Książka „Wylecz się sam” nareszcie dostępna jest w języku polskim! To prawdziwa Biblia Naturalnego Zdrowia, która powinna znaleźć się w każdym domu! Aż 660 stron bardzo cennej wiedzy.
Możesz nabyć ją tutaj: [klik]
To jedna z pierwszych książek na temat zdrowia, którą przeczytałam – jeszcze zanim została wydana w języku polskim: stała się jedną z ważniejszych książek dla mnie i mam do niej z tego powodu dosyć osobisty stosunek.
Bardzo się ucieszyłam kiedy dowiedziałam się, że książka „Doctor Yourself: Natural Healing That Works” pojawi się również u nas w Polsce (tytuł polskiego wydania: „Wylecz się sam. Megadawki witamin”), jej premiera miała miejsce kilkanaście dni temu, pod koniec kwietnia b.r.
Odkąd została wydana w naszym ojczystym języku dostaję od moich czytelników sporo zapytań typu: czy warto książkę kupić (szczególnie w kontekście tego czy i jak różni się ona od „Ukrytych terapii” J. Zięby, traktującej o terapiach witaminowych), co zawiera konkretnie ta książka, czy jest ona bardziej dla lekarza czy dla pacjenta, czy jest napisana zrozumiałym językiem itd. Dzisiaj postaram się przybliżyć czytelnikom zawartość tej książki i napisać o niej kilka słów recenzji.
Książka „Wylecz się sam” to grube (660 stron!) tomiszcze, wypełnione cenną wiedzą i gdzie indziej niedostępnymi praktycznymi poradami, ale bez obaw – poruszanie się po treści jest łatwe i przyjemne dzięki takim narzędziom jak spis treści, indeks oraz indeks rzeczowy. Na początek przyjrzyjmy się właśnie spisowi treści, abyśmy mieli pojęcie jakie korzyści możemy odnieść z posiadania w domu egzemplarza książki „Wylecz się sam”.
Spis treści:
Przedmowa
Podziękowania
Wstęp do drugiego wydania
Uwaga! Nie czytaj tej strony!
Skargi i narzekania
Jak korzystać z tej książki
Wylecz się sam – zasady naturalnej terapii
Zwolnij swojego lekarza
CZĘŚĆ PIERWSZA
Protokoły naturalnego uzdrawiania
Choroba refluksowa/Przepuklina rozworu przełykowego
ADHD i trudności w uczeniu się
Alkoholizm
Alergie
Choroba Alzheimera
Dusznica bolesna
Alternatywy dla antybiotyków
Zapalenie stawów
Astma
Pierwsza pomoc w bólu pleców
Zapobieganie bólom pleców
Odleżyny
Rak
Rak – terapia Gersona
Dysplazja szyjki macicy
Zastoinowa niewydolność serca
Zacięcia, skaleczenia i drzazgi (czyli A-ła!)
Depresja
Cukrzyca
Rozedma płuc i POCHP
Endometrioza
Padaczka
Problemy ze wzrokiem
Problemy z płodnością
Mięśniaki macicy
Fibromialgia
Przetoki i czyraki
Dna moczanowa
Dziąsła, recesja dziąseł
Arytmia serca
Hemoroidy
Zapalenie i marskość wątroby
Czkawka
Miód i ocet jabłkowy
Nadciśnienie (wysokie ciśnienie krwi)
Zaburzenia układu immunologicznego
Ukąszenia owadów i trujące rośliny
Choroby nerek
Zdrowie dzieci
Nietolerancja laktozy
Zapalenie krtani
Zatrucie ołowiem
Długowieczność
Malaria
Męskie problemy zdrowotne
Choroba Meniere’a i szumy uszne
Menopauza
Wieloczynnikowa nadwrażliwość chemiczna
Stwardnienie rozsiane
Paranoja pasożytnicza
Choroba Parkinsona
Tworzenie płytek krwi
Zespół napięcia przedmiesiączkowego (PMS)
Zapalenie płuc i zespół ciężkiej niewydolności oddechowej (SARS)
Koty Pottengera
Ciąża
Łuszczyca
Opad radioaktywny
Krwawienie z odbytu
Zespół niespokojnych nóg
Schizofrenia i psychoza
Rwa kulszowa, zwężenie kanału kręgowego i inne bolesne problemy z kręgosłupem
Problemy skórne
Zaburzenia snu
Zakrzepowe zapalenie żył (skrzepy krwi)
Tarczyca
Zakleszczające zapalenia ścięgna (zespół „trzaskającego palca”)
Szczepienia
Żylaki kończyn dolnych
Utrata masy ciała
CZĘŚĆ DRUGA
Narzędzia i techniki naturalnego uzdrawiania
Superrozwiązanie Saula
Nasycenie niacyną
Terapia megadawkami witaminy C
Soki
Śniadaniowy hit
Suplementacja witaminy B12
Redukcja stresu
Unikanie ćwiczeń
Usuwanie pestycydów z pożywienia
Darmowe jedzenie (naprawdę)
Kurs kuchni wegetariańskiej
Witaminy naturalne kontra witaminy syntetyczne
Witamina E
Witamina D
10 sposobów na wykrywanie antywitaminowych przekłamań w badaniach naukowych
Leczenie poważnych chorób dużymi dawkami witaminy C
Jak otrzymać w szpitalu podawaną dożylnie witaminę C
Witamina C a obowiązujące prawo
Bezpieczeństwo stosowania suplementów diety
Zostań własnym spin doktorem
Szafka pełna leków
Dlaczego nie umarłem w laboratorium
Posłowie: Twój wybór, twoje zdrowie, twoje życie
Dodatek: Osobista odnowa duchowa
Bibliografia (13 stron).
Indeks (6 stron).
Indeks rzeczowy (9 stron).
Dla kogo jest ta książka? Dla każdego – zarówno dla lekarza (Medice, cura te ipsum!) jak i dla pacjenta. Autor pisze językiem zrozumiałym dla każdego, w charakterystyczny dla siebie, przeuroczy i zabawny sposób – przekazując nam potężny kawał wiedzy mającej podstawy naukowe.
Rozdziały zakończone są też polecaną literaturą dodatkową, zaś w przypisach do rozdziałów poświęconych poszczególnym schorzeniom dr A. Saul podaje materiały źródłowe: konkretne badania naukowe. W rzeczywistości powołuje się na całe mnóstwo badań i książek innych autorów, głównie lekarzy.
Jak sam podkreśla – on nie wymyślił nic nowego, on tylko przekazuje już zgromadzoną przez ostatnich bez mała 8 dekad wiedzę na temat tego, jak za pomocą substancji odżywczych można chronić zdrowie i odwracać choroby – nawet te ogłoszone przez medycynę akademicką za nieuleczalne (uściślijmy: nieuleczalne metodami farmakologicznymi uznanymi przez nią odgórnie za jedynie słuszne, a co za tym idzie jedynie godne nauczania na uczelniach medycznych).
Jak widać już sam spis treści zachęca do posiadania tak obszernego kompendium wiedzy w naszej domowej biblioteczce: lista popularnych przypadłości z którymi można się rozprawić za pomocą terapii żywieniowych jest faktycznie imponująca, a wszystko poparte jest badaniami naukowymi.
Dodatkowo książka „Wylecz się sam” roi się wręcz od „kejsów” czyli przykładów przypadków z życia wziętych: konkretnych pacjentów, którzy dzięki substancjom odżywczym odzyskali utracone zdrowie, choć medycyna akademicka pomóc im nie potrafiła, nie chciała lub nie mogła.
Posiłkując się dostępnymi badaniami naukowymi możemy się upewnić, że nie chodzi tutaj jedynie o tzw. „efekt placebo”. Terapie żywieniowe działają naprawdę, obfity materiał naukowy na ten temat został już na przestrzeni ostatnich kilku dekad zgromadzony przez badaczy i przetestowany przez praktykujących lekarzy, a nam pozostaje zwyczajnie tylko zastosować to, co już wiemy.
Jest to wskazane tym bardziej, że prawidłowo prowadzone terapie żywieniowe mają jak się okazuje niezwykle niską toksyczność czy skutki uboczne, jeśli porównać je z konwencjonalnymi terapiami farmakologicznymi. O skuteczności i dużo niższych kosztach nie wspominając!
Niektóre z protokołów witaminowych były już prezentowane na witrynie Akademii Witalności, lecz książka „Wylecz się sam” zawiera ich znacznie więcej. Niech nikogo nie zmyli jednak podtytuł książki („Megadawki witamin”): jak podkreśla autor najczęściej wypadałoby mówić raczej o wszechobecnych meganiedoborach, zaś z książki tej dowiecie się nie tylko o suplementacji ale i o prawidłowym odżywianiu, jak również o znaczeniu panowania nad stresem.
Bardzo ciekawy jest ostatni rozdział, traktujący o osobistej odnowie duchowej – niewątpliwie warto podjąć ten wysiłek, bo jak wiadomo nie samym chlebem (ani suplementami!) człowiek żyje. Cieszę się, że autor „Wylecz się sam” o tym nie zapomniał i że taki rozdział w książce traktującej o naturalnych sposobach zachowania i przywracania zdrowia się znalazł.
Możemy bowiem jeść najzdrowsze na tej planecie pokarmy i faszerować się najdroższymi suplementami, jednak gdy głowa i serce przez 365 dni w roku przepełnione są od rana do wieczora negatywnymi myślami i uczuciami (złość, smutek, zazdrość, nienawiść, strach, zwątpienie itp.) będącymi źródłem stresu – to na przewlekłe zdrowie w długofalowej perspektywie nie ma co liczyć, nie oszukujmy się.
Autor porusza też temat codziennej dawki aktywności fizycznej zdradzając nam szczerze, że on sam (podobnie jak większość z nas) też nie bardzo lubi ćwiczyć, ale jeszcze bardziej nie lubi „wielkiego brzucha, chudych ramion, zapadłej klatki piersiowej i problemów ze zdrowiem”. 🙂
Zresztą uczciwość i szczerość bije z tej książki na każdym kroku. Bez tworzenia wzbudzającej sensację otoczki „teorii spiskowych” czy też rzucania gniewnymi gromami w „system” i współczesną medycynę (skądinąd potrzebną w wielu sytuacjach, czego nie da się ukryć). Książka jest nad wyraz elokwentna, do bólu zasadnicza i zrównoważona (choć napisana językiem niepozbawionym pewnej niezbędnej dozy poczucia humoru), zaś sama wiedza podana w sposób uporządkowany i precyzyjny.
Autor jest przy tym owszem, wybitnym znawcą składników odżywczych, lecz… w swoim życiu nie sprzedał ani jednego opakowania suplementu nikomu. I nie zamierza tego robić! 😉
Trzeba przyznać, że z tego choćby względu informacje płynące spod jego pióra zyskują na wiarygodności: wiemy, że autor nie chce nas nakręcić na zakup jakiegoś „super najlepszego” suplementu danej marki – on po prostu nie zajmuje się sprzedażą suplementów żadnej marki – nigdy tego nie robił ani robić nie zamierza.
Nie zajmuje się też reklamowaniem czy polecaniem konkretnej marki suplementów, pomimo wielu kuszących propozycji ze strony producentów jak również licznych próśb jego czytelników o doradzenie „jakie są jego zdaniem najlepsze suplementy” (na co niezmiennie odpowiada: „takie, jakie w twoim przypadku działają!”). 🙂
Dr A. Saul nie poleca (i nigdy nie będzie polecał) żadnej konkretnej marki suplementów, natomiast daje w książce sporo cennych wskazówek jak wybrać dla siebie ten najlepszy i na co zwracać uwagę przy zakupie. Obala też pewne mity odnośnie witamin naturalnych a syntetycznych – umówmy się: mity te są chętnie rozsiewane przez sprzedawców witamin naturalnych, ponieważ to oni czerpią z tego korzyści.
Dr Saul nie czerpie korzyści ze sprzedaży ani pikograma żadnego suplementu, dlatego obiektywnej prawdy na ten temat (który i kiedy wybierać, naturalny czy syntetyczny itd.) dowiemy się właśnie od niego – doświadczonego znawcy tematu, bezstronnego obserwatora i niestrudzonego badacza. A prawda ta nas wyzwoli (z objęć sprzedawców nonsensownie czasem drogich „naturalnych” lub „najlepszych” suplementów)!
Uzbrojeni w wiedzę zawartą w książce „Wylecz się sam” nauczymy się rozmawiać na temat terapii żywieniowych z naszym lekarzem (dr Saul podkreśla, że w pewnych sytuacjach współpraca z lekarzem może być pomocna, a czasami nawet jest wręcz potrzebna), albo też w uzasadnionych przypadkach dobrać sobie samodzielnie suplement odpowiadający naszym potrzebom.
Dlaczego jeszcze warto mieć tę książkę w domowej biblioteczce? Bo jest to po prostu doskonała lektura! Treściwa i konkretna, świetnie napisana i starannie zredagowana, przyjemna w czytaniu, obszernie podbudowana odniesieniami do fachowej literatury i poparta przykładami pacjentów, z którymi dr Saul miał osobiście do czynienia – taka lektura daje każdemu z czytelników nadzieję na poprawę zdrowia (nawet tym, których przypadek lekarz akademicki określił z rozpędu jako beznadziejny).
Książka „Wylecz się sam” z pewnością nie jest czytadłem bezładnie napisanym „na kolanie” na zamówienie wydawcy w ciągu kilkunastu tygodni. Autor przez wiele lat prowadził (i nadal prowadzi) poświęconą promocji zdrowia niekomercyjną witrynę DoctorYourself.com, a sama książka „Wylecz się sam” jest owocem niemal dziesięciu pracy, podczas której autor kompilował „listę życzeń” na bazie uwag przesyłanych mu przez czytelników z całego świata.
Przedmowę do książki „Wylecz się sam” napisał słynny kanadyjski lekarz, dr Abram Hoffer (1917-2009), którego czytelnicy Akademii Witalności zdążyli już poznać (warto wiedzieć, że cztery spośród swoich czternastu książek przetłumaczonych na wiele języków świata dr Andrew W. Saul napisał jako współautor z doktorem A. Hofferem, zaś kilka pozostałych dr Hoffer opatrzył przedmową swojego autorstwa).
Czy wiecie jakie były pierwsze słowa, które dr Hoffer usłyszał w szkole medycznej od jednego z wykładowców? Otóż brzmiały one: „Połowa rzeczy, których was tutaj nauczymy to nieprawda… I niestety – nie wiemy która to połowa”. Życzę wszystkim czytelnikom (zarówno lekarzom jak i pacjentom) aby nie ustawali w poszukiwaniu i odkrywaniu tego, która to połowa! 🙂
Na zakończenie – poniżej opis książki „Wylecz się sam” udostępniony przez wydawcę. Zdradzę jeszcze tylko, że w przygotowaniu jest kolejna książka tego samego autora – nie mniej ciekawa i pouczająca!
Opis wydawcy:
„Wylecz się sam” to książka mądra i otwierająca oczy. Niektórym wydać się może szokująca. Bowiem klucz do zdrowia, o którym pisze dr Andrew W. Saul to nie skomplikowane i przerastające finansowe możliwości przeciętnego człowieka terapie. W rzeczywistości to tak proste, że może wydawać się nierealne. A jednak wieloletnie badania lekarzy praktykujących medycynę ortomolekularną (nastawioną na naturalne terapie) pokazują, że działa.
Stara prawda mówi, że jesteś tym, co jesz. Niektórzy uzupełniają, że tym, co twój organizm przyswaja. Dostarczenie sobie odpowiedniej ilości witaminy E pomaga w walce z dusznicą, a uderzeniowe dawki witaminy C przyjmowanej w regularnych odstępach czasu skutecznie walczą z ponoć nieuleczalną astmą, alergiami, Alzheimerem, rakiem, chorobami serca, cukrzycą, a także działają skuteczniej i bezpieczniej niż antybiotyk. Witamina B3 ma zbawienne działanie w przypadku dzieci wykazujących zaburzenia określane jako ADHD! U dorosłych natomiast może wyleczyć depresję, alkoholizm, schizofrenię i psychozę oraz wiele innych dolegliwości. Katalog chorób, którym możemy powiedzieć „do widzenia” jest w książce Saula imponujący. Zmień tryb życia i nawyki żywieniowe – mówi – a Twój organizm się za to odwdzięczy. Zdrowie jest tanie, to choroba kosztuje nas fortunę.
Problem w tym, że kiedy zaczynasz się prawidłowo odżywiać, większość ludzi uznaje cię za dziwaka, czy wręcz fanatyka. Patrzą na Ciebie podejrzliwie lub z pobłażaniem. Przeciwnicy warzyw chętnie wskazują, jak bardzo skażone są one pestycydami, czyli w istocie niezdrowe, trujące. Niemądra wymówka. Z książki Saula dowiadujemy się, jak łatwo domowym sposobem usunąć z nich chemikalia i cieszyć się naturalnymi witaminami.
