Czy jest coś takiego jak piramida zdrowego oczyszczania?

Znamy chyba wszyscy piramidę zdrowego żywienia.

W 2016 roku zaszła w niej rewolucyjna zmiana: została poprawiona aby być w zgodzie z najnowszymi ustaleniami badaczy i w jej podstawie zamiast produktów zbożowych znalazły się wreszcie właściwe produkty, czyli warzywa i owoce.

Trochę długo zajęło naukowcom dotarcie do tej prawdy (znanej od pokoleń i opisywanej w starych świętych księgach), ale cieszmy się, że się to w ogóle stało. 😉

Nawet jednak jeśli odżywiamy się zdrowo unikając pokarmów szkodliwych, a spożywając te korzystne – zazwyczaj przynajmniej raz lub dwa w roku warto zdecydować się na okres dłuższej diety oczyszczającej w takiej lub innej formie.

Przy czym innymi prawami rządzi się zdrowe odżywianie, a innymi zdrowe oczyszczanie.

Stąd też użyteczna będzie znajomość praw związanych z oczyszczaniem, a tu obowiązuje całkiem inna piramida – tym razem piramida zdrowego oczyszczania, którą dzisiaj przedstawię czytelnikom.

Wiedza ta przyda się każdemu z nas (chyba, że jesteśmy kobietą ciężarną lub karmiącą, wtedy oczyszczanie jest raczej niewskazane).

Nawet bowiem jeśli jesteśmy przewlekle zdrowi, to żyjemy w tak zanieczyszczonym środowisku (a i grzeszki dietetyczne się zdarzają nawet w najlepszej rodzinie), że profilaktyczne wewnętrzne sprzątanie jest każdemu z nas równie potrzebne co wiosenne porządki w domu czy ogrodzie.

Sama nazwa piramida oczyszczania może być nieco nieścisła, bowiem równie dobrze nazwana być może ona piramidą uzdrawiania siłami natury albo jak kto woli – piramidą urody, bowiem wszystkie trzy zjawiska mają wtedy miejsce: komórki oczyszczają się ze śmieci, ciało naprawia uszkodzenia, pozbywa się złogów, komórek martwych, uszkodzonych, starych, zdegenerowanych.

Następuje dzięki temu nie tylko odnowa biologiczna, ale i poprawa wyglądu (utrata zbędnych kilogramów, poprawa napięcia skóry, wygładzenie zmarszczek, wyraźne odmłodzenie itd. ).

Nie tylko więc po diecie oczyszczającej czujemy się lepiej (zdrowiejemy) i mamy lepszą jasność umysłu, więcej energii czy też zmniejszone zapotrzebowanie na sen, ale i ogólnie lepiej wyglądamy.

Wszystko to ma miejsce gdy damy szansę naszemu ciału od czasu do czasu odpocząć, czyli przestawić z trybu ciągłego trawienia wrzucanych do środka rozmaitych ciężkich do przerobienia pokarmów (i to nie zawsze zdrowych) – na tryb „sprzątająco-regenerujący”.

Możemy zaplanować oczyszczanie na dogodne dla nas okresy czasu: na weekend, na 7 dni lub na 14, a nawet na dłużej, ale nie dłużej niż 40 dni (6 tygodni), minimum 1-2 razy w roku (np. na wiosnę i/lub na jesieni).

Oczyszczanie weekendowe można powtarzać częściej, z równie dobrym skutkiem.

Jeśli bierzemy aktualnie jakieś leki na receptę musimy przygotować się na to, że będą musiały być redukowane w miarę postępów detoksu i regeneracji organizmu, a to warto robić pod okiem lekarza.

Dobrze jest też wykorzystać podczas oczyszczania wszystkie cztery drogi usuwania śmieci, o czym pisałam tutaj: [klik].

Detoksykacja i odnowa biologiczna jest nauką i sztuką, a najlepszą wiedzę  na ten temat czerpie się od mistrzów aktywnie ją praktykujących u swoich pacjentów (jak np. słynny dr R. Morse, z kolei w Polsce prekursorką odnowy biologicznej była niezapomniana ś.p. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska), którzy mają za sobą dekady doświadczeń w pracy z pacjentami jeśli chodzi o  uzdrawianie siłami natury oparte na detoksykacji i niejedno już na oczy widzieli, niejednego pacjenta wyciągnęli za nogi z grobu.

Dzisiaj tą wiedzą dzielę się z czytelnikami.

Po co taka piramida zdrowego oczyszczania?

Ponieważ wiele osób nie ma na ten temat wystarczającej wiedzy, a detoksem (tak jak wszystkim) też można sobie zaszkodzić, gdy się robi go nieumiejętnie.

A jeszcze gorzej wychodzeniem z trwającego dłużej detoksu – szczególnie gdy zaszliśmy już na górne piętra piramidy i przebywaliśmy tam przez dłuższy czas.

