1. Colin T. Campbell „Nowoczesne zasady odżywiania. Przełomowe badania wpływu żywienia na zdrowie”.
Amerykański biochemik Dr Colin Campbell prowadzący w Chinach i Tajlandii szeroko zakrojone wieloletnie badania nawyków żywieniowych (zwane China Study) na próbie 6500 osób z 65 różnych prowincji zgromadził dowody naukowe, że spożycie nadmiaru białek zwierzęcych tworzy zdegenerowane komórki w naszym organizmie – nowotwory i sprzyja wielu innym chorobom tzw. cywilizacyjnym. Zmniejszenie ilości białek zwierzęcych do zerowego poziomu powoduje zdrowienie komórek.
2. Ewa Dąbrowska „Ciało i ducha ratować żywieniem” oraz „Przywracać zdrowie żywieniem”
Polska lekarka Dr med. Ewa Dąbrowska – wieloletni pracownik Akademii Medycznej w Gdańsku, gdzie pracowała do roku 1999 na stanowisku adiunkta w Klinice Chorób Wewnętrznych. Przeprowadziła badania naukowe z zakresu immunologii uzyskując w roku 1978 tytuł doktora nauk medycznych. W swoich książkach przedstawia warzywno-owocową dietę oczyszczającą, która przywraca organizmowi równowagę w łagodny i naturalny sposób. Pisze: „Współczesna cywilizacja wiąże się z ogromnymi przemianami niemal we wszystkich dziedzinach życia, również w dziedzinie żywienia człowieka. Żywność naturalna utraciła swą wartość biologiczną w wyniku zastąpienia żywnością przetworzoną; rafinacja pozbawiła pokarm bezcennego błonnika, szeregu mikroelementów i witamin, zaś poddanie żywności wysokim temperaturom doprowadziło do zniszczenia enzymów i zmiany struktury przestrzennej białek. Następstwem przetwarzania żywności było pojawienie się na niespotykaną dotąd skalę szeregu przewlekłych chorób „cywilizacyjnych” o charakterze degeneracyjno – zapalnym z miażdżycą i nowotworami na czele. A przecież jeszcze przed 100 laty, gdy żywność była naturalna, główną przyczyną śmierci były choroby infekcyjne, takie jak grypa czy gruźlica, a nie – jak dzisiaj – zawały czy nowotwory. Wiadomo jest, że człowiek jako istota biologiczna pozostał na przestrzeni wieków niezmienny, jego komórki mają wciąż te same potrzeby pod względem składników pokarmowych, co przed tysiącami lat. Jeżeli odejście od natury byłoby przyczyną chorób cywilizacyjnych, zatem naturalne pożywienie oparte na warzywach i owocach mogłoby być przykładem leczenia przyczynowego tych chorób.”
3. Dr Caldwell B. Esselstyn „Chroń i lecz swoje serce. Naukowo udowodniona dieta, która wydłuży twoje życie”
Choroby serca czyhają na każdego z nas. Normą stało się to, że zapadają na nie coraz młodsze osoby. Takiemu stanowi rzeczy sprzyja nie tylko niewłaściwa dieta, ale również coraz bardziej przepełnione stresem tempo życia.
Pomocne będą wskazówki niekwestionowanego autorytetu medycznego Dra Caldwella Esselstyna, który opublikował książkę opartą na doświadczeniach własnych pacjentów. Badania doktora Esselstyna są jednymi z najskrupulatniej przeprowadzonych dochodzeń medycznych, jakich podjęto się w ostatnim stuleciu. Udowadniają one, że zmiany w diecie (i tylko one) radykalnie zmniejszają tempo starzenia się tętnic i poprawiają ich kondycję.
Okazało się, że postęp nawet najostrzejszej i rozwijającej się od wielu lat postaci choroby wieńcowej może zostać odwrócony przez wprowadzenie zmian do jadłospisu i stylu życia. Jeśli zastosujesz program żywieniowy zaprezentowany w tej publikacji, staniesz się praktycznie odporny na zawały serca.
Udowodnili to dobitnie pacjenci doktora Esselstyna, którym już dwadzieścia lat temu zakomunikowano, że nie przeżyją nawet roku. Dzisiaj są oni w pełni zdrowi, a stanu układu krążenia mogą im pozazdrościć dużo młodsze osoby. Książka zawiera ponad 150 przepisów kulinarnych pozwalających cieszyć się w pełni zdrowiem i długowiecznością, bez rezygnacji z dobrego smaku spożywanych pokarmów.
4. Dr Joel Fuhrman „Jeść by żyć zdrowo!”
Nutritarianizm – co to takiego? Wyjaśni to książka Dra Joela Fuhrmana.
Książka obecna przez wiele miesięcy na liście bestsellerów The New York Times!
Aby cieszyć się dobrym zdrowiem i prawidłową wagą, należy spożywać tylko takie produkty, których zagregowana wartość odżywcza zdecydowanie przewyższa ich wartość kaloryczną. Niestety wielu lekarzy i dietetyków nie zna najnowszych badań w tej dziedzinie i nie stosuje w praktyce swego poradnictwa skali ANDI, która informuje o całkowitej wartości odżywczej pokarmów pod kątem tego, ile zawierają one ważnych dla zdrowia i życia substancji przypadających na 1 kcal produktu jak: wapń, karotenoidy (beta-karoten, alfa-karoten, luteina, zeaksantyna i likopen), błonnik, kwas foliowy, glukozynolany, żelazo, magnez, niacyna, selen, witamina B1 (tiamina), witamina B2 (ryboflawina), witamina B6, witamina B12, witamina C, witamina E, cynk oraz inne. Pokazuje ona także, jaką ilość antyoksydantów zawiera dany pokarm i jaką ma on zdolność do absorbowania wolnych rodników.
