Czy zastanawiało Was kiedykolwiek skąd bierze się podział na medycynę konwencjonalną (alopatyczną, współczesną, akademicką) i niekonwencjonalną (tradycyjną, alternatywną, naturalną, holistyczną)?
Czy tak było zawsze?
Dlaczego przedstawiciele jednego i drugiego nurtu walczą ze sobą zamiast współpracować?
Podobno ta pierwsza jedynie słuszna medycyna jest oparta na badaniach naukowych, a ta druga nie.
Czyżby?
Zobaczmy kiedy to się zaczęło. Ponad 150 lat temu dwóch tytanów nauki toczyło ze sobą ostrą i zaciętą walkę, wygrał (czyli został ze swoimi teoriami oficjalnie uznany przez innych akademików) jeden z nich i efekty tego widzimy do dnia dzisiejszego.
Drugi zaś popadł w niełaskę i pies z kulawą nogą o nim dzisiaj nie pamięta (oprócz lekarzy medycyny niekonwencjonalnej, którzy do dzisiaj korzystają z dokonań zarówno jego jak i jego naukowych następców).
O tym pierwszym dzieci uczą się pilnie w szkole, o tym drugim rzadko się wspomina, bo jakoś mało kto kojarzy kim był.
O kim mowa?
Pierwszy, ten zwycięski to Louis Pasteur (1822-1895), drugi zaś to jego starszy kolega po fachu, Antoine Bechamp (1816-1908).
Na czym polegała walka dwóch tytanów?
W dużym skrócie: pierwszy wysunął hipotezę, że ludzka krew jest sterylna, zaś powodem chorób są drobnoustroje, które dostają się do organizmu z zewnątrz i w celu wyleczenia należy je wszelkimi sposobami (czyli lekami) zniszczyć.
Drugi zaś, że na rozwój choroby ma znaczenie nie tylko sam drobnoustrój jako taki, ile środowisko w jakim przyjdzie mu przebywać, zatem w celu wyleczenia należy podnieść odporność organizmu, który sam rozprawi się z agresorem, nawet jeszcze zanim ten zdąży naprawdę zaatakować.
W wyniku przyjęcia tylko pierwszej teorii za jedynie słuszną, mamy teraz miłościwie nam panującą „zarazkofobię” oraz erę „pigułki na wszystko”: antybiotyki przepisywane są na umór od dzieciństwa każdemu przy byle infekcji, podobnie jak powszechne i przymusowe szczepionki podawane „na wszelki wypadek” każdemu od urodzenia, zaś antybakteryjne chemikalia dodawane są bez opamiętania do wszystkiego (triklosan i jemu podobne), a ze sklepu zniknęło naturalne mleko, bo jego miejsce zajęło mniej lub bardziej pasteryzowane.
Tak dla zdrowotności oczywiście to wszystko.
Państwo szalenie dba o wredne mikroby, aby ludności czasem nie zaszkodziły.
Oczywiście dba na nasz koszt, bo wszyscy zrzucamy się na ten system ochrony przed „złym” płacąc podatki, składki itd. Bezpłatna służba zdrowia nie istnieje, to wymysł polityków. 😉
Aby była jasność: nie jestem przeciwna antybiotykom, są sytuacje w których mogą uratować one życie, jednak powszechnie znanym faktem jest ich nadużywanie, przez co wiele z tych preparatów stało się już bezużyteczne, a szpitale stały się najniebezpieczniejszym miejscem w mieście, czego Pasteur chyba nie przewidział.
Od czasu wiekopomnych odkryć Pasteura gawiedź wszem i wobec została intelektualnie zgwałcona oraz przymusowo, rządowo i powszechnie spasteryzowana.
Bakteria, Obywatelu, to Twój największy wróg, który cię atakuje i należy go wszelkimi sposobami niszczyć, do czego znakomicie nadają się rozmaite chemikalia, w większości nieznane jeszcze kilkadziesiąt temu.
Teorii pana Pasteura naucza się od małego w szkole, taka jest jedyna i niepodważalna prawda i basta.
I wszystko jest OK, Pasteur miał rację rzecz jasna, bakterie faktycznie są wszędzie i to w ilościach zatrważających, mówiąc uczciwie w naszych ciałach zarówno w środku jak i na zewnątrz mamy więcej bakterii niż komórek. 🙂
Mało tego, każdy z nas ma inny garnitur mikrobów, nie ma dwóch takich samych ludzi pod tym względem.
Nawet jeszcze przed Pasteurem pewien położnik Ignaz Semmelweis (1818-1865) doszedł do wniosku, że lekarze powinni myć ręce przed zabiegami ponieważ zaobserwował, że ta prozaiczna czynność sprzyja zmniejszeniu umieralności wśród pacjentek.
