Jest rok 1937. Węgierski biochemik Albert Szent- Gyorgyi (1893-1986) odbiera Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie kilka lat wcześniej kwasu heksuronowego zwanego inaczej witaminą C lub kwasem askorbinowym (od „anti-scorbutic” – działający przeciwszkorbutowo).
Od tej pory ruszają na całym świecie doświadczenia naukowców z całego świata, chcących odkryć co takiego jeszcze oprócz zapobiegania szkorbutowi potrafi ta medyczna nowinka? Okazuje się, że witamina C potrafi bardzo wiele!
To były niezmiernie ważne i można rzecz epokowe badania, bowiem mamy już wtedy pierwsze antybiotyki wyprodukowane z pleśni, lecz cały czas poszukiwano sposobu leczenia rozmaitych chorób (jak też i zapobiegania im), które byłyby jak najskuteczniejsze i jednocześnie jak najmniej toksyczne, głównie zaś chorób wirusowych, bo jak wiadomo antybiotyki w stosunku do wirusów nie są skuteczne.
Czasopisma medyczne zaczynają w latach 40-tych pękać w szwach od publikacji związanych z nowo odkrytą substancją, którą ówcześni naukowcy byli autentycznie zafascynowani.
Jest rok 1948. Amerykański lekarz Frederick R. Klenner pracuje w szpitalu Annie Penn Memorial Hospital w Reidsville, w Północnej Karolinie (USA) gdy wybucha epidemia polio obejmująca cały stan.
Do szpitala zaczynają się zgłaszać dziesiątki pacjentów z typowymi objawami. Dr Klenner musi dokonać wyboru: po zdiagnozowaniu odstawić chorych na polio pacjentów do centrum kwarantanny (skazując ich na pewne kalectwo) lub rozpocząć na własną rękę leczenie polio megadawkami witaminy C.
Jako lekarz z powołania wybiera to drugie rozwiązanie. Już wcześniej leczył tego typu terapią pacjentów chorych na wirusowe zapalenie płuc odnosząc stuprocentowy sukces, więc… czemu nie spróbować z innym wirusem? Bingo!
Po 72 godzinach terapii 60 pacjentów chorych na polio wróciło do domu, wszyscy zdrowi i wolni od polio.
Jest rok 1949, dnia 10 czerwca w Atlantic City odbywa się doroczny zjazd Stowarzyszenia Lekarzy Amerykańskich (AMA – American Medical Association). Dr Fred Klenner publicznie prezentuje swój raport na temat dokonanego przez niego podczas epidemii polio całkowitego wyleczenia 60 pacjentów terapią wysokich i często podawanych dawek witaminy C.
Żaden, ale to żaden z kolegów nie miał nic do powiedzenia, w żaden sposób nie ustosunkował się do wygłoszonego przez Klennera raportu.
Nie zrażony tym Klenner miesiąc później, w lipcu 1949 publikuje dokument w czasopiśmie medycznym „Southern Medicine & Surgery”, niestety również bez echa.
Dzisiaj ten dokument (doprawdy wart aby ocalić go od zapomnienia) został przetłumaczony z języka angielskiego i dostępny jest dla każdego w języku polskim, plik można pobrać tutaj: 👇
————————————————————-
Ale jak to…uleczalne?!
No właśnie. Nie chcę być nieuprzejma, ale chyba ktoś tu nas od kilkudziesięciu lat robi ostro w konia. Każe się szczepić maleńkie dzieci głosząc, że jest to „najlepsza metoda” aby uniknąć na przykład polio, które jest podobno nieuleczalne i niechybnie skazuje na okrutne kalectwo, a nawet śmierć.
Podobnie jest z innymi chorobami zakaźnymi: ze świnką, odrą, różyczką, grypą czy z Hepatitis -wirusowym zapaleniem wątroby potocznie zwaną „żółtaczką”. Wszystkie te choroby są ponoć nieuleczalne, bo na wirusy podobno lekarstwa jeszcze nie wynaleziono i dlatego „najlepiej się zaszczepić” jak mówią mass media przekazując opinię wyrażaną przez medyczne autorytety.
Szkoda, że nie dodają, iż tak naprawdę wstrzykujemy sobie jakiś podejrzany płyn pełen neurotoksyn (sorry, inaczej się szczepionki wyprodukować nie da, taka jest technologia): metali ciężkich, konserwantów, obcych białek i grom wie jeszcze czego – zwyczajnie mówiąc trucizn wędrujących prosto do krwiobiegu i dostających się do naszych organów.
Co prawda powiązania szczepionek z epidemią gnębiących dzisiejsze społeczeństwa chorób (z czego najgłośniejszą była sprawa autyzmu) jak piszą media „nie stwierdzono”, lecz podobnie przecież nigdy nie stwierdzono, że długoterminowo szczepionki są bezpieczne.
Tak naprawdę nikt nie ma bladego pojęcia jakie długoterminowo te preparaty wywołują skutki na przestrzeni pokoleń. To my w zasadzie (i nasi rodzice ewentualnie, a już na pewno nasze dzieci) jesteśmy tym pokoleniem szczurów doświadczalnych, uczciwie mówiąc.
Całkiem podobna sytuacja ma miejsce jeśli chodzi o kilka tysięcy dodatków do żywności: są „dopuszczone” przez odpowiednie instytucje, lecz tak naprawdę badań długoterminowych większość z tych nowoczesnych wynalazków NIE MA (np. syntetyczne słodziki) i tak naprawdę NIKT NIE WIE jak długoterminowo zachowa się ludzki organizm do którego wnętrza substancja się dostanie, ani czy i jak odbije się to na następnych pokoleniach.
To będą wiedzieć może nasze prawnuki, o ile wyniki badań nie zostaną zamiecione pod dywan jak zrobiono to z raportem Klennera.
Wszędzie w sprzedaży i to w wolnej sprzedaży, bez recepty, jest Paracetamol (Apap, Codipar, Efferalgan, Panadol, Tabcin itd.). Tak naprawdę NIKT NIE WIE do końca na czym polega mechanizm jego działania, wyobrażacie sobie, że od 1955 roku kiedy został zsyntetyzowany, to jego mechanizm działania do dzisiaj nie został wyjaśniony?
O działaniu na kolejne pokolenia nie wspomnę. Nie wiemy tego. Nikt nie wie!
Co nie przeszkadza aby substancja była dostępna bez recepty, nawet w pobliskim spożywczaku i każdy wkłada to do ust nie mając pojęcia co tak naprawdę wkłada. 😉
Biznes jest bezlitosny, business is business! 😉
Póki co zatem lepiej trzymać się od rzeczy nieprzebadanych na pokoleniach raczej z daleka.