Niewielu ludzi (w tym dietetyków i lekarzy) zdaje sobie sprawę i myśli tymi kategoriami np. o zawartości wapnia przypadającego na każdą 1 kcal sałaty i każdą 1 kcal mleka: okazuje się, że sałata wygrywa!
Ta książka pomoże ci:
– całkowicie zredukować nadmiar masy ciała
– pozbyć się przewlekłych, groźnych schorzeń
– dobrze spać
– czuć się lepiej zarówno fizycznie, jak i psychicznie
– mieć więcej energii.
Dowiesz się z niej także:
– czy picie mleka jest zdrowe
– czy nabiał chroni przed osteoporozą
– dlaczego klasyczna piramida żywieniowa jest de facto grobowcem dla naszego zdrowia.
Jeśli więc nie chcesz wykopać sobie grobu nożem i widelcem, poznaj:
– „parszywą dwunastkę”, czyli najbardziej toksyczne produkty wśród tych najzdrowszych
– filozofię jedzenia niedożywionych grubasów
– ciemną stronę białek zwierzęcych.
5. Dr Joel Fuhrman „Superodporność – jak czerpać zdrowie z każdego posiłku”
Jak budować odporność? Dlaczego niektórzy z nas chorują częściej niż inni? Czy jesteśmy skazani na zachorowanie, jeśli nasi współpracownicy lub rodzina są chorzy? W czym tkwi sekret zachowania zdrowia?
Dr Joel Fuhrman – dyplomowany lekarz, czołowy ekspert profilaktyki i odwracania procesów chorobowych – prezentuje wszechstronny, wyczerpujący przewodnik osiągnięcia doskonałego zdrowia. Wyjaśnia nam jednocześnie w jaki sposób możemy stać się niemal całkowicie odporni na przeziębienia, grypę i inne infekcje.
Dowody na skuteczność terapii opracowanej przez Autora są niepodważalne. Nauka o żywieniu dokonała fenomenalnych postępów i odkryć na przestrzeni ostatnich lat. Już dziś możemy z nich skorzystać i wzmocnić układ odpornościowy by chronił nasze ciało przed każdą chorobą – od powszechnego przeziębienia po nowotwór. Kluczem do uzyskania takich efektów są niewielkie zmiany w jadłospisie.
To niewłaściwe wybory żywieniowe sprawiają, że zapadamy na choroby, skraca się długość naszego życia oraz wydajemy fortunę na wizyty u lekarzy, pobyty w szpitalach i realizację recept. Tymczasem wystarczy tylko lekko zmodyfikować sposób, w jaki się odżywiamy, by zapewnić organizmowi setki najważniejszych składników, które odpowiadają za budowanie odporności. Te zmiany będą nie tylko skuteczne, ale i przyjemne – wszystko za sprawą ponad osiemdziesięciu znakomitych przepisów kulinarnych sprawdzonych przez Autora książki.
Od teraz każdy posiłek będzie dosłownie „na zdrowie”!
6. Dr Joel Fuhrman „Zdrowe dzieciaki. Jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby”
dr n. med. T. Colin Campbell, autor badania „The China Study” oraz
Jacob Gould Schurman, profesor w stanie spoczynku na Wydziale Biochemii Żywieniowej Uniwersytetu im. Cornella – słowo wstępne do książki:
Kieruję do autora niniejszej książki, dr. Joela Fuhrmana, wyrazy najwyższego uznania. W ostatnich dziesięcioleciach dużo pisano o związkach między dietą a zdrowiem czy, co istotniejsze, między dietą a chorobami. Autorzy wielu z poświęconych tej tematyce publikacji skupiali się na tak zwanych przewlekłych chorobach zwyrodnieniowych, takich jak choroby układu krążenia, nowotwory, cukrzyca i otyłość. Są to dolegliwości, które najczęściej dotykają osoby dorosłe. One też generują więcej kosztów niż inne choroby, jeśli chodzi o wydatki na leczenie.
Chociaż przywiązywano tak wielką wagę do wspomnianych chorób, jednak nie opracowano wystarczająco zagadnienia żywienia dzieci i jego wpływu, przemożnego przecież, na zdrowie w wieku dojrzałym. Tymczasem dr Fuhrman zajął się tym właśnie problemem. Jestem przekonany, że Czytelnicy to docenią. W przypadku dzieci szczególnie groźne są choroby zakaźne i zaraźliwe. A zatem czy jadłospis, który chroni przed chorobami wieku dojrzałego, takimi jak schorzenia serca czy nowotwory, może uchronić również przed dolegliwościami częstymi w wieku dziecięcym? Mowa przede wszystkim o grypie, zapaleniu gardła czy chorobach uszu, dolegliwościach, na które – jak się wydaje – dzieci nader często zapadają w wieku szkolnym. Trudno zliczyć zawarte w tej publikacji dowody na to, że odpowiedź na postawione pytanie brzmi: „Tak! Jak najbardziej tak!” A prawidłowe nawyki żywieniowe to czynnik, który korzystnie wpłynie nie tylko na zdrowie najmłodszych, lecz także całej rodziny. To, co dobre dla dzieci, jest bowiem również dobre dla dorosłych, to zaś, co pomaga w jednej chorobie, zazwyczaj pomaga i przy innych schorzeniach.
