Dzisiaj chcę się z czytelnikami podzielić moim ulubionym przepisem na domowy bezglutenowy chleb z kaszy, który członkom mojej rodziny niezmiernie zasmakował. Ma chrupiącą skórkę, miękki środek, a zapach… po prostu poezja! Musicie spróbować. Jest bajecznie prosty do zrobienia, w sumie nawet dziecko mogłoby go zrobić!
Wykonanie tego chlebka nie wymaga zbyt wielkiego zaangażowania czasowego, wszystkiego może raptem z 15 minut, choć ogółem wykonanie chlebka zabierze nam w sumie prawie 3 dni: jest to czas potrzebny na procesy fermentacji.
Nie będziemy tu potrzebować wagi kuchennej, ponieważ składniki odmierzamy takimi miarkami jak szklanka, garść i łyżeczka.
Główne składniki tego przepisu to: szklanka surowej kaszy jaglanej oraz szklanka surowej kaszy gryczanej niepalonej.
Obydwa pseudozboża są naturalnie same z siebie bezglutenowe, więc nasz chlebek będzie bezglutenowy.
Nie potrzebujemy w tym przepisie ani drożdży, ani wykonywania wcześniej zakwasu (a pomimo tego upieczony chlebek na przekroju będzie miał widoczne malutkie pęcherzyki – jest to efekt naturalnej fermentacji.
Taki wypiek to poza tym produkt mega zdrowy ponieważ jest naprawdę bardzo nisko przetworzony (w przeciwieństwie do kupnych chlebów, których długa na kilometr lista składników przyprawić może o ból głowy) i ma skład najkrótszy z możliwych.
W sumie jest to bowiem tylko pełne ziarno, nawet nie przetworzone w żaden sposób, nie zmielone wcześniej na mąkę, czyli sama surowa kasza: namoczona na dwie doby (wskutek czego lekko podfermentowana), następnie zmiksowana i upieczona z naturalnymi przyprawami i ziarnami.
Tak, taka „zapiekanka z kaszy” ostatecznie przyjmuje na naszych oczach postać pysznego chlebka. Osobiście uważam to za zdumiewające, bo wcześniej przez kilka dekad mojego życia nie przyszło mi nawet na myśl, że mogę surową kaszę po prostu namoczyć, podfermentować, zmiksować, doprawić i wsadzić do piekarnika, a wyjdzie mi z tego smaczne i zdrowe pieczywo dla całej rodziny!
Jest jeszcze coś: obydwie użyte do wyrobu chlebka kasze mają działanie zasadotwórcze na nasz organizm, więc przy okazji odkwaszamy nasz ustrój jedząc przy tym bezczelnie pieczywo (normalnie uważane powszechnie za pokarm kwasotwórczy).
Sprytne, prawda? 🙂
Sprytne i niebywałe, ale osiągalne dzięki takiemu przepisowi na domowy chlebek z kaszy!
„Bomba magnezowa” to dla tego wypieku bardzo adekwatna nazwa. Bo ten chlebek to w istocie magnezowa bomba: kasza gryczana ma ok. 231 mg magnezu w 100 gramach, a kasza jaglana mniej więcej połowę tego, bo ok. 114 mg, ale i tak to jest bardzo dobry wynik. Do tego dochodzą nam ziarenka, które dodajemy: pestki dyni i słonecznika (również bogate w cenny magnez: 262 mg i 325 mg magnezu na 100 g).
Gdyby każdy obywatel regularnie jadał taki bombowy chlebek zamiast tych okropnych białych jak śmierć sklepowych buł, to wkrótce zapewne mielibyśmy z głowy problem niedoboru magnezu w społeczeństwie. 🙂
Nie mówiąc o zaparciach i wynikających z nich dodatkowych atrakcjach (do raka jelita grubego włącznie, na którego w Polsce umiera niepotrzebnie aż 28 osób każdego dnia!), bo chlebek ten zawiera też mnóstwo dbającego o zdrowie naszych kiszek błonnika.
Wszystkie składniki użyte do wyrobu naszego chlebka mają przyzwoicie wysoki indeks ANDI (gęstości odżywczej), więc z każdej spożywanej kalorii będziemy czerpać całkiem spore (jak na pieczywo) korzyści: witaminy, minerały (wapń, magnez, krzem, cynk, żelazo), błonnik oraz rozmaite fitozwiązki (jak choćby wzmacniająca naczynia krwionośne rutyna z kaszy gryczanej, czy działające przeciwzakrzepowo saponiny z kaszy jaglanej).
Nie ma tutaj ani grama dodanego tłuszczu w postaci izolatu (oleju), mamy tylko same zdrowe tłuszcze pochodzące z całościowych, naturalnych produktów (pestki, nasiona i sama kasza).
Gotowi na przepis? To zaczynamy! 🙂
Z narzędzi kuchennych będą nam potrzebne dwa słoiki (do namoczenia kaszy), mikser typu żyrafa oraz miska, w której będziemy następnie miksować namoczoną kaszę.
Ja do namaczania kasz w tym przepisie używam słoików, które służą mi zimą do produkcji kiełków. Jest to o tyle praktyczne, że zakrętka w formie sitka ułatwia płukanie kaszy. Ale oczywiście możemy kaszę namoczyć w dowolnym słoiku, a płukać na odrębnym sitku.
A oto pełna lista składników:
– szklanka kaszy jaglanej (ja używam ekologiczną),
– szklanka kaszy gryczanej białej (również polecam ekologiczną),
– łyżeczka (płaska) drobnej soli himalajskiej,
– łyżeczka czosnku w proszku,
– łyżeczka cebuli w proszku,
– łyżeczka ziół prowansalskich (mogą być też włoskie lub greckie),
– łyżeczka nasionek czarnuszki,
– garść nasion słonecznika,
– garść pestek dyni (plus jeszcze trochę do posypania wierzchu),
– garść całych ziarenek siemienia lnianego (ja używam tutaj brązowe, ma więcej Omega-3 niż złote).
Krok 1: obydwie kasze należy przepłukać przed namoczeniem (robimy to na sitku lub za pomocą słoika z zakrętką w formie sitka), a następnie namoczyć na ok. 48 godzin. Kasze muszą być całkowicie przykryte wodą, więc warto dać tej wody więcej do słoika, ponieważ w miarę upływu czasu kasze będą tę wodę wchłaniać – szczególnie gryczana. Woda też będzie zmieniać kolor, zrobi się mętna i może być widać małe pęcherzyki powietrza unoszące się do góry. Tak wyglądają kasze po pierwszej dobie namoczenia:
Gdy minie druga doba namaczania odlewam „starą” wodę i obydwie kasze ponownie przepłukuję świeżą wodą. Przy czym kasza gryczana uwolni w procesie fermentacji substancje śluzowe (takiego „glutka”, trochę podobnego do glutka jaki tworzą nasiona siemienia lnianego), ale to jest normalne, nie ma się czym przejmować. Gryczana tak po prostu ma, taka jej uroda! 😉
Zapach kaszy po dwóch dobach moczenia będzie w obu przypadkach trochę „dziwny”: może przypominać jakby kiszonkę, ale nie może to być zapach odrażający, nie może też być widać żadnej pleśni. Jeśli coś się wdało radziłabym taki nastaw wyrzucić i wykonać nowy.
