Jesteś tu pierwszy raz i nie wiesz od czego zacząć? Kliknij Tutaj

Czy można zarazić się rakiem?


 

Wirusy onkogenne to ostatnio gorący temat. Dostałam list od jednej z naszych czytelniczek w temacie szczepionki HPV z prośbą o komentarz.

Czytelniczka napisała do mnie dlatego, że jako matka dwóch córek ma mętlik w głowie po lekturze artykułu na blogu pewnej słynnej pani (będącej lekarką).

Podała linka (łatwo znajdziecie go w wyszukiwarce Google na pierwszej stronie wyników wyszukiwania na hasło szczepienie HPV).

Podpowiedź: blog jest jednym z tych modnych obecnie blogasków prowadzonych przez lekarki będące mamusiami. Lub mamusie będące lekarkami jak kto woli.

Jeśli chodzi o tego typu witryny, to w Polsce w ostatnich kilku zaledwie latach szalenie obrodziło.

Łatwo na nie trafić, bo aktualnie lądują na pierwszych stronach wyników wyszukiwań.

Wszystkie natomiast blogi alternatywne (między innymi mój) zostały stamtąd arbitralnie uprzątnięte (zmianę algorytmu rozpoczęto w sierpniu 2018) przez wielkiego wujaszka G. w ramach „zwiększania rzetelności i dostępności informacji medycznej w internecie”.

Tak to się dzisiaj nazywa. Kiedyś nazywało się mniej elegancko: zamordyzm.

W każdym razie (o tempora, o mores!) lekarze i lekarki zaczęli się nami troskliwie zajmować już teraz nawet przez internet.

Ponieważ jednak badać, diagnozować ani wypisać recepty przez internet raczej nie sposób, to chociaż piorą mózgi, aż drzazgi lecą!

Ach, przepraszam: chciałam powiedzieć, „dostarczają rzetelnej informacji medycznej w internecie”. 😉

Kliknęłam w przesłany przez czytelniczkę link, przeczytałam zamieszczoną tam treść i ze zrozumieniem pokiwałam głową: (więcej…)

Różowy październik i różowe pranie mózgu


Rak piersi jest najczęściej występującym nowotworem u kobiet. Jak co roku o tej porze nadszedł więc czas na różowy październik czyli tak zwany „Miesiąc Świadomości Raka Piersi” (BCAM z ang. Breast Cancer Awareness Month), obchodzony na całym świecie od 1985 roku z inicjatywy AstraZeneca.

Jakby ktoś nie wiedział, uprzejmie wyjaśniam: AstraZeneca to wielka korporacja farmaceutyczna tłukąca niemiłosierny hajs między innymi na substancji o nazwie tamoksyfen (syntetyczny lek o działaniu antyestrogenowym, podawany chorym na raka piersi kobietom przez wiele kolejnych lat w ramach leczenia).

Za Wikipedią: „Zamierzeniem Miesiąca Świadomości Raka Piersi była promocja mammografii jako najbardziej efektywnego środka zapobiegającego rakowi piersi.

Już choćby po takich wstępnych wiadomościach można się zorientować, że po różowym październiku  spodziewać się możemy różnych rzeczy.

W rzeczywistości ma on swoje niechlubne drugie dno:  świadomość raka piersi jest jakby połowiczna, a miejscami nawet wieje szyderą, o czym za chwilę się przekonamy. (więcej…)

Zibi i jego historia powrotu do zdrowia (nerwica, ataki paniki i wiele innych)


Dostałam list od naszego czytelnika mieszkającego w Niemczech, który udzielał się w komentarzach od grudnia 2015 roku, kiedy to pierwszy raz zabrał głos, ze zdumieniem stwierdzając, że polecane na witrynie Akademii Witalności picie świeżo wyciskanych soków warzywno-owocowych działa.

I to jak działa!

Zibi był od początku bardzo zdeterminowany i bardzo chciał wyzdrowieć: dla siebie, dla rodziny, dla dzieci i… udało się!

Czapki  z głów: odwalił kawał naprawdę wspaniałej roboty nad sobą!

A był w koszmarnej rozsypce: marzył o tym, by pozbyć się lęków, depresji, bezsenności, ataków paniki, częstych infekcji, nadciśnienia, zmian nowotworowych (duże i bolesne tłuszczaki) oraz paru innych przypadłości spowodowanych niezdrowym trybem życia, nadużywaniem farmaceutyków i zaniedbaniami dietetycznymi.

Marzył o tym, by znowu być sobą, tym zdrowym i pełnym radości życia sobą.