Joel Fuhrman to wysokiej klasy specjalista. Jako lekarz ma bogate doświadczenie w stosowaniu zdrowej diety w leczeniu chorób najczęściej trapiących dzieci, a uznanie ekspertów i Czytelników, jakim cieszyła się jego poprzednia książka – „Jeść, by żyć” – potwierdza jego wysokie kwalifikacje. Co więcej, jako badacz w zakresie biomedycyny dr Fuhrman nigdy nie zaniedbuje argumentacji naukowej, posługując się nią w popularyzowaniu swoich zaleceń. Wreszcie, jako ojciec czworga dzieci z własnego doświadczenia zna rodzicielskie problemy ze zdrowiem własnych pociech.
Dzieci mają przed sobą całe życie. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jako dorośli najchętniej będą jeść to, do czego przywykną w dzieciństwie. Tymczasem dziś większość dzieci jada produkty, które w przyszłości mogą wywołać u nich bardzo poważne choroby, zamiast takich, które minimalizowałyby ryzyko kłopotów zdrowotnych. Co więcej, nie każdego przekonuje zdrowy rozsądek. Szczególnie dociekliwy Czytelnik oczekuje dowodów empirycznych, naukowych. Dr Fuhrman czyni zadość tym oczekiwaniom. Swoje obserwacje popiera wynikami badań, literaturą naukową i własnym doświadczeniem.
Autor niniejszej publikacji niezmiennie kieruje się dobrą praktyką lekarską, w tym zasadą primum non nocere („Przede wszystkim nie szkodzić”), zawartą w przysiędze Hipokratesa. Tym samym, kiedy tylko to możliwe, zamiast przepisywać pigułki, zaleca zmianę jadłospisu i leczenie za pomocą prawidłowego żywienia. Wyniki, które uzyskuje dzięki tej metodzie, budzą podziw. I to nie tylko za sprawą entuzjastycznych opinii pacjentów, lecz także dowodów naukowych potwierdzających jej skuteczność. Wiedza o właściwych wzorach dietetycznych, jeśli tylko zostanie wykorzystana przez rodziców, może być dla przyszłych pokoleń dobrodziejstwem – rękojmią zdrowego i długiego życia.
Rodziców przyzwyczajonych do tego, że ich pociecha zawsze dostawała receptę na leki przeciw przeziębieniu, anginie czy dolegliwościom uszu wywołanym przez wirusy, metoda żywieniowa może zaskakiwać. A tymczasem kilka zmian w jadłospisie i trybie życia dziecka może zdziałać znacznie więcej niż farmaceutyki. I to w sposób całkowicie bezpieczny dla jego zdrowia. Wysokoodżywcza dieta nie dość, że zwalcza aktualne dolegliwości, to jeszcze chroni przed różnego rodzaju schorzeniami w przyszłości.
Prawidłowe odżywianie przynosi długofalowe korzyści. Jedną z najważniejszych jest ograniczenie leków do minimum. Stara zasada mówi, że jedno jabłko dziennie wystarczy, żeby trzymać lekarzy z dala. Przesłanie dr. Fuhrmana jest identyczne, tyle że poparte naukowymi dowodami.
Weźmy na przykład powszechność stosowania antybiotyków. Są one nagminnie przepisywane w sytuacjach, gdy nie jest to konieczne. Ich zużycie dziesięciokrotnie przekracza realne potrzeby. Tymczasem -jak się wydaje – wielu ludzi niestety nadal nie wie, że antybiotyki nie działają na choroby wirusowe. Przyjmowanie antybiotyków często w ogóle nie leczy, a prowadzi do tego, że powstają odporne na nie organizmy, które mogą w przyszłości wywołać poważne kłopoty zdrowotne. Ponadto dr Fuhrman udowadnia, że nieumiarkowane stosowanie antybiotyków może zwiększyć ryzyko zachorowania na astmę lub alergie.
Zalecenia dr. Fuhrmana są równie proste, jak frapujące. Twierdzi, że aby unikać lekarzy i chorób, należy zdrowo się odżywiać. I to jest skuteczne. Wielu stwierdzi zapewne, że nakłonienie dzieci do racjonalnego odżywiania, to jest do stosowania wysokoodżywczej diety opartej na warzywach, owocach, orzechach, nasionach i produktach pełnoziarnistych, jest bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Nie myślę temu zaprzeczać. Ale to właśnie w świetle tych trudności zalecenia dr. Fuhrmana świecą pełnią blasku.
Potwierdzam jego wnioski na podstawie obserwacji z własnej praktyki lekarskiej – aby dzieci nabrały odpowiednich przyzwyczajeń żywieniowymi, przede wszystkim muszą ich przestrzegać rodzice i muszą wierzyć w ich skuteczność. Na przykład moich pięcioro wnucząt w wieku od siedmiu do trzynastu lat radzi sobie doskonale i broni przed rówieśnikami swoich wyborów żywieniowych. Tak samo postępują dzieci państwa Fuhrmanów. Zdrowa żywność może stać się niemalże nałogiem! I to zdrowym nałogiem.
Niniejsza książka powinna znaleźć się w biblioteczce każdego lekarza i każdego rodzica. Należy spróbować wprowadzić w życie zawarte w niej porady, a wyniki będą doprawdy zaskakujące. Każde dziecko zasługuje na jak najlepszy start do dorosłego życia.
