Czy pamiętacie historię naszej czytelniczki (A.R.), która opisała jak za pomocą zmian żywienia i stylu życia zapoczątkowanych dietą dr Dąbrowskiej pozbyła się atopowego zapalenia skóry, z którym borykała się wiele lat?
Po opublikowaniu tego artykułu wysłałam kontakt do naszej czytelniczki (na co wyraziła ona swoją zgodę) do ponad 100 osób, które mnie o to poprosiły!
Jak widać temat tego jak wyleczyć AZS jest bardzo popularny.
Chorują nawet małe dzieci, cierpi również wielu dorosłych, przekonanych o nieuleczalności swojego stanu.
Jedną z osób, które kontaktowały się ze mną z prośbą o kontakt do czytelniczki A.R. był Paweł Stachyra – również nasz stały czytelnik. Było to dokładnie rok temu.
Paweł to młody mężczyzna, który pomimo swojego młodego wieku borykał się z problemami zdrowotnymi, a najbardziej dokuczliwym było atopowe zapalenie skóry (AZS).
Paweł wygrał z AZS – dzięki sile prawdziwego jedzenia jest wolny od tej uprzykrzającej życie dolegliwości. Jak tego dokonał?
Oto jego niesamowicie inspirująca historia (wraz ze zdjęciami skóry przed i po!) jak pokonywał swoją drogę do wolności od AZS, a także na koniec pewna mała niespodzianka dla czytelników – specjalnie od Pawła dla Was. 🙂
Zacznijmy od początku: Paweł miał w swoim życiu kilka zdrowotnych problemów – zanim spostrzegł zmiany skórne zaczęło się od kłopotów z żołądkiem i ogólnie z trawieniem.
Oczywiście był na „normalnej”, tradycyjnej diecie. Poszedł rzecz jasna do lekarza.
Jak nietrudno się domyśleć, lekarz zrobił to, co lekarze (choć nie wszyscy, ale jednak zdecydowana większość) zazwyczaj w takich przypadkach robią: zalecił brać inhibitor pompy protonowej (są to wszystkie te leki gastryczne powodujące zmniejszenie kwaśności żołądka, a zawierające często w nazwie „-prazol” jak Omeprazol, Bioprazol, Pantoprazol, Polprazol, a także nazwy handlowe jak Nolpaza, Contix, Agastin, Controloc, Ortanol i inne).
Oprócz tego Pawła nękały częste, ciągnące się tygodniami infekcje, podczas których brał różne Fervexy, Gripexy i tym podobne. Jednym słowem leków sobie nie żałował. Pigułka na to, pigułka na tamto.
Tak minęło parę lat.
Od rzemyczka do koniczka – zaczęło się od niewinnych problemów trawiennych i częstych infekcji, a skończyło na problemach skórnych zdiagnozowanych jako atopowe zapalenie skóry, będące kolejnym sygnałem od ustroju, że coś idzie tutaj nie tak, a najgorsze było to, że zaatakowało również twarz.
Paweł zainteresował się wtedy metodami naturalnymi, między innymi pił przez ponad rok aloes, dzięki któremu poczuł pewną ulgę w swoich dolegliwościach żołądkowych.
Jednak wciąż było coś nie tak: atopowe zapalenie skóry nie ustępowało do końca.
Pewną poprawę na twarzy uzyskał pijąc ten aloes i biorąc różne minerały w postaci suplementów diety, jednak wciąż nie mógł uwolnić się od AZS na dobre, cierpiąc na charakterystyczne dla tej choroby okresy remisji i zaostrzeń.
Na szczęście Paweł nie ograniczył się jedynie do łykania suplementów. Paweł pomyślał też o jedzeniu: może by tak jeść więcej warzyw i owoców, ograniczyć mięso (i ogólnie produkty odzwierzęce) i wykluczyć na jakiś czas gluten i zobaczyć co będzie?
Jak pomyślał, tak zrobił. Kolejnym krokiem było zainteresowanie się leczniczą dietą dr Dąbrowskiej, na której nastąpiła na początku pewna poprawa, jednak efekty nie były do końca satysfakcjonujące (aczkolwiek przyznać należy, że Paweł pościł tylko raz i to stosunkowo krótko – jedynie 3 tygodnie).
Symptomy AZS wkrótce nie tylko powróciły, ale nawet były przez pewien czas jakby silniejsze (cóż, odtruwanie ma wiele poziomów, często zaskakuje nas objawami kryzysu ozdrowieńczego i nie zawsze wszystko przebiega tak, jak byśmy sobie tego życzyli…).
Kiedy zaś na naszej witrynie rok temu pojawił się artykuł z historią naszej czytelniczki A.R., Paweł napisał do mnie w akcie desperacji: jeśli nie postna dieta warzywno-owocowa, to co jeszcze można zrobić, żeby uwolnić się od przeklętego atopowego zapalenia skóry na dobre?
W tym czasie był już na diecie wegańskiej bezglutenowej i nie za bardzo wiedział w którą stronę ma iść!
Teraz sięgnijmy do Piramidy Zdrowego Detoksu, którą czytelnicy tego bloga już znają, omawiana była już wcześniej tutaj [klik].
Wiemy już, że jeśli nie uzyskujemy satysfakcjonujących efektów na niższym poziomie, to należy spróbować wejść na wyższy.
Pierwsza zasada jest taka: prawdziwe uzdrawianie związane z detoksem zaczyna się wtedy, gdy na talerzu zostawiamy jedynie jedną grupę pokarmów, a są to świeże owoce i warzywa.
Druga zasada jest taka: dieta owocowo-warzywna (czyli taka, w której przeważają owoce) ma większą uzdrawiającą „siłę rażenia” niż warzywno-owocowa (czyli taka, w której przeważają warzywa), ponieważ to owoce mają większą siłę oczyszczającą, a nie warzywa.
Trzecia zasada jest taka: owoce i warzywa spożywane w stanie surowym mają większą oczyszczająco-uzdrawiającą siłę niż te same pokarmy zjadane po ugotowaniu.
Czwarta zasada jest taka: monodieta pomoże uzdrowić szybciej niż dieta mieszana (urozmaicona). Oczywiście mówimy o działaniu leczniczym, bowiem u ludzi zdrowych tak na co dzień dieta urozmaicona jest jak najbardziej na miejscu. 😉
A piąta zasada jest taka: pokarm płynny (jak koktajl, a w jeszcze większym stopniu świeżo wyciskany sok) daje organizmowi więcej przestrzeni do uzdrawiania niż ten sam pokarm jedzony w formie stałej. Im mniej obciążamy nasz system koniecznością trawienia, tym więcej ma on siły na naprawdę, odbudowę, oczyszczanie i regenerację.
Czy to działa?
Jak najbardziej! Im bardziej dieta nieprzetworzona (surowa) i im bardziej owocowa, tym szybciej organizm powraca do zdrowia.
Inspiracją dla Pawła była też niesamowita witryna rodziny Kaczmarków (dehappy5.com), na której dzielna mama (Ullenka Kaczmarek) zamieszcza wpisy dotyczące zdrowienia jej trojga dzieci z chorób medycznie nieuleczalnych (AZS oraz spektrum autyzmu), a czyni to bez leków, bez ziół, bez suplementów – jedynie naturalnym pokarmem, jakim są przede wszystkim świeże owoce (oraz wszystko co można z nich zrobić jak koktajle, lody czy sałatki) oraz warzywa, wszystko to zjadane jest na surowo, jak Bozia stworzyła.
A zrobiła to kiedy już kompletnie NIC nie pomagało: ani farmaceutyczne leki od lekarza, ani sterta drogich suplementów, ani odrobaczanie, ani diety paleo tłuste czy wegańskie chude. 😉
Ullenka nie tylko pomogła swoim własnym dzieciom w powrocie do zdrowia karmiąc je odpowiednio, ale poszła dalej za ciosem i napisała o tym książkę (a nawet dwie, niestety obie są w języku angielskim) oraz zorganizowała grupę wsparcia na Facebooku, gdzie szczęśliwi użytkownicy z całego świata zamieszczają zdjęcia „przed i po” – swoje lub swoich dzieci.
Zdjęcia te znajdziecie też na blogu autorki (https://dehappy5.com/blog/). Myślę, że ta odważna mama zasługuje na odrębny artykuł na naszej witrynie, wkrótce być może napiszę o niej szerzej.
Niech nikt jednak póki co nie ma wątpliwości, że owoce leczą!
Dieta surowa (głównie owocowa) po prostu działa: zamieszczone na blogu Ullenki zdjęcia uwolnionych od AZS ludzi (w tym małych, karmionych jeszcze piersią niemowląt, którym trudno byłoby przecież zarzucić „efekt placebo”) robią po prostu piorunujące wrażenie!
Przy czym jeśli chore na AZS jest dziecko, a karmione jest jeszcze piersią, to na dietę musi przejść zarówno mama jak i maluch.
Oczywiście we współczesnej medycynie AZS jest opisywane jako „schorzenie, na które nie ma jeszcze lekarstwa” czyli „nieuleczalne”, a powodów szuka się (zgadnijcie gdzie?) w genach, nie zapominajmy jednak o tym, że geny są jedynie jak nabity pistolet, ale coś (ktoś) musi jeszcze nacisnąć na spust.
Medycyna zatem lekarstwa na AZS jeszcze nie wymyśliła, ale Matka Natura i owszem! 🙂
Co zrobił Paweł i jakie uzyskał rezultaty?
Paweł wszedł na wyższy stopień piramidy i zaczął jeść owoce, dużo owoców i trochę warzyw – wszystko na surowo.
Jako sałatka, koktajl lub po prostu w całości. Łatwo nie było: odczuwalne na samym początku boleści brzucha po koktajlach czy owocach mogłyby odstraszyć niejednego, ale nie Pawła!
Dalej kontynuował i obserwował efekty. AZS zaczęło dosłownie ginąć w oczach.
Po trzech tygodniach efekt był rewelacyjny – jak zdjęciu:
Po jakimś czasie Paweł chciał dołączyć nieco pokarmów gotowanych: brązowy ryż, dynia, ziemniaki czy strączki. Była to późna jesień i organizm wołał o coś ciepłego.
