
Czy mleko jest zdrowe? Ostatnio powrócił w internecie jak bumerang tekst sprzed paru już ładnych lat (z 2009 r.) zamieszczony swego czasu na portalu Gazety Wyborczej: wywiad o roli tłuszczów dostępny na stronie https://pokazywarka.pl/margaryna/ przeprowadzony z panią profesor Grażyną Cichosz, mówiącą nam czego nie powinniśmy jeść (margaryny).
Ale też i co powinniśmy jeść. Okazuje się, że głównie nabiał i to w ilości 3 porcji dziennie. Ponieważ bardzo wiele osób pisze do mnie w tej sprawie pytając co ja o tym artykule myślę i czy podzielam zdanie pani profesor, pozwolę sobie dzisiaj wyrazić moją skromną opinię.
Odnośnie tego artykułu to zgadzam się jedynie co do margaryn – usilnie reklamowanych jak „zdrowe” sztucznych wytworów człowieka, zawierających substancje szkodliwe (te dobroczynne jak np. fitosterole możemy pobrać bezpośrednio z darów natury i żadna tam syntetyczna margaryna nie jest nam do tego celu potrzebna).
Jednocześnie jednak pozwolę sobie wyrazić niepokój i ostrzec przed bezkrytycznym przyjmowaniem treści tylko dlatego, że wypowiadane są one ustami osoby noszącej prof. przed nazwiskiem.
Pani prof. pracuje w Katedrze Mleczarstwa i Zarządzania Jakością Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Nic więc dziwnego, że będzie ochoczo głosiła tezy typu :
„Nie sposób uwierzyć, że lekarze nie znają tych prac, że nie wiedzą, iż najlepszym źródłem biodostępnego wapnia jest mleko i produkty mleczarskie. Regularna konsumpcja dwóch-trzech porcji nabiału dziennie zapobiega otyłości, cukrzycy typu 2, osteoporozie, nadciśnieniu tętniczemu, nowotworom – niezależnie od wieku, płci, aktywności fizycznej.”
Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Niechby tylko jako pracownik naukowy pani prof. spróbowała powiedzieć coś przeciwko mleku! Wyleciałaby z roboty. 😉
Jak dla mnie to „nie sposób uwierzyć”, że osoba z tytułem profesorskim nie zadała sobie trudu sięgnięcia do danych statystycznych gdzie jak na dłoni widać które kraje „cieszą się” najwyższym wskaźnikiem osteoporozy i złamań: są to kraje gdzie pije się dużo mleka i je dużo przemysłowo przetworzonego nabiału (USA, kraje skandynawskie, Szwajcaria itd).
Natomiast w krajach gdzie mleko i krowi nabiał nie należą do kulinarnych tradycji narodowych (Chiny, kraje Afryki) złamań jest tyle co kot napłakał, osteoporoza jest niemal nieznana.
I skąd oni biorą wapń skoro nie z mleka?
Warto też zwrócić uwagę, że dużo mniej złamań jest też w krajach europejskich NIE będących (jeszcze) członkami Unii (np. Turcja), ale tam odgórnego unijnego nakazu pasteryzowania wszystkiego co się rusza jeszcze nie ma i jeśli spożywa się nabiał, to nie przymusowo pasteryzowany, a zapewne naturalny, czyli jak u nas jeszcze do niedawna w Polsce (mleko na przykład było surowe czyli normalnie kwaśniało naturalnie, a nie psuło się na śmierdząco).
Doprawdy te dane są publicznie dostępne w necie, znajdują się np. w czasopismach medycznych dostępnych online. Wcale nie trzeba być Einsteinem by połapać się o co chodzi:
https://www.healio.com/orthopedics/journals/ortho/%7B491b3dbc-394c-4a18-9a84-c33961e37328%7D/~/media/Journals/ORTHO/2012/9_September/10_3928_01477447_20120822_12/fig5.jpg
Przykro to stwierdzić, ale spożywanie 3 porcji nabiału dziennie raczej przyczyni się do chorób niż przed nimi uchroni. Ale czy ktoś to będzie sprawdzał? Nie, każdy z reguły łatwo zauroczy się tym, co usłyszy z profesorskich ust. Bo jakże to: profesor nie może się mylić, to się nie godzi, prawda?
Wywiad z panią profesor to nie jest jednak obiektywny głos rozsądku, lecz głos przemysłu. Nie oszukujmy się.
Tego przemysłu, który pozbawił nas już jakiś czas temu prawdziwego mleka, prawdziwego masła, prawdziwego nabiału oraz jajek znoszonych siłami natury, bo po te produkty należy się fatygować dzisiaj do specjalnych sklepów z napisem „zdrowa żywność” albo do dziadka na wsi.
O czym pani profesor jest uprzejma nie wspominać, ale to zrozumiałe skoro NIE reprezentuje ona interesów ani tych sklepów ani tych wiejskich dziadków.
Więc zamiast ubolewać jak czyni to pani prof., to cieszmy się, że spożycie nabiału u nas jest 2-3 krotnie mniejsze niż gdzie indziej, przynajmniej będziemy zdrowsi i mniej łamliwi. Może nawet z czasem dogonimy w tym względzie Chiny, które nabiału nie jadają. Albo choćby Turcję. I będziemy mniej biadolić na temat wszechogarniającej osteoporozy niż taka na przykład zakochana w nabiale Norwegia.
Na witrynie Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego (odpowiednik naszego Ministerstwa Zdrowia) znajduje się bowiem grafika obrazująca ilość złamań – Norwegia (z podziałem na okres zimowy i letni, aby nie było że to śliskie śniegi zimą są przyczyną złamań) na tle innych krajów: https://www.fhi.no/eway/imgstore/6CD042D165.gif
Znowu mamy stroniące od mleka Chiny na szarym końcu. To nie są dane wyssane z palca przez opętanych maniaków teorii spiskowych czy opublikowane na witrynie „jakichś nawiedzonych wegan” epatujących badaniami Campbella tudzież obrazkami zakrwawionych zwierząt, w ferworze walki z mięsem i nabiałem.
To są publiczne dane dostępne na stronie ministerstwa zdrowia, żeby była jasność.
Gdyby ktoś chciał sobie po angielsku poczytać ubolewania zatroskanego ministra zdrowia Norwegii nad stanem zdrowia norweskiego kośćca, to fact sheet znajduje się pod tym linkiem: https://www.fhi.no/eway/default.aspx?pid=240&trg=List_6673&Main_6664=6894:0:25,7584:1:0:0:::0:0&MainContent_6894=6671:0:25,7605:1:0:0:::0:0&List_6673=6674:0:25,7609:1:0:0:::0:0
Znalezienie tych danych nie zajęło mi więcej niż pół godziny. To są jawne dane, publicznie dostępne na poważnych rządowych witrynach (niestety nie naszych).
Ale o tym wszystkim prof. Cichosz nie wie (albo wiedzieć nie chce, bo z roboty by wyleciała zapewne kurcgalopkiem gdyby tylko pisnęła o nich słówko), więc robi to, co jej pisane czyli poleca „zdrowe mleko”, rzecz jasna uświęcając to swoim profesorskim autorytetem.
Pasteryzowane oczywiście (bo innego w sklepach przecież niet), które ponoć jest i tak super zdrowe, a jakże, i niemal nic a nic nie zmienione, no może ociupinkę, ale to takie maleńkie nic dosłownie i w ogóle się nie liczy, i mamy się tym nie przejmować tylko pić.
Żeby było śmieszniej pani prof. od mleczarstwa poleca nabiał w szczególności jako lekarstwo na… osteoporozę: https://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/mleko-nie-szkodzi,3643.html
Materiał z telewizji śniadaniowej był emitowany w tym samym czasie co publikacja wywiadu w „Wyborczej” (rok 2009). No taki przypadek po prostu – wszelkie krajowe pismaki się hurtem do pani profesor w 2009 roku zleciały chcąc wysłuchać co też ma ona do powiedzenia na temat szalonej i niepodważalnej zdrowotności nabiału. Opisowy wstęp do mini-wywiadu telewizyjnego z panią profesor wprowadza nas w odpowiedni nastrój:
Głosy, które twierdzą, że mleko jest szkodliwe dla człowieka pojawiają się z powodów ekonomicznych i oszczędnościowych. Białka roślinne są dziesięciokrotnie tańsze niż produkty mleczne. Nasz mózg – gatunku homo sapiens – powstał w zasadzie dzięki temu, że nasi przodkowie jedli ryby, mięso i oczywiście pili mleko. Nie ma zdrowszego produktu niż mleko – mówi prof. dr hab. Grażyna Cichosz z Katedry Mleczarstwa i Zarządzania Jakością Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Czyli bez ukatrupiania istot żywych i karmienia się nie tylko ich trupami ale też delektowania się ich poporodową wydzieliną bylibyśmy tępakami po prostu. A tak to mamy mózg – niewiarygodne! Prawdziwy cud Matki Natury.
Musimy teraz bardzo uważać bo jak tak dalej pójdzie i Ona tak jak i nam w swej hojności teraz ten numer znowu wywinie innym stworzeniom, to lwy, morsy, lisy lub tygrysy niedługo prześcigną nas inteligencją i to one pierwsze wylądują na Marsie, a nie my. Tyle mięsa jedzą, że jak im te mózgi jeszcze tak trochę na tym mięsku podrosną, to strach się bać, jak będzie ta nasza planeta wyglądać. 😉
Nie będę dochodzić czy to prawda, czy też wymysł (może nawet jak to często bywa poparty „badaniami”), stworzony na potrzeby przemysłu mięsno-rybno-nabiałowego. Bo nie to jest najważniejsze. Jeśli tak w istocie było – dziękuję moim przodkom za to co dla mnie zrobili.
Serio. Mam mózg! Czuję za to olbrzymią wdzięczność, z całego serca.
Nie czuję się jednak w obowiązku kontynuowania tego dietetycznego procederu żyjąc w XXI w. – nie tylko dlatego, że (właśnie!) MAM MÓZG, ale też nie odczuwam takiej potrzeby, mając pod ręką to, czym przodkowie nie dysponowali (internet, dostęp do danych) i wiedząc to, czego być może oni nie wiedzieli: że można żywić się jedynie darami natury (nawet, o zgrozo! nieugotowanymi!) i być zdrowym człowiekiem do późnej starości.
Pani profesor stara się też jak może przekonać nas jakże to dobroczynna dla nas jest pasteryzacja. Bo przecież zabija bakterie.
Bakterie! To jest coś, czego panicznie się boimy, choć kompletnie powodu ku temu nie mamy, będąc przez Matkę Naturę wyposażeni w idealnie zaprojektowany system immunologiczny.
Daliśmy sobie spasteryzować przede wszystkim nasze umysły, w dalszej kolejności naszą żywność. I to jeśli chodzi o nabiał – przymusowo, odkąd jesteśmy członkami Unii Europejskiej i podlegamy pod członkowskie rozwiązania prawne.
