napisał(a):
Anno z przyjemnością, ale napisz proszę jakie informacje Ciebie interesują, tzn. jaki jest Twój problem z grubsza. Chętnie Ci pomogę. Pozdrawiam serdecznie!
Aneta napisał(a):
Witam,
A czy byłabyś tak miła i wypisała najlepsze naturalne źródła witaminy C oraz niacyny. Niestety wpisując niacyna i źródła w necie dostaje się informację o nabiale, chudym mięsie, sercach itp. a nikt nie wspomina np. o nerkowcach! Czy są jeszcze jakieś naturalne miejsca występowania?
Marlena napisał(a):
Orkisz (pełne ziarno), brązowy ryż, kasza jęczmienna perłowa, pieczarki, szparagi, zielony groszek, pomidory, seler, marchewka, orzechy (szczególnie nerkowce i ziemne) i migdały, soczewica, ziemniaki, awokado, warzywka zielonolistne.
A. napisał(a):
Mam pytanie, czy niacynę i witaminę C należy suplementować czy wystraczy , że będziemy ją spożywać w jedzeniu? A jeśli tak to co należy jeść?
Marlena napisał(a):
Gdy jesteś chory musisz sięgnąć po suplement aby uzupełnić braki, a gdy zdrowy dobrze jeść tak aby nigdy więcej braki nie wystąpiły.
Liupa napisał(a):
Witaj, super artykuł, cały blog jest naprawdę bardzo fajny i przydatny. Polecam Twojego bloga wszystkim moim znajomym 🙂
Mam pytanie dot. niacyny. Czy mogłabyś napisać gdzie zakupić tą witaminę i jak stosować. Chciałam kupić w aptece ale okazało się, że nie mam tego preparatu, występuje tylko jako składnik w preparatach witaminowych. Czy można kupić niacynę w sklepie chemicznym i stosować rozpuszczoną w jakimś płynie tak jak np. witaminę C ?
Marlena napisał(a):
Witamina B3 inaczej witamina PP inaczej niacyna inaczej kwas nikotynowy. Kwas nikotynowy wzór sumaryczny C6H5NO2 można kupić w chemicznym ale do odmierzania będzie potrzebna waga jubilerska (koszt kilkanaście zł) bo należy w celach terapeutycznych dostarczać ją w malutkich ilościach i częstych dawkach tak jak pisałam. Jest to dosyć niewygodne ale tańsze (100 g kwasu nikotynowego =dwadzieścia parę zł + koszt wagi do odmierzania), jeśli ma być wygodnie należy zaopatrzyć się w kapsułkowaną witaminę (1 kaps. = 100 mg lub 250 mg lub 500 mg), 500 kaps. = ok. piędziesiąt parę zł. Wszystko zakupisz na Allegro.
Przeciętnie 2-4 gram dziennie podzielonych na małe częste dawki (taką metodę opracował Kaufman w leczeniu stawów) lub na 3 dawki (taką metodę opracował Hoffer w leczeniu schorzeń związanych z psychiką: depresja, schizofrenia, alkoholizm i inne uzależnienia, zaburzenia bipolarne i inne podobne). Czasem pacjenci byli tak ciężko chorzy, że poprawa nastąpiła do wydatnym podniesieniu dawek (ciężkie i długotrwałe schorzenia psychiczne mogą wymagać nie kilku lecz kilkunastu gram niacyny dziennie). Im krócej ktoś choruje tym poprawa jest szybsza i przy mniejszych dawkach (co logiczne – niedobory nie były jeszcze głębokie na tyle by wymagać większych dawek i dłuższego uzupełniania).
Ania napisał(a):
Marleno tak sie cieszę ze Cie znalazłam:) . Niestety stresy spowodowały u mnie nadwagę, wlasnie bede badała tarczyce czy czasem tu nie tkwi problem. Obawiam sie ze jeżeli wyjdą problemy z tarczyce skończę na tabletkach hormonalnych . Ale ja tak nie chcę !!! Mam 39 lat i wiem ze jak juz zacznę brac tabletki to bedzie coraz gorzej . Moi rodzice i teściowie mają rozne schorzenia i mam wrażenie ze łykają garściami leki i wcale nie jest im lepiej. Co mam robic ? Pozdrawiam Ania
Marlena napisał(a):
Co masz robić? Zmienić całe swoje życie, bo styl życia dotychczasowy nie przysłużył się utrzymaniu się Twojego systemu w równowadze. Schorzenia są odpowiedzią ustroju na czynniki zaburzające jego naturalną równowagę, jeśli schorzenia nie wynikły z braku tabletek, to dostarczanie ich nie rozwiąże przyczyny dla której system wysyła taki czy inny sygnał. Dostarczanie tabletek ma sens jeśli to jest to czego organizmowi zabrakło. W przeciwnym razie jedynie zmagamy się z symptomami.
Ania napisał(a):
Marlena czy sa lekarze których mozesz polecić- ktorzy pomoga w diagnozie i poradza w zmianie diety. Ja niestety sama sobie nie poradzę zwłaszcza ze myśle o radykalnych zmianach w mojej rodzinie . Mam dzieci i bardzo chce zeby były zdrowe i szczęśliwe. Potrzebuje wsparcia .
Marlena napisał(a):
Nie znam bo nie choruję. A zmiana diety nie jest niczym strasznym, Aniu. Bierzesz duży wór na śmieci, idziesz do lodówki, wywalasz do wora wszystkie przetworzone produkty (lista pomocnicza tutaj) ,potem idziesz do szafek kuchennych i robisz to samo, a następnie idziesz na zakupy i kupujesz prawdziwe jedzenie (lista pomocnicza tutaj). Zajmie Ci to jakieś 2 godziny i już! Masz zmienioną dietę. Nie ma w domu pseudojedzenia to się nie je. Jak będzie się walać po szafkach, to będzie kusić i nęcić.
Jeśli chcesz możesz przedtem w celu zaczerpnięcia inspiracji sięgnąć do książek, np. „Jeść by żyć zdrowo” dra Fuhrmana, a dla dzieci „Zdrowe dzieciaki – jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby” tego samego autora. Są tam również przepisy kulinarne. Możesz też skorzystać z moich przepisów: https://akademiawitalnosci.pl/kuchnia-szybka-i-zdrowa/
Ania napisał(a):
Bardzo dziękuje, przecież to takie proste. Nie ma co sobie komplikowac, trzeba działać 🙂
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak, w działaniu moc! 🙂
Jacek napisał(a):
Oj, im więcej czytam o zdrowym odżywianiu tym głupszy jestem 😉 Do dziś myślałem, że wszelkie preparaty multiwitaminowe są złe, bo nie są naturalne, stwórca nas stworzył doskonałymi i nie potrzebujemy się tuningować jakimiś pakietami witamin, witaminy są w pożywieniu, czytamy w wielu artykułach. Teraz znowu mam mętlik w głowie. Mam pytanie, ile i co powinienem dziennie spożywać aby dostarczyć organizmowi właściwe zapotrzebowanie na witaminę C ? Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Preparaty multiwitaminowe nie są złe, a w sytuacjach awaryjnych nawet niezbędne. Ale nie mogą stanowić zastępnika dla pokarmów o wysokiej gęstości odżywczej. Jeśli chodzi o zapotrzebowanie na daną witaminę (np. C) to nie określa się dawek optymalnych, bo dla każdego człowieka będą one inne (w zależności od tego w jakim tempie i do czego jego organizm tej witaminy potrzebuje). Palenie, stres, intensywna praca, zła dieta, kosmetyki, leki – to czynniki mające wpływ na to ile i jakich witamin nasz organizm potrzebuje do prawidłowego prowadzenia wszystkich procesów metabolicznych. Jedyne co można określić to dawki MINIMALNE poniżej których ustrój sygnalizuje brak tej substancji symptomami (czyli chorobą) i są to opracowane w 1935 roku tabelki RDA. Dawki te są określone dla człowieka zdrowego, niepalącego, nie poddanego stresom. Czyli w praktyce niemal dla nikogo 😉 bo czasy od 1935 roku „trochę” nam się zmieniły, zatrucie środowiska, spożycie leków, kosmetyków i inne czynniki (np. promieniowanie z urządzeń itd.) stresujące nasze organizmy też.
Ale jakiś tam drogowskaz to jest oczywiście: przynajmniej wiadomo ile MINIMALNIE ludzki organizm potrzebowałby danej witaminy w optymalnych warunkach. Co jakiś czas RDA jest podnoszone, raczej mało kiedy obniżane. Po prostu środowisko w jakim żyjemy nam się zmienia i potrzebujemy coraz więcej antyoksydantów by przeżyć czyli zneutralizować dostające się do naszych organizmów toksyny i nie dopuścić do powstania chronicznego stresu oksydacyjnego kończącego się śmiercią naszych komórek. Dlatego nie mamy innego wyjścia jak DOBRZE JEŚĆ! Antyoksydanty natura umieściła dla nas w warzywach i owocach i to powinniśmy głównie jeść, a nie brać multiwitaminy ZAMIAST.
Jacek napisał(a):
Dzięki Marlena 🙂 Właśnie tak się odżywiam, 90% mojego jedzenia to warzywa i owoce (często organik, mieszkam w Irlandii, tutaj nie ma z tym problemu) dużo schudłem, miałem nadwagę, bo odżywiałem się paskudnie. Wkurza mnie tylko to, że wszyscy mi gadają, że wyglądam jakbym był chory co najmniej na raka. Byłem okrąglutki a teraz jestem szczupły i trochę mnie dołuje kiedy kolejna spotkana osoba po latach mówi mi, źle wyglądasz. Specjalnie poszedłem do lekarza i zrobiłem badania po których doktor powiedział, że chciałby mieć takie wyniki. Czy to jest tak, że po drastycznej zmianie stylu życia i odżywiania na lepsze, człowiek może wyglądać gorzej przez jakiś czas?
Marlena napisał(a):
Ale co to znaczy „gorzej” wyglądać? Dostałeś zmarszczek, kręgów pod oczami? Czy tylko po prostu pozbyłeś się nadwagi? Jak ja słyszę coś takiego to włącza mi się lampka alarmowa: oto stoi przede mną ktoś, dla kogo „dobrze wyglądać” znaczy być po prostu tłustym. Ja przez większość dzieciństwa miałam sporą nadwagę, co stanowiło źródło wielu frustracji i prześmiewczych uwag ze strony koleżanek i kolegów w klasie, w końcu mama mnie parę kilo odchudziła odstawiając mi słodycze i smażeniny, i wtedy pojechałam do Babci na wakacje, a ta stwierdziła, że „źle wyglądam”. 😀 Pierwszą rzeczą jaką dla mnie od razu w związku z tym zrobiła to opływająca w smalcu jajecznica, po której myślałam, że się porzygam 😉 Miałam wtedy jakieś 11 czy 12 lat a pamiętam smak tej jajecznicy do dzisiaj.
Jeśli ktoś Ci jeszcze powie że „źle” wyglądasz to powiedz, że za to znakomicie się czujesz 😉 i zapytaj co oznacza „dobrze” wyglądać.
Dorothy napisał(a):
ja myślę że co poniektorzy Ci zwyczajnie zazdroszczą figury i formy, ludzie tak mają że jak ktoś lepiej wygląda to należałoby go zdołować tak dla sportu….
Masa napisał(a):
Jeśli chodzi o witaminę C to rozpocząłem niedawno test, a mianowicie swoją dietę wzbogaciłem o 1-2 kiwi dziennie, które podobno ma dużo witaminy C. Mam nadzieję, że pomoże ona uchronić przed przeziębieniami, zwłaszcza że planuję biegać całą zimę 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli te 2 kiwi dziennie to będzie tyle ile Twój system do ochrony potrzebuje to uchroni. Jeśli zaś będzie tej witaminy potrzebował do ważniejszych procesów metabolicznych to najpierw zużyje ją w tym celu, a potem do ochrony.
magda napisał(a):
pod jaką postacią najlepiej przyjmować niacynę?
Marlena napisał(a):
Najlepiej jako kwas nikotynowy. Można też używać wersji no-flush czyli amidu kwasu nikotynowego (nikotynamidu), jednak nie we wszystkich schorzeniach daje on takie same jak kwas nikotynowy efekty terapeutyczne np. w postaci amidu kwas nikotynowy traci zdolność regulacji cholesterolu.
Aleksandra napisał(a):
Kwas nikotynowy w postaci tabletek? Czy w postaci proszku? Proszek znalazłam taki o czystości 99,5% jako suplement diety i odczynnik do syntez :))) czy taki? Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
W formie kapusłek jest wygodniejszy. Natomiast w formie proszku należy go samemu odmierzać w mikrogramach do czego będzie niezbędna waga jubilerska (koszt kilkanaście zł na Allegro).
marli napisał(a):
Marleno świetny artykuł 🙂
skoro mowa o suplementach, co sądzisz o suplementowaniu vit D w naszej szerokości geogr?
