Wbrew temu jak chciałaby nas widzieć współczesna medycyna – nie jesteśmy zlepkiem organów, lecz tworzymy trójcę ciała, umysłu i ducha. W skrócie człowiek to CUD (C- ciało, U- umysł, D- duch). Każdy z nas jest takim CUDEM, i każdy innym, nie ma takiego drugiego jak ja ani takiego drugiego jak Ty. Jesteśmy absolutnie unikalni 🙂
Już wcześniej pisałam o tym jak bardzo ważne jest nie tylko zwracać uwagę nie tylko na to czym karmimy ciało ale i czym karmimy umysł. Ten artykuł znajdziesz tutaj. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że tak samo jak i ciało tak i umysł można zaśmiecić. Pojawiają się wtedy stres, nerwica, niepokój, lęki, depresja… cały świat jawi się nam jako miejsce wysoce nieprzyjazne, co psychiatra David R. Hawkins próbował przedstawić na „Mapie Świadomości”. Poleciłam wtedy jego znakomitą książkę „Siła czy Moc”.
Poleciłam też przy tej okazji książki Eckharta Tolle, współczesnego nauczyciela duchowego. Dla mnie pierwszą przeczytaną z zapartym tchem jego książką była „Potęga Teraźniejszości” po czym… nic już nie było takie samo 🙂
Są takie książki, które – jak to się mówi – otwierają oczy i serce. Pozwalają odetchnąć pełną piersią: oto wszystko tak naprawdę zależy od stanu mojej świadomości. Oto mogę nauczyć się w prawidłowy i użyteczny sposób korzystać z umysłu i karmić go właściwie – tak jak nauczyłam się prawidłowo używać, traktować i karmić właściwie moje ciało. Oto jestem też w stanie panować nad własnymi wytworami swojego umysłu czyli myślami, które mnie osaczały i w końcu sprawić, że to ja będę panią swoich myśli, a nie one będą panować nade mną, terroryzując mnie o czwartej nad ranem. 😉
Z przyjemnością zatem dzisiaj przedstawiam Wam transkrypt wykładu Eckharta Tolle jaki miał miejsce w 2007 r. w Hiszpanii. Cały wykład można w odcinkach zobaczyć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=uM4H1vt002k – pominęłam pierwsze kilka minut (powitanie, wstęp). Wykład na język polski tłumaczył z hiszpańskiego mercichaud – bardzo dziękuję!
Oddaję głos Eckhartowi.Jesteśmy tutaj, spotkaliśmy się nie po to by słuchać konferencji czy przemowy, ale po to by zgłębić coś, co już dzieje się w większości z was, co jest procesem…przebudzenia. Jesteśmy tutaj, by zgłębić ten proces. Nie jesteśmy tutaj po to żeby dodać umysłowi informacji.
Patrząc powierzchownie tutaj niewiele się dzieje. Jedna osoba siedzi tutaj, inne osoby siedzą tam… słuchając jakichś słów. Jest to patrzenie powierzchowne, ale w głębszym wymiarze to spotkanie tutaj ma wielką wagę. Kontekst, w którym to spotkanie ma miejsce to transformacja ludzkiej świadomości. Jest to coś nowego, w przeszłości przydarzyło się to tylko bardzo niewielu jednostkom. Teraz transformacja zachodzi na dużo większą skalę.
Umysł nie może zrozumieć tak naprawdę czym jest ta transformacja, o której mowa. Aby zrozumieć na czym polega transformacja świadomości musimy przynajmniej zajrzeć w głąb siebie – jest to początkiem transformacji. Świat, który jest odbiciem umysłu wciąż nie rozumie czym jest transformacja i myśli, że jest… (ta transformacja świadomości) myśli że są to nowe idee, nowe koncepcje… nowe interesujące rzeczy. Ach, jakie to interesujące!
Ale to nie ma nic wspólnego z nowymi ideami. Jedyną rolą idei czy koncepcji jest wskazanie transformacji- jak znak, jak strzałka… Tam… Tutaj… Koncepcje jako takie są mało warte. Tak samo mapa jest mało warta gdy nie używasz jej by dotrzeć tam, gdzie chcesz dotrzeć. Wtedy mapa jest po prostu mapą. Istnieją ludzie, którzy kolekcjonują mapy… także w życiu duchowym. I jeżeli niektórzy z was kolekcjonowali wiele map… duchowych… możliwe, że będzie wam trudno porzucić tę kolekcję map, która stała się przeszkodą.
Kolekcje map, które są koncepcjami umysłu (używam tu porównania do mapy), koncepcje umysłu są do pewnego stopnia w pewien sposób użyteczne, pomagają nam. A potem nadchodzi moment, w którym te koncepcje i słowa już nam nie służą… i ten moment właśnie nadszedł. I być może teraz ktoś myśli: „Więc dlaczego Pan mówi?”. Na naszym spotkaniu nie słowa są najważniejsze. Najważniejsze jest to, co dzieje się tutaj w każdym z was.
Mała sugestia zanim zaczniemy kontynuować ze słowami i znakami. Sprawdźmy czy każdy z was jest tu w pełni obecny. Co oznacza to „bycie tutaj w pełni obecnym”? Oznacza to bycie tu jako całość. Nie tylko głową i myślami, ale całością waszej istoty, która zawiera ciało wewnętrzne, jak je czasem nazywam. Siedzieć tutaj i w tym samym czasie odczuwać, że ciało wewnętrzne jest żywe.
Tu w środku tętni życie… i wewnątrz czuję, że życie przepełnia całe ciało… i czuję to wewnątrz, a na zewnątrz jestem świadomy tego co słyszę i widzę.
Tak więc jestem tu… w pełni obecny. Jest więc mniej prawdopodobne, że pojawią się myśli mówiące: „Która godzina?”, „Co będę robić dziś wieczorem?”… lub myśli analizujące jakiś problem, który mam… nie w tej chwili, w jakiejś wyobrażonej chwili w przyszłości.
Bardzo łatwo jest zagubić się w myślach. Jest to tak łatwe, ponieważ cały świat jest zagubiony w myślach, które nigdy nie przestają płynąć. Jest to niezdolność do zaprzestania myślenia.
Jest to jak obsesja na punkcie tożsamości. Działo się to przez wiele tysięcy lat, aż do momentu, w którym ludzkość ma obsesję na punkcie umysłu analitycznego, umysłu, który tworzy myśl za myślą. I utożsamianie się z tym myśleniem jest starą świadomością, której odbicie wciąż widzimy w tym świecie.
Szczególnie wtedy, gdy włączamy telewizję i oglądamy wiadomości. Jest to szaleństwo starej świadomości, która zdominowała historię ludzkości na tysiące, tysiące lat. Całkowite utożsamienie się z umysłem.
Ludzie utracili połączenie z głębią swojego Istnienia. Utracili lub – możemy powiedzieć – nie wiedzą, że w ich wnętrzu istnieje wymiar dużo głębszy niż strumień myśli, z którym prawie wszyscy się utożsamiają. Co oznacza „utożsamiają się”? Oznacza, że oni są myślami. Nie są świadomi na tyle, by wiedzieć, że są to myśli.
Każda myśl mnie chwyta, więc jestem w niej, z moim poczuciem „JA”. To „JA” jednoczy się z myślą – tak powstaje tożsamość. Tak więc każda myśl, wszystkie myśli uwarunkowane są przeszłością. Myśli w tym kraju różnią się od tych, które mają ludzie z innej kultury, z innego kraju…
Ale utożsamienie się jest takie samo, całkowite utożsamienie się z każdą myślą. Tak więc ja – inaczej mówiąc – myślę o każdej rzeczy, która pojawia się w moim umyśle. Więc dla mnie jest to prawda… każdy osąd, każda interpretacja, która pojawia się w umyśle… Jestem tak utożsamiony z ruchem myśli, że dla mnie każda z nich jest absolutną prawdą i wierzę w nią.
Nie tylko to, ale i całe poczucie tego, kim JA jestem, połączone jest z myślami. Żyję w poczuciu, że to kim jestem zależy od myśli, które na podstawie przeszłości mówią mi kim jestem. Inaczej mówiąc każdy ma w głowie głos, który mówi: dialog wewnętrzny, myśli. Są ludzie którzy mają 1,2 3, lub 4 główne głosy.
Są też tacy, u których jeden głos walczy z drugim. Ale to wszystko jest myślami. Być może jeden głos mówi: „Nie nadajesz się do niczego!”, a inny: „Robię co mogę. Nie mogę zrobić więcej!”. „Tak, ale ty nigdy, nigdy nie robisz tego co powinieneś!”. „Tak, ale…” [śmiech z sali].
Tak właśnie wielu ludzi spędza swoje życie. Ich tożsamość zależy od ich myśli, które są przeszłością, odbiciem przeszłości. Ta fałszywa tożsamość, fałszywe poczucie „JA” jest uwarunkowane przeszłością. Tak więc wtedy nasza świadomość zależy od naszej osobistej historii.
Każdy człowiek, który stale całkowicie utożsamia się z myślami bierze swoją tożsamość ze swojej osobistej historii. Jakiejś historii: to co wycierpiałem… cierpienia, które zadali mi inni… lub które sam wyrządziłem. Rzeczy, które osiągnąłem, lub których nie osiągnąłem… Mój sukces, moja porażka… moje związki – niektóre także nieudane… Historia „JA”.
Ograniczyliśmy naszą tożsamość do historyjki. I to fałszywe, umysłowe „JA”, które możemy nazwać ego żyje w prawie ciągłym stanie niezadowolenia. Zawsze lub prawie zawsze brakuje mi czegoś w życiu. Czasami myślę, że wiem czego mi brak… A innym razem mam tylko ponure odczucie, że coś jest nie tak.
Jest to „normalny” sposób życia. To poczucie, że czegoś brakuje. Jestem niekompletny. Moja historia wciąż nie jest kompletna, nie skończyła się szczęśliwie. Moja historia jest… nie satysfakcjonuje mnie, nie czuję się spełniony. To „JA” jest tym „JA”, które nigdy nie jest zadowolone przez dłuższy czas. I rozgląda się… „Ok, gdzie mogę osiągnąć to, czego mi brakuje, żeby być kompletnym „JA”?
Wtedy pojawia się druga połowa fałszywego „JA”, która jest swoją absolutną koniecznością przyszłości. Ponieważ patrzy w przyszłość, na kolejny moment, aby być kompletną, spełnić się. I jest to umysłowy uzurpator, bardzo głębokie uwarunkowanie. Niezdolność do życia w jedynym miejscu, gdzie istnieje życie tzn. w chwili obecnej i szukanie życia w kolejnym momencie.
Wszyscy ci, którzy utożsamiają się z umysłem nieświadomie żyją w ten sposób. Szukają zbawienia – możemy to tak ująć – szukają swojego zbawienia w następnym momencie lub jeszcze następnym, czy też dwóch, trzech następnych w przyszłości.
Gdybym osiągnął to czy tamto, lub spotkał osobę, która mnie dopełni, która sprawi, że będę szczęśliwy… albo gdyby przydarzyła mi się inna sytuacja życiowa, wtedy mógłbym być szczęśliwy… Gdybym wygrał loterię… 10 milionów w banku… No, wtedy to mógłbym być szczęśliwy.
Przeczytałem jedną czy dwie książki o ludziach, którzy wygrali na loteriach duże sumy i w 90% przypadków ich życie pogorszyło się. Byli bardziej nieszczęśliwi ze swoimi wygranymi niż przedtem. Wciąż działał ten sam uzurpator umysłowy, ale nieszczęście stawało się po prostu trochę większe.
Najpierw mogę czuć się nieszczęśliwy w swoim małym samochodziku, a potem będę nieszczęśliwy w Rolls-Roysie. Nieszczęśliwy w małym mieszkaniu lub nieszczęśliwy w wielkim domu z wieloma bardzo wygodnymi fotelami. Nie zależy to od tego co zawiera dana chwila, ale zależy od struktury umysłu.
Jest to poszukiwanie czegoś w przyszłości aby stać się kompletnym.
Nie mówię, że nie możemy robić rzeczy związanych z przyszłością. Prawie wszystko co robimy wymaga czasu – każda rzecz, którą wykonujemy. Potrzebujemy czasu, aby ukończyć pewne rzeczy w tym praktycznym świecie. Jedyną rzeczą, której przyszłość nie służy jest nasze poznanie siebie samych, stanie się kompletnymi.
Poznać życie… jak mówi Jezus – tłumaczę z angielskiego, z Biblii, a istnieją tu różne tłumaczenia – Jezus mówi: „Chcę abyście żyli w obfitości!” – to jedno tłumaczenie. Inne tłumaczenie mówi: „Chcę abyście żyli w pełni!” I o czym mówi Jezus, kiedy mówi „Chcę, abyście żyli…”? Czasami nazywa to „życiem wiecznym”.
Cały świat źle to interpretuje, myśląc, że jest to czas, który nigdy nie nadejdzie. „Wieczne” tego nie oznacza… oznacza „bezczas” – życie, które nie zależy, nie jest podporządkowane czasowi.
Innymi słowy kiedy Jezus mówi o obfitości, o pełni życia, nie mówi o rzeczach. Bo my, nasza fałszywa świadomość, ego, poszukuje pełni życia w formach, nie zna niczego innego: „gdzie jest następna rzecz, która mnie dopełni?”.
Dla niektórych taką rzeczą jest coś materialnego, a dla innych ma formę myślową: „gdzie jest wyjaśnienie Wszechświata, gdzie jest nowa teoria, która mnie usatysfakcjonuje?”, „Gdzie jest nowy pogląd, z którym mógłbym się utożsamić?”. Formy myślowe także istnieją… w formach, przedmiotach szukamy siebie samych.
A jeśli Jezus miał na myśli przedmioty, to Królestwo Niebios już nadeszło i jest po drugiej stronie tej ulicy w centrum handlowym [śmiech z sali], gdzie znajduje się ogromna obfitość przedmiotów.
Ale Jezus nie miał na myśli tego lecz to, że to nie ma nic wspólnego z gromadzeniem rzeczy. Ani rzeczy materialnych, ani myśli, ani emocji…
Są ludzie, którzy szukają silnych emocji, dzięki którym przez krótki czas czują, że żyją intensywniej… lub muszą iść do kina na film – wtedy to emocja „z drugiej ręki”.
Przez moment czuję się żywszy… a potem wracam do domu i powraca to uczucie braku czegoś… czegoś znowu brakuje.
Wtedy więc szukam pobudzającego związku seksualnego… i czuję się żywszy.
A potem zawsze, zawsze to dobiega końca i powraca to właściwe uczucie, które mówi: „Nic nie nadeszło… Gdzie jest… ?”
Nie mówię, że nie możemy kupować rzeczy lub mieć pięknych rzeczy… czy odczuwać emocji, być w związkach. Wszystko to ma miejsce na tym świecie, ale jeśli szukamy satysfakcji, szukamy… Oczekujemy, że odnajdziemy siebie samych przy pomocy form… rzeczy, myśli czy emocji… które są formami!
Dlatego też nazywam je rzeczami, coś co ma formę.
Ego mówi: „Wciąż mi nie wystarcza, muszę utożsamić się z większą ilością form”. Niektórzy dodają… szukają w ten sposób swoich partnerów. Takich, którzy mnie bardziej dopełnią. Tak więc bogaty mężczyzna wybiera kobietę, która pięknie wygląda. Wszyscy ludzie go wtedy podziwiają, bo ma on tak piękną kobietę – kolejna tożsamość… a może być też na odwrót.
Inaczej mówiąc ten świat form ma swoje miejsce, ale nigdy w nim siebie nie odnajdziemy. To wszystko jest… jest to świadomość form. I wszyscy ci, którzy identyfikują się z umysłem i myślami, są w pułapce tej świadomości form.
Ponieważ każda myśl jest formą umysłową… pojawia się, z potem znika. Kolejna pojawia się, znika… każda z nich mnie chwyta… To jest świadomość form – i dla ludzi starej świadomości nie istnieje nic innego. Sami siebie postrzegają jakby byli formami umysłowymi!
Jest to opisane w starożytnym greckim micie o Narcyzie, który był młodzieńcem jak mówi grecki mit… młodzieńcem, który… w tamtej epoce nie było luster… młodzieńcem, który po raz pierwszy zobaczył swoje odbicie w wodzie… w kałuży… nie wiem.
