Jak dbać o mikrobiom jelitowy? Dr Chutkan zdradza w swojej książce „Dobre bakterie” aż 10 sekretów powodzenia gwarantujących wyhodowanie obfitej dobroczynnej flory jelitowej. I utrzymanie jej w dobrej kondycji!
Nie tylko bowiem musimy bakterie dostarczyć (sekret: rób w domu kiszonki – jest to super łatwe i szybkie, pisałam o tym tutaj), ale potem jeszcze należy o nasze małe prywatne zoo odpowiednio dbać, aby nam się nasze żyjątka intensywnie rozmnażały, przyczyniając się tym samym do naszego dobrostanu i szczęśliwości zdrowotnej.
Trzeba wiedzieć co nasze kochane mikroby lubią aby umieć je prawidłowo karmić (kilka kolejnych sekretów pani doktor to: pożegnaj się z cukrem i żywnością Frankensteina, panuj nad spożyciem mięsa, zjadaj więcej roślin, stosuj regułę 1-2-3 czyli jedna jarzyna na śniadanie, dwie na obiad i trzy na kolację).
W przypadku osób będących na diecie tzw. tradycyjnej to oznacza rewolucję kulinarną i całkowitą zmianę dotychczasowych przyzwyczajeń (kolejny sekret: naucz się trenować swoje kubki smakowe, skupiając się przy tym na dodawaniu, a nie na odejmowaniu czegoś z menu).
Efektem dokonania takich zmian jest obfity, różnorodny i dobrze dokarmiony mikrobiom – co przekłada się na wysoką odporność na wszelkie choroby, doskonałą witalność i radość z życia oraz bilet do długowieczności.
Czym żywić nasze dobre bakterie?
Sekret nr 1 to: świadomie wybieraj węglowodany.
Nie jest prawdą, że „węglowodany są złe i tuczą”, ponieważ w naturze złe ani tuczące węglowodany nie występują. To nie natura wymyśliła białą mąkę, pizzę, ciasteczka, rafinowany cukier czy syrop fruktozowo-glukozowy. To ludzie sami wyprodukowali ze stworzonych przez naturę węglowodanów coś „złego” czyli szkodliwego dla ich organizmów, głównie z chęci dogodzenia swojemu podniebieniu lub napchania swoich kieszeni.
Takie złe, przetworzone węglowodany jadane regularnie nie tylko tuczą, ale i dokarmiają drożdżaki (przez co następują niekorzystne przetasowania w mikrobiomie), sprzyjają też przewlekłym stanom zapalnym o niskim nasileniu (o czym pisałam tutaj) i co za tym idzie licznym chorobom cywilizacyjnym, m.in. próchnicy, osteoporozie, zaburzeniom metabolicznym (w tym cukrzycy i otyłości) i w końcu nowotworom.
Jest więc wiele niezmiernie ważnych powodów dla których zwyczajnie nie opłaca się wkładać do swego wnętrza złych, czyli przetworzonych węglowodanów, choćby nie wiem jak pieściły nasze podniebienie.
Jeśli chcemy jeść naprawdę dobre (najlepsze z możliwych!) węglowodany, to muszą one pochodzić z pokarmów całościowych (warzywa i owoce, pełne ziarno, rośliny strączkowe). To właśnie w pokarmach całościowych znajdziemy najlepsze bo prebiotyczne (czyli dokarmiające naszą mikroflorę) węglowodany, w których lubują się pożyteczne żyjątka zasiedlające nasze jelita.
Uciekanie się do diet obfitujących w tłuszcze i białka (spożywanie w nadmiarze mięsa, ryb, jajek czy nabiału) nie zda w tym względzie egzaminu, ponieważ nasze dobre mikroby nie gustują w tłuszczu ani białkach – one po prostu kochają węglowodany, ale tylko te nietrawione przez ludzki ustrój – roślinne wielocukry (błonnik pokarmowy), a szczególnie dwa ich rodzaje, których my sami co prawda nie umiemy trawić ani wchłaniać, ale nasze dobre bakterie robią to za nas, odwalając przy tym naprawdę kawał uczciwej roboty (gdy produkują potrzebne nam dla zdrowia rozmaite substancje): skrobia oporna i fruktany.
Przyjrzyjmy się im bliżej:
Skrobia oporna – zaliczana do błonnika rozpuszczalnego: ma tylko 1,5 kcal/g i z uwagi oporność (jak sama nazwa wskazuje) na działanie enzymów trawiennych nie jest ona trawiona w naszym jelicie cienkim, dzięki czemu nie tylko zapewnia spore poczucie sytości, ale i w stosunkowo niezmienionej postaci dociera do jelita grubego. Tam już czekają na nią nasze wygłodniałe pożyteczne bakterie.
Te z kolei w procesie fermentacji skrobi opornej wytwarzają m.in. niezwykle cenne związki kwasu masłowego – maślany (krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe), które są podstawowym źródłem energii dla okrężnicy, zwiększają też wchłanianie minerałów (jak magnez czy wapń) w jelicie grubym oraz chronią nasze jelito grube i odbyt przed takimi nieprzyjemnościami jak polipy czy nowotwory (posiadają własności antyzapalne). Powstające w wyniku fermentacji skrobi opornej kwasy tłuszczowe wpływają ponadto na cały metabolizm organizmu, powodując zmniejszenie zawartości cholesterolu i trójglicerydów we krwi jak również obniżają poposiłkowy poziom glukozy i insuliny, polepszając jednocześnie wrażliwość tkanek na insulinę (z czym wiele osób dzisiaj ma problemy).
Skąd wytrzasnąć skrobię oporną?
Oto kilka pomysłów:
1. Mało dojrzałe i zielonkawe jeszcze banany oraz banany warzywne czyli platany (również mąka z zielonych bananów – bywa w sklepach ze zdrową żywnością). Banany im bardziej zielone tym korzystniej je jadać z uwagi na dobro naszego mikrobiomu jelitowego: im mniej dojrzałe banany, tym mają w sobie bowiem więcej owej cennej skrobi opornej (podczas dojrzewania banana zamienia się ona jednak w cukry), a przy okazji banan mniej dojrzały ma też mniej kalorii i niższy indeks glikemiczny (IG=59) od dojrzałych i żółtych (IG=72).
Co prawda w znanej internetowej telewizji ogłoszono swego czasu bezużyteczność i nawet wręcz rzekomą „szkodliwość” bananów – co zrozumiałe, bo gdyby każdy dokarmiał swoją florę jelitową powszechnie dostępnymi w handlu i tanimi jak barszcz zielonkawymi bananami, to kto u licha kupowałby wtedy reklamowane w tych audycjach, sprowadzane z Niemiec zestawy bardzo niezbędnych do zachowania zdrowia jelit bakterii jogurtowych i kefirowych, których koszt dla jednej saszetki to równowartość ok. 7-10 kg zielonych bananów? 😉
Przy czym powiedzmy sobie szczerze: dostarczanie sobie laktobakterii to jedna strona medalu, druga zaś – to prawidłowe ich dokarmianie gdy już wylądują w środku. Możemy jeść nie wiem ile jogurtu, ale jeśli jednocześnie nie damy bakteriom dobrego papu, to długo się nimi cieszyć nie będziemy.
Jeśli chcemy mieć szczelne i zdrowe jelita to same jogurty czy kiszonki nie wystarczą!
2. Rośliny strączkowe: fasola (szczególnie biała), soczewica, ciecierzyca czy zielony groszek. Niech nikogo nie zniechęca fakt tworzenia się po ich spożyciu gazów jelitowych: jeśli bowiem będziemy jadać te rośliny wystarczająco często, to wyhodujemy sobie siłą rzeczy w jelitach florę, która się zajmie ich trawieniem, dzięki czemu z biegiem czasu gazy po spożyciu roślin strączkowych przestają być uciążliwe.
3. Pełnoziarniste zboża (czyli kasze, płatki, brązowy ryż i pełnoziarnisty makaron ale również i kukurydza). Płatki (np. owsiane, ale nie błyskawiczne) mają najwięcej opornej skrobi wtedy gdy są nieugotowane (można je jednak namoczyć na noc tak jak na słynną surówkę piękności lub przygotować na ciepło zalewając gorącą wodą, ale bez gotowania).
Z kolei ryż, makaron (gotowany „al dente”) czy kasza – gdy są po ugotowaniu ostudzone, to zawartość w nich skrobi opornej rośnie (skrobia ulega podczas studzenia retrogradacji i zmienia się w oporną), dzięki czemu IG i wartość kaloryczna pokarmu ulegają dodatkowemu (nieznacznemu, ok. 10%) obniżeniu.
Niech żyją zatem dokarmiające naszą dobrą florę sałatki warzywne z dodatkiem np. ziemniaków, brązowego ryżu, kaszy lub makaronu ugotowanego „al dente”, które zostały nam z poprzedniego dnia. Jeśli chodzi o produkty zbożowe, to pamiętajmy przy tym aby wybierać te ekologiczne, z uwagi na to, z na konwencjonalnie uprawianych polach rolnicy stosują desykację plonów glifosatem (zawiera go np. powszechnie znany środek Roundup), który zaburza funkcjonowanie naszych dobrych bakterii i dosłownie sterylizuje nam jelita – na ten temat piszę tutaj [klik]
4. Ziemniaki (również bataty czyli słodkie ziemniaki): ziemniaków akurat dr Chutkan nie wiedzieć czemu nie poleca (choć bataty są według niej dobre) i wpisała je na swoją „czarną listę” (razem z kukurydzą, być może z obawy przed GMO, jako że pani doktor mieszka w USA).
Z kolei w książce napisanej przez niemiecką panią doktor (również gastroenterolog) Giulię Enders „Historia wewnętrzna” możemy się dowiedzieć, iż ziemniaki (szczególnie jedzone po ostudzeniu, np. w formie słynnej niemieckiej sałatki ogórkowo-ziemniaczanej) to wręcz idealny prebiotyk (w ostudzonych ziemniakach mamy skrobię oporną) wraz z probiotykiem (kiszone ogóreczki) – świetne jedzonko dla naszych dobrych bakterii! 🙂
Podobnego zdania jest dr John McDougall, lekarz leczący dietą opartą na skrobi, autor książki „Zdrowie bez recepty. Czyli skrobia, która leczy”: ziemniaki są zdrowe!
5. Chleb pełnoziarnisty: choć nie spełnia do końca definicji „pokarmu całościowego” (jest to produkt jakby nie było przetworzony – długa była droga od kłosa aż po bochenek), to od czasu do czasu warto zjeść kromeczkę domowego chleba na zakwasie.
Tak jak w przypadku wszystkich produktów zbożowych wybierajmy składniki ekologiczne do pieczenia chleba (najlepiej upiec go w domu, przepis tutaj).
Jak wiadomo najlepiej smakuje taki świeżo upieczony, jednak warto wiedzieć, że to ten czerstwy jest zdrowszy (babcia miała rację!) – podczas czerstwienia wzrasta w nim zawartość skrobi opornej. Z tego powodu chleb „wczorajszy” jest bardziej sycący (i korzystniejszy dla naszej mikroflory) niż ten całkiem świeży: to właśnie skrobia oporna zapewnia nam poczucie sytości – świeżego chleba możemy zjeść cały bochen, a czerstwego zjemy kromeczkę czy dwie i już czujemy się syci.
Oto magia skrobi opornej! 🙂
Warto zwrócić uwagę, że – jak by nie patrzeć – na całym globie ziemskim każda społeczność, bez względu na klimat, ma w swoich tradycjach kulinarnych zawsze jakieś własne ulubione źródło pokarmowe opornej skrobi: w ciepłych krajach królują banany i platany, w Ameryce Południowej prym wiodą tradycyjnie fasola i kukurydza, z kolei żwawi stulatkowie na japońskiej wyspie Okinawa raczą swój mikrobiom jelitowy batatami oraz zimnym gotowanym ryżem (w sushi).
W wielu innych krajach Azji podstawą żywienia jest od wieków ryż i soczewica, zaś w Europie wschodniej i środkowej (również u nas w Polsce) mieszkańcy zajadają się ziemniakami, żytem i owsem.
Żyjemy w takich szczęśliwych czasach, że mamy pod nosem takie źródła opornej skrobi jakie tylko nam się zamarzą – z bananami, batatami czy też ryżem w każdym możliwym kolorze włącznie. 🙂
Skąd wytrzasnąć fruktany?
Fruktany można podzielić na krótkołańcuchowe (fruktooligosacharydy, w skrócie FOS) oraz długołańcuchowe, z których najlepiej zbadano inulinę.
Nazwa „fruktany” wskazywałaby na to, że te niewrażliwe na działanie enzymów trawiennych polisacharydy znajdziemy w owocach. I tak w istocie jest, a szczególnie bogate w te związki są owoce mniej dojrzałe (czyli znowu bardziej pod tym kątem opłaca się zjadać banany raczej bardziej zielonkawe niż te bardzo dojrzałe).
Ponadto rośliny gromadzą też fruktany jako materiał zapasowy w bulwach, kłączach oraz dolnych częściach łodyg. FOS znajdziemy także w naturalnym miodzie pszczelim. Również ksylitol w badaniach in vitro przeprowadzonych przez fińskich naukowców wykazał własności prebiotyczne.
Fruktany znajdziemy w sporej ilości w takich roślinach jak:
– warzywa cebulowe (por, cebula, czosnek)
– szparagi (łodyżki bogatsze są we fruktany niż główki)
– karczochy
– topinambur
– cykoria
– banany (znowu! – więc jednak nie takie złe te banany jak je malują)
– pełne ziarna zbóż jak jęczmień, pszenica, żyto, owies, ryż brązowy
– trawy (np. młody jęczmień, młoda pszenica)
– pomidory
– liście (botwinka, sałaty, jarmuż, szpinak)
– pasternak
– skorzonera
Oprócz tego jako źródła fruktanów można w kuchni używać inuliny w proszku (ekstrahowanej najczęściej z korzenia cykorii lub topinamburu, czasem agawy), jest ona zagęstnikiem do potraw, a z uwagi na raczej neutralny smak (jest delikatnie słodkawa) można stosować ją w wielu daniach przemycając rodzinie dodatkowy cenny prebiotyk. Byle nie za dużo, bo sprzyja nadmiernym wiatrom. ?
Najlepszą jednak przysługę zrobimy naszym dobrym bakteriom (i samym sobie) gdy będziemy jadać prawdziwe i naturalne jedzenie czyli warzywa, owoce, strączki i pełne ziarno, do czego zarówno pani dr R. Chutkan w swojej książce „Dobre bakterie” jak i pani dr G. Enders w swojej książce „Historia wewnętrzna” szczerze zachęcają.
W przeciwnym razie możemy doprowadzić nasze jelita do stanu dysbiozy, kiedy to nad naszym układem pokarmowym władzę przejmą bakterie złe, a tych dobrych będziemy mieć zbyt mało aby mogły dbać o nasz dobrostan. Dobra wiadomość jest taka, że odpowiednim postępowaniem możemy przywrócić stan równowagi!
Suplementy i zioła przydatne w leczeniu dysbiozy
Aby się pozbyć dysbiozy należy działać na dwa fronty.
Z jednej strony pozbywać się bakterii złych, a z drugiej dokarmiać dobre. Jak to zrobić? Dietą, ziołami i suplementacją.
Na stronie 240 w książce „Dobre bakterie” znajdziecie listę ziół i suplementów stosowanych przez dr Chutkan w korekcji dysbiozy. Są wśród nich: berberyna, czosnek, kurkuma, L-glutamina, łuski babki płesznik, inulina, olejek z oregano, piołun, wyciąg z drzewa oliwnego.
Przydatne linki:
1. Wykład prof. Wacława Leszczyńskiego na temat właściwości prebiotycznych skrobi opornej: https://www.glos.up.wroc.pl/aktualnosci/11057/wyklad_prof_waclawa_leszczynskiego.html
2. Dyskusja na forum dra McDougalla na temat skrobi opornej: https://www.drmcdougall.com/forums/viewtopic.php?f=22&t=29658
3. Jedrzejczak-Krzepkowska M. , Bielecki S., „Bifidobakterie i stymulujące ich wzrost fruktany typu inuliny”, Postepy Biochem. 2011;57(4):392-400 (plik z artykułem do pobrania w formacie pdf).
