Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Kolejki dawniej i dziś
Udostępnij: Tweet
Monika napisał(a):
Dzień dobry Marleno, czy 2/3 wafle ryżowe jako przekąska na kolację, dodana do warzyw jest dobrym pomysłem, czy lepiej ich unikać? Czy są lekkostrawne? Co tak w ogóle polecasz spożywać na kolację koło 18:00, 19:00?
Marlena napisał(a):
Ale po co te wafle? Ugotuj sobie odrobinę normalnego ryżu w dowolnym kolorze! Wafle to rzecz przetworzona. Gotowany ryż jest bardzo nisko przetworzony. I taka między nimi różnica. Na kolację sałatka (w porze chłodnej zupa, potrawka), jak ktoś lubi to nawet koktajl czy sok.
Małgorzata napisał(a):
Nie bardzo wierzę w tę kolejkę przed apteką. Skąd to zdjęcie? Co tam dawali? Leki za darmo?
Marlena napisał(a):
A bo ja wiem? Zdjęcie jest poglądowe, dla osób inteligentnych, z całym szacunkiem. Jak komuś nie pasuje to niech się przejdzie do pierwszej lepszej przychodni/poradni/laboratorium z samego rana by ujrzeć tłumy potrzebujących. Listy oczekujących na wizytę w przychodni lub szpitalu można znaleźć również na stronie kolejki.nfz.gov.pl. Już samo istnienie takiej strony uważam za hańbę – Matka Natura bowiem nas wyposażyła we WSZYSTKO abyśmy byli przewlekle zdrowi aż do starości. Pomijam przypadki nagłe, niezależne od naszego prowadzenia się (wypadki, poród itd.).
Tu gdzie mieszkam (miasto 124 tys. mieszkańców) na operację zaćmy czeka się trzy lata (!), niewiele lepiej jest w innych miastach, ostatnio więc wprowadzono nowe kryteria kwalifikacji do operacji: dopóki nie stracisz 40% zdolności widzenia to nie zapiszą Cię w ogóle na operację zaćmy.
Niestety chroniąca przed zaćmą witamina E występuje jedynie w roślinach, które większość „normalnego” społeczeństwa stosuje najczęściej w roli „kolorowej ozdoby” na talerzu. Reszta menu „normalnego” obywatela składa się głównie z pięciu produktów na krzyż oraz ich pochodnych, a są to mięso, mleko, pszenica, cukier i olej (ew. masło/margaryna). To jak tu nie chorować, już nie tylko na starość ale i w całkiem niestarym wieku? 😉
Małgorzata napisał(a):
Pani Marleno, z całym szacunkiem, ale linki do zdjęć, które Pani zamieściła, dotyczą lat 2012-15, więc to raczej już nie teraźniejszość. Mieszkam w dosyć dużym mieście. Długo się u nas czeka na przyjęcie do specjalisty, zabiegi i operacje, to fakt, ale TAKICH kolejek do aptek czy przychodni obecnie nie ma. Kiedyś, parę lat temu były, ale teraz nie. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Może dlatego znikają kolejki pod aptekami, bo ich liczba ciągle rośnie: https://www.rynekaptek.pl/marketing-i-zarzadzanie/wzrosla-liczba-aptek,21514.html
Nie o to zresztą chodzi by brać dosłownie przekaz lub by się teraz przekomarzać wzajemnie w którymże to roku stały kolejki do aptek, albo że teraz niby jest lepiej. Nie jest lepiej, a kolejki są coraz dłuższe, jak nie do aptek to właśnie tak jak piszesz po poradę, badanie, zabieg, operację itd. – a zainspirował mnie ten materiał: https://wtkplay.pl/video-id-21842-kolejka_do_przychodni_dluzsza_niz_do_miesnego_w_prl – i wtedy, i teraz, wiecznie Polacy stoją w jakichś kolejkach! 😀
Ta infografika ogólnie miała w zamierzeniu wywołać pewne refleksje, obrazek miał być nieco żartobliwy, a nie brany dosłownie. Apteka na obrazku to symbol tego co się dzieje ogólnie w służbie zdrowia. Podobnie jak obrazek kolejki do mięsnego jest symbolem (bo za komuny podobne stały przecież za tym co akurat „rzucili”, np. papierem toaletowym, cukrem, pralkami itp.) 😉
Jakoś jednak nikt chyba kto żył w tamtej epoce nie będzie sobie w stanie przypomnieć komitetów kolejkowych lub ustawiających się już wieczorem KOLEJEK DO WARZYWNIAKA, chyba że raz w roku – za pomarańczami na święta. 😀 Do mięsnego tymczasem stały kolejki notorycznie, nawet za Gierka, kiedy wprowadzono tzw. „sklepy komercyjne” z wyższymi cenami za takie dobra jak mięso czy cukier (ale właśnie w czasach reglamentacji tych dóbr i potem w stanie wojennym gdy było o nie najciężej – w Polsce odnotowano wyraźny spadek śmiertelności z powodu np. chorób serca i układu krążenia, o czym donosili polscy badacze: https://www.bmj.com/content/344/bmj.d8136).
ella napisał(a):
Kiedyś w moim miasteczku była jedna apteka, dziś jest 7, wszystkie długo czynne, również w soboty i niedziele, a dwie całodobowo, również w święta.
Szkoda, że warzywniaki tak nie pracują.
Mania napisał(a):
Zapraszam pod Halę Mirowską, w centrum Warszawy. Takie kolejki do apteki to codzienność. I z przykrością nie nadużywam słowa „codzienność”.
ada napisał(a):
ile według pani razy w tygodniu powinno się jeść mięso i nabiał?
Marlena napisał(a):
Zgodnie z filozofią diety nutritariańskiej (zakładającej spożywanie jak największej ilości mikroskładników odżywczych przypadających na każdą spożywaną kalorię energii) pokarmy odzwierzęce (które mają sporą gęstość kaloryczną nie grzesząc przy tym jednak gęstością odżywczą czyli ilością mikroskładników przypadających na każdą z wkładanych do ust kalorii) mogą być opcjonalnie włączone do menu 2-3 razy w tygodniu (lub rzadziej), nie przekraczając 5-10% pobieranych kalorii. To oznacza, że mogą być co najwyżej dodatkiem smakowym do potraw, a nie daniem samym w sobie czy podstawą posiłku jak to się dzieje w „tradycyjnej” diecie. Przy czym wszelkie przetwory mięsne, mięso peklowane, grillowane, wędzone itd. nie są zalecane.
Produkty odzwierzęce choć są kaloryczne, to są ubogie w mikroskładniki odżywcze przypadające na każdą kalorię, niemal nie zawierają przeciwutleniaczy, nie są też źródłem ochronnych fitozwiązków. Korzyści z ich jedzenia są zatem niewielkie, zaś zdrowy talerz powinniśmy budować przede wszystkim wokół pokarmów gęstych odżywczo, z których czerpiemy największe zdrowotne korzyści: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zbudowac-zdrowy-talerz-wokol-najgestszych-odzywczo-pokarmow/
Ewa napisał(a):
Z całym szacunkiem to ja też w takim razie nie jestem inteligentna bo jak tylko zobaczyłam to zdjęcie to od razu przyszła mi na myśl pytanie: gdzie są takie kolejki? że to przesada. Pomyślałam…do MOPS-u to bym zrozumiała. Pani w takim razie jest inteligentna inaczej po mimo Pani wielkiej wiedzy bije mi tu zarozumialstwem.
Marlena napisał(a):
Ewo, nie było moim zamiarem obrazić nikogo ani też zadzierać nosa, z góry przepraszam.
