Wyniki badań o których mowa w infografice znajdują się tutaj (po ang.): https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/14745841
Jako skuteczny i w pełni naturalny dezodorant warto stosować oliwkę magnezową. Jest śmiesznie tania, niezmiernie łatwa i szybka do wykonania w domu oraz – co najważniejsze – działa! 🙂
Przepis na oliwkę magnezową tutaj:
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Parabenek napisał(a):
NIE MA KOSMETYKÓW BEZ PARABENÓW. Ludzie sie głupot naczytaja i lataja tak po sklepie szukaja nie wiedząc czego.
Nawet gdyby były takie kosmetyki to i tak 100 razy więcej parabenów w siebie wrzucaja ida do marketu kupują parabeny na wagę. Która kiełbasa nie ma parabenów, serek, jogurt, Vegeta, , kostki rosołowepieczywo, …… itd
Marlena napisał(a):
Owszem są kosmetyki bez parabenów: olej kokosowy jest bez parabenów, oliwka magnezowa jest bez parabenów, miód, jogurt, soda oczyszczona, żółtko, siemię lniane też są bez parabenów… 😉 Natomiast na gotowe preparaty (czyli takie zaprojektowane głównie po to by sobie w celach ozdobnych miesiącami stały na sklepowej półce) można (a w większości przypadków należy) położyć laskę kolokwialnie mówiąc. Podobnie jak na jedzeniopodobne produkty ze sklepu: kiełbaski, serki, chlebki, vegetki i takie tam inne śmiecioszki. 🙂
Krzysztof Abramek napisał(a):
Trudno oczywiście stwierdzić, że parabeny to coś co ludzki organizm potrzebuje, ale są przynajmniej dwie zalety ich stosowania:
– są one używane do konserwacji składników naturalnych, żaden bowiem produkt naturalny nie jest stanie przetrwać przecież pół roku, rok, czy więcej i wiele dobrych kremów, emulsji, czy serum zawdzięcza swoje działanie naturalnym składnikom zakonserwowanym parabenami.
– parabeny są najdłużej używanym konserwantem w kosmetyce, a więc jest największe doświadczenie w ich stosowaniu, czyli są NAJLEPIEJ PRZEBADANE ze wszystkich tego typu składników w kosmetyce.
Odrębną kwestią jest ilość parabenów w preparacie, lecz jeśli producent nie przesadzi to stanowią one sensowny kompromis pozwalający wykorzystywać zalety składników naturalnych.
Wszędzie oczywiście znajdą się oszołomy, które będą wciskać cokolwiek by wyciągnąć od ludzi kasę, lecz nie można wszystkiego uogólniać i wrzucać do jednego worka, szczególnie że badania nie udowodniły cancerogenności i nie wykazały, że jakiekolwiek efekty to wynik działania parabenów właśnie z kosmetyków, a nie np. z leków, czy jedzenia.
Marlena napisał(a):
Krzysztofie, wszystko jest kwestią filozofii, wyznawanych zasad i podejścia do życia (czyli samego siebie, w szczególności fizycznej maszyny będącej rzeczywistym nośnikiem tego życia). Jeśli „wiele dobrych kremów, emulsji, czy serum zawdzięcza swoje działanie naturalnym składnikom zakonserwowanym parabenami”, to nie są już one dobrymi kremami i powinny wylądować w śmietniku – moje właśnie tam zakończyły swój żywot 😉
Oczywiście, że organizm nie potrzebuje parabenów – tak jak nie potrzebuje arszeniku, nikotyny, alkoholu czy wielu innych całkowicie nieprzydatnych substancji, które podane w mikro- nano- czy pikogramach nawet nie szkodzą na pierwszy rzut oka (cóż za radość) i niech będzie nawet, że niektóre z nich wspaniale konserwują kosmetyki pozwalając im uzyskać nadzwyczajnie długi okres przydatności do użycia. Tylko ja się pytam co to ma wspólnego z przewlekłym zdrowiem? Tu nie ma „kompromisów”. Nie można propagować zdrowego stylu życia i jednocześnie akceptować dostarczania do ustroju obcych związków, kompletnie mu nieprzydatnych, a w związku z tym szkodliwych (skoro neutralne to one na pewno nie są). To jakby wsadzić stopy do piekarnika, a głowę do zamrażarki chcąc w ten sposób uzyskać średnią temperaturę. Jeszcze nikomu się to nie udało.
