Dr David R. Hawkins był psychiatrą nietuzinkowym. Początkowo jego prace skupiały się wokół medycyny ortomolekularnej lecz w kolejnych latach jak badacz i terapeuta zainteresował się świadomością oraz uzdrawianiem psychiki (i w ogóle życia jako takiego) za pomocą tego narzędzia. I tak oto powstała mapa świadomości Hawkinsa.
Większość ludzi niemal cały czas żyje na autopilocie: nie zdając sobie sprawy z tego, że pewne przekonania tak naprawdę nie są ich – zostały im (zazwyczaj, choć nie zawsze, w dobrej wierze) wpojone przez otoczenie w którym wzrastali (rodzinę, szkołę, kościół, mass media, różne instytucje, reklamę, przyjaciół i znajomych itd.).
Swoje szczęście czy spokój ducha widzą w „czymś/kimś” – czyli gdzieś poza nimi samymi: jak już zrobię to czy tamto (albo ktoś zrobi to czy tamto) to dopiero będę szczęśliwy, spokojny i pozbawiony stresów.
Jak się zmieni rząd, jak będzie ładna pogoda, jak będzie mnie już stać kupić sobie to czy na tamto, jak już schudnę, jak się pogodzę z tamtą osobą (ale to ona musi przeprosić!) i zapomnę co mi zrobiła/powiedziała, jak już wyzdrowieję, jak już dostanę lepszą pracę, jak wygram w Totolotka.
Ponieważ nic takiego nie następuje, to sytuacja wydaje się z biegiem czasu coraz bardziej beznadziejna. A nawet gdy następuje, to poczucie szczęścia jest jedynie bardzo ulotne i pozostawia za sobą uczucie ciągłego niedosytu i niespełnienia.
Życie jawi się (i tak też zostaje uporczywie przedstawiane w mediach) najczęściej jako coś wypełnionego zmaganiami („walką”: światowy dzień walki z rakiem piersi, listopad miesiącem walki z cukrzycą, międzynarodowy dzień walki z ubóstwem, z hałasem, z otyłością, z głodem i z czym tam kto sobie zażyczy), a także nieustającym cierpieniem, niezliczonymi obowiązkami, rosnącymi rachunkami do płacenia, krzyżem do dźwigania, starością (która jest oczywiście obrzydliwa, straszna i pełna ohydnych chorób), a na samym końcu (co za bezsens!) należy w końcu umrzeć.
Serca wielu żyjących na autopilocie ludzi wypełnione są strachem, żalem, złością, dumą, a w ich głowie kotłuje się codziennie tysiące myśli wrogich życiu, samemu sobie oraz innym ludziom.
A najczęściej słyszaną opinią na temat stresu jest „w dzisiejszych czasach nie sposób się nie stresować”. Czyżby?
Umiejętność radzenia sobie ze stresem jest do nauczenia się, dokładnie tak jak nauczyć się można gry na gitarze lub robienia szalików na drutach.
Większość osób (w tym również lekarze) zdaje sobie sprawę z tego, że na powstawanie wielu chorób ma wpływ nie tylko to co jemy, wdychamy czy wcieramy w skórę, ale również to co myślimy i to co czujemy: nasze życie wewnętrzne, emocjonalne i duchowe.
W zasadzie to co myślimy i czujemy jest nawet ważniejsze.
Wszelkie myśli i uczucia (czy to pozytywne czy negatywne) wywołują bowiem w naszym systemie całą lawinę fizjologicznych reakcji.
Normalnie stres i wydzielanie się „hormonów stresu” (adrenalina, kortyzol) było zaplanowane przez naturę w dobrym celu: aby ratować nam życie w sytuacjach zagrożenia wywołując reakcję „walcz albo uciekaj”.
Sam stres nie jest problemem, to jego nadmiar jest problemem.
Ciało przy tym zareaguje tak samo kiedy spotkasz na swojej drodze groźnego bandytę z pistoletem w ręku i tak samo gdy sobie to jedynie wyobrazisz lub będziesz np. oglądał film akcji lub grał w grę identyfikując się z bohaterem napadniętym przez uzbrojonych bandytów.
Hormony walki lub ucieczki nadal przez dłuższy czas będą krążyć w Twoim organizmie zatruwając go, ponieważ tak naprawdę zagrożenia nie było: balon został nadmuchany ale nigdy nie zostało z niego spuszczone powietrze.
Podobnie jest z przyjemnymi wydarzeniami: czy będziesz fizycznie przeżywać wydarzenia czy też jedynie w myślach – ciało zacznie wydzielać endorfiny, „hormony szczęścia”.
Ciało bowiem nie rozróżnia prawdy od fikcji wytworzonej w umyśle.
Dlatego to takie ważne: zwracaj uwagę nie tylko na to czym karmisz ciało ale i czym karmisz umysł i duszę.
Mapa świadomości Hawkinsa
Albert Einstein powiedział: ” Żadnego problemu nie da się rozwiązać na tym samym poziomie świadomości, na którym powstał”.
Tym tropem podążył amerykański psychiatra David R. Hawkins (wcześniej razem z Linusem Paulingiem napisał książkę „Orthomolecular Psychiatry. Treatment of Schizophrenia”).
Jego słynna książka „Siła czy Moc” została przetłumaczona na 25 języków. Bardzo polecam jej przeczytanie.
Jest to jedna z tych książek, które mocno otwierają oczy i po jej przeczytaniu zaczyna się na wiele rzeczy patrzeć zupełnie inaczej (wzrasta poziom świadomości).
Mapa świadomości Hawkinsa składa się z siedemnastu różnych poziomów świadomości.
Zaproponowane przez dra Hawkinsa Levels of Consciousness (LOC) – t.j. Poziomy Świadomości posiadają na mapie świadomości umowne wartości od 20 do 1000.
Każdemu poziomowi mapy świadomości odpowiada określony proces, emocje, obraz życia i stosunek do Boga.
Poziom najniższy 20 (wstyd) jest nacechowany samonienawiścią i negacją życia i swojego człowieczeństwa. Poziom najwyższy 1000 (oświecenie) osiągnęli ludzie, którzy będąc wielkimi duchowymi nauczycielami mieli ponadczasowy wpływ na stan ducha całej planety (Jezus, Budda, Krishna).
Poziomy poniżej 200 są destruktywne, nacechowane siłą, są przeciwne życiu i nie przedstawiają prawdy. Poziomy od 200 wzwyż są konstruktywne, nacechowane mocą, wspierają życie i im wyżej tym bliższe prawdy.
Siła jest tymczasowa, konsumuje energię, przesuwa się z miejsca na miejsca.
Siła czyni nas słabymi. Moc jest samowystarczalna, permanentna, stała i niezwyciężona. Moc czyni nas silnymi. Siła nie jest w stanie uzyskać żadnych trwałych pozytywnych efektów.
To moc zawsze zwycięża, bo ze swojej natury jest niezwyciężona.
Moc jednak nie musi się afiszować ani udowadniać niczego, w przeciwieństwie do siły. Moc po prostu JEST.
Koncepcja Boga | Obraz życia | Poziom | Wartość LOC | UCZUCIE | Proces |
---|---|---|---|---|---|
Jaźń | Jest | Oświecenie | 700-1000 | Niewysłowiony | Czysta świadomość |
Wszechistniejący | Doskonałe | Pokój | 600 | Błogość | Iluminacja |
Jeden | Kompletne | Radość, Zachwyt | 540 | Pogoda ducha | Przemienienie |
Kochający, miłujący | Dobrotliwe | Miłość | 500 | Cześć | Objawienie |
Mądry | Sensowne | Rozum | 400 | Zrozumienie | Abstrakcja |
Miłosierny | Harmonijne | Akceptacja | 350 | Wybaczenie | Transcendencja |
Inspirujący | Ufne | Chęć, Gotowość | 310 | Optymizm | Zamysł, Intencja |
Umożliwiający | Zadowalające | Neutralność | 250 | Wiara, Zaufanie | Uwolnienie |
Zezwalający | Wykonalne | Odwaga | 200 | Afirmacja | Wzmocnienie |
Obojętny | Wymagające | Duma | 175 | Pogarda | Zadufanie |
Mściwy | Antagonistyczne | Złość | 150 | Nienawiść | Agresja |
Odmawiający | Rozczarowujące | Pożądanie |
125 | Pragnienie | Zniewolenie |
Karzący | Przerażające | Strach | 100 | Niepokój | Wycofanie się |
Lekceważący | Tragiczne | Żal |
75 | Ubolewanie | Zniechęcenie |
Potępiający | Beznadziejne | Apatia | 50 | Rozpacz | Rezygnacja |
Pamiętliwy | Złe | Wina | 30 | Obwinianie | Destrukcja |
Gardzący | Żałosne | Wstyd | 20 | Poniżenie, Upokorzenie | Eliminacja, Wykluczenie |
Mapa świadomości Hawkinsa przewiduje, że możemy znajdować się na różnych poziomach świadomości w ciągu dnia. A także w ciągu całego życia.
Poszczególnym poziomom mapy świadomości można przyporządkować nie tylko pojedyncze osoby ale też całe narody oraz dzieła ludzkiego umysłu: utwory muzyczne, programy telewizyjne, gry komputerowe, witryny internetowe, pokarmy, książki itd.
Dlatego bardzo ważne jest zachować uważność i czujność odnośnie tego co wybieramy na co dzień (lektury, muzyka, nasze otoczenie itd.) ponieważ rodzaj pokarmu dla duszy jest nie mniej ważny jak rodzaj pokarmu dla ciała.
Większość ludzi spędza całe swoje życie niemal bez przerwy w dolnych rejestrach mapy świadomości (poziom poniżej 200).
Według doktora Hawkinsa przeciętny wzrost ogólnego życiowego poziomu świadomości (jeśli nad tym człowiek nie pracuje) może wynieść średnio pięć punktów.
To niewiele.
Jednak są wydarzenia, które przenoszą nas niepostrzeżenie w górne rejestry mapy świadomości. Czasem będzie to jakieś wstrząsające życiowe doświadczenie, czasem wręcz wydarzenie z pogranicza śmierci klinicznej.
A czasem wystarczy przeczytanie jakiejś książki, która uświadomi Ci skąd bierze się Twoje cierpienie i skąd czerpać moc.
