Mamy piękną porę roku, przygrzewa zbawcze słoneczko. Jednak słońce wymaga rozwagi i umiaru, bowiem co za dużo to niezdrowo, nawet jeśli mówimy o rzeczy zdrowotnie korzystnej, takiej jak promienie słońca. Dzisiaj więc napiszę o tym, jak powinna wyglądać naturalna ochrona przed słońcem!
Krótka ekspozycja skóry na słońce (do progu rumieniowego, o czym pisałam tutaj: [klik]) jest jak wiemy wręcz niezbędna dla zdrowia w celu wyprodukowania sobie odpowiednich zapasów witaminy D, ale pytacie mnie w listach co zrobić gdy mamy w perspektywie dłuższe kąpiele słoneczne?
Jak uchronić się przed potencjalnie niszczycielskim w takich warunkach działaniem promieni UV? Jaki krem kupić?
Najprostszym wyjściem jest wizyta w pobliskiej drogerii czy markecie by zaopatrzyć się w konwencjonalny krem przeciwsłoneczny (z filtrem chemicznym lub mineralnym). Niestety większość tego typu kremów z filtrami chroni nie tyle przed promieniowaniem UVA, ile przed UVB (czyli zaburza nam wytwarzanie witaminy D).
Półki sklepowe wręcz uginają się pod ciężarem rozmaitych przeciwsłonecznych kremów i lotionów, a ich producenci chcąc na konsumencie zrobić wrażenie przekrzykują się parametrami faktora SPF (co jest kompletnie bez sensu biorąc pod uwagę, że faktor SPF odnosi się do promieni UVB dzięki którym produkujemy witaminę D, a już krem o SPF=8 hamuje wytwarzanie witaminy D w skórze o ponad 90%).
Kosmetyki te zawierają też niejednokrotnie substancje chemiczne szkodliwe dla zdrowia lub co najmniej kontrowersyjne. Tak, nawet wersje „dla dzieci”. Stanowczo nie polecam!
Jak zatem naturalnie można chronić się przed nadmiarem promieni słonecznych?
Otóż naturalna ochrona przed nadmiarem promieniowania UV składa się z dwóch kroków:
Krok 1: ochrona wewnętrzna (stosujemy cały rok).
Krok 2: ochrona zewnętrzna (stosujemy sezonowo gdy mamy kontakt ze słońcem).
Na początku zatem trzeba uświadomić sobie podstawową rzecz, o której media głównego nurtu uporczywie wciskające nam „jedynie słuszną” ochronę przeciwsłoneczną (czyli stosowane zewnętrznie kremy z filtrem) raczej nas nie poinformują: o naszą ochronę przeciwsłoneczną musimy w pierwszym rzędzie dbać „od środka”.
Jeszcze raz napiszę, bo to ważne i prawie nikt o tym nie mówi (z lekarzami włącznie, niestety!): ochrona wewnętrzna jest na pierwszym miejscu. To absolutny numer jeden!
O wszystkie nasze organy musimy ZAWSZE dbać „od środka” czyli zaopatrywać je w substancje odżywcze za pomocą prawidłowej diety (ewentualnie w razie potrzeby wspartej dodatkową suplementacją). To rodzaj pielęgnacji stałej i stosowanej przez cały okrągły rok. A kiedy przyjdzie słoneczne lato będziemy odpowiednio przygotowani by zmierzyć się ze słońcem.
Skóra to też nasz organ – o czym często zapominamy, traktując ją powierzchownie i uważając, iż wystarczy posmarowanie się czymś po wierzchu by o nią dbać lub przed czymś ochronić. A tak nie jest.
Skóra to też organ i korzysta z tych samych substancji odżywczych z jakich korzysta każdy inny organ naszego ciała. Mało tego – ona je dostaje na samym końcu, bo organizm rozdziela je hierarchicznie: najpierw dostają je organy ważniejsze do przeżycia (mózg, serce, nerki itd.).
I słusznie, bo można żyć z brzydką skórą, ale nie można żyć z uszkodzonym lub niedożywionym mózgiem, sercem czy innym witalnym narządem. Organizm zawsze wie lepiej. 😉
A skąd substancje odżywcze się biorą? Z pożywienia oczywiście. Dlatego pierwsza i najważniejsza zasada ochrony przed słońcem brzmi: jedz swój filtr słoneczny! Jedz go codziennie aby zawsze utrzymywać wysoki poziom antyutleniaczy w swojej krwi.
Dlaczego? Ponieważ ekspozycja na promienie słoneczne wiąże się z powstawaniem wolnych rodników w naszym organizmie.
Musimy zatem jeszcze przed ekspozycją na słońce zgromadzić porządne zapasy „antyoksydacyjnej amunicji” czyli rozmaitych antyutleniaczy w swoim ustroju, aby kontakt z promieniami słońca nie poczynił wielkich szkód.
Jeśli tych ochronnych substancji odżywczych w odpowiedniej ilości sobie dostarczymy, to będziemy mieć skórę zdecydowanie zdrowszą i bardziej odporną na stres środowiskowy (jak np. promienie UV) niż osoba, która odżywia się kiepsko i nie dysponuje taką bronią antyoksydacyjną jak my. To proste!
To tak jak z oszczędnościami w banku: jeśli przez cały rok wkładasz, to i potem masz, a jak nie włożysz, to z pustego i Salomon nie naleje; wtedy w razie potrzeby pędzisz po wysoko oprocentowaną „chwilówkę” łatającą dziurę budżetową wynikającą z twojej niefrasobliwości.
W przypadku kontaktów ze słońcem naszą „pulą oszczędności” są zgromadzone w ustroju ochronne substancje odżywcze (antyutleniacze). A „chwilówką” po którą jest zmuszony sięgać człowiek będący antyoksydacyjnym bankrutem są sztuczne kremy antysłoneczne, zaś procentami do zapłaty za ich korzystanie jest z biegiem czasu jego zdrowie.
Decyzja należy do ciebie: czy chcesz być antyoksydacyjnym bogaczem, czy antyoksydacyjnym bankrutem?
Cóż, los bankruta jest niełatwy: ma on dużą szansę stać się częścią smutnych (i z roku na rok niestety coraz smutniejszych) statystyk. Kremy z filtrem sprzedawane są bowiem od ponad półwiecza, lecz w żaden sposób nie przyczyniły się do zmniejszenia zapadalności na nowotwory skóry, skoro statystyki w tym zakresie rosną, a nie maleją.
Ośmielam się twierdzić, że wszystkie dziwne chemikalia zawarte w nowoczesnych kosmetykach antysłonecznych jak też i ogólna słońcofobia bardziej przyczyniają się do wzrostu tych statystyk niż poczciwe słońce samo w sobie.
Pamiętajmy też, że cokolwiek kładziemy na naszą skórę, to wchłania się bardzo szybko do naszego krwiobiegu (na takiej zasadzie działają przecież plasterki antynikotynowe lub antykoncepcyjne), dlatego najbezpieczniej jest kłaść na skórę tylko to, co można zjeść.
Raczej nie ma co się czarować: żaden krem z filtrem nie ochroni ludzkości przed rakiem, bo gdyby umiał to robić, to zrobiłby to już dawno temu! Jednak – jak wskazują badania naukowe – prawidłowe odżywianie i owszem, może nam taką ochronę zapewnić.
Skoro naturalna ochrona przed słońcem to przede wszystkim dieta, to co jeść by wzmocnić ochronę antysłoneczną? Odpowiedź nasuwa się sama: pokarmy roślinne bogate w antyutleniacze, dzięki którym wolne rodniki zostaną wymiecione.
Oto 10 najważniejszych sugerowanych przez badaczy substancji odżywczych wzmacniających odporność skóry na promienie UV :
1. Beta-karoten: warzywa i owoce pomarańczowe (jak marchew, bataty, morele, dynia itp.) oraz warzywa i owoce zielone (jak szpinak, jarmuż, sałata, kapusta, brokuły itd.). Beta-karoten jest prekursorem witaminy A, nasz ustrój potrafi z niego wyprodukować tej witaminy dokładnie tyle, ile jest mu aktualnie potrzebne. Witamina A jest jedną z trzech najważniejszych witamin antyoksydacyjnych (święta trójca to A, C i E).
2. Likopen: pomidory, arbuzy, papaja, czerwona kapusta, czerwony jarmuż, kaki, morele, czerwony grejpfrut, melony, dzika róża. Likopen jest karotenoidem.
3. Luteina: czyli kolejny karotenoid, dobry jak się okazuje nie tylko dla oczu ale i dla ochrony skóry przed słońcem! W luteinę obfitują zielone warzywa: jarmuż, szpinak, brokuły, brukselka, zielony groszek, cukinia.
4. Galusan epigalokatechiny (EGCG) oraz ogólnie polifenole. Zajdziemy je np. w herbacie (EGCG w herbacie zielonej i czarnej), herbatkach ziołowych (np. polifenole w herbatce z czystka), surowym kakao, ciemno wybarwionych owocach (szczególnie dużo w aronii i owocach czarnego bzu) oraz przyprawach jak np. oregano, rozmaryn, tymianek, czosnek (brzmi znajomo? To przyprawy charakterystyczne dla kuchni basenu Morza Śródziemnomorskiego, gdzie słońce operuje ostro!).