8. Dr William Davis „Dieta bez pszenicy. Jak pozbyć się pszennego brzucha i być zdrowym”.
(fragment książki):
Przewertujcie albumy rodzinne ze zdjęciami swoich rodziców lub dziadków, a być może zaskoczy was to, że wszyscy wydają się na nich szczupli. Kobiety nosiły sukienki zapewne w rozmiarze 34, a mężczyźni mieli 80 centymetrów w pasie. Nadwagę mierzono w pojedynczych kilogramach, otyłość zdarzała się rzadko. Grube dzieci? Prawie nigdy. Talie po 106 centymetrów? Nic z tych rzeczy. Dziewięćdziesięciokilogramowe nastolatki? Z pewnością nie.
Dlaczego gospodynie domowe z lat 50. i 60. ubiegłego wieku były znacznie szczuplejsze niż współcześni ludzie, których widujemy na plażach, w centrach handlowych i w naszych własnych lustrach? Podczas gdy kobiety z tamtych czasów ważyły zazwyczaj 50-55 kilo, a mężczyźni 70 do 80, dziś musimy dźwigać o 20, 30, a nawet 90 kilogramów więcej.
Nasze babcie i mamy wcale dużo nie ćwiczyły (wydawało się to czymś niestosownym, jak snucie brudnych myśli w kościele). Ile razy zdarzyło się wam oglądać, jak wasza mama wkłada buty do biegania, żeby przetruchtać pięć kilometrów? Dla mojej matki gimnastyką było odkurzanie schodów. Dziś wychodzę z domu w każdy ładny dzień i widzę, jak dziesiątki kobiet biegają, jeżdżą na rowerach albo chodzą z kijkami, czego czterdzieści lub pięćdziesiąt lat temu praktycznie się nie widywało. A jednak z roku na rok stajemy się grubsi. Moja żona jest triatlonistką oraz instruktorką, więc każdego roku oglądam kilkakrotnie zawody w tej ekstremalnej dyscyplinie. Triatloniści trenują miesiącami, a nawet latami, żeby przetrzymać wyścig złożony z pływania w odkrytym akwenie na dystansie od 1,6 do 4 kilometrów, jazdy na rowerze na odcinku od 90 do 180 kilometrów i biegu na 20 do 40 kilometrów. Już sam udział w tym wyścigu jest wyczynem, gdyż wymaga spalenia kilku tysięcy kalorii oraz niezwykłej wytrzymałości. Większość triatlonistów przestrzega dość zdrowych nawyków żywieniowych.
Dlaczego zatem mniej więcej jedna trzecia tych zagorzałych sportowców, mężczyzn i kobiet, ma nadwagę? Doceniam ich jeszcze bardziej za to, że muszą taszczyć ze sobą dodatkowe piętnaście, osiemnaście czy dwadzieścia kilogramów, ale zważywszy na fakt, że ich trening wymaga bardzo intensywnych i długich ćwiczeń, zastanawiam się, w jaki sposób mogą mieć nadwagę. Jeżeli zastosujemy konwencjonalną logikę, uznamy, że triatloniści z nadwagą muszą więcej ćwiczyć albo mniej jeść, żeby schudnąć. A ja zamierzam dowieść, że problemem, na jaki trafiają dieta i zdrowie większości Amerykanów, nie jest tłuszcz ani cukier, ani pojawienie się Internetu, ani koniec wiejskiego stylu życia. Jest nim pszenica — albo to, co się nam sprzedaje pod nazwą pszenicy.
Okazuje się, że to, co jemy pod sprytnym przebraniem babeczki z otrębami albo cebulowego chlebka ciabatta, to tak naprawdę nie jest pszenica, tylko produkt genetycznych badań prowadzonych w drugiej połowie XX wieku. Współczesna pszenica ma się do prawdziwej pszenicy w najlepszym razie tak, jak szympans do człowieka. Choć nasi włochaci krewni z rzędu naczelnych dzielą z nami 99 procent genów, to jednak mają dłuższe ręce, sierść na całym ciele i mniej szans na wygranie w którymkolwiek z teleturniejów. Jestem przekonany, że potraficie dostrzec różnice, o jakich decyduje ten pozostały procent. Współczesna pszenica jest jeszcze bardziej oddalona od swego przodka sprzed zaledwie czterdziestu lat.
Uważam, że zwiększone spożycie zbóż — albo mówiąc dokładniej, zwiększone spożycie tej zmienionej genetycznie rośliny nazywanej pszenicą — wyjaśnia kontrast pomiędzy smukłymi, choć prowadzącymi siedzący tryb życia ludźmi z lat 50. i walczącymi z nadwagą ludźmi z XXI wieku, z triatlonistami włącznie. Wiem, że uznawanie pszenicy za szkodliwy produkt żywnościowy jest czymś takim, jak nazywanie Ronalda Reagana komunistą. Degradowanie ikonicznej podstawy wyżywienia do roli czynnika stanowiącego zagrożenie zdrowotne może się wydawać absurdalne, nawet niepatriotyczne, ale ja udowodnię, że to najpopularniejsze na świecie zboże jest również najbardziej destrukcyjnym składnikiem światowej diety.
Do charakterystycznych, udokumentowanych oddziaływań pszenicy na ludzi należą: pobudzanie apetytu; narażenie mózgu na wpływ egzorfin (odpowiednika endorfin wydzielanych przez organizm); nadmierne podwyższanie poziomu cukru we krwi, prowadzące do cykli przesytu występującego naprzemiennie z odczuciem głodu; proces glikacji, będący podłożem chorób i starzenia się organizmu; stany zapalne; wpływ na wskaźnik pH, prowadzący do niszczenia chrząstki i uszkodzeń kości, oraz aktywacja nieprawidłowych reakcji immunologicznych. Rezultatem konsumpcji pszenicy jest złożona gama stanów chorobowych, poczynając od celiakii – niszczycielskiej choroby rozwijającej się w wyniku kontaktu z pszennym glutenem — aż po wiele zaburzeń neurologicznych, cukrzycę, choroby serca, zapalenie stawów, osobliwe wysypki i paraliżujące urojenia o podłożu schizofrenicznym.
