Niektóre osoby w listach i komentarzach wyrażają czasem pewne zaniepokojenie: jak to się dzieje, że nawet po zmianie diety, gdy jem tyle samych zdrowych rzeczy – nie widać większych zmian i/lub oczekiwanej poprawy w stanie zdrowia.
Może to całe zdrowe odżywianie nie ma sensu, skoro nie widać wyraźniejszych efektów? Surowe warzywa jeszcze mi gorzej zaszkodziły, zaś po kiszonej kapuście i owocach mam wzdęcia jakich świat nie widział.
Niektórzy piszą do mnie: nie mogę przytyć, niezależnie od diety mam ciągle niedowagę. Dlaczego nie mogę przytyć?
Ustalmy sobie jedną rzecz: to co wkładamy do ust to jedna sprawa, a to co z tym zrobi nasz organizm to druga.
Można bowiem ładować w siebie najzdrowsze jedzenie i najdroższe suplementy, ale nic z tego nie będzie skoro Twój organizm nie przyswaja prawidłowo tego co dostaje. A stąd już krok do niedoborów i wynikających z nich zaburzeń wszelkiego typu.
Takie sygnały jak niestrawność, wzdęcia, gazy, refluks, zatwardzenia itd. są najczęściej dzwonkiem alarmowym od Twojego systemu: „halo, coś tu nie tak, nie mogę przyswoić tego co mi dałeś!”.
Aby zatem czerpać w pełni z tego co wkładamy do swojego wnętrza należy przede wszystkim zadbać o dobre przyswajanie.
Jak to zrobić?
Zdrowy człowiek nie ma problemu z trawieniem naturalnych pokarmów. Nie straszne mu są węglowodany ani błonnik, warzywa i owoce na surowo to dla niego sama przyjemność i zdrowotne korzyści, a nie przyczyna żołądkowego cierpienia.
Jednak naturalna dieta jest bardzo wymagająca: przewód pokarmowy musi być w idealnym porządku.
Prześledźmy drogę jaką odbywa pożywienie od jednego końca przewodu pokarmowego (jama ustna) do drugiego (odbyt).
W zasadzie bez zbędnego wdawania się w szczegóły będą nas interesowały trzy przystanki: jama ustna, żołądek i jelita.
Gdzie zaczyna się trawienie i przyswajanie?
O tym było już na lekcjach biologii i każdy o tym wie. Ale i tak mamy to potem kompletnie gdzieś i zapominamy o tym.
Trawienie zaczyna się już w jamie ustnej i to nawet zanim weźmiesz kęs do ust: wszyscy znamy powiedzenie „ślinka leci” (na myśl o tym czy tamtym jedzonku).
Pracę ślinianek pobudza nie tylko widok czy zapach pokarmu, ale nawet sama myśl o nim. Warunkiem prawidłowego wydzielania wystarczającej ilości śliny (nota bene chroniącej też szkliwo naszych zębów przed kwasami zawartymi w pokarmach) jest dobre nawodnienie, picie jednym słowem wystarczającej ilości wody (ale nie kawki, redbulla czy drinka, niestety, bo te mają działanie odwrotne).
Pomocna w pobudzaniu leniwych ślinianek do pracy jest też pochodząca z ajurwedy praktyka „ssania” oleju (najlepiej kokosowego), a nawet czystej wody (bierzemy do ust łyżkę oleju kokosowego lub czystej wody i płuczemy jamę ustną przez ok. 10-15 minut w te i nazad dowolnie przeciągając niespiesznie pomiędzy zębami płyn, po czym wypluwamy).
Praktyka ta również pomaga utrzymać zęby w czystości. Badania przeprowadzone przez londyński Eastman Dental Institute wykazały, że zarówno uczestnicy, którzy przez 9 kolejnych dni każdego dnia 10 minut dziennie „ssali” olej kokosowy, jak i ci, którzy w tym samym czasie „ssali” wodę destylowaną odnieśli ok. osiemdziesięcioprocentowy spadek w ilości płytki nazębnej i kariogennych (wywołujących próchnicę) bakterii w jamie ustnej. [1]
Uporczywa suchość w ustach oprócz czynnika psychologicznego jakim jest stres (zasycha nam w ustach ze zdenerwowania, tremy itd.) może być też spowodowana używkami (tytoń, alkohol, kawa, napoje słodzone syntetycznymi słodzikami), przyjmowaniem niektórych leków (np. antydepresanty, środki przeciwbólowe, antyhistaminowe, na nadciśnienie, parkinsonizm, chemio- i radioterapia itd.) lub chorobami (cukrzyca, anemia, reumatoidalne zapalenie stawów, choroba Sjorgena, Alzheimera, Parkinsona, itd.).
Ślina jest niezmiernie ważna w trawieniu pokarmów: zawiera szereg enzymów trawiących (najważniejszy to amylaza, rozkładająca skrobię).
Dlatego bardzo ważną rzeczą jest dokładne gryzienie, powolne przeżuwanie i mieszanie pokarmu ze śliną do momentu aż stanie się niemal płynny.
Nawet soki wyciskane należy „jeść” czyli chwilę potrzymać w ustach i zmieszać ze śliną zanim się połknie. Pokarm pogryziony byle jak, zjedzony w pośpiechu lub stresie nie przyniesie nam wiele dobrego. Ale nie tylko wstępne trawienie odbywa się w jamie ustnej.
Część substancji zawartych w pokarmie również wchłaniana jest już przez śluzówkę jamy ustnej (na takiej zasadzie działają np. leki podjęzykowe – następuje bardzo szybkie wchłanianie do krwiobiegu).
Jest jeszcze jeden powód: długie żucie pokarmu powoduje wzmożenie wydzielania się bardzo potrzebnych do dobrego trawienia soków żołądkowych.
W każdym zatem przypadku szybkie połykanie byle jak przeżutych pokarmów to proszenie się o kłopoty zdrowotne jak nie od razu (niestrawność) to w przyszłości (niedobory).
Wyrób sobie nawyk dokładnego i powolnego jedzenia!
Delektuj się każdym kęsem zamiast po prostu łapczywie go połykać po niedbałym pogryzieniu.
Kontempluj każdy kęs, poczuj w nim tętniące życie, wyczuj wszystkie odcienie smaku, odczuj wdzięczność dla Matki Natury, która to cudo stworzyła i dla wszystkich ludzi, którzy pracowali przy jego sianiu, zbiorze i dostarczeniu go do Twoich rąk.
Moment posiłku to moment święty. Nie oglądaj telewizji, nie prowadź rozmów telefonicznych, nie rozpamiętuj nieprzyjemnych spraw, nie kłóć się z bliskimi przy stole, nie myśl o kolejnych czekających Cię obowiązkach.
Skup się na tylko jedzeniu, karmisz teraz swoje ciało, jedyny egzemplarz jaki posiadasz.
Ciesz się tym i celebruj to z należnym szacunkiem. Odzierając moment posiłku z jego sacrum działamy jedynie na naszą zgubę.
Żołądek prawdę Ci powie
Dalej pokarm trafia do żołądka, który jest naszym perfekcyjnie stworzonym przez naturę blenderem i sterylizatorem dwa w jednym, chroniącym przed dostaniem się do organizmu groźnych bakterii chorobotwórczych i wirusów jak i mieszającym pokarm i tworzącym z niego nasączoną enzymami papkę, która następnie powinna w całości powędrować dalej do jelita.
Z tym, że zamiast działać na prąd, nasz blender żołądkowy funkcjonuje na kwas solny (pH 1-2), który sam sobie wytwarza, jak przystało na genialnie zaprojektowany przez naturę samograj. 😉
Fizjologiczne procesy prowadzące do powstawania HCl nadal są nieznane, ale przyjmuje się oficjalnie, że jest on produkowany przez komórki okładzinowe błony śluzowej żołądka pod wpływem działania tzw. pompy protonowej. [2]
Nie jest to więc udowodniony i bezsporny fakt, lecz – podobnie jak w przypadku szczepień „ochronnych”, o których pisałam wcześniej – jedynie pewien kolejny uroczy medyczny dogmat (w wyniku którego jednak to wcale nie szamani lecz lekarze wypisują codziennie milionom ludzi na tej planecie leki zwane inhibitorami pompy protonowej, o czym za chwilę).
Tak naprawdę nikt nie zna dokładnie mechanizmu powstawania kwasu solnego w żołądku. Tajemnica Stwórcy! 🙂
Przyjmuje się, że u zdrowego człowieka żołądek powinien wytwarzać 1,5 – 2,5 litra soków trawiennych dziennie. U bardzo wielu ludzi produkcja ta jest jednak zaburzona (głównie jedzeniem w pośpiechu, spożywaniem przetworzonego i doprawionego chemikaliami wszelkiej maści pseudożarcia, jakiego pełne są dzisiejsze sklepy i bary szybkiej obsługi).
A wtedy cudowna maszyneria wytwarzająca kwas solny zaczyna chodzić na pół gwizdka: wytwarzane jest za mało kwasu solnego, a to prowadzi do zaburzeń trawienia i przyswajania spożytych pokarmów (często jeszcze w pośpiechu niedbale pogryzionych), jak również za mała ilość kwasu solnego nie chroni nas w wystarczający sposób przed ewentualną inwazją szkodliwych mikroorganizmów, jaj pasożytów itp. (kwas solny ma bowiem bardzo niskie pH 1-2, które szybko i skutecznie utłucze każdą gadzinę mającą chrapkę na zrobienie nam krzywdy, a która do wewnątrz dostała się jakimś dziwnym przypadkiem).
Gdy mamy za mało soków żołądkowych niestrawione do końca pokarmy ulegają ponadto fermentacji i procesom gnilnym nie tylko podtruwając system ale i powodując szereg symptomów kojarzących się z… nadkwasotą (zgaga, refluks itp.).
To jednak nie nadmiar kwasów, lecz fermentujące, psujące się w żołądku niestrawione jedzenie powoduje te objawy. Jedzenie, które nie mogło zostać prawidłowo strawione z powodu niedoboru soków żołądkowych, a nie ich nadmiaru (nadkwasota jest w rzeczywistości raczej rzadko występującym zjawiskiem).
Najczęściej objawia się to cuchnącymi gazami, zgagą, kwaśnym odbijaniem, refluksem, wzdęciami, brzydkim oddechem, chęcią spania po posiłku, uczuciem przepełnienia i ciężkości w żołądku, swędzeniem odbytu, zatwardzeniem lub rozwolnieniem albo też cuchnącymi i/lub rozwodnionymi „strzelającymi”, kiepsko lub wcale uformowanymi stolcami.
A także nudnościami (szczególnie po przyjęciu witamin), alergiami pokarmowymi, anemią, słabymi włosami i paznokciami, astmą, trądzikiem pospolitym (szczególnie gdy już okres nastoletni mamy za sobą) ale również różowatym czy też chronicznymi drożdżycami (np. Candida) lub zapaleniem spowodowanym normalnie bytującymi w naszym ustroju bakteriami Helicobacter Pylori, które w normalnych warunkach są pod kontrolą kwasu solnego nie pozwalającego im się panoszyć.
Lista dolegliwości jest jak widać naprawdę długaśna!
Odnajdujesz na liście coś, co Cię trapi i szukasz przyczyny dlaczego? To może być właśnie niedobór kwasów żołądkowych i enzymów trawiennych.
Następny sygnał od organizmu to szereg zaburzeń spowodowanych niedoborami witamin i minerałów (które nie zostały z Twojego pokarmu przyswojone, bo zabrakło do tego odpowiednich warunków). Z chorobą nowotworową włącznie.
Z pustego i Salomon nie naleje. Prawidłowe trawienie, przyswajanie i eliminacja to podstawa zdrowia. Złe trawienie i kiepskie przyswajanie to spacer po równi pochyłej – z czasem może być tylko gorzej.
Warto zadbać o to zatem zawczasu, już przy pierwszych sygnałach. Zdrowy człowiek doskonale trawi wszystkie pokarmy (w tym surowe i kiszone dary natury) bez żadnych sensacji.
W nielicznych przypadkach żołądek notorycznie nadmiernie pobudzany do produkcji soków żołądkowych reaguje zaburzeniami takimi jak wrzody, nadżerki i inne mało przyjemne schorzenia. To klasyczna nadkwasota.
Najczęściej jednak cierpimy właśnie na niedobór kwasów żołądkowych, który przez lekarzy bywa najczęściej leczony jak nadkwasota (symptomy są bowiem bardzo podobne).
Miliony ludzi na całym świecie przyjmuje więc wspomniane leki z grupy inhibitorów pompy protonowej (PPI) które – jak pisze Wikipedia – „Należą do leków najczęściej przepisywanych w podstawowej opiece zdrowotnej” i „są najsilniejszymi blokerami wydzielania kwasu żołądkowego z dostępnych w lecznictwie”, mając niedobór kwasów żołądkowych, a nie nadmiar.
Taka moda, takie czasy: masz niedobór kwasów żołądkowych? Dostaniesz prochy, po których będziesz miał ich jeszcze mniej! 🙂
Bardzo łatwo dostępne są też wszelkiej maści specyfiki podwyższające pH soków żołądkowych, które bez żadnej recepty wyda Ci każdy farmaceuta na hasło „tabletki na zgagę”. Te specyfiki podobnie jak domowy sposób czyli tzw. „sodka” (1/2 łyżeczki sody oczyszczonej na szklankę wody) traktuje jedynie symptomy, ale nie sięga przyczyny.
Podwyższanie pH soku żołądkowego lub blokowanie jego wydzielania w wypadku gdy i tak za mało go produkujemy to proszenie się o dalsze kłopoty.
„Już w porządku, mój żołądku”? Wcale nie, to dopiero początek Twojej drogi przez mękę, drogi kolego, chyba że natychmiast przestaniesz robić sobie ze mnie, Twojego żołądka, śmietnik do którego wrzucasz co popadnie w ilościach jakich żaden szanujący się żołądek nie zdzierży.
Obżarstwo, za duże porcje jedzone na raz, spożywanie w pośpiechu przetworzonego silnie jedzenia „śmieciowego” (nieważne czy barowej czy domowej produkcji), słodyczy, potraw ciężkostrawnych (dań smażonych, grillowanych tłustych mięs itp.), jedzenie w warunkach ciągłego stresu i trzymanie się „zalecanych pięciu posiłków dziennie” w sytuacji gdy żołądek nie zdążył strawić tego co dostał 2 czy 3 godziny wcześniej – to wszystko przyczynia się do tego, że nasz „blender” odmawia posłuszeństwa.
Wkrótce spadają mu osiągi, paliwo zamiast zostać spalone cofa się podfermentowane, a soków żołądkowych wydziela się za mało by nie tylko strawić dostarczone paliwo, ale też by nam zapewnić ochronę antybakteryjną.
To oraz stosowanie kompletnie nieprzystosowanych do sytuacji leków (zarówno na receptę jak i bez) jest głównym powodem dla którego niegroźny dla zdrowego człowieka mikrob Helicobakter Pylori nagle w ciągu ostatniego raptem ćwierćwiecza urósł do problemu ogólnoświatowej epidemii.
Za mało dobrego kwasu!
Jak przywrócić prawidłowe wydzielanie kwasu solnego?
Jedynym fizjologicznym sposobem aby przywrócić prawidłowe wydzielanie kwasu solnego jest nauczyć się dobrze jeść.
Począwszy od starannego dobierania pokarmu (jemy tylko pokarmy naturalne, żadnych przetworzonych), jego porcjowania (zawsze wstajemy od stołu z uczuciem lekkiego niedosytu, niedopuszczalne jest obżeranie się), warunków do jego spożywania (nie jedzmy nigdy w pośpiechu, stresie, zdenerwowaniu! moment posiłku to czas święty).
I w końcu najważniejszego elementu tego puzzla czyli długiego żucia pokarmu (dokładnie i starannie rozdrabniamy, przeżuwamy i mieszamy pokarm ze śliną pamiętając o tym, że to właśnie żucie powoduje produkcję kwasu solnego).
Pobudzają wydzielanie kwasu solnego rośliny zielonolistne, szczególnie te mające nieco gorzkawy smak: jarmuż, szpinak, botwinka, rukola, brokuły, kapusty. Jeśli „nie da rady” jeść ich w surówce czy jako sałatkę to zawsze można dodać garść zieleniny do koktajlu np. bananowo-truskawkowego (nie zmienia to smaku koktajlu, jedynie kolor).
Pomocne są też cytryny (warto rano jako pierwszą rzecz wypić szklankę wody z sokiem z połówki cytryny), naturalnie fermentowany ocet jabłkowy (wystarczy garść ogryzków i kwadrans wolnego czasu, a za grosze zrobisz go samodzielnie, przepis tutaj) oraz inne kiszonki (np. zakwas buraczany, przepis tutaj), oliwa z oliwek, chrzan, musztarda, imbir (dodaj 1-1,5 cm korzenia do wyciskanego soku).
Wydzielanie soków żołądkowych reguluje jednak głównie układ nerwowy.
Dlatego uczyń z posiłku czas święty, niech nikt i nic Cię nie rozprasza i żuj pokarm bardzo dokładnie, by żołądek naturalnie i fizjologicznie przygotowywał się podczas żucia wzmożoną produkcją kwasu solnego na przyjęcie tego, co dobrego zaraz dostanie.
Często bywa tak, że ludzie cierpiący na złe trawienie i związane z tym rozmaite dolegliwości chodzą od lekarza do lekarza: najpierw „normalnego”, potem tego od medycyny chińskiej czy nawet bioenergoterapeuty w poszukiwaniu pomocy i z reguły żaden z tych „specjalistów” nie pyta się pacjenta o jego nawyki przy stole.
Lekarz konwencjonalny zapisze na odczepnego jakieś prochy, lekarz chiński zabroni jeść surowych warzyw „bo szkodzą i wychładzają” i każe gotować mięsne rosoły i jeść wszystko gotowane.
To najczęściej nie pomaga (wcale albo na krótko): trawienie nadal złe, niedoborów przybywa, a odporność całego systemu leży i kwiczy.
Nikt nie zapyta „przepraszam, a jak pan/i żuje?”
Tymczasem nic nie pobudza wydzielania soków żołądkowych jak właśnie nieprzetworzone, surowe jedzenie. [3]
Zjedzone bez pośpiechu i doskonale przeżute rzecz jasna.
I nic nie poprawia trawienia i przyswajania jak dbałość (codzienna!) o doskonałą florę bakteryjną – zarówno jej jakość jak i ilość – poprzez spożywanie pokarmów naturalnie fermentowanych (które równocześnie pobudzają wydzielanie soków żołądkowych).
Pokarm z żołądka powinien dalej w całości trafić do jelita, gdzie ulegnie dalszej obróbce. To tutaj zostanie dalej spożytkowany i rozłożony na czynniki pierwsze przez enzymy.
Tu potrzebne do życia składniki zostaną wchłonięte (glukoza, aminokwasy i produkty trawienia tłuszczów są wchłaniane w jelicie cienkim, a witaminy, minerały oraz woda wchłaniane są w jelicie grubym).
W jelitach kwitnie życie i praca wre: tu zachodzi produkcja wielu cennych i niezbędnych nam substancji, m.in. hormonów tkankowych czy witamin (np. z grupy B, witaminy K) pod warunkiem, że mamy prawidłową florę bakteryjną – zdrowy człowiek powinien mieć ok. 1,5 kg dobrych bakterii w jelitach (z czego 85% powinny stanowić laktobakterie).
Zdrowie zaczyna się w jelitach
Ludzie cierpiący na rozmaite choroby (zarówno fizyczne jak i psychiczne) tej dobrej flory jelitowej mają bardzo niewiele (np. chorzy na artretyzm tylko 15%).
Jelita przeciekające jak durszlak są wspólnym mianownikiem u wszystkich, którym dolegają problemy wynikające z nietolerancji pokarmowych i/lub kiepskiego przyswajania i będących tego następstwem niedoborów witamin i minerałów.
