Czy potrafisz odróżnić prawdziwe jedzenie od czegoś, co tylko je udaje? Tyle się ostatnio mówi i pisze o tym, abyśmy uczyli się czytać etykiety na produktach spożywczych (mam na myśli żywność przetworzoną przemysłowo) podczas gdy zapominamy, że prawdziwego jedzenia nie trzeba oznaczać składem, ono nie potrzebuje etykiet.
Powstają nawet specjalne aplikacje do nauki oznaczeń poszczególnych „E-coś-tam”, coraz więcej pojawia się w sieci artykułów przestrzegających przed takimi szkodliwymi składnikami jak syrop fruktozowo-glukozowy, syntetyczne słodziki czy glutaminian sodu.
Oczywiście warto jest posiąść taką wiedzę, lecz dla własnego dobra pamiętajmy o jednej podstawowej zasadzie: prawdziwe jedzenie nie ma (bo nie potrzebuje) etykiet!
Matka Natura jednym słowem jest w dzisiejszych czasach jedynym producentem żywności, któremu warto zaufać – nie działa z chęci zysku gdy tworzy swoje dzieła! 🙂
Kupujmy prawdziwe jedzenie: lokalne produkty, w miarę możności naturalnie uprawiane bez użycia środków chemicznych. Jeśli mamy kawałek ogródka czy balkonu – uprawiajmy sami swoje jedzenie.
A co z pestycydami używanymi w konwencjonalnych uprawach, gdy nie uda nam się kupić produktów organicznych?
Można sobie wtedy poradzić domowym sposobem, opisanym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Gaja napisał(a):
Popieram takie odżywianie i bardzo chciałabym odżywiać się prawdziwym jedzeniem. Jednak jego zdobywanie w dzisiejszych czasach dla mieszkańca blokowiska oddalonego od targu, za to z sąsiedztwem trzech różnych supermarketów, bywa zbyt uciążliwe 😉
Libetias napisał(a):
Ja osobiście zdecydowanie najbardziej lubię swojskie owoce – są według mnie zdecydowanie lepsze, niż te z wielkich sklepów.
Mroczarka napisał(a):
Święta prawda Marlenko!
Ostatnio zauważyłam, że mój repertuar spożywczy przy kasie w supermarkecie jest coraz uboższy, włos się na głowie jeży jak patrzę, co ludzie wykładają na taśmę!
Roksana napisał(a):
Zazwyczaj wybieram produkty, które mają jak najkrótszy skład, z nadzieją, że są mniej szkodliwe niż inne. Owoce, warzywa i zioła hoduję jednak w swoim ogródki – ich smak i walory biją wszystkie sklepowe na głowę!
Elka napisał(a):
Dziękuje Pani Marzeno za wspaniały blog.Jestem pod wrażeniem i stosuję się do
wskazówek podawanych przez Panią.Wiele z tych porad wprowadziłam w życie od ponad roku.Efekty są.Proszę o poradę,co i jak suplementować przy brodawczaku pęcherza moczowego.Wdzięczna będę ogromnie za sugestię.
Wierna Pani fanka.Elżbieta
Marlena napisał(a):
Elżbieto, na pewno nie zaszkodzi witaminę C, witaminę D, witaminy z grupy B (szczególnie B3 czyli niacynę). Co do minerałów to zrób badanie włosów (tzw. analiza pierwiastkowa) i będziesz wiedziała jakich masz za mało w organizmie.
Elka napisał(a):
Przepraszam Panią za zmianę imienia Pani Marleno -:))
Elżbieta
Karolina napisał(a):
Tak się złożyło, że pracuję w markecie i, jak ktoś wyżej stwierdził, włos się jeży. Nawet podwójnie. Osoby robiące zdrowe zakupy (owoce, warzywa itp) można zliczyć na palcach, a nawet mogę je opisać 😉
Standardem są za to zakupy po kilkanaście złotych, wśród których nie ma ani jednej pożywnej rzeczy.