Zdaniem pani profesor pasteryzacja „tylko nieznacznie” wpływa na wartość biologiczną mleka. Z dumą mówi, iż teraz mamy też najnowszy sposób obróbki mleka czyli mikrofiltrację (przez specjalną membranę, usuwającą te wstrętne bakterie), który nawet już jedna z mleczarni wdrożyła.
Oczywiście potem mleko i tak się pasteryzuje. Czyli różnica jak pomiędzy papierosami z filtrem i bez filtra.
Ale (i to już dopowiedzenie ode mnie, bo pani prof. w tym względzie jest wyjątkowo oszczędna w słowach, co zrozumiałe) przynajmniej nie pływa tam tyle trupów zabitych bakterii co w „normalnym” pasteryzowanym.
Ze szkoły bowiem wiemy, że zabite bakterie umierając produkują przy rozpadzie co? Endotoksyny, brawo! Na tym polega przecież działanie niektórych szczepionek.
Małe przypomnienie co to są endotoksyny (za Wikipedią):
Endotoksyny – toksyny występujące w błonie zewnętrznej bakterii Gram-ujemnych. Są to kompleksy lipopolisacharydowe uwalniane po rozpadzie (lizie) komórki. Są stosunkowo trwałe chemicznie i odporne na ogrzewanie w temp. 60 °C przez kilka godzin.
Na organizm człowieka działają toksycznie, są jednak mniej groźne od egzotoksyn. Wywołują:
- głębokie zaburzenia naczynioruchowe
- gorączkę
- zaburzenia metabolizmu cukrów, tłuszczów i białek
- zaburzenia krzepnięcia krwi
- podrażnienia skóry
- obniżenie fagocytozy.
Czyli jak mamy obniżenie fagocytozy to mamy co? Bingo! Obniżoną odporność.
A jak mamy podrażnienia skóry? Trądziki i wypryski.
A zaburzenia metabolizmu cukrów, tłuszczów i białek to? To mamy poważniejszą już chorobę.
Bo każde zaburzenie równowagi w organizmie żywym objawia się zjawiskiem określanym mianem „choroba”.
Wprowadzając codziennie endotoksyny z pasteryzowanego nabiału do swojego ciała powodujemy za każdym razem wzmożenie reakcji zapalnych w ustroju. To się nie może skończyć dobrze. Dopóki jest to możliwe dostajemy od Matki Natury dobre samopoczucie – niestety na kredyt.
Do toalety po nabiale nie lecimy, więc na pozór niby wszystko jest OK i tak posiłek po posiłku, rok za rokiem, całymi latami. Ale w rzeczywistości nic nie jest OK!
My nic nie czujemy, gdy tymczasem reakcje zachodzą cały czas, takie żarełko zabija powoli, więc spokojnie: przyjdzie czas – poczujemy. Kredyt nie będzie trwał w nieskończoność, kredyty zawsze trzeba w końcu kiedyś spłacać.
Gdy załamią się już wszystkie rezerwy i bariery obronne naszego organizmu, a stany zapalne staną się nie do zniesienia, wtedy poczujemy na pewno. To cena za spożywanie nowoczesnego pasteryzowanego nabiału: mleka, śmietany, deserków Monte, serków „wiejskich”, homogenizowanych i tym podobnych smakołyków, od których uginają się sklepowe półki.
Częstokroć nabiał przetworzony przemysłowo jest nie tylko pasteryzowany, ale również homogenizowany: cząsteczki tłuszczu rozbito za pomocą odpowiednich urządzeń mleczarskich na tak maleńkie drobinki, że jeśli masz przeciekające jelita (a większość ludzi ma, pisałam tutaj jak sprawdzić przeciekające jelita), to te mikrodrobinki przedostają się do krwiobiegu, zwiększając poziom zatoksycznienia ustroju i tworząc osad w naczyniach krwionośnych.
Co na to Twoje ciało? Stwierdza, że ma obcego na pokładzie i zabiera się do roboty czyli dochodzi do reakcji obronnych systemu immunologicznego.
Ale pasteryzowany nabiał nie tylko zawierać może endotoksyny. On zmienia nieodwracalnie swoją strukturę molekularną.
Wszyscy chodziliśmy do szkoły i wiemy na czym polega pasteryzacja. Jak ktoś nie pamięta można sprawdzić w internecie.
Pasteryzacja mleka polega na ogrzaniu go do temperatury 100 °C w ciągu 1 minuty lub do 85 °C w ciągu 30 minut w zamkniętym urządzeniu nazywanym pasteryzatorem.
Proponuję by pani profesor nauk mleczarskich nie rozumiejąca czym jest pasteryzacja („Nie do końca rozumiem krytykowanie procesu pasteryzacji mleka”), potrzymała swój (również zawierający białka) czcigodny profesorski palec w temperaturze 100 stopni przez jedną minutę lub w wersji hardcore posiedziała przez 3 minuty w pasteryzatorze w temp. 85 stopni.
Z pewnością wykonując ten prosty eksperyment pani profesor zrozumie DO KOŃCA. Wtedy panią profesor oświeci jak działa pasteryzacja tzn. czy faktycznie nie dokonuje większego uszczerbku pozostawiając molekuły „prawie” nietknięte.
Wszystko co żywe i zbudowane z białek tak samo reaguje, więc czy to będzie mleko, truskawka czy nasz własny palec – zmieni właściwości fizykochemiczne i strukturę molekularną.
Wszak palec spasteryzowany nie wygląda tak samo jak ten niepoddany pasteryzacji, ba – nawet truskawka wsadzona na minutę do wrzątku to już nie jest ta sama surowa truskawka, bo ani tak nie wygląda ani tak nie smakuje i tak samo spasteryzowane mleko NIE jest już tym samym mlekiem jak je Bozia stworzyła.
Nasz organizm nie jest głupi i potrafi rozpoznać oryginał stworzony przez Bozię od zdegenerowanego wysoką temperaturą pociotka.
Nasz organizm jest tak naprawdę mądrzejszy niż wszyscy profesorowie tego świata razem wzięci. I tego się trzymajmy, całe życie 😉
Jako ciekawostkę dodam, że niedawno zaniosłam koleżance po raz pierwszy na spróbowanie butelkę prawdziwego mleka z mlekomatu (naturalne, surowe, nieprzetwarzane). Koleżanka miała też w lodówce butelkę mleka pasteryzowanego, takiego ze sklepu z wymownym napisem (a jakże!) „mleko świeże”.
Z ciekawości koleżanka powąchała przyniesione jej przeze mnie mleko z mlekomatu i zdziwiona stwierdziła, że jakoś tak ładnie i delikatnie pachnie, że ona nawet nie miała pojęcia, że mleko może mieć taki miły zapach! To z kolei mnie samą zaciekawiło, bo ja mleka sklepowego nie pijam od dawna, a nawet jak piłam to zapachu nie pomnę.
Zaczęłyśmy wąchać i co się okazało: sklepowe mleko, które nie było jeszcze popsute lecz słodkie, obleśnie śmierdziało nie zgadniecie czym: starą, brudną oborą. Gnojowicą normalnie! Mleko z mlekomatu natomiast miało słodkawy, delikatny zapach, zapach mleka po prostu.
Więc czy sklepowe pasteryzowane mleko jest ZDROWE, skoro tak cuchnie gnojem? Mleczarze prostu MUSZĄ je pasteryzować, nie mają innego wyjścia, bo inaczej pół Polski by dostało s*aczki (jak nie gorzej!) gdyby nie pasteryzacja.
A tak wilk syty i owca cała: mleko obleśnej jakości się elegancko spasteryzuje i za ciężką kasę się sprzeda ten cuchnący pseudomleczny biały płyn niczego nieświadomym konsumentom za 3 zł/butelka z napisem „mleko świeże”.
Litr prawdziwego mleka (AUTENTYCZNIE ŚWIEŻEGO) z mlekomatu RÓWNIEŻ kosztuje te same 3 zł, a u rolnika jeszcze taniej, więc niech sobie mleczarnie w… buty wsadzą ten swój śmierdzący gnojowicą mlekopodobny syfiasty płyn.
W stwierdzeniu „mleko to biała trucizna” lub „pij mleko będziesz kaleką” nie ma wcale przesady tak naprawdę. To co nam dostarcza przemysł mleczarski na rzecz którego pracuje prof. Cichosz woła bowiem o pomstę do nieba.
I nawet nie o samo mleko tu chodzi. Spróbujcie na przykład znaleźć w sklepie śmietanę składającą się tylko ze śmietany (i ewentualnie kultury laktobakterii jeśli jest to kwaśna śmietana). Graniczy to doprawdy z cudem.
Mleko w naszej filiżance nie pochodzi ponadto „ze sklepu” tylko z krowiego cyca, po tym jak krowa urodziła dziecko. Jak każde mleko zawiera substancje uzależniające, kazomorfiny, o czym pisałam szerzej tutaj. Mechanizm ten zaprojektowany przez naturę jest potrzebny, ale jedynie w dzieciństwie. W życiu dorosłym już niekoniecznie.
Nie jest to więc taka sobie niewinna substancja, a dorabianie ideologii zdrowotnej do krowiego mleka to zwykłe nadużycie. Krowie mleko ogólnie nie jest za bardzo zdrowe, bo też i nie dla rodzaju ludzkiego Matka Natura je stworzyła, ma odmienny skład i strukturę białek (w szczególności tych najbardziej kontrowersyjnych, kazeinowych) niż mleko naszego własnego gatunku, nie jest też niezastąpione bo można je z powodzeniem zastąpić mlekiem roślinnym, np. mlekiem migdałowo-kokosowym.
Osoby nie mające problemu z uczuleniem i przede wszystkim mające zdrowe i szczelne jelita mogą owszem pozwolić sobie spożywać czasem mleko, najlepiej w postaci już naturalnie przerobionej przez (zwiększające fagocytozę!) laktobakterie jako jogurt, zsiadłe czy kefir, ale najlepiej czynić to jedynie w ilościach niewielkich jako dodatek smakowy, a nie jako podstawę wyżywienia człowieka i zawsze wybierać mleko w oryginalnej postaci jak je Bozia stworzyła, nie to przetworzone przemysłowo.
Natomiast jeśli masz jelita nieszczelne to dopóki ich nie uszczelnisz najlepiej w ogóle unikać wszelkich pokarmów odzwierzęcych, ponieważ każdy pojedynczy posiłek zawierający większą ilość tłuszczu pochodzenia zwierzęcego powoduje na długie godziny stan zapalny w ustroju.
I tu nie chodzi tylko o białko. To nie samo mięso jako takie czy jego białka powodują ten stan, lecz tłuszcz odzwierzęcy, (np. potrafiła to uczynić bita śmietana, gdzie białka jest niewiele).
Okazuje się bowiem, że gdy został on wprowadzony z pożywieniem do ustroju, naukowcy stwierdzili u ludzi po spożyciu tłustego posiłku opartego na produktach odzwierzęcych endotoksemię czyli olbrzymią ilość endotoksyn w ich krwiobiegu. Jak wiadomo endotoksyny pochodzą z bakterii. Ale skąd bakterie? To nasze własne bakterie. Z naszych nieszczelnych jelit.