O tym skąd czerpać dobre bakterie, co je zabija a co wzmacnia – pisałam obszernie w tym artykule – lektura obowiązkowa jeśli chcesz zrozumieć jak to działa i dlaczego: https://akademiawitalnosci.pl/probiotyki-i-prebiotyki-czyli-zycie-karmi-sie-zyciem/
Wszechmogąca kapusta
Jak się okazuje nieocenionym źródłem zdrowia dla naszego przewodu pokarmowego jest zwykła biała kapusta. Diety oparte na gotowanych mięsnych rosołkach (typu dieta GAPS, SCD albo zalecenia chińskich medyków) również działają podobnie i leczą stany zapalne przewodu pokarmowego (dostarczają niezbędną do naprawy traktu jelitowego L-glutaminę).
Taka dieta jest droga w wykonaniu (mięso nie jest tanie, a jeśli leczenie taką dietą ma mieć sens to musi być to mięso „od rolnika”), należy ją też stosować bardzo długo (miesiące, a często lata), co niepotrzebnie obciąża organizm metabolitami pochodzącymi z trawienia dużych ilości pokarmów odzwierzęcych. A to wcale takie zdrowe nie jest.
Wyleczywszy problemy trawienne możemy nabawić się np. dny moczanowej. Może być jednak tego typu dieta przydatna dla tych, którzy dużych ilości kapusty muszą unikać z powodu chorób tarczycy.
Jedzenie gotowanych zup może mieć też z pewnością lecznicze działanie gdy przez długi czas niszczymy sobie organy trawienne karmiąc go „suchym prowiantem”, tytoniem i kawką, czego doświadczyłam na własnej skórze: w latach osiemdziesiątych będąc na studiach przez jakiś czas żywiłam się głównie przetworzoną karmą (kanapki, bułki, drożdżówki, pączki, czipsy, frytki, zapiekanki z pobliskiej budki itp.).
Dzień zaczynałam od wypalenia kilku fajek, potem kawka, potem byle co do jedzenia i tak dzień za dniem. Skończyło się codziennymi silnymi ściskającymi bólami żołądka, nie do wytrzymania.
Niemal niczego już nie mogłam jeść, a już szczególnie nie trawiłam warzyw i owoców. Jakiś wewnętrzny instynkt zaprowadził mnie wtedy do dziekanatu, gdzie wykupiłam sobie miesięczny abonament do studenckiej stołówki.
Codzienne jadanie ciepłego posiłku i zaprzestanie palenia i kawy na czczo spowodowało ustąpienie dolegliwości i po miesiącu „kuracji” było już ze mną z powrotem dobrze.
Po ponad trzydziestu latach nadal pamiętam tamten dotkliwy ból. Nie powtarzajcie tego w domu! 😉
Ale wróćmy do naszej L-glutaminy naprawiającej trakt jelitowy.
L-glutaminy jest jak się okazuje w kapuście całe mnóstwo. Również witaminy U, o której za chwilę. Udowodnił to w swoich licznych badaniach profesor medycyny z Uniwersytetu w Stanford, dr Garnett Cheney, jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku (Cheney, G: „Vitamin U Therapy of Peptic Ulcer,” California Medicine, vol. 77, number 4, October, 1952).
Z jego doświadczeń klinicznych wynika, że docelowo 100-200 ml świeżego soku z kapusty (zwykłej białej) ok. pół godziny przed każdym posiłkiem (3-5 razy dziennie, razem możemy docelowo spożyć dziennie 1 litr, w przypadku problemów zaczynamy od małych ilości dziennie) potrafi wyleczyć chory przewód pokarmowy w ok. dwa tygodnie (lżejsze przypadki nawet krócej, a cięższe nieco dłużej).
Oprócz L-glutaminy biała kapusta zawiera bowiem również działającą antyzapalnie i gojąco witaminę U (L-metylo-metionino-sulfonian), która w naturalny sposób zachowuje się jak adaptogen: wpływa genialnie na normalizowanie się soków żołądkowych (gdy jest ich za mało pobudza produkcję, gdy za dużo hamuje produkcję), zaś sulforafan zabija bakterie H. Pylori.
Nie znam mięsa, które potrafiłoby zrobić to samo. I tak samo szybko (z całym szacunkiem dla propagatorów leczniczych mięsnych rosołków!). 😉
Nie mówiąc o tym, że kuracja kapuściana jest też śmiesznie tania. Nie wiemy w sumie co za substancje jeszcze posiada w sobie to skromne warzywo, tak naprawdę większość dokładnego składu wszystkich darów natury stanowi dla człowieka ciągle tajemnicę, ale faktem jest, że sok z białej kapusty po prostu działa i bardzo szybko normalizuje pracę przewodu pokarmowego. [3, 4]
Bardzo godny polecenia jest też sok kiszony z kapusty – ten z kolei dostarcza oprócz tego niesamowitych ilości dobroczynnych laktobakterii (więcej niż najdroższy probiotyk z apteki!).
Soki i surówki z kapusty, czy to surowej czy kiszonej, są jak najbardziej wskazane również profilaktycznie. Jeśli chce się mieć 1,5 kg dobrej flory w jelitach to należy ją sobie cierpliwie hodować dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu i rok po roku.
To trochę trwa i z dnia na dzień się nie stanie. Większość ludzi ma w tym zakresie wieloletnie zaniedbania. Najpierw nie jedzą kiszonek „bo nie lubią”, a potem bo już tak zaniedbali sobie przewód pokarmowy, że nie mogą (za duże wzdęcia, gazy i inne sensacje po kiszonkach).
Tymczasem jedzenie kiszonek nie tylko trzyma nas w zdrowiu ale i przedłuża nam życie.
Koreańscy naukowcy badając zwyczaje żywieniowe swoich stulatków odkryli, że w ich diecie codziennie znajdują się naturalnie fermentowane tradycyjne przetwory sojowe oraz ichnia kiszona kapusta – kimchi (nota bene odkryli w niej też spore ilości witaminy B12 całkowicie naturalnie wyprodukowanej przez bakterie). [5]
Więc albo polubimy kiszonki albo polubimy skazujące nas na cierpienia i skracające nam życie choróbska wynikające z ich braku w naszej diecie.
Można uciec się co prawda do aptecznych probiotyków, ale to droga impreza.
Zrobienie kiszonki domowej kosztuje grosze, ma wielokrotnie więcej żywych laktobakterii niż nawet najdroższy apteczny probiotyk i „robi się samo”, wystarczy nastawić i można iść robić swoje rzeczy, nie ma wymówek typu „nie mam czasu”.
Nie musisz mieć ani pieniędzy ani czasu. Zdrowie jest tanie i ogólnodostępne!
Gdy już żadna dieta nie pomaga
Gdy już się wydaje, że nic nie jest w stanie pomóc, żadna dieta, to pozostał jeszcze najstarszy sposób świata: post. Wszystkie problemy, których nie może rozwiązać dieta rozwiązuje najczęściej post. Dlaczego tak się dzieje? Podczas postu organy trawienne odpoczywają od pracy.
Trakt pokarmowy jest od wewnątrz wyłożony komórkami epitelialnymi, które odnawiają się co 3-5 dni. Tyle dni postu należy wliczyć aby pozbyć się starych zniszczonych komórek nabłonka i kilka dodatkowych dni aby pozwolić systemowi odbudować nowy i zdrowy nabłonek, który będzie trawił wszystko bez najmniejszych problemów.
Porządki w jelitach będą się objawiać biegunkami podczas postu (organizm musi się pozbyć starego złuszczonego nabłonka), ale lepiej spędzić w toalecie parę dni niż odwiedzać lekarzy i apteki całe życie.
Podczas biegunek należy tylko pamiętać aby dobrze się nawadniać. Innych objawów ubocznych z wyjątkiem zdrowia brak.
Przeciwwskazania do postu są nieliczne (m.in. ciąża, karmienie, skrajne wycieńczenie, nadczynność tarczycy).
Po zakończeniu postu należy wyjść z niego powoli i z szacunkiem dla dzieła Matki Natury, która zrobiła Ci porządek w bebechach: natychmiastowe rzucenie się na grillowaną karkówkę czy golonkę z frytkami popitą piwem nie będzie przyjaźnie przyjęte przez świeżo odnowiony przewód pokarmowy.
To tak jakbyś zrobił remont w domu, a zaraz potem jakieś wredne osoby by pomazgały Twoje świeżutko pomalowane ściany błotem i skopały brudnymi butami.
Powrót do starych nawyków żywieniowych zawsze będzie ponadto skutkował powrotem dolegliwości – o tym też warto pamiętać.
Nie ma dróg na skróty.
Nie można wciąż robić tego samego i oczekiwać innych rezultatów.
Nastaw się na zmianę nawyków żywieniowych i stylu życia na stałe, a nie tylko na czas postu.
To najlepszy sposób na przewlekłe zdrowie.
Najlepiej zrób armageddon w kuchennych szafkach i lodówce (zobacz tutaj jak to się robi) i nie wracaj nawet myślami do poprzedniego stylu życia, który najwyraźniej się nie sprawdził.
Dr Andrew Saul poleca post oparty na świeżo wyciskanych sokach [4], dr Ewa Dąbrowska zapewnia, że post Daniela warzywno-owocowy również spełni to zadanie: pani doktor opowiadała podczas wykładu o swojej ciotce, która po odbudowaniu komórek epitelialnych ze smakiem zjadła przyniesione jej jabłko, choć wcześniej wychodziła z założenia, że w życiu nie zje normalnego jabłka, bo one od wielu już lat jej szkodziły i tak w ogóle to ona „surowego nie może”.
Ale potem mogła, jak za starych dobrych czasów i tak już jej zostało. 😉
Jeśli więc Twój lekarz mówi, że problemy z żołądkiem czy jelitami są „nieuleczalne”, bo raz uszkodzony przewód pokarmowy zostanie Ci taki do końca życia – wiedz, że jest on wyjątkowo niedoinformowany.
Nie jesteś skazany na leki do końca życia, na cierpienie i życie w zdrowotnej nędzy.
Pamiętaj, że zawsze masz wybór.
Pomocne linki:
2. https://www.doctoryourself.com/colitis.html
3. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3062981/table/tab5/

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Aga napisał(a):
Witam!
Super atykuł!!!
Na taki właśnie czekałam. Teraz widzę dokładnie swoje błędy w jedzeniu. Dzięki serdeczne. Pozdrawiam.
mamuska36 napisał(a):
gratuluje! Naprawde super tekst! puszcze go dalej znajomym. Jestem w ciazy podobnie jak inne dwie kolezanki. Jak wiadomo nie jest to lekki czas 🙂 mi strasznie doskwieraja zaparcia. Mecze sie z nimi srednio raz w tygodniu. Lekarz prowadzaca polecial mi dicopeg 10g i sie sprawdza. Sprobuje tez Pani metod! Dziekuje
Marlena napisał(a):
Na zaparcia można sobie zrobić „vitamin C flush” czyli po prostu wziąć ją do nasycenia. Podobnie można zrobić z jakimkolwiek związkiem magnezu (najszybciej wypróżnimy się po siarczanie magnezu, sól Epsom inaczej, ale może być chlorek czy inny związek magnezu). Dicopeg to już nie jest sama natura, to środek farmaceutyczny, zawiera sacharynę (sztuczny słodzik) i sztuczny aromat, a nie ma tam niczego z czego ustrój mógłby przy okazji odnieść korzyść, raczej unikałabym takich wynalazków w czasie ciąży.
KasiaK napisał(a):
artykuł faktycznie, bardzo ciekawy. Na szczęście są takie strony jak ta- skrabnica wiedzy. Jestem zwolenniczką naturalnego stylu życia – zamiast aspiryny wolę czosnek, imbir i cytrynę. Zamiast leku na zatoki wolę je uciskać i ssać olej (poczytajcie o tym- mega pomaga ogólnie, nie tylko na zatoki). Ale czasem jeśli chodzi o zaparcia i wzdęcia to nawet ja nie czekam na cud i nie chcę się męczyć. Wtedy biorę czopka eva qu. Są niegwałtowne i skuteczne. Oczywiście trzeba dużo pić wody. Często sięgam też po zioła….
Marlena napisał(a):
Czopki działają tylko miejscowo, więc to raczej droga donikąd. Przyjrzyj się swojej diecie, to tam jest źródło problemu. Woda swoją drogą – najlepszym źródłem wody są owoce i zielonolistne warzywa: https://akademiawitalnosci.pl/jedz-swoja-wode-10-najbardziej-zasobnych-w-wode-darow-natury/
Kto na nich oprze swoją dietę, ten na zaparcia cierpiał na pewno nie będzie! 🙂
Sylwia napisał(a):
Chciałabym zapytać, dlaczego uważa Pani jedzenie 5 małych posiłków za nie odpowiednie?? Wydaje mi się, że jedząc małe posiłki organizm jest w stanie je strawić w czasie 3 godzin. Proszę również o informacje jak wyglądają Pani posiłki?? Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Nie ma niczego nieodpowiedniego w jedzeniu pięciu posiłków pod warunkiem, że ktoś je doskonale trawi i przyswaja i że są one jedzone pod wpływem autentycznego głodu, a nie „bo tak pisali w gazecie, że jest zdrowo”. Ja zabieram się za jedzenie TYLKO wtedy gdy mój organizm prosi o jedzenie. To jest dla mnie ostateczna wyrocznia w kwestii tego ile mam jeść posiłków dziennie. Nie interesuje mnie co na ten temat piszą w gazetach czy mówią w TV.
Monika napisał(a):
Witam. Pierwszy raz czytam pani art i jestem pod wrazenie.
Mam pytanie. Dwa tygodnie temu wprowadzilam do swojej diety blonnik i od tego momentu mam zaparcia. Ile czasu organizm potrzebuje zeby przyzwyczaic sie do nowej sytuacji? Dodam jeszcze ze dopiero dzis dowiedzialam sie iz w parze ze spozywaniem blonnika idzie wypijanie odpowiedniej ilosci wody. Czy to moze byc zrodlo zaparc?
Marlena napisał(a):
Błonnik tylko wtedy działa regulująco na stolec gdy występuje w towarzystwie dużej ilości wody – tak jak dzieje się to w naturze czy w świeżych warzywach i owocach, składających się głównie z wody. Sam czysty błonnik nie rośnie na drzewie, dlatego jedzmy naturalne warzywa i owoce (po ok. 0,5 kg każdego dziennie), a problemu zaparć nie będzie.
Dodatkową przyczyną zaparć może być nieprawidłowy mikrobiom w jelitach – ubogi, przetrzepany antybiotykami, stresem, lekami, cukrem itd. Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dobre-bakterie-jak-pielegnowac-swoj-mikrobiom-jelitowy-cz-1/
Monika napisał(a):
Jak pomóc osobie, która ma przez przebytą w dzieciństwie chorobę znacznie zmniejszoną ilość kosmków jelitowych? Prowadzi to niestety do zespołu jelita drażliwego, biegunek po zjedzeniu jakichkolwiek owoców i warzyw (z wyjątkiem bananów i okazjonalnej gotowanej marchewki lub brokułów, ale też w niedużej ilości). Codziennie bierze leki i środki przeciwbiegunkowe, jednak to jedynie pomoc doraźna, biegunki i tak występują, a problemów zdrowotnych (między innymi wrzody żołądka, depresja) oraz niedoborów zaczyna być coraz więcej. Obawiam się, że w tym przypadku kapusta to zły pomysł. Mimo szczerych chęci zmiana nawyków jest bardzo trudna, bo wszelkie próby prowadzą do uziemienia w toalecie na wiele godzin. Jak w takim przypadku dostarczyć organizmowi niezbędnych substancji?
Marlena napisał(a):
Moniko, sok z kapusty jak wspomniałam w artykule ma własności regulujące na wydzielanie soków żołądkowych, natomiast na uszkodzenia przewodu pokarmowego spowodowane czy to niewłaściwą dietą czy lekami jedynym remedium jest post. Im większe zniszczenia tym reżim musi być bardziej zaostrzony. Tzn. na lekkie przypadki pomoże post Daniela warzywno-owocowy w/g dr Dąbrowskiej, na cięższe musimy wytoczyć cięższe działo czyli post sokowy (soki muszą być na świeżo wyciskane w domu). Najcięższe przypadki wymagać będą postu wodnego (pod nadzorem doświadczonego fastoterapeuty). Post jest jedynym sposobem na to, aby organizm złuszczył i wyrzucił zniszczony nabłonek i odbudował nowy (robi to z zapasów substancji jakie już mamy nagromadzone w ustroju). System może zabrać się do swojej uzdrawiającej pracy tylko wtedy gdy cały przewód pokarmowy odpoczywa. Post był metodą zastosowaną przez rosyjskich medyków aby ratować zdrowie i życie pracownikom, którzy pracowali na terenie elektrowni atomowej Czernobyl, a którzy wskutek olbrzymiej dawki promieniowania mieli potężne uszkodzenia jelit. Wszyscy są dzisiaj zdrowi. Zastosowano post wodny pod nadzorem lekarskim (nadzorował prof. Nikołajew). Post jest najpotężniejszym lekiem jaki mogliśmy otrzymać od Matki Natury.
Krysia napisał(a):
Świetny artykuł , Marlenko czy znasz sposób \srodek\na pozbycie sie grzybicy przewodu pokarmowego naturalny nie apteczny ?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Pani doktor Dąbrowska opowiadała podczas wykładu o pewnej kobiecie, która całymi latami bezskutecznie leczyła się na grzybicę narządów rodnych. Bardzo cierpiała i żadne leki nie pomagały. I co jej pomogło: codziennie piła sok z kiszonych ogórków. Po grzybicy ani śladu, już nigdy nie wróciła. Może warto spróbować?
Klaudia napisał(a):
Jak często ta Pani piła ten sok spod ogórków?
Mój mąż już od dwóch lat walczy z grzybicą paznokcia, czy to pomoże?
Marlena napisał(a):
Klaudio, z tego co pamiętam codziennie piła. Można zrobić z ogórków albo z kapusty, myślę, że to nie ma takiego znaczenia, tu chodzi o naprawę profilu mikrobiomu jelitowego poprzez dostarczanie czegoś co działa probiotycznie. A domowe kiszonki mają taką ilość laktobakterii, że nawet najdroższe apteczne suplementy tyle nie mają, dlatego warto sięgać po domowe kiszoneczki, co jest tanie i skuteczne! 🙂
marianna napisał(a):
Pani Marleno super artykuł ,ale wciąż czekam na książkę i te ,, zdrowotności” w niej zebrane. Miałabym super prezenty dla przyjaciół z różnych okazji. A teraz mam pytanie jak przeprowadzić post jeśli bierze się na stałe [ jak w moim przypadku euthyrox – jestem po usunięciu wola guzkowego kilkanaście lat temu ] i leki na nadciśnienie? Opieka żadnego lekarza nie wchodzi w grę .
Marlena napisał(a):
Marianno, podczas postu leki przestają być potrzebne w miarę jak system wraca do zdrowia. Dlatego podczas postu leki w miarę uzyskiwanych postępów odstawia się (najlepiej rzecz jasna pod okiem lekarza).
Gosia napisał(a):
Marlenko, kolejny świetny artykuł!!! Dzięki 🙂
korali napisał(a):
Jak samemu przygotować sok z kapusty alb czy ewentualnie są takie w sprzedaży np w warzywniakach?
Marlena napisał(a):
W sklepach można dostać butelkowany sok z kapusty kiszonej. Świeży należy wykonać samemu. W tym celu należy użyć wyciskarki do soków, ostatecznie może być sokowirówka (ale wyciskarka lepsza). Jeśli nie mamy tych urządzeń to pozostaje nam mikser (blender): pokrojoną na dosyć drobne kawałki kapustę wkładamy do miksera i dolewamy nieco wody. Miksujemy i przeciskamy przez pieluszkę lub gazę. Wychodzi nieco rozwodniony, ale bez wyciskarki innego nie zrobimy.