Krok 2: obydwie odsączone i solidnie przepłukane kasze przekładam do miski i dokładnie miksuję blenderem typu żyrafa. Powstaje z tego ciasto chlebowe. Dodawanie wody podczas miksowania kasz jest opcjonalne: zależnie od tego ile wody podczas namaczania wchłonęły kasze (szczególnie dużo wody wchłania w siebie kasza gryczana) i na ile dokładnie odsączyliśmy wodę po namaczaniu – może być potrzeba dodania odrobiny wody lub też nie.
Jeśli jednak podczas miksowania kasz uznamy, iż ciasto jest za gęste, to można dodać kilka łyżek wody. Ostatecznie ciasto ma mieć gęstość ciasta chlebowego. Za rzadkie ciasto można jak sądzę zagęścić dodatkiem otrębów (np. owsianych), choć mnie się nigdy to jeszcze nie zdarzyło – wolę dobrze odsączyć kasze i dodać wody ewentualnie potem, w razie potrzeby.
Krok 3: do zmiksowanych kasz następnie dodaję wszystkie przyprawy, ziarna (słonecznika, lnu, dyni, czarnuszki) oraz sól himalajską. Mieszam dokładnie łyżką i wykładam do foremki silikonowej. Jeśli nie macie takowej, to zwykłą foremkę trzeba wyłożyć papierem do pieczenia, co ułatwi później wyjęcie już upieczonego chlebka z foremki.
Na zakończenie obficie posypuję wierzch chlebka pestkami dyni. Z podanych w tym przepisie składników upieczemy chlebek w foremce o wymiarach ok. 25 x 12 cm.
Krok 4: dodatkowa fermentacja – 10-12 godzin. Foremkę z ciastem przykrywam czystą lnianą ściereczką i zostawiam jeszcze na noc do ponownej fermentacji (lub jeśli ciasto zrobiłam rano, to zostawiam do wieczora).
Przez ten czas chlebek nam w foremce trochę urośnie, choć nie jest to tak zauważalne jak np. rośnięcie chleba na zakwasie (przepis na chleb domowy na zakwasie podawałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/chleb-orkiszowy-na-mlodym-zakwasie-ktory-zawsze-sie-udaje/).
Krok 5: pieczemy! Do zimnego piekarnika wkładam foremkę z ciastem. Tak, to bardzo ważne aby pieczenie rozpocząć od zimnego piekarnika. Próbowałam z piekarnikiem już nagrzanym i nie polecam. Po prostu nie wyjdzie wtedy ten chlebek tak jak powinien. Więc tylko do piekarnika zimnego wkładam foremkę z ciastem.
Nastawiam następnie piekarnik na 180 stopni (góra-dół) i czekam aż piekarnik się do tej temperatury nagrzeje, a gdy to już się stanie, to wtedy od momentu osiągnięcia przez piekarnik temperatury 180 stopni odliczam czas: 60 minut pieczenia. Na 60 minut nastawiam timer i idę robić swoje rzeczy.
Po około 30 minutach pieczenia po domu rozniesie się kuszący zapach: zioła, cebulka… Chlebek pachnie podczas pieczenia naprawdę bardzo smakowicie – moje dziecko mówi, że pachnie jak pizza i faktycznie coś w tym jest. 🙂
Nie wyrasta nam ten chlebek zbyt mocno, jest raczej płaski, a konsystencję po upieczeniu ma bardzo podobną do chleba na zakwasie, czyli dosyć zwartą. Miejscami na przekroju będą również widoczne pęcherzyki – efekt fermentacji. Jest przy tym naprawdę niezwykle smaczny.
Skórka tego chlebka jest przyjemnie chrupka, przyrumieniona, lekko miejscami spękana, środek za to miękki. Nie kruszy się – co jest bardzo ważne gdy chcemy zabrać nasz chlebek np. jako część naszego prowiantu na majówkę, piknik czy inną wyprawę.
Po upieczeniu należy chlebek ostudzić, kroić dopiero po ostudzeniu. Najlepiej smakuje krojony w cienkie kromki (ok. 1-1,5 cm). Zachowuje świeżość przez kilka dni, ale trudno mi powiedzieć ile dokładnie, bowiem w moim domu znika raczej błyskawicznie. 🙂
Nadaje się też do mrożenia: można więc upiec go również na zapas, a pokrojone kromki pojedynczo zamrozić i wyciągać w razie potrzeby, przez chwilę ogrzewając w tosterze (tak na szybko) lub po prostu pozwalając się takiej kromce rozmrozić (sposób wolniejszy). Zawsze smakuje jak świeżo upieczony.
Oczywiście przepis ten można wykonać z podwójnej ilości składników. Możecie dowolnie eksperymentować zmieniając przyprawy i zioła jak podpowie wam fantazja. Polecam jednak ten podany powyżej zestaw ziół i przypraw, będziecie miło zaskoczeni.
Szczególnie dodatek suszonej sproszkowanej cebuli wręcz zabójczo podkręca tutaj smak i zapach (cebulę w proszku można zrobić też samemu: cierpliwie ususzyć „na wiór” plastry cebuli w suszarce do grzybów, a następnie zmielić na proszek w młynku do kawy, przy czym cebulowy proszek wyjdzie tym bardziej sypki, im dokładniej cebulę ususzyliśmy, jeśli suszenie nie było dokładne proszek wyjdzie grudkowaty, więc suszenie musi być przy cebuli naprawdę „na wiór”).
Spróbujcie koniecznie upiec taki chleb z kaszy, pamiętając jednakowoż przy tym, że chleb w diecie ma być jedynie dodatkiem (do całej ważniejszej i gęstszej odżywczo od chleba reszty czyli rozmaitych warzyw, zieleniny, owoców, roślin strączkowych i orzechów), a nie podstawą.
Smacznego! 🙂
Poszukujesz więcej inspiracji na zdrowe przepisy dla całej rodziny?
Sięgnij po zbiór moich ulubionych zdrowych przepisów, sprawdzonych przeze mnie i stosowanych w moim codziennym żywieniu (soki, szejki, sałatki, zupy, warzywne dania na ciepło, desery bez cukru, lody, sosy i dressingi itd.) wraz z małymi sekretami mojej kuchni.
Najnowsze wydanie Anno Domini 2021!
Moje zdrowe przepisy nie zawierają białej mąki, białego cukru, nadmiaru soli i nadmiernej ilości dodanego tłuszczu i cukrów prostych tam gdzie to zbyteczne.
Nie zawierają mleka krowiego ani pszenicy (tam gdzie to możliwe stosuję ziarna bezglutenowe lub niskoglutenowe).
Potrawy nadają się dla całej rodziny, w tym również dla dzieci w wieku szkolnym. Oparte są w dużej mierze na filozofii nutritariańskiej (czerpania maksimum korzyści zdrowotnych z każdej spożywanej kalorii).