Zibi dzielił się z czytelnikami na bieżąco swoimi przygodami z dochodzeniem do zdrowia: śledziłam z zapartym tchem jego walkę o siebie, jego wzloty i upadki (bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo, szybko i przyjemnie), cieszyłam się razem z nim kiedy po kąpieli w soli Epsom po raz pierwszy od wielu miesięcy był w stanie w końcu przespać spokojnie „jak dziecko” całą noc.

A już  w ogóle nie posiadałam się z radości, kiedy dzielił się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi wrodzonej mądrości swojego własnego ciała, które pod wpływem regularnego picia soków zaczęło instynktownie odmawiać spożywania śmieci (zresztą inaczej być nie mogło: tak działają prawa natury, ale nie znamy ich dopóki sami nie doświadczymy tego).

Byłam pewna, że będzie dobrze! 🙂

A kiedy poprosiłam czytelników o przysyłanie swoich historii – Zibi od razu zadeklarował, iż do mnie napisze, bo – jak stwierdził – „ludzie potrzebują wzorców do naśladowania”.

Mamy zatem wspólnie nadzieję, że komuś się ta opowieść przyda i będzie stanowiła inspirację dla wielu cierpiących osób.

A oto ona: (więcej…)

Zdrowie nie takie żelazne


Gdy ktoś jest nadzwyczaj zdrowy to mówi się, że ma żelazne zdrowie. Skąd się wzięło to powiedzenie? Nie wiadomo.

Faktem jest, iż nie sposób żyć bez żelaza: jest ono pierwiastkiem niezbędnym dla wszystkiego co żyje, począwszy od drobnoustrojów, poprzez rośliny, zwierzęta i na ludziach kończąc.

Nie ma wątpliwości, że bez tego pierwiastka nie tylko zdrowie, ale w ogóle życie nie byłoby możliwe. Nadmiar żelaza jest jednak równie szkodliwy jak jego niedobór.

W prawidłowych warunkach jest zachowana równowaga między zużyciem a uzupełnianiem tego pierwiastka. Jednak nie zawsze tak się dzieje.

Niedobór żelaza skutkujący anemią obejmuje ok. 30% ludności na Ziemi lecz jest w tej chwili głównie problemem cierpiących na niedożywienie krajów rozwijających się (jak wynika z raportu WHO ok. 90% populacji cierpiącej na niedokrwistość z niedoboru żelaza to właśnie mieszkańcy krajów rozwijających się, głównie kobiety i dzieci).

Jednocześnie w krajach tych ryzyko zapadnięcia na tzw. choroby cywilizacyjne jest zmniejszone.

W krajach zachodnich zatem jak wynika ze statystyk – anemia to raczej marginalny problem zdrowotny: tu zmagamy się raczej jak się wydaje z długofalowymi następstwami nadmiaru żelaza w diecie w postaci nieszczęsnych chorób cywilizacyjnych.

Może to wynikać z faktu, iż u nas postawiono ten mikroelement na piedestale: w powszechnym mniemaniu im więcej jemy żelaza tym lepiej, bo tym będziemy zdrowsi, a jak jesz go za mało to czeka cię los wychudzonego i bladego anemika, ledwo powłóczącego nogami, więc najlepiej na wszelki wypadek zjadać dużo żelaza, które „daje siłę”.

Specjaliści od marketingu w firmach produkujących żywność dobrze wiedzą, że żelazo ma w tej chwili tak silnie nadmuchany wizerunek, iż jest to dla tej gałęzi przemysłu istna żyła złota: wystarczy na produkcie spożywczym dodać napis typu „bogate/wzbogacone w żelazo” aby produkt od razu lepiej się sprzedawał (podobnie jak „bogate źródło białka” czy też „bogate w wapń” – równie chwytliwe slogany przemysłu spożywczego, wybitnie podnoszące sprzedaż).

Dość rzadko mówi się o tym, że z żelazem (podobnie jak z białkiem i wapniem) jest problem taki, iż jego niedobór owszem jest szkodliwy, ale nadmiar jest jeszcze gorszy.

Żelazo to miecz obosieczny – o czym większość ludzi nie wie.

Mamy jednak obecnie całe mnóstwo danych naukowych, które wskazują na powiązanie zbyt dużych zapasów żelaza (ferrytyny) z praktycznie wszystkimi chorobami określanymi mianem cywilizacyjnych.

Medycznie uznawana jest oficjalnie głównie jedna „choroba z nadmiaru żelaza” czyli hemochromatoza. Sprawa jest tymczasem nieco bardziej skomplikowana.