Co do kolejek do apteki to wystarczy poszukać: https://www.google.pl/search?q=kolejki+do+apteki&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjnp5ax3ojWAhVII1AKHXcGCZwQ_AUICigB&biw=1280&bih=628
To, że Ty ich nie widziałaś osobiście – nie znaczy jeszcze, że nie istnieją. To nie jest przesada, to jest nasza polska rzeczywistość. Te fotografie to nie fotomontaż, niestety.
Te same tłumy oblegają placówki NFZ i to się dzieje w tym kraju każdego dnia: https://www.google.pl/search?biw=1280&bih=628&tbm=isch&sa=1&q=kolejki+do+NFZ&oq=kolejki+do+NFZ&gs_l=psy-ab.3..0i24k1.76581.80746.0.81910.9.9.0.0.0.0.141.940.1j7.8.0….0…1.1.64.psy-ab..1.5.587…0.F9pqgB3OQ1A
Ewa ale inna napisał(a):
Imienniczko, przecież tu chodzi o przenośnię, że ludzie teraz w nadmiarze kupują leki zamiast dobrze się odżywiać. Rozejrzyj się, w mieście prawie na każdej ulicy jest apteka, a nawet i 2 obok siebie. Gdyby nie było kupujących to by się nie utrzymały. Nawet w wiosce w której mieszkam, z której dawniej do apteki trzeba było jechać do miasta są 2, a był czas że i 3 funkcjonowały. To chyba o czymś świadczy.
Dorka napisał(a):
Marleno, edukacja w zakresie odżywiania leży i kwiczy stąd problemy typu zaćma. Szkoda ,że pacjenci z zaćmą nie wiedzą ,że w Czechach jest możliwość refundacji operacji zaćmy prawie w 100 % od ręki i do tego lekarze znają nasz język 🙂
Marlena napisał(a):
Pacjenci powinni w pierwszym rzędzie uczyć się jak nie wyhodować sobie zaćmy, zgadza się.
Krystyna napisał(a):
:-))) Dobre skojarzenie, trzeba było nie jeść mięsa ,
to by się nie stało w kolejkach do apteki, lekarza i na badania…
Samo życie niestety…
Ania T.W. napisał(a):
Witaj Marleno, ja trochę nie na temat. W poniedziałek – 28 sierpnia, późnym wieczorem zamówiłam e-booka „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” – zamówienie nr 112600. Zapłaciłam przelewem. W tytule wpisałam tytuł i mój adres e-mail, tylko zamiast znaczka @ wpisałam „małpa”, bo system bankowy nie przyjmuje takich znaków . Zrobiłam dwa przelewy, bo przez nieuwagę wpisałam kwotę 19 zł. W drugim dopłaciłam jeszcze 90 gr. Do tej pory nie dotarł do mnie e-book.
Pierwszy raz tutaj piszę. Na Twoją stronę trafiłam w styczniu tego roku szukając informacji na temat witaminy C i już zostałam 🙂 Bardzo Ci dziękuję za wiedzę, którą nam przekazujesz. Dzięki Tobie kupiłam książkę dr Saula „Wylecz się sam”. Zupełnie nie wiedziałam, że witaminy i minerały mają aż taką moc w przywracaniu zdrowia. Kilkanaście lat temu stosowałam dietę dr Dąbrowskiej i potwierdzam, że warzywami i owocami ze sklepu można się też wyleczyć. Udało mi się wtedy pozbyć alergii, którą miałam przez kilka lat i musiałam codziennie brać lek. Potem rożnie bywało z moim odżywianiem. Trochę zdrowe, trochę nie. Twoja strona Marleno jest dla mnie natchnieniem na zdrowe życie. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników.
Marlena napisał(a):
Aniu, jeszcze raz zatem plik na maila wysyłam, bo może mail nie dotarł albo trafił do spamu.
Bardzo się cieszę z uwolnienia się od alergii – gratulacje!
Owoce i warzywka mają moc, nawet te zwykłe z marketu lub pobliskiego warzywniaka! 🙂
Monia napisał(a):
Czy warzywa strączkowe na kolację to dobry pomysł, tak ok.2 łyżek ugotowanych? Czy układ pokarmowy jest już zbyt zmęczony, i lepiej nie jeść ich wieczorem ze względu na to, że są ciężkostrawne? Mam na myśli takie połączenia, jak np. ciecierzyca + gotowane warzywa, do tego prażony sezam, albo zupa krem z soczewicy? Co o tym sądzisz Marleno?
Natomiast moje drugie pytanie brzmi, czy surowe owoce można spożywać na śniadanie przez cały rok, także w porze jesienno-zimowej, czy lepiej jeść coś ciepłego, gotowanego?
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Dobrze ugotowane strączki nie są ciężkostrawne, szczególnie soczewica. Na proces trawienia strączków ma wpływ też stan naszej flory jelitowej: jeśli ktoś unika strączków, to nie ma wystarczającej ilości bakterii mogących zająć się ich trawieniem. Jeśli jednak zaczniemy jeść strączki regularnie, to po pewnym czasie nie będą one już wywoływać żadnych sensacji – właśnie dlatego, że już sobie wyhodowaliśmy te bakterie, które je trawią.
Co do owoców to sama zobacz. Mnie na przykład latem do ciepłych śniadań w ogóle nie ciągnie i jadę na świeżych owocach z rana, ale za to zimą mój organizm prosi o coś na ciepło: owoce dodaję wtedy do owsianki (banan, jabłko lub gruszka w kostkę, mrożone jagodowe itd.)
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać jakiej marki kosmetyki mogłabyś polecić? Obecnie używam Ziaji, nie wiem czy to dobry wybór…Chodzi mi o krem do twarzy, żel pod prysznic, szampon, jaka firma Twoim zdaniem produkuje kosmetyki naturalne i przyjazne dla skóry? Czy mogłabyś wymienić jakieś konkretne marki?
Marlena napisał(a):
Neobio, Lavera, Sante, Alterra (marka z Rossmanna), nasze polskie Sylveco – jest tego sporo. Ziaja ma niezłe składy, ale nie zawsze. Te szampony, żele itd. których ja używam są do nabycia w naszym sklepiku i te są na pewno sprawdzone osobiście przeze mnie i przez moją rodzinę, oprócz tego zamiast gotowych kosmetyków cenię sobie też naturalne oleje pielęgnacyjne oraz olejki eteryczne: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/kategoria/dla-urody
Marta napisał(a):
Witaj Marleno,
ja trochę z innej beczki mianowicie 30.09 opłaciłam przesyłkę u kuriera nr 112607, część zamówienia już mam brakuje mi przepisów i książki, proszę o sprawdzenie gdzie po drodze to utknęło. Spam sprawdziłam – brak.
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Marto, sprawdź proszę teraz. Wysłałam e-booki na maila ponownie.
Ewa napisał(a):
Marlenko a czym według Ciebie karmić noworodka lub niemowlę jeśli matka nie ma pokarmu? Modyfikowanym ? mlekiem roślinnym? Czym Ty byś na dzień dzisiejszy, z obecnym stanem wiedzy karmiła?
Marlena napisał(a):
Gdybym miała tę wiedzę co dzisiaj to za wszelką cenę starałabym się uruchomić piersi (np. za pomocą ziół wpływających na laktację), bo nic bardziej wartościowego w życiu jeść nie będziemy od pokarmu matki – taka jest prawda. Ja niestety też miałam mało pokarmu, ale nikogo nie było kto mógłby mi wtedy sensownie pomóc, zalecono mi karmienie na żądanie + dokarmianie butelką i tak też zrobiłam. Tyle co mogły to moje dzieci dostały od mnie, żałuję tylko, że byłam na tyle młoda i głupia, że nie dostały więcej.