4. Kublik C, Piasecka K, Anyszka A, Bielecki S., „Polifruktany i fruktooligosacharydy. (FOS) – występowanie, otrzymywanie i zastosowanie” (plik z artykułem do pobrania w formacie pdf).

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
magda napisał(a):
Dobry wieczór, zaciekawiła mnie pani tymi bananami. Od jakiegoś czasu słyszę, że absolutnie jest tylko te z plamkami! Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o dobrostan naszego mikrobiomu to zdecydowanie im bardziej zielonkawe tym lepiej. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
halszka napisał(a):
Te z plamkami , a im ciemniejsze tym lepiej , powinni spożywać Ci , których dopadł Parkinson , potas , który jest w bananach wpływa na produkcję dopaminy , a której to brakuje w mózgu
Marlena napisał(a):
Banany są nieco przereklamowane jako źródło potasy. Jeszcze bogatsze od nich w potas są suszone owoce, otręby, orzechy czy nawet awokado, jeśli ktoś poszukuje potasu.
Ogólnie warzywa, owoce, nasiona i orzechy oraz rośliny strączkowe są w ogóle bogate w potas – kto je zjada w wystarczającej ilości (w miejsce uboższych w potas i często dodatkowo dosalanych produktów mącznych czy odzwierzęcych), temu potasu nigdy nie zabraknie. 🙂
yvonne napisał(a):
Marleno, o co chodzi z „tą słynną surówki piękności” z płatkami owsianymi? Czy możesz podać przepis? Bardzo lubię płatki… A skoro działają nie tylko na zdrowie ale i na urodę… to tym bardziej je lubię 😉
Marlena napisał(a):
Przepis jest bardzo stary, autorstwa dra Birchera (tego samego o którym dr Dąbrowska mówiła na wykładzie, można uznać go za prekursora leczenia dietą). Swego czasu podawała go Irena Gumowska w swoich starych książkach poradnikowych, nazywając ją „surówką piękności Heleny Rubinstein”. Przepis jest np. u Agnieszki Maciąg na blogu: https://agnieszkamaciag.pl/bircher-musli-salatka-pieknosci/
Ja w sumie często jadam takie płatki, szczególnie zimą na ciepło (nie gotuję ich w sumie, zalewam gorącą wodą, dodaję dodatki, lubię je „na czekoladowo” z karobem i zmielonymi ziarnami kakao + świeże/mrożone owoce, pestki dyni, słonecznika, sezamu, kilka orzeszków laskowych lub włoskich, wiórki kokosowe, rodzynki, posypka z orzeszków piniowych i ziaren konopnych na wierzchu). Nie dodaję zazwyczaj jogurtu (Bircher-Benner był zwolennikiem diety mleczno-jarskiej i wychwalał nabiał i mleko jako rzecz super zdrową, niestety nie przysłużyło się to biedakowi, pod koniec życia chorował na serce, zmarł na zawał mając tylko 71 lat – jednak rację mają chyba Ornish czy Esselstyn, niestety) 😉
Lucyna napisał(a):
Marlenko a jak się ma spożywanie zbóż które zawierają gliadynę /Bożena Przyjemska/ do tego co piszesz?
Marlena napisał(a):
Gliadyna występuje tylko w pszenicy. Jeśli ktoś ma nadwrażliwość to jest wiele innych ziaren, pestek, zbóż, pseudozbóż, naprawdę na pszenicy świat się nie kończy (chociaż idąc do sklepu można mieć takie wrażenie, ponieważ konwencjonalny rynek spożywczy pszenicą stoi). Ja sama musiałam swego czasu wyłączyć na jakiś czas zwykłą (nie durum makaronową i nie orkisz, ale tę zwykłą) pszenicę: test na nietolerancje wykazał mi słabą nietolerancję, objawem były drobne krostki na palcach zawsze po zjedzeniu pszenicy, jednak po naprawieniu jelit i odczekaniu tych kilku miesięcy aż spadnie poziom przeciwciał, teraz mogę od czasu do czasu niewielkie ilości pszenicy bez uprzednio notowanych konsekwencji zjeść. W teście nie mam już też przeciwciał na chwilę obecną, a więc nic nie przenika do krwi, nie wywołuje reakcji organizmu.
Więc to nie tyle pszenica jest „zła” tylko zły stan jelit nie pozwala niektórym na jej spożywanie. Tak bym to widziała. Nie czytałam książek Przyjemskiej, ale same tytuły świadczą o tym, że jest „antyzbożowa”. Jednak prawda jest (jak wynika z moich doświadczeń życiowych) chyba nieco inna: to nie składniki zbóż nam szkodzą, lecz nasze jelita nie pozwalają nam na ich bezpieczne spożywanie. Niestety wielu ludzi dzisiaj nie może bezpiecznie jadać zbóż nie dlatego, że są one „złe” (bo w takim razie dlaczego Sardyńczycy dożywają setki w zdrowiu zarówno fizycznym jak i psychicznym, opychając się codziennie pszennymi focacciami? A Okinawczycy pożywiający się codziennie ryżem?), tylko powód jest najprawdopodobniej taki, że jelita współczesnych ludzi są od dziecka aż po grób czymś notorycznie niszczone (przetworzona dieta, leki, szczepionki, antybiotyki, infekcje, alkohol, kofeina, promieniowanie, stres). Tak więc chociażby przez wzgląd np. na takich długowiecznych Sardyńczyków nie warto od razu winy za całe zło tego świata zrzucać na zboża, bo oni jedzą te swoje focaccie, zagryzają owczym serem, popijają czerwonym winkiem Cannonau i mają się dobrze, o wiele lepiej niż my tutaj – opętani bezglutenowym szałem 😉
Osobną sprawą jest również pryskanie toksycznym roundupem czyli glifosatem tej nieszczęsnej pszenicy (niestety również u nas Polsce) w celu desykacji przed zbiorem (ale i rzepaku, a ludzie tak się zachwycają „zdrowym” olejem rzepakowym, bo widzieli reklamę w TV). Dlatego w sumie może nie tyle pszenica czasami może szkodzić komuś, ile pozostałości toksycznego glifosatu? W każdym razie warto w miarę możności wybierać wersje bio, stroniąc od konwencjonalnych.
Justyna napisał(a):
WitamjMarleno,
Czy w tej książce dr Chutkan podając listę ziół i suplementów w kierunku korekcji dysbiozy uwzględnia małe dzieci? Mój 2 letni syn ma kandydozę oraz nieszczelne jelita, dlatego jestem zainteresowana tą książką i zastanawiam się czy warto ją nabyć?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nie, o dzieciach z tego co kojarzę ona nie pisze (jej klinika https://www.digestivecenterforwomen.com/ jest adresowana do kobiet), ale należy zwrócić uwagę, że tutaj dieta jest kluczowa czyli probiotyki i prebiotyki głównie w jedzeniu, zero śmieci, a suplementy diety i zioła są dodatkiem i na to pani doktor bardzo duży nacisk kładzie w tej książce: należy zacząć od zmiany diety i w razie potrzeby dołączyć dopiero suplementy, a nie ZAMIAST zmiany diety. Główne znaczenie ma zatem to, co ląduje w naszym wnętrzu trzy razy dziennie i nie pomogą najlepsze suplementy gdy nie nauczymy się jeść zgodnie z zasadami jakie natura dla nas ustaliła. Żywność jak sama nazwa nazwa wskazuje ma odżywiać – również nasze jelita ma ona odżywiać i to co w nich siedzi (mikrobiom). Może się często okazać, że wtedy nawet drogie suplementy są w zasadzie zbędne – wystarczy przestać jeść, a zacząć się odżywiać. 🙂
Justyna napisał(a):
Marleno wiem o tym, że najważniejsze jest jedzenie, czytam Twojego bloga już od roku, więc nie da się o tym zapomnieć 🙂 wprowadziłam wiele zmian w naszej kuchni, staram się stosować do zaleceń dr Furhmana, ale jego przepisy są czasochłonne, a ja mam trójkę małych dzie . Podczas porodu każdemu z nich przekazałam zła florę bakteryjną jelit, od urodzenia mieli problem z pleśniawkami, które nawaracały.
Moje dzieci są obecnie na diecie wegańskiej ( syn 2 letni ma dużo nietolerancji, więc wszyscy przeszliśmy na taką dietę) bezcukrowej i bezglutenowej. Syn jadłby najchętniej chleb ( bezglutenowy) , naleśniki , musli, jaglanki, rośliny strączkowe, orzechy i sałatki ze szpinakiem toleruje. Nie chce w ogóle teraz pić świeżo wyciskanych soków, choćby nie wiem jakie były słodkie ( jedynie sok z samej marchewki mu przechodzi) , nad koktajlami też marudzi. Zakwasu buraczanego nie chce pić , ogórka kiszonego i kapustę kiszoną zje, ale codziennie nie chce. Owoce nie chce jeść w formie koktajli. A najbardziej lubi jabłka, banany i gruszki. Z kaszą zje i inne. Dlatego pytam o te suplementy i zioła, ponieważ takiemu maluchowi ciężko wytłumaczyć, że ma jeść to, bo go to wyleczy :/ ja sama mam w sobie przerost grzyba, ale jeszcze karmie piersią młodszego synka, więc postu dr Dąbrowskiej nie mogę zrobić i wiem po sobie, że często ma się ochotę na słodkie smaki.
Dodam też, że syn je naprawdę bardzo dużo i ciągle coś by podgryzał oraz często robi kupę ( nawet 6 razy w ciagu dnia).
Pośród komentarzy kiedyś pisałaś o kobiecie, która wyleczyla swoje dzieci ( egzema, kandytoza ) metodą dr Grahama tj. Dieta 80/10/10 i cały czas sie zastanawiam czy przerzucić dzieci na tą dietę i wyleczyć grzyba ( tylko problem, że syn nie chce tych koktajli o soków pić ) czy tak jak zalecili mi po badaniu żywej kropli krwi, odrzucić całkiem owoce i w ten sposób się go pozbyć ?
Wczoraj zamówiłam tą książkę „Dobre bakterie” i może ona pomoże mi wybrać najlepszą opcje dla mojego syna.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Owoce nie mają nic wspólnego z kandydozą – nie powodują jej. Nie ma ani jednego badania, które wskazywałoby owoce jako winowajcę kandydozy. Gdyby tak zresztą było, to wszyscy frutarianie byliby ciężko chorzy na kandydozę, ale nie są. A Ullenka nie przywróciłaby owocami zdrowia swoim dzieciom (szczególnie córka była w tragicznym stanie, zdjęcia porównawcze tutaj: https://www.dehappy5.com/wp-content/uploads/2014/09/Photo-Sep-19-12-30-58-AM.jpg), ale zrobiła to. Jej blog tutaj (prowadzi go po angielsku, choć jest Polką): https://dehappy5.com/.
Więc możesz oczywiście odrzucić owoce, tylko pytanie po co? Co to da?
W metodzie Grahama najważniejsze jest przy tym wyłączenie tłuszczu: we wstępnej fazie nie wolno nawet orzechów czy pestek ani awokado, kokosa czy oliwek. Dieta jest raw 100%, owocowo-sałatowa 100%, wstawki z monodiety (np. „bananowa wyspa” – cały dzień jemy tylko banany, tyle ile się chce, ale tylko same banany). Resztę doczytasz na jej blogu.
Justyna napisał(a):
Dziękuje za linka, na pewno przejrzę tego bloga. Wiem, że jest taka metoda leczenia, że owocami się leczy. Tylko ja się zastanawiam czy może są dwa sposoby leczenia? 1. Dużo owoców – metoda dr Grahama. 2 . Zero owoców przez jakiś czas – np. Jak pisze o tym na blogu Marek Zareba, podobno też skutecznie: https://gotujzdrowo.com/anty-candida-e-book/. Mieszkam w Szwecji, a tutaj większość owoców jest importowana, w związku z tym mniej wartościowa i droższa. Dlatego ciągle o tym czytam i rozważam, która opcja jest dla nas lepsza. Do sezonu letniego muszę podjąć decyzje, bo wtedy myślę, że najłatwiej będzie jak coś zrobić kurację owocową 🙂
Jeszcze mam pytanie odnośnie diety nutriwitariańskiej, gdyż ją wdrażam w nasze rodzinne życie. Mam książki dr Furhmana i sporo jego przepisów. Tylko zastanawiam się jak to jest z tym łączeniem cukrów z tłuszczami, białek z tluszczami itp. Dr Furhman łączy praktycznie wszystko, czy to jest dobre ? Czytając rożne strony w internecie można dostać mętliku, gdyż jedni mówią , że cukier z tłuszczem to najgorsze połączenie , inny że nie. Czy jest u Ciebie Marleno jakiś wpis o tym? Praktycznie całego Twojego blogą przejrzałam i nie znalazłam. Jeśli jest taki, to podaj mi linka.
Marlena napisał(a):
Dr Furhman nie zwraca uwagi na łączenie, tak naprawdę nie ma żadnych naukowych badań dotyczących tego, że czegoś z czymś powinniśmy lub nie powinniśmy łączyć. Aczkolwiek patrząc na dzieła natury można domyślać się, które połączenia są najbardziej nienaturalne: to co jest tłuste nigdy nie jest słodkie, a to co jest słodkie nigdy nie jest tłuste.
Justyna napisał(a):
Dziękuję bardzo Marleno za odpowiedzi i rady ,a przede wszystkim za to, że dzięki Twojemu blogowi, a więc dzięki Tobie dostrzegłam problemy zdrowotne mojego syna i unikniemy choroby, bo z jego skalą nietolerancji i zaburzeń pokarmowych na pewno z biegiem czasu by się rozwinęła jakaś… Jestem Ci ogromnie wdzięczna !!! Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje wpisy, bo super się je czyta 🙂
Gosia napisał(a):
Na wstępie muszę podziękować za Twoją ogromną prace, jaką wkładasz we wszystkie artykuły. Są dla mnie istną skarbnicą wiedzy. Ale chciałam o coś zapytać – mianowicie o kapustą kiszoną i ogórki kiszone. W ostatnich miesiącach chodzę po sklepach i czytam wszystkie etykiety na opakowaniach kiszonych produktów i mimo, że nazywają się kwaszone nigdzie nie znalazłam zapisu w składzie, że jest tam ocet. Dziś była w Biedronce i na ich opakowaniach z kapustą i ogórkami znalazłam zapis – że ukiszone dzięki naturalnej fermentacji mlekowej. Czy to możliwe? Czy z czystym sumieniem mogę kupować ich kapustę i ogórki? Czy to tylko taki bajer? Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Gosiu, nie wiem – ja kiszę w domu i wtedy wiem jak to zrobiłam i co tam jest. Stosując kupne nie wiem co ktoś dodał, jak przebiegał proces produkcyjny, czy nie zastosowano temperatur mogących zaszkodzić dobrym bakteriom itd. A kiszenie w domu jest proste i łatwe, nie jest czasochłonne, wystarczy nastaw tylko zrobić, a reszta „robi się sama”.
Moa napisał(a):
Kupuję w Biedronce kapustę kiszoną i mogę ja polecić, jest naturalnie ukiszona(taka jak kiedyś) Skąd wiem? Wyczuwam smak, kapusta jest bardzo dobra, nie czuć octu. Za to ogórki kiszone wolę z Lidla. W Lidlu ani Biedronce kiszonki nie mają E.
Marlena napisał(a):
Mimo wszystko gdy zrobimy w domu, to dopiero możemy na 100% wiedzieć co jemy. Ew. kiszonki z certyfikatami bio, niepasteryzowane oczywiście.
adi napisał(a):
Pani Marleno, a jak kisi Pani kapuste? Tu na blogu znalazlam tylko przepies na kiszenie soku, gdzie kapusta jest zblendowana. Podpowie pani jak kisisc gdy kapuste sie poszatkuje?
