W naszej Galerii Witalnych czas powitać krzepkiego stulatka, a nawet ponad-stulatka: Bernando LaPallo właśnie świętował swoje 113 urodziny. Urodził się 17 sierpnia 1901 roku w Brazylii. Gdy miał 5 lat jego rodzina przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, gdzie Bernardo mieszka do dziś w stanie Arizona.
Bernando prowadzi styl życia bardzo podobny do naszego rodzimego dziarskiego seniora obecnego w Galerii Witalnych, pana Antoniego Huczyńskiego (ur. 26.11.1922). Ma swoje rytuały jeśli chodzi o dietę, spokój ducha i aktywność fizyczną.
A tak konkretnie jakie są sposoby Bernando LaPallo aby żyć zdrowo i dożyć setki bez zadyszki?
Nawyki, ot co! 🙂
Nasze codzienne nawyki kultywowane przez kolejne lata dają nam dopiero gdy już osiągniemy „pewien wiek” jasny jak na dłoni wynik w postaci witalności i jasności umysłu . Bo mądrzyć się na temat zdrowej diety czy stylu życia jak się ma -dzieścia czy -dzieści lat to żadna sztuka, prawda? Te wszystkie mądrości weryfikuje dopiero czas!
Ludzie się spierają i zażarcie dyskutują na temat swoich przekonań odnoszących się do diety i stylu życia jakby to była religia. Jeść mięso czy jeść, a jak jeść to jakie i ile? Czy rację mają badania naukowe o szkodliwości jajek lub śmietany czy te o ich dobroczynności? Postawić na bezmięsne wege czy pełnomięsne paleo?
Brać suplementy czy nie brać? Jeść jajka czy nie jeść? Ruch fizyczny w postaci spacerów i gimnastyki czy pakowanie na siłowni i ostre treningi? Fora internetowe pękają w szwach od takich niekończących się dyskusji.
Przy czym w tych zażartych dyskusjach biorą udział w większości ludzie bardzo młodzi (będący w pierwszej połówce swojego życia), którzy jeszcze mało z punktu widzenia praktyki wiedzą o życiu, ale za to wymądrzają się i strzelają „badaniami naukowymi” oraz rozmaitymi teoriami z taką pewnością siebie, jakby już byli co najmniej dziarskimi stulatkami.
Zgłupieć można od tego wszystkiego!
Tymczasem zamiast zaciekle dyskutować po próżnicy, zamiast wertować kolejne zaprzeczające sobie badania naukowe, zamiast zastanawiać się nad sensem włożenia do ust następnego kęsa tego czy innego pokarmu czy bić się w dyskusjach o palmę pierwszeństwa należącą się takiej czy innej kolejnej wyrafinowanej diecie-cud wystarczy zrobić jedną jedyną rzecz, a mianowicie to, co mówiła nam mama i co mówił tata jak byliśmy mali (jednak mieli oni wtedy świętą rację!): słuchać starszych.
To takie proste 🙂
Jedna zasada, jedna rzecz, która może odmienić całkowicie Twoje spojrzenie na życie. Popatrzeć i posłuchać jak oni to zrobili i co oni robią – są przecież żywym przykładem: nie opłaconymi przez „niewiadomo-kogo” badaniami naukowymi, nie kolejną świetną teorią ani nie martwym wpisem w Wikipedii.
Są żyjącą prawdą zweryfikowaną przez upływający czas. Osiągnęli faktyczny sukces. Jak im się udało dożyć sędziwego wieku bez raka, cukrzycy, wieńcówki czy choroby autoimmunologicznej? O alergiach, trądziku, problemach gastrycznych i nawracających infekcjach nie wspominając.
Ucz się, podpatruj, wyciągaj wnioski. Oto prawdziwi nauczyciele: ci, którzy w zaawansowanej drugiej połowie swojego życia nadal żyją z taką intensywnością i z taką pasją jak robili to w pierwszej.
Nie przykuci chorobą do łóżek, nie przewijani i karmieni przez własne dzieci lub pielęgniarkę, nie unieruchomieni w wózkach inwalidzkich, nie ładujący w siebie codziennie dziesiątki farmaceutycznych leków przedłużających jedynie cierpienia (choć miały przedłużać przecież życie, ale nigdzie nie napisano jakiej jakości, jakiego gatunku).
Nie sztuka „dożyć stu lat” jak nam to obiecują wszelkiej maści naukowcy, sztuka zrobić to w pięknym i zgodnym z naturą stylu: nadal ciesząc się życiem, każdą jego chwilą i pięknem jakie za sobą niesie.
To się nazywa piękny wiek!
Bernando miał zawsze życie wypełnione pasją i robił to co kochał. Sekretów perfekcyjnego zdrowia nauczył go ojciec, znany lekarz i znawca zielarstwa (dożył 99 lat).
W młodości Bernando zafascynowany sztuką kulinarną szlifował swoje umiejętności kucharskie w Paryżu. Przez wiele lat pracował potem jako kucharz na luksusowych statkach wycieczkowych.
W wielu dojrzałym (a w zasadzie już emerytalnym – będąc około siedemdziesiątki) zainteresował się podiatrią (dziedziną zajmującą się chorobami stóp), zdobył dyplom i przez wiele kolejnych lat prowadził swój gabinet podologiczny.
Przez cały okres swojej zawodowej aktywności nie opuścił ani jednego dnia pracy z powodu choroby. Po prostu zawsze był zdrów jak ryba! 🙂
Tak wyglądał gdy był młody (zdjęcie z 1924 roku):
Dzisiaj Bernando jest na emeryturze, ale cały czas jest aktywny, sam się goli, myje, sam chodzi na zakupy i szykuje swoje posiłki.
Przeżył swoją żonę, a w maju pochował córkę (lat 76, niestety „dobre geny” to jak się okazuje nie wszystko).
