
Pielęgnacja włosów, pielęgnacja skóry, pielęgnacja paznokci… A czy wiesz jak pielęgnować mikrobiom jelitowy? Wszelka choroba ma źródło w trzewiach, stwierdził Hipokrates tysiące lat temu, zaś współczesna nauka potwierdza tę starą prawdę. Praprzyczyny bardzo wielu naszych dolegliwości możemy częstokroć doszukać się w uszkodzonym mikrobiomie jelitowym.
Jak już czytelnicy tej witryny zapewne wiedzą, w brzuchu zdrowego człowieka powinno się znajdować minimum 1,5 a najlepiej 2 kg dobrych bakterii (co nazywamy potocznie „bakteryjną florą jelitową” lub „mikroflorą”, a bardziej poprawnie mikrobiomem). Sygnalizowałam zagadnienie już wcześniej, w artykule „Probiotyki i prebiotyki czyli życie karmi się życiem”.
Dzisiaj pochylę się ponownie nad tematem, uzbrojona w nową porcję wiedzy pochodzącą od specjalistki – praktykującej lekarki gastroenterologa, dr Robynne Chutkan, autorki niezwykle przystępnie napisanej książki „Dobre bakterie”, którą pochłonęłam podczas zimowych ferii.
Rzecz jest o zgubnej dla naszego zdrowia miłościwie nam panującej wszechobecnej bakteriofobii oraz o tym, że mimo wszystko warto żyć trochę brudniej niż czyściej (i o tym będzie w dzisiejszym artykule) i odżywiać się przy tym zdecydowanie czyściej, zamiast śmieciowo (i o tym będzie w następnym moim artykule).
Aby pomóc czytelnikom zapanować nad swoim mikrobiomem (zanim to on zacznie panować nad nimi) dr Chutkan opracowała bardzo skuteczny plan „Żyj brudniej, jedz czyściej”. Program ten został przetestowany w praktyce na pacjentach kliniki, którą pani doktor prowadzi i… okazał się niezwykle skuteczny!
Dlaczego warto żyć brudniej? Dlatego, że (choć to dziwnie zabrzmi) przedstawiając rzecz w liczbach – mamy więcej bakterii niż komórek własnego ciała! Bakterie są z nami dzień i noc, przez 365 dni w roku, od kołyski aż po grób – choćbyśmy nie wiem jak dokładnie wszystko szorowali czy dezynfekowali, żyją z nami przez 24 godziny na dobę, zarówno na zewnątrz (na skórze, śluzówkach, włosach, pod paznokciami) jak i w środku (najwięcej w jamie ustnej i dalej – w całym przewodzie pokarmowym, ale także w narządach płciowych czy choćby w płucach do niedawna uważanych za sterylne).
Taki nasz mały prywatny ekosystem, który nie tylko nie stanowi wynaturzenia, ale jest wręcz niezbędną prawidłowością.
Skąd one w ogóle się biorą, te bakterie?
Etap pierwszy – poród. Sterylni jesteśmy jedynie w łonie matki (choć i to nie jest do końca pewne). Jednak już w momencie przechodzenia przez matczyny kanał rodny dziecko zostaje skolonizowane pochodzącymi z pochwy dobrymi, wspierającymi jego układ odpornościowy bakteriami (m.in. typu Lactobacillus), podczas gdy dzieci urodzone przez cesarskie cięcie są narażone na zasiedlenie złymi mikrobami, znajdującymi się w szpitalnym otoczeniu (np. gronkowiec czy inne paskudy).
U dzieci urodzonych siłami natury notuje się zdecydowanie mniej przypadków różnych chorób, m.in. astmy, otyłości, cukrzycy typu 1 (i innych chorób autoimmunologicznych) niż u dzieci, które przyszły na świat poprzez cesarskie cięcie. Urodzone naturalnie maleństwa są lepiej chronione przed rozmaitymi chorobami dzięki zasiedleniu przewodu pokarmowego przez matczyne drobnoustroje. Tak to natura przewidziała.
Etap drugi – karmienie dziecka piersią. Matczyne mleko zawiera nie tylko bakterie mlekowe. Oligosacharydy mleka kobiecego (OMK) stanowiące trzeci pod względem wielkości składu mleka, są ogólnie rzecz biorąc niestrawne, lecz to nie odżywienie dziecka jest ich zadaniem, a odżywienie jego bakterii: OMK są znakomitą pożywką dla bakterii Bifidobacterium, czyli są prebiotykiem.
Dodatkowo Bifidobacterium zabezpieczają sutek matki przed infekcjami różnymi groźnymi zarazkami (np. gronkowcami). Wszystko zostało doskonale zaprojektowane przez naturę aby służyć zdrowiu zarówno matki jak i jej dziecka.
Etap trzeci – wchodzenie dziecka w interakcję z otoczeniem czyli branie wszystkiego do buzi. Małe dziecko poznaje świat ustami. W ten sposób otoczenie wchodzi w interakcję z jego mikrobiomem. Do malucha wnikają bakterie bytujące w domu, w ogrodzie, na placu zabaw, na rodzicach i rodzeństwie, na domowych zwierzętach itd., przez co układ odpornościowy dziecka uczy się rozpoznawania przyjaciół od wrogów.
Zaledwie kilka miesięcy po narodzinach liczba gatunków zasiedlających ludzki organizm zwiększa się z około stu w okresie noworodkowym do tysiąca i więcej, zaś w wieku 3 lat dziecko ma już w zasadzie ukształtowany mikrobiom i jest on bardzo podobny do tego, jaki występuje u dorosłych. Im bardziej różnorodny i bogatszy mikrobiom tym lepiej dla dziecka.
Z wiekiem mikrobiom staje się stabilniejszy i po zdarzeniach typu infekcja czy antybiotykoterapia ma tendencję do wracania po pewnym czasie do swej postaci wyjściowej, choć nie jest ona u ludzi jednakowa dla każdego. Dla każdego bowiem człowieka jego mikrobiom jest jak odcisk palca: jest niepowtarzalny!
Etap czwarty: dorosłość. Czasem wymieniamy nasze mikroby z życiowym partnerem (np. podczas miłosnego pocałunku lub spółkowania). Nasz mikrobiom jest już ukształtowany i całkowicie indywidualny. Co nie znaczy, iż jest całe życie niezmienny.
Odpowiada za zapach ciała, a także jego wydalin i wydzielin: im jest lepiej skomponowany tym wydaliny, wydzieliny i ogólnie ciało mają mniej przykry zapach (mikrobiom zmienia się m.in. wraz z wiekiem, zmianami hormonalnymi czy zmianami diety: np. u osób starszych albo jedzących duże ilości pokarmów odzwierzęcych cielesne zapachy potrafią być nieprzyjemne, podczas gdy u dzieci i osób niespożywających pokarmów odzwierzęcych są one bardziej neutralne).
Choć trudno zawyrokować jak miałby wyglądać czy pachnieć mikrobiom idealny, to jedno jest pewne: jesteśmy tak zdrowi jak wyhodowany przez nas bakteryjny ogród w jelitach. 🙂
Z czego składa się nasz bakteryjny ogród?
Jak to w ogrodzie: są rośliny pożyteczne, te z nimi współpracujące oraz niechciane chwasty. Generalnie mamy zatem 3 rodzaje mikrobów w sobie i na sobie:
1. Organizmy symbiotyczne – mające pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Oto dlaczego: gdy pożywią się dobrym papu jak np. błonnikiem (a jaki błonnik lubią i w jakich pokarmach go szukać – o tym napiszę w następnym artykule), to w zamian obdarowują nas różnymi produktami swojej przemiany materii: tak się przy okazji składa, iż są to substancje dla naszego zdrowia zbawienne i niezbędne (jak np. witaminy B czy K2, enzymy czy pewne ochronne i dobroczynne dla naszego zdrowia kwasy tłuszczowe).
2. Organizmy komensalne – współżyjące z nami oraz z innymi drobnoustrojami na warunkach pokojowych, nie czyniąc nam zazwyczaj krzywdy.
3. Patogeny (zwane czasem inaczej florą oportunistyczną): te to paskudy, które mogą (choć nie zawsze) powodować w naszym ustroju szkody. Czekają tylko na „dobrą okazję” (czyli nasz osłabiony układ odpornościowy). A są też i takie, które wnikają do organizmu od razu w złych zamiarach i są złe z natury – z nimi rozprawia się nasz układ odpornościowy (lub nie – jeśli np. jest osłabiony).
