Ile minut mamy przebywać na słońcu aby się nie poparzyć i jednocześnie wytworzyć witaminę D?
Nie ma co szukać odpowiedzi w encyklopedii ani w artykułach z prasy kobiecej. Wszędzie tam bowiem znajdziemy zalecenia wyrażone w minutach, gdy tymczasem prawidłowo wcale w minutach się tego nie określa.
Jeśli chcesz naprawdę określić ten dobry akurat dla Ciebie czas, to najpierw musisz zaznajomić się z terminem „minimalna dawka rumieniowa” (Minimal Erythema Dose, MED).
Cóż to takiego ten MED? To inaczej próg rumieniowy, czyli dawka słońca, która u Ciebie wywoła zaróżowienie skóry widoczne po 24 godzinach od ekspozycji na słońce (czy ogólnie na promieniowanie ultrafioletowe, bo może to być też np. lampa kwarcowa) oczywiście bez użycia żadnych filtrów.
Chodzi o zaróżowienie, żeby była jasność, a nie o skórę czerwoną jak burak i piekącą. Takie zaróżowienie u jednych osób wystąpi po kilku godzinach ekspozycji na słońce, a u innych po kilku czy kilkunastu minutach, co zależy od wielu czynników. Większość z nas zna to uczucie, gdy skóra zrobiła się już pod wpływem promieni słońca mocno ciepła i mamy wrażenie, że właśnie zaczęliśmy się opalać.
Najczęściej intuicja nas nie zawodzi: w tym momencie powinniśmy zejść ze słońca, popatrzeć na zegarek i obserwować skórę na drugi dzień: jeśli jest zaróżowiona, to właśnie tyle czasu trwa osiągnięcie naszego progu rumieniowego.
W zależności od wielu czynników ten czas może być dla każdego z nas nieco inny.
Zasada numer jeden: nigdy nie dopuść do oparzenia. Na początku sezonu dawkuj słońce stopniowo, aby skóra się przyzwyczaiła, bardziej poszaleć można dopiero później.
Próg rumieniowy wyznacza przy tym pewną granicę, której nie przekraczamy i jest to czas wystarczający do wyprodukowania sobie naszej dawki witaminy D (jeśli całe ciało w samych w kąpielówkach lub bikini będzie wystawione na słońce to będzie to 10.000-25.000 j.m., średnio można przyjąć 20.000 j.m.).
A jeśli masz wyjątkową słońcofobię zakodowaną w umyśle, to możesz przyjąć, że znając już swój próg rumieniowy (wynosi on w pewnym momencie sezonu dajmy na to 30 minut), Twój ultrabezpieczny czas ekspozycji będzie wynosił mniej więcej 50-75% tego czasu (czyli w tym wypadku 15-20 minut).
10 czynników od których zależy produkcja Twojej witaminy D
1. Odległość od równika: najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny? Być może, ale z pewnością nie witaminy D.
Tej bowiem o wiele więcej mają dziewczyny mieszkające bliżej równika (i chłopaki rzecz jasna też). To właśnie tam kąt padania promieni słonecznych bardziej sprzyja syntezie witaminy D.
Minimalna dawka rumieniowa będzie więc dla Ciebie inna jeśli pojedziesz na wakacje do Kołobrzegu, a inna jeśli zdecydujesz się spędzić wakacje na Miami Beach na Florydzie.
2. Zachmurzenie i zanieczyszczenie powietrza: przez naturalne chmury promieniom słońca jest się trudno przebić i to wszyscy wiemy, ale do naturalnych chmur dochodzą jeszcze zjawiska związane z rozwojem cywilizacji, a więc względnie nowe.
Smog mogą tworzyć zanieczyszczenia do których przyczyniają się wyziewy z samochodów, dymy z fabryk i z latających nad naszymi głowami samolotów. Szczególnie te ostatnie zmieniły swoje smugi kondensacyjne, niestety na niekorzyść dla chcących skorzystać ze słońca osób: pamiętam gdy byłam dzieckiem lubiliśmy z innymi dzieciakami wypatrywać przelatujących samolotów.
Gdy tylko nadlatywał jakiś zadzieraliśmy głowy do głowy i darliśmy się jak opętani „Panie pilooocie, dziura w samoloooocie!” w nadziei, że pilot nas usłyszy i da się nabrać na dowcip.
Doskonale pamiętam jak za czasów mojego dzieciństwa wyglądały smugi kondensacyjne: były na tle błękitnego nieba takim zabawnym cienkim śnieżnobiałym ogonkiem znikającym sukcesywnie za samolotem.
Dzisiaj bardzo rzadko widuję takie znikające za samolotem ogonki, natomiast najczęściej zauważam samoloty zostawiające za sobą szerokie mleczne smugi „wiszące” na niebie godzinami, a następnie rozpływające się na boki, by utworzyć na niebie szaro-siną mleczną mgłę (takie pseudochmury), przybierające postać linii równoległych albo krzyżujących się i tworzących rodzaj szachownicy – w czasach mojego dzieciństwa takich wtedy nie było.
Nie zwracałam na to zjawisko zbytniej uwagi w czasach gdy jeszcze pod wpływem medialnej antysłonecznej histerii jak wiele innych osób unikałam słońca jak zarazy i było mi obojętne jak też ono świeci.
Nie znalazłam nigdzie naukowego wyjaśnienia na zjawisko wiszących godzinami na niebie smug samolotowych. Być może za czasów mojego dzieciństwa latały inne samoloty i/lub też używały innego paliwa?
Istnieją również teorie (z gatunku spisowych), że owe smugi (zwane czasem „chemtrails” czyli smugami chemicznymi) robione są za naszymi plecami specjalnie (geoinżynieria, rozpylanie substancji chemicznych w celu zapobieżenia globalnemu ociepleniu, znanego też pod bardziej swojską nazwą globalnego ocipienia od kiedy okazało się, że słynna dziura ozonowa zaczęła zarastać).
Biorąc pod uwagę oficjalne informacje na temat tzw. projektu Solar Radation Management (SRM) taką możliwość trudno wykluczyć. Jak faktycznie jest tego nie wie nikt (oficjalnie te dziwne smugi to ślad po zwykłych samolotach, bo SRM jest jedynie „teoretycznym projektem”).
Ponieważ teorie spiskowe to nie moja działka – ograniczę się tutaj jedynie do podkreślenia, że cokolwiek by to nie było i jak by na to nie patrzeć, to z pewnością owe zostawiane przez współczesne samoloty rozpływające się na boki „smugi kondensacyjne” stanowią dodatkowy przyczynek do powiększania zanieczyszczeń naszego błękitnego nieba, co sprawia, że zbawczym dla naszego zdrowia promieniom słońca ciężej jest przez te zanieczyszczenia się do nas przebić.
3. Pora roku: w miesiącach pomiędzy październikiem a marcem w miejscach będących na mapie na powyżej 35 stopni od równika (a więc również i w naszej szerokości geograficznej, ok. 52 stopnie) promienie słońca nie wyprodukują dla nas żadnej witaminy D.
Witamina D może powstać pod wpływem działania promieni UVB o długości fal w wąskim zakresie 290-320 nm. Zimą słońce jest na horyzoncie w Polsce za nisko, promienie padają pod takim kątem, że nie osiągają wymaganej długości. Można się nimi co prawda np. będąc w górach poparzyć, ale nie wyprodukujemy dzięki nim żadnej witaminy D.
4. Wysokość: w górskim kurorcie słońce szybciej wywoła zaróżowienie skóry niż na terenie nizinnym. Jeśli mieszkasz w górach to masz większy dostęp do promieni UVB, Twój próg rumieniowy będzie mniejszy: zaróżowienie skóry wystąpi szybciej niż gdybyś mieszkał na morzem. Nieco szybciej opalisz się na dachu wieżowca niż na ławeczce pod blokiem.
5. Pora dnia: dostęp do produkującej witaminę D długości fal UVB jest związany z wysokością słońca na nieboskłonie. Wczesnym rankiem i po południu możemy wiosną i latem dłużej posiedzieć na słońcu bez oparzeń, ale i dużo witaminy D wtedy nie wytworzymy.
Gdy słońce jest najwyżej na niebie wtedy promienie mają możliwość produkowania największych ilości witaminy D. Tak się nieszczęśliwie składa, że są to właśnie te godziny ( z reguły pomiędzy 10 a 14) w których najłatwiej jest doznać szkód od nadmiernej ekspozycji na słońce. Jak się przed oparzeniami zabezpieczyć w naturalny sposób o tym za chwilę.
6. Zawartość melaniny w skórze: nie bez przyczyny na największe niedobory witaminy D na naszej planecie cierpią czarnoskóre osoby mieszkające w miastach. Im bowiem skóra jest ciemniejsza tym jest bardziej chroniona przed słońcem, a więc i synteza witaminy D będzie tym wolniejsza, im ciemniejsza jest karnacja danej osoby.
To właśnie melanina jest naszym najlepszym filtrem antysłonecznym, filtrem od początku do końca zaprojektowanym przez naturę, a nie syntetycznym kupionym w drogerii.
Jak podaje witryna Kliniki Mayo, gdy już staniemy się posiadaczami naturalnej opalenizny – nasza skóra będzie miała tyle melaniny, że naturalnie nabędzie faktor SPF 4 (SPF=Sun Protection Factor czyli wskaźnik ochrony przed promieniami UVB, wyrażenie ukute pod koniec lat 60-tych na potrzeby przemysłu kosmetycznego).
Tym samym pod koniec sezonu produkcja witaminy D będzie o ok. połowę wolniejsza niż na początku sezonu gdy mieliśmy jeszcze skórę nieopaloną, ale też i dłużej można bez ryzyka poparzenia przebywać na słońcu pod koniec sezonu niż na jego początku, gdy tej melaniny jeszcze nie mamy.
Możemy nieco „oszukać” słońce, jeśli przed pierwszą ekspozycją gdy jeszcze po zimie jesteśmy bladzi jak ściana, przez parę dni będziemy pić sok z marchwi, dzięki czemu nabierze ona lekko złotawej karnacji.
Skłonność do wytwarzania melaniny jak również naturalna jej zawartość w skórze nie jest jednakowa u wszystkich ludzi: w roku 1975 dermatolog Thomas Fitzpatrick zaproponował podział na 6 fototypów:
I typ celtycki: bardzo jasny, włosy jasny blond lub rude, często piegi, nigdy nie opala się na brązowo, bardzo łatwo ulega poparzeniom
II typ północnoeuropejski: jasna skóra, włosy blond lub ciemny blond, czasem piegi, opala się przy ekspozycjach krótkich ale częstych na brązowo, przy długich ekspozycjach jednak ulega poparzeniu
Typy I i II są bardziej niż inni narażone na niedobór witaminy D, ponieważ stosują filtry i unikają słońca o wiele częściej niż pozostałe.
III typ środkowoeuropejski: lekko śniada skóra, włosy ciemny blond lub brązowe, rzadko piegi, opala się na brązowo stosunkowo łatwo, duża odporność na poparzenia
IV typ południowoeuropejski: śniada skóra, włosy ciemnobrązowe lub prawie czarne, brak skłonności do piegów, bardzo łatwo opala się na brązowo, bardzo duża odporność na poparzenia
V typ obejmuje osoby rasy azjatyckiej oraz Arabów
VI typ obejmuje osoby rasy czarnej
Dwa ostatnie typy mają wbudowaną na stałe i od urodzenia sporą ilość pigmentu chroniącego przed słońcem, przez co będą wymagały 5-10 razy dłuższej ekspozycji aby wytworzyć witaminę D w takiej samej ilości jak w tym samym czasie osoba rasy białej.
Jednocześnie osoby ciemnoskóre wskutek ochronnego działania melaniny będą bardziej chronione przed niemiłymi konsekwencjami wywołanymi działaniem słońca (np. oparzenia). Natura jak widać wszystko dokładnie przemyślała. 😉
7. Wiek: osoby młode łatwiej wytwarzają witaminę D niż osoby starsze, u których z wiekiem maleje ilość prekursorów witaminy D.
Jeśli przez ten sam czas na słońcu będą przebywać dwie osoby o takiej samej karnacji: młodsza i starsza, to ta druga wytworzy średnio o około 25% mniej witaminy D od tej pierwszej. Paradoksalnie osoby starsze częściej unikają słońca, choć zapotrzebowanie na witaminę D wzrasta z wiekiem.
Dlatego też niedobory obejmują niemal całą populację powyżej 70 roku życia, które nie pobierają dodatkowej porcji witaminy D z suplementów. Osoba 70-letnia wytworzy w tym samym czasie już jedynie ok. 30% witaminy D w porównaniu z osobą 20-letnią.
8. Waga: jeśli masz nadwagę, to możesz specjalnie nie unikać słońca w nadziei uzupełnienia niedoborów witaminy D, a po wakacjach stwierdzisz ze zdziwieniem odbierając wyniki badań, że wcale Ci jej tak dużo w plazmie nie przybyło.
Jak to możliwe, gdzie podziała się moja witamina D, zapytasz?
Otóż witamina D jest witaminą rozpuszczalną w tłuszczu. Dlatego też u osób mających sporo nadprogramowych kilogramów zostanie ona uwięziona w tkance tłuszczowej, zamiast krążyć w krwiobiegu i docierać tam gdzie jest potrzebna.
Jest to jeszcze jedna z przyczyn dla których osoby z nadwagą lub otyłością są bardziej narażone na wszelkiego typu choroby cywilizacyjne: ich receptory witaminy D nie otrzymują jej, ponieważ zostaje ona uwięziona w tkance tłuszczowej.
Pewne przemiany biochemiczne zostają więc spowolnione lub wręcz uniemożliwione, co prędzej czy później powoduje wystąpienie symptomów takiej czy innej choroby systemu skazanego na powolną degenerację.
Dlatego im więcej masz nadprogramowych kilogramów, tym bardziej oprócz ekspozycji na słońce wskazana jest dodatkowa suplementacja, która jak stwierdzili badacze – ułatwia w naturalny sposób zrzucenie nadwagi.
Potwierdza to też Jeff, o którym pisałam w poprzednim artykule: w miarę jak jego poziom witaminy D we krwi się zwiększał, jego tkanka tłuszczowa sama z siebie zaczęła się „wytapiać” ponieważ zasycały go mniejsze porcje jedzenia jak również stracił on ochotę na słodycze i potrawy ciężkostrawne.
9. Stosowanie kosmetyków i leków: przemysł kosmetyczny przed każdym sezonem zaciera ręce, bo słońcofobia została tak skutecznie wpojona w umysły współczesnych ludzi, że sprzedaż kosmetyków antysłonecznych strzela w górę już od pierwszych pogodnych dni wiosny.
Eksperci z telewizji doradzają, że najlepiej stosować filtr o faktorze minimum 30, a jeszcze lepiej 50 albo 60 i w żadnym wypadku nie wychodzić na dwór bez ochrony, bo tam na dworze czyha na nas i na nasze dzieci straszny rak.
Jest to co najmniej głupie i nie poparte faktami. To raczej z braku witaminy D mamy coraz więcej przypadków raka, w tym także skóry.
Bo żaden z ekspertów straszących przed słońcem i nakazujących stosowanie filtrów już przed wyjściem z domu jakoś dziwnie nie napomina jednocześnie, aby przed wyjściem z domu razem z aplikacją kosmetyku wziąć zastępczo kapsułkę witaminy D, ponieważ aplikując filtr NIE będziemy mogli wytwarzać jej sobie przez skórę.
Jak podaje dr Zaidi już krem o SPF 8 hamuje produkcję witaminy D w skórze o więcej niż 90%, a krem o SPF 15 już o 99%.
Czy więc tak naprawdę potrzebne nam są coraz to nowsze kosmetyczne wynalazki o absurdalnie wysokich „ochronnych” filtrach, czy też jest to jedynie zabieg marketingowy? Tak naprawdę to te wszystkie reklamowane cudeńka w kolorowych tubkach chronią nas przed czym?
Zwróćmy uwagę: od ponad półwiecza miliony ludzi wciera w siebie coraz to nowocześniejsze kremy i nawet blokery UV, a odsetek przypadków raka skóry (i nie tylko zresztą skóry) dokładnie w tym samym czasie rośnie zamiast maleć.
Coś robimy cholernie źle i chyba nie tędy droga! 🙁
Dlaczego kremy z filtrami miały chronić, a nie bardzo chronią? Otóż raka skóry mogą wywołać obydwa rodzaje promieniowania: zarówno penetrujące głęboko naszą skórę UVA, jak i penetrujące jedynie naskórek UVB, ale tylko UVB ma wpływ na syntezę witaminy D w naszej skórze.
Tymczasem większość kremów z filtrami chroni właśnie przed UVB (czyli zaburza nam wytwarzanie witaminy D), ale mało lub wcale przed UVA. Widniejący na opakowaniu faktor SPF odnosi się do promieni UVB, natomiast stopień ochrony przed promieniami UVA trudno zmierzyć, więc nie ma ujednoliconej skali wartości – musimy wierzyć producentowi na słowo.
Gdy posmarujemy się filtrem zyskujemy fałszywe poczucie bezpieczeństwa, gdy tymczasem podwójnie tracimy: nie możemy wytwarzać potrzebnej nam do przemian biochemicznych witaminy i jednocześnie bardzo często za długo wtedy przebywamy na słońcu (np. kupujemy bardzo wysoki filtr myśląc, że dzięki niemu możemy bardzo długo być na słońcu bez szkody dla zdrowia) pochłaniając nadmierne ilości UVA odpowiedzialnego za powstawanie raka skóry.
Te ilości UVA zaszkodziłyby nam może mniej gdybyśmy byli chronieni przez między innymi witaminę D. Ale jej nie mamy, bo właśnie sobie zablokowaliśmy jej syntezę, a do opakowania żadnego kremu z filtrem nie są dołączane kapsułki z dawką 10.000-25.000 j.m. witaminy D do zastosowania zamiast słońca, bo firmy kosmetyczne mają gdzieś Twoją witaminę D, chcą po prostu sprzedać Ci swój produkt.
Nasi przodkowie nie znający kremów z filtrem dużo rzadziej zapadali na raka skóry pomimo dłuższego kontaktu ze słońcem niż ma to miejsce dzisiaj.
Druga rzecz o jakiej mało osób wie, to stosowanie leków. Niektóre leki mogą nam nieźle namieszać. Do największych wrogów witaminy D należą leki sterydowe (steroidy): jedne z najchętniej dzisiaj przepisywanych przez lekarzy leków „na wszystko”.
Sterydy wręcz pożerają nasze zasoby witaminy D, zaburzają też pracę naszych receptorów witaminy D.
Dlatego dr Zaidi zwiększa dwa, a nawet trzy razy dobową dawkę witaminy D wszystkim swoim pacjentom przyjmującym leki sterydowe z jakichkolwiek powodów.
10. Zasłanianie się od promieni słońca: nosimy ubrania, okulary przeciwsłoneczne, parasolki. To wszystko chroni nas przed promieniami UVB, podobnie jak szkło (szyby w domu, w aucie), ale nie przed UVA.
Promienie UVA są w stanie penetrować przez szkło czy tkaninę. Promienie UVB tego nie potrafią. Dlatego korzystanie ze słońca przy zamkniętym oknie w domu nie jest dobrym pomysłem, docierają do nas wtedy jedynie promienie UVA, a witaminy D i tak nie wytworzymy.
W pewnych rejonach świata gdzie zakrywanie ciała ma podłoże kulturowe (ale i praktyczne z uwagi na bliską odległość od równika i palące tam słońce) np. Indie czy Arabia Saudyjska na niedobór witaminy D cierpi 80-100% społeczeństwa.
Jak chronić się przed szkodami?
