Czy można zapobiec, a także cofnąć takie choroby cywilizacyjne jak miażdżyca, cukrzyca albo nowotwór – naturalnie tzn. bez leków czy operacji?
Po prostu tym co jesz, tym co myślisz, dawaną i otrzymywaną miłością czy wsparciem oraz niezbędną codzienną dawką ruchu?
Jeszcze do niedawna nauka patrzyła na takie „dziwactwa” jak na objawienia szemranych szamanów.
A dziś? Powolnie (lecz nieuchronnie w obliczu globalnego kryzysu publicznej służby zdrowia) można zobaczyć nadciągające zmiany.
Powstała bowiem nowa dziedzina medycyny oparta na faktach naukowych, zwana medycyną stylu życia (Lifestyle medicine), która bada jak na nas wpływają 3 główne czynniki: dieta, umiejętność radzenia sobie ze stresem oraz aktywność fizyczna.
Prekursorem medycyny stylu życia jest między innymi amerykański profesor medycyny, internista i kardiolog, dr Dean Ornish, którego naukowo udowodniony program cofania chorób cywilizacyjnych zmianami stylu życia został niedawno zaaprobowany przez Ministerstwo Zdrowia USA i jest obecnie refundowany ze środków państwowej ubezpieczalni (tzw. Medicare, odpowiednik naszego NFZ).
Świat się zmienia i medycyna musi nadążać.
Na czym polega program zdrowotny „Spektrum” doktora Ornisha?
Przede wszystkim zacząć należy od podstaw: dr Ornish wychodzi ze słusznego założenia, że zdrowie nie jest czymś co musimy „osiągnąć”, lecz czymś, co od urodzenia ciągle jest z nami, dopóki go nie zakłócimy naszymi działaniami (przy założeniu rzecz jasna, że urodziliśmy się zdrowi).
Dlatego program sprawdza się zarówno przy zapobieganiu chorobom jak i cofaniu ich postępu. Skąd nazwa „Spektrum”? Ponieważ nasze życie to sztuka codziennych wyborów, a nasz stan zdrowia właśnie to odzwierciedla.
Mamy w istocie całe spektrum codziennych wyborów mogących wpływać na nasze zdrowie: wybory dietetyczne, wybory odnoszące się do aktywności fizycznej czy w końcu do naszej reakcji na stres (wiele osób nie wie o tym, ale naszą reakcję na stres też możemy wybrać, dokładnie tak jak wybieramy rano ubrania, które na siebie założymy tego dnia).
Wielu ludzi sądzi, że nasze zdrowie zależy jedynie od postępów w medycynie, od kolejnych cudów nowoczesnej technologii jak nowe leki, kolejnej generacji lasery czy nowe techniki chirurgiczne. Tymczasem prawda jest zgoła inna: nasze zdrowie możemy sami budować (lub rujnować – wybór jest Twój) każdego dnia, własnymi rękoma, właśnie poprzez dokonywanie kolejnych wyborów.
Nie musimy czekać na nowy cudowny lek lub kolejny technologiczny przełom w medycynie: wystarczy wykorzystać to co już na pewno wiemy i wprowadzić tę wiedzę w życie. I to jest dokładnie to, co zrobił dr Ornish, poświęcając na to 30 lat pracy oraz publikując swoje spostrzeżenia i wyniki licznych badań klinicznych w tak prestiżowych czasopismach medycznych jak między innymi „Lancet”, „New England Journal of Medicine”, „Journal of the American College of Cardiology”, „Journal of the American Medical Associaton” i w wielu innych.
Na jakich płaszczyznach możemy dokonywać codziennych wyborów? Dr Ornish wyróżnił cztery takie elementy, którym należy się przyjrzeć i dokonać odpowiednich zmian. Są one przedstawione na grafice poniżej:
Spektrum żywieniowe
Zacznijmy od tego, co jesz. Większość ludzi je za dużo, za tłusto, za słodko lub za słono – spożywa za dużo żywności bogatej w trzy składniki, których nadmiar zbyt zdrowy jak wiadomo nie jest: cukier, sól i tłuszcz, a na domiar złego najczęściej jest to żywność przetworzona. Naturalna żywność nigdy nie jest dodatkowo solona, cukrowana czy smażona: ma ona swój własny naturalny smak, którego nie trzeba wcale jakoś szczególnie „poprawiać”.
Dlatego warto nauczyć się odróżniać pokarmy bardziej zdrowe od tych mniej zdrowych.
Dla przejrzystości dr Ornish podzielił produkty żywnościowe na grupy, a jest ich pięć. Nie jest to program „wszystko albo nic”, ponieważ nie chodzi o to, by stworzyć kolejną „dietę”. To nie ma być dieta, lecz świadomy wybór odpowiedniego stylu życia – masz pełne spektrum możliwości do wyboru.
Możesz wybrać w zależności od tego w którym miejscu spektrum znajdujesz się obecnie, jakie są Twoje aktualne potrzeby i cele do osiągnięcia. Jeśli rezultaty dotychczasowych działań nie są satysfakcjonujące, to będziesz musiał przesunąć się w kierunku zdrowszego końca spektrum jeszcze bardziej.
Nie ma jednego rozwiązania dobrego dla wszystkich. Każdy z nas jest niepowtarzalny i wyjątkowy. Jasne jest więc, że innych wyborów dokona osoba, która nie ma problemów zdrowotnych, a jedynie potrzebuje zrzucić parę kilogramów, a zdecydowanie innych wyborów będzie musiała dokonać osoba, która ma zaawansowaną miażdżycę, nadciśnienie czy inną chorobę cywilizacyjną.
Ta ostatnia będzie musiała przesunąć się jak najdalej ku najzdrowszemu krańcowi spektrum wyborów jeśli będzie chciała wyzdrowieć (przestać brać leki lub przynajmniej znacząco ich zażywanie zmniejszyć albo też uniknąć operacji jak bajpasy czy stenty).
Dokładnie tak jak zrobił to prezydent Bill Clinton, który po dwóch operacjach serca zdecydował się skorzystać z porad dra Ornisha i uniknął w ten sposób trzeciej operacji. Dziś wrócił do swojej wagi ciała z liceum i czuje się wyśmienicie, a jeszcze lepiej (i młodziej) wygląda. Trzyma się jak najbliżej produktów z pierwszej i drugiej grupy spektrum żywieniowego.
Zacznijmy zatem od tego najzdrowszego krańca spektrum, jest to grupa pierwsza pokarmów. W grupie tej mieszczą się produkty najbardziej sprzyjające zdrowiu, w drugiej zdrowe, ale nie tak bardzo jak te z pierwszej, zaś w grupie piątej te najmniej naszemu zdrowiu sprzyjające.
W grupach środkowych umieszczono produkty średnio lub mniej zdrowe. Pokarmy z grupy pierwszej zawierają najwięcej (co najmniej sto tysięcy) rozmaitych substancji o udowodnionym działaniu chroniącym nasze zdrowie oraz niezbędnych organizmowi do prawidłowego funkcjonowania, podczas gdy pokarmy z grupy piątej niemal wcale ich nie zawierają, bowiem wypełnione są substancjami, które nie sprzyjają zdrowiu, a nawet wiemy już o tym, że je niszczą (np. złe tłuszcze – trans, rafinowane, nasycone).
Jeśli zdarzy się zjeść coś z grupy trzeciej, czwartej lub piątej, to po prostu pilnujemy, aby w dniach następnych skupić się na produktach z grupy pierwszej lub ewentualnie drugiej.
Może kogoś dziwić fakt, że „złe węglowodany” są w grupie trzeciej, a „złe tłuszcze” w piątej, lecz dr Ornish tłumaczy to tym, że spożycie „złych” (oczyszczonych) węglowodanów można w pewnym stopniu zrównoważyć spożyciem w tym samym posiłku dużo zdrowszych wariantów posiadających np. błonnik i niski indeks oraz ładunek glikemiczny, natomiast efekty spożywania nadmiernej ilości złych tłuszczów (trans lub nasyconych) nie dają się w tym samym stopniu ograniczyć poprzez spożywanie ich w towarzystwie zdrowszych pokarmów.
Z kolei jednak gdy „złe” węglowodany będą spożywane samodzielnie lub na pusty żołądek – należy je przesunąć do grupy piątej.
Zatem na to, czy dany pokarm znajdzie się w danej grupie czy też innej, ma wpływ między innymi ilość, częstotliwość spożywania jak również inne produkty spożywane razem z nim.