Marlena napisał(a):
Technika kiszenia szatkowanej kapusty jest nieco inna: układa się warstwy kapusty przesypując je solą i ubijając, aż kapusta puści sok. Tutaj masz filmik jak to się robi: https://www.youtube.com/watch?v=RLlA_d0r7m4
plombi napisał(a):
Z tymi kiszonkami to jest trudna sprawa. No bo jeśli zamknąć żywe kiszonki w opakowaniu bez dostępu powietrza, to mogą wybuchnąć. Jeśli chcemy, żeby nie wybuchły, to trzeba spasteryzować. Ale to jest bez sensu, bo bakterie znikają… W Biedrze owszem, bywa kapusta kiszona w takich torebkach z dziurkami. Tę bym kupiła. Ale jak kiszonka zamknięta jest szczelnie, to chyba spasteryzowana 🙁
Marlena napisał(a):
Czy ja wiem, przecież jak w domu robię ogórki na zimę to jak do tej pory w szczelnie zamkniętych słoikach nic mi nie wybuchło.
Roman napisał(a):
Co sadzisz o fasoli azuki,podobno najbardziej wartosciowa,ktorej nigdy nie wymieniesz ?
Marlena napisał(a):
Adzuki też jest OK, aczkolwiek jeśli chodzi o zawartość skrobi opornej to prym wiedzie fasola biała (drobna lub jaś).
Lilka napisał(a):
Jesli chodzi o leczenie dysbiozy u dzieci, to super jest stronka dr. Bożeny Ryczkowskiej.
Janek napisał(a):
Witaj Marleno
Jem owsiankę z bakaliami ale płatki gotuję ok. 5 minut na wodzie, tak, ze zrobi się z tego papka. Do lekko ochłodzonej dodaje namoczone wcześniej i przepłukane bakalie a rano zalewam sobie ciepłym mlekiem kokosowo-migdałowym. Czy takie płatki są wartościowe? Czy gotowanie zabija w nich wszystko co dobre? Robię tak, bo surowe czy zamoczone są dla mnie za twarde.
Pozdrawiam
J.
Jadwiga napisał(a):
Czy orkisz jest też sprzyjający rozwojowi dobrych bakterii?
Kasz napisał(a):
Pani Marleno dziękuję za ten artykuł, za całą stronę! Dzięki Pani skutecznie zmieniam życie swoje i domowników, serdeczne dzięki! Jedna rzecz a’propos porodów siłami natury i cesarek, o których pisała Pani w poprzednim artykule – ostatnio natrafiłam post o „modzie” na przekazanie tych dobroczynnych pochwowych mikrobów „cesarskim” dzieciom – polecam, szczerze mówiąc pomysł wydaje się z jednej strony kontrowersyjny (już go widzę na polskich porodówkach, hehe), z drugiej… niesamowicie prosty! Polecam: https://wellnessmama.com/77406/microbes-to-cesarean-babies/
Jimmi napisał(a):
Po kilku miesiącach zdrowszego odżywiania zauważyłem że zjadając raz na jakiś czas coś zrobionego z mąki jak np. pizza czy ciastko ze sklepu czuję się znacznie gorzej. Za każdym razem efekty są trochę inne ale generalnie jest mi po tym źle. Z tego co pamiętam pisałaś w którymś artykule, że coś takiego może mieć miejsce, ale nie pamiętam dlaczego. Czy jest to spowodowane większą niż zwykle ilością cukru, od którego organizm się „odzwyczaił”?
Marlena napisał(a):
Jest to zjawisko nazwane „sugar crash” https://en.wikipedia.org/wiki/Sugar_crash – rodzaj otępienia, senności, osłabienia, letargu, oszołomienia, następującego po tym uczucia niepokoju i poirytowania. Tak właśnie reaguje zdrowy organizm na trucizny (bardzo szybko podnoszące nam poziom cukru we krwi i powodujące wyrzut dużej ilości insuliny) – puste, oczyszczone węglowodany: cukier, słodycze (często też specjały z oczyszczonej białej mąki, np. słodkie bułki, ciastka itp.).
dorota napisał(a):
Chciałabym bardzo Pani podziękować.
Dzięki Pani czuję, że zaczynam żyć.
Minęło 10 miesięcy odkąd trafiłam na te stronę. Wtedy miałam 35 lat, stan zdrowia 60-latki.. Tego dnia dowiedziałam się, że mój 8-tygodniowy synek ma silną alergię pokarmową i będę musiała przestać karmić go piersią. Byłam przerażona, że on też będzie miał tak samo beznadziejne zdrowie jak ja.
Poczytałam kilka Pani artykułów i otworzyły mi się oczy. To nie żadne moje „wrodzone” słabe zdrowie było przyczyną mojej wieloletniej męki, ale lekarze i ich ignorancja. Bo jak od niemowlaka już byłam faszerowana antybiotykami, mama przestała mnie szybko karmić piersią na polecenie lekarza, bo miałam podobno anemię i potrzebowałam żelaza a nie wody z piersi. A potem to już z górki- na polecenie lekarza jadłam głównie sztuczne mleko z kaszą manną i cukrem (gęstym, żeby łyżka stała) i słodkie herbatki. Jako dziecko pamiętam wieczne czekanie w kolejce u lekarza, bo albo miałam zapalenie oskrzeli, krtani, gardła lub zatok, a to gronkowca, a to anemię, a nerwicę, to problemy z wolem młodzieńczym i tak dalej. na studiach zaczęły mi się robić guzki w piersiach. Potem wiele lat oczekiwania na dziecko, ciążę z problemami, poród zakończony cesarskim cięciem i problemy zdrowotne dziecka.
I gdy już byłam bliska załamania weszłam na Pani stronę. Potem przeczytałam kilka książek.
Nie potrafię nawet opisać mojej złości na ludzi w białych kitlach, którzy tak zrujnowali mi życie i chcieli je także zniszczyć mojemu dziecku.
Teraz wszystko się zmieniło. Odżywiam się zdrowo (na pewno nie tak zdrowo, jakbym tego chciała, ale ciągle pracuję na sobą i rodziną), wyrzuciłam wszystkie leki, szkodliwe kosmetyki, założyłam warzywnik, zaprzestałam używać chemii w ogrodzie (o zgrozo mąż zupełnie nieświadomy co do skutków co roku pryskał trawnik glifosatem).
Jest dobrze i będzie lepiej. Dzięki Pani. Niech Bóg ma Panią w swojej opiece.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Doroto – tak trzymaj! 🙂
Pozbądź się jednak złości na specjalistów w białych kitlach, a zamiast tego wyraź dla nich w sercu swoje współczucie: oni są ofiarami systemu tak samo jak ich pacjenci. Robili to, do czego zostali przyuczeni, tak ich wyedukowano, takie im przekonania wbito do głowy i kazano wykonywać procedury odgórnie uznane za lecznicze, dodatkowo pod groźbą utraty praw do wykonywana zawodu gdyby nie trzymali się ustalonych sztywno procedur postępowania. Na pewno zatem nie robili czegoś w świadomym celu zaszkodzenia bliźniemu, będąc święcie przekonani, że tak czynić należy, że tak się właśnie robi, ponieważ to jedyny sposób jakiego zostali nauczeni. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” – powiedział Jezus. Przebaczanie jest nieodzowną częścią procesu zdrowienia. Trzymanie złości czy goryczy w sobie działa tylko na naszą szkodę, a nie na szkodę tego, na kogo jesteśmy źli i rozgoryczeni. Niczego pielęgnowanie w sobie złości i goryczy nie naprawi, a może tylko działać negatywnie na proces naszego zdrowienia. Przebaczenie nie oznacza uznanie czegoś lub kogoś z przeszłości za samo w sobie pozytywne, oznacza tylko uwolnienie się nas samych od zniewolenia w postaci negatywnych myśli i uczuć na ten temat. Przebaczamy nie dlatego, że ktoś kto nam wyrządził krzywdę jest tego wart, ale dlatego, że my sami jesteśmy tego warci i zasługujemy na to – nasz spokój ducha, wolność od negatywnych myśli i uczuć oraz radość naszego istnienia (tu i teraz) jest tego warta. Przebaczenie jest potężną siłą uzdrawiającą.
Basia napisał(a):
Witam,
a ja mam taki dylemat. Obecnie dietetycy uczą nas, żeby dostarczać odpowiednią ilość kalorii w ciągu dnia, odpowiednią ilość posiłków (4-5), zgodnie z piramidą żywieniową. Chcę się przestawić na zdrowszy tryb, jeść sporadycznie mięso, nabiał, a jeść przede wszystkim warzywa i owoce. Z tym, że jedząc takie posiłki, dostarczam mniej kalorii, a i objętościowo jest to mniej bo nie czuje potrzeby, żeby jeść wielki talerz. Czy taka mała ilość kalorii jest zagrożeniem? Wiem, że dostarczamy cennych minerałów, ale czy to nie jest zbyt mało energii? No nie powiem, ale siedzą mi w głowie jeszcze takie zalecenia dietetyków.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nie ma problemu z kaloriami w diecie nutritariańskiej, kalorii dostarcza się wystarczająco – dr Fuhrman w swoich książkach dokładnie wyjaśnia co i jak. Porcje oczywiście są sporej wielkości. Nikt się przecież nie nasyci paroma listkami sałaty 😉
Normalnie jednym słowem jemy do syta (ale bez przejadania się), przyrządzając potrawy z następujących składników: warzywa, owoce, strączki, grzyby, pełne ziarno, orzechy, nasiona i pestki. Nie sposób nie dostarczyć sobie wystarczającej ilości kalorii trzymając się 6 zasad diety nutritariańskiej:
1. Codziennie spożywaj dużą sałatkę w ramach dania głównego
2. Codziennie zjadaj 0,5-1 szklanki roślin strączkowych, niekoniecznie na wytrawnie, bo może to być nawet w ramach deseru: np. brownie z fasoli 😉
3. Codziennie zjadaj podwójną porcję zielonych warzyw gotowanych na parze
4. Codziennie zjadaj porcję orzechów, pestek i nasion (kobiety 30 g, faceci 40 g, sportowcy 90-120 g)
5. Wplataj do potraw każdego dnia grzyby i warzywa czosnkowate (cebula, por, czosnek, szczypiorek)
6. Jedz 3 porcje świeżych owoców dziennie
Adam napisał(a):
A ja wygląda sprawa prażonych żołędzi? Czy są wartościowe np. w postaci kawy?
Iwett napisał(a):
Marleno, wspomnialas w ktoryms z komentarzy, ze syntetyczna witamina e jest szkodliwa? Dlaczego tak jest? Przeciez powinno to dzialac tak samo jak z witamina c – koniec koncow jest to konkretny zwiazek chemiczny, nic wiecej. Dlaczego wiec jedna jest szkodliwa a druga nie, gdy pozyskiwane sa w laboratorium? Bede wdzieczna za jakies informacje.
Marlena napisał(a):
Nie tyle jest szkodliwa, ile zwyczajnie jest kiepsko przyswajalna (ok. 20% tej naturalnej). Nie udało się jeszcze człowiekowi pozyskać witaminy E w identycznej formie jak występuje ona w naturze. Nie ma poza tym znaczenia czy coś jest z laboratorium, ważne jest jak wygląda pozyskana cząsteczka – czy jest dokładnie taka jak w naturze? Jeśli tak to OK, jeśli nie, to nigdy się ona nie przyswoi tak jak cząsteczka naturalna. W przypadku witaminy E chodzi o chiralność https://pl.wikipedia.org/wiki/Chiralno%C5%9B%C4%87_cz%C4%85steczek, ta syntetyczna jest cząsteczką DL, podczas gdy w naturze występuje D (RRR). Z tego właśnie względu witamina E jest jedyną, której suplementów powinniśmy używać w formie naturalnej (czytać na opakowaniach oznaczenia, ma być D- albo inaczej RRR, a nie DL-, czyli np. D-alfa-tokoferol, a nie DL-alfa-tokoferol, ten ostatni występuje w tanich suplementach.)
Iwett napisał(a):
No to teraz wszystko jasne! Dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz. Poczytam troche w tym temacie.
grzegorzadam napisał(a):
B. Bołotow poleca niezwykłe mieszanki-kwasy na bakterie jelitowe…
”Piwo” z kasztanów, nalewki z glistnika..
Mnóstwo tego jest, z wykorzystaniem przeróżnych ziół, kiszonek.
Nowatorskie metody..
Bołotow-Naumow:
==Człowieka nie powinnismy leczyć, tylko odpowiednio go
odżywiać.==
Racja.. 😉
==- ale sól jest potrzebna, spójrzcie na morze Martwe, tam nie żyje żaden pasożyt, żaden wirus ani
komórka rakowa, żaden wirus opryszczki, (….)
– wszystkie byty chorobotwórcze są słodkowodne..
– przede wszystkim należy przywrócić sól limfie (białej krwi), starożytni lekarze mawiali, że limfa musi być słona,
Trzeba ją dosalać, jak należy to robić.. woda ma być gorąca (40-42 st.), na ciało sypie się sól….
10-15 minut i człowiek nie może na nic zachorować.
Ja, pomimo, że w tym roku będę miał 84 lata, na nic nie choruję, na nic nie chorowałem, i niestety nie jestem w stanie
na nic zachorować… Lekarze nie chca mnie wysyłać na leczenie (sanatorium ?)
Nie należy, leczyć chorób, tylko usuwać przyczyny, jest ich 9, nie 12, ja sam znalazłem jeszcze trzy.
Jedną z nich jest brak soli w białej krwi, biała krew to limfa, człowiek się poci, a pot jest słony, w ten sposób tracimy
sól , a mówi się, że soli nie wolno jeść, do tego jeszcze słuchamy bredni białych fartuchów, żeby nie jesć soli, bo sól
to biała śmierć, że jak będziecie jeść sól, to jutro umrzecie przed obiadem.
Wyobraźcie sobie jacy są bezczelni, nawet nie pozwalaja zjesć obiadu..==
==Oto dwa zalecenia pomagające zwiększyć we krwi ilość substancji pepsynopochodnych, co jest niezwykle ważne do odmłodzenia i uzdrowienia organizmu.
1. 1 d soli położyc na języku na kilka minut i przełknąc słoną ślinę.
Zabieg wykonuje się od razu po posiłku, a także godzinę po jedzeniu.
W ciągu dnia można powtórzyć czynność 10 razy.
Mozna spozywac osolone i kiszone warzywa, a nawet owoce.
Przy czym solić (dosalać) trzeba zarówno arbuzy, jak i melony, twaróg, kwaśną śmietanę
i masło smietankowe. Olej roślinny najlepiej przy tym na jakiś czas wykluczyć z diety.
2. Po posiłku dobrze jest zjeść jedną, dwie łyżeczki kapusty morskiej lub niewielki kawałek
solonego śledzia.
Zupę warzywną najlepiej przygotować z kiszonej kapusty z dodatkiem kwaszonych buraków, kiszonej marchwi i kiszonej cebuli. Rośliny z rodzaju gruboszowatych (rojnik) również można kisić.
W tym celu należy napełnić trzylitrowy słój rośliną (np. rojnikiem), dodać łyżeczkę soli kamiennej
i 0.5 g drożdży, odstawić do zakwaszenia na kilka dni.
Potem można spożywać po łyżce stołowej w czasie posiłku.
Lekarze czasami przepisują pacjentom zażywanie soku żołądkowego zwierząt (np. psów, świń i krów)
Lecz soki żołądkowe tych zwierząt nie nadają się dla człowieka. Zastępuje je kwas solny.
Podobnie jak sól, sprzyja on zwiększeniu ilości soków żołądkowych i naturalnie substancji pepsynopochodnych we krwi.
Warto zauważyć, że spożywanie kwasu solnego (np. od 0.1 do 0.3 %) sprzyja szybkiemu rozpuszczaniu się polipów w układzie pokarmowym, gojeniu hemoroidów i istotnemu uzdrowieniu całego przewodu pokarmowego.