Jednak swojej obserwacji nie potrafił „naukowo wyjaśnić”, bo za jego czasów nie wiedziano nic o bakteriach i wirusach.
Ponieważ nie umiał wyjaśnić zjawiska, został za życia przed medyczny establishment zgnojony, wyśmiany i zmieszany z błotem.
Ale to poniekąd dzięki niemu lekarze dzisiaj mają obowiązek myć ręce przed operacją, choć dopiero po jego śmierci prace Bechampa i Pasteura wyjaśniły w czym rzecz z bakteriami.
To, że ktoś nie potrafi znaleźć na jakieś zjawisko wyjaśnienia nie oznacza jeszcze, że zjawiska nie ma albo że należy je wyśmiać.
O panu Semmelweisie też oczywiście pies z kulawą nogą nie pamięta, ponieważ ojcem antyseptyki oficjalnie został ktoś inny dwadzieścia lat po jego śmierci, mianowicie brytyjczyk Sir Joseph Lister (kojarzycie płyn dezynfekujący z fluorem do płukania jamy ustnej Listerine?) i nazwisko Semmelweis podobnie jak nazwisko Bechamp zostało wyparte z kolektywnej świadomości, a jedynie nazwisko Pasteura jako „najważniejszej postaci w historii współczesnej medycyny” zostało na ustach całego świata.
Czy słusznie?
Pasteur był przez swoich kolegów postrzegany jako plagiator i oszust, korzystał skwapliwie z dorobku Bechampa i innych naukowców, przypisując sobie ich wnioski i odkrycia.
Poniżej adwersarze na starej fotografii z epoki: ten dobroduszny pan o łagodnym spojrzeniu to Bechamp, a stary dziadyga o zaciętym wyrazie twarzy, wrednie na niego spoglądający to zachłanny na sławę karierowicz Pasteur. 😀
Antoine Bechamp wysunął (do dzisiaj nieuznaną przez „oficjalną” medycynę) hipotezę pleomorfizmu cyklicznego, w której dowodził, że same w sobie bakterie i wirusy nie są w stanie w organizmie wyrządzić krzywdy, bowiem wszystko jest zależne od środowiska w jakim żyją.
W przypadku naszego organizmu jest to nasza krew, zawierająca koloidy proteinowe, z których w sprzyjających warunkach może rozwinąć się wirus, bakteria lub grzyb.
Bechamp nazwał je mikrozymami, zaś kolejny badający zjawisko naukowiec Dr Guenter Enderlein (1872-1968) protitami.
Dopiero pod wpływem środowiska mogą one zmieniać swoją formę i stać się groźne.
Obecnie mamy już technologię pozwalającą na oglądanie co nam we krwi pływa, a jest nią mikroskopowe badanie żywej kropli krwi w ciemnym polu.
Kolejny zwolennik pleomorfizmu, Dr Gaston Nessens (ur. 1924) opracował w latach 70-tych ubiegłego wieku specjalny mikroskop o potężnej mocy (tzw. somatoskop) pozwalający na obserwację zachodzących przemian drobnoustrojów – na zdjęciu poniżej.
Podobno sam Pasteur na łożu śmierci wyznał, że dopuścił się oszustwa ze swoją teorią mikrobów i że przyznaje Bechampowi rację: „mikroby są niczym, to środowisko jest wszystkim”.
Jednym słowem – tak jak wszędzie w naturze tak i w naszym organizmie panuje prawo silniejszego, ten zwycięża kto silny, zwarty i gotowy, czyli kto ma potężniejsze siły obronne oraz bardziej uprzątnięty z toksyn i zaopatrzony w amunicję (witaminy, minerały) organizm.
Możemy mieć tak perfekcyjnie zrównoważony system i tak mocne siły obronne, że żaden zarazek nie rozwinie skrzydeł, bo w starciu z nimi nie ma żadnych szans, albo tak zdezorganizowany, rozchwiany, struty i słaby system, że zarazki będą mieć rajskie warunki do rozwoju i szybko opanowawszy teren zepchną nas w choróbsko.
Nawet jednak w tym przypadku organizm robi co może, ponieważ jest zaprojektowany przez naturę aby przeżyć – uruchamia siły obronne takie jakie w danej chwili ma: pojawia się gorączka, ból, obrzęk, wysięk lub inne objawy „walki z wrogiem”, który tak naprawdę wrogiem nie jest, jest za to sygnałem, że zawaliliśmy dbanie o nasz organizm.
Mikroby, które zdrowemu nie wyrządziłyby żadnej krzywdy dobrały nam się do skóry.
Przyjęcie teorii Pasteura jako jedynie słusznej doprowadziło do tego, że spasteryzowani ludzie są głęboko nieświadomi jak dbać o swoje wewnętrzne środowisko (by było czyste, silne i funkcjonowało jak szwajcarski zegarek czyli bez chorób) i nie odczuwają nawet takiej potrzeby.