Ponieważ sama jestem mamą pracującą i nie mam czasu na długie przebywanie w kuchni, wszystkie moje przepisy kulinarne są niezmiernie szybkie i łatwe do wykonania, czas wykonania (czasowego osobistego zaangażowania w kuchenne prace) większości z nich nie przekracza kwadransa.
Opracowanie „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” w formie e-booka (książki elektronicznej) zawiera 99 przepisów podzielonych na 10 rozdziałów.
Oto co się w nich znajduje:
– Moja spiżarnia
– Śniadania
– Sałatki
– Zupy
– Dania na ciepło
– Sosy i dressingi
– Dodatki i przekąski
– Świeżo wyciskane soki
– Koktajle (smoothies)
– Desery i lody
Smacznego!
Cena opracowania to 47,00 zł.
Jak zapłacić za opracowanie? Można zrobić to na 4 sposoby:
1. Zamówienia na e-booka można składać klikając tutaj [klik] – po włożeniu produktu do koszyka dostępne formy płatności to przelew bankowy, PayPal lub płatność online (kartą, przelewem elektronicznym). Ważne! Jeśli masz adres e-mail w domenie yahoo, to podaj proszę adres do wysyłki pliku w jakiejkolwiek innej domenie, ponieważ yahoo nie dostarcza wiadomości z załącznikami i wracają one do mnie z powrotem jako niedostarczone!
2. NAJSZYBCIEJ: Zapłać szybko i bez wypełniania długich formularzy online poprzez bezpieczną platformę płatniczą Dotpay – szybkim przelewem elektronicznym lub kartą płatniczą klikając tutaj (wpisz proszę w okienku ID sprzedawcy 33105, wpisz kwotę 47,00 zł oraz opis transakcji „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”, plik z materiałami zostanie wysłany na adres e-mail wpisany przez Ciebie podczas dokonywania płatności. Dostęp do pliku zostanie wysłany na Twój adres e-mail w ciągu 24 godzin po zaksięgowaniu wpłaty.
3. ALBO: Zapłać klasycznym przelewem na konto autorki: Marlena Bhandari
50102055581111151408300033 wpisując w tytule przelewu nazwę pliku „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” oraz (koniecznie!) Twój adres mailowy na jaki mam Ci wysłać plik. Dostęp do pliku zostanie wysłany na Twój adres e-mail w ciągu 24 godzin po zaksięgowaniu wpłaty.
4. ALBO: Zapłać PayPalem, wysyłając należność ze swojego konta PayPal na adres mailowy kontakt[małpa]AkademiaWitalnosci.pl, kwota transakcji 47,00 zł, opis transakcji „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”.
Opracowanie niniejsze w formie pliku elektronicznego (e-booka) w formacie PDF zostanie wysłane na Twój adres mailowy. Jeśli chcesz możesz wydrukować treść pliku na swojej drukarce – bowiem plik elektroniczny nie jest wysyłany w formie papierowej.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Nanib napisał(a):
Zimą do produkcji kiełków? To kiełków nie robisz cały rok? Ja tam zacząłem nastawiać dwie kiełkownice cały rok – jedna kwitnie to drugą wysiewam, żeby była gotowa jak zjem pierwszą 🙂 Twoim zdaniem kiełki powinno się robić tylko od czasu do czasu?
Co uważasz na temat kiełkowanego słonecznika, czarnuszki, lnu? Twoim zdaniem lepiej jeść kiełkowane niż zwykłe? Jest jakaś różnica między nimi? Jem je codziennie i zastanawiam się czy nie lepiej jeść je w formie kiełków.
Dla ludzi mających problem z pleśnią polecam dodawanie do każdego wysiewu kilka rzodkiewek, dzięki którym mnie nic nie pleśnieje 🙂
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Mam 3 takie słoiki, więc zimą wszystkie 3 są w ruchu, ale wiosną i latem nastawiam się głównie na świeży pokarm sezonowy (owoce, młode warzywka itd), już nie ciągnie mnie wtedy tak mocno do kiełków, którymi się objadałam (poniekąd „z konieczności”) całą zimę, wtedy już śnią mi się dorodne czereśnie, pachnące truskawki, agrest, młoda rukola i słodki groszek z ogródka iiii.. takie tam. 😀
Więc kiełki jakby schodzą troszkę na drugi plan w pewnym momencie. I dobrze, bo dieta musi być różnorodna i urozmaicona.
Moim zdaniem kiełki trzeba jeść wtedy gdy nam się ich chce, a kiedy się nudzą (bo wszystko się z czasem trochę na pewien czas nudzi), to przerzucić się chwilowo na coś innego, czego nasz ustrój oczekuje i za czym tęskni. Nasionka warto zjadać zarówno kiełkowane jak i niekiełkowane, choćby właśnie z powodu różnorodności smaków i tekstur.
Nanib napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Ja niestety mam problem z trawieniem. Jedząc śmieciowo często zdarzało się oddawać potem pokarm w formie wodnistej, no i dochodziły do tego często dłuższe posiedzenia w toalecie. Przechodząc na warzywa i owoce wszystko to przeszło, ale zaczął się problem z trawieniem i często wychodziło ze mnie wszystko niestrawione. Postawiłem ostatnio na warzywa i kiełki zamiast owoców, bo kiełki łatwo się trawią, a warzywa można wrzucić do zupy czy parowaru. Od tej pory wszystko się poprawiło. Dlatego postawiłem na kiełki i warzywa, a owoców jadam zdecydowanie mniej niż na początku. Myślę że to też dobra podpowiedź dla wielu ludzi, bo widzę że dużo osób się skarży na problemy trawienne po przejściu na taki styl życia.
Basia napisał(a):
Witam Marlenko-mam pytanie odnośnie kaszy gryczanej. Czy to prawda, że przed zbiorem opryskuje się grykę randapem, aby w jednym czasie zebrać całe pole. Wiemy, że ten środek nie jest obojętny dla zdrowia, a wręcz szkodliwy:( Jeść ta kaszę, czy nie? Ekologiczną też opryskuje się? Pozdrawiam serdecznie autorkę tego wspaniałego bloga.
Marlena napisał(a):
Basiu, w przypadku upraw konwencjonalnych nie mamy pewności, czy gryka nie była podsuszana przed zbiorem chemicznie. Zobacz choćby tutaj na forum rolników jak dyskutują czym desykować grykę: https://www.agrofoto.pl/forum/topic/26896-gryka-i-opryski-ktore-mozna-w-niej-zastosowac/
W przypadku produkcji ekologicznej zabronione jest używanie tych oprysków, więc mamy pewność, że gryka rosła „po bożemu” i bez chemii. Jeśli chodzi o wszelkie ziarna i zboża to naprawdę warto zainwestować w produkty eko. Ja mogę na warzywach i owocach oszczędzać kupując konwencjonalne, bo z nich sodą zmyję te opryski jeszcze, ale ze zboża i ziaren nijak nie zmyję tego świństwa, dlatego polecam tylko ekologiczne kupować, dziękuję za glifosat w moim chlebku, bo co z tego że domowy i niby zdrowy, skoro go zrobię z pryskanej gryki i pryskanego prosa? Musi być ekologiczne ziarno z certyfikatem, z zielonym listkiem rolnictwa ekologicznego – koniec, kropka.
malibu napisał(a):
A można dodać cebulkę pokrojoną w drobną kostkę i wyciśnięty ząbek czosnku? Czy musi być cebula i czosnek w proszku?