5. Flawonoidy: szczególnie bogate są w nie skórki owoców cytrusowych (nie warto wyrzucać skórki od cytryny, startą na drobnej tarce można również zamrozić i dodawać do koktajli, dressingów itp.), czarne porzeczki, granaty, winogrona, czerwona cebula, papryka, brokuły, pomidory, jabłka.
6. Proantocyjanidyny: są w pestkach winogron, w surowym kakao, w ciemno wybarwionych owocach jagodowych (borówki, jagody leśne, jeżyny, żurawina), w herbatkach ziołowych (np. kwiat lipy, szyszki chmielu).
7. Sulforafan w warzywach krzyżowych: brokuły, brukselka, kalarepka, jarmuż, rzodkiewka, kapusta, rukola, rukiew wodna, gorczyca.
8. Witamina C: tworzy szczególnie mocne antyrakowe kombo w połączeniu z beta-karotenem i witaminą E. Witaminę C znajdziemy się w świeżych warzywach i owocach: szczególnie bogate są w nią papryka, natka pietruszki, cytrusy, kiwi, dzika róża, truskawki i inne owoce jagodowe, kiełki. Najlepszą metodą aplikowania sobie sporych dawek witaminy C (i rozmaitych innych antyutleniaczy) jest picie świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych [klik]: inwestycja w wyciskarkę na pewno się zwróci! 🙂
9. Astaksantyna: jeszcze jeden karotenoid – czerwony barwnik dzięki któremu dziki łosoś ma kolor łososiowy. A ma taki kolor ponieważ ma odpowiednią dietę, czyli zjada algi. Podobnie jak kryl czy inne owoce morza. Również same algi Haematococcus pluvialis oczywiście też zawierają ten barwnik. W praktyce najlepiej jednak jest brać astaksantynę jako suplement.
10. Sylibinina: flawonoid występujący w nasionach ostropestu plamistego – nie tylko chroni komórki przed uszkodzeniami wywołanymi promieniowaniem UV, ale nawet naprawia komórki już uszkodzone, o czym pisałam obszerniej tutaj: [klik].
Inne substancje odżywcze działające potencjalnie ochronnie to: witamina E (którą potrafią produkować jedynie rośliny, a najwięcej jej zawierają kiełki pszenicy i wyciskany z nich olej, migdały i orzechy, nasiona słonecznika, oliwa z oliwek, morele, szpinak, pomidory) oraz kwasy Omega-3 (siemię lniane, nasiona chia, rozmaite fasole, zielenina, orzechy włoskie, algi i tłuste ryby morskie, ale nie hodowlane, lecz łowione na pełnym morzu).
Naturalna ochrona przed słońcem to jak się okazuje łatwizna! Jest z czego wybierać, prawda?
Tyle dobrego, odżywczego i ochronnego jedzonka.
Czerpmy z tej listy całymi garściami! 🙂
Jak widać ciężko będzie „od środka” zabezpieczyć się przed nadmiarem promieniowania UV komuś, kto żywi się „tradycyjnie”.
Jeśli nie wiecie co to oznacza, to danych dostarczy nam krótka obserwacja zwyczajów zakupowych przeciętnego konsumenta najbliższego marketu: białe pieczywo z masłem i serem (lub mięsem) na śniadanie tudzież na kolację, a na obiad mięso z ziemniakami lub makaronem, z symboliczną odrobiną warzyw (traktowanych jako przystawka albo dekoracja) i z jakimś słodkim napojem do popicia i ciastkami na deser.
Taki ktoś będzie MUSIAŁ chronić się przed nadmiarem promieniowania aplikowanym zewnętrznie na skórę chemicznym koktajlem.
Jego wewnętrzne zasoby antyoksydacyjne będą bowiem zbyt niskie i z pewnością niewystarczające by zmierzyć się z produkcją wolnych rodników jaka zachodzi podczas ekspozycji na promienie słońca.
Reakcja na stres w postaci promieni słonecznych będzie w jego przypadku nasilona: szybkie poparzenie, wysypki („uczulenie na słońce”) i niemożność przebywania na słońcu (bóle głowy, złe samopoczucie, łzawienie oczu itd.).
Oprócz ochrony wewnętrznej warto też zwyczajnie zachować zdrowy rozsądek: smażenie się jak frytka na słońcu bynajmniej nie jest zdrowe i stanowi dla naszego organizmu stres (do osłabienia układu odpornościowego włącznie).
Jeśli nasza skóra się już lekko zaróżowiła, to zejdźmy ze słońca w cień (o ile to możliwe), nałóżmy jasne przewiewne ubranie osłaniające skórę, a na głowę kapelusz z szerokim rondem.
Ponadto jak twierdzą eksperci z Kliniki Mayo nasza opalenizna daje nam naturalny faktor ochronny SPF=4.
Przypomnę też w tym miejscu, iż długotrwałe przebywanie na słońcu jest bezowocne ponieważ wcale nie zapewni nam zwiększonych korzyści w postaci większej produkcji witaminy D, o czym pisałam tutaj: [klik].
Ciało w celu produkcji witaminy D trzeba bardziej naświetlać, niż opalać! 🙂
A co z dodatkową ochroną skóry do stosowania zewnętrznie? Podstawa ochrony antysłonecznej to oczywiście prawidłowa dieta, ale dodatkowo oprócz dobrej diety warto również zadbać o skórę zewnętrznie.
Działanie słońca może ją wysuszać i podrażniać, toteż ja jestem za tym, aby stosować „starożytną” metodę ochrony, czyli olejek do opalania.
Bo kto powiedział, że musi to być koniecznie krem? 😉
Pamiętam nawet z czasów mojego dzieciństwa, że taki olejek do opalania (sprzedawany w małych foliowych saszetkach przypominających poduszeczki) można było kupić w każdym kiosku Ruchu. Olejkiem tym pachniały wszystkie polskie plaże od Kołobrzegu po Hel. 😉
Nie znam składu tamtego olejku, ale mogę podać przepis na mój skuteczny domowy olejek do opalania.
Jest bardzo prosty do wykonania i zapewnia bajeczny kolor opalenizny!
Wedle naszego życzenia łatwo jest go przerobić również na domowej roboty krem do opalania.
Jego działanie nie polega na blokowaniu, pochłanianiu czy odbijaniu promieni UV (jak robią to filtry UV czy tlenek cynku), lecz na powstrzymywaniu reakcji wolnorodnikowych, ponieważ to one właśnie są przyczyną szkód na skórze.
Bo w sumie w kontakcie ze słońcem właśnie o to chodzi: aby przechytrzyć promienie UV nie dopuszczając do zniszczeń, a jednocześnie nie blokować sobie wytwarzania witaminy D.
Jak zrobić domowy olejek lub krem do opalania i po opalaniu (2 w 1 )?
Ten olejek robię już od paru lat, świetnie mi się sprawdza i nie wyobrażam sobie wakacji bez niego. Jest to receptura bez tlenku cynku (jak donoszą niektóre źródła tlenek cynku może być źródłem wolnych rodników, a tego tutaj na pewno nie chcemy).
Do jego wykonania będą potrzebne 3 składniki:
– olejek kosmetyczny z pestek malin (lub inny olej bazowy),
– kapsułki z witaminą E naturalną („Tokovit”, naturalny alfa-tokoferol – do nabycia w aptece),
– eteryczny olejek lawendowy (nie tylko dla miłego zapachu, ale i dla naturalnego działania fotoochronnego oraz lepszego ukojenia skóry).
Jest i bonus! Lawenda w olejku odstraszać będzie też komary, więc można stosować nasz sprytny kosmetyk zarówno w dzień jak i wieczorem. 🙂
Olejek eteryczny może być też użyty inny: jak sugeruje aromaterapeuta dr Eric Zielinski do kosmetyków używanych na słońce można użyć olejków eterycznych takich jak np. olejek eteryczny z kadzidłowca (frankincense), mirrowy, geraniowy, miętowy, z drzewa herbacianego, byle NIE żaden cytrusowy (niestety cytrusowe nie nadają się na słońce).
Ja jednak wybieram lawendowy: nadaje się dla całej rodziny i ma działanie łagodzące, a poza tym zwyczajnie kocham zapach lawendy!
Olejek do opalania aby był naprawdę skuteczny w roli ochrony przed słońcem musi zawierać sporo witaminy E.
Działanie ochronne witaminy E polega nie tylko na stosowaniu jej „od środka” (czyli spożywaniu bogatych w nią pokarmy), ale również aplikując ją zewnętrznie na skórę podczas ekspozycji na słońce, a nawet na oparzenia, czyli gdy już do uszkodzenia skóry słońcem doszło.
Witamina E wręcz fenomenalnie chroni przed wolnymi rodnikami i nic dziwnego – jest silnym antyoksydantem.