Autor krok po kroku pokazuje, że większość chorób można usunąć stosując terapie naturalne.
Leczenie chorego organizmu lekami to jak czyszczenie zanieczyszczonego jeziora trucizną – przekonuje. I wcale przy tym nie jest przeciwnikiem medycyny. Wręcz przeciwnie. Podkreśla tylko, że to Twój lekarz powinien pracować dla Ciebie, a nie odwrotnie. A że „przewlekle zdrowi” to nie najlepsi klienci… No cóż. Wybór należy do nas. Andrew W. Saul przedstawia alternatywę dla wszechobecnej farmakologii. Dzięki jej stosowaniu „ryzykujemy” wyłącznie powrót do zdrowia.
O Autorze:
Dr Andrew Saul z wykształcenia biolog i nauczyciel, od ponad trzydziestu pięciu lat specjalizuje się w doradztwie w zakresie naturalnego leczenia pomagając swoim pacjentom w powrocie do zdrowia. Jest autorem kilkunastu książek i ponad 170 recenzji i komentarzy opublikowanych w recenzowanych czasopismach. Saul zasiada również w redakcji Journal of Orthomolecular Medicine i jest redaktorem naczelnym Orthomolecular Medicine News Service. Przez dziewięć lat pracował na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku, wcześniej studiował w Afryce i w Australii i dwukrotnie otrzymał stypendium New York Empire State Fellowships. Grupa indiańskich plemion żyjących w tropikalnych lasach Ameryki Południowej do dziś przyjmuje za jego poradą megadawki witaminy C, co przekłada się na duży spadek liczby poronień i śmiertelności noworodków. Doktor Saul jest laureatem nagrody Citizens for Health Outstanding Health Freedom Activist Award, magazyn Psychology Today nazwał go jednym z siedmiu pionierów naturalnego leczenia, a jego wypowiedzi pojawiły się między innymi w dokumentalnym filmie FoodMatters. Jego słynna na całym świecie strona DoctorYourself.com to największe niekomercyjne internetowe źródło informacji na temat naturalnych terapii.
Po lekturze „Wylecz się sam” Andrew Saula wezbrała we mnie prawdziwa złość.
Oto bowiem zdałem sobie sprawę z faktu, że przez 25 lat dawałem zarabiać koncernom farmaceutycznym sprawiając jednocześnie, że moi pacjenci czuli się coraz gorzej.
Dopiero wtedy pojąłem, że młodzi ludzie cierpiący na przewlekłe zapalenie wątroby, którzy umarli czekając na przeszczep mogli zostać wyleczeni, gdyby tylko zastosowano w ich przypadku kurację witaminą C.
Edward Cichowicz, pediatra gastroenterolog
Fantastyczna pozycja, wielki wkład do nauki.
dr Ronald Hoffman
„Wylecz się sam” to zachęcająca do działania, praktyczna książka, którą świetnie się czyta. Polecam ją wszystkim, również lekarzom, którzy chcieliby zastosować w swojej praktyce program naturalnej opieki zdrowotnej.”
dr John I. Mosher
Prowokująca i ekscytująca. „Wylecz się sam” to medycyna żywienia w akcji i choćby dlatego jest to pozycja, która powinna znaleźć się w biblioteczce każdego, kto na poważnie myśli o zadbaniu o własne zdrowie.
Vitality Magazine
Książkę „Wylecz się sam” można nabyć tutaj: [klik]
P.S. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić jeśli chodzi o polskojęzyczne wydanie, to garść literówek przepuszczonych przez korektę, ale tak poza tym książka jest naprawdę na medal. Na duży medal! 🙂
Pobierz darmowy fragment mojej książki “10 Najpotężniejszych protokołów witaminowych”, rozdział 3 – protokół doustnego stosowania witaminy C, opracowany przez doktora R. Cathcarta 👇
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
zaanka napisał(a):
Książkę już przeczytałam, polecam Akademię czytam już Dłuuugo i stosuję wg potrzeb 🙂 Pozdrawiam Marlenę, a czytających zapraszam do bycia przewlekle zdrowym.
Asia napisał(a):
Witam . Mam pytanko. Cz książka o tytule „Wylecz się sam. Megadawki witaminy C”,A. Saul, która jest w księgarni Matras, to ta sama pozycja? Podane jest ,że ma 200 stron, okładka wygląda podobnie, z tą jedną różnicą w tytule. Czy coś wiesz może na ten temat. Bo chciałabym kupić, ale nie wiem, czy to ta sama. Pozdrawiam cieplutko.
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem nic na ten temat, ale egzemplarze jakie są na stanie w sklepiku Akademii Witalności na pewno mają 660 stron. Taki właśnie egzemplarz recenzowałam i opisałam, więc jeśli ktoś zakupi książkę w naszym sklepiku to na pewno będzie miała ona 660 stron.
Patka napisał(a):
W Matrasie jest „Wylecz się sam. Megadawki witaminy C” – jak sama piszesz – a Marlena pisze o „Wylecz się sam. Megadawki witamin”.
Anna napisał(a):
Witam. W księgarni kupiłam ksiązkę : Andrew W. Saul PH.D. Wylecz się sam Megadawki witamin ma 631 stron, a razem z Bibliografią 659 stron. Super książka. POLECAM !!!
Asia napisał(a):
A jeszcze jedno. W innych sklepach ten sam tytuł, o którym ty piszesz (oczywiście autor też) i również podana informacja,że książka ma 200 stron, a nie 660. Pozdr.
Marlena napisał(a):
Niestety nie mam pojęcia co sprzedają inni. Mogę gwarantować jakość tylko tego, co sama mam na stanie i na pewno są to książki mające 660 stron.
elka napisał(a):
Mam pytanie, czy w rozdziale nt. problemów ze wzrokiem jest protokół na krótkowzroczność?
Marlena napisał(a):
Nie ma czegoś takiego jak osobny protokół witaminowy na krótkowzroczność z tego co mi wiadomo. W rozdziale tym znajduje się historia pacjentki, która niemal była już ślepa, tak bardzo pogorszył jej się wzrok (widzenie lunetowe) i dzięki diecie i suplementacji odzyskała prawidłowe widzenie (jaka dieta i suplementacja wszystko jest opisane). Przy czym autor informuje, że te same działania mogą być pomocne ogólnie przy wielu innych problemach ze wzrokiem. Oprócz tego warto może też zainteresować się ćwiczeniami doktora Bates’a. Jest bardzo ponadto prawdopodobne, że krótkowzroczność prędzej rozwinie się u tych, co ślęczą często (godzinami) gapiąc się na coś co jest bardzo blisko nich (książki, komputer), a zbyt mało patrzą w dal (układy optyczne oka nie mają jak się wtedy trenować, że tak powiem prowadzą „siedzący tryb życia” i… z czasem po prostu słabną).
Anna Maria napisał(a):
Przeglądałam ją u znajomych i cały czas miałam wrażenie że to wszystko uczyłaś nas tutaj (i jeszcze o wiele więcej!) Przymierzam sie do zakupu jak wrócę do domu bo warto ją mieć.A tobie Marleno serdecznie dziękuje, że mogłam tę wiedzę wcielić w życie o wiele wcześniej niż książka wyszła w kraju!
Anna napisał(a):
chcialabym zamowic ksiazke i askorbinian sodu z dostawa do Londynu. czy jest to mozliwe?
Marlena napisał(a):
Tak, wysyłamy również poza granice kraju.
elka napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Ćwiczenia Bates’a robimy, na razie niestety bez efektów, stąd poszukiwania protokołu na super-odżywianie na krótkowzroczność.
Marleno, jestem pod wrażeniem twojej wiedzy, zaangażowanie i chęci pomocy. Ja czerpię z twojego bloga garściami i już po kilu tygodniach widzę efekty, chociaż niestety (jeszcze) nie we wzroku. Pozdrawiam serdecznie
anna napisał(a):
ile gram lecytyny mieści sie w jednej łyżce?
Marlena napisał(a):
Anno, to może zależeć od rodzaju lecytyny. Ja mierzyłam sojową granulowaną, którą mam jeszcze ze starych zapasów i wychodzi mi 10 g kopiasta łyżka stołowa.
Nelika napisał(a):
Dzień dobry. Bardzo cenne odpowiedzi p. Marleny skłoniły mnie do napisania tutaj. Książkę już zakupiłam, jak też kilka innych rzeczy,ze sklepiku Akademii Witalności. Mam jednak pytanie – Bliska mi osoba zachorowała na chorobę Parkinsona. Bardzo proszę o pomoc, jak można powstrzymać tę chorobę od pustoszenia organizmu? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
W książce „Wylecz się sam” jest cały rozdział poświęcony tej chorobie i tam znajdziesz interesujące Cię informacje. Z tego co kojarzę dr Saul pisał o ważności dowozu witaminy C i lecytyny w kontekście Parkinsona.
Ela napisał(a):
John Bergman, chiropraktyk zamieszczający na youtube swoje wspaniałe wykłady (tylko po angielsku – szkoda, że nikt go jeszcze nie tłumaczy na polski), zwraca ogromną uwagę na nieprawidłowo wysuniętą do przodu głowę i brak wygięcia kręgosłupa szyjnego. Za wszelką cenę należy próbować utrzymywać głowę ponad szyją, nie przed szyją. Choćbyśmy mieli robić sobie w brodzie palcem dziurkę ;-), żeby popchnąć głowę na swoje miejsce. Bergman mówi o tym, jak nakręcają się choroby związane z brakiem wygięcia kręgosłupa w odcinku szyjnym: złe odżywianie prawie zawsze jest początkiem śnieżnej kuli. Jak już nie mamy sił trzymać głowy prosto i wysuwa się ona do przodu, nerwy doprowadzające sygnały z mózgu do wszystkich ważnych organów jak żołądek, trzustka, wątroba, serce, płuca itd. (odchodzą z kręgów od drugiego do piątego) zostają zaciśnięte i nie mogą właściwie przewodzić informacji. Źle strawione pokarmy (ze źle sterowanego układu trawiennego) nie dają już składników odżywczych i coraz trudniej trzymać głowę ponad szyją. Niedotleniony (przez źle wentylowane płuca) mózg na próżno domaga się tlenu próbując podwyższyć ciśnienie – albo impulsy nie dochodzą do serca przez zaciśnięte przy kręgosłupie nerwy, albo sami lekarstwami zwalczamy „kołatanie” serca lub nadciśnienie.
Ćwiczyć postawę – ramiona do tyłu, łopatki ściągnięte, głowa nad szyją, oddychamy przez przeponę, wciągamy powietrze do brzucha, a nie do klatki piersiowej. Jak się brzuch nie podnosi przy oddychaniu to znaczy, że źle oddychamy – i nie ma być to ćwiczenie na kilka wdechów, gdy sobie przypomnimy o tym, tylko już cały czas i na stałe ma wejść w nawyk. Wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić…
Postawa „parkinsonowska” jest przyczyną, a nie skutkiem tej choroby (ta postawa może również wywoływać inne choroby np. depresję). Na filmie „How to Keep Your Brain Healthy” pokazany jest w 14:06 kręgosłup osoby zdrowej i dwa osób chorych.
Bergman wspomina też o kwasie foliowym – to substancja która dba o nasz układ nerwowy od embrionu do starości. Nie tylko kobiety w ciąży potrzebują kwasu foliowego „dla dziecka” – po narodzinach też mamy układ nerwowy. Kwas foliowy to tłumacząc z łaciny „liściowy” – sałata górą!
Pozdrawiam
Ela
Elżbieta napisał(a):
Pani Marleno mam pytanie do Pani, właśnie czytam książkę J.Zięby Ukryte terapie i mam mętlik w głowie ,bo od dłuższego czasu czytam Pani artykuły z których wynika że tłuszcze zwierzęce są nie zdrowe a Pan Zięba pisze w swojej książce ze są bardzo ważne dla organizmu to więc jak to jest ?
Marlena napisał(a):
Naprawdę tak napisał? Przecież nie ma takich badań z których wynika, że bez dowozu tłuszczu zwierzęcego z zewnątrz umierają ludzie lub co najmniej się ciężko rozchorowują. Nie umierają i nie chorują? To znaczy, że nie można danego składnika diety uznać za „bardzo ważny dla organizmu”, lecz za żywieniową fanaberię mile łechcącą kubki smakowe, lecz nic poza tym. Zgadza się? Mało tego, że nie umiera się nie biorąc do ust ani pikograma tłuszczu zwierzęcego do gęby przez całe życie, to jeszcze można żyjąc w ten sposób dożyć ponad setki w zdrowiu i jasności umysłu jak nie przymierzając Adwentyści Dnia Siódmego, którzy produktów odzwierzęcych nie jadają z powodów religijnych (co wychodzi im tylko na zdrowie). Ten fenomen jest chętnie badany przez naukowców z kalifornijskiego Loma Linda University, bo to właśnie tam w Loma Linda mamy do czynienia ze zjawiskiem rewelacyjnie wysokiego odsetka zdrowych stulatków wśród Adwentystów. Raczej więc dysponujemy badaniami sugerującymi, iż to wykluczenie pokarmu (w tym tłuszczu) odzwierzęcego sprzyjać może zdrowiu i długowieczności. I nawet nie można tutaj powołać się na geny, ponieważ społeczność Adwentystów to zbieranina ludzi z całego świata, łączy ich wyznanie religijne, ale nie mają wspólnej puli genów (to nie geny bowiem, lecz styl życia ma kluczowe znaczenie dla zachowania zdrowia i osiągnięcia długowieczności). Z drugiej strony patrząc inne długowieczne społeczności mają w menu coś odzwierzęcego, a i tak żyją równie długo i zdrowo jak Adwentyści: na Okinawie tradycyjnie na Nowy Rok zjada się wieprzowinę, w kostarykańskiej Nicoyi w diecie obok kukurydzy, warzyw i owoców są jajka, na Sardynii pasterze zabierają ze sobą w pole kawałek koziego lub owczego sera wraz ze świeżo upieczoną pszenną focaccią, a Grecy z Ikarii dodają do potraw kozią fetę i jako rybacy żyjący na wyspach otoczonych zewsząd morzem jedzą chętnie ryby i owoce morza. Więc to nie jest tak, że pokarm odzwierzęcy (stosowany z rozwagą) nas przedwcześnie zabije, ale twierdzenie z drugiej strony, iż jest on jakoby niezbędny do życia mija się z prawdą (Adwentyści go nie jedzą i też nie mają problemów z osiągnięciem trzycyfrowych urodzin).
gajowy napisał(a):
Zięba wspomina o pozytywnej roli tłuszczów zwierzęcych w diecie DZIECI. Jest to dosyć logiczne bo młode ssaki mają metabolizm ustawiony pod kątem trawienia mleka matki – a te zawiera tłuszcze zwierzęce.
Marlena napisał(a):
To logiczne – jesteśmy jakby nie było zwierzętami, więc nasz pierwszy pokarm MUSI być zwierzęcy i zawierać będzie to, co zwierzę dla potomstwa produkuje (w postaci mleka i wszystkiego co w nim jest), przy czym każde zwierzę powinno żywić swe potomstwo mlekiem swojego gatunku, a nie obcego 😉
wojtek napisał(a):
Nie ma również żadnych badań, które dowodziłyby, że tłuszcze roślinne są niezbędne do życia.
Marlena napisał(a):
Czyżby? Pozostaje w takim razie każdemu życzyć powodzenia w wyprodukowaniu sobie w ustroju NNKT (jak LA i ALA): https://pl.wikipedia.org/wiki/Egzogenne_kwasy_t%C5%82uszczowe.
Nelika napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź.Czy można także witaminami leczyć zdewastowane biodro?Słyszałam że w takim przypadku pomaga tylko operacja.
Marlena napisał(a):
Cytując Monthy Pytona – nie ma takiej choroby, której nie mogłaby wydłużyć kosztowna operacja 😉
Owszem, jest też program naprawiający stawy (rozdział „Zapalenie stawów” w książce „Wylecz się sam”) i przy okazji cały organizm się regeneruje. Podobny program proponuje dr Ewa Dąbrowska i również osiągała spektakularne sukcesy (niektórzy z pacjentów już nawet o kulach chodzili, ale po kuracji kule przestały być potrzebne). Należy być cierpliwym, ponieważ żadna kuracja naturalna (żywieniowa) szybka nie jest, zmiany odwracane są w sposób niespieszny choć systematyczny, a dotknięty zwyrodnieniem staw może w międzyczasie czasami nieco mocniej poboleć (gdy ustrój naprawia swoje rzeczy to tak się czasem dzieje, że przejściowo nas boli bardziej).