Gdy pierwszych i drugich żyjątek mamy wystarczającą ilość, to te trzecie (czyli patogeniczne paskudy) nie mają za dużo do gadania: są trzymane w szachu przez odpowiednio dużą populację swoich symbiotycznych kuzynów. Dlatego tak ważne jest dbać o pierwsze dwie grupy organizmów: nie dostarczać rzeczy mogących im szkodzić lecz wręcz przeciwnie – odpowiednio je dokarmiać i hołubić. 😉
Zobaczmy przy okazji jakie typy bakterii dominują u ludzi w poszczególnych miejscach ciała, bo oprócz tego, że mamy ich dużo, to jeszcze mamy ich w sobie całą różnorodność:
– skóra i nos: gronkowce, maczugowce
– usta: paciorkowce, Lactobacillus
– gardło: paciorkowce, dwoinki Neisseria
– żołądek: pałeczka Helicobacter Pylori
– jelito cienkie: bifidobacterie, enterokoki
– jelito grube: Bacteroides, enterokoki, pałeczki (np. pałeczka okrężnicy, E. Coli)
– drogi moczowe: gronkowce, maczugowce
– pochwa: bakterie mlekowe
Zaniedbując swój mikrobiom nie można być zdrowym
Jak widać każdy zakątek ciała ma swoje „ulubione” bakterie. Mając np. całkowicie sterylne części ciała gdzie normalnie mieszkają bakterie (np. jelita) nie moglibyśmy żyć zdrowo, o ile wcale!
A to właśnie sobie robimy łykając antybiotyki – sterylizujemy sobie jelita. Antybiotyki nie potrafią działać wybiórczo i atakować jedynie patogeny. Oczywiście leki te mogą być jak najbardziej przydatne jeśli mamy sytuację na ostrzu noża, jednak znacznie częściej mamy do czynienia z przepisywaniem i zażywaniem antybiotyków na wyrost lub na zapas („na wszelki wypadek”) i łykaniem ich już od dzieciństwa niczym cukierki – co w połączeniu z często występującym brakiem należytej troski o mikrobiom, zwiastuje bakteryjny armageddon: ocenia się, że pięciodniowa zaledwie kuracja antybiotykiem powoduje stratę aż 1/3 naszej cennej hodowli.
Jak ma być zdrowy ktoś, kto bierze antybiotyki tygodniami, miesiącami czy nawet latami lub też w ciągu roku przechodzi kilka (a bywa, że i kilkanaście) kursów antybiotykoterapii?
Gdy nasze mikroby pozostają w równowadze – żwawo pracują dla nas jak pszczółki, chętnie się mnożą i produkują dla nas potrzebne nam związki zapewniając nam przewlekłe zdrowie: taki stan prawidłowej mikroflory w naszym ustroju określa się jako eubioza. Natomiast zaburzenia homeostazy naszej mikroflory (w ilości, składzie i funkcji) to dysbioza.
Działając na szkodę naszej dobroczynnej mikroflory (np. antybiotykami czy pozostałymi czynnikami, które jej nie służą i jej szkodzą) możemy być wielokrotnie bardziej narażeni na dysbiozę i powiązane z nią rozmaite nieprzyjemności zdrowotne. Jakie? Wbrew pozorom nie są to tylko objawy zaburzeń trawienia! Dr Robynne Chutkan wylicza długą ich listę (na tyle długą, że można powiedzieć, iż dysbioza jest dzisiaj wręcz chorobą społeczną i epidemią, o której jednak oficjalnie głośno się nie mówi):
– alergie i nietolerancje pokarmowe (w pewnym momencie przestajemy tolerować obecność w diecie np. glutenu, orzechów, jajek, nabiału itp.),
– łaknienie określonych pokarmów (np. słodyczy),
– problemy z psychiką: depresja, nerwica, nadpobudliwość, lęki – badacze już od jakiegoś czasu wiedzą, iż pomiędzy naszym mózgiem a mikrobiomem jelitowym (zwanym czasem „drugim mózgiem”) zachodzi ciągła komunikacja;
– problemy z układem trawiennym (halitoza, pleśniawki, wzdęcia, refluks, cuchnące gazy, biegunki lub zaparcia),
– stany zapalne skóry: trądzik (również różowaty), egzema (atopowe zapalenie skóry), grzybice skóry i paznokci, wysypki, łupież itp.,
– świąd pochwy lub odbytu,
– pasożyty,
– trudności z utratą wagi (lub odwrotnie – z przytyciem),
– obniżona odporność: częste grypy, infekcje zatok i układu oddechowego,
– niejasność myśli („mgła mózgowa”), osłabienie pamięci i koncentracji,
– syndrom przewlekłego zmęczenia.
Choroby kojarzone przez badaczy z dysbiozą:
– choroby autoimmunologiczne wszelkiego typu,
– cukrzyca,
– otyłość (tak, dysbioza może nas utuczyć jak również uniemożliwiać chudnięcie!),
– stwardnienie rozsiane,
– przewlekłe zapalenia (np. zapalenie tarczycy, zapalenie zatok),
– infekcje drożdżakowe,
– bakteryjne zapalenie pochwy (waginoza),
– otyłość (zaburzony mikrobiom ma wpływ na apetyt i nie tylko),
– nieswoiste zapalenia jelit (np. choroba Leśniowskiego-Crohna lub wrzodziejące zapalenie jelita grubego) oraz zespół jelita drażliwego,
– zespół przerostu bakteryjnego jelita cienkiego (SIBO),
– celiakia lub nietolerancja glutenu,
– jelito nieszczelne.
Mimo tego, że wyniki badań klinicznych wykazują obecność dysbiozy w wielu schorzeniach rozpowszechnionych dzisiaj w społeczeństwach krajów uprzemysłowionych – medycyna akademicka wciąż nie traktuje tego tematu wystarczająco poważnie. Musimy sami zająć się naszym mikrobiomem i nauczyć się bakteryjny ogród stojący na straży naszego zdrowia odpowiednio pielęgnować.
Jak wiemy pierwsza zasada zdrowia brzmi: cokolwiek ci nie dolega najpierw odstaw cukier. Z obszernej listy nieprzyjemności powiązanych z zaburzeniami mikrobiomu można śmiało wywnioskować zasadę kolejną i nie mniej ważną: cokolwiek ci nie dolega najpierw zadbaj o mikrobiom w jelitach (przy czym między innymi właśnie odstawienie cukru wpisuje się w należytą troskę o mikrobiom).
Jeśli dolega nam fizycznie lub psychicznie cokolwiek – to może być znak, że dopuściliśmy się w tej kwestii zaniedbań. Nie zawsze świadomie. Dlatego teraz przejdziemy do listy grzechów przeciwko naszemu mikrobiomowi.
Czego nie lubi nasz mikrobiom?
Oprócz wspomnianych wyżej antybiotyków (co oczywiste) nasz mikrobiom jak informuje dr Chutkan nie lubi również wielu innych rzeczy, które wpływać mogą na niego negatywnie i powodować dysbiozę, sprzyjać jej lub ją nasilać, a są to m.in:
1. Złe nawyki żywieniowe: dieta słodka (bogata w puste, przetworzone węglowodany jak cukier czy biała mąka), tłusta (nadmiar produktów odzwierzęcych, pokarmów smażonych itp.) i przy tym niezwykle uboga w błonnik (powszechna niechęć do warzyw i owoców oraz traktowanie ich jako przystawkę, dodatek, przekąskę lub deser – na korzyść będących głównym źródłem kalorii pokarmów pozbawionych niestety błonnika: tłustych i/lub słodkich).
Mówimy o diecie, jakiej hołduje już od małego większość współczesnych ludzi w krajach uprzemysłowionych – wystarczy popatrzeć co dzisiaj konsumenci wykładają przy kasie na taśmę w każdym markecie. Mikrobiom zmienia się z każdym posiłkiem, więc nawet po jednorazowym spożyciu nieprzyjaznych pokarmów zajdą w nim zmiany.
Można sobie tylko wyobrazić w jakiej skali zajdą niekorzystne zmiany mikrobiomu po latach nieprawidłowego żywienia połączonego z chemiczno-sterylnym stylem życia i do czego to może zdrowotnie nas doprowadzić.
2. Nadmiar alkoholu (więcej niż 10 standardowych porcji tygodniowo).
3. Stosowanie syntetycznych słodzików (sukraloza, aspartam itp.) lub słodzonych nimi produktów („dietetyczna” pseudożywność i napoje „light”, słodycze, gumy do żucia, leki, suplementy diety itd.).
4. Przemysłowa „żywność” chemicznie doprawiana: konserwowana, modyfikowana genetycznie, z dodatkiem poprawiaczy smaku, zapachu, koloru itd..
5. Chlorowana woda pitna.
6. Pestycydy stosowane w rolnictwie (szczególnie glifosat zwany roundupem) oraz antybiotyki stosowane w hodowli zwierząt i ryb.
7. Doustne środki antykoncepcyjne i hormonalna terapia zastępcza.
8. Kortykosteroidy (np. prednizon, kortyzon).
9. Inhibitory pompy protonowej lub blokery receptorów histaminowych H2 (leki hamujące wytwarzanie kwasu solnego w żołądku).
10. Niesteroidowe leki przeciwzapalne (np. aspiryna, ibuprofen, leki przeciwbólowe, syropki na gorączkę, leki na grypę, na choroby reumatyczne itp.).
