Otrzymuję od czytelników zapytania jak naturalnym sposobem obniżyć poziom cholesterolu.
Co mogę polecić aby bez lekarstw obniżyć poziom cholesterolu, czy jest jakiś naturalny sposób gdy nie chcemy decydować się na przyjmowanie lekarstw do końca życia.
Mowa oczywiście o „złym” cholesterolu (LDL), który w przeciwieństwie do „dobrego” cholesterolu (HDL) zagania nas w choróbska.
Owszem, sposób jest. Naturalny jak najbardziej.
1. Po pierwsze: użyj logiki! Tylko tyle, serio. Nie musisz słuchać gadających mądrych głów, wystarczy, że użyjesz własnej.
Cholesterol jest produkowany przez organizmy ludzi i zwierząt. Rośliny NIE wytwarzają cholesterolu. Jaki stąd płynie wniosek? Bardzo prosty i logiczny: gdy zjadamy zwierzęta zjadamy również ich cholesterol. Gdy zjadamy rośliny do naszego organizmu trafia… zero cholesterolu.
Przestań spożywać pokarmy odzwierzęce po 3 razy dziennie przez 365 dni w roku, a bardzo szybko zacznie spadać Twój poziom cholesterolu, ponieważ w końcu przestaniesz dostarczać sobie „obcego” cholesterolu z zewnątrz.
Proste? Obudź się!
Doprawdy dziwią mnie zalecenia specjalistów typu zamień wieprzowinę na kurczaka albo rybę.
Posłuchaj uważnie: to tak jakby palaczowi lekarz zalecił zmienić papierosy na lighty. Albo przestać palić te bez filtra i kupić sobie z filtrem, a kaszel na pewno się zmniejszy. Co jest bardzo prawdopodobne. Tylko ma jedną wadę. Żadnemu palaczowi nie wyleczy ta metoda płuc, nie przywróci ich do stanu początkowego.
Tak samo ze zmianą mięsa wieprzowego na kurze czy rybie. Zawartość cholesterolu w każdym mięsie jest taka sama – 70-80 mg w 100 g mięsa (dotyczy to również ryb).
Najlepsza zatem naturalna metoda szybkiego obniżenia poziomu cholesterolu jest tylko jedna jedyna w całym wszechświecie: po prostu przestać dostarczać pokarmy pochodzenia zwierzęcego (mięso i jego przetwory, ryby, nabiał, tłuszcze zwierzęce). Bo tylko tam znajduje się cholesterol „cudzy”.
Dzisiaj podwyższony cholesterol mogą mieć nawet dzieci i nastolatkowie, co dawniej – gdy pokarmy odzwierzęce jadło się jedynie „od święta” – nie miało miejsca.
Jakimś wyjściem jest przyjmowanie farmaceutyków. Wysoki poziom cholesterolu nie został jednak spowodowany brakiem w Twoim organizmie takich specyfików jak Lipitor, Simvastatin czy inny -statin!
Został spowodowany tym, co w siebie wrzucasz, codziennie, dzień po dniu, całymi latami. Tym czymś jest obcy, cudzy, nie wyprodukowany przez Twój organizm cholesterol, który przy jednoczesnym niedostatku błonnika w diecie nie zostaje wymieciony z organizmu.
Zakręć ten kurek, a szybko zobaczysz efekty.
Kiedy już Twój cholesterol wróci do normalnych poziomów będziesz mógł (jeśli będziesz chciał) wzbogacić menu o niewielkie (1-2 razy w tygodniu) ilości pokarmów odzwierzęcych hak np. ryba, chudy domowy twaróg czy jajko.
Taki rodzaj zdrowego żywienia poleca Dr Ewa Dąbrowska jak również inni znakomici lekarze spoza Polski: Dr Dean Ornish czy Dr Caldwell Esselstyn.
Zdrowy organizm ma normalny poziom cholesterolu i produkuje go jedynie w ilościach na jakie organizm ma zapotrzebowanie.
Dla ludzi przewlekle zdrowych podstawą menu powinny być zawsze pokarmy bez „obcego” cholesterolu czyli te pochodzenia roślinnego, wtedy choroby będące następstwem wysokiego cholesterolu będą omijać Cię zawsze z daleka.
Nie musisz mi zresztą wierzyć na słowo, posłuchaj (jeśli znasz angielski) co ma do powiedzenia na ten temat człowiek, który nie tylko się na tym zna, ale też własnym życiem dowiódł, że takie menu najlepiej chroni nasze zdrowie.
Dr Ellsworth Wareham ma 98 lat, do wieku 95 lat pracował aktywnie jako kardiochirurg przeprowadzając operacje na otwartym sercu. Ile widział zatkanych naczyń, to tylko on wie.
Zbliżając się do pięćdziesiątki zmienił swój styl życia i dietę.
Jak widzisz można zmienić swoje życie w każdym wieku. I dożyć (prawie) setki w takiej jasności umysłu i kondycji, że inni mogą jedynie zazdrościć.
2. Nie wkładaj do swojego ciała pokarmów przetworzonych, dalekich od ich naturalnego stanu, zwłaszcza tych zawierających uwodornione tłuszcze (margaryny, tłuszcz cukierniczy) i tanie rafinowane oleje (dotyczy to również potraw smażonych) a także biały cukier i białą mąkę.
Powiedz stanowcze do widzenia sklepowym słodkościom, „obniżającym cholesterol” syntetycznym margarynkom, chrupiącym białym bułeczkom, pączkom i potrawom smażonym.
Powiedz nie homogenizowanym, termizowanym przetworom mlecznym. Homogenizacja to „nowoczesny”, stosowany dopiero od lat 40-tych ubiegłego wieku przemysłowy proces przetwórczy polegający na rozbiciu cząstek tłuszczu zawartego w krowim mleku na bardzo maleńkie drobinki, które wędrują prosto do naszych arterii, tam się nawarstwiają latami, powodując w końcu problemy zdrowotne.
Twój organizm nie potrzebuje tych wszystkich nienaturalnych pokarmów, aby wyzdrowieć, bowiem Twoja obecna kondycja nie wynikła z niedoboru tych pokarmów w diecie, a raczej wręcz przeciwnie!
Zobacz czarną listę 20 produktów, które powinny zniknąć z Twojej kuchni i wylądować w koszu.
Pamiętaj, że nawet najdłuższa podróż zaczyna się zawsze od pierwszego kroku. Zrób ten pierwszy krok czyszcząc swoje kuchenne szafki oraz lodówkę ze wszelkiego żywieniowego śmiecia.
Zdziwisz się ile rzeczy lądujących do tej pory w Twoim żołądku NIE jest tak naprawdę prawdziwym jedzeniem!
Potem zrób zakupy według tej listy zdrowych zakupów i nie wracaj nigdy więcej do poprzednich nawyków zakupowo-żywieniowych.
3. Jeśli chcesz iść na całość to musisz chcieć wyzdrowieć. Nikt tego nie zrobi za Ciebie. Jeśli zmiana tego czym zasilasz swój system jest dla Ciebie za trudna, to pozostaje pójście na łatwiznę – czyli „magiczna” pigułka ze statynami, której chcesz uniknąć.
Jedyne co będziesz musiał zrobić to iść do apteki, zapłacić grzecznie za swoje „lekarstwo” i łyknąć pigułkę (i tak do końca życia).
Co prawda nie wyleczy ona Twojego organizmu, ale posłusznie obniży poziom cholesterolu, pozornie sprawiając wrażenie wyleczenia.
To jednak będzie jedynie tandetny półśrodek, ponieważ przyczyna nie zostanie usunięta. Owocem tego nie będzie prawdziwe zdrowie, lecz jedynie jego marna podróbka.
To tak jakby na spocone niemyte pachy popsiukać pachnącym dezodorantem – pozornie smród znika, czujesz chwilową ulgę, a tak naprawdę jest jeszcze gorzej, co wychodzi na wierzch dopiero po jakimś czasie.
Ponieważ wysoki cholesterol nie został spowodowany brakiem statyn w Twoim organizmie, nie licz na to, że po ich dostarczeniu będziesz naprawdę autentycznie zdrowy mimo tego, że przez jakiś czas poczujesz się nawet jakby lepiej.
Po leki w każdym przypadku powinniśmy sięgać w ostateczności, a nie wtedy gdy jednak istnieją inne, naturalne rozwiązania, dotyczy to zarówno bólu głowy jak i podwyższonego cholesterolu.
To nie są substancje obojętne, przyjmując je narażasz na szwank swoje żywotne organy (w tym ten najważniejszy – wątrobę, ale także nerki) oraz system hormonalny i immunologiczny.
Długotrwałe przyjmowanie statyn może prowadzić do cukrzycy, a także zaburzeń neurologicznych (np. kłopotów z pamięcią). Kradnie nam koenzym Q10, zaburza pracę mitochondriów.
Paradoksalnie statyny sztucznie obniżając cholesterol nie obniżają ryzyka śmierci z powodu chorób serca lecz podwyższają to ryzyko.
Powodują mnóstwo skutków ubocznych. Z jednej magicznej pigułki wkrótce na Twoim nocnym stoliku zrobi się ich cała masa.
Oto Twoja chwila prawdy – musisz dokonać wyboru.
O co tak naprawdę warto wzbogacić jednocześnie swoją dietę?
Bardzo ważne w codziennej diecie są obfite źródła błonnika: wszelkie warzywa i owoce jak również siemię lniane (całe lub świeżo mielone), oraz nasiona ostropestu plamistego (świeżo mielony), które nie tylko oczyszczają, regulują perystaltykę jelit, ale też właśnie przy okazji znakomicie pomagają obniżyć cholesterol.
Wyrzuciwszy w kuchennej szafki rafinowane oleje i sztuczne margaryny, sięgnij po olej lniany nierafinowany. Jest znakomity jako dodatek do sałatek.
Olej lniany zawiera tyle kwasów Omega-3 (55-60%), że każdą rybę zostawia daleko w tyle. Od wielkiego święta można sobie nawet na jego bazie ukręcić świetny domowy majonez.
Równie co prawda kaloryczny jak ten sklepowy, ale za to nieporównywalnie zdrowszy, bo pełen cennych kwasów Omega-3.
Ja robię go zazwyczaj dwa razy w roku: na Wielkanoc i na Gwiazdkę.
Na co dzień nie polecam spożywania majonezu, zastąpić go można w sałatkach zdrowym dressingiem lub ostatecznie odrobiną białego naturalnego jogurtu.
Nie bój się tłuszczu! Każdemu człowiekowi tłuszcze są potrzebne dla pełni zdrowia. Muszą to być jednak tłuszcze roślinne w ich naturalnym stanie.
Wybieraj jedynie szlachetne nieprzetworzone przemysłowo oleje czyli nierafinowane, wyciskane na zimno naturalne oleje: lniany, oliwę z oliwek extravergine oraz olej kokosowy (nie, nie jest szkodliwy choć zawiera nasycone kwasy tłuszczowe, jednak ponad 40% z nich to laurynowy, który oczyszcza i wspomaga układ immunologiczny, nie osadza się w arteriach).
Jedz jednak oleje oszczędnie, a zamiast tego spożywaj przede wszystkim naturalne (całościowe) źródła dobrego tłuszczu: dużo rozmaitych orzechów (włoskie, brazylijskie, nerkowce, laskowe, macadamia) oraz nasion i pestek (chia, siemię, pestki dyni, słonecznika, konopii itd.) bogatych w dobre tłuszcze i szereg innych cennych witamin i minerałów.
Nie smaż! Nic smażonego, pieczonego ani grillowanego nie rośnie na drzewie. Zainwestuj za to w urządzenie do gotowania na parze, do tak ugotowanych warzyw nie potrzeba nawet wielkich ilości soli albowiem wszystkie sole mineralne pozostają w środku w surowcu.
Wystarczy dobry dressing z minimalną ilością soli.
Większość warzyw i owoców postaraj się spożywać w stanie naturalnym czyli na surowo, w postaci sałatek, surówek, koktajli, wyciskanych na świeżo soków i mrożonych smakowitych sorbetów.
Nawet pyszne kremowe lody (zupełnie jak te z cukierni) można zrobić po prostu z mrożonych owoców, bez użycia dodatkowych śmieci (cukier, tłuszcz, śmietana itp.).
Przepis na naturalne domowe lody, które można jeść bez poczucia winy znajdziesz tutaj [klik]. Do ich wykonania nie jest potrzebna maszynka do lodów.
4. Ruszaj się! Ludzki organizm został przez naturę zaprojektowany do ruchu, a nie do siedzenia na tyłku po kilkanaście godzin na dobę.
Wybierz sobie taki rodzaj aktywności jaki najbardziej Ci odpowiada, codzienne pół godziny to absolutne minimum: rower, spacery, pływanie, prace w ogródku, gimnastyka, taniec, skakanie na trampolinie, bieganie po parku – cokolwiek przyjdzie Ci w danym momencie do głowy.
Zamiast windy wybierz schody, zamiast podjechać przystanek autobusem czy tramwajem przejdź się dla zdrowotności. To na serio przynosi efekty!
Ruch to potężny środek obniżający poziom złego cholesterolu – szybko, naturalnie, za darmo i bez efektów ubocznych. Czego więcej chcieć? 😉
5. Teraz najważniejsze: naucz się panować nad stresem. Bo możesz nie wiem jak zdrowo się odżywiać i być aktywnym fizycznie, ale szalejące hormony stresu zniweczą wszystkie te wysiłki.
Nie samym chlebem człowiek żyje, jak to mówią.
Czy znasz techniki redukcji stresu? Czy potrafisz je stosować i robisz to skutecznie na co dzień?
Dr Dean Ornish by wyleczyć swoich pacjentów z chorób sercowo-naczyniowych nie tylko kazał im zmienić dietę i być bardziej aktywnym fizycznie. On kazał im także poznać i stosować techniki redukcji stresu (np. medytacja, techniki oddechowe, ćwiczenia mindfulness czyli uważności).
Technik szybkiej redukcji stresu jest całe mnóstwo, podobnie jak sposobów na podniesienie swojej odporności na czynniki stresowe jest także całe mnóstwo.
Negatywne myślenie również podnosi poziom cholesterolu, ponieważ stres uszkadza śródbłonek naczyń, zaś cholesterol jest molekułą naprawczą.
Organizm będący w stresie produkuje więcej cholesterolu, bo jest mądry: chce chronić naczynia przed uszkodzeniami.
Pamiętaj, że jesteśmy jednością ciała, umysłu i ducha. Dlatego nie wystarczy zajmować się jedynie samym ciałem (np. prawidłowo je odżywiać).
Uważaj nie tylko na to, czym karmisz ciało, ale i czym karmisz swój umysł.
Źródła:
https://www.naturalnews.com/035112_statin_drugs_diabetes_memory_loss.html#ixzz2EBTTnX4S
https://www.naturalnews.com/001546.html
https://drhyman.com/blog/2011/01/28/seven-tips-to-fix-your-cholesterol-without-medication/
https://fithealthy.wordpress.com/2007/06/18/avoid-pasteurized-and-homogenized-foods/

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Katarzyna napisał(a):
Wprowadzenie takiej diety każdemu wyjdzie na zdrowie, nie tylko tym z wysokim cholesterolem. Dobrze napisane:)
maxio napisał(a):
Z tym cholesterolem nie do końca tak jest.
Cholesterol przyjmowany w posiłkach stanowi tylko ok 3% cholesterolu obecnego w organizmie. Organizm ( wątroba) sam produkuje sobie potrzebny cholesterol, jako bardzo ważny i potrzebny składnik każdej komórki. A skoro go produkuje to musi mieć ku temu powód. Wysoki poziom tego składnika wcale nie stanowi o tym że chorujemy, dla przykładu niedzwiedź funkcjonuje z poziomem 600mg i nie ma pozatykanych arterii.Nadmierna produkcja cholesterolu często jest odpowiedzią organizmu na toczący sie proces zapalny w wyściółkach tętnic i naczyń krwionośnych, prowadzący do rozszczelnienia tychże. Więc nie walczmy z cholesterolem bo robi on tu za dobroczyńcę, a zajmijmy się wygaszaniem stanu zapalnego w organizmie. Gdy go opanujemy poziom wróci do adekwatnego dla danego osobnika :))
Marlena napisał(a):
O tym właśnie jest cały artykuł: odstawiając pokarmy działające prozapalnie (przetworzone, mięsne, ubogie w błonnik) i zwiększając aktywność fizyczną pomagamy naszemu organizmowi wrócić do równowagi i produkować tyle cholesterolu ile zdrowy organizm potrzebuje. Być może cholesterol przyjmowany w posiłkach stanowi tylko 3% obecnego w ustroju, jednak nie zmienia to faktu, że po każdorazowym spożyciu białka zwierzęcego w organizmie ludzkim dochodzi do reakcji zapalnej, pisał o tym ostatnio Dr Greger https://nutritionfacts.org/2012/09/20/why-meat-causes-inflammation/ a sytuację mamy dzisiaj taką, że ludzie opanowani białkomanią i uzależnieni od neurotoksyn znajdujących się w pokarmach odzwierzęcych potrafią jeść w każdym posiłku jakieś białko zwierzęce. Czym nie tylko dostarczają sobie niepotrzebnej porcji „obcego” cholesterolu ale też powodują jego nadprodukcję w organizmie. O ile cholesterol JEST BARDZO potrzebny w ilościach optymalnych dla każdego z nas, o tyle jego nadmiar ma zgubne skutki zdrowotne.
maxio napisał(a):
Cyt:”O ile cholesterol JEST BARDZO potrzebny w ilościach optymalnych dla każdego z nas, o tyle jego nadmiar ma zgubne skutki zdrowotne.” – nie prawda, czym więcej cholesterolu tym lepiej, a normy które nam podają są „z kapelusza”.
Jeżeli w arteriach nie toczy się proces zapalny to żadna ilość cholesterolu nie jest szkodliwa. A arterie chronimy witaminką c ( kwasem ascorbinowym lewoskrętnym z dodatkiem l-lizyny razem działają synergicznie). I proszę dbać o swój układ immunologiczny pamiętając że pierwszą i najsilniejszą linię obrony stanowią jelita !!! , a reszta ma ugasić to , co uciekło jelitom :))
Jeśli chcecie szczegółów na ten temat to pytajcie….odpowiem :))
Marlena napisał(a):
Zgadzam się z tym, że wszelkie „normy” (np. dotyczące prawidłowego ciśnienia, prawidłowego poziomu cholesterolu itd.) są notorycznie zaniżane, po to by coraz więcej ludzi móc objąć „leczeniem” statynami i innymi wszystkomającymi chemikaliami. Natomiast nie zgodzę się z Twoim twierdzeniem „czym więcej cholesterolu tym lepiej”. Sęk w tym, że cholesterolu nie mamy mieć ani za dużo ani za mało, lecz tyle ile jest to nam potrzebne. Podwyższony poziom to jak słusznie zauważyłeś reakcja obronna organizmu. Natomiast proponowanie ludziom „cudownych” suplementów nie stanowi odpowiedzi na problem. Nie można żadnym magicznym suplementem choćby nie wiem jak genialnego doktora nauczyć ludzi jak zdrowo jeść i jak zdrowo żyć.
maxio napisał(a):
marlena kasuje posty nie po jej myśli….szkoda
Marlena napisał(a):
Nie kasuje, lecz nie siedzi przy kompie 24/24. Pozdrawiam.
maxio napisał(a):
cyt : „Natomiast nie zgodzę się z Twoim twierdzeniem „czym więcej cholesterolu tym lepiej”. Sęk w tym, że cholesterolu nie mamy mieć ani za dużo ani za mało, lecz tyle ile jest to nam potrzebne. Podwyższony poziom to jak słusznie zauważyłeś reakcja obronna organizmu. ” Nie do końca tak…Cholesterol jest niezbędny do życia. Jest nie tylko prekursorem hormonów, ale przede wszystkim budulcem każdej komórki w naszym ciele. Odpowiada za wiele bardzo istotnych funkcji dlatego… organizm wytwarza go samodzielnie. I to w dużych ilościach! Witamina c z lizyną nie jest cudownym suplementem jak piszesz lecz koniecznością w dzisiejszych czasach chemicznej i wyjałowionej zywności. W tym temacie odsyłam do stron instytutu dr.Ratha, omawia on znaczenie tych jak to nazywasz „cudownych suplementów’ :))
Marlena napisał(a):
Maxio, ależ zgadza się – on JEST niezbędny do życia i każdy organizm żywy go wytwarza o czym była mowa w artykule. Koniecznością nie jest kupowanie supli Dra Ratha, lecz jest nią zmiana stylu życia gdy ktoś cierpi na problemy zdrowotne „spowodowane cholesterolem”. To nie jest tak, że ktoś może dalej opychać się codziennie smażoną wieprzowiną z frytkami i zapijać to napojem gazowanym, a na deser wciąć kilka pączków i, łykając po tym wszystkim (drogą) witaminę C z L-lizyną od Dra Ratha, liczyć na długie lata w zdrowiu i witalności. Lizyna jest aminokwasem dość rozpowszechnionym – większość osób nie ma problemów z odpowiednią jej ilością w diecie o ile jada nieprzetworzone termicznie pokarmy w odpowiedniej ilości (lizyna jest wrażliwa na temperaturę), natomiast kwas L-askorbinowy czysty do analizy można zakupić wraz z przesyłką kurierem do domu za ok. 60 zł/kg.
józef na bagnach napisał(a):
podaj jakieś szczegóły- co zrobić żeby zejść z poziomu 260 całkowitego do 200…
Marlena napisał(a):
Józefie odsyłam Cię do pomocnych w tym zakresie lektur: https://akademiawitalnosci.pl/lektury/ polecam szczególnie pozycję Dr Ewy Dąbrowskiej i Dra Caldwella Esselstyna. W książkach oprócz wyjaśnienia co i jak znajdują się również opisy przypadków jak również przepisy kulinarne.