Do stymulacji soków żołądkowychwykorzystuje sie też ostre przyprawy i gorycz:
pieprz, gorczycę, chrzan, rzodkiew, kolendrę, kminek, cynamon, miętę, a soki należy pić z dodatkiem
kwasu solnego lub ”carskiej wódki”.
”CARSKA WÓDKA”:
1. Jeden litr wody, jedna łyżka skoncentrowanego kwasu siarkowego (98%),
2. Jedna łyżka stołowa steżonego kwasu solnego (38 %),
3. Cztery tabletki nitrogliceryny (zawierającej kwas azotowy),
4. Pół szklanki octu winnego (9%).
Wszytkie komponenty należy zmieszać i zażywać 4 razy dziennie po łyżce stołowej (lub kieliszku)
w czasie posiłku lub bezpośrednio przed posiłkiem.==
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Można wiedzieć ilu udokumentowanych wyleczonych w swojej klinice pacjentów ma na swoim koncie ten pan Bołotow? Jeśli tak wielu jak pani doktor R. Chutkan ma w swojej klinice, to wtedy można polecać jego dziwaczne metody, w przeciwnym razie proponuję pozostać przy sprawdzonych i popartych ustaleniami nauki procedurach naprawy funkcjonowania przewodu pokarmowego (sprawdzonych przez prawdziwych lekarzy na prawdziwych wielu pacjentach, a nie tylko przez dzieduszkę Bołotowa na nim samym) i nie zawracać sobie głowy carskimi koktajlami z nitrogliceryną i żrącymi kwasami. A fabryczkę kwasów żołądkowych to my mamy naturalnie wbudowaną – są nią nasze szczęki: im lepiej i dokładniej gryziemy pokarm, tym więcej w czasie przeżuwania nasz żołądek sobie produkuje kwasów potrzebnych do strawienia tego, co wkrótce do żołądka trafi. Najwidoczniej Bołotow o tym nie ma pojęcia i dlatego uważa, że natura jest głupia i zostaliśmy stworzeni w sposób tak mało inteligentny i przypadkowy, że musimy uciekać się do jego dziwacznych metod 😉 Jedyny fragment godny uwagi to „Do stymulacji soków żołądkowych wykorzystuje się też ostre przyprawy i gorycz: pieprz, gorczycę, chrzan, rzodkiew, kolendrę, kminek, cynamon, miętę”. Owszem, dodałabym jeszcze ocet jabłkowy domowej roboty i zioła szwedzkie.
I nie jest nam potrzebna „sól” (związek sodu z chlorem) tylko jak już to sód – pierwiastek, obficie występujący w naturalnych pokarmach, podobnie jak chlor. Związek sodu z chlorem czyli sól sodowa kwasu solnego (NaCl, potocznie „sól”) nie jest składnikiem diety uwarunkowanym sine qua non dla naszego zdrowia i nie ma na ten temat ani jednego badania, że „potrzebujemy soli” (nie rozwijam przy tym tematu jakości tej soli – ta rafinowana to czysty NaCl, jest to faktycznie „biała śmierć” i lekarze mają jak najbardziej rację). W praktyce jest wręcz przeciwnie czyli.. to jak by nie było BEZSOLNA dieta Gersona (w której nota bene ludzie piją świeże soki BEZ udziału „carskiej wódki”) pomaga ludziom z bardzo poważnymi chorobami i między innymi jej lecznicze działanie polega na podstawieniu jonów potasu w miejsce sodu w komórkach. Bo to nie potasem całe życie ludzie się futrują, tylko dodatkowym sodem, niestety: raz, że jest go pełno w przetworzonym pseudożarciu, które całe życie spożywają, a dwa, że słuchają takich właśnie nienaukowych twierdzeń jak „sól jest nam niezbędna/potrzebna/konieczna”. Tymczasem sól jest opcją, a nie koniecznością. Nie ma ani jednego badania wskazującego, iż spożywanie soli jest koniecznością! Pani Charlotte Gerson dożyła w zdrowiu fizycznym i jasności umysłowej 94 lat bez grama soli, carskich wódek i tym podobnych dziwadeł. I co to za argument z tym Morzem Martwym, przepraszam? My nie musimy zabijać pomieszkujących w nas wirusów i bakterii czy komórek rakowych solą, ponieważ w przeciwieństwie do Morza Martwego my, dziękować Bogu, zostaliśmy obdarzeni w tym celu czymś takim jak układ odpornościowy i on to robi – z solą czy bez soli 🙂
grzegorzadam napisał(a):
==Pani Charlotte Gerson dożyła w zdrowiu fizycznym i jasności umysłowej 94 lat bez grama soli, carskich wódek i tym podobnych dziwadeł.==
Dziadek na razie 86..
Czas to zweryfikuje 😉
Nieumywakin od H2O2, wegetarianin już 90..
Różne sa metody 😉
==Owszem, dodałabym jeszcze ocet jabłkowy domowej roboty i zioła szwedzkie.==
Bołotow pisze o tym, o octach, ziołach, enzymach, to podstawa
jego teorii zdrowotnych.
Na pewno sprawdzę z ciekawości kilka recept.
A sól kamienna może być i jest lekarstwem.
Asia napisał(a):
Mam stwierdzone Cu ponad 20 lat temu. Od ponad 6 lat nie biorę leków, przy przerażeniu lekarza, który twierdzi, że to chemoprewencja a dieta nie ma większego znaczenia.. Kolonki nie pokazują zmian na gorsze, po co więc mam brać leki, i tego się trzymam. Jednak te same kolonoskopie wciąż pokazują miejsca przebytego stanu zapalnego, które jak nic są owymi przepuszczającymi w jelitach miejscami. Postanowiłam coś z tym zrobić. Nie wiem czy można odtworzyć kosmki. Dąbrowska twierdzi, że można. Jej dietę wytrzymałam dwa tygodnie. Byłam z nią sama, gdzie musiałam gotować rodzinie. Dla mnie to już coś. Od lat walczę z wzdęciami, kiedyś popularnymi kapsułkami. Zauważyłam gorsze trawienie w mieszanych posiłkach, więc odstawiłam mięso w 99%. Niedawno okazało się, że jestem w ciąży. Miałam okropne wzdęcia! Internet podaje, że to norma i unikać popularnych wzdęciowych produktów. Ale ja znów poszłam pod prąd 😉
Rozsadzało mi brzuch ale codzień 2 ogórki kiszone, kawa z cykorii, zero węglowodanów prostych, tylko owsianka na wodzie z łyżeczką konfitury ze śliwek własnej roboty ( jedyny cukier prawie nie wykrywalny smakowo), zero cukru (mdłości i tak nie pozwalały) a jabłko ratowało sytuację z typowymi zaparciami. Do tego, spożywałam zakupiony suplement maślanu sodu, co prawda na własną rękę ale już wcześniej doczytałam z innych źródeł, że to cenna rzecz dla mikrobów.
Udało się! Wzdęcia mimo iż ciągle są, nie męczą i raczej sporadycznie występują, wc regularnie. Od dziecka kocham nie dojrzałe owoce i surowe warzywa.
Słucham swojego ciała, ono mi woła, co chce a po detoksie cukrowym większą ochotę mam na zwykle jedzenie niż słodycze czy śmieciówka.
Co do ziemniaków, to są teorie, że zamulają jelita. Cokolwiek to znaczy.. Tak powiedziała mi Pani operator hydrokolonoterapii, kiedy zaczynałam walkę o swoje jelita. Może chodzi o rozgotowaną skrobię? Może dobre działanie ziemniaków jest z al dente lub nawet surowych, bo wiem, że na kłopoty jelitowe czy żołądkowe poleca się do soków jednego ziemniaka na surowo..Ale nie próbowałam.
Tak więc mogę potwierdzić, że powyższy artykuł to prawda.
Marlena napisał(a):
Cieszę się bardzo, Asiu, z poprawy Twojego zdrowia. Ziemniaki jeśli mają dokarmiać naszą dobrą florę to tak jak pisze dr G. Enders w książce „Historia wewnętrzna” należy ugotować, ostudzić, włożyć do lodówki i zjadać na drugi dzień (np. wkroić do sałatki), bo dopiero w ziemniakach, ryżu czy makaronie jak są zimne to podczas studzenia następuje retrogradacja skrobi, przez co skrobia robi się oporna na nasze enzymy trawienne, a z tego cieszą się ogromnie nasze dobre bakterie i zajadają się taką oporną skrobią, produkując dla nas właśnie te maślany zbawienne i inne związki zdrowotne.
Oczywiście skrobia oporna jest też w tych produktach gdy są surowe, ale makaronu, ryżu ani ziemniaków nie jada się na surowo. Wyjątkiem są płatki owsiane: można jadać je na surowo np. jako musli (zalać na noc mlekiem migdałowym czy wodą, rano dodać owoce i dodatki i śniadanko gotowe).
Maślan sodu produkuje nasza Polfa, jest bez recepty dostępny w aptekach czy nawet na Allegro pod nazwą handlową „Debutir” – to informacja dla tych, którzy będą się pytać gdzie to dostać. Kosztuje ok. 30 zł za 60 kaps. Zacytuję z ulotki:
Debutir to niezbędny element postępowania żywieniowego w:
Nieswoistych chorobach zapalnych jelit:
– wrzodziejącym zapaleniu jelita grubego
– chorobie Leśniowskiego-Crohna
Zespole jelita nadwrażliwego
Zaburzeniach składu mikroflory jelitowej:
– po antybiotykoterapii
– w przebiegu chorób infekcyjnych przewodu pokarmowego
Chorobie uchyłkowej jelita grubego
Uszkodzeniu jelit wywołanym napromienianiem i/lub cytostatykami
Alergiach pokarmowych
Niedoborach krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych
Maślan sodu posiada cenne właściwości biologiczne:
– odżywia błonę śluzową jelita
– ma zdolność regeneracji uszkodzonego nabłonka jelitowego
– wykazuje działanie przeciwzapalne i cytoprotekcyjne na komórki nabłonka jelitowego
– chroni przed translokacją bakterii i toksyn ze światła jelita do krwioobiegu
– zwiększa przepływ krwi przez błonę śluzową jelit
– stymuluje motorykę przewodu pokarmowego
– wzmacnia barierę jelitową zapobiegając penetracji alergenów pokarmowych
– zwiększa wchłanianie sodu i wody w jelicie
– zwiększa biodostępność składników mineralnych
Paula napisał(a):
Witam, a jak się zapatrujesz Marleno na grzybka tybetańskiego? Czy taki grzybkowy kefir zakwasza czy alkalizuje organizm? A co z kazeiną zawartą w mleku, pewnie nic jej nie zmienia i będzie nam szkodzić tak czy siak 🙁 zastanawiam się właśnie nad zakupem ziaren kefirowych, a kiszonki i tak robię w postaci zakwasu buraczanego lub soku z kapusty 🙂 pozdrawiam serdecznie 😀
Ania napisał(a):
Droga Pani Marleno,
dziękuję za bloga i wielką kopalnię wiedzy o zdrowym żywieniu 🙂
Dzięki Pani zmieniam dietę całej rodziny. Udało mi się już „zgubić” 8 kg nadwagi 🙂
pijemy soki, wodę z cytryną, jemy dużo warzyw, dzieci nie jedzą słodyczy ze sklepu tylko np domowe bezcukrowe ciasteczka owsiane. Dzięki wprowadzonym zmianom mój 5-letni niejadek zaczął lepiej jeść!
Codziennie czytam Pani wpisy i uczę się jak zmieniać życie na lepsze. Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Aniu i zdrówka życzę! Pozdrawiam serdecznie wzajemnie. 🙂
Maria napisał(a):
Marleno, czy makaron „konjak” to dobre źrodło opornej skrobii?
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem co on zawiera więc nie powiem.
Ewelina napisał(a):
Pani Marleno,
Przepraszam ze nie na temat (albo jeśli na temat to jeszcze o tym nie wiem :)) Mam 25 lat i przepuklinę kręgosłupa – a co za tym idzie bolesne ataki rwy kulszowej. Niestety lekarz zalecił tylko leczenie objawowe -przeciwbólowe, profilaktycznie basen i rehabilitacja która jak dotąd nie pomaga.. Czy przyczyną tej choroby mogą być niedobory konkretnych witamin? Dbam o swoją dietę wg Twoich porad, jednak nie wiem czy nie powinnam zacząć suplementacji, nie mogę znaleźć konkretnych badań na ten temat..
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie artykuły które piszesz! :*
Aldona napisał(a):
Ewelino,
to możemy sobie podać rękę-ja też mam rwę kulszową. Mam dyskopatię i stąd te problemy. Konwencjonalne dotychczasowe leki nie pomogły, nawet odrobinę ból po nich nie zelżał. Mam skierowanie na rehabilitację, ale na razie i tak nie mogę korzystać.
Szukam informacji na własną rękę. Przeczytaj u Marleny o witaminie D3.
https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Widzę w tym jakąs nadzieję i spróbuję suplementować tę witaminę+wit K2MK7+magnez ( będę używać cytrynianu magnezu). Czytałam w kilku źrodłach, że zwiększone dawki D3 pomagają ogólnoustrojowo, więc na kręgosłup też. Zbadać trzeba jednak aktualny poziom wit. d3, aby było wiadomo od czego wyjść.
Pozdrawiam serdecznie
ala napisał(a):
Przepukline kręgosłupa można usunąć nastawianiem. Pisze to nie po to by kogoś namawiać ale po to by pokazać ze jest Jeszcze inna opcja niż operacja. Kilka lat temu mój mąż miał taki atak , że lekarze chcieli robić operacje w trybie pilnym. Wtedy pojechaliśmy do fizjoterapeuty, który nastawił kręgosłup męża. Wśród znajomych mam kilka osób, które w ten sposób uniknęły operacji.
mati napisał(a):
Czy ja dobrze rozumuję, że zimne ziemniaki mają niski indeks glikemiczny? Jestem na diecie Montinac’a z dobrymi wynikami (właściwie to dostosowałam ją do siebie, bo ani mnie stać na proponowane menu, ani sił, by szykować po 3 dania na 1 posiłek), chcę coś nowego wprowadzić do jadłospisu, by monotonia nie zniechęciła moje wysiłki. Oczywiście do znudzenia opowiadam znajomym o Pani blogu, bo od niego zaczęłam sensowną walkę o zdrowie.
Marlena napisał(a):
Tak, zimne produkty skrobiowe (ziemniaki, ryż, makaron) mają niższy IG i kaloryczność niż świeżo ugotowane, ponieważ podczas studzenia skrobia w nich zawarta ulega retrogradacji, co czyni ją niestrawną (oporną). Koniecznie sprawdź pierwszy link podany pod artykułem – prof. Leszczyński ładnie to tłumaczy na swoim wykładzie.
janka napisał(a):
Marleno interesuje mnie bardzo witamina E o którą było zapytanie w tym wpisie.. mam problem z żylakami na nogach ..są malutkie ale ja che zapobiegać ..stosuje wit E w jedzeniu bo czytałam , że tak polecasz w swoich protokołach witaminowych..nasiona słonecznika, olej z kiełków pszenicy jem codzinnie ale pisałas też że ta witamina działa bardzo wolno..chciałem zatem suplementować ją i myślę o wit E naturalnej z Solgara. Czy dobrze myślę??
Marlena napisał(a):
Po prostu spróbuj – witamina z Solgara jest całkiem przyzwoita.