Grupa pierwsza czyli najzdrowsze warianty to pokarmy bogate w dobre węglowodany, dobre białka, dobre tłuszcze i szereg innych korzystnych dla zdrowia składników: warzywa i owoce (świeże i w miarę możności z lokalnych upraw), strączki świeże i suszone, pełne ziarno (rozmaite kasze, brązowy i czarny ryż, pełnoziarniste pieczywo i makaron, płatki owsiane, siemię lniane), produkty sojowe (natto, tempeh, edamame, tofu, kiełbasy i burgery sojowe), z pokarmów odzwierzęcych produkty mleczne odtłuszczone i białka jajek.
Jeśli chodzi o tłuszcze (w przypadku osób bardzo chorych stosowane niezwykle oszczędnie w pierwszej fazie leczenia, tzn. ok. 10% dziennych kalorii) mamy olej lniany, olej rzepakowy i olej rybi (kapsułki z kwasami Omega-3), beztłuszczowe preparaty do smażenia, beztłuszczowe smarowidła margarynowe oraz beztłuszczowe i bezmleczne dressingi do sałatek.
W tej grupie nie ma ryb ani pokarmów mięsnych – jest to dieta wegetariańska oparta o produkty naturalne. Do słodzenia stewia.
Napoje: woda, herbaty ziołowe, zielona herbata, soki owocowe do 240 ml, wino do 180 ml, piwo do 355 ml, napoje wysokoprocentowe do 45 ml.
Grupa druga czyli zdrowe (lecz nieco mniej od najzdrowszych warianty): warzywa i owoce mrożone, suszone oraz konserwowe (w soku własnym, bez dodatku cukru) a także tłuste owoce (awokado, oliwki) oraz z pokarmów odzwierzęcych dziki łosoś z Alaski i Pacyfiku, produkty mleczne o niskiej zawartości tłuszczu i z serów parmezan jako niewielki dodatek smakowy.
Z tłuszczów oliwa, olej szafranowy, orzechy włoskie (niesolone), migdały (niesolone), nasiona słonecznika (niesolone), nasiona sezamu, ciemna czekolada (w małych ilościach). Do słodzenia niesłodzone przetwory (dżemy, konfitury), splenda (słodzik syntetyczny na bazie sukralozy).
Napoje: bezkofeinowe i bezcukrowe napoje typu cola i inne napoje gazowane słodzone stewią lub splendą, czarna herbata, kawa bezkofeinowa i herbata bezkofeinowa.
Grupa trzecia czyli warianty pośrednie to dosładzane cukrem owoce suszone lub konserwowane w syropie, białe makarony, białe mąki i biały ryż. Pokarmy odzwierzęce to większość ryb i owoców morza. Z tłuszczów olej arachidowy, kukurydziany, sezamowy, sojowy, niskotłuszczowy majonez, margaryny light bez tłuszczów trans, pestki dyni (niesolone), orzechy nerkowca, pekan i ziemne. Sól stołowa.
Do słodzenia biały, brązowy lub nierafinowany cukier oraz syrop, melasa, miód, słodzone przetwory owocowe, syrop glukozowo-fruktozowy, syrop klonowy, syrop kukurydziany.
Napoje: zwykła kawa, zwykłe napoje typu cola i inne napoje gazowane.
Grupa czwarta czyli warianty mniej zdrowe to drób (kurczak, indyk) i przetwory z niego, ryby bogate w rtęć (np. tuńczyk rekin, miecznik), ostrygi, pełnotłuste wyroby mleczne (krowie i kozie), zwyczajna margaryna, zwyczajny majonez.
Grupa piąta czyli warianty najmniej zdrowe to czerwone mięso i jego przetwory, podroby, mięsa smażone, pełnotłuste sery i tłusta śmietana, żółtka jaj, mleko kokosowe, tłuszcze trans, tłuszcze tropikalne (olej kokosowy, palmowy i z nasion palmowych), masło.
W żywieniowym spektrum dra Ornisha każdy znajdzie swoje miejsce, a kiedy większa część naszego pożywienia pochodzi ze zdrowego krańca spektrum to organizm sam da nam o tym znać – po prostu czujemy się lepiej!
Mój komentarz do ornishowego spektrum żywieniowego
Jest takie powiedzenie: chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa nigdy. To samo tyczy się lekarzy: lekarz ze szkoły medycznej wyjdzie, ale szkoła medyczna z niego nigdy.
Dean Ornish jest wykształconym lekarzem. Nawet bardzo wykształconym. Jest także naprawdę miłym i powszechnie szanowanym człowiekiem, uczciwie i z poświęceniem dla chorych pracował całe swoje życie, naprawdę wielu ludziom pomógł odzyskać zdrowie i z pewnością świat byłby o niebo lepszy, gdybyśmy mieli więcej lekarzy takich jak on.
Jednak pewne rzeczy w jego planie żywieniowym są dla mnie zwyczajnie nie do przyjęcia.
W umiejscowieniu pewnych produktów w takiej czy innej grupie z pewnością Ornishowi „pomogło” bycie doradcą wielkich korporacji takich jak PepsiCo, MacDonalds czy Mars.
To może tłumaczyć na przykład dlaczego „cola i inne napoje gazowane” (jak wynika z badań Global Burden of Disease przyczyniające się do niemal trzystu tysięcy niepotrzebnych zgonów rocznie) znalazły się w grupie zaledwie trzeciej, zamiast zostać wywalone do grupy czwartej (a nawet i piątej), tam gdzie ich miejsce, jako czegoś, co nie jest zdrowotnie „pośrednim wariantem” lecz po prostu złym.
Pominę już brak rekomendacji dla soków warzywnych i z zielonych części roślin (wspomniane są tylko soki owocowe, akurat najmniej zdrowe) czy też wsadzenie do jednego wora w grupie pierwszej (najzdrowszej, przypomnę) wszystkich jak leci produktów sojowych – czyli cennego z powodu zawartości witaminy K2, naturalnie fermentowanego natto razem z silnie przetworzonym żywieniowym śmiecioszkiem jakim są wynalazki typu „sojowe kiełbasy” czy „wegańskie burgery”.
Ścierpię jakoś nawet masło umieszczone w piątej grupie, podczas gdy dziwactwa w stylu „beztłuszczowy preparat do smażenia” czy też „beztłuszczowe smarowidła margarynowe” umieszczone zostały w najzdrowszej pierwszej.
Wynalazki owszem lubię – w technice, ale nie w karmieniu mojego ciała.
Fakt umieszczenia ich w grupie najzdrowszych, razem ze świeżymi warzywami i owocami cokolwiek mnie, delikatnie mówiąc, zaniepokoił.
Rozumiem jednak, że dr Ornish ma na myśli spożywanie ich w niewielkich ilościach (na stronie 163 książki „Spektrum” napisał zresztą przytomnie: „cieniutka warstwa masła może być zdrowsza od łyżki margaryny”) i pod tym względem całkowicie się z nim zgadzam.
Na temat „Masło czy margaryna” pisałam zresztą niedawno tutaj, więc moje zdanie już znacie.
Niewielkie ilości bardzo świeżego masła (ale nie żadnej tam „margaryny beztłuszczowej”) dopuszcza w drugiej fazie swojego programu nawet bardzo restrykcyjny Gerson.
Masło to jedna sprawa, jestem w stanie zrozumieć ogólnie pojętą niechęć do pokarmów odzwierzęcych czy też tłuszczów nasyconych. Ale na litość boską, Dean: su-kra-lo-za?? W drugiej grupie?
Czyli sukraloza (splenda to jej nazwa handlowa) jest niby lepsza niż miód na przykład, który zresztą nie wiedzieć czemu wylądował w grupie trzeciej – na spółkę z białym cukrem i syropem fruktozowo-glukozowym?
Rozumiem, że spożywa się sukralozę w ilościach mikroskopijnych, jednak nadal nie rozumiem umieszczenia jej w grupie produktów zdrowych. Nie są mi znane żadne badania, które postawiłyby syntetyczną sukralozę jako produkt bardziej sprzyjający ludzkiemu zdrowiu niż naturalny miód (spożywany w rozsądnych ilościach, rzecz jasna).
Jeśli ktoś takie badania zna to proszę o podpowiedź. Jeden warunek: nie mogą być wykonane przez producenta sukralozy ani przeprowadzone przez badaczy mających z nim jakikolwiek związek (konflikt interesów).
Różnica pomiędzy sukralozą, a miodem jest kolosalna pod wieloma względami (pierwsza to „frankenfood” czyli chemiczne pseudożarcie stworzone w laboratorium, podczas gdy drugi jest tworem natury do dziś pomimo rozwoju technologii niemożliwym do odtworzenia w laboratorium przez chemików).
Legenda głosi, że sukraloza została w 1976 roku stworzona jako chloroorganiczny pestycyd i zaproponowana przemysłowi spożywczemu jako słodzik gdy przypadkowo odkryto, iż substancja ta jest diabelnie słodka (rzecz jasna jako słodzik producent mógł ją ludziom sprzedać dużo drożej niż jako środek ochrony roślin).
