Jestem właśnie świeżo po wchłonięciu nowej porcji wiedzy i to nie od byle kogo, bo od samej Dr Ewy Dąbrowskiej, której wielu ludzi zawdzięcza zdrowie, a nawet życie.
Wykład Dr Dąbrowskiej jest już dostępny na witrynie Akademii.
Tymczasem chcę się z Wami podzielić pochodzącymi z wykładu informacjami odnośnie dbania o florę bakteryjną naszych jelit.
To, że zamieszkują w nich w całkowitej harmonii różne bakterie to już każdy wie. Będziecie jednak zdziwieni ile ich w sobie nosimy: u przeciętnego człowieka masa wszystkich bakterii w jelicie grubym to 1,5 kg!
U człowieka zdrowego 85% flory jelita grubego powinny stanowić pałeczki kwasu mlekowego. A tacy chorzy np. na gościec mają ich tylko 15%. To jak oni mają być zdrowi?
Są też ludzie, u których przewagę stanowi co innego, np. candida albicans.
Czy jest więc naturalny sposób by przywrócić utraconą równowagę flory bakteryjnej jelit?
Okazuje się, że sposób jest prosty jak drut. Jak zwykle z pomocą przychodzi nam Matka Natura, która wszystko dla nas pięknie przemyślała, a jedyne co musimy zrobić to stosować się do jej praw, bo kiedy te prawa łamiemy, to niestety płacimy wysoką cenę, a jest nią nasze zdrowie.
Matka Natura nie przewidziała przecież, że nadejdą czasy gdy zamiast pokarmem żywym czyli bioaktywnym człowiek będzie masowo opychać się kajzerkami, ciastami na białej mące, białym ryżem, makaronami, pizzami, kebabami, słodyczami, czipsami i popijać to wszystko napojami słodzonymi sacharozą przemocą wyciągniętą z buraków lub trzciny.
Zrobiliśmy głupie rzeczy i mamy za swoje: globalną epidemię chorób, których by nie było gdybyśmy tylko byli uprzejmi szanować odwieczne prawa Matki Natury. Szacunek to taka rzecz, która obowiązuje wzajemnie, nie działa w jedną stronę.
A odwieczne prawa Matki Natury są takie, że w naszym jelicie grubym mają rządzić laktobakterie, bo to one stoją na straży naszej odporności czyli krótko mówiąc naszego zdrowia.
Bo odporność JEST synonimem zdrowia. Jesteś odporny – żadne choróbsko się Ciebie nie ima, fagocyty robią swoje, a Ty po prostu robisz to, po co się pojawiłeś na tej pięknej planecie czyli cieszysz się życiem.
Cudowna perspektywa, przyznasz?
Twój wybór. Możesz dalej wkładać do swojego wnętrza nic nie warte lub wręcz szkodzące mu substancje tylko po to, by prędzej czy później wylądować w „troskliwych” objęciach tzw. służby zdrowia, a możesz też pójść śladem Normana Walkera, któremu dawano 4 tygodnie życia (marskość wątroby), a on nie dość, że przekornie żył 116 lat, to jeszcze w 103-cim roku życia napisał książkę o tym jak to zrobić, by być przewlekle zdrowym („Życiodajne sałatki”).
Niektórzy mówią, że żył ponoć tylko 99 lat, ale to i tak oszałamiający wiek jak na kogoś, kto za 4 tygodnie miał umrzeć.
Ale miało być o probiotykach. Co to są te probiotyki to wie mniej więcej każdy, kto przechodził jakąkolwiek kurację antybiotykami w swoim życiu.
Gdy trafiliśmy na mądrego lekarza osłonowo dostawaliśmy od niego probiotyki. Nazwa probiotyk pochodzi od greckiego pro bios – dla życia.
A nazwa antybiotyk co będzie w takim razie oznaczać? Hmm… no właśnie. Bez komentarza.
Oczywiście są sytuacje w których nie ma innej drogi leczenia, ale kiedy się godzimy na włożenie do naszego wnętrza antybiotyku ZANIM wyczerpiemy inne możliwości, to tak naprawdę działamy nie pro bios tylko anti bios. I to warto wiedzieć. I zapamiętać.
Przez wiele wieków ludzie żywili się naturalnie: jedli samodzielnie upieczony chleb na zakwasie, pili fermentowane napoje mleczne (np. kefir), kisili na zimę warzywa bo nie było lodówek. Jednym słowem dostarczali sobie na co dzień mnóstwa laktobakterii.
W 1908 r. rosyjski mikrobiolog Ilija Miecznikow otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za badania nad odpornością, to właśnie on odkrył proces fagocytozy oraz badał jaki wpływ na ten proces mają laktobakterie obecne w jelitach człowieka (niewielkie ich ilości mamy również w jamie ustnej: na języku i podniebieniu).
Przez pewien czas Miecznikow pracował z Pasteurem, ale podobnie jak Bechampsowi – szczęścia mu to w życiu nie przyniosło.
Miecznikow w swoich pracach wskazywał, że bakterie fermentacji mlekowej nie tylko podnoszą odporność i przedłużają życie – jak to się dzieje np. u Bułgarów tradycyjnie żywiących się maślanką i kiszonkami – ale też mogą być stosowane jako metoda bakteryjnej terapii zastępczej.
Jak nietrudno zgadnąć został kurcgalopkiem w podskokach z takimi twierdzeniami odstawiony do lamusa (jak Bechamps), ponieważ akurat Pasteur został okrzyknięty najjaśniejszą gwiazdą nauk biologicznych, a triumf był przewidziany dla antybiotyków i chemioterapeutyków na których wielki przemysł może dobrze zarobić.
W przeciwieństwie do maślanki i kiszonych ogórków, co zrozumiałe. 😉
No więc mamy już od ponad stu lat na tej planecie erę ślepej wiary w antybiotykoterapię oraz w chemioterapię, dzieci już w przedszkolu wiedzą kim był Pasteur, zaś o tym kto to taki Miecznikow czy Bechamps pies z kulawą nogą nie pamięta, bo i po co.
Oczywiście obowiązkowo boimy się panicznie każdego rodzaju bakterii, które są przyczyną zła wszelkiego. Taka moda, takie czasy.
W domach z przerażeniem wszystko sterylizujemy, na wszystko lejemy „zabijający bakterie na śmierć” Domestos, jak również z byle czym lecimy do lekarza, wychodząc z gabinetu z receptą na antybiotyk lub jakieś inne chemiczne paskudztwo, bo przecież żaden szanujący się lekarz nie przepisze pacjentowi kefiru i soku z kiszonej kapusty.