Jeśli chcemy otrzymać kiszony sok, to całość miazgi z blendera przekładamy do wyparzonego słoika (można dodać odrobinę soli kamiennej, ale nie trzeba, sok i tak się będzie kisił) i zakręcamy słoik zostawiając w temp. pokojowej na minimum 72 godziny (można i dłużej). Po 72 godzinach można już się delektować kiszonym soczkiem z kapustki (odsączamy sok od miazgi przez pieluszkę lub gazę, ma się rozumieć) pełnym witaminek i szczęściodajnych laktobakterii.
marli napisał(a):
Marleno, a czy to musi być sok? Czy koktajl kapuściany z blendera się nie sprawdzi? trzeba koniecznie odsączać przez gazę..?
Oczywiście artykuł świetny i wyczerpujący jak zawsze 🙂
pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Dr Garnett Cheney u swoich pacjentów używał soku a nie koktajlu z kapusty. Więc sok na pewno się sprawdzi, a jak koktajl to nie wiem.
Marcinek napisał(a):
Marlenka mam pytanko troche z innej beczki- co sadzisz o kawie zbozowej typu inka?tez zakwasza czy mozna smialo pic?dzieki wielkie za wszystko
Marlena napisał(a):
Bardzo lubię kawę zbożową ale niestety nigdzie nie znalazłam informacji czy jest kwasotwórcza czy zasadotwórcza. Raczej to drugie – ma sporo magnezu.
emi napisał(a):
super napisane! pełen profesjonalizm!
szkoda że przy karmieniu nie mogę zrobić sobie postu.. kiedy się oczyszczę? ;> w planach kolejna dzidzia a z karmienia nie zamierzam rezygnować nawet w ciąży.
Joanna napisał(a):
Cudo, cudo, cudo! Kocham czytać tak mądrze napisane artykuły. Chciałabym, żeby przeczytało go dużo osób, ale niestety ludzie nie przepadają za tak długim czytaniem. Mimo wszystko udostępniam to na facebook ,a nóż widelec ktoś się skusi 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Kasia napisał(a):
Witam Pani Marlenko! Jak zwykle spada mi Pani z nieba z kolejnym artykulem 😉 Akurat jestem na etapie planowania diety i kompletowania naturalnych lekow na candide. Po dlugich poszukiwaniach, doszlam w koncu do miejsca w ktorym teraz jestem i wiem co mi dolega. Cala ukladanka ulozyla sie w jedna calosc, a to rowniez Pani zasluga 😉 Odczulam ogromna ulge, od kiedy wiem z czym mam do czynienia. Od teraz pojdzie juz z gorki. Dziekuje Pani, za poswiecenie mi chwilki odpisujac na maila. Pozdrawiam z calego serca!
Monika napisał(a):
Śledzę tą stronę od 3 miesięcy i Bogu dziękuję , że koleżanka poleciała mi Pani stronkę ! Każdy artykuł na wagę złota ! Dziękuję 🙂
Luiza napisał(a):
Droga Marleno, to świetny artykuł i świetna praca, którą wykonujesz. Naprawdę pomagasz wielu. Cieszę się, że i ja mogę czerpac z tego. A czerpac chce, bo nie jestem okazem zdrowia. Mam stwierdzoną drazliwośc jelita. Jestem szczupła i aktualnie dokucza mi anemia. Mam 38 lata i parę dni temu poroniłam. Myślę, że to z powodu osłabienia mojego organizmu. Mimo ogromnego zalu jestem pełna nadziei zostania jeszcze mamą, ale potrzebuję wzmocnienia. Aktualnie jem niewiele, bo dokucza mi układ pokarmowy. Jak byłam w ciąży to trawienie też miałam upośledzone i nie mogłam normalnie funkcjonowac. Droga Marleno, proszę poradź, jak dojśc do siebie, gdy takich rzeczy jakie zaleca się przy anemi jeśc nie mogę, bo jelita stają mi dęba. Będę Ci wdzięczna za wszelką pomoc.
Marlena napisał(a):
Luizo podałam w artykule całkowicie naturalne sposoby na rozwiązanie problemów z trawieniem i przyswajaniem. Są to sposoby sprawdzone, udokumentowane badaniami i praktyką kliniczną.
Alicja napisał(a):
A czy mozna pic sok z mlodej kapusty? wie Pani co na ten temat? bo „starej” juz nie ma w sklepach
Pzdrawiam
Alicja
Marlena napisał(a):
Jak najbardziej można.
Tomasz napisał(a):
Jeszcze nigdy nie czytałem dłuższego artykułu. Wyczerpujące informacje. Oby więcej takich informacji… Czekam na kolejne. Pozdrawiam.
Beata napisał(a):
Właśnie tego artykułu mi brakowało do całości. Dziękuję :*
anna napisał(a):
Witam. Przydałby się artykuł o pasożytach!!! one przecież tyle spustoszenia sieją w organiźmie a są traktowane jak TABU… jak je usuwać i tym podobne . pzdr
Kamila Kama napisał(a):
WITAM Marleno i dziekuje za kolejny super artykuł. Post zrobil mi dobrze, ale po drodze juz roznie sie jadalo-choc staram sie trzymac proporcji 70/30.
Dzieki za wyjasnienie jak zrobic kiszony sok, bo nie mam zaufania do sklepowej kiszonej kapusty (bo moze jest kwaszona mimo iz podaja ze tylko kapusta i sól).
Ocet jablkowy z woda wchodzi mi lepiej niz woda z cytryną, to dla mnie objawienie!pije codziennie 🙂
A sok z kapusty latwo wycisne w wyciskarce, jest dosc ostry w smaku, czy mieszany z innymi ma takie samo działanie np.z marchewkowym lub jablkowym, bo są naturalnie slodkie…
czytałam tez ze jesli juz cos smazyc to najlepiej na oleju kokosowym-co ty na to?
nawet jesli chodzi o jajka sadzone itp.
Marlena napisał(a):
Kamilo do kapusty fajnie pasuje wyciśnięte razem jabłko. Sam sok z kapusty ma smak podobny do kalarepki. Smaczne to nawet, choć szału żadnego nie ma, ale da się wypić 🙂
Jajka najzdrowiej gotować na miękko. Smażone potrawy generalnie zostawmy sobie na „od święta” i używamy wtedy albo olej kokosowy albo masło klarowane. Do delikatnego przeszklenia cebulki czy czosnku na maluśkim gazie może być też oliwa z oliwek.
Monika napisał(a):
Marleno, wiem, że nie na temat, ale czy mogę zadać pytanie: co sądzisz na temat modnej ostatnio suplementacji witaminy D3? Ja staram sie korzystać z Twoich rad i eksponować sie na słonice keidy mogę. Podobnie wyrzucam dzieci. Od zeszłego roku unikam też stosowania filtrów (tylko przy ostrym słoncu i długiej ekspozycji). Ale młodsza córka ma problemy z łokciem (problem kostny), stad lekarz zalecił badanie poziomu D3. U młodszej nie wyszedł niedobór, ale poziom nie wystarczający, mimo ze spedza w ogrodzie całe popołudnia (przez cały prawie rok, nawet w zimie), a u starszej (studentka – w zasadzie wisi na ksiazkami, rzadziej na słoncu) wyszedł niedobór. Czy zgadzasz sie, ze w takim przypadku należy suplementować witaminę D3? bede wdzieczna za rade 🙂
Marlena napisał(a):
Moniko jeśli trzeba to trzeba. Pewnie że naturalne sposoby najlepsze, ale jak się nie ma co się lubi… Ze słońcem w naszej szerokości geograficznej raczej krucho jest, nawet latem tak sobie. Lepiej sięgnąć po suplement niż ryzykować niedobory.
Ola napisał(a):
Marleno, jesteś GENIUSZEM, o czym z pewnością wiesz :). Od dłuższego czasu dbam o zdrowe odżywianie, przeszłam post dr Dąbrowskiej, nie jem mięsa, nabiału, wcinam zieleninę, aż furczy i po prostu załamana byłam, że (za przeproszeniem i nie wierzę, że to piszę;) ) perystaltyka moich jelit była w wątpliwym stanie. I jak to zwykle bywa, poczytałam Twoje porady, przeanalizowałam jakość mojego spożywania pokarmów, doszłam do wniosku, że jem zdrowo, ale żrę jak świnia (jeśli świnie żrą szybko i byle jak), od wczoraj żuję dokładnie wszystko, kontempluję te moje zieleniny i … żadnych cuchnących (WYBACZCIE!) gazów, żadnych wzdęć, null, zero. Dawaj – ucałuję Cię za te mega-banalne, ale i mega-mądre porady!
Marlena napisał(a):
Nie masz pojęcia jak się cieszę! 🙂 Buziaki ślę wzajemnie! A geniusz ze mnie żaden, tylko „przypominajka”: przypominam o tym, o czym często uczyliśmy się już dawno temu na lekcjach w szkole, ale „jednym uchem wleciało, drugim wyleciało”, życie toczy się dalej i kto by tam się przejmował co kiedyś pani na biologii czy tam chemii tłumaczyła. A to ważne jest! 😉
Monika napisał(a):
Dziękuję Pani za odpowiedź na mój wcześniejszy komentarz. Porozmawiałam z osobą potencjalnie zainteresowaną postem, ale niestety okazało się, że trochę się pomyliłam – zmniejszona ilość kosmków jest wadą wrodzoną, która spowodowała choroby w dzieciństwie, o których mówiłam. Czy w takim przypadku post coś zmieni, jeśli to nie kwestia regeneracji, a stworzenia czegoś, czego nigdy w organizmie nie było?
Marlena napisał(a):
Post może naprawić to co sami popsuliśmy jeśliśmy się urodzili zdrowi, natomiast jeśli już urodziliśmy się z jakąś wadą to nie, post nie może tu nic zrobić.
Artur napisał(a):
Dzień dobry Pani.
Od trzech lat choruję na przewlekłą chorobę Colitis ulcerosa czyli wrzodziejące jelito grube, wrzody mam na początku i na końcu jelita. Doktor nauk medycznych u którego jestem pod stałą kontrolą medyczną powiedział że jest to choroba do której trzeba się przyzwyczaić bo jest to choroba na całe życie. Cały czas jestem na lekach. Diety mam żadnej nie stosować bo przecież muszę coś jeść, sam kontroluję co mogę jeść a czego muszę unikać. Szczerze powiedziawszy piszę ten post bo może Pani mi coś więcej napisze co było by dla mnie najlepsze.
Marlena napisał(a):
Spróbuj Arturze terapii sokiem z kapusty opracowanej ponad 60 lat temu przez dra Garnetta Cheneya, którą opisałam w artykule. Bardzo skuteczny jest też post podczas którego pije się tylko świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe (czyli post sokowy) lub jada się same warzywa i owoce (w postaci zup, przetarte, zmiksowane na koktajl, duszone itd. ale bez dodatku tłuszczu, tylko same). Ponieważ przewód pokarmowy odnawia się co kilka dni (średnio 4), więc maksymalnie za 10 dni możesz być już całkowicie zdrowym człowiek z nowiuśkim jak spod igły przewodem pokarmowym. Błona śluzowa zmieniona stanem zapalnym jako twór całkowicie Twojemu organizmowi niepotrzebny do szczęścia zostanie podczas postu złuszczona i usunięta z systemu (będziesz latał do kibelka), a na to miejsce organizm zregeneruje tkanki nowe, bo przepis na te prawidłowe tkanki masz zapisany w swoim DNA. Twój system sam wie jak ma działać. Jeśli urodziliśmy się zdrowi, to w DNA mamy zdrowie zapisane, nie chorobę, wszystkie parametry są tam zapisane, w tym jak ma wyglądać ZDROWE jelito 🙂 Czyli zdrowie jest dla nas prawidłowością, a nie choroba. Przyzwyczajmy się do tego, że możemy być przewlekle zdrowi całe życie. Nie ma potrzeby „przyzwyczajać się do choroby” skoro Matka Natura nas wyposażyła we wszelkie narzędzia umożliwiające samoregenerację. A pan doktor klepie co go na studiach nauczyli: choroba jest nieuleczalna środkami nauczanej tamże medycyny, czyli metodami (lekami) wymyślonymi przez człowieka. Natomiast natura ma swoje sposoby. I te zawsze działają bezbłędnie o ile stworzymy jej pole do działania.
I jeszcze jedna ważna sprawa: gdy już natura naprawi Ci bebechy to musisz szanować jej pracę i pod żadnym pozorem nie wracać do poprzedniego stylu życia, który Cię do stanu choroby doprowadził. Jeśli niczego nie zmienisz to choroba powróci, bo cudów nie ma. Wywal z menu wszelkie przetworzone i chemicznie zaprawione jedzenie jakiego pełne są dzisiejsze sklepy i knajpy, a kieruj się w stronę pokarmów w stanie oryginalnym, takim jak dla nas stworzyła natura. Jeśli to stworzyła natura zjedz to, jeśli to stworzył lub przetworzył człowiek – trzymaj się od tego z daleka. Najzdrowsi jesteśmy wtedy gdy jemy prosto i bez udziwnień. Im dalej zagłębiamy się w procesy przetwórcze dalekie od występujących w naturze, tym bardziej jedzenie nam nie służy i oddala nas od zdrowia. Świeże jabłko stworzyła natura i ono nam doda zdrowia, ale już placek jabłeczny z białej oczyszczonej mąki z dodatkiem rafinowanego cukru, syntetycznej margaryny i syntetycznego aromatu stworzył (wymyślił) człowiek i taki pokarm zdrowie nam będzie odbierał. To nie znaczy, że masz być pozbawiony kawałka jabłecznika do końca życia. Jednak z szacunku dla arcydzieła stworzenia jakim jest wnętrze Twojego ciała, podziel sobie po prostu wszystko co spożywasz na 2 kategorie: to co jem codziennie w celu budowania zdrowia i odporności (wszystko to co stworzyła natura, w stanie jak tylko to możliwe oryginalnym) i to co z mogę zjeść sobie rekreacyjnie „od święta” dla przyjemności (to co stworzył/wymyślił człowiek).
Kup zwykły zeszyt w kiosku i prowadź dzienniczek zdrowia, bo pamięć jest zawodna. Notuj wszystko: co jesz, jak się czujesz, jakie sygnały wysyła Ci Twoje ciało. I do dzieła, zdrowie czeka tuż za rogiem! Daj znać jak poszło 🙂
Alita napisał(a):
Czy podczas postu owocowo warzywnego można pić yerba mate? mam ciągle utrzymujące się niskie ciśnienie (100/60) i często czuję się senna z tego powodu, przy okazji yerba zabija głód, który dokucza na początku postu. W ogóle chciała bym wiedzieć co sądzisz na temat yerby, czy faktycznie nie wypłukuje magnezu, czy można ją bezpiecznie spożywać często?
Marlena napisał(a):
Ja od czasu do czasu pijam yerbę, ale mówiąc szczerze myślę, że wszelkiego typu ziołowe napary są zdrowsze i dają większe korzyści (mięta, czystek, rumianek, koper włoski, skrzyp, pokrzywa, mieszanki rozmaite). A odnośnie niedociśnienia (jak i nadciśnienia) to post Daniela znakomicie robi z tym porządek. I z tego co wiem to podczas postu pijemy raczej herbatki ziołowe, a nie te pobudzające. Organizm potrzebuje podczas postu odpoczynku OD WSZYSTKIEGO w celu dojścia do ładu z samym sobą. Nie potrzebuje pobudzania i drażniących system nerwowy substancji z zewnątrz.
Karolina napisał(a):
Genialny artykuł 🙂
jestem chyba tym mniej licznym przypadkiem nadprodukcji kwasów. Pamiętam czasy, kiedy ot tak, w środku dnia zdarzało się moim kwasom zechcieć wyjść na wolność… Mimo młodego wieku (22 lat nie mam skończonych) przez 6 lat życia brałam różne leki, właśnie z grupy inhibitorów… I po wszystkich, dosłownie wszystkich, czułam się źle.
Dopiero rok temu udało mi się trafić na zielarza, który pomógł mi zejść na dobrą ścieżkę. I choć ciągle się uczę i popełniam błędy, muszę wyznać, że czuję się o niebo lepiej, leków na żołądek nie widziałam od miesięcy! Zdrowe życie stało się moją pasją, którą zaraziłam też narzeczonego. Zauważyliśmy poprawę cery, mniej łamliwe włosy, zwiększającą się odporność i kilka innych plusów.
Pani strona jest dla mnie ogromnym natchnieniem i kopalnią wiedzy, bardzo Pani za nią dziękuję! 🙂
Chciałabym też zapytać: dysponuje może Pani wiadomościami, lub wie, gdzie je znaleźć, jak samemu wyleczyć się z bólu korzonków? Koleżanka nabawiła się przez przeciąg na zajęciach, maść od lekarza, jak łatwo się domyślić – nie pomogła, a problem trwa już kilka tygodni.
Marlena napisał(a):
Karolino warto spróbować ogrzewać dolną część pleców w takim wypadku (koc elektryczny, pas wełniany, termofor itp.) i przez kilka dni brać jednocześnie wit. B Complex przed każdym posiłkiem.
XLka napisał(a):
Pani dr Dąbrowska zalecała mi picie dużej ilości wody podczas napadów rwy kulszowej. Zdaje się, że substancje łączące kręgi kręgosłupa pęcznieją i doprowadzają wtedy do prawidłowego ustawienia kręgów, a wtedy kręgi przestają uciskać na nerwy, które wywoływały ból. Byłam dwukrotnie w Gołubiu. Bardzo dobry masażysta potrafi masując zmniejszać ból, jednak w przychodniach masaży kręgosłupa w takim stanie się nie wykonuje.
Mroczarka napisał(a):
Jak zawsze wyczerpujący temat artykuł, bardzo przydatny 🙂 Zaciekawiło mnie to, że te różne rewelacje po spożyciu kapusty to objaw chorych jelit. Ja nie mam żadnych takich problemów, za to w rodzinie mojego męża to każdy czegoś tam nie może bo go wzdyma, muszę im sprzedać link do tego artykułu:)
Ewa Klich napisał(a):
Dobrze się też sprawdza olej rycynowy na bóle stawów i mię śni i nie tylko,ma wiele różnych skutecznych zastosowań.
Alita napisał(a):
Niestety ale po 3 tygodniach postu Daniela ciśnienie się nie unormowało, było mi tak przeraźliwie zimno podczas tej głodówki, że nawet w domu musiałam chodzić ubrana w jakieś swetry, mam lodowate ręce i stopy, raczej ciężko mi się rano wstaje, a po yerbie jest chociaż trochę lepiej, nie zasypiam w pracy.
ela napisał(a):
Jak pierwszy raz zjadłam surówkę z surowych warzyw (marchew, burak, seler, piertruszka) to myślałam, że mi jelita rozwali. Mega śmierdzące gazy!!! To było starszne. Nawet nie pamiętam ile czasu od tego momentu minęło (może 2 lata) ale teraz już mój organizm tak nie reaguje na szczęście. Oweszem przez jakiś czas śmierdziuchy się utrzymywały i to było bardzo dziwne no bo dlaczego tak się dzieje??? Teraz już wiem dlaczego 🙂 To samo działo sie po kefirze. A to nie wina pokarmów (warzyw czy zsiadłego mleka, kefiru) tylko naszych niezdrowych jelit. Ja instrynktownie nie zrezygnowałam z surowych warzyw mimo, iż dalej miałam objawy i jadłam je nadal ale już jest ok. Ludzie mówią, że im szkodza i nie będą jedli co jest błędem. Ten artykuł pomógł mi zebrac wszystko do kupy 😉
Pozdrawiam
kalkunia napisał(a):
Pani Marlenko, dzięki temu blogowi widzę, że jest dla mnie ratunek. Gdy byłam dzieckiem i nie radziłam sobie z problemami to ukojeniem było dla mnie jedzenie wszystkiego co dosłownie znalazłam na drodze czyli słodkie, przetworzone, po prostu śmietnik. I ten schemat nadal działa, ostatnio przegięłam, w jeden dzień jadłam ilości pokarmu starczającego na tydzień i były to same śmieci. Czuję się z tym okropnie, wiem że zmiana schematu zaczyna się w głowie i zacznę od tego. Założę też dzienniczek zdrowia tak jak Pani radziła żeby się kontrolować.
