Oficjalnie nie ma takiej jednostki chorobowej jak nieszczelne (przeciekające) jelita czy zespół nieszczelnych jelit. A jeśli nie ma takiej jednostki chorobowej, to oficjalnie nie ma czego leczyć.

Sytuacja jest nieco niezręczna, bowiem badacze potwierdzają istnienie zjawiska jakim jest zwiększona przepuszczalność barier jelitowych, istnieje też wiele badań sugerujących powiązanie tegoż zjawiska z występowaniem chorób autoimmunologicznych (prawdziwej plagi obecnych czasów!).

Jednocześnie dane są wciąż na tyle skąpe, iż jednostki chorobowej jako takiej nie ma: przeciętny lekarz na ten temat wiedzę ma raczej niewystarczającą, czasem może wręcz zaprzeczyć istnieniu „nieszczelnych jelit”.

A co jeśli po wiedzę udamy się do nieprzeciętnego lekarza, profesora medycyny mającego trzy specjalizacje (gastroenterologia, interna, nauki o żywieniu)? Ten chyba powinien coś więcej nam powiedzieć.

Sięgnęłam zatem po książkę, której autorem jest dr Anil Minocha: „Is it Leaky Gut or Leaky Gut Syndrome”. Czego się z niej dowiedziałam, czym chcę się z wami dzisiaj podzielić?

Przede wszystkim zacznijmy od najważniejszego: jako lekarz gastroenterolog dr Minocha twierdzi za Hipokratesem, iż wszystkie choroby zaczynają się w jelitach.

I dlatego cokolwiek ci nie dolega, najpierw zainteresuj się swoim układem pokarmowym: jak go traktujesz? Co do niego wrzucasz? A czego nie wrzucasz, choć powinieneś?

Z dużą dozą prawdopodobieństwa to tam leży praprzyczyna twoich cierpień.

Dr Minocha swoją książkę (jak na lekarza przystało rzeczową i okraszoną mnóstwem odwołań do badań naukowych) rozpoczyna od podstaw wiedzy z zakresu ochrony zdrowia: nowoczesny styl życia w sposób wieloczynnikowy sprzyja niszczeniu najpierw zdrowego środowiska jelit i uszkodzeniu bariery jelito-krew (pierwszej istotnej bariery immunologicznej).

Za tym z kolei idą dalsze konsekwencje w postaci nie tylko poważnych chorób nie bez przyczyny zwanych cywilizacyjnymi, ale również mnóstwa innych uprzykrzających życie dolegliwości (jak problemy skórne, menstruacyjne, migreny, anemia, alergie i nadwrażliwości pokarmowe, astma, bóle stawów, wahania nastroju, depresja itd.), które częstokroć do poważniejszych chorób cywilizacyjnych stanowią preludium.

Najczęściej  „leczymy” ich objawy, podczas gdy praprzyczyna siedząca w jelitach pozostaje nadal nierozwiązana.

Ale zaraz! Przecież znam kogoś, kto pił i palił, jadł co chciał, a dożył podeszłego wieku. To jak to jest i gdzie tu sprawiedliwość? Pewnie miał dobre geny!

Otóż to: dr Minocha tłumaczy dlaczego tak jest, że w takich samych warunkach u jednego choroba wystąpi, a u drugiego nie.

Możliwe są następujące scenariusze:

1. Zdrowe geny + żadne lub niskie nasilenie urazów i/lub toksyn = brak chorób.

2. Zdrowe geny + silne narażenie na urazy i/lub toksyny = możliwa choroba.

3. Niezdrowe geny + żadne lub niskie nasilenie urazów i/lub toksyn = brak chorób.

4. Niezdrowe geny + silne narażenie na urazy i/lub toksyny = choroba.

5. Niezdrowe geny + niskie narażenie na urazy i/lub toksyny = możliwa choroba.

Nie ma co więc wszystkiego zwalać tylko na geny: choroby nabyte nie są zdeterminowane jedynie samymi genami, lecz w znakomitej większości przypadków stanowią w gruncie rzeczy manifestację ekspresji genów pod wpływem czynników środowiskowych.

To powinniśmy zapamiętać: nasze zdrowie kształtują zarówno geny jak i wpływy środowiskowe.

Począwszy od tego jak się prowadziła zdrowotnie mamusia, a nawet mamusia mamusi, bo pamiętajmy, że w łonie matki rozwija się każdy organ u mającego narodzić się dziecka, w tym też gonady czyli jajniki, a w nich komórki jajowe.

Gdy więc rodzi się dziewczynka, te komórki jajowe już ona posiada, a jakiej są one jakości i jaki jest materiał genetyczny, to zależy zarówno od przekazanych genów jak i od wpływów środowiska na jakie była narażona matka (począwszy od życia płodowego aż do momentu zajścia w ciążę i dalej, aż rozwiązania). 

Tymczasem nasze czynniki środowiskowe w ciągu zaledwie ostatnich kilku dekad uległy głębokim zmianom: większość ludzi woli mieszkać w dużym mieście niż na wsi, a nasz sposób odżywiania uległ diametralnej zmianie w dosyć krótkim czasie.

Nie produkujemy już samodzielnie swojej żywności, lecz robi to za nas wielki agrobiznes i wielki przemysł; nawet często już sami nie gotujemy, tylko żywimy się gdzieś w biegu „na mieście” albo w stołówkach czy knajpkach, a w domu chętnie korzystamy z gotowców wypełnionych związkami chemicznymi, których sto lat temu nawet jeszcze nie było!

Oczywiście trawienie, przyswajanie i eliminacja to podstawa zdrowia. Oprócz tego jednak przewód pokarmowy tak naprawdę pełni szereg różnych innych ważnych funkcji, posiada nawet swój własny system nerwowy, a w naszych kiszkach dzieje się mnóstwo niezmiernie interesujących rzeczy oprócz samego trawienia.

Błędem jest sprowadzanie przewodu pokarmowego jedynie do roli trawiąco-eliminującej „rury” zaczynającej się na otworze gębowym, a kończącej się na otworze odbytowym.

Przewód pokarmowy to siedziba naszej odporności, to organ odpowiedzialny za nasze dobre samopoczucie psychiczne, to fabryczka wielu różnych substancji (hormonów, witamin, neuroprzekaźników itd.), bez których zdrowe i szczęśliwe życie byłoby zwyczajnie niemożliwe.

Na początek trochę teorii

Jak w ogóle wygląda wnętrze naszych jelit? O co chodzi z tą szczelnością czy nieszczelnością?

Często nie potrafimy tego zrozumieć: przecież to normalne, że jelita muszą mieć jakieś „nieszczelności”, bo inaczej w jaki sposób ciało otrzymywałoby związki odżywcze z pożywienia?