Dlatego olejek do opalania według tego przepisu może być śmiało aplikowany na skórę nie tylko przed opalaniem, ale także jako kosmetyk „po opalaniu” z uwagi na obecność sporej ilości witaminy E jak również kojącego i łagodzącego ewentualne podrażnienia olejku lawendowego.
Nawet najtańsza apteczna witamina w postaci naturalnego alfa-tokoferolu (Tokovit 200 lub mocniejszy Tokovit 400) zda egzamin.
Kapsułki z witaminą E to jedna z tych (nielicznych) rzeczy, którą zawsze mam pod ręką w domowej apteczce: jest niezastąpiona wszędzie tam, gdzie skóra ma jakikolwiek problem (podrażnienia od słońca, ukąszenia komarów, a nawet opryszczka).
Należy nakłuć kapsułki szpilką i wycisnąć zawartość kapsułek do oleju kosmetycznego mającego naturalny wysoki faktor ochronny (dlatego polecam olej z pestek malin).
Można też wybrać jako nasz olej bazowy olej z kiełków pszenicy: oprócz dobrego wskaźnika ochronnego jest naturalnie bogaty w witaminę E.
Inne oleje jakich można użyć to np. olej z nasion marchwi (ten nieco barwi skórę, dlatego najlepiej sprawdzi się ten olej do przygotowania specyfiku utrwalającego opaleniznę albo jako… naturalny samoopalacz!).
Niezły (choć troszkę „cięższy”, ale za to niedrogi) jest olej z awokado, bardzo fajny jest olejek migdałowy czy olejek jojoba, a ostatecznie jak już nic innego pod ręką nie mamy, to jako nasza baza nada się ostatecznie nawet coś, co zazwyczaj w każdej kuchni się znajdzie czyli oliwa z oliwek lub olej kokosowy.
Nie podam tutaj jakichś bardzo konkretnych proporcji oleju z pestek malin (czy innego alternatywnego) do witaminy E, ponieważ to, jaki kosmetyk chcemy uzyskać będzie zależało wyłącznie od nas. Od fototypu naszej skóry czy nawet od miejsca ekspozycji na słońce (czy będzie to nasza raczej chłodna Polska, czy też może wybieramy się do kraju leżącego bliżej równika, gdzie słońce operuje dużo mocniej), czy to będzie kosmetyk dla nas (a już jesteśmy trochę opaleni i nie potrzebujemy ekstremalnie silnej ochrony) czy może dla dziecka mającego delikatną skórę.
Oczywiście im słabszy olej bazowy, tym więcej witaminy E należy dodać: oliwę z oliwek trzeba będzie „uszlachetnić” większą ilością witaminy E niż olej z pestek malin czy olej z kiełków pszenicy.
W zasadzie można się smarować nawet czystą zawartością kapsułek z witaminą E wyciskaną bezpośrednio na skórę, lecz taka metoda oprócz tego, że może czasami u osób wrażliwych wywołać podrażnienie, to ma jedną zasadniczą wadę: stosując same kapsułki wyjdzie trochę drogo.
Dużo ekonomiczniejszy sposób (a wcale nie mniej skuteczny) to zastosowanie dobrego oleju bazowego i rozpuszczenie w nim sporej ilości witaminy E.
Witaminy E nie ma co sobie żałować, wciskajcie śmiało kolejne kapsułki, bo lepiej dać jej za dużo niż za mało: witamina ta nie jest droga (10-15 zł za 60 kapsułek Tokovitu 200, nieco więcej za Tokovit 400), a do tego nie jest toksyczna.
Dostępna jest łatwo w aptekach, ja kupuję online w bardzo dobrej cenie tutaj: [klik].
A jeśli już koniecznie ktoś się upiera przy kremie/balsamie i konsystencja olejku mu nie odpowiada, to nie ma problemu, by z naszego olejku zrobić domowy krem do opalania.
Do receptury dojdzie wtedy jeszcze czwarty składnik: masło shea, które należy rozpuścić w kąpieli wodnej (masło shea włożyć do garnuszka, który należy zanurzyć do połowy w garnku z gorącą wodą – pod wpływem ciepła masło shea roztopi się).
Do rozpuszczonego masła shea trzeba wmieszać nasz olejek do opalania (czyli pozostałe 3 składniki) – proporcje mniej więcej pół na pół, a następnie schłodzić całość w lodówce, lecz zanim do końca stężeje zmiksować mikserem przez ok. 10-15 minut na gładki, puszysty krem (należy użyć końcówkę miksera stosowaną do kręcenia majonezu, ubijania śmietany lub piany z białek).
Gotowe mazidełko przekładamy do szklanego słoiczka.
Konserwantem jest tutaj witamina E zabezpieczająca nasz balsamik przed jełczeniem. Takiego kosmetyku nie trzeba więc koniecznie przechowywać w lodówce, ale warto zużyć go do czasu aż upłynie termin ważności użytych składników.
A poniżej przypominam czytelnikom podręczną ściągawkę z olejków:
Naprawdę gorąco zachęcam wszystkich czytelników do wykonania domowej roboty kosmetyku chroniącego skórę przed słońcem! Tak naprawdę żadnych fikuśnych kosmetyków z drogerii człowiek przewlekle zdrowy w tym momencie potrzebował już nie będzie.
Ochrona „od środka” połączona z domowej roboty olejkiem do opalania (z dużą ilością witaminy E) powinna wystarczająco ochronić skórę przed będącym przyczyną fotostarzenia stresem oksydacyjnym związanym z ekspozycją na promienie słońca, jednocześnie pozwalając nam produkować naszą cenną witaminę D.
Życzę czytelnikom owocnego i bezproblemowego kontaktu ze zbawczym słońcem w tym sezonie i… pamiętajcie o umiarze! 🙂
Przydatne linki:
1. „Dietary tomato paste protects against ultraviolet light-induced erythema in humans.”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11340098
2. „Dietary lutein reduces ultraviolet radiation-induced inflammation and immunosuppression.”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15009738
3. „Anti-cancer properties epigallocatechin-gallate contained in green tea”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23475480
4. „Long-term ingestion of high flavanol cocoa provides photoprotection against UV-induced erythema and improves skin condition in women.”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16702322
5. „Sulforaphane suppresses polycomb group protein level via a proteasome-dependent mechanism in skin cancer cells.”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21807989
6. „Dietary factors in the prevention and treatment of nonmelanoma skin cancer and melanoma.”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12472495
7. „Effective inhibition of skin cancer, tyrosinase, and antioxidative properties by astaxanthin and astaxanthin esters from the green alga Haematococcus”: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23473626
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
paula napisał(a):
Marlenko ile kapsułek tokovitu 400 można wkroplic na 50 ml olejku z kiełków pszenicy jeżeli chcemy uzyskać dużą ochronę np nieopalonej bialej skory. Czy 40 będzie ok. To wtedy bedzie 16000 j rozumiem ze nie da się przedawkowac vit e przez skórę
Marlena napisał(a):
Nie da się, można nawet, tak jak napisałam, bezpośrednio kapsułkę na skórę aplikować, tylko tyle, że to trochę drogo wychodzi gdy mamy w planach całe ciało sobie wysmarować. 😉
Renata napisał(a):
Witam, posiadam krem z astaksantyna. Karmie piersią, czy mogę go stosować? Pozdrawiam Renata
Marlena napisał(a):
Grom jego wie. Nie ma wystarczającej ilości danych na temat stosowania astaksantyny w okresie ciąży i karmienia piersią. Najlepiej skonsultować to z lekarzem.
perunek napisał(a):
Jeszcze odnośnie prostych sposobów ochrony skóry od środka to są gotowe suplementy „wspomagające opalanie” oparte na karotenach. Według mnie warto je okresowo stosować niezależnie od sensownej diety.
Jeśli chodzi o kremy z filtrem chemicznym (typowe kremy na słońce) to istotne jest wiedzieć, że działają one ochronnie (tak jak przedstawia to producent) tylko w przypadku ścisłego ich stosowania zgodnie z jego zaleceniami. Podkreślają to też źródła WHO. W przypadku nieoptymalnego ich stosowania – np. zbyt skąpej lub niezbyt częstej aplikacji – mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Typowe składniki kremów przeciwsłonecznych są bowiem fototoksyczne (sic)! (podobnie jak wielu farmaceutyków).
(Polecam strone Photodermatitis z listą takich składników)
Kremy przeciwsłoneczne pierwotnie zostały opracowane dla profesjonalistów – np. wspinaczy wysokogórskich. Zrobienie z tego produktu masowego jest mocno naciągane.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, wiele ze składników tych kremów to substancje fototoksyczne oraz sprzyjające przyspieszonemu starzeniu się skóry.