Uważam wkładanie do ciała nieprzebadanych na pokoleniach substancji (które w dodatku naturalnie nie występują w składzie mojego ciała) za naprawdę głupie!
Odmawianie szczepionek moim zdaniem to nie jest „szerzenie ciemnoty”. To raczej propagowanie szczepionek jako jedynego dla nas zbawienia nim jest. Dlaczego? Raport Klennera burzy bowiem bezlitośnie ten obraz, który przez kilkadziesiąt ostatnich lat wypromowały media i autorytety.
W swoim raporcie Klenner opisuje detalicznie wszystkie przypadki jakie udało mu się wyleczyć megadawkami witaminy C różnych chorób uznanych za nieuleczalne.
Okazuje się, że nieuleczalne one wcale nie są, jak zapewne wtajemniczeni wiedzą o tym, i to już od kilkudziesięciu lat.
Co by jednak było, gdyby tej wiedzy nauczano powszechnie w szkołach medycznych, jak wtedy wyglądałaby nasza planeta, o ile zdrowsze byłyby nasze dzieci, ile istnień można byłoby uwolnić od niepotrzebnego cierpienia lub przed nim uchronić?
Pomyśleć tylko, że każdy z 60 pacjentów dra Klennera chorych na polio po terapii witaminą C w odpowiednich (czyli powodujących pozytywną odpowiedź kliniczną) ilościach – wyszedł do domu zdrowiutki i wolny od polio w ciągu… 72 godzin.
Polio jak się okazuje można wyleczyć w ciągu zaledwie 3 dni!
Podobnie jak świnkę, odrę, grypę, żółtaczkę, wirusowe zapalenie opon mózgowych oraz szereg innych chorób wywoływanych przez wirusy.
No tak, ale chwileczkę: przecież jest tyle badań mówiących, że witamina C nie ma żadnego wpływu nawet na banalne przeziębienie, a co dopiero na tak groźne choroby jak polio czy odra!
W tym miejscu jednak biorąc pod uwagę obserwacje poczynione przez Klennera należy rozpatrzyć uważnie jedną kwestię, o której wiedzą (znów, niestety!) tylko wtajemniczeni, a mianowicie taką, że wszystkie dające negatywny wynik badania do tej pory opublikowane, mówiące, że „witamina C nie ma żadnego wpływu na choroby” są obarczone podstawowym błędem, a nawet dwoma:
1) Substancja nie była podawana w odpowiednio dużej ilości aby wywołać odpowiedź kliniczną.
2) Substancja nie była podawana z częstotliwością pozwalającą na osiągnięcie stałego stężenia jej we krwi.
Podobnie jak stosuje się jakikolwiek lek np. banalną aspirynę: po parokrotnym polizaniu tabletki nie masz co liczyć na to, że symptom choroby minie.
Musisz wziąć odpowiednio wysoką dawkę w odpowiedniej częstotliwości.
W przypadku antybiotyku musisz też ponadto brać go przez jakiś czas dla pewności, nawet gdy nie masz już symptomów – tak samo zresztą zachowuje się witamina C, należy oprócz dawki uderzeniowej również przyjmować dla pewności dawki podtrzymujące.
Poza tym należy jeszcze zauważyć jedną rzecz: w przeciwieństwie do witaminy C ani aspiryna ani antybiotyk nie stanowią naturalnego składu Twojego ciała, nie są substancją witalną niezbędną do szeregu przemian biochemicznych zachodzących w ustroju.
Gdy się stresujesz, palisz, masz infekcję lub jakiś uraz (np. oparzenie, operacja) Twoje zapasy witaminy C ulegają bardzo dramatycznie zmniejszeniu.
Jeśli szybko ich nie uzupełnisz – system staje się podatny na zaburzenia, ponieważ witamina C jest niezbędna i potrzebna w naprawdę bardzo wielu przemianach biochemicznych w ustroju.
Ten sam zresztą mechanizm ma miejsce w stosunku do innych witamin i minerałów.
Doprawdy niemądre jest kurczowe trzymanie się ilości RDA (wskazane dzienne spożycie) i jest to najprostsza droga do chorób wszelkiego typu: od kataru aż po nowotwory.
Do ochrony przed szkorbutem wystarczy dzienne spożycie w ilości mieszczącej się na główce szpilki (60 mg), jednak nie ma co liczyć, że ta sama ilość uchroni przed zakażeniem wirusem odry lub przywróci zdrowie gdy już wirus się zdążył w ustroju rozgościć.
A jaka ilość uchroni? O tym również pisze Klenner w swoim raporcie.
Można po przeczytaniu raportu dra Klennera mieć wątpliwości związane z formą podania witaminy (głównie pozajelitowo, choć zdarzało się doustnie), bo normalnie raczej robienie sobie zastrzyków z witaminy C nie wchodzi w grę w domowych warunkach.
Na temat pozajelitowego podawania C napiszę w swoim czasie nieco więcej, jednak już teraz warto przypomnieć sobie o formie nieznanej za czasów dra Klennera, a mianowicie liposomalnej postaci witaminy C.
Można wykonać ją także w domu – przepis tutaj [klik].
Ponieważ ma ona wchłanialność porównywalną do podawanej pozajelitowo warto ją wypróbować, choćby przy okazji najbliższego przeziębienia, oznak zbliżającej się infekcji kataralnej lub rosnącej na wardze opryszczki (czego wam rzecz jasna nie życzę).
Wielu genialnych ludzi zmieniło oblicze tej planety zadając sobie jedno bardzo ważne pytanie: „a co jeśli…?”.
Gdyby Kopernik nie zadał sobie tego pytania do dzisiaj wierzylibyśmy, że to Ziemia jest centrum układu słonecznego.
Gdyby Edison nie zadał sobie tego pytania do dzisiaj siedzielibyśmy przy świeczkach lub lampach naftowych.
Gdyby Klenner nie zadał sobie tego pytania to zgodnie z obowiązującymi podówczas procedurami po zdiagnozowaniu 60 pacjentów z objawami polio odesłałby ich do ośrodka kwarantanny, gdzie narażeni byliby na dalsze cierpienia i kalectwo, a my nigdy nie dowiedzielibyśmy się jaki potencjał ma podawana w odpowiednio wysokich i częstych dawkach substancja, która oprócz bycia witaminą potrafi działać antybiotycznie i rozprawiać się skutecznie z drobnoustrojami, w tym wirusami (również wirusem wywołującym AIDS, dr Klenner leczył pacjentów chorych na AIDS w początkach lat 80-tych, aż do swojej śmierci w 1984 r.).