Przecież jakoś muszą się one przedostawać z jelit do ustroju, prawda?

Owszem, natura jest (jak zwykle!) super inteligentna i wszystko doskonale zaprojektowała: wnętrze jelita wygląda z grubsza w ten sposób, iż w zasadzie tylko pojedyncza warstwa komórek epitelialnych (komórek nabłonka jelitowego zwanych enterocytami) oddziela zawartość jelit od reszty ciała. Wchłanianie składników pokarmowych odbywa się dwiema drogami:

– transkomórkowa ścieżka wchłaniania (przenikanie przez komórkę) – umożliwiają ją zwiększające powierzchnię wchłaniania palcowate wypustki (mikrokosmki),

– parakomórkowa ścieżka wchłaniania (przenikanie wokół komórek) – czyli pomiędzy komórkami nabłonka jelit  (enterocytami) połączonymi przez tzw. połączenia ścisłe (tzw. tight junctions).

W warunkach zdrowia połączenia pomiędzy  poszczególnymi enterocytami są ścisłe (stąd ich nazwa: tight junctions, połączenia ścisłe) i pozwalają przepuścić selektywnie do krwiobiegu tylko naprawdę małe cząsteczki, zaś duże nie przecisną się.

Selektywność ta polega na dobieraniu cząstek zarówno pod względem wielkości jak i ich ładunku elektrycznego.

Przyjmuje się, że można mówić o zwiększonej przepuszczalności połączeń ścisłych jeśli przepuszczają one cząsteczki o masie molekularnej większej niż 150 daltonów.

Może tak się zdarzyć (z różnych przyczyn), iż dojdzie do rozchwiania naturalnego mechanizmu połączeń ścisłych: połączenia ścisłe przestają być tak ścisłe jak być powinny, a wtedy przepuszczone zostają również większe cząsteczki pokarmowe (np. ledwo nadtrawione, nie do końca rozbite białka) czy też drobnoustroje bytujące w przewodzie pokarmowym.

Warstwa enterocytów przykryta jest ponadto aż dwiema warstwami ochronnego śluzu, z czego pierwsza oddziela jelito od bakterii, a na drugiej warstwie śluzu grasują sobie kolonie rozmaitych mikrobów.

Będąc częścią bariery jelitowej ten śluz spełnia bardzo ważną rolę: jest rezerwuarem ochronnych antybakteryjnych peptydów i immunoglobulin, będących pierwszą linią obrony w razie ewentualnych zakażeń patogenami, oddziela też delikatne komórki jelita od siedliska bakterii.

Sama mikrobiota jelitowa (szczególnie bogata w jelicie grubym, dużo mniej obfita w jelicie cienkim) jest przy tym kluczowa, a drobnoustroje te bynajmniej nie siedzą sobie w nas bezczynnie. Każdego dnia produkują dla nas mnóstwo dobroczynnych związków (m.in. chroniących zdrowie jelit związków: octanu, propionianu, kwasu mlekowego i maślanu).

Tak dzieje się gdy o swoje mikroby jelitowe dobrze dbamy, czyli nie powodujemy ich wymarcia (np. spożywaniem antybiotyków czy innych leków) oraz właściwie je karmimy, utrzymując w ten sposób odpowiednią równowagę pomiędzy „dobrymi”, a „złymi” mikrobami – nie dopuszczamy do powstania dysbiozy.

Każdy posiłek generalnie rzecz biorąc służy dokarmianiu nie tylko naszego ciała, ale i naszych mikrobów.

Skąd mam wiedzieć czy mam nieszczelne jelita?

Jak widać zagadnienie dysfunkcji barier jelitowych jest złożone. W grę wchodzą trzy główne elementy bariery jelitowej: połączenia ścisłe między między enterocytami, śluz jelitowy oraz mikrobiom jelitowy.

Na każdy z tych elementów mogą mieć wpływ rozmaite czynniki, a jeden element z drugim jest ściśle powiązany.

Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że nie istnieją obecnie stuprocentowo pewne metody diagnostyczne pozwalające na ocenę stopnia dysfunkcji barier jelitowych, a metody najczęściej dzisiaj używane (jak np. test laktuloza-mannitol) mogą wykryć jedynie „przeciekanie” substancji rozpuszczalnych w wodzie, ale nie tych rozpuszczalnych w tłuszczach.

Można też zbadać stolec na zawartość zonuliny (białko regulujące połączenia ścisłe między komórkami nabłonka jelit) oraz krew na zawartość endotoksyn LPS (lipopolisacharydy).

Jakąś wskazówką pełniącą rolę pomocniczą mogą być też badania mikroflory jelitowej czy też w końcu testy na nietolerancje pokarmowe.

Jesteśmy jednak wciąż na początku drogi jeśli chodzi zarówno o poznanie zjawiska jak i o diagnostykę.

A co z domowym testem buraczkowym? Polega on na zjedzeniu buraków na kolację (lub wypiciu soku z buraków) i obserwacji koloru porannego moczu (u człowieka zdrowego kolor ten nie powinien ulec zmianie).

Otóż umówmy się: to jest test domowy i pokazuje on zmieniony kolor moczu gdy jest już naprawdę z naszym przewodem pokarmowym bardzo źle.

W grę może wchodzić zarówno niedokwaszony żołądek jak i przesiąkliwe jelita (najczęściej jedno z drugim się wiąże), czy w końcu dysfunkcje wątroby.

Test domowy nie jest testem profesjonalnym, dać nam może pewne pojęcie o ogólnym (kiepskim) stanie układu pokarmowego, jednak żadnych konkretów z niego się nie dowiemy oprócz tego, że czas się w końcu za siebie wziąć!

Barometrem tego co dzieje się w jelitach jest też zwyczajnie nasze samopoczucie. Wszelkie problemy z trawieniem, wchłanianiem lub eliminacją powinny nas skłonić do zastanowienia się czy aby na pewno zdrowo żyjemy i zdrowo się odżywiamy.

Jeśli nie jesteśmy z naszymi jelitami szczęśliwi, to tym bardziej nasze jelita nie są szczęśliwe z nami.

To samo dotyczyć może powracających stanów zapalnych w różnych częściach ciała, problemów skórnych czy też problemów z zaburzonym nastrojem: może to nie problem skóry ani problem „w głowie”, tylko zwyczajnie problem siedzi w jelitach?

Bo właśnie najczęściej siedzi on w jelitach.