W pewnym momencie napisał do mnie jednak:
„Gdy zacząłem mniej spożywać owoców, to objawy się zwiększyły.”
Paweł zauważył też, że fenomenalnie pozytywnie na stan skóry wpływa u niego jedzenie arbuza (nic dziwnego, oprócz winogron i cytrusów jest to jeden z najsilniej oczyszczających owoców), natomiast pogarsza się po spożyciu orzechów lub nasion czy też wtedy, gdy Paweł skusi się na zjedzenie rzeczy wysoko przetworzonych, choć niewątpliwie bezglutenowych (jak np. kukurydziane chrupki).
Właśnie w taki sposób organizm Pawła z nim „rozmawia”: daj mi to, a tego mi nie dawaj. 😉
Nota bene arbuzami zajadały się też dzieci Ullenki!
Na współczesnej „tradycyjnej” diecie bogatej w białka zwierzęce wiele osób ma poza tym utajony problem z nerkami.
Z kolei skóra jest naszą „trzecią nerką”: to, co nie może wydostać się przez nerki wraz z moczem – przeciążony ustrój usiłuje wydalić przez skórę.
Problemy skórne to częstokroć tak naprawdę problemy z przeciążonymi lub zapchanymi organami i gruczołami (nerki, nadnercza i inne gruczoły endokrynne, wątroba, trzustka, zatkane chemicznymi blokerami gruczoły potowe itd.), a nie ze skórą jako taką!
Chora skóra to jedynie objaw (AZS, egzema, łuszczyca, trądzik itp.) – nie choroba sama w sobie.
Problem tkwi nie w skórze, lecz zupełnie gdzie indziej: skóra jest tylko barometrem wskazującym na aktualny stan organów, gruczołów i płynów ustrojowych (szczególnie limfy, płynu międzykomórkowego, bo to ona odbiera od każdej z trylionów naszych komórek metaboliczne „śmieci” przeznaczone potem do usunięcia – głównie przez nerki właśnie).
Smarowanie po wierzchu maściami objawów na skórze niczego tak naprawdę nie naprawi, trzeba się zabrać za naprawę całokształtu. 😉
O tym, że arbuz oczyszcza nerki wielokrotnie mówił też dr Morse: arbuz ma świetne działanie moczopędne, syci zarówno głód jak i pragnienie.
Gdybym miała wyjechać na bezludną wyspę zabierając ze sobą tylko jeden rodzaj pożywienia, to bez wątpienia byłby to właśnie arbuz! 😉
Jeśli macie zatem zamiar pożegnać na dobre swoje AZS, to warto zrobić to TERAZ, póki soczyste owoce (arbuzy, melony, borówki, jabłka, gruszki, śliwki, winogrona, brzoskwinie itd.) są jeszcze wciąż dostępne w przystępnych cenach (arbuzy po 1 zł za kilo czy winogrona po 4-7 zł) i pochodzą głównie albo z Polski, albo z krajów leżących na naszym kontynencie.
Ponieważ każdy z nas jest inny, nikt nie zagwarantuje nikomu, że – tak jak u Pawła – w trzy tygodnie będzie już po sprawie: pamiętajmy bowiem, że Paweł startował nie z punktu diety „tradycyjnej” (pełnej żywieniowych śmieci, okradzionej ze składników odżywczych i zaprawionej chemią i antybiotykami), ale już był na diecie 100% roślinnej (wegańskiej) opartej głównie o naturalne pokarmy całościowe, jak również odbył już wcześniej oczyszczający post Daniela (w/g metody dr Dąbrowskiej).
Być może komuś wystarczy tylko metoda żywieniowa zalecana przez dr Dąbrowską (okres postu warzywno-owocowego przeplatany z następującym po nim okresem zdrowego odżywiania)?
A ktoś inny z kolei będzie musiał wejść jeszcze wyżej, na kolejny stopień piramidy uzdrawiania i zapalenie skóry ustąpi dopiero na koktajlach i sokach (dieta płynna)?
Każdy z nas jest stworzeniem unikalnym i u każdego sprawdzi się coś innego.
Nigdy jednak nie poddawajcie się – zawsze jest nadzieja na wyzdrowienie, nawet z takich chorób, na które oficjalna medycyna leku żadnego jeszcze nie wymyśliła, w związku czym określa je mianem „nieuleczalnych”.
Nawet jeśli cierpicie już od wielu lat.
Nawet jak już nie jesteście młodzi.
To naprawdę nie ma większego znaczenia.
Uprzedzę też przy okazji uwagi malkontentów, którzy nasłuchali się jakież to te dzisiejsze owoce i warzywa są zatrute środkami ochrony roślin, w związku z czym są bezwartościowe, a nawet trujące.
Oczywiście nie ma wątpliwości co do tego, że najlepsze są owoce i warzywa z upraw organicznych (a z własnych to już w ogóle marzenie, takie „prosto z krzaka”).
Jednak jak wynika z mojego (i Pawła oraz wielu naszych czytelników również!) doświadczenia – nawet „zwykłe” owoce i warzywa zakupione w pobliskim warzywniaku czy markecie mają równie wielką moc.
Gdyby miały nas uszkodzić zamiast uzdrowić, to już by to zrobiły. 😉
Nie mówiąc już o tym, że wszelkie badania naukowe w których wykazywano zbawienną moc warzyw i owoców na ludzkie zdrowie i ochronę przed chorobami robiono zawsze na użytkownikach kupujących „zwykłe” owoce i warzywa: nie dobierano specjalnie do tych badań ludzi, którzy żywili się jedynie produktami bio!
Z polskich badań wykonanych na warzywach i owocach (krajowych oraz importowanych) dostępnych powszechnie w naszych sklepach również wynika, że wiele z nich ma czystość w zasadzie „organiczną” (brak wykrywalnej ilości środków ochrony roślin), o czym pisałam jakiś czas temu tutaj: [klik].
Jeśli chcemy mieć większą pewność możemy oczywiście zdecydować się na produkty oznakowane zielonym listkiem upraw organicznych, o ile budżet nam na to pozwala.
Jeśli nie pozwala, to użyjmy roztworu kwasowego, a następnie zasadowego – myjąc konwencjonalne warzywa i owoce przed spożyciem w sposób opisany tutaj: [klik].
Dlatego niczym się nie martwcie, miejskie legendy o jakoby strasznie „zatrutych” warzywach i owocach czy też amerykańskich „brudnych dwunastkach i czystych piętnastkach” jakimi powszechnie straszą nas „internety”, można w naszych polskich warunkach śmiało odłożyć do lamusa: jedzcie nawet i te „zwykłe” i patrzcie jak zdrowiejecie! 🙂
A teraz… niespodzianka!
Oto obiecana niespodzianka od Pawła dla czytelników: Paweł jest bardzo utalentowanym młodym artystą, a konkretnie pisze wiersze.
Paweł przesłał mi swój wiersz o jedzeniu zatytułowany „Stasio i jedzenie”.
Ten wiersz powinien moim zdaniem wisieć na honorowym miejscu w każdej szkolnej klasie, aby dzieci od małego się uczyły, żeby nie traktować pokarmu jako namiastki szczęścia, nie zajadać smutków i ogólnie nie przejadać się, a szczególnie słodyczami! 🙂
Zatem czytajcie, pokażcie też swoim dzieciom (na pewno im się spodoba!) i pamiętajcie: kłopoty nie zanikną od jedzenia, chyba że… będą to świeże owoce i warzywa.
Dużo, często i do ustąpienia objawów! 🙂
Potwierdzam to z własnego doświadczenia ja sama, potwierdza też i ze swojego doświadczenia Paweł jak również inni nasi czytelnicy, którzy przekonali się o tym na własnej skórze (tudzież innych uzdrowionych częściach ciała).
A przesłany mi plik graficzny z wierszem publikuję poniżej (brawo, Paweł!):
Jeśli ktoś chciałby się skontaktować z Pawłem w celu uzyskania dodatkowych informacji, to możecie zrobić to poprzez Facebook: https://www.facebook.com/PawelStachyra/ jak również Paweł prowadzi na Facebooku grupę poświęconą skutecznemu uwolnieniu się od AZS: https://www.facebook.com/groups/atopowezapalenieskoryskutecznie/
Dodam jeszcze na koniec, że metoda uzdrawiania ciała żywieniem nie odnosi się jedynie do zapalenia skóry, ale do zapalenia wszystkiego i niedomagania wszystkiego (w sensie: wszystkiego co nabyte i z czym się nie urodziliśmy).
Złe jedzenie jeszcze nikomu w niczym w niczym nie pomogło, a właściwe jedzenie wielu postawiło na nogi – więc czemu nie spróbować?
Nie piszcie więc do mnie czy znam jakiś lek, dietę, zioła czy suplement na (i tu wyrażona w języku medycznym nazwa choroby, nabytej w ciągu naszego beztroskiego życia).
Cokolwiek by to nie było – prawdziwe jedzenie (świeże owoce i warzywa) jest w stanie dać ogromną szansę ciału na naprawę naszych błędów i na ustąpienie „choroby”.
Wątpić będzie tylko ten, kto sam tego cudu nie doświadczył osobiście.
Ja doświadczyłam, Paweł doświadczył, a teraz kolej na Ciebie, drogi czytelniku.
Powodzenia, na pewno się uda! 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ewa napisał(a):
Cześć, czy na diecie owocowej istnieje obawa, że pasożyty się namnożą (pasożyty lubią słodkie owoce)?
Marlena napisał(a):
Nie, pasożyty nie lubią owoców – jest to mit. Cukier nie jest równy cukrowi. Matka Natura nie dała nam owoców po to by nas nimi zabić czy uszkodzić nam zdrowie zwiększając pole do popisu pasożytom. Owoce choć są słodkie, to NIE składają się głównie z cukru tego co w cukierniczce, lecz z wody (arbuz 96%, melon 92%, papaja 91%, cytrusy 90%, nawet pozornie suchy banan ma aż 74% wody), zaś cukry stanowią w nich bardzo niewielką część i jeszcze raz powtórzę: nie jest to ten sam cukier z cukierniczki czy z batoników (sacharoza), który lubią pasożyty: część to mogą być poliole (ksylitol, erytrytol, sorbitol itd.), część fruktoza, część glukoza – w zależności od tego jaki to owoc.
