Witaj na stronie AkademiaWitalnosci.pl!
Miło mi powitać Cię na Witrynie Dla Ludzi Przewlekle Zdrowych. Tutaj uczymy się jak być zawsze witalni, radośni i przewlekle zdrowi, na przekór wszystkiemu co nas dziś otacza.
Na tej stronie nie znajdziesz ofert sprzedaży drogich suplementów czy dziwacznych urządzeń zdrowotnych. Wręcz przeciwnie – będę ludziom wskazywać inną drogę: jak te wszystkie drogie „cudeńka” można zastąpić tanio i skutecznie domowym sposobem, wychodzę bowiem z założenia, że wszystko co nam potrzebne mamy już od Matki Natury! 🙂
Mam na imię Marlena. Jestem zwyczajną osobą, mamą dwójki dzieci. Stronę AkademiaWitalnosci.pl prowadzę jako naturoterapeutka i pasjonatka zdrowego stylu życia w zgodzie z naturą.
Nie zawsze jednak tak było. W pogoni za codziennością do pewnego momentu nie zastanawiałam się czy jem zdrowo, czy zdrowo żyję. Był taki (długi zresztą) czas, w którym byłam przekonana, że młodość i witalność to coś, co mi się należy „z urzędu” i w związku z tym będzie trwać wiecznie.
Nadstawcie uszu, teraz będzie szczera spowiedź – poznacie pikantne szczegóły mojego „poprzedniego życia”. Być może rozpoznacie w nim coś, co zabrzmi znajomo.
Prowadziłam szybki, nerwowy, bardzo niezdrowy tryb życia i wcale się nad tym nie zastanawiałam, traktując ciało jak maszynę, która jest moją własnością i mogę z nią w związku z tym robić co chcę.
Jadłam byle co (byle smakowało i ładnie wyglądało), często w pośpiechu, dużo pracowałam, paliłam 2 paczki papierosów dziennie (co zwalałam na stresującą pracę), nie dosypiałam.
Litrami wlewałam w siebie w ciągu tygodnia kawę, mocną czarną herbatę (obowiązkowo z dwiema łyżeczkami cukru) i napoje energetyczne, a w weekendy nie odmawiałam też tych bardziej wyskokowych – zimne piwo i dymiący grill to było to.
Nieustannie walczyłam z narastającą nadwagą, bolesnym cellulitem, z wypryskami na ciele (pomimo, że z etapu nastolatki dawno już wyrosłam), nieustannymi infekcjami, uciążliwym zespołem napięcia przedmiesiączkowego, zmarszczkami, łamliwymi paznokciami, wypadającymi włosami i coraz bardziej podkrążonymi i podpuchniętymi oczami.
Byłam notorycznie nerwowa, spięta, rozdrażniona lub dla odmiany przygnębiona i… często kłótliwa. Przepraszam za to moich bliskich i innych ludzi, którzy ze mną wtedy wytrzymywali.
Byłam silnie uzależniona od słodyczy, mięsa, czipsów, kawy, gazowanych napojów, a także telewizji, kolorowych babskich czasopism i drogich kosmetyków.
Wtedy mi się wydawało, że właśnie tak należy „czerpać z życia pełną garścią”. Zarabiać i wydawać, w końcu po to się żyje, a zresztą „raz się żyje” itd. Chemia? No przecież jest dzisiaj we wszystkim, nie dajmy się zwariować, organizm ma zdolności przystosowawcze!
Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się myliłam…
Moje zdrowie zaczęło szwankować, co jednak zbywałam wzruszeniem ramion i czekaniem, aż samo przejdzie. Nie przechodziło.
Było coraz gorzej: pojawiły się kłopoty z zasypianiem, z żołądkiem, bóle stawów i kręgosłupa, napady wilczego głodu, niestrawność, niepokój, pogarszał się wzrok, pamięć i jasność umysłu, pogorszyły się zdolności intelektualne, infekcje następowały niemal jedna po drugiej, z czasem dołączyło chroniczne zmęczenie – wstawałam bardziej zmęczona niż byłam kładąc się wieczorem spać.
Byłam chora i nie wiedziałam na co, lekarze też nie. Położyli w końcu na mnie krzyżyk. Przecież od czegoś trzeba zacząć się na starość sypać…
Zaraz, ale jaka starość? Dopiero przekroczyłam czterdziestkę! Któregoś dnia gdy zwlokłam się z łóżka i przechodząc obok lustra zobaczyłam swoje odbicie, przeraziłam się: oto spoglądała na mnie jakaś zupełnie obca, chora i stara kobieta. Siąść i płakać. Co zresztą uczyniłam, bo nie pozostawało mi nic innego.
Nie tak chciałam żyć. To nie tak miało wyglądać! Płacz, złość, żal, negacja, przerażenie i pytanie co dalej. I nagle głęboka wewnętrzna cisza. Spokój nie-do-opisania… Nie mam pojęcia dlaczego ani skąd na mnie spłynął – tak widocznie miało być. Moja wewnętrzna intuicja podpowiadała mi dokładnie co mam teraz robić.
Najpierw rewolucja w kuchni – natychmiast wyrzuciłam z domu wszystko co było przetworzoną karmą i zawierało nienaturalne substancje: dodatki, konserwanty, barwniki i tym podobne śmieci, zapełniając lodówkę prawdziwym jedzeniem – mnóstwem świeżych warzyw i owoców przede wszystkim.
Z biegiem czasu wymieniłam też chemiczne kosmetyki i środki czystości na naturalne. Dzień zaczęłam rozpoczynać nie od kawy, lecz od szklanki wody z sokiem z cytryny.
Zaczęły dziać się cuda w moim życiu. Wyszłam z nałogu uzależnienia od słodyczy, uwolniłam się od papierosów. W ciągu zaledwie 10 tygodni udało mi się cofnąć swój zegar biologiczny o co najmniej 10 lat (niektórzy mówią, że nawet więcej), a wszelkie dolegliwości bezpowrotnie minęły.
Powróciła pełnia witalności, jasność umysłu, spokój ducha, optymizm, mnóstwo energii życiowej i zwyczajnej radości życia – po prostu pełnia zdrowia.
Żyłam wcześniej życiem drugiego gatunku. Kto tego sam nie przeżył nie ma skali porównawczej.
Waga zaczęła spadać całkowicie bez wysiłku, cera rozpromieniać się dawnym blaskiem, zmarszczki znikać, a koleżanki konspiracyjnym szeptem zaczęły podpytywać gdzie robiłam botoks… No cóż. Botoks zrobiłam za darmo w najlepszym we wszechświecie gabinecie o nazwie Matka Natura Cię Kocha i Przyjmuje Twoje Przeprosiny! 🙂
Przestałam oglądać telewizję i czytać kolorowe czasopisma, poświęcając cały swój czas na pogłębianie wiedzy, w czym pomaga mi znajomość języków obcych, jako że większość cennej wiedzy nie jest dostępna w języku polskim.
Chłonęłam literaturę, zaczęłam brać udział w dyskusjach, wykładach, warsztatach i kursach zgłębiając sekrety zdrowego odżywiania, witalności i naturalnego odmładzania.
Zaczęłam pisać bloga, ponieważ wiedza ta jest zbyt cenna aby zatrzymywać ją jedynie dla siebie. Przy czym wciąż niestety zbyt mało materiałów zostało przetłumaczonych na język polski.
Jednak wiedza to jedno, a doświadczanie jej efektów to drugie. Oto piękna myśl Alberta Einsteina: „Fakty nie są najważniejsze. Zresztą, aby je poznać, nie trzeba studiować na uczelni – można się ich nauczyć z książek. Istota kształcenia w szkole wyższej nie polega na wpajaniu wiedzy faktograficznej, lecz na ćwiczeniu umysłu w dochodzeniu do tego, czego nie da się znaleźć w podręcznikach.”. Moją „szkołą wyższą” została Matka Natura 🙂
Ponieważ jestem naturoterapeutą, a nie lekarzem, nie traktuj proszę moich artykułów jak porady lekarskiej. Moją pasją nie są choroby lecz zdrowie, radość i witalność życiowa.
Artykuły na witrynie mają charakter informacyjny i edukacyjny, a nie konsultacyjny. Nie mają na celu zastąpienia porady lekarskiej ani leczenia chorób.
Zadaniem naturoterapeuty nie jest bowiem zastąpienie lekarza w leczeniu chorób, lecz wyedukowanie pacjenta w zakresie zdrowego stylu życia i towarzyszenie mu w jego drodze do zdrowia.
Dokładam wszelkich starań, aby informacje zawarte w moim serwisie zostały podane właściwie, jednakże ostateczne decyzje dotyczące stosowania zawartych w serwisie porad powinny być zawsze konsultowane z lekarzem, szczególnie gdy cierpisz na jakąkolwiek chorobę i bierzesz leki farmaceutyczne.
Słuchaj zawsze swojego organizmu, bowiem każdy człowiek jest indywidualnością i zebrane na witrynie informacje aczkolwiek praktyczne, mogą nie mieć jednak identycznego wpływu na wszystkich.
Jeśli potrzebujesz indywidualnej porady lub konsultacji ze mną napisz do mnie maila z tematem „Konsultacja” [kliknij tutaj by przejść do formularza kontaktowego].
Gdzie mnie znajdziesz:
Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/AkademiaWitalnosci
Grupa Facebook: (dla wszystkich chętnych): https://www.facebook.com/groups/310582139856362
Grupa Facebook: (dla moich kursantów): https://www.facebook.com/groups/AkademiaWitalnosci
Kanał Akademii Na Youtube: https://www.youtube.com/akademiawitalnosci
Szkolenia online, e-booki: https://kursy.akademiawitalnosci.pl/
Książka: kliknij w grafikę poniżej ?
Pozdrawiam serdecznie!
Marlena Bhandari
AkademiaWitalnosci.pl
Gosia napisał(a):
Bardzo się cieszę, że dzięki koleżance Vitalijce znalazłam tę stronę. Zastanawiałam się nad zakupem tam diety, ale dam sobie spokój i poprzestanę jak do tej pory na treningach.
Joasia napisał(a):
Pani Marleno jestem pod wrażeniem 🙂 Gdyby większość lekarzy miała w sobie tyle pasji co Pani w czerpaniu prostych rzeczy z Matki Natury jaki świat byłby zdrowszy 🙂 Bóg dał ludziom ziemię i wszytko to co nam potrzebne do zdrowego życia…. Ma Pani niewątpliwie ” misję” do spełnienia od Najwyższego 🙂 Osobiście będę czerpać z Pani doświadczenia 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Joasiu, dokładnie tak: mamy wszystko co trzeba, pozdrawiam cieplutko! 🙂
Piotr napisał(a):
Witam,
Pani Marleno,
teraz tutaj zrozumiałem, że właśnie Pani jest Akademią 🙂
Gratuluję tego czego Pani dokonała dla siebie i na stronach Akademii Witalności nam wszystkim udostępnia by trwać w pełnej witalności i radości z tego w przewlekłym zdrowiu.
Wrzuciłem sobie stronę w RSS aby być na bieżąco z wpisami i czegoś nie przegapić, bo myślę również jak co najmniej te 10 lat cofnąć 😉
Pozdrawiam, życzę wszystkiego dobrego 🙂
Piotr
Marlena napisał(a):
Musisz mieć zainstalowany programik czyli czytnik RRS, wpisz proszę w Google „czytnik RRS”.
Marlena napisał(a):
https://akademiawitalnosci.pl/feed/
Ala napisał(a):
Dodałam Cię właśnie do ulubionych, robisz świetną robotę
pozdrawiam
Ala
Marlena napisał(a):
Wiedzę czerpię głównie ze źródeł ogólnie dostępnych, mogę na początek polecić Ci strony naturalnews.com, nutritionfacts.org, sante-et-nutrition.com, doctoroz.com, mercola.com.
Piotrek napisał(a):
Bardzo mi się podoba ta krótka opowieść. Pani Marleno imponuje mi Pani pracowitością i swoim zdrowym podejściem, naprawdę świetny blog.
Zapytam tylko jeszcze co spowodowało że zmieniła pani podejście do życia, diety czy jakaś książka, artykuł, osoba ?
Ściskam Panią bardzo mocno 🙂
Marlena napisał(a):
Witaj, Piotrku! To była osoba. Ta, która siedziała we mnie: gruba, chora, bezradna i wkurzona na cały świat jak również na samą siebie.
Janek napisał(a):
Witam Pani Marleno. Cieszę się bardzo, że trafiłem na Pani stronę. Daje Pani konkretne rady jak i przepisy i to mi się bardzo podoba, ponieważ te przepisy są bardzo proste i gotowe do natychmiastowego stosowania. I już wiem, że od tej chwili będę pani stałym czytelnikiem.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tę stronę. Janek.
magiasutaszu.host56.com napisał(a):
Witam,
przypadkiem trafiłam na Pani stronę z rebeliantów i strona mnie bardzo zainteresowała. Myślę, że potrzebuje takich wskazówek jakie Pani publikuje.
pzdr
Krysia napisał(a):
Pani Marleno czy jest może Pani surojadkiem? Proszę mi podać jak się Pani odżywia, co Pani jada ?Gratuluję wspaniałej Akademii Witalnośći.
Jestem pod wrażeniem Pani wspaniałych artykułów i porad.
Serdecznie pozdrawiam.
Krysia
Marlena napisał(a):
Witaj, Krysiu! To co jest tylko możliwe jadam zawsze na surowo. Latem mogę praktycznie cały dzień żywić się darami natury, jedząc je „z ręki”, robiąc z nich sałatki i surówki albo wyciskane soki, koktajle i mrożone sorbety. Zimą natomiast mój organizm woła o więcej gotowanego. Wtedy jem więcej zup, warzyw na parze lub duszonych. Raz na jakiś czas robię post (24 godziny całkowity, czasem dłuższy na sokach). W moim menu nie ma mięsa, raz na parę tygodni zjem rybę, a nabiał czy pieczywo (swojskie, nie sklepowe) pojawia się sporadycznie i zawsze jako skromny „dodatek smakowy”, a nie podstawa żywienia. Podstawą są królowie życia – warzywa i owoce 🙂 Świeże lub kiszone, wyciśnięte jako sok lub zmiksowane na koktajl. Rano zaczynam dzień od szklanki wody z cytryną, potem jem najczęściej musli swojej roboty z rozmaitymi owocami oraz zmielonym siemieniem i ostropestem. Potem menu warzywno-owocowe, smakowite, kolorowe i pełne życia. Mój organizm odżywiony w ten sposób dostaje wszystko co mu potrzeba, większość pokarmów którymi żywiłam się przedtem jest w tym momencie dla mnie jakoś… dziwnie nieatrakcyjna 😉 To jest magia zdrowego odżywiania: im bardziej dbamy o to co wkładamy do środka, tym bardziej nasze ciało samo wie, co dla niego dobre, wartościowe i odżywcze. Najważniejsze zatem to zacząć, potem już z górki 😉
Marlena napisał(a):
Witaj, Jolu! Stara to jest tylko d*pa bo zębów nie ma 😉 Co do tej witaminy, to musisz dokładnie patrzeć u kogo czytasz informacje: czasem witrynę może prowadzić ktoś, kto handluje (lub jest związany z kimś, kto handluje) suplementami. Wtedy znajdziesz tam artykuły mówiące o tym, że tylko produkt X jest godny zaufania, a wszystko inne jest podejrzane i może być to jakiś szmelc. Ja na temat witaminy C czerpię informację ze źródeł oryginalnych, czyli z artykułów na https://orthomolecular.org/ i stron przez nich polecanych.
Jola napisał(a):
Kurczę, nie wiem czy to miejsce jest odpowiednie do dyskusji, ale myślę, że inni czytając te przecież nie bzdety, coś nie coś skorzystają. Myślę, że tą witaminkę oraz magnezik sześciowodny kupiłam w tym samym miejscu co Ty, w internetowym sklepie CHEMICZNYM. Ale mój doktorek byłby zdziwiony.Oznakowanie ma doskonałe, czyli CZDA, butelka też taka sama. Oliwa magnezowa to rewelka, ale jak działa okaże się dużo później. Natomiast Kwas L-askorbinowy, hmm, jakiś dziwny, czuję smak kwasku cytrynowego, nawet z miodem. A pić powinnam, żeby uniknąć tych cholernych statyn.
Chciałam być RAW, ale niestety wiek robi swoje.
Wszystkie polsko-języczne publikacje (te niezależne) przestudiowałam i to dawno temu.
Marlena napisał(a):
Jolu, z tym raw to po prostu staraj się tam gdzie można, ale nie bądź raw na siłę a już na pewno z dnia na dzień się nie da. Pomalutku. Za każde naturalne żarełko organizm się odwdzięczy, a jak chce coś ciepłego to też Ci da znać. Spożywcza witamina jest jak sama nazwa wskazuje do spożycia – spożywcza. Jest kwaskowata bo to kwas L-askorbinowy jak sama nazwa wskazuje. Tak mi się ze „Sprite’m” kojarzy w smaku, tylko bąbelków brak, ja dodaję ksylitolu czyli cukier brzozowy, ale z miodem również mi smakuje, a zresztą to lekarstwo i nie ma smakować tylko leczyć, psiakostka! 😉
Kasia napisał(a):
O co chodzi z tym kwasem L-askorbinowym? To przy jakiś dolegliwościach wskazany czy obowiązkowy u każdego?
Marlena napisał(a):
Na witrynie znajdują się artykuły na ten temat.
Kasia napisał(a):
Świetne informacje 🙂 Nic dodac nic ująć, tylko korzystać !
Kasia napisał(a):
Świetny blog, często zaglądam i bardzo mnie motywuje, znajduję także aktualnie potrzebne mi informacje. Ale jedna rzecz mnie zraziła, mianowicie ten koszmarny NLPowski język w temacie Cukrowego detoksu. Bardzo mnie ciekawi cukrowy detoks, ale przez sposób w jaki został napisany ten tekst nie kupię ebooka. Widziałam już tak ułożone teksty i mam jak najgorsze skojarzenia.
Marlena napisał(a):
Kasiu, jest takie powiedzenie: kiepskiej baletnicy to przeszkadza i rąbek u spódnicy. Widocznie aż tak bardzo Cię nie interesuje wyjście z cukrowego nałogu. Kup poradnik wtedy, gdy już będziesz na tyle gotowa, że nawet język oferty nie będzie Ci przeszkadzał, a będzie Cię interesować tylko Twoje zdrowie i nic poza tym. Na razie wstrzymaj się z detoksem. Najpierw trzeba go mocno chcieć, a dopiero potem czytać poradniki jak to zrobić, nigdy nie odwrotnie. Gdy robimy odwrotnie kończy się na tym, że poradnik leży odłogiem, a my dalej żyjemy tak jak do tej pory wynajdując kolejne usprawiedliwienia.
Marlena napisał(a):
Witaj, Kasiu! Ponieważ sugestie i zapytania o te pliki się ciągle powtarzają, udostępniłam je osobno (bez konieczności zakupu „Cukrowego Detoksu) na prośbę Twoją oraz wielu innych czytelników: https://akademiawitalnosci.pl/zdrowe-odzywianie-lista-zakupow/
Jola napisał(a):
Marlena, dzięki, że znajdujesz czas na odpisy. Znalazłam Cię zupełnie niedawno i wgłębiam się w lekturę dla „pierwszorazowiczów”. Wiele rzeczy o których piszesz wiem od dawna. Fanką zdrowego „żarcia” i tzw. trybu życia i bycia jestem od ….hmm, chyba 20 stu lat, albo i więcej, ale parę faktów nie ukrywam, że mnie zaskoczyło, choćby ten, że można sobie pomóc kupując produkty w sklepie chemicznym. Ciekawość to pierwszy stopień nie, nie do piekła, do wiedzy, a tej nigdy nie za wiele. Dzięki, że jesteś.
lanatural napisał(a):
Brawo! Jak najbardziej i jak najczęściej będę tu zaglądać!
Franciszek napisał(a):
Witam Pani Marleno
Zapoznałem się z Pani spowiedzią i faktycznie zabrzmiała ona znajomo.
