Witaj na stronie AkademiaWitalnosci.pl!
Miło mi powitać Cię na Witrynie Dla Ludzi Przewlekle Zdrowych. Tutaj uczymy się jak być zawsze witalni, radośni i przewlekle zdrowi, na przekór wszystkiemu co nas dziś otacza.
Na tej stronie nie znajdziesz ofert sprzedaży drogich suplementów czy dziwacznych urządzeń zdrowotnych. Wręcz przeciwnie – będę ludziom wskazywać inną drogę: jak te wszystkie drogie „cudeńka” można zastąpić tanio i skutecznie domowym sposobem, wychodzę bowiem z założenia, że wszystko co nam potrzebne mamy już od Matki Natury! 🙂
Mam na imię Marlena. Jestem zwyczajną osobą, mamą dwójki dzieci. Stronę AkademiaWitalnosci.pl prowadzę jako naturoterapeutka i pasjonatka zdrowego stylu życia w zgodzie z naturą.
Nie zawsze jednak tak było. W pogoni za codziennością do pewnego momentu nie zastanawiałam się czy jem zdrowo, czy zdrowo żyję. Był taki (długi zresztą) czas, w którym byłam przekonana, że młodość i witalność to coś, co mi się należy „z urzędu” i w związku z tym będzie trwać wiecznie.
Nadstawcie uszu, teraz będzie szczera spowiedź – poznacie pikantne szczegóły mojego „poprzedniego życia”. Być może rozpoznacie w nim coś, co zabrzmi znajomo.
Prowadziłam szybki, nerwowy, bardzo niezdrowy tryb życia i wcale się nad tym nie zastanawiałam, traktując ciało jak maszynę, która jest moją własnością i mogę z nią w związku z tym robić co chcę.
Jadłam byle co (byle smakowało i ładnie wyglądało), często w pośpiechu, dużo pracowałam, paliłam 2 paczki papierosów dziennie (co zwalałam na stresującą pracę), nie dosypiałam.
Litrami wlewałam w siebie w ciągu tygodnia kawę, mocną czarną herbatę (obowiązkowo z dwiema łyżeczkami cukru) i napoje energetyczne, a w weekendy nie odmawiałam też tych bardziej wyskokowych – zimne piwo i dymiący grill to było to.
Nieustannie walczyłam z narastającą nadwagą, bolesnym cellulitem, z wypryskami na ciele (pomimo, że z etapu nastolatki dawno już wyrosłam), nieustannymi infekcjami, uciążliwym zespołem napięcia przedmiesiączkowego, zmarszczkami, łamliwymi paznokciami, wypadającymi włosami i coraz bardziej podkrążonymi i podpuchniętymi oczami.
Byłam notorycznie nerwowa, spięta, rozdrażniona lub dla odmiany przygnębiona i… często kłótliwa. Przepraszam za to moich bliskich i innych ludzi, którzy ze mną wtedy wytrzymywali.
Byłam silnie uzależniona od słodyczy, mięsa, czipsów, kawy, gazowanych napojów, a także telewizji, kolorowych babskich czasopism i drogich kosmetyków.
Wtedy mi się wydawało, że właśnie tak należy „czerpać z życia pełną garścią”. Zarabiać i wydawać, w końcu po to się żyje, a zresztą „raz się żyje” itd. Chemia? No przecież jest dzisiaj we wszystkim, nie dajmy się zwariować, organizm ma zdolności przystosowawcze!
Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się myliłam…
Moje zdrowie zaczęło szwankować, co jednak zbywałam wzruszeniem ramion i czekaniem, aż samo przejdzie. Nie przechodziło.
Było coraz gorzej: pojawiły się kłopoty z zasypianiem, z żołądkiem, bóle stawów i kręgosłupa, napady wilczego głodu, niestrawność, niepokój, pogarszał się wzrok, pamięć i jasność umysłu, pogorszyły się zdolności intelektualne, infekcje następowały niemal jedna po drugiej, z czasem dołączyło chroniczne zmęczenie – wstawałam bardziej zmęczona niż byłam kładąc się wieczorem spać.