Więc nie ma co liczyć na to, że latami bezkarnie możemy używać kosmetyków z parabenami „bo badania nie udowodniły”. Nie wiemy kto za te badania płacił i w jakim celu je zrobił. A zresztą kogo to obchodzi. Każdy kosmetyk ma przecież parabeny w „dozwolonej” ilości, ale policzmy nasz dzienny utarg: mydło w płynie, żel pod prysznic, płyn do higieny intymnej, szampon do włosów, odżywka do włosów, lakier lub żel do układania włosów, pasta do zębów, płyn do płukania ust, balsam po kąpieli, maseczka na twarz, olejek do opalania, olejek po opalaniu, pianka do golenia, balsam po goleniu, dezodorant, krem na dzień, pod oczy, na noc, krem do rąk, krem do stóp, nawilżane chusteczki higieniczne, odżywka do paznokci, cień, tusz do rzęs, podkład, puder, róż, szminka, balsam do ust – no Chryste Panie, przecież my cały boży dzień nie robimy nic innego jak z uporem maniaka wcieramy w siebie parabeny! Calusieńki dzień od bladego świtu do późnego wieczora! Parabeny i tony innego kompletnie do niczego niezdatnego (a wręcz zabierającego nam zdrowie) toksycznego ścierwa: SLS-y, PEG-i, triklosan, substancje ropopochodne, syntetyczne substancje zapachowe, koloryzujące itd. Szczególnie kobiety. Nawet jeśli kupują kosmetyki w aptece myśląc, że kosmetyki apteczne powinny być zdrowsze, to grubo się mylą – i tak wpadają w sidła toksyn. Takich dożyliśmy czasów.
Wiesz co Ci powiem? Niech sobie wsadzą w buty swoje badania i swoje parabeny. Jeśli mój organizm nie osiąga żadnej korzyści z parabenów to nie dam mu ich. Koniec, kropka. Na mojej półce mam rozmaite kosmetyki, zarówno samodziełki jak i kupne, ale żadne z nich nie mają niczego, z czego ustrój nie miałby korzyści. Zakichany okres przydatności do użycia jest dla mnie dużo mniej wart niż moje zdrowie, witalność i długowieczność. 🙂
Krzysztof Abramek napisał(a):
– nie chodzi o żadną filozofię, tylko FAKTY.
– to z czego ktoś korzysta jest oczywiście jego prywatną sprawą, natomiast nie zmienia to FAKTU, że najlepsze na świecie kremy takich firm jak Lancome, Clinic, Artistry, czy Dior, wytwarzają kremy z parabenami, które używają gwiazdy filmowe, businesswomen elity światowej, najbardziej renomowane gabinety klasy S, etc i to z WYŚMIENITYMI EFEKTAMI. Można więc je wyrzucać do śmietnika, tylko jeśli tam mają lądować najlepsze na świecie kosmetyki to chyba jednak zdecydowana większość dbających o urodę, szczególnie kobiet, nie będzie optowała za tym rozwiązaniem …
– porównywanie parabenów do arszeniku jest … co najmniej problematyczne. Nie słyszałem bowiem by ktokolwiek ten drugi używał w kosmetykach.
– nie bardzo wiem co to jest „przewlekłe zdrowie” (nie wie bowiem tego też WIkipedia, Google, ani encyklopedia papierowa), lecz skoro nie udowodniono szkodliwości dla zdrowia to może sensowniej jest zajmowanie się i przestrzeganie przed składnikami, które z całą pewnością zdrowiu nie służą.
– niestety, w dzisiejszych czasach, całe życie to kompromisy. Można oczywiście używać olejów, sody, siemienia lnianego, etc. jako kosmetyków. By być bliżej natury można też mieszkać w ziemiance, odziewać się w skóry upolowanych zwierząt, żywić się wyłącznie korzonkami,lecz nie wiem ile osób dzisiaj da się na to namówić …
Nie za bardzo wiem jak mają to robić współczesne kobiety, szczególnie aktywne zawodowo, czy biznesowo i jak takimi produktami osiągnąć efekty np. opóźnionego starzenia poprzez oddziaływanie na telomery co potrafią kremy dobrych firm.
