Czy jest coś takiego jak piramida zdrowego oczyszczania?
Znamy chyba wszyscy piramidę zdrowego żywienia.
W 2016 roku zaszła w niej rewolucyjna zmiana: została poprawiona aby być w zgodzie z najnowszymi ustaleniami badaczy i w jej podstawie zamiast produktów zbożowych znalazły się wreszcie właściwe produkty, czyli warzywa i owoce.
Trochę długo zajęło naukowcom dotarcie do tej prawdy (znanej od pokoleń i opisywanej w starych świętych księgach), ale cieszmy się, że się to w ogóle stało. 😉
Nawet jednak jeśli odżywiamy się zdrowo unikając pokarmów szkodliwych, a spożywając te korzystne – zazwyczaj przynajmniej raz lub dwa w roku warto zdecydować się na okres dłuższej diety oczyszczającej w takiej lub innej formie.
Przy czym innymi prawami rządzi się zdrowe odżywianie, a innymi zdrowe oczyszczanie.
Stąd też użyteczna będzie znajomość praw związanych z oczyszczaniem, a tu obowiązuje całkiem inna piramida – tym razem piramida zdrowego oczyszczania, którą dzisiaj przedstawię czytelnikom.
Wiedza ta przyda się każdemu z nas (chyba, że jesteśmy kobietą ciężarną lub karmiącą, wtedy oczyszczanie jest raczej niewskazane).
Nawet bowiem jeśli jesteśmy przewlekle zdrowi, to żyjemy w tak zanieczyszczonym środowisku (a i grzeszki dietetyczne się zdarzają nawet w najlepszej rodzinie), że profilaktyczne wewnętrzne sprzątanie jest każdemu z nas równie potrzebne co wiosenne porządki w domu czy ogrodzie.
Sama nazwa piramida oczyszczania może być nieco nieścisła, bowiem równie dobrze nazwana być może ona piramidą uzdrawiania siłami natury albo jak kto woli – piramidą urody, bowiem wszystkie trzy zjawiska mają wtedy miejsce: komórki oczyszczają się ze śmieci, ciało naprawia uszkodzenia, pozbywa się złogów, komórek martwych, uszkodzonych, starych, zdegenerowanych.
Następuje dzięki temu nie tylko odnowa biologiczna, ale i poprawa wyglądu (utrata zbędnych kilogramów, poprawa napięcia skóry, wygładzenie zmarszczek, wyraźne odmłodzenie itd. ).
Nie tylko więc po diecie oczyszczającej czujemy się lepiej (zdrowiejemy) i mamy lepszą jasność umysłu, więcej energii czy też zmniejszone zapotrzebowanie na sen, ale i ogólnie lepiej wyglądamy.
Wszystko to ma miejsce gdy damy szansę naszemu ciału od czasu do czasu odpocząć, czyli przestawić z trybu ciągłego trawienia wrzucanych do środka rozmaitych ciężkich do przerobienia pokarmów (i to nie zawsze zdrowych) – na tryb „sprzątająco-regenerujący”.
Możemy zaplanować oczyszczanie na dogodne dla nas okresy czasu: na weekend, na 7 dni lub na 14, a nawet na dłużej, ale nie dłużej niż 40 dni (6 tygodni), minimum 1-2 razy w roku (np. na wiosnę i/lub na jesieni).
Oczyszczanie weekendowe można powtarzać częściej, z równie dobrym skutkiem.
Jeśli bierzemy aktualnie jakieś leki na receptę musimy przygotować się na to, że będą musiały być redukowane w miarę postępów detoksu i regeneracji organizmu, a to warto robić pod okiem lekarza.
Dobrze jest też wykorzystać podczas oczyszczania wszystkie cztery drogi usuwania śmieci, o czym pisałam tutaj: [klik].
Detoksykacja i odnowa biologiczna jest nauką i sztuką, a najlepszą wiedzę na ten temat czerpie się od mistrzów aktywnie ją praktykujących u swoich pacjentów (jak np. słynny dr R. Morse, z kolei w Polsce prekursorką odnowy biologicznej była niezapomniana ś.p. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska), którzy mają za sobą dekady doświadczeń w pracy z pacjentami jeśli chodzi o uzdrawianie siłami natury oparte na detoksykacji i niejedno już na oczy widzieli, niejednego pacjenta wyciągnęli za nogi z grobu.
Dzisiaj tą wiedzą dzielę się z czytelnikami.
Po co taka piramida zdrowego oczyszczania?
Ponieważ wiele osób nie ma na ten temat wystarczającej wiedzy, a detoksem (tak jak wszystkim) też można sobie zaszkodzić, gdy się robi go nieumiejętnie.
A jeszcze gorzej wychodzeniem z trwającego dłużej detoksu – szczególnie gdy zaszliśmy już na górne piętra piramidy i przebywaliśmy tam przez dłuższy czas.
Nieumiejętny i zbyt gwałtowny zjazd w dół może być bolesny (a nawet zagrażać życiu), powoduje też utratę wszelkich korzyści jakie zostały osiągnięte oczyszczaniem.
Oto ta piramida (w/g dra R. Morse’a, ale powtarza się ten schemat również gdy zagłębiam się w lekturę dzieł innych ekspertów uzdrawiania siłami natury):
Od jedzenia wszystkiego (dieta standardowa tzw. urozmaicona, czy to wegetariańska, wegańska czy wszystkożerna) do niejedzenia niczego (i tylko picia czystej wody) jak widzimy dzieli nas dziewięć stopni.
Oczyszczanie nie następuje jak widać jedynie gdy głodujemy na wodzie – równie dobrze można bez cierpienia głodu jeść (albo pić – koktajle lub soki) i organizm też będzie się oczyszczał i regenerował (choć na każdym pięterku piramidy proces ten będzie się różnił intensywnością).
W wielu przypadkach lepiej mu będzie gdy mu przez ten czas dostarczamy (tego właściwego) pokarmu niż całkiem bez niego.
Popatrzmy teraz na sam szczyt piramidy: post wodny. W domu można go podjąć na krótki czas (np. jedną dobę), a na dłuższe okresy lepiej być pod opieką fastoterapeuty (aczkolwiek sama dr Wiśniewska-Roszkowska opisała w swojej książce pacjentów samodzielnie robiących taki post, jednak takiego postępowania nie sposób polecić).
Nie dostarczamy tu niczego za wyjątkiem wody do picia – na tym poziomie gęstość pokarmu (a co za tym idzie wysiłek jaki organizm musi włożyć w jego strawienie i wykorzystanie) wynosi zero, zaś odwrotnie proporcjonalnie do niej rośnie poziom oczyszczania i przywracania porządku (a więc zdrowia, bo zdrowie jest stanem porządku) wszystkim komórkom przez nasze ciało.
Odzyskaną w ten sposób energię ciało przeznacza na swoje wewnętrzne prace porządkowo-naprawcze. Im więcej jej zyska, tym intensywniej zabierze się za te prace i przeprowadzi je na głębszym poziomie.
W przypadku szczytu piramidy (czyli wody) ilość odzyskanej energii jest największa i powoli zmniejsza się gdy przesuwamy się w dół.
Popatrzmy teraz dla odmiany na sam dół piramidy, a w zasadzie to co znajduje się pod nią. Mamy tutaj standardową dietę czyli jemy wszystko: jemy to co lubimy, stosujemy zasadę „wszystko byle z umiarem” itd. – tak się żywi większość ludzi.
Gorzej czy lepiej, ale właśnie w ten sposób.
Dietetycy nazwać to mogą „urozmaiconą dietą” – czyli wszystkiego po trochu.
Na tym poziomie „pod piramidą” ciężkość pokarmu oraz związany z nią wysiłek ustroju niezbędny do trawienia mogą być zróżnicowane i czasem znaczne: pokarmy odzwierzęce oraz inne wysokobiałkowe, zbożowe, przetworzone, syntetyczne lub izolowane tłuszcze i izolowane węglowodany.
Na tym poziomie oczyszczanie nie ma miejsca, nawet jeśli nie spożywamy żywności z konserwantami.
I bardzo dobrze, bo przecież nie sposób tylko całe życie się oczyszczać, kiedyś trzeba też jeść posiłki urozmaicone. 😉
Gdy dieta „pod piramidą” jest faktycznie dobrze zbilansowana, nieprzetworzona i odpowiednio gęsta odżywczo – sprzyjać może utrzymaniu zdrowia i długowieczności.
Gdy jest źle zbilansowana i/lub zbyt przetworzona (uboga odżywczo) – sprzyja procesom degeneracyjnym i rozmaitym stanom chorobowym.
W przyrodzie jednak czas obfitości przeplata się z czasem niedoboru i jest to prawidłowe. Nie jest zgodne z prawami natury mieć ciągle i nieprzerwanie czas obfitości albo ciągle czas niedoboru: jedno i drugie z czasem prowadzi do zachwiania równowagi całego systemu.
Kiedy co parę godzin jemy normalne urozmaicone posiłki proces oczyszczania i odnowy biologicznej nie zachodzi ponieważ ustrój wykorzystuje zbyt dużo energii na trawienie pokarmów (szczególnie przetworzonych i odzwierzęcych, a także pewnych połączeń).
Metabolizm tych „normalnych” posiłków zabiera naszemu organizmowi więcej energii niż cokolwiek innego.
Nie może on jej wtedy przeznaczać zbyt wiele na odbudowę, regenerację, oczyszczanie czy naprawy.
Najcięższym pokarmem jest białko odzwierzęce: na trawienie odzwierzęcego białka organizm przeznacza 2,5 razy więcej energii niż na trawienie tłuszczów i 6 razy więcej energii niż na trawienie węglowodanów.
Do tego poziomu na którym brak jest oczyszczania należy jednak nie tylko standardowa dieta wszystkożerna, tu należą też diety wegetariańskie i wegańskie (również w wersji witariańskiej): mimo, iż czasem nawet nie ma tam pokarmów odzwierzęcych (lub ich ilość jest mniejsza niż w diecie wszystkożernej, np. u laktowegetarian), to wciąż mamy tam pokarmy z dużą zawartością białka, węglowodanów lub tłuszczu (orzechy, nasiona, tofu, strączki, zboża, czasem nabiał), pokarmy wysoko przetworzone (jak np. przetwory z soi udające mięso), używki (tytoń, kofeina itd.), czy też powszechnie używane izolaty spożywcze (olej i cukier).
W najgorszym położeniu są ci weganie, którzy na zmianę diety zdecydowali się z powodów jedynie ideologicznych i kompletnie przy tym nie mają wiedzy o żywieniu, a jedyne co zrobili to proste usunięcie z menu pewnych grup pokarmów.
Pokarmy odzwierzęce zostają wtedy częstokroć zastąpione pokarmami przetworzonymi (jak to mówią: chipsy i Cola też są wegańskie!) albo zbożowymi (makarony, bułki itd.), zamiast zwiększyć spożycie świeżych warzyw i owoców.
Pomimo, iż dieta jest 100% roślinna – taka dieta też może skutkować postępującą degeneracją organizmu
A dieta witariańska, uważana przez jej obrońców za najzdrowszą?
Wbrew pozorom dobrze prowadzona dieta wszystkożerna może być bardziej sprzyjająca zdrowiu (patrz Niebieskie Strefy) od źle prowadzonej diety witariańskiej, co dobrze obrazuje przypadek Victorii Boutenko, znanej witarianki, propagatorki ery zielonych koktajli.
Wszystko było dobrze (zdrowiała i pozbywała się nadmiaru kilogramów) do momentu gdy zaczęła obficie raczyć się witariańskimi deserami wykonanymi na bazie masywnych ilości orzechów i nasion oraz dodatkowo łyżkami piła oleje wyciskane na zimno myśląc, że to jest super zdrowa rzecz (olej tymczasem to produkt przetworzony, izolat): zaczęła wtedy tyć i podupadać na zdrowiu.
Zabrakło pokory i zrozumienia praw natury, a zwyciężyła ideologia, jednym słowem.
A co ze spożywaniem eko produktów ze sklepów ze zdrową żywnością?
Wystarczy przejść się do najbliższego sklepu ze zdrową żywnością aby przekonać się, że półki zawalone są tam żywnością wcale nie taką znowu zdrową!
Większość towarów to ekologiczne odpowiedniki konwencjonalnych śmiecioszkowatych produktów czyli niejednokrotnie produkty bardzo przetworzone, choć niewątpliwie z certyfikatami bio i eko.
Możemy oszukiwać siebie, ale natury nie oszukamy – sprawdza się to, co zawsze powtarzam: przewlekłego zdrowia nie zapewni nam żaden „-izm” (wegetarianizm, weganizm, witarianizm itd.), ani żaden ruch oparty na wyznawaniu jakiejś ideologii (natura drwi sobie z naszych ideologii).
Nie zapewnią go nam też certyfikaty bio i eko jeśli będą dotyczyć produktów silnie przetworzonych.
Co nam więc zapewni zdrowie?
Tylko wiedza, zdrowy rozsądek, dbanie o całokształt (zamiast na wyrywki, jak to często lubimy robić) i trzymanie się na co dzień zasad zdrowego życia: świeży, naturalny i nieprzetworzony lub bardzo nisko przetworzony pokarm (w możliwie jak największym procencie pochodzenia roślinnego), nieprzejadanie się, unikanie czynników szkodliwych, odpowiednie nawodnienie, okresowe oczyszczanie na świeżych warzywach i/lub owocach, umiarkowana dawka słońca, sen i wypoczynek, umiarkowana aktywność fizyczna, dbałość o pogodę ducha i zdrowe relacje z innymi stworzeniami zamieszkującymi planetę.
Dawniej nazywano to zasadami Naturalnej Higieny (nie mylić z tzw. „medycyną alternatywną”, bo to dwie różne rzeczy) – jednak dzisiaj, w czasach chaosu, kiedy wszystko zostało wywrócone do góry nogami, pojęcie „higieny” w publicznej świadomości zostało w zasadzie zredukowane jedynie do… dbałości o brak bakterii – czyli zewnętrzną (a nie wewnętrzną!) czystość ciała.
Nic dziwnego, że chorujemy na potęgę w coraz to młodszym wieku – my po prostu nie mamy pojęcia jak żyć, aby nie chorować.
Jaki jest najbardziej oczyszczający pokarm?
Najdelikatniejszym dla człowieka pokarmem, wymagającym najmniej pracy ze strony układu pokarmowego i najmniej go obciążającym są jak wynika z piramidy detoksu owoce – szczególnie polecane są te bardzo soczyste, zawierającej najwięcej wody (jagody, melony, arbuzy, cytrusy, winogrona itd.).
Zdaniem dra Morse’a soczyste owoce nie tylko nawilżają ciało, przepłukując każdą komórkę właściwie uporządkowanymi molekułami wody (zwykła woda ze szklanki nie dociera tak łatwo do komórek), ale i wspomagają przez to nasz system w oczyszczaniu niezmiernie ważnego układu, a mianowicie układu limfatycznego.
Jak wiadomo mamy dwa bardzo ważne płyny ustrojowe: krew i limfę (chłonkę).
Układ krwionośny dostarcza papu komórkom, a układ limfatyczny jest niczym kanalizacja – odbiera odpady od komórek.
Zapchana lub pełna nieczystości kanalizacja to najgorsza rzecz – nie tylko w naszym domu, ale i wewnątrz nas.
Na drugim miejscu są warzywa – są nieco bogatsze w błonnik i minerały.
Jednak to owoce są delikatniejsze, łatwiej strawne i – jak twierdzi dr Robert Morse – skutkują oczyszczeniem komórek na najgłębszym poziomie, dużo głębszym niż robią to warzywa.
Dr Morse prowadzi swoją klinikę detoksykacji od 42 lat i niejedno w swoim życiu widział, więc zakładam, że wie co mówi.
Przy czym pokarm podany w formie płynnej jest jeszcze lżejszy do przepracowania przez ustrój niż ten sam podany w formie stałej, pozostawiając mu jeszcze więcej energii na prace naprawcze.
Stąd koktajl będzie oczyszczał silniej od tego samego pokarmu zjedzonego w całości, a sok silniej niż koktajl.
Procesy oczyszczania zachodzą ponadto zawsze i u każdego bez względu na dietę tak czy inaczej każdej nocy kiedy śpimy, wtedy bowiem naturalnie nie wrzucamy niczego do przerobienia do środka, a nasz organizm zabiera się za swoje porządki.
Jednak kiedy nie śpimy, a coś tam jemy lub pijemy, to procesy te będą również zachodzić – o ile będziemy jeść i pić tylko te pokarmy, które natura dla nas w tym celu przewidziała.
Jakie to są pokarmy – odpowiedź daje nam piramida oczyszczania: warzywa i owoce.
Nie jest to w sumie nic nowego: wzmianka o mocy oczyszczania za pomocą diety zawierającej tylko warzywa, owoce i wodę pojawiła się nawet w Biblii, w księdze proroka Daniela: „Zrób próbę ze swoimi sługami przez dziesięć dni. Niech nam dadzą jarzyn do jedzenia i wody do picia.”.
Pod pojęciem jarzyn rozumiemy to, co Bóg na początku dał do jedzenia Adamowi i Ewie: wszelkie jadalne owoce oraz warzywa („Oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem.”).
To był strzał w dziesiątkę, bo jak dalej czytamy: „A po upływie dziesięciu dni okazało się, że lepiej wyglądali i byli tężsi na ciele niż wszyscy młodzieńcy, którzy jadali pokarm ze stołu królewskiego.”.
Oczywiście chodzi tu o tężyznę fizyczną, a nie nadwagę.
To właśnie ten biblijny „eksperyment dietetyczny” zainspirował polską lekarkę, panią doktor Ewę Dąbrowską do opracowania autorskiej metody leczenia żywieniem – diety warzywno-owocowej znanej pod nazwą post Daniela.
W ciągu całego życia człowiek spożywa kilkadziesiąt tysięcy posiłków.
Nasi przodkowie (w przeciwieństwie do dzisiejszych dietetyków) już od tysięcy lat wiedzieli co w trawie piszczy: wiedzieli, że od czasu do czasu warto odejść od pokarmów ze „stołu królewskiego” i dla zdrowotności żywić się przez krótki czas maksymalnie prostym, świeżym jedzeniem (jarzyny, owoce, woda), czerpanym wprost z rąk Matki Natury. Czy to w celach profilaktycznych, czy w celu uzdrowienia ciała.
Sprawdzało się to dawniej – sprawdza się i dziś: wszystkie Niebieskie Strefy (choć różnią się między sobą rodzajem spożywanych na co dzień pokarmów) posiadają tę wspólną cechę, że w każdej z tych kultur mamy do czynienia z tradycjami okresowych postów.
O oczyszczającej i przywracającej zdrowie mocy diety surowej (sokowej, surówkowej) niejednokrotnie pisał też dr Andrew Saul w swojej książce „Wylecz się sam”.
Nie są to więc jakieś nowomodne wymysły. Ani miejskie legendy. To się dzieje naprawdę.
Kontrolowanie symptomów kryzysów ozdrowieńczych
Bardzo ważna jest też hierarchia i kolejność naszych działań. Wszystko bowiem w naturze ma swoją kolejność i hierarchię.
Zanim zaczęliśmy chodzić raczkowaliśmy, a zanim zaczęliśmy biegać najpierw musieliśmy nauczyć się chodzić. Nie da się też stworzyć człowieka w miesiąc czasu, każąc chodzić w ciąży dziewięciu kobietom, po miesiącu każda.
Wszystko ma w naturze swoje odpowiednie miejsce, hierarchię i czas. Natura zawsze robi swoją robotę nie spiesząc się, ale zawsze robi ją tak jak ma być – czyli idealnie i zgodnie z boskim planem i porządkiem Wszechświata.
Jeśli dajmy na to ktoś przebywał całe dekady swojego życia pod piramidą i przez wszystkie te lata (365 w dni w roku) karnie każdego dnia zjadał swoje zalecane „pięć posiłków dziennie”, niekoniecznie zawsze całkiem naturalnych, nieprzetworzonych i zdrowych (plus dodatkowe obżarstwo i opilstwo w święta, grille z rodziną, imprezy ze znajomymi itd.), nie stroniąc od pokarmów przetworzonych, używek, smażenin, słodyczy albo fury mięsa, a potem z dnia na dzień bez przygotowania nagle rzuci się od razu na sam szczyt piramidy czyli na intensywny post wodny (intensywny czyli dłuższy niż dzień czy dwa), to… taki ktoś może mieć problem.
Jako minimum rozboli go mocno głowa, z uwagi na wszystkie poutykane latami śmieci uwalniające się do krwi szybko (zbyt szybko!) z komórek ciała.
Im wyżej bowiem w piramidzie, tym oczyszczanie jest silniejsze, a objawy detoksykacyjne (objawy tak zwanego kryzysu ozdrowieńczego) mogą być bardziej dokuczliwe.
Jak silne objawy kryzysu nas dotkną to będzie zależeć od kilku czynników: nasilenie tych kryzysów jest wypadkową tego jak dalece posunięty jest aktualny stan zaśmiecenia organizmu, przewlekłości tego stanu (od jak dawna robiliśmy ciału krzywdę i jak mocno) i od tego na jaki stopień piramidy weszliśmy z marszu bez żadnego uprzedniego przygotowania.
Oto najlepsza rada dla początkujących: zacząć od pierwszego/drugiego stopnia piramidy – tak jak przy diecie warzywno-owocowej dr Dąbrowskiej – dla wielu osób będzie to wystarczające i przyniesie zauważalne korzyści, jeśli nie – to zawsze można przejść dalej na kolejne stopnie oczyszczania.
Niektórych mocno zanieczyszczonych ludzi dotykają silne bóle głowy lub osłabienie i objawy grypopodobne już w pierwszym dniu nawet najlżejszego reżimu oczyszczania, czyli gotowanej diety warzywno-owocowej (np. diety na warzywnych zupach).
Nie należy tymi symptomami się zrażać – jest to zjawisko naturalne i przemijające. Najgorsze co możemy w tym momencie zrobić, to spadek pod piramidę – wszelkie dobroczynne procesy zostają przerwane.
Objawy kryzysów ozdrowieńczych są najróżniejsze i bardzo indywidualne, mają też różną intensywność: bóle głowy, stawów lub mięśni, bezsenność lub odwrotnie – wzmożona senność, pogorszenie stanu skóry (wypryski itd.), swędzenie skóry, obłożony język (im bardziej obłożony tym bardziej jesteśmy przytruci), biegunka, gorączka, nudności i wymioty, wyczuwanie zapachu leków, które się kiedyś brało, papierosów, które się kiedyś paliło, nieprzyjemny zapach ciała, wydalin, potu.
