Produkty pełnoziarniste uważane są za tzw. „zdrowsze” niż tradycyjne białe. Pełnoziarnisty chleb, pełnoziarnisty makaron czy brązowy ryż są w istocie zdrowsze posiadając więcej składników odżywczych i błonnik.
Jednak napis „pełnoziarnisty” daje ludziom poczucie bezpieczeństwa i usypia czujność.
A poza tym przecież piramida żywieniowa… itd..
Czy warto jadać codziennie produkty pełnoziarniste, jakie warto i ile?
Produkty zbożowe wszelkiego typu, nawet i pełnoziarniste należy zjadać z dużym umiarkowaniem.
Nie potrzebujemy wcale olbrzymich ilości pieczywa, makaronu i ryżu przy każdym posiłku i nie jest mądre czynienie za swoją podstawę odżywiania produktów zbożowych.
Podstawą powinny być produkty alkalizujące (jarzyny i owoce), zaś pełnoziarniste produkty zbożowe tylko jako niewielki dodatek.
Przyjmujcie zasadę, że jeśli macie wybór pomiędzy produktami zbożowymi pełnoziarnistymi, a tradycyjnym9 (z białej, oczyszczonej mąki) – wybieramy produkty pełnoziarniste.
Jeśli jednak mamy wybór pomiędzy produktem pełnoziarnistym, a porcją świeżych warzyw – wybierzmy zawsze warzywa.
Nasz organizm będzie nam za to wdzięczny.
? [Aktualizacja styczeń 2016] wchodzi w życie nowa piramida żywieniowa, która (w końcu!) umiejscowiła warzywa i owoce na pierwszym miejscu zamiast produktów zbożowych!
Dlaczego produkty zbożowe trzeba jeść z umiarkowaniem?
Problem z produktami pełnoziarnistymi polega na tym, że w łusce ziarna zawarte są fityny. W fityny bogate są zatem wszelkie mąki razowe (ziarna zmielone razem z łuską) oraz otręby.
Kwas fitowy wiąże w organizmie ważne minerały jak np. żelazo, cynk ale (i tu uwaga) również wapń i magnez – te dwa ostatnie minerały są alkalizujące.
Spożywanie dużych ilości otrębów lub pełnoziarnistego chlebka powoduje, że fityny „kradną” nam niejako nasze alkalizujące minerały tworząc przy tym nierozpuszczalne sole, co może z biegiem czasu spowodować niedobory tych pierwiastków.
Oczywiście małe ilości fityn krzywdy nam nie czynią, wręcz przeciwnie – działają korzystnie dla zdrowia i są niezbędne. Natomiast w dużej ilości związki te uznawane są za substancje antyodżywcze.
Chleb drożdżowy czy na zakwasie?
Począwszy od średniowiecza upowszechnił się zwyczaj pieczenia chleba na drożdżach, dzięki któremu – jak uważają niektórzy – od razu zaczęły wzrastać zachorowania na krzywicę, anemię i osteoporozę.
Sęk bowiem w tym, że fermentacja drożdżowa nie neutralizuje fityn (w przeciwieństwie do naturalnej fermentacji zakwasu piekarskiego).
Taki chleb pełnoziarnisty upieczony na drożdżach to dla organizmu nie lada wyzwanie.
Podczas trawienia zostają pochłonięte duże ilości cennych alkalizujących minerałów. Otręby i wszelka żywność pełnoziarnista zawierają owszem wiele minerałów i witamin, które są jednak dosyć słabo przyswajalne przez człowieka.
Stwierdzenie „jesteś tym co jesz” jest prawdziwe jedynie w połowie. Tak naprawdę jesteś tym, co przyswajasz!
A jeśli chleb na zakwasie to na jakim?
Sama fityna występuje w wielu różnych nasionach lecz okazjonalne spożywanie pożywienia zwierającego fityny nie powinno wpływać negatywnie na zdrowie, raczej wręcz przeciwnie: jak już wspomniałam potrzebujemy niewielkich ilości tych związków dla zdrowotności.
Jedynie czasochłonna naturalna fermentacja zakwasu piekarskiego rozkłada substancje antyodżywcze i uwalnia związki pożyteczne dla zdrowia m.in o działaniu antybiotycznym (fitoaleksyny, nizyna itp.).
W handlu możemy spotkać „chleb na zakwasie” lecz nigdy nie wiemy tak naprawdę w jakiej technologii został wykonany.
Być może użyto sztucznego zakwasu dzięki którym cały proces pieczenia i rośnięcia zabiera dużo mniej czasu, chleb zawsze wychodzi idealny a samo przygotowanie zakwasu nie jest nawet konieczne – mieszankę dosypuje się do mąki i gotowe.
Problem w tym, że sztuczny zakwas owszem daje co prawda chlebkowi ten charakterystyczny smak i zapach, natomiast absolutnie nie ma właściwości neutralizowania szkodliwych fityn!
Wyhodowanie naturalnie sfermentowanego zakwasu w normalnych warunkach zabiera zaś kilka dni. Potem przed włożeniem do pieca chleb na naturalnym zakwasie musi też rosnąć kilka godzin, a który piekarz ma na to dzisiaj czas?
Czasu nie ma, bo produkować trzeba szybko, natomiast za napis na metce „chleb na zakwasie” można od razu żądać dwa razy więcej pieniędzy, prawda?
Zrób to sam!
Chleb na zakwasie stał się „modny” bo jest zdrowszy. I faktycznie tak jest!
Pod warunkiem, że został wyprodukowany na zakwasie naturalnym, co jest niestety czasochłonne. W przeciwnym razie taki fałszywy chleb na zakwasie przypomina ogórki kwaszone, które w smaku są jak kiszone, lecz nie posiadają żadnych walorów odżywczych naturalnie ukiszonych ogórków, zostały bowiem ukwaszone chemikaliami a nie w procesie naturalnej fermentacji.
Tak samo chleb na sztucznym zakwasie w smaku jest jak chleb na prawdziwym zakwasie, ale żadnych jego właściwości zdrowotnych nie posiada. Przykro mi, ale natury nie da się oszukać. Kubki smakowe tak.
Zatem polecam: nie dajmy się robić w bambuko, bo „zdrowe produkty pełnoziarniste” to dzisiaj kolejny mit do kolekcji (chyba że chleb na prawdziwym zakwasie upieczemy w domu sami).
Aha, i nigdy nie kupujemy ogórków kwaszonych. Tylko kiszone (lub znowu kisimy sami w domu). Smutne trochę to wszystko, ale właśnie w takich parszywych czasach żyjemy.