Figa napisał(a):
Droga Marleno, a jakie pokarmy polecałabyś osobom „wychłodzonym”, które powinny unikać pokarmów surowych, zimnych i ochładzających? Wg medycyny chińskiej np.gorąca zupa pomidorowa wychładza. To jak zachować ciepło i dokarmić bakterie?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, ja nie mam problemów z „wychładzaniem” 😉
asia napisał(a):
Witam Marleno! od grudnia 2015 roku jestem gorliwą Twoją czytelniczką, stosuję zalecenia związane z postem daniela oraz dietą dr Dąbrowskiej, pisałam już wcześniej o poprawie mojego zdrowia po 21 dniowym poście w szczególności obniżenia TSH zmniejszyłam dawkę euthyrox z 75 na 25 przy 1,500 TSH Choruję na niedoczynność tarczycy hashimoto. Jak dotychczas moje odżywianie jest zdrowe tzn nie wróciłam do starych nawyków (bez mięs, słodyczy, ciast i innych sztuczności) natomiast nadal warzywa, owoce, soki, ryby, olej kokosowy, orkisz. Też chcę napisać, że takie jedzenie mi pasuje tzn „nie cierpię” problem mój polega na tym, że zrobiłam (9.03.16r) kontrolne badania i wynik tsh mnie bardzo zaskoczył 32,600 tsh i cholesterol ponad 300 (nasilił się kaszel) Do wizyty u endokrynologa jestem sceptycznie nastawiona
Małgorzata napisał(a):
Witaj Asiu.
Chcę podpowiedzieć, że tematy związane z cholesterolem i hashimoto,
jako uleczalne, omawia Jerzy Zięba w swojej książce pt. Ukryte Terapie oraz w studio NTV, na kanale You Tube.
Nina napisał(a):
Marleno, opowiadam o Twoim blogu innym i czasami dziala to przeciwko mnie samej, bo jezeli znajomym cos dolega to zaczepnie pytaja co na to Akademia? No i wlasnie tak sie stalo, ze znajomej zdiagnozowano tradzik różowaty. Czy znasz przyczyny tego i jak to leczyc naturalnymi sposobami? Chcialabym jej pomoc. Dziekuje za cala Twoja wielka prace. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
A co na to Akademia? Akademia nie jest lekarzem i nie będzie niczego ani diagnozować ani leczyć. W książce dr Robynne Chutkan „Dobre bakterie” znajduje się sposób na trądzik różowaty (i zwykły też) oraz opis przyczyn.
Asia napisał(a):
Tak Marleno, właśnie ten Debutir brałam. I wcale nie musiałam dużo. 2 dni po 2 kaps, potem 3 dni po jednej i jeszcze 2-3 razy z doskoku. Wzdęcia się uspokoiły, jak pisałam. Teraz praktycznie co dzień jadam kiszone ogórki, surowe warzywka a co drugi dzień owsiankę na wodzie. Co drugi dzień chlebek na zakwasie smaruję awokado zamiast masłem. Resztę Debutiru zostawiłam sobie w razie potrzeby i na okres blisko porodu.
Ale mam inny kłopot. Od początku ciąży mam dziwne zachcianki. Najpierw o zgrozo na paprykarz szczeciński, w mdłościach mogłam jeść tylko bardzo wyraziste w smaku produkty i to jeszcze posypany szczypiorkiem.. (wiem, dziwne połączenie! 😉 ) potem ryba wędzona ( następny szajs, ale krótko) a teraz na biały ser. Ciągnie mnie do niego okrutnie. Dozuję i czekam aż mi przejdzie. Wcześniej, prawie już 2 lata, odrzuciłam nabiał w każdej postaci, te zachciewajki mnie dziwią i martwią..
Filip napisał(a):
Bardzo proszę ogarnij się z pisaniem samych superlatyw na temat wszystkiego. Jeśli chcesz pisać to pisz rzetelnie… na przykład taka witamina C którą opisałaś, tylko zapominałaś wspomnieć o możliwych efektach prooksydacyjnych. Teraz dziewczyny biorą wit C nie zamykając szczelnie, wystawiając na światło słoneczne i załatwiają sobie buzię tak bardzo zę w wieku 40 lat będą wyglądać na 80. Gratuluję
Marlena napisał(a):
Efekt prooksydacyjny owszem występuje, ale tylko w przypadku dożylnego podania dużych dawek (to dlatego wykorzystuje się ten fakt w terapii nowotworów), natomiast w przypadku przyjmowania jej doustnie takiego efektu nie ma, po prostu szybciej polecimy do toalety zanim cokolwiek się będzie mogło wydarzyć – chroni nas bariera jelitowa.
lady-b napisał(a):
Witam pani Marleno.
Sledze pani bloga od 7 miesiecy, od tego czasu zmienilam diametralnie moja diete. Zaczelam od 3 tygodniowego postu pani dr Dabrowskiej, od tego czasu nie jem miesa ani jego przetworow, nie jem przetworzonych produktow, nie pije kawy, mleka, nie jem slodyczy. Podstawa mojego zywienia sa warzywa, owoce, kasze, orzechy, rosliny straczkowe, ziolowe herbaty. Staram sie jesc kiszonki, dolaczylam do swojej diety grzyby shitake. Schudlam 7kg podczas postu a potem dodatkowo 3kg, od kilku miesiecy utrzymuje stala wage. Nie mam „zachcianek” z czego jestem niezmiernie zadowolona. Przed postem mialam bardzo krotkie cykle miesiaczkowe co 22-23 dni. Od momentu zakonczenia postu cykle mam co 27-29dni. To jest to czym moge sie pochwalic 🙂
Nie moge jednak wciaz pozbyc sie nadmiernych gazow… Zrobilam niedawno test na nietolerancje i niestety okazalo sie ze mam nietolerancje na migdaly ( ubolewam bo bardzo lubilam pani przepis na kuleczki z migdalami i daktylami ), do tego w mniejszym stopniu na jajka i drozdze. Zmartwily mnie bardzo drozdze bo okazuje sie ze nie moge jesc chleba (robilam ten z pani przepisu na zakwasie – ale tych naturalnych tez ponoc nie moge), grzybow, herbaty, octu jablkowego, sfermentowanych produkow.. Czy to oznacza ze jedzac zdrowe kiszonki sobie szkodze zamiast pomagac? I pijac ziolowa herbate tez szkodze? Przyznam ze nie wiem juz co mam jesc a czego nie… szczegolnie ze wciaz mam problem z nadmierna iloscia gazow… Ostatnio zrobilam sobie oczyszczajacy dzien spozywajac tylko owoce… po samych owocach mam ten sam problem. Co robie nie tak? Bylabym wdzieczna za wskazowki.
Pozdrawiam Bozena
Marlena napisał(a):
Jeśli w teście wyszły nietolerancje to nie możesz spożywać tych produktów, które test wskazał. Z tym że herbata=czarna, zielona itd. a nie ziółka. Po naprawieniu jelit będziesz mogła znowu jeść te rzeczy, ale teraz musisz je wyłączyć z diety. Póki co trzeba popracować nad mikrobiomem: probiotyki i prebiotyki tak jak sugeruje dr Chutkan. W jej książce znajdziesz wiele cennych porad.
Beret napisał(a):
A może na odbudowę flory jelitowej dobrze by było pić sok ze świeżej kapusty- tak jak pisałaś i do tego świeżą kapustę jeść i popić wodą ze szczyptą soli himalajskiej. Wtedy przez to, że jest woda, to trochę soki się rozcieńczą i mniej przetrawią, kapusta mniej naruszona przejdzie do jelit i tam zacznie fermentować i będą się tworzyć bakterie na miejscu. Później jeść kiszonki. Jestem ciekaw, czy jedzenie kiszonek, bogatych w mikroflorę nie zniszczy kwas w żołądku.
Marlena napisał(a):
Zawsze część laktobakterii zostanie zniszczona przez kwasy żołądkowe jak pisze dr Chutkan, dlatego należy codziennie uporczywie te laktobakterie dostarczać (kiszonki, preparaty probiotyczne) i jednocześnie codziennie uporczywie dostarczać im jedzonka (skrobia oporna, fruktany) aby się nam ładnie namnażały tam w środku. No i rzecz jasna powstrzymać się od robienia rzeczy, które im szkodzą i przetrzebiają nam nasze dobre bakterie (stres, leki, alkohol, cukier, używki, kosmetyki antybakteryjne itp.). Szczegóły w książce pani doktor.
Mila1989 napisał(a):
Bardzo dobry wpis. Dziękuję serdecznie.
Aldona napisał(a):
Marleno,
znajoma ma niedoczynność tarczycy-nie chce brać sztucznych hormonów, tylko zamierza pomóc sobie sposobami naturalnymi. Co oprócz morsztynu powinna zażywać? Czy są jakieś zioła, suplementy ?
Jakich zmian powinna dokonać w swoim sposobie odżywiania–wiem, że jada bardzo konwencjonalnie, więc na pewno czeka ją sporo zmian.
Czy powinna zacząć również suplementację wit D3?
Dziękuję z góry za wszelkie porady i ciepło pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Jeśli ma niski poziom D3 to suplementacja jest wskazana. Więcej informacji na temat dbania o zdrowie tarczycy znaleźć można w tych artykułach: https://akademiawitalnosci.pl/tag/zdrowie-tarczycy/
Justyna napisał(a):
Marleno mam do Ciebie jeszcze pytanie odnośnie nietolerancji pokarmowych. Test był robiony u dietetyka. Jeśli w teście wyszło, że mój syn nietoleruje migdałów i czosnku, dietetyk zalecił na ten czas wyeliminować nie tylko sam czosnek i same migdały , a także ich rodziny tj. Cebulę, por, szczypior, szparagi oraz orzechy nerkowaca, brazylijskie, makadamia i piniowe . Czy to jest właściwe , czy tak dla pewności każą dodatkowo wykluczyć te inne produkty?
Marlena napisał(a):
Pewnie tak – myślę, że dietetyk wie, co robi i skoro zasugerował wykluczenie to warto się dostosować. Nie ma co zresztą się martwić, ponieważ po doprowadzeniu jelit do szczelności będzie można z powrotem te pokarmy jeść. Te wykluczenia nie są przecież na całe życie 😉
Justyna napisał(a):
Tak wiem, że nie na całe życie, na szczęście 🙂 zadałam to pytanie , gdyż w interpretacji testu Food Detective mamy :
1. Słabą reakcje ( bardzo jasnoniebieski kolor) – Obserwuj efekty spożywania danych pokarmów. Jeżeli brak intensywnego koloru, wyeliminuj pokarmy dające kolor bardzo jasnoniebieski na 3 miesiące.
2. Umiarkowana reakcja ( jasnoniebieski kolor) – zredukują spożywanie wskazanych pokarmów do 1 razu na 4 dni. Jeżeli brak koloru intensywnie niebieskiego, wyeliminuj pokarmy dające kolor jasnoniebieski na 3 m-ce.
3. Intensywna reakcja ( intensywny kolor niebieski) – wyeliminuj wskazane pokarmu na 3 miesiące.
U syna wyszło:
a)słaba reakcja na owies, gluten i migdały i dietetyk zlecił diety eliminującej 3 m-ce;
b) umiarkowana reakcja na czosnek i jaja – zlecenie eliminacji na 6-9 miesięcy
c) intensywna reakcja na mleko- 9-12 miesięcy
Dlaczego są aż takie duże odchylenia? Pytam tutaj u Ciebie na blogu, gdyż chciałam teraz zrobić testy u siebie w domu sobie i mężowi , a nie wiem czy ja to dobrze zinterpretuje , skoro dietetyk zrobił to całkiem inaczej niż w instrukcji. Czy Ty Marleno robiłaś to sama w domu i jak to interpretowałaś? Na ile odstawiałaś te nietolerowane produkty?
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Robiłam sama w domu, reakcja słaba, odstawiłam na 3 miesiące i potem powoli wprowadzałam w malutkich ilościach. Tu masz wszystko wyjaśnione na ten temat: https://www.fooddetective.pl/pytania-i-odpowiedzi/wynik-i-co-dalej?idCnt=457
Justyna napisał(a):
Nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie odnośnie tych nietolerancji pokarmowych: czy jak zrobię test przed postem dr Dąbrowskiej ( psychicznie się do niego powoli przygotowuje) i wyjdzie silna reakcja na jakiś produkt, to czy trzeba wyeliminować go na okres wskazany przez test ? Czy można po poście (który działa jak restart) powoli wprowadzać do diety?
Ps. Kiedy można się spodziewać Marleno książki Twojego autorstwa? 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli mamy na jakiś pokarm nietolerancję to z pewnością należy go wykluczyć czasowo z diety. Czy to będzie dieta postna czy nie. Dr Dąbrowska opisywała przypadek pacjentki, która przyjechała do niej na wózku inwalidzkim, bełkotała, była ciężko chora. Wdrożono post warzywno-owocowy. Okazało się jednak, że wdrożenie postu nie przynosiło rezultatów – stan chorej nie poprawił się nawet minimalnie. Wtedy wykonano test na nietolerancje pokarmowe, który wykazał, iż organizm chorej wytwarza przeciwciała w stosunku do większości pokarmów, w tym wielu warzyw. Pani doktor wdrożyła jej wtedy post całkowity (wodny), po czym znowu wykonano test na nietolerancję i tym razem już przeciwciała nie wyszły, dopiero wtedy chora przeszła na post warzywno-owocowy, który tym razem przyniósł oczekiwane rezultaty w postaci powrotu zdrowia. Dzisiaj osoba ta jest zdrowa, pracuje i prowadzi normalne życie.
Jak widać nietolerancje są ważne: mogą nawet zniweczyć rezultaty postu warzywno-owocowego. Aby zobaczyć prawidłowe efekty w postaci zdrowienia należy wykluczyć pokarmy nietolerowane – nie ma innego wyjścia.
Justyna napisał(a):
Dziękuje za dokładne wytłumaczenie i poświęcony mi czas 🙂 Pozdrawiam sedecznie 🙂
Yvonne napisał(a):
Marleno, mam do Ciebie pytanie odnośnie ,,surówki piękności”. Czy płatki owsiane w wersji lekko gotowanej dużo tracą na wartości? Czy wszelakie nasiona i orzechy mogłabym zmielić i w takiej formie dorzucić do płatków (już podgotowanych)? Chodzi mi o osobę dla której wspaniałe uzębienie jest już tylko miłym i odległym wspomnieniem. Przy tym, ta surówka to takie bogactwo wszystkiego, że babci też dobrze zrobi i chciałabym wprowadzić to jako codzienne śniadanie.
Poza tym chcę Ci podziękować za to, że chcesz dzielić się swoja wiedzą 🙂 Dzięki Tobie – nam „otwierają się oczy”, ja zrezygnowałam już z cukru i białej mąki (właściwie to całkowicie z mąki pszennej). Mam nadzieję, że już do nich nie wrócę bo i czuję się lepiej i jakoś za nimi nie tęsknię. Dodam jeszcze, że odstawiając jednocześnie cukier i mąkę nie miałam „głodu” na którekolwiek nawet przez jeden dzień. Gdy próbowałam z osobna nie udawało mi się.
Małymi kroczkami spróbuję „przeprogramować” rodzinę. Przymierzam się też do postu Daniela ale trochę się obawiam, czy dam radę… Muszę po prostu do tego „dorosnąć” 😉
Pozdrawiam wszystkich „nawróconych”, wahających się jak i zbuntowanych 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli płatki będą lekko gotowane, to już nie będą mieć tak dużych własności prebiotycznych (karmiących nasze dobre bakterie) jak płatki niegotowane (np. zalane tylko gorącą wodą). Podczas gotowania skrobia zawarta w płatkach zmienia bowiem swą postać.