Jeżeli idzie o mnie to tak w skrócie : dwadzieścia cztery lata temu zdążyłem zaliczyć udar mózgu, a osiem lat temu wymienić zastawkę aortalną. W lutym tego roku natknąłem się na artykuł dr Ratha „Cholesterol- mit chorób serca”. Odtąd przez internet szukam podobnych artykułów a moje ciało i rozum podpowiadają mi co z tego mam wybrać dla ich dobra . Jestem pewny ze na stronie AKADEMIA WITALNOŚCI znajdę kierunkowskaz aby znaleźć się w grupie ludzi przewlekle zdrowych natomiast jak naturalnie obniżyłem cholesterol łącznie z wynikami opisze innym razem. Pani Marleno przy okazji prosił bym o adres sklepu z witamina CL oraz koniecznie z chlorkiem magnezu CZD.
Z poważaniem Franciszek
Sylwia napisał(a):
Właśnie, potwierdza Pani nałogi i zachowania, które nadal mną kierują. Choć jem ekologicznie to niestety na nowo (z powodów bardzo osobistych) zaczęłam pipijać alkohol i palić papierosy. Nie mogę sobie z tym poradzić. Alkohol od czasu do czasu, ale papierosy stały się elementem codziennym. Nie umiem wyjść z tych używek… Mam nadzieję, że wskazówki tu zawarte pomogą mi w tym. Mam „słomiany zapał”. 45 lat skończone i niby wiem co to za zabójstwo ale jednak nie radzę sobie…
Pozdrawiam
Sylwia
Marlena napisał(a):
Witaj, Sylwio! Te używki są niczym innym jak poszukiwaniem drogi „ulżenia sobie”, poszukiwania komfortu. W takim społeczeństwie żyjemy, że te substancje są postrzegane jako remedium na zdenerwowanie czy stresy czy problemy. Oczywiście byłoby dla nas lepiej gdyby panował zwyczaj np. zjedzenia trzech jabłek na stres. Jabłka przynajmniej nie uzależniają. Z punktu widzenia naszej psychiki jest to możliwe: gdy wmówimy sobie i święcie w to uwierzymy, że zjedzenie trzech jabłek uwalnia nas od stresu – tak w istocie się stanie. Co do nikotyny to tu jest taka sprawa, że jest ona jedną z najsilniej uzależniających substancji. Szkodliwa jest średnio (jest wiele substancji mających większą toksyczność dla naszego ustroju), a to co nas najbardziej truje to substancje zawarte w dymie. Sama nikotyna aczkolwiek toksyczna, nie powoduje w ustroju takich spustoszeń jak reszta substancji dostających się do ustroju wraz z każdym wypalanym papierosem. Dlatego mniejszym złem jest sięgnięcie po e-papierosa, przynajmniej nie wciągasz dymu, a palić też nie trzeba całego, można pociągnąć raz i odłożyć na bok.
Spróbuj koniecznie przeczytać książkę pewnego pana, który palił zawrotną ilość fajek (do 5 paczek) wiele lat i… z dnia na dzień rzucił. I zapewniam Cię, że nie ma nic prostszego na tej planecie jak rzucenie palenia! Alen Carr „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie” oraz druga książka specjalnie dla kobiet „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie dla kobiet”. Warto je obie przeczytać. Na 99,999% rzucisz!
Kasia napisał(a):
Co do książki o rzucaniu palenia to potwierdzam – mój mąż rzucił po 15 latach, ale musiał 3 razy ją przeczytać 🙂 Warto!
Marlena napisał(a):
Tak jak ze wszystkim – silny system immunologiczny. To jedyna rzecz o którą należy dbać i można wtedy machnąć ręką na jakiekolwiek wirusy czy bakterie. One są groźne jedynie wtedy gdy trafiają na podatny grunt czyli słaby i zaniedbany system.
Heliodor napisał(a):
Z tym że nie jest to choroba wywołana bakteriami ani wirusami 😉 Poleca się suplementację magnezem – czy działanie polecanej przez Panią przezskórnej suplementacji jest udowodnione? Czy faktycznie zachodzi wchłanianie w odpowiednim stopniu?
Marlena napisał(a):
Sorry, nie wiem czemu w pośpiechu przeczytałam „tężec” a nie „tężyczka” 😉 Przez skórę można dostarczać różne substancje, w tym minerały. Ludzie jeżdżą do sanatorium czy do wód i zażywają zdrowotnych kąpieli itd. W aptekach zaś można dostać naklejane na skórę plastry (antynikotynowe, przeciwbólowe, antykoncepcyjne itp.), które wykorzystują fakt absorpcji przez skórę. Jest to jeden ze sposobów dostarczania substancji aktywnych do ustroju, który jest o tyle dobroczynny, że pomija przewód pokarmowy.
Heliodor napisał(a):
Parę pytań jeszcze mi się nasunęło:
Jak sobie Pani radzi na wyjazdach, wakacjach, wycieczkach w miejsca, gdzie trudno o zdrowe zakupy lub restaurację/bar, w których znajdzie się coś dla siebie? (Chodzi o prowiant). Jeśli zapasami w samochodzie, jak mają sobie radzić ludzie bez samochodu? Jak Pani funkcjonuje wśród rodziny, podczas uroczystości, świąt, czy jako całodzienny gość u znajomych, gdy poczęstunek do najzdrowszych nie należy?
Dlaczego mięso – będące pożywieniem człowieka jeszcze przed neolitem – miałoby być dla niego szkodliwe? Czy nie chodzi raczej o odpowiednie proporcje?
Marlena napisał(a):
Gdy wyjeżdżam na cały dzień np. na plażę (mieszkam 45 min, samochodem od morza i 20 min. od zalewu wiślanego), to zabieram ze sobą picie oraz mnóstwo owoców. Gdy jadę gdzieś np. pociągiem zabieram na podróż oprócz owoców również własnej roboty mieszankę rozmaitych orzechów, rodzynek, moreli suszonych, daktyli, jakieś pestki (dynia, słonecznik), czipsy jabłkowe i tym podobne smakołyki. Uroczystości rodzinne na których jest okazja do grzechów (typu wesele) zdarzają się w mojej rodzinie rzadko – rodzinę mam niewielką i część z niej dodatkowo zamieszkuje na drugiej półkuli. W restauracji gdy mi się trafi że muszę tam zjeść nie mając wyjścia, to zamawiam sałatkę grecką (jest dostępna w 90% knajp jako żelazna pozycja menu), bukiet warzyw albo potrójną porcję surówki (widnieje w karcie jako „przystawka” i kosztuje grosze, proszę tylko aby oliwę i resztę przypraw podali mi osobno) i do picia sok wyciskany na świeżo z grejfruta czy pomarańczy (jak nie to wodę).
Na pytanie nr 2 polecam lekturę książki „Nowoczesne zasady odżywiania” Dr Colina Campbella oraz inne książki znajdujące się pod linkiem https://akademiawitalnosci.pl/lektury/ – na pewno Ci się rozjaśni. Chodzi głównie o proporcje. Najzdrowsze narody świata (Hunzowie, Abchazowie, Vilcabamba w Peru itd.) nie odrzucają całkowicie pokarmów odzwierzęcych ale spożywają je naprawdę od wielkiego święta. Tak kiedyś się jadło w Polsce np. przed wojną mięso było jak już to „na niedzielę”, zapytaj się starszych ludzi to Ci powiedzą), potem mięso stało się synonimem dobrobytu (sławetna szynka Wałęsy na przykład) i zaczęliśmy w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wchrzaniać je bez opamiętania (co poniektórzy na śniadanie, obiad i kolację zjadają przynajmniej jeden rodzaj pokarmu odzwierzęcego!). A dodatkowo – bardzo ważny fakt: to mięso w neolicie to NIE jest to samo co teraz sprzedają sklepy mięsne. I na pewno człowiek neolitu nie żywił się mięsem czy innym pokarmem odzwierzęcym trzy razy dziennie 365 dni w roku.
Zresztą posłuchaj wykładu wygłoszonego na konferencji TED przez panią archeolog Christinę Warriner, która badała dietę naszych przodków i obaliła mit jakoby nasi przodkowie byli mięsożerni – otóż NIE byli: https://tedxtalks.ted.com/video/Debunking-the-Paleo-Diet-Christ
Heliodor napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Jem mało mięsa, dużo warzyw, jednak bez chleba żyję dopiero od paru dni i jestem wciąż głodna. Nie mogę sobie wyobrazić, że można cały dzień wytrzymać na owocach i sokach czy warzywach.
Jeśli pH zasadowe podaje się dla surowej kaszy jaglanej, jaki to ma sens, skoro wiadomo, że tego typu żywność zostanie przetworzona termicznie.
Marlena napisał(a):
Akurat w przypadku jaglanki to jak mi się zdaje nawet ugotowana zachowuje własności alkalizujące, sprawia to zapewne spora ilość alkalizujących minerałów jakie zawiera proso. Te minerały nie zmieniają się ilościowo czy jakościowo pod wpływem gotowania. Co do odczucia głodu: ja jem teraz zdecydowanie mniej niż za „starych czasów”, ale ponieważ organizm otrzymuje wszystko czego potrzebuje – nie woła o więcej pokarmu. A kiedyś też ciągle chodziłam głodna, jak nie zjadłam chleba czy czegoś mięsnego to chodziłam wściekle głodna! Dla mnie punktem przełomowym było oczyszczenie organizmu w/g diety Dr Dąbrowskiej. Polecam – naprawdę czyni cuda. Teraz jest mi wszystko jedno czy chleb jest czy nie ma, mój organizm nie bardzo jest zainteresowany chlebem nawet jak on na stole jest. Chleb piekę własny, bardzo smaczny, na prawdziwym zakwasie, ale i tak zjadają go głównie inni członkowie rodziny. 😉
Heliodor napisał(a):
Aha 🙂 Poniżej zdążyłam zapytać znów o ten głód, ale już chyba wszystko wiem 🙂 Dzięki za informacje!
GrzeTor napisał(a):
Kolejna osoba, która lepiej gdyby się nie znalazła na liście polecanych do obejrzenia – Christina Warriner. Której stwierdzenie ex cathedra „ludzie nie mają znanych adaptacji anatomicznych, fizjologicznych lub genetycznych do jedzenia mięsa” to prawie antynauka. Poniżej 2 przykładowe odpowiedzi na twierdzenia tej pani:
https://robbwolf.com/2013/04/04/debunking-paleo-diet-wolfs-eye-view/
https://www.humansarenotbroken.com/debunking-a-paleo-diet-strawman/
Marlena napisał(a):
Jeśli dr Warriner się myli (a całkiem możliwe, ja nie mówię, że nie), to jeszcze bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, iż ludzie od zarania dziejów jedli mięso – najpierw w celach rekreacyjnych (bo smaczne), a następnie uzależnili od tego narkotycznego pokarmu (a uwierz mi, jest nim w istocie, sprawdzenie tego nie jest trudne ani nie kosztuje dużo: wystarczy abyś kupił sobie za zeta cienki 16-kartkowy zeszyt i notował w nim codziennie swoje odczucia gdy NIE będziesz jadł mięsa), więc została do tego dorobiona ideologia (głosząca, iż mięso jest niezbędne dla ludzkiego organizmu). Jest tak „niezbędne” jak alkohol, kawa, słodycze lub fajki (czy jakakolwiek inna substancja powodująca fizyczne uzależnienie gdy się przedobrzy). Osobiście jestem już na takim etapie przewartościowania pojęć, iż optuję za tym, aby pokarmy rekreacyjne traktować je tak jak na to zasługują i czym w istocie są – czyli jak rekreacyjne. Okazjonalnie ok, ale na pewno nie jako podstawa żywienia.
Heliodor napisał(a):
I czy prażenie kaszy jaglanej przed gotowaniem zakwasza ją? Skąd w ogóle wiadomo, co zakwasza, co nie – jak to się bada? Skąd wiadomo, że kwaśna cytryna w organizmie alkalizuje?
Oraz: skąd ma Pani informację, że podgrzewanie w mikrofali zakwasza?
Marlena napisał(a):
Obróbka termiczna powoduje zmiany w strukturze pożywienia. Nawet warzywa – na surowo alkalizują a te same ugotowane już nie bardzo. Np. surowy bób alkalizuje, gotowany zakwasza. Po resztę informacji odsyłam Cię do książki naukowca, który całe życie siedzi „w temacie” i bardzo przystępnie tłumaczy wszelkie zawiłości: Dr Robert O. Young, „Cud pH” (pH Miracle).
Heliodor napisał(a):
Przepraszam, że zawalam pytaniami, ale jeszcze:
Co Pani sądzi o J. Słoneckim i jego teorii nt. candidy?
Marlena napisał(a):
Nie znam teorii J. Słoneckiego na tyle aby mieć już na ten temat wyrobione zdanie. Nie czytałam jego książek. Weszłam kiedyś na jego forum aby zabrać głos, zostałam zgromiona przez „Mistrza” (czy jak mu tam) – a zapewniam, że nic głupiego ani godnego potępienia nie napisałam, po czym darowałam sobie wszelkie dyskusje z tym towarzystwem wzajemnej adoracji. Ciekawe jest tylko, że jak na faceta grzmiącego gromkim głosem na „Big Pharmę” i potępiającego w czambuł „pacjenckie podejście do zdrowia” – sam proponuje ludziom nic innego jak właśnie szalenie bardzo „pacjenckie” podejście czyli jeden uniwersalny sposób na wszelkie bolączki, a mianowicie łykanie jakichś „cudownych” mikstur. No cóż, w dawnych wiekach na magiczne mikstury patent miały najpierw czarownice, dzisiaj mają wielkie firmy farmaceutyczne oraz jak się zdaje autorzy pokroju p. Słoneckiego z jego czarodziejskimi miksturami i slow-magiem z apteki na dokładkę. Jego „zdrowe odżywianie” to bezładna mieszanina paleo i Atkinsa (z domieszką Kwaśniewskiego). Jeśli ponadto ktoś nie widzi różnicy np. pomiędzy różnym pieczywem (jeśli idzie zarówno o stopień przetworzenia mąki jak i samą technologię produkcji pieczywa) i dopuszcza jedzenie pieczywa z białej oczyszczonej mąki na zasadzie „bo przecież błonnik to sobie i tak uzupełnisz potem koktajlem” (tym „błonnikowym”, opracowanym przez „Mistrza”), to ja nie mam więcej pytań.
Heliodor napisał(a):
🙂
Chodziło mi głównie o jego dietę stricte na grzyba – w internecie można znaleźć też opinie innych, co jeść, czego nie i z grubsza się one powielają (ogólnie: nie jeść cukru, w tym owoców). Nie wszyscy jednak w istnienie grzybicy ogólnoustrojowej wierzą (w tym lekarze) – czy doczytałaś się jakichś pewniejszych informacji na jej temat, tj. u autorów, którym ufasz?
A propos slow-magu: stąd właśnie było moje pytanie o przezskórne suplementowanie się magnezem. Ktoś o tym wspomniał na tamtejszym forum i otrzymał niejasną a agresywną odpowiedź (mniej więcej „Wsadź twarz do chlorku magnezu, pacjencie”) – tylko z jej charakteru wynikało, że wyznawcy Mistrza chyba nie popierają tego sposobu dostarczania sobie Mg i nie chcieli wyjaśnić, o co im właściwie chodziło.
PS Czy ciągłe uczucie głodu przy początkach żywienia się wyłącznie warzywami i owocami to norma, która z czasem minie? Bardzo szybko się robię głodna, nawet jedząc „normalnie”, więc trochę się martwię, ile kilogramów jarzyn miałabym zjeść, żeby się nasycić na więcej niż pół godziny.
Dziękuję za cierpliwe odpowiedzi 🙂
Marlena napisał(a):
Mogę Tobie powiedzieć jak to jest na diecie Dr Dąbrowskiej (również czytelnicy piszą to samo): w pierwszym tygodniu chodzi się głodnym jak nie wiem co, co rusz coś się podskubuje (jeść można do oporu, ale tylko różniste warzywa z wyjątkiem wysokoskrobiowych + niskocukrowe owoce: jabłka, cytryny, grejfruty, nieco jagodowych). W drugim tyg. podskubywanie żarełka mocno się zmniejsza, aby w trzecim przejść w „jem bo trzeba” – po prostu odechciewa się jeść aż tyle co przedtem. Ma to jak sądzę związek z oczyszczaniem się organizmu z nagromadzonych śmieci z jednoczesnym uzupełnieniem tego czego było brak. Zmienia się też zakwaszenie organizmu i to od razu się czuje: wzrasta poziom energii, jasność umysłu, samopoczucie fantastyczne (po przejściu kryzysów ozdrowieńczych rzecz jasna). Przestaje ciągnąć do zakwaszaczy! Mięso, nabiał czy pieczywo ale także alkohol czy fajki – to wszystko przestaje być atrakcyjne i przestaje smakować zwyczajnie i po prostu. Za to chcicę mamy na wszystko co zdrowe, kolorowe, soczyste: jeśli wcześniej warzywa i owoce traktowaliśmy jako zło konieczne, to teraz cieknie ślinka na widok kolorowych jarzynek, a najpiękniejszym sklepem w którym najchętniej wykupilibyśmy wszystko jak leci staje się nie rzeźnik tylko warzywniak 😉 No tak to mniej więcej u mnie wyglądało.
Kwestiami natomiast uzupełniania minerałów drogą transdermalną zajmuje się dziedzina nauki zwana balneologią. Widocznie wyznawcy „Mistrza” mają zakazane głoszenie nauki innej niż ta spłodzona przez „Mistrza”. Slow-mag natomiast to nic innego jak… magnesii chloridum czyli chlorek magnezu, tabletki powlekane. Poznańska spółeczka CURTIS HEALTHCARE sp. z o.o. (producent tego cuda) zaciera rączki sprzedając wyznawcom „Mistrza” (przypomnijmy: wielkiego pogromcy Big Pharmy i pacjentyzmu jako takiego) niewiele ponad 3 deko (!) sześciowodnego chlorku magnezu (60 tabl. x 535 mg każda) za blisko 2 dychy. 😀 Dzięki, za tą kasę kupię sobie 20 razy tyle chlorku magnezu sześciowodnego hurtem w dużej butli.
Czy „Mistrzunio” czasem nie ma udziałów w w/w spółeczce, ktoś się orientuje? 😉 Tak tylko pytam.
Heliodor napisał(a):
Doczytałam się, szukając informacji o diecie Dąbrowskiej, że jej zwolenniczka uważa, że cały świat jest w błędzie, bo właśnie owoce należy jeść w walce z candidą, a odciąć jej trzeba tłuszcze. I kto tu ma rację? 🙁
PS Mistrz poleca również aloes konkretnej firmy 😉
Marlena napisał(a):
Na diecie Dr Dąbrowskiej wszelkie formy tłuszczu (a także skrobii czy cukru) zostają wyłączone, chodzi o to, aby organizm przeszedł na tzw. odżywianie wewnętrzne. Natomiast owoce są jak najbardziej dozwolone ale nie wszystkie. Najbardziej wiarygodne informacje o tej diecie znajdują się na witrynie p. doktor oraz w jej książkach („Ciało i ducha ratować żywieniem” oraz „Przywracać zdrowie żywieniem”).
Heliodor napisał(a):
Tak, wiem już, na czym polega ta dieta, zastanawiało mnie tylko, czy sprawdziłaby się również jako dieta przeciwko candidzie, skoro większość diet antygrzybowych zaleca tłuszcze.
Można wiedzieć, ile tygodni byłaś na diecie Dąbrowskiej? Z tego, co przeczytałam, wynika, że najlepszy efekt się osiąga po 6 tygodniach, jednak z uwagi na to, że jestem dość chuda, nie wiem, czy to najlepszy pomysł, a z drugiej strony czy krótszy okres przyniesie zadowalające korzyści zdrowotne. Poza tym: czy można się w czasie diety suplementować magnezem i wapniem?
Ciekawi mnie bardzo jeszcze jedna rzecz: Twoja zmiana trybu życia to jedno, ale czy był problem z przestawieniem wszystkich domowników? Jak to przyjęli, czy miałaś z tym problemy?