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Lucyna napisał(a):
Bardzo ciekawy blog, nie zgodzę się jednak z autorką w sprawie pieczywa pełnoziarnistego. Polecam przeczytanie książek o makrobiotyce np. Georges Oshawa MAKROBIOTYKA ZEN, pozdrawiam Lucy
Marlena napisał(a):
Makrobiotyka z tego co wiem popiera WHOLEFOODS (czyli nieprzetworzone i zgodne z naturą produkty) i w tym się zgadzam. Co do zbóż to kwestia gustu – ja wolę profilaktycznie trzymać pH na poziomie możliwie zasadowym aby się jakaś gadzina nie przyplątała 😉 a to zapewniają TYLKO warzywa i owoce, zboża już nie. W zamian polecam przeczytać dzieło Dr Roberta O. Young’a „Ph Miracle” (Cud pH).
AB napisał(a):
Pani Marleno, w jaki sposób bada Pani swoje pH?
Marlena napisał(a):
Odpowiedziałam już szczegółowo na to zapytanie w komentarzach gdy pytała dianawas. Używamy pasków lakmusowych.
Marlena napisał(a):
„Od razu” nie zauważyłam, pomiary z danego dnia robimy dnia następnego rano i wyciągamy wnioski. Nazywają się paski (czasem papierki) wskaźnikowe (czasem lakmusowe), kupisz w sklepie z odczynnikami chemicznymi lub na Allegro, do badania moczu najlepsze będą te mające przedział 6,4-8. Badania są miarodajne jak najbardziej i nie trzeba mierzyć w ciągu dnia, ponieważ w ciągu dnia mamy kilkadziesiąt zmiennych wpływających na pH moczu, trudno byłoby je wszystkie wziąć pod uwagę. Mocz mierzymy poranny ze środkowego strumienia, po min. 6-godzinnym wypoczynku. Po resztę szczegółów zapraszam na wykład Dra Rusella Jaffe: https://www.youtube.com/watch?v=yOZo0-vC93I
ronia91 napisał(a):
Mam pytanie, czy jest możliwe, żeby pH było niższe niż 5,5? Bo kupiłam te paski (tylko inne, niż te polecane i ich kolor był jaśniejszy niż w tej tabelce. Chyba że kupiłam złe albo jakoś źle to mierzę :/
Marlena napisał(a):
Możliwe. Niektórzy mają pH nawet poniżej 5. Alkalizuj się, dziewczyno! Więcej warzywek, szczególnie zielonolistnych na surowo 😉
ronia91 napisał(a):
Problem w tym, że jem bardzo dużo warzyw i owoców :/
Marlena napisał(a):
To nie wiem – może jesz zbyt dużo białka, zbyt mało się nawadniasz, może bierzesz jakieś leki, suplementy itd. które zakwaszają mocz. Niestety nie jestem lekarzem, więc w celu diagnozy radziłabym skonsultować się ze specjalistą.
ronia91 napisał(a):
Biore tylko Asparaginian, to jest magnez i potas w tabletce. Pije 1,5 do 2 litrów dziennie. Teraz mierzę to pH i po każdym jedzeniu mam taki niski :/ Wyczytałam gdzieś, że pH śliny rano też można zmierzyć. I dzis wyszło mi 6,5 i już tego nie ogarniam 🙂 Chleba też nie jadłam. Ale dziś zjadłam dwa nurofeny, bo mam okres – może to mieć jakiś wpływ? A jak radzisz wizyte u lekarza, to mam sobie badania zrobić, czy co jej powiedzieć?
Hania napisał(a):
Na szczęście nie przepadam za makaronami, a chleba jadam niewiele i to tylko domowego wypieku na własnym zakwasie.
Bardzo fajna strona, żebym tylko jeszcze potrafiła wszystko o czym mowa w prowadzić w życie 🙂
Pozdrawiam!
Betty napisał(a):
Ciekawe , że G. Oshawa żył tylko 73 lata. Czy nie powinno to wzbudzic naszych podejrzeń? jego wspaniała dieta nie pozwolila mu dożyc nawet osiemdziesiątki…
agalona napisał(a):
przeczytalam ten b ciekawy artykol 2x. zrozumialam (chyba;) ), ze ziarna zakwaszaja, CHYBA ZE, chyba ze sie je 'udobrucha’ domowym sposobem, robiac w domu typowy kilkudniowy chleb na zakwasie z wszelkimi czasochlonnymi trikami typu rosniecie itd (ja wlasnie jestem na dniu nr 4, po 2 dniowym czytaniu strony o pieczeniu chleb.info.pl), z maki pelnoziarnistej, wtedyz to juz nam ziarna nie szkodza/nie kwasza i mozna sie nim napawac na sniadanko bez szkody?
dziekuje z gory za odpowiedz dla tego gloniastego pytania 🙂
aga
Marlena napisał(a):
Nie. Chodzi o to, że w osłonie ziaren znajdują się antyodżywcze fityny. Są one neutralizowane podczas naturalnej fermentacji zakwasu. Dlatego chleba nie powinno się spożywać byle jakiego. To, że pisze „pełnoziarnisty” nie znaczy, że jest zaraz zdrowy- wszystko zależy od technologii produkcji. Pełnoziarnisty na drożdżach to nie to samo co ten sam ale na naturalnym (nie sztucznym piekarskim sproszkowanym) zakwasie. Jeśli chodzi o wpływ wszelkiego pieczywa na nasze pH to jak mi się wydaje wszelkie wypieki będą mieć oddziaływanie zakwaszające na ustrój, nawet te na naturalnym zakwasie.
kaszana napisał(a):
a co z ziarnami pszenicy np na kielki albo z Rejuvelac bardzo polecany podobno .Pozdrowienia bardzo lubie was czytac .
Marlena napisał(a):
Proces kiełkowania neutralizuje fityny i budzi do życia enzymy. Można też zrobić ze skiełkowanego ziarna chleb witariański tzw. esseński, nie jest on pieczony lecz suszony w temp. nie wyższej niż 50 stopni przez ok. pół doby.
dianawas napisał(a):
skąd wiesz że ph ci skacze po kromce chleba? nie latasz przecież za każdym razem do labu? są na to jakieś domowe sposoby?
