Czy jest coś takiego jak piramida zdrowego oczyszczania?
Znamy chyba wszyscy piramidę zdrowego żywienia.
W 2016 roku zaszła w niej rewolucyjna zmiana: została poprawiona aby być w zgodzie z najnowszymi ustaleniami badaczy i w jej podstawie zamiast produktów zbożowych znalazły się wreszcie właściwe produkty, czyli warzywa i owoce.
Trochę długo zajęło naukowcom dotarcie do tej prawdy (znanej od pokoleń i opisywanej w starych świętych księgach), ale cieszmy się, że się to w ogóle stało. 😉
Nawet jednak jeśli odżywiamy się zdrowo unikając pokarmów szkodliwych, a spożywając te korzystne – zazwyczaj przynajmniej raz lub dwa w roku warto zdecydować się na okres dłuższej diety oczyszczającej w takiej lub innej formie.
Przy czym innymi prawami rządzi się zdrowe odżywianie, a innymi zdrowe oczyszczanie.
Stąd też użyteczna będzie znajomość praw związanych z oczyszczaniem, a tu obowiązuje całkiem inna piramida – tym razem piramida zdrowego oczyszczania, którą dzisiaj przedstawię czytelnikom.
Wiedza ta przyda się każdemu z nas (chyba, że jesteśmy kobietą ciężarną lub karmiącą, wtedy oczyszczanie jest raczej niewskazane).
Nawet bowiem jeśli jesteśmy przewlekle zdrowi, to żyjemy w tak zanieczyszczonym środowisku (a i grzeszki dietetyczne się zdarzają nawet w najlepszej rodzinie), że profilaktyczne wewnętrzne sprzątanie jest każdemu z nas równie potrzebne co wiosenne porządki w domu czy ogrodzie.
Sama nazwa piramida oczyszczania może być nieco nieścisła, bowiem równie dobrze nazwana być może ona piramidą uzdrawiania siłami natury albo jak kto woli – piramidą urody, bowiem wszystkie trzy zjawiska mają wtedy miejsce: komórki oczyszczają się ze śmieci, ciało naprawia uszkodzenia, pozbywa się złogów, komórek martwych, uszkodzonych, starych, zdegenerowanych.
Następuje dzięki temu nie tylko odnowa biologiczna, ale i poprawa wyglądu (utrata zbędnych kilogramów, poprawa napięcia skóry, wygładzenie zmarszczek, wyraźne odmłodzenie itd. ).
Nie tylko więc po diecie oczyszczającej czujemy się lepiej (zdrowiejemy) i mamy lepszą jasność umysłu, więcej energii czy też zmniejszone zapotrzebowanie na sen, ale i ogólnie lepiej wyglądamy.
Wszystko to ma miejsce gdy damy szansę naszemu ciału od czasu do czasu odpocząć, czyli przestawić z trybu ciągłego trawienia wrzucanych do środka rozmaitych ciężkich do przerobienia pokarmów (i to nie zawsze zdrowych) – na tryb „sprzątająco-regenerujący”.
Możemy zaplanować oczyszczanie na dogodne dla nas okresy czasu: na weekend, na 7 dni lub na 14, a nawet na dłużej, ale nie dłużej niż 40 dni (6 tygodni), minimum 1-2 razy w roku (np. na wiosnę i/lub na jesieni).
Oczyszczanie weekendowe można powtarzać częściej, z równie dobrym skutkiem.
Jeśli bierzemy aktualnie jakieś leki na receptę musimy przygotować się na to, że będą musiały być redukowane w miarę postępów detoksu i regeneracji organizmu, a to warto robić pod okiem lekarza.
Dobrze jest też wykorzystać podczas oczyszczania wszystkie cztery drogi usuwania śmieci, o czym pisałam tutaj: [klik].
Detoksykacja i odnowa biologiczna jest nauką i sztuką, a najlepszą wiedzę na ten temat czerpie się od mistrzów aktywnie ją praktykujących u swoich pacjentów (jak np. słynny dr R. Morse, z kolei w Polsce prekursorką odnowy biologicznej była niezapomniana ś.p. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska), którzy mają za sobą dekady doświadczeń w pracy z pacjentami jeśli chodzi o uzdrawianie siłami natury oparte na detoksykacji i niejedno już na oczy widzieli, niejednego pacjenta wyciągnęli za nogi z grobu.
Dzisiaj tą wiedzą dzielę się z czytelnikami.
Po co taka piramida zdrowego oczyszczania?
Ponieważ wiele osób nie ma na ten temat wystarczającej wiedzy, a detoksem (tak jak wszystkim) też można sobie zaszkodzić, gdy się robi go nieumiejętnie.
A jeszcze gorzej wychodzeniem z trwającego dłużej detoksu – szczególnie gdy zaszliśmy już na górne piętra piramidy i przebywaliśmy tam przez dłuższy czas.
Nieumiejętny i zbyt gwałtowny zjazd w dół może być bolesny (a nawet zagrażać życiu), powoduje też utratę wszelkich korzyści jakie zostały osiągnięte oczyszczaniem.
Oto ta piramida (w/g dra R. Morse’a, ale powtarza się ten schemat również gdy zagłębiam się w lekturę dzieł innych ekspertów uzdrawiania siłami natury):
Od jedzenia wszystkiego (dieta standardowa tzw. urozmaicona, czy to wegetariańska, wegańska czy wszystkożerna) do niejedzenia niczego (i tylko picia czystej wody) jak widzimy dzieli nas dziewięć stopni.
Oczyszczanie nie następuje jak widać jedynie gdy głodujemy na wodzie – równie dobrze można bez cierpienia głodu jeść (albo pić – koktajle lub soki) i organizm też będzie się oczyszczał i regenerował (choć na każdym pięterku piramidy proces ten będzie się różnił intensywnością).
W wielu przypadkach lepiej mu będzie gdy mu przez ten czas dostarczamy (tego właściwego) pokarmu niż całkiem bez niego.
Popatrzmy teraz na sam szczyt piramidy: post wodny. W domu można go podjąć na krótki czas (np. jedną dobę), a na dłuższe okresy lepiej być pod opieką fastoterapeuty (aczkolwiek sama dr Wiśniewska-Roszkowska opisała w swojej książce pacjentów samodzielnie robiących taki post, jednak takiego postępowania nie sposób polecić).
Nie dostarczamy tu niczego za wyjątkiem wody do picia – na tym poziomie gęstość pokarmu (a co za tym idzie wysiłek jaki organizm musi włożyć w jego strawienie i wykorzystanie) wynosi zero, zaś odwrotnie proporcjonalnie do niej rośnie poziom oczyszczania i przywracania porządku (a więc zdrowia, bo zdrowie jest stanem porządku) wszystkim komórkom przez nasze ciało.
Odzyskaną w ten sposób energię ciało przeznacza na swoje wewnętrzne prace porządkowo-naprawcze. Im więcej jej zyska, tym intensywniej zabierze się za te prace i przeprowadzi je na głębszym poziomie.
W przypadku szczytu piramidy (czyli wody) ilość odzyskanej energii jest największa i powoli zmniejsza się gdy przesuwamy się w dół.
Popatrzmy teraz dla odmiany na sam dół piramidy, a w zasadzie to co znajduje się pod nią. Mamy tutaj standardową dietę czyli jemy wszystko: jemy to co lubimy, stosujemy zasadę „wszystko byle z umiarem” itd. – tak się żywi większość ludzi.
Gorzej czy lepiej, ale właśnie w ten sposób.
Dietetycy nazwać to mogą „urozmaiconą dietą” – czyli wszystkiego po trochu.
Na tym poziomie „pod piramidą” ciężkość pokarmu oraz związany z nią wysiłek ustroju niezbędny do trawienia mogą być zróżnicowane i czasem znaczne: pokarmy odzwierzęce oraz inne wysokobiałkowe, zbożowe, przetworzone, syntetyczne lub izolowane tłuszcze i izolowane węglowodany.
Na tym poziomie oczyszczanie nie ma miejsca, nawet jeśli nie spożywamy żywności z konserwantami.
I bardzo dobrze, bo przecież nie sposób tylko całe życie się oczyszczać, kiedyś trzeba też jeść posiłki urozmaicone. 😉
Gdy dieta „pod piramidą” jest faktycznie dobrze zbilansowana, nieprzetworzona i odpowiednio gęsta odżywczo – sprzyjać może utrzymaniu zdrowia i długowieczności.
Gdy jest źle zbilansowana i/lub zbyt przetworzona (uboga odżywczo) – sprzyja procesom degeneracyjnym i rozmaitym stanom chorobowym.
W przyrodzie jednak czas obfitości przeplata się z czasem niedoboru i jest to prawidłowe. Nie jest zgodne z prawami natury mieć ciągle i nieprzerwanie czas obfitości albo ciągle czas niedoboru: jedno i drugie z czasem prowadzi do zachwiania równowagi całego systemu.
Kiedy co parę godzin jemy normalne urozmaicone posiłki proces oczyszczania i odnowy biologicznej nie zachodzi ponieważ ustrój wykorzystuje zbyt dużo energii na trawienie pokarmów (szczególnie przetworzonych i odzwierzęcych, a także pewnych połączeń).
Metabolizm tych „normalnych” posiłków zabiera naszemu organizmowi więcej energii niż cokolwiek innego.
Nie może on jej wtedy przeznaczać zbyt wiele na odbudowę, regenerację, oczyszczanie czy naprawy.
Najcięższym pokarmem jest białko odzwierzęce: na trawienie odzwierzęcego białka organizm przeznacza 2,5 razy więcej energii niż na trawienie tłuszczów i 6 razy więcej energii niż na trawienie węglowodanów.
Do tego poziomu na którym brak jest oczyszczania należy jednak nie tylko standardowa dieta wszystkożerna, tu należą też diety wegetariańskie i wegańskie (również w wersji witariańskiej): mimo, iż czasem nawet nie ma tam pokarmów odzwierzęcych (lub ich ilość jest mniejsza niż w diecie wszystkożernej, np. u laktowegetarian), to wciąż mamy tam pokarmy z dużą zawartością białka, węglowodanów lub tłuszczu (orzechy, nasiona, tofu, strączki, zboża, czasem nabiał), pokarmy wysoko przetworzone (jak np. przetwory z soi udające mięso), używki (tytoń, kofeina itd.), czy też powszechnie używane izolaty spożywcze (olej i cukier).
W najgorszym położeniu są ci weganie, którzy na zmianę diety zdecydowali się z powodów jedynie ideologicznych i kompletnie przy tym nie mają wiedzy o żywieniu, a jedyne co zrobili to proste usunięcie z menu pewnych grup pokarmów.
Pokarmy odzwierzęce zostają wtedy częstokroć zastąpione pokarmami przetworzonymi (jak to mówią: chipsy i Cola też są wegańskie!) albo zbożowymi (makarony, bułki itd.), zamiast zwiększyć spożycie świeżych warzyw i owoców.
Pomimo, iż dieta jest 100% roślinna – taka dieta też może skutkować postępującą degeneracją organizmu
A dieta witariańska, uważana przez jej obrońców za najzdrowszą?
Wbrew pozorom dobrze prowadzona dieta wszystkożerna może być bardziej sprzyjająca zdrowiu (patrz Niebieskie Strefy) od źle prowadzonej diety witariańskiej, co dobrze obrazuje przypadek Victorii Boutenko, znanej witarianki, propagatorki ery zielonych koktajli.
Wszystko było dobrze (zdrowiała i pozbywała się nadmiaru kilogramów) do momentu gdy zaczęła obficie raczyć się witariańskimi deserami wykonanymi na bazie masywnych ilości orzechów i nasion oraz dodatkowo łyżkami piła oleje wyciskane na zimno myśląc, że to jest super zdrowa rzecz (olej tymczasem to produkt przetworzony, izolat): zaczęła wtedy tyć i podupadać na zdrowiu.
Zabrakło pokory i zrozumienia praw natury, a zwyciężyła ideologia, jednym słowem.
A co ze spożywaniem eko produktów ze sklepów ze zdrową żywnością?
Wystarczy przejść się do najbliższego sklepu ze zdrową żywnością aby przekonać się, że półki zawalone są tam żywnością wcale nie taką znowu zdrową!
Większość towarów to ekologiczne odpowiedniki konwencjonalnych śmiecioszkowatych produktów czyli niejednokrotnie produkty bardzo przetworzone, choć niewątpliwie z certyfikatami bio i eko.
Możemy oszukiwać siebie, ale natury nie oszukamy – sprawdza się to, co zawsze powtarzam: przewlekłego zdrowia nie zapewni nam żaden „-izm” (wegetarianizm, weganizm, witarianizm itd.), ani żaden ruch oparty na wyznawaniu jakiejś ideologii (natura drwi sobie z naszych ideologii).
Nie zapewnią go nam też certyfikaty bio i eko jeśli będą dotyczyć produktów silnie przetworzonych.
Co nam więc zapewni zdrowie?
Tylko wiedza, zdrowy rozsądek, dbanie o całokształt (zamiast na wyrywki, jak to często lubimy robić) i trzymanie się na co dzień zasad zdrowego życia: świeży, naturalny i nieprzetworzony lub bardzo nisko przetworzony pokarm (w możliwie jak największym procencie pochodzenia roślinnego), nieprzejadanie się, unikanie czynników szkodliwych, odpowiednie nawodnienie, okresowe oczyszczanie na świeżych warzywach i/lub owocach, umiarkowana dawka słońca, sen i wypoczynek, umiarkowana aktywność fizyczna, dbałość o pogodę ducha i zdrowe relacje z innymi stworzeniami zamieszkującymi planetę.
Dawniej nazywano to zasadami Naturalnej Higieny (nie mylić z tzw. „medycyną alternatywną”, bo to dwie różne rzeczy) – jednak dzisiaj, w czasach chaosu, kiedy wszystko zostało wywrócone do góry nogami, pojęcie „higieny” w publicznej świadomości zostało w zasadzie zredukowane jedynie do… dbałości o brak bakterii – czyli zewnętrzną (a nie wewnętrzną!) czystość ciała.
Nic dziwnego, że chorujemy na potęgę w coraz to młodszym wieku – my po prostu nie mamy pojęcia jak żyć, aby nie chorować.
Jaki jest najbardziej oczyszczający pokarm?
Najdelikatniejszym dla człowieka pokarmem, wymagającym najmniej pracy ze strony układu pokarmowego i najmniej go obciążającym są jak wynika z piramidy detoksu owoce – szczególnie polecane są te bardzo soczyste, zawierającej najwięcej wody (jagody, melony, arbuzy, cytrusy, winogrona itd.).
Zdaniem dra Morse’a soczyste owoce nie tylko nawilżają ciało, przepłukując każdą komórkę właściwie uporządkowanymi molekułami wody (zwykła woda ze szklanki nie dociera tak łatwo do komórek), ale i wspomagają przez to nasz system w oczyszczaniu niezmiernie ważnego układu, a mianowicie układu limfatycznego.
Jak wiadomo mamy dwa bardzo ważne płyny ustrojowe: krew i limfę (chłonkę).
Układ krwionośny dostarcza papu komórkom, a układ limfatyczny jest niczym kanalizacja – odbiera odpady od komórek.
Zapchana lub pełna nieczystości kanalizacja to najgorsza rzecz – nie tylko w naszym domu, ale i wewnątrz nas.
Na drugim miejscu są warzywa – są nieco bogatsze w błonnik i minerały.
Jednak to owoce są delikatniejsze, łatwiej strawne i – jak twierdzi dr Robert Morse – skutkują oczyszczeniem komórek na najgłębszym poziomie, dużo głębszym niż robią to warzywa.
Dr Morse prowadzi swoją klinikę detoksykacji od 42 lat i niejedno w swoim życiu widział, więc zakładam, że wie co mówi.
Przy czym pokarm podany w formie płynnej jest jeszcze lżejszy do przepracowania przez ustrój niż ten sam podany w formie stałej, pozostawiając mu jeszcze więcej energii na prace naprawcze.
Stąd koktajl będzie oczyszczał silniej od tego samego pokarmu zjedzonego w całości, a sok silniej niż koktajl.
Procesy oczyszczania zachodzą ponadto zawsze i u każdego bez względu na dietę tak czy inaczej każdej nocy kiedy śpimy, wtedy bowiem naturalnie nie wrzucamy niczego do przerobienia do środka, a nasz organizm zabiera się za swoje porządki.
Jednak kiedy nie śpimy, a coś tam jemy lub pijemy, to procesy te będą również zachodzić – o ile będziemy jeść i pić tylko te pokarmy, które natura dla nas w tym celu przewidziała.
Jakie to są pokarmy – odpowiedź daje nam piramida oczyszczania: warzywa i owoce.
Nie jest to w sumie nic nowego: wzmianka o mocy oczyszczania za pomocą diety zawierającej tylko warzywa, owoce i wodę pojawiła się nawet w Biblii, w księdze proroka Daniela: „Zrób próbę ze swoimi sługami przez dziesięć dni. Niech nam dadzą jarzyn do jedzenia i wody do picia.”.
Pod pojęciem jarzyn rozumiemy to, co Bóg na początku dał do jedzenia Adamowi i Ewie: wszelkie jadalne owoce oraz warzywa („Oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem.”).
To był strzał w dziesiątkę, bo jak dalej czytamy: „A po upływie dziesięciu dni okazało się, że lepiej wyglądali i byli tężsi na ciele niż wszyscy młodzieńcy, którzy jadali pokarm ze stołu królewskiego.”.
Oczywiście chodzi tu o tężyznę fizyczną, a nie nadwagę.
To właśnie ten biblijny „eksperyment dietetyczny” zainspirował polską lekarkę, panią doktor Ewę Dąbrowską do opracowania autorskiej metody leczenia żywieniem – diety warzywno-owocowej znanej pod nazwą post Daniela.
W ciągu całego życia człowiek spożywa kilkadziesiąt tysięcy posiłków.
Nasi przodkowie (w przeciwieństwie do dzisiejszych dietetyków) już od tysięcy lat wiedzieli co w trawie piszczy: wiedzieli, że od czasu do czasu warto odejść od pokarmów ze „stołu królewskiego” i dla zdrowotności żywić się przez krótki czas maksymalnie prostym, świeżym jedzeniem (jarzyny, owoce, woda), czerpanym wprost z rąk Matki Natury. Czy to w celach profilaktycznych, czy w celu uzdrowienia ciała.
Sprawdzało się to dawniej – sprawdza się i dziś: wszystkie Niebieskie Strefy (choć różnią się między sobą rodzajem spożywanych na co dzień pokarmów) posiadają tę wspólną cechę, że w każdej z tych kultur mamy do czynienia z tradycjami okresowych postów.
O oczyszczającej i przywracającej zdrowie mocy diety surowej (sokowej, surówkowej) niejednokrotnie pisał też dr Andrew Saul w swojej książce „Wylecz się sam”.
Nie są to więc jakieś nowomodne wymysły. Ani miejskie legendy. To się dzieje naprawdę.
Kontrolowanie symptomów kryzysów ozdrowieńczych
Bardzo ważna jest też hierarchia i kolejność naszych działań. Wszystko bowiem w naturze ma swoją kolejność i hierarchię.
Zanim zaczęliśmy chodzić raczkowaliśmy, a zanim zaczęliśmy biegać najpierw musieliśmy nauczyć się chodzić. Nie da się też stworzyć człowieka w miesiąc czasu, każąc chodzić w ciąży dziewięciu kobietom, po miesiącu każda.
Wszystko ma w naturze swoje odpowiednie miejsce, hierarchię i czas. Natura zawsze robi swoją robotę nie spiesząc się, ale zawsze robi ją tak jak ma być – czyli idealnie i zgodnie z boskim planem i porządkiem Wszechświata.
Jeśli dajmy na to ktoś przebywał całe dekady swojego życia pod piramidą i przez wszystkie te lata (365 w dni w roku) karnie każdego dnia zjadał swoje zalecane „pięć posiłków dziennie”, niekoniecznie zawsze całkiem naturalnych, nieprzetworzonych i zdrowych (plus dodatkowe obżarstwo i opilstwo w święta, grille z rodziną, imprezy ze znajomymi itd.), nie stroniąc od pokarmów przetworzonych, używek, smażenin, słodyczy albo fury mięsa, a potem z dnia na dzień bez przygotowania nagle rzuci się od razu na sam szczyt piramidy czyli na intensywny post wodny (intensywny czyli dłuższy niż dzień czy dwa), to… taki ktoś może mieć problem.
Jako minimum rozboli go mocno głowa, z uwagi na wszystkie poutykane latami śmieci uwalniające się do krwi szybko (zbyt szybko!) z komórek ciała.
Im wyżej bowiem w piramidzie, tym oczyszczanie jest silniejsze, a objawy detoksykacyjne (objawy tak zwanego kryzysu ozdrowieńczego) mogą być bardziej dokuczliwe.
Jak silne objawy kryzysu nas dotkną to będzie zależeć od kilku czynników: nasilenie tych kryzysów jest wypadkową tego jak dalece posunięty jest aktualny stan zaśmiecenia organizmu, przewlekłości tego stanu (od jak dawna robiliśmy ciału krzywdę i jak mocno) i od tego na jaki stopień piramidy weszliśmy z marszu bez żadnego uprzedniego przygotowania.
Oto najlepsza rada dla początkujących: zacząć od pierwszego/drugiego stopnia piramidy – tak jak przy diecie warzywno-owocowej dr Dąbrowskiej – dla wielu osób będzie to wystarczające i przyniesie zauważalne korzyści, jeśli nie – to zawsze można przejść dalej na kolejne stopnie oczyszczania.
Niektórych mocno zanieczyszczonych ludzi dotykają silne bóle głowy lub osłabienie i objawy grypopodobne już w pierwszym dniu nawet najlżejszego reżimu oczyszczania, czyli gotowanej diety warzywno-owocowej (np. diety na warzywnych zupach).
Nie należy tymi symptomami się zrażać – jest to zjawisko naturalne i przemijające. Najgorsze co możemy w tym momencie zrobić, to spadek pod piramidę – wszelkie dobroczynne procesy zostają przerwane.
Objawy kryzysów ozdrowieńczych są najróżniejsze i bardzo indywidualne, mają też różną intensywność: bóle głowy, stawów lub mięśni, bezsenność lub odwrotnie – wzmożona senność, pogorszenie stanu skóry (wypryski itd.), swędzenie skóry, obłożony język (im bardziej obłożony tym bardziej jesteśmy przytruci), biegunka, gorączka, nudności i wymioty, wyczuwanie zapachu leków, które się kiedyś brało, papierosów, które się kiedyś paliło, nieprzyjemny zapach ciała, wydalin, potu.
Także odnowienie się i ponowne zagojenie starych ran (nawet takich z dzieciństwa, o których dawno zapomnieliśmy), ponowne chwilowe ataki starych chorób „leczonych” (czyli najczęściej przytłumianych) ongiś farmakologicznie, chwilowe odnowienie się starych bóli, krwawiące dziąsła, stany grypopodobne, dreszcze lub uderzenia gorąca, uczucie rozbicia psychicznego, kryzysy emocjonalne (wybuchowość, kłótliwość, płaczliwość, zbiera się na stare wspomnienia i „gorzkie żale” itd.).
Wiele osób lęka się tych symptomów detoksykacji. Tymczasem naprawdę nie ma czego! Są one zgodne ze starym powiedzeniem „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. 😉
Należy zaakceptować, że kiedy kładziemy się na stole operacyjnym Matki Natury – trzeba odcierpieć swoje i odbyć pokutę za wszystkie grzeszki jakich przeciwko naszemu ciału się dopuściliśmy, czasem przez całe dekady naszego życia (kiepskie żarcie, leki, stresy, chemikalia i kosmetyki, szczepionki i tatuaże, a nawet mamusia co się w ciąży lub przed ciążą nie szanowała lajfstajlowo i też nigdy nie oczyszczała, bo po co).
Natura jest jednak niezwykle dobrotliwa i nie karze nas zbyt ciężko: kryzysy, choć potrafią być dokuczliwe, trwają stosunkowo krótko – czasem parę minut czy godzin, czasem parę dni.
Ale gdy już ustaną to wtedy wiadomym jest, że dana rzecz została definitywnie uleczona przez nasze ciało, wybaczona i zapomniana (nie bezwarunkowo co prawda, ale na pewno do momentu gdy będziemy żyć zgodnie z odwiecznymi prawami natury, a nie przeciwko nim).
Kryzysy ozdrowieńcze, choć mogą być uciążliwe – tak naprawdę są błogosławieństwem, a nie przekleństwem.
Nie należy się ich bać ani wściekać się na nie, lecz być wdzięcznym za to, że ciało w ten sposób z nami rozmawia: kryzysy te są oznaką tego, że nasz organizm właśnie teraz dokonuje odnowy biologicznej, wytrwale pracując nad przywracaniem systemowej równowagi, którą my swoją głupotą, niewiedzą lub zaniedbaniem zaburzyliśmy.
Z każdym kolejnym oczyszczaniem kryzysy te są poza tym mniejsze jeśli prowadzimy higieniczny tryb życia i mamy naturalną dietę.
Najtrudniejsze jest zawsze pierwsze podejście do oczyszczania, kiedy to uwalnia się najwięcej śmieci, czasem zbieranych przez dekady.
Dlatego tak ważne jest nie zrażać się do oczyszczania już przy pierwszym podejściu, lecz zaufać mądrości swego ciała – ono zawsze wie co robi! 😉
Znajomość piramidy oczyszczania to nieoceniona wiedza jeśli chodzi o kontrolę nad kryzysami ozdrowieńczymi.
Jeśli chcemy zminimalizować objawy kryzysu to wystarczy przesuwać się stopniowo w dół piramidy, czyli np. jeśli jesteśmy na oczyszczaniu zielonymi koktajlami i mamy kryzys ( w jakiejkolwiek formie), to w celu spowolnienia procesów oczyszczania (a co za tym idzie i zmniejszenia kryzysów ozdrowieńczych) schodzimy o jeden stopień w dół lub dwa – na surowe warzywa i owoce jedzone w całości albo nawet dorzucamy sobie lekki gotowany posiłek: trochę warzyw na parze czy delikatną warzywną zupę (wykonaną ze 100% warzyw, bez nabiału, zbóż, mięsa, jaj itd.).
W ten sposób spowolnimy co prawda nasze oczyszczanie, ale też i mniej dotkliwe będą oznaki kryzysu ozdrowieńczego i łatwiej będzie nam je przetrzymać.
I vice versa – jeśli uważamy, że efekty oczyszczania są nieznaczne, za słabe i nas nie satysfakcjonują – możemy przesuwać się w kierunku do góry piramidy (np. na diecie surówkowej możemy robić sobie wstawki na samych koktajlach lub sokach czy nawet dzień na samej wodzie z sokiem cytrynowym jeśli czujemy się na siłach – wszystko zależy od naszego samopoczucia).
Nie jest zalecane gwałtowne „skakanie” po piramidzie o parę pięter nagle w górę lub w dół gdy na danym stopniu zatrzymaliśmy się na dłuższy okres czasu.
Ponadto pamiętajmy, że zjadając np. produkt odzwierzęcy czy niewinną bułkę z serem wypadamy poza piramidę – następuje przerwanie procesów oczyszczania, bowiem ustrój znowu zajmuje się trawieniem tego ciężkiego pokarmu, który właśnie dostał.
Dr R. Morse mówił na którymś ze swoich wykładów, że słynny popularyzator kultury fizycznej i zdrowia Bernarr Macfadden (1868-1955) nieopatrznie przerwał swój ostatni przed śmiercią długi post wodny za pomocą gotowanych ziemniaków (czyli ze szczytu piramidy kazał natychmiast zejść swojemu organizmowi na sam dół) i niestety nie było mu dane już żyć długo i szczęśliwie (aczkolwiek oficjalna przyczyna śmierci to zapalenie dróg moczowych).
Gdyby sięgnął po sok owocowy czy nawet porcję bardzo soczystych owoców (np. arbuza) – pewnie by się tak nie stało.
Jak pisze dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska – odsetek zgonów w czasie dłuższego postu nawet o najintensywniejszym reżimie (czyli wodnego) jest niezwykle niski (ok. 0,7%) i dotyczy pacjentów w wyjątkowo złym stanie, podczas gdy powikłania następują w czasie nieumiejętnego wyjścia z tego postu (zdarzało się podanie pacjentom po poście wodnym m.in. czekolady, chleba, suszonych owoców, mięsa czy kanapek z masłem).
Na tak wielki szok świeżo oczyszczony organizm, który przez długi czas nie dostawał żadnego pokarmu, nie jest po prostu przygotowany.
W profesjonalnych klinikach podaje się najpierw soki owocowe, a jeśli post wodny trwał krócej – niewielką porcję mocno soczystego owocu (np. arbuza).
Zazwyczaj post wodny jako „kuracja ostateczna” jest zarezerwowany dla bardzo zaniedbanych przewlekłych chorób – „przypadków beznadziejnych”, nie reagujących na inne postępowanie, czasem też dla przypadków ostrych (np. przy zapaleniu trzustki nawet medycy konwencjonalni to stosują).
W większości przypadków dla okresowego oczyszczenia organizmu w zupełności wystarczy reżim mniej intensywny (surówkowy, sokowy, dieta warzywno-owocowa) – skutecznie przywracający równowagę systemu (przede wszystkim kwasowo-zasadową).
Zdarzają się jednak sytuacje, w których rozpaczliwie zły stan zdrowia niejako wymusza rozpoczęcie działań od szczytu piramidy, np. ilość nietolerancji pokarmowych jest zbyt wielka aby zacząć od innego miejsca piramidy i uzyskać pożądane efekty.
Jeśli czyjś organizm został do takiego stopnia nadużyty i zatruty, iż nie toleruje już nawet najzdrowszego dla istoty ludzkiej pokarmu jakim są warzywa i owoce, to lekarz nie ma innego wyjścia jak zacząć od kuracji wodnej, czyli nacisnąć guzik „totalny reset”.
Pisze o tym m.in. dr E. Dąbrowska i podaje taki oto przypadek:
„U kobiety lat 38, rozpoznano przed trzema laty stwardnienie rozsiane. Od tego czasu utrzymywał się paraliż 4 kończyn oraz porażenie zwieraczy. Jedynym ruchem jaki mogła wykonać było przywiedzenie ręki do klatki piersiowej. Również miała porażenie ośrodka mowy, nie mogła wymówić ani jednego słowa, bełkotała. Była całkowicie bezradna, wożono ją w wózku inwalidzkim. Wszelkie próby leczenia były nieskuteczne.
Również próba podjęcia diety warzywno – owocowej nie dała spodziewanych efektów. Poleciliśmy wykonanie testu na nietolerancje pokarmowe, który wykazał nietolerancję glutenu, drożdży i również nietolerancję większości warzyw. Zrozumieliśmy, że te nietolerancje były przyczyną braku efektów diety warzywno – owocowej. Należało wyeliminować pokarmy, których organizm nie toleruje.
Zaczęła stosować okresowe głodówki wodne i stopniowo włączała te warzywa, które były tolerowane. Już po 2 miesiącach zaczęła następować stopniowa poprawa, ustępował paraliż kończyn, cofały się zaburzenia równowagi, mowy, oczopląs.
Również nastąpiła poprawa w badaniu tomograficznym mózgu. Także nastąpiła normalizacja wysokiego poziomu hormonu prolaktyny z czym wiązało się ustąpienie torbieli w piersiach.
Obecnie minęły 2 lata, jest sprawna, mogła powrócić do pracy, jeździ samochodem, przestrzega diety eliminacyjnej i często powtarza kuracje dietą warzywno – owocową.”.
Warto zwrócić uwagę na to, że sukces można było odtrąbić nie tylko dzięki samej kuracji warzywno-owocowej, ale też dzięki temu co działo się po niej: opisana pacjentka nigdy już nie wróciła do dawnych nawyków żywieniowych, co jest całym sensem zdrowienia i jego niezbędnym elementem.
Regularnie powtarza też oczyszczanie na samych warzywach i owocach.