Także odnowienie się i ponowne zagojenie starych ran (nawet takich z dzieciństwa, o których dawno zapomnieliśmy), ponowne chwilowe ataki starych chorób „leczonych” (czyli najczęściej przytłumianych) ongiś farmakologicznie, chwilowe odnowienie się starych bóli, krwawiące dziąsła, stany grypopodobne, dreszcze lub uderzenia gorąca, uczucie rozbicia psychicznego, kryzysy emocjonalne (wybuchowość, kłótliwość, płaczliwość, zbiera się na stare wspomnienia i „gorzkie żale” itd.).
Wiele osób lęka się tych symptomów detoksykacji. Tymczasem naprawdę nie ma czego! Są one zgodne ze starym powiedzeniem „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. 😉
Należy zaakceptować, że kiedy kładziemy się na stole operacyjnym Matki Natury – trzeba odcierpieć swoje i odbyć pokutę za wszystkie grzeszki jakich przeciwko naszemu ciału się dopuściliśmy, czasem przez całe dekady naszego życia (kiepskie żarcie, leki, stresy, chemikalia i kosmetyki, szczepionki i tatuaże, a nawet mamusia co się w ciąży lub przed ciążą nie szanowała lajfstajlowo i też nigdy nie oczyszczała, bo po co).
Natura jest jednak niezwykle dobrotliwa i nie karze nas zbyt ciężko: kryzysy, choć potrafią być dokuczliwe, trwają stosunkowo krótko – czasem parę minut czy godzin, czasem parę dni.
Ale gdy już ustaną to wtedy wiadomym jest, że dana rzecz została definitywnie uleczona przez nasze ciało, wybaczona i zapomniana (nie bezwarunkowo co prawda, ale na pewno do momentu gdy będziemy żyć zgodnie z odwiecznymi prawami natury, a nie przeciwko nim).
Kryzysy ozdrowieńcze, choć mogą być uciążliwe – tak naprawdę są błogosławieństwem, a nie przekleństwem.
Nie należy się ich bać ani wściekać się na nie, lecz być wdzięcznym za to, że ciało w ten sposób z nami rozmawia: kryzysy te są oznaką tego, że nasz organizm właśnie teraz dokonuje odnowy biologicznej, wytrwale pracując nad przywracaniem systemowej równowagi, którą my swoją głupotą, niewiedzą lub zaniedbaniem zaburzyliśmy.
Z każdym kolejnym oczyszczaniem kryzysy te są poza tym mniejsze jeśli prowadzimy higieniczny tryb życia i mamy naturalną dietę.
Najtrudniejsze jest zawsze pierwsze podejście do oczyszczania, kiedy to uwalnia się najwięcej śmieci, czasem zbieranych przez dekady.
Dlatego tak ważne jest nie zrażać się do oczyszczania już przy pierwszym podejściu, lecz zaufać mądrości swego ciała – ono zawsze wie co robi! 😉
Znajomość piramidy oczyszczania to nieoceniona wiedza jeśli chodzi o kontrolę nad kryzysami ozdrowieńczymi.
Jeśli chcemy zminimalizować objawy kryzysu to wystarczy przesuwać się stopniowo w dół piramidy, czyli np. jeśli jesteśmy na oczyszczaniu zielonymi koktajlami i mamy kryzys ( w jakiejkolwiek formie), to w celu spowolnienia procesów oczyszczania (a co za tym idzie i zmniejszenia kryzysów ozdrowieńczych) schodzimy o jeden stopień w dół lub dwa – na surowe warzywa i owoce jedzone w całości albo nawet dorzucamy sobie lekki gotowany posiłek: trochę warzyw na parze czy delikatną warzywną zupę (wykonaną ze 100% warzyw, bez nabiału, zbóż, mięsa, jaj itd.).
W ten sposób spowolnimy co prawda nasze oczyszczanie, ale też i mniej dotkliwe będą oznaki kryzysu ozdrowieńczego i łatwiej będzie nam je przetrzymać.
I vice versa – jeśli uważamy, że efekty oczyszczania są nieznaczne, za słabe i nas nie satysfakcjonują – możemy przesuwać się w kierunku do góry piramidy (np. na diecie surówkowej możemy robić sobie wstawki na samych koktajlach lub sokach czy nawet dzień na samej wodzie z sokiem cytrynowym jeśli czujemy się na siłach – wszystko zależy od naszego samopoczucia).
Nie jest zalecane gwałtowne „skakanie” po piramidzie o parę pięter nagle w górę lub w dół gdy na danym stopniu zatrzymaliśmy się na dłuższy okres czasu.
Ponadto pamiętajmy, że zjadając np. produkt odzwierzęcy czy niewinną bułkę z serem wypadamy poza piramidę – następuje przerwanie procesów oczyszczania, bowiem ustrój znowu zajmuje się trawieniem tego ciężkiego pokarmu, który właśnie dostał.
Dr R. Morse mówił na którymś ze swoich wykładów, że słynny popularyzator kultury fizycznej i zdrowia Bernarr Macfadden (1868-1955) nieopatrznie przerwał swój ostatni przed śmiercią długi post wodny za pomocą gotowanych ziemniaków (czyli ze szczytu piramidy kazał natychmiast zejść swojemu organizmowi na sam dół) i niestety nie było mu dane już żyć długo i szczęśliwie (aczkolwiek oficjalna przyczyna śmierci to zapalenie dróg moczowych).
Gdyby sięgnął po sok owocowy czy nawet porcję bardzo soczystych owoców (np. arbuza) – pewnie by się tak nie stało.
Jak pisze dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska – odsetek zgonów w czasie dłuższego postu nawet o najintensywniejszym reżimie (czyli wodnego) jest niezwykle niski (ok. 0,7%) i dotyczy pacjentów w wyjątkowo złym stanie, podczas gdy powikłania następują w czasie nieumiejętnego wyjścia z tego postu (zdarzało się podanie pacjentom po poście wodnym m.in. czekolady, chleba, suszonych owoców, mięsa czy kanapek z masłem).
Na tak wielki szok świeżo oczyszczony organizm, który przez długi czas nie dostawał żadnego pokarmu, nie jest po prostu przygotowany.
W profesjonalnych klinikach podaje się najpierw soki owocowe, a jeśli post wodny trwał krócej – niewielką porcję mocno soczystego owocu (np. arbuza).
Zazwyczaj post wodny jako „kuracja ostateczna” jest zarezerwowany dla bardzo zaniedbanych przewlekłych chorób – „przypadków beznadziejnych”, nie reagujących na inne postępowanie, czasem też dla przypadków ostrych (np. przy zapaleniu trzustki nawet medycy konwencjonalni to stosują).
W większości przypadków dla okresowego oczyszczenia organizmu w zupełności wystarczy reżim mniej intensywny (surówkowy, sokowy, dieta warzywno-owocowa) – skutecznie przywracający równowagę systemu (przede wszystkim kwasowo-zasadową).
Zdarzają się jednak sytuacje, w których rozpaczliwie zły stan zdrowia niejako wymusza rozpoczęcie działań od szczytu piramidy, np. ilość nietolerancji pokarmowych jest zbyt wielka aby zacząć od innego miejsca piramidy i uzyskać pożądane efekty.
Jeśli czyjś organizm został do takiego stopnia nadużyty i zatruty, iż nie toleruje już nawet najzdrowszego dla istoty ludzkiej pokarmu jakim są warzywa i owoce, to lekarz nie ma innego wyjścia jak zacząć od kuracji wodnej, czyli nacisnąć guzik „totalny reset”.
Pisze o tym m.in. dr E. Dąbrowska i podaje taki oto przypadek:
„U kobiety lat 38, rozpoznano przed trzema laty stwardnienie rozsiane. Od tego czasu utrzymywał się paraliż 4 kończyn oraz porażenie zwieraczy. Jedynym ruchem jaki mogła wykonać było przywiedzenie ręki do klatki piersiowej. Również miała porażenie ośrodka mowy, nie mogła wymówić ani jednego słowa, bełkotała. Była całkowicie bezradna, wożono ją w wózku inwalidzkim. Wszelkie próby leczenia były nieskuteczne.
Również próba podjęcia diety warzywno – owocowej nie dała spodziewanych efektów. Poleciliśmy wykonanie testu na nietolerancje pokarmowe, który wykazał nietolerancję glutenu, drożdży i również nietolerancję większości warzyw. Zrozumieliśmy, że te nietolerancje były przyczyną braku efektów diety warzywno – owocowej. Należało wyeliminować pokarmy, których organizm nie toleruje.
Zaczęła stosować okresowe głodówki wodne i stopniowo włączała te warzywa, które były tolerowane. Już po 2 miesiącach zaczęła następować stopniowa poprawa, ustępował paraliż kończyn, cofały się zaburzenia równowagi, mowy, oczopląs.
Również nastąpiła poprawa w badaniu tomograficznym mózgu. Także nastąpiła normalizacja wysokiego poziomu hormonu prolaktyny z czym wiązało się ustąpienie torbieli w piersiach.
Obecnie minęły 2 lata, jest sprawna, mogła powrócić do pracy, jeździ samochodem, przestrzega diety eliminacyjnej i często powtarza kuracje dietą warzywno – owocową.”.
Warto zwrócić uwagę na to, że sukces można było odtrąbić nie tylko dzięki samej kuracji warzywno-owocowej, ale też dzięki temu co działo się po niej: opisana pacjentka nigdy już nie wróciła do dawnych nawyków żywieniowych, co jest całym sensem zdrowienia i jego niezbędnym elementem.
Regularnie powtarza też oczyszczanie na samych warzywach i owocach.
Dzięki temu nie tylko zdrowie odzyskała, ale i nadal je zachowuje – funkcjonuje normalnie w społeczeństwie.
Nieźle, jak na kogoś kto przybył do lekarza na wózku inwalidzkim, unieruchomiony, bełkoczący i robiący pod siebie.
Jak pamiętamy jeszcze w latach tuż powojennych pewien lekarz w Niemczech, dr Evers, pomógł przez niemal 40 lat pracy w swojej klinice tysiącom pacjentów chorym na rozmaite schorzenia (w tym SM i inne „nieuleczalne”) powrócić do zdrowia (co zostało potwierdzone badaniami lekarskimi), a czynił to za pomocą diety surówkowej, o czym pisałam tutaj [klik].
A jeszcze kilka dekad przed nim (od końca XIX wieku aż do wybuchu II wojny) tego samego dokonywał szwajcarski lekarz, dr Bircher-Benner w swojej słynnej klinice w Zurychu.
Od czasów biblijnych aż po dzień dzisiejszy – to po prostu działa i nic się nie zmieniło w tym względzie: gdy dostarczyć odpowiednie paliwo, to ludzki organizm zaczyna podlegać prawom wszechświata – sam się naprawia przywracając porządek, pod warunkiem, że jest to wciąż możliwe i zniszczenia nie zaszły za daleko.
Z powyższego opisu pacjentki dr Dąbrowskiej mogłoby na pierwszy rzut oka wynikać, że zaszły za daleko, jednak to nie nam sądzić – po pozorach, po tym co widać na zewnątrz.
Nasz organizm jest dalece bardziej inteligentny niż nam się wydaje – nie możemy się o tym przekonać dopóki nie doświadczymy tego.
Tyle tylko, że dzisiaj te metody są wyśmiewane, bo przecież mamy ultranowoczesne leki, przy czym im choroba bardziej „nieuleczalna” tym bardziej nieprawdopodobne kwoty należy za nie płacić, np. za immunosupresant Gilenya będący „lekiem ostatniej szansy” dla chorych na stwardnienie rozsiane producent każe sobie płacić prawie 300 zł za jedną kapsułkę – opakowanie starczające na miesiąc to koszt niemal 8 tysięcy złotych.
A w ulotce napisano zgodnie z prawdą: „Lek nie powoduje wyleczenia z SM” oraz ostrzeżono, iż może powodować m.in. ciężkie zakażenie mózgu.
Nawet jeśli chory ma tzw. ubezpieczenie, to wbrew pozorom specyfik ten nie jest „za darmo”, bo za takie „leczenie” (jedynie objawowe) każdego takiego chorego te osiem tysięcy złotych miesięcznie płacimy my wszyscy z naszej kieszeni (ze „składki” przymusowo odciąganej od miesięcznego wynagrodzenia).
Ile kosztuje woda?
Albo marchewka czy jabłko na sok?
Ile kosztuje przekazanie komuś informacji, że można spróbować inaczej?
Jeśli do tej pory jesteśmy zdrowi, to pamiętajmy o tym, że najlepszą taktyką i sposobem na życie nie tyle jest wiedzieć co robić gdy zachorujemy, ale w pierwszym rzędzie wiedzieć jak NIE zachorować – czyli profilaktyka.
I wiedzę tę przekazywać dalej.
Dzięki nowoczesnej technologii (internet, komórki) mamy to zadanie wybitnie ułatwione.
Nasi przodkowie nie mieli tyle szczęścia.
Do zapamiętania:
- Oczyszczanie i odnowa biologiczna zaczyna się tak naprawdę dopiero wtedy gdy na talerzu zostawiamy tylko warzywa i owoce (menu 100% warzyw i owoców).
- Surowe jedzenie ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż gotowane.
- Owoce mają większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż warzywa, nawet zielonolistne (tak!).
- Dieta płynna (koktajle, a jeszcze bardziej soki) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta złożona z tych samych pokarmów jedzonych w postaci stałej.
- Mono-dieta (czyli dieta jednoskładnikowa) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta urozmaicona (np. mono-owocowa ma większą niż multi-owocowa, ale ta sama zasada dotyczy innych monodiet, np. na kaszy jaglanej czy ryżu, choć monodiety zbożowe mają zdecydowanie mniejszą moc oczyszczania).
Jeśli tegoroczne wiosenne oczyszczanie jest jeszcze wciąż przed wami, to może zaplanujecie oczyszczanie na ten nadchodzący długi weekend, np. na sezonowych owocach i warzywach, których czas właśnie się zaczął?
Jeśli tak, to możecie to teraz zrobić skuteczniej i bezpieczniej – uzbrojeni w nową wiedzę dotyczącą piramidy zdrowego detoksu.
Miłego i owocnego oczyszczania! 🙂
Wszystkie zamieszczone na tej stronie informacje odnoszące się do oczyszczania organizmu są przeznaczone dla dorosłych osób zdrowych. Nie są przeznaczone dla osób stosujących farmaceutyki, nastolatków w okresie wzrostu, osób w podeszłym wieku oraz kobiet ciężarnych i karmiących. Nie mają charakteru porady lekarskiej ani nie mają na celu jej zastąpić.
Pomocne źródła:
1. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Leczenie głodówką i dietą surówkowo-jarską”
2. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Głodówka jako metoda leczenia”
3. dr Ewa Dąbrowska, książka „Ciało i ducha ratować żywieniem”
4. dr Andrew Saul książka „Wylecz się sam”
5. dr Robert Morse, książka „The Detox Miracle Sourcebook: Raw Foods and Herbs for Complete Cellular Regeneration”
6. Zmiany na poziomie komórkowym podczas oczyszczania: https://grapegate.com/study-lymphological-healing/healing-at-the-cell-level-part-2/
7. The Different Levels of Detoxification https://www.spiritrawpicalhealing.com/single-post/2017/01/16/The-Different-Levels-of-Detoxification-What-you-Need-to-Know

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
moi napisał(a):
Czyli dieta Dąbrowskiej jest prawie na samym dole piramidy?
Marlena napisał(a):
Niekonieczne. Zależy co w niej zastosujemy, bo pani doktor sięga też do soków a nawet w razie potrzeby – samej wody. Tak więc zależy co jemy: gotowane pokarmy to coś innego niż surówka, a surówka to co innego niż świeżo wyciskany sok warzywno-owocowy. Jeśli ktoś będzie podczas diety dr Dąbrowskiej jadł tylko same gotowane posiłki to oczyszczanie będzie, ale bardzo powolne. Nawet sama dr Dąbrowska mówiła o tym na wykładzie: surowe pokarmy przyspieszają procesy naprawcze i detoksykacyjne, a gotowane spowalniają.
Agnieszka napisał(a):
Stosowałam dietę jednoskładnikową przez dwa tygodnie jakieś 10 lat temu (jadłam tylko arbuzy z własnego ogrodu) i przyniosła świetne rezultaty. Teraz też się przymierzam do oczyszczania, mniej drastycznego i zastanawiam się czy w tym czasie mam też odstawić suplementy (wit. D, chlorella, magnez itd). Czy raczej brać je przez okres oczyszczania?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, ja nie biorę na co dzień suplementów, sięgam po nie jedynie w razie potrzeby (infekcja, uraz, stres itp.). Na pewno nie biorę żadnych podczas detoksu. Organizm przestawia się wtedy na inny tryb pracy, więc o jakieś niedobory w tym czasie boimy się zupełnie niepotrzebnie. Ani dr Morse ani dr Dąbrowska nie zalecają brania suplementów w tym czasie. Prawdziwe jedzenie wiadomo jak działa na organizm w tym czasie, ale suplementy nie wiadomo. Leki też wiadomo – działają wielokroć silniej niż w trybie normalnego jedzenia.
Paulina napisał(a):
Pani Marleno, to tak z ciekawości: na oczyszczanie ma również wpływ to, co kładziemy na skórę. Czym mogę zastąpić konwencjonalne balsamy czy kremy do twarzy, żeby sobie nie zaszkodzić? Czy wystraczy olej kokosowy jako balsam?
Marlena napisał(a):
Zgadza się, Paulino, skóra to nasz największy organ – wszystko co na nią kładziemy trafia do naszego wnętrza drogą transdermalną, dlatego ja podczas detoksu niczego na skórę nie kładę, nawet oleju, to jest czas odpoczynku również od kosmetyków. Zdrowa skóra doskonale sobie bez nich radzi.
Świetnie też sprzyjają detoksykacji ciepłe kąpiele z dodatkiem sody oczyszczonej i soli magnezowych (chlorek lub epsom) z dodatkiem kilku kropli ulubionego olejku eterycznego: skóra robi się miękka i bardzo odprężona.
Antek napisał(a):
A jak długo powinno trwać oczyszczanie np arbuzowe?
Marlena napisał(a):
Napisałam w artykule – przeczytaj proszę uważnie.
Piotr napisał(a):
Brakuje mi tutaj wzmianki o dużym potencjale chlorofilu, traw zbożowych i glonów jako część procesu oczyszczania.
Marlena napisał(a):
Chlorofil też oczyszcza, doskonale alkalizuje itd., dlatego można śmiało stosować metodę np. owoce do wieczora + na kolację sałatka z zielonolistnych warzyw. Mimo to eksperci są zgodni: na najgłębszym poziomie oczyszczają jednak soczyste owoce. Dr Morse mówi, że trafiają do niego ludzie, którzy już byli na kuracjach w Hippocrates Health Institute, jedli te kiełki, pili te młode zielone trawy i nic! Dopiero kuracja złożona w 100% z soczystych surowych owoców oraz pewnych ziół (dr Morse jest też zielarzem) przyniosła oczekiwaną poprawę zdrowia.
zbyrek napisał(a):
witam i dołączczam go licznego grona osób wdzięcznych za Pani pracę, wiedzę i chęc dzielenia się nią, pełen szacunek za to:)
Chciałem zapytać jak post ma się do ilości spożywanych kalorii, np. sokowy – owocowy. obecnie jestem na poście Daniela i prawiewcale nie chce mi się jeść, kryzysy rzadkie i krótkotrwałe, a najlepiej wchodzą mi soki owocowo-warzywne z produktów dozwolonych na tej diecie.
Pewnie kiedyś chciałbym podjąć post z wyższego poziomu piramidy i podejrzewam, ze np. post owocowy, czy to w postaci surowych, owoców czy soków bedzie dla mnie nawet przyjemniejszy i lżejszy, bo zwyczajnie smaczniejszy. jesli przy tym jeszcze skuteczniejszy to super:) Wiadomo, ze na poscie Daniela dzienne dostarczanie kalorii to ok. 500 i scisle wymieniona lista mozliwych warzyw i owoców. A jak to wygląda na poscie owocowym, sa jakies konkretne warzywa, ich ilości, limit kalorii(zeby się włączyło odżywainie endogenne) i przede wszystkim okres pzez jaki mozna stosować? czy jest to też maksymalnie 40 dni?
Marlena napisał(a):
Tak, też 6 tygodni max., zaś co do owoców nadających się najlepiej do celów oczyszczających, to tutaj jest wszystko wyjaśnione i przedstawione (filmik przetłumaczony jest na język polski): https://www.youtube.com/watch?v=r0QMlCx4FDo
Mark James Gordon jest naturopatą, uczniem dra Morse’a i to on stworzył serię krótkich filmików edukacyjnych na ten temat. Niektóre z nich zostały przetłumaczone na polski.
Edyta napisał(a):
Oglądałam ostatnio wyklady dr Morsea, który mówił o tym, że nasza skóra to trzecia nerka i jeżeli mamy problemy z oczyszczaniem przez nerki to limfa wypchnie wszystko na skórę (trądzik, łuszczyca itp). Moje pytanie Marleno to jak usprawnić działanie nerek żeby prawidłowo oczyszczały organizm? Poprzez posty? Juz trzy razy zaliczylam Dąbrowska obecnie jestem na surowych owocach i warzywach, po Dabrowskiej efektów niestety nie było.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, skóra jest jednym z narządów eliminacyjnych. Jeśli efekty postu Daniela nie były satysfakcjonujące (i przy założeniu, że po nim nie wróciliśmy do starych szkodliwych nawyków żywieniowych), to można spróbować wejść na wyższe stopnie piramidy (jedząc tylko pokarm surowy – forma stała lub płynna, owocowo-warzywnie lub wyłącznie owocowo – zobacz co działa u Ciebie).
Tutaj filmik od M. J Gordona (uczeń dra Morse’a) na temat usprawnienia filtracji nerek (przetłumaczony na polski): https://www.youtube.com/watch?v=LfC0re9KJrE
Aga napisał(a):
Polecam monodiete arbuzową. Akurat jest sezon.
magdaLena Bajtlik napisał(a):
Edyta, jeśli post dr Dąbrowskiej nie zadziałał, to najczęstsze przyczyny są dwie:
– albo był wykonywany nie do końca zgodnie z założeniami (np. za dużo owoców lub za dużo kalorii, jakieś drobne odejścia, żywność gotowa o niesprawdzonym składzie)
– albo mamy do czynienia z potężnymi nietolerancjami pokarmowymi, występującymi również w grupie warzyw. Szczególnie to ostatnie może być ważne: jeśli np. cierpisz na nietolerancję marchewki, a post dr. Dąbrowskiej realizujesz opierając się w dużym stopniu na marchewce właśnie, to pojawia się masywny, zintensyfikowany, przewlekły stan zapalny, który może skutecznie zablokować proces leczenia.