Mówiła o tym na wykładzie już wcześniej dr Ewa Dąbrowska co powoduje rozszczelnienie jelit: głównie żywność przetworzona (rafinowane cukry i mąki), używki (kawa, alkohol), antybiotyki, środki antykoncepcyjne, leki sterydowe i niesterydowe, choroby alergiczne i autoimmunologiczne, silny stres i… jak się okazuje również tłuste jedzenie pochodzenia zwierzęcego.
Przystępnie tłumaczy ten mechanizm w odniesieniu do tłustych pokarmów odzwierzęcych dr Michael Gregger na filmiku edukacyjnym (w jęz. angielskim, ale pod poniższym linkiem jest też transkrypt oraz źródła) znajdującym się na stronie:
https://nutritionfacts.org/video/the-leaky-gut-theory-of-why-animal-products-cause-inflammation/
Pierwszy eksperyment żywieniowy z udziałem tłustych pokarmów odzwierzęcych i alkoholu opisano już w biblijnej Księdze Daniela: młodzieńcy jedzący „królewskie potrawy” popijane winem byli po 10 dniach w dużo gorszej kondycji niż ci co pościli (jedli warzywa i pili wodę).
W czasach nowożytnych zrobiono podobny eksperyment również na myszach: zdrowe myszy karmione słoniną doznały rozszczelnienia jelit. Filmik dra Greggera można obejrzeć poniżej:
Bez krowiego mleka jednym słowem nie tylko da się żyć, ale żyje się nawet zdrowiej. Mit o „zdrowej zupie mlecznej” odłóżmy zaś dla naszego dobra do lamusa! 😉

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Iza napisał(a):
„Kto pije mleko ten rzyga daleko”. Ja mam jeszcze pytanie do pani prof. co do niby nie zachodzących zmian molekularnych- w jakiej temperaturze zachodzi denaturacja? Bo wiedzą to dzieci w podstawówce. A co do zdrowotności mleka krowiego, to od dziecka byłam nim pasiona co skończyło się tragiczną skazą białkową i egzemą. Mleko? Dziękuję nie piję.
ewelina27 napisał(a):
Swietny artykul!!!
mam pytanie do pani czy piekla pani chleb bezglutenowy(na zakwasie) ? poszukuje sprawdzonego juz przepisu
Marlena napisał(a):
Ewelino, u mnie w domu nie mamy problemu z glutenem, piekę pełnoziarnisty orkiszowy na zakwasie żytnim. https://akademiawitalnosci.pl/chleb-orkiszowy-na-mlodym-zakwasie-ktory-zawsze-sie-udaje/
Poszukaj w sieci, pewnie coś się znajdzie bezglutenowego.
Paula napisał(a):
A czy jogurt naturalny jest zdrowy, albo chociaż nie szkodzący? Zastanawiam się nad owsianką z jogurtem naturalnym i suszonymi owocami na śniadanie (mleko całkowicie wykluczam, a z wodą mi nie smakuje), to dobry pomysł? Jak Pani uważa? 🙂
Marlena napisał(a):
Jogurt jest OK, szczególnie jak sama go zrobisz w domu z surowego mleka (jeśli będzie to kozie mleko to jeszcze lepiej). Jednak codziennie nie nadaje się do spożycia. Spróbuj mleko migdałowo-kokosowe (robi się bardzo łatwo i szybko), można też z niego zrobić sobie jogurt migdałowy – wystarczy do świeżo zrobionego litra mleczka migdałowego dodać saszetkę laktobakterii (do nabycia przez internet), wymieszać dokładnie i zostawić na 1 dobę pod przykryciem w ciepłym pomieszczeniu (bez mieszania czy zaglądania). Wszelkie roślinne mleko czy jogurty można spożywać bez obaw nawet codziennie.
Paula napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź.
P.S. Świetny blog. 😉
yarosh napisał(a):
No właśnie, denerwuje mnie to pisanie o szkodliwości mleka w kontekście CAŁEGO NABIAŁU. To jest jak pisanie że słodkie mleko jest tak samo szkodliwe jak kwaśne produkty jego fermentacji, co jest nieprawdą. Nie wrzucajmy mleka i jogurtu do jednego wora, bo nawet jeśli obie te rzeczy były pasteryzowane i pochodzą od sztucznie karmionej i na umór zapładnianej i eksploatowanej krowy, to jogurt już chyba jest pozbawiony złych cech mleka, prawda Marleno? Jest łatwiej strawny i w ogóle. Wiem że surowe mleko przynosi więcej szkód niż korzyści, powoduje śluz itd., ale mleko ukwaszone raczej przynosi więcej korzyści niż szkód. Zgadzam się z tobą, że ludzie jedzą nabiał, bo tak radzą lekarze kupieni przez koncerny. Ja bynajmniej nie z tego powodu jem jogurt, nie słucham się wszelakich doktorów i profesorów. Ale jednego doktora warto się posłuchać – dr. Budwig, która zalecała miksowanie siemienia lnianego z chudym twarogiem w celu lepszego przyswajania się tłuszczu roślinnego i omega-3. I właśnie dlatego nie wyrzucę jogurtu z diety, bo nic innego go nie zastąpi do robienia pasty budwigowej.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, fermentowane produkty mleczne mają pewne walory zdrowotne – laktobakterie. Jednak kiszone warzywa i napoje (rejuvelac, barszczyk) też je mają. Ja używam jogurtu nie dlatego że jest zdrowy (w istocie warzywa kiszone mają więcej błonnika, antyoksydantów, witamin i minerałów niż krowi jogurt i można je uznać za bardziej wartościowe), ale w celach smakowych: przykładowo płatki owsiane z jogurtem smakują na śniadanie nieco lepiej niż polane np. wodą z kiszonych ogórków (nie próbowałam tej drugiej opcji, ale mogę sobie wyobrazić 😉 ). W pewnych przepisach jogurt jest więc dobrze użyć, ale nie jest on jedynym źródłem laktobakterii i bynajmniej nie lepszym niż inne. Choćby z uwagi na błonnik dobrze jest mieć kilka warzywnych źródeł laktobakterii, a jogurt owszem ale na doczepkę. Natomiast reklama spowodowała, że zauroczeni jogurtami czy Actimelami zapominamy często, że mamy jeszcze coś lepszego, czego reklamy w TV nie uświadczysz: kiszone warzywa 🙂
ewelina27 napisał(a):
dziekuje za szybka odpowiedz 🙂
Magmarjo napisał(a):
Brawo,brawo,brawo !!!
Magmarjo napisał(a):
Paula jem płatki z dodatkiem z ziaren i owoców przeważnie z maślanką a teraz zrobię sobie kefir z mleka migdałowego a co 😀
Kamil napisał(a):
riposta na artykuł po prostu kiepska, a nawet nędzna. Bardziej szczekanina i szydzenie niż merytoryczna odp. Teraz każdy kto skończy coś uważa, że pozjadał wszystkie rozumy…
A co do ilości złamań to nie tylko dieta ma wpływ, a także struktura terenu danego państwa.
Wciąż czekam aż ktoś poważny zrecenzuje wypowiedzi owej pani profesor i podpisze się imieniem i nazwiskiem oraz poda swoje wykształcenie.Bo taką ripostę to można w naj umieścić co najwyżej.
Marlena napisał(a):
Zdaje się, że wprawiłam Cię w jakiś rodzaj dyskomfortu (takie mam wrażenie, skoro się skarżysz), serdecznie Cię za to przepraszam, ale nie przejmuj się za mocno tym co piszę, to tylko takie osobiste, luźne rozważania z MOJEGO punktu widzenia (bo nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie trafiłeś na MOJEGO bloga). Jeśli nie odpowiadają Ci zawarte tutaj treści np. uważasz je za mało merytoryczne i powoduje to u Ciebie poczucie dyskomfortu, to jest na to rada: skieruj kursor swojej komputerowej myszki w prawy górny róg ekranu. Tam znajdziesz taki mały biały krzyżyk na czerwonym tle. Naciśnij używając lewego przycisku myszki. Po jego naciśnięciu z pewnością poczujesz ulgę. Pozdrawiam! 🙂
Adam napisał(a):
Kamil, ktoś poważny to już zrobił. Profesor Campbell, wspominany przez Marlenę, poświęcił ponad 40 lat naukowego życia, żeby z początkowego entuzjasty krowiego mleka i mięsa, zmienić swoje poglądy o 180 stopni. Campbell jest współautorem największych współczesnych badań (potężna próba, czas badań liczony w dziesiątkach lat), to nie jest osoba, która „poświęciła 4 lata, aby przestudiować 600 publikacji naukowych”. To osoba, które te badania zrobiła w sposób bardzo rzetelny i uczciwy. Są dostępne w tej chwili 2 jego książki. Ostatnia, która dostępna jest niespełna od 2 miesięcy, to polska edycja publikacji bardzo świeżej, z 2012r. Tam możesz przeczytać jak się robi badania, i dlaczego ich wyniki wyglądają tak, a nie inaczej. Takich uczciwych badań, jak te Campbella, jest więcej, ale nie większość. Większość to rodzaj cyrkowej sztuczki, w której odpowiednio dobiera się próbkę, starannie żongluje się czasem, dawką…. W ten sposób można udowodnić, że coca cola jest bardzo zdrowa, a palenie papierosów to tylko sprytny sposób na dostarczenie organizmowi poprzez płuca szeregu minerałów. Ironizuję oczywiście, ale trzeba mieć świadomość, że nauka w obecnych czasach nie jest czysta i niewinna. Jest silnie sponsorowana przez zasobne w pieniądze koncerny i kierunkowana w taki sposób, aby udowodnić z góry założoną tezę. Następnym po badaniach krokiem jest uruchomienie linii produkcyjnych, np kolejnych suplementów i produkcja reklam z przekonującymi ludźmi w białych kitlach. Nie ma się co obrażać na Marlenę, ona po prostu „odrobiła lekcje” i sporo przeczytała, a tym co przeczytała dzieli się na blogu. Ty możesz to również sam sprawdzić.
Co do artykułu – komentowałem go również całkiem niedawno, zwracając uwagę na sprytny zabieg. W sporcie czegoś takiego na pewno nie nazwano by fair play, a trick jest z gatunku stosowanego chętnie przez polityków. Chodzi mianowicie o pomieszanie prawdy z fałszem. Najpierw otrzymujemy druzgocącą i słuszną krytykę margaryny, zawierającej rujnujące zdrowie tłuszcze trans. Potem krytyka przenosi się ogólnie na oleje roślinne, oszczędzona jest tylko oliwa. Za to na temat tłuszczy zwierzęcych lecą już rzeczy zdumiewające, mówiąc łagodnie. Poglądy Pani profesor na temat cholesterolu są…zaskakujące :). Tłumaczy je miejsce pracy Pani profesor, na co również zwróciłem uwagę. O mleku obszernie napisała Marlena.
lena napisał(a):
Marlena, dostaniesz Nobla. Za całokształt, bo za pyskatość nie dają… 😀
A Twoją ripostę odnośnie p. profesor zamieszczę gdzie się da, czyli na fejsie.