Dzięki temu nie tylko zdrowie odzyskała, ale i nadal je zachowuje – funkcjonuje normalnie w społeczeństwie.
Nieźle, jak na kogoś kto przybył do lekarza na wózku inwalidzkim, unieruchomiony, bełkoczący i robiący pod siebie.
Jak pamiętamy jeszcze w latach tuż powojennych pewien lekarz w Niemczech, dr Evers, pomógł przez niemal 40 lat pracy w swojej klinice tysiącom pacjentów chorym na rozmaite schorzenia (w tym SM i inne „nieuleczalne”) powrócić do zdrowia (co zostało potwierdzone badaniami lekarskimi), a czynił to za pomocą diety surówkowej, o czym pisałam tutaj [klik].
A jeszcze kilka dekad przed nim (od końca XIX wieku aż do wybuchu II wojny) tego samego dokonywał szwajcarski lekarz, dr Bircher-Benner w swojej słynnej klinice w Zurychu.
Od czasów biblijnych aż po dzień dzisiejszy – to po prostu działa i nic się nie zmieniło w tym względzie: gdy dostarczyć odpowiednie paliwo, to ludzki organizm zaczyna podlegać prawom wszechświata – sam się naprawia przywracając porządek, pod warunkiem, że jest to wciąż możliwe i zniszczenia nie zaszły za daleko.
Z powyższego opisu pacjentki dr Dąbrowskiej mogłoby na pierwszy rzut oka wynikać, że zaszły za daleko, jednak to nie nam sądzić – po pozorach, po tym co widać na zewnątrz.
Nasz organizm jest dalece bardziej inteligentny niż nam się wydaje – nie możemy się o tym przekonać dopóki nie doświadczymy tego.
Tyle tylko, że dzisiaj te metody są wyśmiewane, bo przecież mamy ultranowoczesne leki, przy czym im choroba bardziej „nieuleczalna” tym bardziej nieprawdopodobne kwoty należy za nie płacić, np. za immunosupresant Gilenya będący „lekiem ostatniej szansy” dla chorych na stwardnienie rozsiane producent każe sobie płacić prawie 300 zł za jedną kapsułkę – opakowanie starczające na miesiąc to koszt niemal 8 tysięcy złotych.
A w ulotce napisano zgodnie z prawdą: „Lek nie powoduje wyleczenia z SM” oraz ostrzeżono, iż może powodować m.in. ciężkie zakażenie mózgu.
Nawet jeśli chory ma tzw. ubezpieczenie, to wbrew pozorom specyfik ten nie jest „za darmo”, bo za takie „leczenie” (jedynie objawowe) każdego takiego chorego te osiem tysięcy złotych miesięcznie płacimy my wszyscy z naszej kieszeni (ze „składki” przymusowo odciąganej od miesięcznego wynagrodzenia).
Ile kosztuje woda?
Albo marchewka czy jabłko na sok?
Ile kosztuje przekazanie komuś informacji, że można spróbować inaczej?
Jeśli do tej pory jesteśmy zdrowi, to pamiętajmy o tym, że najlepszą taktyką i sposobem na życie nie tyle jest wiedzieć co robić gdy zachorujemy, ale w pierwszym rzędzie wiedzieć jak NIE zachorować – czyli profilaktyka.
I wiedzę tę przekazywać dalej.
Dzięki nowoczesnej technologii (internet, komórki) mamy to zadanie wybitnie ułatwione.
Nasi przodkowie nie mieli tyle szczęścia.
Do zapamiętania:
- Oczyszczanie i odnowa biologiczna zaczyna się tak naprawdę dopiero wtedy gdy na talerzu zostawiamy tylko warzywa i owoce (menu 100% warzyw i owoców).
- Surowe jedzenie ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż gotowane.
- Owoce mają większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż warzywa, nawet zielonolistne (tak!).
- Dieta płynna (koktajle, a jeszcze bardziej soki) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta złożona z tych samych pokarmów jedzonych w postaci stałej.
- Mono-dieta (czyli dieta jednoskładnikowa) ma większą moc oczyszczania i uzdrawiania niż dieta urozmaicona (np. mono-owocowa ma większą niż multi-owocowa, ale ta sama zasada dotyczy innych monodiet, np. na kaszy jaglanej czy ryżu, choć monodiety zbożowe mają zdecydowanie mniejszą moc oczyszczania).
Jeśli tegoroczne wiosenne oczyszczanie jest jeszcze wciąż przed wami, to może zaplanujecie oczyszczanie na ten nadchodzący długi weekend, np. na sezonowych owocach i warzywach, których czas właśnie się zaczął?
Jeśli tak, to możecie to teraz zrobić skuteczniej i bezpieczniej – uzbrojeni w nową wiedzę dotyczącą piramidy zdrowego detoksu.
Miłego i owocnego oczyszczania! 🙂
Wszystkie zamieszczone na tej stronie informacje odnoszące się do oczyszczania organizmu są przeznaczone dla dorosłych osób zdrowych. Nie są przeznaczone dla osób stosujących farmaceutyki, nastolatków w okresie wzrostu, osób w podeszłym wieku oraz kobiet ciężarnych i karmiących. Nie mają charakteru porady lekarskiej ani nie mają na celu jej zastąpić.
Pomocne źródła:
1. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Leczenie głodówką i dietą surówkowo-jarską”
2. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, książka „Głodówka jako metoda leczenia”
3. dr Ewa Dąbrowska, książka „Ciało i ducha ratować żywieniem”
4. dr Andrew Saul książka „Wylecz się sam”
5. dr Robert Morse, książka „The Detox Miracle Sourcebook: Raw Foods and Herbs for Complete Cellular Regeneration”
6. Zmiany na poziomie komórkowym podczas oczyszczania: https://grapegate.com/study-lymphological-healing/healing-at-the-cell-level-part-2/
7. The Different Levels of Detoxification https://www.spiritrawpicalhealing.com/single-post/2017/01/16/The-Different-Levels-of-Detoxification-What-you-Need-to-Know
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
moi napisał(a):
Czyli dieta Dąbrowskiej jest prawie na samym dole piramidy?
Marlena napisał(a):
Niekonieczne. Zależy co w niej zastosujemy, bo pani doktor sięga też do soków a nawet w razie potrzeby – samej wody. Tak więc zależy co jemy: gotowane pokarmy to coś innego niż surówka, a surówka to co innego niż świeżo wyciskany sok warzywno-owocowy. Jeśli ktoś będzie podczas diety dr Dąbrowskiej jadł tylko same gotowane posiłki to oczyszczanie będzie, ale bardzo powolne. Nawet sama dr Dąbrowska mówiła o tym na wykładzie: surowe pokarmy przyspieszają procesy naprawcze i detoksykacyjne, a gotowane spowalniają.
Agnieszka napisał(a):
Stosowałam dietę jednoskładnikową przez dwa tygodnie jakieś 10 lat temu (jadłam tylko arbuzy z własnego ogrodu) i przyniosła świetne rezultaty. Teraz też się przymierzam do oczyszczania, mniej drastycznego i zastanawiam się czy w tym czasie mam też odstawić suplementy (wit. D, chlorella, magnez itd). Czy raczej brać je przez okres oczyszczania?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, ja nie biorę na co dzień suplementów, sięgam po nie jedynie w razie potrzeby (infekcja, uraz, stres itp.). Na pewno nie biorę żadnych podczas detoksu. Organizm przestawia się wtedy na inny tryb pracy, więc o jakieś niedobory w tym czasie boimy się zupełnie niepotrzebnie. Ani dr Morse ani dr Dąbrowska nie zalecają brania suplementów w tym czasie. Prawdziwe jedzenie wiadomo jak działa na organizm w tym czasie, ale suplementy nie wiadomo. Leki też wiadomo – działają wielokroć silniej niż w trybie normalnego jedzenia.
Paulina napisał(a):
Pani Marleno, to tak z ciekawości: na oczyszczanie ma również wpływ to, co kładziemy na skórę. Czym mogę zastąpić konwencjonalne balsamy czy kremy do twarzy, żeby sobie nie zaszkodzić? Czy wystraczy olej kokosowy jako balsam?
Marlena napisał(a):
Zgadza się, Paulino, skóra to nasz największy organ – wszystko co na nią kładziemy trafia do naszego wnętrza drogą transdermalną, dlatego ja podczas detoksu niczego na skórę nie kładę, nawet oleju, to jest czas odpoczynku również od kosmetyków. Zdrowa skóra doskonale sobie bez nich radzi.
Świetnie też sprzyjają detoksykacji ciepłe kąpiele z dodatkiem sody oczyszczonej i soli magnezowych (chlorek lub epsom) z dodatkiem kilku kropli ulubionego olejku eterycznego: skóra robi się miękka i bardzo odprężona.
Antek napisał(a):
A jak długo powinno trwać oczyszczanie np arbuzowe?
Marlena napisał(a):
Napisałam w artykule – przeczytaj proszę uważnie.
Piotr napisał(a):
Brakuje mi tutaj wzmianki o dużym potencjale chlorofilu, traw zbożowych i glonów jako część procesu oczyszczania.
Marlena napisał(a):
Chlorofil też oczyszcza, doskonale alkalizuje itd., dlatego można śmiało stosować metodę np. owoce do wieczora + na kolację sałatka z zielonolistnych warzyw. Mimo to eksperci są zgodni: na najgłębszym poziomie oczyszczają jednak soczyste owoce. Dr Morse mówi, że trafiają do niego ludzie, którzy już byli na kuracjach w Hippocrates Health Institute, jedli te kiełki, pili te młode zielone trawy i nic! Dopiero kuracja złożona w 100% z soczystych surowych owoców oraz pewnych ziół (dr Morse jest też zielarzem) przyniosła oczekiwaną poprawę zdrowia.
zbyrek napisał(a):
witam i dołączczam go licznego grona osób wdzięcznych za Pani pracę, wiedzę i chęc dzielenia się nią, pełen szacunek za to:)
Chciałem zapytać jak post ma się do ilości spożywanych kalorii, np. sokowy – owocowy. obecnie jestem na poście Daniela i prawiewcale nie chce mi się jeść, kryzysy rzadkie i krótkotrwałe, a najlepiej wchodzą mi soki owocowo-warzywne z produktów dozwolonych na tej diecie.
Pewnie kiedyś chciałbym podjąć post z wyższego poziomu piramidy i podejrzewam, ze np. post owocowy, czy to w postaci surowych, owoców czy soków bedzie dla mnie nawet przyjemniejszy i lżejszy, bo zwyczajnie smaczniejszy. jesli przy tym jeszcze skuteczniejszy to super:) Wiadomo, ze na poscie Daniela dzienne dostarczanie kalorii to ok. 500 i scisle wymieniona lista mozliwych warzyw i owoców. A jak to wygląda na poscie owocowym, sa jakies konkretne warzywa, ich ilości, limit kalorii(zeby się włączyło odżywainie endogenne) i przede wszystkim okres pzez jaki mozna stosować? czy jest to też maksymalnie 40 dni?
Marlena napisał(a):
Tak, też 6 tygodni max., zaś co do owoców nadających się najlepiej do celów oczyszczających, to tutaj jest wszystko wyjaśnione i przedstawione (filmik przetłumaczony jest na język polski): https://www.youtube.com/watch?v=r0QMlCx4FDo
Mark James Gordon jest naturopatą, uczniem dra Morse’a i to on stworzył serię krótkich filmików edukacyjnych na ten temat. Niektóre z nich zostały przetłumaczone na polski.
Edyta napisał(a):
Oglądałam ostatnio wyklady dr Morsea, który mówił o tym, że nasza skóra to trzecia nerka i jeżeli mamy problemy z oczyszczaniem przez nerki to limfa wypchnie wszystko na skórę (trądzik, łuszczyca itp). Moje pytanie Marleno to jak usprawnić działanie nerek żeby prawidłowo oczyszczały organizm? Poprzez posty? Juz trzy razy zaliczylam Dąbrowska obecnie jestem na surowych owocach i warzywach, po Dabrowskiej efektów niestety nie było.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, skóra jest jednym z narządów eliminacyjnych. Jeśli efekty postu Daniela nie były satysfakcjonujące (i przy założeniu, że po nim nie wróciliśmy do starych szkodliwych nawyków żywieniowych), to można spróbować wejść na wyższe stopnie piramidy (jedząc tylko pokarm surowy – forma stała lub płynna, owocowo-warzywnie lub wyłącznie owocowo – zobacz co działa u Ciebie).
Tutaj filmik od M. J Gordona (uczeń dra Morse’a) na temat usprawnienia filtracji nerek (przetłumaczony na polski): https://www.youtube.com/watch?v=LfC0re9KJrE
Aga napisał(a):
Polecam monodiete arbuzową. Akurat jest sezon.
magdaLena Bajtlik napisał(a):
Edyta, jeśli post dr Dąbrowskiej nie zadziałał, to najczęstsze przyczyny są dwie:
– albo był wykonywany nie do końca zgodnie z założeniami (np. za dużo owoców lub za dużo kalorii, jakieś drobne odejścia, żywność gotowa o niesprawdzonym składzie)
– albo mamy do czynienia z potężnymi nietolerancjami pokarmowymi, występującymi również w grupie warzyw. Szczególnie to ostatnie może być ważne: jeśli np. cierpisz na nietolerancję marchewki, a post dr. Dąbrowskiej realizujesz opierając się w dużym stopniu na marchewce właśnie, to pojawia się masywny, zintensyfikowany, przewlekły stan zapalny, który może skutecznie zablokować proces leczenia.
Pisała o tym pani Doktor, wspomniała też w tekście powyżej Marlena.
Warto zrobić test – choćby ten najmniejszy, którego wynik poznajesz w ciągu godziny.
Ewa napisał(a):
MARLENKO A SŁYSZAŁAŚ O ARNOLDZIE EHRECIE?
A CO DO OCZYSZCZANIA OWOCAMI TO WYCZYTAŁAM , ŻE OWSZEM ONE BARDZO SILNIE PORUSZAJĄ TOKSYNY W NASZYM CIELE, ALE MAJĄC ZANIECZYSZCZONE JELITA MOŻEMY MIEĆ PROBLEM Z WYDALENIEM TYCH TOKSYN. WARTO WIĘC WŁĄCZYĆ SUROWE WARZYWA SZCZEGÓLNIE ZIELONOLISTNE, KTÓRE DOBRZE WYMIATAJĄ JELITA.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, dlatego model owoce+sałatka na kolację jak też i zielone smoothies znajduje się niżej w piramidzie niż same owoce. Jak będziemy gotowi możemy przejść wyżej. Zawsze warto zaczynać od stopni niższych, obserwować efekty i dopiero wtedy iść dalej jeśli uznamy to za stosowne.
Dzieło Ehreta „Mucusless Diet Healing System” to klasyk dla wszystkich zainteresowanych prawdziwym zdrowiem, a nie jego marną imitacją! 😉
Ewa napisał(a):
NAPISZĘ JESZCZE , ŻE OSTATNIO JEM TYLKO SUROWE OWOCE I WARZYWA NIESKROBIOWE I OD KILKU DNI MĘCZY MNIE BÓL GARDŁA (A KŁOPOTÓW Z GARDŁEM NIE MIAŁAM CHYBA Z 8 LAT) I DODATKOWO POJAWIŁA MI SIĘ OPRYSZCZKA. ZASTANAWIAM SIĘ CZY TO ZNAK, ŻE ORGANIZM SIĘ OCZYSZCZA CZY MOŻE PO PROSTU PRZEZIĘBIŁAM SIĘ?
Marlena napisał(a):
Jeśli masz silny układ odpornościowy, to jest to moim zdaniem objaw oczyszczania. Mnie opryszczka już nie gnębi tak jak kiedyś to bywało (kilka infekcji w roku to był mus), ale właśnie latem gdy zaczynam moją coroczną sesję raw food (wkoło wtedy tyle kuszących dobroci sezonowych, że… jak tu się im oprzeć? 😉 ), to bywa, że czasem budzę się któregoś ranka z dziwnie swędzącą wargą zupełnie jak przy opryszczce. To jednak nie jest typowa opryszczka, ona nie rośnie, a swędzi jedynie jakąś godzinę, potem znika i nie wraca. Więc tak sobie myślę, że ten wirus gdzieś tam jednak jego niedobitki być może jeszcze krążą po moim organizmie, ale silny system odpornościowy rozprawia się z nimi nie dając im żadnych szans.
Anemonne napisał(a):
Marleno, ja w ramach oczyszczania zrobiłam sobie ostatnio 5 dni na sokach marchew+jabłko+burak, 4 soki po 250ml w ciągu dnia a do tego wieczorem kiedy czułam głód ok 0,5 litra podgrzanego soku pomidorowego z oregano. Pojawił sie ból głowy i lekkie roztargnienie 2 dnia ale to nie było ciężkie, jednak…Po tych pieciu dniach myślałam że chociaż woda troche może zejdzie, ale waga ani drgnęła 🙁 A przyznam na tym też mi zależy.
Czy jeśli na stałe wprowadze podczas tygodnia jeden powiedzmy dzień na wodzie to nie spowolnię metabolizmu?
Mam też ostatnio problem z tzw poczuciem spadku cukru, a przynajmniej tak to nazywam. Szczególnie wieczorem „napada mnie” ogromna ochota na coś hmmm węglowodanowego? słodkiego, jem jakieś np. pestki + daktyl lub banan, jak tego uniknąć?
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć dlaczego ograniczenie kalorii nie spowodowało spadku masy ciała, bo teoretycznie powinno. Być może jesteś mocno zakwaszona: organizm „trzyma” w tkance tłuszczowej toksyny rozpuszczalne w tłuszczach oraz kwasy i nie puści ich jeśli zagroziłoby to równowadze całego systemu. Jest mądrzejszy od nas 😉
To co nazywasz „spadkiem cukru” raczej nie jest nim jeśli jadasz regularne posiłki oparte na naturalnych produktach. Być może patogeny lub pasożyty domagają się „czegoś słodkiego” – bywa i tak. Ludzie zdrowi nie cierpią na „cukrową chcicę” ujawniającą się wieczorem. 😉
Jeden dzień na wodzie nie spowalania metabolizmu.
Anemonne napisał(a):
Marleno to jak powinnam zadziałać ? Najpierw odkwasić? Czy soda np. Z cytryną bedzie w porządku? Nie jem mięsa, nabiał bardzo zadko tylko w postaci twardego sera, jem ryby, owoce warzywa, raczej sporo glutenu, zielone szejki ale tez troche śmieci w stylu makaron z warzywami.
Marlena napisał(a):
Odkwaszanie najskuteczniejsze i najbardziej zgodne z planami Matki Natury odbywa się na warzywach i owocach, ponieważ tylko te dwie grupy pokarmów działają zasadotwórczo. Bardzo bym chciała aby to był serek, makaron czy ryba, ale niestety to nie ja to wymyśliłam lecz Matka Natura: odkwaszają TYLKO owoce i warzywa. Trzeba więc te prawa natury uszanować i się do nich dostosować.
Zostaw chwilowo wszystko inne i delektuj się dietą złożoną w 100% z owoców i warzyw. Gotowane i surowe – ale surowe odkwaszają i odchudzają lepiej. Wybierając owoce koncentruj się na tych najbardziej soczystych, zostaw banany i awokado, mają za dużo skrobi (banan) i tłuszczu (awokado) – są to cudowne owoce, ale nie na czas oczyszczania.
Zapewniam Cię, że już po tygodniu zauważysz pierwsze zmiany. Będą tym większe, im bardziej będzie się dieta opierać na surowych. Nie przejmuj się kryzysami ozdrowieńczymi i dziękuj za nie gdy je zauważysz, to znak, że właśnie dzieje się coś bardzo ale to bardzo dobrego. 🙂 Zawsze możesz zejść o stopień niżej w piramidzie by zmniejszyć chwilowe nieprzyjemne objawy.
Akurat jest sezon – nie ma na co czekać, zimą tego nie zrobisz.
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Fajnie że o tym piszesz, prawdziwe oczyszczanie ma dopiero miejsce jak jesteśmy około 108 dni na samym soku z winogron plus sok z cytryny (tzw Master Fast System, może być sok pasteryzowany najlepiej z odmiany Concord), nie pijemy wody dopuszczalne sa małe ilości destylowanej szklanka dziennie, w niej też przygotowujemy odwary/wywary ziołowe, ja też jestem od 5 tygodni na samych owocach proszę pamiętać że owoce to też pomidor cukinia, ogórek czyli wszystko to co powstaje z kwiaty, owoce-warzywne jadam wieczorem.
Sławek napisał(a):
Co konkretnie zaliczamy do owoców, wszystkie rośliny które mają pestki, czy chodzi o owoce cytrusowe. Pomidor, ogórek, papryka też się liczą?
Marlena napisał(a):
Tak, liczą się. Wszystko co ma pestki to owoce.
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Jak dla mnie owoc to znaczy że powstał z kwiatu, a urósł w ziemi itd
zbyrek napisał(a):
ten filmik jest po ang, jest dostepna gdzies wersja polska?z tego co zrozumialem nie ma limitu kalorii i w sumie mozna jesc do woli te wskazane owoce. I tu nasuwa mi sie pytanie czy nie jest wazne zeby wlaczylo sie odzywianie endogenne jak na poscie Daniela? i czy uwazasz, ze majac juz za soba pomyslnie skonczony post Daniela i utrzymując zdrowe odżywianie lepiej przejść za jakiś czas np. na dietę sokową (jako wyzszy i skutecziejszy w piramidzie oczyszcania)czy jednak po raz kolejny post Daniela? a diete sokowa wplatac np. jeden raz w tygodniu? jesli mozesz to napisz prosze jakie cykle stosujesz u siebie. chcialbym stosowac posty i oczyszczanie jak najbardziej skutecznie jesli juz udaje mi sie podejmowac takie małe umartwienie:) z góry dziekuje
Marlena napisał(a):
Filmik jest po ang., ale ma polskie napisy (można je włączyć takim przyciskiem po prawej stronie jak nie się nie pokazują). Nie ma limitu kalorii i w żadnym wypadku nie możesz ani chodzić głodny, ani przejadać się. Jeść by zaspokoić głód i tyle. Zresztą na tym tak właściwie polega karmienie ciała. 😉
Decyzja czy powtórzyć post Daniela czy też przejść na wyższy poziom piramidy (dietę opartą o warzywa i owoce zjadane wyłącznie na surowo) zależy od Ciebie, od Twojego samopoczucia oraz założonych celów. Cykle jakie stosuję u siebie niekoniecznie mogą odpowiadać potrzebom Twojego ciała, musisz drogą obserwacji wypracować sobie swoją własną taktykę, zobaczyć z czym Twoje ciało czuje się najlepiej, np. następuje największa poprawa samopoczucia, jasności myślenia, zmniejszenie zapotrzebowania na sen itd.
Raz w tygodniu można wplatać pojedyncze dni na samych sokach, koktajlach czy nawet wodzie.
zbyrek napisał(a):
pewnie z czasem sprobuje kolejnych stopni z piramidy i zobacze jak bede sie czul. w poscie Daniela przemawia do mnie to ze przy niskim dowozie kalorii wlacza sie odzywianie endogenne i organizm zjada to co dla nas szkodliwe typu zwapnienia itp. Na diecie owocowej skoro nie ma ograniczenia kalorii to endogennie organizm sie nie bedzie odzywial, wiec nie wiem czy ta dieta dziala „na to samo” co post Daniela czy jednak warto stosowac je naprzemiennie?
Marlena napisał(a):
Zbyrek, zależy co się chce osiągnąć – jeśli tylko oczyszczenie i odkwaszenie, to limitu kalorii nie ma, ale jeśli włączenie procesów autofagii, to limit ten jest, ponieważ powyżej pewnej ilości kalorii autofagia po prostu nie zachodzi, autofagia następuje tylko w warunkach niedoboru kalorycznego, nie zachodzi też gdy produkujemy sobie duże ilości insuliny pewnymi pokarmami (czyli np. nie włączy się jeśli nawet spożyjemy prawidłowo zmniejszoną ilość kalorii, ale będą one pochodzić z pokarmów szkodliwych jak np. słodycze, nabiał, czy mięso). Niestety natury nie oszukamy. 😉
Cukier owocowy (fruktoza) nie powoduje produkcji insuliny ponieważ ma inny metabolizm. I wbrew miejskim legendom fruktoza nie powoduje szkód żadnych gdy jest jedzona jak ją Bozia stworzyła czyli razem z owocami, a nie jako biały proszek z torebki. Wszystkie badania wykazujące „szkodliwość” fruktozy były robione na białym proszku, owoce nigdy nie wykazywały tych samych własności szkodzących, wręcz przeciwnie!
Dla najbardziej chorych dr Morse zaleca oprócz specyficznych mieszanek ziołowych jeden owoc z dużą zawartością fruktozy (winogrona, mono-dieta). W jego przepastnych archiwach znajdują się przypadki chorych nawet na „beznadziejne” nowotwory, którym medycyna konwencjonalna pomóc nie mogła, ale winogrona jako monodieta przez 42 dni pomogły. Mało kalorii+mało insuliny= włączenie autofagii. Wszystkie te warunki spełnia kuracja winogronowa.
Bożena napisał(a):
Bardzo dziękuję za dzielenie się Twoją ogromną wiedzą Marleno 🙂 Jak to wszystko, co można przeczytać w Twoim dzisiejszym wpisie ma się do postu Daniela wg dr Dąbrowskiej? Miałam zamiar za dwa tygodnie zacząć ten post (po raz pierwszy), ale wg zasad tego postu nie wolno spożywać owoców za wyjątkiem niezbyt dużych ilości jabłek, grapefruitów, cytryn oraz jagodowych (wyłącznie dla dekoracji), bo mogłoby nam się wyłączyć odżywianie endogenne i przeszlibyśmy wtedy w stan głodzenia organizmu, zamiast stanu oczyszczania. Jak to w końcu jest, bo po obejrzeniu filmiku Gordona z Twojego linku wyżej zaczęłam mieć wątpliwości. Gordon powiedział: „Jeśli stykamy się z chroniczną lub zwyrodnieniową chorobą należałoby zastosować 100 % dietę owocową.” Mam właśnie takie choroby i bardzo zależy mi na ich wyeliminowaniu, ale co według Ciebie będzie bardziej skuteczne – post Daniela czy może jednak zalecenie Gordona? Bo szczerze mówiąc dzisiaj trochę „zgłupiałam”… Więc może jednak można byłoby zacząć od poziomu postu Daniela – najpierw warzywa: gotowane, surowe, odrobina owoców, a następnie kolejno wchodzić na wyższe poziomy piramidy, czyli jednak włączać coraz więcej owoców i soków owocowych? Ale co wtedy z odżywianiem endogennym? Byłabym wdzięczna za dodatkowe wyjaśnienia, bo teraz mam kompletny mętlik w głowie…
Marlena napisał(a):
Dokładnie jest tak jak właśnie napisałam w artykule: zacznijmy od dolnych stopni piramidy i w bardzo wielu przypadkach okazuje się, że to wystarcza. Jeśli nie wystarcza – zawsze możemy przejść dalej czyli na 100% surowych owoców i warzyw, na oczyszczanie zielonymi koktajlami, na oczyszczanie sokami, na oczyszczanie samymi owocami (w wersji mono-owocowej lub nie, stałej lub płynnej).
Należy tutaj też zrozumieć, że post Daniela jest autorską metodą dr Dąbrowskiej, a ona bierze pod uwagę IG produktów, podczas gdy dr Morse uważa, że IG (kiedy mówimy o naturalnych surowych darach natury) gra rolę pomniejszą: w pewnym sensie ma rację – bardziej w sumie liczy się ŁG, czyli ładunek glikemiczny. Każdy lekarz ma swoje własne doświadczenia, metodologię i sukcesy.
Angelika napisał(a):
Wspomniała Pani wyżej o przypadku 38-letniej kobiety, która m. in. miała wysoki poziom prolaktyny. Zmartwiłam się, bo ja chyba też mam wysoki – 22,9 ng/ml – a mam 21 lat. Czy jest to faktycznie wysoki poziom i co on oznacza? Moje inne hormony są w normie, lecz je podam (może coś to jednak oznacza): testosteron – 48,65 ng/dl (badanie nakierowane na problemy trądzikowe, ale w normie), TSH – 1,77; FT3 – 4,94 pmol/l; FT4 – 17,88 pmol/l (moja siostra ma problemy z tarczycą, więc chciałam sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku). Trądzik cały czas jednak mam od 13. r. ż., a testosteron na niego nie wskazuje, może proporcje tych wszystkich hormonów? Nie wiem, z pewnością żaden dermatolog mi tego nie powie. Proszę Panią o opinię ws. tych hormonów, na pewno powie mi Pani więcej niż nie jeden lekarz. Może muszę wykonać jeszcze inne badania?
Marlena napisał(a):
Prolaktyna jest w górnej granicy normy. A czy kiedykolwiek próbowałaś oczyścić organizm, np dietą warzywno-owocową? Żyjemy w czasach kiedy nadużywamy od dzieciństwa leków, szczepionek, kosmetyków i innych chemikaliów, których jeszcze 100 lat temu nawet na świecie nie było. Natomiast tradycyjna (czyli nieprawidłowa) dieta nie pomaga w oczyszczaniu tego całego syfu.
To co wkładasz do środka – tym się stajesz. Wkładasz syf- otrzymujesz syf, wkładasz czyste pożywienie – masz skórę piękną i czystą, bo skóra pokazuje zawsze stan tego co dzieje się wewnątrz. Jeśli ktoś ma „problemy skórne”, to nigdy nie jest choroba skóry, tutaj smarowanie zmian po wierzchu nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, bo trądzik należy potraktować od środka.
Zobacz tutaj jak dziewczyna pozbyła się trądziku dietą złożoną z surowych owoców i warzyw: https://dehappy5.com/acne-healing-story-milena/
Z tym że ona już wcześniej przeszła na dietę wegańską, jeśli ktoś jest na standardowej wszystkożernej diecie (nabiał, mięso, biała mąka, cukier) to będzie potrzebował więcej czasu jak również musi liczyć się z objawami kryzysu ozdrowieńczego w postaci tymczasowego pogorszenia się stanu skóry.
Anna napisał(a):
Kolejny bardzo ciekawy artykuł! Dziękuję!
Jeśli to możliwe proszę o wskazówkę; od około 4 lat zmagam się z atopowym zapaleniem skóry.Odpuściłam sobie lekarzy ponieważ najchętniej przepisują sterydy. Na początku były tylko 2-3 miejsca z chorą skórą a ostatnio naliczyłam 16 ognisk. Swędzenie, krwawienie, strupy i tak w kółko… Jaką metodę mogłabym zastosować aby sobie pomóc? Przed trzema laty przeprowadziłam 14 dniowy post owocowo-warzywny, bez ani jednego kryzysu ozdrowieńczego, stan skóry też nie uległ poprawie. Dodam jeszcze, że nie jem mięsa od około 6 lat, nabiał też mocno ograniczyłam, jem bardzo dużo owoców i warzyw, codziennie gotuje obiady w domu. Wyniki krwi są bardzo dobre.
Bardzo proszę o pomoc lub chociaż nakierowanie na właściwą drogę.
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję!
Marlena napisał(a):
Anno, jeśli dolne stopnie piramidy nie przyniosły oczekiwanych efektów, to wejdź na wyższe. Teraz jest sezon i doskonały czas na oczyszczenie organizmu surowymi sezonowymi owocami i jarzynami. Forma płynna (koktajl, sok) lub stała – w zależności od samopoczucia i obserwowanych efektów. A jak będzie upalnie to owoce można zmiksować, zamrozić i zajadać jako lody (mniam, mniam!).
