Dzisiaj w naszej Galerii Witalnych chciałabym przedstawić czytelnikom sylwetkę pewnej niesamowitej angielskiej damy: pani Eileen Ash (z domu Whelan).
Urodziła się w roku 1911 i za kilkanaście dni, dokładnie 30 października, obchodzić będzie (i to w doskonałej formie zarówno fizycznej jak i psychicznej) swoje sto szóste urodziny!
Jej ulubione powiedzenie brzmi: „wiek to tylko liczba”. 🙂
Eileen Ash mieszka obecnie w Norwich, w Wielkiej Brytanii.
Życiorys Eileen jest tak niesamowity, że można na ten temat napisać książkę: przeżyła dwie wojny światowe, żyła pod rządami czterech brytyjskich monarchów i 23 premierów, zjeździła pół świata reprezentując swój kraj w sportowej kadrze narodowej, przez 11 lat pracowała też dla brytyjskiego Secret Intelligence Service MI6 – niczym James Bond w spódnicy łapiąc szpiegów.
Wyszła za mąż, urodziła dzieci, przez całe życie pozostając osobą aktywną, optymistyczną i ciekawą życia.
Jaki jest sekret długowieczności Eileen?
Nieznikający z twarzy uśmiech i bycie aktywnym, oprócz dobrej diety.
Eileen Whelan Ash w młodości była znaną w swoim kraju reprezentantką kadry narodowej w grze w krykieta.
Obecnie jest najstarszą na świecie żyjącą krykiecistką. Jej kariera sportowa w grze w krykieta przypadła na lata 1937-1949.
Po zakończeniu kariery sportowej w krykiecie jej pasja do zrównoważonej aktywności fizycznej jednak nie osłabła.
Eileen Ash aż do 98 (słownie: dziewięćdziesiątego ósmego) roku życia grała w golfa, a przekroczywszy magiczną siedemdziesiątkę podjęła decyzję o regularnym uprawianiu jogi dla zdrowotności – co czyni od 30 lat do dzisiaj, w każdy wtorek.
Eileen mówi, że dzięki jodze czuje się „fit” bowiem joga ćwiczy umysł oraz ciało i tak właśnie jest: pomimo podeszłego wieku angielska dama ma wciąż sprawne stawy i mięśnie oraz jasno pracujący mózg.
W niczym nie przypomina zgarbionej, smętnej staruszki ani też otyłego, sapiącego wieloryba zmęczonego życiem. Jest po prostu „fit”!
Niejeden siedemdziesięciolatek mógłby jej tego wszystkiego pozazdrościć! 😉
Jest przekonana, że ćwiczenia jogi wymyślone przez hinduskich mędrców tysiące lat temu to świetna sprawa dla osób w każdym wieku i powinno nauczać ich już nawet w szkole, z korzyścią dla ciała i umysłu.
W istocie współczesne badania naukowe potwierdzają pozytywny wpływ ćwiczeń jogi oraz praktyk medytacyjnych na długość telomerów (definiujących długość życia danego osobnika) jak również na spowolnienie procesów starzenia się ciała i utrzymanie sprawności umysłowej.
Eileen Ash nie wie jak to jest czuć się staro. Dla niej nie ma czegoś takiego jak wymówki typu „nie mogę”, „nie mam czasu” czy też koronny argument wielu ludzi w podeszłym wieku: „jestem na to za stary/a”.
Nigdy nie jest za późno by wziąć się za siebie!
Eileen to twarda babka, która – podobnie jak nasz „dziarski dziadek” pan Antoni Huczyński – dobrze wie, że przewlekłe zdrowie i doskonała forma psychofizyczna towarzysząca człowiekowi nawet i w podeszłym wieku, jest zawsze i niezmiennie sumą naszych codziennych nawyków: żywieniowych, myślowych i związanych z aktywnością fizyczną.
Ciało, umysł i dusza to jedność i należy dbać o wszystkie aspekty.
W dzisiejszych czasach za dużo koncentrujemy się na potrzebach ciała, godzinami potrafimy rozprawiać o najnowszych dietach czy słuchać z wypiekami na twarzy aktualnych zdrowotnych guru mówiących nam co jeść, ile brać i jakich suplementów, jakie robić badania, jak ułożyć plan treningowy itd…
Jednak mało kto mówi nam o konieczności dbania o pozostałe elementy naszego człowieczeństwa: o umysł i przede wszystkim duszę.
