O tym jak dbać o płuca z reguły nie myślimy, dopóki coś nie zaczyna się dziać, np. kaszel czy duszności. Albo gdy ogłoszą pandemię i każą robić różne rzeczy by, wicie-rozumicie, „chronić siebie i innych”. ?

Krótki rys historyczny na początek. Starożytny lekarz Galen upatrywał przyczyny chorób w czynniku, który nazwał miazmą, czyli złym powietrzem (morowe powietrze).

Teoria miazmy Galena przetrwała od II wieku n.e. aż do XIX wieku, kiedy to została zastąpiona teorią zarazków wysnutą przez Ludwika Pasteura i  radośnie klepniętą przez medycynę rockefellerowską, która Pasteura usilnie promowała przez dalsze dekady jako „najważniejszą postać nowoczesnej medycyny”.

Jego teoria zarazka pasowała idealnie do jej modelu biznesowego. Nic bowiem nie przynosi tak gigantycznych zysków wiadomemu przemysłowi, jak produkcja co rusz to nowego magicznego eliksiru, osobnego na każdego zarazka, których jest wszak bez liku.

Ponad 150 lat powszechnego prania mózgu przyniosło oczekiwane skutki: boimy się dzisiaj zarazków jak nigdy dotąd, a sprzedaż antyzarazkowych specyfików przynosi kolosalne zyski ich producentom.

Przekonano nas, że za nasze choroby odpowiedzialne są atakujące nas zewnętrzne byty, niewidzialne gołym okiem. I że oczywiście można je pokonać jedynie połykając lub wstrzykując sobie do organizmu różne farmaceutyczne trucizny, opracowane przez tęgie głowy.

W medycynie naturalnej teoria Pasteura ma tymczasem znaczenie drugorzędne. Owszem, patogeny istnieją przeróżne, jedne bardziej zjadliwe, a inne mniej, ale znacznie większą uwagę zwraca się na teren, millieu, czyli wewnętrzne środowisko – sprzyjające rozwojowi patogenów lub nie.

Takie stanowisko prezentował przeciwnik Pasteura, francuski profesor medycyny Antoine Bechamp.

Powracając do Galena – jego teoria miazmy była uznawana za „jedynie słuszną” przez 17 stuleci, lecz zanosi się na to, że równie zabobonna teoria zarazka Pasteura tak długiego żywota całe szczęście nie doczeka.

Na przykład nie dalej jak w październiku 2021 roku, czasopismo medyczne „Nutrition” opublikowało systematyczny przegląd i metaanalizę, w której podsumowaniu naukowcy sugerują, że poziom witaminy D we krwi w okolicach 50 ng/ml mógłby teoretycznie zapobiec śmierci z powodu najsłynniejszego obecnie wirusa wszechświata czyli SARS-CoV-2. Największa śmiertelność była z kolei jak można się domyślać u pacjentów z niedoborami witaminy D.

Czyli do czegoś jednak ta pandemia się nam wszystkim przydała – przestarzała teoria zarazka Pasteura w przyspieszonym tempie upada pod własnym ciężarem i ostatecznie wychodzi powoli na jaw prawda: to teren ma znaczenie, a nie patogen sam w sobie.

Jednym słowem, to Antoine Bechamp miał rację, a nie Pasteur (przez swoich rówieśników postrzegany jako plagiator, oszust, fałszerz i karierowicz, co zresztą potwierdzają prywatne notatki Pasteura opisane przez badacza G. Geisona w wydanej w 1995 roku książce „The Private Science of Louis Pasteur”).

Jak mówił Abraham Lincoln – można oszukiwać wszystkich przez pewien czas, a część ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.

Prawda ma to do siebie, że prędzej czy później wychodzi na jaw. I tylko ona nas wyzwoli.

Holistyczny pogląd oddaje człowiekowi odpowiedzialność oraz władzę nad swoim zdrowiem,  w przeciwieństwie do czynienia go ofiarą wyuczonej bezradności, która „musi” zostać „uratowana” przez kartele farmaceutyczne.

OK, to skoro już wiemy, że to nie zarazki same w sobie są „winne” naszym chorobom, to przyjrzyjmy się co możemy zrobić aby odpowiednio zadbać  o płuca, czyli stworzyć teren nieprzyjazny dla patogenów.

Oto 3 podstawowe zasady jak dbać o płuca.