Marlena napisał(a):
Polecam zakupić te dwie malutkie książeczki Dr Dąbrowskiej, tam znajdziesz odpowiedzi na wszelkie pytania lub wątpliwości. Ja moją pierwszą dietę przeprowadziłam przez 6 tygodni, późniejsze już krótsze (ok. 4 tygodnie). Domownicy jak najbardziej zaakceptowali zmianę trybu życia, choć mąż częściej „grzeszy” – jakieś piwko, pizza czy coś smażonego (z tym że po pierwsze on gotować bardzo lubi, więc jeśli ma ochotę to bez problemu sam sobie robi wiedząc zresztą, że nikt inny w domu takich rzeczy nie jada). Ogólnie panuje u nas pełna dowolność i każdy je jak mu się podoba. 😉 Nie nawracam na siłę nikogo. Do pewnych rzeczy samemu trzeba dojrzeć.
Heliodor napisał(a):
Znalazłam w internecie coś, co miało być książką Dąbrowskiej, ale podejrzewam, że to jednak nie całość, bo ma 24 strony i nie ma tam takich informacji 😉 Dzięki, zdobędę zatem oryginał.
Monika napisał(a):
Szczerze powiedziawszy nie polecam diety Dr Dąbrowskiej o tej porze roku. Bardzo mocno wychładza organizm. Ja ją robiłam w sierpniu i po 10 dniach jej stosowania miałam problem z ogrzaniem się. Ale generalnie to fajna sprawa. Tylko trzeba pamiętać, że to jest silny detoks i objawy detoksu są jeszcze kilka tygodni po diecie.
Monika
Marlena napisał(a):
Problemy z odczuwaniem zimna na diecie Dr Dąbrowskiej nie powinny występować: jest tam mnóstwo ciepłych zup i duszonych na ciepło jarzyn, a nawet zakwas buraczany lekko się podgrzewa przed podaniem. Oczywiście są też i surówki w menu, a objawy detoksu można indywidualnie regulować właśnie poprzez proporcje dań gotowanych i surowych: gotowane dania wywołują leukocytozę przez co detoks (i jego objawy) spowalniamy, natomiast gdy chcemy go przyspieszyć to jemy więcej surówek. Ponadto dieta ta jest postem (post Daniela). Podczas postu organizm przechodzi na tzw. odżywianie wewnętrzne i tylko w takich warunkach pojawiają się objawy detoksu (zwane inaczej kryzysami ozdrowieńczymi). Jeśli pojawią się poza postem to raczej nie są to kryzysy ozdrowieńcze 😉
m. napisał(a):
Witam,
A gdzie Pani kupuję naturalne kosmetyki?
Pzdr,
Marcin
Marlena napisał(a):
Marcinie, część robię sama w domu (dezodorant, pasta do zębów), a część kupuję w Rossmannie (seria ALTERRA) lub online w drogeriach naturalnych.
Tomi napisał(a):
Szczoteczkę i pastę do zębów zawsze można zastąpić patyczkiem miswak. Gorąco polecam!
lady_witch napisał(a):
Witam:) od jakiegoś czasu staram się żyć i jeść zdrowo, ale to co znalazłam na tym blogu przerosło moje oczekiwania:) Dziękuję za super porady i ciągle czekam na więcej.
Pozdrawiam:)
Sylwia napisał(a):
Witaj Marleno, jestem pod wielkim wrazeniem Twojej strony, gratuluje serdecznie! Po przeczytaniu posta powyzej widze, jak wiele nas laczy i bardzo mnie to cieszy. Sama staram sie zarazac ludzi zdrowym zyciem, poszerzac ich wiedze na ten temat i pokazywac jak cudownie mozna zdrowo jesc. Dlatego tez zalozylam bloga z przepisami na zdrowe i pyszne potrawy. Moj tata jezdzi od kilku lat do osrodkow dr Dabrowskiej, wiec znam ten temat rowniez. Pozdrawiam Cie goraco, bede czytac Twoje wspaniale posty, zycze duzo zdrowia:-) Sylwia
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Sylwio, że odwiedziłaś moją witrynę i pozdrawiam Ciebie i Tatę serdecznie 🙂
Artur napisał(a):
REWELACYJNY BLOG !!!
Jeden z najlepszych w tej dziedzinie.
Dziękuję Marleno i serdecznie pozdrawiam.
Artur
Marlena napisał(a):
Bardzo dziękuję, Arturze i pozdrawiam serdecznie wzajemnie!
Kasia napisał(a):
Ah jak ja sie ciesze, ze tutaj trafilam! Rowniez jestem pasjonatka zdrowego stylu zycia i namietnie szukam materialow, ktore podsuna mi tryliard pomyslow jak zyc zdrowo. Mieszkam w UK, i jak dotad wszystkie informacje czerpalam z tutejszych ksiazek, blogow, czasopism o zdrowiu, ba! nawet siegnelam po ksiazki ze Stanow! A tu taka niespodzianka! Miejsce, ktore zawsze chcialam odwiedzic. Dziekuje 🙂
Pozdrawiam goraco 🙂
Alleluja i do przodu!
Marlena napisał(a):
Cieszę się, że jesteś z nami, Kasiu! Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
Ania napisał(a):
Kasia prosze o kontakt. Mieszam w uk od niedawna i czasem bardzo potrzebowałabym pomocy np w nazewnictwie i namiarach na zakupy. Czy jest możliwe ze sie do mnie odezwiesz?
Ania
Marlena napisał(a):
Oczywiście, że tak 🙂 Około 150 artykułów na tej witrynie to materiały bezpłatne. Cała wiedza jaką przekazuję jest bezpłatna. Jest tylko kilka (konkretnie pięć na dzień dzisiejszy) materiałów płatnych i są to opracowania własne: poradniki oraz transkrypty lub tłumaczenia z języków obcych. Reszta wiedzy jest całkowicie za darmochę 🙂
ewelina27 napisał(a):
Kocham pania !! od dawna szukalam czegos takiego co pomoze mi wkoncu zmienic moje nawyki i nareszcie znalazlam:) pozdrawiam serdecznie i dziekuje
Marlena napisał(a):
Cieszę się, Ewelino, z Twojego postanowienia zmiany i też Cię kocham 🙂 Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie!
Joanna napisał(a):
Jeszcze nie wiem, jak odwdzięczę się swojej Koleżance z pracy, Ani, która poleciła mi tego bloga. 🙂 Bardzo bardzo Pani dziękujemy!! Nawet sobie Pani nie wyobraża, jak wiele zmieniła Pani w naszych życiu..
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Joanno, takie sygnały jak ten bardzo mnie podtrzymują na duchu i mobilizują do dalszej pracy nad blogiem 🙂 Dziękuję z całego serca i pozdrawiam gorąco!
Teresa napisał(a):
Pani Marleno, cieszę się, że dobrze się Pani czuje i dziękuję bardzo za wszystkie informację, które Pani publikuje, ale jak patrzę na Pani zdjęcie z 2013 roku to muszę napisać: jest Pani ZA CHUDA i nie wygląda z tym Pani zdrowo (przynajmniej na tym zdjęciu). Przydałoby się trochę więcej tłuszczów nasyconych w diecie 😉 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Mój organizm mówi mi kompletnie co innego. Tłuszczami nasyconymi nie gardzi bynajmniej (olej kokosowy głównie sobie upodobawszy w tym zakresie). Sam się reguluje odnośnie masy ciała. Pozwól, że zostanę wierna jego i tylko JEGO głosowi. A jak się komukolwiek gabaryty mojej zewnętrznej powłoki nie podobają – nic na to nie poradzę, jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził 😉
Sagana napisał(a):
Jesteś niesamowita! Cudny blog!!!
Dziękuję ślicznie, że nie muszę sama doszukiwać się ulepszania codzienności w fizyczności 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie i linkuję
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Sagana! Bardzo się cieszę, że jesteś z nami i pozdrawiam bardzo serdecznie wzajemnie 🙂
natka napisał(a):
Marleno! Wyglądasz świetnie – nie dałabym Ci więcej niż 26 lat, Twoja dieta naprawdę zdziałała cuda! Bardzo często do ciebie zaglądam i miałabym malutka sugestię: czy dałoby się umieścić na pasku bocznym wykaz tagów, żeby łatwiej można było znaleźć poszczególne artykuły?
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
Marlena napisał(a):
Dzięki, Natko! 🙂 Muszę pogadać z informatykiem opiekującym się witryną, bo sama nie dojdę jak te tagi się ustawia, techniczna noga ze mnie 😉
Wszystkiego najzdrowszego w Nowym Roku!
natka napisał(a):
Dzięki! Teraz o wiele łatwiej mi będzie dotrzeć do interesujących mnie artykułów!
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Magdo, to drugie było pstrykane przez męża srajfonem, ups, to znaczy Iphonem i taka jakość wyszła dlatego. 😉 Jak tylko zrobię dobrym aparatem to wstawię.
Ewcia napisał(a):
Pani Marleno dziękuję bardzo za to, że Pani jest!
Za osobistą, wyczerpującą odpowiedź na mój adres mailowy :*
I za Pani blog, który jest moim ulubionym blogiem!
Za Pani humor pokrewny mojemu – działa Pani na mnie jak różowe okulary- żyć się znowu chce! Zamierzam mimo autoagresywnych przeciwciał gnieżdżących się w moim ciele dołączyć do „przewlekle zdrowych”. Czy to możliwe w wieku 55 lat? Myślę, że tak- po zrzuceniu 12kg na poście Daniela mój mąż mówi o mnie „lasunia”, więc wszystko jest możliwe 🙂
Marlena napisał(a):
Ewo, rzeczy niemożliwe dzieją się tylko w naszej głowie, w rzeczywistości ich nie ma 😉 Mój małżonek gdy stwierdził, że się „wylaszczyłam” (haha) to następny post Daniela już ze mną razem przechodził i brzusio odwieczne zgubił. Zagustował też raptem w sokach i kiszonej kapuście. Dobrze mu tak 🙂
Ewcia napisał(a):
Mój także zmienił jadłospis i również brzuszek mu się „wciągnął”. Ale on w ogóle jest młodszy ode mnie o 10 lat i nadal jest „ciachem” 🙂 Tyle, że mięcho i piwo strasznie kocha! Ale pracujemy nad tym! 🙂
Marlena napisał(a):
Nie, nigdy nie byłam na tej witrynie, przejrzę w wolnej chwili, dzięki za linka!
Paulina napisał(a):
Pamiętajcie, że Pani Marlena nie ma wykształcenia związanego ze zdrowiem i żywieniem. Trzeba bardzo rozważnie podejść do zamieszczonych artykułów, bo wysnute wnioski są podparte badaniami przeprowadzonymi na dużej próbie ludzi i nie wiadomo jakie konsekwencje na ludzkim zdrowiu mogą się pojawić w przyszłości.
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak – nie udzielam porad lekarskich, nie prowadzę gabinetu, nie jestem lekarzem i nie zajmuję się chorobami.
Marta napisał(a):
Niemniej ja ufam pani Marlenie o wiele bardziej niż jakiemukolwiek lekarzowi u którego byłam. Lekarze kiedy pytam co i czemu mi przepisują (np. czemu antybiotyk po stwierdzeniu wirusowego zapalenia) mówią mi, że jestem wścibska. Dla mnie ta strona i te rady są niezwykle cenne 🙂 A większość lekarzy nie jest niestety odpowiednio wykształconych (bo kto z nich tak naprawdę cały czas szuka i się doucza) i nie wiedzą zbyt wiele czego naprawdę potrzeba do przywrócenia zdrowia. Oczywiście są na pewno wyjątki, ale ja takich nie spotkałam jeszcze.
Marlena napisał(a):
Moniko, nie dalej jak 2 dni temu ktoś poruszył ten temat. Pozwól, że odpowiem Ci to samo, bo nic innego nie mam do dodania: to jest mój blog i opowiadam w nim MOJĄ drogę do zdrowia. Reszta rodziny nie była od początku ze mną na tej drodze i nigdy też nie pisałam, że są chodzącymi ideałami. Nikt z nas nie jest idealny. Ja już swoją robotę wykonałam nad sobą (choć też jest jeszcze to i owo do zrobienia, bo jak jest dobrze to niby czemu nie miałoby być jeszcze lepiej?), a oni są cały czas w trakcie tej pracy, bo tu się nic z dnia na dzień nie stanie, myśmy niestety przez całe lata całą rodziną prowadzili tryb życia „tradycyjny” czyli niezdrowy i nigdy tego nie ukrywałam.
Ja nikogo zresztą nigdy nie zmuszam, nie zmuszałam ani zmuszać nie będę na siłę czy też stosować w domu terroru, że każdy musi jeść to co ja, w takiej formie jak ja (ja preferuję żywienie w większości na surowo, reszta woli więcej gotowanego), w godzinach takich jak ja i w ogóle tak jak ja sobie tego życzę lub narzucam, bo to nie o to chodzi. Daję przykład, rozmawiamy, pytam się czy zjedzą ze mną to co szykuję, ale nie robię za policjanta. Niczego nie przyspieszam, nikogo nie popędzam. Wyszłam z założenia, że zamiast być policjantem, dyktatorem i despotą – będę inspiracją. I tak się faktycznie z czasem stało, chociaż jak to w wielu rodzinach bywa – nie stało się to ani bezboleśnie ani szybko. Aczkolwiek za sukces można niewątpliwie uznać fakt, że mąż dzięki wprowadzonym zmianom z wagi 130 kg zszedł na 95, zamiast nosić trudny do zdobycia rozmiar 5XL kupuje XL bo już się w niego mieści, pozbył się już części swoich związanych z poprzednim stylem życia dolegliwości (nad pozostałymi nadal pracuje), młody też zgubił 7,5 kg (niestety nie mogę w jego wieku poddać go postowi Daniela ani żadnej restrykcyjnej diecie) i przestaliśmy WSZYSCY chorować. Nie chorujemy już na nic. A jeszcze tylko żeby pokochał bardziej aktywność fizyczną jeden z drugim, to by było w ogóle git – niestety moi panowie najczęściej wolą gry, lektury, kino, majsterkowanie i inne zajęcia (np. miłość do piwa w przypadku męża) przy których lub od których ciężko jest szybko schudnąć 🙁 Bardzo wiele już zrobili (razem zrobiliśmy!), ale jeszcze jest sporo pracy do wykonania, kilogramów do zrzucenia i nawyków do zmienienia. Jak to w życiu i każdy idzie swoim tempem. Każdy z nas jest inny i niepowtarzalny.
Natomiast co do lekcji gotowania po indyjsku to owszem, w tej kuchni (smacznej, ale podobnie jak nasza polska kuchnia niezbyt zdrowej) jest mnóstwo obrzydliwych smażenin (szczególnie deep fried, na głębokim tłuszczu), wszystko ocieka tłuszczem (tradycyjne ghee oczywiście, choć w wersji nowoczesnej zastąpione „olejem roślinnym”), a desery są z reguły przerażająco słodkie, aż do zemdlenia. Wiele przepisów mąż czerpie od swojej mamy. Moja teściowa zapadła na cukrzycę, a teść przeżył nowotwór (na szczęście niezłośliwy). To są właśnie efekty tego, że człowiek całe życie futruje się taką ukochaną tradycyjną kuchnią. Mój mąż to w pewnym momencie zrozumiał, dotarło to do niego i pomimo tego, że lekcje gotowania wymagają przyrządzenia tych potraw, to nie żywi się on nimi dzień w dzień. Raz na jakiś czas ugotuje coś po swojemu, a w pozostałych przypadkach zje to, co przygotuję ja (sałatki, zupy, dania z warzyw, koktajle, soki i rzecz jasna moje witariańskie desery, które są fenomenalne). Nie jada też mięsa, choć musiał je przyrządzić aby pokazać jak to się robi (danie mięsne zjedli z przyjemnością zaproszeni na indyjską wyżerkę znajomi), nie używamy cukru choć musiał go kupić aby pokazać jak się robi laddu (niestety nie wychodzą na tym czego używamy w domu czyli na ksylitolu ani na erytrytolu: próby spełzły na niczym, trzeba było przemóc lenistwo i pofatygować się do sklepu jednak po cukier), musiał też kupić białą mąkę by pokazać jak się robi naan, w maminym przepisie był „olej roślinny” to poszedł i kupił kujawski czy inny tam rzepakowy, bo my normalnie takich rzeczy nie trzymamy w domu, a kokosowy, oliwa i lniany się nie nadawały. Miał być „roślinny”. Czyli żółty, płynny, taki jaki u nich się używało całe życie w domu. No i był. Jakiś tam „roślinny”. Ja się nie wtrącam, bo przepis jest święty, wieje tradycją i maminą kuchnią, więc i tak nic nie wskóram sugerując „zdrowsze” zmiany w recepturze (nigdy mi się to nie udało i zaprzestałam dalszych prób sugestii).
Reasumując: ja jestem pasjonatką i krzewicielem zdrowego żywienia, a on entuzjastą i popularyzatorem swojej narodowej kuchni, który już się jednak zdołał przekonać, że warto choćby dodać do swojego mało zdrowego tradycyjnego posiłku przynajmniej porządną porcję surówki czy zielonej sałaty, czego u nich w domu się nie praktykowało, więc na początku gdy mu proponowałam to się krzywił i odmawiał („bo do tego dania nie podaje się u nas sałaty”), ale za którymś razem przyjął propozycję i teraz już nie widzi w tym problemu, sam nawet bierze, bo… już weszło w nawyk. 😉
I niech tak dalej zostanie, niech każdy robi to co lubi nie wchodząc drugiemu w drogę ani nie narzucając nic nikomu przemocą czy na siłę. Delikatnym prowadzeniem, miłością i inspirowaniem można osiągnąć więcej (i na pewno rezultaty będą trwalsze) niż używając rozwiązań siłowych (złości, agresji, despotycznego narzucania innym swojej woli itp.). Do każdej zmiany każdy z nas musi bowiem dojrzeć sam i tej lekcji nikt za nas nie odrobi.
Diana napisał(a):
Dziękuję za inspirację 🙂
pomogła mi Pani zacząć zdrowiej żyć 🙂
Marlena napisał(a):
Cieszę się, Diano 🙂 Tak trzymaj!
Judyta napisał(a):
Witam, od dłuższego czasu interesuję się zdrowym stylem życia, przeczytałam już sporo książek i odwiedziłam wiele blogów, ale jakoś do tej pory kończyło się to jedynie na teorii bez praktyki. Trafiłam na Pani bloga poszukując informacji na temat siemienia i pomyślałam sobie, że to tylko kolejny blog o zdrowym odżywianiu, pewnie nie dowiem się niczego nowego i już miałam wyłączyć stronę, ale dzięki Bogu coś przykuło moją uwagę i tak już tu zostałam na stałe. Po przeczytaniu „Cukrowego Detoksu” nie jem już słodyczy od tygodnia, niby krótko, ale dla mnie to już wielki sukces i czuję, że tak już zostanie. Daje mi Pani motywację do działania i wykorzystywania teorii w praktyce. Dziękuję! 🙂
Marlena napisał(a):
Judyto, wylewasz miód na moje serce! 🙂 Bardzo się cieszę, gratuluję sukcesu w pokonaniu cukrowego nałogu i tak trzymać. Dziękuję Ci za pozostawienie tego wspaniałego i niezmiernie krzepiącego komentarza. Pozdrawiam gorąco! 🙂
Lodzia napisał(a):
Bardzo dziękuję za możliwość korzystania z tak rozległej wiedzy, uczymy się całe życie, żyjemy w czasach reklam i manipulacji i większość ludzi jest zagubiona.Popieram zdrowy tryb życia i dzięki tej stronie mogę przekazać te informacje ludziom , którzy nie mają komputerów .Dużo jest prawdy w tym co czytam. Opisane sposoby na zdrowe i szczęśliwe życie też stosuję i dlatego dziękuję w imieniu wszystkich potrzebujących za to, że jesteś.