Marlena napisał(a):
Na zimę można zaopatrzyć się w butelkę tranu, są teraz nawet wersje smakowe. Są też preparaty w kropelkach i w kapsułkach. O witaminie D napiszę osobny artykuł.
magda napisał(a):
Chciałabym poznać Twój punkt widzenia na moją sprawę. Długo trenowałam pływanie, tak jak mój brat (jesteśmy młodzi, 20 lat), ja ostatnio zrobiłam sobie przerwę od wchodzenia do chlorowanej wody, zauważyłam polepszenie stanu cery, ale ten sport jest mi bliski i po 4 miesiącach wskoczyłam do basenu… A po basenie okropny trądzik, skóra zaogniona, mój brat podczas przerw też działa jak ja – ładna cera, a po powrocie do wody – wysyp.
Czy da się zabezpieczyć przed taką chemią i bakteriami? Ostropest jak pisałaś? Popracować nad dietą pewnie też się przyda.. Nie chcę iść do lekarza po tabletki na trądzik (już mi proponowano takie rozwiązanie)
PS Dzięki Twoim wpisom zwracam większą uwagę na jedzenie, słyszałam już np o eliminowaniu mięsa, nabiału, ale nigdy – do tej pory – nie traktowałam tego poważnie. Dziękuję!
Marlena napisał(a):
Przed bakteriami ochronisz się w ten sposób, że będziesz mieć bardzo silny system immunologiczny, który je „pożre” zanim zdążą zrobić Ci krzywdę. Stąd wniosek iż praca nad dietą będzie niezbędna. Na pierwszy rzut wyeliminować przetworzoną przemysłowo karmę, pokarmy rafinowane, smażone, słodzone, doprawiane chemikaliami. Prawdziwe jedzenie nie wymaga takich zabiegów aby być smaczne samo w sobie. Prawdziwe jedzenie pochodzi z ziemi a nie ze sklepu (chyba że jest to warzywniak 😉 ) i można je jeść nawet w stanie jak je Bozia stworzyła bez przetwarzania, z czego nasz ustrój czerpie najwięcej korzyści i najhojniej nam się z wdzięcznością odpłaca w postaci zdrowia.
Iga napisał(a):
Witaj Marlenko. Jak sądzisz, czy suplementacja niacyną mogłaby być pomocną w autyźmie? Pozdrawiam Iga
Marlena napisał(a):
Igo, nie mam informacji na ten temat, ponieważ w latach 40-tych kiedy to dr Hoffer leczył zaburzenia sfery psychicznej niacyną, to taka choroba jak „autyzm” to były raptem jakieś sporadyczne przypadki a nie epidemia jak dzisiaj, dopiero w 1943 r. dr Kanner badając grupę jedenaściorga dzieci ukuł termin „autyzm dziecięcy” na opisanie zaburzeń typu schizofrenicznego aby odróżnić je od zaburzeń pojawiających się u dorosłych.
Pat napisał(a):
Cześć!
Pisałaś w komentarzach o skracającym się czasie snu. Może mi pomożesz? U mnie sen w dzień wolny trwa zawsze długo, po kilkanaście godzin. Niewiele się pod tym względem zmieniło w ciągu ostatnich 6 miesięcy, kiedy odżywiam się zdrowo. W tej chwili kończę 4 tydzień postu Daniela, a sen jeszcze wydłużył się, potrafię spać prawie cały czas, kiedy nie pracuję. Przedwczoraj przespałem 21 godzin z przerwami na WC, nieumyślnie bijąc tym samym życiowy rekord. Czy myślisz, że jest to efekt oczyszczania, a może wiesz, czego konkretnego może mi brakować w pożywieniu lub w ogóle? Gdzie szukać odpowiedzi? Dzięks!
Marlena napisał(a):
Jeśli Twój organizm potrzebuje snu akurat w tym momencie to daj mu się regenerować. Podczas snu ustrój rozprawia się z toksynami. Podczas postu niczego nie może brakować ponieważ organizm żywi się w trybie endogennym a jego głównym celem jest przywracanie porządku. Taki „Cleaning mode”. Jeśli wiele lat organizm był zatruwany to nie oczyści się tak szybko jakbyśmy sobie tego życzyli. Cierpliwości 🙂
Marek napisał(a):
Konserwowe groszek i fasola tracą swoje właściwości?
Marlena napisał(a):
Marku, wszystko co puszkowane wywal z domu. Wartościowe jest jedynie świeże, no w najgorszym razie zimą można się uciec do mrożonek. W puszkach jest bardzo często dodany cukier do zalewy, ponadto puszki wyłożone są tworzywem zawierającym szkodliwy bisfenol A (ta biaława powłoczka w środku puszki). Puszeczkom jednym słowem już podziękujemy 😉
Paweł napisał(a):
Witam serdecznie.
Przede wszystkim gratuluję Ci Marleno świetnej strony!
Mam pytanie do Ciebie bądź innych użytkowników w kwestii stosowania wspomnianej w artykule witaminy B3 i jej pozytywnego wpływy w chorobach o podłożu psychicznym.
Mój Tato od bardzo wielu już lat ma problemy właśnie tej natury.
Chciałbym spróbować wprowadzić u niego stosowanie większych dawek wit. B3. Tylko kwestia jakiej wielkości to powinny być dawki? Czy nadmiar wit. B3 zostanie wydalony z moczem i nie powinno być żadnych negatywnych skutków poza opisanymi w artykule objawami (uczucie ciepła, zaczerwieniona skóra)?
Na innej stronie wyczytałem, że ktoś pisze, że do 500 mg dziennie nie powinno być skutków ubocznych i że przyjmowanie samej witaminy B3 wypłucze z organizmu pozostałe witaminy z grupy B.
Czy zatem należałoby przyjmować cały kompleks witamin z grupy B?
Zresztą sama witamina B3 jest dostępna tylko na receptę, a bez dostępne są tylko takie kompleksy witamin z grupy B, ale tam w jednej tabletce zawartość wit. B3 to tylko 16 mg :/
Marlena napisał(a):
Hej, Paweł! Na temat tej witaminy i prac dra Hoffera napiszę więcej osobny artykuł. Niacyna jest dostępna w dwóch formach: kwas nikotynowy lub jego związek czyli nikotynamid. Ten drugi nie daje zazwyczaj uczucia ciepła, ale ma dwie wady: jest bardziej obciążający dla wątroby (co 3 miesiące warto badań transaminazy we krwi i obserwować czy nie rośnie poziom) i druga wada to taka, że niacynamid nie zbija cholesterolu (ale na inne przypadłości jak stawy, problemy psychiczne, alkoholizm itd. jak najbardziej zachowuje swoją aktywność biologiczną i działa bez zarzutu). Jeśli więc ktoś się decyduje na megadawki niacyny to najpierw należy wybrać jej formę (jeśli chcesz przywrócić prawidłowe poziomy cholesterolu to niacynamid odpada). Jeśli chodzi o dawkowanie to Hoffer stosował 3-9 gram niacyny dziennie rozbite na mniejsze dawki w ciągu dnia (przypadki ciężkich psychoz mogły jednak potrzebować więcej niacyny). Zalecał też jednocześnie przyjmować B complex ponieważ witaminy z tej grupy pracują zespołowo. Przyjmowanie niacyny można zacząć od mniejszych ilości i w kolejnych dniach zwiększać aż osiągniemy docelową, czyli taką, przy której czujemy się już zdrowi.
Toksyczność niacyny jak mówi dr Hoffer jest taka jak toksyczność wody. Dla psa ilość toksyczna to 6 gramów na kilogram masy ciała. W przeliczeniu na średniego człowieka hipotetycznie byłoby to 225 gramów, jednak nie wiadomo do końca jaka jest de facto zabójcza dawka dla człowieka, ponieważ jak do tej pory niacyna nikogo nie zabiła. Długo przed przyjęciem dawki hipotetycznie zabójczej (225 g) ustrój włączyłby mechanizmy naprawcze: ostre nudności a następnie wymioty. Dr Hoffer w jednym z wywiadów mówił jak pewnego dnia trafiła do niego 16-latka, która nie pytając się nikogo na jeden raz wzięła 120 kapsułek po 500mg niacyny czyli 60 g! Oczywiście wszystkie „głosy” jakie słyszała w głowie natychmiast zniknęły, a od dra Hoffera dostała dawkę 3 g dziennie podtrzymująco i od tej pory była zdrowa jak ryba 😉
Z kolei dr Saul opowiadał jak jedna kobieta spędzała dnie na wpatrywaniu się w róg pokoju, zero kontaktu z otoczeniem. Przy dawce 12 g dziennie (powoli podnoszonej codziennie) wstała i usiadła do stołu z rodziną do posiłku, rozmawiając z nimi pogodnie jakby nigdy nic się nie stało. Rodzinka szczęśliwa pobiegła do opiekującego się nią psychiatry pochwalić się sukcesem, ten zaś stwierdził, że to strasznie szkodliwe AŻ TYLE niacyny, więc przestali jej dawać i pani wróciła do obserwowania swojego rogu w pokoju. :/
Powtórzę za drem Hofferem: żadna ilość witaminy nie jest szkodliwa dopóki jest to ilość jakiej de facto organizm na dany moment potrzebuje aby wyzdrowieć. Nie mamy chyba powodu aby nie wierzyć słowom lekarza, który wyleczył z zaburzeń psychicznych megadawkami niacyny ponad 5 tys. pacjentów w ciągu ponad półwiecza praktyki lekarskiej. Jeśli chodzi o zakup witaminy to szukaj nie w aptekach ale na Allegro lub w sklepach internetowych sprzedających suplementy (np. Swanson, Now albo Puritan’s Pride).
Druga sprawa: większość serotoniny (hormonu szczęścia) produkują jelita. Zdrowy człowiek jak ma zdrową błonę śluzową jelit, wypełnioną dobrymi koloniami bakterii produkujących dla niego szereg potrzebnych dla zdrowia (również psychicznego) witamin z grupy B, to jest szczęśliwy, odporny na stres i ma pozytywne podejście do świata, do życia itd.. Gdy nie jest szczęśliwy to powinien doprowadzić do ładu jelita, których prawidłowa flora mogła zostać uszkodzona przez przetworzoną dietę, leki, alko lub stres. Witamina B3 jest bardzo pomocna, ta witamina u ludzi zdrowych jest tylko częściowo dostarczana w diecie, a częściowo produkowana w jelitach z tryptofanu (podobnie inne witaminy z grupy B są produkowane w jelitach). I teraz jeśli ktoś nawet dobrze jedząc NIE PRZYSWAJA lub nie je dobrze, bo ma ubogą w tryptofan dietę i jednocześnie nie dostarcza codziennie laktobakterii, to traci możliwość wyprodukowania sobie tych witamin z grupy B (w tym B3), w zaburzonej florze również produkcja serotoniny ulega zaburzeniu i mamy problem, z którym lądujemy u lekarza, ten przepisuje psychotropy, które dalej niszczą już i tak ubożuchną florę w jelitach i tak dalej i tak dalej. Robi się błędne koło, a niedobory się pogłębiają (bo diety lekarz nic nie mówił by zmieniać, zamiast tego prochy przepisał), niedobory są częściowo przez jakiś czas zamaskowane lekami, bo czujemy się lepiej, ale tylko jak działają leki. Te z kolei jednak mają działania uboczne i tylko pognębiają już i tak zmaltretowany tym wszystkim organizm. Zatem niacyna niacyną ale przede wszystkim zmiana diety i stylu życia na sprzyjający zdrowym jelitom. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało – zdrowa głowa ma swój początek w zdrowych jelitach! 🙂
Paweł napisał(a):
Dziękuję za błyskawiczną odpowiedź.
Osobny artykuł to myślę bardzo dobry pomysł. Jednego czytelnika już masz 😉
Jeżeli chodzi o dwie formy niacyny to wydaje się, że w takim razie bezpieczniejsza powinna być w postaci kwasu nikotynowego.
Z kolei, jeśli chodzi o przyjmowanie jednocześnie B complex to czy masz skądś informację czy przyjmowane dawki tych pozostałych witamin z grupy B powinny być w jakiejś proporcji do przyjmowanej dawki niacyny?
Czyli jeżeli byłaby to np. dawka 3g dziennie to czy dawki B complex też powinny być odpowiednio duże?
Jeżeli chodzi o B complex to czy Twoim zdaniem np. coś takiego by się nadało?
https://www.megapower.pl/trec-vitamin-complex-p-4799.html
Marlena napisał(a):
Z tego co pamiętam to zdaje się 3 x dziennie po 1 dr Hoffer zalecał tą B complex.
Kasia napisał(a):
Witam serdecznie.
Trafiłam na Twojego bloga szukając odpowiedzi na pytanie a ponieważ jest tutaj bardzo obszerna i ciekawa wiedza, zajmie mi trochę czasu przeczytanie wszystkiego i znalezienie odpowiedzi na pytanie.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Muszę przyznać, że przepełnia mnie wdzięczność i radość, za to, że są takie anioły jak Ty.
Pytanie: Czy witamina C zakwasza organizm, czy w trakcie zachodzących reakcji, wbrew pozorom i smaku, odkwasza organizm? Tak jak np ocet jabłkowy. I nie mogę znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na pytanie w jakim środowisku rozwijają się grzyby. Bakterie i wirusy żyją w środowisku beztlenowym i kwaśnym, żywią się cukrami. Więc soda oczyszczona wymieszana z cukrem w letniej wodzie na pusty żołądek powinna pomóc, co jeśli dodamy Tą witaminę C do roztworu. Mega specyfik na każdą chorobę?
