Oficjalnie nie ma takiej jednostki chorobowej jak nieszczelne (przeciekające) jelita czy zespół nieszczelnych jelit. A jeśli nie ma takiej jednostki chorobowej, to oficjalnie nie ma czego leczyć.
Sytuacja jest nieco niezręczna, bowiem badacze potwierdzają istnienie zjawiska jakim jest zwiększona przepuszczalność barier jelitowych, istnieje też wiele badań sugerujących powiązanie tegoż zjawiska z występowaniem chorób autoimmunologicznych (prawdziwej plagi obecnych czasów!).
Jednocześnie dane są wciąż na tyle skąpe, iż jednostki chorobowej jako takiej nie ma: przeciętny lekarz na ten temat wiedzę ma raczej niewystarczającą, czasem może wręcz zaprzeczyć istnieniu „nieszczelnych jelit”.
A co jeśli po wiedzę udamy się do nieprzeciętnego lekarza, profesora medycyny mającego trzy specjalizacje (gastroenterologia, interna, nauki o żywieniu)? Ten chyba powinien coś więcej nam powiedzieć.
Sięgnęłam zatem po książkę, której autorem jest dr Anil Minocha: „Is it Leaky Gut or Leaky Gut Syndrome”. Czego się z niej dowiedziałam, czym chcę się z wami dzisiaj podzielić?
Przede wszystkim zacznijmy od najważniejszego: jako lekarz gastroenterolog dr Minocha twierdzi za Hipokratesem, iż wszystkie choroby zaczynają się w jelitach.
I dlatego cokolwiek ci nie dolega, najpierw zainteresuj się swoim układem pokarmowym: jak go traktujesz? Co do niego wrzucasz? A czego nie wrzucasz, choć powinieneś?
Z dużą dozą prawdopodobieństwa to tam leży praprzyczyna twoich cierpień.
Dr Minocha swoją książkę (jak na lekarza przystało rzeczową i okraszoną mnóstwem odwołań do badań naukowych) rozpoczyna od podstaw wiedzy z zakresu ochrony zdrowia: nowoczesny styl życia w sposób wieloczynnikowy sprzyja niszczeniu najpierw zdrowego środowiska jelit i uszkodzeniu bariery jelito-krew (pierwszej istotnej bariery immunologicznej).
Za tym z kolei idą dalsze konsekwencje w postaci nie tylko poważnych chorób nie bez przyczyny zwanych cywilizacyjnymi, ale również mnóstwa innych uprzykrzających życie dolegliwości (jak problemy skórne, menstruacyjne, migreny, anemia, alergie i nadwrażliwości pokarmowe, astma, bóle stawów, wahania nastroju, depresja itd.), które częstokroć do poważniejszych chorób cywilizacyjnych stanowią preludium.
Najczęściej „leczymy” ich objawy, podczas gdy praprzyczyna siedząca w jelitach pozostaje nadal nierozwiązana.
Ale zaraz! Przecież znam kogoś, kto pił i palił, jadł co chciał, a dożył podeszłego wieku. To jak to jest i gdzie tu sprawiedliwość? Pewnie miał dobre geny!
Otóż to: dr Minocha tłumaczy dlaczego tak jest, że w takich samych warunkach u jednego choroba wystąpi, a u drugiego nie.
Możliwe są następujące scenariusze:
1. Zdrowe geny + żadne lub niskie nasilenie urazów i/lub toksyn = brak chorób.
2. Zdrowe geny + silne narażenie na urazy i/lub toksyny = możliwa choroba.
3. Niezdrowe geny + żadne lub niskie nasilenie urazów i/lub toksyn = brak chorób.
4. Niezdrowe geny + silne narażenie na urazy i/lub toksyny = choroba.
5. Niezdrowe geny + niskie narażenie na urazy i/lub toksyny = możliwa choroba.
Nie ma co więc wszystkiego zwalać tylko na geny: choroby nabyte nie są zdeterminowane jedynie samymi genami, lecz w znakomitej większości przypadków stanowią w gruncie rzeczy manifestację ekspresji genów pod wpływem czynników środowiskowych.
To powinniśmy zapamiętać: nasze zdrowie kształtują zarówno geny jak i wpływy środowiskowe.
Począwszy od tego jak się prowadziła zdrowotnie mamusia, a nawet mamusia mamusi, bo pamiętajmy, że w łonie matki rozwija się każdy organ u mającego narodzić się dziecka, w tym też gonady czyli jajniki, a w nich komórki jajowe.
Gdy więc rodzi się dziewczynka, te komórki jajowe już ona posiada, a jakiej są one jakości i jaki jest materiał genetyczny, to zależy zarówno od przekazanych genów jak i od wpływów środowiska na jakie była narażona matka (począwszy od życia płodowego aż do momentu zajścia w ciążę i dalej, aż rozwiązania).
Tymczasem nasze czynniki środowiskowe w ciągu zaledwie ostatnich kilku dekad uległy głębokim zmianom: większość ludzi woli mieszkać w dużym mieście niż na wsi, a nasz sposób odżywiania uległ diametralnej zmianie w dosyć krótkim czasie.
Nie produkujemy już samodzielnie swojej żywności, lecz robi to za nas wielki agrobiznes i wielki przemysł; nawet często już sami nie gotujemy, tylko żywimy się gdzieś w biegu „na mieście” albo w stołówkach czy knajpkach, a w domu chętnie korzystamy z gotowców wypełnionych związkami chemicznymi, których sto lat temu nawet jeszcze nie było!
Oczywiście trawienie, przyswajanie i eliminacja to podstawa zdrowia. Oprócz tego jednak przewód pokarmowy tak naprawdę pełni szereg różnych innych ważnych funkcji, posiada nawet swój własny system nerwowy, a w naszych kiszkach dzieje się mnóstwo niezmiernie interesujących rzeczy oprócz samego trawienia.
Błędem jest sprowadzanie przewodu pokarmowego jedynie do roli trawiąco-eliminującej „rury” zaczynającej się na otworze gębowym, a kończącej się na otworze odbytowym.
Przewód pokarmowy to siedziba naszej odporności, to organ odpowiedzialny za nasze dobre samopoczucie psychiczne, to fabryczka wielu różnych substancji (hormonów, witamin, neuroprzekaźników itd.), bez których zdrowe i szczęśliwe życie byłoby zwyczajnie niemożliwe.
Na początek trochę teorii
Jak w ogóle wygląda wnętrze naszych jelit? O co chodzi z tą szczelnością czy nieszczelnością?
Często nie potrafimy tego zrozumieć: przecież to normalne, że jelita muszą mieć jakieś „nieszczelności”, bo inaczej w jaki sposób ciało otrzymywałoby związki odżywcze z pożywienia?
Przecież jakoś muszą się one przedostawać z jelit do ustroju, prawda?
Owszem, natura jest (jak zwykle!) super inteligentna i wszystko doskonale zaprojektowała: wnętrze jelita wygląda z grubsza w ten sposób, iż w zasadzie tylko pojedyncza warstwa komórek epitelialnych (komórek nabłonka jelitowego zwanych enterocytami) oddziela zawartość jelit od reszty ciała. Wchłanianie składników pokarmowych odbywa się dwiema drogami:
– transkomórkowa ścieżka wchłaniania (przenikanie przez komórkę) – umożliwiają ją zwiększające powierzchnię wchłaniania palcowate wypustki (mikrokosmki),
– parakomórkowa ścieżka wchłaniania (przenikanie wokół komórek) – czyli pomiędzy komórkami nabłonka jelit (enterocytami) połączonymi przez tzw. połączenia ścisłe (tzw. tight junctions).
W warunkach zdrowia połączenia pomiędzy poszczególnymi enterocytami są ścisłe (stąd ich nazwa: tight junctions, połączenia ścisłe) i pozwalają przepuścić selektywnie do krwiobiegu tylko naprawdę małe cząsteczki, zaś duże nie przecisną się.
Selektywność ta polega na dobieraniu cząstek zarówno pod względem wielkości jak i ich ładunku elektrycznego.
Przyjmuje się, że można mówić o zwiększonej przepuszczalności połączeń ścisłych jeśli przepuszczają one cząsteczki o masie molekularnej większej niż 150 daltonów.
Może tak się zdarzyć (z różnych przyczyn), iż dojdzie do rozchwiania naturalnego mechanizmu połączeń ścisłych: połączenia ścisłe przestają być tak ścisłe jak być powinny, a wtedy przepuszczone zostają również większe cząsteczki pokarmowe (np. ledwo nadtrawione, nie do końca rozbite białka) czy też drobnoustroje bytujące w przewodzie pokarmowym.
Warstwa enterocytów przykryta jest ponadto aż dwiema warstwami ochronnego śluzu, z czego pierwsza oddziela jelito od bakterii, a na drugiej warstwie śluzu grasują sobie kolonie rozmaitych mikrobów.
Będąc częścią bariery jelitowej ten śluz spełnia bardzo ważną rolę: jest rezerwuarem ochronnych antybakteryjnych peptydów i immunoglobulin, będących pierwszą linią obrony w razie ewentualnych zakażeń patogenami, oddziela też delikatne komórki jelita od siedliska bakterii.
Sama mikrobiota jelitowa (szczególnie bogata w jelicie grubym, dużo mniej obfita w jelicie cienkim) jest przy tym kluczowa, a drobnoustroje te bynajmniej nie siedzą sobie w nas bezczynnie. Każdego dnia produkują dla nas mnóstwo dobroczynnych związków (m.in. chroniących zdrowie jelit związków: octanu, propionianu, kwasu mlekowego i maślanu).
Tak dzieje się gdy o swoje mikroby jelitowe dobrze dbamy, czyli nie powodujemy ich wymarcia (np. spożywaniem antybiotyków czy innych leków) oraz właściwie je karmimy, utrzymując w ten sposób odpowiednią równowagę pomiędzy „dobrymi”, a „złymi” mikrobami – nie dopuszczamy do powstania dysbiozy.
Każdy posiłek generalnie rzecz biorąc służy dokarmianiu nie tylko naszego ciała, ale i naszych mikrobów.
Skąd mam wiedzieć czy mam nieszczelne jelita?
Jak widać zagadnienie dysfunkcji barier jelitowych jest złożone. W grę wchodzą trzy główne elementy bariery jelitowej: połączenia ścisłe między między enterocytami, śluz jelitowy oraz mikrobiom jelitowy.
Na każdy z tych elementów mogą mieć wpływ rozmaite czynniki, a jeden element z drugim jest ściśle powiązany.
Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że nie istnieją obecnie stuprocentowo pewne metody diagnostyczne pozwalające na ocenę stopnia dysfunkcji barier jelitowych, a metody najczęściej dzisiaj używane (jak np. test laktuloza-mannitol) mogą wykryć jedynie „przeciekanie” substancji rozpuszczalnych w wodzie, ale nie tych rozpuszczalnych w tłuszczach.
Można też zbadać stolec na zawartość zonuliny (białko regulujące połączenia ścisłe między komórkami nabłonka jelit) oraz krew na zawartość endotoksyn LPS (lipopolisacharydy).
Jakąś wskazówką pełniącą rolę pomocniczą mogą być też badania mikroflory jelitowej czy też w końcu testy na nietolerancje pokarmowe.
Jesteśmy jednak wciąż na początku drogi jeśli chodzi zarówno o poznanie zjawiska jak i o diagnostykę.
A co z domowym testem buraczkowym? Polega on na zjedzeniu buraków na kolację (lub wypiciu soku z buraków) i obserwacji koloru porannego moczu (u człowieka zdrowego kolor ten nie powinien ulec zmianie).
Otóż umówmy się: to jest test domowy i pokazuje on zmieniony kolor moczu gdy jest już naprawdę z naszym przewodem pokarmowym bardzo źle.
W grę może wchodzić zarówno niedokwaszony żołądek jak i przesiąkliwe jelita (najczęściej jedno z drugim się wiąże), czy w końcu dysfunkcje wątroby.
Test domowy nie jest testem profesjonalnym, dać nam może pewne pojęcie o ogólnym (kiepskim) stanie układu pokarmowego, jednak żadnych konkretów z niego się nie dowiemy oprócz tego, że czas się w końcu za siebie wziąć!