Bernando żyje pełnią życia: jeździ po całym świecie z odczytami i wykładami na temat długowieczności mając w nosie niedołężność lub choroby, ostatnio napisał też książkę na ten temat i założył swoją stronę na Facebooku 🙂
Oto zdjęcie z jego ostatnich urodzin, Bernando ma nadal swoje włosy i zęby, znakomitą sylwetkę i nie przypomina w niczym wysuszonego, zgiętego wpół i pomarszczonego jak jabłko starca:
Oto garść sposobów na witalną długowieczność ze skarbczyka praktycznej wiedzy Bernando LaPallo, rocznik 1901:
1. Jego dieta podobnie jak dieta pana Antoniego Huczyńskiego jest w przeważającej mierze wegetariańska i tam gdzie to możliwe nie poddana obróbce termicznej (choć jada również zupy, a jego ulubioną jest wielowarzywna zupa z kaszą jęczmienną uprzednio namoczoną na noc). Jada dużo świeżych owoców i warzyw (głównie zielonych – zielony to kolor życia!) oraz pije dużo wody, jednak nie jest weganinem: pokarm odzwierzęcy jaki pojawia się w jego menu to podobnie jak u pana Antoniego tłuste ryby morskie, z tym że pan Antoni jada nasze bałtyckie śledzie, a mieszkający w USA Bernando dzikiego łososia z Alaski.
Podobnie jak pan Antoni – Bernando na co dzień nie jada nabiału, mięsa ani jajek. I żyje. I to jak żyje! 🙂
2. Kładzie się spać wcześnie (ok. 21.30-22.00) i wstaje wcześnie (ok. 3.30-4.00). Uważa, że odpoczynek jest równie ważny jak dieta czy aktywność fizyczna i dlatego nie nadużywa swojego ciała, lecz czuje się jego właścicielem, opiekunem i zarządcą.
3. Rano wyrusza na swój codzienny spacer po okolicy (ok. 2 km szybkim marszowym krokiem), po czym toaleta: bierze prysznic, po prysznicu naciera ciało oliwą z oliwek, goli się i zabiera się do śniadania.
4. Zjada niewielkie posiłki i nigdy nie najada się do pełna, jego recepta na zdrowie to wstrzemięźliwość i umiarkowanie przy stole. Co nie znaczy, że jest jakimś ascetą! Na niewielkie kulinarne szaleństwo pozwala sobie owszem, ale jedynie wyjątkowo, np. gdy jest jakieś wielkie święto (Boże Narodzenie itp.) ale nawet wtedy nie przesadza.
5. Stres jest zabójcą i złodziejem witamin i minerałów, dlatego Bernando ma pogodne i bardzo pozytywne nastawienie do życia, do świata i do innych ludzi. Wyznaje zasadę, że skoro jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to o ten obraz (czyli siebie, swoje ciało, umysł i ducha) należy dbać jako o harmonijną całość. Czyli mieć na uwadze każdy przejaw naszego człowieczeństwa, nie działać wybiórczo.
Dla ciała należy się naturalny pokarm i aktywność fizyczna, dla umysłu gimnastyka intelektualna (lektura książek ze swojej pokaźnej domowej biblioteczki oraz rozwiązywanie szarad i krzyżówek – to ulubione sposoby Bernando), a dla ducha kojąca, wyzwalająca uczucia radości, wdzięczności i miłości modlitwa umożliwiająca nieprzerwane połączenie „z górą”.
6. Ojciec nauczył go: „Keep your colon clean and your liver clean, take care of your eyes and take care of your feet” czyli trzymaj w czystości swoje jelita i trzymaj w czystości swoją wątrobę, dbaj o oczy i dbaj o stopy. Posiłki muszą zawierać dużo błonnika aby zapewnić prawidłową pracę jelit i regularne wypróżnienia, nie dopuszczając do kumulacji toksyn.
Nie obciążać wątroby tłustym, ciężkostrawnym lub nienaturalnym jedzeniem.
Nie przeciążać oczu (np. czytaniem o zmroku) lecz odżywiać je codziennie pełnym witamin i minerałów jedzeniem.
Dbać o stopy, bo to one noszą ciężar całego ciała przez cały dzień. Wieczorny rytuał Bernando to kąpiel stóp z dodatkiem soli Epsom, a następnie wtarcie w nie oliwy z oliwek jako odżywczego balsamu.
Złośliwcy dopatrują się w danych osobowych Bernando LaPallo pewnych nieścisłości, zarzucając mu, że podobno urodził się w 1910 a nie w 1901 (będący dziełem urzędnika tzw. „czeski błąd” w dwóch ostatnich cyfrach roku urodzenia), ale nawet jeśli – to nie zmienia postaci rzeczy, że Bernardo setkę przekroczył. I jak na „swój wiek” to trzyma się rewelacyjnie!
Zwróćcie uwagę na pewne sprawy, połączcie fakty. Długowieczni ludzie mają wiele wspólnych cech, a w przypadku Bernando LaPallo mamy wiele punktów stycznych z długowiecznymi społecznościami na całej naszej pięknej planecie (Hunza na obrzeżach Pakistanu, ludy Kaukazu i Vilcabamba z Ekwadoru, adwentyści z Loma Linda w USA, Japończycy z Okinawy – Niebieskich Strefach długowieczności pisałam w tym artykule: [klik]).
Co takiego robią ci ludzie? Jakieś magiczne suplementy czy specjalne zabiegi medyczne? Otóż nie, wszyscy żyją bardzo zwyczajnie, to właśnie umiarkowanie, prostota i zwyczajne czerpanie radości z życia charakteryzuje każdego z nich:
– dbają zarówno o ciało jak i o umysł i ducha w harmonii i równowadze, nie zaniedbując żadnej z tych sfer kosztem drugiej, u każdego długowiecznego duchowość (kontakt „z górą”) zajmuje równie ważne miejsce jak fizyczność czy umysł.