A co z grzybami?
Powiem szczerze, że w jakimś momencie po prostu się pogubiłam, jeśli chodzi o reakcje chemiczne zachodzące w organizmie po spożyciu np.kwaśnego, potem wymieszanego z sodą ( a soda to zasada),
Tutaj muszę sobie to jeszcze poukładać
Bo np w książce Michała Tombaka „Czy można żyć 150 lat” wyczytałam, że dodanie soku z cytryny do lewatywy, usuwa i zapobiega powstawaniu grzybów i pleśni w jelicie. Swoją drogą od tej książki się zaczęło i gorąco polecam.
W reportażu na YT np Dr Colldwel mówi, że guzy nowotworowe są zbudowane z toksyn! Gerson i jego córka także mówią o toksynach, pleśniach i przede wszystkim odtruwaniu organizmu przez soki z wyciskarki. polecam książkę i film: https://www.youtube.com/watch?v=cPnNSKCzSL0
Działanie oleju konopnego również mnie zaskoczyło: https://www.youtube.com/watch?v=dQmv7TtwL0I&feature=share
https://www.youtube.com/watch?v=Waj_2J2tK1Q&feature=share
Dr Simoncini mówi, że nowotwór to infekcja pleśniowa Candida i nie ma nic wspólnego z genetyką i usuwa go węglanem sodu (sodą oczyszczoną):
https://www.youtube.com/watch?v=NR_z2HEpy44
Jak już się tak rozpędziłam to polecam także to:
https://www.youtube.com/watch?v=ZLfMzAiE6I4
w szczególności polecam ten film, mega wiedza dla zaawansowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=PxuGs-73XSw
I ten: https://www.youtube.com/watch?v=e6WUmli5_vU&feature=youtu.be
Z tego wszystkiego wynika, że to niewiedza i nasze „programy” są źródłem chorób. Od kilku lat interesuję się tematem zdrowia i tak jak Ty wolę zbierać wiedzę od seriali TV. Efekt jest taki, że ja i moje córcie jesteśmy zdrowe. Przez ostatnie dwa lata nie pamiętam u nas nawet kataru. Teraz jestem na etapie badania, jak zamienić negatywne programy na te pozytywne w naszym biokomputerze.
No cóż, żyjemy w systemie, który robi wszystko aby utrzymywać nas dla zysku w niewiedzy, na szczęście jest internet i to całe zniewolenie się kończy dzięki takim osobom jak Ty Marleno.
Pozdrawiam gorąco
Kasia
Marlena napisał(a):
Kasiu na temat zakwaszania witaminą pisałam już tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-c-czy-nie-zakwasza-i-jak-ja-dawkowac/
różyczka napisał(a):
Super artykuły,, siedzę drugi dzień czytam z zapartym tchem,,Proszę napisać jak wyleczyć candida z przełyku,powoduje duszności ,(,lekarze stwierdzili astmę…)różyczka.
Tommy napisał(a):
Witam,
Mam zapytanie odnośnie niacyny a mianowicie w jakiej formie (postaci) zalecałaby Pani przyjmowanie?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Tommy zależy do czego. Bo np. niacynamid (wersja no-flush, nie dająca uczucia ciepła) nie powoduje spadku cholesterolu. Więc jak ktoś chce aby mu spadł to zwykłą niacynę należy kupić (kwas nikotynowy). Wersja no-flush jest też bardziej obciążająca dla wątroby. Więc coś za coś.
dddd napisał(a):
świetny artykuł.
Tommy napisał(a):
…czy rozpuszczone drożdże byłyby dobrą opcją??
TroPtyN napisał(a):
Zacząłem kilka dni temu brać niacynę, dokładnie w poniedziałek zacząłem. Zauważam poprawę w aspektach, na które miałaby ona pomagać. Ale o dziwo zwiększanie dawki nie daje w tej chwili takich efektów, jak zaczerwienienie skóry i mrowienie (na początku były). Proszę Marleno, powiedz mi, o co w tym chodzi.
Brałem najpierw około 300 miligramów niacyny (w jednej dawce, w ciągu dnia kilka takich dawek) i to doprowadzało mnie do lekkiego zaczerwienienia skóry i uczucia mrowienia. Zacząłem zwiększać dawkę, nawet do 1 grama na raz (w ciągu dnia kilka takich dawek biorę), ale to już nie wywołuje zaczerwienienia i mrowienia. Nie wiem dlaczego. Czy to oznacza, że mój organizm się przyzwyczaił do niacyny i należy zaprzestać łykania? Czy może lepiej będzie zwiększyć dawki, by w końcu doprowadzić do 'skin flushing’ (bo mój organizm o wiele więcej potrzebuje i wykazuje naprawdę wysoką tolerancję na niacynę)? Co mam zrobić? I czy nawet jeśli wezmę 20 tabletek na raz, to ta niacyna zostanie wchłonięta, czy może tylko ułamek tej ilości wchłonę, a resztę wydalę? Łykam cały czas ten sam kwas nikotynowy, żaden nikotynamid, więc efekt flushing powinien następować, a nie następuje.
Marlena napisał(a):
To jest wszystko opisane na tej stronie: https://www.doctoryourself.com/niacin.html – „flush” po jakimś czasie przestaje występować, chyba że przerwiesz niacynę na parę dni i zaczniesz brać znowu, wtedy i „flush” powróci. Generalnie „flush” jest sygnałem tymczasowego nasycenia, ale nie oznacza jeszcze wyznaczenia właściwej dawki czy też poziomu tolerancji. Ten poziom właściwej (maksymalnej jaką ustrój jest w stanie wchłonąć) dawki wyznaczają mdłości. Dr Hoffer mający ponad 40-letnie doświadczenie w leczeniu pacjentów niacyną pisze, że sygnału mdłości nie należy olewać, bo olane doprowadzą do wymiotów. Jednym słowem witamina C gdy z nią przedobrzymy wychodzi nam dołem, a niacynka górą 😉 Witamin rozpuszczalnych w wodzie organizm bowiem nie magazynuje, tylko się ich pozbywa, z właściwym sobie rzecz jasna wdziękiem.
Dalej: dawka nie powinna być utrzymywana na poziomie mdłości, lecz poniżej. Jeśli wystąpią mdłości oznacza to, że czas obniżyć dawkę. Zazwyczaj pacjenci Hoffera przyjmowali 3-9 g niacyny dziennie, rozbite na 3 dawki (po posiłkach). Ciężej chorzy pacjenci potrzebowali czasem większych ilości na dobę. Ilość zdolna zabić psa to 5 g niacyny na kilogram wagi psa. Nie wiemy jaka ilość zdolna by była zabić człowieka, ponieważ do tej pory niacyna nie zabiła ani jednego. Co najwyżej potencjalny nieboszczyk zanim doszłoby do domniemanego zejścia ostro by się porzygał, pozbywając się w ten sposób niepotrzebnych jego organizmowi zasobów pożartej niacyny, co uczyniłoby śmierć niedoszłego denata z powodu przedawkowania niacyny fizycznie niemożliwą do wykonania w praktyce. Właśnie dlatego niacyna jeszcze nikogo nie zabiła. Ciężko jest popełnić samobójstwo witaminami. Niacyna i C na pewno się do tego nie nadają 😉
TroPtyN napisał(a):
I to jest fantastyczna odpowiedź. Dzięki Marleno. 🙂 Będę w dalszym ciągu i bardziej wnikliwie sprawdzał działanie niacyny na swój organizm. Teraz mam jeszcze lepszy punkt oparcia. 🙂
kowalus napisał(a):
hej
dobra porcja wiedzy, bardzo dobra. Na codzień obserwuję jak ludzie karmią zarówno siebie jak i swoje malutkie dzieciaczki……i dochodzę do wniosku, że cywilizacja zachodu (jeśli się nic nie zmieni) wymrze na własne życzenie a o naszej chorowitości będą w przyszłości (jeśli dane nam bedzie) uczyć w szkołach i pisać w podręcznikach jak dziś o wymarciu Majówitp.
Jestem osobą biegającą i od czasu do czasu pomarketinguje któryś z Twoich wątków na forum bieganie.pl
Pozdrawiam
Asia napisał(a):
Marleno, czy poleciłabyś jakąś multiwitaminę z wszystkimi tymi dobrymi składnikami, o których pisałaś. Ja przewertowałam składy kilku preparatów i nie znalazłam w nich wszystkiego co powinna zawierać dobra multiwitamina. W aptece pani wywaliła na mnie oczy jak pokazałam rozpiskę co chcę, zeby zawierała i dała mi kilka preparatów żebym sama sobie szukała w składzie tego co chcę.
A co do witaminy C …. rozkłada mnie grypa, piję po kilka szklanek dziennie „sprita” aż do rozwolnienia lub odczuwalnych zmian w żołądku już 3 dzień i nic, choroba rozwija sie coraz bardziej.
Marlena napisał(a):
Multiwitaminy spożywam w postaci soków, więc nie pomogę. Odnośnie C to popatrz na rozpiskę dra Catharta (przejrzyj wpisy otagowane „witamina C”, gdzieś ją podawałam) i stosuj odpowiednie ilości, im są większe tym muszą być podawane w mniejszych porcjach ale częściej. Duże porcje na raz wiążą wodę w jelitach i kończą się wizytą w toalecie, a wyleczenia brak.
Asia napisał(a):
Dziękuję serdecznie, już wiem w czym tkwił mój błąd. Tak bardzo chciałam się szybko wyleczyc, że źle stosowałam witaminę C, zbyt duże dawki.
Janusz napisał(a):
Witam Marleno:) Mam pytanie. Chciałbym do diety włączyć witaminę b3 w większych dawkach. Jaka porcja jest na początek zalecana. Na razie mam taki pomysł, aby zacząć od 3 x 250mg a skończyć 3 x 500mg. Właśnie zamówiłem do tego celu taką niacynę: https://allegro.pl/show_item.php?item=4022316505 Co o niej sądzisz?
Nie chciałbym iść do pracy czerwony jak burak, dlatego prosiłbym o informację o początkowym dawkowaniu.
Marlena napisał(a):
Januszu tu masz wyczerpujący artykuł na temat dawkowania niacyny. Ta z tej firmy jest dobra, a „flushem” trwającym 1-3 kwadranse się nie przejmuj, po pewnym czasie już organizm przestaje reagować flushem.
Justyna napisał(a):
Witam :). Mam pytanie odnośnie poprzedniego komentarza. Nie rozumiem o co chodzi z tym flushem. Domyślam się, że flush jest to objaw nasycenia organizmu niacyną. Jeśli tak, to po jego wystąpieniu powinno się odstawić niacynę. Do czego więc organizm ma się przyzwyczajać?
Z góry dziękuję za pomoc, bo powstał mętlik w mojej głowie..
Marlena napisał(a):
Flush to objaw chwilowego (czyli na ten moment) nasycenia. Czyli wyznacza poziom optymalnej dawki na dany moment (tu jest nieco inaczej niż z witaminą C).
Justyna napisał(a):
Trochę to skomplikowane 😉 Dziękuję Ci ślicznie za odpowiedź i pozdrawiam.
Kamila napisał(a):
Witam.
A jak ma się kuracja niacyną w stosunku do zwyrodnienia stawów kręgosłupa (rwa kulszowa). Chciałabym polecić tą kurację mojej mamie – ale nie wiem czy w tym przypadku ma to istotny sens.
Powoli wprowadzam w życie swoje i swoich dzieci przepisy na zdrowie proponowane na Twoim blogu, nie jest to tak proste jakby mogło się wydawać, a już tym bardziej przekonać (zachęcić) swoich dorosłych – myślących po swojemu – bliskich do systematycznego przejścia na zdrowy tryb życia.
pozdrawiam
Daria napisał(a):
Kolejny wspaniały artykuł 🙂
Czekam z niecierpliwością na osobny artykuł o niacynie – mam nadzieję, że będzie już wkrótce 🙂
Jak zawsze bardzo serdecznie pozdrawiam!
Tes napisał(a):
Pani Marleno. Bardzo potrzebuję porady. Moja 5 miesięczna córka złapała kleszcza pod pachą. Wczoraj jej go wyjęłam, mógł tam być 2-3 dni. Pozostało coś niewielkiego jakby skrzep. Sama miałam wiele razy kleszcza więc posiadam doświadczenie w wyciąganiu ich, ale nie mam 100% pewności, że nie zostało tam coś z niego. Może powinnam poczekać do poniedziałku i iść do lekarza, ale nie mogłam nic nie zrobić. W to miejsce przyłożyłam kawałek listka żyworódki. Niech mi Pani napisze, proszę, co by Pani zrobiła na moim miejscu. Strasznie mi przykro, że do tego doszło, wolałabym sama złapać 100 zamiast córki tego jednego, ale czasu nie cofnę, i nie wiem co dalej robić, tylko obserwować miejsce ugryzienia?
Bardzo proszę o radę, w internecie nie mogę znaleźć nic sensownego, a Pani ufam.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Myślę, że należy zwrócić się do lekarza, on powie co robić dalej. Na pewno obserwować. Ja bym podała też witaminę C.