Wszystkie pliki (w języku angielskim) z pracami naukowców i lekarzy odnośnie terapii megadawkami witaminy C w chorobach zakaźnych, psychiatrii, zatruciach, nowotworach, anemii, chorobach serca, cukrzycy, alergiach, astmie itd. znajdują się na witrynie: https://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/
P.S. Starałam się solidnie tłumaczyć materiał z angielskiego. Gdyby jednak któryś z czytelników posiadał większą ode mnie znajomość terminologii medycznej w języku angielskim i odkryłby w moim tłumaczeniu jakiekolwiek nieścisłości lub błędy w stosunku do angielskiego oryginału, to bardzo proszę o sygnał. Zależy mi na udostępnieniu szerokiej publiczności jak najdokładniejszego tłumaczenia.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Tommy napisał(a):
Pomimo, że z naturalnym żywieniem mam naprawdę niewiele wspólnego to muszę autorce przyznać, iż osoby z mojego otoczenia zaczęły 'nałogowo’ zaczęło brać witaminę C (profilaktycznie po 10-15g, co wykluczało by drugą opcję – przy przeziębieniach po 30+, acz tak zleczyłem paru znajomych). Na objawy anginy, na które praktycznie każdy lekarz 'z bomby’ przepisuje antybiotyk (bo jak pan chce to inaczej wyleczyć) wystarczyło się wygrzać w łóżeczku przy ładowaniu kwasu askorbinowego. Efekt? 2 dni i po jakichkolwiek zmianach w gardle ani widu ani słychu.
Ta wiedza jest zbyt potężna aby była ogólnie dostępna/promowana (np przez media) – jak też fakt, że ludzie są po prostu zbyt naiwni i zapatrzeni w autorytety, by spróbować 'czegoś innego’.
Moment, w którym moje ciało zaczęło zamieniać się w fortecę nie do zdobycia przez wirusy zaczęło się od właśnie tego bloga i za to przybijam piątke autorce.
Marlena napisał(a):
Z przyjemnością przybijam – piąteczka, Tommy 🙂 Dziękuję za wartościowy komentarz i pozdrawiam serdecznie!
Krysia napisał(a):
Marlenko jesteś niezwykła , dziękuje za mega ciekawe artykuły o leczeniu dużymi dawkami wit C.
Zauważyłam ,ze jesteś fanka wit C , a ja z Tobą .
Pozdrawiam bardzo cieplutko
Krysia
Krysia napisał(a):
Marlenko czy Ty może słyszałas o lekarzu Antonim Spandocku z Wrocławia
Który wykonuje badania krwi – analizę redox i na podstawie tego badania określa stan organizmu i leczy min specjalnie odebranymi granulatami ,jest to leczenie biologiczne .
Krysia
Marlena napisał(a):
Nie, Krysiu, nie słyszałam. Czy chodzi o badanie żywej kropli krwi w ciemnym polu?
wioletta napisał(a):
w jaki sposób podawał Pan 15 g kwasu ascorbinowego?
dag napisał(a):
Marleno, ja również dziękuję za bezcenne informację, które płyną z tej strony! aż żałuję, że nie trafiłam na nie wcześniej… no ale lepiej późno niż wcale 😉
Mam pytanie, czy kwas l-askorbinowy można podawać niemowlakom w chorobie lub profilaktycznie? jak tak, to jak i w jakich dawkach to robić? może informacja pojawiła się już gdzieś wcześniej na stronie a ja jeszcze się nie dokopałam?
Pozdrawiam gorąco!
Marlena napisał(a):
W żadnym stadium rozwoju człowiek nie produkuje witaminy C – od narodzin aż do śmierci. Inne zapotrzebowanie będzie podczas choroby a inne jak dziecko jest zdrowe. Niemowlęta przyjmują witaminę C z mlekiem matki, potem z pierwszych owoców i warzyw (ważne aby nie były to tylko i wyłącznie gotowane, bo witamina C utlenia się powyżej 50 stopni). Klenner prewencyjnie polecał dzieciom podawać C w systemie „1 gram na 1 rok życia”, czyli dla dzieci do roku 1000 mg/dziennie, dwulatki 2.000 mg dzienie, itd., natomiast podczas choroby zapotrzebowanie może wynosić 350/mg/kg masy ciała na dobę, w każdym razie podczas choroby należy podać jej tyle aż symptomy choroby ustąpią, bez względu na to jaka by to ilość nie była.
dag napisał(a):
Dziękuję bardzo :)))
Aneta napisał(a):
Ciekawa jestem jak mozna leczyc dawkami witaminy C niemowleta?
Marlena napisał(a):
Aneto, tak – już odpowiedziałam na to pytanie.
Ania napisał(a):
Marleno,!, ja chyba zwariuje, przeglądam internet w sprawie wit c i trafiłam na artykuł Pana Krzysztofa Abramka ktory pisze ze kwas L askorbinowy wcale nie jest naturalna wit c tylko syntetyczną bo to cytat : „*hydroliza skrobi, kukurydza jest poddawana działaniu wysokiej temperatury i enzymów, w wyniku czego powstają cukry proste: D-glukoza
*uwodornianie, D-glukoza jest przekształcana w D-sorbitol
w wyniku fermentacji D-sorbitol jest przekształcany w L-sorbozę
*acetonowanie (tak! potraktowanie acetonem, który jest zresztą używany także jako prekursor do produkcji narkotyków …)
*utlenianie w obecności katalizatora, zakwaszanie, płukanie i suszenie otrzymanego kwasu L-glukonowego
*potraktowanie kwasem solnym daje surowy kwas askorbinowy
*rekrystalizacja – odsączanie, oczyszczanie, mielenie do postaci drobnego proszku” i na koniec dodaje ze prawdopodobnie wit c lewoskrętna kupiona np na portalach aukcyjnych (sama ja kupiłam) pochodzi z Chin a zrobiona jest z kukurydzy GMO. Przecież to mozna zwariować ,!!Marleno ratujjjjjjjjj
Marlena napisał(a):
A jak byś chciała sprzedać swoją „naturalną” witaminę za 100 zł /opakowanie to co byś napisała? Że „syntetyczna” jest be, prawda? Taką jednak „sztuczną” witaminą leczył Klenner dzieci chore na polio (i wyleczył), bo przecież nie podawał im ekstraktu z aceroli czy róży dożylnie, na litość boską. Molekuła jest jedna i ta sama, czy „naturalny” tlen którym w tej chwili oddychasz jest „gorszy” od tego podawanego z butli w szpitalach podczas ratowania ludziom życia? To jest ta sama cząsteczka! Jeszcze raz pozwolę sobie powtórzyć: witamina C jest na tej planecie tylko jedna, w chemii nie istnieje bowiem pojęcie „lepszej” i „gorszej” substancji, więc czy pozyskamy substancję z naturalnego źródła czy uzyskamy ją na drodze przemian chemicznych to w efekcie otrzymujemy identyczną substancję i składa się ona nieodmiennie z sześciu atomów węgla, ośmiu atomów wodoru i sześciu atomów tlenu – wzór sumaryczny C6H8O6. Koniec, kropka. Poza tym nazwa „lewoskrętna witamina” nie jest nazwą naukową, bo witamina jest TYLKO JEDNA. Nazwa „witamina C” jest używana w stosunku jedynie do jednego izomeru optycznego: kwasu L-askorbinowego ponieważ tylko ten jeden izomer spełnia kryteria bycia „witaminą” czyli związkiem biologicznie czynnym. Zajrzyj proszę po szczegóły do mojego poprzedniego artykułu: https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/
