Większość chorób cywilizacyjnych gnębiących współczesne społeczeństwa, od alergii aż po nowotwory, ma związek z tlącym się w ustroju przewlekłym stanem zapalnym o niskim natężeniu.
Udowodnioną aktywność przeciwzapalną mają liczne związki pochodzenia roślinnego.
Dlatego nic dziwnego, że to właśnie głównie na roślinach (z niewielkim lub umiarkowanym dodatkiem produktów odzwierzęcych, a czasem i kompletnie bez ich dodatku) najzdrowsze i najdłużej żyjące populacje na naszej planecie opierają swoją dietę – na całym bogactwie tego, co ziemia dla nas hojnie rodzi.
Szczegółowo pisałam już na ten temat w artykule „Jak dożyć setki w pięknym stylu: lekcje długowieczności z Niebieskich Stref”. Dlaczego jedni dożywają późnych lat nie tknięci chorobami cywilizacyjnymi, a inni „sypią się” już wkrótce po przekroczeniu magicznej czterdziestki?
Dzisiaj jesteśmy już pewni, że to ma nie tyle wspólnego z genami, ile ze stylem życia – w tym odpowiednią dietą.
Taka ciekawostka przy okazji: badacze stwierdzili, że o osób otyłych niskotłuszczowa dieta odchudzająca w jednej grupie oraz w drugiej grupie dieta nie tylko niskotłuszczowa i ubogokaloryczna ale do tego jeszcze o niskim indeksie glikemicznym, spowodowała u tych osób podobny spadek masy ciała, jednakże poziom CRP (przypomnę: marker stanu zapalnego) obniżył się aż o 48% w grupie drugiej (czyli dieta w której brano pod uwagę również niski indeks glikemiczny pokarmów), zaś w grupie pierwszej (gdzie nie było ograniczeń co do IG pokarmów) spadek poziomu CRP wyniósł tylko marne 5%.
To między innymi dlatego dieta warzywno-owocowa opracowana przez dr Ewę Dąbrowską czy też antyzapalna dieta opracowana przez dra Ornisha powodują nie tylko spadek masy ciała u osób z nadwagą lub otyłością (tkanka tłuszczowa jak pamiętamy również ma swój niebagatelny udział w procesach zapalnych) ale też i jednoczesne obniżenie się poziomu markerów stanu zapalnego.
Dzięki temu chroniczne i hodowane latami dolegliwości związane z przewlekle tlącym się w ustroju stanem zapalnym zaczynają ustępować – są to takie przewlekłe i postępujące choroby jak miażdżyca, nadciśnienie, cukrzyca i inne niemiłe przypadłości (medycznie określane jako nieuleczalne, bowiem farmaceutycznego leku w rzeczy samej na nie nie ma).
Dietetycznym kluczem do gaszenia przewlekłego stanu zapalnego są zatem jak widać trzy czynniki zastosowane równocześnie: niski indeks/ładunek glikemiczny spożywanych pokarmów, jednoczesny dowóz dużej ilości zawartych w pokarmie roślinnym składników odżywczych o działaniu antyoksydacyjnym i przeciwzapalnym (witaminy, minerały, liczne fitozwiązki o udowodnionym działaniu przeciwzapalnym) oraz niskotłuszczowość lub czasem wręcz beztłuszczowość (zero dodanego tłuszczu terapeutycznie w przypadku osób chorych lub niewielka do umiarkowanej jego ilość dla osób zdrowych).
Jeśli chodzi o potrzebny nam tłuszcz, to nawet gdy zabraknie nam w domu oliwy nie mamy co panikować – natura zadbała o wszystko: każdy naturalny pokarm tak czy inaczej ma w sobie zawsze pewną ilość kwasów tłuszczowych. Nawet takie pokarmy, których byśmy o to nigdy nie podejrzewali, np. sałata, fasola, marchew, truskawki, banany, jabłka, kasza, grzyby itd.
Jak już pisałam w poprzednim artykule: najzdrowiej jest czerpać tłuszcz z zawierających go pokarmów spożywanych jako pokarm całościowy (pestki, nasiona, orzechy, oliwki, awokado), a to z tego powodu, że wyizolowane z nich oleje zawierają tylko jeden składnik (czyli sam czysty tłuszcz), podczas gdy całościowe pokarmy mają w sobie oprócz tego ukryte całe bogactwo dobroczynnych związków.
Najprostszym i najszybszym sposobem na zrobienie dressingu lub sosu o konsystencji przypominającej śmietanę lub majonez jest namoczenie nerkowców (przynajmniej na 2-3 godziny, ale można i na noc), następnie odsączenie ich i zmiksowanie mikserem na gładką pastę (na szklankę nerkowców dodajemy od 1/3 do 3/4 szklanki wody, w zależności od pożądanej gęstości sosu) i doprawienie ulubionymi przyprawami (sok z cytryny, odrobina soli, zmiażdżony czosnek, curry, sos sojowy lub tamari, musztarda, zioła itd.).
Za każdym razem możemy uzyskać z nerkowcowej bazy inny dressing.
Bardzo smaczny jest też sos sezamowo-pomarańczowy dra Fuhrmana: do blendera wrzucić i zmiksować razem obraną pomarańczę, garść nerkowców, garść nasion sezamu niełuskanego i po łyżce (lub więcej w zależności od naszych preferencji tudzież od słodkości aktualnie posiadanej przez nas pomarańczy) soku z cytryny oraz octu jabłkowego lub winnego.
Jeśli znudzą nam się sosy na bazie nerkowców możemy za radą dra Fuhrmana sięgnąć po orzechy włoskie: do blendera wrzucić i zmiksować razem 2 garście orzechów włoskich, dwie garście rodzynek, 4-5 łyżek octu winnego lub jabłkowego, łyżeczkę musztardy, ząbek czosnku, ok. pół szklanki wody, szczyptę tymianku.
Jak widać sałatki czy warzywa na parze niekoniecznie trzeba przyprawiać zawsze nieśmiertelną oliwą. A to, że sięgamy po nią to tak naprawdę tylko kwestia naszego przyzwyczajenia, idziemy tym samym trochę na łatwiznę. Zmiksowanie kilku składników trwa może nieco dłużej niż odkręcenie butelki z oliwą, ale za to korzyści zdrowotne są znacznie większe gdy jemy pokarmy całościowe – naprawdę warto.
Co zrobić aby pozbyć się fontanny chorób czyli przewlekłego stanu zapalnego?
Zacząć w końcu czynić w swoim stylu życia zmiany. Zmienić go jednym słowem z prozapalnego na antyzapalny. Im większe i głębsze będą owe zmiany, tym szybciej i skuteczniej będzie następowało wygaszanie procesów zapalnych. Wymieniłam już wcześniej w tym artykule czynniki sprzyjające powstawianiu ukrytego zapalenia.
Rzuć jednym słowem używki i niezdrowe napoje, zacznij się więcej ruszać (na początek może być nawet żwawy spacer), nie sięgaj „z przyzwyczajenia” bezmyślnie po leki (nawet te bez recepty), zacznij też uczyć się o tym jak radzić sobie ze stresem i przejąć nad nim kontrolę.
I najważniejsze: zacznij w końcu jeść prawdziwe jedzenie zamiast czegoś, co je tylko udaje. Jak rozpoznać prawdziwe jedzenie? Bardzo prosto: prawdziwe jedzenie produkuje natura, a nie człowiek.
Obficie następnie doprawiaj swoje jedzenie antyzapalnymi przyprawami, sięgnij po grzyby (również te lecznicze) i antyzapalnie działające nasiona i orzechy, a kawę, słodkie napoje i alkohol zamień na zielone soki i/lub koktajle oraz pełne antyutleniaczy ziołowe herbatki.
Podstawowy zielony sok wyciskany będący prawdziwą bombą witaminową to połączenie ogórka zielonego, zielonych liści (np. jarmuż, szpinak, sałata rzymska), dosmaczone dodatkiem 2-3 nóżek selera naciowego, jabłka, cytryny wraz ze skórką oraz plasterka imbiru. Nie tylko ładnie wygląda, ale i naprawdę nieźle smakuje.
Wyrzuć z domu wszystko co może działać prozapalnie i napełnij lodówkę i szafki antyzapalnymi specjałami. Ziemia je dla nas hojnie rodzi, właśnie po to aby nas ratować przed zgubnymi skutkami naszej głupoty, obżarstwa i łakomstwa.
Napoje gazowane, cukier i łakocie, margaryny, przetwory z oczyszczonej ludzką ręką białej mąki i rafinowane oleje roślinne „do smażenia” – to wszystko musi zniknąć z pola widzenia w twoim domu raz na zawsze.
Przeciwzapalnie działają: kwasy tłuszczowe Omega-3 (warzywa o ciemnozielonych liściach, siemię lniane, nasiona konopne, orzechy włoskie, nasiona chia, ryby i owoce morza) witaminy (z grupy B, C, D E, prowitamina A czyli beta-karoten), mikroelementy (cynk, magnez, selen) oraz liczne fitozwiązki i enzymy, które zawierają warzywa i owoce (m.in. wszystkie cytrusy, papaja, ananasy, truskawki, granaty, owoce jagodowe, seler, czerwona papryka, warzywa krzyżowe, warzywa zielonolistne, buraki, bataty, marchew itd.), nasiona i orzechy (m.in. orzechy włoskie, migdały, nasiona konopne, siemię lniane, ostropest plamisty, nasionka czarnuszki itd.), grzyby lecznicze (m.in. reishi, shiitake, maitake, kordyceps, soplówka jeżowata itd.), ale nawet skromna pieczarka czy boczniak są godne uwagi, o czym pisałam tutaj.