11. Rozmaite chemioterapeutyki (np. metotreksat, cytostatyki itd.).
12. Konwencjonalne produkty kosmetyczne, szczególnie te „antybakteryjne” (kosmetyki, szampony przeciwłupieżowe, pasty i płukanki do zębów, odkażacze do rąk, chemia domowa itp.), zawierające np. triklosan, trietyloaminę, parabeny, barwniki, zapachy, ftalany, pochodne ropy naftowej i rozmaite chemiczne konserwanty (np. SLS-y) – są to substancje nieprzyjazne dla naszego mikrobiomu.
13. Antyperspiranty (mogą doprowadzić do zmiany mikrobiomu skóry).
14. Zbyt sterylny tryb życia (szczególnie w dzieciństwie).
15. Usunięcie wyrostka robaczkowego (to rezerwuar dobrych bakterii, które zostają uwolnione w sytuacjach awaryjnych jak infekcja wirusowa czy epizod biegunki podróżnych).
16. Infekcje (bez względu na to czy mikroby zostały załapane drogą naturalną czy dostarczone sztucznie np. w szczepionce) również są niemile widziane przez nasz mikrobiom ponieważ go dziesiątkują i przez to osłabiają. Natura chcąc zadbać o nas dała nam ten właśnie magazyn dodatkowych dobrych bakterii czyli wyrostek robaczkowy (do niedawna przez medyków uważany za nieprzydatny do niczego).
17. Długotrwały, przewlekły stres: przetrzebia on nasz mikrobiom powodując zubożenie różnorodności bytujących w naszych jelitach mikroorganizmów, co z kolei przekłada się na zwiększoną podatność na infekcje, a każda z nich powoduje następnie kolejny uszczerbek w mikrobiomie, a jeśli do tego dołożymy antybiotyki połączone z nieprawidłowym żywieniem (co zazwyczaj ma miejsce) to… tworzy się błędne koło kolejnych infekcji, antybiotykoterapii i wynikających z nich coraz to nowych niedomagań i niekończących się problemów zdrowotnych.
18. Zaparcia! Nie ufajmy lekarzom, dla których wypróżnianie się 3 razy w tygodniu to nadal jest „w normie”. Przecież pan doktor swojego psa wyprowadza codziennie, swojemu dziecku zmienia pieluchę codziennie, więc czemu swojemu pacjentowi wmawia, że 3 razy w tygodniu to jest wciąż OK?
My tymczasem drapiemy się w głowę pytając się „co tutaj jest grane?”, bo na myśl nam (ani naszemu lekarzowi) nie przyjdzie, że po prostu zaniedbaliśmy nasz bakteryjny ogród: małe, pracowite stworzonka w naszych jelitach – nasz własny ekosystem.
Więc jak żyć, pani doktor, jak żyć?
Pani doktor Robynne Chutkan ma na to odpowiedź naukowo uzasadnioną: żyj brudniej! I jedz czyściej: dużo żywności probiotycznej (kiszonki) i prebiotycznej (o której napiszę szczegółowo w kolejnym artykule) zamiast sztucznej sklepowej karmy.
Co to znaczy brudniej żyć? Nie, nie chodzi o to by nie myć rąk przed jedzeniem czy nie spuszczać po sobie wody w toalecie po skorzystaniu z niej, lecz o to, aby wypracować sobie do sprawy zdroworozsądkowe podejście pozbywając się paranoidalnej bakteriofobii i zwyczaju ciągłego dezynfekowania, odkażania i lania „antybakteryjnych” chemicznych produktów na wszystko jak leci.
Istnieją uzasadnione przypuszczenia, że to właśnie zbyt sterylne życie naszemu zdrowiu nie sprzyja. A trochę zdrowego brudu nie zaszkodzi: przypomnijmy sobie stare porzekadło „Częste mycie skraca życie”, lub jeszcze „Dzieci dzielą się na czyste oraz… zdrowe i szczęśliwe!” – jak się okazuje badacze dzisiaj potwierdzają, iż jest w tym sporo prawdy. 😉
Mówiąc między nami – nikt (o ile nie spędza dni na taplaniu się w błocie) nie musi pieczołowicie szorować całego ciała rano i wieczorem (nasi przodkowie mieli zwyczaj rytualnych rodzinnych kąpieli w balii raz w tygodniu lub nawet rzadziej: to były stare, dobre czasy, kiedy słowo „alergia” nie zostało jeszcze nawet wymyślone i nikt nie wiedział co ono znaczy).
Jeśli nie jesteśmy chirurgiem szykującym się do operacji, to nie trzeba przecież z uporem maniaka myć rąk specjalnym antybakteryjnym żelem (naprawdę wystarczy zwykłe mydło i woda), ani też obsesyjnie płukać swą jamę ustną odkażającymi płynami (wystarczy wyczyścić płytkę nazębną i nie niszczyć sobie ekosystemu drobnoustrojów w ustach „antybakteryjną” płukanką, której niezbędność do życia wmówiła nam reklama).
I nie chodzi tu doprawdy o to, by nagle zmienić swoje zwyczaje przesadnie w drugą stronę zarastając całkowicie brudem (czyli z twierdzenia „bakterie są złe” przejść od razu do „bakterie są super”), ale – jak przekonuje dr Chutkan – korzyści z zaprzyjaźnienia się z odrobiną brudu mogą zasadniczo przewyższyć korzyści z przesadnej sterylizacji.
Dobrze jest być (nazwijmy to tak) troszkę brudaskiem, warto też trochę się spocić (u ludzi regularnie ćwiczących występuje większa różnorodność gatunkowa bakterii), wolno nie być całkowicie bezwonnym – zresztą na marginesie mówiąc relaks i zmiana diety mogą pomóc każdemu z nas pachnieć piękniej (mikrobiom człowieka ma wpływ, jako się rzekło, między innymi na zapach ciała i jego wydzielin).
Dobrze jest wietrzyć pomieszczenia (co podnosi jakość i różnorodność mikroorganizmów w domu), trzymać w domu rośliny i zwierzęta domowe oraz uprawiać własnymi rękoma ogródek lub choćby rośliny balkonowe, co zapewni nam dodatkową ekspozycję na drobnoustroje bytujące w glebie.
Jeszcze jedna zaleta stosowania na co dzień zaleceń programu „Żyj brudniej…” to niewątpliwie zmniejszenie stresu – prawdziwa wisienka na torcie (bo przecież jak już wiemy stres ma negatywny wpływ na nasz mikrobiom): po prostu przestajemy panicznie lękać się mikrobów uznając ich ważną rolę jaką mają do spełnienia w naszym życiu oraz ich prawo do symbiotycznego z nami współistnienia.
To wszystko są najlepsze sposoby pielęgnowania swojej cennej mikroflory jelitowej!
O czym jeszcze pisze dr Robynne Chutkan w książce „Dobre bakterie”?
W książce tej znajdziemy niesamowitą ilość praktycznych porad i bardzo cenne informacje z pierwszej ręki pochodzące od praktykującej lekarki, specjalisty w swojej dziedzinie: oprócz opisów przypadków swoich pacjentów autorka doradza też nam jakimi kryteriami kierować się przy wyborze probiotyków i czy faktycznie są one zawsze odpowiedzią na wszystkie bolączki (poruszany jest również obszernie temat przeszczepu kału jako ratunek dla tych, którym nie pomaga już żadna dieta ani probiotyki).
Jest też i rozdział dla tych, którzy planują posiadanie dzieci (jak urodzić dziecko zgodnie z zamiarami natury) lub nawet mają już malucha w domu – informacje dla młodych rodziców są szczególne cenne, ponieważ dzisiaj dzieci od małego potrafią mieć uszkodzony i zubożony mikrobiom, co przekłada się na występowanie chorób dawniej występujących z rzadka lub wręcz zarezerwowanych dla starszych ludzi.
Wyczytamy ponadto cenne porady typu co robić gdy lekarz chce nam przepisać antybiotyk: jakie 10 pytań należy zadać swojemu lekarzowi zanim weźmiemy do ust lekarstwo i co należy robić przed, w trakcie i po antybiotykoterapii, aby jak w jak najmniejszym stopniu narażać na szwank nasz cenny mikrobiom.
Autorka podaje też sprawdzone naturalne sposoby na poradzenie sobie (bez antybiotyków!) z takimi popularnymi dolegliwościami jak infekcje dróg oddechowych oraz zatok, infekcje dróg moczowych czy też trądzik (pospolity i różowaty).
Nie brakuje też przepisów na domowe naturalne kosmetyki, którymi warto zastąpić kupne specyfiki, zbyt często wypełnione szkodliwymi dla naszego mikrobiomu substancjami chemicznymi.
Ostatnia zaś część książki zawiera naprawdę smaczne przepisy kuchni mikrobiomicznej – potrawy przyjazne dla naszego mikrobiomu i wspierające jego odbudowę.