Nieumiejętny i zbyt gwałtowny zjazd w dół może być bolesny (a nawet zagrażać życiu), powoduje też utratę wszelkich korzyści jakie zostały osiągnięte oczyszczaniem.

Oto ta piramida (w/g dra R. Morse’a, ale powtarza się ten schemat również gdy zagłębiam się w lekturę dzieł innych ekspertów uzdrawiania siłami natury):

piramida detoksyfikacji

Od jedzenia wszystkiego (dieta standardowa tzw. urozmaicona, czy to wegetariańska, wegańska czy wszystkożerna) do niejedzenia niczego (i tylko picia czystej wody) jak widzimy dzieli nas dziewięć stopni.

Oczyszczanie nie następuje jak widać jedynie gdy głodujemy na wodzie – równie dobrze można bez cierpienia głodu jeść (albo pić – koktajle lub soki) i organizm też będzie się oczyszczał i regenerował (choć na każdym pięterku piramidy proces ten będzie się różnił intensywnością).

W wielu przypadkach lepiej mu będzie gdy mu przez ten czas dostarczamy (tego właściwego) pokarmu niż całkiem bez niego.

Popatrzmy teraz na sam szczyt piramidy: post wodny. W domu można go podjąć na krótki czas (np. jedną dobę), a na dłuższe okresy lepiej być pod opieką fastoterapeuty (aczkolwiek sama dr Wiśniewska-Roszkowska opisała w swojej książce pacjentów samodzielnie robiących taki post, jednak takiego postępowania nie sposób polecić).

Nie dostarczamy tu niczego za wyjątkiem wody do picia – na tym poziomie gęstość pokarmu (a co za tym idzie wysiłek jaki organizm musi włożyć w jego strawienie i wykorzystanie) wynosi zero, zaś odwrotnie proporcjonalnie do niej rośnie poziom oczyszczania i przywracania porządku (a więc zdrowia, bo zdrowie jest stanem porządku) wszystkim komórkom przez nasze ciało.

Odzyskaną w ten sposób energię ciało przeznacza na swoje wewnętrzne prace porządkowo-naprawcze. Im więcej jej zyska, tym intensywniej zabierze się za te prace i przeprowadzi je na głębszym poziomie.

W przypadku szczytu piramidy (czyli wody) ilość odzyskanej energii jest największa i powoli zmniejsza się gdy przesuwamy się w dół.

 

Popatrzmy teraz dla odmiany na sam dół piramidy, a w zasadzie to co znajduje się pod nią. Mamy tutaj standardową dietę czyli jemy wszystko: jemy to co lubimy, stosujemy zasadę „wszystko byle z umiarem” itd. – tak się żywi większość ludzi.

Gorzej czy lepiej, ale właśnie w ten sposób.

Dietetycy nazwać to mogą „urozmaiconą dietą” – czyli wszystkiego po trochu.

Na tym poziomie „pod piramidą” ciężkość pokarmu oraz związany z nią wysiłek ustroju niezbędny do trawienia mogą być zróżnicowane i czasem znaczne: pokarmy odzwierzęce oraz inne wysokobiałkowe, zbożowe, przetworzone, syntetyczne lub izolowane tłuszcze i izolowane węglowodany.

Na tym poziomie oczyszczanie nie ma miejsca, nawet jeśli nie spożywamy żywności z konserwantami.

I bardzo dobrze, bo przecież nie sposób tylko całe życie się oczyszczać, kiedyś trzeba też jeść posiłki urozmaicone. 😉

Gdy dieta „pod piramidą” jest faktycznie dobrze zbilansowana, nieprzetworzona i odpowiednio gęsta odżywczo – sprzyjać może utrzymaniu zdrowia i długowieczności.

Gdy jest źle zbilansowana i/lub zbyt przetworzona (uboga odżywczo) – sprzyja procesom degeneracyjnym i rozmaitym stanom chorobowym.

W przyrodzie jednak czas obfitości przeplata się z czasem niedoboru i jest to prawidłowe. Nie jest zgodne z prawami natury mieć ciągle i nieprzerwanie czas obfitości albo ciągle czas niedoboru: jedno i drugie z czasem prowadzi do zachwiania równowagi całego systemu.

Kiedy co parę godzin jemy normalne urozmaicone posiłki proces oczyszczania i odnowy biologicznej nie zachodzi ponieważ ustrój wykorzystuje zbyt dużo energii na trawienie pokarmów (szczególnie przetworzonych i odzwierzęcych, a także pewnych połączeń).

Metabolizm tych „normalnych” posiłków zabiera naszemu organizmowi więcej energii niż cokolwiek innego.

Nie może on jej wtedy przeznaczać zbyt wiele na odbudowę, regenerację, oczyszczanie czy naprawy.

Najcięższym pokarmem jest białko odzwierzęce: na trawienie odzwierzęcego białka organizm przeznacza 2,5 razy więcej energii niż na trawienie tłuszczów i 6 razy więcej energii niż na trawienie węglowodanów.