Ponadto owoce zawierają kwasy organiczne (coś, czego pasożyty bardzo nie lubią – jest nawet kuracja jabłkowa antypasożytnicza) oraz błonnik i polifenole (którymi z kolei pożywiają się nasze dobre bakterie w jelitach, a gdy te opanują swój teren, to pasożyty sobie idą precz, bo nie mają już warunków do życia).
Niektóre owoce zawierają nawet enzymy rozpuszczające białka, co ułatwia uwolnienie się od pasożytów (np. papaja zawiera papainę – jest to ta sama substancja, która jest zawarta w przyprawie o nazwie „Sól zmiękczająca mięso” marki Kotanyi, a mięso robi się magicznie miękkie właśnie dzięki temu, że jego białko zostaje nadtrawione przez papainę, to samo się dzieje z robakami w środku nas, zostają nadtrawione i zdychają).
Częstokroć radą jaką daje się osobom dotkniętym robaczycami lub grzybicami jest „nie jeść owoców bo cukier” tak jakby one miały w sobie głównie cukier (a nie głównie wodę), zapominając też przy tym o tym, że jedząc owoce my nie jemy tylko cukru tak jak w przypadku batonika, lecz zjadamy cały pakiet inteligentnie stworzony ręką natury.
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Warto z początku kuracji wspomóc się ziołami przeciw pasożytom grzybom wirusom, jak np. mieszanka ziołowa z https://naturoholik.pl/sposoby/497/ziolowa-mieszanka-na-pasozyty,
oraz koniecznie zioła nerkowe Moritza.
Dlaczego konieczne zioła ponieważ jeśli wcześniej jadłeś nieczysto (tak to nazwijmy) to w twoim ciele na 100% jest przerost grzybów (w tym candity która chroniła cię przez zbyt wysokim cukrem we krwi z powodu zbyt dużej ilości tłuszczu). Więc na poczatki jak wskakuje się na owoce to jeszcze jest jej dużo i co chwile chodzisz głodny bo ona też sobie ten cukier jakoś podjada.
A na nerki dlatego że to one są głównym organem oczyszczającym odpady komórkowe.
mk napisał(a):
Nie naprawiło, tylko wspomogło leczenie co najwyżej. Tak czy inaczej, gratulacje.
Marlena napisał(a):
Owszem, naprawiło. Bo z pustego i Salomon nie naleje: każda komórka naszego ciała składa się wszak nie z leków, lecz z tego co jemy i pijemy.
mk napisał(a):
Właśnie mówię: wspomogło 🙂
Marlena napisał(a):
Niech Ci będzie: wspomogło. Naprawił sam organizm. 😀
Ewa napisał(a):
Dziękuję Ci Marlenko! Tym artykułem dałaś mi kolejnego „kopa” do dalszej walki o powrót do zdrowia.
Od początku ubiegłego roku borykam się z bólem spowodowanym, no właśnie nie wiadomo czym i dokuczliwymi zawrotami głowy. Mam dość znaczną skoliozę, ale żyję z nią od młodych lat, czyli ponad 40 i jak twierdzą lekarze – skolioza nie musi boleć.
U mnie natomiast na początku ubiegłego roku pojawił się bardzo szybko narastający ból w nodze, tak że w marcu już nie mogłam wcale chodzić. Twierdzono że to od kręgosłupa, może rwa kulszowa, ale chyba jednak nie bo objawy nie do końca się zgadzają, a generalnie nie mają na mnie pomysłu. Służba zdrowia oficjalna oczywiście zawiodła, więc szukałam pomocy prywatnie i tak jeżdżę do dzisiaj po różnych rehabilitantach, osteopatach, próbowałam też klawiterapii.
Na dzień dzisiejszy chodzę, tylko nie za długo, (samochodu nadal nie mogę prowadzić) ale ból nadal mnie nie opuszcza i rozszedł się jakby po innych rejonach ciała.
Pod wpływem Twojego bloga pomału zmieniam dietę, zastanawiam się nad wyjazdem na turnus do dr. Dąbrowskiej i ciągle szukam pomocy. Postanowiłam że muszę z tego wyjść. Chcę jeszcze siąść za kierownicą samochodu i pójść na długi spacer.
Czasem mam jednak takie momenty, że brak mi cierpliwości wiary w wyzdrowienie (pozbycie się bólu i ustabilizowania równowagi) i dzisiaj właśnie Twój artykuł znowu dodał mi energii. Będę nadal kontynuowała poszukiwania pomocy, ale jeśli potrafisz mi coś podpowiedzieć, to proszę cię napisz.
Dziękuję za to co robisz i serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ewo, włącz do diety świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe, tak na dobry początek. Zbadaj sobie poziom witaminy D. Przyjmuj dodatkową witaminę C (najlepiej kupić taką w proszku i dodawać do wyciskanych soków).
Alka napisał(a):
Mi na moje bóle kręgosłupa pomógł dr Lisowski – Remedium.info.pl. Teraz i poprzednio to jest brak siły, na razie próbuję to naprawić z blogiem Marleny. Ale cztery miesiące to za mało żeby naprawić błędy z 30lat. Mimo że starałam się odżywiać zdrowo. Ale za mało wiedziałam. Jak dotąd uporałam się z nadwrażliwością zębów. Nie jadłam w ogóle owoców, bo zęby bolały niemiłosiernie, jakbym najadła się cukru. Dzięki Wit. C do picia soków i koktaili nie muszę już używać słomki. Jem nawet jabłka. Może kiedyś opiszę jak lekarze zamiast mi pomóc tylko pogarszali moje zdrowie.
zibi napisał(a):
Witam Ewka!!! Ja zapalenie pluc zalatwilem witamina C ,jakies 70-80 gramow tej witaminy ,nie wiem teraz dokladnie przez caly dzien wraz z swiezymi sokami !!!Jak pisal Saul,na bole kregoslupa takze witamina dziala i to jak !!Sam mialem /mam problemy ,wiec nie zaluje sobie C ,biore od 5 do 10 gramow dziennie ,ale wiem,ze za malo !!!Saul pisal o przypadku czlowieka,ktory chodzic nie mogl przez problemy z rwa itd,po 3 czy 4 dniach po chorobie sladu nie bylo!Trzeba osiagnac prog jelitowy(rozwolnienie) witamina C i dawkowac tak 50-70 % tego,co spowodowalo rozwolnienie!Zabiore sie i za to niedlugo,przetestuje to napisze .pozdrawiam
paula napisał(a):
Gratuluje Pawłowi!!! . Świetna robota. A czy przy oczyszczaniu wyłącznie arbuzowym lub winogronowym można zjadac tez rozgryzione pestki czy trzeba je wyrzucac?. Przecież w pestkach są przede wszystkim tłuszcze.
Marlena napisał(a):
Można zjadać. Już przeinteligentna Matka Natura tak to wszystko zaprojektowała, że te tłuszcze w pestkach są w takim składzie i takiej ilości by naszemu zdrowiu służyć, a nie je podkopywać.
Paweł Stachyra napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo paulo za gratulacje. 🙂
Gosia napisał(a):
Uff, to dobrze, bo też się nad tym ostatnio zastanawiałam, a jakoś nie chciało mi się wydłubywać pestek z winogron podczas diety owocowej. Swoją drogą jest to dla mnie dieta-cud: jem same pyszne pokarmy, których w dodatku nie trzeba przygotowywać, więc w ogóle nie spędzam czasu w kuchni (przy Dąbrowskiej jednak musiałam gotować i trzeć warzywa na surówki żeby się najeść). Poza tym nie odczuwałam głodu już od pierwszego dnia, nie odczuwałam też pragnienia a moja potrzeba jedzenie słodkiego była zaspokojona. Cera gładziutka i zaraz parę kilo w dół. Do tej pory zrobiłam dwa razy po 4 dni i na razie nie mogę kontynuować, ale z pewnością niebawem do tej diety wrócę!
Marlena napisał(a):
O tak, ja też lubię moje 100% owocowe dni, szczególnie przyjemne latem. Wiosną oczyszczanie warzywne w/g dr Dąbrowskiej, a potem latem okresy witariańskie, najchętniej właśnie owocowe robię, bo tak jak piszesz są niewymagające czasowo, a owoce to dopiero FAST FOOD, większość z nich po prostu bierzemy do ręki i jemy, już szybciej się nie da „zrobić” sobie posiłku! 😉
Ewa napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Jednak się czegoś nauczyłam czytając Twojego bloga. Od początku lata piję sok marchew+jabłko. Od paru dni przerwałam, bo nie wiem czy ta młoda marchewka się nadaje, a starej już nigdzie nie ma. Zbadałam poziom witaminy D, miałam 8,9. Po 3 miesiącach przyjmowania D3 4000+ K2 wzrosło mi do 36.
Ostatnio właśnie zastanawiałam się czy nie włączyć witaminy C, tylko nie wiem jaką dawkę dziennie przyjmować.
Marlena napisał(a):
Każda marchewka nadaje się na sok. Odnośnie witaminy C, to wszystkie artykuły na ten temat znajdują się na blogu tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/tag/witamina-c/
Jaką dawkę potrzebujesz – to będzie wiedział tylko Twój organizm. Zasada jest taka, że im jesteśmy bardziej chorzy tym więcej tej witaminy jesteśmy w stanie wchłonąć niczym gąbka (nawet do setek gramów dziennie). Człowiek kompletnie zdrowy i posiadający idealną dietę będzie potrzebował jej ok. 2-4 g dziennie, w zależności od otoczenia w jakim żyje (miasto/wieś) i ilości toksyn z jaką się styka i musi codziennie zneutralizować.
Monika napisał(a):
I pomyśleć, że w sławnym programie „wiem co jem” pani dietetyczka odradza soki jako niezdrowe 🙂 Mam wielką nadzieję, że tego nikt nie ogląda.