Skoro to, co nazywamy pszenicą, stanowi taki problem, usunięcie go z pożywienia powinno przynosić ogromne i niespodziewane korzyści. Rzeczywiście tak się dzieje. Jako kardiolog, badający i leczący tysiące pacjentów zagrożonych chorobą serca, cukrzycą i niezliczonymi niszczycielskimi skutkami otyłości, na własne oczy widziałem, jak wielkie, przewieszone nad paskiem brzuchy znikają, kiedy korzystające z mojej rady osoby eliminowały pszenicę ze swej diety. Zazwyczaj chudły o 10, 15 albo 20 kilogramów w ciągu kilku pierwszych miesięcy. Po gwałtownej utracie wagi, uzyskanej bez większego wysiłku, następowało na ogół wiele korzyści zdrowotnych, które zadziwiają mnie nawet dziś, mimo że już widziałem to zjawisko tysiące razy.
Byłem świadkiem dramatycznych zmian w stanie zdrowia pacjentów, jak choćby w wypadku trzydziestoośmioletniej kobiety z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego, zagrożonej usunięciem okrężnicy. Wyleczyła ją eliminacja pszenicy – jej okrężnica pozostała nietknięta. Dwudziestosześcioletni mężczyzna, który niemal stał się niesprawny, gdyż ledwie był w stanie chodzić z powodu bólu stawów, doznał pełnej ulgi i znowu mógł chodzić oraz biegać, kiedy wykreślił pszenicę ze swojego menu.
Przy całej niezwykłości powyższych przypadków istnieje wiele naukowych badań, dowodzących, że pszenica jest źródłem tych chorób – i sugerujących, że jej usunięcie z diety może przynieść ulgę bądź całkowicie zlikwidować objawy. Przekonacie się, że bezwiednie wybraliśmy wygodę, obfitość i niskie koszty, oddając w zamian zdrowie, o czym świadczą okrągłe brzuchy, grube uda i podwójne podbródki. Wiele argumentów, które przedstawiam w następnych rozdziałach, zostało dowiedzionych badaniami naukowymi, których wyniki są ogólnie dostępne. Zadziwiająco wiele z tego, czego się dowiedziałem, zostało zademonstrowane w badaniach klinicznych już kilkadziesiąt lat temu, tylko jakoś nigdy nie wypłynęło na powierzchnię medycznej lub społecznej świadomości. Ja po prostu dodałem dwa do dwóch i uzyskałem wyniki, które możecie uznać za zdumiewające. (…)
Jeżeli stwierdzasz, że wszędzie nosisz ze sobą wystający, niewygodny pszenny brzuch, bezskutecznie usiłując go wepchnąć w zeszłoroczne dżinsy; jeśli wciąż powtarzasz swojemu lekarzowi, że nie odżywiasz się źle, a mimo to wciąż masz nadwagę i stan przedcukrzycowy oraz wysokie ciśnienie i cholesterol; albo jeśli rozpaczliwie starasz się ukryć swoje męskie piersi, pomyśl o pożegnaniu z pszenicą. Eliminując pszenicę, wyeliminujesz problem. Co masz do stracenia poza pszennym brzuchem, męskimi piersiami i wielkim tyłkiem?
8. John Virapen „Skutek uboczny śmierć. Czy wiesz jakie leki łykasz?”
Wstrząsające wyznania pracownika wysokiego szczebla znanego koncernu farmaceutycznego.
Koncernom farmaceutycznym zależy na tym, żebyśmy byli stale chorzy. Chcą nam wmówić choroby. A jedynym powodem takiego postępowania są pieniądze.
Czy wiecie, że…
– koncerny farmaceutyczne wydają ponad 35 000 euro (przeszło 50 tys. dolarów) rocznie na jednego lekarza, by przepisywał ich produkty?
– ponad 75% czołowych naukowców w dziedzinie medycyny jest opłacanych przez przemysł farmaceutyczny?
– niekiedy leki zostają dopuszczone i wprowadzone na rynek dzięki korupcji?
– ludzie branży farmaceutycznej wynajdują nowe choroby i prowadzą działania marketingowe tak, by zwiększyć sprzedaż, a tym samym wartość akcji firm farmaceutycznych?
– koncerny farmaceutyczne coraz częściej biorą na celownik dzieci?
Efekt uboczny – śmierć to oparta na faktach opowieść o korupcji, przekupstwie i oszustwach napisana przez dr. Johna Virapena, który określany jest jako „osoba wtajemniczona z kręgu Wielkiej Farmacji”. W czasie 35 lat pracy w branży farmaceutycznej (głównie jako dyrektor generalny Eli Lilly and Company w Szwecji) Virapen był odpowiedzialny za wprowadzenie na rynek różnych leków. Wszystkie miały efekty uboczne.
Autor opowiada teraz całą prawdę i ujawnia brudne tajemnice, których mieliśmy nigdy nie poznać.
„Przekupiłem szwedzkiego profesora, by zwiększyć szansę rejestracji Prozacu® w Szwecji.” – John Virapen
9. Witamina C jak oręż w walce z rakiem – czasopismo medyczne „Onkologia w praktyce” Tom 7, Nr 1 (2011).
Praca przeglądowa Jolanta Szymańska-Pasternak, Anna Janicka, Joanna Bober (Zakład Chemii Medycznej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie).