Do tego poziomu na którym brak jest oczyszczania należy jednak nie tylko standardowa dieta wszystkożerna, tu należą też diety wegetariańskie i wegańskie (również w wersji witariańskiej): mimo, iż czasem nawet nie ma tam pokarmów odzwierzęcych (lub ich ilość jest mniejsza niż w diecie wszystkożernej, np. u laktowegetarian), to wciąż mamy tam pokarmy z dużą zawartością białka, węglowodanów lub tłuszczu (orzechy, nasiona, tofu, strączki, zboża, czasem nabiał), pokarmy wysoko przetworzone (jak np. przetwory z soi udające mięso), używki (tytoń, kofeina itd.), czy też powszechnie używane izolaty spożywcze (olej i cukier).

W najgorszym położeniu są ci weganie, którzy na zmianę diety zdecydowali się z powodów jedynie ideologicznych i kompletnie przy tym nie mają wiedzy o żywieniu, a jedyne co zrobili to proste usunięcie z menu pewnych grup pokarmów.

Pokarmy odzwierzęce zostają  wtedy częstokroć zastąpione pokarmami przetworzonymi (jak to mówią: chipsy i Cola też są wegańskie!) albo zbożowymi (makarony, bułki itd.), zamiast zwiększyć spożycie świeżych warzyw i owoców.

Pomimo, iż dieta jest 100% roślinna – taka dieta też może skutkować postępującą degeneracją organizmu

A dieta witariańska, uważana przez jej obrońców za najzdrowszą?

Wbrew pozorom dobrze prowadzona dieta wszystkożerna może być bardziej sprzyjająca zdrowiu (patrz Niebieskie Strefy) od źle prowadzonej diety witariańskiej, co dobrze obrazuje przypadek Victorii Boutenko, znanej witarianki, propagatorki ery zielonych koktajli.

Wszystko było dobrze (zdrowiała i pozbywała się nadmiaru kilogramów) do momentu gdy zaczęła obficie raczyć się witariańskimi deserami wykonanymi na bazie masywnych ilości orzechów i nasion oraz dodatkowo łyżkami piła oleje wyciskane na zimno myśląc, że to jest super zdrowa rzecz (olej tymczasem to produkt przetworzony, izolat): zaczęła wtedy tyć i podupadać na zdrowiu.

Zabrakło pokory i zrozumienia praw natury, a zwyciężyła ideologia, jednym słowem.

victoria boutenko

A co ze spożywaniem eko produktów ze sklepów ze zdrową żywnością?

Wystarczy przejść się do najbliższego sklepu ze zdrową żywnością aby przekonać się, że półki zawalone są tam żywnością wcale nie taką znowu zdrową!

Większość towarów to ekologiczne odpowiedniki konwencjonalnych śmiecioszkowatych produktów czyli niejednokrotnie produkty bardzo przetworzone, choć niewątpliwie z certyfikatami bio i eko.

Możemy oszukiwać siebie, ale natury nie oszukamy –  sprawdza się to, co zawsze powtarzam: przewlekłego zdrowia nie zapewni nam żaden „-izm” (wegetarianizm, weganizm, witarianizm itd.), ani żaden ruch oparty na wyznawaniu jakiejś ideologii (natura drwi sobie z naszych ideologii).

Nie zapewnią go nam też certyfikaty bio i eko jeśli będą dotyczyć produktów silnie przetworzonych.

Co nam więc zapewni zdrowie?

Tylko wiedza, zdrowy rozsądek, dbanie o całokształt (zamiast na wyrywki, jak to często lubimy robić) i trzymanie się na co dzień zasad zdrowego życia: świeży, naturalny i nieprzetworzony lub bardzo nisko przetworzony pokarm (w możliwie jak największym procencie pochodzenia roślinnego), nieprzejadanie się, unikanie czynników szkodliwych, odpowiednie nawodnienie, okresowe oczyszczanie na świeżych warzywach i/lub owocach, umiarkowana dawka słońca, sen i wypoczynek, umiarkowana aktywność fizyczna, dbałość o pogodę ducha i zdrowe relacje z innymi stworzeniami zamieszkującymi planetę.

Dawniej nazywano to zasadami Naturalnej Higieny (nie mylić z tzw. „medycyną alternatywną”, bo to dwie różne rzeczy) – jednak dzisiaj, w czasach chaosu, kiedy wszystko zostało wywrócone do góry nogami, pojęcie „higieny” w publicznej świadomości zostało w zasadzie zredukowane jedynie do… dbałości o brak bakterii – czyli zewnętrzną (a nie wewnętrzną!) czystość ciała.

Nic dziwnego, że chorujemy na potęgę w coraz to młodszym wieku – my po prostu nie mamy pojęcia jak żyć, aby nie chorować.

Jaki jest najbardziej oczyszczający pokarm?