Luna napisał(a):
Trafiłam na stronę kupując magnez na aukcji, podobne poglądy na życie stosuję od ponad 10 lat, cieszą się, że komuś chce się o tym pisać! Pozdrawiam
Fasolka napisał(a):
Rewelacyjny blog, choc jak na razie przeczytalam artykul na temat szczepien. Czuje sie, jakby ktos w koncu ujal w slowach, czego do tej pory nie potrafilam moze sama wyrazic:) niesamowita jest ludzka ignorancja i bral krytycznego spojrzenia na rozne rzeczy, skoro wszyscy tak robia to musi to byc dobre/zdrowe. Na pewno bede sledzic! Moze nawet cos podesle to poczytania:)
kaszana napisał(a):
Ja tez dziekuje inspiruje mnie ten blog i te zdjecia jest pani niesamowita Tez zaczelam powoli sie inaczej odzywiac ,nic nie wyczytalam na temat jajek i sledzi ,sledzie maja omega wiec chyba troche mozna ale co z jajkami? dezodorant magnezowy juz uzywam od sierpnia zeszlego roku myslalam o poscie ale wszedzie pisze ze przy nadczynnosci tarczycy nie mozna ,jestem po operacji i hormony zostana ze mna do konca zycia ,a jak to przy tabletkach raz nadczynnosc raz niedoczynnosc.Zagladam tez na zielony zagonek, bardzo fajne receptury na kremy i tym podobne polecam wszystko tylko naturalne tak jak u Pani zadnej chemi . Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ciężko dostać śledzie w których nie ma konserwanta bensoesanu sodu albo poprawiacza smaku glutaminianu sodu albo cukru. Nie wiem jaki idiota ładuje do śledzi cukier i po kiego grzyba doprawiać śledzie glutaminianem. Ale znalezienie w przeciętnym markecie śledzi o składzie Śledź + sól graniczy z cudem. Jajka osobiście jadam okazjonalnie jak dostanę te prawdziwe: od kur wiejskich. Co do nadczynności to dr Dąbrowska poleca pełnowartościowe zdrowe żywienie oparte na produktach głównie roślinnych jako etap I. Potem post. Nie odwrotnie. I jeszcze teraz czytam o witaminie D – okazuje się, że zarówno niedoczynność jak i nadczynność charakteryzują się niskimi poziomami wit. D. Warto się tym zainteresować bliżej moim zdaniem.
Ella napisał(a):
Zdecydowanie warto wgłębić się w wit D3. Praktycznie wszyscy mamy dramatyczne niedobory. Będąc w całkowitej ekspozycji słonecznej, nad wodą, produkujemy 23 000 jednostek. A nam i to rzadko aplikuje się max 800 j.u. Na łamach amerykańskich wyczytałam, ze razem z wit D3 powinnyśmy zażywać wit K.
Ella napisał(a):
Dzień dobry,
Fantastycznie, że jest takie miejsce. Chylę czoła dla wiedzy p. Marleny. Kocham uczyć się od innych i bardzo chętnie korzystać będę z wiedzy na łamach tej strony.
Przeszłam podobną drogę a to za sprawą ciężkiej choroby mojej córki. Córka chorowała od 14 roku życia i do 20. roku życia pętaliśmy się po bezradnej medycynie konwencjonalnej. Gdybym w porę nie zainterweniowała, nie odeszła od medycyny konwencjonalnej, kurczowo jej trzymała, gdybym zawierzyła lekarzom….nawet nie chcę myśleć co by było…Dzięki gruntownemu, wtedy (2007) bardzo agresywnemu oczyszczaniu organizmu metodami naturalnymi (bez chemii, nieinwazyjnymi) + przeprogramowaniu diety, moja córka jest zdrową wspaniałą dorosłą osobą! A moją pasją stało się oczyszczanie organizmu. Pracowałam i pracuję w całkiem odległej od medycyny dziedzinie ale pasją stało się coś innego.Teraz pomagam nie tylko rodzinie i przyjaciołom ale i obcym osobom. Od tamtego czasu wgłębiam się w różne metody oczyszczania organizmu i muszę powiedzieć, ze świat medycyny alternatywnej, niekonwencjonalnej, komplementarnej nieprawdopodobnie leci do przodu. Ostatni głęboko siedzę w fizyce kwantowej 🙂 Nasz organizm jest najlepszym lekarzem dla nas samych! To nasz własny organizm wie jak leczyć, tylko musi mieć ku temu dobre warunki wtedy włącza tryb samoleczenia i regeneruje organizm (np. nasze komórki same zaczynają produkować GSH i gruntownie oczyszczać z metali ciężkich). Wcale nie musimy sięgać po środki chemiczne by wyleczyć ciało! Chemia, stres, wszelkiego rodzaju toksyny (wewnętrzne i zewnętrze) odkładają się w kościach, mięśniach, blokują przepływ elektryczny w ciele, zatrzymują komunikację międzykomórkową, która odpowiedzialna jest w 50% za nasze zdrowie, to wszystko powoduje, że do zachorowania jest już bardzo blisko, a po niedługim czasie, do wejścia w tryb chroniczny choroby.
Pozdrawiam serdecznie,
Ella
Marlena napisał(a):
Ella, dokładnie jest tak jak piszesz. Natura nas wyposażyła we wszystko co nam do szczęścia, zdrowia i długowieczności potrzebne. Włącznie ze zdolnością do autoregeneracji. Gdy tylko czuję, że „spadają mi osiągi” włączam tryb oczyszczania (post) i regeneracji (naturalna dieta) wszystkich układów systemu i szybko wracam do pełni witalności. A radzenia sobie ze stresem powinni nauczać w szkołach od małego, ponieważ głównym winowajcą jest nasz gadatliwy umysł nadający swój program. Nauczenie się jak „zmienić kanał” jest proste jak nauczenie się prowadzenia samochodu lub gry na gitarze. Tylko że nikt tego nie uczy, nie ma takiego przedmiotu w szkołach 😉
Pozdrawiam serdecznie wzajemnie! 🙂
Kamila napisał(a):
Witam Pani Marleno. Przeszlam post daniela tzn. wytrzymalam 2 tygodnie ale i tak jestem z tego wyniku zadowolona. Napewno nie jest to moje ostatnie zdanie w tej kwesti bo po urlopie planuje powtorzyc i wytrzymac dluzej. Schudlam 5 kg. I bardzo sie z tego ciesze ale co nie cieszy to wyglad mojej skory i brzucha. Strasznie uwidocznil sie celulit a moj brzuch z duzego i spiczastego zamienil sie w brzydkiego flaka. Pomocy co robic juz chyba bardziej mi sie podobal sprzed diety. Czy on juz taki zostanie? Co jesc zeby zamienic resztki tego tluszczu w miesnie? Na sport nie mam szans przy 1,5 rocznym dziecku. Duzo bialka jest w miesie a ja jestem na zdrowym odzywianiu gdzie tego miesa nie ma. Tak poza tym czuje sie swetnie, mam lepszy nastroj choc pierwszy tydzien byl dla mnie okropnie meczacy. Straszne bole glowy, w ogole spadek formy. Ciezko jest jesc tak ograniczana liste produktow. Ale warto bo to naprawde leczy nie tylko cialo ale ducha. Pozdrawiam cieplo i czekam na odp.
Marlena napisał(a):
Kamilo, niestety nie ma pokarmu, który zamieniłby tłuszcz w mięśnie. Niestety trzeba ruszyć tyłeczek 🙂
Karo napisał(a):
Pani Marleno, a jak to jest z tą wodą z cytryną rano? Czy nie jest to kolejny „zakwaszacz”? Bardzo imponuje mi to co Pani pisze o równowadze kwasowo – zasadowej, mnie również interesuje ta dziedzina. Ale ja zaczynam dzień od kawy, gotowanej, ze słuszną szczyptą imbiru i osłodzonej miodem. Cudownie rozbudza układ trawienny.
Marlena napisał(a):
Nie, woda z cytryną do odkwaszacz: cytryna bowiem oprócz kwasów organicznych zawiera bardzo wiele zasadotwórczych pierwiastków. Kawa natomiast te pierwiastki wypłukuje. Woda z cytryną również pobudza wspaniale układ trawienny, ale nie ma na nas szkodliwego wpływu jak kawa. Nie sposób też się od niej uzależnić, ponieważ w przeciwieństwie do kawy nie zawiera żadnych neurotoksyn. Też kiedyś piłam „jak wszyscy” rano kawę, teraz pijam wodę z cytryną 🙂
Magdalena napisał(a):
Marlenko, podaj proszę jeśli możesz źródła o wypłukiwaniu Magnezu z organizmu..Chciałabym przesłać dalej, ponieważ temat ten budzi kontrowersje 🙂
Ania napisał(a):
Witam Pani Marleno. Przeszlam post Daniela 6 tygodni – skonczylam go 5 maja. Zdecydowalam sie na niego ze wzgledu na problemy z tarczyca – podejrzenia Haszimoto. Wyniki glodowki-zaczely odrastac mi brwi ( po regulacji brwi nie chcialy mi odrasnac), wlosy na nogach zaczely odrastac szybciej,spadlo mi Anty – TPO, ladniejsza cera, wlosy zaczely wychodzic, ale i rosnac nowe zaczely, rece mam czesciej cieple. W ostatnim 6 tygodniu zaczely mnie bolec kosci- popularnie zaczely mnie rwac nogi. Po zakonczeniu glodowki zmartwilam sie stawami ( 2 male palxce u rak mialam odkad pamietam wykrecone z wiekszymi stawami, ale jakos nigdy nie powiazalam tego z powazna choroba), ze zaczely bardziej dawac sie we znaki. Zrobilam sobie kuracje cytrynowa Tombaka na stawy. Jeden palec mi sie wyprostowal ale kostka dalej pokrecona- penie to polaczenie glodowki i kuracji tombaka. Drugi bez zmian. Czy mozliwe jest ze organizm sie jeszcze oczyszca po 1.5 mca i ze powoduje to bol stawow i miesni? Nie wiem co myslec, a choroby reumatyczne nie naleza do przyjemnosci. Nie wiem czy to przypadek, ze teraz wyszlo? W badaniu biorezonansem 12-05-2014 roku bylo podarznienie stawow, a miesiac pozniej ( czyli tydzien temu) juz ostry stan zapalny. Bolalo i rwalo mnie, ale nie az tak zeby brac srodki przciwbolowe. I nie wiem czy to jeszcze efekt czyszczenia czy nie. Co Pani o tym sadzi?
Marlena napisał(a):
Aniu, jeśli pamiętasz z wykładu dr Dąbrowskiej, system immunologiczny „widzi” układ kostny i zabiera się do jego naprawy dopiero od czwartego tygodnia postu mniej więcej. Być może zaczął naprawę ale nie skończył jej i dlatego się posypało? Dr Abram Hoffer z kolei wskazuje, że zmiany w stawach spowodowane są m.in. wieloletnimi niedoborami witamin i minerałów. Zalecał pacjentom 4-5 razy dziennie po 250 mg niacyny, 250 mg witaminy C, 50 mg witaminy B6 oraz 10 mg cynku (np. w postaci siarczanu cynku).
Barbara Fit napisał(a):
Rewelacyjny blog! Fachowe wiadomości, własne doświadczenie, duża wiedza, jestem zachwycona. Po takich samych doświadczeniach w młodości, zachorowałam na neurologiczną chorobę, która zwaliła mnie z nóg. Od razu przeszłam na wegetariańską dietę, leczę się głównie lekami homeopatycznymi ( musiałam się też tego nauczyć). Wyszłam z paraliżu, poważnych problemów ze wzrokiem i wróciłam do pracy.Po drodze wychowałam dwóch synów, którzy już mają własne rodziny. Przesyłam im też wszystkie mądre wiadomości na temat odżywiania i zdrowego życia. Czy mogę także podać linki do Twojej Akademii Marleno? I jeszcze chciałabym zamówić lewoskrętną witaminę C. :))
Marlena napisał(a):
Witaj, Barbaro! Oczywiście, że możesz podawać linki 🙂 Witaminę C (sprawdzoną osobiście, czyli taką jakiej ja sama używam) można zamówić w sklepiku Akademii: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/kwas-l-askorbinowy-czda-1-kg-witamina-c
Hanka napisał(a):
Po prostu „jaja” mi urwało !!!! Szczękę jeszcze składam 🙂 Strona cudo !
krystyna napisał(a):
Mam prosbę Marlenko. Czy pozwolisz mi umiescic na moim blogu Twoją inspirującą historię?
Najbardziej mobilizują osobiste historie, a Twoja jest szczera, autentyczna, i najważniesze – pokazałas, że wszystko można osiągnąc jesli się naprawdę chce.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Tak, Krystyno – jak najbardziej 🙂
Annes napisał(a):
Droga Marleno.
Trafiłam na Twój blog , dzięki nowo poznanej koleżance. Jestem na tzw zakręcie życiowym , straciłam prace , bardzo przytyłam , dopadły choroby . Ale się nie poddaje , szukam rozwiązań tego impasu. Jak znak od Boga słucham wykładu dr Dąbrowskiej , zakupiłam chlorek magnezu CZDA i wodę destylowaną na oliwkę magnezową, przymierzam się do zrobienia octu jabłkowego . Mam nadzieje że to właśnie ta droga którą mam podążać i te zmiany które są mi potrzebne żeby cieszyć się życiem . Proszę trzymać za mnie kciuki 🙂
Marlena napisał(a):
Annes, nawet nie miej wątpliwości, że wszystko co się nam przydarza jest dla nas wspaniałe, a szczególnie wspaniałe są te sytuacje i wydarzenia, które są (na pierwszy rzut oka) te tak zwane „niemiłe” (choroba, utrata pracy itp.) – to one nas wzbogacają, to one dają nam do myślenia i to one potrafią prawdziwie zmieniać nasze życie (czego marazm, rutyna i „życie na automatycznym pilocie” niestety uczynić nie potrafi za żadne skarby). Specjalnie dla Ciebie dedykuję ten oto pełen piękna wiersz (Paulo Coelho „Dziękuję”):
„Dziękuję wszystkim, którzy śmiali się z moich marzeń.
Uskrzydliliście moją fantazję.
Dziękuję wszystkim, którzy chcieli mnie podporządkować
własnym schematom. Dzięki wam poznałam wartość wolności.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie okłamali.
Pokazaliście mi ile siły jest w prawdzie.
Dziękuję wszystkim, którzy nie uwierzyli we mnie.
Umotywowaliście mnie do przenoszenia gór.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie już przekreślili.
Obudziliście we mnie odwagę. Umocniliście we mnie upór.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie opuścili.
Ofiarowaliście mi przestrzeń dla nowego.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie zdradzili i wykorzystali.
Wyzwoliliście we mnie czujność. Sprawiliście, że wydoroślałam.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie zranili.
Nauczyliście mnie rosnąć w bólu.
Dziękuję wszystkim, którzy zakłócili mój pokój.
Umocniliście mnie w walce o niego.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie ogłupiali.
Rozjaśniliście mi mój własny punkt widzenia.
Przede wszystkim dziękuję tym, którzy mnie kochają taką, jaka jestem.
Dajecie mi siłę do życia.
Dziękuję.”
Mam nadzieję, że Ci się podoba 🙂 Pamiętaj, Annes – jesteś cudem, wspaniałym cudeńkiem. Czy to „chora”, czy to „z nadwagą”, czy to „bezrobotna” (pamiętaj – to tylko etykietki, nie mają nic wspólnego z prawdziwą Tobą) – jesteś wielkim jednym wspaniałym cudem. Bo życiem jest cudem, a Ty jesteś życiem 🙂 Jestem pewna, że wszystko co zamierzasz uda Ci się. Życie jest nam dane po to właśnie, aby się nim cieszyć! Dziękuję, że jesteś z nami 🙂
Annes napisał(a):
Dziekuję ……………………………..
L napisał(a):
hahahaha no nie! dopiero teraz tu zajrzalam! jestem w szoku 😀 bo, nie wiem czemu, ale zawsze (sledze Pani bloga chyba od ok. 2 lat) wyobrazalam sobie, ze ma Pani ok. 25-30 lat 🙂 2008-2013: niesamowita przemiana… i wspaniale Pani wyglada teraz!!! serdeczne pozdrowienia od stalej czytelniczki 🙂 jest pani N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-A. czekam (czekamy) na wydanie ksiazki!!!
Kama napisał(a):
Witam Pani Marleno :). Zajrzałam do Pani już wczoraj i dzisiaj również korzystam z okazji i czytam :).
Pani Marleno, od kiedy mamy córcię zwracam uwagę na jedzenie i bardzo mi się podoba to, co pisze Pani u siebie nt. roli jelit, jaką odgrywają w odporności – tak mało ludzi zdaje sobie sprawę, że rzecz tak łatwo dostępna jak kapusta kiszona może tak dobrze na nas wpłynąć :). To jest – spośród wielu oczywiście – ta najbardziej pozytywna rzecz chyba, którą każdy powinien wiedzieć, a którą można u Pani znaleźć.
Ale o co chciałam dzisiaj zapytać – jestem potwornie szczupłą osobą. Mam 162 cm wzrostu i ważę 45 kg i chociaż odżywiam się normalnie, tzn. nie stosuję żadnych diet, to jest mi bardzo ciężko przytyć. To „nie stosuję diet”, nie znaczy, że jem „śmieci”, bo wszystko, co gotuję robię od podstaw sama, jemu warzywa, owoce, dużo kasz, ale i chleb i mięso (jeszcze :)). Myślę, że to geny, szybko metabolizm – mój ojciec jest również bardzo szczupły, tragicznie wręcz, a też się nie odchudza.
Chciałabym zrezygonować stopniowo z potraw gotowanych na rzecz surowych warzyw i owoców, ale boję się, że będę chudnąć, bo o to u mnie okropnie łatwo.
Miałaby Pani jakieś wskazówki? Z góry bardzo dziękuję, mało jest informacji na ten temat, gdyż większość ludzi ma akurat odwrotny problem.
Pozdrawiam serdecznie i życzę pięknego dnia 🙂
Bardzo chciałabym
Marlena napisał(a):
Myślę, że powinnaś przyjrzeć się również swojemu przyswajaniu. Ludzie z niedowagą niby jedzą normalnie ale… nie przyswajają. Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/nie-jestes-tym-co-jesz-lecz-tym-co-przyswajasz/
Karol napisał(a):
Moja mama ma 50 lat, jest troszkę od Pani tęższa i choruje m.in. na cukrzycę, ale wygląda o wiele młodziej niż Pani…
Marlena napisał(a):
Zewnętrzny wygląd to jedno, a metaboliczny wiek tkanek i wszystkich układów to drugie. Cieszę się, że Twoja mama młodo wygląda. Mimo wszystko wolę tryskać zdrowiem, być szczuplejsza niż tęga i na nic nie chorować, a już najmniej na cukrzycę 😉
elia napisał(a):
Odrobinę taktu człowieku. Wstyd mi za Ciebie:(
Roman napisał(a):
Witaj Marlena.Zacząłem używanie doustne chlorku magnezu ,i mam pytanie.Czy podczas takiej suplementacji magnezem może dojść do częstszego oddawania moczu,bo mnie się wydaje ,że takie zjawisko zaobserwowałem u siebie.Miałem także pajączki na piszczelach i o dziwo wiele z nich już nie ma<po smarowaniu oliwą magnezową.
Marlena napisał(a):
Romanie, związki magnezu jak chlorek czy siarczan wiążą wodę w jelitach, przez co mogą spowodować luźne stolce. Natomiast czy działają moczopędnie tego nie wiem.
Yaniii napisał(a):
Witam , trafiłem tu przypadkiem ale juz poleciłem strone znajomej . Nie jestem całkiem zielony bo pięć lat temu zmieniłem sposób odżywiania. Poczytałem sobie troche i widzę że jak zawsze prawda leży posrodku. Jest Pani troszke na granicy fanatyzmu i nieomylności a przecież jesteśmy rózni i nie mozna kazdemu z uporem maniaka wciskać tych samych teori w dodatku nie swoich. ja swojej drogi szukałem około dwóch lat i najbardziej odpowiada mi „dieta” wg grupy krwi. Jestem około 90% na surowym jedzeniu i zyję hi ale muszę mieć mięso i czasem goś gotowanego bo do cięzszej pracy siły z sałaty nie mam niestety.
Jako facet powiem że kobieta na pierwszym zdjęciu gdyby sie troszkę odchudziła i uśmiechała to ją podrywam , drugie zdjęcie tragedia dla mnie i proszę mi nie tłumaczyć o witalności bo to nie jest naturalny wygląd. Oprócz tabelek i norm trzeba trochę zdrowego rozsądku . Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Yaniii bardzo Ci dziękuję, ale tak się składa, że jestem bardzo szczęśliwą mężatką, więc nie masz u mnie żadnych szans ani teraz ani w ogóle nigdy – sorry! 😉
Nigdzie nie napisałam że bezwzględnie należy jeść 100% na surowo albo że nie można jeść niczego gotowanego czy też nie wolno tykać „mięsa”. Ja nie tykam ale to nie znaczy, że inni mają robić to co ja. Jeśli komuś jedzenie trupa służy – niech je. To jest mój blog, więc przedstawiam na moim blogu moją osobistą historię, moje osobiste przemyślenia i zawsze zachęcam do własnych poszukiwań, biorąc również pod uwagę to, co nam mówią zarówno badania naukowe jak i lekarze praktycy.