Marta napisał(a):
Ale tez czytalam, ze jak organizm nie dostanie tego co powinien dostac w postaci wyzywienia to zaczyna sam produkowac cholesterol i moze jego byc w koncu za duzo.
Marlena napisał(a):
Organizm nigdy nie wyprodukuje za dużo jeśli nie będzie mu to do czegoś potrzebne. Organizm nie jest przecież zaprojektowany na to by swojego właściciela zabić (nawet gdy ten robi rzeczy głupie i szkodliwe) lecz wręcz odwrotnie – by go za wszelką cenę utrzymać przy życiu.
3qm napisał(a):
Nie rozumiem tego co tu się dzieje na tej stronie. Przenikają tu tylko określone informacje bo reszta (nieodpowiednia dla autorki jest kasowana). Nie wiem od czego zacząć i tak zapewne zostanie to skasowane. Rosjanie tak robili, propaganda ściemy. Jest bardzo dużo poplątania z pomieszaniem na tej stronie. Można by wymieniać. Najgorsze jest,że ludzie ślepo w to wiedzą. 1. Cholesterol w 3% pochodzi od tłuszczy zwierzęcych. To właśnie m.in. te chwalone przez panią rośliny, są źródłem cholesterolu w blaszkach miażdzycowych. Szczególnie smażenie na olejach roślinnych, uszkodzone frakcje omega 6, co w ostateczności prowadzi do wzrostu homocysteiny, czyli wzrost cholesterolu. Cholesterol jest regulowany w organiżmie człowieka. Nie ma takiej opcji by sam przekroczył nieodpowiednią ilość. Cholesterol to stan zapalny. Mięso nie powoduje stanów zapalnych. To jakaś bzdura. Diety Pani Dąbrowskiej od dawna są nieaktualne. Nie wiem czemu Pani wprowadza w błąd ludzi tu piszących. Człowiek nie może żyć na samych roślinach. Przykład dziadka, który jest weganinem i ma ponad 90 lat jest śmieszny. Białka zwierzęce nie są wcale złe, raczej powinniśmy unikać białek roślinnych. Można pooczyszczać się sokami owocowo-warzywnymi ale na pewno nie należy na nich żyć. Innym przykładem dezinformacji jest kawa o której pisze Pani, że wypłukuje magnez. Jest to wierutną bzdurą, to tak jak to, że cholesterol powoduje miażdzycę. Kawa wypłukuje ale wapń, za to ma mnóstwo w sobie magnezu. Jest wiele badań na ten temat. Dziwię się, że Pani ich tu nei przytacza. Odnośnie przepisu na liposomalną witaminę C. Dlaczego Pani nie wskaże linków do strony patentu. W oryginale jest tam też alkohol, który ułatwia powstawaniu liposomów. W patencie jest to konieczność.
Jeśli będzie trzeba przytoczę odpowiednie linki to je przytoczę. Ponadto ludzie się pytają czemu jest za dużo piany. O tym też Pani powinna wiedzieć jeśli czytała publikację z patentu livOn labs. Ogólnie dużo rzeczy jest tu prawdziwych, ale wiele jest przekłamań, albo nawet przestarzałych informacji, które wynikają z samej niewiedzy bądź zbyt małej wiedzy autorki strony. Przytaczanie określonych linków do badań to jedno ale by przytoczyć odpowiednie linki to drugie. Nie wiem czy w ogóle jest sens to tu pisać. Zapewne nie pojawi się ten post a szkoda. Ludzie maja prawo wiedzieć o tym co się pisze. Dużo informacji wymaga rewizji.
Marlena napisał(a):
Wybacz, ale nie siedzę za kompem 24 na dobę, komentarze moderuję w czasie wolnym, ponieważ witrynę prowadzę hobbystycznie jako pasjonat. Z góry dziękuję za wyrozumiałość. Oczywiście nie ma obowiązku w nic co tutaj napisane wierzyć ani tego uskuteczniać. Ten blog opowiada MOJĄ drogę do zdrowia, Ty możesz wybrać inną. Zapewniam Cię, że OWSZEM człowiek MOŻE przetrwać jedynie na pokarmie roślinnym i doskonale sobie radzi, a nawet zdrowieje na takiej diecie z rozlicznych chorób (polecam zakładkę „Lektury” gdzie znajdziesz książki napisane przez lekarzy odnoszących sukcesy w leczeniu dietą roślinną). Wbrew temu co mówiła Ci mamusia (moja też mi tak mówiła) nie musisz jadać trupów jakby co 😉 Ale to tak tylko informuję – zupełnie na marginesie. Nigdzie też nie napisałam, że cholesterol bezpośrednio POWODUJE miażdżycę. Czytaj proszę ze zrozumieniem.
Diety dr Dąbrowskiej jak najbardziej SĄ AKTUALNE, ponieważ od czasów biblijnych raczej nic się w tej kwestii nie zmieniło: rośliny nadal LECZĄ. Trupie zwłoki niestety tego nie potrafią.
sklepkokosowy.pl napisał(a):
świetny artykuł, już rozesłałem do swojej bazy mailingowej,
czyste twarde fakty, to lubie
sylcia napisał(a):
brakuje zalecenia pt. DUŻO OWOCÓW! 😉
Marlena napisał(a):
Jak to nie ma? 😀 Jest: przerzuć się na pokarmy naturalne, pochodzenia roślinnego. Czyli warzywa i owoce właśnie.
jada napisał(a):
Dziekuję za tyle informacji, może jeszcze poproszę o trochę wiedzy na temat anemii.
Wierna czytelniczka
Gurbacka napisał(a):
Naturalne jedzenie jest najważniejszą sprawą jaką każdy z nas powinien mieć na uwadze. To także jedyna rzecz która powinna być dla nas najważniejsza. Wtedy każdy będzie młody, szczupły i zdrowy:)
Pozdrawiam
KG
Kasia napisał(a):
hej, może mi coś podpowiesz? mam problem z trójglicerydami. wyniki sprzed roku: ch.całkowity 144, HDL 65, LDL 64, trójglicerydy 71 – to wyniki robione 4 miesiące po przejściu na dietę wege. a teraz po 15 miesiącach weganizmu, z odstawieniem tłuszczy rafinowanych (używam tylko oleju lnianego, żadnych margaryn) wyniki mi się pogorszyły: ch.całkowity 165, HDL 44, LDL 90, trójglicerydy 151. Coś robię źle, tylko CO? wprawdzie jem produkty przetworzone, ale jem też warzywa i owoców. poszłam na badanie krwi przekonana, że będą jeszcze lepsze, a tu dupa, podłamałam się 🙁 dodam, że od paru lat biorę euthyrox i tyję.
Marlena napisał(a):
Dieta wege nie jest takim oczywistym kluczem do zdrowia. Można być wege i być średnio zdrowym lub wręcz chorym. Problem w tym, że ludzie wege nie jedzą co prawda mięsa, ale za to jedzą mnóstwo innych śmieci, produktów przetworzonych, smażonych, jakieś pasztety, ciasta i ciasteczka, kotleciki z warzyw, naleśniki, krokieciki, racuszki, placuszki oraz słodycze. Podstawa to najczęściej produkty zbożowe: pieczywo, makarony, kluski itd. TO NIE JEST NATURALNE POŻYWIENIE! Takie rzeczy nie rosną na drzewie. Można nawet nie kupować przetworzonych produktów sklepowych, ale tak przetworzyć produkty w domu, że pozostając jak najbardziej wege – żywieniowo niemal nic nie są warte, bo większość tego co najcenniejsze zostaje zniszczone. Na Twoim miejscu zdecydowałabym się na metodę Dr Dąbrowskiej: kilkutygodniowa dieta warzywno-owocowa powodująca konkretne oczyszczenie organizmu i jego odkwaszenie (połączone z odżywieniem tkanek w niezbędne substancje odżywcze), a nie półśrodki. Ta metoda jest z sukcesem stosowana w przypadku pacjentów z wysokim cholesterolem oraz problemami z tarczycą (niedoczynność, Hashimoto). Więcej szczegółów na stronie Dr Dąbrowskiej: https://ewadabrowska.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2&Itemid=10&lang=pl
Kasia napisał(a):
Dzięki 🙂 to prawda, jadam także ciastka, pasztety i smażone warzywa, nie codziennie, ale dosyć często. od paru dni chodzi mi po głowie temat gruntownego oczyszczania i dieta Dąbrowskiej wygląda jak coś w sam raz dla mnie 🙂 mam hashimoto i niedoczynność. ale piję soki (mam wyciskarkę) i zwracam uwagę na produkty alkalizujące, używam tylko soli himalajskiej i całkowicie odstawiłam kawę, tym bardziej mnie zdziwiły tak złe wyniki 🙁 widocznie trzeba jeszcze bardziej wziąć się za siebie. ale to dobrze, że organizm tak zareagował, myślałam, że skoro dobrze się odżywiam to mogę sobie pozwolić na małe grzeszki (dużo małych grzeszków :), a mój organizm zareagował prawidłowo złymi wynikami i chwała mu za to 🙂
Marlena napisał(a):
Nawet małe zmiany zawsze wychodzą na dobre ale… Dr Esselstyn twierdzi: „moderation kills” czyli umiar zabija i dużo w tym prawdy. Grzeszek do grzeszka a zbierze się miareczka 😉 https://akademiawitalnosci.pl/wszystko-byle-z-umiarem-dlaczego-to-nie-dziala/
Nie ma co się bawić w umiar przy poważnych zaburzeniach równowagi organizmu, tylko trzeba podjąć konkretne działania. Dieta warzywno-owocowa takim z pewnością jest. Ludzie są zdziwieni, że w parę tygodni można odstawić leki i po prostu być na powrót zdrowym. Tak działa siła natury, której jesteśmy cząstką 🙂
Kasia napisał(a):
właśnie minął tydzień odkąd jestem na diecie Dąbrowskiej, jednym słowem – super! mam więcej energii, zniknął pociąg do słodyczy, nie myślę też o chlebie, nie mam żadnego problemu z utrzymaniem diety, nie męczy mnie ona, wstaję wcześniej rano, schudłam 2kg, dostałam okres i nie musiałam brać tabletki bo brzuch mnie prawie wcale nie bolał, wyszło mi trochę krost na twarzy i ciele ale biorę to za dobry znak, natomiast nie miałam nawet najmniejszego kryzysu – czy coś źle robię czy tak też może być? jem tylko to, co dozwolone i na początku jadłam sporo, praktycznie ciągle podjadałam, teraz z dnia na dzień potrzebuję coraz mniej jedzenia, jest mi też trochę zimno. zamierzam pociągnąć to 6tyg 🙂 polecam każdemu, nie jest to żadna męczarnia 😉
Marlena napisał(a):
Kasiu, wszystko idzie moim zdaniem dobrze. Te krosty to jakby kryzys ozdrowieńczy. To indywidualna sprawa, każdy z nas przechodzi oczyszczanie nieco inaczej. Najważniejsze, że masz tony energii, regulują się hormony i generalnie cały organizm wraca do równowagi. I zgadza się: czysty organizm nie potrzebuje wielkich ilości jedzenia (nie woła o nie), znikają też ciągoty do pokarmów niezdrowych czy przetworzonych, natomiast należy dbać o „gęstość odżywczą” tego co się wkłada do środka (enzymy, witaminy i minerały) i po diecie oczyszczającej przejść na zdrowe odżywianie według wskazówek Dr Dąbrowskiej, robiąc sobie dni warzywno-owocowe raz na jakiś czas (optymalnie 1 dzień raz w tygodniu).
barszczyk napisał(a):
Kasia a badałaś się na insulinooporność? Poczytaj o tym.
3qm napisał(a):
Ja Ci powiem. Ogranicz węglowodany. W owocach jest ich mnóstwo, szczególnie fruktozy, jest ona w nieco innej postaci niż ta np. innych produkstach spożywczych ale to nadal fruktoza. Fruktoza z mety jest przetwarzana na trójglicerydy. Jak masz ograniczyć to owoce. Max 100g węglowodanów na dzień. Mięso jest ważnym posiłkiem człowieka. Dieta lutza jest jedną za nastarszych i najbardziej bezpiecznych diet. Ponad 50 lat badań. Pani E. Dąbrowska i jej dieta powinna odejść do lamusa. Ponadto o ile trójglicerydy masz za wysokie to całkowity cholesterol jest sporo za niski. Min 250 dla kobiety. Cholesterol odgrywa bardzo ważne funkcje dla organizmu, m.in. to on łączy witaminę d w skórze, podczas padania promieni słonecznych.
Marlena napisał(a):
A można spytać ile osób skutecznie wyzdrowiało dzięki Twoim pseudonaukowym poradom? Bo dzięki metodzie dr Ewy Dąbrowskiej (oraz zbliżonym jak np. protokoły lecznicze dra Ornisha, Fuhrmana, Esselstyna, Hymana czy Barnarda, by wymienić tylko kilku) liczby te idą na całym świecie w setki tysięcy ludzi, którzy odzyskali dzięki tym lekarzom zdrowie. Nadmiar WSZYSTKIEGO stanowi dla ludzkiego ustroju truciznę. Cholesterol jeśli jest produkowany w nadmiarze nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Zdrowy organizm nie produkuje niczego w nadmiarze. Produkuje tylko tyle, ile jest mu potrzeba, tak idealnie został zaprojektowany przez kogoś znacznie inteligentniejszego niż możemy sobie wyobrazić.
Być może o tym nie wiesz, ale…nie ma żadnych badań, które stwierdzałyby zależność spożywania owoców i poziomu trójglicerydów, więc to co piszesz to są wymysły. Szkodliwa to może być fruktoza z torebki, ale nie z drzewa czy krzaka. Natura nie produkuje dla nas działającego antyzapalnie pokarmu aby nas nim zabić – wręcz przeciwnie. Dieta dr Dąbrowskiej ma kilka tysięcy lat i jest wspomniana w zapisach biblijnych, więc z ociekającą tłuszczem dietą Lutza wymyśloną 50 lat temu wybacz, ale przegrywa w przedbiegach. Wysokotłuszczowa (tak modna ostatnio) dieta nie tylko działa prozapalnie (w przeciwieństwie do niskotłuszczowej, działającej antyzapalnie), ale i otępia mózg, niestety. Badacze przypuszczają, że dzieje się tak dlatego, iż dieta taka zmienia mikrobiom w ludzkich jelitach: zaczynają się namnażać bakterie produkujące neurotoksyny, co prowadzi do miejscowych stanów zapalnych w mózgu (polecam zapoznać się np. z badaniami jakie przeprowadził ostatnio neurobiolog Krzysztof Czaja z University of Giorgia). Ktoś kto namawia kogoś na wysokotłuszczową dietę tak naprawdę chce aby ten człowiek przestał być sprytny (kojarzący fakty i myślący) i woli by stał się tępy, tępymi ludźmi jest łatwo manipulować i wmawiać im głupoty 😉 Dieta wysokotłuszczowa owszem jest stosowana w celach medycznych, ale nie mamy żadnych danych pochodzących od społeczności długowiecznych, które mogłyby wskazywać na to, że dieta taka długoterminowo nadaje się do stosowania dla nas aby zapewnić nam dożycie setki w zdrowiu i jasności umysłu. Może jest a może nie – nie mamy danych na dużych populacjach. Bo jeden Lutz jako jaskółka niestety ale wiosny nie czyni (nota bene brzydzący się tłuszczem w szczególności nasyconym autor hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej Ancel Keys dożył lat stu: https://en.wikipedia.org/wiki/Ancel_Keys).
PrzypadkowyPrzechodzień napisał(a):
Punkt 1 mija sie z prawdą, cholesterol dostarczany wraz z żywnością praktycznie nie wpływa na ilośc cholesterolu w surowicy krwi (jest wiele badań na ten temat). Swoją droga teroia jakoby cholesterol z żywności wpływał na ten w krwi jest wprost zbieżna z medycyna konwencjonalna, którą zazwyczaj tu negujesz (i prawidłowo) a w tym wypadku z niezrozumiałych powodów potwierdzasz.
Najawięcej cholesterolu jest w móżdżku, ale nie ma co się tym zajmować (kto je mózgi). Na drugim miejscu są jajka.
Mój przykład – jem od 10 do 20 jajek tygodniowo, umiarkowane ilości mięsa, uwielbiam też soki warzywne (mam wyciskarke jednoślimakową – pycha) i wyniki mam wyśmienite, jestem nawet gotów sie porownać nasze wyniki i bardzo prawdopodobne, że będą lepsze od Twoich 😉
Marlena napisał(a):
W Twoim przypadku nie musisz bać się o cholesterol bo spożywasz sporo substancji, które jego poziom obniżają. Możesz jeść jajek do wypęku spożywając jednocześnie dużo warzyw. Jednak gdybyś spróbował żyć na samych (lub prawie samych, bo dodawałbyś pół pomidorka jako dekorację traktując to jako swoją porcję warzyw) jajkach i smażonych kiełbaskach to nie skończyłoby się to dla Ciebie dobrze. Tradycyjna dieta nie zawiera wyciskanych soków i mnóstwa warzyw, zawiera za to kupę mięsa, odrobinę surówki, dużo wędlin, nabiału, cukru, smażonego itd. i to właśnie te osoby mają problem z cholesterolem i do nich był kierowany artykuł, którego przesłanie jest takie: jeśli chcesz SZYBKO obniżyć cholesterol to najpierw odstaw jego zewnętrzne źródła zwiększając jednocześnie ilość pokarmów obniżających poziom cholesterolu. Punkt pierwszy nie może mijać się z prawdą bo nie jest moim wymysłem, lecz opinią wielu znakomitości leczących ludzi dietą, których nazwiska wymieniłam w artykule.
PrzypadkowyPrzechodzień napisał(a):
W moim przypadku nie muszę się martwić o cholesterol nie dlatego, że jem/piję duzo warzyw a dlatego, że odżywiam się zdrowo.
Zgadza się, że złe wyniki cholesterolowe wynikaja ze złego żywienia, pogarszają się w wyniku zachwiania prawidłowego funkcjonowania organizmu, jego procesów biologicznych, chemicznych.
Niemniej jednak nie pogarszają się bezpośrednio w wyniku spozywania cholesterolu. Jedyna zależność, kora tu funkcjonuje to: Niezdrowe odzywianie -> problemy z cholesterolem.
Ludziom, ktorzy odżywaiją się „typowo”, szybko, byle jak, dużo chemi i przetworzonej zywności i maja problemy z cholesterolem jak najbardziej nalezy zalecac zmiane diety.