Hubert napisał(a):
Książka zapowiada si ciekawie, z pewnością bliżej się jej przyjrzę 😉
Najbardziej przekonało mnie to że autor mimo licznych propozycji nie zamierza współpracować z markami suplementów. To dodaje wiarygodności tej książce.
santok napisał(a):
Witam czytam informacje zawarte na akademii witalności dość długo i nie znalazłem nigdzie indziej tylu informacji w jednym miejscu dziękuję .A teraz odnosząc się do wpisu wyżej o tłuszczach zwierzęcych u Jerzego Zięby to ktoś znowu wyrwał jedno zdanie z kontekstu, podaję podsumowanie działu o tłuszczach Jerzego Zięby :
PODSUMOWANIE
– Tłuszcze nasycone, tj. zwierzęce, nie są przyczyną miażdżycy.
– Do smażenia nie należy używać tłuszczów roślinnych, z wyjątkiem
oleju kokosowego.
– Oleje roślinne powinny być używane tylko na zimno.
– Oleje roślinne powinny być tylko i wyłącznie „zimno tłoczone”.
– Są tylko DWA NIEZBĘDNE kwasy tłuszczowe.
– Olej z ryb, czy preparaty z ryb typu Omega 3 – NIE ZAWIERAJĄ
niezbędnych kwasów tłuszczowych, zawierają tylko ich pochodne.
– Nie należy zbyt dużo używać olejów roślinnych czy też preparatów
typu Omega 3.
– Korzystnym rozwiązaniem zapobiegawczym jest spożywanie ZIMNO
TŁOCZONYCH, nie przetwarzanych olejów z lnu, ze względu na
zawarte w nich pierwotne kwasy tłuszczowe Omega 3, oraz olejów,
takich jak olej ze słonecznika czy krokosza barwierskiego, zawierających
pierwotne kwasy tłuszczowe Omega 6.
Niema tu nic o tłuszczach zwierzęcych a ja by się przekonać poszedłem na spotkanie z Jerzym Ziębą i zadałem pytanie co sądzi o diecie Dr Dąbrowskiej ,odpowiedz była następująca ;Pani doktor robi bardzo dobrą robotę to nie jest tylko dieta lecz sposób życia pokazuje jak w łatwy sposób można się odżywiać .Mam to nagrane żeby nie być gołosłowny .A książkę zamierzam kupić .
Marlena napisał(a):
To ma z grubsza ręce i nogi, z tym, że smażenie odradzam w ogóle, zaś odnośnie miażdżycorodnego wpływu tłuszczu to zdania zarówno pośród badaczy jak i lekarzy praktyków są podzielone. Póki co wiemy tylko tyle: po spożyciu tłuszczu (obojętnie jakiego typu) nasze naczynia sztywnieją, kurczą się, a ich światło zwęża się (nieważne więc czy zjesz kawałek „niezdrowego” bekonu czy też sałatkę obficie polaną „zdrową” oliwą z oliwek extra virgin, reklamowaną jako „przyjazną dla serca”), a odzyskują elastyczność gdy dowóz każdego typu tłuszczu zostaje przerwany, źródła tych badań tutaj: https://nutritionfacts.org/video/fatty-meals-may-impair-artery-function/. To już nie jest hipoteza, to są naukowo stwierdzone fakty. Ten fenomen tłumaczy być może zjawisko zwiększonej ilości boleści, duszności (i nawet ataków serca) mających miejsce kilka godzin po spożyciu zawierającego dodany tłuszcz posiłku (postprandial angina). Lekarze skutecznie leczący pacjentów z chorób serca dietą roślinną niezawierającą dodanego tłuszczu (np. dr Caldwell Esselstyn ze słynnej Kliniki w Cleveland) mówią wprost: tłuszcz to trucizna dla naczyń osoby cierpiącej na choroby serca i układu krążenia.
Tak naprawdę zżymamy się kiedy mowa o wyizolowanym z roślin cukrze (takim sypkim, w cukierniczce) uważając go za straszną truciznę, a chwalimy (i co gorsza uważamy za super zdrowe!) wyizolowane tłuszcze (płynne lub stałe, w butelce, słoiku lub w kostce), nie zdając sobie sprawy z tego, że i jedno i drugie tak naprawdę nie jest wcale tak korzystne dla ludzkiego zdrowia jakby to chcieli niektórzy widzieć: gdyby natura chciała abyśmy spożywali izolaty to by je dla nas umieściła na krzakach czy drzewach zamiast całościowych pokarmów. Nie musimy jednak na co dzień wcale sięgać po izolaty chcąc dostarczyć sobie np. NNKT – tak naprawdę wystarczy jeść całe pożywienie zawierające je. CAŁE! Takie podejście nie tylko pozwala zdrowie utrzymać, ale i je przywrócić (jak robią to dr Esselstyn czy dr Ornish, czy u nas dr Dąbrowska). Izolaty w kuchni należy stosować raczej oszczędnie o ile wcale (np. osoby chore powinny w ogóle z nich zrezygnować w pewnych sytuacjach).
Elżbieta napisał(a):
Pan Zięba pisze też że powinno uzupełniać się witaminę A , której w sokach z marchewki nie ma (jest tylko beta-karoten) Bardzo dużo witaminy A jest w wątróbkach.
Marlena napisał(a):
A wątróbka skąd czerpała swoją witaminę A? Czyżby jadając wątróbkę? 😉
Zwierzęta i tak samo my ludzie mamy zdolność produkowania (i przechowywania) witaminy A w swoich wątrobach, właśnie z beta-karotenu będącego prowitaminą A (czyli związkiem, który w ustroju zostaje przekształcony w witaminę pod wpływem działania enzymu: w przypadku witaminy A enzymem katalizującym reakcję przekształcenia β-karotenu w docelową witaminę A jest dioksygenaza β-karotenowa.). Gdyby tak nie było, to tacy np. Adwentyści żywiący się dietą roślinną rychło umarliby nie jadając wątróbki (czy też zawierających gotową witaminę A wydzielin odzwierzęcych i produkowanych z nich wyrobów jak jaja, mleko, masło, sery, tran), a tymczasem mogą pochwalić się wysokim odsetkiem stulatków będących wciąż w dobrej kondycji.
Tak więc NIE, nie jesteśmy zdani na zjadanie wyłącznie gotowej (wyprodukowanej w wątrobie innych istot żywych) witaminy A i wcale nie jest to powinnością czy koniecznością: każdy z nas ma swoją własną fabryczkę tej witaminy wbudowaną przez naturę – wcale nie jesteśmy w tym gorsi od kur, świń czy krów i my również potrafimy sami sobie tę substancję bez łaski wyprodukować z β-karotenu. Spożywanie gotowej wit. A jest uzasadnione tylko w sytuacjach gdy ktoś ma swoją fabryczkę nieczynną lub popsutą (np. nie produkuje – jeszcze lub już – enzymu niezbędnego do przekształcania β-karotenu w retinoidy). W pozostałych przypadkach znakomicie sprawdza się marchewka, bataty, dynia, szpinak itd. – dużo, często i do ustąpienia objawów. 😉
Dobra wiadomość jest ponadto taka, że witaminy A pochodzącej z produkcji własnej nie da się przedawkować. Hiperwitaminozę można wywołać tylko spożywając witaminę A gotową (pochodzącą z ciał zwierząt lub ich wydzielin), aczkolwiek nie ma nic groźnego w zjedzeniu od czasu porcji bogatej w gotową A wątróbki (o ile ktoś nie jest wege). To trochę podobnie jak z witaminą D: nie da się przedawkować tej produkowanej we własnej skórze pod wpływem światła słonecznego, natomiast można ją przedawkować podając w formie gotowej (duże dawki w zastrzykach lub wiele miesięcy przyjmowania ekstremalnie dużych dawek doustnie, bez kontroli poziomu D we krwi), choć nie stanie się to gdy jednorazowo przyjmiemy nawet całkiem sporą dawkę D rzędu kilkadziesiąt tys. IU.
wojtek napisał(a):
Na temat walorów zdrowotnych wątróbki jest w jednym z ostatnich numerów „Optymalnych” oraz w przedostatnim „Food Forum”. Gdyby Ci zależało, to mogę zrobić zdjęcia telefonem i wrzucić gdzieś do internetu.
lazi napisał(a):
Pani Elżbieto Pani Marlena nie ma racji,bardzo dużo ludzi nie konwertuje beta karotenu na witaminę A z wielu powodów. A takie wywody Pani Marleny dotyczą ludzi zdrowych, których można w obecnych czasach ze świeczką szukać. Jeśli ma Pani wątpliwości radzę posprawdzać niedobory z krwi czy włosa, a nie ufać Pani Marlenie. Tak samo w jednym z postów propagowała Pani Marlena siemię lniane po czym dopiero w komentarzach przyznała Pani że siemię lniane nie jest polecane dla wszystkich, ale w poście nie było o tym mowy. Poza tym należy pamiętać że celem Pani Marleny jest reklama i sprzedaż książki więc nie podchodzi do jej oceny obiektywnie.
Marlena napisał(a):
Czy zdajesz sobie lazi sprawę co za głupoty (w dodatku hejterskie) wypisujesz? Gdyby Twoje opinie były zgodne z prawdą (jakoby ponoć jedynie zdrowi ludzie są w stanie przekształcać karoteny na witaminę A), to ciężko i przewlekle chorzy ludzie nigdy by nie zdrowieli stosując metodę Gersona i pijąc soki z marchwi, a jednak… zdrowieją. Zdrowieją również czytelnicy tej witryny, którzy nawet nie stosując pełnej metody Gersona, a jedynie zwyczajnie pijąc regularnie soki warzywne odczuli wyraźną poprawę zdrowia, o czym z radością i wdzięcznością donosili w swoich komentarzach. Tak więc to, o czym traktuje książka dra Saula było od bardzo dawna poruszane na tej witrynie (jeszcze długo zanim została ona nawet wydana w Polsce) i zdążyło już doprawdy pokaźnie i bardzo pozytywnie zaowocować – próżne zatem są teraz Twoje apele o to, by nie ufać temu co tu napisane (na witrynie AW lub w książce dra Saula). Ilu zaś ludziom pomogły Twoje „porady”, że tak z ciekawości zapytam? 😉
Ponadto, tak dla Twojej informacji: w naturze występuje ponad 600 różnych karotenów, z czego ludzki ustrój jest w stanie przekształcić na witaminę A ok. 50 z nich. Owszem, najwięcej witaminy A produkuje przekształcając beta-karoten, ale na beta-karotenie świat się nie kończy – natura nas obdarzyła bardzo hojnie aby nam nigdy witaminy A nie zabrakło.
Jarosław napisał(a):
Witam, a opis lekarstwa na porost włosów ja u lwa też jest w tej książce ?
pozdrawiam………
Beata napisał(a):
Pani Marleno, dziękuje za podsuniecie tej książki.juz zamowilam! Cały czas walce z problemami skórnymi, pelno zaskornikow podskórnych i rolnych krostek od czasu do czasu a mam 28 lat! Czy może Pani krótko podpisać co PAN doktor zawarł w tej książce w rozdziale problemy skórne? Nie mogę się doczekać przyjścia książki. Oczywiście stosuje się do zasad diety która Pani przekazuje. Teraz odstawilam pszenicę… Póki co ..szału nie ma
Mariusz napisał(a):
Marlenko,a moglabys zrobic jakis chociaz krotki artykul na temat roztepow ,niemam pojecia co zrobic utrzymuje caly czas swoja wage ,nie tyje a ni nic a moje rozstepy caly czas sa czerwone i sie poszerzaja ,slyszalem ze wiele osob ma z tym problem ,jaka bylaby twoja rada ?
jadwiga napisał(a):
Pani Marleno proszę mi napisać czy ta książka przyda się w naturalnym leczeniu prostaty. Szukam czegoś dla męża, który od 4 lat łyka tabletki na to schorzenie i jest coraz gorzej. Może coś w końcu przeczyta na temat zdrowia.
Marlena napisał(a):
Owszem, książka będzie przydatna, a ktoś mający problemy zdrowotne powinien ją tym bardziej przeczytać.
Lidia napisał(a):
@ Ela
Elu, bardzo dziękuję za podzielenie się wiadomościami z Czytelnikami Akademii Witalności. Nie każdy z nas zna angielski, nie każdy dotrze do ważnych, istotnych informacji, a tak każdy ma możliwość przeczytania i skorzystania z rad. Dziękuję.
Pati napisał(a):
Marleno,
mam pytanie – chciałabym zrobić oliwkę magnezową Twojej receptury. Zaopatrzyłam się w siarczan magnezu. ale mam problem – nigdzie nie mogę kupić wody destylowanej (poza apteką, w której jest droga). Na stacjach benzynowych jest tylko woda demineralizowana (do silników), czy to jest to samo?
I jeszcze jedno – czy siarczan magnezu będzie tak samo dobry jak chlorek magnezu?
Z góry dziękuję Tobie za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Ja używam właśnie takiej ze stacji benzynowej, jak nie mam to filtrowaną przegotowaną. Siarczan też jest OK, ale oliwka taka bardziej brudzi („sypie się”).
Marek napisał(a):
pani Marleno,
a czy jest możliwe zamieszczenie fragmentu książki na tyle obszernego, żeby wyrobić sobie opinię o wartości treści książki?
Niestety, ale dałem się wiele razy nabrać na reklamy książek, i w zasadzie nie kupię książki w „ciemno”.
Marlena napisał(a):
Powielanie czy udostępnianie całych fragmentów bez zgody wydawcy stanowiłoby naruszenie praw autorskich, dlatego nie mogę tego uczynić. Jeśli spis treści, powyższa recenzja ani opinie czytelników komuś nie wystarczają, to może zgłosić się po fragment dzieła do wydawcy: sekretariat@oficynaaba.pl
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno,
książka bardzo mnie zaciekawiła i przymierzam się do jej zakupu. Nie mogę teraz niestety sprawdzić dokładnie jej zawartości, bo ze względu na utrzymującą się rwę i problemy z kręgosłupem nie wychodzę z domu. Miałabym jednak pytanie, czy każdy z rozdziałów dotyczący jakiejś dolegliwości jest dokładnie opisany. W chwili obecnej interesuje mnie kręgosłup–czy znajdę tam pomocne wskazówki szerzej omówione? W tej chwili zażywam ok. 20 g wit. C z bioflawonoidami +liofilizowany kolagen. Ciekawa jestem, czy dr Saul poleca coś jeszcze? Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam.
Aldona
Marlena napisał(a):
Owszem, jest coś jeszcze i to nawet sporo tego cosia 😉
sylwek2104@wp.pl napisał(a):
Dzień dobry.
Droga Marleno jestem kobietą w ciąży, czy ta książka pomogłaby mi ułożyć swój jadłospis? Korzystam już z wielu Twoich porad, mam też zbiór przepisów, ostatnio jednak mam skurcze i takie jakby bóle mięśni i zwiększyłam ilość spożywanego magnezu, mam nadzieję że dobrze- głównie za pomocą bananów, orzechów, melasy trzcinowej i innych rzeczy ale w mniejszych ilościach i jeśli dobrze zrozumiałam zmniejszyłam poziom wapnia. Czy posiadasz jakieś tabele dotyczące ilości minerałów i wszelkiego co potrzebne dla kobiet w ciąży? Myślałam by wykonać badania w laboratorium, aby sprawdzić jaki jest obecny mój poziom, co o tym myślisz?
Marlena napisał(a):
W książce jest obszerny rozdział o ciąży, ale przepisów kulinarnych nie zawiera. W przypadku niedoboru magnezu pomocne mogą być kąpiele magnezowe (sól Epsom czyli siarczan albo chlorek magnezu, oba są OK) i oliwka magnezowa.
I pogonić należy największych złodziei naszego magnezu czyli cukier, kofeinę i alkohol (tego ostatniego pewnie i tak nie spożywasz, ale na wszelki wypadek warto wiedzieć nawet na przyszłość) oraz stres.
wojtek napisał(a):
Jeszcze a propos Zięby i tłuszczów. Twierdzi on, że wg najnowszych badaniach zaleca się, aby stosunek Omega-6 do Omega-3 wynosił 11:1. To trochę odbiega od dotychczasowych zaleceń.
