
Gdy idziemy na zakupy to jak często patrzymy na producenta tego, co wkładamy do koszyka? Rzadko kiedy. Najczęściej kierujemy się reklamą, promocją lub faktem, że dany produkt polecił nam ktoś, kogo znamy. Albo od lat kupujemy to samo i wrzucamy do koszyka odruchowo.
A gdy już nawet dowiemy się kto wyprodukował towar, to jak często mamy pojęcie o tym czyje interesy tak naprawdę to przedsiębiorstwo reprezentuje i do kogo należą udziały?
Niemal nigdy!
Tymczasem warto wiedzieć kto nam chce sprzedać swój towar – dla własnego dobra.
Przyjrzyjmy się dzisiaj bliżej kto nas usiłuje żywić (jedzenie) i pielęgnować (kosmetyki, środki czystości).
Zanim przejdziemy do analizy powiązań biznesowych warto uprzytomnić sobie jedną rzecz: biznes nie znosi próżni.
Gdy pojawia się na rynku zapotrzebowanie, zaraz znajduje się jakieś przedsiębiorstwo, które ową niszę zagospodaruje i robi na tym pieniądze.
To nic zdrożnego. Codziennie miliony ludzi potrzebują miliona różnych towarów.
Czasem zapotrzebowanie jest kreowane sztucznie, jako „moda” na coś.
Moda jest pojęciem szerokim i nie dotyczy tylko ubrań.
Po upadku socjalizmu w Polsce wybuchła moda na wszystko co było zagraniczne, kolorowe i oczywiście nowoczesne.
Społeczeństwo zmęczone szaroburą dotąd rzeczywistością rzuciło się na znane dotychczas jedynie z Pewexu towary (jeśli nie wiecie co to Pewex zapytajcie rodziców): zagraniczne napoje gazowane, gumy do żucia, słodycze czy kosmetyki – wszystko to nagle można było kupić w pobliskim kiosku za złotówki, a nie jak dawniej w Pewexie za twardą walutę.
Puste puszki od Coca-Coli, Pepsi czy 7 Up’a niegdyś z pietyzmem zbierane i eksponowane z dumą w domowej serwantce, niedbale walały się teraz zgniecione w przydrożnych rowach.
Nikt już nie chciał robionych według starych receptur i pozbawionych chemicznego śmiecia lodów Bambino czy Calypso, bo w sklepach pojawiło się 50 rodzajów agresywnie reklamowanych w TV lodów Algida, Magnum czy Nestle.
Mleczarz nie budził już zaspanych obywateli o 4 nad ranem pukaniem do drzwi i tekstem „butelki nie wystawiłeś”, bo wkrótce na sklepowych półkach zagościło pasteryzowane i homogenizowane mleko, które można przechowywać tydzień czasu w lodówce (albo jak UHT miesiącami w kartonie).
Wygodnie, szybko i ultranowocześnie, prawda?
Mięsa też już nie musieliśmy sobie „załatwiać” jadąc do rolnika i wybierając świnkę hasającą po podwórku by zawieźć następnie świeżynę do domu i narobić sobie kiełbasy według przepisu dziadka.
Od tej pory sklepy zostały bowiem zawalone wszelkiego typu parówkami, kiełbasami, różowiutkimi szynkami i coraz bardziej wymyślnymi wędlinami.
Poczciwe płatki owsiane też przestały być modne, ponieważ telewizyjna reklama przekonywała o nowoczesnych „odżywczych płatkach śniadaniowych pełnych witamin” takich jak Cini Minis, Chocapic, Cheerios czy Cookie Crisp.
Odżywcze głównie w sacharozę, syrop fruktozowo-glukozowy, tłuszcze trans i „witaminy z grupy E” – wyjaśnijmy to sobie.
Nikt nie jadał już masła jak całe pokolenia czyniły to przed nami, bowiem nagle poczciwe masło stało się nowym wrogiem narodu. Od tej pory reklamowane były margaryny.
Czyli sztucznie przetworzone uwodornione tłuszcze, reklamowane jako bez… cholesterolu (medialnie odsądzonego od czci i wiary jako sprawca wszelkich nieszczęść, chorób i siedmiu plag egipskich), ale za to wypełnione chemicznym śmieciem.