I tak jak producent żywności, lekarz czy NFZ nie są od dbania o nasze ciało, tak i psycholog, ksiądz czy kościół nie są od dbania o nasz umysł lub duszę.
To są rzeczy, o które każdy z nas powinien zadbać w pierwszym rzędzie we własnym zakresie, biorąc za nie osobistą odpowiedzialność, zamiast oczekiwać tego od innych osób czy instytucji.
Spokój umysłu i pogoda ducha nie zależą od innych, lecz od nas samych.
Nawyki zarówno żywieniowo-zdrowotne jak i myślowo-duchowe należy wypracować sobie osobiście i nikt tego za nas nie zrobi.
Wróćmy tymczasem do bohaterki niniejszego artykułu: czas jest dla Eileen Ash pojęciem względnym.
Kiedy zaczyna się starość? Czy po tym jak przechodzi się na emeryturę? A może dopiero po osiągnięciu setki? Albo kilka lat później?
Na pytanie dziennikarza zadane jej kiedy skończyła 104 lata czy budzi się rano z typowymi dla jej wieku bólami i sztywnością Eileen odpowiada rezolutnie: „jeszcze nie, może jak będę stara, ale czym jest starość? Chciałabym wiedzieć kiedy będę stara. Czy myśli pan, że to będzie jak będę mieć 105 lat?”.
Starość to stan umysłu jednym słowem – tak uważa Eileen Ash i nie sposób nie przyznać jej racji. Właśnie zbliża się do sto szóstych urodzin, a starości ani widu, ani słychu!
Nadal ćwiczy regularnie jogę, jest całkowicie samodzielna (mieszka sama, choć rodzina mieszka nieopodal), dużo czyta (i to bez okularów!), uprawia też swój ogródek – kocha róże i poświęca ich pielęgnacji dużo serca i czasu.
Ponieważ lubi grać w bilard – w jednym z pomieszczeń w swoim domu urządziła sobie pokój do gry w bilarda. Każdą chwilę spędza na robieniu tego, co sprawia jej frajdę.
Żadnej nostalgii czy też „smutku przemijania” krótko mówiąc – zamiast tego Eileen wybiera celebrację codziennej radości z każdego momentu życia, koncentrację na tu i teraz.
Bardzo dba również rzecz jasna o swoją dietę: sama szykuje sobie zdrowe posiłki (lubi sałatki i ogólnie zjada bardzo dużo warzyw i owoców, choć wegetarianką nie jest), codziennie też po południu zgodnie z angielskim zwyczajem zasiada do herbaty.
Wieczorem zaś dla zdrowotności często wychyla sobie lampkę lub dwie dobrego czerwonego wina i od lat skrupulatnie przestrzega wyniesionej z domu zasady zdrowotnej: „One apple a day keeps a doctor away” – czyli po naszemu jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie.
Warto zapamiętać! 🙂
To jeszcze nie koniec: drugą pasją Eileen oprócz sportu są od wczesnych lat młodzieńczych… samochody!
Jak nietrudno się domyślić – na swoje zajęcia jogi jeździ ona oczywiście sama, do dzisiaj bowiem prowadzi samochód i pomimo zaawansowanego wieku nadal świetnie to robi.
Często powtarza, że jej pierwszą miłością jest krykiet, zaś drugą – prowadzenie samochodu.
Ciekawym jest przy tym fakt, że nigdy nie zdawała egzaminu na prawo jazdy, choć legalne uprawnienia do prowadzenia pojazdu rzecz jasna już od młodych lat posiada. Dlaczego tak jest?
Otóż państwowe egzaminy na prawo jazdy wprowadzono ustawowo w Wielkiej Brytanii dopiero w roku 1934. Wcześniej wystarczyło, by pojazd był zarejestrowany w lokalnym urzędzie, a kierowca udowodnił, iż potrafi się nim poruszać.
Ulubioną marką motoryzacyjną dla Eileen Ash jest kultowy brytyjski Mini Cooper. Miała ich w swoim życiu jak do tej pory aż cztery.