Lena napisał(a):
Bardzo proszę o pomoc tata ma podwyższony potas w organizmie dodatkowo ma cukrzycę ja codziennie robię sok z owoców i warzyw czy to możne mieć wpływ na podwyższony potas nie wiem jak go obniżyć czy to prawda ze warzywa liściaste podwyższają potas?
sok robie zazwyczaj z buraków ,marchewki,natki pietruszki, cytryny jabłka, selera naciowego , awokado
Marlena napisał(a):
Normalnie u zdrowych osób potas zawarty w diecie nie jest w stanie uczynić żadnej krzywdy. Natomiast przyczyną hiperpotasemii może być problem z nerkami, przyjmowanie leków itp. Tu jest dobry artykuł na ten temat: https://www.poradnikzdrowie.pl/sprawdz-sie/sygnaly-ciala/hiperkaliemia-oznacza-nadmiar-potasu-w-surowicy-krwi_38701.html
Kasia napisał(a):
Witaj, czy masz może sprawdzoną wiedzę, czy skrobia oporna przestaje być oporna po ponownym podgrzaniu produktu na drugi dzień – na przykład podgrzanie ryżu na parze albo lekkie podsmażenie ziemniaków? Czytałam sprzeczne opinie na ten temat, a chciałabym wiedzieć.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Pod wpływem temperatury (ok. 65 stopni) zachodzi kleikowanie skrobi z tego co mi wiadomo, więc nie wiem czy ponowne podgrzanie nie będzie dobrym pomysłem. Raczej nie. I nie polecam obróbki termicznej typu smażenie – to najgorszy i najbardziej szkodliwy dla zdrowia rodzaj obróbki termicznej pożywienia jaki ludzkość wymyśliła – tylko po to aby zadowolić swoje kubki smakowe. A co z pozostałymi częściami ciała? 😉
Anna napisał(a):
Witaj Marleno,
Bardzo sie cieszę, że prowadzisz tego bloga, jest tu tyle wspanialej wiedzy,ze nie jeden lekarz mógłby pozazdrościć.
moja historia jest podobna do lady-b. Od 1,5 roku zaczęłam czytać Twojego bloga co diametralnie zmieniło moje nawyki żywieniowe. Byłam uzalezniona od słodyczy .Ponad rok : bez cukru-( tylko organiczny: suszone owoce, stewia, ksylitol) duzo warzyw, koktaile zielone, kiełki kiszonki, kasze, ciemne pieczywo, nasiona , orzechy namoczone na noc w zimnej wodzie.itd.
Zaczełam się bdb czuć, wiecej energi itd Ale wtedy zaczął sie problem ze zbyt częstym wyprożnaniem, nieuformowany stolec no i najgorsze uciekający kał bez kontroli. Jednym słowem zwieracz odbytu przestał działać.i to trwa juz rok. Zrobiłam kolonoskopię, wycięto mi polip niedaleko od odbytu i na tym byl koniec. Od lekarza na mój problem nie dostałam żadnej porady
.Poszłam do proktologa, ten skierował mnie do neurologa, żeby tam szukać przyczyny ( czekam , termin mam na maj) .
Dzisiaj poczytalam na Twoim blogu, że najlepiej zastosować post , ponieważ w moim przypadku juz eliminacja surowych warzyw soków wyciskanych i kiszonek nie wystarcza, stolec dalej wiotki po gotowanych warzywach. Jeszcze najlepiej funkcjonuje jak jem owsiankę i kasze jaglana. Ostatnio zrobilam badanie na niedobory komórkowe, wyszło,że mam duży niedobór wapnia i wit.A. Chciałabym zacząć post 5-6. dniowy aby zregenerować moje jelita. Jeszcze inne badania- test NK wykazal w jelicie grubym zachwiana porystaltyka i absorbcja a w cienkim- perystaltyka.
Marleno, ponieważ masz duża wiedzę, moje pytanie to : co Twoim zdaniem byloby w moim przypadku pić, czy tylko wodę np.3 dni potem nieco soku i herbatki ziolowe oczyszczające , czy może kupić maślan sodu , myśle,ze mam za mało kwasów żołądkowych. Od grudnia brałam Acipophilus, aloes w tbl. juke, parasine plus na odgrzybianie, chlorellę w celu oczyszczenia i uszczelnienia jelit. Ale to nic nie pomogło, wie nie wiem do końca co u mnie jest NIETAK. Ostatnia deska ratunku to POST ale jaki? I tu proszę o radę.A potem co zacząć jeść po poście? Jeszcze dodam, że mam nietolerancje na glutenn pszenny, bialko jaj, kazeinę. To wykluczyłam 2 mieś temu. Mam 60 lat i jestem b. szczupla więc nie wiem jak dlugo moge pościć przy moich niedoborach.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Jeśli masz nietolerancje pokarmowe to najpewniej efekty przyniosłoby popracowanie nad poprawą flory jelitowej. Szczelne i doskonale pracujące jelita to podstawa zdrowia i przede wszystkim dobrego wchłaniania, a jeśli tego ostatniego nie ma, to nawet najdroższe suplementy nic nie pomogą.
zen napisał(a):
Witaj Marleno.
Dziękuje za ogrom wiedzy na twoim blogu. Mam kilka pytań.
Czy ziemniaki stracą wiele ze swych wartości jako pożywienia prebiotycznego w przypadku ich gotowania w wodzie, zamiast na parze? Czy mundurki lub ich brak mają jakieś dodatkowe znaczenie w tym przypadku?
I druga rzecz, czy w przypadku silnej, przewlekłej kandydozy (+ dokuczliwy wskaźnik BMI 18.31, który chciałbym solidnie podnieść, a on ani drgnie od grubo ponad 10 lat) wystarczy zjeść powiedzmy przed południem talerz ziemniaków z kiszonymi ogórkami i dajmy na to, po południu talerz na wpół surowego ryżu, ze szklanką wspomnianego tutaj soku z kiszonej kapusty domowej roboty? Czy takie dawkowanie połączone z brakiem wszelkiej maści cukrów, używek i jedzenia śmieciowego w diecie będzie wystarczające do rozpoczęcia procesów detoksykacji i naprawczego w organizmie czy może to zdecydowanie zbyt małe „dawki” synbiotyków?
Czy miałabyś w takim przypadku jakieś dodatkowe wskazówki?
Dziękuje za odpowiedź.
Pozdrawiam.
Paulina napisał(a):
Witam Pani Marleno, mam pytanie odnośnie badania żywej kropli krwi, co Pani sądzi o tym badaniu, czy słyszała Pani o tym? Czy warto je wykonywać?
Pozdrawiam
Agnieszka napisał(a):
Witam Pani Marleno, ogromnie cenię sobie Pani wiedzę i zaangażowanie w propagowanie zdrowego stylu życia. Tak sobie pomyślałam, że może byłaby Pani w stanie coś podpowiedzieć/ zasugerować w temacie nadczynności tarczycy..
Mąż od kilku miesięcy słabnie i chudnie w oczach, nic mu się nie chce, ma nastroje depresyjne, często jest poddenerwowany i łatwo „wybucha”. Zrobił komplet badań, wszystko w normie (w sensie morfologia, lipidogram, ferrytyna, wit, B12, 25OHD3- 21 ale od paru miesięcy przyjmuje już wit. D3, do tego wit. C). Jedyny problem jaki udało się wychwycić to porażająco niskie TSH (0,005) i znacznie podwyższony poziom FT3 i FT4 czyli nadczynność tarczycy. Przeciwciała na Haschimoto i Gravesa-Basedova niskie, obydwie choroby wykluczone, USG tarczycy- tarczyca powiększona (wole) ale bez guzków. Tak naprawdę to mąż od kliku lat sygnalizował, że coś mu w gardle „siedzi”, być może to już była powiększona tarczyca…
Dwóch endokrynologów + lekarz rodzinny kazało brać lek na obniżenie hormonów tarczycy. Mąż brał przez 3 tygodnie i wczoraj ponownie zbadał FT3 i FT4 a tu zamiast spadku- wzrost! Zalecenie- zwiększenie dawki leku. Wspomniano mu już oczywiście o „terapii” jodem radioaktywnym oraz o wycięciu tarczycy, w razie gdyby tabletki nie pomogły.
Bardzo nie chcemy tak radykalnego leczenia. Ja się skłaniam ku zaprzestaniu brania leków i spróbowaniu naturalnych metod. Czy ma Pani pomysł albo wiedzę na temat naturalnego wyprowadzenia z nadczynności? Jaka dieta? Jakie suplementy? Przeszukałam internet w poszukiwaniu informacji ale o nadczynności, i to takiej w sumie nietypowej, bo ani Hashi, ani G-B, nie ma informacji. Mam oczywiście książkę Pana Zięby, bardzo sobie cenię, natomiast w tej sytuacji raczej bym się jodu obawiała.
Mąż jest bardzo przepracowany i zestresowany, odrzuca go na myśl o jakiejkolwiek formie ruchu bo najzwyczajniej w świecie nie ma na to siły (poza tym endokrynolog zakazał ruchu), nie potrafi się zrelaksować. Problem w tym, że nie może sobie pozwolić na odpuszczenie pracy (wolny zawód, nie pracuje- nie zarabia), więc tu sytuacja bardziej się komplikuje.
A może ja mu zaszkodziłam, kilka- kilkanaście razy podałam mu przy okazji płyn Lugola (sama biorę na delikatną niedoczynność, wydawało mi się po jego objawach, że on też może mieć), może tym mu pobudziłam tarczycę i teraz wariuje?…. Sama już nie wiem… Będę ogromnie wdzięczna za pomoc…
Marlena napisał(a):
No tak, jak jakiś narząd w ustroju nie działa jak powinien, to najlepiej wyciąć go w cholerę albo zabić promieniowaniem i niech zniknie nam z pola widzenia, potem już tylko do końca życia leki (proteza farmakologiczna) i oto jest odpowiedź „nowoczesnej” medycyny na problem zdrowotny.
Zachowanie wybuchowe, nadpobudliwość czy nastroje depresyjne: tu niestety winne mogą być hormony – należy do tej burzy hormonalnej podejść z takim samym zrozumieniem jak w przypadku nastolatków czy pań przechodzących menopauzę. Pomocne mogą być ćwiczenia uważności: gdy WIEMY co się dzieje, dlaczego się dzieje i ZAUWAŻAMY to (w roli obserwatora) za każdym razem gdy się dzieje – jesteśmy w stanie bardziej sprawować nad tym kontrolę (w przeciwnym razie to hormony sprawują kontrolę nad nami i nad naszym życiem).
Drugą sprawą nad jaką należy się zastanowić to DLACZEGO tarczyca nagle „zwariowała” i zaczęła te hormony produkować w takiej olbrzymiej ilości, mającej negatywny wpływ na nasz komfort życia. Jedną z przyczyn może być ekspozycja na nadmierny i ciągły stres, oprócz braku ruchu i niewłaściwej diety (powiększona tarczyca może przy tym świadczyć o niedoborze jodu w diecie: tarczyca tworzy wole, żeby większą powierzchnią pochłonąć jak najwięcej jodu). Zaburzać przyswajanie jodu mogą m.in. związki wolotwórcze zawarte w niektórych roślinach jadalnych (kapusta, brukselka, kalafior, rzodkiew, orzeszki ziemne, proso) czy też związki chemiczne występujące w naszym środowisku, przetworzonym pożywieniu, kosmetykach, lekach, wypełnieniach zębów itd. (fenole, węglowodory alifatyczne i aromatyczne, związki ołowiu, siarki, rtęci, nadmiar fluoru). Objawy nadczynności mogą powodować też choroby przysadki i inne choroby, co prawda niezmiernie rzadko, ale warto się dokładnie przebadać by to wszystko wykluczyć.
Odnośnie stresu: nie chodzi o to aby sobie pracę odpuścić, ale o to, by znaleźć harmonię pomiędzy czasem przeznaczonym na pracę, a czasem przeznaczonym tylko dla nas (na wypoczynek, sen, zabawę, radość, modlitwę itp.). Ludzki organizm nie jest maszyną, niestety. Również i tutaj pomocne mogą być ćwiczenia uważności, tzw. mindfulness (polecam książki napisane przez prof. Jona Kabatt-Zina, założyciela Kliniki Redukcji Stresu, są dostępne w jęz. polskim). To metoda umożliwiająca świadomą zmianę naszych nawykowych reakcji, opracowana na 8 tygodni. Można ćwiczyć samemu za pomocą książek lub wziąć udział w warsztatach mindfulness (odbywają się w różnych większych miastach w Polsce, wpisz proszę w Google np. hasło „warsztaty mindfulness” i nazwę miejscowości).
Agnieszka napisał(a):
Marleno, ogromnie dziękuję za wyczerpującą i mądrą odpowiedź! Serdecznie pozdrawiam!
Agnieszka napisał(a):
Witaj Marleno,
Pozwalam sobie napisać w podziękowaniu za cenną poradę, być może ten wpis komuś pomoże lub zainspiruje do poszukania alternatywnych rozwiązań, a nie bezrefleksyjnego łykania tego, co przepisze lekarz.
W marcu pisałam o mężu, u którego zdiagnozowano nadczynność tarczycy. Po konsultacji z trzema lekarzami, w obliczu zwiększenia dawki leku + osłonowo coś na wątrobę i serce, bo przecież skutki uboczne, zdecydowaliśmy, że leki idą w odstawkę. Duże ryzyko i strach, czy stan męża się nie pogorszy. Na pewno inspiracją i bodźcem do takiej a nie innej decyzji był Twój komentarz do mojego marcowego wpisu. Mąż spróbował się wyciszyć, zrozumieć swój stan i emocje, do tego więcej relaksu, zdrowe odżywianie (więcej warzyw i owoców, pieczywo żytnie na zakwasie, mniej mięsa i nabiału). Na dzień dzisiejszy hormony tarczycy wróciły do normy (sic!)!!! Bez brania leków, bez trucia jodem radioaktywnym czy wycinania tarczycy! Endokrynolodzy, jeden, drugi, lekarz rodzinny- każdy podkreślał, że przy nadczynności leki są absolutnie niezbędnę i bez nich stan zdrowia się nie poprawi, co najwyżej pogorszy… Klapki na oczach, sztampowe podejście do pacjenta, niechęć do alternatywnych metod przywracania zdrowia, jednostka chorobowa i recepta to podstawa. To smutne ale tak funkcjonują lekarze. Można spróbować w inny sposób??? Oczywiście! Mąż jest żywym przykładem:)
Dzięki takim ludziom jak Ty, nam, społeczeństwu, otwierają się oczy, mamy wybór, wiemy, że jest alternatywna droga. W imieniu męża i swoim bardzo dziękuję! Tak trzymaj!
Przy okazji chciałabym podpytać o poradę w swojej sprawie. Od prawie pół roku nie mam miesiączki. Podejrzewam, dlaczego się zatrzymała- epizod z dietą paleo i mocne ograniczenie węglowodanów, do tego dość intensywne treningi, w ostatnim czasie trzy półmaratony w ciągu dwóch miesięcy. Od wielu lak zdrowo się odżywiam, nie jadam białego pieczywa, bardzo mało nabiału, teraz głównie dobre kasze, warzywa, owoce. Od 3 tyg. 1-2 razy w tygodniu jestem na diecie dr Dąbrowskiej. Niestety okres nie wraca, mimo pochłaniania ogromnych ilości zieleniny i owoców- mam zaparcia, oddaję bardzo dużo moczu, tak jakby organizm wypłukiwał toksyny. Czy możesz podpowiedzieć, co robię nie tak? Będę bardzo wdzięczna…
Gorąco pozdrawiam, Agnieszka
Marlena napisał(a):
Agnieszko, bardzo się cieszę i serdecznie gratuluję powrotu do zdrowia mężowi! Odnośnie Ciebie to trudno mi powiedzieć co robisz nie tak, być może że po tych paleo-szaleństwach organizm wymagać może sporo czasu aby się przestawić, odtruć, zalkalizować itd. Na pewno metoda dr Dąbrowskiej przywraca równowagę (również układu hormonalnego), z tym że dłuższa sesja postu warzywno-owocowego wykonana jednym ciągiem będzie dawać bardziej spektakularne rezultaty niż tylko 1-2 dni w tygodniu tym bardziej, że dopiero trzeci tydzień trzymasz taki reżim, a to za krótko i za mało.
Lucyna napisał(a):
Pani Marleno. Piję kwas l-askorbinowy z wodą mineralną Muszynianką ponieważ dużo słabiej czuć ten charakterystyczny smak wit C. Ale czy przez to nie tracę przyswajalności? Muszynianka ma dużo kationów może kwas się buforuje?