Mona_Lu napisał(a):
Marleno, całkowicie się z Tobą zgadzam, substancja podstawowa (tu: kwas askorbinowy) jest jedna, ale podobno minerały występujące w naturze są zawsze lewoskrętne, a syntetyczne są lewo- lub prawoskrętne (nie podaję źródła, bo już nie pamiętam, szperałam w tym po Twoim ostatnim artykule na ten temat). Więc jeśli kupujemy w aptece wit. C, mamy pewność (chyba), ale jeśli kupujemy w internecie kwas, musimy zwrócić na to uwagę, choć prawoskrętnego nikt nie sprzedaje, a przynajmniej się tym nie chwali. Pozostaje wierzyć w uczciwość sprzedawców/producentów, że w opakowaniu zawarto tylko zsyntetyzowane izomery lewoskrętne. :] Na stronę cytowaną przez Anię też trafiłam i doszłam do tych samych wniosków: „syntetyczna wit. C jest be, a jaka jest dobra dowiesz się po zapłaceniu…” Jasne. A co do procesu produkcji i GMO, najpierw mnie to trochę zmartwiło, ale w końcu uznałam, że może to być problem moralno-ekologiczny, a kwas askorbinowy czysty w 99,5 % zawiera raczej niewiele innych substancji! C6H8O6 rulez! 😉
Marlena napisał(a):
Kupując kwas l-askorbinowy zawsze można prosić sprzedawcę o przesłanie świadectwa jakości. Odnośnie GMO to Dr Andrew Saul mówi w ten sposób: „you can’t genetically modify atoms!”. Cząsteczek nie można zmodyfikować genetycznie 😉
Krzysztof napisał(a):
Myślę, że teraz Pani Marlena przegięła, proszę nie wmawiać ludziom, że jest tylko jedna wit. C. Wzór jest jeden a nie witamina. Badania niemieckiej kliniki jasno potwierdzają wyższość naturalnej zawartej w całym owocu wraz z substancjami wtórnymi nad też naturalną, ale wyizolowaną. Proporcje: ok. 6 mg wit. C w całym dojrzałym jabłku ma taką moc sprawczą jak 1500mg(!!!) też naturalnej, ale wyizolowanej. Chodzi o „towarzystwo” w jakim znajduje się każda witamina, nie tylko C. Nie zmienajmy natury, nauczmy się tylko z niej korzystać.
Marlena napisał(a):
Doprawdy? To proszę zjeść 5 kilo jabłek i zobaczyć czy katar przejdzie Ci w 2 godziny. Mnie przechodzi, a wiesz jak to robię? Biorę 3-5 g kwasu L-askorbinowego rozpuszczonego w letniej zielonej herbacie lub soku owocowym co 15-20 minut, ostatnio stosuję liposomalną postać, bo nie trzeba przy niej tyle płynów w siebie wlewać i sikać co pół godziny.
Akademickie rozważania odłóżmy na bok, liczą się fakty. A fakty znajdziesz w raporcie Klennera. Witamina podana osobno + sok z owoców podany osobno (jako źródło synergicznie działających bioflawonoidów) dały zadziwiający efekt terapeutyczny.
Teraz porównaj sobie koszt 1 kg kilograma (ile to miligramów?) kwasu L-askorbinowego z kosztem „naturalnych” preparatów (acerola itd.), przelicz to na ilość potrzebną CHOCIAŻBY do szybkiego pozbycia się banalnego kataru i pomyśl uważnie: kto stoi za „badaniami” o wyższości naturalnej witaminy nad wyizolowaną? Na pewno nie są producenci taniego (i skutecznego!) kwasu L-askorbinowego. 😉
Roman napisał(a):
brawo za piękną ripostę, jestem za taka argumentacją, choć dla wszystkich jest oczywiste że nawozy sztuczne, które teoretycznie maja te same N,P,K to nie to samo co końska czy krowia kupa na grządce. Jednak raport Klenera daje dowód tego co piszesz , jeszcze raz brawo.
Renata :) napisał(a):
Wzór sumaryczny C6H8O6 jest taki sam i nazwa kwas askorbinowy. Jednak skrystalizowana witamina C szybciej wydala się z organizmu bo już po 3 godzinach, a naturalna jej forma jest znacznie lepiej przyswajalna. Do tego naturalna witamina C zawsze musi być ukryta we flawonoidach roślinnych w takiej postaci jest wchłaniana do naszego organizmu. Może i dlatego nie wydala się już po 3 godzinach, ale uwalnia się z flawonoidów wolniej i stopniowo w trakcie tyrawienia. Jest jednak róznica między ksytaliczna z naturlana witamina CV. A co prawo i lewoskrętności to jest to zasadnicza róznica, z która się zgadzam. Nasz organizm chętnie wchłania to co lewoskrętne bo sam jest zbudowany w ten sposób. Natomiast połykanie rózgowych substancji prawoskrętnych w tym wit. C to tak jakby ubrać buta prawego – niby da się chodzi – ale na lewa nogę i odwrotnie. Pójść – pójdziemy na spacer, ale coś będzie uwierać. organizm musi wydatkować znacznie więcej energii, aby przyswoić syntetyczne składniki.
Marlena napisał(a):
Może jednak przeczytaj jeszcze raz uważnie ten raport Klennera, Renato? Jak widzisz podawał on osobno C (wyizolowaną) i osobno bioflawonoidy (w soku owocowym), uzyskując synergiczny efekt i w rezultacie pożądaną odpowiedź kliniczną w postaci zdrowienia. Mit o wyższości naturalnej witaminy nad krystaliczną nie znajduje zatem potwierdzenia w praktyce klinicznej. Jeśli chcemy pozbyć się pierwszych oznak kataru to zjedzenie 5 kilo cytrusów może nie odnieść takiego samego efektu jak 3-5 g wit. C co 15-20 minut (po ok. 2 godzinach symptomy kataru znikają). Na co dzień po prostu jedzmy dużo surowych warzyw i owoców pełnych C, a gdy zapotrzebowanie na C wzrośnie (stres, uraz, infekcja itp.) kombinacja sprawdzona przez Klennera (wyizolowana C + jakieś źródło bioflawonoidów, np. świeży sok owocowy) będzie jak najbardziej skuteczna. No i przyjazna kieszeni (preparaty z z aceroli lub róży z naturalnymi kompleksami C+ bioflawonoidy są dobre, ale drogie w porównaniu z krystaliczną C).