Rozkłada się w organizmie na toksyczne chloroglukozę i chlorofruktozę. Nie można też pominąć milczeniem doniesień badaczy o tym, że sukraloza może wpływać niekorzystnie na mikrobiom jelitowy, czyli zdrowie nam… odbierać. [1]
Konkluzja badaczy na dzień dzisiejszy zaleca w każdym razie ostrożność: sukraloza NIE JEST substancją biologicznie obojętną. [2]
Umieszczenie jej w drugiej grupie jest krótko mówiąc w mojej opinii nieporozumieniem. Miód z kolei jest znanym ludzkości od tysięcy lat prebiotykiem, dokarmiającym nasze dobre bakterie (zawiera bowiem fruktooligosacharydy). Od mikrobiomu jelitowego zaś zależy nasze zdrowie i długowieczność. Bez niego ani rusz, o czym dr Ornish dobrze wie i nawet mimochodem wspomniał o tym w swojej książce („Spektrum”, strona 114).
Spójrzmy jeszcze na najzdrowsze zdaniem dr Ornisha oleje z grupy pierwszej: ustawił on obok siebie olej lniany (bez wskazania zresztą czy chodzi o wysokolinolenowy kupowany w sklepie ze zdrową żywnością z lodówki czy niskolinolenowy kupowany w markecie z półki, a to duża różnica) oraz olej rzepakowy (bez wskazania czy chodzi o rafinowany czy też nie).
Olej rzepakowy swego czasu zawierał bardzo dużo kwasu erukowego (toksycznego dla człowieka: powoduje stłuszczenie narządów miąższowych oraz uszkodzenia serca), z tego względu dokonano hybrydyzacji rzepaku aby zawierał on go mniej i zaczęto intensywnie reklamować olej rzepakowy jako coś bardzo zdrowego (u nas w Polsce specjaliści od marketingu wymyślili nań romantyczną nazwę „oliwa północy”).
Obecnie produkowany olej rzepakowy wciąż jednak zawiera ok. 2% kwasu erukowego. Na rynku królują rafinowane, bezwonne (bo normalnie rzepak okrutnie śmierdzi) odmiany rzepakowego oleju, co gorsza.
No cóż, smacznego wszystkim spożywającym.
Pokochaj olej rzepakowy! 🙂
W wolnej chwili warto się też przyjrzeć kto sprzedaje nasiona rzepaku jak również nie bez znaczenia są praktyki rolników polegające na pryskaniu go tuż przed żniwami glifosatem (uznanym ostatnio oficjalnie przez Organizację Narodów Zjednoczonych za rakotwórczy). Praktyki tego typu skądinąd znane są i stosowane również wśród polskich producentów pszenicy. Smacznego, po raz kolejny.
Dr Ornish poleca również pełnoziarnistą pszenicę tak na marginesie, ale on jest lekarzem, a nie rolnikiem.
Osobiście wybieram jednak jedynie pszenicę orkisz z upraw ekologicznych (orkisz nie poddaje się modyfikacjom genetycznym ani intensywnemu nawożeniu). Ewentualnie stare odmiany jak płaskurka czy samopsza.
Za całą resztę nowoczesnej hybrydowej pszenicy podlewanej obficie glifosatem (powszechnie znanym jako roundup) dziękuję, ale… nie.
Czy to w wersji białej czy pełnoziarnistej – jeśli chodzi o mnie, to jest ona w grupie piątej, w najlepszym wypadku w czwartej (na decyzję wpłynął też w moim przypadku wynik testu na nietolerancje pokarmowe Food Detective, jak się okazało mój ustrój produkuje przeciwciała po spożyciu zwykłej pszenicy).
Spektrum radzenia sobie ze stresem
Nawet mając najlepszą i najzdrowszą dietę na świecie Twój układ odpornościowy nie będzie w stanie ochronić Cię przed chorobami jeśli nie nauczysz się sztuki radzenia sobie ze stresem. Nie liczy się bowiem tylko to co jesz, ale co zjada Ciebie! 😉
W jednym z eksperymentów podzielono podobne do siebie genetycznie małpy na dwie grupy, które były traktowane i karmione identycznie, z jednym wyjątkiem: w jednej grupie małpy poddawano stresowi emocjonalnemu, a w drugiej, kontrolnej – nie.
Okazało się, że małpy z grupy poddanej presji rozwinęły o 50% więcej blaszek miażdżycowych niż te z grupy kontrolnej.
Jak widać można mieć wspaniałą dietę i „dobre geny”, a mimo to szybko zacząć chorować – tak wielki wpływ na nas mają stresy (ale również długo przetrzymywane negatywne emocje, o czym za chwilę).
Większość ludzi podczas dnia spędza czas na automatycznym pilocie. Pośpiech, natłok myśli i ciągłe napięcie towarzyszą im każdego dnia, od momentu gdy wstaną z łóżka, aż do momentu gdy się do niego kładą wieczorem.
Ich układ współczulny odpowiadający za mobilizację ustroju jest cały czas pobudzony, podczas gdy układ przywspółczulny odpowiadający za relaks i odprężenie niemal nigdy nie dochodzi do głosu.
Stres sam w sobie nie jest zły, to nasza reakcja na stres może być dla nas zgubna w dłuższej perspektywie.
Sam mechanizm stresu (reakcja „walcz lub uciekaj”) został nam dany przez naturę, aby nas chronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem, tak jak to się dzieje u innych zwierząt.
Różnica pomiędzy nami a zwierzętami jest jednak taka, że my posiadamy w przeciwieństwie do zwierząt bardzo rozwinięty umysł, który jest jednocześnie naszym błogosławieństwem i może być naszym przekleństwem zarazem, o ile nie potrafimy z niego właściwie korzystać.
Rozważmy to na przykładzie: gazela, która pasie się na łące i wyczuje bliskość lwa – zerwie się nagle do ucieczki, zaś po uratowaniu życia za parę minut spokojnie pasie się już na innej łące, rozkoszując się chwilą obecną.
Nie rozpamiętuje jaki to był straszny lew, jak on mógł napaść na mnie, co by to było jakbym nie zdążyła uciec, co ja biedna zrobię jak on się tu jeszcze raz pojawi itd.
Poradziła sobie nasza gazela ze stresem i na tym kwita, życie toczy się spokojnie dalej – teraz.
Gdyby była człowiekiem to najprawdopodobniej umysł nie dałby jej tak łatwo spokoju.
Znam ludzi, którzy tak głęboko żyją przeszłością, tak żywo pamiętają rozmaite prawdziwe i urojone „krzywdy” i straszne wydarzenia z ich życia, iż z lubością do nich wracają, rozpamiętując je nawet po kilkudziesięciu latach.
Zresztą wystarczy kupić poranną gazetę czy też otworzyć witrynę portalu z bieżącymi wiadomościami, aby się o tym przekonać.
Problem w tym, że nasze ciało nie wie co się toczy w realu, a co tylko w umyśle.
Traktuje jedno i drugie tak samo.
Rusza cała lawina biochemicznych zdarzeń.
Wydzielają się hormony stresu (adrenalina, noradrenalina, po kilkunastu minutach również kortyzol), mięśnie napinają się w przygotowaniu do ewentualnej ucieczki lub konfrontacji, źrenice rozszerzają się abyśmy mogli lepiej widzieć.
Tętno, ciśnienie krwi i częstotliwość oddechu wzrastają (oddech ulega też spłyceniu), tętnice kurczą się, procesy trawienia ulegają zatrzymaniu, a krew zwiększa krzepliwość, aby móc szybciej w razie czego powstrzymać ewentualny krwotok gdybyśmy w walce o życie ulegli zranieniu.
Przywspółczulny układ nerwowy wywołuje przeciwstawne efekty.
Choć nie jesteśmy w stanie kontrolować ciśnienia czy krzepliwości krwi, lecz jest jedna rzecz, która jest jak najbardziej w zasięgu naszej kontroli: częstotliwość i głębokość oddechu.
Gdy jesteśmy zestresowani – głęboki i powolny oddech pomaga przełamać cykl stresu, daje sygnał dla ustroju: „już jest dobrze, to było tylko chwilowe”, co umożliwia zrównoważenie działania naszych układów współczulnego i przywspółczulnego, a to pozwala nam się uspokoić.
Sęk w tym, że większość ludzi nie poświęca wystarczająco dużej uwagi swoim reakcjom stresowym i nie mają zazwyczaj pojęcia jak sobie z nimi radzić, aby ich nie przytłaczały.
Nie umiejąc ich kontrolować przechodzą nad nimi do porządku dziennego czyli uważają codzienny stres za „coś normalnego w dzisiejszych czasach”.