A jeśli chodzi o NNKT, to ciekawie pisze o tym Bruce Fife w książce np. o oleju palmowym. Uzasadnia, że nie mniej ważnie, jeśli nie ważniejsze! – są oleje nasycone, których wiele jest np. w oleju kokosowym czy choćby smalcu:)
Marlena napisał(a):
Z tym że nie musimy wcale wydzierać żadnemu stworzeniu jego smalcu z trzewi ani wyciskać siłą oleju z palmy czy kokosa. Jeśli bowiem jemy naturalne pożywienie jakie ziemia dla nas rodzi, to i tak nie unikniemy spożywania nasyconych kwasów tłuszczowych, ponieważ występują one (w zróżnicowanej ilości) we wszystkich nasionach (również zbożowych), pestkach i orzechach, a także awokado i oliwkach. Jedząc znajdujące się w stanie naturalnym urozmaicone pożywienie nie narażamy się jednak przy tym na możliwość „przedawkowania” żadnej substancji odżywczej, czego nie można powiedzieć o stworzonych ludzką ręką izolatach (oleje, cukier, mąki oczyszczone). Kiedyś było modne hasło „Cukier krzepi” a dzisiaj wciska się ludziom „zdrowotność” innych izolatów – olejów. Poczynając od oliwy z oliwek, a na olejach kokosowym czy palmowym kończąc. Cukier stał się zły, dobry zaczął być tłuszcz – na czymś trzeba zarobić 😉 Prawda jest jednak taka, że ludzki ustrój nie potrzebuje ŻADNYCH izolatów i radzi sobie lepiej bez nich, ponieważ to co mu służy najbardziej, to inteligentnie stworzone ręką natury pożywienie całościowe, a nie izolat. Izolaty mogą być czasem potrzebne leczniczo, lecz zdrowemu człowiekowi do szczęścia potrzebne raczej na co dzień nie są. Ich stosowanie to opcja, nie konieczność.
Annkk napisał(a):
Pani Marleno, czy ja dobrze rozumiem, że nie trzeba kupować tego megawstrętnego oleju lnianego albo innych bardzo drogich olejów? To bardzo pocieszające, ze wystarczą orzechy włoskie i świeżo zmielone siemię lniane
Marlena napisał(a):
To zależy – czasem w celach terapeutycznych oleje mogą być przydatne. Natomiast zgodnie z filozofią nutritariańską spożywanie izolatów (np. olej zamiast surowca z którego powstał, cukier zamiast całego owoca, izolaty białkowe zamiast prawdziwego pożywienia) nie jest zalecane dla zdrowotności, ponieważ najkorzystniejsze jest spożywanie całościowych pokarmów, a nie izolatów.
wojtek napisał(a):
Książkę „Wylecz się sam” kupiłem, przeczytałem 70 stron i jak dla mnie, na razie mało precyzji, konkretów i szczegółów. Ale może się rozkręci.
Hania napisał(a):
Podpisuje sie pod twoj komentarz. Ksiazke przeczytalam jak dla mnie tez jest za malo konkretow a za duzo historyjek jak np rozdzial o zylakach ktore mnie interesowaly – historia jego ojca na 2 strony gdy na koncu autor polecil branie wit E w jednym zdaniu. Jednak nie zrazam sie do Andrew Saul gdyz uwazam ze facet wie co mowi i po przeczytaniu kilku rodzialow innej jego ksiazki pdf o Migrenach zamowilam ja – wiec zobaczymy jak ta nastepnie wypadnie.
Pozdrawiam Marlene i podziwiam za wiedze i chec dzielenia sie nia z innymi
Marlena napisał(a):
Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu godził 😉
Jednemu fabularna forma książki się spodoba, a inny będzie się marszczył, bo oczekiwał tabelek i wykresów. Co by jednak nie powiedzieć, to w każdej z „historyjek” znajdujących się w poszczególnych rozdziałach jest podane w jaki sposób doszło do uzdrowienia. Więc nie narzekajmy, że „jest za mało konkretów”, bo jest to oczywista nieprawda. Konkrety są, ale należy je sobie wyłuskać z treści. Pamiętajmy też poza tym, że prawo do leczenia (przepisywania, diagnozowania, udzielania porad lekarskich itd.) przysługuje oficjalnie jedynie lekarzom posiadającym prawa do wykonywania zawodu, inne osoby mogą za „takie coś” skończyć za kratkami. Gawędziarstwo autora jest więc tutaj pewnym unikiem, ale inteligentny czytelnik wyłuska dla siebie dokładnie to co trzeba.
Paweł napisał(a):
Czy książka ta jest dostępna w sprzedaży w wersji pdf? albo będzie ?
Aldona napisał(a):
Marleno,
dziękuję za odpowiedź-na pewno w stosownym czasie zakupię tę książkę. Mam jeszcze pytanie dot. Stwardnienia zanikowego bocznego-lekarze u brata mojej koleżanki podejrzewają tę chorobę-wprawdzie nie wszystkie badania to potwierdziły, ale niektóre markery na to wskazują. W internecie jest dużo o SM, natomiast nie za wiele znalazłam o ALS-któryś z lekarzy, którego tu opisywałaś leczył skutecznie SM, ale podobno ten sam lub podobny zestaw witamin i minerałów stosował w ALS. Nie wiem jednak, w którym raporcie to było. Pamiętasz może?
Dziękuję jak zwykle i pozdrawiam. Aldona
Marlena napisał(a):
Tutaj pisałam na ten temat: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-4-stwardnienie-rozsiane-dr-frederick-r-klenner/
Elżbieta napisał(a):
Marleno , ja mam dużo guzków na tarczycy i biorę Euthyrox 50 a mąż ma Haszimoto i też bierze Euthyrox 100. Co sądzisz o suplementacji jodu zażywając niewielkie ilości płynu Lugola ?
FiveCarb, Jakub napisał(a):
zainteresuj się tym tematem
https://www.youtube.com/watch?v=PDJPXG47cBE
https://jeffreydachmd.com/wp-content/uploads/2014/03/The-Guide-to-Supplementing-with-Iodine-Stephanie-Burst-ND.pdf
Ja sam łykam codziennie po rannym nawadnianiu 250 mg jodu czyli 2ml 5% Lugoli, bez łykania dodatkowych suplementów selenu b2 i b3 ale w waszym przypadku może to być konieczne w tych linkach co podesłałem jest wszystko opisane co i jak dodatkowo jest polskie opracowanie, wpisz w googlach „jod prawda Nowak” można za darmo pobrać w internetach jakby nie było to wejdź na FiveCarb.blogspot.com i skontaktuj się ze mną lub znajdź mnie na FB pod nickiem FiveCarb, z przyjemnością Ci podeśle linka, bo jednemu gościowi już usunęli z chomika mój jeszcze wisi ale nie będę dawał do niego bezpośredniego dostępu bo też usuną.
Nie bój się jodu przed wolfem charikoffem, czy jak mu tam, ludzie łykali dla zdrowotności po gramie, po tych sfałszowanych badaniach, zalecają radiojod, „skurwysyństwo” przepraszam ale inaczej tego nie można skomentować i wypalają ludziom tarczyce.
Beata napisał(a):
Pani Marleno, a dwa zdania na temat zmian skórnych (trądzik) z książki?:(
Marlena napisał(a):
To dosyć obszerny rozdział zawierający bardzo wiele cennych porad, ale 2 zdania, które najbardziej mi się z niego spodobały to: „Buduj zdrową skórę od wewnątrz. Jeżeli zależy ci na zdrowej skórze – wyhoduj ją!” 🙂
Beata napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź, może z tej książki wybiorę coś dla siebie. Pani Marleno czy w którymś miejscu Pani bloga (czytam na bieżąco ale może przeoczyłam) jest temat związany z haluksami? Moja mama ma haluksy od pewnego czasu i dość szybko to postępuje, nie może praktycznie żadnego buta założyć:( stopy ja bolą, puchną…Może coś Pani poradzi?
Marlena napisał(a):
Haluksy to choroba zwyrodnieniowa związana z przewlekłym zapaleniem w stawie palucha. Pomocna przy haluksach jest metoda dr Ewy Dąbrowskiej (https://akademiawitalnosci.pl/tag/dr-ewa-dabrowska/) czyli dieta warzywno-owocowa (+zdrowe żywienie potem + przypominajki od czasu do czasu)- użytkownicy donosili o zmniejszeniu się/ustąpieniu dolegliwości po zastosowaniu metody pani doktor (polecane jest przy tym stosować ją w całości, a nie wybiórczo).
asia napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani za bloga, pracę i wyjaśnienia oraz za to zdanie: „tłuszcz to trucizna dla naczyń osoby cierpiącej na choroby serca i układu krążenia”. Czytam dość dużo, ale jakoś do mnie to nie docierało (mowa o tłuszczach), aż przeczytałam to wprost. Dziękuję i pozdrawiam
Beata napisał(a):
Dzień Dobry Pani Marleno 🙂
Mam pytanie dot. magnezu i Firmy Stanlab. Kupiłam swego czasu u Pani jabłczan magnezu. Ponieważ już go zużyłam ( a Pani nie ma go obecnie w ofercie swojego sklepu), przy okazji innych zakupów teraz zakupiłam cytrynian magnezu własnie firmy Stanlab, czysty do analizy. Wieczorem go chciałam zażyć tak jak to robiłam w przypadku jabłczanu, czyli proszek na łyżkę i do buzi i popić. Okazało się, że na łyżeczce proszek jakby wydzielał temperaturę a w buzi to juz mialam wrażenie ze parzy…chciałam popić herbatą, owszem była dośc ciepła, może za ciepła, ale w efekcie końcowym mam poparzony język i podniebienie. I myslę, że nie chodzi o herbate. Proszek, bo potem sprawdziłam, po otwarciu nawet w opakowaniu wydzielał ciepło. Zadzwoniłam dziś rano do Stanlab z inf. na temat tego produktu który też maja na stronie w ofercie. Pani nie potrafiła mi udzielić wyjaśnienia ( nie zna produktu) a skoro nie kupiłam u nich to ona odpowiedzialności nie bierze. Nie chodzi mi o odpowiedzialność, choć zastanowiła mnie jej wypowiedż, że za wszystkie swoje produkty nie biorą odpowiedzialności, jeśli widniej na nich napis „czysty do analizy”, tj. nie jest to produkt spożywczy, zatem każdy, który zażywam zażywam na własną odpowiedzialność. Zatem to samo tyczy się kwasu askorbinowego ?? Czy wiąże się z tymi produktami jakieś ryzyko??
A wracając do cytrynianu magnezu, rzeczywiście może Pani potwierdzić, że ten proszek w sytuacji zetknięcia się z powietrzem powodować wzrost temperatury??
Pytanie, co ja kupiłam w opakowaniu od Firmy Stanlab??
Wiem, że to nie typowa prośbą, ale bardzo cenię sobie Pani wiedzę, i rzeczowe spojrzenie. Dziękuję z góry za odpowiedz, bo zawsze mi jej Pani udzieliła.
Pozdrawiam serdecznie Beata T.
Marlena napisał(a):
Tak to jest gdy nie czyta się opisów produktów 😉
Cytuję z opisu cytrynianu magnezu: „Używanie cytrynianu jest proste: należy rozpuścić go w jakimś płynie (soku, herbatce), już 1/2 łyżeczki proszku zaspokaja minimum dziennego zapotrzebowania. Nie należy spożywać proszku „na sucho” – zawsze rozpuścić w jakimś płynie.”
Cytrynian magnezu stosowany w opisany sposób jest jak najbardziej bezpieczny. Tylko jabłczan magnezu można spożywać wprost z łyżeczki popijając wodą, natomiast NIE cytrynian! To są 2 różne związki. Cytrynian przy tym nie wydziela ciepła w zetknięciu z powietrzem, jedynie w zetknięciu z wodą. Można się o tym empirycznie przekonać wsadzając do cytrynianu najpierw palec suchy (proszek pozostaje chłodny) a następnie palec mokry (powstaje intensywne uczucie ciepła, należy szybko spłukać palec bieżącą wodą). To doświadczenie trzeba zatem robić stojąc gdzieś blisko kranu z bieżącą wodą.
Zarówno jabłczan jak i cytrynian są obecnie dostępne w naszym sklepiku.
gajowy napisał(a):
Witam Marleno, Beato oraz inni Czytelnicy ciekawego bloga,
Uważam, że została tu poruszona dość istotna kwestia, którą sam swojego czasu dociekałem.
Kategoria czystości danej substancji to nie to samo co zdatność do spożycia! Produkt kategorii „spożywczy” nie może być składowany w przypadkowych pojemnikach ani razem z innymi niebezpiecznymi substancjami. Produkt kategorii „czysty” lub nawet „czysty do analizy” może!
Sprzedawca substancji kategorii „czysty” nie daje nam gwaracji czy te 1% lub 0,1% czy nawet 0,01% zanieczyszczeń nie jest wyjątkowo zjadliwych w przypadku spożycia. Nie powinno być problemu – ale gwaramcji nie ma. Sprzedawca nie może zaręczyć czy np. cytrynian magnezu „czysty 99,5%” nie był składowany w fabryce w beczkach po chemikaliach.
Ja ze swej strony nie kupowałbym żadnych proszków do jedzenia bez określonej kategorii – spożywczy lub farmaceutyczny.
Marlena napisał(a):
Należy rozróżnić czystość chemiczną od mikrobiologicznej (ta ostatnia warunkuje użyteczność danej substancji dla określonej gałęzi przemysłu). Przepisy mówią, że tylko substancja przebadana mikrobiologicznie (np. na obecność pleśni czy E.Coli) może dostać etykietkę jako surowiec spożywczy, farmaceutyczny czy kosmetyczny. Ogólnie na temat chemicznej czystości substancji można poczytać tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Czysto%C5%9B%C4%87_substancji
Nazwy i oznaczenia kolejnych poziomów czystości chemicznej począwszy od najbardziej zanieczyszczonych:
– techniczny, skrót techn. – ma 90–99% głównej substancji
– czysty, skrót: cz. – 99–99,9%
– czysty do analizy, skrót: cz.d.a. – 99,9–99,99%
(nazwa oznacza, że zanieczyszczeń nie można wykryć typowymi metodami analizy chemicznej)
– chemicznie czysty, skrót: ch.cz. – 99,99–99,999%
(nazwa oznacza, że zanieczyszczeń nie można wykryć nawet najczulszymi metodami analizy chemicznej i trzeba użyć metod wykorzystujących zjawiska czysto fizyczne)
– czysty spektralnie, skrót: spektr.cz. – 99,999–99,9999%
(nazwa oznacza, że zanieczyszczenia nie zakłócają metod analizy spektralnej).
Jak widać nie ma na liście oznaczeń czystości mikrobiologicznej: substancja „spożywcza”, „kosmetyczna” lub „farmaceutyczna” to bowiem najczęściej w praktyce „czysta do analizy” (a czasem nawet nieco bardziej zanieczyszczona chemicznie „czysta”) poddana dodatkowym badaniom (np. na obecność pleśni i E-Coli), po których dostaje ona oznaczenie czy jest to surowiec dla przemysłu spożywczego, kosmetycznego czy farmaceutycznego. Czasem też gatunek „spożywczy” lub „farmaceutyczny” może być gorszej czystości chemicznej niż „czysty do analizy” – tak jest na przykład jak sądzę w przypadku wody utlenionej: ludzie kupują nadtlenek wodoru CZDA 35% i sami rozcieńczają do celów leczniczych, uważa się bowiem, że ta „legalna” apteczna (a więc mająca zatwierdzoną czystość „farmaceutyczną”) woda utleniona jest bardziej zanieczyszczona chemicznie, zawierając pewne stabilizatory (poza tym ta „legalna” jest zatwierdzana tylko „do użytku zewnętrznego”).
Co do zjadliwości zanieczyszczeń, to zawsze należy czytać świadectwo jakości aby dowiedzieć co jest w tym ułamku procenta nie będącego substancją podstawową no i na pewno nie kupować do użytku osobistego substancji oznaczonych jako „techniczna” (mogą nadawać się one jednak do czynności gospodarczych jak np. odladzania podjazdów zimą albo podlewania trawnika).
Warto przy tym wziąć pod uwagę fakt, że coś tak niezwykle zjadliwego jak jony metali ciężkich znajdziemy także w substancjach o całkiem przyzwoitej czystości chemicznej, np. oznaczonych jako „czysta do analizy” a nawet jako (po dodatkowym przebadaniu mikrobiologicznym) coś co można już „legalnie” wziąć do gęby („spożywcza”, „farmaceutyczna”) albo nałożyć na skórę („kosmetyczna”). Problem polega na tym, iż mamy tak zanieczyszczone środowisko, że obecność tych jonów jest praktycznie nie uniknięcia. Należy jednak brać pod uwagę ich ilość: w substancjach gatunku technicznego tych metali ciężkich może być bardzo dużo (nawet kilka procent), podczas gdy „czysty do analizy” powinien ich mieć już tylko śladowe ilości (liczone w ppm). Najmniej zanieczyszczeń mają substancje „spektralnie czyste”, tych jednak zwykłe pospólstwo na oczy nie ogląda, ponieważ kosztują bajońskie pieniądze i są używane jedynie w badaniach naukowych. Więc zapomnijmy o kupowaniu substancji całkowicie pozbawionych jonów metali ciężkich jeśli chodzi o użytek osobisty: spożywczy, kosmetyczny czy farmaceutyczny nawet.