Odnośnie czterech izomerów kwasu askorbinowego to tylko jeden z nich jest witaminą, pozostałe 3 izomery nie spełniają warunków by nią być (za mała lub żadna aktywność biochemiczna w ludzkim ustroju), nie ma zatem powodu aby porównywać „różne skrętności witaminy” skoro występuje ona tylko w jednej „skrętności” i jest nim izomer o nazwie kwas L-askorbinowy – tylko on jest „witaminą”. Więcej na ten temat pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/. Jeśli u Kowalskich jest czworo dzieci (3 chłopców i 1 dziewczynka), to możemy „porównywać dzieci” między sobą, ale nie możemy „porównywać dziewczynek” z tego rodzeństwa między sobą, ponieważ w tym rodzeństwie dziewczynka jest tylko jedna. Wszystkie izomery kwasu askorbinowego są „kwasem askorbinowym” (wszystkie dzieci Kowalskich noszą to samo nazwisko), ale tylko L-askorbinowy jest „witaminą” (tylko jedno z dzieci jest dziewczynką). Możemy porównywać izomery pomiędzy sobą, ale nie witaminy. Dlatego gdy na preparacie widnieje napis w składzie: „kwas askorbinowy” to nie wiemy jaki de facto izomer został użyty, lecz jeśli widnieje „witamina C” to znaczy iż został użyty izomer właściwy, ten biologicznie czynny, kwas L-askorbinowy.
m.m. napisał(a):
Problem w tym, ze naturalnie wystepujaca witamina C jest prawoskretna.
Marlena napisał(a):
Na temat izomerów kwasu askorbinowego pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/
Ten temat był już tutaj wałkowany milion razy: witamina jest tylko jedna, nie ma w związku z tym czegoś takiego jak dwie różne witaminy C, z czego jedna to „lewoskrętna” witamina C, a druga to „prawoskrętna” witamina C. Laik nie będący chemikiem oczywiście sądzi, że literka L w nazwie kwasu L-askorbinowego oznacza „lewoskrętność” i faktycznie tak jest, ale jedynie w konfiguracji względnej (projekcja Fishera), to nam mówi o pozycji jaką zajmuje grupa hydroksylowa. Natomiast w konfiguracji bezwzględnej (R/S, +/-) witamina C jest mówiąc językiem laika, „prawoskrętna” (+).
Tutaj można (dla zainteresowanych) sobie poczytać czym się różni jeden sposób oznaczania konfiguracji od drugiego:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Konfiguracja_absolutna
https://pl.wikipedia.org/wiki/Konfiguracja_D_i_L oraz https://pl.wikipedia.org/wiki/Projekcja_Fischera
Zamykam ten wątek.
Ania napisał(a):
Marleno ja to przecież wszystko wiem i to dzięki Tobie !!!Dokładnie tak sobie pomyślałam jak czytałam tego Pana . Ale wiesz jak to moze zrobic mętlik w głowie . Dziekuje że czuwasz mimo póżniej godziny i mi odpisałaś – a tak na marginesie dzisiaj moj prawie 17 letni synek wrócił ze szkoły mówiąc ze kiepsko sie czuje, ze go cos łamie . Ja juz mam odruch Pawłowa i pierwsza myśl wit c . 6 tabl każda po 600mg – klucił sie ze mną z pól godziny ze to za duzo ze zwariowalam że go chcę otruć :)w końcu zawołał tatę czyli mojego męża – żeby rozstrzygnął spór – a on krótko – mama mówi za tak ma byc to ma byc 🙂 co 3 godz dostaje te sama dawkę .
Marlena napisał(a):
Żadna ilość nie jest „za duża”. Ilość prawidłowa to taka przy której czujemy ustępowanie objawów. Często i w małych porcjach aż do ustąpienia objawów. Zmniejszamy dawki w miarę jak objawy ustępują. Ciężko się otruć witaminą C, bo jej nadmiar jest wydalany wraz z moczem 🙂
Krzysztof napisał(a):
Nadmiar jest usuwany, jeśli taki powstaje, pod jednym warunkiem, że jest to postać naturalna.
Marlena napisał(a):
Niestety to co mówisz nie znajduje pokrycia w praktyce klinicznej. Przeczytaj raport dra Klennera: nadmiar C jest usuwany z moczem bez względu na to jaką jej postać podano.
Marian napisał(a):
A naprawde nadmiar jak przecholujemy jest usuwany przez tyłek!
Tak jak by sie sikało, tylko innym kanałem.
Mało kontrolowalna reakcja 🙂
Także watch out folks!
Wuj_Czesław napisał(a):
Metody leczenia raka też już dawno temu opracowano (google: Stanisław Burzyński) ale ktoś po prostu robi grubą forsę na sprzedaży „leków” i prowadzeniu chemioterapii i owe metody nie dość, że nie rozwijane przez innych naukowców to jeszcze bojkotowane na potęgę przez FDA (którą kontrolują koncerny farmaceutyczne). W głowie się nie mieści ile ludzie są w stanie zrobić dla pieniędzy… Polecam film „Stanisław Burzyński – Rak to poważny biznes”
gosia napisał(a):
Pani Marleno, na początek bardzo dziękuję za ten i za poprzedni artykuł (o liposomalnej wit. C), jak również za przetłumaczenie raportu Klennera (jeszcze nie przeczytałam). To jest piękne, co Pani robi, podziwiam szczerze i doceniam Pani chęć dzielenia się wiedzą z innymi.
Mam kilka pytań, co do samodzielnej produkcji liposomalnej wit.C:
1. Z czego wykonana jest wanienka ultradźwiękowa? Przypuszczam, że skoro mikstury nie można mieszać łyżką metalową, to wanienka też nie jest metalowa? Jest z plastiku? Jakie to jest tworzywo, bo żywność nie powinna mieć styczności z tworzywami, które nie są do tego przeznaczone, np. ze względu na zawartość BPA. Myjki ultradźwiękowe nie zostały wymyślone do zastosowań spożywczych, stąd moje pytanie. I czy do wanienki można włożyć miksturę, np. w jakimś słoiku, czy trzeba ją jednak wlać bezpośrednio?
