Jak dożyć 100 lat w pełni zdrowia? Większość ludzi gdy widzi pełną wigoru i jasności umysłu, zdrową osobę w podeszłym wieku (widok dzisiaj coraz jakby rzadszy), to pierwsza myśl, jaka przychodzi im do głowy to „taka osoba ma po prostu dobre geny”.

Czytelnicy tej witryny wiedzą już jednak, że geny to tylko połowa sukcesu – geny same w sobie nie są naszym przeznaczeniem: można „zepsuć” sobie złym stylem życia nawet najlepsze geny i stosunkowo szybko doprowadzić się do przedwczesnej śmierci lub co najmniej niedołęstwa, tak samo jak można „naprawić” sobie geny (ich ekspresję) zmianami stylu życia, tym samym zwiększając swoje szanse na długowieczność.

Poruszałam tę kwestię choćby ostatnio, pisząc o badaniach związanych z programem „Spektrum” doktora Dean Ornisha.

Czy rzeczywistość potwierdza to, co mówi nauka? Jak trzeba żyć, jak myśleć, co robić i  jak jeść, aby mieć szansę na osiągnięcie trzycyfrowych urodzin w zdrowiu i jasności umysłu?

Poszukiwacz, podróżnik, pisarz i pedagog Dan Buettner zmontował naukowy korpus ekspedycyjny by odwiedzić i opisać Niebieskie Strefy, czyli te zakątki naszego globu, w których mieszkańcy nie tylko swobodnie dożywają do lat stu i więcej, ale też jakość ich życia w późnych latach życia jest bardzo wysoka.

I używając określenia „jakość życia” nie chodzi mi bynajmniej o posiadanie ułatwiających życie najnowocześniejszych elektronicznych gadżetów, wygodnych dużych samochodów czy największych plazmowych telewizorów. 😉

Chodzi o tę jakość życia nie związaną z materialnymi przedmiotami. Tę jakość, której nie sposób sobie po prostu kupić, trzeba na nią sobie zapracować od najmłodszych lat.

Dan Buettner wraz z ekipą odwiedził pięć miejsc na czterech kontynentach, w których ludzie żyją najdłużej.

Jakie to miejsca?

1. Okinawa (Japonia)

2. Sardynia (Włochy)

3. Ikaria (Grecja)

4. Nicoya (Kostaryka)

5. Loma Linda (USA)

bz_zonesO dziwo mieszkańcy Niebieskich Stref pomimo różnic kulturowych czy religijnych łączy bardzo wiele wspólnych cech.

Są to między innymi umiłowanie prostoty, dieta oparta w dużej mierze na nieprzetworzonych naturalnych pokarmach pochodzenia roślinnego, pozytywne nastawienie do siebie, innych oraz życia jako takiego, bogate życie duchowe i rodzinne oraz niemal nieustanne bycie w ciągu dnia w ruchu.

Przyjrzyjmy się teraz jak życie stulatków w poszczególnych Niebieskich Strefach wygląda szczegółowo.

Okinawa (Japonia)

Nowoczesność dotarła również i na japońską Okinawę: młodzież zajada się więc tu dzisiaj tak jak i reszta świata amerykańskimi hamburgerami lub smażonymi kurczakami z KFC zapijanymi coca-colą, a przeciętny współczesny Okinawczyk poniżej 55 lat cierpi na otyłość i żyje tylko nieznacznie dłużej niż wynosi japońska  średnia.

Jednak tradycyjny sposób żywienia starszego pokolenia z którego wywodzą się stulatkowie jest zgoła odmienny: jadają głównie (75-80%) żywność pochodzenia roślinnego.

Bardzo dużo różnych warzyw uprawianych przez cały rok (z uwagi na łagodny klimat) w przydomowych ogródkach, tradycyjne bataty i marchew bogate w beta-karoten, sporo cebuli, czosnku, kurkumy, rozmaite zioła (z bylicy japońskiej robią gorzką nalewkę) i przyprawy, gorzkie melony, czasem ryby, a z produktów pełnoziarnistych proso, ryż i jęczmień.

Raz w roku podczas święta księżycowego jedzą tradycyjnie wieprzowinę, staranie oczyszczoną z tłuszczu. Nie mają w zwyczaju jeść zwierzęcego nabiału, ale jedzą tofu (sojowy ser – twaróg) oraz miso (japońska kiszonka, fermentowana pasta sojowa, której używają jako baza do zup warzywnych).

Spożywają bardzo mało soli i bardzo mało słodyczy. Dieta jest uboga w tłuszcze, a bogata w antyutleniacze, witaminy i substancje mineralne.

Dan Buettner miał okazję rozmawiać z kilkudziesięcioma stulatkami na Okinawie, ale żaden z nich nie był otyły ani nawet nie miał nadwagi. Sekretem utrzymania prawidłowej masy ciała jest konfucjańska maksyma wypowiadana przed jedzeniem: „hara hachi bu” co oznacza „jedz, aż będziesz pełny w osiemdziesięciu procentach”.

Podaż dzienna kalorii wśród starszego pokolenia na Okinawie  jest nieco niższa (1500-1900 kcal) niż przeciętna, największy posiłek w ciągu dnia jada się koło południa (śniadanie i kolacja są skromniejsze), a jedzenie choć smaczne – jest bardzo proste i pozbawione zbędnego przepychu czy wysublimowanej finezji.

Ci ludzie wiedzą instynktownie, że należy jeść by żyć (a nie odwrotnie), na kulinarne szaleństwa można sobie pozwolić lecz od święta (nie na co dzień), zaś lekkie niedojadanie bardziej służy zdrowiu i długowieczności niż jadanie do syta (nie mówiąc o przejadaniu się).

A stresy? Okinawczycy mają wierzenia bliskie animizmowi z elementami szamanizmu: ogromnym szacunkiem otaczają zatem dusze przodków. Oddają im codziennie cześć. Jeśli stanie się coś złego, znaczy to, że tak miało być, a jeśli wydarzy się coś dobrego, to dlatego, że przodkowie czuwają.

Taki sposób patrzenia na sprawy jest szalenie odstresowujący, ponieważ zmartwienia przerzucone są na siłę wyższą. Kto by się tam stresował! 🙂

 

W języku okinawskim nie ma odpowiedniego określenia na słowo „emerytura”. Nawet stulatkowie mają zawsze co robić, każdy z nich ma swoje ikigai, czyli powód, dla którego wstaje codziennie rano z łóżka, nadający sens ich życiu.