Owszem, stres jest czymś normalnym i to w każdych czasach, ale jego nadmiar już nie.
Optymalny poziom stresu może być motywujący, inspirujący i twórczy, jego przedłużający się nadmiar jednak jest dla nas zwyczajnie zabójczy.
W programie dra Ornisha wykorzystywane są rozmaite metody skutecznego radzenia sobie ze stresem, oparte one są głównie na nauce sztuki uważnej obecności, rozwijania praktyki medytacji (używanej do celów medycznych jako sztuka skupiania uwagi na konkretnym obiekcie, stosowanej według metody opracowanej przez prof. Jona Kabat-Zinna), ćwiczeniach rozluźniających napięte mięśnie (stretching, joga) czy też wizualizacji.
Opis technik oraz ćwiczeń znajduje się w książce pana doktora „Spektrum”. To potężne ćwiczenia pozwalające na wyłączenie autopilota i rozpoczęcie świadomego i uważnego życia.
Stres nie musi rządzić Tobą, to Ty możesz i powinieneś nim zarządzać.
Można się tego nauczyć tak jak gry na pianinie czy robienia swetrów na drutach i nie jest to nawet specjalnie trudne, jedyne czego wymaga to ciągłej praktyki. Warto podjąć ten wysiłek!
Spektrum ćwiczeń
Myśląc o stresie nie sposób nie myśleć o aktywności fizycznej. Jest to najstarszy znany ludzkości sposób na relaks, dodanie sobie energii i wyzwolenie dobroczynnych endorfin.
Wiemy już też o tym, że umiarkowana i sprawiająca przyjemność aktywność fizyczna wpływa korzystnie na ekspresję genów, pomaga cofnąć efekty starzenia na poziomie komórkowym, poprawia pracę mózgu i obniża ryzyko wielu chorób cywilizacyjnych.
Nie musisz więc zapisywać się na siłownię, zatrudniać trenera osobistego czy planować biegania w maratonie. Po prostu rób to co lubisz i to, co sprawia Ci największą frajdę.
Na ćwiczenia fizyczne składają się 3 elementy:
– ćwiczenia wytrzymałościowe (inne nazwy: aerobik, trening wydolnościowy, trening sercowo-płucny, cardio) czyli np. chodzenie, bieganie, nordic walking, rower, taniec, pływanie, skakanie na skakance itd.
– ćwiczenia siłowe (inna nazwa: trening oporowy) czyli np. podnoszenie ciężarków (mogą to być nawet butelki z wodą)
– ćwiczenia elastyczności (joga, stretching)
O czym trzeba pamiętać?
1. Bycie konsekwentnym jest ważniejsze od intensywności czy długości zajęć. Lepiej ćwiczyć codziennie tylko trochę (np. 30-60 minut i nie musi to być za jednym razem, może być rozłożone w ciągu dnia), niż raz w tygodniu dać sobie wycisk.
2. Jeśli jednego dnia nie możesz przeznaczyć więcej czasu na aktywność fizyczną to nic nie szkodzi – zaplanuj dłuższą sesję w dniach następnych.
3. Aby uniknąć urazów czy zakwasów należy zwiększać częstotliwość i długość ćwiczeń, a nie ich intensywność. Jeśli prowadzisz kanapowy styl życia zacznij od spacerów, które będziesz stopniowo wydłużał, potem mogą one przejść w marszobiegi, nie zaczynaj zaś od razu od intensywnego biegania, bo zwyczajnie się zniechęcisz a przy tym możesz nabawić się kontuzji. Po prostu słuchaj swojego ciała, ono wie najlepiej jakie ćwiczenia mu służą.
Spektrum miłości i wsparcia
Przewija się ono przez całą książkę dra Ornisha, który raz za razem podkreśla, jak bardzo ważne jest wypełnić nasze życie radością i miłością (tak, również miłością do samego siebie).
Jak ważne są więzi rodzinne lub więzi z grupą wsparcia, która myśli i czuje podobnie jak Ty.
Wybaczyć i odpuścić sobie i innym. Potknięcia i błędy są częścią naszego życia, nie ma ludzi perfekcyjnych, ponieważ każdy z nas jest inny i każdy z nas jest wyjątkowy.
Złe emocje kiedy są długotrwałe powodują wzrost ryzyka zachorowania na wiele chorób.
Przewlekle tlące się w ustroju stany zapalne, palenie tytoniu czy nadwaga są również czynnikami ryzyka, ale nie mniejszy wpływ ma długotrwałe przetrzymywanie w sobie gniewu, żalu i wrogości, poczucie samotności, izolacji, braku miłości, więzi i intymności.
W grupach wsparcia pacjenci dra Ornisha uczą się takich umiejętności jak np. komunikacja, asertywność, umiejętność aktywnego słuchania, umiejętność wyrażania swoich uczuć, pojmowanie różnic pomiędzy empatią a sympatią itd.
Dawanie i otrzymywanie miłości i wsparcia sprawia, że jesteśmy nie tylko zdrowsi, ale i szczęśliwsi. 🙂
Spektrum doktora Ornisha – podsumowanie.
Jak wynikało z badań zespołu Ornisha im większe zmiany ktoś wprowadził w życie tym lepsze osiągał rezultaty.
Najlepsze rezultaty (czyli cofanie chorób) przynosiło dopiero wprowadzenie zmian o wiele głębszych niż jedynie umiarkowane zmiany, zalecane przez ogół lekarzy.
Najlepsze w tym jest to, że Ty sam możesz kontrolować czynniki ryzyka.
Małe zmiany przynoszą małe rezultaty. Umiarkowane zmiany przynoszą umiarkowane rezultaty.
Przesuń się wtedy jeszcze bardziej w kierunku zdrowego końca spektrum, choćby to miało oznaczać rewolucję w Twoim życiu. A może właśnie tego potrzebowałeś?
Rewolucyjne zmiany przynoszą rewelacyjne efekty.
Efekty te sprawiają nam przy tym tak niesamowitą frajdę, że wkrótce decyzja by żyć, myśleć czy jeść inaczej staje się wspaniałym, napełniającym nas radością doświadczeniem, zamiast być narzuconą, przyprawiającą o depresję katorgą.
Obfitość, miłość i radość pozwala wytrwać, podczas gdy wyrzeczenie, poświęcenie czy pohamowanie już nie.
Dr Ornish wychodzi zatem z założenia, że podejmowanie decyzji o zmianach stylu życia w duchu wyrzeczeń, deprywacji czy ascetyzmu jest o wiele mniej skuteczne niż podejmowanie ich gdy motywuje nas radość, miłość oraz czerpanie przyjemności i satysfakcji (z tego co robimy, jak jemy i jak żyjemy).
Owocem podjętych w duchu miłości decyzji są nowe nawyki stylu życia, który zostaje z nami już na zawsze, przynosząc nam wymierne i widoczne jak na dłoni korzyści – czujemy się lepiej jak również w długoterminowej perspektywie mamy dużo większą szansę na wysokiej jakości dłuższe życie i opóźnienie starzenia.
Warto wiedzieć, że to właśnie dr Dean Ornish wraz z laureatką Nagrody Nobla, prof. Elizabeth Blackburn, odkrył w badaniach związek pomiędzy stylem życia, a aktywnością enzymu zwanego telomerazą, który zarządza naszymi telomerami (zakończeniami chromosomów, które skracają się wraz z upływającym czasem).
Z badań doktora Ornisha wynika, iż zmiany stylu życia są w stanie w ciągu zaledwie trzech miesięcy wpłynąć na ekspresję ponad 500 naszych genów (odpowiadających choćby za choroby serca czy też nowotwory np. piersi, prostaty czy jelita grubego) jak i na wydłużenie się naszych telomerów (a co za tym idzie długości naszego życia).
Tak naprawdę nasz los jest w naszych rękach i nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo. Nie ma co zwalać na geny.
Nawet rzecz tak wydawałoby się potężna jak geny nie są naszym przeznaczeniem. Są tylko wskazówką. Są jak nabity pistolet, który nie wypali dopóki nie zostanie naciśnięty spust.
Warto podkreślić, że pomimo pewnych widocznych „korporacyjnych” naleciałości dających się odczuć w części żywieniowej – cały program Ornisha jest o tyle dobry, że działa, jest po prostu skuteczny. Ornish spędził 30 lat pracy nad tym, aby dostarczyć na to naukowe dowody.
Do tej pory jego program został z sukcesem zastosowany u pacjentów cierpiących na choroby serca i układu krążenia, otyłość, cukrzycę typu drugiego oraz nowotwory prostaty i piersi.
Jest to też pierwszy program oparty na zmianach stylu życia, który został zaakceptowany przez władze jako naukowo udowodniony i wdrożony do lecznictwa publicznego, w związku z tym po raz pierwszy w historii chorzy pacjenci mają możliwość korzystać z innych niż leki czy operacje możliwości dochodzenia do zdrowia.