Przekonani są o własnej w tej kwestii niemocy i z własnej i nieprzymuszonej woli zdają się na łaskę lekarzy i farmaceutów.
To na pewno napędza gospodarkę, potrzebne są coraz wymyślniejsze leki i coraz więcej lekarzy, badań, terapii, szpitali i aptek, ale czy to wszystko jest dla ludzi dobre?
Ludzie w większości zamiast dbać o swój system (nawet nie wiedzą jak to robić, bo nikt ich tego nigdy nie uczył!), polegają na mających uchronić ich przed „złym” rozmaitych magicznych szczepionkach, antybiotykach, spasteryzowanych na równi ze swoimi pacjentami lekarzach i przepisywanych przez nich wszelakiej maści farmaceutykach.
Piramidę żywieniową prowadzącą do zakwaszenia ludziska mają raczej głęboko w nosie – takie ilości zakwaszających pokarmów: zbóż, mięsa i nabiału, nawet przy zalecanych „pięciu porcjach warzyw i owoców dziennie” za chińskiego boga nie zostaną zrównoważone pod kątem równowagi kwasowo-zasadowej i NIE zbudują odpornego i silnego ustroju.
Tym bardziej gdy ktoś do tego wszystkiego stosuje inne zakwaszaczo-uprzyjemniacze, czyli np. popija codziennie kawkę, jakiegoś drineczka (lub energy drineczka albo colę czy inny odrdzewiacz) i do tego na przykład pali, prowadzi siedzący tryb życia i jest poddawany stresom.
Środowisko, które utraciło pierwotną zaprojektowaną przez naturę równowagę, staje się łatwym łupem dla mikrobów.
Prowadząc poprzedni styl życia ciągle tego doświadczałam: notorycznie dopadała mnie taka czy inna infekcja. Moja apteczka wypełniona była lekarstwami na rozmaite dolegliwości, tymi na receptę i tymi bez.
Od czasu gdy przeprosiłam się z Matką Naturą nie pamiętam kiedy ostatni raz złapał mnie choćby banalny katar!
Mogę bez szwanku przebywać wśród ludzi chorych czy zakatarzonych, nie obawiam się żadnych wirusów, gryp, żółtaczek, brodawczaka, helicobacter, nużeńca, opryszczki czy innych „groźnych” żyjątek, po prostu wiem, że one nie mogę mi już nic zrobić i zostaną zmiażdżone w konfrontacji z siłami obronnymi mojego organizmu.
To ja im zagram na nosie, nie one mnie. 🙂
Zakwaszające żarcie i kwaśne myśli tworzą dla ciała na dłuższą metę mieszankę wybuchową, o czym większość ludzi nie ma pojęcia, lecąc z każdą dolegliwością do lekarza, bo przecież ten na pewno „coś” przepisze, przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek!
Owszem, mamy i co tego wynika?
Teoria mikrobów stworzona półtora wieku temu traci dzisiaj na aktualności jako jedynie słuszna, ponieważ dzisiaj WŁAŚNIE mamy wiek dwudziesty pierwszy i dysponujemy o wiele potężniejszymi mikroskopami, w których można zobaczyć co też takiego ciekawego zawiera nasza krew.
Przy czym nie wykonują tych badań konwencjonalne gabinety, ponieważ oficjalnie ludzka krew jest zgodnie z naukami Pasteura sterylna.
Okazuje się, że sterylna to ona bynajmniej nie jest, wbrew temu co postulował Pasteur i co pozostaje od półtora wieku dogmatem konwencjonalnej medycyny.
Jednym z czołowych producentów zaawansowanych przyrządów optycznych jest firma Carl Zeiss. Posługując się wytworzonymi przez nich mikroskopami można pooglądać sobie w ludzkiej krwi rozmaite „żyjątka”.
Może w takim razie warto pochylić się nad tym faktem i zająć się w końcu zmianą swojego stylu życia, uzupełnieniem niedoborów, odkwaszeniem i oczyszczeniem ustroju, zamiast iść do apteki po kolejną cudowną pigułkę lub kolejny antybakteryjny krem na pryszcze?
Pomocne linki:
http://www.whale.to/v/bechamp_b1.html
https://rense.com/general77/dblooder.htm
https://www.naturalnews.com/030384_Louis_Pasteur_disease.html
https://www.energiseforlife.com/wordpress/2006/11/28/pasteur-bechamp-and-the-alkaline-diet/
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ala napisał(a):
Świetny artykuł 🙂
Pozdrawiam
lenasan napisał(a):
Jestem pod wrażeniem Twojej duszy badaczki. Doceniam z całego serca, ile pracy wkładasz w merytoryczną zawartość bloga. Nie tylko podajesz bibliografię, ale również dbasz o grafikę i z niezwykłą lekkością wszystko wykładasz. A do tego dowcipnie, co liczę potrójnie, choć piszesz o rzeczach dramatycznych niekiedy.