Monika
Marlena napisał(a):
Ten program to jakaś parodia, co widać na pierwszy rzut oka. Chyba nikt zdrowy na umyśle nie bierze na poważnie jego przekazu. Na przykład co do pani dietetyczki (o ksywce profesor Zdrówko czy jakoś tak, która zresztą w realu jest faktycznie profesorem dietetyki nauczającym młode pokolenie dietetyków na uczelni!), to wystarczy wyszukać w sieci jej fotki, aby stwierdzić, iż pani ekspert żywienia ma (podobnie jak prowadząca program) sporą nadwagę, niestety. I ogólnie zdrowo raczej nie wygląda. Medice, cura te ipsum! 😉
Z porad tego programu raczej nikt przy zdrowych zmysłach zatem nie skorzysta: oto dwie kobitki przy tuszy przekonują widza, że „wiedzą co jedzą”, a ich rady polegają na tym, że… doradzają jak wybrać w sklepie „zdrowszy” produkt przetworzony (nabiał, mięso, frytki, olej, pizza, margaryna, czekolada, lody, bułki itp.). 😀
Już nie mówiąc o infantylnym sposobie przekazu tych „cennych treści”, debileniu się prowadzącej, przebierankach itd., ale czegóż można się spodziewać po TVN-ie…. każdy odcinek ma ponadto cichego sponsora (tzw. lokowanie produktu) pochodzącego z przemysłu nie wiedzieć czemu nazwanego przemysłem spożywczym, choć to, co przemysł ten produkuje nadaje się jedynie na sprzedaż, a nie do spożycia. 😉
Prowadząca zaś ma na sumieniu udział w kampanii promującej „zdrowy” olej rzepakowy (rzepak jest w tym kraju podobnie jak pszenica pryskany na potęgę glifosatem w celu desykacji przed zbiorami, czego możemy dowiedzieć się przeglądając fora rolnicze, na których rolnicy wymieniają się poradami: kiedy pryskacie, ile dajecie na hektar itd.). Zgroza! 😀
Monika napisał(a):
Co do cukru to jest tylko jeden prawdziwy; ten z owoców. Sacharoza nie jest cukrem. Zostaliśmy najnormalniej w świecie oszukani. Odnosiło się do tego, że jeżeli cukier z owoców jest zdrowy to przecież „cukier” z cukiernicy także 🙂
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak, Moniko. I vice versa: jeśli cukier z cukierniczki nie jest zdrowy, to broń nas Panie Boże przed owocami, bo przecież tam jest cukier!
Mercia napisał(a):
Taka małą obserwacja… Któregoś dnia wycisnęłam cytrynę do wody, dodałam arbuza, truskawki, i tak piłam przez cały dzień. Oczywiście cytryny nie wycisnęłam do końca, tylko położyłam ją na stole. Obok stał cukier w cukierniczce. Zgadnijcie co obsiadły muszki owocówki?? Cytrynę rzecz jasna. Na cukier nawet nie spojrzały. I tak sobie pomyślałam, że zwykła muszka owocówka nie zeżre gównianego rafinowanego cukru a ja sama sobie rujnuję tym zdrowie. Sumując: Tak myślę że co stworzyła natura, to to jest doskonałe. Co stworzył człowiek – niekoniecznie. I nawet głupia mucha o tym wie. Bałam się owoców, bo to cukier, ale jak napisała Marlena, cukier cukrowi nierówny. Od tamtego dnia odstawiłam cukier. Nieodwracalnie. Dziękuję Marleno za tego bloga.
Marlena napisał(a):
Mercia, bardzo się cieszę i gratuluję wolności od rafinowanego cukru! Dobry cukier tworzy natura, zły cukier tworzy człowiek, zgadza się.
Justyna napisał(a):
Witam
Pawle gratuluje 😊 sama jestem po dlugiej drodze naturalnego ozdrowienia i wiem ile sil wymaga walka o zdrowie i poszukiwanie skutecznych metod. W moim przypadku byly bardzo silne alergie na owoce a w szczegolnosci na pomarancze. Oprocz alergii wystepowalo wiele innych problemow w tym utrata sluchu. Po zjedzeniu owocow twarz i szyja w bardzo szybkim tempie puchly – co bylo bardzo niebezpieczne. Mnie uratowaly warzywa i bardzo scisla dieta bez mleka krowiego i glutenu 😊 . Dlatego jak widac to sprawa bardzo indywidualna. Z tego co piszesz przed toba jeszcze rozszerzenie diety bo owoce choc pyszne to z czasem cos jeszcze trzeba do brzuszka wrzucic …zdrowego oczywiscie 😊. Mi w calej drodze pomogla niezwykla lekarka i dietetyk, kobieta o ogromnym doswiadczeniu. Dlatego tez uwazam ze warto miec przewodnka madrego i doswiadczonego. Pozdrawiam Cie Pawle i zycze zdrowka. Pani Marleno dziekuje za wspanialy blog 😊
Paweł Stachyra napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo Justyno za gratulacje. 🙂
user1 napisał(a):
Płukanie w roztworze sody oczyszczonej owszem usuwa pestycydy. Częściowo. Podobnie jak płukanie w zwykłej wodzie… Gdy poczytałem badania na ten temat, to doszedłem do wniosku, że szkoda zachodu i lepiej obierać ze skórki.
Gdyby na „diecie standardowej” w ogóle nie było oczyszczania, to szybko pomarlibyśmy choćby od naturalnie występujących toksyn (metale ciężkie itd.). Poza tym, cóż takiego jest np. w zbożach, że rzekomo całkowicie blokują one oczyszczanie? Ja rozumiem, że gluten. Ja rozumiem, że kasza jaglana ma wysoki indeks glikemiczny. Ja rozumiem, że kasza gryczana… no na kaszę gryczaną też by się na pewno coś znalazło, szczególnie gdyby była częściej jadana np. w USA (gdzie jest praktycznie nieznana) i przez to częściej badana. Ale owoce też nie są bez „winy”, bo zawierają dużo cukru (a więc fruktozy). Cukru owszem, naturalnie występującego, a więc którego można jeść, ale z umiarem. A niekoniecznie uczynić z niego prawie 100% dziennego zapotrzebowania na energię.
Post jakikolwiek (np. warzywno-owocowy) to nie panaceum. Dla osób z niedowagą to może być gwóźdź do trumny. Takie osoby często cały czas „poszczą” (dostarczają zbyt mało kalorii) i im najlepiej zrobi „powstrzymywanie się od niejedzenia”. W każdym razie polecam 😉 Skutki niedowagi są mało znane, ale mnie się przynajmniej udało znaleźć skłonność do alergii, infekcji, a także niedociśnienie (a przez to niedotlenienie, a przez to zmęczenie, bóle głowy itd.). I nie, po okresie zwiększonego postu wcale może nie być łatwo przytyć, to może wymagać wielu lat obżerania się.
A że ludziom dieta owocowo-warzywna pomaga? Pewnie, że pomaga, podobnie jak innemu na problemy z próchnicą pomoże akurat odstawienie owoców, jeszcze innemu na choroby autoimmunologiczne pomoże odstawienie zbóż, strączkowych i psiankowatych (lektyny) i przejście na mięso itd. Różne są schorzenia i nietolerancje.
Marlena napisał(a):
Ty to w ogóle filozof jesteś 😀
Akurat dieta owocowa nie jest postem, jemy normalną kaloryczność tyle ile potrzeba.
Kolendra napisał(a):
Bardzo budujący artykuł, z całego serca Pawłowi gratuluję! 🙂
Mam pytania – ciekawa jestem jak odżywia się teraz Paweł po osiągnięciu satysfakcjonujących efektów. Czy nadal jest na diecie wyłącznie owocowej? Z tekstu wynika że gdy próbował rozszerzyć dietę o choćby ciemny ryż czy warzywa strączkowe (które to produkty są zdrowe) nastepowalo pogorszenie. Czy znaczy to, że w celu utrzymania zdrowia musi pozostać całe życie wyłącznie na diecie owocowej bądź owocowo-warzywnej?
I drugie pytanie – co na to lekarze, jaka była ich reakcja? Zapewne musieli mieć zdziwione miny widząc jak pacjent wyszedł z ich zdaniem ” nieuleczalnej choroby” za pomocą owoców 😉
Marlena napisał(a):
Owocowa dieta surowa jest dietą leczniczą, ale nie dla każdego będzie nadawać się jako sposób na całe życie. Paweł z tego co wiem jest obecnie na diecie wegańskiej bezglutenowej, surowo-gotowanej. Może sam dopowie szczegóły?
Paweł Stachyra napisał(a):
Kolendro, obecnie odżywiam się tak: piję koktajle owocowo-warzywne, jem dużo owoców, warzyw, surowych, gotowanych, itp. Do tego jem ziemniaki. Jem kaszę jaglaną. Jem warzywa strączkowe – obecną teraz fasolkę szparagową, soczewicę, ciecierzycę, hummus. 🙂 Czasami ryż brążowy. Czasami zjem jakieś ciastko czy deser wegański albo chrupki, wafle ryżowe. 😉
Nie wiem co na to lekarze – od kiedy przeszedłem na naturalne metody leczenia, czyli jak zaczęła się moja historia opisana w tym artykule, nie byłem ani razu u lekarzy w sprawie atopowego zapalenia skóry. 🙂
Marta napisał(a):
Ja tez od dłuższego czasu zastanawiam się nad przejściem na dietę owoce surowe i sałatka. Czekam na ksiazke medicalmedium .Mam azs które teraz po urodzeniu 2 dzidziusia się bardzo nasiliło i teraz czy karmiąc piersią mogę być na takiej diecie ( czy dostarczenia wszystkiego co potrzeba ) i jak poradzić sobie z uczuciem ciągłego zimna (próbowałam kiedyś jeść same surowe i nieustannie było mi zimno)
Marlena napisał(a):
Za uczucie zimna nie ma co winić samych w sobie owoców czy warzyw – jest to nasza reakcja na nie gdy niedomagają nam narządy i gruczoły (takie jak przysadka, tarczyca, nadnercza). Gdy gruczoły pracują prawidłowo uczucie zimna nie wystąpi na diecie surowej. Dużo też zależy od pory roku: surową dietę łatwo przejść latem (co ja robię każdego roku w celu odnowy i regeneracji), a zimą jest to utrudnione, bowiem ustrój sam woła o coś ciepłego.
zibi napisał(a):
Witam.Moze jodu troszke potrzebujesz??Tak 2 kropelki jodyny,plynu lugola albo kelp ??