Jest w nich dużo zieleniny, rozmaitość warzyw i owoców, mało mięsa (nie ma zresztą przymusu by je spożywać gdy ktoś nie chce) oraz niewielki dodatek dobrego i zdrowego tłuszczu, nie ma natomiast nabiału ani glutenu (o cukrze nie muszę nawet wspominać).
Książkę dr Robynne Chutkan „Dobre bakterie” warto mieć w domowej biblioteczce – jest to kopalnia informacji i znakomitych porad praktycznych dla każdego, kto chce być przewlekle zdrowy!
Książkę można nabyć tutaj [klik].
A czym najlepiej żywić nasze dobre bakterie?
W następnym artykule [klik] weźmiemy pod lupę jedzenie: co takiego dobrego należy regularnie wkładać do swojego wnętrza, aby stanowiło najbardziej idealną pożywkę dla naszego mikrobiomu oraz jaką dietę, zioła i suplementację proponuje dr Robynne Chutkan w przypadku podejrzenia dysbiozy – przypadłości, której bardzo łatwo się nabawić prowadząc dzisiejszy „nowoczesny” styl życia.

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
l napisał(a):
Dziękuje za tak cenne informacje o bakteriach. Mam takie pytanie odnośnie wagi przy wzroście 170 cm miałem wagę 70 kg po zastosowaniu diety z warzyw i owoców w ciągu kilku miesięcy spadła mi do 62 kg ,jak Pani myśli czy to nie za mało? i co zrobić żeby troszkę zdrowiej przytyć ? Dziękuję
Marlena napisał(a):
Tu masz kalkulator BMI: https://bmi-online.pl/
Twoja waga jest w normie 🙂
zaanka napisał(a):
Droga Marleno, temat dla mnie na czasie jestem w 38 tyg. ciąży Więc za chwilę poród Pierwszy, 4 lata temu, niestety przez cesarskie cięcie Teraz upieram się na poród siłami natury. Ale w jednym badaniu w wymazie z pochwy wyszło Streptococcus B-hem gr B Teraz 2 badanie (nie mam jeszcze wyniku dopiero w poniedziałek) Lekarz powiedział, że jakby co to da antybiotyk i po sprawie (dla niego oczywiście). Ja zaś się zastanawiam, czy w przypadku, gdy wezmę ten antybiotyk przejście dziecka przez kanał rodny będzie dawało swój efekt (zasiedlenie się bakterii ) czy może w takim przypadku (gdy ze względu na możliwość zarażenia się dziecka paciorkowcem-muszę wziąć antybiotyk ) upieranie się na p.naturalny (ważny dla mnie głownie ze względu na nabycie przez dziecko flory bakteryjnej) jest celowe. Lekarz mój by się ucieszył gdybym zmieniła zdanie i zdecydowała się na CC. Co możesz poradzić ?
Marlena napisał(a):
Może spróbuj najpierw PRObiotyk, a jak już nie pomoże święty Boże to dopiero wtedy wytaczaj broń ciężkiego kalibru (ANTYbiotyk)? Ja bym tak zrobiła będąc na Twoim miejscu. Zresztą tak czy siak dobry probiotyk z prebiotykiem (synbiotyk) nie zaszkodzi przed porodem, będzie więcej laktobakterii w pochwie.
wiola napisał(a):
Też poleciłabym probiotyki ginekologiczne, ja brałam w ciąży, zresztą przed ciążą również i przez całe 9 miesięcy udało mi się uniknąć infekcji intymnych, mój lekarz polecił mi go brać by uzupełniać florę bakteryjną okolic intymnych
Agnieszka napisał(a):
Droga Marleno jestem w identycznej sytuacji jak Zaanka, u mnie wykryto Streptococcus agalactiae- chciałabym pozbyć się tego paciorkowca do porodu. Jakie proponujesz synbiotyki? Bardzo proszę o podpowiedź, bo nie mam za dużo czasu na testowanie 🙁 A może słyszałaś o ApiBioFarma albo SCD ProBiotica firmy ProBiotics? Mają podobne składy i działanie, ale ApiBioFarma zgodnie z ulotką przeznaczone jest dla rodzin pszczelich i przez to jest tańszym produktem. Koleżanka stosuje do irygacji pochwy oraz picia (zalecenia lekarza) i efekty są rewelacyjne. Tylko, że ja jestem w ciąży i nie mogę tak ryzykować 🙁 Może znasz te produkty i możesz coś doradzić 🙂 Z góry dziękuję za wszelką pomoc. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nie znam, na Twoim miejscu poszukałabym lekarza, który potrafiłby dobrać odpowiedni synbiotyk/probiotyk – doustnie i dopochwowo. Gdy będzie wystarczająca ilość dobrych baterii to one będą trzymać w szachu te złe.
Kasia napisał(a):
Witaj Marleno!
Mam pytanie odnosnie soli. W artykule o probiotykach piszesz ze uzywasz soli kamiennej do kiszenia. Czy uzywasz jej tez do solenia potraw? Ja uzywam na zmiane kamiennej, morskiej i himalajskiej. Ta ostatnia ma najbogatszy smak, taki troche cytrynowy, uwielbiam ja. Zastanawiam sie ktora jest najlepsza pod wzgledem zdrowotnosci.
I jeszcze jedno: czy sol himalajska taka najtansza to jest prawdziwa s.h. czy jakas podroba?
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Kamienna, morska i himalajska – wszystkie są solami naturalnymi, nierafinowanymi i wszystkie są dobre. Jedynie od tej przetworzonej, białej jak śmierć soli warzonej powinniśmy uciekać gdzie pieprz rośnie.
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno,
artykuł jak zwykle bardzo ciekawy. Z wielką chęcią zaglądam na Twoją witrynę i odkąd ją znalazłam, regularnie ją czytam, bo treści tu zawarte idealnie wpasowują się w styl życia jaki preferuję.
Dopadł mnie po raz drugi atak rwy kulszowej-już wiem, że można stosować witaminy z grupy B, ale ostatnio na forach wyczytałam, że Chlorek magnezu ( występuje pod nazwą Delbet) jest też bardzo skuteczny w pozbywaniu się bólu-czy coś Ci wiadomo na ten temat ? Niestety, nie działają na mnie dotychczasowe środki farmakologiczne, a też nie za bardzo chcę eksperymentować z kolejnymi, by nie zaszkodzić wątrobie czy żołądkowi. Z góry dziękuję za wskazówki. Serdecznie pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Związki magnezu mogą być pomocne, z tym że Delbet ma nieprzyjazną, że tak powiem, cenę. W sklepiku Akademii mamy 1 kg chlorku magnezu (czystość farmaceutyczna) w cenie 1 malutkiego opakowania Delbetu, które ma tego chlorku 33 g 😉 Jest to ten sam związek magnezu.
Paula napisał(a):
Aldono, wejdź na stronę doctoryourSelf.com znajdź zakładkę disc ruptured, jest tam napisane O leczeniu rwy witaminą C I b12
asia napisał(a):
Osoby z niskim poziomem wit. D, cierpią często na rwę kulszową. U mnie tak było. Odkąd zażywam wit. D codziennie (w większych dawkach niż zalecane) już mnie nie boli.
Aldona napisał(a):
Dodam jeszcze, że w tej chwili mam w domu tylko Chela-Mag B6-czy to mogłoby mi pomóc zanim zaopatrzę się w inną wersję ?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Tak, to dobry suplement.