Być może całkiem nieświadomie (ponieważ brakuje nam wiedzy na ten temat) narażamy dzień po dniu nasze bariery jelitowe na szwank, a przebudzenie nastąpi dopiero w gabinecie lekarskim, skąd zaskoczeni wyjdziemy któregoś dnia z niemiłą (czyt. „nieuleczalną”) diagnozą oraz lekami „do końca życia”.

Tak niestety dzieje się najczęściej. 🙁

Co się dzieje gdy bariery jelitowe ulegną osłabieniu lub uszkodzeniu?

Gdy cząstki pokarmu lub drobnoustroje bytujące w jelitach dostaną się do krwiobiegu poprzez „nieszczelności”, to układ odpornościowy potraktuje je jak wroga i zaatakuje tworząc przeciwciała.

Ich obecność  w ustroju cierpiących na rozmaite choroby cywilizacyjne (w tym autoimmunologiczne) jest faktem potwierdzonym wieloma badaniami naukowymi.

Stąd też powstała hipoteza, iż „cieknące” bariery jelitowe mogą mieć istotny udział w powstawaniu chorób z autoagresji. Mechanizm przedstawia rycina poniżej.

nieszczelne jelita

Funkcjonalne nieprawidłowości połączeń ścisłych zostały zaobserwowane w przypadku rozmaitych chorób połączonych ze stanem zapalnym jak i chorób z autoagresji np. u chorych na cukrzycę typu 1, choroby zapalne jelit czy w końcu celiakię (chorobę trzewną).

Jest wiele rzeczy  szkodzących naszym barierom jelitowym, w tym wiele powstałych w wyniku nowoczesnego rozwoju naukowo-technicznego, z którymi nasi przodkowie w ogóle nie mieli styczności.

Dr Minocha wymienia je w swojej książce. Przyjrzyjmy się im bliżej:

  • ksenobiotyki
  • stres (emocjonalny, fizyczny, chemiczny)
  • zła dieta (za słodka, za tłusta, za mało roślin)
  • niedobór witaminy D
  • niedobór cynku
  • inne czynniki (mniej lub bardziej zależne od nas)

Zazwyczaj jest tak, że jeden z tych czynników sam w sobie na krótką metę nie stanowi zagrożenia dla większości z nas.

Problem pojawia się wtedy gdy czynniki te nakładają się na siebie lub trwają zbyt długo (bo np. mamy i stres, i dieta nie za dobra, do tego bierzemy zbyt często leki na to czy na tamto, a niedobór witaminy D ma przecież większość ludzi).

Nawet jeśli mamy dobre geny, to tama może pęknąć.

Ksenobiotyki od kołyski aż po grób

Ksenobiotyki (substancje obce dla organizmu docelowego) ogólnie rzecz biorąc stanowią dla nas dużo większy problem niż dla naszych przodków i stanowią niemałe zagrożenie dla naszych jelit.

Spotykamy się z ksenobiotykami praktycznie na każdym kroku. Są to między innymi:

– dodatki chemiczne do żywności, leków i suplementów diety,

– sztuczne słodziki,

– chemiczne kosmetyki,

– margaryny, tłuszcze trans,

– pestycydy.

Nadużywamy niestety rozmaitych leków i robimy to już od wczesnych lat dziecięcych: żyjąc w erze „pigułki na wszystko” z upodobaniem wrzucamy do swojego wnętrza rozmaite związki chemiczne mające niekorzystny wpływ na szczelność naszych barier jelitowych.

Jak na przykład:

– NLPZ czyli niesterydowe leki przeciwzapalne zarówno na receptę jak i bez (popularne: aspiryna, ibuprofen, naproksen, ketonal, diklofenak i inne),

– antybiotyki (zarówno te wydawane z przepisu lekarza jak i te nieświadomie spożywane wraz z mięsem i nabiałem z hodowli przemysłowych – większość światowej produkcji antybiotyków pochłaniają nie ludzie, lecz właśnie zwierzęta, a ludzie potem te zwierzęta i ich wydzieliny jedzą),

– inhibitory pompy protonowej (obniżenie kwasowości żołądka jednocześnie sprzyja niestety rozszczelnianiu barier jelitowych),

– leki hormonalne (tabletki antykoncepcyjne, zastępcza terapia hormonalna itp.),

– leki sterydowe (chętnie stosowane w chorobach o podłożu zapalnym),

– leki psychiatryczne.

Barierom jelitowym szkodzi też chemioterapia (cytostatyki jak m.in. metotrexat stosowany w konwencjonalnej terapii w przypadku nowotworów czy reumatoidalnego zapalenia stawów) oraz radioterapia.

Stres: zabija powoli, ale skutecznie (podobnie jak złe jedzenie)

Odrębny problem to wszechobecny stres. Życie w wiecznym biegu, niedosypianie, przejmowanie się rzeczami na które nie mamy wpływu, umysł wiecznie zajęty myśleniem i przetwarzaniem informacji.

Zbyt mały lub zbyt intensywny wysiłek fizyczny, nadużywanie leków i tony chemikaliów dostarczanych codziennie do krwiobiegu przez skórę (dotyczy to zwłaszcza kobiet).

Stres każdego rodzaju może być przyczyną dysfunkcji barier jelitowych.

Niewielki lub krótkotrwały stres nie jest dla nas szkodliwy, pełni nawet rolę czynnika hormetycznego (na zasadzie co nas nie zabije, to nas wzmacnia), problemem jest natomiast stres nadmierny, często powtarzający się lub przedłużony w czasie.

Takiego powinniśmy się wystrzegać.

Nasz mózg i nasze jelita to „naczynia połączone”: pomiędzy naszym mózgiem a jelitami zachodzi ciągła dwukierunkowa komunikacja (jest to tak zwana oś jelitowo-mózgowa), zaś za przesyłanie sygnałów biochemicznych odpowiedzialne są bakterie mieszkające w naszych jelitach.

Każdy z nas chyba poczuł kiedyś „motyle w brzuchu” na przykład spowodowane tremą: to co myślimy wpływa na pracę jelit (dlatego nigdy nie spożywajmy posiłku w złości, smutku czy podczas oglądania telewizji).

Jelita to nasz „mały mózg”, będący w ciągłym kontakcie z tym dużym.

Zatem i vice versa: to co jemy wpłynie na to jak będziemy się czuć psychicznie, bo to co mamy na talerzu lub w szklance ma wpływ na nasz mikrobiom jelitowy, będąc (lub nie) pożywką dla określonej grupy bakterii, które są posłańcami informacji do naszego mózgu i biorą udział w produkcji neuroprzekaźników (np. większość serotoniny czyli hormonu szczęścia produkowana jest właśnie w jelitach).

