Książka „Wylecz się sam” nareszcie dostępna jest w języku polskim! To prawdziwa Biblia Naturalnego Zdrowia, która powinna znaleźć się w każdym domu! Aż 660 stron bardzo cennej wiedzy.
Możesz nabyć ją tutaj: [klik]
To jedna z pierwszych książek na temat zdrowia, którą przeczytałam – jeszcze zanim została wydana w języku polskim: stała się jedną z ważniejszych książek dla mnie i mam do niej z tego powodu dosyć osobisty stosunek.
Bardzo się ucieszyłam kiedy dowiedziałam się, że książka „Doctor Yourself: Natural Healing That Works” pojawi się również u nas w Polsce (tytuł polskiego wydania: „Wylecz się sam. Megadawki witamin”), jej premiera miała miejsce kilkanaście dni temu, pod koniec kwietnia b.r.
Odkąd została wydana w naszym ojczystym języku dostaję od moich czytelników sporo zapytań typu: czy warto książkę kupić (szczególnie w kontekście tego czy i jak różni się ona od „Ukrytych terapii” J. Zięby, traktującej o terapiach witaminowych), co zawiera konkretnie ta książka, czy jest ona bardziej dla lekarza czy dla pacjenta, czy jest napisana zrozumiałym językiem itd. Dzisiaj postaram się przybliżyć czytelnikom zawartość tej książki i napisać o niej kilka słów recenzji.
Książka „Wylecz się sam” to grube (660 stron!) tomiszcze, wypełnione cenną wiedzą i gdzie indziej niedostępnymi praktycznymi poradami, ale bez obaw – poruszanie się po treści jest łatwe i przyjemne dzięki takim narzędziom jak spis treści, indeks oraz indeks rzeczowy. Na początek przyjrzyjmy się właśnie spisowi treści, abyśmy mieli pojęcie jakie korzyści możemy odnieść z posiadania w domu egzemplarza książki „Wylecz się sam”.
Spis treści:
Przedmowa
Podziękowania
Wstęp do drugiego wydania
Uwaga! Nie czytaj tej strony!
Skargi i narzekania
Jak korzystać z tej książki
Wylecz się sam – zasady naturalnej terapii
Zwolnij swojego lekarza
CZĘŚĆ PIERWSZA
Protokoły naturalnego uzdrawiania
Choroba refluksowa/Przepuklina rozworu przełykowego
ADHD i trudności w uczeniu się
Alkoholizm
Alergie
Choroba Alzheimera
Dusznica bolesna
Alternatywy dla antybiotyków
Zapalenie stawów
Astma
Pierwsza pomoc w bólu pleców
Zapobieganie bólom pleców
Odleżyny
Rak
Rak – terapia Gersona
Dysplazja szyjki macicy
Zastoinowa niewydolność serca
Zacięcia, skaleczenia i drzazgi (czyli A-ła!)
Depresja
Cukrzyca
Rozedma płuc i POCHP
Endometrioza
Padaczka
Problemy ze wzrokiem
Problemy z płodnością
Mięśniaki macicy
Fibromialgia
Przetoki i czyraki
Dna moczanowa
Dziąsła, recesja dziąseł
Arytmia serca
Hemoroidy
Zapalenie i marskość wątroby
Czkawka
Miód i ocet jabłkowy
Nadciśnienie (wysokie ciśnienie krwi)
Zaburzenia układu immunologicznego
Ukąszenia owadów i trujące rośliny
Choroby nerek
Zdrowie dzieci
Nietolerancja laktozy
Zapalenie krtani
Zatrucie ołowiem
Długowieczność
Malaria
Męskie problemy zdrowotne
Choroba Meniere’a i szumy uszne
Menopauza
Wieloczynnikowa nadwrażliwość chemiczna
Stwardnienie rozsiane
Paranoja pasożytnicza
Choroba Parkinsona
Tworzenie płytek krwi
Zespół napięcia przedmiesiączkowego (PMS)
Zapalenie płuc i zespół ciężkiej niewydolności oddechowej (SARS)
Koty Pottengera
Ciąża
Łuszczyca
Opad radioaktywny
Krwawienie z odbytu
Zespół niespokojnych nóg
Schizofrenia i psychoza
Rwa kulszowa, zwężenie kanału kręgowego i inne bolesne problemy z kręgosłupem
Problemy skórne
Zaburzenia snu
Zakrzepowe zapalenie żył (skrzepy krwi)
Tarczyca
Zakleszczające zapalenia ścięgna (zespół „trzaskającego palca”)
Szczepienia
Żylaki kończyn dolnych
Utrata masy ciała
CZĘŚĆ DRUGA
Narzędzia i techniki naturalnego uzdrawiania
Superrozwiązanie Saula
Nasycenie niacyną
Terapia megadawkami witaminy C
Soki
Śniadaniowy hit
Suplementacja witaminy B12
Redukcja stresu
Unikanie ćwiczeń
Usuwanie pestycydów z pożywienia
Darmowe jedzenie (naprawdę)
Kurs kuchni wegetariańskiej
Witaminy naturalne kontra witaminy syntetyczne
Witamina E
Witamina D
10 sposobów na wykrywanie antywitaminowych przekłamań w badaniach naukowych
Leczenie poważnych chorób dużymi dawkami witaminy C
Jak otrzymać w szpitalu podawaną dożylnie witaminę C
Witamina C a obowiązujące prawo
Bezpieczeństwo stosowania suplementów diety
Zostań własnym spin doktorem
Szafka pełna leków
Dlaczego nie umarłem w laboratorium
Posłowie: Twój wybór, twoje zdrowie, twoje życie
Dodatek: Osobista odnowa duchowa
Bibliografia (13 stron).
Indeks (6 stron).
Indeks rzeczowy (9 stron).
Dla kogo jest ta książka? Dla każdego – zarówno dla lekarza (Medice, cura te ipsum!) jak i dla pacjenta. Autor pisze językiem zrozumiałym dla każdego, w charakterystyczny dla siebie, przeuroczy i zabawny sposób – przekazując nam potężny kawał wiedzy mającej podstawy naukowe.
Rozdziały zakończone są też polecaną literaturą dodatkową, zaś w przypisach do rozdziałów poświęconych poszczególnym schorzeniom dr A. Saul podaje materiały źródłowe: konkretne badania naukowe. W rzeczywistości powołuje się na całe mnóstwo badań i książek innych autorów, głównie lekarzy.
Jak sam podkreśla – on nie wymyślił nic nowego, on tylko przekazuje już zgromadzoną przez ostatnich bez mała 8 dekad wiedzę na temat tego, jak za pomocą substancji odżywczych można chronić zdrowie i odwracać choroby – nawet te ogłoszone przez medycynę akademicką za nieuleczalne (uściślijmy: nieuleczalne metodami farmakologicznymi uznanymi przez nią odgórnie za jedynie słuszne, a co za tym idzie jedynie godne nauczania na uczelniach medycznych).
Jak widać już sam spis treści zachęca do posiadania tak obszernego kompendium wiedzy w naszej domowej biblioteczce: lista popularnych przypadłości z którymi można się rozprawić za pomocą terapii żywieniowych jest faktycznie imponująca, a wszystko poparte jest badaniami naukowymi.
Dodatkowo książka „Wylecz się sam” roi się wręcz od „kejsów” czyli przykładów przypadków z życia wziętych: konkretnych pacjentów, którzy dzięki substancjom odżywczym odzyskali utracone zdrowie, choć medycyna akademicka pomóc im nie potrafiła, nie chciała lub nie mogła.