Marlena napisał(a):
Jeśli się buforuje to powstają askorbiniany – dobrze przyswajalne formy witaminy C.
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno,
zaczęłam suplementację wit D3 ( początkowo brałam 8000 i.u, potem 10.000, 15.000, 20000, 30.000…aż doszłam do 50 000 i.u). Ile powinnam do tego brać wit K2MK7–ograniczam się do 1 kapsulki (100 mcg)–czy to nie za mało? Z drugiej strony to droga witamina ( ja mam Swansona), za zaledwie 30 kapsułek zapłaciłam 47 zł.
Trochę lękam się dawki 50.000 iu wit D3 mimo że dużo czytałam o tym, że nawet lekarze ( dr Prendergast, dr Holick) zalecają takie dawki, gdy jest potrzeba. Juz pisałam, że mam dyskopatię w odcinku lędźwiowym, która powoduje rwę kulszową ( bardzo bolesną). Na jednym z forów zapoznałam się z historią pewnego mężczyzny, który takimi dawkami wit D3( 50 000 + magnez+ wit C) wyleczył sobie kręgosłup ( zniknęły wszelkie nieprawidłowości-wykazał to rezonans. Facet miał mieć operację, jego neurochirurg widząc taki efekt był zdumiony. Wczesniej wypróbował wszystkiego ( konwencjonalne leki, kilka pobytów w szpitalu, akupunktura u Chińczyków etc). Dowiedział się o wpływie tej witaminy na nasz organizm i się do tego zastosował. Jego doświadczenie dało mi nadzieję, że można w ten sposób pomóc kręgosłupowi.
Mimo wszystko jednak trochę lękam się tak dużej dawki-50 000 i.u.
Marleno, masz może jakieś doświadczenia z takimi dawkami D3-ja mam tyle brać przez miesiąc, potem zejść do 20 000 i.u). Czy w związku z tym 100 mcg wit K2 nie jest za mało? Poradź mi coś proszę. Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Aldono, ja sama doświadczeń osobistych nie mam, ale wyszła już po polsku książka „Kuracja witaminą D3 w wysokich dawkach: – autor Jeff T. Bowles. Podtytuł książki: Roczny eksperyment z wysokimi dawkami D3, od 25000j.m. przez 50000j. m. do 100000j.m. dziennie. W książce tej znajdują się informacje o witaminie D i K2, ukazane z punktu widzenia osoby, która kurację wysokimi dawkami przeprowadziła z doskonałymi rezultatami.
DzulieT napisał(a):
Pani Marleno pochłaniam wszystkie Pani artykuły z zaciekawieniem, dziękuje serdecznie za poświęcony czas. Ja od 2 lat walczę z dietą z powodu candidy, chwytam się już wszystkiego, ostatnio nawet biorę leki homeopatyczne. Czy takie leki powinno się przestać brać przy poście Daniela o którym też myślę?
Marlena napisał(a):
Nie wiem – skonsultuj proszę ze swoim lekarzem homeopatą.
Anna napisał(a):
Tak , wiem,że muszę poprawić florę jelit, ale jak to najlepiej osiągnąć? Dlatego zapytałam o post, który pomoże zregenerować i oczyścić jelita ( jak myślę) a potem odpowiednie odżywianie. Ale nie wiem jaki długi post daje najlepsze wyniki., co najlepiej jest pić? Dziś już poszczę 2-gi dzień, wodę ze szczyptą soli himalajskiej i urynę. Czy czytałaś coś o poście urynowym? Ja to robiłam juz raz wiele lat temu i na 7-my dzień wychodziła ze mnie ” czarna smoła”. Ale wtedy byłam młoda i mogłam taki post wytrzymać przy pełnej aktywności. Chodziło mi o praktyczne porady, bardzo Cię proszę, podpowiedz mi coś.
Marlena napisał(a):
Nie mam informacji o poście urynowym i sama go nie stosowałam nigdy. Co do poprawienia flory jelit to polecam książkę wspomnianą w artykule: dr Robynne Chutkan „Dobre bakterie”.
Okoń napisał(a):
Pani Marleno, kupiłem boraks, jest on pięciowodanem 5h2o, czy do zażywania wewnętrznego powinienem kupić ten dziesięciowodanowy , nie rozumiem czym się one różnią ?
Beata napisał(a):
Droga Pani Marleno, wiem że to nie miejsce na ten komentarz ale nie wiem gdzie go napisać. Czy mogłaby Pani podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem na temat tego jak przyszła mama powinna się suplementować, czy w ogóle musi/powinna? czy może wystarczy tylko zdrowe odżywianie (przed ciążą i w czasie jej trwania )? Spotykam wiele kobiet, które zażywają suplementy diety w czasie ciąży, smarują się kremami itd…Czy te suplementy są konieczne? Czy można ćwiczyć w ciąży i do jakiego stopnia te ćwiczenia mogą być intensywne? Bieganie czy raczej joga? Gdyby mogła Pani taki wpis zrobić byłabym bardzo wdzięczna!
Marlena napisał(a):
W czasie ciąży zapotrzebowanie na składniki odżywcze wzrasta, dlatego owszem – suplementy są konieczne i dlatego lekarze ciężarnym zalecają suplementację.
Puma napisał(a):
Pani Marleno, co sądzi Pani o metodzie dr Clark., która opisuje jak można się wyleczyć prądami w parę minut i pozbyć się pasożytów, które są przyczyną wielu chorób.
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, nigdy nie próbowałam tej metody.
Okoń napisał(a):
Puma.. Mam zapper pani Clark, teoretycznie powinien działać, ale ja nigdy nie poczułem żadnej poprawy po jego stosowaniu. Myślę że jeśli by kosił wszystko jak pisze w książce, to metodą pantoflową podbiłby świat. A wielka farma troiła by się żeby go zakazać.
Patrycja napisał(a):
Witam Pani Marleno! Chcę Pani bardzo podziękować za kawał dobrej roboty, którą Pani robi! Za wiedzę, profesjonalizm i humor. W moim przypadku to Pani blog był początkiem zmian w kuchni (i nie tylko, bo to był dopiero początek!:) który się dokonał w moim życiu i w życiu mojej Rodziny. To dzięki Pani zrobiłam porządki w kuchni i na talerzu. To dzięki Pani wskazówkom moje dzieci są zdrowe i radosne. To dzięki Pani jestem o lata świetlne od miejsca, w którym byłam jeszcze trzy lata temu. Bardzo, bardzo dziękuję! Przy tej okazji chcę napisać, że na swoim blogu w ramach akcji SHARE WEEK poleciłam Pani stronę jako tą, która mnie inspiruje do zmian. Link do wpisu znajduje się tutaj: https://kochanedzieci.pl/share-week-czyli-o-blogach-ktore-sa-dla-mnie-inspiracja/ Pozdrawiam wiosennie życząc wytrwałości i witalności!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Patrycjo i pozdrawiam serdecznie wzajemnie! 🙂
maksymilian napisał(a):
Witam,
Jestem pełen podziwu dla Pani wiedzy.
Piszę tu na forum, gdyż może Pani albo ktoś z forumowiczów podpowie, gdzie ewentualnie szukać informacji (bądź jest gdzieś na stronie Akademii) odnośnie bardzo dużego osadu (kamienia) na zębach zarówno od strony zewnętrznej jak i w większej ilości od wewnątrz. Problem dotyczy głównie dolnych zębów. Rok temu miałem usuwany kamień u stomatologa i pani dentystka stwierdziła że to od picia ziołowych herbat. Faktycznie piję herbatę zieloną i białą liściastą i miętę w torebkach. Zwykłej czarnej herbaty nie piję w ogóle. Zęby myję bardzo często, różnymi pastami a osad zamiast schodzić przybywa. Kawy nie piję, papierosów nie palę. Natknąłem się kiedyś na ciekawa książkę rosyjskiego znachora Małachowa „Oczyszczanie organizmu” i pisał w niej że osad na zębach to wynik chorych jelit! Po wyleczeniu jelit osad samoistnie zniknie. I nic tu nie daje mycie zębów, tego osadu w ten sposób nie da się usunąć. Wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Jeśli znany jest Pani ten temat, to bardzo proszę o pomoc, bo nie ukrywam że jest to dla mnie duży problem.
Pozdrawiam.
meg napisał(a):
Przyłączam się do pytania o kamień nazębny. U mojego dwuletniego dziecka jest ciemny nalot i szczotkowanie nie pomaga. Nie pije herbaty, tylko herbatki ziołowe, wodę i soki wyciskane przeze mnie ale to na pewno nie próchnica. Czego to może być oznaką i jak z tym walczyć?
Marlena napisał(a):
Przyczyn może być wiele: leki (w tym antybiotyki), nadmiar żelaza, nadmiar fluoru i wiele innych – najlepiej iść do stomatologa i niech oceni co to są za zmiany i czy trzeba coś z tym robić. Herbatki i soki warto pić przez słomkę, dotyczy to zarówno dzieci jak i dorosłych.
Paulina napisał(a):
Witam Pani Marleno, wiem, że nie jest Pani lekarzem, (ale wiedze ma Pani większą, według mnie :)). Do rzeczy, mam zapalenie jelita grubego, zrobiłam sobie Post Daniela, wytrzymałam tylko 9 dni, bo bolał mnie brzuch i miałam biegunki, bałam się, że sobie jeszcze bardziej zaszkodzę. Staram się jeść dużo kiszonek, ale mam po nich biegunki dalej. Czytałam w książce Dr Dąbrowskiej, że jak ktoś ma problemy z jelitami, to powinien zrobić post o sokach przez parę dni, ale czy to tylko same soki 3 razy (szkl.) przez cały dzień, czy dodatkowo się jeszcze coś pije, bo nie jest to uściślone?
Marlena napisał(a):
Paulino, w książce dr Dąbrowskiej jest opisane w jaki sposób sobie radziła z pacjentami mającymi przewlekłe choroby przewodu pokarmowego, znajdziesz te informacje w „Ciało i ducha ratować żywieniem” str. 132-133 (soki, herbatki, marchwianka).
Biegunka to w tym wypadku mus – ustrój wydala tą drogą starą zniszczoną śluzówkę, aby na jej miejsce wytworzyć nową, zdrową. Inną drogą nie wydali przecież 😉
Paulina napisał(a):
Dziękuję za szybką odpowiedź. Mam zamiar jeszcze raz spróbować. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się. Bardzo dziękuję za Pani bloga i serce jakie w niego Pani wkłada. Otworzyła mi Pani oczy, choć jestem dziwadłem rodzinnym (bo jak można żyć bez mięsa i bez białej mąki i cukru…. i do tego takim być chudym), ale trudno, z czasem może wyjdzie na moje 😉 Pozdrawiam. Ps. Mam w końcu wymarzoną wyciskarkę 🙂
mysiunia111 napisał(a):
kochan p Justyno wasze dzieci urodzily sie z niezakwaszonym zoładkiem szeroko o tym mowi Jerzy Zieba na you tube jest tez ksiazka UKRYTE TERAPIE -CZYLI CZEGO LEKARZ CI NIE POWIE tam jest tyle wiedzy na temat odzywiania -ja stosuje i zdrowieje goraco polecam
Marlena napisał(a):
Dzieci nie rodzą się z dysbiozą, a to z dysbiozą Justyna ma problem (jej potomstwo). Więc tutaj słynne panaziębowe „zakwaszanie żołądka” nie ma tu nic do rzeczy ani nie pomoże. Można „zakwaszać żołądek” ile wlezie, ale od tego dobrych laktobakterii w jelitach nie przybędzie ani pikograma. Dysbioza jest stanem odnoszącym się do innej części ciała po prostu – czyli do jelit (a nie do żołądka).
Wanda napisał(a):
Witam Pani Marleno i bardzo proszę o rozwianie moich wątpliwości. Do tej pory jadłam moczone przez noc płatki owsiane ( na zimno) dodając do nich utarte jabłko, orzechy, łyżkę oleju lnianego, łyżeczkę zmielonego ostropestu , nasiona Chia .
Teraz przeczytałam ,że nie powinno się łączyć skrobi(płatki) z węglowodanami (słodkie jabłko). W innym materiale przeczytałam że niektóre owoce mają enzymy pomagające trawić skrobię – są to m.in. banany, gruszki, rodzynki. Czy więc bezpieczniej jest jeść te płatki z w/w owocami ? Bardzo Pani dziękuję za odpowiedź i serdecznie Panią pozdrawiam Wanda
Marlena napisał(a):
Jakiekolwiek owoce do owsianki się nadają – suszone, mrożone, świeże. Jedynie cytrusy nie za bardzo pasują.
Ewa napisał(a):
Niedojrzałe banany nie zawsze są w sklepach dostępne, a dość szybko dojrzewają. Dlatego jeśli już się znajdzie takie w sklepie, to chciałoby się kupić „na zapas”. Znasz Marleno sposób na ich przechowywanie, żeby nie dojrzały za szybko? Próbowałam mrozić, ale po rozmrożeniu w środku zamiast banana był rozmięknięty glut, a i nie wiem, czy mrożenie nie niszczy skrobi opornej.
Czy skrobia oporna jest w surowych bananach czy po przetworzeniu termicznym i potem schłodzeniu?
Marlena napisał(a):
Skrobia oporna jest w niedojrzałych, w procesie dojrzewania zamieniana jest na cukry.
Ewa napisał(a):
Dokopałam się informacji na temat niedojrzałych bananów w artykule pt. „Resistant starch as functional ingredient: A review”:
Unripe banana is considered the RS-richest non-processed food (str. 6). Totally digested when freshly cooked (tabelka, str.5).
Dr Chutkan ma m.in. przepis na gotowane niedojrzałe banany, ale jak wynika z artykułu, po ugotowaniu skrobi opornej już tam nie ma. Podejrzewam, że podobnie będzie, jak użyje się mąki z zielonych bananów do pieczenia. Jak myślisz, Marleno?
meg napisał(a):
Marleno, usłyszałam od „dietetyczki”, że przy chorobie autoimmunologicznej, którą mam w badanich ale nie w objawach, zmiana diety na antyzapalną, spowoduje, że organizm zamiast walczyć ze stanami zapalnymi toczącymi się w organiźmie zajmie się mną i objawy mojej choroby się uaktywnią. Z kolei gdy czytam co piszesz, to jest zupełnie inaczej. Opowiesz mi coś o tym?
Marlena napisał(a):
Dieta antyzapalna nie zajmie się stanami zapalnymi? Zajmie się tobą taka dieta? W jakim sensie tobą się ma zająć dieta antyzapalna?
Jakie rozwiązanie pani „dietetyczka” zatem widzi? Czyżby dietę prozapalną, przeciwieństwo antyzapalnej?
Czyli jak mamy pożar to lecimy po benzynę, tak? 😉 Szczerze – nie wiem „co autor miał na myśli”.
meg napisał(a):
Na pytanie o ustalenie diety przeciwzapalnej i opis mojej sytuacji, dostałam w odpowiedzi takie coś
„meg, ja prowadzę gruntowną odnowę systemu trawiennego, śluzówki jelit (a tam mieści się 70-80% układu odpornościowego). W Twoim ciele system odpornościowy jest nadaktywny. Medycyna klasyczna kompletnie nie wie jak zadziałać przyczynowo, dlatego podejście mają używania sterydów, a więc tylko wyciszanie.
Jest wiele podejść medycyny naturalnej, natomiast u Ciebie widziałabym właśnie zaczecie od ruszenia podstawy.
Działanie przeciwzapalne obecnie tylko pobudzi system odpornościowy, na Twoją niekorzyść, ponieważ substancje wzmacniające odporność również wzmocnią reakcję ze strony tego systemu.”
Dodam, że mam przeciwciała mówiące o zespole sjogrena, OB 86 i przeciwciała antyfosfolipidowe.
Marlena, dieta uczyni cuda? Co zrobić żeby obniżyć te wszystkie przeciwciała, żeby sjogren się nie uaktywnił a przeciwciała antyfosfolipidowe wróciły do normy?