Dalej żywice (laubdanum czyli żywica czystka, mirra czyli żywica z balsamowca, kadzidło zwane olibanum czyli żywica z drzewa boswellia, skamieniała żywica czyli bursztyn), liczne zioła (m.in. rumianek, czystek, zielona herbata, lipa, mięta, pokrzywa, szałwia, czarci pazur, lapacho, dziurawiec, miodla indyjska, jiaogulan, żeń-szeń i wiele, wiele innych) oraz przyprawy (m.in. cynamon, goździki, oregano, korzennik lekarski czyli ziele angielskie, bazylia, kurkuma, kmin rzymski, imbir, czosnek, pieprz cayenne, kardamon itd.).
Tabelkę z najlepszymi przyprawowymi źródłami antyoksydantów przypominam poniżej:
Zwróćcie uwagę, że natura niczego nie zostawia przypadkowi, dba o nas latem i zimą. Latem gdy ziemia rodzi mnóstwo sezonowych warzyw i owoców smakują nam potrawy przyprawione świeżą bazylią, kolendrą czy miętą (średni potencjał antyoksydacyjny, resztę dostarcza nam pokarm świeży w postaci sezonowych owoców i warzyw) zaś zimą gdy sezonowych owoców i warzyw aż tyle nie mamy i ciężko jest z nich czerpać swoje antyutleniacze (bo jednak przetwory i mrożonki to takie nieco zubożone wersje) – chętnie zmieniamy przyprawy na cięższe (i o zdecydowanie wyższym potencjale antyoksydacyjnym) typu cynamon, goździki, imbir.
To właśnie zimą, a nie latem, smakują nam one najbardziej (grzaniec z goździkami i cynamonem, mocno doprawione pierniczki świąteczne, korzenna owsianka przyprawiona mielonym goździkiem i cynamonem itd.).
Najsilniejsze antyoksydacyjnie przyprawy czyli goździki i cynamon warto wykorzystywać w kuchni tam gdzie tylko się da (do napojów, do dań wytrawnych, do deserów), można stosować zarówno goździki czy laski cynamonu całe jak i zmielić w młynku do kawy i dodawać choćby szczyptę to tu, to tam.
Goździki są też świetne jako zdrowa „guma do żucia” (nie tylko przy bólu zęba, ale po prostu na co dzień), wspaniale odświeżają oddech, mają silne działanie antybakteryjne, antywirusowe, przeciwzapalne, przeciwnowotworowe i antygrzybicze.
O goździkach i ich prozdrowotnych właściwościach mówiłam też w podcaście (podcast Okiem Naturopaty odcinek 20: „Nawet nie wiesz co masz w kuchni!”).
Gorczyca to kolejny ciekawy temat: zazwyczaj wykonaną z niej musztardę kupujemy gotową (na etykiecie jednak na pierwszym miejscu znajduje się najczęściej nie gorczyca, a woda, ponadto kupne musztardy często zawierają cukier lub syrop fruktozowo-glukozowy), tymczasem wystarczy namoczyć ziarna gorczycy (białej lub mieszanej białej i czarnej) na noc, po czym zmielić je mikserem na pastę doprawiając według gustu (miód, sok z cytryny, ocet jabłkowy lub winny, chrzan – co kto lubi) i już mamy własną musztardę o wysokim potencjale antyoksydacyjnym.
Taka musztarda nie wymaga wiele pracy, niemal robi się sama, no i wiemy co jemy!
Infografika poniżej przypomni własności 7 super-przypraw, korzystajmy z nich obficie (kliknij obrazek aby powiększyć, następnie kliknij przycisk „wstecz” w swojej przeglądarce aby powrócić do artykułu):
Warzyw i owoców nie trzeba koniecznie obierać ze skórki, wystarczy je prawidłowo umyć i/lub wyszorować szczoteczką (np. do gotowania w zupie, do wyciskania z nich soku, do pieczenia itd.). Skórki i to co pod skórką często zawiera cenne substancje przeciwzapalne.
W owocach cytrusowych to nie miąższ jest najcenniejszy, ale to co w skórce oraz albedo, czyli ta biaława i lekko gorzkawa, gąbczasta wyściółka (znajdująca się tuż pod skórką), którą ludzie tak pieczołowicie oskubują, wyskubują i wyrzucają do śmietnika, podobnie jak pestki zawarte w owocach (jabłka, winogrona, morele, papaja itd.).
Hipokrates powiedział: „Niech pożywienie będzie Twoim lekarstwem”, ja dodam: „Niech pożywienie będzie też Twoim pierwszym i najważniejszym suplementem”!
Nie potrafię zrozumieć jak można jadać winogrona wyrzucając z nich drogocenne pestki (gdzie są duże ilości OPC, handlowa nazwa pycnogenol, silnych antyutleniaczy zwanych oligomerycznymi proantocyjanidynami, które wykazują kilkadziesiąt razy silniejszy efekt od witamin E i C wobec niektórych wolnych rodników) [1].
A co poniektórzy wyrzucają też nawet skórki winogron (i wraz z nimi cenny antyutleniacz resweratrol), a potem po latach takiej diety załamani lecą do apteki by kupować resweratrol i OPC za ciężkie pieniądze. Gdzie tutaj logika?
Jedząc morele czy jabłka też pestki najczęściej beztrosko wyrzucamy, a potem za ciężkie pieniądze kupujemy pestki moreli lub szukamy gdzie tu można kupić witaminę B17. Babcia miała rację gdy uczyła, że jabłka należy zjadać w całości, razem ze skórką i pestkami.
Pestki z papai lądują w naszym koszu na śmieci, podczas gdy z obłędem w oczach szukamy potem „czegoś na robaczycę”. A wystarczy nie wyrzucać pestek od papai, tylko je wysuszyć, zmielić w młynku do kawy i wymieszać z miodem.
Nie robię sobie żartów i nie jest to już tak do końca „medycyna ludowa” lecz poważna medycyna – nie leśni szamani lecz całkowicie poważni naukowcy postanowili sprawdzić ile jest prawdy w tradycyjnej i stosowanej od niepamiętnych czasów antyrobaczycowej miksturze (zmielone pestki papai zmieszane z miodem) i podawali dzieciom taką miksturę, dzięki czemu faktycznie odnieśli spory sukces w leczeniu zarobaczonych przewodów pokarmowych u dzieci.
Badanie zamieszczono tutaj: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17472487. Oczywiście pilotażowe, na małej grupce, robione krótko itd., ale skoro nie odnotowano żadnych negatywnych skutków takiej kuracji (a dodatkowo przyniosła ona mierzalne laboratoryjnie efekty), to nie należy jej odrzucać, lecz wypróbować – zanim sięgniemy po cięższe środki.
Podobnie antyrobaczycowe i antyzapalne działanie mają alkaloidy, które zawarte są w owocach granatu – nie tylko w pestkach, ale również w skórce [5], czyli czymś, co zwyczajowo ląduje w koszu na śmieci.
Dodam, że wysuszone zmielone pestki papai znakomicie zastępują też pieprz. Naukowcy stwierdzili, że pestki papai mogą działać zarówno terapeutycznie jak i profilaktycznie jeśli chodzi o robaczyce przewodu pokarmowego.
Nie wyrzucać zatem pestek z papai! Dobrze oczyścić, wysuszyć, zmielić w młynku do kawy i stosować w kuchni do potraw, zamiast pieprzu. Pestki winogron też można wysuszyć, zmielić i mamy własnej roboty suplement antyoksydacyjny z OPC zawsze pod ręką.
Niczego co nam daje natura nie warto wyrzucać, wszędzie gdzieś poukrywała dla nas drogocenne skarby, tylko aby je dojrzeć należy zdjąć sobie w końcu te klapki z oczu. 😉
Konsekwencja i kompleksowość to strategia sukcesu
Po latach dręczenia swojego organizmu wolnymi rodnikami nie wystarczy dodać sobie do diety łyżkę nasion lnu, jedną ziołową herbatkę czy przyprawę i zamiast łyżki surówki przy obiedzie łaskawie zjadać dwie.
Jedzenie to nie leki – to nie działa tak, że idąc na łatwiznę zaczniesz stosować jakąś jedną wybraną rzecz czy nawet kilka i będziesz liczyć na szybki cud. Bo ten raczej nie nastąpi.
Zmianę stylu życia, bycia i myślenia na antyzapalny należy przeprowadzić kompleksowo.
Liczy się całokształt. Raz, a dobrze lub metodą małych kroków jak kto woli. Główna zasada jednak brzmi (powtórzę, bo to ważne): im głębsze zmiany tym lepsze i bardziej zauważalne efekty.
Jeśli efekty są niesatysfakcjonujące, to należy pogłębić zmiany. I to nie tylko dietetyczne, bo nie samym chlebem przecież człowiek żyje. Nawet najlepsza dieta nie zastąpi ruchu (umiarkowanego, ponieważ zbyt intensywny działa z kolei prozapalnie), wypoczynku i dobrego snu, słońca, kontaktu z ziemią i w ogóle z naturą czy też pozytywnego podejścia do życia i do samego siebie (nawet wtedy, a w zasadzie szczególnie wtedy, gdy spotykają nas wyzwania).
I o tym zawsze warto pamiętać – cokolwiek nam nie dolega: jakość naszego życia nie składa się jedynie z diety.
Zdrowie to pożądany wynik naszych wielu drobnych codziennych życiowych nawyków, składających się na jedną wielką całość i uskutecznianych w trybie ciągłym. Piszę o tym dlatego, że dostaję codziennie listy zaczynające się od treści „cierpię na X (tu wstaw nazwę dolegliwości), biorę już witaminę X, Y oraz Z jak również jem siemię, ostropest (lub cokolwiek innego) i nie widzę satysfakcjonującej poprawy, co mam jeszcze zrobić?”.
Odpowiedź brzmi: spójrz na swój styl życia całościowo. Nie przez pryzmat jednej witaminy czy dwóch, nie przez pryzmat jednej czy dwóch dobroczynnych roślin dodanych do menu.