Marlena napisał(a):
Nigdy nie próbowałam i nie wiem jak by to wyszło. Proszek równomiernie miesza się z ciastem, dlatego polecam suszone i zmielone na proszek.
kiwi napisał(a):
Jeeejku , gdzie ty kochana zakupiłaś takie słoikii????? Są mega przydatne!
Marlena napisał(a):
Kiwi, nie kupiłam, ja je w prezencie kiedyś dostałam. Szukaj „słoiki do kiełkowania Sonnentor”. Te akurat nie są tanie, ale za to naprawdę bardzo porządne. Osobno się kupuje słoik, stojak osobno i ociekacz osobno. Ale można też zakupić tańsze słoiczki tego typu (z ażurową nakrętką), tylko nie wiem czy takiej wielkości (moje są dosyć sporej pojemności, szklanka kaszy + pokrywająca je woda mieści się bez problemu).
Sobczyk Ewa napisał(a):
Man pytanie : czy przed użyciem kaszy jaglanej należy ją pozbawić goryczki poprzez palenie lub płukanie?
Marlena napisał(a):
Ewo, zobacz proszę krok 1 w przepisie: obie kasze przepłukujemy przed namoczeniem na sitku (lub w słoiku z nakrętką ażurową jeśli taki słoik mamy).
DI napisał(a):
Nie wiem czy nie doczytalam ale czy po namoczeniu kasz trzymamy je w temperaturze pokojowej?
Mieszkam w bloku i przy tych temperaturach mam piekarnik w mieszkaniu.
Pytanie też mam o temperaturę wody do zalania kasz, czy musi być przygotowana?
Dzięki za odpowiedź z góry pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Tak, wszystko przebiega w temperaturze pokojowej. Podczas upałów fermentacja może przebiegać szybciej, więc być może będzie potrzebne skrócenie czasu, tak jak to się dzieje w przypadku chleba na normalnym zakwasie.
Woda nie musi być przegotowana, ja używam zwykłej kranowej pitnej wody.
gajowy napisał(a):
Bardzo ciekawa metoda. Kiedyś piekłem na prawdziwym zakwasie ale o ten zakwas trzeba było się non-stop troszczyć nawet jak się nie używało. Więc to trochę było kłopotliwe.
Czy kasze muszą być eko by zaszła fermentacja? Czy woda do fermentacji jest z kranu czy mineralna?
Podejrzewam że nie na każdej kaszy, wodzie to wyjdzie. Może wypóbuję ten przepis zimą. Latem nie będę „rozpalał pieca” bo i tak gorąco.
Marlena napisał(a):
Wody używam pitnej kranowej. Kasz używam uprawianych „po bożemu” czyli ekologicznych.
Dariusz napisał(a):
Marleno kupiłem MSM poprzez Allegro i dopiero po zakupie zorientowałem się że składnik to „metylodulfenylometan” – nie wiem czy to tania podróbka czy błąd producenta czy inna postać siarki. Nie mogę nic znaleźć na ten temat w internecie. Poprawna nazwa to „metylosulfonylometan”. Możesz pomóc ?
Marlena napisał(a):
Nie ma takiej postaci siarki, najlepiej wyjaśnij to ze sprzedawcą i zapytaj co to ma znaczyć.
Majka864 napisał(a):
metylosulfonylometan to organiczny związek siarki,jak najbardziej dobry do stosowania 🙂
Marlena napisał(a):
Tak, ale nie metylodulfenylometan (takie tajemnicze określenie widniało na opakowaniu suplementu).
Poziomka napisał(a):
Marlenko, dziękuję że tak wiele dobrego dajesz nam pogubionym prowadząc tego bloga. Super jest to, że nie straszysz ludzi np że jedząc owoce i warzywa nieekologiczne to lepiej już nic nie jeść. Naczytalam się na niektórych blogach na ten temat i powiem szczerze w pewnym momencie zaczęłam się bać kupować tzw zwykłe owoce. U Ciebie znajduję równowagę i wsparcie. Ostatnio zauważyłam, że przeplatasz tez duchowość jako element zdrowego życia. I takie trochę niedyskretne pytanie, zaczęłas się interesować tym tematem przed zmianą diety czy w trakcie? Pytam dlatego, bo widzę powiązanie zmiany stylu życia i jednocześnie stosunku do świata;) jest to bardzo ciekawe.
Marlena napisał(a):
Zawsze powtarzam, że lepiej jeść owoce i warzywa uprawiane konwencjonalne niż żadne, bowiem wszelkie badania naukowe w których udowodniono korzystny wpływ warzyw i owoców na ludzkie zdrowie bynajmniej NIE selekcjonowały w tym celu ludzi spożywających TYLKO produkty bio i eko, z własnego ogródka itd., lecz były to badania naukowe wykonywane na „zwykłych Kowalskich”, czyli uczestnicy spożywali „normalne” warzywa i owoce, zakupione w pobliskim sklepie, markecie czy warzywniaku.
Tak więc wszystkie te straszne opowieści o rzekomo „zatrutych” warzywach i owocach są mocno przesadzone i zwyczajnie nijak się mają do rzeczywistości – tym bardziej, że ewentualne pozostałości środków ochrony roślin można usunąć w domu, stosując płukanie w roztworze o zasadowym pH (np. z pomocą sody kuchennej). Jedynie z mięsa, nabiału, zbóż i używek nie będziemy w stanie ich usunąć tą metodą. Wiele osób wciąż o tym nie wie. Za każdym bowiem razem gdy publikuję na Facebooku materiał o korzystnym wpływie warzyw i owoców, to ZAWSZE znajdzie się chociaż jeden malkontent, który bąknie coś o „tych strasznych pestycydach”, albo „jak już to tylko ze swojego ogródka” lub w coś w tym stylu.
Więc TAK, mit pokutuje i wciąż ma się doskonale. Moją misją jest zmieniać świadomość ludzi w tym temacie. I to się dzieje, cały czas: bardzo dużo JUŻ się zmieniło w tym kontekście przez te 5 lat prowadzenia tego bloga. Cieszę się, że miałam zaszczyt w tym procesie mieć swój skromny udział. 🙂
Jeśli zaś chodzi o duchowość jako element zdrowego życia, to tematem się zbytnio przez całe dekady nie interesowałam, lecz pewnego dnia to on się zainteresował mną 😉 I wiesz co? Jakoś intuicyjnie wyczuwałam, że ma to JAKIEŚ znaczenie dla zachowania zdrowia, dopóki nie otworzyłam któregoś dnia książki Dana Buettnera „Niebieskie Strefy w praktyce” i zdębiałam widząc piramidę zdrowia stulatków (opracowaną na podstawie tego, co oni sami uważają za niezbędne dla zdrowia i w jakiej kolejności)! Okazało się, że stulatkowie uważają duchowość za PODSTAWĘ zdrowia, jest ona ważniejsza nawet niż dieta, sen, umiarkowana aktywność fizyczna i inne sprawy o których usłyszymy w mediach jako „elementy zdrowego stylu życia”.
