W porze wakacyjnej dostaję często zapytania od czytelników o olejki eteryczne na komary. Tak, to prawda, latem komary i inne insekty mogą być niezwykle uciążliwe. Dzisiaj podam więc mój przetestowany w domu, nietoksyczny sposób: mieszanka olejków eterycznych na komary – sprawdzona i skuteczna.
Wybieram olejki eteryczne dlatego, że nie używam już chemicznych środków na komary np. na bazie DEET czy ikarydyny. Substancje te nie są obojętne dla naszego zdrowia, aczkolwiek mogłabym się zastanowić nad ich użyciem wyjeżdżając gdzieś w rejony o ekstremalnym klimacie (np. na safari do Afryki), natomiast w domowych pieleszach w zupełności wystarczają mi naturalne olejki eteryczne zewnętrznie i odpowiednia dieta wewnętrznie.
Co przyciąga do nas komary? Lecą tam, gdzie wyczują dwutlenek węgla, kwas mlekowy, wilgoć i… odpowiedni zapach!
Zapach skóry ludzkiej (w zasadzie potu) jest dla nich kuszący, lubią też zapachy kwiatowe i owocowe. Nie przepadają z kolei za zapachami wydzielanym przez niektóre zioła (np. bazylia, szałwia czy mięta).
A nawet i nie każda ludzka skóra jest jednakowo dla komara nęcąca. Gdy ktoś mówi o sobie, że ma „słodką krew” (w sensie, że co fruwa lub pełza to się do niego momentalnie przykleja), to może oznaczać, że cierpi na niedobory witamin z grupy B (szczególnie B1 i B12), które są naszym naturalnym „repelentem wewnętrznym” jaki Matka Natura dla nas przewidziała.
Przypomnę w tym miejscu, że przy okazji opisywania protokołu dr Ruth Harell (podnoszenie IQ u dzieci) wspominałam o tym, jak ważne dla naszego organizmu są witaminy z grupy B, a przy okazji wspomniałam też o tym, że gdy mamy wystarczająco wysoki poziom tiaminy we krwi (witamina B1), to mamy święty spokój z komarami – po prostu na nas nie siadają.
Podobnie zresztą działa witamina B12 – aczkolwiek oficjalnie żadna z witamin z grupy B „nie działa” jako repelent na komary (podobnie jak witamina C oficjalnie „nie działa” przy infekcjach wirusowych, nawet przy banalnym przeziębieniu), w związku z czym wszelkie oficjalne instytucje zalecają obecnie stosować tylko i wyłącznie środki chemiczne – z DEET na czele). 😉
Ja jednak wiem swoje: jeśli magazyny witamin z grupy B mamy napełnione pod korek, to pot wydzielany przez naszą skórę zawiera molekuły witamin z grupy B, a ten zapach jest dla komarów nie do zniesienia. My tego co prawda nie czujemy, ale komary czują. Im więcej molekuł tych witamin w wydzielanym przez naszą skórę pocie, tym skuteczniejszy okaże się nasz „wewnętrzny repelent”.
Problem w tym, że poziom witamin z grupy B w ustroju nie jest stały, a my potrzebujemy ochrony antykomarowej przez cały sezon letni kiedy grasują. Cenną podporą są wtedy naturalne olejki eteryczne.
Olejki eteryczne odstraszające komary
Sporo jest olejków eterycznych, których zapach odstrasza komary. Wymienię niektóre poniżej.
- cytronella (Cymbopogon winterianus)
- trawa cytrynowa zwana inaczej lemongrass (Cymbopogon flexuosus)
- paczula (Pogostemon cablin)
- rozmaryn (Rosmarinus officinalis)
- bazylia (Ocimum basilicum)
- lawenda (Lavandula angustifolia)
- eukaliptus cytrynowy, australijski lub gałkowy (Eucalyptus citriodora, radiata lub globulus)
- cedr wirginijski (Juniperus virginiana)
- mięta (Mentha piperita)
- szałwia lekarska (Salvia officinalis)
- tymianek (Thymus vulgaris)
Moja ulubiona mieszanka antykomarowa składa się z pięciu różnych olejków eterycznych, doskonale skomponowanych.
Jej zapach jest przyjemny dla człowieka, ale bardzo nieprzyjemny dla komarów, które uciekają gdzie pieprz rośnie. Bazą mieszanki jest trawa cytrynowa (lub zamiennie cytronella) oraz lawenda.