Chcesz zobaczyć rewolucyjne zmiany zdrowotne, to musisz zrobić życiową rewolucję i to pod każdym względem.
Pierwszym pytaniem jakie powinno się sobie zadać jest takie: co jestem w stanie zrobić aby wyzdrowieć?
Okazuje się, że większość ludzi bardzo owszem by chciała być zdrowymi ale… byle tylko nie zmieniając za wiele (najlepiej prawie nic) w swoim status quo i nie wychodząc broń Boże poza uświęconą strefę swojego komfortu, której będą bronić pazurami, na czym zresztą właśnie żeruje przemysł farmaceutyczny – nie tylko ludziom w potrzebie ale również leniwcom, głupcom i sybarytom podstawiając pod nos „pigułkę na wszystko” (i nie ma powodu by się za to na przemysł obruszać – ten towar jest produkowany w odpowiedzi na zapotrzebowanie konsumenta: szybko i łatwo pozbyć się symptomów, by dalej prowadzić dotychczasowy styl życia).
Najcięższym zadaniem nie jest wcale zmiana diety czy stylu życia, tylko zmiana swoich PRZEKONAŃ dotyczących diety i stylu życia. Dopiero po zmianie przekonań można przejść do budowania nowych nawyków.
Otrzymuję mnóstwo takich listów: chcę być zdrowy/a ale… nie mam jak zmienić np. diety bo… to i tamto. Bo ja nie mam czasu, bo ja nie lubię, bo ja sobie nie wyobrażam, bo warzywa i owoce to przecież przystawki, a nie posiłek, bo mieszkam z kimś tam, bo ja tak lubię (tu nazwa czegoś co mi NIE służy, no ale przecież ja tak ogromnie już od dzieciństwa to lubię!) i… dziesiątki jeszcze innych wymówek.
Najlepiej by było zjeść ciastko i mieć ciastko. Tego chce każdy, dopóki nie uświadomi sobie, że ciastko to nie jest jedzenie bo nie rośnie na drzewie.
To artefakt jedzenia, tak naprawdę, amerykanie mówią na to „fun food” albo „comfort food” – spożywamy dla frajdy i przyjemności albo gdy mamy zły humor.
Większość ludzi nie potrafi wyczuć różnicy pomiędzy jedzeniem budującym zdrowie, a jedzeniem spożywanym dla frajdy lub poprawienia sobie humoru. Najlepszą rzeczą na poprawę humoru jest tym czasem ruch, a nie jedzenie ciastek.
Gdy się ruszamy pracują nasze mięśnie, a gdy pracują nasze mięśnie produkowane są pewne białka, miokiny, [6] które mają działanie antyzapalne i poprawiając odporność wpływają na zmniejszenie zapadalności na wiele chorób, w tym również nowotwory.
Każdy z nas dostał więc już przy narodzeniu w prezencie od natury wbudowaną wewnętrzną cudowną fabryczkę antyzapalnych substancji, ale… powiedzmy sobie szczerze: jak często jesteśmy uprzejmi z niej korzystać?
Tam gdzie to możliwe ułatwiamy sobie na każdym kroku życie aby się, jak to mówią, jak najmniej spocić, a kolejne elektroniczne i szalenie nowoczesne gadżety bardzo nam to nieruchawe życie niestety ułatwiają. Tłumaczymy sobie korzystanie z nich brakiem czasu, podczas gdy nie zdajemy sobie sprawy, że tak naprawdę przypominamy kucharkę pracującą tępym nożem: ma ona tyle pracy, że nie ma czasu by ten tępy nóż naostrzyć.
Wbrew pozorom tępym nożem jest o wiele łatwiej się zaciąć przy krojeniu niż dobrze naostrzonym: nie tylko naostrzenie noża przyspieszyłoby więc kucharce wykonanie zadań (przez co miałaby więcej czasu, o którym tak marzy), ale i zminimalizowałoby ryzyko wypadku przy pracy i zrobienia sobie krzywdy.
Ale po co o tym myśleć, skoro można zastąpić myślenie wygodną mantrą: nie ma czasu, na nic nie ma czasu…
Oczywiście fajnie by było jakby z nieba spłynął jakiś zbawca i za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawił, że przeistoczymy się w krynicę witalności i przewlekłego zdrowia. Ot, tak.
Niestety zbawców nie ma.
Ci w białych fartuchach dość często (chcący lub nie) oszukują.
A ich magiczne pigułki z apteki często działają tylko na niby.
Trzeba zakasać rękawy i samemu zabrać się do pracy nad sobą – nie ma innego wyjścia. Bądź swoim własnym zbawcą!
Rozwiązanie jest bowiem w Tobie, nie leży nigdzie na zewnątrz ani nie zjawi się na białym koniu. Nikt Ci go nie dostarczy na złotej tacy.
Zdrowie jest jak pogoda – jest zawsze. Tylko, że o ile na pogodę wpływu za bardzo nie mamy, to zdrowie jest już wypadkową naszych działań i codziennych wyborów.
A te zależą od przekonań i nawyków.
Albert Einstein powiedział: „Definicją szaleństwa jest robienie cały czas tego samego i oczekiwanie za każdym razem innych rezultatów”.
Więc jeszcze raz powtórzę – pierwszym pytaniem jakie powinno się sobie zadać jest takie: co takiego jestem w stanie zrobić, zmienić aby wyzdrowieć?
Jeśli tylko drobne kosmetyczne zmiany, to i efekty będą drobne i kosmetyczne. Prawda bowiem jest taka, że im dalej decydujemy się odchodzić od naszej strefy komfortu, tym lepsze osiągamy wyniki.
Wiem, powtarzam się, ale chcę by to było jasne raz na zawsze. Niestety nie jestem już w stanie odpisywać na wszystkie listy i każdemu z osobna tłumaczyć na co powinien zwrócić uwagę.
Warto usiąść i wypisać sobie na przykład:
10 rzeczy, które przestanę sobie robić już dziś
10 rzeczy, które już dzisiaj wywalę z hukiem z domu
10 rzeczy, które staną się od teraz moim nowym zdrowym nawykiem
…i tak dalej. Za trudno 10 rzeczy? Wypisz trzy. Wypisz pięć albo siedem. Tyle wypisz, ile na pewno za jednym razem jesteś w stanie ogarnąć.
To jest teraz twój plan. A jak bardzo się tego planu będziesz trzymać to już zależy od Ciebie.
Niektórzy kończą tylko na spisaniu planu, ale nie przechodzą do działania. A czas mija… Inni się załamują przy pierwszych oznakach kryzysu ozdrowieńczego.
Inni jeszcze są tak uzależnieni od cukru, soli, tłuszczu, pszenicy, kawy, mięsa czy nabiału, że nie są w stanie pokonać swoich uzależnień i dlatego odkładają trudniejsze kroki na później, czyli „na święty nigdy”.
Jeszcze inni koncentrują się jedynie na diecie, ale nic nie zmieniają w pozostałych nawykach i dziedzinach swojego życia, zupełnie tak jakby składali się jedynie z przewodu pokarmowego.
Polecam prowadzić dziennik zdrowia, gdzie zapisujemy nie tylko to co spożywamy (w jaki sposób zostało zrobione i z czego), ile wody pijemy, ale też ile i jak śpimy, jaki mamy nastrój, ile mieliśmy dzisiaj czynników stresotwórczych i jak bardzo udało nam się nad nimi zapanować, ile czasu poświęciliśmy na aktywność ruchową i jaką, jak ciało zareagowało na nią itd.
Taki dziennik zdrowia uczy nas przede wszystkim świadomie obserwować nasze ciało pod każdym względem, zwracać uwagę na płynące z niego sygnały, bardzo też pomaga w kontrolowaniu wprowadzanych zmian, obserwowaniu efektów, cieszeniu się nimi i mobilizowaniu się do dalszej pracy nad swoimi nowymi nawykami.
Pozwoli nam ponadto zapanować nad drobiazgami, które jakże często ulatują z pamięci, a sukces właśnie z rozmaitych drobiazgów się składa.
Czy trudno jest dokonać zmian? Poczucie dyskomfortu pojawi się na samym początku, ale warto nad nim zapanować, ponieważ na końcu tej drogi czeka nas cenna nagroda, którą jest powrót zdrowia i znakomitego samopoczucia.
To, że lubimy jeść niezdrowe rzeczy nie oznacza przecież, że urodziliśmy się z takimi preferencjami.
My po prostu nauczyliśmy się (lub przez rodziców i społeczeństwo zostaliśmy nauczeni) je lubić.
I tak samo możemy nauczyć się lubić rzeczy zdrowe i naszemu zdrowiu służące (w tym względzie nie ma co oglądać się na społeczeństwo, a jeśli jesteśmy już dorośli, to na rodziców też nie ma co liczyć).
Już po kilku, kilkunastu tygodniach konsekwentnego trzymania się planu zauważymy, że polubiliśmy nasz nowy styl życia i nasze nowe jedzenie i czujemy się z nim lepiej, a wtedy w żadnym wypadku nie będziemy chcieli wracać do poprzedniego, który nas przyprawił jedynie o niedomagania, cierpienie, ból i zgryzotę.
Każdy z nas ma wybór.
Każdy z nas otrzymał na własność tylko jedno ciało, aczkolwiek nie dostał ani części zapasowych ani instrukcji obsługi.
Każdy jednak może stać się swoim najlepszym przyjacielem i zadbać o własne życie – każdy dzień zaczyna się codziennie od nowa i jest nową i niepowtarzalną okazją do budowania nowego i zdrowego życia.
Nie warto żadnej z tych okazji marnować!