Jej zdaniem Mini jest świetne, bo choć małe, to ma dobre przyspieszenie i jest zwrotnym, szybkim samochodem – w sam raz dla Eileen!
Najnowszą wersję tego cacka znanego obecnie jako „nowe BMW Mini” czaderska babcia (a raczej prababcia – bo Eileen doczekała się już prawnuków) sprawiła sobie w prezencie na swoje 90-te urodziny – i to od razu w radosnym, żółtym kolorze.
Jeździ nim do dzisiaj i przepada za tym!
Jest jednym z kilkunastu ponadstulatków w Wielkiej Brytanii wciąż zasiadających za kółkiem.
Eileen mówi, że kocha poczucie wolności jakie jej daje pojazd na czterech kołach, pozwalający jej dotrzeć tam gdzie chce i kiedy chce.
Dzięki temu jest niezależna, samowystarczalna i uwielbia to uczucie!
Taka uwaga na marginesie: często zwalamy nasze problemy zdrowotne na fakt, że obecnie wszędzie poruszamy się samochodem, dlatego tyjemy i chorujemy.
Samo jeżdżenie samochodem jednak nie tuczy.
Jak nietrudno zauważyć pani Eileen Ash ma doskonałą sylwetkę – nie ma nadwagi. Powiedzmy sobie zresztą szczerze jedną rzecz: jeszcze nikt nie widział stuletniego grubasa. I nigdy nie zobaczy!
Staruszkowie w Niebieskich Strefach też mają zawsze masę ciała plus minus w okolicach normy, mogą nawet być „kościstymi staruszkami”, nigdy zaś nie są otyli.
Dodatkowe kilogramy skracają życie, a powiedzenie „dobrze wygląda” (o kimś z nadwagą) powinniśmy raz na zawsze odłożyć do lamusa.
Jeśli chcemy żyć długo – nie wolno się przejadać. Jeśli chcemy żyć naprawdę długo – trzeba też dbać nie tylko o ciało (dieta, ćwiczenia), lecz również o umysł i duszę: pielęgnować swoje pasje (a jeśli ich nie mamy to zawsze warto znaleźć sobie nowe) oraz nieustający optymizm i zwyczajnie… kochać życie takim, jakie jest.
Mieć swoje ikigai jak mówią długowieczni Okinawczycy czy też plan de vida jak mawiają w Nicoyi: siłę napędową do życia, powód dla którego każdy dzień witasz z radością, z chęcią wstając rano z łóżka – i to bez względu na wiek, który jest… tylko liczbą!
Znalezienie swojego jasno określonego ikigai jest równie ważne dla jakości i długości naszego życia jak znalezienie dla siebie odpowiedniej diety. A może nawet… kto to wie… ważniejsze? 🙂
Na zeszłe (105-te) urodziny rok temu Eileen Ash dostała piękną kartkę z życzeniami podpisaną osobiście przez samą królową Elżbietę II, o czym opowiedziała lokalnej telewizji:
Jasność umysłu czcigodnej damy jak też i jej kondycja fizyczna są (jak widać na filmiku) wręcz niesamowite, nie mówiąc już o godnym podziwu poziomie optymizmu i radości życia, jaka z niej bije.
Eileen bez dwóch zdań jest przepiękną, niezwykle inspirującą osobą!
A z okazji zbliżających się sto szóstych urodzin życzmy wszyscy pani Eileen Ash 200 lat w przewlekłym zdrowiu i nieustającej pogodzie ducha! 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Poziomka napisał(a):
Droga Marleno, podziwiam to co dla nas robisz, jesteś dla mnie prawdziwym wzorem do naśladowania;) możesz mi doradzić jakie kroki podjąć gdy podejrzewam u siebie niedoczynność tarczycy i zmęczenie nadnerczy? Nie robiłam badań bo co mi da ta pewność i tak nie leczylabym się u tradycyjnych doktorów, którzy przepisza mi piguly do końca życia. Myślisz, że samą dietą jestem w stanie wyjść na prostą? Czy dodatkowo się czymś wspomagać? Na codzień jem podobnie do twoich zaleceń ale z wielkimi noestety ustepstwami bo wypijam mnóstwo kawy żeby radzić sobie z ciągłą ospaloscia i zdarza mi się jeszcze zjeść słodycze..