Bernadetta napisał(a):
Marleno, mam pytanie w innym temacie. Bardzo lubię fasolę i niestety często jem tą z puszki. Mam świadomość szkodliwości bisfenolu A, ale po przeczytaniu książki J. Fuhrmana, w której podaje On przepisy z użyciem konserwowanej fasolki, trochę zaczęłam się tłumaczyć, że może aż tak bardzo mi nie zaszkodzi.
Wyraź, proszę Marleno swoją opinię. Z góry serdecznie dziękuję.
Marlena napisał(a):
Bernadetto, ja też mam w domu kilka puszek fasoli „na wszelki wypadek” (np. goście za chwilę czy inna okoliczność sprawiająca, że muszę tę fasolę mieć „na już”), ale tak normalnie to albo gotuję na świeżo, albo sięgam po porcję osobiście wcześniej na zapas ugotowanej i zamrożonej fasoli czy ciecierzycy (polecam ten sposób: duży gar ugotować z przyprawami lub solo, odrobina soli pod koniec gotowania i potem niech się wystudzi w tej wodzie co się gotowała, dopiero jak zimna to odsączyć, wodę z gotowania fasoli czy cieciorki użyć np. do zupy lub jako aquafaba, a same strączki ugotowane poporcjować do pojemników i do zamrażarki).
Agnik napisał(a):
Jeśli chodzi o kolejki do apteki to mogę potwierdzić, że są! Mieszkam w małym miasteczku, gdzie są cztery apteki( w miarę blisko siebie), ale do jednej jest zawsze kolejka, może nie taka długa jak na zdjęciu, ale już nie raz czekałam za drzwiami . Powód? Niskie ceny 😉
Łukasz napisał(a):
Niskie ceny ale przede wszystkim chorzy ludzie 😉 mnie nawet niskie ceny nie skuszą na tabletki czy syropki.. wyjątek to Wit. D3 + k2 i b17 ale to jako wspomagacz, który w dzisiejszym czasie jest konieczny oprócz warzyw i owoców.
Bernadetta napisał(a):
Super! Dowiedziałam się czegoś nowego – aquafaba. Poczytałam więcej, nie miałam pojęcia, że tak można wykorzystać wywar z fasoli. Dziękuję
Marlena napisał(a):
Aquafaba to w sumie wywar z ciecierzycy, ale z fasoli też – szczególnie fajny jest ten z fasoli masłowej (fasola limeńska, fasola półksiężycowata, ang. butterbeans, łac. Phaseolus lunatus, we Włoszech znane jako fagioli bianchi di Spagna czyli biała fasola hiszpańska). Podobna do naszego Jasia, ale duuużo bardziej maślana w smaku, uwielbiam ją.
Patka napisał(a):
Marleno, mam do Ciebie pytanie. Może poradzisz mi z racji posiadania dużej wiedzy. Czy myślisz, że w momencie gdy człowiek przechodzi silny stres i przestaje jeść, po prostu traci apetyt i ma coś jak ściśnięcie żołądka , to organizm wie co robi? Bo to tak jakby sam wprowadzał się w stan postu. Wiadomo, że jedzenie na siłę nie jest rozwiązaniem. Chodzi mi o sam fakt, czy powinno się pozwolić organizmowi na takie ograniczenie. Czy, w przypadku przebywania w stresie, jest to reakcja niepożądana?
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że organizm wie co robi i my nie mamy tutaj nic do pozwalania czy niepozwalania. W momencie stresu mamy bowiem do czynienia z fizjologiczną reakcją „walcz albo uciekaj”, wydzielają się hormony stresu, które rozszerzają nam źrenice abyśmy mogli lepiej widzieć, napinają mięśnie abyśmy mogli szybko uciec itd. – w tej sytuacji ostatnią rzeczą o jakiej marzy nasza maszyneria jest trawienie i przyswajanie pokarmu: po prostu nie ma do tego warunków skoro musi tu i teraz walczyć o swoje przeżycie (bez względu na to czy dzieje się to naprawdę bo faktycznie goni nas dzikie zwierzę, czy też tylko wszystko odgrywa się w naszej głowie, bowiem maszyneria nie rozróżnia i bierze wszystko na poważnie).
I dlatego nie siadajmy też do stołu wkurzeni, nie poruszajmy przy jedzeniu niemiłych tematów, nie rozpamiętujmy niemiłych wydarzeń, nie myślmy o „strasznych” rzeczach jakie ponoć nas spotkają w przyszłości itd. – my wtedy po prostu naszego posiłku nie strawimy ani nie przyswoimy jak należy.
Monika napisał(a):
Droga Marleno, bardzo liczę na Twoją pomoc. Proszę o cenne wskazówki, bo kompletnie nie wiem, co mam robić… Od tygodnia mam nieposkromiony apetyt, dodam, że pojawia się on zawsze gdy wracam z pracy – ok. 15:00. Zjadam kaszę z warzywami np., jaglaną, gryczaną – tak jak dzisiaj, z warzywami, połówką awokado i łyżką słonecznika, kaszy sypię 5 łyżek suchego produktu, a po 20 minutach od obiadu zjadłam dodatkowo paczkę miksu sałat: roszponki, rukoli, endywii itd., z 3 łyżkami prażonego słonecznika i 2 łyżkami sezamu, również prażonego (kupuje ekologiczne ziarna i pestki), do tego zioła prowansalskie i dużo soli, w ogóle ostatnio bardzo dużo solę – moim zdaniem stanowczo za dużo (dodam, że mam niskie ciśnienie, ok. 60/80), poprawiłam po tym wszystkim jeszcze kostką czekolady eko bez cukru, jabłkiem i garścią suszonego ananasa. natomiast wczoraj na obiad zjadłam ciecierzycę z prażoną łyżką siemienia lnianego, warzywami, awokado (wielki talerz i surowego i gotowanego), a po tym 3 surowe marchewki, 2 batony kokosowo-daktylowe własnej roboty, 6 suszonych daktyli, banan. Natomiast przedwczoraj po kaszy jaglanej z warzywami, dojadłam 7 wafli ryżowych z trzema łyżkami tahini eko i 3 łyżkami pasty słonecznikowej, również eko. Szczerze mówiąc, jestem tym przerażona. Próbowałam jadać już śniadania białkowo-tłuszczowe, bo raczej zaczynam dzień od węglowodanów, ale zawsze jest to samo, środek dnia i mam niepohamowany wręcz apetyt. Nie potrafię sobie odmówić, a najgorsze w tym wszystkim są te dolegliwości – wzdęcia, bóle brzucha, przeciążony żołądek – ale to chyba nie dziwi…Jem śniadania ok 7:00 – najczęściej kasze z warzywami i pestkami, w pracy surowe owoce ok.11:00, potem wspomniany obiad i kolację przed 19:00 (najczęściej zupa, gotowane warzywa z prażonymi ziarnami, gotowane w mundurkach ziemniaki, bataty). Co mam zrobić, czekać aż to wszystko samo minie? Mój organizm wyraźnie daje mi coś do zrozumienia, ale ja nie wiem o co mu chodzi? Dodam, że to pojawiło się jak odstawiłam wyizolowane tłuszcze: olej lniany, masło klarowane, olej rydzowy, oliwę itd. Czy to może być tego przyczyną? Cukier mam w granicach 70. Ważę 55 kg i mam 174 cm wzrostu i 24 lata. Proszę pomóż, co robić? Wszystko niezmiernie mi smakuje, a ostatnio ciągle jadłabym surowe warzywa i owoce. Ostatnio, jak pojechałam do domu, zjadłam 3 talerze samych ziemniaków, rodzice aż się ze mnie śmiali. Ja po prostu kocham owoce i warzywa – surowa cukinia, kiełki ciecierzycy i soczewicy to niebo w gębie, do tego czosnek niedźwiedzi, prażony sezam, sól i nic więcej nie trzeba, ale teraz jestem przerażona aż takim apetytem. Co powinnam zrobić? Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Moniko, nie wiem – może masz pasożyty i musisz się dzielić z nimi swoim jedzeniem? Ty masz ciągoty jak widać nie tylko na sól ale i na słodkie, i na sporo tłustego też, i na przetworzone. Kasza jaglana choć zdrowa to nie syci na długo (ma wysoki IG), potem sięgnęłaś po wysoko przetworzone jedzenie czyli dopchałaś się waflami (również wysokie IG) dokładając sobie do tego tłuste pasty. Takie menu to przepis na zdrowotną katastrofę i chodzenie notorycznie głodną.