Dorota napisał(a):
Dziękuję Marleno:) Kolejny fantastyczny i jakże pomocny artykuł. Przez trzy lata łykałam antybiotyki ( borelioza), na szczęście od dwóch lat z konsekwencją „naprawiam” swoją florę:). Na Twoją stronę trafiłam ponad dwa lata temu szukając informacji na temat czystka. Przez pierwsze tygodnie nie mogłam oderwać się od komputera, przeczytałam wszystko, co miałaś do tego czasu opublikowane. Obecnie mogę się pochwalić dwukrotnym postem Daniela, kolejny planuję na „po świętach”, ponieważ tegoroczny post wypadł dla mnie w mocno pracowitym okresie i dlatego wolałam to przesunąć. Poza tym całkowicie zrezygnowałam z mięsa, nabiał jem okazjonalnie (jajka, masło i twaróg kupuję od tzw. święta od miejscowej rolniczki). Cukru nie używam od 20 lat więc przynajmniej „cukrowy detoks” nie był mi potrzebny:) Jako zamiennik stosuję ksylitol lub erytrytol. Warzywa i owoce kupuję u miejscowych rolników ( szczęśliwie od 6 lat mieszkam na wsi), natomiast wszystko inne myję Twoim oczywiście (!) sposobem. Przestawiłam się na zielone, codziennie wcinam wielką michę różnych sałat ( rzymska, cykoria, kapusta pekińska) obficie skropionych octem jabłkowym wg. Twojej receptury:) Przestałam smażyć, stosuję przepisy dr. Dąbrowskiej, dr. Fuhrmana oraz dr. T.Colin Campbella. W sezonie kiszę ogórki, przygotowuję przeciery pomidorowe, konfitury ( z ksylitolem i agarem) oraz powidła. Przed zeszłorocznymi świętami wielkanocnymi spięłam się mocno finansowo i kupiłam wyciskarkę wolnoobrotową do soków z opcją robienia lodów – to również dzięki Tobie! Mało tego: również dom zaczęłam traktować z szacunkiem, wyrzuciłam całą chemię i już od ponad roku do sprzątania stosuję płyn enzymatyczny, a jakże Twojej receptury:) oraz ostatnio kupiłam orzechy piorące, które doskonale nadają się do sprzątania ( nie tylko do prania jak sama nazwa wskazuje). Poszperałam w necie i znalazłam ciekawy przepis na tabletki do zmywarki, który od 2 tyg. testuję:) Rewolucja nie ominęła również tego co wcieram i wklepuję w swoją skórę. Szczęśliwie mieszkam niedaleko Olvity, więc mam bezproblemowy dostęp do wszelakich smarowideł, a i Rossmann z Alterrą jest już wszędzie 🙂 Przepraszam wszystkich za tak przydługawy wpis ale to po to, aby dać świadectwo temu, że jak się chce to można:) Ja też pracuję i zdarza się i to bardzo często, że jestem poza domem ponad 10 /11 h ( minus dojazdów do pracy do miasta). Mam męża ( który również dużo czasu spędza poza domem), syna ( nastolatka) oraz psa 🙂 Wszystkich ( jedynie pies stawia opór – woli mięso) w domu zaraziłam takim stylem życia. Mój 13-letni syn nie je żadnych fast food-ów, pseudo przekąsek, nie pije napojów gazowanych i słodzonych soków. A co najważniejsze jest z tego przeogromnie dumny!!! Na marginesie tylko dodam, że jest bardzo dobrym uczniem, jest najlepszy w klasie z WF i trenuje kolarstwo szosowe. Do tego wszystkiego nie choruje, a jeszcze parę lat temu był uczulony na prawie wszystkie pylące drzewa i bez inhalacji nie wychodził wiosną z domu.
Marlenko, bardzo Tobie dziękuję za ciągłą inspiracje i podpowiedzi, którą książkę warto przeczytać, jakim tematem zainteresować. Będę Tobie wdzięczna do końca, mam nadzieję moich bardzo długich lat życia….
Dorota ( 43 lata)
Marlena napisał(a):
Doroto, bardzo się cieszę i życzę zdrowia oraz dodatkowo dla syna samych sukcesów sportowych! 🙂 Pozdrawiam serdecznie wzajemnie.
Urszula napisał(a):
Mogę dodać, że również bardzo ciekawą książką poruszającą temat bakterii w ustroju człowieka , a zwłaszcza w przewodzie pokarmowym jest „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała” niemieckiej młodej lekarki nazywającej się Enders GIulia – . Książka ta,, wydana w Polsce w ubiegłym roku, stała się bestsellerem światowym i w naprawdę przystępny sposób opisuje kwestie poruszane w powyższym artykule o dobrych bakteriach i przedstawia wyniki badań naukowych, jakich dokonano w ostatnich latach w omawianym temacie.
krystyna wajchert napisał(a):
Przecudne informacje
Dziekuje
witaminka napisał(a):
Witam,bardzo ciekawe i porzyteczne informacje!Jakie polecasz metody budowania dobrej flory bakteryjnej u dzieci ,ktore stronia od kiszonek?
Czy zalecasz podawanie pre iprobiotykow, w formie suplementow i jakie sa zalecane?
pozdrawiam,b
Justyna napisał(a):
Gorąco polecam kryształy japońskie (inaczej zwane algami morskimi). Sporządza się z nich kefir wodny – smaczny, lekko słodki napój probiotyczny, który można łączyć np. z sokiem owocowo-warzywnym.
Szczegóły tutaj:
https://www.olgasmile.com/kefir-wodny.html
Starter można kupić np. na allegro za 5 zł 😀
Hektora napisał(a):
Dziękuję za inspirację! Wszystkie książki, o których Pani wspomina brzmią ciekawie i na pewno kilka nabędę. Pozdrawiam i doceniam Pani bloga.
Ania napisał(a):
Witaj Marleno 🙂 biorę antybiotyk na trądzik (bylam u kilku lekarzy, naprawde najpierw probowalam naturalnych metod) od 6 msc. Niedlugo bd go odstawiac. Staram sie jesc duzo warzyw, odstawilam nabiał, biale pieczywo, cukier w kazdej postaci, pije duzo wody, codziennie staram sie wypic przynajmjiej pol szklanki zakwasu z burakow albo ogorczanki. Łykam tez Lacidofil. Nie pije alkoholu, kawy, jem ekologiczne produkty. Czy myslisz ze choc troche „naprawiam” moja mikroflore jelitowa? Pozdrawiam, Ania 🙂
Damian9413 napisał(a):
Witam. Wybacz że zadaje to pytanie tutaj, ale chciałem się dowiedzieć jak wygląda u pani dalsze spożywanie witaminy C. Gdyż tam ten artykuł był z 2013r dlatego ciekawi mnie czy nadal ja pani stosuje czy są jakieś efekty uboczne i czy działa ? Bardzo proszę o odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Owszem działa, a efekt uboczny to zdrowie i odporność 🙂
Nie stosuję może codziennie przez 365 w roku (mimo wszystko wolę naturalne świeże owoce, warzywa i soki), ale w razie potrzeby zawsze mam C pod ręką.
Ala napisał(a):
Witam. Mam pytanie odnosnie cukrow. Od ponad roku calkowicie wyeliminowalam w kuchni bialy cukier. Wszelkie przetwory ( owoce w sloiku, dzemy owocowe), kaszki dla dzieci ( jaglana, owsianka), wypieki i desery „dosladzam” przewaznie suszonymi daktylami. Nie wierze za bardzo w ksylitol ( mam male dzieci – 2 i 5 letnie), a im wiecej szukam i czytam, tym bardziej nachodza mnie watpliwosci, czy aby jednak tych cukrow w naszej diecie nie jest za duzo (1 kg suszonych owocow wystarcza na okolo 2 tygodnie).
Ponadto zastanawiam sie nad polaczeniem kasza jaglana zmiksowana z suszonymi daktylami/morelami + dodatki ( bakalie i nasiona, inne owoce, jagody z domowego
sloika, przemycone wszelakie zielone warzywa) – dzieci jedza conajmniej jedna taka porcje dziennie – kasza jaglana ma wysoki indeks glikemiczny i mam watpliwosci czy aby nie szkodze. prosze o opinie
Marlena napisał(a):
Aby obniżyć IG potrawy z kaszą jaglaną dodaję do niej coś co zawiera tłuszcze (np. orzechy w przypadku jaglanki na słodko) i/lub błonnik (np. świeże owoce jagodowe lub inne, szpinak czy też dodać jaglankę do zupy warzywnej). Samej kaszy bez dodatków raczej nie jadam.
pil napisał(a):
Na rwę kulszową polecam dobrego fizjoterapeutę , np. tego:https://kinesia-osteopatia.pl/. Gwarantuję ,że wszystko co pisze o sobie to prawda.Doświadczyłem tego na sobie i chyba połowie mojej rodziny. Artykuł jak zawsze świetny ,no i książka na pewno się w domu przyda. Pozdrawiam serdecznie
Anna napisał(a):
Witam, a co sądzisz o spożywaniu ziemi okrzemkowej ?
Marlena napisał(a):
W kontekście powiększania populacji mikrobiomu chyba nie ma ona znaczenia.
Ania napisał(a):
Droga Marleno, od pol roku zazywam antybiotyk a tradzik. Próbowałam najpierw naturalnych sposobow, bylam u 6 lekarzy i nawet u zielarki. Wszyscy stwierdzili ze antybiotyk to konieczność. Nie jem cukru, nie poje alkoholu, kawy, czarnej herbaty, rafinowanych soli o tluszczy. Wykluczylam nabiał, mieso okazjonalnie. Jem kiszonki, łykam probiotyki. O dziwo, skonczyl sie moj wieczny katar i problemy z gardlem po zmianie diety. Czy jestem w stanie odbudowywac moja flore bakteryjna i czy moje dzialania wg Ciebie są poprawne?
Marlena napisał(a):
Myślę, że odpowiedź znajdziesz w książce dr Chutkan „Dobre bakterie” 🙂
Aldona napisał(a):
Dziękuję wszystkim za wskazówki dotyczące rwy kulszowej. Mam dyskopatię i stąd ta rwa kulszowa-na przepisane na NFZ zabiegi muszę niestety trochę poczekać. Życie. Mam oprócz rwania bardzo silne i bolesne skurcze ( udo, łydka).Boli przy każdym ruchu. Nie wiem, czy ten chlorek magnezu by mi pomógł-czy lepiej jest łykać magnez , czy może robić kąpiele w chlorku magnezu?