Marlena napisał(a):
Twoja dieta w takim razie nie przypomina w niczym moich zaleceń, bowiem używki i cukier są w niej wykluczone. Te dwie rzeczy właśnie szalenie osłabiają nadnercza (i nie tylko).
Urodziłaś się z tarczycą zdrową, więc dlaczego nagle miałaby ona wariować? Winny jest styl życia, bo zdrowe organy nie wariują tak same z siebie.
Jeśli nie potrafisz funkcjonować rano bez kawy, to przeczytaj ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/10-oznak-ze-masz-zatruty-organizm/
Może czas na oczyszczanie organizmu? Jeśli nigdy tego nie robiłaś, to zrób – po wszystkich tych kawkach i ciasteczkach na pewno będzie co oczyszczać.
Dasz radę, Poziomka! skoro ja dałam radę, to każdy może. 😉
Paweł1982 napisał(a):
Ta pani jest chyba dowodem na to, że to co mówi prof. Siergiej Batieczko jest prawdą. Twierdzi on, że nasz organizm przy odpowiednim obchodzeniu się z nim powinien nam wystarczyć na około 140 lat życia, a bóle stawów powinny się pojawić dopiero gdy się ma ok. 140 lat. polecam zarezerwować 2 godziny i posłuchać https://www.youtube.com/watch?v=1Qn_aWvaJd0
Paweł1982 napisał(a):
Poprawka – bóle stawów gdy się ma 110 lat.
Lukasz napisał(a):
Hej, a co sądzisz o mocnym osłabieniu organizmu, po stosunku z żoną? Mam podwyższoną prolaktynę i obniżony estradiol, testosteron w górnej normie. Zauważyłem, że jak suplementuje cynk to się poprawia i zaczynam odczuwać znów witalność i wigor. Bez tego jak wypruta dętka jestem, 3 dni zrzędu seksu i zaczyna boleć mnie gardło, spałbym cały czas.
Marlena napisał(a):
Najwyraźniej masz niedobór cynku, skoro jego suplementacja poprawa samopoczucie. Cynk występuje w dużej ilości w nasieniu (również w mięśniach i kościach), stąd też pozbywając się nasienia pozbywasz się również cynku – niestety. Niedobór cynku badacze powiązali nie tylko z obniżoną odpornością czy problemami z płodnością, ale i z wieloma nieprzyjemnymi i drogimi w utrzymaniu chorobami jak cukrzyca, Alzheimer czy rak. Suplementuj zatem cynk, pogryzaj codziennie pestki z dyni, odstaw kofeinę i alkohol zaburzające wchłanianie cynku i… nie pozbywaj się nasienia gdy nie musisz. Warto też sięgnąć po świeżo wyciskane warzywne soki i wykluczyć z diety cukier.
beata napisał(a):
Pani Marleno!
bardzo proszę o pomoc – jakiego rodzaju kiełkownicę Pani używa ? Parę rzeczy już kupiłam z PAni podpowiedzi i są bardzo dobre. teraz czas na kiełkownicę.
Dziękuję za świetny artykuł. Beata
Marlena napisał(a):
Ja mam kiełkownicę słoikową czyli w formie takich słoiczków posiadających nakrętki z siateczką. Dostałam to kiedyś w prezencie i bardzo fajnie się to sprawdza. Ale w sumie wystarczy nawet zwykły słoik i kawałek pieluszki czy gazy. Tyle tylko, że nie prezentuje się może tak estetycznie. 😉
Marcu napisał(a):
Witam wszystkich!