Barometrem tego co dzieje się w jelitach jest też zwyczajnie nasze samopoczucie. Wszelkie problemy z trawieniem, wchłanianiem lub eliminacją powinny nas skłonić do zastanowienia się czy aby na pewno zdrowo żyjemy i zdrowo się odżywiamy.
Jeśli nie jesteśmy z naszymi jelitami szczęśliwi, to tym bardziej nasze jelita nie są szczęśliwe z nami.
To samo dotyczyć może powracających stanów zapalnych w różnych częściach ciała, problemów skórnych czy też problemów z zaburzonym nastrojem: może to nie problem skóry ani problem „w głowie”, tylko zwyczajnie problem siedzi w jelitach?
Bo właśnie najczęściej siedzi on w jelitach.
Być może całkiem nieświadomie (ponieważ brakuje nam wiedzy na ten temat) narażamy dzień po dniu nasze bariery jelitowe na szwank, a przebudzenie nastąpi dopiero w gabinecie lekarskim, skąd zaskoczeni wyjdziemy któregoś dnia z niemiłą (czyt. „nieuleczalną”) diagnozą oraz lekami „do końca życia”.
Tak niestety dzieje się najczęściej. 🙁
Co się dzieje gdy bariery jelitowe ulegną osłabieniu lub uszkodzeniu?
Gdy cząstki pokarmu lub drobnoustroje bytujące w jelitach dostaną się do krwiobiegu poprzez „nieszczelności”, to układ odpornościowy potraktuje je jak wroga i zaatakuje tworząc przeciwciała.
Ich obecność w ustroju cierpiących na rozmaite choroby cywilizacyjne (w tym autoimmunologiczne) jest faktem potwierdzonym wieloma badaniami naukowymi.
Stąd też powstała hipoteza, iż „cieknące” bariery jelitowe mogą mieć istotny udział w powstawaniu chorób z autoagresji. Mechanizm przedstawia rycina poniżej.
Funkcjonalne nieprawidłowości połączeń ścisłych zostały zaobserwowane w przypadku rozmaitych chorób połączonych ze stanem zapalnym jak i chorób z autoagresji np. u chorych na cukrzycę typu 1, choroby zapalne jelit czy w końcu celiakię (chorobę trzewną).
Jest wiele rzeczy szkodzących naszym barierom jelitowym, w tym wiele powstałych w wyniku nowoczesnego rozwoju naukowo-technicznego, z którymi nasi przodkowie w ogóle nie mieli styczności.
Dr Minocha wymienia je w swojej książce. Przyjrzyjmy się im bliżej:
- ksenobiotyki
- stres (emocjonalny, fizyczny, chemiczny)
- zła dieta (za słodka, za tłusta, za mało roślin)
- niedobór witaminy D
- niedobór cynku
- inne czynniki (mniej lub bardziej zależne od nas)
Zazwyczaj jest tak, że jeden z tych czynników sam w sobie na krótką metę nie stanowi zagrożenia dla większości z nas.
Problem pojawia się wtedy gdy czynniki te nakładają się na siebie lub trwają zbyt długo (bo np. mamy i stres, i dieta nie za dobra, do tego bierzemy zbyt często leki na to czy na tamto, a niedobór witaminy D ma przecież większość ludzi).
Nawet jeśli mamy dobre geny, to tama może pęknąć.
Ksenobiotyki od kołyski aż po grób
Ksenobiotyki (substancje obce dla organizmu docelowego) ogólnie rzecz biorąc stanowią dla nas dużo większy problem niż dla naszych przodków i stanowią niemałe zagrożenie dla naszych jelit.
Spotykamy się z ksenobiotykami praktycznie na każdym kroku. Są to między innymi:
– dodatki chemiczne do żywności, leków i suplementów diety,
– sztuczne słodziki,
– chemiczne kosmetyki,
– margaryny, tłuszcze trans,
– pestycydy.
Nadużywamy niestety rozmaitych leków i robimy to już od wczesnych lat dziecięcych: żyjąc w erze „pigułki na wszystko” z upodobaniem wrzucamy do swojego wnętrza rozmaite związki chemiczne mające niekorzystny wpływ na szczelność naszych barier jelitowych.
Jak na przykład:
– NLPZ czyli niesterydowe leki przeciwzapalne zarówno na receptę jak i bez (popularne: aspiryna, ibuprofen, naproksen, ketonal, diklofenak i inne),
– antybiotyki (zarówno te wydawane z przepisu lekarza jak i te nieświadomie spożywane wraz z mięsem i nabiałem z hodowli przemysłowych – większość światowej produkcji antybiotyków pochłaniają nie ludzie, lecz właśnie zwierzęta, a ludzie potem te zwierzęta i ich wydzieliny jedzą),
– inhibitory pompy protonowej (obniżenie kwasowości żołądka jednocześnie sprzyja niestety rozszczelnianiu barier jelitowych),
– leki hormonalne (tabletki antykoncepcyjne, zastępcza terapia hormonalna itp.),
– leki sterydowe (chętnie stosowane w chorobach o podłożu zapalnym),
– leki psychiatryczne.
Barierom jelitowym szkodzi też chemioterapia (cytostatyki jak m.in. metotrexat stosowany w konwencjonalnej terapii w przypadku nowotworów czy reumatoidalnego zapalenia stawów) oraz radioterapia.
Stres: zabija powoli, ale skutecznie (podobnie jak złe jedzenie)
Odrębny problem to wszechobecny stres. Życie w wiecznym biegu, niedosypianie, przejmowanie się rzeczami na które nie mamy wpływu, umysł wiecznie zajęty myśleniem i przetwarzaniem informacji.
Zbyt mały lub zbyt intensywny wysiłek fizyczny, nadużywanie leków i tony chemikaliów dostarczanych codziennie do krwiobiegu przez skórę (dotyczy to zwłaszcza kobiet).
Stres każdego rodzaju może być przyczyną dysfunkcji barier jelitowych.
Niewielki lub krótkotrwały stres nie jest dla nas szkodliwy, pełni nawet rolę czynnika hormetycznego (na zasadzie co nas nie zabije, to nas wzmacnia), problemem jest natomiast stres nadmierny, często powtarzający się lub przedłużony w czasie.
Takiego powinniśmy się wystrzegać.
Nasz mózg i nasze jelita to „naczynia połączone”: pomiędzy naszym mózgiem a jelitami zachodzi ciągła dwukierunkowa komunikacja (jest to tak zwana oś jelitowo-mózgowa), zaś za przesyłanie sygnałów biochemicznych odpowiedzialne są bakterie mieszkające w naszych jelitach.
Każdy z nas chyba poczuł kiedyś „motyle w brzuchu” na przykład spowodowane tremą: to co myślimy wpływa na pracę jelit (dlatego nigdy nie spożywajmy posiłku w złości, smutku czy podczas oglądania telewizji).
Jelita to nasz „mały mózg”, będący w ciągłym kontakcie z tym dużym.
Zatem i vice versa: to co jemy wpłynie na to jak będziemy się czuć psychicznie, bo to co mamy na talerzu lub w szklance ma wpływ na nasz mikrobiom jelitowy, będąc (lub nie) pożywką dla określonej grupy bakterii, które są posłańcami informacji do naszego mózgu i biorą udział w produkcji neuroprzekaźników (np. większość serotoniny czyli hormonu szczęścia produkowana jest właśnie w jelitach).
Z książki dowiedziałam się też takiej oto ciekawostki: gdy jesteśmy zestresowani, to pewne bakterie jelitowe rozpoczynają produkcję takich między innymi związków jak spermidyna, spermina, putrescyna i kadaweryna – te ostatnie są to tak zwane jady trupie, powstają w procesie rozkładu białka (to dlatego zepsute mięso śmierdzi).
To trochę tak jakbyśmy sobie fundowali śmierć za życia: stres powoduje, że „psujemy się” od środka – w jelitach podczas stresu zachodzą wzmożone procesy gnilne, a te z kolei sprzyjają rozszczelnieniu barier jelitowych ponieważ powodują w jelitach stan zapalny.
Równowaga mikrobów w jelitach zostaje podczas stresu zaburzona, dojść może z biegiem czasu do dysbiozy: do głosu dochodzą wtedy właśnie „złe” mikroby, produkujące związki złe i szkodliwe.
W badaniach wykazano nawet, iż wstrzyknięcie do ustroju endotoksyny LPS (lipopolisacharydy) z bakterii jelitowych powoduje depresję.
Tak właśnie dzieje się gdy ktoś ma jelita „dziurawe jak sito” i bakterie oraz ich toksyczne metabolity przedostają się z jelit do krwi, przekraczając barierę krew/mózg.
Stąd też została przez naukowców niedawno (ok. 2013 roku) opracowana idea stosowania psychobiotyków (zamiast dotychczasowych psychotropów): probiotyki wykazały w badaniach korzystny efekt u pacjentów z zaburzeniami psychicznymi.
Spokój ducha, optymizm i umiejętność radzenia sobie ze stresem to podstawa zdrowia. Można jeść najlepsze jedzenie i wydawać fortunę na najdroższe suplementy, ale zdrowia nie będzie gdy nie będzie spokoju ducha.
Na ile dziwnie by to nie zabrzmiało – nasze życie duchowe i mentalne ma wpływ na nasz dobrostan fizyczny. Jedno bez drugiego na dłuższą metę istnieć nie może.
Przypomniał mi się w tym miejscu obrazek z książki Dana Buettnera („Niebieskie Strefy w praktyce”), na którym pokazano piramidę zdrowia stulatków: w podstawie tej piramidy nie była wcale dieta!
W podstawie piramidy długowieczności znajdowały się sprawy mentalne i duchowe (duchowa więź):
Oczywiście stres działający szkodliwie na nasze bariery jelitowe może mieć naturę nie tylko emocjonalną: może to być stres fizyczny (uraz, operacja, poród, zbyt ciężka praca, zbyt intensywne treningi), chemiczny (narażenie na toksyny środowiskowe, na pleśnie w domu, przyjmowanie leków), może to być także każda infekcja (nawet niewinne przeziębienie czy grypa naraża nasze bariery jelitowe na szwank), zarażenie pasożytami i innymi patogenami czy w końcu zmiany hormonalne spowodowane np. menopauzą, ciążą albo chorobami.
To wszystko stanowi dla organizmu stres.
Wiele chorób przewlekłych (w tym autoimmunologicznych) ma swój początek właśnie po jakiejś infekcji, po porodzie, operacji, po wprowadzeniu się do zagrzybionego domu, po długotrwałym przyjmowaniu leków, po śmierci bliskiej osoby, po rozwodzie, po kilku rundach leczenia antybiotykami itd.
To są wyzwalacze.
Każdy rodzaj długotrwałego lub często powtarzającego się stresu odbija się na zdrowiu naszych jelit: Dr Anil Minocha również podkreśla, że umiejętność radzenia sobie ze stresem jest równie ważna dla naszych jelit jak prawidłowa dieta, oparta w dużej mierze na roślinach.
Dla dobra swoich barier jelitowych: jedz więcej roślin!
Dlaczego mamy mieć dietę opartą w dużej mierze akurat na roślinach? Dlatego, że to one zawierają niezbędny dla zdrowych jelit błonnik (nierozpuszczalny jak celuloza, ligniny, skrobia oporna, oraz rozpuszczalny jak pektyny, 6-glukany, b-fruktany, gumy, inuliny, fruktooligosacharydy, glukooligosacharydy i dekstryny), a także rozmaite fitozwiązki (jak np. flawonoidy) sprzyjające prawidłowej barierze jelitowej.
Nabłonek jelitowy wytwarza jak już wiemy dwie warstwy ochronnego śluzu. Okazuje się, że tym więcej tego dobrego śluzu wytwarza się w jelitach, im więcej błonnika zjadamy.
Tylko pokarm rośliny (w dodatku nieprzetworzony, nieoczyszczony i nie będący izolatem z całości) zawiera błonnik, podczas gdy pokarmy odzwierzęce nie zawierają go ani pikograma.