Pomocne linki:
1. Proantocyjanidyny (OPC) w pestkach winogron https://www.solgar.pl/wiedza/leksykon/pestki-winogron
2. Antyzapalne właściwości żywicy mirra: https://rozanski.li/447/mirra-olejek-mirrowy-myrrhae-oleum-myrrhae/
3. Antyzapalne właściwości żywicy olibanum: https://rozanski.li/1240/boswellia-i-olibanum-w-medycynie-ajurwedyjskiej-i-europejskiej-boswellia-w-medycynie-sportowej/
4. Własności zdrowotne grzybów shiitake: https://rozanski.li/2330/twardziak-japonski-lentinus-edodes-czyli-shiitake-shi-ta-ke/
5. Własności zdrowotne granatu: https://rozanski.li/4268/pelletieryna-w-granatowcu-wlasciwym-punica-granatum-l-jako-lek-przeciwpasozytniczy-proste-otrzymywanie-frakcji-alkaloidowej-z-granatowca-wlasciwego-wspomnienie-koniiny-z-conium-maculatum-l/
6. „Czy wiesz, że twój tłuszcz ma swój rozum?” https://bieganie.pl/zdrowie/czy-wiesz-ze-twoj-tluszcz-ma-swoj-rozum/
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Janek napisał(a):
Witaj Marleno.
Czy witamina D (opis na pudełko witamina D forte 2000 j.m.) to to samo co witamina D3? Czy to jakaś inna witamina albo zbiór witamin? Czy można ja brac i efekt będzie taki jak D3?
Świetny tekst 🙂
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Witamina D może występować w dwóch formach: jako prowitamina (D2, ergokalcyferol) albo jako witamina (D3, cholecalcyferol), na opakowaniu powinna być podana nazwa związku.
Anna Maria napisał(a):
A co pani sądzi o pestkach avocado? Czy one też zawierają coś doobrego co można by wykorzystac?
kasia napisał(a):
Pani Marleno,
A jaka jest Pani opinia na temat laktoferryny. Chciałabym podawać dziecku „na odporność”.
Marlena napisał(a):
Nie wiem niestety nic o niej, nie stosuję laktoferyny na odporność i nie mam z nią żadnych doświadczeń. Mogę polecić to co się sprawdza w mojej rodzinie: naturalna żywność pochodzenia głównie roślinnego (w tym codzienne soki warzywne świeżo wyciskane), kontakt ze słońcem (witamina D zimą jako suplement), w razie pierwszych oznak infekcji suplementacja witaminą C do nasycenia.
Kate napisał(a):
A jakies rozwiazanie przy boreliozie? Przewleklej, chronicznej, ktora pojawila sie mimo zdrowej diety, ruchu etc.
Karola napisał(a):
W przypadku boreliozy może warto zapoznać się z metodą opisaną tutaj
OlaGS napisał(a):
Dziekuję za świetny tekst przominający. Tak bardzo tego teraz potrzebowałam. Pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, OlaGS, że artykuł jest dla Ciebie użyteczny! Pozdrawiam ciepło życząc powrotu do zdrowia 🙂
Monia napisał(a):
Pani Marleno takie małe pytanie- syn złamał rękę, czy jest jakaś suplementacja która mogłaby być pomocna w tej sytuacji i wpłynęłaby na szybsze gojenie? Pozdrawiam cieplutko 🙂
Marlena napisał(a):
Na pewno witamina C, bez niej nie wytworzy się kolagen.
kowalus napisał(a):
sporszkowane skorupki jajek?
anka napisał(a):
Witaj Marlenko….bardzo dziękuje Ci za każdy tekst, który zamieszczasz na swoim blogu, wspaniale się je czyta. Jesteś dla mnie inspiracją do zmian i cieszę się, że trafiłam na Twój blog, że w końcu ktoś uświadomił mnie ile błędów żywieniowych popełniamy. Tego nigdzie nie uczą … a szkoda…. Już jakiś czas czytam twoje posty i zaczynam zmieniać nawyki żywieniowe mojej rodziny. Jest to trochę walka, ale mam nadzieję, że wygramy. Chciałabym prosić Cię o wyjaśnienie tego , że intensywne uprawianie sportu działa prozapalnie. Jesteśmy aktywną rodzinką, dla mnie dzień bez ruchu to dzień stracony. Moje codzienne treningi są raczej intensywne… godzina biegu albo 3 godziny intensywnego pedałowania po górach. …..nie chcę rezygnować z tych form aktywności (są dla mnie antydepresantem ), ale boję się że mogę sobie zaszkodzić ( dotychczas suplementowałam się witaminami w tabletkach z marnym skutkiem, raczej ciągle walczę z niedoborami magnezu, żelaza, potasu)…. jak Twoim zdaniem mogę zniwelować te procesy prozapalne przy uprawianiu sportu i czy wystarczy zdrowe jedzenie by dostarczyć organizmowi wszystkich witamin? Co sadzisz na ten temat ….
dziękuję 🙂
Marlena napisał(a):
Trudno mi coś doradzić, ponieważ sama nie mam tego typu doświadczeń, moja aktywność jest umiarkowana. Myślę, że mogłoby być w przypadku intensywnej aktywności pomocne wprowadzenie do menu regularnego spożywania bomb witaminowo-minerałowych tzn. świeżo wyciskanych soków (mieszane, 80% warzywa+20% owoce) oraz zielonych koktajli (jest tam pełno magnezu, potasu i żelaza, które mimo tego, że niehemowe, to dzięki obecności witaminy C przyzwoicie się wchłania).
Gaja napisał(a):
Trochę późno poszłam po rozum do głowy i rozpoczęłam wprowadzanie zdrowych nawyków – dzieci zdążyły się wychować w atmosferze „rozpasanego konsumpcjonizmu” i zmiana przeze mnie stylu życia została przez moje nastolatki odebrana jako dziwaczenie, tym bardziej, że koledzy również hołdowali frytkom, hamburgerom i coli. Lepiej dawać dobry przykład dzieciom od samego początku, wtedy pojawi się szansa na wychowanie ludzi mających zdrowe nawyki we krwi, bo przysłowie czym skorupka zamłodu nasiąknie to prawda. Później to już tylko załamanie zdrowia może „nawrócić” na wlaściwą drogę.
Od ok. dwudziestu lat miałam problemy ze stanami zapalnymi zatok, antybiotyki były niezbędne tak ze dwa razy w roku. Teraz zatoki jeszcze nie do końca wydobrzały, ale jest coraz lepiej i nie muszę się uciekać do tej ostatecznej metody. Jeszcze wspomnę o goździkach – od półtora roku żuję zamiast gumy do żucia, są świetne na gardło, wcześniej ciągle „pochrząkiwałam” (też z powodu zatok), po goździkach to ustaje.
Gaja napisał(a):
Żuję goździki zamiast gumy do żucia od półtora roku i jestem zachwycona ich działaniem. Wiele razy uratowały mnie przed chorobą gardła, odporność też mi wzrosła. Próbowałam zaszczepić tę metodę wśród znajomych i z przykrością stwierdzam, że wszyscy dookoła wolą leki z apteki i nie wiem, czy nie uważają mnie za dziwaczkę… 😉
ZChajzer napisał(a):
Witam 🙂 jako że przeczytałem już chyba większość artykułów na stronie a nurtuje mnie Twoja opinia na jeden temat – zadam to pytanie tutaj. Z tego co wywnioskowałem odrzucasz jedzenie mięsa, co natomiast z owocami morza, rybami itp. Jak zapatrujesz się np. na makrelę wędzoną, rybę z piekarnika czy na parze. Przy okazji muszę podziękować za udostępnienie tylu wartościowych treści w przystępnej formie – Twój blog przekonał mnie do zmiany stylu życia – zaczynając od diety. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Ryby (ponieważ mają więcej B12 niż mięso) okazjonalnie jadam, w miarę możności unikając ryb wędzonych i preferując świeże + stawiając te żyjące w warunkach naturalnych ponad te hodowlane + wybierając mniejsze okazy (mniej zanieczyszczeń środowiskowych zdążyły wchłonąć) ponad te większe.
adrian napisał(a):
Pani Marleno,czy mogłaby Pani powiedzieć jak rozpoznać reakcję dziecka na histaminę? Ponieważ po zjedzeniu kiszonek i pomidorów ale również innych produktów w ciągu dnia córka dostała wieczorem czerwonych miejsc na skórze i zaczęło lecieć jej z nosa i wydawała sie ospała.A może to zbieg okoliczności. Myślałem, że kiszonki są bezpieczne. Ale naczytałem się różnych rzeczy w internecie i nie wiem co mam mysleć.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Generalnie kiszonki są bezpieczne, ale u niektórych owszem mogą wywołać różne reakcje, czy to związane z histaminą czy to rewolucje jelitowe z powodu dużej ilości dobroczynnych laktobakterii. Jeśli chodzi o reakcje histaminowe to mogą mieć one różne przyczyny (czy dziecko brało ostatnio np. antybiotyki?).
Asia napisał(a):
Bardzo chciałabym zacząć stosować wszystkie powyższe zasady, ale karmię piersią. Mogę?
Marlena napisał(a):
Możesz, ale wydaje mi się, że najrozsądniej będzie zawsze swoje posunięcia konsultować z lekarzem gdy karmi się piersią.
Mama napisał(a):
Marlenko artykuł przeczytałam naładowałam się jak zawsze. I potwierdza się to co piszesz, praktycznie codziennie pijemy te soki zielone naprzemiennie z marchewkowym i powiem ci, że kładę się do łóżka i nie czuję ciężaru nóg, dłużej mogę coś w domu porobić bo stoję na nogach, ból mija. Przerzuciłam się też na owsiankę na wodzie, nie powiem ze jest pyszna ale ujdzie, nie powiem też że głodu nie czuję pół dnia, bo jak zazwyczaj muszę drugie śniadanie zjeść o 10 a owsiankę jadam przed 7. Ale ogólnie czuję się lepiej, jedyne co to się wystraszyłam bo momentami mnie kuje w klatce, nie wiem co to jest poboli poboli i przechodzi, mam nadzieję, ze to nic z sercem.