2. Dlaczego mikstury nie można przechowywać dłużej niż tydzień?
3. Czy używa Pani lecytyny sojowej z ekologicznej soi? 90% soi jest GMO, także osobiście unikam produktów z soi, które nie mają cert. eko. Ewentualnie, gdzie można dostać lecytynę słonecznikową? Czym innym można zastąpić lecytynę?
4. Niestety (podobnie jak Pani Ania) jestem sceptyczna, jeśli chodzi o sposób wytwarzania wit.C syntetycznie, najzwyczajniej obawiam się tego GMO 🙁 Czytałam książkę „Nasiona kłamstwa” J. Smith i tam również była mowa o wit. C wytwarzanej z kukurydzy GMO i ostrzeżenie przed nią 🙁 Autora nie podejrzewam w żadnym wypadku o zyski finans. ze straszenia i sprzedaży naturalnych preparatów; może raczej zwyczajnie myli się, w co chciałabym wierzyć. Niestety nie znam się, jak wygląda taki technologiczny proces wytwarzania kwasu L-askorbinowego i czy faktycznie produktem końcowym jest CZYSTA witamina C? Niestety taki ze mnie niedowiarek, że nie przekonuje mnie fakt, że wit. jest produkowana na potrzeby farmaceutyczne, bo na pewno zna Pani przypadki, kiedy firmy farmaceutyczne wypuszczają na rynek trucizny, a nie leki. Bardzo chętnie wysłucham jeszcze jakiś Pani argumentów, które Panią przekonały co do bezpieczeństwa kwasu L-askorbinowego produkowanego syntetycznie.
5. To już ostatnie pytanie, co użyłaby Pani w zastępstwie kwasu L-askorbinowego do zrobienia liposomalnej wit.C?
Marlena napisał(a):
Wnętrze wanienki jest stalowe, a łyżki różnie. Nie wlewamy do słoika, tylko do wanienki jeśli płyn musi być poddany sonikacji. Mikstury nie przechowuję dłużej niż tydzień, bo ją w międzyczasie zużyję, to jest produkt świeży i należy go produkować na bieżąco, podobnie jak medykamenty na świeżo robione na zamówienie przez farmaceutę w aptece, które też należy zużywać szybko.
Lecytynę mam sojową bez GMO. Lecytyny nie można niczym zastąpić, witaminy niczym innym też nie (choć spotkałam się na zagranicznych blogach z doniesieniami blogerów którzy robili w ten sam sposób liposomalny glutation).
Odnośnie „sztucznej” witaminy to jeszcze raz podkreślam, że podzielam zdanie autorytetu od witamin, który siedzi w temacie od ponad ćwierćwiecza i chyba wie co mówi, dr Andrew Saul, autor książki „Vitamin C, The Real Story”: nie można genetycznie zmodyfikować atomów. Cząsteczka witaminy jest niemodyfikowalna genetycznie, z czego by nie pochodziła zawiera ZAWSZE sześć atomów węgla, osiem wodoru i sześć tlenu. Nie ma co zaklinać rzeczywistości. Polecam też przeczytanie jego książki. Te wszystkie nagonki na „syntetyczną” witaminę są autorstwa sprzedawców „naturalnej” witaminy C (wyciągi z róży, aceroli itp.). Nie mam nic przeciwko wyciągom z aceroli, jak kogoś stać na opakowanie C za 100 zł to niech sobie kupi, ale nie oszukujmy się, żadnej ciężkiej choroby tym nie wyleczy w taki sposób jak Klenner to zrobił z dziećmi chorymi na ciężkie wirusowe choroby, bo przecież wyciągami z aceroli podawanymi dożylnie ich nie leczył. Podawał witaminę C syntetyczną i do tego soki owocowe jako źródło bioflawonoidów. I to działa. Jako prewencja wyciągi z róży czy aceroli są ok (choć szczerze polecam warzywa i owoce na świeżo lub w postaci soków jako prewencję), ale jako terapia te naturalne preparaty mają taką wadę, że są za drogie w stosunku do ilości kwasu L-askorbinowego jaki w sobie zawierają.
Krzysztof napisał(a):
Jeśli ktoś pisze takie bzdury (Te wszystkie nagonki na „syntetyczną” witaminę są autorstwa sprzedawców „naturalnej” witaminy C (wyciągi z róży, aceroli itp.). Nie mam nic przeciwko wyciągom z aceroli, jak kogoś stać na opakowanie C za 100 zł to niech sobie kupi, ale nie oszukujmy się, żadnej ciężkiej choroby tym nie wyleczy …)
Po pierwsze 100 g aceroli kosztuje ok.30-35zł i zawiera 17000mg przyswajalnej wit. C z bioflawonoidami. Proponuje sprawdzić, zastosować jedną i drugą formę i „najlepszy lekarz” czyli nasz organizm wypowie się która forma jest dla niego bardziej przyjazna 🙂
Marlena napisał(a):
Czyli wyleczenie kataru zakupionym u Ciebie preparatem miałoby mnie kosztować kilkadziesiąt zł? Wybacz, za te pieniądze kupię całe kilo C, a soki owocowe lub warzywno-owocowe to ja mam w domu, sama je wyciskam na świeżo. Polecam imbirowe carottini (marchew-jabłko-cytryna-imbir) jako znakomity synergent dla C na czas infekcji. Również z uwagi na zawartą w takim soku wit. A i E.
Mój „najlepszy lekarz” mi powiedział, że metoda dra Klennera (C osobno+ bioflawonoidy osobno) skoro wyleczyła polio to na przeziębienie tym bardziej będzie skuteczna. 🙂 Natomiast acerola jak już wspomniałam jest OK jako wartościowy suplement profilaktyczny. Nie nadaje się do sytuacji gdzie potrzebujemy megadawek, bo poszlibyśmy z torbami. Preparaty za 100 zł są w ofercie firm MLM (Multi-Level_Marketing) typu Amway czy Calivita. Ale nawet 30-35 zł za 17 g witaminy to i tak za drogo gdy potrzebujemy terapeutycznych megadawek. Jako codzienny suplement cena jest OK.