Zobacz tutaj historie osób (dorosłych oraz dzieci), które pozbyły się za pomocą takiej diety problemów skórnych (choć to nie problem skórny tak naprawdę, lecz problem wewnętrzny, skóra jest tu tylko „przekaźnikiem informacji”) takich jak AZS czy trądzik: https://dehappy5.com/category/books/the-fruit-cure/
Karola napisał(a):
Hej, może mój przypadek pomoże Ci Anno: 10 lat zmagałam się z coraz mocniej nasilającymi się ŁZS (skóra głowy), AZS (twarz), egzemą (ręka) i trądzikiem. Nigdy nie robiłam oczyszczania, bo moment kiedy zdobyłam wiedzę jak naprawdę można sobie z tym poradzić wypadał na okres ciąż i karmienia dziecka. W tym momencie zmiany skórne wyleczyłam praktycznie całkowicie (no trądzik powiedzmy jest o połowę mniejszy), a przy reszcie mam nawroty gdy zjem coś nieodpowiedniego. U mnie występują nietolerancje pokarmowe, które powodują nawrot problemów. Nie toleruję zbóż (łącznie z owsem, który jest generalnie bardzo zdrowy) – wraca ŁZS i AZS oraz nabiału (wraca egzema i nasila się trądzik). Najpierw prowadziłam dietę eliminacyjną i zachęcona rezultatami zrobiłam test na nietolerancje (food detective) i faktycznie moje obserwacje pokryły się z rzeczywistością. Dlatego zachęcam do sprawdzenia i tego aspektu, bo coś pozornie zdrowego może nam szkodzić. Mam też lekką nietolerancję na drożdże, ale jeszcze nie udało mi się wytestować efektów ich odstawienia, bo już aktualnie ograniczenia są dla mnie trudne do ogarnięcia w kuchni. Oprócz tego naturalnie dużo wody, warzyw i owoców, praktycznie każdy posiłek przygotowuję sama od podstaw. Może Tobie lub komuś innemu przydadzą się moje doświadczenia. Pozdrawiam!
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko, od około dwóch lat jestem Twoją czytelniczką. Dziękuję za to, czym się z nami dzielisz i za Twoją odwagę. Chciałabym przejść post warzywo-owocowy, a następnie zadbać o swoją dietę, gdyż mam problemy skórne pojawiające się od czasu do czasu, zdarzają mi się też wzdęcia po zjedzeniu niektórych pokarmów. Mam jednak pewien problem, gdyż jestem szczupła i nie mogę już stracić na wadze. Mam 40 lat. Przy wzroście 165 cm ważę 51 kilo. Zawsze byłam szczupła. Najwyższa moja waga to 54 kg (oprócz dwóch ciąż, gdzie najwięcej ważyłam 65 kg). Przy pierwszym dziecku, kiedy karmiłam piersią ważyłam 47 kg, to była naprawdę niska waga i bardzo źle wyglądałam. Chciałabym przejść post dr Ewy Dąbrowskiej, ale bez utraty wagi. Nie wiem jak tego dokonać. Przypuszczam, że na pewno nie może być to długi post. Jestem osobą ogólnie zdrową, zawsze byłam propagatorką zdrowia i jestem otwarta na przejście na zdrową dietę. Na pewno to, co zauważyłam, to to, że coś dzieje się w ostatnim czasie z moim organizmem, dlatego, że mam wykwity skórne. Stosuję obecnie maść z antybiotykiem, która ma uleczyć moje swędzące wykwity na dłoniach i nad powieką. Ta maść mi jednak pomaga tylko objawowo i po jakimś czasie swędzące wykwity w tych samych miejscach powracają i maść niestety musi wrócić do łask. Mam też wrażliwe jelita, od razu mój żołądek reaguje kiedy zjem coś nieodpowiedniego dla niego – mam wtedy wzdęcie, a czasem też kłucia w żołądku. Robiłam sobie USG i byłam z tym u lekarza, ale usłyszałam, że taka natura mojego żołądka. Tak nie powinno się dziać. Od jakiegoś czasu słucham swojego ciała i odżywiam się dużo lepiej. Nie spożywam dużej ilości pokarmów przetworzonych – staram się w ogóle tego nie robić, słodyczy nie jem prawie w ogóle – nawet nie mam na nie łaknienia, lody lubię, ale nie mam problemu, by z nich zrezygnować, mięsa ostatnio prawie nie jem, napojów gazowanych nie piję, jem dużo warzyw i owoców pod różną postacią, jem kasze, ryż. Jem jednak również nabiał (twaróg, ser żółty, pieczywo białe). Nie używam natomiast mąki pszennej w swojej kuchni. Nie używam cukru. Nie palę. Nie piję kawy, co zawdzięczam Tobie – zastąpiłam ją porannym sokiem warzywno-owocowym. Moje kosmetyki również są delikatne (kupuję je w sklepach ekologicznych) i są to tylko podstawowe kosmetyki. Między posiłkami codziennie piję wodę (Muszyniankę), tak jak jest zalecane do pół godziny przed posiłkiem i godzinę po posiłku. Nigdy nie przechodziłam żadnych diet odchudzających – nie miałam takiej potrzeby. Nigdy wcześniej nie robiłam też żadnych postów, a z tego co czytam na Twoim portalu i w książkach, które polecasz, patrząc na moje dolegliwości powinnam przejść taki post, a następnie swoją dietę. Zawsze kieruję się rozsądkiem w działaniu i przygotowuję się odpowiednio do tego, czego chcę dokonać. Jestem otwarta na pierwszy post, ale bez utraty wagi. Jak myślisz, jak długi, w moim przypadku, powinien on być, tak by zdążyć oczyścić organizm, ale nie stracić na wadze?
Marlena napisał(a):
Mario, jesteśmy zbyt mali aby móc powiedzieć „zrobię to, ale na moich warunkach”. Zaufaj swemu ciału, ono będzie wiedziało co robić, całą wiedzę o tym ma zapisaną w DNA.
Osoby szczupłe nigdy nie będą tracić na wadze tak jak te z nadwagą, u nich spadek masy ciała będzie minimalny. Zaś powrót do prawidłowej masy ciała nastąpi w drugim okresie diety (bo metoda dr Dąbrowskiej składa się z dwóch etapów przeplatanych między sobą). Często jest tak, że po odbyciu postu, odkwaszeniu i oczyszczeniu organizmu następuje poprawa wchłaniania (bo jesteśmy tym, co wchłaniamy, a nie tym co jemy) i osoby z niedowagą nabierają prawidłowego BMI. U Ciebie BMI jest prawidłowe (powyżej 18,50), nie masz niedowagi.
W przypadku osób bardzo szczupłych pani doktor zaleca robić sesje krótsze, ale za to częściej. Wszystko jest wyjaśnione w jej książkach, warto też wysłuchać jej wykładu: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Problemy skórne nie są problemem skóry, tylko tego co dzieje się w środku, skóra jest tylko przekaźnikiem informacji. Smarowanie po wierzchu zmian skórnych nie sięga przyczyny. Trzeba zmienić chemię ciała prawidłowymi pokarmami, przywrócić dobre trawienie, wchłanianie i eliminację, a skóra sama wróci do normy.
Gosia napisał(a):
Ja robiłam rok temu post Dąbrowskiej i też myślałam, że schudnę ze dwa kilo (ważyłam ok 51 przy wzroście 164). Post trwał 5 tygodni, jadłam raczej dużo, w tym sporo gotowanych warzyw i zup, ale nigdy nie przerwałam go czymś niedozwolonym. Schudłam do 43 kilo, w ostatniej fazie byłam już bardzo, bardzo szczupła. Po zakończeniu postu powoli z niego wychodziłam, ale niestety po pewnym czasie znów wróciłam do bardziej tradycyjnego jedzenia (mam tak, że fazy bardzo ścisłej diety typu Fuhrmana niestety przeplatam dietą pełną warzyw i owoców, ale też słodyczy i chipsów). Na diecie Dąbrowskiej zbytnio się wychudziłam, być może po prostu byłam na niej zbyt długo, bo cały czas czekałam na najbardziej upragniony efekt, który niestety nie nadszedł, choć mam gdzieś zapisaną całą listę innych pozytywnych następstw. Niektóre z nich w ciągu tego roku na nieidealnej diecie już zniknęły, ale inne trzymają się dalej. Z tym chudnięciem może być też tak, że więcej się zrzuca, gdy mniej się rusza (ja byłam dość słaba i po prostu nie byłam w stanie podjąć jakiegoś większego wysiłku fizycznego – po trzech czy czterech tygodniach podbiegnięcie paru kroków już było dość wyczerpujące). W każdym razie na pewno warto stosować tę dietę, tylko trzeba uważać, żeby nie przesadzić i nie rzucać się potem na jedzenie. Mnie naprawdę brakowało tłuszczu – pamiętam jak jakiś czas po zakończeniu diety byłam na grillu, na którego zaopatrzyłam się w jakieś orzechy i suszone owoce, ale postanowiłam tylko spróbować kawałka boczku (był taki cienki plasterek nawinięty na patyczek do szaszłyków). Naprawdę chciałam zjeść tylko kawałek, ale gdy spróbowałam, dosłownie nie mogłam przestać go jeść. W tym roku też miałam zamiar trochę podietować, tym razem krócej, żeby nie było takiego efektu jak ostatnio, ale odsuwałam dietę w czasie, gdy skończą się truskawki (uwielbiam je i muszę najeść się na zapas, żeby starczyło mi na cały rok). No ale skoro dieta owocowa jest jeszcze lepsza, to nie ma na co czekać!
Marlena napisał(a):
Gosiu, często jest tak, że osoba jest szczupła, ale ma narządy wewnętrzne otłuszczone jeśli zjada słodycze i czipsy. Jeśli chcesz widzieć konkretne upragnione rezultaty, to trzymaj się z dala od przetworzonego.
Cukier, sól i tłuszcz są bardzo uzależniające. Dlatego ci się go „chciało”. Prawda jest taka, że jak zaczniemy spożywać coś zawierającego te 3 substancje, to nie można przestać. Gdybyś poza tym miała spożyć go na surowo, to doszłabyś do wniosku, że on wcale nie jest taki atrakcyjny.
Marlena napisał(a):
Dziękuję Ci Marleno, za wspaniałą stronę -zródło najnowszych informacji i dodatkowo sklep gdzie można praktycznie zrealizować Twoje wskazówki. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego profesjonalizmu,otwartości i ogromnej bardzo rzetelnej najnowszej wiedzy, którą w formie recenzji przekazujesz.
Osobiście od kilkunastu lat „Zbieram” dane na temat -nazwijmy- zdrowego stylu życia-z pobudek własnych ale też i zawodowych .Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga ,który w wielu miejscach potwierdza zdobyte przeze mnie informacje, a często i wnosi wiele nowego. Chciałabym zadać Ci wiele pytań ale myślę, iż nie jest to dobry moment-w tej chwili dziękuję a i na pytania przyjdzie czas.
Pozdrawiam
też Marlena
Marlena napisał(a):
Rozgość się u nas i czuj się jak u siebie w domu. <3
Pozdrawiam serdecznie imienniczkę! 🙂
Daniel napisał(a):
Już od dłuższego czasu myślę o takim poście wodnym, jesteście pewni, ze to bezpieczne dla zdrowia? Obawiam się, że to kolejna fanaberia. 🙁
Marlena napisał(a):
Jeśli nie jesteś ciężko chory, to tak jak wspomniałam w artykule – wystarczą w zupełności niższe stopnie piramidy. Post wodny 24-godzinny jest nie tylko bezpieczny ale i korzystny dla zdrowia. Dłuższe posty wodne zalecane są pod opieką fastoterapeuty.
Maria napisał(a):
Marlenko, bardzo dziękuję za tą odpowiedź. Jestem w trakcie czytania jednej z książek dr Ewy Dąbrowskiej. Wysłucham też zaproponowanej przez Ciebie strony. Dziękuję bardzo. Na pewno po wszystkim podzielę się swoimi doświadczeniem i odczuciami.
Pozdrawiam serdecznie
Mariola napisał(a):
Droga Marleno, proszę Cię o poradę, mieszkamy w Anglii, mój syn od jakiegoś czasu ma w lewym uchu piski, szumy i inne odgłosy. Nie może normalnie funkcjonować przez to a już boli go od tych odgłosów cała głowa chwilami. Przewiało go trochę w pracy a także chodził bez czapki a tu wieje mocno, może przez to ale to było w kwietniu. Nie ma gorączki, ciśnienie dobre, lekarz u którego był powiedział że zapalenie ucha, dostał antybiotyk ale nie ma poprawy. Był u okulisty na badaniu dna oka i nie tylko ale wszystko w porządku a na laryngologa musi czekać miesiąc. Do Polski teraz nie może przyjechać żeby iść na jakieś badania i już nie wiemy co robić. Wydaje mu się czasem że ma węzeł powiększony ale go nie boli .Poradź proszę co robić.
Marlena napisał(a):
Gdyby chodziło o mnie zrobiłabym sobie kurację dużymi dawkami witaminy C.
POWER napisał(a):
Ja ostatnio starałem się jeszcze zdrowiej odżywiać, ale nie dałem rady. Miałem kryzys psychiczny(stałem się bardziej wybuchowy, polało się też kilka łez).
Nie przepracowałem kilku spraw i to wyszło.
Nie potrafiłem zidentyfikować przyczyny i stawiałem na:
a)zbyt niską podaż białka
b)przyprawy(kurkuma, imbir itd) uznałem, że skoro mogą mnie mocno pobudzić to i mogą wywołać różne stany
c) pomidory (miałem wrażenie, że po nich to się wzmaga)
d) inne, których nie pamiętam
Miałem wrażenie, że moja świadomość pewnych rzeczy się zwiększa, empatia wzrosła tak, że zaczęła mi trochę przeszkadzać, wzrosła chęć pomocy bliskim, którzy odżywiają się śmieciowo.
Czułem się dobrze, naprawdę dobrze, ale pewne myśli mnie dręczyły i odpuściłem.
moi napisał(a):
Ile owoców można jeść na diecie monoowocowej np arbuzów lub pomarańczy? Jak rozumiem nie trzeba przejmować się że mają sporo fruktozy?
Marlena napisał(a):
Tyle by nie odczuwać głodu, ale nie wolno się przejadać.
Jak dotąd żadne badania nie wykazały szkodliwości owoców, wszystkie zaś badania wykazujące szkodliwość fruktozy były wykonywane z użyciem fruktozy izolowanej, takiej z torebki. I takiej jeść nie wolno, to nie jest pożywienie. Natomiast owoc jest prawdziwym pokarmem i w związku z tym nie tylko nie jest szkodliwy, lecz wręcz przeciwnie, sprzyja budowaniu zdrowia.
Mariola napisał(a):
A mogłabyś powiedzieć jakie dawki i jak często? Mamy witaminę C z dzikiej róży, syn zażywał do tej pory 2 x dziennie po 2 gramy, z góry dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie
Marlena napisał(a):
Trudno mi powiedzieć, to organizm sam daje znać ile dla niego jest wystarczające w danym momencie. Jeśli bierze 4 gramy i dalej nie ma efektów, to znaczy, że bierze za mało w stosunku do aktualnego zapotrzebowania. Podczas infekcji zapotrzebowanie rośnie niebotycznie. Nie wiemy o ile – to organizm wie i sam nam powie: zasygnalizuje to zmniejszaniem się objawów chorobowych.
Preparaty z dzikiej róży są świetne jako profilaktyka, natomiast w przypadku infekcji czy stanów przewlekłych to może być za mało, ponieważ organizm może wymagać w tym czasie dawek wielogramowych. Bardziej opłaca się wtedy użyć najtańszej witaminy C w proszku i do tego dorzucić jakieś naturalne źródło bioflawonoidów (np. sok świeżo wyciskany z pomarańczy czy inne).
Tutaj pisałam na ten temat i podałam tabelkę dra Cathcarta:https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-3-protokol-doustnego-stosowania-witaminy-c-dr-robert-cathart-iii/
A tutaj 5 sposobów na przyjmowanie witaminy C w dużych dawkach: https://akademiawitalnosci.pl/5-sposobow-na-przyjmowanie-witaminy-c/
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Nie wiem czy na to pozwolisz ale umieszcze link do grupy FB w której zajmujemy się oczyszczaniem na owocach,
https://www.facebook.com/groups/945689442110599/
ponadto jeśli ktoś chce porozmawiać z frutarianami wrażeniami itd zapraszam na grupę https://www.facebook.com/groups/witarianizm/
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Jakubie, na pewno te linki komuś się przydadzą. W grupie raźniej! 🙂
Ania napisał(a):
Boli głowa przy detoxsie ?
Zrób lewatywę. Jak ręką odjął.
I natychmiast mija dręczący głód !
Sławek napisał(a):
Mariolu jeśli chodzi o to ile brać wit c.
Gdy mnie przewiało i miałem dużą gulę pod lewym uchem, byłem u dentysty bo myślałem, że to coś z zębami. Wymyślili mi jakąś chorobę którą mają wieloletni alkoholicy i oczywiście musiałem się sam za to zabrać.
Co mi pomogło 50 do 100g kwasu askorbinowego przez około 7 dni, gula zniknęła i w szystko jest w porządku.
Wiem, że gdybym od razu zadziałał kwasikiem nie było by takich objawów. Najważniejsze to wyrobić sobie nawyk brania wit c już przy najmniejszych objawach, chrypka, kaszel, jakiś lekki ból pleców, głowy itp. Wtedy działa rewelacyjnie i szybciutko mamy problem z głowy.
Łukasz napisał(a):
Ale chyba Esselrstyn mówił na jednym z wykładów ze jest antysmoothie, więc może za dużo soków ze względu na fruktoze to nie najlepszy pomysł?
I jeszcze takie pytanie: czy znasz jakieś społeczności dlugowieczne które jadly mięso codziennie? Wiem że z niebieskich sfer takich nie było, plemię tarahumara chyba też jadą głównie na węglowodanach. No jak przekonać kogoś to codziennie schabowy, mielony, stek, klopsiki, wędliny w postaci boczku, kiełbas to nie najlepszy pomysł?
Marlena napisał(a):
Łukaszu, nie musisz przekonywać. Organizm tej osoby sam ją przekona pewnego dnia i po prostu przestanie funkcjonować tak jak należy, po czym zacznie się latanie po lekarzach i łykanie leków na objawy. Tak około czterdziestki mniej więcej.
Nie ma ani jednej społeczności zdrowych długowiecznych ludzi żywiących się mięsem po 3 razy dziennie przez 365 dni w roku, tam się jada mięso sporadycznie, a nawet wcale (Adwentyści z Loma Linda)
Co do soków i smoothies, to Esselstyn ma nieco inne zdanie, a np. Fuhrman ma inne – dr Fuhrman zezwala na soki (na marchwiowym nawet zupy gotuje, a na pomarańczowym robi dressingi do sałatek) i pozwala im być pełnoprawnym składnikiem diety, podobnie jak smoothie.
Jak do tej pory żadne badania naukowe nie stwierdziły szkodliwości owoców z uwagi na fruktozę – ani razu. Izolowana fruktoza z torebki albo puszki gazowanego napoju to co innego niż ta wpleciona w dary natury.
Łuki napisał(a):
Tak, jednak Esselstyn to uznana marka i on tłumaczy że pozbywając sie błonnika i pijąc a nie żyjąc owoc to cukier natychmiast „atakuje” organizm. Sok z 4 jabłek wypił łatwo – zjeść, niekoniecznie. A smoothie z 6 bananów np? Co prawda smoothie to tylko rozdrobnione blenderem owoce + troszkę wody wiec do konca też nie rozumiem skąd te obawy doktora.
Raz dziennie to też wydaje mi sie za dużo, ale tak jak piszesz, nikogo sie na siłe nie przekona, chyba lepiej jeść po swojemu i świecić przykładem. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Z całym szacunkiem, ale Fuhrman to też uznana marka. 😉
W sokach nie pozbywamy się błonnika do końca – ten nierozpuszczalny tylko ląduje w pulpie, zaś rozpuszczalny przechodzi do soku. Esselstyn dlatego „nie lubi” koktajli i soków, bo chce nauczyć ludzi jeść whole food, czyli pożywienie całościowe. I to jest OK jeśli mówimy o zdrowym żywieniu. Jednak ten artykuł dotyczy nie tyle zdrowego odżywiania ile zdrowego oczyszczania.
Na czas oczyszczania z kolei to koktajle (a w jeszcze większym stopniu soki) zdają egzamin, podczas gdy pożywienie całościowe nie aż tak bardzo (jest ono w dolnych częściach piramidy). Czas normalnego żywienia i czas detoksu to dwie różne rzeczy: mają inne cele, inne w nich panują zasady oraz inne piramidy.
Monika napisał(a):
A czy można rozpoczynać dzień od śniadania złożonego z samych surowych owoców, np. banana, kiwi, malin? Być może lepszy byłby sok, ale niestety, nie mam ani sokowirówki, ani wyciskarki… Pytam, bo wielu dietetyków nie radzi rozpoczynać dnia od surowych owoców. A Ty Marleno, co o tym sądzisz?
Marlena napisał(a):
Latem moje śniadanie składa się tylko ze świeżych owoców, do picia woda z sokiem z cytryny i tak w zasadzie aż do południa. Gdybym miała słuchać się dietetyków nie wiem w jakim stanie bym była dzisiaj, ale na pewno NIE w takim, w jakim obecnie jestem.
Pamiętajmy, że dietetycy zalecają mnóstwo bzdurnych rzeczy, dopuszczają wiele szkodliwych i odradzają wiele sprzyjających zdrowiu. Na tym polega ich kształcenie – tak jak i kształcenie naszych lekarzy. My nie mamy być za bardzo zdrowi, bo oni nie mieliby roboty! 😉
Krystyna napisał(a):
Czy oczyszczanie na soku mono-owocowym oznacza, że np. przez 4 tygodnie piję sok tylko z jednego owocu?
Czy może mogę zmieniać co kilka dni owoce na sok?
Jeśli oczyszczanie ma być połączone z utratą wagi (spora nadwaga), to jaki owoc na sok byłby najlepszy?
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Krystyno, jeśli Twoim celem jest głównie utrata zbędnych kilogramów, to nie musisz wchodzić aż na nie wiem jakie wysokie stopnie piramidy. Wystarczą te dolne.
Jedz warzywa i owoce (przy czym jedzone na surowo bardziej sprzyjają odchudzaniu, z wyjątkiem zbyt skrobiowych lub zbyt tłustych jak awokado czy banany) i obserwuj jak ładnie chudniesz. Łaknienie na pokarmy niezdrowe i tuczące znika samo po tych kilku tygodniach. Znika niezdrowy apetyt – zaczynasz jeść tylko wtedy gdy jesteś głodna. Zaczynasz się ponadto tak dobrze czuć, że sama myśl o zjedzeniu czegoś niezdrowego od razu zostaje odrzucona. Zmienia się chemia ciała. Ciało odzyskuje swoją wrodzoną mądrość i nie pożąda już niczego, co mu nie służy. Instynktownie ciągnie go wtedy do pokarmów naturalnych, budujących zdrowie.
A te nie tuczą! 😉
Kolendra napisał(a):
Świetny wpis Marleno 🙂 Napawa optymizmem, że i na owocach można się oczyścić. Ja rok temu przeszłam post Daniela (30 dni) ale nie bardzo mi posłużył… W pierwszym dniu (sic!) gwałtowne wymioty, dreszcze, biegunka… Nawet byłam zadowolona ze się oczyszczam ale gwarancji nie mam czy to był kryzys ozdrowienczy czy zwykła jelitowka 😉 10 pierwszych dni było ok, sporo energii, ładniejsza skóra… I na tym powinnam była zakończyć post. No ewentualnie pociągnąć do 2 tyg. Jestem osobą bardzo szczupłą, przy 168 cm ważę 51 kg. Chciałam się oczyścić i wyleczyć torbiele na jajnikach. Niestety im dalej w las tym było gorzej, spadek wagi do 46 kg, spadek energii, ziemista cera a nawet nagły przyrost kamienia nazebnego. Zatrzymanie miesiączki… Moja ginekolog kazała natychmiast to rzucić więc nie dobrnelam do 40 dni. Po półtorej miesiąca okres wrócił na szczęście. Ale masowo zaczęły wypadac włosy, ale to masowo, jak nigdy w życiu… Nadal są osłabione i już rok upłynął, z wielkim trudem próbuję przywrócić im wigor suplementujac się. Myślę że takie posty są świetne dla osób z zespołem metabolicznym jednak osoby bardzo szczupłe (nie anorektyczne) powinny przemyśleć sprawę. Dr Dąbrowska nie wspomina o takich osobach w przeciwwskazaniach do postu a jednak… Myślę że krótkie sesje będą lepsze. Moje torbiele zeszły, ale wg gin torbiele czynnosciowe się w większości wypadków wchłaniają samoistnie.
Jeżeli chodzi o dietę owocowa to myślę że byłaby lepsza dla mnie. Bez ograniczeń kalorycznych, uwielbiam owoce 🙂 Na poście Daniela wybitnie mi ich brakowało, nie słodyczy, chleba tylko owoców. Dąbrowska ” zezwala ” jedynie na małe ilości jabłek i grejfrutow… Jeżeli kiedykolwiek podejmę się jeszcze oczyszczania to weekendowego, na owocach, koktajlach owocowych, to będzie czysta przyjemność 🙂
Marlena napisał(a):
Zgadza się, dr Dąbrowska osobom szczupłym zaleca sesje krótsze, ale robione częściej niż jedną długą.
„Samoistnie” nic się w ustroju nigdy nie dzieje, zawsze jest jakaś przyczyna, a raczej odpowiednie warunki do tego, że coś w nim powstaje albo coś znika. Nasze ciało jest o wiele bardziej inteligentne niż są o tym nauczani lekarze.
Kolendra napisał(a):
🙂 A powiedz mi, proszę, czy biorąc leki przeciwpadaczkowe można przeprowadzić post? Bo zawsze się podkreśla, że post wzmacnia działania leków, ale czy wszystkich? Czy tylko statyn, obnizajacych ciśnienie itp? Mam na myśli mojego męża który od pięciu lat jest na kombinacji 4 leków. Ma absencje czyli takie ” wyłączenia ” On nie może odstawić leków ani zredukować bo ryzykuje zwiększeniem kryzysów, kto mogłyby też przybrać cięższą postać… Wiadomo, że powinien pewnie skonsultować to z lekarzem ale ze świecą w ręku szukać swiatlego medyka który podjąłby się to poprowadzić. Gdy jego choroba się ujawniła rozmawiałam z lekarzem nt diety czy postu i jak to jest do przewidzenia stwierdził, że to nie ma żadnego wpływu… Czy mimo to mógłby przeprowadzić krótką, np tygodniowa sesję na lekach? Pytam teoretycznie gdyż póki co mąż jest daleki od zmiany diety (która nie jest tragiczna bo nie je smieciowego żarcia, lubi warzywa no ale do ideału daleko ;)) W ogóle Marleno czy mogłabyś się podjąć ” popełnienia ” artykułu nt padaczki dorosłych i sposobów redukowania napadów, jeżeli takowe istnieją? Temat ten dotyczy niestety bardzo wielu ludzi ale wciąż jest tabu bo wielu kryje się z tą chorobą ze względu na życie zawodowe np. Serdecznie pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Biorąc leki (jakiegokolwiek rodzaju) trzeba się tak jak napisałam w artykule przygotować na to, że ich dawki będą musiały być zmniejszane w miarę postępów zdrowienia. Mówiła też o tym dr Dąbrowska na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Przecież zdrowym ludziom leki nie są do niczego potrzebne, tylko chorym. Dr Saul („Wylecz się sam”, str. 214) doradza cierpiącym na napady padaczkowe, by zmierzyć sobie najpierw poziom magnezu (we krwi, ale ja bym też zrobiła sobie test włosów oprócz tego), ponieważ przy tej chorobie ludzie wykazują spore niedobory tego pierwiastka. Bywa i tak, że wystarczy cierpliwie uzupełniać zapasy magnezu i napady magicznie się zmniejszają albo w ogóle idą w niepamięć. Niektórzy ludzie potrzebują więcej magnezu niż inni.
Antek napisał(a):
Marleno Twój blog oczywiście świetny, ale….Twoje odpowiedzi są technicznie okrojone. Trzeba zgadywać końcówki. Proszę napraw to 😊Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
U mnie normalnie widać, nic nie ucina. Czy możesz napisać z jakiego urządzenia i przeglądarki tak widać? Przekazałabym informatykowi, bo ja sama nie znam się na tych technicznych sprawach.
Karo napisał(a):
Mam dokladnie to samo, z telefonu z systemem android 6.0.1:)
Marlena napisał(a):
No to się wyjaśniło: ja nie oglądam bloga z telefonu i nie miałam o tym pojęcia. 😉
Marlena napisał(a):
Witaj Marleno! Już się rozgoscilam a więc pytanie pierwsze-czy uwazasz ze witC można suplementowac non stop czy należałoby robić przerwy? Pozdrawiam Marlena
Marlena napisał(a):
Najlepsza forma suplementowania tej substancji odżywczej na co dzień, to picie świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych (można je witaminizować dodatkiem witaminy C, szczególnie zimą). Stała suplementacja może okazać się konieczna w przypadku chorób przewlekłych, nabytych lub wrodzonych. Po dodatkową C warto sięgać w sytuacjach gdy wzrasta na nią zapotrzebowanie organizmu (uraz, stres, infekcja).
Anna napisał(a):
Witam.
Co Pani myśli o suplementacji MSM siarki w celu zniwelowania żylaków i popękanych żyłek?
Dziękuję za odpowiedź
Marlena napisał(a):
Mnie żyłki zniknęły po kuracji warzywno-owocowej, co do MSM to nie próbowałam. Nasi użytkownicy donosili, że żylaki znikały im (choć dopiero po miesiącach suplementacji, bo to nie jest szybki sposób, aczkolwiek skuteczny) gdy zastosowali poradę dra Saula: więcej witaminy E. No i oczywiście zmiana diety – jest niezbędna jeśli chcemy mieć zdrowy układ naczyniowy. Czyli więcej warzyw i owoców oraz wyciskanych z nich świeżych warzywno-owocowych soków.
Catherine napisał(a):
A mnie zaszokowała Victoria Boutenko !!! Niedawno oglądałam jej wykłady a teraz nie wierzę co widzę .Tak wyglądać mając taką wiedzę .Sporo tego oleju wypiła i deserów orzechowych zajadała .Muszę przyznać,że temat oczyszczania ,zdrowego odżywiania ciągle nas zaskakuje .Wydaje się,że sporo wiemy, a tu zawsze coś nowego się odkrywa.Np. detoks na samych owocach mnie zaszokował .Mój mąż już się cieszy,że następny detoks zrobi na swoich ulubionych winogronach .Ja zawsze się na niego wkurzałam,że ciągle je kupuje i zjada w dużych ilościach. I nigdy mu się nie nudzą.Widocznie organizm jego bardzo potrzebuje tych ciemnych winogron .
Razem z mężem robiliśmy już posty Dr.Dąbrowskiej i dwa razy głodówki wodne 10-dni .Oczywiście krótsze posty wodne się zdarzają.Post wodny raz w tygodniu obowiązkowo .
Od 2 miesięcy robimy 2 dni wodne w tygodniu .Ponieważ straciliśmy sporo wagi od stycznia będąc na 10 dniowym poście i cały czas kontynując dni postne.Jesteśmy trochę wyczerpani i brak nam energi .Mam wrażenie,że nasz organizm cały czas się oczyszcza.Nie jemy mięsa oraz nabiału ,glutenu,ryb i jaj .Czasami zdarzają się pieczone ziemniaki na oliwie i uparowane warzywa polane masłem klarownym.Ale brak nam energi ciągle i witalności .Postanowiłam zwolnić tempo.Jeden dzień głodówki w tygodniu wystarczy.Jeść co da nam więcej energi .
Marleno co uważasz o badaniach na nietolerancje pokarmowe.Mąż nadal ma łuszczycę i sama nie wiem czy zrobić takie testy .
Bardzo sie cieszę,że tyle nowych postów się pojawiło na twoim blogu.Cieszę się z kącika ogrodniczego.Ciekawe jak nawozisz kwiatki te w ogrodzie?