A mam pytanie odnośnie postu- bo moje jelita po tych powtarzających się akcjach są ogromnie zaśmiecone- jaki post Pani by mi poleciła?? Czy pić tylko soki(mam sokowirówkę, wyciskarka będzie w przyszłości) czy lepiej zrobić sobie kilka dni postu całkowicie bez jedzenia czy też post Daniela? Która metoda najlepiej i najszybciej oczyści organizm? Bardzo proszę o radę;))
Marlena napisał(a):
Czy byłabyś w stanie teraz wstać od komputera i przebiec maraton (42 km)? Do wszystkiego potrzeba treningu. Jeśli nigdy nie pościłaś i bardzo zaśmiecałaś system, to zacznij od najłatwiejszego i najłagodniejszego postu czyli Daniela, ew. przeplatając jednodniowymi wstawkami na samych sokach, np. jemy wieczorem kolację i następnego dnia pijemy tylko same soki, aż do kolacji, którą jemy. Po takim treningu post sokowy to już będzie fraszka. Post wodny to już raczej dla zaawansowanych. Bez nadzoru lekarza można jednak śmiało robić posty wodne 24-godzinne, np. jemy wieczorem kolację i następnego dnia cały dzień pijemy tylko wodę aż do kolacji, którą jemy.
dddd napisał(a):
A co pani powie o sezamie pisza ze superzdrowy etc ,a wjednym artykule znalazłem ze zawira duzo kwasu fitynowego czy kwas fitynowy to to samo co fityny ? czyli te szkodliwe zwiazki o ktorych pani pisze ? i czy zaleca pani jesc sezam czy niebardzo ?
Marlena napisał(a):
Wszystkie nasiona, pestki i orzechy mają te związki. Gdy jemy pełnoziarnisty chlebek, to też je wcinamy. Kiełkowanie nasion lub fermentacja powoduje neutralizację fityn, no ale nie zawsze się da. Są to związki antyodżywcze, powodują, że zmniejsza się przyswajalność innych minerałów, ale nie powodują ani zatrucia ani śmierci. Po prostu starajmy się je neutralizować tam, gdzie tylko jest to możliwe. Osobiście używam czasami jako przyprawę sezamu delikatnie prażonego z solą (tzw. gomasio) i sypię na sałatki. Nie mam w związku z tym wyrzutów sumienia, bo używam tego znikome ilości. Czasem pochrupię orzecha niemoczonego albo pesteczki z dyni czy słonecznika. Ale już resztę zawsze moczę lub fermentuję (np. migdały na mleko, ziarna, zakwas chlebowy itd.).
ewa napisał(a):
Pani Marleno, piszę z nadzieją, że może wie Pani również coś na temat tej mniej licznej grupy osób, u których stwierdza się nadmierne wydzielanie kwasów w żołądku.
4 lata temu na gastroskopi wykryto u mnie przełyk Barretta. Dostałam oczywiście leki PPI do przewlekłego stosowania. Byłam na poście Daniela i na konsultacji u dr. Dąbrowskiej, powiedziała, że przełyk Barretta z jej doświadzenia ciężko jest wyleczyć.Ostatnio trafiłam na lekarza zajmującego się medycyną naturalną, który jako pierwszy poinformował mnie, że leki PPI przyjmuje się maksymalnie 2 tyg. Przewlekłe przyjmowanie PPI powoduje zakwaszenie tkanek, zwieksza ryzyko raka nerek i łamliwość kości. Zaproponował picie wody z Alkala N. Spróbowałam i pomaga bo łagodzi objawy.
Zastanawia mnie to, że mam objawy niestrawności, o których pisze Pani na początku artykułu. Od wielu lat dokuczają mi ogromne, bolesne wzdęcia, kolki, obłożony język. Może być tak że neutralizując kwas w żołądku nie pozbędę się problemów z jelitami ale jednocześnie boję się o podrażnienie przełyku i pogorszenie choroby. Czuję się jak między młotem a kowadłem. Do tej pory nie uzyskałam odpowiedzi od żadnego lekarza skąd te zmiany w przełyku, czy w ogóle jest coś takiego jak nadprodukcja kwasów czy to po prostu źle funkcjonujący zwieracz przełyku. Może źle strawiony pokarm w żołądku jest zarzucany do przełyku i stąd te zmiany w przełyku – takie są moje rozmyślania, pytania z którymi nie wiem co zrobić. Mam pytanie, czy może Pani natknęła się na jakieś informacje, artykuły dotyczące nadkwasoty, refluksu? Będę wdzięczna za jakieś informacje.
Marlena napisał(a):
Ewo, jest jedno zasadnicze pytanie: czy urodziłaś się ze zdrowym przełykiem? Jeśli nie to pomóc może zasadniczo jedynie chirurgia. Jeśli tak, to jest duża szansa, że metaplazja nabłonka przełyku powstała jako obrona ustroju przed kwaśną treścią zarzucaną do przełyku, w związku z tym aby przełyk mógł dalej istnieć to ustrój wytworzył sobie tam takie same komórki jakie są w jelitach. No jakoś się musiał bronić, prawda? Nie zrobił tego na złość Tobie, tylko musiał się dopasować do sytuacji. Jest zaprogramowany na (Twoje) przeżycie, za wszelką cenę, nawet cenę Twojego złego sampoczucia. Gdyby od razu przy pierwszych objawach refluksu zamiast dusić sygnały od organizmu lekami PPI to by się ich słuchało i zlikwidowało PRZYCZYNĘ od razu, to w dalszej kolejności system nie musiałby się uciekać do czynności obronnej jaką jest zmiana nabłonka przełyku, non stop podrażnianego kwasami. To co teraz robisz to nadal dajesz ulgę symptomom dzięki Alkala N. To jest już nieco lepsze niż PPI ale wciąż jesteś na poziomie maskowania symptomów. Bardziej jeszcze pomogłaby dodatkowo alkalizująca dieta: odbudowuje zapasy witamin i minerałów, czasem to ich niedobory są czynnikiem wyzwalającym problemy z przewodem pokarmowym. Żadnych słodyczy, ciastek, kawy, napojów gazowanych, barowego żarcia – tam nie ma nic z czego organizm mógłby skorzystać.
Zostań swoim własnym lekarzem. Zaprowadź dzienniczek zdrowia, notuj co sprawia że czujesz się lepiej, a co sprawia, że gorzej. Jak się czujesz gdy zjesz w pośpiechu, jak się czujesz gdy to samo zjesz powolutku, doskonale przeżuwając i mieszając ze śliną. Kup gumę do żucia z ksylitolem w sklepie zdrowotnym i żuj i notuj sygnały od organizmu: pod wpływem żucia zwiększa się ilość kwasów (a jednocześnie alkaliczna śliczna je neutralizuje), czy to spowoduje, że następny posiłek będzie mniej problematyczny? Może problemem jest niedobór enzymów trawiennych, czy któryś lekarz zaproponował podawanie enzymów trawiennych przed posiłkiem? Może problemem jest brak witamin z grupy B, szczególnie B 5 (spróbuj zakupić bardzo bogate w B5 mrożone czyste 100% mleczko pszczele i wziąć 1/2-1 łyżeczki np. na Allegro ma je użytkownik miodowecuda)? Może brak minerałów spowodował problem: magnez, cynk, selen, czy któryś lekarz zaproponował suplementację? Może mógłby pomóc domowej roboty ocet jabłkowy (ten z Rossmanna też jest dobry) 1 łyżka octu jabłkowego zbuforowana 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej? Taka mikstura nie tylko neutralizuje kwasy, ale pobudza je jednocześnie. Może pomogłaby terapia dra Cheneya sokiem z kapusty? Jak tam z florą bakteryjną jelit, czy któryś lekarz zainteresował się tym, przepisał probiotyk? Przewód pokarmowy to system naczyń połączonych, nierozsądne jest ograniczyć uwagę jedynie do samego żołądka czy przełyku, ważna jest całość. Ostateczna broń gdy już nic nie pomaga to post, ale w tym wypadku sprawa jest dosyć zapuszczona, więc nie Daniela, bo tam się jednak je, tylko o bardziej zaostrzonym reżimie (sokowy, wodny – gdzie przewód pokarmowy odpoczywa na serio), ale do tego trzeba już mieć wiedzę i/lub opiekę fastoterapeuty. Nie poddawaj się, szukaj, drąż i obserwuj co takiego sprawia, że czujesz się lepiej. I notuj! 🙂
Kropka napisał(a):
Współczuję pani, bo wiem jak to jest ciężko.
Dwa lata temu miałam operację na zatokach. Przedtem dostałam dużo antybiotyków. Po operacji leki p.zapalne.
Pojawiły się wrzody. Więc IPP.
Od tamtej pory wszystko się kićka i nie może wrócić na dobre tory. Co skurcz, ból, wzdęcie to dostaję kolejne IPP.
Lekarz prawie dostał zawału, gdy powiedziałam, że pijam rano wodę z cytryną. Tylko że ona działa lepiej niż IPP. Paradoksalnie!
Gastroskopia wykazała nadżerkę, więc nie bardzo mogę się z medykiem kłócić. 😉
Kręcę się w kółko od dawna. Niektórzy to już chyba myślą, że szukam sobie choroby. Tym bardziej, gdy mówię o objawach. Internista twierdzi, że są sprzeczne. Dietetyk podobnie. 🙂 Wg nich nie można mieć jednocześnie zaparć, wzdęć, bólu i skurczy. Na jedne dolegliwości radzą białe pieczywo i mleko. Na inne ciemne, razowe. Na moje nie ma metody w standardowej medycynie. 🙂
W styczniu zaczęłam leczyć się sama.
Póki co zniknął mi AZS! Schudłam. (niestety) Ale też dużo lepiej poczuł się mój brzuch. Zniknęły poranne bóle jelit.
A nie zrobiłam nic wielkiego. Po prostu odstawiłam zupełnie biały cukier i pszenną mąkę. Piekę chleb orkiszowy, dzień zaczynam od wody z cytryną, a potem jem kaszę jaglaną.
Proszę próbować dalej, wierzyć w swoją intuicję i słuchać ciała. Na pewno dużo pani powie.
Pozdrawiam.
ewa napisał(a):
Dziękuję za obszerną odpowiedź. Nie wiązałam nigdy mojej dolegliwości z niedoborami pierwiastków, nie zwróciłam też uwagi na wit z grupy B. Dziękuje za wskazówki, wszystkie sprawdzę. Pozdrawiam:)
Aga napisał(a):
Witam!
Chciałam dopytać jak to jest z tymi orzechami? Używam ich do musli, jako przekąski do słodyczy swojej roboty. Napisała Pani, że jada orzechy tylko moczone. Czy do tych wszystkich dań do których dodaję orzechy albo do pochrupania należałoby je moczyć? Jeśli tak to jak długo?
Jeszcze jedno pytanie. Chodzi o grilowane warzywa. Czy ta wersja jest zdrowa?
Serdecznie pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Czasem zdarzy mi się schrupać niemoczonego orzecha, ale generalnie jak robię jakieś danie to moczę zawsze. Są łatwiej strawne i bardziej przyswajalne. Od warzyw grillowanych dużo zdrowsze są gotowane krótko na parze. Grillowane (szczególnie te na węglu drzewnym) zostawmy sobie na „od święta”.
Iza napisał(a):
Dziękuję Marleno. Kolejny raz szerzej otworzyłaś mi oczy. Choruję, jak Artur, na CU. Znalazłam tu wiele cennych informacji. Chcę, aby mi pomogły, ale jak wszyscy wiecie, ciężko się wdraża nowy system odżywiania, zwłaszcza po 40 latach przyzwyczajeń żywieniowych (a odżywiam się raczej zdrowo….to znaczy tak mi się zawsze wydawało).
Życzę wszystkim i sobie również, wytrwałości w osiąganiu celu, jakim jest przewlekłe zdrowie. 🙂
ewa napisał(a):
Kropko, mam podobne doświadczenie w rozmowach z lekarzami,jedna kobitka złapała się za głowę jak powiedziałam, że jest mi lepiej po ogórkach kiszonych. Niestety na lekarzy nie można liczyć w kwestii odżywiania;)
Też lubię wodę z sokiem cytryny, dobrze alkalizuje.
Ciekawe, że odstawienie pszenicy okazało się tak skuteczne, może to świadczy o nietolerancji pokarmowej pszenicy. Dużo przypadków chorób związanych z nietolerancją pokarmową podaje dr. Dąbrowska na swojej stronie.Też zazwyczaj po pszenicy czuję się o wiele gorzej. W ogóle słyszałam, że pszenica została zmodyfikowana i nie jest to już ta sama, którą jadali nasi dziadkowie.
Pozdrawiam:)
santorini2000 napisał(a):
Dzisiejsza pszenica w zasadzie jest pszenicą tylko i wyłącznie z nazwy, ponieważ jest produktem wielokrotnie zmodyfikowanym (i nie tylko), i to zarówno w sposób kontrolowany, jak i niekontrolowany. W trakcie modyfikacji była badana pod różnymi kątami oprócz tego, czy nadaje się … do spożycia przez ludzi… Taka pszenica, czy też może raczej „pszenica”, szkodzi nam na wiele różnych sposobów (na wszystko – od stóp do głów) i należy się jej jak ognia wystrzegać.
Szeroko na ten temat pisze William Davis w swoich niezwykle ciekawych książkach Dieta bez pszenicy oraz Kuchnia bez pszenicy . Te lektury bardzo polecam każdemu, kto dba o swoje zdrowie.
tawaret napisał(a):
Kalkunia reagowanie jedzeniem na emocje i zjedzenie tygodniowych zapasów w jeden dzień to po prostu zaburzenia odżywiania. Potrzebujesz dobrego psychologa, nie postu. Najlepiej terapia rodzinna albo indywidualna: poznawczo-behawioralna lub integracyjna.
djien napisał(a):
mam prośbę, czy mogła by Pani opisać jeszcze raz jak przygotować kiszony sok z kapusty w blenderze (wyciskarki jeszcze nie mam), kiedyś widziałam taki opis tutaj, a teraz nie mogę go znaleźć. I chce zapytać, czy mogę użyć soli himalajskiej? I czy mogę dodać troszkę soku z ogórków kiszonych, żeby przyspieszyć proces?
Marlena napisał(a):
Już szykuję osobny artykuł o tym, bo wiele osób się pyta 🙂
hardaska napisał(a):
Podobno Bismarkowi, ktory byl strasznym obzartuchem lekarze poradzili jedzenie tego, co lubi, ale w malych porcjach. Bismark sie do tego zastosowal i dozyl sedziwego jak na swoja epoke wieku. Pozdrawiam Beata
Kasia napisał(a):
Pisze Pani , ze kapusta nie jest polecana przy chorobach tarczycy…Bylam na poscie Dr Dabrowskiej i pytalam ja o jedzenie kapustnych w chorobie Hashimoto – nie widziala przeciwwskazan..(?).
Co Pani w takim razie poleca w zamian? Mam od dawna problemy zoladkowe i uzmyslowilam sobie, ze tak bylo dlugo przed tym jak rozwinelo sie Hashimoto (co potwierdza zasade ze „wszystko idzie od jelit”…)
Chcialam tez zapytac czy miala by Pani jakies rady odnoscnie wypadania wlosow przy Hashimoto? Nadmienie, ze niestety po poscie u Dr Dabrowkskiej ze wzgledu na rozne problemy i stresy nie udalo mi sie wytrwac w zdrowym zywieniu (Wiem, glupio..:( ) ale juz „nadrabiam zaleglosci” i wykluczylam wszystkie alergeny pokarmowe i wprowadzilam wiecej warzyw.
Bede wdzieczna za odpowiedz na moje pytania. Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Kasiu zgadza się, zdrowie „idzie od jelit” 🙂 Jelita stanowią większą część naszego systemu immunologicznego, toteż zdrowe jelita = odporność na choroby. Kapustne są wolotwórcze tylko na surowo, choć jakieś niewielkie ilości surowych jadane sporadycznie nie mają większego znaczenia. Podczas postu raczej mało jada się kapustnych na surowo, jest tam więcej bigosików, zup, leczo, duszonych warzywek itd. i te można spokojnie jeść nawet z problemami tarczycowymi. Wszystkim cierpiącym na Hashimoto polecam witrynę dr Izabelli Wentz i jej książkę, w której wyjaśnia jak jej samej udało się zmianą diety i stylu życia pozbyć się choroby.
Sylwia napisał(a):
A ja z kolejnym pytaniem tylko w innym dziale 🙂
Mam dosyć zaawansowaną anemię (o czym gdzieś tam już kiedyś pisałam) i dietetyk kazała mi jeść niemalże tony natki pietruszki – i super fajnie jem ile się da 🙂 Tylko jest jedno ale, na które natrafiłam dziś czytając jakiś artykuł i co mnie bardzooo zaniepokoiło 🙁 Otóż przeczytałam, że natka pietruszki czy szczypiorek, który też jem gdzie się da są niemalże „przedstawicielami” roślinek, które zawierają szczawiany, a te z kolei podobno blokują wchłanianie żelaza 🙁 To jak to jest z tą natką – ma dużo żelaza ale może się okazać, że nic przez te szczawiany się nie zostanie przyswojone? Z drugiej strony ma wit. C, która powinna pomóc w przyswajaniu żelaza i zastanawiam się teraz, czy jedzenie takiej ilości natki w celu zaspokojenia żelaza ma jakiś większy sens?
Marlena napisał(a):
Ma sens, natura niczego nie zostawia przypadkowi: pietruszka ma także takie ilości witaminy C, które pozwalają przyswoić zawarte tam żelazo POMIMO obecności szczawianów. W niektórych badaniach podawano nawet samą witaminę C bez żelaza uzyskując doskonałe rezultaty w poprawie obrazu krwi. Zwróć też uwagę na swój poziom witaminy D, bez niej można łykać żelazo ile wlezie, a anemia i tak nie pójdzie sobie precz. Do wytworzenia czerwonych płytek ustrój potrzebuje witaminy D! Produkcja wszystkiego wewnątrz nas to gra zespołowa: potrzebne jest wiele surowców,a nie tylko jeden. A z pustego i Salomon nie naleje. Badacze określają, że już poziomy witaminy 25 (OH) D wynoszące 30–40 ng/mL (75–100 nmol/L) podnoszą w ustroju ilość hemoglobiny.
jaskółka napisał(a):
Generalnie cieszę się bardzo, że zdrowe odżywianie się jest propagowane, a Pani artykuły zawierają sporą dawkę dobrej wiedzy, napisanej w wyjątkowo zachęcający i przejrzysty sposób. Fajnie , że jest taka strona, gdzie ludzie wreszcie po tylu mękach i cierpieniach spowodowanych kłamstwami, ignorancją i zabójczymi intencjami lekarzy mogą znaleźć radę jak ( do tego łatwo i tanio) poprawić swoje zdrowie!
Brakuje mi jednak tutaj pewnej rzeczy odnośnie żywienia organizmu, której na stronie nie znalazłam, zresztą po artykułach widzę, że Pani jej nie bierze pod uwagę. Może po prostu nie natrafiła Pani jeszcze na takie informacje. Czy słyszała bądź czytała Pani o tropologii- nauce o łączeniu pokarmów?
Ja coś czytałam i faktycznie bardzo wyraźnie odczułam , że jest tak jak głosi ta nauka. Podobno każdy lekarz wie , że spożycie czegoś kwaśnego lub wysoko cukrowego blokuje wytwarzanie ptialiny w jamie ustnej na jakieś ok pół godziny, która jest niezbędna do prawidłowego strawienia skrobi (tak gdzieś czytałam).
Takimi złymi zestawieniami są np. kwaśne + skrobia, cukier + skrobia, cukier + białko…
Generalnie porównując sobie dobre zestawienia ze złymi od razu odczułam ewidentną różnicę! Złe połączenia powodują ciężkość, złe trawienie i złe samopoczucie z tym związane łącznie ze zgagą, wzdęciami itd. A jak dobrze łączyłam to trawienie odbywało się w bardzo „lekkiej atmosferze”.