Podobno mają działanie lecznicze. Na zdrowe serce. Taka Flora na przykład:
Margarynę możesz ponadto smarować nawet po wyjęciu z zimnego – cóż za wygoda! 😉
Poza tym dziwnym trafem masło ze sklepu stawało się jednocześnie z biegiem czasu coraz bardziej „dziwne”: jakieś blade, nie bardzo maślane w smaku i twarde przy tym jak kamień po wyjęciu z lodówki.
Takie masło pochodzi od mleka krowy, która przestała paść się jak Bozia przykazała trawą.
Obecnie znaleźć w sklepie masło od krów pasących się trawą jest ciężko. Masło świeże niepasteryzowane zniknęło zaś ze sklepowych półek całkowicie, podobnie jak niepasteryzowane świeże mleko podstawiane co rano przez mleczarza pod próg naszych mieszkań, choć w dużych miastach są (czy jeszcze są??) mlekomaty z naturalnym mlekiem od lokalnych rolników (3 zł/litr, słodkie trzyma się w lodówce ok. 3 dni potem robi się naturalnie zsiadłe).
Jakimś wyjściem jest zakup masła co prawda pasteryzowanego, lecz od krówek naturalnie pasących się trawą, takie masło przypomina dawne, jest smarowne nawet po wyjęciu z lodówki i całkiem niezłe w smaku, choć do świeżo ubitego, niepasteryzowanego mu daleko.
Namnożyło się też w sklepach masełek-mixełek czyli mieszanek naturalnego masła z innymi tłuszczami. To podobnie jak margaryny takie niby-masła dla ubogich.
A kosmetyki? Kiedyś nasze szampony (np. pokrzywowy) zalecano zabierać ze sobą na wycieczki do Berlina czy Wiednia.
Były to oparte na naturalnych wyciągach szampony w topornych szklanych (!) butelkach, były rzadkie i bardzo mało się pieniły (Polski nie stać było na zakup tzw. komponentów więc produkowano z tego co jest) i schodziły za ciężką walutę na pniu, ponieważ Niemcy i Austriacy odbierali nasze pozbawione chemicznych komponentów szampony jako super ekologiczne i bardzo dobrze za nie płacili.
Dzisiaj nie znajdziesz w sklepie szamponu, balsamu czy pasty do zębów bez SLS’ów, parabenów, ftalanów, fluoru i tony podobnego chemicznego śmiecia.
Każdy antyperspirant z marek reklamowanych w TV zawiera szkodliwe związki aluminium.
Każda pasta do zębów obowiązkowo fluorki (choć fluoru mamy dzisiaj dosyć w wodzie, glebie i pożywieniu), w szminkach jest ołów, w lakierach do paznokci toluen i formaldehyd, we wszystkim zaś syntetyczne konserwanty, produkty ropopochodne i inne nieobojętne dla ludzkiego organizmu, a nie przebadane i nie sprawdzone przez poprzednie pokolenia substancje.
Po kosmetyki pozbawione szkodliwych substancji należy się w dzisiejszych czasach pofatygować do… specjalnego sklepu o nazwie drogeria naturalna, podobnie jak po nie czyniącą szkody organizmowi żywność należy się wybrać do… SPECJALNEGO „sklepu ze zdrową żywnością”, ponieważ na półkach sklepów zwykłych tłoczą się jedzeniopodobne towary wypełnione do bólu chemicznymi komponentami, a to trudno nazwać „żywnością” jako że niczego wielce odżywczego w nich już nie ma.
Jak do tego doszło? Czemu prawdziwa żywność i nieszkodliwe kosmetyki zniknęły z półek „normalnych” sklepów lub zajęły osobne półki z napisem „zdrowe to czy tamto”?
Dlaczego świat tak stanął na głowie?
Moja babcia określiłaby to swojskim „w d*pach wam się wszystkim poprzewracało od tego dobrobytu!” i niestety miałaby rację…
Okazuje się, że większość towarów jakie obecnie mamy w sklepach jest produktem przedsiębiorstw, które na dzień dzisiejszy należą do… jednego koncernu.
