Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ewa napisał(a):
Marlenko , czy Ty młody bób zjadasz na surowo? Bo w jakimś z komentarzy pisałaś, że zjadasz miseczke bobu, ale nie sprecyzowałąś , czy ugotowanego.
pozdrawiam gorąco
Marlena napisał(a):
Pewnie! Prosto „z krzaka”, taki jest najlepszy, aż słodziutki, szczególnie odmiana o różowych ziarenkach, tzw. bób karmazyn, ma delikatny smak i cienką skórkę, na pewno w przyszłym roku zasieję go więcej niż zielonego. Ma mniejsze strączki i drobniejsze ziarenka niż bób zielony – nie widziałam takiego różowego bobu w sklepach, ale pewnie kosztowałby sporo, biorąc pod uwagę mniejszą wydajność niż zielony. Ale za to smaaaak… poezja!
Mąż się śmieje, że jak tak dalej pójdzie to nic z tego bobu nie zostanie do zaplanowanego ususzenia czy zamrożenia, bo wszystko wyjem na bieżąco, obecnie moje „śniadanie” wygląda tak, że wychodzę do ogródka i niczym człowiek pierwotny zjadam co napotkam: a to bób, a to groszek (już się kończy), a to truskawki (już się kończą), wisienki, agrest czerwony, porzeczka czarna i czerwona, maliny, rukiew wodna, roszponka… doglądnę uprawy, najem się i wracam do domu gdy już jestem syta. 😉
Już niedługo dojrzeje borówka (zaszalała mi w tym roku, będzie duży zbiór), wczesne jabłka, potem gruszki i śliwki, na końcu winogrona, orzech włoski i laskowy. No i warzywa (marchew, karczochy, ogórki, pomidory, papryka, cebula, por, seler, zielony kalafior rzymski, cykoria, mangold, buraki, zielenina, zioła, w sierpniu jeszcze raz rzodkiewkę dosieję). Tylko czereśnie w tym roku nie dopisały, bo majowe przymrozki zniszczyły większość kwiecia. 🙁
G.n napisał(a):
Witam . Pani Ewo ,jesli przekazuje Pani informacje, to nie mogą one być błędne. Od dawna wiadomo ze nie ugotowaną fasolą można się zatruć.
Fasola biała i czerwona a także zielona jest bogatym źródłem białka, kwasu foliowego i błonnika i UGOTOWANA jest bardzo zdrowa .
ALE PONIWAZ , zawiera toksynę – truciznę o nazwie: lektyna, która powoduje nudności, wymioty i bóle brzucha nie wolno jej jeść na surowo.
Warto poszperać w książkach , bo informacji na ten temat jest wystarczajaco dużo a NIE ZACHECAC innych do jedzenia na surowo…
Sama jem surowe jedzenie ale trzeba robić to biorąc pod uwagę wszystkie aspekty zdrowego rozsądku …Mamy ogromny wachlarz warzyw i owoców a od czasu do czasu ugotowane tez nikomu nie zaszkodzi ,
Marlena napisał(a):
Jaką znowu fasolą? Temat tyczył się bobu, który można zjadać młody na surowo podobnie jak cukrowy groszek.
Lektyny nie zawsze są truciznami: niektóre lektyny przyjmowane w małych ilościach potrafią mieć nawet działanie antyrakowe, ponadto lektyna lektynie nie jest równa.
Ada napisał(a):
w ogóle zdrowe odżywianie kosztuje dużo, szczególnie jak się ma większą rodzinę i alergików jeszcze do tego. nie można np jaj, mleka, glutenu. Mąki bio, orzechy, migdały, to są zawrotne ceny. owoce i warzywa kupuję normalnie, wyjątkiem są tu banany bio, których używam dużo. O wiele więcej wydaję na jedzenie niż kiedyś.
Marlena napisał(a):
To prawda, niskiej jakości pseudożarcie jest super tanie, bo napchane rozmaitą chemią, cukrem, białą mąką, olejami rafinowanymi i palmowymi, antybiotykami, podsuszane Roundupem przed zbiorem itd. Natomiast prawdziwe jedzenie jest droższe. Mimo to zdrowie nie ma ceny.
Monika napisał(a):
Czy dobrym pomysłem jest picie rano na czczo wywaru ze złocistego siemienia lnianego bez ziaren (łyżeczka ziaren gotowanych w szklance wody), a po ok. godzinie zjedzenie śniadania na słodko, np. owsianki na wodzie z daktylami i malinami, itp.?