Z książki dowiedziałam się też takiej oto ciekawostki: gdy jesteśmy zestresowani, to pewne bakterie jelitowe rozpoczynają produkcję takich między innymi związków jak spermidyna, spermina, putrescyna i kadaweryna – te ostatnie są to tak zwane jady trupie, powstają w procesie rozkładu białka (to dlatego zepsute mięso śmierdzi).

To trochę tak jakbyśmy sobie fundowali śmierć za życia: stres powoduje, że „psujemy się” od środka – w jelitach podczas stresu zachodzą wzmożone procesy gnilne, a te z kolei sprzyjają rozszczelnieniu barier jelitowych ponieważ powodują w jelitach stan zapalny.

Równowaga mikrobów w jelitach zostaje podczas stresu zaburzona, dojść może z biegiem czasu do dysbiozy: do głosu dochodzą wtedy właśnie „złe” mikroby, produkujące związki złe i szkodliwe.

W badaniach wykazano nawet, iż wstrzyknięcie do ustroju endotoksyny LPS (lipopolisacharydy) z bakterii jelitowych powoduje depresję.

Tak właśnie dzieje się gdy ktoś ma jelita „dziurawe jak sito” i bakterie oraz ich toksyczne metabolity przedostają się z jelit do krwi, przekraczając barierę krew/mózg.

Stąd też została przez naukowców niedawno (ok. 2013 roku) opracowana idea stosowania psychobiotyków (zamiast dotychczasowych psychotropów): probiotyki wykazały w badaniach korzystny efekt u pacjentów z zaburzeniami psychicznymi.

Spokój ducha, optymizm i umiejętność radzenia sobie ze stresem to podstawa zdrowia. Można jeść najlepsze jedzenie i wydawać fortunę na najdroższe suplementy, ale zdrowia nie będzie gdy nie będzie spokoju ducha.

Na ile dziwnie by to nie zabrzmiało – nasze życie duchowe i mentalne ma wpływ na nasz dobrostan fizyczny. Jedno bez drugiego na dłuższą metę istnieć nie może.

Przypomniał mi się w tym miejscu obrazek z książki Dana Buettnera („Niebieskie Strefy w praktyce”), na którym pokazano piramidę zdrowia stulatków: w podstawie tej piramidy nie była wcale dieta!

W podstawie piramidy długowieczności znajdowały się sprawy mentalne i duchowe (duchowa więź):

Niebieskie strefy piramida

Oczywiście stres działający szkodliwie na nasze bariery jelitowe może mieć naturę nie tylko emocjonalną: może to być stres fizyczny (uraz, operacja, poród, zbyt ciężka praca, zbyt intensywne treningi), chemiczny (narażenie na toksyny środowiskowe, na pleśnie w domu, przyjmowanie leków), może to być także każda infekcja (nawet niewinne przeziębienie czy grypa naraża nasze bariery jelitowe na szwank), zarażenie pasożytami i innymi patogenami czy w końcu zmiany hormonalne spowodowane np. menopauzą, ciążą albo chorobami.

To wszystko stanowi dla organizmu stres.

Wiele chorób przewlekłych (w tym autoimmunologicznych) ma swój początek właśnie po jakiejś infekcji, po porodzie, operacji, po wprowadzeniu się do zagrzybionego domu, po długotrwałym przyjmowaniu leków, po śmierci bliskiej osoby, po rozwodzie, po kilku rundach leczenia antybiotykami itd.

To są wyzwalacze.

Każdy rodzaj długotrwałego lub często powtarzającego się stresu odbija się na zdrowiu naszych jelit: Dr Anil Minocha również podkreśla, że umiejętność radzenia sobie ze stresem jest równie ważna dla naszych jelit  jak prawidłowa dieta, oparta w dużej mierze na roślinach.

Dla dobra swoich barier jelitowych: jedz więcej roślin!

Dlaczego mamy mieć dietę opartą w dużej mierze akurat na roślinach? Dlatego, że to one zawierają niezbędny dla zdrowych jelit błonnik (nierozpuszczalny jak celuloza, ligniny, skrobia oporna, oraz rozpuszczalny jak pektyny, 6-glukany, b-fruktany, gumy, inuliny, fruktooligosacharydy, glukooligosacharydy i dekstryny), a  także rozmaite fitozwiązki (jak np. flawonoidy) sprzyjające prawidłowej barierze jelitowej.

Nabłonek jelitowy wytwarza jak już wiemy dwie warstwy ochronnego śluzu. Okazuje się, że tym więcej tego dobrego śluzu wytwarza się w jelitach, im więcej błonnika zjadamy.

Tylko pokarm rośliny (w dodatku nieprzetworzony, nieoczyszczony i nie będący izolatem z całości) zawiera błonnik, podczas gdy pokarmy odzwierzęce nie zawierają go ani pikograma.

Obserwując jakie produkty przeciętny obywatel wykłada na taśmę przy kasie w markecie dochodzę do wniosku, iż większość społeczeństwa nie zdaje sobie z tego faktu sprawy (ze szkodą dla zdrowia swoich jelit, a co za tym idzie zdrowia ogólnie).

Jakby nie patrzeć – nie mamy ani jednej populacji zdrowych stulatków odżywiających się przemysłowo przetworzoną, rafinowaną, oczyszczoną „żywnością”.

Nie mamy też ani jednej odżywiającej się pokarmami odzwierzęcymi 3 razy dziennie przez 365 dni w roku!

Mieszkańcy Niebieskich Stref są zdrowi do późnej starości między innymi dlatego, że mają zdrowe jelita, a mają je zdrowe dlatego, iż mają w zwyczaju jeść dużo (nieprzetworzonego) pokarmu roślinnego (warzywa, owoce, pełne ziarno, rośliny strączkowe, orzechy, nasiona), a więc i spożywają sporo błonnika.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca spożywanie 20-40 g błonnika dziennie, podczas gdy przeciętny Polak zjada go raptem ok. 15 g.

To jak my mamy być zdrowi?

Pamiętajmy więc, by odpowiednio dbać o stabilność wspomnianej ochronnej warstwy śluzowej wyściełającej jelita: gdy dieta bogata jest w błonnik, to śluz jest wydzielany przez nabłonek w optymalnej ilości, a jego warstwa posiada odpowiednią grubość.

Natomiast przy diecie ubogiej w błonnik śluzu jest mniej, jak również niektóre mikroby zamiast żywić się dostarczanym w pożywieniu błonnikiem zaczynają przymierać głodem, żywiąc się wtedy z konieczności naszym cennym śluzem, a z czasem dobierają się do samych komórek jelita.

Sprzyja to uszkodzeniu naszych barier jelitowych, obniżeniu odporności i rozmaitym stanom zapalnym jelit, do nowotworów włącznie. Jednym słowem – bez błonnika (czyli bez roślin) nie ma zdrowych jelit, nie ma szczelnych barier jelitowych.