Pisała o tym pani Doktor, wspomniała też w tekście powyżej Marlena.
Warto zrobić test – choćby ten najmniejszy, którego wynik poznajesz w ciągu godziny.
Ewa napisał(a):
MARLENKO A SŁYSZAŁAŚ O ARNOLDZIE EHRECIE?
A CO DO OCZYSZCZANIA OWOCAMI TO WYCZYTAŁAM , ŻE OWSZEM ONE BARDZO SILNIE PORUSZAJĄ TOKSYNY W NASZYM CIELE, ALE MAJĄC ZANIECZYSZCZONE JELITA MOŻEMY MIEĆ PROBLEM Z WYDALENIEM TYCH TOKSYN. WARTO WIĘC WŁĄCZYĆ SUROWE WARZYWA SZCZEGÓLNIE ZIELONOLISTNE, KTÓRE DOBRZE WYMIATAJĄ JELITA.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, dlatego model owoce+sałatka na kolację jak też i zielone smoothies znajduje się niżej w piramidzie niż same owoce. Jak będziemy gotowi możemy przejść wyżej. Zawsze warto zaczynać od stopni niższych, obserwować efekty i dopiero wtedy iść dalej jeśli uznamy to za stosowne.
Dzieło Ehreta „Mucusless Diet Healing System” to klasyk dla wszystkich zainteresowanych prawdziwym zdrowiem, a nie jego marną imitacją! 😉
Ewa napisał(a):
NAPISZĘ JESZCZE , ŻE OSTATNIO JEM TYLKO SUROWE OWOCE I WARZYWA NIESKROBIOWE I OD KILKU DNI MĘCZY MNIE BÓL GARDŁA (A KŁOPOTÓW Z GARDŁEM NIE MIAŁAM CHYBA Z 8 LAT) I DODATKOWO POJAWIŁA MI SIĘ OPRYSZCZKA. ZASTANAWIAM SIĘ CZY TO ZNAK, ŻE ORGANIZM SIĘ OCZYSZCZA CZY MOŻE PO PROSTU PRZEZIĘBIŁAM SIĘ?
Marlena napisał(a):
Jeśli masz silny układ odpornościowy, to jest to moim zdaniem objaw oczyszczania. Mnie opryszczka już nie gnębi tak jak kiedyś to bywało (kilka infekcji w roku to był mus), ale właśnie latem gdy zaczynam moją coroczną sesję raw food (wkoło wtedy tyle kuszących dobroci sezonowych, że… jak tu się im oprzeć? 😉 ), to bywa, że czasem budzę się któregoś ranka z dziwnie swędzącą wargą zupełnie jak przy opryszczce. To jednak nie jest typowa opryszczka, ona nie rośnie, a swędzi jedynie jakąś godzinę, potem znika i nie wraca. Więc tak sobie myślę, że ten wirus gdzieś tam jednak jego niedobitki być może jeszcze krążą po moim organizmie, ale silny system odpornościowy rozprawia się z nimi nie dając im żadnych szans.
Anemonne napisał(a):
Marleno, ja w ramach oczyszczania zrobiłam sobie ostatnio 5 dni na sokach marchew+jabłko+burak, 4 soki po 250ml w ciągu dnia a do tego wieczorem kiedy czułam głód ok 0,5 litra podgrzanego soku pomidorowego z oregano. Pojawił sie ból głowy i lekkie roztargnienie 2 dnia ale to nie było ciężkie, jednak…Po tych pieciu dniach myślałam że chociaż woda troche może zejdzie, ale waga ani drgnęła 🙁 A przyznam na tym też mi zależy.
Czy jeśli na stałe wprowadze podczas tygodnia jeden powiedzmy dzień na wodzie to nie spowolnię metabolizmu?
Mam też ostatnio problem z tzw poczuciem spadku cukru, a przynajmniej tak to nazywam. Szczególnie wieczorem „napada mnie” ogromna ochota na coś hmmm węglowodanowego? słodkiego, jem jakieś np. pestki + daktyl lub banan, jak tego uniknąć?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć dlaczego ograniczenie kalorii nie spowodowało spadku masy ciała, bo teoretycznie powinno. Być może jesteś mocno zakwaszona: organizm „trzyma” w tkance tłuszczowej toksyny rozpuszczalne w tłuszczach oraz kwasy i nie puści ich jeśli zagroziłoby to równowadze całego systemu. Jest mądrzejszy od nas 😉
To co nazywasz „spadkiem cukru” raczej nie jest nim jeśli jadasz regularne posiłki oparte na naturalnych produktach. Być może patogeny lub pasożyty domagają się „czegoś słodkiego” – bywa i tak. Ludzie zdrowi nie cierpią na „cukrową chcicę” ujawniającą się wieczorem. 😉
Jeden dzień na wodzie nie spowalania metabolizmu.
Anemonne napisał(a):
Marleno to jak powinnam zadziałać ? Najpierw odkwasić? Czy soda np. Z cytryną bedzie w porządku? Nie jem mięsa, nabiał bardzo zadko tylko w postaci twardego sera, jem ryby, owoce warzywa, raczej sporo glutenu, zielone szejki ale tez troche śmieci w stylu makaron z warzywami.
Marlena napisał(a):
Odkwaszanie najskuteczniejsze i najbardziej zgodne z planami Matki Natury odbywa się na warzywach i owocach, ponieważ tylko te dwie grupy pokarmów działają zasadotwórczo. Bardzo bym chciała aby to był serek, makaron czy ryba, ale niestety to nie ja to wymyśliłam lecz Matka Natura: odkwaszają TYLKO owoce i warzywa. Trzeba więc te prawa natury uszanować i się do nich dostosować.
Zostaw chwilowo wszystko inne i delektuj się dietą złożoną w 100% z owoców i warzyw. Gotowane i surowe – ale surowe odkwaszają i odchudzają lepiej. Wybierając owoce koncentruj się na tych najbardziej soczystych, zostaw banany i awokado, mają za dużo skrobi (banan) i tłuszczu (awokado) – są to cudowne owoce, ale nie na czas oczyszczania.
Zapewniam Cię, że już po tygodniu zauważysz pierwsze zmiany. Będą tym większe, im bardziej będzie się dieta opierać na surowych. Nie przejmuj się kryzysami ozdrowieńczymi i dziękuj za nie gdy je zauważysz, to znak, że właśnie dzieje się coś bardzo ale to bardzo dobrego. 🙂 Zawsze możesz zejść o stopień niżej w piramidzie by zmniejszyć chwilowe nieprzyjemne objawy.
Akurat jest sezon – nie ma na co czekać, zimą tego nie zrobisz.
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Fajnie że o tym piszesz, prawdziwe oczyszczanie ma dopiero miejsce jak jesteśmy około 108 dni na samym soku z winogron plus sok z cytryny (tzw Master Fast System, może być sok pasteryzowany najlepiej z odmiany Concord), nie pijemy wody dopuszczalne sa małe ilości destylowanej szklanka dziennie, w niej też przygotowujemy odwary/wywary ziołowe, ja też jestem od 5 tygodni na samych owocach proszę pamiętać że owoce to też pomidor cukinia, ogórek czyli wszystko to co powstaje z kwiaty, owoce-warzywne jadam wieczorem.
Sławek napisał(a):
Co konkretnie zaliczamy do owoców, wszystkie rośliny które mają pestki, czy chodzi o owoce cytrusowe. Pomidor, ogórek, papryka też się liczą?
Marlena napisał(a):
Tak, liczą się. Wszystko co ma pestki to owoce.
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Jak dla mnie owoc to znaczy że powstał z kwiatu, a urósł w ziemi itd
zbyrek napisał(a):
ten filmik jest po ang, jest dostepna gdzies wersja polska?z tego co zrozumialem nie ma limitu kalorii i w sumie mozna jesc do woli te wskazane owoce. I tu nasuwa mi sie pytanie czy nie jest wazne zeby wlaczylo sie odzywianie endogenne jak na poscie Daniela? i czy uwazasz, ze majac juz za soba pomyslnie skonczony post Daniela i utrzymując zdrowe odżywianie lepiej przejść za jakiś czas np. na dietę sokową (jako wyzszy i skutecziejszy w piramidzie oczyszcania)czy jednak po raz kolejny post Daniela? a diete sokowa wplatac np. jeden raz w tygodniu? jesli mozesz to napisz prosze jakie cykle stosujesz u siebie. chcialbym stosowac posty i oczyszczanie jak najbardziej skutecznie jesli juz udaje mi sie podejmowac takie małe umartwienie:) z góry dziekuje
Marlena napisał(a):
Filmik jest po ang., ale ma polskie napisy (można je włączyć takim przyciskiem po prawej stronie jak nie się nie pokazują). Nie ma limitu kalorii i w żadnym wypadku nie możesz ani chodzić głodny, ani przejadać się. Jeść by zaspokoić głód i tyle. Zresztą na tym tak właściwie polega karmienie ciała. 😉
Decyzja czy powtórzyć post Daniela czy też przejść na wyższy poziom piramidy (dietę opartą o warzywa i owoce zjadane wyłącznie na surowo) zależy od Ciebie, od Twojego samopoczucia oraz założonych celów. Cykle jakie stosuję u siebie niekoniecznie mogą odpowiadać potrzebom Twojego ciała, musisz drogą obserwacji wypracować sobie swoją własną taktykę, zobaczyć z czym Twoje ciało czuje się najlepiej, np. następuje największa poprawa samopoczucia, jasności myślenia, zmniejszenie zapotrzebowania na sen itd.
Raz w tygodniu można wplatać pojedyncze dni na samych sokach, koktajlach czy nawet wodzie.
zbyrek napisał(a):
pewnie z czasem sprobuje kolejnych stopni z piramidy i zobacze jak bede sie czul. w poscie Daniela przemawia do mnie to ze przy niskim dowozie kalorii wlacza sie odzywianie endogenne i organizm zjada to co dla nas szkodliwe typu zwapnienia itp. Na diecie owocowej skoro nie ma ograniczenia kalorii to endogennie organizm sie nie bedzie odzywial, wiec nie wiem czy ta dieta dziala „na to samo” co post Daniela czy jednak warto stosowac je naprzemiennie?
Marlena napisał(a):
Zbyrek, zależy co się chce osiągnąć – jeśli tylko oczyszczenie i odkwaszenie, to limitu kalorii nie ma, ale jeśli włączenie procesów autofagii, to limit ten jest, ponieważ powyżej pewnej ilości kalorii autofagia po prostu nie zachodzi, autofagia następuje tylko w warunkach niedoboru kalorycznego, nie zachodzi też gdy produkujemy sobie duże ilości insuliny pewnymi pokarmami (czyli np. nie włączy się jeśli nawet spożyjemy prawidłowo zmniejszoną ilość kalorii, ale będą one pochodzić z pokarmów szkodliwych jak np. słodycze, nabiał, czy mięso). Niestety natury nie oszukamy. 😉
Cukier owocowy (fruktoza) nie powoduje produkcji insuliny ponieważ ma inny metabolizm. I wbrew miejskim legendom fruktoza nie powoduje szkód żadnych gdy jest jedzona jak ją Bozia stworzyła czyli razem z owocami, a nie jako biały proszek z torebki. Wszystkie badania wykazujące „szkodliwość” fruktozy były robione na białym proszku, owoce nigdy nie wykazywały tych samych własności szkodzących, wręcz przeciwnie!
Dla najbardziej chorych dr Morse zaleca oprócz specyficznych mieszanek ziołowych jeden owoc z dużą zawartością fruktozy (winogrona, mono-dieta). W jego przepastnych archiwach znajdują się przypadki chorych nawet na „beznadziejne” nowotwory, którym medycyna konwencjonalna pomóc nie mogła, ale winogrona jako monodieta przez 42 dni pomogły. Mało kalorii+mało insuliny= włączenie autofagii. Wszystkie te warunki spełnia kuracja winogronowa.
Bożena napisał(a):
Bardzo dziękuję za dzielenie się Twoją ogromną wiedzą Marleno 🙂 Jak to wszystko, co można przeczytać w Twoim dzisiejszym wpisie ma się do postu Daniela wg dr Dąbrowskiej? Miałam zamiar za dwa tygodnie zacząć ten post (po raz pierwszy), ale wg zasad tego postu nie wolno spożywać owoców za wyjątkiem niezbyt dużych ilości jabłek, grapefruitów, cytryn oraz jagodowych (wyłącznie dla dekoracji), bo mogłoby nam się wyłączyć odżywianie endogenne i przeszlibyśmy wtedy w stan głodzenia organizmu, zamiast stanu oczyszczania. Jak to w końcu jest, bo po obejrzeniu filmiku Gordona z Twojego linku wyżej zaczęłam mieć wątpliwości. Gordon powiedział: „Jeśli stykamy się z chroniczną lub zwyrodnieniową chorobą należałoby zastosować 100 % dietę owocową.” Mam właśnie takie choroby i bardzo zależy mi na ich wyeliminowaniu, ale co według Ciebie będzie bardziej skuteczne – post Daniela czy może jednak zalecenie Gordona? Bo szczerze mówiąc dzisiaj trochę „zgłupiałam”… Więc może jednak można byłoby zacząć od poziomu postu Daniela – najpierw warzywa: gotowane, surowe, odrobina owoców, a następnie kolejno wchodzić na wyższe poziomy piramidy, czyli jednak włączać coraz więcej owoców i soków owocowych? Ale co wtedy z odżywianiem endogennym? Byłabym wdzięczna za dodatkowe wyjaśnienia, bo teraz mam kompletny mętlik w głowie…
Marlena napisał(a):
Dokładnie jest tak jak właśnie napisałam w artykule: zacznijmy od dolnych stopni piramidy i w bardzo wielu przypadkach okazuje się, że to wystarcza. Jeśli nie wystarcza – zawsze możemy przejść dalej czyli na 100% surowych owoców i warzyw, na oczyszczanie zielonymi koktajlami, na oczyszczanie sokami, na oczyszczanie samymi owocami (w wersji mono-owocowej lub nie, stałej lub płynnej).
Należy tutaj też zrozumieć, że post Daniela jest autorską metodą dr Dąbrowskiej, a ona bierze pod uwagę IG produktów, podczas gdy dr Morse uważa, że IG (kiedy mówimy o naturalnych surowych darach natury) gra rolę pomniejszą: w pewnym sensie ma rację – bardziej w sumie liczy się ŁG, czyli ładunek glikemiczny. Każdy lekarz ma swoje własne doświadczenia, metodologię i sukcesy.
Angelika napisał(a):
Wspomniała Pani wyżej o przypadku 38-letniej kobiety, która m. in. miała wysoki poziom prolaktyny. Zmartwiłam się, bo ja chyba też mam wysoki – 22,9 ng/ml – a mam 21 lat. Czy jest to faktycznie wysoki poziom i co on oznacza? Moje inne hormony są w normie, lecz je podam (może coś to jednak oznacza): testosteron – 48,65 ng/dl (badanie nakierowane na problemy trądzikowe, ale w normie), TSH – 1,77; FT3 – 4,94 pmol/l; FT4 – 17,88 pmol/l (moja siostra ma problemy z tarczycą, więc chciałam sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku). Trądzik cały czas jednak mam od 13. r. ż., a testosteron na niego nie wskazuje, może proporcje tych wszystkich hormonów? Nie wiem, z pewnością żaden dermatolog mi tego nie powie. Proszę Panią o opinię ws. tych hormonów, na pewno powie mi Pani więcej niż nie jeden lekarz. Może muszę wykonać jeszcze inne badania?
Marlena napisał(a):
Prolaktyna jest w górnej granicy normy. A czy kiedykolwiek próbowałaś oczyścić organizm, np dietą warzywno-owocową? Żyjemy w czasach kiedy nadużywamy od dzieciństwa leków, szczepionek, kosmetyków i innych chemikaliów, których jeszcze 100 lat temu nawet na świecie nie było. Natomiast tradycyjna (czyli nieprawidłowa) dieta nie pomaga w oczyszczaniu tego całego syfu.
To co wkładasz do środka – tym się stajesz. Wkładasz syf- otrzymujesz syf, wkładasz czyste pożywienie – masz skórę piękną i czystą, bo skóra pokazuje zawsze stan tego co dzieje się wewnątrz. Jeśli ktoś ma „problemy skórne”, to nigdy nie jest choroba skóry, tutaj smarowanie zmian po wierzchu nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, bo trądzik należy potraktować od środka.
Zobacz tutaj jak dziewczyna pozbyła się trądziku dietą złożoną z surowych owoców i warzyw: https://dehappy5.com/acne-healing-story-milena/
Z tym że ona już wcześniej przeszła na dietę wegańską, jeśli ktoś jest na standardowej wszystkożernej diecie (nabiał, mięso, biała mąka, cukier) to będzie potrzebował więcej czasu jak również musi liczyć się z objawami kryzysu ozdrowieńczego w postaci tymczasowego pogorszenia się stanu skóry.
Anna napisał(a):
Kolejny bardzo ciekawy artykuł! Dziękuję!
Jeśli to możliwe proszę o wskazówkę; od około 4 lat zmagam się z atopowym zapaleniem skóry.Odpuściłam sobie lekarzy ponieważ najchętniej przepisują sterydy. Na początku były tylko 2-3 miejsca z chorą skórą a ostatnio naliczyłam 16 ognisk. Swędzenie, krwawienie, strupy i tak w kółko… Jaką metodę mogłabym zastosować aby sobie pomóc? Przed trzema laty przeprowadziłam 14 dniowy post owocowo-warzywny, bez ani jednego kryzysu ozdrowieńczego, stan skóry też nie uległ poprawie. Dodam jeszcze, że nie jem mięsa od około 6 lat, nabiał też mocno ograniczyłam, jem bardzo dużo owoców i warzyw, codziennie gotuje obiady w domu. Wyniki krwi są bardzo dobre.
Bardzo proszę o pomoc lub chociaż nakierowanie na właściwą drogę.
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję!
Marlena napisał(a):
Anno, jeśli dolne stopnie piramidy nie przyniosły oczekiwanych efektów, to wejdź na wyższe. Teraz jest sezon i doskonały czas na oczyszczenie organizmu surowymi sezonowymi owocami i jarzynami. Forma płynna (koktajl, sok) lub stała – w zależności od samopoczucia i obserwowanych efektów. A jak będzie upalnie to owoce można zmiksować, zamrozić i zajadać jako lody (mniam, mniam!).
Zobacz tutaj historie osób (dorosłych oraz dzieci), które pozbyły się za pomocą takiej diety problemów skórnych (choć to nie problem skórny tak naprawdę, lecz problem wewnętrzny, skóra jest tu tylko „przekaźnikiem informacji”) takich jak AZS czy trądzik: https://dehappy5.com/category/books/the-fruit-cure/
Karola napisał(a):
Hej, może mój przypadek pomoże Ci Anno: 10 lat zmagałam się z coraz mocniej nasilającymi się ŁZS (skóra głowy), AZS (twarz), egzemą (ręka) i trądzikiem. Nigdy nie robiłam oczyszczania, bo moment kiedy zdobyłam wiedzę jak naprawdę można sobie z tym poradzić wypadał na okres ciąż i karmienia dziecka. W tym momencie zmiany skórne wyleczyłam praktycznie całkowicie (no trądzik powiedzmy jest o połowę mniejszy), a przy reszcie mam nawroty gdy zjem coś nieodpowiedniego. U mnie występują nietolerancje pokarmowe, które powodują nawrot problemów. Nie toleruję zbóż (łącznie z owsem, który jest generalnie bardzo zdrowy) – wraca ŁZS i AZS oraz nabiału (wraca egzema i nasila się trądzik). Najpierw prowadziłam dietę eliminacyjną i zachęcona rezultatami zrobiłam test na nietolerancje (food detective) i faktycznie moje obserwacje pokryły się z rzeczywistością. Dlatego zachęcam do sprawdzenia i tego aspektu, bo coś pozornie zdrowego może nam szkodzić. Mam też lekką nietolerancję na drożdże, ale jeszcze nie udało mi się wytestować efektów ich odstawienia, bo już aktualnie ograniczenia są dla mnie trudne do ogarnięcia w kuchni. Oprócz tego naturalnie dużo wody, warzyw i owoców, praktycznie każdy posiłek przygotowuję sama od podstaw. Może Tobie lub komuś innemu przydadzą się moje doświadczenia. Pozdrawiam!
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko, od około dwóch lat jestem Twoją czytelniczką. Dziękuję za to, czym się z nami dzielisz i za Twoją odwagę. Chciałabym przejść post warzywo-owocowy, a następnie zadbać o swoją dietę, gdyż mam problemy skórne pojawiające się od czasu do czasu, zdarzają mi się też wzdęcia po zjedzeniu niektórych pokarmów. Mam jednak pewien problem, gdyż jestem szczupła i nie mogę już stracić na wadze. Mam 40 lat. Przy wzroście 165 cm ważę 51 kilo. Zawsze byłam szczupła. Najwyższa moja waga to 54 kg (oprócz dwóch ciąż, gdzie najwięcej ważyłam 65 kg). Przy pierwszym dziecku, kiedy karmiłam piersią ważyłam 47 kg, to była naprawdę niska waga i bardzo źle wyglądałam. Chciałabym przejść post dr Ewy Dąbrowskiej, ale bez utraty wagi. Nie wiem jak tego dokonać. Przypuszczam, że na pewno nie może być to długi post. Jestem osobą ogólnie zdrową, zawsze byłam propagatorką zdrowia i jestem otwarta na przejście na zdrową dietę. Na pewno to, co zauważyłam, to to, że coś dzieje się w ostatnim czasie z moim organizmem, dlatego, że mam wykwity skórne. Stosuję obecnie maść z antybiotykiem, która ma uleczyć moje swędzące wykwity na dłoniach i nad powieką. Ta maść mi jednak pomaga tylko objawowo i po jakimś czasie swędzące wykwity w tych samych miejscach powracają i maść niestety musi wrócić do łask. Mam też wrażliwe jelita, od razu mój żołądek reaguje kiedy zjem coś nieodpowiedniego dla niego – mam wtedy wzdęcie, a czasem też kłucia w żołądku. Robiłam sobie USG i byłam z tym u lekarza, ale usłyszałam, że taka natura mojego żołądka. Tak nie powinno się dziać. Od jakiegoś czasu słucham swojego ciała i odżywiam się dużo lepiej. Nie spożywam dużej ilości pokarmów przetworzonych – staram się w ogóle tego nie robić, słodyczy nie jem prawie w ogóle – nawet nie mam na nie łaknienia, lody lubię, ale nie mam problemu, by z nich zrezygnować, mięsa ostatnio prawie nie jem, napojów gazowanych nie piję, jem dużo warzyw i owoców pod różną postacią, jem kasze, ryż. Jem jednak również nabiał (twaróg, ser żółty, pieczywo białe). Nie używam natomiast mąki pszennej w swojej kuchni. Nie używam cukru. Nie palę. Nie piję kawy, co zawdzięczam Tobie – zastąpiłam ją porannym sokiem warzywno-owocowym. Moje kosmetyki również są delikatne (kupuję je w sklepach ekologicznych) i są to tylko podstawowe kosmetyki. Między posiłkami codziennie piję wodę (Muszyniankę), tak jak jest zalecane do pół godziny przed posiłkiem i godzinę po posiłku. Nigdy nie przechodziłam żadnych diet odchudzających – nie miałam takiej potrzeby. Nigdy wcześniej nie robiłam też żadnych postów, a z tego co czytam na Twoim portalu i w książkach, które polecasz, patrząc na moje dolegliwości powinnam przejść taki post, a następnie swoją dietę. Zawsze kieruję się rozsądkiem w działaniu i przygotowuję się odpowiednio do tego, czego chcę dokonać. Jestem otwarta na pierwszy post, ale bez utraty wagi. Jak myślisz, jak długi, w moim przypadku, powinien on być, tak by zdążyć oczyścić organizm, ale nie stracić na wadze?