W dzieciństwie kiedy stawiano przede mną „kanapkę” czyli pieczywo masło żółty ser ogórek i pomidor to mój brzuch na sam widok był nieszczęśliwy i chociaż nie rozumiałam co robię to instynktownie próbowałam wszystko rozdzielić, zdejmowałam wszystko i usiłowałam na ile to możliwe jeść osobno.
Od dłuższego czasu już jem zgodnie z prawidłowym łączeniem i nie wyobrażam sobie inaczej bo mój organizm by wtedy momentalnie zaczął cierpieć.
Myślę, że to może być przyczyną sytuacji , w których ktoś je „zdrowo” ale ciągle ma „zgagę” ( w każdym razie ból w żołądku) niestrawność, wzdęcia itd.
Takie zaburzanie trawienia podobno doprowadza do tego , że jedzenie znajdujące się w przewodzie pokarmowym zaczyna szybciej się psuć i zatruwa organizm toksynami, a składniki odżywcze z pożywienia organizm może słabiej wykorzystywać.
I tutaj powstają paradoksy zdrowego odżywiania gdzie ktoś je zdrowy miód naraz ze zdrowym razowym pieczywem i myśli, że je zdrowo.
Zauważyłam, że jedni odczuwają konsekwencje bardziej inni mniej, może to zależy od tego na ile ktoś już ma posypane zdrowie, a na ile nie.
To taki dodatek wiedzy, który dorzucę do tego wszystkiego (o odżywaniu) , może komuś pomoże rozwikłać swój problem, a może powstanie jakiś artykuł na ten temat.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
O łączeniu pokarmów jeszcze nie pisałam, ale mam w planach taki artykuł.
Sylwia napisał(a):
Marlenko 🙂 ślicznie Ci dziękuję o odpowiedź :):):)
Pojutrze pędzę zrobić dodatkowe badania na zawartość D3 (bodajże 25 OH jak napisałaś tak i dietetyczka mi zapisała). Prawda jest taka, że przez nagłe przytycie i to sporo – przez 2 pierwsze miesiące po przeprowadzeniu się do przyszłej teściowej przytyłam 8kg, a po 20 miesiącach kiedy w końcu się „obudziliśmy” z tego koszmaru łącznie przytyłam ok prawie 30kg a mam 152cm wzrostu (przed wprowadzeniem się do teściowej ważyłam ok 51kg – tylko dla jasności – nie wiem jak przytyłam, nie zajadam stresu, nigdy tak nie robiłam, słodkiego nie lubię, tyle tylko lub AŻ – jak się denerwuję a to był standard codzienny jakoś chyba zamyka mi się żołądek i cały dzień potrafię nic nie zjeść), ok 10 kg (może ciut więcej) już zgubiłam – wstydziłam się „wyjść do ludzi” (pracę mam w domu) bo jakoś bałam się, że każdy na mnie patrzy i obmawia za plecami przez mój wygląd, wychodziłam dopiero późno – jak się ściemniło na spacer od ok 1 godzinki i w górę. Także słońca można powiedzieć praktycznie nie widziałam od kilku lat 🙁 Teraz jest lepiej (HGB z 7,2 czy 7,4 już nie pamiętam dokładnie, skoczyło do 8,9, inne parametry też są lepsze, część nawet powyżej normy ale lekarz mówi, że to akurat w moim przypadku dobrze bo szpik „ruszył do pracy”), niedługo lecę na post dr Dąbrowskiej (wcześniej też byłam 2x po 3tyg) bo muszę wyrównać hormony (które też się rozregulowały i borykam się z przedłużającymi się miesiączkami a w ten sposób i anemii się nie pozbędę), mięsa i tak jeść nie mogę (nietolerancje pokarmowe nawet do 1 roku przy cielęcinie, indyku i wołowinie, inne do pół roku a później też nie za często) więc będę się kurować pokrzywą (herbatki, plus póki świeża no i soki gotowe kupuję w eko sklepie), pietruszką i innymi pomocnymi warzywkami czy ziołami (podobno zakwas buraczany działa cuda ale zobaczymy) i mam nadzieję, że w końcu zacznę żyć normalnie bo póki co prawie 4 lata mi uciekły i nawet nie wiem kiedy… Zastanawia mnie tylko czy tak zaawansowana anemia jaką miałam może mieć coś wspólnego z tak drastycznym przytyciem czy tak ogromnym stresem w tak krótkim czasie? Wcześniej miałam anemię (jak miałam ok 20 lat może ciut więcej miałam HGB ok 10 i już wtedy lekarz paniki narobił) ale dopiero po wyprowadzeniu się cały obraz krwi zrobił się tak poważny, jak nigdy dotąd i dostałam nawet zakaz ćwiczeń poza spacerem i to tylko i wyłącznie umiarkowanym bo podobno mogę dostać zawału serca (przy czym mam też zły wskaźnik zagrożenia miażdżycą – zły cholesterol jest niski ale jeszcze mniej mam dobrego i ich proporcje mam w górnej granicy) więc wydaje mi się, że w moim przypadku tak lubiany przeze mnie sposób odżywiania się wg zaleceń dr Dąbrowskiej jest najlepszym wyjściem 🙂 (Choć niektórzy przy anemii zalecali mi pić piwo dobrej jakości, niepasteryzowane bo podobno ma dużą zawartość drożdży, które są chyba liderem w zawartości żelaza (już nawet się zastanawiałam, czy nie kupić sobie takich drożdży lub suszonych i jakoś samych nie jeść ale nie wiem, czy to dobre wyjście – lubię smak drożdży i dobrego piwa (od którego nigdy nie tyłam – w sumie to nie wiem dlaczego) a inni mówili o kieliszku wytrawnego wina na wieczór (ale po winie często mam zgagę) – więc może jedzenie/picie takich drożdży by jakoś poprawiło mój stan krwi (aha bo żelazo też mam jakoś 22 jednostki przy normie od 37 – do ok 140 czy 150) czy to może przynieść więcej szkody niż pożytku?)
Jeszcze raz ślicznie dziękuję za wszelkie porady a zwłaszcza za tak porządną jakościowo ilość wiedzy :):):)
Marlena napisał(a):
Brak witaminy D wzmaga apetyt, a uzupełnienie niedoboru hamuje apetyt. To dlatego głównie zimą tyjemy i ciągle byśmy coś podjadali. 😉
Kama napisał(a):
Witam, od nie dawna śledzę Pani stronę i ,,wgryzam,, się w temat. Chciałabym zapytać o wpływ kapusty na nadczynność tarczycy (mam Chorobę Gravesa-Basedowa). Dlaczego post w tym przypadku odpada? Wiem, że na stronie są artykuły dotyczące zaburzeń tarczycy, ale chętnie dowiedziałabym się o tym więcej. Jaka dieta będzie najlepsza, czego właśnie unikać i jak wyjść z zaburzeń gdy się pojawią. Z góry przepraszam jeśli powielam pytania:)
Joanna J. napisał(a):
Na płukanie olejem wpadłam u Tombaka, poczytałam opinie w internecie i prosze.. Płuczę od 16 maja, olejem słonecznikowym, na zmianę z kokosowym (jeden w domu, drugi na mieszkaniu). Mam świeższy oddech, nie ma rano „trampa”, afty znikaja po dwóch trzech razach, a po jednym przestaja boleć. Zęby jakby bielsze, a co zauważyłam przy dzisiejszych oględzinach zębów- z tych wszystkich czarnych plamek na zębach została już tylko jedna, mała plamka(!). Jestem pod wrażeniem działania oleju.
robal napisał(a):
Marleno! Od jakiegoś czasu czytam Twoje artykuły i jestem bardzo zamotana. Nie umiem tego wszystkiego pozbierać razem. Nie potrafię przez to ulozyc sobie swojego nowego poprawnego zycia stosujac zdrowe zasady. Czy moglabys czesciowo opisac swoj normalny dzien i jak w nim stosujesz to o czym piszesz? Chce zapytac takze o mycie owocow. W Tombaku czytalam, że wystarczy moczyc je przez 3 godz w osolonej wodzie. Czy to prawda?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Opisałam co jem i skąd to biorę tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/
Jeśli chodzi o mycie jarzyn, to nie wiem jaka by miała reakcja chemiczna zajść przy użyciu kuchennej soli? Ponieważ przy użyciu sody oczyszczonej podwyższającej Ph wody reakcja zachodzi zgodnie z tym co na lekcjach chemii uczą: związki fosforoorganiczne ulegają hydrolizie przy pH pow. 10.
Lukasz napisał(a):
Witam
Marleno czy czytałaś może książkę Andrzeja Janusa „Nie daj się zjeść grzybom candida”?
Pisze tam ze jak się ma przeciekające jelita to jest równoznaczne z drożdżycą.
Zaleca przy drożdżycy jelit nie spożywać miedzy innymi fermentowanych produktów,wiec zacząłem stosować się do jego
zaleceń,ale nie wiem już co robić czy jeść kiszonki czy nie (przeciekające jelita już wyleczyłem).Wybieram się na diagnostykę volla albo vega,wiec zobaczę czy dalej mam candidę.Czy wiesz coś na ten temat z innych źródeł? Z góry dziękuje za twój czas.
Marlena napisał(a):
Nie czytałam jego książki. Natomiast ze znanych mi źródeł wnioskuję, iż nie ulega wątpliwości, że produkty fermentacji mlekowej są źródłem laktobakterii, które zostały zastąpione koloniami drożdży Candida, które się rozpanoszyły. Więc tak dla jogurtu i kiszonek jak najbardziej, bo właśnie tam są laktobakterie, które są na gwałt w takiej sytuacji potrzebne. Inna ewentualność to zażywanie aptecznych preparatów probiotycznych.
Bożena napisał(a):
Witam serdecznie Pani Marleno
Bardzo podoba mi się Pani strona, jest świetna,a Pani posiada dar przekazywania wiedzy prosto, jasno i skutecznie. W dodatku z poczuciem humoru. Świetnie się czyta i szybko się łapie sedno. Żucie -taka oczywista oczywistość niby a jednak dopiero teraz -po lekturze i przy poście- dotarło do mnie jak jest potrzebne i ważne . I jak syci .I jak ułatwia trawienie.
Jutro minie 2 tydzień od momentu rozpoczęcia przeze mnie diety warzywnej. Zaplanowałam ją na 3 tygodnie ( nie byłam pewna ile wytrzymam ), a potem systematyczne powtórki.
Niby wiem jak wychodzić z postu- ale tak naprawdę jednak nie jestem tego pewna.
Szukałam wszędzie bardziej szczegółowych informacji :jak długo , w jaki sposób wychodzić z diety warzywnej, mam książeczki dr.Dąbrowskiej, przeczytałam i obejrzałam wykład. Jest owszem- dużo materiałów ale nt.wychodzenia z głodówki stricte, ale nie warzywnej. Mam 59 lat , trochę się obawiam jak zareaguje mój organizm .
Nie wiem czy pierwszego dnia pozwolić sobie mogę tylko np.na olej lniany do surówek,czy też dodać małe pół kromeczki chleba (piekę sama, na zakwasie i tęsknię za nim bardzo), czy do chleba mogę użyć odrobinę masła .Czy „obiad „dalej warzywny, czy już np. z kaszą jaglaną – przed postem zajadałam się kaszą z jabłkiem i cynamonem.
Zacząć od płatków ,musli z owocami ?
Czy od ziemniaczka-takie pyszne teraz młode z koperkiem ( a ja ich nie mogę jeść ).
Czy mogę wprowadzić je 2-3 dnia ?
Teraz jadłabym wszystko i na wszystko mam wielki apetyt.
Czy pierwszy dzień powtarzać przez kilka dni i jak długo.
Chcę zacząć od soboty , bo poniedziałki mam dłuższe, wracam po 17, w tej chwili biorę ciepłe warzywa w termosie + surówki, pomidory ,rzodkiewkę no i soki w butelce.
Wydawało mi się to łatwe,ale jak się nad tym zastanawiam nie jestem pewna jak właściwie postępować ,by zdrowo z postu „wyjść „ . Mięsa już od dłuższego czasu jadłam niewiele i nie zawsze- to nie problem .Nie wiem nawet ,czy nie ograniczę go jeszcze bardziej, ale to z czasem samo się okaże .
Brak informacji u dr Dąbrowskiej lub też ich nie znalazłam. Czym się kierować , jak długo, jak mają wyglądać poszczególne dni.
Czy stosować od razu zdrowe żywienie dr Dąbrowskiej lub korygować je ilościowo lub jakościowo; przez jakiś czas?
Fajnie by było ,gdyby Pani podzieliła się ze mną ( i innymi ) swoim doświadczeniem na ten temat . I fajnie będzie jeśli znajdzie Pani na to swój czas.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Bożenko najbardziej prawidłowo wychodzenie z postu robi się tak, że zaczynamy od najmniej obciążających system pokarmów i potem coraz bardziej konkretne wprowadzamy. Czyli w tym wypadku można zacząć od dodania do menu np. innych sezonowych owoców i warzyw niż te dozwolone podczas postu (teraz mamy piękne czereśnie, jest groszek zielony, bób itd.), na drugi dzień dołączyć niewielką ilość zbóż pełnoziarnistych (chleb, kasza, płatki), potem oliwę do sałatki, a na samym końcu po kilku dniach dopiero ewentualnie coś odzwierzęcego jak produkty nabiałowe.
Bożena napisał(a):
Serdeczne Ci dziękuję. Tak myślałam,truskawki , poziomki ,czarna porzeczka i borówka już czekają na grządce,chętnie skubnę, znajdzie się resztka czereśni na drzewie. A chlebek tradycyjnie piekę w sobotę-będzie jak znalazł na poniedziałek.
W ogóle chciałam przeprosić bo moje pytanie umieściłam nie w tym dziale gdzie trzeba ,powinno się znaleźć pod Twoim artykułem nt postu dr Dąbrowskiej. Ale przeczytałam ten ,a że post warzywny uświadomił mi jak bardzo ważne jest dobre przeżuwanie pokarmów, no to poooszło.
Faktycznie poczułam na własnej skórze-jakie to ważne. Jestem syta znacznie dłużej wtedy kiedy należycie żuję ,mieszam z śliną aż zostają niemal „ trociny „ z surówki czy kiełków, sok też bardziej syci,kiedy go się „ssie” , nie mam wzdęć czy gazów ( bo się zdarzały ) , no i nie było ssania w żołądku,dokuczającego mi często przez cały okres postu. W ogóle dużo mnie te 3 tygodnie nauczyły a Twój artykuł pomógł mi sobie uświadomić dlaczego.
Pozdrawiam
Margaret napisał(a):
Czytalam duzo o ssaniu oleju. Dwukrotnie ssalam olej slonecznikowy po kilka tygodni. Nie odczuwalam zadnej zmiany, poza lekko wybielonymi zebami. Kiedys naturopata powiedzial mi, ze oczyszczanie powinno sie odbywac poprzez jelita, a nie w ustach,w glowie, gdzie jest bliski kontakt z mozgiem. Nie do konca sie z nim zgadzam, ale na wszelki wypadek zaprzestalam ssania oleju I szukam wiecej informacji w tym temacie.
Bożena napisał(a):
A ja po ssaniu oleju odczuwam mrowienie w ciele,przyjemne , to mi mówi wyraźnie ,że coś dobrego w ciele się dzieje.Nigdy jednak nie miałam zbytniej cierpliwości do ssania.A po przeprowadzonym niedawno poście warzywno-owocowym wg dr Dąbrowskiej stwierdziłam, że nic się postowi nie równa.Mam takiego kopa i chęci do życia ,że aż nie chce mi się wierzyć.Takie niby jarzynki-a ile w nich życia.
Pozdrawiam ciepło
Justyna napisał(a):
Dzień dobry :)) Mam szybkie pytanko odnośnie soku z wyciskarki – nie rozcieńczamy go, tylko przelewamy do słoika i kisimy?
Pozdrawiam ciepło, Justyna.
Asia napisał(a):
Marleno mam pytanie. Mam koleżankę, po resekcji jelita (pół roku) i ze stomią. Wycięto praktycznie całe jelito grube po kilku latach walki o nie. Co byś jej poradziła, w kwestii suplementacji , bo przecież brakuje głównego narządu wchłaniającego, i diety??
Dziewczyna chce za jakiś czas podejść do zespolenia i pozbyć się worka stomijnego , co robić według Ciebie aby uchronić jelito cienkie i podnieść mocno nadszarpnięte zdrowie? Praktycznie wszystkie wyniki ma pod kreski, choć i tak lepsze niż z okresu leczenia?
Marlena napisał(a):
Należy zapytać lekarza jaki jest sposób podawania witamin i minerałów dla pacjentów ze stomią. Magnez na pewno można wchłaniać transdermalnie.
Margaret napisał(a):
Odpowiedz Bozenie.
Czytalam ksiazke dr. Dąbrowskiej ” Cialo i ducha ratowac zywieniem „. Moze w przyszlosci uda mi sie podjac post warzywno – owocowy. Na razie uwaznie czytam blog Marleny i powoli usiluje zmienic moj sposob zywienia. Dzieki Jej za to. Powrocilam do ssania oleju, robie to tylko rano i nie mam zadnych efektow. Moze powinnam to robic conajmniej dwa razy dziennie, ale przy moim trybie zycia jest to niemozliwe. Ssanie jest mozliwe conajmniej 3 godziny po jedzeniu, co nie jest problemem, ale tylko wieczorem moge zrobic jakis sok warzywny, lub shake.
Bożena napisał(a):
Wiesz ja do tego postu podeszłam trochę po wariacku.Czułam się tak zmęczona ,tak wyczerpana, że przed planowanym dłuższym urlopem wzięłam kilka dni wolnego.Już wcześniej chodził mi po głowie wyjazd na wczasy z dietą dr Dąbrowskiej,ale nie mogłam się zdecydować ,bo dla mnie odpoczynek to morze.A jak już wzięłam wolne-grzech byłoby nie spróbować-choć 2-3 dni.Chciałam zobaczyć jak się będę z tym czuła, jak to będzie,a jak już przeżyłam pierwsze dni-szkoda było to zaprzepaścić.No i wydłużyłam-najpierw-do tygodnia,potem 2,a potem do 3 tygodni.
Mój mąż był bardzo zdegustowany i nie mógł mnie zrozumieć-jak mogę jeść samo zielsko.A w ogóle to zniknę ( jestem szczupła,no i faktycznie straciłam 5 kg,ale to betka) Ale jak już zaczęłam-powiedziałam zrobię to ! howgh !
Do pracy brałam termos z gorącą zupą warzywną,surówki,pomidory, jabłka,soki.Codziennie targałam na rowerze ciężką torbę z tymi wszystkimi butelkami,słoikami.Ale udało się.
Pewnie nie masz takich możliwości,przyjdzie czas-i spróbujesz.
Ssanie oleju na pewno daje efekty ,ale zasada jest myślę nieco inna niż postu.Tak jak ja go rozumiem-robisz generalne porządki,takie gruntowne.To tak jak ze świątecznymi porządkami-zaglądasz do każdej dziury,każdego zakamarka mieszkania- i wszystko dokładnie pucujesz na błysk. Mieszkanie aż pachnie ,a Ty sama czujesz ,że każdy kąt lśni .Chce ci się skakać z radości.
Ssanie oleju jest wg mnie raczej namiastką porządków,owszem-przez jamę ustną przepływają płyny krew ,ale jest to znikoma część toksyn w naszym ciele.Całe pokłady zalegających latami,niestrawionych resztek pokarmowych jest w jelicie,i tu trzeba kopać-łopatą ( post )a nie głaskać piórkiem ( olej). Nie twierdzę,że mam rację,ale tak to odbieram.
Ile tego jest do wyrzucenia-to sprawa indywidualna,zależy od dotychczasowego sposobu żywienia, trybu życia,stresów,itd,itp.