Rozpylając tę mieszankę w sypialni mogę spać spokojnie przy otwartym oknie! 🙂
A oto i przepis.
Do dyfuzora ultradźwiękowego dodaję:
- 10 kropel olejku z trawy cytrynowej (lemongrass) – zamiennie może być cytronella
- 5 kropel olejku lawendowego
- 2 krople olejku eukaliptusowego
- 2 krople olejku miętowego
- 1 kropla olejku z szałwii lekarskiej
Olejki w tych samych proporcjach można dodać do oleju nośnikowego (10-15 kropel do 2 łyżek oleju) np. jojoba, migdałowego czy z awokado. W ten sposób otrzymujemy wonny olej, który możemy nanieść na skórę gdy przebywamy na zewnątrz.
Olej nośnikowy nie tylko rozcieńcza olejki eteryczne, ale i zapobiega ich szybkiemu odparowaniu (dzięki czemu zapach na skórze utrzymuje się stosunkowo długo)
Jeśli dodatkowo chcemy wykonać pachnącą mgiełkę w butelce typu spray (do ubrań, poduszek czy pościeli), to 20 kropel rozpuszczamy najpierw w łyżce alkoholu (spirytus rektyfikowany, ew. zwykła biała wódka), dodajemy do butelki typu spray, a następnie dopełniamy wodą (ok. 100 ml), wstrząsamy i gotowe.
Użycie alkoholu jest w tym wypadku konieczne z tego względu, że olejki eteryczne nie rozpuszczają się w wodzie.
A co gdy już komar ugryzie?
Jako środek pierwszej pomocy – olejek lawendowy. Można go stosować nawet bez rozcieńczania, jest tak delikatny. Warto jednak rozpuścić olejek eteryczny w oleju nośnikowym, bo wtedy dłużej trzyma się skóry i nie odparowuje tak szybko.
W domowej apteczce trzymam też gotową kompozycję olejków eterycznych „Herbasektos” firmy Bergland. Fenomenalnie łagodzi podrażnienia i świąd wywołany ukąszeniami owadów i robi to szybko i skutecznie. Bazą tej mieszanki jest olejek lawendowy oraz olejek z drzewa herbacianego, w składzie znajdziemy też witaminę E, która dodatkowo łagodzi zaczerwienienie i obrzęk.
Życzę Wam kochani bezkomarowych wakacji! 🙂
P.S. Jeśli zamierzać zakupić (lub już masz w domu) olejki eteryczne, to musisz wiedzieć, że olejki eteryczne tracą moc i nie działają kiedy są utlenione, dlatego należy je umiejętnie przechowywać i właściwie się z nimi obchodzić.
Koniecznie pobierz mój bezpłatny poradnik o trwałości olejków eterycznych oraz sztuce ich przechowywania. 👇

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ewa napisał(a):
Dzięki za ciekawie informacje. Chciałabym kupić sobie taki dyfuzor ultradźwiękowy i mam pytanie, czy są jakieś parametry, na jakie należy zwrócić uwagę przy wyborze takiego urządzenia ?
Marlena napisał(a):
Dla mnie było ważne czy sam się wyłączy gdy wyparuje cała woda i w sumie na to głównie zwracałam uwagę.
Kasia napisał(a):
Ha! Miałam nosa 🙂 Przedwczoraj pogryzly mnie komary. Zawsze uważałam, że jestem z tych co mają słodką krew 😉 Dobrze wiedzieć, w czym rzecz. Jakoś tak intuicyjnie posmarowałam pogryziona skórę olejkiem lawendowym i po swędzeniu ani śladu.
Marlena napisał(a):
Lawendowy ma moc! 🙂
Pola_AD napisał(a):
Uważaj czego używasz. To co widzę na zdjęciu raczej Ci zaszkodzi niż pomoże na te komary. Dyfuzor świetny znanej renomowanej firmy, tyle że z usuniętym logo. A olejki? Hmm zapytaj producenta czy możesz wpaść z wizytą na jego pola i do destylarni, to się dowiesz ile wie o zawartości tych butelek. (Papier wszystko przyjmie).