Najdelikatniejszym dla człowieka pokarmem, wymagającym najmniej pracy ze strony układu pokarmowego i najmniej go obciążającym są jak wynika z piramidy detoksu owoce – szczególnie polecane są te bardzo soczyste, zawierającej najwięcej wody (jagody, melony, arbuzy, cytrusy, winogrona itd.).

 

Zdaniem dra Morse’a soczyste owoce nie tylko nawilżają ciało, przepłukując każdą komórkę właściwie uporządkowanymi molekułami wody (zwykła woda ze szklanki nie dociera tak łatwo do komórek), ale i wspomagają przez to nasz system w oczyszczaniu niezmiernie ważnego układu, a mianowicie układu limfatycznego.

Jak wiadomo mamy dwa bardzo ważne płyny ustrojowe: krew i limfę (chłonkę).

Układ krwionośny dostarcza papu komórkom, a układ limfatyczny jest niczym kanalizacja – odbiera odpady od komórek.

Zapchana lub pełna nieczystości kanalizacja to najgorsza rzecz – nie tylko w naszym domu, ale i wewnątrz nas.

Na drugim miejscu są warzywa – są nieco bogatsze w błonnik i minerały.

Jednak to owoce są delikatniejsze, łatwiej strawne i – jak twierdzi dr Robert Morse – skutkują oczyszczeniem komórek na najgłębszym poziomie, dużo głębszym niż robią to warzywa.

Dr Morse prowadzi swoją klinikę detoksykacji od 42 lat i niejedno w swoim życiu widział, więc zakładam, że wie co mówi.

Przy czym pokarm podany w formie płynnej jest jeszcze lżejszy do przepracowania przez ustrój niż ten sam podany w formie stałej, pozostawiając mu jeszcze więcej energii na prace naprawcze.

Stąd koktajl będzie oczyszczał silniej od tego samego pokarmu zjedzonego w całości, a sok silniej niż koktajl.

Procesy oczyszczania zachodzą ponadto zawsze i u każdego bez względu na dietę tak czy inaczej każdej nocy kiedy śpimy, wtedy bowiem naturalnie nie wrzucamy niczego do przerobienia do środka, a nasz organizm zabiera się za swoje porządki.

Jednak kiedy nie śpimy, a coś tam jemy lub pijemy, to procesy te będą również zachodzić – o ile będziemy jeść i pić tylko te pokarmy, które natura dla nas w tym celu przewidziała.

Jakie to są pokarmy – odpowiedź daje nam piramida oczyszczania: warzywa i owoce.

Nie jest to w sumie nic nowego: wzmianka o mocy oczyszczania za pomocą diety zawierającej tylko warzywa, owoce i wodę pojawiła się nawet w Biblii, w księdze proroka Daniela: „Zrób próbę ze swoimi sługami przez dziesięć dni. Niech nam dadzą jarzyn do jedzenia i wody do picia.”.

Pod pojęciem jarzyn rozumiemy to, co Bóg na początku dał do jedzenia Adamowi i Ewie: wszelkie jadalne owoce oraz warzywa („Oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem.”).

To był strzał w dziesiątkę, bo jak dalej czytamy: „A po upływie dziesięciu dni okazało się, że lepiej wyglądali i byli tężsi na ciele niż wszyscy młodzieńcy, którzy jadali pokarm ze stołu królewskiego.”.

Oczywiście chodzi tu o tężyznę fizyczną, a nie nadwagę.

To właśnie ten biblijny „eksperyment dietetyczny” zainspirował polską lekarkę, panią doktor Ewę Dąbrowską do opracowania autorskiej metody leczenia żywieniem – diety warzywno-owocowej znanej pod nazwą post Daniela.

W ciągu całego życia człowiek spożywa kilkadziesiąt tysięcy posiłków.

Nasi przodkowie (w przeciwieństwie do dzisiejszych dietetyków) już od tysięcy lat wiedzieli co w trawie piszczy: wiedzieli, że od czasu do czasu warto odejść od pokarmów ze „stołu królewskiego” i dla zdrowotności żywić się przez krótki czas maksymalnie prostym, świeżym jedzeniem (jarzyny, owoce, woda), czerpanym wprost z rąk Matki Natury. Czy to w celach profilaktycznych, czy w celu uzdrowienia ciała.

Sprawdzało się to dawniej – sprawdza się i dziś: wszystkie Niebieskie Strefy (choć różnią się między sobą rodzajem spożywanych na co dzień pokarmów) posiadają tę wspólną cechę, że w każdej z tych kultur mamy do czynienia z tradycjami okresowych postów.

O oczyszczającej i przywracającej zdrowie mocy diety surowej (sokowej, surówkowej) niejednokrotnie pisał też dr Andrew Saul w swojej książce „Wylecz się sam”.

Nie są to więc jakieś nowomodne wymysły. Ani miejskie legendy. To się dzieje naprawdę.