Marlena napisał(a):
Mario, jesteśmy zbyt mali aby móc powiedzieć „zrobię to, ale na moich warunkach”. Zaufaj swemu ciału, ono będzie wiedziało co robić, całą wiedzę o tym ma zapisaną w DNA.
Osoby szczupłe nigdy nie będą tracić na wadze tak jak te z nadwagą, u nich spadek masy ciała będzie minimalny. Zaś powrót do prawidłowej masy ciała nastąpi w drugim okresie diety (bo metoda dr Dąbrowskiej składa się z dwóch etapów przeplatanych między sobą). Często jest tak, że po odbyciu postu, odkwaszeniu i oczyszczeniu organizmu następuje poprawa wchłaniania (bo jesteśmy tym, co wchłaniamy, a nie tym co jemy) i osoby z niedowagą nabierają prawidłowego BMI. U Ciebie BMI jest prawidłowe (powyżej 18,50), nie masz niedowagi.
W przypadku osób bardzo szczupłych pani doktor zaleca robić sesje krótsze, ale za to częściej. Wszystko jest wyjaśnione w jej książkach, warto też wysłuchać jej wykładu: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Problemy skórne nie są problemem skóry, tylko tego co dzieje się w środku, skóra jest tylko przekaźnikiem informacji. Smarowanie po wierzchu zmian skórnych nie sięga przyczyny. Trzeba zmienić chemię ciała prawidłowymi pokarmami, przywrócić dobre trawienie, wchłanianie i eliminację, a skóra sama wróci do normy.
Gosia napisał(a):
Ja robiłam rok temu post Dąbrowskiej i też myślałam, że schudnę ze dwa kilo (ważyłam ok 51 przy wzroście 164). Post trwał 5 tygodni, jadłam raczej dużo, w tym sporo gotowanych warzyw i zup, ale nigdy nie przerwałam go czymś niedozwolonym. Schudłam do 43 kilo, w ostatniej fazie byłam już bardzo, bardzo szczupła. Po zakończeniu postu powoli z niego wychodziłam, ale niestety po pewnym czasie znów wróciłam do bardziej tradycyjnego jedzenia (mam tak, że fazy bardzo ścisłej diety typu Fuhrmana niestety przeplatam dietą pełną warzyw i owoców, ale też słodyczy i chipsów). Na diecie Dąbrowskiej zbytnio się wychudziłam, być może po prostu byłam na niej zbyt długo, bo cały czas czekałam na najbardziej upragniony efekt, który niestety nie nadszedł, choć mam gdzieś zapisaną całą listę innych pozytywnych następstw. Niektóre z nich w ciągu tego roku na nieidealnej diecie już zniknęły, ale inne trzymają się dalej. Z tym chudnięciem może być też tak, że więcej się zrzuca, gdy mniej się rusza (ja byłam dość słaba i po prostu nie byłam w stanie podjąć jakiegoś większego wysiłku fizycznego – po trzech czy czterech tygodniach podbiegnięcie paru kroków już było dość wyczerpujące). W każdym razie na pewno warto stosować tę dietę, tylko trzeba uważać, żeby nie przesadzić i nie rzucać się potem na jedzenie. Mnie naprawdę brakowało tłuszczu – pamiętam jak jakiś czas po zakończeniu diety byłam na grillu, na którego zaopatrzyłam się w jakieś orzechy i suszone owoce, ale postanowiłam tylko spróbować kawałka boczku (był taki cienki plasterek nawinięty na patyczek do szaszłyków). Naprawdę chciałam zjeść tylko kawałek, ale gdy spróbowałam, dosłownie nie mogłam przestać go jeść. W tym roku też miałam zamiar trochę podietować, tym razem krócej, żeby nie było takiego efektu jak ostatnio, ale odsuwałam dietę w czasie, gdy skończą się truskawki (uwielbiam je i muszę najeść się na zapas, żeby starczyło mi na cały rok). No ale skoro dieta owocowa jest jeszcze lepsza, to nie ma na co czekać!
Marlena napisał(a):
Gosiu, często jest tak, że osoba jest szczupła, ale ma narządy wewnętrzne otłuszczone jeśli zjada słodycze i czipsy. Jeśli chcesz widzieć konkretne upragnione rezultaty, to trzymaj się z dala od przetworzonego.
Cukier, sól i tłuszcz są bardzo uzależniające. Dlatego ci się go „chciało”. Prawda jest taka, że jak zaczniemy spożywać coś zawierającego te 3 substancje, to nie można przestać. Gdybyś poza tym miała spożyć go na surowo, to doszłabyś do wniosku, że on wcale nie jest taki atrakcyjny.
Marlena napisał(a):
Dziękuję Ci Marleno, za wspaniałą stronę -zródło najnowszych informacji i dodatkowo sklep gdzie można praktycznie zrealizować Twoje wskazówki. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego profesjonalizmu,otwartości i ogromnej bardzo rzetelnej najnowszej wiedzy, którą w formie recenzji przekazujesz.
Osobiście od kilkunastu lat „Zbieram” dane na temat -nazwijmy- zdrowego stylu życia-z pobudek własnych ale też i zawodowych .Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga ,który w wielu miejscach potwierdza zdobyte przeze mnie informacje, a często i wnosi wiele nowego. Chciałabym zadać Ci wiele pytań ale myślę, iż nie jest to dobry moment-w tej chwili dziękuję a i na pytania przyjdzie czas.
Pozdrawiam
też Marlena
Marlena napisał(a):
Rozgość się u nas i czuj się jak u siebie w domu. <3
Pozdrawiam serdecznie imienniczkę! 🙂
Daniel napisał(a):
Już od dłuższego czasu myślę o takim poście wodnym, jesteście pewni, ze to bezpieczne dla zdrowia? Obawiam się, że to kolejna fanaberia. 🙁
Marlena napisał(a):
Jeśli nie jesteś ciężko chory, to tak jak wspomniałam w artykule – wystarczą w zupełności niższe stopnie piramidy. Post wodny 24-godzinny jest nie tylko bezpieczny ale i korzystny dla zdrowia. Dłuższe posty wodne zalecane są pod opieką fastoterapeuty.
Maria napisał(a):
Marlenko, bardzo dziękuję za tą odpowiedź. Jestem w trakcie czytania jednej z książek dr Ewy Dąbrowskiej. Wysłucham też zaproponowanej przez Ciebie strony. Dziękuję bardzo. Na pewno po wszystkim podzielę się swoimi doświadczeniem i odczuciami.
Pozdrawiam serdecznie
Mariola napisał(a):
Droga Marleno, proszę Cię o poradę, mieszkamy w Anglii, mój syn od jakiegoś czasu ma w lewym uchu piski, szumy i inne odgłosy. Nie może normalnie funkcjonować przez to a już boli go od tych odgłosów cała głowa chwilami. Przewiało go trochę w pracy a także chodził bez czapki a tu wieje mocno, może przez to ale to było w kwietniu. Nie ma gorączki, ciśnienie dobre, lekarz u którego był powiedział że zapalenie ucha, dostał antybiotyk ale nie ma poprawy. Był u okulisty na badaniu dna oka i nie tylko ale wszystko w porządku a na laryngologa musi czekać miesiąc. Do Polski teraz nie może przyjechać żeby iść na jakieś badania i już nie wiemy co robić. Wydaje mu się czasem że ma węzeł powiększony ale go nie boli .Poradź proszę co robić.
Marlena napisał(a):
Gdyby chodziło o mnie zrobiłabym sobie kurację dużymi dawkami witaminy C.
POWER napisał(a):
Ja ostatnio starałem się jeszcze zdrowiej odżywiać, ale nie dałem rady. Miałem kryzys psychiczny(stałem się bardziej wybuchowy, polało się też kilka łez).
Nie przepracowałem kilku spraw i to wyszło.
Nie potrafiłem zidentyfikować przyczyny i stawiałem na:
a)zbyt niską podaż białka
b)przyprawy(kurkuma, imbir itd) uznałem, że skoro mogą mnie mocno pobudzić to i mogą wywołać różne stany
c) pomidory (miałem wrażenie, że po nich to się wzmaga)
d) inne, których nie pamiętam
Miałem wrażenie, że moja świadomość pewnych rzeczy się zwiększa, empatia wzrosła tak, że zaczęła mi trochę przeszkadzać, wzrosła chęć pomocy bliskim, którzy odżywiają się śmieciowo.
Czułem się dobrze, naprawdę dobrze, ale pewne myśli mnie dręczyły i odpuściłem.
moi napisał(a):
Ile owoców można jeść na diecie monoowocowej np arbuzów lub pomarańczy? Jak rozumiem nie trzeba przejmować się że mają sporo fruktozy?
Marlena napisał(a):
Tyle by nie odczuwać głodu, ale nie wolno się przejadać.
Jak dotąd żadne badania nie wykazały szkodliwości owoców, wszystkie zaś badania wykazujące szkodliwość fruktozy były wykonywane z użyciem fruktozy izolowanej, takiej z torebki. I takiej jeść nie wolno, to nie jest pożywienie. Natomiast owoc jest prawdziwym pokarmem i w związku z tym nie tylko nie jest szkodliwy, lecz wręcz przeciwnie, sprzyja budowaniu zdrowia.
Mariola napisał(a):
A mogłabyś powiedzieć jakie dawki i jak często? Mamy witaminę C z dzikiej róży, syn zażywał do tej pory 2 x dziennie po 2 gramy, z góry dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, to organizm sam daje znać ile dla niego jest wystarczające w danym momencie. Jeśli bierze 4 gramy i dalej nie ma efektów, to znaczy, że bierze za mało w stosunku do aktualnego zapotrzebowania. Podczas infekcji zapotrzebowanie rośnie niebotycznie. Nie wiemy o ile – to organizm wie i sam nam powie: zasygnalizuje to zmniejszaniem się objawów chorobowych.
Preparaty z dzikiej róży są świetne jako profilaktyka, natomiast w przypadku infekcji czy stanów przewlekłych to może być za mało, ponieważ organizm może wymagać w tym czasie dawek wielogramowych. Bardziej opłaca się wtedy użyć najtańszej witaminy C w proszku i do tego dorzucić jakieś naturalne źródło bioflawonoidów (np. sok świeżo wyciskany z pomarańczy czy inne).
Tutaj pisałam na ten temat i podałam tabelkę dra Cathcarta:https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-3-protokol-doustnego-stosowania-witaminy-c-dr-robert-cathart-iii/
A tutaj 5 sposobów na przyjmowanie witaminy C w dużych dawkach: https://akademiawitalnosci.pl/5-sposobow-na-przyjmowanie-witaminy-c/
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Nie wiem czy na to pozwolisz ale umieszcze link do grupy FB w której zajmujemy się oczyszczaniem na owocach,
https://www.facebook.com/groups/945689442110599/
ponadto jeśli ktoś chce porozmawiać z frutarianami wrażeniami itd zapraszam na grupę https://www.facebook.com/groups/witarianizm/
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Jakubie, na pewno te linki komuś się przydadzą. W grupie raźniej! 🙂
Ania napisał(a):
Boli głowa przy detoxsie ?
Zrób lewatywę. Jak ręką odjął.
I natychmiast mija dręczący głód !
Sławek napisał(a):
Mariolu jeśli chodzi o to ile brać wit c.
Gdy mnie przewiało i miałem dużą gulę pod lewym uchem, byłem u dentysty bo myślałem, że to coś z zębami. Wymyślili mi jakąś chorobę którą mają wieloletni alkoholicy i oczywiście musiałem się sam za to zabrać.
Co mi pomogło 50 do 100g kwasu askorbinowego przez około 7 dni, gula zniknęła i w szystko jest w porządku.
Wiem, że gdybym od razu zadziałał kwasikiem nie było by takich objawów. Najważniejsze to wyrobić sobie nawyk brania wit c już przy najmniejszych objawach, chrypka, kaszel, jakiś lekki ból pleców, głowy itp. Wtedy działa rewelacyjnie i szybciutko mamy problem z głowy.
Łukasz napisał(a):
Ale chyba Esselrstyn mówił na jednym z wykładów ze jest antysmoothie, więc może za dużo soków ze względu na fruktoze to nie najlepszy pomysł?
I jeszcze takie pytanie: czy znasz jakieś społeczności dlugowieczne które jadly mięso codziennie? Wiem że z niebieskich sfer takich nie było, plemię tarahumara chyba też jadą głównie na węglowodanach. No jak przekonać kogoś to codziennie schabowy, mielony, stek, klopsiki, wędliny w postaci boczku, kiełbas to nie najlepszy pomysł?
Marlena napisał(a):
Łukaszu, nie musisz przekonywać. Organizm tej osoby sam ją przekona pewnego dnia i po prostu przestanie funkcjonować tak jak należy, po czym zacznie się latanie po lekarzach i łykanie leków na objawy. Tak około czterdziestki mniej więcej.
Nie ma ani jednej społeczności zdrowych długowiecznych ludzi żywiących się mięsem po 3 razy dziennie przez 365 dni w roku, tam się jada mięso sporadycznie, a nawet wcale (Adwentyści z Loma Linda)
Co do soków i smoothies, to Esselstyn ma nieco inne zdanie, a np. Fuhrman ma inne – dr Fuhrman zezwala na soki (na marchwiowym nawet zupy gotuje, a na pomarańczowym robi dressingi do sałatek) i pozwala im być pełnoprawnym składnikiem diety, podobnie jak smoothie.
Jak do tej pory żadne badania naukowe nie stwierdziły szkodliwości owoców z uwagi na fruktozę – ani razu. Izolowana fruktoza z torebki albo puszki gazowanego napoju to co innego niż ta wpleciona w dary natury.
Łuki napisał(a):
Tak, jednak Esselstyn to uznana marka i on tłumaczy że pozbywając sie błonnika i pijąc a nie żyjąc owoc to cukier natychmiast „atakuje” organizm. Sok z 4 jabłek wypił łatwo – zjeść, niekoniecznie. A smoothie z 6 bananów np? Co prawda smoothie to tylko rozdrobnione blenderem owoce + troszkę wody wiec do konca też nie rozumiem skąd te obawy doktora.
Raz dziennie to też wydaje mi sie za dużo, ale tak jak piszesz, nikogo sie na siłe nie przekona, chyba lepiej jeść po swojemu i świecić przykładem. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Z całym szacunkiem, ale Fuhrman to też uznana marka. 😉
W sokach nie pozbywamy się błonnika do końca – ten nierozpuszczalny tylko ląduje w pulpie, zaś rozpuszczalny przechodzi do soku. Esselstyn dlatego „nie lubi” koktajli i soków, bo chce nauczyć ludzi jeść whole food, czyli pożywienie całościowe. I to jest OK jeśli mówimy o zdrowym żywieniu. Jednak ten artykuł dotyczy nie tyle zdrowego odżywiania ile zdrowego oczyszczania.
Na czas oczyszczania z kolei to koktajle (a w jeszcze większym stopniu soki) zdają egzamin, podczas gdy pożywienie całościowe nie aż tak bardzo (jest ono w dolnych częściach piramidy). Czas normalnego żywienia i czas detoksu to dwie różne rzeczy: mają inne cele, inne w nich panują zasady oraz inne piramidy.
Monika napisał(a):
A czy można rozpoczynać dzień od śniadania złożonego z samych surowych owoców, np. banana, kiwi, malin? Być może lepszy byłby sok, ale niestety, nie mam ani sokowirówki, ani wyciskarki… Pytam, bo wielu dietetyków nie radzi rozpoczynać dnia od surowych owoców. A Ty Marleno, co o tym sądzisz?
Marlena napisał(a):
Latem moje śniadanie składa się tylko ze świeżych owoców, do picia woda z sokiem z cytryny i tak w zasadzie aż do południa. Gdybym miała słuchać się dietetyków nie wiem w jakim stanie bym była dzisiaj, ale na pewno NIE w takim, w jakim obecnie jestem.
Pamiętajmy, że dietetycy zalecają mnóstwo bzdurnych rzeczy, dopuszczają wiele szkodliwych i odradzają wiele sprzyjających zdrowiu. Na tym polega ich kształcenie – tak jak i kształcenie naszych lekarzy. My nie mamy być za bardzo zdrowi, bo oni nie mieliby roboty! 😉
Krystyna napisał(a):
Czy oczyszczanie na soku mono-owocowym oznacza, że np. przez 4 tygodnie piję sok tylko z jednego owocu?
Czy może mogę zmieniać co kilka dni owoce na sok?
Jeśli oczyszczanie ma być połączone z utratą wagi (spora nadwaga), to jaki owoc na sok byłby najlepszy?
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Krystyno, jeśli Twoim celem jest głównie utrata zbędnych kilogramów, to nie musisz wchodzić aż na nie wiem jakie wysokie stopnie piramidy. Wystarczą te dolne.
Jedz warzywa i owoce (przy czym jedzone na surowo bardziej sprzyjają odchudzaniu, z wyjątkiem zbyt skrobiowych lub zbyt tłustych jak awokado czy banany) i obserwuj jak ładnie chudniesz. Łaknienie na pokarmy niezdrowe i tuczące znika samo po tych kilku tygodniach. Znika niezdrowy apetyt – zaczynasz jeść tylko wtedy gdy jesteś głodna. Zaczynasz się ponadto tak dobrze czuć, że sama myśl o zjedzeniu czegoś niezdrowego od razu zostaje odrzucona. Zmienia się chemia ciała. Ciało odzyskuje swoją wrodzoną mądrość i nie pożąda już niczego, co mu nie służy. Instynktownie ciągnie go wtedy do pokarmów naturalnych, budujących zdrowie.
A te nie tuczą! 😉
Kolendra napisał(a):
Świetny wpis Marleno 🙂 Napawa optymizmem, że i na owocach można się oczyścić. Ja rok temu przeszłam post Daniela (30 dni) ale nie bardzo mi posłużył… W pierwszym dniu (sic!) gwałtowne wymioty, dreszcze, biegunka… Nawet byłam zadowolona ze się oczyszczam ale gwarancji nie mam czy to był kryzys ozdrowienczy czy zwykła jelitowka 😉 10 pierwszych dni było ok, sporo energii, ładniejsza skóra… I na tym powinnam była zakończyć post. No ewentualnie pociągnąć do 2 tyg. Jestem osobą bardzo szczupłą, przy 168 cm ważę 51 kg. Chciałam się oczyścić i wyleczyć torbiele na jajnikach. Niestety im dalej w las tym było gorzej, spadek wagi do 46 kg, spadek energii, ziemista cera a nawet nagły przyrost kamienia nazebnego. Zatrzymanie miesiączki… Moja ginekolog kazała natychmiast to rzucić więc nie dobrnelam do 40 dni. Po półtorej miesiąca okres wrócił na szczęście. Ale masowo zaczęły wypadac włosy, ale to masowo, jak nigdy w życiu… Nadal są osłabione i już rok upłynął, z wielkim trudem próbuję przywrócić im wigor suplementujac się. Myślę że takie posty są świetne dla osób z zespołem metabolicznym jednak osoby bardzo szczupłe (nie anorektyczne) powinny przemyśleć sprawę. Dr Dąbrowska nie wspomina o takich osobach w przeciwwskazaniach do postu a jednak… Myślę że krótkie sesje będą lepsze. Moje torbiele zeszły, ale wg gin torbiele czynnosciowe się w większości wypadków wchłaniają samoistnie.
Jeżeli chodzi o dietę owocowa to myślę że byłaby lepsza dla mnie. Bez ograniczeń kalorycznych, uwielbiam owoce 🙂 Na poście Daniela wybitnie mi ich brakowało, nie słodyczy, chleba tylko owoców. Dąbrowska ” zezwala ” jedynie na małe ilości jabłek i grejfrutow… Jeżeli kiedykolwiek podejmę się jeszcze oczyszczania to weekendowego, na owocach, koktajlach owocowych, to będzie czysta przyjemność 🙂
Marlena napisał(a):
Zgadza się, dr Dąbrowska osobom szczupłym zaleca sesje krótsze, ale robione częściej niż jedną długą.
„Samoistnie” nic się w ustroju nigdy nie dzieje, zawsze jest jakaś przyczyna, a raczej odpowiednie warunki do tego, że coś w nim powstaje albo coś znika. Nasze ciało jest o wiele bardziej inteligentne niż są o tym nauczani lekarze.
