Po oblikowaniu artykułu, w którym wyraziłam swoją opinię odnośnie promowanego oficjalnie „umiaru we wszystkim” odezwały się głosy, że to lekka przesada, bo umiar to przecież nasz klucz do zdrowia i radości życia, a nie nasz zabójca, a takie „nawiedzone” podejście jak moje może doprowadzić do pozbawienia się wszelkich przyjemności życiowych, do ortoreksji, do stresu i wywołanych tym stresem chorób gorszych niż umiarkowanie spożywana pizza, parówki czy czekoladki.
Czyżby przesada? Nie sądzę! Są osoby autentycznie czyli 365 dni w roku zdrowe i…pozornie zdrowe, czyli zdrowe przez MNIEJ niż 365 dni w roku.
Ja należę do grupy pierwszej 🙂
Zapewniam, że osoby prawdziwie zdrowe (czyli zdrowe 365 dni w roku, a nie tylko „na wyrywki”), oczyszczone ze zgromadzonych latami w systemie śmieci i na co dzień karmiące swoje ciała jedynie gęstym odżywczo pokarmem – nie tęsknią wcale za kremówkami, pizzą, parówkami czy smażeniną.
Tu nie ma „odmawiania sobie przyjemności”, bowiem nie ma traktowania tych przetworzonych żywieniowych śmieci jak „pokarmów zakazanych”. Traktuję je tak jak na to zasługują – czyli jak śmieci.
Następuje zmiana paradygmatu: zaczynamy odróżniać prawdziwe jedzenie od pseudopożywienia i smakuje nam jedynie to pierwsze.
Zaczynamy widzieć prawdę. I odczuwać ją na własnej skórze! 😉
A prawda jest taka, że to nie jest pożywienie, bo pożywienie jak sama nazwa wskazuje ma nasz system odżywiać, po to je Matka Natura dla nas stworzyła, wkładając tam wszystko to, czego nasze doczesne powłoki potrzebują,
Natomiast przetworzonego pseudopożywienia zwanego „comfort food” potrzebują jedynie nasze umysły lub wpojone nam przekonania, ale NIE nasz biologiczny system.
Jeśli to nie Ona stworzyła pokarm – nie wkładaj tego do swojego wnętrza, bo najprawdopodobniej nie będzie to dla Ciebie dobre.
Zamiast jednym słowem uczyć się czytać etykiety zacznij kupować jedzenie nie potrzebujące etykiet.
Czyli prawdziwe jedzenie, a nie jego surogat.
To bardzo prosta do zapamiętania zasada, dzięki której możemy uchronić się od wielu chorób.
I nie ja ją nawet wymyśliłam, tylko stwierdzono to naukowo (Dr Ornish, dr Esselstyn, dr Campbell, dr Gerson, dr Fuhrman, dr Dąbrowska i wielu innych).
Prawdziwe jedzenie trzyma w zdrowiu, a nawet zdrowie utracone przywraca.
I tylko ono.
Spożywanie nawet w sposób umiarkowany jedzenia przetworzonego, ubogiego w wartości odżywcze – gwarantem zdrowia i długowieczności nie jest i nigdy nie będzie.
To chyba logiczne? 😉
W ślad za zmianą paradygmatu idą też zmiany biochemiczne w samym ustroju. W związku z czym umiar w jedzeniu „tych” rzeczy do niczego już nie jest potrzebny, bo zwyczajnie zaczyna od nich odpychać, przestają być atrakcyjne.
Atrakcyjne stają się natomiast pokarmy gęste odżywczo i instynktownie zaczyna nas do nich ciągnąć, a od tamtych odpychać.
To nie ma kompletnie nic wspólnego z ortoreksją, którą na siłę chcieliby ludziom przewlekle zdrowym wmówić dietetycy, zapatrzeni w „umiar i zbilansowaną dietę” (czytaj: opartą na oficjalnej piramidzie żywieniowej), ponieważ dzieje się to całkowicie naturalnie.
Tak jesteśmy po prostu zaprojektowani przez Matkę Naturę, że kiedy trzymamy się z dala od bezwartościowego jedzenia, to okazuje się, że nagle przestaje ono działać na nasze emocje, więzić nas w swoich szponach i sprawować nad nami kontrolę.
Uważam to doświadczenie za jedno z najpiękniejszych w moim życiu i cieszę się, że mogę dzielić się tym doświadczeniem z czytelnikami tego bloga.
Cieszy mnie też ogromnie, gdy dostaję od Was listy, w których opisujecie to samo zjawisko: poprzednio lubiane ubogie w składniki odżywcze (wysokoprzetworzone) pokarmy po prostu jakoś dziwnie z biegiem czasu przestają smakować tak dobrze jak przedtem.
Natomiast przekonywać o tym, że rezygnacja z nich powoduje poczucie straty, utratę radości życia oraz stres (a nawet o zgrozo, może prowadzić do ortoreksji!) będą zazwyczaj ci, którzy nigdy tego NIE doświadczyli, bo jak dotąd nie umieją się z nimi rozstać i nadal je spożywają.
Umiarkowanie oczywiście, żeby nie było. 😉
Nazwijmy rzeczy po imieniu: pseudopokarmy jako nie wpływające w jakikolwiek pozytywny sposób na funkcjonowanie naszego organizmu to zwykłe żywieniowe śmieci.
Jeśli dopuścimy do głosu Matkę Naturę, to wybór pokarmów będzie zachodził instynktownie!
Nie musisz „sobie odmawiać” ani też stać się ortorektykiem, aby te do niczego nieprzydatne odrzucać.
Nie musisz spędzać połowy dnia na planowaniu co zjeść czy też obsesyjnie zapisywać sobie zjedzonych kalorii, białek itp.
Rzecz w tym, że współczesny człowiek głosu Matki Natury już nie słyszy.
Ten głos zostaje zagłuszony przez miliony innych rzeczy: to co mówią nam rodzice, szkoła, przyjaciele, media, reklama, lekarze, dietetycy…
A oni wszyscy powtarzają tę samą mantrę: umiar, zdrowy rozsądek, wszystko jest dla ludzi itd.
Czasy mamy tymczasem takie, że to co kiedyś jadało się od święta teraz je się na co dzień.
Wielu nie grzeszących odżywczością pokarmów kiedyś nawet nie było, jeszcze nie istniały, a nawet jak były to miały inną formułę i/lub służyły w celach leczniczych (np. Cola) albo spożywanie były w ilościach symbolicznych (np. kawa w malutkich filiżaneczkach, a nie szklankami jak teraz) czy też po prostu od święta (mięso, białe pieczywo, przekąski, słodycze).
Nie mówiąc o tym, że produkcja żywności odbywała się ongiś bez użycia wielu dzisiejszych chemicznych poprawiaczo-polepszaczy.
Bo i prawdziwe jedzenie ich nie potrzebuje. Jest perfekcyjne w stanie oryginalnym. 🙂
Świat dzisiejszy jest teraz pełen (sztucznie) „smacznych” i kolorowych (też sztucznie) tak zwanych „pokus”. Kto chce niech słucha bajdurzenia o zbawiennym umiarze w ich spożywaniu.