Marlena napisał(a):
Oj, chyba jesteś dystrybutorem „jedynie słusznych” olejków tej znanej renomowanej firmy. 😀
Logo nie zostało usunięte z dyfuzora (nota bene Made in China), lecz znajduje się z drugiej strony pokrywki ponieważ znana renomowana firma za reklamę mi nie płaci.
Zresztą producent olejków eterycznych widocznych na zdjęciu też nie zapłacił mi za reklamę, po prostu znam gościa osobiście bo jesteśmy z jednego miasta. Wiem co sprzedaje i jakiej jakości. Statusu suplementu diety te olejki nie mają (i nie muszą), ale do dyfuzowania w celu antykomarowym są odpowiednie. W każdym razie używam i mam się dobrze. 😛
I tak, znam owszem bardziej „renomowane firmy”, mam porównanie jakości (oraz niestety zbyt wygórowanej ceny wymuszonej nie tylko własnymi polami czy destylarniami, lecz także modelem biznesowym MLM), ale jak chcesz pojechać do sklepu po marchewkę to nie musisz kupować/wynajmować Mercedesa, co innego jak jedziesz do ślubu. 🙂
Grażyna napisał(a):
Witam, piszę w nietypowej sprawie nie związanej z olejkami. Na zdjęciu jest w tle widoczna ściana w pięknych kafelkach, czy dawno były kupowane?
Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam – Grażyna
Marlena napisał(a):
Grażyno, mnie też zachwyciły te niezwykłe kafelki, nie wiem kiedy były kupowane, już były w tym domu gdy się wprowadziłam. Sam dom był oddany do użytku kilkanaście lat temu, więc pewnie dawno były kupowane.
Halina napisał(a):
Mam wokół tarasu ogromne krzewy lawendy i bardzo mało komarów. Ponadto przez cały sezon jesienno-wiosenny suplementuję się witaminą B-complex. Żaden komar mnie nie ugryzł tego lata – owszem siadały na skórze ale nie gryzły.
Marlena napisał(a):
Brawo, Halino! W ten sposób właśnie tworzy się potężne antykomarowe kombo nie do pokonania. Super! 🙂
Komary (podobnie jak kleszcze) nie są w stanie znieść zapachu osób, które mają duże zapasy witamin z grupy B w swoim ustroju. To nie narastająca plaga komarów czy kleszczy, tylko nasza nieszczęsna niedoborowa zachodnia dieta jest winna pogryzieniom przez te stworzenia. Warto o tym pamiętać.
sowka napisał(a):
Kiedyś na wsiach po strzechami wieszano suche pęczki – bukietywrotyczu jako swoisty repelent
Wrotycz wydziela silny zapach, nieco przypominający zapach kamfory,który odstrasza komary, muchy, mrówki, mole i kleszcze.
Łukasz napisał(a):
A mi brakuje olejku waniliowego. Wanilia jest wspaniała. Nawet zwykły aromat waniliowy ze sklepu daje rade, wystarczy kilka kropel na poduszke czy ramę okna i komary odlatują 😉
Marlena napisał(a):
Tak, zgadza się, komary nie lubią zapachu wanilii, z tym że olejek o zapachu waniliowym ze sklepu nie zawiera tak naprawdę ani pikograma prawdziwej wanilii, zawiera syntetyczny aromat. Więc smarowanie na skórę odpada na pewno, z poduszką też bym uważała aby to wdychać.
Łukasz napisał(a):
Ważne że działa. No nie o smarowaniu na skóre nie ma mowy, co innego polać ramę okna. A najlepiej kupic taki olejek z prawdziwą wanilią jeśli jest 🙂
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak, Łukaszu! 🙂
mama napisał(a):
Marleno, podejrzewam u córki lat 7 nerwicę lękową Czy mogłabyś mi doradzić jak jej pomóc jakie witaminy jej podać żeby umniejszyć jej cierpienie. Niacyna? jakie ilości? magnez? Sama jako dziecko cierpiałam na nerwice lękową, a nawet natręctw, zresztą teraz też mi dokucza czasami ale sobie radzę. Z góry dziękuję za odpowiedź. Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim prawidłowe odżywianie! Aby mózg dobrze pracował i abyśmy mogli wytwarzać sobie hojnie hormony szczęścia i być zawsze w dobrym nastroju, to niezbędnych jest tak naprawdę niewiele rzeczy: światło słoneczne i dostatek witaminy D, dużo świeżych warzyw i owoców, częsty kontakt z przyrodą, odpowiednia ilość i jakość snu.