Iga napisał(a):
A jak uprawiasz rukiew wodną; w ziemi czy w wodzie?
Marlena napisał(a):
Igo, w doniczce z ziemią. Tylko lubi dużo wody.
Krystyna napisał(a):
Śniadanie marzenie, aż Ci go zazdroszczę…:-)))
I jakie to proste…
Zastosuję to do siebie…
Marlena napisał(a):
Zastosuj, Krystyno, samo zdrowie. Szkoda, że lato nie trwa cały rok! 😀
Ada napisał(a):
tak, zdrowie nie ma ceny, ale po kieszeni się nieźle obrywa, szczególnie jak się jest samotnym rodzicem i boryka się ze wszystkim samemu. ale co tu wydam, nie wydam na lekarzy.
Ewa napisał(a):
Marlenko a swoje a jaki nawóz stosujesz do swoich roślinek? zwierzęcy czy roślinny?
Marlena napisał(a):
Mam kompostownik (nawet dwa, jeden duży i drugi mały podręczny) ale czasem kupuję worek obornika w ogrodniczym, więc i to i to używam.
wodzirejka napisał(a):
Ile razy próbuję coś sama wyhodować zawsze kończy się to niczym. Roślinki mnie chyba nie lubią, bo nawet głupia pietruszka u mnie w doniczce nie urośnie 🙁 tak Wam zazdroszczę
Marlena napisał(a):
Pietruszka bywa nieco humorzasta, może spróbuj na początek rukiew wodną, szczypiorek, coś łatwego. Na pewno wyjdą Ci też kiełki, nawet w słoiku. Powodzenia! 🙂
Katarzyna napisał(a):
Pani Marleno, dziekuje , ze dzieli się Pani wiedza i porządkuje chaos percepcyjny, jaki kiedyś miałam. Otworzyła mi Pani oczy na wiele wątków budujących szczęśliwe życie. Poukładało mi się b wiele tematów w głowie, w tym prawa zwierząt. Dziekuje Pani za wysiłek. Wciąż czytam morze art z Pani bloga i wszystko się zaczyna układać. Teraz rozumiem już wiele i wprowadzam stopniowo w swe życie. Bardzo dziekuje!
Marlena napisał(a):
Cieszę się, Katarzyno, że moje artykuły są dla Ciebie użyteczne. Pozdrawiam ciepło życząc zdrowia i radości! 🙂
moni napisał(a):
Pani Marleno, a ten obornik to kupuje pani taki granulowany czy jaki, bo w mojej okolicy jest tylko granulowany w sprzedaży ale to nie to samo .
Marlena napisał(a):
Granulowany w ogrodniczym najczęściej kupuję.
Power napisał(a):
Czy analiza pierwiastkowa włosa była dla Ciebie pomocna?
Power napisał(a):
Czy sama analiza ma sens nie badając przy tym ilości witamin w swoim organiźmie?
KM napisał(a):
Serdecznie dziekuje, za ta strone:) ! Znalazlam ja w zeszlym roku i poczatkowo nie wiedzialam od czego zaczac… ale stopniowo, czytajac, wyprobowujac podane tu przepisy i sposoby na zdrowie (przewlekle!;) zauwazylam u siebie pozadane zmiany… najtrudniej bylo mi zrezygnowac z cukru, miesa, nabialu, jak wiele osob tu pisze. Ale robilam to stopniowo, krok po kroku, nie zniechecajac sie porazkami. I obserwujac poprawe zdrowia:) Jeszcze sporo przede mna, ale juz lepiej sie czuje, moje alergie sa pod kontrola (oraz inne chorobska), a kto wie? moze kiedys sie ich pozbede jesli zdrowie i organizm wroca do rownowagi? Tymczasem probuje porzestawic na lepsza diete mojego bardzo chorego na nerki psa… bo zdrowa dieta dziala nie tylko dla ludzi:) bardzo, bardzo dziekuje za caly trud pisania zawartych tu tresci, badan, polecanej lektury…Zycze zdrowia nieustajaco:)
Patka napisał(a):
Cześć Marlano, przede wszystkim dziękuję, że zamieściłaś przepis na przepyszny i przeprosty zakwas buraczany. Mam swój debiut życiowy za sobą i jestem zachwycona efektem. Wprawdzie jeden słoik spleśniał, ale tym bardziej byłam dumna z pozostałych 😉 Chciałam to napisać pod tematem o zakwasie, ale niestety komentarze są już zamknięte. Mam pytanie: czy trzeba buraki odcedzać od samego soku po ukiszeniu? Wszędzie w przepisach procedura kończy się na odcedzeniu buraków, ale zastanawiam się dlaczego. Czy nie można go po prostu wstawić zakręconego do lodówki razem z burakami? Tym bardziej, że i tak zostanie skonsumowany w ciągu 2-3 dni. Drugie pytanie: czy ktoś je w ogóle takie buraki z zakwasu same? Nie znajduję też wzmianki o zjadaniu ich poza dodawaniu do sałatki czy barszczu. A mnie smakują takie prosto ze słoika, jak ogórki kiszone. Czy może jestem nienormalna? 🙂