Byłam chora i nie wiedziałam na co, lekarze też nie. Położyli w końcu na mnie krzyżyk. Przecież od czegoś trzeba zacząć się na starość sypać…
Zaraz, ale jaka starość? Dopiero przekroczyłam czterdziestkę! Któregoś dnia gdy zwlokłam się z łóżka i przechodząc obok lustra zobaczyłam swoje odbicie, przeraziłam się: oto spoglądała na mnie jakaś zupełnie obca, chora i stara kobieta. Siąść i płakać. Co zresztą uczyniłam, bo nie pozostawało mi nic innego.
Nie tak chciałam żyć. To nie tak miało wyglądać! Płacz, złość, żal, negacja, przerażenie i pytanie co dalej. I nagle głęboka wewnętrzna cisza. Spokój nie-do-opisania… Nie mam pojęcia dlaczego ani skąd na mnie spłynął – tak widocznie miało być. Moja wewnętrzna intuicja podpowiadała mi dokładnie co mam teraz robić.
Najpierw rewolucja w kuchni – natychmiast wyrzuciłam z domu wszystko co było przetworzoną karmą i zawierało nienaturalne substancje: dodatki, konserwanty, barwniki i tym podobne śmieci, zapełniając lodówkę prawdziwym jedzeniem – mnóstwem świeżych warzyw i owoców przede wszystkim.
Z biegiem czasu wymieniłam też chemiczne kosmetyki i środki czystości na naturalne. Dzień zaczęłam rozpoczynać nie od kawy, lecz od szklanki wody z sokiem z cytryny.
Zaczęły dziać się cuda w moim życiu. Wyszłam z nałogu uzależnienia od słodyczy, uwolniłam się od papierosów. W ciągu zaledwie 10 tygodni udało mi się cofnąć swój zegar biologiczny o co najmniej 10 lat (niektórzy mówią, że nawet więcej), a wszelkie dolegliwości bezpowrotnie minęły.
Powróciła pełnia witalności, jasność umysłu, spokój ducha, optymizm, mnóstwo energii życiowej i zwyczajnej radości życia – po prostu pełnia zdrowia.
Żyłam wcześniej życiem drugiego gatunku. Kto tego sam nie przeżył nie ma skali porównawczej.
Waga zaczęła spadać całkowicie bez wysiłku, cera rozpromieniać się dawnym blaskiem, zmarszczki znikać, a koleżanki konspiracyjnym szeptem zaczęły podpytywać gdzie robiłam botoks… No cóż. Botoks zrobiłam za darmo w najlepszym we wszechświecie gabinecie o nazwie Matka Natura Cię Kocha i Przyjmuje Twoje Przeprosiny! 🙂
Przestałam oglądać telewizję i czytać kolorowe czasopisma, poświęcając cały swój czas na pogłębianie wiedzy, w czym pomaga mi znajomość języków obcych, jako że większość cennej wiedzy nie jest dostępna w języku polskim.
Chłonęłam literaturę, zaczęłam brać udział w dyskusjach, wykładach, warsztatach i kursach zgłębiając sekrety zdrowego odżywiania, witalności i naturalnego odmładzania.
Zaczęłam pisać bloga, ponieważ wiedza ta jest zbyt cenna aby zatrzymywać ją jedynie dla siebie. Przy czym wciąż niestety zbyt mało materiałów zostało przetłumaczonych na język polski.
Jednak wiedza to jedno, a doświadczanie jej efektów to drugie. Oto piękna myśl Alberta Einsteina: „Fakty nie są najważniejsze. Zresztą, aby je poznać, nie trzeba studiować na uczelni – można się ich nauczyć z książek. Istota kształcenia w szkole wyższej nie polega na wpajaniu wiedzy faktograficznej, lecz na ćwiczeniu umysłu w dochodzeniu do tego, czego nie da się znaleźć w podręcznikach.”. Moją „szkołą wyższą” została Matka Natura 🙂
Ponieważ jestem naturoterapeutą, a nie lekarzem, nie traktuj proszę moich artykułów jak porady lekarskiej. Moją pasją nie są choroby lecz zdrowie, radość i witalność życiowa.