Bartek napisał(a):
Zgadzam się to w stu procentach prawda, dlatego właśnie najwięcej żywności po prostu kupuje na targu.
Staszek napisał(a):
Poczytałem o tym myciu warzyw i dla mnie to jest jakaś paranoja. Ok – pozbywacie się szkodliwych związków. Rozumiem, że w ogóle też nie kupujecie żywności przetworzonej, nie pijecie coli, w życiu nie byliście w fast foodzie, nigdy nie kupiliście niczego w biedronce, chleb wyrabiacie sami, podobnie jak wędliny – ewentualnie kupujecie tylko te +40 zł za kilogram, które są faktycznie nieszkodliwe, nigdy nie kupiliście niczego od pani, która stoi przy ruchliwej ulicy, nigdy nie jedliście pasztetu, itp. itd? Bo dużo osób się tym bardzo ekscytuje, a założę się, że i tak spożywa dużo szkodliwych związków. Jakbym miał myć tak co dwa dni warzywa, to bym chyba oszalał. Uznałbym się za zdrową osobę dopiero wtedy, gdybym faktycznie miał fioła na punkcie sprawdzania etykiet i nie dotykania żywności przetworzonej.
Marlena napisał(a):
Owszem, byłam w fastfoodzie, żarłam przetworzone, kupowałam byle co i byle gdzie, piłam namiętnie Colę i jarałam prawie 2 paki fajek dziennie. https://akademiawitalnosci.pl/o-akademii/
krystyna napisał(a):
Jeśli już nie ma możliwości na swój ogródek, to przynajmniej ziólka można miec w doniczce. Zawsze to coś, co ma lepszy smak i doda energii.
Marlenko, mam pytanie, czy pisałaś na blogu o leczeniu zatok? Wpisywałam w wyszukiwarkę, ale mi nie pokazuje.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Nie pisałam, ale mówiła o tym dr Dąbrowska w jaki sposób post Daniela oczyszcza zatoki: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Anonimowa napisał(a):
Regularnie zaglądam na Twoją stronę, bardzo mnie zainspirowałaś do wdrożenia spowrotem nawyków żywieniowych, jakie miałam w dzieciństwie, a z jakimi walczyli moi rodzice i dziadkowie. Nie stosuję się do Twoich zaleceń w 100%, ale bardzo ograniczyłam spożywanie kawy, herbaty, alkoholu, mięsa, nabiału i oczywiście białego cukru oraz produktów go zawierających. Sporadycznie odstępuję jednak od diety, głównie gdy odwiedzam rodzinę lub znajomych. Staram się jednak dbać o dobre nawyki, aby zmienić proporcje. Po miesiącu spożywania głównie dużej ilości surowych warzyw i owoców, zup, orzechów, oleju lnianego, picia czystka, kawy zbożowej, wody z herbatą i miodem z mniszka lekarskiego, czasem ryby lub jajka (z dobrego źródła) pozwoliłam sobie dzisiaj na gorzką czekoladę… niestety zjadłam całą i dostałam po niecałej godzinie biegunkę! Czy to nie znak, że organizm momentalnie zareagował wydaleniem toksyn? I czy oznacza to, że pozbyłam się większości tej czekolady z organizmu? Jeszcze dodam, że przed wdrożeniem diety miałam fatalne nawyki żywieniowe (kebaby, frytki, bardzo duże ilości słodyczy i kawy). Dosłownie zajadałam stres. Najpierw pojawiły się u mnie zmiany skórne i częste biegunki – zareagowałam zmianą diety na przeciwgrzybiczą (byłam wówczas pod wpływem bardzo silnego stresu). Okazało się jednak, że mam AZS. Czy, według Ciebie, powinnam interpretować te biegunki jako znak, że mój organizm odmawia przyjmowania pewnych pokarmów nawet sporadycznie? Pytam, ponieważ sama nie dysponuję aż tak szeroką wiedzą na tematy żywieniowe 🙂
Mam mniej niż 25 lat, czy w związku z tym są jeszcze szanse na doprowadzenie organizmu do ładu, cofnięcie pewnych zaburzeń i tak po prostu… na zdrowie?
Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za cały Twój wysiłek włożony w tworzenie tej wspaniałej strony!
Anonimowa napisał(a):
* Dodam jeszcze, że ta biegunka po zjedzeniu czekolady była dzisiaj jednorazowa.
Agata napisał(a):
Pani Marleno, jakiego młynka do mielenia pani używa? Nie mogę znaleźć nigdzie tej informacji, a wiem, że kiedyś pani o tym pisała.
Marlena napisał(a):
Ja mam Bosch i jeszcze drugi Adler. Oba są OK, bardzo ładnie mielą.
niemoda napisał(a):
Hej, natchniona twoim blogiem postanowiłam wypisać sobie na blogu 5 zasad, które pozwalają powoli wprowadzać dobre zmiany w diecie i stylu życia. Taki „pakiet startowy”. Traktuję cię jako speca, zachęcam więc żebyś weszła do mnie i tu lub u mnie skomentowała, co o tym myślisz 🙂 Pozdrawiam ekologicznie!
obywatel napisał(a):
a czym pani poleca się golic ?
obywatel napisał(a):
tzn jaka pianka lub zelem żeby niemiało niezdrowej chemii .
Marlena napisał(a):
Odwiedź sklep z kosmetykami naturalnymi (naziemny lub internetowy), na pewno znajdziesz tam certyfikowane kosmetyki dla panów oparte tylko na składnikach naturalnych (marki przykładowe: Lavera, Sante, Alva, Logona, Biofficina Toscana). Do golenia, po goleniu, pod prysznic, do włosów itd.
Monika napisał(a):
Tak, zgadzam się w 100%. Najzdrowsza i najpewniejsza jest żywność bez żadnych etykiet i tego się trzymajmy 😉
Karolina napisał(a):
Marlenko,
będzie u Ciebie w sklepie może jeszcze chlorek magnezu? Planowałam dzisiaj zakupić większą paczkę, a tu niespodzianka 🙁
Marlena napisał(a):
Dostawa jest w drodze, ale można już zamawiać 🙂
Karolina napisał(a):
Cieszę się bardzo 😀
demandis napisał(a):
Marleno
Przepraszam, że moją prośbę zamieszczam akurat tutaj, ale tak mam po prostu szybciej, i wierzę iż przeczytasz.
Mam dla Ciebie tematy na dwa kolejne artykuły. W razie gdybym już o którymś pisał a teraz się powtarzam, to proszę wybacz. Pierwszy temat to zakażenia grzybicze: zewnętrzne, wewnętrzne, układowe, kandydoza itd. itp. Drugi temat to zapalenie przyzębia inaczej nazywane paradontozą, paradentozą. Oba tematy są tematami rzeka. W obu przypadkach ilość ludzi tym dotknięta jest bardzo duża, zainteresuj się a zobaczysz jak bardzo. Tylko gorąca prośba, pisz jak najrzetelniej, konkretnie, wszystko poparte dowodami naukowo-klinicznymi, odnośnikami do stron/dokumentów itd., wszystko dobrze przemyślane, przeanalizowane. Nieważne jak długie będą te artykuły, mają być solidne, ogrom osób czeka na porządna porcję wiedzy/informacji: przyczyny, objawy, zapobieganie, leczenie, jak zapobiegać, jak leczyć, czym, gdzie, u kogo – adresy, linki, rodzaje badań, testów, analiz laboratoryjnych itd. Sam chętnie skorzystam z tej wiedzy/informacji, jak z innych zresztą, które zamieszczasz na swoim blogu. Jeszcze raz dzięki za ten blog, wiele się z niego dowiedziałem.