Nigdzie nie znalazłam ( może przeoczyłam) uzasadnienia-3 godziny po posiłku.Owszem-czytałam,ze rano,przed pierwszym łykiem.
Jeśli chodzi o mnie-jeśli już próbowałam- to ssałam wtedy,kiedy mi się przypomniało i miałam sposobność.I zawsze w ciele miałam uczucie mrowienia,pulsowania,co oznaczało,że coś dobrego w nim się dzieje .
Być może potrzebujesz dużo więcej czasu,niż się wydaje,cierpliwości .Gdzieś przy omówieniu metody czytałam,ze przewlekłe schorzenia wymagają nawet i roku ssania. Czyli efektywnośc jednej i drugiej metody jest zupełnie inna tu i tu.
Sama przyznasz,że czasowo -w porównaniu z osiągnięciami dr Dąbrowskiej w leczeniu bardzo poważnych schorzeń-jest to straaaasznie długo.
Co mi dał post?
Fantastyczne samopoczucie psychiczne,depresyjki zniknęły,lekkość, zdrowy apetyt, smak powrócił-nie masz pojęcia jak mogą zachwycać najprostsze potrawy.
Ponadto-zniknął do końca mój guzek w gardle, ” hodowany „od ok.3 lat z tym,ze surówki z marchwii selera ,pora jabłka zabieram już od pół roku jako śniadanie do chlebka,który sama piekę.
Po pracy nie usiedzę, kopię w ogrodzie,gotuję obiady,robię tysiące rzeczy,sen mam lepszy, czytam,buszuje w necie,próbuje nauczyć sie zrobienia nowych zdrowych smakołyków , itd,itd.
Ssanie jest fajne ,ale prowadzi jak mi się zdaje do celu o wiele dłuższą drogą, i czyści tylko częściowo.Generalny porządek robi post.
Pozdrawiam i życzę Ci sukcesów.
Justyna napisał(a):
Witam. Chciałam się zapytać, co sądzi Pani o suplementacji witaminą B12? Czytałam, że weganie obowiązkowo powinni ją przyjmować. Nie wiem jak z wegetarianami. Póki co spożywam nabiał, jajka, czasem rybę i mam dylemat co do przyjmowania tabletek – generalnie nie jest ich zwolennikiem. Jakie Pani ma zdanie w tym temacie?
Ponadto, podbijam pytanie znajdujące się miejsce wyżej: czy aby zrobić sok kiszony z kapusty, wystarczy wycisnąć go w wyciskarce i odstawić do fermentacji?
Będę wdzięczna za odpowiedzi i pomoc. Z góry dziękuję :))
Pozdrawiam, Justyna.
Marlena napisał(a):
Justyno na niedobory B12 cierpią również ci, co jedzą mięso. Nie to jest ważne co jemy ale co wchłaniamy. W naturalnie fermentowanych kiszonkach też znajduje się B12. Jak zrobić sok kiszony mając wyciskarkę opisałam w innym artykule.
Justyna napisał(a):
Czy możesz podać, proszę, tytuł tego artykułu? Niestety, nie znalazłam go nigdzie. Próbowałam więc zrobić sok z blendera (udał się), ale chciałam go zrobić jeszcze z wyciskarki. Z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
Tutaj jest przepis: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zrobic-domowy-sok-z-kapusty-swiezy-lub-kiszony/
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
Witam Pani Marleno…
Zwracam się do Pani z ogromną prośbą o pomoc/poradę
i będę bardzo wdzieczny za każdą wskazówkę…
Jestem mężczyzną i mam 29 lat…
Od około 1.5 roku cierpię na bóle żołądka i mdłości po KAZDYM (niezaleznie jakim i jak duzym) posiłku..
Gdy tylko coś zjem odrazu wysadza mi żołądek jakbym mial w nim balon, i mdli mnie do tego stopnia, że nie jestem w stanie uprawiać zadnego sportu i wszystkie czynnosci życiowe typu praca/spotkania towarzyskie itp spełzają na niczym…
Te dolegliwosci w duzej mierze ustępują kiedy bardzo zgłodnieje albo jestem na czczo – wtedy jest w miarę ok ale z kolei wtedy pojawia mi się ZGAGA – własnie kiedy długo nie jem. Oprócz tego mam gazy (nie codziennie i nie zaleznie od tego czy coś zjadłem czy nie) i często odbijania, czasem puste czasem posiłkiem.
Robiłem szereg badan i bylem u conajmniej 15stu gastrologow w tym profesorów, doktorów itp i wziąłem tonę leków ale nic nie pomogło nawet w najmniejszym stopniu.
Zrobiłem szereg badan (4 gastroskopie w ktorych wyszła tylko czasem jakas jedna drobna neżdzerka dwunastnicy ale lekarz powiedział że to tak błacha sprawa że napewno nie dawałaby tak duzych objawow), kolonoskopie, obszerne badania krwi, moczu i kału (na pasozyty,lamblie itp wszystko powtorzone kilka razy i nic), rtg przelyku z kontrastem, usg jamy brzusznej kilka razy i tomografie żołądka – wszystkie te badania nic nie wykazały.
Do tego zrobilem PH-metrię z impedancją i tylko to badanie potwierdziło że mam refluks (kwasy i słabokwasy, płynny mieszany i gazowy ale najwiecej gazowego) – bez przepukliny rozworu przełykowego. Jedni lekarze mowią że moje dolegliwosci są od refluxu, inni ze to dyspepsja czynnosciowa na tle nerwowym a jeszcze inni że przyczyna nie znana.
Brałem rozne rodzaje IPP (controloc, emanera, nolpaza itp) ale nie przyniosły mi ŻADNEJ ulgi wiec po 2-3 tyg odstawiałem takze nie brałem tego długo.
Jakis czas temu wyczytałem tez gdzies o tej Betainie HCL i kupiłem ja jakis czas temu z Now foods i sprobowalem zrobic ten porotokuł ..doszedlem do 3ch tabletek i miałem dużą zgagę…wiec przestałem to brać po kilku dniach…natomiast przy 2-3 tabletkach w kwesti wzdęc i mdlosci poposilkowych nie poczułem żadnej ulgi…
Jestem załamany i nie wiem co z tym zrobic…Od poltora roku nikt ani nic nie jest w stanie mi pomoc…:(
Przyjmowałem rowniez różne probiotyki ale to tez nic nie pomoglo…
Bede Pani bardzo wdzieczny za poradę…juz calkowocie trace nadzieje na wyleczenie a bardzo chcialbym wrocic do sportu ktory kiedys uprawiałem ;(
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Porada (a nawet kilka) jest w artykule, przeczytaj proszę uważnie. Przeanalizuj jak żujesz (od tego należy zacząć). Jakie pokarmy wkładasz do środka (naturalne czy przetworzone), jak tam Twoja flora jelitowa itd.
Spróbuj metody dra Cheneya czyli soku z kapusty: bez względu na to czy masz niedokwasotę czy nadkwasotę ma on działanie regulujące.
Dietetyk kliniczny napisał(a):
1 zrobić test na nietolerancje pokarmowe chodzi miedzy innymi o gluten i laktozę które są najczęściej przyczyną refluksu nie zgagi !!!
jak chcesz to zrób usg i zobaczysz ile masz gazów
2 dieta oczyszczająca jelita kasza jaglaną plus warzywa przez tydzień czasu
3 probiotyki mieszane przez 3 miesiące np dicoflor i vivomax
dobrze żeby były również w kapsułkach
4 dokwaszać żoładek prze tydzień czasu 3 razy w ciągu dnia octem jabłkowym ekologicznym nieoczyszczonym 2 łyżki stołowe octu plus 3 łyżki letniej wody , 30 minut przed jedzeniem zakwaszamy wtedy kiedy nie mamy oczywiście żadnych nadżerek potocznie mówiac wrzodów , jeżeli mamy nadżerki to musimy najpierw je zaleczyć a póżniej zakwaszać
5 można jeszcze oczyścić wątrobę i drogi żółciowe z kamieni ale to dłuższa historia Pozdrawiam i życze zdrowia
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
Aha dodam jeszcze tylko, że uzupelniałem witaminę D gdy miałem jej brak iloscia 5000uq dziennie ale to tez nic nie zmieniło (a badalem poziom wit w krwi i po suplementacji bylo bardzo dobrze).
Nie moge sobie poradzic z dolegliwosci ani przy leczeniu niedokwasoty ani nadkwasoty…:(
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
Czytałem wszystko bardzo dokładnie – nawet dwukrotnie.
Co do przeżuwania pokarmów robie to bardzo dokladnie i bardzo powoli.
Jem pokarmy naturalne (probowalem przez 2 miesiące odstawić nabiał i wszystko co ma laktozę, pozniej probowałem bardzo modnej i propagowanej przez dr Wrighta Paleo Diety, pozniej cos tam jeszcze – zero sukcesu).
Jak tam moja flora jelitowa ? nie wiem jak to zbadać ale brałem różne probiotyki – probowalem pić sok z kiszonej kapusty ale mam po nim straszną zgagę mimo że był ekologiczny.
Takze w sumie wszystko z tego już wyprobowałem…:(
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Pisząc o soku z kapusty miałam na myśli sok z kapusty surowej – tak jak to stosował dr Cheney. Bardzo pomocną metodą jest również tygodniowy post sokowy (niczego nie jemy, pijemy jedynie świeżo wyciskane soki z warzyw). Kiszony sok z kapusty najlepiej zrobić samemu, co jest proste i nie zabiera dużo czasu, bo sam się „robi”, a zawsze wiemy co w nim jest: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zrobic-domowy-sok-z-kapusty-swiezy-lub-kiszony/
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
Ok dziekuje bardzo…
To jeszcze ostatnie pytanie – w jaki sposob zbadać czy flora jelitowa jest ok ?
Marlena napisał(a):
Pani doktor Dąbrowska na wykładzie poleciła wypić sok z buraka lub zjeść buraczki i obserwować kolor moczu w ciągu najbliższych godzin. Przy jelitach prawidłowych nic się nie dzieje, natomiast przy jelitach z ubogą florą bakteryjną (tzw. nieszczelnych) barwnik z buraków przejdzie do moczu i zabarwi go na różowo.
jambis napisał(a):
Zawsze myślałem, od zawsze też miałem, że barwa różowa po buraczkach to norma…
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
Ah i czy ten sok ze swiezej kapusty trzeba pic przed czy po jedzeniu czy nie ma znaczenia?
BUMBUMBUMBUM napisał(a):
No to ja zawsze po burakach mam czerwony mocz i kał.
Ale ja z kolei gdzieś czytałem – że taka metoda jest niemiarodajna i że KAŻDA osoba bedzie miala taki kolor moczu po burakach i że to jest normalne ..
No nic – bardzo dziekuje za porady.
Trzeci dzien z rzędu pije sok ze swiężej białej kapusty (wypijam jakies 4 szklanki w ciągu dnia odrazu po przygotowaniu).
Poki co nie widzę żadnej poprawy ;(
Marlena napisał(a):
Nie, nie każda i to nie jest normalne. Fizjologicznie powinniśmy mieć 1,5 kg kolonii dobrych bakterii w jelitach. Jednak używanie leków, spożywanie pokarmów przetworzonych i zbyt małe spożycie tych naturalnie fermentowanych powoduje, że tracimy naszą florę bakteryjną. Wysłuchaj proszę wykładu pani doktor Ewy Dąbrowskiej, tam p. doktor wyjaśnia w czym rzecz. I dlaczego jedynie stolec prawidłowo powinien zawierać barwniki betalainowe (zawarte w buraku), ale mocz prawidłowo NIE powinien, u zdrowego człowieka: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
To ja napisał(a):
Od kilku lat dokucza mi silne swedzenie miedzy i pod piersiami. Skora przy tym jest kompletnie gladka, zadnych zmian skornych w miejscach swedzenia. Ponizej czesto mam duze czerwone plamy, jakby odparzenia od piersi?? Mam nadwage, przy 165 cm waze 80 kg. Ostatnio czuje bardzo nieprzyjemne pieczenie / palenie/ sutek. Bylam u lekarza, ale to zlekcewazyl. Plam w tym czasie nie bylo, a pozostale objawy niewidoczne. Marleno moze Ty masz jakies wytlumaczenie, co moze byc przyczyna tych dolegliwosci? Sa naprawde bardzo dokuczliwe.
Margaret napisał(a):
Bozena dziekuje za odpowiedz. Twoje argumenty sa przekonywujace.
Pozdrawiam.
Jak to dobrze, ze Marlena prowadzi ten blog. Mysle, ze wiele osob zdecydowalo sie na zmiane stylu zycia.
Bożena napisał(a):
Cieszę się jeśli troszkę pomogłam. Sama zdecydujesz kiedy , Ty najlepiej wiesz kiedy możesz sobie wdrożyć post.
Dodałabym jeszcze -po 2 tygodniach po poście,widzę jak zmieniło się moje myślenie , w takim sensie ,że z przyjemnością wybieram jarzyny,owoce ,zdrowe oleje, zielone soki. „Nawet „chce mi się to wszystko robić,a zresztą energii mi nie brakuje. Mięso-nie to że go sobie wzbraniam,ale przestało mi-prócz ewentualnie kurczaka – smakować.Jadłam go niewiele ,teraz staram się dostosować do zdrowej diety ,tak jak proponuje to dr Dąbrowska.Dziś robiłam pasztet z soczewicy i czekam z niecierpliwością-jutro kosztuję.
Tak , ja też się bardzo cieszę ,że trafiłam na ten blog .
Marleno ,dzięki za włożoną pracę i chęć dzielenia się wiedzą. Za wszystkie dobre rady !! Nie każdy to potrafi i chce.Ty chcesz i to się liczy.
Mam nadzieję,że wreszcie ludzie zobaczą co naprawdę przynosi korzyść- chemia ,czy zmiana.
Margaret-powodzenia.
Pozdrawiam
ula napisał(a):
Pani Marelno, mam do Pani pytanie. Wiem,ze nie jest Pani lekarzem, ale zwracam sie do pani jako osoby niezwykle oczytanej i zoriętowanej w temacie zdrowia. Mam zdiagnozowany zespół jelita drazliwego, ale nie mam zadnych dolegliwosci jelitowych z wyjątkiem jednego – po zjedzeniu najmniejszej ilosci czegokolwiek, lub napicia sie brzuch powieksza się do rozmiarów 4-miesięcznej ciąży. Wieczorem wygladam, jakbym była w 6 miesiącu. To jeden z objawów który ponoc siedzi w głowie i nie da się tego wyleczyc. To kwestia ukladu nerwowego. Ponoć. Nikt tak naprawde nie zna tematu. Zaden lekarz nie potrafi mi pomoc. Miałam robioną kolonoskopie i moje jelito jest perfekcyjne. A po zjedzeniu kromki chleba brzuch powieksza sie o około 10 cm. i tak narastająco po kazdym nastepnym posiłku kolejne 10 cm, Mam pytanie czy takie kwestie równiez da sie wyleczyc postem 6 tygodniowym ? czy te problemy to faktycznie mają zródło w psychice ? Bede bardzo wdzieczna za komentarz. Czy spotkała sie Pani z takim przypadkiem.
Marlena napisał(a):
Spróbuj nie jeść chleba, najczęściej powodem nietolerancji pokarmowych jest gluten, drugim częstym winowajcą może być zawarta w nabiale kazeina. Jeśli chcesz się przekonać czy post pomoże – po prostu doświadcz go.
marzena napisał(a):
dzień dobry Pani Marleno, zwracam sie do pani z prośba o poradę. Jem wyłącznie zdrowe, nieprzetworzone pokarmy. Nie jem słodyczy, nie pije alkoholu itp. Ale mam wrazenie ze popełnam gdzieś bład, Mianowicie zjadam monstrualne ilosci warzyw i owoców, tak duze ze przeciętny obywatel nie jest myślę tyle pochłąnąc. Ja nawet nie jem, tylko żrę- kilogramami. Po prostu uwielbiam owoce i warzywa i nie potrafię sobie odmówić. Dodam ze jestem osoba szczupłą, 170 – 55 kg. – moje dieta to owoce i warzywa w 80%. I tu pytanie, czy jedząc kilogramami warzywa i owoce mój żołądek ma czas na odpoczynek ? Zastanawia mnie to gdzie popelniam bład, bo obcenie wszyscy w pracy którzy jedzą przetworzoną zywnośc są zdrowi, tylko ja jedna, odzywiająca sie mega zdrowo jestem zakatarzona, przeziębiona. Dziwne to. Ale po Pani artykule wnioskuję ze jednak nawet w jedzeniu owoców i warzyw nalezy zachować rozsadek iumiar i dać zołądkowi odpoczac. Proszę o komentarz co Pani na ten temat mysli.
Marlena napisał(a):
Po prostu spróbuj popościć parę dni i zobacz. Zwróć też uwagę na prawidłową florę bakteryjną jelit. Przejadanie się w każdej formie nie jest pożyteczne, nawet jeśli to będą same zdrowe rzeczy.
Szamotulska napisał(a):
Witam serdecznie, proszę o informację na temat picia wody, czy filtrowanie wody filtrami Brita ma sens? czy wtedy można ją pić, bez gotowania?
Marlena napisał(a):
Ja używam właśnie filtrowanej, nie kupuję wód w butelkach.
Edyta napisał(a):
Wkłada Pani mnóstwo serca, czasu i pracy w bloga, każdy może coś wybrać dla siebie, zaczęłam od picia czystka, wymieniłam oleje na nierafinowane, kupiłam orzechy, daktyle itp.codzienne 2 razy dziennie koktaile warzywno- owocowe, siemię lniane, ostropest, nie jem, mięsa i chleba…stosuje niektóre przepisy, choć póki co przyzwyczajam się, bo wydaję mi się mdłe(brak cukru), po 3 tygodniach (już), mam niesamowitą energię, spokój wewnętrzny i chęć do wszystkiego, nie czuję znużenia…jeszcze dużo przede mną i wiem, że potrzeba czasu, podziwiam Panią za tak ogromną wiedzę i życzę dużo sukcesów.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Edyto i życzę nieustającego zdrowia! 🙂
Margaret napisał(a):
Marleno od miesiaca, pod wplywem Twojego blogu zmienilam sposob odzywiania. Bylam kompletnie uzalezniona od slodyczy przez cale swoje zycie. Byly dnie, ze slodycze byly moim jedynym posilkiem w ciagu dnia, tzn jadlam je przez caly dzien. mialam taki koszmarny zwyczaj, ze dotad dopuki mialam slodycze jadlam je. Nie moglam sie od tego uwolnic, musialam je zjesc wszystkie, oczywiscie solennie sobie przyrzekajac, ze to juz ostatni raz. I tak przez lata. Mniej wiecej, miesiac temu zachorowalam na kolejne zapalenie oskrzeli, co od dluszego czasu zdazalo mi sie co rok. Trzy lata temu mialam zapalenie pluc, ” zwalilam ” to na wirusy panujace w samolocie, ktorym wracalam z urlopu. A potem coroczne ” letnie” zapalenie oskrzeli. W tym roku to samo. W tym samym czasie znalazlam Twoj blog. Oba te czynniki spowodowaly, ze zmienilam swoj sposob odzywiania. Zrezygnowalam ze slodyczy, kawy, miesa, pieczywa. Moja dieta oczywiscie nie jest idealna, wciaz sie ucze, srednio raz w tygodniu wypijam jedna kawe, ale w tym czasie, bez glodzenia ” zrzucilam” 7 kg. Korzystajac z czesci urlopu , a nie wyjazdzajac w trakcie 2 tygodni z domu, chce wprowadzic diete dr Dabrowskiej. Nie wiem, czy uda mi sie wytrwac 6 tygodni, ale mysle, ze nawet 2 to bedzie moj duzy sukces. Dzieki za inspiracje. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Margaret! Też kiedyś „za starych czasów” padałam ofiarą notorycznych infekcji, których przyczynę widziałam we wszystkim, tylko nie w swoim podejściu do życia (i do swojego zdrowia). Bo nie miałam pojęcia, że bycie przewlekle zdrowym jest dosłownie w zasięgu ręki, jest moim naturalnym stanem. 🙂
Margaret napisał(a):
Zapomnialam dodac, ze dwa razy dziennie stosuje ssanie oleju. Mysle, ze tez pomaga.