Niski cukier i niskie ciśnienie: konsultowałaś to z lekarzem? Ponadto BMI u Ciebie wynosi 18.17 czyli oznacza niedowagę. Choć dieta jaką opisałaś nie oszałamia pod kątem nutritariańskim (ilość mikroskładników odżywczych przypadających na każdą zjadaną kalorię jest raczej marna), to samych kalorii przy tej ilości jedzenia raczej Ci nie brakuje. Włączenie jednak izolatów tłuszczowych (by przytyć albo chodzić mniej głodną) nie jest dobrym pomysłem: izolat dostarczy owszem dodatkowych kalorii, ale nie mikroskładników. Olej zapycha (dzięki tłustościom chce się owszem mniej jeść), ale… nie odżywia komórek, bo nie ma czym – niemal nic w nim nie ma, to koncentrat kwasów tłuszczowych z mikroskopijną ilością mikroskładników przypadających na tę masywną ilość kalorii jakie w siebie wpychamy.
To co mówię w tej chwili może zabrzmieć jak herezja z dobie ciągłego histerycznego krzyku „potrzebujemy tłuszczu!” dochodzącego z jutiubów, blogów paleo itd., jednak nie da się ukryć, że tłuszcz w postaci oleju to głównie puste kalorie.
Gęstość odżywcza oleju na skali ANDI (od 1-1000 punktów) wynosi ok. 1-2. Dla porównania jarmużu – 1000 punktów.
Z dużym prawdopodobieństwem masz problemy z wchłanianiem tego co jesz, a czy czasem nie brałaś za dużo antybiotyków czy w ogóle leków w życiu? I szczepionek? Możesz mieć ubogą mikroflorę oraz nietolerancje pokarmowe (warto to zbadać). Możesz mieć w jelitach złogi siarkowe po antybiotykach i innych lekach (co widać będzie w oczach: wokół podświetlonej z boku latarką źrenicy można zobaczyć taką rudawą otoczkę, to jest właśnie siarka pochodząca z pożartych przez nas lekarstw). Siarka ta siedzi w naszym ustroju, a dopóki tam siedzi jest doskonałym papu dla niekorzystnych drobnoustrojów w stylu Candidy, stąd mogą pochodzić dolegliwości trawienne (wzdęcia itd.) i ciągoty do pewnych pokarmów oraz ich połączeń.
Niskie ciśnienie z kolei to problem z gruczołami i narządami (głównie przeciążone nadnercza, nerki, wątroba) oraz układem limfatycznym (zaśluzowanym i zakwaszonym). Samo na pewno nie minie, musisz się wziąć za siebie. Na początek sprawdź sobie tarczycę, poziom witaminy D, nietolerancje pokarmowe, zakażenia pasożytnicze i oczywiście zrób podstawowe badania. Rozważ detoks (dietę niekoniecznie postną, może być pełnokaloryczna np. na owocach, sokach czy zielonych koktajlach, ale beztłuszczowa), niezbędne będzie też przywrócenie dobrej mikroflory jelitowej (ta niestety nie żywi się tłuszczem).
Ciśnienie 80/60 nie jest normalne i wskazuje na osłabienie narządów, bowiem skurczowe (ta wyższa liczba) zdrowe to ok. 120 (niższe w/g dra Morse’a wskazuje na problem z osłabionymi nadnerczami), zaś rozkurczowe (ta niższa liczba) jest bezpośrednio związane ze stanem nerek i powinno w warunkach zdrowia być ok. 70. Czy czasem nie jadłaś za dużo w swoim życiu białka? Nerki mogły zostać tym osłabione. Z kolei nadnercza osłabia ciągły stres i negatywne uczucia (strach, zamartwianie się, złość, żal itd.). Do zamartwiania się chyba masz skłonności, zgadza się? 😉
Nigdy nic nie dzieje się samo. Nasze zdrowie jest wypadkową naszych ciągłych codziennych wyborów i to nie tylko w sferze fizycznej (jak pożywienie) ale i psychicznej (jak myślenie i uczucia).
Gabrysia napisał(a):
Dzień dobry, strona Akademii Witalności , moim zdaniem rewelacyjna!!! ( a odwiedziłam już ich naprawdę wiele jeśli chodzi o temat zdrowego życia)
Wszystko w jednym miejscu. Można się dużo nauczyć. Gratuluje i z całego serca życzę jak najwięcej odwiedzin.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Gabrysiu! Miło mi, że jesteś z nami. 🙂
Violetta napisał(a):
Dzien dobry Pani Marleno,
chcialabym poznac Pani zdanie na temat siarki. Ni chodzi mi tu o MSM tylko o czysta siarke. Dr Probst zaleca ja do na oczyszczanie jelit ( ponizej podaje link). Ja w zapiskach mojej prababki z 1906 roku znalazlamprzepis na tabletki z siarki. Najwyrazniej byla wtedy stosowana. W internecie nic na temat doustnego przyjmowania nic nie znalazlam, tylko to co pisze Dr. Probst.
Bylabym wdzieczna, gdyby mogla sie Pani do tego ustosunkowac. Podzrawiam serdecznie. Wielotetnia stala czytelniczka Vio.
https://lebendig-projekt.stefankutter.de/dr-karl-j-probst/
Marlena napisał(a):
Moja niewystarczająca znajomość niemieckiego nie pozwala mi być może na obiektywne ustosunkowanie się do treści zawartych na podlinkowanej witrynie, ale tłumacz Google mówi o tym panu „pionier niemieckiego handlu surowcami”. WTF?
Leczył ludzi siarką a i mignął też gdzieś w tłumaczeniu jod i płyn Lugola, ale nic dziwnego – w końcu handlarz surowcami. 😉 A zawsze mi się wydawało, że Rohkost to surowa żywność po niemiecku. 😀 Ach, ten tłumacz Google!
A tak na poważnie: siarka (podobnie jak jod) jest supresantem (substancja blokująca i/lub tłumiąca normalne procesy, nie pozwalająca na ich zaistnienie). Działa zatem dokładnie tak, jak działa wszelka farmakologia: w lekach farmakologicznych też mamy do czynienia z supresantami procesów fizjologicznych i mamy wtedy „magiczny efekt” w postaci polepszenia samopoczucia. Jednak działanie w ten sposób pozwala jedynie na pozyskanie braku lub stłumienia objawów, co nie jest prawdziwym zdrowiem, co najwyżej jest namiastką zdrowia – ersatzem jak powiedziałby (myślę) dr Probst.