Tym koncernem jest specjalizująca się w biotechnologii oraz wielkiej chemii organicznej nastawionej na produkcję rolniczą spółka akcyjna Monsanto.
Z tego Monsanto niezły gagatek!
Najczęściej kojarzona jest z żywnością GMO, jednak to tylko wierzchołek góry lodowej: ponieważ firma ma olbrzymie i dobrze wyposażone laboratoria – ciągle pracuje nad „ulepszaniem świata”.
Jego dziełem jest m.in słodzik aspartam (odkryty nie jako słodzik tylko pestycyd, ale kogo to obchodzi skoro substancja jest piekielnie słodka?), zabronione już w wielu krajach „cudo na robaki” czyli toksyczne DDT, śmiercionośny Agent Orange i wszędobylski Roundup (glifosat).
Ponieważ na tych „zdobyczach cywilizacji” kaskę trzepią niebotyczną (wyobraźcie sobie np. sprzedawanie ludziom pestycydu kosztującego grosze w produkcji jako kosztownego „nowoczesnego słodzika ZERO KALORII” – marże są naprawdę olbrzymie) – z biegiem czasu stać ich było na przejmowanie kolejnych dobrze prosperujących przedsiębiorstw z innych branż: spożywczej, kosmetycznej czy FMCG (dobra szybko zbywalne codziennego użytku).
Każde z nich mogło dalej zyskownie upłynniać dzieła pracujących pełną parą laboratoriów, wciskając je do składu sprzedawanych przez siebie produktów.
Wiem, że internet jest pełen podekscytowanych wielbicieli teorii spiskowych, krzyczących, że jacyś bliżej nieokreśleni „oni” chcą nas wszystkich otruć, że to jest wszystko zaplanowane, że NWO itd.
Moim zdaniem sprawa jest jednak banalnie prosta do wytłumaczenia i pozbawiona jakiegokolwiek niezdrowego kolorytu teorii spiskowych: jest nim działanie czysto biznesowe i nie ma co do tego dorabiać tandetnych ideologii.
Firmy powstają, rosną, łączą się, dochodzi do fuzji i przejęć, co jakiś czas któreś przedsiębiorstwo ma ambicje zostania liderem w branży, w związki z tym wybucha wojna o klienta – pamiętacie bitwę pomiędzy Coca-Colą a Pepsi?
Stara zasada w biznesie przy tym brzmi: jeśli nie możesz go pokonać – kup go.
I tak właśnie się stało. Dzisiaj nie ma o co się bić: Pepsi i Coca-Cola należą do jednego koncernu – Monsanto. Wszystkie pieniądze idą do jednej kieszeni.
Podobnie jak sieciówki z fast-foodami, firmy kosmetyczne od taniego L’Oreala po luksusowego Lancome itd…
Dla każdego jednym słowem porcja odpowiedniej chemii według potrzeb i zasobności portfela! 🙂
Jest to o tyle niebezpieczne, ponieważ doszliśmy do momentu gdzie w jednym koncernie skupiło się mnóstwo przedsiębiorstw, a wszystkie one produkują podobnie, używają tych samych (monsantowskich) komponentów.
Czy to będzie margaryna, lody, guma do żucia, napoje, czipsy, szampon do włosów czy pasta do zębów. Nie dziwne jest zatem, że „dzisiaj chemia jest we wszystkim”.
Laboratoria koncernu wymyślające kolejne „zdobycze cywilizacji” utrzymać się przecież z czegoś muszą.
A ludzie (producenci, sklepy i konsumenci) się cieszą, że jest tak fajnie, miło i nowocześnie: mogą przechowywać długo towary i że to wszystko jest takie super smaczne, a jakie zdrowe, a jakie pożywne, ile tam witamin, jak fajnie się pieni, jak ładnie pachnie… wyliczać można długo.
Niestety pod tym wszystkim kryje się drugie, wypełnione chemikaliami dno.
Osobiście z produktów mogących przedostać się do organizmu (kładzionych na skórę lub spożywanych) nie kupuję już niczego, co jest wyprodukowane przez te przedsiębiorstwa.
Nie mam bowiem poczucia bezpieczeństwa wkładając do koszyka ich produkty.