Jesli miałabym przyjmować dodatkowo wit. C, to znowu-w jakich ilościach ?
O fizjoterapii też myślę. Pozdrawiam i dziękuję.
Aldona napisał(a):
Do Pil
z pomocy pana Przemysława Sekuły skorzystac nie mogę-mieszkam bowiem daleko od Krakowa.. Wczoraj byłam prywatnie u fizjoterapeuty, ale nie wiem, czy ten zabieg mi pomoże, na razie odczuwam ból.
A jakie Ty miałeś/ aś zabiegi ?
Pozdrawiam
Ela napisał(a):
Kochana Marleno i Czytelnicy piszący komentarze, chciałabym wam wszystkim podziękować, Marlenie za cudowną witrynę, a komentującym za zgłębianie tematów pobocznych i rozwijanie zainteresowań pokrewnymi sprawami. Sama chciałabym też dorzucić coś, czego dowiedziałam się z Internetu. W filmie na youtubie (https://www.youtube.com/watch?v=5ZNnb95Ij74) „Skutki niedoboru wody w organizmie” prowadzącą wykład Alicję Rogińską zapytano o podawanie glukozy noworodkom, jako pierwszego pokarmu (gdzieś pod koniec filmu – ale warto obejrzeć cały). Glukoza pomaga zasiedlić się „złym” bakteriom i grzybom w jelitach dziecka. Dobre bakterie, które pomagają dziecku trawić mleko nie mogą już zdominować jego flory jelitowej. Trzy dni później silna toksemia – żółtaczka. Wszyscy to znamy 🙁 W wykładzie jest mowa o tym, by podać dziecku wodę, a ja zastanawiam się, czy nie lepiej wyłącznie siarę i mleko. Które zwierzę ciągnie swoje młode do wodopoju tuż po urodzeniu? Zresztą siara to powinna być jedyna szczepionka, jaką dostaje noworodek (i moim zdaniem w ogóle jedyna szczepionka na resztę życia). O siarze można doczytać w Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Siara) – serdecznie polecam przyszłym mamom.
Pozdrawiam
gajowy napisał(a):
Witam, w tej książce znalazłem szokującą dla mnie informację dotyczącą przyczyny podawania antybiotyków w tuczu przemysłowym. Otóż dodaje się je do paszy nie w celu powstrzymania chorób (jak można by naiwnie sądzić) tylko „lepszego” wykorzystania paszy. Przy przetrzebionym mikrobiomie, bakterie jelitowe nie zużywają zasobów energetycznych z pokarmu. Dodatkowo zaburzona flora powoduje problemy z metabolizmem, co w pierwszym rzędzie skutkuje tyciem – nienaturalnym przyrostem masy.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, potem ludzie jedzą takie antybiotykowe mięso czy nabiał. :/
Maciek napisał(a):
Witam. Zna Pani jakiś naturalny sposób na pozbycie sie łupieżu? Szampony przeciwłupieżowe nic nie dają a sypie sie że mnie dość dużo. Ograniczyłem cukry, mięso, jem więcej warzyw i owoców ale póki co nie mogę sobie z tym poradzić. Czy może Pani coś zaproponować ? Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Problemy skórne (od łupieżu na głowie aż po łuszczycę skóry) jak zapewnia dr Chutkan, mogą wynikać właśnie z nieprawidłowej lub zbyt skąpej flory jelitowej. Może warto się temu przyjrzeć bliżej i popracować nieco nad swoim mikrobiomem, spróbować podziałać w tym kierunku.
ania napisał(a):
Marleno, czy chlorek magnezu ze sklepu akademiii mozna stosować przy lekkiej niedoczynności tarczycy? – może lepiej jabłczan lub cytrynian?
Justyna napisał(a):
Witaj Marleno. Od wielu lat zmagam się z okołomieszkowym rogowaceniem skóry (występuje głównie na udach). Co może być przyczyną? Czy znasz jakiś sposób na pozbycie się tego? Dodam, że nie mam innych problemów „skórnych”.
Zainspirowana Twoim blogiem zmieniłam kilka miesięcy temu dietę. Obecnie jadam głównie warzywa i owoce, czasem jajko lub trochę sera.
Pozdrawiam i proszę o odpowiedź
Marlena napisał(a):
Keratosis pilaris czyli okołomieszkowe rogowacenie skóry to oznaka długotrwałego niedoboru witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, głównie witaminy A, D oraz K. Zwróć uwagę, że objawy zmniejszają się latem pod wpływem słońca, a w zimie zyskują na intensywności. Latem mamy większą ekspozycję na słońce, więcej jemy świeżych warzyw i owoców zawierających beta-karoten (prekursor witaminy A) i witaminę K, a także cynk i witaminę C niezbędne dla zdrowej skóry. Zacznij codziennie jadać porządną porcję zielonolistnych warzyw (może być w formie koktajlu do picia lub michy sałatki do jedzenia) oraz pić świeżo wyciskane warzywne soki (marchew ma bardzo dużo beta-katotenu, również szpinak, jarmuż, które oprócz tego mają witaminę K).
Justyna napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź.
Mam jeszcze jedno pytanko: czy żółtawy odcień skóry jest normalnym objawem przy zwiększonym spożyciu beta-karotenu czy raczej wskazuje na jakieś choroby (np. wątroby)?
Marlena napisał(a):
Żółtawy odcień skóry wskazuje na chwilowe nasycenie ustroju beta-karotenem. Nie jest szkodliwy i sam znika.
Jacek napisał(a):
Dziękuje Pani serdecznie, strona jest wyśmienicie rzetelna. Rzadko spotykany poziom.
Jeśli Pani pozwoli, chciałbym skorzystać z Pani wiedzy tym oto pytaniem:
Czy według Pani w czasie diety warzywno-owocowej mogę zażywać kapsułki z probiotykiem (żywe bakterie, 8 szczepów, 12 mld bakterii w kapsułce), rzekomo jest to najlepszy produkt jaki mogę dostać w Niemczech:
https://www.wolz.de/en/products/for-a-healthy-intestinal-tract/darmflora-plus-select-dr-wolz.html
Rzecz jasna, wśród warzyw będzie odpowiednia ilość prebiotyków.
Niestety zmagam się z przewlekłym stanem zapalnych i przez wiele miesięcy brałem antybiotyki i chemioterapeutyki (!). Teraz odbudowuje florę bakteryjną oraz zwalczam dietą kandydozę. Czy taka konfiguracja to dobry czas dla diety warzywno-owocowej według Pani? I bez tej diety „wydalam” sporo toksyn z przerostu Candidy, jestem bardzo przemęczony, ale zmobilizowany. Myślę że ta dieta to coś dla mnie.
Pozdrowienia
ALina napisał(a):
Pani Marleno, czy mogę mojemu rocznemu dziecku psikać na stópki oliwę magnezową? Urodził się z niedoborem magnezu… i nie bardzo wiem jak mu z pożywienia dostarczać mg..
Marlena napisał(a):
Jeśli karmisz piersią to sama dbaj o dowóz magnezu. Dużo magnezu mają wszelkie zielone liście (sałaty, jarmuż, szpinak itp.) bowiem jest on częścią składową cząsteczki chlorofilu. Jak nie będzie malec chciał jeść zieleniny, to może będzie chciał ją wypić lub pochłonąć w postaci lodów na patyku? Zmiksuj garść zieleniny z bananem i podaj jako koktajl z kolorową słomką do picia (jeśli umie już pić przez słomkę) albo zamroź jako lody domowe na patyku. Oliwka magnezowa lub kąpiele z dodatkiem soli magnezu jak najbardziej, tylko pilnuj by nie była oliwka za mocna, bo maluchy mają delikatną skórę, więc warto rozwodnić ją bardziej niż dla dorosłego. Magnez można też czerpać z wody pitnej (np. Magnesia, mogą ją pić nawet dzieci, oczywiście w odpowiednich do wieku ilościach: https://www.magnesia.pl/lekarz-radzi)
Michał napisał(a):
Co doradzić osobie która od urodzenia choruje na padaczkę,i z tymi problemami jest zapanbrat ,a matka zmarła na raka jelita grubego.