Kroków zdrowego żywienia można pewnie wypisać 20 czy 30 (np. zalecenia Westona Price) z tym, że najważniejsze dla człowieka żywiącego się typowo jest porzucenie cukru i oczyszczonej mąki glutenowej, a nie mięsa czy jaj, bo te są zdrowe.
PS Wiem, że się nie zgodzimy co do definicji zdrowego żywienia (ja nie przekonam Ciebie ty nie przekonasz mnie).
PS2 Ogólnie fajna strona (trafiłem googlając chlorek magnezowy, swoją drogą gratuluje wypoziomowania strony ;))
Ze zdrowym pozdrowieniem Przechodzień 🙂
Marlena napisał(a):
Mówimy to samo tylko nieco innym językiem 😉 Absolutnie należy odstawić przetworzone pokarmy i właśnie o tym piszę! Natomiast co do mięsa i jajek to jak chcesz SZYBKO obniżyć poziom cholesterolu to musisz SZYBKO odstawić jego zewnętrzne źródła. I o tym nie ma co dyskutować, to nie jest samozwańcza teza jaką sobie wymyśliłam na użytek tego artykułu, lecz to jest opinia takich naukowców jak Esslestyn. Ornish, Dąbrowska i inni. Oni w ten sposób leczą pacjentów i odnoszą sukcesy. To nie oznacza, że do końca życia pacjent nie ma po kuracji tykać pokarmów zwierzęcych – żeby była jasność. Ale jest ich niewiele i zawsze najlepszej jakości. Czyli jest to dokładnie to co można określić „zdrowym odżywianiem”.
Ada napisał(a):
Marleno, proponuję Ci zapoznanie się z linkami, które podałam wyżej, ponieważ stawiane przez Ciebie tezy są po prostu nieprawdziwe.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Ado zapoznałam się z linkami, lecz nie wniosły one nic nowego ponad to, co już wiem. Mój artykuł nie jest o tym, że cholesterol jest „czymś strasznym” z czym należy walczyć za wszelką cenę (jako taki jest nam on potrzebny i niezbędny), lecz o tym, jak zmienić swoje nawyki i styl życia gdy się chce szybko przywrócić zdrowie. Artykuł został napisany na podstawie obserwacji prac takich naukowców jak Dr Esselstyn, Ornish czy Dąbrowska, którzy z sukcesami używają diety i zmian stylu życia by przywracać ludziom zdrowie. Nie są to moje wymysły i nie mogą być nieprawdziwe, skoro znajdują potwierdzenie w praktyce klinicznej w/w lekarzy.
DramondS napisał(a):
Witam,
Z zachłannością rzuciłem się na bloga.
Póki co od siebi dodam, że ktoś powoływał się na badania populacji ponad 100-latków i wszyscy oni mieli cholesterol oscylujący w ok. 300 mg%.
Przy okazji potwierdzam, że cholesterol dostarczany z pożywieniem jest neutralny jeśli chodzi o jego wpływ na poziom we krwi.
Poza tym LDL i HDL są to lipoproteiny a nie żaden cholesterol.
Z innej beczki – znane są przekazy mówiące o tysiącletnich młodzieńcach schodzących z gór Tybetu, więc wydaje mi się, że mówienie o celowaniu w lat 120 jest sporym minimalizmem 🙂
pozdrawiam przepięknie
Marlena napisał(a):
Pani doktor Dąbrowska, która tłumaczy w jaki sposób post przywraca pierwotne prawidłowe ustawienia naszego systemu mówiła na wykładzie jakie wyniki ona otrzymuje, cytat: „A cholesterol? Mimo, że książka pisze że do dwustu jest norma, a ja powiem państwu, że norma jest około 160. Bo tyle uzyskujemy na tej diecie. 160!” – to niestety nie jest tak do końca prawdą, że obcy cholestrol dostarczany z pożywieniem nie ma na nasze zdrowie wpływu.
3qm napisał(a):
Dokładnie, chlesterol jest w żółtkach ale co to znaczy, są one szkodliwe? Nie. Cholesterol to stan zapalny, m.in. wywołany przez homocysteinę, chlamydię pneumoniae itp. Jak można wprowadzać ludzi w błąd mówiąc, że mięso podnosi cholesterol. Dużo produktów ma cholesterol. Ale to nie one podnosza jego poziom we krwi.
Marlena napisał(a):
Doktor Ornish ujął to tak: przestań jeść na jakiś czas produkty odzwierzęce (nabiał, mięso) i w ogóle przetworzone, smażone, tłuste, konserwowane, pasteryzowane, poprawiane itd. a zobaczysz jak szybko powrócą normalne poziomy cholesterolu. Właśnie dlatego, że zmniejszony zostaje stan zapalny i ciało już NIE MUSI produkować tej substancji tylko co poprzednio, aby ugasić zapalenie. Będzie produkować jej dokładnie tyle, ile mu potrzeba na potrzeby bieżące.
Warto wiedzieć, że metoda Ornisha jest na tyle skuteczna i posiadająca solidne naukowe podstawy, iż została zaaprobowana przez amerykański NFZ jako postępowanie dietetyczne dla osób z chorobami cywilizacyjnymi, czyli można leczyć się jego metodą na koszt państwa, ubezpieczalnia pokrywa koszta. Więcej info na temat jego metody znajdziesz tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/program-dra-d-ornisha-spektrum-czyli-jak-zdrowiec-bez-lekow-zyjac-szczesliwie-i-jedzac-dobrze/ oraz na stronie pana doktora: https://ornishspectrum.com/
Ada napisał(a):
Marleno, chociażby twierdzenie, że to „cholesterol zagania nas w choróbska”, jest nieprawdziwe. Cholesterol jest czynnikiem naprawczym, i nie jest przyczyną chorób, lecz ich skutkiem. Jeśli problem zdrowotny zostanie zażegnany, zmniejszy się produkcja cholesterolu.
Marlena napisał(a):
Każda utrata równowagi w organizmie zagania nas w choróbska i w takim sensie został użyty zwrot „zagania nas w choróbska”. Do utraty równowagi najczęściej walnie przyczyniamy się sami naszym stylem życia. Problem zdrowotny tego typu można zażegnać jedynie właśnie poprzez zmianę stylu życia, na czym jest oparty protokół wspomnianych w artykule lekarzy (Esselstyn, Ornish, Dąbrowska).
Wiktoria napisał(a):
Piszesz Marleno , że pieczone, smażone i grilowane nie rośnie na drzewie…. Ciekawe , na którym rośnie to gotowane na parze?
Polubilam Twoja strone wiec wybacz ta drobną zlosliwość ale nie moglam sie powstrzymać.Po przeczytaniu tak roznych komentarzy doszlam do wniosku ,ze zdrowy rozsadek , intuicja i znajomosc wlasnego organizmu
trzeba postawic na pierwszym miejscu.
Marlena napisał(a):
Wiktorio, jeśli sformułowania typu „zdrowy rozsądek”, „intuicja” czy „znajomość własnego organizmu” mają być przykrywką dla wkładania do środka nienaturalnego lub wysoko przetworzonego pokarmu to jestem stanowczo na NIE. Nie o takiej znajomości własnego organizmu jest mowa na tej witrynie. Tak naprawdę bardzo mało znamy swój organizm i najczęściej bladego pojęcia nie mamy co on przeżywa gdy mu wrzucamy do środka to czy tamto. Dla nas wystarczy, że po posiłku nie lecimy do kibla czy innych sensacji jelitowych nie stwierdziliśmy – znaczy się jest OK. A często (zwłaszcza długofalowo) nie jest. Zdziwienie przychodzi w momencie stwierdzenia czegoś co nagle zaczyna szwankować. Bo przecież ja całe życie tak zdrowo jem i zawsze stosuję zdrowy rozsądek itd… a tu taki klops.
Gotowane na parze może i nie rośnie na drzewie, ale jest to jeszcze najmniej inwazyjny sposób obróbki termicznej pożywienia, więc złośliwość raczej zbędna jest w tej kwestii 😉
Kinga napisał(a):
Ok smażone jest złe to mój chłopski rozum pojmuje, ale pieczenie i grillowanie (grille kuchenne elektryczne) tez? A duszenie w szklanych pojemnikach w piekarniku? Serio uwielbiam jedzonko na parze ale tak się zastanawiam czemu tylko ta obrobka termiczna jest dobra… Wytłumacz laikowi… 😀
Marlena napisał(a):
Pieczenie i grillowanie nie, z uwagi na zachodzące podczas tych procesów przemiany (np. reakcja Maillarda) i wyzwalanie się szkodliwych i rakotwórczych akrylamidów i innych związków. Duszenie w szklanym pojemniku w piekarniku (a nawet w garnku normalnie na gazie) jest OK, tam pokarmy też gotują się jakby w obłoku pary, w sosie własnym się duszą.
halina napisał(a):
Przez dwa miesiące starałam się prawidłowo odżywiać – dieta lekko strawna ,dużo ruchu ,trzy tygodnie w sanatorium, liczyłam na spadek cholesterolu ,a tu szok.Wyniki laboratoryjne wykazały jeszcze wyższy cholesterol od poprzedniego badania -cholesterol -268 ,HDL-42 ,LDL191 ,trójglicerydy 177.Mam 60 lat.Co dalej?Może to już czas na leki których bardzo się boje.
Marlena napisał(a):
Halino, nie wiem czym was tam w tym sanatorium karmili ale widać skoro „dieta lekkostrawna” nic nie daje to spróbuj iść za wskazówkami dr Dąbrowskiej. Często okazuje się, że my chcemy coś wyleczyć jedzeniem, a tak naprawdę droga wiedzie do celu nieco inna. Polecam wykład pani doktor, która sporo uwagi poświęca właśnie kwestii cholesterolu. Organizm ludzki ma w genach zapisane prawidłowe wartości cholesterolu i takie można w kilka tygodni przywrócić postem Daniela. Wykład tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
halina napisał(a):
Dziękuję za informacje.Zaczynam dokładnie czytać wykład.Pozdrawiam.
mima napisał(a):
Podobają mi się zamieszczone tu artkuły, ale jednakże chciałam zauważyć, że nic gotowanego też nie rośnie na drzewach………..
Marlena napisał(a):
Owszem – właśnie dlatego na pokarm przetworzony termicznie (jakąkolwiek metodą) nasz ustrój reaguje podniesioną leukocytozą. Traktuje jak „coś obcego”, z czym system immunologiczny musi „walczyć”. Czyli niemal jak przy infekcji lub zatruciu. Szczególnie ostrą leukocytozę powoduje poddane działaniu temperatury białko zwierzęce. Na pokarm świeży o dziwo nasz organizm tak nie reaguje. W każdym przypadku obróbki termicznej (pieczenie, gotowanie, smażenie, wędzenie) zmiany fizyczne i chemiczne pokarmu tak czy inaczej występują. Najmniej inwazyjne jest krótkie gotowanie na parze. Ale i ono powoduje zmianę w strukturze komórkowej pokarmu.
Adrian napisał(a):
To prawda. Zwierzęce produkty zwierają cholesterol ale mało kto potrafi odstawić je całkowicie. Dlatego też warto je smażyć na patelni teflonowej, piec w folii lub gotować na parze. Ponadto sok z winogron obniża poziom LDL, jak i surówka z marchewki. Zamiast masła można używać margaryny roślinne, które zawierają sterole roślinne. Już 3 g dziennie obniża poziom złego cholesterolu. I oczywiście ruch, podczas ruchu krew krąży szybciej i dzięki temu przepłukuje tętnice.
Marlena napisał(a):
Zgadzam się co do ruchu i jedzenia warzyw i owoców. Natomiast co do margaryn to zastanów się kto propaguje brednie, że są one niby DOBRE dla ludzi, skoro jest to syntetycznie wytworzony, a raczej przetworzony tłuszcz, gdzie kwasy tłuszczowe zostały PRZEMOCĄ zmuszone do zmiany swojej naturalnej konfiguracji (-cis) na obcą naturze (-trans). Wyobraź sobie, że rolnik w życiu nie dodałby margaryny do paszy dla zwierząt (choć przecież jest super tania i łatwo dostępna jako źródło energii, a do tego wzbogacana dodatkiem witamin), bo wie on, że zwierzaki by padły. Skoro nie chcą tego żreć nawet zwierzęta to czemu mamy uważać, że dla ludzi jest to dobre?
Fitosterole? Wolne żarty! 😀 Przecież fitosteroli mamy całe mnóstwo w warzywach choćby krzyżowych czy liściastych, na kiego grzyba nam sztuczna, usilnie reklamowana „zdrowa margaryna”? I po co czerpać fitosterole z (kochającej kasę) drugiej ręki, jak można je czerpać bezpośrednio z rąk kochającej nas Matki Natury?
Ponadto nie jest prawdą, że produkty zwierzęce potrafi odstawić „mało kto”. Jest wiele osób, które wyrzekły się tych narkotycznych pokarmów. Wszystko można rzucić jak śmierć do oczu zagląda: i fajki, i mięso, i nabiał, i alko, i słodycze… Jeśli ktoś woli prędzej umrzeć niż porzucić rujnujący go nałóg to również należy taką decyzję uszanować. Każdy dokonuje świadomie sam swoich wyborów. Gorzej, gdy podyktowane one są niewiedzą lub reklamą.
Smażenia nie polecam wcale, a już na teflonowej patelni w szczególności -z uwagi na toksyczność zarówno samego smażenia jak i teflonu. Pieczenie w folii również odradzam z uwagi na jony aluminium przedostające się do pożywienia. Godne polecenia jest jedynie obróbka termiczna w obłokach pary wodnej.
Ala napisał(a):
Wszystko tutaj jest takie proste i oczywiste, obniżyć cholesterol i cacy. Ciekawe co ma zrobić osoba, która jest bardzo szczupła, ale ma hiperlipidemię?? Ja nie mogę pozwolić sobie na dodatkową utratę wagi, całe życie próbuję zbudować masę, mój organizm ma bardzo wysokie zapotrzebowanie energetyczne, więc samym zielskiem na pewno nie zaspokoję wszystkich potrzeb niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania i utrzymania odpowiedniej wagi. I tak jestem chudzielcem i nie pozwolę sobie na schudnięcie nawet kilograma. Odżywiam się dobrze, nie jem sztucznych rzeczy, słodyczy, nie piję napojów, analizuję skład żywności, gotuję starając się ograniczać tłuszcze, jem mało mięsa. Uprawiam sport prawie codziennie i co….g…!
Marlena napisał(a):
Alu może brakuje w Twoim ustroju witamin z grupy B, szczególnie witaminy B3 mającej własności regulujące (poczytaj badania https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15078639). Powinna to być niacyna w formie kwasu nikotynowego (lecz nie amidu kwasu nikotynowego, ponieważ nikotynamid nie ma większego wpływu na przywracanie prawidłowych poziomów cholesterolu i trójglicerydów).
Racjonalista napisał(a):
A jak Ty dziewczyno chcesz mieć normalną wagę, skoro żywisz się pewno głównie samym zielskiem. Najwięcej energii zapewniają tłuszcze ( najlepsze są z żółtka jaja ), których Ty pewno mało jadasz. Twojemu organizmowi brakuje po prostu energii. Skoro jadasz mało tłuszczów, a masz podwyższony cholesterol to pomyśl logicznie że ich spożywanie czy też nie, nie ma żadnego wpływu na jego poziom. Zresztą normy są celowo dużo zaniżane, aby ludzi faszerować lekami i zarabiać na tym. Jakoś ludzie z cholesterolem na poziomie 300 dożywają 100 i więcej lat.
Marlena napisał(a):
Chłopie nie masz pojęcia ile ja mam energii 🙂 Szczególnie po każdorazowym zakończeniu postu: 4 godz. snu na dobę wystarczają mi do całkowitej, pełnej regeneracji, nie wiem jak to wygląda na dietce padlino-jajecznej, ale u mnie właśnie tak. Zresztą opisywałam już co jem (nie samo „zielsko”), poczytaj sobie tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/
Cholesterol mam już normalny, wagę mam już prawidłową. To jak z Twoim postem, bo nie odpowiedziałeś? Posłuchaj sobie może jednak wykładu tej naszej pani doktor Dąbrowskiej, a dowiesz się co robi z nami nowoczesne papu (również odzwierzęce), dlaczego warto je ograniczać (czyli zamiast 3 razy dziennie jadać je od święta) i na jakich mechanizmach opiera się post i co z nami robi. Oczywiście masz prawo olać wszystko co pani doktor mówi i dalej wierzyć w zbawczą siłę jajek i wysokiego cholesterolu. Tak naprawdę kwestia gustu 😉
Racjonalista napisał(a):
To co pisałem to nie było do Ciebie, a do tej dziewczyny o nicku chyba Ala. Dałem odpowiedz na jej wypowiedż, więc nie wiem czemu uznałaś, że było to kierowane do Ciebie. Mięsem żywią się też niektóre zwierzęta i jakoś nie przechodzą na warzywka i owoce. Choćby rekiny są mięsożerne i na raka nie chorują. A roślinożerne zwierzęta mają procesy miażdzycowe. Co na to pani doktor Dąbrowska i Ty ? 🙂
Marlena napisał(a):
Wiem że to było do Ali 😉 Najpierw może jednak posłuchaj tej Dąbrowskiej co ma do powiedzenia? Warto posłuchać czasem mądrych ludzi.
Racjonalista napisał(a):
W ogóle potrafisz odpowiedż co jest niby takiego złego w jajku skoro z niego wykluwa się nowy organizm, więc musi zawierać ono wszystko co jest potrzebne dla życia organizmu, dosłownie wszystko ? Czemu też niby Ty musisz stosować jakieś głodówki, choć się tak dobrze odżywiasz, a zwierzęta czemu czegoś takiego nie robią ?
Marlena napisał(a):
Ależ nic nie jest „złego” w jajku, źle mnie zrozumiałeś. Okazjonalnie też mi czasem jakieś jajko do gęby wpadnie. 😉 Nie jestem „wojującą weganką”, choć najwięcej energii i najlepsze samopoczucie i jasność umysłu mam wtedy gdy żywię się w większości witariańsko. Zwierzęta też mają okresy powstrzymywania się od pokarmów, reguluje to u nich natura. A człowiek niestety łączność z naturą zatracił i większość wrzuca w siebie co popadnie i stanowczo za dużo. A teraz już wiem, że nigdy nie pościłeś, bo nikt kto przeszedł przez pełen cykl 40-dniowy postu Daniela nigdy w życiu nie nazwie go głodówką. A wiesz czemu? Bo nie chce się jeść. A wiesz czemu nie chce? Bo reguluje to ośrodek w podzwgórzu. A co dalej robi ciało jak już wie że jest post? Robi wielkie sprzątanie i naprawianie zniszczeń, bo taki ma wbudowany program. Samoregeneracja. Tylko że pewnych rzeczy trzeba osobiście doświadczyć i być w tym konsekwentnym. Post to NIE jest głodówka, a kto tak mówi to po prostu w życiu nie pościł i kojarzy post jedynie z czymś nieprzyjemnym bo tak się nasłuchał od guru, którzy z kolei również w życiu swoim nie pościli, ale za to mają dużo do powiedzenia na temat odżywiania i w ogóle zdrowia. Tak, mam na myśli dra K. 😉
Racjonalista napisał(a):
Powiedz mi w czym to tak warzywka czy owoce są lepsze dla człowieka od jajek, że nimi mamy się codziennie objadać a jajka jeść od czasu do czasu lub w ogóle ? Ale konkretnie, już bez żadnej demagogii ?
Marlena napisał(a):
Konkretnie to sobie poczytaj prace lekarzy o których wspominałam: Ornish, Esselstyn, Campbell oraz Fuhrman. Tam jest wszystko wyjaśnione DLACZEGO. Nie musisz mi wierzyć na słowo, sam drąż, ucz się, czytaj, poznawaj, doświadczaj.
Racjonalista napisał(a):
Nie odpowiedziałaś też na pytania dlaczego mięsożerne rekiny nie chorują na raka, a roślinożerne zwierzęta mają miażdzycę ? Czyżby celowe unikanie odpowiedzi na niewygodne pytania podważające pewne teorie ?