Jarek napisał(a):
Pytanie odnośnie świeżo pozyskanego soku z buraka ćwikłowego
(z wyciskarki lub sokowirówki ). Są opinie , że przed spożyciem musi postać około dwóch godzin. Mit , czy prawda ?
Pozdrawiam wszystkich , którzy wcielają w życie wszystkie podpowiedzi Naszej Marleny.
BladyMamut napisał(a):
Utrata wagi nie koniecznie prowadzi do lepszego wyglądu. Podobnie jak zyskanie kilogramów nie koniecznie prowadzi do gorszego wyglądu. Wygląd twojego ciała bardziej zależy od proporcji mięśni i tkanki tłuszczowej. W większości wypadków liczba na wadze nie ma związku z dobrym wyglądem, a wielu ludzi wręcz pogarsza swój wygląd poprzez próby utraty wagi. Tak więc waga w najlepszym przypadku jest kiepskim narzędziem.
Mania napisał(a):
Dziękuję za wyczerpujący artykuł. Szukam takich porad, bo już nie mam siły na leczenie się. Od lat cierpię z powodu jelit: poranne „strzelające” biegunki, jak tylko nogi z łóżka opuszczę, muszę biec do łazienki. Później, niezależnie od tego co zjem w ciągu dnia, męczą mnie gazy, raczej bezwonne, ale silne, jak „z armaty”. W sytuacji stresowej mało jem i zanim wyjdę do pracy muszę odsiedzieć ze 3 razy na sedesie. Robiłam kolonoskopię, gdzie po pobraniu materiału stwierdzono mikroskopijne zapalenie jelita. Miałam też leczoną helikobakter i wtedy pierwszy raz od lat nie miałam biegunki ani gazów. Przestałam brać leki i wszystko powróciło. Leki, które mi zapisuje gastrolog albo mnie uczulają, wtedy puchnę, albo podrażniają mi żołądek więc nie biorę już nic i czekam na dalszą diagnozę, bo leczę się u specjalistów dopiero od roku. Wcześniej lekarz rodzinny leczył mnie po omacku. Po gastroskopii zdiagnozowano przewlekłe zapalenie błony śluzowej żołądka i jakieś zgrubienia. Wyniki z wycinków będą za jakiś czas. Wielu z tych porad podanych w artykule aż boję się wprowadzać w swoje życie. Mam chorobę Haszimoto-niedoczynność tarczycy i biorę leki od lat, ruchomą nerkę i problemy z atakami kolki nerkowej. Jem dużo, często i wydaje się, że zdrowo, sama gotuję, a jestem bardzo szczupła. Podatna na infekcje dróg oddechowych. Mam bardzo niskie ciśnienie, całe życie, a mam 50 lat. Nigdy nie mogłam pościć, robiło mi się słabo. Dłuższe zebrania w pracy bez jakiejś kanapki też odpadają. Nawet badanie na czczo jest dla mnie problemem. To na co Pani zwraca uwagę, to jest nieprawidłowe zjadanie i ja to mam. Jem szybko, wrzucam do żołądka, słabo żuję. Uwielbiam świeże owoce, warzywa. Gotuję na parze, bez tłuszczu. Nie piję alkoholu, nie palę. Piję jedną kawę dziennie rano dla podniesienia ciśnienia, często czystek, rumianek, koperek, miętę, melisę, rzadziej czarną herbatę. Nie jem prawie nabiału, nie piję mleka, a i tak cierpię. Nie liczę na cudowne rady forumowiczów, ani Pani Marleny, ale miło by było, gdyby ktoś mi napisał, co źle robię, że ciągle cierpię. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Myślę, że najlepiej powie Ci to fachowiec z długoletnim doświadczeniem „w tych sprawach” (hashimoto, problemy gastryczne, mała odporność na infekcje itd.) czyli pani doktor będąca internistą oraz immunologiem: wysłuchaj proszę uważnie jej wykładu https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/ a dowiesz się jak pozbyć się tych dolegliwości w prosty i naturalny sposób zaprojektowany dla nas przez samą Matkę Naturę.
Ania napisał(a):
Zrobiłam sobie ostatnio post, podczas którego piłam wyłącznie soki owocowo-warzywne. Pościłam tak przez weekend (bo w tygodniu pracuję zawodowo). Zniosłam to bardzo dobrze, jednak po wszystkim zauważyłam u siebie nieposkromioną chęć na słodycze i wszystko, co wysokokaloryczne. Jakby organizm chciał nadrobić brak kalorii przez tamte dwa dni. Czy spotkałaś się z taką reakcją? I czy masz jakąś radę?;)
Ania
Marlena napisał(a):
Tak bywa gdy do detoksu przystępuje się z marszu. Na tydzień przed należy się przygotować: odstawić słodycze, pokarmy tłuste, czerwone mięso, kawę itd.
Mariola napisał(a):
Pani Marleno,mam pytanie odnośnie picia soku z kapusty.Lubię go i robię w wyciskarce,ale przeczytałam w artykule ,że przy chorobach tarczycy jest niewskazany.Mam bardzo zmniejszoną tarczycę (samoistnie zmalała ) i w związku z tym mam niedoczynność i przyjmuję euthyrox.Czy powinnam zrezygnować z soku z kapusty?
I bardzo dziękuję za ten blog, masa przydatnych informacji :), pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Zaleca się przy tarczycy unikać krzyżowych, ale to nie znaczy całkowicie wykluczać. Kiszone i gotowane wytracają związki goitrogenne. Obserwuj więc swoje ciało i w razie czego skonsultuj z lekarzem.
joanna napisał(a):
Witam Panią serdecznie 🙂
Jestem szczęśliwa, że znalazłam Pani bloga i mogę uczyć się od Tak doświadczonej osoby jak Pani.
Chciałabym coś dopytać.
Mam zdiagnozowane w gastroskopii:
” żołądek wytapetowany żółcią” lekarz stwierdził, że żółć cofa się z dwunastnicy do żołądka, miewam czasem okropne skurcze żołądka później jelit, zazwyczaj bywa to gdy jestem głodna ( zaczyna mnie ssać w żołądku), obecnie od razu zjadam banana, pomaga od razu,
innym razem skurcze pojawiają się po jedzeniu, a nawet czasem wtedy gdy się schylę założyć buty. Tak atak skurczy trwa zazwyczaj koło godziny i trudno się go pozbyć. Podczas pobytu w szpitalu po operacji podano mi Ketonal we wlewie NaCl i dostałam ogromnego ataku który trwał ponad 24 godziny, myślałam, że mój organizm tego nie przetrzyma. Ból podczas ataku był tak ogromny, że wiłam się z bólu. Nie wiem, czy mam nadkwasotę, czy mam za mało kwasu solnego :-/
Jak Pani myśli co jest przyczyną tych ataków? Czy ta żółć w żołądku? Jak z tym walczyć? Czy powinnam pić Witaminę c buforowaną? Bo jeśli to brak kwasu solnego w żołądku to może powinnam pić witaminę C niebuforowaną, żeby tych kwasów nie neutralizować.
Proszę mi wybaczyć jeśli mylę fakty ale za mało jeszcze wiem.
Do gastrologa nie chcę iść bo zapewne otrzymam IPP a ja nie chcę przyjmować leków.
Odkąd zaczęłam się stosować do Pani porady dokładnego i długiego żucia to nie mam wielu rewolucji jelitowych i za to Chwała Pani. Chciałabym jednak jeszcze wyleczyć się z tych ataków skurczy. Z góry Pani dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Joanno jeśli są problemy z przewodem jelitowym to bezpieczniej jest buforować witaminę C do wartości neutralnego pH. Natomiast co do refluksu żółciowego to zbadaj sobie czy nie masz Helicobacter Pylori albo kamicy.
Ela napisał(a):
Jestem na etapie poszukiwań gdyż zrobiłam sobie badanie kału na obecność helicobacter pylori no i wyszło, że mam. Wiem, że większość ją ma jednak ja zrobiłam badanie bo od kilku lat pobolewa mnie w prawym boku, nie mocno ćmi delikatnie ale za to czuję ruchy jelita, przelewanie, gazy i takie sensacje.
USG jamy brzusznej robiłam było w porządku, test na pasożyty i lamblie wyszedł ujemny dlatego następnym krokiem był test na helicobacter. Teraz nie wiem jak zadziałać lekarz na pewno przepisze antybiotyki , gastroskopii nie chcę robić bo cierpię na częstoskurcz napadowy serca i grzebanie w przełyku może go wywołać. To że cierpię na częstoskurcz napadowy jest tez pewnym przeciwwskazaniem do postu bo nie daj Boże mały niedoborek potasu, magnezu czy wapnia a atak gotowy, no i oczywiście podświadomy strach przed postem raczej go eliminuję.
Odżywiam się zdrowo w sumie od niedawna. Czasem jednak jadam mięsko choć rzadko i to nie przetwarzane a obrabiane w domu.
Stanęłam więc przed dylematem bo antybiotyki wyjałowią mój organizm, a staram się teraz reperować florę bakteryjną m.in piciem zakwasu buraczanego bo akurat jest łatwy i prosty w przygotowaniu i do tego smakuje.
Tak bardzo chciałabym się pozbyć przelewania w brzuchu, ruchu jelita, bo ból jak występuje to czasem i delikatny. Najbardziej przeszkadza mi to, że czuję jelito a szczególne je czuję jak leżę bo jak jestem w ruchu wszystko jest ok.
Sama już nie wiem co robić, lekarzom nie ufam choć z racji mojej przypadłość nie raz mnie umiarawiali na pogotowiu bo sama z sercem nie dawałam sobie rady. W moim przypadku nie jest tak łatwo podjąć decyzję a do tego czeka mnie zabieg na tym sercu więc dodatkowy stres.
Tak więc trudna droga wyboru przede mną. Może miała Pani do czynienia z sercowami jeśli chodzi i post? Dodatkowo zapytam jaką drogę najlepiej byłoby obrać w kwestii tych helicobacter?
pozdrawiam ciepło
Elżbieta
Marlena napisał(a):
Może spróbuj kapuścianej kuracji dra Cheneya, o której pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/nie-jestes-tym-co-jesz-lecz-tym-co-przyswajasz/
100-200 ml świeżego soku z kapusty (zwykłej białej) ok. pół godziny przed każdym posiłkiem (3-5 razy dziennie, razem możemy docelowo spożyć dziennie 1 litr, w przypadku problemów zaczynamy od małych ilości dziennie) potrafi wyleczyć chory przewód pokarmowy w ok. dwa tygodnie (lżejsze przypadki nawet krócej, a cięższe nieco dłużej). Do tego przydatne będzie kilka g witaminy C buforowanej i zero przetworzonego jedzenia. Nie zaszkodzi, bo kapusta jeszcze nikogo nie zabiła (chyba że spadnie mu na głowę), a może pomóc, co dr Cheney udowodnił w swoich badaniach.
Generalnie helicobacter pomieszkujący w naszych wnętrznościach zaczyna robić psikusy przy obniżonej odporności (nie czyniąc krzywdy ludziom z silnym systemem immunologicznym), więc przypuszczalnie masz pewne niedobory witamin i minerałów przez co odporność kuleje, również tachycardia może z tych niedoborów wynikać. Zrób analizę pierwiastkową włosów jeśli nie robiłaś jeszcze, a sporo może się wyjaśnić.
joanna napisał(a):
Dziękuję serdecznie za odpowiedź 🙂
Pytałam o to buforowanie, bo racja jest taka, że gdy piję buforowaną wit C do poziomu neutralnego ph ( koło7 ) to wówczas miewam gazy i zastanawiałam się czy to nie jest wina tego, że pokarm znalazł się w żołądku z zneutralizowanymi kwasami żołądkowymi,
Piję około 4 g wit C / dzień ( 1 szklanka płynu ), popijając po 3 łyki co jakiś czas. Taką szklankę wypijam w ciągu dnia.
Czy to obojętne czy piję przed posiłkiem czy po?
A odnośnie Helicobacter Pyroli,
To czy to się diagnozuje w gastroskopii ( będę miała robioną) czy w inny sposób też można to zbadać.
A jakie badania się robi na kamicę?
Pozdrawiam
Joanna
Marlena napisał(a):
Joanno, Twój lekarz udzieli wszelkich informacji w jaki sposób odbędzie się diagnozowanie. Kamicę widać w obrazie USG. Odnośnie witaminy C to nie ona jest winna powstawaniu gazów w tak małej dobowej ilości jaką obecnie przyjmujesz. Winne jest zakwaszenie organizmu, brak zasadotwórczych pierwiastków, brak glutaminy naprawiającej trakt jelitowy, brak dobrej flory bakteryjnej w jelitach itd. To wszystko zostaje zniszczone i zrabowane poprzez spożywanie przetworzonej żywności, nadmiaru tłuszczów pochodzenia zwierzęcego oraz używek (jak np. kawa, alkohol), leków i słodyczy. Trzymaj się od tego z daleka. Sprawdź też swój poziom witaminy D we krwi.
Ela napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Ta kuracja warta zainteresowania 🙂 Od kilku dni zastosowałam sobie kurację marchewkową -kilka marchewek na czczo i jest o niebooo lepiej bez antybiotyków. Praktycznie wszelkie dolegliwości ustąpiły czasem pobolewa przy mocniejszych ruchach brzuchem np. podczas ćwiczeń ale to i tak super po zaledwie paru dniach.
Jeśli chodzi o arytmie to zawsze mi robią wyniki podczas ataku na pogotowiu i pierwiastki takie jak magnez czy potas są naprawdę w „dobrej” normie i wapń- o to muszę dbać i wiem o tym. Moja arytmia wynika z dodatkowej drogi przewodzenia /takie mechaniczne uszkodzenie serca/, którą trzeba usunąć. Jednak dbając o siebie ataki mam rzadsze i mniej uciążliwe niemniej występują dlatego zdecydowałam się na zabieg bo to ogranicza życie. Uwielbiam podróże ale zawsze jest ten wewnętrzny strach przed atakiem w jakiejś głuszy…No i podróżując nie zawsze mogę zjeść co sama przygotuję, bazuję wówczas na owocach ale podróżując aktywnie muszę mieć siły..
Krzysztof napisał(a):
Marlenko, jestem zmieszany, dlatego proszę o Twoje zdanie na temat:
– ile razy dziennie jeść ?
1. 3x dziennie – do pełna, ale nie przejadając się, i jedząc ostatni najlżejszy posiłek najpóźniej o 19.00 ?
2. 5x dziennie w mniejszych porcjach, zachowując przynajmniej 3 godzinną przerwę między posiłkami ?
Testowałem na sobie już różne opcje, i najbliższa jest mi ta pierwsza, tzn najlepiej funkcjonuje przy niej mój układ trawienny, aczkolwiek często wpadam w pułapkę jedząc tym samym za dużo podczas jednego posiłku (wszak następny będzie dopiero z 4-5h). Co później nie objawia się niczym dobrym :/
Będę wdzięczny za Twoją opinię 🙂
pozdr!
.kr
Marlena napisał(a):
Krzysztofie, nie doradzę Ci nic konkretnego, bo to naprawdę bardzo indywidualna sprawa, ja na przykład skończyłam z liczeniem posiłków , z odliczaniem czasu do następnego, z ważeniem porcji czy liczeniem kalorii – do niczego mi to niepotrzebne ponieważ ja teraz jem bardziej naturalnie czyli intuicyjnie: jestem głodna to jem, nie jestem głodna to nie jem. Nigdy się nie przejadam (nawet w święta, choć kiedyś to normalka). Nie jem w pośpiechu ani w nerwach – czas posiłku to czas święty. Nie liczę ile razy dziennie spożywam posiłków, zwracam bardziej uwagę na jakość a nie na ilość. Czasem moje ciało chce 2 a czasem 5 i za każdym razem jest mu z tym dobrze, więc i mnie też. Bywają dni, że od rana woła o swoje solidne śniadanie, a są dni, że rano nie chce nic z wyjątkiem czegoś płynnego, a woła o coś konkretniejszego dopiero w południe. I to też jest OK. Jak chce trochę popościć – pozwalam mu, a jak chce większą/częstszą dostawę świeżej porcji energii, to też ją dostaje. Dobrze nam razem 🙂
Gabi napisał(a):
Marlenko, dopiero dziś zaczęłam czytać Twoje mądre artykuły i nie wszystko jeszcze zgłębiłam. Interesuje mnie jednak kwestia hemoridów. Cierpi na nie mój mąż i właściwie żadne czopki nie pomagają, ciągle krwawienie wewnętrzne się powtarza. Co może być przyczyną? Jak sobie z tym poradzić? Liczę na Twoją mądrość i pomoc.
Marlena napisał(a):
Gabi, mój mąż cierpiał na nie przez wiele lat, już od młodości. Zwalał to na skłonności genetyczne, bo jak mówił „u nas w rodzinie wszyscy mają hemoroidy, dlatego ja też mam, no trudno, widocznie tak już musi być”. Oczywiście czegóż to on nie próbował: czopki, maści, zioła, a nawet kosztowny i bolesny zabieg usunięcia ich u proktologa, niestety pojawiły się wkrótce znowu. Mąż tylko kiwał głową, „no tak, u nas to rodzinne, tak już do końca życia będę mieć i muszę się z tym pogodzić”.
I co się okazało? Po ok. roku od zmiany stylu życia pytam męża jak tam u Ciebie hemoroidy bo widzę, że się czopki i maści przeterminowały w apteczce, a mój mąż na to „ale jakie hemoroidy…. aaaaaa, nie już nie ma – zniknęły od dobrych paru miesięcy”. I teraz już nie pamięta co to są hemoroidy. Reszta rodziny nadal narzeka na nie, ale mój mąż już nie 🙂 Tylko, że oni nadal jedzą jak jedli, a mój mąż już nie. Jednak diety zmienić nie chcą, wolą nadal „leczyć się” nic nie działającymi „lekami” i cały czas cierpieć ledwo mogąc na tyłku usiąść byle tylko móc dalej jeść swoje chorobotwórcze „smakołyki”: dużo pokarmów odzwierzęcych (mięsa, wędlin, nabiału, jajek), dużo białego pieczywa, ryżu i makaronu, pizze, przekąski, słodycze, ciasta, używki (alkohol, kawa, tytoń), słodkie napoje gazowane, smażeniny, a warzywka jak już to tylko symbolicznie dla dekoracji, może czasem jakieś w zupie, owoce zaś chyba tylko w kompocie lub w postaci „owocowych” słodkich jogurtów albo lodów „o smaku”. No cóż – jest to kwestia osobistego wyboru.
Odwrócenie proporcji na talerzu (bardzo dużo potraw z zawierających błonnik warzyw i owoców, a tylko symboliczne ilości pozbawionych błonnika pokarmów odzwierzęcych oraz zero słodkości i używek) plus nieco więcej ruchu pozwoliły jak widać mojemu mężowi zapanować po latach nad „tymi złymi genami” i pożegnać mimochodem swoje hemoroidy. Raz, a dobrze! 🙂
Gabi napisał(a):
Bardzo dziękuję Marlenko za Twoje cenne rady. Trudne, bardzo trudne będzie przestawienie, bo u mnie właśnie takie żywienie , które nazywasz nieprawidłowym, jest na codzień. Musze dokładnie zapoznać się z Twoimi zasadami żywienia i może coś uda się zmienić?
Marlena napisał(a):
„Może coś uda się zmienić”? Wiesz, z takim podejściem daleko nie zajedziesz. Musisz mieć nie sto, a tysiąc procent pewności – absolutnej i niezbitej pewności i wewnętrzne, niczym niezachwiane przekonanie, że zmiany będą, koniec , kropka, męska decyzja i nie ma odwołania. I że nie jest to takie trudne jak się na pozór wydaje (bo nie jest!). Wtedy powodzenie i sukces jest już Twój 🙂
joanna napisał(a):
Witam.