Dla mnie taką książką była „Potęga Teraźniejszości” Eckharta Tolle, w której autor tak określił w czym tkwi moc:
„Wolność zaczyna się od uświadomienia sobie, że nie jesteś dybukiem – czyli myślicielem. Świadomość ta pozwala ci obserwować dybuka. Gdy zaczynasz obserwować myśliciela, uruchamia się wyższy poziom świadomości. Odtąd stopniowo dociera do ciebie to, że gdzieś poza zasięgiem myśli otwierają się niezmierzone rejony inteligencji, a myśl jest tylko jej znikomym aspektem.”.
Co się dzieje gdy zaczynasz być świadomie obecny?
„Pewnego dnia możesz złapać się na tym, że głosu, który odzywa się w twojej głowie, słuchasz z uśmiechem – tak, jakbyś uśmiechał się na widok dziecinnych figli. Będzie to dowód, że przestałeś traktować zawartość swojego umysłu całkiem serio, bo twoje poczucie „ja” już od niej nie zależy.”
Warto zwrócić uwagę, że kiedy jesteśmy uwięzieni na dolnych poziomach mapy świadomości, to interesują nas albo wydarzenia umiejscowione w przeszłości (wstyd, poczucie winy, złość) albo w przyszłości (strach, żądza).
Na tym poziomie pojawia się zawsze osąd. I związane z tym cierpienie.
Piękno, pokój i boska harmonia znajduje się natomiast w Teraźniejszości.
Teraźniejszość niczego nie osądza, ona po prostu jest.
Teraźniejszość jest prawdą.
Gdy zostaje wypełniona miłością, bezwarunkową miłością do życia i wszystkich jego przejawów (w tym do siebie) – staje się ogromną mocą.
Ale aby tak się stało musimy nauczyć się uciszyć tego wewnętrznego gadułę, który nieprzerwanie nadaje swój program: nasz własny umysł i stworzone przez niego ego.
Większość ludzi identyfikuje się ze swoim ego, ze swoim umysłem i wyprodukowanymi przezeń myślami.
Jak wiadomo ludzie są skłonni nawet umrzeć w imię lub pod wpływem własnych myśli (przekonań). Tak bardzo się z nimi identyfikują!
Zaczyna jednak dziać się coś fantastycznego gdy nagle uświadamiasz sobie, że nie jesteś swoimi myślami. Nie jesteś swoim umysłem. Jesteś jego panem.
To zasadnicza różnica, nie uważasz?
Kiedy się natomiast z nim identyfikujesz to zaczynasz wierzyć w jego opowieść i tym samym wkraczasz z obszar iluzji.
Kim byłbyś i jak czułbyś się bez swojej opowieści?
Podobnie gdy identyfikujesz się ze swoim ciałem. Współczesne mass media wpajają nam wizerunek „bycia swoim ciałem”, totalnego utożsamiania się z nim. To jedynie iluzja, w którą ktoś próbuje nas wkręcić.
Nie jesteś ciałem. Masz ciało. A to duża różnica.
Posiadanie ciała podobnie jak posiadanie myśli (umysłu) różni się od bycia ciałem czy bycia myślami w zasadniczy sposób.
Jeśli uwierzysz w opowieść, że jesteś swoim ciałem lub swoim umysłem – jesteś na najlepszej drodze do zguby: stres, niepokój, lęk, a nawet napady paniki czy inne objawy tzw. „nerwicy” zostaną Twoimi (niechcianymi) towarzyszami życia.
Nie jesteśmy ani swoim ciałem (choć je mamy), ani swoimi myślami (choć je mamy), ale na pewno jesteśmy niczym nie ograniczoną czystą świadomością. Czyli zjawiskiem z którym nauka ma poważny problem.
Do dziś nie potrafi się wyjaśnić na przykład tak zwanego efektu placebo (dlaczego ciało reaguje zdrowieniem na przyjęcie substancji całkowicie obojętnej lub „fałszywą operację” podczas której pacjenta się jedynie tnie i zszywa nie robiąc nic poza tym).
Ani też niewyjaśnione jest działanie efektu nocebo (dlaczego ciało reaguje symptomami chorobowymi na przyjęcie substancji całkowicie nieszkodliwej).
Ze zdroworozsądkowego czy medycznego punktu widzenia to są jakieś „cuda” i w ogóle czary-mary. Tak nie powinno w ogóle być!
A jednak istnieją i świat medyczny uznaje istnienie tych zjawisk, choć nie potrafi ich w żaden sposób wyjaśnić.
Moc naszego umysłu jest doprawdy ogromna. Zjawiska, których możemy dokonywać, a które są powszechnie określane jak „cuda” – ograniczane są tak naprawdę tylko przez naszą świadomość.
Życie jest większe niż myślimy i bardziej szczodre niż dopuszcza tego nasza wyobraźnia.
To w co wierzymy (świadomie lub podświadomie), co czujemy i co nam „w duszy gra” ma jednym słowem większy wpływ na jakość naszego życia niż nam się wydaje.
To na czym skupiamy uwagę staje się naszą rzeczywistością, to na czym nie skupiamy uwagi naszą rzeczywistością na daną chwilę nie jest (przypomnijcie sobie ćwiczenie z obserwacją przedmiotów w określonym kolorze, które opisałam tutaj).
The Work czyli Praca (metoda Byron Katie)
Byron Kathleen Reid (znana jako Byron Katie) około trzydziestki wpadła w głęboką depresję.
Spędziła w ciemnym piekle duszy ponad 10 lat, z czego ostatnie dwa niemal nie wychodząc z łóżka i rozmyślając obsesyjnie o samobójstwie.
I wtedy, pewnego poranka, na dnie czarnej rozpaczy, doświadczyła olśnienia, „przebudzenia do rzeczywistości”, które zmieniło jej całe życie.
Pisze: „Odkryłam, że kiedy wierzyłam swoim myślom, cierpiałam, a kiedy im nie wierzyłam, nie cierpiałam, i że to samo dotyczy wszystkich. Wolność jest właśnie taka prosta. Odkryłam, że cierpienie jest wyborem. Odkryłam w sobie radość, która nigdy nie zniknęła, nawet na chwilę. Ta radość jest w każdym zawsze.”.
Muszę przyznać autorce całkowitą rację: moc jest już w każdym z nas.
Wbudowana naturalnie (podobnie jak fizyczne zdrowie, które jest jej odbiciem). Czeka jedynie aż ją weźmiemy w objęcia.
Nie musimy nic wielkiego w tym celu robić oprócz zdania sobie z tego sprawy.
To takie proste? Tak, takie proste!
Gdy pomyślę, jakim kiedyś byłam „zastraszonym zwierzątkiem”, zniewolonym własnymi przekonaniami, pełnym negatywnych uczuć w stosunku do samej siebie i do całego świata…
To nie ja byłam panią mojego umysłu, to mój umysł rządził mną.
Warto sięgnąć po książki Byron Katie i przeczytać jak to się stało, że uświadomiła ona sobie, iż przyczyna jej samonienawiści, depresji, lęków i napadów paniki nie leżała w otaczającym ją świecie na który zwalała winę, lecz w jej własnych przekonaniach na jego temat.
W myślach, które tłoczyły się pod czaszką tocząc wciąż swoją „opowieść”, agresywne i nie dające normalnie żyć.
Okazało się, że wystarczy te przekonania zakwestionować i poprzez doświadczenie rzeczywistości, taką jaka jest TERAZ osiągnąć poczucie niesamowitej wolności i radości.
Po prostu wyzwolenia.
Jeśli chcesz to zrobić to wykonaj „Pracę” polegającą na uważnym badaniu własnych myśli, zaczynającym się od szczerej (płynącej nie z umysłu lecz z serca) odpowiedzi na 4 pytania.
Kiedy bowiem badamy myśl przysparzającą nam stresu czy nawet cierpienia (np. mój mąż powinien mnie zrozumieć, moja teściowa nie powinna wtrącać się w nasze sprawy) okazuje się, że nie jest ona prawdą.
Oto te 4 pytania:
- Czy to prawda?
- Czy możesz mieć absolutną pewność, że to prawda?
- Jak reagujesz, jak się czujesz, kiedy wierzysz, że ta myśl jest prawdziwa?
- Kim był(a)byś bez tej myśli?
Szczegółowa instrukcja wykonywania „Pracy” znajduje się na witrynie Byron Katie w jęz. angielskim: https://www.thework.com
Polecam też książki Byron Katie „Radość każdego dnia” oraz „Kochaj co masz”. Podobnie jak książki dra Davida Hawkinsa, książki Byron Katie pokazują nam jak bardzo nasz wewnętrzny spokój i pogoda ducha zależą od nas samych, od pracy nad własnymi przekonaniami i postrzeganiem świata.
Eufeeling czyli Eufouczucie (metoda Franka Kinslowa)
Dr Frank Kinslow jest lekarzem chiropraktykiem i autorem metody Synchronizacji Kwantowej (QE, Quantum Entrainment) oraz autorem kilku bestsellerowych książek dotyczących praktycznego jej wykorzystania ( po polsku ukazało się ich kilka, m.in: „Sekret Natychmiastowego Uzdrawiania”, „Sekret Kwantowego Życia”, „System Kinslowa”, „Eufouczucie”).
Metoda jest bardzo prosta do opanowania, a jej skuteczność można sprawdzić nawet na naszych pupilach (pieskach, kotkach itd.), nie tylko na nas samych czy innych osobach.
Zwierzęta nie mogą zostać poddane np. sugestii, więc…. coś w tym jest, choć trudno doszukiwać się naukowego wyjaśnienia, skoro jak wspomniałam nauka ma niemały problem z określeniem i wyjaśnieniem czym dokładnie jest i jak dokładnie działa (i co potrafi!) świadomość.
Oczywiście istnienie innych form energii życiowej (np. duszy ludzkiej) – również nie zostało dotychczas potwierdzone przez obserwacje naukowe, ale to przecież wcale nie znaczy, że nie istnieją.
Promienie Roentgena istniały od zawsze, ale do pewnego momentu w dziejach ludzkości nie były „naukowo potwierdzone” z prostego powodu – ponieważ ich nie widać.
Bakterie istniały od zawsze, ale do momentu wynalezienia mikroskopu nauka nie mogła udowodnić ich istnienia.
To, że czegoś nie widzimy nie oznacza jednym słowem, że nie istnieje (jedynie odczuwamy efekty istnienia tego czegoś, ale na dany moment nie mamy narzędzi ani wiedzy aby to wyjaśnić).