Ustalmy sobie jedną rzecz raz na zawsze: nie musimy histerycznie chronić się przed słońcem jako takim, musimy jedynie wiedzieć jak nie dopuścić do tego, aby jego nadmiar wyrządził nam szkody i umieć nie dopuścić do tych szkód. Umiarkowane natomiast ilości słońca są nam zwyczajnie i po prostu potrzebne do życia, podobnie jak tlen i woda.
1. Przede wszystkim nigdy nie dopuszczajmy do oparzenia skóry. Zdrowa ilość słońca to ta, która nie przekracza Twojego progu rumieniowego (tzw. MED)
2. Dostosuj ochronę do sytuacji. Nie potrzebujesz filtra 50 gdy wychodzisz z dziećmi na półgodzinny spacer po parku po południu. Jednak gdy z jakichś powodów wiesz, że może czekać Cię spędzenie przekraczającego Twój próg rumieniowy czasu na słońcu bez odrobiny cienia, to zastosuj filtr, najlepiej gdy będzie to substancja naturalna (np. olej z pestek malin, z kiełków pszenicy lub własnoręcznie wykonany krem).
Przed zniszczeniami wywołanymi oparzeniem słonecznym doskonale chroni skórę witamina E stosowana zewnętrznie.
Natknęłam się w książce „Orthomolecular Medicine For Everyone: Megavitamin Therapeutics for Families and Physicians” na historię z życia wziętą opowiedzianą przez dra Andrew Saul’a: pewnego razu posmarował się jak zazwyczaj witaminą E (400 j.m. na kapsułkę) na plaży, jednak skończyły mu się kapsułki i na prawą nogę nie starczyło. Niechcący zasnął pod prażącym jak ogień słońcem. Nazajutrz wyglądał jak arlekin: całe ciało ładnie i bez żadnej szkody dla skóry zmieniło prawidłowo kolor na przyjemny dla oka brąz, ale prawa noga czerwona i piekąca, doznała oparzenia. Ta właśnie część ciała nie była chroniona witaminą E!
Jak widać jest to potężna broń przeciwko oparzeniom słonecznym, która nawet przy przedawkowaniu słońca nie zawodzi. Witamina E ma bowiem silne własności antyoksydacyjne.
Nawet gdy operuje ostre słońce i teoretycznie powinno dojść do uszkodzeń – witamina E nie dopuści do ich powstania. Czy działa jak filtr? Nie, nie odbija promieni sama przez się. Ale gdy penetrują one skórę – witamina E nie dopuści do zniszczeń.
Tak naprawdę nie ma powodu bać się słońca jako takiego i blokować sobie z tego strachu witaminodajne promienie UVB, natomiast to co zawsze ( i słusznie!) budzi nasze obawy to zniszczenia wywołane słońcem a raczej nadmiarem słońca.
Można im łatwo zapobiec sposobami naturalnymi, które są tanie i skuteczne, a na dodatek nietoksyczne. Zamiast smarować się preparatami odbijającymi promienie (związki cynku czy tytanu) można przechytrzyć słońce częstując je antyoksydantami, czyli nie dopuścić do nadprodukcji wolnych rodników jaka normalnie mogłaby mieć miejsce.
To nie słońce samo w sobie szkodzi, lecz procesy wywołane jego nadmiarem przy sprzyjających ku temu warunkach. Stosując codziennie antyoksydanty wewnętrznie (w pokarmach: witaminy, fitozwiązki, kwasy tłuszczowe głównie Omega-3, itd.) jak i zewnętrznie (naturalne oleje nałożone na skórę) stwarzamy warunki niesprzyjające dla „rodników-szkodników”, które mogłyby zniszczyć nam skórę.
Przypomnijmy, że na tej samej zasadzie działa ostropest plamisty o czym pisałam wcześniej, a konkretnie rzecz biorąc zawarta w nim substancja o nazwie sylibinina (główny składnik sylimaryny, bardzo dobrze znanej osobom dbającym o wątrobę). To podobnie jak witamina E potężna broń przeciwko uszkodzeniom na jakie możemy być narażeni poprzez przedawkowanie słońca.
Co takiego robi dla nas sylibinina, która w badaniach wykazała potrójne działanie:
Zamiennie można też użyć czystego olejku z kiełków pszenicy – rekordzistę wśród olejów jeśli chodzi o zawartość witaminy E (255 mg / 100 g, to ok. 8 razy więcej niż oliwa z oliwek).
Już sam w sobie olejek z kiełków pszenicy zapewnia ochronę jak krem z filtrem o faktorze SPF ok. 20 (oliwa z oliwek 2-8 w zależności od odmiany), właśnie z powodu rewelacyjnie wysokiej zawartości witaminy E.
Przeciwwskazaniem do jego stosowania jest jednak uczulenie na pszenicę (nie mylić z uczuleniem na gluten). Czysta witamina E w kapsułkach (200 lub 400 j.m. na kapsułkę) będzie mieć działanie ochronne jak środek o jeszcze wyższym faktorze niż olej z kiełków pszenicy (rzecz jasna mechanizm działania jest zupełnie inny niż kosmetyków z drogerii).
Jeśli przed rozpoczęciem kąpieli słonecznych połączymy kilka środków naturalnych: przed pierwszym wyjściem na słońce będziemy przez parę dni pić wystarczające ilości soku z marchwi nadające skórze złotawy odcień tym samym podnosząc jej naturalny faktor ochronny, będziemy regularnie dostarczać rozmaitych antyoksydantów w pożywieniu w tym sylibininy spożywając codziennie łyżkę świeżo zmielonego ostropestu dodanego np. do naszych porannych płatów musli, a dodatkowo przed samym wyjściem na słońce zaaplikujemy na skórę antyoksydant (np. witaminę E w kapsułkach lub olejku), to może się okazać, że nam słońce nie takie wcale groźne jak je malują.
Możemy wtedy przy rozsądnym użytkowaniu słońca wypiąć się na chemiczne kosmetyki z drogerii tak naprawdę.
Czy promienie UVA/UVB nie będą na nas działały? Będą, bo taka ich natura. Ale nie spowodują szkód dla skóry i całego organizmu.
Substancje ochronne pochodzące z natury nie będą przy tym blokować naturalnej syntezy witaminy D, która jest dla nas kluczowa, bo wszystkie praktycznie organy naszego ciała nie bez powodu są wyposażone w receptory tej witaminy.
Natura, która nam dała promienie słońca dała nam również sposoby na ochronę przed ewentualnymi szkodami jakie mogłyby dla nas poczynić zastosowane w nadmiarze. Chrońmy się przed szkodami, a nie przed samym słońcem! 🙂
3. Najlepsza ochrona przeciwsłoneczna to żaden krem lecz po prostu cień. Gdy już wystawisz ciało na promienie słońca w ilości odpowiadającej Twojej 1 minimalnej dawce rumieniowej (jak podaje ekspert od witaminy D, dr Michael Holick powinno to wytworzyć dla nas dawkę średnio ok. 20.000 j.m. witaminy D zakładając, że byliśmy w stroju kąpielowym), to naprawdę wystarczy.
Nie sposób sobie syntetyzować witaminy D na zapas, więc dalsze przebywanie na słońcu (z filtrem lub bez) jest bezużyteczne i nie opłaca się: nie przyniesie więcej korzyści, a może przynieść szkodę.
Umiarkowana ilość słońca wzmacnia organizm, lecz jego nadmiar nasz system może osłabić. Jak nadmiar wszystkiego zresztą! Zakryj ciało przewiewnym odzieniem i szerokim plażowym kapeluszem, usiądź pod parasolem lub wejdź do środka domu.
Najlepszy środek antykoncepcyjny to jak wiadomo nie pigułki, spirale czy prezerwatywy, lecz „szklanka wody zamiast” (czyli na 100% nie zajdziemy w ciążę JEDYNIE wtedy gdy zamiast oddać się rozkoszom upojnych nocy wypijemy szklankę wody, wszelkie inne bowiem metody mają skuteczność mniejszą niż 100%). Podobnie jest ze słońcem.
Nie ma pewniejszej ochrony przed przedawkowaniem słońca jak po prostu cień! Jeśli nie masz szansy na cień patrz punkt powyżej: chroń się przed szkodami, bo przed samym słońcem nie będzie możliwości.
A co jeśli przesadzimy ze słońcem?
Jeśli zdarzy nam się przekroczyć nasz próg rumieniowy i dojdzie do oparzenia skóry słońcem to najlepszym lekarstwem jest (znowu!) witamina E.
Zaaplikowanie kapsułek z witaminą E na dotknięte oparzeniem słonecznym części ciała bardzo szybko łagodzi wszelkie nieprzyjemne symptomy. Jeden warunek: musimy zaaplikować ją możliwie szybko.
To tak jak z witaminą C w przypadku przeziębienia: im szybciej zaatakujemy przeciwnika witaminą, tym skuteczniej (szybciej) pozbędziemy się symptomów ataku. Nie ma co zwlekać.
Jeśli przedobrzyliśmy ze słońcem i czujemy to – od razu sięgnijmy po kapsułki z witaminą E 200 j.m. a jeszcze lepiej 400 j.m./kaps. Należy przekłuć je szpileczką i aplikować witaminę co najmniej dwa razy dziennie, aż do ustąpienia symptomów.
Jeśli powierzchnia skóry jest bardzo duża – możemy wmieszać witaminę E do innego nierafinowanego oleju jaki mamy pod ręką: oliwa z oliwek powinna być w każdym domu. Olej z kiełków pszenicy będzie jeszcze lepszy jako nośnik dla witaminy E. Albo olej z czarnuszki.
Po takim potraktowaniu skóry nawet przy dosyć poważnych oparzeniach słonecznych nie dojdzie do „schodzenia skóry” czyli pozbywania się martwego uszkodzonego naskórka przez organizm. Schodząca skóra po opalaniu nie musi być standardem gdy na ratunek przybędzie wszechmogąca witamina E!
Uczulenie na słońce
A co z uczuleniem na słońce? Otóż tak zwane „uczulenie na słońce” czyli swędzenie, plamy i wysypki jakich zaraz po wystawieniu skóry na działanie promieni słonecznych doświadczają czasami niektórzy ludzie (pozornie zdrowi i nie przyjmujący żadnych leków), jest w większości przypadków powiązane z głęboką awitaminozą witaminy D.
Oczywiście zakładając, że nie opijaliśmy się przed wyjściem na słońce herbatką z dziurawca ani nie nałożyliśmy na skórę kosmetyków mających działanie fotouczulające. Suplementacja witaminą D (10-15 tys. j.m. na dobę) na kilka dni przed korzystaniem ze słońca w wielu wypadkach „uczulenia na słońce” może być pomocna.
Ponadto fotowrażliwość występuje także gdy mamy za małe zapasy niacyny w ustroju. Ciało wysyła wtedy sygnał, który my odczytujemy jako „uczulenie na słońce”.
W takim przypadku może być pomocne zalecenie dra Abrama Hoffera: 200 mg niacyny na dobę, jako że nadwrażliwość na słońce może być spowodowana właśnie niedoborem niacyny: jeden z objawów pelagry to dermatitis czyli stan zapalny skóry związany z nadwrażliwością na słońce i ulegający zaostrzeniu pod wpływem słońca.
Teoretycznie pelagra w krajach rozwiniętych nie występuje, a praktycznie na jej rozmaitego typu subkliniczne objawy cierpi bardzo wiele osób.
Miejmy na uwadze, że to nie słońce samo w sobie jest szkodliwe, to nasz styl życia powoduje, że jest ono dla nas bardziej szkodliwe niż powinno.
Gdy ustrój jest ograbiony z witamin, minerałów i ochronnych fitozwiązków, słaby, zanieczyszczony śmieciami, wtedy każdy czynnik może być wielokrotnie bardziej szkodliwy niż dla organizmu posiadającego pokaźne zapasy substancji ochronnych, silnego i czystego.
Fotostarzenie przed którym tak się nas straszy (zmarszczki, utrata elastyczności skóry itd.) było również i moim problemem, gdzie nie pomagały za wiele drogie kremy, zabiegi ani kosmetyki, nic tak naprawdę nie pomagało i procesy degeneracyjne postępowały pomimo stosowania wszystkich tych dobrych rad zamieszczanych w babskich czasopismach, dopóki… nie zmieniłam stylu życia i diety.
Eureka! Nie tylko najskuteczniejsza ale i najtańsza broń na zmarszczki i zmiany degeneracyjne związane z upływającym czasem.
Komercyjne środki przeciwsłoneczne: jak wybrać najmniej szkodliwy?
Praktycznie rzecz biorąc – jest to niemożliwe. Zobaczmy co może się kryć w kupnym kremie z filtrem.
W przeciwieństwie do naturalnych środków jak oleje roślinne nie zostały one przetestowane na poprzednich pokoleniach bo nie było kiedy – są to wynalazki względnie nowe, pierwsze kremy z filtrami pojawiły się w sklepach w latach 60-tych.
Oparte były dawniej na bazie tlenku cynku, który jest w zasadzie nieszkodliwy (chyba że go wdychamy lub połkniemy) w tym sensie, że nie wnika przez skórę do krwiobiegu ponieważ jego cząsteczki są za duże, ale to z kolei sprawia taką niedogodność, że na skórze zostaje biała poświata (tak jak w kremach pieluszkowych dla niemowląt, zawierających właśnie tlenek cynku).
Aby jej uniknąć wymyślono mikronizowany tlenek cynku, który poświaty nie zostawia, ale za to może przenikać przez skórę. Jeśli Twój krem ma w składzie tlenek cynku a preparat nie zostawia białej warstwy, to będzie to najprawdopodobniej środek z mikronizowaną wersją tlenku cynku (lub dwutlenku tytanu), która wzbudza pewne kontrowersje.
Nie ma długoterminowych badań potwierdzających jej nieszkodliwość, więc tak naprawdę nie wiemy co smarujemy.
Oprócz tego nowocześniejsze środki (nawet kremy dla dzieci, niestety!) mają w składzie inne składniki mogące częściowo wchłaniać się przez skórę i to z gatunku tych szkodliwych i/lub przyspieszających starzenie się skóry wbrew głoszonym reklamom o… ochronie przed starzeniem (przypomnijmy sobie przy okazji co zawiera guma do żucia dla dzieci, a będziemy mieć obraz jak bezpieczne są produkty z napisem „dla dzieci”).
Te związki to np. palmitynian retinolu ( Retinyl Palmitate, przedawkowany zwiększa ryzyko nowotworu), oksybenzon (Oxybenzone, Benzophenone-3, może powodować oprócz zniszczenia skóry także zaburzenia hormonalne, endometriozę oraz niedorozwój płodu, niestety kumuluje się w ustroju), dwutlenek tytanu (Titanium Dioxide, pod wpływem promieni słonecznych zachowuje się jak półprzewodnik zwiększając produkcję wolnych rodników przez co drastycznie przyspiesza niszczenie skóry i jej błyskawiczne starzenie się) czy też oktokrylen (wiązany ze zwiększonym ryzykiem czerniaka złośliwego).
Większość z kremów będzie miała też w składzie parabeny, powiązane ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na raka piersi.
Niektóre etykiety ciężko będzie rozszyfrować, ponieważ taki np. oksybenzon może występować pod innym tajemniczym nazewnictwem (np. Escalol 567), bądź tu mądry i pisz wiersze, ponadto producenci mają prawo pominąć na opakowaniu składniki kombinacji zapachowych, nanomateriały czy związki objęte tajemnicą handlową.
Więc tak naprawdę może w takim kremiku być dokładnie rzecz biorąc wszystko.
Dlatego jak już będziesz w sklepie, to poproś raczej o kapsułki witaminy E lub olejek z pestek malin lub z kiełków pszenicy, co Ci wyjdzie zdecydowanie bardziej na zdrowie (szerzej o niedocenianej i deficytowej w naszej diecie witaminie E oraz jej znaczeniu dla zachowania zdrowia napiszę w którymś z kolejnych artykułów).
Oleje naturalne chroniące przed słońcem
Oleje były od pokoleń stosowane dla ochrony przed słońcem, nawet w dawnych czasach gdy epidemii czerniaka jeszcze nie było. Nie blokują dostępu promieni słońca do naszej skóry jak czynią to komercyjne kosmetyki do opalania z filtrem.
Ich „filtr” polega na tym, że procesy zachodzące pod wpływem słońca mogące normalnie szkodzić naszej skórze (jak np. produkcja wolnych rodników i związany z tym stan zapalny objawiający się jako oparzenie słoneczne) zostają powstrzymane, odwrócone lub bardzo mocno spowolnione.
Wszystko dzieje się głównie za sprawą zawartych w nich substancji o silnym działaniu antyoksydacyjnym. Na tym polega ich działanie ochronne i zapobiegające fotostarzeniu, a nie na mechanicznym nie dopuszczaniu słońca do skóry.
Jednocześnie bowiem skóra mając kontakt ze słońcem nadal jest w stanie syntetyzować witaminę D i melaninę będącą naszym naturalnym filtrem (czego nie zrobi mająca kontakt ze słońcem skóra pokryta komercyjnym filtrem, odbijającym światło).
Nie sądzę aby natura chciała byśmy po filtr biegali do sklepu. Tak, filtr mamy już wbudowany 😉
Wszystkie oleje na skórę należy stosować jedynie tłoczone na zimno, nierafinowane. Tylko wtedy zachowują swoje własności antyzapalne i ochronne. Proces rafinacji niestety pozbawia oleje ich cennych związków.
– olej z pestek malin: ładnie pachnie, jest lekki, dobrze się wchłania, ma dużo karotenoidów oraz witaminy E i kwas elagowy (silny antyoksydant), będzie chronić jak filtr o szerokim spektrum działania czyli zarówno przed UVB jak i UVA, badacze przyrównali jego skuteczność do kremu opartego na dwutlenku tytanu z SPF 28-50. Można nanosić na skórę bezpośrednio lub wmieszać np. w nasz balsam do ciała.
– olej z pestek marchwi: dobrze się wchłania, doskonale nawilża, a dzięki dużej zawartości karotenoidów będzie chronić jak krem z SPF 38-40. Naniesiony na skórę może ją zabarwić na pomarańczowo, dlatego warto go wmieszać w inny krem lub balsam, dzięki czemu nada jedynie przyjemną dla oka złotawą poświatę.
– olej z kiełków pszenicy: jest lekki, szybko się wchłania i ładnie pachnie zbożem, a dzięki dużej zawartości witaminy E będzie chronił jak krem z SPF ok. 20. Doskonale nawilża, zmiękcza i odżywia nawet najbardziej suchą skórę.
– olej z orzechów laskowych: odpowiedni dla skóry mieszanej i suchej, chroni zarówno przez UVA jak i przed UVB, ma moc jak krem z SPF ok. 10-30 (w zależności od miejsca uprawy i odmiany orzeszków).
– olej sojowy nierafinowany: zapach dosyć neutralny, wchłania się dosyć dobrze, nawilża i odżywia, chroni skórę dzięki zawartości witaminy E jak krem o SPF ok. 10. Jako ciekawostkę warto wiedzieć, że ten olej odstrasza także komary 🙂
– oliwa z oliwek extravergine: chroni skórę dzięki zawartości karoteinoidów, polifenoli i witaminy E, ma moc jak krem z SPF 2-8 (zależnie od jakości oliwy). Zapach taki sobie.
– olej kokosowy nierafinowany: ładnie pachnie, dosyć szybko się wchłania, ma moc jak krem z SPF ok. 4, głównie dzięki zawartości nie tylko witamin ale i specyficznych dla niego antyoksydantów (kwasy fenolowe: ferulowy i p-kumarowy).