Kolendra napisał(a):
🙂 A powiedz mi, proszę, czy biorąc leki przeciwpadaczkowe można przeprowadzić post? Bo zawsze się podkreśla, że post wzmacnia działania leków, ale czy wszystkich? Czy tylko statyn, obnizajacych ciśnienie itp? Mam na myśli mojego męża który od pięciu lat jest na kombinacji 4 leków. Ma absencje czyli takie ” wyłączenia ” On nie może odstawić leków ani zredukować bo ryzykuje zwiększeniem kryzysów, kto mogłyby też przybrać cięższą postać… Wiadomo, że powinien pewnie skonsultować to z lekarzem ale ze świecą w ręku szukać swiatlego medyka który podjąłby się to poprowadzić. Gdy jego choroba się ujawniła rozmawiałam z lekarzem nt diety czy postu i jak to jest do przewidzenia stwierdził, że to nie ma żadnego wpływu… Czy mimo to mógłby przeprowadzić krótką, np tygodniowa sesję na lekach? Pytam teoretycznie gdyż póki co mąż jest daleki od zmiany diety (która nie jest tragiczna bo nie je smieciowego żarcia, lubi warzywa no ale do ideału daleko ;)) W ogóle Marleno czy mogłabyś się podjąć ” popełnienia ” artykułu nt padaczki dorosłych i sposobów redukowania napadów, jeżeli takowe istnieją? Temat ten dotyczy niestety bardzo wielu ludzi ale wciąż jest tabu bo wielu kryje się z tą chorobą ze względu na życie zawodowe np. Serdecznie pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Biorąc leki (jakiegokolwiek rodzaju) trzeba się tak jak napisałam w artykule przygotować na to, że ich dawki będą musiały być zmniejszane w miarę postępów zdrowienia. Mówiła też o tym dr Dąbrowska na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Przecież zdrowym ludziom leki nie są do niczego potrzebne, tylko chorym. Dr Saul („Wylecz się sam”, str. 214) doradza cierpiącym na napady padaczkowe, by zmierzyć sobie najpierw poziom magnezu (we krwi, ale ja bym też zrobiła sobie test włosów oprócz tego), ponieważ przy tej chorobie ludzie wykazują spore niedobory tego pierwiastka. Bywa i tak, że wystarczy cierpliwie uzupełniać zapasy magnezu i napady magicznie się zmniejszają albo w ogóle idą w niepamięć. Niektórzy ludzie potrzebują więcej magnezu niż inni.
Antek napisał(a):
Marleno Twój blog oczywiście świetny, ale….Twoje odpowiedzi są technicznie okrojone. Trzeba zgadywać końcówki. Proszę napraw to ?Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
U mnie normalnie widać, nic nie ucina. Czy możesz napisać z jakiego urządzenia i przeglądarki tak widać? Przekazałabym informatykowi, bo ja sama nie znam się na tych technicznych sprawach.
Karo napisał(a):
Mam dokladnie to samo, z telefonu z systemem android 6.0.1:)
Marlena napisał(a):
No to się wyjaśniło: ja nie oglądam bloga z telefonu i nie miałam o tym pojęcia. 😉
Marlena napisał(a):
Witaj Marleno! Już się rozgoscilam a więc pytanie pierwsze-czy uwazasz ze witC można suplementowac non stop czy należałoby robić przerwy? Pozdrawiam Marlena
Marlena napisał(a):
Najlepsza forma suplementowania tej substancji odżywczej na co dzień, to picie świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych (można je witaminizować dodatkiem witaminy C, szczególnie zimą). Stała suplementacja może okazać się konieczna w przypadku chorób przewlekłych, nabytych lub wrodzonych. Po dodatkową C warto sięgać w sytuacjach gdy wzrasta na nią zapotrzebowanie organizmu (uraz, stres, infekcja).
Anna napisał(a):
Witam.
Co Pani myśli o suplementacji MSM siarki w celu zniwelowania żylaków i popękanych żyłek?
Dziękuję za odpowiedź
Marlena napisał(a):
Mnie żyłki zniknęły po kuracji warzywno-owocowej, co do MSM to nie próbowałam. Nasi użytkownicy donosili, że żylaki znikały im (choć dopiero po miesiącach suplementacji, bo to nie jest szybki sposób, aczkolwiek skuteczny) gdy zastosowali poradę dra Saula: więcej witaminy E. No i oczywiście zmiana diety – jest niezbędna jeśli chcemy mieć zdrowy układ naczyniowy. Czyli więcej warzyw i owoców oraz wyciskanych z nich świeżych warzywno-owocowych soków.
Catherine napisał(a):
A mnie zaszokowała Victoria Boutenko !!! Niedawno oglądałam jej wykłady a teraz nie wierzę co widzę .Tak wyglądać mając taką wiedzę .Sporo tego oleju wypiła i deserów orzechowych zajadała .Muszę przyznać,że temat oczyszczania ,zdrowego odżywiania ciągle nas zaskakuje .Wydaje się,że sporo wiemy, a tu zawsze coś nowego się odkrywa.Np. detoks na samych owocach mnie zaszokował .Mój mąż już się cieszy,że następny detoks zrobi na swoich ulubionych winogronach .Ja zawsze się na niego wkurzałam,że ciągle je kupuje i zjada w dużych ilościach. I nigdy mu się nie nudzą.Widocznie organizm jego bardzo potrzebuje tych ciemnych winogron .
Razem z mężem robiliśmy już posty Dr.Dąbrowskiej i dwa razy głodówki wodne 10-dni .Oczywiście krótsze posty wodne się zdarzają.Post wodny raz w tygodniu obowiązkowo .
Od 2 miesięcy robimy 2 dni wodne w tygodniu .Ponieważ straciliśmy sporo wagi od stycznia będąc na 10 dniowym poście i cały czas kontynując dni postne.Jesteśmy trochę wyczerpani i brak nam energi .Mam wrażenie,że nasz organizm cały czas się oczyszcza.Nie jemy mięsa oraz nabiału ,glutenu,ryb i jaj .Czasami zdarzają się pieczone ziemniaki na oliwie i uparowane warzywa polane masłem klarownym.Ale brak nam energi ciągle i witalności .Postanowiłam zwolnić tempo.Jeden dzień głodówki w tygodniu wystarczy.Jeść co da nam więcej energi .
Marleno co uważasz o badaniach na nietolerancje pokarmowe.Mąż nadal ma łuszczycę i sama nie wiem czy zrobić takie testy .
Bardzo sie cieszę,że tyle nowych postów się pojawiło na twoim blogu.Cieszę się z kącika ogrodniczego.Ciekawe jak nawozisz kwiatki te w ogrodzie?
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Victoria Boutenko tutaj o tym mówiła: https://www.youtube.com/watch?v=N7fto1J8mPc
Mieszkała w miejscowości gdzie znajdował się producent zimnotłoczonego oleju z ekologicznych migdałów, sprzedawał je dla mieszkańców ze niżką 75% i ona się skusiła: piła codziennie łyżkami tej olej myśląc, że skoro to jest surowe, ekologiczne, zimnotłoczone itd. to jest na bank super zdrowe.
Co do testów na nietolerancje, to mogą sporo wyjaśnić gdy mamy do czynienia z czymś, co się uczepiło nas jak rzep psiego ogona i pomimo naszych starań nie chce sobie na dobre odejść. Problematycznym pożywieniem może być dosłownie wszystko, może być to nawet skądinąd zdrowa marchewka czy pita przez nas herbata – cokolwiek.
Ewa napisał(a):
Marlenko jestem Twoją wierną fanką już od kilku lat! Każdy Twój nowy wpis to arcydzieło! Masz wspaniały dar pisania! Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję! Ten blog był inspiracją do wprowadzenia zmian w moim życiu. Podziwiam, że nie idziesz na żadne kompromisy, a wytrwale pomagasz ludziom.
Chciałabym poznać Twoje zdanie odnośnie karmienia zwierząt domowych – psów i kotów. Czy rzeczywiście one są tylko mięsożerne? Kiedyś usłyszałam o przypadku karmienia psa owocami i podobno ten piesek miał się całkiem nieźle, ciekawe…
Marlena napisał(a):
Ewo, bardzo się cieszę, że moje wpisy są dla Ciebie użyteczne. Co do zwierząt, to ja mam 2 koty i jeden jest wielbicielem jabłek, sałaty i innych warzyw i owoców, a drugi ani tknie. Dodam, że są to z jednego miotu bracia, z jednej matki i (chyba) jednego ojca (bo kotki mogą mieć z tego co wiem ciążę, której sprawcami są różne koty, ale moje 2 są niezwykle do siebie podobne). 🙂
Ewa napisał(a):
Marlenko i jeszcze pytanie, czy jest gdzieś w sieci Twoje aktualne zdjęcie? Wiem , że jest na blogu , ale dosyć niewyraźne. Nie obraź się, ale bardzo bym chciała zobaczyć , jak wygląda osoba, która wciela w życie te wspaniałe zalecenia. Ja niestety po kroku do przodu robię krok do tyłu:(, ale się nie poddaję. Najbardziej martwi mnie stan włosów, ale wierzę , że kiedyś odzyskam moje piękne gęste włosy.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ewo, cierpliwości, będzie zdjęcie, tylko że cały czas o tym zapominam. Jeśli może to zaspokoić Twoją ciekawość, to nie zmieniłam się dużo. Nie przytyłam, nie schudłam, nie urosły mi wąsy 😉 Wyglądam w sumie jak na tamtym zdjęciu 4 lata temu. Uczesana w prosty kucyk, uśmiech na twarzy, radość (i wdzięczność za wszystko co jest!) w sercu i do przodu! 🙂
Łukasz napisał(a):
A co Pani sądzi o leczeniu wielu chorób wodą utlenioną, według zaleceń prof. Nieumywakina? Z jego książki można wyczytać rzeczy które zgadzają się z informacjami zawartymi na tej stronie.
Marlena napisał(a):
Preferuję naukowo udowodnione rzeczy, które nie działają na poziomie symptomów lecz na poziomie przyczyn. Czyli zmiana stylu życia, bycia i myślenia – tylko to prowadzi do przewlekłego zdrowia.
Możemy coś „wyleczyć” wodą utlenioną, lecz jeśli nasza choroba pochodzi ze złego stylu życia, to objawy prędzej czy później powrócą i to najczęściej ze zdwojoną siłą. Na przykład: sposób z wodą utlenioną na zapalenie zatok czy uszu może być skuteczny, tani i bezpieczny, lecz co z tego, skoro zapalenie zatok lub uszu mamy kilka razy w roku? Zdrowy człowiek takiego problemu nie ma: jego ciało nie jest zaśluzowane i nie „łapie” zapalenia zatok, uszu ani żadnego innego organu – po prostu nie ma w jego systemie dobrych warunków do powstania patologicznego stanu.
Nie sztuką jednym słowem jest brać leki, szczepionki czy suplementy, sztuką jest nauczyć się jak żyć i co robić aby ich zwyczajnie nie potrzebować.
M. napisał(a):
Hej, dajesz mi nadzieję, że można lepiej/witalniej żyć. 🙂 Znalazłam w necie fajną listę jedzonek, które zawierają najwięcej wit. B9. Jednak bezskutecznie szukam podobnej wskazówki jak uzupełnić niedobory wit. B12. Od ciebie wiem, że wodne górują nad zwierzakami lądowymi. Czy miałabyś jakieś namiary na to które rybki konkretnie (i jak przyrządzone)?
A przy okazji oczyszczającej tematyki to i ja się podzielę. Mam za sobą dwa podejścia do postu Daniela, ale nie wiem czy choć raz udało mi się przejść na odżywianie endogenne? Pierwsza próba to nieplanowane chudnięcie po 3kg tygodniowo + pokładanie się ze zmęczenia. Drugi raz korzystając z twojej porady (dziękuję!) zrezygnowałam z dekoracyjnych ilości owoców i czułam się o wiele lepiej – całymi dniami byłam na nogach, a ubywało mi tylko 1kg tygodniowo. Jednak nie zaobserwowałam tych słynnych kryzysów ozdrowieńczych, głód towarzyszył mi cały czas (da się to wytłumaczyć pewnie faktem niedoborów witaminowych, które miałam przed, w trakcie i po poście), a i zbadałam się (w szóstym dniu) – ketonów miałam dosłownie zero. Znaczy się wciąż coś musiałam robić nie tak. Nie wiem czemu, ale ciężko mi się tej metody Dąbrowskiej wyuczyć. Cały dzień na np. samej herbatce miętowej – o, to jest łatwe i przyjemne. Może spróbuję kiedyś pójść dosłownie jadłospisem z książeczki i wtedy mi to wyjdzie. 😉
Marlena napisał(a):
Tutaj jest tabelka: https://www.dietitians.ca/Your-Health/Nutrition-A-Z/Vitamins/Food-Sources-of-Vitamin-B12.aspx
Witaminy B12 (w przeciwieństwie np. do witaminy C czy pozostałych witamin z grupy B rozpuszczalnych w wodzie) nie musimy dostarczać każdego dnia, jest to jedyna witamina którą nasza wątroba przechowuje, nawet przez lata, a potrzebne ilości mierzone są nie w miligramach lecz w mikrogramach. Czyli potrzebne są jej mikroskopijne ilości w porównaniu z innymi witaminami.
Najbardziej wiarygodną formą przyjmowania tej witaminy jest forma donosowa (przez śluzówki) lub dożylna. Forma doustna może działać albo i nie – do jej metabolizmu jeśli przyjmujemy ją drogą doustną potrzebny jest bowiem jeszcze produkowany w żołądku tzw. „czynnik Castle’a” https://pl.wikipedia.org/wiki/Czynnik_wewn%C4%99trzny
Ludzie „leczący” np. alergie lekami antyhistaminowymi często go nie wytwarzają. Niedobór B12 dotyczy niestety również osoby jedzące produkty odzwierzęce – samo ich spożywanie nie jest gwarancją dobrego zaopatrzenia w B12.
Niewielką ilość B12 produkujemy w jelicie grubym oraz w jamie ustnej. Niestety większość ludzi ma tak zaśluzowane jelito grube, że nie ma szans by się ta witamina stamtąd dostała do krwiobiegu (musieliby zjadać własne odchody), a płukanie ust antybakteryjnymi płukankami zabija bytujące w ustach bakterie wytwarzające B12 przez co również ucinamy sobie jej ewentualne źródło (choć niewielkie).
Dr Morse jest zdania, że B12 to bardziej hormon niż witamina (tak jak witamina D – nazywana witaminą, choć w istocie jest to hormon). Oficjalnie występuje tylko w produktach odzwierzęcych, nieoficjalnie również w roślinnych, takich zbieranych z własnego ogrodu i jedzonych „prosto z krzaka” – wytwarzają ją bakterie na powierzchni owoców, np. na pewno rokitnika: https://www.omicsonline.org/proceedings/determination-of-vitamin-b12-in-sea-buckthorn-hippophaes-rhamnoides-34607.html.
Badano na razie tylko rokitnik, ale nie badano np. jagód, jeżyn, malin, itd. – całej gamy owoców w naszych ogrodach i lasach. Nie badano warzyw liściastych. A nie można wykluczyć, że proces produkcji B12 zachodzi na powierzchni różnych roślin – takie przypuszczenie wysnuł m.in. dr Garth Davis opiekujący się zdrowiem blogerki Raw Christina (Kristina Carrillo-Bucaram), która od lat żywi się tylko roślinami wyhodowanymi u siebie w ogrodzie i ma dobry poziom B12 bez suplementacji. Nie jest zatem wykluczone, że ten sam rodzaj bakterii produkujących B12 przebywa nie tylko na skórkach jagód rokitnika, ale i na skórkach innych owoców lub na liściach. Nie mamy niestety na to na razie badań (są tylko z rokitnikiem).
B12 jest też oficjalnie w glonach chlorella: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/26485478
To by wyjaśniało fenomen diety genmai-saishoku, gdzie wegańskie dzieciaki w Japonii będące od urodzenia na diecie 100% roślinnej miały normalny poziom B12 i nie wykazywały żadnych oznak niedoboru: https://pl.wikipedia.org/wiki/Genmai-Saishoku
Tak więc mitowi „musimy jeść mięso bo B12” przy obecnym stanie wiedzy można już w sumie spokojnie podziękować.
Kto musi ten musi, ale jak widać nie zawsze musi. 😉
Kolendra napisał(a):
Marleno, a co sadzisz o poscie przerywanym ? Jego propagator-Michael Mosley twierdzi, ze jedzac w systemie 5:2, tzn dwa dni postne i 5 normalnych rowniez mozna nie tylko schudnac, ale wybitnie poprawic stan zdrowia. Jego zdaniem sprzyja to dlugowiecznosci. W dni postne nalezy ograniczyc kalorie do 500 dla kobiety i 600 dla mezczyzny. Co ciekawe, w ramach tych ograniczen kalorycznych mozna jesc co sie chce, oczywiscie zacheca do warzyw itd ale teoretycznie nawet jedzac czekolade i nieprzekraczajac 500 kalorii czerpie sie z tego korzysci zdrowotne ( jaka to niesprawiedliwosc! ;-)) i wlacza sie system autofagii… W pozostale dni za to mozna jesc co sie chce. I tym sposobem mozna poprawic zdrowie i bardzo schudnac ( mam znajomych ktorzy sa zachwyceni i stracili sporo kg zyskujac energie itd). Mysle, ze jest to fajna alternatywa dla tych, ktorzy nie potrafia drastycznie zmienic swej diety. Jedza
co chca a przez samo drastyczne ograniczenie kalorii 2 razy w tygodniu wlaczaja procesy naprawcze i chudna… Oczywiscie mysle, ze idealem bylaby dieta z wieksza iloscia warzyw i owocow ale to interesujace, ze takie cos tez moze leczyc i dzialac. Sila w ograniczeniu kalorii.
Zachecam do obejrzenia tego filmu dokumentalnego w ktorym autor diety wraz z naukowcami wyjasnia to wszystko:
https://www.cda.pl/video/52681226
Marlena napisał(a):
Michael Mosley jest dziennikarzem, a nie lekarzem. Jednak lekarze zajmujący się w praktyce leczeniem postem i dietą są zdania, że do zaistnienia autofagii są potrzebne 2 czynniki: ograniczenie kalorii do bardzo niskiego poziomu oraz niska odpowiedź insulinowa czyli powstrzymanie wyrzutów insuliny. Więc to nie jest tak, że obżerając się czekoladą czy pijąc Colę włączymy sobie autofagię pod warunkiem, że nie przekroczymy dowozu kalorycznego. Wyrzut insuliny ma miejsce również kiedy jemy pożywienie wysokobiałkowe np. nabiał czy mięso – niekiedy jest on większy niż kiedy jemy biały makaron. Za opisanie procesu autofagii japoński biolog Noboru Mizushima dostał niedawno (2013 r.) Nagrodę Nobla i potwierdza on to, co mówią lekarze leczący postem: https://genesdev.cshlp.org/content/21/22/2861.full
Teraz można zrozumieć dlaczego proces oczyszczania (czyli intensywność autofagii) skutecznie zachodzi na warzywach i owocach: one nie są źródłem skoncentrowanego białka (choć zawierają aminokwasy), IG, IS i ŁG (indeksy: glikemiczny, insulinowy oraz ładunek glikemiczny) są niskie, mają mało kalorii, nie powodują tworzenia się hormonu IGF-1.
Oczywiście jeśli będziemy jechać na deficycie kalorii, to jak najbardziej schudniemy nawet jedząc batoniki Twinkie i ciasteczka Oreo (co udowodnił pewien wkurzony profesor dietetyki, Mark Haub, pracujący na Uniwersytecie stanowym w Kansas: https://edition.cnn.com/2010/HEALTH/11/08/twinkie.diet.professor/index.html), jednak na włączenie procesów autofagii na ciężkich lub przetworzonych pokarmach raczej nie ma co liczyć – powodują zbyt duży wyrzut insuliny, autofagia nie zachodzi (choć spadek masy ciała jak najbardziej będzie, bo prawa termodynamiki obowiązują, czy autofagia równocześnie jest, czy jej nie ma).
To wiedzą ci lekarze, którzy leczą postem i dietą (np. dr Dąbrowska u nas, dr Morse, dr Fuhrman, wielu innych). Osobiście skłaniam się ku temu, by słuchać lekarzy praktyków, a nie dziennikarzy.
Polecam też książkę na temat postu przerywanego, której autorem jest dietetyk, Brad Pilon: „Eat Stop Eat. Stosuj post, zgub zbędne kilogramy i osiągnij zdrowie”: https://www.empik.com/eat-stop-eat-stosuj-post-zgub-zbedne-kilogramy-i-osiagnij-zdrowie-pilon-brad,p1096964597,ksiazka-p
Brad Pilon nie tylko pisze tam o poście, ale i ujawnia szereg nigdy nie dowiedzionych naukowo bzdur dietetycznych, które mu podczas studiów usilnie wtłaczano do głowy (jak np. o tym, że musimy śniadanie jeść najdalej godzinę po wstaniu, że nie wolno opuszczać śniadania, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia, albo że post spowalnia metabolizm i wiele innych głupot).
Iwa napisał(a):
Pan dr Morse mówi że oczyszczać sie trzeba czasem i parę lat.Czy to znaczy tylko na owocach?I do tego zioła.Jaki jest zestaw źiól tych do oczyszczania i na zakwaszenie bo nie ma po polsku.Z góry dziękuję.
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać, czy zamiast kolacji, albo raczej w ramach kolacji dobrym pomysłem jest spożywanie szklanki świeżego soku, np. marchewkowego, albo jabłko-burak? Czy połączenie owocu z warzywem na noc jest ok? Podobno wieczorem lepiej nie jeść owoców, czy w tym przypadku, taki warzywno-owocowy sok też jest nie bardzo? Pytam, bo od dłuższego czasu, w ogóle nie mam chęci na kolacje, po prostu wieczorem nie chce mi się już jeść, jednak mam na coś chęć, a najbardziej na sok, tak to sobie wymyślił mój kochany organizm…
Marlena napisał(a):
Moniko, jeśli tak się dzieje, to po prostu słuchaj swojego ciała.
Ewa napisał(a):
Witam
Mam problem ze zrobieniem witaminy C LIPOSOMALNEJ.
Mam taką samą wanienkę jak Pani, zrobiłam wszystko według Pani pierwszego przepisu. Po 2gim cyklu wszystko było bardzo ciepłe! :<
wanienka była nowa więc strasznie cuchnęła, przemyłam ją wódką a później wodą jednak moja witamina również dziwnie pachnie (metalicznie) i ma metaliczny posmak. Przy mieszaniu jej rurką (plastikową) czułam, że sama drgam. Czy nie jest to szkodliwe? Czy wanienkę trzeba było jakoś specjalnie wyczyścić przed sporządzeniem witaminy? Proszę o szybką odpowiedź i cieplutko pozdrawiam
Marlena napisał(a):
To są ultradźwięki – jak robimy sobie USG to to są właśnie te fale. Raczej nie zabijają, a już na pewno nie w takich ilościach, gdyby te wanienki do czyszczenia biżuterii były bardzo szkodliwe, to nie byłyby sprzedawane jako sprzęt do użytku domowego. Co do zapachu to trudno mi powiedzieć, moja wanienka Silver Crest nie ma zapachu. Nagrzewa się owszem, ale minimalnie.