Dla dobra swoich barier jelitowych: nie jedz za słodko!

Gdy objadamy się cukrem, słodyczami, lodami, ciastami czy też pijemy dosładzane napoje to musimy zdawać sobie sprawę, że takie pokarmy stwarzają idealne pole do popisu mikrobom „złym”, które dostają pożywkę do namnażania się.

Te dobre nie dostają wtedy niczego do jedzenia (cukier, lody,  słodycze i słodzone napoje nie mają błonnika: dobre mikroby nie czerpią więc z takich pokarmów żadnych korzyści).

A co z owocami i miodem? Jak się wydaje jedyne „słodycze” jakie możemy bezkarnie spożywać to dary natury w postaci owoców: jak do tej pory nie wykazano w żadnych badaniach naukowych, iż są one szkodliwe dla zdrowego człowieka.

Wręcz przeciwnie – nasze jelita kochają owoce!

Korzyści przynoszą tutaj np. pektyny (sporo jest ich w jabłkach, czarnej porzeczce, cytrusach, morelach), inulina (w bananach) czy też rozmaite flawonoidy.

Związki te są doskonałą pożywką dla naszych dobrych bakterii.

Również miód pszczeli ma własności prebiotyczne: dr Minocha podkreśla, że miód to jedna z najzdrowszych substancji słodzących dla naszych jelit.

Dla dobra swoich barier jelitowych: nie jedz za tłusto!

Kilkukrotnie w swojej książce dr Minocha wspomina o tym (powołując się na odpowiednie badania naukowe), iż zdecydowanie nie warto jeść za tłusto.

Dieta przeładowana nadmiernie tłuszczem sprzyja rozszczelnieniu barier jelitowych, przez co toksyny bakteryjne dostają się do krwiobiegu powodując stany zapalne o niskim natężeniu.

Zbyt wiele tłuszczu w pożywieniu głodząc nasze dobre bakterie stwarza nieprawidłowości w  równowadze naszych mikrobów (dysbioza), co w dalszej kolejności sprzyja zwiększonej  przepuszczalności barier jelitowych, stanom zapalnym i insulinooporności oraz może zwiększać ryzyko nowotworów przewodu pokarmowego (nota bene na ten typ nowotworów w kwiecie wieku zmarli m.in. Adam Jany, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Optymalnych czy też inny lider ruchu, Karol Braniek).

Tak, potrzebujemy dla zdrowia pewnej ilości kwasów tłuszczowych. Jednak pamiętać trzeba o tym, że nasze mikroby nie żywią się tłuszczem.

Pokarmy tłuste (z wyjątkiem naturalnych pokarmów roślinnych: pestek, nasion, orzechów, awokado i oliwek) nie zawierają też błonnika.

Oleje roślinne i tłuszcze zwierzęce nie zawierają go ani pikograma.

Najbezpieczniej jest zjadać tłuszcz w postaci naturalnych produktów  roślinnych zawierających zarówno tłuszcz jak i błonnik.

Dla dobra swoich barier jelitowych: nie dopuszczaj do niedoborów witaminy D!

Witamina D, potężny immunomodulator, jest kluczowa zarówno dla zdrowych barier jelitowych jak i dla populacji naszych dobrych bakterii.

Na ten temat dr Minocha przytacza w swojej książce sporo badań naukowych, dlatego warto pamiętać, że dla pełni zdrowia naszych jelit nie wystarczy rezygnacja z cukru, glutenu, kawy, nabiału, smażenin czy alkoholu.

Nasze jelita nadal mogą cierpieć jeśli nie wyrównamy poziomu witaminy D w ustroju.

Witamina D odpowiada (bezpośrednio lub pośrednio) za ekspresję ponad dwóch tysięcy genów u człowieka i każda niemal komórka naszego ciała posiada receptory witaminy D, znajdują się one również w naszych jelitach.

Jelita nie będą nam dobrze służyć bez witaminy D!

Nie ma wątpliwości, iż zostaliśmy stworzeni aby cieszyć się słońcem – tak jak robią to wszystkie inne organizmy żywe na tej planecie, rośliny i zwierzęta.

Gdy słońca brakuje, to chorujemy – proste jak… słońce.

Wyrównanie poziomu witaminy D może nawet sprawić, iż „nieuleczalne” choroby jelit takie jak choroba Leśniowskiego-Crohna idą w remisję, co stwierdzono na wiarygodnych (randomizowanych, podwójnie zaślepionych) badaniach wykonanych 3 lata temu na dwóch grupach pacjentów, używając witaminy D lub placebo [klik].

Myślę, że to niezwykle pocieszająca informacja dla cierpiących na choroby zapalne jelit: uzupełnienie niedoboru tej jednej, lecz jakże ważnej witaminy może sprawić, iż będą cieszyć się remisją.

Następny trop: w badaniach klinicznych wykonanych w Japonii pacjenci cierpiący na chorobę Crohna poddani diecie semiwegetariańskiej dłużej cieszyli się remisją niż pacjenci z grupy kontrolnej, którym nie ograniczono w diecie pokarmów mięsnych.

Ograniczenie mięsa na rzecz warzyw, roślin strączkowych, nasion i pokarmów fermentowanych (zupa miso) spowodowało zmiany ilościowe i jakościowe mikroflory bakteryjnej, przynosząc poprawę samopoczucia, dłuższą remisję i brak nawrotów.

Człowiek współczesny preferuje dużo mięsa i mało słońca. Powinno być akurat odwrotnie.

Nie zapominajmy o suplementacji witaminy D w miesiącach od października do kwietnia, a potem… na dwór, na słoneczko! 🙂

Dla dobra swoich barier jelitowych: nie dopuszczaj do niedoborów cynku!

Cynk nie tylko reguluje aktywność ok. 200 enzymów biorących udział w metabolizmie, ale też i odgrywa dużą rolę w szczelności barier jelitowych [klik].

Popularnymi i szeroko używanymi przez współczesnego człowieka złodziejami cynku są leki z grupy inhibitorów pompy protonowej. Obniżają one pH żołądka przez co wchłanianie cynku pogarsza się.

Ten sam problem niedoboru cynku dotyczy nałogowego spożywania alkoholu: praktycznie każdy nałogowy alkoholik ma niedobory cynku.

Doustne środki antykoncepcyjne, diuretyki, namiętne picie kawy i napojów gazowanych również powodują zmniejszenie ilości cynku w ustroju.