Marlena napisał(a):
W sumie to można nie odcedzać, najwyżej trochę więcej się nam ukiszą. Ja odcedzam bo potem robię z nich sobie pyszną sałatkę. Jem też czasem same tak prosto ze słoika – uwielbiam wszystko co kiszone! 🙂
Ela napisał(a):
W sklepie na „B” chciałam ostatnio kupić ser twarogowy z ziołami. Leżał sobie cichutko jakiś klinek nie znanej mi firmy. Przeczytałam skład (wydrukowany petitem, żeby tylko twardziele podołali) i włos mi się zjeżył – już w Polsce jest żywność napromieniowana jonizacyjnie. Konkretnie te zioła dodane do tego serka były napromieniowane. W Polsce nie napromieniowuje się żywności, ale wolno importować. Producent dodał tych ziół pewnie za 6 groszy na opakowanie. Gdyby dał zwykłe polskie ziółka koszt produkcji zwiększyłby się może o 2 gorsze. Mleczarnia pewnie zbije fortunę niszcząc ludziom zdrowie. A wydawałoby się, że suszone zioła to raczej trwały produkt.
Wojtek napisał(a):
Witam serdecznie twórczynie bloga. Dzis natknalem sie na ponizszy atykul co tym bardziej mnie zdziwilo ze pojawil sie na witrynie ktora stara sie byc obiektywna. Poprosze o komentarz na ten temat 🙂 To moj pierwszy komentarz na tej stronie.
https://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-inne/item/111608-tluste-jest-zdrowe-medycy-przyznaja-ze-bladzili
Marlena napisał(a):
Wojtku, wybacz, ale nie czerpie się informacji na temat zdrowego odżywiania z witryn poświęconych teoriom spiskowym! Na ten haczyk już niejedna rybka się złapała.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie ma na tej planecie ani jednej długowiecznej populacji odżywiającej się „niskowęglowodanowo”. Nie pomoże zaklinanie rzeczywistości ani odwoływanie się do pseudonauki czy do teorii spiskowych. Konkrety i fakty na stół, a nie memlanie wciąż tych samych popłuczyn informacyjnych o szkodliwości margaryny, statyn i węglowodanów (wrzucając oczywiście te ostatnie wszystkie jak leci do jednego worka!). Serio, skończmy już z tym – w pewnym momencie ludzie zrozumieją, że tak samo jak są złe węglowodany tak samo i są dobre węglowodany, są dobre tłuszcze i są złe tłuszcze.
Naprawdę zbiera się na wymioty od tego wszystkiego, ile razy można międlić ten sam temat i robić ludziom wodę z mózgu…
Wojtek napisał(a):
Witam serdecznie autorke.
Marlena napisał(a):
Witaj, Wojtku!
Monika napisał(a):
Dzień dobry Marleno, lekarz alergolog zlecił mi, abym wykupiła i przyjmowała lek Pentatop-dostępny w Niemczech. Dawka to 8 tabletek dziennie. Czy wiesz coś na jego temat, czy warto go przyjmować, jakie jest Twoje zdanie?
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, ale zapytaj lekarza czy ustrój zachorował ponieważ zabrakło mu Pentatopu.
POWER napisał(a):
Hmm, czy to jednak nie jest tak, że analiza pierwiastkowa włosa to głupota i niepotrzebne marnotrawienie pieniędzy?
Jeśli ktoś odżywia się zdrowo i różnorodnie to jaki sens jest, aby to robić?
Pytam, bo polecałaś to w jakimś komentarzu a dla mnie to niezrozumiałe.
Marlena napisał(a):
Są sytuacje, w których dopiero taka analiza może coś rozjaśnić. Więc nie wyrzucałabym jej tak całkiem do kosza.