Przy czym nie jest ważne jak „góra” jest nazwana (np. Hunzowie są wyznania muzułmańskiego, na Okinawie popularny jest szamanizm, adwentyści z Loma Linda to chrześcijanie itd.) – nie ma to znaczenia;
– dieta długowiecznych jest w przeważającej mierze oparta na nieprzetworzonych produktach roślinnych, natomiast produkty odzwierzęce pojawiają się w stosunkowo niewielkich ilościach (najczęściej w postaci ryb lub fermentowanego nabiału). Pokarmy są przede wszystkim całościowe, naturalne (mało przetworzone lub wcale) i tam gdzie tylko można jedzone na surowo jak je natura stworzyła. Oleje roślinne są używane oszczędnie i tylko nierafinowane;
– każda kultura ma ponadto swoje pokarmy fermentowane będące źródłem laktobakterii (kiszone ogórki, kapusta i inne warzywa, kiszona soja czyli nato, kefir/ jogurt, kimchi, kombucha, kwas chlebowy itd.);
– odróżniają czas codzienności i czas świąt: nie robią sobie codziennie świąt! A nawet w święta zachowują umiarkowanie w jedzeniu i piciu. Nigdy się nie przejadają, wstając od stołu z uczuciem lekkiego niedosytu, a nie sennej pełności;
– ruszają się! Ruch ma potężne znaczenie i jest zbawienny, potrafi nawet działać jak lek, ale żaden lek nie zastąpi ruchu. Spacery i marsze, gimnastyka, prace w ogrodzie czyli umiarkowana aktywność fizyczna, natomiast taka typu „sztuka dla sztuki” lub przesadnie obciążająca organizm jest niespotykana wśród długowiecznych;
– wiedzą, że stres jest wynikiem nadmiernego „myślenia” nie osadzonego w TERAZ (czyli wybiegającego z niepokojem w przyszłość lub rozdrapującego w cierpieniu przeszłość). Umysł można i należy kontrolować. Z umysłu rodzą się emocje i uczucia, a te mają z kolei wpływ na procesy fizjologiczne w ustroju. Dlatego warto zająć czymś umysł, najlepiej jakąś gimnastyką intelektualną, w końcu do tego jest stworzony, a nie po to by nam sabotować zdrowie! 😉
Nie ma jakoś przykładów społeczności zdrowych i długowiecznych, które mają dietę opartą głównie na produktach odzwierzęcych. Nie znajduję przykładów długowiecznych, którzy mają dietę opartą na Dukanie, Atkinsie, paleo (dużej ilości pokarmów mięsnych, tłustych), na dużej ilości sklepowych pasteryzowanych produktów nabiałowych, jajek „trójek” itd.).
Warto pamiętać przy tym, że w wielu społecznościach długowiecznych jedzenie jest równie ważne jak okresowe powstrzymywanie się od niego czyli post – rzecz współcześnie propagowana jako „wyniszczająca organizm”.
Jak się jednak wydaje, to raczej skłonność do pełnego brzucha, fałszywy „umiar” i brak postu jest bardziej wyniszczający, co widać po dzisiejszych przekarmionych i jednocześnie niedożywionych społeczeństwach trawionych rakiem, cukrzycą, miażdżycą i chorobami autoimmunologicznymi oraz po przepełnionych przychodniach, szpitalach i hospicjach (większość współczesnych ludzi nie wyobraża sobie dnia bez jedzenia, więc nie poszczą ani jednego dnia w całym swoim życiu).
Ale o tym jak prawidłowo (czyli z korzyścią dla zdrowia) pościć i dlaczego warto – będę pisać innym razem.
A teraz zobaczmy jak zrobić zdrową sałatkę (i pamiętajcie: jedna sałatka dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie), głos oddaję szefowi kuchni Bernando LaPallo:
P.S. Jeśli pytacie mnie co myślę na temat filozofii odżywiania osób propagujących jako zdrowe menu oparte na dużej ilości tłuszczu zwierzęcego, jajek, mięsa czy nabiału w diecie (częste pytania: co myślę o tym co mówi Jerzy Zięba czy Jadwiga Kempisty itd.), to myślę, że… czas pokaże.
Pierwszy zdrowy i mający pełną jasność umysłu stulatek odżywiający się przez całe życie głównie mięsem, nabiałem, jajami i masłem z pewnością jeśli się pojawi – trafi na pierwsze strony gazet! 🙂
Aktualizacja: pan Bernardo zmarł 19 grudnia 2015 roku przeżywszy lat 114.

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Gaja napisał(a):
Zawsze z zaciekawieniem czytam o tajemnicach długowieczności takich stulatków – nie sztuką jest żyć długo, w tym ostatnie 10 lat jako roślinka, ale do końca życia zachować energię, jasny umysł, dobre zdrowie – to jest sztuka 🙂
oladre napisał(a):
Od kiedy pierwszy raz trafiłam na tę stronę stopniowo zmieniam całe moje życie a co za tym idzie życie mojej rodziny. Widzę ogromne zmiany, na lepsze oczywiście. Jesteśmy zdrowsi, szczęśliwsi, nie chorujemy.
Jestem lekarzem rodzinnym. Studia medyczne nie mówią nic o wpływie diety zwierzęcej (białka zwierzęcego) na stan zdrowia. O medycynie ortomolekularnej nawet nie wspominam. Jak się łatwo domyślić stan mojej wiedzy znacznie się pogłębił, zwłaszcza jeśli chodzi o dietę i związane z nią choroby odkąd zaczęłam studiować cytowane tutaj książka, badania naukowe i artykuły. Kopalnia wiedzy. Moi pacjenci (Ci myślący i chcący wziąć życie w swoje ręce) cenią moje porady, są zadowoleni że mają alternatywę dla niektórych leków i że w końcu ktoś ich wspiera, rozmawia z nimi i uświadamia. Pozdrawiam wszystkich Witalnych!!
Marlena napisał(a):
Oladre, to dla mnie olbrzymia radość, kiedy moją witrynę odwiedzają lekarze. Jeszcze większa gdy zostawiają cenne komentarze. A już największa gdy jako lekarze uświadamiają w swojej codziennej pracy pacjentom, że każda komórka i tkanka ludzkiego ciała składa się (dosłownie) z tego co jemy i pijemy, to właśnie te związki pochodzące z naszego pożywienia budują nasze komórki i to one są niezbędne do przemian biochemicznych i do utrzymania każdego dnia w pełnej gotowości naszego „ochroniarza” – systemu odpornościowego. Pokarmy mogą nam budować zdrowie lub je zniszczyć. Jedzenie (tak jak mówił Hipokrates) może działać jak lekarstwo, ale żaden lek nie będzie działał jak pożywienie. Pozdrawiam serdecznie!
.ja napisał(a):
Pani Oladre, gdzie Pani przyjmuje? 🙂
zagatka napisał(a):
Jakby sie dało, to bym kliknęła: Lubię to! 🙂
Oby więcej lekarzy, którzy traktują pacjenta całościowo i zwracają uwagę na jego styl życia 🙂 Super Oladre!