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Victoria Boutenko tutaj o tym mówiła: https://www.youtube.com/watch?v=N7fto1J8mPc
Mieszkała w miejscowości gdzie znajdował się producent zimnotłoczonego oleju z ekologicznych migdałów, sprzedawał je dla mieszkańców ze niżką 75% i ona się skusiła: piła codziennie łyżkami tej olej myśląc, że skoro to jest surowe, ekologiczne, zimnotłoczone itd. to jest na bank super zdrowe.
Co do testów na nietolerancje, to mogą sporo wyjaśnić gdy mamy do czynienia z czymś, co się uczepiło nas jak rzep psiego ogona i pomimo naszych starań nie chce sobie na dobre odejść. Problematycznym pożywieniem może być dosłownie wszystko, może być to nawet skądinąd zdrowa marchewka czy pita przez nas herbata – cokolwiek.
Ewa napisał(a):
Marlenko jestem Twoją wierną fanką już od kilku lat! Każdy Twój nowy wpis to arcydzieło! Masz wspaniały dar pisania! Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję! Ten blog był inspiracją do wprowadzenia zmian w moim życiu. Podziwiam, że nie idziesz na żadne kompromisy, a wytrwale pomagasz ludziom.
Chciałabym poznać Twoje zdanie odnośnie karmienia zwierząt domowych – psów i kotów. Czy rzeczywiście one są tylko mięsożerne? Kiedyś usłyszałam o przypadku karmienia psa owocami i podobno ten piesek miał się całkiem nieźle, ciekawe…
Marlena napisał(a):
Ewo, bardzo się cieszę, że moje wpisy są dla Ciebie użyteczne. Co do zwierząt, to ja mam 2 koty i jeden jest wielbicielem jabłek, sałaty i innych warzyw i owoców, a drugi ani tknie. Dodam, że są to z jednego miotu bracia, z jednej matki i (chyba) jednego ojca (bo kotki mogą mieć z tego co wiem ciążę, której sprawcami są różne koty, ale moje 2 są niezwykle do siebie podobne). 🙂
Ewa napisał(a):
Marlenko i jeszcze pytanie, czy jest gdzieś w sieci Twoje aktualne zdjęcie? Wiem , że jest na blogu , ale dosyć niewyraźne. Nie obraź się, ale bardzo bym chciała zobaczyć , jak wygląda osoba, która wciela w życie te wspaniałe zalecenia. Ja niestety po kroku do przodu robię krok do tyłu:(, ale się nie poddaję. Najbardziej martwi mnie stan włosów, ale wierzę , że kiedyś odzyskam moje piękne gęste włosy.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ewo, cierpliwości, będzie zdjęcie, tylko że cały czas o tym zapominam. Jeśli może to zaspokoić Twoją ciekawość, to nie zmieniłam się dużo. Nie przytyłam, nie schudłam, nie urosły mi wąsy 😉 Wyglądam w sumie jak na tamtym zdjęciu 4 lata temu. Uczesana w prosty kucyk, uśmiech na twarzy, radość (i wdzięczność za wszystko co jest!) w sercu i do przodu! 🙂
Łukasz napisał(a):
A co Pani sądzi o leczeniu wielu chorób wodą utlenioną, według zaleceń prof. Nieumywakina? Z jego książki można wyczytać rzeczy które zgadzają się z informacjami zawartymi na tej stronie.
Marlena napisał(a):
Preferuję naukowo udowodnione rzeczy, które nie działają na poziomie symptomów lecz na poziomie przyczyn. Czyli zmiana stylu życia, bycia i myślenia – tylko to prowadzi do przewlekłego zdrowia.
Możemy coś „wyleczyć” wodą utlenioną, lecz jeśli nasza choroba pochodzi ze złego stylu życia, to objawy prędzej czy później powrócą i to najczęściej ze zdwojoną siłą. Na przykład: sposób z wodą utlenioną na zapalenie zatok czy uszu może być skuteczny, tani i bezpieczny, lecz co z tego, skoro zapalenie zatok lub uszu mamy kilka razy w roku? Zdrowy człowiek takiego problemu nie ma: jego ciało nie jest zaśluzowane i nie „łapie” zapalenia zatok, uszu ani żadnego innego organu – po prostu nie ma w jego systemie dobrych warunków do powstania patologicznego stanu.
Nie sztuką jednym słowem jest brać leki, szczepionki czy suplementy, sztuką jest nauczyć się jak żyć i co robić aby ich zwyczajnie nie potrzebować.
M. napisał(a):
Hej, dajesz mi nadzieję, że można lepiej/witalniej żyć. 🙂 Znalazłam w necie fajną listę jedzonek, które zawierają najwięcej wit. B9. Jednak bezskutecznie szukam podobnej wskazówki jak uzupełnić niedobory wit. B12. Od ciebie wiem, że wodne górują nad zwierzakami lądowymi. Czy miałabyś jakieś namiary na to które rybki konkretnie (i jak przyrządzone)?
A przy okazji oczyszczającej tematyki to i ja się podzielę. Mam za sobą dwa podejścia do postu Daniela, ale nie wiem czy choć raz udało mi się przejść na odżywianie endogenne? Pierwsza próba to nieplanowane chudnięcie po 3kg tygodniowo + pokładanie się ze zmęczenia. Drugi raz korzystając z twojej porady (dziękuję!) zrezygnowałam z dekoracyjnych ilości owoców i czułam się o wiele lepiej – całymi dniami byłam na nogach, a ubywało mi tylko 1kg tygodniowo. Jednak nie zaobserwowałam tych słynnych kryzysów ozdrowieńczych, głód towarzyszył mi cały czas (da się to wytłumaczyć pewnie faktem niedoborów witaminowych, które miałam przed, w trakcie i po poście), a i zbadałam się (w szóstym dniu) – ketonów miałam dosłownie zero. Znaczy się wciąż coś musiałam robić nie tak. Nie wiem czemu, ale ciężko mi się tej metody Dąbrowskiej wyuczyć. Cały dzień na np. samej herbatce miętowej – o, to jest łatwe i przyjemne. Może spróbuję kiedyś pójść dosłownie jadłospisem z książeczki i wtedy mi to wyjdzie. 😉
Marlena napisał(a):
Tutaj jest tabelka: https://www.dietitians.ca/Your-Health/Nutrition-A-Z/Vitamins/Food-Sources-of-Vitamin-B12.aspx
Witaminy B12 (w przeciwieństwie np. do witaminy C czy pozostałych witamin z grupy B rozpuszczalnych w wodzie) nie musimy dostarczać każdego dnia, jest to jedyna witamina którą nasza wątroba przechowuje, nawet przez lata, a potrzebne ilości mierzone są nie w miligramach lecz w mikrogramach. Czyli potrzebne są jej mikroskopijne ilości w porównaniu z innymi witaminami.
Najbardziej wiarygodną formą przyjmowania tej witaminy jest forma donosowa (przez śluzówki) lub dożylna. Forma doustna może działać albo i nie – do jej metabolizmu jeśli przyjmujemy ją drogą doustną potrzebny jest bowiem jeszcze produkowany w żołądku tzw. „czynnik Castle’a” https://pl.wikipedia.org/wiki/Czynnik_wewn%C4%99trzny
Ludzie „leczący” np. alergie lekami antyhistaminowymi często go nie wytwarzają. Niedobór B12 dotyczy niestety również osoby jedzące produkty odzwierzęce – samo ich spożywanie nie jest gwarancją dobrego zaopatrzenia w B12.
Niewielką ilość B12 produkujemy w jelicie grubym oraz w jamie ustnej. Niestety większość ludzi ma tak zaśluzowane jelito grube, że nie ma szans by się ta witamina stamtąd dostała do krwiobiegu (musieliby zjadać własne odchody), a płukanie ust antybakteryjnymi płukankami zabija bytujące w ustach bakterie wytwarzające B12 przez co również ucinamy sobie jej ewentualne źródło (choć niewielkie).
Dr Morse jest zdania, że B12 to bardziej hormon niż witamina (tak jak witamina D – nazywana witaminą, choć w istocie jest to hormon). Oficjalnie występuje tylko w produktach odzwierzęcych, nieoficjalnie również w roślinnych, takich zbieranych z własnego ogrodu i jedzonych „prosto z krzaka” – wytwarzają ją bakterie na powierzchni owoców, np. na pewno rokitnika: https://www.omicsonline.org/proceedings/determination-of-vitamin-b12-in-sea-buckthorn-hippophaes-rhamnoides-34607.html.
Badano na razie tylko rokitnik, ale nie badano np. jagód, jeżyn, malin, itd. – całej gamy owoców w naszych ogrodach i lasach. Nie badano warzyw liściastych. A nie można wykluczyć, że proces produkcji B12 zachodzi na powierzchni różnych roślin – takie przypuszczenie wysnuł m.in. dr Garth Davis opiekujący się zdrowiem blogerki Raw Christina (Kristina Carrillo-Bucaram), która od lat żywi się tylko roślinami wyhodowanymi u siebie w ogrodzie i ma dobry poziom B12 bez suplementacji. Nie jest zatem wykluczone, że ten sam rodzaj bakterii produkujących B12 przebywa nie tylko na skórkach jagód rokitnika, ale i na skórkach innych owoców lub na liściach. Nie mamy niestety na to na razie badań (są tylko z rokitnikiem).
B12 jest też oficjalnie w glonach chlorella: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/26485478
To by wyjaśniało fenomen diety genmai-saishoku, gdzie wegańskie dzieciaki w Japonii będące od urodzenia na diecie 100% roślinnej miały normalny poziom B12 i nie wykazywały żadnych oznak niedoboru: https://pl.wikipedia.org/wiki/Genmai-Saishoku
Tak więc mitowi „musimy jeść mięso bo B12” przy obecnym stanie wiedzy można już w sumie spokojnie podziękować.
Kto musi ten musi, ale jak widać nie zawsze musi. 😉
Kolendra napisał(a):
Marleno, a co sadzisz o poscie przerywanym ? Jego propagator-Michael Mosley twierdzi, ze jedzac w systemie 5:2, tzn dwa dni postne i 5 normalnych rowniez mozna nie tylko schudnac, ale wybitnie poprawic stan zdrowia. Jego zdaniem sprzyja to dlugowiecznosci. W dni postne nalezy ograniczyc kalorie do 500 dla kobiety i 600 dla mezczyzny. Co ciekawe, w ramach tych ograniczen kalorycznych mozna jesc co sie chce, oczywiscie zacheca do warzyw itd ale teoretycznie nawet jedzac czekolade i nieprzekraczajac 500 kalorii czerpie sie z tego korzysci zdrowotne ( jaka to niesprawiedliwosc! ;-)) i wlacza sie system autofagii… W pozostale dni za to mozna jesc co sie chce. I tym sposobem mozna poprawic zdrowie i bardzo schudnac ( mam znajomych ktorzy sa zachwyceni i stracili sporo kg zyskujac energie itd). Mysle, ze jest to fajna alternatywa dla tych, ktorzy nie potrafia drastycznie zmienic swej diety. Jedza
co chca a przez samo drastyczne ograniczenie kalorii 2 razy w tygodniu wlaczaja procesy naprawcze i chudna… Oczywiscie mysle, ze idealem bylaby dieta z wieksza iloscia warzyw i owocow ale to interesujace, ze takie cos tez moze leczyc i dzialac. Sila w ograniczeniu kalorii.
Zachecam do obejrzenia tego filmu dokumentalnego w ktorym autor diety wraz z naukowcami wyjasnia to wszystko:
https://www.cda.pl/video/52681226
Marlena napisał(a):
Michael Mosley jest dziennikarzem, a nie lekarzem. Jednak lekarze zajmujący się w praktyce leczeniem postem i dietą są zdania, że do zaistnienia autofagii są potrzebne 2 czynniki: ograniczenie kalorii do bardzo niskiego poziomu oraz niska odpowiedź insulinowa czyli powstrzymanie wyrzutów insuliny. Więc to nie jest tak, że obżerając się czekoladą czy pijąc Colę włączymy sobie autofagię pod warunkiem, że nie przekroczymy dowozu kalorycznego. Wyrzut insuliny ma miejsce również kiedy jemy pożywienie wysokobiałkowe np. nabiał czy mięso – niekiedy jest on większy niż kiedy jemy biały makaron. Za opisanie procesu autofagii japoński biolog Noboru Mizushima dostał niedawno (2013 r.) Nagrodę Nobla i potwierdza on to, co mówią lekarze leczący postem: https://genesdev.cshlp.org/content/21/22/2861.full
Teraz można zrozumieć dlaczego proces oczyszczania (czyli intensywność autofagii) skutecznie zachodzi na warzywach i owocach: one nie są źródłem skoncentrowanego białka (choć zawierają aminokwasy), IG, IS i ŁG (indeksy: glikemiczny, insulinowy oraz ładunek glikemiczny) są niskie, mają mało kalorii, nie powodują tworzenia się hormonu IGF-1.
Oczywiście jeśli będziemy jechać na deficycie kalorii, to jak najbardziej schudniemy nawet jedząc batoniki Twinkie i ciasteczka Oreo (co udowodnił pewien wkurzony profesor dietetyki, Mark Haub, pracujący na Uniwersytecie stanowym w Kansas: https://edition.cnn.com/2010/HEALTH/11/08/twinkie.diet.professor/index.html), jednak na włączenie procesów autofagii na ciężkich lub przetworzonych pokarmach raczej nie ma co liczyć – powodują zbyt duży wyrzut insuliny, autofagia nie zachodzi (choć spadek masy ciała jak najbardziej będzie, bo prawa termodynamiki obowiązują, czy autofagia równocześnie jest, czy jej nie ma).
To wiedzą ci lekarze, którzy leczą postem i dietą (np. dr Dąbrowska u nas, dr Morse, dr Fuhrman, wielu innych). Osobiście skłaniam się ku temu, by słuchać lekarzy praktyków, a nie dziennikarzy.
Polecam też książkę na temat postu przerywanego, której autorem jest dietetyk, Brad Pilon: „Eat Stop Eat. Stosuj post, zgub zbędne kilogramy i osiągnij zdrowie”: https://www.empik.com/eat-stop-eat-stosuj-post-zgub-zbedne-kilogramy-i-osiagnij-zdrowie-pilon-brad,p1096964597,ksiazka-p
Brad Pilon nie tylko pisze tam o poście, ale i ujawnia szereg nigdy nie dowiedzionych naukowo bzdur dietetycznych, które mu podczas studiów usilnie wtłaczano do głowy (jak np. o tym, że musimy śniadanie jeść najdalej godzinę po wstaniu, że nie wolno opuszczać śniadania, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia, albo że post spowalnia metabolizm i wiele innych głupot).
Iwa napisał(a):
Pan dr Morse mówi że oczyszczać sie trzeba czasem i parę lat.Czy to znaczy tylko na owocach?I do tego zioła.Jaki jest zestaw źiól tych do oczyszczania i na zakwaszenie bo nie ma po polsku.Z góry dziękuję.
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać, czy zamiast kolacji, albo raczej w ramach kolacji dobrym pomysłem jest spożywanie szklanki świeżego soku, np. marchewkowego, albo jabłko-burak? Czy połączenie owocu z warzywem na noc jest ok? Podobno wieczorem lepiej nie jeść owoców, czy w tym przypadku, taki warzywno-owocowy sok też jest nie bardzo? Pytam, bo od dłuższego czasu, w ogóle nie mam chęci na kolacje, po prostu wieczorem nie chce mi się już jeść, jednak mam na coś chęć, a najbardziej na sok, tak to sobie wymyślił mój kochany organizm…
Marlena napisał(a):
Moniko, jeśli tak się dzieje, to po prostu słuchaj swojego ciała.
Ewa napisał(a):
Witam
Mam problem ze zrobieniem witaminy C LIPOSOMALNEJ.
Mam taką samą wanienkę jak Pani, zrobiłam wszystko według Pani pierwszego przepisu. Po 2gim cyklu wszystko było bardzo ciepłe! :<
wanienka była nowa więc strasznie cuchnęła, przemyłam ją wódką a później wodą jednak moja witamina również dziwnie pachnie (metalicznie) i ma metaliczny posmak. Przy mieszaniu jej rurką (plastikową) czułam, że sama drgam. Czy nie jest to szkodliwe? Czy wanienkę trzeba było jakoś specjalnie wyczyścić przed sporządzeniem witaminy? Proszę o szybką odpowiedź i cieplutko pozdrawiam
Marlena napisał(a):
To są ultradźwięki – jak robimy sobie USG to to są właśnie te fale. Raczej nie zabijają, a już na pewno nie w takich ilościach, gdyby te wanienki do czyszczenia biżuterii były bardzo szkodliwe, to nie byłyby sprzedawane jako sprzęt do użytku domowego. Co do zapachu to trudno mi powiedzieć, moja wanienka Silver Crest nie ma zapachu. Nagrzewa się owszem, ale minimalnie.
Ewa napisał(a):
Dziękuję za odpowedz! Czym czyścić tą wanienkę? Jaki posmak powinna mieć ta witamina? Moja śmierdzi troche rybio? i ma taki metaliczny posmak? Czy to dobrze czy coś zrobiłam źle?
Marlena napisał(a):
O domowej liposomalnej pisałam tutaj jaki ma smak itd. https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/
Co do wanienki ultradźwiękowej, to ja ją myję tak jak wszystkie inne stalowe naczynia – wodą i płynem do naczyń. Być może gdy wanienka jest nowa to może nadawać metalicznego posmaku? Niestety nie wiem, moja wanienka jest już dosyć stara i tego posmaku nie ma. Ale jak np. kupujemy nowy stalowy czajnik do wody to też trzeba parę razy wodę zagotować i wylać by nie miała posmaku, może ta sama rzecz ma się z wanienką.
Annika napisał(a):
Piękny wpis. 🙂
Które piętra najbardziej sprzyjają chudnieciu i nieodczuwaniu głodu?
Marlena napisał(a):
Chudnięciu wszystkie, a uczucia głodu tutaj nie ma – jedz i pij ile chcesz, szczególnie jeśli jest surowe. Rozkoszuj się i zanurz się w tej obfitości – tu wszystkiego wolno jeść do woli.
Unikaj tylko bananów i awokado – pierwszy ma za dużo skrobi, drugi za dużo tłuszczu. Choć są to cudowne i bardzo wartościowe owoce, to podczas odchudzania warto je sobie darować i skupić się na tych soczystych.
Teraz mamy sezon na truskawki, agrest czy czereśnie – nawet i zjadając całe kilo na jeden posiłek (jak zmieścimy!), to i tak nie przekroczymy 350-500 kcal. Na kolację można sobie zapodać sałatkę (np. z owoców niesłodkich nazywanych warzywami: pokrojonych w kosteczkę pomidorów, papryki i ogórka + szczypiorek, natka, szczypta soli i pieprzu – można zjeść całą michę takiej sałatki do woli, oczywiście samej – bez olejów, pieczywa, itd.).
Zresztą już po kilku dniach najczęściej stwierdzamy, że pożądamy pożywienia ilościowo o połowę mniej niż na początku, zasyca nas mała ilość pokarmu i wcale nie czujemy głodu. 🙂
Annika napisał(a):
Dziękuję za obszerne wyjaśnienia. 🙂
Nie wspomniałam o refluksie który mam. Czy stosować ogólne zalecenia np. brak cytrusów?
Justyna napisał(a):
Pani Marleno
Czy bedac w ciazy mozna zrobic jeden dzien na samych owocach i warzywach ?
Pozdrawim Justyna
Marlena napisał(a):
Są witarianki, które całą ciążę żywiły się jedynie surowymi owocami i warzywami rodząc zdrowe dzieci o czasie. W dobie internetu trudno już „takie rzeczy” ukrywać przed światem – kobiety dzielą się swoimi doświadczeniami. Wystarczy wpisać w Google „witariańska ciąża”. Jeśli one robiły to przez całe miesiące, to pytanie o 1 dzień jest zbyteczne! 😉
Marlena napisał(a):
Witaj Marleno! a co z suplementacją witD? i minerałów, zwłaszcza śladowych? Czy dieta owocowo-warzywna wystarcza?
Marlena napisał(a):
Podczas procesu oczyszczania wystarcza.
Łukasz napisał(a):
Droga Marleno!
Przepraszam, że nie na temat, ale potrzebuje wiedzieć.
Czy na Poście Daniela można pić Yerba Mate?
Marlena napisał(a):
Herbatki ziołowe dowolne i jeśli herbatę to słabą, nie mocną – tak pisze pani doktor. Chodzi o to by ustrój odpoczął od stymulantów.
gajowy napisał(a):
Jeżeli musimy oczyszczać się co pół roku (dla utrzymania dobrego samopoczucia) to nie jest to żadne oczyszczanie a jedynie zmobilizowanie organizmu do tymczasowego zoptymalizowania swojego funkcjonowania. Między innyni ograniczenia pasożytów, przesunięcia toksyn w organizmie (np. metali ciężlich) z miejsc, gdzie mocno szkodzą do miejsc gdzie ich występowanie jest mniej problematyczne. Faktyczne pozbycie się metali cięzkich jest znaczniej bardziej czasochłonne ale daje permanentny efekt. Oczywiście przy okazji przesuwania toksyn jakaś ich mała porcja jest usuwana. Po jakimś czasie gorszego traktowania organizmu te toksyny jednak znowu wędrują gdzie chcą, m.in. zakłócając dzialanie wrażliwych na nie organów. I znów musimy się „oczyszczać” z tych samych toksyn.
Podstawą oczyszczania – przynajmniej z metali ciężkich – powinno być wegług mnie zwiększenie podaży biopierwiastków – antagonistów metali ciężkich. A są to: magnez, cynk, selen, krzem. W trakcie oczyszczania powinno też się zażywać absorbenty (tego słowa zabrakło mi w artykule) bo metale ciężkie mają tendencję do recyrkulacji przez jelita.
Mariusz napisał(a):
Ciekawy wpis. Dość przystępnie wyjaśnił to również w swojej książce Krzysztof Abramek.
Agnieszka napisał(a):
Witam Pani Marleno,
Dziękuję za świetny i wyczerpujący artykuł. Właśnie jestem w trakcie przedłużonego oczyszczania weekendowego, w zasadzie w większości na owocach, z dodatkiem warzyw. Oczywiście Pani mnie do tego zainspirowała:) Zastanawiam się, czy dozwolone są w trakcie detoksu niewielkie ilości miodu, dosłownie 1-2 łyżeczki?
Z innej beczki, obawiam się trochę wpadnięcia w pułapkę umysłu i przesadnego koncentrowania się na tym, co aktualnie spożywam. Miałam już takie epizody w przeszłości i kończyło się to ciągłym analizowaniem tego, co zjadłam, czy nie za dużo, nie za mało, czy w dobrych proporcjach, itp., po prostu mętlik w głowie i zero radości. Na przykład wczoraj byłam na ognisku i skusiłam się na grochówkę, świadomie przerywając detoks. Od razu pojawiły się myśli, że niepotrzebnie, że trzy dni detoksu to za krótko i na marne, że mogłam uparcie jeść same ogórki kiszone, podczas gdy wszyscy dookoła z przyjemnością pałaszowali kiełbasę z grilla oraz ciasto, popijając piwem…
Przemawia do mnie to, co mówi David Hawkins w jednej ze swoich książęk, że przede wszystkim trzeba oczyścić umysł i ciało z nagromadzonych latami negatywnych emocji, i to jest klucz do uzdrawiania oraz dobrego samopoczucia, niekoniecznie zaś zbytnie koncentrowanie się na pożywieniu czy ogólnie na zagrożeniach związanych z tym, co jemy i w jakim środowisku żyjemy. Jak Pani to widzi? Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka
Marlena napisał(a):
Agnieszko, zrób to co radzi dr Hawkins: po prostu to obserwuj. Bez oceniania. To osąd tego co jest wprawia nas w niskie stany (poczucie winy itd.). Bez osądu wszystko jest tym czym jest, tak po prostu. Więc obserwacja tego co jest (bez osądzania!) jest tutaj kluczem. Tylko obserwuj co wyprawia Twój umysł. W świetle świadomości nic się nie ukryje. Wpadanie w poczucie winy czy ciągłe analizowanie co mogłam, co bym mogła – to poczynania umysłu, naszego ego, naszego małego ja. Jesteśmy w czarnej d** jeśli się z nim identyfikujemy. Ono nigdy nie ma racji, bo jest fałszywe, jest iluzją tworzącą iluzje. Taki mały śmieszny miś Fuzzy, który gada od rzeczy 😉 Świetnie o tym mówił dr Hawkins tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=M8HCEF5ONi0
Oczywiście, że Fuzzy się odezwał gdy ŚWIADOMIE pozwoliłaś sobie na zmianę. 😉 Fuzzy uwielbia gdy polegamy na „sile woli” (czyli na nim), gdy się katujemy, gdy analizujemy każdy kęs wkładany do ust, gdy uwierzymy w walkę, winę i inne narzędzia manipulacji.
Odpuszczamy to, tutaj dr Hawkins tłumaczy jak to robić: https://www.youtube.com/watch?v=VVWo7NvSBOs
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź i linki do filmików:) Od jakiegoś czasu podążam ścieżką rozwoju duchowego, wydaje mi się, że wiele rzeczy rozumiem ale to chyba kolejne chwyty ego.. Uświadomiłam sobie, że przez większość życia, a mam 36 lat, żyłam, a raczej wegetowałam pod dyktatem umysłu i jego gierek. Dopiero zaczynam się budzić… A Hawkinsa odkryłam dzięki temu portalowi:) ogromne podziekowania dla Pani!
W temacie detoksu, ponawiam pytanie o miód: można odrobinę? 🙂
Pozdrawiam, Agnieszka
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam czy można miód, dr Morse chyba nic na ten temat nie mówi, a z kolei z tego co pamiętam dr Dąbrowska mówiła na wykładzie, że łyżeczkę miodu sugeruje gdy pacjent z uwagi na post cierpi na bezsenność. Więc terapeutycznie chyba można, ale normalnie to raczej nie, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Edyta napisał(a):
Spożywam wit c w proszku, moje pytanie dotyczy przyjmowania, a dokładnie mycia zębów, czytałam, że powinno się przepłukać wodą po przyjęciu wit.c, bo niszczy szkliwo. Chciałabym dodawać do soków, aby syn przyjmował, ale tak ukradkiem, bo nie chce przyjmować, dopiero powoli zmienia swoje nawyki, gdy na przykład widzi w których momentach ma trądzik. Sam odrzuca śmieciowe jedzenie, soki butelkowane itp. Na nic moje porady. Czy jeśli będę podawać w sokach z sokowirówki bądź lodach domowych, a nie przepłucze zębów, faktycznie mogę narobić mu szkody?
Marlena napisał(a):
Jeśli boisz się o ząbki dziecka, to stosuj witaminę C w postaci askorbinianu sodu (ma neutralne pH). Jeśli w domu nie masz tego związku, to łatwo go zrobić domowym sposobem mając do dyspozycji kwas L-askorbinowy i kuchenną sodę, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-sposobow-na-przyjmowanie-witaminy-c/
Kasia napisał(a):
Marleno,
dziękuję za ten i wiele innych, cennych artykułów, które na co dzień mobilizują mnie do kolejnych zmian żywieniowych (i nie tylko!) w życiu moim i mojej rodziny 🙂
Chciałabym poprosić o radę – czy mogę odbyć jedno- lub dwutygodniowy post warzywno-owocowy podczas starań o dziecko? Czy taki post może negatywnie wpłynąć na moment poczęcia, jego prawdopodobieństwo? Do tej pory odbywałam tylko detoksy jaglane (warzywa i owoce + kasza jaglana, orzechy, oleje nierafinowane), ostatni niestety dwa lata temu… W ostatnich tygodniach dopuściłam się też niestety kilku grzeszków żywieniowych na wakacjach i czuję, że post dobrze by mi zrobił – zarazem nie chcę odwlekać starań o poczęcie pierwszego dziecka, które rozpoczęłam przed dwoma miesiącami. Będę zobowiązana za radę!
Pozdrawiam ciepło,
Kasia
Marlena napisał(a):
Tak krótki post nie wpłynie negatywnie. Nasze przodkinie podczas wojny gdy panował totalny głód też zachodziły w ciążę i dzieci rodziły się zdrowe. Inaczej nas by tu nie było. 😉
Ada napisał(a):
Witam Marleno, dzięki za ten artykuł. akurat dziś rozpoczęłam post daniela, mam do Ciebie jedno pytanie, czy można jeść arbuzy podczas tego postu? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o metodę dr Dąbrowskiej, to jedyne owoce dopuszczalne podczas postu to jabłka, cytryny i grejfruty oraz małe ilości owoców jagodowych.
Ada napisał(a):
i jeszcze borówki, porzeczki,
a co z bananami? bo piszesz że owocowy post jak najbardziej, a banany? czy można dodawać je choć do koktajlu? bo w poście daniela banany są akurat wykluczone, a szkoda…
Marlena napisał(a):
Banany to fajny owoc, ale nie na czas oczyszczania.
POWER napisał(a):
Jaką wyciskarkę do soków mogłabyś polecić? Najlepiej z własnego doświadczenia 🙂
Marlena napisał(a):
Kiedyś miałam Saphir, teraz oddałam go córce i mam Hurom.
POWER napisał(a):
Czemu kakao z miodem i mlekiem(od rolnika) wpływa na mnie uspokajająco?
Ponoć w kakale są jakieś związki szkodliwe i nie można spożywać go zbyt często, ale czy to nie jest mit jak w przypadku szkodliwych związkach w brokule gdzie należałoby ich spożywać w dziesiątkach kg, aby odczuć szkodliwy efekt?
Czy codzienne jego picie będzie dobroczynne dla organizmu?
Marlena napisał(a):
Myślę, że najbezpieczniej jest mieć dietę maksymalnie urozmaiconą. Nawet najlepsze zdrowotnie rzeczy w nadmiarze mogą być szkodliwe, ale jako element diety urozmaiconej przynoszą korzyści.
POWER napisał(a):
W jakich miejscach kupujesz ekologiczne produkty? Jeśli przez internet to możesz dać namiar? 🙂
Marlena napisał(a):
Mam swoje ulubione i sprawdzone marki, a to wszystko co już sprawdziłam, przetestowałam na sobie i na mojej rodzinie jest w ofercie naszego sklepiku Akademii jeśli chodzi o produkty suche czy kosmetyki (https://sklep.akademiawitalnosci.pl/), natomiast w świeże produkty ekologiczne zaopatruję się tam gdzie Bóg da i budżet pozwala: u rolnika, u działkowców, w Lidlu, Biedrze, coraz więcej też uprawiam sama.
Ola napisał(a):
Witam, czytam Pani stronę już od dawna, to chyba mój ulubiony zakątek Internetu, z którego można czerpać tyle potrzebnej dla zdrowia wiedzy 🙂
Mam pytanie na temat niezwiązany z postem, ale możliwość komentowania artykułu odnośnie oleju kokosowego została zamknięta, a że zależy mi na Pani opinii, więc pozwolę sobie tutaj zadać pytanie. Od pewnego czasu w Internecie zrobił się wielki szum odnośnie szkodliwości oleju kokosowego. Tak jak jeszcze niedawno był wszędzie wychwalany pod niebiosa, tak teraz „Hamerykańscy” naukowcy twierdzą, że jest be. Wiem, że w swoim artykule wyraźnie Pani wspomina, że pomimo wysokiej zawartości NKT nie ma co się go bać, bo zawiera również kwas laurynowy, dzięki czemu nie podnosi poziomu złego cholesterolu. Jednak amerykańscy badacze twierdzą, że bezsprzecznie podnosi LDL i tak samo teraz wtórują im dietetycy, jak grzyby po deszczu pojawiają się artykuły obalające teorię jakoby olej kokosowy rzeczywiście był taki cudowny. Jak jest naprawdę Pani zdaniem? Możliwym jest, że całe to badanie to jeden pic na wodę i że jak nie wiadomo w sumie o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Możliwe, że koncerny farmaceutyczne zaczynają cierpieć, bo coraz więcej ludzi żyje w zgodzie ze swoim organizmem, dba o zdrowie słuchając Matki Natury, a nie leci ślepo do apteki po kolejne magiczne tabletki… i trzeba co jakiś czas zrobić zamieszanie w głowach konsumentów, żeby „tym na górze” pieniądz w portfelu się zgadzał? Nie ukrywam, że olej kokosowy zaraz obok oleju lnianego to przyjaciel w kuchni mój i mojej rodziny, i nie chciałabym faszerować nas czymś, co jest „gorsze od smalcu!” (Tak, tak, już nawet takie komentarze pojawiły się odnośnie oleju kokosowego ;)).