Ponadto nie zawsze się da stosować sodę, etc. do każdej cery, szczególnie alergicznej.
– Rzeczywiście, parabenów jest wszędzie pełno i sumarycznie to niektórzy ich absorbują niemałe ilości. Nie oznacza to wcale, że wszystkie produkty są be i nie można wszystkiego wrzucać do jednego wora. Oznacza to natomiast, że ogrom ludzi ma wyprany mózg masmediami i nie znając tematu nie umie DOBIERAĆ PRODUKTÓW, gdyż ci którzy mają kompletnie gdzieś zdrowie konsumentów nie są zainteresowani ich uświadamianiem, a jedynie wpychaniem im towarów. Na rynku są dobre produkty, nawet jeśli zawierają parabeny i korzyści z ich stosowania są spraktykowane i udowodnione.
– To co dajesz swojemu organimowi to absolutnie Twoja sprawa. Rzecz w tym, że wiele osób chce mieć korzyści, także dla zdrowia, używając produktów które im to umożliwiają, czego nie da się osiągnąć sodą i olejem, a korzyść z zastosowania parabenów jest choćby taka, że bez nich nie da się korzystać z dobrodziejstwa składników naturalnych zawartych w kremach,serum, etc.
– Ja to widzę tak:
Co roku w Polsce sprzedaje się wiele tysięcy wiertarek. Nikt z ludzi którzy kupili ją nie potrzebował wiertarki. Każdy potrzebował mieć dziurę, więc kupił wiertarkę …
Tak samo jest z parabenami … (jeśli podchodzi się tego tego z głową …)
Marlena napisał(a):
Oczywiście że o filozofię chodzi. Moja jak widać generalnie jest różna od Twojej. W mojej życiowej filozofii miejsca na korzyści z parabenów nie ma, w Twojej – są.
Przewlekłego zdrowia nie szuka się po Wikipediach, albo się je ma albo nie. A jak się już je ma, to się wie co to takiego i się już nigdzie go nie szuka. 😉
Nie napisałam, że arszeniku używa się w kosmetykach, wymieniłam go jaką przykładową substancję zbędną dla nas. Sody nie używam na twarz i nie próbowałam nigdy. Ciekawi mnie o ile lat cofnąłeś zegar biologiczny swojej skóry używając „najlepszych na świecie” kremów Diora czy Lancoma, o których piszesz z taką emfazą?
Ja zużywałam ich swego czasu całe tony i odpowiedź brzmi – zero. Najlepszy to one mają marketing i upozycjonowanie marki, ale nie działanie tych rzekomo „substancji aktywnych” (już pomijam ten cały chemiczny syf, którym są napakowane przy okazji).
Argument, że stosują je gwiazdy ekranu kiedyś by do mnie przemówił (i przemawiał, bo używałam ich namiętnie, o czym pisałam tutaj), po zmianie filozofii życiowej i przebudzeniu się w mojej „nowej rzeczywistości” już mnie on jedynie bawi.
Diory, Chanele i inne badziewia poszły do śmietnika, tyle były dla mnie warte, choć wydawało mi się, że jak zapłacę parę stów za cudo kosmetyk to uzyskam to co chcę, na zawsze. A efekt był na tyle, na ile wklepywałam w siebie te śmiecioszki, po czym znikał. Raczej nie tak wyobrażałam sobie prawdziwe odmładzanie 🙂
Jestem bardzo aktywna zawodowo i biznesowo, więc targetem byłam doskonałym. Tymczasem moje telomery – i nie tylko one 😉 – o dziwo mają się dużo lepiej odkąd nie używam reklamowanego dziadostwa, a zrozumiałam, że myśmy już od Matki Natury dostali wszystko co potrzeba, mechanizmy opóźniania starzenia mamy wbudowane, tylko ja nie wiedziałam jak z nich korzystać, co ja mówię, nawet nie śniłam o ich istnieniu!