Tes napisał(a):
Jak podawać witaminę C tak małemu dziecku? Karmię tylko piersią.
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim sama ją bierz, witamina C przenika do mleka. Można też dodać witaminę małej np. do soczku. Dr Klenner zaleca dla zdrowych dzieci 100mg C dziennie na każdy miesiąc życia, czyli w tym przypadku będzie to 500 mg na dobę, w przypadku stresu (infekcja, uraz itd.) zapotrzebowanie może być jednak większe. No i nie ma co panikować na zapas, bo nie każdy kleszcz jest nosicielem zarazy.
shatex napisał(a):
Ja bym tu dołożył jeszcze pominiętą a jakże ważną witaminę D…..
Inez napisał(a):
Witam,
Marleno, cenie Twoja stronę i często z niej korzystam. Pod jej wpływem kupiłam kilka suplementów, których używam. Mam jednak pewną wątpliwość. Skąd masz pewność, że stosowanie syntetycznych witamin w mega dawkach nie jest jest szkodliwe dla człowieka? jakie są dowody, że nie będzie po nich powikłań? Trafiłam dziś na artykuł, w którym również powołują się na rzetelne badania i naukowców, gdzie jest mowa o szkodliwości syntetycznych witamin. Moje pytanie jest takie. Jaką mam mieć pewność, że Twoje źródła są bardziej pewne, niż źródła z poniższej strony?
https://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_witaminy_syntetyczne.html
Nie traktuj tego jako oskarżenie, wiem, że wiele z tego co tu robisz, jest w dobrej wierze i tak to postrzegam. Chcę tylko mieć pewność, że proponując to, co tu czytam innym, nie zaszkodzę moim przyjaciołom i bliskim. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Odsyłam do szóstej rady dra Saula: sprawdzaj źródło podawanej w internecie wiedzy. Witryna wskazana przez Ciebie nie zajmuje się medycyną ortomolekularną, zaś autorem tekstu jest człowiek handlujący suplementami Amwaya. Warto zwrócić uwagę, że „badania” można zrobić różne i otrzymać wynik jaki jest w danym momencie potrzebny, manipulując danymi. Natomiast czym innym jest przedstawienie efektów kilkudziesięciu lat praktyki klinicznej licznych lekarzy praktykujących medycynę ortomolekularną na setkach tysięcy udokumentowanych wyleczonych pacjentów.
Agata66 napisał(a):
Pani Marleno,mam stwierdzony trądzik różowaty,po zazyciu wit pp moja twarz robiła się jeszcze bardziej zaczerwieniona i piekła niesamowicie,więc odstawiałam. Mam pytanie,czy powinnam dalej zazywać tę wit? Ponieważ jest Pani kopalnią wiedzy,może założy Pani osobny watek na temat tradzika różowatego? Pewnie wiele osób odwiedzających Pani str.boryka się z tym problemem. Pozdrawiam serdecznie:)
Marlena napisał(a):
Agato, przy trądziku stosuje się raczej niacynę na skórę (np w postaci kremu z niacyną), a nie doustnie. Raczej zbadaj swój poziom witaminy D, może coś się rozjaśni, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia
Agata66 napisał(a):
Dziękuję bardzo za szybką odpowiedź. No tak…a dermatolodzy nagminnie wszystkim z trądzikiem różowatym przepisują niacynę doustnie. Oczywiście przechodzę do polecanego artykułu. Bardzo dziękuę:)
millarose napisał(a):
Witam, czy witaminę C czystą mogę podać 11 miesięcznemu dziecku?
serdeczne pozdrowienia
m.
Marlena napisał(a):
Możesz, najlepiej dodać ją do świeżo wyciskanego soczku (np. z marchewki) albo herbatki (ale musi być letnia, nie gorąca, aby się witamina nie utleniła).
Heniu49 napisał(a):
Witam!! mam takie zapytanie czy mogła by mi Pani podpowiedzieć, mam taką dolegliwość że lekarz nie bardzo wie co właściwie Mi dolega: a wygląda to tak pewnego dnia w ubiegłym roku zaczęły Mnie swędzieć dłonie od środka i stopy i gdy się z pociłem to na powierzchni Mego ciała wystąpiła wysypka jak potówki u niemowlaka, jak ochłonąłem to znikły ale swędzenie pozostało, po wizycie u Dermatologa zastosował tabletki przeciw-chistaminowe to swędzenie ustąpiło,ale ciągle biorę bo jak przestane to wszystko powraca,ALERGOLOGICZNIE zostałem przebadany i wszystko jest w normie i nadal nie wiem co Mi właściwie dolega i do kogo się udać. Proszę o ewentualną podpowiedż jakby Pani miała w tym kierunku jakąś wiedzę z góry dziękuję za pomoc.
Marlena napisał(a):
Zamiast tabletek antyhistaminowych spróbuj działającej identycznie witaminy C. Dużo, często i do ustąpienia objawów.
Monika napisał(a):
Droga Marleno, Pisze w imieniu mojej mamy która cierpi na gościec. Zastanawiamy się po przeczytaniu tego artykułu nad wprowadzeniem niacyny, tyle że dokładnie nie wiemy w jakiej formie miałaby ona być podana i w jakich ilościach. Dodam że stosujemy/śmy już wiele metod oczyszczania organizmu u mamy łącznie z postem Daniela, Dąbrowskiej etc suplementacji wit C (acerola, ale nie wiem czy dawka nie za mała) ale nie przyniosło to takich rezultatów jakbyśmy chciały. Mama – młoda kobieta a bardzo chora i cierpiąca. Może ta niacyna by ja postawiła na nogi? Czy mogłabyś poświęcić chwilkę i odpisać mi na post? Jakie dawki bys sugerowała i jaką formę?
Z góry dziękuję 🙂
Monika
Marlena napisał(a):
Moniko nie ma niczego co zastosowane jednorazowo zlikwiduje zaburzenie „hodowane” latami. Jednorazowy post jeśli nie polepszył sytuacji do końca – to znak, że należy go powtarzać (pomiędzy postami zdrowe pełnowartościowe odżywianie zgodnie ze wskazówkami dr Dąbrowskiej + raz na tydzień „przypominajka”).
Witaminy stosowane w za małych dawkach aby odczuć różnicę należy zastosować w takich dawkach przy których różnicę zaczyna się odczuwać. Tak samo robił Kaufmann z pacjentami chorymi na stawy: zaczynał od 250 mg niacyny 4 razy dziennie (razem 1 g niacyny dziennie), jeśli nie widział w najbliższych tygodniach poprawy to podnosił dawkę dzienną, ale wtedy rozbijał ją na większą ilość porcji. Stosować można zarówno niacynę w formie kwasu nikotynowego jak i w formie niacynamidu.
Koli60 napisał(a):
Witam, jakie dawki witamin i minerałów proponujesz zażywać ( maksymalnie), żeby też nie przedobrzyć. Właśnie chcę zacząć „witaminizować” się 🙂 .Kupiłam grykaminę,wit.K2 i D3.Piję czystka, sodę oczyszczoną z miodem (ale za 2 dni kończę 10 dniowa kurację). Z poczatkiem pażdziernika mam zamiar przeprowadzić „post” wg dr.Dabrowskiej.Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Na pewno powinnaś dołożyć magnez. Przy suplementacji witaminy D pamiętać należy o tym, że następuje lepsze wchłanianie wapnia, podnosi się nam poziom wapnia, a ponieważ jego antagonistą jest magnez, więc może w pewnym momencie nam zabraknąć magnezu.
Ania napisał(a):
Marlena, po lekturze artykułów na Twoim blogu i na doctoryourself.com chciałam sobie kupić witaminę B3 w proszku, jednak trudno znaleźć kogoś, kto by ją sprzedawał. Masz może jakieś sprawdzone źródło, z którego można by ją kupić?
Pozdrawiam serdecznie
Ania
Marlena napisał(a):
W proszku niestety nie wiem, chwilowo jakby nieosiągalna. Ale można dostać w kapsułkach (np. Swanson czy Puritan’s Pride)
Dominik napisał(a):
Witam, chciałem tylko pochwalić za WSZYSTKO:))) Fajnie, że są tacy ludzie i mam nadzieje, że zawsze taka będziesz. Naprawdę warto robić to co robisz, ponieważ nawet nie zdajesz sobie sprawy lub zdajesz ilu ludziom pomagasz i ułatwiasz życie. WIELKIE GRATULACJE
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Dominiku, cieszę się bardzo, że moje artykuły są dla Ciebie i dla innych użytkowników przydatne. Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Halina napisał(a):
Wielkie gratulacje Marlena!! Mam pytanie-juz od dwoch m-cy borykam sie jak wyleczyc.Oto zaczelo sie od robienia sokow warzywnych np.1 marchew,pietruszka,burak czerwony,seler garsc szpinaku imbir,1 szkl.mleka migdalowego ,1 miarka protein powder i to wypijalam zamiast sniadania-tak przez 3 dni i potem zaczelo mnie tak piec ponizej mostka,myslalam ze to zgaga ,ale nie,chyba zrobilam sobie rane,bo teraz cokowliek jem to mnie piecze nawet pijac wode ,czy lykajac tabletki.Moj dok.Holistic D.C.Ph.D probuje mi wyleczyc-bez zmian do tej pory-jestem na diecie bez glutenu bez cukru bez mleka-bo to mi pogarszalo pieczenie.Jedynie moge kefir i mleko migd.kasze jaglana,otreby-dlatego ze wczesniej mialam duze zatwardzenia.Mam jedzenie gotowane,bo surowych nie moge warzyw,a owocow tym bardziej.Chyba popsulam sobie zoladek,bo nawet po jedzeniu czegokolwiek to mi tak pulsuje,a czasami jakby stanelo jedzenie..Pare dni juz czytam Wasz strone jest wszystko bardzo ciekawe i interesujace.Napomne tez ze posmierci mojej mamy(3 m-ce)nie moge dobrze jesc jakby moj zoladek byl nerwowy,moze stres…Wszystko tak zlozylo sie naraz nie wiem co przypisac temu.Lekarz wczesniej powiedzial,ze bylo to zatrucie chemiczne tymi sokami-ale ta rana jest jeszcze,a zoladek zachowuje sie dziwnie zaraz po jedzeniu mam taki puls,jakby serce bilo-ustepuje po 40 mi.Ale jestem glodna co 2-godz. po tluszczu tez mnie piecze jajkach,specjalnie juz nie wiem jak ulozyc jadlospis.Ostatnio po wizycie lekarz dal mi EnzymyHCI-Ease,Gastrazyme, Ligaplex II na watrobe Mg-zyme na zatwardzenie .Z tego jestem zadowolona, ze wypruznienia sa dobre,poza tym bez zmian -bardzo prosze o pomoc,bede bardzo wdzieczna Halina(lat 52)
Marlena napisał(a):
Halino, pacjenci w klinice Gersona dostają 13 soków warzywnych na dobę i nikt się jeszcze nimi nie otruł, tylko wręcz przeciwnie. Więc nie sądzę aby ktokolwiek mógł się warzywami otruć – czy to w firmie stałej czy płynnej. Może ten protein powder prędzej Ci zaszkodził, bo masz za mało enzymów do trawienia białek?
Trudno mi powiedzieć, zresztą ja nie udzielam porad lekarskich, nie jestem lekarzem, nie znam kondycji zdrowotnej Twojej.
Halina napisał(a):
Witam i bardzo dziekuje za szybka odpowiedz-tak tez uwazalam,ze ten protein powder mogl mi zaszkodzic.Tak to prawda skoro mam enzymy do trawienia bialek-jeszcze raz slicznie dziekuje Marleno-pozdrowienia
Julita napisał(a):
Pani Marleno jakoś cudownie trafiłam na Pani stronę i juz tu zostane.Mam pytanie jestem w ciąży i cały czas dręcza mnie infekcje przede wszystkim katar i zatoki oraz infekcje pecherza. Lekarz przepisał mi antybiotyki ale na samą myśl drze ze musiałabym je wziąć.Czy bez przeszkód mogę stosować Wit C? proszę o odpowiedź
Marlena napisał(a):
Powinien dopomóc Ci ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/
oraz wszystkie otagowane tagiem „odporność organizmu” bo to jest coś nad czym najwyraźniej powinnaś popracować dla dobra obojga:
https://akademiawitalnosci.pl/tag/odpornosc-organizmu/
Sandra napisał(a):
Droga Marleno dzięki Ci, że jesteś! 😀 z zapartym tchem czytam od kilku dni Twojego bloga ! Wprowadzam co mogę w życie i na prawdę już zauważam pierwsze efekty 😀 Na razie mam trochę mętlik w głowie od tak dużej dawki informacji naraz, ale jak dojdę do pierwszych postów zacznę od nowa czytać i wszystko skrupulatnie studiować 😀 Chciałam się dopytać jeszcze o tą niacynę ponieważ szukam odpowiedniego suplementu, a pisałaś, że najlepiej żeby była pod postacią kwasu nikotynowego oraz w jakimś wcześniejszym poście, że witaminy grupy B najlepiej działają grupowo. Nie mogę znaleźć suplementu, w którym pisałoby, że jest to kwas nikotynowy i piszą raczej tylko niacyna albo B3. Znalazłam suplement B-complex w całkiem dobrej cenie o następującej zawartości składników: Inositol 100 mg
Choline Bitartrate 25 mg
Paba 100mg
Thiamin (B1) 100 mg 6667%
Riboflavin (B2) 100 mg 5882%
Niacin (B3) 100 mg 500%
Vitamin B6 100 mg 5000%
Folate,Folic Acid,Folacin 400 mcg 100%
Vitamin B12 100 mcg 1667%
Biotin 100 mcg 33%
Pantothenic acid 100 mg 1000%
Warto to kupić ?