Obserwując jakie produkty przeciętny obywatel wykłada na taśmę przy kasie w markecie dochodzę do wniosku, iż większość społeczeństwa nie zdaje sobie z tego faktu sprawy (ze szkodą dla zdrowia swoich jelit, a co za tym idzie zdrowia ogólnie).
Jakby nie patrzeć – nie mamy ani jednej populacji zdrowych stulatków odżywiających się przemysłowo przetworzoną, rafinowaną, oczyszczoną „żywnością”.
Nie mamy też ani jednej odżywiającej się pokarmami odzwierzęcymi 3 razy dziennie przez 365 dni w roku!
Mieszkańcy Niebieskich Stref są zdrowi do późnej starości między innymi dlatego, że mają zdrowe jelita, a mają je zdrowe dlatego, iż mają w zwyczaju jeść dużo (nieprzetworzonego) pokarmu roślinnego (warzywa, owoce, pełne ziarno, rośliny strączkowe, orzechy, nasiona), a więc i spożywają sporo błonnika.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca spożywanie 20-40 g błonnika dziennie, podczas gdy przeciętny Polak zjada go raptem ok. 15 g.
To jak my mamy być zdrowi?
Pamiętajmy więc, by odpowiednio dbać o stabilność wspomnianej ochronnej warstwy śluzowej wyściełającej jelita: gdy dieta bogata jest w błonnik, to śluz jest wydzielany przez nabłonek w optymalnej ilości, a jego warstwa posiada odpowiednią grubość.
Natomiast przy diecie ubogiej w błonnik śluzu jest mniej, jak również niektóre mikroby zamiast żywić się dostarczanym w pożywieniu błonnikiem zaczynają przymierać głodem, żywiąc się wtedy z konieczności naszym cennym śluzem, a z czasem dobierają się do samych komórek jelita.
Sprzyja to uszkodzeniu naszych barier jelitowych, obniżeniu odporności i rozmaitym stanom zapalnym jelit, do nowotworów włącznie. Jednym słowem – bez błonnika (czyli bez roślin) nie ma zdrowych jelit, nie ma szczelnych barier jelitowych.
Dla dobra swoich barier jelitowych: nie jedz za słodko!
Gdy objadamy się cukrem, słodyczami, lodami, ciastami czy też pijemy dosładzane napoje to musimy zdawać sobie sprawę, że takie pokarmy stwarzają idealne pole do popisu mikrobom „złym”, które dostają pożywkę do namnażania się.
Te dobre nie dostają wtedy niczego do jedzenia (cukier, lody, słodycze i słodzone napoje nie mają błonnika: dobre mikroby nie czerpią więc z takich pokarmów żadnych korzyści).
A co z owocami i miodem? Jak się wydaje jedyne „słodycze” jakie możemy bezkarnie spożywać to dary natury w postaci owoców: jak do tej pory nie wykazano w żadnych badaniach naukowych, iż są one szkodliwe dla zdrowego człowieka.
Wręcz przeciwnie – nasze jelita kochają owoce!
Korzyści przynoszą tutaj np. pektyny (sporo jest ich w jabłkach, czarnej porzeczce, cytrusach, morelach), inulina (w bananach) czy też rozmaite flawonoidy.
Związki te są doskonałą pożywką dla naszych dobrych bakterii.
Również miód pszczeli ma własności prebiotyczne: dr Minocha podkreśla, że miód to jedna z najzdrowszych substancji słodzących dla naszych jelit.
Dla dobra swoich barier jelitowych: nie jedz za tłusto!
Kilkukrotnie w swojej książce dr Minocha wspomina o tym (powołując się na odpowiednie badania naukowe), iż zdecydowanie nie warto jeść za tłusto.
Dieta przeładowana nadmiernie tłuszczem sprzyja rozszczelnieniu barier jelitowych, przez co toksyny bakteryjne dostają się do krwiobiegu powodując stany zapalne o niskim natężeniu.
Zbyt wiele tłuszczu w pożywieniu głodząc nasze dobre bakterie stwarza nieprawidłowości w równowadze naszych mikrobów (dysbioza), co w dalszej kolejności sprzyja zwiększonej przepuszczalności barier jelitowych, stanom zapalnym i insulinooporności oraz może zwiększać ryzyko nowotworów przewodu pokarmowego (nota bene na ten typ nowotworów w kwiecie wieku zmarli m.in. Adam Jany, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Optymalnych czy też inny lider ruchu, Karol Braniek).
Tak, potrzebujemy dla zdrowia pewnej ilości kwasów tłuszczowych. Jednak pamiętać trzeba o tym, że nasze mikroby nie żywią się tłuszczem.
Pokarmy tłuste (z wyjątkiem naturalnych pokarmów roślinnych: pestek, nasion, orzechów, awokado i oliwek) nie zawierają też błonnika.
Oleje roślinne i tłuszcze zwierzęce nie zawierają go ani pikograma.
Najbezpieczniej jest zjadać tłuszcz w postaci naturalnych produktów roślinnych zawierających zarówno tłuszcz jak i błonnik.
Dla dobra swoich barier jelitowych: nie dopuszczaj do niedoborów witaminy D!
Witamina D, potężny immunomodulator, jest kluczowa zarówno dla zdrowych barier jelitowych jak i dla populacji naszych dobrych bakterii.
Na ten temat dr Minocha przytacza w swojej książce sporo badań naukowych, dlatego warto pamiętać, że dla pełni zdrowia naszych jelit nie wystarczy rezygnacja z cukru, glutenu, kawy, nabiału, smażenin czy alkoholu.
Nasze jelita nadal mogą cierpieć jeśli nie wyrównamy poziomu witaminy D w ustroju.
Witamina D odpowiada (bezpośrednio lub pośrednio) za ekspresję ponad dwóch tysięcy genów u człowieka i każda niemal komórka naszego ciała posiada receptory witaminy D, znajdują się one również w naszych jelitach.
Jelita nie będą nam dobrze służyć bez witaminy D!
Nie ma wątpliwości, iż zostaliśmy stworzeni aby cieszyć się słońcem – tak jak robią to wszystkie inne organizmy żywe na tej planecie, rośliny i zwierzęta.
Gdy słońca brakuje, to chorujemy – proste jak… słońce.
Wyrównanie poziomu witaminy D może nawet sprawić, iż „nieuleczalne” choroby jelit takie jak choroba Leśniowskiego-Crohna idą w remisję, co stwierdzono na wiarygodnych (randomizowanych, podwójnie zaślepionych) badaniach wykonanych 3 lata temu na dwóch grupach pacjentów, używając witaminy D lub placebo [klik].
Myślę, że to niezwykle pocieszająca informacja dla cierpiących na choroby zapalne jelit: uzupełnienie niedoboru tej jednej, lecz jakże ważnej witaminy może sprawić, iż będą cieszyć się remisją.
Następny trop: w badaniach klinicznych wykonanych w Japonii pacjenci cierpiący na chorobę Crohna poddani diecie semiwegetariańskiej dłużej cieszyli się remisją niż pacjenci z grupy kontrolnej, którym nie ograniczono w diecie pokarmów mięsnych.
Ograniczenie mięsa na rzecz warzyw, roślin strączkowych, nasion i pokarmów fermentowanych (zupa miso) spowodowało zmiany ilościowe i jakościowe mikroflory bakteryjnej, przynosząc poprawę samopoczucia, dłuższą remisję i brak nawrotów.
Człowiek współczesny preferuje dużo mięsa i mało słońca. Powinno być akurat odwrotnie.
Nie zapominajmy o suplementacji witaminy D w miesiącach od października do kwietnia, a potem… na dwór, na słoneczko! 🙂
Dla dobra swoich barier jelitowych: nie dopuszczaj do niedoborów cynku!
Cynk nie tylko reguluje aktywność ok. 200 enzymów biorących udział w metabolizmie, ale też i odgrywa dużą rolę w szczelności barier jelitowych [klik].
Popularnymi i szeroko używanymi przez współczesnego człowieka złodziejami cynku są leki z grupy inhibitorów pompy protonowej. Obniżają one pH żołądka przez co wchłanianie cynku pogarsza się.
Ten sam problem niedoboru cynku dotyczy nałogowego spożywania alkoholu: praktycznie każdy nałogowy alkoholik ma niedobory cynku.
Doustne środki antykoncepcyjne, diuretyki, namiętne picie kawy i napojów gazowanych również powodują zmniejszenie ilości cynku w ustroju.
Wchłanianie cynku utrudniają też związki fitynowe zawarte w nasionach, strączkach, orzechach i pestkach, stąd też ludzkość od zarania dziejów usuwała ich nadmiar poprzez fermentację, kiełkowanie czy moczenie (nadmiar – bowiem w małej ilości są one dla nas korzystne zdrowotnie).
Cynku nie jest zbyt dużo w warzywach i owocach, ale za to obfitują w cynk pestki (z pestkami dyni na czele), zarodki i otręby pszenne, orzechy, nasiona (siemię lniane, żyto, kasza gryczana, nasiona roślin strączkowych takie jak groch i fasola), grzyby (pieczarki, boczniaki, kurki), kakao, migdały, a ze źródeł odzwierzęcych podroby (wątróbka), żółtko jaj, ostrygi.
Inne czynniki mające wpływ na nasze bariery jelitowe
A co z glutenem, podobno szkodzi jelitom?
I tak, i nie. To zależy komu może zaszkodzić i w jakich warunkach. Głównym modulatorem przepuszczalności połączeń ścisłych jest białko o nazwie zonulina.
Dr Alessio Fasano – gastroenterolog, pediatra i naukowiec oraz założyciel i dyrektor Ośrodka Badań nad Celiakią przy Massachusetts General Hospital stwierdził w swoich badaniach, że białka glutenu powodują wzrost wydzielania zonuliny, co skutkuje poluzowaniem połączeń ścisłych (tight junctions).
Jednak u ludzi zdrowych nie ma to negatywnych konsekwencji, ponieważ to poluzowanie ma wtedy charakter jedynie tymczasowy.
Jeśli jednym słowem mamy zdrowe i silne bariery jelitowe (czyli obfity i różnorodny mikrobiom, zdrową warstwę śluzu jelitowego oraz prawidłowo działające połączenia ścisłe, tight junctions), to gluten nam niestraszny (oczywiście w granicach rozsądku, jako składnik urozmaiconej diety).
Co innego gdy nasze bariery zostaną uszkodzone.
Zwróćmy bowiem uwagę, że stulatkowie z Sardynii czy Ikarii bez żadnej szkody dla zdrowia spożywają pszenicę, a z kolei stulatkowie z Okinawy raczą się innym glutenowym zbożem, jęczmieniem.
Być może jakieś znaczenie ma też jakość i odmiana tych zbóż, ale podstawowa rzecz to prowadzony styl życia zgodny z naturą, który utrzymując ich bariery jelitowe w dobrym stanie pozwala im na spożywanie pewnej ilości zbóż glutenowych bez żadnej szkody dla zdrowia.
Można jeść gluten (a także jajka, kukurydzę i nabiał) i dożyć setki, pod warunkiem prowadzenia odpowiedniego stylu życia sprzyjającego mocnym barierom jelitowym.
Na ten styl życia składają się zarówno czynniki psychiczne (optymizm, wiara w siłę wyższą, pielęgnowanie więzi z innymi) jak i fizyczne (naturalna i zrównoważona dieta, kontakt ze słońcem, kontakt z ziemią, umiarkowany ruch).
U ludzi natomiast mniej zdrowych czy też z niedoborami witaminowo-minerałowymi dochodzić może (z różnych powodów) do „przeciekania” jelit gdy zonuliny jest za dużo: połączenia ścisłe przepuszczają wtedy do krwiobiegu cząsteczki i drobnoustroje, których nie powinno tam być, przewlekły stan zapalny w ustroju nie ma wtedy końca.
Konieczność odstawienia glutenu w przypadku celiakii jest oczywista, również wiele osób chorujących na rozmaite inne choroby przewlekłe (szczególnie te wynikające z autoagresji) stwierdziło, że odstawienie glutenu zdecydowanie poprawiło ich samopoczucie.