Angela napisał(a):
Smaruję twarz olejkiem z pestek malin codziennie rano przed nałożeniem makijażu. Czy po dodaniu witaminy E również mogę używać go jako element codziennej pielęgnacji i ochrony? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Oczywiście, śmiało. Witamina E zewnętrznie ma również działanie odmładzające! 🙂
Alicja napisał(a):
Czy jako bazę mogę użyć oleju organowego? Akurat taki mam na półce 🙂
emilia napisał(a):
Witam!
Przeczytałam właśnie Pani artykuł na temat szczepionek (niestety komentarze wyłączone) no i chciałabym zapytać, czy po tych latach już Pani nadrobiła braki w swojej wiedzy na ten temat (a bardzo duzo nowych badań wyszło), czy dalej uważa, że szczepionki to zło?
Marlena napisał(a):
Szczepionki to nie jest ani zło ani dobro. To jeden ze sposobów chronienia swojego ustroju przed chorobami ale nikt nie dowiódł, iż jest najlepszy z możliwych. Bo w istocie nie jest. Dodatkowo sam proces produkcji tych medykamentów (ich skład) pozostawia nadal wieeele do życzenia i w tej kwestii nic się raczej nie zmieniło od czasu napisania artykułu.
Tak jak napisałam (i podtrzymuję to): nie jest sztuką polegać na lekach, suplementach czy szczepionkach, sztuką jest mieć wiedzę o tym jak ich zwyczajnie nie potrzebować.
Jeśli ktoś tej wiedzy nie ma (lub co gorsza ma, ale nie stosuje w praktyce), to szczepienie się (czyli powiedzmy sobie: sztuczny, wymyślony przez człowieka sposób immunizacji) jest dla niego jedynym rozsądnym (i do tego humanitarnym) rozwiązaniem i może go rzeczywiście w pewnym sensie podratować (przynajmniej chwilowo, bo o długoterminowym wpływie tych środków na zdrowie nie ma przecież badań).
Przy czym zwracam uwagę na słowo „może”, ponieważ od czasu gdy dziecko mojej sąsiadki szczepione na koklusz o mało nie umarło na koklusz, to już nic nie jest dla mnie jasne ani pewne. Pewne jest to, że uratowało dzieciaka podawanie mu witaminy C (w dawkach w/g protokołu Cathcarta), na co matka dziecka zdecydowała się gdy malec nie reagował na przepisane antybiotyki i groziła mu hospitalizacja. Po podaniu witaminy C dziecko po raz pierwszy od wielu dni przespało spokojnie noc! 🙂
T napisał(a):
W tym filmie
https://www.youtube.com/watch?time_continue=1975&v=w5wa6Yi8y1c
gdzie w pierwszej części jest mowa o smugach na niebie, w drugiej części jest mowa o szczepieniach przeciw hpv. Na tej podstawie można wysnuć wniosek że kontakt Marleno syna Twojej sąsiadki z kokluszem, a następnie przyjęcie szczepionki bez podstawowych badań krwi doszło do zachorowania o ciężkim przebiegu.
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ale dzieciak miał wpisane w książeczkę zdrowia bodajże cztery szczepienia na krztusiec, nie jedno. Oczywiście cała rodzina żywiła się „normalnie” czyli na co dzień królowało mięso, cukier, biała mąka i wszelki tego typu chłam w który obfitują sklepowe półki.
Kasz napisał(a):
Marlenko, widzę, że po raz pierwszy sama doszłam do tego, co polecasz Ty! 😀 Otóż ja już od trzech sezonów na skórę latem stosuję mieszankę oleju koko i tokovitu 😉 Z tego, co piszesz olej koko może słabszy, ale mnie odpowiada i zapach i wchłanialność, więc myślę, że jeszcze w tym sezonie zostanę przy tej kombinacji.
Mam za to pytanie nie związane z tematem – szukam mianowicie dobrej książki traktującej o interpretacji wyników badań krwi. Jest tych pozycji trochę, ale zastanawiam się, co TY mogłabyś polecić. Jeszcze nigdy nie zawiodłam się lekturą książki poleconej przez Akademię!
Serdecznie pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć. W sumie to gdzieś mi się po biblioteczce domowej pałętała taka książka „Co mówi twoja krew”, innych nie czytałam i nie wiem jak wypada na tle innych. Jak znajdę chwilkę to pogrzebię w temacie. 🙂
sylwia napisał(a):
ja polecam „Co mówi twoja krew” Lothar Ursinus
Monika napisał(a):
Dzień dobry.
Byłam w tym roku w maju na Krecie i smarowałam się olejem kokosowym. W efekcie miałam piękną brązową opaleniznę ale na ramiona musiałam niestety pożyczać od koleżanek krem z filtrem. Kokos nie do końca daje radę, za to świetnie znosi wysokie temperatury. Chętnie przerzuciłabym się na olej z nasion malin ale jak go chronić podczas wielogodzinnej wędrówki w słońcu? On chyba ciepła nie lubi?
Pozdrawiam
Monika
Marlena napisał(a):
Z witaminą E olej z pestek malin wszystko lubi. 😉
A sam kokosowy nie ochrania zbyt mocno. Spróbuj dopalić go witaminką E i zobaczysz różnicę.
Malgosia napisał(a):
Marleno
Jestem pod wrazeniem twojej wiedzy i bloga. Wpadlam tu przypadkiem jakis czas temu i juz zostane.
USG tarczycy wykazalo u mnie 4 guzki wielkosci mniej niz 1 cm kazdy. Czy jest ci moze znany jakis sposob na ich zmniejszenie lub calkowite wchloniecie sie?
Badania krwi nie pokazaly zadnych problemow z tarczyca. Kiedys mialam niedoczynnosc jako dziecko teraz mam 35 lat. Dziekuje za jakakolwiek rade i gratuluje swietnego bloga.
Marlena napisał(a):
Nasze ciało samo potrafi się uzdrawiać o ile stworzymy mu do tego odpowiednie warunki. Zainteresuj się metodą dr Dąbrowskiej: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Kamila napisał(a):
Czy zna pani jakieś sposoby na wzmacnianie naczyń krwionośnych? Mój syn ma częste krwotoki z nosa( jedna dziurka) i mimo przypalania naczynek po jakimś czasie wszystko zaczyna się od nowa.
Dziękuję za ogrom wiedzy na Pani blogu;)
Marlena napisał(a):
Przeanalizuj proszę jaką cześć swoich dziennych kalorii dziecko pobiera z nieprzetworzonych pokarmów roślinnych (warzywa, owoce, rośliny strączkowe, nasiona, orzechy, pestki, pełne ziarno). To ważne, ponieważ substancje wzmacniające naczynia krwionośne (jak np. rutyna czy witamina K) produkują tylko rośliny. Nie znajdziemy ich w produktach odzwierzęcych jak mięso i mleko, nie znajdziemy ich w białej mące ani słodyczach.
Ten kto się prawidłowo odżywia nie będzie miał problemów z naczyniami krwionośnymi. Witamina K znajduje się w każdym warzywie o zielonych liściach. I nie chodzi o to by żywić dziecko samą sałatą, ale o to by w jakiejkolwiek formie spożyło ono te cenne rośliny, np. świetnym sposobem są zielone koktajle: do blendera wkładamy banany, sporą garść szpinaku (lub sałaty rzymskiej lub jarmużu) i dowolny trzeci owoc (kiwi, jabłko, melon, gruszka itp.) i miksujemy na kremowy koktajl z dodatkiem szklanki wody (albo roślinnego mleka, wody kokosowej itp.).
Innym sposobem jest podanie tegoż koktajlu w formie lodów (wlewamy do foremek na lody na patyku i zamrażamy). W sumie każdy zmiksowany owoc nadaje się na lody. Są one pyszne i zdecydowanie bardziej wartościowe niż coś co pod nazwą „lody” kupujemy w sklepie (a to coś jest zazwyczaj mieszaniną produktów odzwierzęcych oraz cukru, wzbogaconą o paletę barwników chemicznych, sztucznych aromatów, emulgatorów i innego świństwa – czyli nie ma tam niczego korzystnego dla naszego organizmu).
Anna napisał(a):
Pani Marleno, w artykule na temat soli epsom wspominała Pani , że przygotowuje Pani książkę , która będzie zbiorem Pani artykułów z tego bloga, czy jest to realne w tym roku ( wydanie książki jako ebook) ?
Anna napisał(a):
Przepraszam, pisała Pani o tym w komentarzach pod artykułem……….
Ewa napisał(a):
Ja trochę nie na temat ale jestem stałą czytelniczką Twojego bloga więc postanowiłam napisać. W weekend byłam na wycieczce na Warmii i Mazurach, pojechaliśmy też do Elbląga (jestem z Łodzi). Macie bardzo ładne Stare Miasto a rejs po Kanale Ostródzko- Elbląskim był fenomenalny.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę i zapraszam do Elbląga ponownie! 🙂
Karolina napisał(a):
Pani Marleno ostatnio kupilam olej z kielkow pszenicy ktory jest juz wzbogacony (tocopheryl acetate)czy to jest zdrowa forma wit e ?Co pani mysli o olejku CBD czy jest wart zainteresowania sie nim ?