Dużo przebywają na świeżym powietrzu, lubią spacerować i uprawiać ogródek, niemal każdy z nich może pochwalić się ładną opalenizną. Spotykają się „na plotki” przy zielonej herbacie i naparsteczku sake w kręgach starych, wiernych przyjaciół zwanych moai (co tłumaczy się mniej więcej jako „spotkanie we wspólnym celu”), funkcjonujących na zasadzie sieci wsparcia sąsiedzkiego (nie rozmawiają jednak „o chorobach i lekarzach”, bo zwyczajnie mało kto z nich choruje).

Zapytani o sekret długowieczności stulatkowie odpowiadają najczęściej: „trzeba jeść warzywa, myśleć pozytywnie, być miłym dla ludzi i uśmiechać się”. 🙂

Sardynia (Włochy)

Na tej wyspie szacunek do człowieka rośnie wraz z jego wiekiem. Nie znajdziemy tutaj domów starców czy innych instytucji opieki. Sardyńczycy żyją w wielopokoleniowych rodzinach, a wartości rodzinne czyli famiglia mają dla nich niezwykle istotne znaczenie.

Dziadkowie zajmują w rodzinie zaszczytne miejsce, będąc dla młodszego pokolenia źródłem miłości, opieki, pomocy finansowej i mądrości.

Skalista i górzysta Sardynia nie ma zbyt dobrych warunków do uprawy roli, mieszkańcy żyją głównie z wypasu kóz i owiec. Uprawia się też przydomowe ogródki.

Tutaj znajdziemy najwięcej długowiecznych mężczyzn (w innych Niebieskich Strefach więcej kobiet). Mężczyźni cały dzień spędzają na wypasie zwierząt: nie jest to praca stresująca, ale wymaga ciągłego ruchu i pokonywania wielu kilometrów dziennie piechotą. Nie mogą oni też narzekać na brak kontaktu ze słońcem, podobnie jak okinawscy stulatkowie tutejsi sardyńscy seniorzy również mogą się pochwalić imponującą opalenizną.

Sardyńskie żony żyją często nieco krócej niż ich mężowie ponieważ zajmując się domem mają mniej ruchu, mniej słońca, a za to więcej stresu, dźwigając na swoich barkach więcej niż ich mężowie: rodzinne finanse, drobne naprawy, wychowanie dzieci i martwienie się o bezpieczeństwo męża.

Również i tutaj na Sardynii wśród stulatków nie notuje się zjawiska otyłości, a dieta jest prosta: składa się głównie z różnych odmian fasoli, bobu, rozmaitych warzyw, owoców oraz pełnego ziarna: z pszenicy twardej triticum durum (mającej więcej wspólnego ze starą odmianą płaskurką niż ze  współczesną hybrydową pszenicą, powstałą w wyniku radykalnych zmian genetycznych dokonanych w latach 50. XX wieku) wypieka się chleb na zakwasie oraz charakterystyczne płaskie, chrupkie, cienkie chlebki zwane pane carasau, które pasterze zabierają ze sobą idąc w góry, czasem wraz z kawałkiem sera.

 

Z mleka koziego i owczego pochodzącego od zwierząt pasących się na porośniętych trawami i kocanką wzgórzach, mieszkańcy wyspy wyrabiają tradycyjne lokalne sery (np. pecorino sardo), zaś z rosnących na zboczach winogron pędzą lokalne czerwone wino cannonau, niezwykle bogate we wzmacniające naczynia krwionośne flawonoidy (ma ich 2-3 razy więcej niż inne wina czerwone).

Mleka krowiego raczej nie pija się, preferując mleko kozie (oczywiście świeże, a nie pasteryzowane czy UHT jakie jest u nas w sklepach). Takie mleko zawiera 13% więcej wapnia, 25% więcej witaminy B6, 47% więcej witaminy A, 134% więcej potasu i 300% więcej niacyny niż mleko od krowy.

Jak mówią badacze kozie mleko lepiej zapobiega niedoborom żelaza i wypłukiwaniu składników mineralnych z kości: w istocie sardyńscy stulatkowie nie mają problemów z osteoporozą, a współczynnik złamań jest tutaj o połowę mniejszy niż u przeciętnego stulatka mieszkającego w innych regionach Włoch.

Należy podkreślić, że kozy pasące się na zielonych pastwiskach Sardynii dają mleko bogate w kwasy tłuszczowe Omega-3 zawarte w zieleninie, a ich sery zawierają witaminę K2, dlatego być może tutejsi ogorzali słońcem staruszkowie nie mają problemów ani z kośćmi, ani z układem krążenia.

W niektórych częściach wyspy używa się w kuchni oleju mastyksowego (mającego własności antymutagenne i przeciwbakteryjne) zamiast oliwy lub obok niej.

Używa się też sporo rozmaitych ziół (bazylia, rozmaryn, mięta, koper włoski, tymianek, szałwia itp.) Mięso trafia na talerze sardyńczyków zazwyczaj tylko w niedziele oraz w święta lub przy okazjach typu wesele czy też inna uroczystość rodzinna.

Długowieczni sardyńczycy podobnie jak okinawczycy dbają też o swoje życie duchowe: zdrowi stulatkowie wciąż niezmiennie od lat uczestniczą w niedzielnych nabożeństwach (na Sardynii większość mieszkańców to katolicy), na co dzień zaś zawsze są pełni wiary i ufają w Opatrzność Bożą.

Stulatkowie mają poza tym niezwykłe poczucie humoru i ogromny dystans do siebie (stąd pochodzi zresztą określenie „sardoniczny śmiech”), co pomaga im zawsze rozładować wszelki stres. Wieczorami spotykają się w rodzinnym gronie lub ze znajomymi i przy szklaneczce cannonau uwielbiają uprawiać aż do nocy pogawędki wypełnione śmiechem i żartami.

Cieszą się tym co mają, a oprócz tego, że są skromni, pobożni i pracowici – są  też bardzo gościnni i niezmiernie towarzyscy.