Z tym składowaniem w przypadkowych pojemnikach (np. w beczkach po chemikaliach) to wydaje mi się, że nie do końca dobrze napisałeś: gdyby bowiem w ten sposób składować substancję „czystą do analizy”, to w kontakcie z pozostałościami po obcych substancjach mogłaby utracić ona swoją pierwotną czystość chemiczną, przestając być substancją „czystą do analizy” i tracąc na wartości, w związku z czym sprzedawca nie mógłby jej sprzedać już po droższej cenie (po jakiej sprzedałby „czystą do analizy”).
Beata napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani Marlenko :), przede wszystkim już jestem spokojniejsza :). No fakt, nie doczytałam, bo i nie miałam gdzie, jak szukałam u Pani tego produktu to go nie było, a u sprzedawcy też nic nie było w opisie. Ale już pracownik Firmy Stanlab powinnien wiedzieć, uspokoić i wspomnieć o prawidłowym zażywaniu a Pani tylko powtarzała, że skoro nie kupiłam u nich to Oni odpowiedzialności za nic nie ponoszą a w ogóle skoro to produkt „czysty do analizy” to przyjmuję go na własną odpowiedzialność. Po tej rozmowie troszkę się wystraszyłam ( nabrałam podejrzeń i co do sklepu w którym dokonałam zakupu i co do samej Firmy Stanlab) i postanowiłam jak zwykle zapytać Panią. Dziękuje raz jeszcze za odpowiedź i to mega szybką. Pozdrawiam serdecznie 🙂 Beata T.
Marlena napisał(a):
No to u kiepskiego sprzedawcy kupowałaś, skoro nie zadbał o właściwy opis produktu. 😉
A co do „czysty do analizy”, to jest on badany pod kątem czystości chemicznej, natomiast „spożywczy” również pod kątem dodatkowo zawartości pleśni i E.Coli, wtedy dostaje glejt „spożywczy”, bez tego glejtu faktycznie substancję zażywamy „nielegalnie” (na własną odpowiedzialność), z tym że w przypadku cytrynianu magnezu nie ma to znaczenia, ponieważ z wodą reaguje każdy jego gatunek, bez względu na to czy był badany mikrobiologicznie czy nie.
Anna napisał(a):
Witam,
Pracownicy Stanlab nie mogą udzielać porad ws środków stosowanych przez nas w celach leczniczych (do picia, jedzenia). Przekonałam się osobiście- będąc w sklepie zauważyłam w/w cytrynian magnezu czda i się ucieszyłam. Wielka ilość magnezu za niskie pieniądze w porównaniu do tabletek z apteki. Zapytałam panią jak stosować. Odpowiedziała, ze nie mają prawa udzielać takich porad i info.
Robimy to na własna odpowiedzialność.
pozdrawiam A.
Marlena napisał(a):
Bo nie mają – to nie apteka, panie nie są aptekarkami, a my nie kupujemy oficjalnie „suplementu” lecz „substancję”. 😉
Elżbieta napisał(a):
Marleno , ja mam dużo guzków na tarczycy i biorę Euthyrox 50 a mąż ma Haszimoto i też bierze Euthyrox 100. Co sądzisz o suplementacji jodu zażywając niewielkie ilości płynu Lugola ?
Proszę o odpowiedź
Marlena napisał(a):
Myślę, że ograniczanie się do suplementowania tylko jednego składnika odżywczego w nadziei na poprawę zdrowia nie jest najwłaściwszą opcją przy chorobach tarczycy, ponieważ gdy choruje tarczyca to tak naprawdę zaniedbane jest całe ciało i mnóstwo innych rzeczy nie działa jak należy. Potrzebna jest wielokierunkowa strategia (przydatna jest też opieka i wsparcie ze strony dobrego specjalisty o spojrzeniu holistycznym, bo konwencjonalni jedynie przepiszą nieudolną protezę w postaci syntetycznego hormonu T4 – Euthyroxu i na tym się kończy, a przyczyny nadal leżą odłogiem, w związku z czym choroba galopuje sobie spokojnie dalej, do niej dołączają z czasem kolejne będące skutkami ubocznymi i skutkami ubocznymi skutków ubocznych itd.).
Karol napisał(a):
Kupiłem książkę i próbuję odnaleźć na szybko, które suplementy są wg autora dobre a które nie. Nie chodzi mi o nazwę firmy ale o rodzaj itp. Robiłem analizę pierwiastków z włosów i wyszły mi pewne niedobry.
Czy jest Pani w stanie podpowiedzieć, gdzie – na której stronie, w jakiej chorobie, w jakim dziale autor konkretniej pisze na ten temat? Jakoś nie mogę tych informacji znaleźć poza jedynie ich wymienieniem jak wit. D itd. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Informacje na temat najbardziej przyswajalnych form witamin i minerałów są rozsiane w zasadzie po całej książce (jeśli to o to Ci chodziło).
Marta napisał(a):
Witam serdecznie
Dziękuje za super bloga. Można się w nim zaczytać jak w najlepszej książce 🙂 Dużo się z niego dowiedziałam i zmieniłam swoje życie. Szukam od jakiegoś czasu informacji na temat moich dolegliwości w Internecie ale nie moge nigdzie znaleźć odpowiedzi. Pomyślałam, że może Pani ma jakiś pomysł co mi może dolegać. Za każda sugestie będe wdzięczna. Moje objawy to:
-zawsze mam katar jak sie budzę rano i często kicham (sprawdzałam dom testami na grzyba, zmieniłam pościel, wyrzyciłam dywany z sypialni, mialal 2x testy alergiczne – szerokie, które nic nie wykazały). Utrzymuje się przez cały dzień (praca, dom, spacer) ale najbardziej po przebudzeniu. Ciagle muszę pociagać nosem i mi katar scieka po tylniej sciance gardła.
– mam szklistą skóre na rękach
– waże 66 kilo przy 164 cm
Moje problemy zaczęły się 7 lat temu ciągłe bóle brzucha, wzdęcia plus katar i kichanie. Metodą prób i błędów odkryłam, że jest mi o niebo lepiej jak nie jem gluteniu i zrezygnaowałam z niego w mojej diecie zupełnie. Do tej pory go nie jem. Wszystko minęło niestety kichanie i katar pozostał.
Dodam jeszcze, że nie jej mięsa (5 lat) i staram się pić codziennie szkalnkę soku ze swieżo wyciukanych warzyw (od roku) i 3x na tydzien chodze na fitness czy siłownie. Jem co 1/2 dni witamine D3 (5000 UI) i minimum 2000 mg wit C na dzien. Dzieki temu nie choruje często, a jak coś mnie złapie to naprawde szybko zdrowieję.
Strasznie chciałabym sie pozbyć tego kataru i kichania ale juz naprawde nie wiem gdzie mam szukać. Moze to brak jakiś witamin, bylam tez badać przegrode w nosie, mam troche krzywą, ale lekarz powiedział, że nie na tyle zeby powodowała dolegliwości. Pani Marleno czy jest coś co przychodzi Pani na myśl. Będe wdzieczna nawet za minimalną sugestie, może okaże się trafna.
Pozdrawiam Marta
Marlena napisał(a):
Powinnaś się dokładniej zbadać jeśli podejrzewasz u siebie niedobory substancji odżywczych, zdecydowanie zwiększyć ich dowóz (szklanka soku warzywnego to prewencja, ale jeśli chcesz coś wyleczyć lub uzupełnić to może być za mało) tym bardziej, że przy wysiłku fiz. zapotrzebowanie wzrasta, a nie maleje. Ogólna zasada brzmi: gdy robimy małe zmiany osiągamy małe efekty, jeśli efekty nie są zadowalające to należy poczynić większe zmiany.
Na zaśluzowanie organizmu bardzo dobrze wpływa odstawienie nabiału, dobrze by było też dogłębnie zbadać nietolerancje pokarmowe, bo oprócz odstawionego „na czuja” glutenu możesz mieć ich więcej.
Elżbieta napisał(a):
Nie miałam na myśli tylko suplementować jod, bo od dwóch miesięcy jestem na diecie bezglutenowej, bezmlecznej ,biorę witaminę C1000 ,witaminę D 4000, wit. K2, selen , piję mieszankę ziół oczyszczających wątrobę , piję siemię lniane z pyłkiem pszczelim i ostropestem (to wszystko po to bo grozi mi usunięcie drugiego jajnika w wieku 43 lat z powodu torbiela endometrialnego) Chciałam poradzić się czy w moim przypadku wskazane by było suplementować jod zamiast brać Euthyrox ?
Marlena napisał(a):
Elżbieto, jeśli występuje problem z gruczołami płciowymi to owszem, może brakować jodu (jod jest potrzebny nie tylko tarczycy, ale także jajnikom, macicy, piersiom oraz u panów prostacie i jądrom). Żeby zbadać poziom jodu w organizmie można z tego co się orientuję wykonać badanie moczu.
Polecam też zapoznać się z historią naszej czytelniczki, która stosując „starożytne” naturalne metody pozbyła się torbieli jajników i uchroniła się dzięki temu przed operacją: https://akademiawitalnosci.pl/naturalne-rozwiazanie-problemu-torbieli-jajnikow-historia-edyty/
Marta napisał(a):
Dzien dobry
Obecnie nie mogę zakupić książki, ale wydaje sie być kopalnią wiedzy. Ja mam pytanie odnośnie megadawek wit. C tz ile mniej więcej zażywać?, zakupowałam jakiś czas temu u Pani wit.c i bardziej stosujemy ją w razie przeziębień a może właśnie powinnam ją stosować częściej, ja akurat zmagam się z AZS i teraz „leczę” się na swój sposób. W mojej kuracji praktykuje również rano i wiczorem picie 4 łyżeczek zmielonego siemienia lnianego z 4 łyżeczkami oleju lanianego. W ciągu dnia dodaje olej również do sałatek czy zupy lub kaszy z warzywami. Po przeczytaniu komentarzy obawiam się czy to nie za dużo? Czy istnieje „dawka” tłuszczy, którą możemy bezpiecznie przyjmować? Dziękuję za odpowiedź pozdrawiam Marta
Marlena napisał(a):
Marto, nie istnieje jedna określona dawka czegokolwiek, dobra zawsze w każdych warunkach i dla każdego. Inne potrzeby ma człowiek chory, inne zdrowy, jeszcze inne może mieć ktoś przyjmujący określone leki lub posiadający określone uwarunkowania genetyczne.
Puma napisał(a):
Mani Marleno!
W książkach o św. Hidegardzie- napisane jest, że Hildegarda uważała za truciznę w kuchni truskawkę ,por, śliwkę i brzoskwinię. To oczywiście musiała być wizja, bo żyła w 11 wieku i wówczas np. trusawki raczej nie było. To prawda, że dużo osób uczulonych jest na truskawkę, albo po śliwkach żle się czuje. Czy Pani wyłącza, jakieś warzywa lub owoce, czy raczej nie istnieją według Pani obligatyjnie warzywa lub owoce które wszystkim szkodzą , zdrowym też.
Marlena napisał(a):
Św. Hildegarda polecała też pszenicę orkisz, a teraz wychodzi na jaw, że wielu nie toleruje glutenu. Z kolei w pewnym badaniu podawano chorym na raka przełyku truskawki i zmiany zaczęły się u nich cofać (badacze podejrzewali pozytywny wpływ kwasu elagowego, organicznego związku chemicznego z grupy polifenoli, w który bogate są truskawki – wykazał on wcześniej silny wpływ antyrakowy in vitro, zaś badanie miało na celu sprawdzenie jego działania in vivo). Myślę, że Hildegarda mogła o wielu rzeczach nie wiedzieć, ale też i wiele z tego co mówiła zostało potwierdzone przez współczesną naukę.
Annkk napisał(a):
Pani Marleno, wiem że to nie Pani działka, ale czy jest szansa na artykuł o mlekach w proszku dla niemowląt? Od razu sie wytłumaczę, ze juz drugie dziecko karmie naturalnie (pierwsze od razu po moim mleku przeszło na zwykle krowie nie z proszku), ale na awaryjne sytuacje jakiegos mleka potrzebujemy. Niestety ich skład jest trudny do rozszyfrowania, a najlepsze ponoćd na rynku enfamil na drugim miejscu w składzie ma o zgrozo syrop glukozowy (a moze w kobiecym mleku tez to występuje i jest potrzebne dzieciom). Czy dwulatek w ogole musi dostawać mleko? Ponoc w świecie zwierząt ssaki przestają pic mleko po potrojeniu swojej wagi urodzeniowej, ale to dziwne nie dawać dwulatkowi mleka, co myślicie na ten temat?
Patka napisał(a):
A ja myślę tak: każde dziecko (ssak) pije mleko w ł a s n e j matki. Jeśli np. cielak dorasta i przestaje pić mleko matki-krowy to nie przechodzi na mleko np. świni. I z tego co mi wiadomo, to tak jest ze wszystkimi ssakami – oprócz ludzi. Druga moja teoria jest taka: gdyby krowa istniała po to, by dawać mleko człowiekowi (czy po prostu na zasadzie, daję bo już tak mam i jak ktoś chce to niech bierze i pije), to by dawała na okrągło, a nie tylko wtedy gdy ma własne dziecko, bo to dla niego jest przeznaczone to mleko. Każda matka (czy w ogóle rodzic) odpowiada za swoje dziecko i za to co mu daje jeść i czy w efekcie to jest dla niego zdrowe, neutralne, czy mu nawet szkodzi. Nikt nie napisze dawaj/nie dawaj – chociaż może i tacy się znajdą 😉 Jeśli masz jakieś wątpliwości to szukaj odpowiedzi, ale w źródłach, co do których możesz mieć zaufanie, duuużo czytaj i przede wszystkim obserwuj swoje dziecko.
Halina napisał(a):
Nabyłam książkę zainteresowała mnie sprawa leczenia dziąseł, tylko nie wiem gdzie zakupić polecany do kuracji askorbinian wapnia w proszku lub jak go zrobić samemu. Korzenia żywokostu poszukam na łące. Jak nie znajdę czy mogę skorzystać z suszonego. Proszę mi pomóc.
Marlena napisał(a):
Halino, nie wiem czy jest do kupienia luzem, ale na pewno ma go w swojej ofercie Swanson w kapsułkach, preparat nazywa się „Buffered C” (kapsułki można otworzyć by zaaplikować sobie proszek na dziąsła), np. tutaj: https://fit-zone.pl/index.php?p991,swanson-witamina-c-lewoskretna-500mg-buforowana-250tabs-l-askorbinian-wapnia-suplement-diety
Odnośnie korzenia żywokostu to świeży najlepszy, ostatecznie może być suszony zakupiony w zielarskim (np. z Dary Natury jest już taki pokrojony, gotowy do zrobienia odwaru, kosztuje coś koło 4 zł za 100 g).
wojtek napisał(a):
Pani Marleno, pisze Pani, że generalnie izolaty, to nie jest najlepsze rozwiązanie. Powinniśmy spożywać pełne produkty.
Ale to się trochę kłóci z tezami w książce Saula, który przecież poleca suplementowanie masą różnych witamin i minerałów.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, jednak autor w żadnym miejscu nie pisze pozytywnie o czerpaniu kalorii z izolatów (jak cukier, oczyszczona mąka, oleje, izolaty białka), wręcz przeciwnie – na każdym kroku daje do zrozumienia, że naszym najważniejszym źródłem składników odżywczych powinna być żywność i to w dodatku naturalna i maksymalnie jak tylko to możliwe nieprzetworzona oraz świeżo wyciskane soki warzywne, kiełki itd. Plus oczywiście suplementacja w razie potrzeby (im większe ktoś ma zaburzenia tym więcej ich będzie potrzebował, bo sama żywność może już takiej osobie częstokroć nie wystarczyć).
Monika napisał(a):
Witaj Marleno, jestem w trakcie lektury książki jednakże napotkałam na fragment, który mnie mocno zdziwił i zastanawiam się, czy to nie jakieś przejęzyczenie autora lub tłumacza. Na str. 258 pod akapitem „Dlaczego ocet?” czytam: „(…) współczesna dieta oparta na tłuszczu, skrobi i przetworzonych produktach sprawia, że nasze wewnętrzne środowisko staje się coraz bardziej ZASADOWE.”
A nie kwaśne? Przecież ostatnio trąbi się bardzo o zakwaszeniu organizmu (współczesną dietą) i chorobami z tego wynikającymi.
Co o tym myślisz?
Marlena napisał(a):
Nie mam akurat książki w tym momencie przed sobą, ale możliwe, że chodziło o podniesienie pH moczu octem jabłkowym (z tego co pamiętam).
sylwek2104 napisał(a):
Marleno, książkę zakupiłam, przeczytałam rozdział o ciąży (obecnie początek 6 miesiąca) i zaczęłam suplementować witaminę E na razie 200. Witaminę C i kwas foliowy już suplementowałam wcześniej. Mam wrażenie że dzięki niej poprawiło mi się wypróżnianie, obecnie co 2 dni wcześniej co 3 był problem.