Pozrawiam
Marlena napisał(a):
Olejek CBD nie jest stosowany do opalania z tego co mi wiadomo. Octan tokoferylu to jedna z form witaminy E – szczególnie stosowana jest w przemyśle kosmetycznym z uwagi na dużą stabliność: octan d-alfa tokoferylu to witamina naturalna, zaś octan DL-alfa-tokoferylu to syntetyczna postać witaminy E.
Alina napisał(a):
Mam olejek z pestek malin i używam go na twarz, ale przyznam, że obawiam się użyć go na całe ciało. Wyjeżdzam na Wyspy Kanaryjskie – byłam już tam kilka lat temu – i wiem, że słońce operuje tam naprawdę mocno. Czy faktycznie wystarczy smarować się wyłącznie olejkiem z malin? Dodam, że mam bardzo jasną karnację.
Marlena napisał(a):
Sam olejek może nie wystarczyć – tak jak napisałam w artykule trzeba go „uszlachetnić” dodatkiem witaminy E.
Kolendra napisał(a):
Marleno, w zeszłym roku zrobiłam sobie mieszankę oleju malinowego, marchwiowego z wit E. Zostało mi sporo i szkoda mi wyrzucać. Trzymałam w aluminiowym pojemniku ze spryskiwaczem. Stał sobie w szafce łazienkowej bez dostępu światła. Myślisz, że nada się w tym roku, czy wyrzucić?
Marlena napisał(a):
Mikstura będzie zdatna do użycia przynajmniej tak długo, jak długi termin ważności miały jej składniki.
Kolendra napisał(a):
No tak, w sumie logiczne 🙂
Mam jeszcze jedno pytanie w związku z ekspozycją na słońce. Nie mam obsesji i nie chowam się przed nim, od zeszłego lata nie używam kremów z filtrem. Jednak chcę chronić twarz. Mam skłonności do przebarwień, bardzo szybko mi się robią po jakichś wypryskach i po słońcu i ciężko się jest ich pozbyć 🙁 Dobra kosmetyczka u której wykonywalam złuszczanie naskórka kwasem migdalowym twierdzi, że powinnam przy moich sklonnosciach do przebarwien chronić twarz mocnymi filtrami. W związku z tym mam pytanie – jaki krem polecilabys w tym przypadku? Chodzi mi o to żeby nie miał całej tej chemii w postaci parabenow, nanoczasteczek i innego syfu, który można znaleźć nawet w kremach dla dzieci…
Myślę, że jak będę regularnie eksponowac resztę ciała na słońce a chronic kremem tylko twarz to i tak nalapie tej witaminki D. Boję sie, że olejek z malin jednak nie da rady i będę miała nowe plamy…
Marlena napisał(a):
Przebarwienia to wynik stresu oksydacyjnego. Sam olej z malin może nie dać rady, dlatego właśnie tak jak napisałam w artykule należy go wzmocnić witaminą E, która zapobiegnie zjawisku stresu oksydacyjnego, bo o to w mądrym opalaniu chodzi. Ja nie używam niczego innego, więc niczego nie doradzę.
Kolendra napisał(a):
Rozumiem, dodawalam wit E do olejku. Spróbuję jednak poszukać do twarzy jakiegoś ekologicznego kremu z mocniejszym filtrem,jeśli ktoś ma jakieś sugestie to proszę o radę.
Mam jeszcze ostatnie pytanie, dotyczące okularów słonecznych. Wielokrotnie na stronach alternatywnych nt zdrowotne widziałam krytyczne wpisy nt smarowania się kremami z filtrem jak i noszenia okularów ssłonecznych. Ja jednak bez okularów nie mogę przetrwać lata. Mam bardzo wrażliwe na światło słoneczne oczy. Nawet w pochmurny dzień czasem nie mogę patrzeć prosto przed siebie tylko krzywię się i mam wpół zamknięte oczy. Nie widzę póki co innej alternatywy dla siebie jak noszenie okularów przeciwsłonecznych dla własnego komfortu. Jakieś rady?
Marlena napisał(a):
Najwyraźniej brakuje Ci antyutleniaczy „wewnętrznych”. Jeśli mamy w płynach ustrojowych wystarczający poziom substancji ochronnych, to słońce nam nie jest straszne: nie będzie kąsać naszej skóry ani drażnić naszych oczu. Więc zakup eko-kremu do twarzy OK czy noszenie okularów jak ktoś nie ma wyjścia to niech nosi, nic nie stoi na przeszkodzie, lepsze noszenie okularów niż szkodzenie oczom, ale swoją drogą nie zapominajmy PRZEDE WSZYSTKIM o ładowaniu się każdego dnia antyutleniaczami (ich głównym źródłem są roślinne dary natury).
Zatem witaminy A, C, E oraz szereg rozmaitych fitozwiązków zawartych w pokarmach (ciemno wybarwione owoce, zioła i przyprawy, warzywa, orzechy, pełne ziarno, rośliny strączkowe, algi), można też podeprzeć się suplementami (wspomniana astaksantyna, witaminy A, C, E), lecz przed wszystkim w menu dużo świeżo wyciskanych soków warzywnych, zielone koktajle i wszystko co zielone, czerwone, fioletowe, żółte, pomarańczowe, tam są te ochronne karotenoidy.
Wtedy z biegiem czasu zakup kremu czy okularów może okazać się zbędny, bo będziemy chronieni w dużej mierze „od środka”, a zewnętrzna ochrona będzie mogła zostać zminimalizowana.
Dzisiaj tak bardzo się promuje zewnętrzną ochronę jako „niezbędną” bo… wystarczy popatrzeć w najbliższym markecie z jakich źródeł czerpią swoje kalorie przeciętni ludzie – w dużej mierze z pożywienia gdzie substancji ochronnych jest tyle co kot napłakał (króluje pięć rzeczy na krzyż: oczyszczone zboża, mięso, nabiał, oleje i cukier – oraz rozmaite pochodne tych pięciu rzeczy).
Monyka napisał(a):
Kolendra, miałam taki sam problem z plamami na skórze, nie mogłam chodzić nawet w pochmurny dzień bez filtrów na twarzy, bardzo szybko powstawały u mnie plamy. Półtora roku zmieniłam odżywianie pod wpływem Marleny i jej blogu, stosowałam parę razy dietę dr Dąbrowskiej i z wielkim strachem zeszłego lata spróbowałam polegać wyłącznie na olejku z pestek malin i wit. E podczas urlopu w Bułgarii i wszystko było ok. żadne plamy. Niedawno wróciłam z Grecji i też nie ma problemu. W moim przypadku na pewno pomogła też zmiana w odżywianiu pół roku przed pierwszym mocniejszym słońcem, ale widzę działąnie olejku i na dziecku. Ja mam skórę bardzo jasną, po 10 minutach ostrego słońca już dochodziło do oparzenia i teraz skóra pięknie brązowieje, aż wierzyć się nie chcę. Dziękuję Marleno! Jedyny problem z olejkiem jest jego wielkie zużycie u dzieci, bo one chcą długo przebywać w wodzie i olejki się szybciej zmywają. Mój syn potrafi być w wodzie ponad dwie godziny, ale musiał po prostu regularnie wychodzić na minutę, smarowałąm go i znów biegł do wody, olejek chwilę wytrzymał i tak w kółko, trzeba go po prostu bardzo często nanosić co jest trochę kłopotliwe ale możliwe do wykonania. Szukałam też ekologiczne kremy z filtrami, nawet kupiłam dla spokoju gdyby zabrakło olejku albo słabo działał (czego się na początku bałam jak ty) ale nie ma na rynku po moim szukaniu żadnego eko kremu, który by nie miał chociaż jednego szkodliwego składnika – jak nie ma tlenku cynku to ma dwutlenek tytanu albo coś innego. Na szczęście po dwóch urlopach na południu Europy już nie mam obaw i na olejki nie dam dopuścić:) Robiłam też olejek z kokosowego jako bazy, olejku z kiełków pszenicy i kilkanaście kapsułek wit. E. Myślę jednak, że kluczem do ich skuteczności jest wit. E. trzeba spróbować z ilością jak piszę w tym artykule Marlena. Druga rzecz, jak ktoś nie chce cerę opalić w ogóle, to olejki nie pomogą, przy nich skóra brązowieje tyle że bez szkód i plam.
Kolendra napisał(a):
Monyka, dzięki za wpis 🙂
Nie odzywiam się śmieciowo, choć antyoksydantów mogłoby być więcej..