A szkoda, bo w wielu wypadkach powinien!
Zaraz bowiem wyliczę co takiego dla nas robią laktobakterie – doprawdy szczęka opada 😉
Miecznikow pisał proroczo w jednym z pism: „Czytelnik, który posiada małą wiedzę w tej dziedzinie, może być zdziwiony moimi zaleceniami, aby spożywać duże ilości bakterii ponieważ ogólnie panuje przekonanie, że są one szkodliwe. Ta opinia jest błędna. Istnieje wiele dobroczynnych bakterii, wśród których pałeczki kwasu mlekowego zajmują poczesne miejsce.”
Większość ludzi jest innego zdania – takie przekonanie wynosimy ze szkoły i z domu. Inni z kolei są zwyczajnie niedoinformowani, za co płacą cenę własnym zdrowiem.
Dr Dąbrowska na swoim wykładzie przedstawiła korzyści jakie ludzki organizm odnosi ze spożywania pokarmów bogatych w laktobakterie. Ta lista jest imponująca.
Ale skąd w ogóle bierze się niedobór laktobakterii u współczesnych społeczeństw? Dr Dąbrowska wskazuje następujące przyczyny:
– rafinowane cukry, biała mąka, słodycze
– dieta z małą ilością błonnika i prebiotyków (stanowiących pożywkę dla laktobakterii)
– antybiotyki i sterydy (niszczą florę jelit)
– chlorowana woda
– fluorowe pasty do zębów
– używki: kawa, alkohol, papierosy
– szczepienia, promienie rtg
Czyli z jednej strony niedobory dietetyczne (błonnik!), a z drugiej codzienny dopływ toksyn rozmaitego rodzaju.
Nie wystarczy niestety od czasu do czasu zjeść kubeczek słodzonego cukrem sklepowego „jogurtu owocowego” z dwutygodniowym terminem ważności czy kilka plasterków kiszonego ogórka, a nawet dodatkowe dwie łyżki surówki z kiszonej kapusty raz czy dwa w miesiącu nie wystarczą, aby mieć 1,5 kg bakterii w jelicie grubym, z czego 85% „dobrych”.
Należy po prostu zmienić cały styl życia na naturalny i sprzyjający zdrowiu.
Probiotyk musi mieć też bowiem pożywkę czyli prebiotyk. Jest to taka substancja, która sama w sobie nie ma tych „dobrych” bakterii, nie jest ani kiszonką ani kefirem, ale za to stanowi dla tych bakterii pożywkę gdy już je mamy w organizmie, stymulując ich namnażanie.
Nasze „dobre” bakterie też potrzebują odpowiedniego papu. 🙂
Jako organizmy żywe odmawiają one konsumpcji wszelkiego martwego jedzenia: nie gustują w bułeczkach ani ciasteczkach, gardzą mięsem, pizzą i płatkami Nestle. Jak mawiał Ferdek Kiepski – życie karmi się życiem.
Albert Einstein z kolei powiedział: szaleństwem jest robić to co wszyscy i oczekiwać innych rezultatów. Większość z tego co jada przeciętny Polak prebiotykiem nie jest.
Nie są prebiotykiem ani kajzerki, ani makaron, nie są nim też ciastka, ani nie są nim kiełbaski czy homogenizowany dosładzany cukrem serek.
To co w takim razie jest? Wszystko co zawiera błonnik, inulinę, fruktooligosacharydy. Wymieńmy kilka najpopularniejszych produktów:
– czosnek, por, cebula
– pomidory, banany, aloes, szparagi, cykoria
– siemię lniane
– owies, jęczmień, rośliny strączkowe
– miód
– mleko matki
– olej z wątroby rekina (alkiloglicerole)
Zamiast wypłukującej z nas magnez i pozbawiającej zdrowia nasze jelita kawy sięgnijmy więc po pełną inuliny (i magnezu!) zbożówkę, a zamiast obezwładniającego nasz system immunologiczny cukru dodajmy (ale nie do gorącej!) miodu – wyjdzie nam to jedynie na zdrowie.
Z opcją dodatkowej porcji antyoksydantów w postaci cynamonu powstaje boski napój, do którego żadna kawa się nawet nie umywa (ani zdrowotnie, ani smakowo).
Zamiast wypłukiwać magnez – dostarcza go. Zamiast nam niszczyć jelita – wzmacnia dobrą jelitową florę bakteryjną. Zamiast osłabiać nasz system immunologiczny – czyni go silniejszym. Rewelacja!
Przy okazji mamy wyjaśniony fenomen, iż u małych dzieci karmionych mlekiem matki stolec nie ma przykrego zapachu jak to ma miejsce u dorosłych (szczególnie mięsożernych) – po prostu w jelitach takiego dziecka panuje równowaga flory bakteryjnej.
Również dieta warzywno-owocowa powoduje ten sam skutek: znika przykry zapach stolca, flora jelit dzięki codziennemu dostarczaniu kiszonek i błonnika będącego pożywką dla bakterii wraca do równowagi. I dzieje się to niezwykle szybko na tej diecie: tydzień, maksymalnie dwa.
Skąd masz wiedzieć, że masz niedobór laktobakterii w jelicie grubym?
Jeśli cierpisz na jakąkolwiek chorobę przewlekłą i stale zażywasz leki, to masz zaburzoną florę jelitową niemal jak w banku. Ponadto warto obserwować organizm, bo objawy zaburzonej flory bakteryjnej w jelitach niekoniecznie mają charakter związany z trawieniem (wzdęcia, gazy, zaparcia itd.). Często przyjmują inną postać:
– rozmaite niedobory (niedokrwistość czyli anemia, hipowitaminozy czyli brak witamin), zaburzenia nie tylko trawienia ale i wchłaniania. Pamiętaj, że jesteś nie tym co jesz, ale głównie tym co wchłaniasz;
– wzrost histaminy – reakcje alergiczne;
– obniżona odporność (podatność na rozmaite infekcje, chroniczne zmęczenie).
Jeśli obserwujesz jakiekolwiek sygnały tego typu ze strony organizmu, to biegiem sięgnij po pokarmy pełne laktobakterii i włącz je do swojej CODZIENNEJ diety.