Mam jeszcze pytanie odnośnie dawkowania i odnośnie tego czerwienienia się. Producenci piszą, że po kilku dniach to ustępuje i czy wtedy warto np trochę zmniejszyć dawkę (bo przecież organizm dał znak, że się nasycił) czy dalej brać taką samą aż do wyczerpania opakowania? Jeszcze myślałam o tym żeby dzielić jedną tabletkę na kawałki i przyjmować je w ciągu dnia jako porcje. Oczywiście zmieniam też dietę i powoli przygotowuję się do postu daniela i zastanawiam się czy jak już będę po poście i po takiej kuracji uzupełniającej tą witaminę to czy potem już ja odstawić? Bo organizm już będzie zregenerowany żeby przyswajać elegancko witaminki, a i sposób odżywiania będzie zmieniony na zdrowy (czyli taką jaką tutaj proponujesz 🙂 Z góry bardo dziękuję za rady i serdecznie pozdrawiam! 😀
Marlena napisał(a):
Sandro, nie wiem jaki jest Twój cel – w zależności od niego sprawdzi się kwas nikotynowy lub niacynamid. Ten preparat to B-complex 100, bardzo mocny i stosowany w przypadkach naprawdę ciężkich chorób – nie wiem czy aż tak mocny jest potrzebny.
Sandra napisał(a):
Czytając ten jak i poprzednie artykuły na temat niacyny doszłam do wniosku, że mogę mieć jej niedobory ponieważ:
1. jeszcze do niedawna byłam uzależniona od słodyczy (od jakiś dwóch tygodniu przerzuciłam się na sposób odżywiania oparty głównie na owocach i warzywach surowych, ale jeszcze zdarza mi się jakiś niewielki słodycz zjeść, bo w końcu z cukrowej narkomani nie łatwo wyjść 😉
2. depresja – a dokładnie przewlekła depresja i bulimia od około 10 do 20 roku życia, i tu można powiedzieć, że od kilku lat objawów bulimicznych już nie mam, ale tendencja do stanów depresyjnych pozostała
3. problemy ze stawami- szczególnie kolanowymi i ostatnio coś z biodrowymi zaczyna się dziać ( mam 25 lat i regularnie od 15 lat uprawiam taniec i póki co lekarze nie za bardzo mi pomogli, bo w sumie nawet nie do końca wiedzą co mi jest, więc jak już leczyli to opierali się na podejrzeniach co to może być, ale nikt nic konkretnego nie stwierdził, więc tak od jakiś 6-7 lat po prostu bolą mnie stawy kolanowe przy niektórych ćwiczeniach )
Wszystkie te dolegliwości były wymienione przy omawianiu niacyny w poście dlatego zastanawiam się czy warto spróbować. Chociaż muszę przyznać, że jeśli chodzi o samopoczucie to już po tak krótkim czasie po zmianie diety zauważyłam, że psychicznie czuję się o wiele lepiej – po prostu jestem weselsza i spokojniejsza, a ty się do tej zmiany w dużej mierze przyczyniłaś dlatego dziękuję Ci z całego serca! 🙂
Marlena napisał(a):
Sandro, bardzo się cieszę – jesteśmy dosłownie tym co jemy, więc zmiana diety na naturalną, nieprzetworzoną, pełną witamin i minerałów ZAWSZE działa! 🙂 Sprawdź sobie poziom witaminy D we krwi (ma wpływ i na depresję i na układ kostny), dbaj też o codzienne budowanie dobrej flory jelitowej (ma ona udowodniony naukowo wpływ na powstawanie depresji).
pawel kedzierski napisał(a):
czyli wystepujaca w tranie wit E w postaci octanu DL-alfa tokoferylu to tez niedobrze?
Marlena napisał(a):
DL przyswaja się bardzo kiepsko, więc pożytek z niej dosyć marny (nieco mniej niż połowę przyswajamy w porównaniu z E naturalną). Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-e-straznik-zdrowia-witalnosci-i-mlodosci/
Beata napisał(a):
Mam pytanie, czy osoba po zawale, z wszczepionymi stantami, przyjmująca środki chemiczne na obniżenie cholesterolu (statyny) oraz inne leki – może brać niacynę w postaci kwasu nikotynowego, w dużych ilościach?
Marlena napisał(a):
Jest lepszy sposób (bardziej naturalny), naukowo udowodniony. Polecam książkę dra Caldwella Esselstyna „Chroń i lecz swoje serce” https://akademiawitalnosci.pl/dr-caldwell-b-esselstyn-chron-i-lecz-swoje-serce-naukowo-udowodniona-dieta-ktora-wydluzy-twoje-zycie/
Jola napisał(a):
WItam, trochę nie rozumiem i dlatego mam pytanie. Biorę od 2 tygodni preparat Swanson b complex – gdzie zawartość niacyny jest 50 mg. Czy chcąc dojć do 3 g dziennie powinnam wziąć aż 60 tabletek dziennie?
Drugie pytanie dotyczy pyłku pszczelego: na co pomaga on? i jak go stosować gdzie moża nabyc?
Dziękuję.
Marlena napisał(a):
Nie, Jolu. Powinnaś nabyć niacynę osobno. O pyłku pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/pylek-pszczeli-skarbnica-zdrowia/
anka napisał(a):
Dzień dobry,
Postanowiłam napisać coś od siebie, ponieważ mam swoje przemyślenia co do zbyt euforycznego odbioru tutejszych informacji-rewelacji na temat uzdrawiającej mocy natury. Nie twierdzę, że są psu na budę. Uważam, że rola tego portalu jest nieoceniona i każdy kto szuka zdrowia chwała jeśli tutaj trafi, bo jeśli nie tędy droga to którędy?.
Niemniej! ten artykuł, jak zarówno artykuły odnośnie zdrowego odżywiania (np kiszonki) czy diet mających przywrócić zdrowie (Dieta Dąbrowskiej) mogą osobom, które szukają tego zdrowia w lekkiej lub dużej desperacji trochę „zawrócić” w głowie powodując wzrost wygórowanych oczekiwań co do efektów, a w późniejszych etapach rozczarowania w związku z ich brakiem.
Mówiąc prościej: po przeczytaniu artykułu O diecie Dąbrowskiej a dokładniej zdania: „Wszystkie problemy, których nie może rozwiązać dieta rozwiązuje najczęściej post” i podobnych treści w innych artykułach tj. tutaj odnośnie uzdrawiajacego działania Witaminy C należy zdystansować się i przyjąć zasadę: Będę dbać o swoje zdrowie, ale mam świadomość, że nie jestem w stanie wyleczyć wszystkiego.
To jest mój wniosek po 13 latach poszukiwań odpowiedzi na moje dolegliwości; po przebyciu różnych diet (w tym postu Daniela), uzyskaniu różnych porad, konsultacji terapeutów (w tym również lekarskich) i przeprowadzeniu różnych eksperymentów ze zdrową żywnością, ze suplementacją, kiszonkami, miksturami i innymi „cudownie działającymi środkami”. Dzisiaj jestem dokładnie na tym samym etapie, na jakim byłam 13 lat temu, kiedy zaczęly się moje problemy.
Nie piszę tego, bo jestem wkurzona czy zrozpaczona. Radzę tylko aby ludzie, którzy szukają zdrowia m.in na tym portalu, wzięli je we własne ręce, ze świadomością, że nie na wszystko mają wpływ.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Czasem bywa tak, że ktoś „podietkuje sobie” trochę na poście Daniela i mówi „nic nie pomogło” – nie rozumiejąc, że post Daniela nie jest wyrwanym z kontekstu „lekiem na całe zło”, lecz jest to dość rygorystycznie opracowana przez panią doktor Dąbrowską dwustopniowa metoda lecznicza – sposób na resztę życia jednym słowem. Zauważyć warto przy tym, iż przewiduje ona nie „przebycie” postu Daniela (pojedynczego), lecz odbywanie go regularnie 😉
Poza tym post warzywny jest dosyć łagodnym reżimem i przyznać należy, iż przez fastoterapeutów nie jest nawet uważany za post jako taki. Nawet post sokowy nie jest przez nich uważany za post, ponieważ uznają oni tylko post wodny – obszernie pisze na ten temat amerykański lekarz dr Joel Fuhrman w swojej książce „Fasting And Eating For Health. A Medical Doctor’s Program for Conquering Disease” https://www.amazon.com/Fasting-Eating-Health-Medical-Conquering/dp/031218719X – praktycznie nie ma choroby, której post wodny by nie wyleczył (aczkolwiek istnieją także przeciwwskazania). Szczególnie jeśli idzie o grupę tzw. „chorób cywilizacyjnych”.
Bardzo mi przykro, że nadal tkwisz w tym samym miejscu. Może gdzieś głęboko na poziomie podświadomości do czegoś potrzebujesz nie być do końca zdrowa i tkwić w tym samym miejscu i dlatego nie jesteś w stanie się uwolnić? Czasem bywa i tak – wszak nie samym ciałem jesteśmy, lecz posiadamy również duszę. Takie porady jak Twoje są przepełnione niezmierną goryczą i ja rozumiem Twoją gorycz, jednak pozwól aby to inni decydowali o sobie oraz o tym czy są czy też nie są w stanie cokolwiek w swoim życiu zrobić. To, że Ty poniosłaś porażkę wcale nie świadczy o tym, że należy iść za Twoją radą i zachowywać dystans do swoich wysiłków i z góry zakładać możliwość porażki „bo nie wszystko zależy ode mnie”. Oczywiście, że nie wszystko zależy od nas, nad nami jest jeszcze Bóg Wszechmogący, ale im bardziej będziemy myśleć o porażce i powątpiewać w to co robimy dobrego dla siebie, tym bardziej zwiększamy sobie na tę porażkę szansę. Bo nawet najlepsze suplementy i najdroższe organiczne jedzenie ani w ogóle święty Boże nie pomoże temu, kto nie ma wiary w siebie, w to co robi, w swoje postanowienia i działania, w samouzdrawiającą moc swojego ciała i nie do końca jest przekonany czy czyni dobrze, słusznie i właściwie, miotając się niekiedy rozpaczliwie pomiędzy siłami natury a medycyną akademicką w te i nazad. Być może to jest właśnie Twój przypadek? Gdzieś podświadomie być może jednak odczuwałaś strach i wątpiłaś w to co robisz, wychodząc gdzieś w głębi duszy z założenia, że i tak najprawdopodobniej „nie będziesz w stanie wyleczyć wszystkiego”? Nie było tak czasem? Z ręką na sercu przeanalizuj to proszę.
Wszystkim bardzo polecam też lekturę książki „Umrzeć by stać się sobą” Anity Moorjani, która przez parę lat używała rozmaite cuda-wianki, zarówno konwencjonalne jak i niekonwencjonalne ale nie wyzdrowiała i… udało się jej dopiero wtedy wyzdrowieć (i to tak błyskawicznie, że lekarzom z niedowierzania kopary opadały) gdy zrozumiała, że… ale nie będę psuć lektury, przeczytajcie sami! 🙂
nowa napisał(a):
Witam,
Nie lubię jednostronnego przedstawiania sprawy. I twierdzeń typu – jak tylko usłyszysz coś inaczej niż Ci mówimy, to uciekaj czym prędzej z takiej strony. Interesuje mnie prawda, dlatego też odwiedziłam tę stronę, podobnie jak odwiedzam te o innych poglądach. Uważam, że sprawa z megadawkami witaminy C jest przedstawiona kolosalnie jednostronnie, i pomijane jest bardzo wiele. Pauling, laureat nagrody Nobla, z dużymi wpływami w świecie nauki, pod koniec swego życia, chcąc je wydłużyć, zaczął być piewcą megadawek witaminy C (oraz innych mikroelementów i witamin). Mimo negatywnych wyników badań innych naukowców, on nadal tkwił przy swoim i się oburzał, podważając raz po raz kolejne negatywne wyniki nie potwierdzające jego twierdzeń (sam oczywiście miał dowody na ich potwierdzenie).
Ciekawe, że tutaj pogląd na terapię witaminą C przedstawiany jest tak bezkrtyczynie i bez pełnej perspektywy. Polecam artykuł https://www.theatlantic.com/health/archive/2013/07/the-vitamin-myth-why-we-think-we-need-supplements/277947/
Wiem, po angielsku, ale pokazuje całą historię walki Paulinga i jego obłędu na punkcie witaminy C oraz zaprzeczaniu faktom. Tylko jego wyniki były dobre. Jak komuś wychodziło inaczej to znaczy, że zrobił źle. Jest też o „efekcie Paulinga” jaki miał miejsce w USA, po wydaniu jego książki o witaminie C – bo książka ta stała się bestsellerem w USA (nie była to więc żadna nisza, ani wiedza utajniona, dostępna dla nielicznych). Czy nikogo nie zastanawia, że mimo takiego poparcia i sukcesu wśród amerykanów, witamina C nie stała się powszechnym lekarstwem na wszystko? Czy jesli by działała, bo ludzie brali ją zgodnie z zaleceniami Paulinga, to faktycznie nie powinno się wytępić choćby przeziębienia o czym był święcie przekonany Pauling?
