Kilka dni temu Instytut Żywności i Żywienia opublikował najnowszą wersję piramidy żywienia. Stało się to podczas mającego miejsce w Warszawie I Narodowego Kongresu Żywieniowego pod hasłem „Żywność i żywienie w prewencji i leczeniu chorób – postępy 2016″.
Najnowsza piramida Anno Domini 2016 zawiera spore, można nawet powiedzieć rewolucyjne zmiany: odzwierciedlają one najnowsze ustalenia nauki w zakresie żywienia człowieka.
Jakie zmiany zatem konkretnie nastąpiły w porównaniu z poprzednią piramidą?
Przede wszystkim zacznijmy od nazwy: od teraz nosi ona nazwę Piramida Zdrowego Żywienia i Aktywności Fizycznej. Co prawda w poprzedniej piramidzie ruch fizyczny był również widoczny u podstawy, ale nie było go w nazwie.
Powiedzmy zatem, że jest to zmiana dość kosmetyczna. Zaleca się minimum pół godziny dziennie ruchu w dowolnej formie.
Od siebie dopowiem, że najnowsze ustalenia nauki mówią wprost: żadna ilość ruchu nie będzie w stanie zneutralizować szkodliwego wpływu złego odżywiania.
Nie wiem więc dlaczego aktywność fizyczna jest pokazana u podstawy piramidy jako najważniejsza.
Ona jest owszem, ważna niezmiernie, bez ruchu nie ma życia i nie ma zdrowia, jednak pokazanie aktywności fizycznej u samej podstawy piramidy zdrowego żywienia może co poniektórym namącić w głowie i zasugerować, że nawet gdy codziennie będą robić „malutkie” odstępstwa od diety, to i tak będą zdrowi, ponieważ się ruszają więcej niż inni.
To zresztą właśnie starają nam się wmówić wielkie koncerny, fundując badania z których na przykład wynika, że „spożywanie coca-coli może być składnikiem zbilansowanej diety” i tworząc reklamy ze szczęśliwymi i uśmiechniętymi od ucha do ucha ludźmi aktywnymi fizycznie, pijącymi w czasie wolnym coca-colę (co ma oznaczać niby: możesz pić colę pod warunkiem, że będziesz aktywny fizycznie, to wtedy ona ci nie zaszkodzi).
Tak niestety nie jest. Warto to wiedzieć.
Powtórzę jeszcze raz: nie istnieje taka ilość ruchu, która będzie w stanie zneutralizować szkodliwy wpływ złego odżywiania na nasze zdrowie. A przynajmniej jak do tej pory nauka nie odkryła tej ilości.
Więc z mojego punktu widzenia nie stawiałabym aktywności fizycznej na piedestale (jak to jest pokazane w najnowszej piramidzie), choć nie odmawiam rzecz jasna jej niezmiernie istotnej roli w tworzeniu warunków na zdrowe i długie życie.
Prawdziwe niespodzianki (pozytywne) czekają na nas dalej, na następnym pięterku. Zmianę tę można nazwać: „Śmierć kanapkom!”, bowiem zamiast królujących w tym miejscu wyrobów mącznych i zbożowych nareszcie znalazły się warzywa i owoce!
To one powinny przeważać w diecie, a nie drożdżówki, chleby, bułki, płatki czy kasze i makarony, o czym na tej witrynie trąbię już od kilku lat.
Wyroby mączne zostały zdetronizowane po bardzo wielu latach ( w sumie dekadach) przebywania w podstawie piramidy i to jest z pewnością rewolucja.
Zaleca się nadal tak jak to było przedtem spożywanie produktów z pełnego ziarna i unikanie produktów przetworzonych i oczyszczonych jak np. biały chleb czy biały makaron.
Zaleca się by na talerzu pojawiło się proporcjonalnie 3/4 warzyw oraz 1/4 owoców, przy czym warzywa mają być w różnych kolorach (z przewagą zielonego) i jadane również w postaci surowej. Oprócz tego z boku piramidy widzimy dzbanek z wodą: to powinno być dla nas podstawowym piciem. Kawki i herbatki znajdują się dużo wyżej i to w dodatku z przekreśloną kostką cukru.
Na kolejnym pięterku jednak czeka nas małe rozczarowanie, bo piramida robi się mniej naukowa, a bardziej ideologiczna i poprawna politycznie: tutaj króluje nabiał – zaleca się picie dwóch szklanek mleka dziennie lub zjadanie go w postaci innego rodzaju nabiału.
Po tym wszystkim co nauka ustaliła na temat kontrowersyjnego pokarmu jakim jest mleko – dziwnie to nieco wygląda. Czyżby wpływy lobbystów? Tak tylko pytam 😉
Wpływy nauki chyba jednak nie do końca.
Trudno w sumie pojąć z jakiego powodu wydzielina poporodowa gruczołu sutkowego samicy innego gatunku mogłaby być tak uporczywie i każdego dnia konieczna oraz niezbędna dla zachowania zdrowia (dorosłego) człowieka.
Nie znam badań naukowych, które by takową konieczność i niezbędność kiedykolwiek ustaliły.
A jeśli tak, to po co te produkty wsadzać tak wysoko w piramidzie żywieniowej?
Skoro sugeruje się jadać głównie warzywa i głównie zielone (bogate jak wiadomo w wapń, np. jarmuż 150 mg podczas gdy mleko krowy 125 mg na 100 g produktu, nie mówiąc już o nasionach sezamu czy maku, 1000-1200 mg/100g) to moim zdaniem dokładanie sobie aż pół litra krowiego mleka dziennie (wątpliwej nota bene jakości) nie jest koniecznością.
Następne pięterko to rośliny strączkowe wypchnięte niemal na sam szczyt piramidy i włożone razem do jednego wora z mięsem (drób i ryby – mięso czerwone bowiem zniknęło z piramidy, nie jest obecnie zalecane do spożywania dla zdrowotności) oraz jajami.
Czyli powiedzmy sobie w żargonie dietetycznym mamy na tym pięterku tak zwane „źródła białka”.
Tyle tylko, że białko białku nie jest równe pod kątem wpływu na zdrowie i to też już wiemy.
To, że mięso powinno stanowić dodatek do diety uważa się za słuszne i sprzyjające zdrowiu i długowieczności, natomiast nie mogę pojąć z jakiego powodu rośliny strączkowe mają być równie skromnym dodatkiem jak mięso i ryby albo też jedzone w mniejszej ilości niż produkty mleczne?
Mamy przecież moim zdaniem wystarczającą ilość badań odnośnie dobroczynnego wpływu roślin strączkowych na zdrowie.
Zepchnięcie ich więc niemal na sam szczyt piramidy jest chyba jakimś nieporozumieniem (jak widać wygrało „zdrowe mleczko”, które zajęło lepszą pozycję).
Warto przy okazji wspomnieć, że FAO ogłosiła rok 2016 Międzynarodowym Rokiem Roślin Strączkowych https://www.fao.org/pulses-2016/en/ zwracając uwagę na ich wartości odżywcze i pozytywny wpływ na zdrowie jaki do tej pory badaczom udało się ustalić.
Po prawej stronie piramidy na tym poziomie widzimy też inną nowość, której w poprzedniej piramidzie nie było: zioła. Zaleca się zastąpić nimi spożywaną w nadmiarze sól kuchenną.
Uważam to za bardzo pozytywną zmianę.
Zioła pod względem walorów odżywczych (witaminy, minerały, antyutleniacze itd.) mimo wszystko przewyższają sól – nawet jeśli to jest dobrego gatunku sól.
Można śmiało dać podczas gotowania połowę soli i resztę smaku uzyskać ziołami, potrawa będzie nie tylko smaczniejsza ale i zdrowsza.
Na samym szczycie piramidy mamy oleje i orzechy. Oleje już były, orzechy stanowią nowinkę.
Niestety znowu wsadzone zostały do jednego wora na jedno pięterko, choć jak wiadomo wartość odżywcza orzechów (i pestek z których izoluje się oleje w procesie tłoczenia) jest nieporównywalnie większa w stosunku do oleju w przeliczeniu na każdą kalorię produktu.
Nowa Piramida Żywienia i co dalej?
Bardzo jestem ciekawa na ile zmieni się teraz nasza rzeczywistość w praktyce?
Czy zamiast góry białego chleba pacjenci w szpitalach będą dostawać górę warzyw i zdrowych sałatek, a zamiast cukrowanej herbaty i „owocowego” kompotu świeżo wyciskany sok z marchwi?
Czy gdy pójdziemy do sklepu to główne miejsce będzie tam zajmował dział z warzywami i owocami, a nie długie rzędy półek z przetworzoną karmą?
Czy przy kasie będzie można sobie dodać do koszyka w ostatniej chwili jabłuszko na sztuki albo paczkę borówek zamiast batonika, gumy, coli, loda i wafelka?
Czy gdy pójdziemy w sklepie do działu z pieczywem, ryżem lub makaronami to razowe chleby, makarony i brązowy (czarny, czerwony, dziki) ryż będą stanowiły większość, podczas gdy białe rafinowane odpowiedniki będą reprezentowane przez nieliczne produkty, wstydliwie przycupnięte na osobnej półeczce gdzieś z boku?
Czy gdy pójdziemy do restauracji to głównymi propozycjami w menu będzie przede wszystkim niezmierzone bogactwo przeróżnych smakowitych sałatek, zup i innych pysznych dań warzywnych zamiast dań mięsnych i z białej mąki?
Czy mamusie zaczną dzieciom do szkoły dawać na drugie śniadanie sałatkę w pudełku z małą kromeczką razowca na zagryzkę zamiast nieśmiertelnej białej kajzerki z nutellą tudzież wędliną lub serem, dla ozdoby jedynie przełożonej okazjonalnie listeczkiem sałaty?
Czy zamiast pizzerii, kebabów i budek z zapiekankami wyrosną nam jak grzyby po deszczu bary sałatkowe i pijalnie świeżo wyciskanych warzywnych soków?
Zamiast napakowanych cukrem i tłuszczem lodów Algida, Carte D’Or, Koral, Grycan czy innych wyrosną lodziarnie oferujące lody mające w składzie jedynie sto procent owoców?
Co z drożdżówkami w szkole teraz, o które toczyła się taka zażarta narodowa batalia, ochoczo rozdmuchiwana przez mass media?
Nie ma co ukrywać, że wszystko zależy od nas. Codziennie dokonujemy wyborów. Głosujemy portfelem na to co chcemy widzieć w naszych sklepach, jakiej jakości, w jakich proporcjach i w jakiej ilości. A przemysł produkuje i sprzedawcy zamawiają dokładnie to, co ludzie kupują – na tym polega biznes przecież, na tym polega handel.
Póki co to nawet za panowania poprzedniej piramidy większość ludzi miała niestety wszelkie zalecenia głęboko w nosie lub je interpretowała po swojemu: teoria i praktyka żywienia to jak widać dwie różne rzeczy. 😉
Życzmy sobie dokonywania codziennie dobrych wyborów, bo to one kształtują naszą rzeczywistość. Możemy mieć ogłoszoną nie wiem jak zdrową piramidę, ale w końcowym efekcie i tak wszystko zależy od nas.
To zmiana świadomości konsumenta jest tutaj czynnikiem kluczowym. Producenci, handlowcy czy też mniejsza i większa gastronomia – zawsze się do nas, konsumentów, dostosują.
Nikt nie może nas zmusić abyśmy wsadzali do gęby to, czego nie chcemy. 😉
Póki co piramida żywieniowa, którą ja stosuję jest jak na obrazku poniżej: królują warzywa (głównie zielone, pół gotowanych i pół surowych, w miarę możności organiczne), następnie owoce (te jadam zazwyczaj na początku dnia, na śniadanie) i rośliny strączkowe (dodaję rozmaite ich rodzaje do zup i sałatek, latem zaś groszek czy bób jadam namiętnie na surowo).
Potem nasiona i orzechy oraz ziemniaki i pełne ziarno (lecz raczej nie chleby i makarony, a mniej przetworzone jak ryż w różnych kolorach, proso, quinoa, owies) i na sam koniec produkty ze szczytu piramidy czyli odzwierzęce jak ryby (mięsa ani białego ani czerwonego nie jadam), jajka (ze wsi, nie z fermy) oraz nabiał (zawsze najwyższej jakości i w miarę możności kozi lub owczy z uwagi na unikanie kontrowersyjnego białka A1, występującego w mleku europejskich krów) – nie więcej jak 10% spożywanych kalorii, czy nawet tak zwane „coś słodkiego” (zazwyczaj domowej roboty, na bazie pełnych produktów, bez cukru, mąki, margaryny), te ostatnie pokarmy stanowią niewielki dodatek i są spożywane od święta.
Oficjalna piramida 2016 krajowego Instytutu Żywności i Żywienia nie jest więc zła, bardzo mnie cieszy przede wszystkim uznanie warzyw i owoców jako głównego źródła zdrowego życia w miejsce bułek i makaronów (nawet tych razowych).
To duży krok do przodu!
Bardzo pozytywne zmiany (przemieszczenie warzyw do podstawy piramidy) mieszają się jednak wciąż z dalszym mydleniem oczu, nie popartym ani ustaleniami nauki ani obserwacją długowiecznych społeczności.
Widoczne są wciąż np. wpływy przemysłu mleczarskiego, który tak łatwo nie odpuści i wciąż przez jakiś jeszcze czas będzie wmawiał nam jakie to mleczko i serki są dla nas zdrowe i dobre każdego dnia (chociaż dostępne w sklepie w obecnej formie produkty pochodzą od krów A1 lub w najlepszym razie A1/A2, są pasteryzowane, przetworzone termicznie, w przeważającej mierze są też dosładzane i dosmaczane).
Reasumując: jak tak dalej pójdzie to bardzo prawdopodobne, iż za kolejne kilkadziesiąt lat piramida żywienia będzie pokazywać prawdę na temat tego co i ile powinniśmy dla zachowania zdrowia i przedłużenia żywota spożywać. 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Iza napisał(a):
Bardzo fajny ten artykuł . A można by prosić o kontak do jakiegoś dietetyka w okolicach Warszawy ? Dziękuje pozdrawiam .
Marlena napisał(a):
https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=dietetyk+warszawa 😉
Aga napisał(a):
Kontaktujcie się bezpośrednio do IŻŻ 🙂 Tam jest gro dietetyków 🙂
Pozdrawiam
Pieti@ napisał(a):
Nie popadajmy w paranoję z tym mlekiem, nie węszmy spisku tam, gdzie raczej go nie ma.
Jestem kilka dni po wyjściu ze szpitala i pani ordynator (profesor) zaleciła mi dietę ubogą w tłuszcze zwierzęce, bogatą w warzywa, niskosolną i oczywiście jak najwięcej ruchu. Powiedziała, że mam jeść gotowanego kurczaka i chudą wołowinę, nie jeść gęsi, kaczek, dziczyzny i innych tłustych rzeczy, ale nie wariować. Działania wegetariańskie i wegańskie – wyłącznie na własną odpowiedzialność . 4 potrzebne organizmowi aminokwasy są zawarte wyłącznie w mięsie, poza tym wtedy niezbędna jest suplementacja B12.
Marlena napisał(a):
Jeśli tak, to w takim razie ciekawe jak Adwentyści Dnia Siódmego pośród których jest też grupa staruszków będących ścisłymi wegetarianami znaleźli się w Niebieskiej Strefie? Niebieskie Strefy to naukowo potwierdzone miejsca na Ziemi, gdzie ludzie żyją najdłużej (powyżej 100 lat) ciesząc się do końca życia dobrą kondycją fizyczną i psychiczną. Ale o tym, że takie miejsca istnieją pewnie pani zapewne doktor nie wie, bo gdyby wiedziała to by nie bredziła o niezbędności mięsa do przeżycia. Jak się okazuje jest ono zaledwie opcją, nie koniecznością. Podobnie jak mleko (wydzielina poporodowa) pochodzące z gruczołów kompletnie innego gatunku, spożywane po zakończeniu okresu dla którego Matka Natura mleko dla ssaków przewidziała.
Julia napisał(a):
Bzdury, witaminę B12 należy suplementować ponieważ wszystkie warzywa są oczyszczane, a zwierzętom się podaje. W roślinach znajdują się WSZYSTKIE aminokwasy, ale nie wszystkie w każdym produkcie (dlatego jemy różnorodnie). Polecam zajrzeć do tabelek.
Aga napisał(a):
Właśnie chciałam prosić żeby Pani zrobiła swoją piramide.I na końcu artykułu jest.Dziekuję.
mmm napisał(a):
Są nawet rośliny, które mają wszystkie aminokwasy, np komosa ryżowa (zawiera też mnóstwo wapnia, więc pod kątem odżywczym jest wspaniałym zamiennikiem mleka):) Ale owszem, jeśli jemy różne warzywa to brak jakiegokolwiek z nich nam nie zagraża. Proszę nie rozpowszechniać nieprawdziwych informacji, warto je sprawdzić zanim się coś publicznie napisze 😉
Jasieńczyk napisał(a):
Odnośnie Adwentystów Dnia Siódmego i wspomnianej niebieskiej strefy, to mam przekonanie, że Adwentyści głównie nie wierzą w Matkę Naturę, ale w Boga Ojca i Jego Słowo. A skoro mówimy o pożywieniu (nie o piramidzie, bo ta jest niewiele warta i się zmieni jeszcze niejednokrotnie) to Adwentyści tak czytają:
Potem rzekł Bóg: oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem! I Moj 1:29
Taki był pierwotny plan Boga. Najmniejszej wzmianki o kurczakach, rybach, cielęcinie itp. Nigdzie też o aminokwasach, węglowodanach ani oleju rafinowanym.
Po przestępstwie Adama i wygnaniu z ogrodu Eden Bóg dołożył ludziom jeszcze warzywa, mówiąc:
(…) przeklęta niech będzie ziemia z powodu ciebie! (…) Ciernie i osty rodzić ci będzie i żywić się będziesz zielem polnym. I Moj 3:17-18
Wtedy jeszcze średnia długości życia ludzi wynosiła ok. 900 lat. Adam żył 930 lat, Enosz 905 lat, Metuselach 969 lat itd. Po potopie, kiedy wszystko na ziemi było zniszczone i nie mogło się już odrodzić w pierwotnej obfitości z powodu zmian, które przyniosło przekleństwo ziemi (chociażby zanikowi płaszcza wodnego nad ziemią), Bóg zezwolił ludziom na jedzenie mięsa:
Wszystko co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko. I Moj 9:3
Co prawda od razu zastrzegł:
Lecz nie będziecie jedli mięsa z duszą jego, to jest z krwią jego. I Moj 9:4
W wyniku nowych warunków średnia długości życia ludzi po potopie zaczęła się raptownie obniżać i malała wraz z przemijaniem pokoleń. Np. Szem (11 pokolenie) żył 600 lat, Eber 464 lata, Abraham (20 pokolenie) już tylko 175 lat, Jakub (22 pokolenie) 147 lat, Mojżesz dożył ledwie 120 lat itd.
Adwentyści o tym wiedzą. Wiedzą też, że pożywienie choć jest bardzo ważne, jest tylko jednym z mniej znaczących elementów życia. I że całe życie należy przeżyć ku chwale Boga Ojca i oddawać Mu cześć. Wierzyć w Jezusa Chrystusa i przestrzegać Jego prawa, bezinteresownie służąc ludziom.
To jest tajemnica długowieczności w zdrowiu Adwentystów Dnia Siódmego. Myślę, że warto się nad tym przynajmniej zastanowić.
Marlena napisał(a):
Zgadzam się w pełni – zawsze powtarzam, że nie składamy się jedynie z przewodu pokarmowego. Nasze życie duchowe i stan umysłu również ma wpływ na długość telomerów określających jak długo będziemy żyli i przede wszystkim czy zdrowo, a raczej jak długo zdrowo – bo w krajach Zachodu „normalne” jest zacząć sypać się tuż po przekroczeniu magicznej czterdziestki, podczas gdy mieszkańcy Niebieskich Stref zaczynają się sypać dopiero po przekroczeniu jeszcze bardziej magicznej setki. 😉
Chyba sporo jeszcze mamy do nauczenia się od tych mieszkańców. Nie tylko jeśli chodzi o dietę.
Barbara napisał(a):
Witam Droga Marleno.
Dzięki za ciekawy artykuł. Ja również zauważyłam, że ta piramida żywienia to krok milowy w kierunku zmian na lepsze w podejściu do zdrowego odżywiania. I również mam spore wątpliwości, jeśli chodzi o idące za tym żywienie w szpitalach i innych placówkach zbiorowego żywienia. Miejmy nadzieję, że będzie coraz lepiej i zdrowiej.
Pozdrawiam Cię Marleno!
romi napisał(a):
Od długiego czasu zastanawia mnie jedna, dość istotna kwestia i jestem ciekawa, jak na nią patrzą osoby, takie, jak Pani. Rzecz tyczy się spożywania warzyw i owoców, które powinny być fundamentem naszej diety, jak i obecnie sugeruje Piramida Żywienia, a ta przedstawiona przez Panią, to już niemal wegetarianizm 😉 Ale czy to naprawdę jest zgodne z naszą naturą? Po co człowiekowi kły? Czy one nie sugerują to czym, i w jaki sposób powinniśmy się odżywiać? Czy Matka Natura nie rozwinęłaby u nas np. siekaczy, gdybyśmy faktycznie mieli bazować na warzywach i owocach? Naprawdę jestem ciekawa Pani odpowiedzi w tej sprawie i czy w ogóle kiedykolwiek Pani się nad tym zastanawiała 🙂
A kolejne pytanie wiąże się z powodem, dlaczego trafiłam na Pani bloga. Mam w domu prawie rocznego malucha, z którym chcę już „jeść z jednego gara” i szukam wszelkich informacji na temat zdrowego odżywiania się, by podać córce to, co mogę najlepszego i bez wyrzutów sumienia. Czy informacje odnośnie żywienia na Pani blogu również można stosować do tak małych dzieci? Może jest gdzieś jakiś post na ten temat, którego jeszcze nie udało mi się znaleźć? Największe rozterki wprowadza u mnie temat nabiału i mleka w diecie, a u dzieci rocznych zalecane jest podawanie 3 mlecznych posiłków! To dużo! Wciąż głównie mleko córa dostaje ode mnie z piersi, ale sama już się wyrywa, więc jego ilości się zmniejszają. Więc co w zamian? Inne mleko? A może porcja odpowiednich warzyw czy owoców?
Marlena napisał(a):
Najbliżej nam w sensie ewolucji do małp. W takim razie po co małpom kły? https://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82py_w%C5%82a%C5%9Bciwe
Człowiek jest wszystkożerny, tzn. może jadać zarówno pokarm roślinny jak i zwierzęcy, jednak to nie zęby sugerują czym ma się głównie pożywiać, decyduje o tym mikrobiom jelitowy. A mikrobiom u nas wskazuje na to, że jesteśmy przystosowani głównie do trawienia owoców i warzyw i bez nich nasze jelita są nieszczęśliwe, nie spełniają swojej roli (jelita to 80% naszego układu odpornościowego chroniącego nas przed chorobami, od kataru aż po raka) i zaczynają chorować. Zaburzenia w proporcjach grup pokarmowych (np. odżywianie głównie mięsno-nabiałowe z traktowaniem warzyw i owoców jako jedynie ozdobnika na talerzu) prowadzi u człowieka do wielu chorób zwyrodnieniowych. Dlatego jeśli pytasz czy człowiek powinien być z kolei stuprocentowym weganinem/wegetarianinem odpowiedź brzmi: niekoniecznie, jest to tylko opcja (która zresztą doskonale się sprawdza – patrz długowieczni Adwentyści z Loma Linda), ale na jego talerzu to rośliny tak czy inaczej powinny stanowić większość, a reszta (np. pokarmy odzwierzęce) jako opcjonalny dodatek. Nasi przodkowie nie jedli tych pokarmów trzy razy dziennie przez 365 dni w roku. Mięso było na niedzielę, cukier był rarytasem kosztującym krocie, a mleko było wtedy jak mu się krowa ocieliła (czyli nie za często, biorąc pod uwagę, że sama ciąża u krów trwa trwa 282 dni). Naturalne i zdrowe odżywianie było zatem do niedawna wynikiem naturalnej kolei rzeczy. Dzisiaj mamy natomiast „dobrobyt” (stworzony sztucznie przez przemysł mięsny, nabiałowy, cukierniczy itd.) i związane z tym choroby od tego dobrobytu, wynikające z przekarmienia i przebiałczenia, z jednoczesnym niedożywieniem na poziomie komórkowym. Po prostu zatraciliśmy proporcje!
Odnośnie żywienia dzieci polecam książkę doktora Joela Fuhrmana „Zdrowe dzieciaki. Jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby” https://akademiawitalnosci.pl/dr-joel-fuhrman-zdrowe-dzieciaki-jak-odzywiac-dzieci-by-byly-odporne-na-choroby/
wierny ideałom napisał(a):
https://www.google.pl/search?q=gorilla+bite+force&safe=off&biw=911&bih=429&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjgqazLjdXKAhVBqA4KHYUQDOwQ_AUIBigB#imgrc=xdbQAQWifAptfM%3A goryl ma kły większe niż my ,gryzie 8-10 razy silniej niż przeciętny mezczyzna a jedyne czym się zywi to pedy korzenie itp w ponad 90% -„rośliny”,1-2% to jakies owady i podobno czasem znajdowano w odchodach dna jakiś zwierząt to jednak mniej jak 10% całej diety ,poza tym kły pomagają w diecie niekiedy w rozerwaniu jakiegoś pedu itp. rozwinięte kły nie musza wiec oznaczac miesozernosci -słuza do walk ,obrony i w diecie wegetrainskiej do otwierania roznych skorup itp. owocow tez ,więcej mowi reszta uzębienia i reszta układu pokarmowego itd. nasze krótkie kły sa pomocne w spozywaniu roznych pokarmow nie miesnych takich jak frytki np. 😉 i raczej zgadzam się z pania Marlena jak chodzi o procentowy udział poszczególnych składnikow w diecie
wierny ideałom napisał(a):
inne szczegóły anatomiczne wskazujące ze naszemu zdrowiu słuzy przewaga „zielska ” w diecie to chociażby to ze możemy ruszac rzuchwa na boki jest to typowe przystosowanie zwierzat roślinożernych ,zwierzęta ssaki miesozerne jak kot mogą ruszac rzuchwa tylko w płaszczyźnie pionowej -góra dół maja bardzo ostre siekacze przedtrzonowce i trzonowce nasze uzębienie bardziej przypomina uzębienie roślinożernego konia z płaskimi kołkowatymi trzonowcami i przedtrzonwocami ustawionymi blisko siebie i długo by można jeszcze wymieniac flora jelitowa to bardzo silny argument o czym napisała pani marlena ,osoby jednak cwiczace np. na siłowni czy ciezzko pracującym dość ciężko byłoby w naszych realiach uzupelnic białko itd. tzn nie tyle w naszych realiach co przekonstruowanie sposobu myslenia i logistyka zwiazana z gromadzeniem duzych ilosci odp produktów dietettyycznych jest kłopotliwa dość sam testowałem ,chociaż przykłądem wegetarianina strongmana jest baubajew czy jak mu tam indyjczyk chyba jednak wcześniej jadł dużo miesa ale obecnie podtrzymuje mase na roślinach i wydolność podobno mu niespadła ,osobiście jakbym miał okreslic procentowo ile czego to intuicyyyjnie po swojej diecie na której czuje się dobrze ( czy moglbym lepiej obnizajac skład meicha itd. nie wiem ) 50 -60% „węgli kasze ryz ziemniaki itp. ,i po 20-25 % miesa jaja itp. i 20-25% rosliny ,na takich proporcjach dość dobrze smigam z punktu a do b i mało choruje przynajmniej na razie .
wierny ideałom napisał(a):
co do samych kłów jest inny ciekawy przykład pewnego gatunku jelenia w zasadzie to nie jelen tylko piżmowiec kły w stosunku do wielkości łba ma wielkie jak tygrys szablozebny a jedyne co je to zielsko bo reszta zebow i ukłąd pokarmowy ma calkowicie przystosowany do roslinozernosci jest jeszcze wiele zwierzat z dużymi kłami które na widok miesa dostają śmierci 😉 odnośnie naszych małych kłów i upodoban kultorowo smakowych do miesa można wysnuć argument ze człowiek zastąpił te swoie smieszne kiełki umiejetnoscia wytwarzania broni do polowan dzięki połaczeniu inteligencji i zdolności manualnych i owszem bron i inteligencja z powodzeniem zastepują kły,pazury szybkość wielkich kotow ( 70 km/h na krótkim dystansie vs przeciętny człowiek 30 km/h ) ale te umiejetnosci obecnie zastąpione hodowla na masowa skale nie sa w stanie podwazyc cech swiadczacych o większym przystosowaniu naszego organizmu do trawienia zielska itp. niż miecha ,pozzatym większość ludzi nie zje surowego kurczaka i potrzebuje obroki termicznej w sumie to wynik smaku i eleiminacji potencjalnych bakterii roabli itp. niż niemoznosci przetrawienia meisa w takiej surowej formie chyba generalnie chciałbym zobaczyć prawdziwe argumenty prawdziwych niezakłamanych naukowcow w kwesti za i przeciw odnośnie procentowego udziału miecha w naszej diecie i jego wpływu na zdrowie bo sprawa zupełnie oczywista nie jest chcoiaz na dzisiaj skalniam się bardziej ku argumentom takim jakie podaje np. pani marlena chociaż np. pan coldwell twierdzi ze można jesc np. jaja ile się chce ponieważ choelesterol w nich zawarty jest bardzo zdrowy np. i najważniejszy jest stan psychiki jak mowi to 80% zdrowia 😉 jednak zdecydowanie propaguje tez zarcie dużej ilości zieleniny z zielskiem jednak jest ten problem ze przy małej wiedzy i złym skomponowaniu roślin człowiek niedostarcyz sobie dop ilości roznych skaldnikow i z czasem zacznie wyagldac jak wieszak na parasole a stawy odnóży zaczna wydawac się większe niż głowa 😉 tu potrzeba sporej wiedzy i jak już pisałem albo a co zatym idzie logistyki dość dużej i poswiecenia .
Marlena napisał(a):
Pan Coldwell powinien się najpierw zastanowić czy człowiek jest w stanie w naturze znaleźć tyle kurzych jaj „ile chce”? Z tego co mi wiadomo jedna kurka nie znosi „ile chce” jaj dziennie” przez 365 dni w roku (ma okresy nieśności i okresy „martwe” gdy nie znosi jaj), nie mówiąc o tym, że nie znosi ich dla nas, tylko w celu posiadania potomstwa. Moim zdaniem jedzenie kurzych jaj bez opamiętania nie jest zgodne z prawami natury. Od czasu do czasu jest OK, ale nie „ile się chce”.
wierny ideałom napisał(a):
tak ma pani racje pisałem na szybko , on tam mówił chyba o leczeniu ludzi ciężko poparzonych ze w takich wypadkach podaje im się duże ilości całych jaj lub cos w ten desen ,na codzien zdrowym osoba zaleca tak jak pani pisze kilka max kilkanaście na tydzień zaleznie od masy predyspozycji itd. i mowi tak psycha 70-80% dieta 15% reszta 5% i ze bez diety nie byłoby nas czyli psychiki 😉 wiec dieta to podstawa włąsciwie już niewspominajac ze dieta ma wpływ na stan psychiki jak sama pani pisała na swoim blogu niedobory niacyny witamin b itd. potrafią produkować psychozy 😉 generalnie ma zbliżone lub takie same przekonania jak pani odnośnie diety chociaż chyba dopuszcza neizo większy udział smieciowego zżarcia bo w jednym z wywiadów mowil ccos o jakiś 20-30% smieci ze jest akcpetowalne 😉
Ada napisał(a):
co to za krowy A1? pierwsze słyszę
Marlena napisał(a):
Tutaj masz na przykład wyjaśnione o co chodzi z beta-kazeiną A1 i A2 w mleku krowy: https://vitalia.pl/artykul8915_Bialko-w-mleku-nie-laktoza-przyczyna-wzdec-czyli-o-co.html
Tylko w Afryce i Azji żyją krowy o genotypie A2, w Europie (z wyjątkiem Francji) i Ameryce mamy do czynienia z A1 lub czasem mieszanym A1/A2. Beta-kazeina A1 jest łączona z występowaniem wielu chorób (z cukrzycą typu 1 u dzieci i młodzieży, miażdżycą, autyzmem i nowotworami włącznie), jest też o wiele bardziej alergizująca oraz ma większe oddziaływanie neurotoksyczne (uzależniające, to dlatego tak ciężko odzwyczaić się od tych wszystkich serków). Różnice pomiędzy peptydem A1 i A2 nie są duże: w beta-kazeinie A1 w pozycji 67 sekwencji aminokwasowej znajduje się histydyna, a w A2 prolina. Jak widać jednak diabeł tkwi w szczegółach.
Na niektórych witrynach możemy spotkać się z informacją, że to sposób żywienia krów ma wpływ na to czy w mleku przeważa „zła” beta-kazeina A1 czy „dobra” A2 (np. pisze się tam, że tylko u krów hodowanych przemysłowo mamy do czynienia z A1). Jest to nieprawdziwa informacja, ponieważ zależy to TYLKO od genów jakie posiada krowa. Tylko sprawdzając krowę badaniem genetycznym jesteśmy w stanie powiedzieć jakiego typu beta-kazeinę będzie posiadało wytwarzane przez nią po porodzie mleko. Sposób jej żywienia (paszą przemysłową czy na zielonej łące) nie ma z tym nic wspólnego.
Kozie ani owcze mleko nigdy nie zawiera A1, dlatego jest dużo bezpieczniejsze (głównie świeże, niepasteryzowane) jak również sery. Ostatecznie francuskie sery z krowiego mleka mogą być bezpieczniejsze (we Francji przeważa typu krów A2). Może to tutaj leży wyjaśnienie fenomenu długowieczności Ikaryjczyków lub Sardyńczyków z Niebieskich Stref? Oni nie spożywają mleka od krowy, tylko kozie (Sardynia) i/lub owcze (grecka Ikaria) i robią z nich sery i jogurt. Zjawisko określane mianem „Francuski paradoks” https://en.wikipedia.org/wiki/French_paradox tak samo: niby wlewanie w siebie mleka i jedzenie serów to najlepsza droga do miażdżycy czy otyłości, a oni owszem jedzą dużo serów czy masła, ale jeśli już od krów to głównie od krów A2. Czyli od tych krów starego typu, nie od tych nowoczesnych. Ponadto wszystkie 3 społeczności piją też codziennie pełne polifenoli czerwone wino, co również może mieć pewne znaczenie ochronne (ale to już w kontekście bardziej kwasów tłuszczowych nasyconych zawartych w nabiale).
Agaru napisał(a):
Żadna piramida nie pomoże, jak sami nie będziemy chcieli zmienić swoich nawyków.
Nie spotkałam też do tej pory żadnego lekarza, który zapytałby o dietę moją (co prawda u lekarza ostatnio byłam z powodu ciąży, z powodu choroby nie pamiętam) czy moich dzieci.
Niemniej jednak znalezienie się owoców i warzyw u podstaw (zamiast pieczywa) i propagowanie tego jest ogromnym krokiem naprzód 😉 Świetny artykuł, dziękuje…
gajowy napisał(a):
Witam,
niedawno przeczytałem w internecie dość obszerną pracę naukową zatytułowaną „Evolution inside evolution…”. Praca ta dotyczy analizy flory bakteryjnej człowieka i naczelnych wraz z odtworzeniem jej ewolucji (równolegle z ewolucją samych gatunków). Otóż z pracy tej dobitnie wynika, że człowkiej jest „owocożercą” – ma bowiem florę bakteryjną owocożercy, praktycznie identyczną z florą bakteryjną owocożernej człekokształtnej małpy Bonobo. Jak wiadomo flora bakteryjna determinuje metabolizm. I tak mięsożercy mają zupełnie inną florę niż owocożercy czy roslinożercy. Tutaj na marginesie trzeba odnotować, że nazwa roślinożercy – trochę myląco – zarezerwowana jest dla gatunków specjalizujących się w jedzeniu roślin włóknistych (człowiek takim nie jest), z kolei owocożercy często – róznież myląco – klasyfikowani sa jako wszystkożercy, gdyż dietę owocową zywkle dopełniają zróżnicowanym pokarmem – jak czlowiek i Bonobo. Bonobo je >50% owoców, dalej nasiona i orzechy, kiełki, i jeszcze dalej co popadnie w tym niewielka ilość mięsa np. kilka dźdźownic. Co najbardziej zastanowiające w tej pracy to bardzo duża zbieżność flory Człowieka i Bonobo i bardzo słabe kolejne przystowania typowe tylko dla czlowieka. Przystosowania tylko ludzkie wywodzą się z okresu łowieckiego, rolniczego homo sapiens i obejmują możliwości spożywania: mleka przez dorosłych, większych ilości skrobi i większych ilości mięsa. Te przystosowania choć uchwytne dla badaczy są jednak na tyle słabe, że należałoby je traktować jako poboczne – awaryjnie zwiększające elastyczność żywieniową!. Tzn. człowiek w krytycznej sytuacji może przeżyć żywiąc się inaczej niż jego owocożerni człekokształtni pobratymcy.
Jeśli chodzi o spożywanie >50% owoców przez Bonobo, to zaznaczę, że chodzi o dzikie owoce, które mają mniej cukru niż owoce hodowlane, za to więcej witamin i minerałów – stąd wynika zalecenie spożywania warzyw i owoców (w domyśle hodowlanych). Warzywa mają niewielką zawartość cukrów.
Jeśli zaś chodzi o porównanie flory bakteryjnej to dotyczy ono zdrowych osobników. Tzn. zdrowy człowiek ma florę praktycznie identyczną z owocożerną Bonobo. Ze względu na powszechne wśród dzisiejszego człowieka zaburzenia flory bakteryjnej, różniec wewnątrz-gatunkowe są znacznie większe niż miedzy człowiekiem a Bonobo.
Praca ta nie została napisa w celu promocji określonej diety ale z czystej ciekawości zrozumienia otaczającego nas świata. Tym bardziej warto się do niej odnieść i spróbować wyciągnać wnioski dotyczące odzywiania samodzielnie.
Marlena napisał(a):
Gajowy, zgadza się, właśnie czytam świetną książkę „Dobre bakterie” napisaną przez lekarkę (specjalista gastroenterolog) panią doktor Robynne Chutkan. Ona też tam bardzo duży nacisk kładzie właśnie na wyjaśnienie jak jest skonstruowany nasz mikrobiom i pisze wprost, iż on nie jest przystosowany do trawienia wielkich ilości pokarmów odzwierzęcych jak np. mięso. Na ten temat będę jeszcze pisać.
marianna napisał(a):
Marlenko artykuł jak zwykle super. Bardzo chciałabym aby to co zalecane było nakazane szczególnie jeśli chodzi o żywienie dzieci w przedszkolach ,szkołach.A tam króluje cukier, biała mąka i namiastka jakiegoś warzywka.Smutne i długo nie będzie inaczej .
Iwona napisał(a):
Pani Marleno, zadam pytanie trochę z innej beczki. Czy post dr Dąbrowskiej i zdrowe odżywianie się na wzór Pani plus ew. uzupełnienie niedoboru witamin rozprawi się z pasożytami w naszych organizmach? A jeśli ktoś takowe ma, to czy jakaś konkretna kuracja jest potrzebna czy tylko to wystarczy? Czytałam, że rozmiary obecności pasożytów są bardzo duże u ludzi. Jak Pani zapatruje się na ten temat?
Marlena napisał(a):
Ja się zapatruję w ten sposób, że przy prawidłowo działającym systemie odpornościowym oraz gdy organizm jest czysty i właściwie karmiony to robale nie znajdą sobie u nas środowiska odpowiedniego do przetrwania. Co innego jak ktoś ze swojego organizmu zrobił śmietnik – wtedy stworzył doskonałe warunki do bytowania organizmom niepożądanym.
Gosia napisał(a):
A ja mam pytanie odnośnie mleka koziego pasteryzowanego , tylko takie znalazłam w sklepie.Czy możesz Marleno parę słów napisać .Dziękuję bardzo
Arronax napisał(a):
Bardzo ciekawa jest również pozycja „Klepsydra Żywienia”. Właśnie zacząłem ją czytać, może zerknie Pani na nią w wolnej chwili po „Dobrych Bakteriach” 🙂 .
Pozdrawiam
janka napisał(a):
Witam Marleno po pierwsze cieszę się, że jest nowa piramida ..lepsza choć nie doskonała , dobrze że coś sie dzieje u nas w tym kierunku.. ja mam cału czas wrażenie że zaczynamy wchodzić w „nową epokę” bo spotykam coraz to nowe osoby, które stosują zdrowe żywienie albo bardzo je interesuje jak coś się rozmawia na ten temat…po drugie to muszę Ci powiedzieć , że zamówiłam produkty z Twojego sklepu i czekałam na nie dwa dni a kiedyś dwa tygodnie …super że to usprawniłaś 🙂 🙂 no i jeszcze mam pytanie otóż mojemu synowi koło oka pojawiło się kilka małych „kaszaków” co może byc przyczyną?
Iwona napisał(a):
Witam.Wniosek uczyć się dobierać pokaram od zwierząt tych ostatnich Bonobo.A swoją drogą trochę dziwne że mamy taką samą florę bakteryjną skoro nie żyjemy na drzewach.
Janek napisał(a):
Witaj Marleno 🙂
Po dłuższej przerwie z pytaniem, trochę nie w temacie, a może w temacie… gdzieś kiedyś czytałem na twoim blogu o diecie (witaminach?) by pozbyć się nadmiaru śluzu (jałowego, prozapalnego płynu) min. ze stawów, uszu, zatok itp. o charakterze przewlekłym, tak, by nie faszerować się antybiotykami i NLPZ a pogonić to „dziadostwo” odpowiednia dietą (postem?) witaminami. Czy możesz mnie pokierować do artykułu?
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Ogólnie o przewlekłym zapaleniu pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/tag/przewlekly-stan-zapalny/
dar napisał(a):
Pani Marleno
czy posiada Pani jakieś zdanie na temat produktów marki Solgar? podobno najwyższa jakość.
Marlena napisał(a):
Solgar to uznana marka, jednak tak czy inaczej zawsze trzeba czytać skład.
Iwona napisał(a):
Czyli rozumiem, że trzeba zmienić im warunki odkwaszając się i taki post lub kilka rozłożone po sobie postów powinno dać radę? A w przypadku dzieci – jak najwięcej warzyw, kiszonek (chyba głównie w postaci soków, gdy nie chce ich jeść), pestek dyni może dać radę?
I jeszcze 2 pytania: czy zetknęła się Pani z p. Huldą Clark, a jeśli tak, to jaki Pani ma do niej stosunek? Czy popełni Pani jakiś artykuł odnośnie pasożytów?
Serdecznie dziękuję za odpowiedzi odnośnie moich wszystkich postów i gorąco pozdrawiam
PS. Dzięki Pani już oczekuję na dostawę wyciskarki, a w lepsze blendery też wkrótce się zaopatrzę ☺
Marlena napisał(a):
Owszem, może dać radę. W przeciwnym razie jeśli medycyna ludowa nie poradzi sobie, to zawsze można wspomóc się profesjonalną poradą lekarską, jest w dobie obecnej sporo leków działających (szybko) na pasożyty. Jest to oczywiście niestety „metoda chemiczna”, ale lepiej taka niż noszenie w sobie organizmów pasożytujących na naszej krwawicy. 😉 Poza tym jeszcze raz powtarzam: żadne oczyszczanie nic nie da, jeśli ktoś nie zmieni stylu życia i diety, a w środku nadal będzie robił sobie śmietnik, nie dbał o prawidłowy mikrobiom, jadł tony słodyczy i/lub wypieków z białej mąki, pił alkohol czy stosował używki. Do śmietniska robale przyjdą i drugi raz, i piąty i pięćset osiemdziesiąty dziewiąty. Nie jest ważne tylko samo oczyszczanie, ale to co robimy po nim.
ania napisał(a):
Hej, Marleno,
Chciałam potwierdzić moje spostrzeżenia co do oleju kokosowego .
Jeśli używam go w celach kolemtycznych to chyba obojętnie czy będzie extra virgin – nie rafinowany czy nie? – Mam zakupiony – superrawfood – Lucovital z zielonym liściem. Produkty( np. oleje) z zielonym liście nie mogą być chyba rafinowane.??
Jeśli tylko smażę dla męża na tym oleju i nie używam do do sałatek, ani do innych produktów żywnościowych to i tak taki z zielonym liściem jest lepszy od całkowicie rafinowanego – ??
Marlena napisał(a):
Jeśli olej kokosowy jest oznaczony „extra virgin” i pachnie kokosem to jest to nierafinowany olej.
ania napisał(a):
miało być – w celach kosmetycznych – 🙂 –
Pau napisał(a):
Pani Marleno, wciągnął mnie Pani blog, jak czarna dziura w kosmosie.
Tyle istotnych informacji położonych jak na przysłowiowym talerzu, ale do rzeczy. Od pewnego czasu walczę z candidą. Wyeliminowałam cukier, białe pieczywo choć go jadłam nie wiele, pozostawiłam sporadycznie chleb orkiszowy na zakwasie (mąka 2000) włączyłam dużo warzyw, króluje cukinia. Czytam, że należy jeść owoce, a przecież w tej diecie są one niewskazane. Jak pogodzić to z zaleceniami piramidy? Czy może Pani odpowiedzieć jak to zrobić?
dziękuję.
Marlena napisał(a):
Zależy jakie owoce. Pomidor czy ogórek to też są botanicznie owoce – wszystko jest owocem co ma w środku nasionka. 😉
A tak na poważnie: oczywiście, że można jeść owoce nawet przy dysbiozie. Soki owocowe są wykluczone, ale całe owoce jak najbardziej. Więcej informacji znajdziesz w książce napisanej przez specjalistę gastroenterolog panią doktor Robynne Chutkan, tytuł „Dobre bakterie” – dowiesz się co i jak aby skutecznie pozbyć się dysbiozy i przywrócić prawidłowy mikrobiom w jelitach. Są tam nawet przepisy kulinarne.
Pau napisał(a):
dziękuję. Już zamówiłam książkę. Dziękuję za dzielenie się wiedzą.
Pozdrawiam serdecznie.
Pau
Janek napisał(a):
Marleno.
Czy Wyciskarka wolnoobrotowa Kalorik FE 1000 poradzi sobie z marchewką i burakiem? Może Ty lub ktoś z forum poleciłby mi nie za drogą ale skuteczną (mocną) a przede wszystkim łatwo się czyszcząca 🙂 wyciskarkę? Mam zamiar robić dużo soków z marchewki, a nie we wszystkich opisach podają jak sobie radzi dana wyciskarka z twardymi warzywami.
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie posiadam takiej wyciskarki, może po prostu przed zakupem zapytać sprzedawcy? Z reguły wszystkie wolnoobrotowe wyciskają marchew bez problemu.
Maria napisał(a):
Najlepsze wyciskarki wolnoobrotowe są z firmy Hurom lub JR, te firmy zajmują się wyłącznie wyciskarkami i to jest taki top. Nie warte są kupowania wyciskarki znanych firm kuchennych typu Eldom, ani najtańszych za dosłownie paredziesiąt złotych. Ja mam wyciskarkę wolnoobrotową firmy JR, tania nie była, bo w promocji bożonarodzeniowej za pół ceny kosztowała 2 tysiące złotych (normalnie 4000!). Kolega którego stać nie było kupił za 250zl i robiliśmy takie wyciskania porównawcze – jego się zatykała przy zieleninie (natka pietruszki), blokowała na twardych warzywach (burak), pulpa była bardzo mokra, a soku było o około 40-50% mniej, no i koszmar było ją potem wyczyścić. Moja ma opcję samomyjącą i jest zaprojektowana tak że po rozłożeniu możesz dostać się do każdego zakamarka. U mnie walec miażdżący jest o wiele cięższy stąd więcej soku, mama też szeroki otwór na całe owoce np. jabłka. Więc jednak cena ma znaczenie, niestety. Najtańsza na allegro od Huroma jest za 1,5tyś. i taką bym już polecała, ale wiadomo nie każdy dysponuje taką kwotą, polecam więc na raty, a jeśli i to nie jest finansowo u ciebie możliwe, to wtedy jakakolwiek wolnoobrotowa jest lepsza niż nic! 🙂
Marlena napisał(a):
Tak jak i w przypadku wszystkich urządzeń kuchennych tak również jeśli chodzi o wyciskarki soków – zawsze dostajemy to za co płacimy. Oczywiście, że droższe marki mają lepszą jakość plastików, staranniejsze wykończenie i dopasowanie itd., ale tanie marki również spełniają swoje zadanie. Zarówno Mercedesem jak i Fiatem Pandą dojedziemy jednym słowem do celu, tylko w innym komforcie 🙂
Yvonne napisał(a):
Marleno, znalazłam taki przepis na herbatę (która to wg. autora tekstu ma mieć działanie: przeciwbólowe, regenerujące, rozgrzewające, uodporniające, przeciwzapalne… itp). Napisz co o tym myślisz. Czy warto się tym zainteresować?
– 3 łyżeczki kurkumy,
– 2 łyżeczki zmielonego cynamonu,
– 2 łyżeczki zmielonego kardamonu,
– 1-2 łyżeczki zmielonego imbiru,
– 1 łyżeczka zmielonych goździków,
– 1,5 l wody,
– opcjonalnie miód lub mleko do smaku
Sypkie składniki wsypać do garnka. Zalać wodą. Zagotować i gotować przez 10 min. Przecedzić. Dodać miód lub/i mleko do smaku.
Może dodać jeszcze odrobinę pieprzu dla wzmocnienia działania kurkumy.
Marlena napisał(a):
Brzmi nieźle. Zrób i napisz nam jak smakuje i działa.:)
ania napisał(a):
To działa, jest bardzo dobre.
Wypróbowałam na sobie i mężu.
Wprawdzie smakuje jak nervosol, ale przedewszystkim bóle w stawach maleją , po kilku takich herbatkach pitych dzień w dzień czuję sie idealnie. Co najlepsze, po wypiciu nie mam żadnych sensacji żołądkowych, których się spodziewałam. Należy tylko pilnowac by mieszać w czasie gotowania ( bulkania – nie mocnego gotowania) i by nalewać zmieszane do szklanki czy kubka, a potem pić zmieszane wszystko trafiło do żołądka. Można przyszykowac wiekszą ilość na zaś, baardzo polecam!!! do smaku można sie przyzwyczaić:)
ania napisał(a):
Ja do tego napoju nie dodaje mleka, nie wiem jak smakuje z mlekiem, ale jestem pewna, że bez mleka jest zdrowsze:)
yvonne napisał(a):
Wypróbowałam.Smak jest ok. Żadnych dolegliwości bólowych nie posiadam wiec się nie wypowiem. Słodziłam miodem po lekkim przestudzeniu i dodałam mleko kozie (mam dostęp do prawdziwej kozy 😉 ). Spróbuję ją przetestować na mężu…
RUDA napisał(a):
Ja bym dodała szczyptę chili.
Tico napisał(a):
Ach, Pani Marleno, być może Pani artykuły uratują mi życie! (Nie jest wszak ono bezpośrednio zagrożone, haha). Mam 15 lat, jestem wegetarianką od wakacji, kiedy zaczęłam przekonywać się do warzyw, bynajmniej wcześniej nie odżywiałam się za zdrowo. Przez całą szkołę podstawową jadłam białe pieczywo z nutella codziennie – drugie śniadanie, byłam niejadkiem, jeśli już to ryby albo drób. Na widok paczki żelków śliniłam się jak nie wiem, potrafiłam położyć się na podłodzę aby rodzice kupili. Ale mniejsza, teraz muszę pokutować niezbyt dobrym jak na mój wiek zdrowiem. Przeczytałam parę artykułów – Pani oczywiście – w tym ten. Mam nadzieję że dzięki Pani moi rodzice zrezygnują z kompulsywnego kupowania wszystkiego co białe -pieczywa (przeciw selerowi lub kalafiorowi raczej nic nie mam) wszystkiego co z glutaminanem sodu, monosodu czy innych chemicznych wymysłów, rafinowanych cukrów i będę miała co jeść! (Z powyższych zrezygnowałam, właśnie bo Pani mnie uświadomiła)
Bardzo dziękuję za to, że Pani istnieje!
gość napisał(a):
Marleno, czy wino czerwone faktycznie jest takie zdrowe jak mówią badania? Lekarze też często zalecają go osobom z chorobami krążenia i serca. Przytoczę: ”Resweratrol to substancja, która występuje m.in. w czerwonym winie. To m.in. dzięki resweratrolowi Francuzi, którzy gustują w tym trunku, cieszą się zdrowiem układu sercowo-naczyniowego. Jednak resweratrol ma także inne właściwości – jest przydatny w leczeniu cukrzycy, w redukcji nadwagi i w zmniejszaniu ryzyka chorób nowotworowych. Podobno nawet przedłuża życie”
Oczywiście chodzi mi o spożycie sporadyczne, a nie codzienne upijanie się 😉 😉
moni napisał(a):
Do Janka
Bez obaw możesz kupić wyciskarkę Kalorik , ja mam już 2 rok, codziennie wyciskam soki z marchewki, z buraków też , nawet z kapusty i radzi sobie dobrze, nie jest droga a wyciska dobrze, trzeba tylko pokroić warzywa i owoce na mniejsze kawałki ale do wyciskania w innych pewnie też, jak dla mnie za te pieniądze służy dobrze, na własne potrzeby wystarcza w zupełności, dodam że ja wyciskam soki codziennie na cztery osoby, może inne są lepsze ale za to o wiele droższe
ania napisał(a):
Mój mąż ma drożdżaki zatok bocznych nosa, a właściwie podejrzewam u niego grzybicę ogólnoustrojową, serwowałam mu codziennie wyciskane soki z 80% warzyw + 20% owoców. Nie mamy możliwości konsultacji z lekarzem. Kierujemy sie objawami, wszystko wskazuje na kandydozę ogólną, a na zagrzybione zatoki szczególnie.
Serwowałam mu również sałatki owocowe – czy należy je odstawić? innych cukrów nie spożywa, przetworzonego pseudożarcia również.
Patka napisał(a):
Witam ponownie 🙂
Nurtuje mnie jedna rzecz, a że nie mogę znaleźć odpowiedzi na moje pytanie szperając w necie (może szukam nie tam gdzie trzeba 😉 ) chciałabym prosić o poradę/opinię. Temat jak najbardziej można wrzucić do piramidy odżywiania. Chodzi mi o oleje. Od pewnego czasu mam fazę na tłuszcze i właśnie jestem przed większym zakupem kilku olejów, mianowicie: z ostropestu, lnianego, z czarnuszki i z wiesiołka. Wszystkie mają znakomite właściwości, ale też zastanawiam się czy można korzystać z nich wszystkich na raz, tzn. czy są może jakieś przeciwwskazania w łączeniu olejów? Zalecenia są takie, by np. wiesiołkowego używać raz dziennie, ok. 5 gr. No i właśnie nie wiem, czy jak wezmę jeszcze pozostałe (nie na raz, rozłożyłabym spożycie w ciągu dni wg dziennych dawek), czy to nie zaburzy jakieś równowagi tłuszczowej, czy może jest to niemożliwe w przypadku naprawdę zdrowych, pierwszej klasy olejów by przesadzić ze spożyciem. Może wiesz Marleno coś na temat mieszania? Może gdzieś napotkałam się w książkach, które czytasz? Jeśli już coś jest na stronie akademii na ten temat to proszę o link.
Marlena napisał(a):
Ze spożyciem wszystkiego można przesadzić. Ja polecam czerpanie potrzebnych nam kwasów tłuszczowych z pokarmów całościowych, wtedy nie ma niebezpieczeństwa dostarczania za dużo. Izolowany tłuszcz w postaci oleju może być przydatny terapeutycznie, natomiast na co dzień w kuchni ja stosuję oleje bardzo symbolicznie (raczej na łyżeczki, nie na łyżki), nawet do sałatek robię częściej dressingi na bazie całościowych produktów (orzechy, pestki), wierzch potraw posypuję pestkami, nasionkami, ziarenkami konopii (też mają kwasy GLA jak wiesiołek), orzeszkami piniowymi itp.