Ikaria (Grecja)

O tej niewielkiej wyspie na Morzu Egejskim mówi się, że jest to miejsce, w którym ludzie zapominają umierać. Czas biegnie tu leniwie i nikt nie patrzy na zegarek: kiedy zapraszasz kogoś na obiad możesz spodziewać się, że gość może pojawić się równie dobrze w południe jak i o szóstej wieczorem. I tak jest dobrze 🙂

Wyspa jest górzysta, podobnie jak Sardynia, toteż mieszkańcy nie mogą narzekać na brak brak aktywności fizycznej. Na brak słońca również. Podobnie jak na włoskiej Sardynii również i tutaj wysoko ceni się wartości rodzinne  oraz podtrzymywanie silnych więzi społecznych, a osoby im są starsze tym bardziej szanowane.

Podobnie jak na Okinawie i na Sardynii zjawisko otyłości wśród tutejszych stulatków nie występuje: najważniejszy i najbardziej obfity posiłek na Ikarii jada się w środku dnia, a śniadania i kolacje są skromniejsze. W środku dnia ponadto mieszkańcy robią sobie po pracy przerwę (sjestę) i ucinają sobie tradycyjnie drzemkę (co jak stwierdzili naukowcy obniża poziom hormonów stresu i uspokaja serce).

Nikt nie nastawia budzika, wstaje się tutaj raczej późno, za to długo kwitnie towarzyskie życie wieczorno-nocne. Wieczorami kultywuje się zwyczaj spotkań do późna w nocy w gronie rodziny i przyjaciół, przy szklaneczce czerwonego wina lub ouzo (grecka anyżówka).

Tradycyjnie na Ikarii przestrzega się okresowych postów, co jest związane z kalendarzem religijnym Greckiego Kościoła Prawosławnego obejmującym w ciągu roku łącznie niemal sześć miesięcy dni postnych. Jak do tej pory jedyną dowiedzioną naukowo metodą opóźnienia procesów starzenia u ssaków są okresowe ograniczenia kaloryczne (obcięcie o 30% lub więcej dowozu kalorii).

Dni postne pozwalają organellom komórkowym oczyścić się z metabolicznych śmieci, dokonać naprawy ewentualnych uszkodzeń i ogólnie swoich wewnętrznych porządków. Takie samo znaczenie jak post ma dla tych procesów długi sen: ponieważ podczas snu naturalnie pościmy – nasze ciało ma wtedy czas na swoje wewnętrzne porządki i oczyszczanie.

Zarówno okresowe posty jak i nawyk porządnego wysypiania się z pewnością mają zatem wpływ na długowieczność i dobry stan zdrowia ikaryjskich seniorów.

Dieta codzienna długowiecznych ikaryjczyków jest prosta i oparta w dużym stopniu na nieprzetworzonych produktach roślinnych, tak jak i w pozostałych Niebieskich Strefach: dużo warzyw i owoców, fasoli (ale też cieciorki i soczewicy), ziemniaków, produkty pełnoziarniste (chleb na zakwasie), nierafinowana oliwa z oliwek i ryby.

Z mleka kóz i owiec wytwarza się tutaj sery (kathoura, feta itp.), z winogron zaś pędzi się lokalne czerwone wino. Jada się sporo zieleniny, szczególnie ceni się tę dziko rosnącą, którą dodaje się do sałatek (jednocześnie potrafi ona zawierać do 10 razy więcej przeciwutleniaczy niż czerwone wino!) lub zapieka z innymi warzywami.

Mięso jada się podobnie jak na Sardynii – w niedzielę, święta i podczas lokalnych festynów. Ikaryjscy stulatkowie uwielbiają ponadto rozmaite ziołowe herbatki, a na wieczór piją zawsze „górską herbatkę”, będącą mieszanką oregano, szałwii, rozmarynu, piołunu, liści mniszka i mięty.

Ziołowe herbatki mają poza tym działanie moczopędne, przez co zapobiegają nadciśnieniu i pomagają oczyszczać organizm z naturalnych odpadów. Bardzo ceni się na Ikarii także miód: okoliczni pszczelarze produkują odmiany miodu niespotykane gdzie indziej.

Miód jest tutaj stosowany jako panaceum oraz jako lekarstwo: stulatkowie zażywają rytualnie łyżeczkę miodu każdego dnia.

Z Ikarią związana jest bardzo ciekawa historia pana Stamatisa Moraitisa. Urodzony na Ikarii, po drugiej wojnie światowej znalazł się w Stanach Zjednoczonych, gdzie ożenił się z Greczynką, spłodził dzieci, a prowadząc firmę remontową dorobił się domku i samochodu – po prostu amerykański sen.

Sen się jednak skończył kiedy po latach ciężkiej i stresującej pracy Stamatis zaczął niedomagać i cierpieć na duszności. Kilku lekarzy niezależnie od siebie postawiło diagnozę: rak płuc (w tym czasie Stamatis palił 3 paczki dziennie i przez 6 dni w tygodniu wdychał opary farb i lakierów w pracy). Dawano mu 6, najdalej 9 miesięcy życia.

Stamatis pogodził się z myślą o śmierci, jednak aby zaoszczędzić na kosztach pogrzebu postanowił wrócić z żoną na Ikarię,  gdzie zamiast kilku tysięcy dolarów pogrzeb będzie kosztował ledwie kilkaset drachm, przez co więcej pieniędzy zostałoby się dla owdowiałej żony. No a poza tym będzie leżał wśród swoich, a nie na obcej ziemi.

Po przyjeździe do Grecji zamieszkali w domku ojca Stamatisa. Codziennie Stamatis chodził do pobliskiej cerkwi modlić się, bowiem lekarze powiedzieli mu, że jego koniec jest bliski. Wieczorami zjawiali się zaś w domu starzy znajomi: żartowano i pito razem lokalne czerwone wino.

Stamatis również je pił, bo już nie miał nic do stracenia, więc chociaż chciał sobie rozweselić ostatnie miesiące życia jakie mu pozostały.

Wiosną Stamatis posiał warzywa w ogródku: co prawda wiedział, że gdy przyjdzie jesień nie będzie go już tutaj by je zebrać, jednak był szczęśliwy, że ukochana żona będzie z nich miała pociechę.

Spokojnie czekał na śmierć. Jednak kostucha spóźniała się: minęło 6 miesięcy, potem „ostateczny” termin 9 miesięcy i… nic. Stamatis miał się coraz lepiej, zamiast coraz gorzej.

Przybywało mu sił.

Codziennie pracował w winnicy i uprawiał niewielki gaj oliwny oraz oczywiście ogródek.