Zasada 1: zadbaj o naturalne bariery obronne

Patogeny, które mogą dostać się do organizmu drogą wziewną lub pokarmową muszą najpierw pokonać fizjologiczne bariery, w które każdy z nas został wyposażony przez naturę.

Te bariery to przede wszystkim wyściełające drogi oddechowe śluzówki (błony śluzowe), które w razie potrzeby wytwarzają śluz unieruchamiający patogeny. Dla śluzówek niezwykle ważna jest witamina A, ale również D, C, E, wapń i cynk.

A co jeśli patogen będzie chciał wlecieć ustami? Ślinianki wytwarzają ślinę (ok. 1,5 litra dziennie), która również zawiera substancje antypatogenne.

Z kolei żołądek wytwarza kwas żołądkowy, a wątroba żółć – aby patogeny nie dostały się do jelit (a przy osłabionych barierach jelitowych także do krwi).

W tym miejscu dużo ludzi ma dzisiaj problem, ponieważ produkcja kwasów w żołądku oraz produkcja żółci w wątrobie ma miejsce jedynie wtedy, gdy pozostajemy w stanie dominacji układu przywspółczulnego.

Jeśli jesteśmy w stanie przewlekłego stresu (reakcja „walcz lub uciekaj”), to dominuje układ współczulny, blokujący zarówno wytwarzanie kwasów żołądkowych jak i żółci.

Już nawet sposób w jaki oddychamy jest dla naszego układu nerwowego sygnałem czy środowisko jest bezpieczne, czy też coś nam zagraża – przeczytaj jak oddychać by nie włączać alarmu w organizmie.

Przy notorycznie włączonym alarmie działanie naturalnych barier obronnych zostaje w znacznym stopniu upośledzone.

Zasada 2: zadbaj o czystość powietrza

Rzecz jasna nie mamy za bardzo wpływu na jakość powietrza w dużych miastach czy na geoinżynierię uskutecznianą nad naszymi głowami. Jednak mamy wpływ na to, jakie powietrze mamy w domu.

Powietrze w domu może być o wiele bardziej toksyczne niż na zewnątrz. Dlatego należy wietrzyć pomieszczenia, nawet zimą.

Czy miejsce, w którym przebywasz (dom, praca) jest suche? Inspekcja pod kątem pleśni to podstawa. Nie możesz codziennie wdychać pleśni i oczekiwać zdrowia.

Warto rozejrzeć się po domu: ile mamy sprzętów, mebli, dywanów, tkanin, materacy, pościeli, które mogą wydzielać szkodliwe substancje do otoczenia? Warto je wymienić lub przynajmniej poddać wietrzeniu, by szkodliwe lotne związki wyparowały.

Absolutnie unikać należy chemicznych odświeżaczy powietrza, zapachów do samochodu, sztucznych świeczek zapachowych itp. – to wszystko są trucizny, dostające się do organizmu drogą wziewną.

Natura nas tymczasem obdarowała olejkami eterycznymi pochodzącymi z roślin i tego się trzymajmy.

Taka ciekawostka przy okazji: zbadano osoby, które oddawały się kąpielom leśnym i odkryto u nich wzrost odporności.

Nie masz możliwości kąpieli leśnych? Dodaj do dyfuzora olejki eteryczne pochodzące z lasu (np. sosnowy, cedrowy, jodłowy).

Rozpylając te olejki w domu mamy podobne korzyści jak spacer w lesie, podobny efekt na układ odpornościowy (m.in stymulacja komórek NK).

W przeciwieństwie do sztucznych pachnidełek, naturalne olejki eteryczne wnoszą naturę do domu!

W chłodnej porze roku w domach królują stwarzające ciepły klimat świeczki. Woski naturalne do świeczek to wosk pszczeli lub sojowy, nie używajmy tanich świeczek z wosków parafinowych.

Parafina podobnie jak benzyna, smary i oleje silnikowe wytwarzana jest z ropy naftowej, podczas palenia takich świeczek może wydzielać się benzen i toluen.

Jeśli chcesz mieć zdrowe płuca, to nie wystawiaj ich na działanie toksyn.

Dymów, wyziewów, oparów, szkodliwych lotnych związków organicznych – to wszystko tworzy dzisiaj nowoczesny odpowiednik starożytnej miazmy.