To jest rewolucja i należy to docenić.
Odpowiednie jedzenie, umiarkowany ruch, spokój ducha i miłość naprawdę leczą! 🙂
Witryna programu „Spektrum” (w jęz. ang.): https://ornishspectrum.com/
Strona dra Ornisha na FB: https://www.facebook.com/Ornish
Odnośniki:
1. www.cukrzyca-terapia.pl/dietetyka/745-sztuczne-sodziki-s-szkodliwe-tego-nie-mogam-dowiedzie-si-na-kongresie-ptd-we-wrocawiu
2. „Sucralose, a synthetic organochlorine sweetener: overview of biological issues.” https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/24219506

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Janusz napisał(a):
Wow! Świetny tekst.
Pozdr. J.
Przy okazji:
dlaczego nawet malutka kawa jest zabroniona przy diecie dr Dąbrowskiej?
Marlena napisał(a):
Podczas postu na pewno nie pije się niczego zawierającego kofeinę. Poza postem z tego co kojarzę nie ma takich obostrzeń, ale pani doktor radzi traktować kawę jako napój funkcjonalny (np. gdy musimy nie spać w nocy) i/lub okazjonalną przyjemność, a nie codzienny nałóg jak to czyni większość ludzi. Dr Ornish również sugeruje pić więcej herbaty (szczególnie zielonej), a nie kawy.
Ania napisał(a):
Marleno, jak oceniasz kwestię wrzucenia oleju kokosowego do 5tej grupy?
Dzięki za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Myślę, że to z uwagi na zawartość tłuszczów nasyconych oraz faktu, że nie wydano ostatecznego werdyktu jeśli chodzi o ten olej (nie ma o nim wielu badań). Stąd z ostrożności pan doktor umieścił go w grupie piątej, choć są wskazówki mówiące o tym, że kwas laurynowy i mirystynowy w oleju kokosowym zapobiegają szkodliwym wpływom na nasze tętnice. Sprawa wymaga jednak jak się zdaje dalszych badań.
Jadwiga napisał(a):
Część dietyczna jest dla mnie bardzo rozczarowująca a reszta nic nowego pod słońcem, tak naprawde. Tylko uznanie możliwosci innego sposobu leczenia przez „skostniałe” instytucje kontrolujące nasze sposoby leczenia jest rzeczwiście „novum” ale czyżby dotyczące jedynie tylko tego co myśli dr Ornish?
A co np z Gersonem? Czy ten sposób leczenia też jest już uznany w US?
Marlena napisał(a):
Jadwigo, jak do tej pory jedynie program Ornisha został zgodnie z wymogami odpowiednio przebadany, udowodniony i następnie dopuszczony oficjalnie do publicznego lecznictwa. Na wszelki wypadek skuteczności programu Gersona się nie bada i długo się pewnie badało nie będzie, a potem wcale. 😉 Nie ma sponsora. Ornish miał i badania zrobił (aczkolwiek naleciałości wpływów wielkich korporacji nie da się ukryć, być może był to po cichu przez lobbystów ustalony warunek dopuszczenia jego programu do publicznego użytkowania? Któż to wie.).
Jednak jeśli taki w sumie dosyć tolerancyjny program jak Ornisha działa i jest skuteczny (statystyki są imponujące), to wyobraźmy sobie co może robić dużo surowszy program Gersona, gdzie do dobrego programu odżywiania (odpowiednik mniej więcej grupy pierwszej „Spektrum”) dochodzą liczne „bomby witaminowe” w ciągu dnia w postaci soków warzywnych. Program Gersona co prawda nie kładzie takiego nacisku na aktywność fizyczną, ale za to wspomina o ważności kąpieli słonecznych i witaminy D, natomiast w książce Ornisha nie znalazłam nawet wzmianki na ten temat (co mnie dziwi, jako że znane są powiązania chorób serca oraz innych chorób cywilizacyjnych z niedoborem witaminy D, a dr Ornish bazując na medycynie opartej na faktach, powinien zwrócić uwagę na witaminę D jako ważny czynnik w powstawaniu chorób cywilizacyjnych).
Natomiast z pewnością niezmiernie pokrzepiające jest w ogóle to, że chorzy mają pierwszy raz w historii możliwość leczenia się holistycznie czyli zupełnie inaczej niż jedynie tradycyjne zajmowanie się samymi objawami (np. operacje i leki). Jak to było? Mały krok dla człowieka, ale duży dla ludzkości (powiedział Neil Armstrong stawiając pierwszy ludzki krok na Księżycu) czy jakoś tak. No, wszyscy wiemy o co chodzi. Cieszmy się, bo może w końcu idzie to długo wyczekiwane nowe, a Ornish to dopiero nie do końca idealne tak zwane „pierwsze koty za płoty” miejmy nadzieję, a nie gwiazda jednego sezonu, która zaraz zniknie z horyzontu 🙂
Gosia napisał(a):
Marleno, czy mogłabyś napisać o kandydozie? Bardzo ciekawi mnie, co sądzisz na ten temat. 🙂 Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Niewykluczone, że napiszę na ten temat.
Gosia napisał(a):
skoro rzepakowy nie jest ok bo jakiś tam kwas, no to jakiego oleju w końcu używać do sałatek.. 🙁
Marlena napisał(a):
Olej lniany wysokolinolenowy (tzw. do diety dr Budwig) lub olej z lnianki są najlepsze, na drugim miejscu oliwa.
Janusz napisał(a):
Marleno
Dzięki Tobie:) z mięsożercy przeszedłem na Laktoowowegeterianizm. Może nie do końca, bo raz na tydzień jem kawałek ryby lub owoce morza (nie smażone tylko pieczone/duszone) ale z czasem być może i te pływające „zwierzaki” odstawię. 🙂
Mam prośbę o polecenie/rekomendowanie dobrej strony /bloga na temat wegeterianizmu. Chodzi m.in. o dobre menu /dobór potraw w taki sposób by uzupełniały maksymalną /wymaganą ilości witamin i minerałów. Kiedyś spotkałem się z takim menu (niestety nie pamiętam strony) gdzie obok składników danego posiłku były w nawiasach wymienione jego właściwości, skład minerały-witaminy i najlepsza forma do spożycia. Np. zupa z soczewicy. Skład: soczewica zielona (i tutaj o soczewicy, co zawiera jak ja podawać, itp.), pomidor (to samo) … itd.
Z góry dziękuję za pomoc.
Może ktoś z czytelników spotkał się z tego typu menu?
J.
cedrc napisał(a):
Witam!
Dziekuje za omówienie ksiązki dra Ornisha.
Na pewno jej nie kupię, bo szkoda na nią czasu.
Wygląda na brainwashing, jak i ksążka Campbella.
Marlena napisał(a):
Brainwashing bo każe jeść dużo warzyw i mało mięsa? 😉 Obowiązku zakupienia książki nie ma. Nie chcesz – nie czytaj. Ten program skutecznie skutecznie leczy chorych. Nie musi się on podobać każdemu bo nie do tego został stworzony by się każdemu podobać, tylko po to by być skuteczny.
Ewelina napisał(a):
Może mi ktoś wyjaśnić dlacze orzechy nerkowca i pekan znalazły się w 3 grupie? Zawierają jakieś szkodliwe oleje? Przy okazji podpisuję się pod prośbą Janusza o polecenie dobrej strony internetowej dla wegan/ wegetarian. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Włoskie znalazły się w wyższej grupie, ponieważ mają w sobie antyzapalne kwasy Omega-3, a nerkowce czy pekan głównie mają Omega-6.
Monia13 napisał(a):
A ja chciałam po prostu podziękować 🙂 Za wszystko, za zmianę mojego życia, za post daniela, za sałatkowy zawrót głowy, za cukrowy detoks, za odejście od umiaru, witaminę C i D i wiele, wiele innych przydatnych info 🙂 Czuję się i wyglądam świetnie i nie zmienię tego 🙂 Oczywiście nie było łatwo a zmiany nie nastąpiły z dnia na dzień ale opłaca się być cierpliwym 🙂 Co do otoczenia które wiele rzeczy krytykuje, to pod nosem śpiewam sobie za Twoim Marleno przykładem „Róbmy swoje” 🙂 DZIĘKUJĘ 🙂 🙂 🙂
Marlena napisał(a):
Dokładnie, Monia: róbmy swoje! 🙂 Gratuluję zmiany stylu życia i pozdrawiam cieplutko!
Janusz napisał(a):
Marleno.