Zawsze się uśmiecham, gdy Cię czytam. A to też dodaje zdrowia i jest całkiem gratis 🙂
Wydawnictwa powinny się o Ciebie bić…
pozdrawiam z całej duszy
Lena
Beti_r napisał(a):
Zgadzam się w stu procentach!!! Marleno, dziękuję, że jesteś i że znalazłam Twojego bloga. Choć trudno mi wprowadzić wiele zmian w moim domu, to będę wciąż próbować. Może w końcu do moich najbliższych dotrze prawda….Pozdrawiam…
semira napisał(a):
Ja podobnie.Od przeszło roku, tj. gdy trafiłam na blog p.Marleny, to jestem niezmiennie pod ogromnym wrażeniem Jej wartościowych artykułów.Dzięki wskazówkom p.Marleny zmieniłam dietę i stosuję cenne porady.To prawda, Ze jest to blog niezwykle profesjonalnie redagowany.Brawo Pani Marleno i serdeczne podziękowanie.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Semiro, że moje artykuły są dla Ciebie przydatne. Dziękuję za odwiedziny na mojej witrynie i serdecznie Cię pozdrawiam życząc nieustającego zdrowia! 🙂
kasia napisał(a):
wszystko się zgadza. Tylko zastanawiam się gdzie można u nas w kraju (w Krakowie:)) zrobić takie badanie?
Marlena napisał(a):
Kasiu wpisz w wyszukiwarkę kraków badanie żywej kropli krwi i pojawią się adresy gabinetów.
Iza napisał(a):
Super, artykuł świetnie pokazuje jak chore jest myślenie jednokierunkowe. I jak jesteśmy hodowani na wielkiej bańce mydlanej. Chciałabym, żeby do ludzi wreszcie trafił fakt, że na nasze zdrowie wpływa cały szereg czynników a nie tylko mikroby. Zawsze powtarzam że drobnoustrojom do rozwoju potrzebne jest właściwe środowisko, ale wszyscy na mnie patrzą jak na durnia. Pozdrawiam
lea napisał(a):
hej 🙂 bardzo dobry artykuł i w ogóle jestem pod wrażeniem całego blogu. ale bardzo przepraszam – panowie na zdjęciu wygladają bardzo podobnie :))
Marlena napisał(a):
Bo mają długie brody 😉 Niestety to jedyne co mają wspólnego 😀
zyworodka napisał(a):
Doskonaly tekst. Jak zwykle podparty konkretami. Po przeczytaniu nasunela mi sie mysl, cos na ksztalt dowodu zza grobu. Kiedy obaj Panowie dokonczyli zywota w sposob jednoznaczny mozna stwierdzic, teoria ktorego z nich jest sluszna. Bechamps przezyl 92, Pasteur 73 lata.
Pozdrawiam wszystkich zdrowych
Kinga napisał(a):
uwielbiam Pani bloga! jest cudowny, zrewolucjonizował moje życie! Jestem mamą 10 miesięcznego Franka i zastanawiam się, dumam o szczepionkach… wszystkie są be? nawet te podstawowe? zoltaczka gruzlica? przeciez kiedys ludzie na to umierali… prosze o wyjasnienie 🙂
Marlena napisał(a):
Kingo są dwie drogi: od małego nie karmimy dzieci przetworzonym syfem, hartujemy, kształtujemy mocny system immunologiczny i nauczamy dzieci jak o ten system dbać by był niezawodny całe życie. Wtedy szczepienia nie są potrzebne. Natomiast kto tego nie wie, kto żyje „jak wszyscy”, kto nie ma wiedzy jak żyć bez szczepionek, ale idzie owczym pędem bo jest „moda na nieszczepienie”, to lepiej jednak niech zaszczepi, bo jest „jak wszyscy” na celowniku mikrobów, które tylko czekają by narobić szkód w osłabionym tą niewiedzą organizmie.
hajduczek napisał(a):
Kingo, nie wiem, czy wszystkie szczepionki są be, ale z pewnością warto szukać takich, które nie zawierają rtęci. Nawet, gdyby trzeba było za taką szczepionkę dopłacić! Pomyśl, ile szkody w organizmie wyrządzają metale ciężkie i jak trudno pozbyć się ich z ustroju. A tak łatwo się je wprowadza wraz ze szczepionką!