Poniżej zestawienie – dotyczy całego świata, marki obecne na polskim rynku zaznaczono na czerwono (kliknij aby powiększyć):
A oto wszystkie marki – czego tu nie ma! Mydło i powidło. Jedzenie dla ludzi, psów, kotów i dzieci. Kosmetyki tanie i luksusowe. Proszki do prania, guma do żucia, pizza, herbata, kawa i lody.
Nie wszystkie dostępne w Polsce (lub występują pod nieco inną nazwą, np. soki Minute Maid to polskie Cappy) lecz patrząc na obrazek można uzmysłowić sobie jak daleko sięgają macki jednego koncernu.
Jak dla mnie jest to przerażające. (kliknij aby powiększyć obrazek)
W najbliższą sobotę 25 maja 2013 r. odbędzie się międzynarodowy Marsz Przeciwko Monsanto. Miliony ludzi wyjdzie na ulicę protestować przeciwko zachłannym trucicielom naszej planety, nas samych i naszych dzieci, o czym informuje m.in. organizacja pozarządowa Instytut Spraw Obywatelskich https://inspro.org.pl/2013/05/monsanto-obywatele-mowia-%E2%80%9Enie/
To nie „teorie spiskowe” popchnęły ludzi do organizacji protestu. To gorzka codzienna rzeczywistość – oto dożyliśmy dzięki skupieniu wielu przedsiębiorstw w rękach jednego megakoncernu czasów, gdzie po prawdziwe i nieskażone pestycydami jedzenie musimy udać się do zaufanego rolnika, a dezodorant czy balsam do ciała dla własnego bezpieczeństwa lepiej zrobić samemu w domu.
Mam nadzieję, że kto może, ten dołączy do protestu. Dotychczas udział zgłosiło 38 krajów, można więc sobie wyobrazić skalę problemu. Do wydarzenia można dołączyć na Facebooku: https://www.facebook.com/events/125583590978309/
Update: jako bonus dołączam grafikę powiązań osobowych. Pewne osoby kursują pomiędzy posadami rządowymi a tymi w koncernie Monsanto.
Kliknij aby powiększyć obrazek:
To może tłumaczyć bardzo silną pozycję koncernu jeśli chodzi o lobbing i forsowanie rozwiązań prawnych korzystnych dla Monsanto (np. w sprawie organizmów modyfikowanych genetycznie czy dopuszczenia aspartamu, który zalał rynek).

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Smacznie Zdrowo Kolorowo napisał(a):
Tak mi się rzuciło – niepieniące się szampony. Ja właśnie ostatnio przeżyłam szok, bo od jakiegoś czasu odzwyczajałam głowę od Head&Shoulders. Pewnie wiesz jakie to świństwo. Jak się raz użyje, potem ciężko się odzwyczaić. Po innych szamponach swędzi głowa, wraca łupież.No i wraca się do H&S. Jednak od września tamtego roku powiedziałam STOP. Znajdę coś innego. Oczywiście moje włosy przeżyły szok, ale się nie dałam.Ostatnio naczytałam się o dodatkach do szamponu. Postanowiłam przestać szaleć. Zaczęłam kupować tanie specyfiki po parę złoty, które nie mają sylikonów i innych takich. No i właśnie. Te szampony trudno się pienią (!!!) Jednak postanowiłam dalej nimi myć głowę.I mam nadzieję, że włosy przywykną i zacznie się im w końcu poprawiać kondycja.No, ale te niepienienie bardzo mnie denerwuje, hehe
Marlena napisał(a):
Kamila jeśli masz gdzieś pod bokiem Rossmana to wypróbuj szampony z naturalnej linii Alterra (ok. 8-9 zł). Pienią się nieco lepiej niż te najtańsze (ale nieco gorzej niż te chemiczne), można dokupić odżywkę do kompletu. Polecam całą linię Alterra (mydła, szampony, peeling, żel pod prysznic, kremy do twarzy i do rąk), jest niedroga, składy są proste i nie zawierają substancji szkodliwych. I pachną ładnie (dzięki olejkom eterycznym, nie syntetycznym aromatom).