Ewa napisał(a):
Dziękuję za odpowedz! Czym czyścić tą wanienkę? Jaki posmak powinna mieć ta witamina? Moja śmierdzi troche rybio? i ma taki metaliczny posmak? Czy to dobrze czy coś zrobiłam źle?
Marlena napisał(a):
O domowej liposomalnej pisałam tutaj jaki ma smak itd. https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/
Co do wanienki ultradźwiękowej, to ja ją myję tak jak wszystkie inne stalowe naczynia – wodą i płynem do naczyń. Być może gdy wanienka jest nowa to może nadawać metalicznego posmaku? Niestety nie wiem, moja wanienka jest już dosyć stara i tego posmaku nie ma. Ale jak np. kupujemy nowy stalowy czajnik do wody to też trzeba parę razy wodę zagotować i wylać by nie miała posmaku, może ta sama rzecz ma się z wanienką.
Annika napisał(a):
Piękny wpis. 🙂
Które piętra najbardziej sprzyjają chudnieciu i nieodczuwaniu głodu?
Marlena napisał(a):
Chudnięciu wszystkie, a uczucia głodu tutaj nie ma – jedz i pij ile chcesz, szczególnie jeśli jest surowe. Rozkoszuj się i zanurz się w tej obfitości – tu wszystkiego wolno jeść do woli.
Unikaj tylko bananów i awokado – pierwszy ma za dużo skrobi, drugi za dużo tłuszczu. Choć są to cudowne i bardzo wartościowe owoce, to podczas odchudzania warto je sobie darować i skupić się na tych soczystych.
Teraz mamy sezon na truskawki, agrest czy czereśnie – nawet i zjadając całe kilo na jeden posiłek (jak zmieścimy!), to i tak nie przekroczymy 350-500 kcal. Na kolację można sobie zapodać sałatkę (np. z owoców niesłodkich nazywanych warzywami: pokrojonych w kosteczkę pomidorów, papryki i ogórka + szczypiorek, natka, szczypta soli i pieprzu – można zjeść całą michę takiej sałatki do woli, oczywiście samej – bez olejów, pieczywa, itd.).
Zresztą już po kilku dniach najczęściej stwierdzamy, że pożądamy pożywienia ilościowo o połowę mniej niż na początku, zasyca nas mała ilość pokarmu i wcale nie czujemy głodu. 🙂
Annika napisał(a):
Dziękuję za obszerne wyjaśnienia. 🙂
Nie wspomniałam o refluksie który mam. Czy stosować ogólne zalecenia np. brak cytrusów?
Justyna napisał(a):
Pani Marleno
Czy bedac w ciazy mozna zrobic jeden dzien na samych owocach i warzywach ?
Pozdrawim Justyna
Marlena napisał(a):
Są witarianki, które całą ciążę żywiły się jedynie surowymi owocami i warzywami rodząc zdrowe dzieci o czasie. W dobie internetu trudno już „takie rzeczy” ukrywać przed światem – kobiety dzielą się swoimi doświadczeniami. Wystarczy wpisać w Google „witariańska ciąża”. Jeśli one robiły to przez całe miesiące, to pytanie o 1 dzień jest zbyteczne! 😉
Marlena napisał(a):
Witaj Marleno! a co z suplementacją witD? i minerałów, zwłaszcza śladowych? Czy dieta owocowo-warzywna wystarcza?
Marlena napisał(a):
Podczas procesu oczyszczania wystarcza.
Łukasz napisał(a):
Droga Marleno!
Przepraszam, że nie na temat, ale potrzebuje wiedzieć.
Czy na Poście Daniela można pić Yerba Mate?
Marlena napisał(a):
Herbatki ziołowe dowolne i jeśli herbatę to słabą, nie mocną – tak pisze pani doktor. Chodzi o to by ustrój odpoczął od stymulantów.
gajowy napisał(a):
Jeżeli musimy oczyszczać się co pół roku (dla utrzymania dobrego samopoczucia) to nie jest to żadne oczyszczanie a jedynie zmobilizowanie organizmu do tymczasowego zoptymalizowania swojego funkcjonowania. Między innyni ograniczenia pasożytów, przesunięcia toksyn w organizmie (np. metali ciężlich) z miejsc, gdzie mocno szkodzą do miejsc gdzie ich występowanie jest mniej problematyczne. Faktyczne pozbycie się metali cięzkich jest znaczniej bardziej czasochłonne ale daje permanentny efekt. Oczywiście przy okazji przesuwania toksyn jakaś ich mała porcja jest usuwana. Po jakimś czasie gorszego traktowania organizmu te toksyny jednak znowu wędrują gdzie chcą, m.in. zakłócając dzialanie wrażliwych na nie organów. I znów musimy się „oczyszczać” z tych samych toksyn.
Podstawą oczyszczania – przynajmniej z metali ciężkich – powinno być wegług mnie zwiększenie podaży biopierwiastków – antagonistów metali ciężkich. A są to: magnez, cynk, selen, krzem. W trakcie oczyszczania powinno też się zażywać absorbenty (tego słowa zabrakło mi w artykule) bo metale ciężkie mają tendencję do recyrkulacji przez jelita.
Mariusz napisał(a):
Ciekawy wpis. Dość przystępnie wyjaśnił to również w swojej książce Krzysztof Abramek.
Agnieszka napisał(a):
Witam Pani Marleno,
Dziękuję za świetny i wyczerpujący artykuł. Właśnie jestem w trakcie przedłużonego oczyszczania weekendowego, w zasadzie w większości na owocach, z dodatkiem warzyw. Oczywiście Pani mnie do tego zainspirowała:) Zastanawiam się, czy dozwolone są w trakcie detoksu niewielkie ilości miodu, dosłownie 1-2 łyżeczki?
Z innej beczki, obawiam się trochę wpadnięcia w pułapkę umysłu i przesadnego koncentrowania się na tym, co aktualnie spożywam. Miałam już takie epizody w przeszłości i kończyło się to ciągłym analizowaniem tego, co zjadłam, czy nie za dużo, nie za mało, czy w dobrych proporcjach, itp., po prostu mętlik w głowie i zero radości. Na przykład wczoraj byłam na ognisku i skusiłam się na grochówkę, świadomie przerywając detoks. Od razu pojawiły się myśli, że niepotrzebnie, że trzy dni detoksu to za krótko i na marne, że mogłam uparcie jeść same ogórki kiszone, podczas gdy wszyscy dookoła z przyjemnością pałaszowali kiełbasę z grilla oraz ciasto, popijając piwem…
Przemawia do mnie to, co mówi David Hawkins w jednej ze swoich książęk, że przede wszystkim trzeba oczyścić umysł i ciało z nagromadzonych latami negatywnych emocji, i to jest klucz do uzdrawiania oraz dobrego samopoczucia, niekoniecznie zaś zbytnie koncentrowanie się na pożywieniu czy ogólnie na zagrożeniach związanych z tym, co jemy i w jakim środowisku żyjemy. Jak Pani to widzi? Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka
Marlena napisał(a):
Agnieszko, zrób to co radzi dr Hawkins: po prostu to obserwuj. Bez oceniania. To osąd tego co jest wprawia nas w niskie stany (poczucie winy itd.). Bez osądu wszystko jest tym czym jest, tak po prostu. Więc obserwacja tego co jest (bez osądzania!) jest tutaj kluczem. Tylko obserwuj co wyprawia Twój umysł. W świetle świadomości nic się nie ukryje. Wpadanie w poczucie winy czy ciągłe analizowanie co mogłam, co bym mogła – to poczynania umysłu, naszego ego, naszego małego ja. Jesteśmy w czarnej d** jeśli się z nim identyfikujemy. Ono nigdy nie ma racji, bo jest fałszywe, jest iluzją tworzącą iluzje. Taki mały śmieszny miś Fuzzy, który gada od rzeczy 😉 Świetnie o tym mówił dr Hawkins tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=M8HCEF5ONi0
Oczywiście, że Fuzzy się odezwał gdy ŚWIADOMIE pozwoliłaś sobie na zmianę. 😉 Fuzzy uwielbia gdy polegamy na „sile woli” (czyli na nim), gdy się katujemy, gdy analizujemy każdy kęs wkładany do ust, gdy uwierzymy w walkę, winę i inne narzędzia manipulacji.
Odpuszczamy to, tutaj dr Hawkins tłumaczy jak to robić: https://www.youtube.com/watch?v=VVWo7NvSBOs
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź i linki do filmików:) Od jakiegoś czasu podążam ścieżką rozwoju duchowego, wydaje mi się, że wiele rzeczy rozumiem ale to chyba kolejne chwyty ego.. Uświadomiłam sobie, że przez większość życia, a mam 36 lat, żyłam, a raczej wegetowałam pod dyktatem umysłu i jego gierek. Dopiero zaczynam się budzić… A Hawkinsa odkryłam dzięki temu portalowi:) ogromne podziekowania dla Pani!
W temacie detoksu, ponawiam pytanie o miód: można odrobinę? 🙂
Pozdrawiam, Agnieszka
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam czy można miód, dr Morse chyba nic na ten temat nie mówi, a z kolei z tego co pamiętam dr Dąbrowska mówiła na wykładzie, że łyżeczkę miodu sugeruje gdy pacjent z uwagi na post cierpi na bezsenność. Więc terapeutycznie chyba można, ale normalnie to raczej nie, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Edyta napisał(a):
Spożywam wit c w proszku, moje pytanie dotyczy przyjmowania, a dokładnie mycia zębów, czytałam, że powinno się przepłukać wodą po przyjęciu wit.c, bo niszczy szkliwo. Chciałabym dodawać do soków, aby syn przyjmował, ale tak ukradkiem, bo nie chce przyjmować, dopiero powoli zmienia swoje nawyki, gdy na przykład widzi w których momentach ma trądzik. Sam odrzuca śmieciowe jedzenie, soki butelkowane itp. Na nic moje porady. Czy jeśli będę podawać w sokach z sokowirówki bądź lodach domowych, a nie przepłucze zębów, faktycznie mogę narobić mu szkody?
Marlena napisał(a):
Jeśli boisz się o ząbki dziecka, to stosuj witaminę C w postaci askorbinianu sodu (ma neutralne pH). Jeśli w domu nie masz tego związku, to łatwo go zrobić domowym sposobem mając do dyspozycji kwas L-askorbinowy i kuchenną sodę, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-sposobow-na-przyjmowanie-witaminy-c/
Kasia napisał(a):
Marleno,
dziękuję za ten i wiele innych, cennych artykułów, które na co dzień mobilizują mnie do kolejnych zmian żywieniowych (i nie tylko!) w życiu moim i mojej rodziny 🙂
Chciałabym poprosić o radę – czy mogę odbyć jedno- lub dwutygodniowy post warzywno-owocowy podczas starań o dziecko? Czy taki post może negatywnie wpłynąć na moment poczęcia, jego prawdopodobieństwo? Do tej pory odbywałam tylko detoksy jaglane (warzywa i owoce + kasza jaglana, orzechy, oleje nierafinowane), ostatni niestety dwa lata temu… W ostatnich tygodniach dopuściłam się też niestety kilku grzeszków żywieniowych na wakacjach i czuję, że post dobrze by mi zrobił – zarazem nie chcę odwlekać starań o poczęcie pierwszego dziecka, które rozpoczęłam przed dwoma miesiącami. Będę zobowiązana za radę!
Pozdrawiam ciepło,
Kasia
Marlena napisał(a):
Tak krótki post nie wpłynie negatywnie. Nasze przodkinie podczas wojny gdy panował totalny głód też zachodziły w ciążę i dzieci rodziły się zdrowe. Inaczej nas by tu nie było. 😉
Ada napisał(a):
Witam Marleno, dzięki za ten artykuł. akurat dziś rozpoczęłam post daniela, mam do Ciebie jedno pytanie, czy można jeść arbuzy podczas tego postu? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o metodę dr Dąbrowskiej, to jedyne owoce dopuszczalne podczas postu to jabłka, cytryny i grejfruty oraz małe ilości owoców jagodowych.
Ada napisał(a):
i jeszcze borówki, porzeczki,
a co z bananami? bo piszesz że owocowy post jak najbardziej, a banany? czy można dodawać je choć do koktajlu? bo w poście daniela banany są akurat wykluczone, a szkoda…
Marlena napisał(a):
Banany to fajny owoc, ale nie na czas oczyszczania.
POWER napisał(a):
Jaką wyciskarkę do soków mogłabyś polecić? Najlepiej z własnego doświadczenia 🙂
Marlena napisał(a):
Kiedyś miałam Saphir, teraz oddałam go córce i mam Hurom.
POWER napisał(a):
Czemu kakao z miodem i mlekiem(od rolnika) wpływa na mnie uspokajająco?
Ponoć w kakale są jakieś związki szkodliwe i nie można spożywać go zbyt często, ale czy to nie jest mit jak w przypadku szkodliwych związkach w brokule gdzie należałoby ich spożywać w dziesiątkach kg, aby odczuć szkodliwy efekt?
Czy codzienne jego picie będzie dobroczynne dla organizmu?
Marlena napisał(a):
Myślę, że najbezpieczniej jest mieć dietę maksymalnie urozmaiconą. Nawet najlepsze zdrowotnie rzeczy w nadmiarze mogą być szkodliwe, ale jako element diety urozmaiconej przynoszą korzyści.
POWER napisał(a):
W jakich miejscach kupujesz ekologiczne produkty? Jeśli przez internet to możesz dać namiar? 🙂
Marlena napisał(a):
Mam swoje ulubione i sprawdzone marki, a to wszystko co już sprawdziłam, przetestowałam na sobie i na mojej rodzinie jest w ofercie naszego sklepiku Akademii jeśli chodzi o produkty suche czy kosmetyki (https://sklep.akademiawitalnosci.pl/), natomiast w świeże produkty ekologiczne zaopatruję się tam gdzie Bóg da i budżet pozwala: u rolnika, u działkowców, w Lidlu, Biedrze, coraz więcej też uprawiam sama.
Ola napisał(a):
Witam, czytam Pani stronę już od dawna, to chyba mój ulubiony zakątek Internetu, z którego można czerpać tyle potrzebnej dla zdrowia wiedzy 🙂
Mam pytanie na temat niezwiązany z postem, ale możliwość komentowania artykułu odnośnie oleju kokosowego została zamknięta, a że zależy mi na Pani opinii, więc pozwolę sobie tutaj zadać pytanie. Od pewnego czasu w Internecie zrobił się wielki szum odnośnie szkodliwości oleju kokosowego. Tak jak jeszcze niedawno był wszędzie wychwalany pod niebiosa, tak teraz „Hamerykańscy” naukowcy twierdzą, że jest be. Wiem, że w swoim artykule wyraźnie Pani wspomina, że pomimo wysokiej zawartości NKT nie ma co się go bać, bo zawiera również kwas laurynowy, dzięki czemu nie podnosi poziomu złego cholesterolu. Jednak amerykańscy badacze twierdzą, że bezsprzecznie podnosi LDL i tak samo teraz wtórują im dietetycy, jak grzyby po deszczu pojawiają się artykuły obalające teorię jakoby olej kokosowy rzeczywiście był taki cudowny. Jak jest naprawdę Pani zdaniem? Możliwym jest, że całe to badanie to jeden pic na wodę i że jak nie wiadomo w sumie o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Możliwe, że koncerny farmaceutyczne zaczynają cierpieć, bo coraz więcej ludzi żyje w zgodzie ze swoim organizmem, dba o zdrowie słuchając Matki Natury, a nie leci ślepo do apteki po kolejne magiczne tabletki… i trzeba co jakiś czas zrobić zamieszanie w głowach konsumentów, żeby „tym na górze” pieniądz w portfelu się zgadzał? Nie ukrywam, że olej kokosowy zaraz obok oleju lnianego to przyjaciel w kuchni mój i mojej rodziny, i nie chciałabym faszerować nas czymś, co jest „gorsze od smalcu!” (Tak, tak, już nawet takie komentarze pojawiły się odnośnie oleju kokosowego ;)).
Byłabym wdzięczna, gdyby odpisała mi Pani na komentarz, wyrażając swoje stanowisko w tej kwestii.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę wszystkiego dobrego 🙂
Marlena napisał(a):
Olu, już się wypowiadałam na ten temat, bo ktoś tu niedawno pytał: https://akademiawitalnosci.pl/12-trikow-jak-uzdrowic-swoja-kuchnie-z-cukru-soli-i-tluszczu/#comment-56972
Nauka idzie do przodu, starożytni Rzymianie też nie wiedzieli, że ołów jest zabójczy i wykorzystywali ten metal ciężki do budowy akweduktów, którymi płynęła pitna woda. A kiłę leczono kiedyś rtęcią, co dzisiaj uznajemy za barbarzyństwo. Z kolei nasi przodkowie jakieś sto lat temu oszaleli na punkcie radu: jedzono czekoladki z radem dla zdrowotności, kobiety kupowały kremy z radem do twarzy dla urody i myto zęby wybielającą pastą do zębów na bazie radu. Dzisiaj wiemy, że to zabójstwo. Co będą wiedziały nasze dzieci i wnuki na temat tego co używamy lub jemy dzisiaj?
Olej żaden (choćby nie wiem jak „najzdrowszy”) nie jest naturalnym pokarmem, lecz przetworzonym. Więc przetworzonymi pokarmami lepiej się nie faszerować, lecz używać bardzo oszczędnie, bo zdrowy nie jest żaden z nich – one na drzewie nie rosną: Matka Natura nie produkuje oleju czy cukru lecz CAŁE pokarmy, zawierające tyle potrzebnych nam kwasów tłuszczowych by ich nam nigdy nie zabrakło.
Oleje czy cukier zaś są zrobione ludzką ręką, tego nie wymyśliła natura. Dlatego kto je cały orzech kokosa ten się nie ma czego obawiać, tam samo jak i ten, co zjadłby całą trzcinę cukrową ( w tropikach kawałki źdźbła spożywane są jako słodycze).
Piękno natury polega na tym, że po zjedzeniu powiedzmy jednego czy nawet i dwóch takich całych kokosów mielibyśmy dosyć, tak samo jak po zjedzeniu kilku takich trawek cukrowych bylibyśmy kompletnie zmuleni, zasyceni słodyczą. Tymczasem izolaty z tych roślin jak olej lejemy łyżkami wszędzie, tak samo cukier sypie się łyżkami wszędzie, a ile surowca potrzeba aby otrzymać taką jedną łyżkę oleju albo jedną łyżkę cukru i czy bylibyśmy w stanie na jedno posiedzenie taką ilość surowca wtrynić? O tym nie myślimy.
I dlatego chorujemy – natura ma to w nosie co my na ten temat uważamy albo jak bardzo chcemy sobie dogodzić. Co za dużo to niezdrowo! Szczypta cukru czy prysk oliwy są OK, ale problemem nie jest używanie, tylko NADużywanie i jeszcze reklamowanie izolatów jako zdrowe. 😉 Przed wojną modne było hasło „Matko, nie żałuj dziecku cukru” albo „cukier krzepi”, a dzisiaj „oleje są zdrowe”, „oleje są niezbędnym składnikiem diety”, „oleje są źródłem niezbędnych kwasów tłuszczowych” (tak jakby pokarm całościowy z którego olej powstał ich nie posiadał, przepraszam?). Zobaczmy jaką furorę zrobił olej rzepakowy, ale czy ktoś normalny je rzepak? Nawet nie wiemy jak smakuje!
A niektórzy to nawet piszą do mnie, że oni PIJĄ oleje. Choć olej napojem nie jest. Kiedyś wmawiano nam, że cukier jest niezbędnym dla zdrowotności składnikiem diety, teraz że olej. Zawsze ktoś musi zarobić na ludzkiej głupocie.
Ja mam w domu cukier kokosowy, mam też i olej kokosowy. Jedno i drugie starcza mi jednak na baaardzo długo – używam z wielką rozwagą i oszczędnością (i na pewno NIE codziennie jako stały element diety), bowiem to NIE jest prawdziwe jedzenie (choć niewątpliwie potrafi w pewnych sytuacjach uprzyjemniać życie).
Monika napisał(a):
Kiedyś jesienią mój organizm podpowiadał mi zrobić sobie dzień na samych jabłkach, a miałam ich w sadzie sporo. Tylko wtedy nie miałam żadnej wiedzy na temat oczyszczania. Marleno, pragnę podzielić się z Tobą dobrym znakiem – po 2,5 roku wróciła mi miesiączka po zbyt gwałtownym i widocznie nieumiejętnym przejściu na wegetarianizm. Teraz cieszę się, że nie skorzystałam z tabletek przepisanych 1,5 roku temu przez ginekologa. Natura działa wolniej, ale skutecznie.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Moniko i zdrówka przewlekłego życzę. 🙂
Natura zawsze wie co robi, to tylko my błądzimy – zdarza się, uczyć się na błędach ludzka rzecz. 😉
Patka napisał(a):
Moniko, mogłabyś napisać jak wyglądała Twoja dieta wegetariańska skoro aż przez 2,5 roku nie miałaś miesiączki? Jesteś pewna, że to kwestia diety?
Monika napisał(a):
Mniej więcej wg zasad Marleny z tym, że rośliny strączkowe jadałam zbyt rzadko, 2-3 razy w tygodniu. Schudłam też 5 kg w 6 mies., po poście Daniela jeszcze 5, potem znów wróciło mi 5 kg i waga 68 kg utrzymuję się mi już od prawie roku.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, dziękuję za ponowną, wielką dawkę zdrowej wiedzy :-).
Mam pytanie dotyczące czerpania wapnia np. w maku. Czy mak można od razu mielić dodawać taki do koktajli warzywnych?Cz należy go zalewać na noc gorąca woda i moczyć, potem gotować? Wtedy jest już chyba pozbawiony pewnych wartości? Będę wdzięczna za odp. Dziękuję 🙂
Marlena napisał(a):
Tak jak wszystkie nasiona maku można moczyć: moczenie podnosi strawność, sprawia, że nasiona stają się miękkie.
gajowy napisał(a):
Marleno, chyba nie odpowiedziałaś na intrygujące pytanie odnośnie oleju kokosowego. To że produkty nie przetworzone (lub mało przetworzone) są zdrowsze od przetworzonych to rzecz oczywista i dotyczy nie tylko kokosa. Intencją pytania było rozeznanie czy zdrowe jest zwiększenie podaży oleju kokosowego w takiej czy innej formie. (Oczywiście najlepiej jeść koprę – he he).