Co nie znaczy, iż samo odstawienie glutenu będzie zawsze skutkować jednakowym polepszeniem samopoczucia u każdego, ponieważ na funkcjonowanie barier jelitowych wpływają też takie czynniki jak choćby niedobory witamin i minerałów i za wiele się nie zmieni dopóki niedobory te nie zostaną uzupełnione (np. bardzo ważna dla szczelności barier jelitowych jest witamina D czy też ważny dla silnych błon komórkowych magnez).
Jakie są objawy nieszczelnych barier jelitowych?
Nieszczelne bariery jelitowe to nie jest choroba sama w sobie, trudno mówić tutaj o specyficznych objawach. Na pewno jest to zaburzenie mające wpływ na pracę całego organizmu.
Badania naukowe powiązały ten fenomen z szeregiem rozmaitych stanów chorobowych (aczkolwiek powiązanie wciąż nie oznacza dowiedzionego związku przyczynowo-skutkowego).
Niewykluczone, że wielu rzeczy jeszcze nie wiemy i może okazać się, że „przeciekające jelito” jest tylko częścią większego mechanizmu chorobotwórczego. Wciąż bowiem nie bardzo wiadomo co jest pierwsze: choroba czy nieszczelne jelito?
Czy nieszczelne jelito przyczynia się do choroby, a może vice versa: to choroba sprawia, że bariery jelitowe ulegają uszkodzeniu?
Dr Minocha podaje, iż jak do tej pory badacze stwierdzili uszkodzone bariery jelitowe w następujących przypadkach:
– choroby układu pokarmowego: celiakia, choroba Crohna, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, zespół jelita drażliwego, enteropatie wywołane lekami (np. aspiryną, środkami przeciwbólowymi itd.) lub promieniowaniem;
– choroby związane z wadliwym funkcjonowaniem gruczołów dokrewnych: cukrzyca typu drugiego, zapalenie tarczycy Hashimoto, otyłość i zespół metaboliczny, choroba Addisona, PCOS (zespół policystycznych jajników);
– choroby alergiczne: alergie i nietolerancje pokarmowe, wysypki i egzemy, atopie skórne, astma;
– choroby pochodzenia bakteryjnego: cholera, bakterie Helicobacter Pylori w żołądku, infekcje bakteriami Clostridium, niektóre formy infekcji bakteriami E. Coli;
– choroby pochodzenia wirusowego: adenowirusy, wirusy Coxsackie, rotawirusy, HIV, zapalenie wątroby typu C;
– choroby skórne: trądzik, łuszczyca, trądzik różowaty, pokrzywka, łysienie, choroba Duringa, vitiligo (bielactwo nabyte);
– choroby wątroby: stłuszczenie wątroby (alkoholowe i niealkoholowe), marskość żółciowa wątroby, cholestaza ciężarnych, pierwotne stwardniające zapalenie dróg żółciowych;
– choroby reumatyczne: RZS, młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów, toczeń, choroba Sjorgena, zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa;
– choroby związane z naczyniami: obrzęk limfatyczny, endotoksemia, uszkodzenia siatkówki u diabetyków;
– dysfunkcje neuro-psycho-behawioralne: depresja, nerwica, fibromialgia, syndrom przewlekłego zmęczenia, autyzm, schizofrenia;
– choroby neurologiczne: stwardnienie rozsiane, choroba Parkinsona, przewlekła zapalna demielinizacyjna polineuropatia;
– inne: niewydolność mięśnia sercowego, żywienie pozajelitowe, niewydolność wielonarządowa, choroby nowotworowe.
Bóle brzucha po posiłkach, notoryczne wzdęcia, złe trawienie, złe przyswajanie, problemy z eliminacją (wypróżnienia zbyt rzadko lub odwrotnie – biegunki oraz wydalanie widocznych gołych okiem niestrawionych do końca pokarmów), refluks, świąd odbytu, cuchnący oddech – to wszystko również jest związane ze złym stanem jelit i ogólnie układu pokarmowego (kiepska flora bakteryjna, brak enzymów, zniszczona śluzówka jelit, niedokwaszenie żołądka itd.).
W takich sytuacjach nieszczelność barier jelitowych jest niemalże pewna.
Jak wzmacniać bariery jelitowe?
Jak wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć. Najważniejsza jest profilaktyka.
Przede wszystkim odpowiednie żywienie. Na początek należy pozbyć się z menu rzeczy ewidentnie nie służących naszym jelitom jak np. alkohol czy rafinowany cukier (i wszystko co takowy w jakiejkolwiek formie zawiera).
A co jeść?
Dr Minocha mówi wprost: jak najwięcej warzyw i owoców. W różnej formie, najlepiej sezonowe, w obfitym wyborze smaków, kolorów i zapachów – dieta musi być różnorodna by pobudzać rozwój rozmaitych dobrych bakterii. Bez warzyw i owoców ani rusz!
W menu muszą znaleźć się dary natury działające prebiotycznie, na przykład:
- pory
- czosnek
- cebula
- imbir
- karczochy
- szparagi
- topinambur
- bataty
- pomidory
- marchewka
- korzeń cykorii
- warzywa zielonolistne
- banany (jak najmniej dojrzałe)
- arbuzy
- naturalny miód pszczeli
Należy też na czas zdrowienia zrezygnować z „wyzwalaczy” czyli z pokarmów, które mogą podrażniać już i tak nadwyrężony układ pokarmowy albo też są pokarmami wysoce alergizującymi.
Na pierwszy ogień warto wykluczyć wszelkie pokarmy, które nam nie służą i sprawiają, że czujemy się gorzej (zaś po ich odstawieniu czujemy różnicę na plus w samopoczuciu – pomocna może być dieta eliminacyjna) oraz oczywiście te, które wyszły nam dodatnio na teście na nietolerancje pokarmowe (np. zboża, cukier, niefermentowane produkty mleczne, jaja, soja, kukurydza, alkohole, napoje gazowane, tłuste jedzenie, słodycze, kofeina itp.).
Wskazane są pokarmy fermentowane o ile są dobrze tolerowane. Dr Minocha zaleca też unikać nadmiaru białka w diecie.
A co poza tym? Suplementy. Pomocne mogą być:
- probiotyki (dobrej jakości, zawierające Lactobacillus i Bifidobacterium, z minimum 5-10 miliardami bakterii i minimum czterema różnymi szczepami w jednej kapsułce – to zalecenia bardzo ogólne, a już idealnie jeśli możemy sobie pozwolić na celowaną probiotykoterapię, po zbadaniu jakich szczepów nam indywidualnie brakuje);
- witamina D – należy dążyć do optymalnego poziomu (więcej na ten temat pisałam tutaj), poza tym mając dobry poziom witaminy D lepiej wchłaniamy wapń, który również wzmacnia bariery jelitowe;
- kurkuma (2-3 g dziennie), najlepiej organiczna;
- cynk (w/g dr Minocha na początku nawet 50 mg dziennie, z żywności i suplementu łącznie);
- aminokwas L-glutamina (w formie suplementu lub żywności: soku świeżo wyciskanego z białej kapusty lub rosołu na kościach);
- maślan sodu (w Polsce dostępny pod nazwą „Debutir” lub „Intesta„, w aptece bez recepty);
- aloes;
- berberyna;
- siara bydlęca (colostrum);
- inulina;
- lukrecja deglicyryzowana (DGL);
- kwasy Omega-3 (długołańcuchowe czyli EPA i DHA);
- witamina C – zmniejsza stres oksydacyjny i jest niezbędna ustrojowi do wytworzenia kolagenu, podstawowego białka tkanki łącznej;
- flawonoidy – przede wszystkim kwercetyna i kempferol: ta pierwsza znajduje się w jabłkach, owocach cytrusowych, ciemno wybarwionych owocach jak borówki, wiśnie, żurawina, czarna porzeczka, aronia, czarny bez; z warzyw zaś sporo jest jej w cebuli, kapuście, szpinaku, brokułach, papryce, oprócz tego w miodzie, pyłku i propolisie, kaszy gryczanej, w herbacie i w ziołach jak rumianek, skrzyp, dziurawiec [klik], rekordowe ilości kwercetyny zawierają zaś kapary!
Kempferol obficie występuje w liściach zielonej herbaty. Aby z kolei osiągnąć dobry poziom kwercetyny należy zjadać bogate w nią produkty codziennie, bowiem ma ona krótki okres półtrwania. Pamiętamy jak brzmi zasada zdrowia długowiecznej pani Eileen Ash, lat 106, o której pisałam tutaj: jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie! 🙂
Nie wszystko z tej listy pomoże wszystkim, nie każdy suplement dla każdego będzie jednakowo skuteczny lub jednakowo dobrze tolerowany – każdy musi znaleźć swoją drogę.
Dr Minocha sugeruje, aby skupić się raczej najpierw nie na tym „co brać by wyzdrowieć”, lecz na tym, czego w pierwszym rzędzie należy unikać. Optymalnie jest współpracować z lekarzem i/lub dietetykiem.
Niektórzy mogą bowiem potrzebować dodatkowej suplementacji enzymów trawiennych i/lub betainy HCL. Niektórzy antybiotyków (ziołowych lub farmaceutycznych) by najpierw rozprawić się z SIBO.
Każdy przypadek jest inny, bo każdy z nas jest inny. Aczkolwiek pewne zasady dotyczą każdego z nas.
Na przykład trzeba pamiętać aby zawsze bardzo dokładnie przeżuwać pokarmy (nawet soki czy koktajle), ponieważ odruch żucia wzmaga wydzielanie prawidłowej ilości kwasów żołądkowych.
Nie należy jeść w pośpiechu ani w złym nastroju. No i na koniec – dbać o regularność wypróżnień: prawidłowe wypróżnienia są również ważne jak prawidłowe żywienie.
Dobre trawienie, wchłanianie i eliminacja oznaczają zdrowe jelita.
Pan doktor podkreśla też znaczenie cyklicznych, krótkoterminowych postów, szczególnie zalecając kilkudniowe posty na świeżo wyciskanych sokach warzywno-owocowych. Podczas postu układ pokarmowy odpoczywa i regeneruje się.
Badania naukowe wykazały efektywność krótkich postów sokowych w takich chorobach do których mógł przyczynić się problem z przeciekającymi jelitami jak np. gościec przewlekły (RZS). Nie zaleca jednak uciekania się do hydrokolonoterapii w celu oczyszczania jelit.
Trzymając się tych porad dr Minocha jest pewien, że każdemu czytelnikowi uda się zachować zdrowe jelita na całe życie.
Dokładnie tak, jak udaje się to staruszkom z Niebieskich Stref! 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ania napisał(a):
Witam, artykuł w sam raz dla mnie 🙂 Co dokładnie zaleca doktor w przypadku SIBO??? Bardzo ostrego??? Żadna dieta nie daje rady 🙁
Marlena napisał(a):
Aniu, przy przeroście mikrobów w jelicie cienkim (czyli SIBO) najpierw trzeba zająć się zmniejszeniem populacji tych mikrobów. Bo w normalnych warunkach mikrobów powinno być dużo w jelicie grubym, a w cienkim niewiele. Jeśli mamy za dużo mikrobów w jelicie cienkim (tam gdzie zachodzi proces wchłaniania składników odżywczych), to pojawią się problemy takie jak nadmierna fermentacja (wzdęcia) czy biegunki, a zarówno wchłanianie jak i bariery jelitowe mogą ulec osłabieniu lub uszkodzeniu.
Powodem takiego przerostu bakteryjnego w jelicie cienkim jest przede wszystkim to, że mamy niedokwaszony żołądek: silny kwas żołądkowy to nasz pierwszy „bramkarz”, który ma za zadanie likwidować dostające się do ustroju patogeny. Jeśli ktoś bierze leki „na zgagę” czy inhibitory pompy protonowej, to ceną za chwilową ulgę w symptomach jest często potem SIBO. Zła dieta i niedokładne żucie pokarmu również może być powodem, dla którego zmniejsza się ilość soków żołądkowych i ich pH. Innym czynnikiem ryzyka jest podeszły wiek.