Artykuły na witrynie mają charakter informacyjny i edukacyjny, a nie konsultacyjny. Nie mają na celu zastąpienia porady lekarskiej ani leczenia chorób.
Zadaniem naturoterapeuty nie jest bowiem zastąpienie lekarza w leczeniu chorób, lecz wyedukowanie pacjenta w zakresie zdrowego stylu życia i towarzyszenie mu w jego drodze do zdrowia.
Dokładam wszelkich starań, aby informacje zawarte w moim serwisie zostały podane właściwie, jednakże ostateczne decyzje dotyczące stosowania zawartych w serwisie porad powinny być zawsze konsultowane z lekarzem, szczególnie gdy cierpisz na jakąkolwiek chorobę i bierzesz leki farmaceutyczne.
Słuchaj zawsze swojego organizmu, bowiem każdy człowiek jest indywidualnością i zebrane na witrynie informacje aczkolwiek praktyczne, mogą nie mieć jednak identycznego wpływu na wszystkich.
Jeśli potrzebujesz indywidualnej porady lub konsultacji ze mną napisz do mnie maila z tematem „Konsultacja” [kliknij tutaj by przejść do formularza kontaktowego].
Gdzie mnie znajdziesz:
Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/AkademiaWitalnosci
Grupa Facebook: (dla wszystkich chętnych): https://www.facebook.com/groups/310582139856362
Grupa Facebook: (dla moich kursantów): https://www.facebook.com/groups/AkademiaWitalnosci
Kanał Akademii Na Youtube: https://www.youtube.com/akademiawitalnosci
Szkolenia online, e-booki: https://kursy.akademiawitalnosci.pl/
Książka: kliknij w grafikę poniżej 👇
Pozdrawiam serdecznie!
Marlena Bhandari
AkademiaWitalnosci.pl
Gosia napisał(a):
Bardzo się cieszę, że dzięki koleżance Vitalijce znalazłam tę stronę. Zastanawiałam się nad zakupem tam diety, ale dam sobie spokój i poprzestanę jak do tej pory na treningach.
Joasia napisał(a):
Pani Marleno jestem pod wrażeniem 🙂 Gdyby większość lekarzy miała w sobie tyle pasji co Pani w czerpaniu prostych rzeczy z Matki Natury jaki świat byłby zdrowszy 🙂 Bóg dał ludziom ziemię i wszytko to co nam potrzebne do zdrowego życia…. Ma Pani niewątpliwie ” misję” do spełnienia od Najwyższego 🙂 Osobiście będę czerpać z Pani doświadczenia 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Joasiu, dokładnie tak: mamy wszystko co trzeba, pozdrawiam cieplutko! 🙂
Piotr napisał(a):
Witam,
Pani Marleno,
teraz tutaj zrozumiałem, że właśnie Pani jest Akademią 🙂
Gratuluję tego czego Pani dokonała dla siebie i na stronach Akademii Witalności nam wszystkim udostępnia by trwać w pełnej witalności i radości z tego w przewlekłym zdrowiu.
Wrzuciłem sobie stronę w RSS aby być na bieżąco z wpisami i czegoś nie przegapić, bo myślę również jak co najmniej te 10 lat cofnąć 😉
Pozdrawiam, życzę wszystkiego dobrego 🙂
Piotr
Marlena napisał(a):
Musisz mieć zainstalowany programik czyli czytnik RRS, wpisz proszę w Google „czytnik RRS”.
Marlena napisał(a):
https://akademiawitalnosci.pl/feed/
Ala napisał(a):
Dodałam Cię właśnie do ulubionych, robisz świetną robotę
pozdrawiam
Ala
Marlena napisał(a):
Wiedzę czerpię głównie ze źródeł ogólnie dostępnych, mogę na początek polecić Ci strony naturalnews.com, nutritionfacts.org, sante-et-nutrition.com, doctoroz.com, mercola.com.
Piotrek napisał(a):
Bardzo mi się podoba ta krótka opowieść. Pani Marleno imponuje mi Pani pracowitością i swoim zdrowym podejściem, naprawdę świetny blog.
Zapytam tylko jeszcze co spowodowało że zmieniła pani podejście do życia, diety czy jakaś książka, artykuł, osoba ?