Za to latem pożeram codziennie michę sałatki pomidorowej z cebulą bo uwielbiam, i owoce. Piję zielone koktajle ale nie codziennie i sporadycznie wyciskane soki. Zakupiłam już trawę pszeniczna i proszek urucum(podobno bogactwo karotenoidow i minerałów z selenem na czele) od którego spożywania skóra się barwi na kolor opalenizny. Zobaczymy…
Co do kremów ekologicznych to tlenek cynku nie jest problemem (jeśli nie jest nano). Na alternatywnych stronach poświęconych zdrowiu można znaleźć przepis na domowy krem z filtrem w skład którego wchodzi tlenek cynku i piszą, że nie jest szkodliwy 🙂
Aldona napisał(a):
Marleno, mam koleżankę, która cierpi na chroniczną chorobę jednobiegunową ( od ok. 30 lat miewa stany depresyjne, często bywa zmęczona, pasywna w życiu)-bierze jakieś chemiczne świństwa ( raz mniej, raz więcej). Jest przekonana, że z tym się urodziła i już musi z tym żyć. U Ciebie czytałam kiedyś o dr. Hofferze, który leczył swoich pacjentów wit B3. Mówiłam już jej, że powinna na wzmocnienie swojego układu nerwowego zazywac magnez, witaminy z grupy B, Omega 3, zbadać poziom wit D, jeść dużo roslin zielonych-ogolnie ulepszyc dietę. Chciałabym jednak się dowiedzieć, czy zalecenia dr. Hoffera tyczą się wyłącznie depresji nabytej, czy też taka niby wrodzona, jak koleżanka mówi, depresja jest też uleczalna? Koleżanka jest cudzoziemką, więc musiałabym jej wszystko dokładnie wyjaśnić. Napisz mi proszę, czy w jej przypadku też mozna by zalecenia dr. Hoffera skutecznie zastosować ? I co dokładnie powinna jeść lub dodatkowo suplementować. Będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam ciepło. Aldona
Marlena napisał(a):
Depresja nie jest chorobą wrodzoną lecz nabytą, zależną od stylu życia i diety. Geny mają marginalne znaczenie a ich ekspresja zależy od tego co jemy i jak żyjemy.
Koleżanka przede wszystkim powinna przestać jeść cukier i wszystko co go zawiera (z wyjątkiem świeżych owoców i warzyw) oraz złe tłuszcze (smażeniny itp.) i używki (alkohol, kofeina, tytoń). Książki dr Hoffera zostały wydane w różnych językach, więc najlepiej gdyby udała się do księgarni po lekturę gdzie wszystko jest wyjaśnione dokładnie. Być może w jej kraju możliwy jest kontakt ze specjalistą ortomolekularnym, ich lista jest tutaj: http://orthomolecular.org/resources/pract.shtml
beata napisał(a):
Witam Pani Marleno! powyżej Karolina poruszyła temat olejku CBD . Czy według Pani wiedzy , jego działanie lecznicze tak bardzo szerokie , jak podają producenci , od przeciwbólowego aż po działanie przeciwdrgawkowe i uspakajające jest możliwe , czy znów prawdopodobnie moda i reklamy leżą u podstaw tej wiedzy? Będę wdzięczna za wypowiedż w tej sprawie. Z góry dziękuję . Beata
Marlena napisał(a):
Owszem, kannabinoidy mają potwierdzone naukowo szerokie własności lecznicze (choć działają w dużej mierze na objawy, podobnie jak farmaceutyki, jednak są od nich mniej toksyczne), aczkolwiek tylko nieliczne preparaty mają status leku, reszta jest określana jako produkty kosmetyczne lub suplementy i choć mogą działać jak lek – nie można ich sprzedawać jako leku.
Hania napisał(a):
Świetny artykuł, Marleno i na dodatek mnie dotyczy. Od bardzo wielu lat każda, nawet niezbyt długa ekspozycja na słońce, wywołuje fotoalergię – jestem fototypem raczej celtyckim. Gdy pojawią się krostki, moja skóra nie brązowieje, co ja mówię, nawet nie różowieje! Po jednym – dwóch tygodniach całkowitego unikania słońca, krostki znikają, by (często) pojawić się na nowo. Poziom witaminy D – 24 ng/mL (60 Nmol/L ) mimo suplementowania zimą. Jestem wegetarianką, odżywiam się raczej prawidłowo. Aha, alergen to najprawdopodbniej jakiś składnik w dawnych dezodorantach (z lat 80. ubiegłego wieku). Chemia pomaga, a jakże – krem z filtrem 50 i tabletki od dermatologa. Zastosuję się do Twoich rad – olejek plus tokoferol, ale co zrobić w przypadku pojawienia się krostek? I czy niski poziom witaminy D może być spowodowany problemami z wchłanianiem? Serdecznie dziękuję za rady.
Marlena napisał(a):
Masz typowe objawy „uczulenia na słońce”, Haniu – za mało witaminy D, za mało witamin z grupy B, za mało magnezu, za mało antyutleniaczy (ACE, karotenoidy itd.).
A ile suplementujesz tej D? Bo jeśli malutko, to podniesienie jej do prawidłowego poziomie zajmie Ci czas do emerytury. Obecny poziom jest poniżej normy. Po prostu trzeba brać odpowiednią ilość aż do momentu osiągnięcia odpowiedniego poziomu, potem można brać mniejsze dawki podtrzymujące.
Ponadto do prawidłowego metabolizmu witaminy D ważne są zapasy magnezu oraz jednoczesna suplementacja witaminy K2. Skóra nie musi ani brązowieć ani się różowić, ale jakiekolwiek wypryski u zdrowego człowieka są niedopuszczalne. Zadbaj od środka o skórę odporną na słońce, a od zewnątrz olejek z wit. E. Ale najpierw od środka, czyli żywienie i suplementacja, bo to jest podstawa ochrony, a nie to co kładziemy na skórę (niestety media nam sprały mózgi w tym względzie i dziś już nikt nie patrzy co kładzie do swego wnętrza, lecz opiera swoje poczucie bezpieczeństwa na nowoczesnych chemikaliach kładzionych na skórę).
Hania napisał(a):
Dziękuję, Marleno. Olejek z witaminą E już zrobiony, powiem, czy się sprawdził. Teraz tylko nowy jadłospis no i bez suplementacji witamin B się nie obejdzie. Może wreszcie w tym roku spokojnie posiedzę na plaży? Nie pisałam, że nawet popołudniowe słońce (godz.15-17) też wywołuje alergię. Wszystkim życzę udanych wakacji.
Aldona napisał(a):
Marleno, bardzo Ci dziękuję za odpowiedź w sprawie tej depresji. Koleżanka jest Francuzką, sprawdzę, czy książki dr. Hoffera są na francuski przetłumaczone. Czy jakiegoś autora poleciłabyś jeszcze, gdzie znalazłaby w miarę kompleksowe informacje nt odżywiania i suplementowania w depresji ? Najgorzej jest chyba przekonać kogoś, że depresja nie jest czymś stałym i wrodzonym zwłaszcza że wielu lekarzy też tak uważa, a my przecież im wierzymy. Będzie mi ją dość trudno przekonać, że nie jest na to skazana, ale spróbuję.
Zapytam jeszcze w mojej sprawie–mam rwę kulszową ( mam dyskopatię odcinka lędźwiowego)-przenosiłam ciężkie przedmioty w pracy i zaczęło boleć w kręgosłupie a potem wróciła rwa. Trwa tak już miesiąc-nie biorę żadnych chemicznych środków, bo nic mi nie pomagało na wet na chwilę. Leczę się sama: spożywam kurkumę, biorę wit B complex, kolagen z wit C , siarkę organiczną, moczę nogi w chlorku magnezu-chciałabym jeszcze do tego dołozyć krzem organiczny. Nie wiem, czy w odpowiednich ilościach te składniki biorę. Czy cos mogłabym jeszcze dołożyć ? Ponownie dziękuję z góry za wskazówki i pomoc. Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Polecić mogę jeszcze jedną książkę napisaną przez wybitnego lekarza C. C. Pfeiffera „Nutrition and Mental Illness”: https://www.amazon.com/Nutrition-Mental-Illness-Orthomolecular-Balancing/dp/0892812265/ref=pd_lpo_sbs_14_t_2?_encoding=UTF8&psc=1&refRID=RWRHE7NFRVEX107SXJD8. Autor uważa, że pomimo tego, iż można urodzić się z predyspozycją do depresji, to odpowiednie odżywianie i styl życia mogą spowodować, że choroba się nigdy nie ujawni, a jeśli się ujawni to można się jej pozbyć. Każdy z nas ma genetycznie predyspozycje do różnych chorób, ale nie u każdego się ujawniają. Wszystko zależy od tego co jemy, jak żyjemy, jak myślimy.
Co do rwy kulszowej to jak tam wygląda poziom witaminy D u Ciebie? Czy bierzesz też magnez?
Aldona napisał(a):
Nie wiem, jaki mam aktualnie poziom wit D3 i nawet nie mogę jej zmierzyć, bo jestem uziemiona, ale postaram się ją zmierzyć w przyszłym tygodniu…i napiszę. Brałam do niedawna Mag Max B6 firmy Olimp ( 2 tabletki dziennie)-to cytrynian magnezu. Skończył mi się właśnie i nie wiem, czy kupic taki sam, czy może jakiś inny być poleciła ? Od kilku dni moczę nogi w chlorku magnezu. Czy powinnam pomimo przyjmowania go przez skórę kontynuować suplementację doustną ?