Ponieważ nie możemy się w kwestiach chwilowo „niewyjaśnialnych” dotyczących świadomości opierać na badaniach naukowych – najlepiej samemu ich doświadczyć. 🙂
Dr Kinslow uczy jak osiągnąć ten słynny „stan wysokiej świadomości”, który tak naprawdę wcale nie jest dostępny jedynie dla wybranej grupy wtajemniczonych mędrców czy innych guru ubranych w kolorowe szaty.
Jest dostępny dla każdego z nas. Dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Nie wymaga to wcale spędzenia życia pod drzewem medytując. W zasadzie niczego nie wymaga za wyjątkiem przeniesienia się z przestrzeni umysłu do przestrzeni serca.
Następuje to niejako automatycznie w momencie gdy dobrowolnie i świadomie zaprzestajemy produkcji własnych myśli.
Produkcja myśli jest naszym wyborem, nie koniecznością.
To my jesteśmy szefem produkcji i właścicielem firmy. 😉
Dopiero gdy wyłączymy maszynerię produkującą myśli, czyli nasz umysł, tego naszego „wewnętrznego gadułę” – możemy przenieść się do przestrzeni ciszy, wykąpać się w kojących wodach czystej świadomości i doświadczyć stanu błogości, radości i nieopisanego spokoju.
Gdy uciszymy umysł dowodzenie przejmuje bowiem serce.
W tym momencie pojawia się stan, który Frank Kinslow określił jako eufouczucie (eufelling, skrót od euforic feeling, euforyczne uczucie) które może przybrać rozmaite barwy.
Najczęściej jako błogość, radość, wdzięczność, wszechogarniające umiłowanie wszelkiego stworzenia i nieopisany spokój.
Jest to tak kojące, że daje odprężenie lepsze niż najgłębszy sen. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy pierwszy raz je poczułam. 🙂
To tak jakby godzinami wył za oknem alarm w czyimś samochodzie albo jazgotało głośno radio u sąsiada i nagle ktoś przyjdzie i to wyłączy: doznajemy nieopisanego uczucia ulgi, o niczym w tym momencie nie „myślimy”, jedynie czujemy coś niezwykle pięknego, jakbyśmy w tej sekundzie wskoczyli w całkowicie inną rzeczywistość, pozbawioną tego jazgotu i wycia, a wypełnioną błogością, radością i poczuciem olbrzymiej wdzięczności i miłości.
Tak można właśnie z grubsza porównać to uczucie – gdy z przestrzeni gadatliwego umysłu przenosimy się do cichej przestrzeni serca.
Czy wiecie, że pole magnetyczne ludzkiego serca jest ok. 5000 razy silniejsze niż pole magnetyczne mózgu? Jak donosi Institute of Heartmath, organizacja pozarządowa zajmująca się badaniami nad oddziaływaniem aktywności serca i jego powiązaniem z mózgiem – pole magnetyczne serca jest mierzalne nawet w odległości kilku metrów od ciała.
Zmienia się ono razem z naszymi emocjami.
Nic zatem dziwnego, że badacze, którzy monitorują pole magnetyczne Ziemi zobaczyli coś dziwnego na wykresach w dniu 11 września 2001 roku (dzień ataku na World Trade Center w Nowym Jorku), kiedy to cały świat ogarnęło przerażenie, szok i jednocześnie ogrom współczucia: wykres pola magnetycznego Ziemi nagle w niezwykły sposób wystrzelił w górę.
To co myślimy (lub NIE myślimy) ma wpływ na to co czujemy, a to co czujemy ma jak się wydaje wpływ nawet na pole magnetyczne planety na której mieszkamy.
Tak potężne są nasze serca 🙂
(źródło: https://www.glcoherence.org/monitoring-system/about-system.html)
Skąd przyjdzie Twoja następna myśl?
Czy kiedykolwiek zadaliście sobie pytanie „skąd się biorą myśli?”.
No właśnie: myśli sobie płyną, ale skąd one przychodzą?
Gdy postaramy się przez chwilę uważnie obserwować nasze myśli (tak zwyczajnie, bez oceniania, niech sobie po prostu będą, a my je sobie będziemy tak z ciekawości obserwować jak one sobie płyną) i zadamy sobie pytanie „skąd przyjdzie moja następna myśl?” to ze zdumieniem stwierdzimy, że… znikąd!
Z pustki, z niebytu, z nicości.
Im uważniej przyglądamy się (bez osądu) naszym myślom, im je dłużej obserwujemy, tym bardziej cichną i rozpływają się w tej nicości, pozostawiając po sobie uczucie prawdziwego błogostanu i spokoju – to jest właśnie stan, który Frank Kinslow określił jako „eufouczucie”.
Stajesz się świadomym świadomości. Czujesz wtedy (wewnętrznie „wiesz”), że z Twoim światem jest wszystko w porządku.
Znak rozpoznawczy: buzia rozpływa się w bezwiednym uśmiechu. 🙂
Eufouczucia w przeciwieństwie do „zwykłych” uczuć (takich jak złość, smutek, duma) nie mają „powodu” aby zaistnieć, nie są jednym słowem niczym uwarunkowane, ponieważ nie są wytworami umysłu.
One po prostu zawsze są.
Istnieją bezwarunkowo i bez przyczyny, ponieważ powstają bezpośrednio w czystej świadomości i z niej wypływają.
Spokój na przykład istnieje zawsze. Podobnie bezwarunkowa (uniwersalna) miłość (ale nie w sensie „miłości sentymentalnej”, przedstawianej w literaturze czy środkach masowego przekazu, lecz w sensie umiłowania wszystkiego co jest) czy wdzięczność (za wszystko co jest) i radość (z wszystkiego co jest!).
Eufouczucia są jak słońce, które przecież zawsze jest, choć może być dzisiaj przykryte przez chmury, a jutro nie, ale zawsze jest.
I przecież nikt co do tego nie ma wątpliwości i nie potrzebujemy „badań naukowych” aby o tym wiedzieć.
Początkowe próby obserwacji myśli dla nowicjusza mogą się wydawać nieco trudne (szczególnie gdy jesteśmy całe życie przyzwyczajeni do nieustannego „szumu informacyjnego” produkowanego przez nasz własny umysł).
Chwile kojącej ciszy (zaobserwowanej przerwy pomiędzy jedną myślą a drugą) będą z początku trwać może zaledwie ułamek sekundy, ale potem gdy nabierzemy wprawy będą się z biegiem czasu wydłużać.
Warto więc ćwiczyć się w obserwacji i wykonywać ją możliwie często w ciągu całego dnia.
Po pewnym czasie uważność jakby „wejdzie nam w krew” i stanie się naszą drugą naturą.
Nie będzie więc już (tak jak może być na początku) potrzeby specjalnych do tego warunków (zamknięte oczy, cichy pokój, skupienie itp.), lecz będziemy mogli doświadczać Eufouczucia w każdej chwili, nawet stojąc w korku, robiąc zakupy czy bawiąc się z psem.
Ćwiczenie praktyczne
Jak zastosować w praktyce opisywaną w książce Franka Kinslowa metodę? Oto jak opisał jej stosowanie użytkownik:
„Mam np. do rozwiązania jakiś problem. Nie analizuję problemu, nie zgłębiam go intelektem itd. Po prostu siadam, odprężam się i obserwuję swoje myśli związane z tym problemem. Nie zmieniam ich, nie tłumię ich. Po prostu obserwuję. Gdy się pojawi chęć zmiany tych myśli, obserwuję tę chęć.
Gdy pojawi się jakaś inna myśl, obserwuję tą inną myśl. Nie muszę określać intencji, bo intencja jest znana. Obserwuję tak myśli, one sobie są, obserwuję je dalej, pozwalam im być, istnieć, odprężam się samoistnie jeszcze bardziej, obserwuję dalej myśli, emocje itd. Obserwuję wszystko to, co pojawia się w mojej świadomości. Gdy pojawia się chęć zmiany tego, co pojawia się w mojej świadomości, też to obserwuję, bo to też są myśli. I tak dalej.
W pewnym momencie zaczyna mi się robić przyjemnie, błogo. Jest mi tak przyjemnie, że problem, który chciałem rozwiązać, staje się nieistotny, przestaje mnie interesować, jego ważność spada praktycznie do zera. Obserwuję wtedy tą błogość. I tak sobie trwam w tej błogości, obserwuję ją. Gdy uwaga znowu zostanie skierowana na jakieś myśli, czy coś innego, obserwuję to, nie walczę z tym. Po pewnym czasie znowu moja uwaga powraca do błogości i wtedy ją obserwuję.
I w pewnym momencie zaczynają pojawiać się samoistnie różne wglądy, pomysły itd. związane z problemem, który chciałem rozwiązać. I mnóstwo energii, która pcha do działania. Ma się wrażenie, jakby się było w jakimś strumieniu, w którym wszystko się samo dzieje. Trudno usiedzieć i opierać się takiemu strumieniowi. Nawet, gdy stawia się temu opór, jest to tak silne, że samo ciało zaczyna działać. A jak się już zacznie działać, realizować te pomysły, wszystko dzieje się samoistnie, lekko, łatwo.
Najważniejsza jest obserwacja myśli i dojście do momentu, gdy zaczniemy czuć błogość, i problem, który chcieliśmy rozwiązać staje się nieistotny. Jeżeli jeszcze problem jest dla nas ważny, dalej obserwujemy myśli. Gdy zaczniemy czuć błogość, obserwujemy ją. Trwamy w niej. Gdy pojawią się znowu myśli, obserwujemy je. I tak dalej.
Jeśli chodzi o uzdrawianie stosuje się tę metodę podobnie. Ja to robię tak, że dotykam osobę lekko, obserwuję swoje myśli, to, co pojawia się w mojej świadomości. W pewnym momencie problem staje się dla mnie nieistotny, czyli uzdrowienie itd. Pojawia się błogość, obserwuję ją, trwam w niej.
Myślę, że istotą całej metody jest to, że poprzez obserwację myśli uwalniamy się w końcu od ingerencji ego w rzeczywistość, w to, co się dzieje. Nic nie staramy się naprawiać, uzdrawiać itd. Jeżeli pojawi się chęć uzdrawiania, naprawy, obserwujemy to, te myśli. W pewnym momencie dochodzimy do błogości. Problem staje się nieistotny, nieważny. Jego ważność spada do zera. Trwamy w błogości.”
Jeśli więc kiedykolwiek dopadnie nas kryzys (jakiś stres, niepokój, lęk itd.) to wiedzmy, że mamy w rękach potężną broń: naszą własną świadomość.
Zmieniając optykę i oglądając rzecz w innym świetle (tu się przypomina takie powiedzonko: „nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”) możemy każdą przeszkodę czy porażkę widzieć jako wielki dar i wielką szansę, a nie jako zagrożenie.