Warto też wspomnieć, że sam Pauling twierdził, że eksperyment z wyleczeniem raka nie wyszedł bo witamina C była podawana doustnie, a nie dożylnie. Późniejsze badania randomizowane (a nie retrospektywne, oparte tylko na obserwacji, bez grupy kontrolnej – na to też warto zwrócić uwagę, jaką metodologie i na ile wiarygodne były badania potwierdzające skuteczność witaminy C wśród ludzi) również wskazały na brak efektu, choć warto zaznaczyć że dotyczyły postaci doustnej. Jakie więc sens zalecania doustnego przyjmowania witaminy C, skoro nawet Pauling twierdził, że działą tylko forma dożylna???
A może powiemy coś o lobbyście witamin The National Nutritional Foods Association (NNFA), który zacierał ręcę przy poglądach głoszonych przez Paulinga a potem dzięki publikacji w TIME??? Nawet gigant farmaceutyczny Roche zaczął interesować się suplementacją. Tak – wyobrażacie sobie, że jeśli by mieli taki cud, to nie chcieli by na tym zarobić? Serio? Chcieli.
Warto też poczytac o paradoksie antyoksydantu (ang. antioxidant paradox). Tak, warto dużo czytać i mieć szerokie horyzonty, Zdaje sobie sprawę, że środowiko naukowców jest tu potępiane, ale sam Pauling był naukowcem i próbował dostarczać dowodów. Nie zapominajmy. Czy wierzymy tylko wybranym naukowcom? Ja jestem w stanie uwierzyć nawet w megadawki witaminy C – proszę tylko o WIARYGODNE dowody, tzn. randomizowane badanie kliniczne z kontrolą. Po co? Żeby osoby które dostają witaminy nie różniły się pod względem wieku, stopnia zaawansowania choroby, innych chorób współistniejących od tych którzy dostawali by placebo. No i niech będzie to badanie postaci dożylnej, skoro podobne badania istnieją już dla doustnej formy.
Szkodliwość np. suplemetacji megadawkami witaminy A i E (u ludzi bez niedoboru witamin) została udowodniona. Polecam google.
Ja jak najbardziej popieram punkt 2 i 3. To co naturalne to dobre. Dziękuje za nienatrualną suplementacje. Dla mnie megadawki syntetycznej witaminy nie różnią się niczym od leków. Może tym, że nie działają… (kto wie, może działa ta dożylna postać). Od siebie dodałabym jeszcze aktywność fizyczną na co dzień. Też naturalna dla naszego organizmu i perfekcyjna w zapewnianiu zdrowia.
Pozdrawiam serdecznie
(mam nadzieję, że administrator pozwoli na swobodę wypowiedzi i nie usunie tego posta)
Marlena napisał(a):
Administrator pozwala na swobodę wypowiedzi i zwraca uwagę, iż przychodzący tutaj krytykanci Paulinga wykazują się zawsze i niezmiennie dwoma cechami:
1. Osiągnęli w życiu jakby o dwie Nagrody Nobla mniej od niego
2. Nigdy nie spróbowali potraktować u siebie witaminą C nawet banalnego kataru bo „nie wierzą” w witaminę C
Otóż w witaminę C nie trzeba wierzyć, tylko należy ją stosować. To nie jest kwestia wiary, bo to nie jest religia ani szamanizm tylko biochemia. Dlatego zamiast zastanawiać się czy warto czy nie warto „wierzyć” w działanie witaminy C to lepiej po prostu przy okazji np. najbliższego kataru zastosować ją na samym sobie, byle poprawnie – tak jak opracował Cathcart . Jakby co, to jest to również owszem na PubMedzie, przełomowa praca dra Cathcarta „Vitamin C, titrating to bowel tolerance, anascorbemia, and acute induced scurvy” dostępna jest na Pubmedzie tutaj: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/7321921 (streszczenie, ale cały tekst dla zainteresowanych jest tutaj: https://www.doctoryourself.com/titration.html )
W przeciwieństwie do leków farmaceutycznych będących ksenobiotykami kwas L-askorbinowy nie jest toksyczny, więc wypróbowanie jego działania na sobie w sposób opisany przez Cathcarta będzie miało tylko jeden skutek uboczny, a mianowicie polepszenie samopoczucia. Jest to jedyny znany sposób aby przestać „wierzyć” lub „nie wierzyć” w witaminę C, a zamiast tego wiarę/niewiarę zastąpić wiedzą – bazowaną na własnym doświadczaniu jej działania na samym sobie.
Ludzie już dzisiaj coraz częściej mają gdzieś „double blind placebo controlled studies”, z czego część podpłacona i zafałszowana i/lub ocenzurowana. Prawdy nie da zatrzymać. I czytelnicy tej witryny o tym wiedzą: witamina C po prostu działa. Oliwa zawsze na wierzch wypływa 😉 Choć oczywiście ci, którym nie jest ten fakt na rękę zawsze będą ją oczerniać, bo C jest zwyczajnie za dobra na zbyt wiele rzeczy, a to zagraża ich interesom (posadom, tytułom, grantom, niepotrzebne skreślić). Więc zawsze znajdzie się jakaś grupa antywitaminowa, która rękami i nogami będzie bronić stanowiska establishmentu (to nie działa! Pauling był oszołomem! Nie próbujcie tego w domu! itd.).
Wybaczmy im, albowiem, nie wiedzą co czynią 😉
Na temat dożylnego protokołu stosowanego przy nowotworach będę jeszcze pisać.
Marta napisał(a):
Witam,
chciałam zapytać jaką multiwitaminę Pami poleca?
Marlena napisał(a):
Codziennie dużo świeżych warzyw i owoców oraz świeżo wyciskane warzywne soki – oto co polecam w pierwszej kolejności.
nowa napisał(a):
@ anka
Droga Marleno,
Twój komentarz do wypowiedzi Anki mnie połozył na łopatki. Albo działa dieta albo działa nastawienie. Nastawienie to inaczej efekt placebo. I tak, też działa. Tak, też leczy. Jeślie dieta bez odpowiedniego nastawienia nie działa, to znaczy że nie działa. I nie ma co czarować.
Zresztą, dziewczyna napisała o euforycznym odbiorze, co może świadczyć o tym, że ona sama właśnie miała aż za dobre nastawienie. A Ty wypowiadasz się pseudonaukowo i jak ktoś z sekty. U niej nie zadziałało? To na pewno jej wina! I po co polecasz jakiekolwiek inne posty, skoro teraz twierdzisz że tylko wodny z wszystkiego leczy?Tak, Anka, na pewno pragnie byc chora. I jeszcze na koniec powołanie na Boga. Posłuchaj, jeśli coś nie działa na wszystkich, to zaznacz to w swoich postach a nie mów o metodach-cud (typu post wodny leczy z wszystkiego…). Wiesz zawsze można się ostatecznie powołać na Boga – no tak Bóg tak chciał. Ale albo mówisz o faktach, powołujesz się na badania i przekonujesz albo zacznij szerzyć wiarę w samouleczanie organizmu a diety potraktujmy jako dodatki dla duszy. Wtedy po prostu jesteś wyznawcą efektu placebo.
Postanowiłam skometować, bo sama czuję podobną gorycz. Nie ma cudów. Można próbować. Ale nie wciskaj komuś – że ta meroda to już na pewno wyleczy z wysztkiego. A jak nie, to z tobą jest coś nie tak skoro nie działa.
Marlena napisał(a):
Nie, nowa, to nie jest albo-albo, ponieważ działa wszystko razem. Nie jesteśmy bowiem tylko samym ciałem, więc dieta aczkolwiek ważna nie jest jedynym elementem naszego życia bo świat się nie kończy na jedzeniu. I nie napisałam że „polecam inne posty”, napisałam jedynie, że istnieją inne posty i świat nie kończy się na warzywnym. Ktoś kto przychodzi tutaj i mówi „próbowałam wszystkiego ale nic mi nie pomaga” powinien przeanalizować czy faktycznie WSZYSTKO zrobił i czy skorzystał z całego arsenału środków jakie dostaliśmy od natury, czy tylko te o których wiedział.
A samouzdrawianie ludzkiego organizmu nie jest kwestią wiary tylko faktów. Tak po prostu jesteśmy skonstruowani: stara łacińska sentencja mówi medicus curat, natura sanat. Lekarz leczy, natura uzdrawia. Wie o tym każdy lekarz i nie sądzę aby którykolwiek uważał to za pseudonaukę czy sekciarstwo.
jenny napisał(a):
Witam. Od 6 lat biorę seronil na depresję. Pomógł mi bardzo, nie powiem ale znacznie obniżył moje libido a raczej w ogóle nie mam ochoty na seks. Poza tym rozstroił mi żołądek i mam nadkwasotę, nieustanne ssanie w żołądku. Biorę na to controloc 40 już bo nie wyrabiam, ciagle jem a i tak mam ssanie. Od dawna myślę o tym by odstawić seronil ale tak bardzo boję się powrotu depresji, że po kilku tygodniach zaczynam brać znowu. Uzależniłam się też od cukru, mam typowe objawy odstawienne gdy go nie używam przez kilka dni i zawsze wracam ze zdwojoną siłą niczym alkoholik do alkoholu. Ostatnio bardzo źle się czuję, mam ciagle wzdęcia, jestem ciągle glodna i spragniona słodyczy, ospała, nie mam siły.
Czy jeśli odstawię cukier, leki na depresję, zacznę się suplementować niacyną to czy to nie będzie zbyt duży szok dla mojego organizmu? I po jakim czasie mogę sie spodziewać poprawy? Poza słabością do słodyczy prowadzę zdrowy tryb życia, dużo sportu i w miarę dobre jedzenie. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jenny – cokolwiek Ci nie dolega to cukier to jedynie pogarsza, więc odstawienie go to priorytet. Nad resztą będziesz dumać później.
Cukier zastąp codzienną porcją zieleniny i wyciskanego na świeżo soku warzywnego (może być domowy lub kupny jednodniowy). To są bomby witaminowo-minerałowe. Jeśli uprawiasz sport to możesz potrzebować dodatkowej suplementacji, bo podczas wysiłku organizm „spala” więcej wszystkiego (występuje więc zwiększone zapotrzebowanie). Cukier to złodziej i kradnie je, a sam ich nie dostarcza. Nie dawaj się okradać!
Nie odstawiaj leków nagle z dnia na dzień i bez porozumienia z lekarzem jeśli nie czujesz się w danym momencie na siłach funkcjonować bez nich.
nowa napisał(a):
Droga Marleno,
Oczywiście, że samouleczenia są faktem. Efekt placebo też jest faktem. Wiara w to, że wyzdrowiejesz pomaga i z tym się zgadzam. Jest to naukowo nazywane efektem placebo. W badaniach klinicznych gdy podajesz lek jednej grupie, drugiej grupie – kontrolnej, dajesz placebo, żeby porównajć efekt. Wszyscy pacjentc myślą, ze dostają coś co działa i wierzą w to działanie. I nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale w tej grupie placebo, nieleczonej ani lekiem, ani żadnymi metodami naturalnymi, placebo też przynosi efekty. Dlaczego? Bo ludzie myślą, że coś biorą i wierzą, że to może działać. Mają nadzieję.
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że jeśli dieta działa tylko w parze z nastawieniem, że zadziała. To świadczy o tym że liczmy na nic innego jak na efekt placebo. Czy ma szansę zadziałać? Jasne. Ale czy sama dieta nas uleczyi? Nie. Kluczem jest nastawienie.
Tak napisałaś, że istnieją inne posty. Czy w takim razie najlepiej nie wybrać tego, który działa na pewno? Na 100%. Jakbyś mi dała gwarancje, że post wodny mnie wyleczy z wszystkich moich dolegliwości to mogłabym pościć miesiąc, czy ile tam trzeba.
Ludzie są naprawde w desperacj, i szukają ratunku gdzie się da. Myślę, że jak czytają o takim 100% i do tego opartym na naturze sposobie to wierzą w to. Wpadają w euforie. Każdy dobry stan interpretują jako skutek postu. Gorzej jak ostatecznie okazuje się, że wcale nie pomogło. Że miało leczyć z wszystkich chorób a się nie udało. O czym to wtedy świadczy? Rozumiem, że o tym że ta osoba za mało wierzyła żeby zadziałał efekt placebo czyli samouleczania.