STRESZCZENIE
Odkąd ponad 80 lat temu odkryto witaminę C (kwas askorbinowy) i poznano jej niezwykle istotne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu właściwości, zaczęto postrzegać ją jako „cudowną pigułkę”. Od dawna debatowano również na temat wykorzystania kwasu askorbinowego w prewencji i leczeniu raka.
Zebrane i przedstawione w niniejszej pracy dane z piśmiennictwa dostarczają wielu cennych informacji na temat mechanizmów przeciwnowotworowego działania witaminy C oraz potencjalnych możliwości jej zastosowania w walce z nowotworem: począwszy od pozajelitowego podawania farmakologicznych dawek kwasu askorbinowego, przez jego korzystny wpływ na końcowy efekt chemio- i radioterapii, aż do bardzo obiecującego efektu podawania witaminy w połączeniu z innymi substancjami aktywnymi.
Plik pdf można pobrać (a także wydrukować i przekazać swojemu lekarzowi) tutaj:
https://czasopisma.viamedica.pl/owpk/article/download/9154/7781
Warto dodać, że zgodnie z zapisami zawartymi w Ustawie z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (Dz. U. z 2009 r. Nr 52, poz. 417) pacjent ma prawo sam uczestniczyć w wyborze zaproponowanej i możliwej terapii. Lekarz zaś kierując się skutecznością i bezpieczeństwem chorego powinien na podstawie osiągnięć wiedzy medycznej oraz własnych doświadczeń poinformować jakie leczenie będzie najskuteczniejsze w przypadku choroby u danego chorego.
anka napisał(a):
Ostatnio weszłam na stronę ewadabrowska.pl i zobaczyłam, że jest jeszcze jedna książka Pani dr med. E. Dąbrowskiej „Znaczenie żywienia w profilaktyce i leczeniu chorób cywilizacyjnych”
Marlena napisał(a):
Tak, polecam – można ją pobrać bezpłatnie z witryny https://ewadabrowska.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=9&Itemid=19&lang=pl
Ania napisał(a):
Polecam również książkę: Antyrak. Nowy styl życia – David Servan-Schreiber
Marek napisał(a):
Przeglądałem książkę Dąbrowskiej „Ciało i ducha…” i ona poza warzywami i owocami dość mocny nacisk kładzie na produkty zbożowe, w związku z czym mam teraz lekki dysonans poznawczy 😉
Poza tym świetny blog, trafiłem z polecenia znajomej i w ciągu jednego wieczoru przeczytałem niemal wszystkie wpisy! 🙂
Marta napisał(a):
Pani Marleno, czy stosowala pani te glodowke oczyszczajaca dr Dabrowskiej?
Marlena napisał(a):
Witaj, Marto! Stosowałam i polecam. Bardzo skuteczna! I nie chodziłam głodna, więc jakaż to głodówka 😉 Nazwałabym to raczej postem. Postem od trucizn i zapychaczy jakie na codzień jemy.
Marta napisał(a):
Czytam, dowiaduje sie i… planuje przeprowadzic we wrzesniu, po powrocie z wakacji 😉 Namawiam tez meza, ale boi sie, ze nie poradzi sobie w pracy.
santorini2000 napisał(a):
Słówko na temat rekomendowanej przez p. Marlenę książki Colina T. Campbella „Nowoczesne zasady odżywiania. Przełomowe badania wpływu żywienia na zdrowie”.
Czytam aktualnie „Dietę bez pszenicy” Williama Davisa i tam na stronach 188-192 znajduję poważne zastrzeżenia odnoszące się do wspomnianej w pierwszym zdaniu pracy. Autor tej rewelacyjnie napisanej książki przytacza uwagi krytyczne Denise Minger, Autorki bloga rawfoodsos.com, która drobiazgowo przeanalizowała zgromadzony przez C.T.Campbella materiał i poddała go surowej ocenie. Jeszcze nie miałam okazji i czasu, aby zapoznać się w całości z opracowaniem p. Minger, ale już przytoczone w książce p. Davisa uwagi krytyczne zdają się podważać wartość merytoryczną książki Campbell’a.
Natomiast „Dietę bez pszenicy” gorąco polecam. Ponieważ jestem od dobrego pół roku na diecie niskowęglowodanowej, więc wiele zaleceń dra Davisa zdążyłam już przetestować na sobie i jestem żywym przykładem słuszności poglądów tego mądrego lekarza. Do tej pory nie wiedziałam jednak, co dokładnie jest powodem, dla którego wiele osób zmuszonych jest do wykluczania pszenicy ze swojej diety. Dr Davis wyjaśnia to wielowątkowo, szczegółowo, niezwykle przystępnie i bardzo przekonująco, ilustrując swoje tezy licznymi przykładami ze swojej praktyki lekarskiej.