Smacznie Zdrowo Kolorowo napisał(a):
właśnie teraz testuję i szampon i odżywkę z tej linii.Kupiłam po promocji, po 4,50 za butelkę.Niedługo mi się skończy. Wtedy spróbuję innego szamponu,który mam odłożony,chyba z pokrzywy.Też bez zbędnych dodatków. A może mi coś poradzisz na bardzo wypadające włosy. Zawsze mi wypadały, ale to normalka, jak ma się ich dużo na głowie. Tylko, że teraz one są wszędzie i zauważyłam,że na głowie też mam ich mniej. Rzepy i inne takie nie działają. Może to jakiś niedobór witamin?
Marlena napisał(a):
Kamilo, z pewnością niedobór witamin i minerałów. Zadbaj o magnez, cynk, krzemionkę, foliany, witaminy z grupy A, B, C, D, E i F. Czyli bardzo dużo świeżych warzyw i owoców: papryka, marchewki, brokuły, arbuzy, pomidory, warzywa zielonolistne (np. roszponka, rukola, szpinak, sałata rzymska), banany, ziemniaki, kasza jaglana (dużo krzemionki), sałatki i surówki z dodatkiem oleju lnianego z oliwą z oliwek (pół na pół) i solą morską, przegryzaj sporo pestek i orzechów.
Witek napisał(a):
Czytałem niedawno, że firma produkująca peruki zrobiła badania odnośnie włosów i okazało się, że najlepsze, najpiękniejsze włosy mają bezdomni, tzn ci, co mieszkają pod mostami, na dworcach, co się nie myją, nie czesza. Nie znaleziono wśród nich ani jednego łysego.
Jaki z tego wniosek?
Marcin napisał(a):
Pani Marleno,
bardzo szanuję Pani wiedzę, ale tym razem wołam sprawdzam. Poproszę o źródło tych rewelacji. Lista firm (czy marek) we władaniu Monstanto jest dziwnie skonstruowana, bo są tam własnie marki i frimy, do których te marki należą, jak np. Lipton, Uncle Bens, Knorr są marki Unilever. Dla kogoś kto nie wie, to jeszcze jedna pozycja na liście przez co tworzy się metodologiczną bzdurę. Nie przedstawia się to za dobrze. Ktokolwiek stworzył tę listę musi mieć sporo informacji tajnych. Nie ulega wątpliwości, że firmy jak P&G, Unilever, Coca-Cola korzystają z nowinek Monsanto, jednakże to co innego niż twierdzenie, że Monsanto posiada te firmy. Są to firmy notowane na giełdzie w Nowym Jorku. Czy Monsanto jest ich głównym akcjonariuszem? Bo jak tak rozumiem „własność”. Inną sprawą jest wpływ tej firmy na technologię produkcji żywności, ale czy wynika to z tej rewelacji, o której czytam?
Marlena napisał(a):
Witaj, Marcinie! Korzystałam ze źródeł ogólnodostępnych, anglojęzycznych witryn (naturalnews, Dr Mercola, blogi), tytuł pliku graficznego brzmiał „Monsanto Owned Companies” i stąd takie tłumaczenie, być może chodziło o wpływ technologii, a nie posiadanie udziałów (choć nawet i to ostatnie nie byłoby niczym dziwnym). Sprawdzę to jeszcze i w razie czego skoryguję. Na giełdzie amerykańskiej nie sprawdzałam. Nawet jeśli „owned” zostało użyte w sensie wpływu technologii a nie własności jako takiej, to nie zmienia postaci rzeczy, że jedna korporacja trzyma w garści miliony ludzi uzależnionych od rozmaitych, pełnych „innowacyjnych substancji” produktów, mających długoterminowo dramatyczny wpływ na ich zdrowie. Tak czy inaczej od tych produktów i od tych firm osobiście trzymam się z daleka.