Po 10 latach zapomniał jakby o raku, który ponoć miał go uśmiercić, lecz będąc z wizytą u swoich dorosłych już dzieci w USA postanowił mimo wszystko z ciekawości zajrzeć do swoich lekarzy, aby usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienie na to, co mu się przytrafiło: nie poddając się żadnej terapii medycznej po prostu jest zdrowy!

Niestety nie udało mu się uzyskać od jego dawnych lekarzy żadnych informacji, a to z tego powodu, że…  żaden z nich już nie żył!

Stamatis Moraitis zmarł w 2013 r. we śnie, w wieku 103 lat.

Był przekonany, że jedynym wyjaśnieniem na jego uzdrowienie jest czyste jedzenie, dobra oliwa własnego wyrobu (Stamatis nigdy do niczego nie używał masła, lecz zawsze oliwy, czy to do gotowania czy to do sałatek), dobre własnoręcznie pędzone czerwone wino, czyste powietrze, morze, słońce i coś, co zaniedbał mieszkając w Ameryce: prawidłowe proporcje czasu spędzanego na pracy i tego przeznaczonego na wypoczynek, relaks z przyjaciółmi i modlitwę.

Nicoya (Kostaryka)

Na półwyspie Nicoya w słonecznej Kostaryce znajduje się kolejna Niebieska Strefa. W Kostaryce na opiekę zdrowotną wydaje się tylko 15% sumy wydawanej w USA, a mimo to mieszkańcy żyją tu zdrowiej i dłużej niż przeciętny obywatel zachodniej cywilizacji.

Widać to szczególnie właśnie na półwyspie Nicoya, gdzie natknięcie na żwawego stulatka nie jest niczym dziwnym.

Jak oni to robią? Podobnie jak w innych Niebieskich Strefach opierają swoje proste żywienie głównie na nieprzetworzonych roślinach: kukurydza (z jej mąki pieką codziennie tortille), ryż, duże ilości fasoli. Do tego spore ilości warzyw uprawianych w przydomowych ogródkach (bardzo ceni się tutaj różne odmiany dyni jak również bataty) i potężne ilości wszelakich świeżych owoców (zarówno leśnych, dzikich jak i uprawnych), których stulatkowie z Nikoyi są prawdziwymi miłośnikami, a które rosną w tutejszym klimacie jak szalone i są dostępne przez cały rok.

 

Mięso pojawia się w menu najczęściej w niedzielę, w ciągu tygodnia częściej za to pojawiają się na talerzu jajka lub czasem ryba. Pija się też zsiadłe mleko oraz czarną kawę przyrządzoną z miejscowych jagód lub rozgniecionych nasion ketmii jadalnej (inaczej: okra).

W przeciwieństwie do Sardynii czy Ikarii gdzie wielbi się oliwę, w Nikoyi nie ma dobrych warunków do uprawy gajów oliwnych, stąd też częściej niż oliwy używa się tutaj niewielkie ilości masła lub smalcu w kuchni.

Najobfitszy posiłek jada się podobnie jak w pozostałych Niebieskich Strefach w środku dnia, podczas gdy śniadania i jadane dosyć wczesnym wieczorem kolacje są skromniejsze.

Tutejsza woda jest ponadto bardzo bogata w różne minerały, w tym sporą ilość wapnia i magnezu, co w połączeniu z dużą ilością słońca (czyli witaminy D) tworzy doskonałą mieszankę, zapewniającą tutejszym dziarskim stulatkom zdrowe kości i serca jak również odporność na różne choroby (w tym raka żołądka, który jest popularny w całej Kostaryce z wyjątkiem właśnie półwyspu Nicoya, gdzie występuje niezmiernie rzadko).

 

Stulatkowie w Nicoyi podobnie jak na Okinawie, Sardynii czy Ikarii nie tylko są towarzyscy, pozytywnie nastawieni do życia (cieszą się z tego, co mają!) i bardzo oddani rodzinie, ale też i dbają o swoje życie również duchowe.

Chodzą na tradycyjne niedzielne nabożeństwo (są katolikami), a na co dzień wyznają filozofię wyższej mocy sprawczej: mają niezachwianą pewność, że nawet gdyby było nie wiedzieć jak źle – Bóg wszystkim się zajmie.

Psychologowie nazywają to zewnętrznym umiejscowieniem kontroli: kontrolę nad życiem powierza się szeroko rozumianej sile wyższej (np. Bogu, a na Okinawie są to duchy przodków), zatem świadomość, że to ona ich prowadzi jest jak balsam, który łagodzi niepokój (emocjonalny, duchowy, ekonomiczny) i pozwala cieszyć się spokojem i pewnością, że ktoś nad nimi czuwa.

 

Każdy z tutejszych stulatków spełnia się inaczej i na swój sposób: jeden znajduje sens w uprawianiu ogródka czy opiece nad młodszymi członkami, inny w wieku stu lat gra na gitarze lub pisze wiersze. Jednak każdy z nich pozostaje aktywny.

Podczas gdy stulatkowie na Okinawie mają swoje ikigai – seniorzy z Nicoyi mają swój plan de vida, co oznacza dokładnie to samo: powód, dla którego z radością wstajesz z łóżka każdego poranka, twój plan na życie. Silne poczucie celu jednym słowem.

Dopóki taki plan posiadasz i czujesz się przydatny dla innych, chcąc uczestniczyć w tworzeniu czegoś dobrego  – śmierć ani choroba prędko nie zajrzy ci do oczu.

Loma Linda (USA)

Do tej pory wszystkie wyżej opisane Niebieskie Strefy wydają się być oddalonymi od cywilizacji rajskimi oazami kryształowo czystego powietrza, zdrowej ziemi i niebiańskiego spokoju, jak również można mieć wrażenie, że być może dużą rolę w osiągnięciu długowieczności  mają cechy genetyczne.

Jednak istnieje taka Niebieska Strefa, która zaprzecza popularnym opiniom, jakoby głównym sprawcą długowieczności były nasze geny. Położona jest ponadto w kraju, który bardziej niż z rajem ekologicznym kojarzy nam się raczej z wysoce rozwiniętą techniką, obezwładniającym pośpiechem, zanieczyszczeniem spalinami, stresem i wszechogarniającą żądzą pieniądza: Stany Zjednoczone.

Tutaj w Kalifornii, w miejscowości Loma Linda, pomimo lokalizacji (w zasięgu chmury smogu z Los Angeles) znajduje się prawdziwa perełka długowieczności. Wiekowi mieszkańcy tej strefy nie mają co prawda wspólnych cech genetycznych, ponieważ pochodzą z różnych ras i narodowości, ale za to jest coś, co ich łączy: wyznanie religijne.