Z jakimi chorobami cywilizacyjnymi badacze powiązali nadmiar żelaza w ustroju? (więcej…)

6 dietetycznych filarów odporności czyli G-BOMBS


Jak być odpornym na choroby? Prawidłowo się odżywiać przede wszystkim. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Żyjemy bowiem w czasach, w których jesteśmy bombardowani sprzecznymi informacji na temat tego jak powinno wyglądać zdrowe żywienie.

Czy jednak z dotychczasowych ustaleń naukowych można wywnioskować co jest naprawdę dla człowieka zdrowe, a co jest tylko marketingowym chwytem?

Co naprawdę wzmacnia naszą odporność chroniąc przed rakiem i innymi groźnymi chorobami cywilizacyjnymi, a co nie bardzo?

Okazuje się, że tak. I warto to wiedzieć, ponieważ zdarza się, że chcemy owszem dokonać zmiany naszych nawyków żywieniowych, lecz miotamy się pomiędzy różnymi, sprzecznie brzmiącymi informacjami, przy czym niektóre z nich mogły nawet nie być nigdy zweryfikowane przez badaczy.

Uporządkowania tych informacji pochodzących ze świata nauki podjął się lekarz i żywieniowiec dr Joel Fuhrman, twórca idei nutritarianizmu, który nie tyle jest dietą, ile filozofią i stylem życia.

Pogrupował pokarmy najbardziej sprzyjające odporności, zdrowiu i długowieczności  oraz stworzył dla ich łatwego zapamiętania akronim: G-BOMBS.

Co się kryje pod tym akronimem? (więcej…)

10 powodów, dla których maliny są zdrowe


Jedzmy maliny – są szalenie zdrowe, a akurat jest na nie sezon!

Owoce (wszystkie!) są zdrowe i jak do tej pory nauka nie potwierdza antyowocowych rewelacji jakoby miały one szkodliwy wpływ na ludzkie zdrowie, raczej wręcz przeciwnie: w badaniach Global Burden of Disease (czyli globalne obciążenie chorobami, gdzie naukowcy analizują jakie populacje i gdzie i na co chorują, z jakiego powodu i na jakie choroby umierają, jakie są trendy globalne w zachorowalności i umieralności i z jakich powodów itd. ) badacze stwierdzili, że aż ponad 4,9 miliona istot ludzkich żegna się z życiem na tej planecie każdego roku PRZEDWCZEŚNIE, a antidotum na to mogły być dla nich wcale nie leki czy szczepionki lecz… owoce.

Jednym słowem: osoby unikające owoców żyją krócej.

Kto da się uwieść antyowocowej propagandzie ten czyni to na swoją zgubę. 😉

Ja tymczasem sięgam po owoce – tym razem maliny, będące doskonałym składnikiem każdej antyzapalnej diety.

Jest 10 powodów dla których warto się nimi w sezonie (a i poza nim) zajadać. Oto one:

 

maliny właściwości zdrowotne

P.S. Jedenasty powód jest taki, że są przesmaczne i nie sposób się im oprzeć 🙂

Co z tą pszenicą?


Po publikacji artykułu na temat diety skrobiowej doktora McDougalla odezwały się zaniepokojone głosy niektórych czytelników, a zaniepokojenie to dotyczyło głównie pszenicy (i zbóż ogólnie), wskazanej jako jedno z dopuszczalnych źródeł skrobi w tej diecie (choć dieta oparta na skrobi opracowana przez dra McDougalla nie polega bynajmniej na jedzeniu tego co indywidualnie komuś nie służy, a spośród wielu źródeł skrobi można wybierać takie, które nam odpowiadają zarówno kulturowo jak i zdrowotnie).

Na antypszeniczne (czy mówiąc szerzej: antyzbożowe) nastawienie wielu ludzi mogła wpłynąć słynna książka dra W. Davisa „Dieta bez pszenicy”.

Na fali tej książki pojawiła się nagle ni stąd ni zowąd szeroko rozpowszechniana  demonizacja pszenicy oraz innych zbóż (nawet tych bezglutenowych) i ich postrzeganie jako „trucizny”.

Czy mamy zatem bać się pokarmów spożywanych przez naszych przodków? Wypada może w tym miejscu zacytować filozofa ks. prof. Józefa Tischnera: „Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: święta prowda, tyż prowda i g*wno prowda.”.