Jeśli chcesz możesz wypróbować inne oleje: z orzechów macadamia, migdałowy, konopny, rokitnikowy, rycynowy, z awokado czy z pestek winogron – wszystkie mają działanie jak krem o SPF 3-6, wszystkie można też dodatkowo „podrasować” wciskając doń zawartość kilku czy kilkunastu kapsułek z witaminą E.
Dlaczego mielibyśmy zaufać olejom?
A dlaczego mamy ufać producentom „kremów z filtrem”? 😉
Przeglądając fora internetowe łatwo można zauważyć, jak przemysł kosmetyczny na spółkę z telewizyjnymi „ekspertami” w białych fartuchach sprali nam mózgi: trwa nieustanne przerzucanie się wartościami SPF.
Niekończące się dyskusje internautów czy wybrać na wakacje krem z filtrem 50 czy 60 (oczywiście nikt nie bierze niższej opcji, bo przecież słońce=rak).
Zatroskane matki, które pytają jaki krem jest dla dziecka najlepszy. Przekrzykiwania się że krem z filtrem 10 (15,20, 25, niepotrzebne skreślić) „to nie jest żadna ochrona”.
Głosy poważnej przestrogi nawołujące do wybierania kremów z jak największym możliwym filtrem bo mniejszy jest bezużyteczny. Czyżby?
Zastanówmy się teraz chwilkę: to co mówi nam przemysł kosmetyczny i wynajęci przez niego „eksperci” nie ma przecież żadnych naukowych podstaw! ŻADNYCH!
Jesteśmy regularnie robieni w konia za nasze własne pieniądze, skoro już filtr 8 blokuje promienie UVB o ponad 90%, a pomiędzy np. kremem o faktorze 15 a kremem o faktorze 60 jest zaledwie 3-4% różnicy. O co więc ten cały krzyk?
No cóż, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wypuszczenie na rynek każdego kolejnego produktu z magicznymi cyferkami na opakowaniach to kolejne źródło przychodów.
W czasach mojego dzieciństwa nikt nie słyszał o masowej epidemii raka skóry podobnie jak o „kremach z filtrem”, a idąc na plażę kupowało się olejek do opalania w saszetkach: jedyny jaki był wtedy dostępny w kiosku czy drogerii.
Zapach tego olejku pamiętam do dzisiaj, wszystkie polskie plaże tak pachniały. 😉
Dzisiaj mamy setki kremów do wyboru do koloru z coraz to większymi filtrami, lecz zapewnienia przemysłowców o ich „skutecznej ochronie” nie znajdują przełożenia na spadek w statystykach zachorowalności na choroby przed którymi używaniem tych cudeniek powinniśmy się podobno chronić.
Do chwili obecnej nie istnieją niezbite dowody naukowe, że stosowanie kremów z filtrami zapobiega czerniakowi.
Na wszelki wypadek nie robiono badań aby potwierdzić stwierdzenie przeciwne: że to właśnie te nowoczesne kremy wywołując antysłoneczną histerię przyczyniły się w znacznej mierze do wzrostu zachorowań na raka odkąd zostały wdrożone do powszechnego użytku – zarówno dostarczając do ustroju substancje zaburzające homeostazę organizmu jak i zapobiegając wytwarzaniu antyrakowej witaminy D.
Jak dotąd nie ma też badań jednoznacznie wskazujących na to, że słońce jest jedynym czy głównym czynnikiem powodującym czerniaka złośliwego. Potrafi on zaatakować obszary ciała nigdy (przez zdrowych na umyśle ludzi) nie wystawiane na słońce w celu opalania (np. odbytnicę). 😉
Badań nie ma, ale za to mamy (smutne i z roku na rok coraz smutniejsze) statystyki.
Czas zatem zrobić użytek z własnego rozumu i zmienić taktykę jeśli chodzi o ochronę przed szkodliwym działaniem nadmiaru słońca.
Po dobroci zawsze osiąga się więcej korzyści, prawda?
Więc potraktujmy naszą posiadaną w jednym egzemplarzu skórę po dobroci i dostarczmy jej ochrony (zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz), przewidzianej przez naturę: naturalne oleje, pełna antyoksydantów dieta i nasza własna melanina.
Przyjemne z pożytecznym
Korzyści z zastąpienia kupnego „kremu z filtrem” do naturalnych olejów można przyrównać do oliwki magnezowej, która zastępuje nam nasz dotychczasowy kupny antyperspirant.
Antyperspirant podobnie jak komercyjny krem z filtrem blokuje coś co jest dla nas dobre (antyperspirant wydzielanie się potu, a wraz z nim szkodliwych metabolitów, które tą naturalną drogą nasze ciało opuszczają, zaś kupny krem z filtrem promienie słoneczne, dzięki którym produkujemy nasz naturalny filtr w skórze oraz syntetyzujemy potrzebną nam do zdrowia witaminę D) i jednocześnie przez skórę wchłaniamy coś co jest dla nas niedobre (różne nowoczesne chemikalia zaburzające homeostazę organizmu).
W przeciwieństwie do kupnych antyperspirantów oliwka magnezowa zamiast blokować rzecz dobrą czyli wydzielanie się naszego potu, neutralizuje szkody wywołane przez zawarte w bezwonnym z natury pocie bakterie (tą szkodą jest dla nas w tym przypadku brzydki zapach), a przy okazji jako bonus dostarcza nam też drogocennego magnezu.
Podobnie naturalne oleje zamiast blokować nam rzecz dobrą czyli dostęp do witaminodajnych promieni słonecznych – neutralizują szkody jakie mogłyby nam owe promienie przyjęte w nadmiarze poczynić (stres oksydacyjny), a przy okazji jako bonus naszą skórę odżywiają witaminy i inne cenne fitozwiązki zawarte w olejkach, zapewniając jej elastyczność i chroniąc przed fotostarzeniem.
Z pewnością nasza skóra i cała reszta będzie bardziej nam wdzięczna za dostarczenie jej magnezu czy też antyoksydantów z naturalnego źródła (oliwki magnezowej, naturalnego oleju) niż za zalanie jej toksycznymi substancjami – nawet jeśli producent dla zamydlenia nam oczu doda ociupinkę jakiejś znajdującej się na końcu składu kosmetyku witaminki czy innego „wyciągu z”.
Korzystając ze słońca zawsze pamiętajmy o podstawowej zasadzie bezpieczeństwa: nigdy nie dopuść do oparzenia! Natomiast wcale w tym celu nie musimy korzystać z metod proponowanych przez przemysł kosmetyczny.
Traktujmy te środki jako ostatnią deskę ratunku w wyjątkowych wypadkach i nie dajmy się zwariować reklamie.
Przydatne linki:
1. Z. Lagunova, Oslo University Hospital, „Vitamin D status: UV-Exposure, Obesity and Cancer” https://www.duo.uio.no/bitstream/handle/10852/28026/dravhandling-lagunova.pdf?sequence=3
2. dr Sarfraz Zaidi „Witamina D kluczem do zdrowia”
3. dr Soram Khalsa ” The Vitamin D Revolution How the Power of This Amazing Vitamin Can Change Your Life”
4. Jeff T. Bowles „Kuracja witaminą D3 w wysokich dawkach”
6. https://www.vitamindcouncil.org/ (organizacja pozarządowa zrzeszająca lekarzy i innych specjalistów świadomych epidemii niedoborów witaminy D wynikającej ze słońcofobii)
7. www.doctoryourself.com/vitamin_e.html
8. Charakterystyka oleju z pestek malin: https://www.researchgate.net/publication/215523935_Characteristics_of_raspberry_Rubus_idaeus_L_seed_oil_Food_Chem

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Alchemia Kobiecości napisał(a):
Czy masz jakąś wiedzę o tym, jak suplementować witaminę D podczas ciąży? Lekarze nie wiedzę za wiele na tan temat, a ulotki leków nie są jednoznaczne. Co jeśli w czasie ciąży pojawi się na skórze wysypka, która wygląda właśnie jak uczulenie, spowodowane niedoborem witaminy D? Pytam w imieniu mojej siostry, która ma właśnie taki problem.
Marlena napisał(a):
W tym artykule podałam schemat dawkowania opracowany przez dra Zaidi: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Generalnie 1000 j.m. na każde 10 kg masy ciała lub więcej (stosownie do odczytów badań poziomu D w ustroju).
Sylwia napisał(a):
Witam,
Jakoś bezskutecznie próbuję znaleźć informacje nt. Lamp antydepresyjnych, które emituja promienie UVB. Czy pod ich wpływem nasz organizm wytworzy witaminę D? Gdyby ktoś znał odpowiedź 🙂
szczepanl napisał(a):
Z chemtrailsami niestety się Pani nie popisała. Tyle Pani pisze o zdrowiu i zgłebia różne tematy w internecie, a tak ważną sprawę dla zdrowia jak chemtraile zbyła Pani „teorią spiskową”. Otóż nie jest to teoria a rzeczywistość, i jak się chce to można znaleźć wiele materiałów na ten temat, nawet oficjalne NASA bądź wypowiedzi polityków, np Al Gore, czy osławiony Snowden. Gdyby nie pryskali tym świństwem to i słońce byłoby zdrowsze nie mówiąc o glebie i powietrzu.
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nie prowadzę bloga aby się popisywać tylko aby przekazywać moje przemyślenia i zdobytą wiedzę. Akurat moja wiedza na temat chemtrailsów jest taka, jaka jest: oficjalnie to smugi po samolotach, które mają teraz takie nowoczesne paliwo, że takie (ups!) smugi zostawiają. A nieoficjalnie to… zresztą sam wiesz.
Beata napisał(a):
No niestety chemtrails to nie fikcja, to rzeczywistość 🙁 Wystarczy dokładnie poobserwować niebo, żeby zobaczyć normalne samoloty (nie zostawiające długich i szerokich smug) i te które rozpylają to świństwo nad nami, wiszące godzinami i zasłaniające słońce 🙁 Tłumaczy się to ociepleniem klimatu… Ale to oczywiście tylko dla zamydlenia oczu 🙁 Prawda jest całkiem inna…
Monika napisał(a):
O matko, rzuciły mi się w oczy komentarze o chemtrails, nie miałam pojęcia o co chodzi, więc zagłębiłam się w temat… I muszę przyznać, że zwolennicy teorii trochę popłynęli w swoich przekonaniach 😀 Kłaniają się braki w wiedzy o zjawiskach fizyczno-chemicznych czy pogodzie. Ale czymże by było życie bez teorii spiskowych 🙂
Marlena napisał(a):
Osobiście nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, natomiast na pewno wiem co widzę, a widzę dwa rodzaje samolotów czy zostawianych przez nich smug: jedne normalne (ogonek znika za samolotem), a drugie nienormalne (smuga biegnąca za nim długo wisi i potem sino-mleczną poświatą rozpływa się na boki tworząc coś jakby sztuczne chmury). Pogorszenie pogody i mleczna poświata jest powodowana tylko przez te drugie. Gdy nie latają te drugie, to piękna pogoda i zarąbiste słoneczko jest cały czas, aż do momentu gdy znowu nie zobaczę cholernych samolotów zostawiających wiszące smugi, wtedy na bank jest pogorszenie pogody, a słońce na drugi dzień wychodzi tylko na krótkie chwile, jest przy tym widoczne jakby za mleczną zasłoną albo nie wychodzi wcale, czyli nici z opalania.
Jest mi obojętne czy jest to kwestia zmiany paliwa w „zwykłych” samolotach np. pasażerskich (teoria oficjalna), czy też ukryte działania rządu pragnącego nam po cichu „regulować pogodę” rozsiewając przy okazji nieobojętne dla zdrowia substancje na nasze głowy (teoria mniej oficjalna), nie zamierzam dociekać kto ma rację bo szkoda na to mojego czasu, natomiast niepokoi mnie to, że cokolwiek by to nie nie było – zasłania nam i wszystkiemu co żyje dostęp do promieni słonecznych. Niektórzy użytkownicy sygnalizują też pogorszenie samopoczucia dzień po „oprysku z nieba” (nazwijmy to tak). Więc kto i po co to robi nie wiem do końca, nie interesują mnie też spory na ten temat i kto ma w sporze rację, ale wiem, że to nie jest dobre i należy się przed tym chronić – tak mi podpowiada mój instynkt i intuicja. Jest to przy tym zjawisko względnie nowe, tak jak wspomniałam nie przypominam go sobie z dzieciństwa, kiedy to ogonki za samolotami nie tworzyły „siatki” krzyżujących się linii, bo sam ogonek normalnie zawsze znikał, a nie wisiał, zasłaniając słońce i psując pogodę na drugi dzień. Pogoda dawniej też psuła się owszem, ale bez udziału takich rozpływających się czy krzyżujących się przedziwnych samolotowych smug – po prostu naturalnie.
ela napisał(a):
A co z olejem lnianym? Czy on się nadaje do zewnętrznej ochrony przed słońcem?
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć, żadne znane mi źródło go nie wspomina.
zagatka napisał(a):
Jak zwykle super artykuł 🙂
Ja mam takie pytanie, byłam na urlopie i bardzo dużo słońca „zażyłam”, ale jak długo wytworzona witamina w ustroju się utrzymuje? Czy trzeba codziennie na słońce wychodzić, czy wystarczy, że np. weekendy się spędza na świeżym powietrzu?
W tygodniu ciężko wystawić się na słoneczko, jak człowiek do 15 pracuje, o 16 jest w domu, a wtedy już jest za późno, bo nie ten kąt padania. Za to weekendy staram się spędzać zawsze w terenie i na słońce wychodzić, ale nie wiem, czy to nie za mało 😉
Marlena napisał(a):
Okres półtrwania witaminy D (czas jaki mija aż poziom witaminy D we krwi zmniejszy się o połowę to 2-4 tygodni. Z doświadczeń własnych z pacjentami o których pisał dr Zaidi wynika, że spędzanie weekendów na świeżym powietrzu nie jest wystarczające do osiągnięcia zadowalających poziomów witaminy D we krwi.
Anami napisał(a):
Witam, bardzo zaciekawił mnie ten artykuł, ponieważ ostatnio wiele na ten temat czytam. Jednak w każdym źródle podawane są inne informacje. O tym że im jaśniejsza skóra tym lepiej się wchłania witamina D już słyszałam, jednak w tym samym źródle czytałam iż najlepiej jest stosować jak najwyższy filtr, by skóra wciąż pozostała jasna i dobrze wchłaniała witaminę D. Sądząc po własnych doświadczeniach, stwierdzam że filtry są faktycznie, tak jak Pani napisała, niepotrzebne, ponieważ tylko zaburzają wchłanianie tej witaminy. Bardzo dziękuję zatem za ciekawy artykuł 🙂
Mam jeszcze jedno pytanie. Czy można mieć uczulenie na słońce czy promieniowanie, z takimi skutkami iż patrząc na nie się kicha? Takie dolegliwości posiadam od dzieciństwa i jestem przekonana, że to właśnie od słońca.
Marlena napisał(a):
Nie polecam patrzenia prosto w słońce, można uszkodzić oczy gdy się nie jest wprawionym (aczkolwiek jogini w Indiach potrafią się na słońce wgapiać bez szkód i przy tym medytują, no ale to już wyższa szkoła jazdy).
Pat napisał(a):
Ja też mam katar i kicham po krótkim opalaniu, ale nie wiem, czy to od słońca, czy od plaży 😉 a smarowideł nie używam
Agnieszka napisał(a):
Temat bardzo na czasie, dziękuję za tak obszerny opis. Mam pytanie związane z olejami. Czytałam nawet dzisiaj, że olej z pestek maliny (i pewnie pozostałe oleje też) należy przechowywać w lodówce. Czy w takim razie jego właściwości ulegną zniszczeniu, jeśli weźmiemy buteleczkę ze sobą np. na plażę lub basen?
Marlena napisał(a):
Agnieszko ja idąc na plażę zawijam buteleczkę z olejkiem w ręcznik frotte i on tam sobie spokojnie siedzi schłodzony jeszcze jakiś spory czas. Chodzi jednak tutaj głównie o to aby nie zostawiać naszego cennego olejku bezpośrednio wystawionego na prażące słońce. Nawet w sumie temp. pokojowa nie jest dla niego szkodliwa, aczkolwiek w lodówce przechowuje się lepiej.
Mika napisał(a):
Kiedyś wywiązała się rozmowa z pediatrą nt. wit. D3 o jej poziomie, deficytach i skutkach. Powiedział coś takiego: „Proszę pani, gdy zbadałem sobie poziom wit. D3 po urlopie na pd Europy, to po 2 tyg. intensywnej ekspozycji na słońcu wit D3 ledwie przekraczała próg normy”. Czyli wiadomo, dlaczego przewaga Polaków wygląda tak, jakby coś im śmierdziało pod nosem 😛
P.S. taki żarcik
Kasia napisał(a):
Super artykuł. Bardzo dziękuję i podaję dalej :). Pozdrawiam.
Weronika napisał(a):
Merytoryczne cudo, dzięki wielkie Marleno za ten artykuł! Jak zwykle włożyłaś mega dużo pracy i czasu w dotarcie do prawdy (która, jak to zwykle bywa, jest dla wielu niewygodna;-) Wielki eye-opener dla niejednego Kowalskiego 🙂
Potwierdzam wszelkie info, które w nim zawarłaś..
Od używania zatykaczy typu antypoerspiranty porobiły mi się zmiany torbielowe w piersiach (skorelowane czasowo) – ech te parabeny I inne świństwa. 🙁
Z pozytywnych wieści: w zeszłym roku wypróbowałam taka domowo robioną mieszankę (składniki kupione osobno w jakimś tam e-sklepie kosmetycznym: olejek z pestek malin, jakiś tam neutralny nośnik, generalnie taki zestaw chemika;) Robione przed wyjściem na plażę, na świeżo, dziecinnie proste. (wymieszanie kilku fiolek) – I rezultat mega. Nigdy nie miałam tak pięknie opalonej I zadbanej jednocześnie skóry – brązowawa (a zawsze paliłam się na różowo I tyle:/), błyszcząca, nawilzona, odżywiona skóra.. Zero poparzeń, zero schodzenia skóry, białych brzydkich płatów.. Tak jak cale życie dotychczas było… A dodam, że w zeszłym roku byłam 3 tygodnie w środku sezonu w upalnej Chorwacji, całymi dniami na dworze!!
Sklepowa chemia I te kupne (żeby nie powiedzieć: dupne:) kremy z filtrami już nigdy nie trafią w moje ręce, nie polecam!! Ich lista składników przyprawia o palpitacje serca… Róbcie własne kremy, na bazie olejów takich jak wymienia Marlena w artykule. Pozdrawiam
Asia napisał(a):
Pani Marleno znalazłam taki oto przepis na krem ochronny co Pani o nim sadzi?
90 ml olejku (może być z pestek malin lub mieszanka olejków z pestek malin, nasion marchwi, kiełków pszenicy), 120 ml oleju kokosowego nierafinowanego, 15 g wosku pszczelego (należy rozpuścić w kąpieli wodnej – sprawia, ze mikstura jest trochę wodoodporna), witamina E – olejek z pięciu kapsulek. Wszystko zmiksować, do ciemnej buteleczki i gotowe 🙂
Marlena napisał(a):
Nie próbowałam, ale brzmi dobrze 🙂
ewewelka napisał(a):
Czy można prosić o podanie składu tej mieszanki na cudowną opaleniznę? Będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam, Ewelina
mag napisał(a):
Bardzo dziękuję za ten artykuł! Mnie niestety dotknęła mania chronienia skóry przed słońcem (moja skóra to fenotyp II). Przez wiele lat stosowałam kremy z filtrami 30+, a i tak zawsze wracałam z wakacji poparzona i to strasznie. Raz zasnęłam na plaży i na drugi dzień miałam twarz jak Rocky Balboa po przegranej walce. Nie mogłam otworzyć oczu przez opuchliznę. Mam natomiast pytanie z pogranicza tego tematu. Otóż obserwuję na swojej skórze coraz większą liczbę pieprzyków. Mam wrażenie, że przybywa mi ich z miesiąca na miesiąc. Może Ty Marlenko będziesz wiedzieć jak naturalnie się ich pozbyć, bądź co może wpływać na ich ciągłe powstawanie? Może coś w mojej diecie jest nie tak? Dermatolog twierdzi, że nic się z tym nie da zrobić, a pieprzyków z wiekiem będzie mi przybywać i przybywać :/
Marlena napisał(a):
Mag, pojęcia nie mam, ale niektóre same znikają. Niektóre są też dziedziczone: ja miałam pieprzyk na pięcie przy narodzeniu tak jak mój tata, ale potem z czasem zbladł, teraz go chyba pod lupą musiałabym szukać (ale tata ma cały czas). To są miejsca gdzie następuje nagromadzenie melaniny. Mogą pojawić się nie tylko pod wpływem słońca, ale np. leków. Gdzieś czytałam, że pomaga smarowanie olejkiem rycynowym, gdzie indziej, że ocet jabłkowy je rozjaśnia.