Ale miałam moment zwątpienia, kiedy obaj synowie sie pochorowali do tego mąż zaczął stenkać na gardło, powiedzieli, że nie chcą moich soków bo tylko gorzej jest, ojj sama miałam chwilę zwątpienia czy faktycznie to momaga bo w moim domu jest coraz gorzej. Ale soki pijemy do dziś, do tego walczę o odbudowę flory mojego syna po 3 antybiotykach, codziennie aktimel, codziennie multilak, do tego zakwas buraczany wpychany choćby nie wiem co i pierwszy raz zrobiłam rejuvelac, wszyscy krzyczą mnie też nie smakuje ale dwie łyżki każdy ma połkąć, do tego syrok z miodu czosnku kurkumy cytryny i chili wyczytany u A, Maciąg, dzięki tobie, i mam nadzieję, że mi się uda.
Jedyne co muszę się przyznać nie umię nie potrafię radzić sobie ze stresem, do tego jestem tak nerwowa, krzykliwa, ze teraz to widzę nie umię spokojnie do dzieci powiedzieć bo oni nie reagują dopiero jak krzyknę i nauczyłam się krzyczeć, gdzie pod koniec dnia brzuch mam taki obolały. Stres mnie zżera i wiem łatwo się mówi nie denerwuj się ale tyle stresujących sie rzeczy teraz dzieje, jedna to ciągnąca się i jeszcze końca nie widać, ze wiem że stres mnie zniszczy i przyznaję się nie umiem, tak jak ty piszesz zapanować nad tym stresem, to jest właśnie ból. Bo kiedyś zaobserwowałam po strasznie stresującym dniu nie mogłam nic w domu zrobić nic mi nie wychodziło a do tego własnie bolały mnie nogi, brzuch, wszystko mi się działo i w końcu poszłam spać, często tak mam. Wiem że nikt z nikogo się nie nauczy opanowania ale podpowiedź coś mądrego co mogę zacząć robić. Kiedys to myślałam no stres raz jest raz nie ma, a teraz to takie życie że wszyscy mamy stresujący, nie miałam pojęcia że trzeba z tym walczyć, tylko myślałam jest i tak musi być takie życie, teraz musze z tym walczyć.
Jeszcze jedno pytanie czy gra w piłkę nożną będzie traktowana jako sport już zakwaszający czy nie. Chodzi o mecze, treningi?
Dziś zapadła decyzja że młodszemu wycinają migdała jednak, nie wiem czy jest się czym chwalić czy nie. Sama nie wiem co lepsze. Ale strasznie chrapie w nocy, furczy no i często rano nazbierane flegmy ma tyle że zanim pójdziemy do przedszkola to przy odkaszlaniu zwróci śniadanie, już nie mam siły, ciągle nerwowo od samego rana. Ale odziwo tydzień się kończy dziecko nadal chodzi do przedszkola, uważam to za sukces, wiem ze większość mnie nie zrozumie ale ja ogromnie się cieszę.
pozdrawiam i dziękuję.
Jimmi napisał(a):
Ma ktoś pomysł co zrobić żeby przytyć 🙂 Mam 190cm wzrostu i ważę 72kg, nie wiem czy to kwestia wyłącznie odżywiania czy coś jest w środku „nie tak”. Od kilku tygodni wdrażam stopniowo zdrowe odżywianie naturalnym jedzeniem, poprawy wagi na razie brak, a raczej dalej spada. Kolejne pytanie to kwestia ilości, jem duże śniadanie z warzyw plus jakiś owoc i po 3 godzinach jestem już głodny. Czy to kwestia tylko kalorii czy jedzenie produktów które mają więcej punktów w skali ANDI coś pomoże?
Marleno, dziękuję za twoją stronę, jest niesamowita 🙂
Marlena napisał(a):
Jimmi, są dwa sposoby: dopracować się tkanki tłuszczowej lub tkanki mięśniowej.
Aldona napisał(a):
Marleno, czy jeśli chodzi o sok z marchwi, to Ty korzystasz z warzyw ekologicznych ? Ja marchew niestety kupuję w zwykłych marketach, bo do ekologicznej nie mam dostępu. Chciałabym robić taki sok synowi regularnie, a obawiam się, że ilość pestycydów jest w niej wtedy spora. Czytałam bowiem, że marchew bardzo chłonie szkodliwe składniki. Kiedyś nie miałaś dostępu do żywności ekologicznej, a jak dziś sobie radzisz? Trochę boję się tej marchwi z supermarketów. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Jeśli się uda zdobyć (rzadko kiedy) eko to kupuję. Jeśli nie – biorę to co jest i myję moim sposobem (kąpiel kwasowa + kąpiel zasadowa). Nie tylko mam się dobrze, ale wręcz coraz lepiej (ale tylko gdy piję soki, bo jak sobie odpuszczam to niestety wyczuwam różnicę samopoczucia, więc od razu wracam na dobre tory).
Pewna pisarka amerykańska, Ann Cameron pozbyła się raka z przerzutami pijąc sok ze zwykłej sklepowej marchwi bo do eko nie miała dostępu (przed każdym posiłkiem 1 szklankę, razem 5 szklanek dziennie świeżo wyciskanego soku z nieobranej, tylko dobrze umytej marchwi), zajęło jej to 8 miesięcy, po czym opisała to doświadczenie w książce: „Curing cancer with carrots” – nie jest tak źle z tą sklepową marchwią i nie taka ona straszna jak ją malują moim zdaniem. Ale nie ulega wątpliwości, że eko jest najlepszym wyborem.
Mama napisał(a):
Teraz to chyba pisze do ciebie, żeby się wypłakać. Wczoraj cieszyłam się z tygodnia przechodzonego przez dziecko do przedszkola a właśnie dzisiaj juz radość prysła, bo zadzwoniła o 10 przedszkolanka, żeby odebrać syna bo ma gorączkę ponad 38 stopni i źle wygląda, oczywiście popuchnięty na twarzy, pewnie znowu zatoki. Jeszcze tak pomyślałam czy to czasem nie przez rejuvelak, bo tak dziwnie smakuje, sama nie mogę tego przełknąć, a w tym tygodniu tylko to wprowadziłam nowego i pomyślałam ze może gorączkuje od żołądka, już sama nie wiem. A tak się wczoraj chwaliła, cieszyłam niby nie wiadomo czym ktoś by pomyślał.
Marlenko wiesz już mniej więcej co podaję dziecku czy mogłabyś podpowiedzieć co można z tymi zatokami robić, jakieś inhalacje, jakieś krople do nosa, co poradzisz?
Jeszcze pytanie czy z nektarynek czy brzoskwiń pestkę też warto jeść, niekiedy te osłonki są spękane i widać pestkę, czy to jest jadalne?
luckyja napisał(a):
Zakraplaj mu sól fizjologiczną z kroplą lub kilkoma kroplami wody utlenionej do nosa
też mama napisał(a):
Mama, uważam że powinnaś odrobaczyć swoje dziecko. jest wielce prawdopodobne, że po prostu ma robaki. ja też bardzo często chorowałam na zatoki. wystarczyło, że wyszłam na balkon i był wiatr, a już byłam chora. Odkąd przeprowadziłam kurację przeciw pasożytniczą nie choruję na zatoki i nie przeziębiam się. przestałam chodzić do lekarzy, bo nie mam takiej potrzeby. Pasożyty są przyczyną wielu chorób o czym się prawie nie mówi. U dzieci w wieku przedszkolnym jest to prawie standard, biorąc pod uwagę jak kiepsko odżywia się dzieci w takich skupiskach. Znam tylko jedno dziecko, które nie choruje w przedszkolu, dziewczynka jest wegetarianką od urodzenia i mama nosi jej swoje jedzenie do przedszkola. Życzę Ci wytrwałości, doskonale Cię rozumiem, ponieważ sama przez to przeszłam.
Anna Maria napisał(a):
@Mama; czy sprawdziłaś dziecku poziom D3?
Ma też zniszczoną flore jelitową więc dawaj dużo probiotyków i mnóstwo soków wyciskanych (zawsze!) i poczytaj o budowaniu odpornosci.
To co dziecko je w przedszkolu to tez pewnie koszmar….
Ale walcz dalej i zobaczysz rezultaty na pewno!!!
Mama napisał(a):
Anna Maria pięknie ci dziękuję za odpowiedź i podpowiedź. Marlenka najwidoczniej ma mnie już dość, bo się nie odzywa, zresztą kto by chciał dołować się jeszcze czyimiś problemami. Poczytam w internecie jak się to mierzy poziom D3, tak samo może zrobię test na nietolerancję tylko kompletnie nie wiem jak i gdzie to się robi, ale poszperam. No i nie poddam się, soki chce i muszę robić to pewne. Dzięki jeszcze raz, zawsze jakiekolwiek dobre słowo czy chęć pomocy dodaje sił.
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Nie odzywam się ponieważ wszystko co chciałabyś wiedzieć już jest na tej witrynie, a nie chcę się powtarzać – odnośnie witaminy D również. Zakładam, że umiesz szukać (w razie czego podpowiem: lista tagów znajduje się po lewej stronie witryny, wejdź proszę w link „witamina D”). Nie ma z tym nic wspólnego dołowanie się, bo dziennie otrzymuję tyle listów z prośbą o pomoc, że musiałabym już dawno chyba wylądować na reanimacji gdybym miała brać na swoje barki odpowiedzialność za zdrowie wszystkich tych osób. 😉 Zresztą nawet lekarz tego nie robi – nikt nie weźmie za kogoś odpowiedzialności za jego zdrowie czy zdrowie jego dzieci. Jedyne co może zrobić to postarać się pomóc. Ja całe szczęście lekarzem nie jestem, dzielę się z użytkownikami wiedzą i informacją, reszta należy do czytelnika aby ją chciał wykorzystać z korzyścią dla siebie.