Byłabym wdzięczna, gdyby odpisała mi Pani na komentarz, wyrażając swoje stanowisko w tej kwestii.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę wszystkiego dobrego 🙂
Marlena napisał(a):
Olu, już się wypowiadałam na ten temat, bo ktoś tu niedawno pytał: https://akademiawitalnosci.pl/12-trikow-jak-uzdrowic-swoja-kuchnie-z-cukru-soli-i-tluszczu/#comment-56972
Nauka idzie do przodu, starożytni Rzymianie też nie wiedzieli, że ołów jest zabójczy i wykorzystywali ten metal ciężki do budowy akweduktów, którymi płynęła pitna woda. A kiłę leczono kiedyś rtęcią, co dzisiaj uznajemy za barbarzyństwo. Z kolei nasi przodkowie jakieś sto lat temu oszaleli na punkcie radu: jedzono czekoladki z radem dla zdrowotności, kobiety kupowały kremy z radem do twarzy dla urody i myto zęby wybielającą pastą do zębów na bazie radu. Dzisiaj wiemy, że to zabójstwo. Co będą wiedziały nasze dzieci i wnuki na temat tego co używamy lub jemy dzisiaj?
Olej żaden (choćby nie wiem jak „najzdrowszy”) nie jest naturalnym pokarmem, lecz przetworzonym. Więc przetworzonymi pokarmami lepiej się nie faszerować, lecz używać bardzo oszczędnie, bo zdrowy nie jest żaden z nich – one na drzewie nie rosną: Matka Natura nie produkuje oleju czy cukru lecz CAŁE pokarmy, zawierające tyle potrzebnych nam kwasów tłuszczowych by ich nam nigdy nie zabrakło.
Oleje czy cukier zaś są zrobione ludzką ręką, tego nie wymyśliła natura. Dlatego kto je cały orzech kokosa ten się nie ma czego obawiać, tam samo jak i ten, co zjadłby całą trzcinę cukrową ( w tropikach kawałki źdźbła spożywane są jako słodycze).
Piękno natury polega na tym, że po zjedzeniu powiedzmy jednego czy nawet i dwóch takich całych kokosów mielibyśmy dosyć, tak samo jak po zjedzeniu kilku takich trawek cukrowych bylibyśmy kompletnie zmuleni, zasyceni słodyczą. Tymczasem izolaty z tych roślin jak olej lejemy łyżkami wszędzie, tak samo cukier sypie się łyżkami wszędzie, a ile surowca potrzeba aby otrzymać taką jedną łyżkę oleju albo jedną łyżkę cukru i czy bylibyśmy w stanie na jedno posiedzenie taką ilość surowca wtrynić? O tym nie myślimy.
I dlatego chorujemy – natura ma to w nosie co my na ten temat uważamy albo jak bardzo chcemy sobie dogodzić. Co za dużo to niezdrowo! Szczypta cukru czy prysk oliwy są OK, ale problemem nie jest używanie, tylko NADużywanie i jeszcze reklamowanie izolatów jako zdrowe. 😉 Przed wojną modne było hasło „Matko, nie żałuj dziecku cukru” albo „cukier krzepi”, a dzisiaj „oleje są zdrowe”, „oleje są niezbędnym składnikiem diety”, „oleje są źródłem niezbędnych kwasów tłuszczowych” (tak jakby pokarm całościowy z którego olej powstał ich nie posiadał, przepraszam?). Zobaczmy jaką furorę zrobił olej rzepakowy, ale czy ktoś normalny je rzepak? Nawet nie wiemy jak smakuje!
A niektórzy to nawet piszą do mnie, że oni PIJĄ oleje. Choć olej napojem nie jest. Kiedyś wmawiano nam, że cukier jest niezbędnym dla zdrowotności składnikiem diety, teraz że olej. Zawsze ktoś musi zarobić na ludzkiej głupocie.
Ja mam w domu cukier kokosowy, mam też i olej kokosowy. Jedno i drugie starcza mi jednak na baaardzo długo – używam z wielką rozwagą i oszczędnością (i na pewno NIE codziennie jako stały element diety), bowiem to NIE jest prawdziwe jedzenie (choć niewątpliwie potrafi w pewnych sytuacjach uprzyjemniać życie).
Monika napisał(a):
Kiedyś jesienią mój organizm podpowiadał mi zrobić sobie dzień na samych jabłkach, a miałam ich w sadzie sporo. Tylko wtedy nie miałam żadnej wiedzy na temat oczyszczania. Marleno, pragnę podzielić się z Tobą dobrym znakiem – po 2,5 roku wróciła mi miesiączka po zbyt gwałtownym i widocznie nieumiejętnym przejściu na wegetarianizm. Teraz cieszę się, że nie skorzystałam z tabletek przepisanych 1,5 roku temu przez ginekologa. Natura działa wolniej, ale skutecznie.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Moniko i zdrówka przewlekłego życzę. 🙂
Natura zawsze wie co robi, to tylko my błądzimy – zdarza się, uczyć się na błędach ludzka rzecz. 😉
Patka napisał(a):
Moniko, mogłabyś napisać jak wyglądała Twoja dieta wegetariańska skoro aż przez 2,5 roku nie miałaś miesiączki? Jesteś pewna, że to kwestia diety?
Monika napisał(a):
Mniej więcej wg zasad Marleny z tym, że rośliny strączkowe jadałam zbyt rzadko, 2-3 razy w tygodniu. Schudłam też 5 kg w 6 mies., po poście Daniela jeszcze 5, potem znów wróciło mi 5 kg i waga 68 kg utrzymuję się mi już od prawie roku.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, dziękuję za ponowną, wielką dawkę zdrowej wiedzy :-).
Mam pytanie dotyczące czerpania wapnia np. w maku. Czy mak można od razu mielić dodawać taki do koktajli warzywnych?Cz należy go zalewać na noc gorąca woda i moczyć, potem gotować? Wtedy jest już chyba pozbawiony pewnych wartości? Będę wdzięczna za odp. Dziękuję 🙂
Marlena napisał(a):
Tak jak wszystkie nasiona maku można moczyć: moczenie podnosi strawność, sprawia, że nasiona stają się miękkie.
gajowy napisał(a):
Marleno, chyba nie odpowiedziałaś na intrygujące pytanie odnośnie oleju kokosowego. To że produkty nie przetworzone (lub mało przetworzone) są zdrowsze od przetworzonych to rzecz oczywista i dotyczy nie tylko kokosa. Intencją pytania było rozeznanie czy zdrowe jest zwiększenie podaży oleju kokosowego w takiej czy innej formie. (Oczywiście najlepiej jeść koprę – he he).
Olej kokosowy nierafinowany oraz mleczko kokosowe nie są izolatami. Zawierają wszystko co rozpuszcza się w tłuszczach i generalnie to produkty nisko przetworzone.
W kuchni tajskiej mleczka kokosowego używa się często i dużo, a że tajowie mało chorują na serce, więc wychodzi przynajmniej na to że to nie szkodzi. Zauwazyłem też że MCT (składnik oleju kokosowego) lu sam olej jest częstym dodatkiem jakościowych karm dla zwierząt. A ostatnio mam jakoś większe zaufanie do weterynarzy niż do lekarzy 🙂
Marlena napisał(a):
Gajowy, chyba jednak odpowiedziałam. A co do Tajów, to nie masz racji: przez ostatnie 27 lat (od roku 1990 do dzisiaj) ilość osób cierpiących na choroby serca i ukł. krążenia wzrosła tam o ponad 72%, obecnie wylewy i zawały zabierają życie 22% populacji, czyli więcej niż rak. Tak jak wszędzie jednym słowem – na potęgę chorują naczynia!
https://global-disease-burden.healthgrove.com/l/42144/Ischemic-Heart-Disease-in-Thailand
https://www.cdc.gov/globalhealth/countries/thailand/default.htm
Olej kokosowy w 100 gramach składa się ze 100g tłuszczu (cały orzech kokosowy 33 g plus mnóstwo innych dobroci jak np. magnez) i na pewno nie zawiera magicznie sam z siebie niczego, czego by nie zawierał cały orzech kokosowy, więc chyba mamy różne zdania odnośnie tego co oznacza izolat spożywczy oraz co oznacza produkt przetworzony.
Nawet najbardziej virgin olej (każdy) jest izolatem i jest przetworzonym produktem. Nieprzetworzone żarełko tworzy TYLKO Matka Natura. Dlatego łatwo odróżnić je od przetworzonych. Prawdziwego jedzmy ile chcemy, a z przetworzonymi ostrożnie (nie więcej jak 5%-10% kalorii to moja życiowa zasada). Orzechy kokosowe świeże, już obrane, można nawet w Biedronce kupić.
Krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe tworzone są w naszych jelitach przez dobre bakterie. Kto ma zdrowe jelita, temu tych kwasów nie zbraknie. Kto nie ma – może pobierać je w ramach terapii np. z oleju kokosowego lub suplementów i często się to zaleca (np. dr Chutkan, ale nie tylko). Jeszcze raz powtórzę to co napisałam: oleje mogą być bardzo przydatne terapeutycznie (i są), ale na co dzień jedzmy raczej pełnowartościowe pożywienie zamiast olejów, bo to przynosi więcej korzyści z każdej zjadanej kalorii.
Jeśli będziemy liczyć na to, że za pomocą spożywania jak największych ilości oleju kokosowego uwolnimy się od chorób serca to możemy się przeliczyć. W tym sensie stanowisko AHA jest jednoznaczne i zgodne ze stanem faktycznym: nie ma danych wskazujących na to, że im więcej oleju kokosowego będziemy spożywać tym będziemy zdrowsi. Takie dane póki co mamy tylko w stosunku do prawdziwego jedzenia: są to warzywa i owoce oraz orzechy (tzn. całe orzechy, a nie oleje z nich).
I tego się trzymajmy. 🙂
Elżbieta napisał(a):
Pani Marleno jaka jest różnica między magnezami , bo chciałam zakupić cytrynian magnezu i cena jest ok 30 zł i 500 zł. Więc o co chodzi ?
Marlena napisał(a):
Elżbieto, raczej żaden suplement cytrynianu magnezu nie powinien kosztować 500 zł, a może on jest pakowany w pozłacane kapsułki, że taka cena? 😀
Nie wiem, to już musisz sprzedawcę spytać skąd ta cena.
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko, bardzo dziękuję za ten link do wykładu dr Ewy Dąbrowskiej. Dokończyłam również książki Pani Doktor. Myśląc o poście tak bardzo się denerwowałam utratą wagi, że miałam wrażenie jakbym już zeszczuplała. Był moment, że chciałam z tego zrezygnować, tylko przejść na zdrowe żywienie dr Dąbrowskiej. Jednak te wykłady mnie zmotywowały i umocniły i podjęłam już decyzję. Przejdę post dwutygodniowy. Chciałam się Ciebie zapytać, czy miesiączkowanie nie przeszkadza w poście? Chodzi o to, że w momencie kiedy zaczynam urlop, chciałabym również zacząć post. Równocześnie zaczyna mi się również miesiączka. Zastanawiam się, czy nie wpłynie ona na zwiększone osłabienie organizmu? Może powinnam przeczekać pierwsze dni miesiączki? Jak uważasz?
Z góry dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Możesz przeczekać jeśli czujesz z tym większy komfort psychiczny. Rób tak, abyś Ty sama czuła się szczęśliwa z tym co robisz i była wewnętrznie przekonana o słuszności tego co robisz. Pozytywne emocje (stan bycia) są równie ważne jak fizyczne pokarmy wkładane do środka (stan robienia).
Beata napisał(a):
Marleno, od od 3 dni (dzisiaj rozpoczął się 4) oczyszczam się owocami (koktajle, w całości). Nie ukrywam, że obawiałam się kryzysów związanych z tym procesem, a tu nic, czuję się dobrze. Czy to oznacza, że coś robię nie tak? z góry dziękuję za pomoc.
Marlena napisał(a):
Kryzysy to sprawa bardzo indywidualna – napisałam w artykule od czego zależy ich intensywność. Najsilniej kryzysy dotkną tego, kto wprost z objęć „tradycyjnej” diety (dużo, słodko, tłusto, fast-foody itd.) rzuci się od razu na głęboką wodę piramidy detoksu (np. post sokowy lub wodny, ale również niższe stopnie).
POWER napisał(a):
”Kiedyś miałam Saphir, teraz oddałam go córce i mam Hurom.”
Cena znacznie się różni :
https://www.ceneo.pl/34252512 – Sapir
https://hurom.com.pl/product-pol-43-Wyciskarka-Hurom-HA-srebrny-HA-TBC09-uniw.html?gclid=CJGEsdKD0dQCFa277Qodzw8F7w – Hurom
a czy różnica w smaku i wydajności jest duża czy w ogóle tego się nie odczuwa?
Marlena napisał(a):
Z Huroma soki są gładsze w smaku (lepsze sito), ogólnie jakość wykonania jest bez porównania lepsza, wydajność też jest lepsza.
POWER napisał(a):
Co warto spożywać w okresach silnego przeciążenia fizycznego/psychicznego/braku snu, aby zachować umysł w dobrej formie intelektualnej?
Czy wskazana jest suplementacja?
Marlena napisał(a):
Owszem, może być przydatna suplementacja w takich okresach.
prawdziwy napisał(a):
Owoce warzywa
Krynia napisał(a):
Witam Marleno, proszę o radę czy powinnam się suplementować a jeżeli tak to czy przy zmianie zwyrodnieniowej guzków międzykłykciowych kości piszczelowej kolana i zwężeniu szpary stawowej. Od miesiąca leczę kolano – leki przeciwzapalne i lek Structum ale nadal mam problem z chodzeniem i nadal boli. Mam 61 lat i do tej pory byłam aktywna fizycznie . Co mi poradzisz Marlenko?
Aga napisał(a):
A gdyby tak na stale wprowadzic zasade 4 dni zdrowo jem ,a 3 dni poszcze o wodzie?
szczerze mowiac,juz od kilku tygodni (4 tyg) tak z mezem robimy i szczegolnie maz trzeciego dnia glodowki o samej wodzie marzy o jedzeniu ,to jak tylko zaczynamy jesc, maz ,w zwiazku z nienajlepszym samopoczuciem ,ktore pojawia sie zawsze po rozpoczeciu okresu jedzenia (1dzien to sa same owoce),zaczyna zalowac ,ze zaczal jesc i mowi,ze woli przebywac na glodowce bo sie lepiej czuje.
Anna napisał(a):
Witam,
Jakie jest pani zdanie na temat domowego mleka sojowego oraz kokosowego? Szukam alternatywy dla krowiego mleka do kawy zbożowej.
Dziękuję
Marlena napisał(a):
Domowe zawsze będzie lepsze niż kupne, bo wiemy co pijemy.
Anna napisał(a):
Czy zatem mleko sojowe uważa Pani za zdrowe? Krążą różne mity na jego temat.
Marlena napisał(a):
Jeśli trafi nam się czasem spożycie mającego dobry skład organicznego mleka sojowego jako elementu urozmaiconej diety, to nie ma biedy, natomiast w nadmiarze przez 365 dni w roku – wszystko może być szkodliwe. Aczkolwiek osobiście wolę mleka roślinne robione bez gotowania (np. migdałowe, kokosowe), tępy posmak soi mnie osobiście nie odpowiada, zaś ogólnie soja jest najwartościowsza w tradycyjnych japońskich przetworach (miso, tamari, natto).
Ewelina napisał(a):
Witaj Marlenko, jestem Twoją stałą czytelniczką. Pomogłaś mnie i mojej rodzinie juz bardzo bardzo wiele! Za co Ci serdecznie dziękuję! Czy mogłabyś napisać jak pozbyć się paciorkowca? może wiesz coś na ten temat?
Pozdrawiam cieplutko
Marlena napisał(a):
Ewelino, paciorkowce są naturalnym elementem ludzkiej mikroflory (w nosogardzieli, jelitach, na skórze) tak więc to nie ich obecność sama w sobie jest problemem tylko pytanie dlaczego opanowały dany teren. Tworząc teren nieprzyjazny dla rozwoju tych bakterii sytuacja rozwiązuje się sama: paciorkowce nie mają szans na przewagę, następuje powrót równowagi. Dobrze pracujący układ odpornościowy nie pozwoli na patologiczną kolonizację. Jeśli ciało jest zakwaszone i niedożywione (zła dieta, za mało warzyw i owoców, braki w witaminach i minerałach) to układ odpornościowy nie pracuje jak należy. A niektóre bakterie tylko czyhają na obniżenie odporności (wywołane również stresem, urazem, niedostatkiem słońca, snu, odwodnieniem, zmianą aury itp.) i mamy infekcję.
Duże dawki witaminy C były używane przez dra Klennera w leczeniu różnego typu infekcji (zarówno wirusowych jak i bakteryjnych). Witamina C działa „jak antybiotyk” chociaż nim nie jest. Działa jednak jako „dopalacz rakietowy” dla naszych białych krwinek, które w ten sposób wzmocnione rozprawiają się z niechcianymi patogenami. Warto też zbadać sobie poziom witaminy D: jej zbyt mały poziom powiązany jest z obniżoną odpornością.
Maria napisał(a):
Witaj Marlenko,
dużo myślę ostatnio o tym poście, który chciałam rozpocząć od nadchodzącej soboty. Decyzję miałam podjętą, ale przyniosłam do domu wagę i zaczęłam się ważyć regularnie i nie wiem dlaczego, ale moja waga waha się od 49 do 51 kg. Nie wiem, ale czuję chyba jakiś lęk przed utratą tej wagi podczas postu. Czuję, że raczej nie podejmę się tego postu. Pomyślałam jednak, że zamiast postu przejdę na dietę etapu II dr Dąbrowskiej. Wyczyszczę swoją dietę z tego, z czego jeszcze mogę i dostosuję ją do diety dr Dąbrowskiej. Nie wiem tego, ale myślę, że taka forma też pomoże mi wyeliminować moje powracające problemy skórne i wzdęcia, z którymi się czasem borykam. Jednak będzie to wolniejszy proces. Co o tym myślisz Marlanko? Proszę Cię o radę. Z góry bardzo Ci dziękuję. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jasne, możesz zacząć od etapu drugiego. Jeśli chodzi o masę ciała to osoby szczupłe nie tracą jej tyle co te z nadwagą, zaleca się im robić sesje krótsze ale częstsze, a ponadto ewentualny ubytek w przypadku takich osób wyrównuje się po zakończeniu postu, kiedy przechodzimy do etapu ponownego odżywiania. Wszystko jest napisane w książkach pani doktor.
Przeczytaj, przeanalizuj i do dzieła! 🙂
Ewelina napisał(a):
Dziękuję, jakie to proste. W takim razie biorę się za siebie i zdrowia życzę !
agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, zdecydowałam się na środek piramidy „dieta 100% owoców” 😉 Proszę rozwiać moje wątpliwości: czy przy tej diecie mogę pić czystka i czy skoro ogórek jest owocem mogę jeść go w formie kiszonej?
pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Kiszony zawiera sporo sodu, więc zależy od indywidualnych upodobań i celów oraz stanu zdrowia (nadciśnienie itd.). Herbatki ziołowe można pić, nie ma przeszkód.
Arbiter napisał(a):
Dzień dobry:)Nie chcę zamęczać pytaniami, bo widzę że masz ich dużo, ale muszę cię spytać o możliwe przyczyny robienia się dużego brzucha po jedzeniu i tego że 2 lata temu zacząłem chudnąć bez przyczyny ale ostatnio to prawie się zatrzymało.Nie dbam jeszcze w ogóle o zdrowie, bo mam 16 lat. Jestem mężczyznom 169 cm, 55kg. Jem to co jest do jedzenia, jeszcze to ode mnie nie zależy, ale dziękuje za to że założyłaś tę stronę, bo bardzo mi to pomogło.Bez ciebie nadal bym myślał, że żeby wyzdrowieć potrzebne są leki:).
Marlena napisał(a):
Jeśli masz wzdęcia, to przyjrzyj się swojej mikroflorze jelitowej: czy ostatnio brałeś antybiotyki? Może spożywasz mięso i nabiał konwencjonalne, pszenicę konwencjonalną, sklepowy olej rzepakowy, margaryny itd. – te rzeczy szkodzić mogą naszej mikroflorze.
Arbiter napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź 🙂 na szczęście dolegliwości na razie są małe, dietę mam trochę lepszą niż przeciętna w Polsce. Antybiotyków dużo brałem jak byłem mały. Mam wrażenie, że to typowe problemy, z którymi sobie poradzę, Dziękuje za pomoc :).
Justyna napisał(a):
Witaj Marlenko,
ostatnio trafiłam na reklamę liposomalnej kurkuminy. Według autorów tej reklamy, jest ona o wiele lepiej wchłanialna przez nasz organizm niż gdybyśmy mieli zjeść kurkumę w sałatce czy na chlebie. Przypomniał mi się wtedy Twój przepis na liposomalną witaminę C. Czy rzeczywiście różne substancje są lepiej wchłanialne przez nas gdy są w takiej liposomalnej postaci ? Czy Twój sposób na liposomalną witaminę C byłby dobrym sposobem na liposomalną kurkuminę i inne substancje ? Pozdrawiam ciepło, Justyna
Marlena napisał(a):
Justyno, nie robiłam więc nie powiem. Co do liposomów, to lepiej przenoszą cząsteczki substancji, dlatego wchłanianie się poprawia.
M. napisał(a):
Dziękuję za tabelkę! Właśnie czegoś takiego szukałam. Chciałabym uniknąć zastrzyków z B12 więc oprócz syntetycznych tabletek wprowadziłam rybę „na niedzielę”. Spróbuję też jak smakuje ta chlorella. Choć rokitnik byłby na pewno najpyszniejszy z tego wszystkiego, ale tu z dostępnością gorzej. To teoretycznie wydaje się łatwe do opanowania. Znacznie więcej jest roboty z B9, bo potrzeba dostarczać codziennie i dużo.
Asia 33 napisał(a):
przepraszam, ze tu ale troche nie wiedzialam w ktorym dziale.
Moj porod zostal zakonczony przez waccum. Pozniej mialam problemy z NM i wtedy lekarz mi powiedzial, zebym sie nie martwila bo po menopalzie przejde na hormony (!) i bedzie dobrze;).
Poszlam do innego lekarza. Mialam w koncu jakies badania i okazalo sie , ze moje miesnie nie pracuja i dlatego wlasnie NM i teraz ostatnio (pol roku) delikatne stolca.
Wiec codziennie cwicze (elektrostymulacja bo zwykle cwiczenia byly za slabe) skonczylo sie NM, jest delikatne brudzenie bielizny ale juz nie NS. Jest 90% lepiej ale jeszcze nie 100. Teraz boje sie juz kolejnych ciaz.
Czy to oznacza ze po menopalzie bedzie gorzej. Jakie suplementy naturalne przyjmowac. Wiem ze musze cwiczyc, cwicze. Ale czy sa naturalne suplementy?
Marlena napisał(a):
Asiu, przepraszam, że to powiem, ale niech sobie konował sam żre hormony jak taki mądry, Ty musisz pracować „od środka” nad wzmocnieniem tkanki łącznej, nie tylko mięśniowej. Ile jesz świeżych warzyw i owoców, na czym oparta jest Twoja dieta? Niezbędna do dobrej kondycji tkanki łącznej jest witamina C, bez niej ustrój nie wytwarza kolagenu. Spróbuj suplementacji dodatkowej oprócz poprawy diety.
Miałam przez krótki czas podobne problemy po urodzeniu pierwszego dziecka (bardzo ciężki poród kleszczowy, vacuum nie dało rady), na szczęście mieszkałam wtedy we Włoszech gdzie jada się dietę śródziemnomorską – dużo warzyw i owoców, brałam też witaminy przez całą ciążę oraz po niej. W sumie miesiąc po porodzie już było wszystko OK. Teraz rozumiem dlaczego: moja tkanka łączna była w dobrym stanie. Gdyby nie to – męczyłabym się z tym o wiele dłużej.
Asia33 napisał(a):
Od porodu minęło 16 miesiecy
Asia33 napisał(a):
Całe życie się źle odzywialam. Cukier, nabiał, mąka. Choć myślałam że jest ok.
Teraz jem bardzo dużo owoców. Generalnie do południa owoce zmiksowane z bananem, i całe. Generalnie dużo. Parę kilo dziennie. Ale warzyw mniej. Choć staram się o sałaty zielona i jarmuż z pomidorami. Sporadycznie nabiał. Mało jeszcze kiszonek jem i chyba mam Pb z jelitami…bo jednak częściowo we mnie to fermentuje. Dieta rozlaczna była najlepsza ale długo tak nie mogłam bo lubię łączyć. Ale stres i łączenie pokarmów mi nie służy
Ola napisał(a):
Witam Pani Marleno. Przeprowadziłam na poczatku maja 4 tygodniowy post dr Dąbrowskiej (z jedną wpadką w postaci sporego kawałka sernika;). Efekty postu znakomite. Na początku postu dostałam planowaną miesiączkę, natomiast kolejnej już nie dostałam a kolejna tez juz sie spoznia. Trochę zaczynam się martwić. Czy słyszała Pani o podobnych przypadkach, może ktos mial podobnie. Czy to powinno się uregulować tylko potrzebuje czasu czy powinnam zgłosić się już do ginekologa? Chciałam zapytać też czym może być spowodowane częste mrowienie w nogach i rękach, nawet kilka razy dziennie, niezależnie od przyjętej pozycjì. Dzieje się tak u mnie od około 2 tyg, zaczęłam suplementowac B Complex ale nie wiem czy to tędy droga. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wpadka w postaci sernika stanowi szok dla przeprowadzającego swoje prace naprawcze organizmu i przerywa post, zamiast pościć chodziłaś niedożywiona. Takim postępowaniem zamiast się uzdrawiać robimy sobie jedynie krzywdę, wszystkie układy możemy sobie rozregulować w ten sposób, w tym hormonalny. Odnośnie mrowienia zgłoś się do lekarza by wykonać odpowiednie badania – to może być jakaś błahostka lub poważna sprawa, ale na pewno nikt nie będzie stawiał Ci tutaj diagnozy przez internet. Witaminy B-complex są rozpuszczalne w wodzie, ewentualny niezużyty nadmiar ustrój po prostu wydala, zatem trudno zrobić sobie nimi krzywdę.
Ania napisał(a):
Witaj Marleno
Czy słyszałaś o preparacie VERNICADIS na pasożyty? Koleżanka mnie namawia na przeprowadzenie kuracji nim ale nie wiem czy jest to bezpieczny preparat.
Marlena napisał(a):
Vernicadis to nalewka ziołowa, której receptura została opracowana przez franciszkanina o. Grzegorza Srokę. Niestety nie mam z nią doświadczeń i nie jestem w stanie na jej temat nic powiedzieć.
Ola napisał(a):
Dziękuję za szybką odpowiedź. W takim razie na miesiaczkę po prostu czekać czy coś w tym kierunku robić? Waga po poście już wzrosła 3 kg, do szczupłych osób też nie należę, jem sporo tłuszczy w postaci oleju z wiesiołka, lnianego, kokosowego plus orzechy i pestki. Jeśli pojdę do ginekologa to pewnie da mi coś na wywołanie miesiączki a tego chciałabym uniknąć.
Marlena napisał(a):
Jeśli jesz sporo tłuszczy i do tego ciągnie Cię do cukrów, to nic dziwnego, że masz wszystko rozregulowane. W naturze takie połączenia nie występują: albo coś jest słodkie ale wtedy nie jest tłuste (truskawka, ziemniak, marchewka itp.) albo jak jest tłuste to wtedy nigdy nie będzie słodkie (awokado, oliwki, orzechy itp.). Zasada numer jeden zdrowego żywienia to nie łączyć bezrozumnie węglowodanów z tłuszczem. Takie niewystępujące w naturze łączenie przyprawi nas prędzej czy później o kłopoty zdrowotne: organizm głupieje od takich połączeń.
Poza tym spożywanie oleju to spożywanie izolatu: jeden składnik odżywczy został oddzielony od całości z boską precyzją stworzonej przez naturę i tak naprawdę pod tym względem olej nie różni się od cukru. Cukier jest izolatem węglowodanowym, a olej tłuszczowym: cukier to 100% węglowodanów, olej 100% tłuszczu. Czyli coś, czego natura nie tworzy. To zadziwiające, że wszyscy wieszają psy na cukrze mówiąc jaki to jest szkodliwy (bo jest), ale za to sugerują ludziom spożywać oleje chwaląc je, że to niby zdrowo, bo przecież „potrzebujemy dobrego tłuszczu”. Nie jest zdrowo! Zdrowo to jest jadać wszystko tak jak natura stworzyła. A olejów ona nie tworzy lecz całościowe pożywienie. Tam jest tyle tłuszczu, że na pewno go nie przedawkujemy. Izolat zaś przedawkować jest bardzo łatwo.
Stosowanie olejów terapeutycznie jest uzasadnione (np. gdy komuś brakuje danych kwasów tłuszczowych lub ma uszkodzone pewne szlaki metaboliczne), natomiast spożywanie codziennie olejów lanych na każdą potrawę łyżkami dla rzekomej zdrowotności to droga donikąd. Kalorie należy czerpać z całościowej żywności maksymalnie gęstej odżywczo, a nie z izolatów.
Ola napisał(a):
Chciałam zrobić sobie pod koniec lipca tygodniową przypominajkę postu ale w takim wypadku to chyba nie byłoby wskazane? Ech.. nie wiedziałam, że jeden kawałek sernika mnie aż tak rozreguluje, zwłaszcza, że dr Dąbrowska mówiła, że jak nam się zdarzy jakiś błąd w poście to się nie poddawać i kontynuować post ale więcej już takich błędów nie popełniać. No cóż, ja łasuch i wszystkie cukrowe detoksy działają na mnie na chwilę. Myślałam, że post pomoże ale też już wróciłam do słodyczy:(
Marlena napisał(a):
„Ja łasuch” to tylko wymówka. To, że coś robiliśmy „przez całe życie” nie znaczy, że nadal mamy sobie to robić. Tak jak napisałam – gubi Cię cukier. Do tego dokładasz sobie dużo tłuszczu i dziwisz się, że masz problem. No masz, i zawsze będziesz go mieć o ile nie zmienisz nawyków żywieniowych. Zawsze będzie Cię ciągnęło do śmieci, do momentu gdy nie zmienisz chemii ciała. Metoda dr Dąbrowskiej jest dwustopniowa: dieta postna i następujący po niej okres zdrowego odżywiania. Niestety żaden z etapów nie zakłada powrotu do złych nawyków żywieniowych, np. spożywania słodyczy.
Jestem byłym cukroholikiem i znam ten ból, jednak nic się nie zmieni dopóki nie zmienisz chemii ciała. Musisz je solidnie odkwasić i oczyścić – wtedy przestaje ciągnąć do słodyczy i innych śmieciochów: dzieje się to siłami natury i nie wymaga od nas żadnej silnej woli czy w ogóle wysiłku. Zaczyna nas naturalnie odpychać od rzeczy szkodliwych. Słodycze, pokarmy odzwierzęce, oczyszczone zboża i używki to są najbardziej zakwaszające rzeczy.