Pozdrawiam z całej duszy <3
Vaga napisał(a):
Kamil, jeśli jakiś obszar wiedzy, przedstawiony w jakimś opracowaniu oceniamy jako kiepski, a nawet nędzny, to upoważnieniem do tego powinny być merytoryczne przesłanki wynikające z naszej wiedzy, oczywiście poparte argumentami. Podaj proszę swoją ripostę, nie- kiepską, merytorycznie uzasadnioną. No i oczywiście podpisz się imieniem i nazwiskiem i podaj, co tam za fakultety pokończyłeś-:). Bo póki co to szczekaninę i szydzenie słychać tylko z Twojego kierunku.
Meg B napisał(a):
Ja również szydzenie odczułam w całym tonie artykułu.
Marlena napisał(a):
Bardzo mi przykro jeśli odczułaś ponieważ nie było to moim zamiarem. Myślę, że pomiędzy szydzeniem a nazywaniem rzeczy po imieniu jest jednak spora różnica. Jeśli komuś (w tym wypadku branży mleczarskiej) się wydaje, że może nam wmawiać kompletnie co innego od tego, czego uczyliśmy się w szkole i uważać, iż łykniemy to jak młode pelikany tylko dlatego że jest wypowiedziane profesorskimi ustami to bardzo się myli.
TroPtyN napisał(a):
W Lidlu znaleźć można śmietanę marki Pilos (to jedna z niewielu rzeczy, jakie kupuję w Lidlu) składającą się tylko z dwóch składników: śmietanki pasteryzowanej oraz kultur bakterii mleczarskich. Bardzo szkoda, że jest pasteryzowana. Gdyby nie ten problem, śmietana ta byłaby wprost idealna. 🙁
kowalus napisał(a):
Zgadzam się co do mleka i jego szkodliwości. Nawet czytałem Campbela. Czy są jakieś jeszcze godne polecenia książki opisujace tematykę mleka??
Mam jeszcze pytanie adnośnie tego fregmentu:
„Endotoksyny – toksyny występujące w błonie zewnętrznej bakterii Gram-ujemnych. Są to kompleksy lipopolisacharydowe uwalniane po rozpadzie (lizie) komórki. Są stosunkowo trwałe chemicznie i odporne na ogrzewanie w temp. 60 °C przez kilka godzin.”
CZY PASTERYZACJA (W KOŃCU TO 100 LUB 80 STOPNI c) NIE NISZCZY I TYCH ENDOTOKSYN?
Marlena napisał(a):
Nie niszczy. Właśnie dlatego wymyślono mikroflitrację. By uczynić mleko „zdrowszym” czyli zmniejszyć ilość toksycznych produktów lizy w mleku które idzie do konsumenta.
Marlena napisał(a):
Mleko cichy morderca, Nand Kishare Sharma, wyd. Interspar, Warszawa 2004; i jeszcze polecam Cheraskina porównanie dzieci karmionych piersią i mieszankami, rewelacyjny materiał: https://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/199x/cheraskin-e-j_orthomol_med-1994-v9-n3-p151.htm
Wild Jack napisał(a):
Pani Marleno, brawo! Jest Pani the best!
Elli napisał(a):
Brawo,za rewelacyjny artykul…moze dotrze kiedys do ludzi,ze mleko szkodzi i wcale go nie potrzebujemy do zycia.Wmawia sie nam od dziecka picie,bo bedziemy miec zdrowe kosci,zdrowe zeby.Dawniej na wsiach glownie zywili sie nabialem,bo kazdy w zagrodzie mial krowe.Pamietam jak jezdzilam na wakacje,starzy ludzie chodzili powykrzywiani reumatyzmem,lamaly sie im biodra ,osteoporoza choc jeszcze nie nazwana zbierala zniwo.Tak samo w mojej rodzinie….babcia,mama ja mialy.lekarze tlumaczyli ze to genetyczna choroba…ciekawe dlaczego ja nie mam jej,dlaczego, nie mialam nigdy zadnej dziury w zebach…od ponad 30lat nie pije mleka,nie jem produktow mlecznych…pozdrawiam
bienius napisał(a):
Mam 34 lata i tak się składa, że od wielu lat mój organizm badany jest pod bardzo wieloma kątami. Od mleka i nabiału nigdy nie uciekałem, a wręcz uwielbiam, zatem wciągam w sporych ilościach. Pamiętam oczywiście mleko, sery i śmietanę takimi, jakie być powinny, a i dostęp do wiejskich produktów od niekorporacyjnej krowy mam zapewniony. Jednak nie wybrzydzam, gdy w lodówce stoi UHT 3, 2%. Ostatnio miałem badanie na densytometrze i wyszło idealnie dla mojego wieku. Ten nabiał chyba jednak tak tragicznie na mnie nie wpływa. Zastanawia mnie, jak to jest, że jedni naukowcy twierdzą, że mleko jest be, a inni, że wręcz przeciwnie? I każdy przedstawia na potwierdzenie swej tezy poważne badania.
Druga sprawa… są jakieś przekonywujące dane na temat wpływu na nasze zdrowie homogenizowanych produktów? Pytam poważnie, bo nie zawsze mam śmietanę z mleka. A gdy nie mam, używam homogenizowanej. Poza tym zastanawia mnie sam fakt przeciekających jelit. To jakaś hipoteza czy potwierdzone badaniami fakty?
Trzecia sprawa. Odwołanie się do księgi Daniela, chodzi mi o ten fragment:
„Pierwszy eksperyment żywieniowy z udziałem tłustych pokarmów odzwierzęcych i alkoholu opisano już w biblijnej Księdze Daniela: młodzieńcy jedzący „królewskie potrawy” popijane winem byli po 10 dniach w dużo gorszej kondycji niż ci co pościli (jedli warzywa i pili wodę). W czasach nowożytnych zrobiono podobny eksperyment również na myszach: zdrowe myszy karmione słoniną doznały rozszczelnienia jelit.
Tekst biblijny nie wskazuje na to, że jest tu mowa o mięsie. W tekście Biblii Hebrajskiej mamy zapożyczenie z języka perskiego… słowo patbag, które oznacza po prostu porcję potraw przesłaną przez króla. Nie ma żadnego powodu uważać, że było to mięso. Zresztą późniejsi Grecy nawiązując do opisów literatury perskiej twierdzili, że było to pieczywo z jęczmienia i pszenicy oraz wino.
Warzywa natomiast, to nie zbyt dobry przekład. Hebrajski tekst mówi o ziarnie na karmę dla zwierząt, paszę lub ziarno do zasiewu.
Tekst ten nie sugeruje zatem, że młodzieńcom proponowano jadło, jak na szlacheckiej imprezie, gdzie stoły uginają się od mięsiwa.
Marlena napisał(a):
Mając 34 lata możesz nie martwić się o densytometrię. Jeśli raz od wielkiego dzwonu sięgniesz po wyrób sklepowy to zabić Cię to nie zabije, żeby była jasność. Ja osobiście nie mogę brać ich do ust, ponieważ na drugi dzień mój organizm informuje mnie o tym, że dostał coś brzydkiego (wykwity zapalne na czole, takie drobniutkie ropne krosteczki), czego przy mleku „prosto od krowy” nie obserwuję. No ale to też może być kwestia indywidualna, ja mam oczyszczony organizm, odzwyczajony od śmieci i za każdym razem jak do środka dostanie się coś niefajnego, to informacja zwrotna przychodzi od razu.
Co do księgi Daniela to lepiej praktycznie stwierdzić na sobie „co autor miał na myśli” czyli przejść na post i zobaczyć efekty, porównać swoją jasność umysłu i energię ciała w stosunku do okresu przed postem. Rozkminianie po przeszło dwóch tysiącach lat co oni tam faktycznie jedli jest stratą czasu, i tak się tego raczej nie dowiemy, lepiej przejść do czynów. Naukowcy z Uniwersytetu w Memphis ostatnio testowali post Daniela tak:
https://nutritionfacts.org/video/tightening-the-bible-belt/
i jeszcze https://nutritionfacts.org/video/biblical-daniel-fast-put-to-the-test/
bienius napisał(a):
Mając 34 lata możesz nie martwić się o densytometrię”
Możliwe, acz doktorka mi powiedziała, że to idealny wiek, żeby zrobić to badanie.
Jakkolwiek, na pewno w kolejnej dekadzie zrobię je ponownie.
Rozkminianie po przeszło dwóch tysiącach lat co oni tam faktycznie jedli jest stratą czasu, i tak się tego raczej nie dowiemy, lepiej przejść do czynów.
Po co zatem podawać to jako przykład „eksperymentu” żywieniowego?
I co z tym przeciekaniem jelit i homogenizowaniem produktów? To hipoteza czy podparty badaniami fakt?
Marlena napisał(a):
„Poddaj sługi twoje dziesięciodniowej próbie: niech nam dają jarzyny do jedzenia i wodę do picia.” https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=753 Nie łap mnie tylko znów za słówka teraz czy było napisane „próba” a nie „eksperyment” albo też może coś innego autor miał na myśli. Czy „potrawy królewskie” to były placki czy mięso tego się nie dowiemy. Czy „jarzyny” to było „ziarno” też nie. Był jednak też i wynik (nie o to czasem chodzi w eksperymentach?): „A po upływie dziesięciu dni wygląd ich był lepszy i zdrowszy niż innych młodzieńców, którzy spożywali potrawy królewskie”.
Mówiąc uczciwie nie znajduję sensownego powodu dla którego łapiesz mnie za słówka 😉 Pościłeś kiedyś? Masz to doświadczenie za sobą?
Przeciekanie jelit (przechodzenie do krwiobiegu molekuł tego co zjedliśmy przez rozszczelnione bariery jelitowe) po raz pierwszy odkrył Paganelli w latach 80-tych. O homogenizacji masz tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Homogenizacja jest to proces przemysłowy i dla wygody przemysłu stworzony, w domu tego nie robimy, nasi przodkowie też tego nie robili, to jest nowoczesny wynalazek. Jeśli ktoś ma nieszczelne bariery jelitowe to spożywając przetworzony przemysłowo (homogenizowany) nabiał naraża się na przedostanie się mikrodrobinek tłuszczu do krwiobiegu. Tu masz więcej info na ten temat: https://www.livestrong.com/article/480422-effects-of-homogenized-milk/.
Wpisz sobie w wyszukiwarkę odpowiednie hasło aby znaleźć żądane informacje.
bienius napisał(a):
Dobra, zostawmy już tą Biblię. Biblia Tysiąclecia nie jest najszczęśliwszym przekładem a to nie jest miejsce na analizy z zakresu egzegezy i starożytnych języków. Przepraszam, nie powinienem był czepiać się tego tematu i łapać Cię za słówka. Nie gniewaj się 🙂
Co zaś się tyczy homogenizowania. Słyszałem kiedyś o tym, że to może być szkodliwe, ale nie znalazłem na ten temat absolutnie żadnych informacji podpartych jakimiś naukowymi badaniami. Wszędzie pojawiają się te same informacje, o mikrodrobinkach tłuszczu, o podniesionym cholesterolu itd., ale nie ma żadnych odnośników do badań i ludzi, którzy oficjalnie mogą poświadczyć, że proces ten jest dla człowieka szkodliwy.