Zobaczył swoje odbicie w wodzie i mit mówi, że zakochał się w nim. I potem stało się coś złego… nie przypominam sobie dokładnie co mu się stało… [śmiech z sali] ale nie było to dobre. Potem stało mu się coś złego i ten mit pokazuje to, co przydarzyło się nam wszystkim.
To odbicie jest… nieświadomie stworzyliśmy sobie w umyśle obraz i mówimy: „To ja! To jestem ja!”. I jesteśmy w związku sami ze sobą. Rzecz bardzo dziwna… związek, jestem w związku ze sobą…samym. Narcyz… mit mówi, że zakochał się on sam w sobie… ale myślę, że właściwszym wyjaśnieniem byłoby… to był początek obsesji… na punkcie siebie samego.
Ego oznacza, że znalazłem sobie formę, która mówi: „To jestem ja”. Ta forma składa się z myśli: „Ja i moje życie”, „Ja i moja historia”… i emocji, które towarzyszą tym myślom: „JA”, temu „JA” umysłowemu… formie umysłowej, którą stworzyliśmy i myślimy, że to wszystko kim jesteśmy.
Utraciliśmy kontakt z głębokim wymiarem Istnienia – tego kim jesteśmy. Z wymiarem, w którym czas nie istnieje.
Poszukiwacze duchowi… niestety większość z nich nie zdaje sobie z tego sprawy… mają w swoich umysłach tego samego uzurpatora, który mówi: „Osiągniesz oświecenie w jakimś następnym momencie… w jakiejś przyszłości”.
A czym jest przyszłość? My… nie my, ale świat – stara świadomość… wierzy, że odnajdzie się w formach. Sama stała się formą… i twierdzi, że przyszłość jest ważniejsza niż teraźniejszość. Jest to przekonanie nieświadome. Teraz uświadamiamy to sobie, ale bardzo silnym nieświadomym przekonaniem jest to, że następna chwila jest ważniejsza niż ta.
Dlaczego? Ponieważ myślę, wierzę, że odnajdę lub dopełnię siebie w przyszłości. Dlatego też jest ona tak ważna.
Nawet ktoś, kto próbuje skończyć jakąś pracę i wyobraża sobie siebie przy końcu tej pracy… w umyśle…chciałby się tam znaleźć, ale teraz wykonuje pracę tutaj. Podczas gdy wykonuje pracę tutaj, wyświetla sobie przyszłość do której chce dotrzeć.
Dlatego też jest to początkiem stresu. Wszyscy ludzie cierpią z tego powodu.
Jest to cywilizacja która cierpi z powodu choroby umysłowej nazywanej stresem. To angielskie słowo stało się również słowem hiszpańskim (i również polskim – przyp. mój).
Ponieważ słowo to pojawiło się tak szybko, że nie było czasu stworzyć hiszpańskiego odpowiednika [śmiech z sali].
I stres… życie w stresie jest chorobą umysłową.
Nie wiemy, że jest to choroba umysłowa, ponieważ cały świat cierpi na tę samą chorobę [śmiech z sali].
Tak więc nie wiemy, że jest to choroba.
Jest to choroba naszej cywilizacji: „JA” sprawiło, że następny moment jest ważniejszy.
Dlaczego?
Ponieważ nieświadomie oczekuje, że odnajdzie siebie dzięki czemuś, co przydarzy się jej w następnej chwili.
Nawet osoba, która jest w trakcie pracy TUTAJ, a przy pomocy umysłu wyobraża sobie siebie TAM – robi to samo: szuka zbawienia w następnej chwili i mówi: „Ta chwila nie jest dobra. Używam jej tylko jako narzędzia do czegoś, co jest ważniejsze”.
Tak więc zawsze jestem w drodze do czegoś… i to „bycie w drodze do…” jest chorobą.
Nie zaprzeczam, że potrzebujemy czasu, by zakończyć zadania i rzeczy. Pewnie, w świecie praktycznym nie jest to żaden problem.
To, czego NIE możemy, to odnaleźć tej jedynej rzeczy, która ma prawdziwą wartość na tym świecie, tej jedynej rzeczy, która ma wartość absolutną i tej jedynej rzeczy nie możemy odnaleźć dzięki czasowi czy przyszłości, ponieważ kryje się dokładnie tam, gdzie umysłowe „JA” nigdy by jej nie szukało: TU I TERAZ – w tym momencie… kryje się to co najważniejsze.
Umysł mówi być może: „No więc powiedz nam czym to jest?” [śmiech z sali] Więc umysł mówi: „No więc czekamy, powiedz nam co to jest?”, „Nie mamy za dużo czasu!” [śmiech z sali] „Jaka jest odpowiedź?! Sekret życia?!”
Tak więc umysł dopomina się kolejnej formy myślowej… bo mówi „Daj mi tę rzecz!”.
A czym jest… znowu zacytuję Jezusa… Jezus powiedział „Królestwo Niebios…”, to stary sposób mówienia… Królestwo…Dzisiaj powiedziałby „wymiar”.
Innym dziwnym słowem jest „niebo”… Bo kiedy mówimy „niebo” – pierwsze co robimy to patrzymy w tamtym kierunku. Ponieważ niebo jest TAM… tradycyjnie wielu religijnych patrzyło TAM szukając Boga na niebie.
A Jezus mówi: „Wymiar duchowy nie objawi się poprzez znaki, które możesz zaobserwować”. Nie będziesz mógł powiedzieć: „O, jest tam!” albo „O, jest tu!”.
Jest on pośród was i wewnątrz was.
Innymi słowy powiedział, że nie jest to forma umysłowa.
Nie jest czymś, o czym możemy powiedzieć „Jest tutaj!”. Świadomość form nigdy nie będzie mogła tego znaleźć. Zawsze będzie próbowała przekształcić to w formę. I to jest niestety ogromnym błędem religii.
Fundamentem każdej religii jest prawda, prawda podstawowa. Potem pojawia się ludzki umysł i przekształca tę prawdę w formę umysłową. Chwyta ją… Świadomość form szuka rzeczy… chce pochwycić jakąś ideę.
Tak więc głęboka prawda, która wskazuje nam wymiar tego kim jesteśmy, wskazuje nam to, co jest ponad światem form, myśli, emocji, wskazuje ten wymiar.
Ale ludzki umysł tego nie rozumie i przekształca to w ideologię, serię poglądów i mówi: „Wierzę w to, to, to i to. A ty?”.
Jeśli powiesz: „Ja także wierzę dokładnie w to samo, to, to to i to.”. „Dobrze, więc masz rację. Mamy rację. Poznaliśmy prawdę”.
A ktoś inny powie: „Ja też wierzę w to, to to i to, ale nie wierzę w to”. Ach….. wróg! [śmiech z sali]
Są to wyrażenia, manifestacje starej ludzkiej świadomości.
Tak więc robi ona sobie z drugiego człowieka wroga, ponieważ nie wierzy on w jedną rzecz, w którą ty wierzysz, tylko w pięć rzeczy w które ty wierzysz, ale w jedną nie… Zabić go! [śmiech z sali]
Zbiorowa choroba umysłowa. I to samo jest w ideologiach politycznych.
Inaczej mówiąc Królestwo Boga czy Królestwo Niebios uległo przekształceniu w formę, w wierzenie. „Ale czym jest – królestwo, ten wymiar…?” pyta umysł.
Ale ja nie będę wyjaśniać umysłowi czym to jest. Poznamy to inną drogą.
Dotychczas mówiłem o rzeczach, które moglibyśmy nazwać przeszkodami lub iluzją. Ważne jest byśmy postrzegali tę iluzję naszego życia.
W przeciwnym razie ciągle będziemy gubić się w tej iluzji – raz po raz, jeśli jej nie rozpoznamy. Można by powiedzieć, że do tego momentu mówiliśmy o złych wiadomościach, aspektach ludzkiego umysłu. Jest to ważne.
Musimy rozpoznać w iluzji umysłu iluzję. Musimy rozpoznać te rzeczy.
I to jest początek, od którego możemy iść głębiej.
Jak docieramy… jeśli iluzja jest utożsamieniem się z formami materialnymi, myślowymi, emocjonalnymi i tym wszystkim… świadomością form… jak docieramy głębiej do tego innego wymiaru, który nie ma nic wspólnego z przedmiotami i formami?
A odpowiedź to: punkt wyjścia jak już wspomnieliśmy wcześniej jest TUTAJ.
Punkt wyjścia znajduje się w chwili obecnej. I umysł nie wie dokładnie o czym mówimy… ponieważ istnieje zewnętrzny aspekt tego, co nazywamy teraźniejszością.
Jest to jedyna rzecz, którą umysł zna.
Dalej istnieje głębszy wymiar – który nazywamy chwilą obecną – o którym umysł nic nie wie… i nigdy nic nie może wiedzieć.
Zaczynamy więc… zbliżamy się do głębi chwili obecnej, przede wszystkim uświadamiając sobie formę chwili obecnej.
Umysł myśli, że każdy dzień ma ma wiele chwil, każda godzina ma wiele chwil.
Ale jeśli spojrzysz jaśniej, zdasz sobie sprawę, że nie ma wielu chwil, ponieważ moje życie to zawsze TERAZ, zawsze ta chwila.
Nigdy moje życie było nie TERAZ, nigdy nie będzie nie-TERAZ.
Moje życie i ta chwila są tym samym.
Chodzi o to, że forma danej chwili, jedynej chwili, która istnieje, stale się zmienia.
Jedyną rzeczą, która pozostaje jest coś, co nie ma formy.
I to coś nie jest „czymś”… jest „czymś” tylko wtedy gdy o tym rozmawiamy.
Nie ma formy i nie jest formą.
Wróćmy na chwilę na powierzchnię tej chwili. Czym jest ta chwila?
Jesteśmy tutaj… Czym jest… co zawiera ta chwila?
Tę salę, światło, osobę siedzącą tutaj, osoby siedzące tutaj na krzesłach. Mnie siedzącego, moje ciało… wagę mojego ciała na krześle…
Widzę, mówię do wszystkich, widzę to, co nas otacza… sufit, podłogę, głos tej osoby, która mówi… Czuję, że oddycham… czuję czego dotykają moje ręce… czuję to…
Być może jest jakaś myśl, która pojawia się w umyśle. Wszystko to zawiera się w tym momencie.
Być może pojawiła się jakaś emocja, może pojawiło się w tej chwili także jakieś odczucie.
Być może pojawiło się też coś, jakaś myśl, która mówi: „O czym on do diabła mówi? Nic nie rozumiem!”
Dobrze! Nie ma potrzeby… odtąd nie ma potrzeby analizowania, nie trzeba także rozumieć.
Tak naprawdę…. im mniej się zagłębiamy, tym mniej da się rozumieć i myśleć.
Mówimy o zawartości tej chwili. Wewnętrznej, zewnętrznej… Jest jak jest.
I to oczywiście zmienia się… w ciągu dwóch godzin wszystko się zmieni. Zawartość chwili obecnej będzie inna dla każdej osoby. Inne rzeczy będą przedstawiać zawartość tej chwili.
Wszystko jest przejściowe… wszystkie formy, które się pojawiają TERAZ są przejściowe.
Forma pojawia się i znika… Ta sala pojawia się w przestrzeni, która jest tą chwilą.
Potem inna rzecz – mówię „potem” tylko z punktu widzenia rzeczy, inna rzecz pojawia się, inne formy… stała zmiana.
Jedynym co się NIE zmienia jest to, że moje życie jest zawsze w TERAZ.
Jest coś, w czym pojawiają się formy tej chwili. Możemy zauważyć to, jeśli pomiędzy naszymi myślami powstanie luka. I sugeruję, by wykorzystać tę okazję, w tym momencie, by pozwolić aby zaistniała luka między myślami, w tej chwili.
Mówię,
że
nie ma
potrzeby
myśleć
w tej
chwili.
Po co? Ja nie myślę…. słowa wypływają z przestrzeni. Formują się… i rozwiązują. Pozostaje przestrzeń… pozostaje wewnętrzna cisza.
Pozostaje stan czujności… bez zawartości. Stan bardzo prosty, w którym świadomość jest czujna i nie wypełnia się formami.
Tak… każde słowo, które wypływa z tej przestrzeni – tak, każde słowo jest formą, ale istnieją luki między tymi słowami. Ja jestem świadom tej luki.
Jestem świadom luki między dwiema myślami. Nie śpię… jestem przebudzony… Nie nazywam… nie oceniam tej chwili. Formy, które przedstawiają zewnętrzność chwili są tutaj. Ja jestem przestrzenią, która jest ponad formami.
Przestrzeni nie można poznać jako „coś”. „Coś” jest formą. I ta przestrzeń, której nie da się poznać jako formy, jest głębokim „Ja jestem”. Nie ma nic wspólnego z przeszłością czy przyszłością. „JA” pozbawione formy.
Moglibyśmy je nazwać samą świadomością. Jest to urzeczywistnianie głębokiego, wiecznego „JA”. Jest to świadomość przestrzeni. Cała reszta jest świadomością form.
Świat jest zagubiony, zatracony w świadomości form. Dlatego jest to świat nieszczęśliwy. Dlatego jest to świat pełen cierpienia. I nigdy nie uda ci się uciec od tego świata cierpienia jeśli nie odnajdziesz tego wymiaru, który nie ma nic wspólnego z formami umysłowymi.
Po prostu przestrzeń wewnętrzna… bezruch, który istnieje tu nie tylko wtedy, kiedy jesteśmy spokojni. Może istnieć, możemy być świadomi tego wymiaru nawet wtedy kiedy coś robimy.
Ważne jest by zdać sobie sprawę, że nie potrzeba ciągle nazywać rzeczy, które pojawiają się w świecie form. Nie potrzeba od razu oceniać każdej osoby, którą spotykasz… każdej sytuacji, najmniejszej rzeczy… w umyśle opatrywać etykietką wszystkiego co się dzieje.
Wtedy tracisz świadomość przestrzeni. Praktyką jest… rzeczy, które pojawiają się w chwili obecnej, formy zewnętrzne, wewnętrzne… ważne jest, by nie opierać się temu, co pojawia się w danej chwili. By nie żyć w stanie wewnętrznego oporu czy zaprzeczenia formy chwili obecnej.
Musimy pozwolić… to nazywałoby się wewnętrznym przymierzem z chwilą obecną, najważniejszą praktyką duchową, myślę, że tym słowem jest „przymierze wewnętrzne” z formą chwili obecnej. Ego to się nie podoba. Ponieważ fałszywe „JA”, jak wiemy – stawia ciągły opór chwili obecnej lub zaprzecza jej, szuka innego momentu, który nie jest niczym jak tylko myślą.
Przyszłość nie jest niczym więcej jak tylko formą umysłową. Jeśli przyszłość byłaby czymś więcej niż formą umysłową, jakaś osoba – poszukiwacz taki jak Kolumb, poznałby przyszłość. Ale dotychczas nie znalazł się nikt, kto mógłby powiedzieć: „Poznałem przyszłość!”.
Ponieważ kiedy poznajesz przyszłość staje się ona teraźniejszością – ponieważ nie istnieje! Istnieje tylko w umyśle, w którym jest myślą. Jest użyteczna ze względów praktycznych… z głębszego punktu widzenia nie ma żadnego sensu.
Kiedy mówimy o rzeczach „ważnych” – o tym kim jesteśmy, kim jest druga osoba – wszystko to nie ma żadnego sensu, żyło w przyszłości lub przeszłości, bo jest to tylko MYŚL, nic więcej.
Przeszłość nie istnieje – moje WSPOMNIENIE przeszłości jest czymś, co pojawia się w chwili obecnej jako forma.
Kiedy działo się to, co działo się w przeszłości, wtedy była to chwila obecna. Na zewnątrz chwila obecna ma formę, ale jej esencja formy nie ma. Jest przestrzenią…
I to samo, to co właśnie powiedziałem o chwili obecnej jest również prawdą dla każdego człowieka.
Forma i to co jest ponad formą „JA”, tymczasową formą „JA”, jest osoba. Koniec form osobowych… w ramach medytacji polecam wszystkim chodzenie od czasu do czasu na cmentarz po to by zobaczyć koniec formy osobowej. Ze wszystkimi jej życzeniami, jej obawami, dramatami, ambicjami…
Polecam chodzić na cmentarz raz w miesiącu. Inaczej jest kiedy kontemplujesz przejściowość form nie oceniając tego.
Jest to również sposób na poznanie w twoim wnętrzu tego, co nie ma formy, tego co NIE jest formą. Zwykła kontemplacja krótkotrwałości wszystkich form może stać się bramą, przez którą poznajemy to, co jest PONAD formą.