Póki jest się młodym to nie myślimy, że ziarnko do ziarnka pracujemy na naszą pozbawioną chorób starość i długowieczność (lub choroby i przedwczesne pożegnanie się z tym światem), ani nam się też śni odbyć okresowy post (po co? skoro tak dobrze się czuję i mam świetne wyniki? a poza tym kto to widział spędzić 6 tygodni na samych warzywach?? To na pewno szkodliwe! Najlepszy jest umiar, zbilansowana dieta itd.)
Większość ludzi ślepo wierzy w piramidę żywieniową (w której nawet określa się poziom „dopuszczalnego spożycia” ewidentnych trucizn jak np. biały cukier), a kiedy mowa o szkodliwości to zaraz potrzebuje na to „dowodów naukowych” i wiernie słucha się lekarzy i dietetyków, nie zdając sobie sprawy z tego, że KAŻDY posiłek i WSZYSTKO to co wkładamy otworem gębowym do środka może nasz system albo osłabić albo wzmocnić.
Wszystko co mamy na talerzu może pracować na nasze zdrowie i odporność i chronić nas przed wpływem szkodliwych czynników (chemicznych substancji czy promieniowania), na których działanie nawet jeszcze nasi rodzice (o dziadkach nie wspominając) nie byli narażeni. Albo może być złodziejem naszej odporności, naszych minerałów i witamin, naszej dobrej flory jelitowej itd.
Jaki sens wpuszczać do domu złodzieja tylko dlatego, że jest przystojny, czarujący, miły i na pierwszy rzut oka nawet dobrze patrzy mu z oczu?
Nawet jeśli robimy to umiarkowanie często to nie zmienia to faktu, że jest to po prostu głupie! 🙂
Żywność rafinowana, ulepszana, wybielana, przetwarzana – właśnie do takich złodziei należy: czarujący drań.
Biada temu, kto da się zwieść i zauroczyć jego uwodzącym smakiem, zapachem, konsystencją czy pięknym opakowaniem. W środku tam nic nie ma.
Z czarującym draniem można ewentualnie przy dobrych wiatrach spędzić jeden dzień (lub jak kto woli jedną noc), ale na całe życie on się nie nadaje. Nawet umiarkowane zadawanie się z nim może nie wyjść na dobre.
Czarujący drań jest bowiem najczęściej tak czarujący, że nie od razu rozpoznasz w nim bombę z opóźnionym zapłonem.
Realia w jakich obecnie żyjemy zmieniają się w tak porażająco szybkim tempie, że utrzymywanie przy życiu mantry pod tytułem „wszystko jest dla ludzi” każe mi bazując na własnych doświadczeniach uzupełnić ją o stwierdzenie: tak, choroby cywilizacyjne też są dla ludzi, a nawet głupi cellulit , zmarszczki, trądzik, katar, jesienna grypa, syndrom napięcia przedmiesiączkowego, starczowzroczność lub przykre objawy menopauzy czy inne zaburzenia nie uchodzące nawet wcale od razu za „chorobę” tylko już teraz za „normalność” – TEŻ SĄ DLA LUDZI.
Ale dla INNYCH ludzi, nie dla mnie – ja już wybrałam swoją drogę, pozbywszy się nie tylko szkodzących mi przekonań ale i wszelkich dolegliwości, które wcześniej uważałam za NORMALNĄ (o tempora, o mores!) część mojego życia i procesu „starzenia się”, który jak mi wmówiono musi się zacząć „w pewnym wieku” i podobno nie ma bata ani żadnej siły aby te procesy cofnąć, no chyba że jakimiś drogimi magicznymi zabiegami, botoksami, ale na pewno nie jedzeniem, bo ono przecież nie ma na nic wpływu i jeść można wszystko byle z umiarem.
Odkryłam, że jest to jednak jedna z wielu miejska legenda, a Prawdziwym Kluczem Do Zdrowia i Witalności nie jest wcale umiar „we wszystkim”, będący kluczem podrabianym czyli fałszywką jaką posługują się złodzieje, tylko całkiem co innego.
Mianowicie osiąga się niesamowite korzyści gdy decydujemy się dokonać podziału tego co wkładamy do swojego wnętrza na dwie zasadnicze kategorie:
1. Pokarmy codzienne (nieprzetworzone, będące dziełem natury, bardzo gęste odżywczo i bogate w witaminy, minerały, błonnik i ochronne fitozwiązki), mające za zadanie odżywiać nasze ciało, budować dzień po dniu naszą odporność i chronić zdrowie.
2. Pokarmy rekreacyjne (przetworzone, dalekie od natury), nie służące budowaniu odporności organizmu, czy nawet ją osłabiające. Te pokarmy zamiast „spożywać z umiarem” należy zwyczajnie odstawić, przechodzą one do kategorii „odświętnej”. Czyli w zasadzie nie nadają się do spożycia inaczej jak tylko w wyjątkowych przypadkach.
Po dokonaniu takiego podziału nie ma wtedy zjawiska „katowania się dietami”, zagrożenia ortoreksją, ciągłego „odmawiania sobie” czy też stresu związanego z pozbawianiem się „przyjemności”.
Każda kaloria jaką dajesz swojemu ciału ma przede wszystkim budować Twoje zdrowie i długowieczność.
Dlatego pokarmy przetworzone i ubogie odżywczo (kupne słodycze, białe pieczywo itp.) są zarezerwowane na okazje bardzo świąteczne (Gwiazdka, Wielkanoc, uroczystość rodzinna), a nie „od czasu do czasu byle z umiarem”.
Bo potem kończy się na tym, że tracimy poczucie gdzie się ten umiar kończy a gdzie zaczyna, oraz co to miało znaczyć to „od czasu do czasu” (raz na miesiąc? a może raz na tydzień też nic się nie stanie?).
A co z tak zwanymi tęsknotami i poczuciem pozbawienia się „czegoś fajnego”?
Żadnych emocji mijając cukiernię czy pizzerię już jakoś dziwnie nie odczuwam.
Mój obecny styl życia nie przewiduje już bowiem uczęszczania do tych miejsc i robienia tam zakupów.
Nie ciągnie mnie już do takich miejsc. Prawdziwego jedzenia tam nie ma.
Mój ulubiony szampan ma etykietkę „raz w roku, na Sylwestra” i bynajmniej nie tęsknię za nim ani nie dostaję ślinotoku widząc go w sklepie na półce, nie stresuje mnie ten widok.