Pani Marleno dziękuję za wyczerpującą odpowiedź 🙂
Dodam, że u mnie po wprowadzeniu wielu zmian wszystko się normuje 🙂
Chciałabym zapytać czy ma Pani artykuł odnośnie Płynu Lugola,
Mam konkretne pytanie,
Czytając książkę ” ukryte terapie…” Pana Jerzego Zięby,
którą serdecznie polecam, napotkałam informację, że jod występuje w postaci organicznej (wg autora to szkodliwa forma jodu) oraz w formie nieorganicznej/nieradioaktywnej,
Czy preparat Kelp z alg morskich jest bezpieczną formą jodu?
Nieorganiczną?
Na googl-ach są sprzeczne informacje,
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Joanna
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że najlepiej zapytać producenta preparatu. Ja niestety go nie używam więc nie mam na jego temat zdania.
joanna napisał(a):
Ok rozumiem, dopytam producenta.
A odnośnie płynu Logola napisała Pani artykuł?
Bo wydaje mi się, że w którymś z artykułów czytałam, że gości on w Pani apteczce.
Pozdrawiam
Joanna
Marlena napisał(a):
Gościł, w czasie przeszłym. Tak o nim „pamiętałam”, że się przeterminował i nawet w połowie wyparował z buteleczki (jod jest bardzo lotny). Nie pisałam na temat płynu Lugola osobnego artykułu, ale wspomniałam o nim tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-rzeczy-pomagajacych-tarczycy-zachowac-rownowage/
JoAnna napisał(a):
Witam. A co sądzi pani n/t oczyszczania jelita za pomocą lewatywy?
Beata napisał(a):
Witam 🙂 Mam pytanie dotyczące postu.Czy w okresie postu,a więc w czasie gdy podstawą pożywienia są owoce i warzywa wzrasta ilość wydalanego moczu?Czy to może być przyczyną wydalania na dobę około 4 litrów moczu?
Marlena napisał(a):
Tak, podczas postu następuje uwalnianie się nadmiaru płynów zgromadzonych w tkankach. Mówiła o tym dr Dąbrowska na wykładzie https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/ oraz pisała w swoich książkach. Zawsze polecam zaznajomić się z tymi materiałami PRZED przystąpieniem do postu.
Beata napisał(a):
Dziękuję .Cały czas nadrabiam zaległości .Wiem,że wiem jeszcze bardzo mało na temat zdrowego odżywiania,ale sytuacja zdrowotna(mojego syna) zmusiła mnie do szybkiego zastosowania postu.Mam jeszcze wiele pytań i wątpliwości i mam nadzieję ,że odpowiedzi znajdę tutaj.Pozdrawiam 🙂
Monika napisał(a):
Marleno dlaczego ludzie z chorobami tarczycy powinni unikac białej kapusty? Pytam sie, poniewaz mam niedoczynnosc tarczycy :-/ i dodaje sobie czasem do soków czerwonej kapusty- zmartwiłam sie troche?!
Marlena napisał(a):
Chodzi o związki wolotwórcze w krzyżowych warzywach: mogą zaszkodzić gdy nie będziemy jeść nic kompletnie innego jak warzywa krzyżowe i to w dodatku na surowo.
Aga napisał(a):
Witam Pani Marleno, czy przy Hashimoto i niedoczynności, odstawionym glutenie, mogę pić taki sok? Bo widzę, że sama kapusta nie jest wskazana?
anna napisał(a):
witaj Marlenko ja również cierpię z powodu zgagi miałam też nadżerki w żołądku i metaplazję jelitową. Na początku lata to wyleczyłam ale znowu wróciło. Nie mogę zrozumieć czy mam nadkwaśność czy niedokwaśność ponieważ nadżerki wymieniłaś przy nadkwasocie. Czy zanikowe zapalenie błony śluzowej żołądka może być spowodowane niedokwaśnością i złym trawieniem? I czy poprzez wieloletnie dolegliwości mogę mieć niedobory witamin? I czy te niedobory mogłyby doprowadzić do zapalenia żołądka i zaniku śluzówki? Z góry dziękuje.
Marlena napisał(a):
Anno, całkiem niewykluczone, że robi się błędne koło. A badałaś się na helicobacter pylori? Niedobory nie tyle mogą doprowadzić do zapalenia żołądka ile do obniżenia odporności. Zbadaj też swój poziom witaminy D we krwi.
Magda napisał(a):
A czy możesz podzielić się, jak wyleczyłaś metaplazję? Wszędzie czytam, że to zmiana nieodwracalna, prowadząca do raka żołądka. U mnie również wykryto (++), brak HP, lekarze zalecają tylko antybiotyki, a ja nie chcę ich brać, ponadto jestem w ciąży i tym bardziej nie sięgnę po leki. Przy okazji, może polecacie jakiegoś mądrego gastrologa? Mój naturopata dużo mi pomógł, również zwrócił uwagę na żucie pokarmu, miałam dobre suple z enzymami, ale niestety w ciąży nie mogę ich przyjmować. Muszę przemóc się jeszcze do soku z kapusty, której nie znoszę. Czy siemię lniane też może pomóc? Naturopata zalecił zaparzyć i odcedzić, pić tylko samą galaretę. Doskonale wiem, co doprowadziło mnie do tego stanu, między innymi duże ilości tabletek przeciwbólowych na migreny, 10letni stres w pracy i dużo smażenia. Od ponad półtora roku nie jem mięsa i produktów odzwierzęcych, od pół roku rzadko coś usmażę, a od 3 miesięcy ciąży zajadam mnóstwo owoców i warzyw. I choć zawsze wydawało mi się, że dobrze się odżywiam, bo sama wszystko przygotowuję, lubię warzywa i owoce, moje wyniki badań stanowczo temu zaprzeczają. Mam jednak nadzieję, że idę ku poprawie, bo na koniec zeszłego roku mój żołądek na teście Volla wyglądał ponoć dużo gorzej, niż w tym roku w maju. Za wszelkie porady z góry dziękuję. Pozdrawiam!
Magda napisał(a):
Zapomniałam jeszcze dodać, że w gastro wyszły również dwie nadżerki uniesione. Dziwi mnie to, że nigdy nie miałam bólów żołądka, nawet po pikantym jedzeniu, zgaga – nawet nie wiem, co to jest, zupełnie nie spodziewałam się, że w środku dzieją się takie potworności. Chciałam zrobić restrykcyjny post, ale w ciąży nie mogę, gastro też nie mogę powtórzyć, i tak siedzę i kombinuję, zamartwiając się. Odstawiłam też gluten, pieczywo piękę sama. Wit. D mam 40, więc chyba szału nie ma, suplementuję b-komplex, ma bardzo dobry skład. Czy zbuforowaną Wit. C mogę przyjmować, nie podrażni ona i tak już nadwyrężonego żołądka? I czy kapusta czerwona ma takie same właściwości jak biała? Pozdrawiam znad michy kapusty 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli ktoś nie toleruje kwasowej postaci witaminy C, to wtedy jak najbardziej buforowana. Kapusta czerwona i biała różnią się nieco między sobą (np. czerwona ma dużo antocyjanów nadających jej tę piękną barwę), ale w sumie obydwie są OK.
anna napisał(a):
Tak badałam na helicobacter pylori niema.Zbadam poziom wit B 12 i wit.D i zobaczę co wyjdzie.Odezwę się jeszcze.
Dziękuję.
Maria napisał(a):
Odnośnie „testu buraczkowego” znalezione na pewnym forum cytuję:
Zabarwienie moczu barwnikiem z buraków, czyli betaninuria (częsta niepoprawna nazwa beeturia) jest częste i nie ma związku ze stanem jelit lecz z aktywnością soków trawiennych. W normalnym przypadku bardzo silnie kwaśny sok żołądkowy lub silnie zasadowa żółć degradują betaninę do formy bezbarwnej już w jelitach, jeśli u kogoś jest ich mało lub mają małą aktywność enzymów trawiennych, to barwnik po wchłonięciu z jelita w niezmienionej formie jest wydalany. Zabarwienie moczu pojawia się często u dzieci i zanika przy dojrzewaniu. Częstsze jest przy niedoborze żelaza w diecie. Zależy też od diety – może się pojawiać przy niedokwasocie w żołądku i jeśli buraki zje się wraz ze szczawiem. Zabarwienie pojawia się w grupie od 15 do 30 procent populacji. W jakimś stopniu zależy też od niedoboru witaminy C. Ponieważ jest częstsze w pewnych rodzinach, w jakimś stopniu może zależeć od genów ale nie jest wprost dziedziczone”.
I co Wy na to?
Marlena napisał(a):
Jakoś bardziej ufam pani doktor będącej internistą czyli p. dr Ewie Dąbrowskiej w tej kwestii. Stolec będzie zawsze zabarwiony, ale mocz nie ma prawa być zabarwiony. A dlaczego to pani dr tłumaczyła na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Maria napisał(a):
no to ja z kolei polecam lekturę:
https://www.czytelniamedyczna.pl/2597,znaczenie-fizjologiczne-oraz-biodostepnosc-betacjanin.html
Marlena napisał(a):
Jak piszą autorzy tego opracowania: „Do niedawna sądzono, że wydalanie czerwonego moczu po spożyciu buraka czerwonego, czyli bituria, cechująca 10-14% populacji, to objaw stanu chorobowego wywołanego składnikami buraka lub następstwo defektu genetycznego. Obecnie określa się ją idiosynkratyczną reakcją organizmu, zależną tylko i wyłącznie od jego indywidualnych cech fizjologicznych”
Taką indywidualną cechą jest np. stan flory jelitowej i związane z tym zjawisko rozszczelnienia barier jelitowych. O tym właśnie mówiła dr Dąbrowska. Jedna i ta sama osoba może w pewnym momencie swojego życia sikać na czerwono po burakach, a w innym momencie ze zdziwieniem stwierdzi, że jej nagle bituria zniknęła i mocz po burakach jest normalny. Więc geny nie mają tu znaczenia, ale stan naszych jelit tak.
Ola napisał(a):
Witam. Od 13 lat cierpię na dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Oczywiście przechodziłam już niejedno „leczenie”, które pomagało na krótko. Teraz zaczynam kurację sokiem z kapusty i w związku z tym mam pytanie – jak zrobimy sok ze świeżej kapusty w wyciskarce, to jak długo może on stać w lodówce? Na razie zrobiłam większą porcje i piję po trochu, żeby przyzwyczaić żołądek, więc nie ma sensu robienie za każdym razem na świeżo w tak małej ilości.
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Najbardziej optymalne by było rzecz jasna na bieżąco robić każdą porcję soku. Ale gdy nie ma takiej możliwości, to myślę, że jak zrobisz rano, część wypijesz i dasz resztę do lodówki lub zabierzesz w termosiku do pracy to raczej do wieczora nie powinno się nic stać. Sama zobacz, ale raczej te 24 h w warunkach chłodniczych powinien wytrzymać.
Basia napisał(a):
Witam 🙂
Mam pytanie – czy taki 7 dniowy post spowoduje ze minie mi apetyt na uzalezniajace produkty ? typu cukier lub kakao – bo wlasnie z tym ostatnio mam niemaly problem.
I czy w trakcie postu mozna cwiczyc?bo cwicze -sa do dosyc intensywne 45 minutowe cwiczenia co kilka dni i pewnie na ten czas bede musiala je sobie darowac? I jakie soki wlasciwie mozna pic ? owocowe i warzywne ? z jakichkolwiek produktow chcemy?
Bede wdzieczna za odpowiedź 🙂
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Czy taki 7-dniowy to nie wiem, na pewno 40-dniowy powoduje odejście wszelkich uzależnień pokarmowych. Zanim przystąpisz do postu Daniela aby zebrać wszelkie potrzebne informacje przeczytaj proszę książki pani doktor Ewy Dąbrowskiej. Jest też na witrynie jej wykład: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
gosia napisał(a):
Pani Marleno,
Chciałabym zrobić sobie kurację oczyszczającą jelita sokiem z kiszonej kapusty/ogórków pijąc go ok 0,5 l dziennie rozłożone w ciągu dnia, np rano, na czczo pół szklaneczki, w ciągu dnia i wieczorem. W związku z tym mam następujące pytania:
Czy picie ww soku ma również działanie alkalizujące jak sok z cytryny? Czy nie należy wówczas przyjmować żadnych suplementów, chodzi mi głównie o witaminy? Jak długo powinna trwać taka kuracja? Mam 37 l. ogólnie staram się zdrowo odżywiać, ale mam problemy ze stawami, wszystko mi „strzela”. I jeszcze jedna kwestia, której chyba nie rozumiem. Jak zakwaszanie organizmu ma się do tego, że żołądek powinien być „kwaśny”. Chodzi o to, że im więcej kwasu żołądkowego, tym lepsze trawienie? Czy np taka cytryna czy sok z kiszonek pomimo, że będzie alkalizował nasz organizm to jednocześnie będzie zakwaszał żołądek czy wręcz ten kwas będzie go neutralizował ? Przyznam, że mam tu mętlik. Chciałabym wiedzieć jakie produkty będą dobrze działać na produkcję kwasów żołądkowych, a jednocześnie będą alkalizować i oczyszczać nasz organizm. Bardzo proszę o sprostowanie mojego ewentualnego błędnego rozumowania 🙂
Marlena napisał(a):
Pijąc pół litra soku z kiszonek dziennie z pewnością poprawisz stan mikroflory jelit, ponieważ soki z kiszonek zawierają przyjazne naszym jelitom laktobakterie. Sprawdź też swój poziom witaminy D, często „strzelające” stawy to efekt niedoboru.
Pokarmy powodujące zakwaszenie organizmu wcale nie muszą być kwaśne w smaku ani mieć kwaśnego odczynu i vice versa. Kwasotwórcza dieta to taka, która ulegając procesom przemiany materii wytwarza w naszym ustroju dużo kwasów: mięso, ryby, jajka, nabiał, produkty zbożowe, produkty smażone, napoje alkoholowe, napoje gazowane, pokarmy i napoje zawierające kofeinę (kawa, cola, czarna herbata), słodycze wszelkiego typu (ciasta, cukierki, czekoladki itp.) i rozmaita przetworzona karma jakiej pełno w sklepach i knajpach. Alkalizujące są natomiast jedynie warzywa i owoce (większość, choć też nie wszystkie) świeże i kiszone, ich kiełki oraz wyciskane z nich warzywne soki.
gosia napisał(a):
Pani Marleno,
To co Pani napisała to ja już wiem, chodziło mi bardziej o to co robić/ jeść, aby żołądek był wystarczająco kwaśny, a jednocześnie organizm nie był zakwaszony. W którymś z wywiadów, Pan Zięba autor „Ukrytych terapii” powiedział, iż mając odpowiednio „kwaśny” żołądek moglibyśmy strawić „wszystko”, ale większość ludzi tak nie ma. I tego za bardzo nie rozumiem….
Co do soczku to gdyby mi mogła Pani jeszcze powiedzieć jak długo można je sobie pić i czy warto brać wtedy jakieś suplementy, tj witaminki. Pozdrawiam i dziękuję.
Marlena napisał(a):
Gosiu, zgadza się – jemy szybko, byle jak i byle co, jemy bezmyślnie, nie żujemy tylko połykamy, jemy przetworzone bezwartościowe jedzenie – to nie mamy dobrego kwasu w żołądku: tak jak napisałam trawienie zaczyna się w jamie ustnej, a kwasy żołądkowe zaczynają się wydzielać w momencie żucia pokarmu. Przeczytaj proszę uważnie jeszcze raz cały artykuł.
Kwaśne pH w żołądku jest konieczne by trawić pokarm, ale nie ma to nic wspólnego z zakwaszeniem całego organizmu. Natura nas wyposażyła w miejsca w naszym ciele zarówno o pH kwasowym (np. żołądek, skóra czy pochwa) jak i zasadowym (np. jama ustna czy jelita). Stan „zakwaszenia organizmu” wiąże się ogólnie z brakiem zapasów zasadotwórczych minerałów, a nadmiarem kwasotwórczych.
Na tej infografice dr Andrew Saul zamieścił wszystkie przydatne informacje odnośnie kuracji sokiem z kapusty w/g dra Chenneya: https://akademiawitalnosci.pl/wp-content/uploads/2014/05/lek-na-jelita.jpg
gosia napisał(a):
To, co proponuje Andrew Saul dotyczy picia surowego soku z białej kapusty, ja natomiast chciałam zacząć od 0,5 l soku z kiszonej kapusty. Dalej nie wiem czy mogę brać sobie witaminkę D, której mam niedobór czy jednak lepiej się wstrzymać…?
Marlena napisał(a):
Jeśli masz niedobór witaminy D to pomocny może być ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
gosia napisał(a):
Pani Marleno, artykuł na temat niedoboru witaminy D oczywiście czytałam i mam świadomość, że mam niedobór bo wynik mojego badania to 27. Chodziło mi tylko o to czy sobie nie zaszkodzę biorąc suplementy i pijąc sok z kiszonej kapusty.
Jestem po 3 dniu picia soku i to co zauważyłam dzisiaj rano mnie trochę zaniepokoiło. A mianowicie, przeczyściło mnie do zera, można powiedzieć, że „sikałam” wodą prawie od samego początku. Nie towarzyszył temu żaden ból ani nic, ale zastanawiam się czemu od razu samą „wodą”. Po ok 10 takich podejściach wszystko ustąpiło. W ciągu dnia piłam zielony koktajl ze szpinakiem, awokado, bananem i ananasem i było ok.Czy, być może, te 200 ml na czczo to za dużo jak naraz..? W każdym bądź razie wieczorem już nic nie piłam( oczywiście chodzi o sok z kiszonej kapusty). Czy jest możliwe, aby to była za duża dawka dla mnie czy lepiej po prostu pić go po posiłku ?
I jeszcze jedna kwestia. Czy są jakieś badania pozwalające zbadać poziom witaminy E lub B w organizmie?
Jak zwykle dziękuję za odpowiedzi i z niecierpliwością czekam na kolejne artykuły 🙂
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, nigdy nie miałam takich sensacji. Odnośnie badań o które pytasz, to zapytaj w przychodni albo u lekarza rodzinnego, ja sobie takich badań nie robiłam więc nie wiem.
Gustaw napisał(a):
Witam.
Nie rozumiem tego zamieszania z tym jedzeniem. W mojej pracy, oprócz mnie, to chyba nikt nie zwraca kompletnie uwagi na to co je. Batony,chipsy, ciastka itp. Do tego krąży ciekawa opinia, że: Nie można tak po prostu przestać jeść to co dotychczas bo to może cię zabić, możesz dostać zawału nawet, że ciało jest tak nafaszerowane chemikaliami, że….. trzeba kontynuować, jedząc to co dotychczas i będzie dobrze. Czasami czuje się dziwnie ale pozostaje przy swoim bo czuje się znacznie lepiej i mam więcej siły na wszystko.
Marlena napisał(a):
Owszem, będzie dobrze, ale do czasu. Ludzki organizm ma wiele mechanizmów broniących homeostazy niezbędnej do utrzymania go przy życiu. Jednak to nie jest niewyczerpane źródełko. Gdyby tak było, to szpitale świeciłyby pustkami, lekarze byliby potrzebni tylko do odbierania porodów i składania złamanych kończyn, a apteki obecne dzisiaj na każdym niemal rogu ulicy musiałyby pójść z torbami i się zamknąć.
Ewcia napisał(a):
Marlenko! Jak to jest do końca z tymi bakteriami z kiszonek nie do końca rozumiem! Pokarmy i napoje przechodzą przez żołądek, którego kwaśne pH powinno zabić wszystkie bakterie! Czy więc dobre bakterie z naszych kiszonek przeżyją? Mam jeszcze dziwne pytanie. Gdzieś u Tombaka wyczytałam, że człowiek prawidłowo powinien oddawać mocz zaledwie kilka razy dziennie! Ja robię to chyba z kilkanaście razy! Jakie jest Twoje zdanie w tej kwesti?