Posiłkując się dostępnymi badaniami naukowymi możemy się upewnić, że nie chodzi tutaj jedynie o tzw. „efekt placebo”. Terapie żywieniowe działają naprawdę, obfity materiał naukowy na ten temat został już na przestrzeni ostatnich kilku dekad zgromadzony przez badaczy i przetestowany przez praktykujących lekarzy, a nam pozostaje zwyczajnie tylko zastosować to, co już wiemy.
Jest to wskazane tym bardziej, że prawidłowo prowadzone terapie żywieniowe mają jak się okazuje niezwykle niską toksyczność czy skutki uboczne, jeśli porównać je z konwencjonalnymi terapiami farmakologicznymi. O skuteczności i dużo niższych kosztach nie wspominając!
Niektóre z protokołów witaminowych były już prezentowane na witrynie Akademii Witalności, lecz książka „Wylecz się sam” zawiera ich znacznie więcej. Niech nikogo nie zmyli jednak podtytuł książki („Megadawki witamin”): jak podkreśla autor najczęściej wypadałoby mówić raczej o wszechobecnych meganiedoborach, zaś z książki tej dowiecie się nie tylko o suplementacji ale i o prawidłowym odżywianiu, jak również o znaczeniu panowania nad stresem.
Bardzo ciekawy jest ostatni rozdział, traktujący o osobistej odnowie duchowej – niewątpliwie warto podjąć ten wysiłek, bo jak wiadomo nie samym chlebem (ani suplementami!) człowiek żyje. Cieszę się, że autor „Wylecz się sam” o tym nie zapomniał i że taki rozdział w książce traktującej o naturalnych sposobach zachowania i przywracania zdrowia się znalazł.
Możemy bowiem jeść najzdrowsze na tej planecie pokarmy i faszerować się najdroższymi suplementami, jednak gdy głowa i serce przez 365 dni w roku przepełnione są od rana do wieczora negatywnymi myślami i uczuciami (złość, smutek, zazdrość, nienawiść, strach, zwątpienie itp.) będącymi źródłem stresu – to na przewlekłe zdrowie w długofalowej perspektywie nie ma co liczyć, nie oszukujmy się.
Autor porusza też temat codziennej dawki aktywności fizycznej zdradzając nam szczerze, że on sam (podobnie jak większość z nas) też nie bardzo lubi ćwiczyć, ale jeszcze bardziej nie lubi „wielkiego brzucha, chudych ramion, zapadłej klatki piersiowej i problemów ze zdrowiem”. 🙂
Zresztą uczciwość i szczerość bije z tej książki na każdym kroku. Bez tworzenia wzbudzającej sensację otoczki „teorii spiskowych” czy też rzucania gniewnymi gromami w „system” i współczesną medycynę (skądinąd potrzebną w wielu sytuacjach, czego nie da się ukryć). Książka jest nad wyraz elokwentna, do bólu zasadnicza i zrównoważona (choć napisana językiem niepozbawionym pewnej niezbędnej dozy poczucia humoru), zaś sama wiedza podana w sposób uporządkowany i precyzyjny.
Autor jest przy tym owszem, wybitnym znawcą składników odżywczych, lecz… w swoim życiu nie sprzedał ani jednego opakowania suplementu nikomu. I nie zamierza tego robić! 😉
Trzeba przyznać, że z tego choćby względu informacje płynące spod jego pióra zyskują na wiarygodności: wiemy, że autor nie chce nas nakręcić na zakup jakiegoś „super najlepszego” suplementu danej marki – on po prostu nie zajmuje się sprzedażą suplementów żadnej marki – nigdy tego nie robił ani robić nie zamierza.
Nie zajmuje się też reklamowaniem czy polecaniem konkretnej marki suplementów, pomimo wielu kuszących propozycji ze strony producentów jak również licznych próśb jego czytelników o doradzenie „jakie są jego zdaniem najlepsze suplementy” (na co niezmiennie odpowiada: „takie, jakie w twoim przypadku działają!”). 🙂
Dr A. Saul nie poleca (i nigdy nie będzie polecał) żadnej konkretnej marki suplementów, natomiast daje w książce sporo cennych wskazówek jak wybrać dla siebie ten najlepszy i na co zwracać uwagę przy zakupie. Obala też pewne mity odnośnie witamin naturalnych a syntetycznych – umówmy się: mity te są chętnie rozsiewane przez sprzedawców witamin naturalnych, ponieważ to oni czerpią z tego korzyści.
Dr Saul nie czerpie korzyści ze sprzedaży ani pikograma żadnego suplementu, dlatego obiektywnej prawdy na ten temat (który i kiedy wybierać, naturalny czy syntetyczny itd.) dowiemy się właśnie od niego – doświadczonego znawcy tematu, bezstronnego obserwatora i niestrudzonego badacza. A prawda ta nas wyzwoli (z objęć sprzedawców nonsensownie czasem drogich „naturalnych” lub „najlepszych” suplementów)!
Uzbrojeni w wiedzę zawartą w książce „Wylecz się sam” nauczymy się rozmawiać na temat terapii żywieniowych z naszym lekarzem (dr Saul podkreśla, że w pewnych sytuacjach współpraca z lekarzem może być pomocna, a czasami nawet jest wręcz potrzebna), albo też w uzasadnionych przypadkach dobrać sobie samodzielnie suplement odpowiadający naszym potrzebom.
Dlaczego jeszcze warto mieć tę książkę w domowej biblioteczce? Bo jest to po prostu doskonała lektura! Treściwa i konkretna, świetnie napisana i starannie zredagowana, przyjemna w czytaniu, obszernie podbudowana odniesieniami do fachowej literatury i poparta przykładami pacjentów, z którymi dr Saul miał osobiście do czynienia – taka lektura daje każdemu z czytelników nadzieję na poprawę zdrowia (nawet tym, których przypadek lekarz akademicki określił z rozpędu jako beznadziejny).
Książka „Wylecz się sam” z pewnością nie jest czytadłem bezładnie napisanym „na kolanie” na zamówienie wydawcy w ciągu kilkunastu tygodni. Autor przez wiele lat prowadził (i nadal prowadzi) poświęconą promocji zdrowia niekomercyjną witrynę DoctorYourself.com, a sama książka „Wylecz się sam” jest owocem niemal dziesięciu pracy, podczas której autor kompilował „listę życzeń” na bazie uwag przesyłanych mu przez czytelników z całego świata.
Przedmowę do książki „Wylecz się sam” napisał słynny kanadyjski lekarz, dr Abram Hoffer (1917-2009), którego czytelnicy Akademii Witalności zdążyli już poznać (warto wiedzieć, że cztery spośród swoich czternastu książek przetłumaczonych na wiele języków świata dr Andrew W. Saul napisał jako współautor z doktorem A. Hofferem, zaś kilka pozostałych dr Hoffer opatrzył przedmową swojego autorstwa).
Czy wiecie jakie były pierwsze słowa, które dr Hoffer usłyszał w szkole medycznej od jednego z wykładowców? Otóż brzmiały one: „Połowa rzeczy, których was tutaj nauczymy to nieprawda… I niestety – nie wiemy która to połowa”. Życzę wszystkim czytelnikom (zarówno lekarzom jak i pacjentom) aby nie ustawali w poszukiwaniu i odkrywaniu tego, która to połowa! 🙂
Na zakończenie – poniżej opis książki „Wylecz się sam” udostępniony przez wydawcę. Zdradzę jeszcze tylko, że w przygotowaniu jest kolejna książka tego samego autora – nie mniej ciekawa i pouczająca!
Opis wydawcy:
„Wylecz się sam” to książka mądra i otwierająca oczy. Niektórym wydać się może szokująca. Bowiem klucz do zdrowia, o którym pisze dr Andrew W. Saul to nie skomplikowane i przerastające finansowe możliwości przeciętnego człowieka terapie. W rzeczywistości to tak proste, że może wydawać się nierealne. A jednak wieloletnie badania lekarzy praktykujących medycynę ortomolekularną (nastawioną na naturalne terapie) pokazują, że działa.