Mainstream jak nietrudno zauważyć raczej unika wspominania o duchowości jako fundamentalnym i niezbędnym elemencie zdrowego stylu życia i ogólnie samo mówienie o duchowości postrzega się jako raczej coś wstydliwego, zbyt intymnego aby o tym wspominać (za to o seksie umiemy już rozprawiać publicznie i bez skrępowania, więc może i na duchowość przyjdzie czas?). 😉
I żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie chodzi o religię (wyznanie), tylko o życie duchowe, życie wewnętrzne, stosunek do samego siebie i do całego świata, bo ktoś może być wyznania jakiegokolwiek (chrześcijaństwo, buddyzm, judaizm, hinduizm itd.) czy nawet w ogóle bezwyznaniowy. Mamy Niebieskie Strefy z różnych wyznań religijnych, to nie o religię w sensie wyznania chodzi, lecz o świadomość bycia połączonym z czymś większym niż my sami (nieważne czy nazwiemy to Bogiem, Wszechświatem czy jakkolwiek), bycia częścią tego czegoś większego i poszanowania praw, które tym czymś większym (a więc i nami) rządziły, rządzą i rządzić będą – wraz ze zrozumieniem, że to my musimy dopasować się do tych praw, bo zmienić ich ani na jotę na pewno nie będziemy w stanie (a jakiekolwiek próby skończą się dla nas sromotną klęską). Miłość, radość, cel, współpraca, służba, pokora, akceptacja tego co jest, życie tu i teraz – to wartości duchowe, które odnajdziemy w każdej Niebieskiej Strefie, bez względu na wyznawaną religię.
A jeśli chodzi o związek diety i duchowości, to podzielam zdanie, które prezentuje jeden z największych mistyków XX w., Joel Goldsmith: nie licz na to, że spożywanie takiej czy innej diety zrobi z ciebie człowieka uduchowionego, bo tak nie jest. To co na zewnątrz nigdy nie będzie miało znaczącego lub długotrwałego wpływu na to co wewnątrz. Jest odwrotnie: to wartości duchowe jakie nosisz i rozwijasz w sobie mogą z czasem spowodować, że będziesz w stanie odżywiać się świadomie, a pewnych rzeczy jadł i pił już nie będziesz, bowiem pojawi się wewnętrznie szacunek do ŻYCIA, a więc i do (między innymi) posiadanego w jednym egzemplarzu własnego ciała (tymczasowy dom dla naszej duszy – tutaj, na tej planecie, podczas tej ziemskiej wędrówki).
Margo napisał(a):
A czy podczas fermentacji nie wydzielają/produkują się drożdże?
Ja ich unikam, więc piekę pyszny i równie szybki z przygotowaniu chleb na sodzie. Przygotowanie ciasta trwa tyle, co nagrzanie piekarnika, a chlebek pięknie wyrasta, jest chrupiący i z samych zdrowych składników.
beata napisał(a):
Margo – napisz nam też ten twój przepis. Przyda się. Z góry dziękuję i pozdrawiam. Beata
beata napisał(a):
Margo ! proszę udostępnij nam przepis o którym piszesz powyżej. Pozdrawiam i dziękuję. Beata
perunek napisał(a):
To są dzikie drożdże jak w zakwasie. Są one o wiele zdrowsze od „piekarniczych”. Te dzikie drożdże żyją w symbiozie z bakteriami kwasu mlekowego bo tolerują kwaśne środowisko. Rosną o wiele wolniej od piekarniczych dlatego te ostatnie wyparły je w masowej komercji.
Określenie chleb bez drożdży, na zakwasie, jest więc mylące.
Szczytem zmyłki jest natomiast stosowanie w piekarnictwie przyprawy pt. „zakwas” (oprócz drożdży) i umieszczanie informacji , że chlebek jest „na zakwasie”.
Margo napisał(a):
Marleno, wrzucam przepis na prośbę Beaty, nie miej mi tego za złe, pliiiiiiiiizzzz ? Nie zamierzam absolutnie robić Ci konkurencji. To dzięki Twojej stronie i Twojemu zaangażowaniu przeszłam na jasną stronę mocy. Właściwie to wciąż przechodzę, bo wszystkich artykułów jeszcze nie przeczytałam, a taki mam zamiar, bo dużo dobrego i mądrego w nich jest ?
Miałam tylko wątpliwości co do tej fermentacji, czy to aby nie na drożdżach się odbywa. Dzięki, perunek. Wczoraj jednak zajrzałam do „Historii wewnętrznej” Giulii Enders i tam jest info, że fermentacja to bakterie, nie drożdże. W sumie chyba racja, bo ogórki i kapusta też fermentują ?
Przepis jednak wrzucam, może komuś przypadnie do gustu. A Twój, Marleno, też na pewno wypróbuję ?.
500 g mąki (ja daję pół na pół np. razowej i orkiszowej, ale można wg upodobań użyć różnych mąk w różnych proporcjach)
100 g płatków owsianych (nie trzeba mielić)
3 łyżki siemienia lnianego (nie trzeba mielić)
Łyżeczka soli (morskiej lub himalajskiej)
Łyżeczka sody
Łyżeczka kwasku cytrynowego (jak nie ma, można użyć sok wyciśnięty z całej cytryny)
0,5 litra wody
Opcjonalnie do smaku, jak kto lubi – czarnuszka, mielona kolendra, inne zioła (po łyżeczce)
(jakby ktoś chciał wrzucić łyżkę słonecznika, co też można zrobić, to w reakcji z sodą zrobi się zielony ? )
I co dalej? Włączam piekarnik, żeby nagrzał się do temperatury 200 stopni. W tzw. międzyczasie wrzucam do miski suche składniki i mieszam łyżką. Jeśli zamiast kwasku jest cytryna, to sok wciskam do wody, bo kwaśne reaguje z sodą. Następnie dolewam wody do tych suchych składników i też mieszam łyżką. Konsystencja wychodzi dość rzadka, ale tak ma być, bo mąka razowa chłonie dużo wody.
Przelewam ciasto do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia. Nacinam przez środek, bo chleb będzie pękał przy pieczeniu. Następnie wstawiam do pierkarnika na 1 godzinę (bez termoobiegu) i voila! Chleb wychodzi pyszny, chrupiący, palce lizać ? Najlepiej wyjąć z foremki pozostawić na kratce do wystygnięcia, ale można też kroić na gorąco, jak ktoś nie może się doczekać.
Smacznego!
Oryginalny przepis jest w książce Profesora Iwana Nieumywakina „Soda oczyszczona na straży zdrowia”. W ogóle polecam tego autora. Jego książki o wodzie, sodzie, soli, oleju lnianym i o endoekologii zdrowia mogłyby być pozycją obowiązkową każdego, kto dba o zdrowie ?