Kontrolowanie symptomów kryzysów ozdrowieńczych

Bardzo ważna jest też hierarchia i kolejność naszych działań. Wszystko bowiem w naturze ma swoją kolejność i hierarchię.

Zanim zaczęliśmy chodzić raczkowaliśmy, a zanim zaczęliśmy biegać najpierw musieliśmy nauczyć się chodzić. Nie da się też stworzyć człowieka w miesiąc czasu, każąc chodzić w ciąży dziewięciu kobietom, po miesiącu każda.

Wszystko ma w naturze swoje odpowiednie miejsce, hierarchię i czas. Natura zawsze robi swoją robotę nie spiesząc się, ale zawsze robi ją tak jak ma być – czyli idealnie i zgodnie z boskim planem i porządkiem Wszechświata.

Jeśli dajmy na to ktoś przebywał całe dekady swojego życia pod piramidą i przez wszystkie te lata (365 w dni w roku) karnie każdego dnia zjadał swoje zalecane „pięć posiłków dziennie”, niekoniecznie zawsze całkiem naturalnych, nieprzetworzonych i zdrowych (plus dodatkowe obżarstwo i opilstwo w święta, grille z rodziną, imprezy ze znajomymi itd.), nie stroniąc od pokarmów przetworzonych, używek, smażenin, słodyczy albo fury mięsa, a potem z dnia na dzień bez przygotowania nagle rzuci się od razu na sam szczyt piramidy czyli na intensywny post wodny (intensywny czyli dłuższy niż dzień czy dwa), to… taki ktoś może mieć problem.

Jako minimum rozboli go mocno głowa, z uwagi na wszystkie poutykane latami śmieci uwalniające się do krwi szybko (zbyt szybko!) z komórek ciała.

Im wyżej bowiem w piramidzie, tym oczyszczanie jest silniejsze, a objawy detoksykacyjne (objawy tak zwanego kryzysu ozdrowieńczego) mogą być bardziej dokuczliwe.

 

Jak silne objawy kryzysu nas dotkną to będzie zależeć od kilku czynników: nasilenie tych kryzysów jest wypadkową tego jak dalece posunięty jest aktualny stan zaśmiecenia organizmu, przewlekłości tego stanu (od jak dawna robiliśmy ciału krzywdę i jak mocno) i od tego na jaki stopień piramidy weszliśmy z marszu bez żadnego uprzedniego przygotowania.

Oto najlepsza rada dla początkujących: zacząć od pierwszego/drugiego stopnia piramidy – tak jak przy diecie warzywno-owocowej dr Dąbrowskiej – dla wielu osób będzie to wystarczające i przyniesie zauważalne korzyści, jeśli nie – to zawsze można przejść dalej na kolejne stopnie oczyszczania.

Niektórych mocno zanieczyszczonych ludzi dotykają silne bóle głowy lub osłabienie i objawy grypopodobne już w pierwszym dniu nawet najlżejszego reżimu oczyszczania, czyli gotowanej diety warzywno-owocowej (np. diety na warzywnych zupach).

Nie należy tymi symptomami się zrażać – jest to zjawisko naturalne i przemijające. Najgorsze co możemy w tym momencie zrobić, to spadek pod piramidę – wszelkie dobroczynne procesy zostają przerwane.

Objawy kryzysów ozdrowieńczych są najróżniejsze i bardzo indywidualne, mają też różną intensywność: bóle głowy, stawów lub mięśni, bezsenność lub odwrotnie – wzmożona senność, pogorszenie stanu skóry (wypryski itd.), swędzenie skóry, obłożony język (im bardziej obłożony tym bardziej jesteśmy przytruci), biegunka, gorączka, nudności i wymioty, wyczuwanie zapachu leków, które się kiedyś brało, papierosów, które się kiedyś paliło, nieprzyjemny zapach ciała, wydalin, potu.

Także odnowienie się i ponowne zagojenie starych ran (nawet takich z dzieciństwa, o których dawno zapomnieliśmy), ponowne chwilowe ataki starych chorób „leczonych” (czyli najczęściej przytłumianych) ongiś farmakologicznie, chwilowe odnowienie się starych bóli, krwawiące dziąsła, stany grypopodobne, dreszcze lub uderzenia gorąca, uczucie rozbicia psychicznego, kryzysy emocjonalne (wybuchowość, kłótliwość, płaczliwość, zbiera się na stare wspomnienia i „gorzkie żale” itd.).

Wiele osób lęka się tych symptomów detoksykacji. Tymczasem naprawdę nie ma czego! Są one zgodne ze starym powiedzeniem „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. 😉

Należy zaakceptować, że kiedy kładziemy się na stole operacyjnym Matki Natury – trzeba odcierpieć swoje i odbyć pokutę za wszystkie grzeszki jakich przeciwko naszemu ciału się dopuściliśmy, czasem przez całe dekady naszego życia (kiepskie żarcie, leki, stresy, chemikalia i kosmetyki, szczepionki i tatuaże, a nawet mamusia co się w ciąży lub przed ciążą nie szanowała lajfstajlowo i też nigdy nie oczyszczała, bo po co).