QQ napisał(a):
a może choroba Addisona?
Marlena napisał(a):
W chorobie Adisona mamy do czynienia z rozległymi plamami, a nie z pieprzykami.
Jola napisał(a):
Alchemio.
Cytuję fragment wytycznych dla Europy Środkowej 2013.
Zalecenia suplementacji witaminą D dla populacji osób zdrowych.
Kobiety ciężarne i karmiące piersią.
Kobiety, które planują ciążę, powinny rozpocząć/ utrzymać suplementację wit. D zgodnie z wytycznymi dla dorosłych (800 -2000 IU/dobę, zależnie od masy ciała w m-cach wrzesień-kwiecień). Właściwa podaż wit. D powinna być zapewniona przed ciążą. Suplementacja w dawce 1500-2000 IU/dobę (37,5-50,0 µg/dobę) powinna rozpocząć się nie później niż od drugiego trymestru ciąży. Ginekolodzy/położnicy powinni rozważyć włączenie suplementacji wit. D wkrótce po potwierdzeniu ciąży. Jeśli to możliwe, okresowe monitorowanie stężenia 25(OH)D powinno być wykonywane w celu doboru optymalnej dawki wit. D i weryfikacji skuteczności jej suplementacji. Celem jest uzyskanie i podtrzymanie stężenia 25(OH)D wynoszącego 30-50 ng/ml (75-125 nmol/l).
Suplementy napisał(a):
Oleje bym polecal jak naturalne zrodlo witaminy e . Suplementów to juz raczej nie , byly badanie ktory potwierdzaja zly wplyw brania witaminy e jako rozpuszczalnej w tłuszczaj i bedacej w kilku odmianach ;)(za duzo 1 bylo w ustroju)
Marlena napisał(a):
Akurat Tokovit jest naturalną E (alfa-tokoferol), na skórę starczy, a jeszcze lepsze jeśli myślimy już o suplementacji doustnej są mieszanki (naturalne tokoferole i tokotrienole) lub oleje je zawierające (np. z kiełków pszenicy). Natomiast w preparatach multivitaminowych stosuję się najczęściej DL-alfatokoferol syntetyczny.
Kokos napisał(a):
Dobrym pomyslem bedzie zmieszanie oleju kokosowego z : olejem z pestek malin lub nasion marchwi lub kiełków pszenicy ?
Marlena napisał(a):
Tak, można mieszać oleje.
catherine napisał(a):
Jak zwykle genialny artykul wrzucony wlasnie wtedy gdy potrzebuje szczegolnie tych informacji:-) jutro wyjezdzam nad polskie morze jako wychowawca kolonijny i na szczescie z racji tego ze uzywam tych olejow i olejkow od czasu artykulu o odswiezaczach powietrza i olejach nierafinowanych to stoja na polce gotowe do uzycia, bylam w sklepach w ktorych kupuje czystka olej lniany i inne roznosci i na haslo olej z pestek malin sprzedawcy glupieli:-) natomiast jesli chodzi o witamine e to farmaceutka powiedziala mi dzis bardzo ciekawa rzecz otoz o ile za 15 zl kupilam 60 kapsulek z tokovitu 200 j.m. To aby kupic 400 potrzebna jest recepta no i pytanie a tak w ogole to po co pani ta witamina skoro lekarz nie przepisal? Skad pani wie ze ma niedobory?:-) hihi napisze za 10 dni jakie rezultaty osiagnelam stosujac sie do tych cennych wskazowek:-) a jeszcze mam pytanie czy taka mieszanka oleje i kapsulki mieszam sobie w pokoju przed wyjsciem na plaze i od razu to na siebie nakladam czy dopiero gdy tam dotre kilkukrotnie sie smaruje?
Marlena napisał(a):
Ha, dobrze jeszcze, że nie powiedziała „niech Pani uważa, bo witaminy są niebezpieczne i szkodliwe” 😉 A Tokovit 400 jest faktycznie „tylko na receptę” choć bez problemu można dostać wit. E 400 j.m. i nawet 1000 j.m./kaps. ale nie w aptece tylko w sklepie z suplementami.
Odnośnie Twojego pytania: spokojnie można już na plaży się posmarować.
gabrix napisał(a):
Swietny blog Marlenko:)
https://www.youtube.com/watch?v=fZhxc5aydg0
polecam dla zainteresowanych 🙂
marta napisał(a):
chcialam tylko zapytac czy to chodzi o te kaps. wit. E ktora polykamy? -tzn tym sie smarowac?
I chcialam zapytac czy olej z pestek malin – po ang. jakos inaczej sie nazywa? bo jak poszlam do sklepu ze zdrowa zywnoscia (Irlandia) I przetlumaczylam „oil from raspberry seads” to babka nie wiedziala o czym gadam…
Marlena napisał(a):
Marto tak, chodzi o te kapsułki z witaminą E w środku. A raspberry seed oil zamów sobie online np. na Amazonie: https://www.amazon.co.uk/s/ref=nb_sb_ss_c_0_14?url=search-alias%3Ddrugstore&field-keywords=raspberry%20seed%20oil&sprefix=raspberry+seed%2Caps%2C333
Monika napisał(a):
Pani Marleno!
Mam bardzo jasną karnację (efekt kilkuletniego ukrywania się przed słońcem), z dużą skłonnością do robienia się brązowych „pieprzyków”. Jeszcze przed dotarciem do tego artykułu kupiłam olej z pestek malin. W ciągu najbliższych 2 tygodni czekają mnie 4 wycieczki górskie w ramach zajęć na uczelni. Czy taka ochrona będzie wystarczająca? Chciałabym także zapytać czy ma Pani pomysł jakie jedzenie zabrać na taką wycieczkę? Przez całe życie brałam kanapki i słodycze, ale teraz sobie tego wyobrażam. Mam dosyć ograniczone możliwości kuchenne, ponieważ mieszkam w akademiku i mam dostęp jedynie do kuchenki indukcyjnej, a zabranie wyłącznie surowych produktów jakoś mnie nie przekonuje, bo jeszcze nie zawsze dobrze je znoszę. Nie wiem też co zabrać, żeby dobrze się przechowywało w plecaku. Bardzo proszę o jakąś radę.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Możesz podrasować olej z pestek malin dodatkiem witaminy E. Na wycieczkę możesz zabrać kanapki ale jak już to z pełnoziarnistego chleba na zakwasie, a zamiast słodyczy zrób sobie „mieszankę studencką” z ulubionych mieszanych orzechów, pestek i suszonych owoców.
Dominika napisał(a):
Witam, świetny artykuł. Jednak uwazam, ze kiedys bylo mniej zachorowań na raka skory bo nie było dziury ozonowej, czyz nie?
Monika napisał(a):
A coś zamiast kanapek mogłaby Pani polecić? Albo coś wartościowego do kanapek? 😉 Nie bardzo wiem z czym je przygotować. Obawiam się, że w plecaku kanapka np. z sałatą, ogórkiem, rzodkiewką i cebulą (takie często jadam) szybko się rozleci i zrobi niezbyt smaczna.
Siostra kupiła je sobie jakiś czas temu kapsułki „all-rac-alfa-tokoferylu octanu”, raczej nie bardzo się nadają, prawda?
Beata napisał(a):
Moniko! Może troszkę Ci podpowiem 🙂 Na wycieczkę najlepiej zaopatrzyć się w pojemnik – najlepiej szklany, ale jak za drogi, to może być i plastikowy. A tam wkładamy sobie co dusza zapragnie – wszelkie warzywka pokrojone tak na kęs do buzi :), można sobie zrobić pastę warzywną do tego np. z soczewicy, do tego chlebek. Ewentualnie można się pokusić o ugotowanie dzień wcześniej kaszy jaglanej z bakaliami i też spakowanie do takiego pojemniczka. No i jak pisała Marlena – wszelkiego rodzaju orzechy, bakalie, pestki. No i owoce 🙂
Ola napisał(a):
A co sądzi Pani o oleju arganowym? Kupiłam w sklepie ze zdrową żywnością z myślą, że użyję go w celach kosmetycznych, ale jak tak czytam, to wychodzi, że kupiłam spożywczy, bo pachnie czymś prażonym. W zasadzie jest bardzo jasny, więc nie wiem, czy jest w końcu spożywczy czy kosmetyczny. Nie będę używać go w kuchni, bo nie wiem do czego. Czy myśli Pani, że grzechem będzie smarować się nim?
Marlena napisał(a):
Arganowy olej jak każdy inny olej nadaje się i do jedzenia (np. do sałatek) i do smarowania skóry. Jeśli chodzi o zapach to ma on specyficzny zapach, który albo się lubi albo nie – kwestia gustu 🙂
Ola napisał(a):
To skąd się bierze to rozróżnienie na kosmetyczny i spożywczy? Podobno spożywczy produkuje się z prażonych ziaren i dlatego ma mniej składników odżywczych, więc lepiej kupić kosmetyczny. Sama już nie wiem. Zapach mi w zasadzie nie przeszkadza, bo ważniejsze są dla mnie wartości odżywcze 🙂
Marlena napisał(a):
Nie wiem, zapytam wytwórcę olejów jaka jest różnica pomiędzy olejami w wersji kosmetycznej a spożywczej. W każdym razie zasada jest taka, że to co można zjeść można również z korzyścią położyć na skórę. 🙂
Bożena napisał(a):
A co powiesz Marleno o kremie do opalania ( z wit.E ) i nie tylko, taki robię sama domowym sposobem?
Nazywam to „majonezem do twarzy” , bo robi się go podobnie
Przed zrobieniem kremu wszystkie naczynia, łyżeczki parzę wrzątkiem
Najpierw przygotowuję odrobinę niezbyt gęstego wywaru z siemienia lnianego , dodaję kilka kropel naturalnego olejku eterycznego np. cytrynowego, z bazylii . Dodaję „ konserwant” czyli domowym sposobem zrobione srebro koloidalne o stężeniu ppn 9 – pół łyżeczki. Mieszam.
Kiedyś przygotowywałam letnią czystą wodę , mieszałam ze srebrem ,ale przekonałam się ,że wywar z siemienia ( przykładowo 20-min. maseczka, która wchłaniając się jednak zasycha, ciągle musi być zwilżana ) -nawilża i ratuje skórę , wygładza zaskakująco widocznie zmarszczki , oczywiście tymczasowo, jeśli nie dba się o nią od wewnątrz codziennie .
-ucieram mikserem żółtko razem z ok.1/2 łyżeczki miodu na „sztywno” -podobnie jak majonez
Żółtko ma zastąpić emulgator i staram się używać z ekologicznej hodowli.
Żółtko z miodem ubija się dużo łatwiej.
-kiedy żółtko zbieleje i stanie się sztywne -ciągle miksując zaczynam dolewać małym strumyczkiem po kolei różne oleje . Takie jakie akurat mam , najczęściej kokosowy,z pestek malin,z dzikiej róży, czasem rozpuszczone masło kokosowe, olej z rokitnika-tego niedużo,bo krem wychodzi pomarańczowy i po wcieraniu przejściowo barwi skórę na żółto-pomarańczowo.
-ubite sztywno żółtko z olejami przekładam do słoiczka z wcześniej przygotowanym wywarem z siemienia lnianego ( w ilości ok.1/4-1/3 objętości gotowego żółtka z olejami) i miksuję krótko -tylko do połączenia się składników.
Gotowe-do lodówki
Wychodzi tego -w zależności od ilości dodanych olejów i wywaru z siemienia – 50-80 ml. Czasem trochę mniej , czasem więcej.
Przez pierwszą dobę może mieć konsystencję nieco galaretowatą ,ale i z tym łatwo się rozsmarowywuje, potem galaretowatość znika.
Jak czytałam -aby uzyskać krem nawilżający albo tłusty- ważna jest kolejność -co dodajemy do czego
-emulgator ( żółtko ) wraz z olejami – do „wody „ ( wywar z siemienia ) daje krem nawilżający ; szybko się wchłania, nie zostawia tłustego filmu
lub też
woda wlewana – do emulgatora połączonego z olejami( takiego nigdy nie robiłam ) -daje krem natłuszczający .
Stety albo niestety -taki krem przechowywany w lodówce ,wytrzymuje ok 2 tygodni,potem się psuje- ma inny zapach, zużywam go więc jak najszybciej i na całe ciało, bo grzech wyrzucać .
Teraz dodałabym kilka wyciśniętych kapsułek z wit.E ( do miksowanego żółtka ) i witaminę C.
Jak myślisz, czy żółtko jest OK ? Ma komplet witamin, minerałów – z niego powstaje życie .Ile dodać np na 50 ml kremu kapsułek wit.E ?
Taki krem jest wygodniejszy aniżeli same oleje, można przełożyć odrobinę do pojemniczka i wziąć ze sobą wszędzie ,choć nie wiem jak zachowa się bez lodówki ( chodzi o plażę) , być może się rozwarstwi. Nawet jednak rozwarstwiony też od biedy można by było użyć.
Co myślisz?
Pozdrowienia
Marlena napisał(a):
Bożenko sam krem jako taki jest OK, żółtka do maseczek i kremów można jak najbardziej wykorzystywać, ale jak taki krem na żółtkach by się zachowywał nałożony na skórę na plaży w pełnym słońcu, próbowałaś już może?
dddd napisał(a):
co pani wie o drozdzach ? zalicza je pani do zdrowych produktów wszedzie pisza ,że maja duzo witamin itp zwłaszcza z grupy b .
Marlena napisał(a):
Drożdży używam do produkcji domowego podpiwku albo kwasu chlebowego. Muszą zostać „zjedzone” podczas procesu naturalnej fermentacji. Samych drożdży nie spożywam ani nie piekę na nich domowego chleba.
.ja napisał(a):
Dzień dobry,
wspomina Pani o domowym podpiwku 🙂 a można prosić przepis? 🙂
Krzysiek napisał(a):
W temacie:
Słoneczko, słoneczko! Nadchodzi czas opalania się.
https://www.polishclub.org/2014/06/01/dr-jerzy-jaskowski-sloneczko-sloneczko-nadchodzi-czas-opalania-sie/
Marlena napisał(a):
Jaśkowski ma dużo racji: nie ma żadnych naukowych podstaw twierdzenie, iż smarowanie się filtrami z drogerii zapobiegnie zachorowaniu na czerniaka. Tym bardziej, że tak jak wspomniałam czerniak pojawić się może np. na odbytnicy. Nikt zdrowy na umyśle nie opala takich miejsc. Z filtrami czy bez 😉 A generalnie pamiętajmy, że rak to choroba ogólnoustrojowa. Ekspozycja na słońce stosowana latami bez opamiętania MOŻE być czynnikiem ryzyka ale w równym stopniu jest nim opalanie się… papierosami. Albo picie wódki. Albo wpychanie w siebie przetworzonej karmy, leków, kosmetyków, używek, szczepionek i innych ksenobiotyków. Natura wbudowała nam mechanizmy obronne przed naszą głupotą i jest cierpliwa ale tylko do czasu. Smarowanie się bez opamiętania chemikaliami też jest czynieniem czegoś wbrew naturze. Nie ma zresztą potrzeby ich stosowania skoro mamy naturalne oleje działające równie skutecznie, ale nietoksyczne i które nie powstrzymują syntezy witaminy D.
Bożena napisał(a):
Niestety nie próbowałam swojego kremu na plaży.Ale jadę za 2 tygodnie nad morze , biorę też swój krem , dodam tylko wit.E i zobaczę jak się spisze ( oby tylko pogoda dopisała) .
Myślę,że mogę smarować się przed wyjściem na plażę , a prócz zapasowego oleju naturalnego wziąć do małego pudełka również odrobinę kremu i się przekonam.
Mój łatwo wsiąka w skórę, praktycznie zaraz po posmarowaniu nie czuć,że się smarowałam a skóra jest przyjemnie gładka i mniej sucha . Oj lata niewiedzy i zaniedbań..
Co będzie działo się z nim na skórze na plaży-przetestuję , sama jestem ciekawa.
Zobaczę i napiszę.
Podobno opalanie w ruchu jest bardziej przyjazne i brak oparzeń i różnych nieprzyjemnych niespodzianek a ja najbardziej lubię dreptać brzegiem morza choć i lenistwo z książką jest mi miłe .
Pozdrawiam
moni napisał(a):
Wspomniała Pani w komentarzu o kwasie chlebowym, może zamieści Pani na niego przepis i opis zdrowotnych właściwości?
Marlena napisał(a):
Będzie wkrótce 🙂
jani napisał(a):
Ze względu na przebarwienia cały czas używam filtrów 50 – niestety wystarczy chwila nieuwagi i plamy pojawiają się na twarzy:/ Czy myślisz, ze olejek z pestek maliny może wystarczyć? Jak często mam go nakładać? Czy masz może jakieś pomysły jak walczyć z przebarwieniami? Ja od niedawna jem ostropest. Jeszcze nie zauważyłam poprawy, ale w sumie teraz jest najgorszy okres dla mojej twarzy. Przebarwienia pojawiają się na nosie, czole oraz górnej wardze. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Możesz podrasować go dodając dodatkowej witaminy E. Przebarwienia można rozjaśnić sokiem z cytryny, octem jabłkowym albo papką z witaminy C+ witaminy E nakładaną punktowo.
marli napisał(a):
ups jakoś nie zauważyłam tego komentarza i zdublowałam pytanie, jak walczyć z przebarwieniami, a tu już jest odpowiedź 🙂 ale czy mogłabyś Marleno troszkę dokładniej opisać jak stosować ocet, cytrynę czy też jak dokładnie miałaby wglądać taka papka z vit c i vit e (proporcje). czy też stosujemy w ilościach i częstotliwości dowolnej?
pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Sok z cytryny lub ocet jabłkowy należy patyczkiem higienicznym punktowo nakładać parę razy dziennie. Papkę witaminową robimy tak, że odrobinę witaminy C krystalicznej mieszamy z witaminą E z kapsułki (jak nie mamy może być kilka kropelek wody) i nakładamy punktowo. Jak wyschnie to tworzy się taka biała skorupka, którą należy następnie zmyć.