Ściskam Panią bardzo mocno 🙂
Marlena napisał(a):
Witaj, Piotrku! To była osoba. Ta, która siedziała we mnie: gruba, chora, bezradna i wkurzona na cały świat jak również na samą siebie.
Janek napisał(a):
Witam Pani Marleno. Cieszę się bardzo, że trafiłem na Pani stronę. Daje Pani konkretne rady jak i przepisy i to mi się bardzo podoba, ponieważ te przepisy są bardzo proste i gotowe do natychmiastowego stosowania. I już wiem, że od tej chwili będę pani stałym czytelnikiem.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tę stronę. Janek.
magiasutaszu.host56.com napisał(a):
Witam,
przypadkiem trafiłam na Pani stronę z rebeliantów i strona mnie bardzo zainteresowała. Myślę, że potrzebuje takich wskazówek jakie Pani publikuje.
pzdr
Krysia napisał(a):
Pani Marleno czy jest może Pani surojadkiem? Proszę mi podać jak się Pani odżywia, co Pani jada ?Gratuluję wspaniałej Akademii Witalnośći.
Jestem pod wrażeniem Pani wspaniałych artykułów i porad.
Serdecznie pozdrawiam.
Krysia
Marlena napisał(a):
Witaj, Krysiu! To co jest tylko możliwe jadam zawsze na surowo. Latem mogę praktycznie cały dzień żywić się darami natury, jedząc je „z ręki”, robiąc z nich sałatki i surówki albo wyciskane soki, koktajle i mrożone sorbety. Zimą natomiast mój organizm woła o więcej gotowanego. Wtedy jem więcej zup, warzyw na parze lub duszonych. Raz na jakiś czas robię post (24 godziny całkowity, czasem dłuższy na sokach). W moim menu nie ma mięsa, raz na parę tygodni zjem rybę, a nabiał czy pieczywo (swojskie, nie sklepowe) pojawia się sporadycznie i zawsze jako skromny „dodatek smakowy”, a nie podstawa żywienia. Podstawą są królowie życia – warzywa i owoce 🙂 Świeże lub kiszone, wyciśnięte jako sok lub zmiksowane na koktajl. Rano zaczynam dzień od szklanki wody z cytryną, potem jem najczęściej musli swojej roboty z rozmaitymi owocami oraz zmielonym siemieniem i ostropestem. Potem menu warzywno-owocowe, smakowite, kolorowe i pełne życia. Mój organizm odżywiony w ten sposób dostaje wszystko co mu potrzeba, większość pokarmów którymi żywiłam się przedtem jest w tym momencie dla mnie jakoś… dziwnie nieatrakcyjna 😉 To jest magia zdrowego odżywiania: im bardziej dbamy o to co wkładamy do środka, tym bardziej nasze ciało samo wie, co dla niego dobre, wartościowe i odżywcze. Najważniejsze zatem to zacząć, potem już z górki 😉
Marlena napisał(a):
Witaj, Jolu! Stara to jest tylko d*pa bo zębów nie ma 😉 Co do tej witaminy, to musisz dokładnie patrzeć u kogo czytasz informacje: czasem witrynę może prowadzić ktoś, kto handluje (lub jest związany z kimś, kto handluje) suplementami. Wtedy znajdziesz tam artykuły mówiące o tym, że tylko produkt X jest godny zaufania, a wszystko inne jest podejrzane i może być to jakiś szmelc. Ja na temat witaminy C czerpię informację ze źródeł oryginalnych, czyli z artykułów na https://orthomolecular.org/ i stron przez nich polecanych.
Jola napisał(a):
Kurczę, nie wiem czy to miejsce jest odpowiednie do dyskusji, ale myślę, że inni czytając te przecież nie bzdety, coś nie coś skorzystają. Myślę, że tą witaminkę oraz magnezik sześciowodny kupiłam w tym samym miejscu co Ty, w internetowym sklepie CHEMICZNYM. Ale mój doktorek byłby zdziwiony.Oznakowanie ma doskonałe, czyli CZDA, butelka też taka sama. Oliwa magnezowa to rewelka, ale jak działa okaże się dużo później. Natomiast Kwas L-askorbinowy, hmm, jakiś dziwny, czuję smak kwasku cytrynowego, nawet z miodem. A pić powinnam, żeby uniknąć tych cholernych statyn.