Niestety, z Jego wywodu wynika wprost, że dla własnego dobra WSZYSCY powinniśmy definitywnie pożegnać się z produktami pszenicznymi z uwagi na ich niesłychaną i wielopoziomową szkodliwość (dotyczącą całego organizmu). Do tego doprowadziły liczne ingerencje genetyczne w to zboże, które towarzyszyło człowiekowi od zarania…
Marlena napisał(a):
Ja już na temat blogerki niejakiej p. Minger się wypowiadałam w innym miejscu. Jakoś autorytet naukowca, który całe swoje życie poświęcił badaniu wpływu nadużywania białek zwierzęcych na zdrowie człowieka jest dla mnie większy i jego argumenty bardziej do mnie przemawiają, niż autorytet blogerki, która niczego nie badała, a tylko pisze sobie a muzom. Tak się składa, że Campbell nie jest jedynym naukowcem, który bije na alarm, że białek zwierzęcych jadamy za dużo. Co do pszenicy to nie każda jest zła: płaskurka czy nawet orkisz (starodawne odmiany) były spożywane przez wieki i nie były modyfikowane. Wystrzegać się należy jedynie nowoczesnej pszenicy, która została „poprawiona” ręką człowieka.
Keto napisał(a):
Marlena ahahhahahahah. Boże miej w opiece te biedne nieświadome duszyczki węglowodany w każdej postaci nam szkodzą z białka jest zbudowane nasze dna nie z waszej śmiercionośnej przenicy kiedy na potegę jadłem węgle pryszcze łysienie złe samopoczucie masakra jestem na diecie ketogennej zalety- ładna czysta skorka włosów mi nawet trochę przybyło jem raz na dzień nie czuje głodu chyba ze po 2 dniach niejedzenia a i tak to bardziej pustka w zakładki spożywam 1 posiłek na dzień czuje siei lepiej niż miałem kilka lat wystaje rano po 5h i idę biegać tyle mam energi 1 co musimy jeść to tluste mięso owoce warzywa to zbędne śmieci flora będzie nam wytwarzać witaminy z grupy b przy ketozie wydalasz kał raz na 2 tyg wegetarianie to fabryka g i oni to sobie mogą wytworzyć w tych zajeb jelitach tym pier błonnikiem
Marlena napisał(a):
Czy ketodieta rzuca się również na mózg? Takie mam wrażenie czytając Twoją bezładną wypowiedź. Ani moje osobiste doświadczenia, ani znane mi badania naukowe nie potwierdzają opinii jakoby „węglowodany w każdej postaci nam szkodzą”. Delektuj się zatem dalej tłustymi zwłokami i pielęgnuj dalej swoje uporczywe zatwardzenia. Naprawdę mnie nic do tego.
Ania napisał(a):
Ale zarąbiście sobie poprawiłam humor tym komentarzem 😀
Naprawdę na świecie są tacy ludzie??? 😀
Skąd oni się biorą? 😀
Pozdrawiam, miłego „kiszenia” w sobie kału przez 2 tygodnie 😀 😀 😀
Dobry Wilk napisał(a):
Mam 43 lata. Nie wiem skąd u mnie wzięło się to, że od dzieciństwa nie lubiłem ani tłustego mięsa ani ciężkostrawnych kopytek, pierogów z twarogiem czy ziemniakami, będąc niemalże przekupywanym aby je jeść. A że jestem dociekliwy wraz z wiekiem zacząłem węszyć po swojemu. Dlaczego ci ludzie ze wschodu są tacy spokojni i opanowani? Jestem z natury nerwowy i niecierpliwy. Chciałem temu zaradzić. Poszedłem do biblioteki i opowiedziałem panu w informacji o dręczącym mnie problemie. Odpowiedział mi krótko: Po pierwsze taoizm. To wszystko. Idąc jego zaleceniem zacząłem drążyć temat dalej i zainteresowałem się nawykami żywieniowymi ludzi ze wschodu. Dzieciństwo spędziłem na obrzeżach miasta w bliskim kontakcie z przyrodą i od kiedy poszedłem do podstawówki zawsze coś trenowałem. Byłem wiercipiętą, co nie było kiedyś niczym złym tylko po prostu cechą człowieka, z której uczyniono w naszych czasach chorobę nazwaną ADHD. Zaczęło mi się to wszystko układać w jedną całość. Medycyna zachodu to biznes. Sam ukułem stwierdzenie, że człowiek jest zdrowy dopóki nie pójdzie do lekarza ( uogólniam, bo wśród lekarzy są ci prawdziwi, którzy chcą pomóc ludziom ).
Kilka lat temu przez moje uzależnienie od picia leżałem dwukrotnie na ostre zapalenie trzustki. Dwukrotnie wychodząc ze szpitala w zaleceniach miałem napisane co jeść i czego nie ( np. zły biały chleb, będący podstawowym składnikiem śniadań i kolacji w szpitalach, zalecenie aby jeść pięć nawet sześć małych posiłków gdy w szpitalu podaje się trzy dwudaniowe ). Przestałem ufać lekarzom. Zwróciłem się do rad tych, którzy myśleli podobnie jak ja i są znienawidzeni przez lekarzy i nazywani szarlatanami – przede wszystkim Jerzy Zięba, J. Jaśkowski i p. Czerniak, imienia nie pamiętam teraz, którzy są główną trójcą w czasopiśmie 'Zdrowie bez leków’ i… Marlena 🙂 Kiedyś ludzie leczyli się tylko ziołami, nie było żadnych prochów, więc będąc fanem ks. Cz. A. Klimuszki ( arcymistrza świata w ziołolecznictwie i jasnowidza ) chłepcę sobie jego zioła. Mięsa i chleba jem jak najmniej, bo potem mój pot śmierdzi. Mam wiele więcej przykładów na to, że lekarze wykorzystują swój pseudoautorytet by wciskać ludziom kity a wyciągając z tego fortunę i utrzymując swoje dojne krowy w stałym stanie 'niezdrowia’. Doświadczyłem wiele przykrości zdrowotnych przez mój nałóg picia, włącznie z padaczką poalkoholową i zawsze kiedy zrywałem z piciem ( nie gwałtownie od razu, bo szok dla organizmu wywoływał właśnie padaczkę ) to sięgając po sposoby sprawdzone na sobie, żywność sprawdzoną na sobie, zioła i ruch bardzo szybko wracałem do formy.