Mam pytanie o post Daniela – szczególnie o menu śniadaniowe. Poleciłem znajomej, poczytała, przygotowała się do postu i zaczęła, ale… po surowiźnie na śniadanie ma od kilku dni różne atrakcje żołądkowe. Czy masz jakieś pomysły na śniadanie „na ciepło” w ramach tego postu – zamiast tradycyjnych płatków czy owsianki, które by łagodniej traktowało żołądek i jelita?
Pozdr.
J.
Marlena napisał(a):
Przy problemach z trawieniem surowych warzyw i owoców dr Dąbrowska pacjentom robi 3-4 dni postu na soku marchwiowym (jest to opisane w jej książce), dopiero potem wprowadza się najpierw gotowane, potem surowe produkty.
Regina napisał(a):
Mam pytanie – Rafinowany olej rzepakowy jest niezdrowy , Czy olej
rzepakowy nierafinowany jest również niezdrowy ze względu na ten kwas
erukowy ?
Marlena napisał(a):
Nierafinowany będzie na pewno miał więcej wartości prozdrowotnych, jednak kwas erukowy będzie tam nadal, a jeśli olej nie jest z upraw ekologicznych to jest duże prawdopodobieństwo, że znajduje się w tym rzepaku również nieszczęsny glifosat. Dlatego jeśli już, to rzepakowy z upraw ekologicznych, nierafinowany (nie nadaje się on jednak do smażenia jak jego rafinowany braciszek). Jednak i tak nie jest on tak zdrowy jak olej lniany. Rzepakowy ma wciąż 2 razy tyle Omega-6 co Omega-3, konkurujących o te same receptory. Lniany ma stosunek zbliżony do 1:1.
irena napisał(a):
I ja chciałam dołączyć do Moni13 i podziękować za zmianę mojego życia,lepsze zdrowie,i wygląd.Też dołączam do Was w śpiewaniu,,Róbmy swoje”.Dziękuję
Gosia napisał(a):
a czy masło klarowane można polecić do smażenia? jeśli nie to na czym smażyć.. 🙁
Marlena napisał(a):
Owszem, masło klarowane lub olej kokosowy ale… Najlepiej w ogóle nie smażyć 🙂 Ja niczego już od dawna nie smażę i nie polecam tego sposobu obróbki termicznej, ponieważ wytwarza mnóstwo wolnych rodników – wrogów zdrowia, młodości i urody.
Rafał Mu. napisał(a):
Jakie jest według Pani najlepsze źródło kwasów omega-6? Do tej pory stosowałem olej rzepakowy (tłoczony na zimno), ale może jednak warto zrezygnować ze względu na ten kwas erukowy. Może więc słonecznikowy?
Marlena napisał(a):
Olej lniany oprócz Omega-3 (pow. 50%) ma też Omega-6 (ok. 15%) i Omega-9 (ok. 15%). Również oliwa z oliwek ma ok. 8% kwasów Omega-6. Dla urozmaicenia czasem stosuję nieco innego oleju np. dyniowego, z lnianki, z kiełków pszenicy, wiesiołkowy, konopny. Słonecznik jadam ziarno w całości (podobnie jak orzechy), rzepaku nie jadam wcale, w żadnej postaci 😉
Rafał Mu. napisał(a):
Tak ale pijąc olej lniany razem z omega-6 dostarczę jeszcze więcej omega-3. Przydałoby się więc jakieś inne źródło. Myślę że dobrze by było stosować olej lniany i słonecznikowy w proporcji 1:1
Marlena napisał(a):
Ja olejów nie piję, więc się nie wypowiem.
Miłka napisał(a):
Hej
Pozdrawiam wszystkich maniaków zdrowego odżywiania. Chciałabym zwrócić uwagę na jeden kluczowy aspekt – podobno życie w swojej najgłębszej postaci ma naturę energetyczną i to jest podstawa aby zachodziły życiowe procesy.
Więc nasze wszystkie zabiegi dostarczenia najlepszych składników z superfoods mogą nie zadziałać jeśli ten obieg nie działa jak trzeba. Oczywiście na tym oparta jest koncepcja medycyny chińskiej z 5 tysiącami lat tradycji , przetestowanej na setkach pokoleń ludzi , ale również o tym zaczyna mówić zachodnia nauka, np. Bruce Lipton. Co sądzicie na ten temat?
Droga Marleno – Twój blog to niezależnie od wszystkiego kawał porządnej roboty!
cela napisał(a):
Witam, chciałabym stosować olej lniany na zimno tloczony, trzymany w lodówce, ale mieszkam w UK i jeżeli już udało mi sie takowy olej znaleźć to ani słowa o warunkach jego przechowywania:( czy wiesz Marlenko, gdzie mogłabym taki dostać? Jak na razie używam do sałatek oleju rzepakowego i oliwy oliwek organicznych na zimno tloczonych , a di deserow i popcornu kokosiowego jak wyżej. Ale baaardzo zależy mi na lnianym. Jakieś wskazówki
Marlena napisał(a):
Musisz udać się do health food store czyli sklepu ze zdrową żywnością i tam nabyć olej z lodówki. Nie kupuj oleju lnianego z półki sklepowej, trzymanego w pokojowej temperaturze.
Edyta napisał(a):
Ja też mieszkam w UK. Olej Dr Budwig znalazłam na eBay’u! Przechowywać w lodówce.
Aneta napisał(a):
A czy w przypadku choroby Alzheimera jest jakiś protokół witaminowy?
Marlena napisał(a):
Tu masz ciekawy artykuł na ten temat: https://www.doctoryourself.com/alzheimer.html od siebie dodam, że antagonistą glinu jest krzem: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22976072 picie przez 12 tygodni 1 l dziennie wody bogatej w krzem poprawiło funkcje kognitywne u 3 z 15 pacjentów z Alzheimerem, jednocześnie wydalali z moczem glin. Niewykluczone, że dłuższa terapia z jeszcze większą ilością krzemu przyniosłaby jeszcze lepsze rezultaty – potrzebne są dodatkowe badania, ale pewien trop już jest: obciążenie ustroju glinem może być czynnikiem sprawczym tej choroby.
Beata napisał(a):
Witam serdecznie! A pro po wit. K2 Mk-7 ostatnio byłam u swojego lekarza odnośnie wyników po pobycie szpitalnym. Wyszła mi troche słaba krzepliwość krwi. Dostałam receptę na wit. K i zapytałam Pani doktor czy ta witamina może być antagonistyczna w stosunku od Wit. K2 MK7 a ona pyta zdziwiona co to ta wit. K2 MK 7?
No cóż…, troszkę mnie zaskoczyła. Od znajomej lekarki dostałam pouczenie na tema szkodliwości wit. PP z wykładem o zafundowaniu sobie raka dostałam 20 tabletek 50 mg. Ehhh
A tak w ogóle to rzeczywiście może być jakiś antagonizm między obu witaminami?? Mam na myśli K i K2 Mk7.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wiedzę, którą z przyjemnością studiuję!!
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Lekarze znają się tak średnio na witaminach, są specjalistami raczej od leków, a już dużo mniej od suplementów czy witamin, więc nic dziwnego. Nie ma antagonizmu pomiędzy K1 i K2, każda ma inne zadanie do spełnienia.
Beata napisał(a):
Dziękuję za odpowiedz. A czy w sposób naturalny mogę jakoś poprawić krzepliwość?? Zaznaczam, że odżywiam się raczej zdrowo a przynajmniej mocno się staram. Zażywam wit. D3, wit. K2 MK7, Selen, Cynk, wit. C 1 łyżeczkę dziennie, wit. E ( tokovit 200 j.m.) magnez w formie oliwki magnezowej.
Będę wdzięczna za podpowiedz 🙂
Marlena napisał(a):
Jedz codziennie kiełki (1-2 szklanki dziennie), a bardzo szybko krzepliwość wróci do normy. Zakładam, że masz problem z małopłytkowością https://www.doctoryourself.com/platelets.html
Możesz je dodawać do szejków, sałatek, zup (ale nie gorących) i przyprawiać dowolnie aby smakowały.