Za to mogę w warzywniaku długie chwile delektować zmysły widokiem i zapachem wystawionych na sprzedaż produktów i najchętniej wykupiłabym wszystko. 😉
Zamiast ciastek czy sklepowej czekolady wolę sprawić sobie autentyczną przyjemność pałaszując np. genialny krem z awokado, przy którym przemysłowo wytworzona czekolada z punktu widzenia wartości odżywczych jest nic nie wartym zlepkiem cukru i przetworzonego kakao z dodatkiem emulgatorów i aromatów: nie ma w niej tak naprawdę NICZEGO, czego miałabym żałować, że sobie nie dostarczyłam. 🙂
Dodatkową frajdę oprócz przyjemnych wrażeń smakowych sprawia mi świadomość, że wcinając ten oto smaczny posiłek oparty na naturalnych składnikach dostarczam z każdą pochłanianą łyżeczką czegoś bardzo wartościowego, za co każda komórka mojego ciała będzie mi głęboko wdzięczna, oddając mi w zamian zdrowie i witalność.
W taki oto sposób ominięcie szerokim łukiem sklepowej czekolady, ciastek, lodów, pizzy, makaronu czy innej żywności przetworzonej nie stresuje mnie w najmniejszym stopniu!
Przecież niczego NIE TRACĘ nie wkładając produktów przetworzonych do swojego wnętrza.
Wręcz przeciwnie – ja na tym TYLKO ZYSKUJĘ!
Nie muszę więc sobie „odmawiać”, bo po prostu nie jem „takich rzeczy”, udających prawdziwe jedzenie, moje ciało za nimi już zwyczajnie nie tęskni.
Nie sprawiają mi już tamtej dawnej przyjemności. Nie są więc obecnie przedmiotem mojego zainteresowania.
Tak jak były palacz który nie chciał rozstać się z nałogiem bojąc się „utraty tej wspaniałej przyjemności” oraz rzekomego „stresu z odstawienia”, lecz na koniec stwierdza, iż to właśnie ci co pozostali przy nałogu tracą, on natomiast TYLKO ZYSKAŁ pozbywając się starych przekonań.
Jak widać kwestia paradygmatu gra tutaj olbrzymią rolę.
Dla każdego z nas dbałość o swój własny organizm powinna być nacechowana co najmniej taką starannością jak dbałość o nasz samochód lub o nasz komputer: nie wlewamy byle jakiego paliwa, nie dajemy byle jakiego oleju, regularnie czyścimy filtry, nie dopuszczamy do przepięć zasilania, chronimy przed mogącymi dostać się do środka złodziejami, szkodliwymi wirusami czy podstępnymi trojanami mogącymi uszkodzić system itd.
Auto czy komputer można kupić nowe. A Twoje ciało to jedyne miejsce jakie masz do życia.
W dodatku w jednym i niepowtarzalnym egzemplarzu.
Dlatego za każdym razem gdy jesz prawdziwe pożywienie pamiętaj: tylko zyskujesz, niczego nie tracisz!
A gdy z kolei sięgasz po pokarm przetworzony – NIE zyskujesz tego co mógłbyś zyskać, ale z pewnością TRACISZ.
Tracisz nadarzającą się tu i teraz okazję by zadbać o swoje ciało. Okazję, która się już nigdy nie powtórzy w tym samym miejscu i o tej samej porze.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
zaanka1 napisał(a):
Kolejny inspirujący artykuł, wzmacnia w zmianie stylu życia Dzięki Marleno, chętnie poznałabym twój codzienny jadłospis Jestem na początku „drogi”, której celem jest bycie przewlekle zdrowym, czasami jednak brakuje mi pomysłów na posiłki. Czy mogłabyś podzielić się twoim menu? Z niecierpliwością czekam na pozytywną odpowiedź …..w kolejnym artykule Pozdrawiam wiosennie.
dddd napisał(a):
temat wałkowany tu mln razy i zawsze dobrze sie to czyta .
pat napisał(a):
czyli co powinnismy jesc by bylo to zgodne z tym co napisalas?
Marlena napisał(a):
Pat, napisałam o tym co nasza rodzina jada na co dzień w tym artykule: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/
Alicja napisał(a):
Przeczytałam wszystkie artykuły, łącznie z tym o oszczędności czyli co jecie na co dzień, mam jednak pytanie czy dostępny jest gdzieś lub na zamowienie konkretny jadłospis: śniadanie, zupa, drugie, kolacja? Mam w domu 2 i 4 latka i kolejne maleństwo w drodze i juz brakuje pomysłów na posiłki dla nich, zdrowe oczywiście;) bo niestety moje dzieci sałatki nie zjedzą na obiad … Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Nie, Alicjo, ja nie jestem dietetykiem czy lekarzem i nie mam uprawnień do układania ludziom jadłospisów. Inspiracje przepisów dla dzieci znajdziesz w książce dra Joela Fuhrmana „Zdrowe dzieciaki. Jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby”, a dla dorosłych w jego książce „Jeść by żyć”.
A swoją drogą to, co nasze dzieci jedzą lub nie to kwestia wpojonych im nawyków – do jedzenia zdrowych sałatek warto więc dzieci przyzwyczajać od małego 🙂
Ola napisał(a):
Ja jestem na początku tej drogi, ale widzę już, że coraz bardziej przestają tęsknić do słodyczy, smak serio się zmienia i teraz w życiu bym już nie zjadła sklepowego batonika – supersłodkiej zlepki śmieci. Nadal jeszcze mnie ciągnie od czasu do czasu do babcinego ciasta z białym cukrem i mąką pszenną, ale też nie mogę go spożyć w takiej ilości jak kiedyś, bo się po prostu …. zamulam. Za to ciasto z soczewicy bez mąki i cukru mogę jeść na blaszki 😉
Jedyne z czym mam jeszcze spory problem to słone paluszki, uwielbiam je chrupać. Może masz jakiś pomysł na zdrowy zamiennik, aby także w tej kwestii zmieniła swój smak? 🙂
Marlena napisał(a):
Mój zamiennik to chrupacze: mieszanka orzechów i suszonych owoców oraz wyborne domowe czipsy. Można chrupać nie tylko bez poczucia winy, ale wręcz ze świadomością, że robi się dla siebie coś naprawdę dobrego (oprócz radowania się smakiem i chrupkością naszych specjałów, rzecz jasna) 🙂 Inspiracje tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/zdrowe-czipsy-prosze-bardzo/
ewa napisał(a):
Pani Olu,
czy można prosić o przepis na to ciasto z soczewicy.
Z góry dziękuje i pozdrawiam
ewa
Ala napisał(a):
Ciasto z soczewicy? Ach proszę, proszę o przepis~~!
Clara napisał(a):
Pięknie wszystko napisane. Och! Ach! Ojej!
Jeden zasadniczy problem. Oczywiście, że chciałabym odżywiać się zdrowo. Myślę, że każdy z nas by chciał. Jestem świadoma tego, w jaki sposób jedzenie wpływa na nasz organizm i staram się tego nie bagatelizować. Ale!
Rynek nasz jest, jaki jest. Jeśli mnie na to akurat stać, to pewnie, że wolę kupić chleb żytni od białego czy brązowy ryż zamiast tego oczyszczanego. Szkoda tylko, że większość tych zdrowszych produktów jest zwykle o kilka złotych droższa. I nie, nie mówcie mi, że „warto trochę dopłacić, ale być zdrowym”. Większość ludzi patrzy na to, żeby wystarczyło do następnej wypłaty, a nie na to, czy coś jest wybitnie zdrowe czy nie. Bo, nie oszukujmy się, w tych czasach „zdrowe żywienie” stało się fanaberią dla tych, których na to stać. Na to, żeby się skonsultować z dietetykiem, przemyśleć styl żywienia, robić zdrowe zakupy etc.