Na zdjęciach tęczówek kto ma złogi siarki i jodu ten będzie miał to wszystko „wypisane w oczach”, są to rdzawe plamki od jodu i rudawa otoczka wokół źrenicy od siarki (najczęściej pochodzi ona od leków, szczególnie antybiotyków, bo większość z nich zawiera w sobie siarkę). To wygląda tak: https://i.ytimg.com/vi/FyyXKoYedj8/hqdefault.jpg
Wszystkie te nabyte przebarwienia znikają gdy odzyskujemy prawdziwe zdrowie, czyli oczyścimy organizm (dieta surowa, bazująca głównie na owocach), zmienimy na stałe dietę i styl życia. Bardzo prawdopodobne, że dr Probst stosował jod tak jak dr Morse używa u pacjentów swoich mieszanek ziołowych, czyli w celu zmniejszenia najpierw przerostu drożdży w jelitach, a potem dieta surówkowa, koktajlowa czy sokowa pozwala na odbudowanie populacji dobrych bakterii jelitowych. O tym też pisała dr Chutkan w książce „Dobre bakterie”: często najpierw pozbyć się trzeba nadmiernej ilości „złych” drobnoustrojów, wtedy robimy miejsc dla dobrych. Niestety nie wiem do czego dr Probst używał siarkę, bo jak z kolei mówi dr Morse, Candida i inne drożdżaki karmią się siarką właśnie. Podczas procesu zdrowienia zaleca on nawet nie sięgać po bogate w związki siarkowe warzywa jak cebulowe czy krzyżowe, bo chodzi o to by się tej zgromadzonej siarki przez ten czas pozbyć z ustroju, wypłukać jej złogi poutykane w jelitach (obszar blisko tęczówki pokazuje stan jelit).
U wielu osób oczy robią się podczas życia dziwnie rudawe lub wręcz wręcz brązowe choć urodzili się z niebieskimi. Ten niebieski kolor oczu powraca gdy oczyścimy organizm surowym jedzeniem. Na Youtubie można obejrzeć sobie wiele nie tylko pokazów z archiwum pacjentów dra Morse’a ale i mnóstwo świadectw ludzi (zwykłych osób), którzy właśnie tego doświadczyli – poznikały im te różne plamki, rudości i inne „złe znaki” z tęczówek, a one same odzyskały wrodzony niebieski kolor. Bo w sumie każdy rodzi się albo z tęczówkami niebieskimi albo brązowymi.
Po oczach dra Probsta widać, że sam żyje tak, jak naucza pacjentów (a leczy ich w dużej mierze surową żywnością jako Rohkost-arzt), tu zdjęcie dosyć spore by móc podziwiać typowe tęczówki witariańskie u tego lekarza – czyste jak kryształ, on nie bierze ani jodu ani siarki i na pewno nie leczy siebie antybiotykami: https://www.dr-probst.com/s/cc_images/teaserbox_1523544.JPG?t=1471470894
Monika napisał(a):
Dziękuję Marleno za odpowiedź w sprawie mojego ciągłego apetytu, a czy mogłabyś podać mi przykładowy jednodniowy jadłospis, albo przykłady paru posiłków, które byłyby odpowiednie pod względem odżywczym, skoro moje odżywianie nie jest najlepsze? Jak odpowiednio powinnam komponować posiłki pod względem nutritariańskim? I co przyjmować, by pozbyć się ewentualnych pasożytów? Proszę chociaż o kilka wskazówek, na co powinnam zwracać szczególną uwagę w mojej diecie i co z niej wyrzucić.
Marlena napisał(a):
Moniko, ja nie jestem dietetykiem i nie mam uprawnień do układania diet, zacytuję jednak zasady jakie podaje dr Fuhrman:
JEDZ CODZIENNIE:
1. dużą sałatkę;
2. co najmniej 1/2 szklanki roślin strączkowych dodanych do zupy, sałatki lub innego dania;
3. co najmniej 3 świeże owoce;
4. co najmniej 30 g surowych przechów, pestek i nasion;
5. co najmniej jedną dużą (podwójną) porcję zielonych warzyw gotowanych na parze
W sumie nie musisz wyrzucać zbyt wiele. Pozbądź się tylko wafli ryżowych (są zbyt przetworzone), sól warto zastąpić wyrazistymi przyprawami: ziołami, octami (balsamiczny, jabłkowy), musztardą. Upewnij się, że jesteś dobrze nawodniona: czasem uczucie głodu bywa mylone z pragnieniem i zaczynamy jeść zamiast po prostu nawodnić organizm.
Zmień proporcje. Więcej zielonego – w postaci koktajli, soku, sałatki. Zamiast suszonych owoców jadaj świeże – przy okazji nawadniają organizm, czego suszone nie robią. Dr Fuhrman zaleca, abyśmy przestali traktować sałatkę (i w ogóle zieleninę) jako dodatek do posiłku, lecz zaczynali od dużej michy sałatki nasz posiłek (sałatka jako „danie główne” jednym słowem). Sałatkę warto przyprawić dressingiem na bazie orzechów (smaczne są dressingi nerkowcowe i z orzechów włoskich) albo nasion (np. słonecznik, dynia) – sałatka z takim dressingiem jest bardzo sycąca. A wszystko inne zjadamy po sałatce (np. zupę z dodatkiem strączków w ramach drugiego dania, porcję warzyw zielonych na parze, potem deser o ile ktoś będzie w stanie go jeszcze zmieścić po tej furze jedzenia). 😉
Oczywiście pełne ziarno też ma swoje miejsce na talerzu (przy czym najgęstszy odżywczo jest czarny i czerwony ryż), ale na pewno nie jest daniem głównym – z nich zaleca się czerpać maksymalnie 20% lub mniej kalorii (czyli przy diecie 2000 kcal to będzie maksymalnie 400 kcal lub mniej).
Dużo przepisów znajdziesz w książce tego lekarza „Jedz aby żyć zdrowo – przepisy”.
Co do pasożytów to najpierw upewnij się, że to one są przyczyną wzmożonego apetytu (a nie np. sprawy hormonalne czy tarczycowe, błędy w diecie lub też czynniki psychologiczne), a potem będziesz myśleć jak je zwalczać.
Monika napisał(a):
Dziękuję za pomoc, nawet nie wiesz, jak wiele cennych wskazówek mi przekazałaś 😉 Ten blog jest jednym z najlepszych, jakie widziałam, pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję 🙂
Karolina napisał(a):
Marleno, a co myślisz o srebrze koloidalnym? Mam dwójkę dzieci 9 lat i 2,5 i leczę je z powodzeniem witaminą C, propolisem, bańkami i aromaterapią. Moje młodsze dziecko chodzi do przedszkole, czy w razie poważniejszej choroby mogę podać srebro. Tylko Tobie ufam. Mały nigdy nie brał leków aptecznych, ale wiadomo- przedszkole może być różnie.
Marlena napisał(a):
Karolino, nie używam srebra koloidalnego, więc nie powiem wiele na jego temat. Moim zdaniem powinniśmy dążyć najpierw do tego, aby podczas infekcji to nasz własny „strażnik zdrowia” czyli układ odpornościowy wzmocnić na tyle, by sobie z wrogiem poradził, zamiast sięgać po bakteriobójcze specyfiki (nie robiąc przy tym niczego, by zadbać o naszego strażnika).
Violetta napisał(a):
Dziekuje Pani Marleno.