Tak więc praktyką jest poznanie nowego związku z życiem, które jest zawsze chwilą obecną. I ten nowy związek z życiem bardzo różni się od związku z życiem, które ma fałszywe „JA” – ego.
Fałszywe „JA” czy też ego, traktuje chwilę obecną jako przeszkodę lub wroga. Zawsze narzeka, próbuje dotrzeć do innego punktu… zawsze. Ponieważ fałszywemu „JA” chwila obecna nigdy nie wystarcza. „Nie podoba mi się ta chwila!”.
I żadna chwila mu się nie podoba. Nawet jeśli jest jakaś rzadka chwila, która mu się podoba – przemija bardzo szybko i wtedy ego znajduje się w tym samym stanie co przedtem.
To kategoryczne NIE skierowane przeciwko chwili obecnej i pochodzące od fałszywego „JA” (a fałszywe „JA” dzięki temu mówi „NIE” przeciwko życiu), jest oczywiście nieświadome. Sprawiamy, że to co nieświadome staje się świadome po to, by móc iść głębiej.
To fałszywe „JA”, to „NIE” przeciwko życiu pochodzące od ego… ego opiera się chwili obecnej w ten czy inny sposób – i tak się żywi: jest to opór, którego fałszywe „JA” potrzebuje.
Skargi umysłu są tylko tego aspektem.
Jest wiele ego, które prawie ciągle narzekają. Czasami tylko myślą, czasami ich skargi wychodzą z ust. „Posłuchaj mnie, ona zrobiła, powiedziała to i to, jak śmie…” [śmiech z sali].
Narzekają na osoby, na sytuacje, na pogodę, na kraj, na wszystko! Jadą na wakacje i natychmiast znajdują coś, na co mogą ponarzekać. To nie jest dobre, tamto… nie podoba mi się to łóżko…
Zawsze coś znajdą… i jest to jeden ze sposobów w jaki ego się utrzymuje. Czuje się silniejsze kiedy opiera się temu, co jest.
Widzimy, że jest to jak obłąkanie.
Opór przed tym co JEST. Jest, jest… już JEST!
Ale ego opiera się temu. Innymi słowy stan normalny tzn. obłąkany – stan normalny jest opieraniem się fałszywego „JA” przed życiem.
I jeśli spojrzymy na to w ten sposób, widzimy jak szalone to jest. Opór przed życiem.
Ja przeciwko życiu – mówi ego. Tak postrzega siebie samo – ja przeciwko wszechświatowi.
Tutaj jestem ja – a tu reszta świata. I reszta świata mnie przeraża… ale także jej potrzebuję.
Innymi słowy jestem w konflikcie.
Potrzebuję rzeczy tego świata, ale w tym samym czasie mnie przerażają.
W ten sposób żyje ego.
Chcę więcej tego, ale jestem przeciwko temu, ponieważ muszę dotrzeć tam, gdzie dostanę więcej. Obłąkanie umysłowe, „normalne”, które stworzyło historię ludzkości.
Polecam przeczytać książkę o historii XX wieku. Wystarczy to każdemu by zobaczył, że zbiorowy umysł ludzki cierpi z powodu ciężkiej choroby.
Przekształcamy to nieświadome NIE w świadome TAK.
Akceptujemy formę obecnej chwili taką jaką jest. Porzucamy opór, ponieważ rozpoznaliśmy, że opór przeciwko życiu jest obłąkaniem.
A gdzie jest życie? Tutaj, zawsze teraz, tutaj.
Nowy stosunek do teraźniejszości, otwarty i przyjazny dla formy tej chwili. Jest jak jest.
Jest to najbardziej efektywna praktyka duchowa jaka istnieje… i najprostsza. Stałe przymierze z formą chwili obecnej.
Tak – jest co jest. Zaakceptuj to co jest.
I jeśli potrzebne jest działanie – można się go podjąć.
Podstawą efektywnego działania jest pozostanie z życiem w przymierzu. Wtedy każde działanie jest dużo efektywniejsze niż to, którego podstawą jest negatywne NIE (tyczy się to również medycyny – przyp. mój).
Dla umysłu – który żąda bardziej skomplikowanej praktyki duchowej – jest to być może zbyt proste. „Daj mi bardziej skomplikowaną praktykę, bardziej specjalną i powiedz, ile czasu będzie trwała… ile lat potrzebuję aby ją skończyć”.
OK, daję ci tę praktykę, składa się z 50 kroków. Każdy krok to pół roku. Dotrzesz na metę za 25 lat. „Ach, świetnie, dziękuję!”. „Teraz przez następne 25 lat mogę praktykować to, jak znaleźć się w przyszłości”[śmiech z sali].
Fałszywemu „JA” się to podoba. Daje mu coś do jedzenia – jakie dobre. Daje mu czas… ponieważ „JA” mówi: „Daj mi czasu, by dotrzeć”.
A tutaj ta praktyka nie wymaga czasu.
Zaakceptuj ten moment tak, jakbyś to ty go wybrał. Ta praktyka nie wymaga czasu!
Nie potrzebuję dnia, roku czy 2 minut na tę praktykę – potrzebuję tylko tę chwilę.
Akceptowanie każdej chwili… nazywamy to każdą chwilą, ale tak naprawdę jest to ta sama chwila pod różnymi postaciami… akceptowanie każdej chwili tak, jakbyśmy to my ją wybrali.
Ponieważ to cały wszechświat stworzył formę tej chwili.
Nie może ona być czymś innym, bo już jest. Nie można walczyć z tym, co JEST.
To szaleństwo walczyć z tym co JEST. To co jest, już jest.
Niemożliwe jest walczyć. Każda walka jest obłąkaniem.
Natura nie walczy z tym, co jest.
Drzewo, kwiat, zwierzę… zawsze żyją z tym w przymierzu, ale nieświadomym.
My zagubiliśmy to przymierze z życiem i teraz odnajdujemy je ponownie. Jest to o wiele głębsze niż kiedyś, gdy było dla nas stanem normalnym w tak zwanym mitologicznym „raju”.
I jeśli zaakceptujemy formę – a praktyka jest tylko każdą chwilą, tylko tą chwilą… jeśli zaakceptujemy formę, wtedy wewnątrz powstanie przestrzeń.
Jesteśmy wtedy przestrzenią dla tego, co się pojawia.
Jesteśmy przestrzenią dla każdej sytuacji. Jesteśmy przestrzenią dla każdego cierpienia i bardzo szybko zauważamy, że kiedy wynosimy ten wymiar na świat – ten wymiar przestrzeni, który nie osądza, który pozwala na to by ta chwila była taka jaka jest, jeśli nie osądzamy tego, co jest – wtedy ten brak osądu jest także brakiem myśli, z którymi narzucamy się światu.
To mimowolne, ciągłe nazywanie rzeczy zanika, kiedy mówię TAK chwili obecnej i CZUJĘ to „tak” (nie jest to tylko coś umysłowego).
Otwieram się na życie.
Wtedy wewnątrz odczuwam to, co nie ma formy. To ponadczasowe „JA”.
„JA”, które nie ma nic wspólnego z moją osobistą historią.
Czuję je jako wewnętrzną obecność, przestrzeń w chwili obecnej… słowa… to co widoczne na zewnątrz… A w głębi czuję swoją własną obecność.
Nie jest moją własną, ale teraz ją tak nazwijmy. Moja własna obecność – lecz jest ona dużo głębsza niż małe „JA”.
Poprzez tę obecność, która jest po prostu stanem czujności pełnym przestrzeni, jest po prostu tylko tym.
Kiedy ludzie prosili Mistrza Zen: „Mistrzu, wyjaśnij mi proszę znaczenie Zen”. Mistrz tylko podniósł palec i nie powiedział nic. Przestrzeń… czujność, przestrzeń. To jest Zen. Ludzie spędzają 30 lat w klasztorze i tego nie łapią. [śmiech z sali] Jest to tak łatwe.
Oni szukają formy!
Dzieje się coś bardzo rewolucyjnego. Stan w którym dominuje myśl, przekształca się w plan, w którym myśl schodzi na drugi plan i nie jest już tym, co najważniejsze w moim życiu.
Jest po prostu rzeczą praktyczną. Traci swoją ważność. I pojawia się coś, co zastępuje myśl i jest nieuwarunkowaną świadomością.
Nie ma nic wspólnego z czasem. Jest samą inteligencją.
Każda istota ludzka, która jest twórcą, artystą… nawet naukowcy wiedzą, że każdy twór – jeśli jest prawdziwym tworem – pochodzi z przestrzeni.
Kiedy myśli milkną.
Miłość, której ego nie rozumie, bo mówi „Kocham cię, a jeśli mnie opuścisz to cię znienawidzę” – to nie jest miłość. Prawdziwa miłość wkracza w twoje życie poprzez tę wewnętrzną przestrzeń. Nie poprzez myśli.
Nie jest emocją… jest dużo głębsza niż emocje.
Rewolucyjną zmianą jest to, że myśl nie jest już tak ważna w twoim życiu jak dawniej. Myśl nie służy już po to by powiedzieć ci kim jesteś. Jakie uwolnienie! Jesteś zniewolony przez historyjkę, którą opowiadasz sobie w głowie lub opowiadasz innym.
Ulubiona rozrywka ego: „Opowiem ci moją historię, posłuchaj…”, „Dużo wycierpiałem… Życie obeszło się ze mną bardzo źle…” – na przykład.
Może być to też historia wielkich sukcesów. „Poczekaj kilka lat, a to się zmieni!” [śmiech z sali] „Moje sukcesy!” Ostatnio odwiedziłeś cmentarz? [śmiech z sali]
I w nas wszystkich ten nowy wymiar pojawia się i zastępuje ciągłe myślenie. Zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę gdy idziemy ulicą lub jesteśmy w domu, robiąc to czy tamto…
Wtedy pojawiają się luki podczas których nie myślimy, lecz zaczynamy być świadomi i nie oceniamy chwili obecnej. Jest jak jest, a my jesteśmy przestrzenią dla tego co się dzieje.
Jesteśmy przestrzenią dla tego, co postrzegamy na zewnątrz. Jedyną rzeczą której nauczam jest w zasadzie uwolnienie się od myślenia.
Nie muszę oferować niczego innego. To jest właśnie nowa świadomość.
Możemy używać umysłu bardzo efektywnie, tak – jeśli tego potrzebujemy. Ale w tej nauce chodzi o to, że ty jesteś w stanie wznieść się ponad myślenie.
Z punktu widzenia myśli wchodzisz wtedy na niebezpieczne terytorium. Ponieważ myśl mówi: „Nie będziesz już wiedział co się dzieje”, „Jeśli przestaniesz oceniać każdą osobę, jeśli przestaniesz oceniać wszystko co się dzieje, nie będziesz już wiedział co się dzieje”.
Jest to prawda z punktu widzenia fałszywego „JA”.
Koncepcje przestają być już ważne. Używasz ich kiedy są ci potrzebne. Pojawia się wiedza dużo głębsza niż ta, którą zdobywa się przy pomocy koncepcji umysłowych.
Wiedza, która pochodzi ze stanu, w którym nie mam myśli, ze stanu bezruchu, czujności.
Jest to nieuwarunkowana inteligencja – stan czujności wznoszący się ponad myśl, którego nigdy nie da się „złapać” – „Aa, tu jest!”. Ponieważ jest on esencją wszystkiego.
Nigdy nie jest formą.
W tej sytuacji można powiedzieć, że nigdy nie uda mi się poznać samego siebie. Mogę być sobą w jedności z Istnieniem, które jest większe ode mnie lub które jest wszechistnieniem – czasami nazywane Bogiem.
Mogę uświadomić sobie siebie jako część tego Istnienia, lecz w tym stanie nie mogę powiedzieć czy jestem tym czy tamtym.
Już nie wiem kim jestem, ponieważ nie mam już ani jednej myśli, która mówi mi kim jestem.
Nie interesują mnie definicje tego kim jestem. Po co definiować nieskończoność, która jest esencją?
Definicja stworzona przez myśli jest straszną chorobą. Stale powtarzam sobie kim jestem. Wszystko jest bardzo ograniczone.
Definicje… jesteś tym i tym, jesteś zmęczony, poniosłeś porażkę… ciągłe definicje.
Robimy to też z innymi osobami. Tworzymy definicje i za pomocą osądów pomniejszamy pewne osoby do koncepcji umysłowych.
To ma na myśli Jezus, mówiąc by nie osądzać. Ponieważ osądzając innych osądzasz samego siebie.
Jeśli mentalnie naciskasz na innych, naciskasz także na samego siebie. Brak osądów – jakaż to wolność! Widzieć świat oczami dziecka, mając wiedzę, której dziecko jeszcze nie posiada. Wszyscy ludzie… Wiemy, że jak patrzymy w oczy rocznego dziecka nie ma w nich jeszcze żadnych osądów.
Dlatego też wielu ludzi od razu czuje się żywszymi, kiedy widzą roczne dziecko i patrzą w jego oczy. I te oczy wolne są od osądów, myśli, są po prostu światłem.
I każda osoba podświadomie wie, że to dziecko jej nie osądza.
Dlatego też odnajduję tę wolność kiedy spotykam jakąś formę istnienia, która mnie nie osądza. Sam zaczynam odczuwać w sobie ten wymiar, który nie ma formy jeśli ktoś mnie nie ocenia.
To jest to błogosławieństwo. Jeśli praktykujesz ten sposób bycia, niesiesz błogosławieństwo każdemu kogo spotykasz. Nie osądzasz ich… następuje uwolnienie.
Koty i psy także cię nie oceniają. Dlatego też niektórym ludziom udaje się doświadczyć połączenia z istnieniem jedynie wtedy, kiedy przebywają ze zwierzętami.
Kiedy przebywają z ludźmi jest wśród nich tyle mentalnego hałasu, że tego połączenia z istnieniem już nie odczuwają. Tylko ze zwierzęciem odczuwają jeszcze to głębokie połączenie.
Dlatego zwierzęta stały się na świecie tak ważne. Dla wielu ludzi są jedynym zbawieniem. Jedynym, co zapewnia im kontakt z istnieniem.
Pies mnie nie osądza. Z tyłu jakiegoś samochodu widziałem małą rzecz… nie wiem jak się to nazywa… Napis mówił: „Boże, spraw proszę abym był takim, jakim mój pies myśli, że jestem”. [śmiech z sali]
To cudownie mieć ten kontakt ze zwierzętami, ale musimy zagłębić się w sobie bardziej. Nie tylko poprzez kontakt ze zwierzętami czy z małymi dziećmi. To istnieje wewnątrz nas.
Praktyką jest praktyka chwili obecnej. Nic więcej… Formom mówimy TAK. Takie są… Wtedy pojawia się przestrzeń dla wszystkich form. Jest to uwolnienie się od rzeczy.
Uwolnienie się od myśli, które także są formami. Uwolnienie się od świata…
Wtedy życie nabiera równowagi i w tym samym czasie żyjesz w dwóch wymiarach. W wymiarze świata, jeszcze od czasu do czasu w wymiarze myśli…
Niektóre z nich są pożyteczne, niektóre nie są już tak ważne… Myśli nie sprawiają już, że cierpisz kiedy istnieje ten drugi wymiar.
Ponieważ największe cierpienia nie są spowodowane sytuacjami, lecz twoimi myślami o tych sytuacjach. To myśli oceniają sytuacje i to powoduje cierpienie.
Tak więc myśli nie mają już wtedy tej mocy uczynienia ciebie nieszczęśliwym. Istnieją… płyną sobie jak chmury po niebie… w porządku.
Ten wymiar form pozostaje, a ty w codziennym życiu robisz co możesz… I jeśli kolejna chwila nie napotyka oporu, w głębi pojawia się przestrzeń pełna czujności.
W głębi istnienia czujesz tę przestrzeń, która jest esencją Istnienia.
Każda sytuacja ma dwa wymiary. Ty działasz… czasem na tym świecie trzeba coś zrobić, reagujesz…ale zawsze ta głębia… oznacza to, że spokój jest we wszystkim co robisz i mówisz.
Ten spokój nie pochodzi z tego świata. Nie jest z tego świata, ponieważ ten świat jest formą.
A ten spokój jest tym, co formy nie ma.
Celem twojego życia… na zewnątrz każdy ma swój własny cel, robi inne rzeczy w świecie form. Ale z wewnętrznego punktu widzenia życiowym celem każdego człowieka jest to samo.