Anik napisał(a):
Powiedz mi gdzie takich lekarzy jak ty można znaleźć? Gdzie przyjmujesz? Strona Marleny jest rewelacyjna i dużo Marlence zawdzięczam. Mam dwójkę małych dzieci i przydałby sie lekarz z takim podejściem jak Ty
Gorąco pozdrawiam Anik
Jacop napisał(a):
Zgadzam się z tym, że czas pokaże. Trzeba zauważyć też co łączy wszystkie te osoby które przeżyły więcej niż setkę… Żyły mniej więcej w tych samych czasach 🙂 I dalej kultywują swoje przyzwyczajenia, które zresztą przejęli od rodziców pewnie. Początek XX wieku nie był specjalnie spokojny ani ociekający dobrobytem. Dlatego też takie a nie inne jadłospisy. Nie mówię, że to nie jest recepta na długowieczność, zgadzam się po prostu z tym że czas pokaże 🙂
Ciekawe czy za 100 lat doczekamy się takich ludzi, bo stresu teraz mało kto unika a uważam, że to jeden z głównych czynników.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, stres jest pierwszą przyczyną wszystkich chorób. Kradnie witaminy i minerały tak koncertowo, że bardzo szybko dochodzi do niedoborów, cały system traci równowagę i „wariuje”, nie jest w stanie przeprowadzać prawidłowo reakcji biochemicznych, a układ odpornościowy nie jest w stanie chronić nas i utrzymywać w zdrowiu.
Alchemia Kobiecości napisał(a):
Niesamowite jest to, że wszystkie te nawyki, stosowane przez ludzi długowiecznych, są tak naturalne i proste, że powinny być oczywiste dla każdego z nas. Tymczasem gdy patrzę na współczesne społeczeństwo, które pragnie wiecznej młodość i zdrowia, to widzę jak bardzo jesteśmy pogubieni. Nie podążamy za mądrością, tylko za kolorowymi reklamami. I podążamy niestety donikąd, zbiorowo. Bez żadnej refleksji nad tym, że warto posłuchać ludzi, którzy osiągnęli to, czego my pragniemy.
Plombinka napisał(a):
Ja chciałabym się odnieść do wątpliwości, co do daty urodzenia naszego bohatera. Jeśli zamieszczone zdjęcie rzeczywiście pochodzi z roku 1924 (ubiór pasuje) to raczej niemożliwe jest, żeby urodził się w 1910. W 1924 miałby 14 lat i wyglądał zupełnie inaczej. Moim zdaniem zdjęcie przedstawia młodzieńca w wieku 18-25 lat, zatem data urodzenia 1901 zupełnie pasuje 🙂
dddd napisał(a):
ok fajnie moje pytanie skad czerpac 1000 mg wapnia dziennie niejedzac nabiału? jesc mak ? sezam ? litoscii ile tego trzeba zjesc to wcale niejest miłe i tu moje pytanie chyba juz je kiedys zadałem ,co pani sadzi o zalecanej dziennej dawce wapnia 1000 mg dla osoby aktywnej w pracy dodatkowo uprawiajacej po pracy duzo ruchu i czy co pani zaleca jesc zeby taka dawke uzupelnic o ile wgl taka dawka dzienna według pani jest odpowiednia ?,pozdrawiam
Marlena napisał(a):
A skąd wiesz, że aż tyle wapnia jest Tobie potrzeba? Zwróć ponadto uwagę, że im więcej dostarczamy do ustroju witaminy D, tym przyswajalność wapnia wzrasta, a więc tym mniej potrzebujemy dostarczać go do systemu: osoby mające wysokie poziomy witaminy D nie potrzebują tak naprawdę więcej niż 600-700 mg wapnia na dobę. Jeśli zaś nie masz dobrego poziomu wit. D to możesz pompować w siebie wapń ile wlezie ale nic Ci to nie da. Nie będzie odpowiednio przyswojony i tyle będzie z niego zysku co w pysku. Zostaliśmy przez naturę wyposażeni w genialną maszynerię, która sama się umie regulować pod warunkiem, że dostanie dużo dobrego naturalnego papu, świeżego powietrza, czystej wody, słońca, ruchu i snu. A nie kawy, fajek, coli, frytek, przesiadywania na tyłku cały dzień i balangi w pubie do czwartej nad ranem oraz filtra UVB w kremie „bo słońce powoduje raka”. Jeśli trzymamy się tego pierwszego planu na życie, to nie musimy rozkminiać ileż to nam wapnia (czy czegokolwiek innego) jest potrzeba do szczęścia. Jeśli mamy tendencję do planu drugiego to musimy rozważyć suplementację, dla własnego dobra. Po konsultacji z lekarzem rzecz jasna.
krystyna napisał(a):
Świetnie Marlenko rozpracowalaś kolejnego długowiecznego.
Rady bezcenne.
Im mniej jedzenia, tym więcej życia. Im prostsze, tym zdrowsze. Od czasu do czasu powstrzymanie się od jedzenia jest bardzo korzystne dla zdrowia.
Ogromnie się cieszę, że są tacy lekarze, którzy mają odwagę mówic prawdę – to są lekarze z powołania, wyraźnie dominuje uczciwośc i honor oraz otwartośc.
Tobie Marlenko gratuluję, że dostałaś taki piękny, pokrzepiający wpis od lekarki (Oladre), Twoja praca nie idzie na marne jak widzisz.
Ja ze swej strony również bardzo serdecznie dziękuję Oladre, która jest lekarzem rodzinym i znalazła czas i chęci, aby podzielic się tutaj z nami swoim osobistym doświadczeniem.
I Tobie Marlenko wielkie dzięki!
Ewa napisał(a):
Witam Pani Marleno,
Pani strona to dla mnie skarbnica wiedzy.Pare tygodni temu zaczelam przegladac, i nie moge przestan czytac. Wszystko jest pelne nowych informacji, poparte solidnymi zrodlami. Podzielam Pani wszystkie poglady, jestem weganka/wegetarianka, bo czasem zdarza mi sie uzyc jajka lub mleka krowiego. Mam 25lat, moj partner takze, jednak ciezko jest mi z nim rozmawiac na temat zdrowego odzywiania, bo jak to on mowi: nie dba o to co je, czy za 20 lat bedzie zdrowy czy umrze w wieku 50lat. Ja gotuje zdrowa zywnosc, ale jego nie moge przekonac do nie uzywania masla sklepowego czy beznadziejnych olejow slonecznikowych. Jak przekonala Pani swoja rodzine do jedzenia tego co zdrowe a nie co sztuczne? On uwielbia kolorowe sztuczne napoje i slone dania i przekaski.
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za brak polskich znakow, nie mam polskiej klawiatury.
Ewa
Marlena napisał(a):
Ewo, nie nawracajmy nikogo na siłę. Jeśli ktoś nie ma szacunku do swojego życia (ciała, umysłu, ducha), to inna osoba nie będzie w w stanie tego zmienić. To musi wyjść z serca, nie z rozumu.
