Długie życie to przy dzisiejszym poziomie rozwoju medycyny w zasadzie fraszka, ale… długie lata zdrowia w tym długim życiu? Cóż, to już prawdziwa sztuka!
Do tego przede wszystkim trzeba mieć odpowiednią wiedzę na temat utrzymania zdrowia – we wszystkich jego aspektach (cielesnym, umysłowym i duchowym). Tym bardziej, że dzisiaj już stało się jasne, że „dobre geny” nie stanową gwarancji.
Czasy mamy bowiem niestety takie, że łatwo jest (nawet i niechcący) różnymi czynnikami środowiskowymi i nowoczesnym stylem życia „popsuć” sobie choćby i najlepsze nawet geny (fachowo nazywa się to „ekspresją genów”). Długie życie staje wtedy pod znakiem zapytania.
Rzecz jasna oprócz posiadania wiedzy trzeba też jeszcze działać – czyli przekuć wiedzę w czyn. Bo bez działania nic się nie wydarzy.
Gdy pomyślimy o ludziach w podeszłym wieku, to co nam pierwsze przychodzi zazwyczaj na myśl? Nieodłączne rekwizyty przeciętnego seniora jakie przyjdą nam do głowy to zapewne laska, ciepłe bambosze i oczywiście sterta leków.
A przecież można inaczej!
Długie życie joginki
Oto inspirująca postać pani Tao Porchon Lynch, rocznik 1918 – najstarszej mistrzyni jogi na świecie (na zdjęciu na infografice poniżej).
Ta czcigodna dama w sierpniu 2018 roku świętowała swoje setne urodziny, w doskonałym zdrowiu fizycznym i umysłowym. To się nazywa długie życie i do tego zdrowe!
Jej życiowe motto brzmi: „Nie chcę wiedzieć, czego nie mogę zrobić. Interesuje mnie tylko to, co zrobić mogę.”
Pod tym stwierdzeniem podpisuję się wszystkimi czterema kończynami, dorzucając jeszcze to, co powiedziała swego czasu George Eliot – „Nigdy nie jest za późno, by stać się tym, kim mogliśmy się stać”! 🙂
Długie życie biegacza
A jeśli ćwiczenie jogi jako forma aktywności fizycznej komuś nie odpowiada, to tak już tylko mimochodem wspomnę o maratończyku nazwiskiem Fauja Singh (wspominałam już o nim wcześniej tutaj: [klik]), rocznik 1911.
Całkiem niedawno, bo 1 kwietnia bieżącego roku zdmuchnął 108 (słownie: sto osiem!) świeczek na torcie. Długie życie zawdzięcza optymizmowi i… bieganiu.
Zapytany o tajemnicę zdrowia i długowieczności odparł: „Tajemnica zdrowia i długowieczności polega na tym, żeby się nie stresować. Bądźcie wdzięczni za wszystko co macie, trzymajcie się z dala od negatywnie nastawionych ludzi, zachowajcie uśmiech i biegajcie.”.
Fauja Singh swoją karierę biegacza rozpoczął w wieku lat 89 i zakończył w wieku lat 102.
I takiej kondycji psychofizycznej życzę wszystkim czytelnikom bez względu na kalendarzowy wiek!
P.S. Innych mistrzów przewlekłego zdrowia i długowieczności opisywałam w tych artykułach:
https://akademiawitalnosci.pl/tag/dlugowiecznosc/
Foto: Flickr
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Olunia napisał(a):
Cudownie Marlenko , ja juz sie pisze na to w ciemno
Pozdrawiam Ola
Olunia napisał(a):
Cudownie Marlenko , ja juz sie na to pisze I czekam w bloku startowym
Pozdrawiam Ola
Marlena napisał(a):
Super, cieszę się bardzo, Olunia, pozdrawiam cieplutko wzajemnie! 🙂
Monika napisał(a):
Mam babcię która w tym roku skończy 90 lat. Dlugie lata pracowala na gospodarstwie rolnym. Jadła to co wyprodukowała: własnoręcznie upieczony pszenny chlebek, mleko, jajka, wieprzowina, drób, warzywa. Kuchnia babci byla skromna i prosta. Zawsze powtarzala żeby nie objadac się na noc… Słodycze były jak na lekarstwo…
Babcia każdego z nas jako pierwsza nauczyła pacierza. Obowiązkiem było kleknac obok niej i na głos recytowac słowa modlitwy aż w końcu uznała że już umiemy…
Babcia wprowadziła nas w dorosłe życie bez antybiotyków i leków. Domowe sposoby zawsze działały…
Już prawie 20 lat mieszka w mieście na 4 piętrze. Codziennie kursuje po schodach co najmniej dwa razy dziennie. Podczas ostatniej wizyty u niej zauważyłam że babcia w lodówce ma najwięcej….światła… Bynajmniej nie z braku pieniędzy…. Nie pozwala się wyreczyc. Chce być zawsze samodzielną. Na rodzinnych imprezach upomina się o swój kieliszek. 😉 Wszyscy zgodnie twierdzimy że babci nie można się nigdzie wstydzić. Zawsze zadbana, uśmiechnięta i w swoich ulubionych koralikach na szyi….