Olej kokosowy nierafinowany oraz mleczko kokosowe nie są izolatami. Zawierają wszystko co rozpuszcza się w tłuszczach i generalnie to produkty nisko przetworzone.
W kuchni tajskiej mleczka kokosowego używa się często i dużo, a że tajowie mało chorują na serce, więc wychodzi przynajmniej na to że to nie szkodzi. Zauwazyłem też że MCT (składnik oleju kokosowego) lu sam olej jest częstym dodatkiem jakościowych karm dla zwierząt. A ostatnio mam jakoś większe zaufanie do weterynarzy niż do lekarzy 🙂
Marlena napisał(a):
Gajowy, chyba jednak odpowiedziałam. A co do Tajów, to nie masz racji: przez ostatnie 27 lat (od roku 1990 do dzisiaj) ilość osób cierpiących na choroby serca i ukł. krążenia wzrosła tam o ponad 72%, obecnie wylewy i zawały zabierają życie 22% populacji, czyli więcej niż rak. Tak jak wszędzie jednym słowem – na potęgę chorują naczynia!
https://global-disease-burden.healthgrove.com/l/42144/Ischemic-Heart-Disease-in-Thailand
https://www.cdc.gov/globalhealth/countries/thailand/default.htm
Olej kokosowy w 100 gramach składa się ze 100g tłuszczu (cały orzech kokosowy 33 g plus mnóstwo innych dobroci jak np. magnez) i na pewno nie zawiera magicznie sam z siebie niczego, czego by nie zawierał cały orzech kokosowy, więc chyba mamy różne zdania odnośnie tego co oznacza izolat spożywczy oraz co oznacza produkt przetworzony.
Nawet najbardziej virgin olej (każdy) jest izolatem i jest przetworzonym produktem. Nieprzetworzone żarełko tworzy TYLKO Matka Natura. Dlatego łatwo odróżnić je od przetworzonych. Prawdziwego jedzmy ile chcemy, a z przetworzonymi ostrożnie (nie więcej jak 5%-10% kalorii to moja życiowa zasada). Orzechy kokosowe świeże, już obrane, można nawet w Biedronce kupić.
Krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe tworzone są w naszych jelitach przez dobre bakterie. Kto ma zdrowe jelita, temu tych kwasów nie zbraknie. Kto nie ma – może pobierać je w ramach terapii np. z oleju kokosowego lub suplementów i często się to zaleca (np. dr Chutkan, ale nie tylko). Jeszcze raz powtórzę to co napisałam: oleje mogą być bardzo przydatne terapeutycznie (i są), ale na co dzień jedzmy raczej pełnowartościowe pożywienie zamiast olejów, bo to przynosi więcej korzyści z każdej zjadanej kalorii.
Jeśli będziemy liczyć na to, że za pomocą spożywania jak największych ilości oleju kokosowego uwolnimy się od chorób serca to możemy się przeliczyć. W tym sensie stanowisko AHA jest jednoznaczne i zgodne ze stanem faktycznym: nie ma danych wskazujących na to, że im więcej oleju kokosowego będziemy spożywać tym będziemy zdrowsi. Takie dane póki co mamy tylko w stosunku do prawdziwego jedzenia: są to warzywa i owoce oraz orzechy (tzn. całe orzechy, a nie oleje z nich).
I tego się trzymajmy. 🙂
Elżbieta napisał(a):
Pani Marleno jaka jest różnica między magnezami , bo chciałam zakupić cytrynian magnezu i cena jest ok 30 zł i 500 zł. Więc o co chodzi ?
Marlena napisał(a):
Elżbieto, raczej żaden suplement cytrynianu magnezu nie powinien kosztować 500 zł, a może on jest pakowany w pozłacane kapsułki, że taka cena? 😀
Nie wiem, to już musisz sprzedawcę spytać skąd ta cena.
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko, bardzo dziękuję za ten link do wykładu dr Ewy Dąbrowskiej. Dokończyłam również książki Pani Doktor. Myśląc o poście tak bardzo się denerwowałam utratą wagi, że miałam wrażenie jakbym już zeszczuplała. Był moment, że chciałam z tego zrezygnować, tylko przejść na zdrowe żywienie dr Dąbrowskiej. Jednak te wykłady mnie zmotywowały i umocniły i podjęłam już decyzję. Przejdę post dwutygodniowy. Chciałam się Ciebie zapytać, czy miesiączkowanie nie przeszkadza w poście? Chodzi o to, że w momencie kiedy zaczynam urlop, chciałabym również zacząć post. Równocześnie zaczyna mi się również miesiączka. Zastanawiam się, czy nie wpłynie ona na zwiększone osłabienie organizmu? Może powinnam przeczekać pierwsze dni miesiączki? Jak uważasz?
Z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Możesz przeczekać jeśli czujesz z tym większy komfort psychiczny. Rób tak, abyś Ty sama czuła się szczęśliwa z tym co robisz i była wewnętrznie przekonana o słuszności tego co robisz. Pozytywne emocje (stan bycia) są równie ważne jak fizyczne pokarmy wkładane do środka (stan robienia).
Beata napisał(a):
Marleno, od od 3 dni (dzisiaj rozpoczął się 4) oczyszczam się owocami (koktajle, w całości). Nie ukrywam, że obawiałam się kryzysów związanych z tym procesem, a tu nic, czuję się dobrze. Czy to oznacza, że coś robię nie tak? z góry dziękuję za pomoc.
Marlena napisał(a):
Kryzysy to sprawa bardzo indywidualna – napisałam w artykule od czego zależy ich intensywność. Najsilniej kryzysy dotkną tego, kto wprost z objęć „tradycyjnej” diety (dużo, słodko, tłusto, fast-foody itd.) rzuci się od razu na głęboką wodę piramidy detoksu (np. post sokowy lub wodny, ale również niższe stopnie).
POWER napisał(a):
”Kiedyś miałam Saphir, teraz oddałam go córce i mam Hurom.”
Cena znacznie się różni :
https://www.ceneo.pl/34252512 – Sapir
https://hurom.com.pl/product-pol-43-Wyciskarka-Hurom-HA-srebrny-HA-TBC09-uniw.html?gclid=CJGEsdKD0dQCFa277Qodzw8F7w – Hurom
a czy różnica w smaku i wydajności jest duża czy w ogóle tego się nie odczuwa?
Marlena napisał(a):
Z Huroma soki są gładsze w smaku (lepsze sito), ogólnie jakość wykonania jest bez porównania lepsza, wydajność też jest lepsza.
POWER napisał(a):
Co warto spożywać w okresach silnego przeciążenia fizycznego/psychicznego/braku snu, aby zachować umysł w dobrej formie intelektualnej?
Czy wskazana jest suplementacja?
Marlena napisał(a):
Owszem, może być przydatna suplementacja w takich okresach.
prawdziwy napisał(a):
Owoce warzywa
Krynia napisał(a):
Witam Marleno, proszę o radę czy powinnam się suplementować a jeżeli tak to czy przy zmianie zwyrodnieniowej guzków międzykłykciowych kości piszczelowej kolana i zwężeniu szpary stawowej. Od miesiąca leczę kolano – leki przeciwzapalne i lek Structum ale nadal mam problem z chodzeniem i nadal boli. Mam 61 lat i do tej pory byłam aktywna fizycznie . Co mi poradzisz Marlenko?
Aga napisał(a):
A gdyby tak na stale wprowadzic zasade 4 dni zdrowo jem ,a 3 dni poszcze o wodzie?
szczerze mowiac,juz od kilku tygodni (4 tyg) tak z mezem robimy i szczegolnie maz trzeciego dnia glodowki o samej wodzie marzy o jedzeniu ,to jak tylko zaczynamy jesc, maz ,w zwiazku z nienajlepszym samopoczuciem ,ktore pojawia sie zawsze po rozpoczeciu okresu jedzenia (1dzien to sa same owoce),zaczyna zalowac ,ze zaczal jesc i mowi,ze woli przebywac na glodowce bo sie lepiej czuje.
Anna napisał(a):
Witam,
Jakie jest pani zdanie na temat domowego mleka sojowego oraz kokosowego? Szukam alternatywy dla krowiego mleka do kawy zbożowej.
Dziękuję
Marlena napisał(a):
Domowe zawsze będzie lepsze niż kupne, bo wiemy co pijemy.
Anna napisał(a):
Czy zatem mleko sojowe uważa Pani za zdrowe? Krążą różne mity na jego temat.
Marlena napisał(a):
Jeśli trafi nam się czasem spożycie mającego dobry skład organicznego mleka sojowego jako elementu urozmaiconej diety, to nie ma biedy, natomiast w nadmiarze przez 365 dni w roku – wszystko może być szkodliwe. Aczkolwiek osobiście wolę mleka roślinne robione bez gotowania (np. migdałowe, kokosowe), tępy posmak soi mnie osobiście nie odpowiada, zaś ogólnie soja jest najwartościowsza w tradycyjnych japońskich przetworach (miso, tamari, natto).
Ewelina napisał(a):
Witaj Marlenko, jestem Twoją stałą czytelniczką. Pomogłaś mnie i mojej rodzinie juz bardzo bardzo wiele! Za co Ci serdecznie dziękuję! Czy mogłabyś napisać jak pozbyć się paciorkowca? może wiesz coś na ten temat?
Pozdrawiam cieplutko
Marlena napisał(a):
Ewelino, paciorkowce są naturalnym elementem ludzkiej mikroflory (w nosogardzieli, jelitach, na skórze) tak więc to nie ich obecność sama w sobie jest problemem tylko pytanie dlaczego opanowały dany teren. Tworząc teren nieprzyjazny dla rozwoju tych bakterii sytuacja rozwiązuje się sama: paciorkowce nie mają szans na przewagę, następuje powrót równowagi. Dobrze pracujący układ odpornościowy nie pozwoli na patologiczną kolonizację. Jeśli ciało jest zakwaszone i niedożywione (zła dieta, za mało warzyw i owoców, braki w witaminach i minerałach) to układ odpornościowy nie pracuje jak należy. A niektóre bakterie tylko czyhają na obniżenie odporności (wywołane również stresem, urazem, niedostatkiem słońca, snu, odwodnieniem, zmianą aury itp.) i mamy infekcję.
Duże dawki witaminy C były używane przez dra Klennera w leczeniu różnego typu infekcji (zarówno wirusowych jak i bakteryjnych). Witamina C działa „jak antybiotyk” chociaż nim nie jest. Działa jednak jako „dopalacz rakietowy” dla naszych białych krwinek, które w ten sposób wzmocnione rozprawiają się z niechcianymi patogenami. Warto też zbadać sobie poziom witaminy D: jej zbyt mały poziom powiązany jest z obniżoną odpornością.
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko,
dużo myślę ostatnio o tym poście, który chciałam rozpocząć od nadchodzącej soboty. Decyzję miałam podjętą, ale przyniosłam do domu wagę i zaczęłam się ważyć regularnie i nie wiem dlaczego, ale moja waga waha się od 49 do 51 kg. Nie wiem, ale czuję chyba jakiś lęk przed utratą tej wagi podczas postu. Czuję, że raczej nie podejmę się tego postu. Pomyślałam jednak, że zamiast postu przejdę na dietę etapu II dr Dąbrowskiej. Wyczyszczę swoją dietę z tego, z czego jeszcze mogę i dostosuję ją do diety dr Dąbrowskiej. Nie wiem tego, ale myślę, że taka forma też pomoże mi wyeliminować moje powracające problemy skórne i wzdęcia, z którymi się czasem borykam. Jednak będzie to wolniejszy proces. Co o tym myślisz Marlanko? Proszę Cię o radę. Z góry bardzo Ci dziękuję. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jasne, możesz zacząć od etapu drugiego. Jeśli chodzi o masę ciała to osoby szczupłe nie tracą jej tyle co te z nadwagą, zaleca się im robić sesje krótsze ale częstsze, a ponadto ewentualny ubytek w przypadku takich osób wyrównuje się po zakończeniu postu, kiedy przechodzimy do etapu ponownego odżywiania. Wszystko jest napisane w książkach pani doktor.
Przeczytaj, przeanalizuj i do dzieła! 🙂
Ewelina napisał(a):
Dziękuję, jakie to proste. W takim razie biorę się za siebie i zdrowia życzę !
agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, zdecydowałam się na środek piramidy „dieta 100% owoców” 😉 Proszę rozwiać moje wątpliwości: czy przy tej diecie mogę pić czystka i czy skoro ogórek jest owocem mogę jeść go w formie kiszonej?
pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Kiszony zawiera sporo sodu, więc zależy od indywidualnych upodobań i celów oraz stanu zdrowia (nadciśnienie itd.). Herbatki ziołowe można pić, nie ma przeszkód.
Arbiter napisał(a):
Dzień dobry:)Nie chcę zamęczać pytaniami, bo widzę że masz ich dużo, ale muszę cię spytać o możliwe przyczyny robienia się dużego brzucha po jedzeniu i tego że 2 lata temu zacząłem chudnąć bez przyczyny ale ostatnio to prawie się zatrzymało.Nie dbam jeszcze w ogóle o zdrowie, bo mam 16 lat. Jestem mężczyznom 169 cm, 55kg. Jem to co jest do jedzenia, jeszcze to ode mnie nie zależy, ale dziękuje za to że założyłaś tę stronę, bo bardzo mi to pomogło.Bez ciebie nadal bym myślał, że żeby wyzdrowieć potrzebne są leki:).
Marlena napisał(a):
Jeśli masz wzdęcia, to przyjrzyj się swojej mikroflorze jelitowej: czy ostatnio brałeś antybiotyki? Może spożywasz mięso i nabiał konwencjonalne, pszenicę konwencjonalną, sklepowy olej rzepakowy, margaryny itd. – te rzeczy szkodzić mogą naszej mikroflorze.
Arbiter napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź 🙂 na szczęście dolegliwości na razie są małe, dietę mam trochę lepszą niż przeciętna w Polsce. Antybiotyków dużo brałem jak byłem mały. Mam wrażenie, że to typowe problemy, z którymi sobie poradzę, Dziękuje za pomoc :).
Justyna napisał(a):
Witaj Marlenko,
ostatnio trafiłam na reklamę liposomalnej kurkuminy. Według autorów tej reklamy, jest ona o wiele lepiej wchłanialna przez nasz organizm niż gdybyśmy mieli zjeść kurkumę w sałatce czy na chlebie. Przypomniał mi się wtedy Twój przepis na liposomalną witaminę C. Czy rzeczywiście różne substancje są lepiej wchłanialne przez nas gdy są w takiej liposomalnej postaci ? Czy Twój sposób na liposomalną witaminę C byłby dobrym sposobem na liposomalną kurkuminę i inne substancje ? Pozdrawiam ciepło, Justyna
Marlena napisał(a):
Justyno, nie robiłam więc nie powiem. Co do liposomów, to lepiej przenoszą cząsteczki substancji, dlatego wchłanianie się poprawia.
M. napisał(a):
Dziękuję za tabelkę! Właśnie czegoś takiego szukałam. Chciałabym uniknąć zastrzyków z B12 więc oprócz syntetycznych tabletek wprowadziłam rybę „na niedzielę”. Spróbuję też jak smakuje ta chlorella. Choć rokitnik byłby na pewno najpyszniejszy z tego wszystkiego, ale tu z dostępnością gorzej. To teoretycznie wydaje się łatwe do opanowania. Znacznie więcej jest roboty z B9, bo potrzeba dostarczać codziennie i dużo.
Asia 33 napisał(a):
przepraszam, ze tu ale troche nie wiedzialam w ktorym dziale.
Moj porod zostal zakonczony przez waccum. Pozniej mialam problemy z NM i wtedy lekarz mi powiedzial, zebym sie nie martwila bo po menopalzie przejde na hormony (!) i bedzie dobrze;).
Poszlam do innego lekarza. Mialam w koncu jakies badania i okazalo sie , ze moje miesnie nie pracuja i dlatego wlasnie NM i teraz ostatnio (pol roku) delikatne stolca.
Wiec codziennie cwicze (elektrostymulacja bo zwykle cwiczenia byly za slabe) skonczylo sie NM, jest delikatne brudzenie bielizny ale juz nie NS. Jest 90% lepiej ale jeszcze nie 100. Teraz boje sie juz kolejnych ciaz.
Czy to oznacza ze po menopalzie bedzie gorzej. Jakie suplementy naturalne przyjmowac. Wiem ze musze cwiczyc, cwicze. Ale czy sa naturalne suplementy?
Marlena napisał(a):
Asiu, przepraszam, że to powiem, ale niech sobie konował sam żre hormony jak taki mądry, Ty musisz pracować „od środka” nad wzmocnieniem tkanki łącznej, nie tylko mięśniowej. Ile jesz świeżych warzyw i owoców, na czym oparta jest Twoja dieta? Niezbędna do dobrej kondycji tkanki łącznej jest witamina C, bez niej ustrój nie wytwarza kolagenu. Spróbuj suplementacji dodatkowej oprócz poprawy diety.
Miałam przez krótki czas podobne problemy po urodzeniu pierwszego dziecka (bardzo ciężki poród kleszczowy, vacuum nie dało rady), na szczęście mieszkałam wtedy we Włoszech gdzie jada się dietę śródziemnomorską – dużo warzyw i owoców, brałam też witaminy przez całą ciążę oraz po niej. W sumie miesiąc po porodzie już było wszystko OK. Teraz rozumiem dlaczego: moja tkanka łączna była w dobrym stanie. Gdyby nie to – męczyłabym się z tym o wiele dłużej.
Asia33 napisał(a):
Od porodu minęło 16 miesiecy
Asia33 napisał(a):
Całe życie się źle odzywialam. Cukier, nabiał, mąka. Choć myślałam że jest ok.
Teraz jem bardzo dużo owoców. Generalnie do południa owoce zmiksowane z bananem, i całe. Generalnie dużo. Parę kilo dziennie. Ale warzyw mniej. Choć staram się o sałaty zielona i jarmuż z pomidorami. Sporadycznie nabiał. Mało jeszcze kiszonek jem i chyba mam Pb z jelitami…bo jednak częściowo we mnie to fermentuje. Dieta rozlaczna była najlepsza ale długo tak nie mogłam bo lubię łączyć. Ale stres i łączenie pokarmów mi nie służy
Ola napisał(a):
Witam Pani Marleno. Przeprowadziłam na poczatku maja 4 tygodniowy post dr Dąbrowskiej (z jedną wpadką w postaci sporego kawałka sernika;). Efekty postu znakomite. Na początku postu dostałam planowaną miesiączkę, natomiast kolejnej już nie dostałam a kolejna tez juz sie spoznia. Trochę zaczynam się martwić. Czy słyszała Pani o podobnych przypadkach, może ktos mial podobnie. Czy to powinno się uregulować tylko potrzebuje czasu czy powinnam zgłosić się już do ginekologa? Chciałam zapytać też czym może być spowodowane częste mrowienie w nogach i rękach, nawet kilka razy dziennie, niezależnie od przyjętej pozycjì. Dzieje się tak u mnie od około 2 tyg, zaczęłam suplementowac B Complex ale nie wiem czy to tędy droga. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wpadka w postaci sernika stanowi szok dla przeprowadzającego swoje prace naprawcze organizmu i przerywa post, zamiast pościć chodziłaś niedożywiona. Takim postępowaniem zamiast się uzdrawiać robimy sobie jedynie krzywdę, wszystkie układy możemy sobie rozregulować w ten sposób, w tym hormonalny. Odnośnie mrowienia zgłoś się do lekarza by wykonać odpowiednie badania – to może być jakaś błahostka lub poważna sprawa, ale na pewno nikt nie będzie stawiał Ci tutaj diagnozy przez internet. Witaminy B-complex są rozpuszczalne w wodzie, ewentualny niezużyty nadmiar ustrój po prostu wydala, zatem trudno zrobić sobie nimi krzywdę.
Ania napisał(a):
Witaj Marleno
Czy słyszałaś o preparacie VERNICADIS na pasożyty? Koleżanka mnie namawia na przeprowadzenie kuracji nim ale nie wiem czy jest to bezpieczny preparat.
Marlena napisał(a):
Vernicadis to nalewka ziołowa, której receptura została opracowana przez franciszkanina o. Grzegorza Srokę. Niestety nie mam z nią doświadczeń i nie jestem w stanie na jej temat nic powiedzieć.
Ola napisał(a):
Dziękuję za szybką odpowiedź. W takim razie na miesiaczkę po prostu czekać czy coś w tym kierunku robić? Waga po poście już wzrosła 3 kg, do szczupłych osób też nie należę, jem sporo tłuszczy w postaci oleju z wiesiołka, lnianego, kokosowego plus orzechy i pestki. Jeśli pojdę do ginekologa to pewnie da mi coś na wywołanie miesiączki a tego chciałabym uniknąć.
Marlena napisał(a):
Jeśli jesz sporo tłuszczy i do tego ciągnie Cię do cukrów, to nic dziwnego, że masz wszystko rozregulowane. W naturze takie połączenia nie występują: albo coś jest słodkie ale wtedy nie jest tłuste (truskawka, ziemniak, marchewka itp.) albo jak jest tłuste to wtedy nigdy nie będzie słodkie (awokado, oliwki, orzechy itp.). Zasada numer jeden zdrowego żywienia to nie łączyć bezrozumnie węglowodanów z tłuszczem. Takie niewystępujące w naturze łączenie przyprawi nas prędzej czy później o kłopoty zdrowotne: organizm głupieje od takich połączeń.
Poza tym spożywanie oleju to spożywanie izolatu: jeden składnik odżywczy został oddzielony od całości z boską precyzją stworzonej przez naturę i tak naprawdę pod tym względem olej nie różni się od cukru. Cukier jest izolatem węglowodanowym, a olej tłuszczowym: cukier to 100% węglowodanów, olej 100% tłuszczu. Czyli coś, czego natura nie tworzy. To zadziwiające, że wszyscy wieszają psy na cukrze mówiąc jaki to jest szkodliwy (bo jest), ale za to sugerują ludziom spożywać oleje chwaląc je, że to niby zdrowo, bo przecież „potrzebujemy dobrego tłuszczu”. Nie jest zdrowo! Zdrowo to jest jadać wszystko tak jak natura stworzyła. A olejów ona nie tworzy lecz całościowe pożywienie. Tam jest tyle tłuszczu, że na pewno go nie przedawkujemy. Izolat zaś przedawkować jest bardzo łatwo.