Człowiek jest genetycznie, biologicznie, fizjologicznie i jeszcze jest wiele innych ’-icznie’ ROŚLINOŻERCĄ. ale nauczył się przetwarzać mięso i żre go dużo za dużo a roślin prawie nic. Dlaczego jest roślinożercą? Usłyszałem i wyczytałem i te argumenty mnie przekonują:
1. Mięsożercy ( lew, tygrys, pies, kot, wilk ) mają krótki układ pokarmowy, roślinożercy ( krowa, koń, owca, sarna ) mają długi – tak jak człowiek.
2. Mięsożercy jak piją wodę to chłepcą ozorami, bo tak mają ukształtowaną swoją mięsożerczą szczękę, roślinożercy wodę ssą – tak jak człowiek!
3. Skąd bierze się budulcowe białko u roślinożerców? Mleko matki zawiera go ok. 6%. Jak więc rozwijające się dziecko ssąc je z cycuszka mamy tak pięknie rośnie? Właśnie!
Jakiś niedouk kiedyś wymyślił, że aby rosnąć dużym i silnym należy jeść dużo białka ( najlepiej odzwierzęcego ) i jeszcze większa ilość niedouków ( kulturyści, ) to stosuje, a potem się dziwią, że mają 'białkozę’ – skazę białkową, wypryski, brzydką skórę i 'nieapetyczną’ cerę, na które to cechy cierpią również dzieci, które odstawione od piersi mamy zaczyna jeść BIAŁKO O INNYM KODZIE GENETYCZNYM NIŻ JEGO WŁASNE, którego organizm nie jest w stanie przyswoić od tak . Człowiek nie potrzebuje białka. Człowiek potrzebuje aminokwasów. To takie małe cegiełki, z których składają się białka. Jest ich 22. 14 endogennych ( wytwarzanych prze organizm ) i 8 egzogennych ( których ludzki organizm nie jest w stanie wytworzyć i musi je pobierać z zewnątrz – najlepiej z pożywieniem ). WSZYSTKIE 22 aminokwasy występują w świecie roślin. WSZYSTKIE!!! I człowiek jedząc rośliny z zawartych w roślinach aminokwasów sam według swojego kodu DNA tworzy swoje białko. Nie musi rozbijać na cegiełki aminokwasowe białka obcego pochodzenia tracąc na to tylko czas i energię i ryzykując uczulenie na białko.
Kiedyś czytałem, że na jakiejś uczelni ( nie pamiętam jakiej ) wykładowca, bodajże anatomii na studiach medycznych i pokazał uczniom komputerowe 'obrazy’ dwóch niemalże identycznych układów pokarmowych mówiąc podchwytliwie: Z jednym z tych układów pokarmowych jest coś nie tak… Ale co? Widząc, że po dłuższym czasie nikt z jego pilnych przyszłych lekarzy nie rwie się do odpowiedzi z satysfakcją w głosie i na twarzy wyjawił swoją odpowiedź: I z jednym i z drugim wszystko jest w porządku. Z tym, że jeden z nich jest człowieka a drugi goryla 🙂 (!!!)
Czy znajdzie się jakiś sceptyk, który mi wyjaśni skąd u goryla takie ogromne, bary, klata, plecy i tzw. 'kaptury’ jak… jak u goryla??????!!!!!! 😀 skoro on żre w znacznie przeważającym stopniu zielsko? ( banany, pędy, trawy, owoce, nasiona itp. ) Hm?! I skąd, do licha, u goryla tak siła, że jest w stanie gołymi dłońmi zabić lwa skoro żre zielsko?! Najsilniejszego z kotów?! Taaak. Wiem Lew żyje na sawannie a goryl w dżungli i nie wchodzą sobie w drogę, ale znane są przypadki kiedy mimo to doszło do spotkania tych dwóch zwierząt. Lew dostawał po swojej kociej dupie. Od lat śledzę blog Marleny, tak Marleno! Jesteś nie do pobicia przez sceptyków w komentarzach. Z życia wiem, że najprawdopodobniej są to ci, którzy nie spróbowali, a tylko czytali i mądrzą się na tematy, których nie doświadczyli. Ja czytałem, dociekałem, przeżyłem, doświadczyłem i 'Veni, vidi, vici’ ! I jak to mawia Terminator: „I’ll be back”. Dobry Wilk powróci tu, bo uwielbia się mądrzyć. Bawcie się ładnie i zdrowo. To nie koniec 😉
Marlena napisał(a):
Dziękuję Ci za ten komentarz, Dobry Wilku.
Człowiek gwoli ścisłości nie jest ani mięsożercą, ani roślinożercą, lecz jest oportunistycznym wszystkożercą (czyli jest w stanie przystosować się do zasobów pokarmowych jakie są dostępne), ale faktem jest, że na dietach z przewagą roślin radzi sobie najlepiej (czyli zamiast „sypać się” tuż po 40-tce, to dożywa spokojnie nawet i trzycyfrowych urodzin w całkiem przyzwoitym stanie zarówno ciała jak i umysłu – tak jak to się dzieje w Niebieskich Strefach).
Oprócz diety jednak są inne czynniki wpływające na ludzkie zdrowie (jakość i długość życia), bo nie składamy się wszak jedynie z przewodu pokarmowego. 😉