Probst wychwala siarke jako dawce elektronow i sam bierze. Tak jak Pani zrozumiala propaguje surowa naturalna zywnosc. Mimo duzego uznania jakim sie w kregach RAW jakos ta siarka do mnie nie przemawiala. Dlatego cenne sa dla mnie Pani uwagi.
Pozdrawiam serdecznie. Vio
Marlena napisał(a):
Siarka jest dawcą elektronów ale znam lepsze (np. witamina C). O siarce w sensie leczniczym bardzo obszernie pisał dr H. Różański: https://rozanski.li/972/siarka-sulfur-jako-laxans/
Jak widać ma m.in. działanie antypasożytnicze i to może dlatego ludzie czują się po niej lepiej?
Ludziom zdrowym dodatkowa suplementacja siarki nie jest jednak niezbędna – siarka jest pierwiastkiem kwasotwórczym i jej nadmiar w ustroju pochodzący z suplementów jest niepożądany, jak nadmiar wszystkiego. Najlepiej czerpać siarkę z naturalnego pożywienia: jedzmy każdego dnia jeden z pięciu pokarmów w nią bogatych a mianowicie warzywa krzyżowe, jajka, imbir, czosnek, cebula – one mają tyle siarki ile nam potrzeba, a dodatkowo substancje z nią współpracujące.
Siarka jest niezbędna nam do życia i sama w sobie nie jest szkodliwa, jedynie jej nadmiar jest. Stulatkowie w Niebieskich Strefach nie suplementują jednak niczego, oni po prostu jedzą naturalne pożywienie. Dlatego nie wierzę w guru wmawiających niezbędność codziennej suplementacji dla każdego obywatela. A jeśli potrzebujemy coś uzupełnić, to najlepszym „suplementem” będą moim zdaniem świeżo wyciskane warzywno-owocowe soki. Gotowe suplementy dopiero na drugim miejscu i tylko w razie potrzeby.
Karolina napisał(a):
Dziękuję Marleno za odpowiedź, uwielbiam Cię czytać i wprowadzać w życie Twoje rady. Działają 🙂
Marlena napisał(a):
Cieszę się bardzo, Karolino. Pozdrawiam cieplutko! 🙂
Monika napisał(a):
Czy warto wspomagać się homeopatią? Np. w problemach trawiennych, od czasu do czasu, czy przy przeziębieniu lub grypie, jeżeli już czasem się pojawi?
I drugie pytanie, a mianowicie, czy należy stale przyjmować probiotyki, czy najlepiej nic nie suplementować, jeżeli nie ma takiej potrzeby i po prostu dobrze, właściwie się odżywiać, uprawiać sport, wysypiać się itd.? Czy Ty Marleno przyjmujesz jakieś probiotyki, bądź witaminy itp.?
Marlena napisał(a):
Homeopatia pomaga wielu ludziom, jest też stosowana na brytyjskim dworze królewskim – w przeciwieństwie do ksenobiotyków nie jest szkodliwa. Nie stosuję suplementów normalnie na co dzień, bowiem jak sama nazwa wskazuje są to suplementy diety – czyli wtedy powinny być stosowane gdy dieta nie wystarcza. Najlepsze probiotyki to naturalne kiszonki (najlepiej takie robione w domu). Oprócz probiotyków potrzebujemy jednak przede wszystkim PREbiotyków czyli jedzonka dla bakterii, a wtedy dobrze podkarmiane same się zaczną mnożyć.
Violetta napisał(a):
Dziekuje
demandis napisał(a):
Mięso mięsu nierówne. Jak mięso za życia było szczęśliwe, mogło swobodnie biegać, widziało słońce, zieloną trawę, zdrowo jadło to, takie mięso jest Ok. Oczywiście lepiej nie przeginać bo nie samym mięsem człowiek żyje – czego większość ludzi nie rozumie. Ale „mięso” z obozów koncentracyjnych tzw. hodowli przemysłowej to, ilości klientów przemysłu farmaceutyczno-medycznego napewno nie zmniejszy, a wręcz przeciwnie. Mało kto wie, że większość pasz, którymi karmione są zwierzęta przeznaczone do pożarcia przez dwunogich drapieżników zwanych Homo Sapiens (a wielu sapie bo źle się prowadzi 🙂 ) to, pasze GMO lub z dodatkiem GMO, a to już samo „zdrówko”. Takich dobijaczy zdrowia jest znacznie więcej, ale nie będę się rozpisywał, sporo jest opisanych na niniejszym blogu. Polecałbym zaś takim aptecznym i NFZ-owskim Staczom kolejkowym wyłączyć telewizor, włączyć Internet, włączyć myślenie, zajrzeć do Marleny na bloga, wziąć książkę do ręki, i powierzyć swoje zdrowie rozumowi i Potężnej Matce Naturze.
Niestety dla ogromnej większości myślenie jest zbyt męczące, wolą jak to robi za nich telewizor, co niczego dobrego nie wróży.
Pozdrawiam Wszystkich, szczególnie Staczy kolejkowych, niezmiernie im się to przyda
Bernadetta napisał(a):
Marleno, poprzedniczka pisała o ogromnym apetycie, ja mam to samo. W ciągu dnia potrafię zjeść 3 kg winogron, 1,5 kg ziemniaków, paczkę szpinaku, paczkę mix sałat, 1 kg bananów, 2 puszki fasolki, kilka ogórków kiszonych, 2-3 pomidory, słoiczek oliwek, płatki owsiane górskie, rodzynki, orzechy, słonecznik.
Kolejność produktów jest inna, a winogrono nie zjadam od razu, ale w ciągu całego dnia (wcześniej były inne owoce sezonowe) Najgorsze jest to, że mieszam te produkty, najpierw zjem owoce, później ziemniaki, ale po 1,5 kg ziemniaków nadal mam ochotę na jedzenie więc dojadam owocami. Podejrzewam u siebie candidę, spadek po latach objadania się słodyczami. Od 7 miesięcy nie ruszam cukru pod żadną postacią i produktów odzwierzęcych (mięsa nie jadłam nigdy) przestałam mieć problemy z egzemą na rękach. Ogólnie czuję się dobrze, ale mam rewolucje w brzuchu. Chciałabym namnożyć przyjazne bakterie, czy same kiszonki pomogą, a jeśli probiotyki, to jakie?
Marlena napisał(a):
Ziemniaki (takie zwykłe, gotowane, nie frytki) zajmują najwyższą pozycję na Indeksie Sytości opracowanym swego czasu przez naukowców, co oznacza, że sycą lepiej (na dłużej) niż nawet pokarmy powszechnie uważane za sycące (jak np. mięso, tłuszcz).
Ziemniaki zimne (czyli gotowane poprzedniego dnia) sycą nawet lepiej niż ciepłe świeżo ugotowane, bowiem w zimnych tworzy się skrobia oporna – jest ona prebiotykiem (pożywką dla dobrych bakterii w jelitach) i jednocześnie syci. To samo zjawisko zachodzi w pieczywie: wszyscy wiemy, że świeżego chleba możemy zjeść nawet i pół bochenka i wkrótce znowu jesteśmy głodni, podczas gdy „wczorajszego” czerstwego zjemy raptem kromkę czy dwie i już mamy dosyć i to na długo. To jest właśnie magia skrobi opornej. Na temat probiotyków i prebiotyków znajdziesz artykuły na naszej witrynie pod odpowiednim tagiem.