Ania napisał(a):
od ponad 2 miesięcy zmagam się z zapaleniem pęcherza, piekącym bólem podczas oddawaniu moczu. Najpierw – w ciemno- byłam leczona furaginą, potem ciponexem przez 2 tygodnie. zrobiłam przerwę, wykonałam badanie moczu, które było ok oraz posiew, w którym wyhodowano mi e coli , zgodnie z anybiogramem wzięłam furagin przez tydzien i bactrim przez 14 dni, oczywiscie probiotyk. Jest poprawa, ale nie jest dobrze. Moze Pani ma jakąś radę, bo jestem załamana. Nadmieniam,ze choruję na toczeń z zespołem sjogrena
Marlena napisał(a):
Mogę zasugerować aby zainteresować się pracami naszej wybitnej lekarki (internista i immunolog) dr Ewy Dąbrowskiej, która odnosiła sukcesy w leczeniu chorych na toczeń i Sjorgena za pomocą postępowania dietetycznego (dieta warzywno-owocowa). Szczegóły znajdują się w książkach pani doktor https://akademiawitalnosci.pl/ewa-dabrowska-cialo-i-ducha-ratowac-zywieniem-oraz-przywracac-zdrowie-zywieniem/ oraz w jej wykładzie https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Ania napisał(a):
dziękuję bardzo 🙂 poczytam, pozdrawiam serdecznie…Gratuluję wiedzy 🙂
joanna napisał(a):
Wiadomo, mikrobiom jest bardzo istotny dla dziecka. Moja córka często ma zapalenie pęcherza i myślę, że Pani rady okażą się pomocne dla niej.
Niestety razem z córką zmagamy się z otyłością. Sprawdziłyśmy bmi i okazuje się, że jest znacznie powyżej normy
rolnik napisał(a):
Podobno naturalne kiszonki nie są probiotykami …Jak się Pani na to zapatruje Marleno?
https://www.youtube.com/watch?v=AsIghjfVmM0
https://www.youtube.com/watch?v=5–O8S1wppc&t=8s
Marlena napisał(a):
Młodzian z filmiku najwidoczniej bardzo chce przekonać oglądających, że głównie apteczne preparaty są skuteczne. W takim razie jak radzili sobie nasi przodkowie gdy nie było aptek? Otóż jedli i pili kiszonki. Jak świat długi i szeroki – w każdej kulturze i na każdym kontynencie znajdziemy typowe dla danej kultury kiszonki. Nasi przodkowie wiedzieli do czego służą (oprócz tego, że była to też swego rodzaju metoda konserwacji żywności, rzecz jasna).
Badania naukowe nad bakteriami probiotycznymi znajdującymi się w kiszonkach zapoczątkował Ilija Miecznikow, który otrzymał za prace nad ich wpływem na odporność Nagrodę Nobla (fizjologia i medycyna) w 1908 r. Dodam, że wtedy pracowało się na zwykłych kiszonkach (Miecznikow na przykład wykorzystywał w swoich badaniach jogurty sprowadzane bezpośrednio z Bułgarii, nie było aptecznych preparatów). Legenda głosi, iż Miecznikow na oczach kolegów wypił zawiesinę z zarazkami Vibrio cholerae (przecinkowiec cholery). Nie zachorował, bowiem raczył się przed i po kiszonkami.
Bardzo dobry przykład (już z czasów współczesnych) na to co potrafią naturalne probiotyki (które w/g młodziana wcale nie są probiotykami, bo ulegają zniszczeniu po drodze, więc nie są w stanie skolonizować jelit, a ich jedyne korzyści zdrowotne to w/g niego… odrobina kwasu mlekowego i octowego oraz garstka witamin i minerałów) dała ze swojej praktyki lekarskiej dr Ewa Dąbrowska: pacjentka cierpiąca długie lata na grzybicę narządów rodnych, bardzo cierpiąca (zawiodły wszelkiego typu terapie zalecone przez lekarzy) zaczęła każdego dnia pić sok z domowych ogórków kiszonych. Dzisiaj jest zdrowa – po grzybicy ani śladu.
Najlepiej więc zamiast teoretyzować (lub słuchać teoretyzujących, wymądrzających się na Youtubie młokosów) – po prostu wypróbować działanie kiszonek osobiście (tak jak zrobili to również użytkownicy tej witryny, otrzymując pożądane rezultaty).
rolnik napisał(a):
Proszę się tak nie unosić negatywnymi emocjami pani Marleno, bo to szkodzi 😉 Też na mikrobiom. Proszę podejść do sprawy spokojnie i obiektywnie i nie czuć się urażoną tylko dlatego że tezy młodziana nie pokrywają się z pani. Nota bene ów młodzian którego pani tak próbuje wyśmiać tylko z racji wieku, jest absolwentem Akademii Medycznej i naprawdę ma ogromną wiedzę, bardzo głęboką wiedzę, co widać w pozostałych jego filmach, a nie tak jak pani zaczerpniętą tylko z popularnonaukowych książek. Bez obrazy dla pani rzecz jasna 🙂 Młodzian z filmiku po prostu przedstawia rzetelne fakty potwierdzone konkretnymi badaniami. On ma bardzo racjonalne spojrzenie, mówi o tym co potwierdzone a nie o tym co byśmy my chcieli aby było 😉 Nie jest to więc wymądrzanie lecz wyjaśnianie wątpliwych kwestii osobom zainteresowanym. Wszystko co mówi jest logiczne i ma sens. Nie ma natomiast większego sensu odwoływanie się do naszych przodków z czasu gdy nie było aptek. Dlaczego już wyjaśniam. Ano dlatego że proszę pomyśleć z sensem : jeśli nie było aptek to też i nie było antybiotyków, czyli tego co niszczy nasze dobre bakterie. Nie było też konserwantów w żywności ani całej zabójczej dla mikrobiomu chemii w przetworzonych produktach. Prawda? A skoro tak to te bakterie jakie ludzie w jelitach mieli, mieli po prost cały czas bo niczym ich nie wyniszczali. To proste 🙂 I wtedy wystarczyło już tylko dobrze je karmić, nieprzetworzoną żywnością, błonnikiem, inuliną i wszelkim innym dobrem, co też i czynili choć nieświadomie. Kiszonki zaś choć pewnie jakąś ilość bakterii też posiadają (acz nie wiadomo jakich dokładnie i czy to są probiotyki, wg pana Patryka nie są, gdyż probiotyk to nie każdy przypadkowy szczep fermentacyjny lecz tylko określone szczepy które są konieczne w jelitach i mają pozytywne działanie a nie takie które mogą być ale nie muszą, gdy są to nic się złego nie dzieje ale i dobrego też nie, są neutralne. Chodzi więc o nomenklaturę. ) to jednak odgrywały swą rolę raczej poprzez dostarczanie owych kwasów które mają pozytywny wpływ na trawienie oraz witamin. To wszystko.
Marlena napisał(a):
Daleka jestem od negatywizmu. Po prostu rozbawił mnie ten filmik. Ktokolwiek się może szczycić swoim dyplomem Akademii Medycznej i udawać eksperta od wszystkiego, ale to się ma nijak do lekarki mającej dekady praktyki lekarskiej za sobą i wielu uleczonych pacjentów w kartotekach. Z tego co można się domyślać występujący na kanale Neti Aneti nie wyleczył jednak do tej pory nikogo, on zdaje się jest patomorfologiem czyli… zajmuje się nieżywymi ludźmi. Zdecydowanie bardziej wolę ufać doświadczonej lekarce mającej udokumentowane osiągnięcia w pracy z żywymi i uzdrowionymi 😉 Jeśli więc ona mówi o dobroczynnym wpływie żywności fermentowanej na mikrobiom to coś w tym jest. Jeśli potem czytam to samo w książkach napisanych przez innych praktykujących lekarzy (i/lub badaczy mikrobiomu), to tym bardziej. A świadectwa użytkowników mojej witryny dopełniają całości obrazu.
Teoria a praktyka to dwie różne rzeczy. Co innego skończyć medycynę czy „gwiazdorzyć” na jutubie, a co innego mieć na koncie sukcesy w przywracaniu zdrowia chorym ludziom (prawdziwego zdrowia, a nie jego podróbki osiągniętej podawaniem substancji tłumiących objawy) – dopiero w tym drugim przypadku zyskuje się wiarygodność wyższego kalibru. Po owocach ich poznacie, jednym słowem.
rolnik napisał(a):
Jeszcze odnośnie tego :
”Legenda głosi, iż Miecznikow na oczach kolegów ” .No tak, to mówi samo za siebie : legenda. I wszystko jasne. Chcemy rozmawiać o legendach czy o faktach? Bo to nie to samo. Że krążą różne legendy to jest oczywiste. Niekoniecznie muszą one mieć coś wspólnego z prawdą 😀
Ja wolę się opierać na prawdzie i rzeczywistości niż błądzić w chmurach legend. Bardzo proszę o podanie zródeł do tych badań Miecznikowa. Poza tym sama pani sobie przeczy bo najpierw pisze że jakoby pracował na kiszonkach a za chwilę że na jogurcie bułgarskim. To zdecydujmy się czy na jogurcie czy na kiszonkach. Przypominam że kiszonka to ukiszone warzywa i rośliny a jogurt to jogurt, fermentowany produkt mleczny, czyli jakby …coś zupełnie innego. Pan Patryk nadmieniał przecież iż jogurt probiotykiem jest, o ile ma konkretne zbadane kultury bakteryjne, a nie jest nim kiszonka ani kefir. Proszę dokładnie ze zrozumieniem jeszcze raz go posłuchać.