Zastanawia mnie rozdział o myciu płynem do naczyń owoców/warzyw – polecałaś raczej sodę i kwasek cytrynowy?
Mam również zapytanie- mam starszą babcie wiek 76 lat, kupiłam jej i rozpuszcza sobie witaminę C, planuję też inne witaminy ale niekoniecznie jest rozdział co suplementować osobom starszym, chyba że suplementować wg.objawów? Zrobić badanie krwii w tym na minerały?
Marlena napisał(a):
Zasadowe pH wody można osiągnąć również płynem do naczyń, aczkolwiek ja osobiście wolę sodę, ponieważ jest w niej tylko jeden składnik i jest nim soda 😉
Niedobór minerałów najlepiej widać w pierwiastkowym badaniu włosa, w nie krwi.
sylwek2104 napisał(a):
Tak też sobie pomyślałam o tym płynie do naczyń… Dziwne że nie wspomina o kwasku cytrynowym, tak jakby mył tylko w płynie?
Rozdziały które mnie interesowały są ok, czasem mam tylko wrażenie że nie mówi o wszystkim, nie jest to zbyt rozwinięte mimo 600 stron…chyba że nie chciał dublować innych książek?
Jaką książkę jeszcze polecałabyś w j.polskim? Którą uważasz za swoją ulubioną i jest wg. Ciebie najlepsza?
Marlena napisał(a):
Polecane lektury znajdują się w zakładce „Lektury” https://akademiawitalnosci.pl/category/lektury/ – są to książki (napisane w większości przez lekarzy-praktyków), które moim zdaniem warto przeczytać i… zastosować w praktyce zdobytą tam wiedzę oczywiście, bo od samego czytania zdrowia nam nie przybędzie 😉
janka napisał(a):
Marleno mam pytanie o suplementacje witaminy c. Zakupiłam kwas l -askorbinowy i czy moge go rozpuścić w butelce 1 litrowej wody oczywiście odpowiednia ilośc wody i proszku i pić co godzinę po trochę żeby był jej stały dowóz cykliczny? bo jak to inaczej zrobić będąc poza domem ?
Marlena napisał(a):
Tak, można tak robić, dr Jaffe również zalecał taki właśnie sposób. Aby ochronić roztwór przed niekorzystnym wpływem światła warto wybierać butelki (dzbanki, bidony czy inne naczynia) z ciemnego szkła lub stalowe (ale nie aluminiowe).
janka napisał(a):
Dziękuję Marleno za odpowiedź.. mam jeszcze pytanie ..ostatnio od czasu do czasu miewam zawroty głowy trwa to dwie sekundy. co może być nie tak ? czytam właśnie rewelacyjną książkę Wylecz się sam i jest ona naprawdę świetna zwłaszcza że jak cos się dzieje to człowiek ma wszystko w jednym miejscu (do tej pory zbierałam ciekawostki, pisałam sobie na kartkach, drukowałam ) dziękuję za ta książkę i szczerze polecam wszystkim czytelnikom. Teraz mam pewność że zdrowie moje i mojej rodziny jest w moich , naszych rękach 🙂
Kasia napisał(a):
Witam, moja znajoma ma bardzo chore dziecko. Jest po kilkunastu chemioterapiach i w tym momencie lekarz kolejnej chemii juz nie zalecił. Czy zna Pani jakiegoś lekarza, który podjął by się leczenia dziecka jak opisano w książce czyli poprzez dożylne wlewy wit. C? Ewentualnie jak znależć takiego lekarza? Proszę o odpowiedz na moją prywatną pocztę. Dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Jedyna porządna klinika jaka mi przychodzi do głowy to Integrative Medical Center https://www.imc.wroc.pl/ tam zajmują się pacjentami, nad którymi konwencjonalni medycy rozkładają ręce mówiąc „nie wiemy co jeszcze można zrobić”. Oni wiedzą!
Jarosław napisał(a):
Witam, p. Marleno jeżeli witaminami możliwe jest wyleczenie niemal wszystkich chorób ,
czy jest pani znana jakaś konkretna i skuteczna kuracja witaminowa w leczeniu
nabytego bielactwa skóry ?
pozdrawiam Jaro.
Marlena napisał(a):
Poziomy witaminy D we krwi powyżej 100 ng/ml pozwalają na rozpoczęcie procesu repigmentacji, zobacz na to badanie pacjentów z łuszczycą i vitiligo (bielactwem): https://www.tandfonline.com/doi/full/10.4161/derm.24808
Badani chorzy na bielactwo na początku mieli poziom D w ustroju ok. 30 ng/ml. Podawano im 35.000 j.m. dziennie przez 6 miesięcy w połączeniu z dietą o obniżonej zawartości wapnia. Z 16 pacjentów z vitiligo aż 14 osób doznało po tych 6 miesiącach repigmentacji (25%-75% zmiany). Wniosek z badania: terapia wysokimi dawkami witaminy D może być efektywna i bezpieczna w leczeniu zmian wywołanych vitiligo i łuszczycą.
Jest to małe, pilotażowe badanie na niewielkiej grupce pacjentów, ale daje do myślenia!
Mama napisał(a):
Marleno jesteś wielka, jaką ty masz wiedzę i jak ty innym pomagasz. Ja jestem tu cały czas, staram się nie komentować, po naszych ostatnich rozmowach. Ale tym razem nie mogę się powstrzymać. Lekarka położyła mi po raz kolejny tatę na oddział i wlewają w niego kolejne serie antybiotyków i nie wiadomo czego z powodu poważnej boleriozy (już tak parę lat). Marleno tak pokrótce, bo zdaję sobie sprawę, że to znowu pewnie temat rzeka, co zrobić, jakie dawki, których witamin pomogą, jak się chronić przed tymi kleszczami i czy jest sposób na wyleczenie tej boleriozy i czym. I czy faktycznie jak już kleszcz ukąsi to trzeba brać zapobiegawczo antybiotyk.
Marlena napisał(a):
Jak wykazuje wykres na tej witrynie https://www.borelioza.org/ – częstotliwość chorób odkleszczowych wzrosła w Polsce od kilkuset przypadków rocznie do ok. 14 tysięcy (wykres obejmuje lata 1996-2014). Nawet gdyby przyjąć, że populacja tych stworzeń w tym czasie w Polsce wzrosła i/lub poprawiła się wykrywalność, to i tak teza iż tak olbrzymi wzrost zachorowań jest wyłączną winą kleszczy jest… mocno ryzykowna. Problemem moim zdaniem nie są kleszcze same w sobie – bo te były, są i będą, kąsając ludzkość od niepamiętnych czasów. Problemem jest nasza reakcja na te ukąszenia (zresztą nie każda sztuka kleszcza jest nosicielem krętków) – mamy po prostu słabą odporność, dużo słabszą niż nasi przodkowie (również kąsani przez kleszcze, ale ich organizmy lepiej potrafiły rozprawić się z drobnoustrojami).
Naszą obroną na wszelkie paskudztwa jest po prostu budowanie dzień po dniu silnego układu odpornościowego: pełną warzyw i owoców dietą (z dodatkową w razie potrzeby suplementacją), wzmacniającymi odporność ziołami, poprawiającymi stan flory jelitowej probiotykami i prebiotykami oraz ogólnie higienicznym stylem życia (sen, słońce, aktywność fizyczna, nauka radzenia sobie ze stresem, unikanie używek, promieniowania, pasożytów, chemikaliów zawartych w żywności, kosmetykach i przedmiotach codziennego użytku itd.).
Jeśli chodzi o naturalne metody radzenia sobie z tą chorobą, to doskonałe rezultaty daje wzmacniająca odporność terapia Gersona (na jej temat znajdziesz książki w zakładce „Lektury”) jak również terapie z udziałem specyficznych ziół stosowanych zamiast antybiotyków (szczegóły w książkach wskazanych tutaj: https://www.borelioza.org/lymebook.htm).
Jadwiga napisał(a):
W klinice IMC ( o której wcześniej wspominała Marlena) Izabela pisze o wyleczeniu boreliozy – podaję link do kliniki : https://imc.wroc.pl/efekty/efekty-w-leczeniu-chorob-przewleklych-i-cywilizacyjnych
janka napisał(a):
Marleno mam pytanie odnośnie pieprzyków, których u mnie pojawia się coraz więcej.. wiem jak powstają tylko nigdzie nie ma jak im zapobiegać tzn trzeba unikać słońca albo smarować skórę filtrami ( które przecież obojętne dla zdrowia nie są a i słońce jest konieczne dla zdrowia ) ale ja się nie opalam, używam filtrów 50 a ich jest coraz więcej..jak myslisz czy to jakiś problem wewnątrz organizmu ?
Mama napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo za wskazówki.
Pozdrawiam!
Joanna napisał(a):
Polecam książkę, chociaż jak dla mnie mało „fachowych informacji”. Mnie ciekawił głównie rozdział o żylakach – jest długa, w amerykańskim stylu historyjka a pod koniec rozdziału krótka informacja co robić. Właściwie każdy rozdział to „wesoła” opowiastka i krótkie porady.
Rozdział „Darmowe jedzenie” jest prawie żałosny 😉 za te rady, nie ma darmowego jedzenia (pamiętajmy książka jest amerykańska, więc co dziwi i jest odkryciem dla Amerykanów, jest dla nas powiedzmy normą – bo hodowla natki pietruszki z korzenia pietruszki na kuchennym parapecie, nie jest raczej odkryciem, lub tym bardziej gwarantem darmowego jedzenia) więc albo błąd tłumaczeniowy angielskiego tytułu lub po prostu Ameryka ->dużo szumu mało konkretów.
Jednak pomimo powyższych i innych wad – polecam, gdyż w krótki sposób objaśnia jak się leczyć, bez zbędnych wywodów i przytaczania źródeł w samym tekście.
Marlena napisał(a):
Chyba czegoś nie zrozumiałaś z rozdziału o darmowym jedzeniu – nie ma tam nic o pietruszce, jest o tym jak pozyskać nasiona (w przypadku ziemniaka są to bulwy), zamiast je kupować. Jeśli nie kupujesz nasion (pozyskasz je z resztek czegoś, co i tak miałaś wyrzucić) to wtedy wszystko to co wyrośnie z darmo pozyskanych nasion/bulw jest darmowe – nie widzę w tym sprzeczności, błędu tłumacza ani amerykanizowania 😉
Karo napisał(a):
Witam Pani Marleno,
Czy może mi pani coś polecić na ŁZS? Lekarz zapisał mi Metotreksat czyli chemię w tabletkach.Póki co chciałabym spróbować naturalnych metod.
Marlena napisał(a):
Jeśli Twoja choroba nie jest wrodzona (urodziłaś się bez niej) to z pewnością warto zainteresować się zmianą stylu życia oraz diety. Mogę polecić metodę polskiej lekarki, dr Ewy Dąbrowskiej, będącej lekarzem internistą i immunologiem. Odnosiła sukcesy w dietetycznym leczeniu tego typu schorzeń – obejrzyj proszę jej wykład tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Grzegorz napisał(a):
Dzień dobry,
Bardzo dziękuję za kolejną niezwykłą porcję bezcennej wiedzy, a przez to i zdrowia.
Pani Marleno, czy spotkała się gdzieś Pani z naturalnymi metodami leczenia zeza u dzieci? Może odpowiednie odżywianie i witaminy są wstanie wzmocnić mięśnie wzroku?
Dziękuję za informację.
Grzesiek
Marlena napisał(a):
Zła dieta jeszcze nikomu w niczym nie pomogła, ale dobra (dużo świeżych warzyw i owoców) i owszem – warto zatem zawsze przede wszystkim dbać o gęstość odżywczą oraz jakość tego, co wkładamy sobie do środka. Jeśli chodzi o zeza to pomocne mogą być ćwiczenia (wpisz w Google np. joga oczu).
FiveCarb, Jakub napisał(a):
na nią też czekam z niecierpliwością https://www.czarnaowca.pl/poradniki/jak_nie_umrzec_przedwczesnie,p2029480323
Marlena napisał(a):
Mam już „How Not To Die” w oryginale na czytniku Kindle, czeka na przeczytanie. 😉
FiveCarb, Jakub napisał(a):
mój angielski jeszcze nie najlepsza być, choć słyszałem opinie że najlepiej wziąć ksiażkę in engliszh i zacząć czytać, jak za pierwszym razem się nie zrozumie to za drugim będzie lepiej
Karol napisał(a):
Książka ciekawa ale podejście autora do suplementów trochę mnie martwi. Jestem taki rozdział o suplementach naturalnych vs syntetycznych, z którego wynika wg podejścia autora, że suplementy syntetyczne równie dobrze działają jak naturalne poza wyjątkami takimi jak (pisze z pamięci) m.in. witamine E, beta-karoteny czyli chodzi też o witaminę A. Zięba też piszę o tych syntetykach, że są szkodliwe. Martwi mnie zatem zdanie autora, jakoś nie mogę w to uwierzyć, że syntetyczne witaminy i minerały poza wyjątkami mogą być tak samo dobre jak naturalne. Pani Marleno – jakie ma Pani zdanie w tym temacie? Sądzę, że podobne jak ja.
Robiłem analizę pierwiastkową włosów w firmie BIOMOL i wyszły mi pewne niedobory oraz nadmiary jak ponad 700% miedzi powyżej normy. Niestety albo stety badanie krwi tego nie potwierdziło. Zatem na moim przypadku nie jestem do końca przekonany do tego badania. Jednakże oni zalecają stosować oprócz diety naturalne suplementy.
W sprawie suplementów, zapewne zna Pani Dr Rath’a, który oferuję suplementy o specjalnym składzie bo synergia jest ważniejsza niż ilość. No i niestety jego preparat multiwitaminy składa się z witamin i minerałów syntetycznych, choć skład jest inny tj.bogatszy niż typowa multiwitamina ale swoje też kosztuje.
Według książki powinienem brać niektóre witaminy np. b-kompleks a w zasadzie niektóre witaminy z tej grupy, w dużych dawkach. Jakoś boję się brać syntetyki w tak dużych dawkach jak podaje autor. Może wcale nie ma takiej potrzeby… wystarczy synergia o czym wyżej. W naturze tak duże dawki nie występują w owocach i warzywach za to witaminy i minerały występują z innymi razem.
Stąd moje pytanie o suplementy naturalne vs syntetyczne. Jestem bardzo ciekaw Pani zdania i innych czytelników Akademii Witalności.
Marlena napisał(a):
Dr Saul pisze jak jest i nie, nie sprzedaje on żadnych suplementów ani nigdy w swoim życiu tego nie robił, zatem nie ma on najmniejszego interesu w tym, aby chwalić jedne witaminy, a inne demonizować. Ten człowiek po prostu pisze prawdę, pisze co się na przestrzeni ostatnich 80 lat sprawdziło w terapiach witaminowych, a co nie. Z pewnością ma on większy kredyt zaufania u mnie niż ci, co handlują suplementami – ci zawsze będą wskazywać swoje preparaty witaminowe jako lepsze od tych, które sprzedaje konkurencja.
Dr Saul niczego nie sprzedaje z wyjątkiem sprawdzonych informacji i dlatego jest wiarygodny – taka jest moja opinia. Nigdy mnie nie zawiodły informacje pozyskane z książek dra Saula. Wiem też teraz na jakie witaminy warto wydać większe pieniądze kupując naturalne ich formy (na pewno wit. E), jakim jedzeniem spożywanym przez określony czas w większych dawkach mogę zastąpić suplement w pigułkach, co mi lepiej wyjdzie na zdrowie (np. K–> kiełki brokuła czy alfa-alfa, E–> kiełki pszenicy ew. olej nierafinowany z tych kiełków, A–> sok z marchwi czy bataty), a jakie mogę sobie darować w naturalnej formie i kupić najtańsze czyli pozyskane drogą syntezy, a jeśli kupiłam najtańsze to jak sprawić by się wchłonęły lepiej itd. Znam też opowieści sprzedawców naturalnych preparatów oraz preparatów łączonych z czymś tam. Niektóre z nich są prawdziwe, niektóre nie, większość nie. Dlatego wcale nie jestem zaniepokojona. Całe szczęście mamy jeszcze warzywne soki i całe mnóstwo kolorowych warzyw i owoców. Sprawdzały się w czasach Gersona, sprawdzają się i teraz. Na soki i prawidłowe żywienie dr Saul zwraca baczną uwagę!