Tego nie zastąpią żadne pigułki, żadne suplementy diety (jak sama nazwa wskazuje mają ją dopełniać w razie niedoboru, a nie zastępować prawidłowe żywienie i zdrowy styl życia).
W przypadku lęków niedobory mogą być rozmaite (witaminy z grupy B, witamina C, witamina D, magnez, cynk), także mikrobiom jelitowy może wymagać troski (w końcu to w jelitach wytwarzamy większość naszego hormonu szczęścia – serotoniny, jak również to bakterie jelitowe odpowiedzialne są za przesyłanie sygnałów na osi jelito-mózg).
Nic nie dzieje się bez przyczyny!
Oczywiście chyba nie muszę mówić, że do wywalenia są:
1. puste węglowodany (słodycze, sklepowe lody, także biała mąka i jej przetwory),
2. złe tłuszcze (znowu słodycze gdzie wszędzie pakują rafinowane oleje, głównie palmowy, także wszelkie sklepowe przetworzone żarcie „w oleju roślinnym” – nigdy nie wiesz w jakim, majonezy sklepowe, sosy sałatkowe i inne gotowizny)
3. złe źródła białka (sklepowe produkty odzwierzęce takie jak mięso, nabiał, wędliny, hodowlane ryby, jajka z masowych hodowli – zbyt wielkie są szanse, że zwierzaki były hodowane na przyspieszających wzrost antybiotykach i tuczone tanimi paszami genetycznie modyfikowanymi).
Ogólnie wszelkie żywieniowe śmieci muszą iść w odstawkę. Zamiast tego podawaj dziecku naturalne pożywienie czyli takie, którego etykiet nie trzeba rozszyfrowywać, bo widać co kupujemy: warzywa, owoce, grzyby, nasiona, orzechy (szczególnie ziemne i nerkowce są bogate w niacynę) i masła orzechowe (tylko 100% orzechów, nie kupuj takich z dodatkiem oleju), grube kasze (gryczana niepalona ma mnóstwo magnezu, jaglana też jest OK), polecam też piec pieczywo domowe (np. „bomba magnezowa”, przepis u mnie na blogu).
GOSIA napisał(a):
Trzeba też zadbać o nerki.
Janka napisał(a):
Marleno proszę nakieruj mnie na wlasciwe artykuły.. Mój syn się bardzo poci.. Ma 22 lata.. Dziękuję z góry
Marlena napisał(a):
Janko, nadmierne pocenie się może mieć różne przyczyny, od bardzo banalnych jak niedobór witaminy D, aż po poważne jak np. nowotwór. Jeśli chcemy dojść do przyczyny to trzeba przeanalizować swój styl życia, dietę, obecne wyniki badań itd.
Oczywiście można też mieć w nosie przyczynę i maskować tylko objawy czyli zlewać się dezodorantami, perfumami, używać blokery potu itd.
Ja jednak proponuję zacząć od zbadania poziomu witaminy D.
M-a napisał(a):
Dzień dobry, mam 30 kg nadwagi, bardzo chciałabym schudnąć, od czego zacząć, wiem, że czeka mnie radykalna zmiana nawyków żywieniowych, jak powinny wyglądać posiłki? Jaki sport uprawiać i jak często? Czy miałabyś dla mnie jakieś wskazówki?
Marlena napisał(a):
Moniko, są dwa wyjścia aby zdobyć potrzebną wiedzę: albo przeczytać od deski do deski mojego bloga wraz z komentarzami, albo iść na skróty i zapisać się na mój kurs (odbywa się online, o kolejnym naborze kursantów otrzymasz informację na maila jeśli zapiszesz się do mojego newslettera).
Jako pierwszą wskazówkę odnośnie nawyków żywieniowych podpowiem: dodaj do menu zielone koktajle, świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe, świeże sałatki, orzechy, nasiona, pestki. Usuń natomiast oleje i wszystko co je zawiera, słodycze i wszystko co zawiera cukier lub sztuczne słodziki, białą mąkę i jej przetwory, zaś jeśli chodzi o produkty odzwierzęce to stosuj je jako dodatek smakowy, a nie jako danie główne. Źródła białka to nie tylko mięsa, jaja czy nabiał, ale także grzyby, tofu, rośliny strączkowe (fasole, soczewice, ciecierzyca, groch) oraz orzechy i migdały.