POWER napisał(a):
Czy warzywa lepiej gotować w wodzie czy na parze? Czy widzisz dużą różnicę w smaku i wartościach odżywczych?
Jeśli tak, to możesz podać sprawdzone urządzenie?
Marlena napisał(a):
W zasadzie już nie pamiętam kiedy gotowałam coś w wodzie (z wyjątkiem zupy, ma się rozumieć). Warzywa gotuję na parze, jest to szybsze, warzywa smaczniejsze, nie wylewam wraz z wodą witamin, tylko zostają w środku. Ja mam Tefala parowar, służy mi już kilka lat.
POWER napisał(a):
Odnośnie patelni do smażenia, czy warto Twoim zdaniem rozważyć zakup patelni, w których nie musimy używać tłuszczu(np. tytanowa).
Jeśli nie to na jakiej patelni najlepiej smażyć(w kontekście zdrowia i smaku).
Marlena napisał(a):
Stalowa, ceramiczna, tytanowa też może być.
POWER napisał(a):
Czy pisałaś jakiś artykuł o alkoholach i jego wpływu na zdrowie? Jaki jest dla nas najkorzystniejszy?
Czy od kawy zbożowej można się uzależnić? Czy w przeciwieństwie do kofeinowej ta jest zdrowa?
Marlena napisał(a):
Wiesz, tak uczciwie to żaden. Etanol jest mimo wszystko trucizną. Jeśli jednak już w ogóle (wiadomo, względy społeczne, spotkania rodzinne itd.), to wtedy najlepszy jest taki, który razem z trucizną dostarcza nam też odtrutki (antyutleniacze). Poznać to po tym, że możemy wypić nawet i większą ilość (np. bogatego w polifenole czerwonego wina czy domowej wiśniówki) i na drugi dzień rano czujemy się jak skowronki – zero kaca. To znaczy, że etanol zawierał równocześnie dużą ilość odtrutki. Metabolizm etanolu produkuje bardzo dużo wolnych rodników, a antyutleniacze to neutralizują.
Kawa zbożowa nie jest stymulantem, nie uzależnia. Czy jest zdrowa? Cóż, poddana została tak czy inaczej procesowi prażenia, podczas którego może dojść do powstawania niekorzystnych dla zdrowia związków (reakcja Maillarda: https://pl.wikipedia.org/wiki/Reakcja_Maillarda), jeśli zaś nie jest ekologiczna, to ziarna mogły być przed zbiorami desykowane glifosatem (Roundupem).
Limandynka napisał(a):
Dzień dobry Marleno, chciałam Cię prosić o podpowiedz, co zamiast chleba można zapakować mężowi do pracy, tak by nie czuł głodu. Robi sobie bułki lub kanapki z chleba, do tego kiełbasę i twierdzi, że tylko tym jest się w stanie najeść w pracy, która jest ciężka.
Na marginesie dodam, że w domu bardzo rzadko jemy pieczywo, od roku nie używamy mięsa, więc gotujemy warzywa i kasze, a i tak brzuch męża coraz bardziej się powiększa, do tego dochodzi picie kawy z cukrem, które stało się niemal jego uzależnieniem.
Marlena napisał(a):
Skoro twierdzi, że „tylko tym” się naje, to raczej tutaj święty Boże nie pomoże, bo cokolwiek nie będziesz mu chciała wcisnąć w zamian za tę bułę i kiełbachę to powie, że głodny był. Najpierw potrzebna by była zmiana mentalności, niestety. Tymczasem to nie chleb i przetworzone czerwone mięso są na pierwszym miejscu Indeksu Sytości (Satiety Index) lecz… ugotowane ziemniaki, jeszcze lepiej gdy poprzedniego dnia i ostudzone. To nie jest mój wymysł, to stwierdzili badacze, którzy byli ciekawi jakież to żarełko syci najbardziej i najdłużej. Okazało się, że ziemniaki! 🙂
Ziemniaki również odchudzają: australijczyk Andrew Taylor pożegnał się z otyłością wcinając ziemniaki w rozmaitej formie (ale nie dodawał do nich tłuszczu, jedynie przyprawy ziołowe, czasem trochę warzyw do tego). Nigdy nie chodził głodny. Mit o tuczących ziemniakach można odłożyć do lamusa. Polecam książkę „Zdrowie bez recepty”, autor dr John McDougall.