Osobiście wolę jednak biblijną miarę prawdy, która nigdy nie zawodzi: poznacie ich po owocach. Owoce zaś naszego postępowania z tym darem natury jakim jest pszenica są mizerne: coraz więcej osób jedzących pszenicę czuje się podle lub nawet przewlekle choruje, a zdrowie odzyskuje dopiero gdy przestanie ją spożywać – choć nie jest celiakiem ani nie ma stwierdzonej alergii na pszenicę czy gluten.

Coraz więcej osób (czasem nawet nie mając o tym pojęcia) cierpi na nieceliakalną nadwrażliwość na gluten lub nietolerancję pszenicy i związane z tym rozmaite choroby (głównie autoimmunologiczne, które stały się plagą naszych czasów).

Tak się składa, że kilka dni temu miał swoją premierę film dokumentalny „What’s With Wheat?” („Co z tą pszenicą?”) i sporo nowych rzeczy dowiedziałam się wysłuchawszy wypowiedzi wielu ekspertów: naukowców, lekarzy, dietetyków,  farmerów oraz zwykłych ludzi, propagatorów zdrowia blogujących w sieci.

Dziś tą wiedzą podzielę się z czytelnikami. (więcej…)

Zdrowie drzemie w krzemie!


Obecnie uważa się, iż spośród poznanych do tej pory kilkudziesięciu składników odżywczych ok. 40 to takie, których nasz organizm nie potrafi sam produkować, dlatego określone zostały jako tzw. niezbędne.

Wśród nich prym wiodą składniki mineralne: nasz organizm nie jest w stanie wyprodukować sobie żadnego pierwiastka, wszystkie muszą zostać dostarczone z zewnątrz.

Choć podobno każdy z nas nosi w sobie bodajże całą tablicę Mendelejewa, za składniki mineralne niezbędne człowiekowi uważa się obecnie 22 pierwiastki, z czego 7 to makroelementy (wapń, potas, sód, magnez, chlor, siarka, fosfor – potrzebny dowóz ponad 100 mg na dobę) i 15 to mikroelementy (w kolejności alfabetycznej: bor, chrom, cynk, cyna, fluor, jod, kobalt, krzem, miedź, mangan, molibden, nikiel, selen, wanad, żelazo – potrzebny dowóz poniżej 100 mg na dobę).

Krzem należy do mikroelementów: ocenia się, że minimalne zapotrzebowanie dobowe zapewniające prawidłowy przebieg procesów metabolicznych wynosi 20-40 mg.

Odżywiając się tradycyjną zachodnią dietą opartą na żywności przetworzonej, głównie odzwierzęcej – niezwykle trudnym zadaniem staje się dostarczenie sobie takiej ilości krzemu.

Dla porównania w krajach takich jak Indie czy Chiny gdzie dieta jest oparta w dużej mierze na nieprzetworzonych produktach roślinnych, dobowe spożycie krzemu ocenia się na 140–200 mg na dobę.

Większość populacji w krajach rozwiniętych (w tym w Polsce) cierpi na niedobory krzemu i związane z tym konsekwencje zdrowotne.

(więcej…)

Ukryty przewlekły stan zapalny czyli fontanna twoich chorób


Czy wiecie co się takiego w organizmie dzieje gdy na przykład zatniemy się w palec, mamy zgagę, boli nas ząb albo złapiemy katar? W ustroju pojawia się na jakiś czas ostry stan zapalny.

A co on takiego robi?

Otóż głównym jego zadaniem jest przywrócić równowagę czyli… uzdrawiać, przywrócić stan homeostazy, chociaż na pierwszy rzut oka to co się dzieje nie sprawia takiego wrażenia i odbieramy to jako raczej coś negatywnego, a już najmniej jako uzdrawianie.

Stan zapalny nie jest przez nas mile widziany bowiem kojarzymy go z bólem, zaczerwienieniem, obrzękiem tkanek, podwyższoną temperaturą i czasem utratą funkcjonalności narządu, którego dotyczy (np. nosa przy katarze) – taka jest reakcja organizmu na obecność patogenów lub uszkodzeń tkanek.

Zapalenie w każdym razie to rzecz niemiła lecz konieczna – gdybyśmy nie mieli wbudowanych mechanizmów stanu zapalnego leczącego uszkodzenia, umarlibyśmy przy najmniejszym narażeniu tkanek na atak z zewnątrz. Zatem ostre zapalenie jest dla nas zbawienne: ten wielostopniowy proces obronno-naprawczy uzdrawia i ratuje nam życie.

Obraz zmienia się jednak gdy zapalenie przybiera stan chroniczny – ukryty i przewlekły. (więcej…)