Stara prawda mówi, że jesteś tym, co jesz. Niektórzy uzupełniają, że tym, co twój organizm przyswaja. Dostarczenie sobie odpowiedniej ilości witaminy E pomaga w walce z dusznicą, a uderzeniowe dawki witaminy C przyjmowanej w regularnych odstępach czasu skutecznie walczą z ponoć nieuleczalną astmą, alergiami, Alzheimerem, rakiem, chorobami serca, cukrzycą, a także działają skuteczniej i bezpieczniej niż antybiotyk. Witamina B3 ma zbawienne działanie w przypadku dzieci wykazujących zaburzenia określane jako ADHD! U dorosłych natomiast może wyleczyć depresję, alkoholizm, schizofrenię i psychozę oraz wiele innych dolegliwości. Katalog chorób, którym możemy powiedzieć „do widzenia” jest w książce Saula imponujący. Zmień tryb życia i nawyki żywieniowe – mówi – a Twój organizm się za to odwdzięczy. Zdrowie jest tanie, to choroba kosztuje nas fortunę.
Problem w tym, że kiedy zaczynasz się prawidłowo odżywiać, większość ludzi uznaje cię za dziwaka, czy wręcz fanatyka. Patrzą na Ciebie podejrzliwie lub z pobłażaniem. Przeciwnicy warzyw chętnie wskazują, jak bardzo skażone są one pestycydami, czyli w istocie niezdrowe, trujące. Niemądra wymówka. Z książki Saula dowiadujemy się, jak łatwo domowym sposobem usunąć z nich chemikalia i cieszyć się naturalnymi witaminami.
Autor krok po kroku pokazuje, że większość chorób można usunąć stosując terapie naturalne.
Leczenie chorego organizmu lekami to jak czyszczenie zanieczyszczonego jeziora trucizną – przekonuje. I wcale przy tym nie jest przeciwnikiem medycyny. Wręcz przeciwnie. Podkreśla tylko, że to Twój lekarz powinien pracować dla Ciebie, a nie odwrotnie. A że „przewlekle zdrowi” to nie najlepsi klienci… No cóż. Wybór należy do nas. Andrew W. Saul przedstawia alternatywę dla wszechobecnej farmakologii. Dzięki jej stosowaniu „ryzykujemy” wyłącznie powrót do zdrowia.
O Autorze:
Dr Andrew Saul z wykształcenia biolog i nauczyciel, od ponad trzydziestu pięciu lat specjalizuje się w doradztwie w zakresie naturalnego leczenia pomagając swoim pacjentom w powrocie do zdrowia. Jest autorem kilkunastu książek i ponad 170 recenzji i komentarzy opublikowanych w recenzowanych czasopismach. Saul zasiada również w redakcji Journal of Orthomolecular Medicine i jest redaktorem naczelnym Orthomolecular Medicine News Service. Przez dziewięć lat pracował na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku, wcześniej studiował w Afryce i w Australii i dwukrotnie otrzymał stypendium New York Empire State Fellowships. Grupa indiańskich plemion żyjących w tropikalnych lasach Ameryki Południowej do dziś przyjmuje za jego poradą megadawki witaminy C, co przekłada się na duży spadek liczby poronień i śmiertelności noworodków. Doktor Saul jest laureatem nagrody Citizens for Health Outstanding Health Freedom Activist Award, magazyn Psychology Today nazwał go jednym z siedmiu pionierów naturalnego leczenia, a jego wypowiedzi pojawiły się między innymi w dokumentalnym filmie FoodMatters. Jego słynna na całym świecie strona DoctorYourself.com to największe niekomercyjne internetowe źródło informacji na temat naturalnych terapii.
Po lekturze „Wylecz się sam” Andrew Saula wezbrała we mnie prawdziwa złość.
Oto bowiem zdałem sobie sprawę z faktu, że przez 25 lat dawałem zarabiać koncernom farmaceutycznym sprawiając jednocześnie, że moi pacjenci czuli się coraz gorzej.
Dopiero wtedy pojąłem, że młodzi ludzie cierpiący na przewlekłe zapalenie wątroby, którzy umarli czekając na przeszczep mogli zostać wyleczeni, gdyby tylko zastosowano w ich przypadku kurację witaminą C.
Edward Cichowicz, pediatra gastroenterolog
Fantastyczna pozycja, wielki wkład do nauki.
dr Ronald Hoffman
„Wylecz się sam” to zachęcająca do działania, praktyczna książka, którą świetnie się czyta. Polecam ją wszystkim, również lekarzom, którzy chcieliby zastosować w swojej praktyce program naturalnej opieki zdrowotnej.”
dr John I. Mosher
Prowokująca i ekscytująca. „Wylecz się sam” to medycyna żywienia w akcji i choćby dlatego jest to pozycja, która powinna znaleźć się w biblioteczce każdego, kto na poważnie myśli o zadbaniu o własne zdrowie.
Vitality Magazine
Książkę „Wylecz się sam” można nabyć tutaj: [klik]
P.S. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić jeśli chodzi o polskojęzyczne wydanie, to garść literówek przepuszczonych przez korektę, ale tak poza tym książka jest naprawdę na medal. Na duży medal! 🙂
Pobierz darmowy fragment mojej książki “10 Najpotężniejszych protokołów witaminowych”, rozdział 3 – protokół doustnego stosowania witaminy C, opracowany przez doktora R. Cathcarta 👇

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
zaanka napisał(a):
Książkę już przeczytałam, polecam Akademię czytam już Dłuuugo i stosuję wg potrzeb 🙂 Pozdrawiam Marlenę, a czytających zapraszam do bycia przewlekle zdrowym.
Asia napisał(a):
Witam . Mam pytanko. Cz książka o tytule „Wylecz się sam. Megadawki witaminy C”,A. Saul, która jest w księgarni Matras, to ta sama pozycja? Podane jest ,że ma 200 stron, okładka wygląda podobnie, z tą jedną różnicą w tytule. Czy coś wiesz może na ten temat. Bo chciałabym kupić, ale nie wiem, czy to ta sama. Pozdrawiam cieplutko.
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem nic na ten temat, ale egzemplarze jakie są na stanie w sklepiku Akademii Witalności na pewno mają 660 stron. Taki właśnie egzemplarz recenzowałam i opisałam, więc jeśli ktoś zakupi książkę w naszym sklepiku to na pewno będzie miała ona 660 stron.
Patka napisał(a):
W Matrasie jest „Wylecz się sam. Megadawki witaminy C” – jak sama piszesz – a Marlena pisze o „Wylecz się sam. Megadawki witamin”.
Anna napisał(a):
Witam. W księgarni kupiłam ksiązkę : Andrew W. Saul PH.D. Wylecz się sam Megadawki witamin ma 631 stron, a razem z Bibliografią 659 stron. Super książka. POLECAM !!!
Asia napisał(a):
A jeszcze jedno. W innych sklepach ten sam tytuł, o którym ty piszesz (oczywiście autor też) i również podana informacja,że książka ma 200 stron, a nie 660. Pozdr.
Marlena napisał(a):
Niestety nie mam pojęcia co sprzedają inni. Mogę gwarantować jakość tylko tego, co sama mam na stanie i na pewno są to książki mające 660 stron.
elka napisał(a):
Mam pytanie, czy w rozdziale nt. problemów ze wzrokiem jest protokół na krótkowzroczność?