Marlena napisał(a):
Ja mam informacje wręcz przeciwne: „Dlaczego zwierzęta nie dostają zawałów serca tylko my ludzie”, autor dr Matthias Rath, polecam lekturę.
Fafkulec napisał(a):
Marleno, poczytaj może prace innych „lekarzy” niż skompromitowany Cambpell, Ornish czy Dąbrowska. Bez urazy, ale ci cytowani przez ciebie lekarze to w większości sekciarstwo podparte częściej wiarą niż rzetelnymi badaniami czy wiedzą biochemiczną. Poczytaj choćby prace Gary’ego Taubesa. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Poczytam te „prace” (czyli książki popularnonaukowe) jeśli odpowiesz mi ile osób wyleczonych na swoim koncie posiada żurnalista Gary Taubes oraz w którym kraju jego metody lecznicze są uznane za na tyle wiarygodne, że aż dopuszczone przez narodową służbę zdrowia jako refundowane przez NFZ.
Leczenie dietą i zmianą stylu życia nie jest „sekciarstwem” tylko prawdą, której doświadczyłam na własnej skórze, a metoda Ornisha w przeciwieństwie do pisaniny Taubesa jest naukowo udowodnioną metodą leczniczą, którą w USA osoby chętne przeznaczone do bajpasów czy angioplastyki mogą zastosować na koszt państwa (począwszy od stycznia 2011) zamiast leków i operacji. Jak wiadomo metod „szamańskich” państwowe ubezpieczenie nie pokrywa. Ubezpieczalnia Medicare (czyli jakby nasz NFZ) pokrywa koszty tylko wtedy, gdy dany sposób leczenia ma naukowo udowodnioną skuteczność. Zanim to się jednak stało Ornish musiał solidnie udokumentować ponad 4000 (cztery tysiące przypadków) wyleczonych swoim programem pacjentów. I zrobił to, choć zabrało mu to ponad 30 lat pracy. Przy okazji dowiódł, że zmiany stylu życia przedłużają telomery (czyli naszą długowieczność) i mają wpływ na ekspresję genów. Że zmianą stylu życia można leczyć choroby serca, depresję, cukrzycę, a nawet raka prostaty we wczesnym stadium. https://ornishspectrum.com/proven-program/the-research/
Czego natomiast dowiódł pan Taubes to nie wiem, ale jeśli ma na swoim koncie co najmniej tak spektakularne i udokumentowane długoletnie sukcesy, to chętnie się dowiem. Z tego co mi jednak wiadomo sukcesów naukowych ani leczniczych pan Taubes udokumentowanych nie ma żadnych https://en.wikipedia.org/wiki/Gary_Taubes. Chyba że coś przeoczyłam 😉
Janusz napisał(a):
Ciekawy blog. Z tym artykule dużo ciekawych informacji, ale z jedną informacją nie można się zgodzić. Zawsze miałem problem z cholesterolem. Schodząc z wagi 101 do 85kg, zmieniając sposób odżywiania, odrzucający w szczególności cukry proste, sól i mąkę, wprowadzając wysiłek fizyczny, dużo herbaty zielone – nie mogłem zejść poniżej wyniku HDL 45. Nie pomogła wizyta u dietetyczki, która ucięła mi wszystkie tłuszcze zwierzęce. Pomogło dopiero przejście na dietę wysoko tłuszczową. tj. węgle 100g, biało 160g, tłuszcze 240g!! Tłuszcze dzieliły się w proporcji wielonienasycone/jednonienasycone/nasycone – 1/1/1. W diecie było dużo cholesterolu! Wyniki były zaskakujące trójglicerydy 118!! HDL 56!! Moja dewiza. Zwalczaj tłuszcz, tłuszczem i ogranicz węglowodany. Pozdrawiam
monikam napisał(a):
wiele naturalnych preparatów pomagających obniżyć cholesterol można znaleźć na stronie [wymoderowano]
Marlena napisał(a):
Najlepiej jednak zmienić styl życia zamiast ograniczać się jedynie do „cudownych” specyfików. Jeśli organizm nie będzie miał powodów by produkować nadmiar cholesterolu, to będzie go produkował tyle ile nam potrzeba, ani pikograma więcej.
Racjonalista napisał(a):
Droga Marleno
Widać, że nie masz pojęcia i trochę pływasz na temat niektórych rzeczy. Spożywana ilośc cholesterolu nie ma żadnego wpływu na jego poziom w organiżmie. Od lat jem po kilka jajek dziennie, mięso też codziennie. Do mięsa dodaję niewielką ilośc kiszonej lub innej kapusty. Znam osoby, które żywią się tak samo. Rano sok z połowy cytryny. Mój cholesterol i ich jest w normie medycznej. W sumie jest nawet zbyt niski, bo największą witalność ma organizm gdy jest on na poziomie ok. 250. Cholesterol sam w sobie nie powoduje żadnych złych skutków dla organizmu. Powtarzam, żadnych. Powielasz tu tylko bzdurne opinie współczesnej medycyny wygłaszane po to, aby faszerować ludzi bardzo szkodliwymi lekami mającymi obniżać jego poziom. Znam osoby w podeszłym wieku, które od kilkunastu lat żywią się przede wszystkim żółtkami jaj i tak sprawnych fizycznie i umysłowo ludzi oraz młodo i świetnie wyglądających jak oni jeszcze nie spotkałem.
Marlena napisał(a):
Drogi Racjonalisto,
nie wiem czy zauważyłeś, ale to mój blog i piszę o tym czego sama doświadczyłam. Załóż bloga opisującego swoją jajeczno-mięsną bezwarzywną dietę i opisuj tam swoje doświadczenia. Cholesterol jeśli jest przewlekle podwyższony to nie jest dobry znak: może to być odpowiedzią ustroju na to co do niego wkładasz, reakcją obronną, a wpływ spożywania pokarmów zwierzęcych na jego poziom w plazmie nie jest moim wymysłem. Nieprawdą jest, że im wyższy tym lepszy. On musi być po prostu taki jaki mamy zapisany w DNA jako prawidłowy poziom. Ani nie za wysoki, ani nie za niski. Rozumiemy się? Polecam lekturę takich lekarzy jak Ornish, Esselstyn czy Dąbrowska, którzy mają spore sukcesy w leczeniu pacjentów z których medycyna konwencjonalna już zrezygnowała i położyła na nich krzyżyk. Bynajmniej nie leczyli ich jajkami i truchłem.
Racjonalista napisał(a):
Byłem już na samych warzywkach i owocach. Skutek: brak sił, osłabienie oraz stany depresyjne. Gdyby tak tylko się odżywiać to chyba z pięć wiader trzeba byłoby tego zjadać, aby mieć odpowiednią energię. Odkąd przeszedłem na dietę tłuszczową wszelkie choroby zniknęły. Żółtko jaja jest najbardziej doskonałym materiałem energetycznym dla człowieka oraz zawiera wiele cennych rzeczy. Dla Twojej wiedzy tez dodam, skoro już tak panikujesz na temat cholesterolu że zawiera ono tzw. dobry cholesterol. Prawie nie jadam warzyw i owoców oprócz kapusty i soku z cytryny. Piję też codziennie olej lniany. Wyniki badań ok. i ze mną jest wszystko ok.
Marlena napisał(a):
A jak często pościsz? Bo jeśli rzadko, krótko albo wcale to taka reakcja (osłabienie itd.) mnie nie dziwi. Najpierw trzeba wywalić z siebie te śmieciochy nazbierane latami gdy żarło się martwotę, słodycze, kawusię i inny popularny chłam. Spróbuj 40 dni postu, a zmienisz zdanie i poczujesz wyraźną różnicę. Nie musisz wierzyć mi na słowo. Po prostu sprawdź to. Sam. Jak na rasowego racjonalistę przystało.
Wskazówki tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
hajduczek napisał(a):
Racjonalisto, piszesz „Prawie nie jadam warzyw i owoców oprócz kapusty i soku z cytryny”. Ależ jedz, jak chcesz, to Twoje ciało, Twoje podniebienie i Twoje zdrowie. Ale jednak żal mi Ciebie – takie smutne ograniczenie smaków… Ja uwielbiam wszelkie możliwe warzywa i owoce. Jadam surowe, gotowane na parze i w formie zupy, duszone jak pyszny gulasz, pieczone w piekarniku (ziemniaczki, wszystkie warzywa korzeniowe, bakłażan, cukinia i papryka, dynia posypana curry – mniam!), smażone na patelni (tak, smażone czasem też, a raczej podsmażane), w formie potrawek, past, pasztetów, surówek, soków, koktajli, smoothies, sals, pesto, a także w plasterkach na kanapce…
Żal mi Cię, że musisz ograniczać się do kapusty (pysznej i wszechstronnej skądinąd, ale jednak trochę nudnej, gdy występuje na scenie solo) i soku z cytryny (który uwielbiam, cenię i też stosuję na codzień). Nie będę tu wymieniać wielkiej rozmaitości owoców i warzyw, jakie ja spożywam, bo po pierwsze mogłabym zanudzić Ciebie i innych czytelników, a po drugie – mogłabym niechcący pominąć któreś z nich, wcale nie mniej ważne niż pozostałe.
Reasumując – bardzo lubię jeść i pić WSZYSTKIE warzywa i owoce, jakie przeznaczono nam do spożycia, uwielbiam odkrywać nowe smaki i próbować tych roślin, które są jadalne, a których nie znam. Kapustę i cytrynę też, ale nie tylko!
Piszesz: „Byłem już na samych warzywkach i owocach. Skutek: brak sił, osłabienie oraz stany depresyjne. Gdyby tak tylko się odżywiać to chyba z pięć wiader trzeba byłoby tego zjadać, aby mieć odpowiednią energię.” To tylko świadczy o zupełnym braku zbilansowania Twojej warzywno-owocowej diety! Nie jestem sportowcem ani dietetykiem, mnie dieta warzywno-owocowa dobrze służyła, ale mój codzienny wysiłek nie był jakiś spektakularny, więc i nie bardzo zastanawiałam się nad tym, co jem. Ale wybitni wegańscy sportowcy z całą pewnością dbją o swoją dietę, a osiągają wspaniałe wyniki. Na pewno znajdziesz przykłady, jeśli trochę poszukasz, ale mogę podać parę przykładów:
Scott Jurek (ultramaratończyk)
Venus i Serena Williams (tenisistki)
Aleksiej Wojewoda (bobsleista, zdobywca złotego medalu w Soczi)
To tylko kilka przykładów, reszty poszukaj sobie sam, nie będę ułatwiać Ci zadania.
P.S. Żeby nie było – nie jestem wojującą weganką, ale podobnie jak Marlena uważam, że podstawą naszej diety powinny być rzeczone warzywa i owoce, choć i jajka bardzo cenię.
Pozdrawiam, Racjonalisto!
Racjonalista napisał(a):
Widzę że jak jakieś poglądy nie są w zgodzie z Twoimi, jedynie według Ciebie słusznymi to od razu stajesz się złośliwa, manipulujesz i wygłaszasz ogólniki. Nie muszę czyścić organizmu, bo od lat będąc na diecie jajeczno-mięsnej jak ją nazywasz nie czuję osłabień i nie choruję. Pisałem, że czułem osłabienia jak byłem na propagowanej przez Ciebie warzywno-owocowej. Dobre to i może jest na krótką metę, aby szybko schudnąć ale na dłuższą prowadzi do nadmiernego wychudzenia, osłabienia i stanów depresyjnych. Aby mieć z samych węglowodanów energię to trzeba wtłaczać w siebie grube kilogramy żywności, organizm musi cały czas wykonywać pracę, aby to spalać. Dużo pracuje, ma mało odpoczynku, więc się szybko zużywa. Powołujesz się tak na logike, więc myslę że jest to dla Ciebie logiczne. Znam osobiście osoby, które dieta tłuszczowa, której podstawą są jajka wyciągnęła z wielu chorób. Zresztą skoro mnie odsyłasz do różnych pozycji to poczytaj pozycje choćby doktora Kwaśniewsiego, którego dieta oparta na jajkach uleczyła wiele osób na których medycyna konwencjonalna położyła krzyżyk. Skoro właściwy poziom cholesterolu każdy ma dla siebie zapisany w DNA to nie ma dla niego żadnych ogólnych norm. Jego ograniczenie na różne sposoby prowadzi do utraty sił witalnych. Piszesz bzdury mówiąc o tym, że jego podwyższony poziom jest reakcją obronną organizmu na wtłaczanie w niego różnych świństw. U ludzi długowiecznych stwierdzano jego poziom na poziomie 300. Taką samą padliną jak mięso są też owoca i warzywa, przecież nie są to organizmy żywe.
Marlena napisał(a):
Ja jednak obstaję przy swoim: nie zabieraj głosu na tematy co do których nie masz osobistych doświadczeń. Najczęściej „nie muszę się oczyszczać” mówią ci, którzy właśnie najbardziej by musieli ale w życiu swoim tego nie robili, ponieważ parę dni diety warzywno-owocowej przyprawiło ich o „słabość” będącą niczym innym jak objawem odtruwania. Moc i energia przychodzi bowiem potem, ale oni nie zdążą do tego etapu dojść. Co do wrzucania w siebie kilogramów warzyw to również NIE doświadczywszy postu nie zabieraj głosu. Ja już Kwaśniewskiego czytałam, przerabiałam i na jego temat się wypowiadałam, poszukaj proszę w komentarzach. Rośliny nie posiadają zmysłów to po pierwsze, a po drugie nie zabijasz rośliny, jedynie zbierasz to co zrodziła. Zakop w ziemi trupa zwierzęcego i jabłko, a potem zobacz z którego z nich powstanie nowe życie. Wyjdzie z ziemi mały prosiaczek czy wykiełkuje zaczątek nowej jabłoni zdolnej rodzić nowe jabłka? Na temat zaś cholesterolu to niestety Ty razem z panem Kwaśniewskim musicie dokształcić się.
hajduczek napisał(a):
Piszesz: „Taką samą padliną jak mięso są też owoca i warzywa, przecież nie są to organizmy żywe.”
Mylisz się, z owoców i pestek w nich zawartych wyrastają nowe rośliny, z bardzo wielu warzyw korzeniowych i bulw zdolne są wyrosnąć także nowe rośliny (na pewno z ziemniaków, topinamburu, pietruszki korzeniowej, cebuli, czosnku), wiele z nich „pączkuje”, wydając na świat nowe mikro-roślinki (kalafior, brokuł, kapusta, brukselka, cykoria, ponownie czosnek i cebula i pewnie jeszcze wiele innych – nie wiem o nich, bo nie sprawdzałam).
Podobnie nasiona i orzechy – jeś nie są zbyt stare, zachowują zdolność kiełkowania – wszelkie groszki i fasole, soczewice, pestki słonecznika i dyni, nasiona lnu, konopii, ostropestu, czarnuszki, kolendry, kminku, anyżu oraz rozmaite orzechy. Jeśli tylko zdolne są rosnąć w naszym klimacie – wykiełkują i urosną, dając plon. A niektóre z nich możemy „przerabiać” na kiełki.
Oznacza to, że rośliny pełne są energii życiowej, którą możemy wykorzystać z pożytkiem dla siebie. O mięsie tego powiedzieć się nie da, jedynie jajka w Twojej diecie nieco ratują sytuację – stanowią pokarm kompletny do rozwoju i wykarmienia potencjalnego kurczaka, więc są pokarmem żywym (przynajmniej ja tak myślę o jajkach, ale może to nieprawda?)
Racjonalista napisał(a):
Ty w ogóle nie słuchasz albo nie chcesz słyszeć. Mam osobiste, długotrwałe doświadczenia zarówno na diecie warzywno-owocowej jak i tłuszczowej. A co to za demagogiczna argumentacja o prosiaczkach, jabłkach, itp. Zwierzęta zabijają i jedzą mięso innych zwierząt i jest ok, zwierzęta jedzą rośliny i też jest ok. To co w wielu przypadkach mówisz jest to zwykła demagogia nie mająca nic wspólnego z naturą i Stwórcą, na których tak bez przerwy się powołujesz. W naturze normalną rzeczą jest zabijanie i jedzenie cudzego mięsa. Powiedz lwu, żeby zaczął jeść od dzisiaj trawkę czy warzywka. Jakoś natura i Stwórca inaczej to urządzili niż Ty mówisz. Czemu nawet zwierzęta roślinożerne karmią swoje małe mlekiem czyli produktem pochodzenia zwierzęcego, a nie zgodnie z Twoimi zaleceniami soczkami warzywno-owocowymi czy choćby trawą ? Cały czas nie odnosisz się do faktów o których piszę lecz jedynie odsyłasz mnie do pani Dąbrowskiej czy do innych świętych lub mówisz mi czego to tak nie doświadczyłem a jaka to Ty jesteś wielce doświadczona. Jak choćby wytłumaczysz to, że ludy pasterskie czy rybackie opierające swoja dietę na tłuszczach zwięrzęcych słyną z długowieczności, a ich uzębienie nie wykazuje śladów próchnicy ? Jak też wytłumaczysz fakt, że Eskimosi odżywiający sie tłuszczem zwierzęcym, a nie warzywkami nie cierpieli jakoś na choroby cywilizacyjne ? Dopiero zaczęli, kiedy zaczęli też jeść mąki, cukier, itp. Oczywiście jak zwykle nie doczekam się konkretnych odpowiedzi na te pytania.
Marlena napisał(a):
Zajrzyj na stronę rządową kanadyjskiego ministerstwa zdrowia: Eskimosi przodują jeśli chodzi o osteoporozę, a zaawansowaną próchnicę stwierdza się już u dzieci 6 letnich przyjmowanych do szkoły. Ty nie piszesz o faktach i tu leży problem. Gdzieś się czegoś nasłuchałeś i powtarzasz te banały. Mleko matki jest mlekiem matki, nie myl pojęć, jednak żaden inny ssak nie bierze do gęby mleka gdy już go nie potrzebuje, tylko my jesteśmy takimi durniami. 😉
Racjonalista napisał(a):
Nie przyjmuję też bezkrytycznie tego co pisze i radzi doktor Kwaśniewski czy ktokolwiek inny w przeciwieństwie do Ciebie, gdyż to co mówią Twoi guru to widzę, że dla Ciebie totalna świętość. Też tak kiedyś postępowałem, ale aby dochodzic do prawdy to trzeba nabierać dystansu nawet w stosunku do swoich guru i tego Ci życzę. Zbytnia emocjonalność szkodzi jasności umysłu i rozwojowi.
Marlena napisał(a):
Gdybyś zapoznał się z artykułami na blogu to wiedziałbyś, że moim guru jest mój własny organizm, a wszystko o czym piszę jest moim osobistym doświadczeniem, a nie pustymi dywagacjami na temat. Byłam schorowana a jestem w formie lepszej niż jak miałam 20 lat. Więc to nie emocje, tylko fakty, mój drogi, FAKTY 🙂
hajduczek napisał(a):
Racjonalisto, dlaczego mam wrażenie, że plujesz jadem???