Mirka napisał(a):
Witam. Zaczęłam czytać Pani bloga, jest bardzo fajny, ciekawy, dużo się można dowiedzieć. Lubię ludzi, którzy tak zażarcie bronią swojego stanowiska. Chociaż nie do końca ja sama się z tym zgadzam. Zaczęłam czytać Pani bloga od końca, może w późniejszym czytaniu trochę zmieni Pani swoje stanowisko, ale nie o to chodzi. Całkowicie zgadzam się w kwestii, że koncerny nas trują i zamiast kupować wędlina, sama ją sobie robię np. w szynkowarze. Co prawda nie jem za dużo wędliny, ale jem. Mleko o którym Pani pisała na początku swojego bloga. Fakt pasteryzowane mleko nie już mlekiem w jego znaczeniu. Ale weźmy pod wzgląd takie rzeczy jak różne strefy klimatyczne. Kiedyś ludzie nie przemieszczali się tak jak dzisiaj i co mieli jeść ludzie, którzy mieszkali w Afryce, gdzie roślinności jest bardzo mało, co mieli jeść ludzie, którzy mieszkają na Syberii czy w wiecznych zmarzlinach – Eskimosi? Dla tego ludzie są dostosowani do jedzenia i roślin i mięsa. Dla tego nauczyliśmy się ją przetwarzać, aby w okresie kiedy rośliny nie rosną móc z nich korzystać. Nie mówię tu o przetwarzaniu przemysłowym. Co do mleka – w naszej strefie klimatycznej kokosy i migdały nie rosną, więc nasi dziadowie nie mogli sobie robić mleka kokosowo-migdałowego. Jeżeli powołuje się Pani na naszego stwórcę, to należałoby przywołać Stary Testament, Księgę wyjścia, gdzie Jahwe wydał pierwsze polecenia Mojżeszowi ” Dnia dziesiątego tego miesiąca niech każdy przygotuje baranka dla rodziny; jednego baranka na dom. Gdyby zaś rodzina jakaś była zbyt mała (aby zjeść) baranka, niech weźmie go razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu…Następnie całe zgromadzenie Izraela zabije je pod wieczór. Potem weźmiecie nieco (jego) krwi i pomażecie oba odrzwia i próg tych domów, w których będziecie je spożywać. Mięso, pieczone na wolnym ogniu, zjecie tej samej nocy, do tego przaśne chleby…Przez siedem dni będziecie jeść chleby niekwaszone…).
Proszę mój wpis potraktować jako odmienne zdanie, a nie krytykę. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że wszystko trzeba przyjmować i czytać z małą poprawką, a nie bezkrytycznie przyjmować wszystko za pewnik. Nawet tak jak Pani wybiórczo przyjmuje badania jednych naukowców, a drugich nie. Po prostu wybrała Pani taki styl życia, który nie jest zgodny do końca z zamysłem Stwórcy. Ale i tak z chęcią będę w wolnych chwilach czytała Pani bloga. A, że każdy z nas chciałby być wiecznie zdrowym i młodym, to inna rzecz i dla tego szukamy na to sposobu.W końcu jesteśmy zaprogramowani przez Stwórcę na życie do 120 lat, a najbardziej nas wyniszcza przemysł jak Pani napisała spożywczy, kosmetyczny i farmaceutyczny. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wybacz, ale nie jestem dobra w biblijne klocki i nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Jem czasami ryby. Może być? Jest zgodnie teraz z zamierzeniem Boga, tego Twojego? 😉
Dla wyjaśnienia dodam, że ze wszystkich rzeczy religijnych został mi się na dzień dzisiejszy jedynie Jezus, jego Kazanie Na Górze (polecam) i 10 przykazań (tak, piąte składa się tylko z dwóch słów). Amen.
Mirka napisał(a):
Witaj. Jak napisałam lubię ludzi, którzy bronią swojego zdania, ale chciałam Ci zwrócić uwagę na jedną rzecz, że to Ty powoływałaś się na Stwórcę, wróć do swoich pierwszych postów. Również nie będę wdawała się w dywagacje na Bogiem, bo to nie było moim zamiarem. Ja tylko nawiązałam do Twoich wpisów. Nadużywanie właśnie Boga w swoich poglądach uważam za nadużycie. To o czym Ty piszesz to tylko Twój styl życia. Przecież jednym naukowcom wierzysz innym nie, a reszta to obrona Twoich poglądów. Twoja sprawa w co i w kogo wierzysz, ale zwracam uwagę, że Jezus jest synem Boga, a pierwsze prawo stanowił Bóg, dla tego się powołałam na stary testament. Życzę więcej humoru i dystansu ;-). Mimo wszystko i tak będę czytała Twojego bloga, bo przynajmniej mam wszystko skumulowane w jednym miejscu i dzięki Twojej pracy nie muszę szukać opracowań naukowców ;-). Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Zgadza się – niech każdy wierzy w to co uważa 😉
Dagmara napisał(a):
Boże jak ja nienawidzę religii !
Marlena napisał(a):
Religie nie każdemu pozwalają pielęgnować duchowość (z reguły dzieje się odwrotnie), a jeśli się to zdarzy to osoba taka zostaje ogłoszona świętym. Nie każdy może być świętym 🙂
Agnieszka napisał(a):
Marlena, wiem że ten blog nie służy dywagacjom na tematy religijne, ale jako chrześcijanka muszę sprostować: każdy jest powołany do świętości; ) Być może miałaś co innego na myśli pisząc, że nie każdy może być święty (być może chodziło o świętość w sensie wyniesienia na ołtarze, czyli ogłoszenia kogoś świętym publicznie), ale nie wprowadzaj proszę czytających w błąd.
Marlena napisał(a):
Tak, to właśnie miałam na myśli: nie każdy będzie wyniesiony na ołtarze (publicznie). Ale tak jak piszesz – każdy człowiek stanowi świętość samą w sobie, bowiem każdy jest Dzieckiem Bożym, pochodzi od Boga (a jeśli ktoś czyta te słowa będąc alergicznym na słowo „Bóg”, to niech to przetłumaczy sobie na „każdy jest dzieckiem wszechświata, kosmosu, absolutu” czy jak mu tam pasuje). 😉
E-Lutek napisał(a):
Witam tak jak mowilem wczesniej rewelka blog :):):)
Powoli wraz zona zmieniamy stare przyzwyczajenia choc nie jest latwo hehe z tego wzgledu ze wczesniej moje zaangazowanie w kuchni bylo zerowe
Mam dwa pytania tylko troche nie na temat
Myje owoce i warzywa bo na dzien dzisiejszy mieszkamy w miescie i czy takie owoce np. banany gdzie skorke nie zjadamy tez sie powinno myc ???
i drugie Marleno jakie jest Twoje prywatne zdanie na temat szczepien ???
dzieki pozdrawiam
ps. a przy okazji prosze jeszcze raz podziekowac i przeprosic za moja pomylke pania ktora pracuje w sklepie AW
Marlena napisał(a):
Ja wrzucam wszystko (banany też) do roztworu (chyba że coś jest bio, wtedy przechodzi tylko kąpiel kwaśną antybakteryjną).
Na temat szczepień pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/nie-szczepimy-pokaz-mi-swoj-plan-b/
E-Lutek napisał(a):
super dzieki
Marleno mam jeszcze jednao pytnie
odnosnie posilkow ( srednio pijemy 30 min przed posilkiem 2h po posilku )
problem polega na tym ze po tylu latach picia do posilkow ciezko odzwyczaic oranizm i osobiscie mnie zatyka . Teraz juz jestem wstanie dokonczyc posilek bez plynow. Czy jest np. dobrze po spozytym posilku glownym pozniej zamiast plynow spozyc arbuza , melona , slodka papryke itp.
dzieki sliczne
Marlena napisał(a):
Myślę, że nie ma raczej przeszkód aby zamiast płynów zjeść pomiędzy posiłkami soczysty owoc. Tam jest zawarta najlepsza woda. Najważniejsze jest to, aby pokarm mieszać zawsze dokładnie ze śliną. Kiedy zamiast tego popijamy pokarm płynem i taki rozmiękczony połykamy, to owszem, oszczędziliśmy sobie wysiłku żucia, ale też i enzymy zawarte w ślinie nie miały czasu aby dokonać wstępnego trawienia, wtedy dalszy proces trawienia jest utrudniony. Nawet świeżo wyciskane soki warzywne należy „żuć”, czyli pozwolić aby się nasączył w buzi śliną i zmieszał z nią.
Monika napisał(a):
Witam! 🙂
Co pani sądzi o książkach Michała Tombaka jak i o nim samym.
Czy jest to godny zaufania człowiek czy może pseudo profesor, zamierzam zakupić cały pakiet książek. Czy jego rady, przepisy zawarte w książkach są naprawdę wartościowe, prawdziwe?
ciepło pozdrawiam i dziękuję
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć, Moniko, czytałam jakąś jego książkę dawno temu, nie pamiętam tytułu. Chyba wolę książki pisane przez praktykujących lekarzy, tych prawdziwych, a nie samozwańczych „ekspertów zdrowia naturalnego” każących dodatkowo tytułować się „profesorem” 😉 Ale z ciekawości być może jeszcze powrócę do tej lektury, bo mówiąc szczerze wiele już teraz nie pamiętam.