Natomiast babcia męża – zupełne przeciwieństwo. Pod każdym względem, w każdej sferze życia, mentalności oraz zachowania. No i oczywiście odżywiania się. Jaki efekt? 86 lat. Po kilku operacjach w życiu. Kilka wad serca, nadciśnienie, duszności etc etc… tabletki do każdego posiłku….
Jakiej starości chciałabym? Pytanie retoryczne…
Pani Marleno za to że otwiera Pani ludziom oczy, za to że dzieli się Pani swoją wiedzą – serdeczne Bóg zapłać…
Marlena napisał(a):
Piękny komentarz, taki z życia wzięty, dziękuję Ci, Moniko. 🙂
KRYSTYNA napisał(a):
Zawsze z niecierpliwością czekam na twoje artykuły (chciałabym więcej :-)) a takie szkolenie super sprawa…. Dużo już zmienilam w swoim życiu jeżeli chodzi odżywianie ale wiem ze jeszcze dużo przedemną…. Zawsze w chwilach słabości i zwątpienia wskakuje na stronę „Akademia Witalnosci”…. Ja również dziękuje że jesteś….
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Krystyno, cieszę się z poprawy Twojego samopoczucia i życzę przewlekłego zdrowia! 🙂
Monika napisał(a):
Pani Marleno, co Pani sądzi o bulletproof coffee?
Marlena napisał(a):
Osobiście nie używam. Nie potrzebuję już stymulantów w postaci kofeiny (z olejem czy bez) by rozpocząć dzień albo by nie zasnąć po południu.
Wiem już jak sprawić by moje mitochondria i bez tego wydajnie pracowały od samego rana do wieczora. 😉
zaanka napisał(a):
Marleno, potrzebuję u Ciebie „konsulatacji ” dla córki 7 lat Twarde stolce. odżywiam jak tylko potrafię najlepiej (jeśli chodzi o błonnik) w przedszkolu jednak podają białe pieczywo Cukier też się zdarza Poza tym dużo owców mniej warzyw Rano na czczo pije letnią wodę z cytryną Czy może łyżeczkę oleju dla niej żeby pomóc. Co mam włączyć do diety? Staram się jak mogę eliminować cukier Nie jadamy parówek wędlin ale w przedszkolu podają mięso do obiadu. Poradz proszę Z góry dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników 🙂
Marlena napisał(a):
Recepta na sukces to błonnik + dużo wody, bez wody mamy zaparcia. Oprócz tego powodem może być nieprawidłowa mikroflora jelit i brak ruchu.
Kolendra napisał(a):
Marleno, natknelam się na str dr Mercoli na taką perelke i nie wiem co o tym sądzić… Wiem, że frutarianizm nie jest dietą na całe życie ale zastanowilo mnie, że fruktoza z owocow tez może przyczynić się do chorób a nawet raka trzustki?! Właśnie przymierzalam sie do owocowego oczyszczania w Wielkim Tygodniu…
Co o tym sądzisz? :
https://polish.mercola.com/sites/articles/archive/2019/04/15/dieta-owocowa.aspx
Marlena napisał(a):
Ten artykuł to są fantazje Mercoli, który już dawno w moich oczach stracił wiarygodność, bowiem często pisze coś i nie podaje na to co pisze sensownych źródeł.
Trzeba być odpowiedzialnym jak się pisze bloga czytanego przez rzesze czytelników. Nie ma przecież absolutnie żadnych badań, które łączyłyby spożycie OWOCÓW z rakiem trzustki. Wymowa całego artykułu na temat strasznych „zagrożeń” diety owocowej jest taka: „nie jedz za dużo owoców, bo dostaniesz raka trzustki, zobacz, Jobs dostał, a Kutcher przez te niebezpieczne owoce wylądował w szpitalu”.