Z tego co mi wiadomo pan d’Adamo, twórca diety zgodnej z grupą krwi nie przedstawił do tej pory żadnych badań na poparcie swojej teorii (aczkolwiek pasjonującej, lecz jedynie teorii), choć od lat się odgraża, że lada moment je ujawni. Ja nadal czekam 🙂 Jak do tej pory jego zalecenia przynajmniej w stosunku do mnie osobiście są jakby warte funta kłaków (np. niektórych produktów „wskazanych” nie jadam zaś niektóre produkty „niewskazane” bardzo mi służą, nie mam też na nie żadnej nietolerancji pokarmowej, choć w/g d’Adamo powinnam ich unikać jak diabeł święconej wody, a jeść te pierwsze).
Odnośnie „muszę mieć mięso” w związku z siłami do ciężkiej pracy, to warto zapoznać się z postacią tego pana: https://pl.wikipedia.org/wiki/Scott_Jurek, który jest ultramaratończykiem (przebiegnięcie 267 km to chyba wystarczająco „ciężka praca”, jak sądzisz?) i jest absolutnym mistrzem w tym co robi, pomimo iż „mięsa” do swojego wnętrza nie uważa za stosowne wsadzać już od ładnych kilkunastu lat. Ja też nie wiedziałabym kiedyś jak on robi, a dzisiaj już wiem. 🙂
Yaniii napisał(a):
Mimo że jestem bez szans to zostanę trochę…. może zle sie wyraziłem z moim sposobem odżywiania. Więc jeszcze raz od poczatku , po spędzeniu kilku ładnych wieczorów i przeczytaniu dużej ilości rewelacji , poddałem to wszystko mojemu zdrowemu rozsądkowi. Pewne sprawy sie u mnie sprawdziły inne nie i drogą eliminacji doszedłem do tego co jest dla mnie dobre choć cały czas to modyfikuje. jestem roślinożerca i to u mnie działa, moja żona jest mięsożercą i mimo że chciała iść moim sladem , wylądowała w łózku po dwóch dniach . Nie wklejaj mi zadnych linków mówiących ze to niemożliwe bo to już sprawdzilismy. Dlatego piszę że jesteśmy inni, co potwierdzają ludzie w wielu komentarzach które torpedujesz wklejając im linki jak mnie.
Jestem pełen uznania dla tego co robisz tylko pozwól ludziom mieć też własne zdanie bo nie tylko Ty jesz zdrowo. Staram sie korzystać z wszystkich mądrości dopasowując je do siebie i nie trzymam sie jednego „nawiedzonego”, przy okazji pytanie skąd wiesz że faktycznie uruchomiłaś proces samonaprawy organizmu podczas głodówki czy jak wolisz postu? Przechodziłem 14-to dniową ale czy ja wiem…………………
Marlena napisał(a):
O tym czy procesy samoregeneracji i oczyszczania mają miejsce dają nam znać tak zwane kryzysy ozdrowieńcze, o czym mówiła dr Dąbrowska na wykładzie https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/.
Po odstawieniu pokarmów mięsnych dosyć nieprzyjemnym objawem jest właśnie osłabienie, dlatego pierwsze co przychodzi nam na myśl to że „mięso daje siłę”. Wbrew pozorom tak nie jest, ale aby się o tym przekonać należy przejść nieco dalej niż ten pierwszy etap osłabienia. Jest to o tyle trudne, że pokarmy mięsne działają na ludzki organizm neurotoksycznie – mówiąc krótko są uzależniające, dokładnie tak jak słodycze, narkotyki, kofeina, papierosy czy alkohol.
Yaniii napisał(a):
To się dowiedziałem ……mam wrażenie że Twoja rola to podawanie sponsorowanych linków i wklejanie ogólników bo już kilka razy spotkałem podobną sytuachję w Twoich komentarzach . Czy Ty naprawdę cokolwiek robisz ? Bo jeśli tak to dlaczego nic konkretnego nigdy nie napiszesz z własnego doświadczenia? Tak normalnie po prostu ? Zawsze odpowiedz jest jakaś rozmyta ogólnikowa………..
Marlena napisał(a):
Zadałeś konkretne pytanie i otrzymałeś konkretną odpowiedź. Wczytaj się dobrze. Ze zrozumieniem.
Linki nie są sponsorowane, lecz są to linki do moich poprzednich artykułów, w których już dany temat poruszałam. Idea internetu opiera się na linkowaniu, jeśli Ci to nie odpowiada to w prawym górnym rogu Twojej przeglądarki znajdziesz taki mały czerwony krzyżyk. Naciśnij go aby poczuć ulgę i pozbyć się wszelkiej frustracji. Dziękuję za odwiedzenie mojej witryny! Życzę Ci przewlekłego zdrowia oraz osiągnięcia długowieczności przepełnionej radością życia, witalnością i jasnością umysłu.
Gosia napisał(a):
A ja Ci dziękuję Marlena, że jesteś i że piszesz a ja mogę to wszystko czytać i dzięki temu szukać sposobów na poprawę zdrowia własnego i moich najbliższych:)
Ewa napisał(a):
Dziekuję, Droga Marleno, za to że jesteś, za stworzenie tej strony:) Dowiedziałam się z niej takiego mnóstwa cennych informacji, że żadne podziękowania nie wystarczą:)
Karolina Radzikowska napisał(a):
PANI Marleno Dziękuje za wszystko ,jestem tu pierwszy raz. Będę polecać innym. Zdrowego Nowego Roku życzę
Marlena napisał(a):
Bardzo dziękuję, Tobie również wzajemnie bardzo serdecznie życzę wszystkiego najzdrowszego w Nowym 2015 Roku! 🙂
lena napisał(a):
Droga Marleno, czy posiadasz może jakieś informacje na temat soczewek kontaktowych? Czy mają one jakikolwiek wpływ na nasz organizm?
Marlena napisał(a):
Kiedyś nosiłam soczewki kontaktowe (na pierwszym zdjęciu mam soczewki, nie okulary), ale zrezygnowałam (co widać na drugim zdjęciu: wróciłam do okularów) – z uwagi na chemikalia zawarte w płynach do pielęgnacji soczewek.
AsiaBed napisał(a):
Witam, stronę znalazłam „przypadkiem”. Jestem pod ogromnym wrażeniem !!!
Ile tu wiedzy, ile włożonej pracy! Wielki szacunek i podziękowania za taką skarbnicę wiedzy.
Na pewno będę częstym gościem.
Pozdrawiam
Asia
dzinks napisał(a):
Witam,
jest szansa na artykuł o ciąży? Chodzi mi o stosowanie ziół i przypraw w ciąży, których unikać, które wskazane. Dziękuje z góry!
Marlena napisał(a):
Nie wiem, takich artykułów jest już trochę (poszukaj w Googlach), a ja wolę dostarczać moim użytkownikom treści unikalne 😉
Marek napisał(a):
Dzien dobry Pani , dzien dobry wszystkim ktorzy korzystaja z akademii ,
Moje komplementy jako witryna internetowa na ktora trafilem przypadkowo szukajac „wsciekle” przezrozne drogcenne nasionka , trawy , slowem wszystko co nadaje sie do wymiany w garnku z chemii na prawdziwe jedzenie i do tego stopnia zatopilem sie tu ze zrobil sie u mnie w komputerze nowy dzial : Zdrowa kuchnia Matki Natury.
Drugi komplement nalezy sie rowniez za tzw metamorfoze Pani aparycji ……..Z osoby gdzie nawet ze zdjecia widac z twarzy ze jest to osoba z wieloma mankamentami zdrowotnymi zrobila sie z Pani taka mala usmiechnieta „figlara” brawo 🙂 tak trzymac 🙂 …. smiech i pogoda ducha to zdrowie.Z Pani tekstu mozna wyczytac ze jest Pani rzadna wiedzy , dlatego podpowiem Pani , oraz wszystkim prosze zapoznac sie ( o ile jest Panstwu ta osoba nieznana ) z Panem Prof.dr. hab biologii Michalem Tombakiem , autor paru bardzo ciekawych ksiazek , Droga do zdrowia , Jak zyc dlugo i zdrowo , oraz w prawie na ukonczeniu Uleczyc nieuleczalne cz.1 i cz.2 …………………Publikacje ktore pasuja do akademii i osob czerpiacych tu wiedze wprost fenomenalnie …zapraszam do skorzystania ……..Pozdrawiam , Marek 🙂
ewelina napisał(a):
Witam serdecznie,
Na stronę trafiłam przypadkiem. No i niestety pochłonęła mnie całkowicie:) Wspaniała robota Pani Marleno!!! Przyjemność jest Panią poznać, choć niestety tylko wirtualnie…. śliczna uśmiechnięta z Pani Babka, a na pewno nie wygląda Pani na 48 lat – to chyba jakieś małe kłamstewko;) Pozdrawiam serdecznie
lal-ka napisał(a):
Prawie się poryczałam. Pani historia to moja historia!
Tylko, że ja wciąż nie dojrzałam do przebudzenia się choć mam 42 lata !
Czytam, chłonę wszystko i wierzę, że ja też mogę w końcu zmienić swoje złe nawyki !
Gratuluję przebudzenia !
Marlena napisał(a):
Dasz radę, dziewczyno!
Marta napisał(a):
Strona jest cudowna, skarbnica wiedzy … Od kilku miesięcy odchudzam się i miesiąc temu przypadkiem trafiłam na Pani stronę w poszukiwaniu informacji o zdrowym żywieniu. Zamówiłam też transkrypt wykładu Pani Doktor Dąbrowskiej na temat Postu Daniela, który tak bardzo mnie zainteresował, że postanowiłam przetestować go na sobie.
Od 16 roku życia tj. od 20 lat borykam się z egzemą na rękach. Początkowo był to tylko jeden palec prawej ręki, teraz niestety objawy obserwuję na obu dłoniach, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Oczywiście wszelkie maści działają tylko objawowo, na chwilę leczą problem, który pojawia się na nowo i to na coraz większą skalę. Postanowiłam wypróbować post i … działa!!! Post trwał tydzień, dwa dni wcześniej już przygotowywałam się do niego, a po wyjściu z postu nie wracam do starych nawyków. Bardzo uważam, co jem, podczas zakupów czytam etykiety i wybieram produkty, zawierające jak najmniej chemicznych dodatków, jestem stałym klientem warzywniaka i dbając o zdrowie … chudnę. Mam nadzieję, że wytrwam, bo to dopiero początek mojego zdrowego odżywiania. Jak tylko nadejdzie wiosna odkurzę rower i ruszam w teren wraz z rodzinką. Po zakończeniu diety sięgnęłam po pełnoziarniste pieczywo (2 kromki dziennie), makarony i kasze, pojawiły się delikatne nawroty egzemy. Idąc za radą Pani Doktor odstawiłam wszystkie produkty zawierające gluten, bo – jak twierdzi Pani Doktor – gluten i nadmiar białka może być przyczyną tego typu chorób. Ręce już się na nowo zaleczają. Zrobiłam kurs z dietetyki, aby poznać mechanizmy działania naszego organizmu. Odstawiłam dotychczasowe kosmetyki, kupiłam krem z masłem kakaowy i używam naturalnego mydła, które kosztuje niecałe 2 zł!!! Zaczynam żyć na nowo, z nowym podejściem i filozofią życia.
Trudno mi jedynie przekonać męża do zdrowego jedzenia, który uważa to za małą … fanaberię. Ale pracuję nad tym.
Dziękuję za tyle ciekawej wiedzy. Czekam na kolejne ciekawostki.
Pozdrawiam cieplutko i życzę zdrowia.
Ania napisał(a):
Pani Marleno, wczoraj „dotarłam” na Pani stronę. Lepiej późno, niż wcale. 😉 Zaczytuję się i stosuję rady… od dziś. W bardzo prosty i komunikatywny sposób przekazuje Pani cenne myśli. Stwierdzono u mnie chorobę autoimmunologiczną.
Analizując moje życie( ponad pół wieku) 😉 i czytając artykuły tutaj, wiem, co było nie tak. Dziękuję za to, co Pani robi. 🙂
Katarzyna napisał(a):
Wysoko cenię Pani pasję, blog i wiedzę, jednak jedyne co przychodzo mi do głowy po przeczytaniu i obejrzeniu powyższego to ” za skrajności w skrajność”…
Prowadzę sklep zielarski i mam wielu podobnych klientów – pierwsze pół życia doprowadzali się do ruiny – drugie pół życia się naprawiają. W jednym i drugim przypadku na całego. Nie istnieje dla nich świat nie związany z ich ciałem – soma zawładnęła całym życiem. Nie ma muzyki, literatury, szerokich zainteresowań, hobby, nic – tylko co jeszcze połknąć, co tam w badaniach słychać, a co Zięba powiedział jak był w Ameryce… Jak w powiedzeniu ” Kto za młodu nie był anarchistą, ten nie będzie dobrym komunistą” 😉 Każda skrajność coś odbiera, dlatego nie nalezy zapomninać że istnieje środek 🙂
Marlena napisał(a):
Mnie nic ani nikt niczego nie odbiera, nic mi nie ubyło (chyba że z wyjątkiem wyhodowanych latami kilogramów tłuszczu i kilku szkodliwych nałogów), zaś sprawy duchowe oprócz cielesnych również mam już ogarnięte. Jednak dziękuję Ci, Katarzyno bardzo serdecznie za ten jakby nie było delikatny wyraz Twej troski 😉
Myślę też, że gdybyś może prowadziła np. sklep z dewocjonaliami, to klientela by była bardziej uduchowiona, a w zielarskim to… sama rozumiesz, zioła są raczej na sprawy cielesne, więc komunikaty klientów właśnie tych spraw dotyczą.
ingrid napisał(a):
witam,Pani Marleno jestem pod wielkim wrazeniem ogromnej wiedzy jaka Pani posiada i tym jak umiejetnie i ze zrozumieniem jest ona przekazywana,dzieki Pani dokonuje zmian w swoim zyciu.Pozdrawiam Serdecznie.
Joanna napisał(a):
Witam p. Marleno 🙂
Przypadkiem tu trafiłam szukając lewoskrętnej wit C. Bardzo się cieszę , bo mam wrażenie,że znalazłam w pani osobie pokrewną duszę. Od wielu lat szukam ,czytam ,i leczę siebie, męża i dzieci jak tylko sie da naturalnymi metodami, odżywianiem właściwym choć nie tak radykalnym jak pani. Ale jeszcze ciągle za mało wiem ,więc z pewnością skorzystam z informacji tu przedstawianych w tak przystępny sposób. Już ponad 20 lat temu uwierzyłam i zastosowałam post Daniela z b. dobrym skutkiem, czytam literaturę dotyczącą medycyny naturalnej, obecnie Jerzego Zięby, stąd moje poszukiwania właściwej wit. C. Jestem zdania że w obecnej dobie chorej służby zdrowia i zalewu farmaceutyków jesteśmy zdani sami na siebie,własną dociekliwość w poszukiwaniu odpowiedzi – jak sobie pomóc, jesli chcemy trochę pożyć i jeśli to życie ma być znośne 🙂 bez pasma chorobowych udręk i zdania się na łaskę lekarzy .Taki blog i pani dzielenie się na nim tym co niezaprzeczalnie ważne, może przywrócić nadzieję wielu chorym. Bardzo dziękuję , będę czytać i polecać. Pozdrawiam ciepło Joanna
Iza napisał(a):
Witam,
Pani Marleno mam dylemat poniewaz zakupilam kwas laskorbinowy spozywczy prosilabym o rade cyz moge go spozyc bez obaw, nastepny bedzie cda, pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Oczywiście, jak sama nazwa wskazuje spożywczy jest przeznaczony dla przemysłu spożywczego, czyli może służyć do spożywania.
Zan napisał(a):
Chcę Pani pogratulować, jest Pani wspaniała! Tyle energii i radości 🙂 a posty sprawiają , że chce się żyć! Bardzo bardzo dziękuję!:)
Ewa napisał(a):
Pani Marleno dziś trafiłam na Pani stronę przy okazji szukania opisu czarnuszki. Mój przykład jest również potwierdzeniem efektywności sposobu życia jaki Pani preferuje. Jeszcze rok temu miałam nadwagę (7kg), kłopoty z cerą( a leczona byłam trądzik różowaty a potem na zakażenie bakteryjne), ogólnie kłopoty ze skórą. Nie wspominając o wzdęciach , wiatrach , kolkach. Ktoś ( były mąż 🙂 ) podrzucił mi książkę Michała Tombaka. Efekt lektury po roku
1. Waga 60kg ( 158 cm wzrostu)
2. Cera jak pupa niemowlaka
3. Nie mam dolegliwości ze strony woreczka ,żółciowego.
Warto było ? WARTO !!!!!!
Teraz zaczynam swoją przygodę z kosmetykami naturalnymi.
Malgorzata Somkowicz napisał(a):
Wielkie dzieki za plyn cytrusowy Cuda uczynil z moja szyba przysznicowa z ktora walczylam od lat
sarenka napisał(a):
No to mnie Marleno zalamalas, juz mialam skonczyc na dzis czytanie, ale podkusilo mnie jeszcze, aby zerknac na Twoj wstepny opis. Ja jestem niestety przewlekle chora i to od 29 lat. Jestem pewnie pare lat tez i starsza od Ciebie. Przez wiecej niz polowe mojego zycia oparlam sie tylko i wylacznie na wiedzy lekarzy, bralam, nazwijmy jednak tak leki, chemie. Od momentu wykrycia, uslyszalam, ze niedoczynnosc tarczycy to juz bede leczyc do konca zycia, a drugie schorzenie, ktore po pol roku pozniej, dolaczylo, padaczke, tez bede leczyc, az przynajmniej osiagne okres 3 lat bez napadow. Robilam to wiec prawie 29 lat, sluchalam sie, ale rok temu, dokladnie, po pobycie tygodniowym w szpitalu i po otrzymaniu nowego leku, i po takich skutkach ubocznych, ze ho, ho, nagle sie zbuntowalam. I zaczelam szukac, kupowac, sciagac za darmo co sie dalo, polskie ksiazki, anglojez. (mieszkam w Windsor, w Kanadzie), czerpac przeogromna wiedze w wiekszosci z internetu. I nie wiem, czy ta wiedza stad, z internetu jest ok, czy to sciek, jak ktos mi bliski tak go nazwal. Wiem jedno. Dzis
przerwalam leki na epi, czuje sie ok, na tarczyce nie odwazylam sie, biore rozne rzeczy (wit C, D3 w dawce wiekszej, niz zalecana) i probuje rowniez zmienic sposob zycia. Wiec moje pytanie. Jak mam sluchac dalej lekarzy i ich sie sluchac, jak ja wlasnie mam juz ich dosc?! Oni niczego nie wyleczyli przez te 29 lat, oni tylko podleczali, utrzymywali mnie przy jako takim zdrowiu i co? Na to mi Marleno nie odpowiesz, bo jak dobrze stwierdzilas, kazdy jest indywidualny. Mam dzis pare dobrych skutkow ubocznych, z nimi musze zyc, ale to temat rzeka, widze, ze to jednak dla osob zdrowych. I to jest piekne. Ja tez mysle, ze mimo straconych 29 lat, wciaz moge byc jak nie zdrowa, to zdrowsza niz teraz. Pozdrawiam, Jola
Marlena napisał(a):
Bo lekarze nie leczą. To zawsze nasze ciało leczy lub nie. To co włożysz to i dostajesz z powrotem. Nasze tkanki są budowane przez nasze ciało każdego dnia- z tego co do niego do środka wkładamy. Ani jednak komóreczka naszego ciała nie składa się z leków! 😉
Natka napisał(a):
Czy nie myślała Pani o założeniu kanału na YouTube? Pani blog jest kapitalny, cenna kopalnia wiedzy, ale chyba nie tak dużo osób czyta blogi co ogląda filmy na youtube. Jestem przekonana, że gdyby nagrała Pani treść tego bloga w formie filmików, Pani kanał zyskałby ogromną ilość widzów. Nie spotkałam na polskim Youtube osoby, która miałaby taką wiedzę jak Pani. Dodatkowy plus jest taki, że wydaje się Pani osobą o miłej i charyzmatycznej osobowości, a to też jest rzecz, która powoduje, że chce się wracać na dany kanał:) Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Natko, nie wykluczam, że kanał taki kiedyś powstanie. 🙂
krys napisał(a):
kiedyś miałam okazję być na sekcji zwłok w W-wie przy ul.Oczki. Był to pokaz dla studentów medycyny I roku .Na 2 osobnych 2 stołach leżały 2 ciała nieboszczykow.Jeden z nich zmarł na atak serca , drugi na raka płuc .Chirurg otworzył 2 klatki piersiowe i pokazał wszystkim obecnym płuca nieboszczyków. Ten który zmarł na serce ( a nie palił) miał tkankę płucną jeszcze żywoczerwoną ( zaraz po śmierci przewieziono go do prosektorium )
zaś ten drugi nieboszczyk miał płuca w kolorze smoły.Anatomopatolog skalpelem ściągał czarną maź z płuc objaśniajàc ze to nikotyna zatkała mu pęcherzyki płucne .Ten pacjent kaszlem zakrztusił się na śmierć .To mi wystarczyło aby rzucić na zawsze palenie 🙂 Uważam że jeśli palimy to już na własne życzenie skazujemy na siebie wyrok ! a na palaczach świetnie zarabiają koncerny farmaceutyczne oraz dalej kwitnie bardzo dochodowy przemysł tytoniowy.
krys napisał(a):
Ten powyższy wpis był do Pani Sylwii walczącej z nałogiem palenia
Jola napisał(a):
Witam,
Od kilku dni chłonę pani bloga oraz książkę J. Zięby „Ukryte terapie”.