Smutne to, ale tak niestety jest.
Pozdrawiam!
PS Nie przeczę, w artykule jest dużo racji. Gratuluję podejścia.
Marlena napisał(a):
Claro, to nie do końca tak jest jak piszesz, czy przypadkiem nie szukasz wymówek? 😉 A może zwyczajnie brakuje Ci wiedzy? Można żyć super zdrowo i jednocześnie szalenie oszczędnie, powiem Ci jak to zrobić – zapraszam Cię do przeczytania mojego artykułu: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/
demandis napisał(a):
Claro, to, że wieelu nie stać na to czy na tamto, to wina zbytniej grabieży podatkowej, zbyt dużej ilości żyjących jednych kosztem drugich (mam tu na myśli wszelkiej maści budżetówki – urzędnicy itd.). Od kilkudziesięciu już lat zasady tego tłumaczy ogółowi pewien pan w muszce, notorycznie przedstawiany przez media głównego nurtu jako oszołom. Ale cóż począć, jak ogromna większość tego ogółu z telewizyjną pianą na oczach i radiową na uszach ślepo wierzy w to co w tych mediach jest podawane. Ogół ten, a w każdym bądź razie ta jego większość jest po prostu wygodna i nie chce myśleć samodzielnie, woli jak robią to za nich media. A media to robią będąc na usługach „sił wyższych”, i te media robią coś jeszcze, robią tenże ogół w totalnego wała. Część tego wała ujawniła Marlena swoimi artykułami o śmieciowym żarciu, kto spostrzegawczy i lubiący poczytać tu i tam ten zauważył. „Mądrości sobie i Wam życzę.”
Pozdrawiam serdecznie
Luna napisał(a):
Chcącym żyć zdrowo i oszczędnie polecam OGRÓDEK! Zapewnia rekreację, oszczędność i wyższą jakość jedzenia w jednym.
Beata napisał(a):
Claro, ja swoje nawyki żywieniowe zmieniłam już ponad rok temu. Od tego czasu nie zauważyłam wzrostu swoich wydatków na jedzenie (a wiedz, że bacznie tego pilnuję).
Wiem, że jak się idzie do supermarketu w półkę ze zdrową żywnością, to ręce opadają czasem, ale zwróć uwagę co tam jest – oprócz kasz znanych producentów, czy ksylitolu jest też przetworzona żywność tylko z napisem 'eko’ 🙂 Ja swoje zakupy robię głównie w dwóch miejscach – w warzywniaku i w hurtowni warzyw, gdzie kupuję również kasze w workach po 5kg (nie płacę znanym producentom za ich markę tylko za towar). Wydaje się, że 5 kg kaszy jaglanej – co z tym można robić i przez ile jeść, ale uwierz mi – jeśli je się ją codziennie (+chlebek jaglany), to na dwie osoby i na miesiąc nawet nie wystarczy 😀 Poza tym koszt takiego worka to raptem ok. 17zł, gdzie w supermarkecie za 400g trzeba dać ok. 4-5zł 🙂 W takiej hurtowni można też na wagę kupić soczewicę – bardzo tanio. Najdrożej wychodzą orzechy, bo te niestety chyba wszędzie są drogie 🙂 Ale cała reszta? Jeśli się poszuka dobrze, to się znajdzie 🙂 A ile kasy zostaje ze słodyczy, białego pieczywa, soków, napojów i całej reszty śmieciowego jedzenia… 😀
ana napisał(a):
Ja po przejściu na zdrowe odżywanie zauważyłam oszczędności, ale to przede wszystkim ze wzgledu wykluczenia mięsa.
okejasz1@gmail.com napisał(a):
BRAWA! 🙂
iwan napisał(a):
Dziękuję Pani za ten piękny tekst.
Paulina napisał(a):
Dzięki Marlenko. Raz na jakiś czas fajnie przeczytać coś „lekkiego” i motywującego. Oczywiście jak zawsze czekam na kolejne artykuły zawierające twarde fakty. Krem z Avocado uwielbiam, razem z batonikami musli (które robię z karobem) w zupełności pokrywa moje zapotrzebowanie na „czekolade” i nie straszne mi sklepowe półki ze słodyczami. A wszystko dzięki Tobie. Dzięki.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Paulino! Pozdrawiam cieplutko 🙂
aga napisał(a):
No niestety jest jak piszesz. W momencie kiedy znajomi dowiadują się, że staram odżywiać siebie i swoją rodzinę pokarmem wartościowym, nieprzetworzonym – reakcja jest niezmiennie ta sama – „pozbawiasz się przyjemności życia” – mówią. Nie potrafią zrozumieć, że dla mnie przyjemnością życia jest zjedzenie zajefajnej surówki, która zrobiona z tych samych składników, za każdym razem ma troszkę inny smak.
A co do posiłków to również jestem ciekawa jakie potrawy na co dzień serwujesz rodzinie. Fajnie byłoby Marleno gdybyś od czasu do czasu rzuciła jakimś przepisem 😉
pozdrawiam cieplutko 🙂
Marlena napisał(a):
Opisywałam co jemy tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/ a tak ogólnie… sałatka jest ZAWSZE moim daniem głównym 😉
Magmarjo napisał(a):
Uzależniłam się od gorzkiej czekolady dawno temu i choć zjadam jej dużo to nie tyję ale tym tłumaczeniem powyżej skłaniasz mnie do powolnego odwyku od niej 😉
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Zapewniam Cię, że niczego nie stracisz. Możesz tylko zyskać zamieniając ją na coś jeszcze bardziej wartościowego dla organizmu, choć dostarczającego równie przyjemnych (jak nie lepszych!) wrażeń smakowych.
Tomek napisał(a):
Witam, świetnie napisane, też tak myślę. Od myślenia do zrobienia jednak wiedzie czasem daleka droga. Ale jak każdą drogę należy zacząć od pierwszego kroku. JEst to do zrobienia. Odstawienie niepotrzebnych pokarmów – sorry – śmieci :-), posty – to wszystko wspaniale działa. Myślę, że w wielu przypadkach brakuje wiedzy, inspiracji i motywacji. Dlatego uważam, że robisz naprawdę wspaniałą robotę pisząc o tym i dając inspirację. I jeszcze robisz to w taki prosty i przejrzysty sposób. Oby tak dalej. Dzięki.
Beata napisał(a):
Tak, tak tak! Mogę z całą stanowczością potwierdzić to co napisała Akademia Witalności 🙂
Po całkowitym odstawieniu pseudo-żywności nie ma już chęci na słodycze, białe pieczywo, pizze, cole, soczki z toną cukru itp.