Jest to oczywiście bujda na resorach, bo nie wiemy tak naprawdę jakie czynniki (zapewne mnogie) wywołały raka u Jobsa i czy owoce czasami nie PRZEDŁUŻYŁY mu żywota? Skoro normalnie jak pisze Mercola z takim rakiem żyje się kilka miesięcy, a wszyscy wiemy, że Jobs żył aż 8 lat po diagnozie…
Co do Kutchera, to nie wiemy w jakim stanie zdrowia zaczął jeść te owoce i czy czasami opisana reakcja to nie typowe oczyszczanie, kryzys ozdrowieńczy, a p. Kutcher przestraszył się i zadzwonił po pogotowie?
Ale oczywiście dr Mercola wie wszystko, prawda? Owoce są winne, a czemu? Bo tak. Bo FRUKTOZA.
Oraz namawia do spożywania diety, w której 50-70% kalorii czerpie się z tłuszczu, głównie zwierzęcego. W Niebieskich Strefach żadna populacja stulatków się nie odżywia w opisany przez Mercolę sposób, nie ma też badań naukowych wskazujących taki sposób żywienia jako zapewniający zdrowie i długowieczność – są to więc tylko wymysły Mercoli.
Co do fruktozy: zalinkowane jest owszem przez Mercolę badanie naukowe (ostatni link, reszta to link do plotkarskiego blogaska i prasowych artykułów). Okazuje się jednak, że link do badania naukowego to zwykła ściema, bowiem to badanie NIE DOTYCZY SPOŻYCIA OWOCÓW.
Przez cały opis zalinkowanego badania przewija się użyte przez naukowców sformułowanie refined fructose consumption – i właśnie przed tym to badanie ostrzega, czyli przed fruktozą przemysłowo przetworzoną, że mamy jej nie żreć, a nie przed owocami. Nie można stawiać znaku równości typu owoce=fruktoza.
A czy robiono w takim razie badania jak dużo owoców to za dużo? Oczywiście! Nawet 20 porcji owoców dziennie nie powodowało ŻADNYCH negatywnych efektów. Wręcz przeciwnie – badacze pozyskali pozytywne efekty zdrowotne na masę ciała, ciśnienie krwi, poziomy insuliny, trójglicerydów, lipidów, w tym poziomu złego cholesterolu LDL (spadek o 38 punktów!) i rzecz jasna uregulowanie wypróżnień.
A wszystko to przy poziomie spożycia fruktozy „circa about” 200 g dziennie (Mercola jako zwolennik diety wysokotłuszczowej przestrzega przed przekraczaniem 25 g – jego zdaniem szkodliwa jest każda fruktoza bez względu na jej źródło, co jednak nie ma poparcia w badaniach ani w statystykach populacji długowiecznych, z których każda zjada mnóstwo owoców i niewielkie lub umiarkowane ilości tłuszczu).
Oczywiście badani pozyskiwali tę fruktozę z całych owoców, nie jedli przemysłowo przetworzonej. Tu opowiada o tym dr Gregger podając linki do tych badań: https://nutritionfacts.org/video/how-much-fruit-is-too-much/
Jeśli nie masz nietolerancji fruktozy, to śmiało jedz owoce, nawet 20 porcji dziennie jak widać nie zabija, lecz wzmacnia człowieka. 🙂
Kolendra napisał(a):
Też wydaje mi się to mocno przesadzone…
Zwłaszcza ten tłuszcz w ilości dochodzącej do 70%…
Robię sobie mini post zmodyfikowany tzn. wg Dąbrowskiej ale z owocami bez ograniczeń, poza bananami i daktylami. Zamierzam jeść dużo jabłek, cytrusów, mango. No i algi 🙂 Mam nadzieję, ze wytrzymam do niedzieli.