Chciałam być RAW, ale niestety wiek robi swoje.
Wszystkie polsko-języczne publikacje (te niezależne) przestudiowałam i to dawno temu.
Marlena napisał(a):
Jolu, z tym raw to po prostu staraj się tam gdzie można, ale nie bądź raw na siłę a już na pewno z dnia na dzień się nie da. Pomalutku. Za każde naturalne żarełko organizm się odwdzięczy, a jak chce coś ciepłego to też Ci da znać. Spożywcza witamina jest jak sama nazwa wskazuje do spożycia – spożywcza. Jest kwaskowata bo to kwas L-askorbinowy jak sama nazwa wskazuje. Tak mi się ze „Sprite’m” kojarzy w smaku, tylko bąbelków brak, ja dodaję ksylitolu czyli cukier brzozowy, ale z miodem również mi smakuje, a zresztą to lekarstwo i nie ma smakować tylko leczyć, psiakostka! 😉
Kasia napisał(a):
O co chodzi z tym kwasem L-askorbinowym? To przy jakiś dolegliwościach wskazany czy obowiązkowy u każdego?
Marlena napisał(a):
Na witrynie znajdują się artykuły na ten temat.
Kasia napisał(a):
Świetne informacje 🙂 Nic dodac nic ująć, tylko korzystać !
Kasia napisał(a):
Świetny blog, często zaglądam i bardzo mnie motywuje, znajduję także aktualnie potrzebne mi informacje. Ale jedna rzecz mnie zraziła, mianowicie ten koszmarny NLPowski język w temacie Cukrowego detoksu. Bardzo mnie ciekawi cukrowy detoks, ale przez sposób w jaki został napisany ten tekst nie kupię ebooka. Widziałam już tak ułożone teksty i mam jak najgorsze skojarzenia.
Marlena napisał(a):
Kasiu, jest takie powiedzenie: kiepskiej baletnicy to przeszkadza i rąbek u spódnicy. Widocznie aż tak bardzo Cię nie interesuje wyjście z cukrowego nałogu. Kup poradnik wtedy, gdy już będziesz na tyle gotowa, że nawet język oferty nie będzie Ci przeszkadzał, a będzie Cię interesować tylko Twoje zdrowie i nic poza tym. Na razie wstrzymaj się z detoksem. Najpierw trzeba go mocno chcieć, a dopiero potem czytać poradniki jak to zrobić, nigdy nie odwrotnie. Gdy robimy odwrotnie kończy się na tym, że poradnik leży odłogiem, a my dalej żyjemy tak jak do tej pory wynajdując kolejne usprawiedliwienia.
Marlena napisał(a):
Witaj, Kasiu! Ponieważ sugestie i zapytania o te pliki się ciągle powtarzają, udostępniłam je osobno (bez konieczności zakupu „Cukrowego Detoksu) na prośbę Twoją oraz wielu innych czytelników: https://akademiawitalnosci.pl/zdrowe-odzywianie-lista-zakupow/
Jola napisał(a):
Marlena, dzięki, że znajdujesz czas na odpisy. Znalazłam Cię zupełnie niedawno i wgłębiam się w lekturę dla „pierwszorazowiczów”. Wiele rzeczy o których piszesz wiem od dawna. Fanką zdrowego „żarcia” i tzw. trybu życia i bycia jestem od ….hmm, chyba 20 stu lat, albo i więcej, ale parę faktów nie ukrywam, że mnie zaskoczyło, choćby ten, że można sobie pomóc kupując produkty w sklepie chemicznym. Ciekawość to pierwszy stopień nie, nie do piekła, do wiedzy, a tej nigdy nie za wiele. Dzięki, że jesteś.
lanatural napisał(a):
Brawo! Jak najbardziej i jak najczęściej będę tu zaglądać!
Franciszek napisał(a):
Witam Pani Marleno
Zapoznałem się z Pani spowiedzią i faktycznie zabrzmiała ona znajomo.