Należy robić swoje jak śpiewał Wojtek Młynarski: https://www.youtube.com/watch?v=o01j-pMJ_Dg
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje 😉
Sylwia napisał(a):
Nie zapominajmy, też o tym, że Ci ludzie żyli w zupełnie innych czasach niż my teraz. Żywność była zdrowsza, bo nie naszpikowana w tak wielkim stopniu chemią, jak to ma miejsce obecnie. Jak również życie jakie prowadzili, też było znacznie spokojniejsze. Natomiast w dzisiejszych czasach właściwie jest to niemożliwe, aby żyć bezstresowo. Także dzisiaj nie mamy wielkiej szansy, aby dożyć sędziwego wieku zachowując przy tym zdrowy umysł i ciało. Oczywiście możemy próbować eliminować, to co jest niekorzystne dla naszego zdrowia i bilansować zdrowe składniki w takim stopniu w jakim tylko się da, wtedy chociaż trochę pomożemy swojemu organizmowi. Podobnym przykładem jest moja mama, która skończyła 91 lat i jak na swój wiek jest zdrowa fizycznie, chociaż już niewiele się rusza, ale niestety umysł jednak przestał być tak sprawny. Pozdrawiam 🙂
☺️ napisał(a):
Nie bardzo mogę się z Tobą zgodzić…moje obie babcie żyły długo: jedna 93 lata, druga 98 lat. Przeżyły wojny, głód, utratę dziecka, choroby, w tym jedna gruźlicę tzw ” powojenną” – w latach 90 – i umarły ze starości spokojną śmiercią w otoczeniu najbliższych. Nawet w latach dostatku jadły niewiele. Jedna z babć musiała mieć sekcję pośmiertną i lekarz stwierdził że narządy jak u 18 latki, lekko stłuszczona wątroba…pamiętam jak narzekała na bóle żołądka i na współczesne wymyślne potrawy. Gdy bolał ją żołądek gotowała gar kapusty z grochem lub kaszę jęczmienną lub ryż na mleku i wtedy bóle ustępowały. Druga babcia mimo stwierdzonej w wieku lat 60 zaawansowanej miażdżycy (żylaki dosłownie oplatały jej szczupłe łydki jak bluszcz) 6 ostatnich lat swego długiego życia (98 lat) wymagała opieki i nie rozpoznawała najbliższych. A jadła chleb i parówki – bo lubiła, owoce i warzywa z własnego ogrodu i piła herbatę z cukrem. Może stąd ta miażdżyca… Obie do 80 -tki kopały w ogrodzie ziemię pod uprawę marchewki i gotowały obiady, za które dziękuję z całego serca. Więc skąd ta długowieczność? Lekarz po sekcji pogratulował genów☺️ i stwierdził, że jeśli ktoś z nas je ma to tylko pozazdrościć. Prawda leży gdzieś po środku. A no i obie modliły się oczywiście do tego samego Boga – chyba.
Kinga napisał(a):
Mam pytanie odnosnie postu daniela. czy mozna go robic nie majac dostepu do organicznych warzyw?
Marlena napisał(a):
Ja nie zawsze mam dostęp do organicznych, ale to co nie jest organiczne myję w ten sposób: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Mroczarka napisał(a):
Super historia, obyśmy dali radę tak jak on:P choć chciałabym żyć zdrowo i nie chorować, szczerze nie wiem czy chciałabym dożyc setki:P
Marlenko a może masz jakieś przepisy jak wykorzystać jarmuż (prócz chipsów). Mam w ogródku 4 gigantyczne krzaczki i czas się przełamać do tego warzywa, ale boję się jego smaku i nie wiem co z niego zrobić na dobry początek?!
Marlena napisał(a):
Sposobów na wykorzystanie jest mnóstwo: https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=jarmu%C5%BC+przepisy
AnkaB napisał(a):
Nie dojada sie do syta… Dla mnie to bylo zawsze najtrudniejsze. Jem zdrowo (wegetariansko-wegansko), ale objadac sie uwielbiam. Mam taka szybka przemiane materii, ze myslalam, ze to mi nie szkodzi. Ludzie tez mysla, ze nie mozna sie przejesc na zdrowej diecie, ale to nieprawda. Ostatnio zdarzylo mi sie jesc tylko przed poludniem i polozyc sie spac z pustym zoladkiem. Nazajutrz czulam sie niesamowicie lekko! Polecam kazdemu sprobowac tego i przekonac sie jak swietny efekt daje odchodzenie od stolu z nie do konca pelnym zoladkiem.
kowalus napisał(a):
Dzień dobry,
Pani Marleno piszę do Pani bo jest Pani dla mnie dużym autorytetem. Czytam bloga od dawna, wiedza, którą nabywam jest bezcenna! 🙂 W niektórych kwestiach miałem wątpliwości, jedna mnie najbardziej nurtuje.
Tzn. chodzi mi o jedzenie surowego i gotowanego pokarmu roślinnego. Jestem po obejrzeniu filmu ze Stefanią Korżawską – wielkim autorytetem zielarstwa i zdrowia, która twierdzi, że jesienią i zimą bezapelacyjnie musimy jeść ciepłe dania, bez których popadamy w alergie i zaśluzowujemy organizm. Zabrania jedzenia zimnego surowego pokarmu (poza latem oczywiście) a nakazuje spozywac ciepłe. Ponoć to ciepłe dania jedzono od stuleci w Polsce. Nie wiem, jak to się ma do utraty witamin przez gotowane warzywa, pieczone owoce itd. Ale taki styl jedzenia ma ogrzewać organizm, który w ten sposób nie zapada na choroby cywilizacyjne. Kobieta ma bardzo duży autorytet, szacunek w szerokim gronie Polaków zainteresowanych tematem zdrowia. Niestety wyjątkowo tylko ten odcinek filmu Drogowskazy Zdrowia (ze Stefanią Korżawską) budzi moje kontrowersje.