Pozdrawiam serdecznie
Karolina napisał(a):
Usłyszałam dziś wiadomość powalającą na kolana – jednej z osób w mojej rodzinie lekarz powiedział, że osłabienie i zawroty głowy spowodowane są piciem kisielku z siemienia lnianego! Badań nie zlecił żadnych, bo po co.
Oczywiście teraz siemię = zło.
Nawet nie wiem, jak to sensownie podsumować, ręce opadają po prostu.
Marlena napisał(a):
Siemię lniane ma swoje (nieliczne) przeciwwskazania i niepożądane objawy uboczne przy przedawkowaniu. Jednak osłabienie i zawroty głowy na pewno nimi nie są, nie spotkałam się dotychczas z tym w literaturze. Zapytać go należy z jakiej publikacji korzystał? Sama jestem ciekawa 😉
Karolina napisał(a):
Przedawkowania nie było z pewnością, ot, kubeczek raz na 2-3 dni 😉 mi się zdarzało pić przez dłuższy czas po 2 kubeczki dziennie, na żołądek, i nic mi nie było podobno dlatego, że mam młody organizm i poradził sobie z tym złem wcielonym 😉
Oj, chętnie bym zapytała, niestety nie mam dojścia do tego lekarza… 🙁
Andrzej napisał(a):
Marlena, dzięki wielkie za kolejną porcję. Wiedzy!
Mam pytanie trochę nie związane z w/w tematem ale prosiłbym o odpowiedź. Kiedyś na forum zdaje się podałaś gdzie warto we Wrocławiu zrobić badania (dotyczyły chyba określenia poziomu witam, czy też testy alergiczne) ale nie jestem w stanie tego znaleźć. Czy mogłabyś mi przypomnieć? Będę na krótko w Polsce i chciałbym przy okazji nieco się o swoim organiźmie dowiedzieć: ) z góry bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
Niestety nie wiem, nie mieszkam we Wrocławiu.
ewa napisał(a):
Pani Marleno,
mam pytanie odnośnie octu jabłkowego (wiem, że powyższy artykuł nie jest o tym ale zależy mi na pilnej odpowiedzi, więc piszę tutaj) czy jeśli do octu dostały się muszki owocówki i nabroiły to ocet jest do wylania czy można go jeszcze uratować (jakoś odkazić)?
serdecznie pozdrawiam
ewa
Marlena napisał(a):
Najczęściej z zaatakowanego przez owocówki octu nic nie będzie. Zresztą zobacz sama, może jednak da się uratować?
Malina napisał(a):
Nie wiem, czy to dobre miejsce na moje pytanie, ale nie spotkałam jeszcze na blogach poświęconych zdrowemu jedzeniu tematu, który mnie nurtuje i mnie dotyczy. Co mają zrobić osoby, które mają problem z przyswajaniem żelaza? Jeżeli oczywiście chcą się w miarę stosować to zasad witarianizmu. Według tego, czego się dowiedziałam na temat żelaza najlepiej jest ono przyswajalne z cielęciny (22%),następnie z ryb (11%), natomiast żelazo ze szpinaku czy kukurydzy przyswaja się tylko w 1%.
Marlena napisał(a):
Gdyby tak było faktycznie to mięsożercy wcale nie chorowaliby na anemię. Niestety chorują. Jest mnóstwo bardzo dobrych źródeł żelaza ale nawet najlepsze żelazo wchłania się najlepiej gdy mamy wystarczającą podaż witaminy C. W badaniach udało się cofnąć anemię nawet podając samą C (bez podawania żelaza). Dlatego gdy masz problem z przyswajaniem żelaza to zwykle jest to połączone z niewystarczającą podażą witaminy C.
michal napisał(a):
akademiowotalnosci jako, ze prowadzisz swietny blog, chciałbym zainteresowac nim 'zabetonowanych’ rodzicow, ktorzy nawet w zwyklym przeziebieniu leca do lekarza a ten przepisuje im….ANTYBIOTYKI :/ Z żoną walczymy z nimi jak się da, staramy się przemówić do rozumu, ale jak głową w mur .