Za to jest ogromna ochota na wszelkie warzywa, owoce – ich widok sprawia wielką radość, a jedzenie ich – jeszcze większą 🙂
Poważnie – nie wiem jak to się dzieje, ale tak jest. I nawet spróbowany kawałek domowego ciasta na święta, już nie cieszy i jest dziwnie… za słodki 😉
demandis napisał(a):
Marleno, wlewasz radość w moje serce, pisząc takie artykuły. Tym bardziej, że ostatnio właśnie na tle sposobu/stylu żywienia/życia powstał między mną a moją rodziną poważny konflikt, bardzo poważny. No cóż, ignorantów na tym świecie jest naprawdę bardzo dużo, a niemała ich część jest baaardzoo zatwardziała.
Ale nie martw się, nie ponosisz Ty ani twoje artykuły żadnej winy w tym konflikcie. Ty wykonujesz wspaniałą robotę, i rób to nadal. Widocznie ewolucja, czy rewolucja wymaga kosztów by było lepiej w przyszłości.
Czasem martwię się o Ciebie, bo twój blog naprawdę ociera się o granice rewolucji w społecznym myśleniu.
Masz fantastycznie lekką rękę do pisania, bardzo to lubię.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Tomasz Trawienny napisał(a):
Wartościowy artykuł! Silny apetyt na słodycze, powoduje często przyjmowanie ich w nadmiarze – wynikiem ochoty na słodycze jest brak w organizmie dwóch aminokwasów: tyrozyny i fenyloalaniny. Tak, więc nadmiar w przyjmowaniu, może być spowodowany niedoborem :]
magda napisał(a):
Ja już jestem po poście daniela i odżywiam się zdrowo i dalej mnie ciągnie do mięsa, słodkiego to uczucie jest ale się nie poddaje nie wiem czy z czasem się to zmieni to już ponad 3 miesiące i 10 kilo mniej, motywacja troszkę spadła bo cały czas myślę że te wszystkie niezdrowe rzeczy mnie omijają pozdrawiam
Marlena napisał(a):
I to jest błąd, Magdo 🙂 W rzeczywistości kompletnie NIC Cię nie omija, niczego nie tracisz. Wręcz przeciwnie – omijając je szerokim łukiem możesz TYLKO ZYSKAĆ.
Anna napisał(a):
Święta prawda. Gdy zaczynamy żyć zdrowo, po pewnym czasie reagujemy awersja na kotlety, pizze, ciastka i inne „smakołyki”. Odczuwanie przyjemności z jedzenia przestaje opierać się na zmysłach, ale wznosi się na wyższe poziomy. Nie decyduje już smak, ale rozum i wola. Po okresie przejściowym, gdy bywa trudno, przyjemność z jedzenia staje się pełniejsza, bogatsza niż wtedy, gdy decydowały za nas narządy zmysłów.
Ola GS napisał(a):
Jak Wykle budujący tekst. Ilekroć powtarzasz temat, tyle razy ja ponownie korzystam i utrwalam powoli nawyki. Bo to jest proces. Krem z avokado świetnie smakuje całej rodzinie, chipsy warzywne też wchodzą. Dzień bez sałatki stal się dniem straconym. Teraz cudny czas postu i ja pierwszy raz w tym okresie na w- ow poście. Zawsze dawałam radę latem, a teraz ! Udało się. Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. A słowa wytrychy pięknie kasujesz. Szkoda że nie wszyscy z mojego otoczenia je poznają. Już usłyszałam od dość bliskiej osoby : co ty znowu jesz te „pachuście?!”(znaczy warzywa i owoce). I mówi to osoba stosująca zasadę”wszystko,lecz po troszku”, schorowana i przygarbiona. Sukcesem jest powolna zmiana domowników. Ich świadome wybory. Niespiesznie dobrą energię, masz wiedzę i…nie dajesz się podjudzaczom internetowym. Gratuluję.
jolecka napisał(a):
Olu, gratuluję. To Tobie zawdzięczam odkrycie Akademii Witalności. Od tego czasu też jestem ” w procesie ” . Rozczytałam się ” zdrowotnie ” jeszcze poza ramy Akademii. Stosuję te zasady, wprowadzam zmiany, zwalczam cukrzycę, obserwuję swój organizm, uczę się go na bardziej subtelnym poziomie. Powoli tracę też ” misję ” oświecania znajomych w tym temacie – szkoda mojej energii. Rozmawiam na te tematy tylko z tymi, którzy mają otwarte głowy. Doszłam do wniosku, że najlepiej działa konkretny efekt – dlatego życzę go sobie , Tobie i wszystkim Witalnym Akademikom
Ola GS napisał(a):
Witaj Jolecka! Cieszę się że tu Ci się spodobało. Świetnie że działasz dalej ze sobą, szukasz siebie. Tu znajdziemy obie duuużo potrzebnych info. Oświecenie innych na siłę nie ma sensu. Wystarczająco dużo samozaparcia trzeba mieć , aby trzymać się swojej drogi i ci którzy chcą o tym posłuchać , znajdą nas sami. Ściskam!
natka napisał(a):
I ja potwierdzę ten fenomen: Im więcej spożywam warzyw i owoców w formie soków czy sałatek, tym mniej mnie ciągnie do bezwartościowych produktów. Półki ze słodyczami omijam szerokim łukiem, a stoiska owocowo-warzywne stanowią główny cel moich zainteresowań podczas zakupów!
pozdrawiam serdecznie
Kamii napisał(a):
Dzień bez zielonego dużego szejka to dzień jak by wybrakowany, nie traktuje pieczywa i przetworów mlecznych i innych temu podobnych produktów spożywczych jako żywność którą spożywam każdego dnia, raczej raz na dwa tygodnie lub rzadziej i tak już od 3 miechów , mięsa i wszystko co z nich zrobione od 24 lat nie jem i jest mi z tym niesamowicie bardzo dobrze.
Szkoda że warzywka i owoce bio są droższe od tych szeroko dostępnych na placach targowych – rzadko kiedy je kupuje właśnie z tych powodów cenowych.
Poszanowanie i Zdrówka wszystkim .
:))))))
Czarny napisał(a):
Jak zwykle dużo zdrowo i na temat Marleno. Od ponad pół roku wprowadzam zdrowe odżywianie. Robię chleb (smaruję olejem (masłem) kokosowym), soki z marchewki, jabłek, buraczków, hoduję kiełki. Jem warzywa i owoce. Piję herbatę zieloną i yerbę. Robię pastę do zębów. Najtrudniej jest w gościach,gdzie panują stare nawyki żywieniowe i „jedzenie”. Dzięki wielkie za super artykuł.
Gosia napisał(a):
Dziękuję za artykuł. Uważam tak jak mój poprzednik. Najtrudniej jest w gościach. Na święta jedziemy do rodziny i wiem, że będzie ciężko. Nawet się zastanawiam, czy jechać.Czy Ty nie jesz nic śmieciowego jak gdzieś jesteś zaproszona i Cię częstują?
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o święta to po to są święta, nie ma co się stresować. Pewna grupa pokarmów jest „od święta”, więc na co dzień ich nie spożywamy wcale, natomiast podczas świąt jeśli chcemy to robimy wyjątek. Przynajmniej tak jest u mnie.