Tym celem jest życie w dwóch wymiarach i bycie jak brama dla tego wymiaru, który nie posiada formy. Wtedy płynie… pojawia się w świecie form i ten świat przemienia w coś, co nie jest już nieprzyjazne…
Świat staje się życzliwy. Świat nie jest już przerażający czy nieprzyjazny.
Tylko kiedy walczysz przeciwko jestestwu chwili obecnej, doświadczasz świata jako czegoś nieprzyjaznego – tak, jak doświadcza go jeszcze wciąż jeszcze większość ludzi.
I to się zmienia. Ponieważ świat jest odbiciem twojego stanu świadomości. Jeśli stan świadomości się zmienia, wtedy twoje zetknięcie się ze światem jest… wtedy twarz jaką pokazujesz światu jest – można by powiedzieć – przyjazna.
Wtedy świat jest tego odbiciem. Jeśli nie jesteś nastawiony do świata nieprzyjaźnie… świat zawsze ogranicza się do formy chwili obecnej – to jedyne miejsce, w którym możesz go doświadczyć.
Jeśli nie jesteś nastawiony do świata nieprzyjaźnie, świat również nie będzie wtedy odbiciem tej nieprzyjaźni. Nie może…
Jest to transformacja świata zachodząca poprzez transformację ludzkiej świadomości. Inaczej mówiąc nie musimy zastanawiać się: „Jak mogę zmienić świat? To niemożliwe…”.
Możemy powołać tu komitet, rozmawiać przez 100 lat na temat tego, co zmienić… tyle złego się dzieje.. gdzie zacząć? Dobra wiadomość jest taka, że nie potrzeba…
Najważniejsza jest nowa świadomość.
Wtedy nowa świadomość przemienia świat poprzez ciebie – tę tymczasową, przejściową formę. Wtedy rozpoznasz jak działać.
Przemieniasz świat w sposób niewidzialny, a także przy pomocy słów, które się pojawiają… nagle same się znajdują… jak i przy pomocy działań, które podejmujesz w pewnych sytuacjach na świecie.
Działania te pochodzą z głębi istoty i niosą ze sobą tę energię spokoju.
Nie są to działania negatywne, ponieważ nie możesz zmienić świata i sprawić by był lepszy, jeśli twoje działania są negatywne.
Wtedy takie działanie powoduje powstawanie karmy, cierpienia. Nowy świat jest odbiciem tej wewnętrznej zmiany.
Jest to nasze przeznaczenie… głębsze niż te małe przeznaczenia, które ma każdy z nas. Rzeczy, które robisz, to, gdzie żyjesz… są to rzeczy osobiste.
Lecz głębiej każdy ma ten sam cel i jest to ten wymiar.
Ponowne połączenie się z tym bardzo dawno zagubionym wymiarem. Ponowne połączenie się z tym, co nie posiada formy, co jest samą przestrzenią świadomości.
Zaprzestanie ciągłego myślenia… Cała reszta pojawi się sama poprzez formę.
To wszystko czego nam potrzeba.
Dziękuję.
—————————————-
Witryna Eckharta Tolle: https://www.eckharttolle.com/
Strona na facebooku: https://www.facebook.com/Eckharttolle
Informacja encyklopedyczna: https://pl.wikipedia.org/wiki/Eckhart_Tolle
Eckhart Tolle nie jest związany z żadną konkretną religią ani tradycją.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Edyta napisał(a):
Bardzo ciekawe, mimo że w sumie znane.
Czasem doświadczam ciszy umysłu. Nawet wczoraj
mi się to zdarzyło i było to cudowne.
Brakuje mi informacji jak, bo to nadal teoria…
mimo, że ciekawa.
Janka napisał(a):
A ja tak nie na temat..ale czy zna ktoś jakaś zdrową kawę, która będzie miała smak tej niezdrowej?? bo jakoś ciężko mi z niej zrezygnować…:(
Marlena napisał(a):
Jeśli ciężko Ci z niej zrezygnować, to znaczy, że uzależniłaś się od kofeiny. Lub od cukru jeśli słodzisz, lub od jednego i drugiego jednocześnie. Tu nie o smak wcale chodzi, smak jest tylko wymówką. W rzeczywistości kawa ma obrzydliwy smak (spróbuj dać małemu dziecku, a zobaczysz, że szybko ją wypluje z grymasem obrzydzenia na twarzyczce).
Nie mówiąc o tym, że plantacje kawy są obficie spryskiwane pestycydami (chyba, że kupujesz organiczną, ale to nie zmienia jej zawartości kofeiny), których nie da się usunąć choćby częściowo, tak jak np. z warzyw i owoców. Czasem względy społecznościowe lub praktyczne (np. jazda nocą) mogą wymagać wypicia kawy, ale to nie to samo co codzienne upadlanie swojego systemu tą używką. Podobnie jest z alkoholem, napojami energetyzującymi, tytoniem, cukrem czy innymi używkami itd. Z codziennym truciem się kawą jest identycznie. To, że coś jest społecznie uznane za normalne wcale nie znaczy, że takim jest. Nie ma żadnego fizjologicznego powodu aby codziennie człowiek musiał ładować sobie do krwiobiegu podniecającą używkę. To nie jest normalne, a jeśli odczuwamy PRZYMUS, to nazwijmy to po imieniu: jest to uzależnienie, przeistaczające człowieka w kawowego (alkoholowego, tytoniowego, cukrowego czy jakiegokolwiek innego) narkomana.
A jeśli chodzi naprawdę o smak – nasze kubki smakowe przyzwyczajają się do nowego smaku w ciągu zaledwie 2-3 tygodni. Spróbuj zamiast szprycować się neurotoksyczną kofeiną przejść na kawę zbożową (jest jej wiele gatunków, z różnych ziaren) lub jeszcze lepiej pić wzmacniające system odpornościowy ziołowe herbatki, że o świeżo wyciskanych sokach warzywno-owocowych nie wspomnę (wybitnie zmniejszają apetyt na kawę i bezlitośnie obnażają jej prawdziwy, obleśny smak). Polecam też doskonały artykuł na temat zdrowotności kawy: https://www.eioba.pl/a/46gq/kawa-kawka-kawusia-kawucha-kawizna-trucizna
AnnaMaria napisał(a):
Nie zgadzam sie z tą koncepcją. Musimy oceniać aby przetrwać, na przykład:.najpierw uświadomic sobie czy jestem tu i teraz bezpieczna bo to podpowiada mi mój bardzo silny instynkt samozachowawczy. Cały czas oceniamy siebie i nasza swiadomość, która też jest formą oceny bo dopiero wtedy o niej wiemy że jest.
Teoria ta nie mówi nic na temat ataków duchowych sił ciemności na nas i na naszą świadomość. A takowe są i przybierają różną forme i niekoniecznie przerażającą nas, może byc to forma bardzo dla nas miła ale w końcowym rezultacie niszcząca nas i nasze życie w Bogu. Albo skutecznie odzielająca nas od Boga i spokoju wewnętrznego.
Ponieważ wierze że mamy dusze nieśmiertelną i to w niej i przez nią mamy łączność z Bogiem ale żeby ją utrzymać musimy wybrać forme modlitwy (świadomego zwócenia sie do Boga) oraz żyć zgodnie z jego prawami a nie na swoich prawach bo inaczej tracimy to połączenie i wtedy istnieje niebezpieczeństwo że z tęsknoty za mistycyzmem bierzemy wszelkie przejawy „różnych stanów świadomosci i stanów psychicznych” za te prawdziwe a one są tylko fałszerstwem i szyderstwem sił ciemnosci (które są o wiele bardziej inteligentne niż my i posiadają ogromną moc której my ludzie nie mamy).
Nie wolno nam manipulować świadomoscią ani przy pomocy filozofii czy teorii pseudofilozoficznych ani używek.
Teorie tego pana oceniam jako wielką manipulacje, podaną w sposób interesujący ale jest nie prawdziwa dla mnnie i niebezpieczna.
To jest tylko mój punkt widzenia i nie mam żadnego zamiaru w tym aby kogokolwiek atakować czy obrażać.
Marlena napisał(a):
Eckhart Tolle nie zajmuje się mistycyzmem. Przykleiłaś mu etykietkę (Twój umysł to zrobił, ponieważ wyłączenie nagabywań umysłu i powstrzymanie się od etykietowania, oceniania, postrzega on jako „zagrożenie” i utratę kontroli).
To o czym ten człowiek mówi jest prawdą uniwersalną, którą głosił każdy wielki duchowy nauczyciel ludzkości jaki do tej pory stąpał po tej planecie. Eckhart nie chce nas zatem „zwieść na manowce”, nie głosi nam bowiem jakiejś nowej prawdy, on nam przypomina tę, która istnieje od zawsze. Nie sposób poznać Boga jeśli nie poznasz samego siebie (a gdy panuje mentalny zgiełk i natłok myśli nie jest to możliwe), bo droga do Boga jest w Tobie, nie jest nigdzie poza Tobą, nie można też jej pokazać palcem i powiedzieć: „O, jest tu! Idź tędy!” właśnie dlatego, że ona nie posiada formy, a wskazywać można tylko rzeczy posiadające formę.
Modlitwa jest formą (jeśli ktoś bezmyślnie tylko klepie pewne formułki), lecz staje się nie-formą kiedy z Bogiem rozmawiamy językiem naszego serca (w znaczeniu duszy, a nie jedynie emocji), tego naszego „ciała wewnętrznego” – ten język nie ma formy i nawet nie potrzebuje słów (mogą one padać, ale nie muszą). Modlitwa „foremna” (bezmyślna recytacja) nigdy nie zostaje wysłuchana, podczas gdy ta druga – zawsze. Bez względu na to jaką ktoś oficjalnie wyznaje religię – ta zasada pozostaje niezmienna.
Jeśli chodzi o „siły ciemności” to należy sobie uzmysłowić jedną rzecz: światło ZAWSZE JEST, podczas gdy ciemność jedynie BYWA. Tam gdzie jest światło ciemność nie ma dostępu – takie są odwieczne prawa wszechświata. Możliwe jest działanie tylko w drugą stronę: gdy wniesiesz do ciemnego pokoju choćby maleńkie światełko (np. zapaloną zapałkę) to kruszysz tym ciemność i już jej nie ma. Odwrotnie nie jest to możliwe (wniesienie niezliczonej ilości zgaszonych zapałek do pokoju nie spowoduje, że zapadnie w nim ciemność). To samo prawo działa wszędzie i we wszystkim, od naszych myśli począwszy a na ruchach planet wszechświata skończywszy: światło JEST ZAWSZE.
Zaobserwuj kiedyś uważnie zachód słońca: ono zachodzi za horyzontem i zapada ciemność, ale czy to oznacza, że nie ma słońca? Przecież gdybyś mogła poruszać się wystarczająco szybko (jechać/iść razem z ruchem słońca) to zawsze byłabyś oświetlona słońcem: podczas gdy tutaj jest noc gdzie indziej jest słoneczny dzień i odwrotnie. To samo ze wschodem słońca – jeśli miałaś okazję kiedykolwiek to zjawisko kontemplować np. będąc nad morzem – wschodząc kruszy ono ciemność, ale to nie znaczy, że tego światła „nie było”, to tylko my byliśmy w takim miejscu, w którym go (chwilowo!) nie było widać, stąd chwilowe wrażenie ciemności (noc), ale PRAWDA jest taka, że światło ZAWSZE JEST. A ciemność jedynie bywa – jeśli nie znajdujemy się w wystarczająco dobrym miejscu aby to światło obserwować i mieć z nim łączność.
Umysł (który jedynie rozumie formy) nie jest tym dobrym miejscem do przebywania (a to jest to, co robi większość ludzi i dlatego są nieszczęśliwi). Tylko w świecie form umysł czuje się bowiem bezpiecznie i będzie zwalczał i negował zaciekle wszystko co formą nie jest. Z „siłami ciemności” można walczyć tylko w jeden sposób: świadomością! Świadomością tego, że światło ZAWSZE JEST, nigdzie nas nie opuściło ani też nigdzie nie „zniknęło”, zaś ciemność jedynie BYWA i zostaje ZAWSZE unicestwiona przez światło, bo nie ma innego wyjścia ani drogi w przeciwną stronę. I to nie jest filozofia, tylko są to obserwowalne fakty, tak działa cały wszechświat właśnie i to zarówno w odniesieniu do zjawisk fizycznych jak i duchowych: światła nie da się unicestwić ciemnością, jest to możliwe tylko w odwrotną stronę. Zło się zawsze zniszczy samo tam gdzie pojawia się dobro, tak jak ciemność sama się niszczy gdy pojawia się światło. Ktoś kto nie potrafi tego dostrzec ma przed sobą jeszcze do wykonania wiele pracy duchowej (a mówię to jako ktoś bardzo długo obrażony na Boga, ludzi i w ogóle cały wszechświat, który mnie przerażał, choć go potrzebowałam, dokładnie jak powiedział to E. Tolle). Gdy się ją wykonuje TERAZ (a praca duchowa jest pracą ciągłą, bo w każdym momencie mamy TERAZ) to dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że „siły ciemności” (a także inne negatywizmy jak gniew, pycha, zawiść, chciwość, zazdrość czy przede wszystkim lęk i strach) nie mają żadnych szans! Pojawia się bowiem ta głębia spokoju, pojawia się też kreatywność i łączność z jej Źródłem. Natomiast gdy zaprzeczamy TERAZ, opieramy się tej chwili i uciekamy w przeszłość lub przyszłość, to do głosu dochodzi umysł, a gdy on dochodzi do głosu to kończy się praca duchowa, tracisz łączność i zaczyna się praca umysłowa (rozkminianie form: tego co było, co będzie, czego muszę się obawiać, co ktoś o mnie powiedział, co/kto mi lub komuś może zaszkodzić, co jest dla mnie bardziej opłacalne, co muszę robić, powiedzieć, co muszę wybrać itd. – niezliczone ilości zadań i problemów związane jest z formami i umysł uwielbia tworzyć nowe). Będąc uwięzionym w twierdzy umysłu (form) nie jesteś w stanie wykonywać pracy duchowej.
Eckhart Tolle nie mówi niczego nowego tak naprawdę, przypomina nam jedynie to co dawno zostało odkryte, o czym jednak na co dzień zapominamy. Duchowości nie należy mylić z religią. To co E. Tolle mówi nie jest skierowane do konkretnej grupy religijnej, nie obraża niczyich uczuć religijnych, nie manipuluje nimi ani ich nie atakuje. Każdy może z tych nauk skorzystać (jeśli chce) i nie będą one kolidowały z systemem jego wierzeń czy tradycji. Każdy może nauczyć się jak stać się człowiekiem świadomym obecnej chwili (tu i teraz) – bez względu na swój aktualny system przekonań religijnych.
Janka napisał(a):
Marleno ..Co do kawy to raczej podoba mi się tylko jej zapach ..oczywiście nie każdej 🙂 i co dziwne to mam takie okresy, że kawa mnie wyjątkowo odrzuca ale tez mam takie okresy, że piję ja codziennie po filiżance..to mój jedyny produkt niezdrowy a poza tym wszyściutko zdrowiutkie 🙂 własnoręcznie wykonane…wtedy gdy mam okres kawowy to już po południu odczuwam duże zmęczenie takie, że najlepiej gdy się trochę prześpię. Musze koniecznie poszukać coś zbożowegoć..myślę też, że czasami pociąg do kawy to objaw jakiegoś niedoboru witamin czy innych składników odżywczych..jak myślisz??
zadam jeszcze trochę hm wstydliwe pytanie.. o czym może świadczyć czasami swędzenie odbytu???
Marlena napisał(a):
Janko, swędzenie odbytu to nie jest dobry objaw, najprawdopodobniej flora bakteryjna jelit jest zaburzona. Ewentualnie może też to wskazywać na zakażenia pasożytami. Warto to sprawdzić, bo to właśnie może być przyczyną „ciągów” kawowych. Gorzka, czarna, kawa nie dostarcza energii, witamin, minerałów i na domiar złego dodatkowo zubaża organizm w cenne substancje odżywcze, więc przypuszczalnie ciągi kawowe nie są spowodowane tym, że czegoś zawartego w kawie może Ci brakować. Picie kawy zwiększa też wyraźnie zapotrzebowanie na żelazo, cynk, wapń, magnez i witaminy grupy B jak również drażni przewód pokarmowy.
Janka napisał(a):
Marleno jak sprawdzić czy jest zaburzona? bo wiadomo jak sprawdzić czy są pasożyty a zaburzenie flory?? robiłam sobie test z zakwasem buraczanym i szczelność jest ok ..czy są jakieś domowe sposoby żeby to sprawdzić czy trzeba wykonać jakieś badania ??