Po gotowanych (szczególnie wczorajszych) ziemniakach zdrowy człowiek długo zatem odczuwa sytość, a jeśli w Twoim przypadku tak nie jest, to należałoby się zastanowić dlaczego. Rewolucje w brzuchu też nie są normalne, bowiem zdrowy człowiek doskonale trawi naturalne pokarmy jak owoce czy warzywa. Jeśli ktoś spożywał tony słodyczy to na pewno nie dokarmiał tym swoich dobrych bakterii, w tym przypadku łatwo o zachwianie równowagi mikrobiologicznej w jelitach i przerost mikrobów typu Candida, a ryzyko zasiedlenia naszego przewodu pokarmowego przez pasożyty wzrasta, bo tworzy się dla nich doskonałe środowisko.
Jeśli podejrzewasz przerost drożdżaków Candida to obejrzyj swój język: czy są na nim charakterystyczne białe naloty? Możesz też zrobić domowy test na Candidę lub bardziej wiarygodne badanie krwi.
Strzelec napisał(a):
Marleno, chciałam zapytać, co sądzisz o diecie Diamondów, a mianowicie – owocach spożywanych na surowo, natomiast dopiero koło południa pojawia się największy posiłek.
Czy można zjeść na czczo surowe owoce, potem do południa pić świeże soki np. burak-jabłko, itp, a dopiero koło 12:00-13:00 największy posiłek, np. warzywa i trochę kaszy, ryżu, a na wieczór sałatka z warzywami strączkowymi?
Marlena napisał(a):
Można. Nawet cały dzień można być na owocach, co z przyjemnością czynię w sezonie letnim obfitującym w sezonowe wspaniałe owoce i bardzo dobrze mi takie owocowe wstawki robią (oczyszczają organizm, uzupełniają witaminy, nawadniają tkanki).
Bernadetta napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Przerost candidy mam, na języku jest nalot, poza tym wcześniej, przez 3 lata miałam problemy z egzemą na rękach i uczulało mnie słońce. Za Twoją poradą przeszłam na surowe owoce i zieleninę i w ciągu kilku dni nastąpiła poprawa, a po 2 tygodniach wysypka i swędzenie ustąpiło całkowicie. Po 2 miesiącach stopniowo zaczęłam wprowadzać warzywa skrobiowe, kasze itd. Obecnie jestem na diecie całkowicie roślinnej, mało przetworzonej (nie lubię gotować). Nie jem nic od zwierząt. Taki sposób odżywiania bardzo mi odpowiada i nie wrócę już do słodyczy, nie tęskni mi się za nimi. Mięsa nigdy nie jadłam, bo się brzydziłam, a z nabiału zrezygnowałam, jak przeszłam na dietę roślinną ( 7 miesięcy temu). Mam 51 lat, 173cm wzrostu, 63kg wagi, ciśnienie 70-75/105-110. Czuję się dobrze, tylko te rewolucje w brzuchu i nieposkromiony apetyt. Moje pytanie – czy nadal tak się odżywiając mam szanse na zlikwidowanie przerostu candidy, czy muszę brać probiotyki, czy coś zmienić w diecie?
Marlena napisał(a):
Bernadetto, samą dietą naprawianie zaburzeń mikroflory może trwać długo. Natomiast jeśli jest przerost złych mikrobów a niedobór dobrych, to najpierw pomyślmy o tym by wyeliminować te złe (np. za pomocą ziół i suplementów, a czasem niezbędne będzie nawet sięgnięcie po Nystatynę, lek antygrzybiczy), potem zajmijmy się dostarczaniem więcej dobrych.
Pomocne mogą być książki napisane przez lekarzy: „Dobre bakterie” dr R. Chutkan czy też „Zadbaj o równowagę mikroflory jelitowej” którą napisał dr G. E. Mullin. Oboje mają specjalizację z gastroenterologii, a ich programy są oceniane przez użytkowników jako skuteczne (nie są to programy wegańskie, choć można je dostosować pod siebie).
W książkach tych znajdziesz wiele cennych wskazówek odnośnie tego co jeść, co suplementować i ogólnie jak żyć (bo na nasz mikrobiom ma wpływ także stres, niedobór snu, infekcje, zachwiania hormonalne itp. – to nie jest tylko dieta!) aby przywrócić równowagę mikroflory jelitowej.
Trzeba wziąć pod uwagę, iż w grę może też ewentualnie dodatkowo wchodzić SIBO czyli przerost bakterii w jelicie cienkim: warto sprawdzić starą osteopatyczną metodą czy mamy prawidłowo domykającą się zastawkę krętniczo- kątniczą (jak to zrobić pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/przepuklina-rozworu-przelykowego-co-to-jest-i-jak-sobie-radzic/). Jeśli nie jest prawidłowo zamknięta, to będziemy odczuwać bolesność w tym miejscu przy stosunkowo niewielkim nawet ucisku, a to może oznaczać, iż poprzez nieszczelną zastawkę bakterie z jelita grubego dostały się do cienkiego (a nie powinno ich tam być), co powoduje właśnie wzdęcia i inne „rewolucje”. Ta zastawka stoi na straży oddzielenia jelita cienkiego i grubego, a ponieważ każde z nich ma inne funkcje i dysponuje inną mikroflorą (w jelicie cienkim powinna być bardzo uboga, za to w grubym nasze mikroby szaleją), to trzeba dbać o to by mieć tę zastawkę sprawną.
Studentka napisał(a):
Czy można jeść surowe owoce wieczorem, czy nie fermentują w przewodzie pokarmowym? W wielu książkach nie jest to wskazane, dietetycy również nie zalecają. Co o tym sądzisz Marleno, np. taki sok burak-jabłko? Moja dietetyczka mówi, że nie mogę, bo mnie wychłodzi….
Marlena napisał(a):
Owoce są najlżejszym do strawienia pokarmem jaki rodzi nasza Ziemia (np. banan trawi się ok. 40 minut), w porównaniu z innymi pokarmami w wyjątkowo krótkim czasie zostają one strawione (przy czym soki jeszcze szybciej niż surowiec, z którego powstały).
U zdrowego człowieka (mającego prawidłowy mikrobiom jelitowy i prawidłowe wydzielanie enzymów) owoce nie fermentują – bez względu na to o jakiej porze zostaną spożyte, jeśli więc masz ochotę na sok burak-jabłko w ramach kolacji i czujesz się po nim znakomicie, czujesz, że właśnie taki pokarm Ci służy – to go sobie wypij kiedy chcesz i się nikogo nie pytaj, bo Twoim największym guru jest Twoje własne ciało i skoro prosi o ten sok, to wie dlaczego. 😉
Oczywiście przed samym udaniem się na spoczynek nocny nie warto jeść w ogóle, nawet owoców. Należy zachować odpowiednią przerwę nocną w trawieniu (im dłuższa tym lepiej).
Co do „wychładzania”, to takie pojęcie nie ma żadnego poparcia w danych naukowych.
Bernadetta napisał(a):
Marleno, bardzo dziękuję za odpowiedź i za to, że dzielisz się z nami swoją ogromną wiedzą. Zawsze, gdy mam problem lub dowiaduję się czegoś nowego, to przeglądam Twoją stronę, by sprawdzić, co Ty o tym sądzisz (bez powodu też tu zaglądam, zaglądam codziennie). Jesteś dla mnie największym Autorytetem.
Marlena napisał(a):
Zdrówka życzę, Bernadetto i dziękuję za miłe słowa.
Aga napisał(a):
Marleno, co sądzisz o kłączu tataraku i jego wpływie na procesy trawienne?
czy warto przeprowadzić taką kurację, jeśli tak jak długo i jak często?