Janusz napisał(a):
Dziwna dyskusja pomiędzy tobą Marleno o Racjonalistą. Tak naprawdę nie ma autorytetów w kwestiach odżywiania. Każdy powinien po prostu słuchać własnego organizmu i wyciągnąć wnioski co jest dla niego najbardziej korzystne. Ja też podobnie jak Racjonalista nie mogłem potwierdzić skuteczności diety owocowo-warzywnej. Z tego powodu chociażby, że było mi bardzo ciężko dostarczyć potrzebnej ilości kalorii do ćwiczeń siłowo-aerobowych, gdzie wynosiło ono 3000-3500kcal. Dietetyczka poleciła mi, aby węglowodany utrzymywał w przedziale 50-60%, ograniczając tłuszcze do 10%. Było to bardzo trudne do wykonania, wręcz niemożliwe. Po 2 miesiącach takiego odżywania z kalkulatorem w ręku i ćwiczeń x 3razy w tyg. po 2h siłowo -aerobowych, okazało że tłuszcz wzrasta a mięśnie topnieją. Jestem, także zwolennikiem diety wysoko tłuszczowej, ale też staram się diecie dołączać inne elementy jak np. chleb pełnoziarnisty, kasza, warzywa. Mleka nie pije, bo ma dużo węglowodanów. Wole jajka, żółty ser, wieprzowinę itp. Na tej diecie zauważyłem, że wyniki cholesterolowe gwałtownie się polepszyły i dodatkowo zaobserwowałem, że cofnęła mi się łysinka 😉 Teraz jest w fazie testu od około 3 tyg. do diety dołączyłem 8g dziennie witaminy C jako przeciwutleniacza. Chce zobaczyć reakcje organizmu w dłuższym czasie, ale także za jakieś 2 miesiące zrobić ponownie badania cholesterolowe. Jestem ciekaw, czy zgodnie z tym co tutaj piszesz o witaminie C, będzie dalsze poprawienie wyników 😉 Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Trenujących witarian też jest sporo, gwoli ścisłości. I wegan. A sportowców wegetarian to już w ogóle cała masa 😉 Nie tylko nic im nie „stopniało” wskutek braku mięsa, jajek czy słoniny w diecie, ale nawet osiągają sukcesy na skalę światową.
hajduczek napisał(a):
Właśnie, Marleno, przykłady podałam w komentarzu nieco wyżej, w dyskusji z Racjonalistą.
A Ty, Januszu, piszesz: „Każdy powinien po prostu słuchać własnego organizmu i wyciągnąć wnioski co jest dla niego najbardziej korzystne.”
To ogólnie dobra strategia, ale często nasz organizm podpowiada nam zapotrzebowanie na produkty, od których jest zwyczajnie uzależniony. Ale Ty o tym nie wiesz, wydaje Ci się, że to naturalna potrzeba, wołanie organizmu o uzupełnienie niedoborów. Pomyśl może o takim aspekcie naszego intuicyjnego odżywiania:-)))
Marlena napisał(a):
Ano właśnie, niektórzy tak „słuchają organizmu”, że „słyszą” iż chce im się ciastek, czekolady, nabiału, pieczywa, potraw smażonych, mięsnych itd. i jak tego nie zjedzą to chodzą wściekli i głodni. 😉
Robert napisał(a):
W treści powyższego opracowania o cholesterolu brakuje moim zdaniem informacji zawartych w książce „Dieta bez pszenicy” Williama Davisa. W rozdziale 10 traktującym właśnie o cholesterolu autor sporo pisze o problematyce cząsteczek LDL i wskazuje, że błędny metabolizm cholesterolu nie koniecznie należy wiązać ze spożywaniem mięsa. Było to dla mnie zupełnie nowe spojrzenie, gdyż ostatnie dwa lata byłem na diecie najpierw wegańskiej i później wegetariańskiej, a moje wyniki badań cholesterolu są powiedzmy takie sobie.
Marlena napisał(a):
Tak jak napisałam w artykule: przyjmowanie obcego cholesterolu jest jednym z czyników, lecz nie jedynym. Takim samym winowajcą jest brak ruchu oraz przetworzona dieta, pełna cukrów i pustych odżywczo węgli (biała mąka, biały ryż, piweczko, wódeczka, ciasta, słodycze itd.)
MartitaNowa napisał(a):
extravergine oraz olej kokosowy, czy mogę wybrać najtańsze? np olej kokosowy można kupić na litrze np 20zł tańszy, ?chodzi o to, ze nie wiem gdzie i jakich firm kupić..czy wystarczy mi jedna oliwa do potraw czy najlepiej miec 2-3 każda do czego innego?i olek kokosowy jest rodzaj tylko jeden?, czy trzeba sprawdzać skład. chodzi o to, ze ja jestem zielona, a zależy mi aby jak najszybciej wprowadzić dobre żywienie dzieciom. Córeczce podaję mleko bebilon, zastanawiam się czy jest zdrowe. i kaszki nestle, bobovita. Czy moge dawać (10 mies) kasze gryczane, jaglane, czy dawać mięso, (które jest nie zdrowe), bo tak podają tabele.Co z tym glutenem? Zalecają stopniowe wprowadzanie, niektórzy mówią po co wprowadzać coś co jest złe?!. Przepraszam, że znowu sto pytań, jak się trochę oswoję z tematem będzie już tylko lepiej. aha i karzą dawać codziennie żółtka czy co drugi dzień, maja rację?kurczę mam tysiące pytań……
Marlena napisał(a):
Ja mam w domu jedną oliwę i jeden olej kokosowy (nierafinowany, pachnie kokosem, tłoczony na zimno). Odnośnie żywienia dzieci polecam książkę dra Fuhrmana „Zdrowe dzieciaki – jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby”: https://akademiawitalnosci.pl/dr-joel-fuhrman-zdrowe-dzieciaki-jak-odzywiac-dzieci-by-byly-odporne-na-choroby/.
Te przetworzone „owocowe” (hehe, owoców na oczy nie widziały!) i obrzydliwie dosładzane kaszki Nestle czy Bobovita nadają się jedynie okazyjnie na bardzo awaryjne sytuacje, np. jakieś wyjazdy poza domem, ale na co dzień absolutnie NIE. Co to znaczy „każą”, jacyś „oni” mają decydować co jest dobre dla TWOJEGO dziecka? Podsuwać Ci pod nos gotowe tabele? Daj dziecku to na co ma ochotę, niech je intuicyjnie, daj mu głównie to co buduje mu odporność i chroni zdrowie. Mięsiwo i jajka (i na pewno nie te sklepowe) mogą być od biedy małym dodatkiem, ale nie podstawą żywienia.
hajduczek napisał(a):
Marlenko, z tym dawaniem dziecku tego, na co ma ochotę to bym jednak uważała. Dzieci zawsze chętnie wybiorą pokarmy słodkie, a okazuje się, że i mięso jest atrakcyjne smakowo. Nasi sąsiedzi mają 11-miesięczną córeczkę, która je już obiad razem z nimi. Z talerza zjada cały kotlet schabowy, trochę ziemniaczków, ale nie przełknie marchewki… Co to jest – instynkt? Przyzwyczajenie? Tak wcześnie chyba trudno mówić o uzależnieniu? Intryguje mnie też, jak ona gryzie ten kotlet, skoro ma tylko dwa małe ząbki…
No i dzieci na ogół chętnie jedzą parówki, o ile je dostaną. Więc to jednak rodzic musi zdecydować o tym, co dobre i zdrowe dla dziecka, a ono przyzwyczai się do podawanych pokarmów, zwłaszcza, jeśli nie dostanie w zamian nic niezdrowego i zapychającego. Można podawać niesłodzone kaszki – kleik ryżowy, gryczany, kaszkę kukurydzianą, kaszkę jaglaną. Jak się dobrze poszuka, to znajdzie się te produkty na półkach. Myślę, że rodzice muszą być mądrzejsi od tabel żywieniowych. Ja mojemu dziecku nie podawałam mięsa ani tym bardziej wędlin do 15 miesiąca życia, później bardzo niewiele, a w wieku 5 lat został wegetarianinem (wspólnie z rodzicami oczywiście). I chował się zdrowo, prawie nie bywaliśmy u lekarza, wyrósł, uprawia sporty (rekreacyjnie, nie wyczynowo). Mięso nie jest dziecku do niczego potrzebne, a jeśli ktoś boi się niedoborów pokarmowych – polecam jajko jako produkt kompletny i bezpieczny.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Pytasz co to jest… to jest wdrażanie od małego aby dziecko miało „warzywowstręt”. Dzieci owszem, lubią słodkie, marchewka jest bardzo słodka, pod warunkiem, że kubki smakowe nie zostały spaczone podawanymi od małego „owocowymi” kaszkami Nestle czy Bobovita, lodami, wafelkami i innym badziewiem. Bo założę się, że dziewczynka na marchewkę ma długie zęby, ale słodycze, ciasteczka albo dosładzane rozmaite „dziecięce” smakołyki ze sklepu pewnie wcina z apetytem, mylę się?
Pisząc o dawaniu dziecku wyboru nie miałam na myśli pseudożarcia (smażone wieprzowe kotlety, parówki, pseudokaszki, „dziecięce” jogurciki czy inny tego typu jedzeniopodobny produkt), ale prawdziwe jedzenie. A to jest TYLKO JEDNO i stworzyła je dla nas Matka Natura w swojej hojności takiej, że trzeba być głupcem aby odrzucać całe bogactwo tych darów i zamiast tego smażyć kawałek martwej tkanki pochodzącej od ukatrupionego wcześniej ssaka na podszprycowanym heksanami i wynaturzonym molekularnie tłuszczu z rzepaku czy innego słonecznika i mówić, że dobre. A to jest właśnie schabowy. Tylko że jak mówimy „schabowy” to nie widzimy ani tej śmierci, ani tych przypraw bez których to nie byłoby już takie „smaczne”, ani tych tłuszczy trans na których musimy to usmażyć aby zrobić z syfu coś co jest „dobre”, widzimy tylko co? Bingo! Mięso tak zwane! Czyli „coś smacznego” przy czym pies z kulawą nogą nie pamięta kiedy to „coś” zdążył polubić, bo był tym futrowany od małego i to bez pytania. Masz jeść i tyle, to jest zdrowe i dobre. Nie jest tak? Ktoś pamięta swój pierwszy mięsny posiłek w życiu za dziecka? Bo ja nie. Bez gadania, jeść i tyle. Bo „mięso daje siłę”, ziemniaki i surówkę zostaw, zjedz tylko mięso jak już nie możesz. Mnie też tak mówiono w domu. I też jadłam.
A im więcej tego jadłam tym większy był mój warzywowstręt, a tym większe upodobanie do smażenin, pierogów, klusek, naleśników, placuszków i racuszków, „smacznego” białego pieczywka, rozmaitych słodyczy, kawy, piwa i ziemniaków (w każdej postaci ale najlepiej frytek lub czipsów). Dopiero jako osoba już mocno dorosła musiałam z tych uzależnień pokarmowych własnymi siłami wychodzić (oj, bolało!), ponieważ dalsze przy nich pozostawanie, aczkolwiek miłe moim rozbestwionym kubkom smakowym, zagrażało mojemu zdrowiu, a może nawet życiu. Wystarczyło jednak powrócić w czułe objęcia Matki Natury, aby teraz te dawniej „smaczne” rzeczy (nie sposób nazwać ich pożywieniem, bo w istocie niczego pożywnego raczej w nich nie ma) przyprawiały mnie teraz o mdłości. Jestem TERAZ na dobrej drodze i moje ciało to wie! 😉
hajduczek napisał(a):
Moja Droga, ale się nakręciłaś!!!
My jesteśmy wegetarianami od 20 lat, nas nie trzeba przekonywać. Ale nawet, jak jedliśmy mięso, warzyw zawsze było w naszej kuchni bardzo dużo. Moi rodzice w czasach komuny prowadzili sklep warzywniczy, więc nauczono mnie jeść WSZYSTKIE znane wtedy warzywa i owoce. Znałam nawet skorzonerę i szparagi (i lubiłam), a i szpinak był mi niestraszny. A kiszoną kapustę mieliśmy najlepszą w mieście i codziennie dostawałam porcję w sklepie, gdy przychodziłam do rodziców:-)
Generalnie – uważam, że to rodzice przekazują nawyki żywieniowe swoim dzieciom. Moi rodzice jedli mięso, ale nie byliśmy rodziną bardzo mięsożerną. Moja mama przygotowywała warzywa i owoce na bardzo różne sposoby! I zawsze robiła ogromne ilości domowych przetworów, co i ja do dzisiaj czynię.
Ale ad rem – pomimo tego, że stanowimy doskonały przykład dla naszych (bardzo miłych skądinąd) sąsiadów, mimo tego, że i ich prawie-synowa jest wegetarianką, pomimo tego, że zawsze mają bardzo fajne pomysły na potrawy dla nas, gdy idziemy do nich „w gości” – sami podają tej małej dziewczynce mięso. I – kurczę – jeszcze się tym u nas chwalą! Jest to rodzina, w której jada się naprawdę bardzo dużo różnych warzyw, często z własnego ogrodu, więc i córce/wnuczce na pewno je podają. Malutka, gdy przychodzi do nas w odwiedziny z mamą, bardzo chętnie pije sok ze świeżej marchewki i jabłka. Chyba po prostu nie lubi gotowanej marchwi, ale nie wiem, jak jest z innymi jarzynami.
Zastanawiam się tylko – po co małemu dziecku, które nie umie jeszcze dobrze gryźć, dawać schabowy kotlet??? No i w ogóle mięso, ale to już zupełnie inna bajka:-)
Nawet nie będę im podsyłać linków do Twojego bloga, bo wiem, że to działanie nieskuteczne. Rok temu spędziłam bardzo dużo czasu w internecie, żeby znaleźć przekonujące fakty w sprawie szczepień, wysłałam przyszłej mamie (osobie z wyższym wykształceniem, żeby nie było, że jakaś głupia jest) wielką ilość linków w tej sprawie. Szczególnie obawiałam się autyzmu, ale nie tylko. Mnie samej włos zjeżył się na głowie, gdy o tym czytałam i chciałam, żeby dziewczyna świadomie podjęła decyzję. I żeby się nad tym dobrze zastanowiła. Ale ona nawet nie przyjrzała się tematowi, bo jakoś nie miała czasu. Cała moja praca – na nic. Ale co gorsza teraz – oprócz szczepień obowiązkowych – młoda dostaje też pneumokoki, rotawirusy i Bóg jeden raczy wiedzieć, co jeszcze. A ja modlę się co dzień, żeby dziewczynce nic się nie stało, bo fajna jest, bystra i śliczna, i tak długo przez nich wyczekiwana. W sumie nic dziwnego, że chuchają na nią, szczepią i karmią tym, co wydaje im się najlepsze. A mój głos – to tylko głos wołającego na puszczy. W żaden sposób nie potrafię ich przekonać, w sumie już nawet nie próbuję…
Ogarnia mnie strach, co to będzie, jak dochowam się wnuków i tak, jak w tym przypadku, nie będę miała żadnego wpływu na ich zdrowie. Przecież teściowa nie powinna się wtrącać! Czy myślałaś już o tym? Mnie to przeraża (a jesteśmy chyba w podobnym wieku, więc czas się nad tym zastanowić). Ratunku!!!
Marlena napisał(a):
Oj tam zaraz nakręciłaś 😉 Piszę po prostu jak jest i jak to w moim domu było. A co do dzieci i wnuków to napisałam co nieco tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-sposobow-by-przechytrzyc-raka/
hajduczek napisał(a):
Aha, jeszcze jedno. Nie pamiętam oczywiście własnego „pierwszego mięsnego posiłku”, jak znam życie, to moja mama skrobała dla mnie gotowane mięsko, by dodać je do warzywnej zupki, gdy tylko przewidywały to tabele. Ale ja byłam też długo oczekiwanym i wychuchanym dzieckiem.
Pamiętam za to pierwszy mięsny posiłek mojego syna. Pojechaliśmy w odwiedziny do znajomych, którzy po dwóch latach wrócili z zagranicy. Mieli (i mają) córkę dokładnie w wieku naszego synka. Byliśmy u nich kilka godzin, nie mogliśmy się nagadać po tak długim czasie. Znajoma podała więc dzieciom obiad – zupę ugotowaną na kurczaczym mięsie, z dużą ilością różnych warzyw i kawałkami tegoż mięsa właśnie. Nasze dzieci miały wtedy jakieś 15 miesięcy i to był pierwszy i na długi czas jedyny mięsny posiłek mojego dziecka… Po prostu uważałam, że jeśli Pan Bóg nie dał dziecku zębów do gryzienia, to znaczy, że ma ono nie jeść mięsa. Choć – prawdę mówiąc – synek miał już wtedy spory garnitur ząbków, bo pierwsze wyrzynały mu się, gdy miał 3,5 miesiąca.
Pewnie w głębi serca byłam już wegetarianką, co ujawniło się po paru latach:-)
rafał napisał(a):
Ali -Choles producent Colfarm tabletki jeden z najlepszych produktów naturalnych o ciekawym , korzystnym ,efektywnym składzie np. czosnek ,sosna śródziemnomorska ,karczoch ,lecytyna . Dla poprawy zdrowia stosowanie jego jest jak najbardziej wskazane.Dla mnie był produktem na tyle ważnym ,że pozwolił na odstawienie tabletek chemicznych na receptę które nie były obojętne dla organizmu i innych słabych ,nieefektywnych suplementów .Zastosowanie Ali – Choles przez dłuższy czas i systematycznie bo wtedy jego korzystna działanie jest zauważalne spowodowało – poprawę odporności , poprawę wyglądu skóry i obniżenie nadmiernego przetłuszczania włosów , obniżenie złego cholesterolu a podwyższenie dobrego , poprawa przemiany tłuszczowej organizmu ,lepszą pracę serca i przewodu pokarmowego ,lepsze samopoczucie .Co nie dały rady inne leki preparaty dał radę Ali- Choles i to bezpiecznie bez działań ubocznych i w dodatku tanio .Znajomy stosował go wspomagająco w miażdżycy i stwierdził też efekt skuteczności jako zadowalający. Ostatnio zauważyłem przerwę w produkcji tego suplementu i w tym trudności z jego zakupem ale mam nadzieję ,że produkt nadal będzie dostępny w aptekach . Dawkowanie jest 2×1 ale myślę ,że w poważniejszych dolegliwościach dawkę można trochę zwiększyć na 3×1 ale przez pewien czas np. w celu stabilizacji złego cholesterolu. Do tego Omega – 3 kapsułki , probiotyki i błonniki fermentowane „JOY DAY ” ,więcej ruchu i efekt prozdrowotny będzie zauważalny.
Marlena napisał(a):
Rafale namawiam jednak do zmiany stylu życia zamiast łykania kapsułek. To samo znajdziesz w naturze. Wyjdzie i taniej zdrowiej. Czosnek, pestki słonecznika (lecytyna), siemię lub olej lniany lub tran (Omega-3), kiszonki jako probiotyki i świeże sałatki dla błonnika. Po zdrowie nie trzeba chodzić do apteki, wystarczy odwiedzić najbliższy warzywniak 😉
MartitaNowa napisał(a):
uff…przeczytałam w końcu wszystkie komentarze:) trochę się ich nazbierało, nie które dyskusje były ostre czyli zarazem bardzo ciekawe:)..Było wspomnienie o poście, ja niestety nie dotrwałam do końca o to powody: Pisałam Pani Marleno już wcześniej , że mam problemy z wypróżnianiem się, nie chodzi o zaparcia tylko, że wcale nie chciało mi się przez 11 dni, bo tyle wytrwałam. Tak się bałam, że zrobiłam lewatywę może 2-4 razy i nic pusto :O. W sumie nie czułam nic żadnych objawów, czułam pustkę i głód przez 11 dni ( średnio jadłam). Przez 11 dni straciłam 7 kilo i wróciłam do wagi z przed 8 lat. Wszyscy dosłownie wszyscy, każdy kto mnie widział, mówił jejku ale ty chuda!. Pojechałam do teściowej na kawę po dwóch tygodniach, już w drzwiach powiedziała jejku ale ty wychudzona! (do dzisiaj nie wie o poście oczywiście), więc tak się wystraszyłam tej chudości, że przerwałam. Co by było dalej? Przez reumatyzm pewnie potrzebowałabym 6 tyg i przez moje inne schorzenia. Nie wiem co myśleć, włosy dalej wypadają i pokrzywka skóry jest nadal.kurcze teraz w niedziele co była, było by 4 tygodnie postu i d…do tego potrzeba jedzenia wróciła jakby zdwojona:(((Pani Marleno proszę o rade, teraz to boje sie o efect jojo:( tyle jem:( Tak myślałam, że może ja jestem tak zatruta mocno, tyle łykałam moze i nawet 5000 tys kalori dziennie i organizm musiał zapanować na tym nie wiem, czemu u mnie tak dziwnie wyszło a taka silna byłam w tej walce:(i przerwałam w samym poście:((((((((((((((((
Zu napisał(a):
do hajduczka
Czy ma Pani jeszcze w historii tego meila do znajomej z linkami o szczepieniach?