Dużo jeszcze pracy przed Tobą, przede wszystkim pracy mentalnej: dopóki bowiem nie zmienimy nastawienia do własnego ciała i jego postrzegania, to będziemy wciąż stosować stare wymówki, byle tylko nie dokonać zmian. Żeby zaś przestać stosować wymówki to najpierw trzeba być świadomym, że je stosujemy. Stare wzorce myślowe zastąpić nowymi. Nie pomogą żadne diety ani posty, będziemy zawsze wracać do starych nawyków, dopóki nie włączymy swojej świadomości, nie zmienimy swoich wzorców myślowych i sposobu postrzegania samego siebie i swojego ciała oraz roli jaką ono odgrywa podczas naszej tutaj ziemskiej podróży.
Moi napisał(a):
Marleno, jak zmienić te nawyki? Jestem ich świadomy, ale nie wiem czy iść do psychodietetyka czy zrobić coś innego. Sam nie dam rady.
Marlena napisał(a):
Ja dałam radę sama i wielu użytkowników tej witryny również. Zamiast rozkminiać czy dam radę czy nie – po prostu podjęłam „męską decyzję” (wszelkie wymówki precz: chcę zobaczyć jak będzie wyglądało moje życie bez tych wszystkich wymówek), a następnie zaczęłam te wszystkie zmiany sukcesywnie ROBIĆ i obserwować co mi z tego wyszło. A że wychodziły same dobre rzeczy, to robiłam dalej – aż osiągnęłam swój cel. Im większe zmiany robiłam tym lepsze rezultaty osiągałam, co mobilizowało mnie do nieustawania w moich działaniach. Nawet przez myśl mi nie przeszło bym mogła wrócić do starego stylu życia – zbyt dobrze czułam się sama ze sobą.
Jeśli mówisz „sam nie dam rady” to na pewno nie dasz. Tak jak powiedział kiedyś Henry Ford: „Jeśli uważasz, że coś potrafisz lub że czegoś nie potrafisz, na pewno masz rację.”. 🙂
Możesz skorzystać z pomocy drugiej osoby, ale pamiętaj, że tak czy inaczej pracę nad sobą, swoimi przekonaniami i nawykami każdy musi odrobić sam. Tak jak np. wysiusiać się każdy musi sam – są bowiem pewne rzeczy, których nikt za nas nie zrobi: nie naje się za nas, nie pójdzie do toalety za nas i… nie zmieni za nas naszych złych nawyków czy błędnych przekonań dotyczących odżywiania czy stylu życia, a wpojonych kiedyś tam (zapewne w dzieciństwie, czego nawet świadomie nie pamiętamy).
dzidziaPiernik napisał(a):
Polecam ciekawy film https://www.cda.pl/video/6649526f.
Marleno! często piszesz że latem odżywiasz się wyłącznie na surowo z niewielkim dodatkiem nasion. pestek,orzechów i strączków. Skąd czerpiesz zalecane przez dietetyków 1800-2000 kalorii. Mnie to nijak nie wychodzi, a może jest to kolejny mit niczemu nie służący? Ale hemoglobina mi spadła w odniesieniu do tej sprzed diety w-o, mimo dobrych parametrów żelaza i ferrytyny. Ja w teście na nietolerancje mam 1 punkt na strączki, musiałam je odstawić, więc ze strączków niczego nie czerpie. A inna sprawa to seler, wyszedł mi na niego też 1 punkt czyli tzw. słaba nietolerancja, a on przecież może znajdować się w każdej przyprawie ziołowej, nawet imbir i kurkuma może go zawierać czy przyprawy też muszę odstawić? Dietetyczki u której robiłam test nie zapytam bo się na mnie obraziła za to że codziennie niezmiennie nie dostarczam sobie tłuszczów i białek z jedynie słusznych produktów.
W jednym z komentarzy Marleno, odesłałaś kogoś do strony
https://www.dietawarzywnoowocowa.pl/p/menu.html. Tam podane są przykłady warzyw dozwolone podczas postu z zastrzeżeniem że przy autoimmunologii należy odstawić psiankowante. Dr Dąbrowska nie zawarła takiej informacji w swoich publikacjach. Owszem wspomina na przykładzie pacjentkę której wykluczono nietolerowane warzywa ale o psiankowatych nic. A ja chciałabym jak nie wyleczyć to przynajmniej zatrzymać „postępujące” halluksy i mało tego że postępują sobie dalej to w ostatnim czasie pojawiły mi się guzki na palcach u rąk mimo że prawie od dwóch lat odżywiam się jak Natura i Marlena kazała. Czy z tymi psiankowatymi to prawda? Masz jakieś wiarygodne informacje Marleno?
I pytanie mam do Zibi ! rozpuszczasz łyżkę boraksu w litrze wody, odstawiasz na dobę i zużywasz z tego roztworu tylko 1 łyżkę czy całość? A jeśli całość to chyba trochę długo stoi taki roztwór, może za długo?
Marlena napisał(a):
Trochę mit to jest, bo nie każdy potrzebuje tyle samo kcal na dobę. Zależy to od wielu czynników. W moim wieku, przy moim poziomie aktywności fizycznej, przy moim wzroście i przy mojej wadze zapotrzebowanie kaloryczne to ok. 1600 kcal na dobę – gdybym żywiła się tradycyjnie. Ponieważ żywię się nutritariańsko (czerpiąc maksimum składników odżywczych z każdej wkładanej do ust kalorii) moje zapotrzebowanie jest teoretycznie jeszcze nieco mniejsze (szczegóły na ten temat w książkach dra Fuhrmana). Na śniadanie przykładowo zjadam owoce, np. miska czereśni mi „pęknie” jak nic, skubiąc je sobie od niechcenia, a to już kilkaset kcal, bo garsteczka czereśni to 50 kcal, a takich garsteczek zjadam… no trochę ich zjadam. 😀 Pochłonięcie nawet sporej miski czereśni raczej nie sprawia mi trudności. Potem załóżmy do miseczki wykładam torebkę (500 g) młodego świeżego bobu i znowu skubiąc go sobie od niechcenia zjadam nie wiadomo kiedy, ziarenko po ziarenku – ups, miseczka już pusta, kolejne 450 kcal. Na wieczór zjadam przykładowo sałatkę z rozmaitych warzyw i zielonych liści z dressingiem z nerkowców (dressing ma więcej kalorii niż ta sałatka – gdybym chciała schudnąć nie używałabym dressingu, lecz zioła i sok z cytryny). Nie mam problemów z dostarczaniem sobie kalorii, nie chodzę też głodna. Bywa, że robię sobie dni 100% owocowe, ale nawet wtedy nie chodzę głodna ani nie brakuje mi kalorii.
Odnośnie psiankowatych – jeśli ktoś ma ich nietolerancję to powinien z nich zrezygnować. A jeszcze co do selera: mój mąż nie lubi selera i nie ma go w swojej diecie praktycznie rzecz biorąc, ale wyszła mu słaba nietolerancja. Okazuje się jednak, że te same białka co seler są też w roślinach należących do tej samej rodziny: kmin rzymski i kolendra, a kminu i kolendry mąż używa na potęgę w daniach orientalnych, które gotuje i na których się wychował od dzieciństwa (mąż urodził się w Indiach). Tak jak my mamy tutaj problem z nadużywaniem od dzieciństwa pszenicy, jajek czy mleka, tak tam mogą mieć problem z kminem i kolendrą, a na teście wyjdzie seler, którego nie jadają.
Dzieje się tak dlatego, że niektóre rośliny mają w sobie te same białka i może nam wyjść nietolerancja na coś czego praktycznie nigdy nie jemy, ale test pokazuje nietolerancję na dane białko, a ono z kolei może znajdować się w roślinach, które taksonomicznie są sobie bliskie (seler i kmin rzymski jako przykład, należą do tej samej rodziny selerowatych, więc nic dziwnego, że mają te same białka, do tej samej zresztą rodziny selerowatych należą też inne popularne rośliny jak koper, anyż biedrzeniec, lubczyk, kminek, kolendra, marchew czy pasternak). To trzeba mieć więc na uwadze i sprawdzać (np. w encyklopedii) jakie rośliny należałoby jeszcze wziąć pod uwagę. Dietetyk może nie mieć na ten temat wystarczającej wiedzy, ale już dobry alergolog tak. Jeśli ktoś ma alergię/nietolerancję na dane białko, to sensowne jest brać pod uwagę wszystkie pokarmy gdzie ono występuje.
dzidziaPiernik napisał(a):
Dziękuję Ci Marleno za odpowiedź, taksonomia ale i jeszcze alergie krzyżowe. Np. jak nietolerancja pszenicy to krzyżowo pojawia się marchew ale
dodatkowo pieczarki, miód i jabłko.
Miałam na myśli co innego, mianowicie to czy jak jem imbir czy też kurkume z torebki to czy mogący się tam znaleźć seler np. w ilości 0,00000….. ileś tam po przecinku, też będzie widziany przez organizm. Masz taką wiedzę Marleno? Bo wychodzi na to że żadnej przyprawy ani ziółka spożywać nie mogę. A o soku z marchwi mogę zapomnieć. Jako ciekawostkę zacytuję co napisała mi między innymi P. dietetyczka
„Do diety przemycamy tłuszcze nasycone (tj. smalec, tłuszcz gęsi, tłuszcz kaczy, tłuszcz kokosowy, masło klarowane), które wbudowują się w śluzówkę układu pokarmowego i ją uszczelniają.
ZALECENIA DIETETYCZNE_
Osoby alergiczne to osoby, które jedzą za chudo. Organizm potrzebuje tłuszczy do syntezy nowych zdrowych komórek, do tworzenia nowych zdrowych błon komórkowych itp. Spożywamy tłuszcze z uwzględnieniem tłuszczy nasyconych (smalec, tłuszcz gęsi, tłuszcz kaczy), tran, oliwa, olej nierafinowany, masła (masło klarowane pozbawione jest drobinek mleka krowiego – powinno być bezpieczne) – obserwujmy.
Żołądek lubi tłuszcze. Potrzebuje ich żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego. Zdrowy żołądek = zdrowe jelita = zdrowy organizm.”
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem czy w imbirze czy kurkumie może się znaleźć seler, może jest na opakowaniu informacja?
Odnośnie pani dietetyczki to poproś ją o badania naukowe na których opiera swoje zalecenia, ponieważ to co napisała to po prostu stek pseudonaukowych bzdur. Nikt nie mówi że tłuszcz ogólnie nie jest nam potrzebny (gdyby nie był, to by go natura przecież nie wsadzała do naszych pokarmów), ale twierdzenia typu „Osoby alergiczne to osoby, które jedzą za chudo” albo „Żołądek lubi tłuszcze. Potrzebuje ich żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego.” nie mają żadnych podstaw naukowych. Dietetyków obowiązuje tymczasem trzymanie się ustaleń naukowych – podobnie jak lekarzy.
Jeśli chodzi o rozszczelnienie jelit, to właśnie wszelkie badania naukowe jak do tej pory wskazują raczej rzecz odwrotną: spożycie tłustego posiłku (szczególnie niestety bogatego w tłuszcz nasycony, ale nie w kwasy Omega-3) nasila endotoksemię poposiłkową oraz wzmagać może stan zapalny organizmu. Endotoksemia to zatrucie organizmu antygenami (np. obcymi białkami) i substancjami pochodzenia bakteryjnego. Skąd pochodzą te bakterie? Ano z naszych własnych jelit, które robią się „dziurawe” po spożyciu tłustego żarełka, przepuszczając cząstki pokarmowe do krwiobiegu (czyli tam, gdzie NIE powinno ich być), przez co ustrój zaczyna produkować przeciwciała. Te właśnie przeciwciała wykrywa test typu Food Detective czy inny badający nietolerancje pokarmowe. Jeśli mamy te przeciwciała we krwi, to znaczy, że nasze jelita nie są prawidłowo szczelne, bariera jelitowa jest osłabiona, ale na litość boską na pewno nie przez to, że jedliśmy ZA MAŁO sadła, słoniny, smalcu, masła i tranu – nie ma w ogóle na takie twierdzenia żadnych dowodów naukowych! Są raczej dowody przeciwne: gdy jemy zbyt tłusto, to dzieją się niefajne rzeczy z naszymi jelitami.
Zobaczmy tutaj, badanie na zwierzętach: tłuszcz powoduje rozszczelnienie jelit: https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0034233
Robiono też randomizowane badania na ludziach – niestety zachodzi tutaj to samo zjawisko czyli rozszczelnienie jelit po zbyt tłustym żarciu:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5097840/
albo tutaj:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3978718/
Dieta wysokotłuszczowa może być przyczyną dysbiozy czyli zaburzonej flory jelitowej u ludzi: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4578152/
Tego typu badań badań jest mnóstwo, zarówno na zwierzętach jak i na ludziach (zdrowych tudzież chorych na coś): https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/?term=saturated+fat+endotoxemia
Niestety ja nie znalazłam żadnego badania potwierdzającego, że spożywanie tłuszczu (nasyconego czy jakiegolwiek) wpływa pozytywnie na to by „żeby uszczelnić śluzówkę układu pokarmowego” czy też że spełnia on niczym inulina albo skrobia oporna rolę prebiotyczną powodując np. rozrost uszczelniających nasze jelita dobrych bakterii jak Bifidobacterium czy Lactobacilllus. Albo pomaga odbudować śluzówkę niczym L-glutamina (sporo jest jej w kapuście).
Jeśli nawet pozyskamy efekt chwilowej ulgi jedząc tłuszcz, to jeszcze nie znaczy, że sięgnęliśmy przyczyny. Przyczyną numer jeden osłabionej bariery jelitowej jest zniszczona i/lub zaburzona flora bakteryjna i to nad nią musimy się pochylić, dostarczyć tych dobrych bakterii i dużo papu dla nich by się nam mogły namnażać, a dla nich papu to akurat nie smalec czy inny tłuszcz, lecz węglowodany (np. skrobia oporna czy fruktany).
Agnieszka napisał(a):
Oj, prawda, pani Marleno, swięta prawda… Ja czytam Pani bloga od stycznia, zapragnęłam coś zmienić w swoim życiu. W lutym zaczęłam przygotowywać się do postu dr Dąbrowskiej, 1 marca zaczęłam post 42 dni, to było jak podróż w inny wymiar, ciałem byłam na Ziemi,a cała reszta gdzieś się unosiła. Po poscie nie wróciłam do starego życia, minęło 3 miesiące od zakończenia postu, dbam o to co wkładam do gęby, Pani tak zabawnie gdzieś to napisała. Podczas postu schudłam kilkanascie kilogramów, po poscie przez te 3 m-ce chudnę nadal powoli, Dlatego dziwi mnie trochę, jak wiele osób pisze, że zaczyna tyć po poscie. Mnie jest szkoda efektu, tych wyrzeczeń a poza tym tak mi się zmieniły smaki,że zajadam sałatki, warzywa, kasze z przyjemnoscią, a nadal chudnę. Czytam Pani artykuły regularnie, odświeżam pamięć, utwierdzam się, piekę chleb co jakis czas i tylko ten jadam. Mam chwile słabosci, oczywiscie, czasami im ulegam, słucham swojego ciała. I co fajnego zauważyłam, regularnie, co jakiś czas, czuję, że nie chce mi się jeść więc robię post wodny, bez wyrzeczeń, 1 doba na wodzie, ale to sam organizm się domaga. Zrobiłam ten krok, udało mi się, jestem po drugiej stronie – ja. Bo przecież świat wokół mnie się nie zmienił,pokus wiele i to nawet nie pokus, tylko tego wszystkiego niedobrego jest tyle… Ja już po to nie sięgam. Chociaż niestety rodziny jeszcze nie udało mi się zmienić, dzieciom, mężowi gotuję, tak jak oni chcą. Nie zmuszam ich, jestem po prostu dla nich przykładem, jem inaczej, podjadają mi często, to co sobie robię, cieszę się z tego. Wiedzą, że można inaczej, zdrowiej, że efekty daje niesamowite taka zmiana, mama się zmieniła, odmłodniała – ale póki co, wcinają padlinę i inne niezdrowe rzeczy. Ja już umiem wybierać to co dobre. Mam książeczki dr Dąbrowskiej, wracam do nich często i własnie, pani Marleno, mam pytanie. Chodzi o godzinę jedzenia śniadania ok. 12.00. a wczesniej tylko owoce. Robię tak, chociaż czasami jestem taka głodna. Kolację jem przed 18.00, to nie problem, po tylu miesiącach organizm się przyzwyczaił. Często wstaję po godz 5.00 rano, mam nieregularne zmiany w pracy, i wtedy wytrzymać do godz. 12.00 nie jest łatwo. O co chodzi z tą 12.00 ? Wiem, że chodzi o proces oczyszczania organizmu, ale to może dla tych, co późno wstają? I drugie pytanie, robiłam kontrolne badania i hemoglobina mi spadła do 10, czyli mięso trzebaby zjeść od czasu do czasu… Kiedyś żarłam mięcho 3 razy dziennie, teraz nie mam ochoty.
Marlena napisał(a):
Jak nie masz ochoty to nie jedz – proste. Podniesienie hemoglobiny jest możliwe nie tylko poprzez spożywanie zwłok. Natura dla nas przewidziała bardziej godny sposób. Warto jeść więcej czerwonych owoców, nie wiedzieć czemu poprawiają obraz krwi. Porzeczka, malina, truskawka, poziomka, granat, grejfrut, winogrona, arbuz, wiśnie i czereśnie, jabłka, żurawina, dzika róża itp. a także owoce o których myślimy, że są warzywami, np. pomidory czy czerwona papryka. Dobre są też czerwone buraki. I ogólnie wszystko co krwiste w kolorze działa dobrze na krew 🙂
Jeśli jeszcze może Ci coś trochę pomóc rozjaśnić sytuację, to przy niedokrwistości znalazłam taką oto poradę, którą w swojej książce „How to Get Well: Handbook of Natural Healing” zawarł dr Paavo Airola. Doradza on dołączyć do menu:
– buraki (zarówno jako sałatka jak i sok wyciskany, świetnie smakuje wyciśnięty np. z jabłkiem i marchewką)
– ziarno sezamu (szczególnie czarny sezam ma dużo żelaza) i słonecznika
– melasy (trzcinowa, karobowa)
– daktyle i rodzynki
– granat i sok z granatów
– banany, morele, borówki, czarna porzeczka, czerwony grejfrut, śliwki
– pomidory świeże i sok pomidorowy
– pietruszka zielona
Produkty jak buraki, melasa i sezam/słonecznik muszą znaleźć się na talerzu obowiązkowo codziennie, uzupełnione o białka z roślin strączkowych i produktów pełnoziarnistych (mogą być bezglutenowe). Reszta rotacyjnie lub codziennie jak kto lubi.
I unikać blokowania przyswajania żelaza przez zawierające kofeinę kawę, herbatę i napoje gazowane typu cola (ale to już pewnie wiesz) oraz wykluczyć napoje wyskokowe (w tym piwo).
Witaminy i suplementy:
– suplement żelaza (tylko pod kontrolą lekarza)
– witamina C co najmniej 1500 mg (wzmaga przyswajanie żelaza z pożywienia)
– B- complex forte (high potency) lub:
– wit. B12 od 25-50 mcg
– wit. B6 od 50-100 mg
– kwas pantotenowy do 100 mcg
– kwas foliowy 0,5-1 mg
– PABA (witamina B10, kwas para-aminobenzoesowy) do 50 mg
Zioła:
mniszek lekarski, żywokost, czarna porzeczka, kozieradka pospolita, liść maliny, kelp (algi).
Ada napisał(a):
Witam,
Marlenko gdzieś chyba u Ciebie czytałam ale nie mogę znaleźć, czy kandida żywi się tłuszczem? a nie cukrem jak się powszechnie uważa?
a drugie pytanie, może Ty bądź ktoś z czytelników mi pomoże: jestem już prawie trzeci tydzień na poście (w pewnej intencji), nie jest moim zamiarem schudnięcie. ogólnie jestem normlanej budowy ciała, tylko że góra jest szczupła, a dół trochę większy. mam małe piersi, no i poleciałam z biustu , totalnie. czy na zdrowym odżywianiu wróci to do normy?
pozdrawiam Cię i dziękuję za to co robisz
Marlena napisał(a):
Niewykluczone, że się wyrówna po przejściu w okres regeneracji. Na poście dzieją się różne rzeczy, nie trzeba sobie tego brać do serca, organizm sam wie co ma robić, jest superinteligentny. Do czegoś ta tkanka tłuszczowa na dole jest mu potrzebna, więc zabrał się za górną.
Owszem, candidy zadaniem jest trawienie cukrów, gdy jemy cukry, to candida się nażre cukrów przez co pomaga w ich metabolizmie, po czym zdycha (mówiąc bardziej naukowo: zmniejsza się jej populacja). Problem w tym, że jeśli jednocześnie dostarczymy z tym cukrem tłuszcz, to on blokuje wchłanianie cukru do komórek, w związku z czym w takiej tłustej krwi potem pływa ten cukier, zamiast być od razu zutylizowany i wejść do komórek. A jak cukier tam pływa to candida ma raj, bo ona kocha cukier! I wtedy właśnie dochodzi do jej przerostu, czyli sytuacji patologicznej.
Bo przecież w naturze połączenie słodkiego i tłustego nie występuje. To my wymyśliliśmy sobie lody, pizzę, białe bułeczki z masełkiem, ciastka, torciki, czekoladki i tym podobne tłuszczowo-węglowodanowe cudeńka. Nic się nie stanie jeśli raz na ruski miesiąc sobie takie połączenie raz kiedyś zjemy (np. na weselu, w gościach czy podczas świąt, a nawet, a niech tam, raz w tygodniu „na niedzielę”), ale problem się robi gdy tak się żywimy codziennie. Dajemy wtedy pole do popisu candidzie i fundujemy sobie jej przerost (a także zwiększamy szanse na stan przedcukrzycowy czy też szereg różnych zaburzeń mających swój początek w złych nawykach żywieniowych).
Natomiast jeśli zjemy TYLKO węglowodany (np. banana, arbuza itp.) to tłuszcz wtedy nie blokuje niczego, bo tłuszczu w tych pokarmach jest mikroskopijna ilość. Wtedy candida nażre się cukru i zdycha, bo taka jest jej rola.
Nikt jeszcze nie dostał candidy od owoców, więc odstawienie owoców „bo candida” mija się z celem. To tłuszcz trzeba odstawić, wtedy sięgamy przyczyny zamiast maskować symptomy.
Ola napisał(a):
Mam jeszcze jedno pytanie o te łączenia. Czy w takim razie można łączyć np owsiankę czy kaszę jaglaną ze słodkimi owocami (zarówno z suszonymi) i z orzechami czy pestkami? Przyznam, że często jadam takie śniadania i całkiem już teraz zglupiałam bo chyba się w tym pogubiłam:I
Marlena napisał(a):
Pestki czy orzechy to produkty całościowe, więc krzywdy nie zrobią – wszystko jest w nich w idealnych proporcjach. Możesz bez obaw dodać do owsianki pestki i posypać całość orzeszkami dla dekoracji. Takie ilości nie uczynią nikomu żadnej krzywdy. Nie dodawaj tylko izolowanych węglowodanów (cukier) lub izolowanego tłuszczu (oleju), a wszystko będzie jak najbardziej OK! 🙂
Ola napisał(a):
Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi i pozdrawiam 🙂
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, dziękuję za odpowiedź odnośnie hemoglobiny, żelaza. Podziwiam Panią za ogromną wiedzę i chęci dzielenia się nią!
Marlena napisał(a):
Na zdrówko, Agnieszko! 🙂
Aga napisał(a):
Szanowna Pani Marleno,
Bardzo dziękuję, że Pani jest i dzieli się swoją wiedzą! Podziwiam Pani przemianę i pracę, którą wykonała ku lepszej wersji samej siebie😉
Właśnie jestem w trakcie oczyszczania surowymi owocami- chciałabym poprawić stan skóry(trądzik😔), ale przede wszystkim wykończyć polipa, który wyrósł sobie na mojej macicy. Czy Pani zdaniem istnieje taka szansa?
Pozdrawiam
A
Marlena napisał(a):
Szansa zawsze jest. Wszelkie guzy, narośla czy polipy ustrój może potraktować jako źródło białka i je „zjeść”, podczas gdy białka nie dostaje z zewnątrz.
Ewa napisał(a):
Pani Marleno,bardzo,z całego serca dziękuję, akurat potrzebowałam takiego artykułu,bo zamierzam przejśc post oczyszczający,a ten na owocach jest z pewnością najprzyjemniejszy(mam za sobą posty wodne 3-dniowe i Daniela 2-tygodniowe)Odkąd odkryłam Pani witrynę totalnie zmieniłam sposób odżywiania w moim domu ,nie jemy mięsa,wędlin,rafinowanej mąki, cukru i olejów.Mam jednak problem z synami-12 i 14 lat,zwłaszcza starszy domaga sie słodyczy,nalesników i jakichś potraw na słodko.Rozmowy niestety nie pomagają-cóz taki wiek ,stąd moje pytanie-jak oczyścic organizm dziecka,aby zmienił się smak i nie ciągneło do starych przyzwyczajeń.Czy kilka dni na samych owocach to dobry pomysł,albo chociaż jeden dzień?Na co dzień jedzą dużo warzyw,owoców,oprócz tego jajka,ryby i niestety kilka razy w tyg.nabiał-boje się o niedobór białka w ich diecie.Pozdrawiam,Ewa 🙂
Marlena napisał(a):
Ewo, przeczytaj proszę ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/10-popularnych-mitow-na-temat-bialka/
Nie ma możliwości niedostarczenia odpowiedniej ilości białka gdy dostarczamy wystarczającą ilość kalorii. Spożywając cokolwiek dostarczamy białko (aminokwasy), bowiem wszystko co jemy ma w sobie aminokwasy.
Mój syn ma 13 lat, ale nie domaga się potraw na słodko – zjada za to dużo naturalnej słodyczy czyli owoców. Więc nie ma co tłumaczyć tego wiekiem. 😉 Dużą rolę grają nie tylko nawyki, ale też i nieprawidłowa mikroflora jelitowa: czasem to nie my chcemy słodkiego, tylko żyjątka co sobie w jelitach pomieszkują domagają się swojego papu.
U mnie w domu jest zasada, że jeśli w ogóle jemy na słodko, to tylko na śniadanie. Może dlatego moje dziecko nie męczy mnie o dania na słodko, a jeśli ma na nie ochotę, to na śniadanie je owszem zje ze smakiem (jakaś owsianka czy jaglanka z owocami, placuszki owsiane, budyń chia, gęsty i pożywny koktajl itp.), głównie takie śniadania na słodko i na ciepło są zimą, bo latem wcinamy od rana owoce sezonowe, a jak są upały to dochodzą lody domowe z mrożonych owoców i więcej słodyczy żadnej się nam nie chce.
Maria napisał(a):
Witaj droga Marlenko, bardzo proszę Cię o pomoc.
Mój syn (26 lat) tak gdzieś od wiosny odczuwa szumy i inne dźwięki w uszach, jest cały czas zmęczony i tak się czuje jak przy gorączce, boli go czasem głowa ogólnie cała, trzeszczy mu w stawach, mówi że czuje jakby miał powiększone węzły. Ponieważ kilka razy go mocno przewiało bo chodził bez czapki więc myślał że to od tego. Zaczął brać duże ilości wit C ( z dzikiej róży od Zięby), ostatnio 2-3 razy dziennie po 2g.
Był u laryngologa, okulisty i neurologa i każdy w swojej dziedzinie stwierdził że nie ma się do czego przyczepić , zrobił sobie usg szyi i też dobrze, węzły które mu się wydawało że ma powiększone w usg wyszły ok. Zrobił badanie krwi i ogólnie też chyba nie najgorzej ( OB-14, CRP-0.8, glukoza-4.00, cholesterol całkowity-5.11, HDL-1.54, LDL-3.22, trójglicerydy-0.78, kreatynina-78, mocznik-4.5, TSH-2.62, leukocyty-5.00, erytrocyty-4.63, hemoglobina 13.7, hematokryt-43.4, płytki krwi-222, MCH-29.7, MCHC-31.6, MCV-94, LYM%-39.8, MON%-5.3, GRAN%-54.9, RDW-12.00, MPV-10.2, PCT-0.227, nawet wit D 25(OH) ma 53.01 ale żelaza ma 189 (norma w tym laboratorium od 50-150) więc to chyba zdecydowanie za dużo i myślę (nie wiem czy dobrze ) że te wszystkie objawy ma od tego wysokiego żelaza. Ale zastanawiam się skąd taki wysoki poziom u niego wit D bo mieszka w Anglii i witaminę D zażywa od czasu do czasu i zawsze w badaniach wychodziło mu od ok 10 najwięcej do 27 a teraz taki wysoki poziom. Ale wracając do żelaza to proszę Cię bardzo Marlenko droga proszę pomóż bo szukam wiarygodnych informacji a takie znajduję zawsze tylko u Ciebie. Wyjaśnij proszę o co chodzi z tym żelazem, co z tym teraz robić (wiem że musi iść do lekarza, przyjechał do Polski żeby to wszystko wyjaśnić) jakie mogą być konsekwencje i co jeść żeby sobie pomóc a nie zaszkodzić bardziej. Co to jest ta hemochromatoza, czy wysoki poziom żelaza to już świadczy o tym że się jest chorym na tą chorobę? Proszę Cię napisz mi dokładnie o co w tym wszystkim chodzi żeby mi się rozjaśniło w głowie bo zaczynam się denerwować. Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam Cię od serca.
Marlena napisał(a):
Tej witaminy ma 53,01 ale czego, jakie jednostki? Na jednostki trzeba również patrzeć, nie tylko na liczby. Anglicy używają innych jednostek i może czasem dojść do nieporozumienia. Wyniki powinny być podane w nanogramach na mililitr (ng/ml), ale jeśli badanie robisz w Anglii mogą być podane w nanomolach/L (nmol/L). Przelicznik jest następujący:
1 ng/ml = 2,5 nmol/L
Jeśli więc zrobimy przelicznik 53,01:2,5 to otrzymujemy wynik 21,20 ng/ml, co oznacza bardzo niski poziom, ledwie chroniący przed rozmiękaniem kości, ale na pewno nie przed chorobami cywilizacyjnymi.
A hemochromatoza to choroba dziedziczna, można się przebadać w razie wątpliwości, lekarz zleci odpowiednie badanie. Natomiast wysokie żelazo to najczęściej żadna hemochromatoza tylko zwyczajnie przesadne oparcie swojej diety na produktach odzwierzęcych (mięso powinno być zjadane od święta jak już, a nie 3 razy dziennie przez 365 dni w roku tak jak to robi większość społeczeństwa). Czasem winne mogą być też suplementy (np. multiwitaminy) zawierające żelazo. Jednak częściej przyczyną jest po prostu zbyt namiętna konsumpcja mięsa.
Wszystkie dolegliwości są związane z zakwaszeniem organizmu – za dużo białka w diecie to za dużo kwasów. Niestety są tylko dwie grupy pokarmów, które odkwaszają i przywracają równowagę kwasowo-zasadową są to: 1. owoce i 2. jarzyny. Nie ja to wymyśliłam lecz Matka Natura, zatem pochylmy pokornie głowy, bo praw przyrody nie przeskoczymy, choćbyśmy pękli: to warzywa i owoce powinny stanowić podstawę naszego wyżywienia, a wtedy będziemy przewlekle zdrowi i kwitnący do późnej starości.
Normy badań laboratoryjnych są statycznie opracowane biorąc pod uwagę ludzi nie całkiem zdrowych czy prowadzących higieniczny styl życia, więc często jest tak, że badania są „książkowe”, a pacjent czuje się kijowo. Busolą dla nas powinno być nasze samopoczucie, jeśli jest ono złe pomimo książkowych wyników badań, to znaczy, że czas wziąć się za siebie ostro do roboty.
Twoje przeczucia co do żelaza są słuszne: żelazo karmi patogeny na potęgę. Mała ilość żelaza jest nam co prawda potrzebna do ich zwalczania, problemem jest jednak zbyt dużo żelaza – staje się świetną pożywką dla patogenów i sprawia, że już za młodu rdzewiejemy od środka, a kolejne organy ulegają powolnemu zniszczeniu (np. stawy).