Maciek G. napisał(a):
Dziękuję za Twoją pracę w uświadamianiu ludzi, oglądałem wywiad z lekarzem z Australii, który powiedział wprost, że podają dziennie dożylnie pacjentom 250 ml wit. C i całkowicie leczą nowotwory w bardzo krótkim czasie. Poza tym bardzo podobają mi się dwa cytaty: pierwszy to „Nie ma na ziemi choroby, na którą nie byłoby lekarstwa w świecie roślin” i tu nie wiem kto jest autorem, a drugi jest autorstwa Hipokratesa i brzmi „Natura leczy, medyk obserwuje” 🙂 Jak dla mnie bardzo aktualne 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Dziękuję za komentarz, Maćku, cytaty bardzo celne. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i pozdrawiam bardzo serdecznie wzajemnie! 🙂
Amelka77 napisał(a):
Czy jest ośrodek/lekarz w Polsce, który podaje naprawdę DUŻE dawki wit C (askorbinianu sodu) dożylnie? Wszędzie, gdzie dzwonię podają max 25g i twierdzą, że to jest SUPER DUŻA DAWKA TERAPEUTYCZNA. Zwykłe naciąganie ludzi. Może przy przeziębieniu pomoże, ale nie przy nowotworach.
gosia napisał(a):
Bardzo serdecznie dziękuję!!! Spróbuję zatem przemóc się do kupna 1 kg kwasu L-askorbinowego i zrobić samodzielnie liposomową witaminę. Rozumiem, że sam kwas L-askorbinowy spożywa Pani także, dosypując bezpośrednio do soków? Przyznam, że do tej pory kupowałam Acerolę w tabletkach, ale koszt 100 tabl., to około 40 zł, jedna tabl. to 125 mg wit.C, także aby spożyć, np. 1000 mg dziennie, to wychodzi 8 tabl., a więc takie opakowanie wystarcza na jakieś 13 dni.
Jeśli w 40 ml Pani mikstury jest około 1000 mg witaminy C, to 360 ml powinno wystarczyć na 9 dni. Czy tak?
Za 40 zł, to kupię 1 kg kwasu L-askorbinowego i takich mikstur wyprodukuję 70! 🙂 (skoro do zrobienia 360 ml bierze się tylko 14 g kwasu).
Nie wiem, jak Pani wpadła na ten pomysł samodzielnej produkcji, ale jest to genialne 🙂 również pomysł, aby użyć ultradźwięków…
Marlena napisał(a):
Gosiu to nie jest mój pomysł, pod artykułem podałam linki gdzie zaczerpnęłam inspiracji. Soki świeżo wyciskane można witaminizować, ja daję 1 łyżeczkę witaminy C na 1 l soku. Czasem dodaję C do zielonej herbaty (już letniej), 1/4 łyżeczki na szklankę herbaty. Smakuje trochę jak zielona z cytryną, trochę kwaskowato ale bardzo przyjemnie.
Gabriela napisał(a):
Mam szczerą nadzieję, że artykuł traktuje o naturalnej, lewoskrętnej witaminie C, a nie sztucznym tworze, prz
ede wszystkim wytworzonym na potrzeby leczenia szkorbutu, czyli niedoborów wit.C. Kwas askorbinowy jest wszędzie, chociażby jako konserwant, nie ma potrzeby się nim dodatkowo faszerować. Co ważne – zakłóca poważnie przyswajanie naturalnych fitoskładników, odpowiedzialnych za odporność ogranizmu.
Marlena napisał(a):
Kwas askorbinowy może mieć 4 izomery, z czego tylko jeden spełnia kryteria by być nazywany „witaminą” czyli substancją aktywną biologicznie. Tym izomerem jest kwas L-askorbinowy, pozostałe izomery nie są witaminami ponieważ nie posiadają aktywności biologicznej (choć mogą mieć np. własności antyutleniające). Więcej o izomerach pisałam w poprzednim artykule: https://akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/
Krisek napisał(a):
Wyłuszczę moje widzenie sprawy tak:
od długiego czasu posługuję się intuicją w żywieniu (nie będę teraz tego tłumaczył); nie zaczęło się to w wyniku nagłego olśnienia, ale na skutek obserwacji życia. Już w dzieciństwie miewałem dziwny pociąg do cytryn. Potrafiłem wycisnąć ich kilka (jak rodzice wychodzili i nie byłem kontrolowany) i wypić sok (z dodatkiem cukru). Mój organizm reagował dziwnym a silnym poczuciem ciepła, na czole pojawiał się lekki pot.
Często zapadałem na anginy. Oddychałem ustami, ba wiecznie miałem zapchany nos. Moje ciągoty do cytrynowego kwasu przeniosły się na witaminę C. Zawsze kiedy ją „żarłem”, moje infekcje szybko ustępowały. Potem doświadczenie powtarzałem jako dorosły – z podobnym skutkiem…
Marlena napisał(a):
Sok z cytryny polecam bardzo, ja zaczynam dzień od szklaneczki wody z sokiem z połówki cytryny. Ale cukier NIE. To złodziej witamin i minerałów, więc cukier ma u mnie w domu bana do końca świata i o jeden dzień dłużej. Akceptuję go jedynie zewnętrznie – jako peeling pod prysznic. Wewnętrznie to trucizna więc nie nadaje się do niczego.
Krzysztof napisał(a):
Pani Marleno, jak Pani tak uświadamia ludzi, to proszę napisać, że cytryna to owoce cytrusowe, które zerwane nie dojrzałe już nie dojrzewają i tak jak przejrzałe są kwaśne i wypłukują alkaliczne pierwiastki, szczególnie dotyczy to wapnia. Takie cytryny najczęściej są w sklepach. Proponuję trochę pokory w tych poradach. Nie poprawiajmy natury. Teraz żartobliwie: Pani Marleno, może zna Pani metodę na wyprodukowanie w wanience jabłka, wiśni-aceroli,granatu,pietruszki
Marlena napisał(a):
Krzysztof, ja nie wiem gdzie ty kupujesz swoje zakwaszające organizm niedojrzałe cytryny, ja kupuję alkalizujące cytryny i takie stosuję. Zrób to co ja: kup sobie paseczki pH (skala np. 6,4-7,8) i mierz codziennie pH porannego moczu z cytryną w menu i bez, zamiast wierzyć banialukom głoszonym przez „niemieckie kliniki”. Nie musisz wierzyć ani mnie, ani im. Po prostu SPRAWDŹ TO.