Gdy dodatkowo przestaniemy naklejać etykietki (osądzać, pożądać itd.) to doświadczamy spokoju i kwestie odczuwane wcześniej jako „problematyczne” tracą swoje znaczenie i tracą tym samym panowanie nad nami.
Spontaniczne uzdrowienia dzięki świadomości
Powróćmy na chwilę do Mapy Świadomości dra Hawkinsa.
Na oryginalnym diagramie w języku angielskim widnieje taka mała uwaga przy poziomie 540 (Radość czyli uczucie, które pojawia się w momencie gdy nasze serce jest wypełnione miłością bezwarunkową – umiłowaniem wszelkiego stworzenia). Ta uwaga brzmi: Spontaneous Healing (spontaniczne uzdrowienie).
W istocie, na tym poziomie świadomości zachodzą rzeczy niezwykłe, takie jak spontaniczne uzdrowienia.
Nie tylko uzdrowienie szwankującego ciała (ale również, bowiem wszyscy wiemy jak nasze myśli i uczucia mają wpływ na funkcjonowanie ciała, czego przykładem są choćby słynne „motyle w brzuchu” gdy np. mamy tremę czy w ogóle gdy ogarnia nas strach) ale i uzdrowienie emocjonalne i duchowe.
Osoby nastawione sceptycznie mogą mieć wątpliwości: ta cała metoda to nic innego jak placebo!
No cóż, być może, ale jak dotąd nie mamy najbledszego nawet pojęcia jak (a przede wszystkim dlaczego) działa placebo i nikt tego nie bada i pewnie badał na wszelki wypadek dłuuugo nie będzie.
Po co badać wpływ ludzkiej świadomości na proces uzdrawiania skoro leki tak dobrze się (póki co!) sprzedają? 😉
Uniwersalne czy religijne?
Czy metoda dra F. Kinslowa (i pokrewne metody innych autorów) albo książki Eckharta Tolle mają jakiś podtekst religijny?
Absolutnie nie – osoba każdego wyznania może je przeczytać i zastosować w swoim codziennym życiu nie czując się przy tym urażona (jeśli chodzi o uczucia religijne).
To są prawdy uniwersalne.
I tak naprawdę każdy system religijny zawiera ziarenko tych prawd.
Nie na darmo jest taka stara zasada: jeśli jako człowiek nie możesz poradzić sobie z jakąś sprawą, oddaj ją Bogu.
Jednym słowem zamiast walczyć – poddaj się (wejdź w przestrzeń serca) i uwierz, że to o co prosisz (Twoja intencja) już de facto zostało spełnione, a na pewno spełnione zostanie: wszechświat (Bóg, Najwyższy, Stwórca, Źródło Wszystkiego Co Jest – jaka nazwa Tobie pasuje taka każda jest dobra) zna rozwiązanie na każdy „problem” (w istocie „problem” to jedynie etykietka przyklejona przez nasz gadatliwy umysł).
Walka to siła, a poddanie (paradoksalnie!) to moc.
Ci co chodzą do kościoła pewnie słyszeli pieśń „Oddaj brzemię Jezusowi” i słyszeli czytanie „Wszelką troskę swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie” (1P 5,7)” lub „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie” (Prz 3,5), a także uczyli się na lekcjach religii, iż „jesteśmy dziećmi Bożymi stworzonymi na obraz i podobieństwo” (nie oznacza to jednak, że człowiek może powiedzieć „jestem Bogiem” jak chciałyby to widzieć np. nurty typu New Age: jeśli jesteś dzieckiem swoich Rodziców, to nie jesteś nimi, chociaż nosisz ich nazwisko i fizycznie masz w sobie nawet ich materiał genetyczny).
Ci co natomiast nie chodzą do kościoła czy nawet „nie wierzą w Boga” (bo przecież nauka nie może jego istnienia udowodnić, podobnie jak istnienia duszy, więc pewnie są to jakieś głupie zabobony zmyślone przez ludzi), nie muszą wcale nawet zmieniać swoich przekonań.
Wszechświat nie dba o nasze przekonania (w sensie takim, że nie potrzebuje ich do swojego istnienia, czy to chodzi o rzeczy widzialne, niewidzialne czy „chwilowo niewidzialne” gdy nie mamy narzędzi by je zobaczyć), więc nawet jeśli „nie wierzysz” i jesteś najbardziej zatwardziałym sceptykiem na tej planecie – to i tak będzie działać dokładnie tak jak ma działać.
Bo po prostu tak działa i już. 🙂
Nie masz nic do stracenia, a jedynie do zyskania – po prostu wypróbuj i doświadcz.
Jeszcze takie dwie ciekawostki do przemyślenia odnośnie kryzysu i odnośnie światła.
Wyobraźmy sobie ciemny pokój, w którym chwilowo zgasło światło (np. przepaliła się żarówka).
Wystarczy jednak przynieść tam już najmniejsze nawet źródło światła (choćby nawet i pojedynczą zapaloną zapałkę) aby ciemny pokój rozświetlić.
Nie można jednak tego zrobić w drugą stronę: do jasnego pokoju obojętnie ile zgaszonych zapałek (czyli jakby „źródeł ciemności”) byśmy nie wnieśli – pokój przez to nie stanie się ani trochę bardziej ciemny.
Bo światło jest zawsze (moc), a ciemność jedynie bywa (siła).
Człowiek, który duchem jest jak ten jasny, wypełniony światłem pokój – nie odczuje lęku ani stresu gdy do jego życia wkradnie się jakiś cień.
Moc zawsze zwycięża siłę.
I o tym właśnie nauczali najwięksi duchowi nauczyciele jacy stąpali po tej planecie, o tym piszą też święte księgi wszystkich wyznań.
A kryzys?
W języku chińskim słowo „kryzys” składa się z dwóch znaków (wei-ji), z których pierwszy oznacza „niebezpieczeństwo, zagrożenie”, a drugi można zinterpretować jako „punkt przełomowy” (czy jak wolą niektórzy „szansa, okazja”).
Bądźcie więc zdrowi, szczęśliwi i… niech moc zawsze będzie z Wami! 🙂
P.S. Przygotowałam też nowy artykuł o tym jakie są naturalne sposoby na nerwy – znajdziesz tam listę skutecznych metod jak substancje odżywcze, zioła oraz olejki eteryczne. Przeczytaj koniecznie jeśli cierpisz na lęki, stres, niepokój lub bezsenność.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Alchemia Kobiecości napisał(a):
Pamiętam okres, w którym też czytałam tego typu książki: Tolle, DeMello, Ken Wilber. Sporo mi dały, ale nigdy do końca nie uwierzyłam w teorię, że człowiek może zbawić się sam.
Dla mnie, jako osoby wierzącej, wchodzenie na wyższe poziomy świadomości wiąże się z interwencją i łaską Kogoś znacznie większego. Oczywiście, własny wysiłek i odkrywanie pewnych rzeczy jest bardzo ważne, ale mi osobiście wydaje się niewystarczające. Podoba mi się to, jak rozsądnie pokazałaś rozwój świadomości w kontekście religii i wiary.
Jeszcze pytanie do Ciebie na marginesie. Co sądzisz o książkach typu „Potęga podświadomości” i „Sekret”? Znasz, czytałaś? Mówią o bardzo podobnych rzeczach ale, jak dla mnie w dużym uproszczeniu, są dosyć płytkie. I przez to mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Marlena napisał(a):
Tak, zgadza się. Właśnie o to chodzi, o ten fakt Kogoś znacznie większego. Gdy wzrasta nasz poziom świadomości tym bardziej odczuwamy Jego kochającą obecność. Książki o których wspominasz czytałam, są rzeczywiście dosyć płytkie, lecz mogą być w jakiś sposób użyteczne dla początkującego.
Kat napisał(a):
Wstep ciekawy, natomiast cala reszta jest, w mojej opinii dosc naiwna.
Zbytnie uproszczenie tematu, i niestety znam go nazbyt dobrze jak i zywe przyklady osob ktore na takich nowomodnych hip medytacyjnych trendach pograzyly sie zyciowo naprawde powaznie a skutki ich negowania rzeczywistosci beda bardzo dlugofalowe.
Emocje zarowno te dobre i zle sa nieunikniona czescia zycia. I kazdy psycholog powie ci ze nieumiejetnosc glebokiego przezywania smutku leku etc (czyli tych negatywnych emocji ktore nowe hip trendy polecaja wyeliminowac), tudziez takie odcinanie sie od wlasnych emocji bedzie mialo zawsze drastyczne skutki psychiczne.
Polecam zamiast jakis pseudo wizjonerow ksiazki o psychologii czlowieka. Nie sa moze takie hip i nie zapewniaja wielkiego oswiecenia i wiecznego szczescia, nie sa tez proste i mile do czytania, ale za to sa prawdziwe i oparte na badaniach.
Marlena napisał(a):
Kat, nie chodzi o „negowanie rzeczywistości”, chyba nie zrozumiałaś o czym tu piszę. Przeżywanie głębokich emocji jest częścią naszego człowieczeństwa i wcale nie chodzi o to by je wyeliminować lub się od nich odcinać. Chodzi o to jedynie, by umieć je obserwować, by być świadomym tych emocji (bez oceniania ich) i tego co za sobą niosą.
Posiadanie natomiast świadomości przez człowieka nie jest ani „hip” ani „nowomodne”, skoro piszą o tym święte księgi tak stare jak Wedy (umowne daty powstawania Wed to 1500-500 r. p.n.e.) i wszystkie późniejsze (Tora, księgi Tao, Biblia, Koran). Drastyczne skutki psychiczne ma raczej uciekanie od swojej świadomości i oddanie się na posługi własnego umysłu, który robi z nami co mu się żywnie podoba: przykleja etykietki, ocenia, osądza, lubi, nie lubi, roztrząsa wydarzenia przeszłe bolejąc nad nimi, każe nam „znieczulać” nasze pain-body („ciało bolesne”) alkoholem, grami komputerowymi, telewizją, seksem, hazardem, zakupami, przemocą w stosunku do bliźniego itd. Ci co pisali Wedy nie potrzebowali aby te Święte Księgi były „oparte na badaniach” aby być prawdziwe w opisywaniu praw rządzących wszechświatem, a tak się składa, że do dzisiaj nauka sobie nie poradziła ze zjawiskiem naszej świadomości i wiele zjawisk dotyczących ludzkiej świadomości pozostaje „niewyjaśnialnych” naukowo czy psychologicznie.