Wchłanianie cynku utrudniają też związki fitynowe zawarte w nasionach, strączkach, orzechach i pestkach, stąd też ludzkość od zarania dziejów usuwała ich nadmiar poprzez fermentację, kiełkowanie czy moczenie (nadmiar – bowiem w małej ilości są one dla nas korzystne zdrowotnie).

Cynku nie jest zbyt dużo w warzywach i owocach, ale za to obfitują w cynk pestki (z pestkami dyni na czele), zarodki i otręby pszenne, orzechy, nasiona (siemię lniane, żyto, kasza gryczana, nasiona roślin strączkowych takie jak groch i fasola), grzyby (pieczarki, boczniaki, kurki), kakao, migdały, a ze źródeł odzwierzęcych podroby (wątróbka), żółtko jaj, ostrygi.

Inne czynniki mające wpływ na nasze bariery jelitowe

1. Wiek: przepuszczalność barier jelitowych jest większa w dzieciństwie oraz w wieku podeszłym. Dzieci urodzone przedwcześnie są narażone bardziej niż dzieci urodzone o czasie.
2. Ciąża: stan odmienny jest stresem dla organizmu kobiety, szczególnie w pierwszym, przystosowawczym okresie. Jeśli kobieta cierpi na zwiększoną przepuszczalność jelit będąc w ciąży, to reakcja układu odpornościowego może skutkować poronieniem: ustrój zaatakuje dziecko w łonie matki niczym „obcego”.
Mało któremu ginekologowi zapewne przyjdzie to do głowy, ale w końcu od czego mamy gastroenterologa? Dr Anil Minocha sugeruje, aby w przypadku problemów z nawykowymi poronieniami zainteresować się stanem swoich barier jelitowych i doprowadzić je do porządku przed kolejną próbą poczęcia.
3. Nadmierna aktywność fizyczna: stres podczas intensywnego uprawiania ćwiczeń czy biegania powoduje zmniejszenie dopływu krwi do jelit, ponieważ całą krew ustrój pompuje do mięśni. To może spowodować szkodę dla barier jelitowych.
4. Brak kontaktu ze zwierzętami: warto mieć psa lub kota, a jeszcze lepiej pojechać na wieś by pogłaskać krowę i doświadczyć „efektu farmy”. Dowiedziono, że dzieci matek przebywających podczas ciąży na farmie posiadały we krwi pępowinowej dużo więcej ochronnych przeciwciał niż przeciętnie. Rzadziej też cierpiały na astmę i skórne atopie. Zwiększona dywersyfikacja flory bakteryjnej i wynikające z niej mocniejsze bariery jelitowe mogły mieć w tym swój udział.
5. Niedobór w diecie kwasów Omega-3: podczas gdy inne kwasy tłuszczowe mogą przyczyniać się do zwiększenia przepuszczalności jelit, kwasy Omega-3 poprzez swoje działanie antyzapalne mają działanie wręcz odwrotne, czyli wzmacniają bariery jelitowe.
6. Niewłaściwa obróbka termiczna pożywienia: na pogorszenie stanu szczelności naszych jelit może wpłynąć również obróbka powodująca powstawanie dużych ilości AGEs (końcowych produktów zaawansowanej glikacji) taka jak grillowanie, prażenie, smażenie. Najlepsza jest obróbka „na mokro” czyli gotowanie, w ostateczności od czasu do czasu można użyć pieczenia. Grillowane mięso i alkohol to nie jest najlepszy pomysł.
7. Odwodnienie: większość ludzi nie pije wystarczającej ilości czystej wody. Niewłaściwe nawodnienie osłabia bariery jelitowe i zwiększa ich przepuszczalność. Należy dbać o właściwe nawodnienie również podczas krótkich postów.
U ludzi prawidłowo odżywionych kilkudniowy post (np. sokowy) przy dobrym nawodnieniu nie stanowi problemu. Natomiast przedłużone posty szczególnie jeśli połączone są ze stresem prowadzą do osłabienia, a nawet uszkodzenia barier jelitowych.
8. Niektóre dodatki do żywności, leków i suplementów diety: dr Minocha wymienia dwa z nich, które na pewno mają potwierdzony naukowo niekorzystny wpływ na połączenia ścisłe w jelitach.
Emulgator o symbolu E473 (estry sacharozy i kwasów tłuszczowych) występuje w takich produktach jak wyroby cukiernicze, desery, lody, czekolady, margaryny, emulsje tłuszczowe, majonezy, zabielacze, sosy, zupy, buliony, napoje alkoholowe (z wyjątkiem wina i piwa), napoje mleczne, guma do żucia, śmietanka sterylizowana, substytuty śmietanki, przetwory mięsne, żywność dla niemowląt.
Drugi to kapran sodu (sól sodowa kwasu kaprynowego) często stosowany w lekach i suplementach „o przedłużonym działaniu”. Wystrzegać się należy również dodatków do żywności mających działanie bakteriobójcze: działają zabójczo nie tylko na bakterie w żywności, ale też i na bakterie w naszych jelitach.
9. Sposób odżywiania w niemowlęctwie: karmienie piersią jest kluczowe dla zdrowych barier jelitowych dziecka. Dzieci karmione jedynie sztucznym mlekiem miały 2,8 raza bardziej przepuszczalne jelita niż dzieci, które dostały od swych matek choć trochę matczynego mleka.
10. Nadużywanie alkoholu: nie tylko prowadzi do większej przepuszczalności barier jelitowych, ale i powoduje stłuszczenie wątroby. Do prawidłowego działania barier jelitowych niezbędna jest wątroba w doskonałym stanie oraz zakwaszony żołądek. Dysfunkcje tych narządów mają wpływ na powstawanie uszkodzeń barier jelitowych.
11. Żelazo: nadmiar żelaza powoduje zwiększenie przepuszczalności jelit, szczególnie gdy przyjmowane jest jako suplement.
12. Zaparcia lub spowolniony pasaż jelitowy (leniwe jelito): ilość toksyn powoduje wzrost stanu zapalnego w jelitach, a co za tym idzie osłabienie barier jelitowych.
13. SIBO (zespół przerostu bakteryjnego w jelicie cienkim) – jak wyżej w punkcie 12. Stan zapalny i przesiąkliwe jelito wzmacniają się wzajemnie tworząc błędne koło.

A co z glutenem, podobno szkodzi jelitom?

I tak, i nie. To zależy komu może zaszkodzić i w jakich warunkach. Głównym modulatorem przepuszczalności połączeń ścisłych jest białko o nazwie zonulina.

Dr Alessio Fasano – gastroenterolog, pediatra i naukowiec oraz założyciel i dyrektor Ośrodka Badań nad Celiakią przy Massachusetts General Hospital stwierdził w swoich badaniach, że białka glutenu powodują wzrost wydzielania zonuliny, co skutkuje poluzowaniem połączeń ścisłych (tight junctions).

Jednak u ludzi zdrowych nie ma to negatywnych konsekwencji, ponieważ to poluzowanie ma wtedy charakter jedynie tymczasowy.

Jeśli jednym słowem mamy zdrowe i silne bariery jelitowe (czyli obfity i różnorodny mikrobiom, zdrową warstwę śluzu jelitowego oraz prawidłowo działające połączenia ścisłe, tight junctions), to gluten nam niestraszny (oczywiście w granicach rozsądku, jako składnik urozmaiconej diety).

Co innego gdy nasze bariery zostaną uszkodzone.

Zwróćmy bowiem uwagę, że stulatkowie z Sardynii czy Ikarii bez żadnej szkody dla zdrowia spożywają pszenicę, a z kolei stulatkowie z Okinawy raczą się innym glutenowym zbożem, jęczmieniem.

Być może jakieś znaczenie ma też jakość i odmiana tych zbóż, ale podstawowa rzecz to prowadzony styl życia zgodny z naturą, który utrzymując ich bariery jelitowe w dobrym stanie pozwala im na spożywanie pewnej ilości zbóż glutenowych bez żadnej szkody dla zdrowia.

Można jeść gluten (a także jajka, kukurydzę i nabiał) i dożyć setki, pod warunkiem prowadzenia odpowiedniego stylu życia sprzyjającego mocnym barierom jelitowym.

Na ten styl życia składają się zarówno czynniki psychiczne (optymizm, wiara w siłę wyższą, pielęgnowanie więzi z innymi) jak i fizyczne (naturalna i zrównoważona dieta, kontakt ze słońcem, kontakt z ziemią, umiarkowany ruch).

U ludzi natomiast mniej zdrowych czy też z niedoborami witaminowo-minerałowymi dochodzić może (z różnych powodów) do „przeciekania” jelit gdy zonuliny jest za dużo: połączenia ścisłe przepuszczają wtedy do krwiobiegu cząsteczki i drobnoustroje, których nie powinno tam być, przewlekły stan zapalny w ustroju nie ma wtedy końca.

Konieczność odstawienia glutenu w przypadku celiakii jest oczywista, również wiele osób chorujących na rozmaite inne choroby przewlekłe (szczególnie te wynikające z autoagresji) stwierdziło, że odstawienie glutenu zdecydowanie poprawiło ich samopoczucie.

Co nie znaczy, iż samo odstawienie glutenu będzie zawsze skutkować jednakowym polepszeniem samopoczucia u każdego, ponieważ na funkcjonowanie barier jelitowych wpływają też takie czynniki jak choćby niedobory witamin i minerałów i za wiele się nie zmieni dopóki niedobory te nie zostaną uzupełnione (np. bardzo ważna dla szczelności barier jelitowych jest witamina D czy też ważny dla silnych błon komórkowych magnez).

Jakie są objawy nieszczelnych barier jelitowych?

Nieszczelne bariery jelitowe to nie jest choroba sama w sobie, trudno mówić tutaj o specyficznych objawach. Na pewno jest to zaburzenie mające wpływ na pracę całego organizmu.

Badania naukowe powiązały ten fenomen z szeregiem rozmaitych stanów chorobowych (aczkolwiek powiązanie wciąż nie oznacza dowiedzionego związku przyczynowo-skutkowego).

Niewykluczone, że wielu rzeczy jeszcze nie wiemy i może okazać się, że „przeciekające jelito” jest tylko częścią większego mechanizmu chorobotwórczego. Wciąż bowiem nie bardzo wiadomo co jest pierwsze: choroba czy nieszczelne jelito?

Czy nieszczelne jelito przyczynia się do choroby, a może vice versa: to choroba sprawia, że bariery jelitowe ulegają uszkodzeniu?

Dr Minocha podaje, iż jak do tej pory badacze stwierdzili uszkodzone bariery jelitowe w następujących przypadkach:

– choroby układu pokarmowego: celiakia, choroba Crohna, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, zespół jelita drażliwego, enteropatie wywołane lekami (np. aspiryną, środkami przeciwbólowymi itd.) lub promieniowaniem;

– choroby związane z wadliwym funkcjonowaniem gruczołów dokrewnych: cukrzyca typu drugiego, zapalenie tarczycy Hashimoto, otyłość i zespół metaboliczny, choroba Addisona, PCOS (zespół policystycznych jajników);

– choroby alergiczne: alergie i nietolerancje pokarmowe, wysypki i egzemy, atopie skórne, astma;

– choroby pochodzenia bakteryjnego: cholera, bakterie Helicobacter Pylori w żołądku, infekcje bakteriami Clostridium, niektóre formy infekcji bakteriami E. Coli;

– choroby pochodzenia wirusowego: adenowirusy, wirusy Coxsackie, rotawirusy, HIV, zapalenie wątroby typu C;

– choroby skórne: trądzik, łuszczyca, trądzik różowaty, pokrzywka, łysienie, choroba Duringa, vitiligo (bielactwo nabyte);

– choroby wątroby: stłuszczenie wątroby (alkoholowe i niealkoholowe), marskość żółciowa wątroby, cholestaza ciężarnych, pierwotne stwardniające zapalenie dróg żółciowych;

– choroby reumatyczne: RZS, młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów, toczeń, choroba Sjorgena, zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa;

– choroby związane z naczyniami: obrzęk limfatyczny, endotoksemia, uszkodzenia siatkówki u diabetyków;

– dysfunkcje neuro-psycho-behawioralne: depresja, nerwica, fibromialgia, syndrom przewlekłego zmęczenia, autyzm, schizofrenia;

– choroby neurologiczne: stwardnienie rozsiane, choroba Parkinsona, przewlekła zapalna demielinizacyjna polineuropatia;

– inne: niewydolność mięśnia sercowego, żywienie pozajelitowe, niewydolność wielonarządowa, choroby nowotworowe.

Bóle brzucha po posiłkach, notoryczne wzdęcia, złe trawienie, złe przyswajanie, problemy z eliminacją (wypróżnienia zbyt rzadko lub odwrotnie – biegunki oraz wydalanie widocznych gołych okiem niestrawionych do końca pokarmów), refluks, świąd odbytu, cuchnący oddech – to wszystko również jest związane ze złym stanem jelit i ogólnie układu pokarmowego (kiepska flora bakteryjna, brak enzymów, zniszczona śluzówka jelit, niedokwaszenie żołądka itd.).

W takich sytuacjach nieszczelność barier jelitowych jest niemalże pewna.