Test na nietolerancje można zrobić samemu w domu zaopatrując się w test o nazwie „Food Detective”.
Jeśli mały jest w przedszkolu to może jednak być ciężko upilnować mu dietę, bo w takich placówkach z lubością futrują dzieci przetworzonym krowim mlekiem, oczyszczoną pszenicą i rafinowanym cukrem. Czyli samo (nie)zdrowie! 🙁
Paleożerka napisał(a):
Zgadzam się w większości, tylko nie ze stwierdzeniem, że dieta winna być niskotłuszczowa i bezmięsna. To również składniki pochodzące z natury i to również, jak to ładnie zostało napisane, prawdziwe jedzenie. Mój styl jedzenia po części pokrywa się z tym, co Pani napisała, ale mimo spożywania mięsa, podrobów, sporej ilości tłuszczów odzwierzęcych i niektórych roślinnych ( oliwa, olej lniany), czuję się świetnie, a jedząc do syta straciłam pociążową nadwagę. Wyniki mam bardzo dobre, samopoczucie też. Niech każdy z nas słucha rad dobry i mądrych ludzi jak Pani, ale też niech przede wszystkim słucha własnego organizmu i według jego wskazówek szuka tego, co dla niego najlepsze. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Na blogu przedstawiam głównie to, co jest poparte badaniami i stosowane w lecznictwie (w USA już oficjalnie czyli na koszt ichniego NFZ, u nas jeszcze „pokątnie”, czyli na koszt własny). Dieta niskotłuszczowa (oparta na całościowych naturalnych produktach o niskim IG) jest stosowana klinicznie i ma udowodnioną skuteczność – sprawdza się w przypadku chorób cywilizacyjnych, a wysokotłuszczowa nie była pod tym kątem tak dokładnie badana ani nie jest stosowana do tych celów (choć również ma ona swoje medyczne zastosowanie np. w leczeniu padaczki). Mechanizm obydwu jest różny i nie ma co porównywać. Schudnąć można na każdej diecie (tłuszczowej czy węglowodanowej, jedząc sam smalec bez ziemniaków czy też jedząc same ziemniaki bez tłuszczu), ale nie o to w tym artykule chodziło.
Jadwiga napisał(a):
Witam !!!!!
Mam na imię Jadwiga, ze względów zdrowotnych ( poważne problemy miażdżycowe ) szukam diety, która pomogłaby mi w tym schorzeniu. Od jakiegoś czasu czytam o diecie paleo, w internecie, kupiłam książki. Mam zamęt w głowie. Tak bardzo potrzebuję rozmowy. Odezwij proszę, może najpierw na emaila. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dieta paleo nie jest naukowo udowodniona na miażdżycę. Jeśli ma być skuteczna czyli naukowo udowodniona, to polecam książki tych oto lekarzy:
https://akademiawitalnosci.pl/dr-caldwell-b-esselstyn-chron-i-lecz-swoje-serce-naukowo-udowodniona-dieta-ktora-wydluzy-twoje-zycie/
oraz
https://akademiawitalnosci.pl/dean-ornish-spektrum/
Janek napisał(a):
Witaj Marleno
Czy po dosyć sporej dawce witaminy C buforowanej (7 cykli x 20 minut x 2 gramy dawka) mogą pobolewać nerki?
Pozdrawiam
J.
Janek napisał(a):
Zapomniałem jeszcze spytać o tzw. „efekt po” użyciu większej dawki wit. C. W moim przypadku to rozregulowane jelita i to na dwa dni… Czy to normalne?
J.
Marlena napisał(a):
Tu przeczytasz na ten temat: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/
Marlena napisał(a):
Wiele lat temu pewien lekarz w Kanadzie, dr W. McCormick miał w prowincji Ontario swoje słynne sanitarium, gdzie przyjeżdżali pacjenci leczyć swoje kamienie nerkowe witaminą C. Wyjeżdżali stamtąd wolni od choroby. Jeśli masz „coś” (piasek, kamień) w nerkach to być może akurat się rozpuszcza. W razie wątpliwości po prostu odwiedź lekarza.
Janka napisał(a):
Droga Marleno ..proszę poradź coś …co jakiś czas mam problemy w tzw „miejscach kobiecych” badania wykazały stany zapalne bakteryjno – grzybicze. Nie jest to bardzo uporczywe jak kiedyś, kiedy ból był duży ..teraz to jakby pojawia się i znika – jeden dzień trochę swędzi potem samo się leczy..i tak juz od dwóch miesięcy..Robiłam post daniela przez 14 dni i właśnie po nim przez jakiś czas był spokój ale teraz znowu wróciło jakby w słabszej wersji.. Zamierzam jeszcze raz zrobić post ale trochę obawiam się o jakość warzyw i owoców. Przedtem miałam dużo swoich..może znasz kogos, kto sobie z tym poradził a może czytalnicy mają doświadczenie to proszę o wskazówki..dodam, że Twoje wskazówki stosuję od roku i moja rodzina cudownie się czuje 🙂 tylko ja mimo chyba największego zdrowego odżywiania nie mogę zwalczyć tej jednej rzeczy..poza tym czuję się super..wyleczyłam dzięki Tobie małą łuszczycę, dermatologiczne problemy u mojego syna i córki i nadciśnienie u męża . pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Janko, może powinnaś wypróbować sposób o jakim kiedyś wspominała dr Dąbrowska na wykładzie: beznadziejny przypadek pacjentki z nawracającymi infekcjami dróg rodnych, gdzie nic nie pomagało i lekarze postawili krzyżyk – ona sobie sama wyleczyła pijąc każdego dnia sok z kiszonek (z ogórków, z tego co pamiętam, ale nie ma znaczenia z jakich warzyw). Infekcje nigdy już nie wróciły.
Janek napisał(a):
Marleno zaciekawił mnie temat odrabaczania, bo planujemy dzieci profilaktycznie odrobaczyć.Jak myślisz ile tych zmielonych pestek papai z miodem dzieciom dawać i jak długo?
Marlena napisał(a):
W badaniu podawano 4 g zmielonych pestek papai połączone z 20 ml miodu, trwało ono 7 dni.
Asia napisał(a):
Marleno, gdy byłam na „niezdrowej” diecie to wyniki miałam zawsze bardzo dobre, a teraz gdy zdrowo się odżywiam mam podwyższone żelazo a żadnych suplementów z żelazem nie biorę. PH moczu też mam podwyższone norma to 5 – 7 a ja mam 8, ciężar właściwy moczu poniżej normy. I co Ty na to ?
Marlena napisał(a):
Witamina C pozwala na zwiększoną absorpcję żelaza, dlatego jeśli jemy dużo warzyw i owoców to żelazo idzie w górę. Nie tylko od mięsa idzie w górę. Od warzyw też, ale inny jest mechanizm tego zjawiska. Co do reszty Twoich wątpliwości to powinnaś wyjaśnić z lekarzem jeśli Cię to niepokoi lub skonsultować z dietetykiem – być może popełniasz błędy dietetyczne. A być może przyczyna jest pozadietetyczna – nie składamy się tylko w przewodu pokarmowego 😉
Asiaa napisał(a):
Zastanawiam się, czy wszystkie stany zapalne można złagodzić|wyleczyć dzięki odpowiedniej diecie? Pytam, bo od kilku tygodni cierpię na zapalenie mięśni szyi.
Aldona napisał(a):
Marleno, ja jeszcze w kwestii soków warzywnych. Robię je w sokowirówce, bo takową mam, na wyciskarkę nie mogę sobie w tej chwili pozwolić. Czy mimo wszystko te z sokowirówki mają tez wartość leczniczą ? Jak podpowiada Ci doświadczenie? Chciałabym synowi codziennie robić sok z marchwi na poprawę wzroku–czy spora szklanka soku codziennie wystarczy, aby organizm to odczuł, czy może trzeba więcej?
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Z wyciskarki lepsze, ale lepiej pić z sokowirówki niż żadne. Spróbuj szklankę, jeśli to będzie za mało to zwiększ do dwóch, trzech czy czterech. Jedyne co może się stać to „opalenizna” na skórze, medycznie nieszkodliwa dla zdrowia.
Mama napisał(a):
Marlneko, nie miej do mnie żalu, że tak napisałam. Odpisałaś mi i jest mi lżej na duszy, każdy tu szuka pomocy. Z naszym przedszkolem to jest w ogóle jakieś nieporozumienie, nie powinnam pisać ale się wyżalę, menu jakie podają a to co w rzeczywistości jedzą też się różni, zrozumiałam to gdy dziecku rano przeczytałam jakie dania dziś dostaną i był arbuz na podwieczorek i żadnego arbuza dziecko nie jadło bo mi się skarżyło w domu, więc sory, nich się to przedszkole już skończy.
Zakupiłam goździki, nie podałam dziecku jeszcze, dziewczyny jak wy to żujecie jeny ja spróbowałam jedno, rozgryzłam, taka ostrość wypłynęła, do tego w buzi zrobiło mi się jak po znieczuleniu u dentysty i się wystraszyłam i wyplułam, proszę napiszcie mi jak wy jecie te goździki, czy też macie takie odczucia, czy tak powinno być, ja nie wytrzymałam to jak ja mam małemu dziecku to podać. Myślę, że byłoby warto bo liczyłam, że zacznę mu to podawać na te zatoki, całe przeziębienie zawsze mamy w okolicy głowy, osłuchowo czysty a zaflegmiony i ropne katarzysko non stop, a z głową nie ma żartów, do tego w ten weekend miał tak zapadnięte i siwe oczy, że byłam przerażona, co się temu dziecku dzieje no i kolejny antybiotyk, jestem przerażona.