Master of Science napisał(a):
Wow, coś jak 1588 stronicowa książka „Jak uczynić życie prostszym” LOL
Czytelniczki kochane,
Malo kto wie, a wie m.in. Dr Lawrence Wilson co jest powodem wszelkich napiec, stresow, niepokojow i depresji. Zaburzona rownowaga chemiczno-mineralna organizmu.
Potrzeba nam zwlaszcza dwoch rzeczy:
1) rownowagi cynku do miedzi (8:1)
2) dobrej ilosci neuroprzekaznikow: serotoniny oraz GABA.
Nadmiar miedzi prowadzi do rozdraznienia, gonitwy mysli, po prostu neurony strzelaja impulsami za duzo i za czesto. Cala aktywnosc mozgu to reakcje miedzy miedzia a weglem. Tylko z tego powstawac moze elektrycznosc (kazdy doktor lub profesor od tych spraw potwierdzi).
Miedzi jest za duzo, bo ludzie zra czekolade, orzechy oraz tak wychwalane owoce. Owoce maja fatalna relacje miedzi do cynku!
Najgorsza ma wino, owoce tropikalne.
Czym sie karmi dzieci teraz? Masz synusiu jabluszko, winogronko, czekoladke lub orzeszka. A moze byc tak wodorosta, jogurt naturalny lub warzywo? Eee, niedobre.
Alkohol rowniez wyplukuje cynk a jest przeciez w naszym kraju tak lubiany i kochany 😉 Kto to widzial bez alko zyc?
Serotonina. Tu sa dwa czynniki: swiatlo oraz kwestia białek.
Polnoc europy jest strasznie deficytowa w swiatlo sloneczne, ludzie haruja w ciemnych wnetrzach. Wiadomo.
Ale jeszcze wazniejszy jest nadmiar spozywanego bialka polaczony z brakiem wysilku fiz. Dlaczego? Ano, serotonina powstaje tylko z tryptofanu. Ktory jest akurat malutkim aminokwasem i nie przedostanie sie do mozgu jesli we krwi jest za duzo innych duzych aminokwasow.
Wiec co robic? Albo zrec mniej bialka, albo duzo cwiczyc, wtedy te bialka ida do miesni.
Oto i macie odpowiedz dlaczego po silowni lub biegach jestesmy happy.
Z kolei do syntezy GABA potrzeba witaminy B6. Niestety, przy powszechnym uwielbieniu cukru, papierosach, alkoholu oraz kawy – witamin B jest tyle co kot wyplakal.
Nie bedzie zatem niczego: zadnego budulca dobrego nastroju.
Jedyna metoda jest dieta bogata w cynk, uboga w miedz i cukier.
A taka jest: 70-80% gotowane warzywa, reszta po polowie dobre mieso (rybki, indyk, baranina) i dobre weglowodany tzn ryz, kasze, owies.
Ale taka dieta jest wielce nudna i nie rekompensuje smuty, ktora wiekszosc nas niestety nosi. Ludzie na poludniu sa biedniejsi niz my, ale nie tacy smutni. Dochodzimy wiec do wniosku – praprzyczyna psych. problemow jest niedobor swiatla. Mozemy miec super diete, cwiczyc, miec duzo pieniedzy ale niech ktos sprobuje chociaz na 7 dni zyc w zupelnej ciemnicy. I to by bylo na tyle.
Marlena napisał(a):
Teoria Wilsona ciekawa, aczkolwiek… nie wyobrażam sobie funkcjonowania mojego ciała jedynie na pokarmach przetworzonych termicznie – jednak surowego pokarmu też potrzebujemy, także owoców, które mają swoje zalety i cenne substancje niewystępujące nigdzie indziej (np. barwniki w ciemnych jagodach chroniące nas przed rakiem). Co do „niedoboru światła” to o witaminie D pisałam w poprzednich artykułach. Nie tyle światła nam brakuje, ile witaminy D: światłoterapia pomaga czasami, zaś uzupełnienie niedoboru witaminy D – zawsze.
Master of Science napisał(a):
Marleno,
Romantyczne podejscie, powiedzialbym.
Niestety, owoce wspolczesne, nie takie same jak tysiace czy setki lat temu. Sa duzo wieksze i o wiele bardziej slodkie- bogate we fruktoze. Ostaly sie tylko cytryny , shisandra jako kwasne.
Reszta jest cholernie slodka i w tym wlasnie jest problem.
Podobnie ryby- kiedys super zdrowe jedzenie, teraz skazone rtecia.
A stosunki miedzyludzkie, stresy? Kiedys bylo o WIELE mniej problemow, zazdrosci, komplikacji, pokus materialnych, mediow, prawnikow, lekarzy 😉
W obecnych czasach trzeba meeeeega uwazac aby nie dac sie drugiemu za przeproszeniem wydy……
Co widac na przykladzie ruskich czy izrealitow, swiat jest obecnie ogromnie niebezpieczny.
Nawet rzekomi zbawcy zdrowia ludzkosci,jak np. David Wolfe- trzeba tez bardzo uwazac co oni glosza, bo np. peany na czesc owocow i kakao , sa moim zdaniem szkodliwe.
Marlena napisał(a):
Moim zdaniem wpadanie w paranoję z powodu fruktozy w owocach jest nieuzasadnione. Fruktoza jedzona łyżeczką z torebki nie jest OK, ale ta zawarta naturalnie w owocach jest tam od wieki wieków i na wieki tam zostanie raczej nie szkodząc nikomu (nie mam przy tym wiedzy czy naprawdę zawartością fruktozy owoce dzisiejsze różnią się od dawniejszych – jeśli dysponujesz badaniami to będę wdzięczna za ich przedstawienie).
A stosunki międzyludzkie są dokładnie takie jaki jest poziom świadomości uczestników tych stosunków. Jeśli ktoś wychodzi z założenia, że wszyscy są oszustami i bandytami, to będzie notorycznie trafiał na nich. Nawet jak będą to całkowicie uczciwi i porządni ludzie. Świat będzie na tyle „niebezpieczny” na ile pozwolisz mu być takim.
Odnośnie zaś „zbawców ludzkości” to nie poszukujmy ich na siłę na zewnątrz, a wszystko będzie tak dobrze jak ma być 🙂
zagatka napisał(a):
A co z ziemniakami i zbożami. Przecież stworzyła je Matka Natura, a surowych ziemniaków jeść się nie da, a i zboże jest bezużyteczne na surowo 😉 Ja tam myślę, ze gotowanie pewnych rzeczy jest potrzebne, ważne, żeby zachować dobre proporcje i bazować na surowych warzywach z dodatkiem owoców 🙂
Marlena napisał(a):
Właśnie dlatego zboża czy ziemniaki nie powinny stanowić podstawy diety, a jedynie dodatek.
salu napisał(a):
Myślę, że to emocje dają tylko moc, a wiara daje siłę. Nie wiem, czy to błędne tłumaczenie, ale akurat pojęcia „siła” i „moc” używa się w ich odwrotnym znaczeniu, niż tutaj przedstawiono.
Bogdanverde napisał(a):
Często z powodu stresu wpadamy w panikę i nie jesteśmy w stanie wykonać najłatwiejszych zadań. Istnieje kilka podstawowych metod na pokonanie stresu uważam, że każdy coś dla siebie znajdzie.
Moim zdaniem wszystko zależy od człowieka, jednym uda się z czasem pokonać stres inni nie będą wstanie zrobić tego nigdy, tacy już jesteśmy,
Anai napisał(a):
„lubię to!” 🙂
Beata napisał(a):
Dziękuję Ci za ten artykuł 🙂
Misia napisał(a):
Niestety nie potrafię obserwować swoich myśli… Głos w mojej głowie nie chce się zamknąć 🙁 Jak to ćwiczyć?
Marlena napisał(a):
Obserwuj pasywnie ten strumień myśli, przychodzą i odchodzą, przychodzą następne itd. I tak sobie płyną i niech sobie płyną… Następnie zadaj sobie w myślach to pytanie: „skąd przyjdzie moja następna myśl?” – zauważysz rodzaj przerwy pomiędzy zadanym pytaniem a następną myślą. Możesz zadawać sobie w myślach kolejne podobne pytania np. „jakiego koloru będzie moja kolejna myśl?” albo „ile czasu minie zanim pojawi się kolejna myśl?” i zawsze zauważysz taką małą przerwę pomiędzy zadanym pytaniem a następną myślą.
Co było w tej przerwie? Co takiego się działo? Czego byłaś świadoma podczas trwania tej przerwy? Byłaś świadoma… niczego. 😉 Ciszy po prostu, spokoju niezakłóconego myślami ani żadną „formą”. Po prostu byłaś. Jeśli więc ktoś powie, że potrzeba całych lat przebywania z mnichami w Tybecie by oczyścić umysł z myśli to właśnie dowiodłaś sama na sobie czegoś wręcz przeciwnego: w ciągu kilkunastu sekund jesteś w stanie posiadać całkowicie czysty umysł. Każdy to potrafi, nawet jeśli to będą na początku jedynie krótkie przebłyski 🙂
Następnym razem obserwuj te przerwy, te momenty bycia czystą świadomością. Z biegiem czasu będą się one wydłużać.
Inka napisał(a):
Parę razy osiągnęłam te kilkunastosekundowe przerwy między myślami. I za każdym razem czułam niepokój i miałam wrażenie jakbym zaczynała się dusić. Aż ciężko mi było oddychać. Czy to normalna reakcja? Nie umiem jej zinterpretować.
Marlena napisał(a):
Gdy utożsamiamy myślenie=życie, a nie-myślenie=nie-życie (czego oddychanie jest zewnętrzną oznaką) to fizyczne objawy tego typu mogą się pojawić: pojawia się niepokój bo do tej pory z naszym znajomym „szumem informacyjnym” czuliśmy się jakby bezpiecznie, a tu nagle taka cisza 🙂
Kat napisał(a):
Problem z tymi filozofiami jest taki ze one zabieraja ludziom chec samodoskonalenia, rozwoju, a przede wszystkim, znieczulaja na sygnaly wlasnego ciala (nasze mysli to emocje, a emocje to sygnaly ciala).
Dobrze opisuje to ten art. https://mindfulconstruct.com/2011/02/04/17-ways-mindfulness-meditation-can-cause-you-emotional-harm/
Warto sie troche nad tym zastanowic. Tak jak juz pisalam, takie myslenie jest bardzo naiwne.