Jak wzmacniać bariery jelitowe?

Jak wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć. Najważniejsza jest profilaktyka.

Przede wszystkim odpowiednie żywienie. Na początek należy pozbyć się z menu rzeczy ewidentnie nie służących naszym jelitom jak np. alkohol czy rafinowany cukier (i wszystko co takowy w jakiejkolwiek formie zawiera).

A co jeść?

Dr Minocha mówi wprost: jak najwięcej warzyw i owoców. W różnej formie, najlepiej sezonowe, w obfitym wyborze smaków, kolorów i zapachów – dieta musi być różnorodna by pobudzać rozwój rozmaitych dobrych bakterii. Bez warzyw i owoców ani rusz!

W menu muszą znaleźć się dary natury działające prebiotycznie, na przykład:

  • pory
  • czosnek
  • cebula
  • imbir
  • karczochy
  • szparagi
  • topinambur
  • bataty
  • pomidory
  • marchewka
  • korzeń cykorii
  • warzywa zielonolistne
  • banany (jak najmniej dojrzałe)
  • arbuzy
  • naturalny miód pszczeli

Należy też na czas zdrowienia zrezygnować z „wyzwalaczy” czyli z pokarmów, które mogą podrażniać już i tak nadwyrężony układ pokarmowy albo też są pokarmami wysoce alergizującymi.

Na pierwszy ogień warto wykluczyć wszelkie pokarmy, które nam nie służą i sprawiają, że czujemy się gorzej (zaś po ich odstawieniu czujemy różnicę na plus w samopoczuciu – pomocna może być dieta eliminacyjna) oraz oczywiście te, które wyszły nam dodatnio na teście na nietolerancje pokarmowe (np. zboża, cukier, niefermentowane produkty mleczne, jaja, soja, kukurydza, alkohole, napoje gazowane, tłuste jedzenie, słodycze, kofeina itp.).

Wskazane są pokarmy fermentowane o ile są dobrze tolerowane. Dr Minocha zaleca też unikać nadmiaru białka w diecie.

A co poza tym? Suplementy. Pomocne mogą być:

  • probiotyki (dobrej jakości, zawierające Lactobacillus i Bifidobacterium, z minimum 5-10 miliardami bakterii i minimum czterema różnymi szczepami w jednej kapsułce – to zalecenia bardzo ogólne, a już idealnie jeśli możemy sobie pozwolić na celowaną probiotykoterapię, po zbadaniu jakich szczepów nam indywidualnie brakuje);
  • witamina D – należy dążyć do optymalnego poziomu (więcej na ten temat pisałam tutaj), poza tym mając dobry poziom witaminy D lepiej wchłaniamy wapń, który również wzmacnia bariery jelitowe;
  • kurkuma (2-3 g dziennie), najlepiej organiczna;
  • cynk (w/g dr Minocha na początku nawet 50 mg dziennie, z żywności i suplementu łącznie);
  • aminokwas L-glutamina (w formie suplementu lub żywności: soku świeżo wyciskanego z białej kapusty lub rosołu na kościach);
  • maślan sodu (w Polsce dostępny pod nazwą „Debutir” lub „Intesta„, w aptece bez recepty);
  • aloes;
  • berberyna;
  • siara bydlęca (colostrum);
  • inulina;
  • lukrecja deglicyryzowana (DGL);
  • kwasy Omega-3 (długołańcuchowe czyli EPA i DHA);
  • witamina C – zmniejsza stres oksydacyjny i jest niezbędna ustrojowi do wytworzenia kolagenu, podstawowego białka tkanki łącznej;
  • flawonoidy – przede wszystkim kwercetyna i kempferol: ta pierwsza znajduje się w jabłkach, owocach cytrusowych, ciemno wybarwionych owocach jak borówki, wiśnie, żurawina, czarna porzeczka, aronia, czarny bez; z warzyw zaś sporo jest jej w cebuli, kapuście, szpinaku, brokułach, papryce, oprócz tego w miodzie, pyłku i propolisie, kaszy gryczanej, w herbacie i w ziołach jak rumianek, skrzyp, dziurawiec [klik], rekordowe ilości kwercetyny zawierają zaś kapary!

Kempferol obficie występuje w liściach zielonej herbaty. Aby z kolei osiągnąć dobry poziom kwercetyny należy zjadać bogate w nią produkty codziennie, bowiem ma ona krótki okres półtrwania. Pamiętamy jak brzmi zasada zdrowia długowiecznej pani Eileen Ash, lat 106, o której pisałam tutaj: jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie!  🙂

Nie wszystko z tej listy pomoże wszystkim, nie każdy suplement dla każdego będzie jednakowo skuteczny lub jednakowo dobrze tolerowany – każdy musi znaleźć swoją drogę.

Dr Minocha sugeruje, aby skupić się raczej najpierw nie na tym „co brać by wyzdrowieć”, lecz na tym, czego w pierwszym rzędzie należy unikać. Optymalnie jest współpracować z lekarzem i/lub dietetykiem.

Niektórzy mogą bowiem potrzebować dodatkowej suplementacji enzymów trawiennych i/lub betainy HCL. Niektórzy antybiotyków (ziołowych lub farmaceutycznych) by najpierw rozprawić się z SIBO.

Każdy przypadek jest inny, bo każdy z nas jest inny. Aczkolwiek pewne zasady dotyczą każdego z nas.

Na przykład trzeba pamiętać aby zawsze bardzo dokładnie przeżuwać pokarmy (nawet soki czy koktajle), ponieważ odruch żucia wzmaga wydzielanie prawidłowej ilości kwasów żołądkowych.

Nie należy jeść w pośpiechu ani w złym nastroju. No i na koniec – dbać o regularność wypróżnień: prawidłowe wypróżnienia są również ważne jak prawidłowe żywienie.

Dobre trawienie, wchłanianie i eliminacja oznaczają zdrowe jelita.

Pan doktor podkreśla też znaczenie cyklicznych, krótkoterminowych postów, szczególnie zalecając kilkudniowe posty na świeżo wyciskanych sokach warzywno-owocowych. Podczas postu układ pokarmowy odpoczywa i regeneruje się.

Badania naukowe wykazały efektywność krótkich postów sokowych w takich chorobach do których mógł przyczynić się problem z przeciekającymi jelitami jak np. gościec przewlekły (RZS). Nie zaleca jednak uciekania się do hydrokolonoterapii w celu oczyszczania jelit.

Trzymając się tych porad dr Minocha jest pewien, że każdemu czytelnikowi uda się zachować zdrowe jelita na całe życie.

Dokładnie tak, jak udaje się to staruszkom z Niebieskich Stref! 🙂