A to, że homogenizacja nie była stosowana przez nasze prababcie nie świadczy jeszcze o tym, że to jest złe. Nie wszystko co sztuczne jest złe i nie wszystko co naturalne jest dobre.
Póki co nie widzę żadnego powodu, żeby bać się homogenizacji, dlatego idę walnąć kawę z homogenizowaną śmietaną 30% 🙂
Marlena napisał(a):
Nie chodzi o to by się bać. Akurat w przypadku tego co wkładamy do swojego wnętrza wszystko co sztuczne jest złe. Z tego prostego powodu, że nasze wnętrze to majstersztyk natury i gdy dostaje się tam coś co dziełem natury nie jest – mamy problem. Nie zawsze od razu (burzliwa wizyta w kibelku), bo Matka Natura wyposażyła nas w szereg mechanizmów obronnych przed działaniami spowodowanymi naszą głupotą lub łakomstwem. Te mechanizmy obronne są jednocześnie naszym dobrodziejstwem (nie umieramy od byle czego) i przekleństwem zarazem (kulinarny grzeszek tu, grzeszek tam i wszystko jest cacy do dnia gdy budzimy się z ręką w nocniku czyli niemiłą diagnozą). Pozostając jeszcze przez chwilę w klimatach biblijnych: post dla ciała jest jak spowiedź dla ducha: oczyszcza i przywraca równowagę na poziomie genowym, usuwa to co złe i niepotrzebne, odbudowuje od nowa to co niezbędne, by znów zakrólowała boska perfekcja, którą zostaliśmy obdarowani przy naszym narodzeniu.
gadda33 napisał(a):
!!! PIJ MLEKO, BĘDZIESZ KALEKĄ !!!………trudno się z tym nie zgodzić po przeczytaniu poniższych artykułów:
1. https://www.faceci.com.pl/mleko.html
2. https://www.gronkowiec.pl/mleko.html
Kilka zdań ode mnie…….
Mleko służy matce do wykarmienia potomstwa. Samica/matka każdego gatunku na Naszej planecie posiada inny skład mleka. Skład, który jest idealnie dopasowany do dynamiki wzrostu potomstwa danego gatunku. Proszę zobaczyć ile kilogramów w ciągu, powiedzmy 3 lat, przybiera na wadze cielaczek i porównać to z pierwszymi 3 latami życia człowieka.
Czy widać różnicę ??
Jaki wniosek się sam nasuwa ?
Ano taki, że krowie mleko jest gigantyczną bombą energetyczną, zupełnie niedopasowaną do ludzkich potrzeb. Z krowiego mleka praktycznie nic nie mamy. Wapń, witaminy i białka nie są przyswajalne w takim stopniu jak przez owego cielaczka. Po co to pić ????
Pozdrawiam – Marek
hajduczek napisał(a):
Marku, masz rację – po co to pić? Jednak od wieków niemowlęta w wyjątkowych sytuacjach karmione były zwierzęcym mlekiem. I starsze dzieci też:-) Wyobraźmy sobie, że matka umiera albo z różnych przyczyn nie może karmić swojego dziecka piersią. Rodziny nie stać na zatrudnienie mamki. Jak zatem ratują niemowlę od śmierci głodowej? No cóż, mlekiem zwierzęcym właśnie, najczęściej krowim lub kozim. Inna sprawa to fakt, że dawniej mleko było naturalne i niepasteryzowane przemysłowo, a już na pewno nie UHT!
I jakoś te dzieci nie wyrastały do rozmiarów sporego cielęcia, a później krowy. Zdolności adaptacyjne ludzkiego organizmu są naprawdę spore! Inna rzecz to spożywanie krowiego mleka przez ludzi dorosłych – im mleko już raczej nie służy, może tylko produkty fermentowane (kefir, jogurt, maślanka, zsiadłe mleko).
bestyj napisał(a):
Zgodzę się ze złym, zakwaszającym wpływem mleka na organizm – po jego drastycznym ograniczeniu czuję się znacznie lepiej. Nie unikam tylko kefiru który uwielbiam a dzięki temu ze mieszkam w krakowie mam świetnej jakości kefiry z OSM Skała pod ręką.
Natomiast wzgl artykułu Pani profesor to jest on fenomenalnie wartościowy pod względem zachwianego stosunku o3/o6 w diecie.
Ludzie pieką, gotują i polewają wszystko słonecznikowym czy pestkowinogronowym rafinowanym olejem, do tego wezmą jedną/2 kapsułki o3 z zawartością epa+dha 0,5gr i myślą ze jest wszystko ok.
Śmiem twierdzić ze to jest znacznie gorsze niż nadmiar nabiału gdyż ten można stosunkowo łatwo zneutralizawać alkalizując organizm.
Ograniczyłem spożywane przeze mnie źródła tłuszczu do olejów ( oliwy, lnianego i rzepakowego oczywiście tłoczone na zimno, nierafinowane itp) oraz masła plus smalcu do sporadycznego duszenia, pieczenia( zresztą smalec jak ktoś nie ma oporów etycznoświatopoglądowych jest świetnym i nieuczciwie szkalowanym tłuszczem lepszym od oliwy ( więcej o9, mniej o6 a zawartość tł nasyconych ( połowa tego co w maśle)jest w diecie potrzebna wbrew temu co wszędzie gadają – między innymi mężczyznomy do produkcji testosteronu) i mnóstwo, może nie problemów zdrowotnych bo jeszcze stosunkowo młodym, a niedogodności( tendencja do tycia, problemy skórne, zaczątki łuszczycy….ok to były problemy zdrowotne:) przeszło
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Polecam NIE smażyć niczego, wtedy nie będą nam potrzebne „tłuszcze do smażenia”. Tyle ile tłuszczu nam potrzeba znajduje się w darach natury (orzechy, pestki) z których przemysł ten olej wyciska katując potem go procesem rafinacji a jak on tego nie zrobi to my to robimy smażąc ten olej gdzie powyżej 160 stopni ma miejsce zmiana izomerów -cis na -trans. To nie jest tak, że tylko te sklepowe oleje są niezdrowe. Można mieć najzdrowszy olej świata (nierafinowany, świeżutko wyciśnięty) i smażeniem w domowych warunkach zrobić z niego szkodliwą substancję. Delikatna obróbka w niskiej temperaturze (do 160 stopni) czyli krótkie podsmażenie na maleńkim ogniu np. jakiejś cebulki jest OK i często potrafi nadać smaku potrawom, natomiast smażenie w klasycznym wydaniu lepiej dla własnego dobra pożegnać. Natura NIE przewidziała niczego smażonego dla nas. Najlepiej więc stosować najmniej inwazyjne sposoby obróbki: krótkie gotowanie na parze, duszenie pod przykryciem, gotowanie (zupy, kasze) i przy tym starać się jadać jak najwięcej pokarmów w stanie nieprzetworzonym w ogóle, jak je Bozia stworzyła, bowiem tylko one nie wywołują leukocytozy jak też i nie powodują strat składników odżywczych lub zmiany ich właściwości.
dddd napisał(a):
mleko samo w sobie bez dodatków typu kako smakuje jak g.ffno czy to konserwowane czy od „bozi „(nienawidze tego slowa) z mlekomatu wal gnojem ii to to chociaz jesli chodzi o skojarzenia to te konserwowane maszynowo sie wydaja mniej smierdz.ce od tych z obory od rolnika co sam łapa doji krowe bleeeeeeee ,mam pytanie do pani co pani powie o mleku w proszku nan 2 pro activ ma bakterie lacto cos tam te zdrowe i pelno witamin uzywam go do robienia masy czekoladowo oczechowej ktora jest pyszna ( ksylitol ,orzechy włoskie ,woda , łyzka kakao ciemnego margaryna flora pro activ albo benecol i na koniec to mleko wporszku ) w jakim stopniu to psuje zdrowie według pani itp
Marlena napisał(a):
Z mojego mlekomatu mleko jest zawsze OK, to które biorę od rolnika też pachnie OK, żadnych smrodów empirycznie nie zanotowałam. Gdy coś mi podpadnie to dam znać na blogu i ostrzegę.
Jak chcesz mieć naprawdę zdrowy kremik to polecam mój przepis, nie zawiera ani jednego przemysłowo przetworzonego produktu (możesz dodać orzechy, dodatkowo jakiegoś banana wmiksować czy co Ci fantazja podpowie, kremik jest puszysty tak czy inaczej). Przepis tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/czekoladowy-krem-gotowy-w-3-minuty/
Z Twojego przepisu mleko w proszku i margaryna są to produkty wysokoprzetworzone przemysłowo, wsadzanie ich do swojego ciała nie jest dobrym pomysłem. Jeśli szukasz fitosteroli czy witamin (awokado ma ich pełno) to bierz je ZAWSZE prosto z rąk Matki Natury, tak jak Ona je w swojej nieskończonej perfekcji stworzyła, a nie ze sztucznego mleka czy margaryny będącej wymysłem chemików czyli nieudolną próbą podjętą przez człowieka, aby tak jak natura stworzyć coś do jedzenia. To nie jest jedzenie, to jest coś co je tylko naśladuje. Twoje ciało woli oryginał i na jego metabolizowanie jest zaprojektowane, a gdy będzie zamiast tego dostawać podróby zasygnalizuje to jakimś niedomaganiem prędzej czy później.
dddd napisał(a):
dziękuje za odp co do pani kremu wyprubuje zobaczymy czy jest tak smaczny jak ten co tu podalem to ze zdrowszy by moze ale czy smaczniejszy ?
Marlena napisał(a):
A niby czemu jak zdrowszy to ma być niesmaczny? Kombinuj ze składnikami aż uzyskasz ulubiony smak. Awokado i kakao (lub karob mielony) to baza, a potem dodajesz co Ci się podoba, np. możesz zmienić za każdym razem słodzidło (miód, ksylitol, melasa karobowa, syrop klonowy), możesz dodać banana, orzechy mielone itd.. Z tej bazy można uzyskać za każdym razem inny w smaku kremik, w zależności od wybranych dodatków.
Mogę polecić dodanie do bazy bardzo dojrzałego banana (taki już z plameczkami na skórce) i zamiast ksylitolem dosmaczyć melasą karobową (2-3 łyżki, melasę kupisz w sklepie spożywczym) – miksujemy razem i wychodzi smak podwójnie czekoladowy i na dodatek smakuje tak, jakby się dodało jakiegoś likieru do tego kremu (choć tam nie ma żadnego likieru, to melasa karobowa taki posmak fajny daje). Oczywiście orzechy też możesz zmielone dodać. Świetny deser i mogą go jeść wszyscy!