Prof. Eugene D. Weinberg – mikrobiolog z Uniwersytetu w Indianie w USA zajmował się jeszcze w latach 50-tych badaniami związanymi z żelazem. Przyczyna była prozaiczna: miał chorą żonę, która pomimo brania antybiotyków nie mogła wyzdrowieć. Pan profesor chciał ustalić czy coś co żona ma w diecie mogłoby mieć wpływ ma rozwój bakterii i/lub ogranicza działanie antybiotyku. Okazało się, że najbujniejszy wzrost bakterii zaobserwował w szalce, do której dodano jeden składnik odżywczy znajdujący się powszechnie w żywności: żelazo. Wzrost bakterii był imponujący – pomimo, że w szalce umieszczony był też antybiotyk, tetracyklina. Żaden inny składnik odżywczy nie spowodował tak silnego rozrostu bakterii jak żelazo.
Jak obniżyć żelazo pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-sposobow-na-obnizenie-zelaza/
Oli napisał(a):
Witam!
A jedna mała kawa z rana dozwolona przy oczyszczaniu wg piramidy?!
Obawiam się, że nie…
Marlena napisał(a):
Kawa to nie jedzenie tylko używka. Więc nie. Zamiast kawy woda z sokiem z cytryny na odkwaszenie lub smaczny zielony koktajl.
Ada napisał(a):
Marlenko słyszałaś może o witaminach DuoLife ? mają dobrą reklamę, ale ciężko znaleźć opinie. a szukam czegoś dla bliskiej osoby która ma raka piersi. chcę jej pomóc.
a drugie pytanie co na bakterie w moczu u dziecka 3 latka? wit C da radę?
Marlena napisał(a):
Tak, odpowiednio dawkowana da radę. Jeśli chodzi o suplementy sprzedawane w systemach typu MLM (multi-level marketing), to ja się trzymam od nich z daleka, więc nie jestem w stanie na ich temat nic powiedzieć. Reklamę w dobie internetu nawet kiepskim produktom jest łatwo zrobić, wystarczy wynająć trolli spamujących fora i blogi (codziennie usuwam z tego bloga kilka komentarzy będących reklamą). To się nazywa astroturfing czy jakoś tak.
Dorota napisał(a):
Witam. Marleno, mam inny problem, od niedawna zaczęły wychodzić mi na rekach tzw. starcze plamy. Mam 48 lat, jestem zdrowa, odzywiam się super zdrowo, zgodnie z Twoimi poradami, jestem na diecie warzywno-owocowej, nie jem mięsa, dodatkowo strączki i pestki, zdrowe oleje i … plamy wyszły. Masz może jakiś sposób na ich zwalczenie? Nie chcę korzystać z chemicznych wybielaczy.Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Spróbuj przez kilka-kilkanaście tygodni aplikacji witaminy E zmieszanej z olejem rycynowym zewnętrznie na plamy. Ponadto przeanalizuj jaką miałaś dietę poprzednio, zanim przestawiłaś się na zdrowe żywienie, ponieważ plamy starcze (inaczej zwane „wątrobowymi”) pojawić się mogą szybciej gdy np. w ustroju mamy za duże zapasy żelaza, a mamy za mało antyutleniaczy.
Te „plamy wątrobowe” na skórze są złogami lipofuscyny w komórkach skóry. Barwnik lipofuscyna jest pokrewną bilirubiny. Lipofuscyny mogą zawierać w sobie jony żelaza lub metali ciężkich (rtęć, aluminium, miedź) i stanowią głównie produkty wolnorodnikowej peroksydacji nienasyconych kwasów tłuszczowych. Ilość lipofuscyn związana jest ze stresem oksydacyjnym i wzrasta z wiekiem. Szczególnie podczas menopauzy (oraz po niej) jest większa szansa na ich pojawienie się u nas, kobiet, bo przestajemy miesiączkować czyli pozbywać się żelaza. Również słaba praca wątroby powodować może podniesienie się poziomu estrogenów, a ten z kolei ułatwia wchłanianie żelaza, stąd nazwa „plamy wątrobowe”.
Ada napisał(a):
jestem już 30 dzień na PD. wszystkoe super, tylko zaczęły mnie strasznie boleć dziąsła, ledwie chrupię surowiznę. miał ktoś taki objaw? tym bardziej że to już końcówka postu….
Tomek napisał(a):
Hej. Ne mam czasu czytac wszystkich komentarzy wiec nie wiem czy juz ktos pytal. Co Pani sadzi o oczyszczaniu watroby metoda Moritza? osobiscie zrobilem juz 2 razy i polecam(!!!) wychodza z nas (nie)ciekawe rzeczy. Od ponad roku jem wedlug Pani zalecen, robilem posty Daniela, ale wciaz mialem wzdecia, zaparcia i sucha skore. dopiero teraz widze poprawe. Obecnie poszcze na wodzie 36 godzin w dni ekadeshi i planuje dalsze oczyszczania watroby co miesiac. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Mimo tego, że nie jest to procedura całkowicie wolna od wszelkiego ryzyka, wielu naszych czytelników skorzystało z tej formy terapii i bardzo sobie chwalili, chociaż to nie jest zawsze tak, że jej efekty widoczne są już po pierwszym razie. To bardzo stara procedura oczyszczająca, z której ludzkość czerpała korzyści od wieków. Niestety jak do tej pory pozostaje ona w kręgu „medycyny ludowej”, nie funkcjonuje w medycynie akademickiej, która twierdzi, że to co wychodzi to nie żadne zanieczyszczenia lecz jedynie zmydlona oliwa. Co by to nie było – bardzo wielu osobom pomaga i pomogło i nie zapowiada się, że po tylu wiekach używania nagle pomagać przestanie (to trochę tak jak z witaminą C, która oficjalnie „nie działa” przy infekcjach). 🙂
Zosia napisał(a):
Książkę E.Dąbrowskiej znam 20 lat, leży na honorowym miejscu, korzystam często, nic nie straciła na aktualności, nie ma bibliografii. Zachęcam do spotkania osobistego z p. dr E. Dąbrowską na wczasach zdrowotnych w Golubiu. Byłam 4 razy – zawsze na żywieniu pełnowartościowym, posty robię w domu. Twoja stronka AW.pl rozwija, poszerza i podaje aktualności. Dzięki Ci moja przyjaciółko internetowa. Od 1,5 roku piję sok z marchwi i jem trochę resztek. Poprawił się wzrok. Ostatnio piję, czasami nawet 2 x dziennie tzw złote mleko wg tradycji indyjskiej tzn po pół łyżeczki: czarna herbata, gożdziki, kurkuma z pieprzem, cynamon, kardamon,imbir- zalać wodą, raz zagotować i dodać mleko np roślinne. Smaczne bardzo, ale czy nie przesadzam? Może powołasz jakieś stowarzyszenie, aby spotykać się pod Twoim okiem. Bóg zapłać za to co dla nas zakochanych w Tobie robisz.
Marlena napisał(a):
Zosiu, bardzo mnie cieszy poprawa Twojego zdrowia – gratulacje i tak trzymać! Z tym stowarzyszeniem to całkiem niezła myśl. Stowarzyszenie Wielbicieli Zdrowia Przewlekłego by się mogło na przykład nazywać! 🙂
Oli napisał(a):
Zaczynam dzisiaj oczyszczanie wg Pani piramidy. Czy warzywa strączkowe, np. bób, fasolka szparagowa, są dozwolone?
Marlena napisał(a):
Zboża i strączki wykluczamy podczas oczyszczania tak jak wspomniałam w artykule.
Oli napisał(a):
Rozpoczęłam dziś oczyszczanie wg załączonej przez Panią piramidy. W związku z tym mam pytanie, czy rośliny strączkowe (bób, fasolka szparagowa) też są dozwolone? Awokado i banany?
Ratos Natura napisał(a):
Można się tu znaleźć bardzo ciekawe informacje odnośnie zdrowego odżywiania.
Gosik napisał(a):
Jaki może być powód mdłości? Wydaje mi się że mam je najczęściej po smoothie gdzie dodatkiem była chlorella, spirulina … czy to oznacza że organizm może się jakoś oczyszcza czy coś? Marleno co możesz mi powiedzieć na temat glinki bentonitowej? Czy dobrze jest zrobić sobie np. Miesięczna kurację takimi kapsulkami? Ile powinno się pić soków, smothie dziennie żeby organizm nabral ” sily” . Pozdrawiam , dziękuję za ten blog 😗
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie brałam takich kapsułek. Jeśli spirulina i chlorella nie współgrają z Tobą to odstaw i zobacz czy będzie lepiej.
Gosia napisał(a):
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam a chciałabym się upewnić. Aby przejść na dietę warzywa i owoce surowe muszę wcześniej być na warzywno – owocowej gotowanej?
Marlena napisał(a):
Możesz, ale nie musisz.
moi napisał(a):
Marleno, ile max kcal dziennie można zjeść, przy diecie monoowocowej, aby nie wyłączyło się odżywanie endogenne? Czy można jeść same pomarańcze?
Chciałem upewnić się, że można łączyć diety. Byłem 3 tyg. na poście Daniela, a teraz chcę przejść na monoowocową?
Marlena napisał(a):
Tutaj masz na ten temat jakie owoce: https://www.youtube.com/watch?v=r0QMlCx4FDo
Dieta warzywno-owocowa jest reżimem raczej łagodnym, owocowa zaś zdecydowanie bardziej odkwasza, nawilża, oczyszcza płyn międzykomórkowy (szczególnie monoowocowa). Nie ma limitu kalorii, ale nie wolno się objadać, należy jeść tylko tyle by zatrzymać głód.
moi napisał(a):
Widziałem. Chcę utrzymać odżywianie wewnętrzne, bo nie czuję głodu i jest to wygodne. Stąd pytanie o limit 800 kcal 🙂
Ewa napisał(a):
cześć, miesiąc temu byłam przez tydzień czasu na diecie owocowo-warzywnej (gotowane i surowe) i wszystko ok, tylko dostałam czerwonych plam z pryszczykami na twarzy, zeszły w końcu po 3 tygodniach. Teraz od dwóch dni znów jestem na tej diecie i teraz mam jeszcze bardziej intensywne plamy i pryszcze. Teraz nawet oczy mi łzawią. Chyba jednak coś mi szkodzi, jak sądzisz?
Marlena napisał(a):
Skóra to lustro tego co mamy w środku, a podczas oczyszczania widać to jak na dłoni. Gdy wyłażą z nas trucizny, to różne rzeczy mogą się dziać” bóle, wysypki, plamy, stare kontuzje mogą się odezwać, gorączka, senność lub odwrotnie – bezsenność itd. To tak zwane kryzysy ozdrowieńcze. Najgorsze co można wtedy zrobić to przerwać procesy oczyszczania myśląc, że „to nam chyba szkodzi”. A te zbierane latami w zakamarkach ciała trucizny to niby nam nie szkodzą, tak? Mają tam sobie zostać czy jednak chcesz aby sobie wyszły? 😉
FiveCarb, Jakub napisał(a):
Potrzebne Ci są zioła na nerki :
Np:
Zioła nerkowe Moritza (polecam)
Bo skóra to 3 nerka, jak nerki nie działają to na skórę wyłazi,
I coś na nadnercza które kontrolują nerki tu np. Lukrecja, kelp
Ewa napisał(a):
dzięki za odpowiedź, Tak się zastanawiam, może przesadziłam z malinami i porzeczkami – ciężko je umyć, nie myłam w occie i sodzie- może były nawożone, kupuję w zwykłym warzywniaku i na ulicy. Nawet oczy mam czerwone – objawy jak alergia. Smaruję witaminą E na przemian z olejem z czarnuszki.
Maria napisał(a):
Marlenko a sądzisz o lewatywie. To też forma oczyszczania. Jak czesto należy ją wykonywać? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tyle cennych informacji.
Marlena napisał(a):
Jeśli sprawia, iż czujesz się lepiej – to jest OK. Może być też pomocna podczas diet oczyszczających. Ogólnie jednak na co dzień nie jest to potrzebne zdrowemu człowiekowi.
Ada napisał(a):
Marleno może mi coś dopomożesz i tym razem. byłam na PD przez 6 tygodni, miesiąc jestem od postu. nie wróciłam do typowych słodyczy, mięsa. ale miałam dość ciężki okres i nieprzespane noce, musiałam wspomagać się kawą, i tak już prawie dwa tygodnie. i neistety, już jestem zmęczona, dłużej spię, nic mi się nie chce. czy nie zaszkodzi kilka dni teraz na owocach odzyskać na nowo powera i pozbyć się tej kawy. już tak mi dobrze było bez tego.
Marlena napisał(a):
Nie zaszkodzi. Zrób sobie owocowy detoks i nawet się nie pytaj.
Ada napisał(a):
dziękuję. Jeszcze proszę Cię o pomoc. mam przyjaciela, który miał 3 tygodnie temu operację, usunięty woreczek żółciowy, usunięto mu kawałek jelita, miał zapalenie trzustki, i do tego jeszcze dochodzi przepuklina. schudł przez 1,5 miesiąca 25kg. tony antybiotyków. wypisali go już ze szpitala, ale coś ta operacja nie do końca się udała, wypisali go z woreczkiem, do którego sączą się jeszcze płyny (m.in. żółć), i lekarze twierdzą że oni zrobili wszystko, i ew druga operacja. w szpitalu po operacji 10 dni już klopsiki na obiad itd. Podpowiedz proszę co zrobić, co jeść, jakie brać i czy brać witaminy. jego żona załamana, chciała mu załatwić kroplówki z wit C, ale lekarz powiedział że nie potrzeba. nie wiem co im podpowiedzieć, robi mu soki rozcieńczane wodą. ale co dalej?
Marlena napisał(a):
Witamina C nie zaszkodzi, można dodać do soków – tak czy inaczej ustrój jej sobie przecież sam nie wyprodukuje. Klopsiki to bym sobie darowała z pewnością. Najłatwiej strawna jest dieta płynna (soki, koktajle), papki warzywne jak dla dzieci zmiksowane. Może być pomocna książka dr Sandry Cabot „Jak w sposób naturalny zachować swój pęcherzyk żółciowy oraz jak postępować gdy został usunięty”.
Elżbieta napisał(a):
Pani Marlenko kończę komplementowanie sprzętu w kuchni mam wyciskarkę, blender wczoraj nawet kupiłam szybkowar została mi do kupienia dobra patelnia. Wiem że Pani poleca ceramiczną lub tytanową i żeby nie była z odlewu aluminium, niestety nie mogę takiej znaleść. Może zdradzi mi Pani jaką ma u siebie w kuchni? Znalazłam w internecie patelnie WOLL diamentową i szafirową – drogie ale też w odlewie jest aluminium.
Marlena napisał(a):
Ja mam stalowo-ceramiczną z WMF. Wpisz w Google „patelnia stalowo-ceramiczna).
Marta napisał(a):
Mam pytanie przez ile czasu trzeba przechodzić przez poszczególne etapy piramidy aby móc wrócić na sam dół po oczyszczaniu 30 dniowym sokami owocowo warzywnymi?
Marlena napisał(a):
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi – to zależy od samopoczucia, każdy z nas jest inny. Ogólna zasada jest jednak taka, że dieta o kaloryczności ograniczonej (postna) nie powinna być dłuższa niż 40 dni.
Marta napisał(a):
Dzień dobry,
chciałabym poprosić o radę. Zaczęliśmy 11 dni temu z chłopakiem dietę sokową owocowo warzywną i pijemy do tego tylko wodę. Chcielibyśmy ją kontynuować przez 30 dni. Chciałabym zapytać o Pani rady w kwestii wyjścia z tej diety. Ile dni powinniśmy z niej wychodzić, co powinniśmy wtedy jeść/pić? Ewentualnie czy zmienić tą dietę na sokową tylko z owoców. Czy posiada Pani dokładny opis poszczególnych szczebli piramidy? Czy nasza dieta sokowa owocowo warzywna to zielone smoothies i soki?
Z góry dziękuję za pomoc.
Marlena napisał(a):
Nie rozumiem jak można się zabierać za cokolwiek nie zgromadziwszy wcześniej wiedzy na ten temat???!!! Tu nie jest potrzebny żaden opis. Z sokowej przechodzisz o szczebel w dół (na owoce – dobrze je gryźć, do powstania papki w buzi), potem znowu szczebel w dół (owoce+ warzywa) itd. Z surowego na surowe + parowane, potem powoli włączamy gotowane. Żadnych odzwierzęcych – te na samym końcu jak już, bo są najmniej zdrowe (tak w ogóle to można je sobie odpuścić i jadać „od święta”).
Ada napisał(a):
Marleno, TY lub może ktoś z czytelników czytał/zna książkę i metodę „Pokonać raka raz na zawsze” Georga Ashkara ? ostatnio się na to natknęłam, i nie wiem co myśleć o tym, ale to chyba jakaś szarlataneria?
Marlena napisał(a):
Ado, tak do końca nie jest to szarlataneria, ale jako „lek na raka” to za dużo powiedziane. Zobaczmy co tutaj mamy: zostaje pobudzony układ odpornościowy, który w normalnych warunkach nie „widzi” komórek nowotworowych. Dopiero jak dostaje kopa, to „widzi” i są szanse, że te komórki zniszczy. Na tej samej zasadzie „wkładania okularów” układowi odpornościowemu działa na przykład hipertermia, czyli sztuczny wzrost temperatury ciała.
Jednak to wciąż za mało by określić te działania „lekiem na raka”. Bo co z tego, że zniszczymy guza (wszystko jedno czy za pomocą środków chemicznych, naświetlania promieniami, wycięcia nożem chirurga, czy też za pomocą pobudzania naszego własnego układu odpornościowego by zniszczył guza)? Guz jest przecież tylko objawem.
Niszczymy objaw, ale czy można odtrąbić zwycięstwo? Na pewien czas zapewne tak. A co potem? Potem rak wraca, są wznowy (a te już trudniej jest opanować). Dlaczego i skąd te wznowy? Bo my chcemy żyć nie wedle praw natury, lecz po swojemu – zarówno fizycznie jak i psychicznie. Robimy „terapię” (obojętnie czy „chemiczną” czy „naturalną”) ciesząc się z pozbycia się guza i… wracamy do swoich starych nawyków, do naszego poprzedniego stylu życia – tego samego, który o mało nas nie zabił. „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” powiedział Albert Einstein, ale to jest właśnie to, co większość chorych na raka właśnie robi.
I tutaj leży cały klucz zrozumienia: jeśli nie zmienimy swojego stylu życia, bycia i myślenia, to od raka się nie uwolnimy tak naprawdę. Ani za pomocą chemii, ani „naturalnej” cieciorki, łykania sody oczyszczonej, wstrzykiwania sobie witaminy C czy jedzenia tłuszczu. W każdym przypadku skupiamy się bowiem tylko na likwidacji objawu – co samo w sobie nie jest złe i wielokrotnie konieczne by móc normalnie żyć, ale uciszenie objawu to jeszcze nie jest zdrowie. Zdrowie jest przy nas wtedy, gdy wiemy jak je osiągnąć i utrzymać na całe życie dzięki naszym codziennym nawykom (dietetycznym, myślowym, stylu życia ogólnie). Tej wiedzy chorym na raka częstokroć brakuje.
Elżbieta napisał(a):
Piękne te patelnie WMF. Wybrałam Profi CeraDur, też taką Pani ma? Jeśli tak proszę o informację czy ta powłoka nadaje się do smażenia bez użycia tłuszczu? Producenci różne rzeczy piszą a rzeczywistość bywa inna, a mnie marzą się naleśniki z samej gryki i placuszki bananowe z Pani e-booka, a moja się do tego nie nadaje. Pozdrawiam cieplutko. Elżbieta
Marlena napisał(a):
Elżbieto, nie pamiętam niestety nazwy modelu, ale moja ma powierzchnię gładką, mogę na niej robić wszystko co mi się tylko przyśni. Fakt, nie są to tanie rzeczy, ale – jak to się mówi, nie stać mnie na tanie rzeczy, czyli wolę mieć w domu jedną porządnej jakości (choć drogą) rzecz na długie lata, niż 10 tanich byle jakich rzeczy marnej jakości! 😉
Iga napisał(a):
Marleno, potocznie uważa się za owoce te które są z krzaka i drzewa i są słodkie ale botanicznie owocami są również niektore warzywa. I tutaj mam problem; mianowicie które owoce warzywne(że tak je określę) można by zastosować do oczyszczania a ktore potem na wychodzeniu z oczyszczania… Dziękuję!
Marlena napisał(a):
Owoce warzywne dr Morse sugeruje jadać w postaci sałatki czyli jako ostatni posiłek.
paula napisał(a):
Marleno a co sadzisz o cukrze trzcinowym czy można go stosować zamiast ksylitolu czy lepiej jednak ksylitol?
Marlena napisał(a):
Nie używam trzcinowego na co dzień. Czasem minimalne ilości kokosowego jak już, czasem minimalne ksylitolu lub erytrytolu. Najczęściej staram się jednak używać całościowe jedzenie tam gdzie to możliwe (czyli słodzić owocami jak daktyle czy banany), okazjonalnie miodem.
Marlena napisał(a):
Pani Marlenko co można pić podczas dni na samych winogronach?
Marlena napisał(a):
Na pewno nie kawę czy alkohol skoro naszym celem jest oczyszczanie. 😉 Ale mogłaby być woda z sokiem z cytryny lub ziołowe herbatki.
Marlena napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Na samych winogronach nie daje rady są za słodkie. Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Można łączyć winogrona i cytryny z tego co mówi dr Morse.
Monyka napisał(a):
Marleno, czy Ty sama robiłaś oczyszczanie według dr Morse’a ? Skąd u Ciebie przekonanie, że się nie myli? Troszkę oglądałam jego filmiki, wypowiada się przekonująco i widać zależy mu na zdrowiu ludzi , ale nie podoba mi się jak mówi z sarkazmem na przykład o terapii Gersona. Sam Gerson leczył i lekarze w jego klinikach leczą dekady z wielkim sukcesem ludzi z zaawansowanym rakiem, próbowali też różnych metod odżywiania i nie wprowadzili owoce jako dominującego składnika (nawet odwrotnie, dodaje się ich do kilku dziennie, w soku z marchwi polecają kwaśne gatunki jabłek…można o tym poczytać dokładnie w książce „Metoda Doktora Gersona” od jego córki Charlotte i Beaty Bishop, jest też mnóstwo przepisów). Dr Dąbrowska też przekonuje o oczyszczaniu i zdrowieniu drogą mniej więcej warzywną, niby zjedzenie jednej gruszki zamiast jabłka przerywa odżywianie wewnętrzne i tym samym oczyszczanie i zdrowienie…wiem, pisałaś o różnych metodach lekarzy, no dla mnie są to sprzeczne informacje. Mówimy tu o lekarzach, którzy leczą z sukcesem dziesiątki lat co odbieram jak różne drogi do zdrowia, dlatego wywyższanie swojej metody przez poniżenie innej skutecznej zniechęca mnie uwierzyć , ze jest naprawdę lepszą.
Uwielbiam owoce, zawsze jadłam ich kilogramami, pod wpływem Twojego blogu trochę ograniczyłam kosztem warzyw, takie odniosłam wrażenie , że nr 1 jednak mają być warzywa i wyszło mi to na dobre – za co jestem Ci bardzo wdzięczna! Przeszłam w 10 miesięcy 12 tygodni diety dr Dąbrowskiej (6×1, 3x2tyg) w ostatnim próbowałam 5 dni postu wodnego, musiałam przerywać 1 szklanką soku z marchewki dziennie bo organizm włączył „turbo detoks”, ale nie miałam w ogóle wrażenie, że skaczę po piramidzie oczyszczania 6 pięterek tam i z powrotem jak wynika to z tabelki w tym artykule, odwrotnie – było to łagodne przejście. Od dzieciństwa jadałam latem dużo arbuzów (już jako dziecko potrafiłam 7kg arbuz dziennie) no zawsze musiałam zjeść jeszcze coś na zasycenie, najczęściej 1-2 kolby kukurydzy dziennie, po strawieniu arbuza cca 15-20 minut znów ochota na następny kawałek. Jesienią natomiast zajadałam się kasztanami , pieczonymi, gotowanymi, jadłam ich całe dni, nosiłam do szkoły, mieliśmy 3 drzewa na działce, są sycące pewnie by ich dr Morse nie polecał, ale i tak musiałam ich ciągle jeść do póki były, organizm ciągnął do takich monodiet, czyli mniej więcej próbowałam diety bliskie monodiecie owocowej, ale zawsze u mnie owoce rozbudzali apetyt i jadłam i jadłam. Nie wiem jak to robią pacjenci pana Morse’a, ale ja muszę na owocowej diecie ciagle jeść a na diecie warzywnej głód niemalże znika, trawienie wycisza się, tak było u mnie po 2 postach Daniela i przybliżało mnie to do postu wodnego, na którym nie chciało mi się jeść w ogóle, błogi stan – totalny brak apetytu. Chiałabym wiedzieć jak to jest możliwe, że nie następuje wielki wyrzut insuliny po owocowym soku i pisałaś że włącza się nawet proces autofagii (w odpowiedzi Zbyrkowi z 12.06.), przecież i tego soku czy winogron zjada i wypija się mnóstwo bo jest się ciągle głodnym, dr Morse mówi, że chodzi o dietę wysokokaloryczną, Ty pisesz o mało kaloriach, trochę się gubię. Dlaczego dr R. Chutkan zakazuje owocowe soki a dr Morse leczy nimi też choroby jelit, za dużo dla mnie znaków zapytania a szkoda, bo kocham owoce i nie potrafię tej metodzie na razie całkowicie zaufać.
Pozdrawiam i dziękuję za blog, dzięki Tobie dużo się zmieniło na lepsze u mnie i w mojej rodzinie.
p.s. piszę mało, jednak zmieniam pisownie imienia, bo widzę, że dołączyła do nas jeszcze inna Monika (którą pozdrawiam), niech nam się nie myli 🙂
Marlena napisał(a):
Ja myślę, że nie ma jednej metody dobrej dla każdego, bo przecież nawet post wodny nie jest dla każdego. Dr Chutkan stosuje inną dietę na przywrócenie równowagi mikroflory, tam najpierw jest etap diety tłustej low carb. U Morse’a tego nie ma – są tylko owoce i tyle. Czy to też działa? Na pewno działa, zobaczmy np. historię dzieciaczków Ullenki Kaczmarek (dehappy5.com). Tam nie pomogła dieta tłusta, suplementy, zioła, jakieś inne cuda, no nic nie pomogło, dopiero dieta 80/10/10 na surowych owocach pomogła i dzieci zaczęły zdrowieć z poważnej atopii skórnej (córeczka), również pewne oznaki autyzmu poszczepiennego zaczęły ustępować u drugiego dziecka (starszy synek).
Mówisz, że jest się ciągle głodnym na owocach, ale to nie do końca tak jest. Jako ciekawostkę powiem, że jest duża różnica między owocami z marketu, a tymi zerwanymi prosto z krzaka jeśli chodzi o sytość: tych „ogródkowych” zjem niewiele i sycą na duuuużo dłużej niż większa nawet porcja marketowych. Myślałam, że tylko ja „tak mam”, ale okazało się, że to nie jest tylko moje subiektywne wrażenie.
W poszukiwaniu wyjaśnienia tej zagadki trafiłam swego czasu na książkę „Przekaz jedzenia czyli co nas odżywia”, autorem jest fizyk. Fizyk piszący o żarciu to trochę dziwne, prawda? Ale okazuje się, że z punktu widzenia fizyka jedzenie wgląda trochę inaczej niż to samo jedzenie oglądane okiem lekarza, dietetyka czy chemika. Możemy rozważać na przykład jak oddziałuje na pole promieniowania naszego organizmu, jaką niesie dla nas informację (bo tak naprawdę wszystko co jest – jest INFORMACJĄ).
Albo inny ciekawy koncept: entropia. Im bardziej jedzenie pochodzi „prosto z krzaka” tym mniejszy w nim chaos – takie pożywienie reprezentuje boski porządek. Czyli jedząc takie jedzenie wprowadzamy mniejszy chaos do swego wnętrza, a więcej porządku. I odwrotnie: gotując czy przetwarzając tworzymy w pokarmie większy chaos i potem to zjadamy.
Monodieta stworzy mniejszy chaos niż dieta mieszana – wprowadza więcej porządku, bo niesie mniej informacji, jest mniejszy szum informacyjny z nią związany. W internecie znajdziemy opisy/blogi ludzi, którzy mówią, że wyzdrowieli jedząc jedną rzecz czyli… mięso, do picia czysta woda. Ale czyż nie mówiono nam, że zdrowienie może odbyć się tylko na soczkach i warzywkach? A tu… yyy, mięcho z wodą leczy, jak to w ogóle możliwe? Z punktu widzenia teorii chaosu wygląda to tak: na monodiecie ustrój (który też jest samoporządkującą się maszyną) będzie miał łatwiejszą robotę z przywracaniem porządku niż na diecie wszystkożernej (gdzie możemy jeść poniekąd same zdrowe rzeczy, ale nie ma to tej samej mocy porządkującej, bowiem zbyt wiele wtedy jest tam informacji, a tam gdzie wiele informacji tam chaos jest większy).
Zdrowie jest wtedy gdy przyjmowanie pokarmu poprawia porządek w organizmie. Choroba to chaos, zakłócenie porządku. Z tego punktu widzenia nie ma znaczenia takie coś jak np. indeks glikemiczny czy inne wymyślone przez dietetyków rzeczy. Liczy się boski porządek. Jeśli uda nam się go przywrócić – odzyskujemy zdrowie. Przyznam, że taka koncepcja bardzo do mnie przemawia. Jest coś więcej w pożywieniu, jakiś inny wymiar istnienia niż tylko kalorie, IG, witaminy i minerały, białka, tłuszcze i węglowodany.
Monyka napisał(a):
Właśnie, też uważam, że chodzi o „pierwotność”, którą mają owoce i warzywa – forma strukturalnej wody w nich / jak wyjaśnia film, o którym tutaj już dawniej pisano „Woda, wielka tajemnica” – super film/ i dlatego prędzej myślę, że leczy tak naprawdę ta woda w owocach i warzywach, w terapii Gersona 13 szklanek takiej wody z mnóstwa warzyw i owoców – i wiemy, że używają w klinikach wyłącznie eko warzywa i owoce, u Morse’a podkreśla się soczyste owoce, na poście wodnym dobrej jakości wody…..
Chodziło mi tylko o to, że zlikwidowanie chaosu o jakim mówisz osiąga się za pomocą czystych, naturalnych, „pierwotnych” produktów i nie ma znaczenie co jest na pierwszym miejscu, ale jak to każdemu z nas najbardziej odpowiada – to już musimy sami wypróbować. Dlatego takie piramidy oczyszczania powinny być według mnie tylko propozycją z bliższym wyjaśnieniem jak na przykład teraz to zrobiłaś, bo dużo ludzi to będzie próbowało i może się zawieść, bo według nich „nie działa”. Tylko tego mi w artykule zabrakło.
Alvin napisał(a):
Marlena,
Czy dr Dąbrowska dokumentuje pisemnie wyniki swojej terapii? Ogólna ilość pacjentów, ilość wyleczonych i z jakich chorób, a także ilość pacjentów którym to nie pomogło, bo tacy również są i znam ich osobiście i inne dane statystyczne pozwalające określić rzeczywistą wartość tej terapii. Jeśli takie dane są, to podaj mi ich źródło. Jeśli nie ma… cóż wartość przedstawianych przez nią informacji jest mocno dyskusyjna. Przy okazji, nie jest prawdą, że nie ma badań podważających tezy o wyjątkowo zdrowotnych skutkach spożywania pokarmów roślinnych i szkodliwości białka i tłuszczu zwierzęcego. Pierwsze z nich przeprowadzono już w 1928 roku, potem wielokrotnie powtarzano, oczywiście w innych warunkach i według innych metodologii. Ostatnie jakie znam przeprowadzili Czesi na bardzo dużej populacji. Wyniki wszystkich tych badań wskazywały, że mięso i tłuszcze zwierzęce nie nie powodują żadnych chorób cywilizacyjnych. Z badań czeskich wynika wręcz, że ludzie żyjący na obszarach, gdzie się spożywa dużo takich produktów żyją dłużej i są zdrowsi. Przy okazji, zajrzałem na strony, znanych specjalistów od roślinnych diet, które kiedyś mi poleciłaś. Nie miałem czasu się zbytnio przyglądać prezentowanym tam badaniom, ale już na pierwszy rzut oka widać tam manipulacje, np za pomocą tzw. ryzyka względnego (metoda powszechnie stosowana w badaniach medycznych stwarzająca iluzję skuteczności danego leku lub metody). Być może się mylę, bo przejrzałem tylko dwa badania, a w innych wszystko jest ok. Ale sam fakt, że naukowiec stosuje takie metody dobrze o nim nie świadczy.