DonMatheo napisał(a):
Nazwa ” olej z pestek marchwi” jest nieco itrytujaca,jako ze marchwie nie maja pestek 🙂
Proponowalbym podawac nazwe ” olej z nasion marchwi” ,co brzmi wiele bardziej wiarygodnie.
marli napisał(a):
Marleno chylę czoła, artykuł świetny jak zwykle 🙂
Mam jednak pytanie, wiesz może jak pozbyć się brązowych przebarwień posłonecznych? a najlepiej jak ich uniknąć, jednocześnie nie unikając słońca oczywiście? Być może w moim wypadku chodzi o jakieś kwestie hormonalne, bo karmię akurat piersią, aczkolwiek wydaje mi się, że i przed ciążą miałam skłonność do tych plamek.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Karolina napisał(a):
witaj,
od kilku dni czytam artykuły Twojego bloga. Wybierając się na wakacje chciałabym zaopatrzyć się w olejki, ale mam pytanie: często trafiam na informację, że można zmieszać je z balsamem. zastanawiam się jaki balsam wybrać? (może był o tym już jakiś artykuł lub rozmowa- wtedy proszę o przekierowanie). dziękuję i pozdrawiam
Agata napisał(a):
Ja mogę polecić balsam z Sylveco – ma naturalny skład
Kaisa G. napisał(a):
Mam pytanie, czy Autorka ma jakieś porady dla osób z cerą naczynkową? Tzn. jak się pozbyć rumienienia?
betamesz napisał(a):
podbijam, jeszcze się nie dokopałam, ale może już gdzieś jest odpowiedź
Martyna napisał(a):
Swietny post! Mieszkam obecnie na Sycylii wlasnie do mnie dotarlo ze skutecznie blokuje produkcje wit. D. Na usprawiedliwienie dodam ze moj typ skory to II. Jesli nie musze nie wychodze na slonce miedzy 12 a 15 bo sie popatrzam. Z ciekawoscia wyprobuje wit E bo niestety olej z malin czy przenicy jest trudno zdobyc. Podrawiam 🙂
ewa napisał(a):
Bardzo dobry wpis, podaje go dalej osobom które panicznie boją się słońca…
reportermax napisał(a):
Witaj!
Bardzo obszernie i fajnie napisane. Gratulacje!!
A mamy takie pytanka:
Co w przypadku kuracji z kwasami? Ze względu na przebarwienia stosujemy kremy z kwasami (m.in. glikolowy, salicylowy). Skóra wówczas jest uwrażliwiona na słońce i zaleca się stosowanie cały rok kremów z wysokimi filtrami.
Czy możemy prosić, abyś się do tego odniosła?
Jeśli zaś chodzi o szybsze starzenie się skóry to czy kremy z filtrami przeciw UVB i UVA nie zapobiegają temu procesowi?
Pozdrawiamy!
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie używam ani kremów z filtrami ani kwasów salicylowego czy glikolowego. Jedyne kwasy jakie używam to te zawarte w naturalnych owocach (np. maseczkach z rozgniecionych owoców) oraz kwas L-askorbinowy (witamina C). Za starzenie się skóry należy się zabrać „od środka: mazganie się podejrzanymi chemikaliami po skórze nie należy do moich metod na zapobieganie starzenia się jakiegokolwiek narządu jaki posiadam (skóry jako największego z nich nie wyłączając). 😉
Ola napisał(a):
Napisałaś „Przed samym wyjściem na słońce zaaplikujemy na skórę antyoksydant (np. witaminę E w kapsułkach lub olejku)” może czegoś nie doczytałam ale witaminę E w kapsułkach na skórę? Czy chodziło ,że albo witaminę E w kapsułkach (doustnie) albo olejek na skórę?
Jeśli będę zażywać witaminę E doustnie podczas wakacji , to działa tak że nie muszę już nic smarować na ciało?
Poza ty bardzo przydatny artykuł 😉 Z góry dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Uważnie przeczytaj jeszcze raz cały artykuł, zwróć uwagę co napisał dr Andrew Saul.
Witamina E może być użyta w formie olejku (np. z kiełków pszenicy, który w nią obfituje) lub (jeszcze mocniejsza) kapsułek i możemy stosować to zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. O skórę należy dbać zarówno od środka jak i na zewnątrz – równocześnie.
Monika napisał(a):
„Naturalna witamina D “ze słońca” nie jest skuteczna i może znacznie zwiększać ryzyko śmiertelnego raka skóry, jeśli brakuje omega-3 i przeciwutleniaczy.”
Źródło: https://healthydebates.com/better-vitamin-d/
Proszę o opinie. Monika
Marlena napisał(a):
Ten artykuł to reklama sklepu sprzedającego olej z nasion kolendry. A witamina D ze słońca stosowana jest od tysiącleci i z pewnością NIE zabija. 😉
Kwestia antyoksydantów zarówno w diecie jak i nakładanych na skórę podczas opalania została obszernie opisana w moim artykule.
Gosia napisał(a):
A gdzie kupujesz te olejki ? żeby były sprawdzone oryginalne i rzeczywiście działały , z drugiej strony kiedyś stosowałam olejek z pestek malin z BU i powiem szczerze? jeszcze nigdy nie miałam takich pryszczy i w ogóle oleje mi nie służą , czasami jak czytam takie posty , to zastanawiam się ,że nie wszystko jest dla wszystkich ,a po zatym ja chce być jasna i tylko filtry mnie chronią , a potakim cudnym olejku na pewno mało że byłabym poparzona to jeszcze opalona !!!
Marlena napisał(a):
Wypróbowany mam olejek marki Olvita, ten sprawdzałam na sobie i złego słowa powiedzieć nie mogę – żadnych poparzeń ani innych sensacji. Nie jest tłusty, nie zapycha i nie sprawia wrażenia posiadania działania komedogennego (choć odkąd zmieniłam styl życia i oczyściłam organizm ze śmieci to pożegnałam problemy z pryszczami na zawsze, więc może to jest tylko moje subiektywne wrażenie).
Natomiast aplikując konwencjonalne filtry możesz mieć jasną skórę jak wielkookie laleczki z japońskiej mangi do jakich chcą się upodobnić współczesne dziewczęta, lecz jednocześnie fundujesz sobie niedobory witaminy D (jeśli jej nie suplementujesz), przyspieszone starzenie skóry (w czym przoduje tlenek tytanu) oraz transdermalne dostarczanie do organizmu wszelakiego syfu w postaci rozmaitych ksenobiotycznych chemikaliów zawartych w tych specyfikach (na pewno nie chroniących przed rakiem, raczej wręcz przeciwnie). Więc coś za coś.
Gosia napisał(a):
A może warto napisać w jakim pożywieniu jest zawarta wit D bo tabletki to też chemia 😀 ile musiałabym użyć kapsułek wit E ,żeby się cała wysmarować ?przez jaki okres czasu ,jak już zażywać i truć organizm tymi chemicznymi tabletkami ,cały czas zażywać ,czy 2-3 miesiące ,jak sobie to ktoś wyobraża? Podała Pani tylko jedną firmę z wit .E , co to jest też dla mnie dziwne … ja nie jem śmieciowego jedzenia ,ale mam taka skórę ,że wszytko ja praktycznie zapycha i oleje wszelkiego rodzaju odpadają i dlatego napisałam ,że nie wszystko wszystkim pasuje , jak użyłam fitra ,który podobno mnie miał chronić filtr fizyczny to mnie spaliło ,to było kilka lat temu ,teraz używam 100% mineralny i zero opalenizny ,mam też dużo pieprzyków , ktore musze chronić ,co do chorób to powiem szczerze wprost i do bólu : że nie ważne czym sie smarujecie ,czy co jecie ,bo teraz wszystko pryskane , bo po prostu po każdego kostucha przyjdzie :(co do Azji, no to wszyscy powinni według Pani umrzeć , bo stosują filtry musiałabym jeść łyżkami te filtry żeby sobie zaszkodzić ….nie upodabniam się do Azjatów .Po za tym w okresie letnim więcej stojuje filtrów na większą powierzchnię ciała ,ale jesienią ,zimą , wiosną tylko to co mam odkryte ,czyli twarz i ew. szyję . Pod filtr nakładam serum z wit C /lub E ale zawsze tak robiłam ..
Gosia napisał(a):
Miało być,, który podobno mnie miał chronić filtr fizyczny ” chemiczny *
Marlena napisał(a):
Gosiu pożywienie jest kiepskim źródłem witaminy D, niestety natura tak to umyśliła, że tę witaminę mamy czerpać głównie z kontaktu z promieniami słonecznymi. Więcej informacji znajdziesz tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Witamina E jaką opisałam w artykule jest najtańszą jak można w każdej aptece dostać, można też użyć dużo droższych preparatów (tam są już mieszanki tokoferoli i tokotrienoli) ale do opalania trochę szkoda, a sam alfa-tokoferol chroni doskonale.
Oczywiście, że wszyscy musimy kiedyś umrzeć, ale chyba lepiej żyć dłużej i zdrowiej niż krócej i z wiecznie nękającymi przypadłościami 😉
misia napisał(a):
Ja kupiłam tokovit 400. Są to dość duże kapsułki: na jedną nogę wystarczą dwie.
joanna napisał(a):
Dzieki za swietne informacje. Czy ma Pani wiedze na temat dosloneczniania lampami oraz korzystania z salonow do opalania? Bede wdzieczna za informacje, a moze nawet, w przyszlosci, artykul na ten temat. Serdecznie pozdrawiam, joanna
Misia napisał(a):
Kupiłam olejek z nasion marchwi i pestek maliny. Wypróbowałam na plaży na sobie, mężu i dzieciach. Dzieci i ja trochę do słońca przyzwyczajeni (codzienne spacery z psem) – olejki sprawdziły się super, piękny kolor skóry, połysk, pielęgnacja. Niestety mąż posmarowany malinowym poparzył się po dwugodzinnym pobycie nad morzem 🙁 Więc jednak nie ma co porównywać filtrów naturalnych z chemicznymi, są po prostu dużo słabsze. Olejki nie sprawdzą się też w ciepłych krajach, gdzie nasłonecznienie jest większe, no i do wody co chwilę się włazi… I jeszcze jedna wada: bardzo brudzą ubrania 🙁
Marlena napisał(a):
U mnie olejek malinowy się sprawdza. I nie brudzi ubrań, jak do tej pory nie zauważyłam. Szybko się wchłania. Także ja na pewno nie zamienię produktu naturalnego na chemikalia 🙂
Lizzie napisał(a):
A co jeśli ktoś jest raczej wielbicielem bladej skóry? 😛 To chyba jednak jest skazany na filtry, smarowane przynajmniej w najbardziej odsłonięte miejsca (twarz, dekolt, ramiona), zwłaszcza jeśli chce choć trochę pobyć na dworze czy plaży, w końcu od tego jest lato. Zdaję sobie sprawę, że filtry to jednak (nieprzebadana jeszcze zbyt dobrze w dodatku) czysta chemia, ale z tego co widzę, to naturalne filtry typu oleje czy witamina E chronią tylko przed szkodami spowodowanymi promieniowaniem, a nie przed samą zmianą koloru skóry w wyniku kontaktu ze słońcem…
Btw, czytając wszelkie artykuły o słońcu, zauważyłam, że jest pokazywane niemal wyłącznie jako źródło wszelkiego zła (rak skóry, poparzenia, fotostarzenie, zaostrzenie trądziku, problemów z naczynkami). Oczywiście, wszystko jest szkodliwe w nadmiarze, ale bez przesady. Zwłaszcza, że w tych artykułach niemal zawsze polecane są jakieś filtry przeciwsłoneczne. Jak widać pieniądz rządzi światem 😉
Marlena napisał(a):
Wielbicielki bladej skóry już zapłaciły swoją cenę w historii ludzkości: bladolice hrabianki cały dzień żyjące na solach trzeźwiących nie wytrzymywały konkurencji w figlach miłosnych z krzepkimi opalonymi wiejskimi dziołchami, o czym panowie hrabiowie dobrze wiedzieli i z tego faktu (a jakże!) skwapliwie korzystali. I to z nimi figlowali i mieli (zdrowe) dzieci. A tak na serio: mamy szczęście, że żyjemy w XXI wieku i mamy dostęp do suplementów witaminy D (w przeciwieństwie do bladolicych hrabianek), należy zatem zadbać o prawidłowy jej poziom w plazmie – niezbędny dla długowieczności i witalności. Na co Ci piękna jasna skóra skoro cieszyć się nią będziesz głównie kursując między przychodnią a szpitalem (a w szerszej perspektywie nawet tfu, tfu, odpukać, hospicjum)? Pomyśl chwilę: gdyby natura dla nas zaplanowała bladą skórę, to wymyśliłaby inny mechanizm obronny przed słońcem jednocześnie zapewniający produkcję witaminy D. Tymczasem… co my tu mamy?… ano mamy naturalnie wbudowaną fabryczkę melaniny. 🙂
Czyli (odkładając na bok względy powiązane z ludzką próżnością i królowaniem ego ponad zdrowym rozsądkiem, instynktem samozachowawczym, a nawet zrozumieniem superinteligentnych praw natury) naszym wrodzonym i naturalnym stanem rzeczy jest mieć skórę pod wpływem słońca przyciemnioną. W jakimś konkretnym celu. Tym celem jest zdrowie. Czyli dając nam fabryczkę melaniny w prezencie natura podarowała nam jednocześnie klucz do zdrowia. Nie chcesz korzystać z tego daru – Twoja sprawa, ciesz się jednak i korzystaj przy tym z tego, że żyjesz w XXI wieku i masz dostęp do witaminy D w butelce (lub kapsułkach). Pilnuj tego. Zrób badania swojego poziomu D i nie traktuj tego lajcikowo, bo na dłuższą metę to się nie opłaci – doniesienia naukowców nie pozostawiają złudzeń. A jeśli już tak uporczywie Twój umysł trzyma się konceptu „jasnej skóry” to przynajmniej wybierz cień. To dużo zdrowsze niż dostarczanie przez skórę związków chemicznych, których nasi przodkowie nie przetestowali i tak naprawdę nie mamy pojęcia jak długoterminowo działają one na ludzki organizm (możemy się tylko domyślać, że obojętne dla zdrowia nie są). Cień za to jest sprawdzony przez naszych przodków przez tysiąclecia 😉
Bożena napisał(a):
Odpowiedź na pytanie Marlenki z 29.06.2014 co do kremu robionego domowym sposobem.
Rady dotyczące opalania ,witamina E na plażę – bezcenne-sprawdziły się na 200 %. Dzięki Marleno za tę wiedzę!!!
Jeszcze nigdy nie byłam tak ładnie , szybko i bezboleśnie opalona, brak rumienia, poparzeń i komfortowe samopoczucie. Niech się schowają wszystkie sztuczne mazidła. Przy tym na plaży nie przebywałam zbyt długo ( tak do 2 godzin ),również chodziłam , słoneczko też dopisywało.
Mój krem się nie ugotował ,żółtko się nie ścinało, część przekładałam do malutkiego słoiczka , mieszałam palcem z olejem z kiełków pszenicy ,smarowałam się, reszta na plażę, ale porcja kremu przeznaczona na wyjście mimo zawijania w ręcznik przybierała raczej płynną konsystencję, no może była bardziej jak emulsja. Na plażę brałam tylko tyle ile potrzeba było na smarowanie 1-2 razy . Fakt , po jakiejś godzinie krem się rozwarstwiał , . Ale to mi nie przeszkadzało. Mieszałam i smarowałam. Nie jełczał, nic się z nim nie działo .
Chociaż,okazało się że nie można go było nosić przez cały dzień w torbie , zdarzyło mi się raz czy dwa długo nie wracać na kwaterę , więc krem wędrował ze mną przez cały dzień. Po powrocie, już nie wydawał mi się taki świeży,choć nie powiedziałabym, że był skwaśniały. Ale nie używałam już tej reszty .
Pozdrawiam
kokaina napisał(a):
HEJ. A JAK PODAWAĆ WITAMINĘ D NOWORODKOWI? RODZĘ ZA TYDZIEŃ RÓWNY;) I MOŻE NIE MUSIAŁABYM SYNTETYCZNEJ PODAWAC? CZY JEDNAK WARTO?
Marlena napisał(a):
Pediatra powie Ci jak podawać wit. D dzieciaczkowi.
kokaina napisał(a):
pediatra? nie ufam lekarzom;(
Marlena napisał(a):
Kokaino, nie wszyscy lekarze są „źli”. Są ci bardziej oświeceni i są zakute betony. Szukajcie a znajdziecie 🙂
Gosia napisał(a):
Pani Marleno ,a co Pani powie na ten temat : na wstępie FIlTRY nie zabiezpieczają w 100% przed słońcem , jedynie opóźniają ten proces promieni UV , bo ja mimo stosowania filtrów jestem lekko muśnięta słońcem ,a jakoś nie przesiaduje na słońcu , po prostu spaceruje i tyle , więc według Pani wywyodów nie powinno mi brakować wit D, ani nie powinnam chorować , z innych źródeł dowiaduje się ,że nawet lekkie muśniecie przez słońce powoduje niedobór tej wit. D oprócz tego łykam wit E i jem ostropest plamisty , i łykam witD 1000j.m bo nie da sie kupić w aptece wiekszych dawek bez repcepty , za niedługo ide sprawdzić wit.Dz drugiej strony nie chce wyglądać ,,jak skwarka” bądź tu człeku mądry jedni piszą wystawiaj sie ,bo bedzie brak witaminy ,a inni jak się nawet wystawisz to i tak brak …..jednak ja uważam ,że trzeba korzystać mądrze i nie popadać z skrajności w skrajność ,a Pani co myśli ?
GosiaM napisał(a):
Gosiu, w aptekach od kilku miesięcy można kupić wit d3 bez recepty. Nazywa się Vigantol. 10 kropli to 5000j.m. Buteleczka zawiera 10ml.
Gosia napisał(a):
A co w tej sytuacji , jedni mowią ,że promienie słoneczne szkodzą od godziny 12:00-16:00 , a inni mówią ,że słońce szkodzi od wschodu do zachodu , i tu też mam dylemat , bo mnie uczono tej pierwszej wersji ,ale po tylu latach być może nauka poszła do przodu i naukowcy odkryli ,że slonce szkodzi cały czas? czy Wie ktos na ten temat coś?
dddd napisał(a):
pani napisała o lampie kwarcowej ,czy kupienie takiej lampy do syntetyzowania wit d w organizmie na uzytek domowy to dobry pomysł ?
dddd napisał(a):
coś takiego https://www.fotograficzneakcesoria.pl/lampa-kwarcowa-swiatla-stalego-1000w-z-plynna-regulacja-lq1000-oswietlenie-lampa-studio,id909.html?utm_source=okazje.info&utm_medium=referral&utm_campaign=okazje.info bo na medyncze za 6000 zł nie mam kasy .
Marlena napisał(a):
To mi nie wygląda na lampę kwarcową do opalania. To jest sprzęt fotograficzny/studyjny.
Marlena napisał(a):
Kiedyś takie lampy były bardzo popularne, produkowała je Polska, przywoziło się je też z NRD. Nie wiem czy są jeszcze dzisiaj produkowane, zobacz na Allegro, jest tam sporo używanych.
dddd napisał(a):
czyli uwaza pani ze taka lampa to dobre zrodło dostarczania wit d ?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, sprawdź.
dddd napisał(a):
mam byc krolikiem doswiadczalnym ,nie dzieki znalazlem jednak inne zrodla wiedzy na ten temat mamm nadzieje ze wiarygodne.
Marlena napisał(a):
Przecież nie napisałam byś został „królikiem” tylko abyś sprawdził informacje w sieci na ten temat. Właśnie o to chodziło, fajnie że się domyśliłeś 😉
Kiedyś używałam takiej starej NRD-owskiej kwarcówki na trądzik. Opalić się opaliłam, trądzik ucichł, ale poziomu wit. D jako takiego to laboratoryjnie nie sprawdzałam (to za komuny jeszcze zresztą było). Jeśli lampa ma UVB to na pewno powoduje produkcję D tak jak słońce.
dddd napisał(a):
yhm ,jeszcze jedno pytanie ,czytałem tez o promieniowaniu uvc ,w jednych artykułach pisza, ze jest bardzo szkodliwe z koleji sprzedawcy sprzetu medycznego podaja ,ze uvc zabija wszytkie zaraki grzyby wirusy i bakterie w powietrzu i na powieerzchniach pomieszczenia ,takie tez lampy stosuje sie na salach operacyjncyh w roznego rodzaju pomieszczeniach szpitalnych , konkretnie dlugośc fal 253,7 nm. jaka ma pani wiedze na ten temat ? czy kupienie takiej lampy na sciane do pokoju to dobry pomysł ,zeby zabijała zarazki bakterie grzyby itp czy jest to szkodliwe ?