Awokado ma być dojrzałe (jak kupisz to niech poleży jeszcze ze 2-3 dni poza lodówką, tak jak banan). Musi się dawać łatwo wydłubywać ze skórki łyżeczką, tzn. odchodzić dosyć łatwo od skórki jak wydłubujesz. Z owoców niedojrzałych krem nie wyjdzie smaczny. Jak będą natomiast dojrzałe to kremik wyjdzie super smakowity, puszysty i kremowy. I kakao dobre daj, Wedlowskie mam sprawdzone. Tanie kakao albo zwietrzałe popsuje smak.
dddd napisał(a):
HM ,przedchwila zrobiłem ten krem kupiłem avokado ,syrop klonowy z kanady ,dodałem troche miodu i ciemne kakao niezaduzo i nie lubie kłamać wiec połaczeniie kakao i avokado to delikatnie rzecz ujmujac pod wzgledem smakowym nieporozumienie wgl mi to niesmakuje niewatpie ze jest zdrowsze niz mój krem na mleku w proszku wodzie orzechach włoskich margarynie i ksylitolu ale pod wzgledem smaku to poprostu niema zadnych szans 🙁 szkoda
dddd napisał(a):
co do karobu swego czasu zamowilem przez internet poł kartonu równiez niewatpie ze jest super zdrowy ale na litosc kosmiczna smakuje gorzej niz zle stewia jest na tym samym poziomie okropienstwa( ma wstretny gorzkawy posmak ) z tych wszystkich nowych wynalazków o których sie na pani stronie dowiedziałem to smakowo jedynie mi pasuje ksylitol niepisze oczywiscie o calej charakterystyce diety na pani stronie która jest prawdopodobnie bardzo dobra o czym pani wie lepiej niz ja piisze tylko o smaku karobu stewii no ii teraz tego kremu „czekoladowego” który smakuje jak zmokniety pies .
Marlena napisał(a):
Zdaje się nie wziąłeś pod uwagę moich sugestii odnośnie możliwości modyfikacji receptury, jak również od początku w nią wątpiłeś, wyrażając swoje pełne uprzedzeń obawy „czy to aby będzie smaczne”.
Jedyne co mogę powiedzieć – przykro mi. Wybór pomiędzy łakomstwem a zdrowiem zawsze należy do Ciebie. Truj się dalej sztuczną margaryną i mlekiem w proszku jeśli nie potrafisz wyczuć subtelnej różnicy pomiędzy prawdziwym jedzeniem a jego podróbką, ponieważ podróbki tak mocno spaczyły Twój umysł i kubki smakowe, że prawdziwe jedzenie Ci już nie smakuje. Ksylitol Ci jedynie smakuje bo jest identyczny z tym do czego całymi latami przyzwyczaiłeś umysł i ciało: z cukrem. Przydałby Ci się porządny reset całego organizmu. Powodzenia!
dddd napisał(a):
ale syrop klonowy z samymi orzechami włoskmi jest zaj.sty avocado wole jesc ale oddzielnie
Mikey napisał(a):
Z całego przepisu zrezygnowałbym na pewno z margaryny (mleko w proszku wydaje się być równie podejrzane), bo pracowałem kiedyś zagranicą w fabryce margaryny, a właściwie margaryn i frytur. Było czysto, takie odniosłem wrażenie; to, co było opisane na opakowaniu jako skład, rzeczywiście było w produkcie. Można powiedzieć, że było OK. Jednak ja tego nie zjem świadomie. Oprócz olejów roślinnych i wyekstrahowanego emulgatora sojowego, który już też nie wydaje się naturalny, sama chemia.
Bestyj napisał(a):
W żadnym miejscu nie napisałem że coś smaże 🙂
Marlena napisał(a):
I dziękować Najwyższemu! 🙂
gadda33 napisał(a):
„……Natura NIE przewidziała niczego smażonego dla nas. Najlepiej więc stosować najmniej inwazyjne sposoby obróbki: krótkie gotowanie na parze, duszenie pod przykryciem, gotowanie (zupy, kasze) i przy tym starać się jadać jak najwięcej pokarmów w stanie nieprzetworzonym w ogóle, jak je Bozia stworzyła……”
Jak to dobrze, że są tacy ludzie jak Ty Marleno :)))
Z przyjemnością czyta się prawdy oczywiste, które na siłę wręcz są negowane przez większość ludzi. Upór jest tak silny, że najczęściej przestaję cokolwiek mówić. Że co ?…..że mięso i mleko są niezdrowe ? Co za bzdury !!! I tak najczęściej scenariusz wygląda. No cóż, czasem myślę sobie, a niech Ci ludzie się rozchorują, to wtedy może coś zauważą.
Ja zawsze podaję dwa przykłady wszystkim. Przykłady miejsc na świecie, gdzie leczy się bardzo ciężkie przypadki nowotworów. Takie przypadki, których większość szpitali na świecie nie chce się nawet podjąć. Najważniejsze jak się to leczy ? Ano właśnie. Najpierw głodówką, oczyszczeniem organizmu sokami naturalnymi i jedzeniem jedzenia „żywego” Zapewniam wszystkim, że mięsa, chleba i mleka tam nie dostaniemy !
Te miejsca to:
1. https://gerson.org/gerpress/…….terapia w Tijuana w Meksyku
2. https://www.tjmuch.com/english/
Mikey napisał(a):
Witam Państwa,
Uważam się za człowieka rozsądnego, więc ufam statystykom wskazującym na to, że mleko nie jest dobrym pokarmem dla ludzi. Jestem sceptyczny co do głosów pochodzących ze strony przemysłu mleczarskiego, gdyż mogą to być opinie daleki od obiektywizmu.
Muszę zadać jedno pytanie odnośnie artykułu: jeśli martwe bakterie w mleku uwalniają endotoksyny czyniąc tym samym z mleka truciznę, to co dzieje się w naszym swojskim bigosie lub kapuśniaku? W gotowanej kiszonej kapuście ginie z pewnością o kilka rzędów bakterii więcej niż w mleku.
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Mikey po pierwsze należałoby wiedzieć czy laktobakterie obecne w kiszonej kapuście są Gram-ujemne? Tylko one produkują entodoksyny podczas lizy. Druga sprawa to taka, że bigos gotuje się tradycyjnie całymi godzinami i jeszcze potem odgrzewa parę razy by był smaczniejszy. Kapuśniak też gotuje się długo. Moim zdaniem te potrawy nie zawierają raczej endotoksyn.
Natalia - Poezja Smaku napisał(a):
Do naukowców powinniśmy mieć ograniczone zaufanie. Najpierw mówią, że margaryna najlepsza – potem ,że trująca. Mleko – produkt wspaniały, naturalny – później, że nasze żołądki go nie trawią. Uważam, że w ograniczonej ilości nic nam nie zaszkodzi – trzeba tylko znać umiar i kierować się rozumem – własnym. Pozdrawiam!
Renata napisał(a):
Krem z avocado z kakao, orzechami i daktylami to najsłodsza rzecz pod słońcem. Jak można pisać, że to jest okropne. To jest pyszne, tylko trzeba umieć to zrobić a nie krytykować.
alicja napisał(a):
Mam pytanie dot. mleka wiejskiego – prosto od krowy: czy aby zrobić z niego jogurt wystarczy podgrzać czy jednak powinnam je przegotować. Do tej pory robiłam ze sklepowego i tylko podgrzewałam do ok. 45 stopni.
A tak przy okazji – Twój blog to kopalnia Prawdziwej Wiedzy! 3maj tak dalej!
Marlena napisał(a):
Ja tylko podgrzewam. Gotowanie zmienia strukturę białek. Jak chcę ukisić kapustę to też jej przecież nie gotuję, tylko kiszę surową. Tak samo kiszę jogurt.
Kasia napisał(a):
Marleno a czytałaś może „Chleb i Wino. Jadać Zdrowo z Biblią ? zastanawiam się czy warto kupić?
Marlena napisał(a):
Nie, nie czytałam.
Magda napisał(a):
Witam.
Co Pani sądzi o mleku modyfikowanym dla dzieci? Jest zupełnie do niczego? Może lepiej je zastąpić świeżo wyciśniętym sokiem z warzyw i owoców?
Marlena napisał(a):
Najlepsze jest mleko mamy, to modyfikowane to naprawdę ostateczność. Charlotte Gerson w jednym z wywiadów stwierdziła, że nasze prababki gdy straciły pokarm a nie stać je było na mamkę to dawały dziecku świeżo wyciśnięty sok z marchwi, lekko rozcieńczony. W istocie sok ten zawiera jak stwierdza Charlotte tyle samo białka co mleko matki.
Magda napisał(a):
Właśnie kupiłam wyciskarkę do soków z owoców i warzyw. Mleko modyfikowane powoli zaczęłam wycofywać już wcześniej, ale teraz koniec z tym. Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
lopez napisał(a):
A co do kefiru i jogurtu naturalnego – czy mogą byc z mleka pasteryzowanego?
Wprawdzie za bardzo sie nie przygladałem w sklepie etykietkom wszystkich producentów, ale na tych, które czytałem było napisane, ze są z mleka pasteryzowanego. Innych nie widziałem, ale spróbuje jeszcze poszukac.
Marlena napisał(a):
Najlepiej gdyby było w składzie „mleko” a nie „mleko pasteryzowane”. No i sam jogurt też nie może być opisany jako produkt termizowany.
Mariusz napisał(a):
„…najwyższym wskaźnikiem osteoporozy i złamań: są to kraje gdzie pije się dużo mleka i je dużo przemysłowo przetworzonego nabiału (USA, kraje skandynawskie, Szwajcaria itd). Natomiast w krajach gdzie mleko i krowi nabiał nie należą do kulinarnych tradycji narodowych (Chiny, kraje Afryki)… „.
Moim zdaniem występuje tutaj błędność rozumowania, a mianowicie wszystko opiera się o aktywność fizyczna i tryb życia, a nie spożywanie mleka, zapewniam panią, że siedzący tryb życia wpływa na występowania chorób kości w tych pierwszych krajach a nie spożywanie mleka i ich przetworów, tak samo w chinach(tu następuje wielkie pogorszenie przez postępująca „amerykanizacje”) i afryce aktywność fizyczna jest zdecydowanie większa z różnych względów.