Czytaj, szukaj, informacji jest bardzo dużo. Na pewno warto rozważyć zasadność każdego szczepienia. Niektóre szczepionki są niesprawdzone (np. na raka szyjki macicy), niektóre choroby już nie występują w naszym rejonie i nie są groźne. Czytaj i poszukuj, najbardziej na świecie liczy się zdrowie Twojego dziecka!
Pozdrawiam!
monika napisał(a):
Nie wiem, czy wszystkie szczepionki sa „be”, ale moze podziele sie swoim doswiadczeniem. Moje dziecko w wieku 8 miesiecy mialo pojsc do zlobka. Samorzadowego, wiec obowiazkowe szczepienia musial miec. Poniewaz chcialam koniecznie zaszczepic go dodatkowo na rozne przypadlosci, w tym pneumo i meningokoki, plan szczepien ruszyl z kopyta, w przyspieszonym tempie. Pewnego dnia zauwazylam, ze synek ma dziwne tiki – ni z tego ni z owego podnosi raczke i przygina ramie do buzi, czasem z krotkotrwalym placzem, czasem tylko z grymasem. Zaczelo sie to powtarzac coraz czesciej, wiec nagralam kilka takich sytuacji i po jakims tygodniu pognalam z mlodziencem do neurologa. Wstepna diagnoza mnie zwalila z nog – prawdopodobnie padaczka. Trafilam z synkiem do szpitala, gdzie lekarze bez ogrodek stwierdzili, ze to efekt poszczepienny i popukali mi po glowie – ze jak mozna dziecko szczepic w takim tempie. Zaraz zaraz, ale nie robilam tego w domu, ani u szeptunki, tylko w przychodni, prawda ? Pod opieka i kontrola lekarza pediatry. Wtedy jeszcze ufalam medykom w 100%. Teraz duzo czytam i… nie ufam, zeby nie powiedziec, ze w niektorych tematach wiem wiecej od nich. Dlaczego ? Bo lekarze sie nie doksztalcaja, nie aktualizuja swojej wiedzy, nie znaja najnowszych badan – nie ma przepisow, ktore by ich do tego obligowaly, wiec jak juz osiada na laurach, po skonczeniu studiow, tak przez 40 lat na nich siedza…
Wracajac do sedna – kiedy bylismy w szpitalu, jeden jedyny lekarz wspomnial cos o refliuksie. Co prawda moje dziecko nigdy nie mialo klasycznych objawow refluksu, ale mial nietolerancje laktozy odkryta w 1 miesiacu zycia (przez to niestety musialam go karmic bebilonem). Polaczylam fakty, zazadalam przepustki na 1 dzien i w domu przeguglalam doslownie caly internet. Znalazlam cos, czego sie uczepilam jak tonacy brzytwy. Zespol Sandifera. To taka choroba niemal nieznana lekarzom, w ktorej z powodu refluksu i zarzucania kwasnej tresci zoladka do przelyku, dziecko ma odruchy podobne do padaczkowych, np. nagle przyginanie raczki do glowy z placzem – bo akurat go gardlo piecze i radzi sobie jak umie…
Koniec końców, po tygodniowym pobycie w tym pseudo szpitalu trafilam na naprawde swietna lekarke neurolog, ktora w 3 dni zrobila komplet badan i postawila diagnoze: zespol Sandifera. Z radosci sie poryczalam, ale – chce przekazac jedna podstawowa rzecz – lekarze doskonale wiedza o negatywnych skutkach szczepionek, przeciez pierwotna diagnoza mojego synka brzmiala: padaczka poszczepienna.
Wiedza, ale szczepią i szczepienia nie dosc, ze zalecają, to jeszcze nakazują. W tej chwili moj synek ma 5 lat i od ponad 4 lat nie dostal zadnej szczepionki. Postanowilam, ze nie pozwole na to, zeby – za przeproszeniem – niedouczone nawet pod wzgledem skladu szczepionek – konowaly, truly moje dziecko metalami ciezkimi. Mimo, ze jego choroba, na szczescie, nie byla efektem szczepien. Pierwsza reakcja lekarzy mi wystarczy.
A na marginesie – mialam o tym nie pisac, najwyzej Marlena wykasuje (mam nadzieje, ze nie cala wypowiedz, tylko ta czesc). Szpital, w ktorym stracilam tydzien czasu to JPII w Krakowie. Odzial neurologii i neuroinfekcji dzieciecej. Jest tam Pani doktor Piątkowska (podobno sława na całą południową Polskę) w dziedzinie leczenia padaczki. Pani doktor, mimo, ze nie stwierdzila u mojego dziecka padaczki i tak chciala go „leczyc” tegretolem. Tegretol to psychotrop, ktory otepia, dzieci po tym leku sie bardzo slabo rozwijaja, bo po prostu nie maja sily. Na moje pytanie (kiedy juz udalo mi sie pania doktor zlapac- i to w sensie doslownym) czy swoje dzieci tez by potraktowala tegretolem, bez jasnej diagnozy padaczkowej, pani doktor stracila mowe. Albo sluch. Bo odpowiedzi nie uzyskalam. Malo tego, karty wypisu z tego szpitala nie mam do dzis (przez ponad 3 miesiace dzwonilam tam niemal codziennie, zeby laskawie zrobili wypis).