Marlena napisał(a):
Kto by tam miał czas latać do labu, Diano 😉 Kupiłam w chemicznym sklepie paski lakmusowe o przedziale pH 6,4-8 i mierzyłam z czystej ciekawości, zapisując sobie co wrzucam do swojego wnętrza, czy mam stresy i ile się ruszam (metoda polecana przez Dra Cousensa i innych). Przyjmuje się, że miarodajny jest pomiar porannego moczu ze środkowego strumienia. Gdy jesteś w danym momencie alkaliczna to organizm wydala nadmiar pierwiastków alkalicznych i pasek barwi się na zielono (7-7,2), czasem nawet na niebiesko (7,5-7,7). Gdy masz za mało tych pierwiastków to pasek zostaje żółty (6,4) ew. robi się ledwie seledynowy (6,7) czyli nie masz w sobie zbyt dużo alkalizujących pierwiastków do wydalenia, poziom kwasowości organizmu wzrósł. Do czegoś organizm potrzebował zapas alkalicznych pierwiastków i go zużył, nie było więc nadmiaru i nie było co wydalać, należy uzupełnić teraz te pierwiastki zmianą w menu. Tak to mniej więcej działa. Oczywiście do pasków dołączona jest skala do odczytu pH z dokładnością co 0,2-0,3 stopnia. Kosztują kilka-kilkanaście zł, w opakowaniu jest 100 szt. Warto sobie poeksperymentować i poznać reakcje swojego ciała, co staje się nie tylko fascynujące ale i daje wiele do myślenia oraz motywuje do zmian. Potem już na pamięć wiemy co nam służy, na co możemy sobie pozwolić, a czego się wystrzegać.
dianawas napisał(a):
A widzisz, na to bym nie wpadła ! Dzięki wielkie za oświecenie i nieustające inspiracje! Też se takie paseczki, a co:)
dianawas napisał(a):
miało być: też se takie paseczki kupię. z wrażenia połknęłam 🙂
katarzyna napisał(a):
całe życie mojej babci, dziadka pradziadka i prababci podstawą żywienia był domowy chleb na zakwasie, babcia ma 90 lat, dziadek umarł w wieku 87, pradziadek mając 97, prababcia 95, była kompletnie zdrowa przez przypadek wbiła sobie widły przy przerzucaniu siana (95 lat!) i dostała gangreny, nie dała uciąć nogi i zmarła, podstawa żywieniowa to był chleb, nawet 3 razy dziennie, więc po co te bajeczki i badania, powiedzmy sobie prawdę, po nic, mamy zrujnowane środowisko i dlatego tyle bolączek na świecie, a nie jakieś tam produkty, warzywka z supermarketu się nie czepię bo tam siedzi cała tablica Mendelejewa niestety, wolę własny chlebuś z mlekiem kupionym od znajomej posiadającej krowę oraz jej domowymi jajeczkami, sądzę, że będę zdrowsza i dłużej pożyję, niż ci którzy faszerują się warzywkami i owockami ze sklepów (a tak jada większość wegetarian, bo ekologiczne produkty są drogie).
Marlena napisał(a):
Chleb razowy, na zakwasie, pieczony w domu nie ma sobie równych. Dla mnie jest jedyną dopuszczalną formą pieczywa (mój ulubiony to orkiszowy, z dużą ilością pestek dyni i słonecznika). Natomiast co do warzyw z supermarketu to dopóki nie są napromieniowane (szczególnie te jadące do nas z daleka, z drugiej półkuli na przykład) to sam oprysk nie stanowi problemu. Wyjaśniłam jak się go pozbyć w artykule https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Lepiej zjadać warzywka ze sklepu niż żadne. 🙂 A najlepiej rzecz jasna kiedy tylko mamy możliwość- hodowane bez chemii.
Asia napisał(a):
Super strona i świetny artykuł. Mam pytanie dotyczące otrebow, jem je codziennie na śniadanie myśląc ze super zdrowe, czy jest jakiś sposób zeby je zneutralizować tak jak chleb czy po prostu przestać jeść sporadycznie ?
Pozdrowienia.
Marlena napisał(a):
Witaj, Asiu! Otręby same w sobie są średnio zdrowe o ile nie zostały przetrawione fermentacją. Od czasu do czasu można je jadać, ale pamiętajmy o wspomnianych związkach antyodżywczych jakie w sobie mają. Te związki neutralizuje jedynie naturalna fermentacja. Moim zdaniem dużo lepiej czerpać błonnik z innych bardziej wartościowych źródeł, np. do porannych płatków czy owsianki zamiast otrębów dodać zmielone siemię lniane (ma bardzo dużo, bo aż 27 g błonnika zarówno rozpuszczalnego jak i nierozpuszczalnego na każde 100 g, do tego Omega-3, antyoksydacyjne lignany itd.).
asia napisał(a):
Dziekuje bardzo Marleno,
zaraz sprawdze czy moge zakupic ksiazke przez paypal.
piszac pierwszy komentarz mialam zacme mozgowa. ( jestem 2 tydzien na diecie sokowej i niestety mozg nie funkcjonuje tak jak nalezy) mialam na mysl platki owsiane a nie otreby… otrebow na szczescie nie jem. takze ciesze sie ze otreby sa zdrowe i moge je nadal codziennie zajadac. pozdrwowienia i dziekuje za super strone z masa interesujacych artykulow i komentarzy !!!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Asiu, płatność dotarła. Pozdrawiam wzajemnie bardzo gorąco, dużo zdrowia życzę i ślę serdeczności!
Bartek napisał(a):
wytłumaczysz proszę różnicę ogórków kwaszonych i kiszonych oraz jak kupować te kiszone jeśli kupuje się na wagę a nie w opakowaniu?
Marlena napisał(a):
Kiszone mają pełny smak, kiszą się naturalnie w domu, płyn w którym się kiszą robi się lekko mętny a gdy pijesz go to czuć delikatne bąbelkowanie na podniebieniu. Kwaszone (czyli te sklepowe) są inne w smaku niż te domowe, płyn jest bardziej przejrzysty i „martwy”, tępy w smaku. Metody produkcji przemysłowej nie znam, ale przypuszczenia mam takie, że dodawane są jakieś substancje do tego kiszenia albo po nim. Jeśli któryś z czytelników bloga ma firmę produkującą kiszone ogórki lub pracował w takowej, to będę wdzięczna za podzielenie się wiedzą, ponieważ intryguje mnie fakt tych różnic zarówno smakowych (częściowo będą wynikać z doboru przypraw, co oczywiste), jak i różnic w wyglądzie i smaku płynu. Rodzi to wątpliwości co do obecności (i ilości) naturalnych laktobakterii w kiszonkach przemysłowo produkowanych.
kowalus napisał(a):
a czy siemie, sezam, mak nie ma fityn..?
Co za zwierzetami, które karmione są np owsem (konie?), zbożami itp??