Pozwolę sobie umieścić link:
„Alergia – Drogowskazy zdrowia – porady – Odc 3 – Sezon I ”
Jak to wszystko zrozumieć. Bardzo proszę o Pani cenna dla mnie opinię.
dziękuję z góry bardzo 🙂
Marlena napisał(a):
Ta kobitka to niezła gawędziara, ale jest jedno „ale”, a nawet dwa, ale może najpierw pierwsze: nie ma za bardzo naukowych dowodów na to, co ona mówi, czyli że jedzenie gotowanego jedzenia ( z małymi wyjątkami jak brokuł czy pomidor) jest generalnie bardziej wartościowe od pokarmów nieprzetworzonych termicznie (np. soki, sałatki czy surówki, na które pani tutaj się tak zżyma). Natomiast mamy z pewnością dowody na to, że:
– pewne witaminy są wrażliwe na działanie temperatury i tracimy je podczas gotowania
– minerały pod wpływem gotowania tworzą inne związki niż te oryginalne (np. sole, które nie są już tak dobrze przyswajalne)
– enzymy zawarte w pokarmach, które według planów Matki Natury mają ułatwić nam strawienie składników zawartych w danych pokarmie ulegają utlenianiu w wysokiej temperaturze
– wprowadzenie do organizmu pokarmu przetworzonego termicznie powoduje powstanie leukocytozy pokarmowej (w plazmie wzrasta poziom leukocytów oznaczający „obcego na pokładzie”), zjawisko to nie występuje po spożyciu pokarmu w stanie oryginalnym (surowego)
Poza tym o czym ona bredzi? Większość Polaków właśnie gotowane jedzenie jada. Tradycyjny polski obiad nie składa się bynajmniej z zielonego koktajlu, sałatki z rukoli i soku marchwiowego na popitkę. To jest gotowana zupa, gotowane drugie i gotowany kompot. Surówka dla większości ludzi w tym kraju jest w symbolicznej ilości jako dekoracja talerza. Matka dziecku nigdy nie powie „to zjedz chociaż surówkę”, ale „to zjedz chociaż mięsko”. Zgadza się? I teraz pani Stefania gawędziara wyjeżdża z leczeniem alergii rosołem z koguta… No ja słyszałam, że Gersonem można różne rzeczy wyleczyć, ale ugotowanymi kogucimi tkankami to nie słyszałam 😉
Różnica pomiędzy doktorem Gersonem a p. Korżawską jest jednak taka, że na poparcie swoich twierdzeń p. Stefania ma jedynie swoje gawędziarskie opowieści niezwykłej treści, podczas gdy pan doktor miał bogatą dokumentację kliniczną wyleczonych przez siebie świeżo wyciskanymi sokami pacjentów (napisał o tym również książkę „A Cancer Therapy: Results of Fifty Cases and the Cure of Advanced Cancer by Diet Therapy”, polecam, można dostać na Amazonie). Nie do wiary, ten lekarz tak tym pacjentom potwornie „wychłodził organizmy” tymi sokami i surówkami, że aż im rak uciekał z tych organizmów gdzie pieprz rośnie 😛
A teraz drugie „ale”: pani ta by była bardziej wiarygodna, gdyby wyglądała jak ta pani albo jak ta pani lub jak ta tutaj
oladre napisał(a):
Pracuję w Łodzi.
Staszek napisał(a):
Moja babcia ma w tej chwili 85 lat i trzyma się dość dobrze – chociaż ma problemy z nadciśnieniem. Moja prababcia dożyła 95 lat. Czy ja dożyję takiego wieku? Wątpię…jednak nasi dziadkowie i pradziadkowie żyli w trochę innych czasach. Teraz mamy zabójcze tempo życia, bardzo dużo przetworzonych produktów, gorszego sortu, cywilizacyjne wymagania, dużo stresu na co dzień…Nie wystarczy zdrowe odżywianie się, aby sprostać temu wszystkiemu.
michal napisał(a):
„Teraz mamy zabójcze tempo życia” – a według mnie to mit ogólnie powtarzany. Statystyczny Polak idzie do roboty na 8h, tam stara się opierdzielac ile tylko się da i jak kierownik nie daje nic do roboty to albo siedzi na necie, albo chodzi na fajke w kolegami/koleżankami co godzinę i plotkuje. Ludzie dają z siebie coraz mniej inicjatywy, coraz bardziej swoją pracę odwalają od niechcenia, już w połowie dnia pracy będą myślami w domu. A co robi statystyczny polak gdy wraca do domu? Obiad (albo kebab po drodze) i siad przed telewizorem/komputerem i seriale, szhow, tańce z gwiazdami, trudne sprawy, zdrady, wieczorem ewentualnie gówno warte wiadomości (których poziom stoczył się do magazynu plotkarskeigo) i później jeszcze M jak mIłosc. W weekendy pub, dyskoteka, galeria handlowa, kaufland, jeziorko, sernik u sąsiadów, lektura „zycie na gorąco” itd. Oczywiście trochę inaczej to wygląda, gdy ktoś ma małe dzieci, wtedy odpada ogladanie telwizora i seriali.
Więc gdzie to zabójcze tempo życia? To jest zabójczy tryb życia, w żółwim tempie !!!
Nasi dziadkowie żyli spokojniej? Od rana do wieczora na roli, ewentualnie praca w sklepie/biurze a po pracy jazda na działke uprawiać warzywa. A jeszcze młodość spędzona na wojnie, w obozie pracy (tak, to pokolenie mojego dziadka), pół zycia w komuniźmie. Więc KTO MIAŁ CIĘŻSZE ŻYCIE??? Napewno nie my siedząc przed serialami!!!!!!
Kinga napisał(a):
A mogłaby pani napisać coś o Hunzach? Oni świetnie by pasowali do galerii Witalnych!
Marlena napisał(a):
Kingo, już trochę pisałam o nich tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/mit-diety-zbilansowanej-czyli-uzaleznieni-od-jedzenia/
zaanka1 napisał(a):
Marleno, co robić mam nawracające infekcje bakteryjne grzybiczne pochwy Jestem wierną czytelniczką i pracuję nad pełną zmianą swoich nawuków żywieniowych Wykluczyłam gluten, cukry, piję soki Co na grzybicę pochwy? Lekarz daje nystatynę Co radzisz?
Marlena napisał(a):
Przeczytaj tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/probiotyki-i-prebiotyki-czyli-zycie-karmi-sie-zyciem/
michal napisał(a):
parówki nasiadówki z NAwłoci!!! Teraz NAwłość rośnie/kwitnie w hurtowych ilościach. MA super substancje czynne.