A teraz gdy już wiem, to mówiąc szczerze kosmetyków w ogóle używam tyle co kot napłakał, po prostu skóra nie potrzebuje. Czy nałożę jakiś kosmetyk czy nie, to dużej różnicy nie widać – wygląda tak samo zdrowo i promiennie.
Więc dochodzę do wniosku, że ten cały przemysł kosmetyczny to pic na wodę i fotomontaż. Sprzedawanie marzeń. Gdy patrzę na przemianę jaka dokonała się we mnie to przypomina mi się powieść P. Coelho o wędrowcu, który w poszukiwaniu skarbu przemierzył cały świat, po czym z pustymi rękami wrócił do domu, cicho zapłakał, a potem wyszedł do swojego ogrodu i tam okazało się, że pod drzewem był skarb, cały czas tam leżał. Dlatego nie działają już na mnie „opowieści niezwykłej treści” wielkich korporacji kosmetycznych o tym jak to z pomocą ich „najlepszych na świecie” kosmetyków odzyskam i/lub utrzymam młody wygląd. Te akurat „skarby” mnie już nie mamią. Najzwyczajniej w świecie znalazłam już ten MÓJ skarb, ten prawdziwy, leżał pod samym nosem i… każdy może go znaleźć, nie jestem jakimś wyjątkiem. 🙂
Ulka napisał(a):
Obejrzałam filmik rekomendowany przez Pana i nie bardzo rozumiem bo polecając go zaprzecza Pan temu co tu wypisuje na temat parabenów. Mniej więcej dają tyle dobrego co GMO o którym opowiada Birke ;))
kimchi napisał(a):
To stary post ale muszę się dopisać, bo wiele osób wciąż przecież czyta te artykuły i komentarze. Panie Krzysztofie, czy zainteresował się Pan kiedykolwiek składami INCI tych „fantastycznych” Chaneli, Diorów, Lancome, Clinique’ów i całej reszty tego fantastycznie ale tylko drogiego badziewia? Czy widział Pan, ile tych wspaniałych wyciągów roślinnych, dobroczynnych substancji aktywnych, witamin i olejów jest w takim kremie? Proszę sprawdzić dowolny. Płacimy słono za… parafinę i konserwanty, natomiast te mające czynić cuda dobre składniki są gdzieś hen, daleko, za „parfum” (który swoją drogą potrzebny jest skórze jak dziura w moście). Teraz niech się Pan doedukuje, jakie ilości tych substancji mają prawo cokolwiek zdziałać w naszej skórze i sam oceni, jak na tym tle wypadają te wszystkie WYŚMIENITE kremy. Czytającym polecam zrobić to samo. Tu już nie chodzi nawet o życie w zgodzie z naturą. Natura bez wiedzy też potrafi zaszkodzić, na przykład olejek miętowy czy cynamonowy nałożony na skórę bardzo silnie ją podrażni, olej kokosowy przez swój stosunek omega 3 do omega 6 i 9 nie będzie dobry dla cery tłustej i skłonnej do zapychania. Chodzi o zwykłą logikę i ekonomię. Te kremy nie dość, że nie robią naszej cerze nic dobrego (poza chwilowym wygładzeniem naskórka, podobnie jak białe bułeczki dają nam chwilowe poczucie sytości), to jeszcze dostarczają szkodliwych substancji – co z tego, że mimimalne ilości i dopuszczone – PO CO, skoro nie działają nic dobrego? A kosztują? od 100 zł wzwyż za słoiczek śmieci. To, że stosują je uznane salony kosmetyczne i spa wynika ze współpracy z danymi markami, natomiast jedyne, co może zadziałać dobrze w takim gabinecie to zabiegi – masaże, maseczki, mikrodermabrazje, lasery itd itd. Na pewno nie te kremy, bo NIE MAJĄ PRAWA działać przy takich składach.
Poguglajcie „domowe kosmetyki diy” i doczytajcie o tych sklepowych „wspaniałościach”.