Pozdrawiam
Mariusz napisał(a):
A tak z prywatnych obserwacji to problemy z kośćmi w moim otoczeniu mają tylko Ci co łagodnie mówiąc nie lubią mleka i nie piją. Stwierdzam, że jest ich większość. Natomiast Ci co piją są zdrowsi lepiej się czują i aktywniejsi(teraz pytanie czy zdrowe kości mają bo to głównie ludzie co uprawiają jakiś sport i nie lubią siedzącego trybu życia , a mleko to nie ma nic do rzeczy , czy jednak mleko trochę wspomaga). Ja osobiście uwielbiam mleko i piję regularnie, czasem i ponad litr dziennie, oczywiście uprawiam też sport i moi znajomi co uprawiają sport też piją, nie piją za to Ci co do sklepu odległego o 50 metrów muszą jechać samochodem:)
ps
Kiedyś widziałem ciekawy artykuł sportowy, gdzie z analiz naukowców wynikało, że mleko jest najlepszym płynem na ziemi przyspieszającym regeneracje organizmu po wysiłku (nawet najdroższe odżywki nie mają się czym równać). A ten artykuł raczej nie był lobbowany przez mleczarzy, prędzej był by przez firmę produkującą odżywki…
Marlena napisał(a):
Mariuszu ruch swoją drogą i jest niezbędny. Lecz to co mamy teraz w sklepach to nawet trudno nazwać mlekiem. Pisałam już zresztą z tym i nie chcę się powtarzać. Poza tym w stu kcal brokuła jest więcej białka niż w stu kcal mleka, a nawet mięsa, więc jeżeli chodzi o wartość odżywczą pokarmów odzwierzęcych to słabiutko wypadają na tle roślin, szczególnie w kontekście bogactwa fitozwiązków, błonnika, witamin i minerałów. Skoro mam do dyspozycji 2000 kcal dziennie to wolę wrzucić na ruszt coś bardziej wartościowego niż mleko.
krystyna napisał(a):
Każda karmiąca matka odżywia się zdrowo i racjonalnie bo wie że właściwe odżywianie dostarczy dziecku najlepszego pokarmu , krowy karmi się hormonami ,paszami z bakutilu , odżywkami na lepszą sierść i kopytka itp .Proste pytanie co zawiera mleko krowie,?niezależnie od tego czy jest pasteryzowane czy nie dostosowane jest do karmienia cieląt nie ludzi 🙂
Ania napisał(a):
Marlenko polecasz mleko migdalowo – kokosowe – w innym art. pisalas ze to absolutnie szkodliwe i trujace bo wydzielaja sie szkodliew kancerogeny po podgrzaniu migdaow – to zadna zlosliwosc czysta ciekwaosc co dobre a co zle napisz prosze jaka jest prawda bo zaraz zwariuje – robic to mleko migdalowe czy nie..
Marlena napisał(a):
Chodzi o to by nie prażyć migdałów ponieważ to uszkadza strukturę kwasów tłuszczowych. Natomiast mleko migdałowe jak najbardziej jest zdrowe, szczególnie z migdałów które nie były pasteryzowane przemysłowo (czyli kraj pochodzenia USA odpada, bo tam pasteryzują).
Magdalena napisał(a):
Uważam, że osteoporoza nie jest wynikiem picia czy niepicia mleka, tylko ilości wit. D, aktywnej postaci, a także gry hormonalnej kalcytonina/parathormon. Ta subtelna gra hormonalna (wit. D aktywna postać również zalicza się do hormonów), o ile jest prawidłowa, reguluje ilość wchłanianego wapnia i fosforanów z przewodu pokarmowego, a także wpływa na wydalanie tych jonów przez nerki. Aktywna postać wit. D powstaje ze cholesterolowych prekursorów w skórze pod wpływem UV, następnie jest przerabiana w wątrobie i nerkach. Endokrynolodzy twierdzą, że powinniśmy się opalać od maja do końca września CODZIENNIE PRZEZ PÓŁ GODZINY W PEŁNYM SŁOŃCU W BIKINI / KĄPIELÓWKACH, aby zapewnić sobie odpowiednią ilość aktywnej postaci wit. D. Dlatego sądzę, że wykres wskazujący na ilość przypadków osteoporozy w krajach skandynawskich (bliżej koła podbiegunowego- mało słońca) lubujących się w nabiale a miastem Pekinem leżącym bliżej Zwrotnika Raka (słońca więcej) też ma swoje odzwierciedlenie w ilości witaminy D w tych 2 populacjach oraz ilością przypadków osteoporozy. Poza tym Chińczycy nie spożywają mleka, bo nie tolerują laktozy (nie mają enzymu beta-galaktozydazy w kosmkach jelitowych i przez to laktoza zalega w jelitach, jedzą się za nią bakterie, przefermentowując ją i przez to dochodzi do powstania dolegliwości żołądkowo-jelitowych).
Tobi napisał(a):
Serwatka (ta ze wsi), wystarczy dodać do niej czosnek, jest najcenniejszym produktem mlecznym, siarka w czosnku zmienia laktozę w mleczany, które są dobrym źródłem energii, zawiera mało tłuszczu (śladowe ilości i ma niewiele dobrze przyswajalnego białka serwatkowego (wszystkie aminokwasy), L-cysteina zawarta w serwatce jest prekursorem do produkcji przez nasz organizm glutationu – najsilniejszego z antyoksydantów, pomyśleć, że w Polsce na wsi jedzą ją świnie i kury.
Marlena napisał(a):
Największy wpływ na poziom glutationu ma witamina C, gwoli ścisłości. Zapoznaj się proszę z wykładem dra R. Jaffe. On tam właśnie o tym mówił.
hajduczek napisał(a):
Marlenko, a co myślisz o kefirze z grzybka tybetańskiego, jogurcie domowym i własnoręcznie wyprodukowanym twarogu albo nawet serze podpuszczkowym z mleka niepasteryzowanego? Mieszkam na wsi, nie mam dostępu do mlekomatu, ale mogę kupić mleko od sąsiada. Jednak muszę zadeklarować systematyczny zakup mleka (codziennie, ewentualnie co drugi dzień), bo rolnik musi mieć zagwarantowany stały zbyt, czemu się nie dziwię. To jego praca, jego zarobek i musi mieć pewność, że mleko sprzeda. Zatem – chcąc nabywać dobry, naturalny produkt muszę się zdecydować na jego systematyczny zakup. Co Ty na to? Czy to bezpieczne? Dodam może, że nasza rodzina składa się z trzech dorosłych osób z grupą krwi B, która podobno lepiej toleruje produkty mleczne (przy czym nie mamy zamiaru pić mleka słodkiego, tylko produkty, które wymieniłam na początku komentarza).
Poza tym uwielbiam Twoje mleko migdałowo-kokosowe, świetnie zastępuje mi słodkie mleko wszędzie, gdzie mogłoby ono być potrzebne…
Marlena napisał(a):
Zdecydowanie, własne wyroby mają tę przewagę, że wiesz co jesz. 🙂 Ja biorę mleko od rolnika lub z mlekomatu, robię w domu jogurt, domowy twarożek, nastawiam na zsiadłe jak mam za dużo. Jeśli chodzi o udział w diecie to produkty odzwierzęce stanowią u mnie ok. 5 %, czyli jako dodatek a nie jako podstawa diety. Teoria z grupami krwi nie jest faktem naukowym, jest jedynie TEORIĄ (wymyśloną przez niejakiego d’Adamo), u mnie ta teoria poległa na całej linii i kompletnie się nie sprawdza (np. nie mam najmniejszej nietolerancji pokarmowej na pomidory, choć zdaniem pana d’Adamo powinnam ją mieć). Także z tymi teoriami to jak z horoskopami, takie bardziej wróżenie z fusów niż prawda. Gościu sobie coś wymyślił, natrzepał kasy na sprzedaży spłodzonej przez siebie książki, ale tak naprawdę żadnych poważnych badań potwierdzających jego teorię nie ma.
Jola napisał(a):
Witaj Marleno. Prosze Cie o zdanie na temat spożywania nabiału przez osobę chora na raka piersi. Kazeina zawarta w nabiale jest podobno rakotworcza -badania dr Campbela .Jestes dla mnie autorytetem zdrowego ” prowadzenia sie ” i prosze Cie o radę. Ps. Bardzo dziekuje za wspaniałego bloga i życzę samych sukcesów.
Marlena napisał(a):
Jolu, to zależy. W istocie nabiał zawiera kazeinę. Jednak są protokoły w których nabiał (chudy, starannie dobrany pod kątem jakości i ilości) stosuje się terapeutycznie (np. antyrakowy protokół dr Budwig). Zatem to nie do końca tak jest, że nabiał to „samo zło”, wszystko bowiem zależy od tego jaki, z czym podany, w jakich ilościach spożywany, w jakim celu itd. Ten sklepowy przetworzony (pasteryzowany, homogenizowany, UHT) odradzam jednak z całego serca, nawet całkowicie zdrowym osobom.
joko napisał(a):
Czy moglabym prosic o porade. Chodzi o moje dziecko niesty nie bylo karmione piersia i dostaje mleko z puszki . Skonczylo juz 10 miesiecy czym moge mu zastapic mleko z puszki, jest jakis zdrowy zamiennk.?
Marlena napisał(a):
Charlotte Gerson w swojej książce pisze o tym, że świeżo wyciśnięty sok z marchwi jest doskonałym zamiennikiem mleka w karmieniu niemowląt i małych dzieci. Z pewnością jest zdrowszy niż sztuczne mleko.
joko napisał(a):
Dziekuje bardzo za cenna rade. Pozdrawiam
Gosia napisał(a):
Hej Marlenko,takie pytanko:) mam nieszczelne jelita- jak je uszczelnić? na post Daniela nie mogę sobie pozwolić, bo karmię.
nie wiedziałam, że przy nieszczelności nabiał tak źle oddziałuje na zdrowie… i tak teraz nie jem nabiału, ale chciałam spróbować odrobinę pasty budwigowej, ale chyba lepiej nie…
nie mam na razie dostępu do prawdziwego mleka, musimy poszukać rolnika, więc czy ewent podawać dzieciom pastę budwigową zrobioną z twarogu sklepowego?lubią twarożek, więc chciałam im podać”zdrowszą” wersję z olejem lnianym.
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim odstawić wszystko co może nam bariery jelitowe uszkadzać (kawa, alkohol, słodycze, przetworzona żywność, smażeniny itd.). Codziennie stosować probiotyki (najtańsze są naturalnie ukiszone warzywa, ew. można stosować probiotyki apteczne, ale wychodzi drogo).
Ella napisał(a):
W sprawie mleka i przetworów mlecznych – całkowicie zgadzam się z Panią Marleną. Pani Profesor nie jest dla mnie autorytetem w tej dziedzinie! Nie dość, ze reprezentuje przetwórców, to nie ma pojęcia o tym jak wielkie szkody wyrządza współczesne, przetworzone mleko i jego przetwory!!! Współczesne mleko krowie jest dla nas trucizną! Wiem to z autopsji.
Gosia napisał(a):
bardzo dziękuję za odpowiedź:) codziennie czytam Twoją stronę i dowiaduję się ile jeszcze nie wiem 😉 pozdrawiam ciepło
Bazyl napisał(a):
Witam!
Artykuł świetny i wiarygodny. Sprawdziłem na sobie „dobrodziejstwa” picia mleka i jedzenie przetworów mlecznych. Bogu dzięki zacząłem szukać i …. przestałem pić mleko z uzdrawiającym , natychmiastowym skutkiem. Dużo trzeba byłoby pisać.
Pozwolę sobie na jedną uwagę krytyczną ze względu na duże doświadczenie i możliwości konsumpcji świeżego mleka tzw. prosto od krowy pasącej się na łące co jest dzisiaj rzadkością, (nawet jeszcze ciepłego). Nie mogę zgodzić się w kwestii smaku i zapachu takiego mleka.
Jest ono niesmaczne i po prostu „capie” . Co nie oznacza, że może być wyśmienite pod każdym względem dla cielaczka.