I to tyle.
Pozdrawiam
@
Rozpisalam sie
Marlena napisał(a):
Bardzo współczuję takich przeżyć, Moniko. Niczego nie będę kasować, niech inni wiedzą jakie miejsca i jakich „sławnych” lekarzy omijać szerokim łukiem. 😉
Grazka napisał(a):
O szczepionkach jest świetna książką pt.’ Szczepienia-niebezpieczne,ukrywane fakty”. Wg. mnie naukowcy od medycyny konwencjonalnej wiedzą jak sa niebezpieczne i szczepionki i ich leki,ale kasa przysłania im rozum.Oni wiedzą dużo o szkodliwości leków, ale kasa przysłania im rozum,bo zachłanność jest niewyobrażalna.Mego syna koleżanka była na I lub II roku farmacji i kiedyś gdy przyszła,powiedziała,że nigdy nie weźmie do ust żadnego leku.A to był początek jej wiedzy medyczno-farmaceutycznej.
Zmieniam temat.
Ten blog jest świetny i popieram,bo też robię codziennie soki 4-6 składnikowe. Poluję w marketach na promocje z owocami a potem je dezynfekuję wit C w proszku a do tego jeszcze stosuję sodę oczyszczoną,by się pozbyć świństw. Mam też rolnika co przywozi wspaniałą marchewkę karotkę,kapustę i buraki więc moje soki są przepyszne i razem z synem je wypijamy.
Ula napisał(a):
A ja zgadzam się i się nie zgadzam. Niestety przekonuję się, że świat nie jest czarno-biały.
Oczywiście idea środowiska jest słuszna i odporny organizm to najlepsza obrona. Również od dłuższego czasu nie muszę się obawiać zakatarzonych znajomych. Tyle, że moją metodą jest dieta LCHF, z mięsem i tłustym nabiałem.
Jednak nie mogę się zgodzić w sprawie szczepień (ratują życie i jest to fakt, zaniechanie doprowadzi do rozwoju chorób, co już się dzieje – odra), warto doczytać o formach rtęci w szczepionkach, a także nie podoba mi się ogólna idea „oczyszczania organizmu”. Moim zdaniem odmawianie szczepień jest bardzo niebezpieczne dla nas, jako społeczności i historia to niestety potwierdza.
Marlena napisał(a):
Moim zdaniem nie zapoznałaś się wystarczająco z badaniami na ten temat. Ani na temat diety, którą stosujesz, ani na temat „skuteczności” szczepień. Nie ma żadnych niezbitych dowodów naukowych na to, że jedno lub drugie ma pozytywny wpływ na długowieczność (mam na myśli długowieczność witalną, w pełni zdrowia i jasności umysłu, a nie taką gdzie ostatnie 2-3 dekady życia należy spędzić na lekach jak to ma powszechnie miejsce obecnie).
Nie przeprowadzono do tej pory żadnych długoterminowych badań – badań na kolejnych pokoleniach ludzi. To właśnie dlatego obie rzeczy wywołują tyle kontrowersji. Zarówno jedno jak i drugie pojawiło się dopiero w czasach współczesnych. Ja natomiast wychodzę z założenia, że powinniśmy się trzymać tego co już jest niezbicie udowodnione – począwszy od czasów biblijnych aż po współczesne badania – zarówno przez kolejne pokolenia naszych przodków jak i przez współcześnie żyjące długowieczne społeczeństwa, mieszkające w tak zwanych „blue zones” – strefach długowieczności na naszej planecie: https://www.bluezonesproject.com/originals – jak się okazuje w żadnej z nich „nowoczesne wynalazki” z gatunku diet wysokotłuszczowych czy też szczepień „ochronnych” nie mają racji bytu. Zdrowie i długowieczność są bowiem od pokoleń oparte na całkowicie innych pryncypiach. I wszystkie one idą w zgodzie z prawami Matki Natury, a nie przeciwko niej.