Wiele w tych materiałach jest na temat suplementacji witamin. Z mojego podsumowania wychodzi mi, że nalezy w dużych ilosciach suplementowac witaminy- D3, C, rózne witaminy B,K. jod, Selen, magnez. Proszę powiedzieć, jak i co Pani suplementuje (jakie ilości i jakie preparaty)? Czy rzeczywiście aż tyle na raz musimy łykać tych witamin?
Ogolnie jestem i zawsze byłam zdrowa – u mnie w domu zawsze sie jadło duzo zup, kasz, kiszonej kapusty, ogórków, odstawiłam jakiś czas temu nabiał, nie przesadzam z glutenem. Mam dostęp do produktów ekologicznych, sama piekę chleb. Moja rodzina również stosuje tę dietę i moje dzieci (6 i 8 lat) od kilku lat praktycznie nie chorują. To uważam za wielki sukces.
Dlatego po lekturze ww pozycji postanowiłam jeszcze trochę wspomóc nasze organizmy. Nie chcę oczywiście tez przesadzać. Dlatego proszę o odpowiedź. Dziękuję,
Marlena napisał(a):
Są dwa sposoby na zaopatrzenie ustroju w witaminowo-minerałowe bomby: zacząć pić codziennie soki wyciskane z warzyw albo brać dobre suplementy. Osobiście stosuję sposób pierwszy, wychodząc z założenia, że to co Stwórca w pokarmach umieścił, tego żadna kapsułka nie zastąpi. Aczkolwiek są momenty gdy sięgam po suplementy i są to najczęściej wit. C, D, B-complex i magnez, czasem cynk. Ale zawsze na pierwszym miejscu stawiam to co pochodzi z jedzenia.
Anna Beata napisał(a):
Dobry wieczór,
Mqarleno piszesz, że czasami się suplementujesz wit C, /d, /b complex. Czy rzem z D bierzesz też K (na przykład), albo coś z B complex – proszę o sobiste preference 🙂
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Marlena napisał(a):
Razem z D biorę K2 oraz magnez. W razie narażenia na okresy stresu/przepracowania (lub chwilowego pogorszenia diety np. z powodu przebywania poza domem) B-complex (B50), probiotyk i C. Gdy mam choćby cień podejrzenia infekcji (np. zauważam częstsze kichanie, kręcenie w nosie, drapanie w gardle itp.) lub w razie urazu – od razu idą w ruch duże dawki C. Zimą witaminizuję też soki wyciskane dodatkiem witaminy C.
Jednak na co dzień unikam polegania wyłącznie na suplementach – to nasza żywność powinna być naszym lekarstwem (i suplementem) – jak pisał Hipokrates. Po suplementy sięgam więc tylko w razie potrzeby.
Paweł napisał(a):
Pani Marleno,
Trafiłem na Pani bloga ok. 15 minut temu i napiszę jedno: R E W E L A C J A!
Posiada Pani wspaniałą misję oraz wiedzę merytoryczną do przedstawiania tej misji. Brawo!
Świetnie Pani zbiera wartościowe informacje i podaje je na „talerzu”. 🙂
Dlaczego tak mocno Panią chwalę.
Interesuję się od pewnego czasu zdrowym trybem życia.
Mam znajomych, których pasją jest (a nawet i biznesem) zdrowe odżywianie, ta idea, którą Pani promuje na tym blogu.
Proszę kontynuować swoje dzieło i misję!
Pozdrawiam
Paweł
Beata T napisał(a):
Witam.
No tak, zgadzam się w 100%, że wiedza zgromadzona na tym blogu przez bardzo, ale to bardzo Cierpliwą Panią Marlenę ma moc!! Fajne, że tylu ludzi tu zagląda i przynajmniej próbuje coś zmienić albo umocnić.
W moim otoczeniu często spotykam się z ironią i mam ksywkę „dziwaka” a gdzie mi do wszystkich zaleceń?? ( już widzę miny na hasło że przechodzę na post Daniela- co planuję i planuję i wychodzi, że nie mam jak i kiedy).
Pozdrawiam serdecznie a szczególnie tych z pasją do zdrowia 🙂
Beata
Wchodzę w TO :) napisał(a):
Witam serdecznie. Od dłuższego czasu interesuję się zdrowym stylem życia ale jak to bywa wdrażanie nie idzie z tym w parze. Jestem słodyczo-holiczką i popełniam jeszcze dużo innych „zbrodni” przeciwko swojemu zdrowiu…Choć się staram 🙂 Dzisiaj ktoś polecił mi Pani stronę i to chyba będzie faktycznie punkt zwrotny. Od czego tu zacząć? Jesteśmy w zbliżonym wieku. pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Najlepiej zacząć od zwiedzenia zakładki dla nowicjuszy: https://akademiawitalnosci.pl/dla-nowicjuszy/
A zaraz potem zabrać się do ostro działania, nie czekając na cuda, bo te na pewno nie nadejdą 😉
grazia66 napisał(a):
dla mnier Pani Blog jest jak objawienie 🙂 póki co podczytuję mniej lub wiecej, zakupiłam magnez i wit. C lewoskretną, zrobiłam oliwke i jest świetna jeśli chodzi o brak zapachu, od dzisiaj jestem na WO, planuje tylko 3 tygodnie, ale na przełomie sierpnia i września planuję znowu 3-4 tygodnie. Nie zamierzam byc ortodoksyjna, nawyki chce zmieniac stopniowo ale skutecznie, pozdrawiam serdecznie 🙂
Joanna napisał(a):
P.Marleno dziś dostałam Askorbinian sodu z zerwanym zabezpieczeniem. Konsultantka zapewniała mnie, że ze sklepu na pewno wyszło zablombowane. Do mnie towar dotarł otwarty. Nie jestem zadowolona i nie wiem co teraz z tym zrobić. Nie jestem pewna czy to jest Askorbinian sodu i czy nie jest to jeszcze czymś zanieczyszczone.
Marlena napisał(a):
Nie wysyłamy opakowań otwartych, zawsze są zamknięte fabrycznie, co jest przez nas sprawdzane przed wysyłką. Natomiast faktem jest, że kurierzy różnie traktują paczki na sortowni, nie zawsze łagodnie i łaskawie – z tego między innymi powodu starannie pakujemy przedmioty w dodatkowe foliowe opakowania, aby w razie uszkodzenia zawartość nie rozsypała się.
Koperty kurierskiej nie da się otworzyć bez jej jednoczesnego zniszczenia, dlatego jeśli dostałaś przesyłkę zapakowaną w oryginalną kopertę kurierską, to nie jest możliwe aby ją ktokolwiek po nadaniu otwierał, wysypał askorbinian, a wsypał coś innego. Ponadto musi się zgadzać waga butli – razem z askorbinianem waży brutto 1,060-1,070 kg.
Jeszcze taka złota rada na przyszłość: warto też zawsze przy kurierze sprawdzić stan paczki i w razie wątpliwości odmówić przyjęcia uszkodzonej przesyłki, a jeśli już do odebrania doszło, to spisać z kurierem protokół szkody – to nam ułatwia pociągnięcie przewoźnika do odpowiedzialności.
Ponadto jako konsument masz zawsze prawo do złożenia pisemnej reklamacji jak również do odstąpienia od umowy bez podawania przyczyn (czyli odesłania towaru z powrotem do sprzedawcy wraz z krótkim pisemnym oświadczeniem, że odstępujesz od umowy zakupu oraz podaniem numerem swojego konta na który mają zostać zwrócone środki). Wzór takiego oświadczenia znajduje się tutaj: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/informacja/49/zwroty-i-reklamacje
Gdyby były jeszcze jakieś wątpliwości to obsługa jest zawsze do dyspozycji i służy pomocą. 🙂
Axel Tulup napisał(a):
Jako mężczyzna muszę potwierdzić, że to co obecnie widać na ulicach, w sklepach jeśli chodzi o kobiety, to DRAMAT! Mówi się, że epidemia otyłości panuje w USA, a do nas dopiero nadejdzie lub właśnie dochodzi…Nieprawda, ona już tu jest i ma się coraz lepiej. Dotknęła ona oczywiście także mężczyzn, (ale na nich nie zwracam uwagi :)), i odczucia estetyczne kobiet wobec nich są na pewno identyczne. Kiedyś (lata 70-80 i tym bardziej wcześniejsze ) osoba otyła to był ewenement, którą np. w szkołach dzieci wytykały palcami, bo tak odróżniała się od reszty… Teraz jest odwrotnie, osoby szczupłej ze świeczką szukać…a jak się ją już znajdzie to zaraz rodzina i znajomi (ci „lepiej odżywieni”) urządzają nad nią konsylium, że pewnie ciężko chora, że ją rak trawi…
Bezwartościowy pokarm uzależnia, pozbawia zdolności jasnego, logicznego myślenia i zmienia ludzi w zombie – do nich już nie dociera, że choroby biorą się z tego co jedzą, a do tego (przykro, że to muszę napisać) ich wygląd zewnętrzny (!) też upadabnia się do tego co spożywają…
Beata napisał(a):
Brawo pani Marleno
Wendy napisał(a):
Dziekuje Panu Axel Tulup za trafne stwierdzenie dotyczace obecnych kobiet. Nie bedziemy naturalnie generalizowac, bo przeciez nie kazda Pani tak wyglada; ale jest tego coraz wiecej. Ja sama jestem 48-letnia kobitka i to co widze na ulicach to przerazenie. Te kobiety w numerach 44, 46, 48, 50 itd. to tragedia. Nie wspomne o samopoczuciu tych Pan ale o walorach zdrowotnych, estetycznych nie mowiac juz o higienicznych. Bo przeciez jak tu sie dobrze wymyc skoro ramiona zatluszczone, bolace i spuchniete, brzuch do kolan nie pozwala sie schylic, o zbolalych nogach i kolanach nie wspomne. Czesto slysze jak kobiety tlumacza sie ze biora leki, ktore to tak je podobno rozwalaja (kortyzon, leki na depresje i nasenne, na cisnienie, cholesterol, sterydy itd.) i jednoczesnie zapychaja sie zapiekankami, cukierkami, tanim miesem z Biedronki, paczkami, sernikami itd. Nie wspomne o tych ” wspanialych ” polskich i nie tylko wynalazkach do picia ( o zgrozo !!! ), jak to mozna pic ??? I tak z pieknej, zgrabnej, zdrowej i szczesliwej kobiety zaczyna tworzyc sie cos nieokreslonego, stwor jakis bezksztaltny, chory, sapiacy, nadety i przerazliwie nieszczesliwy. To sie nazywa destruktywne podejscie do zycia, siebie, swoich najblizszych, meza, dzieci. Taki styl zycia to powolne wyniszczanie i problemy, zdrowotne, finansowe i rodzinne. Bo przeciez nikt mi nie powie, ze dzieci czuja sie dobrze w domu z chora Mama i chorym tata. Kobiety, prosze Was, pomyslcie o sobie, pokochajcie siebie i pokochajcie swoje cialo, zadbajcie o nie tak jak sie dba o najcenniejsza rzecz na swiecie. Jakie beda korzysci, zobaczycie same; piekna figura, zdrowa, oliwkowa skora, piekne wlosy i paznokcie, klarowne, bystre oczy i otwarty umysl i najciekawsze to to ze to wszystko moze Was spotkac dobrze po 40-ce lub 50-ce. To jest mozliwe i mozliwe jest tez Wasze szczescie, ale to Wy musicie ruszyc wlasne tylki, nikt inny tego za Was nie zrobi, bo za Wasze zycie odpowiadacie tylko Wy.
Axel Tulup napisał(a):
Cieszę się, że są inni którzy dostrzegają te negatywne zmiany w naszym społeczeństwie. Aby to dostrzec trzeba samemu być świadomym, świadomym tego, że m. in. to co spożywamy ma ogromne znaczenie na nas, na naszych bliskich i ogólnie na ludzi, którzy zasilają w lawinowym tempie coraz „potężniejszą” armię schorowanych i zniedołężniałych…armię, która ciągle nie jest świadoma swoich chorób i nieszczęść i ich przyczyn szuka zawsze na zewnątrz, zamiast wewnątrz…a w tym błędnym przekonaniu utwierdzają ją niestety niedouczeni lekarze, ale to już temat na inne opowiadanie…
Jadwiga napisał(a):
@Wendy; też tak myślę.
Ale jeżeli chodzi o to aby ludzie zmienili swoje odżywianie to jest to bardzo poważny problem. Najpierw muszą zrozumieć że są po prostu uzależnieni od tej chemii co jest w tych serkach,kiełbaskach, chlebie, ciasteczkach itd. Mnie odpowiadają że kupują towary droższe i przez to lepsze ale już nie mają odpowiedzi na to dlaczego mają ten przymus wewnętrzny na jedzenie mięsa i słodyczy skoro nie są uzależnieni a jakoś nie tęsknią specjalnie za ogórkiem kiszonym..itd Poza tym nie chce im się pomyśleć jak można by się odżywiać zdrowiej bo to wymaga troche wysiłku i tak trwają w tym az im zdrowie podupadnie… Dopiero wtedy się uczą ale i tak nie wszyscy..
To takie moje spostrzeżenia z tego co widze na moje rodzinie i znajomych.
Ja już nie dyskutuje tylko rozdaje im adres tej witryny (chcę im pomóc!) a reszta to już ich sprawa.
Doriana napisał(a):
Dziękuję Pani Marleno,
dołączam się do wszystkich wyrazów wdzięczności i uznania.
Proszę kontynuować to dzieło, pozdrawiam.
Beti napisał(a):
Droga Marleno .CZytalam w jednym z twoich super artykulow ze posiadasz stewie w doniczce , czy posiadasz w swim sklepie sadzonki bardzo mi zalezy na informacji gdzie moge ja zakupic . Dziekuje
Twoje artykuly to skarbnica wiedzy od ktorej trudno sie oderwac.
Marlena napisał(a):
Niestety nie mam sadzonek w ofercie. Znajdziesz je jednak na Allegro: https://allegro.pl/listing/listing.php?order=m&string=stewia+sadzonka&bmatch=engagement-v10-promo-sm-sqm-hou-1-1-0907
Beti napisał(a):
Bardzo dziekuje za odpowiedz. Zycze dalszych sukcesow.
kasia napisał(a):
Pani Marleno,
Tak z ciekawości, to kim Pani jest z wykształcenia? Gdzie Pani pracuje? Jestem ciekawa czy Pani praca pokrywa sie z Pani pasja do zdrowego stylu życia?:)
Marlena napisał(a):
Mam wykształcenie pedagogiczne, aczkolwiek nie pracowałam w zawodzie, ponieważ bardziej pociągała mnie własna działalność gospodarcza. Dopiero teraz pod wpływem sugestii użytkowników bloga moja praca pokrywa się z pasją. I tak powinno być 🙂 Dziękuję wszystkim moim czytelnikom za ogromne wsparcie i motywację do powadzenia tego bloga!
Calineczka napisał(a):
Marleno, zapytam
po kazdym ponownym przyjmowaniu wit. C – tzw.profilaktyczne (5-8gr/dz) – przez pierwsze dni zaczynają boleć nerki – jakies kłucia, podkrwawiam lekko. Badania moczu wykazują wszystko cacy… czy dobrze myślę? to rusza piasek, którego normalnie nie czuję. pozdrawiam serdecznie…
Marlena napisał(a):
Niewykluczone. Dbaj o dowóz magnezu i witaminy B6 jednocześnie.
Nina napisał(a):
Pani Marleno! Choruje na RZS i biore methotrexat, od czego wychodza mi wlosy. Co moze pani poradzic na to zeby powstrzymac to wypadanie wlosow?
Strona super! Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli to od tego to najlepiej popracować nad przyczyną RZS. Najlepsza by była bowiem taka zdrowotna sytuacja, w której nie będzie już potrzeby brać chemioterapii, od której wypadają włosy (a choroba mimo jego brania postępuje bardzo często tak czy inaczej, bo on się z przyczynami nie rozprawia, przy okazji niszcząc posiadane w jednym egzemplarzu organy jak np. wątroba). MTX to lek chemioterapeutyczny, lek cytostatyczny – nic dziwnego, że powoduje takie objawy uboczne. Polecam tego bloga – autorka swego czasu była cierpiąca na aktywny RZS, teraz dzięki odpowiedniemu postępowaniu trzyma swoją chorobę na tyle pod kontrolą, że wyzwoliła się z potrzeby brania czegokolwiek: https://ulecz-sie-sam.blogspot.com/2013/03/dieta-drdabrowskiej-rzs-historii-mojej.html
Maciej napisał(a):
Coraz rzadziej ( wraz z upływem lat 😉 przydarza mi się doświadczać takiej radości jaką wniosła w moje życie Twoja Akademia.
Materiał i sposób jego podania są dla mnie tak wartościowe, że nawet trudno mi to odnieść do innych materiałów znalezionych w Internecie czy zakupionych w księgarniach.
Od dłuższego czasu szukam alternatyw dla mojej rodziny (trzy dziewczyny) w kwestiach zdrowia .
Jestem już na tym etapie świadomości – co nie jest w „cywilizowanej Europie XXI wieku, proste – świadomości, która bezwzględnie każe zająć się sobą i swoją rodziną w sposób odpowiedzialny , niezmanipulowany szumem medialno, medyczno – konsumenckim.
Moje dziewczyny zdrowotnych problemów, znacznego kalibru mają sporo, więc wiem, że pozostaję Twoim czytelnikiem od zaraz i to w statusie „on-line” ;))
Bardzo dziękuję za to co robisz i deklaruję próbę swojej pomocy w przypadku jakichkolwiek przeszkód, które miałyby utrudniać Twoją pracę.
Ciepło Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Macieju i pozdrawiam serdecznie wzajemnie! 🙂
Klaudia napisał(a):
Pani Marleno, trafiłam przypadkiem szukając wiedzy na temat czystka, zostałam na dłużej 😀 Bardzo jestem zaskoczona Pani wyglądem, przepraszam że to powiem na zdjęciu „przed” wyglądała Pani jak mama albo starsza siostra Pani ze zdjęcia „po”. Obecnie mam 24 lata i już(!) szereg chorób jak hashimoto, astma, alergia i dziękuję Bogu że trafiłam na Pani bloga zanim zaczęłam chorować na wszystko. Bardzo dziękuję!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Klaudio i pozdrawiam serdecznie!