Marlena napisał(a):
Nie ma czegoś takiego jak osobny protokół witaminowy na krótkowzroczność z tego co mi wiadomo. W rozdziale tym znajduje się historia pacjentki, która niemal była już ślepa, tak bardzo pogorszył jej się wzrok (widzenie lunetowe) i dzięki diecie i suplementacji odzyskała prawidłowe widzenie (jaka dieta i suplementacja wszystko jest opisane). Przy czym autor informuje, że te same działania mogą być pomocne ogólnie przy wielu innych problemach ze wzrokiem. Oprócz tego warto może też zainteresować się ćwiczeniami doktora Bates’a. Jest bardzo ponadto prawdopodobne, że krótkowzroczność prędzej rozwinie się u tych, co ślęczą często (godzinami) gapiąc się na coś co jest bardzo blisko nich (książki, komputer), a zbyt mało patrzą w dal (układy optyczne oka nie mają jak się wtedy trenować, że tak powiem prowadzą „siedzący tryb życia” i… z czasem po prostu słabną).
Anna Maria napisał(a):
Przeglądałam ją u znajomych i cały czas miałam wrażenie że to wszystko uczyłaś nas tutaj (i jeszcze o wiele więcej!) Przymierzam sie do zakupu jak wrócę do domu bo warto ją mieć.A tobie Marleno serdecznie dziękuje, że mogłam tę wiedzę wcielić w życie o wiele wcześniej niż książka wyszła w kraju!
Anna napisał(a):
chcialabym zamowic ksiazke i askorbinian sodu z dostawa do Londynu. czy jest to mozliwe?
Marlena napisał(a):
Tak, wysyłamy również poza granice kraju.
elka napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Ćwiczenia Bates’a robimy, na razie niestety bez efektów, stąd poszukiwania protokołu na super-odżywianie na krótkowzroczność.
Marleno, jestem pod wrażeniem twojej wiedzy, zaangażowanie i chęci pomocy. Ja czerpię z twojego bloga garściami i już po kilu tygodniach widzę efekty, chociaż niestety (jeszcze) nie we wzroku. Pozdrawiam serdecznie
anna napisał(a):
ile gram lecytyny mieści sie w jednej łyżce?
Marlena napisał(a):
Anno, to może zależeć od rodzaju lecytyny. Ja mierzyłam sojową granulowaną, którą mam jeszcze ze starych zapasów i wychodzi mi 10 g kopiasta łyżka stołowa.
Nelika napisał(a):
Dzień dobry. Bardzo cenne odpowiedzi p. Marleny skłoniły mnie do napisania tutaj. Książkę już zakupiłam, jak też kilka innych rzeczy,ze sklepiku Akademii Witalności. Mam jednak pytanie – Bliska mi osoba zachorowała na chorobę Parkinsona. Bardzo proszę o pomoc, jak można powstrzymać tę chorobę od pustoszenia organizmu? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
W książce „Wylecz się sam” jest cały rozdział poświęcony tej chorobie i tam znajdziesz interesujące Cię informacje. Z tego co kojarzę dr Saul pisał o ważności dowozu witaminy C i lecytyny w kontekście Parkinsona.
Ela napisał(a):
John Bergman, chiropraktyk zamieszczający na youtube swoje wspaniałe wykłady (tylko po angielsku – szkoda, że nikt go jeszcze nie tłumaczy na polski), zwraca ogromną uwagę na nieprawidłowo wysuniętą do przodu głowę i brak wygięcia kręgosłupa szyjnego. Za wszelką cenę należy próbować utrzymywać głowę ponad szyją, nie przed szyją. Choćbyśmy mieli robić sobie w brodzie palcem dziurkę ;-), żeby popchnąć głowę na swoje miejsce. Bergman mówi o tym, jak nakręcają się choroby związane z brakiem wygięcia kręgosłupa w odcinku szyjnym: złe odżywianie prawie zawsze jest początkiem śnieżnej kuli. Jak już nie mamy sił trzymać głowy prosto i wysuwa się ona do przodu, nerwy doprowadzające sygnały z mózgu do wszystkich ważnych organów jak żołądek, trzustka, wątroba, serce, płuca itd. (odchodzą z kręgów od drugiego do piątego) zostają zaciśnięte i nie mogą właściwie przewodzić informacji. Źle strawione pokarmy (ze źle sterowanego układu trawiennego) nie dają już składników odżywczych i coraz trudniej trzymać głowę ponad szyją. Niedotleniony (przez źle wentylowane płuca) mózg na próżno domaga się tlenu próbując podwyższyć ciśnienie – albo impulsy nie dochodzą do serca przez zaciśnięte przy kręgosłupie nerwy, albo sami lekarstwami zwalczamy „kołatanie” serca lub nadciśnienie.
Ćwiczyć postawę – ramiona do tyłu, łopatki ściągnięte, głowa nad szyją, oddychamy przez przeponę, wciągamy powietrze do brzucha, a nie do klatki piersiowej. Jak się brzuch nie podnosi przy oddychaniu to znaczy, że źle oddychamy – i nie ma być to ćwiczenie na kilka wdechów, gdy sobie przypomnimy o tym, tylko już cały czas i na stałe ma wejść w nawyk. Wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić…
Postawa „parkinsonowska” jest przyczyną, a nie skutkiem tej choroby (ta postawa może również wywoływać inne choroby np. depresję). Na filmie „How to Keep Your Brain Healthy” pokazany jest w 14:06 kręgosłup osoby zdrowej i dwa osób chorych.
Bergman wspomina też o kwasie foliowym – to substancja która dba o nasz układ nerwowy od embrionu do starości. Nie tylko kobiety w ciąży potrzebują kwasu foliowego „dla dziecka” – po narodzinach też mamy układ nerwowy. Kwas foliowy to tłumacząc z łaciny „liściowy” – sałata górą!
Pozdrawiam
Ela
Elżbieta napisał(a):
Pani Marleno mam pytanie do Pani, właśnie czytam książkę J.Zięby Ukryte terapie i mam mętlik w głowie ,bo od dłuższego czasu czytam Pani artykuły z których wynika że tłuszcze zwierzęce są nie zdrowe a Pan Zięba pisze w swojej książce ze są bardzo ważne dla organizmu to więc jak to jest ?
Marlena napisał(a):
Naprawdę tak napisał? Przecież nie ma takich badań z których wynika, że bez dowozu tłuszczu zwierzęcego z zewnątrz umierają ludzie lub co najmniej się ciężko rozchorowują. Nie umierają i nie chorują? To znaczy, że nie można danego składnika diety uznać za „bardzo ważny dla organizmu”, lecz za żywieniową fanaberię mile łechcącą kubki smakowe, lecz nic poza tym. Zgadza się? Mało tego, że nie umiera się nie biorąc do ust ani pikograma tłuszczu zwierzęcego do gęby przez całe życie, to jeszcze można żyjąc w ten sposób dożyć ponad setki w zdrowiu i jasności umysłu jak nie przymierzając Adwentyści Dnia Siódmego, którzy produktów odzwierzęcych nie jadają z powodów religijnych (co wychodzi im tylko na zdrowie). Ten fenomen jest chętnie badany przez naukowców z kalifornijskiego Loma Linda University, bo to właśnie tam w Loma Linda mamy do czynienia ze zjawiskiem rewelacyjnie wysokiego odsetka zdrowych stulatków wśród Adwentystów. Raczej więc dysponujemy badaniami sugerującymi, iż to wykluczenie pokarmu (w tym tłuszczu) odzwierzęcego sprzyjać może zdrowiu i długowieczności. I nawet nie można tutaj powołać się na geny, ponieważ społeczność Adwentystów to zbieranina ludzi z całego świata, łączy ich wyznanie religijne, ale nie mają wspólnej puli genów (to nie geny bowiem, lecz styl życia ma kluczowe znaczenie dla zachowania zdrowia i osiągnięcia długowieczności). Z drugiej strony patrząc inne długowieczne społeczności mają w menu coś odzwierzęcego, a i tak żyją równie długo i zdrowo jak Adwentyści: na Okinawie tradycyjnie na Nowy Rok zjada się wieprzowinę, w kostarykańskiej Nicoyi w diecie obok kukurydzy, warzyw i owoców są jajka, na Sardynii pasterze zabierają ze sobą w pole kawałek koziego lub owczego sera wraz ze świeżo upieczoną pszenną focaccią, a Grecy z Ikarii dodają do potraw kozią fetę i jako rybacy żyjący na wyspach otoczonych zewsząd morzem jedzą chętnie ryby i owoce morza. Więc to nie jest tak, że pokarm odzwierzęcy (stosowany z rozwagą) nas przedwcześnie zabije, ale twierdzenie z drugiej strony, iż jest on jakoby niezbędny do życia mija się z prawdą (Adwentyści go nie jedzą i też nie mają problemów z osiągnięciem trzycyfrowych urodzin).