Marlena napisał(a):
A po co masz zabijać zarazki u siebie w pokoju? Przecież masz od urodzenia już wbudowanego potężnego ochroniarza, który stoi na straży Twojego zdrowia i chroni przez drobnoustrojami, a jest nim Twój system odpornościowy. Gdyby nie ten strażnik to już byś dawno nie żył, biorąc pod uwagę ile drobnoustrojów masz w tym momencie na każdym centymetrze kwadratowym skóry, a o jelitach nie wspominając, gdzie nosisz 1,5 kg flory bakteryjnej (a przynajmniej tyle powinieneś jej tam mieć aby cieszyć się przewlekłym zdrowiem, radością życia i długowiecznością). Mamy więcej w sobie bakterii niż komórek tak naprawdę. 🙂
Więc wyluzuj – wszystko jest OK. Wszystko jest tak doskonale zaprojektowane przez tak niesamowicie inteligentnego projektanta, że nie masz się czego lękać. Nie przyszedłeś na ten świat aby się bać bakterii i żyć w ciągłym strachu przed nimi, tylko aby radować i cieszyć się życiem i dostałeś do tego celu wszelkie narzędzia i wszystkie potrzebne mechanizmy, aby nic Ci nie zakłócało tej niepowtarzalnej frajdy ze wspaniałej przygody zwanej życiem.
o.laz napisał(a):
lampy bakteriobójcze stosuje się w salach operacyjnych, gabinetach zabiegowych itp ale gdy jest naświetlanie (raz czy 2 razy dziennie po pół godziny) to jest przerwa w pracy 🙂 – ludzie muszą wyjść z takiego pomieszczenia bo jest to rzeczywiście szkodliwe
Lidia napisał(a):
Czytałam kiedyś, że po opalaniu nie należy się myć mydłem, ponieważ w ten sposób właśnie zmywamy z siebie wit.D, która wchłania się powoli aż do 48 godzin. Czy to jest prawda?
Bardzo proszę Marleno o komentarz
Marta napisał(a):
chcialam sie podzielic moja opinia po przetestowaniu:
przed wakacjami w Hiszpanii zaopatrzylam sie w olej z nasion malin I wit. E –
w Hiszpanii bardzo ostre slonce 37/38 stopni bylo – smarowalam sie olejkiem malinowym – ale niestety po 2 godzinach – skora bardzo czerwona I zaczela piec…
no to nalozylam wit. E 400 – I musze przyznac ze super! przestalo szczypac – I na drugi dzien skora normalna – przez nastepne kilka dni stosowalam sztuczne „50 I 30” bo witaminy E – nie mialam na tyle zeby cale cialo tym smarowc – jak skora zbrazowiala – to nie nakladalam nic – I nic sie ze skora juz nie dzialo! we wczesniejszych latach bym sobie nie pozwolila na „nic” ale po tym artylule sie odwazylam – I pozytywne zaskoczenie!
to moje prywatne obserwacje – na kazdego ten olej malinowy moze inaczej dziala – albo moze mi w internecine jakies „badziewie” sprzedali… – bo pachnial jak olej kuchenny – 100 ml a kosztowalo mnie 30 euro…
ale witamina E – bardzo polecam!
Ania napisał(a):
Pani Marleno, a czy poleciłaby Pani jakąś konkretną lampę, żeby się zimą naświetlać tak z 5 minut dziennie?
pozdrawiam
Ania napisał(a):
Sorry, dopiero doczytałam w komentarzach, że temat był poruszany. Ja chyba sobie kupię taką kwarcówkę na zimę
Monika napisał(a):
A co z solarium, zdrowsze od kremow do opalania ?
Marlena napisał(a):
To zależy od rodzaju lamp – nie każde solarium sprzyja zdrowiu.
Lidia napisał(a):
Ponawiam pytanie: czy to prawda, że po opalaniu nie należy się myć mydłem, ponieważ w ten sposób właśnie zmywamy z siebie wit.D, która wchłania się powoli aż do 48 godzin?
Bardzo proszę o odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że raczej nie powinno się robić peelingu czy szorować naskórka, ale mydło nie sądzę aby zrobiło krzywdę, ono zmywa jedynie kurz, pot, bakterie itd. ale nie usuwa nam samego naskórka w którym toczy się wstępna produkcja wit. D.
Kasia napisał(a):
Również słyszałam, a dokładnie w Trójce, w audycji G.Dobroń, że witamina D nie jest produkowana w skórze; powstaje na powierzchni skóry, z cholesterolu, pod wpływem UVB, a następnie wnika do organizmu transdermalnie. Najlepiej nie myć skóry przez 48h, żeby cała witamina D się wchłonęła.
Mówił o tym zaproszony lekarz i miałam wrażenie, że Grażyna była tym njusem bardzo zdziwiona. Ciekawe, ciekawe ..
Paulina napisał(a):
Pani Marleno mam pytanie, teraz zima, czym smarować buzię dzieci wychodząc na mróz ? Ps. Bardzo dziękuję za super blog i wiedzę jaką tu Pani zamieszcza. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Paulino, najlepiej użyć coś naturalnego. Może to być olej np. kokosowy lub na silniejsze mrozy arganowy. Są też kremy organiczne na mróz, można poszukać w eko drogeriach.
Sylwia napisał(a):
Marleno! Bardzo często korzystam z Twoich porad zamieszczanych tu na bloogu, wkładasz w to dużo pracy i serca, jesteś wszechstronna 🙂 Proszę podpowiedz mi jak poradzić sobie z przewlekłym zapaleniem zatok, codziennie chodzę na basen, mam pracę biurową, więc jest to jedyna forma ruchu dla zachowania jako takiej 🙂 kondycji i zdrówka. W chwili obecnej musiałam skorzystać z antybiotyku, chrypa nie pozwalała mi wydobyć z siebie głosu, do tej pory popijałam ziółka:pokrzywę, skrzyp polny do tego witaminka c,d i e i jakoś przez kilka lat nie brałam antybiotyków.Moja mama jest wielką zwolenniczką ziół szwedzkich, co o nich myślisz?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Popracuj nad poprawieniem odporności, szczególnie gdy zażywasz antybiotyki. Zwróć uwagę na prawidłową florę jelit i zaopatrzenie organizmu w potrzebne mu witaminy, minerały i kwasy tłuszczowe Omega-3. Samo dodanie ziółek aczkolwiek pomocne – nie załatwia sprawy, potrzebna jest kompleksowa dbałość o odporność i ciągła praca nad jej wzmacnianiem wszelkimi sposobami. Doraźnie na zatoki pomaga nagrzewanie strumieniem ciepłego powietrza, suszarką do włosów – to sprawdzony sposób mojego taty. 😉
Sylwia napisał(a):
Witaj Marleno!
Dziękuję za odpowiedz, jeszcze mam jedno pytanie, czy witaminy powinnam zażywać w trakcie kuracji antybiotykiem, czy po zakończeniu. Informacje w necie na ten temat są bardzo różne.
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Osobiście nie łączę antybiotyków z witaminami z banalnego powodu: już nie potrzebuję antybiotyków – zastąpiłam je witaminami, które się sprawdzają zawsze ilekroć zajdzie potrzeba. Sięgam po nie przy najmniejszych oznakach rozpoczynającej się infekcji, biorę tyle (i tak często w ciągu doby), aby do rozwoju infekcji nie doszło. I nie dochodzi! 🙂
Jest wiele rzeczy, które działają jak antybiotyk (osobiście używam C, ale może być też D, może być cynk, może być B-complex) nie niszcząc mi układu immunologicznego (80% układu odpornościowego mamy w jelitach) tak koncertowo jak robią to antybiotyki, które tylko w sytuacjach ratujących życie bym wzięła do ust, w innym przypadku dziękuję, ale nie – nie potrzebuję.
Przemek napisał(a):
Witam serdecznie,
Bardzo dziękuję za znakomity artykuł. Zastanawiam się nad zakupem lampy opartej o świetlówki philips UV-B narrowband TL pracującej w wąskim paśmie 315-290 nm (pasmo skuteczne 315-305 nm z pikiem 311nm) o mocy 9W. Opis wraz z charakterystyką można znaleźć tutaj
W związku z powyższym chciałbym prosić Panią o radę w dwóch kwestiach.
1) Czy świetlówki w tak wąskim paśmie dadzą efekt leczniczy?
2) Mam możliwość zamówienia lampy z kilkoma zamontowanymi świetlówkami. Jaka sumaryczna moc świetlówek (moc pojedynczej 9W) da leczniczy efekt w czasie naświetlania przez około 15-20 minut raz w tygodniu?
Pozdrawiam serdecznie,
Marlena napisał(a):
Przemku, nie używam, nie znam się, zadaj proszę pytania o produkt producentowi lub sprzedawcy.
Sylwia napisał(a):
Witam,
Mam takie pytanie do Pani. Zacznę od tego, że należę do osób wielbiących jasną karnacje, ale po przeczytaniu tego artykułu chyba niestety będę musiała to zmienić, zdrowie ważniejsze. Jednak tak sie jeszcze zastanawiam czy wystarczające ilości witaminy D mogłabym wyprodukować, nie opalając tylko twarzy? Jeśli resztę ciała wystawie na promienie słoneczne, a twarz przykryje to nie zmieni różnicy w wyprodukowaniu dostatecznej ilości witaminy D, tak ?
Kasia napisał(a):
Zakochałam się w twoim blogu!! Czytałam ten artykuł z wielkim zaciekawieniem, ale i zastanawiałam się czy napiszesz coś na temat suplementacji witaminą D w okresie jesienno-zimowym, kiedy nie mam dostępu do słońca.
Ja ostatnio przekonałam się na własnej skórze o dobroczynności tej witaminy. W styczniu miewałam takie dni, że płakałam słuchając muzyki. Nie widziałam sensu w życiu i nic mi się nie chciało. Zafundowałam sobie 2 tygodniową suplementację witaminy D – w formie oleju i muszę przyznać, że czuję się jakbym ubrała różowe okulary! Wszystko wróciło do normy, jestem znowu szczęśliwa 🙂
Marlena napisał(a):
Na temat suplementacji wit. D pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Marigo napisał(a):
Nie miałam pojęcia o istnieniu olejków do opalania bez chemii! dziękuję za uświadomienie, zaraz kupuję, przecież mam małe dzieci
Michał napisał(a):
Akurat interesuje się lotnictwem i sam latam 😀 Więc wyjaśniam, że te smugi czasami znikają szybciej czasami później zależnie od wysokości na jakiej leci samolot. Być może dlatego nie było ich gdy byłaś młodsza, że latało dużo samolotów turbośmigłowych, które takowych smug nie zostawiały. Ma też tutaj znaczenie wilgotność powietrza, w skrócie mówiąc, czasami gdy wilgotność jest bardzo duża tworzy się nam chmura i to jest wlasnie ta dlugo pozostajaca smuga.
Marlena napisał(a):
Michał, dziękuję za wyjaśnienie, aczkolwiek sposób w jaki smugi pozostają na nieboskłonie nie jest naturalny (smugi się krzyżują) i dziwnym trafem zaraz po tym jak się pojawiają to zawsze pogarsza się pogoda.
Hubert napisał(a):
Marleno, łatwo tu pomylić przyczynę ze skutkiem. Być może nie dlatego psuje się pogoda, że pojawiły się smugi, ale dlatego się pojawiły, że wkrótce miała się zepsuć pogoda, a co za tym idzie warunki atmosferyczne (zwłaszcza wilgotność) sprzyjały powstawaniu i utrzymywaniu się smug.
Ale mniejsza o smugi, chciałem jeszcze dodać dwie uwagi odnośnie artykułu.
Po pierwsze, ad 10.: otóż nie tylko nie zyskujemy witaminy D, ale wystawiając się na działanie promieni słonecznych przez szyby możemy wręcz ją tracić. Z tego co niedawno wyczytałem, rzeczone promienie UVA powodują rozpad (nie wiem jak to fachowo określić) witaminy D i mogą przyczynić się do niedoborów. Oczywiście tylko kiedy są wyizolowane, tzn. nie towarzyszą im promienie UVB, a właśnie tak się dzieje w przypadku szkła, że przepuszcza UVA, a UVB nie.
No a druga ciekawostka, moim zdaniem ważna, jest taka, że aby efektywnie zsyntetyzować wit. D przez skórę, należałoby co najmniej dobę, a najlepiej ze dwie po opalaniu nie myć skóry (a przynajmniej nie szorować i nie używać detergentów). Jedną z przyczyn, dlaczego często ludzie mimo sporej i regularnej ekspozycji na słońce mają wciąż bardzo niskie poziomy wit. D może być właśnie ta niepozorna okoliczność. Kolejny raz wychodziłoby na to, że nasza współczesna obsesja na punkcie higieny przynosi więcej szkody niż pożytku.
Kasia napisał(a):
A co w przypadku ciąży? uważa Pani,że oprócz wychodzenia 10-14 można stosować te oleje na twarz? to będzie wystarczająca ochrona? nie chciałabym,żeby pojawiły mi się przebarwienia,a jeżeli mam się chronić w sposób naturalny to chętnie spróbuję.
laurentino napisał(a):
Witam, mam pytanie. Od lat kiedy nie stosuję kremu z filtrem na twarz powstają plamy brązowe które przez całą zimę staram się usuwać różnymi sposobami. Czy są inne sposoby? Może suplementy aby te plamy nie powstawały?
Pozdrawiam Agnieszka
Majka napisał(a):
Witam 🙂
Jestem nowicjuszem ale już wiem że zostane tu na dłużej 🙂 zaczęłam od artykułu o opalaniu z racji tego że za 3 tygodnie wybieram się na urlop do Egiptu. Już w zeszłym roku postawiłam na zdrowe opalanie i zabrałam ze sobą olejek malinowy i z kiełków pszenicy i spisały się super ! Nie wiedziałam natomiast o witaminie E ale codziennie łykam jedną kapsułkę ostropestu czy to wystarczy ?
Chciałam się również „pochwalić” że mam optymalny poziom wit. D a jak poszłam do endokrynologa na kontrolę to aż wykrzyknął zdumiony ” Nie wierzę mam przed sobą całkiem zdrową pacjentkę !!” dało mi to do myślenia i zmusiłam całą rodzine do sprawdzenia poziomu D i co się okazało : poniżej wszelkiej normy ma tej witaminy moja córka która od 8 lat mieszka w Egipcie ! Dostała dość mocną suplementację troszkę jej się poprawiło (zahacza o dolną granicę normy) co ja bym jej mogła polecić z takich zdrowych metod ? Na pewno nie szaleje z filtrami a nawet wiem że kupuje tam sobie olejek karotenowy to pewnie odpowiednik tego z pestek marchwi ?
Pozdrawiam serdecznie
Aga napisał(a):
Moje pytanie dotyczy ww. olejków. Czy chodzi tu o oleje przeznaczenia kosmetycznego, czy te spożywcze też nadają się do zewnętrznego użytku?
Marlena napisał(a):
Wszystko co możesz zjeść możesz również bezpiecznie nałożyć na skórę.
Livida napisał(a):
Marleno powiedz czego używasz do nośnika wit. E i oleju z pestek malin? Co najlepiej sie sprawdzi do opalania?
Marlena napisał(a):
Używam różności, w zależności od pogody, czasu ekspozycji i już osiągniętej opalenizny. Moja ulubiona mieszanka: mieszam malinę z kokosem i wciskam parę kapsułek z witaminą E (nakłuwam je szpilką i wyciskam do środka). Bardzo dobrze chroni i przy okazji obłędnie pachnie 🙂
Livida napisał(a):
Masz na mysli olej kokosowy?
Marlena napisał(a):
Rzecz jasna 🙂
Livida napisał(a):
co myslisz o tym olejku z pestek malin?
[link]
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie używałam z tej firmy. Mam dwie sprawdzone firmy: Olvita i Etja i z tych firm używam.
marianna napisał(a):
Marlenko mój olej z pestek malin Olvity pachnie jak zjełczały [data ważności ok.] przypuszczam że powinien pachnieć malinami, czy tak? I jeszcze pytanie gdzie przechowywać nadmiar zrobionej mieszanki na opalanie? pozdrowienia M.
Marlena napisał(a):
No jak wącha się z butelki to on taki zapach trochę ma dziwny, ale weź kroplę i rozetrzyj na skórze, wtedy zapach jest inny. Nie jest to zapach samego owocu maliny, lecz raczej krzaka maliny, taki jakby zapach „zielska”, czy sianka, nie wiem jak to nazwać. W sumie przyjemny 🙂
Mieszankę ja przechowuję w szafce w łazience, ale jak chcesz to możesz i w lodówce.
Marysia napisał(a):
1) A co z kremami, które mają wysoką ochronę przed UVA? Też są bezużyteczne?
2) Jak funkcjonować w sytuacji, kiedy spędza się całe dnie na dworze – np. praca czy forma urlopu? Nie można schować się w cień, nie można smarować się w kółko ani olejem, ani preparatem…
Marta napisał(a):
Witaj Marlenko,
W infografice wkradł się błąd, wpisałaś dwa razy olejek migdałowy a zakładam, że chciałaś zamieścić z orzechów laskowych.
Poza tym – ground breaking mówiąc ładnie po polsku;) artykuł i informacje. Jak zresztą wiele innych u Ciebie. Zaczytuję się od pół roku już i apetyt wciąż rośnie na więcej:). Odmieniasz życie. Poszerzasz horyzonty, demaskujesz i obalasz mity. Słów mi brak by wyrazić ogrom podziwu, szacunku i podziękowania. Chciałabym abyś wiedziała, że jesteś jak misjonarka, niesiesz kaganek oświaty i rozświetlasz mrok:). Obyś była jak ta latarnia morska i jak najdłużej świeciła i pomagała cało dotrzeć do zdrowia dla pogrążonych w odmętach stereotypów, nawyków i mitów rozbitków lub kandydatów na zdrowotnych rozbitków. Rozpisałam się, ale zbiera mi się od grudnia od kiedy Cię czytam i propaguję wśród znajomych. Uściski!
rzodkiewkowy napisał(a):
Czy wiadomo jakie promieniowanie emituje się w solariach i czy – jeśli jest UVB – to równie działa produkcja witaminy D tak jak podczas wystawiania się na promienia słoneczne?
Marlena napisał(a):
Głównie stosuje się lampy UVA – dają opaleniznę ale nie mają wpływu na produkcję witaminy D. Po prostu należy pytać w danym solarium jakie mają lampy i prosić o certyfikat do wglądu.
barbara napisał(a):
Proszę o komentarz w sprawie bielactwa, czy jest jakieś lekarstwo na tą chorobę.
Marlena napisał(a):
Barbaro, zerknij proszę do tego artykułu wraz z komentarzami, tam była poruszana kwestia vitiligo (bielactwo), które są duże szanse iż podda się ono ponownej repigmentacji gdy tylko uzupełni się poziom witaminy D: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
basia napisał(a):
Czy u małych dzieci można stosować wit e na skórę i w.w. olejki?
Marlena napisał(a):
Nie mam danych aby witamina E lub naturalne oleje pochodzące z nasion jadalnych dla człowieka roślin były w jakikolwiek szkodliwe dla skóry. Nawet u dzieci.