Stosowanie olejów terapeutycznie jest uzasadnione (np. gdy komuś brakuje danych kwasów tłuszczowych lub ma uszkodzone pewne szlaki metaboliczne), natomiast spożywanie codziennie olejów lanych na każdą potrawę łyżkami dla rzekomej zdrowotności to droga donikąd. Kalorie należy czerpać z całościowej żywności maksymalnie gęstej odżywczo, a nie z izolatów.
Ola napisał(a):
Chciałam zrobić sobie pod koniec lipca tygodniową przypominajkę postu ale w takim wypadku to chyba nie byłoby wskazane? Ech.. nie wiedziałam, że jeden kawałek sernika mnie aż tak rozreguluje, zwłaszcza, że dr Dąbrowska mówiła, że jak nam się zdarzy jakiś błąd w poście to się nie poddawać i kontynuować post ale więcej już takich błędów nie popełniać. No cóż, ja łasuch i wszystkie cukrowe detoksy działają na mnie na chwilę. Myślałam, że post pomoże ale też już wróciłam do słodyczy:(
Marlena napisał(a):
„Ja łasuch” to tylko wymówka. To, że coś robiliśmy „przez całe życie” nie znaczy, że nadal mamy sobie to robić. Tak jak napisałam – gubi Cię cukier. Do tego dokładasz sobie dużo tłuszczu i dziwisz się, że masz problem. No masz, i zawsze będziesz go mieć o ile nie zmienisz nawyków żywieniowych. Zawsze będzie Cię ciągnęło do śmieci, do momentu gdy nie zmienisz chemii ciała. Metoda dr Dąbrowskiej jest dwustopniowa: dieta postna i następujący po niej okres zdrowego odżywiania. Niestety żaden z etapów nie zakłada powrotu do złych nawyków żywieniowych, np. spożywania słodyczy.
Jestem byłym cukroholikiem i znam ten ból, jednak nic się nie zmieni dopóki nie zmienisz chemii ciała. Musisz je solidnie odkwasić i oczyścić – wtedy przestaje ciągnąć do słodyczy i innych śmieciochów: dzieje się to siłami natury i nie wymaga od nas żadnej silnej woli czy w ogóle wysiłku. Zaczyna nas naturalnie odpychać od rzeczy szkodliwych. Słodycze, pokarmy odzwierzęce, oczyszczone zboża i używki to są najbardziej zakwaszające rzeczy.
Dużo jeszcze pracy przed Tobą, przede wszystkim pracy mentalnej: dopóki bowiem nie zmienimy nastawienia do własnego ciała i jego postrzegania, to będziemy wciąż stosować stare wymówki, byle tylko nie dokonać zmian. Żeby zaś przestać stosować wymówki to najpierw trzeba być świadomym, że je stosujemy. Stare wzorce myślowe zastąpić nowymi. Nie pomogą żadne diety ani posty, będziemy zawsze wracać do starych nawyków, dopóki nie włączymy swojej świadomości, nie zmienimy swoich wzorców myślowych i sposobu postrzegania samego siebie i swojego ciała oraz roli jaką ono odgrywa podczas naszej tutaj ziemskiej podróży.
Moi napisał(a):
Marleno, jak zmienić te nawyki? Jestem ich świadomy, ale nie wiem czy iść do psychodietetyka czy zrobić coś innego. Sam nie dam rady.
Marlena napisał(a):
Ja dałam radę sama i wielu użytkowników tej witryny również. Zamiast rozkminiać czy dam radę czy nie – po prostu podjęłam „męską decyzję” (wszelkie wymówki precz: chcę zobaczyć jak będzie wyglądało moje życie bez tych wszystkich wymówek), a następnie zaczęłam te wszystkie zmiany sukcesywnie ROBIĆ i obserwować co mi z tego wyszło. A że wychodziły same dobre rzeczy, to robiłam dalej – aż osiągnęłam swój cel. Im większe zmiany robiłam tym lepsze rezultaty osiągałam, co mobilizowało mnie do nieustawania w moich działaniach. Nawet przez myśl mi nie przeszło bym mogła wrócić do starego stylu życia – zbyt dobrze czułam się sama ze sobą.
Jeśli mówisz „sam nie dam rady” to na pewno nie dasz. Tak jak powiedział kiedyś Henry Ford: „Jeśli uważasz, że coś potrafisz lub że czegoś nie potrafisz, na pewno masz rację.”. 🙂
Możesz skorzystać z pomocy drugiej osoby, ale pamiętaj, że tak czy inaczej pracę nad sobą, swoimi przekonaniami i nawykami każdy musi odrobić sam. Tak jak np. wysiusiać się każdy musi sam – są bowiem pewne rzeczy, których nikt za nas nie zrobi: nie naje się za nas, nie pójdzie do toalety za nas i… nie zmieni za nas naszych złych nawyków czy błędnych przekonań dotyczących odżywiania czy stylu życia, a wpojonych kiedyś tam (zapewne w dzieciństwie, czego nawet świadomie nie pamiętamy).
dzidziaPiernik napisał(a):
Polecam ciekawy film https://www.cda.pl/video/6649526f.
Marleno! często piszesz że latem odżywiasz się wyłącznie na surowo z niewielkim dodatkiem nasion. pestek,orzechów i strączków. Skąd czerpiesz zalecane przez dietetyków 1800-2000 kalorii. Mnie to nijak nie wychodzi, a może jest to kolejny mit niczemu nie służący? Ale hemoglobina mi spadła w odniesieniu do tej sprzed diety w-o, mimo dobrych parametrów żelaza i ferrytyny. Ja w teście na nietolerancje mam 1 punkt na strączki, musiałam je odstawić, więc ze strączków niczego nie czerpie. A inna sprawa to seler, wyszedł mi na niego też 1 punkt czyli tzw. słaba nietolerancja, a on przecież może znajdować się w każdej przyprawie ziołowej, nawet imbir i kurkuma może go zawierać czy przyprawy też muszę odstawić? Dietetyczki u której robiłam test nie zapytam bo się na mnie obraziła za to że codziennie niezmiennie nie dostarczam sobie tłuszczów i białek z jedynie słusznych produktów.
W jednym z komentarzy Marleno, odesłałaś kogoś do strony
https://www.dietawarzywnoowocowa.pl/p/menu.html. Tam podane są przykłady warzyw dozwolone podczas postu z zastrzeżeniem że przy autoimmunologii należy odstawić psiankowante. Dr Dąbrowska nie zawarła takiej informacji w swoich publikacjach. Owszem wspomina na przykładzie pacjentkę której wykluczono nietolerowane warzywa ale o psiankowatych nic. A ja chciałabym jak nie wyleczyć to przynajmniej zatrzymać „postępujące” halluksy i mało tego że postępują sobie dalej to w ostatnim czasie pojawiły mi się guzki na palcach u rąk mimo że prawie od dwóch lat odżywiam się jak Natura i Marlena kazała. Czy z tymi psiankowatymi to prawda? Masz jakieś wiarygodne informacje Marleno?
I pytanie mam do Zibi ! rozpuszczasz łyżkę boraksu w litrze wody, odstawiasz na dobę i zużywasz z tego roztworu tylko 1 łyżkę czy całość? A jeśli całość to chyba trochę długo stoi taki roztwór, może za długo?
Marlena napisał(a):
Trochę mit to jest, bo nie każdy potrzebuje tyle samo kcal na dobę. Zależy to od wielu czynników. W moim wieku, przy moim poziomie aktywności fizycznej, przy moim wzroście i przy mojej wadze zapotrzebowanie kaloryczne to ok. 1600 kcal na dobę – gdybym żywiła się tradycyjnie. Ponieważ żywię się nutritariańsko (czerpiąc maksimum składników odżywczych z każdej wkładanej do ust kalorii) moje zapotrzebowanie jest teoretycznie jeszcze nieco mniejsze (szczegóły na ten temat w książkach dra Fuhrmana). Na śniadanie przykładowo zjadam owoce, np. miska czereśni mi „pęknie” jak nic, skubiąc je sobie od niechcenia, a to już kilkaset kcal, bo garsteczka czereśni to 50 kcal, a takich garsteczek zjadam… no trochę ich zjadam. 😀 Pochłonięcie nawet sporej miski czereśni raczej nie sprawia mi trudności. Potem załóżmy do miseczki wykładam torebkę (500 g) młodego świeżego bobu i znowu skubiąc go sobie od niechcenia zjadam nie wiadomo kiedy, ziarenko po ziarenku – ups, miseczka już pusta, kolejne 450 kcal. Na wieczór zjadam przykładowo sałatkę z rozmaitych warzyw i zielonych liści z dressingiem z nerkowców (dressing ma więcej kalorii niż ta sałatka – gdybym chciała schudnąć nie używałabym dressingu, lecz zioła i sok z cytryny). Nie mam problemów z dostarczaniem sobie kalorii, nie chodzę też głodna. Bywa, że robię sobie dni 100% owocowe, ale nawet wtedy nie chodzę głodna ani nie brakuje mi kalorii.
Odnośnie psiankowatych – jeśli ktoś ma ich nietolerancję to powinien z nich zrezygnować. A jeszcze co do selera: mój mąż nie lubi selera i nie ma go w swojej diecie praktycznie rzecz biorąc, ale wyszła mu słaba nietolerancja. Okazuje się jednak, że te same białka co seler są też w roślinach należących do tej samej rodziny: kmin rzymski i kolendra, a kminu i kolendry mąż używa na potęgę w daniach orientalnych, które gotuje i na których się wychował od dzieciństwa (mąż urodził się w Indiach). Tak jak my mamy tutaj problem z nadużywaniem od dzieciństwa pszenicy, jajek czy mleka, tak tam mogą mieć problem z kminem i kolendrą, a na teście wyjdzie seler, którego nie jadają.
Dzieje się tak dlatego, że niektóre rośliny mają w sobie te same białka i może nam wyjść nietolerancja na coś czego praktycznie nigdy nie jemy, ale test pokazuje nietolerancję na dane białko, a ono z kolei może znajdować się w roślinach, które taksonomicznie są sobie bliskie (seler i kmin rzymski jako przykład, należą do tej samej rodziny selerowatych, więc nic dziwnego, że mają te same białka, do tej samej zresztą rodziny selerowatych należą też inne popularne rośliny jak koper, anyż biedrzeniec, lubczyk, kminek, kolendra, marchew czy pasternak). To trzeba mieć więc na uwadze i sprawdzać (np. w encyklopedii) jakie rośliny należałoby jeszcze wziąć pod uwagę. Dietetyk może nie mieć na ten temat wystarczającej wiedzy, ale już dobry alergolog tak. Jeśli ktoś ma alergię/nietolerancję na dane białko, to sensowne jest brać pod uwagę wszystkie pokarmy gdzie ono występuje.
dzidziaPiernik napisał(a):
Dziękuję Ci Marleno za odpowiedź, taksonomia ale i jeszcze alergie krzyżowe. Np. jak nietolerancja pszenicy to krzyżowo pojawia się marchew ale
dodatkowo pieczarki, miód i jabłko.
Miałam na myśli co innego, mianowicie to czy jak jem imbir czy też kurkume z torebki to czy mogący się tam znaleźć seler np. w ilości 0,00000….. ileś tam po przecinku, też będzie widziany przez organizm. Masz taką wiedzę Marleno? Bo wychodzi na to że żadnej przyprawy ani ziółka spożywać nie mogę. A o soku z marchwi mogę zapomnieć. Jako ciekawostkę zacytuję co napisała mi między innymi P. dietetyczka
„Do diety przemycamy tłuszcze nasycone (tj. smalec, tłuszcz gęsi, tłuszcz kaczy, tłuszcz kokosowy, masło klarowane), które wbudowują się w śluzówkę układu pokarmowego i ją uszczelniają.
ZALECENIA DIETETYCZNE_
Osoby alergiczne to osoby, które jedzą za chudo. Organizm potrzebuje tłuszczy do syntezy nowych zdrowych komórek, do tworzenia nowych zdrowych błon komórkowych itp. Spożywamy tłuszcze z uwzględnieniem tłuszczy nasyconych (smalec, tłuszcz gęsi, tłuszcz kaczy), tran, oliwa, olej nierafinowany, masła (masło klarowane pozbawione jest drobinek mleka krowiego – powinno być bezpieczne) – obserwujmy.
Żołądek lubi tłuszcze. Potrzebuje ich żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego. Zdrowy żołądek = zdrowe jelita = zdrowy organizm.”
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem czy w imbirze czy kurkumie może się znaleźć seler, może jest na opakowaniu informacja?
Odnośnie pani dietetyczki to poproś ją o badania naukowe na których opiera swoje zalecenia, ponieważ to co napisała to po prostu stek pseudonaukowych bzdur. Nikt nie mówi że tłuszcz ogólnie nie jest nam potrzebny (gdyby nie był, to by go natura przecież nie wsadzała do naszych pokarmów), ale twierdzenia typu „Osoby alergiczne to osoby, które jedzą za chudo” albo „Żołądek lubi tłuszcze. Potrzebuje ich żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego.” nie mają żadnych podstaw naukowych. Dietetyków obowiązuje tymczasem trzymanie się ustaleń naukowych – podobnie jak lekarzy.
Jeśli chodzi o rozszczelnienie jelit, to właśnie wszelkie badania naukowe jak do tej pory wskazują raczej rzecz odwrotną: spożycie tłustego posiłku (szczególnie niestety bogatego w tłuszcz nasycony, ale nie w kwasy Omega-3) nasila endotoksemię poposiłkową oraz wzmagać może stan zapalny organizmu. Endotoksemia to zatrucie organizmu antygenami (np. obcymi białkami) i substancjami pochodzenia bakteryjnego. Skąd pochodzą te bakterie? Ano z naszych własnych jelit, które robią się „dziurawe” po spożyciu tłustego żarełka, przepuszczając cząstki pokarmowe do krwiobiegu (czyli tam, gdzie NIE powinno ich być), przez co ustrój zaczyna produkować przeciwciała. Te właśnie przeciwciała wykrywa test typu Food Detective czy inny badający nietolerancje pokarmowe. Jeśli mamy te przeciwciała we krwi, to znaczy, że nasze jelita nie są prawidłowo szczelne, bariera jelitowa jest osłabiona, ale na litość boską na pewno nie przez to, że jedliśmy ZA MAŁO sadła, słoniny, smalcu, masła i tranu – nie ma w ogóle na takie twierdzenia żadnych dowodów naukowych! Są raczej dowody przeciwne: gdy jemy zbyt tłusto, to dzieją się niefajne rzeczy z naszymi jelitami.
Zobaczmy tutaj, badanie na zwierzętach: tłuszcz powoduje rozszczelnienie jelit: https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0034233
Robiono też randomizowane badania na ludziach – niestety zachodzi tutaj to samo zjawisko czyli rozszczelnienie jelit po zbyt tłustym żarciu:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5097840/
albo tutaj:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3978718/
Dieta wysokotłuszczowa może być przyczyną dysbiozy czyli zaburzonej flory jelitowej u ludzi: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4578152/
Tego typu badań badań jest mnóstwo, zarówno na zwierzętach jak i na ludziach (zdrowych tudzież chorych na coś): https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/?term=saturated+fat+endotoxemia
Niestety ja nie znalazłam żadnego badania potwierdzającego, że spożywanie tłuszczu (nasyconego czy jakiegolwiek) wpływa pozytywnie na to by „żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego” czy też że spełnia on niczym inulina albo skrobia oporna rolę prebiotyczną powodując np. rozrost uszczelniających nasze jelita dobrych bakterii jak Bifidobacterium czy Lactobacilllus. Albo pomaga odbudować śluzówkę niczym L-glutamina (sporo jest jej w kapuście).
Jeśli nawet pozyskamy efekt chwilowej ulgi jedząc tłuszcz, to jeszcze nie znaczy, że sięgnęliśmy przyczyny. Przyczyną numer jeden osłabionej bariery jelitowej jest zniszczona i/lub zaburzona flora bakteryjna i to nad nią musimy się pochylić, dostarczyć tych dobrych bakterii i dużo papu dla nich by się nam mogły namnażać, a dla nich papu to akurat nie smalec czy inny tłuszcz, lecz węglowodany (np. skrobia oporna czy fruktany).
Agnieszka napisał(a):
Oj, prawda, pani Marleno, swięta prawda… Ja czytam Pani bloga od stycznia, zapragnęłam coś zmienić w swoim życiu. W lutym zaczęłam przygotowywać się do postu dr Dąbrowskiej, 1 marca zaczęłam post 42 dni, to było jak podróż w inny wymiar, ciałem byłam na Ziemi,a cała reszta gdzieś się unosiła. Po poscie nie wróciłam do starego życia, minęło 3 miesiące od zakończenia postu, dbam o to co wkładam do gęby, Pani tak zabawnie gdzieś to napisała. Podczas postu schudłam kilkanascie kilogramów, po poscie przez te 3 m-ce chudnę nadal powoli, Dlatego dziwi mnie trochę, jak wiele osób pisze, że zaczyna tyć po poscie. Mnie jest szkoda efektu, tych wyrzeczeń a poza tym tak mi się zmieniły smaki,że zajadam sałatki, warzywa, kasze z przyjemnoscią, a nadal chudnę. Czytam Pani artykuły regularnie, odświeżam pamięć, utwierdzam się, piekę chleb co jakis czas i tylko ten jadam. Mam chwile słabosci, oczywiscie, czasami im ulegam, słucham swojego ciała. I co fajnego zauważyłam, regularnie, co jakiś czas, czuję, że nie chce mi się jeść więc robię post wodny, bez wyrzeczeń, 1 doba na wodzie, ale to sam organizm się domaga. Zrobiłam ten krok, udało mi się, jestem po drugiej stronie – ja. Bo przecież świat wokół mnie się nie zmienił,pokus wiele i to nawet nie pokus, tylko tego wszystkiego niedobrego jest tyle… Ja już po to nie sięgam. Chociaż niestety rodziny jeszcze nie udało mi się zmienić, dzieciom, mężowi gotuję, tak jak oni chcą. Nie zmuszam ich, jestem po prostu dla nich przykładem, jem inaczej, podjadają mi często, to co sobie robię, cieszę się z tego. Wiedzą, że można inaczej, zdrowiej, że efekty daje niesamowite taka zmiana, mama się zmieniła, odmłodniała – ale póki co, wcinają padlinę i inne niezdrowe rzeczy. Ja już umiem wybierać to co dobre. Mam książeczki dr Dąbrowskiej, wracam do nich często i własnie, pani Marleno, mam pytanie. Chodzi o godzinę jedzenia śniadania ok. 12.00. a wczesniej tylko owoce. Robię tak, chociaż czasami jestem taka głodna. Kolację jem przed 18.00, to nie problem, po tylu miesiącach organizm się przyzwyczaił. Często wstaję po godz 5.00 rano, mam nieregularne zmiany w pracy, i wtedy wytrzymać do godz. 12.00 nie jest łatwo. O co chodzi z tą 12.00 ? Wiem, że chodzi o proces oczyszczania organizmu, ale to może dla tych, co późno wstają? I drugie pytanie, robiłam kontrolne badania i hemoglobina mi spadła do 10, czyli mięso trzebaby zjeść od czasu do czasu… Kiedyś żarłam mięcho 3 razy dziennie, teraz nie mam ochoty.
Marlena napisał(a):
Jak nie masz ochoty to nie jedz – proste. Podniesienie hemoglobiny jest możliwe nie tylko poprzez spożywanie zwłok. Natura dla nas przewidziała bardziej godny sposób. Warto jeść więcej czerwonych owoców, nie wiedzieć czemu poprawiają obraz krwi. Porzeczka, malina, truskawka, poziomka, granat, grejfrut, winogrona, arbuz, wiśnie i czereśnie, jabłka, żurawina, dzika róża itp. a także owoce o których myślimy, że są warzywami, np. pomidory czy czerwona papryka. Dobre są też czerwone buraki. I ogólnie wszystko co krwiste w kolorze działa dobrze na krew ?
Jeśli jeszcze może Ci coś trochę pomóc rozjaśnić sytuację, to przy niedokrwistości znalazłam taką oto poradę, którą w swojej książce „How to Get Well: Handbook of Natural Healing” zawarł dr Paavo Airola. Doradza on dołączyć do menu:
– buraki (zarówno jako sałatka jak i sok wyciskany, świetnie smakuje wyciśnięty np. z jabłkiem i marchewką)
– ziarno sezamu (szczególnie czarny sezam ma dużo żelaza) i słonecznika
– melasy (trzcinowa, karobowa)
– daktyle i rodzynki
– granat i sok z granatów
– banany, morele, borówki, czarna porzeczka, czerwony grejfrut, śliwki
– pomidory świeże i sok pomidorowy
– pietruszka zielona
Produkty jak buraki, melasa i sezam/słonecznik muszą znaleźć się na talerzu obowiązkowo codziennie, uzupełnione o białka z roślin strączkowych i produktów pełnoziarnistych (mogą być bezglutenowe). Reszta rotacyjnie lub codziennie jak kto lubi.
I unikać blokowania przyswajania żelaza przez zawierające kofeinę kawę, herbatę i napoje gazowane typu cola (ale to już pewnie wiesz) oraz wykluczyć napoje wyskokowe (w tym piwo).
Witaminy i suplementy:
– suplement żelaza (tylko pod kontrolą lekarza)
– witamina C co najmniej 1500 mg (wzmaga przyswajanie żelaza z pożywienia)
– B- complex forte (high potency) lub:
– wit. B12 od 25-50 mcg
– wit. B6 od 50-100 mg
– kwas pantotenowy do 100 mcg
– kwas foliowy 0,5-1 mg
– PABA (witamina B10, kwas para-aminobenzoesowy) do 50 mg
Zioła:
mniszek lekarski, żywokost, czarna porzeczka, kozieradka pospolita, liść maliny, kelp (algi).
Ada napisał(a):
Witam,
Marlenko gdzieś chyba u Ciebie czytałam ale nie mogę znaleźć, czy kandida żywi się tłuszczem? a nie cukrem jak się powszechnie uważa?
a drugie pytanie, może Ty bądź ktoś z czytelników mi pomoże: jestem już prawie trzeci tydzień na poście (w pewnej intencji), nie jest moim zamiarem schudnięcie. ogólnie jestem normlanej budowy ciała, tylko że góra jest szczupła, a dół trochę większy. mam małe piersi, no i poleciałam z biustu , totalnie. czy na zdrowym odżywianiu wróci to do normy?
pozdrawiam Cię i dziękuję za to co robisz