GAL ANONIM napisał(a):
Witam Pani Marleno,
w skrócie opisze swoją przypadłość miałem okropne stany lękowe nawet kiedy wchodziłem do sklepu czułem że zaraz się przewrócę stany lekowe pojawiały sie rano kłęby myśli w czasie dnia moje newry były tak wyczerpane że dochodziło do zawrotów głowy wieczorem znowu rozmyślania i zamartwiania mało tego powodowało to u mnie bezsennosc. Lekarz psychiatra ładował we mnie różne specyfiki bez badania krwi nawet nie musiałem mu dużo mowic co mnie dreczy a on przepisywał coraz mocniejsze leki gdy tamte nie działały jednym słowem to był kat…
Zacząłem wpisywać różne hasła w google wyskoczyła mi niacyna, poźniej trafiłem m.in. na Pani stronę itd. Zacząłem dużo czytac najbardziej podobał mi się artykuł ze nasz organizm pamietał jak byslimy mali-młodzi i nic nie stoi na przeszkodzie zeby wrocić do takiego stanu.
Zacząłęm od zakupu niacyny teraz juz wiem ze jeśli nie ma efektu flash to nie pomaga, najfajniejsze uczucie gdy czujemy jak krew wypełnia nam głowe jak rozszerzaja sie naczynia krwionośne czujemy przypływ ciepła a poźniej ochłodzenie. Efekt po zażyciu naicyny jest mozna powiedzieć natychmiastowy.
Zacząłem od 500mg porcji w tabletkach po 100mg a teraz regularnie biore w tabletkach 500mg około 1-1,5 grama. Nie jem cukrów, mięsa coś w tym jest ze jeśli przestaniemy jeść mieso to słodycze przestana nam smakować.
Do suplementacji używam jeszcze drożdzy piowarskich witamina C 2 g, i to wszystko. Dodatkowo pije ocet jabłkowy z miodem. Obecnie żyje w pełniej symbiozie ze swoim duchem moze moj sen nie jest wspaniały ale najważniejsze ze wogole zacząłęm zasypiać…
Dziękuje pięknie za prowadzenie tej strony, wiem ze ma Pani wielu sceptyków oraz osob ktore wyśmiewaja takie sposoby leczenia jednak widocznie oni są albo zdrowi albo sa to ludzie z branży farmaceutycznej. Życie może być peikne nalezy uwierzyć w siebie mi powrót do zdrowia zajął 8 miesiecy to bardzo cieżkie 8 miesiecy na mecie ma sie ochote znowu wrocic do starych nawyków gdyż pozno widac efety swoich wyrzeczen jednak praca nad własnym ciałem zdrowiem kosztuje wiele energi i pracy.
Cos co zniszczylismy przez ostatnie 5-10-15-20 lat nie odbuduje sie od strzelnia palcami potrzeba cierpliwości i dyscypliny. Nie mozemy się poddac jesli już zaczeslimy pozniej już sami bedziemy wiedziec co nam szkodzi a co „robi dobrze”.
Bądźmy dla siebie sami dietetykami trenerami personalnymi ponieważ to my sami wiemy czego potrzebuje nasz organizm. Gdy tylko uwolnimy sie od używek (cukier,tyton,alkohol itd) nasz organizm sam zacznie sie regenrowac ale damy mu czas trulismy go kilka-wiele lat a oczekujemy cudu bądzcie cierpliwi a na pewno odzyksacie zdrowie ja jestem tego przykładem.
DZIEKUJE i przepraszam za błedy ort i styl pisane szybko na kolanie. ZYCZE WAM DUŻO ZDROWIA A JESZCZE WIECEJ DOBROCI DO INNYCH LUDZI I SZACUNKU
Marlena napisał(a):
Bardzo dziękuję za ten mądry komentarz i gratuluję poprawy zdrowia! To prawda – ludzie myślą, że wszystko się stanie „na już”, ale tak nie jest, bowiem natura ma swoje rytmy i nic nam do tego. Zdrowie się nie popsuło z dnia na dzień i tak samo nie naprawi się „na już”. Praca nad sobą, zmiana myślenia i postrzegania oraz naszych starych nawyków – to klucz do zdrowienia.
Ewa napisał(a):
Dziękuję za poprzednie odpowiedzi, ale mam jeszcze jedno pytanie. Od ponad pół roku mam ciągłe rozwolnienie i chodzę do toalety kilka razy dziennie. Jeśli teraz zacznę przyjmować duże dawki wit C, to czy rozwolnienie się nie nasili? A swoją drogą już nie mam pomysłu jak je zatrzymać. Myślałam że to od nabiału. Nie jem go już ponad miesiąc i bez efektu.
Marlena napisał(a):
Odrzucenie nabiału to krok w dobrą stronę, ale nie załatwi sprawy. Czy byłaś z tym u lekarza? Postawił jakąś diagnozę? Robiłaś jakieś badania? W przypadku problemów gastrycznych należy przyjmować buforowane formy witaminy C czyli askorbiniany (albo buforować w domu kwas l-askorbinowy z użyciem sody kuchennej, wtedy stworzy się nam askorbinian sodu w szklance).
zibi napisał(a):
Witam.Gorzka czekolade 99 % Kakao w bio-sklepie polecam !!!Cos z jelitami nie gra,soczek z kapusty???
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, rozmawiałam z koleżanką na temat cudowności warzyw i owoców właśnie w koktajlach oraz sokach – wykonywanych „tu i teraz’ :-). Mojemu „wywodowi” zarzuciła jedno, miksowanie i wyciskanie nie jest naturalne :-(, tak powiedziała. Je się, w całości, gdyż tak występują warzywa i owoce w naturze. A blendery i wyciskarki, to ludzki wymysł, który pozwala zjadać i wypijać więcej i więcej. Powiedziała, że woli iść do sadu, cz ogrodu i zjeść z krzaka, drzewa itp.
A koktajle przecież są taaakie pyszne i zdrowe :-).
:-D. Dziękuję bardzo za blog i wszystkie wiadomości, które mogę tu przeczytać. 🙂 Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Marlena napisał(a):
Czyli gryzienie pokarmu jest też nienaturalne? 😉 No bo tak naprawdę przecież zębami rozbijamy wszystko na papkę, czyli robimy to, co robi za nas urządzenie elektryczne. Moim zdaniem jest to „szukanie dziury w całym”. 😉
Oczywiście, że musimy w dobie obecnej zjadać i wypijać więcej owoców i warzyw, bowiem żyjąc w coraz bardziej zatrutym środowisku oraz w ciągłym stresie spowodowanym rytmem współczesnego życia nasze zapotrzebowanie na składniki odżywcze (witaminy, minerały, rozmaite ochronne fitozwiązki) gwałtownie w takich warunkach rośnie, a nie maleje. Soki i koktajle znakomicie się wpisują w to zwiększone zapotrzebowanie.
zibi napisał(a):
Witam.Opowiedz jej o Klinikach Gersona leczacych wszystkie schorzenia sokami (13 szklanek )dziennie !!!Lacznie z chorobami genetycznymi !!!
Barbra napisał(a):
hej, Marlena, troszkę się zagalopowalas z porównaniem do gryzienia, po wycisnieciu soku pozostałych trocin już nie jemy, a powtarzając za tobą, matka natura wiedziała co projektuje 🙂 więc ta dziewczyna nie jest w błędzie. Dawno tu mnie nie było i jak zawsze, z przyjemnością czytam. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Owszem, jemy, można upiec z wytłoków krakersy, zrobić ciasto marchewkowe, ugotować na nich wywar do zup i potraw (można go potem zamrozić). Ponadto odrzucamy jedynie JEDEN rodzaj błonnika gdy robimy sok: błonnik nierozpuszczalny, bo rozpuszczalny wędruje do soku i dokarmia potem nasze bakterie jelitowe. A robimy to usuwanie tego JEDNEGO rodzaju błonnika po to, aby nam się reszta lepiej i szybciej wchłonęła – służąc nam za „suplement diety”. Kiedy zjemy ten sam pokarm razem z nierozpuszczalnym błonnikiem, to ten zablokuje nam częściowo wchłanialność części składników odżywczych. Pozbywamy się tego problemu wyciskając jedynie zawartość przestrzeni międzykomórkowych, a odrzucając włókna nierozpuszczalne. To jeżeli chodzi o soki.
A jeśli chodzi o koktajle to JE właśnie miałam na myśli z tym gryzieniem. Mam nadzieję, że teraz wyjaśniłam wystarczająco jasno. 😀
Barbra napisał(a):
Koktajle jasne, to to samo, panna też o sokach mówiła. Ale jak widać, wymiana zdań się przydaje, znowu czegoś się od ciebie dowiedziałam, dzięki za obszerna odpowiedź 🙂 ps – próbowałam kiedyś trociny wykorzystać i były absolutnie niezjadliwe, pewnie fajne przepisy by się przydały. W końcu się skuszę na twój zbiór 😉
ewa jakubowska napisał(a):
Witaj Marleno ja mam pytanie odnośnie miodu,bo właśnie czasami mam ochotę na miód.Czy ta słodycz jest zdrowa przecież nie jest przetworzona ,nie karmi się czasem naszych bakterii Candida?
Wspaniały blog moje gratulacje wiele czerpię z Twojej wiedzy serdecznie pozdrawiam ewa
Marlena napisał(a):
Jest to słodycz zdrowa (nawet bywa lecznicza), ale oczywiście nie w nadmiarze.
Candida nie jest chorobą, ten mikroorganizm jest bardzo pożyteczny i spełnia ważną rolę w ustroju człowieka. Niefajny jest tylko jej przerost, ale nie sama obecność.
zibi napisał(a):
Pawel-Gratulacje i zdrowka zycze,widac zdrowiejemy w oczach na tym blogu ;))))))))
Paweł Stachyra napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo zibi. 🙂 Tak, to prawda, należą się słowa podziękowania, wdzięczności i pochwały dla Marleny i jej bloga! 🙂 Wzajemnie życzę Ci zdrowia! 🙂
Anna napisał(a):
Cieszę się ze trafiłam na twoją stronę. Dowiedziałam się mnóstwa ciekawych i mądrych rzeczy. Dzięki Tobie od roku nie miałam nawet kataru. Jednak z kurzajkami nie mogę sobie poradzić. Czy da się z nimi wygrać i skąd te tajemnicze paskudztwa się biorą? I dlaczego atakują mój organizm?