Zakwestionuję także jakość mleka świeżego z automatów.
Urządzenia te jak wszystkie podlegają okresowemu myciu i czyszczeniu detergentami itp. czyli mleko nie jest czyste biologicznie.
pozdrawiam
olga napisał(a):
a ja mam pytanie-czy zimą też kupuje Pani mleko od rolnika bądź z mlekomatu? zimą nie ma trawy na łące- sa tylko sianokiszonki i inne pasze, a zresztą trawa na łące jest wysiewana z nasion zaprawianych chemicznie, więc ani trochę nie jest zdrowa…
Marlena napisał(a):
Zimą też. Zdaję sobie sprawę, że u nas zimą trawa dla krów nie rośnie ale jakoś nie opłaca mi się jeździć do Hiszpanii po mleko 😉
Nie wiem jak gdzie indziej, ale u „mojego” rolnika na łące wszelkie zielsko sobie rośnie samo bez proszenia, on niczego nie wysiewa.
Ewcia napisał(a):
Marlenko, a co myślisz o śmietanie i maśle od krowy pasącej się na łące? Czy te produkty będą nieodpowiednie dla osób z nieszczelnymi jelitami? Słyszałam , że te tłuszcze są lekkostrawne.
Marlena napisał(a):
Pewnie że jak już to tylko od krowy pasącej się na łące. Jednak badacze odkryli, że tłuszcz zwierzęcy może powodować odpowiedź zapalną w organizmie wywołaną właśnie cząsteczkami tłuszczu zwierzęcego, który zwiększa przepuszczalność jelit: https://nutritionfacts.org/video/the-leaky-gut-theory-of-why-animal-products-cause-inflammation/
Ewcia napisał(a):
Dziękuję za szybką odpowiedz. Jesteś niesamowita Marlenko. Tak też wyczytałam z Twojego artykułu, ale chciałam się upewnić. Szkoda, będę musiała zrezygnować z tych frykasów, Zdrowe jelita ważniejsze! A co myślisz o koniecznej ilości tłuszczy diecie? Czy 2 łyżki oleju lnianego budwigowego dziennie wystarczą? Pomijam tłuszcze naturalnie występujące w owocach i warzywach, ale nie uwzględniam orzechów i ziaren.
Ewcia napisał(a):
Łudziłam się, że te badania nie uwzględniały tłuszczu z nabiału. A co z jajami? Czy tłuszcz w nich zawarty też wpływa na przepuszczalność jelit
Edyta napisał(a):
Pani Marleno jakie to mają być konkretnie saszetki laktobakterii, żeby zrobić jogurt, napisała Pani, że można kupić przez internet? mozna prosić o jakiś namiar?
Marlena napisał(a):
Edyto nie musisz kupować specjalnych saszetek, wystarczy kupić dobry naturalny jogurt niepasteryzowany (nietermizowany), najlepiej bio (np. w Lidlu) i dodać do podgrzanego mleka, bakterie same się rozmnożą.
dddd napisał(a):
pepszenie po pierwsze wszytko co jest mocno rpzemysłowo przetworzone smakuje i pachnie lepiej przykałd własnie mleko ,to mleo od gospodzarza wali gnojowica smierzdzacym łapami ochydnych gospodyn i kaloszami i potem z nóg haha ,m bardziej przetworzone tym mnej ludzie to dodtykali ii tym wbardzej sterylnych warunkach było pobierane tos amo dotyczy kurczaka z macdonaldu wpostaci mcchiken smakuje znacznie lpeiej i niekojarzy sie z smierdzacym gospodarstwem z starymi babami w hustach i pierzem jest wtym upe chemi jest niezdrowo ale smacznie i niekojarzy sie zle ok ,co do nabiału ja zeby uzupelniac wapn jem od miesaca codziennie z litr nabiału wrowznej postaci cwcze intensywnie pracuje intensywnie jak pani sobie wyobraza ubytki w szkielecie poprzez iintensywna eksploatacje jak je uzupeniac ? niejesc nabiału ? to co jesc sałate ? ktorej by trzeba bylo zjesc 3 albo wiecej kg zeby uzupelnic wapn poprzez rekomandowana ilosc czyli ok 1000 mg moje pytanie do pani to jaka dawka wapnia jest dziennie potrzebna dla osoby o wadze 75 kg wzroscie ok 180 cm w wieku 30 lat zeby szkielet i zeby nie traciły coraz bardziej na swojej gęstosci ?
Marlena napisał(a):
Absolutnie się mylisz. Mój rolnik od którego biorę mleko ma nie tylko ładną żonę, czyste obory i czyste ubranie, ale i elektryczne dojarki i nawet nie dotyka mleka. Zawsze ma to mleko przyjemny zapach i doskonały smak – taki jaki pamiętam z dzieciństwa. To niestety sklepowe „świeże mleko” śmierdzi (nie polecam szczególnie Mlekovity). A z przemysłowym pasteryzowanym mlekiem nie licz, że Ci się wapń w kościec wbuduje. Gdyby tak było to kobiety które mają zalecane od lekarzy jeść dużo nabiału przy osteoporozie byłyby w stanie pozbyć się tej choroby jedzeniem nabiału. Zazwyczaj jednak dziwnym trafem uzyskują efekt odwrotny. Cielaki nie piją mleka poddanego działaniu temperatury. Kobiety też karmią swoje dzieci mlekiem nieprzegotowanym. Jeśli nabiał to jedynie extra virgin, jak go natura stworzyła, zapamiętaj to sobie, bo warto 🙂
Twoje zapotrzebowanie na wapń zależy w dużej mierze od poziomu witaminy D w plazmie: im większy, tym mniej wapnia potrzebujesz dostarczać, bo tym więcej go wchłaniasz. Jeśli masz za mało witaminy D to nie wchłaniasz wapnia jak należy i to co spożywasz nie ląduje w kościach bynajmniej. A w przypadku braku witaminy K może natomiast wylądować w tkankach miękkich (np. arterie, nerki) czyli tworzyć kamienie i blaszkę miażdżycową. Więc popatrz na sprawę szerzej niż tylko przez dogmatyczny pryzmat hasełka „pij mleko dla silnych kości”. Chyba już sobie wyjaśniliśmy, że to jedynie reklamowa bujda?
dddd napisał(a):
dziekuje za odpowiedz ,nabiału czy w postaci przetworzonej czy nawet prosto z krowiego c,ca ktory smerdzi ( krowim c.cem ) jesc niebede po przeczytaniu artykułów na pani stronie oraz jeden równie cekawe „mleko -biały morderca” mam chyba dosyc nabiału do końca zycia 😉
Beata napisał(a):
Witam serdecznie
Siedzę i myślę nad tym artykułem i chętnie bym przestała jeść zwierzęta ale jedna rzecz nie daje mi spokoju.
„Człowiek potrzebuje kwasów tłuszczowych omega-3 o długich łańcuchach (EPA i DHA), które znajdują się tylko w tłuszczach zwierzęcych. W szczególności DHA jest konieczny, aby w czasie ciąży prawidłowo rozwijał się mózg dziecka, a także, aby jego oczy były zdrowe.”
A czy olej z ryby nie jest tłuszczem zwierzęcym?
Z tego co mi wiadomo witamina B12 także znajduje się tylko w produktach pochodzenia zwierzęcego.
Marlena napisał(a):
Człowiek jest w stanie produkować EPA i DHA z prekursora ALA (a ten znajduje się choćby w siemieniu lnianym czy zielonych częściach warzyw) i robi to dokładnie tak samo jak robi to organizm ryby, pod warunkiem jeszcze, że posiada wszystkie niezbędne kofaktory (enzymy, minerały). Niestety u ludzi żywiących się jedzeniem przetworzonym ten enzym zostaje utracony, a niedobory minerałowe są bardzo powszechne, stąd powszechne zalecenie aby jeść ryby – tam te kwasy są w formie gotowej bo zrobiła je ryba. Utracone szlaki metaboliczne można przywrócić zmianą diety (tylko naturalne pokarmy) i suplementując jednocześnie olej z wiesiołka, konopny lub z ogórecznika (kwasy GLA).
Witamina B12 jest związkiem produkowanym przez bakterie. Naukowcy koreańscy znaleźli ją m.in w kimchi czyli ichniej kiszonej kapuście. Japończycy odżywiający się według takiej oto całkowicie wegańskiej diety https://pl.wikipedia.org/wiki/Genmai-Saishoku mają najzupełniej normalne poziomy B12 w plazmie. Więc to nie do końca prawda, że witamina B12 jest TYLKO w produktach odzwierzęcych, choć to bardzo powszechny mit. A najbogatszym źródłem B12 nie jest wcale mięso (kolejny mięsny mit) lecz ryby i owoce morza.
Gosia napisał(a):
Czy podajac dziecku mleko prosto od krowy mam nie gotowac tylko lekko podgrzac?? Czy mozna mrozic mleko??
Marlena napisał(a):
Ja nie gotuję i nie mrożę mleka.
hajduczek napisał(a):
Gosiu, wystarczy podgrzać mleko bez gotowania, ale powinno ono pochodzić z tzw. pewnego źródła, czyli takiego, o którym wiesz, że jest bezpieczne: czyste, higieniczne, a krowy (albo kozy) są zdrowe i dobrze karmione. No i musi być naprawdę świeże. Takie mleko podane na surowo jest zdrowsze i lepiej przyswajalne, niż pasteryzowane, „przegotowane”.
Monika napisał(a):
Marleno odkąd trafiłam na Twoją stronę kazdą wolną chwile poswiecam na jej czytanie, bo chce zmienic zycie swojej rodziny- nawyki (ktore do tej pory wydawały mi sie bardzo dobre 🙁 ) jednakze mamy wiele do zmiany. Mam synka trzy letniego i chciałabym dla niego wszystkiego co najlepsze wiec mam nadzieje, że uda Ci sie wkrótce stworzyc „encyklopedie wiedzy” na temat zywienia DZIECI.
Poki co mam kilka pytan, na ktore mam nadzieje , że mi odpowiesz 🙂
Do wielu zasad sie juz stosuje i mam szczescie ze moj synek uwielbia warzywa, owoce na drugim miejscu- ale tez lubi. Codziennie jemy kasze jaglaną, wypijamy sok warzywno-owocowy, pijemy olej lniany + wit d i duzo spacerow na swierzym powietrzu itp. Niestety (pewnie tego nie poprzesz) rano dostaje kaszki firmy Holle albo Topher (kupuje je w sklepie eko) na mleku modyfikowanym + owoce BIO bambini. Probuje mu dawac płatki owsiane ale nawet nie chce spojrzec. Chciałabym juz odstawic te kaszki ale kompletnie nie mam pomysłu co, jak , z czym? Z jakim mlekiem? Czy z kozim bylo by ok? czy jak bym dostała swierze kozie mleko to czy dla tak malego dziecka trzeba je przegotowac czy nie ma takiej potrzeby? I czy ser zółty (rownierz ze sklepu eko-bardzo naturalny) jest zdrowy dla dziecka, podobno ma duzo wapnia i wit. d…..