Pomóż zrozumieć 🙂
Marlena napisał(a):
Nie badałam tematu fityn dogłębnie, na pewno są w nasionach zbóż. Ponadto nie wpadajmy w panikę z tymi fitynami, to nie są substancje od których się umiera, tylko po prostu są antyodżywcze (wiążą minerały), dlatego dobrze tam gdzie można neutralizować je poprzez procesy naturalnej fermentacji, a także mocząc i kiełkując ziarna.
Faolan napisał(a):
Chociaż rozmowa była dosyć dawno, to ja odpowiem, dla innych osób, które będą to czytać. Otóż organizmy zwierząt naturalnie żywiących się zbożami produkują enzym o nazwie fitaza, który rozkłada fityny. Enzym ten może być również produkowany przez bakterie w przewodzie pokarmowym przeżuwaczy – zaś dla innych zwierząt (np. świnie) jest on po prostu dodawany do paszy zbożowej przez hodowców.
Notabene, znam osoby, które radzą, aby ludzie też suplementowali fitazę przy spożywaniu produktów zbożowych.
Marlena napisał(a):
Natura wszystko doskonale przemyślała, naprawdę nie jest głupia i nie było z pewnością jej zamysłem aby człowiek po potrzebne mu enzymy zachrzaniał do apteki 😉
Człowiek nie musi suplementować fitazy, ponieważ każde ziarno zawiera już fitazę. Dotyczy to wszystkiego co jest ziarnem, czyli nie tylko zbóż ale i np. ziaren (nasion) roślin strączkowych. Jednak aby ten enzym aktywował się w ziarnie (i rozłożył fityny będące substancjami ochronnymi na czas gdy ziarno znajduje się w stanie uśpienia) potrzebna jest woda. Gdy ziarno pada na mokrą glebę to otrzymuje kopniaka do życia: budząc się ze snu aktywuje enzymy (w tym fitazę), zachodzą dalsze procesy, przemiany powodujące kiełkowanie. Dlatego moczenie ziaren oraz ich kiełkowanie jest sposobem na pozbycie się fityn. Jeśli zaś ziarno mamy już zmielone na proszek (mąkę) to dodajemy wody i fermentujemy (robimy zakwas), co również uaktywnia fitazę, ale tylko jeśli mąka jest z całego ziarna. Nie mam więc tu na myśli bielonego chemikaliami oczyszczonego rafinowanego badziewia ze sklepu, z mylącym napisem „Mąka” na etykiecie, bo to już nie jest mąka lecz jej karykatura obrażająca naturę, która nie przewidziała, iż człowiek może być tak głupi i pyszny, że będzie „poprawiał” i „upiększał” jej dzieła.
Więc NIE – nie mamy możliwości produkcji w naszym ustroju fitazy tak jak niektóre zwierzęta, ale za to mamy dużo większe od nich mózgi aby z nich korzystać. 😉
Marcin napisał(a):
Witaj Marleno. Przeczytałem co napisałaś o pieczywie , otrębach, ryżu itd. Dlatego mam pytanie co sadzisz o tego rodzaju pieczywie ze strony Instytutu Ryszarda Lorenca w Krakowie? Podobno: „CHLEB TYPU KR-IRL, JEST W CHWILI OBECNEJ NAJBARDZIEJ WARTOŚCIOWYM PRODUKTEM:
Żywieniowym dla człowieka na planecie Ziemia. 80% Energii (niskie węglowodany), antyotyłościowy (bardzo syci), antycukrzycowy (poziom cukru do 26% wzrostu). W całych swoich dziejach ludzkość (7 mld), nie stworzyła dotąd tak wartościowego, biologicznie wzorcowego produktu żywieniowego.” A co z jego wpływem na gospodarkę kwasowo-zasadową. Czy zakwasza? Pozdrawiam, dziękuje za cenne informacje.
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, nie znam tego pieczywa.
Lucyna napisał(a):
Dr Ewa Bednarczyk-Witoszek w swojej nowej książce ,,Dieta Dobrych Produktów” pisze,że w kraju nadużywamy razowego pieczywa, a zawiera ono trudny gluten, który u mnie sprawił,że mam chore jelito. Nigdy nie miałam alergii na pieczywo. Ale od kiedy zaczęłam zajadać się razowym pieczywem, na zakwasie zresztą, zaczęły się problemy. Odstawiłam… i jest ok.
Marlena napisał(a):
Przy problemach z glutenem nie ma znaczenia czy chleb jest razowy czy jaki. Ma znaczenie tylko rodzaj ziarna z jakiego został upieczony. Chleb razowy to nie jest chleb bezglutenowy, musi być dodatkowo z bezglutenowej mąki zrobiony.
Aneta napisał(a):
Pani Marleno, czy kasze również zakwaszają? Jeśli tak, to czy wszystkie? W internecie jest tyle sprzecznych informacji, że trudno się połapać.
Marlena napisał(a):
Kasze zakwaszają z wyjątkiem jaglanej.
Aneta napisał(a):
Pani Marleno, czy warto mimo wszystko jeść kasze? Często się u mnie pojawiają dlatego pytam. Chodzi mi głównie o te zakwaszające jak gryczana czy jęczmienna. Jaglaną domyślam się, że tak.
Marlena napisał(a):
Kluczem do zdrowia nie jest spożywanie samych alkalizujących pokarmów lecz zachowanie równowagi. Może to być 80/20 (80% alkalizujących i 20% zakwaszających), a może być 70/30 czy inna proporcja przy której dobrze się Twoje ciało czuje.
Beata Suchodolska napisał(a):
Do tej pory nie spotkalam sie z info ze kasza gryczana zakwasza.
Ktora?
Palona/prazona czy niepalona?
mg napisał(a):
czy można czymś innym zneutralizować te antyodżywcze, kradnące minerały fityny? np. pijąc przed/po zjedzeniu pieczywa wodę z octem jabłkowym (domowym) ?
Marlena napisał(a):
Nie, fityny można zneutralizować dwoma sposobami: poprzez kiełkowanie nasion lub drogą fermentacji (zakwas piekarski).
Mirosław napisał(a):
Pani Marleno a co sadzi pani o pieczywie chrupkim pełnoziarnistym? Czy podobnie jak otręby należy jeść sporadycznie czy też można spokojnie zastapić nim tradycyjny chleb pełnoziarnisty na zakwasie. Domyślam się ,że ten drugi jest lepszy ale chrupki jest praktyczniejszy stąd moje pytanie…
Marlena napisał(a):
W takim pieczywie nie ma zakwasu, to raczej takie… no wafelki 😉 trudno to pieczywem nawet nazwać. Osobiście trzymam się z daleka od przetworzonych przemysłowo tego typu produktów.