Jest też Magne B6 OTC i to jest lek . Pani w zielarskim powiedziała, że właśnie ten lek powinnam zażywać zamiast suplementu magnezu. Czy coś Ci wiadomo na ten temat? Dziękuję za wszystkie wskazówki i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Najlepsze efekty pozyskujemy łącząc suplementację doustną i transdermalną. Najtaniej wychodzi kupić magnez luzem, nie w kapsułkach, a jeśli w kapsułkach to najlepiej opłacalne są formy „forte” (np. Chelamag B6 FORTE z Olimp).
Aldona napisał(a):
Witaj Marleno, poradziłam ostatnio koleżance moczenie nóg w chlorku magnezu, co uczyniła. Niestety córka tej koleżanki ( która niedawno skończyła wydział lekarski,) wyśmiała matkę, że nie ma to sensu, bo nic do krwiobiegu się nie przedostaje i podała przykład, że jak plywamy na basenie, to czy chlor nam przenika przez skórę ( oczywiście było to pytanie retoryczne). Koleżanka zwatpiła, nie umiała się obronić i stwierdziła, że nie będzie już stosować chlorku magnezu, bo to faktycznie logiczne jest z tym chlorem. Podałam jej przykład plasterków antykoncepcyjnych i zastępczej terapii hormonalnej. Koleżanka przyznała mi racje, Powiedziałam jej również, że lekarze mówią o możliwości stosowania chlorku magnezu przez skórę. Córka koleżanki podważa wszystko ( pyłek i siemię, które widziała u matki tez skrytykowała kiedyś), więc ta, gdy córka przyjeżdża w odwiedziny do rodziców) chowa przed nią naturalne suplementy jak pyłek, maca etc. sama nie wiem, czy umiałabym odeprzeć ten argument z chlorem na basenie. Co Ty na to? Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Aldono, jest cała dziedzina nauk medycznych zwana balneologią. Od starożytności stosowano stosowano kąpiele wodolecznicze, nasze babki zanim nastał rozkwit farmacji jeździły leczyć się „do wód”, a w czasach nowożytnych powstała z tego cała dziedzina nauk. https://pl.wikipedia.org/wiki/Balneologia
Jako absolwent wydziału lekarskiego córka koleżanki powinna o tym wiedzieć. Ale być może nie wie, bo dzisiaj uczelnie medyczne wypuszczają nie tyle lekarzy ile głównie tak zwanych wypisywaczy recept – muszą wiedzieć jaki lek wypisać na co i na tym ich wiedza się w zasadzie kończy: mają służyć przemysłowi farmaceutycznemu, a nie człowiekowi by był przewlekle zdrowy – ze zdrowych ani z martwych ludzi pieniędzy w tym biznesie nie ma. 😉
A pyłek, korzeń maca czy siemię to jest nie lek czy suplement lecz zwyczajnie jedzenie. Na temat jedzenia przeciętny lekarz nie ma wiedzy kompletnie żadnej – wykłady z żywienia człowieka to marnych kilka godzin na całe sześć lat studiów bo ogólnie obowiązuje mantra pod tytułem „jedzenie na nic nie ma wpływu”. Współczesne studia medyczne to pod tym kątem po prostu porażka.
T napisał(a):
Aldono wyjątkowym laikiem jest adeptka medycyny, przecież doktorstwo i farmacja uznają plastry przeciwbólowe, przeciwnikotynowe, okłady borowinowe, kąpiele solankowe czyli cała baza sanatoryjna na tym stoi tak jak Marlena pisze (balneologia) nawet inhalacje uznają, a inhalacja to jedynie mgiełka czy mgiełka może leczyć? Istne herezje olaboga. Nie wiem jaką specjalizacje zrobiła Pani dr ale być może chętnie i uparcie będzie przepisywała Voltaren w żelu do smarowania, plastry rozgrzewające, maść ichtiolową na wrzody na d-pie, Amol do smarowania, rumianek do przemywania i co? to wszystko lipa do wyśmiania? A czy Pani dr stosuje odżywki do włosów, paznokci? czy kupuje jedynie słuszną paste do zębów z fluorem? Jeśli tak to po co? przecież to bzdura i szarlataneria do wyśmiania. Szarlatanem jest Pani dr czy li jedynie wykształciuchem medycznym na usługach bigfarmy? A chlor niestety przenika przez skóre tak jak kremy balsamy mleczka i inne badziewie z fluorowaną pastą do zębów na czele.
Chroń nas Panie przed taką medycyną.
Anna napisał(a):
Pani Marleno, mam taki problem- mój mąż (73 lata) ma na całym ciele sporo brodawek łojotokowych, najwięcej na plecach. Są w róznym stopniu zabarwienia, od jasnych do całkiem ciemnych. Niektóre są twarde, inne bardziej miękkie. Może ma Pani jakiś pomysł jakich składników może brakować mężowi?
Marlena napisał(a):
A może to nie od braku tylko od nadmiaru, najprawdopodobniej od nadmiaru stresu oksydacyjnego np. od nadmiaru białka zwierzęcego w diecie? Trzeba jeść jak najwięcej świeżych warzyw i owoców.
Paweł napisał(a):
Witam!
Chciałbym zapytać o dobre rady dotyczące liszaja obraczkowego. Wyszło mi takie dziadostwo na nodze o średnicy 1cm od jakiegoś tygodnia a wolałbym uniknąć wizyty u dermatologa z wiadomych względów ( antybiotyk itd.) Na razie obmywam woda utlenioną , ale nie wiem czy to dobry trop. Tak samo robię z grzybicą paznokcia u stopy ( słyszałem, że to nieźle dziala).
Z góry dziękuję za pomoc.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Wypróbuj olejek z drzewa herbacianego nakładany punktowo za pomocą patyczka higienicznego bezpośrednio na zmiany. Mój synek parę lat temu przyniósł jakiegoś liszaja z basenu i rzeczonym olejkiem potraktowawszy – wszystko się zagoiło w ciągu paru dni. Oprócz tego dawałam mu witaminę C na wzmocnienie czujności układu odpornościowego, aby szybciej zauważył dziada i go zwalczył.
Paweł napisał(a):
Marleno dziękuję ślicznie za wskazówki. Zakupię dzisiaj olejek, natomiast wczoraj zakupiłem płyn lugola oraz fiolet gencjany (na spirytusie). Od wczorajszego wieczoru smaruję płynem lugola (gdzies wyczytałem, że działa), fioletem jeszcze nie próbowałem. Myślisz, ze dać z tym spokój i smarować olejkiem herbacianym?
Dziękuję Ci ślicznie za odpowiedź.
Miłego dnia.
Marlena napisał(a):
Zobacz co będzie działać, potraktuj się też „od środka” (chodzi o witaminy wzmacniające układ odpornościowy jak C czy D), ale jeśli chodzi o kurację stosowaną zewnętrznie, to za olejek z drzewa herbacianego daję głowę, bo to jest bardzo silny antyseptyk i nie przepuści żadnemu drobnoustrojowi: na własne oczy widziałam jak takie okrągłe wstrętne liszaje nikną ze skóry mojego dziecka po kilkukrotnym pędzlowaniu patyczkiem umoczonym w olejku.
Nigdy potem już te wredoty nie pojawiły się i do dzisiaj mamy z nimi spokój. 🙂
Paweł napisał(a):
Dziękuję pięknie za odpowiedz.
Swoją drogą zaraz zamawiam u Ciebie vit.D3 bo ostatnio jak badałem w styczniu to miałem wynik 24 ng/ml więc raczej słabo. Kropelki D3 z K2 forte rozumiem będą ok? Ile kropel sugerujesz dla dorosłego mężczyzny? Witaminę C jeszcze mam od Ciebie. Oczywiście pewnie jest milion informacji na temat dawkowania vit D, ale jeśli to nie będzie dla Ciebie problem to proszę o dwa słówka.
Jeszcze raz dziękuję i życzę miłego weekendu.
Marlena napisał(a):
Pawle, tutaj pisałam o dawkowaniu witaminy D: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Oraz o intensywnej suplementacji w przypadku głębokich niedoborów tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/przedawkowac-witamine-d-jest-trudniej-niz-myslisz/
Mania napisał(a):
Dzień dobry, czy można używać tego olejku w ciąży? Na opakowaniu witaminy E Tokovit jest informacja, aby nie stosować jej w okresie ciąży i kamienia piersią. Jadę nad morze, upały są niemiłosierne, a nie sięgam po gotowe kremy z filtrem. Jeśli można stosować, to czy możesz Marleno podać choćby zbliżoną ilość E, którą należy wycisnąć (np. jeden cały listek?) na około 10ml olejku malinowego. Dziękuję i pozdrawiam słonecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Stosowanie w czasie ciąży i karmienia zawsze warto skonsultować z lekarzem. Jeśli da zielone światło to tak jak napisałam w artykule – śmiało wciskaj kolejne kapsułki, bo nie ma w nich nic toksycznego.