Dietą można stan opanować na samym początku, gdy nie jest zaawansowany. Jeśli sami nie dajemy rady opanować zjawiska, to należy zwrócić się do specjalisty (dobry gastrolog, dobry dietetyk). Nie dopuszczać do przewlekania się tego stanu, bo nabawimy się niedoborów i podupadniemy na zdrowiu jeszcze bardziej (jelita mają wpływ na cały organizm).
Dr Minocha proponuje aby w stanach opornych (czyli niepoddających się diecie) sięgnąć po broń ostateczną czyli antybiotyki (dobierze lekarz, najczęściej będzie to rifaximina, doxycyklina albo metronidazol). Z antybiotyków ziołowych wymienia kilka preparatów, ale nie wiem czy są dostępne w Polsce: Dysbiocide, FC-Cidal i A.D.P. Ten ostatni to ekstrakt z oregano, zaś skład pierwszych dwóch jest złożony.
Dysbiocide zawiera:
Dill (Anethum graveolens) (seed)
Stemona (Stemona sessilifolia) (powder and extract) (root)
Wormwood (Artemisia absinthium) (extract) (shoot & leaf)
Java Brucea (Brucea javanica) (powder & extract) (fruit)
Chinese Pulsatilla (Pulsatilla chinensis) (powder & extract) (rhizome)
Picrasma excelsa (extract) (bark)
Cutch tree (Acacia catechu) (powder & extract) (heartwood & bark)
Hedyotis (Hedyotis diffusa) (powder & extract) (aerial part)
Yarrow (Achillea millefolium) (extract) (leaf & flower)
Natomiast ten dugi, FC-Cidal, zawiera mniej egzotycznych roślin, a więcej popularnych jak bylica draganek, skrzyp, pokrzywa, tymianek, liść oliwny:
French Tarragon (Artemisia dracunculus) (leaf)
Indian Tinospora (Tinospora cordifolia) (stem & root)
Horsetail (Equisetum arvense) (whole herb)
Thyme (Thymus vulgaris) (leaf)
Pau D’ Arco (Tabebuia impetiginosa) (inner bark)
Stinging Nettle Extract (Urtica dioica) (root)
Olive (Olea europaea) (leaf)
Jednocześnie z wytłukiwaniem złych mikrobów w jelicie cienkim należy zadbać o populację mikrobów w jelicie grubym, czyli należy brać probiotyki (głównie Bifidobacterium, ale nie Lactobacillus), dbać o motorykę jelit czyli stosować środki przyspieszające pasaż jelitowy i rzecz jasna trzymać dietę. Warto też sprawdzić zastawkę krętniczo-kątniczą, jak to zrobić pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/przepuklina-rozworu-przelykowego-co-to-jest-i-jak-sobie-radzic/
POWER napisał(a):
Czy sztuczne probiotyki mają skutki uboczne przy długotrwałym stosowaniu?
Marlena napisał(a):
Jak do tej pory jedyne jakie odnotowano to raczej łagodne typu wzdęcia.
Dorota napisał(a):
Bardzo ciekawy artykuł. Pod koniec jest wspomniane, żeby zadbać o regularność wypróżnień. Co poza dietą i umiarkowaną aktywnością fizyczną może pomóc? O dietę dbam bardzo, roślinna w dużym stopniu raw, staram się też ruszać w miarę sił, suplementuję probiotyki, a wciąż mam problem ze wzdęciami, zaparciami, ciężkością po posiłku, problemami hormonalnymi. Na co mam zwrócić uwagę? A może mogłaby Pani podpowiedzieć, gdzie w Warszawie szukać dobrego lekarza, który nie leczył by objawowo/ farmakologicznie? Z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
Doroto, całkiem możliwe, że może właśnie nie powinnaś za dużo jeść raw. Jedzenie gotowane jest już jakby wstępnie „przetrawione”, włókna zmiękczone itd. i czasem właśnie jedzenie gotowanego pozwala poczuć się lepiej.
Jeśli masz SIBO (na co może wskazywać brak poprawy pomimo stosowania probiotyku oraz skłonność do zaparć), to probiotyki muszą być starannie dobrane (raczej bifidobacterium niż lactobacillus) jak również dieta nie powinna zawierać węglowodanów fermentujących (dieta FODMAP). Czasem musi być potrzebny antybiotyk aby najpierw wybić te „złe” bakterie, które się nadmiernie w jelicie cienkim rozmnożyły i nie dają normalnie żyć. 😉
Lekarzy o których pytasz znajdziesz w Warszawie, np.: https://instytut-mikroekologii.pl/kontakt-2/
Tomek napisał(a):
Dorota uwzglednilas Candida? Mam podobne problemy, jestem w trakcie prob usuwania grzyba z systemu i widze postep. Wydaje mi sie ze Candida powinna sie znalezc w tym artrykule jako glowny powod problemu. Niektorzy zastanawiaja sie co bylo pierwsze – cieknace jelita czy Candida?
Gosia napisał(a):
Droga Marleno, bardzo dziękuję za artykuł, pomógł mi rozumieć dlaczego czwarty raz w tym roku jestem chora na grypę,mimo że dbam o to co jem .Nie myślałam ,że zmiany hormonalne(mam menopauze) mogą, aż tak osłabić odporność. Może wiesz co zrobić czym się wspomóc żeby uregulować hormony żeby menopauza odpusciła?Zaczyna mnie już trochę męczyć nie spanie w nocy ,wrażliwość i zmęczenie.Chodzę na jogę trochę biegam brałam macę ashwagandę witaminy i nic.Teraz przechodzę na post Daniela mam nadzieję że będzie lepiej.Z góry dziękuję za jskiekolwiek sugestie i pozdrawiam serdecznie😚
Marlena napisał(a):
Oj tak, menopauza może nieźle namieszać, sama mogłam się o tym przekonać na własnej skórze, aczkolwiek objawy nie były jakieś tragiczne (były do przeżycia), ale od kiedy jestem pilnym obserwatorem własnego ciała to zauważyłam, że muszę nieco więcej niż wcześniej przykładać się do utrzymania zdrowia i odporności, więcej uwagi zwracać na dietę, potrzebuję też np. nieco więcej witaminy D i C niż wcześniej.
Ponadto w utrzymaniu w ryzach rozchwianych hormonów pomógł mi też krem z dzikim pochrzynem stosowany w miarę potrzeb (używałam Swanson Wild Yam Cream). Na poprawę jakości snu z kolei pomagała mi melatonina dr Jacob’s (https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/melatonina-b12-60-tabl-) – bardzo fajnie działa i nie uzależnia.
Okresowe wstawki z diety Daniela albo weekendowe posty sokowe również są baaaardzo pomocne. Ogólnie objawy „burzy hormonalnej” pojawiały się jakby falami, każda fala słabsza od poprzedniej. Trzeba to przeżyć tak jak przeżyłyśmy okres dojrzewania, gdzie człowiek sam z sobą nie mógł dojść do ładu, oj chyba gorzej było wtedy niż teraz, gdy ma się większą o sobie wiedzę i większą świadomość własnego ciała. 🙂
Marlena napisał(a):
Witam, Panią serdeczne. Mam kilka pytań, które mnie męczą
1. Siemię lniane zawsze mielę na bieżąco, ale czy nie lepiej by było je namoczyć na noc i rano razem z owocami zmielić na koktajl? Czy moczenie spowoduje większe korzyści?
2. Podobne pytanie: czy moczenie wypłukanej kaszy jaglanej zwiększa korzyści? I czy po namoczeniu trzeba kaszę też wypłukać?
3. Zawsze moczę pestki dyni, słonecznika, pestki moreli gorzkiej czy orzechy na śniadanie. Czy po takim nocnym moczeniu trzeba wypłukać w czystej wodzie nasionka czy ta woda ma jakieś korzyści zdrowotne?
4. Czystka piję zawsze z miodem i cytryną, dwukrotnie parzę, a czy nie lepiej by było pić z ksylitolem i witaminą C? W Pani artykule o czystku znalazłam informację że: „Jako ziółko bogate w bioflawonoidy czystek doskonale współpracuje z witaminą C wzmacniając jej działanie (ważne przy infekcjach). Dr Klenner w swoim raporcie wspominał co prawda iż podawał soki owocowe jako źródło bioflawonoidów, lecz herbatka z czystka będzie miała jeszcze lepszy efekt synergiczny. Jak wszystkie ziołowe herbaty również herbata z czystka ma na organizm alkalizujący wpływ.”
Chodzi mi o te działanie synergiczne.
Za każdą odpowiedź będę wdzięczna. Szukam, jeśli mogę zadaję pytania kwestia zdrowego odżywiania jest dla mnie bardzo ważna ze względu na moje dziecko, ale również dla mnie. Jestem wdzięczna losowi, że trafiłam na Pani stronę. Dzięki Pani wiele zmieniłam, ale zdaję sobie sprawę że jeszcze wiele przede mną.
Pozdrawiam gorąco,
Marlena
Marlena napisał(a):
Moczenie siemienia spowoduje wytworzenie się „kleiku”, jeśli na nim nam zależy (działanie powlekające np. przy problemach z układem pokarmowym) to wtedy moczymy nasiona i otrzymujemy ten kleik (śluz).
Moczenie kasz nie wiem czy zwiększa korzyści, na pewno jednak zawartość składników odżywczych rośnie gdy ziarno się „budzi” i zaczyna kiełkować. Kasza jaglana lub gryczana to proso lub gryka już jako ziarno obłuszczone, więc moczenie będzie miało za zadanie głównie zmiękczyć kaszę. Jeśli natomiast moczeniem chcemy zmniejszyć zawartość fityn (które zresztą niesłusznie zostały zdemonizowane, bo w niewielkiej ilości są korzystne dla zdrowia), to wody się pozbywamy. Do naparu czystka można oczywiście dodać witaminę C (po schłodzeniu naparu).
Gosia napisał(a):
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź , po poście wypróbuję krem i melatoninę zakupię u Ciebie.
U mnie burza się nasiliła , ale jak napisałaś trzeba to przeżyć.Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Serdecznie pozdrawiam. Marlena
Marlena napisał(a):
Pozdrawiam imienniczkę wzajemnie! 🙂
Bernadetta napisał(a):
Odnośnie menopauzy. Mam 52 lata, jestem roślinożerna i nie mam żadnych objawów. Normalnie śpię, nie mam uderzeń gorąca itp., wszystko jest jak dawniej, łącznie z regularną miesiączką. Myślałam, że kobiety roślinożerne nie mają z tym problemu, że po prostu któregoś dnia przestają miesiączkować i już. Podobnie z okresem dojrzewania, któregoś dnia zaskoczyła mnie miesiączka i już. Jaka burza hormonalna, nie rozumiem. To samo z PMS, nigdy nie doświadczyłam.
Marlena napisał(a):
Bernadetto, jeśli regularnie miesiączkujesz to jeszcze nie jesteś w okresie menopauzy, więc to oczywiste, że nie odczuwasz żadnej burzy hormonalnej – u Ciebie jej jeszcze nie ma.
Nie każda kobieta wchodzi w menopauzę w jakimś ściśle określonym wieku, tak jak nie wchodzimy w jednym określonym wieku w pokwitanie. Ja niestety miałam kilkanaście lat temu całe prawe przydatki usunięte (operacja ratująca życie) i ten jeden biedny jajniczek, który pozostał dawał i tak sobie wyjątkowo dobrze radę, ale on jest tylko jeden i kiedyś musiał zakończyć działalność. Wielkich „objawów menopauzy” nie miałam, a te, które się pojawiły były znośne i niezbyt uciążliwe. W każdym razie za miesiączkami nie tęsknię bynajmniej i jestem rada, iż mam to już (chyba) za sobą. 🙂
I nie chodzi o PMS (tego definitywnie pozbyłam się gdy zmieniłam styl życia i dietę), ale ogólnie o ten pewien dyskomfort raz w miesiącu (wiadomo o co chodzi).
Karolina napisał(a):
Marlenko, niezwykle interesujący temat. Na własnym przykładzie dwukrotnie doświadczyłam dziwnego „zjawiska”.