Marcin napisał(a):
Zgodzę się, jeśli mówimy o wpływie Monsanto i wykorzystaniem przez te firmy technologii, która do tego molocha należy. Tu nie ma wątpliwości, lecz korzyści jakie Monsanto z tego czerpie są zdecydowanie mniejsze, niż w przypadku gdyby była właścicielem tych firm. Konsumentów należy uświadamiać a nie straszyć. Mam wrażenie, że osoba która stworzyła to zestawienie trochę popłynęła. Lepszym tłumaczeniem słowa „owned” chyba będzie: „Lista firm, które Monstanto trzyma w garści”
Marlena napisał(a):
Marcinie, po przeanalizowaniu źródeł zgadzam się z Twoim zdaniem: do udowodnienia są powiązania biznesowe, te kapitałowe już nie bardzo. Zestawienie otrzyma zatem tytuł „Firmy i marki powiązane biznesowo z koncernem Monsanto”. Ten blog nie jest blogiem o inwestowaniu na giełdzie, lecz o zdrowiu i celem artykułu jest zwrócenie uwagi konsumentów na dokonywanie świadomych wyborów. Jako bonus dołączę grafikę powiązań osobowych (Monsanto vs rząd), co może wyjaśniać silną pozycję koncernu jeśli chodzi o lobbing i forsowanie rozwiązań prawnych korzystnych dla Monsanto.
Marta napisał(a):
Panie Marcinie, małe sprostowanie – Uncle Ben’s należy do Mars, a nie Unilever.
Poza tym Mars jest w prywatnych rękach i wciąż jest firmą rodzinną, więc raczej nie należy do Monsanto, więc należałoby ostrożnie podejść do rewelacji zawartych na tych grafikach lub ewentualnie inaczej je nazwać.
Mimo, że unikam wyrobów dużych koncernów i staram się dokonywać wyborów na podstawie składu, a nie reklam, to tutaj wchodząc w klimat spiskowych teorii dziejów zastanawiam się, czy takie grafiki nie są np. tworzone przy udziale konkurencji wymienionych firm. Ogólnie wolę być ostrożna jeśli chodzi o wiarę w rewelacje z internetu.
Marlena napisał(a):
Marto, właśnie o to chodzi by unikać wyrobów dużych koncernów. Mniejsza o większość czy Uncle Bens to Mars czy Unilever. Przy takim wolumenie interesów nawet jeśli Mars jest wciąż firmą rodzinną, to z pewnością sprzedawany przez nich masowo ryż nie może być porównywany z organicznym ryżem np. Cascina Belvedere hodowanym w regionie Piemontu (Włochy) przez równie rodzinną firmę państwa Picco. Nie mówiąc już o sosach Uncle Bens zawierających sacharozę, barwniki, aromaty czy skrobię modyfikowaną i o połączonym kombinacie Mars/Wrigley trujących ludzi (w tym dzieci) toksycznymi gumami do żucia.
lenasan napisał(a):
Komentuję zanim przeczytam:
po pierwsze, dzięki, że jesteś i piszesz ,delikatnie podważając powieki,
po drugie – proszę zapodaj mi gdzie kupić vit C, magnez itp, bo niedługo już będę w Polsce i zamierzam wziąć się ostro za swoje zdróweńko (ślimaka dostałam na gwiazdkę do wyciskania, olej lniany żłopię od lat oraz różne inne rzeczy wyrabiam, na które inni reagują wywalaniem gałek ocznych).
po trzecie – …rrrrrrrrwa… co poradzić na Monsanto? Śladem Węgrów iść? Palić plony z GMO? No coś należy przedwsięwziąć, bo jak tu bez pszczół żyć…
Tematem M-to interesuję się od dawna i śledzę ich niecne uczynki. Słaba pociecha, że usmażą się w piekle. Jeśli sobie życzysz podeślę linki do wykładów znanych polskich uczonych, w których informują o wynikach badań nad skutkami gmo.
lenasan at
na wupe pe el
Marlena napisał(a):
Lenasan, wysłałam na maila. Za linki będę wdzięczna, choć mnie nie trzeba przekonywać iż roślinki-mutanty naszym organizmom nie są potrzebne. Jako niepotrzebne zostaną potraktowane przez nasz ustrój jako „obcy na pokładzie”. Jedyne co tak naprawdę można zrobić dla M-to to uderzyć w ich czuły punkt. Pieniądz. Nie kupować niczego co pochodzi lub korzysta z ich technologii, surowców itd. i uświadamiać innych. Więc albo wrócimy w objęcia Matki Natury (hodując lub kupując organiczne i robiąc samemu wiele rzeczy za o wiele mniejsze pieniądze), albo będziemy dopieszczać naszymi portfelami M-to kupując produkty współpracujących z nimi korporacji. Jedyny sposób by wygrać to nie grać w tę grę.