Odnośnie oczyszczania organizmu to akurat ten fakt jest doskonale udowodniony zarówno naukowo jak i historycznie (przez kolejne pokolenia naszych przodków): okresowe ograniczenie/wstrzymanie dostarczanych kalorii powoduje przedłużenie życia. Przypuszcza się, że wpływ na to mają charakterystyczne dla wszystkich eukariontów procesy autofagocytozy jakie w tym okresie mają miejsce https://pl.wikipedia.org/wiki/Autofagia, bowiem komórka koncentrując się na procesach niezbędnych do przetrwania pozyskuje wtedy energię z elementów obumarłych, uszkodzonych, zdegenerowanych. Dosłownie „zjada” je. Na tym polega oczyszczanie organizmu między innymi. Więc jeśli uważasz, że wystarczy robić siku i kupę aby wydalić z siebie wszystko co zbędne, obumarłe lub uszkodzone, to jesteś w błędzie. Na poziomie komórkowym mamy do czynienia z nieco głębszymi zjawiskami – tych nie widać gołym okiem jak kupy w sedesie. Najczęściej „nie muszę się oczyszczać” mówią ci, którzy by tego oczyszczania najbardziej potrzebowali. 😉
Ula napisał(a):
P.S. Nie można zakwasić tkanek dietą – to również fakt naukowy. Cała idea zakwaszania to bujda , jak homeopatia. Prawdziwe jedzenie i czyste środowisko – to może być odpowiedź, niestety na środowisko mamy mały wpływ, dlatego stawiam na jedzenie i na razie się sprawdza.
Ale mnie teraz zjecie 😉
Marlena napisał(a):
To raczej fakt pseudonaukowy, że dieta na nic nie ma wpływu. Jeśli idea zakwaszania to bujda, to w takim razie skąd na pubmedzie tyle poświęconych temu tematowi publikacji naukowych, jednoznacznie stwierdzających iż bujda to nie jest bynajmniej? Na przykład tutaj: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/10923348 albo tutaj: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11842945 i wiele innych (poszukaj sobie).
Niestety pogódźmy się z tym, że to co wkładamy do gęby ma wpływ na równowagę kwasowo-zasadową naszego ustroju. Nawet jeśli guru od diet oficjalnie będą twierdzić inaczej. Jedzenie ma znaczenie!
Odnośnie homeopatii to czy nie dziwi nikogo fakt, że oficjalnie i ustawowo są to produkty lecznicze (środki farmaceutyczne, leki) i równie oficjalnie twierdzi się, że „nie ma na to naukowych dowodów”? Jeśli więc homeopatia jak niektórzy twierdzą niczego nie leczy, to jest tylko oszustwem, ale czy nie jest równie wielkim (jak nie większym) oszustwem „leczenie” polegające jedynie na usuwaniu symptomów (najczęściej za cenę rozmaitych skutków ubocznych), bez usuwania przyczyn i nazywanie tego „medycyną” wraz z nakazem czołobitności wobec owej jedynie słusznej metody „leczenia” i obśmianiem każdego, kto waży się na ową jedynosłuszność podnosić rękę lub choćby głos, proponując rozwiązania oparte na innych zasadach?
blancja napisał(a):
Pani blog jest jednym z kilku, który wpłynął na zmianę mojego stylu życia i pójście w stronę natury, za co bardzo serdecznie dziękuję!! Doświadczyłam na własnym przykładzie wielu dobrodziejstw związanych ze zdrowym odżywianiem i eliminacją chemii ze swojego otoczenia. Każdego dnia stosuję się do wielu wskazówek, publikowanych na Pani blogu, korzystam z przepisów i widzę poprawę pod wieloma względami. Mam zdecydowanie więcej energii i pozytywnego nastawienia do życia, potrzebuję mniej godzin snu niż dotychczas, straciłam kilka kilogramów i paskudny cellulit, chociaż zawsze ważyłam poniżej 56kg, ginekolog podczas ostatniej wizyty stwierdził, że jednak nie mam nadżerki, którą wcześniej zdiagnozowało kilku innych lekarzy i co najważniejsze pozbyłam się candidy, z którą bezskutecznie walczyłam na rozmaite sposoby (antybiotyki, probiotyki itp. itd.) bezustannie od wielu lat!!! Jedyne co nadal mi doskwiera to opryszczka, najczęściej w okolicach nosa, ale też i ust, wyskakuje zdecydowanie rzadziej niż kiedyś (miewałam serie po 5, 6, jedna po drugiej, albo kilka na raz przez ok 1-2 miesiaca..) teraz sporadycznie, ale jednak się zdarza, co skutecznie zwalcza tę nieprzyjemną przypadłość??
Marlena napisał(a):
Blancja, być możesz potrzebujesz suplementacji witaminą C i warto sprawdzić sobie poziom witaminy D we krwi. Bez tego nie ma odporności dobrej.
Alina napisał(a):
Merleno a co dawać niemowlakowi do picia jak nie mleko modyfikowane? Mój ma 9 m-cu a ja zero pokarmu. Ostatnio kupiłam mleko krowie od rolnika i tak śmierdziało łajnem że myślałam że zwymiotuję 🙁 Butelkowane z mlekowity- jedyne mleko na rynku kture się zsiądzie..a co z modyfikowanym też jest złe?