Otóż w trakcie moich 2 ciąż miałam małopłytkowość – bardzo zaawansowaną. Przy drugiej ciąży płytki spadły mi do ilości 12 tyś.(norma ok 140 tyś – 440) i miałam podawane sandoglobuliny .
Lekarze ginekolodzy ogólnie mówiąc byli „zaskoczeni” ze płytki spadają mi aż tak mocno i że raczej nie jest to typowa małopłytkowość ciążowa. W ogóle miałam wrażenie że nie specjalnie byli zorientowani w temacie
Po ciąży stan płytek wracał do normy. Jednak lekarz powiedział mi abym już więcej w ciąże nie zachodziła bo będzie tylko gorzej … i o kolejnej ciąży przestałam już nawet myśleć.
Ostatnia ciąża była 4 lata temu, lekarze pomimo mojego podpytywania mówili że dieta nie ma na to żadnego wpływu i taka moja uroda.
Pani hematolog do której chodziłam powiedziała mi że „jest duże prawdopodobieństwo że w przyszłości zachoruję na chorobę autoimmunologiczną typu gościec” (bo dodatkowo mam trochę problem z bólami kolan…)
Mało optymistyczna perspektywa
Marlena napisał(a):
Dieta ma wpływ na wszystko, na małopłytkowość też (choć nie wiem czy na jej odmianę ciążową): w książce „Wylecz się sam” dr Andrew Saul opisywał jak dziewczynka z ciężką trombocytopenią doznała istotnej poprawy wyników i stanu zdrowia w ciągu zaledwie 2 tygodni, tylko dlatego, że jadła codziennie do dwóch słoików kiełków z lucerny (witamina K) i 10 gramów witaminy C w suplemencie. Obie witaminy są kluczowe dla tworzenia się płytek krwi. A już nic nie pomagało i lekarze postawili krzyżyk pod tytułem „nic się tu nie da zrobić”. A jednak się dało! 🙂
Na wszelki wypadek zbadaj nietolerancje pokarmowe, Karolino. Bóle stawowe mogą mieć nieszczelne jelita jako praprzyczynę. Witamina D też niezwykle ważna.
oona napisał(a):
Witam, co do stanów zapalnych stawów to dieta ma ogromne znaczenie. Mój mąż ma stwierdzone łuszczycowe zapalenie stawów… dłuższy czas przyjmował metotrexan po którym się źle czuł i chorował. Przestał go brać i po kilku miesiącach oczywiście choroba wróciła… odstawił produkty mleczne (jest wielkim fanem) oraz gluten, przyjmuje suplementy – MSM, Kwasy omega, vit C i w sumie tyle bo nie chciał więcej suplementów ;)… po 2 tygodniach bóle stawów prawie całkowicie ustąpiły! powrócił na gluten ale nie je mlecnych rzeczy… czasami go przyłapię na podpijaniu mleka koziego (naszego synka przestawilam na mleko kozie, które dostarcza nam znajomy od swojej kózki)… mineły 2 miesiące i stawy sa ok… a już miał wracać na metotrexan. Sama nie myślałam, że tak „łatwo pójdzie” i taki niewielki krok wystarczy. Zapewne każdy organizm jest inny i potrzebuje/ czy też nie potrzebujeróznych rzeczy. Ma jeszcze łuszczycę (niezbyt dużą) przy ekzpozycji na słońce znika. Obecnie faszeruje go dużymi dawkami vit D… zobaczymy. Nie badałam mu ejszcze… badałam sobie i miałam poziom 20! gdzie suplementuje całyczas ok 2000 j (sama mam wrzodziejące zapalenie jelita). Właśnie stwarzam plan uszczelniania jelit… problem ejst w tym, że obecnie wszelkie owoce/ warzywa mi szkodzą… chyba muszę trochę popościć. Się rozpisałam… pozdrawiam
gajowy napisał(a):
Marleno, dlaczego z uporem maniaka promujesz suplementację witaminy D w okresie jesienno-zimowym? Cytuję – „Nie zapominajmy o suplementacji witaminy D w miesiącach od października do kwietnia, a potem… na dwór, na słoneczko! ”
Skoro nawet słaba lampa UV (odpowienio stosowana) o niebo lepiej symuluje pobyt na Słońcu niż najlepszy suplement witaminy D. Oczywiście samo Słońce jest najlepsze – ale to latem.
Ja tego sezonu „zapomniałem” o suplementacji witaminy D, bo naświetlałem się systematycznie (choć krótko bez opalenizny) lampą UV . I w końcu to był pierwszy sezon gdy nie czułem przepaści między latem a zimą.
Witaminę D stosuje się jako dodatek paszowy w hodowli niskobudżetowych ssaków. Przy wysokobudżetowych – np. cenne koniki – stosuje się naświetlanie UV. Proponuję pogooglać „solaria dla koni”. Lub jeszcze lepiej w słoneczny dzień podejść do jakiejś lepszej stadniny i sobię trochę pooglądać.
Marlena napisał(a):
Powód jest jeden: w przeciwieństwie do lamp (mówimy o lampie UVB o odpowiedniej długości fal) witamina D jest praktyczna w stosowaniu (szczególnie ta w kroplach), tania i łatwo dostępna.
W paszach dla koni też jest dodawana witamina D, jak również można cholekalcyferol paszowy zakupić dla konia na wagę i nie trzeba koniecznie wydawać kilkunastu tysięcy zł na „solarium dla konia” (zresztą z tego co się doczytałam w opisach u producentów/importerów tych urządzeń, to solaria te nie produkują promieni UVB, a przecież tylko UVB prowadzi do wytworzenia się witaminy D).
A że naturalne słońce jest najlepsze to wszyscy wiemy, lecz sęk w tym, że w naszym klimacie ciężko o nie przez większość roku. Można poza sezonem brać kropelki z wit. D, można pojechać do ciepłych krajów na zimę, można zakupić lampę UVB (dobrej marki, z czasomierzem i atestem to koszt od ok. 1000 za lampkę ręczną przeznaczoną do terapii skóry głowy, aż do 16.000 zł za duży panel obejmujący całe ciało) – wybór zależy od indywidualnych możliwości i upodobań. W większych miastach są też wypożyczalnie lamp UVB, ok. 200 zł za 3 tygodnie.
Mariusz napisał(a):
Zagadnienie, które poruszył gajowy, jest właśnie dobrym tematem na solidne opracowanie z zakresu historii odżywiania i geografii zdrowia. Jak dotąd nie udało mi się trafić na opracowanie (z wyjątkiem książki o przestrzennym zróżnicowaniu źródeł witaminy K2), w którym by wyjaśniono różnice w sposobach odżywiania i stylu życia w poszczególnych regionach Polski, Europy i świata w zakresie zaspokajania niezbędnych składników w celu zachowania zdrowia w jak najlepszym stanie oraz jak elementy środowiska przyrodniczego wpływają na odporność człowieka (tu już materiałów jest więcej, np. słynne opracowanie na temat zależności między selenem w glebie a wirusem HIV).
Zbyszek napisał(a):
Witam 🙂
Wcześniej ktoś zapytał, ale nie było odp. to ponowię: Co robić z wodą, w której przez ładnych kilka godzin moczyły się nasiona i orzechy?
Można ją wylać, ale można też wlać do blendera i zmiksować w niej te namoczone produkty – co lepsze?
Proszę o odpowiedź (na ile takowa istnieje).
Marlena napisał(a):
Ja wodę odlewam gdy moczę każdą rzecz: fasole, nasiona czy orzechy.
gajowy napisał(a):
Marleno, Naświetlanie UV to bardzo stary i wypróbowany w praktyce temat. Wywodzi się z nauki z początku XX wieku . Do naświetlania NIE jest potrzebna specjalistyczna lampa UVB. Te stosuje się przy nadwrażliwości na światło, by przy jak najmniejszym natężeniu światła był silny efekt terapeutyczny. Normalnie (zapobiegawczo) stosuje się lampy szerokopasmowe mające w swoim widmie zarówno UVB jak i UVA. Jedno i drugie pasmo wspiera zdrowie. Solaria dla koni podałem jako ciekawostkę. Zapewniam Cię że stosuje się tam UV, zwykle kombinację podczerwienie (dla rozgrzania) i UV (pełne widmo z UV dla zdrowia).
W czasach komuny popularne były niedrogie tzw. kwarcówki (w istocie lampy rtęciowe). Ludzie nie mieli takich skłonności do depresji. Dzisiejsze metalohalogeny z UVB/UVA sprzedawne głównie jako lampy „dla gadów” są od nich zdecydowanie lepsze (najbardziej zbliżone do widma słonecznego) a naświetlanie wybito ludziom z głowy strasząc sztucznym UV.
Marlena napisał(a):
Gajowy, ja to wszystko wiem i nawet chyba mam gdzieś jeszcze starą NRD-owską kwarcówkę po mamie (o ile komuś nie pożyczyłam, bo głowy nie dam). Synteza witaminy D w każdym razie zachodzi pod wpływem promieniowania UV o długości 290–315 nm (zakres UV-B), a eksperymentalnie ustalono, że najbardziej efektywną długością fali świetlnej jest 295–300 nm (z maksimum przy 297 nm). Naświetlanie inną długością (np. UVA) nie powoduje syntezy skórnej witaminy D, aczkolwiek naświetlania różnymi długościami fal (IR i UV) stosuje się oczywiście leczniczo w fototerapii.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Zbyszku i życzę dużo sukcesów i radości z prowadzenia bloga! 🙂
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, jestem trochę przerażona. Zrobiłam test buraczkowy i mój mocz jest tak czerwony, że wynik nie pozostawia żadnych wątpliwości a w artykule napisała Pani, że pozytywny wynik takiego testu to już bardzo źle!. Proszę mi poradzić jak najszybciej mogę pomóc swoim jelitom, bo w artykule głównie pisze Pani o profilaktyce.
-Jeśli głodówka sokowa to z jakich warzyw i owoców najlepiej i jak długo (Czy nadal mogę pić sok z buraka? Jak dobrze rozumiem to jak betanina trafiła do moczu to również i do krwi. Czy to nie jest szkodliwe?)
– Może postawić na kiszonki? ale czy wtedy jeść tylko kiszonki przez jakiś czas?
– Czy wie Pani może dlaczego Pan Doktor nie poleca hydrokolonoterapii? Wydawałoby się, że jest to najszybsza metoda oczyszczenia jelit.
– W jakim czasie ścianki jelita mogą się uszczelnić (odbudować)?
Wykluczenie pokarmów o których Pani pisze jest dla mnie oczywiste, ale czy mogę jeszcze jakoś sobie pomóc?
Z góry dziękuję za Pani poradę. Jak zawsze są one dla mnie bardzo cenne.
Marlena napisał(a):
Agnieszko, podstawowe sprawy zarówno w profilaktyce jak i w regeneracji to dieta (bez cukru, śmieci, jak najwięcej warzyw i owoców) oraz odpowiednio wysoki poziom witaminy D i cynku. Reszta suplementów może być przydatna, ale nie każdemu.
Pan doktor nie poleca hydrokolonoterapii ZAMIAST zdrowego stylu życia i odpowiedniej diety, bowiem jest przekonany, iż to właściwa dieta i styl życia są niezbędne by utrzymać jelita w zdrowiu, a nie specjalne zabiegi (oczywiście czasem taki zabieg może być komuś tam przydatny, ale nie na stałe jako element stylu życia). Bo niestety niektórzy (przepraszam za wyrażenie) żrą co popadnie, a potem idą na płukanie jelit „się oczyszczać”, po czym wracają do swoich starych nawyków żywieniowych (żrąc dalej co popadnie) i tak w kółko. Tymczasem nie chodzi o to by uciekać się do magicznych zabiegów: w Niebieskich Strefach nikt ich nie stosuje, nie są niezbędne.
Regeneracja jelit może trwać od kilkunastu dni do kilku miesięcy i dłużej, co zależy od tego co robimy i co jemy oraz od tego w jakim stanie jest cały układ pokarmowy (żołądek, jelita, wątroba).