Anna napisał(a):
Marleno, wykupiłam dostęp do kursu. Ale z braku czasu nie będę w stanie szybko go ukończyć, a tym samym wdrożyć proponowane tam zasady w życie. Mam nadzieję, że dostęp do kursu nie jest przyznawany terminowo… ?
Marlena napisał(a):
Dostęp jest bezterminowy! 🙂
POWEER napisał(a):
https://youtu.be/ozna-xBNDR8
Posyłam, co o tym sądzisz?
Marlena napisał(a):
Nic nie sądzę ponieważ nie jadam ssaków ani ptaków, więc nawet nie chce mi się tego oglądać, sorry. Oglądanie tych poćwiartowanych zwłok to dla mnie żadna przyjemność, a słuchanie o tym, że można to jeść – tym bardziej. W menu dopuszczam jedynie ryby i to dzikie (hodowane odpadają, bo nie wiem co żarły i czy nie były dopalane antybiotykami).
ILONA napisał(a):
Witam,na komary wspaniały jest wrotycz,robi się z niego spray do ciała,działa wspaniale,wystarczy się popsikać ,a rośnie prawie wszędzie,wystarczy się dobrze rozejrzeć.Można także posadzić sobie w
domu w doniczce,i mieć go pod ręką.Marleno czy czytałaś może książkę pt.
MIT CHORÓB NIEULECZALNYCH I WIELKI BIZNES ?
Marlena napisał(a):
Czytałam, straaaaszna szmira, nie polecam, szkoda czasu na czytanie tego „dzieła”. Jest jeszcze gorsze niż słynne „Ukryte terapie” pana Z, który zresztą spłodził przedmowę do „Mitów”.
Autor cierpi na insulinofobię, węglowodanofobię (szczególnie owocofobię) oraz jest głęboko przekonany, że za jego stwardnienie rozsiane winni są jacyś „oni” ale nie on sam i jego karygodny styl życia (bo przecież nie urodził się z tą chorobą, do diaska).
Oczywiście wszystkie choroby świata uleczy jego zdaniem jedna dieta (ketogeniczna), która nie tylko leczy ciało ale i wyostrza umysł (po wypocinach autora jednak raczej tego nie widać) oraz zapewni każdemu z nas długowieczność (chociaż nie ma tej planecie ani jednej populacji długowiecznych będących na ketodiecie składającej się z jaj, masła, słoniny, podgardla, boczku, śmietany i tym podobnych frykasów). Ja takowych żyjących zdrowo do setki keto-populacji nie znam, autor też nie wymienił ani jednej, publikacje naukowe także milczą na ten temat, ale to pewnie dlatego, że są częścią polityczno-farmaceutycznego spisku (haha).
Już nie wspomnę o kradzieży mojej własności intelektualnej, czyli podaniu na stronie 423 (Aneks C) przepisu mojego autorstwa na enzymatyczny płyn i pastę czyszczącą ze skórek po cytrusach (cytuję: „znalazłem dawno temu gdzieś w internecie”). Nie „gdzieś”, tylko u mnie na blogu, umówmy się.
No i pomijam już schizy w stylu „nie mogę ujawnić swojej tożsamości bo mnie zabiją” oraz psychodeliczny ton konspiracji i teorii spiskowych w jakim utrzymane są te wypociny, zakończone apelami do wszelkich możliwych ministrów w tym kraju.
W sumie nie wiadomo ani kto to napisał, ani po co.
Gosia napisał(a):
Witaj Marleno,
czytając Twoje artykuły natknęłam się na książkę o naturalnych sposobach usuwania kamieni z woreczka żółciowego, wtedy nie było mi to potrzebne, więc potraktowałam jako ciekawostkę, a teraz jest osoba w potrzebie, a ja nie mogę znaleźć tej informacji.
Jeśli możesz podpowiedzieć to bardzo proszę.
pozdrawiam
P.S. Kurs jest rewelacyjny, jest jak przypominajka dzięki możliwości wielokrotnego odtwarzania ( bardzo przyjemnie się słucha Twojego głosu ;))
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z udziału w moim kursie, Gosiu! 🙂
Jeśli chodzi o książkę, to pewnie chodziło o „Oczyszczanie wątroby i woreczka żółciowego” – autor Andreas Moritz.