Teresa napisał(a):
Pani Marleno pytanie mam takie osobiste trochę ,a mianowicie czy po zrzuceniu wagi boryka się pani z nadmiarem skóry, czy ładnie się obkurczyła? Pozdrawiam serdecznie. Świetny blog!
Marlena napisał(a):
Nie, skóra zachowała się (nieoczekiwanie dla mnie) wręcz fantastycznie, tzn. zamiast obwisnąć zwiększyła swoją elastyczność, odmłodniała, zniknęły zmarszczki, zniknął cellulit.
Magdalena napisał(a):
Dzien dobry, ile soku z cytryny dodaje pani na szklanke wody I czy kwas cytrynowy nie uszkadza szkliwa zebow? W wielu miejscach pisze, aby pic wode z cytryna, ale nie pisze ile tego soku dodac :).
Marlena napisał(a):
Ok. 1/2 cytryny wyciskam na szklankę wody. Napoje zawierające kwasy warto pić przez słomkę.
kuba13 napisał(a):
Dzień dobry,
no pięknie – tyle mądrych rzeczy a ja dopiero teraz trafiłam na Pani blog. Po kilku artykułach (czyli po jakiś dwóch godzinach…) postanowiłam przyjrzeć się Autorce i tak doszłam do tekstu powitalnego. Opisała Pani swoją metamorfozę, lekko „prześliznąwszy się” po problemie dla mnie najważniejszym. O ile bowiem zmiana diety, rezygnacja z wielu jedzeniowych przyzwyczajeń nie jest trudna, o tyle rzucenie palenia owszem. Papierosy (te drogie, śmierdzące, trujące) siedzą w mojej głowie, nikotyna krąży po organizmie, cera szarzeje i żadna wiedza ani nawet brak kasy nie są w stanie tego zmienić. Jak to się Pani udało?
Będę wdzięczna za podpowiedź.
Marlena napisał(a):
Polecam genialną książkę „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie”. Autor: Allen Carr. Mnie pomogła! 🙂
Jest jeszcze wersja specjalna dla kobiet: „Nareszcie wolna! Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie dla kobiet” – też bardzo dobra książka.
kuba13 napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Cóż, to będzie moje drugie spotkanie z p. Carrem…
Konrad napisał(a):
Witam,
Bardzo się cieszę, że trafiłem na Pani stronę. Jestem pod wrażeniem opowieści o drodze jaką Pani przeszła, zwłaszcza, że wiele z przytoczonych problemów, które Panią dotknęły dotyczą także mnie. Mam nadzieję, że wiedza, którą Pani się dzieli (za co serdecznie dziękuję) pomoże także i mi doświadczyć „problemu” przewlekłego zdrowia 🙂
Pozdrawiam
Joasia napisał(a):
Pani Marleno, Pani strona jest najsensowniejszym i najbardziej pożytecznym i wypełniającym nadzieją zakątkiem w całym Internecie, na jaki natrafiłam od początku jego istnienia. Odwiedziłam dziesiątki stron o podobnej tematyce i żadna nie wywołuje u mnie (i jak widzę u innych piszących także) tak pozytywnych reakcji jak Pani strona. Zapewne dlatego odważyłam się napisać (choć nie zdążyłam przeczytać pewnie nawet 5% z tej ogromnej bazy wiedzy, którą Pani tu zawarła).
W marcu 2015 poczułam dokładnie to samo co Pani patrząc na siebie – była złość, płacz, żal, a za chwilę jakaś taka niezachwiana pewność, że to zmienię – wybór padł na dietę dr Dąbrowskiej, o której wiedziałam już wcześniej od pewnego mądrego lekarza. Zaczęłam ją w kwietniu, tuż po Świętach Wielkanocnych, żeby nie przeżywać rozterek. W czasie przygotowań do diety przestawiałam powoli spiżarnię na nowe tory, wdrażałam zdrowe nawyki i zgubiłam na początek 2 kg. W czasie właściwej diety zrzuciłam jeszcze 8 kg, choć głównie zależało mi na korzyściach zdrowotnych. Zaplanowałam 6 tygodni diety, ale już po 4 tygodniach zaczęłam wdrażać kolejny etap – zdrowego żywienia, ponieważ moja skóra na dekolcie i szyi zrobiła się wiotka i cienka. Zmarszczki pogłębiały się, zamiast zanikać (miałam wtedy 41 lat więc zaczęłam panikować, że zamienię się w rodzynkę). Znaczących efektów zdrowotnych nie zanotowałam. To mnie zraziło do tej diety – pokładałam w niej duże nadzieje, miała to być moja dieta na życie. Wytłumaczyłam sobie, że ta dieta nie jest taka super jak sądziłam, albo nie jest dla mnie. Tak naprawdę nic mi nie smakowało w tej diecie, oprócz młodej duszonej kapusty (lecz trzeba przyznać, że we wcześniejszym sposobie odżywiania już coraz mniej potraw mi smakowało tak naprawdę). Wcześniej owoce i surowe warzywa jadałam, bo „trzeba”, pomidora wprawdzie lubiłam, ale na kromce chleba (żytniego, ale jednak chleba) z masłem, byłam uzależniona od cukru, miałam napady głodu, wzdęcia, gazy, nadwagę – stąd chęć zmiany nawyków żywieniowych. Jednak po rozczarowaniu kiepskim stanem skóry, tylko przez jakiś czas stosowałam zdrowe żywienie, potem wróciłam do dawnego żywienia. Z początku kilogramy wracały nieśmiało, ale „odrobiłam” już 8 kg z tych 10 kg zrzuconych. Między styczniem i marcem miałam permanentną biegunkę, pobolewała mnie trzustka, wątroba, żołądek, nerka (raz jedna, raz druga), pierś (raz jedna, raz druga) i żyły pod jedną z piersi, odczuwałam kłucie w lewym boku, dwa razy miałam ataki silnego bólu w okolicach trzustki z dreszczami i niemal omdlewaniem (objawy te zaczęły się pojawiać po zjedzeniu bagietki czosnkowej z pieca w markecie, lecz nikt nie wie czy ma to jakiś związek). Od około 2 lat wzmagają się u mnie objawy alergii na koty i psa (których pozbycie się nie wchodzi w grę), ostatnio doszło do tego, że miewam problemy z oddychaniem, które na szczęście przechodzą po paru godzinach. Najprawdopodobniej jestem zagrzybiona, zadręczam się także myślami, że również zarobaczona (stąd alergia). Ogólnie zaczęłam myśleć, że już pora na mnie (medycyna konwencjonalna nie przybliżyła mnie do poznania przyczyny tego stanu rzeczy – badania w normie, wyszła tylko anemia).
Od kiedy odkryłam Pani bloga, zaczęło znowu narastać we mnie przekonanie, że może tym razem uda mi się pozbyć moich dolegliwości, że mój organizm osiągnie zdrową równowagę. Do tej pory uważałam, że muszę się leczyć, ale może po prostu szkodzi mi to, co jem i jeśli znajdę dietę idealną dla mnie dolegliwości ustąpią. Zatem znowu powoli zaczynam wprowadzać zmiany w swoim odżywianiu. A gdy jeszcze przeczytałam, że u Pani skóra się zmieniła na plus to myślę, że ja chyba coś robiłam źle w czasie diety warzywno-owocowej, tylko nie wiem co!? Może mogłaby mi Pani coś doradzić? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że Pani jest!
Marlena napisał(a):
Joasiu, może się zdarzyć, że podczas postu skóra może się nieco wysuszać, ale potem gdy przejdziemy w drugą fazę pełnowartościowego odżywiania opisaną w książkach dr Dąbrowskiej, to skóra robi się promienna. Gdy pościmy to organizm się regeneruje i po kolei naprawia cały system, ale robi to w/g własnej hierarchii ważności, czyli NAJPIERW zajmuje się ważniejszymi organami niż skóra. Mówiła o tym dr Dąbrowska na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Joasia napisał(a):
Marlenko, dziękuję serdecznie za link, teraz widzę ile daje posłuchanie jak dr Dąbrowska opowiada o swojej diecie, ja mam skrypt z cyklem jej audycji w Radiu Maryja. Na razie obejrzałam tylko część tego wykładu i gdy słucham, co dietą jesteśmy w stanie zdziałać czuję, że powinnam znowu spróbować. Jednak wiem też, że poprzednio popełniałam błędy i że mnie to jakoś nie idzie tak gładko jak Tobie. Największym dla mnie problemem jest to, że na tej diecie czuję się nieszczęśliwa. Nie wiem jak to przeskoczyć. Tłumaczę sobie, że to dla mojego dobra, ale co z tego skoro ta dieta mi nie smakuje i nie sprawia mi radości, a to przecież ma być nowy sposób na życie. Pomyślałam, że spróbuję przetrwać na samych sokach, żeby jak najmniej się bawić w kuchni, bo mam mało czasu między jedną pracą, a drugą. A mam mało czasu, bo mam mało energii, żeby pracować wydajniej i… mieć więcej czasu dla siebie… BŁĘDNE KOŁO! Z kolei, żeby mi się udało być 6 tygodni na sokach (ciężko bez gryzienia, no i te obce smaki, brrr) również potrzebuję wyciskarki – myślałam od dłuższego czasu o poziomej Omedze, ale nie wiem czy jest warta tych pieniędzy i który model wybrać. Dziś w ogóle mam gorszy dzień i widzę wszystko w czarnych barwach. Ostatnio robię zakupy na targu dzień po dniu i na kilka zakupionych produktów zdarza się więcej lub mniej wpadek – dziś to jest niedojrzały arbuz (zdarzało się już wcześniej wielokrotnie), ładne jagody przemieszane ze starymi, fermentującymi, obity pomidor. Jak mam polubić tę dietę skoro wydałam pieniądze (niemałe), a jedzenie po części wyrzucam i jestem głodna i zła. W dodatku zawsze proszę o małe ilości – garstkę jagód, małe pomidory, garść czereśni, a sprzedawcy albo się dziwią albo dają tyle, ile uważają. A przecież nie należy się przejadać. Tylko, że warzywa i owoce trzeba jeść świeże, więc zjadam, żeby się nie zmarnowało i to mi już bokiem wychodzi. Jedzenie przetworzone jest przynajmniej zawsze tej samej jakości, z długą datą przydatności. Teraz wydaje mi się, że dopóki nie kupię wyciskarki nie ma co rzucać obecnego jedzenia, bo się zniechęcę jeszcze zanim zaczęłam. Zastanawia mnie też jak to jest, że organizm w czasie diety żywi się złogami, starymi zwyrodniałymi komórkami i to mu nie szkodzi?? I czy spośród dozwolonych warzyw i owoców należy jeść wszystkie czy można się ograniczyć np. do kilku? A gdybym chciała przeprowadzić post na samej wodzie czy może to być mineralna z butelek czy musi być alkaliczna z jonizatora wody? Marleno, proszę pomóż!
Marlena napisał(a):
Joasiu, ta dieta dr Dąbrowskiej (faza pierwsza) jest dietą postną, ona ma oczyszczać tkanki z nagromadzonych latami śmieci czyli leczyć nas organizm przywracając jego prawidłowe funkcje do pionu, a nie rozpieszczać nasze kubki smakowe wykwintnymi potrawami (bo to robiliśmy do tej pory i zdrowia nam to nie przyniosło). Co nie znaczy rzecz jasna, że postne potrawy są niesmaczne – dużo zależy tu od doprawienia (np. odpowiednimi ziołami, sokiem z cytryny, pieprzem, odrobiną dobrej himalajskiej soli itd.)
Ponadto ustalmy sobie jedną rzecz: WSZYSTKIE nasze upodobania smakowe są NABYTE. Nie są nigdy niczym stałym. Gdy ktoś załóżmy całe życie słodzący swoją herbatę kilkoma łyżeczkami cukru postanowi z dnia na dzień przestać słodzić, to na początku taka herbata bez cukru wyda mu się obłędnie niesmaczna, a chęć ponownego dodania cukru górować będzie ponad wszystkim. Jeśli jednak osoba ta wytrwa w swoim postanowieniu, to w ciągu kilku tygodni preferencje smakowe dostosują się do tej zmiany i teraz z kolei wypicie herbaty posłodzonej „po staremu” wywoła niesmak i odruch wymiotny oraz szokujący wniosek na zasadzie „litości, jak można było w ogóle coś takiego pić!?”.
Tak samo jest z jedzeniem: preferencje smakowe do przetworzonej sztucznej karmy (bo trudno to coś nawet nazwać pożywieniem – niczego bardzo pożywnego tam przecież nie ma, a kuszący smak uwodzący nasze kubki smakowe osiągnięto podstępnie w sztuczny sposób, czyli chemicznymi dodatkami) zamiast do żywności świeżej, naturalnej i nieprzetworzonej – zmienią się stopniowo, gdy tylko przetrwamy proces adaptacji. Potem sami będziemy się dziwić jak mogliśmy w ogóle takie rzeczy sobie do środka wkładać. Nie będzie nas też do nich już w ogóle ciągnąć, ich widok czy zapach będzie albo odrzucający albo w najlepszym razie neutralny.
Zupełnie podobnie jak z papierosami: w momencie rzucania palenia każdy palacz gdy na początku poczuje od kogoś znany dymek to się rozczula i chętnie też by sobie zapalił, ale gdy już przetrwa proces adaptacji, to ten sam zapach palonego papierosa przyprawi go o zniesmaczenie i mdłości i objawi mu się tym czym jest naprawdę: nieznośnym i trującym smrodem. Bo normalne i naturalne jest NIE palić, tak jak normalne jest jeść pożywienie świeżo zerwane i pozyskane wprost z rąk natury, a nie sztucznie stworzone, podlane chemią, plastikowe wynalazki, które nam się podsuwa w sklepach jako „normalne”. Nie, to NIE jest normalne jedzenie, to zatruwający nasze ciała (powoli, lecz skutecznie) syf, będący złodziejem naszego zdrowia. Nazywajmy rzeczy po imieniu. I trzymajmy się od nich z daleka – nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuszcza do swego domu złodzieja, choćby nie wiem jak atrakcyjnie by wyglądał lub miłe rzeczy nam obiecywał!
Postaraj się jeść różnorodne zielone i kolorowe warzywa i owoce – to co można to na surowo, a to co nie da rady to gotowane np. na parze. Przyprawiaj dowolnymi ulubionymi ziołami, zdrowymi domowymi dressingami, octami naturalnymi itd. – eksperymentuj śmiało. To ma ci smakować, a nie być jakąś drogą przez mękę. Na temat postu wodnego polecam książkę lekarza dra Tomasza Nocunia „Głodówka i dieta dla zdrowia”. Samodzielnie nie należy prowadzić długich (ponad 1-2 dni) postów wodnych, szczególnie gdy się do tej pory całe życie jadło przetworzoną „żywność”. Po prostu będziesz czuła się fatalnie (m.in. właśnie dlatego, że ustrój „zjada” to wszystko niefajnego, co powstało w wyniku nieprawidłowego żywienia, trucizny pochowane w głębi komórek uwalniają się do krwiobiegu co powoduje ogólnie złe samopoczucie, a wątroba i nerki intensywnie pracują aby ten cały śmietnik ogarnąć: zutylizować, usunąć, pozbyć się). Do oczyszczania organizm najlepiej przygotować stopniowo: odstawić wszystkie przetworzone tłuszcze (oleje, margaryny), mięso, potem również po paru dniach nabiał, białą mąkę i cukier. To trwa ok. 2 tygodnie ta faza przygotowawcza. Jest ona przydatna również w przypadku podjęcia postu Daniela.
Odnośnie zakupów: wybieraj przynajmniej na początku swojej przygody z warzywami same świeżo wyglądające, ładne sztuki samodzielnie i własnoręcznie lub jeśli nie jest to możliwe to proś aby dano ci ładne, pytaj czy na pewno jest świeże, od razu oglądaj to co ci spakowano, w razie czego poproś o wymianę na ładniejsze czy świeższe. Nie dostajesz przecież tych towarów za darmo, tylko za nie płacisz. Muszą być zatem odpowiedniej jakości i jeśli będziesz sprawiać wrażenie osoby, która do jakości przywiązuje wagę, to nastawienie sprzedawcy zmieni się również – na zasadzie akcji i reakcji. Ponadto zaprzyjaźnij się bliżej z jakimś wybranym jednym (czy dwoma) warzywniakiem i się go trzymaj, wtedy sprzedawca stałemu klientowi sam powie czego nie brać bo jest „wczorajsze”. Rzeczy wczorajsze sprzedawane są obcym, nowym, kupującym przelotem lub w biegu, którym w dodatku jest wszystko jedno. Ale gdy przychodzi klient „swój” czy stały klient o którym wiadomo, że przywiązuje wagę do jakości, to musi dostać najlepszy i najświeższy towar, bo nie wypada wciskać mu niedobrego.
Jeśli szukasz inspiracji kulinarnych na mało czasochłonną zdrową kuchnię, to polecam mój e-book z przepisami: „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”. Sama jestem mamą pracującą i nie lubię sterczeć godzinami przy garach. 😉
Joasia napisał(a):
Na pewno skorzystam z Twoich „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” jak tylko przetrwam 6 tygodni diety. 🙂 Na razie zwiększam ilość owoców i warzyw w mojej diecie, lecz zdarza mi się czasem zjeść lody, mięso, smażone potrawy. Dlatego przedłużam sobie okres przygotowawczy, żeby mieć pewność, że jestem gotowa do zmiany oraz korzystam z tych warzyw i owoców, których za chwilę nie będzie, a nie wolno ich jeść w I etapie diety. Gdy tylko zamówię wyciskarkę (pewnie w przyszłym tygodniu) planuję też włączyć każdego dnia soki, żeby potem w czasie postu było to czymś naturalnym. Na dwóch straganach na targu jestem codzienną klientką (ARBUZ!!!, borówki, czereśnie,pomidorki, itd.). Ta różnorodność owoców i warzyw, których po sezonie już nie będzie za bardzo mnie kusi, żeby teraz zaczynać post :-). Niezastąpioną strawą są Twoje Marleno teksty. Nie wiem kiedy uda mi się je wszystkie przeczytać, ale traktuję je motywacyjnie i wracam do nich w wolnych chwilach, których nie ma wiele (ja naprawdę pracuję na 2 etatach, a ten domowy to trzeci z kolei). Nic mnie tak nie trzyma z dala od słodyczy jak to, co przeczytałam u Ciebie na ich temat. Twoja strona to skarbnica wiedzy, a Ty masz jakąś magiczną moc zmieniania na lepsze, za które jeszcze raz Ci serdecznie dziękuję! 3maj się ciepło!
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Joasiu, że postanowiłaś „przejść na jasną stronę mocy” – im szybciej to uczynimy, tym zwiększamy swoje szanse nie tylko na więcej przeżytych lat w życiu, ale i na więcej życia w tych latach 🙂
Powodzenia życzę z całego serca i pozdrawiam wzajemnie gorąco!
Alicja Kwiatkowska napisał(a):
Witam!Od dwóch dni czytam o odżywianiu,witaminach itd.pewne rzeczy o odżywianiu nie są mi obce.Jestem osobą,w wieku 50+,z nadciśnieniem na tle nerwowym i dolegliwościami ,,odpowiednimi dla wieku” i z tym się nie zgadzam.Postanowiłam to zmienić,proszę o POMOC co jeść i jakie witaminy przyjmować, ilość wiadomości spowodowała u mnie taki mętlik w głowie, że już niczego nie wiem.
Marlena napisał(a):
Alicjo, ja w tym roku obchodziłam 50-te urodziny i nie mam już żadnych dolegliwości, ani „odpowiednich do wieku” ani w ogóle żadnych. Nigdy nie daj sobie wmówić, że wiek jest równoznaczny z upoważnieniem do chorowania i cierpienia na cokolwiek. Mamy naturalne prawo być zdrowi aż do ostatniego dnia życia! Jeśli masz nadciśnienie to zainteresuj się dietą warzywno-owocową dr Ewy Dąbrowskiej, jest bardzo skuteczna pod warunkiem, że nie wrócimy do starych zgubnych nawyków żywieniowych (cukier, mięso, nabiał) i stylu życia, który nam zdrowie odebrał (stres, brak ruchu, niedosypianie, używki itp.).
beata27 napisał(a):
Witam Pani Marleno.