Marlena napisał(a):
Domowa metoda to tylko test buraczkowy, on wskazuje, że „coś” jest nie tak, ale jeśli chcesz wiedzieć dokładnie co to takiego to należałoby zrobić np. testy obciążeń (w/g metody dra Volla), również badanie żywej kropli krwi w ciemnym polu może być przydatne. Widać wtedy co mamy we krwi (pasożyty, grzyby itd.).
Michał napisał(a):
Droga Marleno,
Skoro jesteśmy przy temacie kawy, zapytam o drugi najbardziej popularny w naszym kraju napój – czarną herbatę. Nie znam drugiego poza Rosją kraju, gdzie ta właśnie herbata tak głęboko zakorzeniłaby się w kulturze i świadomości, nie tylko kulinarnej. Pijemy herbatę do śniadania, do obiadu i kilka razy w ciągu dnia. Większość po prostu przepłukuję żołądek tym gorącym napojem zaraz po posiłku. Temat czarnej herbaty pojawia się w różnych artykułach, ale może wart jest oddzielnego potraktowania (?) Pozdrawiam serdecznie.
ktoś napisał(a):
co pani na to cytuje ”
Cynk istotnie przyczynia się do zapadania na chorobę Alzheimera, prowadzi do formowania się złogów amyloidu i jest neurotoksyczny. Należy to wiedzieć zanim się przesadzi. HB”
to wypwoiedz jednego z forumowiczów na jednym z forum .
Marlena napisał(a):
A co to ma wspólnego z wykładem Eckharta Tolle, który komentujesz?
Chorzy na Alzheimera też posiadają świadomość – tak na marginesie, a jej posiadanie nie zależy akurat od cynku czy w ogóle czegoś „ziemskiego”. 😉
Karolina napisał(a):
Dzisiaj tak trochę nie na temat, ale mam zagwozdkę. Próbowałam ostatnio kupić witaminę D3 w kroplach, ale w aptekach odsyłali mnie z kwitkiem, bo krople tylko na receptę. Mogę kupić co najwyżej w tabletkach, a na miejscu nie mam możliwości w spokoju czytania składów i szukania w internecie, co to są te dziwne nazwy 😉 tym bardziej, że mam chory żołądek i źle znoszę te wszystkie utwardzacze itp…
Mogę prosić o polecenie sprawdzonych stron/preparatów? Wcześniej nie kupowałam leków ani supli przez internet i nie mam pojęcia, który sprzedawca jest warty zaufania.
Marlena napisał(a):
Ja sama jeśli będzie Ci ta informacja pomocna, to używam w kropelkach od dr Jacobs: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/d3-witamina-slonca-dr-jacobs-800-j-m-krople-20-ml
Karolina napisał(a):
Dziękuję bardzo, przydatna 🙂 koniecznie muszę kupić, bo n słońcu udaje mi się tylko spiec, nie mogę długo siedzieć 😉
Marlena napisał(a):
Jeśli w Twojej krwi jest bardzo bardzo duży poziom antyutleniaczy, to czas przebywania na słońcu może ulec wydłużeniu bez możliwości poparzeń. Dlatego dbaj o dietę obfitującą w antyutleniacze (witamina C, E, beta-karoten, witaminy z grupy B itd.), a będziesz mogła dłużej posiedzieć na słoneczku, tym bardziej jeśli na skórę nałożysz olej ochronny np. z pestek malin.
majkel napisał(a):
nie znałem tego pana
„Prawda Cię wyzwoli”
anna-22 napisał(a):
Dziękuję Marleno,
niesamowity wykład, odsłuchałam go na you tube, do książki „Potęga teraźniejszości” przymierzałam się dwa razy, ale nie dotarła do mnie i w połowie rzucałam. Ale temat chyba za trudny dla niektórych, o czym świadczą komentarze nie na temat np. o swędzeniu odbytu, itp. Taki mały zgrzyt.
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Cieszę się, że artykuł jest dla Ciebie użyteczny! Niestety znakomita większość ludzi przez dużą część swojego życia żyje na autopilocie, kompletnie przy tym nie zdając sobie sprawy z tego, że odpowiednie karmienie umysłu i nasze życie duchowe jest równie ważnym czynnikiem utrzymania zdrowia jak dbałość o potrzeby ciała. O ile do dbania o ciało jeszcze większość ludzi czasem się zmusi, to do odśmiecenia umysłu i ducha już niekoniecznie. A szkoda, byłoby dużo mniej zawałów, depresji, chorób autoimmunologicznych, cukrzyc, raków i innych wątpliwych przyjemności (polecam popartą badaniami książkę dra Deana Ornisha „Spektrum” – to co mamy w głowie i w sercu jest równie ważne dla jakości i długości naszego życia jak to co ląduje w żołądku).
kokaina napisał(a):
Widzę Marleno, że zączęłaś szafować komentarzami, i moje argumenty odnośnie do NIESZKODLIWOŚCI KOFEINY, wypowiedziane przez lekarza, który nie jest pierwszym lepszym, a przytacza wiarygodne badania, pozostały nieopublikowane. Szkoda spora.
Marlena napisał(a):
Czy były tam jakieś linki? Bo jeśli tak, to mogło do spamu wpaść. Natomiast wywody o NIESZKODLIWOŚCI KOFEINY można sobie uskuteczniać, lecz cóż z tego, skoro toksyczność i szkodliwy wpływ metyloksantyn na ludzki organizm jest już dawno poznany i udowodniony, podobnie jak wpływ równie trujących i uzależniających podobnych substancji – alkoholu i nikotyny. Ja nie mówię, że nie można sobie wypić kieliszka alkoholu, filiżanki kawy czy zapalić od czasu do czasu, pytanie jest tylko PO CO? Wszelkie używki są potrzebne do szczęścia ludzkiemu organizmowi jak dziura w moście. Robimy to dla przyjemności, czasem z funkcjonalnej potrzeby, ale doprawdy nie ma co polegać na „naukowych” argumentach o „nieszkodliwości” używek, nawet jeśli je przedstawia jakiś lekarz (który najprawdopodobniej przytulił za tę robotę trochę kasy od wiadomej korporacji). Jakikolwiek lekarz mówiący o nieszkodliwości kofeiny przytaczający jakieś tam badania (z dużą pewnością finansowane przez przemysł) może sobie swoje wypociny wsadzić w buty tak naprawdę, a to z jednego powodu: człowiek przewlekle zdrowy nie potrzebuje stymulantów. Czy one są szkodliwe czy nie – po prostu ich nie potrzebuje. Chyba że musi np. prowadzić auto w nocy – to co innego: sięgam po stymulant wiedząc po co to robię i co się z tym wiąże (np. wzrost poziomu hormonów stresu adrenaliny i kortyzolu, wzrost poziomu kwasu moczowego, wpływ na komórki trzustki itd.). Muszę wiedzieć co sobie tak naprawdę robię i dlaczego to robię 😉
Jeśli chcesz znać prawdę na temat metyloksantyn, to gromadź o tym wiedzę kompleksowo, np. zamów sobie za parę złociszy świetną książkę obnażającą niesponsorowane fakty o kofeinie i przystępnie wyjaśniającą całą biochemię z nią związaną: https://www.empik.com/ciemne-strony-kofeiny-thrash-agatha-miller-donald-l,p1048715981,ksiazka-p
kokaina napisał(a):
Oj Marleno, nie przeginaj, nie każdy przytula kasę, zwłaszcza, jeśli nie jest z mainstreamu 😉 A badania samemu można sobie szukać, ja mam dostęp do bazy EBSCO, żaden problem.
Na końcu są cytowania, można sobie prześledzić, tak, jak każde doniesienie z badań. A wspomnianej książce mogę ufać, jak każdej, nie mam potrzeby za bardzo jej czytać, bom zdrowa, w kawie specjalnej szkodliwości nie upatruję, nie zna, autorów, nie ma tam żadnej recenzji i te pe.
Wklejam raz jeszcze zatem treść tego, co wcześniej się nie pojawiło. Choć dziwne, bo odpowiadałam też koleżance wyżej, w sprawie świądu, tego komenta też nie ma.
„KAWA KONTRA MAGNEZ , CZYLI BZDURY SERWOWANE PRZEZ REKLAMY
Każdego ranka wiele, wiele milionów ludzi ludzi zaczyna dzień filiżanką kawy. Należy ona do najczęściej spożywanych napojów na kuli ziemskiej. Pod koniec XX wieku była drugim, po ropie naftowej, najczęściej eksportowanym surowcem świata.
Z czym kojarzy się kawa? Cóż, z niezbyt miłymi rzeczami. I jest świetnym przykładem tego, jak wiele mitów jest zakorzenionych w naszych głowach. Też w głowach lekarzy i dietetyków.
.
Wiele osób sięgając po „małą czarną”, ma poczucie winy. Szczególnie, jeśli to kolejna porcja w ciągu dnia. Wyobraźnia podsuwa im obrazy tego, jak ten napój może sprawić, że ciśnienie tętnicze skoczy pod sufit, serce zacznie bić jak szalone, woda ucieknie z ich ciała, pozostawiając je suche jak wiór, i w końcu „z siłą wodospadu” wypłucze im całe mozolnie gromadzone zasoby magnezu…
.
Bo kawa ma opinie złodziejki. Zupełnie niesprawiedliwie pojawiała się wielokrotnie na ławie oskarżonych. Ale ostatnio przeprowadzono liczne śledztwa, które przyniosły szokujące rezultaty. Opowiem o nich i przytoczę badania. Bo prawda jest taka, że ostatnio zgromadzono całe mnóstwo dowodów na to, że jej regularne spożywanie chroni przed wieloma chorobami. Wygląda wręcz, że niesie więcej korzyści zdrowotnych, aniżeli uważana przez wielu za super-zdrowy napój , zielona herbata.
.
WŁAŚNIE, TO JAK TO JEST Z TYM MAGNEZEM?
„Kawa wypłukuje nam drogocenny magnez”, to chyba pierwsze co przychodzi nam do głowy , kiedy myślimy o niej. Nawet w niektórych artykułach w czasopismach skierowanych dla lekarzy jest przedstawiana w taki sposób. Nieprawdziwie i szkodliwie. Szkodliwie dla amatorów kawy, którzy z tego powodu zaczynają jej unikać.
.
Zastanówmy się: skąd to przekonanie o akurat takim związku pomiędzy kawą i magnezem? Z rzetelnie przeprowadzonych badań naukowych? Z obserwacji pacjentów z hipomagnezemią ? NIE !!! Z reklam suplementów magnezu !!!
Wielu producentów chcąc sprzedać swój produkt serwuje nam takie bzdury. Trzeba w końcu skłonić klienta do kupienia tego, na czym chce się zarobić. Zasada jest prosta : nastraszyć i zaproponować rozwiązanie. Swój preparat.
.
Dobrze, teraz fakty.
Po pierwsze: jest wiele badań w których wymienia się kawę jako WAŻNE ŹRÓDŁO MAGNEZU w diecie. Zaskakujące, prawda?
W Przeglądzie Epidemiologicznym (1), w artykule z 2012 roku : „Picie kawy a ryzyko cukrzycy II , optymistyczne dane”, naukowcy z Instytutu Żywienia i Żywności stwierdzają: ”Badania wskazują, że ludzie, którzy piją co najmniej 3 filiżanki kawy dziennie rzadziej chorują na cukrzycę i pozytywny wpływ kawy rośnie wraz ze zwiększaniem jej ilości w diecie. Nie jest jasne, jaki mechanizm może być odpowiedzialny za taki związek, ale pod uwagę bierze się głównie na kofeinę , polifenole, MAGNEZ.” (Ja, osobiście, bym postulowała polifenole).
W analizie (2) z 2011 roku, opublikowanej w Biological Trace Element Research a przeprowadzonej przez naukowców z Korei Południowej oceniano źródła i ilość magnezu w tamtejszej diecie. Możemy tam przeczytać: „Źródłem magnezu w grupie wiekowej 19-29 lat okazały się w malejącej ilości: kimchi (taka sałatka z kapusty pekińskiej, z ostrymi przyprawami) , tofu, ryż, i KAWA, u osób nieco starszych, pomiędzy 30 a 49 rokiem życia KAWA była już na miejscu pierwszym, dopiero za nią kimchi, tofu, ryż, identycznie było pomiędzy 50 a 64 rokiem życia kawa- wymieniana była jako główne źródło magnezu w diecie. Proszę zwrócić uwagę, wykazano, że kawa nie powodem niedoborów magnezu . Ona jest tutaj określana jako GŁÓWNE ŹRÓDŁO magnezu w diecie Koreańczyków po trzydziestym roku życia.
.
The Journal of Nutrition opublikował w 2003 roku (vol. 133 no. 9 2879-2882) z kolei analizę ilości , oraz źródeł spożywanego magnezu w typowej diecie dorosłego Amerykanina.Oceniono, że kawa dostarcza 5,3% magnezu dorosłym Amerykanom. Zauważmy : „DOSTARCZA” , nie „ZABIERA”.
.
FILIŻANKA KAWY jak 6 FILIŻANEK SAŁATY …
Filiżanka parzonej lub rozpuszczalnej kawy o pojemności 200ml zawiera przeciętnie około 8 miligramów magnezu, i to jest tyle, co 6 dekagramów zielonej sałaty, zajmującej też taką objętość. Ale porządne espresso zapewnia już 48 mg tego pierwiastka (3) , czyli tyle , ile 6 filiżanek zielonej sałaty lub 30g orzechów laskowych lub 30g gorzkiej czekolady (50g mlecznej) lub 250 gramów ziemniaków . Cóż, te nasze 48 miligramów nie jest ilością zawrotną (dzienna rekomendowana dawka wynosi 320 miligramów dla kobiet i 420 dla mężczyzn). Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, to , jak często jest spożywana, w odróżnieniu od warzyw, okazuje się, że to ma znaczenie.
.
Niezmiernie ciekawy eksperyment został opublikowany w 2011 roku w Journal of Nutrition and Metabolism. (2011:146865. doi: 10.1155/2011/146865). Jego uczestnicy spożywali kawę lub zieloną herbatę przez 2 tygodnie. I jak wyglądała kwestia magnezu w ich ciele? Poziom tego pierwiastka w surowicy u pijących kawę wzrósł o 4,3% ale nie zarejestrowano żadnych zmian po konsumpcji zielonej herbaty.
.
WITAMINY W KAWIE?
Aż trudno uwierzyć, ale kawa jest niezłym źródłem witamin z grupy B. Zawiera 1-3 mg witaminy B3 (kwasu nikotynowego) na filiżankę i stanowi to 6-18% dziennej rekomendowanej dawki (w skrócie RDA) (4 ,5 ).
Inne witaminy z grupy B obecne w kawie to witamina B5 (kwas pantotenowy) – jedna filiżanka to 6% RDA, ryboflawina -witamina B2- 11% RDA , niacyna =B3- 2% RDA i tiamina=B1- 2% RDA, są też w kawie niewielkie ilości (6,2 mg) witaminy B4 (choliny).
.
Jest jedynie kwestia ŻELAZA …
Polifenole zawarte w kawie mogą wiązać żelazo niehemowe i hamować jego wchłanianie.150-250 ml kawy wypitej przy posiłku zmniejsza absorpcję żelaza z niego o 24-73%. Aby zmaksymalizować wchłanianie żelaza z pokarmu lub suplementów, należy unikać równoczesnego spożycia kawy.
.
JAK TO JEST Z WYPŁUKIWANIEM…
Ale jest jeszcze jedna ważna kwestia. Od dawna wiadomo, że po spożyciu kofeiny w ilościach odpowiadającym 2-3 filiżankom kawy (~ 300 mg kofeiny) następuje nieco zwiększone wydalanie magnezu i sodu z moczem, które utrzymuje się przez co najmniej przez 3 godziny(6-9). W sumie ta kofeina doprowadza w ciągu następnych 24 godzin do utraty magnezu w ilości 4 mg (10-11) . Ale kawa nie zawiera jedynie kofeiny, ma też magnez. Przypomnijmy, że w filiżance kawy jest minimum jego 7 mg. Więc bilans zostaje i tak dodatni. Bilans nie jest „na zero”. Jest DODATNI.
.
SKĄD TAKA BRZYDKA OPINIA O KAWIE ?
Odpowiedź jest krótka: z powodu kłamliwych reklam suplementów oraz z powodu błędnych wniosków naukowców. O reklamach już mówiliśmy. A jaki udział mają w tym przekłamaniu naukowcy?