Wojtek napisał(a):
Pani Marleno czy ma Pani jakąś wiedzę na temat ozonowania warzyw i owoców? Czy warto zainwestować w generator ozonu ewentualnie jaki ?
P.S. Bardzo dziękuję za wiedzę jaką Pani w kursie przekazuje, KURS Rewelacja!
Marlena napisał(a):
Wojtku, cieszę się niezmiernie, że kurs spełnił Twoje oczekiwania!
Co do ozonatorów, to nie mam doświadczeń z tymi urządzeniami, więc nie podpowiem jaki jest najlepszy ani na ile jest bezpieczny.
Zostaję przy staromodnej metodzie płukania w różnych pH wody (pH kwasowe dla dezynfekcji/usunięcia bakterii i pH zasadowe dla usunięcia ewentualnych pozostałości środków ochrony roślin).
Gosia napisał(a):
Bardzo dziękuję za podpowiedź
pozdrawiam
Monika napisał(a):
Ja ostatnio myję owoce i warzywa w wywarze z orzechów piorących. Myślę, że też usuwają pestycydy.
Marlena napisał(a):
Jeśli daje pH zasadowe to pewnie tak. 🙂
stała czytelniczka blogu napisał(a):
Witaj kochana Marleno, cały twój blog i czas jaki poświęcasz jest przykładem na to że warto tak robić. Nie przejmuj się tym, że jakiś Neo (autor książki) napisał jakieś wypociny i chce walczyć z ukrycia z kimś kto go chce zabić. Prawda jest taka jak napisałaś, nie warto czytać tej książki, szkoda tylko czasu. Zresztą nawet tajna grupa na fb, którą założył i tam ma swoje zasady.
Uważa, że na wszystko jest dieta keto…
Dlatego jeszcze raz trzymaj się ciepło i nie przejmuj się tym. Dla takiego autora tej książki powinno być wstyd, że dopuścił się czegoś takiego – „dawno temu w internecie znalazłem”, rzeczywiście ma jakieś problemy.
Marlena napisał(a):
Dziękuję, kochana Czytelniczko, za ten pokrzepiający komentarz. Autorem książki się nie przejmuję, bo jak już wielokrotnie w życiu się przekonałam – karma zawsze wraca, takie są prawa wszechświata, a ich ignorancja nie przynosi korzyści (równie dobrze możemy ignorować prawo przyciągania ziemskiego uważając, że nie istnieje, ale jak ta ignorancja może się dla nas skończyć, to wiadomo). 🙂
Czym jest (a czym nie jest) dieta keto, o tym pisałam już na blogu jak również w nieco szerszym jeszcze spojrzeniu uczę o tym moich kursantów w kursie, aby nie dali się omamić powszechną keto-ekscytacją, powszechnym szukaniem jednej „cudownej” diety rozwiązującej wszelkie problemy tego świata i leczącej wszystkie możliwe choroby od kataru aż po raka.
Praktycznie wszystko co dla nas tworzy natura do jedzenia to węglowodany. I wszystko to rośnie dostępne dla nas dosłownie na wyciągnięcie ręki, zapraszając kolorami i zapachami do zerwania i hops, do buzi. Więc natura sama nam wskazuje co mamy jeść. Bo już np. tłuste orzechy chowa w twardych skorupach, nawet po oliwki czy awokado każe się wspinać wysoko na drzewo – nie ma tak łatwo.
To bardzo niemądre by zwalać winę za wszelkie nieszczęścia tego świata na węglowodany (bez uściślenia czy chodzi o komercyjne, sztuczne izolaty jak np. cukier i biała mąka czy też o te prawdziwe węglowodany, stworzone ręką natury) – na takie gadki złapać można tylko kiepskich obserwatorów natury.