Jeśli idzie o przykład z pacjentką pani dr Dąbrowskiej to po pierwsze sam fakt bycia pacjentką tej akurat pani doktor implikuje to że z pewnością przeszła ona jej leczniczą dietę/post (co już samo w sobie ponoć -wg słów samej ani doktor -powinno przywrócić ”ustawienia fabryczne” organizmu, a więc też i uzdrowić z grzybicy, wymieniała mnóstwo przykładów takich cudownych uleczeń z różnych schorzeń, więc zwykła grzybica nie mogłaby być tu problemem. Czyż nie? Jeśli była, to oznaczałoby już samo to że coś jest nie tak z teoriami i przykładami pani dr Ewy. ) Ale zakładając że to wszystko prawda, to sądzę raz że najpierw przeszła dietę post a następnie zaczęła się żywić prawidłowo (tak jak zaleca pani doktor ) w swoim stałym menu. Proszę mi wierzyć że samo to jest całkowicie wystarczające do odgrzybienia o ile nie jest ono spowodowane np deficytem immunologicznym lub np chorobą nowotworową, przeciągłą i trwającą nadal antybiotykoterapią, trwającą aktywnie infekcją bakteryjną czy czymś takim-bo wówczas samo to jest przyczyną i póki się jej nie usunie to tak będzie. Nie jest jednak to możliwe być na zdrowej diecie (a przecież pani dobrze wie jakie są wytyczne zdrowego żywienia wg pani doktor) i zarazem mieć grzybicę 🙂 Po prostu. Krótkó mówiąc moim zdaniem wyleczyła tę panią z grzybicy dieta a nie same ogórki. (Choć do ogórków nic nie mam i uważam że warto je mieć w menu jak najczęściej). Chodzi tylko o to czy możemy je nazywać probiotykami.
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy była jej pacjentką, ale nie wynika to z jej wypowiedzi. Zacytuję co pani doktor powiedziała na wykładzie: „Mówiła mi jedna z osób, która bardzo cierpiała na drożdżycę dróg rodnych, bardzo cierpiała, nie pomogło jej żadne leczenie, żadne! I jaki był sposób: codziennie piła szklankę wody z ogórków, czyli pełną tych bakterii i wyleczyła tą nieuleczalną drożdżycę. Ponieważ kiszonki niszczą inne bakterie. Czyli nawet jak mamy grypę, przeziębienie, to mamy jeść kiszonki, czy wodę pić z kapusty kiszonej, tak jak kiedyś to było.”
Moim zdaniem wsadzić sobie można w buty czy produkt jest „przebadany” albo „udowodniony” lub też czy go nazwać tak cy siak, bo najważniejsze jest czy działa. Sok z ogóreczków jak widać działa 🙂 Potwierdziły to też nasze czytelniczki, które pożegnały swoje nawracające grzybice intymne tym sposobem (dodam, że ogórki lub buraki na zakwas nastawiamy babcinym sposobem czyli w domu, nie kupujemy sklepowej gotowizny).
Ewa napisał(a):
Wg dr Chutkan należy odstawić produkty zbożowe z wyjątkiem owsa, a czy w takim razie można jeść kaszę jaglaną, która nie ma glutenu?
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ale w jej przepisach kulinarnych nie zauważyłam kaszy jaglanej (oczyszczone ziarno prosa). Być może z uwagi na jego wysoki indeks glikemiczny lub jakikolwiek inny powód.
Wojtek napisał(a):
Czy jest jakiś sposób, żeby dowiedzieć się czy z naszymi bakteriami jelitowymi jest wszystko w porządku (lub nie)? Jest może jakiś prosty domowy test? A jeśli badania, to jakie?
Pozdrawiam serdecznie
Wojtek
Marlena napisał(a):
Prosty test domowy to tzw. „test buraczkowy” – pokazuje on nam nieprawidłowości gdy jest już z naszą florą naprawdę źle (wykonanie testu: jemy wieczorem buraczki i obserwujemy mocz na drugi dzień rano – w warunkach zdrowia nie powinien zmienić koloru na różowy). Dokładniejszych danych dostarczy jednak tylko badanie laboratoryjne (wpisz w Google np. badanie flory jelitowej).
Kuna napisał(a):
Tak, wszystko to jest prawdą. Pamiętam pewien widok sprzed laty, gdy w pewien bardzo chłodny jak na czerwiec poranek, gdzieś ok. godz. 6.00 rano, w naszych polskich Tatrach, ukazał się moim oczom widok – dla wielu zapewne dość kontrowersyjny, a przynajmniej niedzisiejszy: dziecię, wiek ok. 3-4 latka, przyodziany ledwie w kusą koszulinę niesięgającą nawet pępka, z gołą pupą – jak Bozia przykazała, bosymi utytłanymi szpytkami, wiszącymi pod nosem połyskującymi, wielkimi dundlami i palcami w buzi, przechadzało się niefrasobliwie po przydomowym klepisku. Na taką sytuację wiele mam złapałaby się zapewne za głowę i z wrzaskiem poleciałaby na „ratunek” owemu dziecięciu;-). Dziś zapewne – o ile „dziecię” owo samo nie „zatroszczyło się” o jakieś choróbstwo cywilizacyjne, wyrósłby z niego człek nader zdrowy. A może biega po klepisku po dziś dzień…;-)
Temat z przeszczepem kału jest prawdziwie kontrowersyjny. Spotkałam się z nim na łamach Poczty Zdrowia. Jednak… jak każdy przeszczep, niesie za sobą ryzyko przeniesienia innych patogenów. Odrzucenie stolca – raczej nie stanowiłoby problemu…;-)
Ela napisał(a):
Witam, mam pytanie apropo kiszonek – czy ktoś z Państwa poddawał kiszeniu coś jeszcze oprócz buraków, kapusty i ogórków?
Marlena napisał(a):
Elu, praktycznie wszystko co można zjęśc można zakisić (paprykę, marchew, czosnek, rzodkiewki, kalarepkę, cytryny, jabłka, oliwki, kalafior i wiele innych)
Asia napisał(a):
Moje dziecko ma śrubkę, na punkcje probiotyku w kształcie misia, żaden inny go nie interesuje i nie chce go brać. W sumie to powinnam się cieszyć, bo mam pewność że dostanie odpowiednie szczepy dobrych bakterii.
mydło naturalne napisał(a):
Podstawa to oczywiście dbać o higienę. Myć też często ręce po przyjściu z miasta na co tak niewielu zwraca uwagę 🙁
Hanna napisał(a):
Szkodzą „pestycydy stosowane w rolnictwie (szczególnie glifosat zwany roundupem)” poproszę zatem o badania, bibliografię coś na poparcie tego stwierdzenia, bo pestycydów używa się w rolnictwie bardzo dużo i niekoniecznie glifosat jest tym najgroźniejszym. To także nie jedyny herbicyd totalny, więc warto byłoby nie powtarzać gdzieś zasłyszanych haseł, a podeprzeć to rzetelna kwerendą.
Marlena napisał(a):
Glifosat nie tylko ma działanie chelatujące minerały (pierwszy patent) i antybiotyczne (kolejny patent), ale też działa jak „koń trojański” – zaburza szlak kwasu szikimowego bakterii żyjących w naszych kiszkach, przez co zaburzone zostają inne rzeczy, pisałam o tym obszernie w tym artykule: https://akademiawitalnosci.pl/co-z-ta-pszenica/
Jeśli potrzebujesz więcej danych znajdziesz je wpisując w Google „glyphosate shikimate/shikimic acid pathway”.
Beata napisał(a):
Witam 🙂
Czy to prawda, bo spotkałam się z taka opinią dietetyka, że ogórki kiszone tzw. puste w środku są złe i wręcz szkodliwe, bo skoro są puste to znaczy że rozwinęły się złe bakterie które mogą nam porządnie zaszkodzić, i tak samo jest z z kapustą kiszoną , tylko jak rozpoznać złe bakterie w kapuście?? Bo napewno nie chodzi tu o typowe pospucie, wtedy nie ma o czym dyskutować. Zatem wychodzi na to, że kiszonki to jedna wielka nie wiadoma, ze najlepszy jest kefir??
Bardzo Proszę Pani Marlenko i opinię. Serdecznie pozdrawiam Beata 🙂
Marlena napisał(a):
Myślę, że jak coś brzydko pachnie to pewnie jest zepsute, nie od parady natura dała nam zmysł powonienia. Kiszonki dobre po prostu powinny dobrze pachnieć i tak samo dobrze smakować. Gdy coś mi nie pasuje – wyrzucam bez litości. 😉
Kefir to nabiał, a więc kazeina, w warzywnych kiszonkach jej nie ma.
DIETA napisał(a):
Dietę warto sobie wcześniej rozpisać , wiele osób robi to z dnia na dzień i przez to szybko z niej rezygnuje bo tracji pomysły i motywację.Jeżeli chodzi o przewlekły stres to ten olejek u mnie poradził sobie rewelacyjnie jesienią sięgam po niego zawsze, żeby ustrzec się przed pogorszeniem nastroju.