Czytałam już kilka artyk., rozmawiałam z pielęgniarkami, mówią ciekawe rzeczy i niekoniecznie to samo co lekarze… ale potrzebuję jeszcze trochę się dokształcić. Jeśli mogłaby Pani podesłać te linki, praca raz wykonana nie poszła by na marne :). Najgorsze są szczepionki 7 w jednym konserwowane rtęcią, dzieci kończą jako warzywka. Z góry dziękuję i pozdrawiam.
hajduczek napisał(a):
Zu, bardzo chętnie, może chociaż ktoś przeczyta to z zainteresowaniem;-)
Jeśli możesz, podaj proszę adres, na jaki mam przesłać linki, bo jako niekumata internautka nie potrafię Cię znaleźć. Aha, i proszę, nie pisz do mnie „Pani”, bo jakoś staro się czuję…
Pozdrawiam!
katarzyna i kuba napisał(a):
LUDZIE! OBUDŹCIE SIĘ!!!
hajduczek napisał(a):
Czyli co konkretnie mamy zrobić? Może Katarzyna i Kuba wyrażą się precyzyjniej? Bo ja teraz wcale nie śpię, tylko czytam, uczę się, działam…
I 5-6 godzin snu na dobę w zupełności mi wystarcza!
Anna napisał(a):
Super wypowiedzi, zaczynam walkę z cholesterolem i zwyrodnieniami stawów wg zaleceń dr Dabrowskiej, proszę o odpowiedź czy jest jakiś sposób, żeby sprawdzić czy proces oczyszczania już się skończył i można przejść na zdrowe odżywianie? Czy dobrze pojmuję, że zalecany jest post 40 dni??? Mam przed sobą okres wielu spotkań imieninowo-weselnych, trochę się boję przerwania tego ozdrowieńczego procesu, czy trzeba potem zaczynać od nowa? Odizolować się na 40 dni trochę trudno, ale efektów też byłoby szkoda. Proszę o pomoc. Idę do miasta po parowar, pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Anno nie można przerywać postu ot tak sobie. Te 40 dni (jednym ciągiem) to max, z tym że można podzielić je inaczej (zobacz wykład dr Dąbrowskiej https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/)
LOGICZNA i WIEDZĄCA napisał(a):
„Przestań spożywać pokarmy odzwierzęce, a bardzo szybko zacznie spadać Twój poziom cholesterolu, ponieważ w końcu przestaniesz dostarczać sobie „obcego” cholesterolu z zewnątrz”
Po pierwsze, zacznij zgłębiac temat, a nie przepisywać głupoty innych.
Prawda jest taka, że ilość egzogennego (zewnetrznego, z pozywienia) cholesterolu nie ma wiekszego znaczenia na jego ogólny poziom. Produkowany przez watrobe cholesterol to około 90% całkowitego cholesterolu i jego produkcja uzalezniona jest od potrzeb organizmu. Każdy stan zapalny toczący sie w organizmie -nawt ten utajony, a wykrywalny jedynie poprzez badanie CRP jest powodem zwiekszonej produkcji cholesterolu. Ponadto niedostarczanie z pozywieniem cholesterolu powoduje zwiększona jego produkcje przez wątrobe. Nie mozna także przedawkowac cholesterolu z podażą pozywienia, gdyz organizm ma swoistą barierę na jego przyswajanie. Nawet gdyby ktoś był w stanie zjeść kilogram smalcu w ciągu dnia, to i tak organizm by przyswoił minimalna część cholesterolu. Nie demonizujmy zatem tego egzogennego colesterolu i nie przekazujmy bzdur o ważności unikania odzwierzęcego cholesterolu. Paradoksalnie, aby obniżyc poziom cholesterolu wystarczy codziennie na sniadanie zjadac dwa gotowane na miekko jajka, albo zazywac 2x po 100 mg amidu kwasu nikotynowego (wit. B3, PP) a juz po dwóch tygodniach nastapi widoczny spadek cholesterolu całkowitego, LDL, TG a wzrośnie HDL. Proponuje zapoznać sie z książką „Mity o cholesterolu”, a wiele rzeczy sie rozjasni i wyjasni.
Marlena napisał(a):
A ja z kolei Tobie proponuję zapoznać się z lekturą materiału napisanego przez lekarza, który ma sobą kilkadziesiąt lat praktyki w leczeniu chorób serca i układu krążenia (głównie miażdżycy będącej zmorą dzisiejszych społeczeństw), doktora Caldwella Esselstyna: https://akademiawitalnosci.pl/dr-caldwell-b-esselstyn-chron-i-lecz-swoje-serce-naukowo-udowodniona-dieta-ktora-wydluzy-twoje-zycie/
Ten pan wyleczył skutecznie tysiące pacjentów więc można domniewywać, że wie, co mówi 🙂 Teorie na boku – liczy się praktyka, czyli uratowane faktycznie ludzkie zdrowie. Nie na chwilę (jak czynią to leki), ale na zawsze.
Niacynamid NIE ma wpływu na regulację poziomu cholesterolu we krwi. Przekazuję tę informację od lekarza, który przez ponad pół wieku leczył ludzi witaminą B3 (w formie kwasu nikotynowego lub niacynamidu) z różnych chorób: depresji, alkoholizmu, psychoz, artrozy, chorób układu krążenia – dra Abrama Hoffera. Zapewniam Cię, że ten lekarz wie co mówi: niacynamid NIE nadaje się do leczenia chorób krążenia (choć do depresji czy innych chorób jak najbardziej). Jak co, ile i do czego dr Hoffer używał jakich form witaminy B3 przeczytasz tutaj: https://www.doctoryourself.com/hoffer_niacin.html
Polecam również jego genialną książkę: „Niacin – The Real Story”, do kupienia w księgarni Amazon (ja mam wersję Kindle): https://www.amazon.com/Niacin-Real-Story-Abram-Hoffer-ebook/dp/B0074NDA1W
Michał Zawadzki napisał(a):
O tak, jajeczka codziennie, a może jednak warto dowiedzieć się co mówi na ten temat nauka? Szczególnie jeśli chodzi o rozmiar cząsteczek LDL i HDL? Bo jak to w życiu bywa rozmiar ma jednak znaczenie. Polecam twarde fakty zamiast promowania paleo-bzdur o „jajeczkach dla zdrowia”: https://nutritionfacts.org/video/does-cholesterol-size-matter/
A niacyna w formie niacynamidu nie reguluje niestety cholesterolu, tylko niacyna (kwas nikotynowy) to potrafi i jeszcze od biedy nieco gorzej działający heksanikotynian inozytolu forma estrowa nie dająca uczucia gorąca , także LOGICZNA i WIEDZĄCA coś ci się musiało pomylić, tak delikatnie mówiąc 😀
Pozdrawiam, Michał.
Anna Maria napisał(a):
@Michał Zawadzki; jestem jaroszem od lat wielu ale nie potrafie obejsc sie bez jajek, jedno lub więcej dziennie, z tłuszczy stosuje tylko oleje zdrowe i mnostwo warzyw, owocow, orzechow, kasze czasem makarony ciemne,oraz kiszonki. Ze słodyczy tylko miód. Cholesterol mam (i inne parametry) w normie cały czas. Nigdy w życiu nie miałam problemu z podwyższonym cholesterolem. Także nie choruje, nawet jak wszyscy w domu mają grype.
Danuta napisał(a):
Polecam książkę CHOLESTEROL NAUKOWE KŁAMSTWO
UFFE RAVNSKOV oraz publikacje Jerzego Zięby. Tam jest wszystko. A jajeczka obniżają go.
No i radzę zainteresować się „żyjątkami” powodującymi stany zapalne żył. Fajna stronka. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Ja z kolei mogę polecić szczegółową analizę naukowych faktów na temat jedzenia jajek i „obniżania” cholesterolu przez nie w badaniach: https://nutritionfacts.org/?s=eggs
Asia napisał(a):
Dokładnie!! To totala bzdura z obniżaniem cholesterolu. Warto posłuchać/poczytać Ziębę. Opiera sie na badaniach naukowych publikowanych w wysokopunktowych czasopismach. Normy cholesterolowe zostały wyssane z palca, nie ma nigdzie badań nt. tych norm! I są sukcesywnie obniżane, czyniąc populacje coraz bardziej 'chore’ i powodują konieczność kupowania drogich leków przeciwcholesterolowych. Tak, obudźcie się!
Marlena napisał(a):
Zgadzam się z tym, że normy są zaniżane sztucznie po to by znaleźć coraz więcej pacjentów którym można przepisywać statyny. Jednak nie jestem zwolenniczką pozostawiania cholesterolu samemu sobie na zasadzie „a niech tam sobie będzie ten poziom jaki by nie był” albo „im wyższy tym lepszy, nie ma się co cholesterolem w ogóle przejmować”. Takie podejście nie jest moim zdaniem poprawne – dr Dąbrowska na wykładzie mówiła, że gdy po przeposzczeniu człowieka postem Daniela bada mu cholesterol, to poziom „po resecie”, gdy wszystkie wartości wracają do fizjologicznej normy zapisanej na poziomie genowym, wynosi zwykle ok. 160. Przyjmuje się więc, że z natury po odzyskaniu zdrowia i oczyszczeniu organizmu ze złogów taki poziom jest fizjologicznie prawidłowy.
Zdrowy organizm nie ma parcia na nadprodukcję tego związku: zawsze będzie produkował DOKŁADNIE tyle cholesterolu ile potrzebuje. Ani nie za dużo, ani nie za mało, z wiekiem nieco więcej niż za młodu, ale „nie przejmowanie się” nadprodukcją nie jest dobrym podejściem, podobnie jak nie jest nim sztuczne zbijanie jego poziomu lekami „przeciwcholesterolowymi” (statynami). Organizm wie co robi. Jeśli zatem występuje nadprodukcja, to należy zastanowić się co takiego zmusza do tego nasz organizm i usunąć przyczynę dla której musi to robić, a nie sztucznie zbijać poziom lekami (likwidować jedynie symptom) albo udawać, że nic się nie dzieje i jest dobrze tak jak jest. Cholesterol w nadmiarze staje się biochemicznie trucizną, taką samą jak np. nadmiar wody w tkankach, nadmiar insuliny, nadmiar kwasu moczowego itd. – nadmiar wszystkiego staje się dla nas toksyną i nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Ponadto wyjaśnić sobie należy przy okazji jedną ważną rzecz: nie cholesterol sam w sobie jest przyczyną miażdżycy. 70% pacjentów badanych przez panią doktor Dąbrowską miało miażdżycę i dalece posunięte stwardnienia przy poziomie cholesterolu „w normie” – ci ludzie byli mocno mięsożerni, ale co się okazało: świeżych warzyw (kwasu foliowego) nie jedli w wystarczającej ilości. To dlatego na zawał mogą zejść nawet ludzie mający całkiem „w normie” poziomy cholesterolu. Za dużo mięsa, za dużo nabiału, za dużo pokarmów rafinowanych (białe mąki, cukier, słodycze, rafinowane oleje itd.). A za mało tego co nas chroni i zapewnia zdrowie: po prostu świeżych pokarmów jakie dla nas dobra ziemia rodzi, w ich oryginalnej, nietkniętej ludzką głupotą postaci.
Odwróciliśmy się od natury to i płacimy za to cenę zdrowia. 🙁
Lesia napisał(a):
W moim przypadku na obniżenie cholesterolu doskonale sprawdziły się nienasycone kwasy tłuszczowe. Codziennie łykam kapsułki z różnymi roslinnymi olejami bi omegalin. No a do tego dodaję do sałatek olej lniany.
Poza tym, ze obniżył sie poziom złego cholesterolu to mam znacznie więcej energii.
Anna napisał(a):
Hej,
Jestem właśnie po spotkaniu z p. Jerzym Ziębą.
Żeby było jasne, pan Zięba jest optymalny, więc jego koncepcje żywieniowe nie przekonały mnie. Bardziej ciążę w kierunku wege i tego co Marleno proponujesz.
Jednak, poza tym, facet jest gigantem mającym w jednym palcu biochemię, fizjologię i anatomię człowieka.
Dużo czasu poświęcił cholesterolowi i nieporozumieniu jakie wynika wokół w niego od wielu lat.
Wyjaśnił, że cholesterol jest niezbędny, oraz, że jego niedobory są gorsze niż ponad norma. Kobiety powinny mieć min 170 całkowitego chol., bo go więcej potrzebują min. w gospodarce hormonalnej.
Opowiedział skąd się wzięły normy (wielka ściema mająca na celu wprowadzić na rynek syfiaste statyny), wyjaśnił również jego wpływ na miażdżycę.
Konkluzja jest taka, że płytka miażdżycowa jest tylko w 4% zbudowana z cholesterolu. Reszta to głównie wapń. Stąd zwapnienia miażdżycowe w żyłach.
Głównym winowajcą miażdżycy jest HOMOCYSTEINA, która w nadmiarze uszkadza naczynia krwionośne i inicjuje proces miażdżycowy. Oraz brak witamin: kwas foliowy, b6 i b12, które pomagają organizmowi pozbyć się nadmiaru.
Stąd zawały u osób, którzy mają niski chol. jak i wysoki.
Każdy powinien sobie zbadać poziom homocysteiny.
Wynik większy niż 8 już powinien włączyć alarm. Zaczyna się miażdżyca.
Załączam link z o homocysteinie
https://www.pfm.pl/baza_chorob/choroby-serca-i-krazenia/homocysteina-8211–jak-ja-zwalczac/336
Konkluzja z artykułu jest taka, że nadmiar homocysteiny pochodzi z białek zwierzęcych, czyli to co piszesz Marleno, o nadmiernej podaży białka zwierzęcego w diecie.
Poza tym p. Zięba dużo mówił o medycynie ortomolekularnej, alternatywnej, witaminach, suplementach, niedouczonych lekarzach szkolonych przez „Big Pharmę” itp. itd. Warto pójść na spotkanie z nim lub przeczytać jego książkę.
Pozdrawiam A.
Marlena napisał(a):
To jeszcze nie wszystko: białka jak białka, ale tłuszcze odzwierzęce powodują zjawisko endotoksemii poprzez rozszczelnianie naszych jelit, co sprzyja stanom zapalnym – badania na ten temat ostatnio upublicznił dr Gregger na swojej witrynie nutritionfacts.org. Nie znam żadnego warzywa czy owocu, które by to robiło. Nawet pełen nasyconego tłuszczu kokos tego nie robi (wręcz przeciwnie, kokos jest znany ze swoich antyzapalnych własności, a nie prozapalnych). https://nutritionfacts.org/video/the-leaky-gut-theory-of-why-animal-products-cause-inflammation
Anna napisał(a):
Dzięki za info i serdecznie pozdrawiam:) Anna
Ania napisał(a):
Potwierdzam szybkie obniżenie cholesterolu na poście Daniela – z 200 do 130 w 3 tyg., niestety bez podziału na frakcje. A lekarz mi wmawiał, że taki poziom u 30latki może być genetyczny…
xally napisał(a):
Witam,
Pani Marleno a co Pani sądzi o suplementacji kwasów tłuszczowych z oleju lnianego ale w postaci 100% estrów etylowych? Ostatnio takie nutraceutyki pojawiają się na rynku.
Marlena napisał(a):
Nie mam zdania – używam tylko naturalny lniany olej jak go Bozia stworzyła.
dzoana napisał(a):
Pani Marleno – dobra robota 🙂 ten blog.
Co do cholesterolu, chciałabym podzielić się z Panią pewnymi faktami. To jest mail od P.Jerzego Zięby…prosił aby puścić dalej więc przekazuję….. 🙂
„…Prasa australijska (The Australian, 21-22 luty, 2015) donosi, że :
“Wstępne zalecenia wydane przez Amerykańskie Biuro d.s Zapobiegania Chorobom i Promocji Zdrowia usunęło ostrzeżenie, że ludzie powinni ograniczyć ilość cholesterolu jaki spożywają”.
czyli:
Cholesterol. Poprzednio, “Wytyczne Dietetyczne dla Amerykanów”, zalecały, żeby spożycie cholesterolu nie było wyższe niż 300mg/dzień. Wytyczne w roku 2015 tego zalecenia już nie wprowadzają, ponieważ istniejące dowody naukowe NIE wskazują na istotny związek pomiędzy spożyciem cholesterolu w diecie i poziomem cholesterolu we krwi. Cholesterol nie jest substancją odżywczą, która stanowiłaby zagrożenie z powodu jej nadmiernego spożycia.
Powtarzam to od ponad 20 lat !
CHOLESTEROL W DIECIE NIE STANOWI ZAGROŻENIA !!!!!
Ciekawe kiedy, otumanione towarzystwo lekarzy i dietetyków polskich to w końcu zrozumie i przestanie ludziom mówić jaki to boczek jest niezdrowy, a jajka to już w ogóle…! bo… cholesterol !!
Ciekawe ile lat trzeba będzie czekać, aż ta informacja zawita po polskie „strzechy” uczelni medycznych.
Ile ludzi, przez następne lata będzie „uważać na cholesterol w diecie”, bo tak powiedział lekarz lub dietetyk !
Można powiedzieć, tak… FOBIA CHOLESTEROLOWA będzie w Polsce trwać jeszcze wiele lat, zanim beton w wielu głowach się nie skruszy pomimo tego, że … ci, którzy tą fobię stworzyli (Amerykanie) sami już od tego odchodzą. Ciekawe ile to doktoratów czy habilitacji trzeba będzie wywalić na śmietnik, gdzie tematem była „walka” z cholesterolem w diecie człowieka !!!
Wiedziałem, że stanie się to jeszcze za mojego życia :-))) Szkoda tylko, że ta głupota trwała prawie 50 lat 🙁
Ciekawe kiedy polska prasa zacznie o tym pisać .”
z pozdrowieniami
Marlena napisał(a):
Oczywiście wielu ludzi ucieszy się słysząc, że nareszcie można „bezkarnie” jeść bekon i jajka, co za ulga, a poza tym to brzmi znacznie lepiej niż „jedzcie jarmuż”, prawda? 😉
A więc owszem, nawet jeśli już oficjalnie teraz „wolno nam” jeść cholesterol to nadal pozostaje pytanie: po co. Po co to robić?
Nasz ustrój jest na tyle inteligentny, że sam potrafi go produkować tyle ile mu potrzeba (tylko my nie jesteśmy na tyle inteligentni aby wiedzieć jak żyć i co jeść by nie musiał go produkować w nadmiarze, który – jak każdy nadmiar – NIE jest dla nas dobry bo zawsze świadczy o tym, że coś złego się dzieje, jak wiadomo zwiększone stężenie cholesterolu we krwi może być związane ze stanem zapalnym tętnic).
dzoana napisał(a):
Tak, tak, wszystko się zgadza. Jako ciekawostka ten Pan bada temat cholesterolu od 20 lat i uważa, że im mniej cholesterolu zjadamy tym więcej wytwarza nam go organizm. On jada 7 jaj dziennie od 10 lat i wyniki ma super, wcześniej był z tym problem.