Ktoś, kto notorycznie przez wiele dekad życia łamał wszelkie prawa natury, aż jego układ odpornościowy w końcu dostał bzika reagując chorobą autoimmunologiczną, powinien poszukać wiedzy na temat tych praw natury, które złamał i ponaprawiać następnie swoje błędy by jego system się uzdrowił – tak uczyniłby człowiek myślący. Głupiec będzie zaś zachwycać się drogami na skróty i jeszcze wmawiać innym, że to jedyna słuszna droga.
zaanka napisał(a):
Marleno, pytanie mam w temacie …pierzgi Chce zrobić propolis ale pierzga którą mam/znalazłam w domowej spiżarce ma okres przydatności rok 2017 Czy mogę jej jeszcze użyć Czy bedzie to bezużyteczny propolis albo ze szkodą dla organizmu z takiej przeterminowanej pierzgi Dziekuję za twoją opinię
Marlena napisał(a):
Zaanko, propolis (nalewkę) robi się z kitu pszczelego, a nie z pierzgi. Pierzga to nie jest kit pszczeli, lecz pyłek sfermentowany. To są jakby dwie różne rzeczy. Aczkolwiek o szczegóły to chyba by trzeba było jakiegoś bartnika może zapytać, jak również o to czy pierzga ma ten termin ważności z uwagi na przepisy prawa spożywczego czy też tak naprawdę jest to produkt bezterminowy?
Jak wiadomo, kiedyś sól nawet miała „termin ważności”, a potem ustawodawcę ktoś mądry oświecił, że przecież sól się nie psuje nigdy i wycofali w końcu ten bzdurny przepis, że na soli musi być termin ważności.
Monika Kilijańska napisał(a):
Jestem właśnie posiadaczką „słodkiej krwi” i rzeczywiście mam niedobory witamin z grupy B. Muszę zadbać o dietę. Olejków używam od lat!
Stenia napisał(a):
Dzień Dobry Pani Marleno. Piszę do Pani ponieważ chciałabym się poradzić odnośnie odrobaczania organizmu. Od dość dużego czasu mam problemy z trądzikiem, pomimo że bardzo dbam o twarz, staram się dobrze odżywiać, chodzę regularnie na oczyszczanie twarzy. Uprawiam sport. Nie stosuję używek, praktycznie zero alkoholu. W ostatnim czasie byłam na konsultacji u lekarza medycyny estetycznej (dość znanego w Polsce – chirurg onkolog). Konsultacja dotyczyła innej sprawy, ale jak zobaczył moją twarz i trądzik stwierdził że mam typowe objawy zarobaczenia organizmu. Wskazał między innymi na śnice pod oczami, trądzik , łuszcząca się i zmęczona skóra oraz nalot na języku. Powiem, że potraktowałam to bardzo poważnie gdyż kosmetyczka też powtarza że nie ma u mnie efektów zabiegów a ja używam dobrych kremów i dbam o dobre odżywianie. Mieszkam na wsi. Mamy podwórkowe psy i kota, także ryzyko zakażenia jest. Bardzo proszę o pomoc w tym temacie, jak się do tego zabrać? Lekarz zasugerował profilaktyczne odrobaczanie. Czy zna Pani jakieś naturalne sposoby bo leki na receptę bardzo obciążają wątrobę. Poza tym nie wiadomo jakiego pasożyta zwalczać. Bardzo chętnie wysłucham Pani opinii w tym temacie. Z góry dziękuje za pomoc i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Steniu, a czy kiedykolwiek oczyszczałaś organizm? Dietą warzywno-owocową, okresowym postem sokowym itp.? Lekarz skoro podejrzewa zakażenie to skieruje na odpowiednie badania i dalej będzie pacjenta prowadził. Leki przeciwpasożytnicze nie zawsze obciążają wątrobę (np. albendazol o szerokim spektrum działania praktycznie nie wchłania się z przewodu pokarmowego). Polecam książkę „Nie dam się pasożytom” – autor dr medycyny W. Ozimek.
Z domowych środków można spróbować mielone pestki papai wymieszane z miodem albo pestki świeżej dyni czy też suszone i zmielone na proszek kurki. Najważniejsza jednak rzecz to nie tyle zatłuc pasożyty ile nie tworzyć dla nich dobrego miejsca do zasiedlenia się. Na czystym talerzu pleśń nie urośnie, tylko na brudnym, czyli tam gdzie ma warunki do rozwoju, to samo dotyczy każdej formy życia, w tym pasożytów.
Stenia napisał(a):
Dziękuję bardzo za komentarz.
Justyna napisał(a):
Marleno, czy te olejki w dyfuzorze będą bezpieczne w mieszkaniu, w którym są koty?
Marlena napisał(a):
Ja u siebie rozpylam. Z moimi kotami jest tak, że jak im się jakiś olejek nie podoba, to ostentacyjnie wychodzą z pokoju. 🙂