gajowy napisał(a):
Zięba wspomina o pozytywnej roli tłuszczów zwierzęcych w diecie DZIECI. Jest to dosyć logiczne bo młode ssaki mają metabolizm ustawiony pod kątem trawienia mleka matki – a te zawiera tłuszcze zwierzęce.
Marlena napisał(a):
To logiczne – jesteśmy jakby nie było zwierzętami, więc nasz pierwszy pokarm MUSI być zwierzęcy i zawierać będzie to, co zwierzę dla potomstwa produkuje (w postaci mleka i wszystkiego co w nim jest), przy czym każde zwierzę powinno żywić swe potomstwo mlekiem swojego gatunku, a nie obcego 😉
wojtek napisał(a):
Nie ma również żadnych badań, które dowodziłyby, że tłuszcze roślinne są niezbędne do życia.
Marlena napisał(a):
Czyżby? Pozostaje w takim razie każdemu życzyć powodzenia w wyprodukowaniu sobie w ustroju NNKT (jak LA i ALA): https://pl.wikipedia.org/wiki/Egzogenne_kwasy_t%C5%82uszczowe.
Nelika napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź.Czy można także witaminami leczyć zdewastowane biodro?Słyszałam że w takim przypadku pomaga tylko operacja.
Marlena napisał(a):
Cytując Monthy Pytona – nie ma takiej choroby, której nie mogłaby wydłużyć kosztowna operacja 😉
Owszem, jest też program naprawiający stawy (rozdział „Zapalenie stawów” w książce „Wylecz się sam”) i przy okazji cały organizm się regeneruje. Podobny program proponuje dr Ewa Dąbrowska i również osiągała spektakularne sukcesy (niektórzy z pacjentów już nawet o kulach chodzili, ale po kuracji kule przestały być potrzebne). Należy być cierpliwym, ponieważ żadna kuracja naturalna (żywieniowa) szybka nie jest, zmiany odwracane są w sposób niespieszny choć systematyczny, a dotknięty zwyrodnieniem staw może w międzyczasie czasami nieco mocniej poboleć (gdy ustrój naprawia swoje rzeczy to tak się czasem dzieje, że przejściowo nas boli bardziej).
Hubert napisał(a):
Książka zapowiada si ciekawie, z pewnością bliżej się jej przyjrzę 😉
Najbardziej przekonało mnie to że autor mimo licznych propozycji nie zamierza współpracować z markami suplementów. To dodaje wiarygodności tej książce.
santok napisał(a):
Witam czytam informacje zawarte na akademii witalności dość długo i nie znalazłem nigdzie indziej tylu informacji w jednym miejscu dziękuję .A teraz odnosząc się do wpisu wyżej o tłuszczach zwierzęcych u Jerzego Zięby to ktoś znowu wyrwał jedno zdanie z kontekstu, podaję podsumowanie działu o tłuszczach Jerzego Zięby :
PODSUMOWANIE
– Tłuszcze nasycone, tj. zwierzęce, nie są przyczyną miażdżycy.
– Do smażenia nie należy używać tłuszczów roślinnych, z wyjątkiem
oleju kokosowego.
– Oleje roślinne powinny być używane tylko na zimno.
– Oleje roślinne powinny być tylko i wyłącznie „zimno tłoczone”.
– Są tylko DWA NIEZBĘDNE kwasy tłuszczowe.
– Olej z ryb, czy preparaty z ryb typu Omega 3 – NIE ZAWIERAJĄ
niezbędnych kwasów tłuszczowych, zawierają tylko ich pochodne.
– Nie należy zbyt dużo używać olejów roślinnych czy też preparatów
typu Omega 3.
– Korzystnym rozwiązaniem zapobiegawczym jest spożywanie ZIMNO
TŁOCZONYCH, nie przetwarzanych olejów z lnu, ze względu na
zawarte w nich pierwotne kwasy tłuszczowe Omega 3, oraz olejów,
takich jak olej ze słonecznika czy krokosza barwierskiego, zawierających
pierwotne kwasy tłuszczowe Omega 6.
Niema tu nic o tłuszczach zwierzęcych a ja by się przekonać poszedłem na spotkanie z Jerzym Ziębą i zadałem pytanie co sądzi o diecie Dr Dąbrowskiej ,odpowiedz była następująca ;Pani doktor robi bardzo dobrą robotę to nie jest tylko dieta lecz sposób życia pokazuje jak w łatwy sposób można się odżywiać .Mam to nagrane żeby nie być gołosłowny .A książkę zamierzam kupić .
Marlena napisał(a):
To ma z grubsza ręce i nogi, z tym, że smażenie odradzam w ogóle, zaś odnośnie miażdżycorodnego wpływu tłuszczu to zdania zarówno pośród badaczy jak i lekarzy praktyków są podzielone. Póki co wiemy tylko tyle: po spożyciu tłuszczu (obojętnie jakiego typu) nasze naczynia sztywnieją, kurczą się, a ich światło zwęża się (nieważne więc czy zjesz kawałek „niezdrowego” bekonu czy też sałatkę obficie polaną „zdrową” oliwą z oliwek extra virgin, reklamowaną jako „przyjazną dla serca”), a odzyskują elastyczność gdy dowóz każdego typu tłuszczu zostaje przerwany, źródła tych badań tutaj: https://nutritionfacts.org/video/fatty-meals-may-impair-artery-function/. To już nie jest hipoteza, to są naukowo stwierdzone fakty. Ten fenomen tłumaczy być może zjawisko zwiększonej ilości boleści, duszności (i nawet ataków serca) mających miejsce kilka godzin po spożyciu zawierającego dodany tłuszcz posiłku (postprandial angina). Lekarze skutecznie leczący pacjentów z chorób serca dietą roślinną niezawierającą dodanego tłuszczu (np. dr Caldwell Esselstyn ze słynnej Kliniki w Cleveland) mówią wprost: tłuszcz to trucizna dla naczyń osoby cierpiącej na choroby serca i układu krążenia.
Tak naprawdę zżymamy się kiedy mowa o wyizolowanym z roślin cukrze (takim sypkim, w cukierniczce) uważając go za straszną truciznę, a chwalimy (i co gorsza uważamy za super zdrowe!) wyizolowane tłuszcze (płynne lub stałe, w butelce, słoiku lub w kostce), nie zdając sobie sprawy z tego, że i jedno i drugie tak naprawdę nie jest wcale tak korzystne dla ludzkiego zdrowia jakby to chcieli niektórzy widzieć: gdyby natura chciała abyśmy spożywali izolaty to by je dla nas umieściła na krzakach czy drzewach zamiast całościowych pokarmów. Nie musimy jednak na co dzień wcale sięgać po izolaty chcąc dostarczyć sobie np. NNKT – tak naprawdę wystarczy jeść całe pożywienie zawierające je. CAŁE! Takie podejście nie tylko pozwala zdrowie utrzymać, ale i je przywrócić (jak robią to dr Esselstyn czy dr Ornish, czy u nas dr Dąbrowska). Izolaty w kuchni należy stosować raczej oszczędnie o ile wcale (np. osoby chore powinny w ogóle z nich zrezygnować w pewnych sytuacjach).