Marlena napisał(a):
Trochę brak tutaj konsekwencji w takim razie. Bo skoro „istniejące dowody naukowe NIE wskazują na istotny związek pomiędzy spożyciem cholesterolu w diecie i poziomem cholesterolu we krwi” to jedzenie jajek NIE będzie miało wpływu na wyniki tego pana do takiego stopnia, aby rozwiązać (lub nie) ewentualny wcześniejszy z tym problem. Rezygnacja z jajek też nie miałaby wpływu (w świetle „istniejących dowodów naukowych” na które się powołuje). Czy będzie ich jednym słowem jadał dziennie zero czy trzydzieści, to na nic to nie ma wpływu jeśli chodzi o jego poziom cholesterolu we krwi. W takim razie skoro uważa, że im mniej cholesterolu zjadamy tym więcej wytwarza nam go organizm, to teraz wychodzi na to, że powinien zrewidować swoje stanowisko? Bo – powtórzmy to, z czego tak bardzo się ucieszył – „istniejące dowody naukowe NIE wskazują na istotny związek pomiędzy spożyciem cholesterolu w diecie i poziomem cholesterolu we krwi”. Można jednym słowem odetchnąć z ulgą i przestać obżerać się jajkami jedzonymi „na zbicie cholesterolu”. 😉
W naturze zresztą człowiek zanim nie udomowił kur to raczej nie znajdował siedmiu kurzych jajek każdego dnia ani nie spadały mu one z nieba, zatem taki rodzaj żywienia w moim przekonaniu nie należy do wyjątkowo naturalnych. Pożywienie człowieka składało się ongiś głównie z tego co rodziła ziemia, z niewielkim dodatkiem całej reszty O ILE udało mu się ją jakoś zdobyć w celu urozmaicenia diety (np. ryby czy mięsa – O ILE udało mu się je upolować bo to łatwe wcale nie jest czy też czasem jakiegoś jajka O ILE udało mu się je znaleźć, bo to też takie łatwe nie jest lub mleka, O ILE samica jakiegoś zwierzęcia akurat urodziła małe i udało się człowiekowi podkraść trochę jej mleka dla siebie). Zwierzęta (co ludziom jest ciężko zrozumieć) żyją przede wszystkim dla siebie i tak jak wszystko co żyje chcą żyć i rozmnażać się. Jak napisał noblista Albert Schweitzer: „Jestem życiem, które pragnie żyć, pośród życia, które pragnie żyć.” 🙂
Nawet jeśli ludzie niektóre z tych stworzeń zniewolili stając się panami ich życia, płodności i śmierci i wydaje im się, że one są na ich usługi, hulaj dusza piekła nie ma, to jednak warto zauważyć, że natura nie zna zniewolenia i to wszystko co ze zniewolenia pochodzi nie jest dla nas dobre, bo jest od natury dalekie. Im dalsze od niej tym mniej dobre dla nas. To samo dotyczy zresztą nawet świata roślin: nie bez powodu te na wolności rosnące mają częstokroć o wiele więcej składników odżywczych, antyoksydantów czy minerałów niż te uprawiane.
dzoana napisał(a):
Tak, to prawda, ale są jeszcze inne powody jedzenia jajek zwłaszcza żółtek….o ile nie istotna jest wysokość w nim cholesterolu to niezwykle istotne jest bogactwo mega dawki łatwoprzyswajalnego skarbu jakie w żółtku się znajduje czyli witaminy często unikatowe jak wit K2 mk7 (w naturalnej postaci, która kieruje wapniem aby w dobre miejsce trafił) oraz minerałów… po co truć się chemią, wszak to prawdziwa natura…:)
Marlena napisał(a):
No, powiedzmy 😉 Niemal połowa zawartości żółtka stanowi jednak woda. Reszta ma owszem witaminy (tym więcej jeśli kury żyły na wolności, a nie w ciemnym kurniku w ciasnych klatkach karmione kukurydzą), ale nie wszyscy naukowcy są zgodni co do tego, że jedzenie jajek ma w związku z tym zbawienny wpływ na ludzki organizm. Na przykład dr Spence z Uniwersytetu Western Ontario po przebadaniu 1231 pacjentów stwierdził, że regularna konsumpcja jaj jest niemal tak samo „korzystna” dla naszych naczyń krwionośnych jak palenie tytoniu i wiąże się z ryzykiem zapadnięcia na choroby układu krążenia wynoszącym 2/3 tego co palenie tytoniu, wzrastającym wraz z wiekiem (i – co już wiemy z innych badań – innymi już istniejącymi czynnikami ryzyka jak np. cukrzyca). https://www.sciencedaily.com/releases/2012/08/120813155640.htm
Inni autorzy z kolei donoszą, że spożywanie więcej niż 5 jaj tygodniowo wiąże się z większym ryzykiem zapadnięcia na cukrzycę czy raka prostaty.
Jeszcze raz powtórzę: normalnie człowiek zanim jeszcze nie oddalił się od natury, nie znajdował codziennie kilku kurzych jaj w przyrodzie. Ani nawet jednego dziennie. Okazjonalna konsumpcja jest OK, ale codzienna jest bardzo dyskusyjna.
Maxmath napisał(a):
Witam po raz pierwszy w tym miejscu.
Na ziemi istnieją rozmaite stworzenia.
Z tygrysa nie zrobisz wegetarianina, gdyż długo by nie pożył. Podobnie też z królika nie zrobisz mięsożercy – też niedługo by na takiej diecie pociągnął. Niemniej jednak są zwierzęta takie jak wspomniany w jednym z wcześniejszych komentarzy niedźwiedź, które świetnie łączą w swojej diecie pokarmy pochodzenia roślinnego jak i zwierzęcego, wykazując się przy tym niezłym oportunizmem żywieniowym. I nie mają większych problemów zdrowotnych dopóki ich oportunizm nie doprowadzi ich do przetworzonych produktów pochodzących z odpadków człowieka.
Wprawdzie człowiek nie jest zwierzęciem, niemniej jednak jest również świetnym przykładem oportunizmu żywieniowego, zależnego od różnych warunków życia, np strefy klimatycznej.
Inna bowiem była dieta pierwotnych mieszkańców tropikalnych i subtropikalnych wysp oceanicznych, inna ludów pustynnych, inna górali kaukaskich, a jeszcze inna ludów innuickich. Niemalże wszędzie tradycyjny sposób żywienia był o niebo lepszy/zdrowszy od tego co wniosła do ich zwyczajów współczesna cywilizacja zachodnia. Bez względu na to czy ich dieta opierała się na produktach pochodzenia roślinnego czy też na owocach morza, rybach czy mięsie. Ludy pierwotne charakteryzowały się zazwyczaj dość czerstwym zdrowiem i dobrym stanem uzębienia, przy diecie dość monotonnej choć opartej na produktach pochodzenia naturalnego. Zarówno rdzenni mieszkańcy pustyni Namib, jak i Innuici wolni byli od współczesnych chorób i przypadłości, dopóki nie dotarły do nich takie „dobrodziejstwa” współczesnej cywilizacji jak cukier, biała mąka i inne wysoko przetworzone produkty, nie mówiąc już o używkach typu kawa, herbata, tytoń czy alkohol. Od tego momentu stan ich uzębienia i zdrowia uległ wyraźnemu pogorszeniu…
Jednak widać wyraźnie iż rożne rodzaje naturalnej diety czy wegetariańskie, jarskie czy typowo mięsne mogą być zdrowe i jak najbardziej właściwe stosownie do warunków w jakich przyszło nam żyć.
Wielu dietetyków podkreśla, że dieta (i dobór produktów w niej) powinien wyraźnie uwzględniać strefę klimatyczną bądź też pory roku. I taki naturalny oportunizm pokarmowy występujący u ludzi niczym nie odbiega od tego który występuje u misiów zamieszkujących różne strefy klimatyczne naszej planety. Niedźwiedzie brunatne z cieplejszych lub umiarkowanych stref mają odmienną dietę od tych zamieszkujących na dalekiej północy. I tak jak misie brunatne jesteśmy sobie w stanie wyobrazić na diecie roślinnej (korzonki, owoce leśne i nie tylko, warzywa czy grzyby), to już misia polarnego pałaszującego porosty, trawkę czy wodorosty już raczej nie bardzo. Podobnie dawnych eskimosów na diecie wegańskej czy witariańskiej też raczej trudno byłoby sobie wyobrazić.
Poza tym Marleno jeszcze inna rzecz.
Niektórzy twierdzą, że najbliższą pierwotnej naturze człowieka jest dieta paleolityczna. To była dieta pierwotnych ludzi zamieszkujących naszą planetę. Nie chodzi mi o współczesne wersje odchudzających diet typu paleo, tylko o to co faktycznie jedli pierwotni ludzcy mieszkańcy naszego globu…
I ostania rzecz o której warto wspomnieć to osiągnięcia dietetyczne takich osób jak dr Jadwiga Kempisty czy dr Jan Kwaśniewski, mających spore osiągnięcia w leczeniu różnych poważnych dolegliwości i chorób dietą i to bynajmniej nie bezmięsną.
Ja zadam tylko jedno pytanie. Skoro dieta ma dostarczać naszym organizmom tego co jest dla niego niezbędne, to gdzie znaleźć źródło zdrowego i łatwo przyswajalnego kolagenu?
Przecież to na nim opiera się struktura naszego organizmu: kości, chrząstek, ścięgien, więzadeł, żył, tętnic, narządów wewnętrznych, przestrzeni międzykomórkowych i.t.d. A wiadomo, że z wiekiem nasz organizm zaczyna produkować coraz mniej kolagenu i to właśnie wskutek tego coraz wyraźniej widać na i w naszym ciele nieubłagany upływ czasu (zmarszczki, cellulit, żylaki, przepuklina, osteoporoza…).
Rozmowa z dr Kempisty na temat zdrowotnych właściwości jajek:
https://www.youtube.com/watch?v=UHLH-CP4ZSM
pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że jeśli mieszka się w krainie skutej wiecznym lodem, to trzeba żywić się „tym co jest”, skoro na świeży pokarm roślinny nie ma co raczej liczyć. Ale jeśli do niego masz dostęp to go spożywaj – po to on tam jest.
Człowiek pierwotny odżywiał się głównie tym co rodziła ziemia. Pokarmy odzwierzęce spożywał o ile udało mu się je pozyskać. O ile! Każde bowiem żywe stworzenie chce żyć i będzie o swoje życie zaciekle walczyć, dlatego upolowanie żywego stworzenia nie jest wcale łatwe. Potem trzeba jeszcze je rozbebeszyć, wyciągnąć organy i tkanki, zrobić coś ze skórą itd. Syf, smród i zgnilizna po tym zostaje, bo żywa tkanka szybko ulega rozkładowi, a pierwotny nie miał lodówki ani sklepu mięsnego pod bokiem, gdzie mógł przebierać w starannie wyselekcjonowanych kawałkach rozłożonych estetycznie na styropianowych tackach obciągniętych błyszczącą plastikową folią. 😉 Musiał czerpać z natury to co mu ona dawała. A bezproblemowo dawała to co z niej wyrastało – wystarczyło zerwać, nie trzeba było ganiać za tym z dzidą ani później babrać się z krwią, flakami i śmierdzącymi jak potępienie resztkami, w których zalęgało się robactwo.
Więc ZDECYDOWANIE żywił się tym co rosło, robił to chociażby i z lenistwa. Czasem jak mu się udało coś dogonić i pozbawić życia, to zjadł. Czasem znalazł jajko i zjadł. Czasem udało mu się złowić rybę. Nie sądzę jednak aby znajdował w przyrodzie kilka jajek luzem dziennie. Nie sądzę aby 365 dni w roku każdego dnia udawało mu się złapać coś żywego co przed nim uciekało w obawie o swoje życie. Nie sądzę aby miał 365 dni w roku dostęp do samicy zwierzęcia, która akurat urodziła małe i można było jej ukraść trochę mleka dla siebie. Prawdziwe jedzenie nie musi być „zdobywane” przemocą, krwią i potem, nie musi być nikomu „podkradane” czy „załatwiane” z użyciem siły babrząc się we krwi – ono sobie po prostu rośnie. Wystarczy zerwać i już możesz jeść. Prosto, szybko, łatwo. A wszystko inne jako urozmaicenie diety jest OK, ale na pewno nie jako jej podstawa.
Odnośnie kolagenu to nie musimy go wcale dostarczać z zewnątrz, skoro zostaliśmy obdarzeni przez Stwórcę własną fabryczką do jego produkcji wbudowaną w nasz superinteligentny system – kolagen jest endogennie produkowany z powszechnie występujących w przyrodzie aminokwasów (głównie proliny i glicyny), przy niezbędnym współudziale witaminy C.
Ta pani na przykład, rocznik 1942, idealnie produkuje sobie kolagen w zatrważających, niepojętych dla przeciętnego obywatela ilościach mimo tego, że nie bierze do ust niczego martwego, żadnego nabiału ani nawet jajeczek: https://akademiawitalnosci.pl/anette-larkins-odgadnijcie-wiek-tej-pani/ podczas gdy jej będący w tym samym wieku małżonek objada się jajeczkami i mięskiem. Co widać, niestety. A pani Kempisty gdyby wyglądała jak Anette (a różnica wieku między nimi jest w końcu niewielka) to może by mnie przekonała do swoich porad żywieniowych oraz swojego punktu widzenia odnośnie „konieczności” spożywania każdego dnia takich „zdrowych” produktów jak mleko i jego przetwory, jaja, mięso, masło itd. Tymczasem jak widać to nie jest wcale konieczność, to jest opcja. I nie jest wcale powiedziane, że najlepsza. Nawet jeśli zamiast wersji przemysłowo przetworzonych wybieramy wersję „ze wsi”, co już jest jakimś krokiem w kierunku zaprzestania robienia sobie kuku, ale nie zmienia to faktu, że spożywanie promowanych przez nią produktów to tylko opcja. 🙂
qllfon napisał(a):
Witam ;]
na temat cholesterolu każdy powinien się nauczyć podstawowej rzeczy. Mianowicie takiej, że nie ma tutaj normy ustalonej dla wszystkich. A to co jest podawane przez lekarzy jako norma, to po prostu 3 lekarzy ustaliło sobie taką normę i tyle, co jakiś czas obniżają tą normę żeby „leczyć” co raz więcej ludzi.
A to, co jest na wynikach badań LDL i HDL to nie jest żaden zły ani dobry cholesterol – nie ma czegoś takiego. Cholesterol jest jest jeden i bez niego nie da się żyć, każda nasza komórka zawiera cholesterol i uczestniczy on w wielu procesach w organizmie człowieka.
Zanim ktoś się wypowie na tematy naukowe to powinien się dowiedzieć czy czasem nie będzie powtarzał kłamstw wymyślonych w jakimś celu…
Dowiedzcie się najpierw co to jest cholesterol, LDL, HDL…
Polecam w tym miejscu poznać książkę Pana Jerzego Zięby „Ukrtye terapie”, ale także poczytać konkretne książki w danym temacie, np. „Cholesterol naukowe kłamstwo” autorstwa Uffe Ravnskov.
Przyznam, że nie czytałem całego artykułu, bo sam początek mnie zniesmaczył tym złym i dobrym cholesterolem.
Mam nadzieje, że jeśli doczytasz gdzieś droga Marleno prawdy, to zmienisz trochę zdanie, lub chociaż nie będziesz wprowadzać w błąd ludzi szukających pomocy, bo Twój blog jest bardzo fajny i podoba mi się ;]
a to co tutaj napisałem to tylko po to aby wszyscy mieli się lepiej 😀
ja zaczynam dopiero przygodę ze zdrowym trybem życia, ale najpierw właśnie przebijam się przez gąszcz kłamstw i docieram do prawdziwych informacji popartych badaniami i faktami, a nie sugeruję się informacjami wyssanymi z palca i powtarzanymi przez lata jako prawda objawiona tylko po to aby koncerny farmaceutyczne zbijały kase.
Pozdrawiam wszystkich bez wyjątku ;]
Marlena napisał(a):
Trochę się zagalopowałeś. 😉
Cholesterol owszem jest jeden, ale podlega przemianom w ustroju, stąd podział na „dobry” i „zły”. Zgadzam się, że normy „prawidłowych” poziomów były sukcesywnie obniżane, by coraz więcej osób objąć „leczeniem” statynami, jak również z drugiej strony jest wiele utrwalonych mitów na temat cholesterolu, np. człowiek cieszy się, że mu rośnie „dobry” HDL, zapominając o tym, że HDL pełni rolę śmieciarki, tzn. organizm produkuje HDL aby usuwać nadmiar (podkreślam: nadmiar!) cholesterolu z krwi i tkanek (proces ten określa się mianem „odwrotnego transportu cholesterolu”) i to właśnie HDL transportuje ten nadmiar z powrotem do wątroby, gdzie jest metabolizowany a następnie usuwany z ustroju. Im więcej mamy nadmiaru cholesterolu tym więcej śmieciarek (cząstek cholesterolu HDL) jest potrzebnych. Zdolność do tworzenia śmieciarek jest po części uwarunkowana genetycznie, jedni je wytwarzają bardziej wydolnie niż inni. Jeśli ktoś je bardzo dużo tłuszczów nasyconych i obcego (zwierzęcego) cholesterolu czyli żywi się „śmieciami” to będzie potrzebował dużo śmieciarek aby je z ustroju usunąć. Tak działają „magiczne” diety tzw. „tłuste”, oparte na maśle, tłustym mięsie, śmietanie i żółtkach: rośnie HDL ale czy naprawdę mamy z czego się cieszyć? Zwiększyliśmy produkcję śmieciarek do wywożenia śmieci! Nie wszystko zatem co podnosi poziom HDL jest dla nas korzystne: po zjedzeniu kostki masła niewątpliwie podniesie się poziom cholesterolu HDL, ale to nie znaczy, że masło działa korzystnie na serce, bo tak nie jest – podnoszenie w taki sposób HDL nie stanowi rozwiązania, nie daje gwarancji zmniejszenia śmiertelności z wszystkich przyczyn czy przedłużenia życia (tak na marginesie: nie ma ani jednej społeczności długowiecznych na naszej planecie, których sposób odżywiania byłby oparty na tłuszczach zwierzęcych i mięsie – polecam książkę „Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej” autor Dan Buettner).
Cholesterol jako substancja wytwarzana endogennie i biorąca udział w licznych przemianach biochemicznych nie jest sam w sobie naszym „wrogiem”, ale jego dodatkowe dostarczanie do ustroju z zewnątrz jest potrzebne jak dziura w moście i nie spełnia żadnej roli prozdrowotnej. Wskaż mi proszę choćby jedno badanie, które by uzasadniało niezbędność dostarczania sobie dodatkowego cholesterolu – nie ma takiego! Więc po co to robić? Nie znajduje to żadnego uzasadnienia. Nie jemy produktów odzwierzęcych dlatego że są rzekomo niezbędne do przeżycia lub długowieczności (bo nie są – ponownie odsyłam do książki Buettnera, sprawdź Adwentystów z Loma Linda), tylko dlatego, że pobudzają ośrodki przyjemności w mózgu. I dlatego mamy wysyp książek na temat tego, że obżeranie się parówkami i bekonem jest nieszkodliwe, poziom cholesterolu „nie ma znaczenia”, a nawet ponoć im wyższy tym lepiej (ktoś zapomniał, że jest to marker tego co się dzieje w środku). Niestety ośrodki przyjemności pobudza też pszenica i cukier i zrobiło się niezłe zamieszanie.
Powracając do poziomów HDL – nie wszystko co nam obniża poziom cholesterolu HDL jest dla nas szkodliwe, np. niskotłuszczowa dieta dra Ornisha oparta na produktach roślinnych (węglowodany złożone) powoduje spadek poziomu cholesterolu HDL (i całkowitego zresztą również), ponieważ zwyczajnie spada zapotrzebowanie na HDL (na śmieciarki wywożące śmieci), jednocześnie 4 razy szybciej spada LDL, a na obrazie diagnostycznym widać ustępowanie choroby wieńcowej. Pacjenci zdrowieją, przestają brać leki i z powrotem cieszą się życiem. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że warzywa i owoce obfitują w składniki pomagające ograniczyć stan zapalny, podczas gdy tłuszcze nasycone, tłuszcze trans i oczyszczone węglowodany są prozapalne: spożycie każdego z takich produktów powoduje w ustroju odpowiedź prozapalną, co do tego nie ma wątpliwości – to nie są pokarmy działające antyzapalnie, lecz prozapalnie, zaś wszekie choroby zwyrodnieniowe mają swe źródło w chronicznym stanie zapalnym. Istnieje pogląd, że pewne znaczenie może mieć oddziaływanie tych tłuszczów na mikroflorę jelitową https://kopalniawiedzy.pl/mikroflora-jelit-tluszcze-nasycone-nienasycone-omega-3-stan-zapalny-Joe-Alcock,16537. O dziwo olej kokosowy pomimo, iż nasycony nie wywołuje przecież odpowiedzi prozapalnej, wręcz przeciwnie – działa antyzapalnie, a tropikalne społeczeństwa cieszą się lepszym zdrowiem niż cywilizowane, jednak… no właśnie, olej ten ma silne własności antybakteryjne (odsyłam do książek B. Fife, są wydane po polsku), dużo rzecz jasna silniejsze niż golonka czy parówki. Jak widać nawet tłuszcze nasycone mogą być „dobre” i „złe”. Oczywiście jest to na razie pewna hipoteza, ale nie wolno nam jej lekceważyć. Warto przy okazji widzieć, że dieta dra Ornisha jako jedyna udowodniona naukowo jest obecnie stosowana w USA u pacjentów z chorobami układu krążenia i jest refundowana wszystkim chętnym przez ichniejszy NFZ jako alternatywa dla bajpasów czy angioplastyki. Kto chce ten może na koszt państwa się leczyć dietetycznie, bez lekarstw, operacji i statyn. Niestety jeszcze nie u nas. U nas królują „Ukryte terapie” i promowanie parówek przez ich autora.