Loma Linda to miasteczko zamieszkiwane przez Adwentystów Dnia Siódmego, którzy stanowią niemal połowę mieszkańców.

Jednym z filarów wiary adwentystów jest dbanie o zdrowie i kondycję fizyczną.

Wiara adwentystów zakazuje zatem używek (np. alkohol, tytoń, kofeina itd.) oraz pokarmów uznawanych w Biblii za nieczyste (np. wieprzowiny), w zasadzie w ogóle nie zaleca się spożywania mięsa w każdej postaci, stąd też większość adwentystów to wegetarianie lub weganie, jedynie nieliczna grupa spożywa okazjonalnie niewielkie ilości mięsa i raczej jako dodatek, a nie danie główne.

Adwentyści są bardzo zdrowi i wolni od nałogów związanych z używkami, toteż często stanowią grupę kontrolną w badaniach naukowych nad zdrowym stylem życia i długowiecznością. Znajduje się tu również Uniwersytet Loma Linda, zajmujący się m.in. badaniami nad zdrowiem i stylem życia adwentystów oraz jego wpływem na zapobieganie różnym chorobom.

Wynika z nich na przykład, że u tych, którzy jedzą 2 lub więcej porcji owoców dziennie było o 70% mniej przypadków raka płuc niż u tych, którzy jedli owoce raz czy dwa w tygodniu.

Z kolei adwentyści jedzący mięso mieli o 65% większe ryzyko rozwoju raka jelita grubego niż adwentyści będący wegetarianami, choć gdyby jedli codziennie jednocześnie fasolę, to ryzyko byłoby u nich zbliżone do ryzyka występującego u wegetarian.

Dla większości adwentystów zresztą rak np. jelita grubego czy inna choroba cywilizacyjna to, delikatnie mówiąc, zniewaga.

W przeciwieństwie do innych Niebieskich stref tutaj śniadanie jest najważniejszym i najbardziej obfitym posiłkiem w ciągu dnia, zgodnie ze starą maksymą: „Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi”. Kolacje są lekkie i jadane wczesnym wieczorem. Zachowywane są też okresowe posty.

Najczęściej adwentyści jedzą: warzywa (chętnie jada się lokalnie uprawiane rośliny sezonowe), owoce, nasiona, produkty pełnoziarniste (ryż, kasze, ciemne pieczywo), warzywa strączkowe (groch, soja, bób, cieciorka, soczewica itp.). Bardzo cenione i chętnie spożywane są orzechy (już wiemy z badań, że pełnią one niezwykłą rolę w profilaktyce chorób serca).

Nie spożywają wcale lub bardzo niewiele żywności przetworzonej. Piją też dużo wody – jak wskazują badania w Uniwersytetu Loma Linda picie 5-6 szklanek wody dziennie może zmniejszyć ryzyko śmiertelnego zawału serca o 60-70%.

Dbają o zachowanie prawidłowej masy ciała dzięki nieprzejadaniu się i uprawianiu umiarkowanej aktywności fizycznej (spacery, jazda na rowerze, pływanie, gimnastyka itp.).  Bycie aktywnym fizycznie nie tyle polega na intensywności ile na regularności, dlatego tutejsi stulatkowie przynajmniej przez pół godziny dziennie spacerują żwawym krokiem, albo jeżdżą na rowerze czy też podnoszą hantelki.

Lubią też pracować w ogródku, samodzielnie zajmować się domem i udzielać się w organizacjach charytatywnych i społecznych. Nawet jako stulatkowie pozostają niezmiennie aktywni, czerpią siłę z posiadania w życiu celu oraz pomagania innym.

 

A stres? Adwentyści spędzają czas we własnym gronie czyli z ludźmi podzielającymi ich poglądy na życie i na zachowanie zdrowia, wiedzą bowiem o tym, że to z kim spędzasz swój czas, wpływa na Twoje przyzwyczajenia.

Przy czym uświęconym dniem przeznaczonym na obowiązkowe wyłączenie się z pędu codziennego życia jest sobota. Szabat trwa od godzin wieczornych w piątek do godzin wieczornych w sobotę.

Czas ten poświęca się na modlitwy, medytacje, czytanie Biblii, spotkania w gronie rodziny czy przyjaciół lub na spacery na łonie natury.

Taki „wentyl bezpieczeństwa”, który znakomicie przywraca adwentystom równowagę i pozwala zbliżyć się bardziej do tego, co jest w życiu dla nich najważniejsze.

9 lekcji długowieczności z Niebieskich Stref

Gdyby ktoś chciał poszukać magicznego klucza do długowieczności w postaci jakiegoś pokarmu czy suplementu, to niech się nie kłopocze: i tak go nie znajdzie, bo go zwyczajnie nie ma.

Oczywiście, że w jednym sezonie modne są „dla zdrowotności” jogurty, w innym oliwa czy inny olej (lniany, kokosowy itp.), a w jeszcze innym suplementy z egzotycznych roślin.

Jednak zdrowie i długowieczność nie są kwestią pojedynczych czynników, lecz nawyków jakie przez całe swoje życie pielęgnujemy.

Stały nawyk godzący w zdrowie i życie (np. palenie papierosów, nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, negatywizm, nieruchawy ogólnie tryb życia czy objadanie się słodkościami) nie zostanie magicznie zneutralizowany radykalnie tym, że raz czy  dwa w tygodniu pójdziesz sobie poćwiczyć do fitness klubu, do diety dodasz taki czy inny olej albo zjesz fasolę czy jogurt raz na jakiś czas.

Niestety to tak nie działa.

Styl życia to codzienne, długotrwałe nawyki i jak widać nie są one związane jedynie z tym co jemy, ale także z tym jak myślimy, jak żyjemy, jaki mamy stosunek do siebie, do innych i do całego świata, w jakim stopniu czujemy się połączeni z „górą”, czyli szeroko rozumianą siłą wyższą, jakie mamy więzi z rodziną i innymi członkami lokalnej społeczności itd.

Możemy jeść najlepsze jedzenie i brać najdroższe suplementy, ale nawet najbardziej perfekcyjna śródziemnomorska, japońska, wegańska czy inna dieta nie będzie w stanie zapewnić nam długich lat w zdrowiu jeśli będziemy mieszkać samotnie na dziewiątym piętrze wieżowca oglądając całymi dniami telewizję i uważać, że generalnie życie to porażka.