Nie raz w tygodniu, nie „kiedy mi się przypomni”, ani „kiedy mi się zachce”. Tylko codziennie:
– warzywa kiszone (kapusta biała i czerwona, ogórki, oliwki, papryka, cukinia, buraki ale również naturalnie fermentowany ocet jabłkowy) albo
– fermentowane produkty sojowe (tempeh, miso, fermentowany sos sojowy) albo
– fermentowane produkty mleczne (kefir, maślanka, jogurt).
Do tej listy dodałabym jeszcze rejuvelac czyli fermentowany naturalnie napój ze świeżych kiełków. Innym przykładem napoju fermentowanego jest modna ostatnio kombucha – fermentowana z dodatkiem cukru herbata.
Nasze swojskie domowe kiszonki są jednak bardziej godne polecenia, nie ma w nich grama cukru, my nasze kiszonki fermentujemy z dodatkiem niewielkich ilości kamiennej soli.
Można też w razie biedy sięgnąć po gotowe preparaty (Lakcid, Trilac, Colon C, Actimel itp.). Są one bardzo dobre po terapiach antybiotykami kiedy florę bakteryjną trzeba odbudować stosunkowo szybko.
Jednak i w tym przypadku należy pamiętać o prebiotykach, czyli dostarczaniu pożywki tym bakteriom, jednym słowem o właściwej diecie.
Probiotyk z prebiotykiem tworzą razem synbiotyk, obydwa działającą synergicznie. Samo łykanie kapsułek nie będzie tak efektywne.
Grasujące w naszym przewodzie pokarmowym bakterie kwasu mlekowego (probiotyczne – żywe) nie mają czasu się nudzić.
Tryliony naszych najlepszych przyjaciół, o których istnieniu na co dzień zapominamy, mają mnóstwo pracy i zadań do wykonania każdego dnia.
Zobaczmy co takiego dla nas robią (nawet jak śpimy):
1. Poprawiają samopoczucie, redukują stres: wytwarzają witaminy z grupy B (biotynę, B3, B5, B6, B12, kwas foliowy) oraz witaminę K. Pokarm naturalne fermentowany jest ponadto dużo bogatszy w witaminę C niż ten sam niefermentowany.
2. Poprawiają trawienie – produkują np. laktazę, enzym trawiący cukier mlekowy, to dlatego osoby uczulone na mleko mogą pić je w postaci sfermentowanej.
3. Redukują alergie i egzemy.
4. Poprawiają odtruwanie wątroby (z udziałem kwasu mlekowego, jabłkowego, glukoronowego), to dlatego alkoholicy pożądają np. kiszonych ogórków czy innych pokarmów fermentowanych.
5. Mają zdolności immunorekonstrukcyjne (zwiększają odporność na infekcje, na raka jelit itd.).
6. Hamują toksemię – zmniejszając przechodzenie toksyn z jelit do krwi dzięki uszczelnianiu barier jelitowych w zespole przeciekających jelit, przy czym na dolegliwość taką cierpi większość ludzi nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
A wystarczy prosty domowy test, jak mówi dr Ewa Dąbrowska: po zjedzeniu buraków zabarwiony mocz wskazuje na nieszczelność barier jelitowych. Dzieje się tak dlatego, że antocyjany (silne barwniki buraka) przy nieszczelnych barierach jelitowych przedostają się do krwi, nerki natomiast nie mają enzymów jak wątroba i nie są w stanie odbarwić antocyjanów, które u zdrowego człowieka powinny posłusznie powędrować do wątroby i tam zostać rozłożone.
Stąd mocz przy nieszczelnych barierach jelitowych jest wybarwiony po buraczkach na różowo, u alergików czasem nawet na czerwono. Farbowanie moczu po buraczkach ustępuje już po tygodniu diety warzywno-owocowej, kiedy bariery jelitowe ulegają wzmocnieniu, a flora bakteryjna jelit wraca do równowagi.
7. Zwiększają fagocytozę leukocytów.
8. Zwiększają produkcję interferonu, interleukin, immunoglobuliny A.
9. Mają własności antyrakowe – hamują bakterie zamieniające azotany w azotyny (przeazotowana kapusta nie jest wcale rakotwórcza gdy jest kiszona!).
10. Zwiększają przyswajalność minerałów (żelazo, wapń i nasz „wewnętrzny lekarz” – cynk), pamiętasz, że jesteś tym, co przyswajasz? Nie tym co jesz, ale co przyswajasz. Dzięki utrzymaniu kwasowości jelita chronią przed anemią, osteoporozą, osłabieniem odporności.
11. Mają właściwości antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybicze. Produkują antybakteryjne kwasy (mlekowy, mrówkowy, bursztynowy, octowy), które niszczą bakterie, wirusy i grzyby, w tym nieszczęsną Candida albicans, przywracają równowagę flory po antybiotykach, poprawiają funkcję jelit, usuwanie odpadów, zapobiegają biegunkom.
Dr Dąbrowska opowiada podczas wykładu o pewnej pacjentce cierpiącej od lat na drożdżycę dróg rodnych. Nic jej nie pomagało, żadne leczenie, bardzo cierpiała, lecz kompletnie nic jej nie pomogło, żaden lek, lekarze byli bezsilni. I jaki był sposób: codziennie piła szklankę wody z kiszonych w domu ogórków, czyli pełną dobrych bakterii i… wyleczyła tą „nieuleczalną” drożdżycę.
Nawet jak mamy grypę czy przeziębienie, to jedzmy kiszonki, pijmy wodę z ogórków lub z kapusty kiszonej! Teoria Miecznikowa jak najbardziej jak widać się sprawdza.
12. Leczą chorobę wrzodową żołądka – wstrzymując rozwój Helicobacter pylorii.
13. Regulują hormony płciowe, zwiększają płodność.
14. Produkują glukozaminy poprawiające jakość kolagenu i płynu stawowego (czyli m.in hamują „trzeszczenie” w stawach jak również redukują zmarszczki i zapobiegają ich namnażaniu – taki botoks i to dosłownie za psie grosze drogie panie, bo w końcu ile kosztują kiszone ogórki, kapucha czy kilo buraków na zakwas?).
15. Zapobiegają miażdżycy – obniżają „zły” cholesterol LDL oraz regulują ciśnienie krwi.
Taka długaśna lista! Olbrzymie, niewyobrażalne wręcz korzyści – gwarancja pełni zdrowia i długowieczności i to wszystko dosłownie za grosze.
Jednak aby wyhodować sobie 1,5 kg flory bakteryjnej o prawidłowym składzie w jelitach trzeba to wszystko wiedzieć!