Renata napisał(a):
Pani Marleno jestem rozczarowana Pani komentarzami o Stefanii Korżawskiej. Wydawało mi się, że Pani zawsze hołdowała zasadzie najpierw poznam, potem krytykuję. Natomiast Pani na podstawie prezentacji wyrobiła sobie zdanie o osobie, której publikacji nie zna. Wydaje mi się, że najpierw trzeba przeczytać co ta osoba ma do powiedzenia a potem krytykować. Nie żyjemy w Stanach Zjednoczonych ani Anglii by jadać na co dzień surówki w knajpach lub kremy czekoladowe z avokado. Jesteśmy w Polsce gdzie króluje na co dzień zupa, w niedzielę rosół i schabowy lub udko z kurczaka. Chwała Pani za naukę o biochemi organizmu, wartości witamin oraz wpływie żywienia na zdrowie. Ale Stefania Korżawska uczy tego samego. Też preferuje głodówki – dokładnie wg dr dąbrowskiej . Poleca kaszę jaglaną jako najzdrowszą dla organizmu. Pisze o ziołach naszych polskich , które można spod nóg zebrać – co Pani tak zawsze podkreśla „za darmo”. Natomiast nie jest Raw . Ale chyba nie każdy musi być ? Jest normalną Polską zielarką znającą realia polskiej wsi i życia polskich ludzi. Na wsi nie ma sklepów ze zdrową żywnością, a i w mieście niewielu się tam zaopatruje w jedzenie. Nie kupują ludzie avokado, orzechów brazylijskich ani daktyli i nie jedzą Raw na co dzień. Młodzież wiem, że jada pizzę i hamburgery. Tak jak podaje Stefania Korżawska ludzie powinni jeść prosto i nie przejadać się. Swojska kurka na obiad od święta, z warzyw nasze polskie: marchew, pietruszka, ziemniak i burak, pomidory i ogórki. Kasze na co dzień. Owoce nasze polskie, sezonowe. Leczą nas nalewki z orzecha i aronii. Poleca siemię lniane i olej lniany nierafinowany. W zimie kiszonki. Stefania Korżawska pisze o prostym codziennym jedzeniu, o jedzeniu od święta, o poście, o spokojnym, zgodnym z naturą i Bogiem życiu – bez stresów. Pisze o aktywności fizycznej i nie poddawaniu się chorobom. Brzmi znajomo pani Marleno. Pisze, żeby zwracać uwagę na jedzenie przetworzone i pić zioła nasze polskie, póki rosną jeszcze na polach i łąkach. Sok z pokrzywy, babka lancetowata, mniszek nasz polski, herbatka z bzu czarnego, a przede wszystkim liście białej morwy regulujące cukier w organizmie i wiele innych. Te wszystkie ziółka można zerwać ze swojego trawnika, a nie kupować za 14 zł garści ziół w sklepie ze zdrową żywnością . Miętę i melisę możemy wysiać pod oknem przed blokiem – rozrasta się błyskawicznie. A gotować czy nie – czy Pani w zimie też je tylko surowe rzeczy? Podobno mamy słuchać starszych i bardziej doświadczonych od siebie. A czas zweryfikuje nasze opinie – „Nie musimy chorować – od Boga mamy zapewnione zdrowie, niestety na choroby sami pracujemy latami”. Najważniejsze, że nam wszystkim przyświeca ten sam, jeden cel……dożyć w zdrowiu. A każdy tę drogę ma inną. Zdrowia więc życzę pani i czytelnikom bloga.
Marlena napisał(a):
Myślę, że pani Korżawska powinna zajmować się tym, na czym się dobrze zna: zielarstwem. Natomiast propagowanie opinii o sokach i surówkach jakoby były strasznie szkodliwe dla zdrowia jest – delikatnie mówiąc – wprowadzaniem ludzi w błąd. Oczywiście to moja osobista opinia i każdy ma prawo się z nią nie zgodzić. Jak wyglądałam na tradycyjnym polskim, niemal wyłącznie przetworzonym termicznie menu (zalecanym przez p. Korżawską jako dobre dla zdrowotności), a jak wyglądam (i czuję się) teraz, gdy to co można pałaszuję na surowo – to można sobie obejrzeć na tej stronie: https://akademiawitalnosci.pl/o-akademii/ – tak oto wygląda dojrzała kobieta, która w pewnym momencie swojego życia polubiła się z tymi „szkodliwymi” (według pani Korżawskiej) surówkami oraz zaczęła pić wrogie i obce polskiej tradycji świeżo wyciskane soki warzywne.
Żeby była jasność: nie mam nic przeciwko gotowanej jaglance czy ciepłej zupie zimą i nikogo nie namawiam do stuprocentowego witarianizmu za wszelką cenę i wbrew swojej fizjologii. Dieta to nie jest religia, że wszyscy muszą tak samo. Nie muszą! A nawet nie powinni. Warto jednak zauważyć, że ci najbardziej długowieczni i witalni ludzie mają w menu oprócz gotowanego jedzenia właśnie bardzo dużo pokarmów które nie zostały poddane termicznej obróbce (warzywa, owoce, kiszonki, orzechy, kiełki itd.).
Mirek Skwarek napisał(a):
Jak zauważycie na wstępie w większości o jego zdrowiu zadecydowała dieta (w tym przypadku wegańska) i nieprzetworzone warzywa i owoce. Jestem przekonany, że duże znaczenie miało nastawienie psychiczne tej osoby. Zadziałało sprzężenie zwrotne dieta wpływa na umysł, umysł wpływa na zdrowie.
Tomasz napisał(a):
A ja pozwolę sobie zauważyć, że z upływem lat czas życia ludzi po prostu się wydłuża. Średnia długość życia zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet rośnie z roku na rok.
Marlena napisał(a):
Doprawdy? Wystarczy przejść się na najbliższy cmentarz aby zobaczyć, że to nie do końca prawda. Wystarczy też zajrzeć do encyklopedii i zobaczyć ile żyły postaci historyczne: czy naprawdę sporo krócej? Ponadto problemem jest jakość życia w ostatnich jego latach. Nie sztuką jest dożyć 70 lat z czego ostatnie ćwierćwiecze latając po lekarzach, ostatnią dekadę w pieluchach lub ostatnie kilka/kilkanaście miesięcy w hospicjum.
Tomasz napisał(a):
Marleno, doprawdy. Nie trzeba nigdzie chodzić, a zwłaszcza po cmentarzach, wystarczy popytać w rodzinie albo cofnąć się do podręczników historii. Ja sobie tego nie wymyśliłem. W średniowieczu starcy mieli po 40 lat, w XVIII i XIX wieku wiele osób umierało z powodu licznych chorób choćby takich jak zapalenie płuc, na które lekarstwa po prostu nie było. I tyle.