Stulatkowie robią pewne rzeczy, których my w dużej mierze nie robimy.

Na przykład nie boją się słońca, mają swoje codzienne rytuały, cały dzień są w ruchu, jedzą głównie warzywa i owoce zamiast fury słodyczy, mięsa i nabiału, pielęgnują swoje pasje i… kochają: kochają siebie, kochają innych, kochają życie, kochają to co robią i vice versa – robią to, co najbardziej kochają.

A także NIE robią pewnych rzeczy, które my robimy, uważając je nawet co poniektóre za bardzo „fit” czy też prozdrowotne (nie biorą na przykład żadnych suplementów czy też odżywek, nie stosują diet ani nie wyciskają z siebie siódmych potów na siłowni w celu „nabrania masy”).

Nie jeżdżą autem gdy nie muszą – zamiast tego wolą rower lub własne nogi.

Nie smażą się godzinami plackiem na plaży, nie upijają się na imprezach, nie muszą się znieczulać narkotykami, jedzeniem, grami, telewizją, czy odurzać się uprawianiem sportów ekstremalnych, aby poczuć, że żyją.

Nikomu nie muszą niczym imponować (a już najmniej stanem posiadania czy też promowanym w mediach wyglądem ciała), nie muszą udawać przed innymi, że są kimś innym niż są.

Nikomu nie muszą niczego udowadniać, robić coś innego niż zawsze chcieli robić lub być w innym miejscu niż są – wiedzą, że nie na tym życie polega.

Nie mają wygórowanych wymagań od życia, ponieważ cieszą się z tego co już jest, resztę w bezgranicznym zaufaniu oddając w ręce siły wyższej, a to im zaoszczędza  stresu – tego potwora zżerającego współczesne społeczeństwa, które żyją jak by nie było w świecie dużo wygodniejszym niż kiedykolwiek stulatkom mogło się marzyć.

Dan Buettner w podsumowaniu swojej książki o Niebieskich Strefach w taki oto sposób zebrał 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej:

Lekcja pierwsza: zadbaj o naturalny ruch.

Ludzie długowieczni nie biegają w maratonach ani nie pakują na siłowni. Sekretem ich dobrej kondycji fizycznej jest regularny codzienny ruch o niedużej intensywności, wpleciony pomiędzy zwykłe codzienne zajęcia. To może być chodzenie, rower, opieka nad dziećmi, uprawianie ogródka, wchodzenie po schodach zamiast jazda windą itp.

Lekcja druga: hara hachi bu.

Czyli napełniaj żołądek w osiemdziesięciu procentach. Nie przejadaj się, dobrze żuj pokarmy, nie podjadaj w ciągu dnia, nie jedz na noc, przed telewizorem ani w biegu, dbaj o prawidłową masę ciała, stosuj regularnie okresowe posty (ograniczenia kaloryczne). Jedz by żyć, a nie odwrotnie.

Lekcja trzecia: roślinny punkt widzenia.

Nie ma jak widać ani jednej społeczności długowiecznej na naszej planecie, która żywiłaby się dietą opartą w głównej mierze na produktach odzwierzęcych, traktując całą resztę jako dodatek. Podstawą talerza u długowiecznych są zawsze głównie naturalne i nieprzetworzone pokarmy roślinne: warzywa, owoce, orzechy, nasiona, rośliny strączkowe, pełne ziarno. Nie używa się przesadnie dużych ilości soli, cukru czy tłuszczu ani nie spożywa żywności przetworzonej, rafinowanej, syntetycznie stworzonej, oczyszczonej,  śmieciowej czy w ogóle żadnego typu nowoczesnych żywieniowych wynalazków.

Na talerzu długowiecznego człowieka pokarmy odzwierzęce jeśli są obecne, to stanowią stosunkowo niewielką część. Nie jada się ponadto mięsa tak jak u nas każdego dnia, lecz jest ono jadane w sytuacjach wyjątkowych (na niedzielę, na święta, podczas uroczystości rodzinnych itp.) lub nawet… wcale się go nie jada i też można jak się okazuje dożyć setki w zdrowiu i jasności umysłu (jak u adwentystów w Loma Linda). Nie daj sobie wmówić, że „nie da się przeżyć bez mięsa”. 😉  Jest to zwyczajnie nieprawda.

Lekcja czwarta: grona życia.

Niewielkie ilości (kieliszek, max. dwa) szlachetnego, bogatego w polifenole czerwonego wina pite do posiłku na Sardynii lub naparsteczek sake z bylicy japońskiej na Okinawie spożyty w gronie moai mogą przyczyniać się do przedłużenia życia lub przynajmniej, jak widać na załączonym obrazku, mu nie przeszkadzać. Aczkolwiek adwentyści nie piją nawet kropelki całe życie i też dożywają setki, więc picie alkoholu jest jednak mimo wszystko opcją, a nie koniecznością. Tym bardziej, że nie zachowując pewnych zasad można wpaść w nałóg (jak wiadomo alkohol uzależnia).

W Polsce panuje akurat schemat odmawiania sobie alkoholu podczas tygodnia po to tylko, by w sobotę „na melanżu” wlać w siebie zaległe 14 kieliszków z całego tygodnia. To zdecydowanie niezalecane rozwiązanie. Albo wcale, czyli pełna abstynencja, albo symboliczne ilości konsekwentnie codziennie, do posiłku, w dobrym towarzystwie. Tak właśnie alkohol pijają (lub nie pijają) stulatkowie.

W Niebieskich Strefach nie notuje się zjawiska uzależnienia alkoholowego, kluby AA nie są tam potrzebne, a miejscowa policja nie zwozi zalanych w trupa stulatków do domu o czwartej nad ranem w niedzielę. Ani nawet w Nowy Rok.

Lekcja piąta: mieć cel.

Bardzo ważna lekcja. Japońscy stulatkowie mają swoje ikigai, na Kostaryce plan de vida, adwentyści uwielbiają udzielać się społecznie w wolontariacie, zaś w krajach śródziemnomorskich gdzie ceni się szczególnie wartości rodzinne stulatkowie często za cel stawiają sobie zobaczyć jak rosną, zakładają rodziny lub kończą studia ich prawnuki. Motywacja to potężna siła podtrzymująca życie i sprzyjająca zdrowiu.