KASIA napisał(a):
Wkrótce wybieram się na urlop i mam pytanie. Czy jako ochronę przed szkodliwym działaniem słońca można stosować na skórę wit E w połączeniu z wit A? W artykule mowa jest tylko o wit E, natomiast preparaty z apteki bardzo często są w połączeniu z wit A.
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Paulina napisał(a):
Czy opalając się należy suplementować wit K2?
Marlena napisał(a):
Źródła nic nie mówią na ten temat, więc trudno mi powiedzieć. Ja dokładam K2 tylko zimą gdy biorę suplement witaminy D, natomiast latem czerpiąc ją ze słońca – nie.
Stenia napisał(a):
A w jakich ilościach suplementować wit. K przy równoczesnym przyjmowaniu wit. D? Czy ma to być zalecana norma dobowa czy zwiększać ją w zależności od ilości wit. D?
Lena napisał(a):
Czy możesz podać dobre proporcje tej ulubionej mieszanki – olej z pestek malin, kokosowy i wit.E ? Dolewasz to do butelki oleju malinowego, czy jakoś inaczej sporządzasz?
Marlena napisał(a):
Do kokosowego dodaję malinowy i wciskam E. Na oko to robię, więc proporcji dokładnych nie podam.
Lena napisał(a):
i jeszcze czy można smarować się taką mieszanką, która nie będzie w lodówce przez tydzień? (brak warunków)
Marlena napisał(a):
Musisz obserwować czy nie jełczeje.
lena napisał(a):
czemu usuwasz moje wpisy? normalne pytania zadaje przeciez…
Marlena napisał(a):
Nie usuwam, mało tego – udzielam Ci normalnych odpowiedzi 🙂
Jednak nie siedzę przy komputerze 24 na dobę, więc dziękuję z góry za cierpliwość!
lena napisał(a):
..ach bo przez jakiś czas nie było widać moich wpisów, wybacz 🙂
Maga 30 napisał(a):
Ja jestem strasznym bladziochem, zawsze używałam kremów z filtrem 50, jedyne co mnie zawsze denerwowało, to że były słabo wodoodporne, teraz mam la roche posay, anthelios xl, póki co jestem w fazie testowania, rozprowadzanie świetnie, szkoda, że bezzapachowy, mógł mieć jakiś fajny delikatny zapach. Olejkom, hmm jakoś nie byłabym w stanie zaufać, kokosowy i lniany to w kuchni stosuję 🙂
Marlena napisał(a):
Powinnaś wypróbować patent w olejkiem malinowym podrasowanym witaminą E.
Komercyjne „kremy z filtrem” nie mają długoterminowych badań i tak naprawdę nie wiemy co robią z ludzkim organizmem – ani dla nas, ani dla naszych przyszłych pokoleń.
Weronika napisał(a):
Świetny artykuł!
Ja już od roku ponad suplementację wit. D, z powodu jej niedoboru. Mam chorobę Haschimoto, ponoć przy tej chorobie często takie niedobory występują.
Chciałabym naturalnie przyswajać wit. D, ale co mam zrobić, jeśli nawet 5 minut na słońcu bez okularów itp. powoduje u mnie ogromne bóle głowy, zmęczenie do końca dnia i ogólne złe samopoczucie? Czy jest na to jakiś sposób?
Myślałam z początku, że to może od gorąca jakie jest na słońcu a nie od słońca, ale ja w gorącu czuje się bardzo dobrze dopóki jestem w cieniu.
Przez to wszystko unikam słońca jak ognia, nawet w jesień czy zimę, po prostu zle się po nim, czuję 🙁
Myślę, że kupie olej z pestek malin aby zastąpić krem z filtrem. Używam SPF 50, bo po każdym mniejszym faktorze od razu miałam czerwoną twarz. Nie wiem, czy olej z pestek malin wystarczy.
Marlena napisał(a):
Może brakować Ci witaminy D (sprawdź czy nie bierzesz jej zbyt mało w stosunku do poziomu we krwi, bo po roku suplementacji już powinnaś mieć bardzo dobry poziom), witaminy C i witamin z grupy B (szczególnie niacyny). Olej z pestek malin można podrasować dodatkiem witaminy E z kapsułki, będzie chronił jeszcze lepiej.
Urszula W. napisał(a):
Witaj Marleno,
Dziekuje Marleno za wspaniale porady jak korzystac ze slonca, jakie srodki stosowac i jak dostarczac tak waznej witaminy D.
Tu w Kaliforni musze rozsadnie z niego korzystac, bo potrafi „parzyc”.
Uwielbiam jednak sie opalac, przebywac na sloncu na ile ONO pozwala. Dzieki kaliforijskiej pogodnie, wyleczylam stawy. Mysle, ze te dolegliwosci wyleczylam wlasie przebywajac na powietrzu i dozujac organizmowi (skorze) slonce oraz zmianie mojej diety (dzieki Tobie Marleno). Korzystam wiec ze slonca do czasu az bede musiala wracac do kraju.
Do opalania stosuje olej kokosowy (dodam kapsułki z witaminą E). Probowalam stosowac na skore olej extra virgin z avocado ale niestety zapach jest zbyt intensywny, lekko brudzi ubrania.
Skorzystam z Twojej porady (odpisujesz Marcie na pytanie), gdzie zamowic olej „raspberry seed” (na Amazonie).
Dziekuje 🙂
Pozdrawiam cieplutko
Urszula
Marlena napisał(a):
Cieszę się ogromnie z poprawy Twojego zdrowia, Urszulo i pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
beth77 napisał(a):
Witam,
Pani Marleno,
Dzięki Pani artykułowi, w tym roku będąc z rodziną nad polskim morzem, używałam do opalania olejku z pestek malin i czystej wit.E (tokovit 200).
Faktycznie, trzeba częściej je aplikować niż zwykłe drogeryjne filtry, ale za to skóra jest o niebo lepiej traktowana i nawilżona. Na delikatne obszary jak twarz, czy zgięcia łokci, pod kolanami stosowałam dodatkowo czystą wit.E.
Po tygodniu przesiadywania po 6 godzin na plaży (oczywiście, nie na słońcu przez cały czas, też pod parasolem 🙂 ) moja skóra nie jest podrażniona, a pięknie brązowa.
Trzeba tylko pamiętać, żeby olejki przechowywać w lodówce – ja odlewałam sobie w pojemniczek tyle, aby mi starczyło na dany dzień do smarowania.
Po powrocie z wakacji olejek stosuję po kąpieli bo super nawilża i szybko się wchłania.
Zatem dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, beth77 i pozdrawiam cieplutko wzajemnie! 🙂
Justyna napisał(a):
Mam dużą skłonność do pieprzyków pod wpływem słońca, dlatego bardzo go unikam. Czy taka ochrona w postaci oleju w pestek malin i witaminy E zapobiegnie ich powstawaniu? Pozdrawiam, świetny blog 🙂
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim powinnaś maksymalnie naładować się antyutleniaczami „od środka”. Ochrona zewnętrzna to tylko dodatek przed powstawaniem pieprzyków. Najbardziej liczy się zawsze ta „od środka”. Bardzo dobre są karotenoidy (np. codzienne picie świeżego soku z marchwi), chlorofil (zielone soki, koktajle, sałatki), witamina C i E oraz astaksantyna.
barbara napisał(a):
Jak czytam o vitligo to może zabawne a moze nie ale nasuwa mi sie przypadek Michaela Jacksona ,który cierpiał na te chorobe i czy to jest mozliwe,ze wystarczyło uzupełnić witamine D?I nikt takiemu milionerowi tak prostej kuracji nigdy nie zaaplikował mimo ,że był tak zamożny i miał dostęp do najlepszym lekarzy na swiecie ?
Marlena napisał(a):
Jackson raczej wierzył w leki, operacje itd. a nie w naturalne metody. Lekarz konwencjonalny czyli medical doctor (MD) był jego lekarzem, a nie natural doctor (ND). To jest diametralna różnica. Gdyby trafił do ND to być może z czasem nie miałby ani vitiligo ani depresji/bezsenności na którą brał prochy. 😉
Magunia napisał(a):
Cześć Marlena, fenomenalny artykuł. O tym jak ważna jest witamina D dla naszego organizmu, pseudo ochronie kremami z filtrami i nabijaniu nas w tzw. butelkę przez koncerny farmaceutyczne uświadomił mnie chłopak, obecnie już mąż. Zaczynamy się starać o dzidziusia dlatego wystawiam buzię na słońce jak najczęściej się da, trzymaj za nas kciuki:)
Marlena napisał(a):
Trzymam, aż mi kostki bieleją 🙂 Pozdrowienia dla Ciebie i męża! <3
Marlena napisał(a):
Dla mnie najlepiej sprawdza się krem do opalania firmy FLOSLEK 😀 opakowanie jest ekonomiczne, starcza na długo, krem ma przyjemny zapach i konsystencję, szybko się wchłania i przede wszystkim doskonale broni przed oparzeniami 🙂 nie mniej jednak, za długo na słońcu nigdy nie można leżeć 🙂
Marlena napisał(a):
Można leżeć ile się chce pod warunkiem posiadania we krwi odpowiedniego stężenia antyutleniaczy (plus zaaplikowania ich zewnętrznie na skórę) i żadne kremiki Flosleku z rakotwórczym oktokrylenem, parabenami i innymi chemicznymi cudami nie będzie Ci potrzebny.
Armanii napisał(a):
Przepraszam, ale nie zdołałem przeczytać wszystkich komentarzy(w tekście nie doszukalem się odpowiedzi) zakładam, że oleje można ze sobą mieszać (np.kokosowy, z marchwi i z pszenicy), ale czy można do tej mieszanki dodać chlorek magnezu szesciowodny? Jeśli już smarujemy się z konieczności na plaży i to kilkukrotnie, to warto może zaaplikowac sobie dodatkowo ten magnez.Chodzi mi oczywiście o współgranie tych elementów, czy się nie „gryza”. Dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, nigdy nie smarowałam się chlorkiem na plaży.
lucyna napisał(a):
Najszybciej dostaja raka skory osoby ,ktore uzywaja pilingu do ciala .Ciagle uzywnie tego produktu powoduje zdjecie warstwy ochronnej ,ktora posiada skora.
Domczaa napisał(a):
Witam, co uważa Pani o depilacji laserowej? Jakich metod usuwania zbędnego owłosienia Pani używa? Pozdrawiam 🙂
Danuta napisał(a):
Marlenko droga, czytam Twojego bloga i jestem pod wielkim wrażeniem Twojej wiedzy. Nie mogę znaleźć czy pisałaś coś na temat leczenia łuszczycy, którą lekarze uważają za nieuleczalną ?
Marlena napisał(a):
Na temat leczenia łuszczycy za pomocą diety i postu mówiła dr Dąbrowska na swoim wykładzie.
https://akademiawitalnosci.pl/tag/post-daniela/
an napisał(a):
czy taka wit E nadawałaby się do użycia zamiast z kapsułki?
https://www.zrobsobiekrem.pl/pl/p/Witamina-E/230
zupełnie się na tym nie znam
Marlena napisał(a):
Wygląda mi na taką do stosowania kosmetycznego, nie wiem czy nadaje się do spożycia, to by trzeba było zapytać u sprzedawcy.
Sylwia napisał(a):
Witam, czy jest duża różnica między rafinowanym a nierafinowanym olejkiem z kiełków pszenicy? Znalazłam taniego producenta Sunniva Med, ale nie ma olejku nierafinowanego… Mogę kupić też firmy Hemani, ale nie mam przekonania co do jakości, masz jakies doświadczenia z tą firmą? No i czy te olejki sie dobrze rozprowadzają (zwłaszcza na niedepilowanej męskiej skórze)?
Marlena napisał(a):
Na pewno jest różnica pomiędzy rafinowanym a nierafinowanym. W rafinowanym nie mamy pewności co do zawartości witaminy E. Mogła ona ulec zniszczeniu podczas rafinacji (oczyszczania).
Osobiście używałam nierafinowanego.
Sylwia napisał(a):
Pani Marleno bardzo ciekawy artykuł, jak zresztą wszystkie które tutaj czytam 🙂
Zastanawia mnie kwestia tego słońca, opalania… jak urodził się synek czytałam kilka artykułów które faktycznie wzbudziły we mnie panikę, co do UVB nie mam zastrzeżeń, starzenie się skóry- normalna rzecz; ale to UVA no koszmar, przechodzi przez ubrania, przez szyby. Czytałam, że jeśli dzieci nie smalcujemy filtrem 50, świadomie narażamy je w wieku dorosłym na groźne nowotwory. Osobiście kocham słońce i nie chciałabym moich dzieci go pozbawiać, dlatego cieszy mnie Pani artykuł. Jak to się jednak ma do pieprzyków, znamion; zawsze sądziłam, że są głównie efektem kontaktu skóry ze słońcem ale kiedy pojawiły się u mojej córki kilka miesięcy po urodzeniu to już nie wiem co o tym myśleć. Ze słońcem kontaktu nie miała, z kremami też nie…czy może UVA? pisała Pani tutaj że mogą też powstawać genetycznie.
Jak Pani sądzi, czy u niemowlaka pieprzyki lepiej smarować jakimś kremem, czy właśnie nie ? Wszędzie czytam- „tak smarować kremami UV50, nie wystawiać na słońce” i co tak do osiemnastki? 😀 skoro to UVA jest szkodliwe i nie można przed nim uciec to znaczy smarować cały czas jak dziecko ma kontakt ze światłem a najlepiej trzymać w piwnicy 😀 😉
Co Pani na ten temat sądzi? a może jest jakaś ciekawa literatura w sieci, której nie znalazłam 🙂
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Sądzę, że to są wymysły tych, którzy nam wmówili niezbędność do życia owych chemicznych filtrów 😉
Doniesienia badaczy nie pozostawiają złudzeń: jesteśmy bardziej narażeni na szereg schorzeń gdy się rękami i nogami bronimy przed słońcem: https://akademiawitalnosci.pl/nie-unikaj-slonca-chyba-ze-chcesz-sobie-zafundowac-tych-oto-15-chorob/
Od siebie dodam, że owych filtrów Matka Natura nie wymyśliła ino człowiek (bo mu się wydawało, że ją przechytrzy i jest od niej mądrzejszy?), ani nie mają owe wynalazki długoterminowych badań na kolejnych pokoleniach. Więc nie wiem jak kto inny, ale ja za nie serdecznie dziękuję 🙂
Przed szkodliwością nadmiaru słońca (podkreślam: nadmiaru! Nie słońca jako takiego) najskuteczniej chronić się tak jak natura dla nas przewidziała czyli „od środka”. Nie sądzę aby natura zaplanowała dla nas zaiwanianie do apteki lub drogerii po jakieś „filtry”, ponieważ wszystko co nam jest do szczęścia na tej planecie potrzebne zostało nam dane. Za darmo. Gdyby natura chciała abyśmy używali filtrów 50, to by rosły one dla nas na drzewie albo krzaku, ale nie rosną. Natomiast rosną tam rzeczy, których spożywanie ma na celu wzmocnić nasz ustrój przed szkodliwymi czynnikami środowiskowymi, w tym nadmiarem promieni słonecznych. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: nawet małe ilości szkodliwych czynników środowiskowych (np. słońca) mogą zaszkodzić tylko tym ludziom, którzy tak bardzo oddalili się od natury, iż poziom antyoksydantów w ich organizmie jest niemal bliski zeru. Natomiast kto ma ich mnóstwo ten może bezpiecznie i przyjemnie korzystać ze słońca (oby mądrze, nie spalając się na umór, bo przecież nie o to chodzi). Osobiście zamiast filtrów używam soku z marchwi, szpinak, kiełki, sałaty, bataty, pomidory, cytrusy, truskawki i inne dobroci – doustnie. Codziennie i ad libitum. Na skórę wystarcza mi wtedy niewielka ochrona zewnętrzna (olej z pestek malin, czasem dodatkowo witamina E).
Sylwia napisał(a):
Dziękuję ślicznie za odpowiedź 🙂 a czy wie Pani jak to się ma do znamion u u dzieci w kontekście UVA? bo tego się obawiam.
Pozdrawiam
Gosia napisał(a):
Droga moja Wyrocznio 😉
Wiesz że jestem fanką Twojego bloga i ufam Twojej wiedzy. Stąd poniższe pytanie.
Natknęłam się ostatnio na bloga specjalistki od kosmetyków z filtrem (srokao), która stawia tezę, jakoby olej z pestek malin miał właściwości naturalnego filtra dzięki sprawnemu marketingowi sprzedawców tegoż specyfiku. Czy mogłabyś podesłać jakieś źródło danych nt. oleju z pestek malin? Link podany przez Ciebie pod artykułem nie działa niestety (Error 404 Not found)
Marlena napisał(a):
Gosiu, to nie są moje wymysły ani nie ma to nic wspólnego z marketingiem sprzedawców olejku z pestek malin. Własności ochronne tego oleju zostały potwierdzone naukowo, badanie pochodzi z roku 2000 więc srokao powinna o nim wiedzieć, chyba że artykuł pisała przed rokiem 2000. Link został zmieniony na poprawnie otwierający się.
Natomiast narzekania osób, w przypadku których olejek z malin nie sprawdził się jako filtr i doznali oparzenia słonecznego mogę skwitować poradą następującą: o skórę należy NAJPIERW dbać od środka. Ponieważ to co już na dzień dzisiejszy wiemy to to, że im więcej ktoś ma we krwi antyoksydantów (m.in. niacyna, witamina C, witamina A, witamina E) – tym jego skóra jest bardziej odporna na uszkodzenia wywołane produkcją wolnych rodników mającą miejsce podczas ekspozycji na promienie UV. To nie słońce samo w sobie jest groźne, lecz kiepski stan naszego systemu, który nie jest w stanie się odpowiednio bronić. Można oczywiście nałożyć na siebie sztuczne filtry aby słońce zablokować, ale pytanie brzmi: po co? Czy od tego przybędzie nam zdrowia?
Ochrona przed rakiem skóry… Jak do tej pory nie ma dowodów (naukowych ani życiowych) na to, że chemiczne filtry NA PEWNO chronią przed rakiem skóry! Mamy jednak liczne dowody, że żywność spożywana przez nas może nas chronić i robi to. Przed rakiem skóry i każdego innego narządu. Uzbrojeni w tę wiedzę możemy mieć w nosie sztuczne filtry oraz promujące je blogi prowadzone przez… anonimowe osoby 😉
Agniecha napisał(a):
Witam!
Marleno co sądzisz o tabletkach z olimpu beta solar? Czy warto dodatkowo suplementować się nimi podczas opalania?
Pozdrawiam Aga
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, nigdy nie próbowałam. Moja metoda to nasycenie organizmu beta-karotenem czyli sokiem z marchwi – u mnie działa zawsze. Plus witamina E na skórę gdy szykuje mi się dłuższy kontakt ze słońcem.
Emi napisał(a):
Marlena proszę pokaż zdjęcia swojej skóry przed zmianą diety i po.
Marlena napisał(a):
Tu zamieściłam zdjęcia „przed” i „po” https://akademiawitalnosci.pl/o-akademii/. Zdjęć skóry osobno nie robiłam.