Czy mój drugi post stanowiący polemikę do przedstawionych faktów uznałaś za spam, że się nie ukazał na stronie? Po co komu druga strona medalu…
I proszę Cię. Jak mówisz o „faktach” to powiedz coś o wiarygodności tych faktów. Mogę powiedzieć dowolnie co mi się podoba i nazwać to faktem. Podobnie mogę wymyślić, że coś jest dowodlnie: szkodliwe lub korzystne i też znaleźć kilka badań na potwierdzenie tego. Fakt, że były przeprowadzone 100 lat temu, że nie było kontroli, że nikt później nie potwierdził takich rezultatatów jest kompletnie pomijany. Wszelkie informacje o wiarygodności o tzw. „bias” i „cofounding factors” są pomijane. Wiem, że to zbyt naukowe, ale może warto być krytycznym nie tylko wobec obowiązującej medycyny, ale również alternatywnych faktów które się czyta gdzieś w internecie.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Pewne na 100% są w życiu tylko dwie rzeczy: podatki i śmierć. 😉
Placebo, mówisz? A co powiesz o metodzie dra Ornisha w kontekście tego co napisałaś? Dr Dean Ornish z Uniwersytetu Kalifornijskiego jako pierwszy udowodnił możliwość cofnięcia się zmian miażdżycowych bez stosowania leków. Ale nie tylko. Metoda Ornisha wykorzystywana jest obecnie również u osób z chorobą wieńcową, z nadwagą i otyłością, chłoniakiem, cukrzycą (zwłaszcza typu II), nadciśnieniem oraz niektórymi nowotworami — prostaty, piersi, okrężnicy, płuc. https://ornishspectrum.com/
Placebo to to nie jest bynajmniej – ludzie zdrowieją naprawdę, a rząd USA refunduje ten sposób leczenia ze środków ichniejszego NFZ każdemu chętnemu, kto nie chce bypassów czy angioplastyki. Tylko że jedna rzecz: oprócz tego co do gęby wsadzają pacjenci zajmują się RÓWNIEŻ tym co czują i myślą (o samych sobie, o swoim życiu i swojej chorobie, o relacjach z innymi itd.). Najsłynniejszą osobą która wyzdrowiała dzięki programowi dra Ornisha jest b. prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton. I to jest oficjalne, o tym donosiły gazety, sam prezydent mówił o tym w wywiadach telewizyjnych (znajdziesz na YT). To nie szamanizm, to nie pseudonauka – to fakty.
Więc owszem – nie mamy badań iż SAMA DIETA leczy. Mamy natomiast POTWIERDZONE i już oficjalnie uznane FAKTY, iż robi to KOMPLEKSOWO dieta + zmiana tego co w głowie i tego co w sercu (przekonania, nastawienie do siebie, do świata, do ludzi, do życia, wyciszenie umysłu, wsparcie i miłość od innych).
Dlatego zasugerowałam Ance rozważyć i przeanalizować czynniki pozadietetyczne. Jeszcze raz powtórzę: nie jesteśmy samym tylko ciałem. EOT.
Na Twój drugi komentarz odpowiedziałam, zwróć proszę uwagę, że bloga prowadzę w czasie wolnym, nie siedzę przed kompem 24h na dobę. Dziękuję za cierpliwość.
Wisia napisał(a):
Marlenko masz tyle wiedzy i ducha do tego by być przewodnikiem, dziękuję :-*
Marlena napisał(a):
Wisiu, ja tu tylko przekazuję informacje. Ducha do bycia swoim własnym przewodnikiem ma każdy z nas! 🙂
nowa napisał(a):
Droga Marleno,
Trochę źle mnie zrozumiałaś. Efekt placebo nie znaczy, że coś nie działa. Ale wskazuje na to, że choćby świadomość przyjmowania pigułki, i wiara że działa (pacjenci nie wiedzą, że to nie aktywna substancja) mogą powodować pozytywne skutki/uleczenie. Dlatego nasz wiara, nastawienie ma kolosalne znaczenie.
Poza tym zgadzam się z Tobą co do tego, że nie liczy się tylko to co spożywamy, ale to jakie mamy życie, ile aktywności fizycznej, ile stresów i od naszego ogólnego nastawienia do świata. Spojrzałam na linka, który zamieściłaś i ta metoda dotyczy zmiany stylu życia. Tak, to jest coś co wydaje mi się dość oczywiste, ale fajnie że są też jakieś dowody naukowe i że ktoś to propaguje jako kompletne podejście. W zasadzie co chwilę trafiam na jakieś badania np. dotyczące tego, że dobre związki, oparte na wsparciu partnera przedłużają życie.
Nie musisz mnie przekonywać do tego, że ogólna jakość życia wpływa na nasze zdrowie.
Co ciekawe są dowody na to, że nasz stan umysłu, np. depresja wiąże się ze stanami zapalnymi w mózgu (tutaj link https://www.medicalnewstoday.com/articles/288715.php). Nasze zdrowie psychiczne ma bardzo duże znaczenie. Nie tylko przecież czujemy sie gorzej, smutni, apatyczni, gdy jesteśmy chorzy, ale też nasza psychika wpływa na procesy w organiźmie. O wpływu stresu nie wspominając.
Więc ok, cieszy mnie że tak przedstawiasz sprawę.
Z drugiej storny rozumiem, że poważny problem zdrowotny utrudnia pozytywne nastawienie do świata. Więc to takie zamknięte koło.
A wracając jeszcze do efektu placebo. Tak naprawdę nie ma naukowego wyjaśnienia na sposób jego „działania”, poza właśnie psychiką, pewnymi skojarzeniami w mózgu. Ja tak naprawdę wierzę, że człowiek jest się w stanie samouleczyć z większości chorób. Tylko nie do końca jeszcze umiemy nad tym panować i korzystać. Tutaj link na temat efektu placebo i jego sposobu działania https://idn.org.pl/sm/Medyk/placebo.htm
Marlena napisał(a):
Bardzo mnie cieszy, że mimo wszystko zmieniłaś zdanie i choć wcześniej twierdziłaś, że – cytuję „albo działa dieta albo działa nastawienie”, to jednak dałaś się przekonać i teraz twierdzisz, że – cytuję: „wiara, nastawienie ma kolosalne znaczenie”. O to właśnie chodzi(ło): wszystko działa RAZEM i jest konieczne RAZEM – i to co robimy/wkładamy do środka i to co czujemy/myślimy podejmując nasze prozdrowotne działania. Co do tego już nauka nie ma wątpliwości. Tak oficjalnie. Fajnie, że w końcu to pojęłaś – gratulacje!
Co prawda nie jestem zbytnio w stanie zrozumieć jaki masz interes w uporczywym tłumaczeniu mi jak skończonemu idiocie na czym polega „efekt placebo” i z jakiego powodu stawiasz znak równości pomiędzy tym zjawiskiem a „natura sanat” czyli uzdrawiającymi mocami natury (czyżbyś nigdy na przykład nie zacięła się w palec w kuchni i nie była świadkiem gojenia się powstałej rany? I nigdy nie wyleczył Ci się samoistnie – nieuleczalny oficjalnie medycznie, dodam – katar po dniach siedmiu lub po tygodniu, bo zakładam, że nie potrafisz się go tak jak ja pozbyć w 2 godziny za pomocą odpowiednio stosowanej witaminy C?), ale to już nie jest mój problem.
Dziękuję za udział w dyskusji i pozdrawiam.
E napisał(a):
Gdybym wiedziała o tym 3 lata wcześniej… leczenie u psychiatry zniszczyło mi życie, a wystarczyło brać witaminę b3
Justyna_W napisał(a):
Witam. Swietny wpis, jak z reszta wszystkie na tym blogu :). Mam pytanie na temat niacyny. Niestety nie udalo mi sie dostac jej w malych dawkach zeby powoli budowac. Jedyna jaka znalazlam to 500mg (https://www.nourish.ie/p/solgar-niacin-500mg/solv282). Wiekszosc suplementow jakis stosuje jest z Solgar, wiec i tym razem postanowilam tej firmie zaufac. Jestem wegetarianka od okolo 8 lat, ale dopiero od jakis 3 mcy biore B-complex (Solgar Vitamin B Complex „50”,zawartosc niacyny-50mg) i teraz chce dolaczyc niacyne. Moim celem jest poprawa samopoczucia, wiecej energii, bardziej pozytywny poglad na zycie… Nie mam depresji, tylko zbyt negatywne myslenie, zamartwianie sie, etc.
Pierwsza dawke niacyny wzielam w piatek wieczorem, nie bezposrednio po posilku, ale tez nie na kompletnie pusty zoladek. Flush przyszedl po ponad 30 min, bardzo intensywny, delikatne zawroty glowy, burak na twarzy i nie tylko;), i mrowienie na skorze, tak jak po poparzeniu sloncem. Wszystko minelo moze po 20 minutach. Ogolnie, uczucie bylo raczej z grona tych malo przyjemnych, wiec pomyslalam, ze przesadzilam z dawka.
Ta witamina jest w kapsulkach, wiec nie ma mowy o przelamywaniu na kawalki, ale nastepnym razem postanowilam ja rozsypac.
W sobote rano wzielam moj codzienny B-compelx (50), a w poludnie i wieczorem jedna kapsulke niacyny, rozsypana na pol, czyli po okolo 250mg (otworzylam kapsulke i wysypalam polowe na lyzeczke). No i zero flusha.
Wiec w niedziele wrocilam do pelnej dawki, 500mg. Flush przyszedl po godzinie, znow bardzo intensywny, ale bez zawrotow glowy. Za to pokrzywke mialam chyba wszedzie i trwalo to dosc dlugo, mysle ze ponad pol godziny. Wzielam ta dawke tylko raz.
Prawde mowiac, nie wiem co z tym teraz robic. Czy kontynuowac dawke 500mg, ale raz dziennie (nalepiej wieczorem, w domu). Czy brac ja 3 razy dziennie pomimo tak intensywnego flusha. Czy rozsypywac na polowe i brac po 250mg 3 razy dziennie… ale jesli sie nie pojawia flush, to chyba dawka za mala, prawda?
Z gory dziekuje jak jakiekolwiek wskazowki i pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Justyno, na temat budowania dawek pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/depresja-nie-to-tylko-brak-witamin/
Powoli budujemy dawki, wtedy nie dostaje się silnego flush’a. Jeśli nie ma możliwości operować małymi dawkami to przynajmniej warto dzielić te kapsułki.
sylwia napisał(a):
Witam
Zacznę od tego, że jestem absolutną fanką Pani bloga, mam tylko wątpliwości co do suplementów witaminowych, jak to na prawdę z nimi jest. Podaje linka do przykładowego artykułu o zdrowiu: https://hipokrates2012.wordpress.com/2015/04/27/nadmiar-szkodzi/
Jak by Pani to skomentowała
Dziękuję 🙂
Marlena napisał(a):
Nawet nie chce mi się tego komentować. Ludzie nie dostają raka z nadmiaru witamin, tylko z niedoboru substancji odżywczych i toksemii (organizm nie nadąża z przerabianiem/neutralizowaniem dostarczanych mu toksyn).
Beta-karoten szkodzi ale syntetyczny – należy wybierać takie suplementy, które zawierają naturalny, zaś kwasu foliowego jak ktoś ma problemy z metylacją to go nie przyswoi i ma wtedy problem (ale nie wiemy jaką postać suplementu dostawali badani – metylowaną czy nie). Pytanie jest w ogóle właśnie jakie suplementy przez te 10 lat dostawali uczestnicy badania? Takie najtańsze, wypełnione dodatkami, kolorantami, sztucznymi słodzikami i innym syfem? Bardziej są szkodliwe właśnie te dodatki niż witaminy.
Raport antywitaminowy przygotowano w celu przedstawienia go na konferencji organizacji, która siedzi w rakowym biznesie i z niego żyje https://en.wikipedia.org/wiki/American_Association_for_Cancer_Research – i to już mówi mi wszystko na temat jego wartości. Przesłanie jest jasne: „nie zażywajcie żadnych suplementów bo dostaniecie raka. Wszystko co potrzebujecie jest przecież w diecie.” Jest to z całym szacunkiem stara śpiewka tych, którzy żyją z tego, że mamy być chorzy.
Dla odmiany można wejść na witrynę lekarzy ortomolekularnych i sprawdzić po ile lat żył każdy z nich: https://orthomolecular.org/hof/
Kilka przykładów:
Linus Pauling 1901-1994
William J. McCormick 1880-1968
Roger J. Williams 1893-1988
Evan Shute 1905-1978 i brat Wilfrid Shute 1907-1982
Irwin Stone 1907-1984
Carl C. Pfeiifer 1908-1988
Alan Cott 1910-1993
William Kaufman 1910-2000
Humphry Osmond 1917-2004
Albert Szent Gyorgyi 1893-1986
Abram Hoffer 1917-2009
Ci wszyscy wielcy ludzie nie tylko ratowali wielu innym ludziom zdrowie i życie za pomocą suplementów (bardzo duuuużych ilości suplementów) ale jak widać sami stosując filozofię ortomolekularną dożyli słusznego wieku i żaden z nich bynajmniej nie zszedł w kwiecie wieku na raka (czy na cokolwiek innego). Wręcz przeciwnie, najbardziej znany z nich – Linus Pauling – żył 93 lata, z czego ostatnie ponad 20 lat żył z rakiem prostaty, ale nie dlatego przecież, że odrzucił suplementy i zamiast tego oddał się w ręce speców od raka, którzy go naświetlali, cięli i podawali trucizny do krwiobiegu.