Zamiast siedzieć i narzekać, roztrząsać swoje dolegliwości utyskując na mijający czas – stulatkowie cieszą się każdym dniem, dziękują za to co mają i są zawsze aktywni. Lubią robić coś dla siebie (grają na gitarze, piszą wiersze, uczą się języków obcych, ćwiczą) oraz dla innych (czuć się potrzebnym, służyć pomocą i uzbieraną przez lata życiową mądrością).

Lekcja szósta: nie spiesz się, czas poczeka.

Stulatkowie wiedzą, że gdy gonimy za iluzorycznym celem, omijają nas najcenniejsze chwile w życiu. Wiedzą jak zwolnić, wyciszyć się, wrzucić na niższy bieg i  pozbyć się stresu. Spotykają się z przyjaciółmi, znajdują czas na modlitwę lub medytację oraz na odpoczynek czy też sen.

Stusiedmioletnia Rafaella z Sardynii zapytana o jedną najważniejszą poradę dotyczącą długowieczności i życia w zdrowiu odpowiedziała z błyskiem w oku: „Życie jest krótkie. Nie pędź tak, bo go nie zauważysz”. Zaś na Ikarii nikt nie patrzy na zegarek – czas bowiem nie więzi nikogo dopóki sami na to nie pozwolimy. Spiesz się powoli.

Lekcja siódma: duchowa więź.

Bez względu na wyznanie religijne wszyscy stulatkowie starannie pielęgnują swoje więzi z szeroko pojmowaną siłą wyższą. Jej istnienia w żadnej Niebieskiej Strefie nikt nie podważa, może tylko nazywać się inaczej w różnych kulturach.

Oddanie się pod patronat siły wyższej jest cechą wspólną wszystkich długowiecznych, a przerzucenie choćby częściowo ciężaru dnia powszedniego na jej barki pozwala zyskać spokój ducha, optymizm, znakomite samopoczucie i przekonanie, że prowadzisz dobre, spełnione i nacechowane wewnętrznym poczuciem bezpieczeństwa życie.

A ostatecznie kiedy ufasz tej sile, to zawsze na końcu okazuje się, że nie ma tego złego co by na dobre dla Ciebie nie wyszło. Seniorzy nie ograniczają się przy tym jedynie do uczestnictwa w obowiązkowych nabożeństwach, oni traktują swoją prywatną więź z „górą” jako pewną filozofię życiową, obecną w ich życiu w każdej chwili.

Lekcja ósma: najbliżsi na pierwszym miejscu.

Bez względu na zamieszkiwany kontynent, kolor skóry czy wyznanie, wszyscy stulatkowie stawiają rodzinę na pierwszym miejscu. Na Okinawie przywiązanie do rodziny wykracza nawet poza życie doczesne: tamtejsi seniorzy rozpoczynają dzień od uczczenia pamięci przodków.

Większość seniorów mieszka z rodzinami (w czterech na pięć Niebieskich Stref jest to wręcz normą i nie do pomyślenia jest, aby mogło być inaczej). Dbają o bliskich i odwzajemniają im swoją miłość i troskę, którymi byli obdarzeni w dzieciństwie. Rodzina jest dla nich priorytetem od zawsze – nawet zanim stali się jeszcze stulatkami. To procentuje w późniejszym okresie życia.

Lekcja dziewiąta: wśród swoich.

Seniorzy lubią otaczać się ludźmi myślącymi podobnie jak oni i wyznającymi te same wartości. Jest to chyba najlepszy sposób aby zmieniać swoje życie na lepsze. Ponadto dużo łatwiej jest wyrobić w sobie dobre i sprzyjające zdrowiu nawyki, gdy wokół wszyscy też je mają i przestrzegają.

Budowanie trwałych przyjaźni i swojego „wewnętrznego kręgu” wymaga czasu i wysiłku, ale jest to inwestycja, która zwraca się z nawiązką. Jak wskazują badania przyjaciel osoby otyłej ma wielokrotnie większe szanse na przybranie na wadze niż gdyby przyjaźnił się z osobą o prawidłowej masie ciała.

Ponadto przypuszcza się, że kobiety mogą żyć dłużej z uwagi na nawiązywanie przyjaźni z innymi kobietami: kobiety nawiązują silniejsze, lepsze, bardziej prywatne więzi społeczne z kobietami niż mężczyźni ze swoimi kolegami. Są też bardziej uczynne, chętniej i lepiej wyrażają swoje uczucia, również kiedy są smutne czy złe. Inwestuj w dobre przyjaźnie!

Mój komentarz do diety wszystkich kandydatów na stulatków

Często dostaję od Was listy z zapytaniem co w takim razie jeść aby być zdrowym, ponieważ zewsząd napływają całkowicie sprzeczne informacje. Jeden mówi to, drugi tamto i oczywiście każdy powołuje się na odpowiednie badania naukowe.

To prawda, żyjemy w czasach takiego chaosu informacyjnego jak nigdy dotąd w historii ludzkości. Ludzie w końcu już nie wiedzą co mają jeść, czy warto brać suplementy czy też nie itd. – można zgłupieć od natłoku sprzecznych ze sobą informacji.

Jestem jednak przekonana, że warto skupić się na stronie praktycznej (nie zaniedbując oczywiście badań naukowych, ale też i nie czyniąc z nich jedynego punktu odniesienia) zaś uczyć się należy zawsze od najlepszych, czyli od tych, którzy własnym (długim i zdrowym) życiem dowiedli gdzie leży prawda.

Czyli badania badaniami, ale w ostatecznym rozrachunku… po owocach ich poznacie! 😉

W Niebieskich Strefach nikt nie jest „na diecie” – od tego zacznijmy. Nie sposób być na diecie całe życie. Daruj sobie zatem wszystkie diety, których twórcy zapewniają ci po przejściu na nie wieczne zdrowie i pozbycie się wszelkich chorób.

Długowieczni ludzie z Niebieskich Stref nie jedzą według Dukana, Montignaca, South Beach, Paleo, Kwaśniewskiego, Pięciu Przemian, według grup krwi, według zasad diety rozdzielnej i innych nowoczesnych wymysłów.

Diety beztłuszczowe, diety wysokotłuszczowe, diety surówkowe (witariańskie) czy też makrobiotyczne – owszem, są na świecie stosowane nawet i leczniczo, niektóre również we współczesnej medycynie (np. wegańską niemal beztłuszczową dietą Ornisha leczy się zaawansowane choroby serca i początkowe stadia nowotworów prostaty czy piersi, a dietą wysokotłuszczową traktuje się lekoodporne padaczki u dzieci).