Reasumując: zawartość prozapalnego tłuszczu w diecie to nie jedyny czynnik chorób (serca i nie tylko). Tak samo zabójcza będzie dla człowieka dieta np. niskotłuszczowa która jednocześnie obfituje w oczyszczone węglowodany (białe pieczywo, biały ryż, cukier rafinowany, makarony, słodycze itd). Mnóstwo tzw. „dietetycznych” odtłuszczonych produktów zawiera mało tłuszczu, ale za to bardzo dużo dodanego cukru. Diety nawet i niskotłuszczowe ale pozbawione złożonych węglowodanów i odpowiedniej ilości błonnika zwiększają poziom LDL i to jest właśnie największe zmartwienie naszych czasów, kiedy w sklepach królują tego typu oczyszczone węglowodany: biały chlebek, białe makarony, biały ryż i wszechobecny dodany cukier. Dodanie do tego tłuszczów trans oraz nasyconych daje nam obraz nędzy i rozpaczy, czyli stan zdrowotny współczesnego społeczeństwa, który jaki jest każdy widzi – szpitale nie nadążają.
qllfon napisał(a):
widze, że Pani marlena kasuje posty.
Żałosne.
Szkoda, że uważa się Pani za Alfę i Omege, a tak na prawdę to nic Pani nie wie skoro nie pozwala na swobodę wypowiedzi.
Załosne…
Marlena napisał(a):
Qllfon, bez paniki proszę, przecież odpisałam Tobie – zdobądź się proszę wpierw na uważność i wykorzystaj swą jasność umysłu, zamiast od razu wpadać w tragizujące i oskarżające tony. I nie musisz mnie atakować ani obrażać. Nie jestem Alfą i Omegą ale Ty również nie, ani nikt zresztą. 😉
Jadwiga napisał(a):
A ja mam problem z właściwym zrozumieniem cholesterolu i jego roli bo mam obniżony tj.
HDL 1.19mmol/l norma ≥ 1,2 mmol/l zgodnie z zaleceniami PTK i PTDL
Całkowity 2.82 mmol/l norma 3, 00 – 5, 00 mmol/l
Jestem jaroszem od lat ale jem jajka zdrowe wiejskie (od sąsiadki której kury ganiają po zdrowej trawie codziennie), z tłuszczy tylko oleje bio extra virgin, dużo pestek i orzechów, siemie lniane oraz owoce i tony warzyw (surowe).
Kieruje sie tablicą ANDI w ich wyborze.
Kiedyś zaczełam jeść masło to podniósł sie troche ale nie mam dostępu do zdrowego masła ani ochoty na niego.
I teraz próbuje zrozumieć czy poziom mojego cholesterolu jest odpowiedni czy nie?
Marlena napisał(a):
Moim zdaniem normy są jedynie pewnym drogowskazem, a nie sztywnym wskaźnikiem zdrowia indywidualnej osoby.
Grzegorz napisał(a):
Marlena napisała 22.06.2015:
„Jak wiadomo metod „szamańskich” państwowe ubezpieczenie nie pokrywa. ”
Jak w takim założeniu wypada terapia Gersona?
Marlena napisał(a):
Metoda Ornisha jest w wielu aspektach podobna do metody Gersona, jednak ta druga ma jeszcze potężniejsze działanie (ale i surowsze zasady). Nie znam póki co kraju w którym terapię Gersona wdrożono w ramach państwowego ubezpieczenia zdrowotnego. Z tego co mi wiadomo można ją sobie uskutecznić na koszt własny w klinikach prywatnych oraz u siebie w domu.
DżOANA napisał(a):
co za pierdoły! Mój mąż jest czystym wegetarianinem i ma wysoki cholesterol!
Także twierdzenie, że im mniej mięsa tym mniejszy cholesterol jest kompletną bzdurą!
Marlena napisał(a):
Nie takie pierdoły jak by się wydawało. I nie o samo mięso jako takie tutaj chodzi. Frytki i cola też są wegetariańskie, ale czy zapewniają zdrowie? Chodzi o styl życia, a nie o żaden „-izm”. 🙂
Zapoznaj się proszę z programem dra Ornisha https://akademiawitalnosci.pl/program-dra-d-ornisha-spektrum-czyli-jak-zdrowiec-bez-lekow-zyjac-szczesliwie-i-jedzac-dobrze/ albo z metodą dr Dąbrowskiej https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/. Przydatna może być też książka dra Esselstyna „Chroń i lecz swoje serce. Naukowo udowodniona dieta, która wydłuży twoje życie” https://akademiawitalnosci.pl/dr-caldwell-b-esselstyn-chron-i-lecz-swoje-serce-naukowo-udowodniona-dieta-ktora-wydluzy-twoje-zycie/
marzena napisał(a):
Proszę zapoznać się z wykładami Jerzego Zięby, i nanieść poprawki w swoim artykule o cholesterolu. Nie śledzi Pani informacji na bieżąco , odwołano stwierdzenie że cholesterol z jedzenia ma jakikolwiek wpływ na cholesterol we krwi. Proszę poczytać : Jerzy Zięba – UKRYTE TERAPIE.
POZDRAWIAM
Marlena napisał(a):
Chciałabym napisać, że zjedzenie na przykład kostki masła nie będzie miało wpływu na poziom cholesterolu, ale nie mogę – byłaby to zwyczajnie nieprawda. Pan Zięba z tego co pamiętam twierdzi, że dr Ancel Keys (autor hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej) się mylił sugerując nam jeść oliwę zamiast masła i że ta jego hipoteza to wyssana z palca i podpłacona przez koncerny spożywcze bzdura. Jednak jest jedna rzecz, o której mało kto pamięta, a zwolennicy tłuszczu nasyconego skrzętnie pomijają ten fakt wstydliwym milczeniem: Ancel Keys dożył stu lat (prawie stu jeden, zmarł na dwa miesiące przed swoimi sto pierwszymi urodzinami) https://en.wikipedia.org/wiki/Ancel_Keys
Po owocach ich poznacie 🙂
Albert napisał(a):
Słyszałem że kwasy omega 3 obniżają poziom złego cholesterolu dlatego zacząłem stosować suplement i muszę przyznać ze to działa
Katarzyna napisał(a):
„Diety dr Dąbrowskiej jak najbardziej SĄ AKTUALNE, ponieważ od czasów biblijnych raczej nic się w tej kwestii nie zmieniło: rośliny nadal LECZĄ. Trupie zwłoki niestety tego nie potrafią.”
Ależ Pani jest zawzięta! Pani prawda jest ” najmojsza” i każdy kto twierdzi inaczej błądzi ;))
Tak to jest ze skrajnościami …
Zanim zacznę temat, uprzedzę Pani stałe uwagi – nigdy nie jadłam hamburgerów, kebabow i innych, nigdy nie popijam cocoa- colą, nie piję pobudzaczy w puszkach, kawy i alkoholu ( całe życie), nie palę, nie zażeram się słodyczami itd. itp. . Dodam, że powyższy tryb życia jest dla mnie zupełnie niezrozumiały – nie wiem, po co ludzie to w siebie wkładają …
Urodziłam natomiast troje dzieci, karmiłam je wszystkie razem, ponad 7 lat piersią, unikając przetworów mlecznych bo nie lubię, nie piję również mleka. Moje barwne życie, zanim się poukładało obfitowało w sters – z czym sobie skutecznie radzę, ale – przez lata dorobiłam się niedoborów : witamin ( głównie D), minerałów, kolagenu i innych. W mojej diecie główną rolę grają owoce, warzywa i ziarna ( nie pieczywo).
Przez lata męczyłam się z potwornym bólem stawów, kości, obniżoną odpornością, przewlekłym zmęczeniem. Problem był tak silny, że musiałam zwolnić się z pracy, bo lekarka patrząc na moje badania twierziła, że jestem zdrowa, a moje bóle są psychosomatyczne. .. i wie Pani co się stało?
Po paru latach życia z bólem, nagle przestało boleć, bo gdy dolegliwości nasiliły się, naszła mnie nagle ogromna ochota na rosół 🙂 Uratowała mnie jarzynka, kupiona tym razem nie w markecie lecz w warzywniaku – bogata i aromatyczna , od rolnika – odwar był tak pyszny, że ugotowałam drugi garnek – po 5 dniach ból ustąpił! Dostałam drugie życie 🙂
Różnica w funkcjonowaniu była kolosalna, długo by o tym mówić …
Nie przesadzę twierdząc, że zmartwychwstałam za sprawą bulionu na indyku i warzywach, plus – jak zawsze duże ilości owoców, głównie arbuza, oraz koktaili.
Od tego czasu wypijam dziennie kilka kubków odwaru, obgryzam mięsko z szyjek, wyżeram warzywa z garnka i czuję się świetnie. Wiem, że nie tylko mi to pomaga – prowadzę sklep zielarski, słucham codziennie dziesiątek historii, również o tym, jak porządny odwar postawił niejednego na nogi – najczęściej chodzi o babiny na progu śmierci 😉
Pewnie znajdzie Pani odpowiedznie słowa, by odwrócić kota ogonem, we właściwy dla Pani inteligentny sposób, nie zmieni to jednak FAKTU – padlina pomaga czy się to Pani podoba, czy nie.
Klejnym świadectwem są ludzie, a jest ich wiele, opowiadający jak zrezygnowanie z zaleceń dietetycznych lekarza i postępowanie dokładnie na odwrót, spowodowało u nich zrzucenie wagi i obniżenie poziomu cholesterolu. To też fakty, żywe świadectwa.
Dobrze zrozumieć, że skrajności, być może są dobre dla Pani, ale nie wszyscy idą Pani drogą. Postępowanie wobec siebie i swojego ciała, jakie Pani opisuje krytycznie, dotyczy Pani i jakiejś części populacji, ale nie większość ludzi. Proszę mi wierzyć, że nie znam nikogo, kto prowadziłby tak autodestrukcyjny tryb życia do jakiego się Pani często odnosi – to jest skrajność, patologia, nie norma. 🙂
Moi klienci – jeśli sobie szkodzą paleniem, alkoholem itd. starają się to rekompensować na innych płaszczyznach – dobrze sie odżywiaja, korzystają z ziól, soków, suplementacji, pracują nad duchowością …
Trzeba bardzo nielubieć siebie, żeby robić sobie krzywdę w tak skrajny sposób… aż trudno mi w to uwierzyć .
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, że rosół z warzywami dopomógł. Natomiast byłabym wdzięczna gdybyś mogła Katarzyno zaprzestać swoich domysłów odnoszących się do mojej osoby. To już bowiem któryś z kolei Twojego autorstwa komentarz wyrażający potępienie dla mojego stylu życia (rzekomo destrukcyjnego, skrajnego i patologicznego), który Twoim zdaniem musi wynikać z samonienawiści i/lub ubogiego życia duchowego. Tymczasem to są Twoje własne i prywatne myśli, w które uwierzyłaś. Zachowaj je proszę dla siebie, bo mnie do niczego one potrzebne nie są – ja się czuję doskonale (ciałem, duchem i umysłem) i jestem niezmiernie szczęśliwa właśnie teraz. Rozumiem, że może Ci się to przypuszczalnie nie mieścić w głowie, ale… to jakby nie mój problem.
Czy nie myślałaś poza tym, aby zacząć pisać swojego własnego bloga, w którym będziesz informować na przykład o tych rosołkach, które tak dobrze Ci służą? Albo o ziołach, albo o tym co dla Ciebie osobiście oznacza „dobrze się odżywiać” (bo jak wiadomo dla każdego oznacza to całkiem coś innego). Może mogłabyś coś dobrego zrobić dla siebie i innych wykorzystując swój czas w sposób bardziej konstruktywny niż pisanie zabarwionych uszczypliwością i pełnych domysłów krytycznych komentarzy na blogach cudzych. Taka sugestia tylko 😉
Pozdrawiam wzajemnie! 🙂
Małgorzata napisał(a):
Witam, czegoś tutaj nie rozumiem, wiele osób twierdzi, że normy cholesterolu są specjalnie zaniżane z uwagi na zakup leków czyli biznes a zaraz piszą, że wyniki mają w normie, moje pytanie -to w takim razie jaka jest ta bezpieczna norma, proszę mi tylko nie odpowiadać, że to jest sprawa indywidualna bo jeśli tak to gdzie się udać lub co przeczytać poszerzając wiedzę aby nie było za późno tz. nie dopuścić do choroby,dziś odebrałam wyniki;cholesterol całkowity 6,93 mmol/l norma:3,00-5,00, nie jem smażonego, nie jem margaryn,jem mięso indycze, trochę wędlin-mało, trochę masła,ser kozi,chleb bezglutenowy piekę w domu,pestki, orzechy ,owoce jarzyny, wit. c lewoskr. woda źródlana itd,chyba robię coś nie tak, odkąd wprowadziłam zdrowe jedzenie tyję na potęgę, chudnę dopiero jak mam morderczy wysiłek i mało jedzenia – mam tego dość , od najmłodszych lat miałam problemy z nadwagą, wiele lat na głodzie i wtedy byłam chudsza ale o niczym nie myślałam tylko o jedzeniu, ciągle byłam głodna, teraz nie jestem głodna ale znowu gruba ,czysty obłęd, mam 55 lat , zachorowałam w przeciągu 25 lat na 3 choroby-nadcz. tarczycy,podagrę,przyłuszczycę-niedawno (nie mylić z łuszczycą)-wyniki w normie , na nic się nie leczę, nie choruję na grypy , katary ,Marleno dzięki wit,B comleks po przeczytaniu artykułu o depresji nie mam stanów smutku, które mnie dręczyły, natomiast wołam ratunku- tyję i jest mi z tym źle-poradź !!!!
Marlena napisał(a):
Na Twoim miejscu wykonałabym badanie na nietolerancje pokarmowe (można to zrobić nawet domowym testem Food Detective). Przy sytuacjach skórnych bardzo często winowajcą są białka mleka zwierzęcego (i wszystko co je zawiera, z więc też masło, śmietana, sery). Jeśli chodzi o cholesterol to ważny jest stosunek LDL do HDL, a nie tylko sam całkowity. Często nie są winne tylko tłuszcze, ale też i węglowodany proste (cukier, pieczywo, białe makarony i ryż, alkohol itd.).
Dieta wegańska (bez produktów odzwierzęcych) niskotłuszczowa (nie stosuje się dodanych tłuszczów ani płynnych ani stałych, dopuszczone są jedynie te, które naturalnie znajdują się już w żywności) i o niskim IG (tylko pokarmy całościowe, nieprzetworzone) wręcz genialnie reguluje cholesterol jak też i masę ciała – polecam przeczytanie książki „Spektrum”, autor dr Dean Ornish, jego metoda została oficjalnie uznana w USA jako jedyny „bezlekowy” środek leczniczy refundowany przez NFZ, ponieważ jak do tej pory jest jedyną naukowo udowodnioną dietetyczno-lifestylową metodą w przypadku chorób cywilizacyjnych (problemy z wagą, cholesterolem, a nawet nowotwory we wczesnych stadiach). Książkę opisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dean-ornish-spektrum/
O metodzie Ornisha pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/program-dra-d-ornisha-spektrum-czyli-jak-zdrowiec-bez-lekow-zyjac-szczesliwie-i-jedzac-dobrze/
Gdy przeczytasz tę książkę będziesz wiedzieć czy warto ufać magikom z internetu nawołującym do nieprzejmowania się normami cholesterolu (na zasadzie im mamy go więcej tym zawsze lepiej dla nas), przekonującym nas, że pochodzący z pożywienia cholesterol kompletnie nie ma wpływu na nic (czyli jedzcie mięso i nabiał zaś warzywa mogą być szkodliwe, „bo się nie oczyszczają” tak jak zwierzęta, które mają wątrobę itd.) i że ponadto istnieje jakiś „spisek cholesterolowy” czy też „cholesterolowe kłamstwo”, dzięki któremu „Big Pharma” może sprzedać więcej statyn i zarobić na nas grubą kasę.
Prawda jest jednak nieco inna: normy cholesterolu faktycznie zostały obniżone (co spowodowało rzecz jasna automatycznie, iż więcej pacjentów się kwalifikuje do stosowania farmaceutyków „na cholesterol”), ale nie sama li tylko chęć zysku firm farmaceutycznych to spowodowała (skoro spójrzmy prawdzie w oczy: nieprawidłowego poziomu cholesterolu można pozbyć się ZA DARMO oraz BEZ LEKÓW – po prostu właściwie odżywiając się, zażywając ruchu i ucząc się radzić sobie ze stresem), tylko głównym powodem zmiany norm jest to, że nauka coraz więcej wie o cholesterolu i wpływie jego nadmiaru na zdrowie człowieka (głównie na ryzyko chorób serca i układu krążenia) – zresztą zarówno nadmiar jak i niedobór nie są dla nas dobre. Nauka jednocześnie podała na złotej tacy udowodniony (całkowicie bezlekowy i darmowy!) sposób na te dolegliwości, więc gdzie tutaj ten „cholesterolowy spisek” aby wyciągnąć z nas kasę na leki? 😉
PTICA napisał(a):
Czy to nie jest tak, że gdyby Pani Kempisty malowała się tak jak Pani Anette również wyglądałaby zniewalająco? Proszę jeszcze zwrócić uwagę na to jak Pani Anette się maluje oraz jak korzystnie ma robione zdjęcia. Pani Kempisty po prostu jest jaka jest .. raczej się nie maluje- nawet do wywiadów i jest troszkę starsza a mimo to wygląda bardzo dobrze. Myślę, że Pani ocena jest spowodowana uprzedzeniami do żywienia propagującego produkty pochodzenia zwierzęcego i tyle.
Marlena napisał(a):
Nie wiem, poproś panią Kempisty aby się umalowała jak Anette i przesłała Ci swoje zdjęcie. 😉 Oczywiście, że pani Kempisty jest jaka jest – tak się właśnie wygląda jak się je za mało świeżych warzyw i owoców opóźniających procesy starzenia, a swoje kalorie czerpie się głównie z innych źródeł, uboższych w składniki służące przedłużeniu młodości. Anette żywi się TYLKO świeżymi warzywami i owocami i też jest jaka jest. Ostatnio byłam w restauracji na spotkaniu koleżeńskim mojej klasy maturalnej (niektóre osoby zobaczyłam pierwszy raz po 30 latach) i po buziach mogłam odczytać kto ma jaką dietę i styl życia – nie pomyliłam się, widząc co i w jakich ilościach potem dane osoby zamówiły do jedzenia i do picia. Nie ma diety-cud, jest dieta-fakt, jak to ktoś ładnie powiedział. Oczywiście inne czynniki „lajfstajlowe” a nawet genetyczne też mają wpływ na procesy starzenia i nie ma co uogólniać, ale dieta jest bardzo ważnym czynnikiem, ponieważ zawarte w niej substancje mają niesamowity wpływ na szybkość z jaką się starzejemy, mogą też cofnąć te procesy dokonując odnowy biologicznej (aczkolwiek najlepszym „odmładzającym odżywianiem” paradoksalnie jest… okresowo występujący niedostatek kaloryczny jak twierdzą badacze, a i ja potwierdzam bazując na obserwacjach własnych: okresowe posty robią kosmetyczne cuda z moimi zmarszczkami!).
Myślę, że warto obejrzeć też wywiady z Anette i te materiały filmowe, które nie były robione dla telewizji (w pełnym profesjonalnie wykonanym makijażu telewizyjnym), ale w bardziej zwyczajnych sytuacjach – jak się kręci po swoim ogrodzie czy po kuchni, Anette umieszcza je na swoim profilu: https://www.facebook.com/AnnetteLarkins/