Marlena napisał(a):
Medycznie jednak katar jest wciąż nieuleczalny i tu nadal się nic nie zmieniło. Bo dzisiaj z kolei na zapalenie płuc już nikt nie umiera, ale za to nie mamy lekarstwa na stosunkowo rzadkie jeszcze pół wieku choroby, dzisiaj przybierające rozmiary epidemii: raka, cukrzycę, wieńcówkę, osteoporozę czy artretyzm. Naprawdę nie sądzę abyśmy byli tacy bardzo zdrowi i długowieczni jak nam się wmawia. Moi dziadkowie dożyli sędziwego wieku, ale już ich dzieci – żadne nie dotarło nawet do wieku emerytalnego, wszystkich zmogły choroby cywilizacyjne. Z każdym pokoleniem nie jest lepiej – to iluzja tworzona ustami mediów. Jest gorzej i tak ma być. Ci zaś, którzy nawet żyją względnie długo – spędzają ostatnie dekady swojego życia na lekach.
Raczej nie tak wyobrażam sobie moją przyszłość 😉
uls napisał(a):
Pani Marleno, nasz dziarski dziadek jada jajka – max 3-4 w tygodniu. Mówi o tym w swoich wywiadach. Pozdrawiam,
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć. Tutaj na przykład powiedział iż nie je mięsa, nabiału ani jajek, tylko ryby https://tomsthird.blogspot.com/2011/09/losing-weight-health-and-weight-loss.html
uls napisał(a):
Pani Marleno, pisząc „nasz dziarski dziadek ” mam na myśli Pana Antoniego ( tak zwyczajowo jest nazywany i sam się nazywa ). Pani napisała:
„Podobnie jak pan Antoni – Bernando na co dzień nie jada nabiału, mięsa ani jajek. I żyje. I to jak żyje!”
Pan Antoni mówi w wywiadach ze jada jajka. To tylko takie sprostowanie, jednak myślę dość istotne dla niektórych.
Pozdrawiam,
Marlena napisał(a):
Uls, na filmach p. Antoni mówi z czego składa się jego dieta: z produktów odzwierzęcych to jada ryby i jajka z tego co się orientuję, nabiału nie jada. W zacytowanym przez Ciebie zdaniu chodziło mi głównie o częstotliwość spożywania produktów odzwierzęcych. Dla przeciętnego Kowalskiego żywiącego się dzień w dzień produktami mięsno-nabiałowymi na śniadanie, obiad i kolację (tak samo jedzą ludzie w domach, tak samo żywi się ich w szpitalach, ten sam typ menu serwują wszelkie restauracje, stołówki itd.)- może to być nieco szokujące , ale tak właśnie NIE jedzą ludzie długowieczni i zachowujący zdrowie i jasność umysłu do późnych lat: ich dieta oparta jest bowiem w głównej mierze na produktach roślinnych, sporo jest jedzenia zjadanego jest w stanie oryginalnym (bez obróbki termicznej), są rozmaite kasze, pestki i orzechy itd., a bardzo mało jest natomiast produktów odzwierzęcych (powszechnie postrzeganych jako „dające siłę i zdrowie”).
max napisał(a):
Gratuluje temu panu ale są na ziemi ludzie co żyją znacznie więcej niż on nawet 50 razy dłużej 😉
Marlena napisał(a):
Niewykluczone, ale o nich nie przeczytamy w gazetach czy w internecie, ani nie zobaczymy ich też w TV.
Iwona napisał(a):
Ja mam dziadka który za miesiąc skończy 89 lat. Jest najmłodszy ze swojego rodzeństwa, ale żadne z nich już nie żyje i nie dożyło tego wieku co on. Niestety prowadzili mniej higieniczny tryb życia- palili papierosy, popijali. Mój dziadek, mimo, iż w swoim życiu pracował bardzo dużo ( huta + gospodarstwo+budowa domu) do chwili obecnej jest sprawny, sam się kąpie a z dolegliwości wieku starszego ma tylko nieduże nadciśnienie( bierze jedną tabletkę) , słabszy słuch no i wiadomo że ruchomość stawów mniejsza.
Ale od wiosny do jesieni spędza dużo czasu na dworze, pieli warzywa, dogląda kurek itd. Zawsze zjada dosyć obfite śniadanie, obiad taki sobie a z kolacji często rezygnuje. Ponadto jest człowiekiem pogodnym, dużo czyta.
Myślę , że jego umiar w jedzeniu, praca fizyczna w miarę sił oraz unikanie używek pozwoliły dożyć mu w taki zdrowiu tego wieku. A i zapomniałabym- uwielbia wszelką zieleninę- pietruszkę , lubczyk, szczypior.
☺️ napisał(a):
Praca fizyczna na powietrzu dodaje witalności – ogrodnicy żyją dłużej ?
Hania napisał(a):
Witam,
chciałam tylko zapytać o błonnik witalny?
czy jest wg pani dobry, warto go spożywać?Pozdrawiam
JOANNA napisał(a):
Witam ,może pani mi pomoże w pozbyciu się piękącego bólu głowy i syczenia.Te objawy zabrały mi radość życia.Co powinnam uzupełnić w mojej diecie.Proszę mi pomóc.Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Nie jestem w stanie nic konkretnego doradzić nie znając Ciebie – nie udzielam porad przez internet. Jeśli jednak nigdy nie oczyszczałaś organizmu i nie pościłaś to może powinnaś spróbować. Nasze nabyte dolegliwości są spowodowane zazwyczaj dwoma czynnikami: toksemią i niedoborami. Więc najpierw usunęłabym toksyczne śmieci z mojego systemu, a dopiero potem pomyślałabym nad uzupełnianiem niedoborów. Powodem może być też przewlekły stres, nawet jak dieta jest perfekcyjna i organizm oczyszczony. Niestety nie sposób być zdrowym na wyrywki, na nasz dobrostan składa się wiele czynników.
Aneta napisał(a):
I jeszcze jedna podstawowa zasada: każdy człowiek to indywidualna jednostka, jedni będą żyć długo na jagodach, marchewce i jarmużu a inni na maśle, jajkach i galarecie wieprzowej:)
Marlena napisał(a):
Czy jednak opłaca się „grać w loterię”? 😉 Zarówno twarde dane naukowe jak i obserwacje diet i stylu życia Niebieskich Stref (różnych, lecz wciąż mających mnóstwo cech wspólnych) mówią same za siebie: jedzmy dużo warzyw i owoców!