W czasie postu sokowego można pić dowolne soki (warzywne lub warzywno-owocowe) jakie nasz ustrój dobrze toleruje. Krótki post to taki trwający od 1 do 7 dni. Sok z kapusty ma szczególnie pozytywne działanie na jelita z uwagi na bogactwo aminokwasu l-glutaminy: nie jest za specjalny w smaku, ale można mieszać go np. z sokiem z marchwi i jabłka.
Zbyszek napisał(a):
Agnieszko, może niepotrzebnie się martwisz tym zabarwionym po burakach moczu. Zobacz, proszę to:
https://youtu.be/Ueie16cdyiI
Wiem, że Marlena nie za bardzo lubi tego autora nagrania, ale może coś w tym jest, co on mówi, i niepotrzebnie się Agnieszko martwisz…
Bernadetta napisał(a):
To opalanie się w solarium jest zdrowe?
Marlena napisał(a):
Jeśli jest to solarium emitujące tylko promienie UVA, to korzyści w postaci produkcji witaminy D mieć nie będziemy (potrzebne są promienie UVB do syntezy witaminy D). Ale opalenizna będzie. Tylko że opalenizna nie oznacza automatycznie syntezy witaminy D w skórze. Opalenizna jest po prostu naturalną barierą ochronną przed nadmiarem promieniowania.
agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, najśmieszniejsze jest to, że ja nie „żrę co popadnie”. Od ponad 20 lat nie jem mięsa, nabiał i pieczywo sporadycznie, warzywa i owoce w znacznie większej ilości niż przeciętny obywatel.Sama nie rozumiem skąd nieszczelne jelita.
Proszę mi jeszcze powiedzieć, bo ja ostatni sok z burakiem (1 spory burak+1 jabłko) wypiłam wczoraj ok.14 tej a do tej pory (jest po 21 szej) mam mocz zabarwiony na różowo.Czy to jest możliwe żebym nadal wydalała ten barwnik?
Marlena napisał(a):
Agnieszko, o tym „żarciu co popadnie” pisałam w kontekście hydrokolonoterapii, bo o to pytałaś (dlaczego pan doktor ich nie zaleca). Nie miałam na myśli Ciebie. 🙂
Powodów nieszczelnych jelit oprócz błędów dietetycznych jest sporo: od niedokwaszonego żołądka, niedoborów witamin i minerałów (D i cynk są kluczowe), poprzez zubożoną (różnymi czynnikami jak leki, stres, infekcja, zmiany hormonalne) mikroflorę jelitową, aż po nieprawidłowości w funkcjonowaniu wątroby. Jeśli mocz jest różowy to oczywiście, że nadal wydalasz barwnik.
Kolendra napisał(a):
Marleno, świetny artykuł!
Chciałam zapytać co sądzisz o kuracji ziemią okrzemkową? Podobno świetnie czyści jelita, w sensie uwalnia od patologicznej flory i doladowuje krzemem. Stosowalas ? Bo przymierzam się w ramach wiosennej kuracji oczyszczajacej.
Marlena napisał(a):
Stosowałam, chociaż może albo za krótko, albo mam już tak mocno na dzień dzisiejszy jelita ogarnięte, że nie jestem na tyle przytruta lub chora by dostrzec mega spektakularne efekty u samej siebie. Aczkolwiek członkowie rodziny odżywiający się „tradycyjnie” zauważyli efekty i baaaardzo sobie chwalili. Więc jednak chyba coś działa, ale moim zdaniem zależy to od tego z jakiego punktu już startujemy.
Zbyszek napisał(a):
Takie nagranie pasujące do tego tematu znalazłem:
https://youtu.be/_2fraaf5ypI
Może się też tu przyda…
Kolendra napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Myślę, że nie jestem jakoś strasznie zanieczyszczona ale spróbuję, mam nadzieję, że doladuję się krzemem 🙂 Martwi mnie jedynie, że to może zaburzac wchłanianie leków. Ja co prawda leków nie biorę ale suplementuję np magnez, cynk, Wit Di K2. Uważasz, że powinnam zaprzestać brania suplementów na czas kuracji żeby nie wywalić pieniędzy w błoto? ( lub raczej w otwór kanalizacyjny). Czy może brać to w jakimś odstępie czasu – np ziemia przed śniadaniem a suplementy po obiedzie? I czy przy takich silnych właściwościach absorbujących ta ziemia nie wymiecie mi za jednym zamachem dobrych bakterii i nie pochłonie składników odżywczych z pożywienia?
Marlena napisał(a):
Ziemia okrzemkowa podobnie węgiel aktywny czy glinki jest absorbentem, dlatego zaleca się jej spożywanie przed posiłkiem, aby nie zakłócać wchłaniania składników odżywczych. Dotyczy to również suplementów.
Bernadetta napisał(a):
Marleno, mam nieposkromiony apetyt. Zawsze dużo jadłam. Odkąd jestem roslinozerna nadal dużo jem, ale przynajmniej nie tyje, jestem szczupła. Potrafię zjeść nawet 4 kg ziemniaków na obiad! Chcę to zmienić, ale na stałe nie potrafię. Zwłaszcza przed miesiączką mam napady źarłoczności. Marleno możesz coś doradzić?
Janka napisał(a):
Marlena proszę o pomoc.. Mojemu mężowi na dolnej powiecie oka zrobiła sie gradówka – to jest podobne do tzw. Jęczmienia tylko trochę większe i nie chce schodzić. Teraz mąż smaruje maścią po której się jeszcze powiększyła i zrobiła jaśniejsza.. Jeśli nie zejdzie to trzeba ciąć.. Czy możesz cos podpowiedzieć Marleno?
Marlena napisał(a):
Popracować nad odpornością, gradówka tworzy się jako element słabej odporności, jest to stan zapalny.
Janusz napisał(a):
Miałem taką gradówkę. Okulista też mówił, że jeśli się nie wchłonie to trzeba będzie naciąć. Wyczytałem gdzieś, że pomagają ciepłe okłady na oko. Pisali żeby ugotować jajko, gorące zawinąć w czystą szmatkę i przykładać do oka. Jeśli jest zbyt gorące to owinąć je szmatką kilka razy. Jajko dlatego bo długo utrzymuje ciepło. Przykładałem taki okład do oka kilka razy dziennie i pomogło. To samo jajko po wystudzeniu znowu zagotowywałem i wykorzystywałem je jeszcze raz. Gradówka zmniejszała się aż po kilku dniach całkowicie się wchłonęła.
Anne napisał(a):
Jako dziecko miałam szalone problemy z wrzodami… na tyłku, miałam też- nie wiem, czy to były jęczmienie czy gradówki- oko puchlo tak, że było że 3 razy większe i ropialo, że go nie może z a było otworzyć- przez tydzień nie musiałam chodzić do szkoły, a robiło mi się tokilka razy w roku. Żadne antybiotyki nie pomagały. Moja mama gdzieś się dowiedziała, że pomaga… woskowina z ucha. I rzeczywiście- minęło już ponad 30 lat a ten problem mnie nie dotyczy. Na wrzody – ichtiol i bańki.
Agnieszka napisał(a):
Rewelacyne wiadomosci.Pani Marleno wielki „szacun” za wielka wiedze☺.U mojej kolezanki zdiagnozowano nadczynnosc tarczycy w Hashimoto.Jak ma czerpac najwiecej wartosci z warzyw kapustnych i krzyzowych dla poprawy odpornosci, polecanych przez dr Joela Fuhrmana?Czy pozostaje jej tylko gotowanie i przyrzadzanie na parze bez cieszenia sie „surowizna” tej grupy warzyw?Wielkie dzieki za opa i posylam ptasi koncert zza okna😀.
Marlena napisał(a):
Cóż, twierdzenia o rzekomej silnej szkodliwości warzyw krzyżowych dla tarczycy jak do tej pory nie znajdują pełnego poparcia w dowodach naukowych, jest to raczej hipoteza (wynikła z badań na zwierzętach). Jak do tej pory żadne badanie na ludziach tego nie potwierdziło. Zostało wykonane jedno badanie w którym podawano codziennie 150 g gotowanej brukselki przez 4 tygodnie – nie stwierdziwszy żadnego wpływu na pracę tarczycy. W innym badaniu podawano przez 7 dni 3 razy dziennie kapsułki z ekstraktem z kiełków brokuła – również i tutaj nie stwierdzono negatywnego wpływu na tarczycę. Naukowcy póki co zgodni są co do tego, że warzywa krzyżowe (szczególnie gotowane) zjadane w zwyczajowych ilościach (nawet i codziennie) nie wyrządzą tarczycy krzywy żadnej, zaś negatywny wpływ na tarczycę mogłoby ewentualnie mieć jedynie nienormalnie wysokie spożycie surowych warzyw krzyżowych (tzn. w ilościach jakich normalnie człowiek nie zjada) i to w dodatku przy jednoczesnym znaczącym niedoborze jodu u danego osobnika: znane jest w literaturze medycznej jak do tej pory dosłownie JEDNO doniesienie o kobiecie 88-letniej, która przez wiele miesięcy spożywała każdego dnia 1-1,5 kg surowej bok choy (kapusta chińska), co zaskutkowało nieprawidłowościami w pracy jej tarczycy. Jeśli więc każdego dnia zjadasz 1-1,5 kg surowych warzyw krzyżowych, to przestań – takie nieumiarkowane spożycie może się po paru miesiącach źle skończyć. 😉 Nie ma jak do tej pory żadnych doniesień o ludziach, którzy mogli doznać uszczerbku na tarczycy poprzez spożywanie normalnych, zwyczajowo przyjętych porcji warzyw krzyżowych (w tym surowych). Mało tego – jak wykazują metaanalizy (statystyczne podsumowania wyników pochodzących z licznych niezależnych badań) spożycie warzyw krzyżowych obniża ryzyko raka tarczycy.
Jednym słowem – czy ktoś ma tarczycę bardziej sprawną czy mniej, to wyłączenie warzyw krzyżowych (surowych lub tym bardziej gotowanych) nie przynosi żadnych korzyści zdrowotnych. Raczej wręcz przeciwnie – tracimy mnóstwo korzyści, spożywanie bowiem tych warzyw to nie opcja, lecz konieczność jeśli chcemy być zdrowi: substancji ochronnych obecnych w warzywach krzyżowych nie sposób znaleźć nigdzie indziej w przyrodzie.
Agnieszka napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani Marleno. Przekaże koleżance, zapewne ją to uspokoi.
I pewnie tak samo sprawa ma się z kaszą jaglaną, ziarnami soczewicy czy fasoli, orzechami i nasionami. Nie jadać co dzień kilogramami :-).
Pozdrawiam
Monika napisał(a):
Stosuje ziemie okrzemkową prawie 4 mies. rano na czczo, po wypiciu wody z cytryną, potem śniadanie. Efekty jakoś niezauważalne. Tylko upławy ustały całkowicie, to znak że działa na drożdżaki. Wcześniej miałam owsiki, ale wyleczyłam lekiem z apteki. Ziemię piję profilaktycznie, bo nie wiem czy jeszcze jacyś niechciani lokatorzy nie zamieszkują w moich jelitach. Ogólnie jestem zdrowa. Pozdrawiam Autorkę bloga i Czytelników.
perunek napisał(a):
To opalanie się w solarium jest zdrowe?
I tak i nie. Zależy czy ma się umiar.
Lampy w solarium emitują też UVB (produkujące witaminę D) ale w stosunkowo niewielkich ilościach. Najnowsze regulacje unijne zabraniają stosowania lamp UV w solariach umitujących więcej niż 2% UVB, a zalecają mniej niż 1% UVB.
Dla porównania – w UV ostrego słońca mamy 5% UVB i 95% UVA.
Solaria nie są więc optymalizowane pod kątem syntezy witaminy D tylko pod kątem opalania bez oparzeń (UVB w nadmiarze powoduje oparzenia). Dlatego ja stosuję lampy UV „dla gadów” gdyż one optymalizowane są pod kątem produkcji witaminy D. Gdyby ich nie można było kupić lub bałbym się je stosować lub instalować to korzystałbym z solarium (tylko jesienią/zimą).