Zasada 3: zadbaj o wysoki poziom antyoksydantów

Owszem, można umrzeć nawet w wyniku zaniedbanego przeziębienia. Zaczyna się od pokasływania, a kończy na zapaleniu płuc. Czynnikiem decydującym jest zapas antyutleniaczy w ustroju.

Szczególnie witaminy C!

W przypadku każdej infekcji ma miejsce stres oksydacyjny, a antyutleniacze mogą szybko znormalizować patologię podwyższonego wewnątrzkomórkowego stresu oksydacyjnego obserwowanego w przypadku narażenia na toksyny dowolnego pochodzenia.

Gdy mówimy o infekcjach układu oddechowego, najgroźniejszymi powikłaniami są ARDS i DIC.

Oba są poprzedzone stanami współistniejącymi (np. uraz, nowotwór, operacja, infekcja) i są efektem wyczerpania witaminy C w ustroju, co przekłada się na brak syntezy kolagenu.

ARDS (Acute Respiratory Distress Syndrome) czyli zespół ostrej niewydolności oddechowej, w którym dochodzi do uszkodzenia bariery włośniczkowo-pęcherzykowej czyli uszkodzenia pęcherzyków płucnych oraz małych naczyń zaopatrujących je w krew. Uszkodzenie śródbłonka naczyń powoduje ucieczkę płynu do pęcherzyków, co skutkuje utrudnionym przenikaniem tlenu do organizmu.

Konwencjonalne leczenie to mechaniczna wentylacja.

Czy to naprawia śródbłonek naczyń? Nie, ponieważ w jego skład wchodzi kolagen, zaś przy wszelkich infekcjach (i ogólnie stresie) witamina C ulega szybkiemu wyczerpaniu i mamy do czynienia ze zjawiskiem „galopującego szkorbutu”.

Charakterystyczną cechą szkorbutu jest krwawienie. Najpierw pękają najdrobniejsze naczynia, czyli włosowate.

Jeżeli poziom witaminy C spadnie do zera, to kolagen nie będzie tworzony, przez co ścianki naczyń oplatających pęcherzyki płucne słabną, słabną też ścianki samych pęcherzyków (które są cienkie, ale mocne) i zaczynają wtedy przepuszczać płyn.

Podanie pacjentowi witaminy C nie jest jednak objęte szpitalną procedurą. Tylko wentylacja.

Bo przecież jak chore są płuca to w ten sposób będziemy „leczyć” płuca, po co leczyć całego pacjenta? Jeszcze nie daj Boże wyzdrowieje za szybko…

DIC (Disseminated Intravascular Coagulation) czyli rozsiane wykrzepianie wewnątrznaczyniowe. Polega ono na wytworzeniu się mikrozakrzepów w świetle małych naczyń krwionośnych. U podłoża zjawiska stoi najczęściej wyczerpanie zapasów witaminy C, co prowadzi do krwawienia naczyń (szkorbut), które ustrój zatrzymuje tworząc skrzepy. Robi to do momentu, aż nie zostaną wyczerpane czynniki krzepnięcia („koagulopatia ze zużycia”).

Prawdziwa nazwa dla ARDS i DIC powinna brzmieć „ostry/galopujący szkorbut wywołany czynnikiem stresowym” – wyczerpanie zapasów witaminy C w ustroju.

Jedno i drugie może się przyplątać nie tylko jak „złapiemy kowida”, ale nawet jak złamiemy nogę, albo cegłówka spadnie nam na głowę.

Niestety medycyna rockefellerowska „nie widzi” związku między np. urazem głowy, a ARDS, między złamaną nogą, a ARDS.

A to dlatego, że zajmuje się ona nogą osobno, głową osobno i płucami osobno. Takie mamy procedury.

W tym systemie brak jest myślenia holistycznego jak również dogmatycznie uważa się, że szkorbut to historyczna choroba występująca obecnie niezmiernie rzadko. ?

 

 

Tak informuje usłużny jak zawsze wujek G. (niestety sam posiadający aktualnie szerokie inwestycje we wiadomej gałęzi przemysłu, dlatego nic innego nam nie powie).

Zawsze trzymajmy wysoki poziom witaminy C w ustroju, a gdy czujemy, że „coś nas chwyta”, to od razu sięgnijmy po ilości do nasycenia. Najczęstszym błędem jeśli chodzi o witaminę C jest wzięcie jej zbyt małych ilości albo zbyt późno.