W warzywach i owocach witaminy nie występują w tak dużych ilościach jak w suplementach, ale zależy co dla kogo oznacza duża ilość. Dla kogoś kto ma duże niedobory dana ilość może być kroplą w morzu potrzeb. Natura ponadto nie przewidziała, iż człowiek będzie robił samemu sobie rzeczy głupie i szkodliwe, np. że będzie spożywał ograbione z substancji odżywczych jedzenie (przetworzone pod kątem głównie przyjemności jednego tylko ze swoich organów czyli kubków smakowych zamiast spożywać je pod kątem zapotrzebowania WSZYSTKICH organów, tkanek i komórek składających się na jego doczesną maszynerię), że będzie głupio tracił mnóstwo cennych substancji paląc, pijąc, biorąc maskujące objawy leki, stresując się i żyjąc w biegu, że zacznie niedosypiać notorycznie oglądając do późna w nocy fajne obrazki na Facebooku, że będzie uważał kontakt ze słońcem za wysoce szkodliwy, zacznie uprawiać warzywa na nędznych trzech pierwiastkach na krzyż zawartych w sztucznych nawozach (N, P, K) zamiast na bogatym w nie oborniku, że w końcu zaśmieci i zatruje w przeciągu jednego zaledwie stulecia swoje środowisko tak niewyobrażalną ilością toksyn, iż zapotrzebowanie na chroniące go przed konsekwencjami substancje odżywcze będzie błyskawicznie wzrastać… itd. Wielu głupich rzeczy, które robimy natura nie przewidziała. 😉 Jako jeden ze skutków mamy sytuację taką, że nadmiar miedzi (i jednocześnie niedobór magnezu, cynku czy krzemu) jest dzisiaj bardzo powszechny u wielu ludzi, o czym pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/co-siedzi-w-miedzi-czyli-jak-sprawdzic-czy-masz-niedobor-cynku/
Justyna napisał(a):
Karolu, też robiłam niedawno analizę pierwiastkową włosów w firmie Biomol. Wyszły mi ogromne niedobory prawie wszystkich pierwiastków. Wyjątkiem jest wapń, którego mam 3x za dużo a także fosfor i magnez, których mam za dużo o ok. połowę. I tak się zastanawiam skąd tyle mam tego magnezu, skoro go nie suplementowałam.
Jeszcze wyszedł mi nadmiar kwasu moczowego. I też nie wiem skąd taki wynik. Od dawna już nie jem mięsa, które jest głównym źródłem puryn.
Mam wrażenie, że całe to badanie to pic na wodę…
Marlena napisał(a):
Nie tylko mięso ma wpływ na powstawanie zwiększonej ilości kwasu moczowego. Również inne źródła białka (np. rośliny strączkowe) oraz kawa, kakao, mocna herbata, czekolada, alkohol, a z warzyw szpinak, kapusta, brukselka i kilka innych.
Justyna napisał(a):
Herbaty nie piję od wielu lat, bo nie lubię. Kilka miesięcy temu odstawiłam też kawę. Alkohol i kakao piję naprawdę bardzo rzadko.
Fakt, warzywa i strączki jadam, ale jeśli to od nich mam podwyższony poziom kwasu moczowego to już naprawdę nie wiem co jeść…
A może piję za mało wody?
Marlena napisał(a):
Justyno, ilość kwasu moczowego zależy nie tylko od diety bogatej w puryny, choć to jeden z czynników. Bardzo ważna jest też sprawność eliminacji tego kwasu moczowego, w niektórych przypadkach ustrój wytwarza też sam endogennie zwiększone ilości kwasu moczowego (np. stany po chemioterapii, nadmierny wysiłek fizyczny, niektóre choroby itd.). Tutaj masz artykuł na temat: https://wylecz.to/pl/badania/badania-laboratoryjne/podwyzszone-stezenie-kwasu-moczowego-we-krwi-hiperurykemia.html
Justyna napisał(a):
Dziękuję Marlenko!
A jakie mogą być przyczyny nadmiaru magnezu (nigdy nie suplementowałam)? Myślałam, że nadmiar magnezu z pożywienia jest po prostu wydalany.
Albo skąd u mnie niedobór sodu?
Wyniki badań moczu też są co najmniej nietypowe (żeby nie powiedzieć dziwne): ph 8,0, ciężar właściwy poniżej normy…
Nie wiem co myśleć o tym wszystkim. Próbuję znaleźć jakiś wspólny mianownik, jakąś wspólną przyczynę tych nieprawidłowości. I nie mogę. Poradzisz coś?
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, na Twoim miejscu skonsultowałabym takie anomalie z lekarzem i poprosiłabym o dodatkową diagnostykę aby ustalić przyczynę.
Karol napisał(a):
Pozwolę sobie dodać link do pewnego filmu nt. analizy pierwiastkowej: https://www.youtube.com/watch?v=jB0wNzpWVro
Teraz żałuję, że to badanie zrobiłem. Wyszedł u mnie duży nadmiar miedzi, co się nie potwierdziło w badaniu z krwi.
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy do miedzi badanie włosów się nadaje i w jakim stopniu, ale na pewno jest przydatne do oznaczania poziomu metali ciężkich (we krwi może ich nie widać, a we włosach tak). Ogólnie badanie włosów jest badaniem pomocniczym, niektórzy lekarze biorą je pod uwagę a inni uważają za wymysły.
jolenkab napisał(a):
Witam, jestem po lekturze prawie połowy książki i nie mogę sie oderwać 🙂
jednak nie znalazłam nic na temat leczenia problemów z zatokami, a w mojej rodzinie to spory problem… Marleno, czy wiesz może co jest polecane na wyleczenie zatok? bo lekarze to oczywiście antybiotyk 🙁
będę wdzięczna za wskazówki
Marlena napisał(a):
Na zatoki tak jak na wszelkie przewlekłe stany: zmniejszyć stan zapalny w ustroju czyli porzucić styl życia jaki nas do zdrowotnej nędzy doprowadził – zmienić odżywianie (dużo warzyw i owoców, unikając jak ognia cukru, używek, smażenin, produktów z białej mąki, rafinowanych olejów, margaryn itp. śmieciochów działających prozapalnie), codziennie pić świeżo wyciskane warzywne soki (nasycić się beta-karotenem i innymi antyzapalnymi mikroskładnikami odżywczymi), brać witaminę C do nasycenia w razie ostrej infekcji, wychodzić na słoneczko w celu pozyskania witaminy D, dbać o dobre nawodnienie, wysypiać się itd.
Zatoki nie chorują nam na złość, tylko to my ciągle robimy na złość naszym zatokom, że nie mogą być zdrowe by w spokoju i godności spełniać funkcje do jakich zostały stworzone. 😉
Agata napisał(a):
Marleno, czy w tej książce znajdę coś na temat leczenia odleżyn? Mój syn ma od ponad 2 lat przewlekłą odleżynę na pośladku, była już leczona chirurgicznie, saram się dbać o dietę, ale postępów leczenia nie widać. Jestem już mocno zmęczona tą sytuacją, a syn – dotychczas bardzo aktywny młody człowiek – też już powoli traci nadzieję. Mogłabyś mi coś podpowiedzieć – bardzo mało jest w Polsce lekarzy kompleksowo podchodzących do tego problemu. Dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Agato, jest cały rozdział poświęcony temu tematowi (widnieje zresztą w zacytowanym przeze mnie spisie treści książki).
Aga napisał(a):
Dzień dobry 🙂
Czytam książkę – nie żałuję zakupu 🙂 Wiele informacji pokrywa się z tym co pisze Zięba i inni. Ale….. zaskoczyła mnie jedna rzecz. Mycie warzyw i owoców płynem do naczyń!!!!! Co Pani o tym myśli??? Soda i ocet ok. Ale płyn do naczyń? Mam zmywać chemię chemią?
Marlena napisał(a):
Wybaczam to Saulowi, bo to facet 😉
Ja używam sody, ale z drugiej strony patrząc zasadowe pH można uzyskać również dając do wody kilka kropel płynu do naczyń, a tak jak z talerzy go spłukujemy tak i z warzyw. Jakby nie było – spłukujemy to potem. W każdym razie soda bezpieczniejsza. Chyba że mamy organiczny płyn do naczyń.
kunka napisał(a):
Witaj Marleno,
Mam 30 lat. Od ponad 20 lat choruje na cukrzyce i stwierdzono u mnie retinopatie, w trybie pilnym do laseroterapii siatkowki.
Czekajac na zabieg, postanowilam rzucic palenie ( w koncu !! ), ustabilizowac ( w koncu !! ) cukry, zwiekszyc aktywnosc fizyczna, zwiekszyc ilosci wypijanej wody i zmienic diete na obfitujaca w warzywa i owoce, a wkrotce sprobuje postu Daniela.
Zastanawiam sie czy te male naczynka krwionosne w oczach maja szanse sie 'wchlonac’ i zregenerowac bez zabiegu a dzieki diecie. Podpytywalam o diete specjaliste okuliste ( po studiach w Szwajcarii i wielu wykladach zagranicznych ) oraz flebologa ( zaczely mi masowo wyskakiwac pajaczki i bolec nogi ). Okulistka dopiero jak zapytalam o diete powiedziala bez entuzjazmu ze mozna przyjmowac suplement diety dla diabetykow natomiast flebolog zdecydowanie zaprzeczyl iz dieta ma wplyw na powstawanie pajaczkow badz zastopowanie ich namnazania sie…przerazilo mnie to bardzo! ufam jednak ze sie myla…stad moje pytanie czy wedle wiedzy ktora posiadasz te najmniejsze naczynka w organizmie maja szanse na regeneracje bez operacji a przy diecie Dr Dabrowskiej i innych sprzyjajacych czynnikach?
Pozdrawiam serdecznie,
Marlena napisał(a):
Ludzki ustrój ma niesamowite zdolności samouzdrawiania gdy damy mu taką szansę. Na swoim wykładzie pani doktor Dąbrowska podawała przypadek pacjenta cukrzycowego z retinopatią, który już był niemal ślepy i co jakiś czas musiał być poddawany laseroterapii by móc jakoś funkcjonować. Post Daniela (konsekwentnie powtarzany) spowodował u niego w ustroju reakcję w postaci uzdrawiania się chorych tkanek i pacjent ten zaczął widzieć, czym zaskoczył swojego lekarza. Oczywiście z cukrzycy typu 2 też się przy okazji wykaraskał, jego parametry wróciły do normy.
Wykładu pani doktor wysłuchaj proszę tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Aneta napisał(a):
Witam,
Pani Marleno czy ma Pani wiedzę na temat karnozyny, z czego powinniśmy ją czerpać?
Marlena napisał(a):
Karnozyna jest dipeptydem tworzonym przez nasz organizm z dwóch aminokwasów: beta-alaniny i histydyny, więc nie ma potrzeby jej znikąd czerpać, ustrój sam wyprodukuje ile mu potrzeba, jeśli dostarczymy mu surowców w odpowiedniej ilości.
Aldona napisał(a):
Pani Marlenko,
Przyłączam się do prośby Moniki (6 czerwca) o przeanalizowanie na forum fragmentu „Dlaczego ocet”- str. 258/259, bo też oczy mi z orbit wyszły po przeczytaniu tego tekstu…. „Dieta oparta na tłuszczu, skrobi i przetworzonych produktach sprawia, że nasze wewnętrzne środowisko staje się… bardziej ZASADOWE”…(?) Czy tak jest naprawdę?
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy tak jest naprawdę, ale wiem na pewno, że dieta oparta na przetworzonych produktach na pewno jest szkodliwa. Teoria dra Jarvisa jest w moim mniemaniu nieco pokrętna, a już czepianie się skrobi jest w ogóle bezsensowne, skoro wiemy, że w Niebieskich Strefach produkty skrobiowe stanowią podstawę diety stulatków (fasola, ryż, ziemniaki, bataty, kukurydza, pszenica – różne w różnych częściach świata), więc nie zwalałabym winy na skrobię samą w sobie. Pamiętajmy przy tym, że czasy dra Jarvisa to były lata 50-te i od tego czasu nauka parę spraw już wyjaśniła 😉
Ela napisał(a):
Witaj Marleno, mam takie pytanie czy ktoś zwracał się do Ciebie z pytaniem apropo pomocy przy bólu nóg, moja mama ma taki problem ze bolą ją w sumie całe nogi z tym że może śmiesznie to zabrzmi ale ma taki wędrujący ból. W udach czuje taki kłujący ból a w stopach np. tak jakby jej ktoś wbijał jakiś gorący szpikulec. Była już u tylu lekarzy i żaden jak dotąd jej nie pomógł, przepisują tylko kolejne leki przeciwbólowe…
Marlena napisał(a):
A czy próbowała zmiany żywienia? Jeśli jej dieta jest typową zachodnią dietą (dużo mięsa, nabiału, smażenin, przetworzonych węglowodanów jak białe pieczywo, białe makarony itp. i oczywiście dużo cukru i do tego używki jak kawusia, papieroski czy alko) to cudów nie ma – organizm w pewnym momencie odmówi współpracy i będzie sygnalizował bólem, że jest traktowany źle.
Ala napisał(a):
Moja mama miała podobne objawy i stwierdzono u niej chorobę – fibromialgię. Proszę poczytać w internecie. Być może coś w tym jest. Pozdrawiam i życzę zdrowia.
Kamil950 napisał(a):
Czy dla początkujących (może bez jakiś bardzo poważnych chorób jak np. rak czy nowotwór) nie lepsza jest książka np. „Dieta roślinna na co dzień” – autorka: Julieanna Hever? Ewentualnie może do przeczytania przed czy po „Wylecz się sam” (Andrew W. Saul)?
Pisałem o niej więcej np. tutaj – https://akademiawitalnosci.pl/dla-nowicjuszy/#comment-51258
Marlena napisał(a):
Zależy kto jakich informacji poszukuje. W książce J. Hever, która jest dietetykiem nie znajdziesz na przykład informacji o doświadczeniach lekarzy leczących różne schorzenia dużymi dawkami witamin. Z kolei w książce A. Saula nie znajdziesz przepisów kulinarnych.
Kamil950 napisał(a):
@Marlena – Dziękuję za odpowiedź. Jeszcze znalazłem, że Andrew W. Saul Ph. D (dr) jest jednym z autorów książki „Chroń się przed rakiem. Profilaktyka i leczenie” – może komuś też się przyda.
ANIA napisał(a):
witam marleno niewiem gdzie napisac swoje pare słow wiec pisze tutaj, jezeli chodzi o tetniaka muzgu sa jakies przeciwskazania do stosowania vit C i np.E w duzych ilosciach, poniewaz obawiam sie ze ten tetniak dajmy na to zacznie sie rozpuszczac czy cos w tym rodzaju i pozatyka naczynia, od czego mam zaczac?
Marlena napisał(a):
Tętniak to rozszerzenie naczynia krwionośnego, powstaje najczęściej na tle miażdżycy. Pomyśleć więc należy najpierw o zmianie diety (w jak największym procencie roślinną, naturalną i pozbawioną produktów przetworzonych, smażenin itd.), a suplementacja jako dodatek. Nic bowiem nie da pakowanie w siebie megadawek witamin, skoro ktoś dalej będzie prowadził styl życia taki sam, czyli sprzyjający miażdżycy. To jak wlewanie wody do wiadra, które jest dziurawe.
Dobra wiadomość jest taka, że mózg może wyzdrowieć. Dr Neal Barnard powiedział: to co jest dobre dla naszego serca jest również dobre dla naszego mózgu. Polecam książkę tego lekarza „Żywność dla mózgu” gdzie dowiesz się jaka dieta zapewnia zdrowy mózg do późnej starości.
kingak napisał(a):
Aniu ,nie wiem czy to przeczytasz ale ,bardzo chciałabym Ci pomóc , bo wiem co oznacza tętniak mózgu . Pamiętam co ja przeżyłam w czasie choroby mojego brata. Na szczęście to tylko ja przeżyłam ,ponieważ on nie pamięta , co się z nim działo przez co najmniej pięć tygodni . Należy dbać o siebie , o czym pisałam już , a nawet jeżeli dojdzie do pęknięcia , to jest możliwe wyjście z choroby bez poważnego uszczerbku , chociaż w krwotokach podpajęczynówkowych rokowania nie są pomyślne.
Monika napisał(a):
Marleno, bardzo proszę napisz co sądzisz o tym filmie;
https://www.pbs.org/wgbh/frontline/film/supplements-and-safety/
Marlena napisał(a):
Typowy filmik propagandowy bazujący na ludzkim strachu, półprawdach i niewiedzy. 😉
Tak jak w przypadku wszystkich produktów – są dobre suplementy, te ze średniej półki i te najtańsze byle jakiej jakości. Najlepsze suplementy są jednak ZAWSZE w tym co dla nas rodzi ziemia, w naszym pożywieniu: jedzmy prawdziwe jedzenie!
Agnieszka napisał(a):
Witam,
czy w książce znajdę informację na temat problemów z głosem (częsta utrata), kaszlem i wiecznym katarem/problemami z zatokami? Ze spisu treści trudno wywnioskować.
Dziękuje.