Zacznijmy od tego, że faktycznie, wiele razy zdarzyło się zaobserwować w różnych dużych badaniach , że ci ludzie , którzy dużo piją kawy , statystycznie rzecz biorąc , wcześniej umierają. Jest taka zależność. I to jest „najprawdziwsza prawda”.
.
Czy ktoś kto lubi kawę się zaniepokoił ?
To już uspokajam. W tym wypadku mamy kolejny przykład na to, że do wyciągnięcia sensownych i przydatnych wniosków z poczynionych obserwacji należy wykonać wysiłek umysłowy , a nie tylko ogłaszać “rewelacje” na podstawie współistnienia dwóch faktów. Bo tutaj wcale nie chodziło o kawę.
Kawa przez dziesięciolecia była uważana ( i przez wielu nadal jest uważana) za szkodliwą, stymulujący odżywkę . Osoby , którym zależało na zdrowiu i chciały o nie dbać , kiedy posłuchały o jej rzekomej złodziejskiej naturze ( patrz- sprawa magnezu), zaczynały ją omijać szerokim łukiem “przerzucając się” na zieloną herbatę (czasami nawet zmuszając się do jej picia w imię zdrowia) lub na wodę z plasterkiem cytryny (koniecznie NIEGAZOWANĄ , choć to też nie ma mocnego naukowego uzasadnienia). Natomiast ci, którzy nie martwili się tym , co im może zaszkodzić, nie żałowali sobie też kawy. Ale skoro modna kwestia “zdrowej diety i zdrowego stylu życia” ich nie obchodziła, to generalnie, nie żałowali sobie również niczego innego, co nie uchodziło za zdrowe, a mieli na to ochotę. Jedli więc bardziej niezdrowe rzeczy, spożywali więcej alkoholu i zdecydowanie częściej palili papierosy. Byli grubsi. I to zostało wykazane wielokrotnie w obserwacjach. I wszystko popijali kawą, kiedyś powszechnie uważaną za niezdrową.(12)
.
“Mała czarna” zaczęła być rehabilitowana dopiero wtedy, kiedy przy ocenie jej wpływu, zaczęto analizować różne dodatkowe czynniki (nazywa się je “zakłócającymi” w badaniach ). Na przykład, osobno oceniano wpływ kawy na palaczy papierosów i osoby niepalące. Osobno na osoby odżywiające się niezdrowo ( preferującymi wędliny, dużo czerwonego mięsa, smażone potrawy) z tymi, które zamiast tego regularnie sięgają po warzywa, owoce, ryby. I okazało się, że w każdej z takich grup osobno kawa wykazywała pozytywny wpływ na zdrowie.
.
Niebawem opowiem o związku kawy z rakiem, nadciśnieniem, zaburzeniami rytmu serca, chorobami wątroby, cukrzycą, depresją i otępieniem. Jestem pewna, że zaskoczę wiele osób
.
1) Przegl Epidemiol. 2012;66(3):509-12.[Coffee drinking and risk of type 2 diabetes mellitus. Optimistic scientific data].Wierzejska R, Jarosz M.
2)Biol Trace Elem Res. 2011 Oct;143(1):213-25. doi: 10.1007/s12011-010-8883-y. Magnesium intake and its relevance with antioxidant capacity in Korean adults.Bae YJ, Choi MK.
3) U.S. Department of Agriculture and Agricultural Research Service. 2004. USDA Nutrient Database for Standard Reference, Release 17.
4) Adrian, J., and Frangne, R. 1991. Synthesis and availability of niacin in roasted coffee. Adv. Exp. Med. Biol., 289:49–59.
[5] Institute of Medicine. 1998. Niacin. In: Dietary Reference Intakes: Thiamin, Riboflavin, Niacin, Vitamin B-6, Vitamin B-12, Pantothenic Acid, Biotin, and Choline., pp. 123–149. National Academy Press, Washington D.C. Intern. Med., 248:211– 216.
6)Whiting, S. J. (1990) Effect of prostaglandin inhibition on caffeine-induced hypercalciuria in healthy women. J. Nutr. Biochem. 1:201-205.
7). Bergman, E. A., Massey, L. K., Wise, K. J. & Sherrard, D. J. (1990) Effects of dietary caffeine on renal handling of minerals in adult women. Life Sci. 47:557-564.
8)Massey, L. K. & Wise, K. J. (1992) Impact of gender and age on urinary water and mineral excretion responses to acute caffeine doses. Nutr. Res. 12:605-612.
9). Kynast-Gales, S. A. & Massey, L. K. (1994) Effect of caffeine on circadian excretion of urinary calcium and magnesium. J. Am. Coll. Nutr. 13:467-472.
10) Morgan, L. J., Liebman, M. & Broughton, K. S. (1994) Caffeine-induced hypercalciuria and renal prostaglandins: effect of aspirin and n-3 polyunsaturated fatty acids. Am. J. Clin. Nutr. 60:362-368.
(11) Food Chem Toxicol. 2002 Sep;40(9):1263-70.Effects of caffeine on bone and the calcium economy.
(12) Higdon JV, Frei B: Coffee and health: a review of recent human research.Crit Rev Food Sci Nutr 46:101–123, 2006”
Marlena napisał(a):
Artykuł pan doktor napisała stosując metodę tzw. „cherry picking” czyli wybierając badania jak wisienki, tak aby pasowały pod tezę, że kawa jest potrzebna dla zdrowia bo przed czymś podobno chroni. Otóż ja znam lepsze sposoby ochrony i nie muszę uciekać się do uzależniających stymulantów w tym celu. W dodatku „spożywanych regularnie”, bo tylko wtedy chronią. Widać też pewien brak logiki, takie małe naciągactwo: wykazano, iż kawa był szkodliwa ale to się odnosiło do tych co jednocześnie prowadzili niezdrowy tryb życia. No cóż, powtórzę to co napisałam wcześniej: kto prowadzi NAPRAWDĘ zdrowy tryb życia temu w ogóle kawa jest potrzebna do szczęścia jak dziura w moście. Dlatego badań wpływu kawy na ludzi prowadzących NAPRAWDĘ zdrowy (nie tylko ciut zdrowszy od innych bo jedzą ryby zamiast mięsa i nie palą) tryb życia nie ma, nie było i nie będzie a to z tego prostego powodu, że tacy ludzie kawy nie potrzebują (a już na pewno nie spożywanej „regularnie” dla rzekomej zdrowotności). W jednym z badań ludzie pili kawę i wzrósł im magnez, ale czemu pani doktor nie napisała co jedli? A to jest niezmiernie ważne. Dopóki nie dostawali identycznej diety w warunkach kontrolowanych, to takie badanie nie jest wiarygodne. Oczywiście generalnie lekarze o żywieniu nie mają pojęcia, ale ja takiej pani doktor już podziękuję – znam lepsze (i przy tym mniej kontrowersyjne oraz nie wpędzające w uzależnienie) źródła zarówno antyutleniaczy, witamin z grupy B czy magnezu 🙂
Jacek Wąsowicz (zwykły człowiek, nie lekarz) przytomnie zauważył w jednym ze swoich artykułów:
Czy można w ogóle dyskutować z tak przytłaczającą ilością argumentów na korzyść małej czarnej, i to argumentów popartych tak poważnymi badaniami?
Byłoby ciężko, gdyby nie drobny szczegół…
Oto ŹRÓDŁA w/w informacji (czytaj: sponsorzy badań):
• International Coffee Organization (ICO) – Międzynarodowa Organizacja Kawy,
• Coffee Science Information Centre – COSIC (Centrum Informacji Naukowej o Kawie),
• International Coffee Science Association – ASIC (Międzynarodowe Stowarzyszenie Naukowe Kawy),
• Institute for Coffee Studies (Instytut Badań Kawy)
Skoro więc aż tyle organizacji „dba” o wizerunek kawy, czemu – na podobnej zasadzie – nie ma Instytutu Badań Marchewki? Czemu nie istnieje Międzynarodowa Organizacja Zielonej Herbaty, czemu nie założono Stowarzyszenia Naukowego Sezamu?
No właśnie, czy NAPRAWDĘ nikogo to nie dziwi? 😉
Agnieszka napisał(a):
Namaste :))
Marlena napisał(a):
Namaste, Agnieszko, miło, że nas odwiedziłaś – rozgość się i czuj się jak u siebie w domu 🙂
Ania napisał(a):
Osobom, które temat zainteresował, polecam lekturę (poza „Potęgą teraźniejszości” E. Tolle), „Przebudzenie” de Mello, a na koniec „Pełnię życia” Seligmana (przyda się po dość trudnym i raczej pesymistycznym „Przebudzeniu”).
Mike napisał(a):
Dwa słowa…New Age. Patrz komu ufasz
Marlena napisał(a):
Dwa słowa, Mike: zorientuj się. Najpierw zorientuj się o czym mówisz, zanim przyczepisz etykietki.
Na okładce książki „Potęga teraźniejszości” Eckharta Tolle kilka słów pozytywnej recenzji skreślił m.in. O. Jan M. Bereza, benedyktyn z klasztoru w Lubiniu, filozof i teolog. Więc spokojnie – jak już tak się strasznie tego „njuejdża” boisz, to masz glejt od kościoła, że E. Tolle. nie jest bynajmniej niebezpiecznym sekciarzem i nie porwie chrześcijańskiej duszy w objęcia szatana. 😉
Jan napisał(a):
Bardzo jestem zdziwiony,że pani tak inteligentna… a jednak dała się „nabrać” na te demoniczne bzdury!!!
Marlena napisał(a):
Bardzo jestem zdziwiona, że dałeś się tak zaprogramować!
Czy medytacja jest demoniczna czy też nie – to jest kwestia tego jak każdy umie z niej korzystać i w jakim celu ją wykorzystuje. Każdy z nas ma w domu nóż – potencjalne narzędzie zbrodni, jednak zazwyczaj używamy go do tego aby móc przyrządzić sobie za jego pomocą posiłek, potrzebny nam do przeżycia. Więc czy nóż jest narzędziem zbrodni czy narzędziem przeżycia? Nie mówiąc o tym co nosisz w spodniach: potencjalne narzędzie gwałtu. Gdyby patrzeć na wszystko pod „demonicznym” kątem, to wszyscy powinniśmy siedzieć teraz w więzieniach: mężczyźni za posiadanie narzędzia gwałtu, a kobiety za to, że codziennie biorą do ręki narzędzie umożliwiające odebranie komuś życia. Bo jednym i drugim można potencjalnie sobie lub komuś wyrządzić krzywdę, popełniając tym czyn grzeszny.
Pech chce, że każdy z nas posiada też coś takiego jak umysł oraz świadomość – też „narzędzie”. I pewne kręgi szalenie nie chcą abyśmy ich używali jak należy (abyśmy byli UWAŻNI, abyśmy byli ŚWIADOMI) – bo jest im to na rękę, dlatego straszą „demonem”, uważając, iż tylko oni posiedli monopol na prawdę. Medytacja tymczasem jak wspomniałam jest z powodzeniem używana również w medycynie, pomagając wielu ludziom. Nie mam doniesień o szatańskich opętaniach spowodowanych medycznym użyciem medytacji (podkreślam: medycznym! Nie ezoterycznym). Jeśli takowe znajdziesz podziel się z nami taki informacjami. Jeden warunek: informacje muszą pochodzić ze źródeł medycznych.
Kwantowa Ania napisał(a):
Marleno, DZIEKUJE!!! Poznałam Eckharta (dzięki Tobie)), gdy byłam w stanie już kompletnego wyczerpania właśnie przez swoje myśli. Podobno nic nie dzieje się przypadkiem. „Wyleczył” mnie, jak za klaśnięciem w dłonie. Ot po prostu.
Uwielbiam go słuchać (dzięki Bogu za YouTube).
A potem trafiłam na info o dwupunkcie!!! I to co się teraz dzieje, to … nie wiem, nie rozumiem, ale już nie chcę rozumieć, chcę czuć, przeżyć. No po prostu magia.I to wszystko jest w nas. Wystarczy przypomnieć sobie, że mamy serce i … prosić :):):) I dzieje się, oj dzieje:) Czuję, że jestem Miłością i że jestem otoczona Miłoscią (wiem, że brzmi to egzaltowanie, ale to trzeba POCZUĆ i wszystko staje się jasne – dosłownie)
A zaczęło się od akademiawitalnosci… Jestem bardzo wdzięczna za nowe życie!!!
Marlena napisał(a):
Zgadza się – wystarczy poprosić działając z przestrzeni serca 🙂
Dwupunkt jest wspaniały i na co dzień również go stosuję, choć nie wiem w jaki sposób to działa, ale zawsze działa i to jest fascynujące 🙂
Pozdrawiam Cię, Aniu z głębi serca i dziękuję, że odwiedziłaś moją witrynę i zostawiłaś ten komentarz. Bardzo się cieszę z Twojej przemiany i że „się dzieje”! <3
Dominika napisał(a):
Co to jest dwupunkt???
Marlena napisał(a):
Kontakt z polem kwantowym, w którym wszystkie informacje już są (my sami jesteśmy też niczym innym jak informacją). https://dwupunkt.com/
Brzmi to może na początku troszeczkę jak bełkot pijanego o świcie (szczególnie dla takich osób jak ja, onegdaj dość sceptycznych i mocno osadzonych w rzeczywistości), ale grunt, że jest bardzo skuteczne gdy dojdzie się do pewnej wprawy w jego stosowaniu. Więc co by to nie było – najważniejsze, że DZIAŁA! I to JAK działa! 😉
Antonina napisał(a):
Ja też poznałam E. Tolle dzięki Marlenie i jak wielu „wpadłam w jego szpony” 😉 Po prostu rewelacja!!!!!! Znakomite, bo proste i oczywiste, jeśli ktoś podąża za tym, co powiedział mały książę: „dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Poza tym przeczytałam mnóstwo książek na ten i podobne tematy. Bardzo dużo jest ciekawych wykładów na You tube. Polecam https://www.youtube.com/watch?v=rY7XXdRUK8k .
Dwupunkt to tylko umowna nazwa na „szersze zjawisko”;-)
Jan ma trochę racji: inteligentni są bardziej oporni. Ale jak sobie poczytają to dopiero otwierają się oczy;-)
Ja napisał(a):
Od zawsze bardzo podobał mi się dyskurs Buddy, znany jako Kālāma Sutta (z: Aṅguttaranikāya, Tipiṭaka):
„Kalamowie. Nie podążajcie za czymś ponieważ było często powtarzane, [nie podążajcie] za tradycją, pogłoskami, ani za tym co w pismach; [nie podążajcie] za przypuszczeniami, aksjomatami, przekonującym wnioskowaniem ani [przekonującymi] wywodami; [nie podążajcie] za pozorantami, ani podpierającymi się autorytetem innych, mówiąc «ten mnich jest naszym nauczycielem». Kalamowie, gdy będziecie pewni, że «te rzeczy są złe, rozsądnie jest potępiać; przyjęte i przestrzegane szkodzą i prowadzą do cierpienia», wówczas porzućcie je. Gdy będziecie pewni, że «te rzeczy są dobre, szlachetne, rozsądnie je podtrzymywać; przyjęte i przestrzegane przynoszą pożytek i dają szczęście», wówczas przyjmijcie je i postępujcie według nich”.
To mowa skierowana do tych, którzy JESZCZE NIE WIEDZĄ, jaką duchową ścieżkę rozwoju chcieliby wybrać (a wielu różnych mistrzów i „mistrzów” przemawia do nich i mami ich swymi „systemami”). Jakże to genialnie proste pouczenie: na tym etapie swego rozwoju zawierz sobie; działaj tak długo, jak to potrzebne, by zaczęły pojawiać się owoce twych działań; i sam sprawdzaj, jak te owoce smakują. Oto przykład ZAWIERZENIA człowiekowi i jego UMYSŁOWI (nawet w tej chwili niedoskonałemu). Oto przykład największej zbrodni z punktu widzenia każdego systemu totalitarnego. Oto dlaczego ludzie pokroju Eckharta Tolle czy Hugo Makibi Enomiya Lasalle’a zawsze będą nienawidzeni i zwalczani przez struktury, hierarchie, koterie…
Marlena napisał(a):
Polecam książkę „Kazanie Na Górze”, autor Emmet Fox: jeszcze głębiej niż Budda ukazał ludzkości Prawdę Istnienia Jezus z Nazaretu. Oprócz tego, że również podobnie jak Budda powiedział „Po owocach ich poznacie” i przestrzegał przed „faryzeuszami i uczonymi w Piśmie”, to również warto zwrócić uwagę na jedną rzecz o której czytamy w Księdze Przysłów: „Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło”. Nie tylko umysłu mamy zatem strzec i nie jemu mamy zawierzać, lecz serca swego strzec i jemu zawierzać. Oczywiście nie chodzi tu o serce jako narząd, lecz jako siedzibę naszej duszy. Siedzibą duszy nie jest umysł. Poprzez pole serca (a nie umysłu) jesteśmy połączeni z życiem, z Bogiem, z Wszechświatem: „jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie”. Umysł jest danym nam chwilowo do używania narzędziem, umiejętnie używane (w połączeniu z polem serca) może nas wynieść na wyżyny człowieczeństwa, nieumiejętnie używane zaś może stać się jednym z jeźdźców naszej osobistej apokalipsy, kiedy to „zawierzanie sobie” może nas wywieźć w pole.