Mirosław napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedz. Już nastawiam na zakwas.Trafiłem na pani stronę szukając informacji o czystku a teraz każdą wolną chwilę spedzam na czytaniu bloga i powoli wprowadzam zmiany.Jeszcze raz dziękuję-świetna robota!.
Iga napisał(a):
Witam Marlenko! Jestem całą sobą za odżywianiem z przewagą warzyw i owoców, uwielbiam je! Martwią mnie jednak info, które do mnie docierają, o traktowaniu ich przez producentów. Pisałaś, że może nas martwić napromieniowanie ich, bo nie da się tego usunąć, ale okazuje się, że np.cebula i ziemniaki, nasiona są napromieniowywane izotopem kobatlu celem zapobiegania kwitnięciu oraz aby pozbyć się mikrobów 🙁 no ręce opadają na ten „przemysł” żywnościowy. Ciekawe czy produkty eko są od tego wolne? W zimie niestety trudno w sklepach eko o świeżą zieleninę (czyli to co najlepsze) są głownie korzeniowe. Powiedz jak Ty to sobie organizujesz? Wiem jak umyć rukolę ze sklepu, ale ona i tak słabo smakuje…poprostu jak przychodzi zima ciągle się zastanawiam jak jeść alkaicznie, surowo…
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Marlena napisał(a):
Igo, jeśli ktoś chce mieć 100% pewności że wszystko co bierze do buzi jest 100% eko, to musi sobie sam hodować swoje jedzenie. Jeśli takiej możliwości ktoś nie ma to jedynym wyjściem jest tam gdzie to tylko możliwe wybierać tzw. mniejsze zło. A zimą jeść więcej kiszonek i kiełków plus wyciskane soki (marchewkal jabłko czy buraki i kapusta dostępne są o tej porze roku bez przeszkód). Za dużego zresztą wyboru o tej porze roku raczej nie mamy, prawda? Zima to też czas zwiększonego spożycia suszonych warzyw (grzyby) i owoców (jak są eko to najlepiej), orzechów, nasion i aromatycznych rozgrzewających przypraw (cynamon, imbir, goździki itd.). O tej porze roku jem nieco więcej dań ciepłych jak np. gęste pożywne zupy z mnóstwem przypraw, nieco więcej suszonych warzyw strączkowych czy zbóż (jak brązowy ryż), których latem nie jadam niemal wcale, bo zwyczajnie się nie chce, a zresztą kto by tam się zapychał zbożami czy ryżem jak wokół są w sezonie maliny, truskawki, czereśnie, jagody, morele, świeży groszek i bób oraz w ogóle pyszne młode warzywa 😉
Barbara napisał(a):
Witaj Marlena
Gratuluje super wiedzy na super blogu.
Ostatnio jestem w kociolku inozitolu I kwasu fitynowego, podobno to to samo,choc juz sama nie wiem.
Skoro kwas fitynowy blokuje wchlanianie np .magnezu itd.to po co sprzedaje sie suplementy z kwasem fitynowym z calm lancuszkiem zalet na odwrocie I po co w wiekszosci suplementow inozitol?
Jestem skolowana?
A Ty co o tym sadzisz?
Marlena napisał(a):
Sądzę, że najlepiej nie popadać w paranoję 😉 Jakaś niewielka ilość w diecie tych związków jak wskazują badania może nawet działać pozytywnie, więc nie popadajmy w jakiś fitynianowy obłęd. Czasem schrupię sobie jakiegoś migdałka czy orzecha niemoczonego i nie robię sobie z tego powodu wyrzutów jednym słowem.
Wchłanianie minerałów upośledza także błonnik, w jakimś sensie błonnik też jest „składnikiem antyodżywczym”, ale czy to zaraz oznacza, iż jedząc warzywa dopuszczam do niedoborów? A spróbuj tylko żywić się dietą pozbawioną błonnika – masz chorobę cywilizacyjną jak w banku. W najlepszym razie zaparcia, w najgorszym rak jelita grubego.
Poza tym tak jak napisałam w artykule: fityniany można osłabić a nawet rozłożyć (np. poprzez proces fermentacji zakwasu, kiełkowanie ziaren, moczenie ich itd.). Kwas fitowy jest naturalnie występującym w przyrodzie kwasem organicznym i jeśli go Matka Natura w pokarmach umieściła to nie po to przecież aby nas zabił 😉 Jest na tyle mądra i inteligentna, że w ziarnach zbóż umieściła również fitazę – enzym rozkładający fityniany co się dzieje właśnie podczas fermentacji, kiełkowania i moczenia. Niestety fermentacja z udziałem drożdży nie aktywuje fitazy i dlatego pełnoziarniste pieczywo wyprodukowane z udziałem drożdży jest mniej zdrowe niż te same poddane naturalnej fermentacji piekarskiej.
Barbara napisał(a):
Dziekuje Ci bardzo za odpowiedz ale ja albo czegos nie rozumiem albo cos jest nie tak, Bo najpierw kisimy moczymy Aby pozbyc sie tego wstretnego kwasu fitynowego,ktory jest prawie we wszystkich ziarnach poczawszy od zboz na kawie zkonczywszy, po czym w sklepie z suplementami kupujemy za gruba kase niby fantastycznie dzialajacy na nasz organizm sloik kwasu fitynowego lub inozitol.
No to moze nie robmy tych zakwasow nie moczmy nasion nie bedziemy musieli kupowac tego inozitolu ,lub kwasu fitynowego jako wielkiego dobrodziejstwa dla naszego styranego zyciem ciala.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Barbaro, ludzie robią różne głupie rzeczy, np jedzą biały chleb, biały ryż i makaron, po czym biegną do sklepu by tam za ciężkie pieniądze nabyć otręby.
Sherlock Zdrowia napisał(a):
Te zasady dotyczą wszystkich ziaren zbóż ? A jak jest z chlebem z mąki gryczanej lub jaglanej czy innych bezglutenowych ?