Jeżeli idzie o mnie to tak w skrócie : dwadzieścia cztery lata temu zdążyłem zaliczyć udar mózgu, a osiem lat temu wymienić zastawkę aortalną. W lutym tego roku natknąłem się na artykuł dr Ratha „Cholesterol- mit chorób serca”. Odtąd przez internet szukam podobnych artykułów a moje ciało i rozum podpowiadają mi co z tego mam wybrać dla ich dobra . Jestem pewny ze na stronie AKADEMIA WITALNOŚCI znajdę kierunkowskaz aby znaleźć się w grupie ludzi przewlekle zdrowych natomiast jak naturalnie obniżyłem cholesterol łącznie z wynikami opisze innym razem. Pani Marleno przy okazji prosił bym o adres sklepu z witamina CL oraz koniecznie z chlorkiem magnezu CZD.
Z poważaniem Franciszek
Sylwia napisał(a):
Właśnie, potwierdza Pani nałogi i zachowania, które nadal mną kierują. Choć jem ekologicznie to niestety na nowo (z powodów bardzo osobistych) zaczęłam pipijać alkohol i palić papierosy. Nie mogę sobie z tym poradzić. Alkohol od czasu do czasu, ale papierosy stały się elementem codziennym. Nie umiem wyjść z tych używek… Mam nadzieję, że wskazówki tu zawarte pomogą mi w tym. Mam „słomiany zapał”. 45 lat skończone i niby wiem co to za zabójstwo ale jednak nie radzę sobie…
Pozdrawiam
Sylwia
Marlena napisał(a):
Witaj, Sylwio! Te używki są niczym innym jak poszukiwaniem drogi „ulżenia sobie”, poszukiwania komfortu. W takim społeczeństwie żyjemy, że te substancje są postrzegane jako remedium na zdenerwowanie czy stresy czy problemy. Oczywiście byłoby dla nas lepiej gdyby panował zwyczaj np. zjedzenia trzech jabłek na stres. Jabłka przynajmniej nie uzależniają. Z punktu widzenia naszej psychiki jest to możliwe: gdy wmówimy sobie i święcie w to uwierzymy, że zjedzenie trzech jabłek uwalnia nas od stresu – tak w istocie się stanie. Co do nikotyny to tu jest taka sprawa, że jest ona jedną z najsilniej uzależniających substancji. Szkodliwa jest średnio (jest wiele substancji mających większą toksyczność dla naszego ustroju), a to co nas najbardziej truje to substancje zawarte w dymie. Sama nikotyna aczkolwiek toksyczna, nie powoduje w ustroju takich spustoszeń jak reszta substancji dostających się do ustroju wraz z każdym wypalanym papierosem. Dlatego mniejszym złem jest sięgnięcie po e-papierosa, przynajmniej nie wciągasz dymu, a palić też nie trzeba całego, można pociągnąć raz i odłożyć na bok.
Spróbuj koniecznie przeczytać książkę pewnego pana, który palił zawrotną ilość fajek (do 5 paczek) wiele lat i… z dnia na dzień rzucił. I zapewniam Cię, że nie ma nic prostszego na tej planecie jak rzucenie palenia! Alen Carr „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie” oraz druga książka specjalnie dla kobiet „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie dla kobiet”. Warto je obie przeczytać. Na 99,999% rzucisz!
Kasia napisał(a):
Co do książki o rzucaniu palenia to potwierdzam – mój mąż rzucił po 15 latach, ale musiał 3 razy ją przeczytać 🙂 Warto!
Marlena napisał(a):
Tak jak ze wszystkim – silny system immunologiczny. To jedyna rzecz o którą należy dbać i można wtedy machnąć ręką na jakiekolwiek wirusy czy bakterie. One są groźne jedynie wtedy gdy trafiają na podatny grunt czyli słaby i zaniedbany system.
Heliodor napisał(a):
Z tym że nie jest to choroba wywołana bakteriami ani wirusami 😉 Poleca się suplementację magnezem – czy działanie polecanej przez Panią przezskórnej suplementacji jest udowodnione? Czy faktycznie zachodzi wchłanianie w odpowiednim stopniu?