Ja napisał(a):
Marleno,
Całkowicie nie zrozumiałaś! Ale to moja wina – zastosowałem skrót myślowy (znaczeniowy) w odniesieniu do słowa umysł: to doskonała pustka w sensie absolutnej potencjalności; to otwarta, żywa, wieczna, kosmiczna jaźń – nieuwarunkowana dokładnie niczym; pierwotna natura wszystkiego, z/w której wszystko wyłania się na planie względnym, uprzedmiatawia, działa i ponownie w niej znika. Z niej wyłaniają się wszelkie koncepcje (zawsze dualistyczne): także koncepcja dobra i zła, moralności i jej przeciwieństwa, boga, diabła i wszelkich możliwych tworów naszej wyobraźni, także koncepcja ŚWIATŁA, o której wcześniej piszesz (tak, to tylko KONCEPCJA – na poziomie TAKOŚCI nawet i ta koncepcja znika: światło i ciemność jednoczą się – powiedzielibyśmy – dialektycznie; ZNIKA SAM PODZIAŁ); jego – umysłu – metaforą jest lustro, w którym odbija się całe przejawione istnienie (w tym i ono samo – bo też jest tylko koncepcją).
Zrozumiałaś więc słowo umysł (jeszcze raz przepraszam za skrót myślowy) w znaczeniu „manas” – szósty zmysł kojarzony zwykle z intelektem, wnioskowaniem itp. – element organizmu psychicznego (linga), będący tylko fragmentem całości, oprócz świadomości intuicyjnej (buddhi), tzw. ja działającego (ahankara) i pięciu psychicznych narządów poznania oraz pięciu psychicznych narządów działania (nie mylić z fizycznymi narządami typu: ręce, nogi…). To akurat z Sankhji – dalej nie będę rozwijał.
Czasem na Wschodzie podaje się taką UPROSZCZONĄ tożsamość: umysł = serce (żeby bardziej przybliżyć zachodniej umysłowości pojęcie umysłu).
Nikt nie ukazał ludzkości prawdy istnienia, bo się jej ukazać w żaden sposób nie da – nie zrobił tego też Chrystus.
Po trzydziestu latach zgłębiania nauk (i Biblię znam i Jogasutry i Sankhję i z Kabałą się zapoznałem i z Theravadą i Mahajaną i Wadżrajaną – jedynie o Islamie mało wiem) i po trzydziestu latach praktykowania powiem, że DLA MNIE, Budda (a z nim wcześniejsze szkoły Wschodu) wskazały drogę najlepiej: najprecyzyjniej, najpewniej, najlogiczniej (bo najpierw dużo trzeba tu logiki).
Oczywiście, i Chrystus wskazywał i Mahomet i Mahavira i inni – każdy mówił na swój sposób, każdy miał swoją względną rację i objaśniał, jak umiał najlepiej. Jeśli komuś odpowiada przekaz Chrystusa, to bardzo dobrze: to jego droga, jego rozumienie, jego obecny poziom rozwoju duchowego…
Marlena napisał(a):
Ach, no nie śmiem kontynuować dyskusji (tym bardziej, że tu nie miejsce na to – nie prowadzę bloga religijnego) z kimś, kto już tak niezmiernie wysoki „poziom rozwoju duchowego” osiągnął jak Ty 😉
Ja napisał(a):
Kto argumentu nie ma, w ironię przechodzi (to jeden z sofistycznych tricków) 🙂
Marlena napisał(a):
„Ja” a gdzie tu widzisz ironię? Spokojnie wyjaśniłam o co chodzi z dwupunktem. Pisząc to co napisałam nie było w moim sercu nawet cienia ironizowania, zapewniam Cię o tym.
Ja napisał(a):
Marleno,
oczywiste zabarwienie ironiczne widać w CAŁEJ Twej wypowiedzi. Nie można zastosowania ironii udowodnić leksykalnie, bo nie stanowi ona klasycznego pola znaczeniowego ani wyrazu, ani złożonej jednostki językowej (frazy, okresu, zdania…) – więc na gruncie czysto językowym nie udowodnię tego ani ja, ani nikt inny. Przy tym nie powiadam, że Twa IRONICZNA wypowiedź jest wroga, powiadam tylko, że jest IRONICZNA – bardzo wyraźnie można to wyczuć: zamierzony sens Twej wypowiedzi jest tu odwrotnością znaczeń dosłownych. Jak można to wyczuć? Ano na fundamencie naszych doświadczeń psychologiczno – obyczajowo – językowo – społecznych. Tak, jak ludzie wyczuwają, że ktoś ich kocha; a inni, że ktoś ich nie lubi – choć udowodnić tego nie potrafią.
🙂
Ja napisał(a):
Szanowni Państwo,
Ponieważ dostrzegłem tu nieznane mi pojęcie „dwupunktu”, spojrzałem co zacz:
https://www.skisk.pl/dwupunkt.html – pierwszych 5 punktów to nieomal ŻYWCEM wyjęte cytaty z „Przebudzania Świętego Ciała – tybetańskiej jogi oddechu i ruchu” Tenzina Wangyala Rinpoczego (proszę zobaczyć np. wstęp do dziewięciu oczyszczających oddechów). Przepraszam, ale rozbawiło mnie to niezmiernie:
2. „Uświadom sobie, że wszystko jest energią i informacją” – osiągnięcie prawdziwego, stabilnego i pełnego uświadomienia zajmuje kilka do kilkunastu lat (zależnie od zdolności, determinacji i dobrej karmy medytującego).
(…)
5. „Po krótkiej chwili myśli przestaną napływać, a między myślami pojawi się pustka. Obserwuj ją.” – Myśli nigdy nie przestaną napływać (nie należy też z nimi walczyć); aby dostrzec i zacząć stabilnie obserwować pustkę, większość ludzi trudzi się miesiącami albo latami – wiem, bo sam praktykuję medytację od ćwierć wieku, znam kilkadziesiąt osób, które robią to bardzo poważnie; wiem ile kosztuje nas to pracy, czasu, energii i wiem, jak wolno i trudno wypracowuje się tu najmniejszy postęp. Widziałem ludzi, którzy rezygnowali, wpadali w rozpacz, u których nasilała się nerwica i depresja… TO NIE JEST TAKIE HOP SIUP!!!
A tu się okazuje, że w witrynie dwupunkt siada się i już… I jeszcze oferta dla firm jest. 🙂
Marlena napisał(a):
To nie jest takie hop-siup może dla Ciebie, bo sobie wmówiłeś (zaprogramowano Cię/Was?), że „to nie jest takie hop-siup” i że MUSISZ „coś” zrobić lub wiele długich lat robić „coś” (najlepiej coś bardzo dużego i wymagającego nadludzkiego niemal wysiłku) czyli nie wiem… spędzić na przykład pół wieku pod jakimś świętym drzewem w głębokiej medytacji aby to osiągnąć. Zapewniam Cię jednak, że jest to proste jak drut i przychodzi równie łatwo jak oddychanie czy wypróżnianie się: jesteśmy jak się okazuje tak samo predysponowani NATURALNIE do myślenia jak i do niemyślenia, zupełnie jak jesteśmy całkowicie naturalnie predysponowani zarówno do jedzenia jak i do poszczenia.
Polecam książki takich autorów jak Frank J. Kinslow czy Richard Bartlett. Oni też wspominają w nich, że „medytowali długie lata” po to tylko aby dojść do wniosku, że wszystko to, co chcieli osiągnąć JUŻ JEST. Po prostu każdy z nas już to ma. Tzw. „zero point” (miejsce bezruchu w którym niczego nie ma i wszystko potencjalnie jest) jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, trzeba je tylko zauważyć. I nie trzeba wcale robić żadnych kombinacji alpejskich w tym celu, medytować latami czy śpiewać godzinami mantr w obcym języku, zapalać świeczek, oddychać jakoś specjalnie, robić wygibasy ciałem czy wdziewać mnisich szatek i przez większość swego życia się starać aby „coś” z tego zyskać. To jest tylko robienie ludziom wody z mózgu. Ponieważ w ten sposób chcesz „zyskać” coś, co już od zawsze i w każdym momencie masz, a nie można zyskać czegoś, co już masz z tego prostego powodu, że to JUŻ JEST. Więc niczego nie zyskasz – po prostu to już jest, już zostało nam dane. Możemy tylko o tym po prostu nie wiedzieć, będąc zaprogramowanym, że „się nie da przecież tego inaczej zrobić”. Jak to kiedyś Einstein powiedział? „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi.” 😀
Ja się nauczyłam dwupunktu z książek (Kinslow, Świstelnicka, częściowo Bartlett, Gordon i Pearl choć tam jest nieco inna technika) i na naukę nie wydałam więcej jak 100-150 zł (tyle kosztowały mnie książki) plus trochę własnego czasu, więc nie sądzę aby autorom chodziło głównie o kasę, bo te książki nie kosztują majątku. Oczywiście są i jakieś warsztaty czy wykłady kosztowne, ale to już jak ktoś nie potrafi nauczyć się dwupunktu samodzielnie. Szczególnie precyzyjnie i prosto („jak kum krowie na rowie” dosłownie) tłumaczy tę technikę Frank Kinslow. Moim zdaniem ma ona więcej wspólnego nie tyle z buddyzmem ile z hawajską huną (techniką uzdrawiania) – polecam książki które na ten temat napisał Serge Kahili King.
Ja napisał(a):
Marleno,
Szanuję Twe dokonania na polu odzyskiwania zdrowia, ale:
1.
Twój główny argument w tej rozmowie, to wymienienie paru książek i autorów. Sytuacja przypomina więc pytanie jednego z filozofów do swego kolegi po fachu : „Kolego, czy ty chcesz filozofować, czy czytać, jak filozofowali inni?” Książek jest dziś zatrzęsienie – ja także mogę Tobie przytoczyć kilkadziesiąt – autorów uznanych w kwestiach duchowego i umysłowego rozwoju (i dawnych i współczesnych, pochodzących z różnych kultur i szkół religijnych bądź filozoficznych, albo parających się OBIEKTYWNĄ NAUKĄ albo stosujących metody rozwoju duchowego w praktyce ŚCIŚLE MEDYCZNEJ). Marleno, ile posiadasz SWOICH, BEZPOŚREDNICH, NAOCZNYCH doświadczeń w tym obszarze swego istnienia? Czy wiesz co wiesz, bo bezpośrednio DOŚWIADCZYŁAŚ, czy po prostu przeczytałaś 2 – 3 książki, parę razy usiadłaś i się zrelaksowałaś i SĄDZISZ, że już wiesz?
2.
„Bo sobie wmówiłeś. (Zaprogramowano Cię/Was?)” – Marleno, co Ty piszesz? Przecież tak zwyczajnie nie wypada. Ty WIESZ, że mnie, nas zaprogramowano? Kto, kogo i jak programował? Co wiesz o mnie i moich życiowych doświadczeniach? Co wiesz o dziesiątkach tysięcy medytujących ludzi? Co Cię upoważnia do tak pewnej siebie postawy? Czy te 2 – 3 przeczytane książki i trochę przeżytej na krzesełku relaksacji? Przyklejasz mi etykietki „religijności”, piszesz ironicznie o jakimś „mantrowaniu”, „wygibasach ciałem” itp. itd. – po co? To merytoryczne? Walczysz o swe ego? Chcesz mnie zdeprecjonować ironią?
3.
„Niczego nie zyskasz, bo wszystko JUŻ JEST”. Ależ oczywiście – to absolutna podstawa, banał znany wszystkim medytującym – w Polsce najczęściej z nauk ZEN. Ale cały problem zupełnie na czym innym polega – na pełnym UŚWIADOMIENIU sobie, że wszystko co potrzebne, już jest. Nie chodzi o to, że wszystko już w Tobie jest, bo tak napisał jeden czy drugi pan lub pani guru, a Ty o tym przeczytałaś i umiesz wymienić ich nazwiska. Chodzi o BEZPOŚREDNIE odkrycie tego w jasnym, silnym i stabilnym akcie WŁASNEGO doświadczenia – to jest NIEBYWALE trudne; udaje się nielicznym. Z książek wiesz, że składasz się z atomów. Czujesz BEZPOŚREDNIO te swoje atomy? Doświadczasz ich BEZPOŚREDNIO? O to tu mniej więcej chodzi. Przepraszam, ale nie znasz kontekstu, w którym się poruszasz – ZAPROGRAMOWAŁAŚ się kilkoma książkami i jakąś wyrywkową wiedzą, to wszystko 🙂
Marleno,
cenię Twą pracę na polu „zdrowotności” – dlatego tu jestem; ale pewne dyskusje raczej odpuść, bo nie wygląda to dobrze…:-)
Marlena napisał(a):
Chyba nie przeczytałeś uważnie mojej wypowiedzi, skoro pytasz się o moje doświadczenia powątpiewając w nie. Rozumiem, jeśli poniosły Cię emocje. Zwróć jednak proszę uwagę, że wypowiedź napisałam w trybie dokonanym gdy stwierdziłam: „nauczyłam się dwupunktu”. Nauczyłam się oznacza również, że go stosuję. Dodam, aby nie było wątpliwości: skutecznie stosuję (stąd wiem, że się nauczyłam). I robię to z wielką radością, przynosi mi to wiele frajdy.
Zwróć proszę uwagę, że piszesz niezwykle negatywnie o czymś, czego w ogóle nie znasz i nie doświadczyłeś nigdy – nie masz przecież najmniejszych doświadczeń z dwupunktem czy podobną techniką. Pomimo iż, jak mówi stare powiedzenie, nie ocenia się książki po okładce – niestety właśnie to zrobiłeś: byłeś na witrynie poświęconej tematowi i od razu przyatakowałeś w tonie „nie da się” (jest to „niebywale trudne, udaje się nielicznym” itd.). Więc spokojnie i z pełnym przekonaniem wyjaśniam po raz kolejny: da się i to się dzieje. Po prostu się dzieje. Nie tylko u mnie się dzieje, ponieważ doświadczają tego również inni ludzie, z tego co zdążyłam zaobserwować. Nie powiem, początki są trudne, ale ćwiczenie czyni mistrzem – w tej chwili potrafię stosować dwupunkt i wejść w „eufeeeling” (termin Kinslowa: eufouczucie, „euforyczne uczucie”, pewna błogość) robiąc jednocześnie cokolwiek: zmywając naczynia, parkując samochód czy bawiąc się z moim kotem. Nie muszę siedzieć w głębokim skupieniu na krzesełku, jeśli o to chodzi 😉 Wchodzę w pole serca niemal automatycznie, zajmuje mi to już teraz ułamek sekundy. Na tym polega dwupunkt, a nie na medytowaniu. Dlatego napisałam, że ma więcej wspólnego z huną, niż z buddyzmem. Zmiana odbywa się w przestrzeni serca, samo opróżnienie umysłu to za mało.
I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko medytującym. Ani przeciwko Tobie osobiście – jeśli moja wypowiedź uraziła Cię w czymkolwiek to przepraszam, lecz nie było to moim zamiarem.
Ja napisał(a):
Marleno,
1.
To „ustawianie” rozmówcy: „Chyba nie przeczytałeś uważnie mojej wypowiedzi…”, „Rozumiem, jeśli poniosły Cię emocje…” pokazuje jedynie niepewność, potrzebę „wzmacniania się” w dyskusji psychologicznymi trickami. 🙂
2.