A ludzie nie wiedzą – nawet lekarze nie wiedzą, a nawet jak być może wiedzą, to wolą przepisywać chemikalia, znajdź mi lekarza rodzinnego czy innego, który zamiast anty-biotyku (anti bios) doradzi przy infekcji pro-biotyk (pro bios) maślankę i sok z kapusty.
No przecież to tylko Ferdek Kiepski mawiał: „Życie karmi się życiem”, poważnemu lekarzowi nie uchodzi takich rzeczy, nawet przez gardło mu nie przejdą, nie po to kończył tyle lat ekskluzywnych (i dla większości śmiertelników całkowicie niezrozumiałych) studiów, aby teraz kazać pacjentowi żreć kiszone ogórki i popijać je kefirem przy akompaniamencie sałatki z cykorii!
Zresztą większość pacjentów wyszłaby zapewne z gabinetu takiego lekarza śmiertelnie obrażona.
Mieli nadzieję od mądrego pana w białym kitlu otrzymać receptę na magiczną, szalenie nowoczesną substancję o długiej i skomplikowanej nazwie, a ten tutaj o kiszonej kapuście… i to ma być leczenie??
Tak! Dr Dąbrowska wyjaśnia, że w istocie to JEST leczenie. I zapobieganie też.
Czas nazwać rzeczy po imieniu: zdrowie zaczyna się w jelitach.
Jeden z moich ulubionych mentorów, life coach i mówca Steven Covey zwykł mawiać: „jeżeli nadal będziemy robić to co robimy, to nadal będziemy mieć to co mamy”. Święte słowa.
Trawestując mojego mentora powiem tak: jeżeli nadal będziemy jeść to co jemy, to nadal będziemy się czuć tak samo podle.
Będą nam chrupać stawy, będziemy cierpieć na niedobory witamin czy na anemię, na brak witalności, będzie nam się ekspresowo starzeć nieustająco trądzikowa skóra i będzie nam towarzyszyć apatia i niemoc…
My tymczasem, całkiem spokojnie wypijając trzecią kawę – będziemy siedzieć i dumać skąd u licha to wszystko, nie mogąc wyjść ze zdziwienia czemuż to znowu kolejny raz w tym roku chwyciła nas infekcja, skoro i tak przecież odżywiamy się lepiej niż połowa Polaków i nawet przestaliśmy jadać w McDonalds.
A odpowiedź jest tuż pod nosem: probiotyki! Naturalnie fermentowana żywność. Wielki dar od Matki Natury, aby utrzymać nas długie lata w perfekcyjnym zdrowiu i witalności.
Nigdy nie zapominajcie o codziennej porcji naturalnych probiotyków i prebiotyków!
Zdrowie rodzi się w jelitach! 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Kasia G napisał(a):
Jak zwykle świetny artykuł 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Kasiu! Pozdrawiam serdecznie 🙂
ROMAN napisał(a):
Wszystko pieknie ale jak teraz jedzenie to GMO warzywa ,owoce nawet UE zatwierdza GMO i mowi ze to nie GMO bo jest w jakims stopniu nieszkodliwe ehh
UK47 napisał(a):
Dlaczego piszą wciągle o złym cholesterolu przecież już odtrąbiono ze holesterol jest tylko jeden jest on nie tylko zdrowy ale i niezbędny .?..
Marlena napisał(a):
Jest jeden, ale ma wiele twarzy i niestety nie jest to tak, że im mamy go więcej oznacza to, że tym jesteśmy zdrowsi, a to z tego powodu, że jest on między innymi również molekułą naprawczą, co oznacza, że im więcej go masz tym więcej jest u Ciebie najwidoczniej do naprawy – tak w mocnym uproszczeniu. Nadmiar cholesterolu jak każdy nadmiar (choćby i najbardziej niezbędnej nam zasadniczo substancji) stanowi dla organizmu obciążenie i toksynę wewnątrzustrojową.
Iza napisał(a):
chyba się powtarzam ale I love AW, kocham też temat probiotyków, też już go kiedyś poruszałam na moim blogu. Jak zwykle Marlena podkreśla meritum sprawy, problem zagrzybienia jest tak powszechny a nikt nie zdaje sobie z niego sprawy. Pozdrawiam ciepło 🙂
Marlena napisał(a):
Dzięki, Izo, pozdrawiam gorąco wzajemnie! 🙂
Anita napisał(a):
przecież ogórki czy kapusta kiszona jest tak pyszna, że nie sposób jej nie jeść! obawiam sie jednak, że przeciętny Polak po przeczytaniu tego artykułu albo pomyśli, że robi się z niego głupka, albo co najwyżej przy najbliższych zakupach kupi ogórki czy kapustę ale …kwaszoną : ( niestety w supermarketach prawie tylko takie są :< ewentualnie ogórki kiszone ale pasteryzowane : (
Marlena napisał(a):
Anitko, dlatego najlepiej kisić w domu, zawsze wiesz co jesz. Oprócz kilkunastu minut poświęconych na przygotowanie warzyw i wody nie musimy robić NIC! Dosłownie nic 🙂
Niestety przeciętny Polak woli spędzić te kilkanaście minut siedząc z tyłkiem przed telewizorem zamiast poświęcić je na przygotowanie domowego kiszonego jadła. 🙁
mira napisał(a):
Ja już zakisiłam i mam własne. A kefir też robię sama z wiejskiego mleka.
Właśnie barszczyk czerwony ( warzywa z ogródka od kolegi) podbity kefirkiem zjadłam. Rejuvelac się już robi, dzięki tobie Marlenko 🙂 Z kawą zbożową mi tak do końca nie wychodzi, ale prawdziwa czarną gotuję z kardamonem i imbirem, potem cynamon i stevia. Siemię zmielone do soku jabłkowego wsypuję i mam napój Bogów…To już duże kroki do przodu.Pozdrawiam wszystkich pragnących być przewlekle zdrowymi.
Jacek napisał(a):
Przy kapuście i ogórkach pomijane są pestycydy używane do ich produkcji. A znam się na tym.
Kapusta – owady, które ciężko wytępić, nawet na jesieni gąsienice..
Ogórki – choroby – doprowadzają do zniszczenia plantacji.
Do tego jeszcze nawozy – dolistne + różne stymulanty.
Opryski co kilka dni, a na drugi dzień zrywanie !!!
Uświadamiania tego, promocji produktów ekologicznych i stworzenie kontrolingu tego BRAK !!!