 

Natura jest jednak niezwykle dobrotliwa i nie karze nas zbyt ciężko: kryzysy, choć potrafią być dokuczliwe, trwają stosunkowo krótko – czasem parę minut czy godzin, czasem parę dni.

Ale gdy już ustaną to wtedy wiadomym jest, że dana rzecz została definitywnie uleczona przez nasze ciało, wybaczona i zapomniana (nie bezwarunkowo co prawda, ale na pewno do momentu gdy będziemy żyć zgodnie z odwiecznymi prawami natury, a nie przeciwko nim).

Kryzysy ozdrowieńcze, choć mogą być uciążliwe – tak naprawdę są błogosławieństwem, a nie przekleństwem.

Nie należy się ich bać ani wściekać się na nie, lecz być wdzięcznym za to, że ciało w ten sposób z nami rozmawia: kryzysy te są oznaką tego, że nasz organizm właśnie teraz dokonuje odnowy biologicznej, wytrwale pracując nad przywracaniem systemowej równowagi, którą my swoją głupotą, niewiedzą lub zaniedbaniem zaburzyliśmy.

Z każdym kolejnym oczyszczaniem kryzysy te są poza tym mniejsze jeśli prowadzimy higieniczny tryb życia i mamy naturalną dietę.

Najtrudniejsze jest zawsze pierwsze podejście do oczyszczania, kiedy to uwalnia się najwięcej śmieci, czasem zbieranych przez dekady.

Dlatego tak ważne jest nie zrażać się do oczyszczania już przy pierwszym podejściu, lecz zaufać mądrości swego ciała – ono zawsze wie co robi! 😉

Znajomość piramidy oczyszczania to nieoceniona wiedza jeśli chodzi o kontrolę nad kryzysami ozdrowieńczymi.

Jeśli chcemy zminimalizować objawy kryzysu to wystarczy przesuwać się stopniowo w dół piramidy, czyli np. jeśli jesteśmy na oczyszczaniu zielonymi koktajlami i mamy kryzys ( w jakiejkolwiek formie), to w celu spowolnienia procesów oczyszczania (a co za tym idzie i zmniejszenia kryzysów ozdrowieńczych) schodzimy o jeden stopień w dół lub dwa – na surowe warzywa i owoce jedzone w całości albo nawet dorzucamy sobie lekki gotowany posiłek: trochę warzyw na parze czy delikatną warzywną zupę (wykonaną ze 100% warzyw, bez nabiału, zbóż, mięsa, jaj itd.).

W ten sposób spowolnimy co prawda nasze oczyszczanie, ale też i mniej dotkliwe będą oznaki kryzysu ozdrowieńczego i łatwiej będzie nam je przetrzymać.

I vice versa – jeśli uważamy, że efekty oczyszczania są nieznaczne, za słabe i nas nie satysfakcjonują – możemy przesuwać się w kierunku do góry piramidy (np. na diecie surówkowej możemy robić sobie wstawki na samych koktajlach lub sokach czy nawet dzień na samej wodzie z sokiem cytrynowym jeśli czujemy się na siłach – wszystko zależy od naszego samopoczucia).

Nie jest zalecane gwałtowne „skakanie” po piramidzie o parę pięter nagle w górę lub w dół gdy na danym stopniu zatrzymaliśmy się na dłuższy okres czasu.

Ponadto pamiętajmy, że zjadając np. produkt odzwierzęcy czy niewinną bułkę z serem wypadamy poza piramidę – następuje przerwanie procesów oczyszczania, bowiem ustrój znowu zajmuje się trawieniem tego ciężkiego pokarmu, który właśnie dostał.

Dr R. Morse mówił na którymś ze swoich wykładów, że słynny popularyzator kultury fizycznej i zdrowia Bernarr Macfadden (1868-1955) nieopatrznie przerwał swój ostatni przed śmiercią długi post wodny za pomocą gotowanych ziemniaków (czyli ze szczytu piramidy kazał natychmiast zejść swojemu organizmowi na sam dół) i niestety nie było mu dane już żyć długo i szczęśliwie (aczkolwiek oficjalna przyczyna śmierci to zapalenie dróg moczowych).

Gdyby sięgnął po sok owocowy czy nawet porcję bardzo soczystych owoców (np. arbuza) – pewnie by się tak nie stało.

 

Jak pisze dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska – odsetek zgonów w czasie dłuższego postu nawet o najintensywniejszym reżimie (czyli wodnego) jest niezwykle niski (ok. 0,7%) i dotyczy pacjentów w wyjątkowo złym stanie, podczas gdy powikłania następują w czasie nieumiejętnego wyjścia z tego postu (zdarzało się podanie pacjentom po poście wodnym m.in. czekolady, chleba, suszonych owoców, mięsa czy kanapek z masłem).