Hala napisał(a):
Zawsze można zabrać w gości coś ze sobą: jakąś sałatkę, zdrowszą wersję słodkości albo zjeść to, co nam najbardziej będzie odpowiadało.
IPJM napisał(a):
Amen 🙂 Z ust mi Pani to wyjęła. Mam nadzieję, że te proste sprawy dotrą do ludzi i zaczną zmieniać swoje życie. Ja zmieniłam je dla dziecka bo je bardzo kocham i nie wyobrażam sobie dawać mu chipsów czy batoników , skazując je na przyszłość z chorobami.
krystyna napisał(a):
Od 2-3 lat staramy się z mężem nie jeść śmieciowego jedzenia.Doszliśmy do tego sami,uważając że zdrowie jest najważniejsze.Często nasze zakupy wyglądają komicznie.Obejdziemy cały market wzdłuż półek,wyliczając ile tu śmieci leży.Wychodzimy z paczką marchewki i brokułem,i stwierdzamy że nic nie kupiliśmy na kolację:))Potem wyjmuję dżem własnej roboty(jagodowo-aroniowy z małą ilością cukru) jest pyszny.Te sklepowe są zbyt słodkie.Ale warto było,lekarz na badaniach kontrolnych stwierdził ,że wyniki mamy książkowe.(mamy po 59 lat) Wcześniej różnie bywało.Wspaniały blog,serdecznie pozdrawiam i prosimy o więcej.
Aha napisał(a):
Zgadzam sie z Panią ,z tym artykułem, ale mam pytanie odnosnie Pani piramidy żywieniowej. Z tego co widze -to głownie węglowodany , a gdzie tłuszcz potrzebny nawet bardziej niz cukry , a gdzie białko ??
Marlena napisał(a):
Tłuszczu mi nie brakuje 😉 Codziennie mam w menu pełne dobrego tłuszczu orzechy, nasiona i pestki, kokos, awokado, oleje nierafinowane (lniany, kokosowy, z oliwek). Białka też mi nie brakuje, cała flora i fauna jest przecież zbudowana z aminokwasów. Jedynie przyroda nieożywiona (np. kamienie czy skały) nie posiada aminokwasów. A tych nie jem 😉 Poza tym podkreślę to: nie skupiajmy się jedynie na makroskładnikach (białka, tłuszcze i węgle), ale na mikroskładnikach odżywczych (witaminy, enzymy, fitozwiązki, błonnik, minerały). Bo to mikroskładniki w pożywieniu tak naprawdę decydują o naszym zdrowiu, odporności naszego systemu immunologicznego i długowieczności. Nie sposób być zdrowym i długowiecznym odżywiając się na przykład jedzeniem w postaci:
– stuprocentowego tłuszczu jako źródła tłuszczu (np. słonina)
– stuprocentowego białka jako źródła białka (np. odżywka dla sportowców)
– stuprocentowego węglowodanu jako źródła węgli (np. biały cukier).
Ilość makroskładników niech będzie na poziomie zalecanym. Mikroskładników brak – wystąpią w ilości zerowej. Czy żywiąc się tymi trzema rzeczami daleko zajedziemy?
To mikroskładniki budują nasze zdrowie, makroskładniki to sprawa drugorzędna.
Kabanos napisał(a):
No dobra, Marleno! to dla wszystkich szukających inspiracji, którzy pragną porzucić niezdrowy styl jedzenia, rzuć przykładowe menu np. z dnia dzisiejszego w Twoim domu.
Ciekawy jestem, jak to wszystko ogarnąć, jak komponować posiłki, które chciałbym aby były zdrowe, a jednocześnie smaczne.
Nie jest to łatwe, gdy przez całe życie wpierniczało się to i owo, raczej niezdrowo. Co radzisz?
Pozdrawiam i czekam na konkrety.
Marlena napisał(a):
W tym artykule opisałam co jemy i skąd to bierzemy: https://akademiawitalnosci.pl/jak-oszczedzac-na-jedzeniu-czyli-optymalizacja-eksploatacji/
kowalus napisał(a):
Marleno – lekko napisane utrwalenie przekonań.
Zastanawiam się, czy nie chciałabyś poprowadzić np 2 godzinnego wykładu z prezentacją w dużym koncernie? Myślę, że wiele osób byłoby zainteresowanych. Odpłatnie oczywiście. Zastanawiam się nad zorganizowaniem czegoś w tym stylu u mnie – nawet namierzyłem już kilka osób, które np na orkiszowepola.pl prowadzą wykłady.
W razie zainteresowania napisz maila.
Pozdrawiam
Anna napisał(a):
Marleno, nie myślałaś o nagrywaniu filmików na Youtube?? Śledzę już od jakiegoś czasu kanały związane z ogólnie rzecz ujmując zdrowym stylem życia i … to jest obszar ogromniee niszowy! A zapotrzebowanie ogromne! Jestem pewna, że miałabyś duże grono wiernych subskrybentów. Najlepsi mają kilkadziesiąt tysięcy stałych widzów, a działalność osób, które oglądam coraz częściej wykracza poza internetowy światek 🙂 Z Twoją pasją i wiedzą.. 🙂
Marlena napisał(a):
Myślałam, nie wykluczam, że będą. 🙂
Anna napisał(a):
Że już nie wspomnę, że czekam na tłumaczenia klasyków, których prac w języku polskim praktycznie nie ma.
Marlena napisał(a):
Fakt, w języku polskim króluje Tombak, Słonecki i Nieumywakin. Poważnych autorów (autentycznych lekarzy) jest mało.
Aha napisał(a):
A jak Pani je orzechy , pestki? – z tego co słyszałem najpierw trzeba je moczyć w wodzie z sola, cytryna z powodu kwasu fitynowgo, dobrze myśle ?Jak tak to potem jeszcze obrać ze skórki czy nie takie pestki dyni czy orzechy wloskie ?
Marlena napisał(a):
Pestki normalnie jem, czasem je też kiełkuję (słonecznik), orzechy i migdały namaczam ale czasem też chrupię tak jak są.
renia napisał(a):
Witaj Marleno
Mam mały problem, od jakiegoś miesiaca czytam Twój blog, i staram się zdrowo odzywiać, zresztą zawsze się starałam, z wiekszym lub mniejszym skutkiem,
gdyż mam różne problemy zdrowotne, które nie zagrażają życiu ale je znacznie utrudniają, zrobiłam sobie test na nietolerancje pokarmową, i największa nietolerancja wyszła na jajko, którego dużo jadłam ze względu że posiada dużo żelaza i innych cennych minerałów, od trzech tygodni go nie jem pod żadną postacią, nie jem też żadnego nabiału, mięsa niewiele, za to dużo warzyw i owoców, chciałam Cię zapytać o wit. B12 której najwięcej jest podobno w produktach pochodzenia zwierzęcego, z roślin jest podobno bardzo niska przyswajalność tej witaminy, wyniki z morfologi krwi są przy dolnej granicy, i czuję się żle, czyli jestem bardzo słaba, śpiąca itp. Co z tą witamina B12, jak Ty uzupełniasz jej niedobory, gdyż jak twierdzisz nie jesz mięsa prawie w ogóle?