Piotr - boskimasaz napisał(a):
Oto pomocne narzędzie (aplikacja na telefon) pomocne w rozpoznawania co jest od kogo, Oraz w wykluczeniu np. Monsanto czy Nestle)
Decyzja należy do kupującego
https://www.buycott.com/
https://www.realfarmacy.com/new-app-lets-you-boycott-monsanto-and-more-by-scanning-your-shopping-cart/
Sam nie używałem jak dotąd bo nie mam smartfona więc nie sprawdziłem jak w rzeczywistości to działa.
zdrowosfera napisał(a):
Podstawa to nieprzetworzona żywność.
Gospodarka rynkowa zmusza do przetwarzania celem wyróżnienia się.
Daniel - Best Text napisał(a):
Kończyłem biotechnologię, lecz w złym kierunku idą te wszystkie nowoczesne wynalazki techniki. Kiedyś byłem dumny, teraz wstydzę się za niektórych kolegów po fachu. Od pewnego czasu hołduję tej zasadzie – działaj przeciwnie do tego, co sugerują Ci oficjalne, powszechnie uznane media. Czy to w kwestii inwestycji giełdowych, czy w kwestii niekupowania tego, co reklamowane. Dobry produkt sam się sprzeda, a Ci, co robią masówkę, prędzej czy później psują jakość swoich wyrobów, by prześcignąć konkurentów niższą ceną, czyli dołując jakość. Powiem więcej: nie kupujcie jedzenia w hipermarketach, tylko na bazarkach i w osiedlowych sklepikach, wyroby krótkie „na datach” i nieprzetworzone, o ile takie w ogóle znajdziecie, niepaczkowane, np. ser krojony zamiast paczkowanego próżniowo i krojonego w plastry. W hiper- czy supermarketach z jedzenia kupuję wyłącznie wyroby sprawdzonych marek, np. oliwki z z firmy Pudliszki. Od łososia wędzonego z koperkiem i bułek z Carrefour’a cierpły mi dłonie i stopy, a skóra na rękach pękała. Zanim do tego doszedłem, minęło sporo czasu, bo ten łosoś i bułeczki bardzo smaczne.
yarosh napisał(a):
a czym się różnią np. buraki czerwone, kiwi, jabłka, banany, ananasy, cytryny z hipermarketu od tych na targowisku? Przecież tak samo były uprawiane i sztuczne nawożone. A te w marketach i dyskontach są przynajmniej o 30% tańsze, a jakość ta sama.
U mnie tylko połowa rzeczy w jadłospisie jest BIO, cała reszta pochodzi z komercyjnej produkcji, ale przynajmniej nie kupuję nic przetworzonego, tylko w naturalnej i surowej postaci. Powinno wystarczyć.
Marta napisał(a):
Bardzo interesujący artykuł, daje do myślenia. Też skłaniam się w kierunku „mniej chemii więcej zdrowia” ale nie zgadzam się z wszystkimi punktami. Od dłuższego czasu zastanawiałam sie dlaczego dawniej mogliśmy kupić towary pozbawione w większości chemicznych ’ dodatków” czy to w kosmetykach , żywności czy w czymkolwiek innym a dziś towary takie kosztują nas ” spore” sumy. Sami po części jesteśmy sobie winni. Chcemy mieć otwarte markety 7 dni w tygodni, towary dostępne na półkach, kosmetyki , które nie tylko ładnie wyglądają ale i pachną, pienią się , super nawilżają, jedzenie najlepiej szybkie bo brak czasu na gotowanie. Podgrzejemy w mikrofali, w piekarniku i już. To tylko przykłady ale spirala się nakręca, producenci wychodzą nam na przeciw, zwiększając ilość konserwantów i przedłużając terminy ważności produktów.
Co do szamponów bez SLS , parabenów, alergenów : Green Pharmacy Pokrzywowy, Rumiankowy. Alterra jak wspomniałaś też ma dobre produkty, używam ich, Crystal ma dostępny mineralny dezodorant i antyperspirant z ałunem.