Formuła „dla gadów” bierze się stąd że stosowanie tych lamp jest koniecznością przy ich hodowli. W przypadku ptaków i ssaków jest to opcja gdyż posiadają one pewną elastyczność w zastąpieniu witD z UV tą z diety. Lepsze lampy „dla gadów” mają rekomendację producenta – także do hodowli ptaków i ssaków.
Dlatego ja wybieram najlepszą dostępną na rynku (najlepiej oddające spektrum słońca) lampę „dla gadów” (w cenie kilkuset PLN z osprzętem) a nie korzystam z solarium.
Od dwóch tygodni korzystam tylko ze słońca.
Nanib napisał(a):
Nie jestem ekspertem od razu mówię. Ale zastanawiało mnie od kiedy właściwe wytwarza się ta witamina D ze słońca. Marlena raz mówiła że od kwietnia, a teraz pisze że do kwietnia suplementacja. Nigdzie nie ma informacji dokładnych. Z tego co się doszukałem (mam nadzieje że to prawda, bo pozbierałem szczątkowe informacje). A więc: witamina D wytwarza się gdy docierają promienie UVB, a promienie te docierają gdy słońce znajduje się powyżej 50 stopni. Oznacza to że jeśli dobrze do tego doszedłem i dobrze to wyliczyłem, to dla śląska pierwszy dzień kiedy wytwarza się witamia D to jest właśnie 17.04. Dziś słońce wytwarzało witamine D tylko przez 6 minut popołudniu i przedpołudniem. Dla porównania jutro słońce wcześniej o 10 minut będzie wyżej i będzie wytwarzało 16 minut przedpołudniem i kończyło 16 popołudniu. I tak do czerwca będzie rosło, aż zacznie ten czas spadać w czerwcu, by w 25 sierpnia przestać wytwarzać witaminkę. Dla przykładu Warszawa jest wyżej położona na mapie i wg moich założeń witamina D powinna się zacząć wytwarzać dopiero od 23 czerwca (dokładnie w południe), i analogicznie 24 czerwca od 11:50 – 12:10, a w Gdańsku dopiero w ostatnią niedzielę kwietnia. Mam nadzieje że moje obliczenia są właściwe i nie wprowadzam w błąd (niestety brak wiarygodnych danych by móc to zweryfikować, ale wszystko wg mnie wskazuje że jest ok). Pozdrawiam, ciesząc się dziś z pierwszego witaminowego słońca na śląsku 🙂 Mam nadzieje że wam to pomoże. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Najprostszy sposób taki „domowy” (zamiast karkołomnych wyliczeń, bo ja do nich głowy nie mam), to stanąć plecami do słońca i ocenić długość swojego cienia. Cień dłuższy niż nasz wzrost oznacza bardzo małą możliwość produkowania witaminy D (tak jest np. zimą gdy nasz cień jest długaśny nawet w południe). Cień musi być długości naszego wzrostu lub jeszcze lepiej krótszy i wtedy mamy szansę na syntezę skórną witaminy D – długość fal powinna być odpowiednia. Porada pochodzi od ekspertów (lekarzy i naukowców) z Vitamin D Council: https://www.vitamindcouncil.org/about-vitamin-d/how-do-i-get-the-vitamin-d-my-body-needs/
Lukasz napisał(a):
Nigdzie nie ma jednoznacznej odp. to zapytam Ciebie. Przepraszam ze nie w temacie. Czy podczas postu przerywanego 16:8 mozna pic wode z cytryna, kurkuma i pieprzem? Nie przerwie to okna postnego?
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ale kalorii to zbyt wiele nie zawiera, więc raczej powinno być OK.
Lukasz napisał(a):
Dzieki:) Ty postu nie stosujesz?
Marlena napisał(a):
Stosuję okresowo, w różnej formie (czasem post Daniela, czasem sokowy, czasem wodny, czasem IF).
Lukasz napisał(a):
na if myslisz ile godzin najmniej powinno byc miedzy spaniem a ostatnim posilkiem?
marta napisał(a):
Marleno, a co z osobami chorymi na mucowiscydozę? Przepraszam, że nie w temacie ale zauważyłam, że coraz więcej dzieci się z tą wadą rodzi. Średnia długość życia tych chorych wynosi około 40 lat. Moje córki mają kolegów z tym schorzeniem i to bardzo smutne jest. Czy faktycznie nie da się pomóc takim osobom, czy są skazani na tak krótkie życie? Wiesz coś o tym? Dziękuję za wspaniałego bloga 🙂 Pozdrawiam słonecznie 🙂
Marlena napisał(a):
To wada genetyczna, z którą się rodzimy, cofnąć tego się nie da, ale zawsze można popracować nad poprawą jakości życia, bo z długością raczej nic nie zrobimy. Jednak wśród chorych na mukowiscydozę jest wielu sławnych ludzi, w tym artystów czy sportowców, którzy pomimo swej choroby służyli ludzkości i obdarowali ją owocami swego talentu. Żyli krócej niż inni, ale intensywnie i z pasją. I to jest chyba najważniejsze.
Grzesiek napisał(a):
Cześć,
dzięki za kolejną porcję cennej wiedzy. Obecnie osobiście przekonałem się, że samo odżywanie to nie wszystko. Duża dawka stresu niszczy odporność i tak dopadły mnie paciorkowce. Leżę obecnie z gorączką 39 stopni i przyjmuję niestety antybiotyk. Może wiecie jaki jest dobry naturalny sposób na paciorkowce?
Miłego dnia,
Grzesiek
Marlena napisał(a):
Najlepszym antybiotykiem jest witamina C w megadawkach. Osobiście stosuję tylko to – zawsze się sprawdza, na wszelkie początki infekcji tzn. nie interesuje mnie czy zaatakował mnie paciorkowiec czy inna gadzina, bo od zwalczania tego czegoś (cokolwiek by to nie było) mam swoich własnych żołnierzy stacjonujących w moim układzie immunologicznym. Ty też ich masz! 🙂
Tylko trzeba ich dobrze uzbroić.
Jak powiedział dr Klenner „nasze leukocyty bez witaminy C są jak żołnierze bez karabinu.”
Dodatkowo ważny jest też poziom witaminy D – jeśli chcemy być odporni na infekcje (lub przechodzić je niemal bezobjawowo), to trzeba trzymać odpowiednio wysoki poziom witaminy D przez cały rok.
Mateusz napisał(a):
Moja historia zaczela sie gdy mialem 16 lat(zdiagnozowanie SM).Nastepnie liczne zuty i niedowlady. Kilka lat temu zaczalem sie interesowac innym podejsciem do choroby(nieszczelne jelito , dieta, pzoiom witaminy D itp) Uszczelniajac jelita mozna wyleczyc SM(w moim przypadku lekarz wrozyl wozek)-16 lat roznych terapiach nie dawaly najmniejszego skutku ciagly postep nowe ogniska zapalne itp(betaferon itp) Po zmianie diety o 180* + zmianie stylu zycia + suplementacja witaminami + wykluczenie pokarmow na kore mam nietolerancje i od ok 5 lat brak oznak rozwoju choroby(wykonane skany mozgu MR przed i po diecie).Chetnie podziele sie swoim doswiadczeniem.Jedyn z elementow pozyskiwnaia wiedzy byl m.in ten blog za co dziekuje!!
Marlena napisał(a):
Mateuszu, to ja Tobie dziękuję za ten inspirujący komentarz! Cieszę się, że wiedza zawarta na mojej witrynie okazała się przydatna dla Ciebie i szczerze gratuluję sukcesu w opanowaniu stwardnienia rozsianego, które do miłych choróbsk raczej nie należy.
Tak trzymać! Dieta, suplementacja i zmiana stylu życia naprawdę jak widać mogą uratować nasze zdrowie i robią to: Twoja historia jest tego doskonałym przykładem.
Kamil napisał(a):
Mateusz moja żona choruje na SM od ok. 4 lat. Częste rzuty pomimo, że jest w programie leczenia. Proszę odezwij się do mnie jeżeli to możliwe. kam.franczak@gmail.com
Kamil napisał(a):
Pani Marleno jeżeli ma Pani taką możliwość proszę o przesłanie mi maila do Pana Mateusza
Marlena napisał(a):
Kamilu, wysłałam zapytanie o zgodę do Mateusza, bowiem bez jego zgody nie mogę udostępniać Ci jego danych. Jak mi odpisze dam znać.
Kamil napisał(a):
Dziękuję, czekam…
Marlena napisał(a):
Wysłałam! 🙂
Kaska napisał(a):
Wsrod srodkow z maslanem sodu jest tez intesta, ktora dodatkowo nie dopuszcza, by toksyny zawarte w tresci pokarmowej przedostawaly sie do organizmu. Ma tez spowolniony czas uwalniania srodkow, dzieki czemu dziala dluzej 🙂
Marlena napisał(a):
Racja, dzięki serdeczne, zaraz dopiszę w artykule.
Przychylny napisał(a):
Witaj! Mam krótkie pytanie w tym temacie – co jeśli jest podejrzenie, że nieszczelność powoduje grzybica? Jak to stwierdzić? Jak zwalczać? Co wolno a czego nie?
Ela napisał(a):
Marlenko mimo zdrowego odżywiania w postaci warzyw i owoców czasem miewam gorzki smak w ustach i przelewa mi się w jelitach. Czy wg Twojej wiedzy ten gorzki smak to od żołądka czy raczej wątroby albo woreczka żółciowego? Czytałam ze na dolegliwości przewodu pokarmowego dobre jest siemię i sok z surowej kapusty? Podzielasz ta opinie a i jeszcze mam pytanie apropo osobnego spożywania owocow i warzyw czy koktail owocowo warzywny moze powodowac jak to napisalas walke w żołądku?
Marlena napisał(a):
Elu, nie mam pojęcia. Czy konsultowałaś to z lekarzem?
Może kilka dni na sokach warzywnych (w tym sok z kapusty i marchewki) mogłoby pomóc ustabilizować sytuację? Dr Saul bardzo poleca i nie tylko on. Jak nie jedna runda to któraś kolejna, w odstępach czasowych? Musisz spróbować. I być może probiotyki dodatkowo, bo może flora jelitowa wymaga regeneracji.
Przychylny napisał(a):
Dziękuję za „wyczerpującą” odpowiedź. Widzę że traktujesz sprawę komentarzy wybiórczo… Lub jak wygodnie…
Marlena napisał(a):
A ja widzę, że ktoś ma lenia bo nie chce mu się czytać artykułów na tej witrynie, w których już znalazłby wszelkie informacje odnośnie zadanego pytania! 😉
na przykład tutaj:
https://akademiawitalnosci.pl/tag/dobre-bakterie/
https://akademiawitalnosci.pl/tag/flora-jelitowa/
https://akademiawitalnosci.pl/tag/laktobakterie/
https://akademiawitalnosci.pl/tag/leczenie-dieta/
https://akademiawitalnosci.pl/tag/leczenie-postem/
Zapraszam do lektury! 🙂
Ela napisał(a):
Dziękuję za odp a jeszcze mam pytanie apropo spożywania owoców i warzyw osobno alet ten koktail z warzy i owoców tez niedopuszcztlny? Słyszałam ze jabłko można dodać do koktail warzywnych? Moze stąd ten gorzki smak bo ja K napisałaś w żołądku jest walka
Marlena napisał(a):
Nic mi nie jest wiadomo o jakiejkolwiek walce warzyw i owoców i nie wiem kto to w ogóle wymyślił. W klinikach Gersona ludzie piją soki marchewkowo-jabłkowe i zdrowieją. Natomiast zielone koktajle to połączenie owoców z zielonolistnymi warzywami i też ludzie zdrowieją.
Ela napisał(a):
A czy koktaile warzywno owocowe moga powodowac ten gorzki smak ze względu na walke jaka toczy się w zoladku jak to napisalas w artykule? Ty spozywasz osobno warzywa i owoce?
Przychylny napisał(a):
Dziękuję!
Magda napisał(a):
Pani Marleno mam pytanie, robiłam testy na nietolerancje pokarmowe i wyszła mi nietolerancja na słonecznik na 6 poziomie, więc rozumiem, ze lecytyna słonecznikowa również odpada?