Marlena napisał(a):
Chyba inaczej niż reszta świata ta pani dietetyczka rozumie co oznacza dieta antyzapalna. 😉 Ona rozumie ją jako „dietę na odporność”. A to nie jest tak do końca to samo. Dieta antyzapalna nie służy „pobudzaniu systemu odpornościowego” lecz przede wszystkim zmniejszeniu natężenia stanu zapalnego. Wbrew pozorom to dwie różne rzeczy.
Jeśli mówimy „dieta antyzapalna” to jednym słowem jest to dieta przede wszystkim pozbawiona działających PROzapalnie pokarmów, w tym pustych węglowodanów (jak np. cukru, białej mąki), złego tłuszczu (jak tłuszcze trans, nadmiar Omega-6, nadmiar nasyconych), alergenów (tu kwestia indywidualna na jakie pokarmy dany ustrój wytwarza przeciwciała, ale najczęściej są to pszenica, mleko, jaja, soja i drożdże), pokarmów przetworzonych (w tym nabiałów, wędlin itd.), używek, itd. – czyli wszystkich pokarmów podnoszących markery stanu zapalnego.
To są EWIDENTNIE złe pokarmy nie przynoszące ŻADNYCH korzyści dla ludzkiego organizmu (bez względu na to czy ktoś ma jelita bardziej czy mniej szczelne), a wręcz czyniące spustoszenia (jak nie od razu to po czasie, ale zawsze się każdy o tym przekona). Antyzapalnie zaś działają warzywa i owoce, zioła i przyprawy.
Jeśli chodzi o zespół Sjorgena (i inne choroby autoimmunologiczne również, jak RZS, Hashimoto, toczeń itp.), to rewelacyjne rezultaty osiąga w dietetycznym leczeniu pacjentów pani doktor (specjalista immunologii i interny) z Gdańska, dr Ewa Dąbrowska, polecam jej wykład: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/ oraz jej książki: https://akademiawitalnosci.pl/ewa-dabrowska-cialo-i-ducha-ratowac-zywieniem-oraz-przywracac-zdrowie-zywieniem/
W dwustopniowej metodzie dr Dąbrowskiej mamy do czynienia z przywracaniem równowagi systemowej całego organizmu na poziomie genowym. Nie wyciszanie czegoś czy przyklepywanie symptomów (namiastka zdrowia) lecz prawdziwy powrót do zdrowia.
meg napisał(a):
Czyli jest dla mnie nadzieja? Jest szansa, że wyniki się unormują?
Marlena napisał(a):
Tak jak „znienormalniały” (przez coś) tak i się umieją unormować (też dzięki czemuś). Jeśli urodziłaś się zdrowa, to Twoim naturalnym prawem jest pozostać zdrowa do końca życia. Naturę charakteryzuje piękno i równowaga. Ludzkie ciało jako twór natury zawsze dąży do równowagi, a jego jedynym zadaniem jest utrzymywanie nas przy życiu w zdrowiu, to tylko my niczym głupcy ciągle mu w tym przeszkadzamy.
Przez jakiś czas ono nawet toleruje nasze wybryki – jest naszym najlepszym przyjacielem, „jedynym miejscem jakie mamy do życia”, jak powiedział Jim Rohn. Jeśli jednak nadal nie pozostawiamy mu wyboru, to ciało przechodzi w „tryb awaryjny”: owszem, pozostajemy nadal przy życiu, ale niezbyt komfortowym, czyli nazywamy ten stan „chorobą”. Jednocześnie jednak ma ono niesamowite zdolności naprawcze jeśli chodzi o naprawianie skutków naszych grzechów i głupoty – pod warunkiem, że stworzy mu się odpowiednie warunki, rzecz jasna. I o tym właśnie mówiła również dr Dąbrowska na wykładzie (wysłuchaj go uważnie, jest tam też i o pacjentkach wyleczonych z „Twojej” choroby – bardzo zły stan: już łez nie było, śliny nie było – wszystko wróciło do normy).
Zbigniew napisał(a):
A ja postanowiłem wziąć FISIOFLOR MYFLORA z Nutrifenol mieszanką błonnika i kompleksów roślinnych oraz Ultimate 16 strain probiotic od Swanson. Pierwszego biorę po jednej rano i wieczorem a bakterie 1 wieczorem. Lekkie gazy sa po tym ale przynajmniej coś widać żyje we mnie.
Marlena napisał(a):
Jedz dużo warzyw i owoców świeżych gdzie jest mnóstwo błonnika i np. ziemniaki zimne, gotowane poprzedniego dnia (doskonały prebiotyk), a nie będziesz musiał wydawać w aptece kasy na sztuczne prebiotyki. Przecież tak czy inaczej jeść przecież trzeba, więc dlaczego nie to, co przynosi nam korzyści i daje papu naszej florze? 😉
Mięso, tłuszcze i nabiał nie mają w sobie błonnika, podobnie jak wyroby z białej mąki. Tak tylko przypominam. 😉
exomed napisał(a):
Świetny artykuł. 🙂
Mike napisał(a):
Od kilku tygodni zacząłem moją przygodę z witaminą C. Muszę przyznać, że ma ona niesamowicie dobry wpływ na mój organizm. Przede wszystkim jest dużo więcej energii, lepiej się wstaje z łóżka, popołudniowe drzemki nie są konieczne i wiele innych rzeczy.
Bardzo się ciesze, że trafiłem na tą stronę i tak dobre porady, między innymi dlatego też postanowiłem napisać. Jestem alergikiem, mam silną alergię na kurz i od tego mam podpuchnięte oczy (worki pod oczami) za jakiś dobry miesiąc mam iść na odczulanie, lecz postanowiłem najpierw zasięgnąć waszej rady, czy jest może jakiś inny sposób na pozbycie się tej dokuczliwej alergii? Z tego, co się orientuje to odczulanie wcale nie jest takie zdrowe a brać tabletki i nie tylko na tą alergię to przecież również szkodzi zdrowiu.
Jeśli to możliwe proszę o pomoc.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Mike, jest sposób: to jeszcze więcej witaminy C. Pisał o tym dr Saul w „Wylecz się sam”, jest też książka traktująca o alergiach bardziej kompleksowo „Witaminy w leczeniu alergii”, autorzy Andrew W. Saul, Damien Downing. Zbadaj sobie też poziom witaminy D – jej niedobór sprzyja alergiom.
Mike napisał(a):
Teraz mam witaminę C z owoców Aceroli (proszek). Chciałbym kupić inną nawet mam wybraną tylko czy ta jest odpowiednia:?
Kwas L-askorbinowy CZDA /1kg/
Czystość: Czysty do analizy
Wzór chemiczny: C6H8O6
Numer CAS: 50-81-7
Numer WE: 200-066-2
Postać: Krystaliczna
Nie ukrywam, że odczulanie mam za miesiąc, a zanim zgłębię temat alergii w książce to mogę się nie wyrobić. Od niedawna łykam witaminę D3, ale czy zwiększając dawki wit. C + D3 odczulanie nie będzie potrzebne?
W ogóle, jakie dawki stosować? Teraz biorę dziennie około 20g witaminy C – zwiększyć jeszcze dawkę?
Na paznokciach od niepamiętnych czasów mam też białe plamki na paznokciach jest to również spowodowane niedoborem witaminowym?
Marlena napisał(a):
Jeśli nr CAS i WE się zgadza, to jest OK, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/
Plamki na paznokciach może oznaczać brak cynku. Ogólnie jesteś na poziomie komórkowym raczej niedożywiony. 😉 Nic strasznego, da się naprawić, a gdy to już się stanie to wszelkie „alergie” pójdą w niepamięć. Jeśli chodzi o zapotrzebowanie na witaminę C to acerolą tego nie załatwisz, ona jest dobra ale w ramach prewencji raczej. Gdy potrzebne są megadawki to będzie za mało, wyjdzie też bardzo drogo. Ile brać witaminy C to powie Ci Twój własny organizm – zrób kalibrację i będziesz wiedział. Odnośnie witaminy D zrób najpierw badanie krwi aby wiedzieć na czym stoisz i jakie dobrać dawki.
Mike napisał(a):
Ogólnie nie jadam ryb i tym bardziej niczego z wody, więc jeśli jest możliwość wystąpienia u mnie niedoborów witaminowych, może warto zbadać czy jeszcze jakichś witamin nie brakuje w organizmie? Co Pani sugeruje?
Oprócz witaminy C, cynku i D3 jest jeszcze coś co może pomóc mi w wolnej alergii?
Marlena napisał(a):
Spróbuj sokoterapii: świeżo wyciskane soki warzywno-owoce jeszcze nikogo nie zabiły, a pomogły wielu i nie trzeba zastanawiać się nad dawką i „czy sobie nie zaszkodzę”. Nie sposób sobie zaszkodzić warzywami i owocami, można je spożywać w dowolnej ilości i formie. Inwestycja w wyciskarkę wolnoobrotową bardzo szybko się zwróci: jeść (pić) i tak trzeba, a nie będzie potrzeby kupowania suplementów i zastanawiania się jakie brać i ile. Te urządzenia można obecnie dostać już za 300 zł, nie są już teraz takie horrendalnie drogie jak kiedyś.
Mike napisał(a):
Jeszcze borykam się z ASO. Dwa lata temu miałem usuwane migdały ponieważ ASO było na poziomie 560 i niby po zabiegu miało spać w ciągu roku, teraz po dwóch latach mam 390.
Marlena napisał(a):
Migdałki są ważną częścią układu limfatycznego oraz odpornościowego i raz usunięte niestety nie odrastają. No ale co się stało, to się nie odstanie, dałeś sobie usunąć pierwszego strażnika filtrującego mikroby wnikające do ciała, więc tym bardziej powinieneś teraz dbać o układ odpornościowy i wspierać go. Polecam sokoterapię i zielone koktajle – dużo warzyw i owoców.
Mike napisał(a):
Mogłaby jeszcze Pani Marleno polecić coś na zaskórniaki?
Marlena napisał(a):
Dobra kosmetyczka usunie zaskórniaki fachowo podczas jednej wizyty. Usługa nosi nazwę oczyszczanie twarzy. Kiedy jeszcze miałam zaskórniaki to chodziłam z nimi do kosmetyczki, wyciskania samemu nie polecam. Po zmianie diety wszelkie moje problemy skórne zniknęły, więc nie zostawiam już kasy w gabinetach kosmetycznych! 🙂
user1 napisał(a):
Uwaga na kiszonki i wszelkiego rodzaju produkty fermentowane – przeważnie zawierają bardzo dużo histaminy. Histamina jest OK dopóki organizm daje radę ją rozłożyć. Dla części ludzi próg „nietolerancji histaminy” jest na tyle duży, że nie sprawia im to problemów, w przypadku innych niestety jest inaczej. Niestety ciężko to wykryć, bo problem nie zawsze się pojawia (można czuć się świetnie po zjedzeniu jednego posiłku bogatego w histaminę, ale już nie po zjedzeniu drugiego, trzeciego i czwartego tego samego dnia, o co wbrew pozorom bardzo łatwo, nawet jeśli przestrzega się zasad zdrowego żywienia), a jeśli się pojawia, to np. na drugi dzień. A przyczyną mogą być za każdym razem inne produkty, nie mające pozornie praktycznie nic ze sobą wspólnego. Nie muszą być to problemy trawienne, może być np. migrena lub nasilenie alergii, czyli problemy, które i tak mogłyby wystąpić niezależnie od tego, co byśmy zjedli (tylko szansa ich wystąpienia znacznie się zmienia).
Tak więc przestrzegam tych, którzy myśląc, że ich największym problemem dietetycznym jest nadmiar cukru, białej mąki, mięsa, nabiału, chemicznych dodatków itd. (no bo o tym się najwięcej mówi), rzucą się na „bardzo zdrowe” kiszone ogórki i kapustę, ekologiczne jogurty bez cukru, ale też awokado, banany, truskawki, cytrusy, no i jakże bogate w prebiotyczne fruktany banany, szpinak i (przede wszystkim) pomidory. Może to być zmiana na gorsze.
Niestety sam się o tym przekonałem na własnej skórze, po latach nieświadomości. Oświeciło mnie, kiedy siostra dostała porządnej migreny na drugi dzień po zjedzeniu na kolację łososia atlantyckiego („bardzo zdrowy”, bo z omega-3 i astaksantyną…). No i się dzięki temu wyjaśniło, dlaczego dostaję alergii na kurz po zjedzeniu pomidorów 😉
Ciekawe, czy np. z kiszonej kapusty da się jakoś usunąć histaminę (albo zapobiec jej tworzeniu) np. przez bakterie probiotyczne, ale takie, które ją rozkładają (B. infantis, B. longum, L. Plantarum).
magda napisał(a):
Witam. Mam pytanko moczenie dzienne u dziecka jaki może być powód?
Marlena napisał(a):
Być może jest stan zapalny układu moczowego – to może potwierdzić jedynie lekarz. Ponadto zbadaj dziecku poziom witaminy D, ponieważ nasze mięśnie i ich sprawność (w tym sprawność zwieraczy, które też są mięśniami) zależy w dużej mierze od prawidłowego poziomu witaminy D.
Klara napisał(a):
Marleno mam pytanie odnośnie ziemniaków. Czy żeby wytworzyła się w nich skrobia oporna trzeb czekać do następnego dnia czy wystarczy po ugotowaniu odczekać aż ostygną? Nie przepadam za zimnymi posiłkami, takimi prosto z lodówki, nawet jogurty zostawiałam na szafce zawsze na jakiś czas żeby się 'ogrzały’.
Marlena napisał(a):
Z ziemniakami można zrobić to samo: wyjąć z lodówki by „doszły”. Muszą być dobrze schłodzone aby wytworzyła się skrobia oporna, stąd zalecenie by schować do lodówki i jeść dopiero na drugi dzień. Zachodzi wtedy ten sam proces retrogradacji skrobi, co przy czerstwieniu pieczywa (pieczywo świeże nie ma skrobi opornej, tylko czerstwe ma).
Joanna napisał(a):
Prosze o komentarz do poniższego tekstu:
Banany z brązowymi plamkami nabierają nowych cennych właściwości w porównaniu do tych zieloną czy żółtą skórką. Brązowe plamy świadczą o wytworzeniu się Tumor Necrosis Factor (TNF), czyli Czynnika Martwicy Nowotworów (CMN). Według przeprowadzonych badań, im na skórce jest więcej brązowych przebarwień, tym poziom TNF w bananach jest większy. TNF jest substancją, która zapobiega mutacji komórek i chroni je przed rozwojem nowotworów. Dlatego warto profilaktycznie wprowadzić banany do codziennej diety.
Czytaj więcej na: https://zdrowie.tvn.pl/a/banany-z-brazowymi-plamami-jesc-czy-nie-jesc?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=paste
Marlena napisał(a):
TNF nie jest czymś co koniecznie musimy jeść, bowiem jest to substancja wytwarzana przez nasz organizm.
Poza tym nawet jak zjemy TNF to nie wiadomo co dalej? Musi on przejść przez cały proces trawienia, np. być poddany działaniu kwasów żołądkowych i enzymów trawiennych i na koniec wcale nie jest powiedziane, że dotrze tam gdzie trzeba i zrobi robotę, której się spodziewamy.
Jak dotąd nie ma dowodów na to, że jedzenie dojrzałych bananów może chronić przed rozwojem nowotworów. Sama wiedza, że banany z plamkami mają w sobie TNF to jeszcze za mało by z tego cokolwiek wynikało.
Przyjmijmy zatem, że banany zielone jako źródło skrobi opornej NA PEWNO dokarmiają nasz mikrobiom jelitowy (ten fakt udowodniono naukowo) zaś banany z plamkami są cennym materiałem na domowe lody!
Więc zamrażamy je i robimy z nich smaczne lody, które również zjadamy na zdrowie (na pewno zdrowsze są takie, niż kupne), ale nie traktując tego (póki co) jako stricte profilaktyki antynowotworowej – tym bardziej gdy nam to sugeruje mainstreamowy portal telewizji TVN. ?