Swietny material na temat strzenia sie z ” godnoscia”, unikania Altzhaimera, demencji, innycych problemow:
Broken Brain cyli jak uniknac chorob wieku dojrzalego
czesc 1: https://brokenbrain.com/01-epidemic/
opowiada o epidemii chorob typu depresja, ADHD, chorby psychiczne, Alzheimer, demencja itd.
zobacz : https://brokenbrain.com/01-epidemic/
czesc 2: https://brokenbrain.com/02-gut-brain/
opowiada o polaczeniu twojego mozgu z ukladem trawiennym – tak, zdrowy uklad trawienny, duzo dobrych bakterii w twoim zoladku, i nie masz demencji! jakie to proste…
czesc 3: https://brokenbrain.com/03-dementia/
omawia jak uniknac demencji i innych schorzen wieku starszego…
sensacja – naukowcy szukaja tajemniczej pigulki lub szczepionki, a tymczasem jakiez to jest wszystko proste!
codziennie publikowany bedzie nowy odcinek – az do 8-mego, gdzie wyjasnione zostana dodatkowe zasady zdrowgo odzywiania i stylu zycia, jaki wspomaga Twoje zdrowie na starosc.
Uwaga: material po angielsku!
Pozdrawiam
Marcu
beata napisał(a):
Bardzo dziękuję.
Pozdrawiam. Beata
Ewe napisał(a):
Witam wszystkich. Co robić po ugryzieniu kleszcza? Jak się ratować? Jest tyle sprzecznych informacji, że nie wiem co robić? 😞
miro napisał(a):
Co robic jak sie ma bolerioze…ja juz mam 2 lata objawy, pije troche ziol i zaleczam to. Ale zdrowy nie jestem 🙁
Aganieszka napisał(a):
Witam Pani Marleno. „Jeśli chcemy długo żyć nie wolno się przejadać” – zapewne nawet warzywami i zdrowymi produktami :-). Przyznam szczerze, że niekiedy zjem zbyt dużo warzyw na raz . Chyba dlatego, że nie czuję się syta. Ale to właśnie oto chodzi w zdrowym ciele :-). Posypuję więc warzywa i zielone i skrobiowe, orzechami, ziarnami … może zbyt mało?Prowadzę aktywny tryb życia. Pisała Pani, że zjada dużą michę 🙂 sałat a kasze, inne strączki jako dodatek. I czuje Pani sytość? Coś chyba robię nie tak :-(.
A może nie bać się uczucia braku sytości i samo się jakoś ułoży? Jak dostarczyć odpowiedniej ilości kalorii (u mnie po wyliczeniach 2000). Pozdrawiam ciepło 🙂
Marlena napisał(a):
Zgadza się – niedojadanie przedłuża życie, obżarstwo je skraca, takie są prawa natury, których nie przeskoczymy. Ogólnie warto stosować zasadę hara-hachi-bu, czyli najadania się w 80%. Nigdy nie w 100! Tę zasadę stosują długowieczni.
Są poza tym jakby dwie sprawy: pierwsza – to co siedzi w naszej głowie. Wtłoczonych nam do podświadomości przekonań nie jest łatwo się pozbyć, ale jest to możliwe przy odrobinie pracy nad sobą. „Nie najesz się sałatką” – tak mi mówiła mamusia, ale przyszedł czas gdy przestałam w to wierzyć i okazało się, że jednak (olaboga!) owszem, najem się sałatką – eureka! 😀
Sałatka to taka rzecz, która równie dobrze może dostarczyć 100 kcal jak i 1000 – zależy co do niej wsadzamy. To samo tyczy się koktajli miksowanych: mogą być bardzo niskokaloryczne, ale możemy sobie równie dobrze ukręcić taką bombę kaloryczną, że hej! Wszystko zależy od tego co tam wsadzamy. Jeśli brakuje kalorii – polecam jako dressing sałatkowy ukręcić migiem sosik na bazie orzechów (np. nerkowca): dressing ma więcej kalorii niż warzywa, a jednocześnie dostarcza dwie niezmiernie sycące rzeczy oprócz NNKT- białko i błonnik, czyli daje nam taki dressing coś, czego żadna oliwa czyli inny tłuszczowy izolat (olej) nam nie da. Nie znam oliwy ani oleju, które by miały w składzie błonnik czy białko. 😉