Marlena napisał(a):
Powodzenia zatem! 🙂
Tat napisał(a):
A ja mam coraz więcej wątpliwości do tych Niebieskich Stref. Dlaczego Dan Buettner najpierw pisze, że mieszkańcy niektórych z tych stref zjadali nabiał, szczególnie kozi, a w drugiej książce zaleca, żeby zastąpić nabiał np. mlekiem migdałowym? Jeśli mamy się wzorować na Niebieskich Strefach, to dlaczego mamy nabiał wykluczyć i zastąpić czymś, czego mieszkańcy tych stref w ogóle nie pili? Poza tym zaczęłam liczyć ilość Omega-6 w diecie roślinnej. Wystarczy trochę tahini, awokado, nie mówiąc już o kaszach czy nasionach i orzechach, i wychodzą bardzo duże ilości Omega-6. Żeby to zrównoważyć trzeba jeść kilka łyżek nasion lnu, co jest bardzo niepraktyczne, nie mówiąc już o tym, że siemię jest niesmaczne. Marleno, nie zauważyłaś z biegiem czasu jakiś negatywnych efektów tej diety? Im więcej czytam, tym bardziej mi się to nie zgadza. Mam wrażenie, że mieszkańcy Niebieskich Stref jedli o wiele więcej produktów odzwierzęcych niż Buettner twierdzi.
Marlena napisał(a):
Już wyjaśniam: te kozy to na Sardynii i Ikarii, łażą po górach i skubią dzikie zielsko, niezmiernie bogate w rozmaite fitozwiązki, witaminy, składniki mineralne. W naszych warunkach nie mamy szans na odwzorowanie tego, w sklepach dostaniemy co najwyżej kozie mleko przemysłowo przetworzone w wersji UHT, serki kozie z pasteryzowanego mleka, nabiał przetworzony przemysłowo. A co kozy jadły nie wiadomo, ale raczej na pewno nie górskie zielsko.
Tymczasem jak wiadomo – to, co zjada matka, takie i jej mleko. Ta sama zasada jest u wszystkich ssaków: matek ludzkich, kozich i każdych innych.
To samo z winem: na Sardynii robią lokalne wino Cannonau z czarnych jak smoła winogron, które pod wpływem tamtejszego ostrego słońca wyprodukowały mnóstwo polifenoli.
Tak więc nie wystarczy byle sikacz ze sklepu by oznajmić, że oto mamy zdrową dietę śródziemnomorską czy też dietę stulatków, bo właśnie kupiliśmy sobie „jakieś” wino, albo „jakiś” kozi serek w Biedronce. 😉
Wszystko się rozbija o jakość i pochodzenie, bo od tego zależy zawartość różnych dobroci w tych pokarmach. A jeśli nie mamy dostępu do określonej jakości produktu odzwierzęcego, to zdecydowanie bezpieczniej będzie sięgnąć po roślinny. Mleko domowe migdałowe będzie zdrowsze niż przetworzone przemysłowo mleko UHT kozie.
Teraz jeśli chodzi o źródła Omega-3 roślinne, to jest ich bardzo wiele, bo w tym względzie Matka Natura nie poskąpiła nam tych cennych kwasów i byłoby z jej strony oznaką wybitnego braku inteligencji gdyby umieściła tak ważne kwasy NNKT jedynie w nasionach jednego gatunku rośliny (czyli siemieniu lnianym) czy nawet kilku na krzyż.
Omega-3 w roślinach (czyli kwas ALA, nasz podstawowy kwas NNKT) to fasole i fasolki, zielenina, owoce, algi morskie i wodorosty, nasiona lnu i chia, orzechy włoskie oraz mnóstwo popularnych ziół, szczegółowa lista tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-sygnalow-ciala-mowiacych-o-niedoborze-kwasow-omega-3/
Kolendra napisał(a):
Marleno, a mnie martwi ostatnio jedno-możemy sobie jeść najwspanialsze produkty, żywność roślinną, dbać o ciało, ruszać się, inspirować Niebieskimi strefami a i tak to wszystko nie uchroni nas przed chorobami, włącznie z najgorszymi, jak w 2020 roku nam podłączą 5G. Pewnie czytałaś o niebezpieczeństwie tej technologii bez precedensu dla życia ludzi i całej planety. Przyznam szczerze, że martwię się i jestem wściekła, że nie mam na to żadnego wpływu bo o ile mogę zdecydować co będę jeść, jaki sport będę uprawiać, o ile mogę w domu przejść na internet kablowy i korzystać rozsądnie z telefonu komórkowego tak z technologią 5G nic zrobić nie mogę, ona będzie wszędzie, anteny postawią nawet w autobusach, na słupach co parę metrów, w blokach… Nic nie będziemy mieli do gadania. Dobija mnie ta bezsilność i to, że się nam taki los funduje wbrew wszelkim ostrzezeniom naukowców.