Marlena napisał(a):
Dzięki, Margo, spróbuję! Przepis brzmi trochę jak na mufiny, faktycznie szybki do zrobienia.
beata napisał(a):
dziękuję Margo ! pozdrawiam .Beata
beata napisał(a):
Pani Marleno! cudownie Pani napisała o Duchowości. Dziękuję bardzo. Serdecznie pozdrawiam. Beata
Ania napisał(a):
Zawsze zastanawia mnie, dlaczego jakaś dobra forma mąki jest gorsza? Przecież to też całe ziarno, tyle, że zmielone? Nie myślę w tym momencie o białych chlebach z listą E i polepszaczami, tylko o wartościowych produktach. Tutaj też mielimy ziarna, tyle, że „na mokro”. Jak to jest z tymi klasycznymi chlebami Marleno?? 🙂
Marlena napisał(a):
Klasyczne chlebki też są OK o ile są z mąk pełnoziarnistych i najlepiej pieczone na zakwasie.
ANNA napisał(a):
Super przepis,na pewno wypróbuję.Jest tylko jeden problem z ziarnami z upraw ekologicznych…mają przeważnie informację iż mogą zawierać śladowe ilości glutenu,lub są pozbawione ostrzeżeń o alergenach.Może ktoś z Państwa poleci z której firmy są i ekologiczne i z certyfikatem „bez glutenu”/u mnie skaza białkowa z silną nietolerancją glutenu/.Szczególnie kasza gryczana niepalona jest trudno dostępna.Mieszkam w „pipidówce”,a nie wszystkie sklepy internetowe podają rzetelny opis i potem dostaję owszem eko ale z glutenem,np.ostatnio cukier kokosowy.I jeszcze prośba do Margo ja również powielam prośbę o przepis,gdyż sama piekę wszystkie pieczywa i chętnie „zejdę” z drożdży chociaż czasami
Marlena napisał(a):
Anno, musisz koniecznie zwracać uwagę na znak przekreślonego kłosa i tylko takie produkty kupować.
Wtedy jest 100% braku obecności molekuł glutenu.
W przeciwnym razie jeśli gryka czy cukier kokosowy czy cokolwiek innego jest pakowana w zakładzie gdzie pakowane są również jakieś produkty z glutenem (czy innym alergenem i dlatego producenci je wszystkie wymieniają na opakowaniu jako MOŻLIWE zanieczyszczenia), to takiej gwarancji nie ma i produkt nie może nosić znaku przekreślonego kłosa. Jest to wtedy produkt naturalnie bezglutenowy (np. cukier kokosowy czy gryka), ale nikt nie da gwarancji, że podczas pakowania gdzieś się jakaś jedna molekuła glutenu nie zaplątała. Taką pewność daje TYLKO znak przekreślonego kłosa. Niestety produkty tak oznaczone są częstokroć droższe.
Tat napisał(a):
Firma Denver Food ma cały asortyment kasz i innych sypkich produktów ze znakiem przekreślonego zboża. Ich produkty są dostępne w różnych sklepach eko w Internecie a ostatnio nawet widziałam je w takim stacjonarnym sklepiku ze zdrową żywnością.
Justyna napisał(a):
Ten przepis trochę przypomina recepturę na chleb Ezechiela (inaczej chleb esseński), który jest robiony ze skiełkowanego ziarna moczonego 3-4 dni również bez żadnych dodatków oprócz smakowych.
Pozdrawiam serdecznie
jakubowska napisał(a):
Napewno upiekę dziękuję za przepis.Piekę na zakwasie wychodzą super.Serdecznie pozdrawiam .ewa
Marlena napisał(a):
Pozdrawiam, Ewo, wzajemnie, jestem pewna, że chlebek posmakuje, bo jest naprawdę świetny! 🙂
Dorota napisał(a):
Piekłam kiedyś taki chlebek, ale z samej kaszy gryczanej. Bardzo mi się podobał. A ten przepis z dodatkiem jaglanej wydaje mi się jeszcze lepszy. Czy kaszę można fermentować w zamkniętym słoiku, czy lepiej przykryć np ściereczką?
Marlena napisał(a):
Dorotko, trudno powiedzieć, ja używam tych z ażurową nakrętką, więc chyba można to porównać do normalnego słoika przykrytego ściereczką.
Monika napisał(a):
Ja niczym nie przykrywam i chlebek wychodzi taki jak powinien być. Bardzo mi smakuje.
jawor napisał(a):
Mam obawy czy w tym chlebie będą jeszcze kwasy Omega 3 z tych nasion lnu?
Ale zabieram się za pieczenie tego chleba.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Tutaj nasiona dajemy w całości, więc skorupka chroni kwasy tłuszczowe, jednocześnie też temperatura zadana na piekarniku jest zawsze wyższa od tej, jaka będzie w samym wypieku w środku.
Inka napisał(a):
Lepiej zmiksować go po pierwszej dobie, dodać dodatki wlać do formy i wstawić na dobę, potem już tylko piekarnik tak jak mówisz. Dlaczego po dobie odlewamy wodę i miksujemy ze świeżą? Bo w tej dobie w foremce, on sobie ładnie rośnie, i dorasta jeszcze w podgrzewanym od zimnego piekarniku do pięknego, wyrośniętego chlebusia. Dwa razy takiego jak ten. Skąd wiem? Bo tak robię. I ten sposób polecam. A w te upały proponuję zmienić czas na 12/12 h (moczenie/wyrastanie) bo raz uciekł mi z foremki…..
Iga napisał(a):
Kiedyś piekłam ten chlebek, pyszny! I czasami piekę go jak mnie czasem najdzie na chleb, normalnie nie jem chleba ze sklepu ani w ogóle żadnego oprócz takich „kaszowych”
Marlena napisał(a):
U nas też chleb nie gości codziennie, ale jak już to własnej roboty najlepszy, wtedy zawsze wiemy co jemy! 🙂
Justyna napisał(a):
Chcialam sie odniesc jeszcze do duchowosci i jedzenia. Otoz poraz pierwszy w zyciu przeprowadzilam post Daniela, trwal 10 dni i musze powiedziec ze jedzenie ma znaczenie:) Wiecej energii, mniej snu, super fajna cera same plusy ale u mnie rowniez zauwazylam ze moja psychika poszla na plus tj. same pozytywne mysli, akceptacja i kochanie siebie w dobrym tego slowa znaczeniu ,super humor do dzis jeszcze jestem pod wrazeniem. Soma i Psyche sa polaczone wiec dla mnie to logiczne ze jedno wplywa na drugie- tak sobie to wytlumaczylam:) Doszlam tez do wniosku ze my ludzie jestesmy uzaleznieni od jedzenia ,, jedzenie uzaleznia i mam tu na mysli tzw. „zwykle jedzenie”.
Przy okazji Marleno pragne ci szczerze podziekowac za prace i trud jaki wkladasz w prowadzenie tej strony, a szczegolnie za rzetelnosc! Uwielbiam twoj styl pisania, lekkosc piora, te dygresje i riposty , zawsze z radoscia czytam. Pozdrawiam tez serdecznie czytelnikow:)oby jak najwiecej ludzi czytalo te strone i stosowalo to co tu zawarte.