Na tak wielki szok świeżo oczyszczony organizm, który przez długi czas  nie dostawał żadnego pokarmu, nie jest po prostu przygotowany.

W profesjonalnych klinikach podaje się najpierw soki owocowe, a jeśli post wodny trwał krócej – niewielką porcję mocno soczystego owocu (np. arbuza).

Zazwyczaj post wodny jako „kuracja ostateczna” jest zarezerwowany dla bardzo zaniedbanych przewlekłych chorób – „przypadków beznadziejnych”, nie reagujących na inne postępowanie, czasem też dla przypadków ostrych (np. przy zapaleniu trzustki nawet medycy konwencjonalni to stosują).

W większości przypadków dla okresowego oczyszczenia organizmu w zupełności wystarczy reżim mniej intensywny (surówkowy, sokowy, dieta warzywno-owocowa) – skutecznie przywracający równowagę systemu (przede wszystkim kwasowo-zasadową).

Zdarzają się jednak sytuacje, w których rozpaczliwie zły stan zdrowia niejako wymusza rozpoczęcie działań od szczytu piramidy, np. ilość nietolerancji pokarmowych jest zbyt wielka aby zacząć od innego miejsca piramidy i uzyskać pożądane efekty.

Jeśli czyjś organizm został do takiego stopnia nadużyty i zatruty, iż nie toleruje już nawet najzdrowszego dla istoty ludzkiej pokarmu jakim są warzywa i owoce, to lekarz nie ma innego wyjścia jak zacząć od kuracji wodnej, czyli nacisnąć guzik „totalny reset”.

Pisze o tym m.in. dr E. Dąbrowska i podaje taki oto przypadek:

„U kobiety lat 38, rozpoznano przed trzema laty stwardnienie rozsiane. Od tego czasu utrzymywał się paraliż 4 kończyn oraz porażenie zwieraczy. Jedynym ruchem jaki mogła wykonać było przywiedzenie ręki do klatki piersiowej. Również miała porażenie ośrodka mowy, nie mogła wymówić ani jednego słowa, bełkotała. Była całkowicie bezradna, wożono ją w wózku inwalidzkim. Wszelkie próby leczenia były nieskuteczne.

Również próba podjęcia diety warzywno – owocowej nie dała spodziewanych efektów. Poleciliśmy wykonanie testu na nietolerancje pokarmowe, który wykazał  nietolerancję glutenu, drożdży i  również   nietolerancję większości warzyw. Zrozumieliśmy, że te nietolerancje były przyczyną braku efektów diety warzywno – owocowej.  Należało wyeliminować pokarmy, których organizm nie toleruje. 

Zaczęła stosować  okresowe głodówki wodne i stopniowo włączała te warzywa, które były tolerowane.  Już po 2 miesiącach zaczęła następować stopniowa poprawa,  ustępował  paraliż kończyn, cofały się zaburzenia równowagi, mowy, oczopląs.

Również nastąpiła poprawa w badaniu tomograficznym mózgu. Także nastąpiła normalizacja wysokiego poziomu hormonu prolaktyny z czym wiązało się  ustąpienie torbieli w piersiach.

Obecnie minęły 2 lata, jest sprawna, mogła powrócić  do pracy, jeździ samochodem, przestrzega diety eliminacyjnej i często powtarza kuracje dietą warzywno – owocową.”.

Warto zwrócić uwagę na to, że sukces można było odtrąbić nie tylko dzięki samej kuracji warzywno-owocowej, ale też dzięki temu co działo się po niej: opisana pacjentka nigdy już nie wróciła do dawnych nawyków żywieniowych, co jest całym sensem zdrowienia i jego niezbędnym elementem.

Regularnie powtarza też oczyszczanie na samych warzywach i owocach.

Dzięki temu nie tylko zdrowie odzyskała, ale i nadal je zachowuje – funkcjonuje normalnie w społeczeństwie.

Nieźle, jak na kogoś kto przybył do lekarza na wózku inwalidzkim, unieruchomiony, bełkoczący i robiący pod siebie.

Jak pamiętamy jeszcze w latach tuż powojennych pewien lekarz w Niemczech, dr Evers, pomógł przez niemal 40 lat pracy w swojej klinice tysiącom pacjentów chorym na rozmaite schorzenia (w tym SM i inne „nieuleczalne”) powrócić do zdrowia (co zostało potwierdzone badaniami lekarskimi), a czynił to za pomocą diety surówkowej, o czym pisałam tutaj [klik].

A jeszcze kilka dekad przed nim (od końca XIX wieku aż do wybuchu II wojny) tego samego dokonywał szwajcarski lekarz, dr Bircher-Benner w swojej słynnej klinice w Zurychu.