Może masz jakieś sposoby na ochronę przed wszędobylskim promieniowaniem elektromagnetycznym? Może napiszesz o tym jakiś artykuł? 🙂
Marlena napisał(a):
Będzie o tym na szkoleniu, na które wkrótce będzie można się zapisać.
Agnieszka napisał(a):
Witaj Marleno. Bardzo dziękuję za ten artykuł i Twoje odpowiedzi na pytania czytelników. Tak dużo uświadamiają, rozwiewają wątpliwości i niedomówienia a nawet nieścisłości z internetowych blogów. Wielkie dzięki. Czytając Twój blog ma się pewność, że czerpie się solidne i prawdziwe informacje :-).
Dziękuję też za wpis o owocach i fruktozie. Owoce górą, bez obaw :-).
Ale mam pytanie : czy można jeść np. jabłka czy banany z masłem orzechowym (czystym bez dodatków)? Jako deser. Banany są słodkie a masło orzechowe tłuste. Proszę rozwiej moje wątpliwości. Będę wdzięczna. 🙂
Marlena napisał(a):
Masło orzechowe to zblendowane na miazgę orzechy. Zjedz tego tyle ile normalnie byś zjadła całych orzechów (raczej nie więcej niż garść, ok. 30 g). Połączenie tłusto-słodkie jest bardzo niekorzystne w przypadku izolatów (np. cukier+olej), natomiast nie ma tak dużego problemu z pokarmami całościowymi. Normalnie w przyrodzie człowiek by znalazł gdzieś jabłko (lub inny owoc), a za chwilę trochę orzechów. Ale kawałka np. pizzy czy ciasta z cukierni już nie. 😉
Tat napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Tylko z tym nabiałem to Buettner stracił w moich oczach wiarygodność. Dlaczego nie napisał „spróbuj znaleźć kozi nabiał, niepasteryzowany, od zwierząt karmionych trawą”? Taki nabiał, przez te zioła i trawę, będzie miał prawdopodobnie bardzo dobry stosunek Omega-3 do Omega-6. Tymczasem mleko migdałowe, którym zaleca zastąpić nabiał, to same Omega-6. Ja rozumiem, że nabiał kozi niepasteryzowany jest trudno dostępny, ale mleko migdałowe nie nadaje się jako zamiennik.
A jeśli chodzi o dietę roślinna i dobry stosunek Omega-6 do Omega-3. Problem w tym, że większość roślinnych pokarmów ma dużo więcej Omega-6 niż Omega-3. Wyjątkami są tylko: siemię lniane i nasiona chia. Nawet orzechy włoskie podawane jako dobre źródło Omega-3 mają tak naprawdę więcej Omega-6, więc nimi tego balansu sobie nie poprawimy. Ziołami też nie za wiele uda się poprawić, bo zioła stosuje się jako przyprawę i to są zbyt małe ilości, żeby robiły różnicę na korzyść Omega-3. Tak samo suszone wodorosty dostępne w sklepach eko – tego się dużo nie stosuje, więc znowu to produkt, który balansu nie poprawia. Buettner zaleca dwie garści orzechów dziennie (ok. 60 g). Przykładowo mieszanka 20 g włoskich, 20 g migdałów, 20 g nerkowców to prawie 12 g Omega-6 i niecałe 2 g Omega-3. A to tylko przekąska. Fasola, zielenina, dressing do sałatki na bazie tahini, awokado, mleko roślinne, kasze spowodują, że ilość Omega-6 w ciągu dnia bardzo wzrośnie. I teraz balansujemy to niesmacznym siemieniem lnianym i drogimi nasionami chia? A dr Fuhrman łyka kapsułki EPA/DHA z alg, bo dieta roślinna, którą poleca nie zawiera Omega-3 w formie EPA/DHA. Suplementy z alg to pomyłka – znalazłam tylko jeden, który nie zawierał dziwnych dodatków i oczywiście dostępny nie w Polsce tylko w zagranicznym sklepie.