Przydałby się konkretny artykuł o odporności człowieka, o wplywie nas samych na zdrowie i odpornosc poprzez styl zycia i zywnosc – cos w stylu kompleksowego raportu podsumowujacego. Z wypunktowaniem wad, problemów, przyszłych korzyści ze zmiany i zalecen. Przekonywujacego.
Gdybyś napisała coś takiego, przeczytalbym z wielką checią nawet odpłatnie 🙂 No i wydrukował rodzicom na dobrym papierze by czytali! 😀 Książek rodzice nie chcą czytać, chociaż ostatnio zostawiliśmy im książeczkę dr Jadwigi Górnickiej „Wzmocnienie organizmu”. Zobaczymy czy ruszą.
Niemniej, dobry i bogaty artykul na ten temat na blogu moglby cieszyc sie nie mniejszą popularnością niż artykuły o witaminie C!!! 🙂
Podejmiesz się? 🙂
Marlena napisał(a):
Artykuł na temat odporności jest w przygotowaniu. Z tym że nie w stylu raportu podsumowującego, a raczej materiału do przemyślenia.
Lumpsterka napisał(a):
Ostatnio dość mocno patrzę na to co jemy z mężem głównie z powodu urodzenia się naszego maleństwa czym doprowadzam swego chłopa czasami do szału. Ale w większości czasu macha ręką na moje żywieniowe/zakupowe wariactwa ręką. Jak ktoś ma możliwości to jak najbardziej powinien spróbować zdrowo się odżywiać, ale nie dajmy się zwariować i jak zjemy od czasu do czasu coś nie zdrowego to się nic nie stanie.
Marlena napisał(a):
Wszyscy mamy doskonałe możliwości aby się zdrowo odżywiać, nie szukajmy wymówek. A poddawanie się mitowi „umiaru” w spożywaniu śmieci wielu ludzi każdego dnia przypłaca zdrowiem, o czym pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/podrabiany-klucz-do-zdrowia-czyli-slow-kilka-o-umiarze/
Kamil napisał(a):
Popieram, co naturalne to zdrowe i najlepsze!
Radek napisał(a):
Wszystko naprawdę pięknie, ale ja mieszkam we Wrocławiu i muszę niestety czytać etykiety…
Marlena napisał(a):
Nie mów, że we Wrocławiu nie macie prawdziwego jedzenia w sprzedaży? Takiego bez etykiet? 😉
Aktywista napisał(a):
Niestety nie każdy ma techniczne możliwości żeby prowadzić swój własny mini ogródek, z ekologicznymi warzywami. A też nie do końca ufam babciom z mikro straganikami, które sprzedają warzywa niby ze swojego ogródka. Widziałam kiedyś jak „dostawca” przesypywał marchewki i inne warzywa z dużej skrzyni do mniejsze, babcinej i odjeżdżał – wniosek? nie różnią się od tych sklepowych. Co robić zatem jeśli faktycznie nie mamy sprawdzonego „dealera” warzyw i owoców – skąd je brać?
Marlena napisał(a):
Ja się dogaduję z działkowcami, chętnie odstępują nadwyżki i często za symboliczne pieniądze lub nawet za darmo. Jeśli już nie mam wyjścia to kupuję tam gdzie mam najbliżej i pozostałości ewentualnych oprysków usuwam za pomocą wody o pH wyższym niż 10. Przepis tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Z własnego doświadczenia mogę z całą pewnością stwierdzić jedno: nawet konwencjonalnie uprawiane warzywo jest zawsze lepsze niż żadne. W moim procesie przywracania zdrowia nie zawsze bowiem miałam dostęp do organicznych. Jednak i tak mój organizm sobie poradził z tym co miał.
Terka napisał(a):
Witam!
Mam pytanie: jak można uzupełnić niedobór kolagenu w organizmie a w szczególności w kościach jeśli się jest wegetarianinem?