Marlena napisał(a):
Nie biorę aptecznych suplementów B12. Jem codziennie kiszonki, siemię lniane i w bardzo niewielkich ilościach produkty odzwierzęce w postaci np. domowego jogurtu czy zsiadłego mleka, jakieś jajko rzadko kiedy, parę razy w roku ryba. Nie jem niczego co mogłoby negatywnie wpłynąć na moją florę jelitową, żadnych słodyczy, kawy, smażenin. Problemem nie jest to co jemy tylko to co przyswajamy. I na ile są zdrowe nasze jelita, bo to tam najczęściej leży problem.
kapsely napisał(a):
Dokładnie tak!!!! Te „pożywienie” śmieciowe to nie tyle,że nie kusi i nie woła, ale mnie wręcz odrzuca i obrzydza… „ohyda, trucizna” krzyczy mój organizm!
Bartek napisał(a):
Witam Marleno! Proszę powiedz mi czy nie ma zadnych przeciwwskazań do Postu Daniela dla rosnącego chlopaka (18lat)? I czy ew. można go skrocic z tych 6 tyg to powiedzmy 2-3 i jak ma się to do siłowni? Można wtedy cwiczyć czy raczej zaleca się „lekką” aktywnosc fizyczna?
Marlena napisał(a):
Można zamiast jednym ciągiem 6 zrobić na przykład 3 razy po 2 czy 2 razy po 3 z przerwami na zdrowe żywienie pomiędzy. Wysłuchaj proszę wykładu dr Dąbrowskiej, ona tam o tym mówi: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Aktywność fizyczna wskazana, ale czy akurat siłownia to nie byłabym pewna, zobaczysz jak będziesz się czuł. Ja raczej wybrałabym wędrówki, lekki jogging, taniec, trampolinę, pływanie i takie tam. W sensie bardziej naturalne formy ruchu, a nie wymuszone i takie trochę sztuczne ćwiczenie pewnych mięśni po to żeby rosły.
Gosia napisał(a):
Hej Marleno:) ja znowu z pytaniem.Otóż karmię piersią, córa okazała się być alergikiem. Więc wykluczyłam ze swojej diety wszelki nabiał,soję,orzechy,jaja,gluten i niestety strączkowe- bo dostaje po nich gazów i nie może się opróżnić. Mięsa nie jem, więc mało jakoś mi zostaje..I teraz pytanie, czy nie nabawię się jakiś niedoborów będąc na takiej eliminacyjnej diecie? W sumie iście dieta wegańska wyszła plus odstawienie zbóż… Cukru też nie jem oczywiście.
Może powinnam jeść coś o czym nie wiem, a byłoby to bardzo wartościowe? Jem dużo kaszy kukurydzianej i jaglanej, ogromne porcje świeżo zrobionej sałatki/surówki z olejami zimnotłoczonymi, piję soki wyciśnięte, wiadomo-zupa plus czasem coś duszonego- w sensie kapusta z pieczarkami itd Boję się jedynie o to, żeby mi nie zabrakło siły. Wcześniej jak byłam głodna między posiłkami to jadłam 2 porządne garści orzechów, ale teraz już nie mogę. A często czuję się głodna, więc wcinam te sałaty, kiszonki,suszone i świeże owoce.
Marlena napisał(a):
Dołącz kiełki. Zjadając garść kiełków masz tam załóżmy kilkadziesiąt kiełków. Zawierają to samo co dorosłe osobniki, ale nigdy nie zjadłabyś kilkudziesięciu np. brokułów. Nie wiem dlaczego ma zabraknąć siły. Zerknij do naszej Galerii Witalnych: czy oni wyglądają na osłabionych? 😉 Jeśli jesteś głodna to zrób sobie kolejną sałatkę, surówkę, sok, koktajl, suszone lub świeże owoce. Nie ma potrzeby abyś chodziła głodna.
Gosia napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź:)właśnie wczoraj mi wykiełkowały nasionka i zajdam też:)
dagny-maya napisał(a):
Zdrowo zaczelam odrzywiac siebie i swoje dzieci jakis moze miesiec czy poltora miesiaca temu. Ciagle dowiaduje sie nowych rzeczy i ucze nowych przepisow. Po pierwsze jawi mi sie to jako swietna przygoda, a po drugie zauwazylam, ze zmiana sposobu odrzywiania (podobnie jak rzucanie palenia) poza aktem czysto fizycznym jest rowniez stanem swiadomosci. Ciaglym uswiadamianiem sobie kontaktu z wlasna cielesnoscia, powiazania z natura.Totez calego procesu nie postrzegam jako umartwiania i odmawiania sobie rzeczy upragnionych, ale jako rozwoj i podazanie wlasciwa sciezka.
Czy moze zabrzmialo to zbyt mistycznie?
Elżbieta napisał(a):
Witam serdecznie!
Niedawno odkryłam te skarbnicę wiedzy! Od mniej więcej roku interesuje się naturalnymi produktami ale z zakresu kosmetyki (własne kremy, podkłady itp)Teraz chcę zmienic swoje życie w pełni. Nic nie da mi wklepanie w twarz naturalnego produktu jesli nie zmienię złych nawyków żywieniowych. Chcę tym zarazic cała swoja rodzinę.
Pani Marleno mam jednak pytanie. Jak wprowadzić i jak odżywiać 3 letniego szkraba? Jakie posiłki mu przygotowywać? Od czego zacząć?
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Elżbieto poczytaj jak zrobiła to Emilia: https://akademiawitalnosci.pl/historia-emilii-zdrowa-mama-i-zdrowe-dzieciaki/
Jurek napisał(a):
Doskonale ujete podejscie do tematu zdrowego jedzenia. Zaczynam naprawe swojego organizmu jestem dopiero po dwoch tygodniach normalengo jedznia, a juz zaczynam myslec tak samo. KWESTIA BANAN CZY BATON ma jeszcze znaczenie ale baton juz przegral nie chce wyladowac drugi raz w szpitalu ze stanem przedzawalowym. To dziwne zawsze uwazalem na slowko NIGDY – BARDZO NIEBEZPIECZNE SLOWKO – ale zmieniajac przekonania i diete mam nadzieje ze NIGDY nie trafie do szpitala raz jeszcze ( chyba ze ten ostatni raz) Powodzenia dla wszystkich myslacych tak samo.
Jurek napisał(a):
Swietna droga zyciowa.
Ewelina napisał(a):
Pani Marleno,czy w książkach dr Dąbrowskiej jest ustalony jadłospis na dietę owocowo-warzywaną? Chodzi mi o to ,czy jest zawarte ,co w cigi dnia można zjeść ,żeby nie przekroczyć 800kcal?