Jeśli masz czas i oczywiście ochotę Marleno, powpisuj swoje posiłki przez kilka dni do Cronometer i podziel się ze mną jak to u Ciebie wychodzi, bo ja ze względu na tą ogromną przewagę Omega-6 już chyba straciłam złudzenia co do diety roślinnej Fuhrmana. Jeśli żeby mieć właściwy balans Omega-6 do Omega-3 muszę wydawać prawie 400zł miesięcznie na suplementy z alg albo jeść kilka łyżek niesmacznego siemienia lnianego dziennie, to zaczynam myśleć, że coś z tą dietą jest mocno nie tak. Z „bólem serca” to stwierdzam, bo z pewnymi wyjątkami roślinne jedzenie bardzo mi smakuje, ale nie dam sobie wmówić, że jakieś algi, wodorosty zza 7 mórz, których się w Polsce nigdy nie jadło będą dla mnie dobre i zdrowe.
Marlena napisał(a):
Ja myślę, że nie ma co rozdzierać szat, w końcu zamiast migdałowego mleka można spożyć np. konopne jak już mamy obsesję na punkcie Omega-3, a poza tym nie samym mlekiem człowiek żyje, ileż tego mleka dziennie można pochłonąć?
Do dzisiaj nauka NIE ustaliła jaki jest najbardziej prawidłowy stosunek Omega-3 do 6, więc nie ma co łamać sobie tym głowy.
Jedno tymczasem wiemy na pewno: tak normalnie potrzebujemy WIĘCEJ Omega-6, mniej Omega-3 i dokładnie takie proporcje występują w pokarmach jakie tworzy Matka Natura. Czyli tak już jest ten świat urządzony, że w większości pokarmów znajdziemy troszkę więcej Omega-6, niż Omega-3.
Ludzie natomiast lubią widzieć wszystko w barwach czarno-białych i może dlatego etykietka „prozapalne” przyklejona do Omega-6 wywołuje w nas dziwne lęki. Zupełnie niepotrzebnie, bo prozapalny jest tylko NADMIAR, o który będzie raczej trudno jeśli jemy tylko pokarmy nieprzetworzone (i trzymamy się z dala od olejów).
Ponadto jeśli na przykład zatniemy się w kuchni w palec nożem, to potrzebny jest proces zapalny aby organizm mógł rankę uleczyć. Każde gojenie się obejmuje fazę procesu zapalnego. Nawet gdy kobieta ma co miesiąc ranę w macicy, to potrzebny jest proces zapalny do zagojenia się.
Tak więc odczuwanie niechęci czy uprzedzenia do Omega-6 jest bezpodstawne, to są bardzo potrzebne kwasy.
Z kolei fasole i zielone warzywa w drodze wyjątku zawierają więcej Omega-3 niż 6. Nie czytałaś chyba zalinkowanego w mojej odpowiedzi artykułu, więc może przekleję tutaj (w nawiasie podano ile razy więcej jest Omega-3 niż 6):
– fasolka mungo czarna (14) – nie mylić z fasolką mung
– fasola biała (2)
– zielona fasolka (1,7)
– fasola czerwona kidney (1,6)
– fasola pinto (1,4)
Całkiem niezłe są zioła:
– mięta (6,3)
– tymianek (5,3)
– bazylia (4,3)
– estragon (4)
– majeranek (2,7)
– oregano i szafran (1,7)
Jeśli połączymy to z zieleniną, to jesteśmy na wygranej pozycji:
– szpinak (5,4)
– zielony kalafior romanesco (3,6) – na zdjęciu poniżej
– sałata zielona (2,4 – 2,5 w zależności od odmiany)
– brokuły (2,3)
– brukselka (2,2)
– rukiew wodna (1,9)
– kalarepka (surowa), zielona cukinia ze skórką (1,7)
– kapusta (1,6)
– rukola (1,3)
Teraz widzimy dlaczego warto codziennie jeść zielone warzywa? 🙂
A na deser owoce, najlepiej:
– papaja (4,3)
– mango (2,7)
– kiwi albo melon (1,3)
Z nasion najlepsze będą:
– siemię lniane (3,9)
– nasiona chia (3,1)
Tak więc jak na mój gust – jest w czym wybierać i nie ma co marudzić! 🙂
Jak widać wcale nie musimy szukać tego co nam do życia potrzebne w zamorskich delikatesach, bo większość z tych produktów to raczej „normalne” jedzenie, do dostania nawet w pobliskiej Biedronce czy Lidlu (z nasionami chia włącznie, ale jak komuś za drogo to do wyboru są przecież również inne, tańsze produkty z przewagą Omega-3 jak szpinak, fasola, sałata itd.).