Od czasów biblijnych aż po dzień dzisiejszy – to po prostu działa i nic się nie zmieniło w tym względzie: gdy dostarczyć odpowiednie paliwo, to ludzki organizm zaczyna podlegać prawom wszechświata – sam się naprawia przywracając porządek, pod warunkiem, że jest to wciąż możliwe i zniszczenia nie zaszły za daleko.

Z powyższego opisu pacjentki dr Dąbrowskiej mogłoby na pierwszy rzut oka wynikać, że zaszły za daleko, jednak to nie nam sądzić – po pozorach, po tym co widać na zewnątrz.

Nasz organizm jest dalece bardziej inteligentny niż nam się wydaje – nie możemy się o tym przekonać dopóki nie doświadczymy tego.

Tyle tylko, że dzisiaj te metody są wyśmiewane, bo przecież mamy ultranowoczesne leki, przy czym im choroba bardziej „nieuleczalna” tym bardziej nieprawdopodobne kwoty należy za nie płacić, np. za immunosupresant Gilenya będący „lekiem ostatniej szansy” dla chorych na stwardnienie rozsiane producent każe sobie płacić prawie 300 zł za jedną kapsułkę – opakowanie starczające  na miesiąc to koszt niemal 8 tysięcy złotych.

A w ulotce napisano zgodnie z prawdą: „Lek nie powoduje wyleczenia z SM” oraz ostrzeżono, iż może powodować m.in. ciężkie zakażenie mózgu.

Nawet jeśli chory ma tzw. ubezpieczenie, to wbrew pozorom specyfik ten nie jest „za darmo”, bo za takie „leczenie” (jedynie objawowe) każdego takiego chorego te osiem tysięcy złotych miesięcznie płacimy my wszyscy z naszej kieszeni (ze „składki” przymusowo odciąganej od miesięcznego wynagrodzenia).

Ile kosztuje woda?

Albo marchewka czy jabłko na sok?

Ile kosztuje przekazanie komuś informacji, że można spróbować inaczej?

Jeśli do tej pory jesteśmy zdrowi, to pamiętajmy o tym, że najlepszą taktyką i sposobem na życie nie tyle jest wiedzieć co robić gdy zachorujemy, ale w pierwszym rzędzie wiedzieć jak NIE zachorować – czyli profilaktyka.

I wiedzę tę przekazywać dalej.

Dzięki nowoczesnej technologii (internet, komórki) mamy to zadanie wybitnie ułatwione.

Nasi przodkowie nie mieli tyle szczęścia.

Do zapamiętania:

  1. Oczyszczanie i odnowa biologiczna zaczyna się tak naprawdę dopiero wtedy gdy na talerzu zostawiamy tylko warzywa i owoce (menu 100% warzyw i owoców).
  2. Surowe jedzenie ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż gotowane.
  3. Owoce mają większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż warzywa, nawet zielonolistne (tak!).
  4. Dieta płynna (koktajle, a jeszcze bardziej soki) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta złożona z tych samych pokarmów jedzonych w postaci stałej.
  5. Mono-dieta (czyli dieta jednoskładnikowa) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta urozmaicona (np. mono-owocowa ma większą niż multi-owocowa, ale ta sama zasada dotyczy innych monodiet, np. na kaszy jaglanej czy ryżu, choć monodiety zbożowe mają zdecydowanie mniejszą moc oczyszczania).

Jeśli tegoroczne wiosenne oczyszczanie jest jeszcze wciąż przed wami, to może zaplanujecie oczyszczanie na ten nadchodzący długi weekend, np. na sezonowych owocach i warzywach, których czas właśnie się zaczął?

Jeśli tak, to możecie to teraz zrobić skuteczniej i bezpieczniej – uzbrojeni w nową wiedzę dotyczącą piramidy zdrowego detoksu.

Miłego i owocnego oczyszczania! 🙂

Wszystkie zamieszczone na tej stronie informacje odnoszące się do oczyszczania organizmu są przeznaczone dla dorosłych osób zdrowych. Nie są przeznaczone dla osób stosujących farmaceutyki, nastolatków w okresie wzrostu, osób w podeszłym wieku oraz kobiet ciężarnych i karmiących. Nie mają charakteru porady lekarskiej ani nie mają na celu jej zastąpić.

Pomocne źródła:

1. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Leczenie głodówką i dietą surówkowo-jarską”

2. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Głodówka jako metoda leczenia”

3. dr Ewa Dąbrowska, książka „Ciało i ducha ratować żywieniem”

4. dr Andrew Saul  książka „Wylecz się sam”

5. dr Robert Morse, książka „The Detox Miracle Sourcebook: Raw Foods and Herbs for Complete Cellular Regeneration”

6. Zmiany na poziomie komórkowym podczas oczyszczania: https://grapegate.com/study-lymphological-healing/healing-at-the-cell-level-part-2/

7. The Different Levels of Detoxification https://www.spiritrawpicalhealing.com/single-post/2017/01/16/The-Different-Levels-of-Detoxification-What-you-Need-to-Know