Marlena napisał(a):
Sorry, nie wiem czemu w pośpiechu przeczytałam „tężec” a nie „tężyczka” 😉 Przez skórę można dostarczać różne substancje, w tym minerały. Ludzie jeżdżą do sanatorium czy do wód i zażywają zdrowotnych kąpieli itd. W aptekach zaś można dostać naklejane na skórę plastry (antynikotynowe, przeciwbólowe, antykoncepcyjne itp.), które wykorzystują fakt absorpcji przez skórę. Jest to jeden ze sposobów dostarczania substancji aktywnych do ustroju, który jest o tyle dobroczynny, że pomija przewód pokarmowy.
Heliodor napisał(a):
Parę pytań jeszcze mi się nasunęło:
Jak sobie Pani radzi na wyjazdach, wakacjach, wycieczkach w miejsca, gdzie trudno o zdrowe zakupy lub restaurację/bar, w których znajdzie się coś dla siebie? (Chodzi o prowiant). Jeśli zapasami w samochodzie, jak mają sobie radzić ludzie bez samochodu? Jak Pani funkcjonuje wśród rodziny, podczas uroczystości, świąt, czy jako całodzienny gość u znajomych, gdy poczęstunek do najzdrowszych nie należy?
Dlaczego mięso – będące pożywieniem człowieka jeszcze przed neolitem – miałoby być dla niego szkodliwe? Czy nie chodzi raczej o odpowiednie proporcje?
Marlena napisał(a):
Gdy wyjeżdżam na cały dzień np. na plażę (mieszkam 45 min, samochodem od morza i 20 min. od zalewu wiślanego), to zabieram ze sobą picie oraz mnóstwo owoców. Gdy jadę gdzieś np. pociągiem zabieram na podróż oprócz owoców również własnej roboty mieszankę rozmaitych orzechów, rodzynek, moreli suszonych, daktyli, jakieś pestki (dynia, słonecznik), czipsy jabłkowe i tym podobne smakołyki. Uroczystości rodzinne na których jest okazja do grzechów (typu wesele) zdarzają się w mojej rodzinie rzadko – rodzinę mam niewielką i część z niej dodatkowo zamieszkuje na drugiej półkuli. W restauracji gdy mi się trafi że muszę tam zjeść nie mając wyjścia, to zamawiam sałatkę grecką (jest dostępna w 90% knajp jako żelazna pozycja menu), bukiet warzyw albo potrójną porcję surówki (widnieje w karcie jako „przystawka” i kosztuje grosze, proszę tylko aby oliwę i resztę przypraw podali mi osobno) i do picia sok wyciskany na świeżo z grejfruta czy pomarańczy (jak nie to wodę).
Na pytanie nr 2 polecam lekturę książki „Nowoczesne zasady odżywiania” Dr Colina Campbella oraz inne książki znajdujące się pod linkiem https://akademiawitalnosci.pl/lektury/ – na pewno Ci się rozjaśni. Chodzi głównie o proporcje. Najzdrowsze narody świata (Hunzowie, Abchazowie, Vilcabamba w Peru itd.) nie odrzucają całkowicie pokarmów odzwierzęcych ale spożywają je naprawdę od wielkiego święta. Tak kiedyś się jadło w Polsce np. przed wojną mięso było jak już to „na niedzielę”, zapytaj się starszych ludzi to Ci powiedzą), potem mięso stało się synonimem dobrobytu (sławetna szynka Wałęsy na przykład) i zaczęliśmy w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wchrzaniać je bez opamiętania (co poniektórzy na śniadanie, obiad i kolację zjadają przynajmniej jeden rodzaj pokarmu odzwierzęcego!). A dodatkowo – bardzo ważny fakt: to mięso w neolicie to NIE jest to samo co teraz sprzedają sklepy mięsne. I na pewno człowiek neolitu nie żywił się mięsem czy innym pokarmem odzwierzęcym trzy razy dziennie 365 dni w roku.