Nie jest to jednak bynajmniej sprawdzony sposób na dożycie stu lat w pełni zdrowia i jasności umysłowej, a przynajmniej nie mamy jak dotąd żadnych potwierdzonych danych by móc sądzić, że jest inaczej.

Nie znajdujemy dużych grup społeczności długowiecznych ludzi żywiących się przez całe życie np. wyłącznie surówkowo czy też wyłącznie tłuszczowo.

To są mające jakiś pewien swój cel i sens diety, a my chcemy mówić o stylu życia bardziej niż stosowanej jakiś czas w jakimś określonym celu diecie.

Sposób odżywiania się długowiecznych zdrowych ludzi pozwala nam natomiast sądzić, że to, co o jedzeniu (lub niejedzeniu) pewnych produktów czyta się w internecie, to w przeważającej mierze nijak nie mające się do rzeczywistości i powielane na wielu witrynach (a także pojawiające się w komentarzach moich czytelników) mity.

Zaraz te mity sobie rozwiejemy po kolei. Oto bowiem w oparciu o posiadaną wiedzę na temat diety zdrowych (podkreślam: zdrowych!) stulatków na naszej pięknej planecie okazuje się, że:

1. Węglowodany nie zabijają – wręcz przeciwnie: wszystkie diety długowiecznych ludzi zamieszkujących planetę Ziemia na węglowodanach (rzecz jasna tych złożonych, zawartych w naturalnych pokarmach) właśnie są oparte, a nie na białkach ani też nie na tłuszczach.

2. Stosowane w rozsądnych ilościach masło nie zabija, nie czyni tego nawet odrobina smalcu czy jajko. Z drugiej strony naukowiec Ancel Keys (1904-2004) – ten, który stworzył hipotezę lipidowo-cholesterolową i rozpropagował dietę śródziemnomorską, sam preferując oliwę zamiast tłuszczów zwierzęcych (które podejrzewał o przyczynianie się do chorób serca) również dożył lat stu i nie chce być inaczej.

Jak się zatem wydaje to nie tyle rodzaj tłuszczu ile jego ilość i jakość mają znaczenie: w Niebieskich Strefach długowieczni nie używają w kuchni margaryn ani oleju rafinowanego jak również nie jadają na co dzień bardzo tłusto (a do tego obficie i słodko – jak u nas).

Jeśli już używa się dodane tłuszcze to raczej w stopniu oszczędnym do umiarkowanego i są to zawsze te naturalne, nigdy zaś rafinowane, utwardzane, mixy masła z margaryną czy w jakikolwiek inny sposób przetwarzane przemysłowo dziwactwa.

3. Mięso może (aczkolwiek wcale nie musi) być urozmaiceniem na świąteczne okazje, ale nie podstawą codziennego talerza. Robienie sobie świąt codziennie NIE jest receptą na dożycie setki, zdrowie oraz siłę (bez względu na to, co na ten temat słyszałeś w dzieciństwie od mamusi). Podobnie jak nie jest nią robienie sobie codziennie Tłustego Czwartku. Częściej niż mięso na talerzu długowiecznych można zobaczyć ryby i owoce morza.

4. Fityny (zawarte w jedzonych namiętnie przez dziarskich seniorów nasionach, zbożach, orzechach czy warzywach strączkowych) nie zabijają. Nie powodują też niebezpiecznych dla zdrowia niedoborów – mieszkańcy Niebieskich Stref nie posiłkują się suplementami diety, aby dożyć do setki.

5. Owoce są zdrowe, a fruktoza w nich zawarta ani nie tuczy, ani nie zabija.

6. Mleko kozie (świeże, niepasteryzowane) jest dużo zdrowsze niż krowie (dotyczy to też przetworów jak sery). Długowieczni nie spożywają ponadto słodzonych cukrem serków homogenizowanych ani nie pijają pasteryzowanego mleka (o UHT nie wspominając).

7. Straszliwie ponoć zabójcze lektyny (ze zbóż, warzyw psiankowatych czy strączkowych) zmuszające co poniektórych do jedzenia „zgodnie z grupą krwi” długowieczni mają raczej tam, gdzie… słońce nie dochodzi! 😉 Warzywa strączkowe (soczewice, fasole, bób) oraz psiankowate (pomidory, ziemniaki, papryka) są ważnym elementem diety stulatków we wszystkich Niebieskich Strefach.

8. Gluten nie zabija (chyba, że masz celiakię): jak się okazuje dożywają setki zarówno społeczności jadące na bezglutenowym ryżu i kukurydzy, jak i glutenowej pszenicy durum czy jęczmieniu. Z tym, że one jadają prawdziwe odmiany pszenicy naszych przodków (płaskurka, durum, orkisz), a nie nowoczesne hybrydowe wynalazki.

9. Powiedzenie, że „można jeść wszystko byle z umiarem” nie sprawdza się: jak pokazują nam doświadczenia długowiecznych mieszkańców Niebieskich Stref warzywa i owoce można, a nawet należy jeść bez umiaru jak się chce dożyć setki bez trzymanki. 😉

Oczywiście bez przejadania się (hara hachi bu!).

10. Post (okresowe ograniczenie kaloryczne) Cię nie zabije, post Cię wzmocni! 🙂

niebieskie strefy

Na koniec warto pamiętać, że nie samym chlebem człowiek (długo i zdrowo) żyje – długowieczność nie ogranicza się tylko do diety, to cały styl życia, bycia i myślenia w pełnej swojej krasie.

I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkich czytelników, życząc im z całego serca osiągnięcia setki w pięknym stylu!

P.S. Polecam przeczytanie książki „Niebieskie Strefy” w całości, gdzie znajdziecie wiele szczegółów tej fascynującej ekspedycji oraz mnóstwo cennych porad na temat tego, jak zbudować sobie swoją własną prywatną Niebieską Strefę.

Książkę Dana Buettnera „Niebieskie Strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej”: można zakupić tutaj: [klik]

Witryna projektu „Blue Zones” ( jęz. ang.): https://www.bluezones.com/

Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/BlueZones

Zobacz też jak świetnie (i dlaczego!) żyje pan Antoni Huczyński, nasz krajowy dziarski dziadek: https://akademiawitalnosci.pl/antoni-huczynski-lat-91-sposob-na-witalnosc-made-in-poland