Renata napisał(a):
Witam,
nie bardzo wiem o co chodzi z bananami bio. Rosną, jak wiadomo w ciepłym klimacie, nie u nas. Mieszkałam sporo czasu na Teneryfie, bananów tam mnóstwo, klimat i powietrze czyste. Chyba na każdej fince pracowałam. Wszystkie uprawy (pola) bananowe tak samo uprawiane, ziemie takie same. Coś mi się zdaje, że słowo „bio” jest nadużywane.
Marlena napisał(a):
W uprawach organicznych (bio) nie są stosowane takie same jak w uprawach konwencjonalnych środki ochrony roślin, na tym polega główna różnica.
Justka napisał(a):
Marleno,
Jaki olej lniany polecasz? Ja kupowałam LenVitol, ale on ma rybi posmak zawsze, chociaż przechowuję w lodówce. I proszę też o podpowiedź wiosiołkowego, jego nie używałam.
Marlena napisał(a):
Mam swoje 2 ulubione firmy: Biooil i Olvita. Szczególnie dobry jest ekologiczny olej lniany OmegaLen z Biooila. Rybi posmak tak trochę zawsze będzie, mniej czy bardziej, ale w dobrym oleju nie powinien dominować. Zamiast oleju jednak warto po prostu mielić sobie na świeżo siemię lniane i zjadać w tej formie.
KRZYSZTOF napisał(a):
Tak sobie myślę o Was wszystkich,moi KOCHANI,ŻE TAK MAŁO SIĘ RUSZACIE…a wszak gimnastyka na dywaniku gumowanym ,rozciąganie się, podnoszenie nóg, napinanie brzucha, ćwiczenia z piłką, z krótkim 1 metrowym drewnianym drążkiem (na brzuchu : wyprost rąk, zza siebie na kark i z powrotem prznajmniej 50 x – doskonale robi na sflaczały gorset mięsniowy lędżwi!).poza tym nawet przed TV można wyciskać 3-5kg ciężarkiem – prawda?… A wszystko przy muz ce – prawdziwej Muzyce np. Secret Garden (trudno w Polsce o CD, czy Ludvico Einaudi)…..No i spacery ! Zwykły spacer z psem 30 minut, to rozkosz dla psyche i RELAKS NIESAMOWITY !!!
Zatem ruch ! Wzmacnia kości, daje płucom zastrzyk tlenu !
Polecam witaminy K2 & D3 łącznie na kości i nie tylko.
Co robić z miażdżycą małych tętnic ? Oto moje pytanie do lekarzy i tych, którzy jak jak , mają mrowienie w palcach stóp i zimne stopy mimo wełnianych skarpetek nocą podczas snu.
Menu?…Jajka jem codziennie. Masło cieniutko smaruje, do tego avocado, cebula i czosnek obowiazkowo. Kocham gorzką czekoladę. Ćwierć tabliczki dziennie lub dodawanej do musli z 0 % białym jogurtem: pestki dyni i słonecznika & kawałki banana oraz suszonej sliwki oraz orzechów – czy robię słusznie ?
Indyk tylko gotowany ! Jarzyny..owoce…polecam czerwone winogrona i taki sam grejfrut oraz pomarańcze.
0 białego pieczywa bo to pszenica !
Tylko na zakwasie ciemne!
Cóż…wracam do ruchu i robię zaraz gimnastykę a potem długi spacer z moim psem.
On to kocha ! Jak ja.
Marlena napisał(a):
Krzysztofie, masz rację – ruch jest niezbędny, życie to ruch, śmierć to bezruch. 😉 Aczkolwiek jak donoszą badacze żadna ilość ruchu nie jest w stanie zneutralizować szkód wyrządzanych sobie za pomocą złej diety. Dlatego dieta to podstawa.
Jeśli chcesz wiedzieć jak pozbyć się miażdżycy (w sposób udowodniony naukowo) to polecam właśnie książkę dra Ornisha „Spektrum” oraz jeszcze jednego lekarza „Chroń i lecz swoje serce. Naukowo udowodniona dieta, która wydłuży Twoje życie”, autorem jest lekarz kardiolog dr Esselstyn: https://akademiawitalnosci.pl/dr-caldwell-b-esselstyn-chron-i-lecz-swoje-serce-naukowo-udowodniona-dieta-ktora-wydluzy-twoje-zycie/
Obydwaj lekarze publikowali swoje race naukowe dotyczące leczenia dietą oraz zmianami stylu życia. Druga książka jest w zasadzie tym samym co mówi dr Ornish z pominięciem radzenia sobie ze stresem czy nakazu gimnastyki (Esselstyn skupił się głównie na leczeniu dietetycznym) i również jej skuteczność została potwierdzona w praktyce.
W diecie leczniczej tego typu należy sobie na czas zdrowienia darować wszelkie jajeczka i masełka, a nawet awokado i czekoladę, bowiem dieta nie przekracza 10% kalorii pobieranych z tłuszczu i pochodzi on jedynie z naturalnych źródeł całościowych, roślinnych (warzywa, owoce, pełne ziarno, rośliny strączkowe). Nie stosuje się też izolatów tłuszczowych w postaci oleju czy oliwy. Dieta lecznicza jest 100% wegańska, więc nie ma w niej też niczego odzwierzęcego. Książki zawierają też przepisy kulinarne, na bazie których można tworzyć własne wariacje.
Pomocna może być też bardzo podobna metoda naszej polskiej lekarki, dr Ewy Dąbrowskiej (przeplatanie okresów niedoboru kalorycznego czyli postnej diety warzywno-owocowej z okresami niskotłuszczowej diety „plant based”: etap pierwszy piorunem poprawia parametry fizjologiczne – w ciągu kilku tygodni), szczegóły w książkach pani doktor: https://akademiawitalnosci.pl/ewa-dabrowska-cialo-i-ducha-ratowac-zywieniem-oraz-przywracac-zdrowie-zywieniem/
Jola napisał(a):
Marleno, co sądzisz o kawie bezkofeinowej ? Mam na myśli zwykla kawe, nie kawe zbozową. Rozumiem z artykułu, że jest lepsza niż klasyczna….
Marlena napisał(a):
Jolu, trudno powiedzieć, ta kawa bezkofeinowa jest bardzo przetworzona, jest otrzymywana poprzez usunięcie kofeiny za pomocą środków chemicznych, więc czy jest zdrowa? Ja mam pewne wątpliwości.
Agnieszka napisał(a):
Może trochę nie na temat, ale potrzebuję z kimś tym się podzielić. Zauważyłam, że niejedzenie słodyczy budzi chyba większe zdziwienie niż abstynencja od alkoholu. Wydaje mi się też, że większość ludzi nie chce/nie potrafi zmienić w jakimkolwiek stopniu swojego odżywiania, bo przecież tak jadali ,,od zawsze” (co nie jest do końca prawdą, bo osoby 60+ wychowane na wsi nie jadały w młodości mięsa i ciasta 7 dni w tygodniu) i po co mają sobie ,,czegoś odmawiać”, pokutuje też mit, że ,,samymi warzywami przecież się nie najem” i oczywiście nieśmiertelne ,,skąd wezmę białko”. Nie wspomnę już o ,,wszystko jest dla ludzi” i ,,na coś trzeba umrzeć”. Zmieniam swój sposób żywienia, praktycznie nie jem już mięsa, cukru, unikam jak ognia białej mąki, nie piję kawy (a piłam codziennie) – odzwyczaiłam się, nie potrzebuję jej już do codziennego funkcjonowania, a gdy raz wypiłam to myślałam, że serce mi stanie. Nie jem teraz wcale nabiału – chcę sprawdzić czy to on powoduje mój niekończący się trądzik (a mam 27 lat). Oczywiście jem ,,zakazane” produkty przy okazji np. jakichś imienin i w czasie nadchodzących Świąt nie zamierzam żywić się samymi warzywami; ) W związku ze zmianami doświadczam niezrozumienia (również od domowników), słyszałam też, że jestem coraz chudsza i niedługo zniknę (waga spadła w czasie diety warzywno-owocowej, potem podniosła się o ok. 1,5 kg i jest stała). Wszystkie zmiany wprowadzam tylko i wyłącznie dla swojego zdrowia, bo gruba nigdy nie byłam. Czuję się lepiej, zniknęły bóle głowy (zatok?), które wcześniej pojawiały się dość często, nie wytrzymywałam bez leków przeciwbólowych i/lub położenia się do łóżka na co najmniej godzinę. Jeżeli ktoś tak jak ja jest teraz na etapie zmiany sposobu żywienia to chcę powiedzieć, żeby nie zniechęcał się i nie rezygnował ze swoich postanowień – zdrowie na pewno jest warte trudności, których doświadczamy na początku. Pozdrawiam wszystkich czytających. ; )
Marlena napisał(a):
Świetny komentarz, dziękuję, Agnieszko i gratulacje, bardzo się cieszę, że samopoczucie się poprawiło! 🙂