Barbara napisał(a):
No wlasnie ludzie robia rozne glupie rzeczy, w takim razie przez analogie do Twojego przykladu co jest glupota w przypadku kwasu fitynowego i inozitolu, kupowanie suplementow inozitolu czy kiszenie i moczenie aby pozbyc sie tegoz inozitolu.Wybacz ale Twoja odpowiedz brzmi jak unikanie odpowiedzi
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Barbaro mam wrażenie że mylisz kwas fitowy i inozytol, a to nie są te same substancje – wystarczy zajrzeć do encyklopedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Inozytol
„Inozytol jest wytwarzany w organizmie przy udziale enzymu o nazwie fitaza.(…) wchodzi w skład spermy (100 g spermy zawiera 53 mg inozytolu). Przypuszcza się, że brak inozytolu może być jedną z przyczyn niepłodności.” i dalej „na skalę przemysłową otrzymywany jest poprzez hydrolizę kwasu fitowego” czyli inozytol powstaje poprzez rozłożenie kwasu fitowego przez enzym fitazę. Enzym jest zarówno obecny w naszym ustroju jak też i jest już w ziarnie i gdy ziarno dostaje wody, pęcznieje, kiełkuje, to kwas fitowy ulega przemianie w inozytol. Zastosowanie inozytolu: „Stosowany jako składnik napojów energetyzujących takich, jak np. Red Bull, Burn, Hustler Energizer i podobnych (odpowiada głównie za poprawę samopoczucia). Obniża również ciśnienie tętnicze powstałe wskutek stresu.”
Więc gdy jesz ziarna namoczone lub skiełkowane to na pewno inozytolu Ci nie zabraknie. I dodatkowo pozbywasz się kwasu fitowego, który może utrudniać przyswajanie składników mineralnych zawartych w ziarnie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kwas_fitowy
Są ludzie, którzy czerpią swój inozytol jedynie z napojów energetyzujących, bo nie jadają żadnych kiełków, chleba na zakwasie, pestek, roślin strączkowych a orzechy to są dla nich „bakalie” więc tylko zjedzą na Boże Narodzenie. A potem idą do apteki i kupują inozytol – tak jak ci, którzy jedzą tylko białe bułeczki, a potem lecą kupić otręby. To miałam na myśli mówiąc, że ludzie robią różne głupie rzeczy. Wszystko co nam jest potrzebne natura już nam dała, należy z tego najpierw czerpać a nie do apteki biegać po suplementy (aczkolwiek w sytuacji dużych niedoborów suplementy mogą być bardzo przydatne).
MałgośKa napisał(a):
Inozytol to nie kwas fitowy. A może dokładniej- jest otrzymywany przez hydrolizę kwasu fitowego, co zdaje się, jest już inną substancją. Co więcej- jest bardzo, ale to bardzo potrzebny. Buduje fosfatydyloinozytol (glicerofosfolipid), który jest prekursorem ważnych drugorzędowych przekaźników (IP3 i DAG) hormonów takich jak GnRH i TSH oraz wchodzi w skład spermy (100 g spermy zawiera 53 mg inozytolu[8]). Przypuszcza się, że brak inozytolu może być jedną z przyczyn niepłodności. Za Wikipedią.
MałgośKa napisał(a):
A ja mam pytanie, Marlenko. Tak „wieszasz psy” na drożdżach… A podobno są bardzo zdrowe. Możesz coś powiedzieć na ten temat? Z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
„Wieszam” ale głównie jeśli chodzi o przygotowanie pieczywa na drożdżach – na zakwasie jest dużo zdrowsze. Ogólnie zdania na temat zdrowotności drożdży są podzielone.
marta napisał(a):
Witam, polecam świetną publikację pani Bożeny Przyjemskiej pt ” NIEBEZPIECZNE ZBOŻA” , uważam ,że zawarte w niej info. na temat szkodliwości glutenu rozwieje większości wszelkie wątpliwości na ten temat. pozdrawiam – bezglutenowa….
Beata napisał(a):
Marleno, ja często robię sałatki albo zupę z namoczoną na kilka godzin i następnie ugotowaną pszenicą. Czy myślisz, że takie kilkugodzinne moczenie ziaren jest wystarczające, aby rozłożyć kwas fitowy? czy też dopiero musi dojść do kiełkowania ziaren lub fermentacji, aby ten kwas został zneutralizowany? Mam jeszcze pytanie czy radziłabyś wylać wodę z namaczania ziaren i dać czystą do gotowania, czy można gotować w tej, w której się moczyły?
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, niestety nie posiadam aparatury do mierzenia dokładnego poziomu kwasu fitowego 😉 Ja bym chyba zmieniła wodę na świeżą. W ziarnach skiełkowanych lub sfermentowanych na pewno dochodzi do intensywnych przemian chemicznych w których substancja ta ulega rozkładowi, a co do moczenia ziaren pszenicy to pewności nie mam na ile proces ten zachodzi, bo to pewnie zależy od kilku czynników, ale pewnie tak na zdrowy rozum też poziom kwasu fitowego w jakimś stopniu zapewne się zmniejsza.
Magdalena napisał(a):
Nie chcę robić reklamy,ale wtajemniczeni będą wiedzieli o co chodzi. Często
( w sumie codziennie albo dwa razy dziennie) piję koktajl błonnikowy. Nie moczyłam wcześniej ziaren,ale chyba należy z tego co widzę. Namoczyć, wysuszyć, zmielić, trochę zabawy jest. Co na to Pani Marleno?Nie ukrywam,że pasuje mi ta forma przyswajania witamin i minerałów oraz błonnika.
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie pijam jakichś specjalnych koktajli błonnikowych ponieważ w mojej diecie jest już naturalnie tyle błonnika (rozpuszczalnego i nierozpuszczalnego) w odpowiedniej proporcji wplecionego w stworzone przez naturę pokarmy, że mi wystarcza.
Magda napisał(a):
Chodzi o koktajl przygotowany ze zmielonych łupin dyni, niełuskanego słonecznika i siemienia lnianego.
Paweł napisał(a):
A ja codziennie robie sobie kaszki z mieszanki zmielonego w młynku amarantusa i quinoa i tak się zastanawiam czy one też mają fityny? Ciężko coś w sieci znaleźć.
ps
Świetny blog poleciłem już kilku osobom 🙂
Paweł napisał(a):
Znalazłem informację o amarantusie że nie zawiera fityny.(również glutenu)
Co myślisz o tym zbożu ? Internet sie nim zachwyca czy rzeczywiście jest taki wspaniały, nie będę wypisywał bo każdy może sobie w sieci znaleźć wspomnę tylko o dużej ilości skwalenu! (podobno nawożony nie urośnie). A Nasi polscy rolnicy już zaczęli go uprawiać.