„Zwróć proszę uwagę, że piszesz niezwykle negatywnie o czymś, czego w ogóle nie znasz i nie doświadczyłeś nigdy – nie masz przecież najmniejszych doświadczeń z dwupunktem czy podobną techniką.” Otóż jest DOKŁADNIE ODWROTNIE: właśnie mam – jak widzę po dyskusji z Tobą – doświadczenie o wiele dłuższe, pełniejsze, intensywniejsze, weryfikowane niejednokrotnie przez ludzi o jeszcze głębszej wiedzy, wglądzie i doświadczeniu – z doświadczeniem w takich technikach. Na tym polega problem tej dyskusji – masz tak mało pełnej, głębokiej, KONKRETNEJ i szczegółowej wiedzy o procesach mentalnych i duchowych i tak mało praktycznego doświadczenia. Właśnie ze względu na długie doświadczenie często wystarczy rzut oka: wprost widzę, jak zrzynana jest dobrze znana technika albo metoda pod jakąś nowocześnie brzmiącą nazwą. Uwierz, przy pewnym doświadczeniu widać to wszystko natychmiast i bardzo dokładnie.
3.
Jesteś bardzo naiwna w swych wyobrażeniach: „potrafię stosować dwupunkt i wejść w „eufeeeling” (termin Kinslowa: eufouczucie, „euforyczne uczucie”, pewna błogość)”. A potrafisz wejść w PEŁNĄ BŁOGOŚĆ, absolutnie nieuwarunkowaną? Zadałem Tobie proste pytanie: CZUJESZ swoje atomy? Doświadczasz ich w PEŁNI? Wszystkie razem i każdy z osobna? Bo według opisów ludzi głęboko zrealizowanych duchowo (i w tradycji chrześcijańskiej – żeby nie było wątpliwości) TAKI POZIOM panowania nad materią i energią się osiąga. Czy znasz w ogóle jakieś stopnie rozwoju umysłu – bo umysł rozwija się stopniowo i progowo (jest to dokładnie opisane)? Próbujesz przeciwstawić głębokim stanom INTUICYJNEGO DOŚWIADCZENIA i POZNANIA jakieś poczucie „pewnej błogości” przy zabawie z kotkiem. 🙂
4.
Stosujesz tłumaczenie ciemnego ciemniejszym od niego: „wchodzę w pole serca”. Ale co to dokładnie znaczy? Potrafisz dokładniej opisać, co dzieje się wtedy na poziomie psychicznym, intelektualnym, poziomie świadomości i poziomie jaźni oraz duszy (używasz tego terminu)? Z Twojego opisu wynika, że po prostu – po ludzku – czujesz się dobrze. Jest Ci miło z kotkiem i sądzisz, że to jakieś GŁĘBOKIE OSIĄGNIĘCIE.
5.
Właściwie, wszystkie informacje, jakie podałaś w tej dyskusji sprowadzają się do podania paru nazwisk i tytułów książek oraz zapewnień, że potrafisz poczuć się dobrze. Żadnej obiektywnej merytoryki tu nie ma.
🙂
Marlena napisał(a):
Ja Ciebie nie „ustawiam” bynajmniej, jedynie stwierdzam fakty: jesteś niechętnie nastawiony do czegoś, czego nie znasz (choć twierdzisz, że znasz) i nigdy nie doświadczyłeś (choć twierdzisz, że doświadczyłeś). Wyczuwam w Twojej wypowiedzi wysoką potrzebę wartościowania – to jest lepsze, to jest gorsze: ja robię coś wyjątkowego i się na tym znam, a tamta się na niczym nie zna i nie wie o czym mówi, gdzie jej tam do moich doświadczeń i wiedzy o procesach mentalnych i duchowych! Okopałeś się dosyć mocno na swojej pozycji na zasadzie, że Ty i tak już „swoje wiesz” i „swoje przeżyłeś”: lepiej ode mnie wiesz czym jest dwupunkt, jak go się robi, do czego służy i jak działa, przeczytałeś przecież już wszystkie duchowe księgi warte przeczytania i masz ponadto (bagatela!) ćwierć wieku praktyki nie byle jakiej, bo buddyjskiej, a dwupunkt jest zerżnięty żywcem (Twoim zdaniem, które nabyłeś po pobieżnym obejrzeniu jednej witryny, zaś do relacji dwupunktu z huną ani razu nie odniosłeś się w żaden sposób – rozumiem, iż temat jest Ci obcy) oraz dodatkowo wnioskujesz z mojej wypowiedzi, że po prostu „miło mi jest z kotkiem” dzięki stosowaniu dwupunktu. Nie wiedzieć czemu zakotwiczyłeś się najwyraźniej na moim kocie, choć w mojej wypowiedzi pojawiły się też inne czynności jak parkowanie auta i zmywanie naczyń, ale z nich trudniej jakby robić sobie ciche kpiny, zgadza się? 😉 Jakie to szczęście, że nie napisałam, iż zdarzyło mi się stosować 2punkt będąc w miejscu do którego król chodzi piechotą, bo dopiero by się dyskusja z tego zrobiła, ups! 😀
A tak już bardziej poważnie: nie zamierzam ani robić tu Tobie teraz wykładu co to znaczy „wchodzę w pole serca” (nie, nie musisz „czuć swoich atomów”) ani też nie będę chełpić się tutaj przed Tobą (czy w ogóle przed kimkolwiek) opisywaniem z detalami moich z tym związanych prywatnych doświadczeń: będę wdzięczna za uszanowanie faktu, iż to są moje głęboko osobiste sprawy i mogę nie mieć chęci dzielić się nimi z anonimowym internautą. Dla mnie wystarczy to co wiem i to, co już dane mi było doświadczyć. Mól ani rdza tego nie zniszczą, a złodzieje nie włamią się i nie ukradną, jak powiedział Jezus. Podałam nazwiska autorów zajmujących się tematem będąc przekonana, iż dla inteligentnego człowieka to wystarczy by dowiedzieć się więcej i wyciągnąć głębsze własne wnioski, o ile będzie miał na to ochotę. Jeśli nie – nic mi do tego. Każdy ma wolną wolę podążania własną drogą i dokonywania własnych odkryć i związanych z tym wyborów. Jeszcze raz podkreślę, że nie mam nic ani przeciwko Tobie osobiście, ani przeciwko odmiennemu światopoglądowi u jakiejkolwiek osoby (mój małżonek na marginesie jest buddystą, od kilkunastu lat tworzymy zgodne małżeńskie stadło).
Podsumowując – w temacie dwupunktu naprawdę nie czuję się zobowiązana by Tobie (lub komukolwiek) udowadniać w tym momencie, że coś lub ktoś jest lub nie jest wielbłądem. Żałuję zatem, lecz konfrontacji podobnie jak wykładu z dwupunktu nie będzie. Zamykam ten wątek.
Z mojej strony bez odbioru! 🙂
Ja napisał(a):
Szanowna Marleno,
(Mało mnie interesuje, czy zamieścisz ten post – tu chodzi o Ciebie i Twą postawę wobec ludzi).
1.
Najbardziej charakterystyczna cecha Twej postawy (w całej dyskusji) to SILNE przeświadczenie o własnej wiedzy i NIEOMYLNOŚCI oraz PERMANENTNA projekcja tej postawy na rozmówcę – z zarzucaniem rozmówcy dokładnie tego, co sama robisz; ponadto, kiedy nie masz MERYTORYCZNYCH argumentów, regularnie podejmujesz próby deprecjonowania rozmówcę IRONIĄ.
Dowód – cytaty z Twej wypowiedzi:
Wobec głębokiej wiedzy i praktycznych metod rozwoju duchowego, opracowanych, rozwijanych i praktykowanych przez tysiące medytujących, na przestrzeni co najmniej 5 tysięcy lat, w łonie wielu cywilizacji (które usiłuję Tobie w dyskusji przybliżyć) – stosujesz IRONICZNE określenia w rodzaju: „kombinacje alpejskie w tym celu”, „oddychać jakoś specjalnie”, „robić wygibasy ciałem”, „wdziewać mnisie szatki”, „bo sobie wmówiłeś”, „zaprogramowano was?”, „to jest robienie ludziom wody z mózgu” (sic!).
Z Twych powyższych cytować wynika prosty wniosek, że oto GŁUPIA LUDZKOŚĆ STRACIŁA 5 TYSIĘCY LAT na BEZSENSOWNE działania, bo trzeba było dopiero XXI wieku, strony https://www.dwupunkt.com/ oraz Pani Marleny, dla której wszystko tu jest „proste jak drut” i która „obecnie w ułamku sekundy” osiąga „eufeeling”… TUPET Twój – Szanowna Marleno – wielki jest, jak góry – zaiste: na chwilę zatyka dech w piersiach!
2.
W dyskusji próbowałem nawiązać z Tobą kontakt MERYTORYCZNY, wielokrotnie odwołując się i posługując terminologią zaczerpniętą z bardzo dobrze opracowanych, najpełniejszych, najszerszych i najbardziej szczegółowych znanych ludzkości systemów rozwoju duchowego – istniejących od tysięcy lat i nadal w pełni AKTUALNYCH. Nie byłaś w stanie nawiązać żadnego kontaktu MERYTORYCZNEGO – cała ta wiedza jest tobie NIEZNANA; pokazałaś, że nie rozumiesz podstawowych pojęć. Nie odniosłaś się MERYTORYCZNIE do żadnej KONKRETNEJ kwestii. Jedyna wiedza, jaką tu dysponujesz, pochodzi ze strony https://www.dwupunkt.com/ i kilku z tą stroną skojarzonych książek.
Wobec takich faktów – Szanowna Marleno – NIE OCENIAJ medytujących ludzi, NIE OCENIAJ czyjegoś rozwoju duchowego, NIE KOMENTUJ tych spraw z taka swadą, NIE RZĄDŹ SIĘ – z przeproszeniem – w temacie, o którym nie masz większego pojęcia. BO MOŻESZ WIELU LUDZOM – mimo jak wierzę Twej dobrej woli – ZASZKODZIĆ, ZROBIĆ IM KRZYWDĘ!!!
Twoja „prosta jak drut” jest jedynie umiejętność POWIERZCHOWNEJ RELAKSACJI. Nie wypowiadaj się – proszę – o JAKIMKOLWIEK zakresie głębszym: w szczególności dotyczącym technik prowadzących do GŁĘBOKIEGO INTUICYJNEGO DOŚWIADCZENIA NATURY EGZYSTENCJI. Nie porównuj dającego „eufeeling” dziecięcego rowerka z rozszerzającym horyzonty egzystencji promem kosmicznym. Bo jakiś niezorientowany w tych zagadnieniach portalowy użytkownik może uwierzyć, że COŚ ISTOTNEGO wiesz i Cię posłuchać, i WPAŚĆ W KŁOPOTY, z których będą go musieli wyciągać FACHOWCY.
3.
Dla porządku tylko podam: w związku ze stroną https://www.dwupunkt.com/ wypływa w Twych komentarzach system hawajskiej Huny (tzn. tylko kilkukrotnie wymieniasz jego nazwę). Szanowna Marleno, i o tym systemie mogę z Tobą dyskutować (bowiem mój przyjaciel jest jego fascynatem od wielu lat i wiele rozmów przeszliśmy) i o Bon i o religii Druzów i o syberyjskim szamanizmie i o systemie Manesy (manicheizm).
3.
Resztę Twej wypowiedzi pominę, bo dotyczy ona tylko towarzyskiego IRONIZOWANIA – nie ma tam ŻADNEJ MERYTORYKI, do której mógłbym się odnieść.
Serdecznie pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli użyte przeze mnie barwne określenia językowe uraziły Twoje uczucia (religijne czy jakiekolwiek) to już z mojej strony padło słowo „przepraszam” i temat uważam za zamknięty. Nie mam ochoty z Tobą dalej uskuteczniać pustych pogawędek i słownych przepychanek – ani „merytorycznie”, ani w ogóle wcale (a już na pewno nie w tym tonie). Z mojej strony zakończyłam dyskusję, a Ty dalej swoje – niczym internetowy troll.
Dyskusja z Tobą przypomina mi jako żywo dyskusję pod tym postem, w którym zamieściłam swego czasu infografikę z cytatem Buddy na temat medytacji: https://akademiawitalnosci.pl/co-zyskujesz-medytujac/ – tutaj gorliwi katolicy starali się przekonać mnie i wszystkich czytelników, jakimże to zagrożeniem duchowym oraz rzeczą bezwartościową jest medytacja czy też joga (księża z ambon również straszą, dokładnie tak jak Ty to uczyniłeś w swojej wypowiedzi: że będą z tego tak ogromne kłopoty, że nawet może być później potrzebna pomoc fachowca) i przestrzec wszystkich przed tymi praktykami oraz rzecz jasna przede mną, która te treści zamieszcza.
Ty niestety robisz tutaj dokładnie to samo, wciągając mnie na siłę w dyskusję, w której koniecznie starasz się przekonać mnie oraz czytelników jakąż to bezwartościową i potencjalnie niebezpieczną rzeczą jest dwupunkt, a ja sama głupiutką i naiwną osobą wypowiadającą się w tematach o których nie mam pojęcia. Twoja ostatnia wypowiedź ma na celu przestrzec wszystkich przed jego praktykowaniem oraz rzecz jasna przede mną, która głosi te treści.
Zrobiłeś to samo co Twoi katoliccy koledzy. Szlag jasny w tym momencie trafił te 30 lat medytacji, którymi się tak tutaj chełpiłeś.
Dziękuję (w imieniu swoim oraz czytelników tej witryny) za wyrażenie troski odnośnie mojej postawy wobec innych ludzi. To miłe z Twojej strony, choć z mojego punktu widzenia zupełnie zbędne.
Wzajemnie serdecznie pozdrawiam.
dzidzia_piernik napisał(a):
ekhm, ekhm …. (bloga pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej) ocieram się nieco po blogach „zdrowia” o różnorakiej wartości merytorycznej, często takiej pod publiczkę, bo szukam dla siebie pomocy (i jej nie znajduje, niestety), no bo wpis typu ” przeczytałam że naukowcy x badali przez 6 tyg. grupę 4 osób (sic) i stwierdzili że……….. i ogłosili swoje wyniki w….” i tym podobne treści ble ble ble wyrażane niezrozumiałym, sepleniącym językiem zawarte w ponad 1000 postów aby był ruch na blogu to chyba nie jest wysoko notowana merytoryka? ale tam nie ma dyskusji bloger – czytelnik, nie ma podważania ani tego co pisze bloger ani tego o czym pisze. Czemu Marleno jest to notorycznie u Ciebie? mimo że podajesz informacje merytorycznie, zrozumiale i wyczerpująco, podpierając się źródłami.? Czyżby inni blogerzy odsiewali komentarze niewygodne dla swojego ekhm……. samouwielbienia?
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ale to być może zależy od tego jak dany bloger widzi swój blog: tylko jako np. pisanie sztuka dla sztuki czy też jako miejsce wymiany myśli. Ja myślę, że wymiana myśli jest cenniejsza, nawet gdy się różnimy (pod warunkiem, że umiemy „różnić się pięknie”, jak to określił poeta Cyprian Kamil Norwid). Usuwam zatem czasem komentarze gdy są reklamą, mają wulgaryzmy i treści nic nie wnoszące dla czytelników itd. – jednym słowem gdy nie podchodzą pod definicję „pięknego różnienia się” 🙂
Ja napisał(a):
Szanowny Dziadziu_pierniku, gratuluję. Mój ostatni wpis nie mieści się w kategoriach „pięknego różnienia się” (jest GRUBIAŃSKO MERYTORYCZNY) – nie został więc dotychczas zamieszczony (w przeciwieństwie do Twego: beletrystycznego bajania). Jak to Pani Marlena łaskawa była określić: „Zamykam ten wątek. Z mojej strony bez odbioru.” Oto „piękno” podejścia naszej Szanownej Pani Marleny do tego, czego – jak sądzę – jej EGO znieść nie może.
🙂
Marlena napisał(a):
Witrynę prowadzę hobbystycznie w czasie wolnym, bardzo przepraszam, ale nie siedzę 24 h na dobę za komputerem aby moderować i odpowiadać na komentarze. Dziękuję z góry za wyrozumiałość. Twój komentarz zamieściłam i na niego odpowiedziałam. Pozdrawiam.
IWONA napisał(a):
Marlenko wspaniały artykuł, takich nam brakuje:)
Nie oceniam powyższych komentarzy, nie krytykuję, nie chcę wchodzić w dyskuskję….
Po prostu jestem, Dziękuję że jesteś:)
Marlena napisał(a):
Iwono, dziękuję za ten komentarz i cieplutko pozdrawiam!