Marlena napisał(a):
Kolagen nie będzie się wytwarzał w dostatecznej ilości jeśli dana osoba ma zbyt małe poziomy witaminy C w ustroju. Ta witamina jest bowiem niezbędna do produkcji kolagenu i bez niej ani rusz. Bycie wegetarianinem nic nie oznacza w tym kontekście – można żywić się bardzo wege jedząc frytki z keczupem i popijać Colą lub piwkiem. Nie jest zatem ważne czy ktoś jest wege – można być bardzo słabym i chorowitym wege żywiącym się głównie samymi przetworzonymi pokarmami: sojowymi namiastkami mięsa, cukrem, czipsami i białymi bułami, do tego palącym parę paczek papierosów (absolutnie pochodzenia roślinnego przecież) i wlewającym w siebie całkowicie wege litry kawy lub równie wege (bo ze zboża albo ziemniaków) wódeczkę. Tylko że w żadnej z tych rzeczy nie tylko nie ma witaminy C, ale jeszcze są one prawdziwymi złodziejami kradnącymi nam cokolwiek się z witaminy C do naszego ustroju dostanie. O magnezie i innych ważnych pierwiastkach nie wspomnę (kości to nie tylko wapń).
Ważne jest więc tylko to: ile spożywamy pokarmów roślinnych w stanie oryginalnym, nieprzetworzonym – czyli w takim jak je Matka Ziemia dla nas zrodziła. Tylko tam jest biodostępna witamina C w dużej ilości. Bardzo dużo jest jej w kiszonkach (tam ją produkują bakterie podczas procesu fermentacji). Nie ma je zaś niemal wcale w pokarmach gotowanych, przetwarzanych, konserwowanych itd.
marianna napisał(a):
Marlenko mam pytanie w jakiej postaci i z czym podawać nasiona maku, sezamu. Czy te ostatnie prażyć? Podaj jakieś przepisy , chciałabym przemycić je dla mojego małego niejadka no i dla siebie.Brakuje mi tu zdrowych i smacznych przepisów szczególnie dla małych dzieci. A może ktoś z komentujących ma takowe? Pozdrawiam .
Marlena napisał(a):
Możesz przemycać nasiona maku i sezamu w bardzo wielu potrawach od śniadania do kolacji. Bardzo smacznym sposobem jest wykonanie gomasio czyli soli sezamowej, takiej posypki do potraw (sałatki, zupy, kanapki itd.). Należy bardzo delikatnie uprażyć sezam na suchej patelni i wymieszać z odrobiną soli himalajskiej. Jak ktoś lub może zostawić je w całości (na chrupko), a jak ktoś nie lubi chrupać to nasiona można po uprażeniu utłuc moździerzem w całości lub w części.
jola napisał(a):
Marianno, hurtowe ilości przepisów ze zdrowym jedzeniem, także dla dzieci, małych dzieci i matek karmiących, znajdziesz na blogu quchnia wege. Wraz z tym blogiem – pani Marleny – jest to teraz mój przewodnik po zdrowym żywieniu i życiu.
meg napisał(a):
Marleno, czy prażenie nasion nie niszczy struktury kwasów tłuszczowych?
Myślę tutaj o gomasio z sezamu. Przecież wysoka temperatura powoduje wytworzenie kwasów tłuszczowych trans z nienasyconych kwasów tłuszczowych. Przez co zmienia dobroczynne wielonienasycone tłuszcze w szkodliwe dla zdrowia tłuszcze trans, które działają w organizmie jak wolne rodniki. Obniżają poziom dobrego cholesterolu (HDL) i podwyższają poziom złego cholesterolu (LDL), powodują tycie, stany zapalne w organizmie, wywołują syndrom X i cukrzycę.
Moim zdaniem dotyczy to zarówno nasion, jak i orzechów.
Ciekawa jestem Twojego zdania.
Serdecznie pozdrawiam!