A druga sprawa jest taka (i to twierdzi na podstawie obserwacji tysięcy swoich pacjentów dr Fuhrman i faktycznie ma rację): jeśli dieta jest NAPRAWDĘ przez dłuższy nutritariańska, to okazuje się, że my już nie potrzebujemy wcale 2000 kcal, tylko np. 1700 w zupełności pokrywa zapotrzebowanie na wszystko czego potrzebujemy. Pan doktor pisze, że te „zapotrzebowania” są klasycznie obliczone dla „normalnych” diet. Aby upchać tam minimum (nie optimum, lecz MINIMUM) wszystkich potrzebnych do życia mikroskładników (witamin i minerałów), to musi być 2000 kcal, inaczej nie upchamy. Kończy się na tym, że jednak chodzimy głodni (co przy żywieniu nutritariańskim nie ma miejsca), ponieważ pomimo dostarczenia odpowiedniej ilości kalorii nadal nie dostarczamy optymalnych ilości mikroskładników (minimalne to nie są optymalne). Więc ustrój woła daj mi jeść! 🙂 Dlatego tak jak pisze dr Fuhrman – paradoksalnie im więcej jemy pokarmów gęstych odżywczo (zieleniny, warzyw, owoców, orzechów, strączków) – tym mniej będziemy się musieli „dopychać” kaszami, makaronami czy pieczywem. Nie wspominając o mięsie czy nabiale, które mają w ogóle niski indeks odżywczwości przypadjącej na każdą spożywaną kcal. Tutaj tabelka pokarmów: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zbudowac-zdrowy-talerz-wokol-najgestszych-odzywczo-pokarmow/ – jak widać pełne ziarno ma tylko indeks 22, a więc jest to taki bardziej „zapychacz”, aczkolwiek i tak jest powyżej 20, jednak to nie na kaszach i ziarnach powinniśmy opierać menu nutritariańskie. Szczerze mówiąc to już warzywa skrobiowe (np. ziemniaki, a nawet jeszcze w większym stopniu bataty) mają większą wartość niż pełne ziarno (co nie znaczy, że mamy pełne ziarno wywalić z menu, rzecz jasna). Tu chodzi o proporcje, chodzi o to by czerpać tyle ile się da kalorii z najgęstszych odżywczo pokarmów, a te mniej gęste traktować bardziej jako „dodatek smakowy”.
Nota bene jeśli chodzi o sytość, to pierwszą pozycję w Indeksie Sytości (Satiety Index) opracowanym przez badaczy zajmują gotowane (nie smażone czy pieczone) ziemniaki (najlepiej takie „wczorajsze” – podobnie jak „wczorajszy” chleb sycą one bardziej niż świeże, z uwagi na obecność skrobi opornej).
I ostatnia sprawa: należy nauczyć się rozróżniać prawdziwy głód od toksycznego głodu. Na ten temat dr Fuhrman też obszernie pisze w swoich książkach. Prawdziwy głód odczuwa się w ustach, gardle (tak jak pragnienie), a nie w żołądku.
Alicja napisał(a):
Witam, mam pytanie nie na temat ale może Pani będzie wiedzieć przyczynę… mianowicie pieką mnie oczy przy płaczu, czy nawet lekkim załzawieniu. W sieci znalazłam wypowiedzi, że to niby normalne bo łzy to z solą itd. ale wcześniej tak nie było. Czy to może być od kosmetyków, co prawda do twarzy używam olejów teraz ale może od płynu do mycia? Dziękuję
Marlena napisał(a):
Może być od kosmetyków.
Agnieszka napisał(a):
Bardzo dziękuję za tak wyczerpująca odp. Tak właśnie robię. Posypki z orzechów i nasion. Ale odkrywcze dla mnie jest to, że prawdziwy głód nie odczuwa się w żołądku. I już wiem wszystko :-). Dziękuję
Moni napisał(a):
Witam serdecznie, mam pytanie odnośnie witaminy E, chodzi o naturalną formę, miks tokoferoli. Czy większe ilości (powyżej 400 i.u., kapsułki są po 200 i.u.) lepiej rozłożyć na 2-3 x w ciągu dnia, czy można połykać raz dziennie o tej samej porze? Oczywiście uprzednio powoli przyzwyczaić organizm do tak wysokich dawek.
Przy okazji zapytam jeszcze o „Tajemnice oleju rycynowego”, czy Pani książka jest jakby uzupełnieniem wiedzy do „Palma Christi olej, który leczy”?
Dziękuję :).