Krzysztof Abramek napisał(a):
Skoro, jak mówisz, chodzi o filozofię to chyba szkoda mojego czasu …
Marlena napisał(a):
No chyba tak… jakoś amwayowskimi kosmetykami (Artistry) czy suplemencikami (Nutrilite) zainteresowana jestem średnio bardzo … oględnie mówiąc… 😉
Iza napisał(a):
Ja tylko dodam od siebie odnośnie tych gwiazd filmowych – większość z nich faktycznie używa kosmetyków renomowanych firm (także z parabenami) ale gdyby zobaczyć ich zdjęcia bez makijażu, okazuje się że ich cera pozostawia wiele do życzenia. Nie da się całkowicie żyć bez chemii w naszym życiu, tym niemniej unikajmy jej w miarę możliwości a zyskamy nagrodę w postaci zdrowego ciała i organizmu. Pozdrawiam Marlenę:)
zofia napisał(a):
Moja corka jest zwolenniczka Artistry i zawsze w prezencie dawala mi kosmetyk, ale ostatnio kiedy mi dawala bardzo drogi krem z Artristry, przeczytalam sklad i pokazalam jej, jakie zawiera trucizny i odalam z podziekowaniem. Jednak, potrzebowalam sporo czasu aby zrozumiec, ze to juz nie dla mnie .Dlaczego? Otoz dlatego, ze kiedy czlowiek prawdziwie zaczyna kochac siebie to do swego ciala nie wprowadzi szkodliwych substancji.Zaczyna dbac o siebie, oczyszcza sie,zwraca uwage na czyste otoczenie, bo tak naprawde zaczyna cieszyc sie zyciem.
Darek napisał(a):
Pani Marleno czy moge poprosić o kontakt do Pani?
Dobrze by było telefoniczny ale chociaż mailowy lub GG
🙂 Pozdrawiam b.serdecznie
Marlena napisał(a):
Darku, znajdziesz w zakładce „Kontakt”.
Addicted to Passion napisał(a):
Marleno, czego w takim razie używać na buzie jeśli ktoś ma suchą skórę. Polecasz jakieś kosmetyki bez parabenów, olejki, czego używasz?
Marlena napisał(a):
Oczywiście, rozmaite olejki jak najbardziej, ew. kosmetyki gotowe ale tylko organiczne. I nawilżanie „od środka” czyli za pomocą diety bogatej w witaminy i minerały! 🙂
Kasia napisał(a):
Od siebie mogę polecić maseczkę ze zmielonych płatków owsianych zalanych ciepłym mlekiem lub wodą lub z mąki ziemniaczanej .Można też smarować skórę (nie tylko twarzy) „kisielkiem” z siemienia lnianego. Po tych maseczkach dobrze jest zastosować olejek migdałowy, kokosowy lub arganowy by zatrzymać wilgoć w skórze. Na szybkiego stosuję też w/w olejki z kilkoma kroplami kwasu hialuronowego.
Addicted to Passion napisał(a):
A jaka firme produkujaca kosmetyki organiczne polecasz?
Marlena napisał(a):
Niewiele ich używam, ale najczęściej kupuję rosmanowską Alterrę i jeszcze firma Lavera jakoś tak mi podeszła (głównie seria basic). Kolorowe do makijażu mam z Sante.
K napisał(a):
Oliwa magnezowa zakwasza organizm, bo mamy tam bardzo kwaśny HCl (o pH około 1) i Mg(OH)2 o pH około 8-9. Więc nic dziwnego, że bakterie takiego zakwaszenia nie wytrzymują i padają, przez co w efekcie dezodorant działa, bo je dziesiątkuje, bo w efekcie pH jest w okolicach 3-4, czyli mocno kwaśne.
Problem w tym, że MgCl się wchłania i zakwasza tak samo organizm. A i tak mamy obecnie w społeczeństwie duże tendencje do kwasicy.
Marlena napisał(a):
Oliwa magnezowa stosowana transdermalnie nie zakwasza, chlorek magnezu jest chlorkiem magnezu czyli związkiem jednego atomu magnezu i dwóch atomów chloru, MgCl2 (w związku z czym nie ma w nim kwasu solnego bo niby skąd?), a pH 8-9 to pH zasadowe a nie kwasowe.
Anna Maria napisał(a):
Pani Marleno a czym sie myć ekologicznie? Ja używam Białego Jelenia, czy ma pani jakiś inny sposób aby zniwelować chemie?