Maria1973 napisał(a):
Witaj Marleno,
Mam pytanie odnośnie astaksantyny. Czy może wiesz jak ją suplementować? Jakiej firmy kapsułki są najlepsze? Czytam, że jest ona najlepszym naturalnym antyoksydantem. Na plecach pojawiają mi się pieprzyki i starcze plamy. Mam ich coraz więcej. Pisałaś wcześniej, że wit. C i E oraz astaksantyna mogą pomóc. Bardzo proszę o informację. Dodam, że jesteś moim „guru”. Ufam Tobie i wierzę we wszystko co tutaj piszesz. Wspaniały blog i duuużo ciekawej wiedzy. Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Bardzo dawno temu ją miałam, chyba ze 2 lata temu, z tego co pamiętam 1 kapsułka dziennie? Ja miałam z firmy Natvita. Mimo wszystko wolę pożywienie niż kapsułki 😉
trjanna napisał(a):
Moja mama ma cerę naczynkową, czego następstem może być trądzik różowaty, a mama ma już jego pierwszą, łagodną wersję. Lekarz zalecił jej kategoryczne unikanie słońca i codzienne smarowanie twarzy specjalnym kremem z filtrem i innymi jakimiś pomocnikami. Chcę pokazać jej ten artykuł, jednak wiem, że potem zapyta mnie – „A co ze mną?”. Co mogę jej odpowiedzieć? Szukając w internecie pomocy na tę przypadłość natrafiam jedynie na kremy i unikanie słońca.
Marlena napisał(a):
Jeśli mamy słabe naczynka to najprawdopodobniej może to oznaczać kłopoty z wewnętrzną produkcją kolagenu, który tworzy tkankę łączną u człowieka (m.in tę w naczyniach krwionośnych) – przypuszczalnie zbyt mało witaminy C w diecie (świeże warzywa i owoce), a także innych witamin i składników mineralnych. Również
„za gęsta” krew sprzyja ich powstawaniu (co jest spowodowane dietą ubogą w zieleninę, w której jest witamina K oraz kwasy Omega-3 mające wpływ na krzepliwość krwi). Słońce nie jest winne powstawaniu cery naczynkowej i unikanie go oraz smarowanie się chemikaliami nie jest tutaj najlepszą terapią, ponieważ nie sięga do przyczyny, jest to traktowanie sprawy objawowo jedynie.
Paradoksalnie to właśnie witamina D może pomagać przy słabych naczynkach i trądziku różowatym, jak wynika z badań. Czy razem z unikaniem słońca lekarz zalecił witaminę D suplementować w kapsułkach ZAMIAST słońca? Jeśli nie, to nie warto ufać takiemu „lekarzowi”, to zwykły konował. Zabierz takiemu bloczek receptariusza do wypisywania farmakoterapii, a nie będzie wiedział jak wykonywać swój zawód. Niestety takie siano mają w głowie (nie wszyscy, ale wciąż niestety bardzo liczni).
Warto zbadać sobie poziom witaminy D i uzupełnić ewentualne niedobory, zacząć jeść dużo świeżych warzyw (szczególnie zielonych, bogatych w wit. K), kiełków, owoców oraz pić soki świeżo wyciskane warzywno-owocowe (marchwiowe oraz z zielonych części roślin). Pomocna może być dodatkowa suplementacja witaminy C, E, B-complex, wit. A (beta-karoten w soku z marchwi).
trjanna napisał(a):
Dziękuję bardzo za odpowiedź 🙂
Lekarz nie zalecił suplementacji wit. D zamiast słońca. Może Mama zmieni swoje podejście.
Mam jeszcze pytanie dotyczące olejków. Wiem z doświadczenia, że smarując się oliwką przyspieszam opalanie w znacznym stopniu i trzeba bardzo uważać, bo w tym samym czasie bez oliwki opaliłabym się nieco, ale już z oliwką spalam się na raka. To wg mnie poddaje w wątpliwość ich ochronę. Czy się mylę?
Marlena napisał(a):
Dodaj do oliwki kilka kapsułek z witaminą E i po problemie. Spalisz się nawet i na „czekoladkę”, ale nie uszkodzisz skóry. Zresztą o skórę dba się od środka wkładając do swego wnętrza odpowiednio nasycone składnikami odżywczymi pokarmy (głównie zielone i pomarańczowe/czerwone/fioletowe) i wtedy skóra jest odporna bardziej na promieniowanie słoneczne niż skóra osoby żywiącej się tradycyjnie (czyli byle czym).
koala napisał(a):
Mam pytanie -na skórze (szczególnie ud i nóg) wychodzi mi coraz więcej czerwonych i fioletowych brzydkich”pajączków” naczynek oraz dziwnych czerwonych kropek (chyba wiele z nich po czasie brązowieje i stają się pieprzykami, inne znów zostają czerwonymi lekko wypukłymi kropkami) mam ich naprawdę całe mnóstwo i dosyć to szpeci. Co Marleno byś radziła z tym zrobić? Można coś na to zaradzić? Odżywiam się zdrowo, tzn jem b.dużo zielenin, warzyw, piję zielone soki.Moja skóra na całym ciele wygląda fatalne, jakbym miała z 70 lat (nigdy nie stosowałam kremów z filtrami ani właściwie żadnych innych, od wielkiego dzwonu jakis balsam) wygląda na starą, jest przesuszona a na twarzy chropowata, całe lato przebywam dużo na słońcu (praca w ogrodzie), niestety nie stosuję olejów bo nie są tanie i nie stać mnie na ich kupno. (Ostatnio czytałam cenę oleju z nasion marchwi to aż mi dech zaparło-coś ok 200 zł-podobno tansze to podróbki…co o tym myślisz? dla mnie nawet kilkadziesiąt zł to zbyt dużo…:( ). Jednak zaczynam rozważać szarpnięcie się na jakiś olej jeśli by nie było innego wyjścia…. zaczynam mieć zmarszczki nawet na rękach (przedramiona), mam 40 lat a skórę jak 70 latka więc coś muszę z tym zrobić.
Marlena napisał(a):
Być może jest to właśnie działanie słońca skoro niczego nie stosujesz, bardzo ważne jest bowiem nieprzekraczanie swojego progu rumieniowego. Nie musisz kupować specjalnych olejów aby natłuścić czymś skórę. Tak naprawdę może to być oliwa z oliwek używana w kuchni albo olej kokosowy (świetny na skórę i włosy!). Olej z nasion marchwi ostatnio kosztował w naszym sklepiku 15,60 za 50 ml i nie jest to żadna podróbka (właściciela firmy znam osobiście, to pasjonat i na pewno nie handluje podróbkami).
Asia napisał(a):
Witam, serdecznie dziękuję za ten artykuł. Mam pytanie: Czy stosując Wit E na skórę całego ciała nie ma ryzyka przedawkowania jej (wchłonie się przez skórę? )
Marlena napisał(a):
Zaaplikowana na skórę witamina E kumulowana jest głównie w komórkach skóry, ocenia się, że ok. 10% z tego dostaje się do krwiobiegu, pod warunkiem jednak, że np. nie siedzimy po aplikacji na słońcu, bo wtedy większość witaminy E zostanie użyta do obrony przed promieniowaniem UV.
Magunia napisał(a):
Do mojego komentarza z 11 listopada 2015 at 01:18- jestem szczęśliwą mamą Krzysia od kwietnia tego roku. Jestem przekonana, że słońce, witamina D, zioła i pozytywne nastawienie razem po trochu doprowadziły do szczęśliwego zakończenia. Mam PCO i nie było łatwo, także dziewczyny-nie poddawajcie sie i wystawiajcie buzie na słońce 🙂
Marlena napisał(a):
Gratulacje, Magunia i ucałuj maluszka od nas! 🙂
Joanna napisał(a):
Marlego, w lipcu wyjeżdżam na wyprawę w Alpy, będę chodzić po lodowcu. Czy mieszanina tych najmocniejszych olei wystarczy na zabezpieczenie przed słońcem i odbiciami od śniegu.
Marlena napisał(a):
Wcisnęłabym do nich jeszcze sporo witaminy E (może być najtańsza, Tokovit 200).
Kamcia napisał(a):
Droga Marlenko. Proszę napisz mi wszystko o Bielactwie. Wiem że to brak witaminy D. Na jakim poziomie powinno się utrzymywać wynik żeby można było mówić o dawce leczniczej? W Polsce poziom powyżej 100 to już krzyczą że toksyczny. Będę wdzięczna o wszystkiewiadomości. pozdrawiam ciepło.
Marlena napisał(a):
Na pewno naukowcy powiązali bielactwo z niedoborem witaminy D. Ponadto inni badacze odkryli, że w ustroju osób cierpiących na bielactwo jest bardzo niski poziom antyutleniaczy. Po podaniu im odpowiedniej ilości wyciągu z pestek winogron które zawierają OPC (proantocyjanidy, bardzo silny antyoksydant) oraz koktajlu innych antyutleniaczy zmiany zaczęły się cofać. Jak widać wyzwalaczem w tej chorobie jest zła dieta (uboga w antyutleniacze) oraz brak słońca.
Zobacz proszę na to badanie naukowe: z 16 pacjentów chorych na vitiligo (bielactwo) aż 14 doznało repigmentacji (25-75%) po suplementacji witaminą D (35 tys. j.m. dziennie przez 6 miesięcy) w połączeniu z dietą niskowapniową i nawadnianiem (min. 2,5 l wody dziennie) – ich poziomy witaminy D podskoczyły do ponad 100 ng/ml (początkowe poziomy bardzo kiepskie, kilkanaście ng/ml) i dopiero wtedy pojawiły się efekty kuracji.
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3897595/
Oprócz tego warto zmienić dietę, pić warzywne świeżo wyciskane soki (mogą być jednodniowe kupne z marchwi, mogą być soki zielone sproszkowane z młodych traw), pić herbatki ziołowe bogate w polifenole (herbata zielona, herbata puerh czerwona, yerba mate, czystek, hibiscus, rumianek, lipa, melisa i wiele innych, ziołowe herbatki to kopalnia antyutleniaczy!), jeść dużo kiełków i warzyw (szczególnie zielonych) dobrze doprawionych różnymi ziołami (kolejne źródło antyutleniaczy), dbać o mikrobiom jelitowy (zrób domowy test buraczkowy aby zobaczyć czy nie masz nieszczelnych jelit) – to bardzo ważne mieć szczelne jelita przy chorobach autoimmunologicznych, warto też zdecydowanie suplementować brakujące antyutleniacze czyli witaminy A, C, E, selen i cynk jak również pomocne może być OPC (ekstrakt – wyciąg z pestek winogron) i astaksantyna.
Przy vitiligo jak podkreślają niektórzy badacze mamy do czynienia z przewlekłym „cichym” zapaleniem w ustroju (https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22099450), jest jednym słowem za dużo wolnych rodników, a za mało antyutleniaczy – ten stan należy wszelkimi sposobami starać się cofnąć, wtedy jest szansa na to, że melanocyty wznowią swoją normalną pracę, bo z pustego to i Salomon nie naleje.
W badaniach na myszach chorujących na bielactwo znakomite efekty osiągnięto właśnie suplementacją witamin, minerałów i polifenoli:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2807713/
O przewlekłym zapaleniu pisałam w tych artykułach: https://akademiawitalnosci.pl/tag/przewlekly-stan-zapalny/
Ewa napisał(a):
Pani Marleno,tak się zastanawiam nad teorią,że kremy z filtrem prawie całkowicie blokują syntezę wit.d.Przecież zanim taki krem się wchłonie i zacznie działać musi minąć jakiś czas,a jeśli do wytworzenia potrzebnej nam dawki wit.d wystarczy 20min na słońcu,to może taki krem nie jest do końca taki zły,(pomijając oczywiście obecność tych wszystkich chemicznych składników)
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem po jakim czasie od wsmarowania w skórę chemiczny krem zaczyna działać – nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Na logikę wydaję mi się, że zaczyna działać od razu – nie jest konieczne wchłonięcie się. Jednak jak to jest naprawdę to należałoby spytać specjalisty od kremów chemicznych z filtrem.
Do wytworzenia się odpowiedniej dawki witaminy D potrzeba czasem niestety więcej niż mityczne 20 minut, zależy to od szerokości geograficznej, wysokości na której jesteśmy ponad poziomem morza, warunków atmosferycznych i zanieczyszczenia powietrza, kąta padania promieni słonecznych, pory roku i pory dnia, poziomu witamin i minerałów w ciele osobnika (np. przy niedoborach magnezu synteza witaminy D ze słońca jest utrudniona, a przy niedoborze witamin z grupy B pojawia się pelagryczne „uczulenie na słońce” uniemożliwiające korzystanie z tego daru natury w ogóle) i paru innych czynników. To nie jest niestety takie proste, że sobie wychodzę jak słońce świeci i mam po 20 minutach problem z głowy. 😉
Nasi przodkowie zresztą całe dnie spędzali na dworze, a nie jak my teraz, niczym zombie, w budynkach (dom, praca) przez cały dzień, przemykając się jedynie do samochodu w ciemnych okularach. Nikt ich „rakiem od słońca” nie straszył, bo nie musiał: spożywali naturalną żywność (głównie roślinną, bo mięso dawniej było drogie i było „na niedzielę”) – obfitującą w silne antyutleniacze (głównie witaminy A, C, E oraz szereg ochronnych fitozwiązków zawartych w żywności roślinnej), mieli we krwi wystarczająco dużo antyutleniaczy, żeby tego „raka od słońca” nie dostać, mieli też zapasy magnezu by synteza witaminy D w organizmie osiągnęła zadowalający (i chroniący przed rakiem) poziom, a filtr antysłoneczny produkowali naturalny: tym naturalnym filtrem jaki dla nas Matka Natura przewidziała jest po prostu… nasza opalenizna! 🙂 Tak to Matka Natura dla nas wszystko pięknie urządziła, ale jeśli nie szanujemy jej praw tylko chcemy żyć po swojemu, to zdani jesteśmy wtedy na chemiczne środki wymyślone przez człowieka, a nie przez naturę.
Dzisiaj przeciętna dieta oparta jest bowiem na pięciu produktach na krzyż, w których antyutleniaczy jest tyle co kot napłakał (są to pszenica, mięso, mleko, cukier, olej – oraz ich pochodne: półki spożywczych sklepów zawalone są dzisiaj głównie tymi pięcioma produktami na krzyż lub tym co z nich wyprodukowano). Wszystko rafinowane, oczyszczone, przetworzone przemysłowo. To skąd wtedy przeciętny osobnik ma czerpać antyutleniacze? Albo magnezu wystarczającą ilość?
Nic dziwnego, że ma kłopoty z produkcją witaminy D (chroniącej go przed rakiem, w tym rakiem skóry) oraz że jest o wiele bardziej bardziej narażony na stres wywołany promieniami UV niż gdyby jadł prawdziwe jedzenie, a nie tylko coś, co je udaje.
Za „raka od słońca” nie jest odpowiedzialne jedynie słońce samo w sobie, lecz stres oksydacyjny jaki powoduje nadmierna (podkreślam: nadmierna, czyli przekraczająca nasze indywidualne możliwości antyoksydacyjne) ekspozycja na promienie UV. Stosując kremy chemiczne z filtrem nie sięgamy przyczyny, czyli nie uzupełniamy sobie takim kremem brakujących nam antyutleniaczy. Niezbędność używania tych kosmetyków tak naprawdę wmówiła nam reklama. Nie ma żadnych badań naukowych, które by tę tezę uwiarygodniły: że którykolwiek obecny na rynku krem z filtrem ochroni nas przed rakiem skóry. Nie ma takiego!
Jeśli tak, to po co się szpikować podejrzanymi związkami chemicznymi, których 100 lat temu nawet jeszcze nie było, przed rakiem skóry nas tak „chronią” że statystyki raka skóry z roku na rok rosną zamiast spadać, a co najważniejsze – na pewno nie zostały przetestowane na pokoleniach naszych przodków – to my jesteśmy dla przemysłu kosmetycznego królikami doświadczalnymi!
Związki chemiczne zawarte w nich przechodzą przez skórę wprost do naszego krwiobiegu (wszystko co kładziemy na skórę tak właśnie działa, stąd wzięły się np. naklejane na skórę plasterki antynikotynowe czy antykoncepcyjne) i sobie krążą po naszym ustroju – jak do tej pory nie wiemy co z nami robią w długoterminowym ujęciu, możliwe jednak, że sprzyjają mutacjom DNA czyli zmianom nowotworowym. Inaczej trudno jest wyjaśnić dlaczego ludzie pomimo stosowania kremów z filtrem dostają czerniaka w miejscach, których normalny człowiek na słońce nie wystawia ani filtrem nie smaruje jak np. odbyt.
Jedyne tymczasem co jest w stanie nas ochronić przez rakiem skóry czy innego narządu jest tylko i wyłącznie nasz własny organizm: prawidłowo odżywiany i posiadające duże zapasy antyutleniaczy, witamin i substancji mineralnych będzie mniej podatny na wywołany promieniami UV stres oksydacyjny.
O skórę trzeba dbać od środka, żadne sztuczne mazidła tego nie zastąpią. A jeśli już coś ochronnego „antysłonecznego” mamy wsmarować sobie w skórę by krążyło to później po naszym ustroju, to niech to będzie silny antyoksydant w postaci witaminy E (dodanej np. do oleju z pestek malin lub nawet jeśli słońce jest wyjątkowo silne lub mamy zamiar/konieczność być na nim długo, to bezpośrednio wyciskanej z kapsułki na skórę).
Łukasz napisał(a):
A co na temat solarium. Czy jest wskazane korzystanie z solarium podczas zimy ?
Patrycja napisał(a):
Witam, w artykule mowa jest o Titanum Dioxide, który m.in zawierają podkłady mineralne (również ten, który sama posiadam). Jednak kiedy napisałam do jednej z zagranicznych firm (ufam że jest to godna zaufania firma, mają bardzo naturalne kosmetyki w większości oparte jedynie na olejkach) uzyskałam odpowiedź wyjaśniającą, że wiele firm używa nano-cząsteczki tlenku tytanu w swoich kosmetykach a ta firma jest absolutnie bezpieczna i przeszła rystrykcyjne badania..(Made Safe) Nie wiem, co myśleć i byłabym bardzo wdzięczna za Pani opinię.
Marlena napisał(a):
Wiele much zjada g.. to znaczy, że jest dobre? 😉
Argument tego typu nie ma racji bytu: popatrzmy na fakty, co nam mówi chemik na temat tego związku chemicznego? Otóż dwutlenek tytanu to koń trojański: pod wpływem światła zachowuje się jak półprzewodnik, czyli tworzy wolne rodniki hydroksylowe, czyli sprzyja… starzeniu się skóry. http://hoga.pl/wiedza/Filtr-grozniejszy-od-slonca/
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno,
Przymierzam sie do zrobienia olejku do opalania i chcialabym prosic o rade czy gdybym uzyla tylko oleju z pestek malin zmieszanego z olejem z kielkow pszenicy, z dodatkiem witaminy E, to wystarczy, czy musi byc jakas baza w postaci oleju kokosowego lub masla shea? Czy taka mieszanka tych dwoch olejow bedzie sie dobrze wchlaniac?
Marlena napisał(a):
Olej z pestek malin czy kiełków pszenicy już jest bazą. Do tej bazy dorzuć dodatkową witaminę E i opcjonalnie olejek eteryczny lawendowy (lub inny, byle nie cytrusowy).
Mada napisał(a):
Witam, mam nie maly problem, ponieważ wycięte atypowe znamię, które sama znalazłam na biodrze okazało się czerniakiem st. I. Mam 40 lat, wizytę u onkolog umówioną. Czy orientuje się Pani jakie wyniki mogłabym zrobić, aby wykluczyć ewentualne przerzuty. Takich jak ja pewnie onkolodzy mają setki, i to mnie martwi, że będę potraktowana jak numer do odchaczenia na liście. Czy przy tej chorobie styczność że słońcem trzeba mocno ograniczyć, zawsze myślałam, że słońce jest moim sprzymiezencem, a tu taka niemiła niespodzianka.
Marlena Bhandari napisał(a):
Owszem, słońce jest sprzymierzeńcem, a czerniaki niekoniecznie powstają „od słońca” – mogą one pojawiać się w miejscach, których zdrowy na umyśle człowiek nie eksponuje nigdy na słońce (np. na skórze odbytu).