Marlena napisał(a):
Witamin rozpuszczalnych w tłuszczach nie trzeba dzielić na małe porcje w ciągu dnia, ponieważ nie ulegają one wydalaniu wraz z moczem tak jak witaminy rozpuszczalne w wodzie.
W moim e-booku zawarłam wszelkie informacje jakie udało mi się pozyskać na temat oleju rycynowego, bardzo wiele z nich pochodzi z książki dra McGareya, ale nie tylko.
beata napisał(a):
Pani Marleno!
jeszcze jeden problem. Może Pani zechce wypowiedzieć się na temat kollagenu / powyżej czytelnik podał link do wykładu profesora/. Po odsłuchaniu trudno wyrobić sobie ostateczne zdanie. Na Pani opinii wielu z nas polega , / dziękujemy/ . To że jest ważny , to wiadomo , ale czy jest konieczność suplementacji ? Mojej mamie / 80 lat / ortopeda przepisał 4 Flex na bóle kolan. No ale ma 80 lat. Więc to może mieć sens. Ale młodsi ludzie ?
Proszę uprzejmie o Pani wypowiedż ? Bardzo z góry dziękuję. Pozdrawiam i za każda pomoc dziękuję. Beata
Marlena napisał(a):
Kolagen jest na tyle dużą cząsteczką, że spożyty (wieprzowy, rybi itd.) nie wchłonie nam się magicznie do krwi: najpierw nasz ustrój tak czy inaczej rozbija tę cząsteczkę na poszczególne aminokwasy, a następnie buduje z nich swój kolagen przy współudziale różnych witamin i minerałów. Gdy mamy niedobór tych „surowców produkcyjnych” w ustroju, to samo łykanie kolagenu raczej na wiele się nie zda, bowiem synteza będzie utrudniona.
Moni napisał(a):
Dziękuję pięknie i pozdrawiam 🙂
Anka napisał(a):
Wymarzony stan w sedziwym wieku. Tak to mozna sobie zyc 🙂 Marleno, wykorzystam to, ze post jest nowy i spytam o rzecz, ktora mnie troche meczy i nie wychodzi z glowy. Uslyszalam kiedys, ze banany gnija w zoladku(co wydawalo mi sie smieszne, ale czytajac twoj post, w ktorym piszesz o zaburzeniach kwasu zoladkowego przestalam sie smiac), a takze, ze owoce powinnismy jesc do godziny 12, poniewaz spozyte w pozniejszych godzinach fermentuja w zoladku… wydaje mi sie to glupota(przeciez wszyscy sie roznimy) i spozywam owoce wtedy kiedy mam na nie ochote, ale czy moglabys sie do tego odniesc?bycmoze stwierdzil to ktos kto mial wlasnie zaburzenia sokow zoladkowych i wciska to wszytkim jako regule? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Owoce są najłatwiej strawnym pokarmem i trawią się bardzo szybko. Zalegać w żołądku mogą pokarmy ciężkostrawne, ale nie owoce. Pasaż jelitowy owoców jest szybki, w przeciwieństwie do mięsa czy smażenin.
Nie wiem skąd wzięła się cała antyowocowa propaganda i głupie zabobony na temat owoców, bo nauka nie potwierdza tych internetowych rewelacji.
elka napisał(a):
Dzień dobry Marleno, czy spotkałaś się może z przypadkiem, żeby dziecięcy pot wydzielał nieprzyjemny, „dorosły” zapach? Moja 8-letnia córka od jakiegoś czasu już w połowie dnia intensywnie pachnie, mimo że nie poci się obficie. Jeszcze nie weszła w okres dojrzewania, dba o higienę, morfologię ma prawidłową. Nie wiem, gdzie szukać przyczyny i będę wdzięczna za Twoją pomoc.
Marlena napisał(a):
Przyjrzyj się jej diecie, najprawdopodobniej tam jest przyczyna. Jeśli pot ma nieprzyjemny zapach, to stolec pewnie też – to oznaka przytrucia organizmu.
Naturalnym dezodorantem dla naszego ciała jest chlorofil. Ludzie jedzący dużo chlorofilu w postaci zielonych warzyw (lub wyciskanych z nich soków) nie mają przykrych zapachów wydzielin ciała. To „dezodoryzujące” działanie chlorofilu zostało potwierdzone naukowo. Chlorofil doskonale czyści krew, zresztą chlorofil dla roślin jest tym, czym krew dla nas.