Marlena napisał(a):
Nawozy nie są jakoś szczególnie szkodliwe ani dla roślin, ani dla człowieka: to są minerały (N, P, K, chyba że używa się nawozu naturalnego o dużo bogatszym składzie, np. humus lub obornik). Jeśli jednak nawet trafimy na warzywa przeazotowane, to proces kiszenia to usuwa – kiszona przeazotowana kapusta czy ogórki tracą swą szkodliwość. Mówiła o tym dr Dąbrowska na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Pestycydy (te najczęściej dzisiaj używane, fosforoorganiczne) są substancjami, które ulegają hydrolizie w wysokim pH, tutaj podałam sposób jak się ich pozbyć: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Właściciele sklepu ze zdrową żywnością w którym się zaopatruję mają też swoje warzywa z działki niepryskane w sprzedaży. Popytaj u siebie, może też uda ci się kupić? Warto też dogadywać się z działkowcami i szukać wśród znajomych. Niektóre eko warzywa i owoce możesz też kupić w Lidlu, a do ich sprzedaży wkrótce przymierza się sieć Biedronka.
stonoga napisał(a):
Jeśli mozna, poprosze o link do tego 3h wykladu dr Dąbrowskiej. Mądrego czlowieka mozna sluchac i 10h :).
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Oj, to prawda 🙂
Link do części I: https://www.youtube.com/watch?v=VFN3dU81lGg
Link do części II: https://www.youtube.com/watch?v=xt-FnTy9ATY
stonoga napisał(a):
Super, wielkie dzięki. Słuchałam już dr na żywo i wypadła bardzo charyzmatycznie i przekonująco. Teraz posłucham jej na prywatnej audiencji u siebie w domu:). Dzięki!
AniaM napisał(a):
Super artykuł, przypominacz bardzo ważnych rzeczy. Tylko ten olej z wątroby rekina bym wyrzuciła. Przy takim wyborze produktów roślinnych nie ma potrzeby grzebać rekinom w wątrobach 😉
Marlena napisał(a):
Zgadza się, ale po prostu podaję wiernie to co na wykładzie usłyszałam. Przynajmniej jak ktoś będzie pytał o olej z wątroby rekina na taką czy inną przypadłość (bo ktoś coś gdzieś słyszał o nim, więc „czy mi pomoże” na tamto czy na siamto itd…), to wiem już o co chodzi i że można śmiało zastąpić go innymi swojskimi produktami.
molooko napisał(a):
Ode mnie taki przepis na który kiedyś wpadłem i sam musze wypróbować:
„Należny pociąć kapustę włożyć do blendera zalać woda destylowaną, oczyszczoną (nie z kranu lub ze studni) do 2/3 pojemności blendera i zmiksować, przelać do dzbana lub jakiegoś innego najlepiej szklanego naczynia, przykryć i pozostawić na 3 dni w temp. pokojowej. Po trzech dniach soczek jest gotowy,odcedzić farfocle, sok schować do lodówki, pic 1/2 szklanki soku rozrobionego z taka sama ilością wody 2-3xdziennie. Jak napój będzie się kończył powtórzyć procedurę od początku z tym wyjątkiem ze tym razem należny dodać pól szklanki ze starego soku do nowego dzbana i tym sposobem soczek będzie gotowy w 24h.
Każda porcja mikstury zawiera KILKA BILIONÓW BAKTERII , które oczyszcza nasz przewód pokarmowy z niechcianych grzybów i chorobotwórczych patogenów. Napój należny pić w dawkach 2-3 szklanki na dzień do momentu kiedy stolec zacznie się unosić na wodzie i straci zapach później dawkę można obniżyć do 1 szklanki dziennie.”
Marlena napisał(a):
Nie jestem pewna, czy na sterylnie czystej destylowanej wodzie, bez soli a więc i bez mikroelementów zawartych w soli (do kiszenia dajemy takiej kamiennej z mikroelementami, na zwykłej rafinowanej soli kuchennej kiszonki nie wychodzą) cokolwiek idzie ukisić, nie próbowałam nigdy. A poza tym co to znaczy „odcedzić farfocle”, to nie są farfocle tylko pełnowartościowa kapusta. 😛
molooko napisał(a):
Mikroelementów w soli tyle co kot napłakał 😛 Poza tym to nie mój przepis tylko znaleziony ;d To dla ludzi, którym nie chce się kisić kapusty albo nie lubią jej smaku 🙂
Elik napisał(a):
Dziękuję za ciekawe informacje na temat probiotyków. Część tego o czym tutaj czytałam była mi znana, ale nie wszystko. To fajnie poszerzyć nieco swoją wiedzę i to w tak przystępnym tekście. Jeszcze raz dziękuję. 🙂
Gosia napisał(a):
Dziekuje bardzo za ten cudowny, wiele wyjasniajacy artykul. Uratowaliscie mi zycie 😉
Marlena napisał(a):
Zdrowiej szybko, Gosiu! 🙂
Monika napisał(a):
Witam,
ja z koleżanką byłam na diecie dr Dąbrowskiej przez 4 tygodnie. no i niestety nie było tak rewelacyjnie, jak to jest w opisach. Nie wiedzieć czemu trawienie mamy dużo gorsze niż miałyśmy, wzdęcia, gazy, bóle brzucha. zaznaczam, że nie jadamy ani białych mąk ani nawet glutenu. Oczyszczająca dieta niestety nie przywróciła nam równowagi w jelitach. Z opisu wszystko zawsze wygląda pięknie…
Pozdrawiam
Monika i Małgosia
Marlena napisał(a):
Być może popełniłyście jakieś błędy, na Waszym miejscu zwróciłabym się bezpośrednio do Dr Dąbrowskiej przedstawiając szczegółowy jadłospis, zapewne wskazałaby co było nie tak.
3qm napisał(a):
Moje drogie Panie. Trzeba jeść tłuszcze zwierzęce. Człowiek to nie roślina, w jego wnętrzu nie ma roślin. Mięso z warzywami trzeba jeść. Dieta owocowo-warzywna??? Przecież owoce to sama fruktoza. Bez przesady. W dobrej diecie musi być mięso! Flora bakteryjna jest bardzo ważna, to fakt! Przy samych owocach i warzywach można dorobić się chorób.