Przepraszam że jeszcze raz komentuję, chciałbym poznać Twoje zdanie ponieważ wprowadziłem go mocno do swojej diety jako dodatek.
hodowałem również kiełki z amarantusa ale przyszedł czas na zmianę kiełkownicy 🙂
Marlena napisał(a):
No nie zawiera, bo to nie jest zboże, to całkiem inny gatunek rośliny: https://pl.wikipedia.org/wiki/Szar%C5%82at_wynios%C5%82y
Znakomicie zastępuje mięso – ma wszystkie aminokwasy egzogenne. No i jest wdzięczny w kuchni, mogę go mieszać z warzywami, dodać do zupy, potraktować jako bazę do sałatki itd. Myślę, że na pewno warto go wprowadzić do menu i jadać na przemian z brązowym ryżem, quinoa, prosem, gryką itd.
Beata Suchodolska napisał(a):
Ja mam jeszcze ok. 20 kg amarantusa z gospodarstwa moich Przyjaciol spod Chełma. Ekologiczny, z certyfikatem. Jesli ktos z Warszawiakow chce, moge czesc odsprzedac- zapraszam do kontaktu. Od nich tez mam przepyszne pestki dyni bezłuskowa, rowniez z certyfikatem, ekologiczna- tez moge odstapic czesc tegorocznego zapasu.
Amarantus kielkuje i dodaje do surowek, dynie zajadam sama lub miele w blenderze i dodaje do surowek albo w ostatecznosci praze z dodatkiem soli himalajskiej, dzikiego oregano, ktore sama zbieralam na rodzinnej wsi i odrobina suszonej ostrej papryki- dla uzeleznionych od chipsow sa zdrowsza alternetywa.
AnHeC napisał(a):
Nie no… Skądś trzeba kalorie brać. Super zdrowie i młodość Japończyków czy Chińczyków na ryżu to co? Jakbym miała większość kalorii przyswoić z warzyw to bym pierdolca dostała. Jak krowa musiałabym cały dzień rzuć i łykać, bo marchewka to ma 30 kcal, a główka kapusty 160. Objętościowo? Pewnie, więcej warzyw i owoców. Kalorycznie? Nie.
Cała teoria 'zakwaszania’ organizmu jest dla mnie nadal mętna i pseudonaukowa, mimo iż przeczytałam wszystko na tej stronie. I sporo po angielsku, ale dalej będę szukać. Może w końcu ktoś gdzieś jasno wyjaśni o co chodzi.
McDougall jak na razie dla mnie ma najwięcej sensu jeśli chodzi o dietę. On przynajmniej zachęca do spożywania jedzenia konkretnego (mimo, że też mówi o zakwaszaniu, santa madonna, w życiu nie zrozumiem tej koncepcji). No, chyba że 80% warzyw i owoców to objętość, a nie kalorie. Wtedy taka dieta jest wykonalna. Ale 80% kalorii z warzyw i owoców? Może na bananach i awokado.
Marlena napisał(a):
Nie samą marchewką czy kapustą człowiek żyje 😉 Kalorie dają nam też fasole, cieciorki, soczewice, kokos i awokado, nasiona i pestki (chia, siemię, sezam, mak, słonecznik, dynia itd.), orzechy wszelakiego rodzaju – tyle dobra Matka Ziemia dla nas rodzi, że nie narzekaj 😉 A o równowagę kwasowo-zasadową organizmu zapytaj proszę swojego rodzinnego, powinien Ci wyjaśnić. To jest jak najbardziej pojęcie medyczne, nie żadne tam czary-mary.
Wojmi napisał(a):
Produkty zbożowe są źródłem wielu cennych składników a nasze organizmy sa do nich przystosowane. Nie mą idealnego pokarmu samego z siebie. Warzywa czy owoce są równie szkodliwe jak i inne pokarmy. Jedynie posiłek dobrze skomponowany mozna nazwac pełnowartościowym. Zboże jako takie mozna traktowac z nieufnością, ale to bardziej „szukanie dziury w całym”. Dobra dieta to taka która jest dostosowana do warunków /klimat, tryb życia, lokalizacjam dostępność i ekonomika/.
kamila napisał(a):
Czy jest sens gotować podkiełkowane zboża zamiast zbóż jako takich? Chodzi mi o to, czy gotowanie nie zabije i tak większości zdrowych składników, i czy nie lepiej po prostu jeść zbóż oczyszczonych i nie kombinować z kiełkami 😉
wisnia43 napisał(a):
Witam wszystkich!!!
Podziwiam wiedzę p Marleny. ,dzięki za wszystkie informacje..
Pani Beata Suchodolska zapraszała po pestki dyni w ok Chełmna.A może jakiś kontakt – bardzo chętnie bym zamówiła ,czy jest możliwośc przesyłki?? pozdrawiam wiosennie..wiśnia43
wisnia43 napisał(a):
p Marleno! troche odbiegnę od tematu,ale jest Pani dla mnie i moich wegetarian autorytetem i proszę mi napisać co sądzi Pani o ksylitolu ( ładniejsza nazwa -cukrze brzozowym ), który zalega ostatnio półki z tzw zdrową żywnością.? mówimy o fińskim z kory brzozy nie chińskiej kukurydzy… z góry dziękuję,bardzo.wiśnia43
Marlena napisał(a):
Mam w domu poliole (ksylitol, erytrytol) i czasami używam. Musimy jednocześnie pamiętać o tym, że są one jak by nie było produktem mocno przetworzonym. Dlatego tam gdzie tylko to możliwe stosuję słodzidła pochodzące z natury i nieprzetworzone: daktyle, rodzynki, miód. Dopiero tam gdzie nie ma jak posłodzić nimi sięgam po inne słodzidła jak melasy, syrop klonowy, cukier kokosowy czy poliole.
wisnia43 napisał(a):
…rozejrzę sie za cukrem kokosowym.Mam też oprócz syropu klonowego i melasy ,syrop z agawy,ale jeszcze nie wypróbowany:) Natomiast melasa idealnie nadaje się do wege-pierniczków,bo nie wszystkim smakuje jej lekka goryczka.
Dziękuję za wszystkie informacje,pozdrawiam i życzę ciepłego słonecznego dnia…wiśnia43
Marlena napisał(a):
Ja syropu z agawy nie używam i nie polecam. Nie jest praktycznie rzecz biorąc w niczym lepszy od powszechnie używanego w przemyśle syropu fruktozowo-glukozowego, od którego należy uciekać jak od zarazy 😉
wisnia43 napisał(a):
…dziękuję za zwrócenie mi uwagi na syrop z agawy.Poczytałam więcej i chociaż mam z eko-żródła ,nabrałam wątpliwosci.