Jeszcze apel o pomoc właśnie jemu od wczoraj wyskoczyła straszna opryszczka zimno w kąciku, pierwszy raz ktoś ma w moim domu opryszczkę, nie mam nic i nie wiem co z tym robić, przemywać mu czymś, czy smarować, ocet jabłkowy, olej lniany, miód czy co w końcu, ktoś wie o naturalnych sposobach albo nawet aptecznych.
Marlenko czy treningi w piłkę nożną, mecze mogą już zakwaszać organizm, czy to jest raczej to co powinniśmy robić codziennie, bo przeważnie tam się biega ale szybciej wiadomo, nie umię oddzielić czy to już ten zakwaszający sport czy nie.
Marlena napisał(a):
Żalu nie, ja tylko chciałam dopomóc Tobie w znalezieniu właściwych treści (blog jest obszerny).
Do goździków idzie się przyzwyczaić, ew. ziarenka kardamonu też można żuć dla świeżego oddechu, są łagodniejsze.
Nie wiem czy piłka nożna zakwasza, ale tak na mój rozum to raczej wciąż jest to wysiłek średnio intensywny (mam na myśli amatorskie uprawianie, nie profesjonalne), tyle samo pewnie biegali nasi przodkowie jak chcieli coś upolować. 😉
Odnośnie wszelkich zwalczania infekcji (bakteryjnych oraz wirusowych) – zapoznaj się proszę z artykułami otagowanymi „witamina C”. Nie trzeba od razu sięgać po najcięższe działo czyli antybiotyki. Moim zdaniem antybiotyki należy sobie zostawić gdy już KOMPLETNIE NIC nie pomaga (nawet odpowiednio dozowana witamina C czy megadawka D).
Antybiotyki to broń ostatecznego rażenia, choć często lekarze przepisują je jak cukierki. Kończy się na tym, że osobnik jest po pewnym czasie niewrażliwy na ŻADNE antybiotyki, jedzie z czymś naprawdę poważnym do szpitala (stan zagrożenia życia), a tam powiadają, że nie mają go czym leczyć, ponieważ nie ma już antybiotyku, na który pacjent by zareagował. Dlatego ostrożnie z tymi antybiotykami, to są bardzo silne chemioterapeutyki, mające poważne działania uboczne (m.in. działają dewastująco na florę jelitową stojącą na straży odporności). Podając antybiotyk zwalczasz mikroby kosztem obniżenia odporności jednym słowem. O ile można dopuścić to w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia, o tyle w przypadku banalnej sezonowej infekcji najczęściej jest to strzelanie do mrówki z armaty. Warto o tym wiedzieć.
Agnieszka napisał(a):
Witam! Martyno co powiesz na zarzuty dotyczące wyciskarek- pozbawiają soki błonnika, szybko wchłaniają się do krwioobiegu, podnoszą poziom cukru, zwłaszcza soki z owoców i są kaloryczne. Wyczytałam, że sok wyciśnięty właśnie z wyciskarki z 1 jabłka i pomarańczy zawiera więcej cukru, niż puszka coli. Trochę się zmartwiłam, bo od kilku miesięcy piję soki z wyciskarki i zauważyłam, że pomału przybieram na wadze i mam wyższy poziom cukru na czczo, a myślałam, że tak zdrowo się odżywiam:) Pozdrawiam
Agnieszka napisał(a):
Poprawiam komentarz powyższy- wyciskane soki z wyciskarek, zwłaszcza z owoców szybko wchłaniają się do krwioobiegu i podnoszą poziom cukru…
Marlena napisał(a):
Owszem – błyskawicznie się wchłaniają do krwiobiegu, ponieważ są pozbawione hamującego działania błonnika nierozpuszczalnego, który zostaje w pulpie, a do soku przechodzi jedynie błonnik rozpuszczalny, lecz to za mało by powstrzymać działanie cukrów. Dlatego jeszcze raz powtórzę: nie pijemy regularnie soków czysto owocowych. Wyjątek – specyficzne terapie (np. sokiem jabłkowym, z granatu czy ananasa), które najczęściej trwają krótko i są celowane, jest to jedyna sytuacja usprawiedliwiająca picie czysto owocowych soków. W pozostałych przypadkach 80% warzywa + 20% owoce najlepiej o niskim IG (cytryna wraz ze skórką, jabłko).
Marlena napisał(a):
Owoce są po to, by je jadać w całości, razem ze skórką i pestkami. Soki prawidłowo robimy dając 80% warzyw + 20% owoców dla poprawienia smaku (i to o niskim IG jak cytryna czy jabłko). Nie zaleca się regularnego pijania „dla zdrowia” soków czysto owocowych.
Mama napisał(a):
Marlenko wiem masz rację, sama jestem przerażona tymi antybiotykami, on tak nie chorował 4 lata w ogóle a teraz w przedszkolu wszystko nadrabia. Mamy zabieg wycinania 3 migdała umówiony na grudzień, doktor kazała nie posyłac go do przedszkola do samego zabiegu to ponad miesiąc, ale faktycznie go nie poślę, zobaczymy czy zachoruje.
Wiem, że witaminę C można przedawkować a czy z wit. D też są jakieś objawy przedawkowania?
Czy znasz coś na opryszczkę tzw zimno w kąciku, mały ma już tak słabą odporność, że nawet zimno złapał, jak złapał to pewnie co jakiś czas mu będzie wyskakiwało, czy można to w jakiś naturalny sposób łagodzić, smarować?
Marlena napisał(a):
Czy można przedawkować i w jaki sposób tego dowiesz się ze wskazanych artykułów. Na opryszczkę miejscowo zaaplikuj wyciśniętą z kapsułki witaminę E (preparat nazywa się TOKOVIT 200 i dostaniesz go w aptece).
kowalus napisał(a):
moze miod naturalny?
Mama napisał(a):
Marlenko dzięki serdeczne kupię mu dzisiaj, już mu się strup robi ale jeszcze posmaruję i będę miała na przyszłość.
Nie wiem jak to sie stało przeoczyłam podpowiedź „luckyja” zakraplanie noska solą fizjologiczną z wodą utlenioną, nie wiedziałam o czymś takim, ale płukanie gardła wodą utlenioną próbowałam, są sądzisz Marlenko o tym sposobie. No i czy to stosować też zapobiegawczo czy tylko i wyłącznie przy infekcji?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie stosuję takich metod, ponieważ wychodzę z założenia, że z braku wody utlenionej organizm ludzki nie choruje. 😉 Choruje jak już to raczej z braku witamin i minerałów i wtedy układ odpornościowy nie jest w stanie sobie radzić z mikrobami ponieważ jest mało wydolny i osłabiony. Tak jak już pisałam przy podejrzeniu początków jakiejkolwiek infekcji czy w razie jakiegoś innego problemu (np. przedłużony stres) idą u mnie w domu w ruch składniki odżywcze w postaci witamin i/lub minerałów (choć tak normalnie na co dzień suplementów nie używam, do pełni zdrowia wystarcza mi nutritariańska dieta i wyciskane soki), na początki infekcji sezonowych remedium jest to głównie witamina C, D, czasem też dodatkowy cynk: doładowany składnikami odżywczymi organizm sam już sobie doskonale radzi, w końcu on wie jak się uzdrowić i robi to ekspresowo.
Mama napisał(a):
Marlenko to chcesz powiedzieć że wy nie stosujecie tej wit. C na co dzień?
A ja do soku dorzucam albo do kompotu, staram się nie zapominać codziennie o tym, czyli nie ma takiej potrzeby albo nic się nie stanie jak jeden dzień przeoczymy?
Marlena napisał(a):
Nie, w normalnych warunkach nie używamy suplementów, sięgamy po nie wtedy gdy zajdzie taka potrzeba. Zimą witaminizuję soki, latem nie. Jeśli przeoczysz jeden dzień to się nic znowu wielkiego nie stanie, tak więc bez napinki 😉
Mama napisał(a):
I jeszcze jedno, mimo że nie potrafię sobie radzić ze stresem, a mam teraz problemu i stres jeszcze będzie długo trwał, to dostarczając organizmowi wysokowartościowego pożywienia ratuje swój organizm, czyli nadrabiać jedzeniem skoro nie panuje nad stresem.
Marlena napisał(a):
Jeśli od razu z góry zakładasz, że „nie potrafisz” panować nad stresem albo że on „jeszcze długo będzie trwał”, to na pewno tak się stanie (zawsze nam się dzieje wedle wiary naszej).
Mama napisał(a):
Marlenko znalazłam coś takiego w internecie, co oni to piszą: „Są dwa rodzaje migdałów: słodkie i gorzkie. Te gorzkie najprawdopodobniej zawierają stosunkowo dużą ilość cyjanowodoru. Przyjmuje się, że zjedzenie zaledwie 7-10 surowych gorzkich migdałów może być źródłem problemów ze zdrowiem u dorosłych, a w przypadku dzieci może mieć skutek śmiertelny”.
„Pestki owoców
Pestki owoców takich jak jabłka czy wiśnie zawierają cyjanowodór. Niech nigdy nie wpadnie ci do głowy, aby zjeść kubek zmielonych pestek tych owoców. Dotyczy to również pestek brzoskwini czy moreli”.
Marlena napisał(a):
Wystarczy wziąć to na logikę. Pomyślmy chwilę: czy ktoś w normalnych warunkach pochłonie za jednym posiedzeniem tyle jabłek, że uzbiera mu się kubek nasion? Musiałby mieć chyba żołądek wielki jak stodoła ;).