Marlena napisał(a):
Dziękuję Ci, Justyno, za ten komentarz, zwróciłaś uwagę na bardzo ważne zagadnienia!
Zgadza się, jedzenie ma znaczenie, ciało i duch są jednością (nie na darmo jest powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch”!), a przetworzona karma, produkty mięsne, smażone, nabiał, słodycze, a nawet pszenica – to wszystko faktycznie są uzależniacze. Czujemy ich brak jak tego nie jemy i dopiero wtedy wychodzi szydło z worka – co to za gagatki tak naprawdę te pokarmy.
O dziwo przecież możemy nie poczuć braku powiedzmy szpinaku, jabłek, fasoli czy ziemniaków – nawet gdy nie znajdą się na naszym talerzu przez rok czasu, ale brak wyżej wspomnianych „uzależniaczy” nawet przez jeden dzień powoduje dziwne uczucie pewnej tęsknoty u wielu ludzi, a u niektórych nawet niepokój, agresję i złość, a jeszcze inni bez mięsa, sera czy pszenicy czują nagle fizyczne „osłabienie” (typowe dla zespołu abstynencyjnego, co można porównać do odczuć alkoholika, palacza czy narkomana).
Może dlatego większość ludzi postrzega post Daniela jako coś mega trudnego czy też pełnego „wyrzeczeń” (skoro jemy tylko wybrane warzywa i owoce). Tak naprawdę jednak te „wyrzeczenia” idą nam tylko na zdrowie i są naszym zbawieniem, a nie wyrzeczeniem. Jedyne czego się wtedy TAK NAPRAWDĘ wyrzekamy to przewlekłe choroby, ciągły brak energii i jasności umysłu, przyspieszone starzenie się i inne wątpliwe atrakcje (związane z wszechobecnym przekarmieniem przy jednoczesnym niedożywieniu). O korzyściach duchowych oczywiście nie wspominając.
Klara napisał(a):
Marlenko a kiedy posypujesz chleb ziarnami? Robię z Twojego przepisu na zakwasie, chleb wychodzi rewelacyjny ale właściwie wszystkie ziarna odpadają już przy wyjmowaniu z formy.
Marlena napisał(a):
Klaro, spróbuj spryskać powierzchnię chleba na zakwasie wodą i wtedy nasiona dla dekoracji na to, powinno się trzymać (przynajmniej jako tako, bo wiadomo, że zawsze coś tam odpadnie). Natomiast w chlebku kaszowym ja nawet nie pryskam wodą powierzchni lecz od razu układam pojedynczo pestki dyni (gęsto, bo lubimy dużo) i trochę je tak delikatnie dociskam każdą palcem, aby przylegały. Potem fermentacja dokonuje reszty dzieła jak sądzę, bo po upieczeniu pesteczki całkiem zacnie się tego chlebka trzymają.
Klara napisał(a):
Chleb wyrównuję łyżką zanurzaną w wodzie więc jest dość mokry, może to kwestia tego dociśnięcia właśnie bo tego nie robiłam. Czy te pestki mogę wysypać od razu przy przełożeniu ciasta do foremek i zostawić tak żeby rosło jeszcze? Zawsze obsypywałam przed samym wstawieniem do piekarnika i może to był błąd właśnie.
Marlena napisał(a):
Może właśnie spróbuj dać nasionka i niech jeszcze trochę ciasto popracuje.
jawor napisał(a):
Upiekłem. Chleb rzeczywiście bardzo smaczny.
Jest jednak bardzo twardy, pewnie za mało dałem wody. Myślę, że następny będzie lepszy.
Dziękuję za przepis. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Cieszę się bardzo! W kwestii wody, to po jakimś czasie już „na oko” będziemy wiedzieli jaka konsystencja jest dobra. Nie może być ani za bardzo lejąca ani za sucha (kleista).
Dorota napisał(a):
Robiłam chleb z bardzo podobnego przepisu. Mi baaardzo smakował ale ku mojemu zaskoczeniu na drugi dzień po upieczeniu zaczął pleśnieć.
Marlenko kochana, powiedz co sądzisz o obecnej pasożytofobii. Przez moment sama się w to wkręciłam. Doszło do tego, że o mało nie dostałam zawału gdy mój syn zjadł niemytą truskawkę prosto z krzaka. I do tego brudną ręką.
Marlena napisał(a):
Nigdy mi się to nie zdarzyło aby zaraz na drugi dzień spleśniał. Ten chlebek przechowuję zawinięty w czystą lnianą ściereczkę, w stalowym chlebaku.
Jeśli chodzi o obecną pasożytofobię czy bakteriofobię to uważam to za mocno przesadzone, a nawet działające przeciwko nam: nasi przodkowie nie mieli przecież takich problemów, a mimo to przeżyliśmy jako gatunek.
Trzeba zrozumieć jedną podstawową zasadę panującą w przyrodzie: mikroby będą namnażać się tylko tam, gdzie znajdą dobre warunki do życia. Naszym zadaniem jest taki styl życia prowadzić, aby tych warunków nie miały. Nasza maszyneria pod tym kątem została niezmiernie inteligentnie zaprojektowana i będzie nam służyć poprawnie, o ile będziemy szanować prawa natury.
P.S. Codziennie wychodzę latem do ogrodu i zjadam wszystko prosto z krzaka czy z drzewa, a jako dziecko robiliśmy to z rodzeństwem każdego lata gdy mama wysyłała nas na wieś do babci, a my buszowaliśmy po ogrodzie, umorusani, brudni, ale szczęśliwi, opychający się wszystkim co tylko rosło w ogrodzie. Mycie małych brudasków odbywało się wieczorem, w dużej balii (babcia nie miała łazienki w domu, to były inne czasy), a za potrzebą chodziło się do wygódki na dworzu. Informuję, iż przeżyliśmy wszyscy! 😀
Justyna napisał(a):
Tak jest w pelni sie zgadzam. Zauwazylam jeszcze cos co rowniez moj maz zauwazyl wiec to nie jest tylko moje doswiadczenie, otoz kiedy jemy zdrowo to wszelkie surowki, owoce i warzywa smakuja wysmienicie opisalabym to tak ze czuje sie ich prawdziwy smak a z chwila kiedy przyzwyczajenie i NALOG, tak, to jest nalog wygrywa i zjemy np. chlebek lub cos z tradycyjnego jedzenia to dzieje sie tak jakby sie jakies inne kubki smakowe aktywowaly i od razu surowki lub grejfrut inaczej smakuje -to jest niesamowite i bardzo dziwne. I jeszce cos , od roku pijemy co najmniej 1 litr smoothi „zielonego” a ja nawet 2 litry bo uwielbiam i przestalam miec ochote na slodkie:) a przedtem to ho ho, moja corka to samo wiec byc moze komus ta informacja pomoze:) tylko tu chodzi nie o 1 szklaneczke a o 1 litr a najlepiej 2 smoothi i na wodzie a nie na jogurcie i 80 % to „zielone” a reszta owoce sezonowe, dojrzale. A najlepiej przeczytac ksiazke pani Victori Boutenko o tych zielonych smoothi niestety nie pamietam tytulu. Traz u nas toczy sie „walka”z nalogiem jedzenia 🙂 uwielbiam, doslownie uwielbiam obserwowac jak jedzenie wplywa na moje cialo, umysl i ducha to jest bardzo fascynujace doswiadczenie. Chlebek zytni na mlodym zakwasie wyszedl superowo, teraz przyjdzie kolej na ten jaglano-kaszowy:) Przepraszam za tak dlugi opis ale to spontanicznie sie rodzi.