Marlena napisał(a):
Z takiego samego powodu jak zaatakowały organizm naszej czytelniczki: https://akademiawitalnosci.pl/jak-sie-pozbyc-azs-oraz-domowy-sposob-na-kurzajki-od-naszej-czytelniczki/
W normalnych warunkach system odpornościowy powinien zobaczyć wroga, zaatakować go i zniszczyć – zanim zdąży zrobić Ci krzywdę.
Teresa napisał(a):
na kurzawki fantastyczne jest jaskółcze ziele. Naciąć kurzawkę, aby pojawiła się krew , troszeczke , i nanieść żółty sok z łodyszki i to koniec. Jeżli nie zniknie to powtórzyć zabieg .100% znika.Można stosować u dzieci . Zastosowałam i syn żyje .
Blueanna napisał(a):
Jaskółcze ziele jest wspaniałe. Nie trzeba nacinać kurzajki. Wystarczy smarować tym mleczkiem. Z pół roku próbowałam pozbyć się kurzajki stosując apteczne preparaty. Po smarowaniu jaskółczym zielem zniknęła w mgnieniu oka. Jaskółcze ziele pojawia się już wczesną wiosną i jest przez cały sezon.
Anka napisał(a):
Czy Pan Paweł może tez napisać wierszyk, o tym co mogą jeść dzieci? To byłoby inspirujące dla mojego Stasia i Marysi, którzy nie dostają sklepowych słodyczy 🙂
Marlena napisał(a):
Świetny pomysł: Paweł – co Ty na to?
Paweł Stachyra napisał(a):
Pomysł dobry. 🙂 Myślałem o wierszu na temat warzyw i owoców. Nie wiem czy o to Pani Ani chodzi? 🙂
Ania napisał(a):
Witaj, Marleno! Proszę powiedz mi skąd pozyskujesz wiedzę na temat badań naukowych? Szukam i nie mogę znaleźć, a jako przyszły lekarz chciałabym być z nimi „na świeżo” 🙂 Dziękuję bardzo i pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Największą dostępną w internecie bazę danych znajdziesz tutaj: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/
Jeśli chodzi o artykuły dotyczące terapii ortmolekularnych (nie są one częścią „oficjalnej” bazy pubmed ani „oficjalnego” cyklu kształcenia w zawodzie), to baza znajduje się tutaj: https://orthomolecular.org/library/jom/index.shtml
Gosia napisał(a):
Witam pani Marleno! Zrobilam zakwas z burakow wedlug pani przepisu. Przez pierwsze 10 dni wszystko bylo ok. Na weekend wyjechalam i zostawilam zakwas 'bez opieki’. Niestety w tym czasie zrobily sie na powierzchni zakwasu male bialo-zielono-siwe plamy plesni. Czy zakwas jest do wyrzucenia? Bede bardzo wdzieczna za odpowiedz.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Jeśli pojawiła się pleśń, to niestety należy wyrzucić. Na drugi raz na wyjazd wstaw kiszonkę profilaktycznie do lodówki, co spowolni procesy fermentacji i uchroni przed rozwojem niechcianych mikrobów.
Mucha napisał(a):
Przez całe lato miałam okazję zajadać się arbuzem, każdego dnia (2 kg rozłożone na dzień).
Byłam w Grecji nad morzem, chodziłam po górach (upały!!!) i nie miałam potrzeby picia wody!!!(znajomi biegali za butelkowanymi płynami a ja nie :-))
Poza tym zauważyłam że arbuz świetnie oczyszcza jelita. Świeżo przygotowany sok z arbuza i pomarańczy świetnie działa na zaparcia i reguluje wypróżnienia i po takiej dawce słodkości nie ciągnie do żadnych słodyczy. Jeszcze lepiej od słodyczy odpycha słodki melon-ten to dopiero daje cukrowego kopa.
I po co zapychać się śmieciami ze spożywczaka skoro można w łatwy i tani sposób się nakarmić i nawodnić?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
O tak – arbuz rządzi! Karmi i nawadnia, alkalizuje i upiększa, po prostu KOCHAM! Szkoda, że robi się coraz droższy, bo mija nań sezon. :/
Sherlock napisał(a):
Marleno, czy spotkałaś się z przypadkami całkowitego wyleczenia hemoroidów (chodzi mi o ich zniknięcie w zaawansowanym stadium a nie usunięcie objawów) oraz niecałkowitego wyleczenia kolana po skręceniu innymi metodami niż dieta Dąbrowskiej ? Chodzi o to, że na diecie Dąbrowskiej nie potrafię funkcjonować, chodząc do pracy (mam pracę wymagającą dużej energii, a na tej diecie jednak byłam osłabiona) – jest inna opcja do tych schorzeń, żeby normalnie funkcjonować w pracy. A nie mogę wziąć urlopu.
Marlena napisał(a):
Owszem, mój małżonek, który całe życie był przekonany, że „hemoroidy to u nas sprawa rodzinna, genetyczne skłonności itd.” nagle magicznie pozbył się ich gdy tylko zmienił dietę na w 95% roślinną. Nie chodzi przy tym o dietę postną, ubogokaloryczną, ale o dietę pełnokaloryczną, gdzie można jeść i owoce, i orzechy, nasiona i pestki, pełne ziarno, grzyby, rośliny strączkowe itd. Dzisiaj nie ma śladu po hemoroidach.
Co do kolana to nie wiem, ale wszystko wskazuje na to, że szwankuje tutaj wewnętrzna produkcja kolagenu – zmień dietę na w jak największym procencie opartą na nieprzetworzonych produktach roślinnych, jedz dużo warzyw i owoców, suplementuj dodatkowo witaminę C niezbędną w procesie tworzenia kolagenu.
gajowy napisał(a):
Cukier rafinowany nie jest taki zły – szczególnie glukoza. Ale nie do bezpośredniej konsumpcji! Poza oczywiście awaryjnymi sytuacjami. Z cukru/glukozy (z odpowiednimi dodatkami) najlepiej zrobić napój fermentowany. Na przyklad kombuczę (albo podpiwek). Muszki owocówki zlatują się wtedy z całej okolicy 🙂
A te bestie jak ktoś tu już zauważył wyczuwają pełnowartosciowy pokarm.
U mnie w domu to jedyne zastosowanie cukru – bo nikt nie słodzi.
Marlena napisał(a):
Cukier jest fajny do wykonania peelingu do ciała tak poza tym. Do czegoś jednak się w domu przydaje 😉
Monika napisał(a):
Gajowy, robię od pół roku napój z kombuchy na miodzie ze strachu przed białym cukrem, ale trochę to nieekonomiczne i smak inny, jednak lepszy na cukrze, czy na pewno zostaje przez kombuchę tak przetworzony, że nie szkodzi? Pijemy napój w różnych fazach farmentacji.
mama atopika napisał(a):
Od dłuższego czasu obserwuję tego bloga, ale dzisiaj pierwszy raz komentuję, gdyż historia Pawła jest bardzo inspirująca i daje nadzieję wszystkim osobom borykającym się z AZS. Jestem mamą niespełna dwuletniego, fantastycznego atopika. Syn urodzony naturalnie, zaszczepiony, w drugiej dobie życia wysokie CRP i antybiotyk przez następne 5 dni. Od urodzenia bardzo ulewał mlekiem po każdym karmieniu, wręcz wymiotował. Nasza walka z AZS zaczęła się, kiedy syn skończył 3 miesiące. Jako zatroskana matka pobiegłam z dzieckiem do lekarza i zderzyłam się ze ścianą. Pierwszą rzeczą jaką zostaje obdarowany 3-miesięczny niemowlak, to recepta na sterydy (zmiany atopowe głównie na twarzy), mleko modyfikowane dla alergików itp. Długa była nasza droga, żeby było lepiej. Tylko osoby borykające się z tą przypadłością, lub rodzice atopowych dzieci potrafią zrozumieć, jak ta walka może być frustrująca i wykańczająca psychicznie. Były momenty, kiedy noc w noc trzeba było siedzieć przy łóżeczku przeraźliwie płaczącego niemowlaka, który rozdrapywał całą twarz i ciało do krwi. Robiliśmy synowi testy alergiczne i badania mikroflory jelit. Jest uczulony na masę produktów i na bardzo restrykcyjnej diecie. Syn przeszedł półroczną, celowaną probiotykoterapię. Spodziewaliśmy się spektakularnych efektów. Mimo wykluczenia z diety wszystkich uczulających produktów m.in. owoców cytrusowych, nabiału, jaj, orzechów i wszelkich nasion, pomidorów, papryki, glutenu stan skóry poprawił się tylko trochę. Próbowaliśmy też homeopatii, która również nie zdała egzaminu. Byłam zrozpaczona, bo myślałam, że tak juz zostanie. Kilka miesięcy temu, przypadkiem poznaliśmy mądrego człowieka, który stał się naszym przewodnikiem. żeby było ciekawiej nazywa się tak samo jak autorka bloga, ale pewnie to zbiezność nazwisk. Wyeliminowaliśmy z diety wszystkie produkty odzwierzęce. Główne pożywienie syna to kasza jaglana, ryż, dozwolone warzywa i owoce + zioła i kilka innych zaleceń. Po 3 miesiącach prawie wszystkie zmiany atopowe zniknęły. nie jest jeszcze idealnie, ale wiemy, że jesteśmy na dobrej drodze. Wszystkim osobom borykającym się z AZS pragnę napisać, że warto zaufać matce naturze i na własną rękę szukać pomocy, gdyż służba zdrowia nie jest w stanie Wam pomóc. Trzeba szukać przyczyny. Pozdrawiam gorąco i zdrowia wszystkim życzę.