Po pierwsze to gratuluję bloga. Jest napisany językiem tak żywym, że czytanie jego sprawia mi ogromną przyjemność.
Po drugie – skoro go czytam, to znaczy, że poszukuję lekarstwa na własną głupotę.
Po trzecie – jeśli dzięki tej lekturze nie zmienię poglądów na temat brokuła, pokrzywy, szpinaku, soczewicy i innych równie odpychających zielsk – pozwolę na siebie mówić frajer i to przez duże f. A dlaczego? Bo z ostatnich miesięcy przemyśleń nt własnego braku zdrowia wywlokłam jeden wniosek – albo ja zakwaszenie, albo ono mnie wykończy. No. To jest mój problem. Średni wiek, mały wzrost, silna nadwaga, problemy z chodzeniem, obrzęki na kostkach, opony w pasie, przepukliny w kręgosłupie , a do tego miłość wieczna do kawy, lodów i ciasta, uwielbienie makaronu z twarogiem, frytki zżerane po kryjomu. Ot co. Pisząc to wchłonęłam trzy liście sałaty bez soli – i jakoś poszło. Mam jeszcze pół grapefruita i dwa pomidory na 4 godziny. Całość w międzyczasie przelewam mineralką bez gazu. Cóż to dopiero początek mojego zmagania z minipH. Spróbuję.
Pozdrawiam ciepło i przyjaźnie
Beata
Marlena napisał(a):
Witaj, Beato i rozgość się u nas wygodnie 🙂
Na początek zrób porządek w kuchennych szafkach i lodówce, potem idź do warzywniaka i kup prawdziwe jedzenie. To Twoje lekarstwo. Stosuj dużo, często i do ustąpienia objawów. Jeśli objawy nie ustępują zwiększ dawkę. 😉
Powodzenia, na pewno Ci się uda!
Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie
Magda napisał(a):
Pani Marleno. Mam pytanie (byc moze padlo juz kiedys) na temat odrobaczania. Co Pani o nim sadzi? Czy zaleca Pani jakies domowe skuteczne sposoby? Mam 26lat a nigdy tego nie robilam.
Marlena napisał(a):
Jeśli nie masz robaków to nie musisz. Niech się odrobaczają tylko ci co muszą. W przeciwnym razie w zupełności wystarcza profilaktyka.
Maks napisał(a):
Witam, serdecznie dziękuję za to co Pani robi. Mało jest stron w sieci które w tak bezinteresowny sposób pomagają utrzymać dobrą formę. Na pewno będę na bieżąco czytał artykuły i starał się wcielać je w życie 🙂
Marlena napisał(a):
Witaj, Maks! Cieszę się, że witryna jest dla Ciebie przydatna. Rozgość się u nas i czuj się jak u siebie w domu 🙂
Brzoskwa napisał(a):
Hej Marleno 🙂
Zapytam tu, bo starsze komentarze o fluorze już zamknięte: czy woda w Polsce jest już masowo fluoryzowana? W necie znajduję sprzeczne informacje. Ponoć ( ale to już parę dobrych lat temu ) były przygotówki do rozpoczecia fluoryzacji kranówy w krajach Europy zach., ale na szczęście info o tych niecnych planach doszło do tamtejszych społeczeństw i te w sporej liczbie podniosły bunt przeciwko truciu ich. Dzięki temu masowa fluoryzacja nie doszła wtedy do skutku, z tym, że od tego czasu minęło parę lat i może już fluoryzują – przynajmniej u nas, bo Polacy to większości same osły ( za przeproszeniem jeśli kogoś uraziłam, ale tak wynika z moich własnych obserwacji i nic na to nie poradzę 🙂 ). Ponoć kilka lat temu ktoś zadzwonił do wodociągów wrocławskich i zapytał czy dodają fluor do wody i potwierdzili, że dają, bo takie jest zarządzenie odgórne, od nich to niestety nie zależy. Myślisz Marleno, że woda w Polsce na dzień dzisiejszy jest już fluoryzowana na masową skalę bez wiedzy, że już o zgodzie nie wspomnę użytkowników czyli zwykłych ludzi?
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia czy i w jakich miejscowościach jest fluoryzowana. Jeśli komuś bardzo to leży na sercu to niech dzwoni do swoich wodociągów i się dowiaduje. Z tego co wiem większość państw się wycofała z tego procederu. U mnie w Elblągu nie fluoryzuje się wody, nie wiem jak jest gdzie indziej. Być może we Wrocławiu się fluoryzuje, ale ponieważ tam nie mieszkam to nigdy się tym nie interesowałam 😉
Wiesław napisał(a):
Pani Marleno – do tej pory, wydawało mi się, że jestem b. dobrze wyedukowany. W ostatnich trzech latach, poświęciłem tysiące godzin na: studiowanie i analizowanie prac naukowych z tematyki medycznej. Moje IQ = 187. Proszę mi wierzyć, że czytając pani blog, czuję się przedszkolakiem. Bardzo mi Pani imponuje: tak zasobem wiedzy, jak jak również nieprzeciętną zdolnością kojarzenia faktów (wiedzy). Serdecznie pozdrawiam – Wiesław W.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Wiesławie, cieszę się, że zawartość bloga jest dla Ciebie użyteczna. Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
Jola napisał(a):
Dzień dobry!
Pani Bloga śledzę od pewnego czasu i dopiero dziś przyszło mi do głowy, żeby zajrzeć na tę podstronę.
Jestem Pani wielką fanką i imię Marlena dość często pojawia się w naszych rodzinnych rozmowach:)
Pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
Cieszę się niezmiernie, Jolu, wzajemnie pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoich bliskich! 🙂
Dagmara napisał(a):
Witam, mogę dowiedzieć się jak to możliwe, że erytrytol u Pani na stronie kosztuje niecałe 30 zł za kg, a w internecie gdy przeglądałam ceny to wahały się one od 60 do 80 zł? Skąd czerpie Pani ten towar? Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Szczerze mówiąc ceny erytrytolu mocno spadły odkąd zrobił się bardziej popularny, więc trudno mi powiedzieć dlaczego niektórzy sprzedawcy w tak wysokich cenach go sprzedają. Ich zapytaj, bo ja nie wiem 😉
Artur napisał(a):
Witam Pani Marleno! Ja też prowadziłem takie samo życie jak w opisie. Jednak mam ogromną potrzebę aby to zmienić. Dla siebie i dla mojego zdrowia. Jestem już zdecydowany w 100%. Mam do Pani pytanie? Kilka tygodni temu zdiagnozowano u mnie artretyzm. Uczę się teraz tej choroby,jak z nią żyć i jak z nią walczyć. W dodatku od kilku miesięcy mam ciągłe pieczenie przełyku i języka . Są dni że jest lepiej ale za chwile to wraca i jest naprawdę uciążliwe. Nie chcę znowu iść do lekarza bo tego nie znoszę! Leków,które przepisał mi Pan doktor na artretyzm nawet nie wykupiłem bo i tak bym ich nie brał. Wolę czytać tego wspaniałego bloga,niż przesiadywać w przychodni. Czy myśli Pani,że mogę spokojnie zacząć wprowadzać w życie zdrowe zmiany czy jednak lepiej dowiedzieć się co mi dolega?Pozdrawiam Artur.
Marlena napisał(a):
Arturze, zła dieta jeszcze nikomu w niczym nie pomogła, więc nie ma nad czym się nawet zastanawiać.
Dagmara napisał(a):
A skąd Pani czerpie towar? I czy jest on 100%-towy?
Marlena napisał(a):
Towar pochodzi z polskiej legalnej dystrybucji, zaś cała oferta naszego sklepiku jest przeze mnie sprawdzona osobiście (ja i moja rodzina jako króliki doświadczalne), ponieważ sklepik powstał na życzenie czytelników tego bloga i dlatego oferta jest może i niewielka, ale za to są tam tylko te produkty, które sprawdziłam i wiem, że mogę je z czystym sumieniem polecić. W ofercie nie ma przypadkowych produktów niewiadomego pochodzenia jednym słowem.
iza napisał(a):
<3 Jestes cudowna!
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Izo, Ty też! 🙂 <3
Agnieszka napisał(a):
Witaj Marleno, swoje nawyki żywieniowe zmieniłam skutecznie już prawie trzy lata temu, a na Twojego bloga trafiałam jakiś czas temu, szukając właściwości zdrowotnych czarnuszki. Od tego czasu regularnie tu zaglądam i dziękuję Ci za cenne informacje podane w prostej formie. Chociaż nie jestem wegetarianką, to produkty roślinne stanowią podstawę mojej codziennej diety. Chciałabym „zarazić” dobrymi nawykami resztę mojej rodziny, ale zarówno mąż, jak i dzieci stawiają czynny opór, mówiąc, „nie jesteśmy królikami i samej trawy jeść nie będziemy”. A jakie doświadczenia Ty masz ze swoimi najbliższymi? Może znasz jakieś sposoby, żeby i moich przekonać?
Marlena napisał(a):
Nie mam magicznych sposobów, u mnie domownicy sami zgodnie stwierdzili, iż nie będą robić śmietnika ze swojego ciała. Przestaliśmy kupować przetworzone pseudożarcie po prostu z dnia na dzień – zapasy wyrzuciłam bezlitośnie stając z dużym czarnym worem na śmieci przed lodówką i szafkami kuchennymi. Od tego dnia nie było odwrotu. Wymówki o królikach i trawie u nas w domu nie miały miejsca. Godnie przeszliśmy też odwyk od nałogu codziennego spożywania mięsa, cukru, białej mąki czy nabiału, choć kosztowało nas to wszystkich trochę wysiłku: pojawiły się np. objawy kryzysu ozdrowieńczego.
Wielu ludzi nie wie, iż pewne pokarmy są tak silnie uzależniające, że umysł będzie wymyślać rozmaite argumenty aby dalej móc oddawać się swoim nałogom 3 razy dziennie. Argumenty o królikach czy kozach są właśnie tego gatunku. Mózg broni się, bo nie wie, że jest uzależniony. Nie wie! Uzależnienie od mięsa jest na przykład bardzo podobne do uzależnienia od nikotyny, kofeiny, cukru, pszenicy czy mleka (przeszłam odwyk od każdej z tych substancji – mówię z własnego doświadczenia), jak również alkoholu. Nie wiesz czy jesteś od czegoś uzależniony dopóki nie zaprzestaniesz czegoś. To jest takie proste.
Marchewki na przykład lub kapusta nie uzależniają i nie powodują silnych (wręcz bolesnych!) ciągot po wykreśleniu ich z menu. Nawet nie zauważysz, że zostały wykreślone z menu. Na tym polega różnica. Utrata mięsa, nabiału, cukru, kofeiny czy pszenicy jest dużo bardziej bolesna niż utrata kapusty, a przerażony mózg od razu zadaje pytanie „to co teraz jeść?”. Jest to pytanie retoryczne, ponieważ Matka Ziemia rodzi dla nas tyle rodzajów wspaniałego pokarmu, że problem tak naprawdę jest iluzoryczny. Został on tylko stworzony w umyśle. W mózgu karmionym do tej pory przemysłowym „jedzeniem”, które tak naprawdę oparte jest o pięć składników na krzyż, a są to: pszenica, mleko, mięso, cukier i olej/jakiś tłuszczowy izolat – zatem spożywanie przemysłowej karmy jest niczym innym jak fundowaniem sobie „tradycyjnego” menu opartego głównie na kombinacji tych pięciu marnych substratów i jego pochodnych (z czego uzależnieni nie zdają sobie sprawy – nie wiedzą, że jedzą wciąż to samo, tylko inaczej wyglądające i smakujące) z ewentualnym symbolicznym dodatkiem czegoś warzywnego w roli kolorowej ozdoby (tradycyjnie na przykład tzw. kanapka składa się z: pszennej mąki, smarowanej tłuszczem zwierzęcym lub w wersji nowoczesnej sztuczną margaryną, obłożonej następnie pochodną mięsa lub mleka i jako „dodatek ozdobny” mamy plasterek pomidorka czy ogórka).
Wskazówki jak stopniowo i krok po kroku pokochać nowe, zdrowsze menu i uwolnić się od mentalnego niewolnictwa „tradycyjnego menu” znajdziesz m.in. w książce dra Joela Fuhrmana „Trzy kroki do zdrowia”. U nas zmiana była z dnia na dzień, ale jeśli ktoś chce stopniowo je wprowadzać, to w książce tej znajdzie wskazówki jak to zrobić i co jeść i dlaczego.
Argumental napisał(a):
Marleno, prowadzisz wspaniałą stronę, chyba najciekawszą i najbardziej rzetelną, spośród tych polskojęzycznych, traktujących o szeroko pojętym zdrowiu. Nieoceniona skarbnica wiedzy. Wyrazy uznania.
– – –
Gratuluję Ci przemiany fizycznej i duchowej. Doznałem podobnej, więc wiem jak bardzo odmieniło się Twoje życie. Sama radość. 🙂 Życzę duuużo zdrowia na każdym z poziomów życia!
Marlena napisał(a):
Dziękuję serdecznie i życzę przewlekłego zdrowia wzajemnie! 🙂
Danuta napisał(a):
p.Pani Marleno proszę o pomoc napisałam e-maila w dniu 18 marca2017 rokuw który bardzo prosiłam o pomoc i niewiem czy dotarł do Ciebie bo nigdzie nie moge znależć odpowiedzi a bardzo mi zależy na pomocy Pani,bo wierzę ,że tylko Pani może mi pomóć.
Marlena napisał(a):
Podany adres mailowy nie jest prawidłowy – na maila odpowiedziałam, ale nie został dostarczony ponieważ adres jest błędny.
ewam napisał(a):
Witam. Juz od ponad roku jestem Pania zafascynowana i coraz wiecej wprowadzam do swojego zycia twgo co Pani mowi. Mam tylko pytanie gdzie i jak kupic owoce suszone zeby nie byly slodzone cukrem bo ostatnio kupilam zurawine i przeczytalam ze jest jej w opakowaniu 51 procent wiec reszta to cukier????
Marlena napisał(a):
Owoce naturalnie suszone kupić można w sklepach ze zdrową żywnością. Nie dotyczy to żurawiny jako bardzo kwaśnego owocu, stąd dodaje się do niego cukier. Czasem jednak można spotkać żurawinę bez cukru, ale rzadko kiedy.
Justyna napisał(a):
Witam serdecznie!
Miała pani kiedykolwiek styczność z kamicą nerkową, a dokładniej szczawianowo-wapniową? Otóż, wykryto u mnie niedawno, w prawej miedniczce nerkowej, kamień nerkowy 8 mm. Dodam, że ostatnim razem kamienie miałam dziesięć lat temu, były rozbijane ultradźwiękami, a wówczas znaleziono je w nerce lewej. Były też znacznie mniejsze. W temacie z kamieniami siedzę dość długo, ale gdy dziesięć lat temu objawy ustąpiły – całkiem o nich „zapomniałam”. Nie zmieniałam wówczas diety. Od ostatniego czasu jednak zamierzam przejść na dietę roślinną, „wegańską”. Na razie przygotowuję się do tego psychicznie, choć za mięsem i nabiałem tęsknić nie będę – mam już dość takiego jedzenia, o dziwo! Przez większy okres czasu od „ataku” ostatnich kamieni piłam około trzech kaw na dzień, nie neutralizując tym samym jakichkolwiek szczawianów wapniem.
Niedawno robiłam badania krwi i choć lekarz nie zauważył nic niepokojącego, pH mojego moczu wynosi 5.5, a ciężar właściwy moczu jest nieco większy, niż „zalecany” osobom, które posiadają skłonności do kamicy. Czytałam wiele na temat innych zabiegów, co do usuwania tak dużych kamieni i szczerze mówiąc… czekam już tylko na kolkę nerkową, na to, aż trafię do szpitala. Lekarze nie pomagają, nie zalecają, straciłam nadzieję. Piję fitolizynę, za niedługo postaram się pić sok z cytryny, może nawet sodę. Mam do pani wielkie pytanie, a raczej parę pytań, na które odpowiedź jest dla mnie bardzo ważna. Czy jestem w stanie „zmniejszyć” ten kamień? Jakkolwiek rozpuścić go naturalnymi metodami? Rozdrobnić, cokolwiek? Dieta wegańska/roślinna będzie w stanie mi pomóc? Jak się odkwasić, jaką dietę rozpocząć? Nie mam już pojęcia, wiele informacji jest sprzecznych.. Gdzieś piszą, że mam zakwasić organizm – jeść dużo mięcha i nabiału (problem w tym, że mój mocz jest już kwaśny!), inni piszą, że wręcz przeciwnie (i skłaniam się bardziej ku tym osobom), a przy takim natłoku właśnie sprzecznych informacji, sama nie wiem, co robić. Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź. Przydadzą się też jakiekolwiek porady, wskazówki, co do ożywiania i usuwania kamieni.
Marlena napisał(a):
Dieta jak najbardziej może pomóc, np. dieta dr Dąbrowskiej (post Daniela przeplatany z okresami zdrowego żywienia). Znakomicie alkalizuje organizm, oczyszcza go z toksyn i złogów (m.in. w nerkach), a Twój organizm jest przypuszczalnie dość solidnie zakwaszony, co dla istoty ludzkiej nie jest normalnym stanem fizjologicznym. Fizjologicznie powinniśmy być lekko zasadowi.
W diecie przypuszczalnie jest za dużo szczawianów i fosforu, (mięsa, nabiału, kawy, herbaty, coli czy innych napojów gazowanych, czekolady, cukru, alkoholu), a za mało magnezu i witamin z grupy B oraz witaminy C. Gdy jest za mało magnezu (zielone warzywa liściaste, kasza gryczana niepalona, migdały, orzechy itp.) to niestety ustrój będzie tworzył złogi wapniowe, jednemu w nerkach (kamica) innemu w arteriach (miażdżyca). Więc magnez przede wszystkim (doustnie i przezskórnie). Do tego B-complex typu B-50 i/lub osobno B6 (niedobór wit. B6 i B1 również sprzyja kamicy) oraz dużo witaminy C. Używki (alkohol, kawa itd.), cukier i stres ograbiają nas zarówno z magnezu jak i witamin z grupy B. Witamina C nie powoduje kamicy, tu masz wyjaśnione dlaczego: https://www.mcii.pl/kamienie-nerkowe-witamina-c/
Od mięcha i nabiału nerki się psują ludziom, a nie zdrowieją. Nie znam diet leczniczych na nerki (czy w ogóle na cokolwiek, jeśli mam być szczera) opartych na mięsie i nabiale – nie ma ich ani w najstarszych na tej planecie Świętych Księgach zawierających wskazówki zdrowotne i dietetyczne (Tora, Biblia, Wedy, Koran czy księgi tybetańskie) ani w dowodach zebranych przez współczesnych naukowców.
Justyna napisał(a):
Dziękuję bardzo serdecznie! Mam nadzieję, że uda mi się przejść przez tę dietę. Na razie ograniczam mięso, a zwiększam ilość owoców – zauważyłam częstsze wizyty w toalecie (dzięki błonnikowi, tak myślę) i coś a’la symptomy odstawienia mojego „nałogu” – bóle głowy, zmęczenie, biegunki. Dziś nie wytrzymałam i prócz tego, że jadłam, jak na diecie „tradycyjnej”, to.. zjadłam paczkę i tak niesmacznych ciastek. Jeszcze dwa tygodnie temu mi smakowały – czyżby moje nawyki mogły się tak szybko zmienić? U mnie problem leży głównie w psychice, bo jak od dziecka mówione było „a, mięsko takie ważne i odżywcze, a jak warzywka – to tylko koperek na ziemniaczki, albo takie ziemniaczki z masełkiem, polane sosikiem”. No cóż. Osobą z nadwagą nie jestem, ba, moja waga jest w tej dolnej granicy normy, ale to przez moją dość ciężką pracę (zarówno psychicznie, jak i fizycznie) oraz dużą ilość stresu. Alkohol i papierosy, nie, to nie „moje” używki. Przeginam jedynie z kawą oraz cukrem, w tej najgorszej postaci.
Jeszcze raz dziękuję bardzo serdecznie, pozdrawiam – i gdyby miała pani jakieś rady co do żywienia, etc., to byłabym wdzięczna. Jak już wspomniałam, dieta całkiem roślinna wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem.