
W samym środku jesieni czas jest akurat doskonały na podsumowanie sezonu ogródkowego. Na wyciągnięcie wniosków z odniesionych porażek i na cieszenie się małymi zwycięstwami.
A przede wszystkim czas najwyższy na obalenie wielkiego mitu krążącego tu i tam, że ekologicznie uprawiane warzywa i owoce są robaczywe i marne, co wskazuje na ich ekologiczność i ponoć po tym właśnie poznać ekologiczne, że mają w sobie robaki i ogólnie są liche.
Nie wiem kto rozsiał taką dezinformację, ale bardzo prawdopodobne, że jest to sprawka małorolnych sprzedawców ekologicznych warzyw i owoców, którzy najlepsze płody rolne zachowali dla siebie i swoich rodzin, a zrobaczywiałe odrzutki postanowili sprzedawać mieszczuchom, próbując im wmówić, że ta zła jakość to atut.
Po kilku sezonach prowadzenia własnego ogródka teraz już wiem na pewno, że jest to zwyczajnie nieprawda: bujda na resorach!
Nie ufam już takim opowieściom odkąd sama doświadczyłam uprawy ekologicznych warzyw i owoców w swoim ogródku: przekonałam się wtedy jak się sprawy mają.
1. Ekologicznie uprawiane warzywa i owoce są zawsze dorodne i piękne o ile tylko są prawidłowo uprawiane i doglądane. I jest to pierwsza i bodaj najważniejsza rzecz, jaką nauczyło mnie prowadzenie swojego ogródka.
Jeśli więc kiedykolwiek ktoś będzie jeszcze wspominał na temat ekologicznych warzyw i owoców, które podobno im bardziej są robaczywe tym bardziej są eko, to zapraszam do obejrzenia zdjęć moich warzyw i owoców, które wydała hojna Matka Natura – bez choćby pikograma jakichkolwiek chemicznych środków ochrony roślin! 🙂
Fotografie ogródkowych zbiorów Anno Domini 2018 za chwilę, ale pozwólcie, że najpierw podzielę się kilkoma refleksjami, które (jako przeciętnemu mieszczuchowi) nawet nie przyszłyby mi wcześniej do głowy.
Bo musicie wiedzieć, że uprawianie ogródka to nie tylko obowiązek i praca.
To także przyjemność i satysfakcja oraz okazja do emocjonującej obserwacji dzieła stworzenia i do związanych z tym refleksji. O życiu, wszechświecie i prawach natury.
To trochę tak jak z posiadaniem dzieci (a kto nie ma dzieci to mogą być i ukochane czworonogi): jest sporo roboty, jest sporo odpowiedzialności, ale jest też i radość i w jakimś sensie też okazja do nauki (bo przecież uczymy się całe życie) oraz refleksji.
2. Jaka jest więc druga rzecz, jaką nauczyło mnie prowadzenie ogródka? Druga jest taka, że całe dzieło stworzenia czyli rośliny, zwierzęta i ludzie – wszyscy jesteśmy dziećmi jednej i tej samej natury i w związku z tym do życia (tego fizycznego życia, bo w przypadku człowieka jest jeszcze sfera umysłu i duszy) potrzebujemy tych samych rzeczy: tlenu czyli czystego powietrza, odpowiedniej ilości wody, odpowiedniej ilości słońca, właściwego pożywienia i… spokoju.
Jeśli więc ktoś żyje w zanieczyszczonym środowisku, boi się słońca, nieprawidłowo się odżywia, jego ulubionym sposobem „nawadniania się” jest kawa i napoje gazowane, a do tego wszystkiego żyje w ciągłym stresie nie znajdując ani chwili spokoju, to jak taki ktoś ma być zdrowy?
Kiedy nasze rośliny (pokojowe lub ogródkowe) zaczynają marnie wyglądać, to najpierw zastanawiamy się co może być nie tak: może stoi w złym miejscu, może dostaje złą odżywkę, może ma za mało wody albo za dużo?
A co robi człowiek gdy jego ciało zaczyna niedomagać?
Pędzi zaraz do guru w białych fartuchach oczekując od nich recepty na magiczne pigułki (i często jeszcze wścieka się jeśli ich nie dostanie), a jeśli nawet jest już trochę oświecony i przyjdzie mu do głowy zapytać o odżywianie, to najczęściej usłyszy coś w rodzaju „to nie ma znaczenia, proszę jeść to co smakuje”, albo w najlepszym razie coś w stylu „proszę zdrowo się odżywiać” (zdrowo czyli jak? – tego już guru kształcony na wypisywacza recept najczęściej nam niestety nie wyjaśni).
Bierzmy przykład z roślin: czego one potrzebują do życia, tego i my potrzebujemy.
Jesteśmy częścią natury tak jak one.
A jeśli cokolwiek nam zaczęło dolegać, to zamiast zawracać od razu głowę lekarzowi, zadajmy sobie NAJPIERW podstawowych kilka pytań, zróbmy taką listę kontrolną (checklistę zdrowia) odpowiadając sobie uczciwie na proste pytania jak np.:
1. Ile porcji warzyw i owoców zjadam dziennie (porcja to tyle co w garści)?
2. Jaki jest mój aktualny poziom witaminy D we krwi?
3. Ile wody piję dziennie (jako płynu i/lub w postaci soczystych świeżych owoców, warzyw, kiełków)?
4. Ile godzin w ciągu doby śpię i czy budzę się wypoczęty?
5. Jak u mnie przebiegają procesy trawienia (czy nie ma wzdęć, napadów głodu, zachcianek itp.)?
6. Jak u mnie przebiega proces eliminacji (częstotliwość? biegunki? zaparcia?)?
7. Jak bardzo jestem narażony na stres i czy znam i stosuję techniki radzenia sobie z nim?
8. W jakim miejscu mieszkam i pracuję, spędzając większość doby (jakość powietrza, poziom hałasu, może pleśń jest w domu itd.)?
9. Jakie mam nawyki, nałogi i uzależnienia (tytoń, alkohol, cukier, mięso, mleko, pszenica, smażeniny, kawa, inne)?
10. Jak często sięgam po leki (na receptę lub bez)?
Taka lista kontrolna może nam uprzytomnić, że my wcale nie potrzebujemy kolejnej magicznej pigułki na przyklepanie symptomów ani żadnego drogiego i równie magicznego suplementu, tylko musimy tak zwyczajnie i po prostu poczynić zmiany w swoim stylu życia (powyższe 10 punktów to takie niezbędne „minimum socjalne” by wdrożyć program naprawczy), a z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa nasze ciało dojdzie samoistnie do równowagi gdy tylko będzie miało ku temu warunki.
Takie bowiem są prawa natury: przywiędła roślina (pokojowa lub ogrodowa) też odżyje gdy dostanie wodę, słoneczko i dobry nawóz. Tu nie ma, że to tamto. 😉
Dobrą pielęgnację od razu widać, złą niestety też, tak po roślinkach jak i po człowieku. Każdy jest gospodarzem własnego ciała. A jak ma małe dzieci to dopóki ma je pod swoją opieką – jest gospodarzem również ciał swoich dzieci, w zasadzie to nawet jeszcze przed zajściem w ciążę.
3. Trzecia rzecz jaką nauczyło mnie prowadzenie ogródka jest taka, że nadmiar jest równie szkodliwy jak niedobór. I to się tyczy również wszystkiego co żyje. W ogródku mamy okazję do obserwacji na przykładzie roślin: za mało słońca to niedobrze, bo roślina nie chce rosnąć, ale za dużo też niedobrze, bo spalona słońcem usycha, czyli to już jest praktycznie śmierć. Tak samo z wodą: za mało wody jest szkodliwe, bo roślina zacznie więdnąć, ale za dużo wody jeszcze bardziej szkodzi, bowiem spowoduje gnicie korzeni, a to już klops czyli śmierć.
Z ludźmi jest tak samo: za mało wody lub za dużo to niedobrze. Słońce? Za mało słońca prowadzi do chorób podobnie jak za dużo słońca – to drugie też jest szkodliwe. Białko, wapń, żelazo i jeszcze parę innych rzeczy – tak nam się wmawia, że tak dużo tego potrzebujemy, a może… wcale tak nie jest? 😉
Na pewno tak nie jest. Natura kocha równowagę! 🙂
4. Czwarta rzecz jaką nauczyło mnie prowadzenie ogródka jest taka, że najważniejsze jest to, czego nie widać i właśnie temu czemuś należy poświęcać najwięcej uwagi – to się tyczy roślin i w równym stopniu ludzi.
W przypadku rośliny jak i człowieka najważniejsza rzecz to… korzenie. Jeśli szkodnik zaatakuje widoczną część rośliny, to ogrodnik może coś zaradzić. Jeśli jednak korzenie zostaną zaatakowane przez szkodniki, zalane przez wodę albo wysuszone przez brak wody – to już najczęściej niestety czeka roślinę śmierć, bo bez korzenia żyć nie może.
Tak samo z człowiekiem – jeśli nie dba on o swoje korzenie czyli duszę, to jest to powolna śmierć, bo gdy dusza jest chora, to ani ciało nie będzie zdrowe, ani umysł (myśli nie będą zdrowe).
„Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło”. Trudno oczekiwać pełni zdrowia gdy w sercu (czyli w duszy) żywimy urazę, złość, wstyd, strach, zawiść, żal czy inne negatywne uczucia.
5. Piąta rzecz, jaką nauczyło mnie prowadzenie ogródka jest taka: chwasty trzeba z gleby wyrywać jak są jeszcze bardzo maleńkie i nie zapuściły dobrze korzeni, wtedy nigdy nie będzie problemu z chwastami. Zero walki z chwastami! Usuwanie na bieżąco chwastów gdy mają ok. 2-3 cm – to wystarczyło, by grządki były zawsze wolne od chwastów, a plony były dorodne.
U mnie jest to o tyle łatwe i szybkie, że ja mam uprawy na podwyższonych grządkach – bardzo polecam ten sposób, zobacz tutaj jak je zrobić tanim kosztem: https://akademiawitalnosci.pl/tani-sposob-na-podwyzszone-grzadki-w-ogrodzie/
Zasada wyrywania chwastów gdy są jeszcze bardzo maleńkie i nie zdążyły zapuścić korzeni może być z powodzeniem stosowana w życiu również w innych sprawach.
Najważniejszą z nich są negatywne myśli: gdy dopuścimy by taka myśl „zapuściła korzenie” to stoimy na straconej pozycji. Myśl zapanuje nad nami i będzie rosnąć w siłę – karmiona dalszymi złymi myślami i podlewana negatywnymi emocjami, które się z tego narodzą. Trudno będzie taką podhodowaną myśl wykorzenić.
Jeśli jednak tę pierwszą maleńką, złą myśl złapiemy niczym byka za rogi i od razu usuniemy z naszej świadomości dziękując jej za dalszą współpracę – myśl ta nie urośnie, nie przesłoni nam życia i nie będzie nam dokuczać.
Chwasty na zagonie są szkodliwe, dlatego trzeba wyrywać je od razu, zanim wrosną w glebę i rozrosną im się korzenie.
6. A szósta rzecz, jaką mnie nauczyło prowadzenie ogródka jest taka: drzewo zrzuca owoce, które nie rokują. Jeśli owoc nie ma szans na bycie dorodnym i pięknym owocem bo na przykład został zaatakowany przez robactwo, wirusy albo od początku rośnie jakiś dziwnie powykrzywiany, słaby i mały (błąd genetyczny?), to wtedy drzewo nie traci energii na takie nierokujące owoce, lecz zrzuca te owoce z siebie.
Lądują one na ziemi i nie marnują się bynajmniej, lecz stanowią nawóz odżywiający drzewo.
Drzewa owocowe są mądrzejsze od niektórych ludzi: coś, co nie rokuje i żadnej korzyści nikomu nie przyniesie, powinno przestać zaprzątać naszą głowę i kraść naszą energię. Powinniśmy się tego krótko mówiąc pozbyć z umysłu.
Czy to będą powracające myśli o przeszłości, która dawno przeminęła, jakieś nietrafione pomysły, które nie wypaliły, nieudane związki czy w ogóle cokolwiek – nie warto tego wszystkiego przetrzymywać i rozpamiętywać tracąc na to cenną energię.
Niech to będzie lekcja i nauczka na przyszłość, niech zasili nasz prywatny skarbczyk cennych życiowych doświadczeń – i tyle.
Natura zawsze działa tak, aby osiągać potencjalnie jak największe efekty przy jak najmniejszym wydatku energetycznym.
Energii zużywa dokładnie tyle, ile trzeba i ani trochę więcej.
7. Siódma lekcja z prowadzenia ogródka jest dla mnie taka: w przyrodzie nie ma chaosu, wszystko jest precyzyjne choć na pierwszy rzut oka może tego nie być widać.
Tu wbrew pozorom nic się nie marnuje, jest to obieg zamknięty, nic też nie dzieje się bez przyczyny, wszystko dzieje się dokładnie w swoim czasie i przy optymalnym wykorzystaniu wszelkich środków jakie są możliwe, poczynając od naszych „braci najmniejszych” czyli bakterii w glebie, aż po „Wielkiego Brata” patrzącego na wszystko z góry czyli Słońce.
Wszystko ma swój cel i sens i wszystko jest po coś, nawet dokuczliwe komary są jak by nie było bardzo pożyteczne – stanowią pokarm dla ptaków, gacków i stworzeń wodnych.
Przyroda działa bez pośpiechu, ale wszystko jest zawsze zrobione na czas. Przyroda nie dostosuje się do mnie, to ja muszę dostosować się do jej praw.
Jeśli więc na przykład chcę mieć plony latem i jesienią, to muszę w odpowiednim czasie wiosną posadzić nasiona do gleby. Nie mogę oczekiwać czegokolwiek leżąc do góry brzuchem (no chyba, że chwastów!).
Nie muszę jednak z drugiej strony nic szczególnego robić aby nasiona wykiełkowały, tym zajmą się siły natury: żadnych modłów, czarów czy przekupstwa – przyroda sama wie co ma robić i kiedy.
Moim zadaniem jest uważnie ją obserwować i pochylić się nad rośliną kiedy tego potrzebuje: może wody lub odżywki? Może osłonięcia folią by jej było cieplej? Może podpórek? Może usunięcia wokół niej chwastów, które jej podbierają składniki odżywcze?
A pomna mojego eksperymentu z ryżem powiem jeszcze, że zwyczajnie miłości nasze rośliny potrzebują, tak jak wszystko co żyje: chyba coś w tym naprawdę jest.
No dobra, dosyć już tego filozofowania, czas na fotki. 🙂
Oto wybrane płody rolne z mojego ogródka!

Apetyczna mieszanka zebrana w lipcowy poranek: agrest, wiśnie, maliny, truskawki, borówki, porzeczki czerwone i czarne. Tak wygląda moje śniadanie latem.

Wisienki obrodziły – kilka takich misek zebraliśmy! 🙂

Ogórki na kratce.

Przepyszne, świeżo zebrane mirabelki.

Bakłażan: dochowałam się trzech takich. W przyszłym roku będzie więcej. 🙂

Dojrzewające pomidory (ładnie obrodziły w tym roku, bo lato mieliśmy piękne).

Gotowe do zbioru węgierki (uwielbiam!).

Winogrona: przepyszne i słodziutkie urosły nam w tym roku (dostały sporo słońca).

Melon kantalupa o pięknym, łososiowym miąższu i niebiańsko pysznym smaku: ta odmiana rzadko bywa w sklepach, a to skarbnica beta-karotenu. Cudo! Pięć takich melonów nam urosło (z 12 sadzonek, reszta niestety tylko zakwitła).

Truskawki: smak tych z własnej uprawy zjadanych prosto z krzaka jest nie do opisania!

Słodki zielony młody groszek zjadany prosto z krzaka to po prostu ambrozja! Nie do dostania w sklepach, takie doznania gwarantuje tylko uprawa własna. 😉

Świeżo zebrane czereśnie: mój przysmak, mogę jeść codziennie do oporu i…. nigdy nie mam dosyć. 😉

Kalafior prosto z grządki: słodyczy jego kwiatu nie są w stanie oddać żadne słowa. Niech się schowają kupne! 😉 W tym roku mieliśmy tylko 3 sadzonki (na próbę), w przyszłym roku posadzimy więcej.
To tylko niektóre fotki, niestety nie zrobiłam więcej, ale oprócz tego co na zdjęciach mieliśmy jeszcze: paprykę (czerwoną i żółtą), okrę (4 sadzonki na próbę), bób czerwony i zielony, była też niezwykle plenna fasolka szparagowa (zielona i na próbę trochę fioletowej), fasola jaś (pierwszy raz w tym roku na próbę), karczochy (urosły, ale niestety nie chciały w tym roku zakwitnąć, więc nici z karczochowej wyżerki), kapusta, pory, selery, cebula, szpinak, cukinia (zielona i żółta), sałata majowa i rzymska, rukola, jarmuż, rzodkiewki, kalarepa zielona i fioletowa, rukiew wodna i rozmaite wonne ziółka (mięta, bazylia, pietruszka, koperek, rozmaryn, lawenda itd.).
Ach, mówię wam, coś pięknego taki własny ogródek choćby i niewielki.
O tej porze roku mój wygląda już smutnawo (został tylko jarmuż na grządkach). Wszystko już zjedzone, a czego było więcej, to zostało schowane do słoików i do zamrażarki lub ususzone na zimę.
No i już się nakręcam i planuję co będę uprawiać w przyszłym sezonie! 🙂

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ada napisał(a):
piękne. Marleno a co z ogórkami, nie żółcieją Ci liście? mi niestety tak. słyszałam że niby pryskanie drożdżami pomaga ale niestety nie przyniosło rezultatu:(także pomidory chwyta zaraza i koniec, takie brzydkie są. myślałam, że na powietrzu to od kwaśnych opadów, bo mieszkamy w pobliżu elektrowni. ale to samo jest pod folią. i ten jarmuż, wiecznie na nim białe owadki latają i żerują. jeszcze jedno pytanie, jak dbasz o borówkę?
dziękuję za ten post. ja latem się zaniedbałam, nie było czasu na ogródek, i te plony nie takie jak trzeba. szczególnie fasolki mi żal. ale teraz nadrabiam. przeszłam na post daniela i wyjadam dobrocie z ogrodu: cukinie, dynie, i swojskie kiszone ogórki:))
Marlena napisał(a):
Ado, ogórki nam wyszły fajowe, część zakisiłam na bieżąco, potem jeszcze kilka litrowych słoików na zimę zakisiłam, a te większe ogórki „przegapione” starłam na wiórki w malakserze i też zakisiłam, ale na zupę ogórkową, w mniejszych słoiczkach. Borówki tylko dużo wody lubią i kwaśną glebę, a poza tym słońce i nic więcej im chyba do szczęścia nie trzeba.
Pomidory też „coś” chciało chwytać, jakieś plamki wyskoczyły, ale mąż poszedł do sklepu ogrodniczego i powiedziano mu że to brak bodajże wapnia w glebie, kupił minerały i pomidorki odżyły. A jarmuż u nas też niestety obsypany tymi białymi muszkami, jeszcze nie wiem co z nimi robić, muszę doczytać, może jakieś olejki eteryczne?
Ada napisał(a):
i jeszcze jedno, gdzie zaopatrzyłaś się w tą kratkę do ogórków?
Marlena napisał(a):
Ado, to są kratki używane w sklepach sportowych i odzieżowych, można je kupić u sprzedawców wyposażenia wnętrz sklepowych: https://wyposazamysklepy.pl/krata-sklepowa-malowana
Antonina napisał(a):
Znakomity artykuł! Uprawiam duży ogród od 7 lat i podpisuje się pod wszystkimi spostrzeżeniami. Ten rok był dla owoców znakomity, a truskawki jadłam jeszcze kilka dni temu. Owoce goji w ogromnej ilości czekają na zjedzenie, a jarmuż i topinambur dopiero jem zimą. Najpiękniejsze w ogrodzie jest to, że chwilka uwagi i miłości daje niesłychane plony. Raz zasiane kwiaty rozsiewają sie potem każdego roku , o tej porze przepięknie kwitna nagietki, kosmosy i szarłaty, wszystkie posiałam .. 7 lat temu, teraz rosną, gdzie chcą, a ja im na to pozwalam. One wiedzą lepiej, gdzie im dobrze.
Ja, podobnie jak Marlena, już teraz się nakręcam, co będę uprawiać za rok. I samo to nakręcenie jest fajne;-) pozdrawiam wszystkich podobnie nakręconych;-)
Marlena napisał(a):
Oj, tak! Uwielbiam to nakręcanie, planowanie, czytanie o tym jak się co uprawia! O, na przykład teraz kusi mnie uprawa ziemniaka w worku jutowym, nigdy nie próbowałam.
Inspirujące są też na YT kanały ogrodników-amatorów i to z różnych stron świata, zawsze można nowe fajne pomysły podłapać.
Ewa napisał(a):
Dziękuję za piękny wpis. Już dawno poczułam jedność z naturą, co spowodowało, że 39 lat nie jem mięsa. Moje dzieci/36 i 31 lat/ od poczecia wegetarianie,a od 5 lat weganie. Ja od 4 lat.
Staram się zależność naszego zdrowia od pożywienia pokazywać moim pacjentom na każdym kroku i udowadniać, że odstawienie nabiału jest lepsza terapia niż dziesiąty antybiotyk w ciągu roku/sic! / z powodu zap. ucha czy przerosnietego migdalka.
Cieszę się na dalszą zdrowa wspólna podróż,
Marlena napisał(a):
Świetnie, Ewo, brawo! 🙂
Danuta napisał(a):
Artykul swietny. Tyle optymizmu milosci i zadowolenia.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Krysiu. Pozdrawiam cieplutko! 🙂
Ella napisał(a):
Cudowne refleksje odnośnie do natury i nas, ludzi jako części tej natury. Pięknie to ujęłaś, że wszyscy potrzebujemy miłości. Ja ponad 40 lat spałam, żeby zobaczyć dopiero od niedawna, że wokół mnie są ptaki, są kwiaty, drzewa, kolory, słońce, deszcz i że to wszystko jest cudowne. Cudowne jest to, że natura potrafi dbać o siebie, jeśli jej pomożemy, to jeszcze lepiej dla wszystkich. Ta prostota, to słuchanie siebie i funkcjonowanie razem z naturą pozwala nam osiągać spokój. Ja cały czas budzę się, nie potrafię niestety zrzucić ze siebie smutku. Wiem, że wszystko jest po coś. To jeszcze trzyma mnie przy życiu. Zmieniałam całkowicie swoje życie . Tak jak Twój opis o zrzucaniu nierokujących przez drzewo owoców, tak też ja, również dzięki Tobie zrzuciłam część balastu (śmieciowe jedzenie, chemia, kosmetyki, pracę, niestety również dotychczasowe znajomości). Tyle zrobiłam dla siebie, natomiast nie mogę poradzić sobie z dbałością o swoją duszę, a mój ogród zarósł chwastami, tak bardzo, że nie wiem, jak mogę sobie poradzić.
Opis Twoich doświadczeń z prowadzenia ogrodu vs. refleksje odnoszące się do naszego życia to ujęcie tego, co jest ważne w naszym życiu, czego powinniśmy się jeszcze nauczyć od Natury.
Marlena napisał(a):
Ellu, bardzo dziękuję za ten szczery, z głębi serca płynący komentarz. Smutek też jest po coś. Może ma Ci coś ważnego do powiedzenia? Spójrz na niego z dystansem: może właśnie czeka na walizkach, aż będziesz gotowa by podejść, poklepać go przyjaźnie po ramieniu, podziękować za dotychczasową obecność i życzyć mu dobrej podróży do miejsca skąd przybył? 😉 To wiesz tylko Ty i on. 🙂
Alicja napisał(a):
Jakże pięknie to połączyłaś,Marleno-człowiek jest nieodłącznie związany z naturą.Dla mnie też ogródek jest dostarczycielem nie tylko owoców i warzyw,ale obcowanie z naturą dostarcza mi mnóstwa pozytywnej energii,mimo zmęczenia.Już założyłam kolejną grządkę podwyższoną na następny rok,poszukam takich kratek,jak Twoje,niech ogórki rosną!W tym roku też urosły,ale upał je wykończył,kilkanaście słoików jednak zakisiłam.A sąsiedzi uśmiechają się pod nosem-przecież sklep jest tuż obok-po co się męczyć,nawet pietruszka zielona jest w sklepie!Życzę Ci radości i wspaniałych plonów,z niecierpliwością czekam na kolejne,fantastyczne i mądre artykuły na blogu.Pozdrawiam -Alicja
Marlena napisał(a):
Super, Alicjo! Podwyższone grządki to wspaniały wynalazek, prawda? U mnie też sąsiedzi tylko w zasadzie kwiatki i trawnik mają, a jedzenie kupują w sklepie, ale jak mam czegoś za dużo, to się podzielę i chętnie zawsze przygarną. 😉
Może się w końcu skuszą na choćby jedną grządkę na próbę, kto to wie! 😉
Wzajemnie wszystkiego dobrego i obfitych, zdrowych plonów życzę. Pozdrawiam cieplutko i dziękuję serdecznie za komentarz. 🙂
Alka napisał(a):
Ja mam działkę prawie 30 lat i znam tą radość, ale i trud pracy na niej. ale pomysł z kratką super. A jeśli chodzi o tegoroczne ogórki to zależy która odmiana. Bo odmiana Julian po miesiącu uschła, ale dwie pozostałe takie na korniszony owocowały jeszcze we wrześniu. Ale mam pytanie o kiszony czosnek jak się udał. Bo mi jakoś to nie wychodzi. Ale kiszone ogórki na początku sezony też się psuły. Nie wiem co się stało bo następne słoiki były już dobre. A o czosnek ze sloików z kiszonymi ogórkami to są wyścigi kto go zje. Może ktoś ma doświadczenie z kiszeniem czosnku. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ja samego czosnku nie kisiłam, ale ogórki z czosnkiem tak i wyszły znakomite, wszystko się elegancko ukisiło (zarówno ogórki jak i czosnek w tych ogórkach).
Józef napisał(a):
My z żona te.z uprawiamy ogródek.Nie stosujemy chemii. Do oprysków używamy wody utlenionej soli angielskiej sody oczyszczonej,lub po prostu usuwamy porażone części rośliny. Nawóz robimy własny kompost
Marlena napisał(a):
Brawo, Józefie, super! 🙂
beata napisał(a):
przepiękny tekst. Prawdziwy . Bardzo potrzebny każdemu z nas. Można nie mieć ogródka, ale wystarczy patrzeć i czytać i słuchać , aby faktycznie to wszystko co napisałaś zrozumieć i poczuć jaka to jest niesamowita prawda. Dziękuję. Będę czytać jeszcze kilka razy aby część tych porad przesiąknęło moje życie. Zbiory są niesamowite. Gratuluję i cieszę się , że tyle pysznośći mieliście w domu. Pozdrawiam > beata
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Beato i pozdrawiam cieplutko wzajemnie. 🙂
ASP napisał(a):
Na te białe robaczki na jarmużu (nie pamiętam jak się nazywają), znalazłam prosty sposób na You Tube. Wystarczy rozrobić szare mydło z wodą i co dzień pryskać. Robale przylatują do nas z cieplejszych krajów, a długa ciepła jesień im sprzyja.
Marlena napisał(a):
Dzięki, spróbujemy szare mydło. Na mszyce jest dobre to i może również zadziała na mączliki (mnie też umknęła nazwa, ale odszukałam właśnie teraz jak się te stworzonka nazywają).
AniaO napisał(a):
Droga Marleno, dziękuję za Twój blog! Jesteś niesamowita. :))) Za każdym razem czerpię coś dobrego od Ciebie. Chciałam zapytać, co zrobić z pysznymi jabłkami z sadu (i czasami kupnymi także), jak w gnieździe nasiennym znajduje się pleśń? Czy najlepiej wyrzucić całe jabłko? Słyszałam, że pleśń przechodzi w cały owoc i jej nie widać, tak jak w dżemie na przykład. Pytam, bo szkoda mi często wyrzucać tych jabłek z sadu… 🙂
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć, ale czy nie można na przykład dać je na chipsy czy coś? Faktycznie szkoda wyrzucać. No chyba że już są w smaku niezjadliwe.
Jacek napisał(a):
Marleno, naprawdę piękne zbiory! Gratuluję 🙂
A z innej beczki – czy jest jakiś naturalny sposób na brodawki łojotokowe? Lekarze proponują usuwanie ciekłym azotem lub laserem, twierdząc, że to naturalny proces starzenia się skóry (brodawki starcze lub mądrości ;)) ale czy naprawdę tak musi być? Mam 52 lata i ostatnio mam tego coraz więcej.
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Jacku! 🙂
Te brodawki to może postem Daniela wykurzyć? Ustrój by je może sobie zjadł w ramach odżywiania wewnętrznego.
Sliwka59 napisał(a):
Och! Marleno Twoje artykuły powinno czytać jeszcze więcej osób. W ramach terapii psychologicznej. Kilka lat temu zarzuciłam pracę na ogródku, ale na pewno podejmę ja teraz na nowo. Wiosną pewnie niewiele to da bo trzeba przygotować się jesienią, a ja mam jeszcze niesprawną rękę po operacji cieśni. Ale coś tam zrobię. Jeśli chodzi o borówkę amerykańską czy jagodę kamczacką to dobrze jest przynieść trochę igieł z lasu i podrzucić przysypując ziemią. to jest ta kwaśność której jej potrzeba. tak słyszałam od osób które mają doświadczenie. Piękne te twoje owoce. A na te muszki to pisałaś kiedyś że erytrytol jest dobry.
Marlena napisał(a):
Właśnie erytrytol, dobrze, że mi przypomniałaś, a ktoś tu jeszcze mówił szare mydło, trzeba będzie wypróbować obydwa sposoby. Co do kwaśnej gleby to można posłużyć się: igliwiem, korą, szyszkami. U mnie borówkę posadziłam na kwaśnym torfie i rośnie jak szalona, w zeszłym roku plony były niesamowite i w tym roku tak samo, a owoce piękne, duże, dorodne, że hej! 🙂
Mira napisał(a):
Fajny tekst i spostrzeżenia . Ja się przymierzam na tarasie.Na razie tylko poziomki ,truskawki,ziólka i pomidorki. Cięzko gdzieś wyjechać, przez to słoneczne miejsce ,bo sasiadów trzeba do podlewania prosić.
Marlena napisał(a):
Miro, aż mi się łezka w oku zakręciła, bo myśmy z mężem też zaczynali od upraw balkonowych – w donicach, plastikowych wiaderkach, takie były nasze pierwsze eksperymenty.
Marta napisał(a):
Marleno, na mszyce i sądzę że na te białe robaczki skuteczne będzie … mleko wymieszane w proporcji pół na pół z wodą ( ja daję więcej mleka, wody mniej ). Wiele razy w ten sposób uratowałam bazylię która po zaatakowaniu mszyc bardzo marniała w oczach a po psiknięciu tym płynem robactwo ginęło a roślina zaczęła pięknie rosnąć. W taki sposób uratowałam też pelargonię zaatakowaną przez jakieś czarne szkodniki. Wystarczy psikać roślinę dwa, trzy dni, szybko widać efekty. A jarmuż, zauważyłam że nie lubi towarzystwa innych warzyw, potrzebuje przestrzeni, u mnie wyrosły olbrzymy piękne i zdrowe. Nie stosuję nawozów.
Artykuł świetny, dziękuję. 🙂
Marlena napisał(a):
Marto, dziękuję, muszę spróbować. U mnie też jarmuż wyrósł na ponad metr wysoki, piękne liście, ale właśnie niestety oblazłe od spodu przez mączlika no i klops.
Anna Maria napisał(a):
Gratuluję wspaniałych zbiorów! Czy uchwyciłaś odpowiedni moment na zbiór okry i jak smakowała? Jesli chodzi o ziemniaki w workach to super sprawa,świetnie rosną ale u mnie jest problem ze stonką, także na bakłażanach. Trzeba było kontrolować co najmniej 2 razy dziennie ale obyło sie bez chemii. U mnie to lato było bardzo trudne do uprawy (krańcowa pogoda)warzyw bo okresy z temp ok 30C i ponad były przeplatane z temp 3-6C, ogromnymi ulewami i nawałnicami, które były bardzo niszczące. Ogórki pomidory miały ogromne plony ale zaraza je dopadła i pomidory dojrzewały na oknie; ale były pyszne! Niestety arbuzy też nie wytrzymały tych nawałnic i niskich temperatur oraz melony.
Fasolka Jaś pyszna, w kolejnym sezonie będzie jej więcej oraz bobu…. Dyni butternut na kompoście miałam 3 i ponad 30 sztuk plonu… Dzięki za polecenie Kantalupy; spróbuję w przyszłym sezonie.
No i tym sposobem wchodzę… w okres wczesnego planowania… ha, ha….
Mnie uprawa warzyw uczy pokory (nieprzewidywalna i krańcowa pogoda),akceptacji tego co jest, oraz nadziei i wdzięcznosci Bogu; bo pomimo tak trudnych warunków gdzie czasami myślałam że to koniec… zbiory były fantastyczne; ogrom zdrowego jedzenia i ludzkiej przyjemności oraz radości. Także nadziei że jednak i pomimo niszczących żywiołów, braku kontroli nad nimi zbiory są i to niezłe!
Marlena napisał(a):
Niestety okra została przegapiona, ale może w przyszłym roku. 🙂
Kantalupę spróbuj koniecznie, jest dużo smaczniejsza niż żółte melony które są wszędzie w sprzedaży.
Genowefa napisał(a):
z radością czytam, sama zaczynam się bawic w uprawy, mam już swoje doświadczenia wynikające z niewiedzy. W temacie białych muszek ja stosowałam opryski – soda 1 łyżeczka,
woda 2 litry, mydło ogrodowe 10 ml. U mnie zadziałało na mszyce i białe muszki.
Marlena napisał(a):
Dzięki za sugestię, Genowefo!
JADWIGA napisał(a):
Witaj Marleno, Chciałam się podzielić moimi doświadczeniami w obronie jarmużu przed szkodnikami. WROTYCZ POSPOLITY- zebrany na polach, a dokładnie wywar z wrotyczu,zastosowany kilkakrotnie w sezonie uratował mój jarmuż w tym roku .Do tej pory pyszni się w ogrodzie .W załączeniu link z instrukcją jak stosować.www.lokalneprzysmaki.pl/wrotycz-pospolity-co-warto-o-nim-wiedziec-jak-go-wykorzystac,108,16.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Jadwigo! 🙂
Ewa napisał(a):
Świetny tekst, refleksyjny i inspirujący 🙂 Brawo Marleno. Ja też od kilku lat uprawiam swoje warzywka i owoce i podpisuje się pod tym, że organiczne nie znaczą byle jakie. Moje są piękne, dorodne i smaczne. Od lat także gromadzę kompost organiczny z wszystkiego co zostaje nie zjedzone. Pewnego dnia wyrzuciłam do kompostownika pomidora, który się nie przyjął na grządce. Nieporadnie wpadł za kompostownik, gdzie zgromadziła się ziemia kompostowa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po jakimś czasie zobaczyłam, że zza kompostownika wyrasta pomidor i to pomidor GIGANT. Nie przesadzam- z jednej wątłej roślinki wyrósł pomidor na 2 metry, wspiął się po płocie i wydał mnóstwo pomidorów (akurat były to koktajlowe). Tak że śmiało można powiedzieć, że ROŚLINY MAJĄ MOC! 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie i już nie mogę doczekać się kolejnego tekstu.
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak, Ewo, rośliny mają MOC, a ekologiczne oznacza piękne i dorodne, a nie żadne tam robaczywe, powykręcane i liche. 😉
Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie!
An127 napisał(a):
U mnie w tym roku na gnojowniku pojawił się arbuz. Na początku nie wiedziałam, co to za roślina, więc postanowiłam ją zostawić. Wyrósł 1 owoc arbuza. Szkoda tylko, że taki mały ok. 15 cm. średnicy, ale i tak cieszy…
Marlena napisał(a):
Oj, to super! Arbuz uwielbiam, ale jeszcze nie uprawiałam, a należy on do tej samej rodziny co dynia i ogórek.
Bernadetta napisał(a):
Marleno, ja zupełnie w innym temacie. Dwutygodniowy post Ewy Dąbrowskiej, czy 3 dniowa głodówka na wodzie (z zachowaniem 3-dniowych okresów wchodzących i wychodzących na owocach i warzywach) co daje lepsze efekty oczyszczające? Nadmienię tylko, że jestem roślinożerna i nie jem nic wysokoprzetworzonego.
Marlena napisał(a):
Post Daniela na pewno działa łagodniej niż post wodny, a co będzie lepsze dla Ciebie to musisz sama zobaczyć, Bernadetto.
Andzialipa napisał(a):
Super zbiory….próbuję upraw na słomie (została po kurkach) dobrze wyszły cukinie i dynie …niestety nie mam swoich zdjęć.
Marlena napisał(a):
Ciekawy pomysł z tą słomą! 🙂
Paulina napisał(a):
Pani Marleno, proszę o poradę, mam 36 lat i dowiedziałam się że wchodzę w okres przekwitania, myślę, że to przez stres, bo ostatnie 2 lata miałam straszne. Odżywiam się zdrowo, prawie nie jem mięsa, jem dużo warzyw, dwa razy do roku robię post daniela 10-14 dni. Nie chce hormonów, ani leków. Do tego wyszła mi jeszcze niedoczynność tarczycy. Zwraca się do Pani, bo jest Pani osobą do której mam zaufanie, dzięki Pani blogowi zmieniłam swoje życie, dowiedziałam sie wielu ciekawych rzeczy, do ktorych się staram stosować. Proszę o pomoc. Co mogę jeszcze zrobić aby zatrzymać przekwitanie. Co czytać
Marlena napisał(a):
Paulino, z opisu wynika, że masz rozregulowany i przedwcześnie starzejący się cały organizm, więc nie jestem w stanie dać jednej porady niczym magicznej pigułki, wiele jest bowiem czynników na to wpływających: dieta (to co jemy i pijemy), używki (kawa, alkohol, papierosy), radzenie (lub nie) sobie ze stresem, poziom aktywności fizycznej, prawidłowa ilość snu i wypoczynku, poziom witaminy D we krwi, stan mikrobiomu jelitowego, narażenie na toksyny środowiskowe (pożywienie, kosmetyki i środki czystości, pleśnie w domu, zanieczyszczone powietrze itp.), przewlekły stan zapalny w ustroju, nietolerancje pokarmowe, niedobory mikroskładników odżywczych itd. Przyjrzyj się tym elementom i oceń sama co jest do poprawki, a następnie przygotuj sobie swój indywidualny plan naprawczy. Przedwczesne przekwitanie to stan na który same sobie zapracowałyśmy, ale na szczęście jest on odwracalny!
Paulina napisał(a):
Pani Marleno. Dziękuję za szybką odpowiedź. Staram się żyć zdrowo, jeśc zdrowo, nie jem białego pieczywa, mięso raz w tygodniu, jem dużo warzyw, więcej gotowanych bo surowych mniej, rzadko jakiś grzeszek, nie piję ani kawy, ani alkoholu, nie palę. Witaminę D 3 biorę po ok. 5000. Wit. B 50. Miałam zapalenie jelita grubego, ale dzięki postom i diecie go wyleczyłam. Myslę, że te ostatnie dwa lata stresu narobiły u mnie tyle „bałaganu”. Nie wiem od czego zacząć. Poszłam do Ginekologa zapisała mi Luteinę, po ktorej źle się czuje. Nie chcę tego brać.
Marlena napisał(a):
Paulino, zacznij od kartki papieru na której sobie spiszesz listę kontrolną i rozbijesz ją na czynniki pierwsze (te 10 podstawowych punktów o których jest mowa w artykule, tzw. checklista zdrowia).
Bo wiesz, samo takie „staram się” albo „zdrowo odżywiać” to jeszcze nic nie znaczy, bo dla każdego „staram się” znaczy co innego i „zdrowe odżywianie” też każdy może inaczej rozumieć.
Większość osób które tutaj trafiają myślą, że się zdrowo odżywiają, że przecież „no tak, ja dużo warzyw i owoców jem”. A gdy przychodzi co do czego (czyli jak zaczynamy prowadzić szczegółowy dziennik posiłków), to okazuje się jednak większość kalorii wcale nie pochodzi z warzyw i owoców. A jak już to właśnie z gotowanych, a przecież bardzo łatwo i przyjemnie można spożywać surowe warzywa i owoce w dużej ilości, wystarczy je po prostu… wypijać zamiast zjadać (czyli kłaniają się zielone koktajle i świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe).
To samo poziom witaminy D we krwi: konkrety się liczą czyli jaki jest aktualny poziom? To nic nie znaczy, że ktoś bierze ileś tam jednostek. Liczy się wynik i od tego zaczynamy pracę nad podnoszeniem poziomu do takiego, który jest sprzyjający zdrowiu.
Mięso raz w tygodniu, ok. a co z rybami? Co z zieleniną, fasolą, orzechami włoskimi, skąd biorę swoje kwasy Omega-3, skąd biorę jod, skąd selen, skąd magnez itd…
Trzeba sobie zrobić taki bardziej detaliczny „rachunek sumienia” jednym słowem.
Jeśli chodzi o stres, to oczywiście, że ma olbrzymi wpływ, bo możemy się nie wiem jak zdrowo odżywiać, a stres nam to wszystko „zeżre”, bo podczas stresu spalanie wszystkiego jest szybsze, ciało musi podczas stresu naprodukować się mnóstwa różnych substancji i za darmo to się nie dzieje, lecz kosztem składników odżywczych. Dlatego jak mamy w życiu okres bardziej stresujący, to bez suplementów (witaminy, minerały, probiotyki, adaptogeny) ani rusz, tutaj samo zdrowe żarełko może zwyczajnie nie wystarczyć.
Ponadto stres gdy trwa zbyt długo, to tak czy inaczej powoduje zachwianie równowagi w pracy gruczołów, narządów i układów jak również ostro przetrzebia nasz mikrobiom jelitowy od którego zależy całokształt naszego zdrowia. Jednym słowem stres to straszny syf i dla własnego dobra trzeba jak najszybciej rozpocząć naukę radzenia sobie ze stresem i dodatkowo wspierać się adaptogenami, które w naturalny sposób powodują zwiększenie odporności organizmu na stres nie powodując skutków ubocznych: https://pl.wikipedia.org/wiki/Adaptogen
Luteinę tylko lekarz może odstawić, idź i powiedz, że po niej się źle czujesz.
Kolendra napisał(a):
Marleno, świetny artykuł!
Ja marzę o swoim ogródku. Mieszkamy z mężem w domu 3 piętrowym otoczonym małym ogródkiem, który dzielimy z 2 sąsiadami. Ogródek jest niewielki, są tam głównie kwiaty i żywopłot. No i maliny :). Mamy na szczęście spory taras na którym mamy 2 spore skrzynie w których uprawiamy pomidorki koktajlowe, piękne sałaty (wspaniale nam rosną, będę szukać odmian, w których liście odrastaja), zioła takie jak pietruszka, szczypiorek, rozmaryn, mięta… I kupiłam 3 pietrowa wieżę do uprawy truskawek – na każdym piętrze 8 kieszonek i w środku miejsce. W sumie zmieści się 50 sadzonek! Polecam wszystkim którzy mają balkon – zbiory były oszałamiające, ostatnie truskawki zebraliśmy z początkiem listopada, rosną jak dzikie! 🙂 Oczywiście na tak małej powierzchni trzeba je częściej nawozic, świetna jest odżywka ze skórek bananów. Aha, mamy też nie w ogrodzie dwa młode drzewka oliwne (nie mieszkamy w Polsce) i w tym roku pierwszy raz wydały owoce! Sąsiedzi nie są zainteresowani więc zebraliśmy 2 wielkie miski i wsadzili do solanki, będziemy mieli własne oliwki na zdrowe przekąski 🙂
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ogrom pracy jaki wkładasz w tego bloga 🙂
Kolendra napisał(a):
Marleno, dziękuję za Twój wpis strzelony w dziesiątkę! 🙂
Ja marzę o swoim ogródku. Mieszkamy z mężem w trzypietrowym domu otoczonym małym ogródkiem, który dzielimy z dwoma mieszkającymi nad nami sąsiadami. Są tam głównie kwiaty, żywopłot i… maliny 🙂 Na szczęście mamy spory taras na którym mamy 2 duże skrzynie a w nich pomidorki koktajlowe, szczypiorek, miętę, pietruszkę, rozmaryn i piękne sałaty (będę szukać odmian w których odrastaja liście). No i hit – kupiliśmy 3 pietrowa wieżę do uprawy truskawek! Polecam wszystkim mającym balkon. Każde piętro ma 8 bocznych kieszonek plus miejsce na sadzonki w środku. W sumie zamieściliśmy 50 sadzonek a plony były wspaniałe! Ostatnie truskawki zebraliśmy z początkiem listopada. Oczywiście na tak małej powierzchni trzeba dbać o częstsze nawożenie, woda ze skórek z bananów jest świetna 🙂 Mamy też w ogródku 2 młode drzewka oliwne, które pierwszy raz wydały owoce 🙂 (nie mieszkamy w Polsce). Sąsiedzi nie są zainteresowani więc zebraliśmy 2 spore miski i wsadzilismy do solanki, będziemy mieć swoje oliwki na przekąskę! 🙂
Jak sądzisz Marleno, czy oliwki są zdrowe?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ogrom pracy jaki wkładasz w tworzenie tego bardzo cennego bloga 🙂
Marlena napisał(a):
Gratuluję zbiorów, ja też od balkonu zaczynałam, na czymś trzeba się uczyć, najlepiej na czymś małym na początek. 🙂
Oliwki są jak najbardziej zdrowe i szkoda, że w Polsce nie rosną. Także ten… zazdro, no! 😉
Pozdrawiam gorąco wzajemnie. 🙂
Agata napisał(a):
Bardzo pozytywny artykuł i jednocześnie zebranie najważniejszych kwestii dotyczących harmonii w przyrodzie, którą można przełożyć na ludzkie życie. Przyjemnie się czyta Twoje teksty Marleno. Nasunęła mi się tutaj niedawno usłyszana informacja na temat hodowli roślin metodą „Back to Eden”, którą planuję wypróbować na wiosnę, ale przez znajomych znajomych na FB wiem już, że są w Polsce tacy, którzy ją wypróbowali i są pod wielkim wrażeniem jej działania. Polecam obejrzeć na początek film https://www.youtube.com/watch?v=XA2Gi4qCW8M jeśli jeszcze o tym nie słyszałaś 😉 Wszystkiego dobrego!
Marlena napisał(a):
Agato, słyszałam o tym sposobie, mój mąż się swego czasu napalił na to, potem jednak zrobiliśmy podwyższone grządki tradycyjne. Ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. 😉
Kolendra napisał(a):
Aha, zapomniałam dodać, że zimą w tzw. martwym sezonie zacznę uprawę kiełków w mieszkaniu i… pieczarek 🙂 Można kupić wiadereczka z ziemią i grzybnią, spryskuje się to wodą co 2 dni i po 3 tygodniach mamy piękne grzyby, podobno można oczekiwać trzech zbiorów. U mnie już pojawiły się śliczne małe pieczareczki, niesamowita to frajda 🙂
Marlena napisał(a):
Pieczarki są super zdrowe, a najzdrowsze są te brązowe! 🙂
Kolendra napisał(a):
Takie właśnie mi rosną 🙂
Michał napisał(a):
Marleno, a masz kompostownik? Ja mieszkam w bloku, jem ogromne ilości warzyw i owoców i moje śmieci to praktycznie tylko obierki, łodygi itp. Przykro mi się robi jak wywalam to wszystko do kosza. Jaki świetny nawóz by z tego był. Latem jednak uprawiam rośliny na balkonie. Pomidorki koktajlowe, zioła (bazylia do pesto, mniam) i jakieś sałaty.
Marlena napisał(a):
Tak, mam dwa – jeden bardzo duży zbudowany z palet (otwarty), a drugi bliżej domu mniejszy plastikowy (zamykany) zakupiony w ogrodniczym. Ten drugi to ze względów praktycznych: jak mam coś do wyrzucenia typu obierki to do najbliższego kompostownika mam dosłownie kilka kroków.
Marianna napisał(a):
Temat bliski mojemu sercu, poniewaz rowniez uprawiam warzywa. Zaczelam piec lat temu nie majac zadnego doswiadczenia. Dzisiaj to juz jest raczej ogrod niz ogrodek a pasja przerodzila sie w sposob na zycie. Zapraszam na moja strone internetowa i do galerii, w ktorej mozna obejrzec moja farme (mieszkam w Kanadzie) i warzywa, ktore uprawiam http://www.fortymilecreekfarm.com/ Jesli chodzi o karczochy to nie sa to rosliny jednoroczne dlatego tylko niektore odmiany moga zakwitnac w pierwszym roku, ale pod warunkiem, ze sie je troche oszuka i mlode sadzonki wystawi na 5-10 stopni Celsjusza na ok.10 dni. Jesli jakies warzywa uprawiane przeze mnie cie zainteresuja, chetnie odpowiem na pytania. Przy okazji chcialam bardzo serdecznie podziekowac ci Marleno za dzielenie sie twoja wiedza. Bardzo mi pomoglas i nadal pomagasz w dokonywaniu zmian w moim zyciu. Dziekuje i gratuluje pieknego ogrodka.
Marlena napisał(a):
Marianno, piękna farma i piękne zbiory! A z karczochami spróbuję tak jak radzisz, one mi w zeszłym roku zakwitły, miałam ich 5 na próbę i 4 zakwitły (smak i delikatność jest nie do opisania, te kupne niech się schowają!), potem przykryliśmy je na zimę słomą, ale nie przetrzymały mrozów więc na wiosnę zrobiłam nowe sadzonki, jednak ani jedna nie zakwitła tym razem.
Jeśli chodzi o odmianę to w każdym przypadku był to Green Globe. Na opakowaniu jest taka informacja: „Jest rośliną wieloletnią, lecz w polskim klimacie uprawiany jako jednoroczny, wytrzymuje bowiem tylko kilkustopniowy mróz.” – dlatego w celu przezimowania okryliśmy je słomą na zimę, no ale nic to nie dało.
Marianna napisał(a):
Polecam rowniez bataty do uprawy. Roslina malo wymagajaca a bataty bardzo dobrze sie przechowuja. Wystarczy kupic jednego batata i w prosty sposob wyhodowac sadzonki ( rozmnaza sie je inaczej niz zwykle ziemniaki). Moja rodzina uwielbia bataty wiec obowiazkowo co roku sadzimy. Arbuzy takze doskonale sie udaja, ja sadze stare odmiany z pestkami, rosna ogromne! Powodzenia i cudnych zbiorow w przyszlym roku!
Marlena napisał(a):
Właśnie, bataty! Też mnie kuszą, ale w naszym klimacie to chyba tylko pod osłonami, bo one lubią ciepełko.
Renka napisał(a):
Aż głodna się zrobiłam oglądając te przepiękne zdjęcia 🙂
Marlena napisał(a):
🙂
Wiśnia napisał(a):
Bataty z powodzeniem można uprawiać w Polsce 🙂 Zbiory nie będą oszałamiające, ale będą. W zeszłym roku zebrałam z 3 kg – niby nie dużo lecz smak wszystko wynagrodził. Polecam również uprawę batatów na liście, które są jadalne. Należę do osób leniwych, więc często wkopuję roślinne odpadki bezpośrednio na grządkę i nie bawię się w robienie kompostu. W efekcie z batatowych skórek często wyrastają mi „chwasty”. Z takich roślin nie uzyska się bulw, ale liście często zbieram i uważam, że są pyszne – biją szpinak na głowę 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję za podpowiedź, liści batata nie jadłam nigdy, czas wypróbować! 🙂
Anna Maria napisał(a):
Marianna; czy stonka też tak atakuje bataty jak zwykłe ziemniaki i bakłażany?
Lukasz napisał(a):
Marlenka czytalas moze ksiazke: kto nam podklada swinie autorstwa Udo Pollmera?
Jesli tak prosze o opinie? To mozliwe ze zywnosc bio byla taka sciema? Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Nie czytałam i czytać „dzieł” tego autora raczej nie będę. Pan Udo nazywany „papieżem szczęśliwych żarłoków” (sam brzuchaty i pulchny) cóż innego mógł spłodzić jak pochwałę łakomstwa? 😉 Najśmieszniejsze jest to, że podobno jest dietetykiem. Otyły dietetyk to nie jest ktoś, kogo książki chciałabym czytać.
Tymczasem… co tam słychać w faktach naukowych? Otóż właśnie parę dni temu opublikowano nowe badania (wykonane na niemal 69 tysiącach Francuzów), które sugerują, że spożywanie żywności organicznej chroni przed rakiem jakby lepiej: https://jamanetwork.com/journals/jamainternalmedicine/article-abstract/2707948?guestAccessKey=8176a198-43fe-44cb-93a3-8d0618e125ed&utm_source=silverchair&utm_medium=email&utm_campaign=article_alert-jamainternalmedicine&utm_content=olf&utm_term=102218&fbclid=IwAR3gDcMglEIxFpDGPQeGFyzVtEwxewcCsR4-4FIWXZPVDYSmZjPVYCsjrgE
Marianna napisał(a):
Anna Maria – Nie, stonka nie rusza batatow. Ja w ogole nie mam problemow z batatami. Chyba, ze jakas myszka zweszy i zrobi sobie uczte. Ja sadze bataty normalnie w polu, nie potrzebuja oslon i tu gdzie mieszkam jest zimniej niz w Polsce. Sadze je zawsze okolo 1 czerwca, po przymrozkach, na czarnej folii. Klade folie na ziemie, obsypuje brzegi, robie dziurki i w nie wkladam sadzonki. Ziemia pod czarna folia ogrzewa sie i to wystarczy, zeby pod koniec wrzesnia miec piekny zbior slodkich ziemniakow. Trzeba tylko pamietac o podlewaniu, bo deszcz za bardzo pod folie sie nie dostanie. Ja sadze duzo, to mam podlewanie kropelkowe, ale kilka sadzonek mozna podlac przez dziurki w folii. Tak samo sadze cieplolubne arbuzy i melony. Mozna oczywiscie uzyc folii eco, rozpadnie sie pod koniec sezonu i nie zasmieci srodowiska.
Beata napisał(a):
Na mączlika ja stosuję żółte tabliczki lepowe i wyciąg z czosnku. Kilka ząbków czosnku rozgniatam, zalewam na 1-2 godz. deszczówką, przecedzam, rozcieńczam i pryskam jarmuż, kalarepę, u teściowej był tez na kapustach i kalafiorach. Co do wrotyczu to zalecam umiar, zawiera toksyczny tujon, ja stosuję sporadycznie, gdy inne metody nie działają.
Marlena, czy masz jakiś sprawdzony sposób na śmietkę cebulankę?
Marlena napisał(a):
Beatko, dziękuję Ci za tę sugestię. Jak do tej pory nie miałam problemów ze śmietką cebulanką, tylko te mączliki się przypałętały na jarmużu nie wiadomo skąd.
AWA napisał(a):
Witaj. Czy w tym roku też planujesz jakiś artykuł z cyklu tych ogrodniczych?:) Widzę, że był o podwyższonych grządkach w 2017, ten jest z 2018, może czas na następny? Bardzo jestem ciekawa jakie były Twoje tegoroczne zbiory! Byłoby super! Pozdrowienia.
Marlena napisał(a):
W tym roku (biję się w piersi!) zaniedbałam niestety nieco mój ogródek i nie ma się za bardzo czym pochwalić, zbiory były przeciętne tak jak i nakład pracy w ogrodzie. Wiele spraw się na to moje tegoroczne zaniedbanie złożyło – zarówno osobistych jak i zawodowych. Obiecuję poprawę w przyszłym sezonie!
Jola napisał(a):
Marlena, krążą informacje że w diecie nie należy łączyć pomidorów z ogórkami, lecz jeść je w odstępach. Co sądzisz na ten temat, zwłaszcza teraz w sezonie ogórkowym?
Marlena Bhandari napisał(a):
Spokojnie można łączyć o ile dodamy soku z cytryny lub octu jabłkowego (co i tak zazwyczaj robimy przyrządzając sałatkę). Askorbinaza zawarta w ogórkach rozkłada się w kwasowym pH i mamy ten „problem” z głowy. ?