Sherlock napisał(a):
Marleno, wszystko to, o czym piszesz, już dawno zrobiłam i dzięki temu wyleczyłam masę chorób i dolegliwości moich i męża, ale tej jednej nie – przypuszczam, że dlatego, że tutaj potrzebne jest jednak głębsze oczyszczanie (poza tym te hemoroidy to u mnie skutek nie wcześniejszej diety (bo wcześniej i tak się odżywiałam głównie roślinnie, a teraz niemal w 100% ) oraz zaparć – bo je miałam bardzo rzadko, ale niestety leków, które przyjmowałam w ówczesnej nieświadomości co do ich skutków. I dlatego potrzebne jest głębsze oczyszczanie. A co do nogi, no to przyczyna to przede wszystkim uraz mechaniczny (pośliznęłam się na lodzie) – podwójne skręcenie, więc na pewno przyczyną nie była dieta. Tylko goi się to strasznie długo (po pierwszym skręceniu szybko mi się goiło, ale drugie skręcenie nastąpiło krotko po pierwszym i tu już noga się buntuje) – od lutego tego roku. Chodzę oczywiście do fizjoterapeuty i po tych wizytach jest zdecydowanie lepiej, ćwiczę też i widzę postępy, ale chciałabym jeszcze wspomóc dodatkowo nogę. I wiem, że dieta Dąbrowskiej by mi na 100% pomogła, tylko, tak jak już pisałam wcześniej, moja praca nie pozwala mi na bycie niemrawą i słabą, a tak reaguję na dietę Dąbrowskiej (w 100% trzymam się zaleceń), a urlopu wziąć nie mogę ( i tak nie miałabym możliwości wzięcia 6 tygodni urlopu – kto w ogóle ma taką możliwość ?). Chodzi mi o to, że ktoś może zna jakiś ekstra sposób szczególnie na te zaawansowane hemoroidy, i na zlikwidowanie ich całkiem, a nie tylko na usunięcie objawów. Tombak pisze w swojej książce (mam do jego twierdzeń krytyczny stosunek, czasami pisze sensownie, czasami nie), że całkowicie hemoroidy usuwa tylko post wodny – mam nadzieję, że są jeszcze jakieś inne sposoby, bo nie każdy może sobie na to pozwolić. Gdyby służba zdrowia funkcjonowała inaczej, można by wziąć na te 6 tygodni L4 i się wyleczyć, bo, tak jak napisałam wcześniej, byłabym w stanie znieść te niewygody postu, siedząc w domu, gdzie robi człowiek to, co mu dyktuje oczyszczanie ciała – jak chce, to śpi, jak chce, to idzie na spacer, jak chce, to bierze prysznic. A nie siedzi w firmie po 11 godzin dziennie. Podziwiam takich herosów, którzy by tak potrafili – ciężko pracować, stosując dietę Dąbrowskiej.
Marlena napisał(a):
Niestety wychodzi na to, że jednak Tombak się myli, nie tylko postem wodnym można pożegnać hemoroidy, a mój mąż jest tego przykładem, skoro dokonał tego jedynie zmianami w diecie (owszem, był też na poście Daniela, ale tylko raz, a dolegliwość zniknęła nawet i przed postem).
Zewnętrznie na hemoroidy spróbować jeszcze też można smarowania ich (na skórę czystą i suchą) wyciśniętą z kapsułki witaminą E, dwa razy dziennie. Taki sposób podaje (w książce „Wylecz się sam”, str. 250) dr Saul i zapewnia, że działa.
Klott napisał(a):
Namiętnie objadam się owocami ,uwielbiam je , jednak moje zęby się „buntują”tzn. bolą ,jak mogę sobie pomóc nie ograniczając spożycia owoców?🤔. Będę wdzięczna za poradę.
Wspomnę ,iż mój stomatolog jest zrozpaczony i wręcz prosił by ograniczyć jedzenie kwasów😥.
Marlena napisał(a):
Po spożyciu owoców wystarczy przepłukać jamę ustną czystą wodą.
anna napisał(a):
Marlena wspaniały blog dziękuję korzystam z niego.
anna napisał(a):
Marlena wspaniały blog korzystam z niego.
Ewa napisał(a):
Droga Marleno
Od kilku miesięcy walczę z pokrzywką, teraz to już postać przewlekła.
Wszystkie wyniki badań są prawidłowe i mój dermatolog nie ma już pomysłu na mnie.
Pomijając, że po lekach bardzo przytyłam i nie mogę na siebie patrzeć…
Ania napisał(a):
Marleno słyszałaś może o diecie Diamondów? To raczej nie dieta, ale styl życia 😉 Jakbyś się odniosła do takich zasad żywienia?
Marlena napisał(a):
Dietę tę w krajowej wersji propagowała u nas swego czasu Maja Błaszczyszyn. Większość zaleceń jest godnych stosowania (np. dużo warzyw i owoców, produkty mają być jak najmniej przetworzone itd.), jednak ja nie jadam ani ptaków ani ssaków, więc to na pewno nie jest dieta dla mnie. Za dużo białka obciąża nerki. 😉
Osobiście poza tym uważam, że najmniej fizjologicznym połączeniem nie jest wcale węglowodan z białkiem (takie połączenie występuje w naturze, np. w fasoli czy soczewicy) lecz węglowodan z tłuszczem, bo niczego takiego Matka Natura nie rodzi: awokado, oliwka, orzech czy jajko są tłuste ale nie są słodkie, z kolei banany, jabłka, miód czy truskawki są słodkie ale nigdy nie są tłuste.
Gosia napisał(a):
Chcialabym powiedziec cos o kurzajkach, o ktorych byla mowa wczesniej. Moja corka miala je przez ladnych kilka lat. Nie pomagaly zadne naturalne metody. Skorka z cytryny w occie zmniejszala kurzajki ale nigdy nie zniknely, ( nie mrozilismy ), 2 razy probowalismy homeopatii i tez nic nie dalo.
OK. do rzeczy co podzialalo, to grzyby SHITAKE. Przeczytalam o tym u Dr. Mercola, ze Shitake wzmacniaja uklad odpornosciowy i przy okazji okazalo sie, ze zwalczaja kurzajki. Po tygodniu przyjmowania suplemenu 2x dziennie kurzajki zaczely sie zmniejszac i w koncu zniknely. Od 3 lat sie nie pojawily. Corka przyjmowala Shitake w kapsulkach firmy kenayag przez ok 3 tyg. Nie promuje tej firmy, tylko gdzies slyszalam, ze suplementy roslinne moga miec rozna moc – nie ma standaryzacji, a one nie zawsze sa tanie. Kupilam na chybil trafil i te okazaly sie skuteczne.
Marlena napisał(a):
Grzyby mają ogólnie doskonałe własności immunomodulujące, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/6-powodow-dla-ktorych-warto-jesc-grzyby/
Szczególnie cenne są grzyby lecznicze (shiitake, maitake, reishi, cordyceps, chaga itd.), ale i zwykłe pieczarki warto jadać, szczególnie brunatne. Kurki i grzyby leśne też! 🙂
Cały asortyment grzybów (ekstraktów) ma w ofercie niemiecka firma Hanoju, są również w ofercie Swanson w przystępniejszej cenie.
Bozen napisał(a):
Droga Marleno,
Ty i inni mają raję, jedzmy warzywa i owoce, nie koniecznie muszą to być bio, Przekonalam się o tym rozmawiając z osobą, która od 35 lat żywi się surowymi owocami i warzywami z przewagą owoców., rzadko ugotowne warzywa, czasami chleb, malo strączkowych. Kupujer je nie tylko w sklepie ze zdrową żywnoscią , ale też na straganie i w supermarkiecie Wygląda świetnie, młodo, buzia bez zmarszczek ( jest przed 60 ) . Partnerka odżywiąjąca się tradycjnie wygląda niestety jak Jego matka.
Pozdrawiam gorąco
Pestka napisał(a):
Witam. Jestem tu pierwszy raz i prosze o radę. Co jeśli na azs choruje półtoraroczne dziecko? Czy u takiego maluszka też można stosować dietę o której mowa w artykule? Nie chce się rozpisywać na temat stanu dziecka ale jest bardzo źle. Nic nie pomaga a slyszałam że dla takiego małego człowieka taka dieta jest niewskazana… nie wiem co robić.
Marlena napisał(a):
Zbadaj dziecku poziom witaminy D we krwi, bo na pewno ma bardzo niski i podawaj witaminę C (najlepiej w postaci askorbinianu) wmieszaną do soczku. Jeśli chodzi o dietę to dużo warzyw i owoców! Oprócz tego słońce (lub poza sezonem suplement witaminy D) i w zasadzie nic więcej szczególnego nie jest nam do szczęścia potrzebne od kołyski aż po grób: świeże żarełko roślinne, słoneczko, kontakt bosymi stopami z Matką Ziemią, czysta woda do picia, odpowiednia ilość snu i dużo miłości! 🙂
Pestka napisał(a):
Bardzo dziękuję. Pierwszy raz ktoś mi radzi zbadać poziom witaminy D 😁 a to ciekawe, oczywiście zbadam i wszystkiego innego też spróbuję. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Zbadaj koniecznie, Pestko, bowiem nie dalej jak parę dni temu jedna z czytelniczek napisała, że jej syn (lat 27) przez całe swoje życie borykał się z AZS dopóki nie zatankował witaminy D (jego poziom wynosił coś około 3 ng czyli tyle co nic). Zobacz tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/przedawkowac-witamine-d-jest-trudniej-niz-myslisz/#comment-60409
Daje do myślenia, prawda? 😉
Pestka napisał(a):
Oj daje. W ogóle odkąd tu trafiłam to tylko czytam i myślę 😃 jestem pełna podziwu dla Pani i mam nadzieję, że i ja w końcu znajdę sposób, by pomóc mojej córce.
Marlena napisał(a):
Na pewno tak będzie, powodzenia i dużo zdrowia życzę dla dzieciątka i dla Ciebie! 🙂
Pestka napisał(a):
Dziękuję. Również pozdrawiamy 😗
Anita napisał(a):
Polecam domowe mleko konopne na bazie łuskanych nasionek konopnych. Przepis jest taki, że do naczynia blendera wsypujemy 0,5 szklanki nasion, 1,5 szklanki wody filtrowanej, 2 świeże daktyle lub 1-2 łyżeczki syropu klonowego, 1/4 łyżeczki naturalnego ekstraktu wanilli, szczypta soli – całość blendujemy i otrzymujemy przepyszne mleko roślinne, odpowiednie dla wegetarian i wegan 🙂
MAGDA napisał(a):
Witam, czy jest tu ktos z doswidczeniem w diecie i postępowaniu przy AZS-roczne dziecko, karmione piersią, z rozszerzoną dietą. AZS zaatakowało Corkę po kuracji antybiotykim, wczesniej porblemow skornych nie bylo.