Pozdrawiam Marlene, codowna osobe, ktora dzieli sie bezplatnie i cierpliwie swoja wiedza:)) moje uklony:)) i szanownych czytelnikow:))
Marlena napisał(a):
Książka V. Boutenko to pewnie „Zielone koktajle. Smoothie dla zdrowia” – jest świetna i bardzo pomocna!
Pozdrawiamy wzajemnie, Justyno, Ciebie oraz dzielnego męża, który Cię wspiera! 🙂
Nanib napisał(a):
Moja babcia dostała udaru i teraz pomyślałem czy nie wiesz może czy są jakieś rzeczy warte zastosowania w czasie rekonwalescencji? Jakieś witaminy, minerały?
Marlena napisał(a):
Na pewno kwasy Omega-3, dobre B-complex z naciskiem na niacynę (zobacz tutaj: https://kopalniawiedzy.pl/witamina-B3-niacyna-udar-mozgu-udar,9803) oraz witaminy antyzapalne (A, C i E), najlepiej w postaci świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych. Udar to zawał, ale nie serca tylko mózgu, w sumie przyczyny są te same (na początek zła, miażdżycorodna dieta). Więc suplementy są OK, ale należy przyjrzeć się zwyczajom żywieniowym, które do nieszczęścia się przyczyniły.
Beata napisał(a):
Dzień dobry. Mam pytanie odnośnie kaszy gryczanej. Po dwóch dobach pachnie jakby porzeczkami i woda spieniła się. Glutka nie widać. Mam więc dylemat czy nadaje się do wykorzystania. A jeśli jest do wyrzucenia to czy mogę wykorzystać do czegoś namoczoną kaszę jaglaną.
Marlena napisał(a):
Tak, nadaje się jak najbardziej. Glutek będzie widać jak odlejesz „starą” wodę. Bedzie ona sprawiać wrażenie jakby „śluzowatej” i gęstej. Czyli jakby glutek właśnie. Na to nie zwracaj uwagi. Po prostu przepłucz teraz obie kasze i zmiksuj.
Antonina napisał(a):
Chlebek wyborny, tylko nie miałam malutkiej foremki i jest za płaski, szkoda, że wcześniej nie zauważyłam, że można robić z podwójnej porcji. Po prostu rewelacja!
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, że smakowało, Antonino! 🙂
Stenia napisał(a):
Pani Marleno. A co robić w przypadku kamicy nerkowej? Jaką dietę stosować aby się nie nabawić tej choroby i po usunięciu kamieni aby nie nawracała? Bardzo proszę o odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Zależy jaki to typu kamicy, jednak są pewne wspólne zalecenia dla wszystkich typów. Dużo pić, stosować witaminę C, witaminy z grupy B i preparat magnezowo-wapniowy, warto też wykluczyć sprzyjające kamicy pokarmy (napoje gazowane, mięsa, wędliny, sery, ciastka itp.). Rzucić mięso i cukier jednym słowem. Takie rarytasy to można od święta, ale na pewno nie na co dzień. A co jeść na co dzień? Dużo warzyw i owoców, bo tam jest dużo wody! Soki wyciskane, koktajle warzywno-owocowe, zupy, sałatki.
Ewelina napisał(a):
Witam 🙂 słoiczki są wspaniałe! Ale mam pytanie, czy można razem moczyć kasze w jednej miseczce? Dziękuję za wszystkie inspiracje! 🙂
Marlena napisał(a):
Razem moczyć nigdy nie próbowałam.
Agnieszka napisał(a):
Piekę podobny, ale z samej kaszy gryczanej (to nawet nie jest pseudozboże, gryka należy do rodziny rdestowatych:)) I ostatnio to już nawet wszystko daję „na oko” – kaszę dokładnie płuczę, zalewam sporą ilością wody, po 12 godzinach odlewam wodę, płuczę ponownie i zalewam wodą tak, by przykrywała kaszę i odstawiam na 12 lub nawet 24 godziny – w zależności od temperatury . Potem blenduję z dodatkiem soli i czarnuszki, wstawiam do piekarnika w temperaturze ok. 45 – 50 stopni i tam sobie rośnie (wyrasta całkiem sporo, wręcz podwaja objętość). Kiedy wyrośnie, ustawiam temperaturę na 200 stopni a po 10 minutach zmniejszam do 180 i tak piekę jeszcze ok. 50 minut. Chleb jeszcze rośnie. Po upieczeniu wyjmuję od razu z foremki i stygnie na kratce, kroję kiedy jest całkiem wystudzony. Jest świetny! Kiedyś dodawałam pestki dyni i słonecznika, ale znalazłam już w kilku miejscach informację, że nie powinno się podgrzewać nasion i orzechów, bo tłuszcze w nich zawarte poddane działaniu wysokiej temperatury stają się dla nas szkodliwe. Zmartwiło mnie to, bo smakował taki chleb jeszcze lepiej – no ale przestałam te nasiona dodawać. Masz jakąś wiedzę na ten temat, Marlenko? Cenię sobie Twoje zdanie i wyważone opinie na tematy związane z szeroko pojętym zdrowiem, więc bardzo czekam na odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twoją pracę, która tak wielu osobom pomaga odzyskać zdrowie!
Marlena napisał(a):
Owszem, wiem. Zależy w jaki sposób „podgrzewanie” nasion ma miejsce. Pieczenie to nie smażenie czy prażenie, tutaj ziarna nie są bezpośrednio poddawane działaniu temperatury, lecz zanurzone są w bardzo wilgotnym cieście, gdzie w środku tego ciasta temperatura jest dużo niższa niż ta, którą nastawiliśmy na termostacie piekarnika. Dzięki temu ziarnom nic złego się nie dzieje.
Stenia napisał(a):
Szanowna Pani Marleno! Dopadła mnie kamica nerkowa! Czy może Pani coś doradzić jak się pozbyć kamienia a przede wszystkim jak nie dopuszczać do nawrotu kolki nerkowej i tworzenia kamieni. Wyczytałam że magnez i witamina B-complex zapobiegają tworzeniu kamienia. Bardzo proszę o kilka wskazówek. Może ktoś z użytkowników ma jakieś sprawdzone rady i metody? Pozdrawiam serdecznie.
Monika napisał(a):
Mam pytanie dotyczące śniadań białkowo-tłuszczowych, jeżeli chciałabym zrzucić kilka kg, to czy takie śniadania mogą mi w tym pomóc? odżywiam się naturalnie, nie jem mięsa, ryb i nabiału, ale po owsiance rano chce mi się spać i ciągle mam chęć na coś słodkiego, jak to jest z tym poziomem kortyzolu rano?