Marlena napisał(a):
Wręcz przeciwnie – nie jest konieczne jedzenie ani zwierzęcych zwłok ani pochodzącego z nich tłuszczu. Tacy na przykład adwentyści nie jedzą i dożywają setki bez trzymanki, o czym pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-dozyc-setki-w-pieknym-stylu-lekcje-dlugowiecznosci-z-niebieskich-stref/
Znane mi protokoły lecznicze oparte są na warzywach i owocach, ale nie znam żadnego opartego na mięsie. Wiele osób jest przy tym tak silnie uzależnionych od mięsa, że do ostatniego tchu będzie broniło rzekomej „konieczności” jego spożywania. Ten nałóg nie różni się niczym od alkoholizmu, narkomanii i nikotynizmu. O czym nie wiemy dopóki nie rzucimy (choćby eksperymentalnie, na parę tygodni). Jeśli zaś myślisz, że „owoce to sama fruktoza” to nie wiesz nic na temat owoców. Taki tryb myślenia kosztuje rocznie ponad 5 milionów przedwczesnych zgonów rocznie – tych ludzi mogło uratować jedzenie owoców. Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/sposob-na-nadcisnienie-oraz-choroby-serca-i-ukladu-krazenia/
EwciaZet napisał(a):
Wiem, że pytanie zostało zadane 2 lata temu, ale może ktoś dziś też szuka jakiejś odpowiedzi… Dietę oczyszczającą wg wskazówek dr Dąbrowskiej przeszłam raz 10 lat temu, zaczynałam razem z dwoma koleżankami, do końca 6-tygodniowego postu dotrwałam tylko ja, moje współ-motywatorki odpadły, bowiem zaczęło dziać się „coś” nie tak – potworny spadek odporności, grypa, dreszcze itp. Ale… obie dziewczyny w trakcie owej diety popijały „zdrowe” (jak im się wtedy wydawało „kubusie”, które są zacukrzone. Niestety, tzw. post Daniela jest super rygorystyczny i nie ma tu miejsca na „dyspensy”!!! Wspaniałe rezultaty tej diety odczuwam do dziś – wyregulowały mi się cykle miesiączkowe, nigdy już nie miałam tak potwornych bólów miesiączkowych jak przed dietą. Niestety, muszę się przyznać, nie byłam wtedy gotowa na kontynuowanie tego „dobra”, którego wówczas doświadczyłam… Teraz karmię piersią więc nie wolno mi tego postu uskuteczniać, ale staram się trzymać zasad zdrowego żywienia. Dziękuję serdecznie Autorce tej strony – Marlenko, jesteś wielka! 🙂
Aleksandra napisał(a):
Witam czytelników
zgadzam się z większością, chciałabym zaznaczyć tylko parę swoich uwag…
Przyczyn jest wiele, najbardziej istotne to te wymienione, ale również : nieregularne odżywianie się, zbyt duża ilość stresu oraz zbyt mała ilość płynów w diecie (mam na myśli wodę mineralną, zieloną herbatę itp). Większość ludzi ma dziś problem z jelitami jednak znaczna część z tych pacjentów bagatelizuje objawy, kupując espumisan – zabójcę jelit (środek powierzchniowoczynny, czyli innymi słowy mydło !). Poza tym polacy są niestety lekomanami, dziecko ma katar dostaje antybiotyk (który nie działa na wirusy, jest w 80% bezpodstawny!) niszcząc w ten sposób mikloflorę, nie uzupełniając jej latami, rodzice skazują swoje dzieci na problem jelit wrażliwych. Mając IBS należy uzupełnić mikloflorę, jak ? Otoż wprowadzamy do diety probiotyki. Wyłączamy z diety produkty dające ferment. w jelitach- owoce fermentujące takie jak jabłka, warzywa wzdymające takie jak kalafior, brokuly, cebula, groch, fasola… ***Kiszonki takie jak kapusta czy ogórki owszem, jednak nie kiedy już pojawił sie problem, po spożyciu takich produktów w 90% pacjent czuje się gorzej. Spożywamy owoce sezonowe, dojrzałe biologiczne, nie chemiczne importowane owoce egzotyczne, one nie mają żadnej wartości ! Ponad to… mitem jest, że w trakcie problemu należy spożywać jedynie mąkę razową- przeciwnie, oczyszczoną ! Ona nie daje fermentu w jelitach. Nasi przodkowie tylko taką jedli i o dziwo byli zdrowsi niż my dzisiaj ! Kawę pić można, jeśli jest to kawa parzona a nie rozpuszczalna, ponad to nie powinna być z mlekiem. Biała kawa jest bardzo ciężkostrawna i nie powinna być spożywana przez osoby borykające się z problemem związanym z ukł. pokarmowym. Jest to kolejny mit panujący od pokoleń…
Na koniec jedna uwaga, ponieważ zaczynamy popadać w obsesję na temat candidia i grzybicy! Bakterie candidia wyst. naturalnie w jelitach, są nieporządane w zbyt dużej ilości. Jednak nie należy brać leków antygrzyb. tylko probiotyki !!!! Dopóki u pacjenta nie wyst. zielony stolec, nic nie świadczy o grzybicy. Badaniem, jedynym w Polsce, stwierdzającym czy pacjent ma czy nie ma grzybicy jest badanie kyber myk i kyber status, nie posiew w przychodni publicznej…
Podsumowując… po przeczytaniu tego artykułu, gratuluję ! Jest jednym z lepszych, jakie czytalalam w internecie. Parę moich uwag proszę potraktować jako uzupełnienie inf.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Aleksandro, co do antybiotyków to się zgadzam, jednak masz absolutnie nieścisłe informacje odnośnie diety Dr Dąbrowskiej. To nie jest dieta jedynie dla osób zdrowych, wręcz przeciwnie – jest to dieta lecznicza. Nie jest przejawem tzw. mody na oczyszczanie i nie jedynie oczyszczaniu służy (choć robi to z powodzeniem). Ta dieta leczy i to skutecznie leczy poprzez zupełnie inny mechanizm niż samo „oczyszczanie”.
Pomimo iż nazywamy ją potocznie „Dietą Dr Dąbrowskiej” to nie jest w sumie dieta tylko post. Bardziej zorientowani wiedzą, że jest to post Daniela, opisany w Piśmie Świętym. Post nie jest wymysłem samej pani doktor, jedyne co zrobiła to głęboko przebadała mechanizm postu, a następnie post Daniela zaadoptowała do naszych współczesnych, polskich warunków.