To samo z pestkami np. moreli: zjedzmy ich za jednym posiedzeniem tyle, ile normalnie zjedlibyśmy owoców. Natura naprawdę nie chce swoich dzieci zabić owocami, które dla nich stworzyła na pokarm, ale jak dziecię wciągnie w siebie cały wagon tych owoców w całości na raz lub samych pestek z nich, to jego wina, sam się prosi o kłopoty. 😉
Gorzkie migdały zaś właśnie dlatego są gorzkie abyśmy się nimi nie opychali: gorzki smak jest ostrzeżeniem pochodzącym od natury. To samo jest z żywnością, która ulega załóżmy zepsuciu i procesom gnilnym, a w środku zaczynają grasować szkodliwe dla nas mikroorganizmy: dlaczego zmienia zapach lub smak na odrzucający, a nie odwrotnie?
To znak, abyśmy tego nie zjedli. W przyrodzie wszystko ma swoją harmonię i cel i sens, nic nie jest pozostawione przypadkowi. Wystarczy uważnie obserwować. 🙂
Iza napisał(a):
Marleno,
czy 4g pestek + 20ml miodu to dzienna dawka podana jednorazowo? I czy wiadomo w jakim wieku były dzieci? Nie wiem czy 3-latkowi też podać dawkę 4g czy może zmniejszyć o połowę?
Marlena napisał(a):
Nie był podany wiek dzieci, dawka 4 g nasion zmielonych w 20 ml miodu była jednorazowo podawana. Po 7 dniach badano dzieciom jeszcze raz stolec i wyniki były znakomite w porównaniu z grupą, która dostała placebo (sam miód, bez papai).
Kasia napisał(a):
Marleno,
baaardzo bym chciała poznać Twoją opinię na temat diety zgodnej z grupą krwi. Mam grupę krwi 0, i wg zaleceń powinnam jeść białko zwierzęce, bo niby mój organizm nie potrafi dobrze przyswajać wszystkich aminokwasów z pokarmów roślinnych. I dodatkowo, niewskazane są dla mnie np. soczewica, ciecierzyca jako źródła białka, a jem je często i wręcz bardzo lubię. I taki mam dysonans trochę czy ta teoria „lektyn” ma faktycznie sens?
Pozdrawiam,
Kasia
Marlena napisał(a):
Pan Peter D’Adamo, który wymyślił „dietę zgodną z grupami krwi” do dzisiaj nie przedstawił żadnych dowodów na nią, choć przez ostatnie 20 lat się odgrażał, że to uczyni. Trudno traktować takich ludzi poważnie.
kowalus napisał(a):
hej 🙂
pytanko na szybko do tego fragmentu:
„(pestki, nasiona, orzechy, oliwki, awokado), a to z tego powodu, że wyizolowane z nich oleje zawierają tylko jeden składnik (czyli sam czysty tłuszcz),”
To w olejach nie ma nic więcej, witamin, minerałów? Ja kupuję olej rydzowy, olej dyniowy (który skolei ma bardzo fajną opinię antyrobaczych właściwości), i na daremno?
pzdr 🙂
Marlena napisał(a):
Kowalus nie chodzi o to by całkowicie deprecjonować oleje (mają one nawet własności terapeutyczne w wielu wypadkach). Chodzi jednak o to, by skupiać się w codziennym menu na całościowych pokarmach, ponieważ mają one dużo więcej w sobie dobrego niż ma wyciśnięty z nich czysty olej.
kowalus napisał(a):
„Prawda bowiem jest taka, że im dalej decydujemy się odchodzić od naszej strefy komfortu, tym lepsze osiągamy wyniki”
i to jest prawno wszechobecna i w biznesie i w zdrowiu i wszędzie, by odnieść sukces i iść wyżej.
kasia napisał(a):
Witam Pani Marlenko, chciałam zapytać o olej z oregano, czy ma Pani jakieś informacje na jego temat?
oto informacje z sieci, Olej z Oregano świetnie sprawdza się jako lek na wiele poważnych schorzeń, m.in.:
grzybicy paznokci i stóp;
przy infekcjach zatok, przeziębieniach i kaszlu;
zakażeniach układu moczowego wywołanych przez bakterie, takie jak: E. coli i Pseudomonas aeruginosa;
infekcjach dróg oddechowych wywołanych przez bakterie: Klebsiella pneumoniae i Staphylococcus aureus;
infekcjach drożdżowych, także tych, które są odporne na powszechnie stosowane leki przeciwgrzybicze takie jak np.: Diflucan;
pasożytniczych infekcjach wywołane przez: Giardia lamblia (Tu stwierdzono nawet bardziej skuteczne działanie niż antybiotyki takie jak np.: Tinidazol);
przy zakażeniu: Staphylococcus aureus (MRSA) – gronkowcem złocistym (Olej z oregano ma tak silne właściwości antybakteryjne, że jest w stanie zabić odpornego na metycylinę gronkowca złocistego!)
przy zatruciach pokarmowych wywołanych przez bakterie takie jak: Listeria, Salmonella, E. coli i Shigella dysenteriae. Olej z oregano nie tylko zabija te bakterie ale również łagodzi objawy zatrucia pokarmowego;
w testach in Vitro olej z oregano już w niewielkich stężeniach zabija 99% komórek raka piersi, szyjki macicy, płuc i jelita grubego poprzez pozbawienie komórek nowotworowych glutationu (przeciwutleniacza). To powoduje, że stają się one podatne na proces oksydacyjny powodujący ich śmierć.
pozdrawiam cieplutko
kasia napisał(a):
znalazłam też przepis na domowy olej z oregano
Istnieje prosty sposób, aby zrobić własny olej z oregano!
Potrzebne będą:
Świeże liście, łodyżki i kwiatki oregano
Olej nośnik – świetnie sprawdza się tu nierafinowany olej słonecznikowy (zawierający bardzo dużo wit E)
Wyparzony słoik z pokrywką
Przygotowanie:
Oregano umieść w słoiku, następnie zalej je olejem słonecznikowym.
Umieść słoik w garnku z wodą. Wodę powoli doprowadź do wrzenia, po czym wyłącz źródło ciepła.
Pozostaw słoik z oregano i olejem w gorącej wodzie jeszcze przez ok 10 min, następnie wyjmij go z kąpieli i postaw w nasłonecznionym miejscu na 2 tygodnie.
Wstrząśnij zawartością słoika raz na kilka dni.
Po upływie 2 tygodni możesz już olej odcedzić z liści i przelać do butelki. Butelkę przechowuj w ciemnym i chłodnym miejscu.
agnieszka napisał(a):
Nie wiem, czy taka mikstura ma jakiekolwiek prozdrowotne właściwości. Olej zagotowany i postawiony w nasłonecznionym miejscu=z całą pewnością nienasycone kwasy tłuszczowe ulegną utlenieniu… Może skuteczniej byłoby zmacerować oregano w moździerzu i zalać olejem, po czym odstawić w ciemne miejsce? Albo przygotować nalewkę spirytusową?
Magdziola napisał(a):
Kochana Marleno! Bardzo dziękuję Ci za Twoją pracę i tę cudowną stronę.
To jest to miejsce z którego chłonę wiedzę odkąd przebudziłam się z letargu i wzięłam zdrowie we własne ręce.
Obecnie jestem w 12 dniu postu warzywno-owocowego wg dr Ewy Dąbrowskiej.
Od 2 lat czytam wiele na temat zdrowego żywienia, naturalnych metod leczenia… ale do tej pory żyłam jakby w rozkroku: w połowie starym niezdrowym życiem i w połowie nowym, zdrowym. Czyli piłam dużo kawy, pożerałam ciastka, ale też zaczęłam jeść dużo warzyw, pić zjonizowaną wodę, świeżo wyciskane soki, zaczęłam regularnie ćwiczyć… W weekendy popijałam piwko i mocniejsze alkohole, nie stroniąc przy tej okazji od papieroska…I tak moje dolegliwości związane z coraz gorszym samopoczuciem się nasilały. Kupiłam test Food Detective i okazało się, że mam sporo nietolerancji: najmocniejszą na laktozę, ale również na drożdże, pszenicę, mąkę kukurydzianą i orzechy brazylijskie… Starałam się więc wyeliminować te produkty, co nie było łatwe, bo raz, że jestem wegetarianką, to dwa oznaczało to wyrzucenie z diety wszystkiego tego co lubiłam najbardziej (głównie chodzi o pizzę 😉 ) Nie było jakiejś szczególnej poprawy, więc postanowiłam w końcu porzucić dawne paskudne nawyki i mentalnie zaczęłam przygotowywać się do postu Daniela, z myślą, że po nim wprowadzam na stałe zdrowe żywienie, przestaję pić kawę, a alkohol tylko do ozdoby, że nie wspomnę o okazjonalnych fajkach… Trochę trwało to moje przestawienie myślenia, jednak dziś mija mój 12 dzień na poście. Nie czuję głodu, kryzys miałam pierwszego dnia (ogromne bóle głowy). Natomiast bardzo dużo śpię, jestem trochę jak w innym świecie… Podejrzewam przy tym wszystkim (a raczej jestem pewna), że mam nieszczelne jelito. I tutaj mam pytanie do Ciebie Marlenko: czy lewatywy w jakiś sposób mogą wspomóc regenerację jelit? Masz jakieś informacje na ten temat? Jeśli tak to proszę podziel się tą wiedzą 🙂 I czy jak już uda mi się to jelito naprawić, to czy jest szansa abym kiedyś mogła spożywać produkty z drożdżami? O laktozie, pszenicy i kukurydzy już zapomniałam, ale od czasu do czasu pizza na mące gryczanej z warzywami byłaby super 😉
Obecnie spożywam dużo kiszonek, mam też sok z kiszonych buraków i kiszonej kapusty. Czy mogłabym jeszcze jakoś wspomóc regenerację jelit (już z myślą o etapie na zdrowym żywieniu).
pozdrawiam serdecznie!
M