Marlena napisał(a):
Zgadzam się z autorem artykułu („It all depends on how you use the tool”). Świadoma obecność nie jest wypychaniem emocji gdzieś w kosmiczną przestrzeń (aby tylko się ich chwilowo pozbyć). Nie służy jako „zastrzyk znieczulający” (wręcz przeciwnie), nie ma też na celu „zabicia ego” (które w gruncie rzeczy jest cudowną rzeczą gdy wiemy jak z niej korzystać), ani „szukania guru” czy też „dążenia do oświecenia” (cokolwiek miałoby to nie znaczyć).
L napisał(a):
GENIALNY ARTYKUŁ 🙂
prezio napisał(a):
Jak to nie przetworzone warzywa. A gotowanie ziemniaków to nie przetwarzanie.
A takie z ogniska chyba też. Po coś człowiek ten ogień opanował i wykorzystał.
A taki zabity słoń na surowo? Po rożnie smaczniejszy.
Marlena napisał(a):
Zwróć uwagę, że to co możemy jeść na surowo jest de facto najcenniejsze dla nas. Ziemniaki nie są pokarmem jakoś wybitnie cennym odżywczo, choć są bardzo sycące (pierwsze miejsce w Indeksie Sytości). Gęstsze odżywczo od ziemniaków są bataty. Co do zabitego słonia z rożna to nie wypowiem się, bo nigdy nie próbowałam. Na surowo też nie. 😛
Agnieszka napisał(a):
To jest najbardziej niesamowity reportaż jaki napisałaś!!! Dzieło sztuki !!! Tak właśnie się czuję czasami, ( trochę jak ” dziwak” ) inna niż wszyscy i taka szczęśliwa. Pozdrawiam Aga
Gosia napisał(a):
Bardzo mi się ten artykuł podoba. Szkoda tylko, że mam kłopot z niemyśleniem. Idę na spacer i spróbuję poćwiczyć:)
Daniel napisał(a):
Polecam „Potęga podświadomości” Joseph Murphy i samego autora krzewiciela pozytywnego myslenia
Automator napisał(a):
Długi i wyczerpujący temat artykuł czekam na kolejne takie.
zuza napisał(a):
mnie stres czesto wykancza, niestety moja praca taka jest a nie inna, pomaga mi rower, no i destresan noc, bo niestety przez stres mialam klopoty ze snem
Zdrowa żywność napisał(a):
Polecam dobrą książkę „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” Dale Carnegie. Pisana praktycznie na samych przykładach z życia z analizą. Dzięki temu książka nie nakazuje bezpośrednio a pomaga sobie uświadomić wiele problemowych spraw.
Tajiresu napisał(a):
Dziękuję za artykuł, otworzył mi oczy i pomógł podjąć decyzję aby popracować nad sobą i swoim spokojem, bo nad stresem w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zapanować w zderzeniu z dzisiejszym światem. O tym wszystkim wiedziałam lub czytałam już wcześniej ale teraz dopiero dotarło do mnie, że to już czas i pora zająć się sobą i poznaniem swojej Świadomości. Cisza w umyśle to jedyny sposób na osiągnięcie równowagi i wyższego stanu świadomości. Brak radości życia jest jak choroba, której chciałabym się pozbyć i tego życzę każdemu :).
eM napisał(a):
Wiele rzeczy, o których piszesz w artykule udało mi się samej zaobserwować. Wiem, że siła myśli jest wielka. Problem tkwi w wytrwałości, aby kontynuować pozytywne myślenie przez dłuższy czas i nie poddawać się chwilom zwątpienia. Czy masz może na to (konsekwencję i wytrwałość) sposób? 😉
PS. Ciekawa strona 🙂
Marlena napisał(a):
Owszem jest taki sposób: stworzyć sobie nawyk. Stworzenie nawyku zajmuje jakieś 2-3 tygodnie. Tak jak nawykowo myjemy ręce przed opuszczeniem toalety. Nie myślimy o tym, że „tak trzeba”, lecz robimy to nawykowo, bezwiednie. Podobnie z myślami pełnymi negatywizmu: nawykowo kierujemy po pewnym czasie tego typu myśli na przeciwne tory i dzieje się to automatycznie, ponieważ stało się nawykiem.
Firia napisał(a):
Świetny artykuł, wchodząc na stronę nie spodziewałem się tak długiego opracowania.
Zgadzam się z wieloma rzeczami zawartymi w tym wpisie, aczkolwiek uważam, że w dorosłym życiu nie da się żyć bezstresowo. Stres każdego dotyka przynajmniej w pewnym stopniu, a to zbyt małe zarobki, a to zbyt dużo pracy itd. Powody naszego zestresowania można mnożyć prawie w nieskończoność, niestety.
Devachan napisał(a):
Hm…Potęgę Podświadomości przeczytałam daaawno,ale jakoś nie umiałam z niej korzystać krążąc po niższych poziomach emocjonalnych,ale jak już wszystko przegadałam i wypłakałam, jakoś się powoli zaczęło rozjaśniać – notabene, po „Sekrecie” – bo zaczęłam jakby na siłę myśleć pozytywnie, odpychać negatywne uczucia, które (jak się temu przyjrzałam) sama tworzyłam w oparciu o „gdybanie” skierowane do przyszłości, zamartwianie się na zapas… Doświadczyłam fizycznych zdarzeń wygenerowanych przez pozytywne myślenie, wdzięczność i gadanie do swojego Anioła – jakby się to komu głupie nie wydawało – działa, i to jak…nawet jeśli chodzi o takie „przypadki” jak pasmo zielonych świateł czy miejsce parkingowe jeśli się spieszyłam, az po prezenty (drobiazgi, miłe czyjeś zachowanie, pomoc zaoferowana) czy wielkie pozytywne wydarzenia przy załatwianiu spraw pozornie „nie do zrobienia”… owszem, zdarzają się dni „niemocy” i jakies chwile dłuższe czy krótsze gorszych myśli czy samopoczucia – doświadczyłam bolesnie jak można wygenerować negatywne zdarzenia uczepiając się złej myśli i rozwijając ją gdybaniem w oparciu o własne lęki czy ograniczenia… chyba każdy musi sam dojrzeć do tego, i aż mnie boli jak widzę umęczenie mojej najlepszej przyjaciólki -ma nerwicę i stany lękowe, które sama sobie wkręca – ale nie da się komuś niczego wytłumaczyc na siłę – właśnie dlatego, że na siłę nic się nie da zrobić z dobrym efektem jak wyżej Marleno napisałaś…
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje <3
Marlena napisał(a):
To ja Tobie z całego serca dziękuję, Devachan <3
Z przyjemnością przeczytałam Twój komentarz i dorzucę coś od siebie: cała ta witryna NIE powstałaby gdybym nie zaczęła oprócz zmian w fizycznym wymiarze rzeczywistości (jak dieta itd.) dbać i czynić zmiany w stosunku również do tego co mi w sercu gra i co myślę: o sobie, o innych, o świecie całym (wszechświecie) i prawach jakimi się rządzi, o Najwyższym z którym wystarczająco długo byłam "pokłócona" (na własne życzenie), o tym po co w ogóle pojawiłam się tutaj, po co jestem i jaki to ma sens. Cała nasza sfera duchowa, sfera uczuć, myśli i emocji gdy ulega zmianie - zmienia się także nasza rzeczywistość w fizycznym wymiarze. Dokładnie tak jak opisujesz - od codziennych drobiazgów aż po naprawdę ważne rzeczy. Doświadczam tego podobnie jak Ty - każdego dnia.
P.S. Uściskaj przyjaciółkę!
owsianka napisał(a):
dobry, tekst, dużo zrozumiałam,na pewno zastosuję w swoim życiu pewne uwagi.
Dorota K. napisał(a):
Witam serdecznie:)
Marleno, czytam często Twoje artykuły. Dzięki nim moje życie jest o wiele bogatsze 🙂 Dziękuję 🙂
To niezwykłe, że mój partner, akurat minionej nocy, tuż przed zaśnięciem opisywał mi skalę od „odrętwienia do oświecenia”, a dzisiaj czytam ten artykuł 🙂
A trafiłam na niego niemal przypadkiem, ponieważ wcześniej zainteresował mnie Twój wpis o naturalnych środkach czystości 🙂
Mam szczęście od kilku miesięcy być z partnerem, który jest notorycznie szczęśliwy 🙂 Zwrócił mi uwagę na to, że nie zawsze tak miał. Pewnego dnia uświadomił sobie, że może i chce to zmienić. Duży wpływ na to miał kurs vipassany.
Jeszcze w nim nie uczestniczyłam, ale książka i film na ten temat oraz audycja w radiu (Szczerotok- Tomasza Raczka) zbliżają mnie mocno do decyzji by z niego skorzystać.
Zwykle, gdy coś mocno mi „zalegało” szukałam lektury lub nagrania, które pomogły mi wyciszyć emocje. Przypominały mi, kto tu rządzi 🙂 Ekhart Tolle bardzo mi pomógł 🙂
Nie mniej, jeszcze każdego dnia potrafi zaskoczyć mnie niespodziewany gniew, z powodu jakiegoś drobiazgu, który czasami hamuje we mnie wszelką chęć działania i dosłownie mnie kładzie (uciekam w sen).
Dlatego drążąc dalej temat szczęścia, uznałam, że zgoda na to co jest, obserwacja siebie i działanie to kierunek, który należy obrać.
W tym celu istotne jest wyeliminowanie REagowania, wyciszenie miotających emocjami głosów- myśli w głowie, o czym piszesz. To trzeba ćwiczyć, żeby weszło w nawyk, o czym również wspominasz 🙂
Widzę jak małymi krokami jestem bliżej wewnętrznej harmonii, czego wszystkim życzę 🙂
Ściskam 🙂
Dorota
Ola napisał(a):
Prawdziwą wewnętrzną harmonię daje Bóg. Sami w sytuacjach kryzysowych i nawet takich zwykłych codziennych nie jesteśmy w stanie sobie pomóc, bo jesteśmy słabi. Ukierunkowywanie własnych myśli na odpowiedni tor jest „pozornym” szczęściem. Jeśli nie oddamy stresów, problemów, lęków itp. Temu, który je już za nas pokonał nigdy tak prawdziwie się od nich nie uwolnimy. Mogą wrócić nawet spotęgowane. Polecam Biblię i modlitwę – sukces gwarantowany!!!:)
Marlena napisał(a):
Olu, dokładnie o tym pisałam, cytuję: „Ci co chodzą do kościoła pewnie słyszeli pieśń „Oddaj brzemię Jezusowi” i słyszeli czytanie „Wszelką troskę swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie” (1P 5,7)” lub „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie” (Prz 3,5), a także uczyli się na lekcjach religii, iż „jesteśmy dziećmi Bożymi stworzonymi na obraz i podobieństwo”
Musimy WYŁĄCZYĆ rozum, nasz gadatliwy umysł – by połączyć się ze ŹRÓDŁEM (wszystkiego co jest). Gdy tego nie zrobimy będzie to trudne. Nie wystarczy klepać pacierze jak robot ani czytać sobie bezmyślnie Biblię (Koran, Wedy, Torę – w zależności od kultury) nie rozumiejąc wiele z przekazu. Zwróć uwagę na „zaufaj Panu z całego serca” – nie rozumu, nie umysłu ale SERCA. Gdy będziesz używał rozumu, rozmyślał, rozkminiał – nic z tego nie będzie. Pole serca jest polem Źródła i linią połączenia – możesz sobie wtedy utworzyć z Najwyższym swój własny „hot-line” poprzez pole serca – nigdy nie rozumu i umysłu.