Czerwone mięso z chlebem, cukrem i kawą to „mieszanka wybuchowa”. Każda z tych rzeczy jest przetworzona i nie buduje zdrowia, zamiast dawać korzyści dokładać może kamyczek jeden z drugim do jego powolnej degradacji jeśli jest używana dzień w dzień.
Ela napisał(a):
Witam Panią bardzo serdecznie. Proszę o podpowiedź jak przygotować jagody leśne do jedzenia i do mrożenia? Oczywiście je myję Pani sposobem, ale czy to wystarcza? Słyszałam że jagody powinno się sparzyć wrzątkiem, aby pozbyć się ewentualnych odchodów zwierząt leśnych.
Temat dla mnie dość ważny, córcia uwielbia jagody, a za chwilę skończy się na nie sezon.
Pozdrawiam. Ela
Marlena napisał(a):
Mój sposób jest na pestycydy i bakterie. Larwy tasiemców, którymi media tak chętnie nas straszą w związku z leśnymi jagodami – mogą znajdować się również na grzybach leśnych. Czy kogoś to zniechęca do grzybobrania? Nie dajmy się zwariować. Aby doszło do zakażenia to zakażony lis musiałby na jagody zrobić kupę, bo jaja tasiemca są w jego kupie. Raczej trudno nie zauważyć kupy! Po prostu zgodnie z zaleceniami lekarzy i sanepidu dokładnie myję owoce (roztwór kwasowy, zasadowego nie używam bo nie ma tutaj pestycydów).
POWER napisał(a):
Mleko ponoć nie jest najzdrowsze, a czy to prawda, że kefir domowej roboty dobrze wpływa na jelita (można go jeść do woli jak owoce, warzywa)?
O, taki 🙂
https://www.budwigdieta.pl/index.php/sample-sites-3/domowy-kefir
Marlena napisał(a):
Jak kto woli, ale osobiście wychodzę z założenia, że tego typu produkty raczej do zbyt naturalnych dla człowieka pokarmów nie należą, dlatego nie stanowią one w moim menu jakiejś super pożądanej pozycji. Czasem okazjonalnie pojawi się u mnie jakiś jogurt, ale dosłownie jest to kilka razy w roku.
Prawdą jest, że fermentowane produkty mleczne są zdrowsze od niefermentowanych. W przyrodzie jednak tak czy inaczej mleko służy do karmienia młodych (swojego gatunku zresztą, a nie cudzego), a potem żaden ssak mleka nie pije, obojętnie w jakiej formie. Natomiast dobroczynne bakterie można pozyskiwać kisząc cokolwiek, nie musi to być mleko innego ssaka.
Mariusz napisał(a):
Na temat kefirów i jogurtów pisze też Mercola. Ponadto ciekawą pozycją, w której wspomina się o znaczeniu fermentowanego nabiału i jaj wysokiej jakości jest „Witamina K2 i paradoks wapnia” Kate Rheaume-Bleue (na którą zresztą Mercola też się powołuje), która wyjaśnia w bardzo przystępny sposób, dlaczego należy przyjmować razem pewne mikroelementy i witaminy (nie używa na szczęście przy tym tego niekojarzącego się ze zdrowiem okropnego słowa „protokół”, dzięki czemu odbiór książki jest jeszcze bardziej pozytywny). Bardzo ładnie pisze też o odzwierzęcych źródłach witamin A, D i K2.
Marlena napisał(a):
Dlatego ona tak pisze, ponieważ podobnie jak Mercola oboje „siedzą” w diecie „paleo”, gdzie gloryfikuje się pokarmy odzwierzęce uważając je za niezbędne do przeżycia dla istoty ludzkiej. Czy tak jest faktycznie? A może jest to błędny paradygmat?
Owszem, jest błędny – dojdziemy do takiego wniosku po analizie Niebieskich Stref: Adwentyści Dnia Siódmego będący ścisłymi wegetarianami (weganami) nie biorąc do ust ani pikograma pokarmów odzwierzęcych dożywają w zdrowiu i jasności umysłu trzycyfrowych urodzin. Rzecz niezwykła w społeczeństwach zachodnich, wciąż hołdujących paradygmatowi niezbędności produktów odzwierzęcych w menu 3 razy dziennie przez 365 dni w roku oraz ich rzekomej wyższości (w sensie większej odżywczości) nad pokarmami pochodzenia roślinnego, prawda?