Zresztą posłuchaj wykładu wygłoszonego na konferencji TED przez panią archeolog Christinę Warriner, która badała dietę naszych przodków i obaliła mit jakoby nasi przodkowie byli mięsożerni – otóż NIE byli: https://tedxtalks.ted.com/video/Debunking-the-Paleo-Diet-Christ
Heliodor napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Jem mało mięsa, dużo warzyw, jednak bez chleba żyję dopiero od paru dni i jestem wciąż głodna. Nie mogę sobie wyobrazić, że można cały dzień wytrzymać na owocach i sokach czy warzywach.
Jeśli pH zasadowe podaje się dla surowej kaszy jaglanej, jaki to ma sens, skoro wiadomo, że tego typu żywność zostanie przetworzona termicznie.
Marlena napisał(a):
Akurat w przypadku jaglanki to jak mi się zdaje nawet ugotowana zachowuje własności alkalizujące, sprawia to zapewne spora ilość alkalizujących minerałów jakie zawiera proso. Te minerały nie zmieniają się ilościowo czy jakościowo pod wpływem gotowania. Co do odczucia głodu: ja jem teraz zdecydowanie mniej niż za „starych czasów”, ale ponieważ organizm otrzymuje wszystko czego potrzebuje – nie woła o więcej pokarmu. A kiedyś też ciągle chodziłam głodna, jak nie zjadłam chleba czy czegoś mięsnego to chodziłam wściekle głodna! Dla mnie punktem przełomowym było oczyszczenie organizmu w/g diety Dr Dąbrowskiej. Polecam – naprawdę czyni cuda. Teraz jest mi wszystko jedno czy chleb jest czy nie ma, mój organizm nie bardzo jest zainteresowany chlebem nawet jak on na stole jest. Chleb piekę własny, bardzo smaczny, na prawdziwym zakwasie, ale i tak zjadają go głównie inni członkowie rodziny. 😉
Heliodor napisał(a):
Aha 🙂 Poniżej zdążyłam zapytać znów o ten głód, ale już chyba wszystko wiem 🙂 Dzięki za informacje!
GrzeTor napisał(a):
Kolejna osoba, która lepiej gdyby się nie znalazła na liście polecanych do obejrzenia – Christina Warriner. Której stwierdzenie ex cathedra „ludzie nie mają znanych adaptacji anatomicznych, fizjologicznych lub genetycznych do jedzenia mięsa” to prawie antynauka. Poniżej 2 przykładowe odpowiedzi na twierdzenia tej pani:
https://robbwolf.com/2013/04/04/debunking-paleo-diet-wolfs-eye-view/
https://www.humansarenotbroken.com/debunking-a-paleo-diet-strawman/
Marlena napisał(a):
Jeśli dr Warriner się myli (a całkiem możliwe, ja nie mówię, że nie), to jeszcze bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, iż ludzie od zarania dziejów jedli mięso – najpierw w celach rekreacyjnych (bo smaczne), a następnie uzależnili od tego narkotycznego pokarmu (a uwierz mi, jest nim w istocie, sprawdzenie tego nie jest trudne ani nie kosztuje dużo: wystarczy abyś kupił sobie za zeta cienki 16-kartkowy zeszyt i notował w nim codziennie swoje odczucia gdy NIE będziesz jadł mięsa), więc została do tego dorobiona ideologia (głosząca, iż mięso jest niezbędne dla ludzkiego organizmu). Jest tak „niezbędne” jak alkohol, kawa, słodycze lub fajki (czy jakakolwiek inna substancja powodująca fizyczne uzależnienie gdy się przedobrzy). Osobiście jestem już na takim etapie przewartościowania pojęć, iż optuję za tym, aby pokarmy rekreacyjne traktować je tak jak na to zasługują i czym w istocie są – czyli jak rekreacyjne. Okazjonalnie ok, ale na pewno nie jako podstawa żywienia.
Heliodor napisał(a):
I czy prażenie kaszy jaglanej przed gotowaniem zakwasza ją? Skąd w ogóle wiadomo, co zakwasza, co nie – jak to się bada? Skąd wiadomo, że kwaśna cytryna w organizmie alkalizuje?
Oraz: skąd ma Pani informację, że podgrzewanie w mikrofali zakwasza?