Patka napisał(a):
No właśnie chodzi o to, że ja potrzebuję dawek terapeutycznych. Mój cholesterol leży i kwiczy 😉 Codziennie zjadam garściami pestki dyni, słonecznika i orzechów (teraz akurat nerkowców). Kończę teraz olej wiesiołkowy (łyżeczka dziennie), wcześniej piłam konopny. Na szczęście nie mam problemów z piciem olejów, wręcz to lubię, bardzo mi smakują. To też chyba taki znak od mojego organizmu, że tłuszczów za mało spożywam, bo pamiętam jak pierwszy raz spróbowałam konopnego, to potrafiłam chodzić do lodówki i popijać prosto z butelki 😉
Marlena napisał(a):
W jakim sensie cholesterol leży i kwiczy? Masz poziom tak nienormalnie mały, że aż zagrażający życiu i lekarz kazał wlewać w siebie oleje? Masło albo olej kokosowy świetnie pompują w górę cholesterol jeśli o to chodzi. A jeśli masz tak duży, że aż zagrażający życiu to odstaw WSZYSTKIE tłuszcze na jakiś czas jak zalecają Esselstyn, McDougall czy Ornish.
Patka napisał(a):
Poniżej normy i podejrzewam, że może to być przyczyną różnych moich dolegliwości. W każdym razie, muszę go podwyższyć. Dzięki za radę z olejem kokosowym.
grzegorzadam napisał(a):
Mieszanki olejów mogą być lekami:
”Dałem koledze 0,5 L mieszanki olejowej 40% olej chia, 40% olej lniany, 10% olej z wiesiołka i 5% olej z ostropestu, 5% olej z czarnuszki. Po 2 tygodniach kolega przyjechał i jest zachwycony. Ciśnienie spadło tak, że jest już prawie w normie i niesamowita poprawa samopoczucia.
Dlaczego kompozycje olejowe, a nie jeden olej?
Wydaje się, że podczas leczenia kompozycjami olejowymi zachodzi synergia ponieważ nigdy nie spotkałem się z takimi wynikami badań gdzie zachodziłyby tak szybkie efekty zdrowotne. W sumie dałem te oleje około 20 osobom i każda z nich, która stosuje je systematycznie odczuła ogromną poprawę już po 2 3 tygodniach stosowania. Najbardziej spektakularne wyleczenie dotyczy jednak chorej na Alzheimera. Niecałe 2 miesiące i chora już jest całkowicie zdrowa no może w 95% jest zdrowa.
Nigdy jak już napisałem nie spotkałem się w piśmiennictwie z tak szybkimi efektami i jestem prawie pewien, że zachodzi tu zjawisko synergii.
Zakładając umownie, że olej wysokooleinowy np. z siemienia ma działanie prozdrowotne w skali 8 punktów, olej z ostropestu 4, olej z wiesiołka 3, olej z czarnuszki 5, olej z orzechów 4 to sumą ich prozdrowotnego oddziaływania nie będzie 24, a iloczyn tych liczb czyli 1720 punktów.
Wszystkie badania jakie prowadzono dotyczą poszczególnych olejów a nie ich kompozycji. Ja poprzez odpowiednio dobrane mieszanki ominąłem wąskie gardło polegające na małej dostępności delta 6-desaturazy, spowodowałem, że ścieżki metaboliczne „skupiły się” głównie na produkcji metabolitów takich jak EPA i DHA ponieważ GLA już jest dostępne bez udziału enzymów. Dodanie niektórych olejów jest przyczyną oczyszczenia wątroby i generalnie usprawnienia procesów metabolicznych.
Odpowiednie stosunek ALA do LA spowodował, że bardzo pożądany kwas arachidonowy owszem jest dostępny ale nie jest w stanie wyrządzić żadnej krzywdy poprzez swe właściwości prozapalne ponieważ właściwości te są skutecznie tłumione przez czynniki jakie aktywuje DHA. ” (….)
Np chora na Alzheimera brała 4x po 3 łyżki, a teraz zmniejszyła na 4x po 2-3 łyżki zależy na ile ma ochotę ale 2 łyżki to minimum.
Dzisiaj byłem u pracownika, którego ojcu dałem mój miks jakieś 3 tygodnie temu może miesiąc. Jego ojciec miał problemy z sercem i duże nadciśnienie. Brał jakieś chemiczne leki. Początkowo mógł wypijać tylko jedną łyżeczkę do posiłku ponieważ po łyżce stołowej była biegunka ale po kilku dniach już pił po jednej łyżce do każdego posiłku bez względu na to ile było posiłków. Jeżeli 4 to cztery łyżki dziennie jeżeli pięć posiłków to tyle też łyżek miksu. Dzisiaj dowiedziałem się, że ten Pan odstawił lekarstwa ponieważ ciśnienie spadło do 90/70 więc było zbyt niskie. Po odstawieniu leków/chemii ciśnienie wróciło do normalnego poziomu. Nadal jestem zaskoczony tym jak szybko ludzie odstawiają leki chemiczne.
Z tą chorą na Alzheimera jest nieco inaczej prawdopodobnie z tego powodu, że była na lekarstwach chemicznych już kilkadziesiąt lat i jest w podeszłym wieku. Nadal bierze leki obniżające ciśnienie ale dawki trzeba było zmniejszyć o połowę.”
Więcej w linku:
https://davidicke.pl/forum/oleje-tloczone-na-zimno-t15305.html#p198164
Marlena napisał(a):
Gdyby wszyscy ci chorzy ludzie od zawsze spożywali dużo dobrego tłuszczu zawartego w pokarmach całościowych jakie stworzyła dla nas natura, to by później nie musieli łykać olejowych mikstur 😉
Patka napisał(a):
Grzegorzuadamie, taka ciekawostka: czytałam właściwości olejów przed ich zakupem i próbowałam dostosować do moich dolegliwości i wybrałam dokładnie te, o których napisałeś – oprócz chia. Tyle, że ja zrobiłam trochę inaczej, bo chciałam sprawdzić jak poszczególne oleje będą na mnie działać, tzn. piję codziennie min. 3 łyżki stołowe oleju lnianego i 2 łyżeczki z ostropestu. Jak mi się ostropest skończy to planuję wypróbować obok lnianego ten z czarnuszki i potem, ewentualnie na odwrót, z wiesiołka. Jak skończą mi się oleje, to zakupię je znowu i spróbuję mieszać, zobaczę czy efekt będzie podobny/lepszy/gorszy. Do tej pory, po trzech tygodniach tylko na lnianym i z ostropestu zauważyłam, że włosy mi się nie przetłuszczają tak bardzo (niestety musiałam myć codziennie, jeśli wychodziłam z domu), paznokcie są twarde i najważniejsze dla mnie – trądzik jakby mi się zatrzymał i zaczęła się buzia wygładzać, a co istotne nie pojawia się nic nowego. Poza tym, wydaje mi się, że mam lepsze samopoczucie.
Patka napisał(a):
A oleje mam 10-stopniowe, prosto od producenta.
Pitiko napisał(a):
Świetny artykuł. Bardzo podoba mi się również twój sposób pisania, niespotykany za często w internecie. Wszystko jest poukładane, napisane z sensem. Czyta się go bardzo przyjemnie, chociaż nie jest napisany zbyt prosto.
Dzięki!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Pitiko, bardzo się cieszę, że artykuł jest dla Ciebie przydatny. Pozdrawiam serdecznie! 🙂
janka napisał(a):
Marleno proszę pomóż u mojego męża zdiagnozowano wodniaka jądra i lekarz powiedział, że wcześniej czy później musi zrobić operację a jak będzie się znacząco powiększać to lepiej szybko.. Czy jest jakaś szansa na inne leczenie ?
Marlena napisał(a):
Wodniak nie jest nowotworem, lecz torbielą. Nie wiem jak to jest z męskimi torbielami, lecz w przypadku kobiecych torbieli narządów rodnych pomocne są ciepłe okłady z oleju rycynowego, dzięki którym torbiele się – jak by to powiedzieć – „wysuszają” i na następnym USG są wyraźnie mniejsze. W torbielach jest limfa, a rącznik pospolity (zwany też Palma Christi czyli dłoń Chrystusa) z którego robi się olej rycynowy jest znany w zielarstwie z tego, że działa pobudzająco na krążenie limfy. Warto spróbować – jak nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi. Jak dokładnie robi się robi takie ciepłe okłady znajdziesz w internecie.
anna napisał(a):
Hej! Powiedz prosze co myslisz o jedzeniu tofu?
Marlena napisał(a):
Od czasu do czasu jadam tofu, ale nie jest to główny składnik mojej diety (soja tak ogólnie).
Catherine napisał(a):
Czy można zrobic zamówienie w Pani sklepiku do Irlandii?