Marlena napisał(a):
Ago, sama nie mam doświadczeń z tatarakiem, ale jak pisze dr Różański, tatarak ma silne działanie antyseptyczne, antygnilne i antypasożytnicze w układzie pokarmowym: https://rozanski.li/131/tatarak-acorus-calamus/ oraz tutaj jeszcze o olejku: https://rozanski.li/163/tatarak-acorus-raz-jeszcze/
Joanna napisał(a):
Witaj Marleno:)
Chciałbym prosić o radę. Moja córka (12 lat) złamała rękę w okolicy łokcia. Złamanie na tyle skomplikowane, że reka była operowana i ma wstawione druty tytanowe do wyjecia za 2 miesiące. Wczoraj (po 3 dniach) wyszlysmy ze szpitala.
I moje pytanie: czy mogę jej jakoś pomóc pożywieniem? Suplementami ewentualnie?
Czego ma jeść więcej?
Albo w którym Twoim wpisie znajdę podobny temat?
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam
Asia
Marlena napisał(a):
Na pewno dużo świeżych warzyw i owoców, dodatkowa suplementacja witaminy C wspomoże procesy gojenia. Jeśli ma niski poziom witaminy D we krwi, to również należałoby podnieść ten poziom suplementując D3+K2.
Anna napisał(a):
Marlena bardzo dobry blog dziękuje wiele korzystam z niego.
Studentka napisał(a):
Dzień dobry, chciałabym zapytać, która herbata ma najlepsze właściwości: biała, czerwona czy zielona, a może warto pić wszystkie? Czy polecasz jakaś szczególnie mocno, mam oczywiście na myśli te liściaste, bez aromatów. Jaki jest ich wpływ na organizm?
Marlena napisał(a):
Każda oferuje nieco inny „zestaw atrakcji”, więc można pić wszystkie. Jednak bogactwo natury jest tak przeogromne, że warto sięgać po liście różnych roślin, a nie tylko Camelia Sinensis (popularnie zwana „herbatą”). Wszystkie te rodzaje herbaty pochodzą bowiem od tego samego gatunku rośliny, różnią się tylko sposobem przetworzenia.
Monika napisał(a):
Dzień dobry, czy jest jakaś dozwolona ilość spożywania kiełków w ciągu dnia. Uwielbiam kiełki soczewicy i ciecierzycy i zajadam się nimi codziennie po ok. 100 gram. Niezmiernie mi smakują.
Marlena napisał(a):
100 g to nie jest jakaś zawrotna ilość, bez przesady. 😉
Kasia K napisał(a):
Pani Marleno, raz już rozpisywałam się nad fantastycznymi efektami, jakie uzyskałam zmianą stylu życia, dla którego to kroku byłą Pani inspiracją. Każdemu polecam! Jako, że ma Pani wiedzę i dużo doświadczenia, to proszę Panią o radę. Skończyłam niedawno kolejny cykl postu Daniela i powoli rozszerzam dietę. Tym razem chcę na próbę wprowadzić minimalne ilości produktów mlecznych. Odzwyczaiłam się od nich i w sumie nawet mnie do nich nie ciągnie, ale pomyślałam, że może raz na jakiś czas zjem niewielką ilość np. domowej produkcji koziego jogurtu. Problem w tym, że nie mam pojęcia z czym ten jogurt (czy też domowy twaróg) jeść. Mam Pani publikacje z przepisami, ale nie pamiętam aby były tam przepisy z nabiałem (i całe szczęście, bo dzięki temu obrazują możliwości roślinne). Tu pojawia się moja prośba – czy mogłaby Pani napisać, z czym łączy te składniki, gdy trafiają na Pani stół od wielkiego dzwonu? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystko
Marlena napisał(a):
Kasiu, ale po co na siłę włączać akurat teraz nabiał, skoro do niego nawet nie ciągnie? Słuchaj organizmu, skoro na razie nie chce, to odpuść sobie. Jak wskazują badania z kazeiny zawartej w produktach mlecznych podczas trawienia powstaje szereg związków tzw. kazomorfin. Kazomorfiny oddziałują na nasze receptory opioidowe związane z funkcją nagradzania i powstawania uzależnień. To dlatego bardzo ciężko jest rzucić nabiał, jest z tym tak jak z rzucaniem palenia: rzucić palenie? Nic prostszego – próbowałam już wiele razy! 😉
Nabiał jest po prostu uzależniający. Najlepsze wyjście to albo abstynencja albo… świadome jego spożywanie okazjonalne. Tak jak ze spożywaniem alkoholu: wiemy, że jest to substancja uzależniająca, dlatego aby nie wpaść w nałóg spożywamy alkohol świadomie i w ilościach kontrolowanych (np. lampka szampana na Sylwestra, lampka wina podczas spotkania towarzyskiego itp.).
A jogurt do czego używam to najczęściej robię jakiś dip lub dressing, ostatnio jogurt jadłam pod koniec wiosny kiedy pojawiły się młode ziemniaki i zrobiłam je w zestawie obiadowym z mizerią, właśnie jogurt wtedy dałam zamiast śmietany, bo tej nie używam w zasadzie w ogóle.
Marlena napisał(a):
Pani Marlenko proszę o pomoc. Zmieniłam lekarza rodzinnego, jak mnie zobaczył i dowiedział się że w ostatnich kilku miesiącach schudłam 8kg. Ważę teraz 44kg przy wzroście 164cm dał mi skierowanie na badania podstawowe i na kolonoskopie. Badania podstawowe ok, ale strasznie się boję tej kolonoskopii. Proszę o informację czy jest sens robienia takiego badania i czy jest ono nie bezpieczne, co może ono wykazać? Pozdrawiam, Marlena
Marlena napisał(a):
Nigdy nie miałam kolonoskopii, więc doświadczeń własnych nie mam, ale od czego jest encyklopedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kolonoskopia
Czy jest sens? Trudno powiedzieć, ale skoro lekarz sens widzi to raczej jest, biorąc pod uwagę bardzo niskie BMI. Są tutaj bowiem 2 możliwości: albo dostarczasz za mało kalorii albo kalorii masz dosyć, lecz pożywienia nie przyswajasz. Nie znam ani Ciebie ani Twojej historii. Jeśli w wywiadzie lekarz ustalił, iż kalorii dostarczasz wystarczająco, to kieruje wtedy na kolonoskopię, bo podejrzenie jest takie, że z jakiegoś powodu najwyraźniej mnie przyswajasz tego co jesz. W przeciwnym razie skierowałby do dietetyka, aby ten ustalił ile kalorii musisz dostarczać codziennie i rozpisał dietę.
Paweł napisał(a):
Witam,
Jeśli miałaby Pani wybrać najzdrowszy produkt zwierzęcy to co by to było:
1. mięso
2. jaja
3. nabiał
4. ryby – nie wiem czy to pod mięso podpiąć czy nie
Czy to prawda, że w spożywanym mięsie znajduje się kwas moczowy zwierząt i przy dużych ilościach jedzonego mięsa w pocie może być wyczuwalny zapach moczu?
Marlena napisał(a):
Z badań naukowych wynika, że najgęstszym odżywczo pokarmem odzwierzęcym są ryby: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zbudowac-zdrowy-talerz-wokol-najgestszych-odzywczo-pokarmow/
Na każdą spożywaną kcal energii przypada najwięcej mikroskładników odżywczych.
demandis napisał(a):
Wiagre i Prozak rozdaja za darmo, ze taka kolejka? No bo kielbasy czy wiader do apteki chyba nie rzucili?