Marlena napisał(a):
Alvin, kto powiedział, że produkty odzwierzęce są „szkodliwe”? Spójrzmy na Niebieskie Strefy długowieczności: są wśród nich 4 gdzie spożywa się umiarkowane ilości naturalnych (nie przemysłowych) pokarmów odzwierzęcych i jedna, która ich nie spożywa wcale (ścisły wegetarianizm, weganizm). Wszystkie mają się doskonale, a staruszkowie w zdrowiu dożywają trzycyfrowych urodzin. Ta obserwacja może nas prowadzić do dwóch zasadniczych wniosków:
1. Można jeść coś tam od zwierząt i dożyć setki w zdrowiu
2. Nie jest konieczne jedzenie czegokolwiek od zwierząt by dożyć setki w zdrowiu.
Czy jesz czy nie – to osobista decyzja każdego z nas. Najważniejsza jest jakość i ilość, sama obecność tych pokarmów w menu lub brak tej obecności NIE determinuje jak widać ani zdrowia ani długowieczności.
Natomiast to co ŁĄCZY wszystkie Niebieskie Strefy jest fakt okresowego ograniczenia kalorycznego czyli POSTU. Ograniczenia kaloryczne są jak się wydaje jedyną metodą na wydłużenie telomerów (co ma wpływ na długość życia) jak też i na włączenie procesu autofagii, podczas której komórki pozbywają się elementów zużytych, wadliwych, uszkodzonych itd.
Co do badań, to przyjrzyjmy się badaniom po obu stronach – łatwo zobaczyć ile jest manipulacji WSZĘDZIE. Taką samą manipulacją jak wmawianie ludziom, że od jedzenia nawet niewielkiej czy okazjonalnej ilości pokarmów odzwierzęcych się strasznie choruje (weganie) jest wmawianie ludziom, że pokarmy te są dla człowieka zupełnie nieszkodliwe, a wręcz niezbędne każdego dnia przy każdym posiłku przez 365 dni w roku dla jego zdrowia i życia (dietetyka współczesna). Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku. 🙂
Ten artykuł jest zatytułowany „Piramida zdrowego oczyszczania”, nie jest on zatem o zdrowym odżywianiu, tylko o poszczeniu – o tym czasie gdy należy dowóz kaloryczny obniżyć. Tych dwóch rzeczy nie można mylić ze sobą.
Dr Ewa Dąbrowska napisała kilka książek w których przytacza przykłady swoich pacjentów – oczywiście z punktu widzenia ciężaru dowodowego jaki stosuje się w nauce to dowód nie jest, bo należałoby spełnić „standardy”. Takie jednak spełnił dr Dean Ornish i udowodnił spełniając te standardy, że dieta roślinna owszem, działa leczniczo. Z tego względu postępowanie lecznicze opracowane przez tego lekarza zostało w USA wdrożone do lecznictwa publicznego i jest pokrywane przez ichni NFZ dla chętnych pacjentów.
Na temat ograniczeń kalorycznych i ich pozytywnego działania leczniczego również jest trochę literatury, jeśli jesteś zainteresowany poszerzeniem wiedzy na ten temat wraz z powołaniem się na badania to mogę polecić książkę „Fasting and Eating fo Health”, autorem jest lekarz, dr Joel Fuhrman: https://www.amazon.com/Fasting-Eating-Health-Medical-Conquering/dp/031218719X – sam kiedyś wyleczył się postem, dzisiaj leczy tak swoich pacjentów (choć nie w każdym przypadku jest to konieczne, najczęściej używa odpowiednio dobranej diety).
Iwa napisał(a):
Marlenko,niewiele jest filmików dr Morse z j.polskim,a chciałabym wiedzieć jak długo można być tylko i wyłacznie na owocach i ziołach,?co jeść między postami czy dietę rozdzielną?,gdy jest potrzebne głębokie kilkuletnie oczyszczanie.On mówił że taka detoksykacja jest złotym kluczem do zdrowia do odzyskanie genetycznej pamięci komórek,więc warto by było wiedzieć więcej na jej temat.Może doczekamy się później tłumaczeń.
Marlena napisał(a):
Nie wiem jak długo, ale chyba po prostu do skutku – aż ustąpią dolegliwości. Najważniejsze jest nie wracać już nigdy do poprzednich nawyków żywieniowych i… popościć od czasu do czasu na warzywach i owocach (w formie pitnej jako post sokowy lub stałej jako sałatki/surówki).
Ja osobiście w przeciwieństwie do dra Morse’a nie uważam, by frutarianizm był jedynie słusznym sposobem odżywiania się na całe życie (a już na pewno nie dla wszystkich), ponieważ gdyby tak było, to mielibyśmy Niebieskie Strefy frutariańskie, gdzie ludzie by dożywali setki i ponadto – na diecie frutariańskiej. Jednak takich społeczności długowiecznych frutariańskich nie mamy. A przynajmniej mnie nie jest nic na temat takowych wiadome.
Stąd też sądzę, że proponowana przez niego dieta może mieć cudowne działanie terapeutyczne (oczyszczające, zmniejszające entropię, przywracające równowagę) gdy mamy w ustroju niezły bałagan. Jednak pomiędzy jednym sprzątaniem a drugim trzeba po prostu… żyć – tak to robią w Niebieskich Strefach: normalnie żyją (jedząc zdrowo, sezonowo, lokalnie i… jedząc wszystko to, co oferuje nam Matka Natura – łącznie ze strączkami, zbożami, a nawet niewielką ilością pokarmów odzwierzęcych), a od czasu do czasu konkretnie poszczą (czyli sprzątają wnętrze) jedząc tylko warzywa albo owoce albo wręcz nic oprócz wody i ziółek.
Nie wyobrażam sobie cały czas sprzątać, podobnie jak nie wyobrażam sobie cały czas żyć w bałaganie i syfie.
Jednak jak już nabałaganimy (co dzieje się czy tego chcemy czy nie, bo na tym polega życie) to posprzątać trzeba. I więcej bałaganu nie robić, tylko sprzątać na bieżąco: udrożnić kanalizację i śmietnik, śmieci wyrzucać tam gdzie ich miejsce, czyli do śmietnika, nie dopuszczając do tego by nam się kanalizacja zapchała albo śmietnik przepełniał, fermentował i śmierdział. 😉
Klaudia napisał(a):
Na owocach i ziołach możesz byc do końca zycia, wiadomo że im słodsze tym proces oczyszczania wolniejszy, im bardziej wodniste tym szybszy, awokado to tez owoc a pestki dyni czy słonecznika równiez są surowe. To tez jest pewnego rodzaju poruszanie się w gore i w dół piramidy, możesz byc na samych owocach (pomidor dynia, cukinia,itp, liście to też dieta frutariańska) i czasem ugotowac sobie ziemniaka czy zjeśc garstkę orzechów aby zahamowac na chwile proces. Tak naprawdę trudno powiedzieć ile detoksu komuś trzeba, zalezy to od wielu różnych czynników (aktywność, wczęsniejsza dieta, poziom stresu, czy nerki/nadnercza pracują prawidłowo i wiele innych)
Iwa napisał(a):
Marlenko dzięki za odpowiedź,ale
chodziło mi o osoby którym jak powiedział dr Morse potrzebny jest post kilkuletni.Nazwał go sztuką i nauką.Na ten temat nie ma na razie informacji jak go przeprowadzać. Jakie dokładnie przerwy mają być.
Marlena napisał(a):
Iwo, zapytaj na grupie fejsbukowej: https://www.facebook.com/groups/945689442110599/
Prowadzi ją certyfikowany znawca metody dra Morse’a. Na pewno rozwieje wątpliwości.
Zofia Janiszewska napisał(a):
Witam
Jestem juz 4dzien na detoksie i musze powiedziec, bardzo mi sie to podoba .Jak na razie poza malym bolem glowy przez pierwsze dwa dni nie odczuwam nic innego.
Przygotowywalam moj umysl do przeprowadzenia tej diety przez dwa tygodnie.
I gdy troche cos zaczyna szwankowac w mojej sile umyslu wmawiam sobie ze musze to zrobic i skutkuje to.
Ciesze sie ze znalazlam ta strone i tyle cennych informacji.
Pozdrawiam i zycze WSZYSTKIM WYTRWANIA.
Marlena napisał(a):
Trzymaj się, Zofio, na pewno się uda! 🙂
Kamila napisał(a):
Pani Marleno Bardzo dziękujemy za to co Pani robi, za wiedzę , którą Pani się dzieli, jestem bardzo wdzięczna.
Mam pytanie odnośnie owoców samych w sobie, ponieważ uczeni mówią i głoszą, że rzekomo można je jeść tylko do godziny 12-14 , ponieważ fermentują w nas i ich cukier jest ciężko strawny.
Co Pani o tym sądzi? Chyba uczą nawet tego na uniwersytetach medycznych studentów.
Pozdrawiam gorąco!
Kamila
Marlena napisał(a):
Nie ma żadnych danych naukowych wskazujących przedział godzinowy w którym powinno lub nie powinno się jeść owoców. Owoce są najlżej strawnym pokarmem jaki w ogóle rodzi Matka Ziemia. 🙂
Jedyna sytuacja w której mogłyby one w nas fermentować to taka, że najpierw obeżremy się jakimś tłustym jadłem, ciężkostrawnym, np. mięchem, itp. a na to wszystko wrzucimy sobie do środka owoce. Ciężkostrawne żarełko wtedy przyblokuje owocom możliwość szybkiego trawienia się i te ostatnie zaczną fermentować nie mając innego wyjścia. W przeciwnym wypadku nie mamy się czego obawiać (ja jem owoce o każdej porze – wtedy gdy mam na nie ochotę).
Ewa napisał(a):
Witam, badania wykazaly mi niedoczynnosc tarczycy, w zwiazku z tym wszystkie moje problemy zdrowotne /zimne nogi,bóle łydek w nocy,problemy ze snem,depresja,bóle krzyza,problemy ze skóra,wypadanie włosów,łamliwe paznokcie,mniejsza koncentracja,słaba pamieć i jeszcze tycie. Wyczytałam ze to jest choroba immunologiczna i ona za wszystko odpowiada. Zanim nie dostałam diagnozy leczyłam każda przypadłość osobno. Ale to trwa kilka lat i nie widze efektow. Teraz po następnych badaniach mam dostać tabletki na niedoczynność. Boję się że tak pozostanie do końca życia. Chciałabym wypróbować postu leczniczego ale nie wiem czy na wszystko naraz pomoze.Mam 55 lat i proszę o poradę.
Marlena napisał(a):
Ewo, koniecznie sprawdź sobie poziom witaminy D we krwi, podniesienie go do optymalnego poziomu jest niezbędne aby poczuć poprawę samopoczucia. Jeśli chodzi o post leczniczy, to nasze genialne ciało samo wie co ma sobie naprawić, wysłuchaj proszę wykładu pani doktor Ewy Dąbrowskiej: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Magdalena napisał(a):
Witam. Oczy na zdrowy styl życia otworzyła mi książka „Kosowska kuchnia jarska” dr A. Tarnawskiego i R. Tarnawskiej, reprint pozycji z roku 1924. Zdumiewające było dla mnie jak wysoko rozwinięte było przyrodolecznictwo przed wojnami i jak daleko odeszliśmy od tych jakże skutecznych metod leczenia (m.in. głodówkami). Wiedzę poszerzam innymi książkami, a także dzięki Pani witrynie, za którą jestem niezmiernie wdzięczna! Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ach, przedwojenne sanatorium doktora Apolinarego Tarnawskiego to kawałek historii! Nad wejściem widniał wielce wymowny napis: „Władaj sobą” – jedna z maksym delfickich. 😉
Pozdrawiam cieplutko wzajemnie, Magdaleno, cieszę się, że jesteś tu z nami! 🙂
zzz napisał(a):
Marleno, ile najdłużej byłaś na poście? Jak się czułaś pod koniec? Czy miałaś cały czas jakieś kryzysy? Dr Dąbrowska powiedziała mi, że powinnam być przez 6 tygodni (Hashimoto, nadwaga, kłopoty z kolanami). W poprzednie wakacje byłam na tym poście przez 10 dni i obecnie znów jest mój 10. dzień, tym razem chcę wytrwać najdłużej jak się uda. Czy przydarzyły Ci się jakieś negatywne efekty postu? Jeśli tak, to jak im zaradziłaś?
Marlena napisał(a):
Najdłużej tyle ile wolno czyli 6 tygodni. Najgorzej dokuczył mi kryzysami pierwszy post, dalsze już były bardziej lajcikowe – to się zgadza akurat z tym co mówi dr Dąbrowska. A jak się czułam po poście? Coraz lepiej, można powiedzieć jak nowo narodzona. Negatywne efekty nie wystąpiły, wszystkie były pozytywne, chyba że chodzi Tobie o kryzysy ozdrowieńcze? Cóż, należy przywitać je z uśmiechem zdając sobie sprawę, że właśnie nasze ciało odwala dla nas kawał dobrej roboty odgruzowując cały ten syf jaki latami w siebie wrzucaliśmy. U mnie to były rozmaite bóle, uczucie senności, lekka gorączka też wystąpiła, uczucie jakbym miała grypę, czułam też gdzieś w nosie zapach – to były dawno łykane w dzieciństwie antybiotyki (ampicilina, bardzo charakterystyczny zapach), na pół dnia bolało gardło, na pół dnia opryszczka wyskoczyła itd. Wszystko to da się przeżyć kiedy zdajemy sprawę po co to wszystko się dzieje i z jakiego powodu.
zzz napisał(a):
dzięki za odpowiedź 🙂 a powiedz mi proszę jeszcze, kiedy mniej więcej przestałaś być zmęczona? bo jedną z moich dolegliwości, która mnie skłania do postu, to właśnie zmęczenie, i zastanawiam się, czy to moje to reakcja na samo ograniczenie kaloryczne czy rodzaj bardzo rozciągniętego w czasie kryzysu ozdrowieńczego 😉
PS dzięki za info o B3, bardzo mi pomaga z brain fogiem i pamięcią <3
Marlena napisał(a):
Każdy z nas jest inny i inaczej odczuwa post, bo każdy ma co innego do naprawienia. 🙂
Około 3 lub 4 tygodnia odczułam przypływ sił, przez pierwsze 3 tygodnie objawy kryzysów były bardzo nasilone. Potem jeszcze powracały, ale już nie tak intensywne. U Ciebie może być inaczej, inne objawy, inaczej rozłożone w czasie. To wszystko jednak mija, trzeba mieć cierpliwość do swojego ciała. Poza tym u Ciebie zmęczenie może być dodatkowo spowodowane stanem zapalnym tarczycy i być większe niż u osób nie cierpiących na tę przypadłość.
zzz napisał(a):
super, mówiąc o przypływie energii po 3-4. tygodniu dałaś mi dużo nadziei 😀
Paweł napisał(a):
Wspaniały artykuł, dziękuję Ci Marleno za niego. 🙂 Bardzo doceniam Twój wkład w stworzenie tego artykułu. 🙂
Mam pytanie:
Na ile dieta w kierunku spożywania głównie/samych owoców jest oparta na źródłach poza dr Morse’em? 🙂
Zauważyłem też, że dr Morse i jego uczniowie/przedstawiciele w detoksykacji polecają zioła, które mogą proces detoksykacji przyspieszyć i … w jakiś sposób polecają swoje produkty (do kupienia). Przyznaję, że to mnie zdziwiło i zapaliło czerwoną lampkę. Ale może niesłusznie. Owoce i warzywa – super, to jest naturalne, itd. Ale zioła wykonane i sprzedawane w buteleczkach, w proszku?
Co Ty sądzisz o tym?
Marlena napisał(a):
Z tego co zauważyłam, to na swoich mieszankach ziołowych dr Morse umieszcza skład, raczej nie ma więc przeciwwskazań aby spróbować zrobić swoją mieszankę o takim samym składzie, może wyszłoby taniej. Natomiast ekstrakty czy nalewki – jak ktoś umie to też może robić sam, a jak nie to kupi gotowe.
M napisał(a):
witam, zastanawia mnie jedna kwestia, czy podczas oczyszczania bazując na surowych warzywach dozwolone jest jedzenie pestek np. słonecznika, które zawierają w sobie stosunkowo dużą ilość białka, a jak już wiemy jest ono trudne w spalaniu dla naszego organizmu?
Marlena napisał(a):
W dietach postnych czy oczyszczających nie stosuje się gęstych kalorycznie, bogatych w skrobię, białko lub tłuszcz produktów.
aguaga napisał(a):
Moim zdaniem na samym szczycie piramidy powinien być post suchy. Wodny wcale nie musi być bezpieczny, bo jednak ciężką z dobrej jakości wodą.
Marlena napisał(a):
Dr Fuhrman w książce „Fasting and Eating for Health” pisze, że woda ma być najlepsza jaką możemy w danej chwili mieć pod ręką. Problemem postu suchego jest natomiast to, że nie ma na jego temat żadnych badań. Ogółem badania na temat działania postu są wciąż dosyć skąpe (aczkolwiek wspomniana książka ma pokaźną bibliografię) i najbardziej hardcorowym postem badanym do tej pory jest post wodny.
Marlena napisał(a):
Droga Marleno,
Piszę, żeby podziękować Ci za ten wpis i poradzić się. Już dłużej niż rok jak męczą mnie silne bóle głowy w okolicy zatok i nosa. Do tego zatkany nos, ale bez kataru,i spływająca po gardle wydzielina. Doszło do tego, że głowa boli mnie kilka razy w tygodniu i średnio raz na tydzień lub dwa zaliczam 'atak’ kiedy z tego bólu chodzę po scianach i wymiotuję flegmą. Laryngolog pozaglądał i powiedział że zatoki mam czyste i że to alergia. Dał mi sprej do nosa i nara. Zaczęłam szukać przyczyn głębiej i to mnie doprowadziło do Twojego bloga i tematu oczyszczania. Już w pierwszy dzień, na gotowanym, zatkal mi się nos i rozbiły mnie objawy grypopodobne. Następnego dnia dostałam zielonego kataru (a kataru nie miałam z rok czasu pomimo zatkania nosa), trzy dni strasznie bolała mnie głowa. Dziś siódmy dzień, a ja wciąż mam zielony, gęsty katar i jeszcze kaszel (flegma). Do tego od kilku dni biegunka. Z dnia na dzień tego kataru coraz mniej i głowa już nie boli, ale czy to normalne żeby kryzys ozdrowieńczy trwał aż tak długo? I dlaczego ta biegunka?
Dodam, że przed oczyszczaniem stosowałam dietę mocno „byle jaką”. Mało owoców, warzyw. Dużo kawy, herbaty, mięsa, nabiału. Lubiłam zjeść pizze i słodycze. Mam 30 lat i to mój pierwszy 'detox’. Zanim zaczęły się te problemy ze zdrowiem paliłam e-papierosa, zwykle fajki też trochę, pilam dużo dużo alkoholu. Nie pije i nie pale już rok.
Mam jeszcze jedno pytanie – ponieważ na samych owocach byłam głodna, to do menu złożonego z owocowo warzywnych koktajli dorzuciłam gotowane obiady z samych warzyw (np leczo weganskie, kalafiorowe burgery itp). Czy to ma jakiś sens czy schrzanilam sprawę?
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź!
Pozdrawiam Cię ciepło i dziękuję,
(także) Marlena
Marlena napisał(a):
Owszem, jeśli całymi latami maltretowałaś swój system, to teraz musisz swoje odcierpieć. Nie ma rady. Z dnia na dzień się nie popsuło to i z dnia na dzień się nie naprawi.
Dieta oczyszczająca nie musi być ściśle surówkowa, można jeść gotowane (byle nie smażone), ale procesy oczyszczania wtedy zwalniają. Wszystko opisałam w artykule. Pozdrawiam cieplutko imienniczkę! 🙂
Ania napisał(a):
Hej, nie jem mięsa, nabiału, glutenu i cukru od dwóch lat. Od jakiegoś czasu brakuje mi siły. Nie mam tej energii, którą mają osoby porzucające stare, niezdrowe nawyki żywieniowe. Na początku lipca mój orgnizm domagał się tylko owoców i nawodnienia. Samopoczucie jeszcze gorsze, obok słabości pojawił się kaszel, męczący, ciągły kaszel. Trwało to trzy tygodnie, teraz mam tylko wydzielinę spływającą z zatok. Jem tak jak wcześniej, chociaż owoców wciąż dużo ( arbuza duużo, soki głównie, grefrutów). Zaczęłam drążyć temat i trafiłam na dr Morse’a. Teraz wiem, że to był detox. Dr mówi, że organizm pozbywa się śluzu podczas detoxu zwłaszcza na owocach. Po tym wszystkim mam problem z widzeniem w jednym oku. Morse wspomina, że może być przejściowa ślepota ( śluz zatyka otwory). Mam duży niepokój związany z sytuacją. Dwa lata temu miałam grzybicę zatok. Nie chce brać chemii od lekarzy i zablokować ewakuację toksyn. Zaznaczam, że moje ciało samo przeszło na owoce (pewnie wie co robi i wie że to sezon na nie, wakcje czyli dobra pora:)) Bardzo chciałabym już dobrze się czuć i mieć dużo energii. Na razie nie mam siły na nic.
pozdrawiam ciepło
Marlena napisał(a):
Aniu, najpierw musi być trochę gorzej, aby potem mogło być lepiej. Jeśli intuicja nakazywała owocowe żarełko to OK.
Ania napisał(a):
Dzień dobry, czy mocno nasilony ból miesiączkowy może być spowodowany kryzysem ozdrowieńczym podczas oczyszczania? Próbowałam odszukać taką informację, ale niewiele znalazłam.
Jestem na etapie zielonych koktajli i soków, więc organizm zaczyna mocno pracować, z drugiej strony nie żałowałam sobie zielonych roślin (chlorofil > magnez).
Od 4 lat odżywiam się zdrowo itd., jednak w te wakacje mocno zaniedbałam swoje zdrowie, mimo to.. przyjmuję ten ból z pokorą i z nadzieją, że organizm oczyszcza się i mi wybacza moje grzeszki.
No cóż, nie zjem „specjalnego” rogala świętomarcińskiego, ale jakoś nie żałuję.
Pozdrawiam serdecznie! 😀
Marlena napisał(a):
Aniu, magnez, witaminy z grupy B, kwasy Omega-3 – tego brakuje u kobiet z boleściami miesiączkowymi (niżej podpisana także na to cierpiała niepotrzebnie przez kilka dekad swojego życia). Nie jeść śmieci, cukru, smażenin i innego chorobotwórczego przetworzonego badziewia.
Mateusz napisał(a):
Zastanawiam się czy istnieje jakiś sposób, żeby „dbać” o tatuaż w taki sposób, żeby nie wydzielał niechcianych substancji do organizmu. Lub czy da się z nich oczyścić organizm? Czy istnieje jakiś zabieg usuwania tatuażu, który faktycznie usuwa niechcianą substancje, a nie tylko ja rozbija i wciska głębiej do organizmu?
Rawdiet napisał(a):
Hej, przeczytałem Pani artykuł, zastanawiam sie jak to jest z tym oczyszczaniem. Czy nie można żywić sie samymi owocami i warzywami , nasionami – jako styl życia a nie traktować tylko jako okres oczyszczania?
Ogolnie jestem juz około 6 mscy na surowym odżywianiu, a tylko jeden posiłek jem dziennie gotowany ( kasza lub np cos strączkowego) ale znam osoby które jedzą tak juz kilka lat, 90% surowo a na wieczór np pieczone warzywa.
Co Pani o tym myśli, ogólnie dobrze sie czuje, nie choruję ale moja waga pozostawia wiele do życzenia ( na diecie tradycyjnej nie było wiele lepiej). Jeśli juz zakończymy oczyszczanie to powiniśmy powoli wracać do,, tradycyjnej ” żywności? Co Pani poleca po okresie oczyszczania – czy wracać do miesa, nabialu, jajek, jak to Pani widzi? Jedynym minusem jaki zauważyłem to stan moich zębów – kwasy w owocach źle działają na moje szkliwo i pojawiło się trochę nowych dziur w zębach – m.in tez z braku higieny z mojej strony…
Marlena Bhandari napisał(a):
Nie ma jednej diety dobrej dla każdego. Co do „wiecznie na surowo” (lub prawie): mamy pięć Niebieskich Stref długowieczności na Ziemi i w żadnej z nich nie mamy do czynienia ze stuprocentowym witarianizmem przez cały czas. Czy to nie daje do myślenia? Nie wspomnę już o tym, że warto słuchać swojego organizmu, a mój mi mówi, że zimą chce gorącej, gęstej zupy z soczewicą i ziemniakami. I co teraz? 😉
Niektórzy robią z diety religię, lubią prać ludziom mózgi i zalecać odżywianie się przez całe życie surowymi roślinami tłumacząc, że to najlepsza dieta dla człowieka, bo przecież najbliższe nam genetycznie małpy (szympansy) tak właśnie robią.
Ale bardziej niedorzecznego argumentu niż ten o małpach nie można sobie wyobrazić. Weźmy bowiem w tym miejscu pod uwagę naukowe fakty, a mianowicie np. to, że inne naczelne żyją zdecydowanie krócej niż my, ludzie, bo ok. 50 lat. Najstarsze osobniki szympansów dożywają raptem sześćdziesiątki.
Ktoś chce dożyć tylko (w najlepszym razie) sześćdziesiątki niczym długowieczny szympans? Ja chcę pożyć trochę dłużej, nie ukrywam! 🙂
Łukasz napisał(a):
Dzień dobry, mam takie pytanie: czy post interwałowy/przerywany też jest skuteczny w oczyszczaniu organizmu? Chciałbym przeprowadzić post 2 lub 3 dniowy (na surowych warzywach i owocach). Ponieważ jestem osoba szczupłą (mam blisko niedowagi według skali BMI) i boje się, że na poście waga mi spadnie to zastanawiam się nad postem przerywanym stosowanym 2-3 razy w tygodniu co drugi dzień. Jadłbym np. 3 posiłki zgodne z zasadami zdrowego odżywania (tak jak jest to omawiane na tej stronie), ale posiłek na kolacje byłby według zasad postu dr. Dąbrowskiej.
Czy takie działanie także będzie prowadzić do oczyszczenia organizmu? Czy to ma sens?
Oczywiście w pozostałych posiłkach (nie postnych) staram się jeść dużo surowych warzyw. Do tego wykluczam z diety cukier, białą mąkę, większość produktów mlecznych (1-2 naturalne jogurty zjem na tydzień) i produkty przetworzone. Staram się by spożywana żywność była jak najbardziej naturalna.
Pozdrawiam
Marlena Bhandari napisał(a):
Nie. Ale można zastosować post warzywno-owocowy w weekend, a potem w tygodniu nadrobić utracone kalorie.
oootak napisał(a):
Witam ja mam krótkie pytanie, w jaki zdrowy naturalny sposób pielęgnować jamę ustną i czym usuwać nalot z języka. Wiadomo raczej, że przy dłuższym czasie spożywania owoców wszystko w jamie ustnej wróci do normy, bo zapewne ze względu na swój alkaiczny odczyn, wartości i generalnie idealnie przystosowany pokarm dla naszych ciał, nie będziemy musieli już sięgać po szczoteczki w celu usuwania tego i owego. Idealna flora bakteryjna panująca w ustach zajmie się wszystkim. Dzięki i pozdrawiam.
Marlena Bhandari napisał(a):
Wystarczy na co dzień szczoteczka zwilżona wodą lub miswak, ew. odrobina ksylitolu. Pasta do zębów (eko) lub węgiel aktywny od czasu do czasu, olejki eteryczne (mirra, goździk) dodane do domowej pasty do zębów.
Owoce posiadają kwasy owocowe i cukry, więc niekoniecznie stworzą idealne warunki w jamie ustnej. To ślina ma odczyn alkaliczny, a nie owoce.
oootak napisał(a):
Jeszcze jedno pytanie które mi naszło proszę podpiąć do poprzedniego pytania, żeby nie robić jakiegoś rozlewiska pytań, a mianowicie chodzi mi o sok z granata / spożywanie cytryny razem z miąższem. Co pani lub dr. Morse mówi na ten temat?. Do jakich owoców zaliczymy granat. Marakuja również ma dużo pestek, ale w przeciwieństwie do granatu równie mało soku czy miąższu. Jeszcze jedno kiwi i ananas podobno nie dojrzewają to dlaczego kiwi robią się miękkie, ananasy żółte i pachnące, czy może chodzi tu tylko o pozory, a w rzeczy samej nie zachodzi proces chemicznego dojrzewania, dokładnie jak to się ma w przypadku bananów, gdzie skrobia jest zamieniana na cukier prosty. Interesuje mnie ten temat, bo akurat wiem, że ananasy są kwaskowate, palące w język + utrzymuję się ten stan przez jakiś czas i może o to chodzi z tym zakwaszaniem organizmu przez ananasy, czy może pani udzielić tych przydatnych informacji na których można się oprzeć i będą pomocnie współgrać w kreacji , w której się obecnie poruszamy i doświadczamy skutków, które w rzeczy samej posiadając wiedzę, zrozumienie można ominąć.
oootak napisał(a):
Jeszcze jedno proszę przypiąć do poprzednich zapytań w zasadzie chodzi mi o pestki w owocach a dokładniej w winogronach itd.. w obecnej chwili bardzo kopci się z kominów, co pani i pan Dr. Morse mówi na temat czyszczenia owoców, z tego co wiem większość ludzi używa sody oczyszczonej. Ja posiadam ozonator i jonizator, ale nie mogłem się dowiedzieć jak ozonowanie owoców wpływa na nie energetycznie, czy wie coś pani w tym temacie?. Osobiście unikam pestek winogron, żeby jak najmniej obciążać system trawienny, ale do końca nie wiem, jak bardzo wpływa na nasz organizm zjadanie pestek w tym przypadku powiedzmy winogron. Mi na tyle wiadomo, że organizm musi się ich pozbyć, bo nie są trawione i jeśli spojrzymy na to okiem natury to się zgadza, ponieważ pestka ma iść do ziemi, a nie do buzi. Jeśli chodzi o właściwości skórki bo zapewne też je ma, ale ja ze względu na zanieczyszczenia unikam i bardzo nawet nie chcę ich myć w tej kranówce, no chyba, że wodę ozonować i wlać do jonizatora dodatkowa dobra opcja i wtedy je w tym umyć i spożywać skórkę. Dziękuję za informację.
Marlena Bhandari napisał(a):
Po prostu jedz dary natury (najlepiej eko) i ciesz się nimi – nie ma sensu na siłę wynajdywać sobie rozkminek, które nie mają żadnego znaczenia.
Bierz przykład ze stulatków w Niebieskich Strefach, którzy nie rozkminiają bezsensownych szczególików i dzięki temu żyją po sto lat, w dobrym humorze i kondycji psychofizycznej: https://akademiawitalnosci.pl/jak-dozyc-setki-w-pieknym-stylu-lekcje-dlugowiecznosci-z-niebieskich-stref/
Doris napisał(a):
Pytanie.W przypadku SM czy na diecie dr Morse’a nie mogę przyjmować clonazepamu skoro nie mogę go nagle odstawić?