EWil napisał(a):
podpowiedź dla mamy Elki (z 26.10.2017)-mam partnera z okropnym zapachem potu od młodości (moim zdaniem nadmiar totalny mięsiwa i ryb), mimo 2 krotnego mycia/dzień. Od momentu zastosowania oliwki magnezowej pod pachami po umyciu-zapachu nie ma. Córka będzie pachniała -przepis w akademii witalności….
beata napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani Marleno – jest Pani kochana. Dziękuję za opinie. Pozdrawiam. Beata
elka napisał(a):
Dziękuję za wskazówkę. Córeczka bardzo lubi zielone koktajle, więc z radością przyjmie większe dawki 🙂
Robert napisał(a):
Witam Pani Marleno
Mam pytanie odnośnie podawanie witaminy D3 czterolatkowi
Po pierwsze w jakich dawkach dziennych powinno się ją podawać , czy powinno się podawać tylko witaminę D3 czy również K2 z tego co czytam wiele żródeł podaje że nie ma sensu podawania samej witaminy D3
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dawki zależą od obecnego poziomu witaminy w ustroju, warto zmierzyć i potem przystąpić do suplementacji na temat witaminy D pisałam w tych artykułach: https://akademiawitalnosci.pl/tag/witamina-d/
Również polecam książkę „Witamina D kluczem do zdrowia”, autorem jest lekarz, dr S. Zaidi. Zawsze jest sens suplementacji jeśli ktoś ma niedobory. Z witaminą K2 (zalecane) lub nawet bez niej (też dopuszczalne).
Dominika napisał(a):
Witam serdecznie Pani Marleno
Jestem pod nieustającym wrażeniem Pani wiedzy i umiejętności jej przekazania.
Zależy mi na Pani zdaniu , gdyż mam bardzo wielki dylemat. Otóż ok 2 miesiące temu zapisałam się na turnus z postem warzywno- owocowym dr Dąbrowskiej . Termin jego przypada za 2 tygodni. Jestem po badaniu gastroskopii , gdzie okazało się, że w żołądku mam pojedynczą nadżerkę. Dodam, że moje odżywianie nie jest idealne ale nie mam nadwagi , nie jem mięsa lecz od czasu do czasu skusze się na słodycze( od miesiące nie jem). Lekarz przepisał IPP ale nie chcę go brać, gdyż jestem dzięki Pani świadoma jego działania. Nie chciałabym rezygnować z turnusu, bo to miał być początek mojego zdrowego ożywiania. Czy w moim przypadku nie zaszkodzą mi surowe warzywa i owoce? Czym naturalnym mogłabym podreperować zdrowie?
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Marlena napisał(a):
W swojej książce „Ciało i ducha ratować żywieniem” dr Dąbrowska pisze jak radzić sobie z pacjentami, którzy mają do tego stopnia zniszczony przewód pokarmowy, że „nie mogą” świeżych warzyw i owoców. Myślę więc, że jeśli tam pojedziesz i wystąpią jakiekolwiek problemy z trawieniem warzyw i owoców, to będziesz pod doskonałą opieką – trawienie zostanie przywrócone.
Ewa napisał(a):
Ja też mam pytanie odnośnie wit. D. Przed kilkoma miesiącami okazało się że mam bardzo niski poziom tej witaminy – 8,9. Przez 3 miesiące zażywałam ją w dawce 4000 + wit. K2 i poziom mi się ładnie podniósł do 36. Jednak znalazłam informację, że tak wysoka dawka może powodować tworzenie się kamieni w nerkach. Dodam że mam skłonność do kamicy nerkowej. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Wiem że powinnam ją nadal zażywać, ale też nie chcę uszkodzić sobie nerki.
Marlena napisał(a):
Ewo, myślę, że w przypadku wątpliwości powinnaś uzgodnić to ze swoim lekarzem. Z tego co mi wiadomo dopiero dużo wyższe poziomy (powyżej 100) mogą stwarzać zagrożenie dla nerek, ale ostateczną decyzję powinien podjąć lekarz w indywidualnym przypadku.