Nie jest zatem powiedziane „rozmyślaj ile wlezie jaki to Bóg jest fajny i gdzie on teraz jest”. Tylko jest konkretna wskazówka (znajdziemy ją w każdej świętej księdze tak na marginesie): szukaj w sercu, zaufaj sercem, odczuj Jego miłość sercem – uwierz, poddaj się, odczuj spokój i radość, a wszystko czego ci potrzeba będzie ci dane. Zaufanie nie jest nigdy kwestią rozumu – zawsze jest kwestią serca. Bezmyślne klepanie pacierzy nic nie da. POCZUJ SERCEM – to jest klucz. Stąd rodzi się pełne zaufanie. Czyli wiara. Gdy Jezus uzdrawiał pytał „czy wierzysz?” – nie pytał „jak myślisz, i czy myślisz, że uda mi się ciebie uzdrowić?”. Wiara jest bowiem kwestią serca. Nie umysłu! Rozum (umysł) może podpowiadać różne rzeczy, ale gdy przemawia serce to my po prostu WIEMY – bardziej niż „wiemy” cokolwiek rozumem, bo CZUJEMY. I wtedy wierzymy i ufamy – w pełni, kompletnie, bezwarunkowo (warunki tylko umysł stawia, serce – nigdy). I wtedy właśnie dzieją się cuda. Jak Jezus powiedział – cuda większe niż on sam robi. Każdy z nas może je robić 🙂 Tajemnica? Cytuję: „Nie polegaj na rozumie”! 😉
Mało kto tego doświadczać umie, bo uwolnić się od panowania umysłu i całkowicie przejść do pola serca nie jest łatwo – szczególnie w naszej cywilizacji obecnej, tak bardzo na umysł nakierowanej i umysł wielbiącej (nauka, badania, dokonania człowieka, rozwój cywilizacji, „myślę, więc jestem” itd.).
JACK napisał(a):
szczerze mowiac nie interesuje sie za bardzo teoriami roznych psychologow, ale od mometu nawrocenia, czyli powrotu do Matki Kosciola Katolickiego, pozwalm Bogu na to aby pomogl mi zmieniac to co zle na lepsze i abym stawal sie najlepsza wersja siebie w odniesieniu do innych ludzi i Boga. Jezus uleczyl mnie z kilku powaznych nalogow i w krotkim czasie stalem sie czlowiekiem wolnym, pogodnym, szczesliwym, radosnym i tak dalej. Kultywujac codzienna relacje z Bogiem spotykam Ojca, Jezusa, Ducha Swietego jako pojedyncze osoby Boskie jak rowniez jako Boga Jedynego, ktory jest Miloscia. To spotkanie na poziomie codziennosci w m=ojej swiadomosci rodzi potrzebe relacji, ktora z kolei rodzi potrzebe bycia lepszym pod wszystkimi wzgledami.
W tej wlasnie reacji osobowej z Bogiem w modlitwie czy Komuni Swietej doswiadczam, raczej na codzien tej blogosci i uczucia wolnosci, o ktorej tu pisalas na podstawie odkryc niektorych autorow.
Bog jest dostepny dla kazdego kto chce Go odkryc we wlasnym sercu i dac Mu tam krolowac, poniewaz Krolestwo Niebieskie to przede wszystkim Krolestwo zawarte w sercu czlowieka i tylko na tym poziomie mozemy spotkac sie z Bogiem. Takie spotkanie rodzi piekno, blogosc, ulge w cierpieniu, pomoc w chorobie lub innych troskach a w wyzszym stanie swiadomosci uwalnia od leku przed smiercia lub choroba, poniewaz nie jestesmy juz uzaleznieni od cial, mysli lub wyobrazni, a jedynie zaczynamy sobie zdawac sprawe z faktu, ze w Bogu bedziemy zyc wiecznie i to w niewyobrazalnie glebszy sposob. Nasza nawet najglebsza swiadomosc tutaj nie stanowi 1/1000000000 czesci prawdziwej swiadomosci zycia w Bogu i obietnic zwiazanych z zyciem wiecznym.
Jezusa Chrystusa trzeba doswiadczyc, a to moze kazdy czlowiek, ktory zechce Go zaprosic do wlasnego zycia, a szcegolnie tego polamanego, poranionego zycia, bo On jest specjalista od przemieniania zla w dobro.
Dawca zycia, moze dac zycie w pelni. Mnie spotkal Jezus na dnie mego zycia uwiklanego w roznych nalogach z rodzina w rozsypce. Wszystko to uzdrowil i przemienil w stosunkowo niedlugim czasie. Niektore uleczenia lub uwolnienia byly calkowite i natychmiastowe, a nad niektorymi musialem duzo pracowac. Szcescie nasze ukryte jest w osobowej relacji z Bogiem.
Mysle, ze Marlena o tym wie i chce to przekazac jakby w politycznie poprawny sposob, ale ja swiadcze wlasnym spotkaniem z zywym Bogiem. Mamy w KK wielki SKARB, Boga ukrytego pod postacia chleba, upokozonego dla swoich dzieci, czekajacego w kazdej chwili dnia i nocy.
Warto dac Mu szanse, wstapic do pustego kosciola kilka razy w tygodniu na 5 minut i poprostu byc, dac Mu szanse, bo naprawde nie mamy nic do stracenia, a zyskac mozemy wiecznosc szczesliwa.
jacek g.
Tes napisał(a):
Pani Marleno, pozwolę sobie tu opisać moją małą historyjkę. Jak to określisz, co to może być, i może masz jakiś pomysł jak się tego pozbyć.
To się zazyna w mojej głowie. Pomyślę np o kimś, kto sprawił mi dużo przykrości, o czymś, co powinnam już dawno zrobić, albo, że o czymś zapomniałam. Jakaś przelotna myśl, kiedy mój mąż wyprzedza jakiś samochód, myślę, że może zaraz będziemy mieć wyadek. Wyobraźnia podsuwa jakiś czarny scenariusz. Myśli tego typu, nagłe, w bardzo rużnych chwilach dnia. Odczuwam jakby coś z mojego brzucha się uwalniało i promieniuje do głowy, a także w dół brzucha. Odczuwam, że muszę wziąć głęboki wdech, to mnie uspokaja, i jest ode mnie niezależne, ale często swiadomie biorę głębsze wdechy. Odczuwam to jako stres. I wydaje mi się, że ma na mnie zły wpływ. Przeżywam te stany od ok 2 miesięcy.
Może ma Pani jakiś pomysł. Hormony stresu czy coś innego? Powinnam zacząć pić melisę?
Marlena napisał(a):
Spróbuj – melisa, dziurawiec, dobra B-complex o dużej mocy (typu stress-free formula).
Anai napisał(a):
Proponowałabym sprawdzić tarczycę. TSH nie powinno przekraczać 1,5
dwent napisał(a):
Dlaczego ludzie coraz czesciej udaja sie do psychologow, psychiatrow i trafiaja do placowek dla osob z chorobami psychicznymi? Pomijajac zywnosc, ktora z roku na rok jest bardziej przetwarzana i tym samym siegamy po coraz mniej odzywcze jedzenie, pozbawione witamin i zwiazkow LUDZIE ODCHODZA OD NAJWIEKSZEJ WARTOSCI, CZYLI BOGA na wlasne zyczenie.
Dwa czynniki najbardziej „rujnuja” psychike: brak przebaczenia (krzywd, slow itp. doznanych od innych) oraz poczucie winy.
W obu przypadkach moglaby pomoc wiara, ale…niestety ludzie coraz bardziej odchodza od kosciola, nietylko w Polsce, ale i za granica. Tam czesto koscioly (jako budynki) sa zamykane lub zamieniane w hotele, restauracje, muzea i podobne obiekty.
A szkoda… ja doswiadczylam duzo DOBREGO dzieki nawroceniu, m.in. rzucilam palenie, pozbylam sie kilku zlych nalogow i przyzwyczajen podczas 1 pojedynczych katolickich rekolekcji w odnowie w duchu swietym. odbylo sie to w trybie NATYCHMIASTOWYM za sprawa modlitwy 1 ksiedza.
Pozniej za sprawa dobrej literatury religijnej, mszy swietych, modlitwy rozancowej, uczestnictwa w spotkaniach modlitewnych, czuwaniu na piesniach oraz za sprawa spotykania sie z uczestnikami takich grup- juz prywatnie poza kosciolem i salkami nauczylam sie kochac wszystkich ludzi, wybaczac im, majac przy tym zdrowy dystans, akceptowac siebie.
DOZNALAM UZDROWIENIA WEWNETRZNEGO, czyli pogodzenia sie z roznymi przykrymi sprawami z dziecinstwa i pozniejszych lat.
Rowniez oprocz „pogodzenia sie z przeszloscia”, wybaczeniu sobie i innym nauczylam sie zyc bez obawy o PRZYSZLOSC i po prostu ufam Bogu calkowicie. Ufam mu, poniewaz jest mi z tym dobrze i wiem, z roznych cytatow biblijnych ze wlasnie On tak nam kaze. W tym polozeniu wierze, ze zawsze mimo pewnych przeszkod, problemow, moze i cierpien po drodze zawsze mi sie uda dotrzec w dobre miejsce.