Jak to możliwe? Skąd ci krzepcy stulatkowie z Loma Linda biorą swoją witaminę K2? Albo A? Albo D? Otóż wszystkie 3 produkują sobie sami. Dopóki nie zniszczysz swoich fabryczek, to je masz. Jeśli je zniszczysz, nie używasz lub (uchowaj Boże!) urodziłeś się z fabryczką wadliwą – wtedy jesteś skazany na korzystanie z gotowizny wyprodukowanej przez inne organizmy żywe czyli zwierzęta.
Nie wmawiajmy jednak ludziom, że wszyscy ludzie są na tę gotowiznę skazani (albo że jest ona lepsza niż nasz własny produkt), bo to zwyczajnie nie jest prawdą. Skoro zwierzęta są w stanie produkować sobie sami witaminę K2, A czy D to my, jako twory ewolucyjnie wyższe od zwierząt, z pewnością nie jesteśmy w tym od nich gorsi. Człowiek może się w swoich opiniach mylić, ale ewolucja w swoich działaniach nigdy.
Rzekoma niezbędność produktów odzwierzęcych dla naszego przeżycia lub utrzymania zdrowia czy osiągnięcia długowieczności jest zatem rozumowaniem błędnym. Produkty te to zaledwie opcja, nie konieczność. Dlatego książki Mercoli czy Bleue owszem przeczytałam, ale podchodzę do nich z pewną konieczną rezerwą, więcej tam ideologii niż prawdy. 😉
POWER napisał(a):
”Ja mam Tefala parowar, służy mi już kilka lat.”
Podasz model? 🙂
Marlena napisał(a):
Mam Vitacuisine 4003. Wciąż jest w sprzedaży, bo to flagowy model Tefala już od lat.
edyta napisał(a):
Marleno, napiszesz jeszcze jakiś artykuł?
Marlena napisał(a):
Napiszę, na razie pracowałam nad dokończeniem e-booka o oleju rycynowym, który czekał na to już od dawna. A temat jest ważny i użyteczny.
POWER napisał(a):
Kupiłem już parę ładych miesięcy temu olej lniany, potem dowiedziałem się, że jeśli nie jest w lodówce w sklepie utlenia się.
Obecnie ma złocisty kolor, czy jeśli dodam go do potraw nawet po to ,żeby podbić ich kaloryczność nie zaszkodzi to zdrowiu?
Marlena napisał(a):
Ten prawdziwy, nieprzetworzony olej lniany ma krótki termin ważności (3 miesiące) i przechowuje się go w warunkach chłodniczych (kupujemy z lodówki). Jest na półkach w sklepach pełno butelek z napisem „olej lniany”, ale jeśli nie stoją w lodówce, to nie jest to nieprzetworzony olej lniany.
POWER napisał(a):
Nie wiem czy dobrze rozumiem pewien mechanizm. Czy jeśli spożywam produkty oczyszczone np. mąka przenna, ryż biały to mój organizm więcej na tym traci niż zyskuje( w ilości makro i mikroelementów)?
Marlena napisał(a):
Owszem traci, ponieważ te wszystkie „puste” węglowodany ustrój musi zmetabolizować używając w tych procesach biochemicznych pewnych niezbędnych do tego mikroelementów, więc skoro w białych produktach praktycznie tych mikroelementów nie ma (są zredukowane w procesie oczyszczania), to są pobierane z zapasów komórkowych. Jak się skończą zapasy jesteśmy w czarnej d…ziurze. 😉
POWER napisał(a):
Czy proporcja omega 3 do omega 6 powinna wynosić 1:1? Zwracałem na to uwagę i w przypadku pestek, orzechów wszystkie mają śladowe ilości omega3 z wyjątkiem włoskich.
Jest to dla Ciebie istotne?
Marlena napisał(a):
Nie samymi orzechami człowiek żyje. Spore ilości Omega-3 ma zielenina (z czego niektóre jak np. portulaka warzywna ma nie tylko ALA ale i EPA), siemię lniane, chia, algi morskie. Ryby też oczywiście są źródłem kwasów Omega-3 (długołańcuchowych – DHA). Warto wiedzieć, że rośliny strączkowe dodane do zup czy sałatek powodują zwiększone przyswajanie kwasu ALA. Więc zielenina + jakieś strączki to dobry pomysł na posiłek. Pamiętajmy, że nie jesteśmy tylko tym co jemy, ale przede wszystkim – tym, co wchłaniamy.