Marlena napisał(a):
Ja mam w domu różne mydła: organiczne, allepo, samodziełki, zwykłe szare, z rossmannowskiej serii Alterra itp. Nie kupuję już mydeł ani żadnych kosmetyków reklamowanych w TV i/lub wyprodukowanych przez korporacje (Nivea, Dove itd.).
Freya napisał(a):
Witam,
ja od jakiegoś czasu używam organicznego masła shea i musze przyznać, że działa cuda 😀 Używam go tylko odrobinę, a moja skóra i tak jest mięciutka. Mam nadzieje, ze jest równie zdrowe co skuteczne 😉
Agnieszka napisał(a):
A czy to nie jest tak iż to sole aluminium robią nam więcej szkody niż parabeny? Mam namyśli stosowanie ich w dezodorantach.
Cytując:
„SOLE ALUMINIUM – to substancje toksyczne. Są to sole tego samego metalu, z którego produkowane są puszki, folie i… samoloty!
Znajdziesz je w kremach do opalania oraz dezodorantach i innych produktach blokujących gruczoły potowe.
Ich zadaniem jest niwelowanie pocenia się i neutralizacja nieprzyjemnego zapachu.
Pot i jego odór nie mogąc wydostać się z organizmu zostają w nim i zatruwają go od środka. Sole aluminium przenikają przez skórę i kumulują się w organizmie.”
Marlena napisał(a):
I jedno i drugie występuje w konwencjonalnych kosmetykach. Najlepiej nie kupować takich trucizn i tyle. Zamiast tego zrobić sobie dezodorant z oliwki magnezowej, a do opalania użyć olejku z pestek malin.
aga napisał(a):
A co sądzisz o ałunie?
monika napisał(a):
Też chciałam zapytać o to Panią Marlenę. . zatem co o krysztale ałunu Pani sądzi?
Marlena napisał(a):
Na co dzień używam oliwki magnezowej w roli dezodorantu, ponieważ mam wtedy dezodorant i suplement w jedynym. Natomiast mam też 1 ałunowy, ale używam go okazjonalnie, w zasadzie tylko po depilacji.
Sonka napisał(a):
Od kilku miesięcy używam oleju arganowego na noc, z awokado na dzień do tego z opuncji figowej oraz z pestek malin na słońce i jojoba uzupełniające. Mój antyperspirant to kryształ ałun. olej kokosowy to balsam do ciała i maska do włosów. do mycia zębów : soda zmieszana na łyżce z wodą utleniona. Można? oczywiście! Namacalne efekty wizualne! Pozdrawiam.
Aga napisał(a):
A propos wchłaniania toksyn i chemii do organizmu zastanawia mnie ostatnio jak to wygląda w przypadku korzystania z basenu. Ponieważ korzystam z niego 3 razy w tygodniu zaczęło mnie interesować czy straty wynikające z wchłanianej chemii nie przewyższają korzyści wynikających z zażywania ruchu? Czy coś wiadomo w tym temacie?
Marlena napisał(a):
Aga zapytaj co oni tam stosują, może to być chlor (podchloryn sodu), promienie UV, ozon, tu masz artykuł na ten temat: https://www.basenypolskie.pl/technologie-basenowe,ocena-metod-wspomagania-dezynfekcji-wody-basenowej
Marika napisał(a):
A ja z kolei zaczęłam używać ostatnio sody oczyszczonej na twarz w połączeniu z organicznym żelem mającym, stosuję to jako peeling. Przy problematycznej skórze z wypryskami potrzebują ją złuszczać 1-2 razy w tygodniu, a soda ma dla mnie idealną ziarnistość, jakiej nie mogłam już od jakiegoś czasu odnaleźć w tradycyjnych kosmetykach, od których już prawie całkowicie odeszłam, a nawet naturalne peelingi ze zmielonych nasion czarnej porzeczki czy truskawki nie były dośc wystarczające. Dodatkowo zauważam, że soda działa silniej antybakteryjnie. 🙂
Aktualnie poszukuję jakiegoś naturalnego kremu antybakteryjnego na cerę problematyczną. Jakieś podpowiedzi? Pozdrawiam. 🙂