Co najwazniejsze ja czuje sie zawsze kochana, akceptowana, doceniana i wiem, ze tak bedzie zawsze bez wzgledu na moj wyglad, stan posiadania czy na to, czy mam teraz 30 lat czy kiedys za drugie tyle …
Z BOGIEM JEST MI NA PRAWDE DOBRZE
P.S. Polecam wszystkm udzial w rekolekcjach z Ojcem Manjackalem
https://www.jmanjackal.net/pol/pol.htm
lub odbywajace sie 2 razy w miesiacu spotkania wraz z msza sw. z Ojcem Danielem w Czestochowie
mimj.pl
Marlena napisał(a):
Zgadza się, kościoły to tylko miejsce (instytucje jak kto woli), nie są niezbędnym warunkiem aby poczuć jedność z Najwyższym: wielu czuje stałe z Nim połączenie (tu i teraz) bez względu na to czy znajdują się w miejscu o nazwie „kościół” czy w jakimkolwiek innym. I to właśnie oni nie mają jakoś nigdy problemów z depresją 🙂
dwent napisał(a):
Choc na wielu mszach o uzdrowienie lub zwyczajnych mszach w kosciolach dzieja sie cuda i to wlasnie tam wielu wychodzi wlasnie z drepresji, innych chorob zarowno psychicznych jak i fizycznych. Pozdrawiam, Pani Marleno. Wchodze na ta strone regularnie, jest to swietne miejsce, gdzie ma sie pod reka tyle tematow dotyczacych dbania o zdowie wlasne i rodziny. Pełna kompetencja! Wszystkiego dobrego.
Angela napisał(a):
Super artykuł 🙂 W pełni podzielam zdanie Autorki. I Dziekuję serdecznie:-)
Od dawna zajmuję się świadomoscią (którą de facto my sami jesteśmy w swej prawdziwej Istocie) i przyznaję, że to co zostało tu napisane jest Prawdą, ale żeby móc ją pojąć wpierw trzeba odkryć tę Czystą Świadomość w sobie. Niestety większość ludzi nawet nie wie, czym ona jest…
Marlena napisał(a):
Tak, Angelo, a szczególnie, że współczesna rzeczywistość obfituje w rozmaite ogłupiacze: telewizja, komórki, gry, fejsbuki i takie tam. Wszystko po to, abyśmy czasami za bardzo nie zaczęli odkrywać, że jesteśmy tym, czym jesteśmy. Gdy umysł jest czymś zajęty Czysta Świadomość zostaje zepchnięta w cień, i o to chyba twórcom ogłupiaczy właśnie chodzi. Kiedy przeciętny Kowalski wyłączy telewizor, zabierzesz mu grę i komórkę, to on zaczyna „się nudzić” – taki tryb istnienia nie jest mu znany i wydaje się groźny, on zna tylko tryb „robienia czegoś” i „myślenia o czymś”. Nic nie-robienie czy nie-myślenie (jak określiłby to dr Joe Dispenza „tryb tworzenia” zamiast „trybu przetrwania”) zwyczajnie nie mieści mu się w głowie – nie wie nawet, że coś takiego istnieje, nigdy tego nie doświadczył, tego nie uczą przecież w szkołach 😉
Angela napisał(a):
Dokładnie! i W ten sposób ludzie pogrążeni są w uśpieniu, z którego ciężko ich wybudzić. A jak ktoś to próbuje ich wybudzić, to zostanie skrzyczany, a nawet wyzwany.
fanka zielonej herbaty napisał(a):
To moj ulubiony post ze wszystkich do tej pory przeczytanych 🙂
Cudownie ujete prawdy oczywiste, o ktorych istnieniu dzis juz malo kto wie. Dobrze, ze sa ludzie zajmujacy sie zglebianiem ludzkiej swiadomosci, jej potencjalu i jej mocy. Dziekuje, ze to wszystko napisalas.
MR napisał(a):
Witam serdecznie. Przeczytałam Pani artykuł z dużym zainteresowaniem . Mam świadomość mocy naszego umysłu tylko nie mogę zrozumieć dlaczego nasz mózg ciągle nas oklamuje, czemu tworzy myśli które są dla nas destrukcyjne, czasem mam wrażenie że nawet gdy śpimy nasz mózg bombarduje nas negatywnymi myślami. Często budzę się rano z uczuciem lęku którego źródła i przyczyny nie znam. Jak obserwować nasze myśli bez udziału emocji kiedy powodują one różne emocje przeważnie negatywne bez udziału naszej świadomości. Myśli tak jak Pani pisała biorą się z nikąd bez ostrzeżenia. Jadę samochodem uśmiechnięta zadowolona i nagle moja głowa mówi że mam dosyć że nie chcę takiego życia. Dlaczego te myśli mają taką siłę że przebijają się nawet przez uczucie szczęścia i radości? ?? Jak sobie z nimi radzić? ??
Marlena napisał(a):
Myśli mogą się pojawiać i niech się pojawiają – skoro mamy coś takiego jak umysł (fabryczkę myśli) to rzecz jasna będą się pojawiać. Niektórzy jednak przy tym tak bardzo wierzą w każdą wyprodukowaną przez własny umysł myśl, że przez większość czasu nie żyją w TU I TERAZ. To umysł rządzi nimi, a nie oni zarządzają swoim umysłem i jego wytworami. Natomiast nie we wszystkie myśli musimy zaraz wierzyć! Niektóre z nich to zwykłe buble. Warto uważnie obserwować co produkuje nasz umysł: buble? Odrzućmy je, bo nie nadają się do niczego. To my w końcu jesteśmy tutaj szefami produkcji i kontrolerami jakości 😉 Polecam książkę dra neurobiologii Joe Dispenza „Wymień umysł na lepszy model”: badacze stwierdzili, że wystarczy kilka tygodni pracy nad sobą, aby stworzyć w mózgu całkiem nowe połączenia i pozbyć się starych destrukcyjnych nawyków myślowych. Dr Dispenza pisze jak to zrobić 😉
Na lęki ponadto pomocna może być suplementacja witaminami B-complex oraz magnezem i oczywiście jednoczesne odstawienie cukru i alkoholu.
Marlena napisał(a):
Eckhart ma prawo do swojego punktu widzenia, jednak mnie bardziej przekonują słowa innego Mistrza: „Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”.
Obserwatorka napisał(a):
Poziom oświecenie nie osiągnął tylko Jezus, Budda, … tylko wiele Osób. Z Jezusem w wielu sprawach się nie zgodzę. Z Buddą – również. Wchodzą w sferę „nie wiem”. Mówiąc o koncepcji Boga albo o reinkarnacji….
Nie odróżniają „wiem” od „nie wiem” ich koncepcje są różne. 🙂
Oświecenia nie da nie rozpoznać. I nie prawdą jest, ze nie jest to nie wysłowione. Prawdą jest, ze po prostu JEST. 🙂
Obserwatorka napisał(a):
Dodam jeszcze, że pojęcie Boga jest zbędne.
W Rzeczywistości jest po prostu Wszytsko Co Jest, a próba nazwania tego, czy opowadania czym to jest – wynika z niezrozumienia i nieświadomości.
To co jest to częściowo widać, wiele można poczuć i doznać, ale warto rozumieć, że jest takie miejsce, na które odpowiedź jest „nie wiem”.
Wiem, że Wszystko Co Jest /Wszechświat/Żródło/Moc jest, ale nie wiem czym to jest. 🙂
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Bardzo dobrze, że nie wiesz. Gdybyś wiedziała postradałabyś zmysły, ponieważ ludzki umysł zamknięty w mózgoczaszce na pewno nie pojmie całej struktury wszechświata (co nie znaczy, że nie jest nam dane radować się bogactwem stworzenia tu na tej planecie). Na ludzki rozum najbardziej podoba mi się ta oto definicja Boga (stworzona na podstawie siedmiu cech, jakimi można go/jego dzieła określić – przedstawione w ograniczonym barierą naszego umysłu ludzkim języku – w/g Wayne’a Dyera):
1. Bóg jest Życiem
2. Bóg jest Prawdą
3. Bóg jest Miłością
4. Bóg jest Inteligencją
5. Bóg jest Duszą
6. Bóg jest Duchem
7. Bóg jest Zasadą (porządkującą).
Ogólnie jednak nie prowadzę tutaj bloga poświęconego duchowości, więc darujmy sobie wszelkie dalsze rozważania. Przeglądając bloga (Twojego): przed Tobą jeszcze wiele pracy. Najłatwiej powiedzieć „nie zgadzam się” oraz „nie wiem”. Ja już ten etap mam za sobą: już teraz wiem (nawet nie „wierzę”, tylko po prostu wiem – czyli ufam 100%), bo… doświadczyłam i nawet znam przyczyny dlaczego tak się stało to i to. 😉
Marlena napisał(a):
Sfera „nie wiem” jest tylko wytworem Twojego umysłu, przepełnionego lękiem. Umysł zaś pozostając w cielesnej klatce nie może pojąć wszystkiego – bo jest cielesny. Stąd wynika projekcja Twojego umysłu („nie zgadzam się”, „nie wiem”).
Zarówno Budda jak i potem Jezus mają w nosie wszelkie „koncepcje”- ich język jest językiem serca/duszy, a nie umysłu (ograniczonego przez pudełko cielesne). Stąd Jezus na przykład posługiwał się przypowieściami („kto ma uszy niechaj słucha”).
Henryk napisał(a):
Dziękuję Marlenko⚘za ten wspaniały artykuł, w którym CUDownie udało Ci się poukładać b. istotną Wiedzę dotyczącą samoRozwoju oraz dogłębnego wglądu w siebie.
Polecam z czystym💖Wszystkim, na różnych etapach Ich Drogi Życiowej..
Pozdrawiam świetliście i z bezwarunkową Miłością🕊NAMASTE🌻
Marlena napisał(a):
Henryku, to ja Tobie dziękuję za to, że przyszedłeś na moją witrynę i zostawiłeś swój komentarz. Pozdrawiam z miłością wzajemnie 🙂 ❤️
Rafał napisał(a):
Hej Marlena,
Uprzejmie donoszę, że fragment 'metody Synchronizacji Kwantowej (QE, Quantum Entrainment)’ jest źle podlinkowany.
Pozdrowienia 🙂
Rafał
Marlena napisał(a):
Dziękuję za sygnał, link został poprawiony. Pozdrowienia wzajemnie! 🙂
majka napisał(a):
Kiedy dopada mnie stres, to staram się wyciszyć się aktywnie, czyli, idę na siłownię albo pobiegać, a jak to nie pomaga, to zawsze skutecznie mnie wycisza [WYMODEROWANO].
Magdalena napisał(a):
Dziękuję bardzo .