Ziół nie używa się może dużo, ale ziarnko do ziarnka…. Wszystko się liczy! 🙂
Oczywiście jeśli ktoś ma czasem potrzebę suplementowania Omega-3 to musi, bo jak mus to mus (dobrej jakości długołańcuchowe Omega-3 w postaci DHA/EPA z alg morskich ma dr Jacobs, czasem używam).
Natomiast zdrowi ludzie jedyne o co dbać muszą to urozmaicona dieta gdzie jest dużo zielonych warzyw, ziół, fasoli i owoców (dieta nie musi przy tym koniecznie zaraz być wegańska, ale na pewno odpowiednio bogata w warzywa i owoce).
Pewne badania wskazują, że korzystny jest fleksitarianizm z dodatkiem ryb. W rybach mamy długołańcuchowe Omega-3 ale nie ALA, bo ten jest tylko w roślinach (a jak by nie patrzeć, to ALA właśnie jest naszym NNKT).
Tak czy inaczej jedząc pożywienie urozmaicone, nieprzetworzone i naturalne trudno będzie się nim zabić (a jeśli już, to zajmie nam to cholernie dużo czasu, co widać na przykładzie Niebieskich Stref). 😉
Fuhrman wcale nie nakazuje diety 100% roślinnej, on zresztą niczego nie nakazuje, jedynie opisuje co jest bardziej korzystne, a co mniej, w oparciu o dostępne badania naukowe. Fuhrman wręcz twierdzi (i słusznie), że niektórzy ludzie po prostu pewne składniki są zmuszeni czerpać z produktów zwierzęcych i dlatego dieta 100% roślinna nie będzie dla każdego dobrą opcją. Ostatecznego wyboru dokonuje więc zawsze czytelnik.
Mariola napisał(a):
Witam, super! ja się pisze na szkolenie Pani Marlenko, świetny pomysł Dobra Kobieto 🙂
Mariola
Marlena napisał(a):
Już niedługo ruszą zapisy! 🙂
Joanna napisał(a):
Witaj Marleno, chciałam dopytać o usuwanie pestycydów i bakterii z owoców. W Twojej grafice piszesz o jonizatorze, a teraz coraz więcej osób używa ozonatora. Które urządzenie jest wg Ciebie lepsze?
Marlena napisał(a):
Joanno, ten jonizator służy tutaj w celu pozyskania wody o pH zasadowym lub kwasowym. Można osiągnąć to samo za pomocą sody kuchennej i octu.
Natomiast co do ozonatora to nie wiem czy i w jakim stopniu jest on w stanie usunąć pestycydy. Ozon działa bakteriobójczo, więc dezynfekuje (zastąpi nam tutaj jedną kąpiel czyli kwasową, ten ocet zabijający bakterie), natomiast nie wiem czy doprowadza do hydrolizy związków fosforoorganicznych poprzez zmianę pH na zasadowe, bo o to tutaj cała rzecz się rozchodzi z pestycydami.
Tubrzoza napisał(a):
Pani Marleno śledzę Pani wpisy regularnie, czerpię z nich wiele korzyści i bardzo Pani dziękuję za pracę którą Pani wkłada w ten blog. Trochę mi głupio Panią o to prosić, ale pomyślałam, że zaryzykuję…Są chwile, kiedy do zdrowej diety, którą staram się stosować, chcę dorzucić coś ekstra i przeszukując internet znalazłam Super Elixir sprzedawany przez znaną byłą modelkę Elle Macpherson. Próbowałam rozszyfrować jego skład, żeby stworzyć własną wersję takiego zdrowego dopalacza, ale brakuje mi wiedzy i znajomości języka. Może zgodzi się Pani w wolnym czasie na to zerknąć? Jej Elixir kosztuje majątek, a tajemnica powodzenia jak w większości wypadków tkwi w regularności stosowania, więc kupno jednego opakowania jest bez sensu. W Pani cała nadzieja. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
W wolnej chwili zobaczę, aczkolwiek warto sobie zdać sprawę, że w Niebieskich Strefach całe populacje ludzi dożywają trzycyfrowych urodzin w zdrowiu fizycznym i jasności umysłowej, a czynią to bez drogich suplementów i superfoodsów kosztujących majątek, podpisanych znanym nazwiskiem.