Marlena napisał(a):
Tak, jest jadłospis.
barbara napisał(a):
Ja tez uwazam ,ze zdrowe jedzenie nie jest tak tanie ale mozna szukać jasne.Nie o tym jednak uzbierałam na własna kiełkownicę i buuu,nasionka mi pleśnioeja prosze o porade i pomoc..Czyżby ten wydatek był niepotrzebny i kiełkownica nie zdaje egzaminu?
Marlena napisał(a):
Kiełkować można w słoiku a nawet na durszlaku: https://akademiawitalnosci.pl/jak-hodowac-kielki-i-po-co/
barbara napisał(a):
Wiem czytałam ten artykół juz wczesniej ,zdecydowałam sie na kiełkownice i teraz mi plesnieja nie wiem dlaczego,moze ktos wie…?
Beata Suchodolska napisał(a):
Prawdopodobnie wiem.
Po pierwsze wypłukaj dobrze nasiona i namocz, zanim umiescisz je w kielkownicy.
Po drugie- za kazdym razem, kiedy dodajesz wody, warto nasionka/kielki przeplukac a nie tylko dodac wody.
Ja sobie to wytlumaczylam tak- nasionka tez robia siku i kupe, dlatego trzeba je dokladnie przeplukac. Dlatego ja kielkuje w sloikach- tak mi nie plesnieja i bardzo wygodnie mi sie je plucze.
Ciut o kielkowaniu napisalam tu: https://zyciewdobrobycie.pl/kielkowanie-nasion-w-domu-jak-za-grosze-jesc-zdrowe-kielki/ kolejnego postu jeszcze nie stworzylam 🙁
Powodzenia!
Marta napisał(a):
Droga Pani Marleno, jest dokładnie tak, jak Pani to opisuje. Od kilku miesięcy zdrowo się odżywiam, wybieram produkty nierafinowane, czytam etykiety, jem dużo warzyw i owoców. Przez niecały rok schudłam już 22 kg, czuję się świetnie.Kiedyś w upalnie dni mogłam tylko siedzieć w domu i ledwo zająć się czynnościami domowymi. Teraz mam siłę i energię i upały nie są mi straszne, mogę iść nawet na rower. Faktycznie … z czasem człowiek w ogólnie ma ma ochoty na takie „przyjemności” , mało tego… zaczyna się nimi brzydzić … wkładać truciznę do ust … fe… Pozdrawiam gorąco.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Marto! Pozdrawiam serdecznie wzajemnie 🙂
Anna napisał(a):
Chcialabym jesc jogurty lub kwasne mleko. Ale zaraz mi sie robi bialy nalot na jezyku, brzydko pachnie mi z ust i dostaje egzemy. Zeby dostarczyc organizmowy odpowiednia ilosc bialka musialabym jesc wiecej jajek, ale boje sie, ze sie na nie uczule jak bede ich jadla wiecej. Czy w zwiazku z tym jest wskazane abym jadla wiecej ryby lub miesa, czego wolalabym uniknac.
Marlena napisał(a):
Anno, nie jedz nabiału jeśli on Tobie nie służy, ponadto przeczytaj książkę dra Colina Campbella „Nowoczesne zasady odżywiania” – dowiesz się z niej rzeczy następującej: choćbyś nawet przestała jadać nabiał, mięso i ryby, to i tak dostarczysz swojemu organizmowi odpowiednią ilość białka, a nawet więcej niż ono potrzebuje. Białko znajdziesz w każdym produkcie roślinnym, nawet marchewka, ziemniaki, orzechy czy ryż zawierają białko. Czyli aminokwasy. W przeliczeniu na kalorie mięso wypada blado i okazuje się być przereklamowane: w 100 kcal brokuła jest bowiem więcej białka niż w 100 kcal wołowiny.
Komplet aminokwasów zawierają niemal wszystkie produkty roślinne, natomiast mit o tym, iż jedynie mięso czy nabiał zawiera „kompletne białko” jest po prostu mitem, nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością! Nie ma zatem „białek lepszych” zwierzęcych i „białek gorszych” roślinnych, bowiem wszystko jest zbudowane z jednych i tych samych aminokwasów. Tutaj masz dobry artykuł na ten temat: https://www.blog.viva.org.pl/2015/03/09/czy-bialka-roslinne-zawieraja-wszystkie-aminokwasy/
Anna napisał(a):
Bylam veganka 3 lata temu, jadlam duuzo warzyw, ale rozstroilam sobie zoladek i dostalam zespolu jelita drazliwego. Wolalabym tego nie powtarzac. Chyba u mnie skrajnoci nie wchodza w gre. Mysle, ze bede jadla mieso i ryby, ale z umiarem.
Marlena napisał(a):
Na każdej nieprawidłowo prowadzonej diecie można się pochorować, zarówno na roślinnej jak i na mieszanej. 😉
Małgo napisał(a):
Najgłośniej krzyczą przeciwko takim zmianom ci, którzy ich nie spróbowali.
Pozdrawiam wszystkich żyjących i odżywiających się zdrowo, a internetowych hejterów, którzy histerycznym lękiem reagują na wzmiankę o odstawieniu sacharozy, wędlin, wysoko przetworzonej żywności z datą ważności odległą od dziś o dwa lata – zachęcam do przekonania się na własnej skórze i wypowiedzenia się dopiero później. :>
Autorce bloga i sklepu serdecznie dziękuję za informacje i produkty. To przykre, że wiele z nich trzeba zamawiać przez internet, bo nie ma ich w tzw. niby normalnych sklepach – ani w aptekach (zwykłych, nieprzetworzonych minerałów czy np. sody)…
Krysia napisał(a):
Byłam uzależniona od słodyczy, lodów…..i tego typu badziewia. Krok po kroku eliminowałam z diety cukier. Najpierw przestałam słodzić herbatę, potem kawę, przestałam kupować ciasta w cukierni, słodycze itd…. wszystko to omijam szerokim łukiem. Nie przynoszę ich do domu. Nie truję rodziny, teraz nawet się nie domagają. Oczywiście przy zmianie innych nawyków żywieniowych i suplementacji wit. C, B-complex, D, K, chrom, cynk, magnez…. jeszcze się nimi wspomagamy. Nie było łatwo. Jak miałam „napad” na słodkie to smarowałam sobie chlebek upieczony w domu miodem, posypywałam cynamonem i słonecznikiem, albo kawę zbożową z miodem i cynamonem. Ale to było 6 m-cy temu… Dziś wiem co jem , małymi kroczkami „przekabacam” rodzinkę. Mój mąż zrobił wielkie oczy jak powiedziałam, że gotuję zupy bez mięsa (nie zauważył hihi), porcje mięsa na talerzu malutkie, a sałaty duuuuużo, orzechy, pestki w miseczkach jak u dziarskiego dziadka, kiszonki…itd. Dziś mój organizm domaga się samych dobrych dla niego „rzeczy”. Np. potrafię śnić nie o ciastku, a o słodkich winogronach lub chrupiącej marchewce…..oczywiście jadę rano przed pracą, spełniam marzenie senne i sobie nie odmawiam …a co tam kupuję kilo winogron lub marchewki i zajadam z lubością…..
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Krysiu – tak trzymać! 🙂