Elżbieta napisał(a):
Pan Zięba pisze też że powinno uzupełniać się witaminę A , której w sokach z marchewki nie ma (jest tylko beta-karoten) Bardzo dużo witaminy A jest w wątróbkach.
Marlena napisał(a):
A wątróbka skąd czerpała swoją witaminę A? Czyżby jadając wątróbkę? 😉
Zwierzęta i tak samo my ludzie mamy zdolność produkowania (i przechowywania) witaminy A w swoich wątrobach, właśnie z beta-karotenu będącego prowitaminą A (czyli związkiem, który w ustroju zostaje przekształcony w witaminę pod wpływem działania enzymu: w przypadku witaminy A enzymem katalizującym reakcję przekształcenia β-karotenu w docelową witaminę A jest dioksygenaza β-karotenowa.). Gdyby tak nie było, to tacy np. Adwentyści żywiący się dietą roślinną rychło umarliby nie jadając wątróbki (czy też zawierających gotową witaminę A wydzielin odzwierzęcych i produkowanych z nich wyrobów jak jaja, mleko, masło, sery, tran), a tymczasem mogą pochwalić się wysokim odsetkiem stulatków będących wciąż w dobrej kondycji.
Tak więc NIE, nie jesteśmy zdani na zjadanie wyłącznie gotowej (wyprodukowanej w wątrobie innych istot żywych) witaminy A i wcale nie jest to powinnością czy koniecznością: każdy z nas ma swoją własną fabryczkę tej witaminy wbudowaną przez naturę – wcale nie jesteśmy w tym gorsi od kur, świń czy krów i my również potrafimy sami sobie tę substancję bez łaski wyprodukować z β-karotenu. Spożywanie gotowej wit. A jest uzasadnione tylko w sytuacjach gdy ktoś ma swoją fabryczkę nieczynną lub popsutą (np. nie produkuje – jeszcze lub już – enzymu niezbędnego do przekształcania β-karotenu w retinoidy). W pozostałych przypadkach znakomicie sprawdza się marchewka, bataty, dynia, szpinak itd. – dużo, często i do ustąpienia objawów. 😉
Dobra wiadomość jest ponadto taka, że witaminy A pochodzącej z produkcji własnej nie da się przedawkować. Hiperwitaminozę można wywołać tylko spożywając witaminę A gotową (pochodzącą z ciał zwierząt lub ich wydzielin), aczkolwiek nie ma nic groźnego w zjedzeniu od czasu porcji bogatej w gotową A wątróbki (o ile ktoś nie jest wege). To trochę podobnie jak z witaminą D: nie da się przedawkować tej produkowanej we własnej skórze pod wpływem światła słonecznego, natomiast można ją przedawkować podając w formie gotowej (duże dawki w zastrzykach lub wiele miesięcy przyjmowania ekstremalnie dużych dawek doustnie, bez kontroli poziomu D we krwi), choć nie stanie się to gdy jednorazowo przyjmiemy nawet całkiem sporą dawkę D rzędu kilkadziesiąt tys. IU.
wojtek napisał(a):
Na temat walorów zdrowotnych wątróbki jest w jednym z ostatnich numerów „Optymalnych” oraz w przedostatnim „Food Forum”. Gdyby Ci zależało, to mogę zrobić zdjęcia telefonem i wrzucić gdzieś do internetu.
lazi napisał(a):
Pani Elżbieto Pani Marlena nie ma racji,bardzo dużo ludzi nie konwertuje beta karotenu na witaminę A z wielu powodów. A takie wywody Pani Marleny dotyczą ludzi zdrowych, których można w obecnych czasach ze świeczką szukać. Jeśli ma Pani wątpliwości radzę posprawdzać niedobory z krwi czy włosa, a nie ufać Pani Marlenie. Tak samo w jednym z postów propagowała Pani Marlena siemię lniane po czym dopiero w komentarzach przyznała Pani że siemię lniane nie jest polecane dla wszystkich, ale w poście nie było o tym mowy. Poza tym należy pamiętać że celem Pani Marleny jest reklama i sprzedaż książki więc nie podchodzi do jej oceny obiektywnie.
Marlena napisał(a):
Czy zdajesz sobie lazi sprawę co za głupoty (w dodatku hejterskie) wypisujesz? Gdyby Twoje opinie były zgodne z prawdą (jakoby ponoć jedynie zdrowi ludzie są w stanie przekształcać karoteny na witaminę A), to ciężko i przewlekle chorzy ludzie nigdy by nie zdrowieli stosując metodę Gersona i pijąc soki z marchwi, a jednak… zdrowieją. Zdrowieją również czytelnicy tej witryny, którzy nawet nie stosując pełnej metody Gersona, a jedynie zwyczajnie pijąc regularnie soki warzywne odczuli wyraźną poprawę zdrowia, o czym z radością i wdzięcznością donosili w swoich komentarzach. Tak więc to, o czym traktuje książka dra Saula było od bardzo dawna poruszane na tej witrynie (jeszcze długo zanim została ona nawet wydana w Polsce) i zdążyło już doprawdy pokaźnie i bardzo pozytywnie zaowocować – próżne zatem są teraz Twoje apele o to, by nie ufać temu co tu napisane (na witrynie AW lub w książce dra Saula). Ilu zaś ludziom pomogły Twoje „porady”, że tak z ciekawości zapytam? 😉
Ponadto, tak dla Twojej informacji: w naturze występuje ponad 600 różnych karotenów, z czego ludzki ustrój jest w stanie przekształcić na witaminę A ok. 50 z nich. Owszem, najwięcej witaminy A produkuje przekształcając beta-karoten, ale na beta-karotenie świat się nie kończy – natura nas obdarzyła bardzo hojnie aby nam nigdy witaminy A nie zabrakło.
Jarosław napisał(a):
Witam, a opis lekarstwa na porost włosów ja u lwa też jest w tej książce ?
pozdrawiam………
Beata napisał(a):
Pani Marleno, dziękuje za podsuniecie tej książki.juz zamowilam! Cały czas walce z problemami skórnymi, pelno zaskornikow podskórnych i rolnych krostek od czasu do czasu a mam 28 lat! Czy może Pani krótko podpisać co PAN doktor zawarł w tej książce w rozdziale problemy skórne? Nie mogę się doczekać przyjścia książki. Oczywiście stosuje się do zasad diety która Pani przekazuje. Teraz odstawilam pszenicę… Póki co ..szału nie ma
Mariusz napisał(a):
Marlenko,a moglabys zrobic jakis chociaz krotki artykul na temat roztepow ,niemam pojecia co zrobic utrzymuje caly czas swoja wage ,nie tyje a ni nic a moje rozstepy caly czas sa czerwone i sie poszerzaja ,slyszalem ze wiele osob ma z tym problem ,jaka bylaby twoja rada ?
jadwiga napisał(a):
Pani Marleno proszę mi napisać czy ta książka przyda się w naturalnym leczeniu prostaty. Szukam czegoś dla męża, który od 4 lat łyka tabletki na to schorzenie i jest coraz gorzej. Może coś w końcu przeczyta na temat zdrowia.
Marlena napisał(a):
Owszem, książka będzie przydatna, a ktoś mający problemy zdrowotne powinien ją tym bardziej przeczytać.