A napisał(a):
Witam Cię Marleno 🙂
Jestem Twoją fanką, odwalasz świetną robotę! Bardzo chcę żyć w sposób, jaki opisujesz na swojej stronie, nie jest to dla mnie mega szok, ponieważ nie jem mięsa od kilkunastu lat. Jednak spożywam nabiał, ale planuję również i jego wyeliminować oraz wdrożyć kilka innych działań, między innymi suplementacja witaminą C. Mam do Ciebie ważne pytanie. Obecnie karmię piersią niemowlę, a bardzo chciałabym oczyścić organizm. W ciąży źle się odżywialam, jadłam mnóstwo słodyczy. Najlepszą znaną mi metodą usuwania toksyn z organizmu są lewatywy, słyszałam jednak że karmienie piersią wyklucza ten sposób z powodu wyrzutu toksyn podczas oczyszczania. Co o tym sądzisz? Dodatkowo mam ogromny problem – mocny trądzik na twarzy, szczególnie na brodzie…. Przed ciążą nie miałam idealnej cery, ale to co dzieje się teraz to jakiś koszmar. Zdecydowanie prolaktyna robi te zamieszanie, czyli hormony. Oczywiście dermatolog sugeruje kurację witaminą A po zakończeniu karmienia… Jestem na skraju załamania z powodu swojego wyglądu i chciałam już zakończyć karmienie, żeby prolaktyna spadła, ale chcę spróbować czegoś innego zanim zdecyduję się na taki poważny krok. Czy masz jakiś pomysł Marleno? Czytałam wszystko co pisałaś na temat trądziku. Odżywiam się zdrowo, a od dzisiaj nie jem równiez nabiału bo być może pogarsza sytuację na mojej twarzy. Coś czuję, że to jednak nie zlikwiduje mojego problemu. Chciałabym oczyścić organizm, jeść tylko warzywa i dużo się ruszać… Z tym ostatnim też ciężko po CC 🙁 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli karmisz niemowlę to sobie wszystkie działania odłóż na czas po karmieniu. O oczyszczeniu organizmu warto zawsze pomyśleć przed ciążą, a nie podczas jej trwania lub w okresie laktacji. Teraz młode jest najważniejsze a nie Ty i pryszcze czy prolaktyna. Odchowaj najpierw pisklaka porządnie i wtedy się zajmiesz swobodnie sobą.
A napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Tak też myślałam, że to nie jest dobry pomysł żeby teraz coś robić, ale przyznam że po prostu ciężko jest mi żyć z tym trądzikiem i nawet miewam egoistyczne myśli żeby odstawić małego od piersi (ma 7 miesięcy). Długo walczyłam o udane karmienie, a kiedy udało mi się rozkręcić laktację na dobre, okazało się że prolaktyna powoduje u mnie wysyp ogromnych gul i wielu stanów zapalnych na twarzy. Jest mi z tego powodu po prostu bardzo źle i odechciewa się wszystkiego. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
No nie wiem, rób jak uważasz, ale ja bym najpierw maluszka podchowała, bo tutaj w grę wchodzi całe jego dalsze życie i zdrowie. Wiesz ile kosztuje litr mleka kobiecego na czarnym rynku? 40 zł za 10 ml, czyli 400 zł za 100ml, czyli 4000 zł za litr. Słownie: cztery tysiące złotych za litr (porównaj to proszę do ceny litra mleka krowy lub ceny litra sztucznej mieszanki z proszku)!
Więc masz kobieto, że tak powiem, złoto w cyckach! 😉 Daj to złoto swojemu synowi. Bo niby komu masz je dać jak nie jemu? Nakarm go tym swoim złotem dopóki będzie z Twojej piersi płynęło. On z tego złota będzie miał więcej korzyści niż z jakiegokolwiek innego bogactwa w swoim życiu. Nie wyrzucaj złota dla celów próżnych. Nie warto!
A napisał(a):
Dziękuję za to co napisałaś, dało mi do myślenia.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, jak ważne jest karmienie piersią i ile dobra daję swojemu dziecku. Dlatego ani nocne karmienia, ani fakt bycia 'przywiązanym’ do dziecka, ani inne mało komfortowe sytuacje nie sprawiły, że chciałam przestać karmić.
Jedynie to, że wyglądam bardzo źle (nie przesadzam) sprawia, że przechodzi mi przez myśl, żeby zakończyć karmienie. No ale na razie wciąż karmię i próbuję znaleźć jakiś sposób, żeby poradzić sobie z tym wstrętnym trądzikiem. Pozdrawiam Cię Marleno 🙂