Marlena napisał(a):
Marto co do ałunu mam pewne wątpliwości (jony glinu), zastąpiłam go dezodorantem równie skutecznym ale całkowicie bezpiecznym i dodatkowo będącym suplementacją magnezu. Polecam spróbować: https://akademiawitalnosci.pl/jak-tanio-i-skutecznie-uzupelnic-w-organizmie-magnez-robiac-z-niego-dezodorant-za-2-zl/
yarosh napisał(a):
To prawda. Winę za sztuczność i chemizację żywności ponoszą obie strony – konsumenci jak i koncerny z Monsanto na czele. Bo ludzie przy wyborze kierują się tylko smakiem i wyglądem jedzenia. Nawet gdyby ich uświadomić co zawierają komercyjne wyroby i z czego były robione, to dalej pozostaliby przy swoich nawykach, mając klapki na oczach. Nikt nie zrezygnuje z chipsów, cukierków, parówek i coca-coli. Wygoda w życiu i taniość wyrobów po prostu bardziej ludziom pasuje niż ocierające się o ortoreksję dokładne uważanie na to się się zjada. I kto by chciał się zdrowo odżywiać (artykuły BIO), jeśli miałby na to wydawać 3 razy więcej kasy? To jest wybór samej ludzkości.
Luna napisał(a):
Monsanto nie Monsanto, ja unikam przetworzonych produktów, ostatnio znajoma oburzyła się, że nie mam w domu „Magi”, nie mam bo nie potrzebuje, jeśli zmysłów nie ogłupia się chemią, to w zupełności wystarcza naturalny smak produktów. Moim zdaniem warzywa na targu różnią się od marketowych – oczywiście nie wszystkie, należny wybrać sobie dostawcę, popróbować, dla mnie punktem odniesienia są moje jarzyny z ogrodu, ich smak i wygląd. Co do szamponów Alterra, to nie wiem jak u Was, ale u mnie od jakiegoś czasu mają w składzie SLS! Mnie niestety podrażnia. Lubię szampony Syryjskie, szczególnie siedem olejów, a ostatnio też Rosyjskie (nie wiem czy mogę podać nazwę, jeśli nie to proszę wykropkować „Natura Syberica”) te ostatnie nawet nie źle się pienią.
hajduczek napisał(a):
O, ostatnio też je odkryłam i używam, choć szampon przeciw wypadaniu włosów nie bardzo mi służy. Ale reszta „mazideł do mycia” – jak najbardziej! Nie są zbyt drogie, maja fajny skład, pięknie pachną i są takie nienowoczesne, że aż chce się je używać i każdemu polecać. Ja mam, używam i zachęcam do stosowania innych chętnych i ciekawskich!
BladyMamut napisał(a):
Przemysł spożywczy i uzależniające jedzenie – napisy PL
https://www.youtube.com/watch?v=XSFmnDASZEc
Przemysł żywieniowy bada nawet połączenie między receptorami Twojego jeżyka, a odpowiadającymi reakcjami chemicznymi w Twoim mózgu. Rezultat to ostrożnie dobrana mieszanka soli, cukru, tłuszczu i innych substancji chemicznych, doskonale zaprojektowana tak byś nie mógł zjeść tylko trochę.
Ela napisał(a):
Szampon i np mydlo mozna sobie zrobic samemu 🙂 jest duzo przepisow w internecie 🙂 a co cieszy to sa mlodzi ludzie co dziela sie z pasja tymi przepisami. Ja ciesze sie ze budzi sie swiadomosc w ludziach a szczegolnie w mlodziezy 🙂 sama szukalam dlugo rozwiazania moich dietowych problemow ale….kto szuka ten znajdzie 🙂 Jestem obecnie w trakcie postu Daniela ( 5 tydz) i troche mi sie teskni juz za bardziej urozmaiconym jedzeniem 🙂 ale efekty sa fenomenalne wiec wytrwam, a co ! 😉
Dzieki Marleno za blog i Twoja wielka pasje 🙂
Marlena napisał(a):
To ja Tobie, Elu, dziękuję, że odwiedziłaś moją witrynę i zostawiłaś swój komentarz, bardzo się cieszę z Twojego postu Daniela i jego fenomenalnych efektów! Pozdrawiam ciepło 🙂