Lidia napisał(a):
@ Ela
Elu, bardzo dziękuję za podzielenie się wiadomościami z Czytelnikami Akademii Witalności. Nie każdy z nas zna angielski, nie każdy dotrze do ważnych, istotnych informacji, a tak każdy ma możliwość przeczytania i skorzystania z rad. Dziękuję.
Pati napisał(a):
Marleno,
mam pytanie – chciałabym zrobić oliwkę magnezową Twojej receptury. Zaopatrzyłam się w siarczan magnezu. ale mam problem – nigdzie nie mogę kupić wody destylowanej (poza apteką, w której jest droga). Na stacjach benzynowych jest tylko woda demineralizowana (do silników), czy to jest to samo?
I jeszcze jedno – czy siarczan magnezu będzie tak samo dobry jak chlorek magnezu?
Z góry dziękuję Tobie za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Ja używam właśnie takiej ze stacji benzynowej, jak nie mam to filtrowaną przegotowaną. Siarczan też jest OK, ale oliwka taka bardziej brudzi („sypie się”).
Marek napisał(a):
pani Marleno,
a czy jest możliwe zamieszczenie fragmentu książki na tyle obszernego, żeby wyrobić sobie opinię o wartości treści książki?
Niestety, ale dałem się wiele razy nabrać na reklamy książek, i w zasadzie nie kupię książki w „ciemno”.
Marlena napisał(a):
Powielanie czy udostępnianie całych fragmentów bez zgody wydawcy stanowiłoby naruszenie praw autorskich, dlatego nie mogę tego uczynić. Jeśli spis treści, powyższa recenzja ani opinie czytelników komuś nie wystarczają, to może zgłosić się po fragment dzieła do wydawcy: sekretariat@oficynaaba.pl
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno,
książka bardzo mnie zaciekawiła i przymierzam się do jej zakupu. Nie mogę teraz niestety sprawdzić dokładnie jej zawartości, bo ze względu na utrzymującą się rwę i problemy z kręgosłupem nie wychodzę z domu. Miałabym jednak pytanie, czy każdy z rozdziałów dotyczący jakiejś dolegliwości jest dokładnie opisany. W chwili obecnej interesuje mnie kręgosłup–czy znajdę tam pomocne wskazówki szerzej omówione? W tej chwili zażywam ok. 20 g wit. C z bioflawonoidami +liofilizowany kolagen. Ciekawa jestem, czy dr Saul poleca coś jeszcze? Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam.
Aldona
Marlena napisał(a):
Owszem, jest coś jeszcze i to nawet sporo tego cosia 😉
sylwek2104@wp.pl napisał(a):
Dzień dobry.
Droga Marleno jestem kobietą w ciąży, czy ta książka pomogłaby mi ułożyć swój jadłospis? Korzystam już z wielu Twoich porad, mam też zbiór przepisów, ostatnio jednak mam skurcze i takie jakby bóle mięśni i zwiększyłam ilość spożywanego magnezu, mam nadzieję że dobrze- głównie za pomocą bananów, orzechów, melasy trzcinowej i innych rzeczy ale w mniejszych ilościach i jeśli dobrze zrozumiałam zmniejszyłam poziom wapnia. Czy posiadasz jakieś tabele dotyczące ilości minerałów i wszelkiego co potrzebne dla kobiet w ciąży? Myślałam by wykonać badania w laboratorium, aby sprawdzić jaki jest obecny mój poziom, co o tym myślisz?
Marlena napisał(a):
W książce jest obszerny rozdział o ciąży, ale przepisów kulinarnych nie zawiera. W przypadku niedoboru magnezu pomocne mogą być kąpiele magnezowe (sól Epsom czyli siarczan albo chlorek magnezu, oba są OK) i oliwka magnezowa.
I pogonić należy największych złodziei naszego magnezu czyli cukier, kofeinę i alkohol (tego ostatniego pewnie i tak nie spożywasz, ale na wszelki wypadek warto wiedzieć nawet na przyszłość) oraz stres.
wojtek napisał(a):
Jeszcze a propos Zięby i tłuszczów. Twierdzi on, że wg najnowszych badaniach zaleca się, aby stosunek Omega-6 do Omega-3 wynosił 11:1. To trochę odbiega od dotychczasowych zaleceń.
A jeśli chodzi o NNKT, to ciekawie pisze o tym Bruce Fife w książce np. o oleju palmowym. Uzasadnia, że nie mniej ważnie, jeśli nie ważniejsze! – są oleje nasycone, których wiele jest np. w oleju kokosowym czy choćby smalcu:)
Marlena napisał(a):
Z tym że nie musimy wcale wydzierać żadnemu stworzeniu jego smalcu z trzewi ani wyciskać siłą oleju z palmy czy kokosa. Jeśli bowiem jemy naturalne pożywienie jakie ziemia dla nas rodzi, to i tak nie unikniemy spożywania nasyconych kwasów tłuszczowych, ponieważ występują one (w zróżnicowanej ilości) we wszystkich nasionach (również zbożowych), pestkach i orzechach, a także awokado i oliwkach. Jedząc znajdujące się w stanie naturalnym urozmaicone pożywienie nie narażamy się jednak przy tym na możliwość „przedawkowania” żadnej substancji odżywczej, czego nie można powiedzieć o stworzonych ludzką ręką izolatach (oleje, cukier, mąki oczyszczone). Kiedyś było modne hasło „Cukier krzepi” a dzisiaj wciska się ludziom „zdrowotność” innych izolatów – olejów. Poczynając od oliwy z oliwek, a na olejach kokosowym czy palmowym kończąc. Cukier stał się zły, dobry zaczął być tłuszcz – na czymś trzeba zarobić 😉 Prawda jest jednak taka, że ludzki ustrój nie potrzebuje ŻADNYCH izolatów i radzi sobie lepiej bez nich, ponieważ to co mu służy najbardziej, to inteligentnie stworzone ręką natury pożywienie całościowe, a nie izolat. Izolaty mogą być czasem potrzebne leczniczo, lecz zdrowemu człowiekowi do szczęścia potrzebne raczej na co dzień nie są. Ich stosowanie to opcja, nie konieczność.
Annkk napisał(a):
Pani Marleno, czy ja dobrze rozumiem, że nie trzeba kupować tego megawstrętnego oleju lnianego albo innych bardzo drogich olejów? To bardzo pocieszające, ze wystarczą orzechy włoskie i świeżo zmielone siemię lniane
Marlena napisał(a):
To zależy – czasem w celach terapeutycznych oleje mogą być przydatne. Natomiast zgodnie z filozofią nutritariańską spożywanie izolatów (np. olej zamiast surowca z którego powstał, cukier zamiast całego owoca, izolaty białkowe zamiast prawdziwego pożywienia) nie jest zalecane dla zdrowotności, ponieważ najkorzystniejsze jest spożywanie całościowych pokarmów, a nie izolatów.
wojtek napisał(a):
Książkę „Wylecz się sam” kupiłem, przeczytałem 70 stron i jak dla mnie, na razie mało precyzji, konkretów i szczegółów. Ale może się rozkręci.
Hania napisał(a):
Podpisuje sie pod twoj komentarz. Ksiazke przeczytalam jak dla mnie tez jest za malo konkretow a za duzo historyjek jak np rozdzial o zylakach ktore mnie interesowaly – historia jego ojca na 2 strony gdy na koncu autor polecil branie wit E w jednym zdaniu. Jednak nie zrazam sie do Andrew Saul gdyz uwazam ze facet wie co mowi i po przeczytaniu kilku rodzialow innej jego ksiazki pdf o Migrenach zamowilam ja – wiec zobaczymy jak ta nastepnie wypadnie.