Nina napisał(a):
Droga Marleno,
Mam cukrzyce insulinozalezna od 20 lat, retinopatie a w ubieglym roku przyczepil sie do mnie ziarniniak obraczkowaty na wierzchu stopy. Czy wiesz moze cos na jego temat? Ja dowiedzialam sie tyle, ze raczej nie da sie wyleczyc, a jesli tak to na krotko i to sterydami, ale wraca. Czy moze to byc reakcja alergiczna na cos? A raczej nietolerancja pokarmowa? Nie odzywiam sie idealnie, ale generalnie tez nie najgorzej patrzac na to, czym aktualnie sie nas raczy w sklepach. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Nino, nie wiem czy da się wyleczyć ziarniniaka obrączkowatego, ale na pewno jest to choroba ZAPALNA skóry (dlatego podaje się sterydy, mające na krótko zmniejszyć stan zapalny). A jeśli jest to choroba o podłożu zapalnym, to jedynym wyjściem jest zmniejszyć stan zapalny w całym ustroju. I oczywiście nie lekami (bo takie „leczenie” ma krótkie nogi, naszego ciała nie da się oszukiwać w ten sposób). Trzeba usunąć przyczynę czyli stan zapalny. A przynajmniej zmniejszyć go w stopniu pozwalającym na odczuwalną poprawę samopoczucia, tutaj pisałam o tym: https://akademiawitalnosci.pl/tag/przewlekly-stan-zapalny/
Pierwsza rzecz to dieta, która musi być ANTYZAPALNA: nutritariańska (gęsta odżywczo, z maksymalną ilością składników odżywczych przypadających na każdą wkładaną do gęby kalorię) czyli obfitować w warzywa (szczególnie zielone), owoce (najgęstsze odżywczo i najbardziej antyzapalne są te ciemno wybarwione, jagodowe), rośliny strączkowe i pełnoziarniste – z pominięciem pokarmów PROZAPALNYCH (wszelka przetworzona sklepowa karma, mięso z wyjątkiem ryb, przemysłowy nabiał, rozmaite smażeniny, izolowane tłuszcze, cukier, przetworzone zboża, używki, alkohol).
To że coś jest w sklepie do kupienia nie oznacza jeszcze, że jest to coś służące naszemu zdrowiu. Niemal wszystko co znajduje się w sklepie zostało bowiem wyprodukowane z myślą o zysku producenta, a nie o zdrowiu tych co będą to jedli. Jedynym producentem żywności nie działających z chęci zysku jest Matka Natura i to z jej rąk powinniśmy spożywać pokarm – nieprzetworzony, tak jak Bozia go stworzyła. Wtedy żadne choroby nas nie dosięgną, a te których się dorobiliśmy mogą się cofnąć.
Oczywiście jak najbardziej nietolerancje pokarmowe mogą mieć wpływ na wzrost stanu zapalnego w organizmie i warto je sobie zbadać oraz odstawić problematyczne pokarmy.
Co do cukrzycy to polecam książkę napisaną przez lekarza (dr Joel Fuhrman) „Wylecz cukrzycę”, lekarz ten ma na swoim koncie wiele sukcesów w leczeniu pacjentów z cukrzycą – bez względu na stan zaawansowania oraz jej typ: u wielu udało się pozyskać całkowitą remisję, w przypadkach najtrudniejszych udało się natomiast zmniejszyć ilość insuliny do minimum i poprawić parametry fizjologiczne. U wszystkich zaś nastąpiło zmniejszenie ryzyka powikłań związanych z tą chorobą i poprawa jakości życia, co jest po prostu na wagę złota. Polecam lekturę!
krystynabozenna napisał(a):
Obecnie jest sezon na jabłka, będę miała ich bardzo dużo.
Czy mogę w diecie owocowo-warzywnej zastosowac sok z jabłek ?
W ilości np 1 l dziennie ?
Zamiast innych soków ?
Arbuz coraz droższy a jabłka za darmo. 🙂
Dziękuję Ci bardzo Marleno za Twój blog, bardzo wiele mi pomoglaś swoimi artykułami.
Pozdrawiam i serdeczności 🙂
Marlena napisał(a):
Chodzi o dietę dr Dąbrowskiej? Wydaje mi się, że z uwagi na IG raczej dużo tego soku jabłkowego nie będzie dobrym pomysłem podczas diety postnej.
krystynbozenna napisał(a):
Chodzi mi wejście na wyższy poziom tak jak piszesz w artykule.
Czy jeśli zrobię dietę tylko sokiem jabłkowym to będzie dobrze ?
Dlaczego arbuz jest lepszy ?
Dzięki Tobie jestem wegetarianką, dziękuję Ci bardzo ,
ale mimo wszystko przyplątało się zapalenie stawów.
Moja wina, wiem dlaczego.
Na razie nic mi nie pomaga.
Ani wit. B 3 brałam 1000 mg, boję się wiecej.
Stan stabilny ani lepiej ani gorzej,
nie chce ruszyć z miejsce we właściwą stronę,
czyli wyzdrowieć.
Doczytałam się w tym artykule,że muszę wskoczyć na wyższy poziom
i szukam rozwiązania, a że sok jabłkowy sam mi wchodzi w rękę, więc pytam.
Dieta owocowa ? Jabłkowa ?
Ile tego soku mogę wypić aby nie zaszkodzić sobie ?
Dzięki Twojemu blogowi mam dużą wiedzę,
ale wszystkiego nie wiem.
Suplementuję w tej chwili tylko wit. D 3.
Jem warzywa i owoce, strączkowe, orzechy…
Robię 1 raz w tygodniu post wodny.
Co tu można jeszcze zmienić lub dodać ?
Z artykułu wynika wejść na wyższy poziom 🙂
Marlena napisał(a):
Myślę, że zawsze można spróbować po kolei różnych metod, jak będzie działać to fajnie, a jak coś będzie się działo to przerwać. Sokiem raczej trudno sobie zrobić krzywdę (chyba, że ktoś ma cukrzycę).
krystynabozenna napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo za wszystkie rady . Czytam Twojego bloga, wyciągam wnioski
i jedno mi tylko przychodzi do głowy, że aby wyzdrowieć muszę podnieść odporność organizmu i pilnować tego co jem, a zdrowie samo przyjdzie 🙂
Najprawdopodobniej mam fibromialgię, wszystko na to wskazuje,
a więc brakuje mi serotoniny, potrzebny jest tryptofan w związku z tym.
Jeżeli mogłabyś doradzić co jeść ?
I co kupić ? 🙂
Lekarz rodzinna zgodziła się ,że to fibromialgia.
Trwa to już kilka miesięcy.
Jeszcze tylko wizyta u reumatologa dla upewnienia się.
Z lekarzami dobrze mi się współpracuje,
bo chyba potrafię z nimi rozmawiać 🙂
Jakoś tak nie lekceważą moich sugestii.
W ramach podnoszenia odporności kupiłam w Twoim sklepie Krople wit.D3 Forte.
W przeciągu 10 tygodni osiągnęłam 67 ng/ml od poziomu poniżej 10 ng/ml
cały czas je zażywam, tyle że teraz mniejszą dawkę.
Jak uzupełnić serotoninę w sposób naturalny ?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystko 🙂
Marlena napisał(a):
Serotonina produkowana jest w większości w jelitach, więc na jelitach należałoby się może skupić. Jak tam z mikrobiomem jelitowym? Trzeba go regularnie odżywiać kiszonkami i karmić dobrym błonnikiem.
Ponadto do prawidłowej syntezy serotoniny niezbędne są także: witamina B6, witamina C oraz magnez, dlatego też w menu trzeba uwzględnić również produkty bogate w te składniki. Pestki dyni, rozmaite nasiona i orzechy (sezam, słonecznik nerkowce itd.), kasza gryczana, banany, kakao.
Dbaj o dobry sen (pomocna może być melatonina, mamy w sklepiku bardzo dobrą od dra Jacobsa) i oczywiście ruch na świeżym powietrzu. Produkuj sobie endorfiny, ile wlezie! Oglądaj komedie, stare kabarety albo śmieszne filmiki na youtube, czytaj kawały, śmiej się do rozpuku, tańcz, chodź na spacery albo na rower, słuchaj dobrej muzyki wprawiającej w dobry nastrój, endorfiny to podstawa zdrowia. 🙂
krystynabozenna napisał(a):
Dziękuję Ci za wszystkie dobre rady , robię to wszystko , ale nietolerancja pokarmowa nie pozwala mi na jedzenie wszystkiego. Gdyby nie Twój blog , to nawet bym nie wiedziała ,że coś takiego istnieje i bym nadal się męczyła… Zrobiłam w styczniu i za głowę się złapałam, , mogę jeść tylko warzywa i owoce i mięso, reszty nie wolno…
Niesamowicie pomagają mi posty wodne, grypa w jeden dzień wyleczona, katar też w jeden dzień, zaskoczona jestem. na drugi dzień zostają tylko lekkie niedobitki chorobowe.
Post wodny świetnie reperuje jelita i żolądek , dosłownie czuję jak jestem reperowana :-)))
Owszem współpracuję z lekarzami , ale tylko na moich zasadach i oni już wiedzą o tym i zgadzają się ze mną. Mam wiedzę , wiem co mówię i dogadujemy się.
W związku z fibromialgią idę teraz do pani reumatolog , młoda i ponoć wyjątkowa. Myślę ,że się dogadamy 🙂
Namówiłam znajomą z Internetu by czytała Twojego bloga i skontaktowała się z Dr Ewą Dąbrowską, grozi jej stomia i lekarze leczą ją już 15 lat…
Ja się nie dam , mam być zdrowa i to jak najszybciej 🙂
A Tobie życzę, abyś żyła jak najdłużej 🙂