Super blog ,poleciłam znajomym,pozdrawiam..wiśnia43
Krzysztof napisał(a):
Witam. Jeśli chodzi o zboża to mamy następujące formy: pełne ziarno, ziarno „wyszlifowane” np. pęczak, kasze od grubych do drobnych, kolejne frakcje to mąki od grubych do b. drobnych (tortowa). Frakcje od pełnego ziarna do ziarna połamanego (kasze) spożywamy gotowane, natomiast frakcje pylaste (mąki) zarówno gotowane (makarony, kluski, pierogi) jak i pieczone. Pytanie moje jest następujące: czy armatorzy gotowanego ziarna i kasz mogą pozbyć się kwasu fitynowego na podobnej zasadzie jak robi się to z przygotowaniem ciasta do wypieczenia chleba na naturalnym zakwasie? Czy można np. zrobić sobie gotowane ziarna zbóż na naturalnym zakwasie? Czy tylko frakcja pylasta (mączna) ziarna pozwala na penetrację zakwasu masy pokarmowej czy też zakwas ten poradzi sobie również z całymi ziarnami. Pozdrawiam.
diana napisał(a):
Mam pytanie o pełne ziarna, np pełne ziarno owsa, żyta czy jęczmienia. Jak dzialaja na organizm namoczone i ugotowane jako dodatek do sałatek? I drugie pytanie o wyciskanie z tych ziaren „mleko” ? Bardzo proszę o odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Można jak najbardziej stosować pełne ziarno ugotowane (jak kasza) do sałatek jak również robić z nich mleko (np. owsiane, gryczane, jęczmienne). Przepisy kulinarne znajdziesz w sieci.
DarekM napisał(a):
Mam również jak ktoś z wcześniej się wypowiadających dylemat dot. równowagi kwasowo-zasadowej.
Przecież organizm posiada mechanizmy, które utrzymują ph krwi zawsze w przedziale bodjajże 7,35-7,45 i basta …
Czy chodzi tu o jeszcze coś innego?
pozdrawiam,
Darek M.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, jednak mechanizmy te nie są niewyczerpane, a dostarczając głównie zakwaszającego paliwa powodujemy, iż równowaga przesuwa się coraz bardziej i bardziej w kwasowym kierunku. Oczywiście to nie dzieje się z dnia na dzień, lecz trwa latami, czasem całe dekady, dlatego większość ludzi nie jest świadoma tego procesu, dopóki nie pojawi się jakaś choroba na horyzoncie. Tu masz cykl trzech bardzo ładnie wyjaśniających wszystko artykułów, czyli zakwaszenie okiem lekarza: https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza/
Bartek napisał(a):
Jezeli Pani uwaza, ze natura oferuje wszystko idealne dobre dla organizmu, to dlaczego brazowy ryz lub inne rosliny juz takie nie sa, tylko powoduja zakwaszenie? Przepraszam za brak polskich znakow.
Marlena napisał(a):
A kto powiedział, że 100% tego co jemy ma być zasadotwórcze? Kluczem jest proporcja: np. 80% zasadotwórczego + 20% kwasotwórczego. Brązowy ryż jest bardzo słabo kwasotwórczy, najbardziej zakwaszają produkty odzwierzęce, cukier i słodycze, napoje typu cola, leki, syntetyczne słodziki jak aspartam czy sukraloza itd.
Magda napisał(a):
O ludzie, przecież to same bzdury bzdurami poganiane. Przecież naszym paliwem są węglowodany. Potrzebujemy do życia glukozy!! Najlepsze dla nas są pełnoziarniste ryże, czy mąki bo stopniowo uwalniają węglowodany nie przyczyniając się tym do nadmiernych wyrzutów insuliny.Chronimy się przed cukrzycą i wieloma innym chorobami. Ogórki nie mają praktycznie węgli, a od owoców rosną brzuchy. I co jak co, ale organizm ma być od zakwasu kwaśny,bo drożdży mamy po uszy. Z każdym dniem coraz bardziej zawodzę się na ludziach, na durnotach które zasłyszą i bez potwierdzenia przekazują dalej. Pewnie, są tez diety bez węgli, tylko nikt nigdzie nie napisał czym się kończą. a warto to wcześniej sprawdzić. Ale nie na blogu, ani żadnym forum.
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że naszym paliwem są węglowodany, czy ktoś tutaj twierdzi inaczej? Artykuł nie był o tym, aby nie jeść węglowodanów! Przeczytaj proszę jeszcze raz artykuł uważnie i ze zrozumieniem.
Edyt napisał(a):
Czy to ma aż takie znaczenie, z tym by moczyć brązowy ryż,płatki owsiane, kaszę jaglaną by sfermentowały?a co z makaronem?Rośliny strączkowe owszem, zawsze namaczam, ale nie zakwaszałam środowiska. Są to widzę nowe informacje i głęboko zastanawiam się czy to prawdziwe nowinki czy już trochę wymysły, w sensie czy to aż tak szkodliwe?;)
Wielu ludzi przecież jest wegetarianami cieszącymi się dobrym zdrowiem, na mąkach pełnoziarnistych,kaszach i nie sądzę by jeszcze parę lat temu wiedzieli o takich rzeczach… Co do chleba na zakwasie,czytałam Twój artykuł,wiem już o tym:)
Marlena napisał(a):
Nie ma moim zdaniem co wpadać w paranoję z powodu kwasu fitynowego. Tam gdzie to możliwe i korzystne to usuwam, a tam gdzie nie usuwam to wcale się nim nie martwię. Jeśli chcę (bez namaczania) schrupać sobie np. orzeszka czy pestki dyni, to po prostu robię to i tyle! 😉
Edyt napisał(a):
Czytałam że niektórzy z tego powodu rezygnują z mąk pełnoziarnistych,otrębów. Czy to dobre?Nie wydaje mi się, by zrobienie np domowych pierogów z mąki białej było właściwe. dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Mąki i pierogi to zapychacze, mają stosunkową niską gęstość odżywczą i nie z nich powinno się czerpać większość kalorii (można traktować je jako dodatek).
Hanna napisał(a):
Mam pytanie czytalam o otrebach ze jesli na moczy sie je na noc w wodzie plus troche kwasu np cytryny lub octu jablkowego na min 7 godz to potem po ugotowaniu posilek bedzie zdrowy bez tych fityn, juz bnie beda nam przeszkadzach we wchlanianiu potrzebnych zwiazkow. I ponoc ta praktyka moczenia owsianki na noc jest bardzo stara metoda, ja mieszkajac w Polsce nigdy tak nie jadlam owsianki Mama gotowala od razu, dopiero teraz za granica sie z tym spotkalam co Pani o tym sadzi?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, ja nie używam otrębów, płatków owsianych też nie moczę.