Odnośnie jelit zniszczonych takimi czy innym czynnikami to Twoje zalecenia będą dobre dla tych, którzy z chorobą typu ZDJ jako tako chcą funkcjonować… do końca życia. Dla tych, którzy nie chcą – polecam post Daniela: po potężnych biegunkach (niestety należy je przejść, bo organizm musi zniszczony nabłonek wyrzucić), w ciągu 36 godzin tworzy się w jelitach nowy, zdrowy nabłonek. I to pani doktor przebadała i udokumentowała, podaje to w swoich „kejsach” (przypadkach klinicznych), mówi o tym na wykładach i opisuje w swoich książkach.
Lucyna Gołda napisał(a):
Candida Albicans bardzo się ucieszy jak zjemy sobie
Pysznego miodu 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli masz przerost Candidy to najpierw zbuduj prawidłową florę bakteryjną, a potem dopiero sięgaj po miód. Prebiotyków jest sporo – jest w czym wybierać. 😉
aga napisał(a):
Mam podobne odczucia jak Monika. Co prawda nie byłam na diecie dr Dąbrowskiej, ale od 2 lat na wegetarianizmie, a ostatnio weganizmie z przewagą surowych warzyw i owoców, soków, szejków(staram się jeść warzywa, owoce ekologiczne), cukier jeżeli już do czegoś używam, zastąpiłam ksylitolem, praktycznie zero soli(raczej gomasio), wcześniej próbowałam też makrobiotyki i nie zmieniło się kompletnie nic, jak miałam problemy z jelitami(wzdęcia, gazy – nie będę owijać w bawełnę – cuchnące gazy) tak mam. Nie wspomnę o tym, że mowy nie ma o jedzeniu kiszonek, ponieważ wówczas mój brzuch przybiera rozmiary brzucha kobiety w 6-7 msc. ciąży i jest to bardzo dla mnie uciążliwe. Wcześniej będąc na tzw. „normalnym” pożywieniu nie odżywiałam się fast foodami, 1-2 razy w tyg. jadałam mięso, jadłam chudo, czasami pozwalałam sobie na słodkości. Ale jeszcze raz podkreślę na produktach super foods, absolutnie nie jest mi lepiej. A ostatnio nawet gorzej, ponieważ pojawiły się jakieś dziwne objawy neurologiczne – podejrzewam ostry niedobór B12(jestem w trakcie badań), co wskazywałoby na to, że jednak człowiekowi niewielka ilość zdrowego mięsa jest potrzebna, podkreślam zdrowego, nie z masowej hodowli karmionej paszą GMO i mączką mięsno-kostną. Popełniłam duży błąd nie suplementując B12. I niestety to złe samopoczucie spowodowało, że póki co zarzuciłam zamiar oczyszczania organizmu sokami warzywno-owocowymi(to już chyba ostatnia deska ratunku). No może zauważyłam jeden plus, bardzo, ale to bardzo rzadko boli mnie głowa(może raz na pół roku), a dawniej miewałam dość częste bóle głowy podchodzące pod migrenę.
Marlena napisał(a):
Problem polega na tym, że ludzie myślą, iż przejście na wegetarianizm, weganizm czy witarianizm jest synonimem przewlekłego zdrowia oraz szczęścia wszelakiego. A tak nie jest. Przy każdym rodzaju żywienia ludzie popełniają błędy. Jeśli mają JAKIEKOLWIEK problemy jelitowe to popełniają je jak w banku. Bo w genach każdy człowiek, który rodzi się zdrowy, ma zapisane zdrowie. W tym zdrowe trawienie. Ludzie zdrowi (mający czysty i prawidłowo zarządzany system) nie mają cuchnącego niczego (żadna wydzielina ciała: gazy, kupa, mocz, krew miesięczna, pot, sperma). Organizm zdrowy i czysty z kiszonki się bardzo ucieszy, zamiast reagować wzdęciem. Są na tej planecie ludy nie jedzące mięsa (wcale lub od wielkiego święta), nie suplementujące B12 i pomimo to długowieczne. Ale oni jedzą kiszonki właśnie. Abchazowie, Hunzowie, mieszkańcy Vilcabamba w Peru…
Jeśli nie możesz doprowadzić ustroju do ładu i porządku żywieniem – zrób to postem. Post jak stwierdza Dr Dąbrowska przywraca równowagę na poziomie genowym i nie ma możliwości abyśmy po prawidłowo przeprowadzonym poście mogli mieć w ustroju czegoś za dużo albo czegoś za mało. Wszystko wraca do normy, ponieważ wszystko jest jako norma w naszych genach już zapisane od urodzenia. Jeśli oczywiście urodziliśmy się zdrowi. Więc nieważne czy masz zaparcia czy biegunki – w genach masz zapisane prawidłowe trawienie. Nieważne czy masz niskie czy wysokie ciśnienie – w genach masz zapisane jakie masz mieć prawidłowe. I tak dalej. Wszystko jest zapisane jak na twardym dysku komputera. Tylko że często jest tak, że Matka Natura odtwarza swój program, a my jej w pewnym wieku dokładamy do pieca, zaczynamy grać swoją muzyczkę bo taka nam się bardziej podoba i wtedy niestety powstaje dysonans. Rąbiemy gniewnie w nasz komputer farmaceutykami, czasem włączamy program naprawczy w postaci weganizmu czy witarianizmu, a tu nic – system się wiesza i już. W tej sytuacji jedynie RESTART jest sposobem aby przywrócić prawidłowe funkcjonowanie całej maszynerii. I takim restartem dla naszego biologicznego systemu jest właśnie post. Coś co nazywamy „dietą Dr Dąbrowskiej” lub „dietą warzywno-owocową” jest de facto rodzajem postu.
zofia napisał(a):
zapisane w genach to inaczej mowiac charakter czlowieka.Zadna zmiana odzywiania nam nie pomoze jak nie zmienimy swojego sposobu myslenia….Jedynie glodowka moze pomoc, bo glodujac czlowiek staje sie bardziej pokorny,lagodny,inaczej mowiac jest blizszy Bogu. Nastepuje nie tylko oczyszczenie organizmu, ale przede wszystkim oczyszczenie duszy..oczyszczenie umyslu…
Kajsaki napisał(a):
Pani Ago! wedlug TCM spozywanie surowych owocow i sokow owocowych na dluzsza mete powoduje oslabienie sledziony.Problemy ,jakie pani opisuje wskazuja na oslabienie tego organu.By ja wzmocnic oprocz ziol powinno wrocic sie do spozywania pokarmow gotowanych.Pomocne jest spozywanie na sniadanie zup.Owoce surowe owszem ale najlepiej miedzy 9-11 godz.rano.