Pozdrawiam Marlene i podziwiam za wiedze i chec dzielenia sie nia z innymi
Marlena napisał(a):
Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu godził 😉
Jednemu fabularna forma książki się spodoba, a inny będzie się marszczył, bo oczekiwał tabelek i wykresów. Co by jednak nie powiedzieć, to w każdej z „historyjek” znajdujących się w poszczególnych rozdziałach jest podane w jaki sposób doszło do uzdrowienia. Więc nie narzekajmy, że „jest za mało konkretów”, bo jest to oczywista nieprawda. Konkrety są, ale należy je sobie wyłuskać z treści. Pamiętajmy też poza tym, że prawo do leczenia (przepisywania, diagnozowania, udzielania porad lekarskich itd.) przysługuje oficjalnie jedynie lekarzom posiadającym prawa do wykonywania zawodu, inne osoby mogą za „takie coś” skończyć za kratkami. Gawędziarstwo autora jest więc tutaj pewnym unikiem, ale inteligentny czytelnik wyłuska dla siebie dokładnie to co trzeba.
Paweł napisał(a):
Czy książka ta jest dostępna w sprzedaży w wersji pdf? albo będzie ?
Aldona napisał(a):
Marleno,
dziękuję za odpowiedź-na pewno w stosownym czasie zakupię tę książkę. Mam jeszcze pytanie dot. Stwardnienia zanikowego bocznego-lekarze u brata mojej koleżanki podejrzewają tę chorobę-wprawdzie nie wszystkie badania to potwierdziły, ale niektóre markery na to wskazują. W internecie jest dużo o SM, natomiast nie za wiele znalazłam o ALS-któryś z lekarzy, którego tu opisywałaś leczył skutecznie SM, ale podobno ten sam lub podobny zestaw witamin i minerałów stosował w ALS. Nie wiem jednak, w którym raporcie to było. Pamiętasz może?
Dziękuję jak zwykle i pozdrawiam. Aldona
Marlena napisał(a):
Tutaj pisałam na ten temat: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-4-stwardnienie-rozsiane-dr-frederick-r-klenner/
Elżbieta napisał(a):
Marleno , ja mam dużo guzków na tarczycy i biorę Euthyrox 50 a mąż ma Haszimoto i też bierze Euthyrox 100. Co sądzisz o suplementacji jodu zażywając niewielkie ilości płynu Lugola ?
FiveCarb, Jakub napisał(a):
zainteresuj się tym tematem
https://www.youtube.com/watch?v=PDJPXG47cBE
https://jeffreydachmd.com/wp-content/uploads/2014/03/The-Guide-to-Supplementing-with-Iodine-Stephanie-Burst-ND.pdf
Ja sam łykam codziennie po rannym nawadnianiu 250 mg jodu czyli 2ml 5% Lugoli, bez łykania dodatkowych suplementów selenu b2 i b3 ale w waszym przypadku może to być konieczne w tych linkach co podesłałem jest wszystko opisane co i jak dodatkowo jest polskie opracowanie, wpisz w googlach „jod prawda Nowak” można za darmo pobrać w internetach jakby nie było to wejdź na FiveCarb.blogspot.com i skontaktuj się ze mną lub znajdź mnie na FB pod nickiem FiveCarb, z przyjemnością Ci podeśle linka, bo jednemu gościowi już usunęli z chomika mój jeszcze wisi ale nie będę dawał do niego bezpośredniego dostępu bo też usuną.
Nie bój się jodu przed wolfem charikoffem, czy jak mu tam, ludzie łykali dla zdrowotności po gramie, po tych sfałszowanych badaniach, zalecają radiojod, „skurwysyństwo” przepraszam ale inaczej tego nie można skomentować i wypalają ludziom tarczyce.
Beata napisał(a):
Pani Marleno, a dwa zdania na temat zmian skórnych (trądzik) z książki?:(
Marlena napisał(a):
To dosyć obszerny rozdział zawierający bardzo wiele cennych porad, ale 2 zdania, które najbardziej mi się z niego spodobały to: „Buduj zdrową skórę od wewnątrz. Jeżeli zależy ci na zdrowej skórze – wyhoduj ją!” 🙂
Beata napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź, może z tej książki wybiorę coś dla siebie. Pani Marleno czy w którymś miejscu Pani bloga (czytam na bieżąco ale może przeoczyłam) jest temat związany z haluksami? Moja mama ma haluksy od pewnego czasu i dość szybko to postępuje, nie może praktycznie żadnego buta założyć:( stopy ja bolą, puchną…Może coś Pani poradzi?
Marlena napisał(a):
Haluksy to choroba zwyrodnieniowa związana z przewlekłym zapaleniem w stawie palucha. Pomocna przy haluksach jest metoda dr Ewy Dąbrowskiej (https://akademiawitalnosci.pl/tag/dr-ewa-dabrowska/) czyli dieta warzywno-owocowa (+zdrowe żywienie potem + przypominajki od czasu do czasu)- użytkownicy donosili o zmniejszeniu się/ustąpieniu dolegliwości po zastosowaniu metody pani doktor (polecane jest przy tym stosować ją w całości, a nie wybiórczo).
asia napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani za bloga, pracę i wyjaśnienia oraz za to zdanie: „tłuszcz to trucizna dla naczyń osoby cierpiącej na choroby serca i układu krążenia”. Czytam dość dużo, ale jakoś do mnie to nie docierało (mowa o tłuszczach), aż przeczytałam to wprost. Dziękuję i pozdrawiam
Beata napisał(a):
Dzień Dobry Pani Marleno 🙂
Mam pytanie dot. magnezu i Firmy Stanlab. Kupiłam swego czasu u Pani jabłczan magnezu. Ponieważ już go zużyłam ( a Pani nie ma go obecnie w ofercie swojego sklepu), przy okazji innych zakupów teraz zakupiłam cytrynian magnezu własnie firmy Stanlab, czysty do analizy. Wieczorem go chciałam zażyć tak jak to robiłam w przypadku jabłczanu, czyli proszek na łyżkę i do buzi i popić. Okazało się, że na łyżeczce proszek jakby wydzielał temperaturę a w buzi to juz mialam wrażenie ze parzy…chciałam popić herbatą, owszem była dośc ciepła, może za ciepła, ale w efekcie końcowym mam poparzony język i podniebienie. I myslę, że nie chodzi o herbate. Proszek, bo potem sprawdziłam, po otwarciu nawet w opakowaniu wydzielał ciepło. Zadzwoniłam dziś rano do Stanlab z inf. na temat tego produktu który też maja na stronie w ofercie. Pani nie potrafiła mi udzielić wyjaśnienia ( nie zna produktu) a skoro nie kupiłam u nich to ona odpowiedzialności nie bierze. Nie chodzi mi o odpowiedzialność, choć zastanowiła mnie jej wypowiedż, że za wszystkie swoje produkty nie biorą odpowiedzialności, jeśli widniej na nich napis „czysty do analizy”, tj. nie jest to produkt spożywczy, zatem każdy, który zażywam zażywam na własną odpowiedzialność. Zatem to samo tyczy się kwasu askorbinowego ?? Czy wiąże się z tymi produktami jakieś ryzyko??
A wracając do cytrynianu magnezu, rzeczywiście może Pani potwierdzić, że ten proszek w sytuacji zetknięcia się z powietrzem powodować wzrost temperatury??
Pytanie, co ja kupiłam w opakowaniu od Firmy Stanlab??
Wiem, że to nie typowa prośbą, ale bardzo cenię sobie Pani wiedzę, i rzeczowe spojrzenie. Dziękuję z góry za odpowiedz, bo zawsze mi jej Pani udzieliła.
Pozdrawiam serdecznie Beata T.