Marlena napisał(a):
Agnieszko, musisz popracować nad odpornością, w książce znajdziesz wskazówki jak to zrobić.
kingak napisał(a):
Marleno, od pewnego czasu czytam Twój blog i jak większość jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy. Chcę się odnieść do tego ,co napisała Ania o tętniaku mózgu .Wiadomo ,że nikt nie wie wszystkiego. Ja znam temat z własnego doświadczenia. Tętniak , to naczynie krwionośne , którego ścianki są nieprawidłowo zbudowane ,potocznie mówiąc część naczynia jest cienka i pod wpływem przepływu krwi poszerza się . Z reguły człowiek rodzi się z takim defektem , czyli można powiedzieć ,że ma bombę w głowie , która nie wiadomo kiedy pęknie. Należy bardzo dbać o prawidłowe ciśnienie , unikać wysiłku i w zasadzie tylko tyle można zrobić. Można z tym żyć , ale jeżeli dojdzie do pęknięcia naczynia – co zazwyczaj się wie ,bo ból jest niesamowity- to jedynym ratunkiem jest jak najszybsza interwencja neurochirurgiczna i zaklipsowanie tętniaka. Nie ma innego leczenia. Piszę to ponieważ taką traumę przeżyłam w przypadku mojego brata , który dzięki bardzo dobrym neurochirurgom przeżył operację wszelkie możliwe powikłania i teraz jest całkiem sprawny. W jego przypadku wysokie ciśnienie przyczyniło się do pęknięcia tętniaka , na którego powstanie nie mógł w żaden sposób wpłynąć. Piszę to również dlatego ponieważ zachwycam się medycyną niekonwencjonalną , ale nie mogę nie doceniać niesamowitych osiągnięć chirurgii , a zwłaszcza praktykowanej przez lekarzy będących mistrzami w swoim zawodzie.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, w niektórych dziedzinach medycyna poczyniła ogromne postępy: ratownictwo, opieka nad ciężarną i noworodkiem, nowoczesna diagnostyka, chirurgia. Niestety nabyte choroby przewlekłe cywilizacyjne leżą i kwiczą. Trzy główne przyczyny śmierci to dzisiaj choroby serca i układu krążenia, nowotwory i cukrzyca. Na powstanie tętniaka możemy nie mieć wpływu (może on być wrodzony, choć częściej jest nabyty), ale na nasze ciśnienie możemy wpływać dietą i stylem życia.
kingak napisał(a):
Witam Marleno. Dziękuję za odpowiedz. Masz rację, styl życia jest bardzo ważny. Niestety zazwyczaj trudno liczyć na naszych lekarzy tzw. pierwszego kontaktu. Miałam mamę przewlekle chorą przez wiele lat, między innymi na zwyrodnienie stawów, cukrzycę oraz inne związane z układem krążenia. Zmarła cztery lata temu. Pomimo częstych pobytów w szpitalu , wielu badań dopiero około tygodnia przed jej śmiercią , przy ostatnim jej pobycie w szpitalu rozpoznano nowotwór wątroby z przerzutami do płuc, na podstawie badań wykonanych wiele miesięcy wcześniej i to tylko dzięki temu, że z bezsilności , nie mogąc się niczego dowiedzieć od lekarzy przez pięć dni, poszłam na skargę do dyrektora. To była tragedia dodając jak zostałam potraktowana przez ordynatora oddziału, po poinformowaniu mnie o śmierci mamy, za to ,że ośmieliłam się złożyć skargę. To była skarga ustna i żadnej szkody szpitalowi nie wyrządziła, chociaż mogłam im bardzo zaszkodzić. Na koniec rozmowy ordynator był łaskaw powiadomić mnie, że lekarz odczytujący tomografię brzucha -pomylił się. Na skutek tej „pomyłki” wszyscy lekarze po kolei powtarzali jak mantrę -boli panią, bo się pani mało rusza i jelita źle pracują. To był szpital tzw. powiatowy, gdzie ordynator zawsze był półbogiem i to nie on był dla pacjenta i gdzie godzinami się wyczekiwało przed gabinetem, czy Pan Ordynator raczy przyjąć. Na szczęście kilka miesięcy później mój brat trafił do innego szpitala pod opiekę innych lekarzy i dzięki temu przeżył.
Marlena napisał(a):
Problemem jest nie tylko pycha, brak pokory i empatii, ale i sposób kształcenia lekarzy: na żywienie i styl życia nie zwraca się tak dużej uwagi jak na farmakologię, istnieje też spora tendencja do „leczenia wyników”, a nie pacjenta. Nic nie wyszło w badaniach, to się go nawet odsyła do psychiatry.
kingak napisał(a):
Przeżywam to ciągle na nowo .Jeżeli kogoś to zainteresuje, to napiszę jak, chociaż częściowo udało mi się zrobić z mojego lekarza naturoterapeutę.
kingak napisał(a):
To prawda . Nie ma człowieka tylko jest ” przypadek” , złamana ręka , noga, pęcherzyk żółciowy , wysoki cukier i tak w nieskończoność.
Sebastian napisał(a):
Na stronie 258 książki jest napisane, że współczesna dieta, oparta w głównej mierze na produktach przetworzonych sprawia, że nasze wewnętrzne środowisko staje się coraz bardziej zasadowe. Jako lekarstwo podaje się ocet jabłkowy, który miałby zakwasić nasz organizm.
Czy nie jest dokładnie na odwrót?
Marlena napisał(a):
Na pewno jest na odwrót, jesteśmy stworzeniami bardziej zasadowymi niż kwasowymi (choć mamy też i kwasowe miejsca w sobie jak np. żołądek czy pochwa u kobiet). Nasze dwa płyny w których zanurzone są komórki są jednak zasadowe z natury: zarówno krew jak i limfa.
Sama nie wiem co autor miał na myśli – mam wrażenie, że po prostu przedstawia teorię pewnego lekarza, który uważał na odwrót. Ewentualnie lekarz ten miał na myśli jedynie środowisko samego żołądka: że spożywając przetworzone śmieci z czasem brakuje nam kwasów żołądkowych, enzymów itd. – co jest prawdą, bo to właśnie się dzieje gdy nadużywamy naszego ciała, non stop racząc go przetworzonym pseudożarciem. Ocet jabłkowy zakwasza żołądek i dlatego jest doraźną pomocą w takich stanach.
Dzidek napisał(a):
A może jest coś pokręcone z tłumaczeniem?
Czy ktoś z dobrą znajomością medycznego języka angielskiego ma dostęp do książki w wersji angielskiej ?
Małgorzata napisał(a):
Genialna Marleno, pomocy!
W drugiej części której A.W. Saul jest współautorem (Choroby Dzieci – leczenie megadawkami witamin), autorzy polecają konkretne ilości witamin w suplementacji profilaktycznej dzieci. Od kilku dni przeczesuję internet w poszukiwaniu specyfiku który zawierałby chociaż zbliżone dawki do polecanych (np. B1, B2, B6 po 25mg, A 500IU, B3 150mg), ale każda dostępna multiwitamina zawiera 1/10 – 1/20 tych dawek. Czy wiesz gdzie szukać takich suplementów?
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia. Może podawać osobno?
Gosia napisał(a):
Dziękuję Marlena za odpowiedź. Czy może spotkałaś się z suplementami które dopiero niedawno odkryłam i marki nie kojarzę – Mega Food? https://megafood.com/products/
Suplementy pochodzenia naturalnego, marka brytyjska. Czy w Twojej opinii można im zaufać w kwestii poziomów witamin i mikroelementów w oferowanych, bardzo drogich zresztą, produktach? Pytam Ciebie bo wiem że masz bardzo dużą wiedzę w tematach zdrowotnych, może więc już coś o tej firmie wiesz, albo Twoi czytelnicy coś Ci zdążyli donieść?
Marlena napisał(a):
Nie znam tych suplementów więc nic na ich temat nie jestem w stanie powiedzieć.
Ela napisał(a):
Witam czy ktoś stosował kurację mega witamin z tej książki? Czy to jest bezpieczne dla zdrowia np.stosowanie duzej ilości wit e w przypadku żylaków? Gdzie można się dowiedzieć czy duze dawki witamin nie wchodzą w interakcje z przyjmowanymi lekami?
Marlena napisał(a):
Wielu ludzi stosowało – to zwyczajnie działa. Na żylaki witamina E jest skuteczna, aczkolwiek kuracja trochę trwa. Nasze użytkowniczki donosiły jednak, że efekty są widoczne. Jeśli chodzi o interakcje z lekami: albo oddajemy się w ręce alopatii, albo leczymy się substancjami odżywczymi. Połączenie obydwu może nie być korzystne, bowiem działanie leku może w pewnych przypadkach nałożyć się na działanie witaminy. O szczegóły najlepiej zapytać lekarza, który lek przepisał.
Ela napisał(a):
Pani Alicjo jak Pani Mama poradziła Sobie z tą fibromialgią ? Można to jakoś wyleczyć jakimiś lekami?
Marlena napisał(a):
A od kiedy to leki cokolwiek leczą? Leki jedynie łagodzą symptomy, przez co czujemy się owszem lepiej, ale nie uleczą nikogo bo nie są w stanie. Zresztą to dlatego w medycynie mówi się, że pewne choroby są „nieuleczalne” – ponieważ wymyślono farmaceutyki działające na objawy, ale nie na przyczynę. Przyczyną jest to co całe życie jemy i jak żyjemy. Nikt się przecież nie rodzi z fibromialgią, jest to choroba nabyta – sami sobie na nią zapracowaliśmy.
Nie ma choroby cywilizacyjnej spowodowanej tym, że w ustroju zabrakło leku farmaceutycznego. Wszystkie choroby tego typu są spowodowane tym, że nie dostarczamy wystarczającej ilości tego co trzeba, a dostarczamy dużo tego, czego nie powinniśmy.
Ela napisał(a):
Czytałam że fibromalgia bierze się między innymi z niedoborów witaminy C, magnezu i selenu ? Zgadzasz się z tą opinią Marleno? Mogłabyś polecić jakieś naturalne metody w walce z tą dolegliwością?
Marlena napisał(a):
Elu, z niedoboru wszystkiego tego co jest zawarte w świeżych owocach i jarzynach oraz słońca też.
Jola napisał(a):
Marleno, a co byś poradziła przy napięciowym bólu głowy. Boli mnie czubek głowy, czuję że mam napiętą tę część. Próbowałam różnych masaży, oliwki magnezowej, ale niesety albo nie pomaga, albo na krótko. Myslę, że to w dużej mierze stresowe bóle…
Marlena napisał(a):
A próbowałaś zielonych koktajli? Jest tam sporo magnezu (oprócz miliona innych dobroci). Oprócz tego magnezowe kąpiele codzienne stóp lub całego ciała, samo pryskanie oliwką może nie dostarczać tyle magnezu ile jest aktualnie potrzebne.
Jola napisał(a):
zielone koktajle piję co drugi dzień, na przemian z marchewkowo- buraczanymi. Kąpiele w sumie nie za często -raz w miesiącu…
Marlena napisał(a):
Jolu, zasada jest taka: im większe i głębsze wprowadzimy zmiany naszego stylu życia, tym większych możemy spodziewać się efektów. Małe zmiany – mała poprawa samopoczucia. Duże zmiany – rewelacyjna zmiana samopoczucia. Spróbuj codziennych kąpieli magnezowych, bo jedna w miesiącu nie uzupełni niedoborów. Można nawet same stopy moczyć – robiąc w tym czasie coś innego (czytanie, pisanie, przeglądanie internetu, oglądanie telewizji, rozmowa przez telefon itd.)
trebor napisał(a):
Witaj Marleno ,bardzo proszę o poradę , mam przepuklinę kręgów lędzwiowych kręgosłupa, występujący ból i szereg innych z tym związanych. Czy może mi w tym pomóc jakakolwiek suplementacja lub cokolwiek innego, mam 29 lat, a biorę bardzo wiele leków ,co nie jest obojętne do mojego organizmu, czy przepukliny są w stanie się wchłonąć, nie wiem jak to nazwać ,proszę o odp.
Marlena napisał(a):
Zbadaj sobie na dzień dobry poziom witaminy D we krwi, bierz witaminę C na wzmocnienie tkanki łącznej – te dwie rzeczy możesz zrobić od ręki. Nie wiem jak się odżywiasz, ale jeśli „tradycyjnie”, to najpewniej czas się temu przyjrzeć i zmienić to, bowiem każda komórka naszego ciała składa się z tego co jemy i pijemy, a nie z leków (na receptę lub bez).
Ponadto dr Dąbrowska w swojej książce „Ciało i ducha ratować żywieniem” donosiła, że jej metoda żywieniowa jest skuteczna przy zmianach w kręgosłupie. Wykład tej lekarki jest tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
jola napisał(a):
Marleno, a co sądzisz na temat wlewów dożylnych np. magnezu, witamin. Są one drogie, ale zastanawiam się, czy w ekstremalnych przypadkach nie warto czasem dać sobie takie „kopa witaminowego” na początek ? Czy faktycznie to taki „kop”?
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy to jest kop, nie mam własnych doświadczeń. Myślę, że to ma sens kiedy np. przyswajanie składników odżywczych przez układ pokarmowy jest zaburzone, albo gdy należy podać duże terapeutyczne dawki substancji dla których posiadamy barierę jelitową (np. taką barierę mamy dla witaminy C czy magnezu – podane w zbyt dużej jednorazowej dawce zwiążą wodę w jelitach i… zostaną wydalone w toalecie).
Dr Andrew Saul pisał w swoich książkach, że podobny efekt do wlewów można osiągnąć również podawaniem doustnym (np. witaminy C) wystarczająco często, ale w niskich dawkach – tak, aby bez wywoływania efektu jelitowego stopniowo nasycić tkanki i podnieść poziom substancji odżywczej w ustroju.
Wydaje mi się, że na podobnej zasadzie opiera się terapia Gersona: na początek intensywna kuracja czyli szklanka soku warzywnego podawana co godzinę (do 13 szklanek dziennie), powoduje wzrost stężenia substancji odżywczych w ustroju, co przekłada się na efekt leczniczy. A tak czy siak jeść i pić przecież trzeba, więc łączymy przyjemne z pożytecznym.
Ponadto w żywności wszystko jest w doskonałych proporcjach, okraszone dodatkowymi nutrientami (z których wiele jeszcze pewnie nawet nauka nie odkryła) – to jest wyższość i finezja dzieł natury nad topornymi i ograniczonymi sposobami wymyślonymi przez człowieka. Więc jeśli ja osobiście miałabym wydać na coś pieniądze, to na warzywa i wyciskarkę, a nie na wlewy. 🙂 Oczywiście ludziom bardzo ciężko chorym lub w sytuacjach zagrożenia życia wlewy mogą być niezbędne.
Rafał Mu. napisał(a):
Dzień dobry. Zwracam się z małą prośbą. Książkę „Wylecz się sam” czytam od niedawna i uważam ją za bardzo fascynującą, jednak…
W rozdziale na temat miodu i octu jabłkowego (s. 258) jest napisane coś takiego:
„Jedną z przyczyn leczniczych właściwości metody ocet-miód jest fakt, iż współczesna dieta oparta na tłuszczu, skrobi i przetworzonych produktach sprawia, że nasze wewnętrzne środowisko staje się coraz bardziej zasadowe”. A także: „…nieco kwaśniejsze środowisko może pomagać nam w zapobieganiu i zwalczaniu infekcji”.
Od kiedy tłusta dieta i przetworzone produkty alkalizują organizm? I od kiedy dieta zasadowa jest niezdrowa? Dlaczego autor radzi zakwaszać organizm i uważa, że zakwaszając będziemy zdrowsi? Napisała Pani, że przeczytała książkę w oryginalnym języku więc mam taką prośbę czy mogłaby Pani zweryfikować te bzdury z wersją oryginalną? Podejrzewam, że może to być kwestia złego tłumaczenia. W całej książce autor zwraca uwagę na terapie witaminowe, zdrowe właściwości warzyw i kiełków itp. i sam poleca dietę wegetariańską, czyli krótko mówiąc zaleca głównie żywność zasadową (pomijając nabiał, który też wciska ludziom). Rozdział o occie jabłkowym i zalecenia co do zakwaszania są tutaj jakby sprzeczne z całością i nie pasują co reszty książki. Poza tym jest tu napisana czysta nieprawda; przetworzone produkty nie alkalizują, wręcz przeciwnie. Dieta alkalizująca nigdy nie była przyczyną złego stanu zdrowia. Bardzo proszę o weryfikację tych informacji. Z góry dziękuję
Marlena napisał(a):
Tutaj masz ten tekst w oryginale: https://www.doctoryourself.com/honey.html
Szczerze mówiąc do dzisiaj nie mam pojęcia „co autor chciał przez to powiedzieć”. 🙂