Ania napisał(a):
Proszę pomyśleć o wyłączeniu glutenu z diety i obserwacji swojego ciała. Jeśli, zdarzają się Pani często wzdęcia po spożyciu pokarmów, można podejrzewać zespół nadwrażliwego jelita.
Aneta napisał(a):
Moga sie okreslic jako wegetarianka/weganka, ale od czasu do czasu (max. 2 x w miesiacu) zjem sledzia, makrele, szprote i ryby slodkowodne. Sa miesiace jednak, ze jestem tslko weganka. Ostatnio -okres postu przed wielkanoca. Od kilku lat nie jem produktow mlecznych. Wyjatek -2 -3 x w roku chlodnik na prawdziwym kwasnym mleku. Nie spozywam pszenicy, bialego ryzu, cukru. Unikam jajek- skusze sie tylko na zoltko kilka razy w roku. Mieso zwierzece jadlam ostatnio 20lat temu. Nie suplementuje witaminy B12. Wyniki badan na jej stezenie w surowicy sa zawsze w normie, wrecz nawet w polowie normy do gory. Przy racjonalnym odzywianiu nawet wsrod wegetarian nie powinno zabraknac witaminy B12.
heterka napisał(a):
Wszystko pięknie, ale weźcie pod uwagę coś jeszcze. Jeżeli macie mocno zanieczyszczony organizm, to sama dieta doktor Dąbrowskiej może nie wystarczyć. Ciało owszem, potrafi się fantastycznie oczyścić na tym poście, czego i ja doświadczyłam siedem lat temu. Efekt był przefantastyczny, chociaż mój post trwał zaledwie trzy tygodnie, ale jak rok temu zrobiłam go ponownie i też trzytygodniowy, to już żadnej poprawy nie odnotowałam, co było dla mnie niezrozumiałe. Wytrwale szukałam przyczyny i dopiero kilka miesięcy temu wzbogaciłam swoją wiedzę o książki Tombaka i jak zastosowałam oczyszczanie według jego zaleceń to wszystko się odwróciło o 180 stopni. Dla tych, którzy nie są w temacie, chodzi głównie o lewatywy, później o odbudowywanie flory czosnkiem itd – jest tego siedem punktów. W moim przypadku nie było tak spektakularnych efektów, jak to obiecywał pan Tombak, ale zauważyłam, że po prostu potrzebuję więcej czasu, niż ten podstawowy miesiąc, jaki on zaleca. Dlatego warto szukać pomocy dla swojego organizmu z różnych źródeł i obserwować swój organizm, jego reakcje i edukować się na każdym kroku, a nie tylko krytykować jeden sposób na wyjście z przykrych dolegliwości. Bo pani doktor Dąbrowska ma rację we wszystkim, co proponuje, tylko czasami trzeba się wspomóc dodatkowymi sposobami, jeżeli przez kilkanaście lat bezkarnie zaśmiecaliśmy swoje ciało.
P.S. Ten blog – mistrzostwo świata, wiedza zgromadzona w pigułce. Sporo już wiedziałam, ale jest kilka spraw i faktów, o które zawsze chętnie się wzbogacę. Dziękuję Marleno, że chce Ci się go prowadzić.
Marlena napisał(a):
Należy zwrócić uwagę na jedną rzecz: nie sztuka zrobić sobie 3 tygodnie postu warzywno-owocowego raz na 6-7 lat i uważać, że to już samo w sobie uchroni nas od zła wszelkiego i wydłuży nam życie. Pani dr Dąbrowska bardzo jasno zastrzega, że po odbyciu postu należy nie tylko przejść na zdrowe odżywianie (zero śmieci, produktów cukrzonych, przetworzonych itd.) ale też pamiętać trzeba o tzw. „przypominajkach”. Post jednym słowem jest najlepszym, najstarszym, najtańszym i najbardziej skutecznym lekarstwem „na wszystko” na tej planecie, pod warunkiem regularnego stosowania i zdrowego wegetariańskiego lub „prawie-wegetariańskiego” (bo z rzadkim udziałem ryb) odżywiania się naturalnymi, całościowymi (nieprzetworzonymi) pokarmami pomiędzy postami oraz oczywiście generalnie higieniczny tryb życia (spokój ducha, sen, odpoczynek itd). I wtedy żaden Tombak nie będzie nam potrzebny 😉
aga napisał(a):
Być może i masz rację, ale w tym momencie, w którym jestem nie mogę sobie pozwolić na kolejny eksperyment na własnym organizmie w postaci diety warzywno-owocowej lub sokowej. Jak już będę zdiagnozowana i dojdę do siebie to tak jak napisałam w poprzednim komentarzu dieta sokowa czy warzywno-owocowa to moja ostatnia nadzieja. Myślę, że przy tym wszystkim ogromną rolę odgrywa to co siedzi nam w głowie czyli nasza psyche, to jak radzimy sobie z codziennością czyli ciągłym stresem, natłokiem przede wszystkim złych informacji, ogólnym chaosem.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, psyche ma wielki wpływ na nas. Może nie zaszkodziłoby zrobić sobie też test na nietolerancje pokarmowe? On kosztuje coś koło 350 zł, można go zrobić nawet samemu w domu. Przy czym nietolerancja to nie jest to samo co alergia. Bo widzisz to nie jest wcale tak, że nawet takie niewinne i dobroczynne warzywa i owoce wszystkie osoby po równo dobrze tolerują. Można np. nie tolerować psiankowatych (papryka, pomidory, bakłażany, jagody Goji), nawet marchwi czy ziemniaków można nie tolerować. Tzn. nam smakuje ale nasz ustrój się buntuje. Wytwarza kompleksy immunologiczne czyli połączenie obcych białek (dostających się do krwiobiegu poprzez rozszczelnione bariery jelitowe) z przeciwciałem, a my mamy objawy z którymi się męczymy: bóle głowy, katary, infekcje, kołatania serca, astma, nudności, zaparcia, wzdęcia, egzemy, bóle stawów, łysienie, zmęczenie, niskie ciśnienie, tycie itd.
Lucyna Gołda napisał(a):
Grzyb Candida żywi się każdym cukrem i nie widziałam
Diety przeciwgrzybiczej gdzie polecano miód!!!!!!!
Zastanowić się można tylko nad stewia!!!!
Uwaga na rynku pojawiło się dużo produktów ze stewią ale rownież z dodatkiem. słodzików.