Gosia napisał(a):
Dobrze, zgodzę się z tym, że witamina ta ma szczególne właściwości, aczkolwiek według mnie nie jest i tak w stanie wszystkiego zdziałać. Owszem, osobiście biorę profilaktycznie, ale to nie zmienia faktu, że i tak jakimś cudem drobnoustroje chorobotwórcze dostają się do mojego organizmu. Ludzie, czy naprawdę wolelibyście, żeby nie było szczepionek a cywilizację znów nawiedziły panujące dawniej epidemie? Przecież to właśnie dzięki szczepionkom zostały one powstrzymane, więc może nie cofajmy się w rozwoju, skoro już mamy ten XXI wiek? Jeżeli mamy też wszystko rozpatrywać w kwestii wszelkich działań niepożądanych, to naprawdę wszystkie leki, jakie zażywamy, mogą je wywołać (o czym zresztą każdy przekonuje się, czytając półmetrową ulotkę dołączoną do każdego specyfiku). Idąc takowym tokiem rozumowania, nie powinniśmy brać nic, bo nawet z pozoru zwykła witamina c, przyjmowana w nadmiernych dawkach może działać niepożądanie. Osobiście uważam, że nie należy szczepić się jedynie na coś nowego, niesprawdzonego, tj. świńską grypę, etc. Natomiast na choroby, na które od lat są szczepionki – świnka, ospa, odra itd. z całą pewnością należy. Jakoś w mojej rodzinie, oraz znajomych nie ma takich „wyjątków” którzy by tego unikali i jakoś wszyscy żyją i mają się całkiem dobrze. Polecam przemyśleć sobie tą kwestię, chociaż wywołuje ona wiele sporów.
Marlena napisał(a):
Nie jesteś w stanie (nikt nie jest w stanie, nawet sami naukowcy, bo też i badań w tym kierunku nie robiono) jakie są długoterminowe skutki dostania się zawartości fiolki (jednej, drugiej, trzeciej i kolejnej) do krwiobiegu na nas i na kolejne pokolenia. Drobnoustroje były, są i będą. W nas i wokół nas. Dopóki nie znajdą żywiciela z osłabionym systemem immunologicznym – nikomu nie będą szkodzić, po prostu sobie są. Szczepienia w Polsce to kwestia lat powojennych, czyli nie tak znowu „od dawna”, co jakiś czas dokładano kolejną szczepionkę obowiązkową, grom wie po co (tzn. z troski o naszą „ochronę” tak oficjalnie i nie, nie możesz zrezygnować z „ochrony”). Nie widzę osobiście powodu by sobie dać wstrzykiwać pod wieloma względami nieprzebadane (a już na pewno NIE długoterminowo) płyny pełne neurotoksyn, skoro na wirusy JEST lekarstwo. Skuteczne i kompletnie nietoksyczne. Nie licząc ewentualnej sr*czki przy doustnym zbyt szybkim podawaniu za dużych ilości, ale takie „działanie niepożądane” to moim skromnym zdaniem doprawdy mały pikuś w obliczu tego co dobrego potrafi dla nas zrobić ta mała cząsteczka, złożona z sześciu atomów węgla, ośmiu atomów wodoru i sześciu atomów tlenu.
Nie mam też pewności czy na powstrzymanie rozprzestrzeniania się chorób większego wpływu niż szczepienia nie miał wzrost higieny, mydło i łazienka w każdym domu. Sęk w tym, że nigdy tego nie badano, nie wiedzieć czemu. Szkoda, może to by mnie przekonało do szczepionek? Badania typu „double-blind study” z użyciem placebo też by mnie może przekonały, ale też takich badań nie zrobiono. Zrobiono za to ze szczepień dogmat: masz siedzieć cicho jak autorytety przemawiają i zaufać, że to dla Twojego dobra. I przede wszystkim pod żadnym pozorem masz nie zadawać pytań z gatunku „a co jeśli…?”.
A polio (już po masowych szczepieniach 60 tys. przypadków dzieci w wieku 2-12 lat w 2011 roku) spokojnie dziesiątkuje dzieciaki w Indiach, tylko teraz nazywa się inaczej: acute flaccid paralysys (AFP). Tak się bowiem składa, że tam nie mają łazienki w każdym domu i do tego kiepsko się odżywiają. Trzeba było zmienić nazwę jednostki chorobowej, bo 60 tys. chorych w jeden rok to wzrost o 1200%, czyli nie w kij dmuchał i robiło się gorąco: polio w XXI wieku i to po szczepieniach to nie uchodzi 😉 Czekam aż autyzm uzyska inną nazwę jako jednostka chorobowa, wtedy pozbędziemy się definitywnie autyzmu z tej planety raz na zawsze. Tak się dzisiaj uprawia medycynę! Kiedyś była sztuką, dzisiaj to zwyczajny biznes, a tu są wszystkie chwyty dozwolone.
Inka napisał(a):
Bzdura o szczepionkach! To rozwój wiedzy o zagrożeniach wynikających z otwartych szamb oraz zadbanie o rozwój higieny (kanalizacja, woda z kranów a nie w miskach) spowodował zanik niektórych chorób i powstrzymanie rozwoju drobnoustrojów chorobotwórczych. Szczepionki powodują uszkodzenie organizmu – uszkodzenie głęboko na poziomach naszego DNA (pewnie już niedługo w publikacjach)
Codziennie rano sok z 2 cytryn i pęczka zielonej pietruszki – hodowla domowa – i od 15 lat (dzieci teraz 15 lat i 20lat ) i nie mam pojęcia jak wygląda szpital czy przychodnia.
Polecam również do tego wyrzucić z domu wszystko z mąką i cukrem (chemicznie oczyszczone powodują wywołanie w mózgu opiatów jak heroina czy kokaina…)
Andrzej napisał(a):
Witam serdecznie Pani Marleno,
Dziękuję że robi Pani coś dla innych…wielkie 'coś’ 🙂
Blog jest rewelacyjny, otwiera oczy na wiele spraw, w tym na najważniejszą – nasze zdrowie.
Od kilku lat łykam witaminę C (1 tabletkę 1g dziennie) ale po niedawnej lekturze Pani bloga, zgodnie z 'zaleceniami’ kupiłem 1kg sypkiej witaminy C i naszły mnie pewne wątpliwości, czy aby nie jest to 'tylko’ kwas askobinowy (ascirbic acid), bo tylko tyle jest napisane na opakowaniu (ingredients: 100% pure ascorbic acid). Nie jest natomiast napisane czy jest to L-ascorbic acid. Sprzedawca na moje wątpliwości odpisał iż „everything you need to now about the product is on the listing or on the bag you have receive”. Czy jest czym się martwić…oprócz kiepskiej 'obsługi klienta’? 🙂
Na wszelki wypadek podaję link to produktu, który nabyłem:
https://www.puresourcenutrition.co.uk/ascorbic-acid-en.html
i jeszcze jedno jeśli mogę: chcąc sprawdzić w google czy ascorbic acid jest witaminą C, natrafiłem na stronę, która nieco zmąciła, mój już dość wyklarowany obraz witaminy C.
https://www.thedoctorwithin.com/vitaminc/ascorbic-acid-is-not-vitamin-c/
Czy może Pani w wolnej chwili zerknąć i dać znać co o tym myśli? Ciekaw jestem Pani stanowiska w tej sprawie.
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziekuję za odpowiedź i…kolejne wpisy,
Andrzej