Arleta napisał(a):
Marleno,
Czy w celu uzupełnienia witaminy E w organizmie jest w porządku spożywanie np. 1 łyżki oleju z kiełków pszenicy czy lepiej uzupełniać z innego jedzenia? Kiedyś w jakimś komentarzu napisałaś, że zamiast oleju lnianego wolisz siemię lniane, zamiast oliwy oliwek jesz oliwki. A co mi zastąpi tak dobrze olej z kiełków pszenicy, bo jest to kopalnia witaminy E? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o zastosowanie terapeutyczne (uzupełnienie niedoboru), to olej z kiełków można zastosować jak najbardziej, można też po prostu jeść kiełki pszenicy. No i rzecz jasna dużo warzyw i owoców, bo ta witamina jest TYLKO w pokarmach roślinnych. W razie biedy można też oczywiście zakupić witaminę E w suplemencie i uzupełnić nim niedobory.
Ania napisał(a):
Pani Marleno, czy korzystanie z solarium może mocno zaszkodzić? Marzeniem jest mieć choć trochę ciepły kolor skóry. Po zjedzeniu pomarańczowych, czerwonych owoców i warzyw nie widzę różnicy, a opalać się też nie mogłam (mimo to poziom witaminy D mam w normie).
Marlena napisał(a):
Aniu, marchwi trzeba jeść dużo, a najlepiej sok z marchwi, około litra dziennie i po paru dniach masz wymarzony kolor skóry. Co do solarium to ja już nie chodzę, ostatni raz byłam tam jakieś 15 lat temu. 😀
Anna napisał(a):
Witam, czy olej z pestek malin z witaminą E i olejkiem lawendowym stosować na suchą czy wilgotną skórę? Podobno smarując na suchą skórę nie chroni przed słońcem. Będę wdzięczna za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Olejek aplikować można zarówno na początku pobytu na plaży jak i po zmoczeniu się w morzu. Nie ma to znaczenia. Sprawdzone zarówno przeze mnie jak i rzesze czytelników. Więc działa i chroni na pewno – tak czy siak, skóra mokra czy sucha.
Nigdzie zresztą nie napisałam, że wymagane jest przed aplikacją olejku zmoczyć skórę, to są jakieś cudze wymysły. Nie potwierdzam tych rewelacji i proszę nie zaprzątać sobie nimi nawet głowy. 🙂
Ela napisał(a):
Marlenko czy zamiast masla można dodac oleju kokosowego? Co .myślisz??
Marlena napisał(a):
Tak, można. Zarówno jeden jak i drugi to oleje składające się w większości z kwasów tłuszczowych nasyconych, więc będą topnieć (upłynniać się) dopiero powyżej pewnego progu temperaturowego (tak jak krowie masło albo czekolada – wyprodukowana na bazie masła kakaowego).
Aneta napisał(a):
Witam a czy można taki olejek stosować u 5 miesięcznego dziecka ?
Marlena napisał(a):
Jak najbardziej można.
Aneta napisał(a):
Marleno, na 100 ml oleju z pestek malin dałam 7 kapsułek wit. E i 7 kropli olejku lawendowego. Lawenda nie jest w ogóle wyczuwalna, może za mało? Podaj proszę proporcje jakie Ty stosujesz, to będzie jakiś punkt odniesienia 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Aneta
Marlena napisał(a):
Na 100 ml spokojnie daj więcej kapsułek (ja wciskam cały listek do buteleczki 50 ml, bowiem to nie jest w żaden sposób toksyczne) i lawendę spokojnie można użyć w stężeniu 1,5%-2%.
Jarek napisał(a):
Witam, odświeżę wątek i podepnę się pod ostatnie pytanie. Skoro zdradziłaś już proporcje jakie stosujesz, napisz proszę jakiego Tokovit’u listek zużywasz, 200 czy 400?
Marlena Bhandari napisał(a):
Jarku, teraz używam częściej taką w kroplach, bo wygodniej.
A jak miałam Tokovit, to częściej 200, bo w aptekach rzadko bywała ta 400. Jak 200 to i cały listek spokojnie można wcisnąć. Tej w płynie daję całą pipetę. Można smarować skórę nawet samą witaminą E, ale to drogo wychodzi.
Jarek napisał(a):
W takim razie podaj proszę nazwę lub producenta tej witaminy E w kroplach, którą obecnie stosujesz, bo ja jestem wygodnicki ;-D
Marlena Bhandari napisał(a):
Tej używam https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/witamina-e-forte-krople-200-iu-50-ml
Jarek napisał(a):
Witam, odświeżania wątku ciąg dalszy. Właśnie jestem po lekturze artykułu „Bezpieczne opalanie – jak produkowac witamine d bez szkód” i przebrnąłem przez wszystkie komentarze. W komentarzach w odpowiedzi na pytanie jednej z czytelniczek („Marleno powiedz czego używasz do nośnika wit. E i oleju z pestek malin? Co najlepiej sie sprawdzi do opalania?”) odpowiedziałaś „[…] Moja ulubiona mieszanka: mieszam malinę z kokosem i wciskam parę kapsułek z witaminą E […]”. Muszę przyznać, że jestem lekko zdezorientowany, myślałem, że nośnikiem jest właśnie olej z pestek malin. Proszę o oświecenie. Czy jako składnika zapachowego można użyć olejku z drzewa herbacianego, zamiast lawendowego?
Marlena Bhandari napisał(a):
Możesz w sumie użyć każdego oleju nierafinowanego, nawet takiego jaki masz aktualnie w kuchni (oliwa extravirgin) i wcisnąć tam witaminę E, ale olej z pestek malin ma sam w sobie silne własności ochronne. Kokosa czasem wmieszam z uwagi na miły zapach, ale ma mniejsze własności ochronne niż olej z pestek malin.
Z olejkami eterycznymi ostrożnie – nie wszystkie się nadają, niektóre są fototoksyczne (nabawimy się plam) jak np. olejki cytrusowe.
Lawenda nadaje się tutaj najbardziej, bowiem ma własności ochronne przed UV jak również działa na skórę w sposób kojący i przyspieszający regenerację skóry (na ewentualnie oparzenia, egzemy, skaleczenia, ukąszenia owadów itp. – lawenda jest genialna).
Jarek napisał(a):
Reasumując, nie muszę dodawać żadnego innego oleju, tylko wykorzystuję z pestek malin, który mam już zakupiony, jak również pozostałe składniki. Pozostało mi je tylko ze sobą połączyć. No i zamiast olejku lawendowego, jak napisałem, mam z drzewa herbacianego, zaryzykuję z nim. W końcu w artykule powołujesz się na wskazówki aromaterapeuty, który twierdzi, że ten olejek też da radę. Chyba już dwa ostatnie pytania. Jak to jest w końcu z przechowywaniem: w lodówce czy wystarczy temperatura pokojowa i zaciemnione miejsce? Data ważności sporządzonego olejku? Olejek z pestek malin zakupiony przeze mnie ma datę 30.XI.2022, ale jednocześnie na buteleczce widnieje symbol odkręconego słoiczka z napisem 6M. Czyli olejek do opalania sporządzony z jego wykorzystaniem ma maksymalną datę 6 miesięcy. Dobrze kombinuję? Pozdrawiam serdecznie.
Marlena Bhandari napisał(a):
Pokojowa temp. i zaciemnione miejsce wystarczy, nie przechowuję go w lodówce. Z datą ważności jest tak, że musi odpowiadać z góry narzuconym przepisom, więc producent musi się dostosować. Tak naprawdę jak dodamy wit. E to jest ona naturalnym konserwantem i olejek wytrzyma dłużej niż taki fabrycznie „goły”, bez dodatku witaminy E.
Jarek napisał(a):
Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi. Teraz już naprawdę ostatnie pytanie 😉 , a mioanowicie – częstotliwość aplikacji. Rozumiem, że jeśli jesteśmy na plaży i zażywamy kąpieli wodnych to powtarzamy aplikację po każdym wyjściu z wody. A co jeśli jesteśmy na działce, w ogródku, trochę w słońcu, trochę w cieniu, cały czas w ruchu, nie leżymy plackiem, dbamy o odpowiednie nawodnienie? Jak wtedy powinna wygłądać czestotliwośc aplikacji?
Marlena Bhandari napisał(a):
Przyznam szczerze, że robię to na wyczucie.
Ewelina napisał(a):
Witam, czy do tego olejku na słoneczko można by było wykorzystać Wit a i e połączona w jedno?? Wit e która mam to naturalny tokoferol. Pozyskany ze slonecznika, wiem że zakup osobno Wit e to nie duży koszt, ale nie lubię nic marnować i chciałabym wykorzystać to co mam😊
Marlena Bhandari napisał(a):
Możesz spróbować, Ewelino.
Ewa napisał(a):
Dzień dobry Marleno, czy wiesz może, jaki mniej więcej SPF ma olejek z (nasion) dzikiej róży? Z którym naturalnym olejem jest porównywalny? W internecie trafiłam na różne, czasem sprzeczne, informacje a na Twojej liście olejków nie ma go…