Jak napisano w Biblii: „Po owocach ich poznacie” – i tego się trzymajmy 😉
aga espana napisał(a):
Witam.Moj maz od lat ma problemy z depresja i bezsennoscia,jako ze leki antydepresyjne dzialaja na krotka mete ,maz ,widzac brak rezultatow zdecydowal sie na rozpoczecie terapii niacynowej.Od trzech miesiecy bierze dawke dok 2000mg na dobe w formie kwasu nikotynowego,problemy z bezsennoscia ustapily ,ale przy okazji badania krwi wyszlo ,ze ma wysoki cholesterol i trojglicerydy.I moje pytanie brzmi: ktory rodzaj niacyny obniza cholesterol? Moze to niacynamid obniza cholesterol? Bardzo prosze o rade. Dodam tylko ,ze w naszym domu mieso gosci raz na miesiac ,albo rzadziej,uzywamy tylko olive z olivek virgen extra,jemy bardzo duzo owocow i warzyw,chleb orkiszowy na zakwasie pieczony w domu,pijemy sporo kefiru domowego,jednym slowem staramy sie bardzo dbac o zdrowa diete. Oprocz tego suplementujemy sie witaminami w sporych dawkach (wysoce przekraczajacych dawki rekomendowane) .
Marlena napisał(a):
Na cholesterol działa niacyna (kwas nikotynowy), nie niacynamid. Dr Hoffer stosował u pacjentów ilości od 1 do 10 gramów dziennie, indywidualnie dobierając dawki.
Warto może na jakiś czas wypróbować coś, co zawsze się sprawdza w takich wypadkach: dietę wegańską (zero pokarmów pochodzących od zwierząt), nieprzetworzoną, z możliwie jak najmniejszą ilością tłuszczu, a za to jak największą ilością warzyw i owoców (część gotowana, a część na surowo). Nie muszę chyba wspominać, że żegnamy dodany cukier i używki (słodycze, kawa, napoje gazowane itp.). Nie tylko kradną minerały ale i mają zgubny wpływ na nasz cholesterol, ciśnienie tętnicze itd.
Również dieta warzywno-owocowa w/g metody dr Dąbrowskiej (tzw. post Daniela) świetnie reguluje cholesterol i trójglicerydy, ponieważ na kilka dni lub tygodni (od 1 do 6 tygodni max.) eliminuje się każdy rodzaj tłuszczu, nawet oliwę, jak również każdy rodzaj cukru (nawet ten z owoców, bo je się tylko z owoców: cytryny, jabłka i grejfruty) oraz skrobię (ziemniaki, strączkowe). Z tym, że na czas tej diety (postnej) wyłącza się dodatkowe suplementy.
No i koniecznie trzeba sobie sprawdzić poziom witaminy D!
aga espana napisał(a):
Witam ponownie,serdecznie dziekuje za odpowiedz.W przypadku mojego meza wystapila jedna niepokojaca dla mnie rzecz,czyli od momentu przyjmowania kwasu nikotynowego (od kwietnia) cisnienie krwi bardzo wzroslo,na poczatku myslalam,ze to stan przejsciowy …ale nie i moj maz musial wrocic do atenololu zeby to cisnienie obnizyc. Nasza dieta w bardzo duzej mierze sklada sie z warzyw i owocow,zamiast cukru ,od miesiecy stosujemy erytrytol ze stewia,kawa i napoje slodzone od dlugiego czasu sa zakazane.Biegamy….ok 7km,2,3 razy w tyg. Nie rozumiem dlaczego jest gorzej niz lepiej…..
Marlena napisał(a):
A jak sobie radzi ze stresem? Być może tutaj należy upatrywać przyczyny podwyższonego ciśnienia tętniczego. Można mieć doskonałą dietę, biegać, ale stres potrafi zabić wszystko i wracamy do punktu wyjścia. Jesteśmy nie tylko tym co jemy, ale też i tym co myślimy.
Warto też sprawdzić sobie poziom witaminy D we krwi, ponieważ jej długotrwały deficyt jest czynnikiem ryzyka w nadciśnieniu tętniczym (ale również i depresji o której pisałaś), a uzupełnienie niedoborów bardzo często przynosi poprawę wszystkich parametrów życiowych, w tym ciśnienia krwi, o dobrym humorze nie wspominając (naturalnie wzrasta poziom optymizmu). Witamina D wspiera produkcję syntazy tlenku azotu w wewnętrznej ścianie naczyń krwionośnych, co jest niezwykle istotne w regulacji ciśnienia krwi. Enzym ten jest niezbędny do produkcji tlenku azotu, ważnego czynnika w relaksacji mięsni gładkich naczyń krwionośnych. Kiedy wskutek niedoboru witaminy D produkujemy zbyt mało tlenku azotu, to nasze naczynia stają mniej elastyczne – w ten pośredni sposób, witamina D kontroluje ciśnienie krwi.
Wadim napisał(a):
Rewelacyjna dawka wiedzy.
Może ktoś znalazł DOBRĄ multiwitamine? Bo często wyjeżdżam w delegację, trudniej wtedy o zdrowe jedzenie.
Byłbym bardzo wdzięczny za pomoc.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Może „Special Two” z Now Foods. Mają też specjalną edycję dla facetów.
Wadim napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź.
Opis tej multiwitaminy jest super, cena wysoka no ale za jakość trzeba zapłacić, efekty na pewno lepsze niż od takiej witaminy za kilka zł.
Marlena napisał(a):
To raz, a dwa, że zawiera tylko RDA. Dostajesz to, za co płacisz. 😉
Anna ż napisał(a):
Marlena dzięki za twoją wiedze .
Kabladek malgorzara napisał(a):
czy na nerwice lekowa może p.coś doradzic
Jan napisał(a):
Fajne podsumowanie dotyczące historii badań nad witaminami. Wielu lekarzy ciągle nie potrafi przestawić się na ten naturalny sposób podejścia do chorowania. Że to nie bakteria wirusy i grzyby powodują choroby. One są nieodłącznym elementem naszego środowiska. Zwalczanie ich nie ma żadnego sensu. Chorują ci, którzy są nieodporni. Katar powinien być sygnałem alarmowym!!! – jest bardzo źle. Mało kto myśli w ten sposób.
Jakoś razi mnie wtrącanie tematu cholesterolu. Czy ciągle ktoś w to wierzy? – oprócz kardiologów? 🙂
A ja? – przeszedłem chyba przez wszystko, co piszą o dietach Jest wiele dobrych dróg prowadzących do zdrowia. Jedne lepsze, inne trochę słabsze, ale też niezłe. Potwierdzam, najważniejsza jest wiedza. Po latach doświadczeń i zdobywania wiedzy przestawiłem się na jedzenie raz dziennie albo wcale :-). I tylko rzeczy najbardziej wartościowe, chyba że są jakieś względy socjologiczne. Potwierdzam – smaki zmieniły znaczenie. Słodki już nie jest dobry… Tak, bez problemu da się żyć bez mięsa. Pozwolę sobie opisać pewien „paradoks”, bo mnie to ciągle bawi. Jedziemy na narty większą grupą. Wszyscy rano jedzą śniadanie, aby mieć więcej sił. Ja nie jem śniadania, aby mieć więcej sił. Nie mogą tego zrozumieć, a przecież to takie proste. Popołudniowy obiad już jem razem z innymi, aby nie alienować się z grupy. Pozdrawiam wszystkich 🙂
Grażyna napisał(a):
Świetny materiał otwierający oczy, podparty wiedzą doświadczalną .
Jednak dodałabym punkt 7. Ruch.
I poniżej słynne powiedzenie ojca polskiej medycyny :
„Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek,
ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu” – Wojciech Oczko, lekarz (1545-1608)
Milkman napisał(a):
Cześć Marlena. Bardzo dziekuje za ten „przydługi” wstęp do posta. Zgadzam sie z Toba tak do ostatniej mojej komórki. Moją przemianę (z bardzo chorej kobiety) zaczęłam od Akademii. Jestem teraz zdrowiejącą, szczęśliwą osobą, moje dzieci i wnuczka z powodzeniem korzystają z Twojej wiedzy i doświadczeń, mąż ma siłę pracować na wielu frontach! Jedynym utrudnieniem po zmianie są… te wszędobylskie pojemniki z domowym jedzeniem. Bez tego ani rusz! I uwierzcie mi, w Polsce jeszcze można sobie poradzić, w Europie – zależy gdzie, natomiast w UK nie ma takiej możliwości! Ale tez jest tu najwiecej zniekształconych ludzi. Marleno, pozdrawiam i zycze Tobie i sobie dłuuuuugich lat pracy w tej formie (fizycznej i pisanej dla nas). Pa xx
Marlena napisał(a):
Super, bardzo się cieszę z Waszej przemiany! 🙂
Powodzenia i wspaniałego, przewlekle zdrowego Nowego Roku dla całej rodzinki życzę! <3
Marzena napisał(a):
Witaj Marleno,
dziękuję za jak zwykle bardzo ciekawy materiał, szkoda tylko, że nie ma możliwości przeczytania tego po niemiecku lub angielsku, synowa jest Niemką i również jest taką wiedzą zainteresowana. Myslałaś może kiedyś, aby blog był również dostępny w innych językach? byłoby super. A tymczasem serdecznie pozdrawiam i życzę przewlekłego zdrowia dla Ciebie i wszystkich
Marlena napisał(a):
Marzenko, nie znajdę na to czasu, ale w razie czego można podeprzeć się tłumaczem Google (czyli Google Translate).
Maria K napisał(a):
Marlenko czy mozesz cos doradzic na wypadajace brwi?? czy to przez hashimoto oraz stres ?czy moga to byc inne przyczyny ? ) moze podejrzewasz czegos niedobor? w ciagu 2 lat wypadlo mi polowe brwi , teraz bez domalowania ich kredka nie wychodze z domu ,,, najpierw wypadaly i bardzo mocno przerzedzily sie konce a teraz przerzedzily sie cale …
Mam tez pytanie odnoscie bardzo slynnej w Stanach mody na piecie soku z selera naciowego (anthony william ) na czczo , czy tez uwazasaz ze moze byc to panaceum na ogromna ilosc chorob?
ja pije od miesiaca i wrecz odczuwam pogorszenie sie pamieci , ale dam mu jeszcze szanse
dziekuje ze Jestes 🙂
Marlena napisał(a):
Owszem, wypadające brwi i włosy to kwestia tarczycy i ogólnie stanu zapalnego w jakim ciału przyszło funkcjonować, więc ma ważniejsze rzeczy do ratowania niż mieszki włosowe.
Sok z selera to rzecz zdrowa, ale to kolejna moda.
Bo w większości przypadków niestety nie wystarczy tylko pić soczek z selera licząc na cuda po całych dekadach niszczenia sobie zdrowia. Większość z nas łapie się zresztą na lep kolejnych guru zdrowia, którzy sprzedają nam kolejne METODY, tymczasem najważniejsza jest znajomość ZASAD, a nie METOD!
Dlaczego? Bo gdy znamy zasady, to sami sobie wypracujemy swoje metody jakie nam indywidualnie służą, ale jak nie znamy ZASAD, to próbowanie na oślep cudzych metod raczej nie zapewni nam sukcesu.
Więc najpierw ZASADY – trzeba je znać, wręcz sobie obkuć na pamięć, a jak znamy zasady to cała reszta powoli przyjdzie sama. Większość ludzi nie zna zasad zdrowia, łapie się tylko kolejnych metod i… ponosi porażkę.
Zdrowie tymczasem wymaga poszanowania siedmiu niezłomnych zasad (polecam mój kurs online „7 Kluczy Do Przewlekłego Zdrowia” – wkrótce rusza druga edycja: https://kursy.akademiawitalnosci.pl/zapisz-sie-na-liste-oczekujacych/).
Sylwia napisał(a):
Mam spore niedobory potasu, wychodzi mi w krwi za każdym razem. Zaczęłam kontrolować dzięki aplikacji to, co jem, i potem mi wyświetla automatycznie wszystkie witaminy i mikroelementy. Miesiąc obserwacji powiedział mi, że NIGDY nie jestem w stanie dostarczyć wymagane RDA, zwykle jest to w granicch 30-50%. Niestety nie widziałam, by jakąkolwiek firma produkowała suplement dający choćby te 50% RDA. Zwykle jest to 3-10% Co mi po tym? Musiałabym jeść kilkanaście tabletek dziennie albo i nawet całe opakowanie, by przez choć jeden dzień dostarczyć podstawowe zapotrzebowanie… Znasz może jakiś suplement z minimum 2000 mg potasu? W ogóle czemu taka bieda z tym potasem? Robili badania, że nadciśnieniowcy, których jest od groma, dostarczają tylko 50-70% (to i tak lepiej ode mnie…), więc jest przecież problem niedoboru w społeczeństwie, a tym samym zapotrzebowanie na niego.
Marlena Bhandari napisał(a):
Sylwio, nie musisz jeść żadnych tabletek, wystarczy oprzeć dietę na warzywach, owocach, strączkach, orzechach, pestkach, nasionach. Niestety dieta tzw. tradycyjna jest niedoborowa w potas i trudno jest dostarczyć potas gdy warzyw i owoców jest zbyt mało.